Citatio.pl

Wpisy z tagiem "„Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna":

2020-12-29

Św. Tomasza, Biskupa Kanturyjskiego i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 1171.

(Żywot jego był napisany przez Heberta Hoszana Kardynała i Biskupa Beneweńskiego jemu współczesnego.)

Święty Tomasz syn Gilberta Bekert znakomitego Pana Anglo Saksońskiego, przyszedł na świat roku Pańskiego 1171 w dzień świętego Tomasza Apostoła, którego imię na Chrzcie świętym przyjął. Ojciec jego w wojnie krzyżowéj wzięty do niewoli przez Saracenów, potrafił późniéj, po półtoraroczném uwięzieniu wrócić do ojczyzny. Za nim przybyła do Anglii córka najpierwszego Emira Tureckiego, z którą, gdy została chrześcijanką, ożenił się, i z niéj urodził się święty Tomasz. Byłato kobieta bardzo pobożna, bogobojnie téż i syna wychowała, od lat dziecinnych wpoiwszy w niego szczególniejsze do Matki Boskiéj nabożeństwo, w którém się póżniéj w całém życiu odznaczał. Przytém Tomasz i w naukach wysoko został wykształcony. Obdarzony bystrym rozumem, wdziękiem wymowy i szlachetnością postawy, wielce na świecie popłacał. Arcybiskup Kanturyjski Teobald, poznawszy w nim znakomite zalety a oraz i cnotliwe serce, wziął go do swego boku, i do najważniejszych spraw tak duchownych jak i świeckich, używał. Z tego powodu, dał się on poznać królowi Henrykowi II, który powołał go na coraz wyższe urzędy,i wkrótce zamianował Kanclerzem państwa swojego.

Na téj najwyższéj w kraju godności, posiadając ogromne bogactwa jużto po rodzicach odziedziczone, a jeszcze więcéj otrzymane z hojności królewskiéj, Tomasz szafował niemi właściwie do swojego wysokiego stanowiska, i wiódł dwór wspaniały. Lecz oraz nie zapominał o obowiązkach chrześcijanina, i wielkie czynił jałmużny. Król coraz go więcéj kochał i pokładał w nim ufność bez granic, znając szlachetność jego serca. Lecz naówczas zamyślał ukrócić wiele przywilejów, które duchowieństwo posiadało w Anglii. W tym celu, po śmierci Arcybiskupa, pragnął umieścić na jego miejscu człowieka, na któregoby mógł liczyć. Zwrócił więc oczy na Tomasza Bekerta swego Kanclerza, którego znał dobrze najwierniejszym swoim poddanym i najgorliwszym stronnikiem królewskim. Lecz gdy Henryk zwierzył się z tego świętemu Tomaszowi ten mu rzekł na to: „Najjaśniejszy Panie! jeśli mnie zrobisz Biskupem, pierwszym obowiązkiem moim będzie bronić praw Kościoła.” Król pomimo to wyniósł go na Arcybiskupstwo.

Tomasz przyjąwszy święcenie, natychmiast zmienił swój sposób życia. Złożył kanclerstwo żeby się wyłącznie obowiązkom pasterskim poświęcić, wyrzekł się wszelkiéj wystawy, a wiodąc życie umartwione, pokutne i bogomyślne, zajął się nauką Pisma świętego i najtroskliwszym zarządem powierzonéj mu owczarni. A nie tylko w duchownych potrzebach niósł wiernym ratunek, lecz i w doczesnych, całkiem bowiem na wsparcie bliźnich wylany, na miłosierne uczynki całe swoje ogromne dochody obracał.

Tymczasem król, chcąc już przywieść do skutku swoje zamiary względem duchowieństwa, wezwał wszystkich Biskupów swojego państwa, dla walnéj pod przewodnictwem Arcybiskupa Tomasza narady, o sposobie lepszego, jak się wyrażał, urządzenia kościołów w Anglii. Święty Tomasz przyrzekł królowi, (którego nie posądzał tak dalece o złe zamiary względem religii) że chętnie się do tego przyczyni. Lecz gdy przyszło do tego że król wymagał od Biskupów podpisu aktu, w którym w wielu rzeczach swoboda Kościoła naruszoną była, wszyscy Biskupi oparli się temu, a na ich czele święty Tomasz Arcybiskup, który rzekł królowi domagającemu się koniecznie aby te uchwały przyjął: „Póki dusza moja w ciele, tego nie uczynię.”

Obrażony tém król, a najbardziéj na Arcybiskupa który miał wielki wpływ na wszystkich innych Biskupów, nietylko odjął mu swoje łaski, lecz go w różny sposób prześladować zaczął. Poodbierał mu jedne po drugich dobra, i coraz bardziéj dochody uszczuplał, a obok tego wobec dworzan i innych urzędników groźnie na niego powstawał. Wkrótce téż, wszyscy z bojaźni króla, przeciwko niemu się obrócili, a Henryk niemając pozorów aby go o cóś zaczepić, kazał mu zdać sprawę z dochodów Państwa, z czasów kiedy jeszcze był kanclerzem. Zawezwał go więc w tym celu do siebie. Święty Tomasz leżał wtedy chory; wszakże na ten rozkaz postanowił udać się natychmiast do króla, pomimo iż przyjaciele jego i dworzanie prosili aby tego nie czynił, wiedząc dobrze że Henryk ma najzgubniejsze względem niego zamiary. Nawet jeden z obecnych Biskupów radził mu aby złożył Arcybiskupstwo, gdyż znać król tego żąda. Ale on odpowiedział: „Gdym raz tę godność przyjął, nie godzi mi się jéj składać, dla tego że mi niebezpieczeństwo grozi”, i przybrawszy się w komżę z krzyżem w ręku, poszedł na pałac królewski. Lecz król niechcąc nawet słuchać jego tłómaczenia, skazał go na więzienie, a gdy Arcybiskup wydalał się z pałacu, dworzanie dla przypochlebienia się królowi, okrywali go obelgami i ciskali na niego kamienie wołając: „zdrajca”.

Wróciwszy do swojego pałacu zastał go prawie pustym, wszyscy bowiem jego dworzanie dowiedziawszy się jakie go spotkało u króla przyjęcie, obawiając się i dla siebie niełaski królewskiéj, odstąpili Arcybiskupa. Ponieważ wieczerza była przygotowana dla wielkiéj liczby osób, które zwykle do niéj wraz z nim zasiadały, więc święty Tomasz przywołał tyluż ubogich i z niemi wieczerzał, a dowiedziawszy się tajemnie, że król miał go nazajutrz wtrącić do więzienia, w nocy z dwoma zakonnikami i jednym tylko sługą, uszedł skrycie, i po różnych przeszkodach wydostawszy się z Anglii, udał się do Rzymu. Puścił się w tę podróż tak ubogim, że wśród niéj musiał żebrać wsparcia. Henryk wysłał co prędzéj do Papieża, najniesłuszniejszemi zarzutami obrzucając Arcybiskupa; lecz Papież dokładnie zawiadomiony o postępowaniu świętego Tomasza, gdy go ujrzał przed sobą zbiedzonego i strudzonego długą podróżą, uściskał go ze łzami, winszując mu i dziękując męstwa w obronie praw kościelnych. Święty Tomasz prosił Papieża aby mu wolno było Arcybiskupstwo złożyć; lecz Papież na to nie zezwolił, a robiąc mu nadzieję że nieporozumienia z królem ustaną, kazał mu na jakiś czas udać się do klasztoru w Pontyniaku we Francyi, i tam przeczekać aż ta burza ustanie. Król zaś dowiedziawszy się że Papież przyznał słuszność świętemu Tomaszowi, niemogąc już jego osoby dosięgnąć, skazał na wygnanie z Anglii wszystkich krewnych jego, dobra ich na skarb zabrał, a do zakonników klasztoru Pontyniaku posłał z groźbą, że jeżeli dłużéj świętemu Tomaszowi przytułek dawać będą, ściągną jego gniew na siebie. Świątobliwi ci zakonnicy, pomimo tego chcieli zatrzymać u siebie Arcybiskupa, który ich swoją świątobliwością wielce budował. Lecz on sam niechcąc ich narażać na zemstę Henryka, puścił się na tułactwo, mówiąc gdy wychodził z klasztoru: „Ten który karmi ptaki powietrzne, nie opuści i mnie sługę Swojego.” Jakoż, zesłała mu Opatrzność Boska potężnego dobroczyńcę. Król Francuzki, i jemu samemu i wszystkim jego krewnym dał w Państwie swojém przytułek i wspaniałomyślnie ich wspierał. Święty Tomasz osiadł w klasztorze Kolumbijskim, gdzie cztery lata spędził na ostréj pokucie, wysokiéj bogomyślności i czytaniu ksiąg świętych.

Nakoniec po siedmiu latach wygnania, król Henryk za wdaniem się Papieża i króla francuzkiego, dał się przejednać. Przywrócił świętego Tomasza na jego Arcybiskupstwo, krewnych jego z wygnania przywołał i dobra im pozwracał. Lecz Święty wróciwszy na swoję stolicę, niedługo na niéj zażywał pokoju, i miał objawienie w którém mu Pan Jezus zapowiedział iż ciężkiego jeszcze prześladowania dozna za Kościół, i męczeńskiéj śmierci ulegnie w obronie praw Jego. O tém nawet pisał do Papieża Tomasz, kończąc list prośbą aby nakazał za niego modlitwy, jako już blizkiego śmierci. I w istocie wkrótce potém król Henryk, pobudzony głównie przez nieprzyjaciół osobistych Arcybiskupa, a którymi byli ci tylko których on z władzy i gorliwości swojéj pasterskiéj za zdrożne ich występki upominał i karał, najprzód ograniczył swobodę świętego Tomasza, niepozwalając mu znajdować się w żadném mieście większém swojego królestwa. Arcybiskup zastosował się w tém do woli jakkolwiek niesłusznéj Henryka. Wszakże, nie złagodziło to jego na świętego Tomasza gniewu, z którym ciągle przeciw niemu wybuchał, aż nareszcie razu pewnego, wobec licznie zgromadzonych swoich dworzan zawołał! „O! cóż za nędzne moje panowanie, kiedy żaden z moich najwierniejszych stronników nie odważa się wybawić mnie od tego księdza, który mi pokoju nie daje.” Słysząc to czteréj Normandowie, główni nieprzyjaciele świętego Tomasza, postanowili odebrać mu życie.

Zdarzyło się że Arcybiskup, zmuszony był dotknąć klątwą kościelną, za wielkie przestępstwo, jednego z dworzan królewskich. Korzystając owi spiknięci na życie świętego Tomasza, zebrali liczny oddział zbrojnych ludzi (pomiędzy któremi najwięcéj było takich którzy za różne zbrodnie, byli również przez Arcybiskupa karami kościelnemi dotknięci) i udali się do Kantuaryi jego stałéj siedziby Biskupiéj mówiąc swojemu oddziałowi, że król kazał Arcybiskupa zabić. Przybywszy na miejsce, prosili najprzód o posłuchanie, które gdy im dał mąż Boży, zaczęli mu wymawiać że ośmielił się bez woli królewskiéj dotknąć klątwą jednego z jego dworzan straszyli go za to gniewem Henryka. Na to odpowiedział im Święty spokojnie, że tych dotyka taką karą, i tego nigdy czynić nie omieszka, którzy prawom Kościoła nie są posłuszni i poprawić się nie chcą. Poczém gdy oni mu już wyraźnie zamordowaniem grozili za miecze chwytając, rzekł do nich: „Mieczów waszych wcale się nie lękam; bardziéj ja pragnę męczeństwa, niż wy mojéj śmierci.” Zbrodniarze ci jednak, obawiając się domowników Arcybiskupa, będąc sami przed nim, nie śmieli jeszcze targnąć się na niego. Wyszli wiec do swoich wspólników i czekali na nich za pałacem Arcybiskupim; a gdy Tomasz tymczasem według zwyczaju swojego, poszedł do kościoła na nieszpory, wpadli najprzód do jego mieszkania w wielkiéj już sile, a tam go nie znalazłszy, oblegli kościół gdzie on z ludem śpiewał psalmy Pańskie.

Na wieść tę, i duchowieństwo go otaczające, i dworzanie chcieli zatarasować wejście do kościoła; lecz Święty na to nie pozwolił, mówiąc: „Kościoła nie tak jak twierdzy bronić trzeba; w walce téj jaka mnie czeka, ten wygra kto padnie.” Wtém okazali się wśród kościoła i mordercy wołając: „Gdzie zdrajca Arcybiskup.” Wtedy Święty wyszedł naprzeciw nim, mówiąc: „Ja jestem Arcybiskupem ale nie zdrajcą, i otom gotowy umrzeć za Tego który mnie Swoją krwią odkupił i z narażeniem życia każe mi bronić praw tego Kościoła, który na ziemi postanowił.” Napastnicy dobywszy mieczów krzyknęli: „Rozgrzesz wszystkich tych których klątwą dotknąłeś.” Odpowiedział święty: „Nie rozgrzeszę, póki za występki swoje według przepisu Kościoła, zadość nie uczynią.” — „Zabijemy cię więc” wrzasnęli: — „Gotów jestem na śmierć”, odpowiedział Arcybiskup, „za niezależność Kościoła, a rozkazuję wam w imieniu Bożém, abyście żadnego z moich domowników nie tknęli”.

Wtedy zabójcy, cisnęli się na niego, chcąc go wywlec z kościoła, ale jakby wrytego w ziemię, z miejsca ruszyć nie mogli. Jeden więc z nich zaciął go mieczem w głowę, i wielką mu zadał ranę. Sługa Boży widząc już śmierć przed sobą niechybną, złożył ręce do modlitwy, a wtém i drugie mu cięcie w głowę zadali. Jednak stał jeszcze na nogach, aż gdy i po raz trzeci mieczem w głowę został ugodzony, padł na kolana mówiąc: „Dla Imienia Twego Panie, gotów jestem umrzeć.” Poczém kilku morderców zaczęło go rąbać: mózg ze krwią twarz jego zalał, i Święty Bogu ducha oddał, dnia 29 Grudnia roku Pańskiego 1171, dziewięć lat będąc Arcybiskupem a pięćdziesiąt trzy żyjąc. Słynącego po śmierci wielu cudami, Papież Aleksander w poczet Świętych zapisał.

Pożytek duchowny

Widziałeś jak ciężkie prześladowanie, a nakoniec i groźby niechybnéj śmierci, nie mogły przywieść świętego Tomasza, do zaniedbania tego co było jego obowiązkiem. Ucz się z jego przykładu, jak dalece z wszelkiemi napotkać się mogącemi trudnościami, a tém bardziéj gdy taką ostatecznością nie grożą, mężnie walczyć powinieneś, gdy idzie o spełnianie tego co jest ścisłą twoją powinnością.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! za którego Kościół, święty Biskupi Tomasz; od miecza bezbożników poległ spraw prosimy, aby wszyscy wzywający jego pośrednictwa, próśb swoich pożądany otrzymali skutek. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1131–1134.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1023

Świat katolicki czci św. Tomasza za to, że był troskliwym pasterzem swych owieczek i nieustraszonym obrońcą wiary, sławi go wskutek obelg, jakie miotali na niego wrogowie Kościoła, a miłuje go z powodu nienawiści, jakiej doznawał od tych, którzy płaszczyli się przed majestatem możnowładztwa świeckiego i nie mogli pojąć, dlaczego Tomasz nie ugnie się przed jego przemocą. Wyraz „swoboda Kościoła” niemile brzmi w uszach niejednego, który widzi w tym sprzysiężenie władzy duchownej i próbę buntu. Mimo to każdy katolik przyzna słuszność św. Tomaszowi, że stanął w obronie praw duchowieństwa. Jeden z poprzedników św. Tomasza na stolicy kantuaryjskiej, św. Anzelm, mawiał, iż „nic nie jest milsze Bogu, jak swoboda Jego Kościoła św.”, a papież Pius VIII wypowiedział dnia 30 czerwca 1830 co następuje: „Z woli i rozporządzenia Boskiego Kościół jest narzeczoną niewinnego Baranka Jezusa Chrystusa i dlatego jest wolny i nie ulega władzy świeckiej”.

Rozważmy:

  1. W czym służy Kościołowi Chrystusowemu prawo domagania się niezależności od władzy świeckiej? a) W głoszeniu Ewangelii świętej i nauki zbawienia. Pan Jezus bowiem zlecił Kościołowi, aby ją krzewił pomiędzy wszystkimi narodami bez względu na wiek, płeć, narodowość i zawisłość od tego lub owego rządu. b) W administracji sakramentów św., których szafarstwo jest niezbędne dla wszystkich w celu ich usprawiedliwienia i uświęcenia, a szafarzami mogą być tylko prawnie ustanowieni i przez władzę duchowną do tego upoważnieni kapłani; c) W urządzaniu nabożeństwa i karności chrześcijańskiej. Pan Jezus powiedział: „Nauczcie wiernych zachowywać wszystko, co wam powiedziałem”. Do tego należy wykonywanie rad ewangelicznych w murach klasztornych i poza obrębem klasztorów. d) W wyborze i wyznaczaniu duchowieństwa różnych godności i stopni, utrzymywaniu zakładów i instytucyj duchownych, zarządzie dóbr i własności ofiarowanej im w darze od wiernych.
  2. Jak Kościół broni swych swobód? Nie przemocą, ani za pomocą broni. Nie knuje spisków, nie wdaje się w sprzysiężenia, nie chwyta się intryg. Do tych, którzy go chcą ujarzmiać, przemawia słowami Tertuliana: „Poznaj mnie, patrz, kim jestem. Ani cię chcę przestraszyć, anim tchórzem podszyty. Daleki jestem od grozy, gdyż wszelka niegodziwość jest mi wstrętna; bojaźni nie znam, gdyż oswojony jestem z myślą śmierci”. „Ubodzy, wdowy i sieroty — mówi św. Ambroży — są obrońcami, przyboczną strażą i siłą zbrojną biskupów”. Sławny biskup Bossuet powiada: „Kościół nie może uczynić kroku naprzód bez wylania krwi swych dzieci; aby zapewnić swe prawa, musi ponieść ofiarę krwi swojej. Sam Chrystus okupił go swą Krwią Przenajświętszą i wolą Jego jest, aby i Kościół tą drogą okupił łaski, jakich od Niego doznaje. Jak wiara, tak i swoboda Kościoła winna mieć swych Męczenników. Walczmy więc za Kościół bronią modlitwy”.
Tags: św Tomasz z Canterburry „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik państwo Kościół
2020-12-28

Świętych Młodzianków

Żyli około roku Pańskiego 1.

(Szczegóły te wyjęte są z Pisma Bożego.)

Święto dzisiejsze, ustanowione jest na uczczenie śmierci nadzwyczaj wielkiéj liczby niewinnych dziatek, wymordowanych przez Heroda, sławnego ze swojego okrucieństwa tyrana, panującego nad Ziemią Żydowską w czasie kiedy przyszedł na świat Syn Boży.

Skoro narodził się Pan Jezus w Betleemie, Pan Bóg objawił trzem Królom, albo jak ich także nazywamy trzem Mędrcom mieszkającym na Wschodzie, przyjście na świat Zbawiciela, i zesłał im cudowną gwiazdę, która przed nimi postępując i wskazując im drogę, z bardzo odległéj krainy prowadziła ich aż do Betleemu. Przybywszy najprzód do Jerozolimy, zaczęli tam pilnie wypytywać, gdzie się znajduje nowonarodzony Król Żydowski, którego gwiazdę ujrzeli na Wschodzie, i za nią idąc, przybyli do tego miasta. Zdziwiło to nadzwyczajnie Heroda, i wszystkich mieszkańców Jerozolimy wprawiło w wielką ciekawość, gdyż i pomiędzy Żydami powszechne już było wtedy mniemanie oparte na Prorokach, że zbliża się czas przyjścia Mesyasza. Herod przypuszczając że mogło to już w istocie nastąpić, a obawiając się aby Zbawiciel, jeśli się pojawi jako Król Żydowski, nie pozbawił go korony, zwołał nauczycieli i starszych kapłanów żydowskich, i jak najpilniéj ich wypytywał, gdzie według Pisma Starego Zakonu i ich Proroków, miał się narodzić Mesyasz. Wszyscy jednogłośnie mu odpowiedzieli, że narodzić się ma w Betleemie Bóg jak najwyraźniéj przez Swego Proroka przepowiedział.

Odebrawszy taką odpowiedź Herod, postanowił dowiedzieć się jak najdokładniéj czy w istocie już się urodził Zbawiciel, a to w tym celu aby go niezwłocznie pozbawić życia. Wnosił zaś że najłatwiéj będzie mu wyśledzić to Dziecię o które mu chodziło, właśnie przez tychże Trzech Mędrców przybyłych ze Wschodu, których gwiazda cudowna jak przyprowadziła do Ziemi Żydowskiéj, tak zawiedzie i na samo miejsce gdzie się znajduje Zbawiciel i wskaże go im najniechybniéj. Tajemnie więc przywołał ich do siebie, lecz aby nie domyślili się prawdziwego powodu dla którego pragnął wykryć miejsce gdzie się znajdowało Boże-Dzieciątko, udał przed nimi że chciałby wiedzieć czy już przyszedł na świat Mesyasz i gdzie się znajduje, a to dla tego aby podobnież jak ci Trzéj Królowie, i on sam pośpieszył tam i cześć Mu oddał. Przytém, aby wiedzieć kiedy nastąpiło narodzenie się Zbawiciela, a z tego zawnioskować jakiego może już On być wieku, pilnie ich wypytywał kiedy, w jakim dniu i miesiącu, okazała się im owa cudowna gwiazda. Powziąwszy tedy od nich wszelkie potrzebne wiadomości, odprawił ich w dalszą podróż mówiąc: „Jedźcie daléj za gwiazdą wam przewodniczącą: a gdy znajdziecie Dziecię, oznajmijcie mi o tém niezwłocznie, abym i ja udał się tam i oddał mu cześć należną.”

Trzéj Królowie puścili się w dalszą drogę. Gwiazdka zawiodła ich aż do Betleemu i zatrzymała się nad stajenką w któréj przebywał jeszcze Pan Jezus z Maryą i Józefem, a oni weszli do niéj, i oddając cześć Synowi Bożemu, złożyli Mu swoje ofiary. Gdy mieli już wracać do swojéj krainy, a nie domyślali się żadnych złych zamiarów ze strony Heroda przeciw Synowi Bożemu, chcieli udać się do Jerozolimy, aby według jego żądania zawiadomić go Że znaleźli Zbawiciela, i wskazać mu miejsce Jego pobytu. Lecz okazał się im we śnie Anioł, i nakazał od Pana Boga aby i nie zawiadamiali o tém Heroda, i nawet aby wracając do swojéj ojczyzny, nie zachodzili już wcale do Jerozolimy, tylko inną puścili się drogą: co téż oni uczynili.

Herod niewidząc powracających do niego Trzech Króli, już z tego samego zaniepokoił się wielce, niewątpiąc że znaleźli Zbawiciela, a że odgadłszy jego zamiary, lub o nich przez kogo innego ostrzeżeni, nie spełnili jego polecenia i nie zawiadomili go o tém. Przytém, wieść o cudowném okazaniu się Pasterzom Anioła zwiastującego im narodzenie Zbawiciela, i o śpiewie Anielskim słyszanym nad Szopką Betleemską, rozchodziła się już wszędzie, równie jak szczegóły tego co zaszło w saméj świątyni Jerozolimskiéj, kiedy Marya i Józef ofiarowali w niéj Boskie Dzieciątko. Wszystko więc to obudziło jak największe zajęcie w całéj ludności, i zaniepokoiło jeszcze bardziéj Heroda. Szczególnie, gdy się dowiedział że w Świątyni uznanym został Pan Jezus za Zbawiciela oczekiwanego, postanowił już jakimbądź sposobem, pozbawić Go życia.

Owóż byłto jeden z najokrutniejszych monarchów jacy kiedy istnieli. Wyniesiony na tron przez cesarza Antoniego, czego dopiął tylko przez zręczne a najnikczemniejsze zabiegi, ciągle dopuszczał się najstraszniejszych okrucieństw. Kazał utopić Arystobula swego szwagra, który jako wielki kapłan, opierał się niektórym jego nadużyciom. Zamordował Hirkana, własnego dziada. Skazał na śmierć Maryannę żonę swoję i Aleksandrę jéj matkę, wymordował własne swoje dzieci i wielką liczbę dworzan pod pozorem że spiskują na niego, gdyż będąc nadzwyczaj podejrzliwym, wszystkich o to posądzał. Lecz co najlepsze dać może wyobrażenie jego barbarzyństwa, to że gdy już blizkim był śmierci, a widział że Żydzi radują się iż nakoniec pozbędą się takiego tyrana, wtrącił do więzienia wielu Żydów, biorąc po jednym z każdéj znakomitéj rodziny, i wydał wyrok iż skoro już skona, żeby tych wszystkich wymordowano. Uczynił zaś to jak mówił w tym celu, aby Żydzi chcąc niechcąc po jego śmierci płakali.

Takim tedy był ten Herod: nic też dziwnego że do barbarzyńskiego uciekł się środka, gdy mu chodziło o pozbawienie życia Dzieciątka Jezus. Zawiodłszy się na Trzech Królach, którzy niewróciwszy do niego, nie dali mu żadnéj o Panu Jezusie wiadomości, wpadł jak piszą, jakby w rodzaj wściekłości, i umyślił wymordować wszystkie na żydowskiéj ziemi dzieci podówczas przy piersi będące, aby przez taką rzeź powszechną, dosięgnąć i Jezusa. W tym celu wydał tajemne polecenie wojsku, i takowego wykonanie pod karą śmierci nakazał. Rozesłał po wszystkich miastach, miasteczkach i wsiach, oddziały żołnierzy, pod pozorem że mają tylko zrobić spis dzieci płci męzkiéj od dwóch lat urodzonych. A skoro to nastąpiło, i miał już w ręku dokładną wiadomość wszystkich tego wieku niemowląt, kazał je w tymże samym dniu, co do jednego wymordować.

Padło ich mnóstwo ogromne, nietylko w Betleemie lecz i w innych miastach i miasteczkach. Niektórzy z pisarzy kościelnych, przypuszczają że liczba tych niewinnych ofiar wynosiła sto czterdzieści cztery tysiące dziatek. Opierają zaś to swoje mniemanie na tym ustępie z objaśnień świętego Jana, gdzie on mówiąc o duszach niewinnych i czystych „chodzących za Barankiem gdziekolwiek on idzie”, 1 taką właśnie liczbę wyraził. Inni utrzymują, że świętych Niewiniątek padło wtedy czternaście tysięcy, i tę liczbę wymienia Kanon mszy świętéj na uroczystość dzisiejszą według obrządku Abissyńczyków odprawianéj, i takąż samę zamieszcza kalendarz grecki, gdy to święto ogłasza.

Ojcowie święci jakby na wyścigi, używają całéj potęgi wymowy na opisanie téj strasznéj rzezi. „Zaledwie się narodził Zbawiciel, pisze święty Augustyn, aż oto tysiące podobnych mu dziatek, bez zasługi niejako, a z przewidzianych zasług Jego własnych, odniosło koronę męczeńską, i zanim Męką Chrystusową Raj otwarty zostanie, już one z wieńcami na skroniach wyczekują wejścia do niego, nabywszy prawa życia na wieki w Niebie, lubo tu na ziemi zaledwie żyć zaczynały. Giną za Chrystusa dziatki: za sprawiedliwość pada w ofierze niewinność. Sąto pierwsze kwiaty męczeńskie i jakby pierwsze powstającego Kościoła pączki, zaledwie rozwinięte wśród zimy pogańskiéj, a już mrozem srogiego prześladowania zwarzone.” I dalej woła: „Pomyślna dla nich nienawiść najokrutniejszego z królów! żaden bowiem monarcha błogosławionym tym dziatkom nie mógł wyrządzić takiego dobrodziejstwa największą ku nim powodowany łaskawością, jakiém ich obdarzyła nienawiść Heroda.” — „Jak szczęśliwe jesteście niewinne ofiary, pisze święty Cypryan, że w miejsce Dzieciątka Jezus i jakby Jego zasłaniając, wyrwane od piersi matek, śmierć za Niego ponosicie”. Święty Jan Złotousty daléj jeszcze idzie, bo przypuszcza że przez męczeństwo młodzianków i matki ich uświęcone zostały. „Dziatki krwią swoją, powiada, a ich matki łzami swojemi, ochrzczone zostały.” I przydaje: „Sąto prawdziwi Męczennicy, ze szczególnéj łaski Bożéj: przemawiać nie umieli a wyznali Boga; i walczyli i śmierć ponieśli, niepojmując jeszcze ceny życia, które za Chrystusa wydali”.

Hymn kościelny tak wita w nich pierwociny świętych Męczenników, których późniéj tyle milionów miało użyźnić Kościół Chrystusowy i ustalić go na ziemi:

Witajcie męczeńskie kwiatki,
Wróg Boży zgładził was dziatki,
W progu światła w pierwszém życiu,
Jak wicher róże w rozwiciu.
Wy ofiar Zbawcy początek,
Słodka trzoda niewiniątek,
Przed ołtarzem w krwawéj szacie,
Z palmą i wieńcem igracie 2

Samę zaś tę rzeź okrutną, tak święty Augustyn opisuje. „Wpada żołdactwo do domów i rzuca się na dziatki. Matka szarpie sobie włosy na głowie i zdziera z niéj ozdoby, bo najdroższą dla niéj ozdobę w dziecięciu swojém traci. Chce ukryć przed barbarzyńcą ten skarb swój najdroższy, lecz dziecię własnym płaczem się zdradza: nie umiało milczeć, bo się jeszcze nie nauczyło obawiać. Walczyła matka z katem: i gdy ten do siebie ciągnął niemowlę, matka je do łona tuliła, wołając: «Dla czego wydzierasz z łona mojego tego, któregom z niego wydała. Jam go z taką pieczołowitością piastowała, a ty go z takiém okrucieństwem mordujesz! Tylko co go żywot mój wydał ns świat, a ty mu już życie odbierasz?» Inna znowu mówiła: «Dla czegoż mnie oszczędzasz? jeśli jest wina to chyba we mnie: jeśli jéj wcale niema, nie rozłączajże dziecięcia od matki, zadaj śmierć obojgu.»” I temi słowy kończy ten Doktor Kościoła ten piękny swój ustęp: „Wznosiły się do Nieba żale nieszczęśliwych matek, a z niemi ofiara dziatek niewinnych.”

Święte te niewiniątka w języku kościelnym zwane Młodziankami, zawsze poczytywane były za prawdziwych Męczenników: a chociaż nie ponieśli śmierci męczeńskiéj z takim rozmysłem i dobrą wolą jak inni Męczennicy, Kościół jednak, duchem Świętym rządzony, podobnąż im cześć oddaje, niewątpiąc że, albo Pan Bóg w nieprzebraném miłosierdziu Swojém dopełnił tego na ich duszach co im do dobrowolnego męczeństwa brakło, albo jak to pisze Marya Agredo w swoich objawieniach, na tę chwilę obdarzył ich pełnym rozumem.

Uroczystość dzisiejsza, od czasów Apostolskich obchodzoną była, a gdy dzień śmierci męczeńskiéj świętych Młodzianków nie był dokładnie wiadomym, przeznaczono na tę pamiątkę dzień 28 Grudnia, aby ją ile możności przybliżyć do uroczystości Narodzenia Pańskiego.

W szóstym wieku, cesarz Justynian młodszy, wzniósł na ich cześć wspaniały kościół w Carogrodzie, gdzie z wielką czcią przechowywano ciało jednego ze świętych Młodzianków.

Pożytek duchowny

Okrucieństwo Heroda broczącego we krwi niewinnych dziatek, tysiące dusz posłało do Nieba, z których inaczéj największa część, a może i wszyscy byliby tego szczęścia nie dostąpili nigdy. Tak bowiem dobroć i mądrość Boska ze złego umie zawsze wyprowadzać dobro. Naucz się i z tego że jeśli Bóg dopuszcza na ciebie prześladowanie od złych ludzi, czyni to jedynie dla większego dobra twojéj duszy.

Modlitwa (Kościelna)

Boże którego wyznanie w dniu dzisiejszym uczynili niewinne Męczenniki, nie słowy lecz śmierć za Ciebie ponosząc; wszelkie w nas zdrożności wyniszcz do szczętu, abyśmy wiarę w Ciebie którą usty wyznajemy, czynami życia naszego stwierdzali. Przez Pana naszego i t.d

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1128–1131.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1021

Święty Paweł mówi: „Przeznaczono człowiekowi kiedyś umrzeć”. Dzień, godzinę i rodzaj śmierci oznacza mądrość Boża. Dobrze czyni ten, kto się poddaje tej konieczności i należycie przysposobiony czeka na rozkaz Pana i Stworzyciela swego. Dzisiejsza uroczystość nastręcza nam sposobność, abyśmy ze względu na nadchodzący koniec roku zwrócili uwagę na nierówną śmierć niewinnych dziatek i ich zabójcy, srogiego Heroda.

  1. Niewinne niemowlęta umarły śmiercią gwałtowną; cierpienia ich były wielkie ale krótkie. Pożegnały się z życiem, którego znaczenia nie znały, rozstały się z światem, jego uciechami i rozkoszami, które były im obce; przeniosły się do wieczności, gdzie im dobroć Jezusa, za którego śmierć poniosły, zgotowała szczęście nieskończone. Podobna jest śmierć sprawiedliwego, gdyż jest on synem Bożym i wejdzie, jak owi maluczcy, do Królestwa niebieskiego. Sprawiedliwy łatwo się rozstaje z życiem ziemskim, wierzy bowiem wraz z świętym Jakubem, który w swym liście powszechnym w rozdziale 4, wierszu 15, mówi jak następuje: ”Bo i czymże jest życie wasze? Parą jest, która pokazuje się na chwilę, a potem znika”. Sprawiedliwy łatwo się rozstaje z dobrami doczesnymi, gdyż wie i bez Salomona, że wszystko przemija oprócz miłości i służby Bogu; a życzenia swe zastosowuje do nauki ewangelicznej: „Błogosławieni ubodzy duchem, albowiem ich jest Królestwo niebieskie” (Mat. 5, 3). Nadzieje i pragnienia jego skierowane są ku wiekuistym radościom, jakie nam Pan Jezus przyrzekł i które nam obfitością swych zasług poręczył. Pozostańmy przeto dziećmi Boga, a śmiertelne strachy i boleści zamienią się nam na wiekuistą radość.
  2. Herod umarł wśród niewypowiedzianych udręczeń i rozpaczy. Niewypowiedziany był jego strach wobec otwierających się wrót wieczności, pozbawionej wszelkiej pociechy. Drżał na myśl utraty życia, które tak gorąco umiłował i które dotychczas chroniło go od kary wiekuistej, jaka czeka ostatecznie każdego zbrodniarza; drżał na myśl o utracie dóbr doczesnych, władzy i godności królewskiej, która dotychczas głuszyła w nim głos sumienia a teraz miała zwiększyć jego kaźń i hańbę w wieczności; drżał nadto na samą myśl sądu, widział bowiem — jak mówi św. Augustyn — nad sobą groźnego Sędziego, który go musiał potępić, po prawicy popełnione grzechy i żądające odwetu dusze pomordowanych, a po lewicy tłuszczę złych duchów, kuszących się wykonać na nim wyrok. Podobna jest śmierć każdego grzesznika, gdyż jest on wrogiem Boga i w wieczności też zajmie miejsce pomiędzy wrogami Boga. Śmierć grzesznika jest podobna do śmierci Heroda, zarówno czy na nią patrzeć będzie ze stanowiska świata, z którym musi się rozstać, czy też ze stanowiska religii, która w odwet musi go porzucić; z obu bowiem stron dochodzi go głos Pisma świętego: ”Ze zguby twej śmiać się będę i szydzić będę z ciebie”. Nadto znikąd nie dojdzie go słowo pociechy i nikt go nie poratuje; jedynie tylko pokuta i to wczesna ocalić może grzesznika od tego niebezpieczeństwa.

Footnotes:

1

Obja. XIV. 4.

2

Hymn kościelny na uroczystość ŚS. Młodzianków: Salvete flores Martyrum.

Tags: św Młodziankowie „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik
2020-12-27

Św. Jana, Ewangelisty i Apostoła

Żył około roku Pańskiego 104.

Żywot jego wyjęty jest z Ewangelii świętéj i z dzieł świętego Hieronima.)

Święty Jan, jeden ze czterech Ewangelistów, a zpomiędzy Apostołów Pana Jezusa najulubieńszy Jego uczeń, rodem z Galilei, był synem Zebedeusza i Salomei, a starszym bratem świętego Jakóba przezwanego młodszym także Apostoła. Pochodził z ubogiego stanu i wraz z ojcem trudnił się rybołówstwem. Miał zaledwie lat dwadzieścia pięć, kiedy razu pewnego podczas gdy na brzegach jeziora Genezareckiego naprawiał z bratem sieci, nadszedł tam Zbawiciel, i obydwóch ich za Sobą powołał. W téjże chwili opuścili wszystko: ojca, rodzinę, dom i sieci z których zarabiali na życie, i poszli za Boskim Mistrzem swoim.

Święty Jan, odznaczał się od najmłodszych lat wszystkiemi cnotami, ale najbardziéj nieskalaną czystością. Z tegoto głównie powodu Pan Jezus tak dalece go umiłował że i Ewangelia święta wspominając o nim, powiada: „Uczeń którego Jezus umiłował” 1. Zpomiędzy téż wszystkich Apostołów, on miał najszczególniejszy przystęp do Zbawiciela, i jego zwykle używali inni uczniowie, gdy chcieli aby Pan Jezus wyjaśnił im jakie rzeczy tyczące się Jego Boskiéj nauki. Nie odstępował nigdy Syna Bożego, był przy nim kiedy wskrzesił świekrę świętego Piotra, tożsamo gdy przywrócił życie córce wielkiego Kapłana Jairy, i przy innych cudach jakie czynił Jezus, był także obecnym.

Razu pewnego wraz z bratem posłany został do jednego z miasteczek Samarytańskich dla wyszukania mieszkania dla Zbawiciela; a gdy Samarytanie nie chcieli go przyjąć, tak to świętego Jana oburzyło, iż razem ze świętym Jakóbem powiedział do Pana Jezusa „Panie pozwól abyśmy sprowadzili z Nieba ogień na tych niewdzięczników, jak to niegdyś uczynił Eliasz.” Lecz za to Pan Jezus ich upomniał mówiąc: „W ten sposób odzywając się nie wiecie jakim duchem ożywieni jesteście: Syn Boży nie po to przyszedł aby zabijać, lecz aby ożywiać.” 2 Wtedyto Zbawiciel nazwał ich Boanerges: to jest dzieci gromu, co było razem i przepowiednią że ogłaszając późniéj Ewangelią, gromić oni będą błędy pogańskie.

Przy Przemienieniu Swojém na górze Tabor, Syn Boży wziął był z sobą trzech tylko uczniów, a w ich liczbie był właśnie i Jan święty. Wkrótce potém gdy już Chrystus Pan miał ostatnią wieczerzę przed męką Swoją z Apostołami odbywać, posłał świętego Jana ze świętym Piotrem do Jerozolimy, aby w tym celu przygotowali tam mieszkanie. I wtedy to, na téj ostatniéj wieczerzy, na któréj postanowił przenajświętszy Sakrament, ten największy dowód Swojéj miłości ku ludziom, raczył także okazać w jak szczególny sposób miłował Jana. Umieścił go zaraz obok Siebie i dozwolił mu głowę położyć na piersiach Swoich, do których przytulił się Jan święty jak dziecię do Matki, i tak przez cały czas wieczerzy pozostawał. Święty Augustyn, pisze że w téjto błogosławionéj chwili, zaczerpnął ulubiony uczeń Pański, z samego Serca Zbawicielowego, to poznanie najświętszych i najszczytniejszych tajemnic, które go uczyniło niezrównanym Teologiem i największym z Proroków, tak że jak pisze znowu święty Jan Złotousty, późniéj sami Aniołowie wyuczyli się od świętego Jana wiele rzeczy, których wprzód nie znali, i do tego odnosi te słowa Pisma Bożego: „Aby wiadoma była księstwom i zwierzchnościom na niebiosach, przez Kościół rozliczna mądrość Boża”. 3 Gdy przy końcu wieczerzy Pan Jezus powiedział uczniom, że Go jeden z nich zdradzi, wszyscy przerażeni tém zostali. Wtedy święty Piotr, chociaż z nich najstarszy, nieśmiejąc jednak sam spytać Pana Jezusa, skinął na świętego Jana, aby on się dowiedział o kim mówił Zbawiciel. Ukochany uczeń spytał o to Pana Jezusa pocichu, a Pan Jezus podobnież odpowiedział mu, że tym nieszczęsnym jest ten któremu on poda kawałek chleba zmaczany. Jakoż, podał takowy Judaszowi Iskaryocie, który w istocie w ręce Go żydowskie wydał.

Gdy Pan Jezus udał się do Ogrójca, a tam odsunąwszy się od Apostołów, miał rozpocząć Swoję mękę w krwawéj modlitwie, biorąc wtedy z Sobą trzech tylko uczniów, wziął znowu między nimi świętego Jana. W kilka chwil potém napadli Żydzi na Chrystusa, związali Go i uprowadzili. Wszyscy Apostołowie przestraszeni rozbiegli się, jeden święty Jan nie odstąpił Zbawiciela, i krok w krok poszedł za Nim. Nazajutrz, gdy już Syna Bożego wiedziono na Kalwaryą, ze wszystkich Apostołów, jeden tylko święty Jan, nieodstępując Matki Bożéj towarzyszył Chrystusowi Panu, ciągle był obecny Jego ukrzyżowaniu i wtenczas odebrał od Zbawiciela ostatni a najwyższy dowód jego szczególnéj miłości i zadatek łask wszelkich. Wtenczas bowiem Pan Jezus oddał Janowi Matkę Swoję przenajświętszą Maryą za Matkę, a Maryi Jana za syna. Rozpięty i podniesiony na krzyżu, blizki już oddania ducha swojego w ręce Ojca Przedwiecznego, widząc te dwie istoty najdroższe Mu na ziemi przy Sobie, rzekł najprzód do Matki wskazując Jéj świętego Jana: „Niewiasto oto Syn twój”, a potém do Jana, podobnież wskazując mu przenajświętszą Pannę: „Oto Matka twoja” 4. A że słowa Pana Jezusa byłyto słowa Boże, te które gdy powiedziały o chlebie: „Oto ciało moje” 5, chleb w Ciało Jego przenajświętsze zmieniły, i tu całą moc swoję wywarły. Od téj chwili serce Maryi przetworzone zostało na serce macierzyńskie dla Jana, a serce Jana na serce synowskie względem przenajświętszéj Panny. I z tegoto powodu, powiada święty Piotr Damian, że nikt większy w chwale i zasługach nad świętego Jana być nie może, który tym sposobem stał się jakby drugim synem Maryi i bratem Jezusa 6. Odtąd téż święty Jan nie rozłączał się już z przenajświętszą Panną, wziął Ją do domu swego, i miał niewymowne szczęście opiekowania się Nią jako syn najprzywiązańszy, aż do chwili Jéj błogosławionego Uśnięcia i Wniebowzięcia. A gdy jedno pozdrowienie Maryi, kiedy przybyła do świętéj Elżbiety, na cały dom jéj sprowadziło najobfitsze błogosławieństwa Boże, któż wyobrazić sobie potrafi, ilu i jakich łask były źródłem dla Jana, już nietylko pozdrowienia któremi go nie raz przez ten czas witała Marya, lecz i Jéj błogosławieństwa któremi go obdarzała. Można więc zdaje się przypuszczać że po Niéj Saméj i po świętym Józefie, pierwsze on przy Jezusie zajmuje miejsce, i po Nich najskuteczniejszym jest naszym pośrednikiem.

Po Zmartwychwstaniu Pańskiém, gdy święta Magdalena nieznalazłszy Pana Jezusa w grobie, pośpieszyła zawiadomić o tém Piotra i Jana, pobiegli tam niezwłocznie obaj. Lecz święty Jan wyprzedził świętego Piotra, i pierwszy u grobu stanął. Gdy potém nad morzem Tyberyadzkiém okazał się Chrystus Apostołom, najpierwszy z nich poznał go Jan święty, i zawołał do Piotra: „Pan jest” 7. Podczas tego objawienia się uczniom, Pan Jezus przepowiedział Piotrowi jaką śmiercią umrze. Piotr widząc obok siebie świętego Jana, spytał jaki jego los czeka; na co odpowiedział mu Zbawiciel: „Jeśli jest wolą Moją aby tak pozostał aż przyjdę, poco ci dopytywać co się z nim stanie.” W skutek téj odpowiedzi, Apostołowie myśleli że Chrystus Pan, zapowiadał iż święty Jan nie ulegnie śmierci. Lecz sam on w swojéj Ewangelii pisze, że Syn Boży nie w tém znaczeniu słowa te był wyrzekł.

Zaraz po Zesłaniu Ducha Świętego, Jan wraz z świętym Piotrem, wszedłszy do świątyni Jerozolimskiéj, cudownie uzdrowili chorego przy drzwiach siedzącego. Gdy się ten cud rozgłosił, obaj uwięzieni i badani zostali. Tak śmiało i mądrze odpowiadali, że już wtedy poznać można było, iż przez usta tych prostych i ubogich rybaków, sam Duch Święty przemawia. Podczas prześladowania chrześcijan, które się wszczęło ze śmiercią świętego Szczepana, święty Piotr wraz ze świętym Janem, udali się do miasta Samaryi, gdzie znalazłszy już wielu wiernych, przez włożenie na nich rąk udzielili im Sakrament Bierzmowania. Późniéj święty Jan znajdował się na pierwszym Soborze w Jerozolimie, na którym, jak się wyraża Pismo Boże, był on jako filar Kościoła.

Gdy Apostołowie rozchodzili się po świecie dla głoszenia Ewangelii, święty Jan ostatni opuścił Ziemię Żydowską. Udał się pomiędzy Partów, i zatrzymał się w Azyi mniejszéj, gdzie wraz z przenajświętszą Panną osiadł w mieście Efezie, wkrótce założywszy tam Kościół. Ztamtąd przebiegł wszystkie krainy téj części świata, roznosząc Słowo Boże i wielkie cuda czyniąc. Nawrócił całą prawie Azyą pisze święty Hieronim, wiele tam pozakładał dyecezyi i wielu wyświęcił Biskupów.

Po Wniebowzięciu przenajświętszéj Maryi Panny, święty Jan wyłączniéj jeszcze oddał się pracom Apostolskim. Zaniósł światło Ewangelii na krańce Wschodu, aż nareszcie podczas prześladowania chrześcijan za cesarza Domicyana, jeden z najpierwszych został uwięziony i posłany do Rzymu. Tam najprzód poniósł męczeństwo, zostawszy zanurzony we wrzącym oleju z którego cudem żywy wyszedł, a cośmy ze szczegółami pod dniem szóstym Maja opisali. Potém skazany został na wygnanie do wyspy Patmos na Archipelagu ku Azyi położonéj. Tam z rozkazu Pana Jezusa napisał Apokalipsę, to jest Objawienia, które stanowią ostatnią księgę Pisma Bożego, a w któréj według wyrażenia świętego Hieronima, co słowo to najgłębsza tajemnica.

Po śmierci cesarza Domicyana, następca jego Nerwa, dozwolił powrotu wszystkim wygnańcom, i święty Jan po ośiemnasto miesięcznym pobycie na wyspie Patmos wrócił do Efezu. Gdy z tego miasta wywozili go do Rzymu, pozostawił tam był jednego z uczniów swoich, który przez ten czas tak dalece zapomniał o jego naukach, że dopuszczając się różnych zdrożności, w końcu przyłączył się do szajki zbójców, i z nimi mieszkał w lesie. Dowiedziawszy się o tém święty Jan, udał się w góry gdzie się kryli ci rozbójnicy, niezważając na niebezpieczeństwo na jakie go to narażało, i wynalazł owego młodzieńca, który ujrzawszy świętego Jana zaczął uciekać. Mąż Boży niepomny nawet na starość swoję, popędził co prędzéj za nim wołając: „Nie uciekaj synu przed ojcem, ja grzechy twoje biorę na siebie, zatrzymaj się: Chrystus mnie do ciebie posłał.” I stanął młodzieniec, a gdy Święty nadszedł, upadł mu do nóg. Jan go uściskał, zaprowadził z sobą do Efezu, i do szczeréj pokuty przywiódł, w któréj on szczęśliwie życia swego dokonał.

Gdy rządził dyecezyą Efezką Jan święty, już wtedy różni kacerze rozszarpywali jedność Kościoła i wiarę chrześcijańską fałszowali. Ponieważ pod tę porę z Apostołów Pańskich już tylko święty Jan był jeszcze przy życiu, wszyscy Biskupi tak ze Wschodu jak i Zachodu udali się do niego, aby on przeciwko tym nieprzyjaciołom Chrystusa wystąpił. Wtedy Duch Święty użył go do napisania Ewangelii, przez niego ułożonéj. Jan zabierając się do tego nakazał publiczny post i modlitwy, na których i sam trwając wpadł był w zachwycenie, i jak pisze święty Hieronim, wychodząc z niego, wyrzekł te słowa od których zaczyna się jego Ewangelia: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo” 8. W całéj téż téj księdze swojéj, Jan wyświeca głównie Bóstwo Chrystusa Pana, i przez ojców Kościoła nazwany jest Orłem pomiędzy Ewangelistami. Prócz tego napisał trzy Listy Ewangeliczne, należące także do ksiąg Pisma Bożego, z których pierwszy szczególnie tyczy się miłości bliźniego, jako królowéj cnót chrześcijańskich. On téż ją szczególnie, we wszystkich przemowach i kazaniach swoich zalecał. Doszedłszy już późnéj starości, niemogąc chodzić, kazał się uczniom zanosić do kościoła i przez pewien czas nic innego nie mówił tylko te kilka słów powtarzał. „Dziateczki drogie, miłujcie jedni drugich.” Gdy go spytano nareszcie dla czego zawsze do jednego wraca, dał tę odpowiedź godną ulubionego ucznia Chrystusowego: „Dla tego, rzekł, zawsze to jedno wam powtarzam, bo przykazanie Pańskie to jest, i byle to jedno zachować, można zostać Świętym.”

Nakoniec zbliżyła się chwila, w któréj miał zabrać do Siebie Pan Jezus, tego najukochańszego ze swoich uczniów. Był wtedy Jan święty w Efezie i miał sto lat przeszło. Wziąwszy razu pewnego kilku duchownych z sobą, poszedł z niemi na jednę z gór okolicznych. Stanąwszy u jéj szczytu, kazał tam sobie grób wykopać. Skoro go ukończyli, wrzucił w niego płaszcz swój, a przeżegnawszy się wstąpił do niego mówiąc: „Bądźże ze mną Panie Jezu Chryste.” A do uczniów: „Pokój wam bracia,” i kazał im odejść. Co oni uezynili, a odszedłszy niedaleko gdy się obejrzeli, ujrzeli grób jego światłością niebieską otoczony. Nazajutrz gdy do grobu wrócili, nie zastali w nim ciała świętego Jana, tylko jego obuwie. Wszyscy Ojcowie święci nie wątpią że umarł, lecz niektórzy z nich utrzymują że potém z ciałem i duszą do Nieba był wzięty, tak jak ci którzy przy śmierci Pana Jezusa z grobów byli powstali. Zasnął w Panu dnia 27 Grudnia roku od Urodzenia Pana Jezusa 104-go.

Pożytek duchowny

Cnota nieposzlakowanego dziewictwa która jaśniał Jan święty, ściągnęła na niego dwie najwyższe jakie spotkać mogą człowieka łaski: jedna że był ulubionym uczniem Pana Jezusa, druga że stał się przysposobionym synem Maryi. Chcesz li miłym być Jezusowi, i dzieckiem Maryi, pokochaj cnotę czystości i strzeż jej najpilniéj.

Modlitwa (Kościelna)

Kościół Twój, Panie miłościwie łaską Ducha świętego rozjaśniaj; aby błogosławionego Jana Apostoła Twego i Ewangelisty naukami oświecony, dóbr wiekuistych dostąpił, Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1124–1127.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1019

Gdy święty Jan był bardzo stary, tak że go uczniowie do kościoła na ręku nosić musieli, nie mógł już kazać i odzywał się tylko w te słowa: „Synaczkowie, miłujcie się wzajemnie!” Sprzykrzyły się one w końcu uczniom, zapytali go zatem: „Mistrzu, czemu zawsze jedno mówisz?” A on odpowiedział: „Jest to rozkazanie Pańskie. Kto je wypełnia, może mieć na tym dosyć”.

W dniu dzisiejszym podaje Kościół wiernym poświęcone wino, a kapłan mówi: „Pij miłość Jana w Imię Ojca, Syna i Ducha świętego. Amen”. Dzieje się to na pamiątkę gorliwości świętego apostoła, który dla nawrócenia pewnego bałwochwalcy wypił puhar napełniony zatrutym winem, przeżegnawszy je poprzednio.

Footnotes:

1

Jan, XIII. 23.

2

Mar. III. 17.

3

Efez. III. 10.

4

Jan XIX. 27.

5

Jan XXIV. 26.

6

S. Dami. Ser. de morte Christi.

7

Jan XXI. 7.

8

Jan I. 1.

Tags: św Jan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna apostoł Ewangelia męczennik Maryja miłość bliźniego czystość
2020-12-26

Św. Szczepana, pierwszego Męczennika

Żył około roku Pańskiego 33.

(Żywot jego wyjęty jest z księgi Dziejów Apostolskich.)

Święty Szczepan, który miał szczęście pierwszy ponieść śmierć za Chrystusa Pana, znany nam jest dopióro od chwili, kiedy w latach już młodzieńczych zostawszy chrześcijaninem, a nawet jak niektórzy utrzymują, należąc do liczby siedemdziesięciu dwóch uczniów Pana Jezusa, odznaczył się szczególną gorliwością w służbie Kościoła, i wysoką świątobliwością.

Już zaraz po zesłaniu Ducha Świętego, zasłynął on, jak z wysokich cnót, tak nawet i z daru czynienia cudów.

Gdy codzień pomnażała się liczba wiernych, a którzy ożywieni duchem Ewangelii składali u nóg Apostołów swoje majątki na wspólne użycie wszystkich chrześcijan a szczególnie ubogich, wkrótce trudno było Apostołom podołać zajęciom jakiemi ich to obarczało, gdy głównie obowiązanymi widzieli się głosić Słowo Boże i sprawować święte Sakramenta. Niemogąc więc na wszystko razem wystarczyć, uznali właściwém innym poruczyć zarząd wspólnych dóbr chrześcijan. To jednak dało powód do pewnych zawiści i nieporozumień pomiędzy wiernymi. Żydzi nawróceni rodem z Grecyi będący, uskarżali się na Żydów nawróconych w Palestynie, że w rozdawaniu jałmużn byli stronnemi, i więcéj pamiętali o potrzebach wdów, sierot i ubogich swojego kraju, niż o przybyłych z zagranicy. Apostołowie postanowili co prędzéj powstrzymać tak gorszące niesnaski przeciwne miłości, którą przedewszystkiém wyznawcy Chrystusa Pana odznaczać się powinni. Zgromadziwszy więc co tylko było wtedy chrześcijan, rzekli do nich: „Bracia! chociażbyśmy pragnęli sami służyć wam w zarządzie dóbr waszych nam powierzonych, a co dla was stało się powodem niezgody, nie wypada jednak abyśmy przekładali zajęcie się ubogiemi, nad obowiązki nasze apostolskie, i żebyśmy dla karmienia ludu chlebem doczesnym, pozbawiali go chleba duchownego, bez którego dusze żyć nie mogą. Wybierzcie więc sami zpomiędzy siebie siedmiu mężów wyprobowanéj cnoty, roztropnych, pełnych Ducha Świętego, których uznacie godnymi tego żebyśmy im zarząd nad jałmużnami waszemi zwierzyli. Co do nas, powinniśmy przedewszystkiém trwać na modlitwie i głosić Słowo Boże.”

Wszyscy chętnie się na to zgodzili: wybór nastąpił i z siedmiu wybranych święty Szczepan był najpierwszym, jako najpowszechniéj znany ze swojéj żywéj wiary, czystości obyczajów, roztropności i innych darów Ducha Świętego, których był pełnym. Inni sześciu, bylito również zacni i świątobliwi nowonawróceni chrześcijanie, a których jak i świętego Szczepana Apostołowie wyświęcili na Dyakonów.

Odebrane święcenie sprowadziło jeszcze więcéj łask Bożych na Szczepana: stał się on jeszcze gorliwszym w obronie i szerzeniu wiary, gotowy za nią narazić się na wszelkie niebezpieczeństwa, i całém sercem oddany swoim obowiązkom miłosiernym. W pełnieniu ich był niezmordowanym, uprzedzał potrzeby ubogich, a z taką miłością się z niemi obchodził, że sama jego obecność już była dla nich pociechą i zbudowaniem.

Obarczony tego rodzaju zajęciami, które mu wiele pochłaniały czasu, znachodził go i na służenie Kościołowi, przez opowiadanie Ewangeli. Było w Jerozolimie kilka Synagog, a między niemi jedna którą nazywano synagogą Libertynów czyli wyzwolonych 1, to jest tych Żydów którzy zrodzeni z rodziców w niewolę wziętych przez Rzymian, zostali wyswobodzeni; a także były synagogi Cyrenejezyków, Aleksandrynów, i tych którzy z Cylicyi i z Azyi przybyli. Z każdéj z tych Synagog, występowali najuczeńsi Rabini z rozprawami przeciw świętemu Szczepanowi, którego kazania wielki rozgłos miały w Jerozolimie: lecz jakkolwiek bylito biegli mówcy, żaden z nich podołać mu nie mógł: wszystkich zbijał, wszyscy musieli ustępować mu placu, bo mądrość niebieska i duch Boży przez jego usta przemawiał. Nakoniec, widząc się zawsze pobitemi i w niemożności oparcia się sile jego wymowy popartéj i cudami jakie ten święty Dyakon ciągle czynił, uciekli się do zbrodniczego środka, postanowiwszy pozbyć się przeciwnika, który ich wszystkich zawsze wstydem okrywał, i coraz więcéj z ich nawet Synagóg Żydów do wiary chrześcijańskiéj nawracał. W tym celu przekupili kilku ludzi z gminu, aby ci rozgłaszali wszędzie że słyszeli Szczepana bluźniącego przeciw Mojżeszowi, a nawet przeciw Bogu. Oszczerstwo to rozeszło się pomiędzy ludem, a wzburzyło przeciw niemu szczególnie starszych kapłanów Żydowskich i Doktorów prawą. Ci rzucili się na świętego Szczepana, wciągnęli go do miejsca swojego posiedzenia, gdzie wnet zbiegło się wielu z tych właśnie którym najwięcéj chodziło o to aby go zabić. Tam postawili go przed sądem, przed którym fałszywi świadkowie zeznali że człowiek ten ciągle bluźni przeciwko Zakonowi i miejscu świętemu, gdyż jak mówili: „Słyszeliśmy utrzymującego Szczepana, że jego Jezus Nazareński, którego wszędzie chwałę głosi, zniszczy naszę świątynię, która jest główną siedzibą naszego wyznania, i że zmieni prawa podane nam przez Mojżesza.” Lecz święty Szczepan spokojny wśród tylu czyhających na życie jego nieprzyjaciół, w sercu nawet żadnego do nich nieczując żalu, stał z czołem rozpromienionóm, a „patrząc nań pilnie, wszyscy którzy zasiadali w radzie ujrzeli oblicze jego jako oblicze Anioła” 2, gdyż Pan Bóg takim cudem widzialnym, chciał objawić niewinność i świętość jego duszy.

Pomimo tego, wielki kapłan Kaifasz przewodniczący téj najwyższéj radzie, spytał go czy zarzuty jakie mu czynią są prawdziwemi. Święty Szczepan odpowiedział na to długą mową, w któréj najprzód wyraził cześć swoję dla Patryarchów Starego Zakonu, wyświecając szczególnie cnotę posłuszeństwa Bogu w Abrahamie, i przyrzeczenie jakie odebrał wielkiéj łaski którą ani obrzezanie, ani składanie ofiar, ani obrządki Starego prawa nie mogły mu wysłużyć. Potém mówił bardzo wymownie o Józefie zaprzedanym przez braci, jako przedstawiającym w przepowiedni obraz Jezusa Chrystusa, i następnie przeszedł do Mojżesza, któremu miał jak go oskarżono czci ujmować. Dowiódł że tak wcale nie jest, lecz przy téj sposobności, w żywych wyrazach przypomniał że Żydzi odrzucili byli tego Proroka którego im Pan Bóg zesłał na wywiedzenie ich z niewoli, i że po ich wyzwoleniu przez niego stali się mu nieposłusznymi, pomimo wielkich cudów jakie czynił. Następnie dowodził że i sam Mojżesz zapowiedział im innego jeszcze po sobie Proroka, który będzie prawdziwym Wybawicielem Izraelitów. Wyraźnie bowiem, ten prawodawca Starego zakonu powiedział: „Pan Bóg wskrzesi z krwi waszéj, podobnego mnie Proroka, lecz nierównie ode mnie większego, którego ja słabym tylko jestem obrazem; Jemuto powinniście podlegać, i Jego słuchać.” Nareszcie wyrzucając narodowi Żydowskiemu skłonność jaką okazywał zawsze do bałwochwalstwa, święty Dyakon bronił się od czynionego mu zarzutu jakoby miał powstawać na Stary Zakon. Przyznał że przykazanie obrzezania pochodziło od Boga, że prawa dawnego przymierza byłyto wyrocznie Boskie, że z rozkazu to Bożego Mojżesz zbudował Przybytęk (Tabernaculum) i Salomon wzniósł swoję wspaniałą świątynię: lecz przydał, że według proroków, Pan Bóg nie przebywa w świątyniach ręką ludzką wzniesionych, dając przez to do zrozumienia, że nie dosyć było należeć do liczby uczęszczających do świątyni i znać Stary Zakon, bo bez tego i Abraham i inni Patryarchowie zostali uświęceni, lecz że zbawionym można być jedynie przez wiarę i postępki do niéj stosowne, i nakoniec że wszelkie wysilenia ludzkie, nie potrafią powstrzymać wyroków Boskich, a więc że Żydzi napróżno zamyślają oprzeć się głoszeniu Ewangelii. I wtedy uniesiony w duchu i wielką zapalony gorliwością, podnosząc głos zawołał: „Ludu twardego karku i serc nieujarzmionych, a ucha głuchege, ty się zawsze sprzeciwiasz Duchowi Swiętemu. Co czynili ojcowie wasi, to i wy czynicie. Jakiż był prorok któregoby ojcowie wasi nie prześladowali? Oni nawet pomordowali tych, którzy im przepowiedzieli przyjście Sprawiedliwego, któregoście oto teraz stali się zabójcami, wy którzyście otrzymali Zakon przez Aniołów a zachować go nie chcieliście.”

Owoż, na te słowa przerwali wrzaskiem swoim mowę jego Żydzi, którzy słysząc te wielkie kolące ich w oczy prawdy, w taką złość wpadli, że „zębami nań zgrzytali” 3. Szczepan zaś przepełniony Duchem Świętym, stał nieporuszony, a widząc że zabierają się do wydania na niego wyroku śmierci, wzniósł oczy do Nieba, i ujrzał najwyraźniéj wielką jasność przedstawisjącą Boga, a po prawicy Ojca przedwiecznego Jezusa Chrystusa stojącego, który zachęcał go do mężnéj walki, przyrzekając mu koronę niebieską. Uniesiony tedy niewymowną radością, niemogąc powstrzymać wzruszenia, wielkim głosem zawołał: „Oto widzę Niebiosa otworzone, i Syna Człowieczego stojącego po prawicy Bożej.” 4 A wtedy usłyszawszy to Żydzi, zaczęli wydawać straszne okrzyki, zatykali sobie uszy, wołając że bluźnił w końcu rzucili się na niego I wywlekli za miasto Jerozolimę, ku drodze wiodącej do Cedar, aby mu zadać śmierć jaką wyznaczał Zakon na bluźnierców, to jest przez ukamienowanie.

Fałszywi więc świadkowie którzy go oskarżyli, mając według przepisu tegoż Zakonu pierwsi rzucać na skazanego na śmierć kamieniami, złożyli odzienie swoje u nóg młodzieńca zwanego Szawłem, który podówczas był jeszcze zawziętym prześladowcą chrześcijan, a późniéj pod imieniem Pawła stał się Apostołem Chrystusowym, i którego nawrócenie święty Augustyn przypisuje właśnie modlitwie świętego Szczepana, którą on wtedy zanosił do Boga za swoich morderców. Gdy bowiem posypał się wnet na niego grad ogromnych kamieni, on widząc śmierć niechybną i blizką, zawołał: „Panie Jezu! przyjmij ducha mojego”, a kiedy silniéj ugodzony, chylił się ku ziemi i miał już skonać, „klęknąwszy na kolana zawołał głosem wielkim mówiąc: «Panie! nie poczytuj im tego grzechu», i to wyrzekłszy zasnął w Panu”. 5 Błogosławiony zgon tego pierwszego świętego Męczennika nastąpił 26-go Grudnia roku Pańskiego 33-go.

Sławny uczony Żyd, a już wtedy nawrócony, Gamalijel, nocy następnéj potajemnie kazał wziąść jego ciało, i zanieść do swoich dóbr, które miał o kilka mil od Jerozolimy. Złożył je tam w grobowcu, gdzie późniéj sam z synem swym Abidusem i Nikodemem z Arymatei był pochowany, a zkąd te wszystkie ciała, w kilka wieków późniéj, przez cudowne objawienie odkryte, wydobyte zostały. 6

Pożytek duchowny

Swięty Szczepan w chwili swojéj śmierci męczeńskiéj naśladując Zbawiciela, jak On na krzyżu, modlił się za swoich morderców. Niech ci to przypomni obowiązek chrześcijański miłowania nieprzyjaciół, i skłoni do ścisłego obracbowania się z sumieniem czy przeciw temu najwyraźniejszemu przykazaniu Boskiemu, bo przez Pana Jezusa danemu, nie masz sobie czego do wyrzucenia.

Modlitwa (Kościelna)

Daj nam prosimy Cię Boże! naśladować to, co w świętym Szczepanie czcimy; abyśmy się nauczyli i nieprzyjaciół miłować, bo uroczyście obchodzimy śmierć męczeńską tego, który umiał i za kamienujących go modlić się do Pana naszego Jezusa Chrystusa Syna Twojego, Który z Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1120–1123.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1015–1016

Kościół nazywa świętego Szczepana „arcymęczennikiem” i oddaje mu wielką cześć, gdyż on przed apostołami dał świadectwo boskości Jezusa Chrystusa i wiary Jego; on pierwszy poniósł śmierć za Chrystusa, on wreszcie rozpoczyna długi szereg bojowników walczących za chrześcijaństwo.

  1. Pan Jezus, Syn Boga, przyjął naturę ludzką, aby ludzi pouczać i zbawić. Głosząc swe Boskie nauki, stwierdzał ich Boskość swymi czynami. Po swej ofiarnej śmierci wzniósł się do Nieba, gdzie zasiada po prawicy Ojca. Aby i ci, którzy Pana Jezusa ani widzieli, ani słyszeli, przyjęli Jego naukę, potrzeba nowego świadectwa, a świadectwo to dają Męczennicy święci; dają je oni nie samym tylko słowem, ale i ofiarą własnego życia. Oni tworzą niejako dalszy ciąg posłannictwa Chrystusowego. Podwaliną i fundamentem Kościoła katolickiego jest słowo i krew przenajświętsza Jezusa Chrystusa, ale podporę jego w czasach burzliwych, trwałość po wszystkie czasy, rękojmię zwycięstwa i pokonania wszelkich przeszkód stanowi krew Męczenników, która łączy się z krwią Boskiego Mistrza w jedną wspólną ofiarę. Kościołowi nie brakło nigdy ani Męczenników ani cudów: Męczennicy i cuda zawsze poświadczać będą Boski początek Kościoła i Boskie Jego posłannictwo. Cześć przeto i wdzięczność należy się Męczennikom świętym za to, z czego się już wywiązali i z czego się jeszcze po dziś dzień wywiązują.
  2. Męczennicy we wszystkim są podobni do Króla i Pana swego, i to nada je im piętno wiarogodnych świadków. Pan Jezus powiedział, że są podobni do owiec, znajdujących się w otoczeniu wilków, i że sami zubożeli, aby wszystkich wzbogacić. Tchnący nienawiścią świat znęca się nad nimi, oni są słabi i bezbronni, ale w tej nierównej walce zwycięstwo ich jest tym chwalebniejsze. Ponoszą śmierć jakby byli bluźniercami, ale ani zniewagi, ani okrucieństwo śmierci nie zdoła ich przerazić, ani wycisnąć skargi z ich ust: mając Chrystusa w sercu są przez to silniejsi od nieprzyjaciół. Święty Paweł mówi: „Chrystus ukrzyżowany jest siłą Boga i mądrością Boga”. Tępieni, a jednak zdobywający świat Męczennicy są najwymowniejszym świadectwem, że Chrystus, którego wyznają, jest rzeczywiście siłą i mądrością Boga. Ostatnia ich modlitwa jest na wzór Mistrza Boskiego modlitwą do Boga za katów i oprawców, aby im winę przebaczył. Kościół katolicki czci ich i pozwala im brać udział w triumfie Boga-Człowieka. Umieszcza ich święte kości w kamieniu ołtarzowym i błaga ich przy ofierze Mszy świętej, aby się wstawiali do Boga za braci jeszcze cierpiących i walczących na tym padole ziemskim.

Footnotes:

1

Dzie. VI. 9.

2

Dzie. VI. 15.

3

Dzie. VII. 54.

4

Tamże 55.

5

Dzie. VII. 59.

6

Obacz święto wynalezienia ciała świętego Szczepana pod dniem 3-m Sierpnia.

Tags: św Szczepan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Paweł miłość nieprzyjaciół
2020-12-25

Boże Narodzenie

Odtąd zaczyna się rachuba lat Ery chrzescijańskiéj.

(Szczegóły te wyjęte są z Ewangeliów świętych.)

Ze wszystkich uroczystości największą, uroczystość Bożego Narodzenia dziś przypadającą, tak nam Kościoł święty w Martyrologium Rzymskiém, z którego wszystkie święta i uroczystości są zapowiadane, ogłasza: „Roku od stworzenia świata, kiedy Bóg na początku stworzył niebo i ziemię 5199, od potopu 2957, od urodzenia Abrahama 2015, od Mojżesza i od wyjścia narodu Izraelskiego z Egiptu 1510, od namaszczenia Dawida na króla 1032, w sześćdziesiątym piątym tygodniu według proroctwa Danielowego, w 194 Olimpiadzie, roku od założenia Rzymu 752, w czterdziestym drugim panowania Oktawiana Augusta, gdy cała ziemia zażywała stałego pokoju, w szóstym wieku świata, Bóg Przedwieczny i Syn Ojca Przedwiecznego, chcąc błogosławioném przyjściem Swojém uświęcić świat, zostawszy poczęty z Ducha Świętego, gdy upłynęło dziewięć miesięcy od Jego poczęcia, rodzi się w Betleemie, mieście Judzkiém z przenajświętszéj Maryi Panny.”

Nigdy świat cały nie zażywał większego jak podówczas pokoju. Cesarz August, korzystając z tego, chcąc dokładnie obliczyć ludność i potęgę swojego ogromnego państwa, nakazał w nim powszechny spis mieszkańców. W Syryi, Palestynie i Ziemi Żydowskiéj, przeznaczonym na to został Cyryniusz, który polecił aby wszyscy gromadzili się do miast z których ród ich wywodził swój początek, i tam stawali do spisu. W skutek tego, święty Józef udał się z Nazaretu miasteczka Galilejskiego, w którém stale przemieszkiwał, do miasta Dawidowego w Judei, nazwanego Betleem, gdyż pochodził z domu i rodu Dawidowego, aby tam stanąć do spisu z Maryą małżonką Swoją już wtedy brzemienną. Droga ta zabrała im cztery dni czasu; a że byli ubodzy i pieszo ją odbywali, utrudziła ich niemało, tém bardziéj że to było w porze zimowéj.

Przybywszy na miejsce, doznali także niemałego frasunku. Mieszkania wszystkie były przepełnione przez wielki napływ nagromadzonéj tam ludności, i znacznie z tego powodu podrożały, a przenajświętsza Panna i święty Józef nie byli w możności drogo za nie zapłacić. Po długim więc wyszukiwaniu jakiéj gospody, w któréj mógłby umieścić Maryą blizką już wtedy rozwiązania, Józef poprzestać musiał na ubogiej stajence, zrobionéj w jaskini będącéj za miastem, do któréj wszedłszy najświętsi ci małżonkowie, znaleźli wołu i osła tam umieszczonych, co było dziełem Opatrzności Boskiéj, aby spełniły się proroctwa Izajasza i Habakuka o przyjściu na świat Syna Bożego, pomiędzy temi zwierzętami.

Oto jak opowiada święty Bonawentura Doktor Seraficki, szczegóły przyjścia na świat Zbawiciela, według objawienia jakie miał pewien świątobliwy zakonnik za jego czasów żyjący: „Nadeszła była chwila rozwiązania Maryi: było to wśród nocy z niedzieli na poniedziałek. Wtedy, przenajświętsza Panna wstała, i oparła się o słup będący wśród szopki. Józef obok niéj siedział, zasmucony bardzo, że nic nie mógł przygotować z przedmiotów potrzebnych dla mającego się narodzić Dzieciątka. Powstawszy więc wziął siana ze żłobku, położył je u nóg Matki Bożéj i odwrócił się. Wtedy Syn Boga przedwiecznego wychodząc z łona przeczystéj Dziewicy, gdy Ona najmniejszych nie doznawała cierpień, w tejże chwili znalazł się na sianku przy nogach Swojéj Matki. Wnet téż Marya nachyliła się, uściskała Go serdecznie, przytuliła do piersi cudownie napełnionych pokarmem, i z natchnienia Ducha Świętego własném mlekiem omyła boskie Dzieciątko; a potém owinąwszy Je w zasłonę którą nosiła na głowie, złożyła w żłobku. Wtenczas, wół i osioł upadłszy na kolana, wyciągnęli głowy swoje nad żłobkiem, i chuchali nozdrzami, jakby wiedzieli że to biedne małe Niemowlątko tak ubogo przykryte, potrzebowało ogrzania wśród zimowéj nocy.

Następnie Marya uklękła, oddała cześć Bogu, i składając Mu dzięki rzekła: „Składam Ci dzięki Panie Ojcze przedwieczny, któryś mi dał Syna Twojego. Cześć Ci oddaję, Boże mój i Synu Boga żywego.” Józef podobnież cześć Mu oddał, i wziąwszy siodło, które było na ośle, wyjął z niego poduszeczkę wełnianą, położył ją przy żłobku, aby na niéj przenajświętsza Panna usiadła. I usiadła na niéj, a łokciem oparłszy się o siodło, Królowa niebieska długo patrzała w żłobek, oczy i serce mając wlepione w Syna Swego najdroższego. 1

Lecz gdy spodobało się Panu Bogu, aby w takiém ukryciu narodził się Syn Jego, nie chciał aby to długo pozostało tajemnicą dla błogosławionych duchów w Niebie będących. Aniołowie którzy byli już tam obecni, gdyż jak zawsze tak szczególnie pod tę porę otaczali przenajświętszą Maryą Pannę, oddali cześć Bogu swojemu, i niezwłocznie udali się do pasterzy znajdujących się na polu, i oznajmili im Narodzenie Boże i miejsce gdzie ono nastąpiło. Potém wrócili do Nieba i śpiewając hymny weselne, przynieśli tę radośną wiadomość wszystkim Duchom błogosławionym. Cały dwór niebieski w uniesieniu najradośniejszém, złożył zato dzięki Ojeu przedwiecznemu, i z kolei wszyscy Aniołowie w rzędach do jakich należą, zstępowali na ziemię i przedstawiali się Panu Jezusowi, oddając Mu cześć najgłębszą równie jak Jego Matce, i wychwalając w hymnach to niepojęte miłosierdzie Boże nad ludźmi. A że wtedy całe Niebo przyszło oddać cześć Panu Jezusowi nowonarodzonemu wątpić o tém nie można, bo jak słusznie powiada jeden z Ojców świętych, czyż można przypuścić aby którykolwiek z Aniołów po odebraniu wieści o tém, nie pośpieszył dla złożenia hołdu Najwyższemu Panu swojemu tak pokornie pojawiającemu się na ziemi? Żaden bezwątpienia nie odmówił sobie téj pociechy, i nie omieszkał spełnić téj powinności? Wyraźnie téż mówi Pismo Boże: „gdy wprowadził Pan Bóg pierworodnego na okrąg ziemi rzekł: niech mu się kłaniają wszyscy Aniołowie Bozi”. 2

Następnie przybyli i Pasterze. Gdy bowiem czuwali oni przy trzodzie swojéj wśród nocy na polu niebardzo od stajenki w któréj się narodził Pan Jezus odległéj, oto Anioł Pański stanął przed niemi, i w tejże chwili jasność niebieska ich otoczyła? Zrazu przelękli się bardzo, lecz Anioł rzekł do nich: „Nie bójcie się, bo oznajmiam wam wesele wielkie, a które dla was i dla świata całego, przyniesie największe szczęście. Oto narodził się wam w Betleem, które wy nazywacie miastem Dawidowém, Zbawiciel Chrystus Pan, który ród ludzki odkupi, który jest Bogiem prawdziwym i który z miłości ku ludziom stał się człowiekiem. Znajdziecie Go tam uwinionego w pieluszki i w stajence ubogiéj położonego w żłobie. Tenci jest znak który wam daję po którym Go poznacie, i przekonacie się o prawdziwości tego co wam oznajmuję.” A zaledwie to wyrzekł, aż oto dały się słyszeć w górze głosy mnóstwa Aniołów, chwałę oddających Bogu i śpiewających: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobréj woli” 3, co jedno i drugie właśnie przyniosło Narodzenie Syna Bożego.

Gdy Aniołowie odeszli do Nieba od pasterzy, ci jeden drugiego zachęcali aby iść do Betleem, i własnemi oczami przypatrzyć się cudowi nad cudami, który im ci posłannicy niebiescy zwiastowali. Pośpieszyli więc do miasta, i przybywszy do świętéj stajenki, która wtedy w Niebo zamienioną była, weszli do niéj i znaleźli Maryą, Józefa i Dzieciątko położone w żłobie. Józef przyjął ich najuprzejmiéj, Marya wstawiła się za niemi do Jezusa, a w tejże chwili On napełniając ich łaską Sweją, obdarzył wiarą i przypuścił do tak wielkiego przywileju, że po Maryi i Józefie, stali się oni pierwszemi chrześcijanami, i jakby najpierwszemi Apostołami tylko eo narodzonego Syna Bożego. Jakoż, przy żłobku Jezusa upadli na kolana, oddali Mu cześć najgłębszą, a wyszedłszy ztamtąd, rozgłaszali pomiędzy ludźmi tę najwyższą tajemnicę Boga z miłości ku ludziom wcielonego. Wszyscy się temu dziwili, coraz więcéj ta wieść się szerzyła, a Marya wszystko to co się działo, jak i potém co się tylko Jéj najdroższego Jezusa tyczyło, brała do Swojego serca macierzyńskiego, które miłowało nowonarodzone Dzieciątko i jako Syna i jako Boga Swojego.

Święto Bożego Narodzenia było od samych początków Kościoła, poczytywane za największą uroczystość. Dowodem tego między innemi jest i to że w dawnych wiekach, cały adwent, to jest cały miesiąc poprzedzający Boże Narodzenie, poszczono, a nawet zaczynał się ten post od świętego Marcina to jest od dnia 11 Listopada. A także z powodu wyjątkowéj uroczystości dzisiejszego święta, nietylko zaraz po północy odprawia się Msza święta, co tylko w całym roku w ten jeden dzień ma miejsce, lecz oraz, każdy kapłan w tymże dniu, aż trzy razy przenajświętszą Ofiarę sprawować może.

Już od czasów Apostolskich, dzień 25 Grudnia był stale uważany za dzień rocznicy Narodzenia Bożego. Co do trzech Mszy w uroczystość dzisiejszą odprawianych, zwyczaj ten był upowszechniony w Kościele Bożym jeszcze za czasów Świętego Grzegorza Papieża około roku Pańskiego 600, gdyż on w kazaniu swojém na Boże Narodzenie, wyraźnie o tém wspomina. Rozmaite zaś Ojcowie święci upatrują tego znaczenie: niektórzy utrzymują że przez pierwszą Mszę północną, Kościoł obchodzi pamiątkę przyjścia na świat Syna Bożego; przez drugą nad rankiem odprawianą, pamiątkę przybycia Pasterzy do stajenki Betleemskiéj, a więc pamiątkę chwili w któréj Panu Jezusowi nowonarodzonemu, po Maryi i Józefie pierwsi ludzie cześć oddali; a przez trzecią, w porze zwykłéj uroczystéj sumy śpiewaną, wierni zgromadzeni swoje hołdy Zbawicielowi składają.

Inni znowu Ojcowie w trzech Mszach w uroczystości dzisiejszéj odprawianych, upatrują oddawanie czci troistemu rodzeniu się Pana Jezusa: to jest odwiecznemu na łonie Boga Ojca; narodzeniu się Jego w czasie w stajence Betleemskiéj, i nakoniec narodzeniu jego duchownemu przez łaskę uświęcającą, w duszy każdego wiernego.

Stajenka, szopka, czyli jaskinia, jako miejsce, w którém się Syn Boży narodził, była zawsze w największéj czci u chrześcijan. Zanim nawet w ich posiadanie się dostała, sami poganie mieli dla niéj szezególne poszanowanie, mówiąc że to jest miejsce gdzie Bóg chrześcijański raczył się narodzić. Gdy Kościoł wyszedł zpod prześladowania pogańskiego, nad błogosławioną stajenką wzniesiono wspaniały kościoł, pokryty srebrnemi blachami, ze ścianami z najkosztowniejszego marmuru, a wnętrze szopki co raz więcéj pokrywało się najbogatszemi wotami czyli ofiarami. W dawnych wiekach około niéj stanęło kilka obszernych klasztorów; przy niéjto także osiadł był święty Hieronim i tam życie zakończył.

Żłobek w którym spoczywał Zbawiciel świata, przeniesiony został do Rzymu, i dotąd przechowuje się z największą czcią, w kościele przenajświętszéj Maryi Panny większéj, który to kościoł, z tego powodu nazwany jest także kościołem przenajświętszéj Maryi Panny od Żłobku. Święte pieluszki któremi Dzieciątko Jezus owinięte było, zostały także pobożnie a najwierniéj przechowane. Dostały się one do Carogrodu, gdzie wybudowano umyślnie jeden z najpiękniejszych kościołów, w którym były złożone aż do czasów kiedy cesarz Boduin II-gi, zrobił z nich dar świętemu Ludwikowi królowi Francuzkiemu, który je umieścił w sławnéj przez niego wybudowanéj kaplicy przeznaczonéj na królewskie groby, a posiadającéj wiele najrzadszych Relikwii.

Pożytek duchowny

Z najserdeczniejszą na jaką zdobyć się możesz poboźnością, obchodź dzisiejszą uroczystość, w któréj święcimy pamiątkę spełnienia się dzieła największego, niepojętego miłosierdzia Bożego! Bóg tak umiłował człowieka, że pomimo iż człowiek po stworzeniu swojém odpłacił się Mu niewdzięcznością i zasłużył na potępienie, On jednak zstąpił z Nieba i przyjął na się ciało ludzkie, aby potém męką i śmiercią Swoją odzyskać nam łaskę utraconą. O! gdybyś to zawsze miał na pamięci i w sercu obecném nigdybyś Boga tak cię miłującego, nie obrażał.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże! spraw miłościwie, pokornie błagamy, abyśmy nowém światłem wcielonego słowa Twojego odwiecznego oświeceni, tak żyli i postępowali, aby w czynach naszych jaśniało to, co przez wiarę rozum nasz oświeca. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1117–1120.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1011–1012

Nieograniczona i nieskończona miłość Boga do ludzi tłumaczy nam tę niepojętą tajemnicę, czemu Bóg Syn stał się człowiekiem i czemu się tak poniżył, iż przybrał postać słabiutkiego niemowlęcia, którego mieszkaniem była stajenka, kolebką żłóbek, posłaniem garść słomy, a ubiorem kilka lichych pieluszek. Dzieło zbawienia rozpoczyna Pan Jezus już od chwili przyjścia na świat, aby w nas wyniszczyć i wytępić trzy najgłówniejsze zarody złego, tj. chciwości, pożądliwości cielesnej i pychy.

  1. Chciwość czyli nieumiarkowana żądza bogactw jest pierwszym wrogiem chrześcijanina. Doczesne mienie, pieniądze i majątek powierzył nam Bóg tylko na to, abyśmy wspierali niedostatek cierpiących. Tym czasem u wielu jest gromadzenie bogactw jedynym celem życia. Chciwość i skąpstwo opanowały ich serca, pieniądz jest ich Bogiem, przed którym biją pokłony, któremu składają w ofierze honor, spokój, a nawet duszę. Jakże zawstydza tę chciwość i nienasyconą żądzę bogactw Dzieciątko Jezus leżące w ubogim żłobie! Syn Boży chciał się narodzić w jak najdotkliwszym ubóstwie, aby potępić ziemskie przepychy i zbytki. Dzieciątko Jezus pociągnie nas kiedyś do odpowiedzialności, jeśli odmówimy nędzarzowi wsparcia lub jałmużny. Jeśli zaś jesteśmy biedni, nie szemrajmy, lecz pomnijmy na to, że bogactwa są dla wielu zachętą do złego i pokusą mogącą przy prawić ich o utratę zbawienia.
  2. Drugim wrogiem chrześcijanina są pożądliwości ciała, czyli nieposkromiona i niepohamowana skłonność czynienia zadość żądzom cielesnym.

    Puszczanie cugli tej ohydnej namiętności jest wielkim grzechem, gdyż zacieramy w sobie samochcąc obraz i podobieństwo Boga i zniżamy się do rzędu nierozumnych zwierząt. Pan Jezus zaraz od pierwszej chwili pojawienia się na tym świecie wystawiony jest na cierpienia. Któż może patrzeć na ubóstwo i niedostatek Dzieciątka Jezus i prowadzić życie zniewieściałe? Trudno się zaiste dostać do Nieba inaczej, jak na drodze pokuty, umartwienia i zrzeczenia się zbytecznych wygód. Droga, jaką szedł Pan Jezus, nie była usłana różami, lecz głogiem i cierniem, natomiast świat idzie drogą uciech i rozkoszy, — któż tedy ma słuszność za sobą, Chrystus czy świat? Czyż Chrystus, który jest prawdą wiekuistą, może się mylić? Sama myśl o tym byłaby bluźnierstwem. Nie dostanie się więc do Nieba ten, kto żyje w zbytkach, zniewieściałości, rozpuście i zmysłowych rozkoszach. Trzymajmy przeto na wodzy żądze nasze, przytłumiajmy złe skłonności i nie bądźmy niewolnikami ciała.

  3. Trzecim wrogiem naszym jest pycha, główne źródło naszych grzechów i najniebezpieczniejsza choroba naszej duszy. Pycha kryje się nie tylko pod płaszczem książęcym, ale i pod żebraczymi łachmanami; znajdziesz ją nie tylko w pałacu, ale i w chacie, nie tylko pod rewerendą, ale i pod mniszym habitem.

    Pycha jest początkiem obłudy, samochwalstwa, pogardy bliźniego, gniewu i zemsty. Dla wykorzenienia tego grzechu przywdziewa Pan świata szatę pokory i skromności i dobrowolnie się poniża, zamieszkując w stajni, a biedni i wzgardzeni pastuszkowie przychodzą Mu oddać hołd Boski. Pan Jezus przyjmuje honory od trzech prostaczków, aby upokorzyć naszą pychę, albowiem Zbawiciel tylko pokornym przyobiecał Królestwo niebieskie.

    Syn Boży wzgardził przepychem i zaszczytami ziemskimi. Uczmy się od Niego pokory, bez której nigdy nie wejdziemy do Królestwa niebieskiego. Rzućmy się do nóg Dzieciątka Jezus i mówmy: „Przyjdź, Jezu! Usuń wszystkie zgorszenia z Królestwa Twego, którym jest dusza moja, i panuj w niej samowładnie. Chciwość, pycha, zazdrość i wiele innych namiętności opanowały duszę moją, a każda chce sobie jej część przywłaszczyć. Daj mi tę łaskę, ażebym im stawił opór, gdyż do Ciebie tylko pragnę należeć. Rozprosz mych nieprzyjaciół i sam jeden panuj we mnie, bo Ty jesteś mym Królem i Bogiem”.

    W dniu Narodzenia Pańskiego odprawia każdy kapłan trzy Msze święte na pamiątkę troistego Narodzenia Syna Bożego, tj. wiekuistego na rodzenia z łona Ojca, narodzenia z żywota Najśw. Dziewicy i narodzenia w naszym sercu przez wiarę i miłość. Pierwsza Msza święta — o północy — oznacza Narodzenie Pana Jezusa co do ciała, druga — o brzasku dziennym — Narodzenie Chrystusa w sercach sprawiedliwych, trzecią — o jasnym dniu — odprawia się na pamiątkę Jego Narodzenia w łonie Ojca przedwiecznego.

    Kto może, niech pozostanie w kościele na wszystkich trzech Mszach świętych, niech wielbi razem z aniołami Syna Bożego w łonie Ojca, z pasterzami Dzieciątko w żłobie, i niech przysposobi żalem za grzechy swoje serce na mieszkanie i przybytek nowonarodzonego Chrystusa.

Footnotes:

1

S. Bon. Medit. de vita J. C. § VII.

2

Żyd. I. 6

3

Łuk. II. 14.

Tags: Boże Narodzenie „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna anioł św Hieronim chciwość pożądliwość pycha pokuta
2020-12-24

Adama i Ewy, pierwszych rodziców naszych

Żyli na początku świata.

(Żywot ich wyjęty jest z ksiąg Pisma Bożego.)

Pan Bóg, który Sam w Sobie jako najwyższa i przedwieczna Istota posiada największe szczęście i dla Siebie nikogo nie potrzebuje, jedynie z dobroci Swojéj postanowił stworzyć Aniołów i ludzi, aby były i inne istoty, któreby szczęściem podobném do Swojego obdarzył. Gdy tedy nadszedł czas, w którym Stwórca miał ten dobrotliwy Swój wyrok spełnić, najprzód stworzył ziemię i na niéj wszystkie twory, a potém rzekł Bóg Ojciec do Boga Syna i Ducha Świętego: „Uczyńmy człowieka na wyobrażenie i podobieństwo nasze” 1, i dajmy mu panowanie nad całym światem. Wtedy, wziął Pan Bóg mułu z ziemi, i ukształtowawszy z niego ciało ludzkie, „natchnął w oblicze jego ducha żywota, to jest dał mu duszę nieśmiertelną, i stał się człowiek pierwszy”, którego nazwał Adamem. Potém aby mu dać towarzyszkę „dopuścił Pan Bóg” 2 sen na Adama, (który, jak piszą Ojcowie święci, był rodzajem zachwycenia w jakie wpadł on rozpływając się w uczuciach miłości Boga i Jego dobroci dla niego) i wyjąwszy z boku jego jedno żebro, z niego stworzył pierwszą niewiastę, któréj Adam dał imię Ewa.

Stwórca obdarzył tę pierwszą parę ludzką wielkiemi przywilejami: stworzeni bowiem byli wstanie łaski i niewinności co do duszy, w stanie niecierpiętliwości co do ciała, i podległym mieli sobie świat cały. Z przywileju łaski i niewinności to wypływało, że byli oni mili Bogu, a niewinność ich była taką że nietylko byli Świętymi, lecz oraz żadnéj skłonności do złego nie czuli i nic ich nie kosztowało stawać się coraz doskonalszymi. Rozum ich panował nad wolą bez żadnéj walki, a zmysły ulegały woli, bez żadnego oporu. Z przywileju zaś niecierpiętliwości co do ciała, wynikało to: że żadnych zgoła nie mogli doznawać cierpień, żadnéj nie potrzebowali ponosić pracy, żadnéj nie podlegali chorobie, ani nawet śmierci. Po bardzo i bardzo długim i najszczęśliwszém jakie tylko być może na ziemi życiu, mieli być przeniesieni do Nieba, aby tam patrząc już ciągle na Boga, jeszcze większego i już na wieki, na łonie Samego Stwórcy, zażywać szczęścia, miłując Go i od Niego będąc miłowanymi.

Dwoje tych pierwszych ludzi, umieścił Pan Bóg w najpiękniejszéj części ziemi zwanéj Rajem ziemskim, w któréj nagromadzone były największe powaby natury dla uciechy człowieka, i panował tam stale najmilszy stan powietrza, żadnym zmianom niepodlegający. Że zaś pierwsi nasi rodzice, stworzeni byli na obraz i podobieństwo Samego Boga, co właśnie ich wyższość nad wszystkiemi innemi tworami ziemskiemi stanowiło, więc obdarzył ich Stwórca wolną wolą, aby nic nie czynili inaczéj jak z własnego wyboru, a nie tak jak zwierzęta, które czynią to tylko do czego ich popęd przyrodzony zmusza. Lecz, aby téż i oni pamiętali sami o tém iż wszystko to Bogu zawdzięczają, oprócz prawa na ich sercu wyrytego, które im nakazywało czcić i miłować Boga i kochać bliźniego, Stwórca dał im także przykazanie, żeby mając do użytku wszystkie płody ziemskie, z jednego tylko drzewa nie pożywali owocu, a to na to, aby tym sposobem Boga uznawali zawsze najwyższym władcą i Panem wszystkiego. Zapowiedział im tedy Pan Bóg, a w osobie ich całemu rodzajowi ludzkiemu z nich wyjść mającemu, że jeżeli zachowają w tém wolę Stwórcy swojego, wszystkie te przywileje któremi ich obdarzył zleje On i na potomstwo ich na zawsze, a potém weźmie i ich samych i wszystkich ludzi do Nieba, aby zapełnić duszami ludzkiemi te miejsca, które źli Aniołowie przez grzech swój utracili, — jeśli zaś przestąpią to przykazanie Boże, wtedy i sami i potomstwo ich ulegną śmierci, postradają łaskę Bożą i zostaną potępieni na wieki.

Czy długo Adam i Ewa, w Raju zostając, spełniali to przykazanie Boże, o tém ani Pismo święte, ani żadne podanie nie wspomina. To tylko wiemy, że po pewnym czasie, Lucyper, wódz złych duchów, to jest odpadłych Aniołów, zazdroszcząc szczęścia jakiego pierwsi nasi rodzice zażywali, postanowił przywieść ich do przeniewierzenia się Bogu. Pan Bóg zaś dopuścił to, aby posłuszeństwo Adama i Ewy zostało wyprobowane, i żeby oni, pomimo pokusy szatańskiéj, pozostając wiernemi Bogu, tém większą nagrodę w chwale wiekuistéj odebrali. Przybrawszy tedy zły duch postać węża, i wdawszy się w rozmowę z Ewą, spytał ją: „dla czego wam Bóg zabronił pożywać owocu z tego drzewa.” Ewa, zamiast przerwania téj rozmowy, w któréj powinna już była dopatrzyć zdradę, odrzekła mu: „Wolno nam ze wszystkich owoców używać, ale tego jednego Pan Bóg nam zakazał, i za przestąpienie tego zakazu śmiercią zagroził.” Szatan, widząc iż się z nim w rozmowę Ewa zadaje, odważył się i co więcéj jéj powiedzieć, i Samemu Bogu fałsz zadać. „Śmierci za to nie będzie, rzekł do niéj, Pan Bóg tylko przez zazdrość, zabronił wam tego owocu: bo skoro go skosztujecie, staniecie się jak Bogowie: otworzą się oczy wasze, i poznacie złe i dobre.” Nieszczęśliwa Ewa uwierzyła szatanowi, a ulegając podnietom pychy obudzającéj w niéj pragnienie zostania bóstwem, a razem i zmysłowości, żeby skosztować owocu który nadzwyczaj pięknie wyglądał, ściągnęła po niego rękę i skosztowała takowego. Co większa: skłoniła do tego i męża, i tak oboje przestąpili przykazanie Stwórcy i Boga swojego najwyższego ich dobroczyńcy.

W tejże chwili dotknęła ich zapowiedziana przez Boga kara: umarli na duszy, gdyż stracili łaskę Bożą która jest jakby duszą duszy naszéj, bo jak ciało bez duszy jest martwém, tak i dusza bez łaski i miłości Boga umarłą jest. Także i ciało ich stało się odtąd takiém że miało podlegać śmierci, a więc zaczęli doznawać różnych cierpień, chorób, głodu, pragnienia i innych dolegliwości. Nie dość na tém: rozum ich i wola, skażonemi zostały. Rozum już niełatwo poznawał co prawdziwie dobre a złe, a wola skłonniejszą do złego niż do dobrego się stała. Zmysły woli i rozumowi posłuszeństwo wypowiedziały, i ciągnęły ich ku zwierzęcym chuciom i wszelkim sprośnościom. Cały świat stworzony przestał im także być podległym, jak to było wprzódy. Nakoniec, stali się niewolnikami szatana którego usłuchali, a przez podobnąż jemu pychę zgrzeszywszy, zostali i uczestnikami wiecznego jego potępienia.

Przyszedłszy do tak opłakanego stanu, Adam i Ewa zasmuceni i skruszeni, okryci wstydem i obawiając się Boga przed którego obliczem wprzódy poufale chodzili jak dzieci przed Ojcem, pojmując już winę swoję, kryli się pomiędzy drzewami w Raju i gorzko płakali. Wtedy, objawił się im Pan Bóg, i zawołał na Adama: gdy zaś on przestraszony, stanąć przed Bogiem nie śmiał, zawołał go Pan Bóg powtórnie, a on tłómacząc się dla czego na pierwsze wezwanie nie okazał się, rzekł cały struchlały: „Zląkłem się głosu Twojego Panie, i skryłem, się dla tego żem oto nagi.” — „A któż cię obnażył, rzekł na to Pan Bóg, czy nie grzech twój? poznałeś więc teraz czém jesteś sam z siebie, gdyś dobrowolnie łaskę Moję utracił, ośmieliwszy się zjeść owoc zakazany.” Lecz Adam chcąc się jeszcze uniewinniać: „Niewiasta, powiedział, którąś mi dał za towarzyszkę, podała mi owoc i zjadłem go.” Więc rzekł znowu Pan Bóg do Ewy: „Dla czegoś to uczyniła?” która odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam.”

Przyznali się więe jednak, i prawdę powiedzieli. Pan Bóg téż, w nieprzebraném miłosierdziu Swojém, postanowił ukarać ich, bo tego koniecznie sprawiedliwość Jego się domagała, lecz oraz obmyślił i środek, aby jeśli za grzech swój pokutować będą, napowrót do łaski Jego powrócić mogli: to jest postanowił zesłać na ziemię Syna Swojego, w wyznaczonym na to przez Jego wyroki czasie, który stawszy się podobnymże im człowiekiem i przyjmując na Siebie zadośćuczynienie za winy ludzkie, pojedna ludzi z Bogiem, i Raj im niebieski nanowo otworzy.

Najprzód tedy, Pan Bóg za wielką złość Szatana przeklął go, mówiąc: „Przeklęty jesteś między zwierzętami: po ziemi czołgać się będziesz, a z tą niewiastą którąś zdradził i z jéj potomstwem walczyć będziesz.” A potém zapowiadając przyjście Zbawiciela, mówiąc do szatana przydał: „Ale przyjdzie Niewiasta, która zetrze głowę twoję (a tą miała być Marya), i wyda na świat Syna, który wszelką moc twoję skruszy.” Do niewiasty znowu rzekł Pan Bóg, wyznaczając jéj i wszystkim następującym po niéj niewiastom pokutę. „Odtąd rozmaitéj nędzy podlegniesz: z ciężką boleścią rodzić będziesz dzieci, i poddaną zostaniesz władzy męża twojego, któregoś do grzechu przywiodła.” Adamowi zaś powiedział: „Ponieważ usłuchałeś żony twojéj przywodzącéj cię przeciwko mnie do nieposłuszeństwa, i zjadłeś z drzewa zakazanego, odtąd nie będziesz pożywał żadnych płodów ziemskich inaczéj jak w pocie czoła twojego około niéj pracując, a po pewnym czasie, ulegniesz śmierci i powrócisz do téj ziemi, z któréj mułu cię stworzyłem: abyś wiedział żeś z prochu powstał, i w proch się obrócisz.” Ponieważ zaś to miejsce, gdzie umieszczeni byli pierwsi nasi rodzice, było najpiękniejszém ze wszystkich miejsc na ziemi, więc wygnał ich Bóg ztamtąd niezwłocznie, i Raj ziemski zamknął na zawsze przed ludźmi, obsadzając nawet przy bramie do niego wiodącéj Anioła z płomienistym mieczem, aby nikt tam dostać się nie mógł.

Tak tedy wygnani z Raju Adam i Ewa, osiedli niedaleko niego, a pozbawieni nietylko tego szczęśliwego i roskosznego miejsca, lecz ogołoceni z tych wszystkich przywilejów jakiemi ich Pan Bóg, w nieprzebranéj dobroci Swojéj, tak hojnie przy stworzeniu obdarzył, wiedli już odtąd życie wśród ciężkich trudów, prac, różnych nędz, cierpień i frasunków jakim wszyscy ludzie po dziś dzień, w skutek ich właśnie grzechu, nazwanego pierworodnym podlegają. Wszakże sobie samym winę tego przypisując, pomni na wielkie dobrodziejstwa jakie od Boga odebrali, a szczególnie przejęci dla Niego najżywszą wdzięcznością, że pomimo ich złości i niewdzięczności, przyrzekł im zesłać Syna Własnego aby im utracone prawo do Nieba wysłużył, nie tyle już z konieczności, ile z gorącéj miłości Boga, chętnie tę ciężką, na jaką zasłużyli, pokutę znosili. Oddawali cześć Bogu modląc się do Niego, składając Mu różne ofiary, prosząc Go o przebaczenie ich winy przez zasługi zapowiedzianego Zbawiciela, i błagali aby Go co prędzéj na ziemię zesłać raczył.

Po niejakim czasie, doczekali się i potomstwa. Pierwszym ich synem był Abel, drugim Kain, trzecim Set. Mieli téż późniéj i wielu innych synów i córek, których imion Pismo święte nie podaje, a z których z czasem całe się pokolenie ludzkie rozmnożyło. Żyli bardzo długo, bo w początkach rodzaju ludzkiego, ciało człowieka było silniejszéj budowy niż dzisiaj, ziemia przed potopem powszechnym, który późniéj nastąpił, zdrowsze wydawała płody, a powietrze było czystsze i bardziéj ożywcze. Adam téż umarł mając lat dziewięćset trzydzieści, a i Ewa mało co krócéj od niego żyła. Oboje zaś odeszli z téj ziemi pełni zasług z uczynionéj za upadek swój pokuty, którą Pan Bóg w miłosierdziu Swojém, przez wzgląd na zasługi Syna Swego mające nastąpić, przyjął łaskawie, a dziś już w Niebie im je nagradza, gdzie się dostali a nawet z ciałem i duszą, wskrzeszeni zostawszy w chwili skonania Pana Jszusa na krzyżu.

Jest podanie, oparte na wielu dowodach, że pomarli na téj części świata, którą późmiéj Ziemią świętą, albo Palestyną zwano, i że grób Adama był na górze Golgota, w témże miejscu gdzie Pan Jezus na krzyżu za nas umęczony otworzył nam Raj niebieski grzechem pierwszych rodziców zamknięty i wysłużył nam łaski jeszcze obfitsze niż te, które oni postradali: bo mówi Pismo Boże: „Gdzie obfitował grzech, jeszcze obfitazą stała się łaska” 3.

Pożytek duchowny

Żywot pierwszych naszych rodziców nauczający nas zasadniczego dogmatu wiary katolickiéj o skażenia natury ludzkiéj w skutek grzechu pierworodnego, niech rozżywi w umyśle twoim pamięć téj prawdy, że człowiek jakim jest dziś, skłonniejszym jest do złego niż do dobrego. Nie dowierzaj więc sobie w niczém i proś Pana Boga o niezbędne łaski niebieskie, które jedne mogą cię uchronić i od ślepoty na umyśle i od dopuszczenia się złego.

Modlitwa

Boże Stwórco i Odkupicielu! wejrzyj miłościwie na nędzę naszę upadkiem pierwszych rodziców spowodowaną, a łaską Twoją wspierając nas zawsze, zbaw tych, których z miłości i stworzyć i krwią własną odkupić raczyłeś. Który żyjesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1113–1116.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1007

Adam i Ewa zgładzili pokutą swą winę, ale grzech ich i skutki jego przeszły na całą ludzkość. Każdy człowiek przychodzący na świat dźwiga na sobie brzemię grzechu Adamowego. Pismo święte wypowiada to wyraźnymi słowami: „Któż jest wolny od skazy? Nikt, nawet dziecię, liczące dopiero dzień życia” (Job. 14, 4). Prorok królewski Dawid mówi w psalmie przepełnionym żalem: „Narodziłem się w nieprawości i w grzechach poczęła mnie matka moja” (Ps. 50). Św. Paweł apostoł (Rzym 5, 12. 18. 19) pisze: „Jak przez jednego człowieka grzech wszedł na ten świat, a przez grzech śmierć, i tak śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy (w Adamie) zgrzeszyli… jak przez grzech jednego spadło potępienie na wszystkich ludzi, tak skutkiem sprawiedliwości jednego (tj. Chrystusa) spłynie na wszystkich usprawiedliwienie. Jak bowiem przez nieposłuszeństwo jednego człowieka stało się grzesznymi wielu, tak wskutek posłuszeństwa jednego wielu stanie się sprawiedliwymi”.

Słowa Pisma świętego, że wszyscy ludzie zgrzeszyli w Adamie i stali się spadkobiercami jego grzechu a wskutek tego i kary śmierci, stwierdzają podania najdawniejszych narodów, a oprócz tego i nasze własne doświadczenie. Skądże bowiem pochodzi ta dziwna mieszanina dobrych i złych skłonności, prawdy i błędu, cnót i zdrożności, jaką w sobie widzimy od lat dziecinnych? Skąd ta ustawiczna walka pomiędzy złym a dobrym? Wszakże Bóg wszystko stworzył jak najlepiej, a więc i człowieka uczynił dobrym! Grzech zepsuł człowieka i strącił go z wysokości, ale sprawiedliwy i miłosierny Bóg ulitował się nad podupadłym rodzajem ludzkim. Zesłał Zbawiciela, jednorodzonego Syna swego, którego przyjście zapowiedział już pierwszym rodzicom naszym. Ten Zbawiciel, Jezus Chrystus, stał się człowiekiem i odpokutował swą męczeńską śmiercią na krzyżu grzechy nasze, zwyciężył śmierć, uchylił wyrok potępiający. Wszyscy, którzy w Starym Zakonie uwierzyli w obiecanego Zbawiciela i przestrzegali przykazań Boskich, pozyskali zbawienie; wszyscy, którzy po przyjściu Zbawiciela uwierzyli w Niego, przyjęli chrzest święty, zachowywali przykazania i korzystali z sakramentów świętych, ocaleli i dostąpili szczęścia wiekuistego. Pan nasz i Zbawiciel jest oswobodzicielem naszym. Cieszmy się więc, chrześcijanie, w dniu dzisiejszym jako w przededniu Narodzenia Pańskiego i dziękujmy Bogu za Jego niezmierną i niewysłowioną łaskę i dobroć, że nam raczył zesłać Syna swego, aby nas zbawił i odkupił.

Footnotes:

1

Genes I. 26.

2

Tamże II 7. 21.

3

Rzym. V. 20.

Tags: św Adam i Ewa „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna grzech pierworodny śmierć Maryja
2020-12-23

Św. Wiktorii i św. Anatolii, Dziewic i Męczenniczek

Żyły około roku Pańskiego 253.

(Żywot ich był napisany przez Adelma Biskupa Anglo-Saksońskiego, wkrótce po nich żyjącego.)

Święta Wiktorya, któréj imię w łacińskim języku znaczy Zwycięstwo, i która słusznie je nosiła, gdyż poniosłszy śmierć za wiarę odniosła świetny nad nieprzyjaciołmi Chrystusa tryumf, była rodem z Tiwoli, jednego z najdawniejszych miast Włoskich blizko Rzymu położonego. Przyszła na świat w początkach trzeciego wieku, z rodziców znamienitych rodem i dostatkami, ale jeszcze bardziéj cnotami chrześcijańskiemi. Wychowali téż i córkę jak najpobożniéj, nieszczędząc niczego aby ją stosownie do jéj zamożnego i wysokiego stanu jak najstaranniéj wykształcić. Wiktorya téż stała się najznakomitszą dziewicą w świetném gronie pań rzymskich do których należała, a między któremi obok tego jaśniała najpowabniejszą urodą, i z tego sławną była w całym nawet kraju.

Wielką była pociechą dla rodziców którzy więcéj dzieci nie mieli, a gdy do lat doszła, umyślili wydać ją za mąż. Wnet przedstawiło się kilku najznakomitszych młodych panów Rzymskich, i z tych wybrali oni Eugeniusza, wielkiéj zacności młodzieńca, bogatego, świetnego rodu, ale poganina. Wiktorya z razu bardzo się zdziwiła, że rodzice przeznaczają jéj na małżonka człowieka w bałwochwalstwie wychowanego i żyjącego; lecz ci przekonani byli że go ona łatwo nawróci, i będzie z nim najszczęśliwszą. Wiktorya uległa woli rodziców tém bardziéj, że Eugeni bardzo się jéj podobał, i sama cieszyła się nadzieją że jego duszę pozyska Chrystusowi.

Żyła ona w ścisłéj przyjaźni z pewną dziewicą imieniem Anatolią, podobnież jak Wiktorya ze świetnego rodu, a w nadobnéj powierzchowności mało jéj co ustępującą. Była przytém bardzo pobożną i zrobiła ślub czystości dozgonnej.

Zdarzyło się że pod tęż porę gdy Wiktorya już zaręczoną była z Eugeniuszem, młody pan Rzymski nazwiskiem Tytus-Aureliusz, także poganin, starał się o jéj rękę, namiętne powziąwszy do niéj przywiązanie. Rodzice jéj bardzo byli zatém, lecz Anatolia, pomna na ślub uczyniony, ani słyszeć o zamęściu nie chciała.

Odmowa jéj jeszcze silniejszą w młodzieńcu tym rozbudziła namiętność, pod któréj wpływem używał on różnych środków aby swoich zamiarów dopiąć: a gdy wszystkie okazały się daremnemi, udał się do Wiktoryi. Wniósł że nikt skuteczniéj nie potrafi skłonić Anatolii aby wyszła za niego, jak ta jéj od serca przyjaciółka, która sama mając zawrzeć śluby małżeńskie także z poganinem, będzie niejako osobistą upatrywać w tém korzyść, aby i towarzyszkę swoję do tegoż samego przywieść. Udał się więc do niéj Tytus-Aureliusz, usilnie progząc aby mu tę wielką usługę wyrządzić raczyła, upewniając że idzie tu jak o jego własne szczęście tak i Anatolii, dla któréj chce być najlepszym mężem. Wiktorya, podjęła się tego najchętniéj, i nawet upewniła Tytusa, że przyjaciółkę swoję skłoni do zawarcia z nim ślubów małżeńskich.

Poszła więc do niéj i po serdecznym przywitaniu, wręcz przystąpiła do rzeczy mówiąc: „Wiesz o tém moja droga, że równie jak ty, mam szczęście być chrześcijanką, że więc niezdolną jestem dawać ci rady, któreby były przeciwne dobru twojéj duszy. Dowiedziałam się, że opierasz się woli rodziców, którzy chcą wydać cię za Tytusa-Aureliusza. Dla czegoż byś nie miała ich usłuchać, tak jak ja względem moich uczyniłam, przyrzekając rękę Eugeniuszowi. Powinnaś być przekonaną, że sam Pan Bóg objawia ci w téj mierze swoję wolę, przez rozkaz tych którzy nam Jego miejsce na ziemi zastępują. Niedobrze więc czynisz, sprzeciwiając się w tém i ojcu i matce. Pan Bóg przecież nie potępia małżeństwa: i ty i ja możemy się w tym stanie uświątobliwić, i nawet sądzę, że Pan Bóg powołuje nas do tego związku, na większą chwałę Swoję. Wprawdzie Eugeniusz i Tytus-Aureliusz są poganami, lecz czyż nie dla tego to właśnie przeznaczyła ich nam Opatrzność Boska na małżonków, abyśmy ich przywiodły do prawdziwéj wiary. Obaj szlachetnego są usposobienia i tyle mają rozumu, że żadnéj trudności mieć nie będziemy w przekonaniu ich o wyższości naszéj religii nad pogańską. Sama miarkuj, jak wielkiéj doznamy pociechy, gdy tak piękne dusze pozyskamy Bogu naszemu! Co do mnie, wierz mi, iż dla tego głównie zgodziłam się na poślubienie Eugeniusza, iż mam nadzieję że uczynię z niego doskonałego chrześcijanina. Zrób i ty podobnąż intencyą wychodząc za Tytusa, i skorzystajmy z przywiązania jakie ku nam powzięli, aby wyrwać szatanowi te dwie tak zacne i znakomite dusze.”

Anatolia wysłuchała spokojnie téj całéj przemowy swojéj przyjaciółki, a gdy ta skończyła, tak znowu do niéj odezwała się: „Moja droga Wiktoryo, bądź pewną że i ty i ja możemy nierównie świetniejsze uczynić związki, niż te którebyśmy zawarły z tymi dwoma młodymi panami Rzymskimi. Przyznaję wraz z tobą, że stan małżeński jest świętym stanem, i nie przyganiam wcale tym, którzy czując się do niego powołanymi, wstępują w takowy. Lecz zgodzisz się przecież ze mną, że jest inny stan, wyższy od tego, i że doskonalszym jest stan świętego dziewictwa. Te to dusze, które w téj cnocie, za łaską Bożą trwają, stanowią w Niebie nieodstępny orszak Baranka Bożego, za którym, jak nas uczy tego Pismo Boże, ślad w ślad postępują, jako Jego wybrane oblubienice. Pan Bóg, nie potępia małżeństwa to prawda, lecz jakże nierównie więcéj wychwala dziewietwo! Eugeniusz chce pojąć cię za małżonkę, lecz wierzaj mi, bo ja cię znam dobrze, Pan Jezus gorąco pragnie, abyś się stała Jego Oblubienicą: wybieraj więc i zastanów się, komu masz dać pierwszeństwo. Co do mnie, nie waham się wcale: nikt inny prócz Jezusa, nie będzie moim Oblubieńcem. Lecz ponieważ mówimy otwarcie, a nigdy nic przed tobą nie mam skrytego, więc ci się i teraz ze wszystkiego zwierzę. — Gdym się dowiedziała, że Tytus-Aureliusz prosił rodziców o moję rękę, bardzo nierada temu, pobiegłam do mojéj kapliczki, i tam długo się modliłam. Pan Bóg natchnął mnie, abym Mu zrobiła ślub dozgonnéj czystości, i przysięgłam nie mieć innego prócz Jezusa oblubieńca. Tegoż dnia, aby za tę łaskę podziękować Panu Bogu, spieniężyłam wszystkie moje kosztowności i klejnoty, i rozdałam je ubogim. Nocy następnéj miałam widzenie. Stanął przede mną przecudnéj postaci młodzieniec, światłością niebieską jaśniejący. Na głowie miał złotą koroną, a odziany był w szatę purpurową litą kosztownemi kamieniami, i po chwili rzekł do mnie: „O gdyby ludzie znali wartość i piękność dziewictwa, gdyby pojąć mogli, jakie ta cnota niebieska zjednywa nagrody, każdy oddałby wszystko co posiada, aby nabyć tę najdroższą perłę, a wszystko za nią poświęciwszy, widziałby że jeszcze prawie za nic ją otrzymał.” Wzruszona tém widzeniem i temi słowami, padłam na kolana, i prosiłam ze łzami Pana Jezusa, aby jeśli to On stoi przede mną, raczył mnie i daléj uczyć. Wtedy tak znowu do mnie przemówił: „Dziewietwo jest jakby królewską purpura, wynoszącą nad drugich tych którzy są w nią przyodziani, i która ich umieszcza obok tronu Baranka w Niebie. Dziewictwo, jest najkosztowniejszym klejnotem, ceny niemającym: jestto skarb nad skarbami, którym Pan Bóg obdarza największych Swoich ulubieńców: dlatego zły duch, odwieczny złodziéj, dokłada wszelkich starań, aby wydrzeć ten skarb temu kto go posiada. Pan Bóg, uprzywilejował cię w sposób szczególny, obdarzając cię tą cnotą; dochowaj więc jéj jak najstaranniéj. — Jestto kwiat najmilszy oczom Boskim, lecz za lada silniejszym powiewem wiatru zwiędnąć mogący, pilnie więc go strzeż od wszelkiéj szkody, tém bardziéj że go w wysokim posiadasz stopniu.”

Wiktorya słuchała tego z pilną uwagą, i widać było że słowa te coraz więcéj do jéj serca trafiały, a w téjże chwili i szczególna łaska Boska wstęp tam sobie otworzyła. Rzuciła się na szyję swojéj przyjaciołki, dziękując jéj w najżywszych wyrazach, że jak powiadała otworzyła jéj oczy, i rzekła: „Nie ty jedna, droga Anatolio, będziesz uczestniczką nagród téj świętój cnoty, któréj cenę tak doskonaleś mi wyświeciła. Nie wątpię, że Pan Jezus chce abym i ja była Jego oblubienicą: stanowię téż sobie być nią na zawsze, i nic mnie nie potrafi pozbawić skarbu dziewictwa. Poznaję teraz dobrze, że łudząc się nadzieją nawrócenia Eugeniusza, ulegałam szatańskiéj pokusie, jakiéj, wiemy to przecież, wiele innych kobiet ulegając wychodzi za pogan, a i ich nie nawracają i własną duszę narażają na zgubę, albo i gubią na wieki. Droga przyjaciółko, niech więc to ściśléj jeszcze serca nasze połączy, i módlmy się nawzajem jedna za drugą, abyśmy się nie przeniewierzyły Boskiemu Oblubieńcowi naszemu, choćby nam za to przyszło życie położyć.” Jakoż, po téj rozmowie Wikiorya wróciwszy do domu, postanowiła jak najwierniéj naśladować Anatolią. Tegoż dnia sprzedała wszystkie swoje bogate stroje, perły, kosztowne pierścienie i zausznice, i inne tego rodzaju ozdoby, i pieniądze za to otrzymane rozdała ubogim.

Postępek takowy tych obydwóch świętych dziewic, doszedł wkrótce do wiadomości Eugeniusza i Aurelego ich narzeczonych. Widząc oni w tém coś niezwykłego, podwoili usilności, aby ich śluby małżeńskie z Wiktoryą i Anatolią przyśpieszone zostały. Gdy zaś one okazały się stanowczo najprzeciwniejsze temu, młodzi ci panowie, udali się do cesarza. Z razu nie odważyli się oskarżyć je jako chrześcijanki, tylko uzyskali u Decyusza wówczas panującego, upoważnienie aby mogli uwieść obie dziewice każdy do swego wiejskiego pałacu, i tam użyć wszelkich możliwych środków, najprzód łagodnych, a potém najsurowszych, aby je koniecznie zmusić do zamęścia.

Anatolia zawieziona została do dóbr Aurelego, w Marchii Ankonitańskiéj. Tam długie ponosiła męczeństwo, wsławiła się wielu cudami, po których wielka liczba pogan się nawracała, i nakoniec oskarżona została przed cesarzem jako chrześcijanka. Ten dał rozkaz wielkorządcy Faustynowi, aby ją zmusił do oddania czci bożkom, a gdyby tego nie uczyniła żeby ją śmiercią ukarał. Święta wytrwała w męczeństwie do końca i poniosła śmierć za Chrystusa, przeszyta mieczem dnia 9 Czerwca roku Pańskiego 258, w którym to dniu Kościoł pamiątkę jéj obchodzi. Wkrótce zaś późniéj i święta Wiktorya tegoż samego dostąpiła szczęścia: zamknięta w wiejskim zamku Eugeniego w okolicach Rzymu, doznała tam cierpień i mąk najrozmaitszych. Nic jednak stałości jéj zachwiać nie mogło. Gdy w początkach jéj w tém miejscu pobytu, pozwolono jéj było przyjmować dziewice przychodzące ją odwiedzać z okolicy, wiele z nich nie tylko nawróciła do wiary chrześcijańskiéj, lecz i znaczną liczbę skłoniła do poświęcenia dziewictwa swego Panu Jezusowi. Piszą, że takich było przeszło sześćdziesiąt, których większa część, do korony dziewictwa, palmę męczeństwa przyłączyła.

Po pewnym czasie, Eugeniusz przekonawszy się, iż żadnemi środkami nie potrafi zmusić Wiktoryi aby żoną jego została, w chwili wielkiego uniesienia złości, i on także oskarżył ją do władz pogańskich jako chrześcijankę. Sędzia z katem przybył do zamku w którym przebywała i dał jéj do wyboru: śmierć ponieść, albo wyrzec się Chrystusa. Święta odrzekła mu iż gotową jest na śmierć, którą téż wnet jéj zadali: ugodzona przez kata w same serce, pozyskała koronę niebieską.

Męczeństwo jéj nastąpiło tegoż samego roku co i świętéj Anatolii to jest 258, a w dniu 23 Grudnia.

Pożytek duchowny

Święta Wiktorya, mówiła iż wiele dziewic wychodząc za jéj czasów za pogan ze złudną nadzieją ich nawrócenia i swoich małżonków nie nawracały i własną duszę na wielkie narażały niebezpieczeństwo. O! jak często i za dni naszych, przy zawieraniu związku małżeńskiego, niewielką wagę przywiązuje się do tego czy osoba z którą przychodzi połączyć się na zawsze nie jest tak słnbéj wiary że pożycie z nią będzie równie niebezpieczném dla duszy jak pożycie z poganami.

Modlitwa

Boże któryś błogosławione Wiktoryą i Anatolią i cnotą dziewictwa i koroną męczeńską za wiarę przyczdobić raczył, spraw pokornie przez ich zasługi prosimy, abyśmy w czystości duszy i niezachwianéj wierze wytrwale Ci służąc, wraz z niemi chwalili Cię na wieki w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1110–1113.

Tags: św Wiktoria z Sabiny św Anatolia „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik czystość nawrócenie małżeństwo
2020-12-22

Wielebnéj Krystyny, Dziwnéj

Żyła około roku Pańskiego 1224.

(Żywot jéj był napisany przez Jakóba z Witryaku Biskupa Achoeńskiego i Kardynała, naocznego świadka cudów które czyniła, a znajduje się w dziełach Dyonizyusza Kartuzyana i w Żywotach Świętych księdza Piotra Skargi, pod dniem 24 Lipca.)

Wielebna Krystyna, dla nadzwyczajnych szczegółów jakie w opisie jéj życia czytamy przezwana Dziwną, przyszła na świat około roku Pańskiego 1175 we Flandryi w małém miasteczku świętego Trudona z rodziców w ubogim stanie zostających. Po ich śmierci dwie jéj starsze siostry przeznaczyły ją do paszenia bydła w polu. Korzystając z samotności jakiéj tam zażywała, oddała się życiu bogomyślnemu i ostréj pokucie, tak że wkrótce do wysokiéj doszła świątobliwości.

Nie miała lat osiemnastu kiedy w ciężką chorobę zapadłszy umarła. Siostry, które ją bardzo kochały, rzewnie nad nią płakały, i na jaki mogły zdobyć się sprawiły jéj pogrzeb. Leżała na katafalku w kościele, kiedy w środku Mszy świętéj którą za jéj duszę odprawiał kapłan, wstała z trumny jak najzdrowsza, a gdy ludzie zgromadzeni uciekali, ona dostawszy się na schody wiodące na poddasze kościoła, tam się schowała. Gdy siostry i ludzie od strachu ochłonęli, sprowadzili ją z góry i zawiedli do domu, gdzie kilku kapłanów i wielu znajomych zeszło się zdziwionych i zaciekawionych tak nadzwyczajném zdarzeniem. Jeden z księży kazał jéj opowiedzieć co się z nią działo gdy umarła, aż do chwili gdy z trumny wstała. Na co Krystyna taką dała mu odpowiedź. „Jak tylko wyszłam z ciała, wzięli mnie słudzy światłości Aniołowie Boscy, i poprowadzili przez ciemne i straszliwe miejsce pełne dusz ludzkich, które tak srogie męki cierpiały, iż nietylko opisać, ale i wyobrazić sobie tego nie można. Ujrzałam tam i niektóre znajome mi osoby, i przejęta wielką litością, spytałam co to za miejsce, mniemając iż to jest piekło. Powiedziano mi iż to jest czyściec tych dusz które w pokucie zeszły, ale dostatecznie za grzechy swoje na tym świecie ukarane nie były. Ztamtąd zaprowadzili mnie do raju, i postawili przed tronem Boga; a ja widząc iż mnie Pan Bóg przyjmuje, niezmiernéj doznałam radości, sądząc iż tam już na wieki pozostanę. Lecz rzekł do mnie Pan Bóg: „Tak jest córko miła, będziesz tu ze mną, ale wprzód daję ci jeszcze dwie rzeczy do wyboru: albo w niebie już teraz pozostać, albo wrócić jeszcze do życia, abyś przez różne doznane w niém cierpienia wyzwalała z czysca te dusze, nad któremiś się dopiéro litowała, a pozostając jeszcze na ziemi, przykładem twoim drugich przywodziła do pokuty, i dopiéro potém z większą za moją łaską zasługą, tu napowrót przyjętą została.” Słysząc to, a przejęta wielką litością nad duszami w czyscu cierpiącemi, oświadczyłam że gotowa jestem powrócić do życia, i cierpieć za nich największe męki; poczém Pan Bóg rozkazał duszy mojéj połączyć się z ciałem. Niech tedy wszyscy wiedza pocom ja na ziemię na powrót posłana, i gdy widzieć będziecie dziwne moje sprawy, nie gorszcie się z tego, bo taka jest względem mnie, wola Boża.

Jakoż, od téj chwili, życie jéj było nie przerwaném pasmem rzeczy najnadzwyczajniejszych. Najprzód, tak jak zaraz po swojém zmartwychwstaniu pobiegła była na szczyt kościoła, tak odtąd ciągle takich miejsc szukała; wychodziła to na wieże, to na kościoły, to na najwyższe drzewa, i na nich zatopiona w bogomyślności, całe dnie bez pokarmu, i noce bez spoczynku przepędzała. Z początku, patrzano na to z podziwieniem, a pod wrażeniem tego co była wszystkiém o sobie opowiedziała zostawiono ją w pokoju. Lecz po niejakim czasie, przypisując to opętaniu, najprzód jéj tego zakazywano, a gdy nie słuchała, związano ją i do rodzaju więzienia wtrącono. Wiele tam i długo cierpiała, aż nocy pewnéj, chociaż silnie skrępowana była, uwolniła się od więzów i uciekła na puszczę. Tam przebyła dwa miesiące, mieszkając jak ptak po drzewach, a gdy jéj głód zaczął dokuczać, dziewicze jéj piersi wydawały rodzaj mleka, którém przez cały ten czas się żywiła. Wyszukana w tém miejscu znowu uwięzioną została, a po niejakim czasie krewni i znajomi uwolnili ją i zaprowadzili do miasta Luwaniu, do pewnego świątobliwego i uczonego kapłana, aby ten wziął ją pod swoje duchowne przewodnictwo. Znać że kapłan ten poznał w niéj Ducha Bożego, gdyż zaraz kazał Krystynie przystąpić do Komunii świętéj, i polecił aby jéj nie przeszkadzano w sposobie życia jaki prowadzi.

Odtąd zadawała sobie pokuty wszelkie ludzkie pojęcie przechodzące, a wszystkie ofiarując za dusze będące w czyscu. I tak: rzucała się w piec w którym ogień się palił; w nim takich cierpień doznawała że w niebogłosy krzyczała, a wychodziła ztamtąd bez najmniejszéj szkody i upalenia. Niekiedy znowu, gdy piec miał za mały otwór aby weń wejść mogła, kładła w ogień ręce albo nogi krzycząc od bolu, lecz wyjmując potém téż członki niespalone. To znowu, wskakiwała w kocioł wrząeéj wody, a stojąc w nim części ciała nieobjęte wodą polewała ukropem jęcząc i krzycząc od bolu, a wciąż ofiarując to za dusze czyscowe, i znowu z takiéj strasznéj kąpieli, wychodziła jakby ochłodzona. Kiedy rzeka Moza pod tém miastem płynąca, zamarzła, weszła pod lód przez przeręble, sześć dni tak przebyła, i wyszła zdrowa, skoro jéj to kapłan nakazał. Co jeszeze dziwniejsze: rzucała się w koło młyńskie kiedy było rozpuszczone; koło to gruchotało wszystkie jéj członki, lecz wychodziła z pod niego takąż jaką była kiedy podeń się rzucała. W mieście wiele było psów bardzo zajadłych; Krystyna szła pomiędzy nie, a czołgając się na czworakach, pobudzała je na siebie tak, że wszystkie na nią ze wściekłością się rzucały. Zdawało się że ją poszarpią w kawałki: lecz i z tego rodzaju zadanéj sobie za dusze czyscowe pokuty, bez szwanku wracała.

Po niejakim czasie, znowu zaczęli ludzie przypuszczać że jest opętaną. Krewni chcąc ją powtórnie uwięzić posłali po nią człowieka, który niemogąc jéj dogonić gdy przed nim uchodziła, cisnął za nią wielkim kamieniem, którym złamał jéj nogę i wtedy ją pojmał. Krystyna z największą cierpliwością i bez najmniejszéj do swego pokrzywdziciela urazy, związana i do krewnych odstawiona, w ściślejszém jeszcze więzieniu osadzoną została. Prócz tego skrępowali ją całą rodzajem drewnianych dybów, od których wkrótce ciało jéj pogniło, a na posiłek dawali jéj tylko trochę chleba tak suchego, że go ugryźć nie mogła. Leez i tam przyszedł jéj Pan Bóg w pomoc. Z piersi jéj znowu wydobyło się owo cudowne mleko, któróm się karmiła na puszczy, a którém i rany swoje namazawszy wnet je zleczyła, i chleb maczając posilać się niém mogła.

Nakoniec, niewiadomo z jakich powodów, krewni ci którzy ją tak dręczyli, upamiętawszy się nietylko uwolnili ją z więzienia, lecz przejęci wielkim żalem za okrucieństwo z jakiém się z nią obchodzili, z płaczem prosili ją o przebaczenie. Krystyna rzuciła się w ich objęcia i serdecznie uściskała mówiąc, że najmniejszego do nich żalu mieć nie może, bo przecież wiedzieć powinni iż ją na to Pan Bóg powtórnie na ziemię zesłał, aby jak najwięcéj cierpiąc, najwięcéj dusz z czysca wybawiła.

Gdy na wolności się znalazła, znowu owe cudowne pokuty o których wyżéj się powiedziało, zadawała sobie. Mnóstwo się ludzi do niéj zbiegało. Wielu ciężkich grzeszników pobudzało to do skruchy, a wszystkich zachęcało do tém gorliwszego za dusze czyscowe nabożeństwa. Lecz wielu téż słabéj wiary gorszyło się tém, i ci przypisywali to opętaniu. Co widząc osoby pobożne, prosiły Pana Boga aby uskromił owe cuda w Krystynie, i aby się w jéj sprawach nie tak wysoko ręka Boska wznosiła, przez wzgląd na słabość wiary wielu tamecznych mieszkańców. Wysłuchał Pan Bóg tych modlitw, i odtąd życie Krystyny nie było już tak nadzwyczajném. Częściéj przebywała z ludźmi, chorym po ich mieszkaniach i szpitalach usługiwała, największą zaś miała litość nad umierającemi. Tych do ostatniéj chwili nie odstępowała, posiadając szczególny dar do pobożnego przygotowania na przyjęcie ostatnich Sakramentów świętych i na godzinę śmierci. Od téj usługi nie wyłączała nawet Żydów, których tam wielu mieszkało, mówiąc, iż Pan Jezus tak dalece do karania nie jest skwapliwym, że i wielu z tych nieszczęśliwych zaślepieńców, w ostatniéj ich godzinie oświecać i nawracać raczy. Lecz z drugiéj strony, z wielką gorliwością nakłaniała wiernych, aby do ostainiéj godziny pokuty nie odkładali. Opowiadała bowiem że w czyscu, do którego zaprowadzona była niegdyś, widziała miejsce przy samém już piekle będące, przeznaczone dla tych, którzy po ciężkich grzechach, dopiéro przy saméj śmierci jednają się z Bogiem. Mówiła przytém że to miejsce nie mniejsze ma męki od tych których doznają w piekle potępieńcy, z tą tylko różnicą, że mają nadzieję wybawienia, i że szatani jeszcze wściekléj się nad temi duszami niż nad potępionemi pastwią, gdyż wiedzą że przyjdzie czas, gdy nad niemi władzy mieć nie będą.

Chociaż krewni chętnie ją chcieli swoim kosztem utrzymywać, nigdy nie chciała żyć inaczéj jak z jałmużny: mówiąc iż to dla tego czyni, żeby tym którzy ją wspieraią dała sposobność dobrze czynienia, gdyż przydawała: „Nic skuteczniéj u Pana Boga nie uprasza miłosierdzia dla największych grzeszników, jak gdy oni czynią miłosierdzie nad bliźnim.” Zwykle téż żebrała u ludzi najgorszych, doznając ztąd bardzo często upokorzeń i najdotkliwszych obelg; a za to wielu takim wypraszała u Pana Boga najszczersze nawrócenie. Był w Luwaniu pewien mieszkaniec, znany powszechnie z bezbożności i najgorszych obyczajów, a przytém bardzo skąpy. Razu pewnego Krystyna niespodziewając się dostać od niego nic więcéj, poszła prosić o szklankę wody. Ten widząc kobietę nadzwyczaj wątłą i mizerną, kazał jéj dać wina. Krystyna napiła się trochę, a człowiek ten wkrótce zachorował i umarł pojednawszy się z Panem Bogiem i objawiając największą skruchę.

Zdarzało się także, że kiedy dostawała posiłek od osób które się cudzą krzywdą były zbogaciły, i gdy go pożywała w ich oczach, takich strasznych doznawała boleści i takie wtedy czyniła akty skruchy z powodu że się cudzą krzywdą żywi, iż nieprawych właścicieli pobudzała do żalu, i niektórzy z nich sami z siebie połowę mienia swojego oddawali tym od których je nieprawnie nabyli.

Na takich uczynkach prawdziwego apostolstwa, spędziła Krystyna lat około trzydziestu, a trudno policzyć ile dusz z czysca wybawiła, i ile żyjących wyrwała z ciężkich grzechów i pojednała z Bogiem. Na rok dopiéro przed śmiercią, większéj samotności szukała. W tym celu osiadła u zakonnic w klasztorze świętéj Katarzyny. Tam budowała wszystkie siostry swoim przykładem, pokorą, słodyczą w obcowaniu z drugiemi, ostrą pokutą któréj do śmierci nie zaniedbywała i łaską wysokiéj bogomyślności, którą ją Pan Bóg obdarzał. Zpomiędzy wszystkich zakonnic, najbliżéj żyła z jedną imieniem Beatryks. Nie miała łóżka, i zwykle tam było miejsce jéj spoczynku gdzie ją noc zastała. Razu pewnego prosiła Beatryksę aby, nikomu nie niemówiąc, przygotowała jéj łóżko, a gdy się w nie położyła, przyzwała kapłana i wszystkie ostatnie Sakramenta święte z uczuciem najwyższéj wiary i pobożności przyjęła. Potém obawiając się aby gdy rozejdzie się wieść że umiera, nie ściągnęło to do niéj wiele osób, które mając ją w wielkiéj czci o błogogławieństwo prosić będą, a lękając się aby ją to w próżną chwałę nie wbiło, prosiła Pana Boga, aby zaraz umarła: co téż i stało się.

Tymczasem Beatryks, pobiegła po wszystkie zakonnice i sprowadziła je do łóżka Krystyny, a widząc ją już nie żywą, przyskoczyła do niéj i zawołała: „Czyż godziło się Krystyno, nie pożegnawszy nas i nie pobłogosławiwszy, tak z tego świata odejść?” A potém pełna ufności w Bogu, nachyliwszy się do jéj twarzy przydała: „Tyś żyjąc, zawsze mi posłuszną była: zaklinam cię teraz przez Pana Jezusa, abyś mnie i teraz usłuchała: powróć na ziemię i pobłogosław siostry moje.” Na te słowa Krystyna ożyła, a zwracając się do Beatryksy rzekła: „Czemuś siostro droga, przeszkodziła pokojowi mojemu? Jużem do Chrystusa zaprowadzona była.” A potém widzac siostry wokoło siebie klęczące, przeżegnała je, Matce Bożéj poleciła, i już tą razą na zawsze oddała Bogu ducha, roku Pańskiego 1224. Ciało jéj spoczywa w tymże kościele swietéj Katarzyny, i po dziś dzień wielkiemi cudami słynie; dotąd jeszcze jednak, w poczet tych Świętych którym cześć publiczną odawać wolno, przez Stolicę Apostolską nie jest zaliczona.

Pożytek duchowny

To coś czytał w żywocię wielebnéj Krystyny, o cierpieniach jakie dognają dusze w Czyscu zatrzymane, i o jéj gorliwości w niesieniu im ratunku, powinno cię pobudzić do wielkiego za dusze zmarłe nabożeństwa. Oblicz się szczególnie z sumieniem, czy pamiętasz o tych duszach, którym nieść ratunek po ich śmierci, jesteś z jakiegokolwiek powodu obowiązanym.

Modlitwa

Niech nas Panie przykład służebnicy Twojéj, wielebnéj Krystyny, którą szczególną nad duszami w czyscu zatrzymanemi litością obdarzyć raczyłeś, pobudzi za łaską Twoją do niesienia im, wedle możności naszéj, ratunku jakiego od nas oczekują. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1106–1109.

Tags: wiel Krystyna „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pasterz Czyściec pokuta jałmużna
2020-12-21

Św. Tomasza Apostoła

Żył około roku Pańskiego 75.

(Żywot jego wyjęty jest z Pisma Bożego i z żywotu jego przez Metafrasta.)

Święty Tomasz, który nazywał się także Dydymus, co po grecku znaczy to samo co po hebrajsku bliźniak, był rodem z Galilei. Pochodził z ubogiego stanu, i jak wielu Apostołów rybołówstwem się trudnił. U Żydów był zwyczaj nawet małym dzieciom dawać do rąk księgi święte. Dla Tomasza gdy bardzo był jeszcze młodym stanowiło to najmilszą rozrywkę, a kiedy podrósł ciągle czytywał Pismo Boże i co mu tylko zbywało czasu, stroniąc od płochych zabaw swoich rówienników, spędzał na modlitwie w świątyni Pańskiéj. Takim był, zanim go jeszcze Pan Jezus za Sobą powołał. Skoro téż Syn Boży naukę Swoję głosić zaczął, przyłączył się on do liczby Jego uczniów, a gdy z nich Pan Jezus dwunastu na Apostołów wybrał, łaska ta spotkała i świętego Tomasza. Od téj chwili już on Boskiego swego Mistrza nie odstępował; był obecny wszystkim cudom Jego, a gdy jeszcze za Swego życia Pan Jezus wyuczywszy dostatecznie Apostołów, kazał już im rozpoczynać niebieskie posłannictwo do którego ich powołał, nasz Święty, jak i wszyscy jego towarzysze, z największą gorliwością i poświęceniem, urząd apostolski sprawował. Od téj także pory zasłynął wielu cudami, a najbardziéj mocą wyganiania złych duchów.

W następującém zdarzeniu które opowiada nam Ewangelia święta, dowiódł Tomasz jak gorąco Pana Jezusa miłował. Zbawiciel odebrał był wiadomość o chorobie Łazarza, ukochanego Swego ucznia. W parę dni potém powiedział Apostołom że Łazarz umarł i że Sam chce iść do Betanii, gdzie on mieszkał, aby go wskrzesić. Apostołowie, widząć że niedawno w téjże okolicy Żydzi chcieli ukamienować Chrystusa Pana, i dla tego ztamtąd był się oddalił, odradzali Mu aby tam nie szedł i na niebezpieczeństwo się nie wystawiał. Pan Jezus mimo to powiedział że tam pójdzie, a gdy inni Apostołowie jeszcze wtenczas małoduszni, obawiali się Mu towarzyszyć, święty Tomasz dodał im odwagi, mówiąc: „Idźmy za Mistrzem, chociażby nam przyszło z Nim razem umrzeć.”

Wzmianka w inném znowu miejscu o świętym Tomaszu w Ewangelii, dowodzi poufałości szczególnéj do jakiéj Zbawiciel tego Apostoła przypuszczać raczył. Podczas ostatniéj wieczerzy, którą Pan Jezus odbywał z Apostołami przed męką Swoją, dając im różne nauki aby ich pocieszyć i utwierdzić w wierze, widząc ich zasmuconych gdy im zapowiedział że stanie się zgorszeniem dla wszystkich, przydał „Niech się nie trwoży serce wasze. wierzycie w Boga i we mnie wierzcie, W domu Ojca mojego, jest wiele mieszkań ….. idę przygotować wam miejsce, a jeśli odejdę i zgotuję wam miejsce, przyjdę potém i wezmę was do mnie Samego, iżbyście gdziem ja jest i wy byli, a dokąd ja idę wiecie, i drogę wiecie”. A nato rzekł mu Tomasz, w prostocie a jakby poufale. „Panie nie wiemy dokąd idziesz, a jakże możemy drogę wiedzieć?” Wtedy Pan Jezus ucząc ich, iż Sam jest drogą, przez którą idzie się do Nieba, odpowiedział: „Jam jest droga i prawda i żywot, żaden nie przychodzi do Ojca jedno przeze mnie” 1.

Po śmierci Pana Jezusa, gdy uderzony został Pasterz rozsypały się i owieczki. Wnet jednak wszyscy Apostołowie zgromadzili się w Jerozolimie, opłakując stratę swojego Boskiego Mistrza, a oczekując zapowiedzianego przez Niego Zmartwychwstania. Święty Tomasz był razem z nimi, jednak ze szczególnego rozporządzenia Opatrzności, nie znajdował się w ich gronie w chwili kiedy Zbawiciel pierwszy raz po zmartwychwstaniu się im okazał. Chrystus Pan, objawiwszy się najprzód przenajświętszéj Maryi Pannie, potém Piotrowi, a następnie Maryi Magdalenie i niektórym uczniom Swoim, objawił się był także i dwom z nich idącym do Emmaus. Ci niezwłocznie wrócili de Jerozolimy, i zastawszy wielu wiernych w jedném miejscu zgromadzonych wraz z apostołami, oznajmili im o tém. Jedni wierzyli, niektórzy jeszcze o téj prawdzie powątpiewali. A wtedy, chociaż drzwi były zamknięte, „stanął Jezus w pośrodku nich i rzekł im: «Pokój wam, Jam jest, nie bójcie się». Gdy zaś oni zdziwieni i strwożeni mniemali iż ducha widzieli, powiedział: «Czemuście się zatrwożyli, a niepokojące myśli wstępują do serc waszych, oglądajcie ręce i nogi, dotykajcie się i przypatrzcie żem ja tenże Sam jest»” 2. Potém chcąc ieh jeszcze lepiéj przekonać o Swojéj rzeczywistéj wśród nich obecności, zasiadł do wieczerzy którą z nimi pożywać raczył, a napełniwszy ich wielką pociechą i radością, oddalił się. — Owóż, z Apostołów jeden Tomasz nie był temu obecny. Gdy przybył, opowiedzieli mu drudzy ukazanie się im Pana Jezusa i że z nimi rozmawiał, wieczerzał, i kazał się przypatrywać przenajświętszym Ranom Swoim. Tomasz, jak to bywa często, że im więcéj jakiego szczęścia pragniemy dostąpić, tém większe chcielibyśmy mieć dowody że je już posiadamy, rzekł na to Apostołom. „Jeśli nie ujrzę w ręku Jego przebicia gwoździ, a nie włożę palca mojego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojéj w Bok Jego: nie uwierzę” 3.

Wszakże ponieważ Pan Jezus dopuścił takowe niedowierzanie w Tomaszu, nie jako brak wiary z jego strony, lecz aby przez niego jeszcze lepiéj wszystkim dowieść Swojego rzeczywistego Zmartwychwstania, więc w ośm dni potém, powtórnie okazał się Apostołom gdy z nimi był już i Tomasz, i przybliżywszy się do niego rzekł mu: „Włóż sam palec Twój w rany moje, a oglądaj ręce moje, i ściągnij rękę twoję, a włóż w Bok mój, a nie bądź niewiernym ale wiernym”. Lecz święty Tomasz nie potrzebował już tego czynić; pełen wiary i wdzięczności za tak wielki dowód szczególnéj dla niego łaski Zbawiciela, padł Mu do nóg i zawołał: „Pan mój i Bóg mój”, a Pan Jezus mu na to odpowiedział: „Żeś mnie ujrzał Tomaszu uwierzyłeś, błogosławieni którzy nie widzieli, a uwierzyli” 4, Przez co nauczał Zbawiciel, że wiara nie nabywa się przez przekonanie czysto ludzkie, lecz jest nadprzyrodzonym darem łaski. Po takim zaś wyjątkowym i szczególnym dowodzie dla świętego Tomasza dobroci Pana Jezusa, nietylko ukrzepiła się wiara jego, lecz oraz i serce jego jeszcze większą przejęte miłością, pobudziło go do tém gorliwszego sprawowania swego apostolskiego posłannictwa.

Prócz tego razu, spotkało i powtórnie świętego Tomasza szczęście oglądania Pana Jezusa po Jego Zmartwychwstaniu był bowiem w liczbie tych Apostołów, którym Pan Jezus objawił się nad brzegiem morza, gdzie Go poznali dopiéro po cudownym połowie, który na rozkaz Jego uczynili.

Po Wniebowstąpieniu Pańskiém i zesłaniu Ducha Swiętego, gdy Apostołowie rozeszli się po całym świecie dla głoszenia Ewangelii, świętemu Tomaszowi dostały się w udziale kraje na Wschodzie położone. Skoro tam przybył, zgłosili się do niego Trzéj Królowie, którzy ze Wschodu przyszli byli do Betleem oddać cześć Bogu nowonarodzonemu, a którzy jak to w ich Żywocie powiedzieliśmy, rozmiłowawszy się w pokorze i w ubóstwie Syna Bożego, zrzekłszy się tronów, żyli na bogomyślności. Zawiadomił ich Tomasz o wszystkiém co się stało po ich odejściu z Ziemi świętéj aż do téj pory, wyuczył zasad wiary chrześcijańskiéj, przypuścił do współuczestnictwa w swoich pracach apostolskich, a gdy się tam Kościoł szerzyć zaczął, wyświęcił na Biskupów.

Mąż Boży przebiegł Etyopią, Abissynią, krainy Partów, Medów, Persyą, Indyą, dotarł do wyspy Ceylon, a następnie aż do Chin. Co większa, Brezylijczykowie nawet, według przechowującego się u nich najdawniejszego podania, jemu pierwszemu przypisują przyniesienie do nich Ewangelii. Jeden z podróżujących w ostatnich wiekach po Chinach, znalazł tam pomiędzy chrześcijanami stary Brewiarz w języku Syryackim ułożony, gdzie się znajdowały następujące antyfony: „Przez świętego Tomasza, Chińczyki i Etyopianie przywiedzeni zostali do uznania prawdy.” I druga: „Przez świętego Tomasza, Królestwo niebieskie, ogłoszone zostało aż w Chinach, a w uroczystości to tego Apostoła: Panie, Etyopejczykowie, Indyanie, Chińczyki i Persy, składają Imieniowi Twemu cześć i ofiary.”

We wszystkich tych krainach, a tak rozległych i ludnych, pozakładał święty Tomasz kościoły. Najdłużéj jednak zdaje się przebywał w Indyach, gdzie najobfitsze żniwo dał mu Pan Bóg zebrać. Przechowuje się tam dotąd wiernie następującego zdarzenia podanie. W mieście najgłówniejszém gdzie przebywał król z całym dworem swoim, święty Tomasz nie mógł otrzymać od niego pozwolenia na wybudowanie tam kościoła, czemu głównie sprzeciwiali się Brahmani: to jest poganścy Indyjscy kapłani. Zdarzyło się, że morze wyrzuciło na brzeg belkę nadzwyczajnéj wielkości. Król który wtedy budował wspaniały pałac, kazał aby tę belkę do tego budynku użyto. Gdy się Indyanie zabrali do jéj przywiezienia, żadną siłą ludzką z miejsca poruszyć tego ogromnego drzewa nie mogli, tak dalece, że napróżno użyli nawet w tym celu wielką liczbę słoniów. Z tego powodu, zbiegło się było mnóstwo ludu na brzeg morza gdzie belka leżała, i przybył tam i król z dworem całym. Wtém nadszedł święty Tomasz, a przystąpiwszy do króla rzekł: „Jeśli mi królu pozwolisz wybudować kościół, ja sam tę belkę zawlokę na miejsce które mi na to przeznaczysz.” Król przystał, wyznaczając na kościoł pole bardzo od morza odległe, a sam i wszyscy zgromadzeni z wielką ciekawością czekali na czém się to skończy. Święty Tomasz poszedł do belki, i do jednego z jéj sęków przywiązał pas swój: przeżegnał się i powlókł ją za sobą, jakby lekki pręcik. Król, cała jego rodzina, prawie wszyscy dworzanie i większa część miasta, na widok takiego cudu wiarę chrześcijańską przyjęli. Święty Tomasz wybudował kościoł, i przed nim na wielkim kamieniu umieścił krzyż, który według świadectwa podróżnych dotąd się tam znajduje, i przepowiedział wtedy że nadejdzie czas, kiedy w Indyach wiara Święta prawie zupełnie upadnie: lecz kiedy morze, a bardzo ztamtąd odległe, tak wyleje, że aż do tego kamienia dojdzie, przybędą do Indyi z Europy Apostołowie, którzy tę wiarę którą on im teraz ogłosił, na nowo głosić będą. Co się w przeszło tysiąc pięćset lat potém sprawdziło, gdyż właśnie w roku w którym święty Franciszek Ksawery, z kilku swoimi towarzyszami przybył do Indyi aby tam powtórnie przynieść światło Ewangelii, morze tak nadzwyczajnie wylało, że wody jego doszły były aż do owego kamienia.

Indyanie nieprzychylni świętéj wierze, lecz widząc się pod władzą króla który i sam został chrześcijaninem, skrycie tylko świętego Apostoła prześladowali, jawnie zaś przeciw niemu występować nie śmieli i nie mogli targnąć się na niego. Lecz Brahmani, którzy mając już małą liczbę pogan pod sobą, wszystkie prawie swoje dochody postradali, postanowili pozbyć się go koniecznie. Probowali najprzód zaszkodzić mu u króla, i w tym celu różne na Świętego rzucali oszczerstwa, a gdy tym sposobem zamiarów swoich dopiąć nie mogli, umyślili go zamordować skrycie. Wiedzieli iż w nocy mąż Boży udawał się pod krzyż o którym wyżéj była mowa, i tam długo trwał na modlitwie. Pewnego więc razu, napadli w takiéj chwili na niego, obaliwszy na ziemię okrutnie go stratowali nogami, i w końcu kilka razy włócznią przeszywszy, zabili. Poniósł męczeństwo 21 Grudnia, roku Pańskiego 75.

Uczniowie znalazłszy jego ciało, pochowali je w kościele przez niego zbudowanym, włożywszy do trumny kawałek dzidy którą był przebity, a która przy nim leżała, laskę z którą zwykle chodził, i naczynie z ziemią zbroczoną krwią jego. Święty Grzegorz Turoneński wspomina że za jego czasów, przy grobie świętego Tomasza wiele cudów miało miejsce, a miądzy innemi i ten, że do lampy która się przed jego grobem paliła, nigdy nie potrzeba było dolewać oleju, gdyż i bez tego ciągle gorzała. Zaś ojciec Rybadeneira pisze, że w roku 1,120, Jan Patryarcha Indyjski, przybyły do Rzymu, opowiedział Papieżowi Kalikstowi II-mu, iż w dzień swojego Święta, święty Tomasz w kościele w którym jest pochowany, okazuje się widocznie zgromadzonemu na nabożeństwie ludowi, a sam rozdając Komunią wiernym, omija tych którzy niegodnie do niéj przystępują.

Pożytek duchowny

Gdybyś miał przyjmować Komunią świętą w tym kociele i wtedy kiedy tym cudownym sposobem rozdawał Ją błogosławiony Tomasz, omijając tych którzy niegoinie do niéj przystępowali, czy wiedząc o tém zbliżyłbyś się do kratek? Pamiętaj, że ile razy przyjmujesz przenajświętsze Ciało Pańskie, tenże Pan i Bóg, a przyszły Sędzia najwyższy, wie dokładnie czy godnie lub niegodnie do niéj się zbliżasz.

Moditwa (Kościelna)

Daj nam prosimy Cię Panie, godnie obchodzić uroczystość błogosławionego Tomasza Apostoła Twojego, abyśmy zawsze i skutków pośrednictwa jego przed Tobą doznali, i pobożnie, według wiary przez niego głoszonéj, żyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1102–1105.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 1000–1001

Jeśli święty Tomasz zwątpił i został za to przez Pana Jezusa łagodnie złajany, nie godzi się nam powątpiewać bez wpadnięcia w grzech przeciw wierze. Kto bowiem z umysłu i dobrowolnie powątpiewa, czy prawda przez Boga objawiona, a przez Kościół do wierzenia podana zasługuje na wiarę, ten przypuszcza, że Bóg i Kościół Jego, filar i fundament prawdy, może się mylić, coby rzeczywiście zakrawało na grzech ciężki. Od takich powątpiewań odróżnić należy wątpliwości mimowolne, nawiedzające niekiedy dusze najpobożniejsze; takie wątpliwości uważać należy za pokusy i nagabywania szatańskie. Jeśli nas dręczą bez winy i przeciw woli naszej, niech nas to nie trwoży, gdyż ustąpią wobec gorącej modlitwy i szczerego aktu wiary.

Footnotes:

1

Jan. XIV 1—6.

2

Łuk. XXIV. 36.

3

Jan. XX. 25.

4

Tamże. 28.

Tags: św Tomasz Apostoł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik Ewangelia Trzej Królowie św Franciszek Ksawery Komunia
2020-12-20

Św. Pafnucego i św. Taidy

Żyli około roku Pańskiego 360.

(Żywot ich był napisany przez Paladyusza Biskupa, za ich czasów żyjącego.)

Święty Pafnucy, żyjący w pierwszéj połowie czwartego wieku, był jednym z najsławniejszych świątobliwością i ostrością życia pustelników Egipskich, w czasach kiedy święty Atoni Opat, tylko co dał był początek temu rodzajowi jakby anielskiego na ziemi życia. Założył on swój klasztor w niższéj Tebaidzie, na puszczy rozciągającéj się przy granicy krainy zwanéj Herakleją. Tam miał pod swoim zarządem wielu braci mieszkających w osobnych chatkach rozsypanych po lasach, którzy tylko schodzili się na wspólne śpiewanie psalmów, odprawianie nabożeństwa w Kaplicy, i na roboty jużto w polu, jużto w ogrodach, które sami uprawiali, zarabiając przez to na życie. Pomiędzy różnemi łaskami, których mu Pan Bóg hojnie udzielał, posiadał szczególny dar pobudzania drugich do pokuty i do życia pustelniczego, co niekiedy nawet następowało chociaż sam tego nie zamierzał, lecz spodobało się było Bogu użyć go w tym celu.

Tak między innemi, razu pewnego trwając na modlitwie, gorąco prosił Pana Boga żeby mu objawić raczył, czy nabył on już jakich cnót i w jakim stopniu je posiada. Pan Bóg dla wyleczenia go z tak niepotrzebnéj ciekawości, zesłał mu Anioła, który mu powiedział że podobnym jest do pewnego grajka, który w jedném z miasteczek na granicy puszczy będących grywał i śpiewał dla zarobku. Upokorzony tém Pafnucy, zapragnął poznać tego człowieka, i udawszy się do niego, zaczął badać stan jego duszy. Ten, wiedząc że to był Pafnucy, którego wszyscy mieli w szczególném poważaniu, wyznał mu że był wielkim grzesznikiem, i że dawniéj żył tylko ze złodziejstwa. Gdy zaś Pafnucy, bardzo tém zdziwiony, pytał go czy jednak nie przypomina sobie jakich dobrych swoich uczynków, odpowiedział mu, że chyba to tylko że raz uchronił od zniewagi dziewicę poświęconą Bogu, którą rabusie jego wspólnicy, wraz z nim napotkali byli w lesie, i że także gdy się trudnił owém swojém niegodziwém rzemiosłem, spotkawszy kobietę chorą i w wielkiéj nędzy będącą, zaniósł ją do domu i hojnie jałmużną zaopatrzył. Wtedy Święty opowiedział mu swoje widzenie, i biorąc z tego pochop do zbawiennéj nauki, rzekł: „Kiedy pomimo takiego życia jakie wiodłeś i wiedziesz, jednak w oczach Boga porównany jesteś ze mną który na puszczy już długie lata pokutuję, miarkuj jak Pan Bóg jest miłosierny, i staraj się lepiéj Mu służyć.” Po tych kilku słowach, ów grajek taką przejęty został skruchą i takiém pragnieniem służenia Panu Bogu jak najlepiéj, że w tejże chwili udał się z Pafnucym do jego klasztoru, i stał się bardzo świątobliwym pustelnikiem. Po kilku zaś latach ostréj pokuty, umierając słyszał śpiewy Aniołów którzy przyszli po jego duszę. Zupełnie w podobny sposób, użył był Pan Bóg Pafnucego do nawrócenia i innego także człowieka: bogatego mieszkańca jednego z miast Egipskich, który wiódł życie bardzo światowe, i z którym w powtórném widzeniu jakie miał, Anioł znowu go porównał. Pafnucy zapoznał się z nim, i po pierwszéj rozmowie skłonił go do wstąpienia do klasztoru.

Owóż tym sposobem i wielu innych pozyskiwał on Panu Bogu. Lecz najcudowniejsze nawrócenie do którego Pan Bóg, tego sługę Swojego użył, było świętéj Taidy, któréj taka jest historya.

· · ·

Taida była córką bardzo zamożnych mieszkańców jednego z większych miast w Egipcie. Matka jéj, kobieta zepsutych obyczajów, i córkę swoję najgorzéj wychowała, chociaż obie były chrześcijankami. Taida, skoro do lat młodéj dziewicy doszła, oddała się namiętnie uciechom światowym, i w krótkim czasie strwoniła cały swój majątek. Przyzwyczajona do zbytków, a niemogąc już ich sobie dostarczyć, oddała się ostatniéj rozpuście, tak dla zysku jaki dla dogodzenia rozpasanym w niéj od dzieciństwa chuciom. Że przy tém była nadzwyczaj powabnéj urody i starannie wykształcona, stała się najsłyniejszą w całym Egipcie nierządnicą, w któréj domu, wielka liczba nieszczęśliwych dusz przez nią do grzechu przywiedzionych, gubiła się na wieki. Niekiedy nawet w jéj oczach, nikczemni jéj zwolennicy, przyszedłszy do walki, na śmierć się zabijali, co jeszcze powszechniejszego przydawało rozgłosu przed zepsutym światem, téj nieszezęsnéj kobiecie. Że zaś była chrześcijanką, i wszyscy o tém wiedzieli, była z tego powodu wielkim dla pogan zgorszeniem i wszyscy wierni srodze nad tém ubolewali. Co większa, wśród tak ostatecznego zapomnienia, Taida nie straciła była wiary, i nawet uważano że każde wspomnienie o Bogu, o strasznych sądach Jego, o wieczności, silne na niéj wywierało wrażenie, mieszało ją i o smutek przyprawiało. Pomimo jednak tego trwała w swoich nierządach.

Gorliwsi i pobożniejsi chrześcijanie z miasta w którém piekielny dom téj nieszczęanéj istoty znajdował się, słysząc o szczególnym darze nawracania grzeszników, jaki posiadał święty Pafnucy, którego puszcza niezbyt ztamtąd była odległą, udali się do niego, przedstawiając opłakany stan duszy téj biednéj kobiety, i zgorszenie jakie daje będąc chrześcijanką. Święty, serdecznie nad tém zabolał, a po kilku dniach spędzonych na modlitwie, w któréj prosił Pana Boga o nawrócenie Taiey, w następujący sposób wziął się do tego. Przebrał się w suknie zamożnego człowieka świeckiego, wziął nawet z sobą znaczne pieniądze, i udał się do jéj mieszkania, jakby był z liczby tych których ons do grzechu przywodziła. — Taida zaprowadziła go do osobnego pokoju, lecz Pafnucy powiedział jéj że chce aby wybrała pokój ciemniejszy. Poszli więć do innego, a Święty rzekł, że i ten nie jest dość ciemnym, gdyż on chciałby takiego w którymby go Pan Bóg nie widział: „Takiego miejsca nie znajdziesz nigdzie” rzekła Taida, już na wspomnienie o Bogu zmieszana. — „Gdy więc wiesz o tém, powiedział do niéj święty Pafnucy i w to wierzysz, jakże śmiesz tak ciężko grzeszyć i drugich do grzechu przywodzić, kiedy nie wątpisz o tém że to wszystko widzi Pan Bóg, przed którego sądem staniesz prędzéj lub późniéj.” Te kilka słów, w tejże chwili zmieniło Taidę: łaska Boża ją oświeciła i tak skutecznie ją dotknęła, że padając do nóg Pafnucego i domyślając się kim on jest: „Ojcze mój, rzekła rozpływając się we łzach, naznacz mi jaką chcesz pokutę, spełnię ją najwierniéj; bo mam nadzieję że przez twoje zasługi i za Twoją modlitwą, u miłosierdzia Bożego otrzymam odpuszczenie. Proszę cię tylko o trzy godziny zwłoki, abym zanim świat opuszczę sprawy majątkowe załatwić mogła. Potém udam się gdzie mi rozkażesz, i spełnię co przepiszesz.” Pafnucy wskazał jéj klasztor do którego ma się udać, i wrócił na swoję puszczę.

Taida zebrała wszystkie swoje bogate sprzęty domowe: stroje, brylanty, perły, tyftyki i srebra, co wszystko nabyła grzeszném życiem swojém, a co wynosiło czterdzieści funtów złota, według ówczesnéj wartości pieniędzy stanowiących ogromny majątek. Kosztowności te zgromadziła w jednę kupę na głównym placu miasta, i podpaliła. A gdy wiele osób zbiegło się na widok tak nadzwyczajny, wołała głośno: „Patrzcie wszyscy, patrzcie wy szczególnie którzyście byli wspólnikami moich zbrodni, jak ogniem niszczę to, za co i mnie i was czekają ognie piekielne, jeśli pokutować nie będziemy.”

Potém zaś czynie, przez który, jak była dotąd jawną grzesznicą, tak jawną uczyniła pokutę, udała się do klasztoru wskazanego przez Pafnucego, który i sam tam przybył, aby uprosić zakonnice żeby ją przyjęły. Święte te dziewice zgodziły się na to bez wahania, gdy domagał się tego tak powszechnie znany z wielkiéj świątobliwości Opat jakim był Pafnucy. On zaś zamknął Taidę w małéj odosobnionéj celi, w któréj miała pozostawać do śmierci, drzwi zamurował ołowiem, pozostawiając tylko mały w nich otwór, przez który jedna z zakonnic podawać by jéj mogła codziennie trochę chleba i wody. Gdy Pafnucy miał odejść rzekła do niego Taida: „Ojcze, naucz mnie jak się mam modlić do Boga.” — „Niegodną stałaś się córko moja, rzekł do niéj Święty, wzywać świętego Imienia Bożego, temi ustami któremi tyleś wszeteczności wyrzekła; niegodnaś nazywać go Panem swoim, gdyś go dotąd tak ciężko i długo znieważała: niegodnaś dawać mu tytuł Ojca, gdyś grzechami twojemi postradała godność Jego córki: lecz pomimo tego nie przestałaś być jego stworzeniem, więc zwracaj się tylko ku Wschodowi i ciągle wołaj: O! Ty któryś mnie stworzył, zmiłuj się nade mną.”

Taida najpokorniéj poddała się wszystkiemu, i jakby w grobie żyjąca, trzy lata już była spędziła na tak ostréj pokucie, kiedy święty Pafnucy trwając na modlitwie, odebrał natchnienie od Boga aby się o niéj dowiedział i zauważał czy nie wypadało trochę zwolnić jéj takowéj. Poszedł więc najprzód do świętego Antoniego Opata, podówczas wszystkiemi pustelnikami na puszczach Tebaidy zarządzającego, aby się od niego dowiedzieć, czy Pan Bóg odpuścił już winy téj wielkiéj grzesznicy. Lecz przyszedłszy do Antoniego, nie wyjawił mu powodu swojego przybycia, prosząc go aby takowy odgadł. Święty Antoni i sam dzień cały przetrwał na modlitwie, i uczniom swoim toż samo rozkazał, dla uproszenia Pana Boga, aby mu odkryć raczył tajemniczy powód przybycia do niego Pafnucego. Pomiędzy temi uczniami był wtedy i święty Paweł przezwany prostakiem, którego modlitwie szczególnie ufał Antoni. Ten modląc się ujrzał w Niebie wspaniałe łoże, a jeszcze niezajęte przez nikogo, i otoczone trzema dziewicami w bieli, przedziwnie jaśniejącemi. Paweł patrząc na to zawołał: „Miejsce tak świetne w Niebie, chyba dla naszego świętego ojca Antoniego jest przeznaczoném.” — „Nie, odpowiedział mu głos z Nieba, jestto miejsce dla Taidy nierządnicy.” Nazajutrz Paweł zdał sprawę z tego widzenia świętemu Antoniemu, o czém dowiedziawszy się Pafnucy, wniósł że Pan Bóg już odpuścił Taidzie grzechy, i poszedł do niéj oznajmić jéj o tém, a oraz aby ją już z celki wypuścić. Lecz Święta, prosiła go aby ją w tym grobie, jakto miał zamiar z początku, do śmierci zostawił, mówiąc iż się czuje niegodną przestawania ze świętemi dziewicami w tym klasztorze mieszkającemi, i przydała: „Przez całe te trzy lata ciąglem miała na pamięci grzechy moje, i gorzko je opłakiwałam.” — „Dlatego téż córko moja, odpuścił ci je Pan Bóg,” odrzekł Pafnucy i z celki ją wyprowadził.

Święta nie długo już potém żyła: we dwa bowiem tygodnie po złączeniu się jéj z siostrami zakonnemi, powołał ją Pan Bóg do Siebie, widząc do Nieba dojrzałą. W kościele wschodnim, święto jéj obchodzą 8 Października.

Pożytek duchowny

Święta Taida, pojednawszy się z Bogiem, przez dlugie lata nie spuszczała ani na chwilę z pamięci przeszłych grzechów swoich i nad niemi płakała. Chcesz-li zapewnić sobie odpuszczenie tych któreś popełnił i ustrzedz się nowych, często myśl twoję nad popełnionemi grzechami twojemi zatrzymując, ponawiaj żal za nie i proś Boga aby ci je odpuścił.

Modlitwa

Boże, który nie chcesz śmierci grzesznika, lecz pragniesz aby się nawrócił i żył wiecznie, przez zasługi i pośrednictwo świętéj Taidy, prosimy pokornie, daj nam przeszłych grzechów naszych żywą chować pamięć, abyśmy ciągle za nie skruszeni, tém łatwiéj za łaską Twoją nowych się ustrzegli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1099–1102.

Tags: św Pafnucy św Taida „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik św Antoni nawrócenie
2020-12-19

Św. Tymoteusza i św. Maury żony jego

Żyli około roku Pańskiego 304.

(Żywot ich był napisany przez Metafrasta.)

Święty Tymoteusz przyszedł na świat w Perapie, niewielkiém miasteczku w Tehaidzie położoném. Biskup miejscowy widząc w nim od lat najmłodszych wzorową pobożność, skłonił go do przyjęcia niższych święceń. Ponieważ według praw Kościoła, ci którzy tylko niższe święcenia mają mogą się żenić, więc Tymoteusz pojął w małżeństwo młodą chrześcijankę, zacną dziewicę, lecz ozięble Panu Bogu służącą.

W trzy tygodnie po ich ślubie, wszczęło się w Tebaidzie prześladowanie wiernych. Przybyły do Perapy Wielkorządca cesarski Aryan kazał wyszukiwać wyznawców Chrystusowych i z tych jednym z pierwszych był uwięziony Tymoteusz. Wielkorządca, zawezwawszy go przed siebie, spytał jakiego jest wyznania i z jakiego stanu. „Jestem chrześcijaninem, odpowiedział mu Tymoteusz, i przy kościele tutejszym jestem Lektorem, to jest do czytania ksiąg świętych przed ludem przeznaczonym.” – „Czy wiadome ci, spytał go znowu Aryan, wyroki cesarskie, wymierzające kary na tych którzy nie oddają czci bożkom naszym?” — „Znam je, odpowiedział Święty, i wiem nawet że ktoby tego uczynić nie chciał, ulegnie śmierci i ciężkim mękom: gotów téż jestem na wszystko, byle Boga mojego nie odstąpić.” – „A czy widzisz, zawołał znowu Wielkorządca, te narzędzia męczeńskie”, i wskazał mu takowe. „Gdy cię wezmą na tortury, przestaniesz tak zuchwale odpowiadać.” — „Widzę te barbarzyńskie narzędzia, odpowiedział Tymoteusz, ale ty czy widzisz Aniołów Boga wszechmogącego, którzy mnie otaczają, aby mi wśród męczarni dodać męstwa.” Po téj odpowiedzi, tyran kazał mu włożyć w uszy długie żelazne trzpienie do czerwoności rozpalone, w skutek czego oczy mu krwią zaszły, i zaślepł. Lecz wśród tak strasznéj męki, głośno dziękował Bogu za łaskę męczeństwa i odmawiał psalmy. Wielkorządca kazał go uwiesić u słupa za nogi, z kamieniem uwiązanym u szyi i z kneblem w ustach, aby nie przemawiał. A gdy i po tak barbarzyńskiéj katuszy, nie mógł wymódz na nim oddania czci bożkom, dowiedziawszy się że niedawno się ożenił, posłał po jego żonę, wnosząc że przez nią prędzéj go do tego przywiedzie.

Gdy nadeszła powiedział jéj, że jeśli nie skłoni Tymoteusza do złożenia ofiary bożkom, poniesie on śmierć nieochybnie, i dla tego radzi jéj, aby się ubrała jak najwykwintniéj i olejami wonnemi namaściła, jakto było wówczas zwyczajem, aby tym sposobem prędzéj do serca męża trafiła. Maura, która była młodą kobietą słabéj jeszcze wiary, a namiętnie kochała męża, usłuchała téj rady. Wpuszczono ją tedy do więzienia Tymoteusza, któremu rzuciwszy się do nóg, prosiła go i zaklinała na miłość Jaką miał dla niéj, aby dla uratowania sobie życia, pozornie oddał cześć bożkom. Tymoteusz odsunął się od niéj, mówiąc, iż znieść nie może zapachów które od niéj wychodziły, dając jéj przez to poznać, jak nie właściwie w takiéj chwili przystroiła się w ten sposób. Gdy zaś ona nie przestawała nalegać: „Mauro, rzekł do niéj z wielką powagą chociaż bardzo rozrzewniony; czy ja słyszę chrześcijankę czy pogankę? Cóż się stało z tobą? gdzie się podziała wiara święta, w któréj wychowaną byłaś? Zamiast żebyś mnie zachęcała do przeniesienia dla Chrystusa cierpień chwilowych, po których czeka mnie wieczne szczęście, ty ośmielasz się namawiać, abym za krótkie życie dostał się na wieczne męki. Czyż na to mnie miłujesz abyś mnie zgubiła, i na to stałaś się moją małżonką, aby mnie kusić? Jesteś chrześcijanką jak i ja chrześcijaninem jestem, bądź więc podobnież wierną Chrystusowi.”

Gdy tak Tymoteusz przemawiał, Pan Bóg łaską swoją serce Maury dotknął. W tejże chwili inna się z niéj zrobiła kobieta: „Przebacz mi, zawołała, mężu najdroższy, przebacz mi moję bezbożność, nikczemność i małoduszność: już nietylko nie nakłaniam cię abyś Wielkorządcy słuchał dla uwolnienia się od mąk które cię jeszcze czekają, lecz owszem proszę cię i błagam, nie odstępuj Chrystusa, chociażby cię w kawałki poszarpano. A i sama za najszczęśliwsząbym się poczytała, gdybym śmiercią za wiarę, odpokutować mogła mój upadek, i wraz z tobą pozyskać koronę męczeńską. Cóż więc mam czynić abym tego dostąpiła?” — „Droga Mauro, odpowiedział jéj na to uradowany Tymoteusz; pociecha jaką mi sprawiasz tém co mówisz, zatarła w mojéj pamięci wszystko com wycierpiał. Dziękujmy Bogu za łaskę którą nam wyrządza, trwajmy stale w Jego wyznaniu; nie ma czasu do stracenia, idź do Wielkorządcy i oświadcz mu że nietylko nie chcesz mnie przywodzić do oddania czci bożkom, lecz i sama gotowa jesteś przenieść największe męki dla Chrystusa.” To przeraziło Maurę: „Nie śmiem tuszyć sobie, rzekła do męża, abym się na to zdobyła; może lepiéj czekać aż mnie powołają przed Aryana.” Lecz święty Tymoteusz nie był tego zdania, przypomniał jéj że nie na siebie samę lecz na łaskę Chrystusa liczyć powinna, pomodlił się z nią, pobłogosławił ją, a Maura poszedłszy do Wielkorządcy, wręcz mu oświadczyła, iż żałuje tego że za radą jego poszła, że jest także chrześcijanką, i gotową na śmierć i na męki za wiarę.

Zdziwiony tém Aryan, według zwyczaju pogan tak nagłą zmianą w Maurze przypisywał sztuce czarnoksięzkiéj Tymoteusza; a chcąc ją od śmierci zachować, rzekł do niéj: „Widoczném jest, że mąż twój jest czarnoksiężnikiem. Posłuchaj więc mojéj rady, i pozostaw go w jego szalonym uporze: już go nic nie upamięta, musi śmierć ponieść; a ty jeżeli oddasz cześć Bogom naszym, wydam cię za mąż za jednego z wodzów wojsk cesarskich, z którym będziesz żyła szczęśliwie, i będziesz jedną z pierwszych pań tego kraju.” Maura odpowiedziała mu na to z oburzeniem, że jeśli męża jéj zamordują, nie będzie ona miała innego oblubieńca jak Chrystusa, w którego królestwie niebieskiém ma nadzieję i sama nie długo połączyć się ze swoim kochanym Tymoteuszem. Aryan wpadł we wściekłość, a widząc ją jeszcze w owych wykwintnych strojach w których poszła była do męża i włosy jéj nadzwyczaj długie i piękne kazał katom obecnym aby je w tejże chwili z głowy jéj oberwali. Podczas téj męki, Święta w głos dziękowała Panu Bogu, że jéj daje sposobność od pokutowania za grzechy, jakie popełniła z upodobaniem pielęgnując włosy dla przypodobania się drugim.

Wtedy tyran bardziéj jeszcze rozgniewany, kazał jéj palce po palcu odcinać, a Maura znowu dziękowała Bogu, spodziewając się, iż przez tę mękę odpokutuje lekkomyślność jakiéj dopuszczała się gdy palców używała głównie do trefienia włosów, i przystrajania nędznego ciała swojego. Aryan kazał ją wrzucić w kocioł wrzącéj wody. Ogień pod kotłem podżegano, lecz Święta jakby najmniejszego nie czuła bolu, prosiła Pana Boga aby ten ukrop obmył jéj duszę ze wszelkich skaz grzechu, i wyszła z kotła żywa i zdrowa. Wielkorządca nadzwyczaj cudem tym był uderzony, który nawet późniéj był głównym powodem jego nawrócenia się i poniesienia męczeństwa za wiarę. Lecz wtedy, daleko jeszcze od tego było. Chciał on wprawdzie świętą Maurę, już po tej katuszy odprawić do domu, lecz inni będący przy nim urzędnicy cesarscy ostrzegli go, że tym sposobem nie spełniłby swego obowiązku, i uzuchwaliłby chrześcijan. Podwoił przeto okrucieństwa: kazał lać na Świętą Męczenniczkę wrzącą siarkę ze smołą. Barbarzyństwo to zgrozą przejęło nawet pogan obecnych, lecz Maura szydziła z téj katuszy, jakby jéj wcale nie czuła. Wtedy Aryan wydał wyrok, aby oboje tych Świętych małżonków rozpięto na krzyżu i pozostawiono na nim aż skonają, chyba że nakoniec skłonią się do oddania czci bożkom.

Gdy ich na miejsce ukrzyżowania prowadzili, matka świętéj Maury, którą ona nadzwyczaj kochała, przebiwszy się przez tłumy pogan otaczających Świętych, i w chwili gdy już byli blizko krzyżów, z wielkim płaczem rzuciła się na szyję córki. Wszystkich ten widok rozczulił, a i sama Maura nadzwyczaj wzruszona, wyrwała się z objęć matki, pobiegła do krzyża i przyczepiła się do niego, prosząc Pana Jezusa aby ją nie pozbawiał szczęścia poniesienia tegoż rodzaju śmierci, jaką On z miłości ku ludziom, ponieść raczył.

Przystąpili nakoniec kaci do ukrzyżowania, i z rozkazu tyrana uczynili to w ten sposób aby Święci dłużéj żyć mogli, a przez to dłużej wystawieni na tak ciężką próbę, skłonili się wreszcie do oddania czci bogom. Rozpięci na krzyżach obok stojących, pozostawali na nich przez dni kilka, a w ciągu téj strasznéj męki razem się modlili, naprzemian psalmy głośno odmawiali i jedno drugiemu dodawało ducha.

Przed samém ich błogosławioném skonaniem, Maura miała widzenie, w którém ujrzała w Niebie tron bardzo wyniesiony, a nad nim koronę dla niéj przeznaczoną, nieco zaś wyżéj drugi takiż tron, z koroną dla jéj męża. Gdy spytała dla czego te dwa trony nie stoją na równi, usłyszała odpowiedź: że ponieważ po Bogu gorliwości to, namowie, przykładowi i modlitwie męża, zawdzięcza ona swoje nawrócenie i swoję wytrwałość, słuszném jest, aby jéj męża wyższa w Niebie spotkała nagroda. Po tém widzeniu, święta Maura ujrzawszy wielu chrześcijan obok jéj krzyża zgromadzonych, przemówiła jeszcze do nich, polecając im wytrwałość w wierze, ufność w łasce Bożéj i aby za nic poczytywali dobra tego świata, byle wiekuistego szczęścia w Niebie dostąpić. Nakoniec, oboje Święci poleciwszy się Panu Bogu, prawie w jednéjże chwili oddali w ręce Jego ducha. Ponieśli śmierć męczeńską dnia 18-go Grudnia, około roku Pańskiego 304. W późniejszych czasach, w Carogrodzie na przedmieściu zwanym Pera, był wspaniały kościoł pod ich wezwaniem zbudowany, z czego wnosić można iż tam ich ciała zostały przeniesione.

Pożytek duchowny

W uderzający i budujący sposób, sprawdziło się na tych świętych Męczennikach to co Pismo Boże zapowiada: że jedno z małżonków gdy jest świątobliwe, i drugie do tego przywieść łatwo może. Bierzcie ztąd naukę i zachętę chrześcijańscy małżonkowie, abyście i przykładem i słowem, jedno drugie do jak najgorliwszéj służby Panu Bogu nakłaniali, i pamiętajcie, że najczęściéj, jeśli które z was ubolewa nad niechrześcijańskiém potępowaniem drugiego, i sobie powinno przypisywać winę, że go nie nawraca.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionych Tymoteusza i Maurę męczenników Twoich, wzajemnym przykładem wytrwałości, w wierze świętéj utwierdzić raczył; spraw prosimy za ich pośrednictwem, abyśmy jedni drugich, i słowem i przykładem do cnoty zachęcając, wszyscy razem w Niebie chwalili Cię na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1093–1095.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 995–996

Czy namawiając męża do porzucenia oporu, nie dopuściła się Maura ciężkiego grzechu? Jej chęci były wprawdzie dobre, gdyż pragnęła ocalić Tymoteusza, ale pozory często mylą. Ten, kto drugiego namawia do grzechu, albo mu daje dobrowolnie i umyślnie do niego sposobność, dopuszcza się zgorszenia. Dopuściła się go Maura, boć przecież jako chrześcijanka powinna była wiedzieć, że nie godzi się jej zabijać męża na duszy, by go ocalić cieleśnie; powinna była wiedzieć, że większa miłość należy się Bogu niż mężowi.

  1. Zgorszenie jest wielkim grzechem. Poświadcza to sam Pan Jezus u święte go Marka, mówiąc: „Biada zgorszycielowi! Kto jednego z tych małych, co we Mnie uwierzyli, zgorszy, temu lepiej by było przywiązać kamień młyński do szyi i wrzucić go w morze”. Gorszyciela nazywa Pan Jezus wprost szatanem. Przebaczył Piotrowi, gdy Go się wyparł, ale uniósł się gniewem przeciw niemu, gdy Go Piotr chciał odwieść od pójścia na mękę do Jerozolimy. Słusznie złajał go gromkimi słowy: „Odstąp ode Mnie, szatanie, gorszysz Mnie!” Jeśli Pan Jezus nazywa szatanem ulubionego Piotra, który z miłości i przywiązania pragnął Go uchronić od śmierci krzyżowej, jakże nazwać takiego, który umyślnie do złego namawia? Każdy gorszyciel, Każdy podżegacz do złego, jest rzeczywiście wrogiem i przeciwnikiem Boga, gdyż stara się przyprawić o wiekuistą zgubę dusze, którym Bóg przelewem swej krwi przenajświętszej chciał zapewnić wieczne szczęście i zbawienie. Często jest on nawet gorszy od szatana, bo swą złość stara się okryć płaszczykiem cnoty i uczciwości.
    1. Iluż mamy gorszycieli i jak częste jest zgorszenie! Iluż mamy takich, którzy plugawymi i bezwstydnymi słowy, blużnierstwami i bezbożnością starają się szerzyć zgorszenie? Okazują oni swoje moralne zepsucie ubiorem, szerzą książki polecające rozpustę i wszeteczeństwo, wieszają po ścianach obrazy wywołujące rumieniec wstydu na licach i otwierają swe domy pijakom, szulerom, bezbożnikom i szydercom z wiary i religii. Zgorszenie sieją przełożeni, którzy zamykają oczy na nadużycia podwładnych, zgorszenie sieją rodzice ślepi na wady i zdrożności dzieci, nauczyciele zbyt pobłażający uczniom. Jak mało mamy naśladowców Tymoteusza, a jak wielu naśladowców Maury, która przynajmniej swym dalszym postępowaniem i męczeńską śmiercią powetowała wyrządzone zło!
Tags: św Tymoteusz i św Maura „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik małżeństwo męstwo Krzyż zgorszenie
2020-12-18

Święto Oczekiwania Rozwiązania Najświętszéj Maryi Panny

Ustanowione zostało około roku Pańskiego 656.

(Znaczenie tego Święta)

Święto oczekiwania błogosławionego rozwiązania przenajświętszéj Maryi Panny, jest niejako Świętem tak dawném jak świat. Od chwili bowiem w któréj Pan Bóg przyrzekł pierwszym naszym rodzicom Zbawiciela, ludzie bezustannie Go oczekiwali, spodziewali się, wyglądali i wypraszali u Pana Boga. Stary Testament co karta niemal wspomina o tych pragnieniach i o tych nadziejach, a wszystkie proroctwa zapowiadają przyjście „Pożądanego przez wszystkie narody” 1. To najcudowniejsze Boskie dzieło, które wszyscy prorocy Starego zakonu widzą w przyszłości mniéj lub więcéj odległéj, zwraca na siebie ich główną uwagę, wyglądają oni chwili pojawienia się Odkupiciela z takiém upragnieniem, jak według wyrażenia Psalmów Dawidowych „pragnie jeleń do źródeł wodnych” 2. „Błogosławiony będę, powiada stary Tobiasz żyjący na lat siedemset przed Chrystusem Panem, jeśli szczątek nasienia mojego będzie patrzał na świetność miasta Jeruzalem” 3. Patryarcha Jakób nazywał Zbawiciela: „Oczekiwaniem narodów i pożądaniem wzgórzów wiekuistych” 4; a prorok Ageusz: „Pożądaniem wszech narodów” 5 które to pożądanie Izajasz tak wyraża: „Spuśćcie niebiosa rosę z wierzchu, a obłoki niech spuszczą z deszczem sprawiedliwego; niech się roztworzy ziemia, i zrodzi Zbawiciela”; i znowu już do Niego samego odzywając się woła: „Obyś rozdarł Niebiosa i zstąpił” 6.

Owóż, w dniu to właśnie którego dziś obchodzi się pamiątka, już się miało spełnić to odwieczne całego rodzaju ludzkiego upragnienie, i słusznie pisze Gerson, że Święto oczekiwania blizkiego już rozwiązania Boga rodzicielki jest uroczystością nad uroczystościami. „Dziś powiada ten znakomity pisarz kościelny, spełniły się pragnienia wszystkich Proroków; dziś jest najpierwsze i główne święto całéj przenajświętszéj Trójcy„ 7.

Od święta téż dzisiejszego aż do uroczystości Bożego Narodzenia, Kościół w pacierzach kanonicznych, umieszcza Antyfony zaczynające się od wykrzyknika O! a które są gorącemi, i jakby strzelistemi modlitwami, powtarzającemi słowa Pisma Bożego przez które prorocy Duchem Świętym natchnieni, wzywali, wybłagiwali przyjście Syna Bożego na ziemię, używając na to różnych wyrażeń które oznaczały Zbawiciela.

Oto są te Antyfony, przez które Kościół odprawia jakby nowennę do Narodzenia Bożego, rozpoczynając ją od Święta dzisiejszego, aby się przez to przejąć temi uczuciami, z jakiemi i Sama Panna przenajświętsza, gdy się zbliżał czas w którym miała się już stać Matką Bożą, oczekiwała, wyglądała i spragnioną była chwili w któréj ze Swego przeczystego łona wyda światu Zbawiciela:

„O! mądrości! któraś z ust Najwyższego wyszła, dosięgająca silnie od końca do końca wszystkiego, a mocno i łagodnie wszystko rozporządzająca, przybądź wyuczyć nas dróg roztropności.

„O! Adonaj! i wodzu domu Izraela, któryś Mojżeszowi w krzaku ognistym okazał się, a na górze Sinai prawa podałeś, przybądź dla zbawienia nas prawicą Twoją.

„O! Konarze pokolenia Jesse, który stoisz na znak narodom, nad którym zamilkną usta królów, do którego modlić się będą narody; przybądź dla wyzwolenia nas, a nie chciéj już zwlekać.

„O! kluczu Dawidów, i berło domu Izraelskiego, który gdy otwierasz, nikt zamknąć nie może; gdy zamykasz, nikt nie otworzy; przybądź, i wywiedź więźnia z domu niewoli, siedzącego w ciemnościach i cieniach śmierci.

„O! wschodzie! jasności światła wiekuistego i słońce sprawiedliwości, przyjdź i oświeć przebywających w ciemnicy i nocy śmiertelnéj.

„O! królu narodów, i ich pożądańcze! kamieniu węgielny, który wszystko w jedność połączasz; przybądź i zbaw człowieka, któregoś z mułu ziemskiego stworzył.

„O! Emanuelu Królu i Prawodawco nasz! oczekiwanie ludów, i ich odkupicielu, przybądź nas zbawić, Panie Boże nasz.”

Takiemi to tedy, słowy, wziętemi z Proroków świętych, przygotowuje się Kościół do téj najradośniejszéj chwili dla świata całego, jaka się ma obchodzić w uroczystości Bożego Narodzenia już niedalekiéj. A gdy w niéj obchodzić będzie pamiątkę przyjścia na świat Syna Bożego, którego Pismo święte nazywa Słońcem sprawiedliwości 8, w dzisiejszéj uroczystości oczekiwania Rozwiązania przenajświętszéj Maryi Panny, wita w Niéj zorzę tego dnia niebieskiego. O niéj bowiem znowu mówi Pismo Boże: „któraż to jest która idzie jako zorza powstająca” 9, a słowa, te szczególnie stosują się do Maryi w uroczystości w któréj obchodzi się oczekiwanie blizkiego Jéj rozwiązania, w którém właśnie to Słońce sprawiedliwości zejść nareszcie miało.

I w istocie, jak wielkie podobieństwo zachodzi między zorzą a Maryą, jako Matką Zbawiciela, którego Pismo święłe nazywa Słońcem. Zorza, skoro zaświta rozwesela całą naszę biedną ziemię, bo wiemy że w swojém łonie niesie ognisko światła powszechnego, które za chwilę wydając z siebie, stanie się dnia matką. Jest ona matką dziewicą, bo nie traci nic zgoła ze swojéj jasności i czystości rodząc słońce i stając się matką dnia jasnego. I jak Zorza wydając z łona swojego słońce, nietylko nic nie urania ze swojéj jasności, ze swego blasku, ze swojéj nieskazitelności, lecz owszem można powiedzieć że tenże blask swój z początku mniéj silny, po wschodzie słońca na całą ziemię rozciąga do najskrytszych zakątków, promienie tego jakby swego Syna rozwodząc i wszystko niemi rozświecając — tak i Marya, zrodziwszy Słońce sprawiedliwości, źródło wszelkiéj świętości i światłości wiekuistéj, nie straciła nic z blasku Swojéj czystości nieskalanéj wydając na świat Tego, który wszechmocnością Swoją i tym nawet którzy dziewictwo grzechem utracili, umiał je przywracać, jak to pisze święty Ambroży o świętéj Magdalenie.

I daléj oto jak Marya do Zorzy podobna: Jak bowiem jest Ona i córką Boga i Matką Boga, tak i zorza jest i córką słońca, i matką słońca, bo to co sprawia pierwszy brzask dzienny, który jest właśnie zorzą, pochodzi, niby rodzi się od słońca, gdy ono zbliża się do naszéj półkuli ziemskiéj: zorza więc jest w tém znaczeniu córką słońca. Ale jest także i jego matką, bo na niéj, na jéj łonie widzimy wschodzące jakby rodzące się słońce, widzimy z jéj łona wychodzącą jego światłą tarczę. Podobnież i Marya jest córką własnego Syna, i Matką własnego ojca, jeszcze przedziwniejszém i prawdziwszém sposobem niż zorza. Jest najulubieńszą z córek Boga Ojca Przedwiecznego, i Jest przeczystą Matką Boga Syna Ojcu równego. Pięknie téż o tém wyraża się święty Augustyn, tak w osobie Pana Jezusa przemawiając o Maryi: „Jam zdziałał Matkę z któréj miałem się narodzić; Ja sam przygotowałem Sobie drogę którą zstąpić miałem Pomiędzy ludzi: a tak Tę, która jest Matką moją Sam sobie stworzyłem; Syn, Rodzicielkę moję własnemi rękoma ukształtowałem i udoskonaliłem” 10.

Nakoniec Marya, i w tém ma podobieństwo do Zorzy, że tak jak skoro zorza się pojawi wnet i słońce rodzi, i słońca staje się ona matką, tak i Marya skoro się pojawia, skoro o Niéj pierwsza zachodzi wzmianką w Piśmie Bożém, wnet téż tam objawia się jako Matka Syna Bożego. „A Jakób”, mówi najpierwsza z czterech Ewangelii, „zrodził Józefa męża MARY1I Z KTÓREJ SIĘ NARODZIŁ JEZUS” 11. Skoro Pismo Boże wspomniało po raz pierwszy Maryą, wnet ogłasza że jest ona Matką Jezusa. Tylko co zajaśniała zorza, a już słońce wschodzi! Świtanie więc zorzy będące początkiem dnia, jest w istocie jakby obrazem dzisiejszéj właśnie uroczystości oczekiwania Rozwiązania Panny przenajświętszéj. Ona bowiem, jako prawdziwa zorza z któréj przyjściem rozpoczął się wielki dzień łaski, w dniu to którego dziś obchodzi się pamiątka, to jest blizkim téj chwili w któréj miał się z Niéj narodzić Zbawiciel, w całéj swojéj już świetności jaśniała, gdyż jak opiewa Kościół: „Z niejto wkrótce miało narodzić się słońce sprawiedliwości Chrystus Bóg nasz, który znosząc przekleństwo, przyniesie błogosławieństwo, a śmierć pogromiwszy da nam życie wiekuiste” 12. W dniu téż to dzisiejszego święta, w najbliższém już znaczeniu, można odnosić do Maryi wyżéj przytoczone słowa Mędrca Pańskiego: „któraż to jest która idzie jako zorza powstająca”.

W początkach Kościoła, pamiątkę w dzisiejszéj uroczystości święconą obchodzili w sam dzień Zwiastowania, jako tajemnicy w któréj już Słowo Przedwieczne przyjęło było ciało w przeczystém łonie Maryi. Lecz że ta uroczystość, przypada zwykle w Wielkim poście a często w sam Wielki tydzień, więc uważano niewłaściwém, podczas pory poświęconéj wyłącznie rozmyślaniu Męki Pańskiéj i pokucie, zajmować się wesołą pamiątką blizkiego przyjścia Syna Bożego na ziemię. Ustanowiono przeto w tym celu osobne dzisiejsze Święto, i wyznaczono dzień już niedaleki samego Bożego Narodzenia. Uroczystość tę obchodzono najprzód w Hiszpanii, gdzie ją w roku Pańskim 656 ustanowiono na dziesiątym Soborze Toletańskim, a następnie za staraniem świętego Ildefonsa Biskupa tegoż miasta, upowszechniła się ona w całym Kościele.

Pożytek duchowny

Wchodząc w ducha dzisiejszéj uroczystości, powtórz z całego serca te słowa świętego Ildefonsa Biskupa, któremi on kazanie swoje na dzisiejsze święto kończy: „Ten którego masz wkrótce wydać na świat o Maryo! będzie Synem Bożym, i będzie Wielkim, będzie Bogiem mocy, Królem wszystkich wieków. Ztąd téż Tyś jest najbłogosławieńsza ze wszystkich niewiast, jedna ze wszystkich matek Matka Dziewica, Pani pomiędzy wszystkiemi które są tylko służebnicami, Królowa pomiędzy siostrami. Wszystkie odtąd pokolenia błogosławioną zwać Cię będą, a mocy niebieskie podziwiać i głosić nie przestaną Twoich przywilejów którym i my cześć najgłębszą oddajemy.”

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś w przeczystym żywocie błogosławionéj Maryi Panny, w zwiastowaniu Jéj o tém przez Anioła, w ciało ludzkie Słowo Twoje przyoblec raczył; spraw pokornie prosimy, abyśmy wyznając ją prawdziwą Boga Rodzicielką, Jéj téż miłościwém pośrednictwem za nami do Ciebie, wspomożeni byli. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1093–1095.

Footnotes:

1

Age II. 8.

2

Psalm LI. 2.

3

Tob. XIII. 20.

4

Gen. XLIX. 10. 26.

5

Age. IL. 8.

6

Iza. XXV. 8. LXIV.

7

Ger. Ser. de B. N.

8

Psalm LXXIII. 16.

9

Pieś. VI. 9.

10

S Aug. contra hac tom 5 ap.

11

Mat. I. 16.

12

Antyf. do Magnif: w święto Narodz. M. B

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Adwent Wielkie Antyfony św Maria Magdalena czystość św Ildefons z Toledo
2020-12-17

Św. Łazarza, Biskupa Męczennika

Żył około roku Pańskiego 76.

(Żywot jego wyjęty jest z Pisma Bożego i z historyi Kościoła Marsylskiego.)

Święty Łazarz, podniesiony do najwyższéj jaka spotkać może człowieka godności przyjaciela Pana Jezusa, gdyż Sam Zbawiciel mówiąc o nim powiedział: „Łazarz przyjaciel nasz”, i którego miłował Chrystus w sposób tak szczególny, że gdy o nim drudzy wspominali przed Nim używali tego wyrażenia: „Oto którego miłujesz”, 1 — święty Łazarz był rodem z Betanii, małego miasteczka w okolicach Jerozolimy położonego, a które należało do jego zamożnéj i znakomitéj rodziny. Ojciec jego nazwiskiem Syr, a Matka Eucharya mieli troje dzieci: tego syna który był najstarszym i dwie córki Martę i Maryą Magdalenę. Po śmierci rodziców, gdy się podzielili wielkiemi dobrami które po nich pozostały, Marya dostała dobra zwane Magdalon położone w Galilei, a Łazarz i Marta Betanią gdzie w zamku swoim oboje osiedli.

Święty Łazarz, od lat najmłodszych odznaczał się najprzykładniejszém postępowaniem i nieposzlakowanemi obyczajami, ściśle przytém zachowując prawa Starego Zakonu. Można téż było do niego zastosować pochwałę jaką Pan Jezus oddawał Natanaelowi mówiąc: „Oto prawdziwy Izraelczyk, w którym niemasz zdrady” 2. Skoro dowiedział się o przyjściu już Zbawiciela na ziemię, szukał Go, a jak tylko ujrzał, w téjże chwili stał się Jego uczniem nieodstępnym. Owszem, tak dalece to wszystko co słyszał od Chrystusa Pana brał do serca, tak wiernie współdziałał z każdą łaską którą od Syna Bożego odbierał, że za to właśnie otrzymując ich coraz więcéj, stał się godnym szczególnéj miłości Pana Jezusa. Z tego także powodu, ile razy Pan nasz przechodził blizko zamku Betanii, odwiedzał w nim swojego świętego ulubieńca, i nawet tam zwykle najdłużéj przemieszkiwał. Każąc w tych okolicach do świętego Łazarza zawsze przychodził na przyjęcie posiłku, i także w jego zamku nocował.

Kiedy na początku trzydziestego trzeciego roku życia Swojego Chrystus Pan, chroniąc się od Żydów, którzy już czyhali na Jego osobę, przeszedł na drugą stronę Jordanu i znajdował się w dość odległéj od Betanii okolicy, święty Łazarz w zamku swoim śmiertelnie zachorował i umarł. Wtedy, Pan Jezus przybywszy do Betanii, wskrzesił go, co Ewangelia świętego Jana tak to nam opowiada:

I był pewien chory Łazarz w Betanii miasteczku Marty i Maryi sióstr jego. A Marya była to ta, która namaszczała Pana maścią, i otarła była nogi Jego włosami swojemi, kiedy nawróciwszy się, przyszła była do Zbawiciela, na uczcie u Szymona trędowatego obecnego. Te więc siostry chorego Łazarza, posłały do Pana Jezusa, i kazały mu powiedzieć: „Panie oto którego miłujesz choruje.” Co Pan Jezus usłyszawszy rzekł: „Choroba ta nie jest na śmierć ale dla chwały Bożéj, aby Syn Boży był uwielbion przez nią”. 3 Jezus wielce miłował Martę i siostrę jéj Maryą i Łazarza, lecz pomimo tego że się dowiedział iż choruje, przez dwa dni pozostał jeszcze na tém miejscu gdzie wtedy przebywał, i po ich dopiéro upływie, rzekł do uczniów: „Teraz idźmy do żydowskiéj ziemi,” na co odpowiedzieli Mu uczniowie: „Panie niedawno Żydzi chcieli Cię tam ukamienować, dla czegoż chcesz znowu wystawiać się na to?” — „Łazarz przyjaciel nasz śpi, odrzekł Pan Jezus, a więc pójdę abym go ze snu obudził.” Na co znowu uczniowie: „Panie jeśli śpi, więc będzie zdrów.” Nie rozumieli bowiem że Zbawiciel mówił im nie o śnie, lecz o śmierci jego. Wtedy Pan Jezus powiedział im wyraźnie, iż idzie do Betanii dla tego iż Łazarz umarł, i przydał: „Rad jestem żem śmierci jego nie był obecny, abyście gdy go wskrzeszę, widząc ten cud wielki, tém lepiéj się utwierdzili w wierze: idźmy przeto do niego.”

Jakoż, gdy do Betanii przybył Zbawiciel, nietylko nie zastał już przy życiu świętego Łazarza, lecz nawet znalazł go od czterech dni w grobie złożonego. Ponieważ Betania była blizko Jerozolimy, bo nie daléj jak o piętnaście stai, z miasta tego wielu Żydów przyszło do Marty i Maryi, aby je pocieszać po stracie ich brata. Tymczasem nadchodził i Pan Jezus, o którego zbliżeniu skoro dowiedziała się Marta, pozostawiając siostrę w domu, wybiegła naprzeciw Zbawiciela i rzekła do Niego jakby z pokornym wyrzutem: „Panie, gdybyś tu był obecny przy chorobie brata mojego, byłby on nie umarł.” A nie śmiejąc wyraźnie prosić aby go wskrzesił, przydała jakby przymawiając się oto: „Lecz wiem że o cokolwiek poprosisz Boga, Bóg Ci tego nie odmówi.” — „Zmartwychwstanie brat twój, powiedział jéj na to Pan Jezus,” a Marta odpowiedziała: „Wiem iż zmartwychwstanie, w dzień ostateczny, gdy wszyscy z grobu powstaną” i zatrzymała się więcéj nie śmiejąc mówić, chociaż jéj chodziło o to aby Pan Jezus jéj brata zaraz do życia przywołał. Na to odpowiedział jéj Zbawieiel: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł żyć będzie, a wszelki który żyje a wierzy we mnie nie umrze na wieki 4. Wszak wierzysz temu?” — „Wierzę Panie, odrzekła Marta, bo wierzę żeś Ty jest Chrystus Syn Boży, który na ten świat wstąpiłeś.” I to rzekłszy pobiegła co prędzéj do domu i oznajmiła Maryi siostrze swojéj o przyjściu Zbawiciela. Lecz niechcąc aby o tém wszyscy wiedzieli, powiedziała do niéj pocichu: „Przyszedł Mistrz nasz i woła cię,” co Marya usłyszawszy poszła co prędzéj do Pana Jezusa który jeszcze był wtedy za miasteczkiem, w miejscu gdzie go Marta spotkała. Ujrzawszy to ci którzy przybyli odwiedzić tę strapioną rodzinę, sądząc iż Marya tak nagle wyszła aby pójść na grób Łazarza i nad nim płakać, poszli za nią co prędzéj, aby jéj nie dozwolić w zbytnich tam rozwodzić się żalach. Lecz ona, nie do grobu brata, ale do Pana Jezusa pobiegła, a za nią i wszyscy inni. Gdy ujrzała Pana Jezusa, upadła Mu do nóg, a zlewając je łzami, przywitała go temiż słowy co i Marta mówiąc: „Panie gdybyś tu był, brat mój nie byłby umarł.” I znowu płakała, a wszystkim obecnym wzruszonym tym widokiem także łzy z oczu płynęły. Jezus tedy, gdy ja ujrzał płaczącą, i żydów którzy z nią przyszli płaczących, rozrzewnił się w duchu, wzruszył sam Siebie i rzekł: „gdzieście go złożyłi? Odpowiedzieli: „Panie, pójdź a oglądaj” a wtedy i Sam Pan Jezus tak rzewnie zapłakał że obecni ujrzawszy to zawołali: „Otóż jak go miłował” 5. Następnie poszedł do grobu który był wykuty w jaskini i ciężką płytą kamienia zamknięty, i rzekł: „Odejmijcie kamień.” Lecz Marta, obawiając się aby widok trupa czterodniowego, nie zrobił smutnego wrażenia na Boskim jéj Mistrzu, chciała aby wieka nie otwierano, i powiedziała: „Panie ciało jego już zepsute, bo czwarty dzień jak w grobie złożony.” A na to odpowiedział jéj Zbawiciel: „Wszak ci powiedziałem, że jeśli uwierzysz, ujrzysz cud wielki na chwałę Bożą.” Odjęli tedy kamień przywalający grób Łazarza, a Jezus podniosłszy oczy w górę rzekł: „Ojcze dziękuję Tobie żeś mmie wysłuchał”, a potém zawołał głosem wielkim: „Łazarzu wyjdź z grobu” 6. I w téjże chwili Łazarz powstał, mając ręce i nogi związane płachtami a twarz okrytą chustą, bo tak zwykli byli Żydzi chować umarłych. Wtedy Chrystus Pan kazał aby go rozwiązano: co gdy uczynili, zmarły stanął wśród wszystkich żyw i jak najzdrowszy. Widok tego wielkiego cudu, nawrócił prawie wszystkich obecnych tam Żydów, którzy rzucili się do nóg Panu Jezusowi, wyznając Go Synem Bożym i Zbawieielem zapowiedzianym przez proroków. Wieść zaś o tém rozeszła się wkrótce nietylko w Jerozolimie, lecz i po całéj ziemi Żydowskiéj.

Cud ten tém większe wywarł wrażenie, że Łazarz jako jeden z najbogatszych tego kraju panów, powszechnie był znanym, jak również dla wysokich cnót od wszystkich poważanym. Przed kilku dniami, wszędzie z ubolewaniem mówiono o śmierci jego, teraz cudowne jego wskrzeszenie jeszcze się bardziéj rozgłaszało. Z najodleglejszych okolic zbiegali się Żydzi aby patrząc na niego, naocznie przekonać się o tym uderzającym dowodzie przyjścia Zbawiciela na ziemię.

Lecz to właśnie jeszcze większą nienawiść rozbudziło Faryzeuszów i starszych synagogi żydowskiéj, przeciw Panu Jezusowi. Wtedy więc Zbawiciel wydalił się znowu z téj okolicy, i udał się do miasta Efrem; ale na sześć dni przed Swoją męką chcąc być bliżéj Jerozolimy, przyszedł znowu do Betanii, i tam przy uczcie na którą przybyła wielka liczba mieszkańców Jerozolimy, a głównie na to aby widzieć Łazarza wskrzeszonego, znajdował się i on przy Zbawicielu, jako żywy a uderzający dowód, Jego Boskiéj cudotwórności. Żydzi téż postanowili zgładzić go jakimkolwiek sposobem: lecz że wkrótce potém nastąpiła męka i śmierć Pana Jezusa, więc tą swoją szatańską sprawą głównie zajęci, przez pewien czas świętego Łazarza w pokoju zostawili. On tymczasem, nie odstępował już swojego najdroższego Mistrza, a po Wniebowstąpieniu Pańskiém, znajdował się wraz z Apostołami i uczniami w Wieczerniku, kiedy na zgromadzonych tam zstąpił Duch Święty.

Po śmierci świętego Szczepana, pierwszego Męczennika, gdy prawie wszyscy chrześcijanie z Jerozolimy wygnani zostali, święty Łazarz z obydwiema siostrami swojemi, udał się do miasta nadmorskiego Joppy, dziś Żafą zwanego. Lecz Żydzi widząc jak w nim samym tak i w całéj jego rodzinie nietylko najgorliwszych chrześcijan, lecz i tych których Pan Jezus szczególną swoją miłością zaszczycał, postanowili wygnać ich z ziemi Żydowskiéj, a nawet pozbawić ich życia. W tym celu, świętych Łazarza, Martę i Magdalenę, a z nimi i kilka innych osób które najbliższe miały ze Zbawicielem stosunki, wsadzili na wielką łódź nadpsutą, i na niéj bez żagli i wiosła puścili ich na pełne morze, wystawiając, jak sądzili, na śmierć niechybną. Lecz Opatrzność Boska, otoczyła cudowną opieką Swoją tę świętą rodzinę w któréj domu najczęściej przebywał Syn Boży. Na łodzi téj, dopłynęli oni wszyscy najszczęśliwiéj aż do brzegów dawnéj Galii, i wylądowali w mieście Marsylii.

Mieszkańcy téj krainy, obyczajów bardzo łagodnych, jak najgościnniéj przyjęli wędrowców tak cudownie pomiędzy niemi zjawionych, a ci wywdzięczając się im za to zaczęli głosić pomiędzy niemi Ewangelią świętą. Nie napotkali w tém żadnych prawie przeszkód, i w krótkim czasie nietylko w saméj Marsylii, lecz i w całéj téj krainie, wielka liczba pogan Chrzest święty przyjęła. Święty Łazarz, wyświęcony na Biskupa przez Apostołów, zajął się najgorliwiéj założeniem tam kościoła: wyświęcał kapłanów, a gdy szerząca się wiara tego wymagała, osadzał ich na Biskupstwa które zakładał, sam stawszy się pierwszym Biskupem Marsylii. Dokazał w końcu tego że wiele świątyń pogańskich zburzono albo przerobiono na kościoły chrześcijańskie, między któremi najsławniejsza świątynia pogańskiéj bogini Diany zamieniona została na kościół, pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny, i dotąd jest katedrą Biskupią tego miasta.

Trzydzieści lat święty Łazarz rządził tą dyecezyą przez niego założoną, aż za panowania Wespazyana, przysłany przez tego cesarza wielkorządca do Marsylii, począł srodze prześladować wiernych. Zawiadomiony od kapłanów pogańskich, że święty Łazarz był pierwszym który przyniósł tam wiarę chrześcijańską, i że on to ją tak rozkrzewił i ustalił, kazał go stawić przed sobą. Powiedziawszy mu iż wie dokładnie że on jest głównym sprawcą odstępstwa mieszkańców téj krainy od religii którą całe cesarstwo wyznaje, rzekł mu w końcu groźnie: „Albo niezwłocznie oddasz publicznie cześć bogom naszym, albo ulegniesz śmierci, wśród mąk największych.” — „Czci oddawać nie mogę, jak tylko jednemu Bogu prawdziwemu, któremu oddają cześć chrześcijanie, odrzekł na to Święty. Co się zaś tyczy śmierci którą mi grozisz, wiedz o tém, iż najszczęśliwszym będę, gdy ją poniosę za Tego który mi życie przywrócił przed wielu laty gdym już był w grobie, i który na krzyżu raczył umrzeć na to abym żył na wieki.” Wielkorządca widząc w Nim tak mężną stałość, chcąc jak najokrutniejszém z nim obejściem się, przerazić wszystkich chrześcijan, kazał go barbarzyńsko męczyć. Najprzód kazał go zbić żelaznemi knutami tak, że ciało jego jakby jedną wielką stało się raną. Gdy po takiéj katuszy tyran domagał się znowu od świętego Męczennika aby cześć bożkom oddał, a podobną jak wprzódy odebrał od niego odpowiedź, kazał go przywiązać do słupa i przeszyć strzałami, na co sprowadził liczny oddział wojska. Lecz go i wtedy jeszcze Pan Bóg przy życiu zachował, a jak się wyrażają akta jego męczeństwa, każda rana którą wtenczas odebrał, głosiła poganom cudowną moc Boga chrześcijańskiego. Potém, z rozkazu Wielkorządcy, przykładano mu do ciała rozpalone blachy żelazne, ciągle domagając się aby cześć bożkom oddał. Nakoniec sędzia, widząc iż niczém przywieść go do odstępstwa Chrystusa nie może, skazał go na ścięcie. Wyrok ten wykonano, i święty Łazarz poniósł śmierć męczeńską 17 Grudnia roku Pańskiego 76.

Pożytek duchowny

Święty Łazarz, tak szczególnie przez Pana Jezusa umiłowany na ziemi, bez wątpienia ma również wielkie łaski u Niego i w Niebie. Piszą że na jego to prośby Zbawiciel kiedy jeszcze przebywał między ludźmi, dotknął łaską nawrócenia siostrę jego Magdalenę, która z jawnogrzesznicy stała się największą Świętą. Ze szczególną więc ufnością uciekaj się do pośrednictwa świętego Łazarza, tak w potrzebach własnéj duszy jak i tych o których nawrócenie się troszczysz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Łazarza, ulubionego Chrystusowego ucznia, w cztery dni po jego śmierci wskrzeszonego, godnością biskupią i chwałą męczeństwa przyozdobił; daj nam za jego zasługami, z grobu grzechów naszych powstać i życia wiecznego dostąpić. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1089–1092.

Footnotes:

1

Jan. II. 2. 3.

2

Jan I. 47.

3

Jan XI. 4.

4

Jan XI. 25. 26.

5

Jan XI 34. 36.

6

Jan XI. 41. 43.

Tags: św Łazarz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik Ewangelia św Marta św Maria Magdalena
2020-12-16

Św. Euzebiusza, Biskupa Wercelskiego i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 370.

(Żywot jego wyjęty jest z dzieł Suryusza i Kardynała Baroniusza.)

Święty Euzebiusz przyszedł na świat w wieku IV, w Kagliari, stolicy wyspy Sardynii. Ojciec jego za wiarę w więzieniu umarł. Matka imieniem Restytuta owdowiawszy, przeniosła się z dziećmi do Rzymu, kiedy Euzebi był już dorosłym młodzieńcem, lecz jeszcze katechumenem: to jest gotującym się do Chrztu świętego. Zasiadający wtedy na stolicy Apostolskiéj tegoż imienia Papież święty Euzebiusz, miał sobie przez Anioła objawioném, że młodzieniec ten do wielkiéj dojdzie świątobliwości. Sam go chrzcił nadając mu swoje imię, a gdy mu ten sakrament udzielał, widziano duchy niebieskie otaczające neofitę. Od téj chwili nasz Święty, zajaśniał takiemi cnotami, że go wszyscy Aniołem ziemskim nazywali. Święty Sylwester Papież, wyświęcił go na Dyakona, a święty Marek jego następca, na kapłana. Papież ten wkrótce potém umarł; a Juliusz I-szy, wyniesiony po nim na stolicę Apostolską, oceniając w Euzebiuszu wysoką jego świątobliwość i gorliwość w obronie wiary świętéj przeciw kacerstwu aryańskiemu szerzącemu się wszędzie podówczas, zrobił go Biskupem Wercelskim w Liguryi, gdzie szczególnie ta herezya panowała.

Na godność tę wyniesiony mąż Boży, do takiéj doszedł świątobliwości, że gdy miewał Mszę świętą, Aniołowie pomagali mu do rozdawania ludowi Komunii, i wtedy śpiewem swoim od wielu słyszanym, kościół napełniali. Woda którą przy Mszy świętéj palce omywał, przywracała wzrok ślepym, oczyszczała trędowatych, i wielu chorych uzdrawiała. Gdy przybył do Wercelii stolicy swojego Biskupstwa, aryanie zatarasowali bramę od miasta, aby mu wejście zamknąć. Euzebi pomodlił się, a brama silnie zabarykadowana cudownie się przed nim otworzyła.

Papież Liberyusz następca świętego Juliusza, wysłał posłów do cesarza Konstancyusza przebywającego naówczas w Galii, aby uzyskać jego względy dla Kościoła, któremu okazywał się nieprzychylnym, wplątany będąc w kacerstwo aryańskie; do grona prałatów przeznaczonych do poselstwa tego przyłączył i świętego Euzebiusza. Za jego téż to głównie wpływem, Cesarz zgodził się na zebranie w Medyolanie Soboru, gdzie sprawa świętego Atanazego Z Aryanami, miała być nanowo rozstrzygniętą. Jakoż, w roku następnym, w mieście tém, Sobór się zgromadził: lecz że na nim cesarz z aryanami przewodził, więc z tego powodu z początku, Euzebi nie chciał do niego należeć. Wszakże późniéj z rozkazu Papieża, wraz z jego Legatami udał się do Medyolanu. Tam gdy przyszło do tego że Biskupi aryańscy, wzywali go do podpisania wyroku potępiającego świętego Atanazego, nietylko tego nie uczynił, lecz wyjąwszy z zanadrza skład wiary soboru Nicejskiego, zażądał aby najprzód wszyscy Biskupi podpisali takowy na dowód swojéj prawowierności. I- o po mianéj przez niego w tym duchu przemowie, większa część Biskupów, już uczynić chciała, kiedy Walencyusz, zagorzały Biskup aryański, święte to pismo podarł w kawałki. Cesarz Konstancyusz rozgniewany z tego powodu, wydał Euzebiego na pastwę aryanom, którzy prześladując go w różny sposób, a przez najętych złoczyńców ciężko go nawet zbiwszy, w końcu wymogli na cesarzu że go skazał na wygnanie.

Najprzód zawieziony został do miasta Scytopolis we Frygii. Tam panujący Hrabia Józef, który nawrócony z wyznania żydowskiego był prawowiernym i gorliwym katolikiem, przyjął go ze czcią największą, jako Biskupa prześladowanego za wierność Kościołowi. — Lecz Patrofilus, Biskup tegoż miasta, jeden z najzajadlejszych aryanów, dowiedziawszy się o tém, kazał go potajemnie schwycić, i zamknął go w tak ciasnéj i nizkiéj izdebce, że stać w niéj wyprostowany nie mógł, ani wyciągnąć się leżący. Kazał mu jednak zanosić potrawy z własnego stołu, lecz to w tym celu jedynie aby mógł głosić że Euzebi jest z nim, chociaż aryanem, w stosunkach i jedności. Święty przez dni kilka żadnego nie brał posiłku, żeby przez to nie dać pozoru że z kacerzem trzyma. Wycierpiał przeto wiele od głodu, a i najdotkliwszych obelg mu tam nie szczędzili. Wszakże Patrofilus, obawiając się aby tam nie umarł ze sławą Męczennika, widząc iż z jego stołu potraw w żaden sposób przyjmować nie chce, kazał mu je zanosić od innych osób.

Po pewnym czasie wywiódł go z téj ciemnicy i kazał zaprowadzić najprzód do Kapadocyi a potém do Egiptu. Wtedyto, doznał ten święty Biskup różnego rodzaju mąk, jakie mu zadawali jużto morząc go głodem, już pędząc bez miłosierdzia pieszo gdy ci co mu do straży przydani byli konno jechali; co wszystko kilka razy ledwo go o śmierć nie przyprawiło. Znosił to mąż Boży nietylko cierpliwie, lecz i ze świętém weselem, a szczęśliwy że za Chrystusa cierpi, cieszył się nadzieją że wkrótce kacerze przestaną tak przemożnie wichrzyć Kościołem.

Jakoż, doczekał się tego. Po śmierci Konstancyusza, w roku Pańskim 361 zaszłéj, Julian krewny jego, na tron wstąpiwszy, przywołał z wygnania wszystkich Biskupów, a pomiędzy nimi i Euzebiego. Nie zaraz jednak wrócił on do swojéj stolicy, gdyż Papież znając jego gorliwość w zwalczaniu kacerzy, którzy szczególnie na Wschodzie rozwielmożnili się byli, zamianował go swoim Legatem w téj części cesarstwa. Wtedy Euzebiusz udał się najprzód do Aleksandryi, aby się widzieć ze świętym Atanazym Biskupem tego miasta, w obronie którego właśnie tyle wycierpiał. Zgromadził tam wraz z nim Sobór prowincyonalny, który go wysłał do wszystkich miast na Wschodzie dla przyjmowania na łono Kościoła prałatów, kleryków i inne osoby, które prześladowanie Konstancyusza wpędziło było w sektę aryańską. Dokonał tego błogosławiony Biskup z najpożądańszym skutkiem i wielkiém zadowoleniem katolików, których wszędzie budował swoją świątobliwością, a kazaniami utwierdził w wierności Kościołowi. Udał się także i do Antyochii, gdzie Kościół rozdzielony był i wichrzony sekciarzami; lecz tam wystawiwszy się tylko na wielkie niebezpieczeństwo grożące jego życiu, nie wielkiemi pożytkami prac swoich mógł się cieszyć, z powodu nietrafności postępowania w tejże sprawie miejscowego Biskupa Paulina.

Przebiegłszy tym sposobem wszystkie Dyecezye na Wschodzie, i przywróciwszy w nich Kościołowi pokój, powrócił do Włoch. Tu znowu, gdzie tylko się pojawił, przywodził aryanów do wyrzeczenia się swoich błędów i jednał ich z Kościołem. Z taką bowiem łagodnością i miłością z nimi postępował, że prawie żaden z tych z którymi się zetknął, nie mógł mu się oprzeć. W Rzymie, Papież go przyjął ze szczególnemi względami i największą łaskawością. Gdy do swojéj stolicy w Wercelii przybył, wierni którzy tłumnie wyszli na jego spotkanie, tak byli uradowani z jego powrotu, że porwawszy go na ręce za miastem, zanieśli do katedry na tron Biskupi.

Pod jego zarządem, odżyła ta Dyecezya i znikły w niéj resztki kacerstwa aryańskiego. Zajął się téż jak najgorliwiéj, aby żadne ślady téj zgubnéj sekty nie pozostały pomiędzy jego Dyecezyanami. Używał na to wszelkich środków. Chcąc rozżywić pomiędzy wiernymi ducha zakonnego, któremu aryanie byli najprzeciwniejsi, sprowadził z Egiptu zakonników, których będąc tam podziwiał świątobliwość, i wybudował im klasztor w Wercelii hojnie go zaopatrzywszy. Co większa: przekonany że nic skuteczniéj nie przemawia do drugich, jak własny przykład, chociaż wtedy już w bardzo podeszłym był wieku, niezrzekając się wcale zarządu swojéj Dyecezyi, owszem zajmując się nim najczynniéj i najgorliwiéj, sam do tego zgromadzenia wstąpił. Większą część nocy spędzał na modlitwie, w postach był ustawiczny, w uczynkach miłosierdzia niezmordowany. Odwiedzał biednych po mieszkaniach, wspierał ich hojnie, a żaden ubogi udający się do niego, nie odchodził nigdy bez pociechy i jałmużny. Wybudował wspaniały kościoł, pod wezwaniem świętego Teonasta Męczennika, i zrobił z niego katedrę Biskupią, którą późniéj jeden z jego następców Albin, przez świętego Hermana Biskupa Angzereńskiego wyświęcił pod wezwaniem świętego Euzebiego. Zpomiędzy znaoznéj liczby kapłanów których miał ciągle przy sobie i którzy byli jego synami duchownymi, wielu wyszło na wielkich sług Bożych, jakoto: święty Dyonizy Biskup Medyolański Męczennik, święty Limeniusz który wstąpił po nim na Biskupstwo Werceleńskie, święty Honorat który mu towarzyszył nieodstępnie na wygnaniu, a który po świętym Limeniuszu zostawszy Biskupem Werceleńskim, usposabiał na śmierć świętego Ambrożego, święty Gaudenty Biskup Nowarry i wielu innych.

Euzebi był bardzo wymowny, a w językach greckim i łacińskim tak biegłym jak mało który z najuczeńszych mężów za jego czasów. Kilka ksiąg Orygenesa najstaranniéj z błędów oczyścił, i na łaciński język przełożył. Będąc na wygnaniu, napisał kilka odezw Biskupich do duchowieństwa i ludu swojéj Dyecezyi, pełnych świętego namaszczenia i głębokiéj nauki. W jednéj z nich opisuje jak go aryanie męczyli, niemogąc wymódz na nim zatwierdzenia swoich błędów. Powiada że razu pewnego obaliwszy go u wierzchu u schodów i porwawszy za nogi, zwlekli aż na dół: „Kacerze, pisze on przy końcu, chlubią się swoją wielką potęga; chciałem téż im dowieść że się jéj nie obawiam, oddając im jak katom ciało moje na pastwę. Przez dni kilka nie oszczędzali mnie wcale, lecz ani słowa z ust moich wydobyć nie mogli.”

Wszakże i po powrócie jego do Wercelii, czyhali oni bezustannie na niego, widząc w nim głównego swojego i na Wschodzie i we Włoszech pogromcę. Wszczynali mu ciągle nowe trudności, z których wychodził zawsze zwycięzko, a ci nieprzyjaciele Chrystusowi porażeni zostawali. Postanowili téż w końcu, pozbyć się go jakimkolwiek sposobem. Podbudzili rokosz w mieście, wśród zamieszania porwali świętego Biskupa z jego mieszkania, potém włócząc go obalonego na ziemię po skalistéj drodze, z czego wiele ciężkich ran poniósł, w końcu domordowali kamieniami. Poniósł śmierć dnia 1-o Sierpnia, roku Pańskiego 371, mając już wtedy lat ośmdziesiąt ośm, i Martyrologium Rzymskie pod dniem dzisiejszym o nim wspominając, nazywa go Męczennikiem. Ciało jego pochowane zostało w kościele świętego Teonasta, przez niego zbudowanym, a gdy w wieku XVI tę katedrę przebudowywano, znaleziono na grobie jego wiersze, opisuiyce jego śmierć męczeńską.

Pożytek duchowny

O! jak ci drogą być powinna wiara święta katolicka, krwią i śmiercią tylu świętych Męczenników ustalona i swierdzona! Dziękuj z całego serca Panu Bogu, że ci dał na łonie jéj narodzić się; lecz pamiętaj że aby w niéj być zbawionym, i uczynki do praw tejże wiary świętéj ściśle i we wszystkiém stosować potrzeba.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nas doroczną uroczystością błogosławionego Euzebiusza rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę Jego przejścia do Nieba, jego tam pośrednictwem za nami cieszyli się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1086–1089.

Tags: św Euzebiusz z Vercelli „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik arianizm św Atanazy
2020-12-15

Św. Malcha, Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 380.

(Żywot jego był napisany przez świętego Hieronima)

Święty Malch żyjący w wieku IV, był rodem z Nizybii prowincyi Syryjskiéj. Oto jak on sam opowiedział historyą życia swojego świętemu Hieronimowi, którą tenże spisał, a którą my tu dosłownie prawie podajemy.

„Rodzice moi, u których byłem Jedynakiem, chcąc się doczekać dalszych potomków, mieli zamiar ożenić mnie gdym do lat doszedł. Powiedziałem im, że postanowiłem zostać pustelnikiem. Ojciec używał najsurowszych środków aby mnie od tego odwieść, a matka najłagodniejszemi tego samego chciała dopiąć. Lecz ja, nieodstępując od mojego zamysłu, opuściłem dom rodzicielski.

Na Wschód udać się nie mogłem, z powodu wojny jaką prowadzili wtedy Rzymianie z Persami; poszedłem więc ku Zachodowi, i przybyłem na puszczę Kalcyjską. Zastawszy tam zgromadzenie pustelników, przyłączyłem się do nich. Wspólnie z nimi pracowałem na utrzymanie życia, a zapatrując się na ich przykłady, ścisłe zachowywałem posty i starałem się wszelkie w sobie namiętności ujarzmić. Przepędziwszy z nimi lat kilka, i dowiedziawszy się że ojciec mój umarł, umyśliłem udać się do matki, aby przy jéj owdowieniu być dla niéj pociechą, po jéj zaś śmierci jednę część majątku rozdać na ubogich, za drugą postawić klasztor, a trzecią zostawić na moje własne utrzymanie. Oznajmiłem to mojemu Opatowi, który mi wręcz powiedział, iż to jest pokusą szatańską, przytaczał wiele przykładów pustelników, którzy się zgubili ulegając takowéj, i nakoniec, gdy widział iż na wszystko głuchy jestem, padł mi do nóg, prosząc i zaklinając abym raz poświęciwszy się na służbę Bogu w pustelniczym zawodzie, już go nie odstępował. Niestety! upór mój i takiemi dowodami jego miłości, przezwyciężyć się nie dał. Pożegnałem się z braćmi, a święty Opat odprowadzając mnie aż za puszczę, ciągle mnie namawiał abym na niéj pozostał, mówiąc: „Owieczka która się oddziela od trzody, każdéj chwili wystawioną jest na pożarcie przez wilka.”

Pomimo tego, puściłem się w drogę, a doszedłszy do gościńca prowadzącego z Berei do Edessy, przyłączyłem się do podróżnych w liczbie siedemdziesięciu idących; gdyż zwykle zbierano się tłumami, aby łatwiéj obronić się od napadających Saracenów. Lecz to nam nie pomogło; wkrótce napadli na nas Izmaelici, i wszystkich zabrali do niewoli. Ja z jedną z kobiet która była z liczby podróżujących, dostałem się w posiadanie pewnego poganina.

Gdy po przebyciu wielkiej pustyni i szerokiéj rzeki, zaprowadził on nas do swego zwykłego mieszkania, przeznaczył mnie do paszenia owiec w polu. Bardzo rad byłem temu, gdyż mnie to uwalniało od stosunków z poganami, i mogłem tam wieść życie jakby na pustyni, zatapiając się w bogomyślności i w różny sposób trapiąc moje ciało. Niedługo wszakże téj pociechy używałem; pan mój zadowolony bardzo z wiernéj mojéj służby, dla wynagrodzenia mnie, jak mówił, chciał abym poślubił tę kobietę która ze mną dostała się do niewoli, a która miała męża, innemu Izmaelicie zaprzedanego. Odpowiedziałem, iż mi się nie godzi jako chrześcijaninowi, żenić się z kobietą która jest żoną innego człowieka. To właściciela mojego w taką złość wprawiło, że porwawszy miecz, byłby mnie nim przebił, gdyby nie to żem w téjże chwili podał rękę téj kobiecie.

Po tak dotkliwém dla mnie wydarzeniu poszedłem z nią do jaskini na wpół rozwalonéj, i tam przepełniony największym smutkiem, widząc jak mnie Bóg karze za opuszczenie pustelniczego życia, oświadczyłem mniemanéj żonie mojéj, że raczéj wolę śmierć męczeńską ponieść, aniżeli poczytywać ją za małżonkę. Do takiéj nawet dochodziłem rozpaczy, że już chciałem przebić się sztyletem, kiedy ona padając mi do nóg rzekła: „Dla czegoż chcesz śmierć sobie zadać byle nie być moim mężem, kiedy i ja wolałabym umrzeć, niż stać się twoją żoną. Niech sobie nasz pan myśli żeśmy małżonkami, a Pan Jezus niech widzi że tylko żyjemy z sobą jak brat z siostrą.” Poszedłem za jéj mądrą radą, a dziedzic nasz myśląc żeśmy się według jego woli zaślubili, przywrócił mi swoje łaski i trzodę powierzył. Znowu więc moje samotne życie na polu, prowadzić zacząłem.

Razu pewnego, gdym był sam wśród pola, żywo stanęli mi na pamięci święci pustelnicy, których towarzystwa dobrowolnie się pozbyłem. Szczególnie przyszedł mi na myśl ten ukochany Opat, który był dla mnie najlepszym ojcem, który z taką troskliwością zajmował się moją duszą, i tak rzewnie ubolewał nad moją ucieczką. Gdym w myślach tych był zatopiony, ujrzałem na małéj ścieżce mnóstwo mrówek, krzątających się około zbierania zapasów żywności na zimę i podziwiałem ich pomysł. Przypomniało mi to, że Salomon przedstawia leniwcom pracowitość mrówki, upominając ich aby ze swojéj gnuśności powstali. Zaczęła mi téż więcéj niż kiedy ciążyć moja niewola, i gorąco zapragnąłem być uczestnikiem tych mrówek duchownych, które po klasztorach i puszczach pracują dla dobra wspólnego, a nic własnego nie mają. Myśli te bardzo mnie zasmuciły, a moja mniemana żona, gdy do niéj wieczorem wróciłem, spostrzegłszy to, spytała mnie o powód. Wyznałem jéj prawdę, a ona podała myśl abyśmy uciekali. Zgodziłem się na to, i poleciwszy jéj aby to w tajemnicy trzymała, ciągle przemyśliwaliśmy jakby ten zamiar do skutku doprowadzić, aż nakoniec wykonaliśmy takowy.

Miałem w trzodzie dwa wielkie kozły. Zabiłem je i odarłem ze skóry, a gdy noc nadeszła, puściliśmy się w drogę i niosąc te skóry doszliśmy do rzeki. Przebyliśmy ją na tychże skórach nadętych puszczając się z biegiem wody, aby przybijając jak najniżej do drugiego brzegu, nie pozostawić najmniejszego po sobie śladu naszemu panu, gdyby nas gonił. Wysiadłszy na brzeg, pędziliśmy co siły, więcéj idąc nocami niż dniem, z obawy aby nas inni poganie nie napadli, a ciągle oglądając się czy nas kto nie goni. Owoż, dnia trzeciego, ujrzeliśmy daleko za nami dwóch ludzi, pędzących na wielkich wielbłądach, a którzy, jak się zdawało, już nas zoczyli. Obawialiśmy się czy to nie jest nasz właściciel, i tak w istocie było. Struchleliśmy od przerażenia, i już nam śmierć stała przed oczyma, gdyż ślady naszych stóp po piasku, dawały mu możność dosięgnięcia nas za chwilę. Głęboka jaskinia, którąśmy ujrzeli przy sobie, posłużyła nam za ukrycie, lecz obawa abyśmy w głąb jéj wszedłszy nie wpadli na jakie dzikie zwierzę któreby nas pożarło, zmusiła nas ukryć się w zagłębieniu tejże jaskini na lewéj stronie będącém, i tam ze drżeniem oczekiwaliśmy losu jaki nas czeka. Mój Boże! jakiéż było nasze przerażenie, kiedy nagle usłyszeliśmy naszego pana zatrzymującego się z jednym ze swoich niewolników przed jaskinią, do któréj ślady nasze go doprowadziły, i gdy temuż niewolnikowi kazał aby nas ztamtąd wywlókł, gdy on sam przez ten czas pilnować będzie wielbłądów. Ten wszedł w jaskinię trzy albo cztery kroki dalej od miejsca w którym byliśmy schowani, lecz nie spostrzegł nas, gdyż przechodząc z dziennego światła do ciemności téj pieczary, znajdował się jakby wśród ciemnéj nocy, my zaś widzieliśmy go z naszéj kryjówki, albowiem na niego zewnątrz padało słońce. Skoro wszedł krzyknął: „Wychodźcie ztąd nędznicy, wychodźcie dzieci śmierci, pan wasz stoi przed jaskinią, i zada wam ją niezwłocznie; boście na nią zasłużyli.” Na hałas ten, lwica ukrywająca się w téj jaskini wyleciała, rzuciła się na niego, w mgnieniu oka udusiła i zawlekła w najciemniejsze miejsce pieczary. Gdy zaś on nie powracał, pan nasz sądząc iż ponieważ nas było dwoje więc mu opór stawiamy, wpadł do jaskini z mieczem w ręku ze wściekłym krzykiem, lecz w tejże chwili lwica i jego poszarpała w kawałki.

Obronił nas więc Pan Bóg od dwóch naszych najstraszniejszych nieprzyjaciół, lecz jeszcze bezpiecznymi nie byliśmy, obawiając się drapieżności lwicy, która nas mogła pożreć jak ich obydwóch pożarła. Nie śmieliśmy się tedy ruszyć, i cała nadzieja nasza wśród tak wielkiego niebezpieczeństwa, była w czystości którąśmy zachowali, i któréj przypisywaliśmy wielkie miłosierdzie Boskie nad nami, gdyż nas od najwyraźniéj grożącej śmierci wybawić już raczył. Jakoż, to miłosierdzie i ostatecznie nas wyratowało; lwica snać sądząc że odkryto jéj legowisko, a obawiając się jakiéj zasadzki, nad rankiem wzięła w paszczę lwiątko i poszła sobie z jaskini, pozostawiając nam w niéj wolne i bezpieczne już miejsce. Czekaliśmy jednak dzień jeszcze cały, obawiając się abyśmy jéj gdzie blizko jéj zwykłéj kryjówki nie spotkali, a wieczorem wyszedłszy, znaleźliśmy wielbłądy, spokojnie dojadające swój obrok. Wsiedliśmy na nie, posiliwszy się trochę z zapasów które na nich były, i po dziesięciu dniach podróży, przybyliśmy do obozu Rzymian, gdzie dowódcy wojska, któremu nas przedstawiono, opowiedzieliśmy wszystko co się nam wydarzyło. Ztamtąd, odesłano nas do Sabijana, Wielkorządcy Mezopotamii. Dostawszy się do tego kraju przedaliśmy wielbłądy, kobietę która ze mną była umieściłem w klasztorze gdzie mieszkały bardzo świątobliwe dziewice, a sam, chociaż dowiedziałem się że mój ukochany Opat już umarł, powróciłem do pustelników, nad którymi on był przełożonym.”

Tak tedy opowiedział swoję historyą święty Malch świętemu Hieronimowi, który przy téj sposobności, następującą zbawienną naukę ten żywot jego zakończa: „Malch będąc już bardzo starym, opowiedział mi to wszystko gdy byłem młodym, a toż samo powtarzam teraz, w podeszłéj będąc i sam starości. Przedstawiam tu duszom miłującym czystość, uderzający przykład téj świętéj cnoty: niech on zachęci i pobudzi wszystkich do jak najwierniejszego jéj zachowania. Powtarzajcie tę historyą waszym potomkom którzy po was przyjdą, aby widzieli że święta cnota czystości, dochowaną być może wśród największych niebezpieczeństw, a za najpewniejszy puklerz służy, jak przeciw okrucieństwu ludzi, tak i przeciw dzikich zwierząt drapieżności, i że prawdziwy sługa Jezusa Chrystusa może być zabitym, lecz nigdy zwyciężonym.”

Święty Hieronim powtarzając dosłownie opowiadanie świętego Malcha, nie przydaje szczegółów jego życia po wyjściu z niewoli. Zdaje się jednak, z tego co pisze ten święty Doktor, że gdy on sam przebywał w Maronii około roku Pańskiego 375, zastał tam błogosławionego Malcha mieszkającego razem ze świątobliwą towarzyszką przygód jego życia. Podeszły już wtedy wiek ich obojga i znane w całym kraju ich dzieje, odwracały wszelkie z tego powodu zgorszenia. Jakoż, znani byli powszechnie z tak wielkiéj świątobliwości, że, jak się wyraża święty Hieronim, wszyscy ich mieli w szczególnéj czci, jakby nowych świętych Zacharyasza i Elżbietę, i w każdéj ciężkiéj potrzebie uciekano się do ich modlitwy. Zdaje się nawet, że święty Malch, umarł w mieście Maronii, gdyż Martyrologium Rzymskie pod dniem 21 Października ogłaszając jego święto, toż miasto wspomina.

Pożytek duchowny

Masz w życiu świętego Malcha, uderzający dowód na jakie niebezpieczeństwa naraża się dusza, gdy powołania swojego odstępując, przeniewierza się Panu Bogu. Wprawdzie, Święty którego żywot czytałeś, wyszedł z takowych zwycięsko, wspierany cudowną łaską Boską Wszakże nie godzi się nikomu narażać się na nie, bo mało kto z nich wychodzi obronną ręką.

Modlitwa.

Boże! któryś błogosławionego Malcha Wyznawcę Twojego, wśród niebezpieczeństw na które naraziła go niestateczność w powołaniu, obronną ręką przeprowadzić raczył; za jego wstawieniem się, spraw miłościwie, abyśmy i w powołaniu naszém byli wytrwali, i od wszelkich niebezpieczeństw duszy i Ciała, zostali uchronieni. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1083–1086.

Tags: św Malch „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik czystość starość powołanie obowiązki stanu
2020-12-14

Św. Spirydona, Biskupa cypryjskiego

Żył około roku Pańskiego 330.

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Spirydyon rodem z wyspy Cypru, przyszedł na świat w drugiéj połowie III wieku. Był synem rodziców bardzo zamożnych, lecz że ich bogactwo stanowiły głównie wielkie trzody owiec, więc młodym chłopaczkiem będąc, sam je pasał w polu. Późniéj starannie wychowany, odznaczał się od lat najmłodszych wielką pobożnością i wielkiém dla biednych miłosierdziem. Pojąwszy za żonę dziewicę podobnież bardzo pobożną, po pierwszéj córeczce jaką mieli, poślubili dozgonną czystość i odtąd jak brat z siostrą żyli. Niezadługo potém straciwszy żonę, Spirydyon odsunął się zupełnie od świata, i oddawał się już tylko bogomyślności, czytaniu ksiąg świętych i miłosiernym uczynkom, a odtéj już pory Pan Bóg obdarzył go łaską czynienia cudów: wielu chorych uzdrowił i wielu opętanych od złego ducha uwolnił.

Młodym był jeszcze, gdy po śmierci biskupa Cypryjskiego na tę godność wyniesiony został. Na pasterstwie zajaśniał i wysokiemi cnotami, i nadzwyczaj licznemi cudami. Zwykle odbywał podróże po swojéj Dyecezyi pieszo, i gospodą stawał u najbiedniejszych ludzi, za co im zawsze wypraszał jakąś szczególną i wielką łaskę Bożą. Raz znajdując się w domu pewnego mieszkańca, który go gościł u siebie, gdy gospodyni z wielką uprzejmością mu usługiwała, odchodząc rzekł do niéj po cichu: „Wyspowiadaj się z grzechu zatajonego, który ci obciąża sumienie.” Jakoż, kobieta ta przez wiele lat świętokradzką spowiedź odbywała. Zdziwiona że święty Biskup to odgadł, poszła zaraz do spowiedzi, i uczyniwszy najdokładniejsze wyznanie, wyszła z niebezpiecznego stanu w jakim zostawała jéj dusza.

Kiedy w Nicei odbywał się Sobór zwołany przez Papieża świętego Sylwestra, na którym kacerstwo Aryusza potępioném zostało, znajdował się na nim i święty Spirydyon. Zgromadziło się tam wtenczas, dla przypatrzenia l się tak poważnemu zgromadzeniu, nietylko 1 wielu uczonych chrześcijan, lecz i kilku najsławniejszych filozofów pogańskich. Między nimi był jeden nadzwyczaj bystrego rozumu, znakomitéj wymowy a tak zręczny i wykrętny w swoich rozumowaniach, że najuczeńsi Biskupi katoliccy wdawszy się z nim w rozprawy, przekonać go o prawdzie nauki chrześcijańskiéj nie mogli. Dowiedziawszy się o tém Spirydyon, poprosił aby z nim samym publicznie filozof ów rozprawił się. Ten zgodził się na to tém chętniéj, że Święty nie uchodził wcale za uczonego i biegłego w rozprawach. Gdy do takowéj przyszło, Spirydyon w najprostszych słowach streścił filozofowi całą naukę chrześcijańską o przenajświętszéj Trójcy, o Wcieleniu Syna Bożego, o życiu, śmierci i zmartwychwstaniu Pana Jezusa, i potém rzekł do niego: „Oto jest wyznanie wiary chrześcijańskiéj: teraz zrób wyznanie tego w co ty wierzysz. Na co mędrzec pogański, z razu zmieszany, a w tejże chwili łaską Boską oświecony, odpowiedział: „Wierzę w to co ty wierzysz, i wyznaję żeś powiedział prawdę”, a potém zwracając się do innych filozofów swoich towarzyszy, zdziwionych taką nagłą w nim przemianą, rzekł do nich: „Gdy rozprawiano ze mną używając ns przekonanie mnie słów wymownych, i rozumowań czysto ludzkich, odpierałem wymowa wymowę, i naprzeciw rozumowaniom ludzkim, stawiałem ludzkie rozumowanie. Lecz gdy moc Boża przemówiła do mnie przez usta sługi Swojego, wymowa i rozumowanie ludzkie oprzeć się jéj nie mogły.” Nawrócił się tedy i o Chrzest święty prosił.

Podczas gdy Spirydyon był na tym Soborze, gdzie wiele i innych cudów uczynił, umarła na Cyprze córka jego Irena, wielkiéj świątobliwości dziewica. Po powrócie ojea do Dyecezyi, przybyła do niego pewna kobieta, wielce zasmucona, z powodu iż córce jego powierzyła była do schowania nadzwyczaj kosztowny dyament, lecz takowego od niéj przed śmiercią nie odebrała i nie miała czasu dowiedzieć się gdzie był schowany. Spirydyon przetrząsł całe mieszkanie córki, a nieznalązłszy klejnotu, w towarzystwie kilku osób poszedł na grób jéj i rzekł: „Ireno córko moja, gdzieś schowała klejnot który ta kobieta powierzyła straży twojéj?” Dziewica odpowiedziała na to jakby żywą była: „złożyłam go na tém i na tém miejscu, i takowe wymieniła, i tam go mój ojcze znajdziesz.” – Spoczywaj więc w spokoju córko moja, odpowiedział ojciec, aż cię Pan w dzień sądu obudzi, aby cię wskrzesić z innemi.” Potém udał się na miejsce przez Irenę wskazane, znalazł dyament i oddał go kobiecie do któréj należał.

Konstancyusz który po Konstantynie został cesarzem Wschodnim, wydawszy wojnę Persom, ciężko zachorował w Antyochii. Gdy lekarze oświadczyli iż żadnéj nadziei nie mają przyprowadzenia go do zdrowia, uciekł się on do Pana Boga. Podczas modlitwy wśród nocy, stanął przed nim Anioł, a przy nim liczne grono Biskupów, z których wskazał mu dwóch szczególnie, mówiąc: „Jeden tylko z tych dwóch może cię uzdrowić.” Cesarz spragniony powrótu do zdrowia, kazał sprowadzić do siebie jak najwięcéj Biskupów. Skoro między niemi ujrzał biskupa Cypryjskiego, zaraz poznał iż był jednym z tych dwóch których mu Anioł wskazał, i prosił go aby się nad nim pomodlił. Spirydyon położywszy ręce na głowie cesarza wezwał imienia Pańskiego, i wnet go uzdrowił.

Lecz przy tym codzie, trzy jeszcze inne zaszły okoliczności, dowodzące świętości tego Biskupa. Sługa Boży ubierał się bardzo biednie gdy wszedł do pałacu cesarskiego, a jeden z żołnierzy będący ns warcie, ujrzał go na schodach prowadzących do mieszkania Konstancyusza, wziąwszy go za jakiego włóczęgę, krzyknął na niego aby się wrócił. Widząc zaś że Spirydyon idzie daléj, przyskoczywszy do niego dał mu policzek i wypędził z pałacu. Święty przyjął tę obelgę najspokojniéj, i po chwili znowu powrócił. Tymczasem ów Żołnierz dowiedział się iż to był Biskup, upadł mu więc do nóg prosząc o przebaczenie, a Spirydyon uściskał go serdecznie, dając mu tylko naukę, że i z ubogim należy się obchodzić z miłością.

Święty ten cudotwórca, nietylko na ciele uzdrowił cesarza, lecz i na duszę jego wpłynął najzbawienniéj. Dotąd w niewielkich względach było u Konstancyusza duchowieństwo; od téj pory ten stan szczególnie poważał, i nawet wydał rozporządzenie mocą którego wszystkich sług Ołtarza od podatków uwolnił. Po odzyskaniu zdrowia za modlitwą świętego Spirydyona, cesarz chciał mu ofiarować bardzo bogate dary. Biskup nie chciał przyjąć ich z razu, lecz gdy cesarz silnie nalegał, wziął je i niezwłocznie w Antyochii rozdał ubogim. Konstancyusz nie obraził się za to wcale, mówiąc: „Nie dziwię się że człowiek ten tak wielkie cuda czyni, kiedy tak dalece umie gardzić dostatkami ziemskiemi.” Przykładem zaś jego i sam pobudzony, na podziękowanie Panu Bogu za cudowne uzdrowienie, z hojnością cesarską poczynił jałmużny.

Podczas tego pobytu w Antyochii, Święty według swego zwyczaju, nie przyjął mieszkania w pałacu cesarskim, chociaż mu je przygotowano, lecz stanął u jednego z mniéj zamożnych mieszczan. Tam przybiegła do niego uboga kobieta niosąc na ręku nieżywe dziecię, które złożyła u nóg jego, niemogąc nawet od płaczu powiedzieć że go prosi aby je wskrzesił. Spirydyon zdjęty wielką litością nad strapioną matką, pomodlił się nad dzieckiem, i podnosząc je żywe, oddał téj kobiecie. Matka tak tém uradowaną została, że z téj radości tknięta apopleksyą, na miejscu padła nieżywą. Sługa Boży wzniosłszy oczy i ręce do Nieba zawołał: „Panie powróć życie matce, kiedyś dla niéj wskrzesił dziecko.” Pan Bóg go wysłuchał i niewiasta wnet ożyła, czemu obecni dziwiąc się, chwalili Boga najwyższego, Pana życia i śmierci, a który wielkim sługom Swoim, mocy czynienia takich cudów raczy udzielać.

Spirydyon miał znaczną trzodę, przeznaczoną głównie na wspieranie ubogich, a z któréj niekiedy sprzedawał owce, jeśli mu na jałmużnę pieniędzy potrzeba było. Zdarzyło się, że pewien kupiec nabył u niego sto sztuk z téj trzody. Święty kazał mu złożyć pieniądze za nie należne, a pójść w pole i zabrać sto owiec. Człowiek ten, wiedząc iż Biskup zwykle nie liczy pieniędzy które mu dają, nie dołożył należności za jednę owcę. Gdy z pola pędził ich sto do swego mieszkania, jedna z nich po trzykroć mu się wyrywała i wracała do trzody. Wziął ją więc na plecy, i niósł za innemi, lecz owca tak beczała i tłukła go głową, że przechodzący dziwili się temu, a Biskup spotkawszy go, rzekł do niego: „Patrz mój przyjacielu, czy nie dla tego ta owca iść z tobą nie chce, żeś za nią należności nie dopłacił.” Kupiec zawstydzony, przyznał się że tak jest w istocie, należność złożył, i owca z innemi poszła bez żadnéj trudności.

Święty ten Biskup miał taki zwyczaj: gdy kto z ubogich przychodził go prosić o pożyczenie pieniędzy, wskazywał mu gdzie są złożone i mówił: „idź i weź ile ci potrzeba.” A potém gdy dłużnik odnosił należność, nielicząc jéj kazał składać w témże miejscu zkąd była wziętą. Pewien kupiec, często u niego pożyczał i w ten sposób brał i odnosił pieniądze. Razu pewnego, gdy mu Biskup kazał położyć to co przyniósł na swojém miejscu, kupiec udał że pieniądze składa, lecz w istocie zabrał je z sobą do domu. Po niejakim czasie, przyszedł znowu prosić Biskupa o pożyczkę. Święty, według swego zwyczaju, kazał mu pójść do kasy i wziąść to co mu potrzebne. Kupiec otworzywszy kufer, który w istocie był pełen, ujrzał go próżnym. Zdał z tego sprawę Świętemu, który mu powiedział: „Widzisz jak cię Pan Bóg za twoję niesumienność ukarał”, co słysząc kupiec do winy się przyznał, a Biskup zaprowadziwszy go do skrzyni, dobył tyle pieniędzy ile on potrzebował, i pożyczył mu znowu takowe.

Takiemito słynąc cudami, któremi Pan Bóg chciał uczcić wysoką świątobliwość jego, gdy już w bardzo podeszłym był wieku, miał sobie objawiony dzień śmierci. Kiedy ten nadszedł, zwołał wielu kapłanów swojéj dyecezyi, dał im najzbawienniejsze upomnienia, polecając szczególnie wzajemną miłość i wielką dla nawracających się grzeszników łagodność, i zasnął słodko w Panu dnia 14 Grudnia około roku Pańskiego 330. Jak za życia tak i po śmierci wielu zasłynął cudami.

POŻYTEK DUCHOWNY

Czytałeś w życiu świętego Spirydyona, że on prostém orzeczeniem tego w co wierzy Kościoł święty, nawrócił mędrca pogańskiego, którego najuczeńsze rozprawy przywieść do tego nie mogły. Bierz ztąd naukę, że gdy cię jaki niedowiarek wyzywa do rozprawy o religii, najlepiéj uczynisz, gdy mu po prostu powiesz jaką jest nauka Kościoła i że w nią wierzysz, bez wdawania się w niewłaściwe dla ciebie rozumowania.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Spirydyona Wyznawcę i Biskupa Twojego, łaską czynienia wielu cudów obdarzyć raczył; daj nam za jego pośrednictwem i zasługami, tak mocno w wierze świętéj być utwierdzonymi, aby nas żadne niedowiarków rozumowania zachwiać w niéj nie mogły. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1080–1082.

Tags: św Spirydon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup spowiedź arianizm I sobór nicejski mądrość apologetyka
2020-12-13

Św. Łucyi, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 304.

(Żywot jéj wyjęty jest z Akt męczeńskich Kościoła Sycylijskiego.)

Święta Łucya ze znakomitéj i bogatéj rodziny Sycylijskiéj pochodząca, urodziła się w Syrakuzie, niegdyś stolicy téj wielkiéj wyspy, w drugiéj połowie trzeciego wieku. Była chrześcijanką od dzieciństwa i bardzo pobożną, a szczególną miłośnicą świętéj cnoty czystości, którą, skoro do lat doszła, poślubiła Panu Jezusowi. Ponieważ jaśniała nadzwyczaj piękną urodą, najstaranniejsze odebrała wychowanie i znaczne posiadała wiano, więc wielu młodzieńców ubiegało się o jéj rękę. Rodzice życzyli sobie aby koniecznie wyszła za jednego z najbogatszych panów Sycylijskich, który chciał ją pojąć w małżeństwo a był poganinem. Entychia matka świętéj Łucyi, chociaż chrześcijanka, była także zatém, gdyż ów młodzieniec odznaczał się bardzo dobremi obyczajami, sądziła przeto, że Łucya sama będąc tak pobożną, i tego którego jéj na męża przeznaczała nawróci. Nalegała więc usilnie na córkę aby przystała na ten związek, lecz święta Łucya robiła matce uwagę, że będąc tak młodą, może nie śpieszyć się z wyborem męża, a przytém mówiła jéj, że chciałaby ile możności nie odstępować matki, która była słabego zdrowia i już od lat kilku wdową. Entychia więcéj nie nastawała, a Święta uradowana iż tą rażą potrafiła odwrócić zamiary względem jéj wyjścia za mąż, gorąco prosiła Pana Boga, aby już nadal od tego ją zachował i polecała to szczególnéj opiece przenajświętszéj Panny, do któréj od dzieciństwa najserdeczniejsze miała nabożeństwo.

Tymczasem Entychia zapadła gorzéj na zdrowiu. Przez lat cztery cierpiąc wielkie krwotoki, od najbieglejszych lekarzy napróżno zasięgając rady, blizką już była śmierci. Pod tę porę, w całéj Sycylii wierni wielkie mieli nabożeństwo do świętéj Agaty Męczenniczki, która za prześladowania cesarza Decyusza, poniosła śmierć męczeńską za Chrystusa w mieście Katanie, gdzie zwłoki jéj spoczywały. Do grobu jej liczne odbywały się pielgrzymki, i cudownych łask ciągle tam doznawali wierni. Święta Łucya doradzała matce, aby odbyła pielgrzymkę do Katany, upewniając iż gdy się na grobie świętéj Agaty pomodlą, Pan Bóg da jéj zdrowie. Entychia usłuchała jéj rady, i wraz z nią odbyła tę drogę.

Gdy przybyły do Katany, poszły zaraz na grób świętéj Męczenniczki, i zaczęły gorąco wzywać jej pośrednictwa. Owóż święta Łucya nietrudzona podróżą którą przy matce jadącéj pieszo odbywała, podczas modlitwy usnęła, i oto we śnie ujrzała świętą Agatę zstępująca z Nieba w gronie licznych Aniołów, a która przybliżywszy się do niéj rzekła: „Dla czego siostro moja Łucyo, prosisz mnie o to, co sama bardzo łatwo możesz uczynić dla twojéj matki, któréj zdrowie przywróciła wiara twoja. Jak miasto Katana uświetnione jest przeze mnie, tak miasto Syrakuza szczycić się będzie tobą, gdyż w dziewiczém sercu twojém przygotowałaś świątynię dla Ducha Świętego, i przybytek dla Pana Boga.” Święta Łucya po tém widzeniu, przebudziła się i rzekła radośnie do matki: „Matko uzdrowioną jesteś. Podziękujmy za to świętéj Agacie, gdyż jéjto pośrednietwu winniśmy.” Jakoż, w téj chwili Entychia uczuła się jak najzdrowszą, i odzyskała siły jakby nigdy nie chorowała.

Po złożeniu tedy dziękczynień Panu Bogu za otrzymaną łaskę, Łucya rzucając się w ręce matki, powiedziała do niéj: „Matko, Pan Bóg ci wielką łaskę wyrządził, przez wzgląd więc na nią, proszę cię nie odmów mi znowu téj, abyś mi pozwoliła nie wychodzić za mąż, gdyż poślubiłam dziewictwo moje Panu Jezusowi.” A gdy Entychia chętnie się na to zgodziła, Łucya przydała: „lecz jeszcze jednę mam do ciebie prośbę: pozwól, abym to wszystko coś mi na posag przeznaczyła, ubogim rozdała.” — „Zgadzam się, odrzekła Entychia, aby cały twój majątek dostał się biednym; lecz dopiéro po twojéj śmierci, co nawet i ja sama uczynię z moim majątkiem, w ten sposób przez testament nim rozporządzając.” — „Lecz jakąż zasługę mieć będziemy, odrzekła święta Łucya, jeśli to dopiéro po śmierci zrobimy? Wtedy złożymy Panu Bogu w ofierze to czego już same posiadać nie będziemy mogły. Wierzaj mi matko, oddajmy w jego ubogich Panu Jezusowi majętność naszę zanim ją nam śmierć zabierze, a za to wyżywi On nas i tu ns ziemi, i w Niebie według swojéj obietnicy hojnie wygrodzi. Pobożna Entychia poszła i w tém za radą córki, i powróciwszy do Syrakuzy zaczęła rozdawać ubogim wszystko co posiadała. Sprzedała swoje kosztowne stroje, perły i drogie kamienie; niewolnikom którzy tylko chrześcijanami chcieli zostać nadała wolność i wielu innych wykupiła od pogan.

Tymczasem młodzieniec który starał się o rękę Łucyi, a który zawsze miał nadzieję że ją otrzyma, słysząc że Entychia i Łucya wszystkie swoje dobra sprzedają, chcąc się dowiedziéć czy tak jest w istocie, udał się do mamki Łucyi, aby ją o to wypytać. „Tak jest w istocie, powiedziała mu ona, Entychia sprzedaje całą swoję majętność, lecz to w tym celu, aby za te pieniądze nabyć dobra niemające ceny i z których dochody są nieobliczone.” Młodzieniec ów, tłómacząc sobie tę odpowiedź w znaczeniu dóbr doczesnych, i jako poganin nierozumiejący jéj inaczej, bardzo z niéj był zadowolony. Lecz gdy spostrzegł że wszystkie pieniądze pochodzące ze sprzedaży posiadłości Entychii i Łucyi, idą na ubogich i na wykupowanie niewolników, rozgniewany że go tak zwiedziono, doniósł o tém Paschazyuszowi Wielkorządcy miasta, zwracając jego uwagę iż podobny postępek dowodzi że Łucya jest chrześcijanką.

Skoro się o tém Paschazyusz dowiedział, kazał Łucyą uwięzić, i stawić przed sobą, domagając się od niéj aby oddała cześć bożkom, a wyrzekła się wiary, która jak on powiadał, przywiodła ją do takiéj nieroztropności że cały swój majątek roztrwania. „Nie jest wcale nieroztropnością, rzekła mu święta dziewica, to co czynię. Najmilszą bowiem Bogu ofiarą z naszéj strony, jest wspierać ubogie wdowy, sieroty i każdego z bliźnich w niedostatku będącego. Od trzech lat czyniąc to, rozdałam ubogim wszystko co miałam, pozostaje mi tylko to nędzne ciało, które pragnęłabym także Bogu mojemu złożyć w ofierze.” — „Sąto wszystko brednie chrześcijan, powiedział na to Paschazyusz, których nie powinnnabyś powtarzać przede mną; jestem tu bowiem najwyższym urzędnikiem nie na to abym je słuchał, lecz abym spełniał rozkazy moich cesarzów, którzy mi chrześcijan wytępiać polecili.” Nato Łucya mu odpowiedziała: „Ty zachowujesz prawa twoich panów, a ja spełniam przykazania mojego Boga; ty ulegasz władcom ziemskim, a ja niebieskiemu; ty obawiasz się obrazić człowieka, a ja wolałabym umrzeć niż znieważyć Boga nieśmiertelnego; ty pragniesz przypodobać się twojemu monarsze, a ja mojemu Stwórcy; ty spełniasz to co tobie mylnie wydaje się dobrém, a ja to do czego właściwie obowiązaną jestem. Bądź pewnym, że niczém nie odłączysz mnie od miłości Jezusa Chrystusa.”

Wielkorządca przechodząc z łagodności, któréj napróżno używał, do największego gniewu, znieważywszy świętą dziewicę obelżywemi słowy, zaczął jéj znowu zarzucać że cały swój majątek straciła na rozpuście. Na co mu Święta odrzekła najspokojniéj: „Cały mój majątek złożyłam w pewne ręce, z których odbiorę go w Niebie. Rozpuście nigdym się nie oddawała, bo się brzydzę ludźmi którzy tak jak ty usiłują odwieść nas od wiary w Jezusa Chrystusa, a przywieść do oddania czci stworzeniom, jak gdyby byli bogami.” Widząc taką stałość w Łucyi Paschazyusz, zawołał: „Pokazuje się, że z tobą nie ma co rozprawiać, męki zmuszą cię do milczenia, a rózgi zatrzymają twoję płynną wymowę.” — „Męki które się ponosza za Chrystusa, odparła Święta, nie mogą zamknąć ust Jego wyznawcom, gdyż Sam On nam przyrzekł, że gdy stawieni będziemi przed sędziami, nie my lecz Duch Święty przemawiać przez nas będzie.” „Sądzisz więc, powiedział Paschazyusz, że w tobie jest Duch Święty, i że On ci podaje słowa któremi do mnie przemawiasz?” — „Nie wątpię, odpowiedziała Święta, że ci którzy wiodą żywot nieskalany, żywot czysty, są przybytkami Ducha Świętego.” — „Jeżeli tak jest, powiedział znowu Wielkorządca z blużnierskiém szyderstwem, tedy każę cię zaprowadzić do nierządnego domu, gdzie postradasz czystość, i odstąpi cię ten Duch Święty, który jak utrzymujesz, jest takim miłośnikiem dziewictwa.” – „Ciało nie może być skalaném, ani dziewictwo utraconém, bez zezwolenia duszy, odrzekła mądra dziewica. Gdybyś przemocą włożył mi w dłonie kadzielnicę, i gwałtem potrząsając moją ręką, kadził twoje bałwany, Bóg prawdziwy który przenika skrytości serc ludzkich, za złe by mi tego nie poczytał, bo by widział że to nie z mojéj woli robię. Podobnież wiedz o tém, jeśli rozkażesz mnie znieważyć, dwie korony pozyskam w Niebie: jednę dziewictwa, którego bronić będę chociażbym miała śmierć ponieść, drugą męczeńską, którą odniosę tego właśnie dziewictwa broniąc.”

Paschazyusz wydał jednak rozkaz, aby ją do domu nierządnego zaprowadzono. Lecz w tejże chwili nadzwyczajny cud spełnił się w oczach wszystkich obecnych. Z miejsca na którém stała Łucya, żadną siłą poruszyć jéj nie było można. Gdy kilku ludzi podołać temu nie potrafiło, obwiązano ją grubemi sznurami, za które kilkunastu mężczyzn ciągnęło. Gdy i wtedy Święta stała jak wryta, zaprzęgli do sznurów kilka par wołów, lecz i to było napróżno. Łucya zdawała się jakby posąg z marmuru wrośnięty w ziemię, którego żadna siła ludzka poruszyć nie była w stanie.

Wielkorządca przypisując to czarom, posłał po kilku najsławniejszych między poganami czarnoksiężników, aby swoją sztuką przemogli świętą Łucyą. Ci przybywszy, napróżno wszelkich najsilniejszych używali na to środków, co Paschazyusza we wściekłość wprawiło. „Dla czego się gniewasz, rzekła do niego Łucya, czemu raczéj patrząc na to wszystko, nie uznajesz Bogiem prawdziwym tego Boga w którego ja wierzę, i nie poznajesz że nie sztuka to szatańska trzyma mnie nieporuszoną na tém miejscu, lecz Duch Święty w duszy mojéj przebywający.”

Paschazyusz nic jéj na to nie odpowiedział, tylko rozkazał aby wokoło niéj rozłożono jak największy ogień, któryby ją ogarnął i na popioł spalił. Wnet téż nagromadzono jak najwięcéj suchego drzewa, obłożono nim Łucyą, polano go smołą i oliwą aby się gwałtowniéj palił, i podłożono ogień. Po krótkiéj téż chwili płomienie buchnęły zewsząd, dym gęsty wzniósł się w górę, i Święta znikła z oczu wszystkich. Lecz gdy po spaleniu się drzewa, płomienie opadły, okazała się Łucya stojąca: ani włosek na głowie jéj spalonym nie był, a Święta zawołała do ludu zdziwionego takim cudem: „Prosiłam Pana mojego Jezusa Chrystusa, by ogień ten ciała mojego nie tknął i aby jeszcze chwilę przedłużył moje męczeństwo, żeby widokiem tak wielkiego cudu chrześcijanie utwierdzeni zostali w wierze, a poganie poznali czy Bóg nasz jest Bogiem prawdziwym.”

Lud téż zaczął wołać: „Cześć Bogu chrześcijańskiemu. On jeden jest Bogiem prawdziwym.” Co słysząc Paschazyusz, a obawiając się rokoszu, kazał przeszyć mieczem szyję świętéj Łucyi. Kat to spełnił niezwłocznie, lecz Święta jeszcze czas jakiś przy życiu została, a zaniesiona przez chrześcijan do poblizkiego mieszkania, przyjęła Komunią świętą. Potém przepowiedziała że wkrótce prześladowanie Kościoła ma ustać, jak to w istocie ze wstąpieniem na tron Konstantyna Wielkiego niezadługo potém nastąpiło, przydając że jak miasto Katana miało za Patronkę swoję błogosławioną Agatę Męczenniczkę, tak znowu ona będzie w Niebie opiekunką Syrakuzy. Poczém, modląc się oddała Bogu ducha dnia 13 Grudnia roku Pańskiego 304.

Ciało jéj pogrzebane zostało w Syrakuzie, gdzie późniéj wybudowano pod jéj wezwaniem dwa kościoły: jeden za miastem na miejscu jéj męczeństwa, a drugi w samém mieście.

Pożytek duchowny

Patrz jakiéj ceny w oczach Boga jest cnota świętéj czystości, kiedy dusza przyozdobiona takową, staje się przybytkiem samego Boga Ducha Świętego, który jest dawcą wszystkich łask Boskich. Zamiłuj więc tę cnotę z całego serca, a stosownie do twojego stanu przestrzegaj jej jak najpilniéj, gdyż bez niéj żadnéj innéj łaski od Ducha Świętego nie otrzymasz.

Modlitwa (Kościelna)

Wysłuchaj nas Boże Zbawicielu nasz, i spraw abyśmy obchodząc pamiątkę błogosławionéj Łucyi Dziewicy i Męczenniczki Twojéj, w uczuciach pobożności nabierali wzrostu. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1076–1079.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 982–983

Przeciwnicy Kościoła katolickiego gorszą się, jak wiadomo, wzywaniem Świętych i pojąć nie mogą, jak można ich błagać o wstawienie się za nami do Boga. Żywot św. Łucji dowodzi, że zwyczaj ten datuje się od więcej niż 1.600 lat. Widzieliśmy, jak Łucja zachęcała matkę, aby przy grobie świętej Agaty błagała o przy wrócenie zdrowia. Wiara w skuteczność wstawiennictwa Świętych Pańskich jest zupełnie słuszna i usprawiedliwiona, gdyż:

  1. Mają oni wielkie znaczenie u Boga. Święci są niejako uprzywilejowanymi współpracownikami w sprawie zbawienia wiernych. Jak w przyrodzonym, tak i w nadprzyrodzonym porządku rozdziela Bóg swe dobrodziejstwa przez pośredników; wolą Jego jest, abyśmy sobie wzajemnie byli zobowiązani za dobrodziejstwa, które On nam świadczy; Bóg pragnie nas połączyć wspólnym węzłem miłości, który nas z Nim jednoczy. Mógłby nas bezpośrednio darzyć życiem, atoli mądrość Jego wolała zlać tę moc na naszych rodziców. Mógłby On sam nakarmić ubogiego, wyleczyć chorego, pouczyć prostaczka, ale zdał ten obowiązek na bogacza, lekarza, nauczyciela. Tak przeto z woli i zrządzenia Bożego mogą się ludzie tysiącznymi węzłami wdzięczności nawzajem zobowiązywać, a węzły wdzięczności wytwarzają wspólną miłość. Pan Jezus stał się człowiekiem z miłości ku nam, ale udziela nam daleko więcej łask za pośrednictwem swoich apostołów, sług i wiernych. Święty Piotr mówi do chromego, stojącego w drzwiach świątyni: „Nie mam złota, ni srebra, ale daję ci to co mam; w Imię Jezusa Nazareńskiego wstań i chodź!”
  2. Święci miłują nas. Kościół katolicki nie uznaje nikogo za świętego, kto się nie odznaczył czynną miłością bliźniego, kto nie miał starania o biednych i chorych, utrapionych i grzeszników, kto nie wspierał wdów i sierot. Póki Święci bawili na tej ziemi, najmilszym ich zajęciem było pozyskiwać bliźnich dla Boga i wieczności dobrodziejstwami i dbałością o ich cielesne i duchowe dobro. Zajęcia tego nie wyrzekli się i w Niebie; cieszą się przeto, gdy widzą grzesznika pokutującego. Można zastosować do Świętych, co prorok Zachariasz widział w swym objawieniu, jak anioł Pański błagał: „Panie Zastępów, dopókiż nie raczysz się zlitować nad Jerozolimą i miastami judzkimi, na które zagniewany jesteś?” — Nadto można do Świętych zastosować słowa Rafała archanioła: „Gdyś się wśród łez modlił, zaniosłem twe modły do Pana”. Składajmy przeto łzawe modły swoje w ręce Świętych; oni je złożą u stóp tronu Najwyższego i Wszechmocnego Boga i przyniosą nam pociechę i porękę, że Bóg próśb naszych wysłuchać raczy.
Tags: św Łucja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik czystość św Agata kult Świętych
2020-12-12

Św. Barbary, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 236.

(Żywot jéj napisany był przez Piotra Gallessyna, Proto-notaryusza przy Aktach męczeńskich.)

Święta Barbara była rodem z Nikomedyi, miasta w Bitynii położonego. Przyszła na świat w połowie trzeciego wieku. Ojciec jéj Dyoskorus, był nietylko poganinem, lecz i zagorzale przywiązanym do zabobonów bałwochwalczych, a przytém dziwakiem skłonnym do okrutnego barbarzyństwa. Miał tę jednę tylko córkę, którą Pan Bóg obdarzył wielu przymiotami. Była nadzwyczaj zdolna, roztropna, zamiłowana jedynie w poważnych zajęciach, a przytém nadzwyczaj powabnéj urody. Ojciec kochał ją nadzwyczajnie, a ulegając swojemu dziwactwu i powodowany jakby zazdrością, postanowił ukryć ją przed ludźmi, i ile możności oddzielić od świata. W tym celu wybudował dla niéj umyślnie wysoką wieżę: a że był bardzo bogaty, urządził tam przepyszne mieszkanie i zamknął Barbarę, przydając jéj kilka dziewic do posługi. Jednak, widząc w niéj wielką do nauk pochopność, sprowadzał biegłych mistrzów, którzy ją w naukach ćwiczyli.

Barbara była także poganką: lecz w miarę jak kształciła się w naukach, poznawała coraz lepiéj niezasadność religii pogańskiéj. Bywały chwile, a szczególnie gdy wśród nocy z samotnéj wieży swojéj zapatrywała się na bieg gwiazd po niebie rozsianych, że myśl jéj wznosiła się do pojęcia jedynéj najwyższéj Istoty, która stworzywszy i rozrzuciwszy po przestrzeni te światy, utrzymuje je w porządku i niemi kieruje. Wtedy zatopiona w myślach o jedności Bóstwa, z obrzydzeniem przypominała sobie brednie pogańskie o wielości bożków, a wzdychała za światłem prawdy.

Zdarzyło się, że od jednego ze swoich nauczycieli chociaż poganina, dowiedziała się, że pojawił się pewien chrześcijanin nazwiskiem Orygenes, który na całym Wschodzie uchodził za najuczeńszego męża swojego czasu. Wielki ten świecznik Kościoła wtedy jeszcze nie zapadł był w błędy, które go późniéj zgubiły. Barbara tyle przyłożyła starania, że przybył do niéj. Nauczył ją artykułów wiary świętéj, i ochrzcił. Święta, od téj chwili już Pisma Bożego z rąk nie wypuszczała, a nie tylko w prawach Ewangelii, lecz i w jéj radach tak się rozmiłowała, że uczyniła dozgonny ślub czystości.

Tym czasem Dyoskorus, znaglony do tego wymaganiami krewnych Barbary, gdy ona już dorosła, niechętnie wprawdzie, lecz postanowił wydać ją za mąż, i wkrótce przedstawił się z prośbą o jéj rękę najbogatszy w tym kraju i z najznakomitszego rodu młodzieniec. Ojciec powiedział to Barbarze, a widząc że nie była za tém, wcale na nią nie nalegał, owszem ponieważ to dogadzało jego chęci zatrzymania jak najdłużéj przy sobie córki, chcąc jéj swoje zadowolenie okazać, spytał czy nie życzy sobie jakich zmian w swojém mieszkaniu. Święta, powiedziała mu iż prosi aby u dołu wieży kazał jéj wybudować łazienki, według planu jaki sama poda. Dyoskorus zgodził się na to najchętniéj, i zrobiwszy w tym celu rozporządzenia, sam w daleką podróż odjechał. Wtedy Barbara kazała przyśpieszać robotę i sama nią kierowała, gdyż jéj wcale nie chodziło o łazienki, lecz chciała urządzić sobie tajemną kaplicę. Jakoż ta wkrótce stanęła: a że nie sposób było umieszczać w niéj świętych wizerunków, więc pobożna dziewica w miejscu ołtarza, kazała tam zrobić trzy okna wyobrażające dla niéj tajemnicę Trójcy przenajświętszéj, do któréj miała szczególne nabożeństwo.

Dyoskorus, po powrócie do domu, w pierwszém widzeniu się z córką spytał czy nie zmieniła swojego postanowienia co się tyczy zamęścia, o któróm jéj poprzednio wspominał. „Nie zmieniłam, odpowiedziała mu Barbara, i proszę ojcze, pozwól abym cię już nigdy nie odstępowała, tém bardziéj że zapuszczając się w lata, potrzebujesz troskliwéj około siebie opieki.” Uradowany tém Dyoskorus nabrawszy przekonania że go już córka nie opuści przez wyjście za mąż, przestał ją trzymać w samotnéj wieży, i przeniósł do swego pałacu.

Barbara, z wielkim żalem opuszczała swoję samotność, w któréj szczególnie rozmiłowała się odkąd została chrześcijanką, a w któréj i to jéj dogadzało, że pozostając tam, nie miała stosunków z poganami i nie patrzała na ich bezbożne zwyczaje. Lecz skoro weszła do mieszkania ojcowskiego, nadzwyczaj bolesnego doznała wrażenia. Dyoskorus który był najgorliwszym poganinem, cały dom swój napełnił bożyszczami, bałwanami i pogańskiemi posągami. Na ten widok, święta Barbara nie mogła się powstrzymać od objawienia wstrętu, jaki w niéj obudzają bożyszcza pogańskie i smutku że ojciec jéj nie poznaje się na błędach téj religii. Zdziwiony tém Dyoskorus spytał ją i to już groźnie, czy jéj w téj mierze wyobrażenia są inne od ojcowskich i czy ona w bogi nie wierzy. Wtedy, Barbara pełna ducha Bożego, zaczęła z przedziwną trafnością wyświecać ojcu błędy pogańskie, dowodzić że religia chrześcijańska jest jedyną prawdziwą religią, i prosić i zaklinać go, aby i on jedynego i prawdziwego Boga uznał. Lecz próżném to było. Słysząc to Dyoskorus wtadł jakby we wściekłość, a ulegając barbarzyńskiemu i okrutnemu swojemu usposobieniu, porwał za miecz, i przysięgając na bogi swoje że sam ich zniewagę pomści na córce, rzucił się na nią. Barbara znając jego gwałtowność, i niewątpiąc że téj zbrodni dopuścić się może, uszła co prędzej, a że za ich mieszkaniem blizko były lasy, ku nim zdążała. Lecz tuż za nią gonił Dyoskorus z mieczem, i przyparłszy ją do skały już miał nim ugodzić, kiedy oto skała cudownie się rozstąpiła na schronienie Barbary, i ta w jego oczach znikła.

Cud ten jednak żadnego na tym okrutniku nie zrobił wrażenia. Wrócił do siebie, i wziąwszy wielu sług, poszedł do lasu szukać Barbary. Tą razą dopuścił Pan Bóg że ją odkrył. Rzucił się tedy na nią, porwał za włosy, i bijąc bez miłosierdzia zawlókł do domu. Lecz miarkując że gdyby córkę własną ręką zabił, odpowiadałby za to przed władzą, umyślił zaskarżyć ją jako chrześcijankę i albo przez to zmusić do odstępstwa od wiary, albo gdyby przy niéj mężnie obstawała, ściągnąć na nią karę śmierci.

Niezwlekając przeto zbrodniczego zamiaru, kazał ją skrępować powrozami jak zbrodniarkę, i poprowadził przed Wielkorządcę Nikomedejskiego Marcyana. Ten widząc to, i sam był zdjęty litością nad Barbarą, a zdziwiony postępkiem wyrodnego ojca, kazał ją z więzów rozwiązać, i ubolewając nad surowością z jaką z nią postępował Dyoskorus najłagodniejszemi słowy, najpochlebniejszemi obietnicami, nakłaniał ją aby się wyrzekła religii najsurowiéj zakazanéj przez Cesarza w całém jego państwie. Na to święta Barbara, która w ciągu tego co ją spotkało z ojcem, słowa nie wyrzekła, powiedziała do wielkorządcy: „Najpochlebniejsze przyrzeczenia, nie odwiodą mnie od wiary, w któréj prawdziwego Boga poznałam. Sama z tego nad wszelki wyraz uszczęśliwiona, pragnę abyście i wy Wszyscy tego szczęścia dostąpili.” I to rzekłszy, z taką mocą i świętém namaszczeniem zaczęła wyświecać błędy pogaństwa, a dowodzić prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, że i na wszystkich obecnych, i na samym Wielkorządcy wielkie to uczyniło wrażenie. Lecz widząc to Dyoskorus, zagroził Marcyanowi, że go oskarży do cesarza, jeśli niespełniając swego obowiązku, oszczędzać będzie tę jak ją nazywał wyrodną córkę jego, która publicznie, w obecności najwyższego urzędnika, ośmielała się znieważać bogi cesarskie. Uląkł się tego Marcyan, i wydał wyrok aby świętą Barbarę najprzód okrutnie zsieczono rózgami, a gdy ciało całe już w ranach było, kazał włożyć na nią włosiennicę z ostréj szczeciny, i zaprowadzić do więzienia. Owóż, skoro tam zamknięto Barbarę, objawił się jéj Pan Jezus, przyrzekł wspierać ją w tych mękach jakie ją jeszcze czekają, i w tejże chwili jéj rany zleczył.

Nazajutrz Marcyan kazał ją znowu stawić przed sobą, a niewidząc żadnych śladów ran w wigilią przez Świętą poniesionych, dowodził że to bogowie pogańscy ten cud uczynili, i skłaniał ją żeby ich wyznawała. „Tak nie jest, odpowiedziała mu Barbara, bałwany ręką ludzką ukute, nadludzkiéj siły mieć nie mogą. Jezus to Chrystus Bóg mój, a którego i ty jedynie Bogiem wyznawać powinieneś, Onto mnie wyleczył. Możesz ciało moje poszarpać w kawałki, możesz mi i życie odebrać, lecz jeśli je wydam z miłości ku Niemu, z Nim na wieki w Niebie żyć będę.” Wtedy wielkorządca kazał ją drzeć hakami żelaznemi, i do boków przykładać rozpalone pochodnie, a mężna dziewica wzniosłszy oczy do Nieba, w te słowa głośno się modliła: „Panie! który znasz tajniki serc ludzkich, wiesz że moje Ciebie tylko miłuje, Ciebie tylko pragnie, i w Tobie tylko pokłada nadzieję. Racz mnie wspierać w téj ciężkiéj walce, i niech mnie Twój Duch Święty, do końca nie opuszcza.”

Marcyan więc podwoił okrucieństwa, przydając do niego i zniewagę skromności dziewiczéj. Kazał najprzód wyrwać Barbarze piersi, a potém obnażoną prowadzić po ulicach miasta, i na placu na to przeznaczonym ściąć jéj głowę. Lecz oto gdy jéj tę straszną przez rwanie obcęgami piersi zadawaną mękę, okazał się jéj znowu Pan Jezus, i taką ją napełnił pociechą wewnętrzną, że téj katuszy prawie nie czuła. Gdy zaś obwodzono ją obnażoną po mieście, ogarnęła ją światłość niebieska tak jaskrawa, że nikt na nią nie mógł podnieść oczu.

Nakoniec przyprowadzono ją na plac stracenia. Wtedy Dyoskorus w okrucieństwie swojém niekładący granic, przyskoczył do sędziego domagając się aby mu dozwolono własną ręką spełnić wyrok śmierci na córce. Sami poganie wzdrygnęli się na tak niesłychane barbarzyństwo, a Święta uklękła, i po krótkiéj modlitwie w któréj ponowiła Panu Bogu ofiarę swojego życia, wyciągnęła szyję pod miecz, a wyrodny ojciec ściął jéj głowę od razu. Poniosła śmierć męczeńską, roku Pańskiego 236 4 Grudnia, w którymto dniu Kościół Boży pamiątkę jéj obchodzi.

Nie pozostawił wszakże Pan Bóg długo bezkarnie, strasznéj zbrodni któréj dopuścił się Dyoskorus. Zaledwie schodził ze wzgórza na którém śmierć córce zadał, pomimo że dzień był najpogodniejszy, padł piorun i na miejscu go zabił. Takiż los wkrótce i Marcyana spotkał.

Święta Barbara, jest szczególną pośredniczką w Niebie do otrzymywania dla ludzi łaski przyjęcia ostatnich Sakramentów przy śmierci, co wiele zdarzeń stwierdziło. Między innemi w roku Pańskim 1448, pewien mieszczanin w Holandyi, który miał wielkie nabożeństwo do świętéj Barbary, ogarnięty płomieniami podczas pożaru wszczętego w jego domu, bez żadnéj nadziei wyratowania się, wezwał jéj pomocy. Tak był spalony, że już prawie cały jak węgiel wyglądał i ostatni dech miał oddać. Wtedy stanęła przed nim święta Barbara, i przyrzekła mu że nie umrze bez przyjęcia wszystkich Sakramentów świętych. Jakoż, po ugaszeniu pożaru wygrzebano i jego zpod popiołów, tyle jednak jeszcze życia mającego że wszystkie Sakramenta przyjął i dopiéro umarł.

Pożytek duchowny

Jedna z największych łask, o którą powinieneś często i gorąco modlić się do Pana Boga, jest, abyś w stanowczéj chwili śmierci, mógł przyjąć z dostateczną przytomnością umysłu i z godném usposobieniem, ostatnie Sakramenta święte. Dla wielu i bardzo wielu, od tego zawisło zbawienie. Proś więc świętéj Barbary, aby ci tę wielka łaskę uprosić raczyła.

Modlitwa (Kościelna)

Wstawienie się za nami świętéj Barbary Panny i Męczenniczki Twojéj, prosimy Cię Panie, niech nas od wszelkich przeciwności zasłoni; abyśmy za jéj pośrednictwem przenajświętszy Sakrament Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, w zbliżającéj się chwili zejścia naszego, przez prawdziwą pokutę i szczerą spowiedź, przyjąć byli godni. Który z tobą żyje i króluje…. i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1073–1076.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 957

Bądźmy wdzięczni świętej Barbarze za jej wstawienie się do Boga o łaskę, ażebyśmy w godzinie śmierci zdążyli przyjąć sakramenta święte. Śmierć jej była nadzwyczaj przykra i bolesna, Bóg przeto obiecał być miłosiernym dla tych, którzy w niebezpieczeństwie życia lub w godzinę śmierci błagać będą o jej przyczynę. I my w godzinie śmierci tęsknić będziemy do miłosierdzia Bożego i przyjęcia sakramentów świętych, przeto rozważajmy dokładnie stan ciała i duszy naszej.

  1. W godzinę śmierci, o której tyle tylko pewna, że jedynemu Bogu jest wiadoma i że prędzej wybije aniżeli myślimy, w tej godzinie ciało nasze strasznie cierpieć będzie, gdy przyjdzie chwila rozłączenia z duszą, z domownikami, z rodziną, z mieniem doczesnym i z nie wykonanymi planami; straszne też będą boleści tego przymusowego rozdziału ciała i duszy, gdy ciało pocznie stygnąć, ćmić się w oczach, gdy pot śmiertelny zacznie występować na czole, usta schnąć, oddech ustawać, w gardle chrobotać. Jakże wtedy zatęsknimy za przyjacielem, wszechmocnym pocieszycielem, który by nas pokrzepił i dodał nam siły do poniesienia ofiary życia! Jedynym takim pocieszycielem jest Jezus utajony w Przenajświętszym Sakramencie. Oby nas w godzinie śmierci raczył pocieszyć i po krzepić!
  2. W godzinie śmierci westchnie dusza nasza z psalmistą Pańskim: „Objęły mnie bóle śmiertelne, niebezpieczeństwa piekła mnie opadły, opanował mnie smutek i utrapienie”. Sumienie ukaże nam popełnione grzechy, nie dotrzymane śluby, zaniedbane obowiązki względem Boga, siebie i bliźnich. Diabli kusić się będą o zachwianie naszej wiary, nadziei i odniesienie nad nami zwycięstwa. Święty Franciszek Salezy mówi: „Grzechy, które dotychczas wydawały ci się małymi, spiętrzą się w twych oczach jak wysokie góry, a coś tylko uczynił uczciwego, zda ci się drobnym i niedostatecznym”. Już minęła pora poprawy; wieczność otwiera przed nami swe wrota, czeka nas sąd i wyrok nieodwołalny. Któż nas w tej strasznej godzinie zdoła pocieszyć, ocalić, pokrzepić? Nikt inny, jak tylko Bóg-człowiek, Pan nasz Jezus Chrystus, utajony w Przenajświętszej Hostii. Błagajmy więc, aby za przyczyną świętej Barbary w tej ważnej chwili do nas zawitać raczył.
Tags: św Barbara „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik więzienie śmierć
2020-12-11

Św. Damaza, Papieża

Żył około roku Pańskiego 384.

(Żywot jego pisany był przez Platynę.)

Święty Damazy rodem z Hiszpanii, przyszedł na świat około roku Pańskiego 304. Ojciec jego Antoni, przeniósł się był ze swojéj ojczyzny do Rzymu z dwojgiem dzieci: Damazym i siostrą jego Ireną. Tenże po stracie żony, wstąpił do stanu duchownego, i przyjąwszy z kolei niższe święcenia, gdy okazał się i bardzo pobożnym i niepospolicie w naukach teologicznych wykształconym, został kapłanem zarządzającym kościołem świętego Wawrzyńca, jednym z parafialnych w Rzymie.

Święty Damazy który wtedy był jeszcze młodym chłopaczkiem, przy ojcu się wychowywał, i na wielką jego pociechę, wszelkiemi odznaczał się cnotami. W naukach był jak najpilniejszym, w obyczajach nieskalanym, i przy kościele wzrastając od najmłodszych lat, z największém upodobaniem oddawał się ćwiczeniom pobożnym i obsłudze przy sprawowaniu świętych obrzędów. Gdy do lat młodzieńczych doszedł, wstąpił do stanu duchownego, wkrótce został wyświęcony na dyakona, i jak pisze święty Honoryusz za jego czasów żyjący, poczytywano go powszechnie za wzór najświątobliwszego i wielkiéj gorliwości sługę ołtarza.

Kiedy w roku Pańskim 355, święty Libory Papież, za obronę wiary katolickiéj i obstawanie za świętym Atanazym, wygnany został ze swojéj stolicy Apostolskiéj przez cesarza Konstaneyusza, Damazy podówczas jeszcze dyakon w tymże dniu w którym spełniano ten gwałt na osobie Ojca świętego, publicznie i uroczyście, wraz z całém duchowieństwem, a wobec zgromadzonego ludu oświadczył iż nie uzna innego Papieża, dopóki żyć będzie święty Libory. On nawet był z téj małéj liczby duchownych, którzy Papieżowi, pomimo niebezpieczeństwa na jakie ich to wystawiało, towarzyszyli na wygnanie. Przez długi czas mieszkał z nim w mieście Beryi we Francyi, i był mu największą pociechą, gdyż go święty Libory wielce szacował i serdecznie miłował.

Wróciwszy do Rzymu, wiele wycierpiał od aryanów rozwielmożnionych tam podówczas, lecz mimo gróżb ich i prześladowania, trwał niezachwianie w jedności z Papieżem. Ten po powrócie z wygnania, wziął do boku swego świętego Damaza, i zasięgał jego rady w najważniejszych sprawach Kościoła, a nawet załatwienie wielu spraw ważnych jemu poruczał.

Po śmierci Liboryusza zaszłéj roku Pańskiego 366, całego duchowieństwa oczy zwróciły się na Damazego, i większością głosów, które dało najgorliwsze i najświatlejsze duchowieństwo rzymskie, został on obrany Papieżem i wyświęcony na tę najwyższą godność w kościele świętéj Lucyny, mając wtedy lat sześćdziesiąt dwa.

Co było w Rzymie świątobliwych duchownych i prawowiernych a gorliwych katolików, wszyscy wyborowi temu przyklasnęli, i cieszylisię widząc na stolicy Piotrowéj pasterza, który wysoką świątobliwością swoją, gorliwością i znakomitą nauką, potrafi stawić czoło nieprzyjaciołom wiary świętéj i zwalczyć ich mężnie. Lecz niewielka liczba duchownych, których obyczaje były podejrzane i którzy z niesforności znani byli powszechnie, wcale nie okazali się zadowoleni z tego wyboru. Jeden z pierwszych dyakonów rzymskich nazwiskiem Urzycyn, człowiek wyniosły i chciwy pierwszych dostojeństw, niemogąc przenieść tego że go ominęło Papiestwo na które wynieść go zamierzało niepoczciwe stronnictwo jemu przychylne, zgromadził pewną liczbę ludzi z motłochu uwiedzionego, i ująwszy sobie Pawła Biskupa Tiwolskiego, człowieka nieoświeconego i niedbałego pasterza, tyle dokazał, że ten wyświęcił go jakoby na Biskupa Rzymskiego. Jakkolwiek wyniesienie takowe było nieprawném i niegodziwém, Antypapa ten to jest fałszywy Papież, zebrał sobie dość liczne stronnictwo. Przyszło w końcu i do rozprawy z bronią w ręku, w któréj sto trzydzieści osób legło, chociaż do tego święty Damazy nietylko wcale się nie przyczynił, lecz owszem chciał się zrzec Papiestwa, byle wzburzenie ludu uspokoić. Miał już nawet to uczynić, kiedy Wielkorządca Rzymski Juwencyusz, wysłał na wygnanie Urzycyna z kilku jego najruchliwszymi poplecznikami, i wszystko się uspokoiło, lubo nie na długo.

Stronnicy wygnanego Antypapy, nie przestawali zabiegać u cesarza Walentyniana, aby temu odszczepieńcowi pozwolił wrócić z wygnania, upewniając iż roszczeń swoich do Papiestwa nie ponowi. Cesarz ten uległ ich przedstawieniom, lecz skoro Urzycyn wrócił do Rzymu, i wszczynać tam zaczął większe jeszcze niż wprzódy niesnaski, sam cesarz we dwa miesiące potém wskazał go na wygnanie do Galii, wraz ze wszystkimi jego stronnikami, i to nakoniec przywróciło pokój Kościołowi i państwu.

Chociaż gorliwość z jaką święty Papież przestrzegał karności kościelnéj, była głównym, albo raczéj jedynym powodem odszczepieństwa Urzycanów, Damazy nie dozwalał żadnego w niéj zwolnienia, a szczególnie co się tyczyło zakazu jaki był wydał wzbraniającego tak świeckiemu jak zakonnemu duchowieństwu uczęszczania do mieszkań wdów i dziewic sierot, któremi się opiekowali, jak również nieprzyjmowania żadnych darów od kobiet zostających pod ich przewodnictwem duchowném. Wyrobił nawet święty Damazy u cesarza postanowienie popierające ścisłe wykonywanie tych rozporządzeń Papieskich, a sam wielką do nich przywiązywał wagę i ściśle chciał je mieć zachowane.

Pod tę także porę, święty Damazy zwołał do Rzymu wielu Biskupów na Sobór, a to głównie w celu zaradzenia szerzącemu się kacerstwu aryańskiemu, i starania się o odwrócenie od niego tych których kacerze ci uwiedli, a o których można było mieć nadzieję że powrócą do jedności katolickiéj. Na tym Soborze, potępiono dwóch Biskupów Iliryjskich, głównych przywódców kacerstwa. Wskutek czego święty Atanazy Patryarcha Aleksandryjski, zgromadził dziewięćdziesięciu Biskupów na Sobór prowincyonalny, dla ogłoszenia wyroków zapadłych na Soborze w Rzymie, i wraz z tymi Biskupami pisząc do Papieża, wyraził nadzieję, że on Auksencyusza, także aryanina, który nieprawnie wdarł się na Biskupstwo Medyolańskie, złoży z téj stolicy. Jakoż, święty Damazy zwołał znowu w roku Pańskim 373 Sobór do Rzymu z dziewięćdziesięciu trzech Biskupów złożony, gdzie Auksencyusz ze Wszystkimi swoimi stronnikami został oddzielony od jedności Kościoła, artykuły wiary Soboru Nicejskiego zatwierdzono, a cokolwiek na nieprawnym zborze Rymińskim przeciwko nim uchwalone było, za żadne ogłoszono.

Lecz po śmierci cesarza Walentyniana pierwszego, powstały na nowo niepokoje w Kościele. Dawne stronnictwo antypapy Urzycyna, powagą władzy cesarskiéj przytłumione, wszczęło nowe zamieszania w Rzymie. A także tak zwani Lucyforyanie odszczepieńcy, wygnani wyrokiem cesarskim, po jego śmierci wrócili do tego miasta i swoję sektę zaczynali szerzyć. Nakoniec i Donatyści występowali zuchwale, lecz niezmordowany w gorliwości święty Damazy mężnie walcząc z tymi nieprzyjaciołmi Chrystusa, o ile możności starał się o zachowanie pokoju i jedności w Kościele. Na jego to żądanie, święty Optat Biskup Milewski, wydał sławne dzieło przeciwko wszystkim tym kacerzom, a w którém wyświeca władzę Papieżów nad wszystkiemi kościołami.

W roku Pańskim 377, święty ten Papież, i trzeci Sobór zgromadził w Rzymie, na którym potępił herezyarchę Apolinarego i ucznia jego Tymoteusza, którzy do téj pory utrzymywali iż są w jedności z Papieżem a przez to i z całym Kościołem. Chcąc więc wyprowadzić z błędu wiernych przez nich uwiedzionych, święty Damazy na pierwszéj sesyi tego Soboru oświadczył uroczyście, iż ich za kacerzy poczytuje. Wtedy święty Hieronim dowiedziawszy się o tém, a pisząc do świętego Damazego i ponawiając mu zapewnienie swojéj wierności, tak się między innemi wyraża: „Ponieważ Ojcze najświętszy, za głowę niewidzialną Kościoła poczytuję Jezusa Chrystusa, więc trwam statecznie w jedności z tobą, to jest ze stolicą Piotrową na któréj zasiada Jego zastępca. Wiem że Kościół na téj opoce jest zbudowany, i że kto w tym Kościele nie jest ginie, jak każdy kto nie był w Arce Noego zatonął podczas potopu.”

Antypapa Urzycyn, chociaż daleko był od Rzymu, ciągle tam nasyłał swoich stronników. Pewien Żyd nazwiskiem Izaak, przekupiony przez niego rozgłosił na świętego Damazego najszkaradniejsze oszczerstwa, chcąc mu zaszkodzić u cesarza Teodozego. Lecz niewinność Papieża wyświeconą została, a Cesarz chcąc ustalić jednę wiarę w całém swojém państwie, wydał wyrok, na mocy którego każdy nietrzymający się nauki głoszonéj przez świętego Damazego, poczytywany być miał za kacerza, a przeto karany jako wróg Kościoła i państwa.

Nakoniec w roku Pańskim 381, święty Damazy czwarty za swego Papiestwa Sobór w Akwilei zwołał, którym powstrzymał powstające kacerstwo Paladyusza. Obok zaś takiéj niezmordowanéj gorliwości w zwalczaniu kacerstw gdziekolwiek się one w świecie pojawiały, święty ten Papież z równąż usilnością wytępiał resztki pogańskich zwyczajów, które nawet i wśród Rzymu do owych czasów się objawiały. Pewna liczba Senatorów, w pogaństwie jeszcze zostających, usiłowała wszelkiemi sposobami przywrócić w sali posiedzeń senatu ołtarz bałwochwalczy bogini zwycięstwa tam zniesiony. Święty Damazy stanowczo oparł się temu, i pomimo niebezpieczeństw nawet na jakie go to naraziło, nie dozwolił tego uczynić poganom. Chcąc nareszcie ustalić jak największą jedność między Kościołem na Wschodzie i na Zachodzie, odbył jeszcze jeden liczny Sobór w Rzymie, zwoławszy Biskupów z obydwóch tych części świata, na którym byli obecni święty Ambroży Medyolański, święty Waleryan Akwilejski, i święty Askoli Tessaloniceński Biskupowie. Wtedyto, z Prałatami ze wschodu przybył i święty Hieronim, już dawniéj świętemu Damazemu znany, a którego wtedy zatrzymał on przy boku swoim, i używał za głównego sekretarza do wszystkich znakomitych swoich odezw, które przesyłał do różnych kościołów w świecie. Także polecił temuż Świętemu nowe tłómaczenie tak Starego jak i Nowego Testamentu, które Hieronim, w greckim i hebrajskim języku biegły, dokonał najdoskonalej. Teto właśnie wydanie Pisma Bożego nazwane Vulgata, w całym Kościele, po dziś dzień za najdokładniejsze jest poczytane i powszechnie używane.

Wiele także pożytecznych dla karności Kościoła postanowień, wydał Damazy. Onto urządził ostatecznie porządek i sposób odmawiania pacierzy kapłańskich, a który i dotąd się zachowuje, a mianowicie nakazał aby po każdym psalmie powtarzano Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu. Piszą że w tym głównie dopomagał mu także święty Hieronim, i że w całym układzie Brewiarza zachował on ten porządek, jaki, według dawnego podania, Aniołowie podyktowali pustelnikom puszcz egipskich.

Święty Damazy wybudował dwa kościoły w Rzymie, bogato przyozdobił miejsca w których długo spoczywały ciała świętych Apostołów Piotra i Pawła, i wzniósł najwspanialszą w Rzymie chrzcielnicę.

Rządził Kościołem Bożym lat ośmnaście, a umarł mając siedemdziesiąt ośm. Przy grobie jego wiele zaszło cudów świadczących o jego świętości, którą błogosławiony Hieronim w pismach swoich wielce wysławia.

Pożytek duchowny

Święty Damazy przepisując aby w pacierzach Kapłańskich po każdym Psalmie mówiono Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, chciał aby przez to rozżywiała się w umysłach naszych podczas modlitwy, pamięć na obecność Boga w Trójcy przenajświętszéj wszędzie obecnego, o co głównie odmawiając pacierze, starać się potrzeba. Postanów sobie przed każdą modlitwą, czynić akt obecności Bożéj: to jest żywo przypomnieć sobie, że Ten Bóg do którego zabierasz się zanosić twoje prośby, jest przy tobie obecnym, owszem Wszechobecnością Swoją ogarnia cię zewsząd.

Modlitwa (Kościelna)

Wysłuchaj Panie, prośby Nasze, a za wstawieniem się błogosławionego Damaza, Wyznawcy Twojego i Papieża, udziel nam odpuszczenia grzechów naszych, i obdarz nas pokojem. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1069–1072.

Tags: św Damazy I „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież arianizm Arka Noego św Hieronim Wulgata Pismo Święte obecność Boża
2020-12-10

Święto Przeniesienia Domku Loretańskiego

Nastąpiło około roku Pańskiego 1294.

(Szczegóły te wyjęte są z Bulli Papieskich i innych pism Kościelnych.)

Święto cudownego przeniesienia z Palestyny do Włoch mieszkania Matki Boskiéj, w którém za sprawą Ducha Świętego, Syn Boży przyjął ciało ludzkie w Jéj przeczystém łonie, postanowione zostało w roku Pańskim 1632, na pamiątkę tego wielkiego eudu, który stał się był dawno wprzódy, a którego taka jest historya.

Przy końcu wieku XIII, wiadomość że Ziemia święta zdobyta przez muzułmanów, straconą została dla chrześcijan, ciężkim dotknęła wszystkie prawowierne dusze smutkiem, który i po dziś dzień się przeciąga, gdyż i dotąd te miejsca uświęcone pobytem Zbawiciela na ziemi, są w posiadaniu pogan. Lecz pod tęż samę porę, inna wieść pocieszyła wiernych i rozweseliła wszystkich a szczególnie czcicieli Matki Bożéj. Święty domek w Nazarecie, w którym Marya, za sprawą Ducha Świętego poczęła Syna Bożego, przeniesiony został cudownie na rękach Anielskich, z kraju zajętego przez wrogów Chrystusowych na ziemie przez chrześcijan zamieszkałe.

Działo się to w roku Pańskim 1294. Po zawojowaniu Palestyny, mahometanie zburzyli już byli wtedy wspaniały kościół który cesarzowa Helena wybudowała w Nazarecie na cześć Matki Boskiéj, a i błogosławiony domek Maryi, który się we środku tego kościoła znajdował, byłby wkrótce temu samemu losowi podpadł, kiedy Pan Bóg kazał Aniołom Swoim, przenieść go daleko ztamtąd, bo aż do Dalmacyi, zamieszkałéj przez wiernych chrześcijan. Dnia dziesiątego Maja w roku wyżéj wymienionym wkrótce po północy, Domek Nazarecki znalazł się na brzegach morza Adryatyckiego i przez ręce anielskie złożony został pomiędzy miasteczkami Tersak i Fiume, na wzgórzu zwaném pospolicie Rannika. O wschodzie słońca kilku mieszkańców téj okolicy ujrzało z podziwieniem nowy ten budynek, na miejscu na którém nigdy nie było żadnego domu, ani chatki. Tak nadzwyczajny wypadek wnet się w całéj téj krainie rozgłosił. Zbiegli się zewsząd ludzie, ciekawie przyglądając się temu tajemniczemu przybytkowi zbudowanemu z małych kwadratowych czerwonych cegiełek, spajanych rodzajem wapna nieznanego w tym kraju. Podziwiali kształt jego wschodnie domy przypominający, a szczególnie nikt pojąć nie mógł w jaki sposób stoi, będąc umieszczony na wierzchu ziemi bez żadnych fundamentów. Wszedłszy wewnątrz, znaleźli tam wysoką izbę kształtu podługowatego czworoboka. Sufit, nad którym była mała dzwonniczka, był drewniany, malowany niebiesko, i podzielony na kilka części, na których gdzieniegdzie rozsiane były gwiazdy złocone. U dołu ścian, wzdłuż rodzaju lamperyi, widzieć się dawały półkoła jedne w drugie wchodzące a wśród nich wmurowane były kamienne naczynia różnego kształtu. Mury grubości około łokcia, niekształtnie prowadzone, w niektórych miejscach chybiające linii, miały powłokę grubego tynku, na którym wymalowane były główne tajemnice Boskiego macierzyństwa Maryi. Drzwi dosyć szerokie w bocznéj ścianie umieszczone, stanowiły jedyny wchód do téj jakby kapliczki. Po prawéj stronie było wązkie okno, naprzeciw niego wznosił się ołtarz wymurowany z wielkich kamieni czworobocznych, a nad nim stał krzyż greckiego kształtu, z wizerunkiem Pana Jezusa malowanym na płótnie a przyklejonym do drzewa na którym znajdował się napis: Jezus Nazareński Król Żydowski.

Przy ołtarzu stała niewielka szafeczka, bardzo prostéj roboty, przeznaczona na naczynia domowe dla ubogiéj rodziny. Znaleziono w niéj kilka małych talerzyków, jakich na Wschodzie używają matki do karmienia dzieci. Po lewéj stronie był rodzaj kominka, mającego u wierzchu framugę rzeźbioną, kończącą się u dołu kolumnami także rzeźbionemi, a u wierzchu łukiem, w którym wiązało się pięć księżyców zespolonych. Tam był umieszczony posąg cedrowy przedstawiający przenajświętszą Maryą Pannę stojącą, a Dzieciątko Jezus trzymającą na ręku. Twarz była pomalowana jakby srebrem, lecz zaczernioném w jak się zdaje od dymu świec, które przed tym wizerunkiem palono. Na głowie Marya miała koronę z pereł, zpod któréj włosy rozdzielone na czole spadały Jéj na ramiona. Przyodziana była w suknię złoconą, przepasana szeroką opaską do nóg Jéj spadającą; na wierzchu miała płaszcz niebieski, a wszystko to wyrzeźbione było z tegoż drzewa co i sam posąg. Dzieciątko Jezus, z Boskim wyrazem twarzyczki, z włoskami także na czole rozdzielonemi, przyodziane w lekką sukienkę przepasaną, prawą rączkę miało wzniesioną jakby błogosławiąc, a w lewéj trzymało kulę ziemską. Lecz cały ten posąg, W chwili gdy go tam po raz pierwszy ujrzano, przykryty był czerwoną osłoną, w kształcie wielkiéj sukni sięgającej po szyje Jezusa i Maryi.

Widząc to wszystko coraz liczniéj zgromadzający się tam mieszkańcy okolicy, z podziwieniem jeden drugiego pytali, zkąd się wziął ten domek? kto to wszystko co w nim się znajduje tam umieścił? Lecz któż na to mógł dać im odpowiedź? Niektórzy więc poszli zdać sprawę z tego Biskupowi Aleksandrowi, w którego dyecezyi to miejsce się znajdowało, lecz zastali go tak ciężko bo śmiertelnie chorego, że tylko go o tém zawiadomili, rozmówić się zaś o niczém znim nie mogli. Nazajutrz, większa jeszcze liczba ludzi do owego domku zebrała się, i różne robili wnioski tłómacząc sobie tajemnicze jego tam pojawienie się, gdy oto najniespodzianiéj, staje pomiędzy niemi jak najzdrowszy tenże Biskup Aleksander.

Po odebraniu bowiem wiadomości o pojawieniu się domku cudownego, w nocy Biskup ten gdy od cierpień których doznawał oka zmrużyć nie mógł, uczuł nadzwyczajne pragnienie przypatrzenia się własnemi oczami temu wszystkiemu o czém mu doniesiono, i przeniosłszy się myślą do wizerunku Matki Bożéj w tym domku będącego który mu opisano, polecił się jéj szczególnéj opiece, prosząc Ją o zdrowie. Owóż w téjże chwili ujrzał Maryą, w gronie Aniołów zstępującą z Nieba, a która zbliżywszy się do niego, tak przemówiła: „Synu mój, wezwałeś Mnie, i otóż przybyłam aby cię poratować, i wyjawić ci tajemnicę którąś pragnął oglądać. Masz tedy wiedzieć że święty Domek przeniesiony teraz do twojéj dyecezyi, jest tymże domkiem, w którym narodziłam się i wychowaną byłam. W nim po zwiastowaniu Gabryela Archanioła, za sprawą Ducha Świętego, poczęłam Syna Bożego; w nim to więc Słowo stało się ciałem. Po mojém téż Wniebowzięciu, Apostołowie poświęcili ten przybytek tak głębokiemi tajemnicami pamiętny, i za największą pociechę poczytywali sobie odprawianie w nim Mszy świętéj. Ołtarz zaś wraz z domkiem moim przeniesiony, był urządzony przez świętego Piotra Apostoła. Krzyż tam znajdujący się, umieścili niegdyś inni Apostołowie. Posąg cedrowy jest moim wizerunkiem, a wyrobionym ręką świętego Łukasza Ewangelisty, który powodowany wielkiém przywiązaniem jakie miał do Mnie, wyraził na nim Moje podobieństwo tak doskonale, jak tylko to człowiek mógł uczynić, Domek ten umiłowany od Boga, przez tyle wieków czczony w Galilei, ponieważ teraz narażony tam był na zniewagę od niewiernych, z Nazaretu na te brzegi przeniesionym został. Nie masz w tém żadnéj wątpliwości: sprawcę tego cudownego zdarzenia, jest tenże Bóg, który wszystko może. Nareszcie, abyś ty sam stał się najwierniejszym świadkiem i apostołem tego cudu, oto cię uzdrawiam: Powrót twój do zdrowia po ciężkiej i śmiertelnej chorobie, niech przekona wszystkich o niezawodności tego co ci mówię.”

To powiedziawszy Marya, uniosła się do Nieba i zniknęła, napełniając wonią przecudną mieszkanie chorego, który w tejże chwili powróciwszy najzupełniéj do zdrowia, pośpieszył na miejsce cudownego Domku, a opowiedziawszy zgromadzonemu ludowi swoje widzenie i to co słyszał od Matki Boskiéj, przekonał wszystkich że mają szczęście posiadać na swojéj ziemi Jéj Domek Nazarecki.

Od téj pory, tłumy pobożnych pielgrzymów przychodziły oddawać cześć temu tak świętemu przybytkowi, owszem z przybytków ziemskich najświętszemu, bo w nim narodziła się i wychowała Ta z któréj miało przyjść na świat zbawienie, i w nim za sprawą Ducha Świętego, w Jéj przeczystym łonie Syn Boży stał się człowiekiem aby nas odkupił. Lecz lat tylko trzy, domek ten w tém miejscu przebywał. Bowiem roku Pańskiego 1294, dnia 10 Grudnia, przypadającego podówczas w sobotę, mieszkańcy okolic miasta Rykanaty we Włoszech, ujrzeli wśród nocy nad brzegami morza Śródziemnego światłość niebieską, któréj gdy z podziwieniem przypatrywali się, usłyszeli oraz w górze śpiewy anielskie. Potém obaczyli wśród téj światłości Domek Nazareński, który znowu na rękach Aniołów unoszony w ich oczach w górze w powietrzu, umieszczony został wśród gęstego laurowego lasu, tam rosnącego. W nim zaś za jego zbliżeniem się, drzewa same się nachyliły, jakby dla oddania czci mieszkania Królowéj Nieba i ziemi, i po dziś dzień nawet widzieć można te drzewa pochyło rosnące. Było podanie że w lesie tym dawniéj stała świątynia pogańska, a że las ten był złożony z drzew laurowych, więc miejsce to nazywało się Lauretem, a z upływem czasu Loretto.

Z przeniesieniem się powtórném Domku Nazareckiego z Dalmacyi do tego miejsca z niewiadomego powodu, przenieśli tu i pielgrzymi pobożni swoje wędrówki. Rabusie korzystając z tego iż wokoło tego miejsca gęste były bory, napadali pielgrzymów, odzierali ich i zabijali. Wkrótce więc, bo w tydzień potém, święty Domek przeniósł się znowu z tego lasu na niedalekie wzgórze, należące do dwóch braci, mieszczan z Rykanaty miasta poblizkiego.

Owóż, pielgrzymi naznosili byli do tego przybytku bardzo drogie ofiary, których z początku wiernymi stróżami okazywali się owi bracia. Lecz wkrótce ulegli pokusie chciwości, i najkosztowniejsze wota ośmielili przywłaszczać sobie. Przyszło nareszcie i do tego że gdy się o nie poswarzyli, obok saméj świątyni jeden z nich zabił drugiego. Wtedy znowu Domek święty ustąpił z tego miejsca, i przez Aniołów przeniesiony został nieco daléj, a przy gościńcu z miasta Rykanaty ku morzu wiodącym umieszczony tam już się po dziś dzień znajduje. Z upływem czasu powstało przy nim znaczne miasteczko, od pierwotnego miejsca pobytu świętego Domku Loretem nazwane. W środku tego miasta wznosi się wspaniała Bazylika, wybudowana hojnością Papieżów i ludów pobożnych. Wśród niéj umieszczony jest święty Domek ogarnięty jéj murami, tak że stoi on tam zupełnie osobno, ze swoim daszkiem, dzwonniczką, drzwiami i oknem.

Najściślejsze przetrząsanie wszystkich dowodów przekonywających że jest on niezawodnie Domkiem Matki Bożéj z Nazaretu, nakazywane przez kilku Papieżów, nie zostawia żadnéj pod tym względem wątpliwości. Dziś, dowodzą nam już tego bulle apostolskie, cześć nadzwyczajna jaką temu przybytkowi od tylu wieków wszyscy wierni oddają niezliczone mnóstwo cudów które tam zaszły i obfitość łask niebieskich, które w tym świętym przybytku codziennie wypraszają sobie pobożni pielgrzymi do tego miejsca przybywający. I to skłoniło Papieża Inocentego XII do wyznaczenia dla dyecezyi Ankonitańskiéj, do któréj Loret należy, osobnego na pamiątkę tego wielkiego cudu Święta, a które i w wielu innych krajach niektóre dyecezye obchodzą.

Pożytek duchowny

Gdy nie możesz zwiedzić Domku Loretańskiego, uświęconego odbyciem się w nim największych tajemnic miłości Boga do ludzi, przenieś się do niego myślą i sercem, i oddaj w nim cześć najgłębszą Maryi, która tam mieszkając, sprowadziła nam Boga na ziemię. Przytém módl się żeby i z téj części świata gdzie teraz znajduje się domek Nazareński, nie został on znowu gdzieindziéj przeniesiony, albo żeby wkrótce nie przyszło do tego, że go Pan Bóg każe Aniołom w obłokach umieścić.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionéj Maryi Panny dom, przez tajemnicę Wcielenia Słowa najmiłościwiéj uświęcił, i tenże w łonie Kościoła Twojego cudownie umieścił, spraw prosimy,abyśmy od przybytków grzeszników oddzieleni, godnymi stali się być mieszkańcami Twojego Domu wiecznego. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1064–1069.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 975

Przenieśmy się na chwilę w duchu do świętego domku. Jest on malutki i niepozorny, ściany jego proste, niepobielane, złożone z kamieni czerwonawej barwy, a widne tu i owdzie szczeliny świadczą o starożytności mieszkania. W domu tym mieszkała w Nazarecie „Błogosławiona między niewiastami” i mówiła do schylającego się przed Nią ze czcią największą anioła: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie we dług słowa Twego”. Kórzmy się przed świętą tajemnicą, według której druga osoba Boska w Maryi przywdziała postać i naturę człowieczą i rozważmy następujące dwa szczegóły:

  1. Miasteczko Nazaret nie miało żadnego znaczenia u żydów; żaden z proroków nigdy w nim nie

przemieszkiwał, a domek Józefa i Maryi należał do najuboższych w tej nieznanej mieścinie. Jednorodzony Syn Boski wybrał to miejsce, aby w ludzi wpoić najpierwszą i najpotrzebniejszą każdemu cnotę: pokorę i pogardę wielkości ziemskiej. Idźmy za przykładem Zbawiciela, umiłujmy ustronia, w których nic nas odwodzić nie będzie od Jezusa i Maryi, w których Wszechmocny hojnie na nas zleje swe dary.

  1. Nazaret znaczy w hebrajskim języku „kwiat”. Pan Jezus

jest kwiatem wszystkiego dobrego. Wszakże sam mówi o sobie: „Ja jestem kwiatem polnym i lilią roślin”. Jak kwiatom ojcem jest ożywiające słońce, a matką ciemne łono ziemi, tak Panu Jezusowi Ojcem jest Bóg w Niebie, a Matką Panna łaski pełna. Trafnie zauważył przeto św. Bonawentura: „Słuszne było, iż kwiat (Jezus) począł się w kwiecie i przez kwiat był pielęgnowany, tak jak było słuszne, że chciał się stać człowiekiem w wiosnę, w porze kwiatów”. Zważmy nieskończoną miłość Chrystusa, który pragnie zamieszkać w sercach naszych, i jeśli Syna Bożego przyjąć pragniemy, bądźmy kwiatami niepokalanej czystości, wydającymi zapach wonny i miły.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Nazaret Loretto muzułmanie pokora
2020-12-09

Św. Leokadii, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 30;.

(Żywot jéj znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święta Leokadya Męczenniczka, w wielkiéj czci w Hiszpanii będąca, była rodem z tegoż kraju z miasta Toledo, i pochodziła z bardzo znakomitéj i zamożnéj rodziny. Przyszła na świat przy końcu trzeciego wieku. Ponieważ rodzice jéj byli to wzorowi chrześcijanie, więc od najmłodszych lat w cnotach ją wyćwiczyli, co im z wielką przychodziło łatwością, gdyż Leokadya od kolebki łaskami Boskiemi uprzedzona, w tém tylko znachodziła upodobanie co się do chwały Bożej odnosiło. Modlitwa, czytanie ksiąg pobożnych, uczęszczanie do kościołów i spełnianie uczynków miłosierdzia, byłyto jéj najulubieńsze rozrywki. Sławna w całém mieście z powabnéj urody, niepospolitemi zdolnościami obdarzona, a stosownie do zamożności jéj rodziców, jak najstaranniéj wychowana, mogła świetnie odznaczyć się wśród światowego życia. Lecz o ile to od niéj saméj zależało, stroniła od zabaw światowych, i w wielkiém żyła odosobnieniu. Dziewicza jéj skromność malująca się w jéj postawie i wielkie dla ubogich miłosierdzie, u samych pogan, których miasto Toledo było podówczas pełne, jednały dla niéj największy szacunek.

Tak tedy Leokadya żyła w domu rodziców jakby zakonnica, kiedy przybył do Toledu Dacyan, Wielkorządca cesarski w Hiszpanii, przysłany tam przez Dyoklecyana i Maksymiana, z najsurowszym rozkazem powstrzymania szerzącéj się w tym kraju wiary, i zmuszenia do odstępstwa od niéj tych którzy już ją przyjęli. Byłto człowiek, znany w całém państwie ze swojego barbarzyństwa i zawziętości na chrześcijan. Skoro objął rządy w Hiszpanii, zaczął od najokrutniejszego prześladowania wiernych. Szczególnie gdy osobiście przybywał do jakieo miasta, na każdym prawie placu wznosił rusztowania z narzędziami męczeńskiemi, wnet więzienia przepełniał chrześcijanami, a krew świętych Męczenników strumieniami się lała.

Przyjechawszy do Toledo, kazał na nowo ogłosić wyroki cesarskie, i pod karą śmierci zakazał oddawać czci innemu Bogu jak bożkom pogańskim. Przytém, kazał sobie podać najdokładniejszy spis wszystkich o których można było przypuszczać że wyznają Chrystusa, aby na nich niezwłocznie zwrócił swoję uwagę. Gdy mu takowy podano, spostrzegł że pierwszą wymieniona tam była Leokadya, i spytał dla czego na czele wszystkich innych, wymieniono młodą jakąś dziewicę. Odpowiedzieli mu jego podwładni, że uczynili to dlatego iż była ona córką najznakomitszéj rodziny w Toledo, któréj przodkowie pierwsze w tym kraju piastowali urzędy; że przytém byłato osoba i wysoko wykształcona i powszechnie poważana, więc jéj wpływ jako chrześcijanki, był szczególnie dla pogańskiéj religii szkodliwym. Zrozumiał téż Dacyan, że byle ją przywieść mógł do odstąpienia wiary chrześcijańskiéj, najprędzéj się to przyczyni do odstręczenia od niéj drugich ido zachwiania w męstwie innych Wyznawców. Kazał więc ją zawezwać do siebie niezwłocznie.

Zawiadomiona o tém Leoksdya, przewidywała co ją czeka. Upadłszy tedy na kolana w swojéj domowéj kapliczce, w któréj zwykle się modliła, ponowiła ślub dziewictwa który oddawna była uczyniła; zaofiarowała przy nim Panu Jaznzowi i życie swoje, a poleciwszy się w szczególny sposób przenajświętszéj Pannie, do któréj od najmłodszych lat wielkie miała nabożeństwo, udała się do pałacu wielkorządcy. Dacyan najprzód przyjął ją bardzo uprzejmie, i z wielką układnością rzekł do niéj: „Wiem z jak znakomitego rodu pochodisz, i jak wysokie zasługi w kraju położyli twoi przodkowie. Wiele mi także mówiono o osobistych twoich zaletach, dla których wszyscy mieszkańcy tego miasta mają dla ciebie wielki szacunek. Zamierzam donieść o tobie cesarzowi, aby cię zawezwał na dwór swój, gdzie będziesz mogła wyjść za mąż odpowiednio do twojego wysokiego urodzenia. Wprawdzie niektórzy, widać źle ci życzący, oskarżyli cię przede mną że jesteś chrześcijanką, lecz poczytałem to za oszczerstwo i wierzyć im nie chciałem. Nie mogę bowiem przypuszczać, aby osoba twojego stanu i tak starannie wykształcona, dała się wciągnąć do sekty, na którą z obrzydzeniem każdy poczciwy człowiek patrzy i która w całém państwie jest najsurowiéj zakazaną.”

Święta Leokadya wysłuchawszy téj przemowy spokojnie, a rozumiejąc dobrze do czego ona zmierza, odpowiedziała wielkorządcy: „Wdzięczną ci jestem, za mniemanie jakie masz o mnie i za pochwały jakie oddajesz mojej rodzinie. Lecz wielce mnie zasmuca niekorzystne uprzedzenie jakie masz o chrześcijanach, i to wyrażenie pogardliwe jakiego używasz mówiąc o wyznaniu naszém. Ci tylko dla téj religii nie mają szacunku, którzy jéj nie znają: sam bowiem zdrowy rozsądek przywieść by powinien każdego do uznania że tylko religia chrześcijańska jest religią prawdziwą. Tak zwani bogowie cesarstwa, sąto bożyszcza urojone, których wyobrażenie wysnute jest z najdziwaczniejszych baśni. Trzeba być obranym ze zdrowych zmysłów, aby bóstwo upatrywać w tych istotach, które pogaństwo bogami ogłasza. Nauka chrześcijańska jedynie przywodzi nas do poznania téj najwyższéj Istoty która jest prawdziwym Bogiem wszechmocnym i nieśmiertelnym, i według jéj zasad prawdziwa szlachetność, o którą się ubiegać powinniśmy, nie zawisła na świetnych przodkach i dawności rodu, lecz na wiernéj służbie temuż Bogu. Najwyższym zaszczytem dla człowieka, jest służyć Mu wiernie.” I przydała w końcu: „Co do mnie innego Boga uznawać nigdy nie będę, gdyż chrześcijanką jestem i nią do śmierci pozostać pragnę.”

Święta z taką mocą te wzniosłe prawdy wypowiedziała, że wszyscy obecni temu jéj u wielkorządcy posłuchaniu, nie tylko zdumieni zostali tak wielką odwagą, lecz zdawali się podzielać jéj zdanie. Dacyan zaś widząc iż łagodne środki do jakich się z razu uciekł, zadając gwałt swojemu zwykłemu okrucieństwu, na nie mu się nie przydały, wpadł w złość najgwałtowniejszą, i zawołał do Leokadyi: „Nędznico, niegodnaś rodu z którego pochodzisz”, a potém zwracając się do katów których zawsze miał przy sobie, krzyknął do nich: „Ponieważ ona uznaje się być służebnicą Galilejczyka, który umarł haniebnie na krzyżu, niech i ona do rzędu niewolnic należy.” I wydał wyrok aby ją kijami do połamania kości zbito. Wykonano to z największém barbarzyństwem: ciało jéj po chwili pokryło się ranami, z których krew na ziemię spływała. Lecz podczas téj okrutnéj katuszy, Święta ani jęku nie wydała i nie okazała najmniejszego znaku boleści. Owszem, niebieska radość malująca się na Jéj obliczu, objawiała niewymowne pociechy jakiemi wtedy Pan Jezus zalewał jéj serce. Ze wzniesionemi oczami do Nieba głośno się modliła, dziękując Panu Bogu za łaskę cierpienia dla Jego chwały. Tyran zaś, który nie chciał aby w téj męce umarła, kazał ją odprowadzić do więzienia i Zamknąć w ciemnéj piwnicy, zamierzając zadać jéj straszniejsze jeszcze katusze. Gdy ją prowadzono, ujrzała chrześcijan płaczących nad nią: „Mili bracia, rzekła do nich, nie płaczcie, a raczéj dziękujcie Panu Bogu za łaskę jaką mi daje cierpieć za Jezusa Chrystusa mojego Boskiego Oblubieńca, i proście Go aby mnie do końca nie opuszczał.”

Zamknięta w ciemnéj piwnicy przez czas dość długi, Leokadya dzień i noc błogosławiła Pana, i więzienie swoje poczytywała sobie za większe szczęście, niż gdyby mieszkała w najpyszniejszym w świecie pałacu. Trzymano ją tak przez kilka miesięcy, niedozwalając się widzieć z nikim, ani ją wzywając na nowe badania, jakby zapomniano o niéj zupełnie. Jeden tylko z nadzorców więziennych, który jéj przynosił nędzny posiłek, i był dość dla chrześcijan przychylny, za każdém przyjściem wdawał się z nią w rozmowę: z téj dowiadywała się ona jak srogie prześladowanie chrześcijan coraz bardziéj się szerzyło, i jak coraz większa liczha wiernych w największych mękach ponosiła śmierć za Chrystusa. Między innemi dowiedziała się była także, jakich barbarzyńskich okrucieństw dopuścili się poganie nad świętą Eulalią, która w Merydzie, mieście nie bardzo ztamtąd odległém, koronę męczeńską zdobyła. Przejęło to ją świętą zgrozą, z powodu tak wielkiego ucisku Kościoła, lecz oraz i tak żywém pragnieniem poniesienia także śmierci męczeńskiéj, że upadłszy ns kolana, z najwyższą gorącością ducha błagała Boga aby i ją to szczęście jak najprędzéj spotkało. Nie miała przy sobie ani krzyża, ani żadnego wizerunku świętego. Palcem więc, na twardym kamieniu, który był przed nią, zrobiła znak krzyża, i ten pozostał cudownie wyryty jakby żelazném dłutem. Na widok tego cudu, wpadła w zachwycenie, i w tejże chwili skonała. Umarła 9-go Grudnia roku Pańskiego 303.

Cisło jéj znaleziono przy tym kamieniu na którym krzyż wyżłobiła, a poganie wyrzucili je najprzód na pole dla pożarcia przez dzikie zwierzęta, lecz późniéj chrześcijanie tajemnie uniosłszy te Relikwie święte, niedaleko ztamtąd ze czcią je pogrzebali.

Z upływem czasu, w mieście Toledo aż trzy kościoły stanęły pod jéj wezwaniem: jeden w miejscu gdzie był dom w którym mieszkała, drugi gdzie było jéj więzienie, a nad jej grobem trzeci. W tym ostatnim następujący cud miał miejsce. W dniu w którym obchodzono święto błogosławionéj Leokadyi, król wtedy panujący Reselwindus, był obecny wraz z całym swoim dworem nabożeństwu na którém wiele ludu się znajdowało. Święty Ildefons, ówczesny Biskup Toledański, po skończonéj Sumie którą celebrował, otoczony liczném duchowieństwem, ukląkłszy modlił się przed grobem świętéj Leokadyi. Samo wieko marmurowe przykrywające jéj zwłoki, było tak ciężkie, żeby go trzydziesta ludzi ledwie udźwignąć mogło. Otóż, nagle wieko to podniosło się samo i święta Leokadya wyszła z grobu cała okryta białym welonem, i rzekła do świętego Biskupa: „Błogosławionyś ty Ildefonsie, że masz tak wielkie i serdeczne nabożeństwo do przenajświętszéj Panny Matki Boga, i żeś tak dzielnie i skutecznie bronił Jéj chwały i Jéj niezrównanych przywilejów przeciwko jéj nieprzyjaciołom. Ukochany od Maryi synu, nie ustawaj w czci Jéj i pobudzaj wszystkich do oddawania takowéj téj Królowéj Nieba i ziemi, a za to miéj nadzieję że zawsze otrzymasz to o co prosić będziesz przez Jéj wszechwładne pośrednictwo.” Gdy to usłyszeli obecni, wszyscy padali na twarze, uderzeni tym wielkim cudem, a święty Ildefons tak się do Świętéj odezwał: „O! święta dziewico! któraś wzgardziwszy życiem dla miłości Boga, panujesz z Nim zato na wieki w Niebie. O! błogosławione miasto, w którém urodziłaś się i któreś uświęciła twojém męczeństwem: wejrzyj na nie z przybytków niebieskich, w których się znajdujesz, wesprzyj pośrednictwem twojém i twoich współziomków i króla, którzy tak nabożnie obchodzą święto twoje.” Po tych słowach święta Leokadya zaczęła powoli napowrót wstępować do grobu, a święty Ildefons wziąwszy miecz, który mu król podał, odciął kawałek welonu którym była okryta, dla zachowania go na pamiątkę tak wielkiego cudu. Poczém Święta położyła się w grobie, i wieko się ze nią zawarło. Kawałek tego welonu, po dziś dzień w tymże kościele Toledańskim przechowują.

Pożytek duchowny

Święta Leokadya, zamknięta w więzieniu, niemając żadnego wizerunku świętego przed oczyma, palcem cudownie wyryła na kamieniu znak krzyża świętego. Staraj się abyś przez żywe nabożeństwo do Chrystusa na krzyżu dla ciebie umarłego, wizerunek krzyża świętego ciągle w pamięci i w sercu twojém miał wyrytym.

Modlitwa (Kościelna)

Błogosławionéj Leokadyi Dziewicy i Męczenniczki Twojéj, prosimy Panie niech modlitwy i zasługi nas wspierają, aby ta, która za wyznanie imienia Twojego, więzienie i śmierć poniosła, swojém pośrednictwem od wiecznego więzienia nas uchowała. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1062–1065.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 978

Święta Leokadia, zamknięta w więzieniu, nie mając żadnego świętego wizerunku przed oczyma, palcem cudownie wyryła na kamieniu znak krzyża świętego. Starajmy się, abyśmy przez żywe nabożeństwo do Chrystusa na krzyżu dla nas umarłego, wizerunek krzyża świętego ciągle w pamięci i w sercu mieli wyryty.

Św. Piotr apostoł mówi, że Chrystus dlatego tak dużo za nas cierpiał, abyśmy szli krwawymi Jego śladami; przez Mękę swoją daje nam przykład i uczy, że życie nasze doczesne jest cierpieniem, a drogi jego są naznaczone śladami łez naszych, ale Męka Jezusa Chrystusa udziela nam obfitych łask, że nasze krwawe ścieżki stają się jedyną naszą słodyczą, po których idąc, zdążamy do bramy Niebios. Ojciec Jego niebieski pokazuje Go przybitego do krzyża, mówi do każdego chrześcijanina: Patrz na ten wizerunek, wystawiony na górze Kalwarii, i wyraź Go na sercu swoim. Nie będziesz zaliczony do mieszkańców Nieba, jeżeli w cierpieniach nie będziesz podobny Chrystusowi ukrzyżowanemu; On bowiem na krzyżu wysłużył ci krwią swoją przeznaczenie do Nieba, aby zaś Męka Chrystusowa cię zbawiła, potrzeba, abyś w niej położył swą ufność i połączył swoje małe krzyżyki z Jego ciężkim krzyżem.

Tags: św Leokadia „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna arcybiskup dziewica męczennik
2020-12-08

Niepokalane Poczęcie Przenajświętszéj Maryi Panny

Uroczystość ta ustanowiona została około roku Pańskiego 1000,

(Treść nauki Kościoła o téj Tajemnicy.)

Uroczystość Niepokalanego Poczęcia przenajświętszéj Maryi Panny, jest obchodem pamiątki téj błogosławionej chwili, w któréj Matka Boża żyć zaczęła w żywocie matki Swojéj świętéj Anny. Nazywa się zaś to Jéj poczęciem Niepokalaném dla tego, że Ona jedna, ze szczególnego przywileju Boskiego, od pierwszéj chwili życia, była wolną od skazy grzechu pierworodnego, z którą każde inne dziecię na ten świat przychodzi. Lecz żeby lepiéj ocenić, jak wielkim, a należącym się Maryi było to wyjatkiem, trzeba przypomnieć sobie naukę Kościoła o grzechu pierworodnym, a która jest następującą.

Pan Bóg, stworzył pierwszych naszych rodziców Adama i Ewę w stanie łaski i niewinności. Przywilej ten sprawiał że człowiek był miły Bogu, miał prawo do Jego miłości, i w sobie żadnych złych skłonności nie doznawał. Gdyby w tym stanie byli wytrwali nasi pierwsi rodzice, wszyscy ludzie z nich pochodzący, byliby w nim także rodzili się. Lecz tak się nie stało: Adam i Ewa, nieposłuszeństwem zgrzeszyli przeciw Bogu, i w skutek tego sprawiedliwość Boska pozbawiła ich stanu łaski i niewinności: to jest stali się oni nieprzyjaciołmi Boga, przedmiotem Jego słusznéj nienawiści i skłonnymi do złego. Takimi już będąc gdy mieli dzieci, i dzieci te rodziły się nie innemi jak takiemi jakimi stali się ich rodzice po upadku. Następnie synowie i córki Adama i Ewy mając potomstwo, znowu takież same wydawali na świat, i w skutek tego każdy z rodzących się jest istotą obrzydliwą w oczach Boga i skłonny do grzechu, i to się nazywa skazą grzechu pierworodnego od któréj nikt nie jest wolnym.

Nieprzebrane miłosierdzie Boże, przyniosło jednak i na to ratunek. Syn Boży stał się człowiekiem, przebłagał męką i śmiercią Swoją słuszny gniew Boży, i między innemi postanowił Sakrament Chrztu świętego, przez który dusza, i to dopiéro po jego przyjęciu, oczyszczona zostaje z onéj skazy grzechu pierworodnego i staje się miłą Bogu.

Otóż, przenajświętsza Panna, była wolną od téj skazy od pierwszéj chwili jak Ją Pan Bóg stworzył, jak żyć zaczęła, i to jeszcze w łonie swojéj matki świętéj Anny; to jest: że jej Poczęcie było Niepokalaném, że Maryi przenajświętsza dusza nigdy, ani na najkrótszą chwilę, nie była skalaną skazą grzechu pierworodnego.

Przywiléj ten, a którego jedna tylko Marya dostąpiła, jest bez wątpienia największy jaki duszę ludzką mógł spotkać po upadku pierwszych naszych rodziców. Jest on większy od wszystkich innych chociaż tak wyjątkowych przywilejów, jakiemi Pan Bóg obsypał i obsypać, jakby powiedzieć, musiał w mierze jakby nieograniczonéj Tę, którą sobie za Matkę przeznaczał. Jestto przywiléj tak wielki, że, według zdania Ojców świętych, gdyby pozostawiono było do wyboru Maryi, albo stać się Matką Boga, ale być poczętą ze skazą grzechu pierworodnego, albo zostać poczętą bez zmazy grzechu pierworodnego, lecz nie dostąpić godności macierzyństwa Boskiego, byłaby wolała nie być Matką Syna Bożego, byle być Niepokalanie poczętą: byłaby dała pierwszeństwo swojemu przywilejowi Niepokalanego Poczęcia nawet nad przywilejem niezrównanéj godności Swojego macierzyństwa Bożego. W oczach bowiem Maryi, która znała i kochała Boga lepiéj i silniéj niż wszystkie duchy niebieskie razem uważane, żadna inna łaska, żaden inny przyprzywilej nie byłby w stanie wynagrodzić Jéj nieszczęścia, jakiém byłoby to dla Niéj, gdyby chociażby na najkrótszą chwilę życia, dusza Jéj miała pozostawać w stanie niełaski, w stanie obrzydzenia przed Bogiem. Z drugiéj znowu strony, Pan Bóg obdarzając Ją jako Matkę Swoję wszystkiemi łaskami i darami jakiemi tylko mógł istotę stworzoną obdarzyć, w żaden sposób nie mógł odmówić Jéj tego przywileju za który Ona Sama wszystkie inneby oddała. Stworzył Ją tedy Niepokalaną, przeczystą, wolną od cienia najmniejszéj na duszy skazy, i to od pierwszéj chwili Jéj życia, według tych słów Pisma Bożego, które Kościół właśnie do Niepokalanéj Panny Maryi stosuje: „Wszystka jesteś piękna przyjaciółko moja, a nie masz w Tobie zmazy” 1.

Początek Bulli Ojca świętego Piusa IX-go, który ten przywiléj Matki Bożéj, od najpierwszych czasów Kościoła wyznawany powszechnie, ogłosił jako należący do Artykułów wiary świętéj, tak streszcza o nim naukę katolicką.

„Bóg najwyższy, którego drogi pełne miłosierdzia i nieomylnéj prawdy, którego wola jest wszechmocnością, a którego mądrość dosięga silnie od krańców do krańców wszystktiego, a wszystko słodko urządza, gdy od wieków przewidział opłakany całego rodu ludzkiego upadek z grzechu Adama wypływający, i w wyrokach Swoich tajemniczych, pierwsze największe dzieło Swojéj dobroci, przez Wcielenie się Słowa, spełnić postanowił, a to w tym celu aby człowiek wbrew miłościwym nad nim zamiarom Bożym złością szatańską w grzech wplątany, nie zaginął, i aby to co w pierwszym Adamie upadło, w drugim to jest w Chrystusie, szczęśliwie powstało, — od początku i przed wiekami, dla Jednorodzonego Syna Swojego Matkę z któréj wcieliwszy się narodziłby się w czasie, wybrał i przeznaczył, i tak dalece nad wszystkie stworzenia umiłował, że w Niéj jednéj najwięcéj Sobie upodobał. Dla tego, przekładając Ją wyżéj nad wszystkie duchy Anielskie, i nad wszystkich Świętych, wszelkich niebieskich darów obfitością, ze skarbu Bóstwa Swojego zaczerpniętą, tak przedziwnie Ją napełnił, że Ona od wszelkiéj skazy grzechowéj wolna i całkiem piękna i doskonała, taką posiada nieskazitelność i pełność świętości, jakiéj, prócz Samego tylko Boga, wyższéj ani wyobrazić sobie nie można, i do któréj nawet pojęcia, nikt prócz Boga dojść nie może. Jakoż, wypadało koniecznie, aby promieniami najwyższéj świętości zawsze przyozdobiona jaśniejąc, i nawet od skazy grzechu pierworodnego całkiem wolną będąc, najzupełniejsze zwycięstwo odniosła nad przeklętym wężem Matka tak czcigodna, której Bóg Ojciec, jednorodzonego Syna Swojego z Istoty Swojéj zrodzonego a Sobie równego, tak dać postanowił, aby z natury Swojéj był On jednym i tymże samym wspólnym Boga Ojca i przenajświętszéj Panny Synem” 2.

Lecz w tym przywileju tak wielkim Maryi, że ona jedna od chwili Swojego poczęcia była wolną od skazy grzechu pierworodnego, i od téj chwili jest świętszą od wszystkich najświętszych duchów niebieskich jakie kiedy istniały i istnieć miały, zawierały się dwa prócz tego przywileje, których żadna inna istota stworzona nie posiadała. Uświęcenie bowiem Jéj było nietylko niezwłoczne to jest że świętą stworzona została, owszem najświętszą, jako przeznaczona na Matkę Boga, lecz prócz tego, od téj świętości odpaść nie mogła, i w Niéj bezustannie wzrostu nabierała. Adam i Ewa byli wprawdzie także stworzeni w stanie łaski uświęcającéj, lecz mogli od niéj odpaść i w istocie stracili ją, podobnież jak Aniołowie którzy się zbuntowali. Lecz Marya od chwili Swojego poczęcia, otrzymała i łaskę utwierdzającą Ją raz na zawsze w świętości, tak, że w skutek tego daru nie mogła jéj postradać. Téj łaski dostąpili wprawdzie i Apostołowie po odebraniu Ducha Świętego, ale prócz tego że dostąpili jéj dopiéro wtedy, a przedtém byli grzesznikami, nie byli oni wolnymi od grzechów powszednich i pewnych niedoskonałości, gdy tymczasem Marya, od pierwszéj chwili Swojego istnienia, była przejęta niezachwianą miłością Boga, niezachwianie jak najsilniej zjednoczoną była z Bogiem, i znowu ze szczególnéj łaski, przez całe życie Swoje pozostała wolną od najmniejszego grzechu, owszem, od cienia najlżejszéj niedoskonałości.

I nie dość na tém: bo chociaż takiż przywiléj niegrzeszenia posiadają i dusze błogosławione w Niebie, gdzie wolne są one od wszelkiéj niedoskonałości, i posiadają także świętość od któréj odpaść nie mogą, to jednak w niéj już wzrostu nabywać nie są w stanie, nie mogą w téj świętości stawać się coraz doskonalszymi. Marya zaś, ciagle coraz większego nabierała wzrostu w świętości a już od pierwszéj chwili wyższéj bez żadnego porównania od wszystkich innych świętości razem wziętych, i wznosiła się w niéj bezustannie, jakby do nieskończoności, dopókąd żyła na ziemi.

Owoż, według nauki Kościoła, za każdy postęp w doskonałości, to jest za każde współdziałanie duszy z łaską, Pan Bóg udziela nowéj i to wyższéj łaski, i tak następnie. Gdy tedy Marya, od pierwszéj chwili Swojego poczęcia, była najświętszą z najświętszych istot ziemskich i niebieskich, gdy po téj pierwszéj takiéj łasce szczególnéj i największéj, dawał Jej Pan Bóg i dalsze również w najwyższym stopniu, i gdy z każdą z nich współdziałając coraz nowe znowu otrzymywała; gdy w ciągu Jéj życia nie było chwilki ani najmniejszéj, w którejby jakiejś nie otrzymała, gdy we współdziałaniu z niemi nie zaniedbywała się nigdy, — miarkujmyż z tego, do jakiego stopnia świętości w końcu dojść musiała! Słusznie więc, jak się wyraża Bulla Ojca świętego wyżéj przytoczona, „świętość Jéj była taką, że jéj nikt prócz Boga Samego, nawet pojąć nie może”. Żaden rozum, ani ludzki ani anielski ogarnąć jéj nie zdolny, a święty Augustyn powiada, że nawet Sama Matka Boża, ponieważ nie była bóstwem, nie mogła mieć całkowitego pojęcia Swojéj jakby nieograniczonéj doskonałości. Ztąd święty Bernardyn pisze, że świętość Maryi i Jéj doskonałość, jest jakby nieskończoną, a święty Tomasz Doktor Anielski mówi: „Sam Stwórca najwyższy, wpatrując się w Nią, podziwia w Niéj arcydzieło Swojéj potęgi, dobroci, miłości i hojności” i jak się wyraża Ojciec Arżantan, zdaje się, że tak jak Aleksander Wielki, uwielbiając mądrość Dyogenesa, zawołał: że gdyby nie był Aleksandrem chciałby być Dyogenesem, tak Pan Bóg mógłby powiedzieć, że gdyby nie był Bogiem (co być nie może) chciałby być Matką Bożą.

Otóż do czego doprowadził Maryą Jéj przywiléj Niepokalanego Poczęcia, którego tajemnicę w dzisiejszéj uroczystości Kościoł Boży obchodzi. Powinniśmy przeto w niéj z całego serca dziękować Bogu że nim przenajświętszą Panną obdarzył, i całém sercem cieszyć się wraz z Niebem całém z tego Jéj, przez to właśnie, nad wszystkie istoty słusznego wywyższenia.

Pożytek duchowny

Dogmat o Niepokalaném Poczęciu Maryi, streszcza w sobie dwa dogmata zasadnicze nauki katolickiéj: o Bóstwie Pana Jezusa, i o skłonności człowieka do złego w skutek grzechu pierworodnego. Dla tego bowiem że Marya miała być Matką Boga, potrzeba było aby była wolną od skazy grzechu pierworodnego, i Ona tylko jedyny pomiędzy ludźmi stanowi w tém wyjątek. Owóż, słaba wiara w Bóstwo Zbawiciela i zapoznanie następstw grzechu pierworodnego są główném źródłem wszystkich za naszych czasów błędów religijnych. Podziwiaj więc miłosierdzie i mądrość Boga, który i dla tego w obecnym wieku chciał mieć ogłoszonym dogmat o Niepokalaném Poczęciu Maryi, aby w umysłach wiernych rozżywić pamięć tych właśnie prawd, które jawniéj lub skryciéj, dziś najpowszechniéj są zaprzeczane.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś przez Niepokalane Dziewicy Poczęcie, godny Synowi Twojemu przybytek zgotował, pokornie Cię prosimy, abyś, z przewidzianych zasług śmierci tegoż Syna Twojego od wszelkiéj skazy grzechu Ją zachowując, i nam za Jéj pośrednictwem z grzechów oczyszczonym dał dojść do Ciebie. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1059–1062.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 970

Dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny streszcza w sobie dwa dogmaty zasadnicze nauki katolickiej, a to: o Bóstwie Pana Jezusa i o skłonności człowieka do złego wskutek grzechu odziedziczonego po pierwszych rodzicach. Stąd bowiem, że Maryja Panna miała być Matką Boga, potrzeba było koniecznie, aby była wolna od skazy grzechu pierworodnego, i Ona też tylko sama jedna pomiędzy ludźmi stanowi w tym wyjątek. Słaba wiara w Bóstwo Zbawiciela i zapoznanie następstw grzechu pierworodnego są głównym źródłem wszystkich istniejących za naszych czasów błędów religijnych. Podziwiajmy więc miłosierdzie i mądrość Pana Boga, który właśnie w tym czasie chciał mieć ogłoszonym dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, aby w ten sposób w umysłach wiernych ożywić pamięć tych właśnie prawd, które jawnie lub skrycie często były zaprzeczane.

Cieszmy się więc tym przywilejem Najświętszej Panny, a obrawszy Ją sobie za szczególniejszą patronkę w całym naszym życiu, naśladujmy Ją, strzegąc się grzechu każdego; skoro zaś szatan z pokusami prześladować nas zechce, uciekajmy się do Maryi, jako dzieci do Matki, a ta błogosławiona Dziewica weźmie nas w swą opiekę i doda nam łaski do zwyciężenia pokus.

Młodzieniec pewien przyszedł do o. Zucchi w Rzymie, aby go prosić o radę — był bowiem w rozpaczy o zbawienie swoje, a to dlatego, że nie czuł dość siły, aby się pozbyć grzesznego nałogu, z którym mu pewne potępienie groziło. Kapłan, zlitowawszy się nad nim, polecił mu odmawiać codziennie krótką modlitewkę do Najśw. Panny, tudzież wzywać Jej pomocy w każdej pokusie. Ucieszył się młodzieniec z tej rady i postanowił najsumienniej ją wypełnić. Wkrótce też doznał jej cudownego skutku. Na wezwanie Maryi uciekał szatan, a błogi spokój ze szczerym obrzydzeniem grzechu wstępował do serca młodzieńca. W cztery lata później przybył on znowu do Rzymu, prosząc o. Zucchi o spowiedź świętą, a gdy ten, dziwując się jego zupełnej odmianie, zapytał, co za przyczyna tego, odpowiedział młodzieniec: „Ojcze, to ta krótka modlitewka do Najświętszej Panny tak cudowną we mnie odmianę sprawiła”. Brzmi ona jak następuje:

Modlitwa

O Pani moja, o Matko moja! Tobie się cały ofiaruję, i abym udowodnił i okazał moje ku Tobie nabożeństwo, poświęcam Ci dzisiaj oczy moje, usta moje, uszy moje i serce moje i całego siebie zupełnie. Ponieważ zatem jestem Twoim (Twoją), o dobra Matko — przeto strzeż mnie i broń mnie, jako rzeczy i własności swojej. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

Footnotes:

1

Pieśń. IV. 7.

2

Balla dogmat. Pii IX. de Immac Conc.

Tags: Niepokalane Poczęcie Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna grzech pierworodny
2020-12-07

Św. Ambrożego, Arcybiskupa Medyolańskiego i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 397.

(Żywot jego był napisany na żądanie świętego Augustyna przez Paulina, kapłana mu przybocznego.)

Święty Ambroży urodził się około roku Pańskiego 315 w dawnéj Galii, w mieście Trewirze, gdzie ojciec jego tegoż imienia piastował najwyższy urząd Wielkorządcy cesarskiego. Był jeszcze w kolebce, gdy razu pewnego rój pszczół usiadł mu na twarzy i okrył szczególnie usta, w czém ojciec temu obecny, widział przepowiednię że się odznaczy darem wymowy, z któréj w istocie późniéj zasłynął.

Wychowany w Rzymie, gdzie w naukach wielkie uczynił postępy, młodym jeszcze będąc został Wielkorządcą Liguryi i Emilii. Za jego tam rządów w Medyolanie, do jego wielkorządztwa należącym, po śmierci biskupa Aukseryusza, powstał był spór pomiędzy katolikami a Aryanami, którzy jednego ze swoich sekciarzy na téj stolicy osadzić chcieli. Gdy zawiadomiono Ambrożego, że lud zebrany w kościele, ma już z tego powodu przyjść do rozprawy orężem, udał się sam jako najwyższy urzędnik do kościoła, dla powstrzymania rozruchów. Już wtedy wyznawał wiarę chrześcijańską i trzymał z prawowiernymi katolikami, lecz według ówczesnego zwyczaju, chociaż miał lat trzydzieści cztery, był tylko katechumenem, to jest przygotowującym się do Chrztu świętego. Skoro wszedł do kościoła, dziecię jakieś zawołało: „Ambroży Biskupem” a lud cały widząc w tém jakby głos Boży, wykrzyknął po trzykroć: „Ambroży Biskupem”, i co jeszcze dziwniejsza, wszystkie stronnictwa w tejże chwili na ten wybór się zgodziły. Lecz święty Ambroży przystać na to w żaden sposób nie chciał. Nigdy wymowniejszym nie był jak wtedy gdy przemawiając do duchowieństwa i ludu, prosił ich i zaklinał, aby innego wybrali. Widząc że to nie pomaga, uciekł się do dziwnego środka. Znany powszechnie z największéj łagodności, w pełnieniu swojego urzędu i z najsurowszych obyczajów, rozpoczął umyślnie różne sprawy sądowe, udawał że się w nich od gniewu nie posiadał, i brednie wygadywał. Ale co było większém jeszcze dziwactwem, dawał pozory, jakoby miewał stosunki z kobietami złego życia, chcąc się i z téj strony zniesławić. Wszakże, pomimo tego, lud przed jego pałac się gromadząc, wołał: „Chcemy cię mieć Biskupem, bo przecież gdy się ochrzcisz, Bóg ci grzechy odpuści i do nich się nie wrócisz.”

Gdy mu tedy i takie nie powiodły się wybiegi, szukał innych. Zadawał się z głośnemi kacerzami, jakoby ich błędy podzielał: słowem robił co tylko mógł, aby za ostatniego uchodzić, byle się od Biskupstwa uwolnić. Nakoniec uszedł tajemnie, chcąc się ukryć w Pawii, mieście odległém od Medyolanu. Lecz wyszedłszy z miasta, ze szczególnego dopuszczenia Bożego całą noc błądził, a nad rankiem znalazł się przy bramie Medyolańskiéj. Poznano go i przytrzymano, lecz znowu się wymknął, i skrył się na wsi u jednego ze swoich przyjacjół. Wtedy Medyolańczykowie wysłali do cesarza Walentyniana z prośbą, aby mu Biskupstwo koniecznie przyjąć rozkazał. Cesarz najchętniéj to uczynił, mówiąc: „Rad jestem, że tego którego wam rządcą doczesnym uczyniłem, pasterzem dusz swoich mieć chcecie.” Gdy tedy przyszedł rozkaz cesarza nietylko polecający Ambrożemu aby został Biskupem, lecz i najsurowiéj zabraniający aby go nikt nie ukrywał, gospodarz domu w którym Święty przebywał, sam wyjawił jego schronienie. Przywiedziony tedy do Medyolanu, już się dłużéj woli Bożéj nie opierał: przyjąwszy Chrzest święty, a następnie wszystkie święcenia, ósmego dnia, z wielkiém zadowoleniem duchowieństwa i ludu na Biskupa Medyolańskiego konsekrowany został. Obrzędowi temu był obecny i sam cesarz Walentynian, wielce z tego zadowolony.

Ambroży skoro na swojéj stolicy pasterskiéj zasiadł, dowiódł że sam Duch Święty wyborem jego pokierował. Chcąc najprzód w ubóstwie Apostołów Pańskich naśladować, wszystkie swoje znaczne majętności w części rozdał ubogim, w części przekazał kościołowi. Przepisał sobie następujący sposób życia, od którego już odtąd aż do śmierci nie odstępował. Codziennie bardzo rano, odprawiał Mszę świętą, a w każdą niedzielę i święto głosił słowo Boże ludowi. Cały dzień poświęcał na sprawy swojego urzędu, nawiedzanie ubogich i szpitalów i dawanie posłuchania zgłaszającym się do niego z prośbami. Pościł tak ściśle, że prócz niedziel i świąt uroczystych, cały dzień nic nie jadał, dopiéro na wieczór brał skromny postny posiłek. Większą część nocy przepędzał na czytaniu ksiąg świętych i pisaniu tych dzieł znakomitych, które go w rzędzie najpierwszych pisarzy katolickich umieściły i tytuł Doktora Kościoła mu zjednały. Szczególny czciciel Matki Bożéj, czego ślady w każdym jego piśmie napotkać można, najgorliwiéj cześć jéj rozszerzał. Przytém jako stróż praw Boskich i kościelnych, od pierwszéj chwili swojego Biskupstwa, powstał gorliwie przeciw wszelkim tak w duchowieństwie jak i między wiernemi pojawiającym się nadużyciom, niepomijając i samego cesarza. Ten zaś, tak dalece nie brał mu tego za złe, że gdy święty Ambroży razu pewnego tłómaczył mu się dla czego musiał go upomnieć, rzekł mu na to Walentynian: „Wiedziałem o tém, że gdzie będzie chodziło o spełnienie twojego obowiązku, nie zamilczysz, i dla tegom ci kazał być Biskupem. Upominaj więc nas, jak ci to Duch Święty wskaże.”

W kazaniach z takiém namaszczeniem i wymową przemawiał o zasłudze dziewictwa, że wkrótce w Medyolanie powstało kilka klasztorów żeńskich, w których wielka liczba dziewic poświęconych Bogu, w ostréj pokucie i bogomyślności żyjących, budowała wiernych i na wszystkich ściągała najobfitsze błogosławieństwo Boże. Rozbudził on był tak święty do tego stanu zapał, i tak wiele dziewic poświęcało się na służbę Panu Jezusowi, że matki zamykały córki i nie puszczały na jego kazania. Co więcéj, też jego nauki pisane i rozsyłane po innych częściach kraju, nadzwyczaj wielką liczbę dusz wybranych pobudzały do wyrzeczenia się świata, i poświęcenia się Panu Bogu na wyłączną służbę. Z tego téż powodu, razu pewnego święty Ambroży utyskując z kazalnicy że jego kazanie w którém powstawał na pewne pojawiające się w Medyolanie zdrożności, mało skutkowało, powiedział że zapewne trzeba będzie ażeby poszedł gdzieindziéj, i ztamtąd im tęż swoję naukę przysłał pisaną.

Po śmierci Walentyniana, gdy syn jego Gracyan na cesarstwo wstąpił, Justyna wdowa po dawnym cesarzu, należąca do kacerstwa aryańskiego, zaczęła prześladować świętego Ambrożego. Usadziła się wtedy aby kościoły katolickie w Medyolanie Aryanom pooddawać, i przez podejście uzyskawszy na to rozkaz od cesarza, posłała go Ambrożemu. Lecz on odebrawszy go odpowiedział: „Co jest moją osobistą własnością, chociażby i życie samo, to na rozkaz cesarza chętnie oddam; ale co Bożego jest, tego ani ja dać, ani cesarz brać prawa nie mamy.” Przyszło więc do tego, że cesarzowa kazała otoczyć wojskiem kościoł w którym Ambroży znajdował się z ludem. Trzy dni tym sposobem byli tam wszyscy zamknięci, trwając na modlitwie i pobożnych śpiewach, i wtedyto święty Ambroży ułożył tych kilka bardzo pięknych hymnów, które dotąd do pacierzy kościelnych należą. Niektórzy nawet pisarze utrzymują, że wtenczas dla pobożnego zajęcia ludu, po raz pierwszy wprowadził on zwyczaj śpiewania psalmów z antyfonami, i z przydawaniem przy końcu każdego z nich: Chwała Ojcu i t.d., co także odtąd, w odmawianiu psalmów zostało przyjęte powszechnie. Ciągłą taką modlitwą i przemowami swojemi, powstrzymał Ambroży lud od starcia się z wojskiem, i wyprosił od Pana Boga, że cesarzowa odstąpiła od swoich nieprawnych roszczeń, i Biskupa z ludem od wojska wyswobodziła.

Z cesarzem Teodozyuszem, który objąwszy i cesarstwo zachodnie w Medyolanie przemieszkiwał, miał także święty Ambroży trudne przejścia, w których zachował się jak na Biskupa przystało. Cesarz ten zmuszał Biskupa Kalinnika do odbudowania żydowskiéj bożnicy, którą chrześcijanie zburzyli. Święty Ambroży udał się do cesarza, prosząc aby tego nie czynił, a gdy cesarz rozkazu swojego cofnąć nie chciał, rzekł do niego: „Lepiéjby było cesarzu, abyś głosu mojego w pałacu teraz usłuchał, aniżeli żebym się publicznie w kościele odzywać do ciebie musiał.” Co znaczyło że Ambroży czuł się w obowiązku powstać z kazalnicy przeciw temu bezbożnemu rozkazowi cesarza, jeśli go on nie cofnie. Jakoż, w następującą niedzielę, gdy cesarz był obecny w katedrze, święty Biskup z wielką oględnością, lecz z ambony domagał się aby cesarz ów rozkaz odwołał. Gdy zszedł z kazalnicy rzekł do niego Teodozyusz: „Przeciw mnie kazanie miałeś.” — „Owszem, odrzekł na to Ambroży, w twojéj obronie mówiłem cesarzu, bo mi o dobro twojéj duszy chodzi.” Cesarz, rozkaz o który chodziło, odwołał.

W Tessalonice, lud wzburzony zamordował swego Wielkorządcę. Teodozego tak to rozgniewało, iż posłał wojsko aby wszystkich mieszkańców tego miasta w pień wyciąć bez względu na winnych i niewinnych, i padło siedem tysięcy ludzi. Święty Ambroży upomniał cesarza za grzech tak ciężki. Teodozyusz żałował swego postępku, lecz chciał bez należnej pokuty wejść do kościoła i do stołu Pańskiego przystąpić. Biskup przestrzegł że go nie wpuści, pokąd pokuty odpowiednéj nie odprawi. Teodozy jednak przyszedł. Wtedy Ambroży zastąpił mu przy drzwiach drogę i rzekł: „Cesarzu, nie możesz wejść do domu Bożego i Ciała Pańskiego przyjąć, bo ręce twe krwią niewinną są zmazane.” Na co Cesarz: „Wszak i Dawid zgrzeszył, a Pan Bóg mu. przebaczył,” — „Tak jest, odpowiedział Biskup, ale kiedyś naśladował Dawida grzeszącego, naśladujże i pokutującego.” Skruszony tém cesarz, uczynił jawną pokutę i po niéj do tajemnic Pańskich przypuszczonym został, a sam potém o Ambrożym powiadał: „Nie znam od Biskupa Medyolańskiego, godniejszego prałata.”

Tak święcie wysoki swój urząd przez lat wiele sprawując, do wszystkich spraw Kościoła za swoich czasów czynnie należący, zbogaciwszy Kościoł Boży licznemi pismami które dotąd są podziwiane, niechorując wcale, przepowiedział ten mąż Boży dzień swojéj śmierci. Święty Honorat biskup Warceloński, w ścisłéj z nim żyjący przyjaźni, po trzykroć w objawieniu do tego wezwany, udał się do Ambrożego, i udzielił mu ostatnie Sakramenta święte, po których przyjęciu, wielki ten sługa Chrystusowy złożywszy ręce na krzyż i modląc się, umarł 4-go Kwietnia roku Pańskiego 397. Dzień zaś dzisiejszy na święto jego przeznaczony został, jako dzień w którym był na Biskupstwo wyświęcony.

Jedna z największych pociech jaka spotkała świętego Ambrożego w jego zawodzie Biskupim, było nawrócenie wielkiego Doktora Kościoła świętego Augustyna, którego onto ostatecznie Panu Bogu pozyskał. Piszą że hymn Te Deum laudamus ci dwaj Święci razem ułożyli, kiedy po przyjęciu Chrztu świętego przez Augustyna z rąk Ambrożego, obaj w niebieskiém uniesieniu Bogu za to dzięki składali.

Pożytek duchowny

Sposób jakim po dwa razy przyjął cesarz Teodozy upomnienie świętego Ambroźego, uczyć cię powinien jak takowe od pasterzy dusz naszych przyjmować mamy, a szczególnie od spowiedników, których sami za najbliższych rządców sumienia sobie obieramy. Czy nie szukasz takiego, któryby ci we wszystkiém pobłażał?

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś lud Twój w błogosławionym Ambrożym wielkim sługą Twoim obdarzył; spraw prosimy, abyśmy tego który był nam mistrzem życia duchownego na ziemi, zasłużyli sobie mieć przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1056–1059.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 965

Podajemy tu kilka myśli św. Ambrożego, tchnących jak najwyższą mądrością. Powinny one stanowić nieoceniony skarb dla każdego chrześcijanina-katolika:

Nie dziw, że człowiek grzeszy, ale na naganę zasługuje ten, kto nie uznaje swych grzechów i nie upokarza się przed Bogiem.

Łatwiej znajdziesz takich, co zachowali niewinność, aniżeli takich, co odpokutowali swe grzechy.

Nie ma nic wznioślejszego, jak służyć Bogu.

Jeśli sam się oskarżysz, nie potrzebujesz się lękać oskarżyciela.

Krzyżujemy swe ciało, gdy stłumiamy i zwalczamy jego pożądliwości.

Nic nie wyjednywa nam bardziej przychylności ludzkiej, jak miłosierdzie i uprzejma łagodność.

Niczego nie powinniśmy się więcej uczyć, jak milczenia, a to dlatego, abyśmy się dobrze i należycie uczyli.

Prawdziwa siła człowieka polega na tym, aby umiał zapanować sam nad sobą, powściągał swój gniew i nie dawał folgi swym żądzom.

Człowiekiem jesteś, a jako człowiek wystawiony jesteś na pokusy, pokonywaj je przeto.

Tags: św Ambroży „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna arcybiskup doktor pszczoły arianizm Maryja zgorszenie św Augusytn spowiedź
2020-12-06

Św. Mikołaja, Biskupa Mireńskiego

Żył około roku Pańskiego 300

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Mikołaj urodził się w Patara, mieście w Azyi mniejszéj położoném, w połowie IIIgo wieku. Rodzice jego bardzo pobożni, jedyne to dziecię mając, i najstaranniéj je wychowali, i od dzieciństwa w cnoty chrześcijańskie wprawili. Był jeszcze niemowlęciem, kiedy się okazało że go Pan Bóg na wielkiego sługę Swojego przeznacza. Pierwiéj pościć niżeli jeść zaczął: bo gdy codziennie często ssał pierś matki, we środy i piątki raz tylko, i to w wieczór, przyjmował pokarm. Gdy podrósł, odznaczał się najskromniejszemi obyczajami, i jak mógł najdłużéj przebywał w kościele. Stronił od lekkomyślnych zabaw swoich rówienników, a na czytaniu ksiąg świętych, najwięcej czasu trawił. Miał stryja człowieka wielkiéj świątobliwości, który widząc w młodym synowcu swoim tak pobożne usposobienie, skłonił go do obrania stanu duchownego. Rodzice z radością zgodzili się na to, a on wkrótce kapłanem został, i zajaśniał wszystkiemi cnotami temu świętemu powołaniu właściwemi. Zajmując się gorliwie obsługą duchowną, wielkim był jałmużnikiem, u że posiadał znaczny majątek po rodzicach, hojnie wspierał ubogich, i starał się szczególnie aby o tém nikt nie wiedział.

Mieszkał w Patarze pewien znakomitego rodu szlachcie, który podupadł był zupełnie na majątku, i miał trzy córki dorosłe słynące z urody, a których już prawie nie miał czém wyżywić. Przyszła mu myśl niegodziwa, wydać te nieszczęsne dziewice na rozpustę, a tym sposobem i im i sobie sposób do życia zapewnić; z czego w najwyższéj rozpaczy były te poczciwe panienki, dotąd najprzykładniéj żyjące. Doszło to do wiadomości świętego Mikołaja. Ten niezwłocznie wziął znaczną ilość pieniędzy, i przyczepiwszy do nich kartkę z napisem: na posag twojéj najstarszéj córki i twoje utrzymanie, wrzucił taki worek z pieniędzmi w nocy przez otwór, do mieszkania tego niedobrego ojca. Ten szczerze obżałowawszy swój niepoczciwy zamiar, odstąpił od niego po takim dowodzie szczególnego nad nim miłosierdzia Bożego, i najstarszą córkę uczciwie za mąż wydał. Co widząc Mikołaj, tymże sposobem i dla drugiéj posag do mieszkania jéj ojca wrzucił, a gdy i ta wyszła za mąż, i trzecią tymże sposobem udarował, lecz już ze swoim dobrym czynem ukryć się nie mógł. Tak hojnie bowiem obdarzony przez niego ów szlachcic, słysząc upadający worek złota przez okno w nocy, wybiegł na ulicę, dogonił Mikołaja, a upadłszy mu do nóg, za jego dobrodziejstwa dziękował. Święty zaś nakazał mu aby o tém nikomu nie mówił, gdyż wszystkie dobre uczynki jak najskryciéj wypełniał.

Stryj jego dopatrzywszy w nim wielką skłonność do życia więcéj odosobnionego, wybudował umyślnie dla niego obszerny klasztor, umieścił w nim wielu zakonników, do których gdy przyłączył się i święty Mikołaj, wkrótce na przełożonego wybranym został. Zażywał tam przez czas pewien, większéj niż w zawodzie świeckiego kapłana ciszy, lecz zapragnąwszy życia pustelniczego, puścił się do Ziemi świętéj, z zamiarem osiedlenia się tam pomiędzy pustelnikami. Płynąc do Aleksandryi, przepowiedział żeglarzowi wielką burzę któréj on wcale się nie spodziewał, a gdy od niéj już prawie okręt miał zatonąć, za modlitwą Mikołaja morze się uciszyło. Podczas nawałności, spadł był majtek z wysokiego masztu 1 zabił się na miejscu. Święty pomodliwszy się nad nim, do życia go powrócił. W Aleksandryi, gdzie na wieść tych przez niego uczynionych cudów, wielką liczbę do niego opętanych i chorych zniesiono, wszystkich modlitwą swoją uzdrowił.

Zwiedziwszy miejsca święte, miał już iść na puszczę, kiedy podczas modlitwy, taki głos z Nieba usłyszał: „Mikołaju, wróć się do owiec któreś opuścił.” On wnosząc iż wolą Boga jest aby wrócił do swego klasztoru, przyszedł do niego, gdzie znowu wśród modlitwy powiedział mu głos z Nieba: „Nie to jest rola na któréj pożytek z ciebie mieć mam; idź do miasta Mirry między ludzi, aby Imię Moje przez ciebie uwielbione było.”

Niezwłocznie sługa Boży puścił się do tego miasta, w którém go nikt nie znał. Tam, podówczas, po śmierci Biskupa, zebrani byli okoliczni Biskupi, dla obrania nowego Pasterza; a gdy długo w tém do zgody przyjść nie mogli, udali się wszyscy wraz z ludem na gorącą modlitwę, prosząc aby im Pan Bóg wyraźnie wolę Swoję w tym okazał. Jakoż, objawił Pan Bóg jednemu z najstarszych, a wielkiéj świątobliwości Biskupowi, aby tego człowieka który nazajutrz najpierwszy do kościoła wejdzie, na Biskupa obrali. Tymczasem tejże nocy Mikołaj o niczém niewiedząc, przybywszy do Mirry udał się prosto do kościoła, a znalazłszy go zamkniętym, modlił się przy nim póki go nie otworzą. Skoro go otworzyli, pierwszy wszedł do niego, a Biskupi już tego pilnujący, pomimo oporu jaki stawił, na Biskupa Mirreńskiego go wyświęcili.

Objąwszy tę wysoką godność, rzekł sam do siebie: „Mikołaju urząd który cię spotkał, zmusza cię abyś już nie sobie żył, ale innym.” Odtąd téż zajaśniał cnotami najdoskonalszego Pasterza. Zastał w Dyecezyi swojéj, upowszechnione wielkie zbytki, których nawet dopuszczało się i duchowieństwo, nosząc bogate szaty. Zanim więc na to powstawać wyraźnie zaczął, sam się ubierał bardzo ubogo, i cały dwór swój Biskupi jak najskromniéj prowadził. Przytém codziennie jak najściśléj pościł, jednę tylko jadając potrawę, i to dopiéro późno wieczorem, aby tém więcéj miał przez dzień wolnego czasu do sprawowania obowiązków swojego pasterstwa, któremi ciągle był najgorliwiéj zajęty. Trudno téż wypowiedziéć, jak świętym był on Biskupem. O świcie już go było można widzieć w kościele, gdzie to pacierze kapłańskie wspólnie z innemi śpiewał, to święte Sakramenta sam udzielał, to słowo Boże głosił z kazalnicy, albo dziatki małe katechizmu uczył. Późniéj odwiedzał chorych i biednych po ich mieszkaniach, a tak na nich wszystko rozdawał, że nie raz naczynia domowe i najulubieńsze księgi swoje sprzedawał, byle miał za co jałmużnę czynić. Od południa do wieczora, załatwiał sprawy duchowne swojéj dyecezyi. Późniéj dawał posłuchanie wszystkim z jakiemibądź prośbami do niego zgłaszającym się. Ubodzy zaś, w każdéj porze dnia i nocy mieli do niego najwolniejszy przystęp. Co rok zbierał Sobór prowincyonalny, dla utrzymania karności w swojém duchowieństwie.

Tak sprawując swój pasterski urząd, przejmował się nie raz straszną trwogą ciężkiego rachunku jaki zda za niego przed Bogiem. Razu pewnego silnie nią przejęty, błagał Pana Boga na modlitwie aby go od Biskupstwa uwolnił, lecz usłyszał głos mówiący do niego: „Nie bój się Mikołaju, nie opuszczę Ja tego który w służbie Mojéj trwa wiernie.” Wielce tem pokrzepiony na duchu, trwał daléj w świętéj gorliwości mąż Boży, i Pan mu coraz więcéj błogosławił, a on coraz większych pożytków z prac swoich pasterskich zażywał.

Lecz wszczęte zostało pod Dyoklecyanem i Maksymianem cesarzami, srogie chrześcijan prześladowanie. Ogłoszono i w Mirrze wyrok cesarski nakazujący wszystkim chrześcijanom oddawanie czci bożkom, a to pod karą śmierci. Jednym z pierwszych których wielkorządca tego miasta uwięził, był święty Biskup, który owczarni swojéj nieodstępując, chociaż wiedział dobrze co go czeka, wszystkich do wytrwałości zachęcał, a tych którzy przed nim schwytani i uwięzieni byli, po więzieniach odwiedzał i pocieszał. Długo w ciemnéj i wilgotnéj ciemnicy był trzymany, wiele w niéj zniewag doznał, i byłby W końcu śmierć męczeńską poniósł, gdyby nie to że w tychże czasach wstąpił na tron Konstantyn Wielki, który pierwszy z cesarzów Kościoł wyswobodził. Wnet téż święty Mikołaj z więzienia wypuszczony został, a tém łatwiéj urząd swój sprawując pod rządami chrześcijańskiego i świętego Cesarza, wytępił do szczętu w Dyecezyi swojéj resztki pogaństwa i prawie wszystkie bałwochwalcze świątynie na kościoły pozamieniał. W takich razach słyszano niekiedy głośne ryki szatanów, gdy je z bożnic pogańskich wyganiał.

Pod tę porę odbywał się walny Sobór w Nicei, z trzechset ośmnastu Biskupów katolickich złożony, a głównie na potępienie kacerstwa Aryusza, przeciw bóstwu Chrystusa Pana bluźniącego, zgromadzony. Obecny na nim święty Mikołaj, zajaśniał świątobliwością, nauką i gorliwością, w zbijaniu szerzących się błędów.

Gdy wrócił do Mirry, w roku tym ciężki głód kraj cały dotknął. Za żadne pieniądze, znikąd zboża sprowadzić nie można było. Zdjęty wielką nad biednym ludem litością, święty Biskup uciekł się do modlitwy: a oto gdy pewien kupiec z Sycylii do Hiszpanii kilka okrętów ze zbożem prowadził, ukazał mu się we śnie Mikołaj kupujący to zboże i dający mu zadatek, aby je do Mirry dostawił. Przebudziwszy się kupiec znalazł zadatek przy sobie, i widząc w tém wolę Boską cudownie sobie objawioną, dostawił do Mirry tak wielką ilość zboża, że to mieszkańców od głodu uratowało.

Zdarzyło się, że cesarz Konstantyn skazał był na śmierć trzech swoich wysokich urzędników, niewinnie o zdradę posądzonych. Mając oni już nadzieję tylko w Panu Bogu, przypomniawszy sobie świątobliwość i cuda przez świętego Mikołaja czynione, w więzieniu będąc, jego pośrednictwa zawezwali. W nocy po któréj mieli być traceni, okazał się we śnie Mikołaj cesarzowi i rzekł do niego: „Wstań cesarzu, a trzech niewinnych twoich urzędników od kary śmierci na którą nie zasłużyli, uwolnij, jeśli nie chcesz kary Boskiéj na siebie ściągnąć.” Konstantyn spytał: „Ktoś ty jest?” – a on rzekł: „Jestem Mikołaj biskup Mirreński” i zniknął. Cesarz niezwłocznie kazał sprawę skazanych na śmierć najściśléj nanowo przetrząsnąć, o niewinności oskarżonych się przekonał, do łaski ich swojéj przywrócił, i z bogatemi kościelnemi podarkami do Mikołaja wysłał.

Takiemi i wielu innemi słynący cudami, za jednego z najuczeńszych i najświątobliwszych Biskupów swojego czasu poczytywany, gdy nadchodził czas, w którym go Pan Bóg po zgotowaną dla niego nagrodę do Nieba miał powołać, przygotowywał się Mikołaj do tego już tylko ciągle się modląc i śpiewając hymny, wśród czego pocieszało go Niebo widzeniem Aniołów. Zacząwszy ten psalm: „W Tobiem Panie nadzieję miał” i wymawiając te słowa: „W ręce Twe polecam ducha mojego” 1, zmarł świątobliwie dnia 6 Grudnia roku Pańskiego 327. Ciało jego najprzód złożone w Mirrze, wielu zasłynęło cudami, równie jak i w mieście Barze we Włoszech, dokąd późniéj przeniesioném zostało.

Pożytek duchowny

Wielkiéj przymnaża Bobie zasługi, kto przez uczynioną jałmużnę, nietylko w niedostatku wspiera bliźniego lecz jeszcze przez to chroni go od szkody na duszy, o którą wielu ubóstwo przyprawia. Tak właśnie uczynił święty Mikołaj, obdarzając ojca trzech biednych córek. Jeśli ci na to starczy, staraj się szczególnie o czynienie tego rodzaju jałmużny

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Mikołaja Biskupa, niezliczonemi cudami uświetnił; daj prosimy, abyśmy za jego zasługami i wstawieniem się, od płomieni piekielnych uwolnieni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1053–1055.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 961–962

Święty Mikołaj już w wieku chłopięcym wstrzymywał się w środy i piątki aż do zachodu słońca od pokarmu (Kościół wschodni nakazywał posty co środę i co piątek, zachodni co piątek i sobotę). Wnoszono stąd słusznie, że Bóg sobie szczególnie upodobał to dziecię i że je przeznaczył do wielkich rzeczy. Doświadczenie potwierdziło te domysły, Mikołaj był bowiem wielkim wobec Boga i wobec ludzi. Posty maluczkiego Mikołaja były oznaką szczególnego umiłowania Boga. Nie ma się też czemu dziwić, że matka nasza, Kościół święty, posty tak gorąco poleca i nakazuje.

  1. Posty są Bogu miłe. Wszakże ukochany Syn Jego, Pan Jezus, pościł przez 40 dni i nocy i dał nam tym samym przykład, jak mamy wielbić Boga i starać się Mu przypodobać. U Tobiasza św. czytamy słowa: „Modlić się, pościć, dawać jałmużny, jest lepiej, niż gromadzić złoto i srebro”. U świętego Mateusza czytamy, że posty nadają nam moc nad najgorszymi szatanami. „Tego rodzaju diabłów nie można się inaczej pozbyć, jak postem i modłami”. Pobożna wdowa Judyta pościła trzy dni, a Pan Bóg dał jej świetne zwycięstwo nad Holofernesem i nieśmiertelną sławę u ludu izraelskiego. Historia Estery uczy nas, że Bogu podoba się post dlatego, że uświęca ciało. Bóg nałożył pewien rodzaj postu już na pierwszych naszych rodziców w raju, zakazując im kosztować owocu z pewnego drzewa, a uczynił to dlatego, aby uświęcili swoją wolę posłuszeństwem, a ciało powstrzymywaniem się od skosztowania zakazanego jabłka. Przez post upokarzamy się wobec Boga, naśladujemy Chrystusa i oddajemy cześć Jego Męce.
  2. Posty są zbawienne. Prawdę tę głosi sam Kościół Boży w Prefacji Mszy świętej w czasie czterdziestodniowego postu i to w następujących słowach: „Słuszna i sprawiedliwa jest abyśmy Ci zawsze i wszędzie, wszechmocny i wiekuisty Boże, dzięki czynili, ponieważ postem ciała gładzisz grzechy, podnosisz ducha, rozdzielasz cnoty i nagrody w Imię Chrystusa Pana naszego”. Jest to powszechnym prawem, mającym wartość na ziemi i w Niebie. Płać, coś komu winien; dopuściłeś się krzywdy, wynagrodź ją; jeśli zgrzeszyłeś, odpokutuj grzech. Jeśli obrazę wyrządzoną Bogu sam na sobie karzesz, jeśli postem i umartwieniem odpokutujesz ją na własnym ciele, w takim razie przyrzekł ci Pan Bóg, że nie wzgardzi twym skruszonym i upokorzonym sercem i że ci dla twego żalu i pokuty wybaczy winę. Jeśli tę pokutę dobrowolnie podejmiesz, jeżeli wyprzedzisz sprawiedliwość Bożą dobrowolnym nałożeniem na siebie kary, Ojciec niebieski ulituje się nad tobą i zadowoli się daleko mniejszym zadośćuczynieniem, aniżeli go wymaga wielkość twego grzechu. Mieszkańcy grzesznej Niniwy pokutowali czterdzieści dni, a Bóg ocalił ich i zwolnił od zagrożonej zagłady. Wszakże i Pan Jezus pościł przez czterdzieści dni, aby swemu powołaniu należycie odpowiedzieć, aby przeciw szatanowi skutecznie walczyć, aby mężnie znosić cierpienia i męki krzyżowe. Wszyscy Święci naśladowali ten przykład dany przez Zbawiciela z jak najzbawienniejszym dla siebie skutkiem; potępieńcy tylko nie poszli za tym przykładem z wielką szkodą duszy swojej.

Krzepmy się przeto wszyscy postem już to nakazanym, już też dobrowolnym do walki przeciw odwiecznemu wrogowi duszy naszej.

Footnotes:

1

Psal. XXX. 2 6.

Tags: św Mikołaj „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup jałmużna miłość bliźniego arianizm post
2020-12-05

Św. Sabby, Opata

Żył około roku Pańskiego 541.

(Żywot jego był napisany przez świętego Cyrylla pustelnika, żyjącego za jego czasów.)

Święty Sabba rodem z Kapadocyi ze wsi Mutalaska, przyszedł na świat roku Pańskiego 449. Miał lat tylko dziewięć kiedy zostawiony u krewnych przez rodziców, którzy udali się byli do Aleksandryi, zasmucony domowemi swarami, w których ciż krewni jego ciągle zostawali, postanowił już wtedy świat opuścić i oddać się bogomyślności, która podówczas w różnych klasztorach i pomiędzy pustelnikami kwitnęła.

Najprzód tedy w klasztorze Flawiańskim, chociaż tak młody, a już przypuszczony do wszystkich obowiązków zakonnych, w wierności ich wypełniania, wyrównywał najstarszym pokutnikom. Raz pracując w ogrodzie zerwał jabłko i miał je skosztować. Lecz mu sumienie ten brak umartwienia tak silnie wyrzuciło, że jabłka nie tknął, i na ukaranie się już odtąd aż do śmierci żadnych owoców nie jadał. W klasztorze tym mieszkał do ośmnastego roku życia, budując wszystkich swoją świątobliwością i nadzwyczajnie ostrém życiem. Pod tę porę, zapragnął odbyć pielgrzymkę do Ziemi świętéj, i zwiedzić pustelników tam mieszkających. Rozmiłowawszy się w ich odosobnieniu, osiadł przy klasztorze świętego Lutyma, do którego należący zakonnicy rozsypani po okolicznéj puszczy, mieszkali każdy w osobnéj chatce, w najściślejszém odosobnieniu. Święty téż Sabba przestrzegał go również, i przerywał tylko dla doglądania chorych braci, w któréjto posłudze odznaczał się szczególną miłością.

Opat wysłał go był razu pewnego, wraz z drugim zakonnikiem do Aleksandryi. Tam rodzice spotkawszy go, poznali, i uszczęśliwieni z tego nad wszelki wyraz, bo go bardzo kochali, chcieli przy sobie zatrzymać. Nastawał na to szczególnie ojciec, który w tém mieście wysoki stopień w wojskach cesarskich zajmował. „Wszak ojcze, rzekł mu Sabba, śmiercią karzesz tego, kto z twoich szeregów uchodzi: a jakiejże by kary wart był ten, ktoby służbę Bożą raz rozpoczętą, opuszczał?” Rodzice poprzestali na tak mądréj odpowiedzi, pobłogosławili go i polecili się jego modlitwom, a Sabba wrócił do swojéj pustelni.

Lecz mu już i ta niedość samotną się wydawała. Za pozwoleniem więc Opata, udał się daléj w głąb puszczy i osiadł w małéj jaskini, gdzie przepędzał pięć dni na tydzień bez żadnego pokarmu, zajęty jedynie modlitwą i ręczną pracą, podczas któréj także modlitwy nie przerywał. Wyrabiał codziennie dziesięć koszyków: w sobotę pięćdziesiąt takich zanosił do klasztoru; tam pozostawał z braćmi przez niedzielę do wieczora, i nabrawszy tyle gałązek palmowych, ile mu do roboty na pięć dni potrzeba było, wracał do swojéj jaskini. Co rok 14-go Stycznia, udawał się na puszczę zwaną Ruban, na któréj, podług podania, Zbawiciel po chrzcie w Jordanie przebył swój post czterdziestodniowy. Tam bawił do Niedzieli Kwietnéj, a chodząc tylko co niedziela dla przyjęcia Komunii świętéj do najbliższego kościoła, przez cały ten czas zgoła żadnego nie brał pokarmu.

Po kilku latach przebycia w owéj jaskini, przeniósł się na inną na tak spadzistéj i wysokiéj skale będącą, że aby się do niéj dostać, musiał zawiesić sznur od niéj do ziemi spadający, którego trzymając się, mógł łatwiéj się tam dostawać. Schodził z téj swojéj kryjówki tylko niekiedy, aby sobie uzbierać trochę dzikich owoców rosnących u stóp téj skały, albo przynieść wody. Przebywał tam już lat kilka, od nikogo nieznany ani widziany, lecz gdy wypadkiem przechodzący w téj stronie wieśniacy, ujrzawszy sznur od jaskini, dostali się do niéj i w okolicy rozgłosili zadziwiający sposób jego życia, zaczęli ludzie coraz więcéj i tłumnie zbierać się do niego. Jedni przychodzili polecać się jego modlitwom, których cudownych skutków doznawali, inni prosili go o nauki zbawienne, których im nie odmawiał, a nakoniec znalazło się wielu, którzy pragnąc wieść także życie pustelnicze, w chatkach, około jaskini świętego Sabby pobudowanych, osiedli, oddając się pod jego przewodnictwo. Przyszło do tego, iż liczba jego uczniów do kilkuset wzrosła. Wtedy wybudował tak zwaną Laurę: to jest klasztor z kościołem, do którego na niedzielę i święta z okolicy sprowadzał księży. Przejęty bowiem wysokiém wyobrażeniem o godności kapłańskiéj, nietylko sam jéj nie piastował, ale i żadnemu z uczniów swoich przyjmować jéj nie dozwalał.

Po upływie pewnego czasu, pomiędzy pustelnikami żyjącymi pod przewodnictwem Sabby, zakradł się duch niesforności. Pewna liczba upadłych na duchu udała się do Patryarchy Jerozolimskiego, aby im innego przełożonego wyznaczył, a kładąc za powód swojego żądania to że święty Sabba niebędąc kapłanem, właściwie swego urzędu sprawować nie może. Patryarcha, któremu dobrze znana była wysoka świątobliwość Sabby, a oraz i zuchwalstwo zakonników domagających się o złożenie go z przełożeństwa, kazał im i wszystkim ich braciom wraz ze świętym Sabbą przyjść do siebie nazajutrz. Gdy przybyli, niezważając na trudności jakie w téj mierze robił Sabba, wyświęcił go na kapłana, i nietylko pozostawił przełożonym jegoż własnego klasztoru, lecz zamianował go Egzarchą: to jest jeneralnym przełożonym nad wszystkimi zakonnikami po innych klasztorach w Palestynie mieszkającymi.

W tejto porze spotkała tego sługę Bożego wielka pociecha. Matka jego pozostawszy wdowg, obrała także pustelnicze życie, i w małéj chatce niedaleko pustyni świętego Sabby, zamieszkała. Lat kilka trwając na bogomyślności, świętą śmiercią zeszła z tego świata, Sabba zaś za znaczne pieniądze które mu zostawiła, założył wielkie dwa szpitale dla ubogich.

Tymczasem, owi niesforni zakonnicy którzy chcieli pozbyć się przełożeństwa świętego Sabby, poburzyli przeciwko niemu i zakonników z innych klasztorów. Święty chcąc położyć tamę tym niespokojom, umyślił sam ustąpić miejsca innemu. Opuścił więc tajemnie klasztor w którym mieszkał, udał się w odległą i przez żadnego pustelnika niezamieszkałą puszczę, i w niéj się ukrył. Nieznalazłszy żadnéj jaskini, cały rok spędził pod gęstém drzewem, które mu za jedyne schronienie służyło. Lecz i tam odkryli go w końcu ludzie, zaczęli się do niego gromadzić, wielu znowu przy nim osiadło chociaż nie wiedzieli kim jest, i tam nowa a liczna osadą pustelnicza stanęła. Zdarzyło się nakoniec, że pomiędzy przybywającemi do tego nowozałożonego klasztoru, przybył jeden z pustelników który go poznał. Zaniósł tę wiadomość do innych któremi dawniéj święty Sabba zarządzał, a z których mała liczba tylko była mu przeciwnych, reszta zaś uszczęśliwiona z wykrycia swojego dawnego Opata, udała się do Patryarchy Jerozolimskiego, który mu kazał powrócić do dawnego jego urzędu, to jest przełożonego Jeneralnego nad wszystkiemi klasztorami.

Usilnie zalecał zakonnikom pilne umartwienie zmysłów, a szczególnie oczu. Idąc razu pewnego z jednym z uczniów swoich brzegami Jordanu, napotkali tam ludzi między któremi była i kobieta, na którą młody zakonnik z Sabbą będący, oczy obrócił. Widząc to Święty, a chcąc mu dać zbawienną naukę: rzekł do niego: „Jak godną pożałowania jestta kobieta: zdaje się że jest młoda, ale na jedno oko ślepa.” — „Tak nie jest ojcze, odrzekł mu uczeń, przypatrzyłem się jej dobrze, i widziałem że ma obydwa oczy.” Wtedy święty Sabba korzystając z tego że go tym sposobem przywiódł iż sam się wydał że we wzroku umartwionym nie był, dał mu zbawienną naukę o niebezpieczeństwie na jakie się tym sposobem wystawia cnota świętéj czystości, i w końcu przydał jako pokutę: „odtąd cię już za towarzysza podróży brać nie będę, dopóki się nie przekonam, żeś w téj mierze ostrożniejszy.” Zakonnik zaś ten, od tego czasu budował wszystkich nsjściślejszém umartwieniem zmysłu widzenia.

Podczas gdy jeszcze nie był jeneralnym przełożonym wszystkich pustelników, i sam jeden w największém odosobnieniu mieszkał w jaskiniach, zdarzyło się, że szukając w głębi jednéj z puszcz kryjówki dla siebie, napotkawszy nad rzeką jaskinię, w niéj postanowił jakiś czas przemieszkać. Wieczorem tedy odprawiwszy Psalmy i położywszy się w téj pieczarze, zasnął. Lecz była to nora, która służyła lwu za schronienie, i ten około północy przyszedłszy, zaczął Świętego szarpiąc go za suknię, wywlekać z jaskini. Sługa Boży zaraz spostrzegł z kim ma do czynienia, wcale jednak tém nie przerażony, zaczął śpiewać Psalm: „Kto się w opiekę” 1, co słysząc lew wyszedł i czekał przed jaskinią, aż Sabba i ten i inne Psalmy ukończył. Ale gdy on znowu spokojnie legł na spoczynek, lew przypadł powtórnie do niego, i już go miał ująć zębami, kiedy Sabba rzekł do niego: „Nierozumna bestyo, przecież gdybyś chciał, pogodzićbyśmy się mogli, miejsca tu bowiem jest dla nas obu dosyć: a jeśli tego nie chcesz, właściwiéj jest abyś ty mnie, a nie ja tobie ustąpił, bom ja na obraz i podobieństwo Boga stworzony.” Lew to usłyszawszy odszedł jakby cichy baranek, i więcej się już nie pojawił.

W innéj jaskini, gdy także samotnie mieszkał, ujrzał razu pewnego lwa nadchodzącego. Sądząc iż na niego napada, uciekł się do modlitwy. Lecz spostrzegł, że zwierzę to w innym celu przybywa. Lew bowiem zbliżył się do niego na trzech łapach skacząc, a czwartą mu podał, w któréj Sabba ujrzał wielką drzazgę tkwiącą, którą wyjął i ranę mu zaopatrzył. Co gdy uczynił Święty, lew już od niego odejść nie chciał, służył mu jako pies najwierniejszy, a gdy Sabba przeniósł się do klasztoru, tam poszedł za nim, i wszyscy bracia się nim posługiwali, jakby domowém ułąskawioném zwierzęciem.

Do jednego klasztoru w którym był przełożonym nasz Święty, przybył z miasta Cytopolu, najbogatszy młodzieniec nazwiskiem Bazyli, który pogardziwszy światem i jego dostatkami, postanowił zostać uczniem świętego Sabby. Rabusie po tych okolicach plondrujący, wnosząc iż wielkie skarby przywieźć musiał z sobą i takowe w chatce Sabby złożyć, wśród nocy weszli do jego pustelni. Lecz nie znalazłszy nic, gdy puszczą wracali, ujrzeli dwóch lwów gotowych rzucić się na nich. Przerażeni, przypominając sobie wielką świątobliwość sługi Bożego którego okraść chcieli, gdy lwy już do nich przyskakiwały, zawołali: „w imię sługi Bożego Sabby ustąpcie!” co wnet lwy uczyniły uciekając w głąb puszczy; czém zbójcy tak zbawiennie wzruszeni zostali, że wrócili do Sabby wyznając kim byli, a prosząc o pokutę na całe życie, osiedli przy nim na puszczy, i wielkimi zostali pokutnikami.

Zamiłowany coraz więcéj w swojém pustelniczém życiu święty Sabba, i chociaż już w nim kilkadziesiąt lat był spędził, gdy wymagała tego chwała Boża i pożytek Kościoła, wychodził ze swojéj puszczy, i udawał się pomiędzy ludzi. Cesarz Anastazyusz, popierając kacerzy Eutychianów, skazał był na wygnanie Eliasza Patryarchę Jerozolimskiego, i srogo zaczął prześladować katolików w Palestynie. Duchowieństwo tego kraju, wiedząc że świątobliwość Sabby znaną była i cesarzowi, uznało że największąby on oddał posługę Kościołowi, gdyby się w jego sprawie udał do Anastazego. Święty który już podówczas miał lat óśmdziesiąt, dwa razy odbył podróż do Carogrodu, złagodził cesarza, w rozprawie publicznéj jaką miał pobił Eutychianów, i wstrzymał prześladowanie. W kilka lat potém, już zgrzybiały starzec, gdy cesarz Justyn następca Anastazego, gorliwy katolik, nakazał był przyjęcie postanowień Soboru Chalcedońskiego w całém swojém państwie, święty Sabba udał się do Cezarei i do Scytopolu, a następnie inne większe miasta Palestyny przebiegł, dopomagając powagą swoją do przyjęcia we wszystkich Dyecezyach tychże postanowień.

Gdy znowu za cesarza Justyniana, który po Justynie nastąpił, fałszywe oskarżenia katolików, najgorzéj go były przeciw nim usposobiły, święty Sabba już wtedy dziewięćdziesiąt lat liczący poszedł do Carogrodu. Cesarz przyjął go jak wielkiego Świętego, wszystko o co go prosił spełnił, a na jego żądanie, kazał wystawić wielki szpital dla biednych w Jerozolimie, i odbudować wszystkie kościoły, które Samarytanie poburzyli. Gdy rozporządzenia swoje w téj mierze kazał pisać, zawezwał świętego Sabbę do swój komnaty, aby temu był obecny: lecz ten nieczekając końca wyszedł. Zdziwiony tém Jeremiasz, zakonnik który mu towarzyszył rzekł do niego: „Ojcze, czyście zapomnieli że u cesarza jesteśmy?” — „Nie zapomniałem o tém odpowiedział Święty, lecz przypomniałem sobie, że to godzina Tercyi (pacierzy kapłańskich) więc trzeba żebyśmy ją w swojéj porze odmówili.”

Nakoniec miał Pan Bóg powołać do Siebie tego wielkiego sługę Swojego, a gdy zachorował, objawił mu godzinę śmierci. Patryarcha Jerozolimski nawiedziwszy go w chorobie, a znalazłszy leżącego na słomie w ubogiéj chatce, kazał go przenieść do swojego pałacu. Lecz gdy dzień zgonu nadchodził, Sabba uprosił że go napowrót do jego pustelni odniesiono. Tam, otoczony swoimi uczniami, wśród modlitw i psalmów odmawianych, oddał Bogu ducha 5 Grudnia roku Pańskiego 541, mając lat przeszło dziewięćdziesiąt.

Pożytek duchowny

Święty Sabba dla odmówienia pacierzy we właściwéj porze nie czekał na posłuchanie u cesarza, u którego wielkiéj wagi łaski przyszedł wyjednywać. Pomimo tego jednak otrzymał to o co prosił. Zwykle bowiem gdy z pobudki jak najwierniejszego służenia Bogu, zmuszeni jesteśmy zaniechać jakowego zabiegu potrzebnego do przeprowadzenia sprawy która nas zajmuje, wtedy Sam Pan Bóg biorąc ją w szczególną Swoję opiekę, najpożądańszy dla nas nadaje jéj obrot.

Modlitwa

Boże który w błogosławionym Sabbie Opacie ścisłéj wierności w służbie Twojej wzór nam przedstawiasz, za jego pośrednictwem i przykładem daj nam, pokornie prosimy, żadnemi troskami ziemskiemi od wiernéj Ci służby nigdy się nie odrywać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1049–1052.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 959

Jeśli chcesz być prawdziwie szczęśliwym i tu na ziemi i w życiu przyszłym, umiłuj jak święty opat Saba bardziej skarby niebieskie niż ziemskie. Czerp jak on ze skarbów zawartych w Sercu Jezusa, a czerp pełną ręką, bo im więcej nabierzesz, tym większą sprawisz radość Jego Sercu. Te skarby połącz z swoimi skarbami, to jest z modlitwami, cierpieniami i pracami swymi, a przez to połączenie nabiorą one wartości, piękności i blasku, który radował będzie wzrok Boży. Mów na przykład do Jezusa: „Moje modlitwy, cierpienia i prace, nic niewarte same przez się, łączę z zasługami bolesnej męki i śmierci Twojej, skrapiam je łzami i krwią Twoją, aby one w oczach Ojca Twego były miłe i wdzięczne, dla mnie zaś i dla tych, za których je ofiaruję, były pożyteczne i zbawienne”. Gdy tak co dzień postąpisz, niejeden dług u Boga zaciągnięty zapłacisz, niejedną zasługę uzyskasz, kapitał w Niebie pomnożysz, lub niejednej duszy grzesznej łaskę u Boga wyjednasz.

Footnotes:

1

Psalm. XC. 1.

Tags: św Saba Jerozolimski „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat pokuta pustelnik sobór chalcedoński
2020-12-04

Św. Piotra Złotoustego, Arcybiskupa Rawetaneńskiego i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 449.

(Żywot jego był napisany przez Hieronima Rubio w jego historyi miasta Rawenny.)

Święty Piotr z powodu znakomitego daru wymowy przezwany Złotoustym (Chrisologus) narodził się we Włoszech w mieście Imola, przy końcu wieku czwartego. Od lat najmłodszych odznaczając się wielką pobożnością, po odbyciu zawodu nauk teologicznych, wyświęconym został na dyakona, przez Kornelego Biskupa jego rodzinnego miasta. W pismach téż swoich wspomina o nim z wielkiém uszanowaniem i z wdzięcznością, i nazywa go swoim ojcem; powiada że jaśniał on wysokiemi cnotami, i że całemu światu znanym był ze znakomitych czynów swoich. Pod przewodnictwem więc tak znakomitego mistrza, nasz Święty od młodości nawykał panować nad namiętnościami, dążyć do doskonałości, ćwiczyć się w życiu wewnętrzném i przyodziewać się w Chrystusa. Młodym téż będąc wstąpił do zakonu, i pozostał w nim aż go powołano na biskupstwo Rawenetańskie, co nastąpiło w sposób bardzo szczególny.

Po śmierci Jana Biskupa téj dyecezyi, Biskupi okoliczni zgromadzili się aby wraz z miejscowém duchowieństwem i ludem, wybrać po nim następcę. W liczbie zebranych wtedy Prałatów był i Biskup z Imola, któremu towarzyszył święty Piotr jako dyakon z jego dyecezyi. Wybór padł na pewnego duchownego z miasta Rawenny, który niezwłocznie udał się do Rzymu z posłami od Rawenatów którym przewodniczył Biskup Kornelli, aby u Papieża otrzymać zatwierdzenie wyboru. Z Biskupem Kornelim pojechał i święty Piotr. W wigilią przybycia ich do Rzymu, Papież, którym był podówczas święty Sykstus trzeci, miał w nocy widzenie. Okazali się mu święty Piotr książe Apostołów i święty Apolinary jego uczeń a pierwszy Biskup Rawenetański, między któremi stał młodzieniec, którego kazali mu zamianować Biskupem tego miasta. Nazajutrz gdy posłowie ztamtąd przybyli przedstawili się mu wraz z tym którego na Biskupa téj dyecezyi obrali, Papież spostrzegł pomiędzy nimi młodego dyakona świętego Piotra i poznał w nim onego młodzieńca w cudowném objawieniu wskazanego mu na Biskupa. Z tego więc powodu odsuwając przedstawionego kandydata, oświadczył iż Biskupem dyecezyi Rawenetańskiéj nie kogo innego tylko Piotra mianuje. Wszystkich to zdziwiło, a świętego Piotra najwięcéj. Upadł do nóg Papieżowi, błagając ze łzami aby tego nie czynił i nie obarczał go obowiązkami, które, jak to sądził w pokorze swojéj, przechodzą jego siły. Przytém sami posłowie Rawenetańscy, objawili swoje zasmucenie, że Ojciec święty odrzucał ich wybrańca i współobywatela, a dawał im na Pasterza młodego dyakona z obeéj dyecezyi. Lecz gdy Papież opowiedział im widzenie które go do tego skłoniło, wszyscy uznając w tém wyraźną wskazówkę woli Bożéj, poddali się jéj chętnie. Posłowie od téj chwili otoczyli należném uszanowaniem swojego przyszłego Pasterza, który lubo z wielkiém zasmuceniem, musiał się poddać rozkazowi Ojca świętego.

Wyświęcony niezwłocznie na kapłana, Piotr korzystając z pobytu w świętém mieście, prawie wszystek czas spędzał po kościołach, nawiedzając groby Męczenników: a przy ciałach świętych Apostołów Piotra i Pawła gorąco błagał Pana Boga o potrzebne łaski, aby swój urząd apostolski godnie mógł sprawować. Przybywszy do Rawenny, zastał tam cesarza Walentyniana, z jego matką Gallą-Placidą, którzy go wraz z całém duchowieństwem i ludem z wielką radością przyjęli, gdyż już on powszechnie znanym był z wysokiéj swojéj świątobliwości i niepospolitéj nauki. W następną zaraz niedzielę wyświęcony został na Arcybiskupa wśród wielkiéj uroczystości, na któréj byli obecni i cesarstwo z całym dworem swoim. Przemową jaką miał wtedy do ludu zjednał sobie serca wszystkich, i przekonał o wysokim darze wymowy, dla którego późniéj nazwano go Złotoustym. Mówił głównie o powinnościach dobrego pasterza, i zobowiązywał się uroczyście starać się spełniać je jak najwierniéj, co téż i święcie dochował. Lecz oraz przydał w końcu, odzywając się do swoich dyecezyan, że kiedy on dla ich zbawienia, przyjął na siebie ciężkie i wielkiéj odpowiedzialności brzemię obowiązków biskupich, a uczynił to jedynie z posłuszeństwa Papieżowi i dla pożytku ich dusz, prosi więc ich i zaklina, aby się okazali uległemi jego naukom i we wszystkiém prawo Boskie jak najwierniéj spełniali.

Święty ten Pasterz dotrzymał tego co obiecywał ludowi swojemu wstępując na stolicę Biskupią, a gorliwością, przykładem cnót najwyższych i znakomitą a pełną namaszczenia Ducha Świętego wymową, najzbawienniéj wpłynął na powierzoną jego pasterskiéj pieczy trzodę. W krótkim czasie zniósł różne zwyczaje jeszcze z pogaństwa pozostałe, i ducha pobożności w ludzie swoim rozżywił. Powstawał najsurowiéj przeciw niektórym zabawom publicznym odbywanym przez pogan których tam jeszcze była pewna liczba, a w których mieli zwyczaj i chrześcijanie uczestniczyć chociaż byłyto zabawy skromność obrażające. Najnieprzyzwoitszemi były rodzaje przedstawień teatralnych, podobne dzisiejszym tak zwanym baletom, a na których chrześcijanie nawet nie tylko byli widzami lecz i aktorami. Przeciw temuto rodzajowi wszeteczności, powstając święty Arcybiskup, w jednym z kazań wyrzekł to pamiętne zdanie: „Kto weseli się z szatanem, nie będzie królował z Chrystusem.” Gorliwie przytém zachęcał swoich dyecezyan do uczynków miłosierdzia, w czém sam był im przykładem, prawie wszystkie dochody swoje rozdając ubogim.

Przypominał także wiernym obowiązek poszczenia i potrzebę wytrwałéj modlitwy, jako głównego środka otrzymywania łask niezbędnych do zbawienia. W jednéj z przemów swoich tak się o tém wyrażał: „Gdy prosimy Boga o łaski, trzeba prosić z pobożném naleganiem i kołatać do drzwi jego miłosierdzia, nieustając w modlitwie; a jeśli Pan odwleka chwilę w któréj ma nas obdarzyć tém o co Go prosimy, znosić to należy z pokorną cierpliwością. Kto narzeka na to że nie został wysłuchanym skoro się raz pomodlił, dowodzi że nie jest żebrzącym o łaskę, lecz pyszałkiem wymagającym jakby na mocy jakowéj władzy, tego co się wydaje być mu przynależném. Wzorem jaką ma być modlitwa nasza, jest owa przypowieść Pańska o człowieku który w nocy prosił o trzy chleby dla jednego ze swoich przyjaciół, i otrzymał je nie inaczéj jak za pokorném i wytrwałém naleganiem. Lecz modlitwa, jest dopiéro jednym z trzech środków utwierdzających nas w dobrém; dwoma drugiemi są: post i uczynki miłosierdzia. O co modlitwa prosi, to post niejako popiera, a miłosierdzie ostatecznie od Boga uzyskuje. Ztąd téż modlitwa, post i miłosierdzie chrześcijańskie są tak z sobą zespolone, że nawzajem się ożywiają. Post jest jakby duszą modlitwy, a miłosierne uczynki są życiem postu. Niech więc ich nikt nie rozłącza: kto jednego tylko z tych trzech środków używa, zdobywa się na mało, zkąd wypływa, że kto się modli powinien i pościć, a kto pości i modli się, powinien także spełniać i uczynki miłosierdzia.”

Miewał ten mąż Boży kazania z tak świętym zapałem że niekiedy tracił mowę na kazalnicy, co mu się zdarzyło także, gdy miał kazanie o owéj niewieście upływ krwi cierpiaeéj o któréj wspomina Ewangelia święta, co tak zbawiennie wzruszyło słuchaczów i do takiéj pobudziło wszystkich skruchy, do takiego płaczu i modlitwy, że Święty głos odzyskawszy, dziękował Panu Bogu że raczył sprowadzić najpożądańsze pożytki na dusze słuchających jego kazania z tego właśnie, co miało go zupełnie niepożyteczném uczynić.

Poczytywany był w całym Kościele za tak znakomitéj nauki Prałata, że Papież Leon I. jemu powierzył wypracowanie dla Soboru Kaledońskiego rozprawy wyświecającej i zbijającéj błędy głośnego podówczas kacerstwa Eutychianów. Prócz tego święty Piotr i wprost od siebie samego wystosował do herezyarchy Eutychiusza list dogmatyczny, który został zamieszczony w aktach tegoż Soboru.

Po ośmnastoletnim zarządzie kościołem Rawenetańskim, święty Piotr odebrał od Boga objawienie o blizkiéj swojéj śmierci. Udał się wtedy do miasta rodzinnego Imola, gdzie go z wielką czcią przyjął lud cały i Biskup Prokop, którego sam był wyświęcił. Nazajutrz po przybyciu poszedł do głównego kościoła świętego Kassyana, w którym przed laty przyjął był pierwsze święcenie na dyakona, i tam Mszę świętą odprawił. Po jéj ukończeniu, złożył na głównym ołtarzu w ofierze złotą koronę wysadzoną drogiemi kamieniami i podobnyż kielich z patyną, która dotąd posiada tę cudowną własność, że woda z jej brzegów spuszczana uzdrawia dotkniętych wścieklizną. Potém odprawił do Rawenny kapłanów i wielu mieszkańców tego miasta którzy go odprowadzali polecając im aby wszelkiéj dołożyli pilności w wyborze nowego po nim Pasterza, a miejscowego Biskupa prosił, aby dla miłości Boga, dał mu miejsce na grób przy tymże ołtarzu. Następnie modlił się głośno do świętego Kassyana w te słowa. „Proszę Cię błogosławiony Kassyanie Męczenniku, abyś się wstawił za mną do Boga. Byłemci jakby twoim domownikiem, gdyż w tym kościele twoim wychował mnie Korneli Biskup téj dyecezyi: wróciłem znowu do Ciebie, a przy twoim ołtarzu oddając duszę moję Bogu, tobie polecam moje ciało.” Poczém udzieliwszy błogosławieństwa zebranemu ludowi, w téjże chwili zasnął w Panu, co nastąpiło dnia 2 Grudnia roku Pańskiego 450. Ciało jego w tymże kościele, obok ciała świętego Kassyana spoczywa. Papież Leon XII ogłosił go Doktorem Kościoła.

Pożytek duchowny

O! jak zbawienne upomnienie zawierają w sobie te słowa świętego Piotra Złotoustego, które wyrzekł na kazaniu przeciw nieobyczajnym tańcom: „Kto się weseli z szatanem powiedział, nie będzie królował z Chrystusem.” Uważaj czy do zabaw którym się niekiedy oddajesz, niestosuje się to groźne upomnienie, i jeśli tak jest postanów ich zaniechać koniecznie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś błogosławionego Piotra Chryzologa, wielkiego mistrza prawd świętych cudownie wskazanego przez Ciebie, do szerzenia i nauczania Kościoła Twojego, wybrać raczył, spraw prosimy, abyśmy tego który nam na ziemi wskazywał drogę do Nieba, teraz w niebie mieć pośrednikiem zasłużyli sobie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1046–1048.

Tags: św Piotr Złotousty „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna arcybiskup doktor modlitwa post uczynki miłosierdzia sobór chalcedoński
2020-12-03

Św. Franciszka Ksawerego, Towarzystwa Jezusowego, Apostoła Indii

Żył około roku Pańskiego 1552.

(Żywot jego był napisany przez Turselina tegoż zgromadzenia kapłana.)

Święty Franciszek urodził się roku Pańskiego 1506, w Ksawierze, dziedzicznym zamku jego rodziny, w królestwie Nawarry. Ród jego pochodził od królów tego kraju. Wychowany poboźnie, od młodości wielką skromnością obyczajów się odznaczał. Gdy inni bracia jego wojskowy zawód obrali, on oddał się naukom, a mając bystre pojęcie, po ukończeniu szkół w ojczyznie, udał się do akademii Paryzkiéj, gdzie otrzymawszy stopień Magistra filozofii, słuchał wykładu Teologii. Ojciec chciał przerwać jego nauki, aby go posuwać do urzędów wyższych w kraju, do których miał łatwą drogę: lecz siostra Franciszka, będąca wówczas opatką w klasztorze w Gandyi, odradziła to ojcu, duchem proroczym przepowiadając, że go Pan Bóg na apostoła do Indyi przeznacza. Sam jednak Franciszek, wtedy nie myślał wcale poświęcać się takiemu zawodowi. Przeciwnie, marzył o godnościach światowych i w tym celu pilnie kształcił się w naukach.

W Paryżu spotkał się ze świętym Ignacym Lojolą, który wraz z nim uczęszczał na wykład Teologii. Ten, widząc w Ksawerym wielkie zdolności, zapragnął skłonić go do wyłącznéj służby Bogu. Z razu szło mu to trudno; lecz gdy razu pewnego przypomniał mu te słowa Pana Jezusa: „Cóż pomoże człowiekowi, chociażby świat cały pozyskał, a na duszy swojéj szkodę by poniósł” 1, takie one na Franciszka wywołały wrażenie, że odtąd połączył się z Ignacym, który wkrótce potém miał założyć swoje nowe Zgromadzenie, i we wszystkiém szedł za Jego radą. Odtąd téż, oddał się wyłącznie ćwiczeniom pobożnym, uczynkom miłosierdzia, i ostry żywot prowadził. Posty tak ścisłe zachowywał, że niekiedy cztery dni bez żadnego pokarmu zostawał. W modlitwie ustawiczny i przy innych zajęciach ducha od Boga nie oddzielał. Miał lat trzydzieści siedem, kiedy wspólnie z Ignacym i siedmiu jeszcze innymi towarzyszami, zobowiązał się ślubem, że świat opuszczając i w ubóstwie żyjąc, uda się pomiędzy Mahometany, dla opowiadania im Ewangelii. A jeśliby tego wykonać dla jakich przyczyn nie mógł, poświęci się gdzie indziéj temu zawodowi, gdziekolwiekby go w tym celu, władza duchowna wysłała.

Udawszy się do Wenecyi wraz z Ignacym i swoimi towarzyszami, czekając sposobnéj chwili na odpłynienie do Jerozolimy, rozdzielili między sobą szpitale miejskie, aby w nich służyć chorym i około dobra ich dusz pracować. A już wtedy, wszyscy święcenia Kapłańskie przyjęli byli. Święty Franciszek, z największą miłością doglądał chorych i najzbawienniéj na nich wpływał. Lecz doznawał niemałéj w tém trudności, gdyż w nim chorzy ranami okryci, nadzwyczajny wstręt obudzali. Razu pewnego, gdy z téj przyczyny już miał odstąpić od łóżka chorego okrytego smrodliwemi ranami, dla przezwyciężenia się, ucałował je i wszystkie jedna po drugiéj liżąc językiem, pooczyszczał. Od téj pory, nie tylko wszelkiego wstrętu od tego rodzaju nieszczęśliwych pozbył się, lecz szczególne miał upodobanie i zręczność w ich opatrywaniu.

Przeszło rok w tém mieście na tego rodzaju usługach spędził, a gdy wszczęta podówczas wojna z Turkami, postawiła ich w niemożności udania się między Mahometanów, święty Franciszek wraz ze świętym Ignacym udali się do Rzymu, aby wedle uczynionego przez nich ślubu, Papież wyznaczył im miejsce, gdzieby Misye apostolskie odbywać mieli. Franciszkowi dostała się Bolonia, gdzie on swoim zwyczajem w szpitalach obsługiwał chorych, a prócz tego, zbierał po ulicach dzieci i wykładał im katechizm, do ludu miewał kazania i mnóstwo dusz garnął do Boga; a także zachęcał wiernych do częstego przystępowania do Sakramentów świętych, i możniejszych pobudzał do uczynków miłosierdzia: przez co wszystko najzbawienniejszy tam wpływ wywarł. Wezwany od Ignacego do Rzymu, z równym pożytkiem dla bliźnich i tam głosił słowo Boże.

Jan III-ci, król Portugalski, mając już podówczas znaczne w Indyach posiadłości, pragnął między ludnością tameczną w pogaństwie pogrążoną, wiarę świętą zaszczepić. Słysząc o pracach apostolskich świętego Ignacego i jego towarzyszów, polecił swemu posłowi w Rzymie, aby prosił Papieża, żeby mu na ten cel kilku tych świętych mężów przeznaczył. Wybranym tedy został do tego i Franciszek, i niezwłocznie wziąwszy od Papieża błogosławieństwo, wraz z posłem królewskim udał się do Lizbony, nic z sobą niebiorąc prócz Brewiarza, krzyża i medalika Matki Boskiéj, do któréj od dzieciństwa miał szczególne nabożeństwo. W podróży téj, przejeżdzając blizko Zamku w którym mieszkała matka jego, pomimo nalegań posła z którym jechał, zwrócić z drogi nie chciał ani na chwilę, śpiesząc tam, gdzie go Pan Bóg powoływał.

Przybywszy do Lizbony, zastał przygotowane w pałacu królewskim dla siebie mieszkanie, lecz go nie przyjął, a osiadłszy przy głównym szpitalu, zajął się obsługą chorych, a prócz tego miewał i kazania po kościołach. Świątobliwość jego taki mu wkrótce zjednała w mieście tém szacunek, że domagano się aby król innego misyonarza do Indyi wysłał. Wszakże Franciszek oparł się temu, i otrzymawszy i od Papieża i od króla listy do władz tak duchownych jak i świeckich w Indyach, wsiadł na okręt, mając sobie przydanych dwóch innych kapłanów.

Ta jego żegluga więcéj roku trwała, bo musieli często do różnych portów przybywać, tak z powodu nawałności jakie na morzu panowały, jak i chorób któremi dotknięta bywała cała gromada okrętowa. Lecz Święty, przez tę porę czasu nie tracił. Na okręcie apostołował, w szpitalu chorych najtroskliwiéj doglądał, a tak sobie serca wszystkich zjednał, że do każdego z téj licznéj osady trafiając, każdego z nich i od wszelkiego grzechu odwiódł, i do pobożności wdrożył. Zdarzało się, że aby sobie ułatwić przystęp do najniższego stopnia majtków, między któremi wielkie panowało z początku zepsucie, widywano go zasiadającego w ich gronie gdy się zabierali do pijatyki, i potrącającego z nimi, jak to zwyczajem między pijącemi, kieliszek o kieliszek, a to wszystko w tym celu, aby ich sobie ująwszy, Bogu pozyskał, co téż zwykle następowało. Wtedy to także zdarzyło się, że pewien wielki i stary grzesznik z trudnością do spowiedzi nakłoniony z obawy ciężkiej pokuty, gdy nakoniec wyspowiadał się u świętego Franciszka, a ten mu za całą pokutę jedno Zdrowaś Marya naznaczył, tak tém skruszony został, że odtąd przez całe życie, podziwiającą i budującą wszystkich czynił pokutę.

Nakoniec przybył nasz Święty do miasta Goa, stolicy Indyi. Wierny swemu zwyczajowi, osiadł przy szpitalu, i ztamtąd swoje apostolstwo zaczynając, najprzód ponawracał wszystkich chorych pogan, a potém apostołując po całém mieście, a następnie po kraju, tysiącami niewiernych do Chrztu świętego przywodził, tak że w krótkim czasie już czterdzieści tysięcy nawróconych było.

W wielu miejscach pozakładawszy kościoły i kaplice, poobsadzał przy nich kapłanów; a gdzie dla braku ich uczynić tego nie mógł, wyznaczył w każdéj wiosce lub osadzie, jednego lub dwóch z najpoważniejszych mężczyzn, których wyuczywszy najstaranniéj katechizmu, poruczał im dozór duchowny, jakby plebanom, nad wszystkimi innymi mieszkańcami już przez niego nawróconymi. Przebiegł tym sposobem całą tę wielką krainę i wszędzie rozniósł światło Ewangelii świętéj. Prócz niezmiernych trudów, na jakie go to wystawiało, często na wielkie niebezpieczeństwo utraty życia był wystawionym. Kilka razy bowiem, Bonzowie to jest pogańscy kapłani Indyjscy, już mu mieli śmierć zadać, kiedy cudownie z rąk ich wyzwalał go Pan Bóg. Często całe noce przebyć musiał na wysokiém drzewie, aby się ukryć przed ich poszukiwaniem.

Wśród takich zaś prac i niebezpieczeństw, obdarzył go Pan Bóg i niewymownemi wewnętrznemi pociechami i szczególną łaską czynienia cudów. Niekiedy wśród modlitwy, któréj po całodziennych trudach poświęcał większą część nocy, słyszano go mówiącego w słodkiém zachwyceniu do Pana Boga: „Dosyć już Panie, dosyć już tych pociech, albo mi ich ujmij, albo weź mnie już tam gdzie będę miał dość siły aby ich zażywać.” Cuda które czynił wielce przyczyniały się do skuteczności jego apostolstwa, i postawiły go w rzędzie największych cudotwórców. Znajdując się razu pewnego na okręcie, na którym było pięciuset podróżnych, gdy wszystkim groziła śmierć z powodu braku wody do picia, gdyż morska woda jest zabójcza, znakiem krzyża zamienił ją na wodę źródlaną w takiéj ilości, w jakiéj potrzebną była do użycia tak licznéj osady okrętowéj, podczas bardzo długiéj żeglugi. Późniéj, reszta pozostałéj tejże wody wielu chorym zdrowie przywracała. Trzech umarłych i już pochowanych wskrzesił, rozkazując im wstać z grobów dwóch drugich leżących na marach, ująwszy za rękę podniósł i zdrowych oddał rodzinie, wiele przyszłych wypadków najdokładniéj przepowiedział. Posiadał także cudowny dar języków jak Apostołowie Pańscy. W jedném z miast Indyjskich, gdzie dłużéj przebywał, a według swego zwyczaju mieszkał w szpitalu, uzdrowił tam wszystkich chorych, odczytując nad ich głową Ewangelią świętą. Co większa, gdy już sam wystarczyć na to nie mógł, używał do tego młodych chłopczyków ze szkółki którą kierował, aby oni toż samo w jego imieniu czynili, a chorzy podobnież zdrowie odzyskiwali.

Rozniosłszy światło wiary świętéj, po wszystkiéj krainie Indyjskiéj, będąc w Kochinchinie z wielką pociechą zwiedził grób świętego Tomasza Apostoła, a modląc się tam kilka nocy przy jego Relikwiach, powziął myśl udania się do Chin i do Japonii. Puścił się więc do tych krajów, i odbył podróż dość szczęśliwie. Lecz przypłynąwszy do wyspy Sancyanu, a Chin już niedalekiéj, ciężko zachorował i zmuszony był na ziemię wysiąść. Tam na brzegu, gdzie nie było żadnych mieszkań ani szałasów, szukał kogo ktoby go do blizkiego miasta lub wioski w Chinach zawiózł. Lecz nikt tego uczynić nie chciał, wiedząc iż na śmierć się naraża, gdyby chrześcijanina i to jeszcze misyonarza, na ziemię Chińską wprowadził. Znalazł się nakoniec jeden Chińczyk, który za wielką zapłatą miał to uczynić, ale i ten rozmyśliwszy się, z powodu niebezpieczeństwa na jakie go to narażało, odmówił. Święty, przez dni kilka leżąc na polu odkrytém, wystawiony na zimne wichry i wilgoć, gorzéj zapadł na zdrowiu. Nakoniec z litości zaniesiono go dość daleko do nędznego pustego szałasu, gdzie przez dwa tygodnie leżał bez żadnego prawie posiłku. Oddał tam Bogu ducha, wymawiając te słowa: „W Tobiem Panie nadzieję złożył, niech nie będę zawstydzon na wieki” 2. Umarł dnia 2-go Grudnia, roku Pańskiego 1552 mając lat czterdzieści sześć, których dziesięć poświęcił na nawrócenie Indyi. Ciało jego przeniesione zostało do miasta Goa, gdzie dotąd pozostaje. Papież Grzegorz XV-ty w poczet Świętych go policzył.

Pożytek duchowny

Uważaj ze szczegółów życia świętego Franciszka Ksawerogo, że wielkato miłość jego dla cierpiących bliźnich, a szczególnie chorych, ułatwiała mu przystęp do serca pogan i największych grzeszników, których on w tak niezmiernéj liczbie Panu Bogu pozyskał. Niech cię to nauczy, że jeśli chcesz zbawiennie na kogo wpłynąć, zacznij od okazania mu twojéj miłości.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś narody Indyjskie, błogosławionego Franciszka kazaniami i cudami do Kościoła Twojego przyłączyć raczył; spraw miłościwie, abyśmy oddając cześć jego zasługom, cnót przykłady jakie pozostawił, naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1043–1046.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 953–954

Podajemy na tym miejscu zdarzenie z życia świętego Franciszka, które jeszcze lepiej da nam poznać ducha, jaki ożywiał tego świętego apostoła.

Będąc w Indiach zadał sobie Ksawery dużo pracy, aby nawrócić pewnego portugalskiego szlachcica, który chlubił się ze swego niedowiarstwa i bezbożności. Wesołą gawędką udało mu się pozyskać jego zaufanie i przychylność, po czym starał się przemówić mu do serca i wykazać konieczność pokuty i pojednania się z Bogiem. Szlachcic odpowiedział na napomnienia i przestrogi drwinkami i szyderczym uśmiechem. Nie zwątpił jednak Ksawery i nie poprzestał na tym, lecz przy każdej sposobności ponawiał prośby i przestrogi. Wszystkie usiłowania były nadaremne. Pewnego dnia wyszli razem na przechadzkę do pobliskiego zagajnika. Ksawery wznowił rozmowę o miłosierdziu i sprawiedliwości Bożej. Naraz ukląkł, obnażył plecy, wydobył spod habitu dyscyplinę i tak się nią osmagał, że krew zaczęła spływać mu po ciele, przy czym w te słowa odezwał się do szlachcica: „Czynię to dla twej duszy, a uczyniłbym daleko więcej, byle by ją uratować! Ale cóż by znaczyła ta drobnostka wobec tego, co Jezus Chrystus dla ciebie uczynił? Czyż by męka Jego i okrutna śmierć nie miały wzruszyć twego serca?" Po czym wzniósłszy oczy w Niebo westchnął: „O Jezu, nie patrz na to, czym ja biedny grzesznik chciałbym Cię przebłagać, lecz na własną Przenajświętszą Krew, i racz się nad nami zmiłować". — Szlachcic stanął jakby w ziemię wryty. Nie mogąc pojąć ogromu takiej miłości bliźniego, ukląkł obok Ksawerego, prosząc, aby przestał się katować, obiecał poprawę i wiernie dotrzymał słowa.

Footnotes:

1

Mat. XVI 26.

2

Psal. XXX. 2.

Tags: św Franciszek Ksawery „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Ignacy Loyola miłość bliźniego cuda nawrócenie
2020-12-02

Św. Bibiany, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 362.

(Żywot jej wyjęty jest z Akt męczeńskich kościoła Rzymskiego.)

Święta Bibianna pochodziła z rodziny Rzymskiéj, któréj kilku przodków piastowało najwyższe urzędy w tém państwie, a z rodziców tak świątobliwych, że oboje śmierć męczeńską za wiarę ponieśli, równie jak i jéj siostra rodzona święta Demetryada. Bibianna przyszła na świat w połowie IV wieku. Ojciec jéj Flawian, był wielkorządcą Rzymskim, to jest najwyższym urzędnikiem w cesarstwie. Podczas okrutnego prześladowania chrześcijan, wszczętego przez cesarza Juliana odstępcę, gdy go zmuszano do wyrzeczenia się wiary, Flawian mężnie przy niéj stojąc, został z godności swojej złożony, z przywilejów patrycyusza Rzymskiego odarty, i skazany na niewolnika. Nie dość na tém: okrutny tyran prześladujący podówczas Kościół, pastwiąc się z większém jeszcze barbarzyństwem nad tym mężnym wyznawcą Chrystusa, zasłał go do ciężkich robót, na zabójczych bagniskach w Toskanii, wydając przytém wyrok aby go jak ostatniego zbrodniarza wypalonym na czole znakiem do reszty zhańbiono. W tych ciężkich robotach, gdzie się z nim, a także z rozkazu cesarskiego, surowiéj niż ze wszystkiemi złoczyńcami obchodzili, poniósł on śmierć męczeńską, któréj pamiątkę Kościoł obchodzi w dniu 22 Grudnia.

Małżonka jego Dafroza, matka świętéj Bibianny, równiéż jak mąż jéj wytrwała w wierze świętéj, ściągnęła na siebie gniew odstępcy. Najprzód uwięził ją we własnym jéj domu, a gdy widział że święta ta niewiasta przemódz się tém nie daje, zagrabił cały Jej wielki majątek, i zamknął znowu z dwiema córkami pod ściślejszą jeszcze strażą w osobném więzieniu, i chciał głodem umorzyć lub do odstępstwa od wiary przywieść. Nareszcie gdy i takiemi katuszami nie zachwiał Jéj stałości, skazał ją na ścięcie. Święta Dafroza poniosła śmierć męczeńską 4 Stycznia i w tymże dniu obchodzi się jéj święto.

Po śmierci świętego Flawiana i świętéj Dafrozy, rodziców Bibianny, nasza Święta wraz z siostrą swoją Demetryadą, pozostały w więzieniu, podobnegoż losu spodziewając się. Na miejsce ich ojca, cesarz Julian wyniósł był na godność wielkorządcy Rzymskiego niejakiego Aproniusza, swojego najpierwszego oblubieńca, równie jak on przejętego błędami i zabobonami pogańskiemi, zawziętego wroga imienia chrześcijańskiego, a w całém państwie znanego z rozpustnego życia i barbarzyńskiego okrucieństwa. Jemu téż Julian całą sprawę Flawiana powierzył, on ją z największą przeciw niemu zawziętością prowadził, on i świętą Dafrozę skazał na śmierć, a teraz miał znowu całe swoje barbarzyństwo wywrzeć, na pozostałych po nich dwóch córkach Bibiannie i Demetryadzie. Do jego zaś tém większéj na nie zawziętości, przyczynił się jeszcze i następujący wypadek.

Pod tęż porę zaślepł on na jedno oko. Zausznicy wmówili w niego (co im nie trudno było gdyż i on sam najpotworniejsze miał o chrześcijanach wyobrażenie), że w skutek to czarów któremi chrześcijanie ciągle się posługują, i w których nadzwyczajną posiadają biegłość, przyprawiony został o to kalectwo. To większą jeszcze zapalczywość wzbudziło w Aproniuszu przeciw wiernym, a szczególnie przeciw Bibiannie i Demetryadzie, których rodziców niedawno był pomordował, i wnosił że mszcząc się to za nich głównie, chrześcijanie ślepotę na niego zesłali.

Kazał więc stawić obie święte dziewice przed sobą, a zwykle srogi i straszny dla chrześcijan, tą razą do najwyższego stopnia był rozwścieklony. Skoro więc one stanęły przed nim okute w kajdany i otoczone strażą, oświadczył im groźnie, że albo w tejże chwili uczynią uroczyste wyrzeczenie się wiary w Jezusa Chrystusa, i oddadzą publicznie cześć bożkom, albo ulegną surowszéj jeszcze karze niż ich rodzice, i zakończą życie w najcięższych mękach. Przemawiał zaś w ten sposób zasiadając na swoim trybunale, przy którym stały różne narzędzia jakiemi męczono wytrwałych w wierze chrześcijan, i straszne maszyny na których łamano im kości, odzierano ze skóry, szarpano w kawałki ciało, albo darto żelaznemi hakami; a na które Bibianna i Demetryada patrzały. Wszakże nie zachwiało to wszystko tych godnych córek rodziców, którzy tylko co za Chrystusa śmierć ponieśli. Wychowane od dzieciństwa jak najpobożniéj, wśród dostatków w jakie przedtém w domu rodziców opływały wiodąc życie nadzwyczaj umartwione, rozmiłowane w cnocie świętéj czystości, którą miały postanowienie do śmierci zachować, nie przelękły się ani mąk; ani śmierci, któremi groził im tyran. Po przemowie do nich Aproniusza, święta Bibianna rzekła do niego: „Czei bożkom pogańskim oddać nie możemy, gdyż wyznajemy tylko jednego Boga prawdziwego, Stworzyciela Nieba i ziemi, a któremu cześć oddają chrześcijanie. Mam nadzieję że i mnie i siostrze mojej, udzieli On łaski Swojéj, abyśmy zapowiedzianych nam przez ciebie mąk nie ulękły się, gdyż za najwyższe szczęście poczytamy sobie, jeśli się staniemy uczestniczkami tychże koron niebieskich, jakich w skutek twojego okrucieństwa dostąpili nasi najdrożsi rodzice.”

Wtedy wielkorządca kazał je odprowadzić do więzienia i głodem morzyć, spodziewając się że tym sposobem znękane, ulegną jego woli. Lecz wszystko było próżném, a po kilku dniach tych katuszy okrutnych, Demetryada młodsza od Bibianny i wątlejszego zdrowia, na jedném z posłuchań przed Wielkorządcą, na których ciągle a napróżno straszył je i męczył, padła przy nogach siostry, i Bogu ducha oddała. Na samę więc już Bibiannę, zwrócił Aproniusz swoję zawziętość, a złość jego i rozpusta, nową, a najdolegliwszą dla niéj wymyśliła próbę.

Była podówczas w Rzymie, niegodziwa kobieta nazwiskiem Rufina, trudniąca się nakłanianiem do rozpusty młode dziewice, i słynąca ze swego piekielnego rzemiosła. Ta za wielką nagrodą przyobiecaną jéj od Wielkorządcy, podjęła się przywieść Bibiannę nietylko do odstępstwa od wiary, lecz i do grzechu wszeteczności. W jéj więc szatańskie ręce oddał Aproniusz świętą dziewicę, dozwalając onéj kobiecie robić z nią co się jéj podoba, byle ją przywiodła do uległości rozkazom tyrana.

Co wycierpiała Święta do tego ziemskiego piekła zawiedziona, trudno sobie wystawić! Sam pobyt w tak ohydném miejscu, był już dla niéj najcięższą męką. Rufina bowiem, używała wszelkich środków aby ją skłonić do grzechu. Prowadziła w jéj obecności rozmowy najnieskromniejsze, urządzała tego rodzaju wszeteczne zabawy, na które sprowadzała najzepsutszą młodzież i podobneż kobiety. To znowu, przemawiała do niéj najpochlebniejszemi słowy, zachęcając aby za mąż wyszła, stręcząc jej świetne związki, przyrzekając w imieniu Wielkorządcy powrócenie całego majątku zagrabionego jéj rodzicom, byle zadosyćuczyniła jego woli. A przeciwnie, groziła jéj największém nieszczęściem, jeśli przy swoim jak go nazywała uporze trwać będzie.

Gdy takiemi środkami nic wskórać nie mogła, a Bibianna, wsparta łaską Bożą wszystkie te szatańskie pokusy przezwyciężała mężnie, Rufina uciekła się do innych środków. Zaczęła obchodzić się z nią w sposób najokrutniejszy: kazała codziennie bić ją ołowianemi knutami, morzyła ją głodem, i jakie tylko barbarzyństwo jéj mogło wymyśleć męki, zadawała je Bibiannie, gdyż ją do wszystkiego upoważnił był Aproniusz. Lecz Święta dziewica, dla któréj ten rodzaj ciężkich cierpień był bez porównania mniéj dolegliwém od poprzedzającego, wszystko to przeniosła z niezachwianém męstwem i z największą cierpliwością, owszem pełna była świętéj radości, że cierpi za Chrystusa.

Widząc więc Rufina, iż wszelkie jéj usiłowania były daremnemi, oznajmiła Wielkorządcy że Bibianna niczém nie da się odwieść od wiary. Ten zaś również i sam przekonany o tém, a rozgniewany że na początku jego urzędowania spotyka go tak dla niego niepomyślny obrót sprawy któréj prędkiego końca domagał się cesarz, skazał Bibiannę na bicie ołowianemi knutami, dopóki wśród téj męki nie wyzionie ducha. Spełniono ten barbarzyński rozkaz w sposób najokrutniejszy. Z pokrytego ranami ciała Świętéj, lała się krew strumieniem, a samo ciało odlatywało kawałami. Lecz Bibianna jakby żadnego bolu nie czuła, mając ciągle oczy w górę wzniesione, modliła się głośno, potém coraz ciszéj, i wśród téj katowni poszła do Nieba, gdzie ją podwójna, bo dziewictwa i męczeńska korona czekała,

Śmierć jéj nastąpiła przy końcu Listopada roku Pańskiego 362, a że nieco późniéj dnia 2 Grudnia ciało jéj, pewien świątobliwy kapłan nazwiskiem Jan, złożył w grobie gdzie już spoczywały zwłoki jéj rodziców i siostry, więc dziś Kościół jéj pamiątkę obchodzi. Na témże miejscu późniéj wzniesiona została Bazylika pod jéj wezwaniem, która dotąd jest jedną z najwspanialszych w Rzymie.

Pożytek duchowny

Tak jak świętą Bibiannę, wystawioną na najszpetniejsze pokusy w domu niegodziwéj Rufiny, wspierając Pan Bóg łaską Swoją, obronił od wszelkiego upadku, tak wspierać raczy każdą duszę, w mimowolnych do grzechu znajdującą się okazyach. Lecz pamiętaj, że tym tylko Pan Bóg dopomaga do przezwyciężania okazyi do złego, którzy od takowéj w żaden sposób uwolnić się nie mogą tych zaś którzy się na nią lekkomyślnie narażają, opuszcza.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! dobra wszelkiego dawco! któryś w służebnicy Twojéj Bibiannie, z kwiatem świętego dziewictwa, palmę męczeńską połączył; za jéj pośrednictwem, dusze nasze przez miłość Twoję z Sobą racz zjednoczyć, abyśmy przezwyciężając wszelkie do zbawienia przeszkody, nagrody wiekuistéj dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1040–1042.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 951

Nie rozłączajmy się z tą świętą rodziną, której żywot powyżej opisaliśmy, dopóki nie zbudujemy się nauką, jaką nam dała swym życiem. Jakaż jest owa nauka?

  1. Nie godzi się zbytnio miłować świata, gdyż świat jest wierutnym kłamcą; łudzi nas obietnicą rozkoszy, przyjemności, zabaw, pochwał, zaszczytów, wziętości u ludzi, zaspokojenia żądz zmysłowych. Spojrzyj tylko w oczy i w serce tych, którzy go miłują. Jedni nadęci są pychą i dumą, która ich czyni porywczymi i nieczułymi, inni żółkną z nienawiści, zazdrości i gniewu, że drugim lepiej się powodzi. Są i tacy, którzy w wy godach i bezczynności do tego stopnia zniewieścieli, że ustawicznie skarżą się na śmiertelne nudy. Inni są opętani nieszczęsnym duchem lubieżności i spieszą od rozkoszy do rozkoszy, póki nadużycie nie podkopie ich zdrowia i nie przyprawi ich o śmierć. Takimi to obietnicami wabi nas świat, byle byśmy się wyrzekli wiary katolickiej, jako też nadziei w spadek Chrystusowy, i byle byśmy bili pokłony przed jego bożyszczami. Świat nęci nas dobrami doczesnymi, abyśmy się wyrzekli wiekuistych; wskazuje nam przemijające rozkosze, abyśmy je odpokutowali w miejscu męczarni wiekuistej. Odwróćmy oczy od świata.
  2. Nie lękajmy się świata. Cóż nam może wziąć, w czym nam może zaszkodzić? Tylko w tym chyba, do czego mu dał moc Ojciec nasz niebieski, drogi nasz przybity na krzyżu Zbawiciel. Ale wolno światu tylko tyle nam uczynić, ani o włos więcej, ile jest potrzebne dla dobra naszego, ile jest korzystne i pożyteczne dla zbawienia naszego. Mądrość Ojca niebieskiego dopuścić może, że świat nas nienawidzi, że nami gardzi, że nas znieważa i szkodzi nam na sławie, pozbawia nas majątku, wtrąca do więzienia, jak tego doświadczyła rodzina Flawiana; ale dobroć i wszechmoc Boga stokrotnie nam to wynagrodzi, pokrzepi duszę, doda sił woli naszej i ostatecznie sprawi, że w tym kielichu, zaprawionym według zdania świata goryczą, znajdziemy nadprzyrodzoną słodycz i osadzeni w ciemnym więzieniu nucić będziemy hymny opiewające chwałę Bożą. Nie lękajmy się świata; weźmie on nam tylko to, co nam i tak śmierć zabierze. Jeśli Bóg nas rychlej od tych cierpień nie oswobadza, czyni to dlatego, że cierpienia te służą na dobro i korzyść naszą.
Tags: św Bibiana „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik cierpienie
2020-12-01

Św. Floryana, Męczennika

Żył około roku Pańskiego 280.

(Żywot jego znajduje się w dziełach świętego Wincentego Feraryusza.)

Święty Floryan przyszedł na świat w pierwszéj połowie trzeciego wieku. Z młodych lat jego żadnych nie mamy szczegółów: to tylko wiadomo że był gorliwym chrześcijaninem, z czém starannie ukrywać się musiał, tém bardziéj że służył w wojsku cesarzów Dyoklecyana i Maksymina, najzawziętszych wrogów imienia chrześcijańskiego. Posiadał wyższy stopień wojskowy i dowodził niewielkim oddziałem, kiedy wybuchło pod panowaniem tych dwóch tyranów, jedno z najsroższych prześladowań wyznawców Chrystusowych. Wyśledzano ich najstaranniéj w jakimkolwiek byli stanie, wyszukiwsno po lasach i jaskiniach gdzie się ich wielu kryło, i dla zmuszenia do oddania czci bożkom pogańskim i wyrzeczenia się wiary świętéj, zadawano im najsroższe męki. Wszędzie lała się krew męczeńska, i tysiące wiernych ponosząc najstraszniejsze katusze oddawało życie za Chrystusa.

W żadném inném prześladowaniu, ani z czasów poprzednich ani późniejszych, nie padło tylu Męczenników pod okrutnemi razami pogan ilu wtedy, gdyż nigdy z większą pilnością i zajadłością nie wyszukiwano ich wszędzie, tak że jak się wyrażają współcześni pisarze nie było najodludniejszego zakątka wielkich i licznych podówczas puszcz i lasów najdzikszych, gdzieby nie dosięgali siepacze pogańscy, w pogoń za chrześcijanami wielkiemi gromadami wysyłani.

Święty Floryan znajdował się w mieście Tecya, kiedy doszła go wieść że w Noryku rzymskim w mieście Laureaku wielkorządca nazwiskiem Akwilinus, odznaczający się nienawiścią do chrześcijan i najokrutniejszém z nimi obchodzeniem się, pojmał czterdziestu żołnierzy z oddziału którym on właśnie dowodził. Bylito bowiem chrześcijanie o których wierze wtedy dopiéro dowiedzieli się poganie, a których ów Wielkorządca zamknąwszy w więzieniu najokrutniejszemi mękami zmuszał do wyrzeczenia się wiary. Wiadomość o tém rozbudziła we Floryanie pragnienie osiągnięcia korony męczeńskiéj za którą oddawna wzdychał, któréj nie śmiał jednak dotąd dobijać się wystawiając się dobrowolnie na męczeństwo, gdyż obawiał się aby to nie było z jego strony zuchwałą zarozumiałością i zbytniém rachowaniem na swoję wytrwałość, za co mógłby mu Pan Bóg ująć potrzebnéj do tego łaski. Lecz gdy posłyszał że jego podwładni żołnierze już święty bój toczą, zdało ma się obowiązkiem jak w każdéj innéj walce, tak i w téj w któréj chodziło o zdobycie Nieba być przy nich i im przewodzić. Gdy więc wyjeżdzał z miasta Tecya, żegnając się ze swoimi współwyznawcami, których tam pewna liczba była jeszcze przez pogan niewyśledzona, rzekł do nich: „Módlcie się za mnie, bo udaję się do Laureaku, dla Chrystusa mojego męki ponieść i życie za Niego oddać.”

W drodze będąc spotkał żołnierzy także z jego oddziału będących ale pogan, i spytał ich dokąd i poco idą. „Iżali nie wiesz. odpowiedzieli mu, że cesarz ponowił rozkaz do Wielkorządcy Akwilinusa aby chrześcijan wyszukiwał jak najstaranniéj, i albo najsroższemi mękami zmusił ich do oddawania czci bogom naszym, albo śmiercią ukarał. Przeto i my wysłani jesteśmy w tym celu.” Słysząc to święty Floryan, uniesiony żądzą otrzymania korony męczeńskiéj, i jak wnosić należy ze szczególnego natchnienia Ducha Świętego rzekł do nich: „Nie macie potrzeby dłużéj się trudzić i daleko szukać takich jak wam potrzeba: oto mnie macie, bo i ja jestem chrześcijaninem.” Zdumieli się żołnierze słysząc tak śmiałe jego wyznanie; zawahali się nawet przez chwilę eo im czynić wypada, gdyż dowódcę swego bardzo szacowali i miłowali, lecz obawa srogiéj odpowiedzialności jakąby ściągnęli na siebie gdyby rozkazu Wielkorządcy nie wykonali, przemogła. Ujęli świętego Floryana, zaprowadzili do Laureaku i stawili go przed Akwiliniuszem, mówiąc: ,„Nie trzeba nam było tą razą długo szukać, oto jest Floryan nasz dowódca, który sam wyznaje iż jest chrześcijaninem.”

Wielkorządca który go znał, a nie przypuszczał aby był wyznawcą religii tak surowo zakazanéj przez cesarzów i którą tak srogo prześladowano, zdziwiony powiedział do Florpana: „Cóż to ja słyszę! Czyżby to prawda była żeś ty chrześcijaninem?” — „W istocie tak jest” odpowiedział Święty. — „A więc zawołał Akwilinius, musisz niezwłocznie złożyć ofiarę bogom naszym, bo w przeciwnym razie na okrutne cię męki wydam. a jeżeli to cię nie przywiedzie do spełnienia woli cesarzów śmiercią cię ukarzę.” — „Ofiary bogom fałszywym, odrzekł żołnierz Chrystusów, nigdy nie złożę; a ty czyń ze mną co chcesz i postąp jak ci rozkazano.” Wtedy tyran skazał go na zbicie kijami, do czego kaci niezwłocznie się wzięli, z największém barbarzyństwem pastwiąc się nad nim aby jak mówili pomścić zniewagi cesarskiéj, jakiéj według nich dopuszczał się jeden z wyższych jego wojskowych, wyznając religią przez niego zakazaną. Wśród téj katuszy Święty nie wydał ani jęku, ani najmniejszéj nie objawił niecierpliwości, a gdy zajadle okładali go kijami on głośno w te słowa się modlił: „Boże Tyś nadzieja moja! zaprzeć się Ciebie Stwórcy i Odkupiciela mojego nie mogę. Twój jestem żołnierz, niech mnie broni ręka Twoja, nie od katów, którzy tylko ciało moje katować mogą, o co nie dbam, ale od braku męstwa w poniesieniu mąk za Ciebie, Daj mi mocne serce ku przeniesieniu ich wytrwale a policz mnie pomiędzy wierne sługi Twoje którzy przede mną wytrwali aż do śmierci przy wyznawaniu Imienia Twojego i podeptaniu szatana i zdrady jego.” Słuchał tego Akwiliniusz, a sądząc że Święty zachwiał się na duchu kiedy pomocy Bożéj wzywa, zawołał znowu: „Ofiaruj bogom, a wnet cię uwolnię.” A Święty Floryan na to mu odpowiedział: „Miniemasz żem ja dopiéro w Chrystusa uwierzył i żem świeży w służbie Jego? Dawno jestem sługą Jego chociaż wiernie służę w wojsku cesarskiém. Przetoż szatan mocy nade mną mieć nie może. Ty także z ciałem mojém możesz czynić co ci się spodoba, ale duszy ani tknąć nie masz władzy, bo nią sam Bóg rządzi. We wszystkiém co się tyczy wojskowéj służby gotów jestem słuchać cię jako mojego zwierzchnika, ale abym się szatanom kłaniać miał, do tego mnie nigdy nie zniewolisz.” Na te słowa Wielkorządca srożéj bić i katować go kazał, a Floryan znowu do niego: „Napróżno pastwisz się nade mną; możesz jeszcze większy gniew twój i okrucieństwo wywrzeć na mojém ciele, a jednak nie wymusisz na mnie tego, czego niegodziwie wymagasz. Możesz nawet rozniecić stos palący się, a ja w Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa wnijdę w ogień śmiało, lecz ofiar szatanom nie złożę.” Wtedy tyran kazał go żelaznemi hakami targać, tak że mu cały grzbiet w jednę ciężką ranę wnet zmienili, lecz Święty z wesołém obliczem wszystko to znosił i głośno Chrystusa chwalił. Widząc Akwiliniusz tak wielką stałość i wytrwałość jego, niespodziewając się jéj przemódz dłuższemi mękami, osądził go na śmierć przez wrzucenie w płynącą tam rzekę Anizus zwaną.

Szedł Floryan wesoło, radując się iż wkrótce już w Niebie odbierze nagrodę swojéj śmierci męczeńskiéj, a gdy na most nad rzeką będący, z którego zrzucić go mieli, przybyli, uwiązali mu wielki kamień u szyi. Zaś sługa Boży ukląkł i prosił aby mu przez chwilę dozwolili się pomodlić, na co poganie zgodzili się. Wtedy wpadł w zachwycenie, a że się ono przedłużało a kaci nie śmieli przerwać mu tak cudownéj modlitwy, jeden z obecnych przyskoczył do niego, i wyrzucając oprawcom opieszałość w spełnieniu danego im rozkazu, sam go z mostu w rzekę zepchnął. Lecz wnet uczuł nad sobą karzącą rękę Boską: w tejże chwili pękły mu oczy i wyciekły ze strasznym bolem. Ciało zaś Świętego już umarłego uniesione nurtem rzeki, przez wodę wyrzucone zostało na brzeg w miejscu bardzo od miasta odległém, gdzie pojawił się nadzwyczajnéj wielkości orzeł, który je strzegł od innego ptastwa i dzikich zwierząt.

W dni kilka potém święty Floryan.objawił się we śnie pewnéj pobożnéj niewieście na imię Walerya, i wskazując miejsce w którem leżało ciało jego, polecił jej aby je na inném właściwszém pochowała niezwłocznie. Ona chcąc to spełnić a ukryć przed poganami, tajemnie zwłoki błogosławione na wóz włożyła, przykrywszy je chrustem i wiozła. Lecz że odległość od miejsca jéj wskazanego do pogrzebania ciała była znaczna, a upał dokuczliwy, woły u wozu będące, wśród drogi ustały od braku napoju. Wtedy zafrasowana tém owa kobieta, zaczęła modlić się do Boga wzywając pośrednictwa Świętego którego relikwie wiozła, i w téjże chwili wytrysnęło przed nią Źródło żywéj wody, któréj napiwszy się wołki, poszły daléj w drogę i Walerya zwłoki tego wielkiego Męczennika pogrzebała na miejscu przez niego wskazaném.

W dziewięć wieków potém, bo w roku Pańskim 1183, Kazimierz syn Bolesława Krzywoustego na tronie Polskim zasiadający, pragnąc mieć ciało jednego ze słynnych Męczenników w Kościele Bożym czczonych, wyprawił do Rzymu do Ojca świętego Lucyusza III posłów, z usilną prośbą aby mu święte zwłoki którego z mężnych Wyznawców Chrystusowych wsławionych w chrześcijaństwie przysłać raczył. Pobożnemu temu żądaniu zadość uczynił Papapież i przez Epidyusza Biskupa Maryńskiego posłał do Polski kości świętego Floryana. Przyjął je Kazimierz ze czcią wielką a wyszedłszy naprzeciw nich o siedem mil za Kraków i ztamtąd ciągle pieszo idąc z processyą duchowieństwa i ludu, do miasta wprowadził. Umieszczono je najprzód na przedmieściu zwaném Kleparz, gdzie Kazimierz pod wezwaniem tegoż Świętego piękny kościół wybudował, zaopatrzywszy takowy na zawsze w znaczne dochody do utrzymania przy nim Kanoników. Późniéj pozostawiwszy w tym kościele tylko ramię świętego Floryana, resztę zwłók jego przeniósł do kościoła na Wawelu w Zamku Królewskim będącego, gdzie dotąd wielkiemi i licznemi cudami słynie.

Święty Floryan jest szczególnym Patronem przeciw klęskom od ognia pochodzącym, z powodu iż mieszkańcy Krakowa cudownéj jego opieki w téj mierze wielokrotnie doznali.

Pożytek duchowny

Proś świętego Floryana aby cię strzegł opieką swoją od szkód od ognia pochodzących, lecz oraz polecaj jego opiece tych, którzy tą klęską, tak często w czasach naszych zdarzającą się, są dotknięci, A także proś go i dla nich i dla siebie, gdybyś tego rodzaju szkody doznał, o wyjednanie u Boga łaski pokornego poddania się jak każdemu, tak i takiemu dopustowi Jego.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nas uroczystością błogosławionego Floryana Męczennika Twojego rozweselasz, daj miłościwie abyśmy obchodząc pamiątkę jego tryumfu na ziemi, dostąpili weselenia się razem z nim w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1037–1039.

Tags: św Florian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik żołnierz
2020-11-30

Św. Andrzeja, Apostoła

Żył około roku Pańskiego 63.

(Żywot jego wyjęty jest z Ewangelii świątej, i z akt męczeńskich, spisanych przez Dyakonów Achajskich, którzy na jego męczeństwo patrzali.)

Święty Andrzéj był rodem z Betsaidy, małego miasteczka w Galilei położonego, a wsławionego kazaniami które w niém miewał Pan Jezus i cudami jakie tam uczynił. Przyszedł na świat około téjże pory w któréj się narodził Syn Boży.

Gdy święty Jan Chrzciciel, gromadził około siebie wielu uczniów, do ich liczby i Andrzéj należał. A gdy ten przesłannik Pański, ujrzawszy już razu pewnego Zbawiciela, rzekł do nich: „Oto Baranek Boży” 1, Andrzéj z drugim uczniem, którego nazwiska nie wymienia Ewangelia, poszedł za Panem Jezusem. Widząc ich Zbawiciel spytał: „Czego szukacie?” chociaż bowiem przenikając każde serce ludzkie wiedział że Jego to oni szukają i do tego już ich własną łaską Swoją pobudził, spytał ich jednak o to, aby im podać sposobność, wynurzenia tych właśnie uczuć swoich. Oni téż odpowiedzieli: „Nauczycielu gdzie mieszkasz?” a na to odrzekł im Zbawiciel: „Pójdźcie a oglądajcie” 2. Poszli więc z Panem Jezusem, i cały ten dzień z nim spędzili. Któżby opisać potrafił rozmowę jaką wtedy toczyli z Tym który jest mądrością Ojca przedwiecznego! Ileż to łask zaczerpnąć wtedy musieli od Tego, który jest źródłem i najwyższych łask wszystkich dawcą! Uszczęśliwiony z tego Andrzéj, pośpieszył do swego starszego brata Piotra, aby i on tejże łaski został uczestnikiem, i przywiódł go do Chrystusa Pana. Świętemu to więc Andrzejowi zawdzięczamy niejako pierwsze nawrócenie świętego Apostoła Piotra, którego późniéj Pan Jezus uczynił zastępcą Swoim na ziemi, i najwyższym Pasterzem całego Kościoła. Wtedy jednak jeszcze ci dwaj święci bracia, nie zostali nieodstępnemi Zbawiciela uczniami. Aż nieco późniéj, gdy razu pewnego obydwa zapuszczali sieci w morze, byli bowiem rybakami, przystąpił do nich Syn Boży i rzekł: „Pójdźcie za mną, a uczynię was że się staniecie rybitwami ludzi.” 3 Oni w téjże chwili opuścili sieci, łodzie, wszystko co posiadali i rodzinę, aby zostać Apostołami; pierwsi więc do tego wysokiego posłannictwa powołani zostali.

Święty Andrzéj głosząc słowo Boże przez pewien czas po Ziemi Żydowskiéj, przeszedł do Fenicyi i Epiru, ponosząc wielkie trudy i wystawiając się na wszelkie niebezpieczeństwa jakie go z tego powodu spotykały, przez co godnie odpowiadał téj łasce iż do apostolskiéj godności pierwszy z bratem był wyniesiony. Zwiedził Scytyą, Kapadocyą i Bitynię, dotarł nawet do Albanii, głosząc wszędzie Chrystusa, a znosząc panowanie książęcia ciemności.

Po ogłoszeniu Ewangelii w krajach wyżéj wymienionych, przybył do miasta Patras w Achai, gdzie także zaczął opowiadać Chrystusa. Zawiadomiony o tém Egeusz Wielkorządca téj krainy, śpiesznie przybył do Patras, aby powstrzymać postępy wiary świętéj, a niedopuścić obalenia czci fałszywym bożkom. Święty Andrzéj nie czekał aż on go zawezwie przed siebie, lecz sam udał się do niego, i w te słowa przemówił: „Trzeba Egeuszu, abyś ty któryś dostał prawo sądzenia ludzi, poznał Sędziego twojego, który jest w niebiesiech; abyś poznawszy Go, oddał cześć należną Jego nieograniczonéj potędze, i Jego tylko za prawdziwego Boga uznając wzgardził tą czcią bezbożną którą fałszywym bożkom oddają.” Zdziwiony Wielkorządca tak śmiałą przemową rzekł do niego. „Więc to ty jesteś ten Andrzéj który ośmielasz się burzyć świątynie naszych bogów, i ogłaszasz ludowi naukę zakązana wyrokami cesarskiemi?” — „Cesarze, odrzekł na to Andrzéj, dla tego tylko takie wyroki wydali że nie znają wielkiéj tajemnicy Odkupienia, i nie wiedzą że Syn Boży rozbroiwszy potęgi piekielne, wyzwolił nas z grzechu i pojednał z Bogiem.” — „Pomimo tego jednak, powiedział mu na to Egeusz, ten Jezus, którego ty Bogiem uznajesz, schwytany został przez Żydów, i haniebną śmiercią ns krzyżu umarł: s czyż może być coś bardziéj poniżającego?” — „W istocie, odrzekł znowu święty Apostoł, poniżenie jakie dopuścił na Siebie Chrystus, wszelkie przechodzi wyobrażenie, gdyż spotkało ono Tego który będąc człowiekiem był razem i Bogiem. Lecz w tém właśnie zawarta jest cała tajemnica naszego Odkupienia, i dowód najwyższéj miłości Boga dla ludzi.” Następnie Andrzéj wyłożył Wielkorządcy całą naukę chrześcijańską, upadek pierwszych rodziców, w skutek tego skażenie natury całego rodzaju ludzkiego, niezbędność zadośćczynienia sprawiedliwości Boskiéj przez jedynie godną Boga ofiarę jaką mógł być tylko Syn Jego równy Mu w Bóstwie, a który w tym celu właśnie stał się człowiekiem, i nakoniec opowiedział mu całą mękę i zmartwychwstanie Pana Jezusa. Prawdy te jakkolwiek z wielką jasnością wyłożone Egeuszowi, nie trafiły do jego serca skażonego błędami pogańskiemi, i umysłu dobrowolnie zaślepionego na nie. Przerwał on mowę świętemu Andrzejowi i groźnie zawołał aby cześć oddał bożkom. Wtedy ten wielki Święty, przyobleczony przez Samego Chrystusa w najwyższą godność kapłańską, uczynił owo sławne wyznanie wiary, zawierające w sobie naukę Kościoła o przenajświętszym Sakramencie ołtarza — a świadczące że taką była już i nauka Apostołów — i w te słowa do Wielkorządcy przemówił:

„Czci bożkom twoim nie oddam, a ofiar składać im nie będę, gdyż ja codziennie składam ofiarę Bogu.Wszechmogącemu, i w niéj poświęcam nie mięso byków, ani cielców i kozłów, jak w Starym zakonie bywało, lecz ofiaruję Mu Baranka bez zmazy, który za nas poświęcił się na śmierć krzyżową, a którego Ciałem i Krwią przenajświętszą posila się lud wierny. On, ten Baranek Boży, nakarmiwszy Sobą wszystkich, pozostaje równie całym jak był wprzódy, równie żywym jak był przed jego poświęceniem na naszych ołtarzach, i przed Jego zaofiarowaniem.”

Wielkorządca rozgniewany stałością świętego Andrzeja, kazał go zaprowadzić do więzienia, a nazajutrz przywoławszy go urzędownie przed swój trybunał, zagroził mu karą śmierci na krzyżu, jeśli bożkom czci nie odda. Lecz Andrzéj odpowiedział na to: „O! nieszczęsny niewolniku śmierci, czy potém wszystkiém com ci powiedział, trwasz jeszcze w twojém upartém zaślepieniu? Co do mnie bądź pewien, że mnie męki któremi mi grozisz nie ustraszą, Owszem pragnę ich z całego serca, a co mnie tylko srodze boli, to że w tobie widzę taki wstręt do przyjęcia prawdy. Im więcej cierpieć będę tém świetniejszą koroną Pan mój nagrodzi mi to w Niebie, a tém milszym Mu się stanę, im podobniejszym będę do Niego w cierpieniach i śmierci jakie mi zadasz.” Wtedy Egeusz kazał go okrutnie ubiczować, a potém, gdy tak ukatowanego znowu go stawił przed sobą, Święty z większą jeszcze mocą mówił o szczęściu jakieby go spotkało gdyby za Chrystusa na krzyżu umarł, i przydał: „Nie takichto mąk jakiemi mi grozisz trzeba się obawiać, bo te długo trwać nie mogą, a nagrodą za nie będzie chwała nieśmiertelna; lecz męki prawdziwie straszne sąta męki piekielne, które cię czekają, jeśli się nie nawrócisz; one nigdy końca nie mają, i zawsze są jednakowo ciężkie.” Przekonawszy się tedy Egeusz, iż świętego Andrzeja niczém nie przemoże, skazał go na śmierć krzyżową.

Gdy to posłyszał, lud, u którego święty Andrzéj w wielkiém był poważaniu zaczął głośno wołać: „Cóż popełnił takiego ten sprawiedliwy, ten ulubieniec Boski, aby go na śmierć skazywać? Nie godzi się dopuścić wykonania wyroku niesprawiedliwego.” Lecz święty Apostoł, pałający pragnieniem poniesienia śmierci dla Chrystusa, przemówił do ludu a prosił i błagał aby się uspokoił, i nie pozbawiał go szczęścia poniesienia śmierci męczeńskiéj. Powiedli go tedy na miejsce ukrzyżowania.

Kiedy się tam zbliżał, a zdaleka krzyż dla niego przygotowany ujrzał, wyciągnął do niego ręce, i z najwyższém uniesieniem zawołał: „Witaj krzyżu czci godny, uświęcony ciałem Jezusa Chrystusa, które spoczywało na tobie. Zanim najdroższy Zbawca nasz umarł w twoich ramionach, wstręt tylko największy obudzałeś: lecz odkąd Bóg skonał na twojém łonie, pełnyś ty niebieskiego wdzięku, i najszczęśliwszy kto na twoich rękach umiera z miłości Tego, który z miłości ku ludziom umarł na tobie! Kto posiada wiarę zna jaką słodycz w sobie zawierasz, i jakie są nagrody przygotowane dla umierających w objęciach twoich. Pełen więc nadziei i radości śpieszę do ciebie, i proszę przyjm mnie łaskawie na siebie, jako ucznia tego Który przez ciebie świat odkupił. O! krzyżu przecudny! którego olsnęła światłość niewymownéj piękności odkąd stałeś się łożem boleści Pana mojego, Boga wiecznéj chwały. O! krzyżu dawno upragniony o! krzyżu gorąco umiłowany, o! krzyżu za którym ciągle wzdychałem, a któryś nareszcie jest dla mnie zgotowanym, przyjmij mnie na łono twoje, i oddaj twojemu mistrzowi, abym z twojego objęcia przeszedł w objęcie Tego, który mnie na tobie odkupił.”

Gdy go nakoniec pod krzyż przyprowadzono, według rozkazu Wielkorządcy rozpięli go na nim, przywiązując sznurami. Pozostawał tak święty Andrzéj całe dwie doby, przemawiając z krzyża do otaczającego go ludu: wzywał pogan do nawrócenia się, a chrześcijan utwierdzał w wierze, zachęcając do znoszenia wszelkich męczarni za Chrystusa, byle się nie pozbawić korony nieśmiertelnéj.

Tymczasem, lud w całém mieście widokiem tak cudownéj wytrwałości świętego Męczenniką poruszony, burzył się coraz więcéj, a sarkając na okrucieństwo Egeusza, groźnie domagał się aby kazał Andrzeja zdjąć z krzyża. Wielkorządca obawiając się rokoszu wyraźnego, przyrzekł zadość uczynić powszechnemu żądaniu, i przybywszy na miejsce gdzie święty Andrzéj wisiał na krzyżu, a jeszcze pełen życia, rozkazał aby go z niego zdjęto. Lecz kaci którzy nawet z wielką chęcią ten rozkaz Egeusza spełnić pragnęli, uczuli ręce swoje ubezwładnione, tak że ruszyć niemi nie mogli. Mąż Boży zaś widząc do czego się zabierają, zawołał głośno: „Nie dozwól o! Panie mój, aby sługa Twój rozpięty na tym krzyżu za wyznanie Imienia Twojego, miał z niego schodzić. Racz przyjąć w ręce Twoje ducha mego, który Cię jeszcze lepiéj poznał i umiłował przez czas téj męki. W Tobie jestem tém czém jestem, od Ciebie wyszedłem czas już abym do Ciebie wrócił, jako do jedynego celu do którego dążyłem, jako do jedynego przedmiotu mojéj miłości!” A gdy tych słów domówił, otoczyła go światłość niebieska tak jasna, że na nią patrzeć obecni nie mogli, w miarę zaś jak znikała i dusza jego wychodziła z więzów tego ciała. Nakoniec zniknęła zupełnie, i Andrzéj skonał. Śmierć jego męczeńska zaszła 30 Listopada roku Pańskiego 63.

Pożytek duchowny

Jedną z cech dusz przez Boga do Nieba wybranych są krzyże, to jest różnego rodzaju cierpienia jakie na nie zsyła. Lecz aby przez takowe dostać się w istocie do wiekuistéj chwały, trzeba krzyż cierpień swoich, z miłości Jezusa za nas na krzyża umęczonego, serdecznie umiłować. O tę więc wielką łaską w któréj zawarta cała tajemnica naszego zbawienia i najwyższego uświątobliwienia, proś błogosławionego Andrzeja, jako szczególnego i wielkiego miłośnika krzyża Chrystusowego.

Modlitwa (Kościelna)

Do Majestatu Twojego Panie! pokorne prośby zanosimy, aby jak Kościoła Twojego błogosławiony Andrzéj Apostoł był kaznodzieją i Pasterzem, tak aby teraz przed Tobą był nazawsze naszym pośrednikiem. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1032–1036.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 944

Przypomnijmy sobie słowa, którymi powitał idący na śmierć święty Andrzej krzyż, na którym go przybić miano: „O święty, najdroższy, upragniony krzyżu!” Słowa te są najpiękniejszym wyrazem nadziei, tej cnoty chrześcijańskiej, która daje nam siłę w utrapieniach i godzinie śmierci. Dar nadziei otrzymaliśmy wszyscy przy chrzcie św., jako posiłek na tę wędrówkę ziemską trwającą aż do chwili przejścia do żywota wiecznego. Jak zaostrzamy rozum myśleniem, jak zwiększamy zasób naszych wiadomości ucząc się ich na pamięć, tak winniśmy doskonalić w sobie cnotę nadziei. Możemy to zrobić dwojakim sposobem:

  1. Za pomocą modlitwy i rozmyślań starajmy się zbadać istotę nadziei chrześcijańskiej. Istotę tę i treść nadziei wyjaśnia nam sam Zbawiciel. Jan święty mówi: „Bóg zesłał na świat Syna swego jednorodzonego, aby wszyscy, którzy w Niego uwierzą, mieli żywot wieczny”. Straszne są wyrzuty złego sumienia. Grzeszymy na ciele, grzeszymy na duszy, grzeszymy nadużywaniem łaski Bożej, niedotrzymywaniem uroczystych przyrzeczeń, wiarołomstwem w postanowieniach. Ale spójrzmy wespół z Pawłem św. na górę kalwaryjską pokrzepieni nadzieją i mówmy: „Gdy się przepełniła miara grzechów, łaska jeszcze obfitszą się stała”. Prawdą jest, że kto pragnie przebaczenia grzechów i tęskni za pokojem serca, powinien czuć żal za grzechy, wyspowiadać się z nich przed kapłanem, starać się o poprawę, wytrwać w tej poprawie i być przekonanym, że tego dokazać nie może bez łaski Bożej, ale niemniejszą prawdą jest, co rzekł Ukrzyżowany: „Przyjdźcie do Mnie strapieni i obarczeni, pokrzepię was”. Prawdą jest, co mówi Paweł święty: „Wszystkiego dokażę przez Tego, który Mi doda siły”. Po miłosierdziu Bożym wszystkiego się spodziewać możemy, co jest korzystne w życiu doczesnym, a do wiekuistego żywota koniecznie potrzebne.
  2. Ożywiajmy i utrzymujmy w sobie nadzieję w prześladowaniach i pokusach, w cierpieniach i udręczeniach, w chorobach i niebezpieczeństwach. Klęcząc przed wizerunkiem ukrzyżowanego Chrystusa, mówmy pospołu z świętym Pawłem: „Chrystus jest mym życiem, a śmierć jest zyskiem moim; mniemam bowiem, że cierpienia tego świata nie mogą być porównane z chwałą przyszłą, która się na nas okaże”; obejmijmy ramionami krucyfiks święty, wołając z psalmistą Pańskim: „W Tobie, Panie, położyłem nadzieję moją i nie zostanę zawiedziony”. Spojrzyjmy na bolejącego w Getsemane Jezusa i módlmy się z Nim: „Ojcze, jeśli podobna jest, jeśli Twa miłość i dobroć ku Mnie na to zezwala, odejmij ode Mnie ten kielich. Niech się jednak nie stanie wola Moja, lecz Twoja”. Naśladujmy Andrzeja świętego, wznieśmy ku Niebu ramiona, tulmy się do krzyża, ilekroć nam go podaje Zbawiciel i tymi słowy do nas się odzywa: „Bierz na siebie krzyż, który mądrość i miłosierdzie Moje dla ciebie wybrało i chodź za Mną”.

Footnotes:

1

Jan I. 29.

2

Jan I. 38.

3

Mat. IV. 19.

Tags: św Andrzej „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik Ewangelia Krzyż nadzieja
2020-11-29

Św. Saturnina, Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 80.

Żywot jego był napisany przez Gwidona Biskupa Lodewskiego.)

Święty Saturnin pierwszy Biskup Tuluzki, we Francyi był rodem z Peloponezu z miasta Patras, i pochodził z rodu królów tamecznych. Żył on za czasów świętego Jana Chrzciciela, a gdy zasłyszał o jego apostolstwie, udał się do Ziemi Żydowskiéj, gdzie ten przesłannik Zbawiciela zapowiadał przyjście Pańskie, i przyłączył się do liczby jego uczniów. Aby swobodniéj nowo obranemu zawodowi oddać się, wielkie swoje majętności rozdał ubogim, i już świętego Jana nie odstępował.

Gdy przyszło do tego, że święty Jan Chrzciciel okazał uczniom swoim Zbawiciela, do którego przyjęcia ich przygotował, a było to wtedy kiedy spostrzegłszy Pana Jezusa rzekł do nich: „Oto Baranek Boży! oto który gładzi grzechy świata” 1, święty Saturnin wraz ze świętym Andrzejem i świętym Piotrem Apostołami, którzy także byli uczniami świętego Jana Chrzciciela, poszedł za Chrystusem Panem, stał się uczniem Jego. Od téj pory już go nie odstępował, i piszą, że kiedy Pan Jezus przyjmował Chrzest w Jordanie, świętemu Saturninowi, stojącemu na brzegu, dał do trzymania suknię swoję, kiedy w rzekę wchodził. Jako więc jeden z najpierwszych uczniów Zbawiciela, był obecny późniéj cudowi pomnożenia pięciu chlebów przez Syna Bożego, a także znajdował się w Wieczerniku, kiedy Chrystus Pan postanowił przenajświętszy Sakrament. Następnie wraz z Apostołami miał szczęście ujrzeć Pana Jezusa, gdy on po Zmartwychwstaniu, okazał się im w mieszkaniu w którém zamknięci byli. Nakoniec był jednym z dwóch uczniów wspomnianych przez Ewangelią, którzy znajdowali się przy Piotrze, kiedy się mu Pan Jezus przy morzu Tyberyadzkiém objawił i należał do liczby tych którzy wtedy na rozkaz Zbawiciela zarzuciwszy sieci w morze, dla wielkiéj liczby złowionéj ryby wyciągnąć ich z wody nie mogli.

Nieodstępując tym sposobem Apostołów znajdował się także wraz z nimi w Wieczerniku, w chwili kiedy na nich zstąpił Duch Święty. Po otrzymaniu téj łaski, wysłany został ns ogłaszanie Ewangelii Chrystusowej ludowi pogańskiemu. Najprzód puścił się ku Wschodowi, przebiegł Palestynę, doszedł aż do Hierapolis miasta w Azyi położonego, i dotarł nawet i do krainy Medów graniczącej z Persyą. Wszędzie gdzie przechodził, na stwierdzenie wiary którą głosił, uzdrawiał chorych, oczyszczał trędowatych, z opętanych czartów wyganiał, i inne podobne czyniąc cuda wielu pogan nawrócił.

Wróciwszy z téj wycieczki udał się do Antyochii, gdzie przebywał święty Piotr, aby dalsze od niego odebrać rozkazy. Ten święty Apostoł wtedy właśnie udając się do Rzymu, wziął z sobą i świętego Saturnina, i ztamtąd wysłał go do Francyi dla: nawracania pogan w téj części świata.

Sługa Boży przybył najprzód do miasta Arlu w Prowancyi, a kazaniami swojemi nawróciwszy i ochrzciwszy wielu pogan, udał się do miasta Nym (Nimes) w Langwedocyi, a i tam zaszczepiwszy wiarę świętą, puścił się z kilku już uczniami którzy się z nim połączyli, do miasta Karkasony. Tam poganie upartszymi się okazali, i świętego Saturnina wraz z dwoma jego uczniami wtrącili do ciemnego więzienia. Lecz z tego cudownie wyprowadził ich Pan Bóg i poszli do Tuluzy. Skoro do tego wielkiego miasta przybył Saturnin, wszystkie wyrocznie pogańskie umilkły. Zdziwiło to mieszkańców, a następny wypadek zwrócił ich szczególną na niego uwagę. Żona najbogatszego mieszkańca Tuluzkiego Agatona, od lat wielu dotknięta była najstraszniejszym trądem. Zdarzyło się że spotkawszy się z Saturninem i wdawszy się z nim w rozmowę, nawróciła się, ochrzczoną; została, i w téjże chwili od trądu uleczona. Na widok cudu tego, nietylko całą rodzina i domownicy Agatona nawrócili się, lecz i większa część miasta Chrzest święty przyjęła.

Wkrótce potém Saturnin poszedł do krainy Gaskońskiéj, a gdy tam przebywał, dowiedziawszy się o śmierci męczeńskiéj świętego Piotra wystawił na cześć jego kaplicę w miejscu gdzie teraz jest miasto Osz (Auch). Przybywszy zaś do miasta Eouzu, nad rzeką Duzą, i nawróciwszy tam wielką liczbę pogan, wybudował kościół na cześć przenajświętszéj Maryi Panny, już wtedy wniebowziętéj i wyświęcił na pierwszego Biskupa téj krainy, Paterna jednego z uczniów swoich.

Potém wrócił do Tuluzy, i gdy sam zajmował się obsługą około chrześcijan przez niego w tém mieście nawróconych, świętego Honetta ucznia swojego, do miasta Pampeluny w stolicy królestwa Nawareńskiego posłał, aby tam zaniosł światło Ewangelii. Gdy w téj krainie wtedy Święty ten zaczął głosić słowo Boże, a niewielu pogan mógł nawrócić, dowiedział się od nich, że gdyby do nich przybył sam święty Saturnin, o którego cudotwórstwie wiele już słyszeli, a i pomiędzy niemi cudami potwierdził swoję naukę, prędzéjby w nią uwierzyli. Święty Honett pośpieszył z powrotem do świętego Saturnina, i przybywszy zdał mu sprawę z tego co go pomiędzy Nawarejczykami spotkąło. Święty Saturnin, puścił się niezwłocznie w drogę, i w dni parę z tymże uczniem swoim stanął w Pampelunie. Po kilku kazaniach i wielu cudach jakie tam uczynił, tak Pan Bóg jego apostolstwu pobłogosławił, że jak to czytamy w lekcyach Brewierza o tym Świętym, w przeciągu jednego tygodnia czterdzieści tysięcy pogan Chrzest przyjęło, a w ich liczbie święty Firminian, który był potém pierwszym tego miasta Biskupem. Mieszkańcy takim przejęci zostali wstrętem do błędów pogańskich, że sami porozwalali dawne świątynie i pogruchotali bożyszcza.

Z Pampeluny, święty Saturnin zrobił dalszą wycieczkę: udał się do Hiszpanii i tam przebiegł Galicyą i krainę Toledańską, wielką liczbę dusz pozyskując Chrystusowi Panu.

Wróciwszy znowu do Tuluzy po dwuletniéj nieobecności, znalazł Tuluzanów nierównie gorzéj dla wiary chrześcijańskiéj usposobionych. Niektórzy z nawróconych przez niego do pogaństwa wrócili, a kapłani pogańscy wzburzywszy lud przeciw świętemu Papulowi, którego na swojém miejscu zostawił był Saturnin, zadali mu śmierć męczeńską. Przewidując że i jego taki los czeka, Święty postanowił mimo tego, już się ztamtąd nie wydalać. A że z obawy oburzonych coraz groźniéj na niego pogan, w samém mieście nikt mu nie chciał dać przytułku, osiadł w małéj chatce za miastem. Lecz ztamtąd, ciągłe robił wycieczki dla miewania nauk i kazań któremi nawróconych w wierze utwierdzał, coraz nowe zdobycze wyrywając szatanowi, i jak mu to zwykłém było czyniąc różne cuda. Między innemi wyzwolił od złego ducha córkę Wielkorządcy Tuluzkiego Marcelusza, który tak mu się okazał niewdzięcznym, iż wkrótce potém skazał go na śmierć męczeńską.

Kapłani pogańscy dopatrzyli się że ich wyrocznie milczały ile razy Saturnin był w mieście, a wydawały swoje wyroki, gdy się z niego wydalał. Widząc zaś że Święty, zamierza już tam stale zamieszkać, postanowili go zgładzić. Gdy dnia pewnego Saturnin szedł ulicą do swojéj kapliczki aby w niéj Mszę świętą odprawić, jeden z kapłanów pogańskich, wskazując na niego, zaczął wołać do ludu: „Oto główny wróg bogów naszych, schwytajcie go: potrzeba nam pomścić na nim zniewagi jaką im czyni, niech zginie jeśli im nie odda czci należnéj.” Po tych słowach, poganie z krzykiem i tłumnie rzucili się na Świętego, otoczyli go zewsząd, zaczęli go tłuc, policzkować, i nakoniec kijami uderzać, a potém odarłszy go z odzienia, okrutnie ubiczowali. Święty wiedział z objawienia że go w tym dniu męczeństwo czeka, i wychodząc z domu wziął był z sobą trzech księży z tegoż miasta rodem, którzy mu towarzyszyli, i których prosił aby go nie odstępowali, gdy go poganie zamęczać będą. Lecz trzéj ci księża, jak tylko ujrzeli motłoch rzucający się na Biskupa, uciekli. Boleśnie tém dotknięty mąż Boży, zawołał do Pana Boga. „Panie! niech Biskupem téj dyecezyi, nigdy nie będzie ksiądz rodem z tego miasta.” Co dotąd się spełnia.

Tymczasem zbiegło się coraz więcéj pogan, którzy niepoprzestając na mękach już Świętemu zadanych, związali go sznurami i powlekli do głównej swojéj świątyni Tuluzkiéj, gdzie wszystko było przygotowane, do składania ofiar bożkom. Stanąwszy z nim przed ołtarzem, rzekli do niego: „Więc to ty szydzisz z naszych bogów, i okrywasz niesławą religią ojców naszych; musisz teraz uklęknąć przed temi bogami, i palić im kadzidła. Jeśli tego nie uczynisz, w miejsce wołu który miał im być zaofiarowany, sam tu zabity zostaniesz.” – „Jakże chcecie, odpowiedział im Święty, abym oddawał cześć bałwanom, albo raczéj szatanom, którym wy się kłaniacie, kiedy oni się mojéj obecności lękają, i jakto sami wiecie, ile razy jestem w mieście wyroczni swoich wydawać nie śmią.” I po tych słowach, zwracając się do Pana Boga, i prosząc go o potrzebne wsparcie do przeniesienia mąk jakie widział że mu przygotowują, wzniosłszy ręce i oczy do Nieba rzekł: „Panie! teraz to potrzeba jest abyś wyciągnął do mnie prawicę Twoję, i silnie mnie nią ujął, abym się nie potknął na drodze świętych praw Twoich. Racz mi udzielić siły, do chętnego przeniesienia męczarni które mi mają zadać Twoi i moi wrogowie.” A gdy tę modlitwę skończył stanął przed nim Anioł przecudnéj postaci, upominał go aby był wytrwałym, i upewnił o nagrodzie którą mu Pan Bóg przeznaczył w Niebie. Wzmocniony na duchu święty Męczennik, gdy powtórnie znaglali go poganie do oddania czci bożkom, podobnąż jak pierwiéj dał im odpowiedź, przydając że i oni wiedzieć powinni, że cześć jakiéj się od niego domagają, należy się tylko Bogu prawdziwemu Stworzycielowi Nieba i ziemi i Synowi Jego równemu mu we wszystkiém, Jezusowi Chrystusowi.

Wtedy barbarzyńcy podwoili okrucieństwa nad sługą Bożym: darli mu skórę żelaznemi hakami, ćwiczyli go rózgami, i jak Panu Jezusowi dawali policzki i w twarz jego pluli. Potém związali go sznurami, i znowu przed bałwana przywiedli, aby się mu pokłonił. Wszystko to nie zachwiało jego męstwa: „Wszak już wam oświadczyłem, rzekł znowu do nich, że nie pokłonię się waszym bałwanom, bo nie mogę i nie powinienem czcić innego Boga, jak Boga chrześcijańskiego. Od Niego oczekuję nagrody za trudy moje i korony chwały, którą zaszczyca wszystkich którzy aż do końca w służbie Jego wiernie wytrwają. Otom gotów za Niego życie moje położyć, chociażbyście mi zadali wszelkie męki, jakie okrucieństwo wasze wymyślić potrafi. O! gdybyście przezto przynajmniéj sami przejrzeli i uznali prawdę, a pozbywając się ciemnoty pogańskiéj, uwierzyli w tego Boga, który jeden tylko jest Bogiem prawdziwym. Uznajcie go, błagam was i nawróćcie się, abyście nie poszli na potępienie.”

Nie poruszyły te słowa wcale tych nieszczęśliwych zaślepieńców, ani nawet to, że gdy je Saturnin wymawiał, bałwany pospadały same z ołtarzów, i przy nogach jego w gruz się porozsypywały. Poganie i na cud ten nieczuli, temiż gruzami go obrzucali, a chcąc go ukamienować wołali wściekle: „Zabić go, zamordować co prędzéj.”

Przy świątyni był byk młody i bystry, przeznaczony na ofiarę: do jego tedy nóg tylnych przywiązali sznurami Saturnina, i z nim dzikie to zwierzę popędzili po skalistéj górze, kłuciem, bielem i paleniem pobudzając je żeby gwałtowniéj leciało. Po chwili téż, z roztrzaskanéj czaszki Świętego mózg i krew wytrysnęły, i dusza jego uleciała do Nieba. Poniósł śmierć męczeńską 29 Listopada około roku Pańskiego 80.

Pożytek duchowny

Święty Saturnin, jest uważanym w Kościele Bożym jako jeden z głównych Patronów dobrej śmierci. Przejmij się żywo tą prawdą że od stanowczéj chwili przejścia twojego z tego świata na tamten, zależy los całéj dla ciebie wieczności. Proś więc tego Świetego, aby w godziną twojéj śmierci wstawieniem swojém cię wspierał.

Modlitwa

Boże! który nam pamiątkę przejścia do Nieba błogosławionego Saturnina Męczennika Twojego, obchodzić dozwalasz, racz nas za jego zasługami, zawsze, a szczególnie w godzinę śmierci naszéj, łaską Twoją wspierać Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1030–1032.

Footnotes:

1

Jan I. 29.

Tags: św Saturnin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik św Jan Chrzciciel śmierć
2020-11-28

Bł. Salomei, Królowéj Halickiéj

Żyła około roku Pańskiego 1269.

(Żywot jéj wyjęty jest z kronik klasztoru Klarysek świętego Jędrzeja w Krakowie przez nią założonego, i w którym była zakonnicą.)

Święta Salomea córka króla polskiego Leszka białego i Grzymisławy księżniczki ruskiéj, siostra rodzona Bolesława Wstydliwego, przyszła na świat roku Pańskiego 1202. Tak bogobojnie była wychowaną, a oraz tak wcześnie rozwinął się w niéj rozum dojrzały, że zaledwie miała lat trzy, kiedy za zezwoleniem nawet rodziców, poślubiła Panu Jezusowi dziewictwo dozgonne.

Andrzéj Król Węgierski, z powodów politycznych, życzył sobie aby ją pojął za żonę syn jego Koloman. Z razu król Leszek jéj ojciec, zgodzić się na to nie chciał, a gdy Andrzéj domagał się tego groźnie, odpowiedział mu: „Uczynić tego nie mogę, bo jest Bogu ślubem czystości poślubiona, a większa jest moc króla Niebieskiego nad moc króla Węgierskiego.” Lecz gdy z tego powodu, miało przyjść do wojny z Węgrami, i cały kraj na ciężką wystawić klęskę, panowie i szlachta wymogli na królu, że Salomeę zaręczył z książęciem Kolomanem, i gdy miała rok czwarty, odesłał ją na dwór węgierski, gdzie wraz z narzeczonym swoim, także jeszcze dzieckiem, dalsze wychowanie brała. Uczyniono zaś to z przekonania iż tak ważne pobudki dostatecznemi były do zwolnienia od ślubu czystości Salomeę, tém bardziéj że dzieckiem była czyniąc takowy. Lecz ona z Boskiego natchnienia jakie już wtedy odebrała nie traciła nadziei, że pomimo tego da jéj Pan Bóg pozostać Mu wierną: co téż nastąpiło.

Wzrastając więc obok swojego przyszłego małżonka, i razem z nim jak brat z siostrą wychowując się, młodziutka ta dziewica, a już ducha Bożego pełna, starała się rozżywiać w sercu Kolomana żywą pobożność: zachęcała go szczególnie do wielkiego do Matki Bożéj jako szczególnéj opiekunki czystości nabożeństwa, i rozbudzała w nim coraz większą miłość téj cnoty, a w sobie i w nim przestrzegała jéj najsurowiéj, z roztropnością jéj wiek przechodzącą. Pan Bóg téż błogosławił téj wiernéj Swojéj oblubienicy, i Koloman wykształcił się na młodzieńca i pobożnego i wielce w cnocie świętéj czystości ugruntowanego i rozmiłowanego.

To téż, gdy doszedłszy do lat właściwych, związkiem małżeńskim poślubieni zostali uroczyście, nietrudno było świętéj Salomei wymódz na swoim małżonku wspólne ponowienie ślubu, którym w latach dziecinnych przebywając jeszcze w domu rodziców, związała się była, a którego możność dochowania, od téj pory bezustannie Matce Bożéj polecała. Skoro związek małżeński zawarli, Salomea rzekła do swego małżonka: „Kolomanie, nietrwałą jest uciecha tego świata, różne nieprzyjazne koleje, w jednéj chwili pozbawić jéj mogą. Same tylko cnoty chrześcijańskie i życie pobożne, mogą zapewnić człowiekowi i tu spokéj sumienia, i w niebie wieczne i nieprzemijające szczęście. Roskosze zmysłowe, rychło o niesmak przyprawiają tych którzy się im oddają, i nie mogą iść w żadne porównanie z uciechami w jakie opływają dusze w czystości, dla miłości Boga, żyjące; gdyż żadna inna cnota nie jednoczy duszy naszéj tak ściśle z Panem Jezusem, jak cnota dziewictwa. Jeśli więc dla miłości Jego i my jéj dochowamy w stanie naszym małżeńskim, On za to tém ściśléj połączy serca nasze przywiązaniem duchowém, i da nam dostąpić w Niebie wieńców wiecznéj nagrody, w których niepokalanemu Barankowi śpiewać będziemy hymn nieustającéj chwały, będąc najbliżéj Niego, z najwybrańszemi duchami. O tém cię Kolomanie upewniam śmiało, bo to sam Zbawiciel przyrzekł.” Słowa te, sam Duch Święty zaniósł do serca pobożnego Kolomana, który zgodził się na poślubienie wraz z Salomeą dozgonnéj czystości, i oprócz tego wielcy wielbiciele świętego Franciszka Serafickiego, zostali Tercyarzami, według podanéj przez niego trzeciemu zakonowi Reguły. Całą pierwszą noc po zawarciu małżeństwa a po uczynionym ślubie dziewictwa, przetrwali na gorącéj modlitwie, polecając swoje zobowiązanie się szczególnie opiece Panienki Niepokalanéj Maryi przenajświętszéj, a z głębi serca powtarzali te słowa Psalmu Dawidowego: „Panie wypal ogniem miłości Twojéj, pożądliwość w ciele naszém i w sercu” 1.

Lecz do modlitwy o zachowanie poślubionéj Panu Bogu cnoty, przydawała święta Salomea i umartwienia ciała, posty, czuwania i włosiennicę, wiedząc że bez podobnych środków nad zmysłami trudno zapanować. Każdéj nocy wstawała na długą modlitwę co widząc książe jéj małżonek a obawiając się aby zbytnim czuwaniem nie szkodziła swemu zdrowiu, upominał ją o to mówiąc: „Kochana Salomeo, wiem że do modlitwy budzi cię gorąca miłość Boga, i że na niéj wielkiéj doznajesz pociechy 1 wielkie łaski sobie upraszasz; obawiam się jednak, abyś już nie zanadto trapiła swoje ciało, i nie upadła zupełnie na siłach.” Lecz inu na to pokornie a tak przekonywająco odpowiedziała Święta, że jéj Koloman już i tych i innych umartwień nie wzbraniał. Ona zaś szczególnie zaczęła je podwajać, gdy razu pewnego prosząc Pana Boga aby jej dopomógł do śmierci wiernie ślub swój dochować, usłyszała głos z Nieba do niéj mówiący. „Już się spełniło 2, modlitwa twoja wysłuchaną jest przed obliczem Pańskiém, o co prosisz wszystko otrzymasz.” Wszakże wkrótce potém przekonała się jak pomimo takich łask i zabezpieczeń, chce Pan Bóg abyśmy z naszéj strony pilności w przestrzeganiu każdéj cnoty, a szczególnie najdelikatniejszéj z cnót, cnoty czystości nie zaniedbywali.

Święta, od niejakiego czasu, a najbardziéj od usłyszenia owego głosu z Nieba, ubierała się jak najskromniéj, i raczéj wydawała się jak młoda niezamożna wdowa, aniżeli żona potężnego książęcia, o co nawet przymówił był jéj raz Koloman, powiadając: „Tak się ubierasz jak wdowa, chociaż ja jeszcze żyję.” Owóż, dnia pewnego gdy książe wyjechał na łowy i pewien czas miał na nich zabawić, Salomei przyszła jakaś myśl płocha, przystroić się bardzo świetnie, w czém nawet niejakie upodobanie znalazła. „W tém gdy tak przybrana, siedziała sama w swojéj komnacie wszedł niespodzianie Koloman, prędzéj niż się spodziewała wracający do domu. Ujrzawszy ją, zapomniał na chwilę o uczynionym ślubie i tylko co go nie przełamał; lecz wsparty łaską Bożą, oparł się pokusie, i odchodząc ztamtąd rzekł mężnie i pobożnie: „O! Panie Jezu Chryste racz że uwzględnić, jak wiele mnie kosztującą, czynię Ci ofiarę.” Salomea zaś, widząc na jakie wielkie niebezpieczeństwo wystawiła ją jéj chwilowa lekkość, a z czego wyratowała ją tylko szczególna opieka Matki przensjświętszéj któréj wtedy obrony wezwała, już odtąd jeszcze się skromniéj nosiła, i w obcowaniu z księciem ostrożniejszą była. Przytém jakby na ukaranie się za tę nieroztropność, któréj nawet następstw jakie miała i przewidzieć nie mogła, nosiła ciągle na przemiany trzy włosiennice, jedne od drugiéj ostrzejsze.

Po śmierci króla Andrzeja, dwaj synowie jego podzielili się państwem, i Kolomanowi dostało się Królestwo Halickie. Na tronie tym, zasiadała z nim Salomea lat dwadzieścia pięć, przyświecając ludowi swojemu najwyższemi cnotami, i uszczęśliwiając uczynkami miłosierdzia chrześcijańskiego, które spełniała z hojnością królewską, a ogarniała niemi całe swoje kraje. Po śmierci zaś Kolomana, chociaż panowie i lud oddawali w jéj ręce rządy królestwa, zrzekła się takowych i wróciła do Polski ojczyzny swojej, w któréj panował brat jéj Bolesław Wstydliwy, a miał za żonę świętą Kunegundę. Przywiozłszy z sobą wielkie skarby przez męża jéj zapisane a oraz te które wianem jéj były, część ich użyła na założenie i hojne zaopatrzenie klasztorów, a resztę rozdawszy ubogim, sama została Klaryską w klasztorze w Zawichoście, także przez nią założonym, pod wezwaniem świętego Damiana, na pamiątkę i szczególne uczczenie pierwszego téj Reguły klasztoru w Asyżu, przez świętą Klarę założonego. Od chwili wstąpienia do klasztoru żadnéj z sióstr nie dała się przewyższyć w cnotach zakonnych, i przyświecając niemi jako Opatka przez lat dwadzieścia ośm zgromadzeniu przewodniczyła. Podczas powtórnego najazdu Tatarów na Polskę, w roku Pańskim 1260, gdy zakonnice z innemi mieszkańcami z Zawichosta uchodzić musiały, a dzicz ta zniszczyła klasztor, święta Salomea, przeprowadziła swoje zgromadzenie do Kamienia pod Krakowem i tam nowy klasztor zbudowawszy, jeszcze w nim siedem lat Panu Bogu w wysokiéj świątobliwości służyła.

Nakoniec w roku 1268, słuchając dnia pewnego Mszy świętéj uczuła się słabą, i zaraz blizką śmierć swoję zapowiedziała. Kilka dni tylko chorowała, a jak w całém życiu swojém tak i w cierpieniach jakie wtedy doznała, niezachwianą okazywała cierpliwość. Zwołała do celi, w któréj leżała, wszystkie siostry, a dając im święte upomnienia, polecała im przedewszystkiém miłość wzajemną, i chętne a doskonałe posłuszeństwo. „O przedłużenie zaś życia mojego, przydała, nie proście wcale, bo ja owszem pragnę aby mnie Pan Bóg z tego padołu wyprowadzić już raczył, i mam ufność że za przyczyną przenajświętszéj Matki Swojéj, Chrystus Pan nie odrzuci mnie od królestwa Swojego.” Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, już ciągle tylko modliła się i w Bogu słodko się zatapiała. Przed samém skonaniem ujrzano na twarzy jéj wyraz szczególnej radości, i spytano o przyczynę tego: „Widzę, odrzekła, stojącą przede mną przenajświętszą Pannę Boga Rodzicielkę” i to mówiąc ducha w Jej ręce oddała, a w tejże chwili siostry otaczające ujrzały wychodzącą z ust jéj jasną gwiazdę. Umarła dnia 17 Listopada, i tenże dzień miesiąca na jéj uroczystą pamiątkę przeznaczył Papież Klemens X, wpisując ją w poczet błogosławionych.

Pożytek duchowny

Mała płochość, której dopuściła się była błogosławiona Salomea, przystrajając się wykwintniéj, naraziła ją, jak to czytałeś w jéj żywocie, na niebezpieczeństwo przełamania ślubu czystości przez nią uczynionego. Miarkuj z tego, czém są stroje obrażające same z siebie skromność niewieścią, i jakich licznych i ciężkich grzechów stają się pobudką.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś w błogosławionéj Salomei, królestwa ziemskiego wzgardę, z kwiatem dochowanego w małżeństwie dziewictwa połączył, spraw prosimy, abyśmy za jéj przykładem, czystém i pokorném sercem Ci służąc, koronę wiecznéj chwały w Niebie nabyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1027–1029.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 913

Każdy człowiek jest pasterzem nad duszą i ciałem swoim; jest pasterzem nad zmysłami i namiętnościami, które powinien ujarzmiać. Ciało powinno być posłuszne duchowi, dusza zaś ma być posłuszna prawu Ewangelii i natchnieniom Bożym, to jest, aby się zawsze kierowała nauką i wolą Bożą. Kiedy ciało, zmysły, namiętności nie czują nad sobą rządów pasterza, zostają pod cudzym kierownictwem, to jest grzechu. Człowiek staje się najemnikiem względem swej duszy i nie ma pieczy o nią, bo tak żyje, jak gdyby go własna dusza nic nie obchodziła. Staje się najemnikiem swego ciała, kiedy mu nie zadaje żadnego umartwienia, a zmysły, wiedząc, że nie mają rządów nad sobą, pędzą jak rumak nieokiełzany, kędy im się spodoba. Kto nie panuje nad sobą, gdy widzi nadchodzącą pokusę, opuszcza owce, to jest nie wzbrania przystępu do swego serca namiętności, to ta, znalazłszy w nim miejsce, oddaje go w niewolę grzechu. Oby nam przykład takich Świętych, jak błogosławiona Salomea, oczy otworzył i nauczył nas, jak nam żyć należy.

Footnotes:

1

Psal. XXV. 2.

2

Jan. XIX. 30.

Tags: bł Salomea „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica księżna czystość Maryja małżeństwo pokuta św Kunegunda
2020-11-27

Św. Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Chrystyna, z Zakonu Kamedułów, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 1005.

(Żywot ich wyjęty jest z Historyi polskiéj przez Długosza.)

Święci których na dzień dzisiejszy krótki żywot podajemy, a których Martyrologium Rzymskie 12-go bieżącego miesiąca pamiątkę obchodzi, byli zakonnikami Reguły świętego Romualda, tak zwani Kameduli. Ponieważ onito około roku Pańskiego 1000, założyli w Polsce pierwszy klasztor Zakonu bogomyślnego, i ten rodzaj anielskiego na ziemi życia pierwsi do nas przynieśli, więc czém są dla Kościoła tego rodzaju zakony parę słów tu powiemy.

Wszyscy obowiązani są do modlenia się, i to jest bardzo ścisłym każdego człowieka obowiązkiem, a jednak nie wszyscy spełniają tę powinność jak należy. Jedni opuszczają się w niéj przez niedbałość, drudzy przez mniéj więcéj wymawiającą ich w téj mierze niemożność, a tymczasem jest pewna miara modlitw, które do tronu Boga zanoszone być powinny od całéj masy żyjących w danych czasach ludzi na ziemi. Ztąd téż wynika, że w stosunku jak do téj oznaczonej przez Boga miary brakuje czegoś ze strony ludzi, umniejsza Pan Bóg łask jakie dla nich przeznaczył, i które byłby udzielił gdyby się modlili tyle ile do tego obowiązani byli. I znowu nawzajem: z tém większą hojnością zlewa Stwórca najwyższy na świat Swoje błogosławieństwa, im większa masa modlitw, przed majestat Jego dochodzi.

Toż samo ma miejsce i co się tyczy pokuty należnéj ludziom za grzechy, jakich się po Chrzcie świętym dopuszczają. Tych bowiem pewna miara, chociaż już odpuszczonych przez Sakrament spowiedzi godnie przyjęty, wymaga jednak przed sprawiedliwością Bożą pewnéj odpowiednéj miary pokuty, w któréj, podobnież jak w modlitwie, wielu się zaniedbuje. I ztego więc znowu powodu, nietylko wiele łask Bożych zostaje wstrzymanych, lecz nawet miłosierdzie Boskie dla dopełnienia téj miary pokuty którą oziębli nawróceni grzesznicy zaniedbują, zsyła cięższe powszechne na świat kięski, aby się w nich, i przez nie już jakby powiedzieć chcąc niechcąc, sprawiedliwi lepiéj oczyszczali i uświęcali.

Otóż, Zakony bogomyślne to jest modlitwie i pokutnemu życiu głównie oddane, a jedno i drugie spełniające w wyjątkowo wyższéj mierze jak to spełniać mogą wszyscy w ogólności ludzie, wynagradzają przed sprawiedliwością Bożą, brak tego w innych. Miłosierdzie bowiem Boże, jak to wiemy z nauki Kościoła, raczy nam zaliczać zasługi jednych za drugich, co właśnie stanowi onę świętą wspólność, świętych obcowanie, to jest współuczestniczenie każdego wiernego w zasługach i dobrych czynach wszystkich wiernych razem wziętych. Jak więc Zakony czynne apostolskim pracom albo miłosiernym uczynkom oddane przychodzą w pomoc wiernym, w ich potrzebach i duchownych i doczesnych, tak znowu Zakony bogomyślne podobnież wspomagają tychże wiernych: najprzód własnym przykładem najskuteczniéj ucząc ich potrzeby modlitwy i pokuty, a powtóre modlitwie i pokucie w wyjątkowy sposób poświęcone, wyjednywają u Boga te łaski dla całego świata, którychby ludzie nigdy nie dostąpili, gdyby pewna ich liczba nie poświęciła się wyłącznie na dopełnienie w ogólnym obowiązku modlenia się i pokutowania, tego czego w nim braknie w oczach Boga, z powodu zaniedbywania się w téj mierze ogółu całego społeczeństwa wiernych.

W dziejach téż świata chrześcijańskiego, czyli w dziejach Kościoła, łatwo dopatrzeć, że ile razy chciał Pan Bóg wielkie miłosierdzie swoje okazać nad światem, i z największych zboczeń sprowadzić ludzi na drogi właściwe, na drogi wiary, zawsze wtedy wskrzeszał ducha bogomyślnego i pokutnego, i zsyłał wielkich Świętych którzy zakładając i szerząc Zakony bogomyślne świat od zguby ratowali. A przeciwnie, kiedy tylko ten duch który ożywiać powinien takowe Zgromadzenia ostygał, wtedy chylił się cały świat ku złemu i jakby chwiał się Kościoł Boży na ziemi, według onego widzenia jakie razu pewnego miał Papież Inocenty III, kiedy święci Franciszek i Dominik okazali się mu jako podpierający chylący się Lateran.

Skoro téż Pan Jezus założył Swój Kościoł na ziemi, wnet ten duch Zakonów bogomyślnych w nim się pojawił: i dopiéro wtedy tenże Kościoł zaczął nabierać wzrostu w świecie pogańskim na Wschodzie, kiedy puszcze Egipskie pod przewodnictwem świętych Antoniego, Pachoniego, Makarego i innych, zapełniły się pustelnikami, tak że jak piszą ówczesni pisarze, miasta się wyludniały, a dzikie puszcze zamieniały się na ludne osady z samych Bogomodlców złożone. Na Zachodzie toż samo: walczył Kościoł z pogaństwem przez świętych Biskupów i święte duchowieństwo świeckie, z którego grona tak wielka liczba Męczenników padła aby w téj części świata zaszczepić i utrwalić wiarę świętą. Lecz nabrała ona wzrostu, i Kościoł wtedy dopiéro się tu osadził, kiedy wielki święty Benedykt, założyciel bogomyślnych Zakonów na Zachodzie, pokrył niemi cały świat chrześcijański.

W średnich wiekach, gdy duch ten przygasł i w tych nawet zakładach które go przechowywać były powinny, któż nie wie w jakim stanie było całe społeczeństwo chrześcijańskie, a które od ostatecznéj zaguby wyratował znowu duch życia bogomyślnego i pokuty, przez dwóch świętych jego odnowicieli wskrzeszony, a którymi byli święci Romuald i Benedykt.

Nakoniec cóż innego, jeśli nie powtórny upadek tego ducha w wieku XVI, dozwolił rozszerzyć się kacerstwu najzgubniejszemu jakie kiedy powstało było w Kościele, i cóż innego jeśli nie brak zesłanników Bożych którzyby go odnowili, jakto miało miejsce w wiekach średnich, jest powodem że kacerstwo to rozwijając swoje następstwa, doprowadziło społeczność chrześcijańską do téj strasznéj ostateczności, w jakiéj ją dziś widzi z przerażeniem każde katolickie serce.

Zakony więc bogomyślne, sąto albo raczéj byłyto instytucye święte, niezmiernie i jakby niezbędnie Kościołowi potrzebne, i takowe każdy naród skoro się do niego światło Ewangelii dostawało, widział powstające na swém łonie.

To właśnie i u nas miało miejsce za czasów Bolesława Chrobrego, za którego tylko co wiara święta na naszéj ziemi krzewić się zaczęła. Wtedy żył jeszcze we Włoszech święty Romueld, a który założył był nowy Zakon właśnie jak najściślejszemu odosobnieniu, wysokiéj bogomyślności i najostrzejszéj pokucie oddany. Klasztory jego Reguły szerzyły się tak szybko, że za jego życia jeszcze, stanęło ich było sto w różnych krajach. Do niego więc udał się król Bolesław, z żądaniem aby mu przysłał swoich zakonników, dla założenia podobnegoż klasztoru w Polsce. Ten przeznaczył na to kilku uczniów swoich, między którymi byli i Polacy. Ci towarzysząc świętemu Wojciechowi w jego apostołowaniu na Prusach, po jego męczeńskiéj śmierci i sami od pogan wiele wycierpiawszy, przybyli do Polski aby klasztor Kamedułów Reguły świętego Romualda, założyć. Bylito: Benedykt i Jan włosi; Mateusz Izaak, Chrystyn i Barnabasz polacy.

W Wielkiéj-Polsce, niedaleko miejsca gdzie późniéj stanęło miasteczko Kaźmierz, ciągnęły się podówczas długie i ciemne lasy, stanowiące jednę z najbardziéj odludnych puszcz w kraju naszym. Tam na górze i teraz zwanéj Bieniszew, Bolesław kazał powystawiać, jakto Reguła świętego Romualda wymagała, osobne ubogie pustelnicze drewniane chatki, i w nich tych świętych pustelników obsadził. Wiedli oni życie tak odosobnione, że nietylko z innymi ludźmi żadnych nie mieli stosunków, lecz i z sobą nie przestawali wcale: na wspólne tylko pacierze zbierali się w ubogiéj kapliczce i schodzili się na roboty około uprawy pola, z którego się żywili. Ciągłe bez żadnej przerwy zachowywali milczenie, dla tém większego skupienia ducha i zatopienia się w bogomyślności. Nietylko rok cały, prócz jednego dnia Wielkiéjnocy, pościli, jadając jarzyny na oleju i chléb razowy, ale nawet silniejsi raz na tydzień brali taki posiłek, a słabsi dwa razy. Za jedyne odzienie i latem i zimą, nosili ostre włosiennice, z szerści końskiéj splecione. Sypiali zaś na gołéj ziemi, kamień biorąc pod głowę.

Taki nadzwyczajny rodzaj życia, sławę ich świątobliwości wokoło roznosił, a przykład ich niezmiernie umartwionego życia, najzbawienpiéj wpływał na lud, świeżo z obyczajów pogańskich wychodzący. Odwiedzały ich niekiedy na puszczy różnego stanu osoby, przychodzące podziwiać ich pokutę i polecać się w różnych potrzebach ich modlitwom, których skutków cudownych wszyscy coraz więcéj doznawali.

Razu pewnego, przybył do nich z licznym dworem i sam król Bolesław, aby ich świętym modlitwom i siebie i cały naród swój polecić. Spędziwszy tam dni kilka na pobożnych ćwiczeniach, mając wracać do Gniezna, chciał obdarzyć tych sług Bożych wielką ilością złota, któréj oni, miłośnicy ubóstwa ewangelicznego, w żaden sposób przyjąć nie chcieli. Król wielce zbudowany taką cnotą zaparcia się, gdy wyruszał z pustyni, rzekł do dworzan otaczających go, którzy chcieli wziąść te pieniądze napowrót: „Złoto raz ofiarowane na cześć Bożą w sługach Jego, już nie powinno być na inne cele użyte”, i kazał je zostawić w chatce, w któréj go pustelnicy gościli.

Gdy odjechał, a święci zakonnicy obaczyli pieniądze i to w wielkiéj ilości pozostawione, zafrasowani tém jakby ich jaka krzywda spotkała, postanowili aby jeden z nich, a tym był ojciec Barnabasz, zabrał te skarby, i co prędzéj odniósł je królowi, przedstawiając mu najpokorniéj, że się im z hojności jego w żaden spogób korzystać nie godzi: gdyż dar królewski był tak wielki, że ich raz na zawsze z ubóstwa wyprowadzał. Barnabasz tedy udał się z pieniędzmi do Gniezna, a bracia jego, odetchnąwszy nareszcie po kłopocie jakiego ich one nabawiły i odzyskawszy ciszę swojéj pustelni przerwaną na dni kilka pobytem królewskim, wrócili do swych zwykłych zajęć opiewania chwały Bożéj.

Tymczasem, kilku z niższych sług królewskich, w których jeszcze pogańskie usposobienie tlało, a którzy widzieli że Bolesław odjeżdżając wielką ilość złota. zostawił w jednéj z chatek, oddzieliwszy się od orszaku królewskiego, tejże nocy napadli świętych pustelników aby ich zrabować. Przybyli tam, kiedy słudzy Boscy o północy śpiewali właśnie Jutrznię, a już dawno Barnabasza z pieniędzmi wysłali byli do Gniezna. Wywlokłszy zakonników z kaplicy, domagali się aby im pozostawione przez króla skarby oddali. Napróżno mówili ojcowie że je odesłali Bolesławowi: złoczyńcy sądząc że ich wydać żałują, zaczęli ich w różny sposób męczyć, aby ich do tego zmusić. Najprzód poprzywiązywali ich do słupów, i podłożywszy ogień wolnym płomieniem ich palili, domagając się ciągle owych pieniędzy. Gdy pomimo tego jednę od wszystkich odbierali odpowiedź że ich nie mają, uwiązali ich do kół przy wozach, i z nimi poganiając konie w tak barbarzyński sposób ich dręczyli. To znowu odwiązawszy, bili ich okrutnie kijami, wodząc od chatki do chatki, aby wskazali miejsce gdzie skarby ukryte. Nakoniec nad rankiem, pomordowali na śmierć błogosławionych tych zakonników, którzy z miłości ubóstwa świętego ponieśli takowe męczeństwo, a którego byliby uszli, gdyby z zamiłowania téj cnoty skarbów im ofiarowanych przez króla byli nie odsyłali.

Zbrodniarze chcąc zakryć ślad swojéj zbrodni, umyślili pokłaść ciała Męczenników w ich chatkach, i roznieciwszy ogień spalić je, aby pozór że zakonnicy zgorzeli z wypadku, nie dał poszlaki ich czynu. Wzięli się więc do podpalenia chatek, z chrustu prawie ulepionych; lecz moc Boża zamieniła ściany tych lepianek jakby na marmurowe, tak że pomimo wszelkiéj usilności, ani ich zatlić nie mogli; i tak odeszli.

Wiadomość o téj zbrodni doszła wkrótce do Bolesława, i winowajcy wykryci i ujęci zostali. Król chciał wyjątkowéj surowości karą, tak wyjątkowo bezbożny i okrutny czyn ukarać. Skazał więc winowajców na śmierć głodną, i wydał wyrok aby w kajdanach póty przy trumnach zamęczonych przez nich świętych zakonników stali przykuci, aż od głodu pomrą: chyba że jakim cudownym znakiem, ciż sami Męczennicy, objawią chęć aby ta kara na inną zmienioną została.

Wykonano tedy rozkaz królewski i przywiedziono zabójców do trumny, w któréj wszystkich pięciu sług Bożych złożone były ciała w kościele Gnieźnieńskim. Lecz zaledwie zbrodniarze stanęli przy zwłokach świętych, aż oto kajdany z nich w tejże chwili opadły. W skutek więc tego król ich ułaskawił, a oni cudem tym wzruszeni, gorzkiemi łzami zbrodnię swoję opłakali, i przez szczerą spowiedź pojednani z Bogiem, zadziwiali odtąd wszystkich nietylko przykładném życiem, lecz i najostrzejszą dobrowolną pokutą, w któréj do śmierci święcie wytrwali.

Barnabasz zaś, gdy w dni kilka po dokonanéj zbrodni wracał z Gdańska po odniesieniu tam pieniędzy królowi, już na drodze blizko swojéj puszczy będąc, dowiedział się, że od dnia tego w którym puścił się on był w drogę, nad miejscem gdzie były chatki pustelnicze w lesie, widziano podczas każdéj nocy, światłość niebieską i słyszano w górze śpiewy anielskie, a nikt jeszcze nie wiedział że święci pustelnicy już pomordowani byli, i że nad ichto błogosławionemi ciałami, ponawiającym się takowym cudem, raczył Pan Bóg uświetnić ich śmierć męczeńską. Przybywszy Barnabasz na miejsce, domyślił się wszystkiego zanim jeszcze wykryci zbrodniarze wyznali szczegóły śmierci jego braci, a upadłszy na kolana, zdjęty ciężką żałością nie tyle z ich straty jak że ich korony męczeńskiej nie dostąpił, zawołał: Panie! jako bez woli Twojéj nie się nie dzieje na świecie całym stworzonym, tak że listek z drzewa bez Twojego rozkazu nie spadnie, tak również mocno wierzę, że ten wypadek śmierci męczeńskiéj moich braci, a któréj mnie, jako jéj niegodnemu, dostąpić nie dozwoliłeś, stał się z Twojego dopuszczenia. Korném przeto sercem proszę Cię tylko Boże mój, abyś mnie od wiecznego społeczeństwa w Niebie tych kochanych braci nie odłączał. Pozostał więc sam w jednéj z tych chatek, ćwicząc się ciągle w pokucie i bogomyślności, a przez to utrwalając na naszéj ziemi najdłużéj ze swych świętych towarzyszy ten anielski żywot, do którego z biegiem czasu i wielu innych pociągnął. Po świętym jego zgonie, król Bolesław i zwłoki Barnabasza kazał umieścić w tejże trumnie w któréj były ciała pięciu świętych Męczenników jego braci, aby z tymi z którymi w Niebie się połączył i na ziemi w jednymże grobie spoczywał.

Na miejscu pięciu chatek pustelniczych tych pierwszych założycieli Zakonów bogomyślnych na ziemi naszéj, lud pobożny wzniósł późniéj pięć kapliczek, do których liczne odbywały się pielgrzymki, i wiele tam cudów zaszło. Ciała zaś wszystkich sześciu, we wspaniałym grobowcu przez Bolesława wzniesionym, w katedrze Gnieźnieńskiéj spoczywały tylko do roku Pańkiego 1039, w którym Brzetysław książe czeski, wtargnąwszy do Polski i dostawszy się aż do Gdańska, zabrał te święte Relikwie wraz z innemi, i uwiózł je do Pragi. Późniéj znownu, ciało świętego Chrystyna przeniesione zostało do Ołomuńca, i umieszczone tam w kościele, pod jego wezwaniem zbudowanym.

Pożytek duchowny

Krótkie uwagi poprzedzające żywot który przeczytałeś, powinny ci dać ocenić po katolicku potrzebę Zakonów bogomyślnych w Kościele Bożym. Proś więc Pana Boga, przez przyczynę tych Świętych którzy pierwsi na ziemię naszę ten rodzaj życia nadziemskiego przynieśli, aby raczył ducha bogomyślności i pokuty rozżywiać pomiędzy wiernymi; póki bowiem do tego nie przyjdzie, nie zatrzyma się świat na zgubnych drogach na których zostaje.

Modlitwa (Kościelna)

Prosimy Panie, niech nas Męczenników Twoich: Benedykta, Jana, Mateusza, Izaaka i Chrystyna, chwalebne dnia dzisiejszego tryumfy tak rozweselają, abyśmy za ich wstawieniem się do téj doszli niebieskiéj ojczyzny, w któréj oni szczęśliwie z Aniołami połączeni, bezustannie Majestatu Twego niewymowną światłością się cieszą. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1022–1026.

Tags: Pięciu Braci Męczenników św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik modlitwa pokuta św Benedykt św Romuald protestantyzm
2020-11-26

Św. Piotra Aleksandryjskiego, Biskupa i Męczennika i św. Leonarda, z Portu-Maurycyi

Żyli około roku Pańskiego 310 i 1751.

(Żywot Świętego Piotra wyjęty jest z Brewiarza Rzymskiego, Świętego Leonarda z procesu jego beatyfikacyi.)

Święty Piotr Biskup Aleksandryjski, zasiadał na téj stolicy w drugiéj połowie trzeciego wieku. Wysoką świątobliwością swoją i nauką wsławił się nietylko w Egipcie, którego miasto Aleksandrya była wtedy stolicą, lecz i w całym Kościele Bożym. Ciężkiego doznał, w obronie wiary świętéj od cesarza Maksymiana Gabra, prześladowania, a mężnie przy obronie praw Kościoła stojąc, przez to i wiernych swojéj pieczy powierzonych w wierze świętéj utwierdzał. Onto pierwszy wykrywszy bezbożne błędy kacerza Aryusza, który był Dyakonem w jego Dyecezyi, od społeczeństwa wiernych odłączyć go kazał. Po dwunastu latach biskupstwa, na którém ciągle musiał walczyć z błędami różnych powstających podówczas kacerstw i znosić coraz groźniejsze prześladowanie od cesarza, nareszcie uwięziony został i na śmierć Skazanym przez tegoż Maksymiana.

W wigilią śmierci, przyszli odwiedzić go w więzieniu Achyllas i Aleksander, kapłani, i wstawiali się za Aryuszem, prosząc aby go do jedności Kościoła przywrócił, i odwołał klątwę na niego rzuconą. Lecz Święty, któremu Pan Bóg objawił był że kacerz ten nie nawróci się i że błędami swojemi wielką zada Kościołowi klęskę, uczynić tego nie chciał i rzekł do nich. „Dzisiejszéj nocy, okazał mi się Pan Jezus, mający na Sobie białą szatę na wpół przedartą; a gdym Go pytał? coby to znaczyło, odrzekł mi: Tak oto Aryusz, Kościół święty, który jest szatą Moją, kacerstwem swojém rozedrze.” Ta smutna przepowiednia świętego Piotra sprawdziła się, równie jak i ta, przez którą dwom tym kapłanom przybyłym wtedy do niego, zapowiedział że jeden po drugim na Biskupstwo Aleksandryiskie wyniesieni zostaną. Poniósł śmierć męczeńską przez ścięcie mieczem, dnia 26 Listopada roku Pańskiego 310.

· · ·

Święty Leonard którego także w dniu dzisiejszym obchodzi się pamiątka, był rodem z miasta nadmorskiego Porto-Maurycio w północnych Włoszech położonego. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1676. Ojciec jego Dominik Kazanowa, był właścicielem małego okręciku, a wielkiéj świątobliwości człowiekiem, który tak pobożnie dzieci swoje wychował, że z czterech jego synów, trzech wstąpiło do Zakonu Braci-mniejszych, a jedyna córka została Klaryską w Siennie. Lecz na świętym to Leonardzie szczególnie objawiały się owoce bogobojnego wychowania jakie w domu odebrał. Małym chłopaczkiem będąc, nietylko sam z największém upodobaniem różne ćwiczenia pobożne odprawiał, lecz i rówienników swoich do tego zachęcał. Zgromadzał ich w kaplicy Matki Boskiéj za miastem będącéj, i tam w przemowach jakie do nich miewał, zachęcał ich do czci przenajświętszéj Panny i Różaniec z niemi prawie codzień odmawiał.

Oddany do szkół, zadziwiający w naukach uczynił postęp, a coraz większy w cnotach. Gdy już przeszedł niższe klasy, stryj jego mieszkający w Rzymie, zawezwał go do tego miasta, i tam w najpierwszym zakładzie naukowym ukończył Leonard wyższe kursa, a taką zajaśniał obyczajów skromnością że go drugim Aloizym Gonzagą przezywano. Już podówczas powziął zwyczaj każdego wieczora tak się obrachowywać z sumieniem, jakby tejże nocy miał umrzeć, i skoro mu ono cośkolwiek wyrzucało, szedł do spowiedzi.

Miał lat dwadzieścia jeden, kiedy postanowił świat opuścić i wstąpić do Zakonu. Gdy wahał się któremu dać pierwszeństwo, zdarzyło się że wszedł wieczorem do kościoła świętego Bonawentury, przy którym był klasztór Braci Mniejszych Reformatów z całą ścisłością pierwotną Regułę świętego Franciszka Serafickiego zachowujących. Wtedy zakonnicy w chórze odmawiali Kompletę, a powaga i pobożność z jaką te pacierze odprawiali, skłoniły świętego Leonarda aby do tego klasztoru wstąpił. Przyjętym został, i od chwili w któréj przywdział habit świętego Patryarchy Assyzkiego, ciągle już tylko coraz wyżéj na drodze doskonałości postępował. Największa w zachowaniu wszystkich przepisów Reguły pilność, nadzwyczajny dar modlitwy, gorąca Jezusa i Maryi miłość, nieustanne umartwienie ciała, niezmordowana w usługach bliźniemu uczynność, zaparcie się i posłuszeństwo granie niemające, oto były cnoty które go uczyniły wzorem najwyższéj świątobliwości.

Takim był już święty Leonard,kiedy po ukończeniu nauk Teologicznych wyświęcony został na kapłana. Od téj pory szczególnie, rozbudziła się w sercu jego najwyższa o zbawienie bliźnich gorliwość. Takową powodowany, po kilkakroć najusilniéj domagał się u przełożonych aby go wysłano na Missyą pomiędzy pogany, gdzieby roznosząc światło Ewangelii, śmierć męczeńską mógł ponieść. Lecz że go Pan Bóg przeznaczał na Apostoła kraju własnego, przełożeni nie wysłali go do niewiernych, lecz przeznaczyli na Misyonarza we Włoszech.

Odbywał więc Missye przenosząc się z miasta do miasta, ze wsi do wioski, zawsze pieszo, boso i o żebranym chlebie, nigdzie żadnego za prace swoje nieprzyjmując wynagrodzenia. Obywał się zaś bez żadnego towarzysza: sam miewał kazania, dzieci do pierwszéj spowiedzi i Komunii sposobił, nabożeństwu przewodniczył, spowiadał, co mu często pół nocy zabierało. Ledwie jednę Missyą skończył wnet na drugą się udawał, gdyż widząc nadzwyczajne tego pożytki, każdy z Biskupów pragnął aby w tym celu ten wielki Apostoł przybył i do jego Dyecezyi. Gdy w jakiém miejscu dłużéj zabawił, przytrafiało się że około stu tysięcy miewał słuchaczów. Wtedy urządzano mu kazalnicę na polach, a Pan Bóg przytém taki cud czynił, że zarówno ci którzy obok niego stali, jak i ci którzy niezmiernie byli daleko (gdyż tłumy ludu przeszło wiorstę się ciągnęły) słyszeli go najdoskonaléj.

Po pięciu latach niezmordowanej na takowych Missyach pracy, ciężko zapadł na piersi. Krew z płuc wyrzucał, wychudł jak szkielet, a lekarze zawyrokowali iż jest w ostatnim stopniu suchot, i ledwie mu parę tygodni życia obiecywali. Wtedy objawiła się mu przenajświętsza Marya Panna, uzdrowiła go cudownie, i odtąd jeszcze lat czterdzieści tenże rodzaj życia prowadził.

Lecz gdy się tak dla dobra dusz bliźnich na świecie żyjących poświęcał i braciom swoim zakonnym starał się przychodzić w pomoc. Widząc pomiędzy niemi wielu powołanych do życia jak najbardziéj odosobnionego, a i sam do niego zawsze wzdychając, skorzystał ze szczególnych względów jakie miał u Kozmy III-go panującego w Toskanii, i założył w tém księstwie w miejscu bardzo odosobnioném gdzie sam corocznie odprawiał długie rekolekcye, klasztor. W nim umieścił kilkunastu zakonników, którzy tam według ustaw przez niego ułożonych, a przez Papieża Klemensa XI-o zatwierdzonych, jakby na puszczy, w pokucie i bogomyślności Pana Boga chwalili. Sam jednak, rzadko kiedy mógł tam mieszkać, ciągle bowiem z missyi na missye się udawał, a najwięcéj przebywał w Rzymie, gdzie najobfitsze apostolstwa jego, do ostatnich czasów przetrwały ślady. Pozakładał tam różne pobożne stowarzyszenia i Bractwa. Najserdeczniejsze do Matki Bożéj nabożeństwo, którém od dzieciństwa był przejęty, w każdego pragnął przelać. Nie było kazania w którémby o niém nie wspominał, a wszystkie łaski jakie i sam odbierał i które w tak wielkiéj obfitości przez swoje prace apostolskie sprowadzał na drugich, Maryi przypisywał. Często z kazalnicy słyszano go mówiącego: „Kiedy przebiegam pamięcią wszystkie łaski jakie przez przenajświętszą Maryą w życiu mojém odebrałem, myślę sobie, że tak jak pewne kościoły, w których są cudowne obrazy Maryi, mają ściany pokryte wotami świadczącemi o łaskach jakie ludzie za Jéj pośrednictwem od Boga otrzymali, tak ja cały obwieszony być powinienem, takiemiż wotami: bo żadnéj łaski nie otrzymałem inaczéj, jak przez ręce Maryi. I jeśli zbawienia dostąpię, jedną z największych moich radości w Niebie, będzie myśleć i powtarzać przez całą wieczność, że i to Maryi winienem.” Miał zwyczaj za każdém uderzeniem godziny pozdrawiać tę swoję Matkę niebieską, i wszystkim to zalecał. Usypiając brał w rękę Jéj medalik, i za każdém ocknięciem się, całował go pobożnie.

Przedmiotem jego pobożnych rozmyślań, była najczęściéj Męka Pańska, a w niéj głównie szczegóły zaszłe w bolesnéj drodze Pana Jezusa, kiedy Go na Kalwaryą wiedziono. Uważał że kazania jego o tém najzbawienniejsze na słuchaczach wywierały skutki. Ułożył więc nabożeństwo, dziś już bardzo pomiędzy pobożnemi duszami upowszechnione, i wielkiemi nadane przez Stolicę Apostolską, odpustami, tak nazwane nabożeństwem Drogi Krzyżowéj. Zaprowadził je najprzód w Rzymie, w ogromnéj wielkości gmachu zwanym Kolizeum, uświęconym krwią wielu tysięcy Męczenników, za czasów prześladowania chrześcijan, podczas igrzysk ludowych na tém miejscu zamordowanych. Tam zbierał święty Leonard wielką liczbę słuchaczów miewał do nich kazania w których brał za główny przedmiot szczegóły ostatnich chwil Pana Jezusa, i potém odprawiał z nimi Drogę Krzyżową. Benedykt XIV, podówczas na stolicy Apostolskiéj zasiadający, wielki tego męża Bożego wielbiciel, nabożeństwo to licznemi obdarzył odpustami. Tenże Papież, na żądanie świętego Leonarda, dla rozbudzenia nabożeństwa do pamiątki śmierci Pana Jezusa, nakazał aby po wszystkich kościołach, każdego piątku o trzeciéj godzinie po południu, w któréj Pan Jezus konał, dawano znak dzwonem, a za odmówienie wtedy trzech Ojcze nasz, i trzech zdrowaś Marya, na cześć krzyżowej śmierci Zbawiciela, odpust nadał.

Od świętego to Leonarda także, powstał zwyczaj najprzód w całych Włoszech upowszechniony, nieustającéj czci przenajświętszego Sakramentu, i on pierwszy w kilku większych miastach we Włoszech, Bractwa w tym celu pozakładał.

Odbywał według zwyczaju swego Missyą w Bononii, na którą wysłał go był Benedykt XIV, kiedy w lekką zapadłszy chorobę, pośpieszył z powrotem do Rzymu, gdyż przyrzekł dawno Papieżowi, że w tém mieście umrze. Jakoż skoro wrócił do swojego klasztoru świętego Bonawentury, zachorował śmiertelnie, a po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych i rzewnéj a budującej do braci przemowie, poszedł po nagrodę zgotowaną mu w Niebie dnia 26 Listopada, roku Pańskiego 1741. Papież Pius IX w poczet Świętych go zapisał.

Pożytek duchowny

Zdaniem jestto powszechném, przez mistrzów życia wewnętrznego i największych Świętych przyjętém, że najzbawienniejszém z ćwiczeń pobożnych, jest rozmyślanie Męki Pańskiéj. Do tegoto właśnie rodzaju, należy nabożeństwo Drogi Krzyżowej. Staraj się z niém obeznać przez książeczki na to umyślnie sporządzone, i takowe przynajmniéj w Piątki wielkopostne odprawiaj.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś dla skruszenia serc upartych grzeszników przez głoszenie Ewangelii, błogosławionego Leonarda Wyznawcę Twego przedziwną świątobliwością i wielką mocą wymowy obdarzył, spraw prosimy, gdy sami dla zatwardziałości serc naszych do doskonałéj skruchy pobudzić się nie możemy, abyśmy tego za jego prośbami i zasługami dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1019–1022.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 941–942

Przytaczamy tu wyjątek z kazania świętego Leonarda o wieczności:

„Jest artykułem wiary, że wszystkie dusze, jakie Bóg stworzył od tysięcy lat, żyją po dziś dzień i są nieśmiertelne; jest to artykuł wiary, że i ja i wy po 10, 20 i 100 tysiącach lat jeszcze żyć będziecie. Ale gdzież będziemy? W domu wieczności. Mędrzec Pański mówi: «Człowiek pójdzie do domu wieczności!» Wieczność jest owym niezmiernym krajem, do którego wchodzi człowiek, gdy pożegna się z tym światem. Dla tych, którzy umarli w grzechu, jest ona krajem wiekuistej kary”.

„Wpatrzcie się teraz w wieczność, jeśli się na to odważycie. Nazwać ją można «nigdy», które ustawicznie się zaczyna, i «zawsze», które się nigdy nie kończy. Nie mamy na to miary. Odciągnijmy coś od jakiej ilości, a zmniejszy się, dodajmy coś do niej, a zwiększy się. Jeśli odciągniecie od wieczności sto tysięcy lat, nie zmniejszy się ona ani na jotę, dodajcie do niej milion wieków, nie przedłuży się ani o jedną mi nutę. Wieczność jest nieruchoma, niezmienna, nie może się powiększyć lub zmniejszyć”.

„Pójdźcie ze mną do pustyń Egiptu i Palestyny. Dotrzyjcie do strasznych ustroni tych pustyń, patrzcie ze mną na zamkniętego w jednej jaskini Hilariona, w drugiej Makariusza, obok niego Pachomiusza, tu Pawła, ówdzie Hieronima. Idźcie w góry, oglądajcie w tej jamie Marię Egipcjankę, w drugiej Taidę, tu Pelagię, ówdzie Teodorę. Pytajcie te pokutnice, pytajcie świętych pustelników, kto ich zawiódł do tych pustyń, kto ich przyodział w te habity, kto ich pogrzebał w tych jamach, kto ich zmusił prowadzić żywot tak anielski i używać tak dobrze czasu? Odpowiedzą wam z Dawidem: «Miałem na pamięci dni dawne, a na myśli lata wieczności». O wieczności, która masz moc grzebania żywych, czy nie masz mocy wskrzeszenia umarłych, owych umarłych, którzy obumarli dla łaski?”

„Jest wieczność, istnieje wieczność! Wobec tej wieczności śmiejecie się, żartujecie i prowadzicie życie lekkomyślne z dnia na dzień? Jest wieczność, a wobec tej wieczności bawicie się wszeteczeństwem, grą i swawolną rozrywką? Jest wieczność, a wobec tej wieczności zioniecie przekleństwami i bluźnierstwem, tchniecie nienawiścią, kalacie duszę nieczystymi myślami, brudnymi żądzami, złymi uczynkami i obrazą Boską?”

Tags: św Piotr Aleksandryjski św Leonard z Porto Maurizio św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik arianizm Maryja Droga Krzyżowa wieczność
2020-11-25

Św. Katarzyny, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 310.

(Żywot jéj był napisany przez Metafrasta.)

Święta Katarzyna z rodu cesarskiego pochodząca, mieszkała w Aleksandryi, stolicy Egiptu, w połowie IV wieku. Tak wysokie w naukach odebrała wykształcenie, że będąc młodą dziewicą stała w nich na równi z najsławniejszymi uczonymi swojego czasu. Przytém jaśniała przedziwną urodą. Lecz co prawdziwe jéj szczęście stanowiło, była doskonałą chrześcijanką.

Panujący podówczas cesarz Maksencyusz, zawzięty prześladowca chrześcijan, przybywszy do Aleksandryi, wydał najsurowszy wyrok, aby nietylko wszyscy mieszkańcy tego miasta, ale i z najodleglejszych okolic, stawili się do Aleksandryi na dzień na to wyznaczony, w którym miała się obchodzić wielka uroczystość pogańska. Gdy w skutek tego, tłumy ludu zgromadziły się na te bezbożne obrządki pod przewodnictwem Maksencyusza odbywane, Katarzyna zdjęta litością nad tak wielką liczbą dusz uwiedzionych błędami pogańskiemi, wziąwszy z sobą liczny orszak sług swoich, udała się do świątyni w któréj był cesarz, i tak do niego przemówiła: „Czy przystoi tobie o! cesarzu, który tak wielkiém państwem rządzisz, abyś ludzi śmiertelnych za bogów poczytywał? Wszak własni wasi pisarze i filozofowie, nie tają tego iż ci których lud prosty za bogi uznaje, ludźmi tylko byli, którym za niektóre dobrodziejstwa jakie wyświadczyli społeczeństwu, dla zachowania ich pamiątki stawiono posągi, a które ciemnota tylko ludów za bogów uznała. Tak znakomici pisarze jak Diodorus, Plutarch i inni świadczą o tém wyraźnie; nie wątp więc o tém cesarzu, a przykładem twoim nie prowadź tak wielu ludzi na potępienia: bo inaczéj, Bóg prawdziwy wiekuistą męką cię ukarze po śmierci. Uznaj raczéj jednego prawdziwego Boga, który ci i życie dał i koroną cię obdarzył. Słowo Jego przedwieczne, Syn Bogu Ojcu równy, wybawił nas od zguby, w jaką nas wtrącili pierwsi rodzice nasi dopuściwszy się nieposłuszeństwa przeciw Bogu. Syn Boży krzyżową śmiercią Swoją, winę naszę zmazał, otworzył nam wrota do miłosierdzia Bożego, i pokutującym zbawienie wieczne daje. Korzystaj przeto z téj łaski.”

Zdumiał się Maksencyusz na mowę takową, lecz przez wzgląd na wysoki ród Katarzyny, nie chciał od razu karać jéj za to co w jego oczach było wielkiém zuchwalstwem. Przytém ujęty jéj nadzwyczajnéj piękności urodą, poślubienia jéj powziął zamiar. Łagodnemi więc słowy przemawiając do niéj, powiedział iż rozpoczętych obrzędów musi dokończyć, a po nich zawezwie ją do siebie dla dłuższéj rozprawy.

Gdy przybyła, wiedząc że z cesarskiéj krwi pochodzi, przyjął ją z wielkiém uszanowaniem, i w pierwszych słowach jakie do niéj wymówił, zaczął wychwalać jéj piękność. Na co rzekła mu święta dziewica: „Szatani których wy za bogów macie, tak was w swoich sidłach trzymają, iż wam tylko na znikome i niegodne uwagi rzeczy otwierają oczy. Jakąkolwiek jest moja powierzchowność, jestem tylko gliną nędzną, która w proch się obróci, a jeśli podziwiasz tę postać jaką mi dał Pan Bóg, z tego byś się powinien przekonać o potędze takiego Stwórcy, i tę uwielbiać, a nie stworzeniu nikczemnemu zalety przypisywać.” Zaczął po tych słowach cesarz swojéj religii bronić, a gdy spostrzegł z jak niepospolicie uczoną i bystrego rozumu kobietą ma do czynienia, powiedział jéj iż chce aby się o tém wszystkiém co mu mówiła o religii chrześcijańskiéj, rozprawiła z uczonymi filozofami, których w tym celu do siebie zawezwie. „Niech staną, odpowiedziała mu na to Katarzyna, a obaczysz jak Bóg mój usta im zamknie.” Posłał tedy cesarz po pięćdziesięciu najmędrszych w całym kraju filozofów, aby oni Katarzynę o prawdziwości religii pogańskiéj, a fałszu chrześcijańskiéj przekonali. Tymczasem, przed Świętą stanął Anioł, i oznajmił jéj że Pan Jezus w téj rozprawie wspomagać ją będzie, że filozofowie ci nawrócą się i za wiarę umrą, i że ona sama koronę męczeńską otrzyma.

Gdy tedy ci mędrcowie na dwór cesarski przybyli, przyzwano Katarzynę, i w obecności Maksencyuszą i wszystkich panów i pań jego dworu, kazano jéj rozprawiać się z nimi. „Więc ty bogi nasze bezcześcisz” odezwał się do niéj najprzód jeden z owych filozofów za najbieglejszego poczytywany. „Ja im czci nie oddaję jako bogom, odrzekła na to dziewica, bo ich nie za bogów lecz za ludzi tylko uznaję.” – „Dla czegoż, powiedział znowu na to filozof, ty która za mądrą i uczoną uchodzisz, nie podzielasz w téj mierze zdania naszych największych uczonych i najpierwszych wieszczów, którzy ich przecież za bogów poczytują?” — „Bo w tych rzeczach, odpowiedziała Katarzyna, które się tyczą czci należnéj prawdziwemu Bogu, ja słucham nie zdania chociażby najmędrszych ludzi, lecz głosu téj mądrości która jest darem Boga, będącego samą Mądrością, a która mnie oświeca.” I zapytała: „Którzyżto są ci wasi uczeni, uznający za bogów tych, którym wy cześć oddajecie?” A gdy filozof rozprawiajacy wyliczył jéj wielu uczonych pogańskich o ich bożkach piszących, a nic o Chrystusie niewspominających, Święta mu odpowiedziała: „Prawda iż ci których mi przytaczasz, piszą o tych których wy za bogów poczytujecie: ale czyż nie widzisz, że przypisują im oraz jużto chytrość i matactwo, już mściwość i zdradę; to znowu ohydną rozpustę i największe zbrodnie. A czyż mogą być bogami ci, którzy się dopuszczają czynów, na które każdy rozumny i cnotliwy człowiek się wzdryga? Fałszem zaś jest, mówiła daléj, jakoby nikt z waszych znakomitości nie wspominał o Chrystusie. Wszak tyle Sybill najsławniejszych, tylu wieszczów Apolina, wyraźnie przepowiedziało zstąpienie Boga na ziemię, cudowne narodzenie się Jego z Dziewicy, i umęczenie na krzyżu za grzechy rodu ludzkiego.” Poczém przytoczyła im z pamięci, wszystkie tego rodzaju najsławniejsze wyrocznie. Daléj wyłożyła im w krótkich słowach, całą naukę katolicką: o stworzeniu świata, o upadku pierwszych rodziców z którego wynikły wszelkie nędze ludzkie, o miłosierdziu Boga nad ludźmi w zesłaniu na ziemię Syna Swojego, który zadość czyniąc sprawiedliwości Bożéj, podzwignął nas z upadku; o życiu, cudach i śmierci Zbawiciela, i nakoniec o powinności wierzenia w Chrystusa i naśladowania Go w cnotach, a jeśli tego po nas wymaga, i w poniesieniu śmierci dla Niego, jak On ją za nas poniósł.

Owóż, do mądrych słów tych Katarzyny raczył Pan Bóg i moc Swoję przywiązać. Wysłuchawszy ich ów filozof który z nią rozprawiać zaczął; zamilkł, a cesarz zwrócił się do drugich aby się oni odezwali. Lecz ci otwarcie ma odrzekli: „Próżno cesarzu wysilać się będziemy, gdyż przeciw prawdom, które z ust téj dziewicy wyszły, żaden z nas nie do zarzucenia wynaleźć nie może.” Spostrzegłszy tedy Maksencyusz że mowa Katarzyny mędrców tych do wiary katolickiéj nawróciła, uniesiony wściekłym gniewem, rozkazał w tejże chwili stos rozpalić, i wszystkich ich nań wrzucić. Oni zaś usłyszawszy ten wyrok padli do nóg Katarzyny, błagając jéj aby wstawieniem się swojem do Boga, wyjednała im łaskę wytrwania w wierze chrześcijańskiéj, którą chcą wyznawać. Z czego uradowana święta dziewica zawołała: „Przyjmuje was Bóg miłosierny, i wieczną chwałą krótkie wasze cierpienia nagrodzi. Wstępujcie śmiało w te płomienie, to chrzest ognisty, który w jednéj chwili oczyści dusze wasze za przeszłe wasze błędy.” A gdy już ich na spalenie wiedziono, przeżegnała ich krzyżem świętym i Bogu jeszcze poleciła. Stanęli tedy na stosie mężowie wybrani, a Bóg przyjął ich dusze do Nieba.

Lecz rzecz poniekąd dziwna, że w Maksencyuszu wszystko to rozbudziło jeszcze gwałtowniejsze pragnienie poślubienia Katarzyny: wręcz więc jéj oświadczył, że jeśli odstąpi wiary, pojmie ją w małżeństwo i na tronie cesarskim osadzi. Ale mu ona odrzekła: „Napróżno łudzisz mnie tak w oczach twoich świetnemi obietnicami; chrześcijanką jestem i za nic je sobie cenię.” — „A więc, powiedział jéj na to rozgniewany cesarz, chcesz mnie zmusić abym i to ciało twoje tak sławne z urody, dręczyć i katować kazał.” — „Ciało to, odrzekła mu Święta, prędzej lub późniéj, samo w proch się obróci, a przez męki jakie mi zadasz, zjednasz mi w Niebie tém większe nagrody. A przytém z powodu męczeństwa jakie ja poniosę, wielu z dworzan twoich uwierzy w Chrystusa, i razem ze mną pójdą do Niego.”

Widząc cesarz nieugiętą w Katarzynie stałość, z niegodziwéj chuci jaką ku niéj pałał, przeszedł w zajadłość barbarzyńską. Najprzód przez dwie godziny kazał ją żyłami wołowemi okrutnie smagać. Krew lała się strumieniem, całe ciało jakby jedną raną się stało, lud płakał, a Święta ani jęku niewydając, głośno Chrystusa wielbiła. Potém zaprowadzono ją do więzienia, gdzie ją głodem morzyli.

Dziesięć dni już tam przebywała, kiedy niespodzianie, Augusta żona cesarska, słysząc wszystkie szczegóły męczeństwa Katarzyny, przyszła do niéj potajemnie, gdyż od niejakiego czasu i sama pragnęła zostać chrześcijanką, lecz obawiała się męża. Po długiéj rozmowie jaką miała ze Świętą, postanowiła bądź co bądź nawrócenia swojego już nieodwlekać, Nie dość na tém: Porfiryusz, naczelny wódz wojsk cesarskich, który ułatwił to tajemne widzenie się cesarzowéj z Katarzyną, obecny ich rozmowie, także się nawrócił, a skłoniwszy do tegoż dwóchset innych wojskowych, niezwłocznie z nimi wszystkimi Chrzest święty przyjął.

Dwanaście dni trzymano Katarzynę w więzieniu i głodem dręczono, lecz głodu nie cierpiała, bo Pan Bóg przysyłał jéj gołębicę, która ją przez ten czas karmiła, i sam Pan Jezus jéj się okazał, pokrzepiając na duchu na nową mękę która ją czekała.

Jakoż, cesarz kazał przygotować straszną machinę, w któréj urządzone były cztery koła jedno na drugie zachodzące, i nasadzone długiemi ostremi i żelaznemi gwoździami, tak aby wsadzoną pomiędzy nich męczenniczkę, w drobne kawałki szarpały, a jednak długo męczyły. Gdy zawezwał po raz ostatni przed siebie Katarzynę, rozkazał aby machinę rozpuszczono dla przerażenia Świętéj, i wtedy znowu ją nakłaniał do odstępstwa wiary a oddania czci bożkom. Lecz kiedy nic na niéj nie wymógł, kazał ją porwać katom, i w tę okrutną torturę wrzucić; ale gdy chcieli koła jéj w ruch wprawić, zstąpił Anioł z Nieba i roztrzaskał machinę w kawałki, a Katarzyna zdrowa i bez żadnego szwanku stanęła na ziemi. Na widok cudu tak wielkiego, lud cały zawołał: „Wielkim jest Bóg chrześcijański,” a cesarz wydał rozkaz aby niezwłocznie Katarzynę ścięto. Zbliżył się tedy kat, a ona padłszy na kolana w te słowa się modliła: „Panie Jezu Chryste, dziękuję Ci za wszystkie Twoje łaski. Wejrzyj Boże mój na lud ten, aby Cię poznał i na wieki miłosierdzie Twoje wielbił.” I to mówiąc poddała głowę pod miecz i ściętą została, a w miejsce krwi mleko z żył jéj wytrysnęło, na widok czego większa część pogan nawróciła się. Męczeństwo jéj zaszło 25-go Listopada roku Pańskiego 310.

Przed samą śmiercią, z rozmowy katów jaką usłyszala, obawiała się ta miłośnica czystości, aby po jéj ścięciu nie znieważyli oni téj cnoty na jéj dziewiczém ciele, i prosiła Pana Jezusa aby ją od tego uchował. Kiedy bezbożni kaci zamyślali w istocie o tém, Aniołowie porwali jéj ciało, i na górę Synai unieśli.

Pożytek duchowny

Błogosławiona Katarzyna tak wysoko wykształcona, a z czego tak święty użytek zrobiła, jest szczególną Patronką osób głębszym naukom oddających się. Proś ją, aby dla takich wyjednywała u Ducha Świętego to światło, którém w rozprawie z nią oświeceni filozofowie pogańscy, do wiary się nawrócili.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Któryś Mojżeszowi na szczycie góry Synai przykazania nadał, i w témże miejscu, przez świętych Aniołów Twoich, ciało błogosławionéj Katarzyny Dziewicy i Męczenniczki cudownie umieścił; spraw prosimy, abyśmy za jéj zasługami i pośrednictwem, do téj góry którą jest Chrystus, dostać się zasłużyli. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1015–1018.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 932–933

Chwalebna walka świętej Katarzyny za Chrystusa i naukę Jego jest widocznym stwierdzeniem słów świętego Pawła w liście do Rzymian w rozdz. 5, wierszu 5: „Milość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha świętego, który nam jest dany”.

Duch święty leczy siedmiorakie zło, które kazi i szpeci życie ludzkie. Pierwszym złem jest dziecinne postępowanie wielu ludzi, trawiących całe życie na zajmowaniu się rzeczami błahymi i marnościami. Zapobiega zaś temu Duch święty darem mądrości, zwracając uwagę naszą na rzeczy poważniejsze i większą mające wartość. Drugim złem jest zapatrywanie się wielu ludzi na zewnętrzny pozór rzeczy zmysłowych i uganianie się za nim. Przeciwko temu działa Duch Święty zaostrzając w nas dar wnikania w istotę rzeczy i poznawania cudów ukrytych w stworzeniach, w których Bóg przemieszkuje. Trzecim złem jest zuchwalstwo, z jakim ludzie narażają się na niebezpieczeństwa tego świata. Przeciwko temu uzbraja nas Duch święty darem mądrości i przezorności w wybieraniu tego, co służy ku zbawieniu duszy naszej. Czwartym złem jest ludzka słabość, brak odwagi i namyślanie się w szukaniu Królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego. Na tę ułomność darzy nas Duch święty siłą pokonywania zawad i trudności. Piątym złem to złuda rozumu w rozróżnianiu złego i dobrego. Tutaj uposaża nas Duch święty darem wiedzy, która nam ułatwia poznanie prawdy i nauk Boskich i zastosowanie do nich czynów naszych. Szóstym złem jest wzgarda rzeczy świętych i niebieskich. Od tego złego chroni nas Duch święty darem pobożności, która w nas wytwarza miłość Boga i zaszczepia zamiłowanie modlitwy. Siódmym złem jest zarozumiałość, wskutek której ludzie mało troszcząc się o zbawienie, nawet w największych niebezpieczeństwach nad sobą nie czuwają. Od tego zabezpiecza nas Duch święty darem bojaźni, która wszczepia w nas wstręt do grzechu, obawę utraty łaski Bożej i szczerą pokorę. Starajmy się przeto, abyśmy byli za przykładem świętej Katarzyny przybytkiem Ducha świętego, nie przybytkiem diabła. Wyrzeczmy się złych popędów i skłonności, oddajmy się pod kierownictwo Ducha świętego, aby czyny nasze uczyniły nas godnymi nadprzyrodzonej i wiecznej nagrody.

Tags: św Katarzyna św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik wykształcenie Duch Święty
2020-11-24

Św. Jana od Krzyża, z Zakonu Karmelitów

Żył około roku Pańskiego 1591.

(Żywot jego wyjęty jest z Kronik Zakonu Karmelitańskiego.)

Święty Jan od-krzyża urodził się w Fontybierze w Hiszpanii, z ubogich a pobożnych rodziców, Za staraniem możnéj rodziny, która się nim opiekowała, wyższe szkoły ukończył i w naukach wielki uczynił postęp. Od dziecinnych lat serdeczne miał do Matki Bożéj nabożeństwo i wtedy już szczególnéj Jéj doznawał opieki. Miał lat pięć, kiedy wpadłszy w głęboką studnię, ręką saméj przenajświętszéj Panny został z niéj wyratowany. W dziewiątym roku już ostre zadawał sobie pokuty: ścisłe zachowywał posty, i bardzo krótko sypiając, kładł się na podesłanym chróście. Doszedłszy lat młodzieńczych poświęcił się dozieraniu ubogich w szpitalu w mieście Medynie. Doglądał ich z największą troskliwością najniższe oddając usługi, a przykład jego do wierniejszego obowiązków wypełniania i płatnych przy tym zakładzie ludzi, pobudził.

Lecz że go Pan Bóg do doskonalszego powoływał życia, Jan mając lat dwadzieścia jeden, wstąpił do zakonu ojców Karmelitów. Po wykonaniu ślubów uroczystych, zaczął spełniać umartwienia które wszystkich zakonników w podziwienie wprawiały. Uprosił sobie zamiast celi ciemny składzik, którego ściana dotykała kościoła, a tak nizki i ciasny, że w nim ani stać nie mógł, ani leżeć zupełnie wyciągnięty. Pościł codziennie bez nabiału, nosił włosiennicę uplecioną z ostréj trzciny, i codzień krwawe odprawiał biczowanie. Zostawszy kapłanem, a chcąc wieść życie jeszcze ostrzejsze i bardziéj odosobnione, zamierzał przejść do Kartuzów. Lecz wtedy właśnie poznał się ze świętą Teresą, którą Pan Bóg natchnął był myślą przywrócenia w całym zakonie Karmelitańskim pierwotnéj ścisłości Reguły. Święta ta mając na to od Stolicy Apostolskiéj wszelkie upoważnienia, skłoniła go aby nieprzechodząc do innego Zgromadzenia, w swojém starał się zaprowadzić reformę. Święty Jan, poznawszy w tém wolę Bożą, wziął się do tego wielkiego dzieła. Zaczął tę reformę z jednym tylko towarzyszem, założywszy, za pozwoleniem Jeneralnego Przełożonego Zakonu, nowy klasztor w mieście Derwel, w którym miał zaprowadzić całą surowość pierwotnych Ustaw. Po niejakim czasie, przyłączyło się do niego kilku innych zakonników, z którymi wiódł życie przypominające sposób życia dawnych pustelników na puszczach Egipskich. Lecz że byłato okolica, gdzie lud po górach mieszkający wielce był pod względem religii zaniedbany, musieli ci święci zakonnicy i apostolskim pracom się oddawać. Niekiedy, i to wśród zimy, aby wtedy łatwiéj mieszkańców w domach zastawać, cały dzień po śniegach brodzili bez obuwia i w jednym habicie; gdy zaś po tak ciężkich trudach w nocy zbierali się aby pacierze odmówić, ubogi ich chór był tak źle zaopatrzony, z powodu niedostatku w jakim zostawali, że i tam na nich śnieg padał.

Wkrótce potém i drugi klasztor takiéjże reformy, stanął w Mandzerze, i tam powołano Jana na Magistra nowicyuszów, coraz liczniéj się gromadzących, a którzy pod tak świętym mistrzem, wielkie na drodze doskonałości czynili postępy. W ich liczbie był jeden z najuczeńszych profesorów, ze sławnego uniwersytetu Salamanckiego, a który okazał się niezadowolony, że mało książek znalazł w bibliotece klasztornéj. Święty Jan, który dopatrzył w tém pokusę złego ducha zamierzającego przez zajęcia umysłowe, odwrócić tego nowicyusza od życia wewnętrznego, zabrał mu i te książki jakie miał w celi, a dał tylko mały katechizm dla dzieci, i uczyć się z niego nic innego nie kazał, tylko tego pierwszego pytania: „Czy jesteś chrześcijaninem?” Nowicyusz ten, który potém wyszedł na bardzo świątobliwego i znakomitego kapłana, mawiał, iż ten postępek świętego Jana, wyleczył go na zawsze z próżności do któréj miał wielką skłonność, a stał się dla niego źródłem największych oświeceń Ducha Świętego.

Z klasztoru w Mandzerze, Jan powołany został znowu na Magistra nowicyuszów do klasztoru w Pastrana, tejże reformy, a ztamtąd na Przełożonego do klasztoru w Awilla. Gdy tam przemieszkiwał, a według swego zwyczaju nigdzie z klasztoru nie wychodził, zrobiono mu uwagę, że wypada koniecznie aby oddał wizytę gubernatorowi tego miasta, bardzo zakonowi przychylnemu. Uczynił to Święty, a gdy przybywszy do gubernatora, przepraszał go że dotąd nie był u niego, ten mu odpowiedział: „Szanowny ojcze, bardzo szczęśliwi jesteśmy gdy nas zakonnicy nawiedzają; ale najwięcéj ich poważamy, gdy z klasztoru nie wychodzą.” Święty Jan, często tę odpowiedź przytaczał braciom, aby ich zachęcić do tém większego stronienia od świata.

Lecz zły duch nie mógł pozostawić w pokoju, tak wielkiego sługi Bożego. Wydał mu téż zawziętą wojnę: najprzód zaczął go trapić strasznemi widziadłami, w których niekiedy bił go dotkliwie; dręczył go pokusami nieczystemi, a gdy w tém wszystkiém zwyciężał go Jan święty, nasyłał na niego po kilka razy kobiety nierządne, którym nie tylko oparł się nasz Święty, lecz i one same nawrócił, i do najszczerszéj przywiódł skruchy.

Widząc szatan, że tym sposobem nic z nim wskórać nie może, do innego uciekł się środka, żeby go prześladować. Dotąd, na wielkie dzieło reformy, przez świętego Jana prowadzone, zakonnicy którzy jéj nie przyjęli, patrzyli obojętnie; lecz nagle powstali na niego, i do tego przyszło że go poczytano za apostatę, a nawet zarzucano mu kacerstwo. Uwięziony, trzymany był przez dziewięć miesięcy w ciemnéj piwnicy o chlebie i wodzie, nabawiwszy się przez to w skutek wilgoci, chorób dolegliwych, których już potém nigdy się nie pozbył. Tam, objawiła mu się przenajświętsza Marya Pannna oznajmując iż go z więzienia wyprowadzi. Święty Jan, zamiłowany w krzyżu, w upokorzeniach i cierpieniach, prosił Ją pokornie aby tego nie czyniła. Wszakże musiał przyjąć tę łaskę, i Matka Boża, wywiodła go z więzienia, wysyłając w tym celu Anioła, jak to było niegdyś ze świętym Piotrem, gdy go Herod uwięził. Cud takowy, utwierdził Jana tém bardziéj że dzieło reformy za które cierpiał, było z woli Bożéj. Wziął się więc do niego z tém większą gorliwością. W krótkim czasie wiele za jego staraniem stanęło klasztorów i w kilku z nich był on Przełożonym.

Pomimo wysokich cnót jakiemi jaśniał, pomimo nadzwyczajnych łask któremi go Pan Bóg obdarzał, pomimo nawet licznych cudów, jakie już był uczynił, dopuścił Pan Bóg aby popadł powtórnie prześladowaniu, i to od własnych swoich synów. Kilku zakonników z klasztorów przez niego samego założonych, powstało przeciw niemu, i niegodziwemi swojemi zabiegami i oszczerstwami dokazali tego, że gdy się zebrała jeneralna Kapituła Karmelitańska, na któréj zdawało się że Jan zostanie Jenerałem Zakonu, tak się zaślepiono i uprzedzono przeciw niemu, że mu odjęto wszelkie urzędy zakonne. Przeznaczono mu na mieszkanie mały klasztorek w górach, aby w nim pozostając, z nikim nie miał stosunków; a gdy tam kazania jakie miewał i cuda które czynił, wielu ludzi gromadziły, postanowiono wysłać go na missyą do Indyi, aby się go raz pozbyć.

Wszystko to, mąż Boży znosił nietylko z niezachwianym spokojem, lecz z najżywszém weselem ducha, i pragnął więcéj jeszcze cierpieć i więcéj być upokorzonym. Razu pewnego, gdy trwał na modlitwie, stanął przed nim Pan Jezus, i spytał: jakiéj pragnie nagrody za tyle trudów i cierpień, które dla chwały jego poniósł? „Panie! odrzekł święty Jan, cierpieć i być wzgardzonym dla Ciebie.” Wysłuchał go téż Pan Jezus, i coraz większe dopuszczał na niego prześladowanie.

Nieprzyjaźni mu zakonnicy, widząc iż dla słabości zdrowia nie można go było wysłać do Indyi, rozgłaszali o nim wieści najbardziéj mu uwłaczające. Oskarżono go o podejrzane stosunki z kobietami, nie pozwolono mu z nikim się widywać, zabierano jego listy i inne pisma i palono takowe jakoby w sobie heretyeckie zdania zawierały. W ciągu tego, prowincyał który chciał go jednak oszczędzać ile możności, dał mu do wyboru klasztor, w którym sam obrawszy sobie mieszkanie, byłby spokojniejszym i mniéj na obelgi narażonym. Święty obrał ten klasztor, w którym wiedział że Przeorem jest zakonnik jemu najnieprzychylniejszy. Trudno téż wypowiedzieć, co wycierpiał gdy do tego klasztoru przybył. Zapadł tam gorzéj na zdrowiu, całe ciało jego pokryły wrzody, najsroższe zadające mu boleści. Z sił zupełnie był opadł. Pomimo tego, niegodziwy Przeor obchodził się z nim bez litości, mszcząc się na nim za słuszną karę, jaką był niegdyś odebrał od świętego Jana gdy ten był jego Przełożonym. Umieścił go w najgorszéj celi, tak ciężką chorobą dotkniętego zostawiał bez najmniejszego dozoru; nie pozwolił nawet innym braciom aby go nawiedzali, a gdy sam to czynił, przychodził tylko po to, aby go obelgami okryć.

Jan zaś nigdy nie okazywał się szczęśliwym i weselszym jak wtedy, a po każdéj dolegliwszéj tego rodzaju próbie, z całego serca dziękował za nią Panu Jezusowi i z całéj duszy powtarzał: „Panie cierpieć i być wzgardzonym dla Ciebie.” Nigdy słowo skargi z ust jego na nikogo nie wyszło, a gdy razu pewnego, powiedziano mu że ma przybyć Prowincyał do tego klasztoru i przenieść go ztamtąd, lub zmienić przełożonego, zasmucił się tém wielce, i rzekł: „oby tak nie było” i powtórzył te słowa Pisma Bożego: „To miejsce odpoczywania mojego 1, aż do końca życia.”

Lecz nie dość na tém: tę wielką duszę spodobało się Panu Bogu oczyszczać i uświęcać i ogniem wewnętrznych utrapień i ucisków. Zapadł ten wielki sługa Boży w największe oschłości, niepokoje, opuszczenia i ciemności umysłu, tak że mógł poniekąd powtórzyć te słowa Boskiego Mistrza swojego: „smutną jest dusza moja aż do śmierci” 2. Stan taki trwał już w nim prawie aż do końca życia, a w ciągu tego święty Jan najobfitsze właśnie nagromadził sobie przed Bogiem zasługi.

Nareszcie, objawił mu Pan Bóg nie tylko dzień, lecz i godzinę w któréj miał go powołać do Siebie. Gdy się ta chwila zbliżała, zażądał ostatnich Sakramentów świętych, które przyjął z uczuciami najwyższéj pobożności i skruchy. Po nich już ciągle się modlił, trzymając w ręku krucyfiks, który już to do ust, już do serca przyciskał, i wymawiając te słowa: „Boże mój! w ręce Twoje oddaję duszę moję,” zasnął w Panu, 14 Grudnia roku 1591. W chwili gdy konał, ujrzano nad głową jego ognistą kulę tak świecącą, że na nią patrzeć nie można było, a z ciała jego wychodziła woń przecudna. Po śmierci objawił się wielu świętym duszom, a jednéj z nich przedstawiając się w szacie litéj złotem, i osypanéj brylantowemi gwiazdami i ze świetną koroną na skroni, rzekł: „O! jak wielkiéj ceny w Niebie, są cierpienia poniesione na ziemi.”

Wszystkich którzy go prześladowali za życia, najsmutniejszy spotkał koniec: wielu z nich wyszło z Zakonu, a inni pozostawszy w nim, pokazali się najgorszymi zakonnikami.

Święty Jan pozostawił kilka pism tyczących się życia wewnętrznego wysokiéj wartości, które go stawiają w rzędzie pierwszych Teologów Mistycznych. W poczet Świętych wpisał go uroczyście Benedykt XIII.

Pożytek duchowny

Otóż jak ciężka i ciernista droga prowadzi do Nieba, a całą tajemnicą aby się na niéj utrzymać jest, aby z miłości Jezusa, który nią Sam pierwszy poszedł, krzyże i cierpienia przez jakie chce Pan Bóg duszo nasze uświęcić, z poddaniem się woli Jego znosić. Chcesz-li w istocie prędko Świętym zostać? Zapragnij na wzór świętego Jana z całego serca cierpieć, i być wzgardzonym dla Chrystusa.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś świętego Jana Wyznawcę Twojego, doskonałego zaparcia się i krzyża przedziwnym miłośnikiem uczynił; spraw prosimy, abyśmy starając się go naśladować, chwały wiekuistéj dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1012–1015.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 930–931

Święty Jan od Krzyża mówi: „Nie postąpisz kroku naprzód, jeśli nie będziesz naśladować Chrystusa, który jest drogą, prawdą i bramą, którą wejść winieneś do Królestwa niebieskiego, gdyż duszy, która stroni od naśladowania Chrystusa, nie uważam za duszę dobrą. Staraj się, aby pierwszą twą myślą było pragnienie naśladowania Chrystusa. Wyrzeknij się wszelkich przyjemności, jakie się nastręczą twym zmysłom, jeśli nie będą zmierzały do chwały Boga. Chrystus w tym życiu ziemskim dążył jedynie do tego, aby pełnić wolę Ojca swego. Nie bierz sobie za przykład żadnego człowieka, choćby i najświątobliwszego, gdyż szatan wskaże ci jego ułomności; naśladuj Chrystusa, ten wzór doskonałości i świętości, a nie omylisz się. Żyj na wewnątrz i na zewnątrz na krzyżu wespół z Chrystusem, a osiągniesz spokój duszy. Chrystus ukrzyżowany niech ci wystarczy, z Nim cierp, z Nim spocznij, bez Niego nie cierp i nie spoczywaj. — Staraj się pozbyć miłości własnej; kto siebie ceni, nie zaprze się siebie samego i nie idzie za Chrystusem. Nade wszystko miłuj cierpienia i nie myśl, że znosząc je, zyskasz wielką zasługę wobec Tego, który nie wahał się za ciebie umrzeć. Jeśli chcesz posiąść Chrystusa, nie szukaj Go bez krzyża. Kto nie szuka krzyża, nie szuka chwały Boga. Każdy pragnie mieć udział w skarbach i rozkoszach wiekuistych Boga, ale niewielu jest, co chcą ponosić trudy i cierpienia z miłości do Syna Bożego.”

Footnotes:

1

Izaii XLVI. 1.

2

Mat. XXVI. 38.

Tags: św Jan od Krzyża św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokuta prożność cierpienie Krzyż
2020-11-23

Św. Klemensa, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 102.

(Żywot jego był napisany przez świętego Damaza Papieźa.)

Święty Klemens w pierwszym wieku Kościoła żyjący, pochodził ze znakomitéj rodziny Rzymskiéj z cesarzami spokrewnionéj. Ojciec jego godność Senatora piastujący, miał imię Faustyn, matka Matrydia. Mieli wspaniały pałac na górze Celiusz, gdzie obecnie jest kościoł świętego Szczepana, i tam narodził się nasz Święty. Wychowany jak najstaranniéj, młodym jeszcze będąc odznaczał się wielką biegłością w językach, a szczególnie greckim, równie jak i w piśmiennictwie, a przytém nieposzlakowanych był obyczajów, chociaż był poganinem. Skoro téż święci Apostołowie Piotr i Paweł przybyli do Rzymu, przyjął wiarę chrześcijańską i stał się ich nieodstępnym uczniem i towarzyszem. Okazał się tak gorliwym w służbie Kościoła, taką zajaśniał nauką i świątobliwością, że go błogosławiony Paweł w jednym z listów swoich nazywa wspólnikiem jego prac Apostolskich i upewnia że „imię jego wpisane jest do księgi żywota” 1. Co większa: święty Piotr życzył sobie aby niezwłocznie po nim na Papiestwo wstąpił; lecz że pokora jego długo opierała się temu, więc dopiéro po świętym Linie i po świętym Klecie, to jest czwartym z rzędu został on Papieżem.

W pierwszym roku objęcia téj najwyższéj godności przez świętego Klemensa, wybuchły niesnaski pomiędzy wiernymi w Koryncie. Chrześcijanie tego ludnego miasta jaśniejący z początku cnotami i Ewangelicznemi, które zaszczepił pomiędzy nimi (?) święty Paweł pierwszy przynosząc im światło wiary, zasmuceni zostali odszczepieństwem wszczętém pomiędzy nimi przez niesforne umysły, Prawowierni Koryntyanie widząc że odszczepieństwo to szerzy się coraz bardziéj, udali się do Papieża, wzywając jego władzy i powagi. Wtedy święty Klemens wystosował do nich odezwę Papiezką w kształcie Listu, który po dziś dzień poczytany jest za jeden z najznakomitszych zabytków z pierwszych wieków Kościoła. Jestto pismo pełne świętego namaszczenia a oraz i głębokiéj nauki, w którém z całą mocą i najwyższą apostolską władzą swoją, powstaje ten święty Papież na wszczęte w Koryncie odszczepieństwo, a obok tego z wielką miłością, otwiera wrota do miłosierdzia Bożego przed tymi którzyby błędów swoich odstąpili. Święty Ireneusz powiada, że tą Odezwą swoją, święty Klemens przywrócił jedność między Koryntyanami, i utwierdził między nimi wiarę, którą im zaniósł był święty Paweł.

Podczas gdy Klemens z gorliwością odpowiedną jego najwyższemu Pasterstwu sprawował swój święty urząd, powstało w Rzymie srogie na wiernych prześladowanie, i wkrótce uderzyło na niego samego, jako na głowę Kościoła. Schwytany i uwięziony, stawiony został przed Wielkorządcą Mamertynem,który przypominając mu znakomitość jego urodzenia, i utrzymując iż wpływ jego i przykład najłatwiéj skłonić może innych chrześcijan aby się nie upierali przy swojém wyznaniu, domagał się od niego aby publicznie oddał cześć bożkom. Święty Klemens odpowiedział mu na to jak musi odpowiadać w takich razach ten, którego Pan Bóg najwyższym stróżem wiary świętéj postanowił: oświadczył mu iż gotów raczéj śmierć ponieść, aniżeli Boga się zaprzeć. Mamertyn odniósł się z tém do cesarza Trajana, a ten skazał świętego Klemensa na wygnanie. Wielkorządca zawiadamiając go o tém wyroku, jeszcze probował jego stałości; lecz mąż Boży nietylko takąż samę jak wprzódy dał mu odpowiedź, lecz nawet usiłował i Mamertyna wyrwać z pogaństwa a do wiary przywieść. Nie nastąpiło to wprawdzie, jednak od téj pory okazywał on niejakie względy dla chrześcijan, a dla samego Papieża z wielką czcią pozostał. Żegnając się z nim rzekł do niego rozpłakawszy się nawet: „Spełniam z żałością rozkaz cesarski, a spodziewam się że Bóg któremu cześć oddajesz, nie opuści cię w twoim wygnaniu; będzie ci pociechą i wsparciem bo to co ponosisz, ponosisz to na Jego chwałę.” Pomimo tego wykonał wyrok, skazujący świętego Klemensa na wygnanie do kopalni na półwyspie Chersońskim.

Zaprowadzony tam święty Papież, niezwłocznie ze zbrodniarzami różnego rodzaju do robót w kopalniach przeznaczony, użyty do takowych został, jakby był z ich liczby. Nie doznał żadnych względów, gdyż poganie którzy kopalniami zarządzali, nie prędko się dowiedzieli kim jest i za co tam został przysłany. Owszem obchodzili się z nim z tém większą surowością i pogardą, że widząc w nim starca okrytego siwizną, przypuszczali oraz i zbrodniarza tém większego, kiedy pomimo wieku podeszłego tak ciężkiéj karze popadł. Święty zaś znosił to powolne męczeństwo z niezachwianém męstwem, a znalazłszy przy kopalniach dwa tysiące chrześcijan, z których jedni byli także za wytrwałość w wierze zasłani, a inni przez przybyłych ponawracani z pogan miejscowych, zajął się nimi jak najtroskliwiéj, a jak przykładem własnym tak i słowy utwierdzał ich w wierze i do wszelkich cnót chrześcijańskich prowadził.

Przy robotach do których byli używani, zupełny brak wody do napoju, stanowił dla nich jednę z mąk najcięższych. Nigdzie w całéj okolicy w któréj wśród skwaru słonecznego dzień cały pracowali, nie było źródła, i wśród skał obfitujących w żyły złota i srebra, ani kropli wody dopatrzeć nie można było. Że więc zdaleka trzeba ją było sprowadzać, najczęściéj dla więźniów zupełnie jéj brakło. Razu pewnego, gdy więcéj jeszcze niż zwykle umęczeni i upałami i ciężką pracą, ci nieszczęśliwi katorżnicy usychali od pragnienia, święty Klemens razem z nimi pracujący, zdjęty nad nimi litością, upadł na kolana i zaczął gorąco modlić się do Boga, aby poratować raczył te biedne a wierne sługi Swoje. Wysłuchał go Pan Jezus, i w tejże chwili Sam okazał się mu na skale, w postaci baranka zpod którego nogi prawéj wytryskało źródło wody żywéj i ciągle już tam płynęło, wystarczając dla wszystkich pracujących. Cud ten, rozgłoszony pomiędzy poganami, z których wielu było naocznymi tego świadkami, znaczną ich liczbę nawrócił, i odtąd coraz więcéj dusz pozyskiwał święty Klemens Panu Jezusowi.

Lecz nareszcie doniesiono o tém Cesarzowi, który wysłał umyślnego urzędnika do Chersonu, nazwiskiem Aufidyusz, z rozkazem aby wszystkich nawróconych przez świętego Klemensa pogan zmusił do powrotu do pogaństwa, albo ich śmiercią pokarał. Przybył ten okrutnik, a nieszczędząc mąk i katowni wszelkiego rodzaju, dręczył tych nowych wyznawców Chrystusowych, lecz żaden z nich wiary nie odstąpił i wielu męczeńską śmierć poniosło. Co większa: spostrzegł on że niektórzy sami na męki i śmierć się wystawiali, i dowiedział się że to święty Klemens jak ich ponawracał, tak znowu teraz do takiego męstwa i wytrwałości usposabiał. Na niego więc samego uderzył; a chcąc tym sposobem prędzéj poradzić sobie i z innemi, kazał Świętego stawić przed sobą, i z początku prośbą, a następnie groźbą, skłaniał aby bożkom cześć oddał. Przekonawszy się że niczém go nie ustraszy ani ujmie, na mocy prawa jakie mu dał cesarz nad nowonawróconemi, skazał i Klemensa na śmierć, w nim widząc głównego sprawcę oporu jaki napotyka w tych, których głównie polecił mu Trajan zmusić do pogaństwa. Że zaś obawiał się aby przy zwłokach jego, już bardzo liczni tam chrześcijanie przez niego nawróceni, nie wszczęli jakich rozruchów, kazał go wrzucić w morze, zawiązawszy mu u szyi ciężką kotwicę żelazną, aby go zaraz woda pochłonęła i przed oczami ludzkiemi na zawsze ukryła. Wyrok ten spełniono; lecz cóż mogą wyroki ludzkie przeciw woli Boga, który jednym z największych cudów, chciał uświetnić męczeństwo tego świętego Papieża.

Po zatopieniu go, gdy wierni tłumnie zgromadzili się nad morzem i rzewnie opłakiwali stratę swojego drogiego Pasterza, dwóch jego najprzywiązańszych uczniów: Korneliusz i Probus, rzekli do zgromadzonych: „Bracia, uklęknijmy i prośmy Boga, aby raczył nam odkryć Relikwie tego wielkiego Swojego Męczennika.” I oto, kiedy wszyscy padli na kolana na modlitwę, morze cofnęło się od ziemi o całe trzy mile morskie, i gdy chrześcijanie zdziwieni tym cudem, puścili się po piaskach tym sposobem odkrytych, doszli do miejsca, na którém znaleźli cudowny grób, gdzie spoczywało ciało świętego Klemensa. Byłato świątynia ręką anielską z marmuru wykuta, a w niéj znajdowała się trumna także marmurowa, w któréj leżały zwłoki Świętego, a obok nich kotwica do któréj był uwiązany gdy go w morze wrzucono.

Chrześcijanie uszczęśliwieni takowém odkryciem, chcieli unieść z sobą ciało świętego Klemensa, lecz ostrzegł ich Anioł który się im okazał, aby tego nie czynili, i zapowiedział że odtąd cud ten co rok ma się powtarzać, gdyż morze na dni siedem odstępywać będzie jak tą razą, aby do grobu świętego Klemensa dawać ludziom przystęp. Owóż wszystko to ziściło się według tego zapowiedzenia, w skutek czego w lat kilka na całym tym półwyspie nie było już ani jednego poganina, ani żyda, ani kacerza, gdyż wszyscy wiarę świętą przyjęli, i w niéj mężnie trwali. Święty Klemens poniósł śmierć męczeńską około roku Pańskiego 102.

Pożytek duchowny

Podziwiaj moc Bożą w takich nadzwyczajnych cudach jakie czytasz o grobie świętego Klemensa; lecz oraz uważaj jakiemi trudami, cierpieniami, i nakoniec śmiercią męczeńską, pierwsi Papieże, utwierdzali Kościół którego rządy najwyższe zwierzał im Pan Bóg. Niech cię to więc pobudza i do tém większéj czci dla Stolicy Apostolskiéj krwią tylu świętych Męczenników Papieżów oblanéj, ido jak najściślejszéj z nią jedności.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nas doroczną błogosławionego Klemensa Męczennika Twojego i Papieża uroczystością rozweselasz; spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę jego przejścia do Nieba, cnotę mężnéj jego wytrwałości w wierze naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1009–1011.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 927–928

Święty Klemens takich udziela Koryntianom nauk w liście do nich pisanym: „Miłosierny pod każdym względem i dobrotliwy Bóg szczery bierze udział w losie tych, którzy Go się boją, prędko i chętnie rozdziela swe łaski między tych, którzy z dziecięcą ufnością zbliżają się do Niego. Nie dzielmy przeto serca swego, nie wbijajmy się w pychę z powodu szczodrobliwych i obfitych Jego darów. Niechaj nie będzie do nas zastosowane słowo Pisma świętego: «Nieszczęśni są wahający się i wątpiący, którzy mówią: Słyszeliśmy to już od ojców, i otóż zestarzeliśmy się, a nic z tego się nie spełniło». O nierozsądni! porównajcie się do drzewa, bierzcie za przykład winorośl: najprzód traci liść, potem tworzy się pąkowie, z którego wyradzają się liście, kwiaty, nareszcie kwaśne, a w końcu dojrzałe grona. Widzicie, że owoc drzewa wkrótce dojrzewa. W ten sposób spełni się wkrótce i prędko Jego wola, jak poświadcza Pismo święte następującymi słowy: «Wkrótce przyjdzie On, a zwlekać nie będzie; przyjdzie nagle do swej świątyni, która nań czeka, Pan święty».”

„Rozważmy, mili bracia, jak nam Pan ustawicznie wskazuje przyszłe zmartwychwstanie, którego pierwowzorem uczynił Jezusa Chrystusa, Pana naszego, wskrzeszając Go z martwych. Weźmy nasamprzód zmartwychwstanie, najmilsi, wszakże ono się ciągle ponawia w oczach naszych. Zmiana dnia i nocy jest obrazem zmartwychwstania. «Noc idzie na spoczynek, dzień powstaje, dzień znika, noc nastaje». Patrzmy na płody ziemi. W jaki sposób odbywają się siewy? Siewca wychodzi, rzuca ziarno w ziemię; to ziarno, suche i wybladłe, padłszy w ziemię, przechodzi w zgniliznę. Wszechmocna Opatrzność Boska wzbudza je ze zgnilizny do życia; z jednego ziarna powstaje kłos, liczący wiele ziarn… Psalmista Pański śpiewa: «Wskrzesisz mnie z martwych, a chwalić Cię będę», a Job święty mówi: «I zbudzisz z martwych to ciało moje, które zniosło to wszystko». Z tą nadzieją winna dusza trzymać się Tego, który wiernie dotrzymuje swych obietnic i jest sprawiedliwy w swych wyrokach. On, który potępił kłamstwo, nie dopuści się sam tej wady, gdyż dla Boga jest wszystko możebnym, oprócz kłamstwa. Niech się przeto roznieci wiara nasza w Niego, zważmy, że nic dla Niego nie jest niepodobne. On wszystko uczynił jednym słowem swej wszechmocy. Któż poważy się zapytać Go: Czemu stworzyłeś? Któż zdoła się oprzeć wszechmocy siły Jego? Jak i kiedy chce, tworzy wszystko, a z tego, co utworzył, nic nie ginie, wszystko odkryte przed oczyma Jego, nic Mu nie jest tajne. Zbliżmy się przeto do Niego ze świątobliwością duszy, wznośmy ku Niemu dłonie czyste i niepokalane, miłujmy miłosiernego i dobrotliwego Ojca, który nas uczynił cząstką wybranych swoich”.

Footnotes:

1

Fil. IV. 3.

Tags: św Klemens I św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik św Paweł św Piotr św Linus św Klet
2020-11-22

Św. Cecylii, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 232.

(Żywot jéj był napisany przez Metafrasta.)

Święta Cecylia Rzymianka, ze znakomitego rodu Cycyliuszów którzy byli Konsulami, Dyktatorami i Najwyższemi Kapłanami rzeczypospolitéj, przyszła na świat za czasów Urbana I-go Papieża, na początku trzeciego wieku. Młodą będąc przyjęła wiarę chrześcijańską, a rozmiłowawszy się w cnocie świętéj czystości, postanowiła nigdy za mąż nie wychodzić i ślub dziewictwa uczyniła. Chcąc rozżywiać w sercu swojém prawdy Ewangelii świętéj, własną ręką spisała ją całą i tajemnie na piersiach ukrytą ciągle nosiła, nad wszystkie ziemskie przekładając ją skarby, a we dnie i w nocy żywot i naukę Jezusa, niebieskiego Oblubieńca swego, pobożnie rozpamiętywała. Nie wiedziała o tém że rodzice przyrzekli ją w małżeństwo Waleryanowi, podobnież jak ona wysokiego rodu i bardzo bogatemu młodzieńcowi.

Gdy nadszedł czas przeznaczony na zawarucie tego związku, a rodzice jej wolę swoję objawili, strapiona dziewica rzuciła się do Boga, w postach i modlitwie ratunku błagając. Dwa dni i dwie nocy niejedząc tak przetrwała, a gdy już na nią kosztowne szaty, jako na pannę młodą na gody weselne idącą, kładziono, Cecylia ostrą i grubą włosiennicę pod takowe włożyła, a usłyszawszy już pieśni weselne, usiadła do organów, przy których zwykle chwałę Bożą opiewywała, i śpiewała ten psalm Dawida. „Niech będzie serce moje niepokalane, abym się nie zawstydziła” 1. Przytém gorąco polecała się Matce przenajświętszéj i swojemu Aniołowi Stróżowi, błagając go i zaklinając, aby jéj dopomógł dochować wiary Boskiemu Oblubieńcowi.

Odprawiły się jednak gody weselne: lecz skoro po nich Cecylia z Waleryanem znalazła się samą, rzekła do niego: „Waleryanie, mam ci zwierzyć tajemnicę wielkiéj wagi, lecz wprzódy przyrzecz mi, że jéj nikomu nie wyjawisz.” Przyrzekł jéj to Waleryan, a wtedy ona do niego: „masz przeto wiedzieć, że mam przy sobie Anioła, który jest stróżem dziewictwa mojego; gdybyś się na nie targnął, ściągnąłbyś na siebie gniew Boży.” Słowa te którym Pan Bóg szczególną moc nadawał, obudziły w Waleryanie wielkie poszanowanie dla Cecylii, i zaczął ją prosić aby mu tego Anioła ukazała, gdyż inaczéj wierzyć w jego obecność nie będzie. „Ty prawego Boga nie uznajesz, odpowiedziała Cecylia, i dopóki przez chrzest święty nie oczyścisz się, Anioła nie obaczysz.” Wtedy spytał Waleryan jak tego może dostąpić, a Święta kazała mu udać się do Papieża Urbana mówiąc: „idź za miasto na drogę Apijską; spotkasz tam ubogich żebraków: powiedz im iż Cecylia cię do nich przysłała, aby cię oni do starca Urbana, ukrywającego się w téj stronie, doprowadzili, co oni uczynią.” Usłuchał Waleryan: poszedł na miejsce wskazane, znalazł tam ubogich których Cecylia żywiła, i ci go do Papieża Urbana, w podziemném mieszkaniu niedaleko ztamtąd ukrywającego się, zaprowadzili.

Papież usłyszawszy od Walerego o powodach jego przybycia, zaczął się modlić w te słowa: „Panie Jezu Chryste dobry Pasterzu, dawco świętych postanowień, przyjm owoc niebieskiego nasienia, któryś złożył w sercu Cecylii. Cecylia służebnica Twoja, jak przemyślna pszczółka, albo owieczka wymowna, pracuje około pomnożenia chwały Twojéj, i oto małżonka którego otrzymała jakby lwa dzikiego, przysyła ci zamienionego w cichego baranka.” A gdy się tak Papież modlił, stanął przed Waleryanem w białém jak śnieg odzieniu starzec, trzymający w ręku księgę złotem pisaną, i rzekł do niego: „czytaj te księgi, abyś został oczyszczony do widzenia anielskiego, które ci Cecylia przyrzekła.” A on rzuciwszy wzrok na księgę natrafił na te słowa: „Jeden Pan, jeden Bóg i Ojciec wszystkich, i który jest nad wszystko i po wszystkiém i we wszystkich nas” 2, i zawołał że w to wierzy; poczém Urban wyuczył go artykułów wiary i ochrzcił.

Wróciwszy do domu, znalazł Cecylią modlącą się, a obok niéj ujrzał Anioła dziwnéj piękności, który trzymając dwa wieńce z róż i lilii, jeden włożył na Cecylii głowę drugi na Waleryana, mówiąc: „te wieńce przez zachowanie czystości posiadajcie nietknięte: bom je wam z raju od Boga przyniósł.” Przytém na prośbę Waleryana, zapowiedział mu że i brat jego, którego bardzo kochał, Tyburcy, zostanie chrześcijaninem. Jakoż, po chwili nadszedł on do nich, a zdziwiony przecudną wonią róż i lilii którą, czuł w mieszkaniu, pytał zkąd ona pochodzi. Opowiedział mu Waleryan wszystko co zaszło, i przydał: „Do tego czasu pogrążeni byliśmy w ciemnościach, cześć oddając bożkom pogańskim, ale odkąd ochrzczony zostałem, prawdę poznałem i w łasce Bożéj jestem.” — „Któż cię do tego przywiódł?” spytał Tyburcy. „Anioł Boży, odpowiedział Waleryan, któremu straż nad Cecylią poruczona, którego i ty ujrzysz, jeśli w Boga prawdziwego uwierzysz.” Tyburcy oświadczył iżby to uczynił, gdyby mu kto fałszywość religii pogańskiéj wyświecił, a prawdziwości innéj dowiódł. Wtedy Cecylia pełna ducha Bożego, z taką świętą wymową poczęła mu wykładać prawdy chrześcijańskie a wyświecać błędy pogaństwa, że Tyburcy zawołał: „Wierzę że nie masz Boga prawdziwego prócz Boga chrześcijańskiego, i odtąd Jemu samemu służyć chcę.” Co usłyszawszy Święta, długo jeszcze mówiła co tak żywą i w nim i w jéj małżonku Waleryanie, rozbudziło wiarę i miłość Chrystusa, że zapragnęli oba męczeńską śmiercią umrzeć za Niego, co téż i późniéj nastąpiło. Tyburcy odesłany także przez Cecylią do Papieża, ochrzczony został, i wkrótce potém wraz z bratem, z rozkazu Wielkorządcy rzymskiego Almachusa zamordowany za wiarę, palmę męczeńską otrzymał.

Tenże tyran dowiedziawszy się że to Cecylia ich namówiła, i że po ich śmierci wszystkie dobra ich i swoje rozdała na biednych, kazał ją uwięzić i przed sobą stawić. Gdy po nią przyszli żołnierze, Święta tak się do nich odezwała: „Bracia moi najdrożsi, chociaż wiem że jesteście żołnierzami zależnemi od Wielkorządcy, sądzę jednak, iż jego okrucieństwa i bezbożności nie pochwalacie. Czyńcie jednak co wam rozkazano: ja bowiem poczytuję sobie za największą chlubę i szczęście cierpieć dla Chrystusa mojego i pragnę za Niego jak największe ponieść męki. Do krótkiego doczesnego życia przywiązania żadnego nie mam.” Gdy zaś spostrzegła iż żołnierze się wahają zdjęci litością nad niewiastą którą Wielkorządca miał zamiar albo mękami zmusić do odstępstwa wiary albo zamordować, przydała: „Nie wahajcie się spełniać danego wam rozkazu; chociaż mnie młodą widzicie, zamienicie młodość moję doczesną i przemijającą, na życie które wiecznie trwać będzie.” Co słysząc owi poganie zaczęli ją błagać ze łzami, aby jak się wyrażali, miała litość nad sobą samą. Przedstawiali jéj nadzwyczaj nadobną jéj urodę, wielkie dostatki które posiadała (gdyż nie wiedzieli iż je wszystkie rozdała na ubogich) a szczególnie prosili, aby na młodość swoję wzgląd miała. „Tak do mnie przemawiacie, bracia moi, odpowiedziała im Cecylia, bo zaślepieni błędami pogańskiemi, nie pojmujecie jakiém jest szczęście umierać za Jezusa Chrystusa; trudno wam jak widzę uwierzyć że niczego tak nie pragnę z całego serca, jak męczeńskiej śmierci. Żal wam mojéj młodości, mojéj urody i moich dostatków: ja zaś wam mówię że ponosząc śmierć dla Chrystusa, nie tracę ich wcale, lecz je zamieniam na dobra wiekuiste. Za kawał błota, nabywam złoto, opuszczam dom ręką ludzką zbudowany, aby zamieszkać na zawsze przepyszny pałac Króla Niebieskiego. Wzgardzam kosztownemi szatami i drogiemi, według świata tego mniemania, perłami, aby za to otrzymać w Niebie koronę splecioną z najdroższych dyamentów, a którą przez całą wieczność na skroniach moich nosić będę. Czyżbyście i wy sami takiéj zamiany uczynić nie byli gotowi, i czybyście każdego komu dobrze życzycie do takowéj nie nakłaniali? Dla czegoż więc mnie od niéj odwieść chcecie?”

A gdy tak przemawiała, i coraz więcéj około niéj gromadziło się pogan, wtedy święta Cecylia wstąpiwszy na kamień który był blizko niéj, zawołała do wszystkich: „Wierzycie temu co mówię?” I oto w téjże chwili łaska Boska na wszystkich wstąpiła, i wszyscy jakby jednym głosem odrzekli: „Wierzymy w Jezusa Chrystusa, że jest Synem Bożym i Bogiem prawdziwym, który ma tak wielką służebnicę jaką ty jesteś.” — „Idźcie przeto, rzekła Cecylia, do Wielkorządcy i powiedzcie że się przed nim stawić nie omieszkam: tylko że go proszę o jednę łaskę, aby niekwapiąc się ze śmiercią moją, dozwolił mi krótką chwilkę tu jeszcze w moim domu pozostać, a ja tymczasem zawezwę Ojca świętego Papieża, który was wodą Chrztu świętego omyje i uczyni uczestnikami téj wiecznéj szczęśliwości, o któréj wam mówiłam.” Udano się więc do Wielkorządcy, a święta Cecylia posłała do świętego Urbana który przybył niezwłocznie, i w domu świętéj Cecylii ochrzcił przeszło czterechset pogan płci obojéj, w liczbie których był i Gordyan, jeden z pierwszych panów rzymskich, który powagą swoją zachował dom Cecylii, zamienił go poźniéj tajemnie na kościół pod jéj wezwaniem, i w nim przez długi czas ukrywał się święty Urban Papież, odprawiając tam codziennie kościelne obrzędy.

Tymczasem Almachus Wielkorządca, spodziewając się że Cecylia prosząc o zwłokę, łatwo się da przywieść do oddania czci bożkom, zawezwawszy ją przed siebie, najprzód w sposób łagodny do niéj przemawiał. A chociaż dobrze wiedział kim była jako córka najznakomitszego rodu rzymskiego, zaczął od urzędowych zapytań i rzekł do niéj: „Jak się nazywasz i z jakiego stanu jesteś?” — „Nazywam się Cecylia, odpowiedziała Święta, i pochodzę z dostojnego i zamożnego rodu.” — „Nie o to mi chodzi, rzekł znowu Wielkorządca, lecz chcę wiedzieć jaką wyznajesz religią?” — „Więc źle się wyrażasz, odpowiedziała Cecylia, gdyż twoje pierwsze zapytanie nie odnosiło się wcale do tego.” — „Zaprawdę, zawołał sędzia, przemawiasz za śmiało.” Święta odrzekła: „Bo kto ma czyste sumienie i wyznaje prawdziwą wiarę, niczego się nie obawia.” — „Widzę z tego, powiada Almachus, że nie wiesz o tem iż mam nad każdym prawo życia i śmierci.” — „Wierz mi, odrzekła święta Dziewica, że co w tém to się mylisz i znowu się źle wyrażasz, mówiąc że masz nad każdym prawo życia i śmierci; bo ten przywiléj który sobie przypisujesz, ogranicza się na tém że śmierć zadać i niewinnym możesz, lecz przywrócić życia nie jesteś mocen. Nie przywłaszczaj więc sobie takiego prawa.” Wtedy Wielkorządca zmieszany i rozgniewany tak trafnemi odpowiedziami Cecylii, wręcz jéj powiedział że ma dwie rzeczy do wyboru: albo oddać cześć bożkom cesarskim (i to mówiąc wskazał jéj obok niéj stojącego bałwana), albo śmierci uledz. „Że bałwan ten nie jest tym Bogiem któremu się jedynie cześć należy, rzekła dziewica, sam się możesz przekonać: byleś go bowiem ręką dotknął, zobaczysz że jestto bryła kamienia. Co do mnie zaś, niczém nie zmusisz mnie do odstąpienia Jezusa Chrystusa.”

Widząc Almachus taką stałość Cecylii, kazał ją zaprowadzić do domu, i tam męczyć zawieszając nad gorącą łaźnią, któréjby para coraz silniéj podżegana przez podkładanie ognia, albo ją udusiła, albo do odstępstwa wiary przywiodła. Trzymano ją w takiéj katuszy przez całe dwadzieścia cztery godziny, ciągle ogień i parę podżegając, a ona cudem Bożym najmniejszéj ztąd szkody niedoznawszy, czuła jakby miłą ochłodę, i ciągle śpiewała: „Błogosławię Ci Ojcze Jezu Chryste Panie mój, że ognie otaczające ciało moje Syn Twój przygasza.”

O tym cudzie skoro dowiedział się Wielkorządca, wydał rozkaz aby ją w téjże łaźni ścięto. Gdy kat nadszedł, Cecylia z radością głowę mu poddała, lecz on trzykroć w szyję ugodziwszy, głowy odciąć jéj nie mógł, i tak ciężko ją poraniwszy odszedł. Lud wierny tłumnie zebrał się do jéj domu, krew sączącą się płachtami i gąbkami na relikwią zbierał, a Ceeylia powiedziała iż pragnie aby w ręce świętego Urbana duszę oddać mogła. Trzy dni go szukano, a ona te trzy dni przeżyła, utwierdzając przedziwnemi mowami w wierze świętéj coraz liczniéj zgromadzających się do niéj chrześcijan, aż nakoniec przybył do niéj Papież. Wtedy Cecylia rzekła do niego: „O trzy dni zwłoki błagałam Pana Boga abym w twoje ręce ducha mego oddała, i prosiła cię żebyś ten dom mój na kościół poświęcił.” Co wyrzekłszy zaczęła się modlić wraz ze świętym Urbanem, i poszła do Oblubieńca swojego niebieskiego 23 Listopada roku Pańskiego 232.

Pożytek duchowny

Święta Cecylia, z powodu iż zwykle przy śpiewaniu Psalmów towarzyszyła sobie instrumentem muzycznym, poczytaną jest za główną Patronkę muzycznéj sztuki. Proś ją aby oddającym się téjże sztuce wyjednywała potrzebne łaski do tego, aby oni naśladując w tonach ziemskich niebieską harmonią, nie używali jéj do roznamiętniania ziemskich uczuć w słuchających, lecz głównie do opiewania chwały Bożéj i do pobudzania przez to i drugich do nabożeństwa,

Modlitwa (Kościelna)

Boże który nas błogosławionej Cecylii Dziewicyi Męczenniczki Twojéj uroczystością rozweselasz, daj prosimy, abyśmy oddając jéj cześć należną, za jéj przykładem żyli świątobliwie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1005–1008.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 925–926

„Kto pomiędzy wami smutny, niechaj się modli; kto dobrej myśli, niechaj śpiewa”, mówi święty Jakub. Do tej rady apostoła stosowała się ściśle święta Cecylia. Modliła się często i rozważała prawdy Ewangelii świętej. W niej znalazła tyle pokrzepienia i siły, że prostaczków mogła nauczać, oprzeć się sędziemu pogańskiemu i położyć życie za wiarę. Z modlitwą i rozmyślaniem łączyła święte pienia i hymny, które intonowała na chwałę Boską przy głosie instrumentu muzycznego. Zamiłowanie muzyki wyniosło ją do godności patronki zwolenników tej sztuki. Ponieważ pierwsi chrześcijanie lubili śpiew, zachęcali ich nauczyciele do opiewania wszechmocy Boskiej. Śpiewali przeto wyznawcy Chrystusowi przy pracy, w kościołach, w celi więziennej, a nawet na rusztowaniu i na stosie. Pienia ich były świątobliwe; były to pieśni dziękczynne, sławiące dobroć i wszechmoc Boską. Nigdy nie skalała ich ust piosneczka lubieżna, hulaszcza, tchnąca bezbożnością. W sercu ich gorzała miłość Boga i nieskalana czystość; brzydzili się przeto wszetecznymi i lubieżnymi śpiewkami, którymi kalali usta poganie. Jak daleko odbiegli od nich teraźniejsi chrześcijanie! Nie raz słychać u nich piosenki, które okrywają słuchaczy rumieńcem wstydu, z których radują się nie aniołowie, lecz szatani. Serce ich pełne brudu, nie dziw przeto, że brudne i bezecne są ich piosenki. Nadto nie zna ich serce miłości niebiańskiej, lecz ziemską i nieczystą; jakże tedy można od nich żądać śpiewu na chwałę Boską? Śpiew jest pociechą serca ludzkiego. Kościół katolicki śpiewa po dziś dzień psalmy Dawidowe, jako też od czasów apostolskich brał pod skrzydła swej opieki śpiew mający na celu chwałę Boga, a potępiał pienia, które nie krzepią serca ludzkiego pociechą, lecz wabią je do grzechu. Kto przeto chce być szczerym synem Kościoła, niech nigdy nie kala ust śpiewem, który szerzy zgorszenie i odwodzi od Boga. Zarówno rolnik jak i rzemieślnik osładzają sobie pracę śpiewem, wszakże pobożni i uczciwi ludzie zatykają sobie uszy, gdy treść tych piosneczek tchnie lubieżnością i wabi do grzechu. Ptastwo wita Stwórcę swego wesołym świegotem, a chrześcijanin używa głosu swego na Jego obrazę. Cóż może być smutniejszego! Śpiewajmy zatem, ale posłuszni radzie św. Franciszka Salezego śpiewajmy tylko pieśni niewinne albo nabożne, tj. takie, w których by się śpiew łączył z korną modlitwą. Święta Cecylia czystym sercem i niepokalanymi ustami śpiewała chwałę Boga, póki bawiła na tej ziemi, a teraz sławi śpiewem wszechmoc Jego z całym zastępem aniołów i Świętych Pańskich. Idźmy więc za jej przykładem i zanućmy hymn pochwalny na cześć i chwałę Pana nad pany.

Footnotes:

1

Psal. CXVIII. 80.

2

Efez. IV. 5. 6.

Tags: św Cecylia św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik czystość anioł nawrócenie muzyka zgorszenie
2020-11-21

Ofiarowanie Przenajświętszéj Maryi Panny

Zaszło około roku 12-go przed Chrystusem Panem.

(Szczegóły te wyjęte są z dzieł świętych: Grzegorza Nyseńskiego, Jana Damascena, Hieronima i Bonawentury.)

Święto ofiarowania przenajświętszéj Panny, jest uroczystą pamiątką téj błogosławionéj chwili, w któréj Marya wybrana przed wiekami od Boga za Matkę Jego Syna jednorodzonego, opuściwszy dom rodzicielski zaofiarowała się Panu Bogu na wyłączną Jego służbę, osiadając przy świątyni Jerozolimskiéj.

Było w zwyczaju Izraelitów, poświęcać na wyłączną służbę Bożą siebie samych lub dzieci swoje. Z tego powodu znajdowały wokoło świątyni Jerozolimskiéj mieszkania, z których jedne przeznaczone były dla młodych chłopczyków, drugie dla dziewczątek zaofiarowanych Bogu. Zajęciem ich była obsługa przy świętych obrzędach, ćwiczenie się w naukach głównie religii tyczących się, i roboty około ozdób świątyni. Tak pomiędzy innemi czytamy w Piśmie Bożém, że Alkana zaofiarowała Panu Bogu syna którego miała porodzić, a którym był wielki Prorok Samuel. W drugiéj księdze Machabeuszów jest znowu wzmianka o dzieciach mieszkających i wychowujących się przy świątyni; a święty Łukasz w Ewangelii swojéj wspominając o prorokini córce Fanuela, powiada, że ani na chwilę nie wydalała się ze świątyni.

Święty Joachim i święta Anna, rodzice przenajświętszéj Panny, w podeszłym wieku nie mając potomstwa, uczynili ślub Panu Bogu, że jeśli ich obdarzy dziecięciem, zaofiarują je do świątyni na służbę Jego. Zaledwie więc Marya wychodziła z niemowlęctwa, spełnili to z obowiązanie się i zaprowadzili ją do świątyni, kiedy miała dopiéro lat trzy, lecz, już rozum najzupełniéj rozwinięty, gdyż tém obdarzoną była od najpierwszéj chwili życia.

Pisarze najdawniejszych wieków Kościoła powiadają, że to zaofiarowanie się Maryi na wyłączną służbę Bożą w świątyni Jerozolimskiéj, z nadzwyczajną odbyło się uroczystością, gdyż do tego pobudzeni zostali wszyscy najznakomitsi i najpobożniejsi mieszkańcy tego miasta, z tajemniczego natchnienia Bożego. Utrzymują także że kapłanem który miał szczęście przyjmować Ją wtedy w świątyni, był błogosławiony Zacharyasz. Słusznie zaś powiada święty Ambroży, że w chwili téj spełniała się ofiara Panu Bogu najmilsza jaką kiedy od początku świata odebrał, i że dzień poświęcenia świątyni Jerozolimskiéj w którym jak mówi Pismo, świątynia ta była napełniona chwałą Bożą, nie przyniósł Panu Bogu tyle chwały, ile dzień w którym Marya wstąpiła do tegoż przybytku świętego. Niebyło istoty żadnéj ani na ziemi ani w Niebie samém doskonalszéj i świętszéj jak Marya, która od pierwszéj chwili swojego Niepokalanego Poczęcia była świętszą od wszystkich Świętych, razem wziętych gdy oni już do najwyższéj doszli byli doskonałości, a nawet od wszystkich Cherubinów i Serafinów, więc czyż mogła jaka inna ofiara, milszą być Bogu, nad to zaofiarowanie się Maryi?

Nie masz wątpliwości piszą Ojcowie święci, że Marya od pierwszéj chwili życia, poświęciła Panu Bogu Swoje dziewictwo; lecz utrzymują oraz, że uroczystym ślubem zobowiązała się do tego dopiéro w chwili właśnie tego swojego ofiarowania się w świątyni, którego dziś pamiątkę obchodzimy.

Nadzwyczajna świątobliwość objawiająca się w téj przebłogosławionéj Dziecinie i najwyższe nadprzyrodzone dary któremi jaśniała sprawiły, że wszyscy patrzali na nią jak na największy cud łaski Bożej, i tak wzniosłe o Jéj wyjątkowéj świętości mieli wyobrażenie, że, jak pisze święty Grzegorz, święty Herman Biskup Carogrodu i wielu innych ojców Kościoła, dozwolono Maryi przebywać w świątyni w miejscu zwanym Święte nad świętymi (Sancta sanctorum). Byłato zaś ta część przybytku Pańskiego, w któréj niegdyś przechowywano Arkę Przymierza, z któréj Pan Bóg wydawał uroczyście Swoje wyroki, i do którego nikomu nie wolno było wchodzić prócz najwyższego kapłana, i to tylko raz na rok na krótką chwilę dla złożenia tam wonnych kadzideł, a wtedy przybierać się musiał z całą okazałością najwyższéj swojéj godności. W témto więc miejscu, bez wątpienia najświętsezém jakie podówczas było pod słońcem, spędzała młodziutka Marya większą część dnia każdego, a niekiedy i całe noce.

Święty Hieronim opisując szczegóły pobytu przenajświętszéj Panny w świątyni, powiada że w następujący sposób urządzone były Jéj codzienne zajęcia: „Od prymy do tercyi; to jest od świtu do godziny dziewiątéj rano, trwała, na modlitwie. Od tercyi do nony: to jest od drugiéj połowy poranku, do trzeciéj po południu, zatrudniała się robotami ręcznemi odpowiednemi Jej wiekowi i powołaniu. W téj porze brała skromny posiłek, który według tegoż świętego ojca sami Aniołowie Jéj przyrządzali i podawali, usługując jak swojéj pani i królowej. Potém uczono Ją Pisma świętego i wszystkiego co się odnosiło do głębszéj znajomości Prawa Bożego, ksiąg starego zakonu i wszystkich jego obrzędów. Wieczorem udawała się na modlitwę, i tę długo w noc przeciągała.” 1

Święty Bonawentura zaś, takie jeszcze podaje o tém wiadomości. „O szczegółach pobytu przenajświętszéj Panny w świątyni, gdzie Ją rodzice w trzecim roku Jéj życia oddali dowiadujemy się, pisze ten doktor Seraficki, z objawień jakie miała święta Elżbieta, a w których Sama Matka Boża tak do niéj mówiła: Gdy rodzice odprowadzili mnie do świątyni, postanowiłam w sercu mojém Boga poczytywać za Ojca mojego, i często pobożnie rozpamiętywałam czémbym mogła ściągnąć na siebie najobfitsze jego łaski. Starałam się aby mnie wyuczono praw Jego, i ze wszystkich przykazań Boskich te trzy szczególnie wzięłam do serca: «Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twojego, i ze wszystkiéj duszy i ze wszystkiéj myśli twojéj», i oto drugie: «Będziesz miłował bliźniego twojego jako siebie samego», 2 i nakoniec to trzecie: «Będziesz miał w nienawiści nieprzyjaciela twego» 3. Nie może bowiem dusza posiadać żadnéj cnoty, jeśli Boga nie miłuje z całéj siły swojéj a bliźniego jak siebie samego; i znowu, żadna cnota w duszy nie utrwali się, jeśli obok téj miłości, nie będzie ona miała w nienawiści nieprzyjaciół swoich, któremi są tylko grzechy nasze i najmniejsze wady. Kto więc pragnie nabyć i przechowywać w sobie łaskę Bożą, powinien serce swoje ugruntować w takiéj miłości i w takiéj nienawiści.”

„Często wstawałam wśród nocy, mówiła daléj Marya w témże objawieniu,i udawałam się przed sam ołtarz w świątyni, a tam z największą gorącością ducha, z najsilniejszém przyłożeniem woli, i z całą pobożnością na jaką tylko zdobyć się mogłam, prosiłam Pana Boga, abym te przykazania Jego i wszelkie inne prawa religii świętéj wiernie dopełniała. Prócz tego, trwając tym sposobem na modlitwie, prosiłam Pana Boga o pokorę, cierpliwość, dobrotliwość łagodność i wszystkie cnoty, któremi mogłabym stać się Mu miłą. Prosiłam także aby mi objawił czasy w których narodzi się Ta błogosławiona Dziewica, która miała być Matką Syna Bożego, i aby dochował mi wzrok do téj pory, abym na Nią patrzeć mogła; język abym nim chwałę Jéj głosiła; ręce abym niemi Jéj służyła, nogi abym za Nią chodzić mogła, kolana abym padając na nie, cześć oddawała Bogu w Jéj łonie zamkniętemu. Prosiłam także o łaskę doskonałego posłuszeństwa, rozkazom i poleceniom Najwyższego kapłana świątyni; nakoniec błagałam Boga, aby w wiernéj służbie swojéj, utrwalać raczył synagogę i swój wybrany naród.”

Usłyszawszy to wszystko, pisze święty Bonawentura, święta Elżbieta która miała to objawienie, rzekła: „O! Panno najłaskawsza! czyż już i bez tego, nie byłaś Ty pełną łaski i cnót wszelkich?” A na to Matka Boża jéj odpowiedziała: „Powiem ci, iż prócz łaski uświęcającéj mnie w chwili niepokalanego Poczęcia mojego w łonie matki mojéj, żadnego daru i żadnéj łaski od Boga nie otrzymałam inaczéj, jak prosząc o nie. Bo wiedz o tém jako o rzeczy niezawodnéj, że żadna łaska nie zstępuje na duszę inaczéj jak przez modlitwę i umartwienie ciała.” 4

To pisze święty Bonawentura, a święty Hieronim prócz szczegółów wyżéj przez niego podanych, takie jeszcze przydaje o pobycie Maryi, w świątyni: „Zawsze widziano Ją najpierwszą na wszystkich świętych obrzędach; najbieglejszą w nauce Pisma Bożego, najcudniéj śpiewającą Psalmy Dawidowe, najtroskliwszą w uczynkach miłosierdzia, najniepokalańszą w straży cnoty czystości, najdoskonalszą we wszystkich cnotach. Towarzyszki Swoje przestrzegała z największą miłością aby w niczém nie wykraczały, a pragnąc aby nawet w pozdrowieniach jakie sobie oddawały nawzajem przy każdém spotkaniu, nie przerywała się chwała Boża, gdy Ją kto pozdrawiał, odpowiadała: „Dzięki niech będą Bogu” (Deo gratias). Od Niéjto więc wyszedł zwyczaj podobnego pozdrowienia, którém witali się zwykle pierwotni chrześcijanie, a które nawet późniéj umieszczono i w pacierzach kościelnych gdzie te słowa często się powtarzają. Nakonieec podczas pobytu Maryi w świątyni, mówi daléj święty Hieronim, codziennie widywano Anioła który z Nią rozmawiał, przychodził po Jéj rozkazy, był Jéj uległy jakby dziecko matce, i usługiwał jéj z uszanowaniem jak brat siostrze starszéj.” 5

Marya pozostawała w świątyni lat jedenaście: to jest do chwili w któréj poślubioną została świętemu Józefowi, aby pod Jego opieką a za sprawą Ducha Świętego, stać się Matką Zbawiciela naszego.

Taką więc to wielką i świętą pamiątkę obchodzi dziś Kościół Boży, bo pamiątkę chwili w któréj Ta przez którą miało przyjść na świat cały zbawienie, zaofiarowała się Bogu, a zaofiarowała się na najwyższą jaka istotę stworzoną spotkać mogła służbę, i poświęciła się z takiém sercem i tak doskonale, że przyjmując Pan Bóg tę najmilszą ze wszystkich jakie mu przed tém składano ofiarę, tak dalece Ją względnie i łaskawie przyjąć raczył, że Sam późniéj zstąpił w Jej łono, aby przyoblekłszy się w niém w człowieczeństwo, zaofiarować się za nas Sobie Samemu. Słusznie więc utrzymują: święty Amedy, święty Epifaniusz, święty Grzegorz, święty Andrzej, święty Herman, święty Jan Damasceński i tylu innych ojców Kościoła, że ofiarowanie się przenajświętszéj Panny, było pierwszym czynem religijnym jakby już Nowego Przymierza, a najmilszym Bogu, i że uroczystość dzisiejsza, jest niejako wstępem do wszystkich innych uroczystości Kościoła Chrystusowego i ich początkiem.

Święto ofiarowania, od pierwszych wieków chrześcijaństwa obchodzone na Wschodzie, przyjęte i upowszechnione zostało w całém świecie katolickim znacznie późniéj. Dopiéro w roku Pańskim 1374, zatwierdził je Papież Grzegorz XI, a Sykstus V, rozciągnął do całego Kościoła.

Pożytek duchowny

W dniu dzisiejszym, obchodzi się pamiątka najmilszéj ofiary jaką kiedy ludzie mogli złożyć Panu Bogu, bo pamiątka zaofiarowania się Mu istoty po Nim najświętszéj i najdoskolszéj. Dziękuj więc Maryi z całego serca za to Jéj ofiarowanie się, bo przez nie już dawała Ona początek sprawie naszego odkupienia, w któréj zaofiarował się Sam Boski Jéj Syn Pan nasz Jezus Chrystus, za nasze zbawienie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś przenajświętszą Maryą Pannę, żywy Przybytek Ducha świętego, w dniu dzisiejszym w świątyni Jerozolimskiéj, na służbę Twoję zaofiarowaną mieć chciał; spraw pokornie prosimy, abyśmy za Jéj wstawieniem się, godni okazali się być Ci zaofiarowanymi w świątyni wiecznéj chwały Twojéj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1002–1005.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 922–923

Miłościwi bracia i siostry w Chrystusie Pa nu! W dniu dzisiejszym obchodzimy pamiątkę najmilszej ofiary, jaką ludzie Panu Bogu kiedykolwiek złożyć mogli, bo pamiątkę ofiarowania się Mu istoty po Nim najświętszej i najdoskonalszej. Czyż więc dzień dzisiejszy nie przywodzi wam na pamięć nic takiego, czym byście, naśladując przykład Przeczystej Dziewicy, mogli okazać tęsknotę do utajonego w Przenajśw. Hostii Pana i Zbawiciela waszego? Wszakżeśmy wszyscy cudem łaski Bożej ofiarowali się Bogu przy akcie chrztu świętego, wszakżeśmy się wszyscy wychowali pod skrzydłami opieki Kościoła świętego, ustanowionego przez Chrystusa. Wszakże wszyscy wierzymy, nie jak Najśw. Panna, w obiecanego i dopiero przyjść mającego, lecz w rzeczywistego i obecnego Pana i Zbawiciela naszego. Zastanówmy się przeto, czy serce nasze jest istotnie przejęte tęsknotą i ofiarnością dla Niego, czy jesteśmy gotowi wszystko Mu poświęcić, myśli, mowy i uczynki nasze, i czy szczerze pragniemy mieć w Najśw. Pannie Opiekunkę i Orędowniczkę naszą.

Footnotes:

1

Ś. Hier. List do Heliod.

2

Mat. XXII. 37. 39.

3

Mat. V. 43.

4

Ś. Bonaw. Życie P. J. Rozdział III.

5

Ś. Hieronim jak wyżéj.

Tags: Maryja św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Elżbieta św Bonawentura modlitwa
2020-11-20

Św. Feliksa Walezyusza, Wspólzałożyciela Zakonu oo. Trynitarzy

Żył około roku Pańskiego 1212.

(Żywot jego wyjęty jest z kronik Zakonu przez niego założonego.)

Święty Feliks z królewskiego rodu Walezyuszów pochodzący, przyszedł na świat roku Pańskiego 1127. Wigilią jego urodzenia, matka miała widzenie następujące. Ujrzała przenajświętszą Maryą Pannę, piastującą na ręku Pana Jezusa krzyż dźwigającego; przy boku zaś Jéj było drugie dziecię, trzymające w ręku koronę z lilii, którą na zamian za krzyż, podało maleńkiemu Jezusowi. A gdy zdziwiona rozumieć tego nie mogła, objawił się jéj święty Hugo, przed którego ołtarzem wtenczas się modliła i wytłómaczył, że dziecię to które widzi, jest synem którego w łonie nosiła, a który wzgardziwszy zaszczytami świata i oddawszy się życiu pustelniczemu, zamieni lilię, będącą herbem królów Francuzkich do których rodziny należał, na krzyż Chrystusowy. Nazajutrz porodziła syna, i dała mu imię Hugona, które on późniéj, udając się na puszczę, sam przemienił na imię Feliksa to jest Szczęsnego.

Gdy był jeszcze przy piersiach, wielka nastała w całym kraju susza, a w skutek tego głód powszechny. Gdy razu pewnego zeszli się ubodzy do pałacu jego rodziców, a z powodu wielkiéj ich liczby, chleba nie stawało, piastunka obecna temu trzymając Feliksa na ręku, ostatni bochenek rączką jego przeżegnała, i chléb cudownie rozmnożony, dla wszystkich ubogich wystarczył. Co widząc piastunka, wyniosła dziecinę ku polom, i one téż jego rączką trzykroć pobłogosławiła. W tejże chwili puścił się deszcz rzęsisty, i wielki potém był urodzaj.

Zaledwie z niemowlęctwa wyszedł święty Feliks, a już objawiał miłosierdzie swoje dla ubogich, którém poźniéj tak się odznaczył. Dwa lata miał wieku, kiedy widząc jak rozdawano jałmużnę pieniężną ubogim, wyrwał się z rąk piastunki, i co mógł dziecinną ręką zaczerpnąć w worku, brał i rozdawał to biednym, biegając pomiędzy niemi. Odtąd téż przez jego ręce czyniono wszelkie w domu jałmużny. Ta cnota rosła z nim, i gdy przyszedł do lat młodzieńczych, codziennie zanim sam zasiadł do stołu, kilkunastu karmił ubogich, a kiedy którego spotkał, obdarzał go hojnie, czasami nawet szaty swoje oddając, gdy już pieniądze rozdał.

Nauki pobierał w Klarawalli, pod okiem świętego Bernarda. Chciał tam zostać zakonnikiem, lecz mu to odradził święty Bernard, widząc duchem prorockim, że go Pan Bóg do założenia nowego Zgromadzenia powoła; pozwolił mu jednak wieść już wtedy życie zakonne, w którém święty Feliks najstarszych zakonników przewyższył.

Wyszedłszy razu pewnego na przechadzkę, spotkał biednego człowieka na wpół nagiego; zdjęty litością oddał mu swoję koszulę, a wróciwszy do domu znalazł ją w celi przedziwną wonność z siebie wydającą, i objawioném mu zostało, że ów ubogi był jego własnym Aniołem Stróżem. Doszła go była wiadomość o śmiertelnéj chorobie jego matki, a gdy z płaczem błagał Boga o jéj zdrowie przed krucyfiksem, usłyszał te słowa z niego wychodzące: „Synu, ani twojéj matce ani tobie, nie jest to pożyteczném o co prosisz.” Poddał się więc woli Bożéj, a śmierć matki, którą bardzo kochał, zniosłszy najspokojniéj, duszę jej polecał miłosierdziu Boga.

Wkrótce potém, król Francuzki udawał się na wyprawę krzyżową, a jak wszyscy książęta krwi panującéj tak i Feliks przyłączył się do niego. Wróciwszy z wojny, postanowił świat opuścić i poświęcić się na wyłączną służbę Bogu. Udał się po radę do świętego Bernarda, i zwierzył się mu iż ma zamiar zostać pustelnikiem. Święty Bernard utwierdził go w tym pobożnym zamyśle, i wymógł na nim aby wprzód jeszcze został Kapłanem. Odebrawszy wyższe święcenia, najprzód zrzekł się prawa następstwa do książęcego tronu, który go czekał po ojcu, i opuszczając rodzinę tajemnie, uszedł w góry Prudelli, a znalazłszy tam kapliczkę Panny przenajświętszéj i chatkę przy niéj przez świętego Fiakra, Szwedzkiego królewicza a także pustelnika, niegdyś zamieszkałą, w niéj osiadł. W postach i wszelkiego rodzaju umartwieniach ciała ćwicząc się, święty Feliks trwał na modlitwie po dniach całych, a niekiedy i w nocy, oka niezamykając. Napadany od pokus i od szatanów, jako niegdyś pustelnicy Tebaidzcy, zwyciężał je jak oni, uciekając się do Boga, a Pan Bóg łaskami go Swojemi coraz wyższemi obdarzał. Nietylko bowiem Święci Pańscy, nietylko Aniołowie, ale Królowa Anielska i Sam Chrystus Pan, w objawieniach swoich często go nawiedzali. Opatrzność téż Boska cudownie czuwała nad nim, gdyż kiedy w zimie brakło mu korzonków leśnych któremi się żywił, zsyłał mu Pan Bóg w każdą niedzielę kruka, który mu bułkę chleba przynosił, a ta mu na cały tydzień starczyła. Niedługo jednak świątobliwość Feliksa przed ludźmi tajną była, gdyż ją Pan Bóg przez pastuszków trzodę pasących, którzy przypadkiem aż do jego chatki zabłąkali się, w całéj téj krainie rozgłosił. I zaczęli garnąć się do niego ludzie błagając go o modlitwy za nimi do Boga i o ratunek w różnych utrapieniach, a Pan Bóg zsyłał im przez niego i cudowne nawet pociechy. Między innemi, pewien wieśniak mający syna ślepego, prowadził go do świętego Feliksa, aby mu wzrok przywrócił. Lecz na przeprawie przez rzekę, wpadł mu ten syn do wody i utonął. Wydobywszy ciało, strapiony ojciec przyniósł je do świętego pustelnika, który wzruszony miłosierdziem, padł na kolana, pomodlił się, i zmarłego wskrzesił. Uradowany ojciec, wrócił z synem do domu, lecz spostrzegł że ślepym jest pomimo tego. Wrócił więc znowu do Feliksa, który przeżegnawszy jego oczy, i wzrok mu przywrócił.

Prowadził już to pustelnicze życie swoje więcéj niż lat dwadzieścia, kiedy razu pewnego gdy się modlił, stanął przed nim Anioł, i objawił mu przyjście przyszłego towarzysza na puszczy, imieniem Jan. Jakoż, wkrótce potém święty Jan z Maty, wielkiéj świątobliwości prałat Paryzki, zupełnie nieznany świętemu Feliksowi, a także mający zamiar wieść życie pustelnicze, zapukał do jego chatki. Feliks przywitał go po imieniu, i odtąd żyli razem na puszczy przez lat trzy, aż im objawił Pan Bóg przez Anioła i przez okazanie się jelenia krzyż błękitny i czerwony wśród rogu mającego, aby udali się do Rzymu, dla założenia nowego Zakonu, przeznaczonego głównie do wykupowania chrześcijan z niewoli pogańskiéj.

Porzuciwszy tedy z rozkazu Bożego wielce sobie ulubioną puszczę, udali się do Rzymu, gdzie od Papieża Inocentego III, który weśnie miał objawienie o ich przyjściu, najłaskawiéj przyjęci, po otrzymaniu od niego zatwierdzenia nowego Zakonu pod nazwą Trynitarzy, wrócili do Francyi. Jakiś czas zatrzymali się w Paryżu, gdzie Regułę swojego Zgromadzenia ostatecznie ułożyli, a przyjąwszy do niego wielu świątobliwych i uczonych mężów, poszli znowu w góry Prudelli, gdzie pierwszy swój klasztor na miejscu na którém przy źródle zimnéj wody objawił się im jeleń, pod nazwiskiem Jelenia zimnego (Cervi frigidi) założyli. Tam Feliks został pierwszym przełożonym, a święty Jan powtórnie udał się do Rzymu, dla założenia i w tém mieście klasztoru swojéj Reguły. Przy rozstaniu, Feliks powiedział mu że się już więcéj nie obaczą, i że pierwiéj od niego umrze, co się téż i stało.

Miał jednak jeszcze czas rządzić Zakonem lat kilka, a wzorem wysokich cnót swoich przewodnicząc braciom, wielu znakomitych ludzi przykładem własnym pobudził do wzgardzenia świata i wstąpienia do jego Zgromadzenia. Wkrótce téż go rozszerzył po całéj Francyi i Belgii, a tak gorliwie zajmował się wykupywaniem więźniów, że za staraniem swojém, przeszło cztery tysiące tych nieszczęśliwych wyrwał zpod jarzma pogańskiego.

Zdarzyło się, że, gdy przebywał w tym klasztorze na puszczy, w wigilią uroczystości Narodzenia Matki Bożéj, ze szczególnego rozporządzenia Boskiego, wszyscy zakonnicy niesłysząc znaku budzenia na Jutrznię o północy odmawianą, nie wstali. Sam tylko święty Feliks według zwyczaju swojego, wcześniéj przyszedłszy do chóru, znalazł w nim na miejscu przełożonego Samę Matkę Bożą w habit jego Zakonu przybraną, tudzież: wielu Aniołów podobnież przybranych, którzy razem z nim całą Jutrznię odśpiewali. Z téj przyczyny ojcowie Trynitarze, święto Narodzenie Matki przenajświętszéj ze szczególną obchodzą uroczystością. Feliks zaś zrozumiał z tego widzenia, iż już niedługo przejdzie do chóru niebieskiego, o czém go wkrótce i Anioł przysłany od Boga wyraźnie zawiadomił.

Pełen tedy już lat i zasług przed Bogiem, w ciężką zapadł chorobę, którą znosząc z największą cierpliwością, troszczył się tylko nieco o swój Zakon i jego przyszłość. Lecz mu się okazała przenajświętsza Panna, polecając aby się o to nie frasował i oświadczyła, iż synów jego w szczególną Swoję bierze opiekę i za Matkę się im daje. Wielce widzeniem tém uradowany Feliks i na ciele nawet cudownie pokrzepiony, zwoławszy wszystkich zakonników, kazał śpiewać Te Deum laudamus i poszedł z nimi do kościoła, gdzie Mszy świętéj wysłuchawszy i przenajświętszém Ciałem Pańskiém posiliwszy się na drogę do wieczności, pobłogosławił braci, najzbawienniejsze dając im nauki. Potém, wrócił do swojéj ubogiéj celki, przyjął ostatnie Olejem świętym namaszczenie, i całując nabożnie wizerunek Pana Jezusa ukrzyżowanego, ucieszony widzeniem Matki Bożéj i Aniołów którzy przyszli po duszę Jego, poszedł do Nieba na ich rękach, dnia 5-go Listopada, roku Pańskiego 1212, mając lat ośmdziesiąt i pięć. W chwili gdy skonał, same dzwony na wieży kościelnéj, bez poruszania ich ręką ludzką, błogosławiony zgon jego ogłosiły, i tejże godziny okazał się on świętemu Janowi, towarzyszowi swojemu w Rzymie podówczas przebywającemu.

Wielu cudami i po śmierci słynącego, Papież Urban IV wraz ze świętym Janem z Matty, w poczet Świętych wpisał.

Pożytek duchowny

Wielkiéj bez wątpienia doznał święty Feliks pociechy, gdy wspólnie z Matką Bożą i Aniołami, śpiewał w chórze swojego klasztoru Jutrznię. Cóż przeszkadza każdemu z nas, gdy się modlimy, łączyć oddawaną przez nas cześć Bogu z tą chwałą bezustanną jaką mu oddają w niebie Aniołowie i Królowa Anielska Panna przenajświętsza? Staraj się z tą intencyą odmawiać pacierze, a doznasz także niemałéj pociechy.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Feliksa Wyznawcę Twojego, z puszczy do założenia Zakonu na wykup więźniów, cudownie powołać raczył; spraw prosimy, abyśmy za łaską Twoją, z niewoli grzechów naszych, za jego wstawieniem się wyzwoleni, do niebieskiéj ojczyzny doprowadzeni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 999–1001.

Tags: św Feliks Walezjusz św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cuda jałmużna św Bernard niewola
2020-11-19

Św. Elżbiety, Królewnéj Węgierskiéj, Wdowy

Żyła około roku Pańskiego 1231.

(Żywot jéj był napisany przez ojca Konrada z Marburga, Zakonu Braci Mniejszych, jéj spowiednika.)

Święta Elżbieta córka Andrzeja króla Węgierskiego, i Gertrudy księżniczki Korynckiéj, przyszła na świat roku Pańskiego 1207. Miała lat trzy kiedy zaręczoną została z książęciem Ludwikiem, następcą tronu Turyngii, i w rok potém na dwór ten odwieziona, pod okiem księżnéj Zofii matki swojego przyszłego małżonka, wychowanie pobierała. Dziecinne serce jéj od rodziców oderwane, całkiem zwróciło się do Boga, jak jéj to pobożna matka przy rozstaniu polecała, i Bóg téż szczególnemi łaskami obdarzał ją od téj pory. Najmilszą dla niéj rozrywką, była modlitwa i dawanie jałmużny. Wspierała czém mogła ubogich, a każdego prosiła aby się za nią modlił. Gdy miała lat dziewięć, umarł książe panujący, a na tron wstąpił jéj narzeczony. Jako jego przyszła małżonka, prawo miała do tém wytworniejszych strojów i hołdów powszechnych. Lecz ona właśnie tém bardziéj zaczęła gardzić wszelkiemi próżnościami światowemi. Im świetniejszą uroczystość obchodzono, tém się skromniéj ubierała; a gdy do kościoła wchodziła, zdejmowała i te ozdoby książęce jakie miała na głowie. Gdy ją o to księżna matka strofowała pytając dla czego to czyni, odpowiedziała: „Nie mogę znieść żadnych kosztowności na głowie, patrząc na cierniową koronę Zbawiciela.”

Taki sposób życia obrócił przeciw niéj wszystkich prawie dworzan, tém bardziéj że i stara księżna niechętnie na to patrzała. Wyszydzano jéj nabożeństwo, upokarzano ją i bardzo dotkliwie w różny sposób, a nawet starano się odwieść księcia Ludwika od jéj zaślubienia. Święta Elżbieta znosiła to wszystko w największéj pokorze i cierpliwości, książe zaś dał odpraw szemrzącym na jéj świątobliwe życie, mówiąc że to właśnie ceni w niéj wyżéj nad wszelkie skarby i korony, jakieby w wianie przynieść mogła. Aby zaś przeciąć drogę wszelkim zabiegom jéj nieprzyjaciół, przyśpieszył zaślubiny, i gdy miała tylko lat trzynaście, zawarł z nią uroczyście śluby małżeńskie. Od téj pory Elżbieta przyczyniła sobie jeszcze więcéj ćwiczeń pobożnych i umartwień ciała, gdyż temu wcale nie sprzeciwiał się pobożny jéj małżonek.

Na dworze książęcym przebywał wtedy przysłany od Papieża w ważnych sprawach Kościoła w Niemczech, wielkiéj zacności i sławy przewodnik dusz do wyższéj doskonałości dążących, ojciec Konrad z Marburga, z zakonu Braci.mniejszych świętego Franciszka Serafickiego. Tego sam Papież doradził jéj za ojca duchownego, i jakkolwiek znalazła w nim przewodnika nadzwyczajnéj surowości, aż do śmierci jak najwierniéj go słuchała. Przedziwny téż postęp, a codziennie coraz wyższy, na drodze Bożéj czyniła. On jednak tak dalece probował jéj pokory i zaparcia, że razu pewnego zbił ją dotkliwie kijem, o czém jednak drudzy aż wtedy się o tém dowiedzieli, gdy wypadkiem jedna z pań jéj dworu ślady ciężkich razów na ciele jéj odkryła.

Dla ubogich wielkie miała miłosierdzie, i sama chorym ostatnie oddawała usługi; a gdy dworzanie robili jéj uwagę, jakoby to nie zgadzało się z jéj godnością małżonki panującego odpowiedziała: „Alboż nie wiecie, że ja w tych ubogich służę Samemu Królowi Królów, Panu świata i Nieba Jezusowi Chrystusowi.” Razu pewnego, spotkawszy biednego nędznie odzianego wśród zimy, płaszcz mu swój oddała. Podczas panującego w całych Niemczech w roku Pańskim 1225 ciężkiego głodu, gdy mąż jéj z cesarzem do Włoch był odjechał, a jéj rządy państwa poruczył, kazała z dóbr książęcych wszystkie zapasy zboża rozdać ubogim, a przy zamku książęcym, codzień około tysiąca biednych, sama im usługując, karmiła. Kiedy na to pieniędzy w skarbie zabrakło, wszystkie swoje kosztowne stroje i klejnoty na ten cel sprzedała. Gdy świątobliwy książe Ludwik powrócił, a na to dworzanie przed nim szemrali, rzekł im: „Wdzięczny za to jestem siostrze mojéj (tak ją bowiem nazywał zwykle), niech wspiera ubogich, bo to dzieci nasze.”

Prócz takiéj szczodroliwości, założyła obok zamku książęcego szpital, gdzie sama codziennie chorym usługiwała, a także dom przytułku dla sierot, które jak najbogobojniéj wychowywała. Kiedy zdarzało się że wróciwszy od biednych, znachodziła na odzieniu własném roje robactwa, cieszyła się z tego jakby ją perłami obsypano. Będąc u siebie, ani chwili nie próżnowała, a zawsze zajęta jakąś pożyteczną robotą, przyrządzała ozdoby do kościołów albo ubrania dla biednych.

Ubierała się jak najskromniéj, a gdy jéj to przyganiano, mówiła jakby duchem prorockim: „Trzeba mi do szat takich nawykać, bo w nich łatwiéj mi przyjdzie kiedyś chleba żebrać.” Raz gdy od jéj ojca króla Węgierskiego, znakomici posłowie przybyli, mąż jéj zafrasował się nieco, że kosztowniejszych sukień nie ma na ich przyjęcie. Elżbieta wyszła do nich w zwykłém ubraniu, a okazała się im okryta przepyszną i nadzwyczaj bogatą szatą, lśniącą od kosztownych kamieni.

Spełniła się téż i jéj przepowiednia że do ubóstwa przyjdzie. Miała lat dwadzieścia, kieł dy mąż jej udał się na wyprawę krzyżową, i w Sycylii umarł. Brat jego Henryk, przywłaszczywszy sobie tron Turyngii, który z prawa spadał na syna Elżbiety, wygnał ją z zamku książęcego wraz z dziećmi, i z wszelkiego majątku odarł, od razu do nędzy przywodząc. Wyszła Święta pieszo, bez żadnego opatrzenia, mając tylko przy sobie dwie najwierniejsze swoje sługi: Izyntradę i Gutę. Noc spędziła w opuszczonéj i na pół rozwalonéj chacie, a o świcie słysząc dzwonienie na jutrznię w klasztorze Braci-mniejszych, udała się tam i uprosiła zakonników, aby hymn Te Deum laudamus uroczyście odśpiewali, na podziękowanie Panu Bogu, że ją w poczet ubogich Swoich zamieścić raczył. Zima była, i z dziatkami długo tulić się musiała w ciasnéj i nieopatrzonéj izdebce, którą jéj z miłosierdzia dano. Doznawała przytém wiele zelżywości od motłochu, przez niegodziwego jéj szwagra na nią podbudzanego. Zdarzyło się nawet, że pewna niewiasta któréj ona, gdy na tronie była, wielkie dobrodziejstwa świadczyła, spotkawszy ją na ciasnéj ścieżce, umyślnie w błoto wtrąciła. Wszystko to Święta nietylko bez skargi, lecz z weselem znosiła, a za to, Pan Jezus zalewał jéj serce coraz wyższemi niebieskiemi pociechami. Okazał się jéj razu pewnego i rzekł do niéj: „Czy chcesz być ciągle ze mną zjednoczoną, tak jak Ja chcę tego?”, na co odpowiedziała: „Tak Panie mój, wielbię we wszystkiém wolę Twoję, i nigdy od Ciebie odłączoną być nie chcę.”

Tymczasem krewni jéj panujący i Biskupi, o krzywdę jéj upomnieli się, i w końcu przywiedli Henryka do upamiętania, który i na zamek książęcy przyjął Elżbietę napowrót, i na wynagrodzenie krzywd jéj poczynionych, oddawał jéj wiele bogatych zamków i włości. Lecz ona nic z tego przyjąć nie chciała, posag tylko swój sobie zastrzegła, i w jego wartości niektóre dobra wzięła.

Wielu książąt panujących ubiegało się o jéj rękę, lecz wszystkim odprawę dała, a sama zostawszy siostrą Trzeciego Zakonu świętego Franciszka Serafickiego, postanowiła poświęcić się Bogu na wyłączną służbę. Chciała nawet rozdać zaraz ubogim całą majętność swoję, lecz jéj na to Konrad jéj ojciec duchowny nie zezwolił, a za to wewnętrznych umartwień jéj nie szczędził. Między innemi, kazał jéj oddalić od siebie owe dwie wierne sługi, które jéj w wygnaniu towarzyszyły, a które bardzo kochała, a przydał jéj w ich miejsce nieznośną kobietę, która się z nią najgorzéj obchodziła. Święta Elżbieta poddała się temu najpokorniéj, i tę zuchwałą sługę, znosiła aż do śmierci. Konrad z polecenia nawet samego Papieża Grzegorza IX, radził Elżbiecie aby klasztor Sióstr Trzeciego Zakonu świętego Franciszka Serafickiego założyła. Chwyciła się tego z radością, i wkrótce w mieście Marburgu, który jej był dziedzictwem, klasztor zbudowała i w nim i sama zamieszkała, Obok niego, założyła ogromny szpital, w którym żywiąc wielką liczbę ubogich, sama dzień i noc chorym usługiwała. Obchodziła się z niemi z taką miłością, że gdy razu pewnego uczuła wstręt do trędowatego, umywszy jego obrzydliwe rany, wodę tę wypiła.

Dzieci swoje (z których syn osiadł późniéj na tronie Turyńskim, jedna córka została zakonnicą, a druga wyszła za panującego księcia Brabanckiego), powierzywszy świątobliwym krewnym, sama żyła tylko z pracy rąk własnych, a całe swoje wielkie dochody, obracała na ubogich. W ciągu tego, gdy z mocy zapisu męża wypłacono jéj wielkie pieniądze, Święta zwoławszy przez woźnych umyślnie na to wyprawionych, wszystkich ubogich z całéj Turyngii i Hessyi, całe te wielkie sumy w jednym dniu pomiędzy nich rozdała. Lecz, Konrad i w tém ją chciał umartwić, i odtąd już nie dozwolił żadnéj dawać jałmużny pieniężnej, tylko usługiwać ubogim, co znowu Elżbieta chętnie i tém gorliwiéj spełniała.

Dnia pewnego, będąc w zachwyceniu, miała sobie objawioném że ją ma już Pan Jezus powołać do Siebie, a pełną cnót i zasług chociaż wtedy lat dwudziestu czterech jeszcze nie skończyła. Oznajmiła to zaraz Konradowi i zasłabła. Siedząca przy niéj zakonnica, usłyszała ją przecudnym głosem śpiewającą, a gdy się temu dziwiła, rzekła jej Elżbieta: „Ptaszek z Nieba przybyły, śpiewa przede mną pieśń anielską, przeto ja mu wtóruję.” Nazajutrz uczyniła spowiedź z całego życia przed ojcem Konradem, sporządziwszy testament, przez który wszystko co posiadała zapisała ubogim. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych znowu onym przecudnym głosem śpiewać zaczęła, pytając drugich czy słyszą tych Aniołów którzy z nią razem śpiewają. Potém wiele jeszcze mówiła o nieprzebraném miłosierdziu Pana Jezusa, który dla zbawienia ludzi śmierć poniósł, i wśród takiéj mowy spuściwszy głowę, spokojnie Bogu ducha oddała dnia 19 Listopada roku Pańskiego 1231. W cztery lata potém, Grzegorz IX z wielką uroczystością kanonizacyą jéj ogłosił.

Pożytek duchowny

Masz oto i w żywocie dzisiejszym dowód, jak dalece inaczéj ocenia świat wypadki tego życia, a inaczéj zapatrują się na nie Święci. Błogosławiona Elżbieta z najświetniejszego stanu panującéj przyszedłszy nagle do ostatniéj nędzy, przez uroczyście odśpiewane Te Deum laudamus, dziękowała za to Panu Bogu. Pamiętaj, że jest tylko z imienia chrześcijaninem, kto we wszelkiego rodzaju zsyłanych na nas klęskach, nie widzi szczególnego nad duszą która ich doznaje dowodu miłosierdzia Bożego.

Modlitwa (Kościelna)

Serca wiernych Twoich Boże miłosierny oświeć, a za przykładem i wstawieniem się błogosławionéj Elżbiety, daj nam gardzić pomyślnością tego świata, a doznawać zawsze pociechy niebieskiéj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 996–998.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 916–917

Przykład świętej Elżbiety uczy nas, że nawet wśród największego blasku, w pełni szczęścia ziemskiego na tronie, można się ćwiczyć w cnotach pokory i zaparcia się siebie, i łączyć z bogactwem i wielkością ziemską to ubóstwo ducha, które według słów Jezusa prowadzi do osiągnięcia królestwa niebieskiego. Dalej przykład jej pokazuje nam, jak mamy używać dóbr ziemskich, by zatraciły swe zgubne strony, a stały się dla nas środkiem do zbierania zasług na żywot wieczny. Mamy ich używać szczególnie na chwałę Boga i zbawienie ludzi, jako też na cele dobroczynne. Nigdy nie powinniśmy przywiązywać swego serca do dóbr ziemskich, ale raczej — jak mówi święty Paweł — mamy je posiadać w takim duchu jak gdybyśmy nic nie posiadali, i oddać je równie chętnie jak je odebraliśmy, jeśli taka jest wola Boża. Tak właśnie myślała i postępowała święta Elżbieta. Uważała się tylko za zarządczynię i szafarkę swoich dóbr, używała ich jedynie na cele dobroczynne i oddała je ze spokojem i uległością, gdy Bóg chciał ją doświadczyć cierpieniem. W najgłębszym poniżeniu i nędzy okazywała się zawsze gorliwą służebnicą Bożą i dowiodła przez to, że istotnie była ożywiona tym prawdziwie chrześcijańskim duchem, tą czystą miłością Bożą, która nie zważając na okoliczności, nie ma innego celu, jak podobać się Bogu, służyć Mu i przez to osiągnąć zbawienie. Dlatego Kościół słusznie oddaje Elżbiecie szczególną cześć między Świętymi i obchodzi jej święto z żywą radością, mówiąc we wstępie Mszy św.: „Radujmy się wszyscy w Panu, którzy obchodzimy tę uroczystość na cześć świętej wdowy Elżbiety, nad którą radują się aniołowie i jednogłośnie wielbią Syna Bożego”. Kościół stosuje też do niej w sposób pełen znaczenia Ewangelię, gdzie Zbawiciel mówi: „Podobne jest Królestwo niebieskie skarbowi ukrytemu w roli, który znalazłszy człowiek, skrył, a pełen radości z niego odchodzi i wszystko, co ma, sprzedaje, a ową rolę kupuje” (Mat. 13. 44). Nie dając się zaślepić skarbami ziemskimi, znalazła ten lepszy, jedynie prawdziwy skarb, tj. skarb niebieski. Przy nim wszystko inne wydało się jej próżne i bez wartości. Oby nas pobudziła do naśladowania swych cnót! Obyśmy i my naśladowali jej pokorę i zaparcie się siebie, jej gorliwość w służbie Bożej i miłosierdzie dla biednych i nieszczęśliwych, obyśmy za nic mieli dobra i uciechy ziemskie, i chętnie je oddawali, by za nie zyskać dobro wiekuiste!

Tags: św Elżbieta Węgierska św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna księżna wdowa pokora małżeństwo umartwienie jałmużna ubóstwo
2020-11-18

Św. Eligiego, Biskupa Nojońskiego (Noyon)

Żył około roku Pańskiego 665.

(Żywot jego był napisany przez współczesnego mu świętego Uwona, Arcybiskupa Ruenskiego).

Święty Eligi, syn uczciwego mieszczanina nazwiskiem Euszer, narodził się w południowéj Francyi w małéj wiosce Kadilak, roku Pańskiego 588. Matka jego Terigia, bardzo pobożna niewiasta, w czasie gdy go jeszcze w łonie nosiła, po trzykroć widziała wielkiego orła, który zpod obłoków wzlatując, spuszczał się na nią, lecz nietylko nie zadawał jéj żadnéj szkody lecz owszem okazywał jéj jakby znaki uszanowania. Pewien świątobliwy kapłan któremu o tém powiedziała, uznał w tém przepowiednię, że porodzi syna który będzie wielkim sługą Bożym. Gdy przyszedł na świat, na pamiątkę tego zdarzenia dali mu imię Eligiego, które w ówczesném narzeczu francuzkiém znaczyło orlisty. Przytém, uszczęśliwiona przepowiednią jaką jéj ów kapłan uczynił, Terigia tém pobożniéj synaczka swego chowała.

Eligi wzrastając okazywał się téż coraz bogobojniejszym, a że był obdarowany i bystrém pojęciem, rodzice jak najstaranniéj wykształcili go w naukach. Gdy podrósł, a majątku mu zostawić nie mogli, umieścili go w mieście Limożu u najpierwszego złotnika, aby się téj sztuki wyuczył. Oddając się temu rodzajowi pracy Eligi, nie zaniedbywał wcale ćwiczeń pobożnych, do których od najmłodszych lat był nawykł, i taką odznaczał się skromnością, że go wszyscy w wielkiém mieli poważaniu i nazywali świeckim zakonnikiem.

Gdy nadzwyczajny w złotnictwie uczynił postęp, tak że mu w téj sztuce równego w kraju całym nie było, przeniósł się do Paryża jako do większego miasta. Tam pozyskał zaraz wielki rozgłos, a że obok tego odznaczał się największą sumiennością w wykonywaniu robót z powierzonego mu złota, głównie zarządzający skarbami państwa, nazwiskiem Bobon, użył go do kilku bardzo kosztownych ze złota robót, z których nadzwyczaj był zadowolony.

Zdarzyło się że pod tę porę Klotaryusz II-gi król podówczas francuzki, powziął myśl wyrobienia ze złota wysadzanego dyamentami krzesła, którego sam ułożył był zarys. Kilku najbieglejszych złotników paryzkich wykonywało z kolei to arcydzieło wymyślone przez króla, lecz żaden mu nie dogodził. Klotaryusz dowiedziawszy się od Bobona o szczególnéj biegłości Eligiego w sztuce złotnickiéj, jemu powierzył tę pracę, i dał mu w tym celu tęż bryłę złota z któréj inni złotnicy napróżno kusili się wykonać jego pomysł. Święty Eligi wziął się do téj roboty, i wkrótce przedstawił ją królowi który był z niéj najzupełniéj zadowolony, a przytém jakże się zdziwił, kiedy mu Eligi przyniósł nie jeden; lecz dwa krzesła, z bryły złota mu powierzonéj wykończone.

Zdarzenie to rozgłosiło się po całym dworze i mieście Paryżu, objawiając i zdolność Eligiego jako złotnika, i sumienność jako doskonałego chrześcijanina. Król zapragnął bliżéj go poznać, a po kilku z nim rozmowach, przekonawszy się o jego wysokiéj pobożności i o jego niepospolitém wykształceniu, zatrzymał go na dworze, gdzie Eligi w krótkim czasie stał się najpierwszym ulubieńcem królewskim, którego on do porady w najważniejszych sprawach państwa, a nawet do ich załatwienia, używał.

Wysokie stanowisko na jakie się dostał nasz Święty, nietylko nie wbiło go w pychę, lecz tém bardziéj w pokorze gruntując, objawiło wszystkim wysokie jego cnoty i powszechny mu szacunek zjednało, a on obok tego, coraz więcéj w pobożności postępował. Swobodniéj niż w pracowitym zawodzie w jakim przedtém zostawał, mogąc czasem swoim rozporządzać, co mu pozostawało chwil wolnych od służby królewskiéj, obracał je na modlitwę, czytanie ksiąg świętych i spełnianie miłosiernych uczynków. W umartwieniach téż ciała ćwiczył się bardzo. Pod bogatemi szatami wysokiego dworzanina, nosił ostrą włosiennicę. Zasiadając często do stołu królewskiego, tak się umiał zachować, że nieściągając na siebie uwagi, codzień prawie bez nabiału pościł, a niekiedy przez całe dni trzy, żadnego nie brał posiłku. Sypiał na gołéj ziemi, a większą część nocy na bogomyślności spędzał.

Razu pewnego gdy się modlił w takiéj porze w pokoju w którym kilka wielkich Relikwiarzy zawieszonych miał na suficie, zły duch ogarnął go tak rozpaczliwemi myślami o zbawienie, że padłszy twarzą na ziemię, błagał on Pana Boga, aby przez zasługi Świętych których kości miał nad sobą, raczył mu jakim widocznym znakiem objawić, że jest w łasce Jego i że o zbawienie swoje może mieć nadzieję. Wtedy usłyszał głos z Nieba mówiący mu że otrzyma znak o który prosi, i w téjże chwili uczuł z Relikwiarzy spadający na głowę jego balsam cudowny, który cały pokój najmilszą wonią napełnił. Odtąd Święty już podobnéj pokusie rozpaczy nie podlegał, a tém gorliwiéj Panu Bogu służył.

Po śmierci Klotaryusza, nastąpił na tron francuzki syn jego Dagobert, u którego święty Eligi w większych jeszcze był łaskach. Sługa Boży skorzystał z tego, i króla który z początku pod względem obyczajów, miał sobie wiele do wyrzucenia, przywiódł do szczeréj poprawy życia, a nawet zrobił z niego przykładnego chrześcijanina.

Doszedłszy do wielkiego majątku, gdyż obydwaj królowie którym służył, hojnie go obdarzali, sam żyjąc nadzwyczaj skromnie, ą z ząmiłowania cnoty czystości w bezżeństwie, wszystkie swoje dochody obracał ns ubogich i na pobożne zakłady. Nawiedzał biednych po ich mieszkaniach kiedy chorobą byli złożeni; zaopatrywał wszystkie ich potrzeby; całe rodziny wyprowadzał z niedostatku, wykupywał więźniów, i w kilku miejscach wielkie szpitale założył. Wybudował także kilka klasztorów i te hojnie uposażył, a pałac który mu król darował w Paryżu, zamienił na kościół pod wezwaniem świętego Marcyalisa, i przy nim umieścił trzysta zakonnic, obdarzając je odpowiednym do utrzymania funduszem. Owóż przy tym kościele budując klasztor, potrzebował jeszcze małego placu należącego do króla: poprosił o niego Dagoberta, a ten mu go podarował według planu jaki był nakreślony. Po wykończeniu zabudowań klasztornych, dopatrzył się Eligi że o jednę stopę więcéj nadto co mu król wyznaczył, zajęto z tegoż placu, Tak go to zasmuciło i na sumieniu zakłopotało, że już chciał cały wielki budynek zwalić, byle nie mieć sobie do wyrzucenia tego co mu się wydawało przeniewierzeniem się królowi. Sumienność tak ścisła, wielce zbudowała wszystkich, a król go uspokoił i do zajęcia całego potrzebnego pod klasztor miejsca upoważnił.

Eligi, w wielkiém miał poważaniu stan zakonny, często wynurzał żal serdeczny że sam dotąd zakonnikiem nie został, zawsze cieszył się nadzieją że jednak z czasem da mu to Pan Bóg uczynić, i nakoniec po oddaniu wielu ważnych usług krajowi przez sumienne i gorliwe załatwianie najważniejszych spraw państwa powierzonych mu przez królów, postanowił ostatecznie świat opuścić i wstąpić do klasztoru. Lecz Pan Bóg, inne miał na niego widoki. Pod tę porę zmarł był święty Akary, Biskup Nojoński. Duchowieństwo i lud, jednogłośnie obrało na jego miejsce świętego Eligiego, i wysłano do niego poselstwo z prośbą aby przyjął tę godność. Mąż Boży długo opierał się temu, i byłby nie dał pozbawić się zasług życia ukrytego w zakonie do którego się właśnie zabierał, gdyby nie święty Uwo, wielki jego przyjaciel i przewodnik duchowny, który go do tego skłonił.

Wkrótce po objęciu stolicy Biskupiéj, na któréj zajaśniał jeszcze świetniéj wszystkiemi cnotami, które właśnie spowodowały były jego wybór na Biskupa, zamianowany został przez Papieża Legatem Apostolskim w całéj Francyi, Flandryi, Fryzyi i Szwabii gdzie wielu jeszcze było pogan. Z taką zaś gorliwością święty ten Pasterz, zajął się głoszeniem Ewangelii, że po kilku latach, wszystkich mieszkańców tych krain przywiódł do wiary świętéj. Zdarzało się iż takie tłumy pogan gromadziły się do przyjęcia Chrztu świętego, że Eligi od świtu do późnéj nocy, w towarzystwie przybranych sobie wielu kapłanów, udzielał im ten Sakrament. Przybywali wtedy i tak ciężko chorzy i zgrzybiali, że niektórzy zaraz po przyjęciu Chrztu świętego umierali. Sam kazywał codziennie, a niekiedy i kilka razy na dzień, a Pan Bóg wielkiemi i licznemi cudami szczególnéj mocy przydawał słowom jego. Święty Uwo pisze, jako świadek naoczny, że znakiem krzyża świętego wielu zmarłych wskrzesił, ślepym wzrok przywrócił, ciężkiemi chorobami złożonych uzdrawiał, a tkniętym paraliżem kazał wstawać i chodzić, co téż wnet czynili.

Posiadał cudowną moc nad złodziejami, a także i szczególny dar pobudzania ich do poprawy życia. Za jego modlitwą, złoczyńcy których nikt wykryć nie mógł, sami odnosili właścicielom szkody i prosili o przebaczenie. Ile razy na jego prośbę wypuszczono Z więzienia zbrodniarza, każdy żył potém najpoczciwiej. Jeśli którego na jego prośby uwolnić nie chciano, wtedy za znakiem krzyża przez świętego uczynionym, więzienia najwarowniejsze się otwierały, a wypuszczeni przez niego więźniowie nagradzali wszelkie krzywdy poczynione drugim, i budowali wszystkich pokutném życiem. Do Strazburga, gdzie nie mógł wyprosić uwolnienia pewnego więźnia, przyszedł gdy już go powie- sili; dotknął go tylko i wskrzesił. Nieprzyjaciele onego winowajcy domagali się od króla aby go kazał powtórnie powiesić. Lecz król odpowiedział, iż gdy raz karę wymierzył, reszta do niego nie należy.

Wśród takichto prac apostolskich, a prawie tak wielką łaską cudów obdarzony jak Apostołowie, przewidując blizki zgon swój, Eligi zwołał wielu kapłanów do siebie. Polecił im jedność, miłość wzajemną i gorliwość w służbie Kościoła, a potém już tylko modląc się, gdy wymawiał te słowa z hymnu wieczornych pacierzy kościelnych: „Teraz puszczasz sługę Twego Panie w pokoju” 1, poszedł zażywać go na wieki, dnia 1 Grudnia roku Pańskiego 665.

Pożytek duchowny

Budującym jest, jak wszystkie szczegóły życia świętego Eligiego, tak i ten przykład jego sumienności, gdy zakłopotany jedną piędzią ziemi wziętéj nad to co mu król darował, chciał wybudowany już na niéj klasztor zburzyć, byle tego nie mieć sobie do wyrzucenia. Wejrzyj we własne sumienie, czy co do nieprawnego posiadania jakiejkolwiek rzeczy, jest ono tak czystém jak być powinno jeśli kto chce być zbawionym.

Modlitwa

Boże któryś błogosławionego Eligiego, wyznawcę i Biskupa Twojego, przedziwną sumienia delikatnością obdarzył, za jego pośrednictwem od wszelkiego na sumieniu zaślepienia, racz nas uchować. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 989–991.

Footnotes:

1

Łuk. II. 29.

Tags: św Eligi św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup matka wychowanie sprawiedliwość więzienie
2020-11-18

Poświęcenie Bazyliki św. Piotra i Pawła w Rzymie

Nastąpiło około roku Pańskiego 324.

(Szczegóły te wyjęte są z dziejów Kościoła.)

Święto dzisiejsze jest uroczystym obchodem pamiątki poświęcenia w Rzymie, po raz pierwszy w roku Pańskim 324 dnia 18 Listopada przez Papieża świętego Sylwestra, Bazylik czyli Kościołów błogosławionych Apostołów Piotra i Pawła.

Zpomiędzy miejsc świętych w ogólności, które od najdawniejszych czasów u chrześcijan w szczególném były poszanowaniu, najwięcej słynęły i przez największą liczbę pobożnych pielgrzymów odwiedzane bywały, miejsca na których spoczywały ciała świętych jakich Męczenników, lub w których znajdowały się jakie pamiątki albo Relikwie mężnych Wyznawców Chrystusowych. Lecz w największéj czci były te miejsca, na których złożone były zwłoki świętego Piotra i świętego Pawła Apostołów.

Zaledwie Piotr, ten pierwszy na ziemi Zastępca Chrystusa Pana, i Paweł Apostoł narodów, dokonali błogosławionego żywota otrzymując koronę męczeńską, a oto ze wszelkich stron i z najodleglejszych krajów, zaczęli się schodzić chrześcijanie by uczcić ich groby. Odtąd Rzym poczytywano bogatszym i świetniejszym przez posiadanie tego skarbu, aniżeli był wprzódy, przyozdobiony przepychem zbytku i sztuki pogańskiéj. Grób świętego Piotra na wzgórzu zwaném Watykan, który już wtedy nazywano Wyznaniem świętego Piotra (confessio sancti Petri), i grób świętego Pawła za miastem przy drodze Ostyeńskiéj nad rzeką Tybrem, stały się głównym celem wszystkich pielgrzymek pobożnych chrześcijan. „Zgromadzano się tam, pisze jeden z Ojców Kościoła, aby przy zwłokach świętych założycieli wiary, rozżywić w sercach swoich tego ducha Bożego, którego oni głosili, i ustalić się w jedności ze Stolicą Apostolską, oddając szczególną cześć temu, który z ustanowienia Pana Jezusa, pierwszy na niéj zasiadł.” 1 – „Groby tych dwóch najpierwszych Apostołów Jezusa Chrystusa, za wiarę w Niego umęczonych, powiada święty Jan Złotousty, w oczach chrześcijanina, wyższéj są zacności, nad najprzepyszniejsze pałace królów, i więcéj od tamtych do siebie ściągają przychodniów, nie dla powabu zewnętrznego budynku, lecz dla nieocenionych skarbów jakie w sobie zamykają. Ubogi wieśniak lub pracowity wyrobnik, poświęca cokolwiek mu zostaje wolnego a tak drogiego dla niego czasu, i z odległych okolic przychodzi uczcić te święte grobowce. A i sam panujący przywdziany w purpurę cesarską, pada przed niemi na kolana, ze czcią je całuje i pokornie wzywa pośrednictwa Świętych których ciała tam spoczywają. A tak, ci którzy w rękach swoich dzierżą najpotężniejsze berła tego świata, poczytują się za szczęśliwych, jeśli Piotr ubogi rybak i Paweł który pracą rąk swoich zarabiał na życie, raczą być jego obrońcami przed Bogiem.” 2 Święty Augustyn pisząc o czci w jakiéj były za jego czasów groby świętych Apostołów, podobnież się wyraża: „Teraz cesarskie kolana, mówi, padają przed prostym rybakiem, i widzieć możesz jak najwyższy majestat cesarstwa Rzymskiego korzy się przy grobie Piotrowym, i u nóg jego składa swoje korony.” 3

Z takąto czcią dla grobów świętych Apostołów byli wszyscy wierni, i to od samego początku założenia przez nich Kościoła. Lecz przez pierwsze trzy wieki chrześcijaństwa, srogie prześladowanie jakiemu bez przerwy podlegali wyznawcy wiary świętéj, nie dozwalało im jawnie i świetnie objawiać tej czci, jaką dla tych grobów przejętymi byli. Cześć ta wzmagała się codziennie, ale objaw jéj, przez wniesienie odpowiednego dla tych drogich Relikwii gmachu, był niemożliwym. Lecz skoro z nawróceniem się cesarza Konstantyna Wielkiego, Kościoł zpod jarzma pogańskiego wyswobodzonym został, pierwszém staraniem tego pobożnego monarchy jak i obowiązkiem, było wywieść niejako z ukrycia te skarby, tak drogie dla wszystkich wiernych i tak przez nich czczone. Wielki ten cesarz chciał dowieść czci jaką i sam był przejęty dla świętych Apostołów, czynem, który go bardziéj wywyższa i większą okrywa chwałą, niż wszystkie sławne zwycięstwa, które nad nieprzyjaciołmi swojego państwa poodnosił. Skoro z jego rozkazu zakreślono plan wspaniałego Kościoła na Watykanie, jaki tam po dziś dzień istnieje, Konstantyn, złożywszy koronę i purpurę cesarską u nóg świętego Piotra, po pokornéj modlitwie przy grobie jego, sam wziął rydel w rękę, zaczął kopać fundamenta, i na cześć dwunastu Apostołów, dwanaście koszów ziemi na własnych powynosił barkach, dając przez to całemu światu chrześcijańskiemu ten wzniosły przykład pobożności, który uwiecznił jego pamiątkę, zespalając ją z pamiątką pierwszéj chwili założenia tego najwspanialszego i największéj czci godnego Kościoła w całém chrześcijaństwie. Kościoł ten, dzięki tegoż cesarza nieograniczonéj hojności, w krótkim czasie wzniesiony został, równie jak i drugi, mało temu w przepychu ustępujący, który Konstantyn wybudował za miastem przy drodze Ostyańskiéj, nad grobem świętego Pawła. Po ukończeniu tych dwóch wspaniałych Bazylik, poświęcił je Papież Sylwester święty, a przy tym obrzędzie tak wielka była liczba nagromadzona wiernego ludu, że można powiedzieć iż byłto jeden z najokazalszych tryumfów Kościoła powszechnego, którego właśnie pamiątka, w całém chrześcijaństwie, dziś uroczyście się obchodzi.

Święty Optat z Milewii za czasów świętego Damazego Papieża żyjący, wspominając o tych dwóch świątyniach, pisze że do nich tylko prawowiernym katolikom wstęp bywał dozwolony, a nie wpuszczano tam żadnych kacerzy, lub w jakikolwiek sposób od jedności Kościoła odłączonych: tak dalece, że samo wejście do tych bazylik i uczestniczenie w odprawianych w nich nabożeństwach, oznaczało że się jest w jedności z Kościołem. Ztąd téż, ktokolwiek przybywał do Rzymu, najprzód zwiedzał Kościoł świętego Piotra, a kto tego nie czynił, jak to pisze kardynał Boroniusz, ten uchodził za kacerza lub odszczepieńca. Kościoł ten i kościoł świętego Pawła za murami miasta, w tak szczególnéj były zawsze czci u wiernych, że kto tylko do nich wchodził, najprzód padał na kolana i pobożnie próg lub drzwi całował. Z tegoto powodu mawiano zwykle o pielgrzymujących do Rzymu, że się oni udają do drzwi albo progów Apostolskich (ad limina Apostolorum). „Wszak widzisz, powiada święty Jan Złotousty w jednéj ze swoich homilii, jak chrześcijanie w przedsionkach tych świątyń, ze czcią drzwi jego i progi całują.” 4 Święty Paulin, a po nim święty Grzegorz Turoneński, wspominają także o czci jaką przejętym był cały świat chrześcijański, dla tych dwóch Bazylik. Zaś historya Kościoła, przytacza nieskońezoną liczbę przykładów, dowodzących w jak wielkiém poszanowaniu były te dwa przybytki we wszystkich wiekach i u wszystkich ludów chrześcijańskich, a nawet i barbarzyńców. Dziki naród Gotów, pod dowództwem Alaryka spustoszywszy za czasów cesarza Honoryusza całe Włochy, i sam Rzym zdobył w roku 409. Mieczem i ogniem niszcząc ci barbarzyńcy całe miasto, tych dwóch jednak świątyń tknąć się nie śmieli.

Jakkolwiek wspaniałym był kościoł świętego Piotra na Watykanie przez Konstantyną wzniesiony, z upływem jednak czasu, okazał się niedość obszernym, ani nawet dość okazałym, do odbywania w nim obrzędów świętych, które w pewnych uroczystościach w roku, sami Papieże sprawowali, wobec coraz tłumniéj gromadzącego się ze wszech stron świata ludu wiernego. Kilku téż Papieżów, zamierzało powiększyć go i uczynić najwspanialszym w całém chrześcijaństwie Kościołem, lecz dopiéro w wieku XV, wzięto się do tego na dobre. Papież Mikołaj założył obszerniejsze fundamenta około roku Pańskiego 1456; Sykstus V ciągnął daléj roboty, a Papież Juliusz II, z wielu planów mu przedstawionych dając pierwszeństwo podanemu przez sławnego budowniczego Bramante Lazzari, rozpoczął ten gmach wspaniały, i sam z wielką uroczystością, pierwszy kamień położył. Lecz do wykończenia ostatecznego téj świątyni, przyczyniało się następnie wielu jeszcze Papieżów, używając kilku innych budowniczych, z których najsławniejsi byli: Rafał Urbino i Michał-Anioł Buonarotti, któremu ta Bazylika zawdzięcza swoję kopułę, tak zewnątrz jak wewnątrz będącą arcydziełem budownictwa, niezrównanéj piękności i sztuki. Wykończył to wszystko, i postawił ją w takim stanie, w jakim jest jeszcze obecnie (1873 r.) ta stołeczna świata chrześcijańskiego świątynia, Urban VIII w roku 1626, i w dniu 18 Listopada odbył, albo raczéj ponowił najuroczyściéj, jéj poświęcenie. Kościoł przeto świętego Piotra na Watykanie, bez wątpienia jako największy, bo może pomieścić w sobie pięćdziesiąt cztery tysięcy ludzi, tak i najwspanialszy w świecie całym, jest dziełem przy którém przez lat sto dwadzieścia pracowano pod przewodnictwem najsławniejszych w świecie mistrzów w budownictwie, a za panowania dwudziestu Papieżów, w których liczbie głównie do tego przyczynili się Juliusz II, Leon X, Paweł III, Sykstus V, Klemens VIII, Paweł V i Urban VIII.

Do tegoto Kościoła, wnoszą na tronie każdego Papieża, po jego obraniu na Papiestwo, i tam odbiera on pierwsze hołdy, jako następca Piotra świętego. Tam późniéj odbywają się wszystkie najuroczystsze obrzędy święte gdy im przewodniczy sam Papież, i dla tego przy głównym ołtarzu téj Bazyliki, a będącym na samym grobie świętego Piotra, tylko Papieżowi wolno odprawiać Mszę świętą. W jéj froncie jest wielki krużganek, z którego Papieże dają kilka razy do roku błogosławieństwo: Urbi et orbi: to jest miastu Rzymowi i całemu światu. Przed nim jest ogromnéj wielkości plac, mający trzysta kroków długości a dwieście szerokości, otoczony krytą galeryą z kolumnami, wśród któréj odbywa Papież procesyą z przenajświętszym Sakramentem, w uroczystość Bożego Ciała, niesiony na krześle Papieskiém, a trzymający w ręku Monstrancyą. Wokoło zaś Bazyliki téj, są wspaniałe gmachy, ogrody, muzea to jest sale, w których przechowują się Archiwa kościelne, biblioteki i różne zabytki sztuki chrześcijańskiéj, wreszcie komnaty, stanowiące główne mieszkanie Papieża, które jeszcze dotąd (1873 r.) pozostało w jego posiadaniu, chociaż mu już wszystkie inne posiadłości wydarto.

Bazylika świętego Pawła za murami miasta Rzymu, któréj pamiątka poświęcenia dziś także się obchodzi, podobnież drogie i ważne dla chrześcijanina zawiera w sobie zabytki. Jest ona wybudowaną na tém miejscu, na którém pobożna niewiasta Lucyna, na własnym gruncie w katakumbach przy drodze Ostyańskiéj pogrzebała ciało tego wielkiego Apostoła, tam i teraz znajdujące się.

Była ona wzniesioną przez tegoż cesarza Konstantyna Wielkiego, współcześnie z Bazyliką świętego Piotra na Watykanie, i także przez Papieża świętego Sylwestra pierwszy raz poświęconą została. Gdy z powodu wielkiego napływu pobożnych pielgrzymów z całego świata chrześcijańskiego, okazała się i ona za szczupłą, powiększyli ją i bogato przyozdobili: cesarz Walentyn młodszy a potém syn jego i następca Teodozyusz wielki. W roku 1823 od pożaru wypadkowego, prawie zupełnemu zniszczeniu podpadła: lecz ze składek zebranych po całym świecie od katolików i z hojności Papieżów, została odbudowaną, i w roku 1840 Grzegorz XVI poświęcił główną jéj nawę, cały zaś kościoł odnowiony i jeszcze wspanialszy niż był przedtém, poświęcił Pius IX, dnia 10 Grudnia 1854 roku, po zatwierdzeniu dogmatu o Niepokalaném Poczęciu przenajświętszéj Maryi Panny, na któréjto uroczystości obecni byli Biskupi z całego świata podówczas do Rzymu zgromadzeni.

Tychto więc dwóch świątyń na cześć dwóch książąt apostolskich Piotra i Pawła wzniesionych, dziś cały Kościoł obchodzi pamiątkę poświęcenia, aby w uroczystości Założycieli Stolicy Apostolskiéj, każdy z wiernych jednoczył się myślą i sercem z tąż Stolicą, będącą godłem, środkiem i utrwaleniem katolickiéj jedności.

Pożytek duchowny

Przenieś się i ty myślą i sercem do tych dwóch świątyń, i w nich oddaj cześć głęboką zwłokom dwóch głównych Założycieli Kościoła. A gdy widzisz tenże Kościoł naszę wspólną Matkę, na coraz cięższe, i to wszędzie, wystawiony ciosy i próby, tém goręcéj polecaj sprawę Świętéj Apostolskiéj Rzymskiéj Katolickiéj Religii opiece tych, którzy teraz są głównemi jéj Patrorami w Niebie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Który nam corocznie pamiątkę poświęcenia Kościołów błogosławionych Piotra i Pawła Apostołów Twoich obchodzić dajesz i zawsze w nich święte tajemnice spełniać dozwalasz, wysłuchaj prośby ludu Twojego i spraw aby ktokolwiek do świątyń tych wejdzie dla uproszenia sobie dobrodziejstw Twoich wszystko o co błagać będzie otrzymał. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 992–995.

Footnotes:

1

S. Chrys. Hom. 50.

2

S. Joan. Chrysos. Ser. 56.

3

S. Aug. de Civit. Dei.

4

S. Joan. Chry. Homi. 56.

Tags: św Piotr św Paweł św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Rzym św Jan Chryzostom św Augustyn Kościół
2020-11-17

Św. Grzegorza Cudotwórcy, Biskupa Neocezaryjskiego

Żył około roku Pańskiego 270.

(Żywot jego był napisany przez świętego Grzegorza Niseńskiego.)

Święty Grzegorz rodem z miasta Neocezarei w Poncie, przyszedł na świat około roku Pańskiego 200, z rodziców pogańskich, i w błędach bałwochwalstwa był wychowany. Wszakże skoro do lat młodzieńczych doszedł, a wysoko w naukach wykształcony zaczął zastanawiać się nad religią pogańską, uznał jéj niedorzeczność i szczerze szukał prawdy. Spotkanie w Cezarei Palestyńskiéj Oryginesa jednego z najuczeńszych Kościoła świętego mężów, dopomogło mu do poznania jéj zupełnie. Oświecony łaską Bożą, został chrześcijaninem.

Nieporzucając jednak zawodu naukowego, w którym słynął jako jeden z pierwszych filozofów swojego czasu, przebywał w Aleksandryi, gdzie wówczas nauki wysoko kwitnęły i gdzie było siedlisko najuczeńszych ludzi. Kształcił się téż i w cnotach chrześcijańskich i jaśniał nieposzlakowanemi obyczajami, wśród młodzieży, która licznie tam ze wszech stron zgromadzała się dla nauk filozoficznych i lekarskich, a życie pogańskie i rozwiązłe wiodła. Najwięcéj zpomiędzy nich zepsuci, zawistném okiem patrzyli na Grzegorza którego pobożność ich rozpustę najsilniéj potępiała; chcąc go tedy okryć niesławą na jaką sami zasługiwali, nasłali na niego znaną w całém mieście nierządnicę, która publicznie domagała się zapłaty, jakoby jéj należnéj, za uczestniczenie jego w jéj wszeteczeństwie. Święty, wcale tém niezmieszany, nieodrywając się od słuchania wykładu profesora który wtedy mówił z katedry, prosił jednego ze swoich towarzyszy, aby tę kobietę niegodziwą uspokoił datkiem jakiego żądać będzie. Młodzież która ją nasłała, miała już swoje za wygrane, ciesząc się że wszyscy poczytają Grzegorza za podobnego im rozpustnika; kiedy oto w téjże chwili, szatan opętał owę nierządnicę, która miotając się po ziemi w strasznych konwulsyach, wyznała publicznie że była zapłaconą, aby oczernić Grzegorza. Ten zaś zdjęty litością nad jéj opłakanym stanem, wezwał nad nią Imienia Pańskiego i wnet ją uzdrowił, chociaż wtedy był tylko katechumenem to jest jeszcze nie ochrzczonym.

Wkrótce potém, przyjął Chrzest święty, i wraz z pobożnym towarzyszem Firmianem z Kapadocyi, udał się do Oryginesa który wtedy filozofią chrześcijańską z wielką sławą wykładał i w naukach świętych biegle młodzieży przewodniczył. Skorzystawszy przy tym wielkim świeczniku Kościoła Bożego niemało, powrócił do ojczyzny mając już sławę wielkiéj nauki męża, a kiedy wszyscy jego krewni i znajomi spodziewali się że wysoki urząd zajmie, który mu na wyścigi z powodu jego znakomitego wykształcenia ofiarowano i będzie starał się o świetny zawód w godnościach światowych, Grzegorz wzgardziwszy tém wszystkiém, udał się na pustynię, z zamiarem spędzenia na niéj całego swojego życia na pokucie i bogomyślności. Lecz inne miał Pan Bóg na niego widoki.

Fedyn Biskup Amazejski, znając jego świątobliwość i wysokie w naukach wykształcenie, postanowił zrobić go kapłanem, a potém co prędzéj wyświęcić na Biskupa. Święty dowiedziawszy się o tém, długo krył się przed nim, przechodząc z jednéj puszczy na drugą. W końcu jednak, ze zrządzenia Bożego Biskup go wynalazł, i chociaż długo Grzegorz wielki stawiał temu opór, wyświęcił go na kapłana, a późniéj postarał się że go zrobiono Biskupem Neocezarei, dyecezyi w któréj wśród licznie osiedlonych pogan, było tylko siedemnastu chrześcijan.

Zanim zasiadł na téj ubogiéj stolicy, uprosił sobie kilka tygodni czasu, do przygotowania się na ustroniu i wyjednania sobie u Pana Boga, przez modlitwę i ostrzejsze jeszcze niż zwykle posty, potrzebne do sprawowania wysokiego urzędu swojego łaski. Pan Bóg zaś, i w sposób cudowny raczył mu przyjść do tego w pomoc. Zesłał mu widzenie, w którém objawiła się mu przenajświętsza Panna otoczona niebieską światłością, a mając obok siebie świętego Jana Ewangelistę, poleciła aby On sam był mistrzem Grzegorza, w tém wszystkiém co do najdoskonalszego sprawowania swojéj Biskupiéj godności, wiedzieć potrzebuje. Ze światła to jakie odebrał ten mąż Boży podczas tego objawienia, ułożył on wyznanie wiary, które późniéj na Soborach powszechnych jako najdoskonalsze streszczenie głównych prawd katolickich przyjęte i odczytywane było. Przytém, powziął wielkie serce na opowiadanie Ewangelii, i udał się do Neocezarei, gdzie miał srogą walkę z pogaństwem rozpocząć i Kościół Boży wśród niego jakby nanowo zakładać.

Przybywszy do swojéj stolicy, zaczął niezwłocznie opowiadanie Słowa Bożego, a Pan Bóg obdarzył go nadzwyczajną łaską czynienią cudów, które widząc poganie, tłumnie się nawracali. Kiedy miał zakładać kościół, nie mógł na to mieć innego miejsca jak szczupły kawałek ziemi, pod samą wielką górą będący. Święty całą noc przetrwał na modlitwie, prosząc Pana Boga aby temu zaradził: a nad rankiem kazał górze ustąpić, i ustąpiła tyle ile potrzeba mu było obszernéj płaszczyzny na wzniesienie kościoła z wielkim cmentarzem i wielkim dokoła placem.

Dwaj bracia, mając dzielić się majętnością po rodzicach im pozostałą, nie mogli przyjść do zgody o jezioro które wśród ich dóbr było, i prosili Grzegorza żeby między nimi sprawę tę rozstrzygnął. Starał się ich pogodzić, lecz napróżno: obaj bracia przybrawszy sobie pewną liczbę ludzi mieli przyjść do krwawéj bójki, którą tylko z powodu nadchodzącéj nocy na dzień następny odłożyli. Grzegorz na całą tę noc pozostał przy jeziorze i pomodliwszy się, nad rankiem rozkazał wodom w imię Pańskie zniknąć a ziemię suchą zostawić, co wnet nastąpiło. Skoro dzień nadszedł, przypadły strony przeciwne z bronią w ręku gotowe do walki, lecz ujrzawszy cud tak wielki zdumieni, wszyscy zostali chrześcijanami, a dwaj bracia osuszoną ziemią bez sporu się podzielili.

Rzeka Likus, w jego dyecezyi płynąca, wylewami swojemi wielkie szkody w polach czyniła. Mieszkańcy tameczni, nie mieli żadnych środków żeby na niéj tamy porobić. Udali się przeto o pomoc do świętego Grzegorza, znając już jego cudotwórczość. Odpowiedział im sługa Boży, iż sam Stwórca zakreślił wodzie jéj granice i że Jego wszechmocności ulegać należy. Jednak ujęty litością nad wielką liczbą biednych rodzin do nędzy przez wylew téj rzeki przywiedzionych, udał się do modlitwy, i wzywając Imienia Chrystusowego poszedł nad brzeg rzeki, gdzie z ufnością w moc Bożą zatknąwszy swój kij pasterski to jest Pastorał Biskupi rzekł: „W Imię Chrystusa Pana, póty twoja granica wodo: wyżéj pod ten kres odtąd nie wylewaj.” Kij ten urosł w wielkie drzewo, i od owego czasu rzeka skoro do niego wzbierze, daléj się nigdy nie rozlewa.

Razu pewnego Żydzi, niewierząc w jego cuda i chcąc pogan o ich fałszu przekonać, kazali jednemu ze swoich położyć się przy drodze którą miał przechodzić Grzegorz, i udawać umarłego; a gdy on nadszedł, prosili go aby im dał czém pokryć trupa, bo nic takiego przy sobie nie mają czémby to uczynić mogli. Chcieli przez to okazać poganom wtedy tam umyślnie nagromadzonym, że Święty nie rozpozna nawet żywego od umarłego, a gdzież dopiéro cuda miałby czynić. Święty Grzegorz zdjął z siebie płaszcz, i oddawszy go im odszedł. A gdy oni uradowani iż go oszukali, kazali wstać temu który umarłego udawał, spostrzegli że w istocie umarł, co znowu wielu pogan nawróciło.

Rozkrzewił już był Grzegorz wiarę świętą w całéj dyecezyi swojéj, gdy wyszedł wyrok cesarza Dyoklecyana aby chrześcijan do ofiar bożkom zmuszano, a opierających się temu śmiercią karano. Radził tedy wiernym swojego biskupstwa, aby ci którzyby nie czuli w sobie dość odwagi do przetrwania męczeństwa, uchodzili w góry i tam ukrywali się póki prześladowanie trwać będzie. Sam téż z dyakonem swoim, ukrył się na górze w jaskini. Urzędnicy cesarscy kazali go pilnie śledzić, a jeden z pogan odkrywszy jego schronienie, przywiódł tam oddział żołnierzy który miał go uwięzić. Widząc ich nadchodzących, Święty kazał będącemu przy nim dyakonowi podnieść ręce na modlitwę i poświęcić się Bogu, co i sam uczynił, Żołnierze do jaskini weszli, lecz ich ujrzeć nie mogli, a wróciwszy powiedzieli że tylko tam dwa wielkie pnie drzewa z suchemi gałęziami widzieli. Uznając w tém cud, Boży ów poganin który świętego Grzegorza wydał skruszony, padł mu do nóg i o Chrzest święty prosił, co téż i otrzymał.

Gdy ucichło prześladowanie, powrócił do swego Biskupstwa Grzegorz. Pomordowanych za wiarę Męczenników ciała wyszukiwał i ze czcią należną grzebał, a imiona ich i szczegóły ich męczeństwa pospisywał, ustanawiając razem dni obchodu ich uroczystéj pamiątki. I rozszerzyła się jego pracą, trudem i gorliwością wiara święta w téj krainie gdzie był Biskupem, tak dalece, że gdy umierał i spytał wielu w dyecezyi jego było jeszcze pogan, a odpowiedziano mu że siedemnastu, rzekł: „Dzięki niech będą Bogu: tylu właśnie było w niéj chrześcijan, gdym na Biskupstwo wstępował.” Umarł roku Pańskiego 270 dnia 17 listopada, i pochowany został w kościele który sam wybudował, a który późniéj pod jego wezwaniem został poświęcony.

Pożytek duchowny

W cudzie dokonanym przez świętego Grzegorza, przez przeniesienie góry z jednego miejsca na drugie, sprawdziły się te słowa Pana Jezusa, w których upewnił nas że ktokolwiek z żywą wiarą górze ustąpić rozkaże, wnet ona ustąpi. Ojcowie święci stosują to i do złego ducha, który wyniesiony pychą, jest jakby górą ciągle nam zawadzającą na drodze zbawienia. Chceszli tę zaporę obalić? Czyń to z żywą wiarą i wzywaj na pomoc Maryi, a za każdą razą tego dokażesz.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, aby błogosławionego Grzegorza, Wyznawcy Twojego i Biskupa czcigodna uroczystość, i w pobożności dała nam wzrostu nabierać i zbawienia dostąpić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 986–988.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 910–911

Jakkolwiek święty Grzegorz był wielkim cudotwórcą, zawsze był pokorny i lękał się o swe zbawienie. Wiedział dobrze, że Bóg mu na to udzielił siły czynienia cudów, aby burzył królestwo szatana, a szerzył chwałę Boską. Kto dziwił się jego cudom i chwalił go za to, zasmucał go i zawstydzał. Jak dalekim był od uważania swej osoby za świętą, widać stąd, jak mocno się obawiał sądu Bożego. „Boga się lękajcie i sądu Jego” — wołał zawsze na wiernych. Wiedział dobrze, że Judasz apostoł nie osiągnął zbawienia, mimo, że szatanów wypędzał z opętanych. Miał to niewzruszone przekonanie, że świątobliwość nie polega na działaniu cudów, lecz na pokorze, bojaźni Bożej, stronieniu od świata, pogardzie dóbr ziemskich, miłości Boga i bliźniego. Dlatego prawił często swym owieczkom: „Najwyższym dobrem jest trzymać się Boga, żyć z Nim, unikać grzechu. Lękajcie się Boga, zachowujcie przykazania Jego; wierzcie, że staniecie kiedyś przed sądem Jego i że każdy z was odbierze zasłużoną nagrodę lub karę”. Czytając przeto cuda zdziałane przez Świętych Pańskich, sławmy wszechmoc Boga, w którego imieniu ci wybrańcy cuda czynili, ale zarazem zapatrujmy się na ich cnotliwe życie, ich dobre czyny i bierzmy je sobie za wzór. Jest niezawodnie w Niebie wielka ilość Świętych, którzy nie zasłynęli cudami, lecz byli przykładem pokory, bogobojności, ubóstwa ducha, czystości serca, zamiłowania samotności i miłości Boga. O takie cnoty się starajmy, a będziemy świątobliwymi i zbawionymi bez cudów. O to się też starał św. Grzegorz, a cuda swe tak mało cenił, że pragnął przy śmierci, aby pamięć jego zupełnie zginęła na ziemi, a natomiast imię jego zapisanym zo stało w księdze niebieskiej.

Tags: św Grzegorz Cudotwórca św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup Orygenes cuda
2020-11-16

Św. Edmunda, Arcybiskupa Kantorberyjskiego

Żył około roku Pańskiego 1246.

(Żywot jego napisany przez współczesnego mu kapłana, znajduje się u Suryusza pod dniem dzisiejszym.)

Święty Edmund urodził się w miasteczku Abendon w Anglii, przy końcu dwunastego wieku z rodziców bardzo pobożnych. Ojciec jego Edward, za zgodą żony Mabilii wstąpił do klasztoru i żył w nim do śmierci w wielkiéj świątobliwości. Matka pozostawszy na świecie najbogobojniéj wychowywała dwóch swoich synów: Edmunda i Roberta. Wyprawiając ich do Paryża dla pobierania tam wyższych nauk, udzieliwszy im różnych zbawiennych upomnień, zaopatrzyła ich przytém w dwie ostre włosiennice, polecając aby je kilka razy na tydzień nosili, dla przyskramiania w sobie zmysłowych chuci. Edmund najgodniéj odpowiedział świątobliwemu wychowaniu jakie odebrał w domu. Był wzorem pobożnego młodzieńca, a chcąc się wyłączniéj poświęcić Bogu uczynił ślub dożywotnéj czystości przed obrazem Boga Rodzicielki, i jak późniéj mówił, Marya miała go od téj pory w Swojej szczególnéj opiece, a w najcięższych pokusach przybywała mu miłościwie na pomoc.

Matka jego widząc się blizką śmierci, przyzwała go do siebie, a pobłogosławiwszy i poleciwszy mu jako najstarszemu z rodzeństwa opiekę nad innemi dziećmi, zasnęła bogobojnie w Panu. Siostry świętego Edmunda były nadzwyczaj nadobnéj urody: to obudziło w nim obawę, aby polubiwszy świat, nie zgubiły duszy swojéj. Nakłonił więc je aby zostały zakonnicami, i umieściwszy w klasztorze, sam wrócił do Paryża dla ukończenia zawodu naukowego. Odznaczając się pomiędzy wszystkimi uczniami zdolnością i pracą, nie zaniedbywał wcale ćwiczeń pobożnych, i już wtedy jaśniał wysokiemi cnotami i nadzwyczaj pokutném życiem. Ukończywszy nauki akademickie, jako biegły matematyk, został w téjże Akademii profesorem tego przedmiotu i wielce w nim zasłynął.

Razu pewnego, śpiącemu objawiła się matka, i spytała co znaczą te wszystkie kreślenia geometryczne, któremi się zajmował. Edmund odpowiedział jéj na to, dowodząc swojéj biegłości w nauce matematyki; a matka nakreśliła przed nim trzy koła, nazywając jedno Bogiem Ojcem, drugie Synem Bożym, a trzecie Duchem Świętym, i rzekła do niego: „Porzuć synu mój te wszystkie kreślenia któremiś się dotąd zajmował, a myśl tylko o tych.” Święty zrozumiał co to znaczy, i odtąd wyłącznie oddał się nauce teologii.

Pracując, miał zawsze przed sobą wizerunek przenajświętszéj Panny, i od chwili do chwili wzywał pomocy téj Matki światła niebieskiego z taką gorącością ducha, iż niekiedy wpadał w zachwycenie. Ile razy brał pismo święte do czytania, najprzód całował je z największém uszanowaniem. Za jego czasów książki, ponieważ wówczas druk jeszcze nie był wynaleziony, bardzo były drogie i rzadkie. Oddany naukom, wielką do książek przywiązywał wagę, jednak zdarzało się że je sprzedawał, żeby za nie dać ubogim jałmużnę, tém bardziej, że im więcej ćwiczył się w modlitwie, tém mniej potrzebował książek, gdyż sam Duch Święty stawał się jego mistrzem. Tak zasłynął nauką teologii, że pomimo oporu jaki stawiła temu jego pokora, zaszczycono go stopniem doktora Akademii. W rozprawach dowodził wielkiéj przenikliwości umysłu, a przy każdym wykładzie teologii z katedry profesorskiéj, na które wielka liczba słuchaczów się zbierała, miewał jakby kazania, które najzbawienniéj na wiernych wpływały. Wielu téż z jego słuchaczów pobudzało się do pokuty, a niektórzy w skutek tego co w ciągu jego wykładów słyszeli, opuszczali świat i do klasztorów wstępowali.

Pewnéj nocy we śnie, ujrzał salę w któréj nauczał całą napełnioną ogniem, i z niéj wychodzących siedem pochodni. Nazajutrz, siedmiu z jego uczniów wstąpiło do zakonu Benedyktynów. Inną razą, kiedy miał wykładać tajemnicę o Trójcy przenajświętszéj, przyszedłszy do sali akademickiéj, gdy jeszcze nikogo nie było, znużony całonocną pracą zasnął na swojéj katedrze. We śnie, ujrzał gołębicę zlatującą z nieba i udzielającą mu Komunią świętą. Po takowéj łasce, mówił o wzniosłéj tajemnicy przenajświętszéj Trójcy z taką wymową i z tak głębokiemi poglądami, że wszyscy poznali iż go w tém nadprzyrodzone światło Boskie wspierało.

Gdy miewał kazania, słowa jego ożywione miłością Boga i pragnieniem zbawienia dusz wiernych, do najtwardszych serc trafiały. Papież zlecił mu ogłaszanie wojny krzyżowéj, upoważniając go przytém najwyższą władzą swoją, do pobierania z dochodów kościołów w których będzie miewał nauki, ile mu się spodoba. Nigdy z tego przywileju nie korzystał; żadnych nawet dobrowolnych ofiar nie przyjmował, a za to Pan Bóg obdarzył go mocą czynienia cudów. Razu pewnego miał kazanie przed kościołem w Wigonie, nagle nadeszła tak straszna chmura że wszyscy chcieli odejść, obawiając się nawałnicy. Święty uczynił znak krzyża w stronę z któréj szła burza, i z kazalnicy zawołał głośno: „Rozkazuję ci zły duchu, abyś się ztąd oddalił, a nie przeszkadzał ludowi słuchać słowa Bożego.” W téjże chwili chmura rozeszła się wokoło, ulewny deszcz zlał wprawdzie cała okolicę, lecz na miejsce na którém byli słuchacze świętego Edmunda, ani kropla nie padła.

Gdy biskupstwo Kantorberyjskie długo nie miało Pasterza, wysłano posłów do Papieża Inocentego IX, z prośbą aby on sam oznączył, kogo na tę godność wybrać mają. Ojciec święty przysłał swojego legata do Anglii aby przewodniczył temu wyborowi, w którym wszystkie głosy miał święty Edmund. Zawiądomiono o tém Papieża, który wybór takowy najchętniéj zatwierdził. Lecz nowo wybranego Biskupa nigdzie znaleźć nie mogli. Bowiem święty Edmund, skoro dowiedział się że gdy szło o wybór Biskupa na niego oczy zwracano uszedł potajemnie i skrył się w górach. Odkryto go przecież po pewnym czasie, lecz napotkano największy z jego strony opór w przyjęciu godności, któréj sądził się niegodnym. Wszakże przyjął ją w końcu, gdy mu przedstawiono ciężką potrzebę kościoła Kantorberyjskiego od tak dawna pozbawionego Pasterza a szczególnie gdy objawiono wyraźną w téj mierze wolę Papieża.

Wyświęcony na to Biskupstwo, jako Pasterz według serca Bożego, cały oddał się wysokim a mozolnym swojego apostolskiego urzędu obowiązkom. Z niezmordowaną gorliwością Słowo Boże głosił, roznosząc je po najuboższych wioskach swojéj dyecezyi, na któréj zwiedzaniu prawie cały czas trawił. Ojcem był biednych wdów i sierot, obrońcą wszystkich prześladowanych. Chorych ubogich, o ile mógł sam po ich mieszkaniach nawiedzał, pocieszał, krzepił na duszy, zachęcał do cierpliwości, a w ostatnich chwilach do szczególnéj ufności w opiekę Matki Bożéj pobudzając, usposabiał do dobréj śmierci. Groźnie powstając przeciw wszelkim zdrożnościom gdziebykolwiek się one pojawiły, z otwartém sercem przyjmował nawracających się grzeszników: gonił za nimi i wszelkich używał środków aby trafić do ich serca, i pozyskać ich Chrystusowi.

Takim był ten święty Biskup, zasiadając na stolicy pasterskiéj od któréj się tak szczerze bronił. Lecz że właśnie dla tego wielce był Bogu miłym, potrzeba było aby go wyprobowały, udoskonaliły i uświęciły cięższe utrapienia doczesne. Dopuścił je na niego Pan Bóg, w prześladowaniu do jakiego przeciw niemu pobudziło piekło złych ludzi. Z męstwem i stałością właściwemi świętemu Pasterzowi, był Edmund nieugięty w obronie praw i przywilejów Kościoła, bez względu na potęgę tych którzy się na nie targali. Wierne takowe przy swoim obowiązku obstawanie, ściągnęło w końcu na niego gniew króla i niektórych możniejszych w Anglii Panów. Co większa znalazło się i kilku Biskupów, którzy z pominieniem swoich obowiązków schlebiając nadużyciom władzy świeckiéj, wystąpili przeciw Edmundowi, co uczyniła nawet i jego własna a niegodna tak świętego Pasterza Kapituła. Sprowadziło to na niego rozliczne prześladowania, oszczerstwa i najdotkliwsze obelgi. Lecz mąż Boży znosił wszystko z największą cierpliwością, i z miłością wyrażając się zawsze o tych którzy mu najwięcéj złego uczynili, mówił tym którzy się dziwili niezachwianéj jego łagodności: „Obelgi jakie mi zadają sąto gorzkie lekarstwa, lecz bardzo dla mnie pożądane: dodają bowiem zdrowia duszy mojéj.”

Zmuszony uczynić silne przedstawienia królowi, z powodu nadużyć których się ten względem Kościoła dopuszczał, gdy w skutek tego rozporządzeniami królewskiemi ściśnięty, ujrzał się w niemożności spełniania swoich Biskupich obowiązków, skazał się sam na wygnanie z ojczyzny i udał się do Francyi. Kiedy wsiadał na okręt, okazał mu się święty Tomasz Biskup Kantorberyjski, który podobnież w obronie praw swojego kościoła, padł ofiarą: pochwalił jego postępowanie, i zapowiedział mu że wkrótce otrzyma w Niebie nagrodę za swoje trudy. Osiadł był najprzód w Opactwie Benedyktynów w Pantynii, gdzie z wielką serca pociechą, oddał się pokucie i najwyższéj bogomyślności. Wkrótce zapadłszy tam ciężko na zdrowiu, z polecenia lekarzy przeniósł się do klasztoru Soessieńskiego, gdzie czując się blizkim śmierci zażądał ostatnich Sakramentów świętych. Gdy przyniesiono mu Wiatyk. wyciągnąwszy do Niego ręce zawołał: „W ciebiem o! Panie mój zawsze wierzył, Ciebiem według Ewangelii Twojej ludowi mojemu opowiadał. Jak przez całe życie moje niczego na ziemi prócz Ciebie nie szukałem, i jedyném pragnieniem mojém było spełnianie przenajświętszéj woli Twojéj, tak i teraz Ciebie jednego pragnę nad wszystko, i proszę Cię czyń ze mną co Ci się spodoba.” Po przyjęciu ostatniego Olejem świętym namaszczenia, trzymał już prawie ciągle przy ustach krzyż święty, a całując ranę boku Jezusowego, powtarzał te słowa Pisma Bożego: „Będziecie czerpać wody z radością ze zdrojów Zbawicielowych” 1. I w takich niebieskich rozpływając się uczuciach, świętą śmiercią świątobliwe zakończył życie, 16 Listopada roku Pańskiego 1241. W cztery lata po śmierci, przez Papieża Inocentego IV kanonizowany został.

Pożytek duchowny

Święty Edmund, przez oddanie się w szczególną opiekę Matce Bożéj, przed któréj ołtarzem w młodości ślub czystości był uczynił, wsparty jéj szczególną opieką do wysokiéj doszedł świątobliwości. Tak bowiem zawsze ta przenajświętsza Matka wszelkiéj łaski Bożéj odpłaca się tym, którzy dobre czyny swoje pod jéj szczególną opieką wykonywać zwykli. Staraj się i ty wszystkie zbawienne chęci twoje polecać macierzyńskiemu miłosierdziu Maryi, a Ona ci wyjedna niezbędną do ich wiernego spełnienia łaskę Bożą.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy Wszechmogący Boże! aby uroczystość błogosławionego Edmunda Wyznawcy i Biskupa Twojego, którego pamiątkę dziś obchodzimy, przydała nam wzrostu w pobożności i zbawienie nasze zapewniła. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 983–985.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 919

Widzę Cię, Jezu, zranionego od stóp do wierzchu głowy cierniem ukoronowanej, widzę Cię przybitego trzema gwoździami do drzewa krzyżowego, widzę Cię jak konasz w boleściach i cichy głos wydobywa się z Twych piersi i słyszę ten głos ostatniej Twojej woli: „Oto syn Twój. Oto Matka twoja” (Jan 19, 26—27). Ten głos utkwił głęboko w Sercu Najśw. Matki, ten głos: „Oto syn Twój” dostaje się mnie w udziale w każdym dniu życia mojego. Ileż to razy doznałem szczególniejszej opieki Serca macierzyńskiego Najświętszej Maryi! Słyszę ten głos: „Oto Matka twoja”, ale z zawstydzeniem wyznać muszę, że jestem niewdzięcznym synem tej Matki; ileż to razy sprzeciwiałem się natchnieniom, ileż to razy zraniłem Jej Serce przez nieposłuszeństwo Jej Synowi! O Matko, nie przestawaj na mnie wołać: „Dziecię zbłąkane, dziecię nieposłuszne, Jam Matka twoja, bądź synem, bądź córką moją!” Kościół święty odnosi te słowa mędrca Pańskiego do Najświętszej Maryi Panny: „Pójdźcie synowie, słuchajcie mię: bojaźni Pańskiej nauczę was” (Psalm 33, 12). Naucz mnie, Matko Boga mojego, bojaźni, abym raczej zgodził się na śmierć, aniżeli obraził Pana Boga choćby powszednim dobrowolnym grzechem. Święty Edmund, przez oddanie się w szczególną opiekę Matce Bożej, przed której ołtarzem z miłości ślub czystości był uczynił, wsparty Jej szczególną opieką, do wysokiej doszedł świątobliwości. Tak bowiem zawsze ta Najświętsza Matka wszelkiej łaski Bożej odpłaca się tym, którzy dobre czyny swoje pod Jej szczególną opieką wykonywać zwykli. Staraj się i ty wszystkie zbawienne chęci twoje polecać macierzyńskiemu miłosierdziu Maryi, a Ona ci wyjedna niezbędną do ich wiernego spełnienia łaskę Bożą.

Footnotes:

1

Izaj. XII. 3.

Tags: św Edmund Rich św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna arcybiskup Maryja matematyk św Tomasz Becket
2020-11-15

Św. Gertrudy, Opatki klasztoru Rodardeńskiego

Żyła około roku Pańskiego 1292.

(Żywot jej był napisany przez Jana Lanspergiusza, Kartuza.)

Święta Gertruda hrabianka na Haubornie, urodziła się w Saksonii w mieście Eizleben około roku Pańskiego 1222, z zamożnych i znakomitych rodziców, blizkiém pokrewieństwem z cesarzem Fryderykiem II-gim połączonych. Miała lat pięć, kiedy na usilne jéj saméj żądanie, rodzice umieścili ją w Rodardeńskim klasztorze Benedyktynek, w którym już wtedy, a jeszcze tak małém będąc dziecięciem, zadziwiała wszystkich wysoką pobożnością, zamiłowaniem modlitwy, umartwieniami ciała, a obok tego nadzwyczajną w naukach zdolnością i pilnością. Szczególnie w rzeczach tyczących się religii i najgłębszych tajemnic wiary, okazywała pojęcie nie tylko wiek jéj przechodzące, lecz które byłoby nadzwyczajném nawet w osobach dorosłych a wyłącznie nauce Teologii oddanych. W krótkim téż czasie, taki uczyniła w naukach postęp, napotkawszy przytém bardzo biegłych mistrzów, a którzy jéj nadzwyczajną bystrość umysłu podziwiali, że stała się biegłą w Filozofii i Retoryce, i doskonale po łacinie mówiła i pisała. Następnie uczyła się Teologii scholastycznéj według wyższych akademickich wykładów, i Teologii mistycznéj, któréj przedmiotem są tajemne duszy z Bogiem stosunki, i w téjto ostatniéj nauce, stała się wielką i sławną w całym kościele mistrzynią, na równi ze świętą Teresą stawianą.

Oddając się tak głębokim badaniom, to jedynie miała na celu, aby genialnemi zdolnościami będąc obdarzoną, lepiéj poznając Boga, tém większą przejmowała się ku Niemu miłością, a z téj znowu miłości, najdoskonaléj Mu służyła. Wszakże, i z tego korzystał zły duch, wieczny zawistnik każdéj duszy gorliwiéj o doskonałość starającéj się, i zamierzał odwrócić Gertrudę od ściślejszego zjednoczenia się z Bogiem, a to właśnie tymże środkiem przez który ona chciała rączéj do Niego zdążać. W tym celu, rozbudził w jéj sercu ludzkie, a więc zbyt silne i jakby namiętne upodobanie w naukach, co mu tém łatwiéj było, że jej one z nadzwyczajną przychodziły łatwością. W skutek więc tego, Święta zaczęła stygnąć w nabożeństwie, jak to zwykle bywa, gdy kto, chociażby chwalebne zkąd inąd sprawy, z ludzkiém zbytecznie w jego sercu przemagającém upodobaniem, spełnia. Skoro bowiem takowemu dusza się poddaje i niém głównie się powoduje, odbiera już swoję doczesną za dobry czyn nagrodę, a nadprzyrodzonej albo całkiem, albo w wielkiéj mierze się pozbawia. Co zaś najzgubniejszém dla niéj jest wtedy, to że traci niejako z oczu Boga, i w miarę takowego poddawania się pobudkom ludzkiego tylko zamiłowania w spełnianiu swoich czynów, pozbawia się coraz bardziéj światła Ducha Świętego, bez którego postępując jakby wśród ciemności, może nieznacznie zejść zupełnie z właściwéj drogi.

Groziło to świętéj Gertrudzie: lecz że Pan Bóg miał na nią szczególniejsze Swojego miłosierdzia widoki, i w sercu jéj bądź co bądź panował przeważnie, więc zesłał jéj widzenie, w którém Sam Pan Jezus objawiwszy się téj Swojéj wybranéj oblubienicy, upomniał ją silnie i ostrzegł najmiłościwiéj o zasadzkach szatańskich. Święta najżywszą skruchą za takowe zapomnienie się przejęta, postanowiła najszczerzéj hamować odtąd zbytnią swoję w naukach gorliwość, a Pan Jezus aby jej to ułatwić a jeszcze więcéj przysporzyć zasługi, takie jéj zesłał usposobienie, że odtąd do ćwiczeń naukowych doznawała wielkiego wstrętu, i wśród nich goryczy i znudzenia przedtém dla niéj zupełnie nieznanych. Późniéj zaś przez całe życie wyrzucała sobie że były chwile w których w czém inném niż w Bogu mogła szukać pociechy, i gdy z czasem w coraz wyższe łaski i dary niebieskie obfitowała, jedno krótkie wspomnienie tego co się jéj zdawało przeniewierzeniem się Bogu, przywodziło ją do uczucia najgłębszéj pokory, i do gardzenia sobą jako istotą na żadne ani u Boga ani u ludzi niezasługującą względy. Takto bowiem według słów Pisma Bożego: „Tym którzy miłują Boga wszystko dopomaga ku dobremu” 1. Po łasce takowéj, któréj jak najwierniéj odpowiedziała Gertruda, zsyłał już na nią Pan Jezus, coraz obfitsze i nadzwyczajne dary. Miała lat dwadzieścia, a po ślubach zakonnych wysoki już była uczyniła postęp w doskonałości, kiedy objawił się jéj znowu Zbawiciel i oświadczył, iż odtąd Sam raczy być jéj mistrzem w życiu duchowném, i uczyć ją będzie prawd i tajemnic, o którychby się nigdy z żadnych ksiąg nie dowiedziała. Razu pewnego, w wigilią Oczyszczenia Matki Bożéj, kiedy wśród nocy trwała na modlitwie, przygotowując się do téj uroczystości, którą, jak wszystkie Święta przenajświętszéj Panny, z wielkiém nabożeństwem obchodziła, napełnił Duch Święty duszę jéj światłem nadprzyrodzoném w takiéj obfitości, że wszystkie tajemnice wiary i rzeczy tyczących się najściślejszego zjednoczenia duszy z Bogiem odkryte sobie miała w sposób nadzwyczajny, i obdarzona została pojęciem ich tak cudowném, jak tego dostąpił był święty Paweł, kiedy uniesiony został do siódmego Nieba i niektórzy inni wielcy słudzy Boscy, którzy przypuszczeni bywali do podobnych tajemnic. Od téj téż chwili, jak to sama pisze, w jedném z dzieł swoich o zjednoczeniu duszy z Bogiem, to jéj zjednoczenie się z niebieskim Oblubieńcem było tak ścisłém i ciągłém, że bezustannie cieszyła się najżywszém uczuciem obecności Bożéj, wyjąwszy dni jedenastu, podczas których dla wyprobowania jéj wierności, pozbawił ją był Pan Bóg tego uczucia bezustannego patrzenia na Niego oczami duszy i serca.

Przez lat czterdzieści swego zakonnego życia, była Przełożoną jużto w klasztorze Rodardeńskim, już w Elfeńskim; w obydwóch przewodziła siostrom nietylko władzą, lecz szczególnie cnotami. Odznaczała się w pożyciu wspólném głównie: wielką słodyczą i głęboką pokorą. Odbierając cudowne oświecenia o których wyżéj wspomnieliśmy, pomimo tego nic nie przedsiębrała bez porady drugich, szczególnie udawała się w tym celu do świętéj Matyldy, zakonnicy w tymże klasztorze mieszkającéj.

Ulubioném jéj ćwiczeniem duchowném było rozmyślanie Męki Pańskiéj, i wtedy rzewnemi zalewała się łzami. Kiedy rozmawiała o Panu Jezusie i tajemnicach Jego przenajświętszego życia, czyniła to z takiém namaszczeniem i z takiém uczuciem miłości, że wszystkich w zachwycenie wprawiała. Pewna zakonnica wielkiéj świątobliwości, miała objawienie, że podówczas nie było w świecie serca gdzieby z równém upodobaniem jak w sercu Gertrudy, przebywał Pan Jezus. A święta Matylda, w widzeniu które miała, ujrzała ją przy samym Tronie Syna Bożego klęczącą z oczyma w Jego Boskie oblicze tak wlepionemi, że ich ani na chwilę nie odwracała. Razu pewnego gdy w chórze słyszała, śpiewane te słowa Pisma świętego: „widziałem Pana twarzą w twarz” 2, Gertruda ujrzała w górze nad sobą oblicze przecudnéj piękności, z którego wychodzące promienie przeszyły jéj serce, napełniając je niebieską pociechą któréj jak sama pisze o tém, żaden ludzki język wysłowić niezdolny. Niekiedy ukazywał się jéj Pan Jezus ubogim, jakim był w stajence Betleemskiéj, co sprawiało na niéj takie wrażenie że według jéj własnego wyrażenia, zdawało się jéj, iż jakby tylko co sama w życiu duchowném urodziła się, i w skutek tego z nowym zapałem na téj drodze postępowała. Albo znowu w jéj rękach i w nogach wyciskał Zbawiciel Swoje rany, z których tak cierpiała jakby je odebrała w istocie, i tém żywiéj wtedy pojmowała co wycierpiał dla nas Pan Jezus. Niekiedy wkładał na jéj palec pierścień kosztowny, na znak iż ją chce mieć Swoją szczególną oblubienicą. Stawał przed nią z przenajświętszą Maryą Panną, upewniając iż Matka Boża i jéj najprzywiązańszą matką być raczy. Lecz co najcudowniejsze, to że w jedném z widzeń takowych, zamienił z nią własne serce swoje, i odtąd Święta nie czuła w sobie innéj woli, innych skłonności i innych upodobań jak Samego Jezusa, i miłowała Go uczuciem od wszelkich uczuć ziemskich najdoskonaléj oczyszczoném. Długi szereg innych tego rodzaju łask cudownych, jak i wyżéj wspomniane, opisuje święta Gertruda w jedném z dzieł swoich, przez najpoważniejszych w Kościele mężów wysoko cenioném. Zostawiła także zbiór różnych modlitw przez nią ułożonych, pełnych najgorętszych aktów miłości Pana Jezusa, a szczególnie w tajemnicy ołtarza utajonego.

Wszystkie te niebieskie dary rozbudzały w jéj sercu pragnienie stawania się podobną Jezusowi cierpiącemu i wzgardzonemu. Ztąd coraz większe zadawała ciału umartwienia i wszelkie zkądkolwiek spadłe na nią przykrości, upokorzenia, cierpienia, nietylko cierpliwie znosiła, lecz z największą pociechą i weselem duszy. Pobudzało to ją także do wielkiéj nad grzesznikami litości i pragnienia ich nawrócenia. Całe noce spędzała na modlitwie, za nich najcięższe zadawała sobie w tym celu pokuty, i wielką ich liczbę tym sposobem pozyskała Panu Bogu.

Mając lat siedemdziesiąt zapadła w ciężką i nader bolesną chorobę, trwającą blizko pół roku,a którą przeniosła z niezachwianą cierpliwością. Owszem im więcéj wzmagały się jéj cierpienia, tém ją weselszą widziano. W ciągu téj słabości straciła była mowę, z tego powodu zdarzało się że wprost przeciwne rzeczy jéj dawano niż te o które prosiła nigdy jednak tego poznać nie dała, jeśli która z sióstr sama się tego nie domyśliła. Wśród największych boleści, znakami objawiała siostrom że serce jéj zalewają niepojęte pociechy niebieskie. Zakonnice odprawiły nowennę do świętego Lebuina, dla uproszenia za pośrednictwem jego zdrowia dla swojéj ukochanéj Opatki. Lecz ten Święty objawił się im i rzekł: „Gdy król chce ukoronować obok siebie królowę, mnie prostemu Jego żołnierzowi nie godzi się powstrzymywać go od tego.” Nakoniec gdy dzień jéj śmierci nadszedł, ujrzała zstępującego do niéj z nieba swego Boskiego Oblubieńca, a przy nim Matkę Bożą, świętego Jana Ewangelistę i wielu innych duchów błogosławionych przychodzących po jéj duszę, aby ją wprowadzić do chwały przygotowanéj dla niéj w wieczności. A także ujrzała przy łóżku swojém wielu szatanów, lecz wszystkich w kajdany okutych dla większego tryumfu téj świętéj duszy która ich tyle razy zwyciężała za życia. W chwili gdy skonała, jedna z zakonnic widziała duszę jéj wchodzącą w serce Jezusowe, które było głównym celem całego jéj życia. Umarła 15 Listopada, roku Pańskiego 1292. Kilka osób wysokiéj świątobliwości miało objawienie że w chwili gdy skonała, kilka dusz z czysca wybawionych zostało za jéj zasługami i razem z nią do Nieba wstąpiły.

Pożytek duchowny

Dusza świętéj Gertrudy, według widzenia jakie miała zaraz po jéj śmierci pewna świątobliwa zakonnica, poszła prosto do serca Jezusowego, bo to przenajświętsze serce Jego, było przez całe jéj życie celem do którego zdążała. Staraj się i ty z miłości Boga, to jest dla najsłodszego Serca Jezusowego, wszystkie twoje spełniać sprawy, a przygarnie cię Ono do siebie, i tu na ziemi i na wieki w Niebie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś w sercu błogosławionéj Gertrudy Dziewicy, miły dla Siebie przybytek zgotował, za jéj zasługami i wstawieniem się, nasze serca ze wszelkich plam oczyść miłościwie i z nią w Niebie daj nam wspólnie cieszyć się na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 980–982.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 905

Święta Gertruda mawiała: „Dobroć Boga w tym się najwięcej pokazuje, że niedoskonałych dopóty wspiera, póki ich za ich zgodą nie zawiedzie na drogę doskonałości. Obym zdołała, Zbawicielu mój, zjednać Ci wszystkich ludzi! Wtedy chętnie aż do dnia Sądu ostatecznego chętnie chodziłabym po świecie i każdego, w którym by Ci się podobało zamieszkać, własnymi ramionami przed Tobą złożyła. Gdyby to było możliwe, podzieliłabym nawet swe serce na tyle części, ilu jest ludzi na świecie, byle bym w nich przez to wszczepiła skłonność i chęć do posłuszeństwa Twej świętej woli”. Święta Gertruda, umarłszy dla świata, stała się tym samym godną być oblubienicą Boskiego Zbawiciela. Była ona jedną z tych dusz oczyszczonych w świętym ogniu miłości Bożej, które, usunąwszy wszystkie przeszkody ziemskie, już tu na ziemi doznają w całej pełni łask i opieki Bożej. Gdyby ludzie chcieli i umieli się oderwać od znikomości tego świata, czuliby o wiele większy pociąg do Boga i spraw niebieskich. W tym cała bieda, że zajmujemy się w tym życiu o wiele więcej sprawami doczesnymi aniżeli Bogiem. Błogosławiony Tomasz a Kempis słusznie powiada: „Kto się nie zdoła oderwać od rzeczy ziemskich, ten nigdy nie wzniesie się duchem do rzeczy Boskich”. Mało tylko jest takich, którzy prowadzą życie odosobnione, bo nie umieją się oderwać od świata i stworzeń jego. Ileż to podejmujemy starań i zachodów w rzeczach znikomych i mających małą wartość, a o duszę, wewnętrzną istotę swoją, dbamy mało, albo wcale się nad nią nie zastanawiamy!

Footnotes:

1

Rzym. VIII. 28.

2

Genez. XXXII. 30.

Tags: św Gertruda z Helfty św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica nauka serce Jezusa
2020-11-14

Św. Stanisława Kostki

Żył około roku Pańskiego 1563,

(Żywot jego był napisany przez ojca Sakiniego, tegoż zgromadzenia kapłana.)

Święty Stanisław był synem Jana Kostki, kasztelana Zakroczymskiego, i Małgorzaty Kryski z Drobnia. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1550, w dziedzicznéj wsi rodziców swoich Kostkowie, dziś Rostkowem przezwanéj. Najprzód pobożnie w domu wychowany, gdy miał lat piętnaście, z bratem swoim starszym Pawłem posłany został do szkół ojców Jezuitów w Wiedniu przez nich prowadzonych, i w konwikcie ich umieszczony został. Lecz niedługo tam przebywał gdyż zakład ten zniesiono, a uczniowie w mieście zmuszeni byli szukać sobie pomieszczenia. Młodzi Kostkowie zajęli mieszkanie w domu pewnego lutra.

O ile święty Stanisław był pobożnym, i głównie tém co się Boga i Jego służby tyczy zajętym, o tyle brat jego starszy Paweł, lubił świat i jego rozrywki, i temu się namiętnie oddawał. Z tego téż powodu, wiele miał do cierpienia z jego strony Stanisław, którego świątobliwe postępowanie, było ciągłą i żywą naganą płochości Pawła. Ten téż w rozmaity sposób dokuczał młodszemu bratu: wyszydzał jego pobożność, a nawet przychodziło do tego iż go bił bez miłosierdzia. Stanisław cierpliwie wszystko to znosił, i z wszelkiém uszanowaniem dla Pawła, jako dla starszego brata zachowywał się. Uczył się pilnie, a chociaż mu z początku nieco trudno przychodziły nauki, wezwawszy w tém pomocy Matki Bożéj, do któréj miał serdeczne nabożeństwo, w krótkim czasie wielkie postępy uczynił. Wywdzięczając się więc Jéj za to, i dogadzając własnemu sercu, wszystkie wypracowania szkolne, których przedmiot pozostawiono do woli uczniów, obracał na pisanie pochwał Panny przenajświętszéj. Wpisany do Bractwa świętéj Barbary, między współuczniami jego założonego, obrał ją za szczególną swoję patronkę, a do Komunii świętéj starał się jak najczęściéj przystępować. Nagrodził mu téż to wszystko Pan Bóg, łaską powołania do Zakonu. Chciał wstąpić do Towarzystwa Jezusowego, lecz że od rodziców pozwolenia na to pozyskać nie mógł, i z tego powodu przełożeni tego Zgromadzenia robili mu trudności, odłożył to na późniéj, lecz zobowiązał się ślubem aby to w końcu dopełnić.

Pod tę porę nawiedził go Pan Bóg ciężką chorobą; a gdy mu się zdawało że umrze, zapragnął przyjęcia ostatnich Sakramentów świętych. Lecz napróżno o to prosił: brat lekkomyślny zająć się tą usługą nie chciał, a gospodarz domu luteranin, najprzeciwniejszy był temu. Strapiony tém Stanisław, zaczął serdecznie modlić się do świętéj Barbary, pomnąc iż czytał w jéj żywocie, że kto ma do niéj nabożeństwo, bez przenajświętszego Sakramentu nie umrze. Jakoż, cudownie doznał tego na sobie: gdyż objawiła mu się święta Barbara, a przy niéj dwaj Aniołowie niosący przenajświętszy Sakrament, który mu ze czcią podali. Tak posilony spokojnie czekał śmierci, i w istocie bardzo już był osłabł, kiedy oto znowu okazała mu się Matka Boska i w tejże chwili go uzdrowiła, polecając przytém, aby wstąpienia swego do zgromadzenia Jezuitów, już dłużéj nie odwlekał.

Wyszedłszy z choroby, święty Stanisław widząc iż Prowincyał Jezuitów Wiedeńskich, z powodu iż nie miał pozwolenia od rodziców, przyjąć go nie chciał, za poradą światłego i pobożnego spowiednika, postanowił udać się do innéj zakonnéj Jezuickiéj prowincyi, aby tam być przyjętym. W tym tedy celu, sprawił sobie prostą ubogą siermięgę, noc całą na modlitwie przetrwał, a rano bardzo, kiedy jeszcze wszyscy w domu spali, przybrawszy się w oną suknię, poszedł do kościoła, wysłuchał Mszy świętéj, posilił się Ciałem Pańskiém, i puścił się w drogę, z tym zamiarem, że póty od klasztoru do klasztoru chodzić będzie, aż przyjętym zostanie. Tymczasem brat jego Paweł widząc dnia tego, iż pomimo spóźnionéj pory, Stanisław do domu nie wraca, zdjęty żałością że swojém złém postępowaniem dać mu mógł powód do ucieczki, szukając go po mieście a nie znalazłszy, gdy powziął jakiś ślad którędy się udał, puścił się konno z kilku sługami aby go dogonić. Owoż, blizko już niego nadjeżdżali, gdy nagle konie ich jakby skamieniałe stanęły, i ani kroku naprzód ruszyć nie chciały. Zdumieni więc i przerażeni tym cudem, powrócili, a Święty w dalszą poszedł drogę.

W téj drodze, pewnego poranku, Stanisław ujrzał kościoł otwarty. Wszedł do niego chcąc Mszy świętéj wysłuchać, i Komunią świętą przyjąć. Lecz jakże boleśnie ujrzał się zawiedzionym, gdy poznał że przez pomyłkę, wszedł był do Zboru luterskiego. Rozpłakał się zasmucony i widokiem miejsca gdzie Bóg był znieważany kacerskiemi obrzędami, i myślą że Ciała Pańskiego nie będzie miał szczęścia przyjąć. Lecz go i tu Pan Bóg, jak dawniéj gdy w Wiedniu chorował. łaskawie pocieszyć raczył. Ujrzał liczne grono zbliżających się Aniołów, z których jeden przystąpiwszy do niego, dał mu Komunią świętą.

Przybywszy do Augsburga, gdzie przebywał Kanizyusz, Prowincyał Jezuicki, przedstawił się mu, prosząc o przyjęcie do Zakonu. Ojciec ten, który już wiele o nim był słyszał, a w pierwszém poznaniu ocenił jego świątobliwość, zadość uczynił jego prośbie: posłał go najprzód do konwiktu w Dolingen, dla wyprobowania przez pewien czas jego powołania, a następnie do Rzymu, do Jenerała Jezuitów, którym natenczas był święty Franciszek Borgiasz. Ten przyjął go z otwartém sercem, i na samym wstępie uściskawszy go, rzekł te pełne dla nięgo pociechy słowa: „Drogi Stanisławie, przyjmuję cię bez żadnéj trudności do Zgromadzenia naszego, bo mam wiele dowodów jak cię sam Pan Bóg do tego powołuje.” Umieszczony w nowicyacie, był oddany pod przewodnictwo duchowne Klaudyuszowi Akwawiwie, późniéj z wielkiéj świątobliwości i nauki słynącemu, który poznawszy go bliżéj mówił: „nie ja jego, lecz on moim, na drogach wewnętrznego życia, przewodnikiem być powinien.”

Ojciec Stanisława Kasztelan Kostka, dowiedziawszy się nakoniec co się z jego synem stąło, napisał do niego, silnie go od powziętych zamiarów odwodząc. Święty Stanisław odpowiedział mu na to z wielkiém uszanowaniem i z synowską czułością, lecz oświadczył przytém, że już się Panu Bogu nieodwołalnie poświęcił, że mu się nie godzi ofiary téj cofać, a prosi żeby się i ojciec cieszył, iż Pan Bóg syna jego pomiędzy sługi Swoje policzyć raczył.

Ojciec nie nalegał więcéj, a święty Stanisław budował Rzym cały cnotami jakiemi w nowicyacie zajaśniał. Przedziwna skromność i święty urok okazywał się w całéj jego postawie. Na obliczu jaśniał jakby jakiś niebieski powab. Takie ciągle zachowywał skupienie, że każda jego czynność była jakby modlitwą ustawiczną; a gdy trwał na pobożnych rozmyślaniach i bogomyślności, taki ogień miłości Bożéj wrzał w jego sercu, iż niekiedy musiano chusty zmaczane do piersi mu przykładać. Przenajświętszą Pannę, którą zwał zwykle swoją najmilszą jedyną Matką, w każdéj rozmowie tak mile i wdzięcznie wspominał, że każdego co go słuchał, do szczególnego do Niéj nabożeństwa pobudzał. Wynajdywał dla Niéj coraz nowe prześliczne tytuły, i rzewnie utyskiwał iż nie ma wyrazów na określenie stopnia Jéj chwały i wyrażenia uczuć, jakiemi jest dla Niéj przejęty. Gdy do Niéj się modlił, uważano iż to czynił z tak nadzwyczajną pociechą i z takiém namaszczeniem, że zdawało się iż wtedy widocznie mu się objawia. Przytém różne zadawał sobie umartwienia ciała. W najniższych posługach klasztornych, najbardziéj sobie podobał. W cnocie posłuszeństwa zakonnego celował szczególnie, wiernie wykonywając to co mu nakazywano, chociażby co innego lepszém mu się zdawało. Razu pewnego, gdy nosił drwa do kuchni z drugim współnowicyuszem, zdziwiono się dla czego brał mniéj niż tamten, gdyż zwykle każdego w pracy wyprzedzał. Odpowiedział: iż dla tego że brat kucharz tyle a niewięcéj za każdą razą brać im rozkazał. Gdy mu przełożony nowicyatu skracać kazał rozmyślania, w których największéj doznawał pociechy, najchętniéj to uczynił, najmniejszego nieokazując smutku. Wszystkich wielce poważał, o sobie najniżéj trzymając, dla tego cieszył się serdecznie, że go Pan Bóg do grona zakonnego powołać raczył, mianując się niegodnym tego anielskiego towarzystwa, i wszystkie upokorzenia których mu dla próby nie szczędzono, nietylko bez wzruszenia, lecz z wyraźnie objawiającém się weselem znosił. Tak rączo po drodze doskonałości postępując, w krótkim czasie do szczytu cnót doszedłszy, po zapłatę za nie do Nieba od Pana Boga powołanym został.

Według zwyczaju przyjętego dla młodzieży u ojców Jezuitów, na miesiąc Sierpień przypadł mu za Patrona święty Wawrzyniec. Wigilią uroczystości tegoż wielkiego Męczennika, przepędził Stanisław ze szczególném nabożeństwem, przydając sobie i wiele umartwień ciała. Zaś w sam dzień tegoż swojego na ten miesiąc Patrona, lekko zachorował. Kazano mu się położyć, a lubo wcale na nic groźnego nie zanosiło się, on kładąc się rzekł: „Zdaje mi się że się Panu Bogu podoba, żebym z tego łóżka już nie wstał: w czém niech się stanie wola Jego.” Nazajutrz zapadł w gorączkę, która potém przeszła w zwykłą febrę przemijającą, w której lekarze nic wcale niebezpiecznego nie widzieli; on jednak zapowiedział braciom, że w święto Wniebowzięcia Matki Bożéj, umrze.

Jakoż, w dniu tym po paroksyzmie febry, w mdłości zapadać zaczął, a gdy i to nie zwracało uwagi, on usilnie prosił aby go Sakramentami świętemi opatrzono, a na ziemi położono, dla przyjęcia Komunii świętéj. Gdy mu przyniesiono Ciało Pańskie, zauważano iż jak gdyby mu sił cudownie przybyło, zerwał się na nogi i klęcząc przyjął przenajświętszy Wijatyk z największą gorącością ducha, a obróciwszy się do Rektora, rzekł te słowa z Pisma świętego, z listów błogosławionego Pawła: „Czas jest krótki”, 1 gotujmy się. A potém żegnając i przepraszając braci iż im niedobry z siebie przykład dawał, wziął krzyż w rękę, i jakby rozmawiając z Panem Jezusem, dziękował Mu za wszystkie odebrane dobrodziejstwa, a szczególnie za łaskę powołania do Zakonu. W samém zaś już konaniu, powiedział: „gotowe serce moje Boże, gotowe serce moje”, 2 i powtarzając coraz ciszéj przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi, oddał w Ich ręce duszę. Umarł roku Pańskiego 1563, mając lat ośmnaście. a w miesięcy dziewięć po przyjęciu do Zakonu. Papież Benedykt XIII kanonizacyą jego uroczyście odbył.

Pożytek duchowny

Święty Stanisław Kostka jest jednym z głównych Patronów kraju naszego, a oraz szczególnym Patronem cnoty świętéj czystości, którą tak jaśniał. Z tych obydwóch powodów, powinieneś mieć do niego wielkie nabożeństwo.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który pomiędzy różnemi mądrości Twojej cudami, także i młodocianemu wiekowi dojrzałéj świątobliwości łaskę udzielasz spraw prosimy, abyśmy za błogosławionego Stanisława przykładem, z każdéj chwili czasu zbawiennie korzystając, do wiecznego spokoju wejść pospieszali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 977–979.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 901

Zwróćmy uwagę na słowa świętego Stanisława w liście do ojca: „Już od dawna staraniem moim było służyć Bogu i wziąć na siebie krzyż Chrystusowy” itd. Słowa te dają nam jasny pogląd na tę czystą, dziewiczą duszę, pełną bogomyślności.

Jakaż jest istota bogomyślności?

  1. Jest nią silna i żywa radość, jaką Bóg zdobi i obdarza dusze przez łaskę uświęcająca. Za pomocą i przyczyną tej łaski wykonuje człowiek przykazania Boskie ochoczo i rączo, a nadto jeszcze pełni takie dobre uczynki, do których nie jest ściśle zobowiązany. Bogomvślność wiec polega na tym, że obdarzony nią chrześcijanin szybko i chętnie czyni to, co może się przyczynić do chwały Boga, gdv tvmczasem chrześcijanin zwykłej miarv, który nie doszedł jeszcze do tego stopnia doskonałości, ociężale czyni dla Boga to, czego nie może zaniechać bez ściągnięcia na siebie grzechu. Jak niegdyś Pan Jezus garnął do siebie dzieci i swe błogosławione dłonie kładł na ich głowach, tak czyni i dziś. Szczodrobliwość jego zdobi dusze dziecięce darem bogomyślności. Niechaj matki nie omieszkają starannie pielęgnować i rozwijać w swych dziatkach dar bogomyślności, aby się z nich doczekać pociechy na ziemi, i szczęścia w Królestwie niebieskim.
  2. Jakże słodkie jest życie bogomyślne! Człowiek zamiłowany w zmysłowych i ziemskich rozkoszach z politowaniem potrząsa głową, widząc bogomyślnego oddanego postom, modlitwie, samotności, wybaczającego urazy, hamującego gniew i żądze; nie mogąc zajrzeć w tajniki serca, nie pojmuje, jak bogomyślność to wszystko osładza i ułatwia. Święty Franciszek Salezy trafnie porównuje bogomyślnych z pszczółkami, które w tymianku znajdują sok obfity, ale surowy, a przez ssanie zamieniają go na wonny i słodki miód. Bogobojny i pobożny chrześcijanin spotyka w życiu wiele przeciwności i goryczy, ale przyjmując je ochoczo i z poddaniem się woli Bożej, zamienia je na słodycz. Palonym na stosach i wplatanym w koło Męczennikom wydawało się, że spoczywają na posłaniu z kwiatów; święci Młodzieńcy i Dziewice, krępując się dobrowolnie ślubami czystości, ubóstwa i posłuszeństwa, chwalili Boga pobożnym pieniem i psalmami.

Footnotes:

1

1. Kor. VII. 29.

2

Psalm CVII. 2.

Tags: św Stanisław Kostka św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wychowanie św Barbara śmierć pokora posłuszeństwo czystość
2020-11-13

Św. Dydaka Wyznawcy, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1463.

(Żywot jego był napisany przez Marka Biskupa Lizbońskiego.)

Święty Dydak urodził się z ubogich a bogobojnych rodziców, w małém miasteczku zwanóm Sannikolo w Hiszpanii, na początku XV wieku. Zaledwie lat młodzieńczych dorósł, a czując w sobie powołanie do życia bogomyślnego i pokutnego, postanowił udać się na puszczę. Pod tę porę, w okolicach jego rodzinnego miasta, wśród lasu, na zupełnie osamotnioném miejscu, przy małym kościołku świętego Mikołaja, mieszkał pewien świątobliwy kapłan, wiodący życie pustelnicze. Święty Dydak osiadł przy nim, poddając się jego przewodnictwu duchownemu, i już od téj pory ćwiczył się w wielkich umartwieniach ciała, a Pan Bóg coraz go wyższemi darami bogomyślności wzbogacał. Dnie całe spędzał na modlitwie i pracy ręcznej. Uprawiał ogród przy ich pustelni będący, który aż nadto wystarczał na ich skromne utrzymanie, a nawet pracą około roli, Dydak i ubogich wspierał. Prócz tego, trudnił się wyrabianiem z drzewa łyżek, talerzy i innych podobnych sprzętów domowych, z których zarobek szedł znowu na utrzymanie kościołka.

Rozczytując się w Żywotach Swiętych Pańskich, szczególną czcią się przejął ku świętemu Franciszkowi Serafickiemu, w którym uwielbiał najwięcéj jego zamiłowanie najwyższego ubóstwa. Zdawało mu się bowiem, że kto naśladuje w téj Ewangelicznej cnocie Zbawiciela, łatwiéj Go naśladować będzie i we wszystkiém inném, a oraz daje Mu najwyższy dowód miłości, gdy przez wzgląd na Niego, gardzi tém właśnie, za czém ludzie najzapamiętaléj się ubiegają.

To téż święty Dydak w ubogim zrodzony stanie, nietylko nie utyskiwał na swoję położenie jak to wielu nawet chrześcijan czyni, lecz serdecznie ciesząc się ze swego ubóstwa, gorące składał Panu Bogu dzięki, że go od kolebki uchronił od dostatków, któreby sercę jego łatwo w sidła swoje uwikłać mogły. Chcąc zaś na zawsze zapewnić sobie posiadanie téj perły Ewangelicznéj powziął zamiar wstąpienia do zakonu Braci-Mniejszych, przez Serafickiego Patryarchę ubogich świętego Franciszka założonego. A że wiedział, iż godni jego synowie, brzydzić się powinni pieniędzmi jako najgłówniejszym środkiem do pozbawienia ich ubóstwa, już wtedy, będąc jeszcze na świecie dał dowód jak je za rzecz marną poczytuje.

Zdarzyło się, że wracając ze wsi do swojej pustelni, znalazł na drodze worek ze znaczną sumą pieniędzy. Byłato chwila kiedy on zajęty myślą o świętym Franciszku, właśnie zastanawiał się nad tém, że ten polecał braciom swoim, aby się nawet pieniędzy nie dotykali. To téż święty Dydak tknąć ich nie chciał; przywołał pewnego poczciwego rolnika niedaleko ztamtąd mieszkającego, i wskazawszy mu skarb znaleziony, polecił aby wyszukał właściciela i oddał mu takowy, a jeśli tego nie będzie mógł uczynić, rozdał wszystko na ubogich.

Takowe uczczenie z jego strony woli świętego Franciszka chociaż do tego nie był jeszcze wcale obowiązanym, uzyskało mu i łaskę wstąpienia do jego Zakonu. Wkrótce po tém zdarzeniu, sługa Boży opuścił pustelnię, a otrzymawszy od swego ojca duchownego, owego kapłana z którym przemieszkiwał, pozwolenie i błogosławieństwo na zostanie zakonnikiem udał się do rodziców, aby i od nich to samo uzyskać. Wszakże ci robili mu w téj mierze trudności. Póki przebywał na swojéj puszczy, mieli zawsze nadzieję że niezadługo wróci do nich, i dla tego tamtemu rodzajowi życia mniéj byli przeciwni. Lecz gdy szło o jego wstąpienie do zakonu, w którym przez uroczyste śluby jużby nieodwołalnie od świata i od rodziny się odłączył, nie mogli, a raczej nie chcieli zdobyć się na złożenie téj ofiary Panu Bogu. Bylito jednak ludzie bogobojni: lecz tak dalece to każda miłość ludzka, a nawet miłość rodzicielska, jeśli rodzice dzieci swoich nie miłują tylko w Bogu i dla Boga, lecz głównie dla swojéj dogodności lub pociechy, jest w gruncie samolubną i nie zdobywa się na ofiarę, chociaż takowéj sam Pan Bóg się domaga. W takich téż razach, dzieci nie rodziców lecz Boga słuchać powinne; głosem Boga, powołułującym ich do wyłącznéj służby Swojéj, powodować się są obowiązane, a nie głosem rodziców, powstrzymujących ich od tego. Gdyż do tegoto właśnie stosują się te słowa Pana Jezusa: „Kto ojca albo matkę swoję, więcéj miłuje niźli Mnie, nie jest mnie godzien”. 1

Święty téż Dydak, który był zawsze doskonałym synem, i bardzo miłował rodziców, nie miłował ich jednak więcéj nad Jezusa: Jego więc woli nad ich wolę, dał w tym razie pierwszeństwo. Niemogąc od nich otrzymać pozwolenia na wstąpienie do zakonu, tajemnie opuścił dom rodzicielski, i udał się do ubogiego klasztorka Braci-Mniejszych Obserwantów, u nas Bernardynami zwanych, w wiosce Arydzaffa, niedaleko miasteczka Korduby położonéj, i tam na laika czyli braciszka, do zakonu przyjętym został. Po roku próby podczas któréj zajaśniał wszystkiemi cnotami doskonałego Brata Mniejszego, wykonał śluby uroczyste, i w krótkim czasie tak się odznaczył zachowaniem jak najściślejszém ostréj Reguły świętego Franciszka, że go powszechnie nazywano żywą Regułą Braci-Mniejszych. Obok wysokich darów bogomyślności, której poświęcał co mu tylko zbywało czasu od koniecznych obowiązków i większą część nocy, jaśniała w nim przedziwna roztropność, miłość w obchodzeniu się z drugiemi, i taka trafność w rozwiązywaniu zadań Teologicznych, że wszyscy przypisywali to w nim darom nadprzyrodzonego światła Ducha Świętego.

Wyspy tak zwane Kanaryjskie, należące do Hiszpanii, zaludnione jeszcze podówczas były znaczną liczbą pogan. Przełożeni zakonu w którym był święty Dydak, wysyłając tam kilku swoich kapłanów na misyą, jego przydali im za towarzysza, wprawdzie jako prostego braciszka tylko, lecz z tym zamiarem i poleceniem, aby jeśli na tychże wyspach będą mogli założyć nowy klasztor, Dydaka zrobili przełożonym: co téż i nastąpiło. Na jednéj z wysp tych zastali misyonarze i chrześcijan tam już zamieszkałych, i wielu pogan nawrócili. Założyli więc w tém miejscu swój klasztorek, i święty Dydak został jego Gwardyanem czyli Przełożonym.

Na tym urzędzie, dowiódł sługa Boży, prosty braciszek, jak dalece dary Ducha Świętego zastępują wszelkie inne ludzkie wykształcenie, do obowiązku przełożonego potrzebne. Okazał się on nietylko doskonałym przełożonym, W którym znaleźli podwładni mu zakonnicy, najtrafniejszego przewodnika duchownego, lecz oraz zarządzając tą małą kolonią misyjną, odznaczył się Dydak apostolską gorliwością, jakiéj właśnie po nim wyżsi przełożeni jego się spodziewali. Nietylko kapłanów, którzy mieszkali w tym klasztorze używał do misyi, lecz i sam miewał na nich nauki, pełne ducha Bożego, i najobfitsze owoce przynoszące. Widząc jak Pan Bóg błogosławi jego pracom, umyślił i daléj udać się z niemi. Wyspa Wielka Kanarya była zamieszkała przez samych pogan, a najnieprzyjaźniejszych chrześcijanom, tak że pojawienie się pomiędzy nimi misyonarza, na największe narażało go niebezpieczeństwo. Dla tego święty Dydak sam się tam udał. Lecz gdy okręt przybił z nim do brzegów téj dzikiej krainy, żeglarze tak się ulękli okrucieństwa barbarzyńców tam mieszkających, którzy na ich spotkanie zbiegli się grożąc im śmiercią, że wylądować nie śmieli, pomimo że Dydak chciał aby jego przynajmniéj na ziemię wysadzili.

Po powrocie do klasztoru, zawezwany został od przełożonych do Hiszpanii. Ztamtąd w roku Pańskim 1450 udał się z kilku kapłanami swojego zakonu do Rzymu, gdzie odprawiał się wielki Jubileusz, a oraz odbyć się miała kanonizacya świętego Bernardyna Seneńskiego, tegoż zakonu Reformatora. Zastał tam prócz innych zakonników z całego świata licznie zgromadzonych, Braci-Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego około czterech tysięcy. Natłok nadzwyczajny braci w Araczeli, głównym klasztorze Rzymskim ojców Bernardynów, spowodował tam był wtedy chorobę, na którą wielu z nich ciężko zapadło. Święty Dydak, którego znana była szczególna miłość i troskliwość o chorych, chociaż cudzoziemiec i z obcego klasztoru przybyły, wyznaczony został na głównego Infirmiarza, to jest usługującego chorym. Doglądał ich dzień i noc, ostatnie oddawał im usługi, a przynosząc ulgę w cierpieniach ciała, głównie pamiętał o ich duszach. Pocieszał cierpiących braci, pobudzał do cierpliwości, przygotowywał do jak najpobożniejszego przyjmowania Sakramentów świętych, i na ostatnią godzinę przedziwnie usposabiał. Tak go téż wszyscy kochali, szanowali i wysoko poważali, że dla każdego chorego, już sama obecność tego świętego braciszka była najpożądańszą ulgą i największą pociechą. Bo téż w obchodzeniu się z nimi nie kładł granic w miłości. Zdarzyło się, że jeden z chorych miał całe ciało pokryte wrzodami, których wyciskanie nakazane przez lekarza, wielkie zadawało mu cierpienia. Święty Dydak, aby to bez bolu chorego czynić, wysysał ustami ropę z wrzodów. Gdy zaś obecny wtedy zakonnik dziwił się temu, Święty odrzekł mu z prostotą: „Mój ojcze, to jest najwłaściwszy lekarski środek, w cierpieniach tego rodzaju.”

Taką téż miłość jego dla chorych, nagradzał mu Pan Bóg i darem czynienia nad nimi cudów. Przez namaszczania ich olejem z lampy palącéj się przed obrazem Matki Bożéj, do któréj całe życie miał szczególne nabożeństwo, wielką liczbę śmiertelnie chorych uzdrowił, Miało to miejsce szczególnie, kiedy podczas jego pobytu w Rzymie, morowe powietrze grasowało w tém mieście, gdzie wielu niém dotkniętym, Dydak cudownie zdrowie przywrócił.

Podeszły już wiekiem, gdy mieszkał w klasztorze w Alkala w Hiszpanii, lekko zachorowawszy, zapowiedział braciom iż śmierć się jego zbliża. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych z najżywszą skruchą, odziany w habit pokryty łatami, który mu od wielu lat już służył, trzymając krzyż w ręku i wymawiając z rzewną pobożnością te słowa hymnu kościelnego: „Słodkie drzewo, słodkie gwoździe, słodkie dźwigające brzemię, któreś godne było unosić na sobie Króla Niebieskiego,” oddał Bogu ducha dnia 12 Listopada roku Pańskiego 1463. Papież Sykstus V w poczet go Świętych zapisał.

Pożytek duchowny

Jak każdy Święty Pański, tak i święty Dydak którego żywot czytałeś, odznaczał się szczególną miłością i litością dla chorych. Czy w téj cnocie ćwiczysz się bo nie bez tego żebyś do niéi nie miał sposobności w jakimkolwiek zostajesz stanie? Pamiętaj: że kto chorym nie okazuje litości szczególnéj, ten dowodzi wielkiego w sobie braku miłości bliźniego.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący i wielki Boże, który przedziwném rozporządzeniem Twojém, to co słabém jest według świata, używasz na zawstydzenie tego co wzniosłém; spraw miłościwie za wstawieniem się błogosławionego Dydaka Wyznawcy Twojego, abyśmy w pokorze utwierdzeni, do wiecznéj chwały w Niebie być wyniesionymi zasłużyli sobie. Przez Pana naszego i t, d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 974–976.

Footnotes:

1

Mar. X. 12.

Tags: św Dydak z Alkali św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Papież monoteletyzm Kościół ubóstwo posłuszeństwo Duch Święty św Bernardyn ze Sieny choroba
2020-11-12

Św. Marcina I, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 654.

(Żywot jego był napisany przez Platynę.)

Święty Marcin pierwszy Papież tego imienia, a siedemdziesiąty szósty z rzędu po świętym Piotrze, był rodem z miasta Tudertu (Todi) w Toskanii. Przyszedł na świat w drugiéj połowie VI wieku. Ze znakomitego pochodził rodu, uświetnionego jednak najbardziéj tém iż obdarzył Kościoł Boży tak świętym Papieżem. Wychowany był bardzo starannie, i wysoko w naukach świeckich wykształcony, a Sam Duch Święty zlewając na niego obfite łaski niebieskie, kształcił jego serce. Zasłynąwszy jako jeden z najuczeńszych Teologów swojego czasu, nie wbił się wcale w pychę, gdyż obok tego posiadał i mądrość niebieską. W młodym wieku, wstąpił do stanu duchownego, z całą gorliwością służył Kościołowi serdecznie wzdychając za koroną męczeńską, którą niedawnemi przed nim czasami, tylu wiernych tak mężnie pozdobywało. Lecz Opatrzność, która miała mu powierzyć zarząd całego Kościoła, odłożyła mu tę największą nagrodę, aż ją sobie na téj najwyższéj godności wysłuży.

Po śmierci Papieża Teodora, święty Marcin jednogłośnie na stolicę Apostolską wyniesiony został. Wybór tak pomyślny, napełnił radością Cesarza, Senat i lud cały: wszyscy bowiem przewidywali szczególne dla całego społeczeństwa chrześcijańskiego błogosławieństwa niebieskie, pod tak świętym Papieżem. Nie zawiedziono się téż wcale. Święty Marcin okazał się Pasterzem wedle serca Bożego, ogarniającym miłością wszystkie owieczki powierzone mu przez Jezusa Chrystusa. Hojności dla ubogich niekładąc granic, prawie wszystkie swoje dochody, obracał jedynie na ich wsparcie. Nad Zakonami tak męzkiemi jak i żeńskiemi najtroskliwszą rozciągał opiekę, z podobnąż ojcowską pieczą rządząc świeckiém duchowieństwem, i w nim utrwalając karność kościelną, a przestrzegając najsurowszych obyczajów. Błądzących właściwie lecz z największą miłością upominał, wszelkich dokładał starań dla przyprowadzenia ich do poprawy, a gdy widział skruszonych, przygarniał do siebie łaskawie, upewniając o nieprzebraném miłosierdziu Ojca niebieskiego, który nie chce śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył. Władzy swojéj w karaniu niepoprawnych przestępców, w ostateczności tylko i wedle najściślejszéj sprawiedliwości używał; słowem, byłto jeden z najgodniejszych zastępców Samego Jezusa Chrystusa na ziemi.

Stolica Apostolska, zażywała wtedy zupełnego pokoju, i wierni żyli swobodnie pod opieką tak miłościwego ojca. Lecz piekło nie mogąc patrzeć na to obojętnie, wzbudziło kacerzy, którzy gdyby nie ciągła i czujna pieczołowitość Papieża, byliby wiernych pozbawili wiary.

Tak nazwani Monoteliści, utrzymywali że w Panu Jezusie jedna tylko jest wola, nieuznając że Pan Jezus jako Bóg miał wolę Boską, a jako człowiek, miał odrębną wolę ludzką. Kacerze ci, wciągnęli w swoje błędy i cesarza Konstansa, przebywającego w Carogrodzie, który wydał na piśmie postanowienie nazwane Typem, w którém pod pozorem położenia końca sprzeczkom powstałym z tego powodu w Kościele, zabraniał utrzymywać i to że dwie wole były w Jezusie Chrystusie, i to że jedna tylko, co stawiało katolików w niemożności bronienia prawdy. Skoro święty Marcin został Papieżem, Cesarz przysłał do niego ten swój edykt, domagając się groźnie aby go zatwierdził i zaopatrzył swoją najwyższą władzą Apostolską, jako postanowienie niezbędne dla położenia końca niesnaskom religijnym, wszczętym w cesarstwie. Lecz święty Papież, widząc, iż edykt ten, był tylko zręcznie a zdradziecko wynalezionym środkiem, ułatwiającym szerzenie się błędów Monotelistów, odpowiedział stanowczo, że chociażby mu to życiem przyszło przypłacić, postanowienia tego nie zatwierdzi, poczytując je najzgubniejszém dla Kościoła. Przydał oraz, że gdyby nawet największa liczba chrześcijan, uwiedzionych błędami Monotelistów, odłączyła się od nauki Ojców świętych, którzy zawsze w Jezusie Chrystusie widzieli połączone dwie odrębne natury w jednéj Osobie, a przez to i dwie odrębne wole, on się od téj nauki nie oddzieli nigdy, gdyż ani groźby, ani najstraszniejsze męki, ani śmierć sama, nie mogą przywieść Papieża, do wydania postanowienia przeciwnego czystości wiary świętéj.

Tak stanowczą przesławszy cesarzowi odpowiedź, święty Marcin, aby w samym jego zarodzie przeciąć złe grożąco społeczności chrześcijańskiéj, co prędzéj zgromadził Sobór ze stu pięćdziesięciu Biskupów w kościele świętego Jana na Lateranie, i na takowym, bez względu nato co go spotkać mogło od cesarza, potępił jego reskrypt, jako téż i kacerstwo Herakliusza jego dziada, i za dotkniętych klątwą kościelną ogłosił wszystkich którzyby te błędy podzielali. Następnie, wydał List okólny do wszystkich Biskupów całego świata, przyłączając do niego akta odbytego Soboru. Niezwłocznie zaś, do Carogrodu, gdzie mieszkał cesarz, wysłał swoich posłów, dla wytłómaczenia się przed nim z powodów swojego postępku. Lecz Cesarz, pobudzany głównie przez Patryarchę Carogrodzkiego Pawła, w kacerstwo Monotelistów uwikłanego, posłów papiezkich wygnał, a w taką wściekłą złość wpadł na świętego Marcina, że dla pomszczenia się nad nim, wysłał do Włoch na wielkorządcę Olimpiusza, zagorzałego Monotelistę, z rozkazem aby kacerstwo to wszędzie szerzył, a gdyby Papież opierał się temu, żeby go uwięził, a nawet gdyby potrzeba było, zamordował.

Olimpiusz przybywszy do Rawenny, miasta Włoskiego w którém zwykle przebywali Wielkorządcy Cesarscy, nagromadziwszy jak największą liczbę podobnych sobie kacerzy, udał się z nimi do Rzymu, i zaczął wszelkiemi środkami, tak duchownych jak i świeckich, a szczególnie Prałatów i znakomitszych panów, nakłaniać aby w toczącym się sporze o naukę Kościoła, nie z Papieżem lecz z Cesarzem trzymali. Wszakże, zawiódł się wielce; świeccy i duchowni odpowiedzieli mu że czują się na sumieniu obowiązanemi to wierzyć i wyznawać co przez Papieża ze stu pięćdziesięciu Biskupami na Soborze Lateraneńskim, orzeczone zostało. Przekonawszy się tedy Olimpiusz, jak dalece poważanym jest święty Marcin od ludu i duchowieństwa, i że póki on Papieżem będzie, kacerstwo popierane przez Cesarza ostać się nie będzie mogło, uznał że najlepiéj dogodzi cesarzowi, gdy go życia pozbawi, i postanowił go zamordować. Wszakże, umyślił to jak najskryciéj uczynić, aby nikt nie domyślał się, że on jest téj zbrodni sprawcą. Obawiał się bowiem aby lud przywiązany do Ojca świętego, oburzony za to zabójstwo, jego samego nie zamordował, W tym tedy celu jął się środka wszelką złość przechodzącego. Najął zabójcę który miał zamordować Świętego Marcina w tejże właśnie chwili, kiedy on podczas Mszy świętéj, w kościele przenajświętszéj Maryi Panny Śnieżnej, na prośbę Olimpiusza, będzie mu dawał Kommunią. Wszystko nastąpiło według tego, jak sobie życzył Wielkorządca. Papież udał się do kościoła Panny Maryi Śnieżnéj, i tam uroczyście Mszę świętą odprawiając, miał dawać Kommunią Olimpiuszowi, kiedy zbliżył się do niego najęty morderca, i wyciągnął sztylet aby go nim przeszyć. Lecz w téjże chwili, olśniony i o ślepotę przyprawiony został nadzwyczajną światłością wytryskującą z osoby Ojca świętego, którego przy Ołtarzu nietylko Aniołowie otaczali, ale i Sam Pan Jezus rękami własnemi zasłaniał. Odszedł więc zbójca bez wykonania swojéj zbrodni, a cudem tym uderzony Olimpiusz, upadł do nóg Papieża, i wyznawszy mu swoję winę, szczerze ją obżałował.

Rzecz wytoczyła się do samego Cesarza, którego i to wcale nie upamiętało. W miejsce Olimpiusza, wysłał on na Wielkorządcę do Włoch Teodora Kaliopę, na którego jeszcze więcéj mógł liczyć, i wydał mu tajemny rozkaz, aby Papieża uwięził, i pod ścisłą strażą przysłał do Carogrodu. Przytém przydał mu Pawła Pelagiusza, swego domownika, aby ten jeszcze dokładniéj spełnienia jego rozkazów pilnował. Teodor, przybywszy do Rzymu, z początku udawał prawowiernego katolika, i nie wyjawiał się ze swojemi zasadami Monotelisty. Lecz dnia pewnego, kiedy Papież chory leżał w swoim pałacu na Lateranie, wszedł do niego z uzbrojonymi żołnierzami, okuł go w kajdany i odesłał pod strażą dowodzoną przez Pawła Pelagiusza, do Carogrodu. Gdy rozeszła się wieść o uwięzieniu świętego Marcina, wielu duchownych chciało mu towarzyszyć, aby mu w téj niewoli służyć; lecz nikomu tego nie dozwolono. Przywiedzionego do Carogrodu, Konstans kazał najprzód uwięzić w ciemnéj piwnicy, w któréj około trzech miesięcy przebył, z nikim się niewidząc; późniéj kazał mu się stawić przed rozmaitych sędziów, którzy mu tysiączne obelgi zadawali. Po czém okutego w kajdany znowu wtrącił do więzienia, wpośród zbrodniarzy, gdzie wiele wycierpiał od zimna, robactwa, zepsutego powietrza i głodu którym go morzyli. Nakoniec, widząc cesarz, iż wszelkie te okrutne środki, nie mogą przywieść świętego Papieża do przychylenia się ku kacerstwu, w które chciał go koniecznie wciągnąć, skazał go na wygnanie do Chersonu, prowincyi podówczas bezludnéj, dotkniętéj klęską głodu, a w któréj przedtém święty Klemens Papież, męczeńską śmierć był poniósł.

Święty Marcin, wiele tam ucierpiał, i oto co ztamtąd w jednym z listów tajemnie do Rzymu przesłanych sam pisał: „Składam dzięki Bogu, za utrapienia jakie mnie zsyła, widząc je dla mnie potrzebnemi; lecz donoszę wam, iż zostaję tu w takim niedostatku że po dni kilka nie widzę chleba. Jeśli zkąd nie otrzymam jakiego wsparcia, niedługo pożyję, bo «duch ci wprawdzie jest ochotnym, ale ciało mdłe.»” 1 I znowu w innym liście powiada: „Widzę iż przyjście Pańskie już się dla mnie zbliża; nie mam się więc o co troszczyć; mam nadzieję w miłosierdziu Boga, że się na mnie spełni Jego wola.”

Jakoż wkrótce potém, znękany tylu cierpieniami, umarł jako Męczennik za wiarę, w któréj obronie tak ciężkie poniósł prześladowanie. Powołał go Pan Bóg do Siebie 12 Listopada roku 654. Przy grobie jego zaszło wiele cudów. Obecny temu świadek pisze: że wielu chorych odzyskało zdrowie, ślepi wzrok, głusi słuch, niemi mowę, a opętani wyzwoleni zostali od złego ducha. A i za życia jeszcze będąc trzymany w więzieniu w Carogrodzie, ślepemu wzrok był przywrócił. Późniéj ciało jego przeniesione zostało z Chersonu do Rzymu, i tam umieszczone w kościele pod jego wezwaniem zbudowanym.

Pożytek duchowny

Męstwo i wytrwałość, z jaką święty Marcin Papież bronił nieskazitelności wiary, uczyć cię powinny jakiéj jest ona ceny, i jak ją nieskazitelną w sercu twojém chować powinieneś. Strzeż się przeto dwóch rzeczy, które ją wielce narażają: czytania złych książek, i przestawania z osobami słabéj albo żadnéj wiary.

Moditwa (Kościelna)

Boże! który nas błogosławionego Marcina Męczennika Twojego i Papieża, doroczną uroczystością rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę jogo przejścia do Nieba, jegoż pośrednictwem się cieszyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 971–973.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 899

Jednym z dowodów Boskości katolickiego Koscioła jest jego swoboda.

Swoboda ta jest mu koniecznie potrzebna, Jezus Chrystus bowiem, dzierżący wszelką władzę na ziemi i w Niebie, ustanowił w dobroci i mądrości swojej Kościół powszechny dla wszystkich ludzi, jako powszechną instytucję zbawienia i powołał do niego wszystkie narody, aby jedną wiarą, jedną nadzieją, i jedną miłością wielbiły Boga. Nikt nie ma ani tyle rozumu ani upoważnienia, aby mógł rządzić tym, co ustanowił Jezus Chrystus, oprócz tych, do których rzeczono, że mają klucze Królestwa niebieskiego i cokolwiek zwiążą na ziemi, będzie związane i w Niebie, a cokolwiek rozwiążą na ziemi, będzie rozwiązane i w Niebie. Ich rzeczą jest zarządzać, ustanawiać i czuwać nad wszystkim, co się odnosi do wiary, i bronić tego nie orężem, ale mieczem słowa Bożego, bronić cierpieniem, ofiarą, a nawet życiem swoim. Jest to zadaniem i obowiązkiem naszego Kościoła, który jak dom zbudowany na skale opiera się wszelkim burzom i nawałnościom, — który jak wojsko uszykowane ma za wodza najwyższą głowę na ziemi i najwyższego niewidzialnego i niepokalanego hetmana w Niebie, Jezusa Chrystusa, niewidzialną głowę Kościoła powszechnego, do którego wszyscy mogą i mają przystąpić i trwać w nim, jeśli zbawienie wieczne nie jest im obojętne.

Footnotes:

1

Mat. XXVI. 41.

Tags: św Marcin I św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Papież monoteletyzm Kościół
2020-11-11

Św. Marcina, Biskupa Tuoreńskiego (Tours)

Żył około roku Pańskiego 400.

(Żywot jego był napisany przez ucznia jego Sewera Sulpicyusza.)

Święty Marcin urodził się w mieście Sabaczu dawnéj Panonii a dzisiejszych Węgrach, około roku Pańskiego 320. Rodzice jego byli poganami, a ojciec dowódca w wojsku Rzymskiém i syna do tegoż stanu sposobił.

Marcin mając lat dziesięć, pomimo iż rodzice jego byli temu najprzeciwniejsi, został katechumenem, to jest postanowił zostać chrześcijaninem, i z Kościołem się już zewnętrznie połączył. Wkrótce potém zamyślał udać się na życie pustelnicze, lecz że wtedy właśnie wyszedł rozkaz cesarski, aby synowie wojskowych wstępowali w szeregi, musiał i Marcin to uczynić. Trzy lata przed przyjęciem Chrztu świętego na wojaczce strawił, lecz wśród zwykłego obozowemu życiu zepsucia, był i obyczajów najskromniejszych, i wielu już chrześcijańskiemi cnotami się odznaczał, a szczególnie miłosierdziem dla ubogich. Zdarzyło się, że podczas zimy wjeżdżając do miasta Ambis, ujrzał przy bramie żebraka prawie nagiego. Niemając przy sobie pieniędzy, rozciął mieczem swój płaszcz żołnierski, i połową okrył ubogiego. Następującej nocy, ujrzał przed sobą Pana Jezusa w tę połowę płaszcza którą oddał był ubogiemu przyodzianego, i mówiącego do Aniołów którzy go otaczali: „W suknię tę przyodział mnie Marcin, który wkrótce ma być ochrzczonym.”

Po przyjęciu Chrztu świętego, mając lat dwadzieścia, chciał niezwłocznie opuścić szeregi wojskowe. Lecz że wtedy właśnie spodziewano się wielkiéj bitwy z nieprzyjacielem, i sam cesarz posądzał go że to z braku męstwa czyni, więc pozostał jeszcze czekając na potyczkę, i oświadczył że pierwszy bez oręża uderzy na nieprzyjacielskie szeregi, i w Imię Pana Jezusa przebije się przez nie. Wszakże do bitwy nie przyszło, gdyż nieprzyjaciel poddał się naząjutrz bezwarunkowo.

Wyszedłszy święty Marcin z wojska, które podówczas w Galii przebywało, udał się do świętego Hilarego Biskupa Pitkawskiego, którego sława już wtedy wszędzie głośną była, i poddał się jego duchownemu przewodnictwu. Święty Hilary poznawszy w nim wielką świątobliwość, chciał go co prędzéj na kapłana wyświęcić, lecz Marcin wyprosił się od tego, a mając sobie nakazane przez Pana Boga w objawieniu, aby dla nawrócenia rodziców udał się do nich, puścił się do ojczyzny swojéj do Węgier. W drodze téj napadli go rozbójnicy, i związanego, aby potém domagać się za niego wykupu, wiedli w głąb lasu. Ten któremu powierzono straż nad nim, widząc go wśród takiego niebezpieczeństwa, (bo mu i śmiercią grozili), najspokojniéj modlącego się, spytał go kim jest, i dla czego niczego się nie lęka? „Jestem chrześcijaninem, odrzekł na to Marcin, a że wiem iż Bóg mój jest wszędzie obecny, więc się niczego nie obawiam.” Poczém wdawszy się z tymże strażnikiem swoim w rozmowę o religii, tak go sobie ujął, iż ten wraz z Marcinem uszedł, a zostawszy chrześcijaninem przykładne życie prowadził.

Przybywszy mąż Boży do rodziców, matkę tylko miał szczęście przywieść do Chrztu świętego, ojca nie mógł nawrócić; wszelako wielką liczbę innych pogan w kraju swoim, pozyskał Panu Jezusowi. Zastał tam także szerzące się bezbożne kacerstwa Aryanów. Gorliwie powstając przeciw niemu, nasz Święty na wielkie był wystawiony niebezpieczeństwa, a razu pewnego napadnięty przez kacerzy, publicznie a okrutnie został zbity.

Wróciwszy do Piktawy, gdzie chciał się znowu połączyć ze świętym Hilarym, już go tam nie zastał, gdyż go Aryanie siłą wygnali. Schronił się przeto przed nimi, bo i na niego powstawali, w jednym z klasztorów w Medyolanie, lecz i ztamtąd wypędził go Biskup heretycki. Wtedy przybrawszy sobie za towarzysza pewnego pobożnego kapłana, nasz Święty schronił się na dziką i bezludną wyspę Galinaryą, i tam przez czas pewien, wiodąc życie pustelnicze, samemi korzonkami polnemi żywił się.

Święty Hilary wróciwszy z wygnania do Piktawy, zawezwał go do siebie i umieścił w jednym z klasztorów blizko tego miasta będących. Tam powierzono mu do nauki młodego poganina, do Chrztu świętego gotującego się. Ten gdy Marcin na dni kilka wydalił się był z klasztoru, zachorował nagle i umarł. Święty wróciwszy, zastał go już na katafalku. Zdjęty wielką żałością że bez Chrztu zeszedł z tego świata ów młodzieniec, padł na kolana i gorąco modlił się, prosząc Pana Boga aby mu życie przywrócił, i dał dostąpić łaski Chrztu świętego. Trwał na takiéj modlitwie dwie godziny, rzewnemi zalewając się łzami, aż go Pan Bóg wysłuchał: umarły wstał i niezwłocznie ochrzczonym został. Cud ten nawrócił wielu pogan, i rozgłosił jeszcze bardziéj imię Marcina, już i wprzódy z wysokich cnót słynącego.

Pod tę porę właśnie, umarł był biskup Turoneński, a duchowieństwo i lud wybrało Marcina na jego zastępcę. Święty przyjąć téj godności w żaden sposób nie chciał, i pomimo wszelkich usiłowań, wywieść się z klasztoru nie dał, zamknąwszy się w celce. Nareszcie wyprowadzony ztamtąd pod innym pozorem, siłą stawiony przed wielu Biskupami okolicznymi zgromadzonymi w Turonie, uległ ich usilnym naleganiom, i na Pasterza téj Dyecezyi wyświęconym został,

Na Biskupstwie nie zmienił ubogiego i pokutnego życia jakie wiódł przedtém, a tylko cnotami doskonałego Pasterza okraszał godność swoję. Wybudował sobie przy kościele małą chatkę, i w niéj co mu zbywało czasu od służby w kościele i załatwienia spraw dyecezyi, zamykał się na modlitwie i czytaniu ksiąg świętych. Ale że i tam nie dość się widział od napływu świeckich osób wolnym, założył daleko za miastem na ustroniu klasztor nad rzeką Ligerą, i tam jakby na pustyni, z wielką liczbą uczniów i kapłanów na bogomyślności czas wolny od pasterskich obowiązków spędzał. Wiódł z tymi braćmi swoimi, których liczba dochodziła ośmdziesięciu, życie bardzo umartwione, a tak ich doskonalił, że wielu z nich późniéj na Biskupów powołanych zostało, gdyż każde miasto życzyło sobie mieć u siebie którego z uczniów świętego Marcina.

Wszelako nasz Święty nie ciągle w tym klasztorze przebywał: owszem częste odbywał z niego wycieczki apostolskie, tak dla obsługi ludu wiernego, jako téż i nawracania pogan, których jeszcze wielu było. Razu pewnego, znajdując się między nimi, nakłaniał ich aby dąb ogromnéj wielkości bałwochwalczéj czci poświęcony, zrąbali. Zgodzili się na to, lecz pod warunkiem, aby święty Biskup stanął po téj stronie na którą drzewo walić się będzie, gdyż jak mówili: „jeśli Bóg którego nam głosisz jest prawdziwym, to cię od śmierci uchowa.” Zgodził się na to Święty, a poganie nie dowierzając mu czy ustoi na miejscu, przywiązali go tam sznurami. Drzewo olbrzymie podrąbali, na Marcina zwalili, lecz gdy je on przeżegnał znakiem Krzyża świętego, na drugą stronę, jakby pchnięte siłą niewidzialną, padło, W inném miejscu, gdy chciał zburzyć świątynię pogańską, zbiegli się poganie tłumem, aby tego nie dopuścić. Sługa Boży przywołał kilku tylko chrześcijan, a słowem swojém tak ubezwładnił wszystkich niewiernych, że żaden z miejsca ani kroku ruszyć się nie mógł, patrząc jak Święty burzył świątynię i bałwany ich kruszył. Cud zaś tak widoczny wszystkich obecnych do wiary nawrócił.

Do leczenia chorych, taką mu Pan Bóg moc udzielać raczył, iż prawie każdy uzdrowiony od niego odchodził, i wszędzie Słowo Boże przez niego głoszone, takiemi cudami poparte, obfite przynosiło owoce. Pewnego razu, obchodząc swoję Dyecezyą, ujrzał wielki tłum pogan, którzy znając go ze sławy jako wielkiego cudotwórcę, zaszli mu drogę aby go tylko widzieć. Zatrzymał się przy nich i miał kazanie, ale nikt się nie nawrócił: aż oto nadbiega spłakana niewiasta niosąc umarłego syneczka, i padłszy do nóg Biskupa, błaga aby jéj dziecię wskrzesił. Święty wziął je na ręce, pomodlił się i oddał matce żywe. Wszyscy poganie zawołali iż Chrystus prawdziwym jest Bogiem, i po naukach świętego Marcina, nazajutrz Chrzest święty przyjęli.

Miał ważną sprawę do przedstawienia Walentyanowi, lecz cesarz ten, z poduszczenia żony która była Aryanką, nie chciał mu dać posłuchania, i dworzanom nie kazał go wpuszczać do siebie. Marcin po kilku dniach postu i modlitwy, udał się do pałacu cesarskiego, gdzie Anioł wśród straży i pokojowców wolno go przeprowadził aż do komnaty Walentynianina. Ten, obrażony jego śmiałością, miał zamiar nie wstawać z krzesła na jego przyjęcie, lecz ogień pod jego siedzeniem cudownie wszczęty, zmusił go do tego, co takie na nim zrobiło wrażenie, że ze czcią wielką przyjął Biskupa, jego żądaniu zadość uczynił, i do stołu go swojego zaprosił.

Lecz nietylko ludzkim szacunkiem, chciał Pan Bóg mieć uczczonym tego wielkiego sługę Swojego: i duchy niebieskie raczył posyłać do niego. Z Aniołami często obcował, którzy wykonywali jego zlecenia wszystkie, i prośby jego zanosili przed tron Boga. Święci Apostołowie Piotr i Paweł, okazując mu się w widzeniach, rady mu swoje co do sprawowania urzędu Biskupiego udzielali. Stanął téż w rzędzie najdzielniejszych obrońców wiary świętéj przeciw Aryanom, i innym kacerzom.

Mając lat ośmdziesiąt, przepowiedział dzień swojéj blizkiéj śmierci, a pomimo tego, puściwszy się jeszcze na zwiedzanie Dyecezyj, w wiosce Kanda, ciężko zachorował. Uczniowie jego będący przy nim, słysząc jak prosił Boga aby go już uwolnił z więzów téj ziemi, rzekli mu: „Ojcze! czemu nas opuszczasz? komuż powierzysz dzieci twoje zasmucone? Wilki drapieżne napadną twoję owczarnię. Wiemy jak pragniesz być już z Chrystusem: lecz nagrodą twoja w Niebie cię nie minie; zlituj się więc nad tymi których chcesz opuścić.” A Święty poruszony takiemi ich prośbami, w te słowa się modlił: „Panie! jeślim jeszcze ludowi Twojemu potrzebny, nie wymawiam się od pracy. Niech się wola Twoja spełni.” Widząc uczniowie iż ciągle w znak leży, chcieli dla ulgi, zmienić mu postawę, lecz rzekł do nich: „Pozostawcie mnie w tém położeniu, niech raczéj w Niebo a nie na ziemię patrzę, aby dusza moja zdążała do Pana, z którym ma się połączyć." W chwili gdy już konał, ujrzał obok siebie stojącego szatana: „Co tu robisz, zawołał na niego, poczwaro okrutna! sprawco wszelkiego złego, nie znajdziesz we mnie nic coby twoje było.” I to wymawiając oddał Bogu ducha. Wiele osób, a między niemi i święty Seweryn biskup Koloński, słyszało śpiewy Aniołów, duszę jego do Nieba unoszących.

POŻYTEK DUCHOWNY.

Masz oto i w szczegółach śmierci świętego Marcina dowód, z jakim zuchwalstwem zły duch czyha na duszę ludzkie, a najbardziéj w godzinie ich wyjścia z tego świata. Przez całe więc życie ucz się walczyć mężnie z tym piekielnym wrogiem, abyś przy śmierci odniósł nad nim stanowcze na całą wieczność zwycięstwo; ale przedewszystkiém tę godzinę straszną, polecaj częste opiece Matki Bożéj.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który widzisz że nie naszą mocą istniejemy; spraw miłościwie, abyśmy za wstawieniem się błogosławionego Marcina Wyznawcy Twojego i Biskupa, przeciw wszelkiemu złemu ubezpieczeni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 968–970.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 896

Święty Marcin nie był uczniem gimnazjów ani uniwersytetów, ale nauki jego były skuteczne, bo był na wskroś przejęty wiarą. Nauczał zwykle porównaniami, gdyż wszystko, na co patrzył i co słyszał, pojmował w świetle prawdy Bożej i sercem wznosił się ku Bogu.

Widząc pewnego razu świeżo ostrzyżoną owcę, rzekł do mnichów: „Otóż widzicie owieczkę, która spełniła przykazanie Ewangelii świętej. Miała ona dwie sukienki, z których jedną podarowała temu, co nie miał żadnej. Tak i wy czyńcie!“

Innym razem przechodził przez łąkę, której jedna część była spasiona, druga zryta, a trzecia pokryta licznymi kwiatami. Przystanąwszy, rzekł: „Korzystajmy z nauki, jaką daje nam ta łąka. Spasiona część nasuwa obraz małżeństwa; widzimy tam świeżą zieleń, ale nieurozmaiconą kwiatami. Zryta ziemia przypomina nam szpetność życia wszetecznego, a reszta łąki przedstawia niejako chwałę i zasługę dziewictwa“.

Gdy pewnego razu stanął przed nim szatan, łając go następującymi słowy: „Zuchwale sobie poczynasz, rozgrzeszając tych, którzy przez ciężkie grzechy utracili łaskę chrztu świętego, bo kto raz upadł, temu Pan Bóg odmówi miłosierdzia” — Marcin odpowiedział: „Nieszczęsny kusicielu! Jeśli przestaniesz dręczyć ludzi pokusą, i teraz, gdy nadchodzi pora sądu, żałować będziesz swego odstępstwa od Boga, wtedy nie wątp, że w zaufaniu w miłosierdzie Boże i tobie nawet udzielę rozgrzeszenia!”

Tags: św Marcin św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna miłość bliźniego nawrócenie św Hilary arianizm śmierć
2020-11-10

Św. Andrzeja Awelini ze Zgromadzenia Kleryków Regularnych

Żył około roku Pańskiego 1608.

(Żywot jego był napisany przez Jana Kastadta, tegoż Zgromadzenia kapłana za jego czasów żyjącego.)

Święty Andrzéj syn Jana Awelini przyszedł na świat w małém miasteczku Kastro-Nuowo (Castro-nuovo), w królestwie neapolitańskiém, roku Pańskiego 1521. Szczególnemu nabożeństwu jakie miał od lat najmłodszych do Matki Bożéj, zawdzięczał nieposzlakowaną cnotę czystości, któréj całe życie dochował. Zaledwie nauczył się mówić, a już codziennie odmawiał na cześć przenajświętszéj Panny Różaniec, i tego nigdy aż do śmierci nie zaniedbał. Miała go téż Królowa niebieska w szczególnéj swojéj opiece, i pomimo ciężkich pokus, na jakie będąc młodzieńcem był wystawiony przez zepsutych obyczajów niewiasty usiłujące przywieść go do grzechu, zwycięzko ze wszystkich prób tego rodzaju wyszedł. Spotkało go było razu jednego podobno niebezpieczeństwo w pewnym zamożnym domu, w którym często bywał. Odpędził od siebie rozpustną kobietę chcącą go uwieść, i odtąd już tam nogą nie postał, chociaż z tego powodu poniósł znaczną stratę na majątku.

Ukończywszy wyższe nauki w Wenecji, wstąpił do stanu duchownego, i wysłany przez swojego Biskupa dla słuchania Teologii i Prawa kanonicznego do Neapolu, otrzymał tam w akademii stopień Doktora, i wyświęcony został na kapłana. Biegły w nauce prawa, i zamianowany Obrońcą spraw w Konsystorzu Archidyecezyi neapolitańskiéj, odznaczał się znakomitą wymową i pilnością w spełnianiu swojego urzędu, który mu otwierał łatwą drogę do wyższych godności kościelnych. Przy wywodzie sprawy któréj bronił, wydarzyło mu się dnia jednego popełnić małe kłamstwo. Delikatne sumienie jego wyrzucało mu to silnie, kiedy wypadkiem, otworzywszy Księgę Pisma Bożego, napotkał te słowa: „Usta które kłamią zabijają duszę” 1. Zrobiło to tak silne na nim wrażenie, że postanowił zrzec się niezwłocznie swojego urzędu Obrońcy, wyłącznie zająć się duchowną obsługą dusz wiernych i własném uświątobliwieniem.

Tak wysoko zajaśniał cnotami doskonałego kapłana i biegłością w przewodniczeniu duszom do wyższéj doskonałości powołanym, że mu Arcybiskup neapolitański: powierzył główny duchowny zarząd wszystkich klasztorów żeońskich w téj stolicy. Nie w każdém zastał on ścisłe zachowanie Ustaw i karności zakonnéj, lecz ją wszędzie w krótkim czasie przywrócił, naraziwszy się przez to nietylko na wiele trudów, lecz na największe ze strony złych ludzi prześladowania, oszczerstwa i obelgi. Raz nawet, życie jego było wystawione na niebezpieczeństwo. Dwóch, najętych przez pewnego niegodziwego młodzieńca zbójców, natarło na niego, chcąc go przeszyć sztyletami. Andrzéj według swego zwyczaju wezwał na pomoc Matki Bożéj, i zbrodniarze ci, zadawszy mu tylko dwie rany w twarz, uciekli, odepchnięci jakąś siłą niewidzialną. Święty Andrzéj był oblicza bardzo nadobnego: rany te zeszpeciły go zupełnie, z czego gdy się inni smucili, on się serdecznie radował, i zaniedbując umyślnie leczenie blizn pozostałych, jeszcze je widoczniejszemi uczynił na zawsze. I drugą razą, prawie cudownie uszedł ręki zbrodniarza, którego nienawiść ściągnął na siebie spełniając wiernie i śmiało, swój obowiązek kapłanski.

Lecz od wstąpienia do stanu duchownego święty Andrzéj pragnął wieść życie ile możności od świata oderwane, i wstąpić do jakiego zgromadzenia zakonnego, w którém mógłby wolę swoję ślubem posłuszeństwa związać. W tyn celu wszedł do zgromadzenia Kleryków Regularnych świętego Kajetana Teatyńskiego, od niego Teatynami nazwanych. Od chwili przyjęcia zakonnéj sukni, jeszcze szybszym krokiem postępował po drodze najwyższéj doskonałości Ewangelicznéj, ćwicząc się w ostréj pokucie, i o ile mu tylko zbywało czasu od obowiązkowych zajęć, poświęcając go na modlitwę. Pałający żądzą coraz wyższego na téj drodze postępu, a przekonany iż głównym i najnieodstępniejszym nieprzyjacielem duszy naszej jest własna wola nasza, uczynił ślub nadzwyczaj trudny i heroicznéj wymagający cnoty zaparcia, a tym był ślub ciągłego przezwyciężania własnéj woli. Do tego przydał i drugi jeszcze chociaż on w poprzedzającym niejako się zawierał: bezustannego, coraz wyższego postępu na drodze doskonałości chrześcijańskiéj. Wszakże zobowiązania się tak nadzwyczajne, widać iż były mu natchnione przez samego Ducha Świętego, gdyż nie stały się wcale dla niego powodem jakich niepokojów sumienia, nie potrzebował zwalniać się z nich nigdy, i przez to doszedł on do szczytu doskonałości, w skutek któréj w poczet Świętych został wpisany.

Jakoż, Andrzéj był wysokim wzorem świętego kapłana i doskonałego zakonnika, Wkrótce po wykonanych ślubach zakonnych, został Magistrem nowicyuszów w klasztorze Neapolitańskim, następnie przełożonym tegoż domu, a wkrótce potém Generał Zakonu wysyłał go w różne miasta włoskie, dla zakładania tam nowych. Na wszystkich tych urzędach, odznaczył się jak największą ścisłością w zachowaniu Ustaw swojego zgromadzenia, wielką miłością dla podwładnych ma braci i roztropnością w ich zarządzie, a oraz najgorliwszą pracą w konfesyonale i na ambonie, Kazaniami swojemi w miastach Medyolanie i Placencyi, gdzie pozakładał nowe klasztory Teatynów, odwrócił mieszkańców od wielkich zbytków, które się tam szczególnie w strojach niewiast upowszechniły, i wielką liczbę kobiet złego życia do skruchy i szczeréj poprawy przywiódł. To ściągnęło na niego nienawiść złych ludzi, z których wielu wysoko postawionych, dokładało wszelkich starań u księcia panującego, aby go wygnał ze swojego kraju. Lecz oszczercy okryci zostali wstydem, książe uwieść się nie dał, a sława świątobliwości tego wielkiego sługi Bożego doszedłszy i do Grzegorza X, skłoniła tego Papieża do zamianowania go Biskupem. Andrzéj tak usilnie prosił Ojca świętego aby go tą godnością nie obarczał, i tylu to poparł staraniami, że go ona z wielkiém jego zadowoleniem ominęła. Tak bowiem ten Święty miłował zależność i nigdy nie chciał pozostawać bez niéj, że ile razy był przełożonym jakiego klasztoru, obierał sobie jednego z zakonników za swojego znowu przełożonego, i temu we wszystkiém doskonale był posłusznym. Mawial zaś iż to czyni w tym celu żeby nigdy nie pozostawać bez zasługi cnoty posłuszeństwa, i tém łatwiéj śluby przezwyciężania własnéj woli dążenia ciągłego do doskonałości zachować.

Przytém Pan Bóg i różnemi cudami raczył uświetniać jego gorliwość około duchownéj obsługi wiernych, i jego miłość bliźniego. Pewnego razu, gdy wracał wśród nocy od chorego, któremu ostatnie Sakramenta Święte udzielał, a deszcz wielki lał potokiem, ani na niego ani na człowieka który mu towarzyszył, żadna kropla nie padła. A gdy wiatr silny zagasił latarnię, tak ciemno się zrobiło że kroku postąpić nie mogli, światłość nadzwyczajna któréj promienie wychodziły cudownie z ciała świętego Andrzeja, rozjaśniała im drogę jakby wśród dnia najpogodniejszego. Zdarzyło się także że wracając konno z odległéj od Neapolu wioski w któréj odbywał misyą, gdy spadł z konia, a miał nogę w strzemieniu utkwioną, wlókł go po skalistéj drodze rumak rozhukany. Wtedy widząc się w wielkim niebezpieczeństwie, mąż Boży wezwał pomocy świętych Dominika i Tomasza z Akwinu, których czcił zawsze jako swoich Patronów, i ci obydwaj objawili się mu widocznie: wstrzymali konia, nogę jego ze strzemienia wyjęli, otarli mu twarz całą skrwawioną, i od innych ran poniesionych w tejże chwili zleczywszy, zdrowego na konia wsadzili. Ciż Święci, inną razą gdy ogarnięty był Andrzéj pokusą rozpaczy o swoje zbawienie, okazali się mu, upewniając iż jest w łasce Bożéj.

Na dwa lata przed śmiercią, miał sobie objawionym dzień, w którym ona nastąpi. Kiedy zapadł w ostatnią chorobę, przepowiedział iż za tydzień umrze, co téż i nastąpiło. Przy końcu jednak tygodnia, dobył sił ostatnich aby jeszcze Mszę Świętą odprawić. Stojąc tuż przy Ołtarzu, i wymawiając te słowa rozpoczynające Mszę Świętą Introibo ad altare Dei, tknięty apopleksyą, odniesiony został do celi. I rzecz dziwna! z ciężkiemi pokusami przyszło mu wtedy walczyć, lubo się do téj chwili oddawna a pilnie był przygotował. Szatani bowiem okazali się mu w strasznych postaciach, i wszelkich dokładali usiłowań, aby go przywieść do rozpaczy o zbawienie. Jeden szczególnie, cały palący się smołą, wołał na niego iż przy po jego duszę jako po swoję własność. Lecz Święty uciekł się do opieki Maryi, a ta Matka miłosierdzia, któréj całe życie wiernie służył, rozkazała jego Aniołowi Stróżowi odegnać tego złego ducha. Jakoż Anioł zarzucił mu kolczastą obręcz na szyję i wywlókł go z celi Andrzeja.

Uwolniony od téj strasznéj pokusy, sługa Boży odzyskał wszelką swobodę duszy, zachował całą przytomność umysłu, i po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, ze znakami najżywszéj wiary i pobożności, zwracając ciągle oczy na wizerunek Matki Bożéj, spokojnie Bogu oddał ducha dnia 10 Listopada roku Pańskiego 1608, mając lat ośmdziesiąt ośm. Uroczyście kanonizowany został przez Papieża Klemensa XI.

Pożytek duchowny

Święty Andrzéj którego dziś pamiątkę obchodzi Kościoł Boży, jest Patronem od nagłéj i niespodziewanéj śmierci, dla tego że sam nagłą i gwałtowną chorobą dotknięty, miał jednak czas ostatnie Sakramenta z wszelką przytomnością umysłu przyjąć. Uważaj, że więcéj jest śmierci nagłych niż powolnych, a szczególnie najwięcéj niespodziewanych dla tych którzy umierają, co jest najzgubniejszém dla duszy. Proś więc gorąco Pana Boga, przez zasługi dzisiejszego Świętego, aby cię od takiéj śmierci zachował, i dał łaskę być na tę stanowczą chwilę zawsze gotowym, a tym sposobem niespodziewaną nie będzie ona nigdy dla ciebie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś serce błogosławionego Andrzeja Wyznawcy Twojego, przez trudny ślub codziennego w cnotach postępu, przedziwnie do Siebie prowadził; spraw prosimy, za jego zasługami i pośrednictwem, abyśmy podobnéjże łaski stając się uczestnikami, co doskonalszém jest zawsze spełniając, do szczytu chwały Twojej szczęśliwie doprowadzeni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 965–967.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 893

Święty Andrzej tak się przeraził lekkomyślnie wyrzeczonym kłamstwem, że złożył zaszczytny urząd. Nie tłumaczył się, że to uczynił dla przyjaciela, lecz natychmiast porzucił drogę, która go mogła skłonić do ponownego popełnienia grzechu, który w jego oczach był wstrętny. Dlaczego kłamstwo jest tak szpetne?

Duch święty nazywa kłamstwo rzeczą haniebną: „Zelżywość bardzo zła w człowiecze, kłamstwo”. Dla czego? Bo kłamstwo pochodzi od największego nieprzyjaciela Pana Boga: szatana. Do żydów powiedział Pan Jezus: „Wy z ojca diabła jesteście, ojca kłamstwa!” Kłamstwo należy do natury czarta, wszystko, co mówi i czyni, jest kłamstwem, toteż święci Doktorowie nazywają kłamców dziećmi czartowskimi. Jak istotą szatana kłamstwo, tak istotą Pana Boga jest prawda, więc kłamstwo najbardziej sprzeciwia się naturze Boskiej.

Dar nowy na to jest nam dany, abyśmy mówili prawdę, stali się Bogu podobnymi. A nie tylko Bóg brzydzi się kłamstwem, o czym szeroko mówi Pismo, ale i ludzie. Człowiek z natury swojej pragnie prawdy, więc nie może chcieć, by go okłamywano. Kłamcą brzydzą się wszyscy, bo okazuje złe serce. Nawet poganie brzydzili się kłamcą. Cesarz rzymski Marek Aurelian kłamcę zwał bezecnikiem. Mędrzec Arystoteles przyrównuje kłamstwo do jadu żmii, i mówi, że od kłamcy trzeba uciekać jak od węża. Rzymianie wypalali kłamcom znamię na czole. Cóż mają sądzić o kłamstwie chrześcijanie, którzy wyrzekli się na chrzcie ojca kłamstwa, szatana!

Duch święty przepowiada kłamcy rozmaite nieszczęścia i kary. Kłamca traci dobre imię i wiarę u ludzi, bo kto mu zawierzy? Przerażający jest los Ananiasza i jego żony Safiry, którzy dla małego na pozór kłamstwa zostali ukarani śmiercią przez świętego Piotra.

Nie wolno kłamać, choćby nawet w najlepszym celu, bo każde kłamstwo jest grzechem, choć nie zawsze grzechem śmiertelnym. Jest kłamstwo dla żartu, jest kłamstwo dla przysłużenia się komuś, wreszcie kłamstwo złośliwe. — Gdyby ludzie nie kłamali, nie byłoby trzeba zarzekań się i przysięgania. Niestety, kłamstwo bardzo się szerzy, a zwłaszcza wśród prostego ludu wiele jest skłonności do przeinaczania i kłamania. Rodzice powinni dziatki swe oduczać kłamstwa i surowo za nie karać.

Footnotes:

1

Mądr. I. 11.

Tags: św Andrzej z Awelinu św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna kłamstwo czystość posłuszeństwo wola św Dominik św Tomasz z Akwinu śmierć
2020-11-09

Święto poświęcenia Kościoła Laterańskiego w Rzymie i św. Teodora, Męczennika

Poświęcenie tego Kościoła nastąpiło około 330, a święty Teodor żył około 304 roku Pańskiego.

(Szczegóły te wyjęte są z dziejów kościelnych i pism świętego Grzegorza Nisieńskiego.)

W święcie dzisiejszém Kościoł Boży obchodzi pamiątkę pierwszego uroczystego poświęcenia kościoła chrześcijańskiego na ziemi, a tym był wspaniały kościoł wybudowany w Rzymie przez cesarza Konstantego Wielkiego, na początku IV wieku, w miejscu gdzie był pałac bogatego pana Rzymskiego, nazwiskiem Laterana. Najprzód wzniesiony on został pod wezwaniem Zbawiciela; lecz gdy późniéj, wybudowane przy nim zostały dwie przepyszne kaplice: jedna pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, druga pod wezwaniem Świętego Jana Ewangelisty, więc kościoł ten dziś powszechnie znanym jest pod nazwiskiem świętego Jana Laterańskiego w Rzymie.

Od początku świata, ludzie wznosili Ołtarze dla składania na nich ofiar Bogu najwyższemu. Adam, Noe, Abraham i inni Patryarchowie Starego Zakonu, zgromadzali się ze swojemi rodzinami i pokoleniami na miejsca takowe, by tam Stwórcy wszech rzeczy, oddać cześć wspólną, publiczną i uroczystą. Abraham wkoło ołtarza który urządził w Bersabei, zasadził las gęsty, aby to miejsce było więcéj osamotnione i bardziéj pobudzało do skupienia ducha, z jakiém przy obrzędach religijnych znajdować się każdy powinien. Jakób wybudował ołtarz kamienny w Bethel, namaścił go pobłogosławionemi olejami, poświęcając Panu, i miejsce to nazwał Domem Bożym. Wiadomo z jaką nadzwyczajną wspaniałością odbył Salomon, poświęcenie Bogu ojców swoich wspaniałéj świątyni, którą wybudował był w Jerozolimie. Obrzędy te trwały tydzień cały. Złożono wtedy Panu Bogu w ofierze dwadzieścia dwa tysiące wołów, i sto dwadzieścia tysięcy baranów. Wreszcie sami poganie wszędzie wznosili świątynie dla swoich fałszywych bożyszcz, i słusznie jeden z ich wielkich mędrców pisał: „Podróżując po różnych krajach, napotkasz miasta bez murów któreby je otaczały, bez ludzi uczonych, bez królów, bez szkół i teatrów, lecz ani jednego nie napotkasz bez świątyni”. 1

Owóż, przez lat przeszło trzysta po przyjściu Chrystusa Pana i założeniu Jego Boskiéj religii na ziemi chrześcijanie pozbawieni byli kościołów, właściwie tak nazwanych. Wznosić ich w żaden sposób nie mogli, gdyż wyroki cesarskie zakazywały tego najsurowiéj, i gdyby byli ośmieli się to uczynić, wnet zawziętość pogańska byłaby te święte budynki porozwalała. Przez cały więc ten czas, a tak długi, wierni chcąc uczestniczyć w świętych tajemmnicach i obrzędach, musieli zapuszczać się w głębokie, ciemne i ciasne pieczary, zwane katakumbami, albo w największéj tajemnicy, zgromadzać się do domów prywatnych na modlitwę, co wszystko, z ciągłém i wielkiém, połączone było niebezpieczeństwem. Dopiéro około roku Pańskiego 304, doczekali się wyznawcy Chrystusowi możności wznoszenia kościołów jawnie i publicznie, a to wtedy gdy cesarz Konstantyn Wielki, zostawszy chrześcijaninem, wydał rozkaz aby wszędzie budowano świątynie Bogu prawdziwemu.

Lecz aby to do tego tém skuteczniéj wszystkich zachęcić i dogodzić własnéj pobożności, sam ten święty Cesarz dał pierwszy przykład. W tym celu, w miejscu gdzie stał wówczas najprzepyszniejszy pałac, będący dawniéj własnością patrycyusza Laterana, a wtedy należał do Fausty żony Konstantyna, wybudował on wspaniały kościoł, któregoto właśnie pamiątka poświęcenia, dziś się obchodzi. Odbył ją z wielką uroczystością Papież święty Sylwester, i wtedy wydał postanowienie, że odtąd Ofiara Mszy świętéj sprawować się powinna, na ołtarzach kamiennych. Umieścił w tymże kościele, ołtarz przechowywany w Rzymie, na którym jeszcze święci Apostołowie Piotr i Paweł odprawiali Mszę świętą, w czasie prześladowania. Dla tego téż ołtarz ten był i pozostał drewnianym, a tenże święty Sylwester obwarował że na nim sami tylko Papieże mogą odprawiać Mszę święta; co się po dziś dzień zachowuje.

Postanowiono zaś uroczystą pamiątkę tego poświęcenia obchodzić w całym Kościele Bożym, gdyż Bazylika świętego Jana Lateraneńskiego, nie uważa się jako kościoł tylko miasta Rzymu, lecz jako Kościół Matka wszystkich kościołów jakie są na świecie, jako główny kościoł wszystkich zostających w jedności ze stolicą Apostolską. I dla tego nad drzwiami głównego wchodu do téj Katedry całego Chrześcijaństwa jest napis: „Matka i głowa wszystkich kościołów”. 2 Jest więc ta Bazylika dla każdego chrześcijanina, jeszcze bardziéj jego kościołem niż jego kościoł parafialny, lub katedra Dyecezalna: bo chrześcijanin może zmienić swoję parafią i swoję dyecezyą, a nie może chcąc pozostać katolikiem, odłączyć się od Stolicy Papiezkiéj, którą ten kościoł przedstawia. Słusznie téż święty Piotr Damian Doktor kościoła powiada: „Kościoł świętego Jana Lateraneńskiego, jak był wzniesiony pod wezwaniem Zbawiciela który jest Głową wszystkich wybranych, tak jest głową, matką i koroną kościołów świata całego. Jest on jakby szczytem całéj religii katoliciéj, i, że tak powiem, kościołem wszystkich kościołów, miejscem najświętszém ze wszystkich miejsc świętych”. 3

Gdy więc w każdej Dyecezyi, w każdéj Parafii, dzień poświęcenia kościoła parafialnego lub katedry Dyecezyalnéj, obchodzi się uroczyście jakże tém słuszniéj, w całém chrześcijaństwie, wspólnie a z wielką pobożnością, obchodzić powinniśmy pamiątkę poświęcenia téj Papiezkiéj Katedry, w któréj jednoczą się w sobie kościoły świata całego, i która przez to, jedność katolicką w sobie przedstawia i utrwala.

Bazylika ta, kilkakrotnie wielkiemu popadała zniszczeniu, jużto w skutek pożarów, już napadów ludów barbarzyńskich, albo trzęsień ziemi, lecz Papieże odbudowywali ją zawsze jak najstaranniéj i najwspanialéj. W roku Pańskim 1726 Bonifacy VIII, uroczyście poświęcił ją nanowo, a dzień dzisiejszy, na obchodzenie téj pamiątki w całym Kościele, wyznaczył.

· · ·

Dziś także przypada doroczna pamiątka śmierci męczeńskiéj świętego Teodora. Był on rodem ze wschodnich prowincyi państwa Rzymskiego, a żył przy końcu III w. Służąc w wojsku cesarskiém, gdy przybył ze swoim oddziałem do miasta Nissy, trafił na tę porę, kiedy ogłaszano wyrok żeby nikt pod karą śmierci nie miał Chrystusa wyznawać. Mężny ten żołnierz, wiernie cesarzowi, lecz jeszcze wierniéj Chrystusowi służący, nie taił wcale iż jest chrześcijaninem; a gdy z tego powodu uwięziono go i przed trybunał Wielkorządcy stawiono, zmuszając aby bożkom cześć oddał, śmiało odpowiedział: „Jestem sługą Boga prawdziwego, a więc niemym i fałszywym bożkom waszym kłaniać się nie będę.” Zdziwieni taką odwagą sędziowie, a chcąc go przez wzgląd na jego w wojsku położone zasługi ocalić, poczytali go za pozbawionego zdrowych zmysłów, i jako takiego wypuścili na wolność.

Święty Teodor który już spodziewał się męczeńskiéj korony, widząc z boleścią iż go ominęła, postanowił pozyskać ją koniecznie, i w tym celu umyślił dokonać pewnego czynu, do którego miał szczególne od Boga natchnienia. Przybywszy tedy do miasta Amaryi, gdy ujrzał tam bałwochwalską świątynię zbudowaną daleko od miasta nad rzeką i z żadnemi budynkami mieszkańców niestykającą się, w chwili gdy silny wiatr wiał od miasta, podpalił ten przybytek bałwanów. Zbiegły się wkrótco całe tłumy pogan, a znalazłszy Teodora przy ogniu, pytali go zkąd się wszczął pożar. On wręcz im odpowiedział, iż sam jest jego sprawcą. Porwali go tedy, i przed sędziów stawili, gdzie on nieczekając aż go badać zaczną, powiedział: „Ja gniazdo bałwanów niemych zapaliłem, dla przekonania się czyli bogowie wasi są w stanie się obronić.” Gdy sędziowie to usłyszeli i z tego poznali iż jest chrześcijaninem, już im nie tyle szło o to aby go ukarać za spalenie świątyni, ile o to aby zmusić do oddania czci bożkom. Obiecali i przeto przebaczenie, jeśli Chrystusa odstąpi, na co on im odrzekł: „Przecież sami pomiarkować powinniście że nie tego szukałem, kiedym dobrowolnie spalił bałwany wasze, a potém, chociaż to mogłem uczynić, nie skryłem się przed wami.” Probowali więc sędziowie, inaczéj zachwiać stałość jego; przyrzekli mu znaczne pieniądze i wysoki stopień w wojsku, jeśli wiary świętéj odstąpi, na co im Teodor odpowiedział: „Zachowajcie to dla tych, których ostatnim celem życia są doczesne uciechy i zaszczyty, ja Nieba tylko pragnę.”

Widząc w nim tak mężną stałość sędziowie, uciekli się do zwykłych im okrutnych środków. Zawiesili go przeto na palach, i szali szarpać żelaznemi grzebieniami. Płynęły ze krwi jego szerokie smugi, ciało odpadało od kości, a on na głos śpiewał te słowa psalmu: „Będę błogosławił Pana na każdy czas, a zawżdy chwała Jego na ustach moich”. 1 Po téj katuszy, tyrani kazali go odprowadzić do więzienia. Tam najprzód około północy objawił mu się Pon Jezus, mówiąc: „Teodorze trwaj mężnie, gdyż Ja z tobą jestem; nie przyjmuj od ludzi żadnego pokarmu ani napoju, a otrzymasz w Niebie życie ze mną na wieki.” Ucieszony tém widzeniem i temi słowy żołnierz Chrystusowy, zaczął opiewać chwałę Bożą, i oto wielka liczba Aniołów otoczyła go wraz z nim śpiewając. Słysząc to straż więzienna nadbiegła, i ujrzała więzienie Teodora światłością niebieską napełnione, a jego otoczonego wielką liczbą młodzieńców w bieli przybranych, wraz z nim przecudnie śpiewających. Zawiadomili o tém sędziego, który i sam świądek tego cudu, przypisując go czarom, a spodziewając się zawsze przywieść świętego Teodora do oddania czci bożkom, kazał go umięścić w wygodniejszém mieszkaniu i dawać lepsze pokarmy. Lecz Święty nic nie przyjął, mówiąc: Iż jego Bóg jego i Pan, Jezus Chrystus, wyżywi go bez tego.

Po pewnym czasie, sędziowie kazali go znowu stawić przed sobą: nie mogąc ani groźbą ani pochlebnemi słowy wymódz aby oddał cześć bożkom, skazali go na spalenie. Wrzucony tedy w ogień, wielbiąc Chrystusa, i dziękując Mu za łaskę męczeńskiéj śmierci, upragnioną koronę niebieską otrzymał. Poniósł śmierć za wiarę, roku Pańskiego 304.

Pożytek duchowny

Obchodząc dziś pamiątkę pierwszego uroczystego poświęcenia kościoła katolickiego na świecie, dziękuj z całego serca Panu Bogu, że żyjesz w czasach i miejscach, gdzie masz szczęście widzieć wzniesione domy Boże. Przytém postanów nawiedzać je jak najczęściéj, a zachowywać się w nich z tém najgłębszém uszanowaniem, z jakiém być powinieneś w tych niebieskich przybytkach.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nam corocznie ponawiasz pamiąkę poświęcania téj najpierwszéj w świecie wniesionéj na cześć Twoję świątyni, i dałeś nam doczekać dnia dzisiejszego dla jej obchodzenia; wysłuchaj prośby ludu Twojego i spraw, aby ktokolwiek wejdzie do kościoła Twojego dla błagania Cię o Twoje dobrodziejstwa, miał pociechę otrzymania wszystkiego o co Cię prosi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 962–965.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 892

„Nie obawiam się mąk, choćby i najsroższych, jeśli Bóg zażąda ode mnie tej ofiary”, powiedział św. Teodor. Obyśmy jako chrześcijanie poszczycić się mogli podobnym poświęceniem! Nie ma wątpliwości, że chcąc rzeczywiście być chrześcijanami i uczniami Pana Jezusa, powinniśmy być gotowymi do wszelkich ofiar dla wiary. Łaska Boża uzbroi nas w siłę zniesienia najsroższych mąk i katuszy, gdyby Bóg miał od nas zażądać ofiary z życia naszego. Nie znajdziemy się zapewne w tym położeniu, abyśmy mieli krwią własną stwierdzić siłę wiary, w jakiej się urodziliśmy i wychowani zostaliśmy, okażmy przeto Bogu w inny, a daleko łatwiejszy sposób, gotowość do poświęcenia. Ofiarujmy mu każdego ranka myśli, słowa i uczynki, trudy i prace, cierpienia, smutki i utrapienia nasze. Ofiarujmy Mu pobożne modły, bez których żadnego dnia nie godzi się ani rozpoczynać, ani kończyć. Ofiarujmy Mu walki i zwycięstwa nasze nad namiętnościami i żądzami, jak np. gniewem, niecierpliwością, zazdrością, nienawiścią itd. Ofiarujmy Mu wspaniałomyślne przebaczenie win i krzywd, które nam wyrządzono. Ofiarujmy Mu powstrzymanie się od grzesznych, złośliwych, potwarczych rozmów, od gier, obżarstwa i opilstwa, słowem od wszystkiego, co Bogu jest wstrętne i obmierzłe. Ofiarujmy Mu wszystkie przykrości i przeciwności, jakie tylko nas w życiu spotkać mogą i jakimi spodoba się Bogu wypróbować ofiarność naszą. Ofiarujmy Mu — jak mówi psalmista — serce żalem i skruchą przejęte, gotowe Mu służyć zawsze i gorliwie.

Footnotes:

1

Plato de Rep.

2

Mater et Caput omnium Ecclesiarum.

3

S. Petr. Dam. Ser. de Dedic.

Tags: św Teodor św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Kościół męczennik żołnierz
2020-11-08

Św. Koronatów i innych Męczenników oraz św. Gotfryda, Wyznawcy i Biskupa

Żyli około roku Pańskiego 300 i 1118.

(Żywot ich wyjęty z Brewiarza rzymskiego i dzieł ojca Suryusza.)

Święci czteréj Koronaci to jest ukoronowani, pod tém imieniem czczeni byli w Kościele Bożym, zanim znane były ich właściwe imiona. Bylito zaś czteréj rodzeni bracia: Sewer, Sewerynue, Karpoforiusz i Wiktorynus. Żyli w wieku, kiedy cesarz Dyoklecyan srodze Kościół prześladował. Z jego rozkazu, uwięzieni, pomimo wszelkich groźb, wiary chrześcijańskiéj wyrzec się nie chcieli. Poganie zaprowadzili ich przed ołtarz jednego ze swych bożyszcz, domagając się koniecznie aby mu cześć oddali. Gdy odpowiedzieli że tego w żaden sposób uczynić im się nie godzi, skazani zostali na biczowanie knutami ołowianemi. Katowano ich z takiém okrucieństwem, że wśród téj męki ducha Panu Bogu oddali. Ciała ich wyrzucono psom na pożarcie, lecz Pan Bóg, nie dopuścił aby się ich te zwierzęta tknęły. Chrześcijanie unieśli je potajemnie, i pochowali przy drodze Lawikańskiéj. Ponieważ imiona ich nie były znane, Papież święty Melchiades, kazał im oddawać cześć pod wezwaniem czterech ukoronowanych. Późniéj gdy Pan Bóg objawił mu imiona tych świętych Męczenników, wybudował na ich cześć wspaniały kościół, i ciała ich w nim umieścił.

· · ·

Dziś także obchodzi Kościół Boży pamiątkę świętego Gotfryda Wyznawcy i Biskupa. Ten przyszedł na świat we Francyi w mieście Sessonie (Soisson), przy końcu XI wieku z zamożnych, ze znakomitego rodu i bogobojnych rodziców.

Kiedy miał pięć lat, oddali go na wychowanie do Gotfryda Opata klasztoru Świętego Kwintyniana, który już wtedy ubrał go w suknię zakonną, i zajął się nim najtroskliwiéj. Nasz Święty od samego dzieciństwa oddzielony od zepsutego świata, wielki uczynił postęp jak w naukach, tak i w cnotach chrześcijańskich. Dnie całe poświęcał nauce, ćwicząc się szczególnie w znajomości Pisma świętego i ojców Kościoła, a większą część nocy spędzał ma modlitwie. Przytém wiódł życie bardzo umartwione, kilka dni w każdym tygodniu, poszcząc o chlebie i wodzie. Młodym był jeszcze, gdy go bracia zakonni wybrali na Prokuratora klasztornego, to jest zarządzającego klasztorném gospodarstwem. Miał lat dwadzieścia pięć kiedy został księdzem, pomimo iż się od tego usilnie wymawiał, a wkrótce potém Opatem klasztoru przenajświęlszéj Maryi Panny Nowideńskiéj (Nauyent). W przyjęciu téj goności sprzeciwiał się znowu całą siłą Gotfryd, aż nakoniec uledz musiał wyraźnéj woli Arcybiskupa Rejmskiego, kilku innych okolicznych Biskupów, samego króla Filipa, i nareszcie Opata Gotfryda, przy którym się wychowywał i którego zawsze słuchał jak ojca.

Znalazł Opactwo swoje, pod każdym względem bardzo zaniedane: kościoł rozwalający się, cele zakonne w gruzach, ogród i wewnętrzny dziedziniec chwastem zarośnięte, a pola do klasztoru należące albo odłogiem leżały, albo pozostawały w ręku nieprawych posiadaczy. W samym zaś na wpół rozwalającym się klasztorze zastał kilku tylko zakonników, którzy, z zaniedbaniem obowiązków zakonnych, dla utrzymania życia prowadzili szkółkę. Święty Gotfryd objąwszy w tak niepomyślnym stanie swoje Opactwo, w krótkim czasie zmienił pod każdym względem jego postać. W lat kilka kościół, klasztor i wszystko jego części odbudował, a rozgłosem świętobliwości ściągając zewsząd coraz większą liczbę zakonników, miał kilkudziesięciu pod swoim zarządem, a w ich liczbie kilka Opatów i kilku Prałatów, którzy złożywszy swoje godności zostali jego uczniami, przez co on w klasztorze tym najściślejszą karność wprowadził i ustalił.

Podczas gdy tak święcie rządził swojém Opactwem, dyecezyą Sesońską, do któréj ono należało, dotknął Pan Bóg straszną suszą. W źródłach zabrakło wody; nietylko zboża lecz wszelkie rośliny poniszczone były. Przytém panowało straszne morowe powietrze, tak ludzi jak i zwierzęta zabijające. Hugo Biskup Sesoński, widząc w téj klęsce wyraźną karę Bożą, zawezwał świętego Gotfryda aby przybył do Sessonu z kazaniami, i pobudził lud do pokuty, a modlitwami swemi uprosił zmiłowanie się Boże nad nim. Sługa Boży przybył do Sessonu, a gdy pierwsze miał kazanie i przy końcu niego modlił się prosząc Boga o odwrócenie klęsk nad tym krajem ciążących, jeszcze nie zszedł był z kazalnicy kiedy puścił się deszcz rzęsisty, i odtąd i susza ustała i morowe powietrze.

Ta okoliczność rozniosła jeszcze daléj sławę świętego Gotfryda. Arcybiskup Remiński, przewodniczący Soborowi prowincyonalnemu, wraz z innymi Biskupami wysłał do niego z usilną prośbą, aby zrzekł się swojego Opactwa, został Opatem klasztoru świętego Remigiego, który był jednym z najbogatszych we Francyi klasztorów, i pod każdym względem od Opactwa którém zawiadował święty Gotfryd, świetniejszém. „Niech mnie Bóg od tego uchowa, odpowiedział Gotfryd, abym dla bogatéj oblubienicy, miał porzucać ubogą”, i pomimo najusilniejszych nalegań, ubogiego Opactwa swego opuścić nie chciał.

Wkrócte potém, gdy umarł Biskup w Amiens, duchowieństwo i lud cały zwrócili oczy swoje na Gotfryda; lecz przewidując trudności jakie czynić będzie, poradzili sobie w ten sposób. Pod tę porę Ryszard, Legat Stolicy Apostolskiéj, przewodniczył Soborowi w Trewirze odbywającemu się. Udano się więc do niego, aby on świętemu Gotfrydowi Biskupstwo to przyjąć rozkazał. Cały Sobór zgodził to i zawiadomił o tém świętego Gotfryda, który jako Opat sam na nim zasiadał. Lecz gdy się o tém sługa Boży dowiedział uszedł potajemnie, i skrył się w górach okolicznych. Wysłani jednak za nim w pogoń księża znaleźli go, stawili przed Sobór, który zawyrokował iż on jest Biskupem Amieńskim, i Święty rzewne łzy wylewając musiał woli Bożéj tak wyraźnie mu objawionéj, poddać się.

Zasiadłszy na swojéj stolicy Biskupiéj, im więcéj się od tego wysokiego urzędu wymawiał tém się godniejszym go okazał. W sposobie umartwionego życia jakie wiódł zawsze, nic zgoła nie zmienił, przydając tylko do cnót zakonnych któremi tak wysoko jaśniał, niezmordowaną o dobro dusz mu powierzonych gorliwość i jak największą dla biednych hojność. Codzienie trzynastu ubogich żywił u własnego stołu, sam im usługując. Chorych biednych odwiedzał po szpitalach i po ich mieszkaniach, oddając im podobnież ostatnie usługi, a szczególnie trędowatym, lub innemi jakiemi wstręt obudzającemi chorobami dotkniętym. Opiekunem był wdów i sierot pocieszycielem wszystkich strapionych. Niezmordowanie pracował nad wykorzenieniem złych nałogów jakie w ludzie powierzonym jego opiece mógł dopatrzyć, i nad poprawą obyczajów tak wiernych jak i duchowieństwa.

Lecz cheąc leczyć bardzo zadawnione rany, rozbudził wielkie na siebie krzyki i narzekania, a od możniejszych ściągnął na siebie prześladowanie. Wierność w spełnieniu obowiązków jego pasterskiéj godności, narobiła mu wielu nieprzyjaciół. Czynili na niego różnego rodzaju zasadzki: kilka razy był w wielkiém niebezpieczeństwie, z którego Pon Bóg miłościwie a często i cudownie zawsze go wyswobadzał. Razu pewnego do wina które podano mu do stołu wmieszano truciznę. Święty przeżegnawszy napój, miał sobie objawioném iż jest zatraty i chociaż się o tém nawet przekonano, nie dozwolił dochodzić sprawcy téj zbrodni.

Wracając z miasta Arras, w towarzystwie wielkorządcy téj prowincyi nazwiskiem Adama, a niemając przy sobie żadnego oddziału wojska, z jakim zwykle wyżsi dostojnicy podówczas podróżowali, napadnięty został przez Germanda, możnego w téj okolicy pana, a zawziętego nieprzyjaciela Adama. Pomimo próśb i przedstawień, a nawet wyraźnego rozkazu świętego Gotfryda, którego obaj oni byli lennikami, Germund okuł Adama w kajdany i poprowadził do więzienia. Gotfryd rzucił na niego klątwę, równie jak i na tych, którzy w tym gwałcie uczestniczyli. Lecz nietylko nie opamiętało to Germunda, ale jeszcze go uzuchwaliło. Mieczem i ogniem niszczył kraj pod wielkorządztwem Adama zostający, wioski popalił, kościoły poznieważał, wszystkie pola poniszczył. Święty Biskup zdjęty litością nad tylu nieszczęściami, uciekł się do innego środka, który mu jego wielka miłość i pokora nastręczyły. Boso, okryty worem pokutnym, z kapturem zakonnym na głowie, pieszo wśród zimy, udał się do Germunda, upadł mu do nóg i błagał na miłość Jezusa Chrystusa, aby oddał mu uwięzionego, zaprzestał okrucieństw jakich się dopuszczał, i dał wsparcie, a raczéj wynagrodzenie dla tylu wdów i sierot, z jego przyczyny w ostatniéj nędzy będących. Postępek ten Gotftyda, wszystkich do głębi serca poruszył, sam Germund tylko okazał się i na to nieczułym, i nietylko odrzucił dumnie prośbę Biskupa, który był i jego książęciem udzielnym i jego Pasterzem, lecz mu nawet zagroził swoim gniewem jeśli wnet nie ustąpi.

Wtedy mąż Boży wyczerpawszy wszystkie środki łagodne, zmienił swoje postępowanie. Całą noc spędził na modlitwie, a nazajutrz zgromadziwszy lud do kościoła, wszedł na kazalnicę i ogłosił klątwę na Germunda, którego wkrótce kara Boża dotknęła. Wszedłszy w zatargi z Wilhelmem, jednym z Panów okolicznych, wzięty do niewoli, wtrącony został do więzienia. Lecz porażka takowa wyleczyła go z zuchwalstwa. Posłał do Gotfryda z prośbą aby zapomniał przeszłości i wyratował go z nieszczęścia w jakie popadł, przyrzekając mu wynagrodzenie wszystkiego złego jakiego się dopuścił. I nie zawiódł się rachując na litościwe serce świętego Biskupa. Ten wstawił się za nim, otrzymał jego oswobodzenie i sam go do dziedzicznego zamku odwiózł. Germund zaś zdjęty taką wspaniałomyślnością, wszystkie krzywdy przez siebie wyrządzone sowicie powynagradzał.

Tymczasem świętemu Gotfrydowi coraz bardziéj ciążyła jego godność pasterska. Mieszkańcy podzielili się na kilka stronnictw, które często porywając się do broni, krwią zalewały miasta i wioski. Dopuszczano się tam i innych zdrożności: grabieży, pijaństwa, wszeteczności, które się również szerzyły, pomimo nieustającéj i gorliwéj pracy około dobra dusz tego świętego Biskupa, który w głębokiéj pokorze nie złości ludu swojego, lecz własnym grzechom wszystko to przypisywał. Powstawał na te zdrożności z wszelką gorliwością, w osobie własnéj przedstawiał wzór wielkiego Świętego, modlił się, płakał, jęczał przed Bogiem, ciężkie zadawał ciału swemu umartwienia, a pomimo tego, zło nie ustępowało. Wtedy upadając pod ciężarem ciężkiego strapienia jakiego ztąd doznawał, postanowił oddalić się od niewdziecznéj trzody swojéj i zagrzebać się w samotności. Udał się do Kartuzyi Gracyanopolitańskiéj (Grenoble) i w niéj całe dwa lata spędził, modląc się tam za tych którzy go pasterzem mieć nie chcieli. Mieszkańcy dyecezyi Amioneńskiéj (Amiens) widząc iż Biskup ich długo nie powraca, wysłali posłów od siebie do miasta Bowe (Beauvais), gdzie Konon Legat Stolicy Apostolskiéj przewodniczył zgromadzonemu tam Soborowi, ze skargą iż Biskup ich opuścił, i z prośbą aby mogli drugiego w jego miejsce obrać. Lecz Arcybiskup Rejmski, najstarszy z zasiadających na Soborze Biskupów, w imieniu ich wszystkich posłów Amieńskich groźnie napomniał oświadczając im że dopóki Gotftyd żyje, innego Biskupa mieć nie będą.

Współcześnie z przybyciem tych posłów Sobór odebrał listy od samego Gotfryda, w których błagał on aby ma pozwolono złożyć biskupstwo i wyznaczono na jego miejsce lepszego następcę, utrzymywał bowiem iż sam niegodny jest tego urzędu. Wszyscy ojcowie Soboru czytając list ten z rozrzewnieniem, postanowili nie uwzględnić żądania Gotfryda, a zniósłszy się i z królem, wysłali do niego polecenie aby powrócił na swoję stolicę. Musiał się więc Gotfryd rozstać z ukochaną pustynią i powrócił do dyecezyi, w któréj żył już bardzo niedługo. Udając się do Biskupa Rejmiego w ważnéj sprawie kościelnéj, zachorował w drodze, i w Opactwie świętego Kryspina pod Sessonem, poszedł po nagrodę za trudy i cnoty swoje do Nieba, 8 Listopada roku Pańskiego 1118. Kościół pamiątkę jego w tymże dniu obchodzi.

Pożytek duchowny

Widziałeś, jak święty Gotfryd postąpił sobie z Germundem, kiedy ten dostawszy są do niewoli wzywał jego pomocy, chociaż przedtém ciężko go znieważył. Każdego bowiem chrześcijanina jest obowiązkiem, w ten sposób oddawać nieprzyjaciołom dobro za zło od nich doznane. Czy tak postępujesz z tymi którzy ci w czémkolwiek krzywdę wyrządzili?

Modlitwa

Boże któryś w sercu błogosławionego Gotfryda Biskupa i Wyznawcy Twojego, obok innych cnót któremi jaśniał, i wielką miłość nieprzyjaciół zaszczepił; spraw za jego pośrednictwem i przez jego zasługi, abyśmy tym wszystkim którzy nam w czémkolwiek przykrość lub krzywdę zadali, dobrem za zło odpłacali się zawsze. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 958–961.

Tags: św Czterej Ukoronowani św Gotrfyd św „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik biskup zaraza
2020-11-07

Św. Maryanny Franciszki, od Pięciu Ran Chrystusowych, Tercyarki Zakonu św. Franciszka Serafickiego

Żyła około roku Pańskiego 1791.

(Żywot jéj był napinany przez ojca Bernanda Lawiozę C. R. S.)

Święta Maryanna Franciszka, urodziła się w Neapolu roku Pańskiego 1715. Ojciec jéj nazwiskiem Gallo był szmuklerzem. Matka Barbara, kobieta bardzo pobożna, gdy ją już w łonie nosiła, doznawała przed samém swojém rozwiązaniem różnych niepokojów, któremi ją zły duch trapił. Dla zasięgnienia rady, udała się była pewnego razu do świętego Jana Józefa od Krzyża z zakonu Braci Mniejszych, podówczas żyjącego. Ten uspokoił ją, i polecił aby miała szczególne staranie nad dziecięciem które ma wydać na świat, gdyż będzie to wielka Święta. Takąż samę przepowiednię powtórzył jéj i święty Franciszék Dżyrolamo Jezuita, w Neapolu wtedy będący. Maryanna Franciszka, przed przyjściem nawet na świat, już objawiała dowody że się ci słudzy Boscy nie mylą. Matka jéj z powodu stanu brzemiennego siedząc słuchała Mszy świętej: lecz gdy nadchodziło podniesienie, dziecię w jéj łonie będące tak się miotało, że musiała klękać i w téj postawie pozostawać aż do spożycia Komunii przez Kapłana. Cierpienia Barbary w przybliżającéj się chwili wydania dziecięcia na świat, zapowiadały najniebezpieczniejszy poród. Wtedy uklękła ona przed wizerunkiem Matki Bożej łaskawéj, i wydała na świat dziecię bez najmniejszych boleści bez żadnéj pomocy a najszczęśliwiej. Przybyła już potém akuszerka, ujrzała niemowlę owinięte w lekką oponę, podobną do habitu, i rzekła do matki: „Patrz, jakąś piękną zakonniczkę wydała na świat.” Barbara nie była w stanie karmić ją sama; mamki dobrać nie mogli i dziecię wyniszczało jak szkielecik, a według zdania lekarzy miało wkrótce umrzeć. Wtedy matka wzięła je na ręce, i przycisnąwszy do piersi obraz przenajświętszéj Panny rzekła: „Maryo! cóż Ci trudnego dać piersiom tym pokarm dla mego dziecięcia” i od téj chwili piersi jéj nabrały pokarmu, i sama córeczkę wykarmiła.

Święta Maryanna Franciszka, od czwartego roku życia okazywała dowody szczególnéj pobożności, i od téj pory już objawiał się jéj Anioł-Stróż i po drodze doskonałości ją prowadził. Wtedy także odbyła pierwszą spowiedź, przy któréj zdziwiony został kapłan, że w tak małéj dziecinie znalazł nadzwyczajnie głębokie pojęcie najwyższych tajemnic wiary świętéj. Jednak dopiéro w siódmym roku dozwolił jej przyjąć pierwszą Komunią świętą, po któréj wpadła była jakby w rodzaj zachwycenia, a twarz jej tak pałała od wewnętrznego ognia miłości Boga, że osoby temu przytomne czuły ciepło od niéj wychodzące. Odtąd téż z zezwoleniem światłego i świątobliwego spowiednika, już codziennie przystępowała do stołu Pańskiego.

Skoro trochę podrosło, ojciec użył ją zaraz do swoich robót szmuklerskich, a widząc że wiele czasu trawiła na modlitwie i codzień chodziła do kościoła dla przyjmowania Komunii świętéj, wyznaczał jéj większą jeszcze niż innym dzieciom robotę, gdyż byłto człowiek i popędliwy i bardzo chciwy zysku. Franciszka nie tylko wykonywała zawsze, i to najdoskonaléj, wyznaczoną jéj robotę lecz nawet od innych kończyła, gdyż jéj w tém, jak się potém okazało, Anioł Stróż dopomagał.

Miała lat szesnaście, kiedy wysokie cnoty z których znaną była powszechnie i nader powabna uroda, skłoniły pewnego bardzo bogatego młodzieńca aby prosił o jéj rękę. Gallo uszczęśliwiony z tak świetnego związku, gdy dowiedział się od Franciszki że postanowiła poślubić na zawsze swoje dziewictwo Panu Jezusowi i wstąpić do trzeciego zakonu świętego Franciszka Serafickiego, wszelkich używał środków aby ją odwieść od tych zamiarów. Przychodziło do tego że ją po dni kilka więził w osobnéj izbie, morzył głodem, a nareszcie uniesiony gniewem, zbił tak okrutnie, że mu ją matka całą poranioną z rąk ledwo wyrwała. Święta zniosła to wszystko w największéj pokorze, i w końcu stałością swoją wymogła na ojcu pozwolenie zostania Tercyarką.

Od kolebki mając najserdeczniejsza do Maki Bożéj nabożeństwo, w dniu Niepokalanego Poczęcia przyjęła habit tercyarski. Spełniając w całéj ścisłości przepisane téj Reguły obowiązki, a przydając do nich nadzwyczajne dobrowolne umartwienia ciała, w początku mieszkała w domu rodzicielskim. Lecz po śmierci matki, gdy ojciec jéj przebrał wszelką miarę w nieludzkiém z nią obchodzeniu się, za poradą przewodnika duchownego, pojęła sobie ubogie mieszkanie osobno, i w niém z drugą pobożną tercyarką osiadła. Odtąd już oddawała się swobodniej bogomyślności i pokucie tak ostréj że jéj w tm mało który z największych pokutników wyrównał, a może nikt nie przewyższył. W miarę zaś tego, obdarzał ją Pan Bóg i najwyższemi łaskami i najcudowniejszemi darami nadprzyrodzonemi, nieszczędząc przytém tych krzyżów, jakiemi najwybrańsze dusze uświęca.

Od téj pory już przez całe życie codzień pościła o chlebie i wodzie, niejadając więcéj jak dwie uncye na dzień, a i to zwykle piołunem posypywała. Sypiała na gołéj ziemi, najdłużéj dwie godziny; włosiennicę nosiła tak ostrą że gdy raz pewnego zachorowała ciężko trzeba było ją zająć, siostra która jéj tę usługę oddawała, musiała całe jéj ciało zwilżać gdyż włosiennica przywarła jakby wrośnięta wrany, jakie ostrością swoją zadała. Obok tak umartwionego życia, i prawie ciągłych a dolegliwych chorób nie folgowała sobie i w pracy. Z téj nietylko siebie i kilka sióstr tercyarek musiała utrzymywać, ale nawet i własną rodzinę; gdyż ojciec zawsze dla niéj najniechętniejszy, domagał się tego od niéj koniecznie. W pokorze była także niezrównaną: posądzona przez złośliwe osoby o nierządne życie, a przez pewną niegodziwą kobietę oskarżona nawet o to przed Biskupem i przed jego Trybunałem z tego powodu stawiona, wszytko to znosiła nietylko pokornie, lecz z weselem nawet, ciężkie obelgi ztąd doznawane ofiarując Panu Jezusowi. Głównym zaś sprawcom doznanych ztąd zniewag, wielkie łaski modlitwami swemi powypraszała.

Cnotę czystości, którą od Chrztu świętego zachowała niepokalana, raczył w niéj Pan Bóg szczególnymi darami uświetnić. Doświadczano powszechnie, że sam jéj widok przyskramiał w drugich najsprośniejsze żądze. Pewien zacny kapłan, dręczony bywał tego rodzaju ciężkiemi pokusami, które pomimo bardzo umartwionego życia jakie prowadził i unikania wszelkich okazyi, nie odstępowały go wcale. Poradzono mu aby się udał do świętéj Franciszki. Po krótkiéj z nią rozmowie i wspólnéj modlitwie, od téjże chwili na całe życie od tego rodzaju nagabań został uwolniony. Razu pewnego, na samotnéj ulicy, o świcie, gdy Franciszka szła do kościoła, pewien rozpustnik napadł na nią, chcąc ją znieważyć. Franciszka widząc się w jego ręku bez żadnego ludzkiego ratunku, wezwała głośno Maryi na pomoc. W téjże chwili napastnik stanął jakby skamieniały, niemogąc się ani kroku poruszyć, ani ręką władnąć. Przerażony tym cudem, prosił Franciszki wchodzącéj do kościoła, aby się za niego pomodliła, co gdy Święta uczyniła, odzyskał zaraz władzę i w tymże kościele z całego życia spowiedź z wielką skruchą odbył. Lecz większym jeszcze cudem a raczéj dłuższym, raczył Pan Bóg strzedz od podobnych zniewag tę swoję wielką służebnicę. Gdy bowiem po tém zdarzeniu wracała Franciszka z kościoła do domu, znalazł się przy niéj ogromnéj wielkości brytan, który byle kto z mężczyzn zbliżył się do niéj, warczeniem go swém odstraszał. Towarzyszył on zawsze i wszędzie Franciszce przez lat kilkanaście ile razy wychodziła z domu, a nigdy dowiedzieć się nie można było czyj on był i gdzie się żywił.

Odkąd nasza Święta przyszła do rozumu, ulubioném jéj nabożeństwem było odbywanie drogi krzyżowéj. Przez to zatapianie się całém sercem w tajemnicach męki Pańskiéj, przypuszczał ją Pan Jezus do tak ścisłego zjednoczenia się z cierpieniami swemi, że w każdy piątek z kolei odbijała się na niéj widocznie jedna z tych tajemnic którą wtenczas szczególniéj rozmyślała; tak dalece że kapłani i inne osoby, które z polecenia Biskupa przypatrywały się temu, widziały ją wtedy w takim stanie jakby którą z tajemnic Męki Pańskiéj sama przebywała. Miała nawet cudownie wyryte na rękach i nogach blizny Chrystusa Pana; lecz uprosiła sobie u Pana Boga, aby te znamiona pozostawiły jéj cierpienia na zawsze, a znikły przed oczyma ludzkiemi.

Prócz tego, mało o jakich łaskach nadzwyczajnych czytamy w żywotach innych Świętych, którychby i Franciszka nie otrzymała. Nie było prawie dnia, żeby się jéj Anioł Stróż nie objawił. Gdy w cięższe zapadła choroby, święty Rafuł Archanioł przybywał do niej widzialnie, leczył jéj rany, i na rozkaz Matki Boskiéj kilka razy ją uzdrowił gdy już była konająca. Często w objawieniach rozmawiała z Panem Jezusem i z przenajświętszą Panną; w jedném z takowych, Pan Jezus zaślubił ją sobie jako oblubienicę wybraną, i okazał tron w Niebie zgotowany dla niéj wśród chóru Męczenników i Dziewic. Modlitwom jéj nigdy nic nie odmawiał. Wielka liczba dusz z czysca za jéj wstawieniem wyzwolonych, objawiła w jasności niebieskiej, dziękując za pomoc jaką im przyniosła. A jakże wiele i z samego piekła wybawiła, które tu jeszcze i za życia modlitwami swojemi wyrwała ze strasznych grzechów w jakich oddawna leżały.

Posiadała także dar przenikania tajników serc ludzkich. Jedném rzuceniem spojrzenia na osoby przychodzące zasięgnąć jéj rady, rozróżniała obłudę od prowdziwéj świętości. A także duchem prorockim przepowiedziała mieszkańcom Neapolu, na kilka lat przedtém, straszne morowe powietrze jakie dotknęło to miasto.

Lecz jedna z najcudowniejszych łask udzielonych jéj przez Boga, była ta, jaka się wydarzyła przy kilku Mszach świętych, w czasie których miała do Komunii świętéj przystępować. Zdarzało się bowiem, że gdy Franciszka spragniona co prędzéj przyjąć swego Boga, po konsekracyi przez kapłana uczynionéj pragnieniem tém gorzała coraz więcéj, wtedy komunikant dla niéj przygotowany znikał przed księdzem, a Franciszka go przyjmowała. Co większa: wielkiéj świątobliwości ksiądz Ksawery Bianki, zauważał, że wtedy nawet znaczna część Krwi przenajświętszéj ubywała z kielicha. Razu nawet pewnego ujrzał że mało co jéj zostało, i powiedział o tém Franciszce, która mu na to nieco zmieszana odrzekła: „Mój ojcze, gdyby nie to że święty Michał Archanioł ostrzegł mnie że do całości Ofiary potrzebna Krew przenajświętsza byłabym ją wszystką wypiła.” Z czego wnosić można, że tenże Michał Archanioł, niekiedy sam Komunikant, a niekiedy i Krew przenajświętszą jéj udzielał.

Nakoniec zbliżała się chwila, w któréj już tę wielką służebnicę Swoję miał Bóg powołać do Siebie. Przez całe prawie życie cierpiąca, zapadła wreszcie w śmiertelną chorobę, wśród któréj i niebezpieczną i bardzo bolesną, z niezachwianą cierpliwością odbywała operacyą. Po niéj żyła jeszcze kilka miesięcy, lecz w najsroższych cierpieniach, za które dziękowała ciągle Bogu, a gdy się bardzo boleści wzmogły spokojnie wzywała Maryi. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych wpadła w swój zwykły sposób rozmyślania Męki Pańskiéj, i widać było po niéj jak przebywała wszystkie jéj tajemnice, w sposób jeszcze widoczniejszy niż kiedykolwiek. Gdy przyszła do chwili opuszczenia Pana Jezusa na krzyżu, z ciężkiém westchnieniem odezwała się do spowiednika przy niéj obecnego: „Ojcze wspomagaj mnie bo ciężko.” Kiedy ukończyła tę swoję drogę krzyżową, orzeźwiła się nieco 1 ucieszona widzeniem Matki Boskiéj którą witała temi słowy: „oto Matka moja wychodzi na moje spotkanie”, przyciskając krzyż do ust oddała Bogu ducha 6 Października roku Pańskiego 1791. Miała lat siedemdziesiąt siedem. Papież Pius IX w poczet Świętych ją wpisał.

Pożytek duchowny

Gdyby święta Franciszka żyła była w wiekach niezachwianéj a powszechnéj w ludach wiary, byłaby tak wiele zrobiła dobrego na świecie wpływem swoim, jak to czyniły Katarzyny Seneńskie, Kolety i im podobne. Niewiara, która za jéj czasów już się szerzyła, a za naszych rozpowszechniła się jeszcze bardziéj, jest powodem że Święci Pańscy jakby nieznani i wcale niedocenieni żyją i umierają w tych wiekach ostatnich. Módl się gorąco aby ludzie powolniejszymi się stali przykładom i naukom Świętych, bo na to ich Pan Bóg daje Kościołowi swojemu i w każdych czasach zsyła.

Modlitwa (Kościelna)

Jezu Chryste Panie nasz! któryś błogosławioną Maryannę Franciszkę dziewicę, pomiędzy innemi darami w jej wzgardzie świata przedziwną uczynił; za jéj zasługami i pośrednictwem, spraw prosimy, abyśmy wszystkiém co ziemskie jest wzgardziwszy, o Niebo tylko starali się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 955–958.

Tags: św Marianna Franciszka „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja matka pokuta umartwienie pokora czystość zaraza św Rafał Archanioł św Michał Archanioł Droga Krzyżowa
2020-11-06

Św. Leonarda, Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 556.

(Żywot jego wyjęty jest z dzieł Suryusza.)

Święty Leonard, który przyszedł na świat przy końcu piątego wieku, był rodem z Francyi. Należał do jednéj ze znakomitszych tego kraju rodzin. Sam król Klodoweusz, podówczas panujący, trzymał go do Chrztu, a święty Remigi główny Apostoł Franków, udzielił mu ten Sakrament, a potém wziął do siebie na wychowanie. Ojciec chciał go umieścić na dworze królewskim, gdzie mógł spodziewać się świetnego zawodu mając sobie zapewnione szczególne łaski Klodoweusza; lecz święty Leonard, młodym jeszcze będąc, postanowił świat opuścić i osiąść na puszczy. Nie zaraz to jednak uczynił, gdyż święty Remigi, oceniając jego wysoką świętobliwość i niepospolite wykształcenie w naukach a przytém i rzadki dar wymowy, zatrzymał go przez pewien czas przy sobie, i używał do głoszenia słowa Bożego. Czynił to nasz Święty z wielkim dla dusz pożytkiem, nauczojąc w sposób najzrozumialszy dla prostych umysłów; a że nauki jego poparte były życiem wysokiéj świątobliwości, obfite z nich zbierał owoce, wielu grzeszników wyrywał od zguby ich duszy i znaczną liczbę pogan nawrócił. Wtedy już także zasłynął i licznemi cudami, a wszystko rozniosło imię jego po całym kraju.

Król Klodoweusz, chcąc i sam słuchać jego kazań, i panów dwór jego składających do togo nakłonić, sprowadził go do siebie i pragnął na dworze swoim zatrzymać, aby go co prędzéj zrobić Biskupem. Święty Leonard po ukończeniu kazań które tam miewał, dowiedziawszy się jakie względem niego miał król zamiary, prosił go aby mu pozwolił wydalić się z dworu, a gdy Klodoweusz chciał go koniecznie czém wynagrodzić, Leonard prosił aby mu pozwolił zwiedzić wszystkich trzymanych po więzieniach, a potém uwolnił tych których on znajdzie tego godnymi. Klodoweusz zgodził się na to, a Święty przywiódłszy do najszczerszéj kruchy wielu uwięzionych, otrzymał ich uwolnienie, i potém jak to niżéj obaczymy, stał się szczególnym Patronem, wszystkich będących w kajdanach.

Opuściwszy dwór królewski, sługa Boży przebiegał różne miasta i wioski, wszędzie, niezmiernym pożytkiem ludów głosząc prawdy święte. W mieście Orleanie zatrzymał się w tym celu najdłużej, a gdy spostrzegł iż sława jego coraz się więcéj rozszerza i coraz większą czcią otaczają go wszyscy, umyślił doprowadzić już do skutku swój dawny zamiar udania się na puszczę. Poszedł więc na samotne miejsce, przybierając sobie dwóch tylko towarzyszów równie jak on pragnących wieść życie pustelnicze: a tymi byli, brat jego Lufard, który go nigdy nie odstępował we wszystkich jego apostolskich wycieczkach, i pewien świątobliwy samotnik nazwiskiem Maksymian, który już od niejakiego czasu ten rodzaj życia, w okolicach Orleanu prowadził. Wprzód jednak, aby się wyćwiczyć w sposobie życia doskonałych pustelników, wraz ze swoimi towarzyszami przepędził pewien czas pod przewodnictwem duchowném świętego Mesmina, biegłego mistrza w zawodzie życia pokutnego.

Gdy u niego zastawał wraz z Lufardem bratem swoim rodzonym i Maksyminem, święty Leonard odebrał od Pana Boga natchnienie, aby się ma inną puszczę przeniósł. Skłaniało go do tego i to głównie, że na téj gdzie dotąd przebywał, zbyt często przerywali mu samotność udzie, wiedzący o miejscu jego pobytu. Sławą bowiem jego Świątobliwości i darem czynienia cudów pociągnieni, schodzili się do niego tłumnie, jużto po radę w rzeczch tyczących się sumienia, już dla polecania się jego modlitwom, albo doznania cudownych uzdrowień, gdy bylito chorzy. Święty tedy oświadczył bratu zamiar przeniesienia się na inne miejsce, gdzieby lepiéj mógł się ukryć przed światem; lecz ten prosił go aby mu pozwolił pozostać na dawném miejscu. Kosztowało wiele Leonarda rozstanie się z bratem którego bardzo kochał, i z którym już od lat wiele nierozdzielnie służył Panu Bogu, lecz że widział iż było wolą Bożą aby się téj pociechy wyrzekł, uczynił to bez wahania się, i uściskawszy się z Lufardem, pozostawił go w chatce pustelniczéj w któréj razem dotąd mieszkali, a sam puścił się ku Akwitanii, gdzie wiedział że były podówczas dzikie, gęste i nieprzystępne prawie lasy.

W téj pielgrzymce, przybywszy do miasta Burżu (Bourges), zastał tam jeszcze zaczną część mieszkańców pogrążoną w pogaństwie. Zdjęty wielką litością nad stanem dusz tych biednych ludi, zatrzymał się w tém mieście przez czas pewien, a kazaniami swojemi, popartemi wielkiemi cudami które dał mu Pan Bóg i tam czynić, wytępił resztki bałwochwalstwa. W mieście tém wielu ślepym wzrok przywrócił, słuch głuchym, chromych i różnemi chorobami dotkniętych uzdrowił, tak, że prawie każdy kto się do niego udał, cudownie uleczonym został.

W chwili gdy i tu znowu sława jego jako wielkiego Apostoła i wielkiego cudotworcy, zaczęła ściągać a niego cześć powszechną, święty Leonard, wyszedł z miasta potajemnie, i doszedłszy do wielkich lasów w okolicach miasta Limonżu (Limonges), daleko w głąb ich zapuścił się, i osiadł w puszczy zwanéj Powę, (Pauvin), na któréj wybudowawszy ubogą chatkę pustelniczą, spędził całe lat dwadzieścia, niewykryty przez ludzi, chociaż go pilnie szukali, a cały zatopiony w życiu bogomyślném, oddając się najostrzejszéj pokucie.

Lecz po upływie tego czasu, znowu samotność Leonarda przerwaną została. Król wraz z żoną, przybyli na wielkie łowy do lasów w których była pustelnia tego sługi Bożego. Zdarzyło się, że królowa która była brzemienną, tak nagle tam zachorowała, że nie było żadnéj nadziei uratowania życia ani jéj saméj ani dziecięcia, które niespodziewanie wydawała na świat. Dworzanie rozbiegłszy się po całéj puszczy aby szukać schronienia dla choréj swojéj pani, spotkali wypadkiem Leonarda, którego poznawszy, przyprowadzili do królowéj. Święty pomodlił się nad nią, i w tejże chwili najszczęśliwiéj wydała na świat syna. Król wywdzięczając się za to, dawał mu w darze wszystkie złote i srebrne naczynia stołowe, jakie wtedy miał przy sobie; lecz Leonard prosił go aby je rozdał ubogim i polecił im aby podziękowali Bogu, za wyrządzoną, łaskę królowéj. Przyjął tylko od Klodoweusza w darze część lasu w którym mieszkał, mając zamiar wybudować tam klasztor. Z początku osiadł na tym miejscu z dwoma tylko towarzyszami, i na wierzchu jednéj z gór najwyższych wybudował kaplicę na cześć Matki Bożéj wezwaniem Przenajświętszéj Panny pod drzewami. Wkrótce, zwiększyła się liczba jego uczniów, i stanął tam ubogi lecz obszerny klasztor. Razu pewnego bracia jego zakonni uskarżali się że daleko chodzić muszą po wodę; Święty pomodlił się, i w tejże chwili obok klasztoru wytrysnęło źródło wody, do téj pory płynące.

Tymczasem ludzie zwiedziawszy się o miejscu jego pobytu, znowu tłumnie nawiedzać go zaczęli. Zasłynął wtedy szczególnie cudowną swoją opieką nad więźniami. Zdarzało się bowiem że w najodleglejszych od jego puszczy miejscach, gdy jaki więzień, a zwłaszcza niewinnie uwięziony, wezwał jego pomocy, kajdany cudownie z niego opadały, i również cudownie wychodził on z więzienia, pomimo najściślejszego zamknięcia i czujnéj straży. Wielu takich przybywało do Leonarda na puszczę, przynosząc i składając u nóg jego kajdany, z których wyzwoleni zostali wzywając jego imienia.

Gdy o tém wszystkiém doszła wieść do jego krewnych spragnionych oddawna aby odkryć miejsce jego pobytu, siedem całych rodzin bliżéj z nim spokrewnionych przybyło do jego klasztoru, z zamiarem osiedlenia się na puszczy: „Ja chciałem ukryć się i przed obcymi, rzekł ujrzawszy ich Leonard, a oto i wy mnie aż tu gonicie. Chyba chcecie podobną drogą jaką ja obrałem, dostać się do Nieba?” „Chcemy tego, odpowiedzieli mu wszyscy, i potośmy tu przybyli, wyrzekając się wszelkich naszych posiadłości. Wskaż nam drogę zbawienia, naucz doskonale służyć Bogu.” Uradowany tém święty Leonard, utwierdził ich w tych świętych postanowieniach, wziął pod swoje przewodnictwo duchowne i porozsadzał w siedmiu częściach lasów które należały do klasztoru, aby pola w nich będące uprawiali i z tego żywili siebie i ubogich okolicznych, a obok tego przepisał im różne ćwiczenia bogomyślne, na które o ile możności schodzili się razem.

Długo jeszcze potém żył, coraz liczniejszemi cudami słynąc, a coraz ostrzejszą pokutą wszystkich zadziwiając. Nakoniec, doczekawszy bardzo podeszłego wieku, pełen cnót i zasług zasnął błogo w Panu, dnia 6-go Listopada roku 566.

Po śmierci również skutecznym patronem więźniów okazał się, jak nim był za życia. Pomiędzy licznemi tego przykładami Suryusz opisuje następujący: W mieście Limożu został wtrącony do więzienia człowiek niewinny, wielkie przez całe życie do świętego Leonarda mający nabożeństwo. Włożono mu na ręce tak ciężkie kajdany a silnie okute, że dwóch ludzi ledwie unieść je mogło. Przygnieciony ich ciężarem, tak, że już od tego samego mógł prędko umrzeć, więzień ten wezwał świętego Leonarda, przypominając mu że go zawsze miał w czci szczególnéj. Święty mu się objawił, zdjął z niego kajdany, kazał mu je wziąść i iść za sobą. Więzień to uczynił: kajdany, których sądził że nie udźwignie, znalazł tak lekkie jak pióro, i wyszedł z więzienia w ślad za Świętym, który zaprowadziwszy go do swojego kościoła wtedy w Limożu wybudowanego, zniknął.

Pożytek duchowny

Wszak wielce byłbyś uradowany, gdybyś trzymany w ciężkiém więzieniu, za opieką świętego Leonarda, który wielu więźniów cudownie wyzwolił, został z niego uwolniony. Lecz jeżeli broń Boże, dusza twoja jęczy w kajdanach grzechu, czyż nie potrzebniejsze ci tém bardziéj, pośrednictwo tego wielkiego Patrona uwięzionych? Jeśli więc tak jest, uciekaj się do niego, a proś serdecznie aby cię wstawieniem się swojém, od téj niewoli szatańskiéj wyratował co prędzéj.

Modlitwa

Boże! któryś świętemu Leonardowi, cudowną moc wyzwolenia z kajdan więźniów udzielił; za jego pośrednictwem i przez jego zasługi prosimy Cię, z więzów grzechów naszych racz nas wybawić, i od niewoli szatańskiéj, zachowaj nas na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 952–954.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 886

„Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy stroskani jesteście, a Ja was pokrzepię” — mówi Pan Jezus (Mat. 11, 28). Jak szczerze o to Zbawicielowi chodziło, świadczy św. Leonard, który przez całe życie troszczył się i opiekował tymi, o których nikt nie dba, tj. więźniami i skazańcami. Naśladujmy go w tej mierze i pamiętajmy o więźniach, mając na oku ich nędzę. Pozbawieni praw, okryci hańba, z dala od rodziny wiodą smutny żywot w wstrętnym i zepsutym otoczeniu. Więzienia mają nie tylko karać zbrodnie i zadośćczynić pogwałconemu prawu i sprawiedliwości, ale także poprawić występnego i poprawionego oddać społeczeństwu. Jakże jednak rzadko spełniają ten cel. Ileż to przeszkód staje na zawadzie miłosierdziu Bożemu, którego głos nie dochodzi serca grzesznika? Częstokroć dozorcy wiezienia są tylko maszynami w reku rządu, i dbają jedynie o chleb i pensję. Ileż to razy nie ma kapłan przystępu do więźniów, ileż razy więźniowie odpychają jego pociechę, pomoc i naukę! Więzienia są nieraz szkołami zbrodni, w których młodzi przestępcy gromadzą się około osiwiałych zbrodniarzy, uczą się od nich ostrożności, chytrości, przebiegłości i zemsty na swych oskarżycielach. A przecież i ci przestępcy i winowajcy są naszymi braćmi, wszakże i za nich cierpiał Zbawiciel na krzyżu, czyż więc nie zasługują na naszą litość?

Zważajmy też na skuteczność swej pomocy. Skazanym przestępcom najbardziej potrzeba łaski Bożej, aby poznali cały ciężar swego grzechu, wzbudzili w sobie szczery żal, poznali bezmiar miłosierdzia Bożego, które na nich nakłada lżejszą i doczesną tylko karę, aby ich ochronić od wiekuistej. Tę łaskę można im wyjednać modlitwą, ofiarą Mszy świętej, budzeniem w nich żalu, jałmużną itp. Obmyślić też należy więźniom pracę i zarobek, gdy odbędą karę, i chronić ich od towarzystwa złych, aby nie popadli w dawne występki. I tu jest obszerne pole do błogiej działalności dla tych, co tchną szczerą miłością bliźniego. Jakże im błogo będzie, gdy ktoś odezwie się do nich słowami Mateusza świętego: „Uwieziony byłem, a ty mnie oswobodziłeś” (Mat. 25, 36).

Tags: św Leonard „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik św Remigiusz z Reims więzienie
2020-11-05

Św. Galacyona i Epistemii, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 253.

(Żywot ich był napisany przez Metafrasta.)

Święty Galeon rodom z Fenicyi, żył w pierwszéj połowie trzeciego wieku. Ponieważ samo przyjście jego na świat było szczególną dla jego rodziców łaską Bożą, i jakby nagrodą ich nawrócenia się do wiary chrześcijańskiej, więc najprzód ich historyą w krótkości opowiedzieć wypada.

W mieście Emesie w Fenicyi położoném, mieszkał pewien wielki pan nazwiskiem Klitofon, który poślubił był z również znakomitéj zamożnéj rodziny dziewicę, imieniem Lucypa. Oboje byli poganami i ciągłe składali ofiary swoim bożyszczom, dla uproszenia sobie potomstwa: gdyż długo w małżeństwie żyjąc, dzieci nie mieli. Lecz cóż mogli uprosić u bożków, które według wyrażenia Pisma świętego: „Oczy mają a nie ujrzą, uszy mają a nie słyszą”. 1 Wzywali długo swoich bałwanów lecz dziatek nie doczekali się.

Pod tę porę, Wielkorządca Emesy, nazwiskiem Sekundus, srodze prześladował chrzecijan. Pewien zakonnik imieniem Onufry, chcąc się dostać do tego miasta a nie być poznanym, przebrał się po świecku, i tym sposobem łatwiejszy miał przystęp do pogan, których nawracał. Chodził od domu do domu żebrząc jałmużny, lecz głównie szło mu o to, aby tam zanieść wsparcia niebieskie: to jest aby tych którzyby słuchać go chcieli, uczył prawd wiary chrześcijańskiéj i pozyskiwał ich dusze Chrystusowi Panu.

Zdarzyło się, że zakonnik ten przyszedł i do mieszkania Klitofona prosząc o wsparcie, a zawsze w celu probowania czy tu jakiéj duszy nie zaopatrzy w dary niebieskie. Lucypa, która dnia tego była bardzo nieprzystępną, nie kazała go wpuścić: lecz sługa Boży niezrażając się tém, nalegał prosząc aby go chociaż na chwilę przyjęła, i nakoniec dostał się do niej. Znalazłszy ją wielce zasmuconą, spytał o powód jéj zmartwienia. Zaczęła z nim mówić otwarcie, i wyznała że głównym powodem jéj ciągłego a ciężkiego smutku, jest to że nie ma dzieci i że w celu uproszenia sobie potomstwa udawała się do wszystkich bogów swoich, lecz żaden z nich prośby jéj nie wysłuchał, „Nic dziwnego, odpowiedział jéj na to Onufry, że prośby twoje skutku nie otrzymują: bo czyż od bożyszcz którym cześć oddają poganie, spływać mogą łaski na ludzi? Bogowie wasi bogami tylko są nazwani, w istocie zaś, nie posiadają ani Bóstwa ani żadnéj potęgi. Jeden tylko jest Bóg prawdziwy, Bóg wszechmocny, który wysłuchuje modlitwy ludzkie: uznaj Jego potęgę a będziesz cieszyć się potomstwem”. Lucypa poszła za radą sługi Bożogo, i nietylko przyjęła Chrzest święty, lecz i w krótkim czasie stała się kobietą bardzo pobożną, a nawet w końcu, koronę męczeńską pozyskała. Gdy przedtém jeszcze Onufry wyuczał ją prawd wiary, i przyspasabiał do Chrztu świętego, Lucypa kłopotała się, jak wypadnie jéj postąpić gdy mąż dowiedziawszy się o jéj nawróceniu, będzie temu bardzo przeciwny: lecz Onufry upewnił ją że i Klitofon zostanie chrześcijaninem. Wkrótce potém świątobliwy ten zakonnik opuścił miasto Emesę, a wszystko jak przepowiedział spełniło się. Lucypa powiła syna, a Klitofon dowiedziawszy się o wszystkich szczegółach jéj nawrócenia, i sam został niezwłocznie chrześcijaninem.

Otóż, synem tym, którym Pan Bóg obdarzył Lucypę jakby w nagrodę za przyjęcie wiary świętéj, był właśnie święty Galacyon, którego pamiątkę dziś Kościoł Boży obchodzi. Rodzice wychowali go bardzo starannie i bogobojnie, a od lat najmłodszych objawiał on i wielkie do nauk zdolności, i gruntowną pobożność. Miał lat dwadzieścia cztery (a już wtedy matka jego nie żyła), kiedy, ulegając woli ojca, poślubił zacną i świetnego rodu dziewicę imieniem Epistemia, ale pogankę. Galacyon w kilka dni po ślubie pozyskał ją Chrystusowi Panu; że z powodu coraz większego prześladowania, trudno byłe wynaleźć i sprowadzić kapłana, sam ją wyuczył artykułów wiary i ochrzcił.

W tydzień potém, Epistemia miała następujące widzenie: Ujrzała wspaniały pałac i w nim wielką liczbę osób podzielonych na trzy chóry, z których każdy odróżniał się ubraniem jaki nosili ci co do niego należeli: jeden składał się z poważnych starców, przybranych w czarne szaty; drugi z niewiast w podobnémże ubraniu; trzeci z dziewic w bieli będących, na których obliczach malowało się wielkie wesele, a światość biła z ich czoła. Lecz i zpod odzienia osób należących do pierwszych chorów, wychodziły jakby skrzydła, z których tryskały na wszystkie strony iskry, przedziwnéj światłości. Epistemia opowiedziała to widzenie mężowi, który je wytłómaczył żonie mówiąc: „że te trzy chóry, przedstawiały osoby niemające żadnego stosunku ze światem, i które na wyłączną służbę Bogu poświęciwszy się, zachowują dziewictwo i żyją według całéj ścisłości nietylko praw lecz i rad Ewangelicznych. Że zaś przez oderwanie serc od wszystkiego co ziemskie, są one jakby aniołowie ziemscy, więc skrzydła te które u nich widziała i iskry z nich wytryskujące, wyrażały gorącość ich miłości Bogu, a skrzydła lekkość i prędkość z jaką szli po drodze doskonałości, Nareszcie że białe szaty przyodziewały te dusze które zachowały, nieskazitelną czystość, a czarne te które nie były zawsze w dziewictwie, lecz później czystość poślubiły.” Wielce uradowana Epistemia, z takiego wytłómaczenia widzenia jakie miała, rzekła do męża: „Wszak i my moglibyśmy zachować czystość, pozostając połączeni tylko sercami, a żyjąc z sobą w małżeństwie jak brat z siostrą. A przytém cóż nam przeszkadza poświęcić się na wyłączną służbę Bożą?” Owoż Galacyon równie jak jego małżonka przejęty miłością Boga, chętnie zgodził się na wszystko.

Rozdali więc cały swój majątek na ubogich i wyszli z miasta Emesy, mając z sobą tylko Entolmiego, najprzywiązańszego z domowników. Po dziesięciodniowéj podróży, dostali się na górę zwaną Publika, blizko góry Syn, i tam znaleźli klasztor w którym mieszkało kilkunastu zakonników. Święty Galacyon oświadczył im iż chce wstąpić do zakonu, i został przyjęty, a Epistemia wstąpiła do klasztoru dziewic poświęconych Panu Bogu, nieco głębiéj na tejże puszczy mieszkających,

Oboje żyli jakby aniołowie ziemscy: z Bogiem tylko na ciągłéj niemal modlitwie obcowali, doznawali wielkich pociech duchownych, nadzwyczajne pokuty i umartwienia ciała czynili; aż tu niespodzianie, powstało sroższe jeszcze niż było dotąd prześladowanie chrześcijan, wszczęte przez okrutnego Dyoklecyana. Wysłani przez niego siepacze rozbiegli się po górze Syn, aby ująć i zamknąć do więzienia mieszkających tam pustelników. Wszyscy uciekli, prócz Galacyona i jednego z jego braci zakonnych.

W nocy poprzedzającéj ten napad Święta Epistemia miała znowu we śnie widzenie, w którém zdawało się jéj, że gdy weszła z mężem do jakiegoś pałacu, król który w nim mieszkał, włożył im obojgu świetne korony na czoła. Zwierzyła się z tego Kapelanowi klasztornemu, który jéj powiedział, że pałac ten wyrażał Niebo, w którém czekają Galacyona i ją samę korony wiecznéj chwały.

Tymczasem dowiedziawszy się ona tegoż poranku że mąż jéj został schwytany przez pogan, weszła na górę z któréj mogła dopatrzeć co się z nim dzieje. Gdy zaś po chwili ujrzała iż go prowadzą okutego w kajdany, zapalona i sama pragnieniem męczeństwa, pobiegła za nim i zbliżywszy cię do niego rzekła: „Małżonku mój i przewodniku duszy mojéj, nie wyrzekaj się mnie; pamiętaj żeśmy postanowili razem służyć Bogu.” Usłyszawszy to żołnierze wiodący Galacyona, i ja w kajdany okuli i z nim razem poprowadzili do Wielkorządcy. Ten nazajutrz kazał ich stawić przed sobą, i groźnie zawołał do Galacyona: „Któż ty jesteś nędzniku, który śmiesz pogardzać bogami cesarskiemi, a wyznajesz jakiegoś jedynego Roga który Bogiem nie jest?” – „Jestem chrześcijaninem, odpowiedział na to Galacyon, oddaję cześć Jezusowi Chrystusowi jako prawdziwemu Bogu, a wszyscy bogowie pogańscy nie są bogami, lecz sąto istoty zasługujące na pogardę od tych ludów które im cześć oddają.” Wielkorządca słysząc tak śmiałą odpowiedź, chciał mękami wymódz na Świętym zaparcie się Chrystusa, i kazał póty go katować, póki nie odda czci bożkom. Męczyli go w różny sposób i okrutnie, lecz napróżno: Święty ciągle i głośno opiewał chwałę Boga chrześcijańskiego.

Obecna temu Epistemia, nieczekając aż i ją z kolei zacznie badać o wiarę Wielkorządca, wyrzuciła mu w ostrych wyrazach okrucieństwo z jakiém pastwił się nad jej mężem. Wpadłszy z tego powodu w gniew tyran, kazał i ją bić pałkami wołając: „Nauczcie tę kobietę milczeć przed Wielkorządcą.” Lecz Epistemia przeniosła mękę z równą stałością jak jéj małżonek. Wtedy sędzia kazał im wbijać pod paznogcie trzciny ostre, i ciągle nastawał, aby się wyrzekli Chrystusa: Święci nietylko jeszcze głośniéj chwałę Jego głosili i składali dzięki Panu Bogu za łaskę męczeństwa którą ich obdarzał, ale i obecnych pogan odwodzili od oddawania czci bogom fałszywym. Wielkorządcę wprawiało to w coraz większą wściekłość: kazał im powyrywać języki, potém odrzynać powoli ręce i nogi, i nakoniec ściąć głowy. Ponieśli śmierć męczeńską 5 Listopada roku Pańskiego 253.

Pożytek duchowny

Rodzice świętego Galacyona, napróżno modlili się aby ich Pan Bóg pocieszył potomstwem, dopóki, wyrzekając się pogańskich błędów, nie zostali chrześcijanami. Patrz, czy nie dla tego Pan Bóg modlitw twoich, a może i długich i usilnych nie wysłuchuje, że nie chcesz odstąpić grzechu, przez co właśnie kładziesz zaporę miłosierdziu Bożemu nad tobą.

Modlitwa

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy przez zasługi świętych Galacyona i Epistemii Męczenników Twoich i za ich wstawieniem się, wyrzucili z serca naszego wszystko cokolwiek jest Tobie niemiłém, a przez to pozbyli się tego co skuteczności modlitw naszych do Ciebie, stawić może zaporę. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 949–951.

Footnotes:

1

Psal. CXIII. 5.

Tags: św Galacyon i Epistemia „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik nawrócenie małżeństwo czystość
2020-11-04

Św. Karola Boromeusza, Arcybiskupa Medyolańskiego

Żył około roku Pańskiego 1584.

(Żywot jego był napisany przez księdza Jusanno jednego z jego Kapelanów.)

Święty Karol który pochodził z jednéj z najzmakomitszych rodzin Włoskich, przyszedł na świat w Arono, dziedzicznym zamku rodziców w państwie Medyolańskiém położonym, z ojca Gilberta hrabiego Boromeo, a matki Małgorzaty z książąt Medyceuszów, siostry Papieża Piusa IV. Światłość niebieska która otoczyła jéj łoże gdy go ma świat wydawała, była zapowiedzią wysokiéj świętości, do jakiej go Pan Bóg przeznaczał. W dzieciństwie ulubionemi jego zabawami były zajęcia odnoszące się do chwały Bożéj. Małym dzieciaczkiem będąc, przystrajał sobie ołtarzyk, i przyrządziwszy jakby szaty kościelne, przewdziewał się w nie naśladując różne obrzędy święte. Do Matki Bożéj szczególne miał nabożeństwo i przed jéj obrazami najdłużej i najrzewniéj się modli.

Nie miał jeszcze żadnych święceń duchownych, kiedy według ówczesnego zwyczaju, dostały mu się w spadku po wuju, bardzo wielkie dochody z pewnego Opactwa. Wymógł na ojcu, gdyż wtenczas był jeszcze małoletnim, aby te pieniądze nie na potrzeby ich rodziny, lecz na miłosierne uczynki i na kościoły obracane zostały. Gdy doszedłszy do pełnoletności, sam stał się panem tego majątku, takiż sam z niego czynił użytek.

Wysłany do akademii w Pawii, chociaż zastał tam między młodzieżą uczącą się, obyczaje bardzo zepsute, wsparty jednak opieką Matki Bożéj, do któréj widząc niebezpieczeństwo w jakiém się znajduje ciągle się uciekał, wyszedł z téj próby bez szkody. Czystość jego obyczajów i wysoka pobożność, którą się już wtedy odznaczał, raziła rozpustnych jego towarzyszów. Ci kilkakrotnie nasyłali na niego złego życia niewiasty, które święty ten młodzieniec ze zgrozą odegnał, co najzbawienniejszy wpływ nawet i na te nieszczęśliwe istoty wywarło.

Widząc. że ojciec zamierza skłaniać go do zawarcia nadzwyczaj świetnego małżeńskiego związku, przyśpieszył wykonanie zamiaru jaki już miał wstąpienia do stanu duchownego, i w krótkim przeciągu czasu, przyjął święcenia kapłańskie. Rodzony wuj jego Papież Pius IV zawezwał go do Rzymu, i uczynił kardynałem, kiedy miał lat dwadzieścia trzy, a od téj chwili zjaśniał on w tém dostojném gronie wysoką pobożnością i wszelkimi cnotami. Wtedy Sobór Trydencki był zawieszony. Za usilnemi to staraniami świętego Karola, który rozliczne i wielkie przełamywać musiał z tego powodu trudności, został nanowo zwołany, i z niewymównym dla Kościoła pożytkiem ukończony.

Zamianowany na Arcybiskupa Medyolańskiego, chociaż Papiéż dla spraw powszechnego Kościoła, chciał go zatrzymać przy sobie, wymówił się jednak od tego i uprosił aby mu pozwolił udać się do swojéj Dyecezyi, co téż i uczynił, zrzekając się dobrowolnie, chociaż mu Ojciec Święty pozwalał to zatrzymać, wszystkich innych posad kościelnych które mu przynosiły około 150 tysięcy rubli dochodu. Przybywszy do swojéj stolicy, w któréj przeszło lat ośmdziesiąt Arcybiskupi osobiście nie przesiadywali, zastał całą Dyecezyą w najopłakańszym stanie. Księża tak byli nieoświeceni, że wielu z nich nie znało artykułów wiary. Lud nie miał ani wyobrażenia o prawdach chrześcijańskich: mało kto umiał się przeżegnać i pacierz odmówić. Święty Karol na tak bardzo zaległém polu, rozwinął całą swoję pasterską gorliwość, w skutek któréj, po dwudziestu dwu letnim zarządzie tą Archidyecezyą, uczynił z niéj arcywzór, na który z podziwem Kościoły całego Świata patrzały. Zaczął od urządzenia całéj Dyecezyi swojéj, według postanowień świeżo ukończonego Soboru Trydenckiego. Dla wprowadzenia karności w duchowieństwie, odbywał częste Sobory Prowincyonalne. Pourządzał Seminarya, obsadziwszy je uczonemi i świątobliwemi profesorami. Sprowadził kilka Zgromadzeń zakonnych tak męzkich jak i żeńskich, odznaczających się jak najściślejszém zachowaniem swoich Reguł. Pozakładał nowe, a między niemi i Domy przytułku dla nawróconych kobiet złego życia, a wszystkie te klasztory i zakłady, najhojniéj z własnego majątku uposażał lub utrzymywał. Wydał dzieło pod tytułem: Katechizm Proboszczów, który nazywają także katechizmem Soboru Trydenckiego, a który jest zbiorem najważniejszych i najpotrzebniejszych przestróg dla kapłanów rządzących duszami. Lecz przedewszystkiém, tak na duchowieństwo jak i na lud, najzbawienniéj wpływał przykładem wysokiéj własnéj świątobliwości.

Prowadził życie nadzwyczaj umartwione: często pościł o samym chlebie i wodzie; zwykle jadał tylko jarzyny i pospolite owoce. Nosił ostrą włosiennicę, większą część nocy spędzał na modlitwie i krwowém biczowaniu się. Pokory i słodyczy w obcowaniu z drugimi, był niezrównanéj. Zwiedzał swoję Archidyecezyą każdego roku dwa razy, i zwykle pieszo, aż gdy dostawszy rany na nodze, na koniu musiał jeździć. Zdarzało się że aby czasu nie tracić, jadąc tak brał swój lekki posiłek. Wszędzie kazywał, słuchał spowiedzi, bierzmował, i miał zwyczaj póty z żadnéj parafii nieodchodzić, aż tam wszystkich z jakiegokolwiek powodu między sobą powaśnionych, pojednał. Nigdy z Dyecezyi wydalać się nie chciał: a gdy razu pewnego jeden z Biskupów mówił mu, iż dla tego ze swojéj Stolicy często wyjeżdża, iż ma małą liczbę dyecezyan, Święty powiedział: „Biskup, chociażby tylko jednego miał dyecezyana, i dla tego jednego z Dyecezyi swojéj, wydalać się nie powinien.”

Miłosierdzie jego dla ubogich granic nie miało. Sprzedawszy księztwo Orya, które było jego dziedzictwem, w jednym dniu rozdał czterdzieści tysięcy sztuk złoła na ubogich. Toż samo uczynił z dwudziestu tysiącami czerwonych złotych, które mu przypadły w spadku po krewnym. A gdy mu już brakło pieniędzy dla biednych, kazał je bić ze sreber Biskupich, i na jałmużnę wszystko obracał. Pod czas gdy w Medyolanie grasowało straszne morowe powietrze, tak rozdał nietylko co miał, ale i wszystkie sprzęty swoje ubogim aż do łóżka własnego, że na ziemi sypiać był zmuszonym. Dzień i noc nawiedzał dotkniętych zarazą, i wielkiej ich liczbie sam ostatnie Sakramenta święte udzielał, co było tak groźném niebezpieczeństwem, że nietylko nikt z obcych ale nawet żaden ze sług jego towarzyszyć mu wtedy nie chciał. Dla ubłagania miłosierdzia Boskiego w téj klęsce, nakazał uroczystą procesyą, przy której ofiarując się Bogu za grzech ludu swojego, szedł na czele z krzyżem w ręku, z powrozem u szyi na znak pokuty, i bosemi nogami, po których ślady krwi pozostawiał, poraniwszy się po ostrych kamieniach. Podczas tego moru, tak wszystko rozdał biednym, że razu pewnego, wróciwszy do siebie wieczorem po całodziennym trudzie przy chorych, a do téj pory nic w usta niewziąwszy, nie znalazł w domu ani kawałka chleba którymby się posilił, i ani jednego grosza aby co do jedzenia kupić. Poszedł więc do kaplicy modlić się, a po chwili, jakiś nieznajomy przyniósł mu tysiąc sztuk złota na jałmużnę. Od téj także pory chodził zawsze boso, i sypiał na ziemi.

Przy tak ostrym sposobie życia, był usposobienia bardzo swobodnego. Razu pewnego, mając u siebie wieczorom dostojnego gościa, dla jego zabawy ulubionéj, grał z nim w szachy. Wszczęła się rozmowa o śmierci, i każdy z obecnych, objawił sposób, w jaki by chciał się do téj stanowczéj chwili przygotować. Spytany święty Arcybiskup coby on czynił, gdyby wiedział że za godzinę umrze, odpowiedział: „Kończyłbym tę grę szachów”; co dowodziło, jak wszystko co czynił, czynił to ze świętą intencyą, i z miłości Boga, a więc w każdéj chwili i po każdéj czynności, gotów był stanąć na sąd Boży.

Z przywileju udzielonego mu od stolicy apostolskiéj, przywrócił był karność zakonną w zgromadzeniu tak nazwanych Humilianów. Między nimi znalazł się jeden niegodziwiec, który za to właśnie do tego stopnia posunął zawziętość swoję przeciwko Świętemu Karolowi, że postanowił go zabić. W tym celu udał się do pałacu Arcybiskupa, który wtenczas w kaplicy klęcząc przed ołtarzem, z domownikami odmawiał głośno pacierze wieczorne. Zbrodniarz dostał się tak blizko Świętego, że tylko o dwa kroki od niego będąc, wystrzelił, wymierzywszy pistolet w sam środek pleców. Broń była nabiła kilku kulami. Jedna z nich która pomiędzy łopatki Arcybiskupa trafiła, zsunęła się po grzbiecie jego jakby po pancerzu, i padła mu przy nogach; druga ugrzęzła w drzewie ołtarza na parę cali, a trzecia kawałek muru odwaliła. Święty ani drgnął w czasie tego, zakazał sługom aby zabójcy nie chwytali, i daléj pacierze najspokojniéj kończył.

Wielce poważał dziewice w Zakonie poświęcone Bogu. Sprowadził najprzód do Medyolanu zakonnice Urszulinki, którym powierzył wychowanie wielkiej liczby ubogich panienek, po większéj części sierot po rodzicach zmarłych z morowego powietrza, i wielkie na to koszta wyłożył. Także wybudował klasztor dla Kapucynek; wprowadził je tam uroczyście, z procesyą, przy któréj ośmnaście tych Qblubienic Chrystusa Pana, które z własnych rąk jego przyjęły były ubogie suknie świętej Klary, postępowały z wielkiemi krzyżami na barkach i z koroną cierniową na skroniach, otoczone duchowieństwem i licznym ludem.

Miał zwyczaj co rok udawać się ma odosobnione miejsce, dla odprawienia Rekollekcyi. Udał się był w tym celu do klasztoru na górze Waralia, gdzie znajdowały się pięknie rzeźbione Stacye Drogi krzyżowéj. Po kilku dniach spędzonych w téj samotności, przymnażając sobie zwykłych umartwień ciała, lecz opływając w tém większe pociechy niebieskie, Święty zapadł na gorączkę. Przywieziono go do Medyolanu, gdzie choroba się wzmogła. Przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, leżąc na ziemi posypanéj popiołem, niespusczając z oczu Pana Jezusa ukrzyżowanego, poszedł do Nieba mając lat czterdzieści siedem, dnia 3-go Października roku Pańskiego 1584. Papież Pius V wpisał go w poczet Świętych.

Pożytek duchowny,

Błogosławiona dusza, która tak jak święty ten Arcybiskup którego żywot czytałeś, każdą swoję czynność tak jedynie z miłości Boskiéj spełnia, że przy każdéj z nich, gotową jest na śmierć. Niech cię to pobudza do pilnego starania, abyś każdą twoję sprawę uświęcał odnosząc ją do Boga.

Modlitwa (Kościelna)

Kościół Twój Panie, niech strzeże ciągła opieka świętego Karola Wyznawcy Twojego i Biskupa, aby jak pasterska jego gorliwość chwałę mu niebieską wyjednała, tak żeby jego pośrednictwo dało nam wzrastać w miłowaniu Ciebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 946–948.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 881–882

Podajemy tutaj kilka myśli z pism świętego Karola Boromeusza:

„Prawdziwą miłość Boga ma ten, kto: 1) z chęcią o Nim myśli; 2) kto chętnie w Jego domu przebywa; 3) kto często o Nim lub z Nim rozmawia; 4) kto z chęcią słucha mówiących o Bogu; 5) kto chętnie daje to, co posiada, na chwałę Boga; 6) kto chętnie w Jego imię znosi przykrości; 7) kto chętnie słucha Jego przykazań; 8) kto lubi, co się Bogu podoba, a nienawidzi, co Mu się nie podoba; 9) kto ma wstręt do świata; 10) kto miłuje Jego namiestników i oddaje im cześć należną”.

„Jakże grubo mylą się ci, którzy pragnienie duszy i tęsknotę serca myślą ugasić inną wodą, jak łaską Ducha świętego i pożywaniem Boga! Dusza nasza łaknie nieskończoności; dla tego też nic innego nasycić jej nie zdoła, jak tylko Bóg nieskończony ”.

Tags: św Karol Boromeusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna arcybiskup sobór trydencki jałmużna zaraza
2020-11-03

Św. Malachiasza, Arcybiskupa Armachańskiego

Żył około roku Pańskiego 1148.

(Żywot Jego był napisany przez świętego Bernarda, Opata Klarowaleńskiego.)

Święty Malachiacz z rodziców znakomitych rodem i wielkim majątkiem, przyszedł na świat w Irlandyi roku Pańskiego 1094. Matkę miał wielce pobożną, która go w bojaźni Bożéj wychowała. W naukach znakomity uczynił postęp, u w pobożności jeszcze większy. Od najmłodszych lat zwykł był uchylać się na osobność, i tam długie godziny na modlitwie trawił, a i pracą jaką zajęty, lub z ludźmi obcując, ciągle myśl i serce do Boga podnosił.

Dorosłszy lat młodzieńczych, widząc że niełatwo zbawienie wśród światowego życia, postanowił usunąć się od niego. Mieszkał wówczas w mieście Arydonaku, gdzie właśnie ukończył był swoje nauki Malachiasz, pewien mąż wielkiéj świątobliwości imieniem Imaryusz, który przy kościele wystawiwszy mały domek, mieszkał w nim samotnie, prowadząc życie w wielkiéj surowości, a modlitwie i pracy tylko oddane. Malachiasz udał się do niego, prosząc aby go pod swoje przewodnictwo duchowne przyjął. Pozostając przy nim, ćwiczył się w posłuszeństwie i w pokorze, wiernym był cnót jego naśladowcą, i przykładem swoim wielu innych do podobnego żywota zachęcił. Biskup tedy tameczny, oceniając jego wysokie cnoty, wyświęcił go na Dyakona.

Święty Malachiasz spełniając z wielką pobożnością, obowiązki swoje w kościele, miał szczególne nabożeństwo do grzebania ubogich. Siostra jego osoba bardzo światowa, uważając tę usługę niezgodną z jego znakomitém urodzeniem, robiła mu z tego powodu ciągłe wymówki, stosując niewłaściwie do niego to słowa Pana Jezusa: „Pozostaw umarłym grzebać swoje umarłe” 1. „Biednaś ty, odpowiedział jej Malachiasz: znasz te Boskie słowa, ale znaczenia ich nie rozumiesz” i daléj tego rodzaju swoje uczynki miłosierne spełniał. Gdy zaś taż siostra jego, zapamiętale światowemu życiu się oddała, nie chciał jéj już odtąd widywać chociaż bardzo ją kochał.

Mając lat dwadzieścia pięć wyświęcony został na kapłana, a nawet Biskup uczynił go wkrótce potém swoim jeneralnym Wikaryuszem, zwierzył mu głoszenie Słowa Bożego i użył go wyłącznie do wykorzenienia różnych nadużyć, które wówczas w całym kościele Irlandzkim powkradały się były. Święty zajął się czynnie temi ważnemi obowiązkami, i wiele w całym kościele tego kraju dobrego zrobił, zwłaszcza przez zaprowadzenie wszędzie w obrzędach kościelnych zwyczajów Rzymskich, od których wielce odstąpili podówczas Irlandczykowie.

Tymczasem siostro jego, wyżéj wspomniana, umarła. Modlił się Malachiasz serdecznie za jéj duszę przez pewien czas, i odprawiał Msze święte. Lecz potém przez cały miesiąc tego zaniechał. Razu pewnego, we śnie usłyszał głos mówiący mu, że siostra jego na cmentarzu utyskuje z płaczem, że od trzydziestu dni zostaje bez posiłku. Przebudziwszy się zrozumiał że to chodziło o te trzydzieści dni przez które przestał za jéj duszę modlić się. Zaczął więc to znowu czynić, i co dzień za nią Mszę świętą odprawiał. Po niedługim przeciągu czasu, ujrzał ją przy drzwiach kościelnych, lecz niemogącą przejść progu i w czarném ubraniu. Modlił się więc za nią jeszcze usilniéj, i ujrzał ją w ubraniu popielatém, przypuszczoną do wnętrza kościoła, w którym wolno jéj było przybliżyć się do ołtarza. Nakoniec po raz trzeci okazała się mu w liczném gronie dziewic ubranych w białe szaty jaką i sama miała na sobie, a przy tém oblicze jéj było rozpromienione.

Święty Malachiasz, wierny swojemu pierwotnemu powołaniu, zawsze wzdychał do życia samotnego, a przynajmniéj klasztornego. Był w Irlandyi klasztor w Benchor, z którego powstało wiele klasztorów po całéj Irlandyi i Szkocyi. Posiadał on niegdyś trzy tysiące zakonników, którzy zmieniając się kolejno w chórze, dzień i noc chwałę Bożą opiewali. Korsarze Duńscy, napadłszy na ten klasztor, w jednym dniu wymordowali dziewięciuset zakonników, resztę rozpędzili i gmach obrócili w perzynę. Ziemia ta dostała się w posiadanie zamożnego pana Irlandzkiego, a wuja Malachiasza. Ten otrzymał ją od niego w darze, z jego hojności nanowo klasztor wybudował i zakonikami go napełnił, do któréj liczby i tenże wuj jego zależał. Gdy zaś i sam do niego wstąpił, został przez Biskupa zamianowany Przełożonym, i wtedy nietylko władzą, lecz przykładem wszystkich cnót zakonnych i osobliwszą surowością swoich umartwień, braciom przewodniczył.

Niedługo jednak téj ciszy klasztornéj, zażywać mógł Malachiasz. Wkrótce bowiem potém wybrany został na Biskupa Konereckiego. Wymawiał się od tego, lecz za radą i rozkazem Imaryusza którego zawsze miał ojcem duchownym, przyjął tę godność. Zastał w swojém Biskupstwie lud tak zepsuty, że tylko imię chrześcijan nosili, rzeczą samą byli poganami. Pożycia małżeńskie były nieprawne, do spowiedzi nikt nigdy nie chodził, kapłanów prawie nie mieli, a ztąd ani służby Bożéj, ani kazań, ani żadnéj nauki w religii. Zajął się téż święty Malachiasz z całą gorliwością nieszczęsną tą trzódką powierzoną jego pasterskiéj pieczy. Ale z dzikim i twardego serca ludem, miał do czynienia. Do kościoła oni na kazania nawet które chciał miewać kilka razy dziennie, nikt nie przychodził. Puścił się tedy na misyą pomiędzy nich święty ten Biskup. Już nie tylko od miasta do miasteczka, od wsi do wioski, ale od chaty do chaty roznosił im Słowo Boże, uczył prawd wiary, miękczył kamienne serca, błagał i zaklinał aby Boga i Jego świętą religią poznać chcieli, i jéj prawa wypełnić. A po całodziennéj ciężkiej takiéj pracy, i często niewdzięcznéj, całą noc przepłakał przed Bogiem, wzywając miłosierdzia nad ślepotą ludu tego, i pragnąc aby ich Pan Bóg nawrócić raczył. I nakoniec tak kołaczącemu otworzono, tak modlącemu się, dał Pan Bóg to o co prosi. Powoli ów lud zaczął się przysłuchiwać jego naukom; z początku to na ulicach, to na placach w miasteczkach i wsiach, które przebiegał a pociągnięty jego Świętą wymową, i do kościołów tłumnie zaczął się garnąć, obyczaje swoje prostować, do Sakramentów uczęszczać, aż nareszcie przyszło i do tego, że mieszkańcy Dyecezyi Konereckiéj zasłynęli jako wzorowi i bogobojni chrześcijanie.

Gdy taką świętobliwością zajaśniał mąż Boży na swojém Biskupstwie, obrano go na Arcybiskupa całéj Irlandyi. Stolica ta założona od świętego Patrycyusza, z upływem czasu wielkiemi dobrami uposażoną została. To sprawiło, że Arcybiskupstwo to stało się zdobyczą możnych rodów, z których ludzie świeccy, w skutek niesłychanego nadużycia, nie mając żadnego święcenia, przywłaszczali sobie tytuł Arcybiskupa, byle dochodów z dóbr tych używać, i jeszcze inne w Irlandyi kościoły ciemiężyć. Taki stan rzeczy trwał przeszło lat sto, do czego wielce się przykładały niesnaski ciągłe pomiędzy panującemi książętami, których podówczas bardzo wielu w tém państwie było. Lecz gdy Malachiasz, ze zgodą owych królików Arcybiskupem został, taką zjednał sobie swoją świątobliwością, nauką i gorliwością, między nimi powagę, że wszyscy zgodzili się, aby odtąd Stolica Arcybiskupia, według praw Kościelnych bywała osadzona i rządzona. Jednak niemało w tém wszystkiém doznał nasz Święty trudności.

Wielu z najzamożniejszych panów Irlandzkich przywłaszczywszy sobie dobra kościelne, nie tylko ich zwrócić nie chcieli, lecz się ciągle wdzierali do spraw duchownych. Musiał Arcybiskup mężnie, a nieraz z niebezpieczeństwem życia, stawić im czoło. Wielu tym sposobem przywiódł do upamiętania, innych Bóg jawnie pokarał, tak że nędznie poginęli: nakoniec przyszło wszystko do właściwego porządku, i Malachiasz spokojnie już swój urząd Pasterski mógł sprawować.

Lecz wtedy złożył on godność Arcybiskupią, naznaczając na swoje miejsce Galazyusza, Prałata wieliéj Świątobliwości, sam do pierwszego swego biskupstwa wróciwszy udał się do Rzymu, żeby dla Arcybiskupów Irlandzkich dla przydania im większéj przed udzielnymi Panami powagi, i w celu uniknienia nadal podobnych jakie przedtém pojawiły się były z ich strony nadużyć, wyjednać Paliusz u Papieża. W téj podróży gdy przez czas pewien zatrzymał się w klasztorze Klarawalli, gdzie był opatem święty Bernard, obaj ci wielcy słudzy Pańscy, bardzo się pokochali. Za przybyciem do Rzymu, uzyskał u Papieża Innocentego II wszystko o co prosił dla kościoła Irlandzkiego. Sam zaś chciał zrzec się i Biskupstwa, by w klasztorze świętego Bernarda zostać zakonnikiem. Lecz Papież na to nie przystał, a zdjąwszy z siebie Infułę i Stułę włożył je na świętego Malachiasza, i Legatem go swoim do całéj Irlandyi zamianował.

Wróciwszy do ojczyzny, zajął się gorliwie tym wysokim urzędem, a nietylko nie chciał mieć żadnych zapewnionych sobie dochodów, lecz nawet na codzienny stół swój i na mieszkanie, nie mając nic przeznaczonego, żył z jałmużny. Przebiegając całą Irlandyą, jako Legat Papiezki, wszystkie te podróże na wzór Apostołów, pieszo i o żebranym chlebie odprawiał.

Świątobliwość téż sługi Swojego, Pan Bóg, licznemi cudami za życia jeszcze, przed ludźmi uświetniać raczył. W pielgrzymkach apostolskich które ciągle odbywał, wielką liczbę ciężko chorych modlitwą swoją uzdrowił. Syna króla Dawida, już prawie umarłego do życia przywołał. Na tymże dworze królewskim nieméj niewieście mowę, a pomieszanie zmysłów cierpiącéj zdrowy rozum przywrócił, i wiele innych wleczeń, Pan Bóg przez niego sprawił. W mieście Korkagu, przy wyborze Biskupa do zgody przyjść nie mogli. Malachiasz udał się tam, i zamianował na Biskupstwo, wielkiéj świątobliwości pewnego ubogiego człowieka. Powiedziano mu że śmiertelnie chory, a on posłał po niego mówiąc: „Niech usłucha Legata Papiezkiego, a posłuszeństwo go uzdrowi.” Jakoż chory zdrów najzupełniéj przyszedł do kościoła, i zaraz na Biskupa wyświęcony został. Zawezwany do pewnéj umierającéj niewiasty, nieprzypuszczając żeby była blizką śmierci odłożył Olejem świętym namaszczenie do dnia następnego, a tymczasem chora w nocy umarła. Przybiegł Malachiacz, i z płaczem podniosłszy ręce ku Bogu zawołał: „Panie! jam zgrzeszył nieroztropną odwłoką udzielenia jéj Sakramentów, a nie ona, która ich pragnęła!” i całą noc z Kapłanami swoimi psalmy przy niéj śpiewał, ze łzami błagając Boga, aby jéj życie chociaż na chwilę przywrócił, i wysłuchanym został. Nad rankiem umarła ożyła, a Święty udzielił jéj ostatnie Sakramenta, które pobożnie przyjąwszy powtórnie zasnęła w Panu.

Święty Malachiasz bardzo sobie życzył, aby mógł umrzeć i być pogrzebion w klasztorze świętego Bernarda w Klarawalli. I tak się téż stało. W podróży, którą powtórnie odbyć miał do Rzymu w sprawach kościoła Irlandzkiego, przybywszy do Klarawalli zachorował. Dla przyjęcia ostatnich Sakramentów świętych wstał i poszedł do kościoła. Powróciwszy, położył się napowrót, pobłogosławił zakonników, i prosił aby poszli ma spoczynek, bo to było w nocy. O północy zaś gdy święty Bernard nad nim psalmy odmawiał, Malachiasz oddał Boga ducha, dnia 2-go Listopada, roku Pańskiego 1148. Święto jego z powodu wczorajszéj uroczystości, na dzień dzisiejszy jest przeniesione.

Pożytek duchowny

Podziwiaj moc i miłosierdzie Boże, w cudzie jaki uczynił święty Malachiasz, wskrzesiwszy niewiastę umarłą przed przyjęciem ostatnich Sakramentów; lecz z tego naucz się, jak niebezpieczném jest odkładać takowe. Postanów téż, o ile to od ciebie zależeć będzie, nakłaniać niebezpiecznie chorych do wczesnego przyjęcia Sakramentów świętych, a dla siebie samego, zamów podobnąż usługę chrześcijańską, u którego z Twoich najbliższych przyjaciół.

Modlitwa

Boże! któryś na prośby błogosławionego Malachiasza Wyznawcy i Biskupa Twojego, cudowném wskrzeszeniem umarłéj, dał jéj czas przyjąć ostatnie Sakramenta święte, daj i nam, prosimy przez jego zasługi i pośrednictwo, w godzinie naszéj śmierci godnie je przyjąć. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 942–945.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 878–879

Nie odkładajmy ostatniego na maszczenia Olejem ś w., lecz w razie ciężkiej niemocy sposóbmy się wcześnie na drogę wieczności, gdyż

  1. sakrament ten pomnaża łaskę uświęcającą;
  2. wyjednywa nam odpuszczenie grzechów powszednich, a nawet śmiertelnych, z których chory lub umierający nie mógł lub zapomniał się wyspowiadać;
  3. umarza i niweczy pozostałości grzechów już przebaczonych, przez co rozumiemy np. pewną skłonność do złego, stronienie od dobrego, ociężałość we wznoszeniu myśli do Boga, niepokój sumienia i wszystkie inne niedoskonałości i utrapienia, które pozostają w duszy i wtedy, gdy się z plam grzechowych oczyściła;
  4. pociesza i krzepi duszę chorego, dodaje mu siły do cierpliwego znoszenia bólów, oparcia się pokusom szatańskim i uwalnia go od obawy śmierci;
  5. niejednokrotnie przywraca choremu zdrowie, jeżeli to wyzdrowienie z dopuszczenia Boga ma wyjść choremu na korzyść. Nie odkładajmy przeto namaszczenia Olejem świętym aż do ostatniej chwili, jeśli dbamy o własne dobro, zdrowie ciała i duszy, jako też zbawienie duszy!

Footnotes:

1

Mat. VIII. 22.

Tags: św Malachiasz z Armagh „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pogrzeb Czyściec nawrócenie św Bernard Namaszczenie Chorych
2020-11-02

Dzień Zaduszny

Nabożeństwo to ustanowione zostało około roku Pańskiego 1000.

(Historya tego nabożeństwa i pobudki do niego.)

Dzień Zaduszny, jest dniem poświęconym przez Kościół dla niesienia ratunku duszom w czyscu zatrzymanym. Jak więc w dniu wczorajszym Kościół wojujący, oddawał cześć Kościołowi tryumfującemu i polecał się jego pośrednictwu i modlitwom, tak znowu dziś swojemi modlitwami i pośrednietwém do Boga wspiera Kościół cierpiący, i stara się jak największą liczbę dusz przenieść z niego do Kościoła tryumfującego.

Jestto artykułem wiary naszéj, że Czyściec istnieje. Są dusze, które schodząc z tego świata, albo nie miały grzechu śmiertelnego na sumieniu, albo przez szczerą pokutę dostąpiły jego odpuszczenia, obciążone jednak grzechami powszedniemi, i niezupełnie zadość uczyniwszy sprawiedliwości Boskiéj za grzechy śmiertelne chociaż przebaczone, nie są dość doskonałemi i czystemi, aby wprost do Nieba pójść mogły. Takie więc, pozostają przez mniéj lub więcéj długi czas w pewném miejscu, gdzie się z tych pozostałości grzesznych oczyszczają, i dla tego miejsce to nazwano jest Czyscem. Od samego początku swego istnienia Kościół modlił się zawsze za te dusze, opierając się na tych słowach pisma Bożego: „Ścięta i zbawienna jest myśl modlić się za umarłych, aby byli od grzechów, [to jest od kary za grzechy jakie w czyscu ponoszą], rozwiązani” 1. Wyłączano od tego tych tylko, którzy schodząc z tego świata oderwani byli od jedności Kościoła. Mamy tego wyraźne ślady w dziełach Ojców Kościoła z pierwszego wieku, jako téż i w pozostałych z tejże pory różnych modlitwach Kościelnych. Lecz przez długi czas ograniczano się na modleniu się za zmarłych jużto prywatnie, już wspominając o nich przy każdéj Mszy świętéj i pacierzach kapłańskich, jużto odprawiając za nich zwykłe Msze święte. Nie było jednak dnia odrębnie na nabożeństwo w tym celu odprawiane wyznaczonego, i nastąpiło to dopiéro w początkach XI-go wieku.

Pod tę porę żył święty Odilon, Opat Kluniaceński, który szczególną był przejęty litością nad duszami w czyscu zatrzymanemi. Mając rozliczne dowody jak wieki przynosi się duszom tym ratunek gdy się za nie modlimy, i jak to mile Pan Bóg przyjmuje, wyznaczył we wszystkich klasztorach swojego zakonu dzień, w którymby w sposób szczogólny, corocznie odprawiało się nabożeństwo za dusze w czyscu będące. Obrał na to dzień zaraz po uroczystości wszystkich Świętych następujący, jako najwłaściwszy, aby przez wyprowadzenie wielu dusz w czyscu będących, rozweselić i powiększyć grono błogosławionych duchów, w wigilią tegoż dnia czczonych. Zaś odpowiadało to tak dalece duchowi i pragnieniu Kościoła powszechnego, że niedługo po tém, postanowienia Papieskie rozciągnęły to nabożeństwo do całego chrześcijaństwa, z wielką wszystkich wiernych pociechą.

Jakoż, cóż może być słuszniejszego, co bardziéj właściwego téj uczynnéj miłości bliźnich która powinna być cechą każdego prawowiernego chrześcijanina, jak gorliwe i skuteczne niesienie ratunku świętym duszom w Czyscu cierpiącym! Sąto wybrańcy Pańscy, którzy po pewnym czasie, w Niebie będą zażywać wielkich względów Bożych. Sąto wierni słudzy Chrystusowi nabyci przenajświętszą krwią Jego, którzy wprawdzie cierpią teraz, lecz z czasem dostawszy się do Jego królestwa, w stójnasób odwdzięczą się za to co się dla nich uczyni. Sąto blizcy nasi krewni, rodzice, dzieci, przyjaciele, dobroczyńcy, siostry i bracia, którzy wyglądają od nas ratunku, którzy mają do niego wszelkie prawo, i o który rzewnie nas proszą, z ciemnicy w jakiéj są zamknięci wołając temi słowy Pisma Bożego: „Zmiłujcie się nade mną, zmiłujcie się nade mną przynajmniéj wy przyjaciele moi” 2.

„Ojcze mój! matko moja! woła do ciębie dziecię które tak kochałeś, i tyleś łez po jego stracie wylał, doznaję cierpień wyobrażenie przechodzących, w tym przybytku boleści, gdzie mnie sprawiedliwość Boska zatrzymać musiała. Możecie mnie poratować nietrudną dla was rzeczą: jałmużna ubogiemu w tym celu uczyniona; modlitwa zaniesiona za mnie, Msza święta za moję duszę odprawiona, mogą mnie wywieść z tych gorejących płomieni, mogą przyśpieszyć moje wyzwolenie. Czyż obojętnemi będziecie, na tak ciężkie cierpienia moje? Bardzo podobném jest, że pędzéj czy późniéj, w takiéj jak ja teraz, wy zostawać będziecie potrzebie; jeśli już wtenczas będę w Niebie, wstawię się z całego serca do Pana Boga za wami, aby was z waszych cierpień wyzwolić, i was także na łonie Swojém czém prędzéj umieścić raczył.” – „Synu mój, córko moja, woła znowu ten ojciec lub matka, pogrążeni w płomieniach czyscowych, miejcie litość nad tymi którym tak wiele zawdzięczacie, którym po Bogu winniście i życie i to co na ziemi posiadacie. Niech nasze jęki poruszą serca wasze; poratujcież nas ciężko cierpiących. Nie wymagamy od was nic nadzwyczajnego: tylko uczynków miłosierdzia, modlitw, i pamięci o nas przed Bogiem. Co dla nas zrobicie, to wam Pan Bóg i na tym Świecie na którym żyjecie, i w Niebie nagrodzi.

Otóż dla pobudzenia to nas do spełnienia tego obowiązku miłości i sprawiedliwości nawet, Kościół Święty, przez obrzędy dnia dzisiejszego, stara się go nam przypomnieć, i rozbudzić w sercach naszych, należną o duszach zmarłych pobożną pamięć a to przez te wszystkie Msze święte za dusze zmarłych odprawiające się, przez to Nabożeństwo żałobne, przez ten Katafalk urządzony na środku Kościoła, a na którym widzieć powinniśmy jakby złożone ciała wszystkich najdroższych nam zmarłych, a szczególnie tych o których duszach mamy zkądkolwiek wypływający obowiązek pamiętania w sposób szczególny.

Żadne cierpienia doczesne tu na ziemi ponoszone, iść nie mogą w porównanie z cierpieniami, jakich doznają dusze w Czyscu zatrzymane. Jestto powszechnie przyjętém zdaniem że jedna godzina cierpienia: czystowogo, sroższą jest od największego cierpienia tu ma ziemi przez kilkadziesiąt lat ponoszonego. Co większa, niektórzy Ojcowie utrzymują że ogień którym dusze tam są oczyszczane, gwałtowniejszym jest nawet od ognia piekielnego; a to jak mówią dla tego, że będąc on czasowym a nie wiecznym jak piekielny, gwałowniejszym jest co do siły, nie mając być równym tamtemu co do trwałości. Tęsknota zaś za Bogiem, którą także dotknięto są dusze w czyscu zatrzymane, jest tak niezmierną, że gdyby kto z żyjących tu na ziemi chociaż na najkrótszą chwilę jéj doznał, wnetby od niéj umarł. Słowem, dusze w Czyścu zatrzymane, są to istoty tak cierpiące jak tu na tym świecie nikt, chociażby najbardziéj godnym był pożałowania, cierpiącym być nie może.

Gdybyś w tym stanie widział obcą ci zupełnie osobę, owszem wroga twojego, litością byś się przejął; a tymczasem ci o których tu idzie, sąto twoi przyjaciele, twoi krewni, twoi bracia, twoi dobroczyńcy, albo twoi rodzice, którzy goreją w tych strasznych ogniach! I kto wie może, takich niezmiernych doznają cierpień za to że cię zanadto kochali, zanadto ci pobłażali, zanadto ci dóbr, któremi się cieszysz, zostawili. Czyż nieczułym będziesz na ich stan tak bolesny? Strapione te dusze błagają cię o ratunek, żebrzą go u ciebie, domagają się go w imię téj miłości którą mieli ku tobie, a odwołują się do téj którą dla nich mieć powinieneś. A cóż dopiéro powiedzieć o tych duszach, które tam cierpią głównie z twojéj winy: bo albo dla tego żeś je nie powstrzymał od grzechu kiedy mogłeś i powinieneś to był uczynić; albo żeś swojém postępowaniem przywiódł je do takowego, albo-li téż słowem, przykładem lub jakiémkolwiek zgorszeniem, do złego zachęcił, a więc stałeś się głównym, a może jedynym sprawcą tych strasznych cierpień, jakie teraz ponoszą!

Owóż wszystkie te dusze tak srogo dotknięte, i zmuszone według wyrażenia Pisma Świętego co do ostatniego szelążka wypłacić się Sprawiedliwości Bożéj, same w niczém sobie ulgi przynieść nie mogą. Lecz ty, z nieprzebranego miłosierdzia Bożego, małym kosztem zadość uczynić możesz za nie, téjże sprawiedliwości Bożéj. Modlitwa za nich zaniesiona, jałmużna w tym celu uczyniona, Msza święta na tę intencją wysłuchana, umartwienie jakowe ciała, dobry jaki uczynek który spełnisz w chęci ratowania dusz tych, wielką w ich cierpieniach przynieść im może ulgę, a nawet i od razu wyzwolić i wprowadzić ich do przybytków niebieskich, gdzie ich czekają niewymowne radości i wieczne wesele na łonie Boga. Któż z nas, chyba bez serca człowiek, odmówiłby usługi tak mało go kosztującéj, a tak wielkie sprowadzającéj dobrodziejstwa na osobę dla któréj się czyni? Któżby, mówię jéj odmówił chociażby ostatniemu z ludzi w niewoli jęczącemu, i nie chciał go wyzwolić, gdyby wiedział że to może uczynić, byle się za niego pomodlił, albo na jego intencyą jakie dobro czyny spełnił. A więc, czyż możemy odmówić tak małéj rzeczy, naszym przyjaciołom, i osobom najbliższemi związkami krwi i przywiązania z nami połączonym? Gdybyśmy się na to nie zdobyli, dowodzilibyśmy że albo nie mamy wiary w tę prawdę katolicką ze istnieje Czyściec i że możemy ratować dusze w nim zatrzymane, albo bylibyśmy pozbawieni wszelkiéj miłości względem tych, których może najbardziéj miłować jesteśmy obowiązani. Pamiętajmy: że cokolwiek dla dusz tych uczynimy, małym trudem tak wielkie oddając im przysługi, owszem wyrządzając im największe dobrodziejstwa, to wszystko dla samych siebie czynimy. Czyż święte te dusze, nam niejako zawdzięczając swoje szczęście zapomną o nas, kiedy go już dostąpią? Miłość i wdzięczność w Niebie wcale się nie przytłumiają: owszem uczucia te stają się tém żywszemi i doskonalszemi. A gdy wiemy, że Pan Bóg Świętych Swoich prośby i wstawianie się za nami łaskawie wysłuchiwać raczy, czegoż nie możemy się spodziewać od Pana Boga z ich pośrednictwem, którego one nam bez wątpienia nie odmówią, gdy nam będą zawdzięczać to że się już i sami przyczyńcami przed Bogiem stali.

I to są pobudki, dla których w ogólności powinniśmy się modlić za dusze w Czyscu będące. Obowiązek zaś ten szczególnie nas obarcza względem tych dusz, dla których z powodu wdzięczności im od nas należnéj, bardziéj do tego obowiązani jesteśmy, Lecz przedewszystkiém wiedzieć powinniśmy, że według wszelkiej sprawiedliwości, ścisłym obowiązkiem jest dzieci wszelkiego rodzaju spadkobierców, spełnić jak najprędzéj wolę tych po których spadek odziedziczyli, jeśli oni w testamentach i zapisach swoich, obwarowali jakie sposoby ratowania swéj duszy.

Pożytek duchowny

Oblicz się sumieniem, czy tak jak powinieneś pamiętasz o duszach zmarłych tych osób, które z jakiegokolwiek powodu, mają prawo domagać się od ciebie tego rodzaju pomocy. Szczególnie patrz, czy nie masz na sumieniu zaległych jakich zapisów osób zmarłych, przez które one zapewniały sobie ratunek dusz swoich po śmierci. Samo opóźnienie w wykonaniu takowéj ich woli, może być ciężkim grzechem; a niestety, często się on powtarza.

Modlitwa (Kościelna)

Boże Stwórco i Zbawco wszystkich wiernych! duszom sług i służebnic Twoich, daj wszystkich grzechów odpuszczenie; aby miłosierdzia Twojego którego zawsze pragnęły, za naszemi pokornemi modlitwami dostąpiły. Który żyjesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 939–942.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 875–876

Otóż widzisz, kochany Czytelniku, w jaki sposób możesz dopomóc duszom w czyśćcu. Masz się jednak jeszcze dowiedzieć, dlaczego właściwie masz im pomagać. Zobowiązuje nas do tego: 1) Wzgląd na chwałę Boską, 2) na miłość, 3) na sprawiedliwość i 4) na własną korzyść.

  1. Wzgląd na chwałę Boską. Chodzi w ogóle o pomnożenie zastępu wybranych i o zwiększenie czci Trójcy świętej. Przechodzi to siły nasze, oddać należytą cześć Najwyższemu i przeprosić Go za zniewagi wyrządzane Mu codziennie przez grzechy i zgubę tylu dusz. Jeżeli przeto biednym duszom śpieszymy na pomoc, jeśli im wyjednamy zbawienie, wtedy one zwiększą zastęp wybranych, oddających Bogu ciągle cześć i chwałę, a tym samym sprawią radość Zbawicielowi, który pragnie się z nimi połączyć.
  2. Wzgląd na miłość bliźniego. Dusze czyśćcowe są duszami naszych współwierców, więc nie przestały być członkami jednego z nami Kościoła. Łączy je też z nami jeden i ten sam węzeł miłości, przeto Kościół poleca je codziennie miłosierdziu Bożemu w ofierze Mszy świętej. Łatwo być może, iż między nimi znajdują się nasi duszpasterze, którzy nas ochrzcili, utrwalali w wierze i zaopatrywali pokarmem niebieskim. Nadto są przecież między nimi dusze naszych rodziców, braci, sióstr, przyjaciół, dobroczyńców i spowiedników. Cierpienia ich są wielkie, może nawet spowodowane naszą winą, iż byli zbyt pobłażliwymi dla występków naszych. Wśród swych cierpień wyciągają do nas błagalnie ramiona, wołając: „Zlitujcie się nad nami, choćby tylko wy, przyjaciele nasi!” Któż z nas będzie głuchy na takie wołanie?
  3. Wzgląd na sprawiedliwość. Zapytajmy tylko, czy też pomiędzy skazanymi na karę czyśćca nie ma duszy cierpiącej z naszej winy? Czy przypadkowo grzechami, słowem, przykładem i lekkomyślnością nie daliśmy zgorszenia, którym kogoś przywiedliśmy do grzechu i tym sposobem ściągnęliśmy na niego karę? Jeśli tak jest rzeczywiście, natenczas tym świętszy cięży na nas obowiązek pokwapienia się nieszczęsnemu z pomocą.
  4. Wzgląd na własną korzyść. Umrzemy, a łatwo być może, że wkrótce umrzemy. Czy zawsze życie nasze było czyste, dusza nasza bez skazy, czy należycie odpokutowaliśmy winy nasze, abyśmy rzec mogli, że nie mamy obawy o zbawienie? Jeśli czeka nas kara czyśćca, jakąż to dla nas będzie pociechą, gdy ktoś się za nas pomodli i o duszy naszej pamiętać będzie! Święta Monika pocieszała się na łożu śmiertelnym tą myślą, że syn jej, święty Augustyn, przy ofierze Mszy świętej będzie o niej pamiętał. Jaką miarą przeto mierzysz, taką ci będzie odmierzone. Choćby o nas mieli zapomnieć żywi, dusze oswobodzone przez nas z mąk czyśćcowych nie zapomną o nas w Niebie; bo niewdzięczności i zapomnienia w Niebie nie masz. Pamiętajmy przeto o zmarłych, pamiętajmy, gdy się dzwony odezwą z wieży, gdy dzwonek da nam znać, że ktoś kona, pamiętajmy przy Mszy, pamiętajmy, ilekroć zwiedzać będziemy cmentarz!

Modlitwa za umarłych mówi nam, że grób nie dzieli nas całkowicie od drogich zmarłych, że możemy z nimi przestawać w duchu, chociaż ich ciało gnije. Protestanci nie mają modlitwy za umarłych, gdyż nie wierzą w czyściec. My katolicy nie tylko stroimy groby zmarłych w kwiaty, lecz zasyłamy za nich błagalne modły do Niebios, a te modły wracają do czyśćca i przynoszą biednym duszom pociechę, miłosierdzie i nadzieję bliskiego wyswobodzenia. Lepsze takie modły od okazałego grobowca i wspaniałego pomnika.

My biedni śmiertelni uważamy grzech powszedni za drobnostkę. Kłamstwo np. jest w oczach naszych małym uchybieniem, ale Bóg karze je dotkliwe. Wielu mniema, że Bóg nie może być tak surowy jak uczy Kościół katolicki, ale nie zapominajmy, że Bóg jest świętym i sprawiedliwym. Wybacza On wprawdzie i największemu grzesznikowi, byle by czuł serdeczny żal w sercu, wszakże karać musi każde przestępstwo tych wszystkich, którzy sie nie spowiadają i nie poczuwają do żalu i pokuty. Do żalu i pokuty poczuwać sie winien każdy grzesznik, bo to jest jedyna droga zadosyćuczynienia Bogu. — Unikajmy przeto grzechu, choćby najmniejszego. Świętej Małgorzacie Marii Alacoque ukazał się wśród modlitwy zakonnik w płomieniach i zeznał przed nią, że cierpi za to, iż zanadto dbał o dobre imię, nie miłował braci zakonnych i zbytecznie się przywiązywał do rzeczy zbytecznych. Innym razem widziała ta Święta mniszkę, która oświadczyła, że jest w czyśćcu za to, że szemrała na przełożoną klasztoru, dopuszczała się obrazy bliźnich i przestępowała ślub milczenia. — Bądźmy więc baczni, bo Bóg karze i za drobne przestępstwa. Pozbywajmy się grzechu, czyńmy pokutę i nie polegajmy zbytecznie na miłosierdziu Bożym, bo nie ujrzy Oblicza Pańskiego, kto ma jakikolwiek grzech lub zmazę na duszy.

Footnotes:

1

2 Mach. XII. 46.

2

Job. XIX. 21.

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Czyściec
2020-11-01

Uroczystość Wszystkich Świętych

Ustanowiona została około roku Pańskiego 835.

(Począték téj uroczystości i jéj znaczenie.)

Uroczystość Wszystkich Świętych, w któréj Kościoł wojujący na ziemi, oddaje cześć Kościołowi tryumfującemu w Niebie, to jest wierni oddają cześć wszystkim razem duszom błogosławionym zażywającym wiekuistego szczęścia Boga, – wzięła swój początek, od zamienienia w Rzymie pogańskiéj świątyni Panteonem zwanéj, na kościoł pod wezwaniem Matki Bożéj i nadzwyczaj wielkiéj liczby świętych Męczenników wyświęcony. Pogańska ta świątynia arcydzieło sztuki budowniczéj, wystawiona została za panowania Marka Antonina, na lat kilka przed Chrystusem Panem, na pamiątkę odniesionego przez tego cesarza zwycięstwa pod Akcium, które uczyniło go panem świata całego. Nazwana ona została Panteonem co po grecku znaczy świątynia wszystkich bożków, bo ją Antonin na cześć wszystkich razem bożyszcz pogańskich przeznaczył.

Od czasów Konstantyna Wielkiego, za którego wiara święta swobodnie panować zaczęła, zniszczono niemal wszystkie świątynie pogańskie, aby przez to prędzéj wytępić resztki bałwochwalstwa, i z nich prawie tylko ta jedno pozostała. Papież Bonifacy IV, około roku Pańskiego 609, zamienił ją na kościoł, przeznaczając go na cześć Maki Bożéj i wszystkich Męczenników, aby świątynia która służyła na oddawanie czci wszystkim bożkom pogańskim, poświęcona została ma cześć wszystkich wyznawców Chrystusowych, którzy za wiarę w Niego krew swoję przelali. Znajduje się pismo autentyczne, przy tym kościele dotąd przechowywane, w którém powiedziano, że przy poświęceniu tego kościoła, Papież Bonifacy IV, kazał w nim umieścić kości Męczenników wydobyte z różnych cmentarzów Rzymskich, że wtedy przywieziono dwadzieścia ośm wozów, temi świętościami naładowanych, i że corocznie obchodzono tam uroczystą pamiątkę wszystkich za wiarę pomęczonych.

Lecz to nie było jeszcze, właściwie mówiąc, uroczystością Wszystkich Świętych, gdyż tę zaczęli obchodzić w Rzymie dopiéro około roku Pańskiego 731 za Papiestwa Grzegorza III, który wystawił przy Watykanie kaplicę na cześć Zbawiciela, Maki Bożéj, świętych Apostołów, Męczenników i Wyznawców, słowem w ogólności wszystkich sprawiedliwych królujących w Niebie. Uroczystość takową święcono z początku tylko w Rzymie, a dopiéro Grzegorz IV, w roku 835 rozciągnął ją i do całego Kościoła, tak jak odtąd jest wszędzie obchodzoną.

Jakkolwiek wielką jest liczba Świętych, których pamiątkę obchodzi Kościoł w każdym dniu roku, – gdyż prócz wymienionych w kalendarzach, przypada bardzo wielu codziennie, to jednak liczba tych których się nie zna imienia, jak się nie znało cnót i zasług gdy żyli na ziemi, jest nierównie większą. Niebo w którém dusze błogosławione wychwalają na wieki Boga, ma tak jak firmament, który także niebem widzialném nazywamy, i swoje słońce, i swój księżyc, i swoje gwiazdy, a oraz i swoję mleczną drogę. Słońcem tém jest Pan Jezus, księżycem Matka Boża, gwiazdami Święci przez Kościoł do czci publicznéj podani, a drogą mleczną, to jest tym nieprzeliczonym zbiorem gwiazdek drobnych z jakich składa się ów pas jasny który na widnokręgu niebieskim widzimy, są te nieprzeliczone zastępy dusz zbawionych, które podobnież jak Święci kanonizowani królują w Niebie, ale których nazwiska nieznane są Kościołowi wojującemu, tak jak nie sposób nam dopatrzyć okiem tych gwiazd, których masa mleczną drogę na niebie.

Iluż to jest wielkich sług Bożych, to jest wielkich Świętych, w każdym wieku, stanie, narodzie, kraju, których zasługi sam Bóg tylko widzi. Ileżto cnót najszczytniejszych dla oczu ludzkich zagrzebanych w zupełném odosobnieniu! Ilużto bohaterów chrześcijańskich, w dawnych czasach zaludniało puszcze z których nigdy nie wyszli, i na których nikt się do nich nie dostawał! Iluż wielkich sług Bożych przeżyło utajonych w ukryciu stanu ubogiego, pokornego, umartwionego, a których cnoty tylko Pan Bóg ocenił. Ileżto wzniosłych dusz, pochłoniętych zajęciami najpospolitszemi albo i poniżającemi w oczach świata! W ukryciu klastorném, jak wiele dusz świętych, poszło prosto do Nieba bez najmniejszego rozgłosu! Iluż zostało Świętemi, przez zniesienie pokorne różnych przeciwności i cierpień, chociaż tego nikt nie zauważał! Pan Bóg znał ich wszystkich, wynagrodził ich hojnie, i otoczy wielką chwałą w oczach wszystkich ludzi w dniu ostatecznego sądu, a potém na wieki lecz czy nie słuszna jet, aby Kościoł, aby wierni wszyscy, uczcili na ziemi tych, których już okrył Pan Bóg chwałą w Niebie?

Każdy z tych błogosławionych troszczy się o nasze zbawienie, a wielu z nich, dla różnych powodów, w sposób nawet szczególny to czyni; wstawienie się ich przed Bogiem wielkiej jest wagi, bo już są w chwale Jego; pośrednictwo ich bardzo nam potrzebne, to téż udajemy i udawać się powinniśmy do niego; czyż więc nie należy się im od nas i cześć wyraźna i szczególna? Otóż tę to cześć właśnie oddajmy im w uroczystości dzisiejszéj.

Lecz w niéj nie ogranicza się Kościoł tylko na pobudzaniu wiernych do oddawania czci tym Ulubieńcom Najwyższego: prócz tego przedstawia nam ich jako wzory do naśladowania. Dzień dzisiejszy przypomina nam, naucza nas, że ci których podziwiamy prawdziwą mądrość, których cnotom cześć oddajemy, których opiewamy chwałę, których głosimy zasługi, którym święcie zazdrościmy szczęścia, których obchodzimy trumfy obchodząc ich pamiątkę, słowem że Wszyscy Święci, sąto wybrańcy Boscy, takiejże natury ludzie jakiéj i my jesteśmy, tejże płci, tegoż wieku, stanu powołania, zajęcia, w jakich każdy z nas znajduje się, i którzy znajdowali się i żyli w takich samych okolicznościach w jakich i my żyjemy. W téj niezliczonéj liczbie błogosławionych duchów, oddajemy dziś cześć temu biednemu rzemieślnikowi, rolnikowi, wyrobnikowi, prostemu słudze, którzy w ukryciu swojego nieświetnego zawodu, przy szczupłych zasobach do życia, przy trudzących obowiązkach swojego stanu, wiedli życie niewinne i chrześcijańskie. Oddajemy cześć tym cesarzom, królom, monarchom, którzy wpośród najświetniejszych dworów zasiadając na potężnych tronach, zachowali czystość obyczajów, pozostali świętymi, biorąc za prawidło swojego postępowania zasady świętéj Ewangelii. Oddajemy cześć tym ludziom zamożnym, tym bogaczom tego świata, którzy mądrzejsi od tych którzy dali się złudzić ułudnym blaskiem zaszczytów ziemskich i zmiękczyć serca swoje roskoszami jakich im dostarczały bogactwa – użyli dóbr tych na okupienie swoich grzechów, uszli sideł jakie im schlebianie świata zastawiało, a dbając tylko o dobra wieczne, obyczaj swoje stosowali do zasad wiary, i zostali Świętymi w stanie w którym najwięcéj dusz idzie na potępienie. Nareszcie oddajemy cześć duszom błogosławionym osób nam współczesnych, które w témże społeczeństwie, w którém żyjemy, pod temiż prawami pod jakiemi jesteśmy, wśród tychże obyczajów jakie za naszych czasów panują, dostąpili wysokiéj świątobliwości. Oddajemy cześć naszym krewnym, naszym przyjaciołom, towarzyszom, współrodakom, współparafianom, którzy z takiemiż namiętnościami jakim my podlegamy, z podobnemiż trudnościami, z równemi przeszkodami, jakie sami napotykamy walcząc, a innych niemając na to pomocy i środków tylko takie jakie i my mieć możemy, – dostąpili zbawienia, i szczęśliwie do portu wieczności przybili. Czémże się wymówimy jeśli kiedyś nie powiększymy ich liczby?

Święci, wiedzmy o tém dobrze, właściwie mówiąc zostali Świętymi nie przez czyny świetne, nadzwyczajne po ludzku je uważając: nie na tém bowiem zawisła podstawa świętości. Mogli stać się Świętymi bez tego, a obok tego mogli wcale nie być zbawionymi. Ilużto wybranych dziś w Niebie króluje, a którzy na ziemi nie uczynili nic takiego co by na nich ściągnęło uwielbienia ludzkie; a mogli byli zasłużyć na takowe, i nie zostać Świętymi. Ilużto zgubionych na wieki dokonało za życia czyn którym ludzie przyklaskiwali, gdy tymczasem Pan Róg je potępiał. Święci stali się Świętymi, dla tego tylko że spełniali jak najwierniéj obowiązki swojego stanu, że umieli godzić stan w którym żyli z prawami religii świętéj, że w każdym razie przekładali głos sumienia nad względy ludzkie i nad doczesne korzyści, prawo Boskie nad swoje upodobania, zasady Ewangelii, to jest naukę Pana Jezusa, nad zasady świata.

Święty Ludwik, święty Wacław, święta Elżbieta na tronach, święty Izydor w pracowitym stanie ubogiego rolnika, święci Kryspin i Kryspianin w pospólitém szewskiém rzemiiośle, święta Zytta prosta służąca, święta Hermana uboga pasterka, błogosławiony Labr żebrak, tylu Świętych w najrozmaitszych stanach, czyż nie przekonywają nas, że doskonałość Ewangeliczna z każdym stanem się zgodzi, że nie jest dla żadnego z nas niedostępną, i że jeśli ma co w sobie niełatwego, jest jednak, bądź co bądź, możliwą bez wyjątku dla wszystkich.

W dniu téż dzisiejszym, Kościoł właśnie to nam przypomina. Stawiając nam niejako przed oczy tyle milionów Świętych królujących w Niebie, a którzy tu na ziemi byli takimi ludźmi jakimi jesteśmy, i okazując nam w ich gronie osoby wszelkiego stanu: bogaczów i ubogich, królów i rzemieślników, uczonych i prostaczków, wielkich panów i rolników albo sług pracowitych, a wszystkich ich ku czci naszéj przedstawiając, odzywa się do nas temi słowy które niegdyś święty Augustyn sam do siebie powiedział: „Mogli ci i owi, a czemuż byś ty nie mógł tego?”

Lecz aby téj łaski dostąpić, trzeba o to gorąco Pana Boga prosić, bo i wszyscy Święci przez to głównie Świętymi zostali że się gorąco modlili: i dla tego w modlitwie dzisiejszéj, Kościoł powiada, że i z tego powodu tę uroczystość obchodzi, abyśmy tym obfitszych łask Boskich dostąpili, im liczniejszych do miłosierdzia Boskiego, używamy pośredników.

Pożytek duchowny

Nikt z ludzi żyć nie może, żeby nic miał wytkniętego sobie celu, do którego, jeśli nie jedynie, to przynajmniéj głównie zdąża. Owoż dla chrześcijanina, w jakimkolwiek żyje on stanie, nietylko głównym, ale jedynym ważnym celem być powinno to, aby koniecznie został Świętym. Oblicz się pod tym względem z sumieniem, bo w końcu na tém zawisła cała sprawa zbawienia wiecznego.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący wieczny Boże! który nam dozwalasz zasługom wszystkich Świętych Twoich, w téj jednéj uroczystości cześć oddawać, prosimy pokornie, abyś nam tém obfitszych łask dał dostąpić, im liczniejszych do miłosierdzia Twojego, wzywamy dziś pośredników. Przez Pana naszego i. t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 936–939.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 872–873

Początek tej uroczystości przypada na czasy papieża Bonifacego IV, który w roku 608 pogańską świątynię Panteon poświęcił na cześć Matki Boskiej i świętych Męczenników. Zbudowana przez Agryppę, ministra cesarza Augusta, nazwana została Panteonem, gdyż umieszczono w niej posągi wszystkich bożków, nawet tych, których Rzymianie przejęli od ujarzmionych i podbitych przez siebie narodów. Gdy religia chrześcijańska wyparła bałwochwalstwo z Rzymu, kazał cesarz Honoriusz ową wspaniałą świątynię zachować jako pamiątkę dawnej potęgi Rzymu. Po wyznaczeniu przez papieża Bonifacego dnia konsekracji, w wigilię uroczystości zawieziono do tej świątyni wielką ilość relikwii Męczenników, wydobytych z katakumb rzymskich, po czym nastąpiło uroczyste poświęcenie. Od tego dnia co roku obchodzono w owej świątyni uroczystość Wszystkich Świętych, a papież Grzegorz IV wyznaczył na obchód tej uroczystości dla całego świata katolickiego dzień 1 listopada.

Miał Kościół w zaprowadzeniu tej uroczystości trojaki cel na oku: Nasamprzód zważyć trzeba, że ilość Świętych Pańskich jest bardzo znaczna. Liczbę Męczenników, którzy ponieśli śmierć za Chrystusa i spoczywają w grobach rzymskich, podają na 6 milionów, a na całej kuli ziemskiej 17 milionów. Któż zliczy wszystkich sług Bożych, którzy w ciągu 19 wieków umarli w stanie łaski? Któż zliczy tych, którzy w ukryciu żyli w Chrystusie Panu, a których imiona są zapisane w księdze żywota? Ponieważ nie tylko godzi się, ale i należy oddać im cześć, a nie podobna dla każdego z Świętych wyznaczyć dzień osobny, Kościół święty mądrze nakazał czcić wszystkich razem w dniu na to przeznaczonym.

Po drugie żaden katolik nie wątpi, że wstawienie się Świętych do Boga jest wielce skuteczne. Święci bowiem są naczyniami łaski Jego i mogą wiele uczynić w sprawie naszego zbawienia. Abyśmy przeto za ich przyczyną otrzymali, czego potrzebujemy do pozyskania szczęścia wiekuistego, Kościół ustanowił dzień osobny, w którym katolicy błagają wszystkich razem Świętych Pańskich o ich wstawiennictwo do Boga, w nadziei, że Bóg raczy wysłuchać prośby swych wybrańców.

Po trzecie Kościół święty pragnie w dniu dzisiejszym zachęcić nas, abyśmy naśladowali życie Świętych Pańskich i starali się o te cnoty, które im usłały drogę do Nieba. O świątobliwość starać się musimy, bo nie dostąpi zbawienia, kto nie jest świątobliwy. Tym zaś wszystkim, którzy zapytają, jaką Święci Pańscy doszli drogą do świątobliwości i zbawienia, niech służy za odpowiedź co następuje:

  1. Czuli oni w sercu serdeczne pragnienie dojścia do doskonałości. Tęsknota zaś owa i żądza naśladowania Chrystusa jest oznaką wybrańców. Święci Pańscy mieli wzrok utkwiony w tym, co jest dobrem wiekuistym i nie łudzili się nigdy zwodniczym powabem rzeczy znikomych i uciech światowych.
  2. To było również powodem, że Święci całym sercem gardzili światem i lekceważyli jego rozkosze, a nawet czuli do nich wstręt i obrzydzenie. A jakże świat nagradza zamiłowanie i pociąg do rzeczy znikomych? Troskami i utrapieniami, sporami i niezgodami, nędzą i rozczarowaniem, chorobą i śmiercią. Żaden też zwolennik uciech światowych nie czuł się zadowolonym i szczęśliwym, a śmierć takich ludzi jest zawsze gorzka i opłakana.
  3. Święci nie przestawali na samym tylko pragnieniu i pożądaniu zbawienia, ale zwalczali złe skłonności, opierali się nagabywaniom, nie dawali posłuchu pokusom. Trzymali oni zmysły na wodzy, poskramiali żądze, poddawali ciało umartwieniom i nie dowierzali sobie, poczuwając się do słabości. Trudna była ich walka, nieraz się chwiali, ale ostatecznie zwyciężyli, bo nie upadli na duchu. Wiedzieli, jakie jest znaczenie słów Jezusowych o obszernej i wygodnej drodze, i ciasnej a ciernistej ścieżce. Jak dzielny żołnierz otoczony nieprzyjaciółmi tak i oni wiedzieli, że nie pozostaje im nic innego, jak tylko zwyciężyć albo zginąć, a chociaż czasem któryś z nich poślizgnął się i zbłądził, podźwignął się w końcu przez żal i pokorę, przez co błąd wyszedł mu na dobre.
  4. Skrupulatni i sumienni w drobnych rzeczach, pozyskali dar i łaskę wykonania większych i trudniejszych. Niejeden z tych, co czyta o ich umartwieniach, pokutach, postach i srogich cierpieniach, sądzi, że naśladowanie Świętych przechodziłoby jego siły. Zaczynając jednak od małego, dochodzi się wytrwałością do doskonałości i dokonania największych rzeczy. Ewangelista św. Łukasz mówi też w rozdziale 16, wierszu 10: „Kto wierny jest w najmniejszej rzeczy, i w większej wierny jest, a kto w małym niesprawiedliwy jest, i w większym niesprawiedliwy jest”.
  5. We wszystkim starali się naśladować Chrystusa Pana, biorąc sobie za wzór Jego pokorę, łagodność, zamiłowanie pokoju, miłosierdzie, czystość, cierpliwość, jaką okazywał przez cały przeciąg swego życia, aż do strasznej śmierci na krzyżu. Wiedzieli oni bowiem, że o własnych siłach nie staną się podobnymi Zbawicielowi i poczuwali się do słabości.
  6. Liczyli na pomoc Boską i szukali pokrzepienia w modłach, zasilali się sakramentami św., jakie Zbawiciel ustanowił na dobro i zbawienie ludzkości. Modły darzyły ich światłem i siłą rozpoznania dobrego, a ponieważ przystępowali do sakramentów św., sam Chrystus był ich sprzymierzeńcem i pomógł im do zwycięstwa nad wrogami.
  7. Wszyscy Święci mieli jak największe nabożeństwo do Przeczystej Dziewicy i Matki Zbawiciela. Czego nie uzyskali modlitwą, to wyrobiła im wstawieniem się do swego Synaczka Najśw. Maryja Panna, słusznie nazwa na „Królową Świętych”; bo nazywają Ją tak nie tylko dlatego, że wszystkich przewyższa świątobliwością, ale i dlatego, że wszyscy święci wielbili Ją jako swą Orędowniczkę.

Rozważcie kochani Czytelnicy te siedem punktów, zapiszcie je sobie w sercach, weźcie je za prawidło i wskazówkę życia, a Niebo was nie minie. Nie ma innego wyboru, jak tylko piekło lub Niebo; wybierajcie przeto.

W końcu trzeba jeszcze nadmienić o tytułach, jakie Kościół święty nadaje tym sługom Bożym, którzy cnotliwym życiem zasłużyli sobie na cześć i naśladowanie. Są ich cztery rodzaje: Sługi Boże, Czcigodni, Błogosławieni i Święci.

  1. Sługą Bożym nazywa Kościół tego, który umarł w stanie świątobliwości.
  2. Czcigodnym jest chrześcijanin, którego świątobliwość stwierdzona jest wyrokiem Kościoła, czyli raczej którego proces kanonizacyjny już się rozpoczął.
  3. Błogosławionym zowiemy tego, którego świątobliwość uznana jest uroczystym wy rokiem najwyższej władzy kościelnej i na którego tymczasową cześć papież w pewnych krajach albo zgromadzeniach zakonnych zezwala, aż do ogłoszenia uroczystej kanonizacji.
  4. Świętym wreszcie nazywamy tego, któremu uroczyście i publicznie miano to przyznane zostało i którego publiczna i jawna cześć nakazana jest w obrębie całego Kościoła katolickiego.
Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna obowiązki stanu
2020-10-31

Bł. Małgorzaty Maryanny Alakok (Alacoque), Wizytki, Założycielki Nabożeństwa do Najsłodszego Serca Jezusowego

Żyła około roku Pańskiego 1690.

(Żywot jéj był napisany przez księdza Languet, Biskupa Sasońskiego (Soissons).)

Błogosławiona Małgorzata z uczciwych i zamożnych rodziców zrodzona, przyszła na świat w małéj wiosce Lotkur (Lauthecourt) we Francyi w dyecezyi Antonodańskiéj (Anton) roku Pańskiego 1647. Ojciec jéj nazywał się Klaudyusz Alakok (Alacoque).

Przedziwnemi łaskami Bożemi od kolebki prawie uprzedzona, w dziecinnym wieku weszła na drogi wyższéj doskonałości. Miała lat cztery, kiedy uczyniła ślub czystości dozgonnéj. W rok potém umieszczoną została na pensyi w klasztorze Klarysek, i już wtedy spostrzegano w niéj wielką pobożność. Codziennie odmawiała Godzinki o niepokalaném Poczęciu i Koronkę, przy któréj gdy sama była, za każdém Zdrowaś Marya, całowała ziemię, a suszyła w każdą sobotę. Od téj téż pory Matka Boża objawiała się jéj często, rządziła nią jako wyłącznie do Niéj należącą, uczyła ją spełniać wolę Bożą, i nakoniec powiedziała, że sam Pan Jezus polecił ją Jéj szczególnéj opiece; lecz oraz upominała ją za najmniejsze uchybienie. Razu pewnego gdy Małgorzata odmawiała Koronkę siedząc, rzekła do niéj przenajświętsza Panna: „Dziwi mnie to córko moja że mi tak niedbale służysz.” Wskutek téż łask tak nadzwyczajnych, rozbudziła się w sercu Małgorzaty, coraz żywsza miłość Chrystusa, zwłaszcza od chwili gdy okazał się jéj Pan Jezus ubiczowany i ranami okryty, i dał jéj poznać że chce przez cierpienia jakie na nią zeszle, uczynić ją ile można podobną do Siebie. Rozmiłowawszy się tedy w cierpieniach, zadawała sobie wielkie umartwienia ciała, a znosiła z niezachwianą cierpliwością ciężkie i ciągłe obelgi jakich doznawała od pewnéj sługi która po śmierci ojca gdy Matka chora przez lat kilka z łóżka nie wstawała, sama domem rządziła i obchodziła się z nią jak z ostatnią niewolnicą.

Wszakże, zły duch i ze swojéj strony jéj nie oszczędzał. Gdy Małgorzata doszła lat młodéj dziewicy, i w świecie zaczęła popłacać, zaczęła téż podobać sobie w strojach i rozrywkach, a co więcéj, szatan nastręcza jéj myśli że ślub przez nią uczyniony w tak młodym wieku, nie mógł ją obowiązywać. Lecz pomimo tego Pan Jezus téj podarowanéj, prze niego przenajświętszéj Pannie duszy, nie opuszczał. Kołatał coraz silniéj do jéj serca, powołując ją do wyłącznéj Sobie służby, i nakoniec razu pewnego gdy wieczorem zrzucała ubranie, w które z niejaką próżnością była się przystroiła, objawił się jéj cały okryty ranami od biczowania i rzekł „Oto stan do jakiego mnie przywiodła twoja płocha próżność.” Po téj łasce i po wielu innych podobnych, Małgorzata już się więcej nie wahała, i powzięła zamiar wstąpić do zakonu. Wybrała zgromadzenie Panien Wizytek, jako szczególnie Matce: Boskiej poświęcone. Wstąpiła do klasztoru w mieście Paréj (Paray), i po roku upłynionym wykonała śluby uroczyste.

Odznaczyła się zaraz wszysikemi cnotami doskonałéj zakonnicy, a Pan Jezus udzielał jéj darów coraz wyższéj bogomyślności i w objawieniach przypuszczał ją do najgłębszych tajemnic Swojej nieprzebranéj ku ludziom miłości. Najważniejsze spomiędzy liznych widzeń jakie ciągie miewała, było to w którém Pan Jezus stanął przed nią w chwili gdy się modliła przed przenajświętszym Sakramentem, roztworzył pierś Swoję, okazał jéj Boskie Swoje serce gorejące miłością ku ludziom a otoczone cierniami, i pokazał aby dla wynagrodzenia niewdzięczności ludzkiéj, jakiéj On doznaje, dołożyła wszelkich starań do rozpowszechnienia nabożeństwa do najsłodszego Jego serca, przyrzekając najobfitsze łaski dla tych którzy w niém wytrwają. Po czém przydał: „Oto moje serce tak przepełnione miłością ludzi, że niemogąc powstrzymać w sobie płomienia téj miłości chcę z pośrednictwem twojém na świat cały je wylać. Chcę to serce moje, objawić ludziom, ażeby ich obdarzyć skarbami które ci odsłaniam, a które posiadają łaski uświęcające, mogące wszystkich uratować od piekła”. Słysząc to Małgorzata, powodowana głęboką pokorą, wymawiała się od tak szczytnego posłannictwa, uznając się tego niegodną. Wtedy Pan Jezus przyrzekł jéj szczególną w tém Swoję pomoc mówiąc: „Nie lękaj się niczego, Ja będę mocą twoją, pilnie tylko słuchaj głosu mojego, i bądź gotową spełnić wyroki Mojego szczególnego miłosierdzia nad światem”. Potém wskazał jéj w jaki sposób chcę aby serce Jego czczoném było, i znowu przydał. „Przyrzekam ci że serce moje rozszerzy się, aby jak najobficiéj obdarzyć płomieniami Swojéj Boskiéj miłości tych którzy mu szczególną cześć oddawać będą, i starać się aby mu drudzy ją oddawali.”

Od téj tedy chwili wierna ta służebnica Chrystusowa cała się temu oddała: każdém słowem swojém, przykładem, pismami przedziwném namaszczeniem i miłością Serca Jezusowego odznazającemi się, poświęceniem ku temu celowi całego życia swojego – słowem wszystkiém co od niéj zależało, już niczego innego nie szukała, o nic się nie starała, jak tylko aby wszędzie i wszyscy, prywatnie i publicznie, cześć oddawali najsłodszemu Sereu Jezusowemu, w sposób jaki jéj to Sam Zbawiciel objawić raczył.

Lecz obok tego, Małgorzata pamiętna zawsze na to że jéj Pan Jezus kazał naśladować siebie szczególnie w cierpieniach, prosiła Go aby i te nadzwyczajne łaski i zaszczyt do jakiego ją powoływał, obrócił na jéj upokorzenie i na tém większe cierpienia. I wysłuchaną została. Znalazła się wielka liczba osób tak w klasztorze jak i za klasztorem, duchownych i świeckich, uczonych i prostaczków, którzy wszystko to poczytywali za złudzenie albo jéj wyobraźni, albo złego ducha, co jak z jednéj strony utrudzało posłannictwo jakie Małgorzata odebrała szerzenia czci najsłodszego Serca Jezusowego, tak z drugiéj ją samą na najdotkliwsze od swoich i od obcych upokorzenia, a nawet obelgi wystawiło. Lecz wszystko to, posłużyło tylko na objawienie jej niezrównanéj pokory, cierpliwości, miłości nieprzyjaciół, i nieograniczonego dla przełożonych posłuszeństwa, gdyż tego głównie Sam Pan Jezus ciągle w niéj przestrzegał. W różnych bowiem objawieniach, nakazując jéj szerzenie czci Jego najsłodszego Serca, polecał oraz najsurowiéj, aby najuleglejszą będąc przełożonym, wolę ich jakby powiedzieć nad wolę Jego Samego zawsze przekładała. Że zaś błogosławiona ta dziewica stosowała się do tego jak najwierniéj, pomimo częstych i największych trudnosci i wątpliwości w jakie ją to wprawiało, więc dokonał przez nią Pan Jezus zapowiedzianego szczególnego miłosierdzia Swojego, i nabożeństwo do przenajświętszego Jego serca szerząc się w przedziwny sposób, cały już dziś świat chrześcijański ogarnęło.

Pociągnęła najprzód do niego Małgorzata nowicyuszki klasztoru swojego, w którym mistrzynią nowicyatu została, następnie pensyonarki w tymże klasztorze będące, gdy pod jéj dozór oddane zostały. Wkrótce potém zesłał jéj Pan Jezus, jak to był jéj także w objawieniu zapowiedział, wielkiéj świątobliwości kapłana, ojca Kollombiera Jezuitę, którego natchnął szczególną gorliwością w popieraniu tego wielkiego i świętego dzieła. Za jego téż staraniem nabożeństwo do najsłodszego serca Jezusowego upowszechniło się w jednéj z dyecezyi gdzie on najdłużéj przebywał, następnie inne to zaczęły naśladować, powznosiły się ołtarze i kaplice pod tém wezwaniem, założyło się pobożne stowarzyszenie które w przeciągu lat trzydziestu, liczyło ju trzysta bractw w całym świecie, potwierdzonych przez Papieżów i udarowanych wielkiemi odpustami, i nakoniec na pierwsze żądanie, wyszłe od Biskupów Polski, ustanowione zostało uroczyste Święto najsłodszego Serca Jezusowego, obchodzone w piątek po oktawie Bożego Ciała, jako w dniu Małgorzacie na jedném z objawień wskazanym.

Błogosławiona Małgorzata tymczasem z klasztoru swojego niewychylając się wcale, a coraz wyżéj w bogomyślności postępując, rozliczne dary i objawienia od Boga odbierała. Między innemi często na jéj prośby odkrywał jéj Pan Bóg stan dusz po śmierci. Razu pewnego, gdy modliła się za dwie osoby bardzo znakomite, zmarłe po przyjęciu z wielką skruchą ostatnich Sakramentów świętych, miała sobie objawione, że jedna z nich niezmiernie długie lata w czyscu zostawać będzie, chociaż jéj spadkobiercy starali się odprawiać za nią wiele nabożeństw i msze święte za jéj dusze zamawiali. Wszystkie te bowiem modlitwy i pomoce religijne, sprawiedliwość Boska policzyła za dusze tych poddanych, które zmarła owa osoba za życia swojego pokrzywdziła. Druga zaś bardzo prędko przeszła z czysca do Nieba za to głównie, że chociaż miała z czego rachować się przed sądem Bożym, za wielkie jednak zasługi policzył jéj Pan Bóg pokorne i cierpliwe znoszenie różnych upokorzeń, których żyjąc w świecie wiele doznała.

Gdy Małgorzata po upływie pewnego czasu, przekonała wszystkich o prawdziwości swoich objawień, już z téj strony żadnych nie doznawała od ludzi przykrości, owszem oceniając nakoniec jéj wysoką świątobliwość, jak wszyscy tak szczególnie siostry zakonne, z największą dla niéj były czcią i miłością. Lecz wtedy właśnie na tę miłośnicę krzyża zesłał Pan Jezus innego rodzaju ciężkie cierpienia. Zapadła na zdrowiu: doznawała różnych i bardzo bolesnych chorób, a które z dopustu Bożego zwiększały się nawet i to srodze, w skutek lekarstw jakie jéj w celu niesienia ulgi zadawano. Znosiła to wszystko z niezachwianą cierpliwością, owszem wierna swojemu zadaniu, prosiła Pana Jezusa aby jeszcze większe zsyłał na nią cierpienia. Nadzwyczaj bolesną operacyę przeniosła z taką cierpliwością i męstwem i ani stęknąwszy nawet chociaż długo trwała, że zdumiony chirurg powiedział: „Pokazuje się że najlepszym środkiem unieczulenia ciała do operacyi, jest stać się Świętym.”

Pomimo tak wątłego zdrowia, siostry chciały ją obrać przełożoną; wyprosiła się od tego, za główny powód dając że już roku nie pożyje, czego jednak lekarz który ją miał w kuracyi, ani przypuszczać nie chciał. Małgorzata wszelako na mocy tego uwolniwszy się od przełożeństwa, uprosiła sobie u przełożenéj pozwolenie odprawienia rokolekcyi, dla przygotowania się na śmierć. Po ich odbyciu zachorowała silniéj i prosiła o ostatnie Sakramenta święte, lecz opierając się znowu na zdaniu lekarza, odmówiono jéj tego; zrana jednak przyjęła naczczo Komunią świętą. Pod wieczór uczuła się znacznie gorzéj, a wśród ciągłéj modlitwy, nagle myśl sądu Boskiego napełniła ją takim przestrachem, że cała drżąca i łzami zalana, porwała krucyfiks i przyciskając go do serca zawołała: „Jezu miłosierdzia!” Lecz w téjże chwili uspokoiła się i wielkie pociechy niebieskie zalały jéj serce, wśród których powtarzała te słowa psalmu: „Miłosierdzia Pańskie na wieki wyśpiewywać będę”, 1 i prosiła aby przy niéj odmówiono litanią do Serca Jezusowego i do Matki Bożéj, i aby siostry polecały ją Świętemu Józefowi. Domagała się przytém aby wszystkie jéj pisma spalono. Tymczasem nadszedł kapłan, po którego posłano dla dania jéj ostatniego Olejem świętym namaszczenia. W chwili gdy je odebrała na ustach, wymawiając imiona Jezus Marya Józef, oddała Bogu ducha 17 Października roku Pańskiego 1690. Po śmierci wielu zasłynęła cudami, po których sprawdzeniu, Papież Pius IX, dozwolił oddawać jéj cześć jako błogosławionéj.

Pożytek duchowny

„Kościół i całe społeczeństwo w obecnych czasach nadzieję pokładać powinno w Sercu Jezusowém; Ono to, wyratuje was od wszelkich nieszczęść.” Sąto słowa które niedawno wyrzekł Ojciec święty Pius IX. Niech cię to pobudzi ku gorliwemu do najsłodszego Serca Jezusowego nabożeństwa, przez które Pan Bóg zamierzył największe miłosierdzia Swoje zsyłać ns świat tegoczesny.

Modlitwa (Kościelna)

Panie Jezu Chryste, który niezbadane i niewyczerpane skarby łask Twojego Boskiego Serca, cudownie błogosławionéj Maryi Małgorzacie objawić raczyłaś; spraw abyśmy za jéj przyczyną i przez cnót jéj naśladowanie, we wszystkiém i nad wszystko Ciebie miłując, na wieki w Twojém Boskiém Sercu umieszczeni zostali. Który żyjesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 932–935.

Footnotes:

1

Psal. LXXXVIII. 3.

Tags: św Małgorzata Maria Alacoque „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość pokora serce Jezusa pokuta śmierć Czyściec powołanie
2020-10-30

Bł. Anioła z Akry, kapłana z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego Kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1739.

(Żywot jego był spisany przez jednego z kapłanów tegoż zakonu.)

Błogosławiony Anioł od miejsca swego urodzenia zwany z Akry, przyszedł na świat roku Pańskiego 1669 w témże miasteczku, położoném w Królestwie Neapolitańskiém, z rodziców niezamożnych, a w cnoty chrześcijańskie bardzo bogatych. Jak każdy prawie święty tak i on od lat najmłodszych, wielce był do Matki Bożéj nabożny. Miał lat pięć, kiedy łącząc do tego już i umartwienia ciała, na posypanych ostrych kamykach na ziemi klękał, długo się modląc przed obrazem przenajświętszéj Maryi Panny, a wtedy widywano czasem jak z tego obrazu wychodziła światłość, która go ogarniała. Wychowany był bardzo starannie, gdyż go sami rodzice od dzieciństwa do stanu kapłańskiego przeznaczali.

Bardzo jeszcze był młody, kiedy do Akry przybył na misyą ojciec Antoni z Oliwady kapucyn wielkiéj świątobliwości. Na błogosławionym Aniele takie wrażenie zrobiły kazania jego, że odbywszy przed nim spowiedź z całego życia, postanowił wstąpić do tegoż zakonu. Zanim doszedł do lat do tego właściwych, wiódł życie bardzo od świata odosobnione, oddając się tylko naukom i modlitwie. Codzień długie godziny, a niekiedy i część nocy, przepędzał w kościele przed przenajświętszym Sakramentem. Doszedłszy lat ośmnastu wstąpił do nowicyatu ojców Kapucynów, lecz go ztamtąd wywiódł zły duch, przewidując jak świętym zakonnikiem on zostanie. Po niejakim czasie, żałując tego, wstąpił po raz drugi, i znowu wyszedł, ulegając jakiéjś chorobliwéj melancholii, którą piekło na niego zesłało.

Gdy wrócił do miasta rodzinnego, stryj chciał go ożenić, znaczny mu zapisując majątek, lecz Anioł za dar ten podziękował, a ciągle się modlił żeby mu Pan Bóg dał pójść za jego pierwotném powołaniem. Wysłuchanym téż został i postanowił po raz trzeci wstąpić do nowicyatu. Udając się do klasztoru w Montalte, gdzie przebywał podówczas prowincyał Kapucynów, nadszedł nad rzekę nadzwyczaj wezbraną, a nie zastał czółna ani przewoźników. Zakłopotany tém bardzo, zaczął się modlić, i oto stanął przed nim człowiek ogromnéj postawy, który go wziął na barki i na drugą stronę rzeki przeniósł. Anioł chciał mu zapłacić, lecz ten w tejże chwili zniknął. Późniéj objawił mu Pan Bóg że byłto tenże zły duch który go z nowicyatu wyprowadzał, a którego Pan Bóg tą razą zmusił aby mu do wstąpienia do klasztoru dopomógł.

Przyjęty po raz trzeci, jeszcze nie był wolny od pokus odwodzących go od zakonnego życia. Rozbudziły się w nim tęsknoty za światem, za świetnym związkiem jaki mu stryj nastręczał, a w przesadném świetle przedstawiała mu się ostrość Reguły kapucyńskiéj. Lecz Anioł znał się już na tych zasadzkach szatańskich, i uciekł się do gorącéj modlitwy. Pewnego razu, gdy pomimo tego zdało mu się iż téj pokusie ulegnie, idąc korytarzem padł na kolana przed wizerunkiem Pana Jezusa ukrzyżowanego i zawołał: „Panie patrz na moję nędzę, i przybądź mi na ratunek”, i w tejże chwili usłyszał wyraźny głos z krzyża do niego mówiący: „Naśladuj brata Bernarda z Korleonu kapucyna, a wytrwasz.” Dowiedziawszy się tedy iż ten wielki sługa Boży, miał zwyczaj codziennie biczować się odmawiając godzinki o Męce Pańskiéj, wziął się do tego samego i odtąd go już żadna pokusa od powołania zakonnego nie odwodziła.

Po upłynionym roku, przypuszczony został do wykonania ślubów uroczystych, przy których doznał nadzwyczajnéj pociechy wewnętrznéj, i uczuł jakby sznurem jakim ściśnione sobie biodra, a głowę jakby w płomieniach gorejącą, co oznaczało ten dar nieskazitelnéj czystości, przeciw któréj odtąd żadnych nie doznawał pokus, i te nadprzyrodzone oświecenia na umyśle, któremi go późniéj tak obficie Duch Święty obdarzał. Wyświęcony na kapłana, z całą gorliwością oddał się pracom apostolskim, do których go przełożeni przeznaczyli. Do ciągłéj modlitwy łącząc coraz większe umartwienia ciała, trapiąc je trudami, postami, krwawém biczowaniem się, czuwaniem, w krótkim czasie do najwyższéj doszedł doskonałości. Najprzód téż przełożonym klasztoru, a potém Prowincyałem jednéj i drugiéj prowincyi wybrany, tak na tych obowiązkach zajaśniał roztropnością i gorliwością, i z taką miłością o duchownych i doczesnych braci potrzebach pamiętał, tak szczególnie przestrzegał w nich wzajemnéj jedności i zgody, że go Aniołem pokoju przezwali i wszyscy bez wyjątku pragnęli, aby jak najdłużéj swój urząd piastował.

Zostawszy misyonarzem jak tylko kapłaństwo przyjął, już w tym zawodzie aż do śmierci to jest lat blizko pięćdziesiąt pracując, trudno wypowiedzieć ile doznał trudów, a z jak nadzwyczajnym pożytkiem dla dusz wiernych je ponosił. W początkach tego zawodu, pracowicie przygotowywał swoje kazania, i całe pisał. Chociaż miał dobrą pamięć, ile razy wszedł na aszalnicę, jakaś nieprzezwyciężona siła wstrzymywała go wśród kazania, tak że z wielkim wstydem niemogąc go skończyć schodzić musiał z ambony. Razu pewnego, gdy z tego powodu gorąco się modlił prosząc Pana Boga ażeby albo go wyleczył z tego rodzaju jakby choroby, albo skłonił jego przełożonych do uwolnienia go od obowiązku kaznodziejskiego, usłyszał głos wyraźnie do niego mówiący: „Nie lękaj się niczego, udzielę ci daru wymowy, i odtąd pracom twoim błogosławić będę.” – „Kto jesteś który tak do mnie przemawiasz?” zawołał Anioł zdziwiony, i wtedy poczuł że ziemia pod nim jakby podczas trzęsienia zadrżała i usłyszał znowu te słowa: „/Jam jest Którym jest/ 1 i rozkazuję ci abyś odtąd kazywał po prostu, w sposób zrozumiały dla każdego.” Błogosławiony Anioł zrozumiał wtedy, że ową niemożnością kazywania jakiéj doznawał dotąd, chciał go Pan Bóg ukarać za wykwintność w sposobie mówienia, i skłonić do miewania przystępniejszych dla prostego ludu kazań. Odtąd więc gotował się na nie tylko czytaniem Pisma Bożego i modlitwą. Mawiał kazania z największą łatwością, był tak biegłym w wykładzie najtrudniejszych miejsc Pisma Bożego, że najuczeńsi teologowie przyznawali mu w tém wyższość. Miał zaś zwyczaj przy końcu każdéj nauki, mówić coś o męce Pańskiéj, i tém wszystkich do łez i najżywszéj skruchy pobudzał.

Swojemi pracami apostolskiemi objął nietylko Kalabryą, lecz i całe królestwo Neapolitańskie, z niesłychanym wszędzie dla garnącego się ludu na jego nauki pożytkiem. Po ukończonéj misyi odbywał uroczystą z ludem procesyą, i wieki krzyż umieszczał na głównym placu na pamiątkę odbytéj misyi. Gdy po ukończeniu takowéj w mieście Mędyczyno, przygotowano krzyż tak nadzwyczaj wielki i ciężki, że pięciu silnych ludzi podnieść go nawet z ziemi nie mogło, błogosławiony Anioł sam wziął go na barki i niósł na czele procesyi, co widząc lud cały wołał: „Cud, cud.” Nadciągnięto nad rzekę, a gdy wszyscy na most się wtłoczyli, Anioł z tymże krzyżem suchą nogą przez rzekę przebył, i w tejże chwili okazały się na niebie nad nim, trzy podobnegoż kształtu wielką światłością jaśniejące krzyże. Kilkakrotnie widziano go na kazalnicy w stanie zachwycenia, olśnionego światłością niebieską, i w powietrze na stóp kilka uniesionego.

Arcybiskup Kardynał Neapolitański, zawezwał go z kazaniami wielkopostnemi, do głównego kościoła w téj stolicy. Święty rozpoczął je ze zwykłą sobie przemawiając prostotą. Nie podobało się to wybrednym słuchaczom, którzy się do tego kościoła zgromadzali. Na drugie jego karanie przyszło ich bardzo mało, na trzecim prawie nikogo nie było. Widząc to kapłan zarządzający tym kościołem, przeprosił błogosławionego Anioła, i uwolnił od dalszych nauk. Pokorny sługa Boży, ani słowa niemówiąc, wziąwszy kij w rękę, wyszedł z Neapolu. Lecz ledwie się oddalił o milę, przysłał po niego Kardynał aby powrócił, i daléj swoje kazania miewał. Posłuszny błogosławiony Anioł, spełnił to polecenie Arcybiskupa, rad nawet temu, że jak był tego pewnym, nowe go upokorzenia spotkają. Gdy wstąpił na kazalnicę, ujrzał wielką liczbę słuchaczy, a to właśnie najbardziéj ubiegających się o kazania wytworne, gdyż spodziewano że go zastąpi jeden z najkwiecistszych w Neapolu kaznodziejów. Wciągu nauki widział jak go niechętnie słuchają, a szczególnie zauważał pewnego znakomitego literata, który prawie głośno szydził z jego kazania. Przy końcu tak się Anioł odezwał: „Proszę odmówić Ojcze nasz i Zdrować Marya, za duszę tego, który wychodząc z kościoła padnie nieżywy.” Owóż, słowa te mało kogo przeraziły a w większéj części obudziły śmiech i podejrzenie, że ten prostaczek, jak go nazywali, chce proroka udawać. Tymczasem, w chwili gdy ludzie tłumnie wychodzili, przy samych drzwiach padł tknięty apopleksyą tenże szyderca o którym wspomnieliśmy, i niezwłocznie skonał. Wypadek ten nadzwyczajne wywarł w całém mieście wrażenie. Odtąd kościół pomieść nie mógł słuchaczy zbierających się na kazania błogosławionego Anioła. Gdy schodził z kazalnicy taki tłum rzucał się na niego aby się otrzeć o jego habit, albo wziąść kawałek z płaszcza jego na relikwią, że go straż policyjna musiała otaczać, strzegąc aby go nie udusili. Lecz co dla niego było najpożądańszém, najwięksi grzesznicy się nawracali i do jego konfesyonału się garnęli.

Wielu różnemi cudami i w innych miejscowościach raczył Pan Bóg uświetnić tego wielkiego Apostoła Swojego. Widywano go w czasie kazań w stanie zachwycenia okrytego światłością cudowną, wychodzącą z wizerunku Pana Jezusa albo Matki Bożéj, do których zwracał się wtedy z modlitwą. Miał także ten dar cudowny, że przenosił się z miejsca na miejsce, z szybkością jakby błyskawicy, i współcześnie na różnych bywał obecny. Od chwili wyświęcenia na kapłaństwo już do śmierci, to jest przez lat przeszło czterdzieści, poświęcał się zawodowi misyonarskiemu. Każdego roku sześć miesięcy spędzał na misyach, a drugie sześć w klasztorze, oddając się najostrzejszéj pokucie i najwyższéj bogomyślności. W pracach jego apostolskich żadne trudności go nie powstrzymywały. Zdarzyło się razu pewnego, że podczas misyi, złamał był nogę; pomimo tego codzień miewał z kazalnicy na którą go wnosili, po trzy nauki.

Kilku osobom bliższe z nim mającym stosunki przepowiedział dzień swojéj śmierci. Gdy ten nadszedł, przyjął ostatnie Sakramenta święte, i ciągle się modlił. Przed samym skonaniem, okazał się mu zły duch, którego odegnał makiem krzyża świętego mówiąc: ”Milcz szatanie, nie samym chlebem tyje człowiek” 2. Zasnął błogo w Panu, wymawiając te słowa: „Przyjdź już przyjdź dobry Jezu”, dnia 30 Października roku 1739. Papież Leon XII wpisał go w poczet błogosławionych.

Pożytek duchowny

Dwa razy błogosławiony Anioł, ulęgając pokusie złego ducha, występował z zakonu, aż nareszcie uciekając się do modlitwy a szczególnie do rozmyślania męki Pańskiéj, wytrwał w swojém powołaniu. Używaj i ty tychże środków, gdy widzisz się niestałym w dobrych swoich przedsięwzięciach, a wyjednasz sobie łaskę wytrwałości.

Modlitwa (Kościelna)

Przedziwny w świętych Twoich wszechmogący Boże! któryś serce błogosławionego Anioła do Siebie przyciągnąć raczył, za jego zasługami i wstawieniem się spraw, abyśmy wszystkiém co ziemskie wzgardzając, w miłości wiekuistéj ojczyzny przez ciągłe rozmyślanie rzeczy niebieskich, utwierdzali się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 929–931.

Footnotes:

1

Exe. III. 14.

2

Mat. IV. 4.

Tags: bł Anioł z Acri „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna powołanie pokusy św Bernard z Corleone czystość cuda wytrwałość
2020-10-29

Św. Bonawentury z Potencyi, Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1711.

(Żywot jego wyjęty jest z Bulli jego beatyfikacyi.)

Święty Bonawentura był synem ubogich a bardzo zacnych mieszczan, w małém miastczku Potenca w królestwie Neapoliiaiskiém żyjących. Tam przyszedł na świat roku Pańskiego 1651. Ojciec jego Lelio Lowanio był krawcem, matka wielkiéj pobożności niewiasta miała imię Katarzyna.

Od najmłodszych lat zauważano w nim szczególne nabożeństwo do Matki Bożéj, przed któréj obrazem kilka razy na dzień widzieć go można było klęczącego ze złożonemi rączkami i po dziecinremu rozmawiającego z przenajświętszą Panną, jakby przed nim stała. Gdy lat młodzieńczych dorósł, ojciec bardzo sobie życzył aby został kapłanem świeckim; lecz Święty powołany przez Pana Boga do wyłączniejszéj jeszcze Jemu służby, wstąpił do zakonu Braci Mniejszych Konwentuałów, u nas Bernardynami zwanych. Po wykonaniu ślubów uroczystych, przełożeni widząc że go Pan Bóg obdarzył szczególnemi darami modlitwy, i tą drogą raczył go prowadzić coraz wyżéj, gdy słuchał wykładu filozofii i miał się ćwiczyć w rozprawach teologicznych, przerwali jego zawód naukowy, aby wyłączniéj oddał się saméj bogomyślności. W tym celu przeznaczono go do klasztoru w Amalfi, aby tam pozostawał pod kierunkiem biegłego i świątobiwego przewodnika duchownego.

Pod takim téż mistrzem ćwiczony, w krótkim czasie we wszystkich cnotach zakonnych wielki uczynił postęp, starając się przedewszystkiém, aby przez najdoskonalsze wyrzeczenie się siebie samego, jak najpodobniejszym stawać się Chrystusowi Panu. Cnotą téż pokory i posłuszeństwa odznaczał się najszczególniéj, i to często Pan Bóg wynagradzał mu cudami. Razu pewnego gdy szukał klucza od zakrystyi, przełożony powiedział mu że wleciał w studnię i przydał żartując: „Zrób wędkę i złów go.” Bonawentura uwiązał na kiju sznurek i haczykiem, zapuścił go w studnię bardzo głęboką i klucz wyciągnął. Inną razą wśród lata niósł wielki kawał lodu dla jednego z braci chorych; przełożony dla wyprobowania jego posłuszeństwa, kazał mu tę bryłę włożyć w szafę zakrystyjną, co on bez wahania się uczynił. Przełożonego jakiś ważny interes w téjże chwili zajął, tak że zapomniał o tém rozkazie, którego wykonania nie chciał dopuścić. W kilka godzin potém udał się co prędzéj do zakrystyi, pewny będąc iż wszystkie aparata kościelne uszkodzone zostały od lodu rozpuszczonego; lecz znalazł całą bryłę zamarzniętą, chociaż był wtedy nadzwyczajny upał.

Bonawentura wyświęcony na kapłana oddał się całkiem pracy około zbawienia dusz wiernych. W kazywaniu, nauczaniu dziatek, słuchaniu spowiedzi, a szczególnie w przygotowywaniu ma śmierć chorych, chociaż zawsze wątłego zdrowia, okazywał się niezmordowanym. Na ubogich był, o ile tylko mógł jako sam ubogi zakonnik, miłosiernym. Nietylko oddawał im zwykle swoję porcyą zakonną, poprzestając na kawałku chleba, lecz jeszcze wyżebrywał dla nich hojne u osób świeckich jałmużny, a Pan Bóg często jego w téj mierze starania ułatwiał mu cudownie, rozmnażając pożywienie jakie dla biednych dostawał. Tyle zajęciami obarczony, wylany cały na usługi bliźnich tak w doczesnych jak w duchownych ich potrzebach, w bogomyślności nie ustawał, mając zwyczaj noce całe przepędzać na modlitwie, jużto przed przenajświętszym Sakramentem, już przed ołtarzem Matki Bożéj. Przytém w ulubionéj swojéj cnocie posłuszeństwa ćwiczył się z najzupełniejszém zaparciem. Zdarzyło się że gdy razu pewnego o świcie pracował w ogrodzie obok przełożonego po którego przyszli z ważnym interesem, ten powiedział mu: „Nie odchodź ztąd: ja wnet powrócę.” Tymczasem byłato sprawa tak ważna, że go zatrzymała za klasztorem do wieczora. Zaniepokoił się niewidząc Bonawentury na wieczerzy, tém bardziéj że mu powiedziano iż i na obiedzie nie był. Poszli go więc szukać, i znaleźli w ogrodzie przy robocie, czekającego na Gwardyana. Inną znowu razą, przełożony wychodząc z kaplicy, w któréj był razem z nim, rzekł do niego: „Poczekaj tu na mnie, pójdę tylko na chwilkę do miasta, dowiedzieć się, czy nie ma odjeżdżającego powozu do Neapolu.” Znalazłszy takowy, a że sprawę miał pilną, wsiadł i odjechał. We trzy dni wróciwszy, niewidząc Bonawentury pyta braci o niego. „Sądziliśmy że odjechał z Wami” odrzekli mu oni, „bo od trzech dni go nie widać.” Tymczasem pokazało się, że on w kaplicy całe te trzy dni i trzy noce spędził, niejedząc i niepijąc, a przez czas ten Pan Bóg takiemi go zalewał pociechami, że mu się te trzy doby jak trzy godziny zdawały.

Posłany z kazaniami na wyspę Ischią, znaczną tam liczbę dusz pozyskał Bogu. Z wielkim zbrodniarzem trzymanym w więzieniu, który spowiadać się nie chciał, zamknął się na cały tydzień i w końcu przywiódł go do tego że z najżywszą skruchą pojednał się z Panem Bogiem. Podczas panującego morowego powietrza w okolicach Neapolu, posłany tam dla obsługi duchownéj dotkniętych zarazą, poświęcił się temu z największą miłością, i wielu uzdrowił namaszczeniem oliwy z lampy palącéj się przed ołtarzem świętego Antoniego, któremu jedynie ta cuda przypisywał. Lecz trudy poniesione podówczas przyprawiły i jego samego o śmiertelną chorobę. Dostał wyrzutu na nodze, który w skutek zaniedbania w zgorzeliznę przeszedł. Odbył nadzwyczaj bolesną i długą operacyą, podczas któréj gdy ból stawał się coraz cięższym najcierpliwiéj go znosił, powtarzając tylko przenajświętsze Imie Maryi.

Wysłany na założenie klasztoru w mieście Ruvello, wielce się tém ucieszył, gdyż od lat już wielu przepowiedział mu był świątobliwy zakonnik pod którego przewodnictwem duchonym zostawał w początkach swojego zakonnego zawodu, że w tém mieście życie zakończy. Chociaż już podówczas był w podeszłym wieku i zupełnie upadły na zdrowiu, nietylko w samym Ruvello kazywał nieustanie, lecz i okolice obiegając, wszędzie głosił słowo Boże, słuchał spowiedzi, usposabiał chorych do śmierci, i najzatwardzialszych grzeszników nawracał; a wszędzie według swojego zwyczaju, wspierając ubogich z wyżebranéj dla nich jałmużny. Chorych po mieszkaniach odwiedzał i ostatnie oddawał im usługi. Zdarzyło się że idąc do miasteczka Atranii, spotkał żebraka tak zeszpeconego trądem, że się od niego mimowoli odwrócił. W téjże chwili, przypomniał sobie jak święty jego zakonodawca Franciszek Seraficki, w takich razach przezwyciężał się i toż samo uczynił. Nietylko uściskał serdecznie trędowatego, lecz językiem lizał mu rany, i chory ten od téj chwili z najstraszniejszego trądu zupełnie wyleczonym został.

Posiadał także dar proroctwa w wysokim stopniu. Razu pewnego był w kościele z jedną ze swoich penitentek tercyarką siostrą Maryanną Angelą, gdy nadszedł mały chłopaczek dziewięcioletni. „Czy znasz go?” zapytał téj siostry. „Nie znam” odrzekła. „Przypatrz się mu więc dobrze, powiedział, bo kiedyś, jak będziesz w wielkiéj nędzy, on stanie ci się opiekunem i ojcem.” W wiele lat potém kobieta ta przyszła do ostatecznego niedostatku, a opuszczona od wszystkich i ciężiemi złożona chorobami, przez ośm lat nie miała innego opiekuna i wspomożyciela jak tegoż chłopaczka, który został był księdzem, a na uczynki miłosierne bardzo wylany, dowiedziawszy się wypadkiem o jéj nędzy, wziął ją w swoję pieczę. Odgadywał także tajniki serc ludzkich. Pewien młodzieniec bardzo światowy, miał przyjść wyspowiadać się przed nim. Lecz wstydząc się wyznać mu namiętnego przywiązania do dziewicy z którą miał zawrzeć związek małżeński, poszedł do innego kapłana. Bonawentura spotkał go wkrótce potém, i rzekł do niego: „mój drogi, twoje przywiązanie do téj dziewicy jest istną pokusą, ani z nią ani z żadną inną się nie ożenisz, bo cię Pan Bóg przeznaczył do kapłaństwa.” Uśmiechnął się młodzieniec, bo o tém nigdy nie myślał a o ożenieniu swojém wkrótce nastąpić mającém, nie mógł wątpić. Jednak tak się stało, że z najniespodziewańszego wypadku związek ten nie przyszedł do skutku, a młodzieniec prosił matki aby mu dozwoliła wstąpić do stanu duchownego. Ta zasięgnęła w téj mierze rady błogosławionego Bonawentury. „Nie czas jeszcze na to, powiedział jéj, gdyż zobaczysz że teraz jeszcze on tego zamiaru odstąpi. Poczekaj trochę, przyjdzie chwila kiedy szczerze zapragnie być księdzem, a nastąpi to wtedy gdy Kapituła katedralna będzie go potrzebowała.” Jakoż, młodzieniec jeszcze raz probował ożenić się lecz to nie nastąpiło, i dopiéro w trzy lata po śmierci błogosławionego Bonawentury, powodowany prawdziwém powołaniem, wstąpił do stanu duchownego. W krótkim czasie został kanonikiem, a następnie. Archidyakonem téj dyecezyi i Prałatem wielkiéj świątobliwości.

Tymczasem nadchodził czas w którym Pan Bóg miał już powołać naszego Świętego do chwały Swojéj. Na sześć miesięcy przed zgonem, zdrowia zwykłego zażywając, zapowiedział braciom że przy końcu Października rozstanie się z nimi, a na kilka dni przed śmiercią, znajdując się u Biskupa którego był spowiednikiem, oświadczył mu że potrzeba aby sobie innego obrał, i prosił go o błogosławieństwo na śmierć. W parę dni potém opadł z sił zupełnie, i po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, zaczął śpiewać różne hymny ma część Pana Jezusa i Matki Bożéj. Czynił to prawie bez przerwy przez całą dobę a głosem tak śpiewnym i miłym, jakby już niebieskim. Na godzinę przed śmiercią, umilkł, odmówił trzy razy Zdrowaś Marya najwyraźniéj, i bez konania oddał Bogu ducha dnia 26 Października roku Pańskiego 1711. Zasłynął i po śmierci licznemi cudami, w skutek czego przez Papieża Piusa VI błogosławionym ogłoszony został.

Pożytek duchowny

Otóż i w życiu błogosławionego Bonawentury, które dopiéro co czytałeś, masz przykłady do jakiego stopnia Święci Pańscy posuwali swoje posłuszeństwo względem przełożonych, w których widzieli zastępców Boga samego. Porównaj takie przykłady uległości starszym, a twoją niesfornością nietylko względem ludzi którzy mają nad tobą zwierzchność ale i względem samego Boga, którego podobno nie słuchasz, gwałcąc Jego przykazania.

Modlitwa

Boże któryś w błogosławionym Bonawenturze wyznawcy Twoim, wysoki wzór posłuszeństwa nam zostawił; spraw prosimy, abyśmy za jego przykładem wyrzekając się własnéj woli, przykazaniom Twoim zawsze uległemi byli. Przez Pana naszego i. t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 926–928.

Tags: św Bonawentura z Potenzy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna posłuszeństwo zaraza
2020-10-28

Św. Szymona i Judy, Apostołów

Żyli około roku Pańskiego 60.

(Życie ich wyjęte jest z dziejów Kościoła przez Tylemonceusza.)

Święty Szymon i Juda byli synami Maryi Kleofy, siostry cioteczéj przenajświętszéj Mayi Panny, a braćmi świętego Jakóba młodszego. Święty Szymon był tym nowożeńcem, przy którego godach weselnych w Kanie Galilejskiéj, Pan Jezus pierwszy Swój cud uczynił. Lubo wtedy zawarł śluby małżeńskie, słysząc atoli jakie Pam Jezus oddawał pochwały dziewictwo i jakie za nie obiecywał nagrody, wraz z małżonką poślubił na zawsze tę cnotę, i ztąd dostąpił téj wielkiéj chwały, że pierwszy po przenajświętszéj Maryi Pannie i świętym Józefe, w stanie małżeńskim dochował czystości. Nazwany jest w Ewangelii Kananejczykiem, nie żeby należał do tego pokolenia przeklętego od Pana Boga i wyniszczonego gdy Izraelici zajęli Ziemię świętą, lecz dla tego że pochodził z miasteczka Kany Galilejskiéj. Z tego téż powodu święty Łukasz zowie go Szymon Zelotes, co po grecku znaczy gorliwość, a toż samo wyraża po hebrajsku wyraz Kana, gdy oprócz tego przydomek ten należał mu się i za to że w pracach apostolskich, nadzwyczajną odznaczał się gorliwością. Wreszcie i dla tego mu go przydają święci Ewangeliści, żeby go odróżnić od świętego Piotra książęcia Apostołów, który takie miał imię Szymon.

Co do świętego Judy, on sam na początku listu swego kanonicznego, należącego do ksiąg nowego Testamentu, nazywa się bratem świętego Jakóba: a że znowu tego świętego Apostoła święty Paweł nazywa bratem Pana Jezusa, to jest blizkim krewnym, więc i święty Juda miał szczęście być powinowatym Chrystusa Pana. Nazwanym on jest przez świętego Mateusza i świętego Marka także Tadeuszem, dla rozróżnienia go znowu od Judasza Iskaryoty, nieszczęśliwego zdrajcy.

O świętym Szymonie dwa razy tylko Ewangelie święte wspominają, a to w tém miejscu gdzie jest powiedziano że Pan Jezus powołał go do grona Apostołów. Co do świętego Judy, jest w Piśmie Bożém wzmianka o jego rozmowie ze Zbawicielem. Gdy Zbawiciel postanowił tajemnicę przenajświętszego Sakramentu, i wtedy miał ono przecudne kazanie do Apostołów, które jest wypisane w XIV rozdziale Ewangelii świętego Jana, święty Juda nie rozumiejąc dobrze co Chrystus Pan chciał wyrazić przez te słowa: „Świat mnie już nie widzi, lecz wy mnie widzicie bo ja żyję i wy żyć będziecie” 1, „Panie rzekł wtedy do niego, dla czego dasz się poznać nam, a nie światu całemu, czyż panowanie Twoje nie będzie się rozciągało po całéj ziemi? czyż nie wszystkie narody będą miały szczęście cześć Ci oddać? Czy poznanie Ciebie ograniczysz do małéj liczby Twoich sług wiernych i uczniów, gdyś przyszedł cały świst zbawić?” Wtedy Pan Jezus raczył mu wyjaśnić, dla czego nie objawiał się światu w ten sposób w jaki przyrzekł Apostołom że się im objawi, a to z powodu iż go świat nie miłował, czego dowodem było że przykazań Jego nie zachowywał.

Więcéj nadto ani o świętym Szymonie ani o świętym Judzie nie znajdujemy wzmianki w Ewangeliach. Po zesłaniu Ducha Świętego, kiedy Apostołowie dla ogłaszania Słowa Bożego rozeszli się po świecie, święty Szymon udał się do Egiptu. Tam zaszczepiwszy wiarę świętą, puścił się w dalsze kraje Afryki, i tę część świata tak użyznił swemi apostolskiemi pracami, że wkrótce mieszkający tam wierni stali się wielką ozdobą Kościoła. Utrzymują nawet niektórzy, że był on i w Anglii, tak dalece gorliwość tego świętego ewangelicznego pracownika, najodleglejsze od siebie ogarniała krainy!

Święty zaś Juda przez ten czas głosił Ewangelią w Mezopotamii, gdzie wielką liczbę pogan nawrócił, a następnie zaniósł światło wiary świętéj ido Libii. Podczas to tych wycieczek święty ten Apostoł niepoprzestając na pracowaniu tak skutecznie około nawrócenia pogan, chcąc niejako do wszystkich wiernych odezwać się, napisał swój List kanoniczny, który jest ostatnim z listów apostolskich w Piśmie Bożém zawartych, a który nie był wystosowany do żadnego kościoła w szczególności, lecz do wszystkich chrześcijan. W tém piśmie, a jako należącém do ksiąg nowego Testamentu w szczególny sposób natchnionym przez Ducha Świętego, błogosławiony Juda powstaje głównie przeciwko odszczepieńcom ówczesnym, tak nazwanym Gnostykom, których opłakując błędy, żywy ich obraz przedstawia, a poleca wiernym, ażeby modlitwami i dobrym przykładem, w pokorze i miłości starli się wyrwać tych nieszczęsnych kacerzy ze zguby która ich duszom groziła.

Po blizko trzydziestoletnich pracach przez każdego z nich osobno podjętych, jak to wyżéj wspomnieliśmy, święci Szymon i Juda połączywszy się, odebrali natchnienie od Ducha Świętego udania się do Persyi. Zaledwie do téj krainy weszli, napotkali obóz licznego wojska, pod dowództwem Baradacha, wysłanego przez króla Perskiego przeciwko Indyanom, którym król ten wypowiedział wojnę. Byłto właśnie dzień, w którym przez swoich kapłanów i czarnoksiężników poganie mieli badać bożków o los wojny: tymczasem bałwany żadnéj odpowiedzi dać nie chciały. Zdziwiło to i przeraziło całe wojsko. Udano się więc do sławnego bożyszcza, o kilka mil ztamtąd odległego, które oświadczyło że przyjście dwóch cudzoziemeów: Szymona i Judy Apostołów Jezusa Chrystusa, zamknęło usta wszystkim bożkom, gdyż ludzie ci taką moc posiadają, że żaden z ich duchów ostać się przed nimi nie może. Dowódca Baradach kazał Świętych do siebie przywołać, i oświadczył im jakie są przeciw nim zarzuty. Na to Święci odpowiadając, przedstawili mu niedorzeczność wiary w bożyszcza pogańskie, i domagali się aby na próbę kazał kapłanom swoim badać bożków którym oni pozwolą dać odpowiedź tyczącą się losu wojny, a następnie i oni swoje zdanie o tém powiedzą: a ztąd przekona się on po jakiéj stronie znajdzie się prawda. Baradach odebrał odpowiedź od czarnoksiężników, że wojna będzie długą, niebezpieczną i krwawą, i przerażony tém zawołał świętych Apostołów pytając co oni o tém mówią. „Będziesz tedy miał dowód dostojny panie, odrzekli mu oni, szalbierstwa pogańskich wyroczni. Przepowiednia ta jest najfałszywszą, gdyż jutro o téj saméj godzinie o któréj dziś z tobą mówimy, przybędą do ciebie posłowie Indyjscy z prośbą o pokój, i oddadzą się na twoję łaskę i niełaskę. Dowódca kazał wziąść pod straż tak świętych Apostołów jak i swoich kapłanów, zapowiadając że srogo ukarze tych których przepowiednia okaże się fałszywą.

Nazajutrz, w tejże godzinie którą oznaczyli Święci, przybyli posłowie od Indyan, prosząc o zawarcie pokoju pod jakiemibądź warunkami. Baradach rozgniewany na swoich kapłanów, chciał ich śmiercią ukarać, lecz święci Apostołowie uprosili im życie mówiąc: „Myśmy tu przybyli nie po to aby komukolwiek być powodem śmierci, lecz aby wszystkich powołać do życia.” Chciał tedy dowódca wynagrodzić sług Bożych hojnemi darami, lecz żadnych nie przyjęli.

Znajdowali się wtenczas w Persyi dwaj czarnoksiężnicy: Zaroes i Arfaksad, którzy uszli z Indyi, gdzie święty Mateusz ogłaszając Ewangelią wykrył był ich oszustwo. Zaczęli oni prześladować najzawzięciéj świętych Apostołów, a gdy ci zawezwani przez króla, przybyli do Babilonu, sztuką swoją czarnoksięzką nasłali na nich wężów aby ich odstraszyć. Lecz Święci kazali tym płazom rzucić się na czarnoksiężników, którzy zmuszeni w oczach całego ludu uciekać, z wielkim wstydem opuścili miasto.

A także inne zdarzenie, jeszcze cudowniejsze, podniosło naszych Świętych w oczach wszystkich pogan. Pewna dziewica z bardzo znakomitego rodu, dopuściwszy się grzechu, porodziła dziecię, a jako uwodziciela swojego i ojca dziecięcia, oskarżyła Eufrozyma, dyakona świętych Apostołów, w skutek czego sprawa wytoczoną została przed samego króla. Święci Szymon i Juda, prosili aby przyniesiono dziecię. Co gdy uczyniono, w imię Jezusa Chrystusa rozkazali niemowlęciu tylko co narodzonemu, aby powiedziało czy ich Dyakon jest w istocie jego ojcem. Dziecię głośno i wyraźnie odrzekło: że Eufrozyn nie jest jego ojcem, gdyż jestto młodzieniec nieposzlakowanéj czystości. Król domagał się od Apostołów, aby nakazali dziecięciu powiedzieć kto tedy uwiódł jego matkę. Lecz oni odpowiedzieli mu na to: „do nas należy bronić niewinnych, nie zaś wykrywać zasługujących na karę.” Cud ten największe w całém mieście zrobił wrażenie: król z rodziną swoją i dworem Chrzest święty przyjął, i wiara chrześcijańska w tym królestwie zaszczepioną została. Święci Apostołowie utrwaliwszy ją w mieście Babilonie, a kazaniami swojemi dostatecznie lud cały oświeciwszy w tajemnicach religii świętéj, udali się w tymże celu do innych części kraju. Za przykładem króla i stolicy szły i inne miasta i prowincye, a Szymon i Juda głosząc Słowo Boże i czyniąc cuda, prawie wszystkich tam będących pogan ponawracali.

Lecz gdy przybyli do pewnego znacznego miasta, nazwiskiem Sunamur, znaleźli w niém i ludność bardzo sobie przeciwną, i wielką liczbę kapłanów pogańskich z innych miejsc tam zgromadzonych, a między nimi i owych dwóch czarnoksiężników Zaroesa i Arfaksada, którzy zmuszeni byli uchodzić przed nimi z Babilonii. Byli téż to ich najzawziętsi wrogowie, i mieszkańców tego miasta złożonych z najnieprzychylniejszych dla chrześcijan pogan, do tego stopnia przeciwko świętym Apostołom pobudzili, że ich uwięziono z zamiarem aby nazajutrz zmusić do oddania czci bożkom.

Jakoż dnia następnego, Szymona zaprowadzono do świątyni słońca, a Judę do świątyni księżyca, i domagano się aby tym bałwanom pokłon oddali. Gdy Święci uklęki i zaczęli się modlić, bożyszcza spadły na ziemię i zgruchotały się, a szatani w postaci małych murzynków, wylatywały z nich z krzykiem i rykiem strasznym. Widząc to kapłani pogańscy, wpadli w największą wściekłość, wywlekli Świętych za świątynię i obu zamordowali. Podanie niesie że święty Szymon był przepiłowany na wpół piłą, a Święty Judą miał głowę toporem ściętą.

Ponieśli śmierć męczeńską 28 Października około roku Pańskiego 60. W chwili gdy ducha Bogu oddawali, chociaż dzień był bardzo pogodny, wszczęła się nagle straszna burza z piorunami, które uderzywszy w świątynię, pozabijały wielu pogan, a Zaroesa i Arfaksada na popiół spaliły.

Pożytek duchowny

Święty Juda w moim Liście Kanonicznym, ostrzega wiernych o kacerzach który za jego czatów odwodzili lud od wiary w Jezusa Chrystusa, jako Boga i Pana naszego. Ilużto niestety! za dni naszych jest podobnych nieprzyjaciół Syna Bożego. Według, więc nauki tego świętego Apostoła, najprzód strzeż się takich aby cię w swoje błędy nie wwikłali, a następnie módl się o ich nawrócenie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś nas przez błogosławionych Apostołów Twoich Szymona i Judę, do wyznania Imienia Twojego przywieść raczył; daj nam w cnotach chrześcijańskich postęp czyniąc, godną cześć im oddawać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 923–925.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 857–858

Nie ma zbawienia poza Kościołem. Kto zna niesłychane cierpienia i mozolne starania, jakie podejmowali apostołowie dla rozkrzewienia chrześcijaństwa, kto widzi kraje i narody całe, nieznające Kościoła katolickiego, albo niechcące o nim wiedzieć, zapyta, czy to prawda, że nie ma zbawienia poza Kościołem. Objawienie i rozum ludzki dają na to odpowiedź potwierdzającą.

  1. Objawienie Boskie mówi: „Nie ma zbawienia, jak tylko w Kościele”. Pan Jezus rzekł do apostołów: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, comkolwiek wam przykazał” (Mat. 28, 19—20). „Kto uwierzy i ochrzci się, zbawiony będzie, a kto nie uwierzy, będzie potępiony“ (Mar. 16, 16). To samo głoszą Ojcowie Kościoła, jak np. święty Cyprian: „Jak nikt ocaleć nie mógł, kto był poza arką, tak nikt nie ocaleje, kto stoi poza Kościołem”. Święty Chryzostom pisze: „Wiemy, że tylko w Kościele jest zbawienie, i że poza katolickim Kościołem nikt nie będzie miał udziału w Chrystusie, ani nie będzie pewny zbawienia”. Święty Augustyn uczy: „Kto jest odłączony od Kościoła katolickiego, choćby żył chwalebnie, już z tego jednego powodu, że się odłączył od jedności z Chrystusem, nie będzie miał żywota, lecz gniew Boga na nim ciążyć będzie”.
  2. Rozum ludzki powiada to samo. Każdy rozsądny człowiek powie: „Jeśli sam siebie nie stworzyłem, jeśli sam się nie uposażyłem zdolnościami, w takim razie Bóg, jako mój Stwórca i wszechwładny Pan, rozporządza mną i ma obowiązek i prawo powiedzenia mi jasno i wyraźnie, co winienem czynić”. Historia, cuda, proroctwa, treść Ewangelii pouczają nas, że Pan Jezus jest prawdziwym Synem Bożym, Panem i władcą całego świata i wszystkich ludzi, że On założył Kościół, aby w Kościele szukali i osiągnęli zbawienie. Kto sądzi, że poza Kościołem Chrystusowym, w innej religii może osiągnąć cel swego przeznaczenia i dostąpić zbawienia, ten twierdzi tym samym, że Bogu nie przysługuje prawo przepisywania nam, jak mamy do tego zbawienia dążyć; ten twierdzi, że ani wcielenie się Boga w postać człowieczą, ani śmierć Jego na krzyżu nie była potrzebna i konieczna do zbawienia ludzkości, ten mówi, że jest niezależny od Boga, że może być zbawiony bez Boga i Chrystusa. Nie wynika z tego bynajmniej, abyśmy samych innowierców potępiali; potępić należy tylko błąd, a sąd o osobach błądzących należy zostawić Bogu. Sam rozum przeto dyktuje, że albo Kościół Chrystusów daje jedyną rękojmię zbawienia, a poza Kościołem nie ma zbawienia, albo trzeba się wyrzec Kościoła i oddać się pod opiekę szatana. Samowiedza mówi nam, że mamy wolny wybór, ale sumienie przestrzega nas, że za ten wybór odpowiemy przed Bogiem. Wybierajmy więc dobrze i szanujmy świętą instytucję Kościoła rzymsko-apostolskiego.

Footnotes:

1

Jan. XIV. 19.

Tags: św Szymon św Juda „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik wesele w Kanie Galilejskiej małżeństwo czystość gorliwość Kościół
2020-10-27

Św. Iwona, z Trzeciego Zakonu św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1303.

(Żywot ta wyjęty jest z Bulli jego kanonizacyi.)

Święty Iwo francuz, urodził się w małéj wiosce Martini w prowincyi Bretańskiéj (Bretagne) położonéj, roku Pańskiego 1258. Ojciec jego nazywał się Helory, matka miała imię Azora, oboje ze szlacheckiego rodu i wzorowi chrześcijanie. Dziecinne lata spędził pod okiem bogobojnych rodziców, którzy gdy podrósł oddali go do szkół, i zwierzyli dozór jego bardzo zacnemu nauczycielowi. Ten niewiele miał około niego pracy, gdyż znalazł w nim i zdolności niepospolite, i wielką w naukach pilność, ale szczególnie gruntowną pobożność, którą młody ten chłopaczek odznaczał się w gronie swoich rówienników. Gdy miał lat czternaście, a w naukach znakomity uczynił postęp i wielkie w nich okazywał zamiłowanie, rodzice chociaż pragnęli już się z nim nie rozstawać, bo największą był dla nich pociechą, na jego jednak usilne prośby, wysłali go do Paryża dla słuchania tam wyższych wykładów w akademii.

Młody Iwo, jakkolwiek sam życzył sobie tego, znał jednak niebezpieczeństwa dla duszy, jakie spotykają zwykle młodzieńca, dla pobierania wyższych nauk do wielkiego miasta udającego się, i wchodzącego w grono niedorosłych ludzi łatwy dających przystęp przewrotnym zasadom wszelkiego rodzaju. Polecił się téż w szczególny sposób opiece Matki Bożéj, do któréj miał zawsze serdeczne nabożeństwo, zawiązał bliższe stosunki tylko z młodymi towarzyszami podobnież jak on pobożnymi, a obrawszy sobie światłego i świątobliwego spowiednika, często przystępował do Sakramentów świętych. Co mu zaś zbywało czasu od nauk, ten poświęcał na modlitwę. To wszystko utrzymało go stale na drodze pobożności, do któréj wdrożonym był od lat dziecinnych, i nietylko nie przeszkodziło mu w jego pracach naukowych, ale owszem, tak się w nich świetnie odznaczył, że uzyskawszy wyższe stopnie akadamickie w uniwersytecie Paryzkim, udał się do uniwersytetu w Orleanie, dla słuchania Teologii i prawa kanonicznego, gdyż wtedy już powziął był zamiar wstąpienia do stanu duchownego.

Od téj pory, zaczął zadawać sobie różne umartwienia ciała: przestał używać wina i wszelkiego trunku, jadał tylko najprostsze potrawy, i ostrą włosiennicę nosił na ciele. Wszystkie posty przez Kościoł nakazane zachowywał susząc o chlebie i wodzie, i wiele dobrowolnych przydawał, w których jadał tylko trochę jarzyny surowéj. Sypiał zwykle trzy godziny tylko na gołéj ziemi, pod głowę biorąc księgę Pisma Bożego, a gdy się już bardzo czuł strudzonym, podściełał sobie trochę wiórów albo liści suchych. Często całe noce spędzał w piwnicy na modlitwie. Umartwienia téż takowe, wyjednały mu łaskę nieskazitelnéj czystości, którą od dzieciństwa przez całe życie dochował, a przytém i inne dary szczególne, któremi go Pan Bóg na modlitwie obdarzał. Podczas niéj obcował z Aniołami, którzy mu się objawiali w postaci widzialnéj, rozmawiali z nim, pokrzepiali go w jego pracach i trudach, i wielką napełniali pociechą.

Skoro został kapłanem, a już przedtém znany powszechnie ze swojéj wysokiéj świątobliwości, życia bardzo pokutnego, wielkiego dla biednych miłosierdzia i znakomitéj nauki, Archidyakon Renińskiéj dyecezyi, powołał go na urząd Oficyała, którego głównym obowiązkiem, było załatwianie spraw sądowych w téj dyecezyi. Oddał się temu święty Iwo całém sercem, a powodowany wielką dla biednych miłością, stał się najtroskliwszym opiekunem wdów, sierot i ubogich, których nietylko załatwiał sprawy jak najprędzéj i według najściślejszéj sprawiedliwości, lecz sam podejmował się ich obrony bezpłatnie, owszem z własnéj kieszeni potrzebne na to koszta zaspokajał. Czynił to nawet dla ubogich i przed sądami świeckiemi, chodził około ich sprawy najpilniéj, odwiedzał ich i pocieszał jeśli trzymani byli w areszcie, lub ukarani więzieniem. Słowem słusznie zwano go powszechnie Obrońcą wszystkich ubogich i we wszystkich ich prawach.

Jak tylko miała się wytoczyć jaka sprawa przed jego Trybunał jako najwyższego Sędziego Dyecezyalnego, dokładał wszelkiego starania, aby strony występujące przeciw sobie, pojednać przed rozpoczęciem sprawy. Udawało się to ma najczęściej, gdyż wysoka jego świątobliwość powszechnie znana, nadzwyczajną dawała mu powagę. Zdarzało się, że osoby najzawzięciéj przeciw sobie mające wystąpić, gdy pomimo jego prośb i starań pogodzić się nie chciały, w końcu jednały się, w skutek Mszy świętéj, którą na tę intencyą odprawiał. Gdy zaś wypadało mu wydać jaki wyrok chociażby najłagodniejszy, rzewnemi łzami się wtedy zalewał, mówiąc iż mu to żywo stawi na pamięci sąd ostateczny, na którym przyjdzie mu wysłuchać wyroku jaki Pan Bóg na niego wyda.

Tak święty sposób sprawowania ważnego urzędu którym był obarczony sprawił, że wszyscy Biskupi okoliczni, pragnęli mieć go przy sobie, jeden przed drugim ubiegali się o to. Tregirejski (Trégire) przyciągnął go do swojéj dyecezyi, i w téj zajaśniał Iwo wysokiemi cnotami, na tymże samym urzędzie Oficyała Biskupiego. O ile ubodzy go kochali jak ojca, a wszyscy prawi i poczciwi ludzie w wielkiéj czci mieli, o tyle i źli nawet okazywali się jego powadze uleglejszymi niż komu innemu. Zdarzyło się, że urzędnicy królewscy, dopuszczając się wielkiego bezprawia, zagrabili już byli rzeczy do Biskupa należące, i zabierali się toż samo zrobić i ze sprzętami kościelnemi. Nikt się ich przemocy opierać nie śmiał, ani sam Biskup już pokrzywdzony. Święty Iwo udał się do kościoła gdzie ciż łupieżcy przybyli, i sam jeden stawiąc im czoło, odwiódł od tego Świętokradztwa, i skłonił nawet do oddania Biskupowi tego co mu niesłusznie wydarli.

Święty Iwo sprawując urząd Oficysła, był razem i proboszczem parafii Lohaneckiéj (Lohanec). Widząc iż częste wydalenie się z plebani, nie dozwala mu osobiście zatrudniać się powierzonemi mu duszami, uwolnił się od urzędu Oficyała, i już stale pomiędzy swojemi owieczkami zamieszkał. Wielki wielbiciel świętego Franciszka Serafickiego, niemogąc dla słusznych powodów opuścić świata, na którym tyle dobrego robił a sobie tak wielkie skarbił przed Bogiem zasługi, wstąpił do Trzeciego Zakonu przez Patryarchę Asyskiego założonego, to jest został Tercyarzem Reguły świętego Franciszka Serafickiego.

Odtąd téż podwoił umartwień ciała, jeszcze uboższe jak dotąd prowadził życie, i na miłosierne uczynki obracał wszystkie swoje dochody, a nawet i od innych na też cele wielkie wypraszał jałmużny. Przywdział ubogą szarą satanę z kapturem; posty tak ścisłe zachowywał że zdarzało się iż cały tydzień żadnego zgoła nie brał posiłku, a wtedy nietylko żadnych ze swoich obowiązków nie opuszczał, lecz widziano go jeszcze czynniejszym, a tak świeżo wyglądającym po kilku dniach nie jedzenia, jakby przez ten czas na najposilniejszych pokarmach się odżywiał. Wstawał o północy, na odmówienie pacierzy kapłańskich, zwanych Jutrznią. Odprawiał Mszę świętą codziennie, i podczas podniesienia widywano spuszczającą się na niego kulę ognistą. Na kazania jego zbierało się tak wiele ludzi, że za każdą razą trzeba było urządzać mu kazalnicę za kościołem, aby nagromadzone tłumy ludu słuchać go mogły. Razu pewnego idąc z kazania do sąsiedniej wioski, nadszedł nad rzekę niespodzianie wezbraną, na któréj most był zerwany. Przeżegnał ją, i wody się przed nim rozstąpiły, a gdy suchą nogą przeszedł na brzeg drugi, na powrót koryto zajęły. Gdy już nie miał pieniędzy, suknie swoje oddawał ubogim. Zdarzyło się że spotkawszy zimą starca na pół nagiego, oddał mu swoję sutanę z kapturem; skoro od niego odszedł, ubogi zniknął, a suknia sama cudownie napowrót go przyodziała. W czasie panującego morowego powietrza z plebanii swojéj zrobił szpital a późniéj założył osobny, i ten swoim staraniem ciągle utrzymywał. Miał zwyczaj codziennie brać do stołu jednego ubogiego. Razu pewnego przyszedł trędowaty, tak obrzydliwemi wrzodami okryty, że sam Iwo doznał na ten widok wstrętu. Aby się przezwyciężyć, posadził go obok siebie i jadł z nim z jednego talerza. W środku obiadu, gość ten stał się jasnym jak słońce, tak że cały pokój zdawał się w ogniu, i powiedziawszy Dominus vobisum: „Pan z wami” znikł: byłto bowiem Anioł, którego mu Pan Bóg zesłał w nagrodę tego rodzaju jego uczynności i miłości dla biednych. Dzikie zwierzęta wszelkiego rodzaju tak mu były posłuszne, że w polu lub w lesie, ptaki siadały mu ma ręku, i na jego zawołanie przylatywały i odlatywały.

W cnotach wszelkich coraz większego nabierając wzrostu, i wielu rozmaitemi obdarzony od Boga darami, miał sobie objawioną godzinę śmierci, i tę na kilka tygodni przed zgonem wyraźnie zapowiedział. Gdy nadeszła, przyjął ostatnie Sakramenta święte z uczuciami najżywszéj wiary i pobożności, i słuchając śpiewów anielskich, zasnął błogo w Panu dnia 19 Maja roku Pańskiego 1303.

Za życia i po śmierci słynącego cudami, Papież Klemens VI w poczet Świętych wpisał. Święto jego dziś się obchodzi, jako w rocznicę przeniesienia ciała jego z Paryża gdzie umarł, do miasta Tregiery.

Pożytek duchowny

Święty Imo który za życia był szczególnym obrońcą i opiekunem spraw wdów, sierot i ubogich, jest dziś królujący w niebie, głównym Patronem tych, którzy z urzędu swojego ten rodzaj obowiązków spełniają. Gdy więc masz jaką sprawę rozpoczynać, uciekaj się do jego pośrednictwa, aby ci dał tak jak to za życia często robił, pojednać się ze stroną tobie przeciwną, bez wszczynania procesu, który rzadko bez obrazy miłości bliźniego prowadzić można.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Iwona, wyznawcę Twojego, miłosiernemi uczynkami, cudami i cnotami, w Kościele Twoim świetnym uczynił; spraw prosimy, abyśmy za jego zasługami i modlitwami, Twoich dobrodziejstw dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 920–922.

Tags: św Iwo z Bretanii „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość sprawiedliwość ubóstwo zaraza miłość nieprzyjaciół
2020-10-26

Św. Ewarysta, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 120.

(Żywot jego był napisany przez świętego Ireneneusza.)

Święty Ewaryst urodzony w Grecji, pochodził z Palestyny, gdyż był synem pewnego Żyda rodem z Betleemu, nazwiskiem Juda, a który osiadł w Grecyi i syna wychował w swojém wyznaniu. Przyszedł na świat około 60 roku po Chrystusie Panu. Obdarzony niepospolitemi zdolnościami, mając sobie przydanych znakomitych i biegłych mistrzów, w krótkim czasie wielki w naukach uczynił postęp. Przytém od lat najmłodszych, odznaczał się wielką skromnością obyczajów.

Nie masz dokładnéj wiadomości kiedy i gdzie przyjął on wiarę chrześcijańską, ani z jakich powodów przybył do Rzymu: to tylko wiadomo z pewnością, że gdy w mieście tém został wyświęcony na kapłana, odznaczył się szczególną w służbie Bożéj gorliwością, znakomitą nauką, i wielkiém nad ubogiemi miłosierdziem, tak dalece, że powszechnie poczytywano go za duchownego którego zbawiennemu wpływowi, głównie przypisywać można było wszystkie te zalety, jakiemi ówcześni chrześcijanie Rzymscy, w szczególny sposób się odznaczali. Święty Ignacy Męczennik Biskup Antyocheński, w owych czasach żyjący, oddaje pochwały Rzymianom, za ich szczególną wierność i wytrwałość w wierze świętéj, za czystość obyczajów i za miłość chrześcijańską, któréj stali się wzorem dla wiernych wszystkich innych kościołów. Wspomina z uwielbieniem o panującéj pomiędzy niemi jedności, i podziwia jak powszechny obudzały w nich wstrtręt wszelkie błędne zasady różnych kacerzy, którzy już podówozas zasmucali Kościoł, a w innych miastach wielu zwolenników pozyskiwali.

Owoż pochwały te oddawane chrześcijanom Rzymskim, są właśnie pochwałą świętego Ewarysta, którego jak to wyżéj wspomnieliśmy, było to dziełem, a który lubo wtedy jeszcze tylko jako kapłan, naukami swojemi i przykładem, rozbudzał w sercach wszystkich wiernych w Rzymie się znajdujących ducha żywéj wiary i pobożności. Był téż on w tak szczególnéj i powszechnéj czci i poważaniu, że skoro święty Anaklet Papież, następca świętego Klemensa, otrzymał koronę męczeńską, a Stolica Apostolska zostawała nieobsadzoną przez tak tylko krótki przeciąg czasu jaki był potrzebny do zwołania całego duchowieństwa, skoro tylko się zebrali, wszyscy bez najmniejszéj sprzeczki i zwłoki, jednogłośnie wybrali Papieżem świętego Ewarysta. Ze wszyskich tam zgromadzonych, on tylko jeden wyboru tego nie pochwalał. Głęboka jego pokora, nizkie o sobie rozumienie, wysoki szacunek jakim był przejęty dla cnót i zasług innych członków duchowieństwa, sprawiały iż utrzymywał że to nie Duch Święty tym wyborem pokierował, i błagał i domagał się koniecznie aby nie wkładano na niego godności któréj czuł się nieodpowiednym. Lecz to właśnie wszystkich upewniało że go na nią sam Pan Bóg powołał. Musiał więc poddać się woli Bożéj, głosem całego ludu i wyborem Duchowieństwa objawionéj, i zajął Stolicę Apostolską dwudziestego siódmego Czerwca, około roku Pańskiego 110.

Skoro święty ten Papież ujrzał się u steru łodzi Piotrowéj, zajął się z całą gorliwością zarządem Kościoła powszechnego, a to właśnie w czasach gdzie z jednéj strony prześladowanym on był na zewnątrz przez pogan, a z drugiéj okrutnie szarpany wewnętrznemi niesnaskami wszczętemi przez heretyków. Szymonianie, uczniowie Menandra, Nikolaici, Gnostycy, Kainienanie, uczniowie Saturnina i Bazylida, jako téż i Karpokrata, Walentynianie, Elcezelianie, oto jest długi szereg najrozmaitszych kacerzy, którzy pobudzeni duchem ciemności, dokładali wszelkich starań, używali wszlkiéj przebiegłości, aby wszędzie rozlać jad swoich błędów, zarazić Rzymian, tusząc sobie że jak raz wszczepią w stolicę świata chrześcijańskiego swoję trucieng, prędko przejdzie ona w całe ciało jego, o co im właśnie chodziło. Lecz Chrystus Pan, który przyrzekł że cała potęga piekła nie przemoże nigdy Jego Kościoła, dla zaradzenia mu w téj ciężkiej potrzebie, i postawienia mężnego czoła przeciw tak rozlicznym jego nieprzyjaciołom, umieścił właśnie na Stolicy Apostoskiéj świętego Ewarysta.

Jakoż, wielki ten Papież czuwał tak pilnie nad niwą Pańską jemu zwierzoną, że nieprzyjaciel nie mógł nigdy na niéj zasiać złego ziarna, Chrześcijanie Rzymscy wytrwali w czystości wiary, i chociaż prawie wszyscy wyżéj wymienieni herezyarchowie przybywali do téj stolicy aby ją błędami swemi skazić, niezmordowana gorliwość i pasterska pieczołowitość świętego Ewarysta, tak skutecznie przeciw temu działały, że wszystkie te błędy kacerskie nie znalazły przystępu ani do jednego z Rzymskich chrześcijan.

Lecz starania jego około dobra Kościoła powszechnego, nie ograniczyły się tylko na osłonieniu wiernych, przed błędami przeciwnemi zasadom wiary. Święty Ewaryst zajął się z równąż gorliwością ustaleniem karności kościelnéj, przez wydanie mądrych postanowień, dla powszechnego Kościoła niezbędnych. Podzielił Rzym na tak nazwane wiedy Tytuły, przezmaczając do ich dozoru osobnych kapłanów. Nie byłyto jeszcze podówczas kościoły publiczne, lecz rodzaje kaplic zawarte w domach prywatnych, gdzie chrześcijanie zgromadzali się dla słuchania słowa Bożego, i uczestniczenia w świętych obrzędach. Nazywano zaś je Tytułami, od tytułów różnych Świętych Pańskich, pod których wezwaniem zostawały, a dla rozróżnienia ich od mieszkań świeckich, umieszczano na ich drzwiach krzyże, aby przez to poznawano iż to są miejsca obrane na wspólne odprawianie nabożeństwa. Kapłani przeznaczeni do zarządu tych kaplic, bylito właściwie Proboszczowie Rzymscy, i już wtedy liczono ich około czterdziestu.

Tenże święty Papież nakazał, aby gdy Biskup ma kazanie, dla uczczenia jego godności, siedmiu Dyakonów mu towarzyszyło. On także postanowił, stosownie do podania apostolskiego, aby małżeństwa zawierały się publicznie, i nowożeńcom Kapłan udzielał błogosławieństwa. Pozostały po nim dwie Encykliki czyli listy Papiezkie; jeden do Biskupów Afrykańskich, drugi do wiernych w Egipcie. W tym ostatnim, powstaje on przeciwko niektórym nadużyciom obrażającym skromność obyczajów; w pierwszym stanowi, że Biskup z jednéj do drugiéj Dyecezyi, bez pozwolenia Stolicy Apostolskiéj, przenosić się nie może.

Święty Ewaryst zasiadał na Stolicy Apostoiskiéj za panowania Trajana. Chociaż cesarz ten był jednym z lepszych monarchów pogańskich, i odznaczył się łagodnością i sprawiedliwością w zarządzie swoich ludów, chrześcijanie jednak tego nie doznali. Owszem prześladowania na jakie wystawionym był Kościoł a jego panowania, nie ustępuje w niczém okrutnym mękom jakie zadawano wiernym w prześladowaniach za innych cesarzów pogańskich. Wprawdzie, nie wydał on żadnego nowego wyroku obostrzającego postępowanie z Wyznawcami Chrystusa, lecz pałał nienawiścią ku chrześcijanom, gdyż znał ich tylko z tych baśni i oczernień, jakich się nasłuchał od swoich dworzan i kapłanów pogańskich. Ta zaś jego powszechnie znana nienawiść ku wiernym, aż nadto dostateczną była aby i lud i urzędników przeciw nim pobudzać.

Odkąd religia chrześcijańska powstała na ziemi, niezwłocznie ściągnęła na siebie nienawiść, jaką zwykle wszelka prawda obudza w tych, którzy w błędach i złości swojéj pogrążeni, upatrują korzyść aby się jéj opierać. Szczytność zasad moralności którą ta święta nauka głosiła, tak przeciwna powszechnemu zepsuciu pogan, była jednym z głównych powodów wstrętu, jaki w ludziach wszelkiego stanu i wieku, błędami pogańskiemi zarażonych, rozbudzała boska religia z Nieba przez Zbawiciela przyniesiona. A że moc piekielna, która się była rozwielmożniła na ziemi przed przyjściem Chrystusa Poza, pokonaną zostala przez Niego, więc cała wściekłość zwyciężonego piekła, obróciła się na chrześcijan, jako Jego wyznawców. Już sama świątobliwość ich obyczajów kłuła w oczy pogan, i była ciągłym i głośném potępieniem ich nieprawości; lecz żeby jeszcze skuteczniéj odstręczyć od Ewangelii umysły pogańskie, szatan wzniecał i rozsiewał najokropniejsze i najdziwaczniejsze oszczerstwa przeciw chrześcijanom. Poczytywano ich za czarowników i czarnoksiężników, którzy w wysokim stopniu posiali sztukę oczarowywania drugich. Największe cuda jakie czynili, temu jedynie przypisywano. Upowszechnione było przekonanie, że na ich zgromadzeniach nocnych i tajemnych, odbywano najwszeteczniejsze obrządki, i że udając pozornie świętoszków, są oni w gruncie ludźmi najprzewrotniejszymi, na wszelką zbrodnię gotowymi. Pod wpływem to tak fałszywych: uprzedzeń, każdy poganin poczytywał chrześcijanina za ostatniego zbrodniarza, i ztąd bez żadnych innych zarzutów i dowodów, skoro się tylko który z wyznawców Chrystusowych przyznał do swojéj wiary, skazywano go na najokrutniejsze kary i męki. Z tegoto powstawały owe wzburzenia ludowe w Cyrkach, w Amfiteatrach przy igrzyskach publicznych, gdzie chociaż chrześcijanie najmniejszego nie dawali do tego powodu, z wrzaskami domagał się lud ich śmierci i wyniszczenia ich sekty. Temu téż to rodzajowi manifestacyi ludowych, przypisują głównie, okrutne prześladowanie jakiego doznał Kościół za panowania cesarza Trajana. Euzebiusz, jeden z najpoważniejszych starożytnych historyków, w dziejach przez niego napisanych oznacza rozpoczęcie się tego prześladowania około roku Pańskiego 108, który był jedenastym panowania tego cesarza, i które trwało aż do jego śmierci, zaszłéj w roku po Chrystusie Panu 117, a w dwudziestym jego rządów cesarstwem.

Święty Papież Ewaryst słynący w całym Kościele nietylko jako najwyższy Pasterz, ale i jako wielki Święty, w niezmordowanéj goriiwości swojéj, coraz więcéj pogan pozyskując Chrystusowi Panu, był więcéj niż kto inny wystawiony ma gwałtowną burzę, która wtedy powstała na Kościół. Im świętszym, czynniejszym i gorliwszym był on Pasterzem, tém zażarciéj czyhali na niego ci, którzy trzodę rozproszyć zamierzali. On zaś chociaż już wtedy podeszłego wieku, im na większe niebezpieczeństwo widział wystawionych wiernych, tém więcéj i sam się narażał, by więcéj przynosić im pomocy, i wszędzie gdzie cierpieli chrześcijanie, widzieć go można było obecnym. Odwiedzał ich po więzieniach, ukrzepiał w duchu i utwierdzał w wierze gdy już na męczeństwo udawać się mieli, chwiejącym się dodawał odwagi i grzebał ciała gdy ich poganie pomordowali. W skutek tego, o ile chrześcijanie czcili w nim najwyższego Pasterza, jak najgodniéj wysoki swój urząd, wśród tak wielkich niebezpieczeństw, sprawującego, o tyle zrozumieli to dobrze poganie, że najdotkiiwszy cios zadadzą Kościołowi, gdy na niego samego uderzą. Schwytany więc został i wtrącony do więzienia. Radość jaką z tego powodu objawił, zdziwiła samych pogan, niespodziewających się znaleźć w zgrzybiałym starcu tyle męstwa i odwagi. To skłoniło ich tém bardziéj aby się go co prędzéj pozbyć. Wskazali go więc na śmierć, za jedyny kładąc do tego powód że jest Najwyższym Kapłanem chrześcijan, to jest Papieżem. Nie wiadomo jakim rodzajem śmierci był stracony: to tylko jest pewném, że pozyskał koronę męczeńską 26 Października około roku Pańskiego 120 i w tymże dniu Kościół Boży pamiątkę jego obchodzi.

Pożytek duchowny

Podziwiałeś zapewne, jak rozliczne kacerstwa zasmucały Kościoł, gdy święty Ewaryst wstąpił na Stolicę Apostolską. Czyż nie większą jeszcze ich liczbę, wymienićbyśmy mogli i a czasów naszych? Niech cię to pobudzi do gorącéj modlitwy do Boga, o wytępienie panujących dziś błędów przeciwnych nauce katolickiéj, a ustalenie jedności świętego Kościoła.

Modlitwa (Kościelna)

Na nędzę naszę racz wejrzeć wszechmogący Boże, a że nas ciężar własnych grzechów przygniata, niech nas błogosławionego Ewarysta Męczennika Twojego i Papieża, miłościwe pośrednictwo wesprze. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 915–919.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 853

Święty Ewaryst położył niepożyte zasługi jako organizator gminy chrześcijańskiej w pogańskim jeszcze Rzymie. Trudne zaiste było jego zadanie, ustrzec tę z początku nieliczną garstkę wyznawców Chrystusowych od zgorszenia, zepsucia i moralnej zarazy, jaką szerzyli podówczas poganie. Mimo to spełnił je tak świetnie, że święty Ignacy poświadczył, że był prawdziwym wzorem pasterza, dbającego o dobro swej trzody.

Tags: św Ewaryst „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik papież Rzym herezja
2020-10-25

Św. Kryspina i Kryspinianina, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 303.

(Żywot ich jest napisany przez Suryusza.)

Święci Kryspin i Kryspinian znakomitego rodu Rzymianie, żyli przy końcu trzeciego wieku. Bylito bardzo przykładni i gorliwi katolicy a odznaczali się jako tacy właśnie w czasach najsroższego prześladowania Kościoła, kiedy samo imię chrześcijanina już na wielkie niebezpieczeństwo każdego narażał. Panowali wtenczas cesarze Dyoklecyan i Maksymilian, którzy wydali najokrutniejsze prawa przeciw wyznawcom Chrystusowym, i tak surowo nakazali najściślejsze ich wykonanie, że w przeciągu dwóch tygodni, w samym Rzymie trzydzieści tysięcy Męczenników zdobyło korony niebieskie. Lecz to wcale nie przygaszało w wiernych ducha poświęcenie i gorliwości. Wielu z tych których żelazo pogańskie oszczędziło w Rzymie, pobudzonych od Boga aby i innym ludom zanieść światło Ewangelii, rozeszło się w tym celu w różne strony cesarstwa. Z téj liczby najsławniejsi byli święty Kwintynian Senator Rzymski; święci Lucyan, Rufin, Walery i Eugeni, którzy udawszy się do Francyi ówczesnéj Galii, nawróciwszy wielu pogan i zburzywszy bałwany, założyli w wielu miejscach kościoły a w nagrodę dostąpili korony męczeńskiéj.

Rozgłos takich świetnych zwycięstw odniesionych przez świętych żołnierzy Chrystusowych, pobudził i drugich do ich naśladowania. Z téj liczby odznazyli się szczególnie dwaj Święci: Kryspin i Kryspinian. Dowiedziawszy się jak obszerne i żyzne pole otworzyło się w Galii dla pracowników Ewangelicznych, a oraz że kiedy wielu z nich męczeńską śmiercią padło, brakło już takowych w tym kraju, postanowili udać się tam, dla ogłaszania wiary Chrystusowéj. Lecz że byli bardzo zamożni, więc żeby z téj strony stać się swobodniejszymi i lepiéj usposobionymi do walki jaka ich czekała, rozdali całe swoje majątki na ubogich, poszli do Galii, a przybywszy do Sessonu (Soissons) postanowili od tego miejsca rozpocząć swoje apostolstwo.

Wyroki cesarskie przeciwko chrześcijanom były w tém mieście tak ściśle wykonywane, i w takim przerażeniu trzymało to wszystkich mieszkańców, że skoro domyślano się że Kryspin i Kryspinian są chrześcijanami, z czém zresztą nie taili się wcale, nie tylko nikt im przytułku dać nie chciał, ale nawet żyjąc o żebranym chlebie, od nikogo najmniejszego wsparcia otrzymać nie mogli. Zmuszeni więc byli, aby nie umrzeć z głodu, wziąść się do jakiego rzemiosła; że rzemiosło szewckie wydawało się im najwłaściwsze do tego aby w większém ukryciu zostawać mogli, a obok ludności, temu się oddali. Zabrali się najprzód do wyuczenia się tego rodzaju roboty; lecz wnet przekonali się jak miłém było Panu Bogu to ich poświęcenie, gdyż od razu okazali się tak w zawodzie tym biegłymi jak najstarsi majstrowie.

Ponieważ roboty ich przewyższały wszystkich innych wyrabiających obuwie, a przytém że nieszukając zarobku tylko wyżycia, towar swój niżéj od innych szewców sprzedawali ogromna liczba kupujących cisnęła się do ich sklepiku. Świętym o to téż chodziło. Korzytając z tak wielkiego napływu ludzi a po największéj części pogan, wszczynali z nimi rozprawy o religii, i wtedy przedstawiali im prawdę wiary cbrześcijańskiéj, a wyświecali fałszywość pogańskiéj, trafnie dowodząc jakim szaleństwem jest czcić jako bogów ludzi którzy byli zbrodniarzami i rozpustnikami, albo nieme bałwany ręką ludzką ukute. A że Pan Bóg dziwną moc słowom ich dawał, coraz więcéj pogan zgromadzało się do nich, już nie tyle po kupno obuwia, ile dla słuchania ich nauk, i wkrótce sklep ich zamienił się jakby na kościoł, do którego przybywający nabywali bez zapłaty najszacowniejszą perłę ewangeliczną, nawracając się do wiary świętéj.

Liczba nawróconych i ochrzczonych przez nich pogan była tak wielka, że w końcu oskarżono ich o to przed cesarzem Maksyminem, podówczas w Galii przebywającym. W skutek tego wysłał on niezwłocznie rozkaz do Ryktowarusa, Wielkorządcy téj części kraju, aby ich uwięził i surowo ukarał jeśli wiary odstąpić nie zechcą. Ten zjechał co prędzéj do Sessonu, gdzie już całe miasto sławiło naszych Świętych, a że spragnieni męczeństwa nie ukrywali się wcale, zaraz ich kazał schwycić, przed sobą stawił i spytał czy oddają cześć Jowiszowi, Apolinowi i Merkuremu bożkom cesarskim? „Oddajemy cześć Bogu chrześcijańskiemu, który jest Bogiem prawdziwym, odrzekli Święci, a Jowisz, Apolin i Merkury bogami być nie mogą, gdyż bylito ludzie, którzy się sprośnych czynów dopuszczali.” Ryktowarus wtedy kazał ich pokuć w kajdany i wraz z nimi udawszy się sam do Maksymina, przedstawił mu ich jako buntowników bluźniących bożki cesarskie, a więc godnych kary śmierci. Cesarz spytał ich najprzód z jakiego są rodu, i jakiego wyznania. „Pochodzimy z rodziny Patrycyuszów Rzymskich, odrzekli, a przybyliśmy tu do Gali, aby głosić Jezusa Chrystusa Boga prawdziwego, którego Cesarstwo większém jest od twojego, gdyż panuje On nad Niebem i ziemią; trwalszém, bo nigdy końca mieć nie będzie; wspanialszém, bo On wierne sługi Swoje koroną niebieską nagradza. Wsparci téż łaską Jego, mamy postanowienie nieodstąpić Go, chociażbyś nam najcięższe zadał męki.” Słysząc to Maksymin, zaprzysiągł się na wszystkie bogi swoje, że ich okrutnie męczyć będzie, jeśli przy chrześcijańskich, jak je nazywał, zabobonach trwać będą; a przeciwnie jeśli odstąpią Chrystusa, da im pierwsze urzędy na dworze cesarskim. A nato znowu Święci odrzekli: „Groźb twoich o! Cesarzu nie lękamy się; łaski za nie mamy; rozdawaj więc je tym, którzy się o nie ubiegają. Dla nas najwyższą nagrodą jest krzyż Chrystusa, który sług Swoich do takiego wynosi szczęścia i zaszczytu, że gdybyś je ocenił jak należy, zrzekłbyś się swojego cesarstwa aby Jemu służyć.” – „Nie sądźcie, zawołał na to Maksymin, abyście i mnie, jak wielu innych, oczarować potrafili i nawet cesarzowi zawrócili głowę nauką którą głosicie.” – „Zaślepiony jesteś, odrzekli mu święci, i zamiast uznać najwyższym Panem Tego któremu i twoja cesarska władza podlega, ty Go prześladujesz i w sługach Jego pastwisz się nad Nim. Lecz próżne są twoje wysiłki, które tyle mają mocy przeciw Kościołowi założonemu przez Chrystusa, ile by miały kule wełniane ciskane na mur miedziany.” I przydali w końcu: „Religia ta, którą ty tak okrutnie prześladujesz, w całém twojém państwie wkrótce zakwitnie z wszelką swobodą;” co było przepowiednią panowania Konstantyna Wielkiego, który po Maksyminie nastąpił i Kościoł wyswobodził.

Rozgniewany cesarz za tak śmiałe odpowiedzi, wydał ich w ręce Wielkorządcy, z rozkazem aby ich najokrutniejszemi mękami zmusił do oddania czci bożkom, a jeśli tego nie uczynią, aby ich temiż mękami zamordował na śmierć. Ryktowarus więc najprzód. kazał ich przywiązać do koła, i z niém toczyć po ziemi bijąc przytém pałkami. Widząc iż Święci ani jęku nie wydają i na głos się modlą, kazał drzeć z nich pasy, a pod paznogcie,na szyderstwo jako szewcom, ostre szydła wbijać. Lecz cóż może barbarzyństwo ludzkie, przeciw mocy Bożéj! Święci uciekli się przez modlitwę do Pana Jezusa, i zaraz jéj skutku doznali. Nietylko bowiem z tak barbarzyńskiéj katuszy, żadnego bolu nie uczuli, lecz szydła których poganie mnóstwo przynieśli, samych katów poraniły.

Ryktowarus przypisując to jedynie czarom, aby co prędzéj zadać śmierć Kryspinowi i Kryspinianowi, a obawiając się żeby jeszcze nie użyli, jak on to mniemał, czarodzejskiéj sztuki, kazał ich jak najsilniéj uwiązać do dwóch kamieni młyńskich, i z niemi w rzekę wrzucić. Chciał albo ich niemi przywalić, albo tém pewniéj zatopić, albo pod niemi zamrozić, bo działo się to w zimie i woda ścięta była. Lecz Pan Bóg cud większy jeszcze okazać raczył: kamienie młyńskie najprzód lody przebiły, a potém jakby korkowe uniosły świętych na wierzch rzeki, gdzie lud przed niemi tajał jakby od ciepłego żelaza, i obaj na drugi brzeg przepłynęli.

Wtedy Wielkorządca widząc że woda i zimno ich nie dotknęły, wziął się do ognia i ołowiu roztopionego, i w kocioł nim napełniony kazał Kryspina i Kryspianina wrzucić. Wchodząc weń Święci, zaczęli ten Psalm: „Bóg pomocą moją i nadzieja moja jest w Bogu” 1, który gdy kończyli, kropla wrzącego ołowiu prysnęła, i wypaliła jedno oko Ryktowarusowi. Wprawiło go to w taką wściekłość, że kazał przyrządzić droui kocioł, napełnić go wrzącym olejem i smołą, i wrzucić w niego Świętych głową na dół. Skoro zostali zanurzeni w ten war straszny, stanęli wśród niego na nogach, i tak głośno zaczęli się modlić. „Wyzwól nas Panie, z tego strasznego waru, obróć go na zawstydzenie szatana, i na wykonawców jego bezbożności. Mocen jesteś uczynić to Boże, boś Ty stworzył świat cały jedném słowem Swojém, i codziennie ze złego wyprowadzasz dobro, światło z ciemności, i najsilniejsze trucizny w lekarstwa zamieniasz.” A gdy skończył, Anioł z Nieba zstąpił, i wyprowadził ich z kotła zdrowszymi i rzeźwiejszymi niż byli gdy ich weń wrzucono. Ryktowarus osłupiał, za poduszczeniem a może i opętaniem szatanskiém, od złości wpadł w takie szaleństwo, że widząc iż nie może zamordować sług Bożych, sam się wrzucił w kocioł dla nich przygotowany, i w tejże chwili najnędzniéj życie postradał.

Kryspina i Kryspiniana odprowadzono do więzienia. Przybywszy tam upadli twarzą na ziemię, i całą noc przetrwali na modlitwie, dziękując Pau Bogu za tyle cudów które nad nimi raczył uczynić. Przed północą, okazał się im znowu Anioł, oznajmując iż nazajutrz rano już ich Pan Bóg zabierze do Siebie, i że w Niebie czeka ich tyle koron chwały, ile tu za Chrystusa mąk ponieśli. Święci rozpłakali się z radości, uściskali się serdecznie, i dodawali sobie nawzajem ducha do równie mężnego jak dotąd zachowania się w ostatniéj godzinie ich życia tu na ziemi, a która stać się miała pierwszą ich wiecznego szczęścia w Niebie.

Jakoż, cesarz Maksymin dowiedziawszy się nad rankiem o strasznéj śmierci Wielkorządcy, nietylko nie otworzył oczu, i nie uznał mocy prawdziwego Boga w tylu zaszłych z tymi błogosławionymi Męczennikami cudach, lecz zagorzały poganin i okrutny prześladowca wiernych, skazał ich na ścięcie, co niezwłocznie wykonano dnia 25 Października roku Pańskiego 303.

Ciała świętych Kryspina i Kryspiniana z cesarskiego rozkazu, cały dzień za miastem na polu pozostawione zostały na pastwę drapieżnym ptakom i dzikim zwierzętom. Lecz gdy ani ptaki ani zwierzęta tknąć ich nie śmiały, pewien pobożny starzec, mając to sobie od Pana Boga polecone, z siostrą swoją poszedł po nie w nocy. Znalazł je tak lekkie, że bez trudności oboje je zabrali; a gdy przyszedł nad rzekę wzdłuż któréj miał je zanieść do swojego domu daleko ztamtąd będącego, ujrzał łódkę cudownie zesłaną która na nich tam czekała. Włożył na nią zwłoki Świętych, a łódź sama bez przewodnika i bez wioseł, płynąc przeciw wodzie zaniosła ich do mieszkania tego starca, który je z wielką czcią pochował. Po ustaniu prześladowania, za czasów Konstantyna kiego, gdy wyjawił on chrześcijanom miejsce gdzie ukrył te Relikwie, tłumy ludu zbiegały się dla oddania im czci, i dom ten na kościół zamieniono. Lecz te ci święci Męczennicy rodem byli z Rzymu, więc Rzymianie tyle dołożyli starań, iż ciała ich przeniesione zostały do Rzymu, i umieszczone w kościele świętego Wawrzyńca Męczennika, gdzie dotąd zostają.

Pożytek duchowny

Święci Kryspin i Kryspinian z rzemiosła szewskiego żyjąc, w swoim sklepiku nawracając przychodzących kupować obuwie, zamienili go jakby na dom Boży, w którym pozyskiwali dusze Chrystusowi. Niech Cię to uczy, że przy każdém zajęciu i na każdém miejscu, obcując z ludźmi, możesz pobożną rozmową przymnażać chwały Bożéj i sobie zasługi.

Modlitwa

Boże! któryś świętych Kryspina i Kryspiniana na Męczenników Twoich, przywiódł do tego że oni z miłości ku Tobie wyrzekłszy się dostatków w ubogiém rzemiośle pracowali i w niém wysłużyli sobie koronę męczeńską; daj nam za ich wstawieniem się, w stanie w jakim zostajemy wiernie Ci służyć na ziemi, w Niebie wraz z nimi chwalić Cię na wieki. Przez Pana naszego i t. d

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 913–915.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 852

Pan Jezus dał nam podczas swej ziemskiej pielgrzymki przykład wszystkich cnót posuniętych do najwyższej doskonałości, a naszą powinnością jest naśladować Go w miłości niebieskiego Ojca i bliźnich. Ten zapał serdeczny, tę tęsknotę zbliżenia się do Chrystusa tu na ziemi Święci Kryspin i Kryspinian i w Niebie nazywamy gorliwością. Za wzór takiej gorliwości można uważać świętych braci Kryspina i Kryspiniana.

  1. Z miłości ku Ojcu niebieskiemu zstąpił Pan Jezus z wyżyn nadziemskich na ten padół płaczu i cierpień i przywdział na siebie postać ludzką, aby ludzi nawrócić i nauczyć, jak mają wielbić Trójcę świętą w duchu i prawdzie. Kryspin i Kryspinian z miłości ku Bogu opuścili Rzym, ów przybytek rozkoszy i przyjemności, pożegnali ziemię rodzinną i krewnych i puścili się do niegościnnej Galii, aby jej nieszczęśliwych mieszkańców, pogrążonych w sromotnym bałwochwalstwie, obeznać z wiarą chrześcijańską, jedyną, jaka zdoła uszczęśliwić człowieka. Postępek ten jest dowodem bohaterskiej ich gorliwości. I my zrządzeniem miłosierdzia Boskiego jesteśmy członkami Królestwa Bożego na ziemi, dziećmi Kościoła katolickiego. Kościół jest matką naszą; ale jakże często martwimy i obrażamy tę dobrą matkę! Jedni dbają tylko o ciało, stroje, tarzają się w zmysłowych rozkoszach; drudzy gardzą jej przykazaniami i przystępują je na każdym kroku; innym nie wystarcza własna złość i przewrotność, starają się przeto przerobić drugich na swoje kopyto, sieją zgorszenie i namawiają ich do niewiary w objawienie i odrzucenia ustaw kościelnych. Nie powinnoż nas boleć, gdy ktoś policzkuje matkę naszą, czyni nieszczęśliwymi braci, a Ojca niebieskiego w oczach naszych tak ciężko obraża? Kogo to boli, ten jest gorliwym uczniem Jezusa Chrystusa.
  2. Aby u ludzi znaleźć przychylne przyjęcie i chętny posłuch, wyrzekł się Pan Jezus zewnętrznej okazałości, pracował przez lat osiemnaście przy prostym rzemieślniku Józefie, był skromny, łagodny, posłuszny i jednał sobie miłość wszystkich, którzy Go znali, widzieli i słyszeli. I nasi święci bracia nie inaczej postępowali. Aby u nieokrzesanych mieszkańców miasta Soissons znaleźć przychylne przyjęcie, wyrzekli się świetnego stanu, mimo wysokiego wykształcenia udawali prostaczków, wyuczyli się szewstwa i tak żyli, że lud powziął do nich zaufanie, serdecznie ich umiłował i służył Bogu. Czyż tym nie dali dowodu bohaterskiej gorliwości? Mamy niestety ojców i matki, którzy nie myślą uczyć dzieci katechizmu, nie odmawiają z czeladzią pacierzy rannych i wieczornych i nie dają im dobrego przykładu częstym przystępowaniem do spowiedzi i Komunii. Czy to można nazwać gorliwością?
  3. Aby stwierdzić prawdę swej nauki, dowodnie okazać swą gorliwość, dźwigał Pan Jezus ciężki krzyż na górę Kalwarię, cierpiał na ciele i duszy jak nikt przed Nim i po Nim, i złożył życie w ofierze na krzyżu. Kryspin i Kryspinian, chcąc dać świadectwo Boskości swej wiary i pragnąc zachęcić chrześcijan do stałości, pozwolili się męczyć i oddali głowy pod miecz katowski. Czyż może być większy dowód gorliwości chrześcijańskiej? Korzystajmy przeto z przykładu, jaki nam dali ci święci bracia! Brońmy wolności i swobód Kościoła katolickiego, wychowujmy dzieci w bojaźni Bożej, nie czytajmy pism i gazet bezbożnych, święćmy niedziele i dni uroczyste według przepisu Kościoła, a wtedy i my, chociaż w mniejszym stopniu od wyżej wspomnianych Świętych okażemy się gorliwymi chrześcijanami.

Footnotes:

1

Palm LXI. 8.

Tags: św Kryspin i Kryspinian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik praca gorliwość
2020-10-24

Św. Rafała Archanioła

Objawił się Tobiaszowi na lat 700 przed Chrystusem Panem.

(Szczegóły poniższe wyjęte są z Pisma Bożego.)

Święty Rafał którego uroczystość Kościół Boży dziś obchodzi, jest jednym z Archaniołów otaczających tron Boski. W jedném tylko miejscu Pisma Bożego jest o nim wyraźna a długa wzmianka, a to w historyi młodego Tobiasza, do którego Pan Bóg raczył go zesłać, a przez niego całą tę rodzinę różnemi łaskami obdarzyć. Pismo święte tak to nam opowiada.

Kiedy Pan Bóg za karę odstępstwa Swojego wybranego narodu, zesłał na nich króla Assyryjskiego Salmanazara, który pobiwszy ich, wielu wziął do niewoli, w téj liczbie był i Tobiasz, z pokolenia i miasta Neftali, człowiek od lat młodych wielkiéj świątobliwości, który wiary w prawdziwego Boga nigdy nie odstępował. Zaprowadzony do Assyryi, mieszkał w Niniwie, i tam znowu odznaczył się jak najściślejszém zachowywaniem praw Starego zakomu, a oraz i miłosiernemi uczynkami które spełniał względem swoich współwyznawców, razem z nim w niewoli pogańskiéj jęczących. Wspierał ich ile mógł, utwierdzał w wierności ich religii, grzebał ich ciała, chociaż się w tém nieraz na wyraźną śmierć narażał: gdyż to było przez Assyryjczyków najsurowiéj zakazane. Słowem był dla wszystkich wzorem cnót najwyższych. Pojął za żonę dziewicę ze swojego pokolenia imieniem Annę i z niéj miał syna któremu imię dał takie Tobiasz, a od dzieciństwa wyuczył go czcić Boga i unikać grzechu.

Zdarzyło się dnia pewnego, że gdy spracowany miłosiernemi usługami, usnął przy ścianie pod swoim domem, z gniazda jaskółki które nad nim było, spadł na oczy jego gnój, który go o zupełną ślepotę przyprawił. Tobiasz, z pokorném poddaniem się woli Boskiéj zniósł to nieszczęście, nietylko nigdy nieutyskując, ale nawet oddając za to chwałę Bogu.

Lecz źli ludzie urągali mu z tego powodu. „Gdzież jet, mówili, Bóg w którym twoję nadzieję złożyłeś, przez wgląd na którego tyleś jałmużn rozdawał? Wszystko widać na nic ci nie posłużyło, kiedy teraz ślepotą dotknięty zostałeś.” A Tobiasz i takie urąganie pokornie znosił, tylko modlił się do Boga żeby go pocieszyć raczył. Dnia zaś pewnego gdy mu nietylko obcy ludzie, ale już i żona tę jego ślepotę wymawiała, z płaczem błagał Pana Boga aby go od tego nieszczęścia uwolnić nie omieszkał.

Gdy się to działo w Niniwie z Tobiaszem, w tymże samym dniu w mieście Ragiesie daleko ztamtąd bo w krainie Medów położoném, pewna kobieta imieniem Sara, córka Raguela bogatego mieszkańca tego miasta, podobnież jak Tobiasz niewinnie cierpiąc, doznała dotkiwego urągania.

Byłato niewiasta wielkiéj świątobliwości, lecz przed ludźmi: jakby hańbą okryta, gdyż siedem razy wydawana za mąż, nietylko dzieci nie miała, co w starym zakonie wielką sromotą było, lecz wszystkich mężów, zaraz po ślubie, czart zabijał. Razu pewnego gdy upomniała o jakiś występek służącą swoję, tę obelżywą odebrała od niéj odpowiedź: „Zabójczyni mężów swoich, obyś nigdy potomstwa twego nie oglądała.” Co usłyszawszy Sara, poszła na górę do izdebki, a trzy dni niejedząc i niepijąc modliła się z płaczem, prosząc aby ją Pan Róg z tego wstydu wyzwolił.

Owóż obojga tych. dusz pobożnych: to jest Tobiasza z Niniwy i Sary z Ragesu połączyły się razem modlitwy przed majestat Boski; a Pan Bóg postanowił zesłać na ziemię świętego Rafała Archanioła, aby przez niego okazać nad nimi wielkie swoje miłosierdzie, co nastąpiło w ten sposób.

Tobiasz pożyczył był znaczne pieniądze niejakiemu Gabelowi, który mieszkał w Ragiesie. Gdy zdawało mu się że już niedługo pożyje, polecił młodemu Tobiaszowi synowi swojemu, aby się udał do tego miasta dla odebrania od Gabela należności, i kazał mu poszukać sobie jakiego towarzysza podróży, któryby go tam zaprowadził. Wyszedł tedy młody Tobiasz na ulicę i zaraz spotkał młodzieńca przecudnéj postawy, a tak ubranego jakby już do podróży znajdował się gotowym. Byłto właśnie Anioł-Rafał, którego tam Pan Bóg, w widokach swojego miłosierdzia na tę świętą rodzinę zsyłał, lecz młody Tobiasz niedomyślając się tego, zapylał go: „Zkąd jesteś dobry młodzieńcze?” A on odpowiedział: „z synów Izraelskich.” – „A czy znasz drogę do krainy Medów?” powiedział znowu Tobiasz. – „Znam odrzekł młodzieniec, i często ją odbywałem udając się do miasta Ragies, w którém w czasie mego pobytu mieszkałem w domu Gabela, naszego współrodaka.” Uradowany młody Tobiasz że taki nastręcza mu się towarzysz, prosił go aby chwilę poczekał, a sam pobiegł oznajmić to ojcu który i sam tém wszystkiém zdziwiony, kazał prosić do siebie owego nieznajomego. Ten wszedłszy pozdrowił go mówiąc: „Niech ci zawsze będzie wesele.” A Tobiasz na to: „jakże wesołym byś mogę ja, który ślepotą dotknięty światłości niebieskiéj nie widzę?” – „Pociesz się, odpowiedział mu na to młodzieniec, już niezadługo Pan Bóg wzrok ci przywróci.” Potém spytał stary Tobiasz nieznajomego czy może zaprowadzić syna jego do Gabela, mieszkającego w mieście Rages w Medyi, i obiecał mu za to po powrocie nagrodę. „Zaprowsdzę i przyprowadzę ci go na powrót” odrzekł mu na to Anioł. Lecz Tobiasz, chcąc wiedzieć kim on jest, pytał go znowu o rodzinę i pokolenie z jakiego pochodzi, na co odrzekł mu Święty Rafał: „Niepotrzebnie mnie oto pytasz. Ale jeżeli chcesz koniecznie o tém wiedzieć, oto powiem ci że jestem Azaryasz, syn wielkiego Ananiasza.” W czém nie było kłamstwa, gdyż po hebrajsku Azaryasz znaczy pomoc Boża, prócz tego święty Rafał przybrał był w istocie na siebie postać Azaryasza syna Ananiasza. Zdziwiony Tobiasz iż z tak znakomitego pochodzi ten młodzieniec rodu, zaczął go pokornie przepraszać, iż z razu obchodził się z nim jakby z najmującym się przewodnikiem, lecz święty Rafał niedając ma mówić dłużéj uspokoił go raz jeszcze o syna mówiąc: „Ja zdrowego zaprowadzę, i zdrowego ci napowrót przywiodę.” Wtedy rzekł Tobiasz: „Idźcie szczęśliwi, a Bóg niech będzie w drodze waszéj, a Anioł Jego niech wam towarzyszy.” Potém przygotowawszy wszystko co mieli wziąść z sobą, pożegnał młody Tobiasz ojca i matkę, i wraz z niebieskim przewodnikiem swoim puścił się w drogę.

Lecz skoro wyszli rozpłakała się matka, mówiąc do męża: „podporę starości naszéj odjąłeś nam. Nie warte były pieniądze te aby syna, który nam za wszystkie stawał bogactwa, na taką daleką podróż narażać.” Tobiasz zaś cieszył ją mówiąc: „Wróci się zdrów syn nasz, wierzę iż Anioł Boży z nim jest.”

Tymczasem młody Tobiasz ze świętym towarzyszem swoim dążył ku Mezopotamii, a nadszedłszy do rzeki Tygru, gdy strudzony podróżą usiadł i nogi w niéj moczył, straszna ryba jakaś rzuciła się na niego. Przeraził się tém wielce i zawołał o ratunek do świętego Rafała. Ten kazał mu schwycić rybę za skrzele, wyciągnąć na brzeg, i rozpłatawszy ją wyjąć z niéj wątrobę i żółć, mówiąc że dym wątroby odgania złe duchy, a żółć jest lekarstwem od ślepoty.

Gdy przybyli do miasta Regiesu, święty Rafał zaprowadził Tobiasza nie do Gabela, lecz do Raguela ojca owéj Sary o któréj wyżéj wspomniano, i poradził mu aby prosił o jéj rękę. A kiedy się Tobiasz obawiał, aby z nim to samo nie stało się co z poprzednimi jéj mężami, którzy wszyscy zaraz, byli po ślubie pomarli, święty Rafał wytłómaczył mu przyczynę ich śmierci. Powiedział mu że tamci zabierali się do małżeństwa niemając Boga w sercu, lecz tylko dla dogodzenia swojéj zmysłowości; a że w takich małżeństwach, ludzie stają się niewolnikami złego ducha, Bóg przeto chciał zostawić ten przykład ich kary dla nauki całemu światu, iż do stanu małżeńskiego zabierać się należy nie ze zwierzęcéj namiętności, lecz głównie w celu mienia potomstwa, któreby pomnażało chwałę Boga na ziemi, a liczbę wybranych w Niebie. Przytém nauczył go Rafał jak ma się zachować z małżonką, aby błogosławieństwo Boże na małżeństwo swoje ściągnąć. Tobiasz usłuchał we wszystkiém rady świętego Rafała, pojął Sarę za żonę, złe duchy odegnał dymem wątroby rybiéj jak mu to święty Rafał wskazał, a także, wedle jego polecenia, całe pierwsze trzy dni i trzy noce po ślubie spędził z Sarą tylko na modlitwie, przez co sobie obfite na zawsze błogosławieństwo Boże uprosili.

Wciągu tego wszystkiego, młody Tobiasz nie domyślał się wcale kim jest święty Rafał, a doznawszy już tyle od niego dobrodziejstw, i dowodów przychylności, prosił go aby poszedł do Gabela i upomniał się o dług ojca jego. Oddał mu i tę posługę ten święty Archanioł, odebrał pieniądze od Gabela, i nawet przywiódł Tobiasza do domu Raguela, gdzie tenże ujrzawszy młodzieńca przycisnął go do serca, jako syna starego swojego przyjaciela i serdecznie mu pobłogosławił.

Tobiasz zabawił pewien czas z żoną u jéj rodziców, poczém zapragnął powrócić do swoich. Wtedy Raguel dał w posagu córce połowę swojego wielkiego majątku, resztę zapewniając jéj po swojéj śmierci i wyprawił ich do Niniwy. Święty Rafał wiernie im towarzyszył, a gdy byli w pół drogi, doradził Tobiaszowi, aby oni dwaj tylko pośpieszyli do ojca, a Sara z czeladzią i dobytkiem aby pomału za nimi zdążała. Uczynił tak Tobiasz, a gdy już do Niniwy zbliżali się, polecił mu znowu Anioł żeby gdy przyjdzie do domu ojcowskiego, najprzód pokłonił się Panu Bogu i serdeczne Mu złożył dzięki, a potém ucałowawszy ręce ojcowskie, żółcią owéj ryby oczy mu namaścił. Spełnił to wszystko młody Tobiasz, i w pół godziny po namaszczeniu oczu starego Tobiasza żółcią rybią, tenże wzrok najdoskonalszy odzyskał, co widząc i żona i wszyscy obecni, razem z nim dzięki oddali Bogu. Nadjechała potém i Sara z dostatkami swemi, wszystko to rozgłosiło się w całém mieście, i znajomi starego Tobiasza, a między nimi i ci którzy mu urągali przedtém, przyszli radując się z tych wielkich pociech jakie Pan Róg na niego zesłał, i weseląc się wielbili z nim Pana.

Obydwaj Tobiaszowie uznając wielkie dobrodziejstwa jakie zawdzięczali świętemu Rafałowi, a zawsze mniemając iż jest tylko człowiekiem, chcieli mu okazać swoję wdzięczność i prosili aby przyjął od nich połowę całego majątku, lecz on im rzekł wtedy: „Błogosławcie Pana, i przed wszystkimi wychwalajcie Go iż okazał nad wami tak wielkie miłosierdzie Swoje. Modlitwa połączona z postem wielkiéj jest zasługi przed Bogiem; dawanie zaś jałmużn większe człowiekowi przynosi pożytki niż skarby złota: jałmużna bowiem od śmierci dusze wyzwala, grzechy oczyszcza i sprawia że się dostępuje miłosierdzia Boskiego i żywota wiecznego. Kiedy ty Tobiaszu modliłeś się ze łzami, a przy tém spełniałeś różne uczynki miłosierdzia, jam zanosił modlitwę twoję przed Pana Boga, który tylko dla tego różnemi cię dotknął był upokorzeniami, żeś wielce Mu jest miły, i przez to chciał cię doświadczyć i uświęcić. Toż samo zaszło i z Sarą teraźniejszą żoną twojego syna: którą Pan Bóg chciał także wyprobować, a potém z jéj sromoty uwolnić, i po to mnie zesłał, abym ciebie ze ślepoty uleczył, a Sarze dał męża godnego jéj cnót. Bo teraz już całą prawdę objawiam wam, i tajemnicy nie zataję: jestem Anioł Rafael, jeden z siedmiu którzy stoimy przed Panem.” Gdy to usłyszeli Tobiaszowie padli twarzą na ziemię a święty Rafał zniknął, oni zaś trwali na modlitwie trzy godziny, wielbiąc Boga, i powstawszy opowiadali drugim dziwne nad nimi sprawy Pańskie, co słysząc wszyscy powtarzali: „Wielkim jesteś Panie, chwała Tobie na wieki.”

Po odzyskaniu wzroku, stary Tobiasz żył jeszcze lat czterdzieści dwa, doczekał się synów wnuków swoich i całe plemię jego opływało we wszelką pomyślność tak, iż stali się i Bogu i ludziom miłymi.

Otóż, jak wiele szczegółów zawiera Pismo Boże, o objawieniu się i pobycie świętego Rafała na ziemi. Imię jego w hebrajskim języku znaczy lekarstwo Boże albo pomoc Boża. Że zaś z historyi młodego Tobiasza widzimy iż zasłał ma go Pan Bóg na opiekuna i stróża w podróży, z tego powodu jest on uważany za głównego Patrona podróżujących, i dla tego przy błogosławieństwie kościelném jakie się udziela udającym się w drogę, jego się w szczególności wzywa.

Pożytek duchowny

Najważniejszą dla chrześcijanina ze wszelkich podróży jakie odbywać może, jet wędrówka po téj ziemi, którą zdążać powinniśmy do Nieba. Jeśli więc w każdéj pielgrzymce, według zwyczaju Kościoła wzywać należy opieki świętego Rafała Patrona podróżujących, to najbardziéj uciekać się do niéj powinieneś i używać Jego pomocy do drogi życia twojego, aby cię prze nią szczęśliwie do Nieba zaprowadził.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Rafała Archanioła, Tobiaszowi słudze Twojemu, za towarzysza w drodze przeznaczył, daj prosimy nam sługom Twoim, abyśmy zawsze jego strażą osłonieni byli i wsparci jego pomocą. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 909–912.

Tags: św Rafał Archanioł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Tobiasz małżeństwo post modlitwa jałmużna
2020-10-23

Św. Jana Kapistrana, Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1456.

(Żywot jego napisany był przez Papieża Piusa II.)

Święty Jan rodem Włoch, przyszedł na świat przy końcu wieku XIV, w małéj wiosce zwanéj Kapistrana (Capistranna) w królestwie neapolitańskiém. Był synem zamożnego szlachcica, który z Niemiec przybywszy z księciem Andegaweńskim gdy ten obejmował tron neapolitański, osiadł w tém państwie. Dla słuchania wyższych nauk wysłany do Perużyi, tak się tam odznaczył i znakomitém wykształceniem, i wielkiemi zdolnościami i prawością charakteru, że młodym jeszcze będąc zajął jeden z pierwszych urzędów w tém mieście, a najbogatszy pan téj prowincji, przeznaczył mu swoję córkę za małżonkę, z którą się Jan zaręczył. Przytém posiadał on szczególne zaufanie króla neapolitańskiego Władysława, do którego podówczas Perużya należała; ten używał go w poselstwie od siebie i do innych miast, dla załatwienia ważniejszych spraw państwa.

Coraz téż świetniejszy otwierał się zawód Janowi, i zdawał się on na drodze do najwyższych godności i zaszczytów ziemskich. Lecz że Pan Bóg przeznaczał mu nie ziemskie, lecz niebieskie wielkie nagrody, wkrótce doznał nasz Święty zmiany w swoim losie. Perużanie zbuntowali się przeciw królowi neapolitańskiemu, a znając Jana jednym z najprzychylniejszych urzędników sprawie Władysława, uwięzili go i zamknęli w ciemnéj i wilgotnéj piwnicy, w któréj i głodem go morzyli i najdotkliwsze zadawali mu obelgi i przykrości. Donieśli wprawdzie o tém jego przyjaciele królowi: ten łatwo mógł, wchodząc w różne układy z Perużanami, uzyskać uwolnienie tego najwierniejszego swego sługi, lecz tego nie uczynił. Taka z jego strony niewdzięczność żywo dotknęła Jana, i dowiodła mu jak na ludzi i ich względy rachować nie warto; a Bóg który mu to zsyłał dla widoków swojego szczególnego nad nim miłosierdzia, rozbudził wtedy w sercu jego pragnienie opuszczenia świata, i skoro odzyska wolność, wstąpienia do Zakonu. Już więc wahał się tylko jakie zgromadzenie ma wybrać, i gorąco prosił Matkę Bożą, aby mu wyjednać raczyła u Pana Jezusa wyraźną jaką w téj mierze skazówkę. Tak upłynęło dni kilka, kiedy odmawiając pacierze o Matce Bożéj Officium Parvum zwane, ujrzał więzienie swoje napełnione światłością niebieską, a wśród niéj objawił mu się święty Franciszek Seraficki, polecając aby do jego zakonu Braci-mniejszych wstąpił. Co większa: po tém widzeniu głowa Jana została tak ostrzyżoną w koronę, jak ją ciż zakonnicy noszą,

Tymczasem, przyjaciele Jana widząc że król o jego uwolnienie nie stara się, sami weszli w układy z Perużanami, i za umówioną sumę pieniężną, wykupili go z więzienia. Święty wyszedłszy na wolność, zerwał zaręczyny uczynione z ową córką zamożnego pana, rozdał cały swój majątek na ubogich, i udał się do klasztoru Braci-mniejszych na górze Perużańskiéj położonego, prosząc aby go przyjęto. Miał wtedy lat trzydzieści. Przełożony uczynił zadość téj probie, lecz obawiając się czy jego powołanie nie jest tylko dziełem chwilowego zniechęcenia do świata który go zawodził, umyślił na różne wystawić go próby. Między innemi, przywdzianemu dziwacznie i z tablicą na piersiach, na któréj były wypisane różne jego grzechy, kazał mu wsiąść na osła i ulice miasta objechać. Spełnił to święty Jan jak najochotniéj, a za tak mężne przezwyciężenie wszelkich względów światowéj próżności na samym wstępie na drodze życia zakonnego, dał mu Pan Bóg tę łaskę że już wszelkie inne upokorzenia, których mu nie szczędzono w nowicyacie, były dla niego jakby niczém. Przyszło bowiem było i do tego, że go po dwakroć wypędzono z klasztoru, jako niezdatnego do żadnych obowiązków. Lecz i to nie zraziło sługę Bożego: po kilka dni siadywał pod furtą wraz z ubogimi żywiąc się tém co po nich stawało. Przyjęty nareszcie został ostatecznie, lecz i to z tak upokarzającemi warunkami, że poddając się im, dał już wtedy dowód najwyższego stopnia cnoty zaparcia się i pokory. Przed wykonaniem uroczystych ślubów, trzy dni i trzy noce spędził na modlitwie niebiorąc żadnego posiłku. Odtąd zaś już mu nikt z braci w umartwieniach ciała, wytrwałości na modlitwie, najdoskonalszém posłuszeństwie, i w miłości braterskiej, nie wyrównał. Pościł całe życie bez przerwy, raz tylko na dzień biorąc bardzo mało posiłku. Sypiał wszystkiego trzy godziny na gołéj ziemi, resztę nocy spędzał w kościele, modląc się, a najczęściéj przed obrazem Matki Bożéj. Zalewał się wtedy słodkiemi łzami, i prawie za każdą razą wpadał w zachwycenie, i taki rodzaj życia prowadził i wtedy nawet, gdy późniéj wielkiemi pracami apostolskiemi był obarczony.

Po wyświęceniu na kapłana, niezwłocznie przeznaczony został od przełożonych na kaznodzieję, i w tymto zawodzie już odtąd ciągle pracując, stał się jednym z najsławniejszych w Kościele Bożym Apostołem, ogarniając pracą swoją nietylko Włochy, lecz wielką część północnéj Europy. Mistrzem w naukach duchownych miał świętego Bernardyna Seneńskiego, który podówczas wprowadził był ścisłą reformę w klasztorach Braci-mniejszych, a którego on wysokie cnoty wiernie naśladował, a szczególnie w gorliwości rozszerzania czci przenajświętszego Imienia Jezus, i nabożeństwa do Matki Bożéj. Po śmierci tego Świętego, Jan jak we wszystkim tak w dalszym przeprowadzeniu reformy zakonnéj, czynnie i godnie go zastąpił.

Pokory był najgłębszéj, i z tego powodu niczém skłonić go nie można było, aby przyjął Biskupstwo Akwiletańskie, na które został powołany. Wielekroć zamianowany Legatem Papieskim, gdy zewsząd tłumy ludu zbiegały się do niego jakby do jakiego nowego Apostoła, owszem poczytując go za Anioła z Nieba zesłanego, nietylko obojętnie ale z przykrością patrzał na takie oznaki szczególnéj czci powszechnéj, i wtedy powtarzał zwykle te słowa Psalmu Pańskiego: „Nie nam Panie, nie nam, lecz Imieniowi Twojemu daj chwałę” 1. Jak nadzwyczajną ostrością życia jaśniał, tak podobnież zasłynął znakomitemi pismami które wydał, powstając na różne panujące podówczas pod względem obyczajów nadużycia i błędy przeciw wierze. Dwa razy sprawował urząd Wikaryusza Generalnego zakonu Braci-mniejszych, a przykładem własnym i wydanemi rozporządzeniami dokonał rozpoczętéj przez świętego Bernardyna Seneńskiego reformy, w téj gałęzi zakonu świętego Franciszka Serafickiego do któréj należał, którą u nas Bernardynami nazywają, i która pod jego zarządem zajaśniała całą pierwotną ścisłością Reguły Patryarchy Asyskiego.

Ożywiony niezmordowaną o zbawienie dusz gorliwością, wielki ten sługa Boży przebiegł całe Włochy z tak zbawiennym skutkiem, że niezliczona liczba osób pod wpływem jego świętéj wymowy, i uderzona licznemi cudami jaki wszędzie czynił, przez niego na drogę zbawienia zwrócona i na niéj ustaloną została. Papież Marcin V uczynił go był Inkwizytorem, do wytępienia jednéj z najprzewrotniejszych sekt heretyckich, tak nazwanych Fratycelów, którzy w owym wieku z wielką dusz zgubą szerzyli błędy swoje we Włoszech. A gdy gorliwość świętego Jana, połączona z wielką jego łagodnością, wytępiła do szczętu tę dotkliwą w Kościele plagę, tenże Papież zamianował go Generalnym Inkwizytorem, to jest: przewodniczącym w téj Kongregacyi Rzymskiéj, do któréj odnoszą się wszelkie sprawy o kacerstwo oskarżonych. Onto także po usilnéj pracy, w całém państwie kościelném zniósł lichwę, którą Żydzi obdzierali bez miłosierdzia najuboższą ludność. Następny Papież Eugeniusz IV powierzył mu wraz ze świętym Wawrzyńcem Justynianem, sprawę tak zwanych Jezuatów, których niewinność wykrył, obroniwszy ich od rzuconych na nich oszczerstw. Na Wschodzie wielkie także położył zasługi. Onto bowiem ułatwił połączenie się Ormian z Kościołem katolickim, a które nastąpiło na Soborze Florenckim, gdzie obecny Jan, którego dziełem było i to walne zgromadzenie, zajaśniał jak słońce. Zamianowany przez Mikołaja V generalnym Inkwizytorem przeciw Żydom i Saracenom w całych Włoszech, nawrócił w Rzymie najstarszego Rabina żydowskiego, wraz z czterdziestu najznakomitszymi jego współwyznawcami. Tenże Papież, na żądanie cesarza Fryderyka III, wysłał go do Niemiec jako swojego Nuncyusza, dla nawracania kacerzy i przywrócenia zgody pomiędzy panującymi książętami. W sześcioletniéj apostolskiéj wycieczce swojéj po téj części Europy, podczas któréj zachodził i w różne inne kraje a także i do Polski, szerzył wszędzie mąż Boży chwałę Imienia Jezusowego, a kazaniami i cudami jakie czynił ogromną liczbę heretyków jako to: Husytów, Adamitów, Tabarytów i innych przywrócił Kościołowi.

Wtedy przybył i do nas, zaproszony przez króla Kazimierza, a przyjęty w Krakowie przez Biskupa i kardynała Zbigniewa Oleśnickiego z największą uroczystością, kazywał tam na rynku codziennie przez dziewięć miesięcy, i założył klasztor swojéj reformy ojców Bernardynów na Stradomiu.

Podczas pobytu w Polsce, odebrał od Papieża, którego sam namówił był do ogłoszenia wojny krzyżowéj przeciw Turkom, polecenie aby do niéj skłonił Panów chrześcijańskich. Wtedy Jan przeleciał jak błyskawica całe Niemcy, Węgry, Czechy i inne prowincye, a kazaniami swojemi i odezwami, tak do téj świętéj wyprawy zapalił serca panujących książąt, że w krótkim czasie siedemdziesiąt tysięcy wojska chrześcijańskiego stanęło, gotowego do boju. Jegoto obecności w czasie stanowczéj bitwy z niewiernymi, wśród któréj z krzyżem w ręku obiegał szeregi zagrzewając je do walki, a ciągle wzywając głośno Imienia Jezusa i Maryi, zawdzięcza sprawa chrzęścijaństwa całego zwycięstwo, jakie podówczas odnieśli nasi nad Turkami pod Belgradem, gdzie dwa razy liczniejsze ich hufce poszły w rozsypkę i na głowę pobite zostały.

Wkrótce potém, święty Jan strudzony tylu pracami, wycieńczony ostrą pokutą, zapadł w śmiertelną chorobę, w klasztorze swoim w Wilaku w Węgrzech. Kilku panujących przybyło go odwiedzić; upominał ich aby bronili wiary chrześcijańskiéj, i oddał Bogu ducha dnia 23 Października roku Pańskiego 1456, mąż prawdziwie Apostolski, a jak się wyraża o nim Brewiarz, z serca Męczennik. Kanonizował go Papież Aleksander VIII.

Pożytek duchowny

Świętemu Janowi Kapistranowi żywo się przedstawiła znikomość rzeczy ludzkich i dał mu się słyszeć głos Boga powołujący go do wyłącznéj swojéj służby, gdy był zamknięty w więzieniu. W samotności to bowiem najzbawienniejsze przychodzą nam myśli, i łatwiéj tam dosłyszeć co Pan Bóg do duszy naszéj przemawiać raczy. Jeśli chcesz bliżéj z Bogiem obcować, przynajmniéj niekiedy odsuń się od wrzawy świata.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś zasługami i nauką błogosławionego Jana, Kościoł Twój przedziwnie uświetnił, i przez niego nad wrogami chrześcijaństwa przez moc przenajświętszego mienia Jezus, wiernym zwycięstwo odnieść dał; spraw prosimy, abyśmy nieprzyjaciół naszych za jego pośrednictwem przemagając na ziemi, nagrody razem z nim dostąpili w Niebie. Przez Pana nastego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 906–908.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 848

Święty Jan Kapistran, ten były słynny prawnik i doktor, sędzia i ulubieniec królewski, wstąpiwszy do zakonu stał się wspaniałym wzorem chrześcijańskiej pokory. Wszyscy, w jakimkolwiek żyjemy stanie, powinniśmy brać przykład z tego wielkiego Świętego, albowiem

  1. Pokora czyni nas miłymi Bogu. Psalmista Pański mówi: „Któż jako Pan, Bóg nasz, który mieszka na wysokości, a na niskości patrzy na Niebie i na ziemi?” (Psalm 112, 5—6). Znaczy to, że Bóg jako najwyższy Pan i jedynie prawdziwy Bóg znajduje w pokorze szczególne upodobanie. Izajasz prorok pisze: „Bo tak mówi Wysoki i Wyniosły mieszkający w wieczności, a święte Imię Jego na wysokości i w świątyni mieszkający, a ze skruszonym i uniżonym duchem, aby ożywił ducha zniżonych, ażeby ożywił ducha skruszonych”. Prorok Daniel woła: „Wy Święci i w sercu pokorni, chwalcie Pana”, najmilsza bowiem jest Mu chwała z ust pokornych. Najświętsza Panna oświadcza wyraźnie, dlaczego Bóg Ją tak umiłował i wyszczególnił, mówiąc: „Pan raczył spojrzeć łaskawie na niegodną sługę swoją” (Łuk. 1, 48). Święta Magdalena de Pazzis na pytanie, dlaczego Bóg miłuje prostodusznych i pokornych, odpowiada tymi słowy: „Przyczyną tego jest pokora, bo ta przyciąga Boga jak magnes do duszy człowieka”. Powiedzmy przeto z Judytą (Jud. 8, 16): „A przeto ukorzmy dusze nasze i w duchu uniżonym służąc Mu, mówmy z płaczem Panu, aby według woli swojej uczynił z nami miłosierdzie swoje”.
  2. Pokora wyjednywa nam łaskę i przychylność Boską. Pismo św. powtarza kilkakrotnie, że Bóg czuje wstręt do dumnych, a łaskawy jest dla pokornych. Łaski Pańskie nazywa święty Jan zdrojami żywej wody. „Woda stacza się na dół, nie idzie pod górę, łaska Boża spływa w głębie serc pokornych, nie w dusze nadęte dumą i zarozumiałością. Doliny są o wiele żyźniejsze od gór”. Mówi to również już psalmista Pański, iż wyniosłości bywają często nagimi skałami, z których stacza się deszcz ożywczy, użyźniając doliny zasłonięte od mroźnych wiatrów. Historia uczy, że dumni i napuszeni są pozbawieni łask i wewnętrznego spokoju, pełni trosk i drażliwości, wystawieni na burze pokus i namiętności, a pokorni są bogaci w łaski, spokój, wesele, nadzieje i serdeczne pociechy, męstwo i rozliczne cnoty.

Footnotes:

1

Psalm. CXIII. 1.

Tags: św Jan Kapistran „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna powołanie Officium parvum tonsura św Bernardyn ze Sieny Żydzi Inkwizycja herezja pokora
2020-10-22

Św. Hilaryona, Opata

Żył około roku Pańskiego 371.

(Żywot jego napisany był przez świętego Hieronima.)

Święty Hilaryon rodem z miasteczka Tabaty w Palestynie, przyszedł na świat około roku Pańskiego 291. Posłany od rodziców, którzy byli poganami, dla pobierania nauk w Aleksandryi, znamienity w nich postęp uczynił, a przytém wielkie go tam szczęście spotkało, gdyż został chrześcijaninem. Od téj pory i drugą wielką łaskę Boską tknięty, umyślił świat opuścić i wieść życie pustelnicze.

Słynął wtedy w całym już świecie święty Antoni, mieszkający na puszczy Egipskiéj. Hilaryon udał się do niego, dwa miesiące przy nim spędził przypatrując się jego sposobowi życia, a że tam wiele się zbierało ludzi ściągniętych sławą świątobliwości Antoniego, a Hilaryon pragnął wieść życie jak najbardziéj odosobnione, powrócił do Palestyny. Straciwszy przez ten czas rodziców, znaczny majątek jaki po nich odziedziczył rozdał ubogim, a sam poszedł na pustynię w okolicach Majomy położonéj. Miał wtedy lat piętnaście. Przyodział odzienie ze skóry które dostał od Antoniego, i od razu zaczął tak ostry żywot prowadzić, że raz tylko na dzień po zachodzie słońca jadał kilka fig surowych. Wkrótce po jego tam osiedleniu się, napadli na niego rozbojnicy, a widząc iż go to nie strwożyło wcale, pytali dla czego się ich nie lęka? „Bo nic niemają, odrzekł, nie mam się czego złodziejów obawiać.” – „Ale możemy cię zabić,” powiedzieli mu na to. „Możecie, odpowiedział, ale i tego się nie boję, bo na śmierć jestem gotowy.”

Lecz trudniejsza mu była sprawa ze zbójcą dusz ludzkich. Chcąc go odwieść od życia jakie prowadzić zamyślał, zły duch rozbudził w nim tęsknotę za wygodami jakich na świecie używał, a nawet i pokusy zmysłowe. Święty Hilaryon sądząc że jeszcze nie dość trapi ciało swoje, rzekł do niego: „trzeba ci osiołku jeszcze strawy ująć” i odtąd już tylko co trzy lub cztery dni, po parę fig jadał. Do tak nadzwyczajnego postu, przydał ciągłą modlitwę, i przyczynił sobie ręcznéj pracy uprawiając ziemię i plotąc koszyki ze słomy; aż nareszcie od tych pokus zupełnie się uwolnił.

Zły duch widząc iż z téj strony natrzeć na niego nie może, innemi sposobami chciał go z puszczy wypędzić: nasyłał na niego to dzikie zwierzęta, to rozbójników którzy go kilka razy tylko co nie zamordowali, to znowu wzbudzał wichry, burze i gromy, które mu chatkę jego niszczyły. Ale i przez to nic z tym sługą Bożym nie wskórał, bo młodzieniec ufając Bogu, modląc się ciągle a do Matki Bożéj uciekając, wszystko to przetrzymał i z puszczy swojéj ani się na krok nie ruszył. Jednak wojnę takę, toczył przez całe lat dwadzieścia z szatanem, który widząc w końcu że go tém wszystkiém nie pokonał, umyślił usidlić na próżnéj chwale i wbić w pychę. Ludzie dowiedziawszy się o jego jakby nadludzkim sposobie życia zaczęli schodzić się do niego coraz gromadniéj, jużto dla polecenia się jego modlitwom, już aby zasięgać rady w życiu duchowném. Nie mógł im mąż Boży odmawiać pomocy, a Pan Bóg za jego modlitwami wiele cudów czynił. Szczególnie gdy razu jednego trzech dotkniętych morowém powietrzem i już konających, znakiem krzyża świętego uzdrowił, co miało miejsce w ludném mieście Gazie, nadzwyczaj wielka liczba nawróciła się pogan, i wielu zapragnęło poświęcić się na żywot zakonny pod przewodnictwem świętego Hilaryona. Przyjął ich pod swój zarząd duchowny, pierwszy założył w Palestynie klasztor, i nadał braciom Regułę.

Nigdy od nikogo przyjmować nic nie chciał, a gdy pewien bogaty człowiek, za uleczenie go cudowne, dawał mu wielką ilość złota, Hilaryon pokazując mu kawał czarnego i suchego chleba, którym się zwykle żywił, rzekł: „Ci którzy się taką strawą karmią, złoto za nic mają”. A takiém postępowaniem, najlepiéj skłaniał drugich do wzgardy dóbr doczesnych. Cisnęło się téż dla słuchania jego nauk tak wielu, że niekiedy po trzy tysiące uczniów przy nim bywało. Prócz tego nawrócił w Palestynie wielką liczbę pogan, i kilka klasztorów, w których po stu i więcéj braci przebywało, założył.

Na tych pracach trzydzieści blizko lat przepędził Hilaryon, a kusiciel spostrzegł że pomimo tego w pychę wbić go nie mógł. Bo gdy sława jego znacznie wzrosła, tak że go wszyscy za Świętego mieli, on gorzko z tego powodu płakał, mówiąc: „Chciałem żyć nieznany światu, a świat za życia chce mnie już nagrodzić. Ludzie mają mnie za coś poczciwego, a ja czuję że pod pozorem służenia bliźnim, coraz się sam na starość gorszym staję: trzeba mi przed taką czcią ludzką uchodzić.” Była bowiem w istocie okazya do wielkiéj dla niego pokusy. Nietylko tłumnie zwiedzali go ludzie prości, lecz i najznakomitsi mężowie, biskupi, kapłani i zakonnicy, spieszyli do niego po radę i błogosławieństwo. Niemogąc więc znieść tego dłużéj, wybrał się skrycie w daleką podróż. Bracia i lud całéj okolicy dowiedziawszy się o tém, zebrali się w liczbie przeszło dziesięciu tysięcy, i zastąpili mu drogę aby ich nie opuszczał; ale on stanowczo im oświadczył że póty żadnego posiłku w usta nie weźmie, póki go wolnego w podróż nie puszczą. Pomimo jednak tego odstąpić nie chcieli aż gdy widząc iż przez siedem dni nic w istocie do ust nie bierze, z płaczem wprawdzie, lecz mu już drogi nie tamowali.

Puścił się więc Hilaryon na pustynię gdzie mieszkał święty Antoni, i tam na bardzo odludném miejscu osiadł z dwoma braćmi, mówiąc: „teraz przecie zacznę na prawdę służyć Pana Bogu.” Lecz i tam długo samotności zażywać nie mógł. Odkryli go niektórzy, a gdy Pan Bóg na jego modlitwę kilka cudów uczymił, tak się w Egipcie sława jego rozgłosiła, te znowu ztamtąd uchodząc udał się w okolice Aleksandryi.

Tymczasem wstąpił na tron cesarz Julian odstępca, który cześć bałwanom odnowił, a poganie Gazejscy zburzywszy klasztory świętego Hilaryona i uzyskawszy od cesarza wyrok śmierci na niego, wszędzie go szukali. Zawiadomiony o tém sługa Boży w objawieniu, skrył się w głąb puszczy, w najdziksze jéj miejsce Oazys zwane. Jednakże i tam długo od czci ludzkiéj ochronić się nie mógł. Udał się więc do Libii, gdzie przybył do niego jeden z uczniów jego z Palestyny, oznajmując że cesarz Julian zginął, a że bracia proszę go aby do nich wrócił. Nie chciał jednak tego Święty uczynić, a widząc iż już nigdzie na Wschodzie ukryć się przed ludźmi nie potrafi, udał się na Zachód, i wsiadłszy na okręt popłynął do Sycylii. Niemając czém właścicielowi za przewóz okrętu zapłacić, oddawał ma księgę Ewangelii, którą w młodości własną ręką przepisał, lecz poczciwy żeglarz przyjąć tego nie chciał, a za to Hilaryon pomodliwszy się nad jego synem oddawna już chorym, od razu go uleczył, lecz prosił aby cudu tego przed nikim nie rozgłaszał. Wysiadłszy na ląd w Sycylii, puścił się mąż Boży w głąb kraju, między najdziksze góry, i zdało mu się iż się już tam doskonale od ludzi ukrył: tymczasem wcale tak się nie stało. Zdarzyło się iż się przywlekł do jego pustelni jakiś ciężko chory, a który otrzymawszy zdrowie skoro go Hilaryon przeżegnał, rozgłosił ten cud w okolicy, a wnet niezliczona liczba chorych i pobożnych obległa jego samotnię.

Musiał więc i z tego ustronia uchodzić, i udał się do Epidaru w Dalmacyi, ale i tam zataić się nie mógł: bo w chwili swojego przybycia, trafił na to że w owéj krainie, jakieś strasznie drapieżne zwierzę nakształt smoka ogromnego, pożerało bydlęta i wielu ludzi, a wszyscy mieszkańcy w wielkim byli popłochu. Ulitowawszy się nad nimi święty Hilaryon, kazał blizko jaskini w któréj ten potwór się ukrywał przygotować wielki stos drzewa, a potém pomodliwszy się, zawołał na zwierza i kazał mu ma ów stos wejść: co gdy się tak stało, sam ogień podeń podłożył i potwór ten zginął, co lud cały w wielkie wprawiło zdziwienie, a Hilaryona skłoniło aby i ztamtąd co prędzéj uchodził. Zabierał się do tego gdy przypadło straszne trzęsienie ziemi, w skutek którego koło portowego miasta Epidauru morze się wzburzyło nadzwyczaj, i wzniesione jego bałwany już całe miasto zalać miały. Mieszkańcy pobiegli do Hilaryona, aby ich modlitwą swoją ratował. Poszedł téż z nimi nad morze a skoro ręce do modlitwy podniósł, bałwany morskie opadły, i stanęły tak spokojne jakby nigdy wzburzone nie były.

Korzystając z téj chwili, Hilaryon rzucił się w łódkę tak że nikt go nie widział i puścił się na morze, a spotkawszy jakiś okręt, przyjęty od żeglarzy popłynął z nimi do Cypru. W téj podróży spotkali ich rozbojnicy morscy, których wszyscy się przelękli, lecz Święty rzekł im: „ufajmy w Bogu.” A gdy zbójcy już się zbliżyli, skinął na nich ręką wołając: „na bok” a w tejże chwili okręt ich, jakby pchnięty siłą niewidomą, rzucił się w stronę, a oni szczęśliwie do Cypru przypłynęli. Wysiadłszy na brzeg, ukrył się najprzód o dwie mile od Pafu, ale gdy i tam wkrótce wyśledzili go ludzie i chorych do niego z całéj wyspy znosili, wyszukał sobie wśród dzikich skał i lasów kryjówkę tak niedostępną, że czołgając się na kolanach i rękach, ledwie się sam do niéj dostał. Był tam jednak zdrój wody, miejsce gdzie mógł uprawiać mały ogródek, i sterczały ruiny staréj jakiejś świątyni pogańskiej. Osiadłszy na tém miejscu święty Hilaryon, spędził na niém lat pięć nieco spokojniejszy, bo nikt o nim nie wiedział, i długo odkryć go nikt nie mógł; ale po pięciu latach, doszli jakoś jego kryjówki, i przynieśli mu paralityka ciężko chorego. Wzruszony miłosierdziem sługa Boży rzekł mu: „wstań i chodź”, a chory wstał natychmiast, zupełnie uzdrowiony. Dziękowali wszyscy Bogu iż go wynaleźli, i odtąd znowu nie dawali mu pokoju, a strzegli go pilnie aby nie uszedł, bo wieść o nim chodziła iż nigdzie długo nie przebywa.

Ztamtąd go téż już i Pan Bóg do Siebie powołał. Miał lat ośmdziesiąt, gdy nagle na siłach upadł. Prosił tych którzy wtenczas byli przy nim obecni, aby go nie gdzie indziéj pochowali tylko w tymże ogródku, który na tej pustelni uprawiał. Gdy już był blizki konania, snać szatan rozbudzał w nim przestrach sądów Bożych, rzekł bowiem sam do siebie: „Wychodź duszo moja, wychodź, czego się obawiasz, blizko siedemdziesiąt lat służysz Chrystusowi, a śmierci się lękasz?” I to mówiąc oddał Bogu ducha, i pogrzebiony został tam gdzie tego sobie życzył. Lecz późniéj, jeden a uczniów jego przybył do Cypru, potajemnie uwiózł jego ciało do Palestyny i pochował je w pierwszym klasztorze przez świętego Hilryona w Majomie założonym, gdzie grób jego wielkiemi zasłynął cudami. Umarł 22 Października roku Pańskiego 371.

Pożytek duchowny

Niech Cię przrazi zbawiennie ten szczegół życia świętego Hilaryona, że siedemdziesiąt lat w najostrzejszéj pokucie służąc Panu Bogu, łaską czynienia wielkich cudów udarowany, w czci u wszystkich jako Święty będący, w stanowczéj jednak chwili śmierci, nie był on bez obawy. Pomiarkuj więc, jak ty na tę straszną i stanowczą chwilę, pilnie gotować się powinieneś.

Modlitwa

Boże któryś błogosławionego Hilaryona długie lata w ostréj pokucie Ci służącego, dla nauki naszéj, w chwili śmierci sądami Twojemi zbawiennie przeraził, daj nam za jego zasługami i pośrednictwem szczerze grzechy nasze zawczasu odpokutować, w godzinie śmierci naszéj z niepłonną nadzieją w miłosierdzie Twoje z tego świata schodzić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 903–905.

Tags: św Hilaryon z Gazy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat św Antoni pycha
2020-10-21

Św. Urszuli i Jéj Towarzyszek Męczenniczek

Żyły około roku Pańskiego 383.

(Żywot ten zapisany jest według starego manuskryptu znajdującego się w Watykanie.)

Święta Urszula przyszła na świat około roku Pańskiego 362, w Wielkiéj Brytanii dzisiaj Anglią nazwanéj, gdzie już podówczas religia chrześcijańska w wielu częściach tego kraju kwitnęła. Była córką Dionota, króla Korunalskiego i Daryi, dostojnych małżonków wielką pobożnością słynących.

Wychowana bogobojnie od dzieciństwa, Urszula odwróciwszy serce swoje od uciech światowych, w ćwiczeniu się w cnotach chrześcijańskich, miłosiernych uczynkach i wyższéj pobożności, całe swoje szczęście zakładała. Doszedłszy do lat młodzieńczych, a zajaśniawszy obok wysokich zalet duszy, nadzwyczaj powabną urodą, poszukiwaną była w zamęście przez najpierwszych książąt w Europie. Starała się jednak ile mogła, odwlekać postanowienie w téj mierze rodziców, gdyż całém sercem pragnęła nie mieć innego oblubieńca prócz Chrystusa Pana. Przytém gorąco modliła się do przenajświętszéj Panny, do któréj szczególne miała nabożeństwo, aby ta Matka-Dziewica, dała jéj do śmierci pozostać w dziewictwie; i wysłuchaną téż została.

Maksym przezwany Flawiusz wielki, dowódca wojsk Cesarza Gracyana w Wielkiéj Brytanii, ogłosiwszy się cesarzem w roku 382, i zająwszy część Galii zwaną Armoryka, postanowił nad nią jednego z wodzów swoich nazwiskiem Konon, Książęcia Bretońskiego i chrześcijanina. Ten osiadł w mieście Nantonie (Nantes), w całéj téj krainie rozłożywszy wojska swoje, a zamierzając ożenić się wysłał do króla Korunalskiego posłów, prosząc o rękę córki jego Urszuli. Ponieważ zaś prawie wszyscy panowie będący przy nim dowódcy wojskowych oddziałów i żołnierze, byli nieżonaci, polecił więc posłom swoim, aby wraz z księżniczką Urszulą, przywieźli z sobą tyle dziewic z Brytanii, ile tylko ich nakłonić będą mogli do tego aby zaślubiły jego dworzan i wojskowych. Król Dionot łaskawie przyjął to poselstwo, i zgodził się na żądanie książęcia Konona. Lecz gdy oświadczył to córce, zasmuciła się ona bardzo, chociaż ojciec przedstawiał jéj jak świetnym jest dla niéj ten związek, i że Konon jest książęciem udzielnym największéj i najbogatszéj części Italii, a przytém bardzo gorliwym chrześcijaninem. Święta Urszula pomimo tego wyznała mu szczerze jak wstrętném jest dla niéj to zamęście, gdyż zawsze cieszyła się nadzieją iż w stanie dziewictwa do śmierci pozostanie. Jednak gdy po usilnych prośbach rzewnemi łzami popartych, nie mogła przemódz woli ojcowskiéj, poddała się jéj pokornie, nietracąc nadziei że ją Matka Boska w jéj pobożnych pragnieniach wesprzeć nie omieszka, a po ostatecznéj rozprawie o tém z ojcem udawszy się do kościoła, padła ma twarz przed przenajświętszym Sakramentem, i tak się modliła: „Ty znasz Panie serce moje: nigdym za wielkościami tego świata nie goniła, Tyś był i jesteś zawsze jedynym celem, do którego zdążam. A że Panem jesteś wszystkich wypadków i wszystko w Twoich jest ręku, mocen więc jesteś zmienić wszelkie postanowienia ludzkie. Nie odrzucaj przeto pokornéj prośby mojéj, a pokieruj mną tak, jak to lepszém widzieć będziesz dla zbawienia mojego i chwały Twojéj.”

Tymetasem robiono wszelkie przygotowania do odjazdu księżniczki, i do zebrania jak najwięcéj dziewie które jéj miały towarzyszyć, a które przeznaczano na żony panów i żołnierzy Konona. Gdy wszystko przyrządzono do téj zamorskiéj podróży, księżniczka wraz ze wszystkiemi swemi towarzyszkami, udała się do Londynu. Oczekując tam pomyślnych wiatrów aby wsiąść na okręty, Święta Urszula coraz bliżéj zapoznawała się z dziewicami z nią będącemi, i w rozmowach jakie z niemi miewała, żywo im przedstawiała znikomość wszystkiego co doczesne, i zachęcała do wzgardy wszelkich ziemskich uciech. A że wszystkie jéj towarzyszki byłyto bardzo dobre chrześcijanki, często rozmawiała z niemi o niewymowném szczęściu będącém udziałem tych dusz które dziewictwo swoje poślubiają Chrystusowi Panu. Że zaś Święta posiadała wielki dar przyciągania wszystkich do siebie, że była bardzo wymowną, i już w całém państwie znaną ze swojéj świątobliwości, wszystkich swoich towarzyszek pozyskała serca, i wszystkie pałały najżywszą żądzą przypodobania się tylko Panu Jezusowi. Słowem Urszula tyle dokazała, że wielka liczba otaczających ją dziewic, przedstawiała grono doskonałych chrześcijanek, w których sercu miłość Boga pierwsze zajmowała miejsca.

Nakoniec gdy nadeszła właściwa do puszczania się na morze pora, Urszula z tym licznym swoim orszakiem wsiadła na okręty, a chociaż wiatry pomyślne zapowiadały jak najrychiejsze na brzegi Galii wylądowanie, ona nie spuszczała z oczu swojéj Gwiazdy morza, to jest Maryi, ufna że Ta ją doprowadzi do tego portu, który dla niéj wolą Bożą skazany. Jakoż, zaledwie na pełne wypłynęły morze, aż oto straszna burza się wszczęła, czém przerazili się wszyscy, gdyż rozbicie okrętów było nieochybném. Lecz święta Urszula wtedy właśnie już nie wątpiła że Pan Bóg wysłuchał jéj modlitwy, i gdy największe było na okrętach pomieszanie, ona jedna spokojna i niczego się nie obawiając: „Nie lękajcie się siostry moje, mówiła do swoich towarzyszek, nie lękajcie się: służymy Bogu który rozkazuje wiatrom i bałwanom morskim. Zaofiarujmy mu życie nasze: niech ci, którzy na swoje nieszczęście nie mają Boga chrześcijańskiego, obawiają się śmierci, co do nas, złóżmy całą naszę ufność w nieprzebraném miłosierdziu Jego.” Słowa te wszystkim dodały odwagi, a burza wzmagając się i miotając okrętami, wszystkie uniosła w inną stronę i przyparła do północnych brzegów Galii Belgijskiéj. Ztamtąd udała się święta księżniczka ze wszystkiemi swojemi towarzyszkami do Tielu, który jest portem przy ujściu rzeki Renu do morza, i tąż rzeką, popłynęła do miasta Kolonii, gdzie jéj Pan Bóg wraz z całém jéj świętém gronem, przeznaczał palmę męczeńską.

Cesarz bowiem Gracyan, dowiedziawszy się o buncie Maksyma, i o zajęciu przez niego brzegów Galii, niemając dość wojska aby na niego uderzyć, zawezwał w pomoc Hunnów, naród barbarzyński z dawnéj Sarmacyi pochodzący, którzy opuściwszy kraj swój, rozleli się po Niemczech, nad brzegami Renu i w Galii Belgijskiéj. Dzicy i okrutni z natury, a przytém w bałwochwalstwie pogrążeni, szerzyli wszędzie zniszczenie. Oni tedy pod dowództwem Gaunusa, wysłanego wtedy w imieniu cesarza Gracyana przeciw Maksymowi, widząc jego okręty, uderzyli na nie i łatwo je zdobyli gdyż mała była na nich załoga wojenna. Lecz nadzwyczaj zdziwieni zostali gdy ujrzeli, że cała ta fota, wiozła tylko dziewice chrześcijańskie przeznaczone na żony dla dowodców i żołnierzy wojska nieprzyjacielskiego, a na czele swoim mające księżniczkę przyszłą małżonkę książęcia Konona, głównego wodza wojsk Maksyma.

Lecz gdy zdarzenie to w zdumienie wprawiło barbarzyńców, Święta Urszula widziała w niém skryte rozporządzenie Opatrzności Bożéj, które ją wialce pocieszyło. Zrozumiała wtedy jak dalece Pan Bóg uwzględnił jéj pragnienia, i że Pan Jezus przyjmując ją za Swoję oblubienicę, chciał jeszczo do zasługi dziewictwa, przydać i koronę męczeńską. Podniesiona więc na dachu, nowéj żarliwości pełna, przebiega wszystkie okręty, i do swoich towarzyszek przemawia jak na bohaterkę chrześcijańską przystoi. Przedstawia im w najżywszych wyrazach, nieoszacowane zalety dziewictwa, za które, jeśli tego byłaby potrzeba, życie swoje oddać powinny. Z takiém zaś namaszczeniem i z taką mocą ducha Bożego, zachęcała je do wylania krwi za wiarę, że wszystkie te błogosławione dziewice, pozbywszy się wszelkiéj obawy, poczytywały już cały ten wypadek jako dowód największego nad niemi miłosierdzia Bożego, i niczego nie pragnęły jak tylko śmierci męczeńskiéj.

Tymczasem dowódca Hunnów, gdy doszła do niego wiadomość kto się znajduje na okrętach przez niego wziętych, i że na nim była i królewna Urszula, o któréj nadobności nadawyczajnéj tak wiele słyszał, sam udał się do niéj. Ujęty jéj powierzchownością, ośmielił się żądać aby jego żoną została, i najprzód najłagodniejszemi słowy, a potém zagrożeniem nawet śmiercią, domagał się tego od niéj. Lecz Święta odpowiedziała mu z taką stałością chrześcijańską, z taką powagą i śmiałością, że i on sam i barbarzyńcy go otaczający, ulegając swojemu zwykłemu okrucieństwu wpadli jakby we wściekłość: w tejże chwil rzucili się na wszystkie te dziewice, i wymordowali je co do jednéj. Niektóre padły od miecza, inne przeszyte zostały strzałami; wszystkie poległy, i z palmą męczeńską poszły do Nieba, opiewać na wieki chwałę Baranka bez zmazy. Zaszło to 21 Października roku Pańskiego 383, i odtąd Kościół cały, w tym dniu obchodzi uroczystą pamiątkę świętéj Urszuli i jéj towarzyszek męczenniczek. Ciała ich pochowane zostały w Kolonii, zkąd te święte Relikwie rozeszły się po całym świecie chrześcijańskim.

Z upływem czasu, powstało zgromadzenie zakonic według Reguły świętego Augustyna, którego zakonnice obrały sobie za główną patronkę świętą Urszulę, i dla tego Urszulinkami się nazywają. Klasztory ich zostają pod bezpośrednim zarządem Biskupów miejscowych. Trudno wyrazić jak liczne i zbawienne spływają z tego świętego zgromadzenia pożytki, a to nie tylko z przykładów wzniosłych cnót zakonnych jakiemi to zgromadzenie zawsze się odznacza, lecz i z wychowania młodych panienek, którém się głównie to siostry trudnią. W naszym kraju w Poznaniu mają one swój klasztor i pensye, gdzie z różnych klas, a szczególnie ze średniéj, biegle kształcą młode panienki w naukach, i na wzorowe chrześcijanki je wychowują. Założycielką ich była błogosławiona Angela z Brescii, która w roku 1537 pierwszy taki klasztor założyła we Włoszech. Zgromadzenie to zatwierdzone zostało najprzód przez Papieża Pawła III-go, a potém w roku 1572 przez Grzegorza XIII-go. Za staraniem zaś świętego Karola Boromeusza, zakon Urszulinek otrzymał od Stolicy Apostolskiéj wszystkie przywileje Zgromadzenia w którém wykonywają się śluby uroczyste i ścisła klauzura jest zachowaną.

Pożytek duchowny

Oddając cześć pamiątce tak licznego grona świętych dziewic, które wraz z błogosławioną Urszulą, w obronie cnoty dziewictwa, życie położyły, naucz się tę cnotę jak najwyżej cenić, która właśnie dla tego cnotą czystości się nazywa, że onato dopiéro czystą przed Bogiem czyni duszę każdą. Ztąd postanów sobie, stosownie do stanu w jakim się znajdujesz, cnoty téj strzedz jak najpilniéj, gotowym będąc raczéj śmierć ponieść, niż przeciwko niéj wykroczyć.

Modlitwa (Kościelna)

Daj nam prosimy Panie Boże nasz, Świętych Dziewic Urszuli i jéj towarzyszek zwycięzkie palmy męczeństwa pobożnie uczcić, abyśmy nieumiejąc godnie je wysławiać, pokorną przynajmniéj służbą naszą, chwałę im oddali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 900–902.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 843

Święta Urszula dobrowolnie i z miłości ku Zbawicielowi ślubowała panieństwo, wiedząc, że stan ten jest Bogu miły. Czy dobrze uczyniła? Czy stan dziewiczy darzy szczęściem? Odpowiedź na to podajemy poniżej:

  1. Ze stanowiska wiary dziewictwo jest najszczęśliwszym stanem, polega bowiem na nadprzyrodzonej miłości ku Chrystusowi, który oblubienice swe Boską nagradza miłością. Podstawą małżeństwa jest miłość i przywiązanie do człowieka śmiertelnego, który pod względem dobroci, świętości i potęgi w ogóle nie może być porównany ze Zbawicielem. Ileż to razy widzimy małżeństwa niezgodne, swarzące się z sobą, szerzące zgorszenie i zły przykład dla dzieci i całego otoczenia! Nie przeczymy, że bezżenni są wystawieni na drwiny i szyderstwa, że uchodzą za dziwaków i oryginałów, ale zapytajmy, kto z nich szydzi i kto ich wyśmiewa? Czy szydercami są ludzie wykształceni, religijni, uczciwi i poważani? Bynajmniej! A czy drwiny i szyderstwa takie szkodzą bezżennym? Czy przez to tracą na sławie i reputacji? Przeciwnie, gdyż stają się podobniejszymi Zbawicielowi, a czyż może być większy nad to zaszczyt? A kiedy przyjdzie chwila zgonu, a po niej godzina sądu, bezżenny odpowiada tylko za siebie, natomiast żonaty dźwiga brzemię odpowiedzialności nie tylko za siebie, ale i za żonę, dziatki, domowników i całe otoczenie.
  2. Ze stanowiska świata jest stan bezżennych o wiele szczęśliwszy, gdyż w oczach ludzi ten uchodzi za szczęśliwego, kto ma dostateczny majątek, wszelakie wygody, a mało kłopotów. Takim szczęściem pochlubić się mogą tylko ci, którzy dobrowolnie i w celach pobożnych wybrali stan bezżenny. Mają bowiem: a) tyle, ile im trzeba na utrzymanie. Na setkę żonatych i wdowców, potrzebujących wsparcia, przypada zaledwie jedna osoba bezżenna. Bezżenny, byle by żył oszczędnie, dużo może czynić dla kościołów, zakładów dobroczynnych, ubogich i chorych, podczas gdy żonaci i niewiasty zamężne muszą przede wszystkim myśleć o dzieciach i zaradzać potrzebom rodziny; b) mają o wiele mniej trosk i kłopotów. Jest rzeczą udowodnioną, że panny i kawalerowie nie tak często się procesują, nie mają tyle zatargów i nie stają tak często w sądach, jak żonaci. Nikt ich nie ściga zazdrością, nienawiścią, która zatruwa życie i mąci domowy spokój, wolni są od niepokoju, zmartwień i kłopotów ojca rodziny, nie znają utrapień, smutków i nocy bezsennych, jakie przechodzić muszą żony i matki; c) doznają o wiele większych wygód i przyjemności, aniżeli żonaci. Zdrowie ich jest o wiele trwalsze i czerstwiejsze, mają czas na pożyteczne zajęcia i odwiedziny, mogą się więcej oddawać modlitwie itd. Mądrze przeto postąpiła święta Urszula, wybierając stan bezżenny.
Tags: św Urszula „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik dziewica czystość Maryja
2020-10-20

Św. Jana Kantego, Wyznawcy

Żył około roku Pańskiego 1473.

(Żywot jego wyjęty jest z kronik Macieja Miechowity.)

Święty Jan urodził się roku Pańskiego 1397 w miasteczku Kenty w dyecezyi Krakowskiéj z ojca Stanisława ławnika miejskiego, i Anny cnotliwych i bogobojnych małżonków.

Od młodości karmiąc się przykładami domówéj pobożności, zarody wielkich cnót w sobie okazywał. Po ukończeniu niższych szkół w rodzinném miasteczku, wysłany do Akademii Krakowskiéj, nietylko postępem w naukach przewyższył wszystkich swoich towarzyszów, lecz, i to głównie, odznaczał się między nimi najskromniejszemi obyczajami i gorącą pobożnością. Już wtedy wnosić można było iż stanie się on wielkim sługę Bożym, i ozdobą kościoła kraju naszego. Otrzymawszy stopień magistra filozofii, tak się w téj nauce biegłym okazał, iż go powołano na profesora tejże katedry w Akademii, i kilka razy Dziekanem tegoż wydziału wybierano.

Wkrótce potém powołany do wyłącznéj służby Boga, wstąpił do stanu duchownego, został kapłanem, i w tymże uniwersytecie profesorem Teologii, w któréj stopień doktora otrzymał. Od chwili przyjęcia wyższych święceń, zaczął prowadzić życie bardzo umartwione: więcéj stroniąc od świata, długie godziny przepędzał na modlitwie, różne według tego jak mu stawało uczynki miłosierdzia spełniał, przez ćwiczenia bogomyślne, coraz ściśléj jednoczył się z Bogiem. Widząc iż najbliższym nieprzyjacielem duszy naszéj jest ciało, trapił je rozmaicie pod władzę ducha podbijając, a chcąc więcéj się utrudzić, a razem dogodzić swemu nabożeństwu do tajemnic Męki Pańskiéj, umyślił odbyć pieszo pielgrzymkę do miejsca gdzie się Zbawiciel nasz narodzić raczył: to jest do Ziemi świętéj.

Otrzymawszy więc na to i pozwolenie i błogosławieństwo Biskupa, puścił się w tę drogę z pielgrzymskim kijem w ręku i małym tłomoczkiem na plecach. Skoro stanął Jan święty u celu swojéj podróży i ujrzał się na błogosławionéj téj ziemi po któréj Pan Jezus chodzić raczył, upadłszy na twarz ucałował ją i rzewnemi zlał łzami, a następnie zwiedzając wszystkie pamiątki pobytu Syna Bożego między ludźmi, składał Mu serdeczne dzięki, za takie poświęcenie się i podjęcie nawet śmierci okrutnéj za nas. Wzmocniony i wielce pocieszony na duszy zwiedzeniem miejsc tak drogich dla chrześcijanina, wrócił szczęśliwie do ojczyzny, gorliwszy jeszcze w służbie Bożéj, a opowiadaniem szczegółów pielgrzymki swojéj, wiele dusz do zbawiennego nabożeństwa ku tajemnicom Męki Pańskiéj pobudzając.

Zaledwie z téj podróży wypoczął, odbył znowu pielgrzymkę do Rzymu, dla uczczenia grobów świętych Apostołów, i to w ciągu życia swojego cztery razy dokonał, niemało przez to, gdyż odbywał drogę pieszo, doznając trudu. Zapytany téż razu pewnego, dla czego to tak często czyni, odpowiedział: „Pielgrzymki te są moim czyscem; w nich grzechy moje obmywam.” W jednéj z nich napadli go byli rozbójnicy, którzy domagali się aby im złożył wszystkie jakie ma przy sobie pieniądze. Oddał im co miał w woreczku, a gdy pytali o więcéj, odpowiedział że nie ma. Lecz zaledwie rabusie odeszli, przypomniał sobie sługa Boży, że miał jeszcze kilka czerwonych złotych w sukni zaszytych. Zasmucony iż mimowolne kłamstwo popełnił, dogonił złodziejów i rzekł do nich. „Zapomniałem żem zaszył pieniądze i zataiłem to przed wami: otóż je macie, a nie gorszcie się kłamstwem które mimowoli popełniłem.” Złoczyńcy zbudowani takim postępkiem, i tych pieniędzy nie przyjęli i wprzód zabrane mu oddali.

A gdy tak naprawiał mimowolne nawet uchybienia, jakże tém bardziéj wystrzegał się i cienia wyraźnéj obrazy Bożej! Szczególnie miłował czystość, aby jéj dochować ścisłe przestrzegał posty, i gorąco o tę cnotę prosił Matki Bożéj, aż razu pewnego objawiła mu się przenajświętsza Panna z dzieciątkiem Jezus na ręku, i podała ma lilą, jako zadatek że prośby jego wysłuchane zostały. Szczególne téż miał do Matki Boskiéj nabożeństwo, a największe do Jéj Boleści. Na drzwiach gmachu akademiekiego, był obraz Matki Bożéj z sercem przebitém mieczem, przed nim święty Jan codziennie w nocy zimą i latem klęcząc, długie trawił na gorącéj modlitwie godziny. Dla ubogich był nadzwyczajnie miłosiernym. Razu pewnego napotkał na ulicy, zimową porą, biednego boso idącego: zdjął z nóg obuwie, i dał je ubogiemu, a sam spuściwszy płaczcz do ziemi, aby nie widziano że idzie boso, wrócił do mieszkania. Inną razą idąc o świcie na Jutrznię do kościoła świętéj Anny, ujrzał nędzarza na śniegu w łachmanach leżącego i drżącego od zimna. Zdjąwszy z siebie wierzchnią suknię dał mu ją, którą potém, gdy wrócił z kościoła do domu, oddała mu Sama przenajświętsza Panna, pochwalając ten jego postępek. Pewnego dnia, gdy siedział przy obiedzie w Refektarzu akademickim wraz z innymi profesorami, żebrak zbliżywszy się do okna, głośno o wsparcie prosił, wołając iż głodem od dni trzech jest męczony. Święty Jan oddał mu swoję porcyą, a w téjże chwili, wszyscy zasiadający u stołu ujrzeli jak Matka Boża zastawiła przed Kantym cały obiad. Na pamiątkę téż tego cudu, profesorowie od téj pory przyjmowali codziennie ubogiego do swojego stołu, co dopiéro w początkach bieżącego wieku zaniechano. Przytém i ten piękny a podobnież dziś już zniesiony, zachowywano zwyczaj, że gdy profesorowie już siedzieli u stołu, służący oznajmiał przyjście ubogiego mówiąc: „Ubogi przyszedł” a najstarszy z zasiadających odpowiadał: „Chrystus przyszedł!” i sadzano biednego przy stole. A także, na uczczenie miłości bliźniego, jaką okazał był razu pewnego nasz Święty gdy jednemu ubogiemu oddał swoje obuwie a drugiemu wierzchnią suknię, profesorowie akademii zapewnili odpowiedny fundusz, do przyodziewania corocznie kilku ubogich; lecz i to z postępem cywilizacyi tegoczesnéj, zaniedbaném zostało.

Miłość ku bliźnim obudzała w świętym Janie politowanie nad każdym ich frasunkiem, a Pan Bóg nagradzał mu to łaską czynienia w takich razach cudów. Zdarzyło się że przechodząc przez rynek Krakowa, spostrzegł uboga wieśniaczkę płaczącą nad dzbankiem zbitym, w którym mleko niosła. Kanty zbliżywszy się do niéj, pozbierał rozrzucone po ziemi skorupy, pomodlił się, i dzbanek cały oddał kobiecie, a przeżegnawszy go, kazał jéj zaczerpnąć wody z rzeki Rudawy obok murów miasta płynącéj. Co gdy uczyniła naczynie to wybornym mlekiem zostało napełnione.

Biskup oceniając wysoką świątobliwość Kantego, a wiedząc iż lubo niezamożny nadzwyczaj był hojnym dla ubogich, obdarzył go plebanią Olkuską, jedną z najbogatszych podówczas w dochody. Święty zajaśniał tam cnotami doskonałego Pasterza, niezmordowanie karmił trzódkę swoję słowem Bożém, a jeszcze bardziéj pobudzał ją do wiernéj służby Bogu przykładem własnym. Lecz zaniepokojony ciężką odpowiedzialnością przed Bogiem, jaka obarcza każdego sumiennego proboszcza z zarządu dusz mu powierzonych, zrzekł się tego obowiązku, i zajął na nowo swoją katedrę profesorską.

Cnotę miłości bliźniego, którą tak jaśniał, ceniąc najwyżéj, wystrzegał się najpilniéj czémkolwiek ją obrazić. Przestrzegał téż jéj i w rozprawach czyli dysputach naukowych, jakie według ówczesnego zwyczaju, miewał publicznie. A że zwykle przewyższał w nich swoich przeciwników nauką i biegłością wymowy, więc nazajutrz przed Mszą Świętą, chodził do nich aby ich przeprosić, jeśli czém mimowoli upokorzył; i mawiał wtedy: „Idę spełniać świętą Ofiarę: wybacz mi, jeślim ci w rozprawie naszéj, jakim słowem przykrość wyrządził.” Obmowy wrogiem był nieubłaganym: nigdy sam nie wyrażał się o drugich insczéj jak w ten sposób że gdyby to słyszał ten o którym mówi, żadnéjby z tego nie doznał przykrości, i mawiał że to jest prawidłem według którego o drugich mówić możemy bez grzechu. Żeby i drugich powstrzymać od szarpania sławy bliźniego, w pokoju w którym gości przyjmował, umieścił wypisany wielkiemi literami to napis po łacinie Infamatore cave, quianoe revocare grave, to jest: „Strzeż się czernienia bliźniego, bo pod ciężkim grzechem byłbyś obowiązany to odwołać.” Wielu różnemi cudami i darem proroctwa uświetnił Pan Bóg tego sługę Swojego. Zdarzyło się, że kiedy miał kazanie, wszczął się straszny pożar na ulicy Świętéj Anny, obok kościoła gdzie przemawiał. Święty ukląkł, a gdy tylko co zaczął się modlić, okazał mu się święty Stanisław Szczepanowski, upewniając że na jego prośby pożar wstrzymanym zostanie tą razą, lecz że jeżeli lud pokuty goriwszéj czynić nie będzie, dotknie ich straszniejszy. Jakoż ogień wszczęty w téjże chwili uagasł cudownie, a Kanty kończąc kazanie, ostrzegał o zapowiedzianéj od Boga karze i do pokuty zachęcał. Lecz gdy tę przestrogę jego w niepamięć puszczono i do dawnych nowe przydano grzechy, wkrótce potém gwałtowny pożar większą część miasta zniszczył, pomimo najdzielniejszego ratunku.

Gdy nadchodził czas zejścia jego, a miał już wtedy lat siedemdziesiąt sześć, ciężko zachorzał, z anielską cierpliwością znosząc dolegliwe boleści. Odwiedzali go przyjaciele, a między nimi błogosławiony Izajasz Boner, święty Szymon z Lipnicy, błogosławiony Stanisław Kazimierczyk, błogosławiony Świętosław Mansyonarz i błogosławiony Michał Giedrojć, gdyż takimito wielkimi sługami Bożymi cieszył się wtedy Kraków współcześnie z Kantym. A on już ciężko chory, i stęskniony za niebem, ciągle powtarzał one słowa Psalmu Pańskiego: „Biada mi Panie! że się mieszkanie moje przedłużyło” 1 i tym podobne akty pobożne odmawiał. Gdy widział już koniec swój blizkim, rozdał ubogim nietylko co miał z pieniędzy, lecz i sprzęty z mieszkania; uczynił spowiedź z całego życia z największą skruchą, potém przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, wśród słodkiéj modlitwy, zasnął w Panu pełen lat i zasług, w wigilią Bożego Narodzenia, roku Pańskiego 1473. W poczet świętych, wpisany został przez Papieża Klemensa XIII, który dzień dzisiejszy na uroczystą pamiątkę jego przeznaczył.

Pożytek duchowny

Wyrazy odwodzące drugich od obmowy, które święty Jan Kanty wypisał był na ścianie swojego mieszkania, wyryj i ty w pamięci twojéj, abyś się jak najpilniéj tego grzechu przeciw miłości bliźniego wystrzegał. A przy tém pamiętaj iż tak jest w istocie jak to ten napis wyrażał, że gdy kto bliźniemu sławę naruszył, pod ciężkim grzechem, obowiązany jest przywrócić mu ją co prędzéj.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy za przykładem błogosławionego Jana Wyznawcy, w nauce Świętych postęp czyniąc i względem drugich miłosierdzie okazując, za jego zasługami odpuszczenia grzechów naszych u Ciebie dostąpili. Przez Pana naszego i t. d. }

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 897–899.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 841

Miłość prawdy, jaśniejąca w świętym Janie Kantym, winna zdobić każdego chrześcijanina i prawego katolika. Wszystkie nasze myśli, słowa i czyny winny świadczyć, że jako dzieci Boże jesteśmy także i synami prawdy. Lekkomyślność, gadatliwość, żywość zbyteczna, złośliwość i nałóg bywa powodem tego grzechu, a kto nim jest dotknięty, częstokroć nie wie, jak szkaradna jest ta wada. Strzeżmy się tego nałogu, który Bóg ma w obrzydzeniu, kochajmy i mówmy zawsze prawdę z jak największą sumiennością i nie odstępujmy od niej ani na krok, choćbyśmy kłamstwem mieli ocalić życie albo zyskać jaką korzyść. Nie dość jest wystrzegać się grubego kłamstwa; należy unikać uchybień przeciw prawdzie i w najdrobniejszych rzeczach. Prawda w słowach i czynach powinna być hasłem każdego uczciwego człowieka; każdy powinien trzymać się jej ściśle w rzeczach drobnych i ważnych, nie mijać się z nią nigdy ani umyśl nie, ani żartem. Nade wszystko winna się wystrzegać kłamstwa młodzież, bo jak mówi przy słowie, „czego się skorupka za młodu napije, tym na starość trąci”. Zapatrujmy się na prostotę, prawdomówność i dziecięcą niewinność Świętych Pańskich, a nie na przewrotność, obłudę i chytrość tych, którzy kłamliwość zaliczają do potrzeb życia i uważają ją za ułomność, którą godzi się uniewinnić i przebaczyć.

Footnotes:

1

Psal. CXIX. 5.

Tags: św Jan Kanty „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pielgrzym kłamstwo czystość Maryja jałmużna obmowa prawda św Szymon z Lipnicy
2020-10-19

Św. Piotra z Alkantary, Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1562.

(Żywot jego wyjęty jest z Bulli jego Kanonizacyi.)

Święty Piotr, od miejsca urodzenia z Alkantary nazwany, przyszedł na świat w tém mieście w Hiszpanii w prowincyi Estramadura położoném, roku Pańskiego 1499, z ojca Alfonsa Garawito gubernatora téj części kraju.

Od dzieciństwa, ulubioném jego zajęciem była modlitwa, w któréj późniéj obdarzał go Pan Bóg darem tak wysokiéj bogomyślności do jakiéj mało kto z największych Świętych Pańskich bywał podniesiony. Ukończywszy wszystkie nauki w Salamance, gdzie nietylko wielkim w nich postępem lecz jeszcze bardziéj pobożnością się odznaczył, wrócił do miasta rodzinnego. Zły duch, przewidując jak wielkim sługą Bożym zostanie, probował go w sidła swoje uwikłać. Najprzód uderzył na niego zwykłą bronią jaką na młodych używa, chcąc w nim skalać cnotę świętéj czystości. Lecz Święty użył znowu ze swojéj strony przeciw temu najskuteczniejszéj broni: modlitwy, umartwienia ciała, uczęszczania do Sakramentów i serdecznego do Matki Bożéj nabożeństwa. Pokusy tego rodzaju odeszły, niezadając duszy jego żadnéj szkody, lecz szatan z inną wystąpił. Łudził Piotra świetnym zawodem w świecie, rozbudzając w nim próżność i żądzę wyższych zaszczytów, których łatwo mógł dostąpić. Wszakże poznał się on i na téj zasadzce, i żeby raz na zawsze pozbyć się tego znowu rodzaju pokus, postanowił świat opuścić i wstąpić do zakonu. W tym celu udał się do klasztoru Braci Mniejszych w wiosce Manzares w górach położonego, a Pan Bóg zaraz w pierwszych jego krokach nowego zawodu, cudem raczył go w tych zbawiennych zamiarach utwierdzić. Gdy przybył nad rzekę Tietar, a zakłopotany że niema go kto przewieść na brzeg drugi, zaczął się modlić, wtedy Anioł stanął przed nim i przeniósł go za wodę.

Miał lat szesnaście kiedy wstąpił do nowicyatu, i wówczas już stał się wzorem doskonałosci zakonnéj dla wszystkich braci. Po wykonanych uroczystych ślubach, przeznaczono go do innego klasztoru, w którym wybrał i uprosił sobie na mieszkanie celkę tak ciasną i nizką, że więcéj do grobu, niż do mieszkania podobną była. Tam już zaczął ten rodzaj życia umartwionego, w którym mu mało kto z najsławniejszych w Kościele pokutników wyrównał, któremuby nawet trudno było dać wiarę, gdyby nie to że Bulla jego kanonizacyi, wszystko to stwierdza. Oto jak dalece prowadził ostre i umartwione życie: Nabiału i mięsa nigdy nie jadał; posiłek brał tylko raz na dzień i to co trzy dni, a czasem cały tydzień bez pokarmu zostawał. Dwa razy na dzień zadawał sobie krwawe. biczowanie żelaznemi ostremi łańcuszkami; dzień i noc nosił włosiennicę, a raczéj rodzaj pancerza zrobionego a blachy podziurawionéj nakształt kuchennéj tarki, ostrzem w ciało obróconéj, a która ciągle rozdrażniała rany, jakie sobie biczowajem zadawał. Chociaż zwykle jadał jarzyny surowe bez żadnéj zaprawy, albo chleb suchy, skoro mu to cokolwiek smakowało, dosypywał popiołu. We wzroku tak był umartwionym, że po kilka lat mieszkając w jakim klasztorze, żadnego z braci nie znał z twarzy tylko z głosu. Gdy pomimo tak umartwionego życia razu pewnego doznał podniet zmysłowych, zanurzył się w zamarznięte jezioro, i tak długo w niém zostawał aż go ta pokusa minęła.

Lecz umartwienie które, jako sam wyznawał, najwięcéj go kosztowało, było ujęcie sobie spoczynku nocnego. Mawiał, że ze wszystkich potrzeb życia najprzykrzejszą dla niego była potrzeba snu, gdyż ta jedna, jak utrzymywał, pozbawiała go uczucia obecności Bożéj, czego nawet i śmierć nie czyni. Sypiał téż tylko godzinę, a najwięcéj półtory, i to przez lat czterdzieści, niekładąc się wcale, tylko siedząc na nogach, albo na stołku z opartą o mur głową. Noce téż całe przepędzał na bogomyślmości, i na zadawaniu sobie prócz tego różnych innych umartwień ciała. Celkę miał zawsze tak nizką i małą, że ani w niéj stać mógł wyprostowany, ani wyciągnięty leżeć. Z każdéj pory roku robił sobie także pokutę. Wśród największych mrozów, chodził z gołą głową; po największych śniegach bez obuwia, a mieszkając w górach gdzie zima bardzo ostra i panują silne wiatry północne, właśnie gdy było najzimniéj w dzień i w nocy okna od celi nie zamykał. Umartwienia téż jego sprawiały że, według wyrażenia współczesnych pisarzy, wyglądał jak szkielet chodzący.

Ale za to jakiemiż pociechami wewnętrznemi i darami cudownemi obdarzał go Pan Bóg! Prawie przy każdéj modlitwie wpadał w zachwycenie, i wtedy widywano go wzniesionego w powietrzu, co i przy Mszach świętych się zdarzało. Z twarzy jego, a szczególnie z oczów, kiedy się modlił lub Mszę świętą odprawiał, wytryskiwały promienie tak jasne, że bez olśnienia nikt wtedy na niego patrzeć nie mógł. Także wśród modlitwy, niekiedy nie mógł się wstrzymać od głośnego śpiewu, który był tak nadzwyczaj pięknym, że najbieglejsi muzycy z podziwieniem i zachwyceniem go słuchali. Posiadał przytém dar języków, to jest że gdy miewał kazania, lub potrzebował rozmówić się z kim w rzeczach duchownych, cudzoziemcy różnéj narodowości rozumieli go doskonale, a on ich nawzajem. Poznawał najskrytsze tajniki serc ludzkich, i zdarzało się, że przy spowiedziach wyjawiał penitentom ukryte przez nich grzechy, z których albo spowiadać cię nie chcieli, albo je zapominali. Biegły w przewodniczeniu dusz do wyższéj doskonałości dążących, długo był spowiednikiem świętéj Teresy. Onto głównie poznał iż dary nadzwyczajne w które ta Święta opływała, nie były wcale złudzeniem szatańskiém jakto wielu znakomitych teologów mylnie utrzymywało, a przez to uspokoiwszy tę wielką duszę, pomógł jéj do rączego postępu w doskonałości do którego późniéj doszła, i on właśnie skłonił ją do przedsięwzięcia reformy jéj zakonu. Święty Franciszek Borgiasz Towarzystwa Jezusowego, także w rzeczach tyczących się sumienia jego rady zasięgał, i nią się powodował. Cesarz Karol V, gdy zrzekłszy się korony cesarskiéj na pewien czas przed śmiercią osiadł w klasztorze, zażądał aby Piotr był jego stałym spowiednikiem; lecz Święty nie chciał w żaden sposób podjąć się tego w oczach świata tak zaszczytnego obowiązku.

Na prośby jednego z pobożnych swoich przyjaciół, napisał nie wielkie co do rozmiaru, lecz nieoszacowane dzieło co do treści „O modlitwie i bogomyślności”. Książka ta tak go rozsławiła, że Jan III król Portugalski uprosił u przełożonych, aby go na pewien czas na dwór jego przysłano. Pozostawał tam sługa Boży przez kilka miesięcy; zadziwil wszystkich swoim nadzwyczaj umartwionym życiem, którego w niczém nie odstępował, budował pokorą i słodyczą w obcowaniu z każdym, a kazaniami tak zbawienny wpływ wywarł, że nietylko na całym dworze królewskim rozbudził ducha pobożności, lecz kilku wielkich panów wyrzekło się świata i jego zaszczytów, i oddało się pokutnemu życiu, wstępując do najostrzejszéj Reguły zakonu. W téj liczbie był i brat królewski don Ludwik, który wybudowawszy klasztor w Salvatiera, sam został zakonnikiem, z wielkiém całego państwa zbudowaniem.

Po powrocie z Portugalii, święty Piotr wybrany na przełożonego prowincyi swojego zakonu, robił co tylko mógł, prosił i błagał braci aby go od tego urzędu uwolnili. Lecz z woli ich pozostawszy na nim położył największe swoje w tymże zakonie i w Kościele Bożym zaslugi, przez wprowadzenie po klasztorach całej pierwotnéj ścisłości Reguły świętego Franciszka Serafickiego. Wiedział dobrze, że trudniéj jest zreformować zakon niż założyć nowy, lecz odebrawszy w téj mierze natchnienie od Boga, wytrwale walczył z wielkiemi napotykanemi na téj drodze przeszkodami, i wszystkie je przezwyciężył. Przybrawszy sobie kilku ojców skłonniejszych do tego, założył mały klasztorek w Arabida w Portugalii na górze stroméj i wysokiéj, gdzie prawie wszystkie cele urządzone były w ciasnych szpalinach po skałach. I tamto dał on początek temu szczepowi zakonu świętego Franciszka który u nas Reformatami nazywają, a który późniéj zatwierdzony został przez Papieża Juliusza III, a następnie Pawła IV.

Wszakże w samy początku tego wielkiego rozpoczętego dzieła, na ciężką był wystawiony próbę. Nadzwyczajna ostrość życia, jaką w swojéj reformie zaprowadzał, dotkliwe, a z różnych stron pochodzące prześladowania, które właśnie ta surowość na niego i na braci a nim będących ściągnęła, sprawiły że po pewnym przeciągu czasu, święty Piotr sam jeden znalazł się w klasztorze, a wszyscy zresztą go opuścili. Udał się wtedy do Rzymu, a otrzymawszy od Papieża i Jenerała nowe do przeprowadzenia swéj reformy upoważnienie, mocą którego zrobiony był Komisarzem jeneralnym wszystkich klasztorów w Hiszpanii, wziął się powtórnie do swojego dzieła. Wybudował bardzo mały klasztorek w Pedrozo, założył małą prowincyą pod wezwaniem świętego Józefa, i w téj w przeciągu lat sześciu tak mu Pan Bóg pobłogosławił, że dziewięć klasztorów napełnił braćmi, wedle pierwotnéj ścisłości Reguły świętego Patryarchy Asyzkiego żyjących.

Już od niejakiego czasu udawało się że święty Piotr cudem tylko żyje, tak był wycieńczony rozmaitemi swoimi umartwieniami, i ciężkiemi trudami, jakiemi go w ostatnich czasach zarząd prowincyi reformowanéj obarczał. Zapadłszy na zdrowiu i widząc że śmierć się zbliża a niemogąc już chodzić, prosił aby go zaniesiono do klasztoru świętego Andrzeja w Arenas. Tam przepowiedział braciom dzień i godzinę swojego zgonu. Gdy ten nadchodził zwołał ich, zachęcał do wytrwałości w powołaniu, i przyjął przenajświętszy Wiatyk klęcząc na ziemi ze złożonemi rękoma, a we łzach się rozpływając. Wkrótce potém, znacznie na siłach upadłszy, przyjął i ostatnie Olejem świętym namaszczenie. Wtedy objąwiła mu się przenajświętsza Marya Panna i święty Jan Ewangelista, do których miał sczególne przez całe życie nabożeństwo, upewniając iż zbawionym będzie. To go wprawiło w tak świętą radość, że zaczął śpiewać ten wiersz psalmu Pańskiego: „Weselilem się z tego co mi powiedziano: do domu Pańskiego pójdziemy” 1, i kończąc go coraz cichszym głosem słodko zasnął w Panu, 18 Października roku 1562. Po śmierci objawił się świętéj Teresie otoczony światłem niebieskiém, i rzekł do niéj: „O! szczęśliwa pokuta, która mi wyjednała tak wielką chwałę!”

Kanonizowany został uroczyście przez Papieża Klemensa IX.

Pożytek duchowny

Przytaczają życiopisarze błogosławionego Piotra z Alkantary i to na dowód jego zamiłowania czystości, że gdy już był umierającym, a braciszek który go dozierał, chcąc go poruszyć na łóżku, dotknął się jego ciała, Święty go odsunął mówiąc: „Jeszcze żyję, a więc jeszcze przeciw skromności wykroczyć mogę”. Patrz jak Święci téj najtrudniejszéj do przechowania cnoty przestrzegali, a przypomnij sobie czy i ty równie w niéj jesteś ostrożnym.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Piotra wyznawcę Twojego, przedziwnéj pokuty i najwższéj bogomyślności darami wsławić raczył, daj nam, prosimy, abyśmy za pośrednictwem zasług jego, zmysły umartwiając, łatwiéj pojmować rzeczy niebieskie umieli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 894–896.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 839

„Błoga pokuto, która mi zjednałaś takie szczęście!” rzekł święty Piotr do Teresy, aby ją pocieszyć w utrapieniach, zachęcić do wytrwałości i wypowiedzieć nadzieję, że Bóg mu w wieczności wynagrodzi zwalczanie żądz i porywów ciała. Weźmy sobie te słowa do serca i pomnijmy na to, że za grobem czeka nas odwet za to, co tutaj czynimy.

  1. Powiada nam to nasamprzód własne serce. Jakąkolwiek tutaj podejmujemy pracę i o cokolwiek się ubiegamy na tym świecie, zawsze nasuwa się nam pytanie, czy nasze zabiegi będą wynagrodzone. Jeśli nas kto chce zmusić do pracy bez wynagrodzenia, oburza się natura nasza, opieramy się rozkazowi, i żądamy od zwierzchności, aby nas wzięła w swą opiekę przeciw przymusowi i ukarała gwałciciela. Jeśli zwierzchność odmawia nam pomocy, pozostaje nam nadzieja, że tyran choć nie w tym, to w przyszłym życiu odpokutuje wyrządzoną krzywdę. Jeśli nam zaś kto wyświadczy łaskę lub przysługę, ulegając naturalnemu pociągowi serca, pragniemy mu się wywdzięczyć według możności. Niezatartymi głoskami wyryta jest w sercu ludzkim prawda: „Odwet jest konieczny. Dobre winno być wynagrodzone, a za złe winna być kara”. Odwetu i nagrody oczekiwać należy od tego, komu służymy i dla kogo pracujemy. Kto służy dumie i zmysłom, złego ma płatnika; kto służy opinii publicznej, komu chodzi o popularność, niech nie liczy na wdzięczność. Kto pracuje dla Boga i Jemu służy, jak św. Piotr, ten może się spodziewać sowitej nagrody i hojnej zapłaty.
  2. Że jest odwet, nagroda i kara, tego uczy nas wiara. Chrystus jasno wypowiedział, że On będzie Sędzią, że On wynagrodzi każdy łyk wody, każdą ofiarę, choćby szeląga, że On karać będzie za każde marne słowo, że On da szczęście łagodnym, miłosiernym, skromnym, a bezbożnych, złośników i gnuśnych karać będzie.

Footnotes:

1

Psal. CXXI. 1.

Tags: św Piotr z Alkantary „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość pokuta umartwienie św Teresa z Avili
2020-10-18

Św. Łukasza Ewangelisty

Żył około roku Pańskiego 64.

(Żywot jego napisany był przez świętego Hieronima.)

Święty Łukasz nazwany Ewangelistą, dla tego że jest jednym z tych czterech Apostołów których Duch Święty do ułożenia Ewangelii wybrał, był rodem z Antyochii, miasta znacznego położonego w Syryi. Urodzony w pogaństwie, nawrócony został do wiary chrześcijańskiéj przez świętego Pawła Apostoła, którego był krewnym. Późniéj zaś stał się jednym z najulubieńszych jego uczniów, nieodstępnym towarzyszem jego apostolskich wycieczek, a w końcu i jego najwyższéj powagi dziejopisarzem.

W młodym wieka znakomicie już w naukach wykształcony, biegle posiadał język grecki, i dlatego niektórzy utrzymują, że lubo w Syryi zrodzony z pochodzenia był grekiem. Oddawał się wyłącznie nauce lekorskiéj, o czém wyraźnie święty Paweł wspomina w liście swoim do Koloseńczyków w tych słowach: „Pozdrawia was Łukasz, lekarz najmilszy” 1. Święty Hieronim powiada, iż w zawodzie tym był on bardzo biegłym, jak również i w sztuce malarskiej. Niesie najdawniejsze kościelne podanie, że odmalował był wizerunki brane z natury: Pana Jezusa i przenajświętszej Maryi Panny. Z pierwszych żaden się nie przechował do czasów późniejszych; z obrazów zaś Matki Bożéj o dwóch szczególnie wiemy, z których jeden znajduje się w Rzymie, w kościele przenajświętszéj Maryi Panny Śnieżnéj, a drugi w kraju naszym w kościele w Częstochowie umieszczony tam w roku 1382 po przeniesieniu go najprzód z Jerozolimy do Carogrodu, następnie do kilku miejsc innych, aż ostatecznie do Polski.

Gdy święty Paweł roznosząc słowo Boże pomiędzy pogany, przybył do Antyochii zastał tam świętego Łukasza już mężem dorosłym, a w kraju całym znanym ze znakomitego rozumu i wykształcenia, jako też i nieposzlakowanej prawości, lecz pogrążonego w błędach pogaństwa, w których był wychowany. Po pierwszéj rozmowie jaką Łukasz. miał z tym świętym krewnym swoim, łaska, Boska go oświeciła, przyjął Chrzest, stał się nieodstępnym towarzyszem Pawła, i z nim z Troady i Macedonii, udał się do Grecyi. W téj podróży dostąpił wielkiej pociechy, gdyż spotkał się i bliżéj zapoznał się z Apostołami i Uczniami Chrystusa Pana, i wywiedział się od nich o wielu szczegółach tyczących się Jego życia, męki, zmartwychwstania, cudów i nauki. Przytém wtedyto także poznał przenajświętszą Maryą Pannę, a miał to szczęście, że późniéj w napisanéj przez siebie Ewangelii umieścił w niej, więcéj niż inni Ewangelistowie szczegółów i Jéj Saméj i dzieciństwa Pana Jezusa tyczących się, a o czém z jéj własnych ust się dowiedział. Jemu także zawdzięczamy całą przecudną pieśń Matki Bożéj zwaną Magnificat, którą taką w swojéj Ewangelii wypisał, jak go Sama Marya wyuczyła.

Około roku Pańskiego 53, kiedy przebywał w mieście Achai, natchnął go Duch Święty do spisania świętéj Ewangelii, którą już i Apostołowie, a potém cały Kościoł przyjął, jako jednę z ksiąg Pisma Bożego. Wspomina o niéj także święty Paweł w drugim liście swoim do Koryntyan, który im właśnie święty Łukasz zawiózł. „Posłaliśmy téż do was”, pisze święty Apostoł, „teraz z Tytusem brata” (a tym był święty Łukasz), „którego chwała jest w Ewangelii, po wszystkich kościołach. A nietylko, ale téż postanowion jest od Kościołów za towarzysza pielgrzymowania naszego, ku téj łasce która była szafowana od nas ku chwale Pańskiéj” 2. Także nie masz wątpliwości, że święty Paweł mówiąc o swojej Ewangelii w drugim liście do Tytusa, mówi o Ewangelii świętego Łukasza.

Święty Paweł przez cały czas pobytu swojego w Macedonii, przebiegając z kolei wszystkie prawie miasta Grecyi, miał zawsze przy sobie świętego Łukasza, a przy każdéj sposobności objawiał szczególną miłość i szacunek jakiemi był dla niego przejęty. W drugim liście swoim do Koryntyan nazywa go bratem i wychwala nietylko z jego świątobliwości, lecz oraz i z gorliwości największéj. W tém téż liście powiada, iż był on sławnym z tego we wszystkich kościołach, nazywa go Apostołem kościołów i chwałą Jezusa Chrystusa 3.

Święty Łukasz posłany do Koryntu z tym znowu drugim listem Pawła, z wielkim dusz pożytkiem szerząc chwałę Bożą, niezmordowanie pracował w téj żyznéj winnicy Pańskiéj. Wkrótce po jego tam przybyciu, połączył się z nim i święty Paweł, i ztamtądto pisząc do Rzymian, polecał im świętego Łukasza, którego łacińskim narzeczem nazywał Lucyuszem, krewnym swoim. Z Koryntu udali się razem do Azyi przez Macedonią. Gdy wylądowali w Cezarei Palestyńskiéj, święty Łukasz wszelkiego dokładał starania, aby odwieść Pawła od zamiaru udania się do Jerozolimy, gdyż usłyszał był od proroka Agaba przepowiednię, że go tam uwiężą i wydadzą poganom. Lecz widząc, że pomimo tego iż wiedział co go czeka święty Apostoł narodów podróż tę przedziębierze, Łukasz go nieodstąpił, udał się razem z mim i wtedy odwiedził świętego Jakóba.

Święty Paweł w istocie uwięziony został w Jerozolimie przez Lizyasza, i przez niego odesłany do Feliksa Wielkorządcy Ziemi Żydowskiéj, który go przez dwa lata trzymał w Cezarei, a gdy sam z urzędu schodził, dla przypodobania się Żydom, zostawił Pawła w więzieniu. Łukasz, chociaż nie podzielał jego kajdan, był jednak uczestnikiem jego niewoli: nieodstępował go bowiem ani na chwilę, a gdy tenże Apostoł popłynął do Rzymu zaappellowawszy w sprawie swojéj do cesarza, i tam mu towarzyszył wiernie. Wiadomo zaś z listów świętego Pawła, jak wiele w téj podróży na morza ucierpieli. Gdy zaś przybyli do Rzymu, przy końcu roku Pańskiego 61, a Paweł znowu schwytany przez dwa lata trzymany był w ciemnéj piwnicy, Łukasz i tam był ciągle przy nim, pomimo niebezpieczeństw na jakie się narażał wśród pogan, pałających nienawiścią do chrześcijan. Święty Paweł pisząc z więzienia do Koloseńczyków, wspomina o świętym Łukaszu i o kilku innych swoich uczniach, którzy mu byli największą w jego uciskach pociechą: „Pozdrawiają was Łukasz lekarz najmilszy i Demas” 4, a w liście w tymże czasie pisanym do Filemona powiada: „Pozdrawia cię Epatras współwięzień mój w Chrystusie Jezusie, Marek Arystarchus i Łukasz pomocnicy moi” 5.

Przy końcu to téj niewoli świętego Pawła w roku Pańskim 63, święty Łukasz napisał księgę Dziejów Apostolskich, to jest historyą ważniejszych czynów, dokonanych przez Apostołów Chrystusa Pana, i tego wszystkiego co bardziéj nadzwyczajnego i ważnego zaszło w tych pierwszych chwilach powstającego Kościoła. W Ewangelii swojéj, pozostawiwszy nam historyą życia Chrystusa Pana, w téj znowu księdze, spisał dzieje założenia i utrwalenia się Kościoła Jego. Jestto wierne i treściwe opowiadanie postępu, jaki czyniła wiara chrześcijańska w trzydziestu latach po Wniebowstąpieniu Pańskiém. Wykazuje on tam, powiada święty Jan Złotousty, spełnienie się różnych wypadków zapowiedzianych przez Syna Bożego: zstąpienie Ducha Świętego, przedziwną przemianę jaką on sprawił w Apostołach: widzimy tam wzór doskonałości chrześcijańskiéj w obrazie życia pierwszych chrześcijan, powszechnie spełniających najwznioślejsze cnoty. Podziwiamy cudowne działanie Ducha Świętego w nawróceniu pogan, i w ogólności patrzymy na ten cud nad cudami, jakim było założenie Kościoła Chrystusowego wśród świata pogańskiém zepsuciem przesiąkniętego. Święty Łukasz daje tej księdze tytuł Dziejów Apostolskich, abyśmy tém łatwiéj poznali, że Apostołowie Kościół Chrystusowy założyli, gdy widzimy że ich samych historya, jest historyą początków chrześcijaństwa. Święty Łukasz i dla tego ułożył tę księgę, aby przez rzetelne opowiedzenie wszystkiego co się tyczyło Apostołów Piotra i Pawła, najskuteczniéj wystąpić przeciw fałszywym historyom o Apostołach, w tymże czasie w obiegu będącym. Cokolwiekbądź, i tę Księgę pisał on z Ducha Świętego, albo ściśle mówiąc, sam Duch Święty użył go za narzędzie do jéj ułożenia, i ona téż równie jak jego Ewangelia, do Ksiąg Nowego Testamentu należy. Prócz tego żadnych innych własnych pism nie pozostawił, tylko list świętego Pawła do Żydów na język grecki przełożył.

Święty Paweł po dwóch latach więzienia w Rzymie, wypuszczony na wolność, odbył kilka podróży nietylko po Włoszech, lecz i w odleglejsze kraje. Zwiedził Azyą i Grecyą, a wszędzie towarzyszył mu święty Łukasz, i już go aż do jego męczeńskiéj śmierci nie odstąpił. Święty Epifaniusz pisze, że po zgonie świętych Piotra i Pawła, święty Łukasz, tymże co oni ożywiony duchem, spadkobierca ich gorliwości, z wielkim dusz pożytkiem ogłaszał Chrystusa we Włoszech, w Galii, Dalmacyi i Macedonii. Owszem greccy starożytni pisarze kościelni upewniają, że zaniósł Ewangelią świętą do Egiptu, Tebaidy i Libii, zakładając wszędzie królestwo Boże, zasiewając to ziarno Ewangeliczne, które potém w tych krajach właśnie wydało takie mnóstwo Męczenników, Wyznawców i świętych Pustelników. Lecz bez względu na kraje, które święty Lukasz osobiście pracami swojemi apostolskiemi tak użyznił, czyż jest jaki kraj w świecie, któryby temu Apostołowi nie zawdzięczał światła wiary świętéj, roznoszonego przez jego Ewangelią i przez jego Dzieje Apostolskie, z których pier- wsza jest historyą Syna Bożego na ziemi, a druga historyą założonego tu Jego Kościoła.

Święty Hieronim utrzymuje iż zszedł z tego świata mając lat ośmdziesiąt cztery, całe życie w nieposzlakowaném dziewictwie spędziwszy. Święty Grzegorz Nazianzeński, święty Paulin i święty Gaudenty nie wątpią, że męczeńską śmiercią ukoronował życie tylu trudami dla chwały Bożéj uświęcone. Nicefor wielkiéj powagi pierwszych czasów kościoła pisarz, powiada, że poniósł śmierć za wiarę od pogan, którzy go na drzewie oliwném zawiesili. Prócz tego Święty ten i przez całe życie wiele dla Chrystusa ucierpiał, i dla tego Kościół w dzisiéjszéj modlitwie wspomina o tém. Poniósł śmierć męczeńską 18 Października w mieście Achaja, około roku Pańskiego 64.

Pożytek duchowny

Dlatego że Święty Łukasz ze wszystkich Ewangelistów najwięcéj o Matce Bożéj pisał, jako téż i o dzieciństwie Pana Jezusa, o czém najlepiéj od Niéj mógł się dowiedzieć, ma on chlubny przydomek Ewangelisty Maryi Panny, i wnosić można że po świętym Janie Ewangeliście on ze wszystkich Apostołów był w największych u Niéj względach, i szczególną Ją czcią i miłością otaczał. Udawaj się więc do jego pośrednictwa, aby i w twojém sercu rozbudziło się jak najwyższe do Maryi nabożeństwo, a przez to żebyś będąc u Niéj w łaskach, wszelkich łask Boskich najłatwiéj dostąpił.

Modlitwa (Kościelna)

Niech za nami wstawić się raczy, prosimy Cię Panie, święty Twój Ewangelista Łukasz, który krzyże swoje dla chwały Imienia Twojego chętnie całe życie dźwigał. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 891–893.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 836–837

Święci Ewangeliści: Mateusz, Marek, Łukasz i Jan mogli i chcieli podać nam czystą prawdę o życiu, nauce, dziełach i cierpieniach Pana Jezusa, gdyż dwaj spomiędzy nich byli apostołami, a drudzy dwaj długoletnimi uczniami i towarzyszami świętych Piotra i Pawła.

Że nam szczerą prawdę podać chcieli, za to nam ręczy: a) zacność i świątobliwość ich charakteru i całego żywota. Prześladowano ich za wiarę i naukę ich Pana i Mistrza, ale nie można im było zarzucić fałszu i nigdy nie padł na nich choćby cień niemoralności; b) sposób opowiadania, pełen prostoty, umiarkowania i szczerości. Mówią o rzeczach niepodobnych do wiary, cudach, wskrzeszeniach, a nie dziwią się, nie zapierają się własnych grzechów i uchybień, piszą, jak oskarżano, lżono i spotwarzano ich Mistrza, a nie bronią Go. W ten sposób przemawia tylko sumienny zwolennik prawdy; c) ich śmiałość. Sprawozdania swoje spisywali w oczach żydów, nienawidzących Jezusa i działania Jego, czyhających na sposobność, aby ich schwytać na kłamstwie, niedokładności lub przesadzie i ukuć stąd broń przeciw chrześcijanom; d) nareszcie wzgląd na następstwa. Wiedzieli przecież, że pisma ich nie tylko im nie przyniosą korzyści, ale wiele nieprzyjemności, niebezpieczeństw, a może o śmierć ich przyprawią. Któż by się dopuścił kłamstwa, które by mógł śmiercią przypłacić?

  1. Autorowie czterech Ewangelii musieli powiedzieć prawdę, gdyż: a) przedstawiają nam Chrystusa Pana jako męża tak wzniosłego i tak doskonałego pod względem religijnym, moralnym i społecznym, że nikt z pisarzy późniejszych nie zdołał nam skreślić szczytniejszego ideału. Wnosić stąd należy, że byli świadkami całego życia i działania Pana Jezusa w różnych czasach, miejscowościach i okolicznościach i że tylko o tym nam do noszą, co sami widzieli, lub o Nim słyszeli; b) głoszone przez Zbawiciela prawdy i nauki wypowiadają w sposób tak nowy, przystępny i przemawiający do przekonania i rozumu, że najsłynniejsi filozofowie wszystkich czasów nie wpadli na podobny pomysł i system prawd i ustaw. Nie mogły przeto Ewangelie być ich wymysłem, lecz były szczerym i prawdziwym echem tego, czego Chrystus Pan uczył i co głosił.
  2. Wrogowie chrześcijaństwa nie mogli dotychczas mimo najlepszej chęci zarzucić Ewangelistom kłamstwa lub pomyłki.
  3. Nie ulega wątpliwości, że kłamstwo, czczy wymysł, urojenie, nigdy się długo nie utrzyma i nie stanie się podstawą rozpowszechnionego po wszystkich narodach i krajach szczęścia, cnoty i świątobliwości, religia zaś chrześcijańska, oparta na opowiedzianych w Ewangeliach naukach i czynach Jezusa Chrystusa, gdziekolwiek się rozpowszechniła, tam zaszczepiła oświatę, czystość obyczajów, wyższą ogładę i cnotliwe życie. Nie podobna więc przypuszczać, iżby autorowie Ewangelii mieli nam podawać czcze wymysły, fałsze i urojenia. Dlatego rozczytujmy się pilnie w Ewangeliach świętych, tej niewyczerpanej skarbnicy łask i prawd Boskich.

Footnotes:

1

Kolos. IV. 14.

2

2 Kor. VIII. 18–19

3

2 Kor. VIII. 23.

4

Kolos. IV. 14.

5

Filem. 23–24.

Tags: św Łukasz Ewangelista „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Ewangelia męczennik św Paweł Matka Boska Częstochowska
2020-10-17

Św. Andrzeja z Krety, Męczennika

Żył około roku Pańskiego 755.

(Żywot jego był napisany przez Metaftasta.)

Święty Andrzéj, którego pamiątkę męczeństwa dziś Kościoł Boży obchodzi, był rodem z wyspy Krety, na morzu zwaném Archipelag, przy Grecyi położonéj. Żył w połowie wieku VIII.

Po długiém prześladowaniu wiary chrześcijańskiéj, podczas którego niezliczona liczba świętych Wyznawców wszelkiego wieku płci i stanu, krew wylała mężnie stojąc przy wyznaniu Bóstwa Chrystusa Pana, gdy od panowania Konstantyna Wielkiego Kościoł Boży wyswobodzony od ucisku pogańskiego, jako na bujnéj ziemi drogą krwią wiernych sług Bożych użyznionéj, rozszerzył się był po całym świecie, nastał błogi pokój w domu Bożym, a zgoda, jedność wiary i jedność nauki Chrystusowéj rozniesionéj po świecie przez Apostołów, jako téż i święte obyczaje boskiéj téj nauce odpowiedne, wszędzie kwitnęły.

Lecz nie mogło piekło patrzeć na to obojętnie: a że zły duch wiedział, że jawnie uderzając na wiarę w Pana Jezusa jako Boga, nie trafi już tak łatwo do dusz ludzkich, – gdyż wiara ta, już tylu poparta dowodami i cudami i stwierdzona krwią niezliczonych Męczenników, niełatwo da się zachwiać – do innego a chytrego uciekł się środka. Przez odmówienie czci wizerunkom Zbawiciela, zamierzył odwieść wiernych od czci Jemuż Samemu należnéj: bo to co się czyni wizerunkowi czyli obrazowi który czcimy, odnosi się i spada na tęż osobę, któréj to jest wizerunek czyli obraz. Wzbudził tedy szatan, panującego podówczas cesarza Leona Izauryka do powstania przeciw czci, jaką chrześcijanie oddawali i oddają wizerunkowi Pana Jezusa, aby przez zaprzanie się Jego obrazu, przywieść ludzi do zaparcia się i Jego Samego. Wychodząc tedy cesarz ten z téj mylnéj zasady, że nie godzi się chrześcijanom oddawać czci obrazom, gdyż to jest bałwochwalstwem, zakazał najsurowiéj wszelkich oznak uszanowania względem wizerunków Zbawiciela Pana, okrutnie prześladował tych którzy nie chcieli ich bezcześcić, a obrazy takowe i krzyże kazał niszczyć bezbożnie. Opierał to swoje postanowienie, na zakazie prawem Mojżesza jeszcze uczynionym, a przez któryto zakaz wzbraniał ten wódz Izraelski narodowi wybranemu oddawać cześć bałwanom, jako czynili poganie, i utrzymywał że czcząc wizerunki lub krzyże Chrystusa Pana, chrześcijanie stają się w tém podobnymi do pogan. Lecz mylił się wielce: gdy bowiem rzecz sama z siebie jest złą, zakazaną i szkodliwa, jaką są bogowie pogańscy, tak podobnież złą, zakazaną i szkodliwą jest rzeczą jéj obraz lub wizerunek: ale gdy rzecz jaka sama z siebie jest dobrą, chwalebną i czcigodną, a któż jest czci godniejszy od Boskiego Zbawcy naszego, tedy i obraz Jego jest chwalebny i czcigodny, bo cześć ta odnosi się nie do płótna na którém wyrażony obraz, albo do drzewa z którego zrobiony jest Krzyż święty, lecz do Boskiej Osoby Tego którego obraz przedstawia, albo którego Krzyż święty przypomina nam śmierć jaką za nas poniósł.

Po śmierci cesarza Leona, a z powodu togo bezbożnego prześladowania wiernych za cześć oddawaną świętym obrazom Obrazoborcą, to jest niszczącym obrazy przezwanego, wstąpił na tron syn jego Konstantyn Koproniusz. Ten przejęty kacerskiemi zasadami ojca, a z usposobienia wielki okrutnik, wydał wyrok po całém państwie ogłoszony, grożący najstraszniejszemi mękami i śmiercią każdemu ktoby w jakikolwiek sposób oddawał cześć świętym wizerunkom, i przynaglał Wielkorządców po prowincyach, aby się do tego jak najściśléj stosowali. I stał się wielki ucisk Kościoła: wszczęło się jedno z najcięższych prześladowań. Z powodu takiego rozkazu, wielu wiernych kryło się lub mieszkało gdzie i jak mogli: miasta się powyludniały, a lasy i góry stały się przytułkiem chrześcijan. Inni pozostając na miejscu, a trzymając się nauki Kościoła i stałego podania, podlegali okrutnym mękom, a jeśli je wytrwali i śmierci. Wszystkie prawie więzienia po miastach były zapełnione nie zbrodniarzami dla których były przeznaczone, lecz ludźmi najpobożniejszymi tak duchownymi jak i świeckimi.

Gdy tak smutne nadeszły były dla Kościoła czasy, święty Andrzéj mieszkał w ojczyznie swojéj, na wyspie Krecie, i tam od młodości odznaczał się wielką pobożnością. Ze światem bardzo mało miał stosunków, oddany całkiem modlitwie, różnym innym pobożnym ćwiczeniom i uczynkom miłosierdzia. A sam postępując drogą wysokiéj świątobliwości, i drugich przykładem własnym i wpływem przywodził do wzgardy tego wszystkiego co ziemskie i znikome, a o starania się wyłącznie o coraz obfitsze nagrody niebieskie, przez jak najgorliwszą służbę Boga.

Na wyspie Krecie, przez czas pewien, pomimo wydanego przez cesarza rozkazu zabraniającego oddawania czci obrazom, prześladowanie nie było tak wielkie. Lecz w Carogrodzie, gdzie przebywał Konstanty Koproniusz, wielka liczba wiernych jęczała po więzieniach, a niektórzy słabszego ducha, przerażeni groźbą, albo znękani mękami, zapadali w herezyą Obrazobórcy. Dowiedziawszy się o tem Andrzéj, otrzymał natchnienie od Boga, aby się tam udał, i chwiejącym się w wierze dodawał ducha, wszystkich zachęcał aby przy nauce Kościoła mężnie stali a wykrętnemi zdaniami nowych tych kacerzy uwodzić się nie dawali, i zmowa aby tych którzy ze stałość swoję już cierpią, pocieszał i w wierności Kościołowi utwierdzał.

Gdy przybył do Carogrodu, zakrwawiło się serce jego, patrząc na straszne męki jakie z rozkazu cesarza zadawano wiernym, którzy nauki Kościoła odrzucić nie chcieli. Jednych okrutnie knutowano wołowemi żyłami, drugich na stosach żywcem palili, tym oczy wyłupiano i język urzynano, owym ręce i nogi odcinali, i tym podobnych dopuszczano się okrucieństw: co wszystko przejęło Andrzeja największą zgrozą.

Razu pewnego znajdując się w kościele świętego Mamerta gdzie był cesarz z całym dworem swoim na nabożeństwie, gdy ujrzał tego tyrana modlącego się i bijącego pokłony Panu Bogu jakby był najpobożniejszym, tak go ta obłuda oburzyła, że przedarłszy się przez tłumy i straże otaczające Koproniusza, stanął przed nim i w głos zawołał: „Gdy o! cesarzu takie pokłony i służbę oddajesz, Chrystusowi, dla czegoż tegoż Chrystusa obrazy lżysz, i z kościołów wyrzucasz, a tych którzy mu w Jego wizerunkach cześć oddają, tak okrutnie prześludujesz?” – Więcéj mu mówić nie dali dworzanie, a straż rzuciwszy się na niego obaliła go na ziemię i nogami tratowała. Widząc to cesarz, kazał aby go nie bili, a stawili przed nim i rzekł do niego: „Zkąd ci przyszła taka zuchwałość, żebyś miał w tém miejscu i tak do mnie przemawiać? Czyś pozbawiony zdrowych zmysłów, czy zechciało ci się wsławić się takim czynem?” – „Ani z zuchwalstwa, ani z szaleństwa, ani z chęci wsławienia się, odpowiedział Święty, odważyłem się na to, Lecz zdjęty wielką żałością, z powodu tego co czynisz, a Boga ciężko znieważasz, stanąłem przed tobą abym cię upominał, a jeśli trzeba, abym ja nikczemny obraz Chrystusa Boga mojego, w obronie czci Jego świętych obrazów życie położył.” Cesarz rzekł na to: „Czyż nie jest to szaleństwem, cześć Boga tylko należną, oddawać farbom, drzewu, lub kamieniowi? Wszak i Mojżesz zakazał czcić bałwany takie. Wiedz przeto że nie dla Chrystusa cierpieć będziesz, lecz za swoje tylko zuchwalstwo.” – „Za samego Chrystusa cierpi, odrzekł Andrzéj, kto cierpi broniąc czci Jego wizerunkom należnéj: bo niecześć jaka się wyrządza obrazowi, dotyka tego czyj to jest obraz. Wszakże ktoby wasze cesarzu zelżył wizerunki, lub tylko wyrzucił je z miejsca gdzie być powinny, karałbyśgo za to i słusznie, jako za obelgę twojemu własnemu majestatowi uczynione. A przecież w porównaniu Boga, czémże jest najpotężniejszy cesarz, a więc czémże są wizerunki jego w porównaniu z obrazami Boga! Mojżesz zakazał tylko czci takich obrazów, któreby jak Boga a nie jak obraz jego czczono, a i sam w Arce Pańskiéj umieścił wizerunki dwóch Cherubinów.” Cesarz mówić mu dłużéj nie dał, i z wielkim gniewem zawołał: „Jeśli za niecześć moim obrazom wyrządzoną karzę, to przekonaj się że tém bardziéj czynię gdy kto, tak jak ty teraz, osobie mojéj uwłacza.” I wnet kazał go wyprowadzić z kościoła i okrutnie ubiczować.

Po téj męce w któréj Święty mężnie przetrwał, zawezwał go cesarz przed siebie, i w bardzo łagodnych słowach nakłaniał aby usłuchał jego woli, i czci obrazom Chrystusa oddawanéj wyrzekł się. Lecz Andrzej odpowiedział mu na to wznosząc oczy do nieba: „Nie daj tego o! Boże mój, abym się Chrystusa Pana mojego, w wizerunkach Jego wyprzeć miał; a ty Cesarzu usłuchaj mojéj rady, i raczéj zajmij się sprawami państwa twojego, a nie wypowiadaj wojny Bogu i Jego Kościołowi.”

Odebrawszy tak śmiałe a święte upomnienie cesarz, wpadłszy w gniew wielki, kazał Świętego zbić jeszcze okrutniéj, tak że ziemia krwią jego obficie zlana była, a obecni dla przypodobania się cesarzowi, kamieniami go obrzucając srodze poranili. Potém znowu probował jego stałości łagodnemi przemawiając słowy: a gdy nic wymódz nie mógł, kazał go wtrącić do więzienia. Wielka liczba wiernych nawiedzała tam Andrzeja, a on wszystkich upominał, aby przy czci obrazów świętych wiernie stali, i w nich czci samego Chrystusa bronili. Dowiedziawszy się o tém Koproniusz, powtórnie wskazał go na bicie, a gdy i to przeniósł równie mężnie jak wszystko co dotąd wycierpiał, kazał go uwiązanego za nogi przewlec przez główne ulice miasta, i za murami jego zamordować. Gdy go tak wleczono, rybak jakiś, zagorzały Obrazobórca, a pragnący zaskarbić sobie łaski cesarza, przyskoczył do Andrzeja i nogę mu uciął, w skutek czego ten święty Męczennik, zanim go dowlekli na miejsce stracenia, umarł z ciężkiego bólu i ujścia krwi. Poniósł męczeństwo dnia 17 Października roku Pańskiego 755.

Pożytek duchowny

Bądź z tém większą czcią dla świętych Wizerunków, gdy widzisz że tę pobożną pociechę i pożytek jakiéj dostępują wierni przez oddawanie tym sposobem czci Zbawicielowi, Matce Jego przenajświętszéj i wielkim sługom Jego, zawdzięcza Kościół wielkiéj liczbie świętych Męczenników, którzy w obronie tego zbawiennego zwyczaju krew swoję przelali.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste Boże nasz, któryś błogosławionego Andrzeja koroną męczeńską, za obronę czci należnéj Tobie w Twoich wizerunkach obdarzyć raczył; daj nam za jego wstawieniem się i przez jego zasługi, tak czcić Cię tu na ziemi w Twoich obrazach, abyśmy w Niebie wpatrywaniem się w Boskie oblicze Twoje, cieszyli się na wieki. Który żyjesz i królujesz i t.d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 888–890.

Tags: św Andrzej z Krety „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik obrazy
2020-10-16

Św. Jadwigi, Księżnéj Polskiéj

Żyła około roku Pańskiego 1243.

(Żywot jéj był napisany przez Engelberta Cystersa.)

Święta Jadwiga przyszła na świat roku Pańskiego 1174, z ojca Bertolda książęcia na Karyntyi, margrabiego Morawskiego, hrabiego na Tyrolu, i Agnieszki księżniczki Rakuzkiéj. Na wychowanie oddana została do klasztoru Benedyktynek w Lucyngu, gdzie już zauważano w niéj szczególne upodobania we wszystkiém co się służby Boskiéj tyczyło. W dwunastym roku, wydana została za mąż za Henryka, przezwanego Brodatym, Polskiego i Szlązkiego książęcia, prawnuka króla Bolesława Krzywoustego.

Pobożna, skromna, miłosierna, serce swoje od dzieciństwa Bogu poświęciwszy, od wszelkiéj próżności światowéj daleka, taką się okazała w stanie małżeńskim Jadwiga, a przez co małżonka swojego doskonałego chrześcijanina, zbawiennym wpływem i własnym przykładem do jeszcze gorliwszéj pobożności pobudziła.

Dziatki któremi ich Pan Bóg udarował, wychowała w bojaźni Bożéj, przykładem własnym do wszelkich cnót chrześcijańskich je zaprawiając. Książęcy dwór utrzymywała na téj stopie, aby się na nim wszyscy nieposzlkowanemi obyczajami odznaczali. Za przyboczne swoje panie brała tylko te które się szczególną odznaczały pobożnością, niecierpiąc pomiędzy niemi nietylko żadnego zgorszenia, lecz nawet cienia płochości. Przestrzegała także, ażeby nie dopuszczano się grzechu obmowy, tak zwykle na wielkim świecie popełnianego; mawiała bowiem, że obmówca dwie dusze zabija i swoję i tego kto go chętnie słucha. Dla poddanych swojego obszernego państwa była prawdziwie matką najtroskliwszą: najchętniéj za każdym z nich wstawiała się do książęcia męża swojego, i skoro się dowiedziała o jakim ucisku biedniejszych, zaraz się oto przed nim uskarżała. Na rządców we własnych dobrach a nadzwyczaj rozległych, wybierała ludzi nieposzlakowanéj prawości, zalecając im jak największe dla włościan miłosierdzie, a od czasu do czasu wysyłała tam swoich kapelanów, aby ściśle dochodzi, czy czasem jakiéj niesprawiedliwości nie dopuszczają się ciż rządcowie względem jéj poddanych. Oszczędna na próżne i zbytkowne wydatki, tak hojne czyniła jałmużny, że z ogromnych dochodów których była panią, ledwie setną część na własne używała potrzeby, a resztę obracała na miłosierne uczynki. Wspierała ubogie duchowieństwo, kościoły wspaniałe budowała, zakładała i uposażała klasztory tak męzkie jak żeńskie. Wywdzięczając się Cysterkom, u których była wychowana, założyła dla nich klasztor w Trzebnicy, który tak hojnie zaopatrzyła, że oprócz przeszło stu zakonnic które tam mieszkały, mogło jeszcze przy nim, wedle myśli założyielki, tysiąc osób jużto wychowanie odbierać, już mieć na całe życie utrzymanie. Przytém nietylko wspierała po książęcemu ubogich, lecz miała kilkunastu chorych umieszczonych przy pałacu, którym sama wszelkie oddawała usługi. Także trzynastu biednym codziennie rozdawała obiad, zanim sama do książęcego stołu zasiadła. Ażeby się téj zasługi żadnego dnia nie pozbawiać, gdy po kraju podróżowała, trzynastu ubogich wozić kazała za sobą. Więźniów za długi trzymanych, wykupywała. W latach w których przewidywała głód z powodu nieurodzajów, robiła wielkie po własnych włościach zapasy zboża, a gdy głód nadszedł, kazała po całém państwie obwoływać żeby lud ubogi do jéj spichrzów się udawał, gdzie mu żywność bezpłatnie rozdawano. Mogła zaś tém bardziéj tak hojną być na biednych, że na własne potrzeby coraz mniéj wydawała. Prócz uroczystości dworskich, w których przywdziewać się kosztowniéj musiała, codziennie nosiła prostą szarą suknię.

Po ośmiu latach pożycia małżeńskiego, gdy trzech synów i trzy córki mężowi powiła, mając lat dwadzieścia, skłoniła małżonka do zachowania już odtąd dozgonnéj czystości, i do togo przed Biskupem ślubem się zobowiązali. Od téj pory Jadwiga, jakby najskromniejsza dziewica, już nigdy sam na sam z mężem nie pozostawała. Nawet gdy go doglądała w chorobie, miała zawsze przy sobie, jednę albo dwie panie dworskie. Od tego czasu także w ulubionym swoim klasztorze Trzebnickim przebywała, a nawet za zezwoleniem męża, habit przyoblekła, i wszystkie obowiązki surowéj Reguły spełniała jak najwierniéj. Ślubów jednak zakonnych nie uczyniła, a to dla tego, aby wielkiemi dostatkami jakie posiadała, mogła ciągle rozrządzać na korzyść ubogich. Sama zaś takie zachowywała ubóstwo, że nigdy habita nowego nie włożyła, lecz donaszała taki który już przez inne siostry zakonne dobrze był wytarty. Na pożywienie zbierała resztki chleba z ich stołu, lub to co po ubogich którym sama rozdawała żywność, pozostawało, mówiąc iż to co po nich dostaje, uważa jakby po Chrystusie dostawała, gdyż w każdym z nich samego Zbawiciela widzi. Obchodziła się téż z niemi z największym uszanowaniem i niekiedy im nogi całowała. Z szczególnym także była szacunkiem dla zakonnic, jako oblubienic tegoż Chrystusa Pana, i wszystko co od nich pochodziło, jakby za relikwie sobie poczytywała, tak dalece że używając wspólnego klasztornego ręcznika do otarcia twarzy, starała się ocierać tą jego częścią, która najwięcéj zabrudzona była. Wodę w któréj zakonnice nogi myły, używała za lekarstwo na kąpiel dla własnych dzieci gdy które z nich chore było, i zwykle tym jednym środkiem zdrowie im przywracała.

Mieszkając w klasztorze, w którym miała pociechę widzieć zakonnicą a późniéj przełożoną swoję córkę Gertrudę, przykładem własnym i wpływem, bardzo wiele dziewic i wdów z najmożniejszego stanu, do służby Bożéj powołała. Modlitwa jéj ustawiczną niejako była, miłosiernemi tylko uczynkami przeplatana: większą część nawet nocy, zwykle leżąc krzyżem, spędzała na niéj przed ołtarzem Matki Bożéj. Wtedy właśnie wielkie odbierała łaski. Razu pewnego, co nawet widziały inne zakonnice, Pan Jezus ukrzyżowany umieszczony nad ołtarzem przenajświętszéj Maryi Panny przed którym się modliła, ściągnął z krzyża prawą rękę i nią błogosławiąc Jadwigę, głośno przemówił w ta słowa: „Wysłuchana jest modlitwa twoja, to o co prosisz otrzymasz.”

Bardzo przytém pokutne prowadziła życie: prócz niedzieli, w każdy inny dzień, raz tylko około wieczora brała niewielki posiłek. We wtorki i czwartki jadała z masłem, w poniedziałki i soboty tylko trochę jarzyny, a środy i piątki o chlebie i wodzie suszyła. Pod habitem miała ciągła ostrą włosiennicę. W największe zimna, lekkim tylko zakonnym płaszczem okryta, pomimo mrozów i śniegów boso chodziła. Podczas ciężkiéj zimy spowiednik nakazał jéj nosić trzewiki; ona je pod płaszczem zawiesiła u pasa, a kiedy ojciec duchowny strofował ją o nieposłuszeństwo, Święta pokutnica pokornie i z uśmiechem tłómaczyła mu że przecież je nosi, i uprosiła aby jéj nie kazał na nogi ich wkładać. Sypiała zawsze na ziemi, a w chorobie, zaledwo pozwoliła aby jéj siennik posłano. Zadając sobie srogie biczowania, domagała się jeszcze aby i siostry jéj tę usługę wyrządzały, i usilną prośbą zmuszała że jéj nie oszczędzały.

Najdotkliwsze dopuszczenia Boże, znosiła z poddaniem się woli Jego przenajświętszéj i dziękczynieniem nawet. Gdy męża jéj w bitwie z Czechami zranionego wziął do niewoli Konrad książe Czeski, na wieść tę spokojnie rzekła tylko: „Ufam że Pan Bóg rychło go wyswobodzi.” A kiedy Konrad pomimo wszelkich starań uczynić tego nie chciał, i zabierało się do nowéj z nim z tego powodu wojny, święta Jadwiga, zapobiegając rozlewowi krwi chrześcijańskiéj, sama coprędzéj do tego książęcia się udała. Człowiek ten znany ze swojéj zawziętości i uporu, skoro ją ujrzał zmiękczał, męża jéj oddał, a tak i księcia wyrwała z niewoli, i pokój dla dwóch ludów pozyskała.

Podobnąż uległość woli Bożéj okazała po zgonie syna, na który nawet w cudowném widzeniu własnemi patrzała oczyma. Ten dowodząc wojskami chrześcijańskiemi przeciwko Tatarom, w krwawéj bitwie pod Lignicą poległ. Lubo oddalona od miejsca tego, Jadwiga duchem widziała całą bitwę: patrzała jak syn jéj przebity mieczem upadł z konia, a Tatarzy uciąwszy mu głowę, zatknęli ją na dzidę i obnosili naokoło zamku Lignickiego, dla postrachu oblężonych. Widzenie takowe objawiła zaraz Demundzie zakonnicy, która z nią najbliżéj przestawała, a potém i innym zakonnicom i swojej synowéj. W parę dni późniéj odebrana z pola bitwy wiadomość, stwierdziła jéj widzenie, a gdy siostry nad nią płakały, ona uklęknąwszy i podniosłszy oczy do Nieba rzekła: „Panie! dzięki Tobie żeś mi dał syna, który w obronie chrześcijaństwa życie swoje położył. Polecam Ci Boże mój, duszę jego, i nie wątpię że już ją do Siebie przygarnąć raczyłeś.”

O dniu swojéj śmierci, miała także objowienie, i niechorując jeszcze, nad zwyczaj kościelny uprosiła aby jéj udzielono Sakrament ostatniego namaszczenia, po którego przyjęciu niezwłocznie w śmiertelną zupadła chorobę. W chwili konania, wobec sióstr zgromadzonych zesłał Pan Bóg do niéj z Nieba wiele dusz błogosławionych, które witała po imieniu, w których liczbie były święte Magdalena, Tekla, Katarzyna, Urszula i inne. Długo z niemi po łacinie rozmawiała, i wśród togo, błogo zasnęła w Panu dnia 15 Października roku Pańskiego 1243.

Jak za życia wielu cudami słynęła, tak jeszcze bardziéj po śmierci. Żyjąc bowiem wielu ciężko chorych uzdrowiła, żegnając ich obrazkiem Matki Boskiéj, który zawsze miała przy sobie. Dwóch z powieszenia umarłych, modlitwą swoją wskrzesiła. Gdy w lat dwadzieścia cztery po jéj śmierci, Papież Klemens IV miał ją kanonizować, przygotowując się do tego, w czacie Mszy świętéj prosił Pana Boga, aby przez zasługi świętéj Jadwigi uzdrowił ślepą dziewicę obecną wtedy w kościele: cud ten nastąpił niezwłocznie i Papież w poczet ją Świętych wpisał.

Pożytek duchowny

Święta, któréj żywot przeczytałeś, dwiema szczególnie jaśniała cnotami: wzgardą zaszczytów i dostatków ziemskich, i miłosierdziem dla ubogich. Oblicz się z własném sumieniem czy nie żywisz w sercu żądzy wywyższenia i pragnienia bogactw doczesnych, dwóch uczuć najprzeciwniejszych duchowi Ewangelii świętéj, którym każdy chrześcijanin rządzić się koniecznie powinien; a także czy dla ubogich wedle możności jesteś miłosierny, bo tylko miłosierni dla bliźnich, miłosierdzia Bożego dla siebie dostępują.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionéj Jadwidze, dał łaskę wzgardzenia wielkościami tego świata, a całém życiem postępować pokorną drogą Twojego krzyża; spraw, abyśmy za jéj zasługami i przykładem, nauczyli się wzgardzić znikomemi téj ziemi roskoszami, i ująwszy się Twojego Krzyża, wszelkie przeciwności zwyciężali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 885–888.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 829–830

„Męża serce jej zaufa. Świadczy mu dobrze, a nigdy źle po wszystkie dni jego życia”, mówi Pismo święte, kreśląc obraz dobrej małżonki. „Wstaje ona rano rychło i daje pożywienie domownikom, a pokarm służebnicom. Opasuje siłą biodra swe i wzmacnia ramię, nie gaśnie jej światło nocą. Palce jej chwytają kądziel, trudni się wszystkim, a nigdy nie próżnuje. Jest miłosierną niewiastą, dłoń otwiera dla chorych a ramiona wyciąga ku biednym. Jest ostrożna, nie obawia się w zimie mrozu, gdyż domownicy podwójną noszą odzież. Siła i wdzięk są jej szatą. Jest białogłową, która otwiera usta mądrze, a której język jest prawem łagodności. Niewiasta, bojąca się Boga, będzie chwalona”. – Dwie przeto zalety powinny jaśnieć w chrześcijańskiej niewieście:

  1. Powinna być bogobojną i przestrzegać wiary w swej rodzinie. Cały dom zostaje pod jej zarządem. Sumienna i gorliwa w pełnieniu obowiązków na kazanych religią, łagodnością i dobrym przykładem powinna poruczoną swej pieczy rodzinę zachęcać do naśladowania. Utwierdzona w nauce wiary i moralności niechaj na to baczy, aby wszyscy domownicy szanowali religię, gdyż nieznajomość religii rodzi obojętność w wierze, która jest źródłem wielu grzechów i zdrożności. Chrześcijańska niewiasta nie pozwala, aby w jej domu przekraczano przykazania Boskie i kościelne. Bacznie uważa na to, aby w jej domu nie dopuszczano się niczego, co obraża skromność. Nie pozwala na czytanie ksiąg i gazet, obrażających wstyd i przyzwoitość; rano i wieczorem gromadzi wszystkich na wspólną modlitwę, połączoną z budującym czytaniem i nauką, i zaszczepia tym sposobem w swym otoczeniu ducha pokoju, zgody i pobożności.
  2. Troszczyć się powinna o czeladź i sługi. Troskliwość ta jest nader ważna, bo już Pismo święte mówi: „Dobry sługa niech ci będzie miły jak własna dusza”, a jeśli Pan Jezus każę miłować bliźniego jak siebie samego, to tym przykazaniem obejmuje i sługi. Święty Paweł mówi: „Kto nie ma starania o swoich i domowników, wyparł się wiary i gorszy jest od niewiernego”. Dobra gospodyni miłuje sługi jakby należały do rodziny i widzi w nich istoty przeznaczone do szczęścia wiekuistego. Stara się osłodzić im ich przykry los, czuwa nad ich życiem i moralnością, gdyż niewierne Bogu sługi nie mogą być wierne państwu, a rozpustnym i niemoralnym życiem zatruwają dusze dzieci. Pani domu płaci im regularnie zasługi, nie wypowiada im służby bez ważnego powodu, a w razie choroby ma o nich macierzyńskie staranie. Szczęśliwy zaiste dom, którym zarządza białogłowa idąca w ślady świętej Jadwigi!
Tags: św Jadwiga Śląska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja księżna żona matka obmowa jałmużna ubóstwo władza kobiecość
2020-10-15

Św. Teresy, odnowicielki zakonu karmelitańskiego

Żyła około roku Pańskiego 1582.

(Żywot jej był napisany przez Jepeza, Biskupa Taraskońskiego jéj spowiednika.)

Święta Teresa urodziła się w mieście Avilla w Hiszpanii roku Pańskiego 1515. Była córką jednego ze znakomitych panów tego kraju Alfonsa Sanchez Zepede, i Beatryksy Zachumedy. Wychowana bogobojnie, w dzieciństwie już przedstawiała dowody zapowiadające przyszłą świątobliwość. Miało lat siedem, kiedy czytając z bratem mało co od niéj starszym, żywoty Świętych Pańskich, tak żywo zapragnęła ponieść śmierć za wiarę, że z tymże bratem wyszła potajemnie z domu rodzieielskiego z zamiarem udania się do Afryki pomiędzy niewiernych, aby tam dostąpić korony męczeńskiéj; lecz spotkał ich stryj w drodze, i przywiózł napowrót do domu. Tak ją już wtedy żywo przejmowała myśl o wieczności, że ciągle powtarzała: „A więc na zawsze! a więc bez końca!” Gdy nie powiodła się jéj wycieczka pomiędzy pogany, wybudowała sobie w ogrodzie chatkę jakby pustelniczą i tam kilka razy na dzień udawała się na modlitwę, wśród któréj już Duch Święty napełniał ją wielkiemi pociechami i darami, będącemi zadatkiem tych, które późniéj w tak wielkiéj obfitości miała odbierać.

Lecz co dobrego i świętego w duszy jéj zrodziło czytanie ksiąg pobożnych, wszystko czytanie powieści romansowych, od razu zniszczyło. To stało się powodem, że Teresa po stracie matki, zaledwie wchodząc w lata młodéj dziewicy, polubiła rozrywki światowe, stroje i zbytki. Byłaby niechybnie do smutnéj doszła ostateczności, gdyby nie to że zaraz po śmierci matki, obrała sobie za matkę przenajświętszą Maryą Pannę, i Jéj szczególnéj oddała się opiece. Wyrwała téż ją Marya z niebezpiecznéj drogi na którą wstąpiła. Ojciec człowiek bardzo bogobojny, widząc córkę zbyt światem zajętą, umieścił ją na pensyi w klasztorze panien Augustyanek. Po kilku dniach tam przebytych, Teresa inną się stała i dawna pobożność odżyła w jéj sercu. Przypisując to jedynie opiece Matki Bożéj, jeszcze serdeczniéj poleciła się Jéj macierzyniskiéj pieczy. Wtedy już powzięła myśl wstąpienia do klasztoru, lecz gdy się jeszcze wahała, utwierdziło ją w tém spotkanie w podróży którą z ojcem odbyła, jednego z jéj stryjów, który osiadłszy jakby na puszczy, wiódł życie bardzo świątobliwe a wkrótce potém czytanie listów świętego Hieronima, skłoniło ją ostatecznie, do opuszczenia świata.

Otrzymawszy na to błogosławieństwo i pozwolenie ojcowskie, wstąpiła do klasztoru panien Karmelitanek w Avilla, mając lat dziewiętnaście. Krok ten jednak kosztował ją nadzwyczaj wiele, jak to sama późniéj wyznawała, mówiąc że gdy opuszczała dom rodzicielski, zdawało się jej że tego nie przeżyje, tak się jéj serce od żalu krajało. Lecz skoro przywdziała habit zakonny, Pan Bóg wynagradzając męstwo z jakim przezwyciężyła dla Niego uczucia wrodzone, rozpalił w jéj sercu płomienie najgorętszéj Swojéj miłości, zalewając jéj duszę największemi niebieskiemi pociechami i łaskami, któremi wsparta, od pierwszego dnia wstąpienia do nowicyatu, objawiła cnoty doskonałéj zakonnicy. W umartwieniach ciała, posłuszeństwie, zaparciu własnéj woli i w darze modlitwy, wszystkie siostry przewyższała. Zapadła wkrótce potém na zdrowiu: wszakże w niczém to nie wstrzymywało jéj pokutnego życia, i po upłynionym roku uczyniła śluby uroczyste przejęta uczuciami najżywszéj radości i pobożności.

W klasztorze tym, nie było ścisłéj klauzury. Ojciec, dla poratowania jéj zdrowia, wziął ją do jednéj z sióstr rodzonych na wieś. Tam nie opuszczała wcale wszystkich zakonnych ćwiczeń, i coraz ściśléj się z Bogiem jednoczyła. Lecz zdrowie jéj coraz stawało się gorszém. Była już nawet chwila w któréj zdawało się że umrze, gdyż przez dni cztery jak nieżywa leżała, aż nakoniec udawszy się do pośrednictwa świętego Józefa, odzyskała zdrowie, i od téj pory, miała do tego Świętego przez całe życie szczególne nabożeństwo. Upewniała że o co tylko i kiedykolwiek prosiła Pana Boga za Jego pośrednictwem, zawsze wysłuchaną była. Stała się téż najgorliwszą apostołką nabożeństwa do tego świętego Partryarchy.

Lecz gdy odzyskała zdrowie co do ciała, okazało się że na duszy bardzo osłabła. Długi pobyt za klasztorem, jak to zwykle bywa, przygasił w jéj sercu pobożność. Kiedy wróciła do zgromadzenia, zaniedbała się we wszystkich zakonnych obowiązkach, najchętniéj przebywała w mównicy z osobami świeckiemi, a chociaż uchronił ją Pan Bóg pomimo tego od ciężkiego upadku, jednak z jednym z dalekich krewnych swoich utrzymywała stosunki przyjaźni uczciwéj wprawdzie, lecz którą jéj serce zanadto było zajęte. Była już na brzegu przepaści, ale i z téj znowu matka jéj niebieska wyratować ją raczyła. Spotkanie spowiednika, który wymógł na niéj aby bądź co bądź codziennéj modlitwy myślnéj nie opuszczała, czytanie wyznań Świętego Augustyna, objawienie się jéj Pana Jezusa ubiczowanego, nakoniec widzenie które miała miejsca w piekle, jakie ją czeka, jeśli na drodze na któréj się znajduje dłużéj pozostanie, wszystko to najzbawienniéj na nią wpłynęło. Teresa wróciła do wszystkich ćwiczeń zakonnych i pobożnych, i już od nich nigdy nieodstępując doszła do tego wysokiego stopnia zjednoczenia z Bogiem, jakiego mało która dusza na téj ziemi dostępowała, i stała się uczestniczką najszczególniejszych łask i darów niebieskich.

Wszakże na samym do tego wstępie, nową próbę podobało się Panu Boga zesłać na nią. Wysokie dary modlitwy, łaski najszczególniejsze jakie na niéj odbierała, życie nadzwyczaj umartwione jakie pod każdym względem zaczęła prowadzić, niesłychane pokuty jakie sobie zadawała, wszystko to nietylko jéj siostry zakonne lecz i jéj spowiednicy poczytywali za złudzenia i sprawę szatańską. Trudno wypowiedzieć, jakich przykrości, niepokojących ją zwątpień, i wewnętrznych utrapień stało to dla świętéj Teresy źródłem. Pokorna i nieufająca sobie, polegała na zdaniu drugich, a szczególnie kapłanów, ale nie było w jéj mocy. oprzeć się tym wszystkim nadzwyczajnym łaskom które wszyscy właśnie za sprawę złego ducha poczytywali, a któremi w istocie, Sam Pan Bóg co raz hojniéj ją obdarzał. Byłyto więc jak sama późniéj o tém pisała, męki wyobrażenie przechodzące! Aż nakoniec, spotkanie dwóch wielkich Świętych i wielkich mistrzów życia wewnętrznego: świętego Franciszka Borgiasza i świętego Piotra z Alkantary, których przewodnictwu się poddała, uspokoiło ją w téj mierze najzupełniéj i na zawsze.

Od téj téż chwili już nie postępowała, lecz leciała po drodze najżywszéj doskonałości, a szczególnie gdy razu pewnego na modlitwie, objawił się jéj Pan Jezus i rzekł do niéj: „Córko moja, chcę abyś odtąd żadnéj z ludźmi nie zawiązywała przyjaźni, a tylko z Aniołami obcowała.” Lecz i tu nowe, a ciężkie czekały ją przejścia. Pan Bóg dopuścił na nią najstraszniejsze wewnętrzne oschłości. Wszelako chociaż to trwało aż przez całe lat dwadzieścia, wśród tego Święta w dążeniu do najwyższéj doskonałości nie ustawała wcale, większe jeszcze skarbiła sobie walcząc z takiego rodzaju trudnościami zasługi, a co najszczególniejsza, ślubem nawet zobowiązała się do wykonywania zawsze tego, co doskonalszém i milszém Bogu będzie widziała.

Klasztor do którego należała, jak wszystkie podówczas klasztory Karmelitanek, na mocy otrzymanych od Stolicy Apostolskiéj zwolnień, bardzo był odstąpił od ścisłości pierwotnéj swojéj Reguły. Razu pewnego święta Teresa, ubolewała nad tém rozmawiając z trzema osobami: ze swoją siostrzenicą, która była na pensyi w tymże klasztorze, z pewną zakonnicą która z nią była w ściślejszéj zażyłości, i z obecną wtedy panią świecką, osobą bardzo pobożną. Te podały jéj myśl założenia nowego klasztoru, w którymby pierwotna Reguła Karmelitańska, w całéj ścisłości zachowaną być mogła, i na to też jéj siostrzenica bardzo bogata, ofiarowała cały swój majątek. Święta zrazu nie śmiała podjąć się tak trudnego dzieła. Lecz, gdy na modlitwie objawił się jéj Pan Jezus i nakazał to wyraźnie, a następnie gdy święty Piotr z Alkantary, podówczas jéj spowiednik, utwierdził ją w tém zamiarze, Teresa przedsięwzięła tę wielką i świętą sprawę. Uzyskawszy na to upoważnienie od Stolicy Apostolskiej, nabyła dom i w témże mieście Avilla, pierwszy klasztor odnowionéj ścisłéj Reguły Karmelitańskiéj założyła.

To pobudziło przeciw niéj nietylko wiele świeckich osób, nietylko najwyższych urzędników kraju, lecz i duchownych a nawet zakonników i zakonnice, innych rozwolnionych klasztorów, a w téj liczbie i jéj przełożonych. Nie było téż rodzaju trudności, przeciwności, prześladowania, i to ze wszystkich stron, którychby święta Teresa znosić nie musiała, przeprowadzając to dzieło, do którego ją Pan Bóg powołał. Przyszło nawet do tego, że ją oskarżono jako podejrzaną o wiarę, i karami kościelnemi dotknięto. Wszystko to jednak przezwyciężyła mężnie. Że zaś Sam Pan Bóg natchnął jéj to przedsięwzięcie, więc téż w końcu, tak pokierował sercami Papieża, i Biskupa miejscowego, i jenerała Karmelitańskiego, że w przeciągu kilkunastu lat, nietylko trzydzieści dwa klasztory, téj swojéj reformy i według ustaw które sama nadała założyła, lecz poparta w tém upoważnieniem Stolicy Apostoskiéj, z woli jenerała Karmelitańskiego, za pomocą świętego Jana od Krzyża Karmelity, takąż samę reformę, to jest ścisłość pierwotną Reguły, w wielkiéj liczbie męzkich klasztorów Karmelitańskich wprowadziła.

Wśród nadzwyczajnego natłoku spowodowanych przez to zajęć, nie ustawała w pracy około własnego uświątobliwienia. Przyświecając siostrom, a raczéj córkom i synom swoim duchownym, najwyższémi cnotami zakonnemi, ciało coraz ostrzejszemi umartwieniami trapiła, bez względu na to że na zdrowiu coraz bardziéj upadając, szczególnie przez ostatnie czternaście lat życia, ciężkim i bolesnym chorobom podlegała. Lecz dla niéj cierpień nigdy dość nie było, bo tak święcie rozmiłowana była w krzyżu Pańskim, że często słyszano ją mówiącą do Boga. „Panie! albo umrzeć albo cierpieć.”

Z rozkazu spowiednika napisała własny swój żywot, a także kilka innych dzieł tyczących się życia wewnętrznego, które ją stawiają w rzędzie pierwszych kościelnych pisarzy, a niektórzy nawet nazywają ją matką Kościoła, to jest poczytują że przez pisma swoje i nauki w nich zawarte, podobną się stała do tych wielkich świeczników chrześcijaństwa, których ojcami Kościoła nazywają.

Na pewien czas przed śmiercią odstąpiły owe oschłości wewnętrzne tak długo ją trapiące, i już jakby bez miary zsyłał na nią Pan Bóg łaski i pociechy, tak że niekiedy wśród nich na modlitwie wołała: „Panie albo serce moje rozszerz, albo pociech Twoich ujmij.” Nie tak chorobą i wiekiem znękana, jak raczéj niepojętemi płomieniami miłości Boga palona, ta wielka Święta doszła była do chwili w któréj od tego uczucia już dłużéj żyć nie mogła. Znajdując się w klasztorze w mieście Alva, nagle upadła zupełnie na siłach. Wtedy przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, utwierdzając córki swoje w ducha powołania, z uczucia najgłębszéj pokory przepraszając je za zgorszenia jakie im w życiu swojém dać mogła, wpadła w zachwycenie, i poszła do Nieba, w dzień świętego Franciszka Serafickiego, do którego właśnie miłością seraficzną którą pałało jéj serce, była tak podobną! Umarła roku Pańskiego 1582. Kanonizowaną została prze Papieża Grzegorza XV.

Pożytek duchowny

Opieka Matki Bożéj którą Święta Teresa za matkę swoję niebieską obrała, nietylko po kilkakroć zatrzymała ją nad brzegiem przepaści w któréj mogła na wieki zgubić duszę swoję, lecz wyjednała dla niéj łaski, z któremi stała się ona jedną z największych Świętych w Kościele Bożym. Obierz i ty przenajświętszą Maryą Pannę za matkę twoję niebieską; jako taką czcij Ją serdecznie, a doznasz skutków Jéj przemożnéj i litościwéj opieki nad sobą.

Modlitwa (Kościelna)

Wysłuchaj nas Boże Zbawicielu nasz, ażebyśmy weseląc się uroczystością błogosławionéj Teresy dziewicy Twojéj, przejęli się niebieskiemi naukami jakie nam zostawiła i w świętéj pobożności nabierali wzrostu. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 882–885.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 832–833

Myśli z pism świętej Teresy:

„Masz tylko jednego Boga, jedną duszę, jedno życie. Jeśli obrazisz Boga, nie znajdziesz pomocy u drugiego. Jeżeli zgubisz duszę, nie będziesz miał drugiej, którą byś mógł zbawić. Jeżeli raz umrzesz, nie będziesz miał drugiego życia na poprawę złego. Ta myśl powinna cię wstrzymać od grzechu. Tęsknij za oglądaniem oblicza Boskiego, nie miej innej obawy, jak obawę utraty Jego, innej boleści, jak boleść, że Go nie masz w sobie, innej nadziei, oprócz nadziei pozyskania Go sobie”.

„Modlitwa jest drogą do Nieba i bramą, wiodącą do łask Pana. Mnie nigdy Bóg nie zostawił bez pociechy, a mówię to z doświadczenia. Kto się zaczął ćwiczyć w modlitwie, niech tego nigdy nie zaniecha, choćby jak najwięcej podlegał ułomnościom: modlitwa jest jedynym środkiem do poprawy”.

„Nie ma większej rozkoszy i pociechy, jak cierpieć dla Boga. Ciernista to droga, ale niezawodnie wiedzie do Nieba. Krzyż przeto winien być naszą pociechą i radością. Biada temu, komu krzyża kiedyś zabraknie”.

„Mów mało, zwłaszcza w towarzystwie. Nigdy nie wdawaj się w spory, zwłaszcza gdy chodzi o fraszki i rzeczy małej wagi”.

„Nie mów nigdy z przechwałką o sobie, swych zaletach, zdolnościach, urodzeniu, pokrewieństwie, chyba, gdy się to może na coś przydać; ale i wtedy nie przekraczaj granic pokory i skromności, pomnąc, że to niezasłużone dary Boże. Nigdy się nie uniewinniaj, chyba w razie konieczności”.

„Tak czyń wszystko, jakbyś miał Boga świadkiem. Jest to najpewniejsza droga postępowania w dobrym. Jeśliś wesoły, nie daj się nigdy uwieść zbytecznemu śmiechowi, radość twoja powinna być skromna, umiarkowana, budująca. Strzeż się dziwactwa, bo to razi w życiu rodzinnym i społecznym”.

„Hamuj swą ciekawość w sprawach wcale cię nie obchodzących, nie mów o nich, ani o nie pytaj. Nie dawaj ucha tym, co źle mówią o innych, ani sam nie mów źle o innych”.

„Nie karz nigdy podwładnych w gniewie, lecz czekaj, póki z gniewu nie ochłoniesz, jeśli pragniesz, aby kara twoja była skuteczna i sprawiedliwa”.

Tags: św Teresa z Avili „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja św Józef św Franciszek Borgiasz św Piotr z Alkantary św Jan od Krzyża cierpienie gniew
2020-10-14

Św. Kaliksta, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 224.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościelnych przez Kardynała Orsi.)

Święty Kalikst urodzony w Rzymie, był synem Domicego, którego rodzina nowrócona była do wiary chrześcijsńskiéj jeszcze przez świętych Apostołów, i trwała w niéj stale. Nie posiadamy żadnych szczegółów tyczących się świętego Kaliksta przed jego Papiestwem. To tylko wiadomo, że należał do duchowieństwa rzymskiego, wśród którego tak się odznaczył wysoką świątobliwością, głęboką nauką, wielkióm dla wiernych miłosierdziem i gorliwością w rozszerzaniu wiary świętéj, że po męczeńskiéj śmierci świętego Zefiryna, w roku Pańskim 218, święty Kalikst jednogłośnie wyniesiony został na Stolicę Apostolską.

Wtedy Kościół nie doznawał żadnego prześladowania, i jakiéj takiéj zażywał swobody, od śmierci cesarza Sewera. Przed kilku miesiącami wstąpił był na cesarstwo Heliogabal, potwór rozwiązłości, który pochłonięty w swoich rozpustach, nie miał czasu myśleć o przesladowaniu chrześcijan. Święty Kalikst skrzętnie korzystał z tych chwil spokojniejszych. Naukami swemi rozbudził pomiędzy wiernemi w Rzymie ducha pobożności, a własnym przykładem, zachęcał do miłosiernych uczynków. Pasterska pieczołowitość jego, któréj przydawała blasku wysoka świątobliwość, ogarniała wszystkie potrzeby Kościoła powszechnego. Karność kościelna, klęskami prześladowania jakie niedawno jeszcze wszędzie się srożyło w niektórych miejscach zachwiana, za jego staraniem do pierwotnych powracała karbów.

Wiara rozżywiona wszędzie, w całym świecie wydawała swoje zbawienne owoce, a niezmordowana gorliwość najwyższego Pasterza pomnażała szybko trzodę Chrystusową. Te błogie czasy dla Kościoła stały się jeszcze pomyślniejszemi, kiedy Rzym i cesarstwo całe, pozbyło się bezwstydnego Heliogabala. Następca bowiem jego Aleksander tak przychylnym okazał się dla chrześcijan, że używali oni większéj w spełnianiu obrzędów religijnych swobody niż kiedykolwiek od czasu powstania Kościoła. Objawiał nawet ten cesarz i sam wielką do chrześcijańskiéj religii skłonność, którą i matka jego Mameja wyznawała, i w każdéj sposobności popierał ją szczególnie w samym Rzymie. Z jednéj z takowych skorzystał właśnie święty Papież.

Powstał był spór pomiędzy chrześcijanami a karczmarzami Rzymskiemi, o pewne miejsce w którym ci chcieli założyć swoję szynkownię, a chrześcijanie chcieli się tam zbierać na modlitwę. Cesarz miejsce to przysądził chrześcijanom, mówiąc: „że lepiéj jest aby tam w jakikolwiek sposób Bóg był czczony, aniżeli karczma założona.”

Święty Kalikst objąwszy miejsce to w posiadanie, na cześć Matki Bożéj wystawił na niém kościół, gdyż stare podanie niosło, że tam w chwili kiedy przenajświętsza Panna porodziła Pana Jezusa w żłobku Betlejemskim, wytrysnęła z ziemi wielka ilość oliwy, dla objawienia ludziom przyjścia na świat Chrystusa, który jest namaszczeńcem Boskim. Kościoł ten do dziś dnia istniejący, nazywa się kościołem Matki Boskiej Zatybryńskim, i był on pierwszym który chrześcijanie jawnie i z pozwoleniem władzy pogańskiéj, wystawili. W téj saméj porze święty Kalikst założył także przy drodze Apijskiéj sławny cmentarz jego imię noszący a tak często w historyi Kościoła wspominany. Jest on największy ze starożytnych około Rzymu cmentarzy, na którym pochowanych jest sto siedemdziesiąt cztery ciała Męczenników i czterdziestu sześciu Papieży.

Wszelako, jakkolwiek pod tym poczciwym cesarzem, wielkiego Kociół zażywał pokoju, i pomimo iż om sam będąc poganinem tak dalece czcił Chrystusa Pana iż trzymał wizerunek Jego we własnym pokoju, i miał nawet zamiar wybudować ma cześć Zbawiciela świątynię, jednak i za jego panowania nie obeszło się bez rozlewu krwi chrzecjańskiéj. Gdy on bowiem wydalał się z Rzymu, kapłani poganscy pobudzali lud przeciw wiernym, i w takich rozruchach wielu z nich śmierć ponosili. Spotkało to i świętego Kaliksta, w jedném z takowych zaburzeń, a oto jest co dało powód prześladowaniu, które pewną liczbę Męczenników posłało wtedy do Nieba.

Roku Pańskiego 224 padł piorun na Kapitol główną pogańską świątynię, i większą część tego pysznego gmachu wszczęty ztąd ogień zniszczył. Podczas pożaru lewa ręka złotego posągu bożka Jowisza, do którego jednak ogień nie dosięgał, sama się oderwała, i wpadłszy w płomienie stopniała. Poganie przerazili się tym wypadkiem, a kapłani ich zgromadziwszy się na walną naradę, ogłosili że bogowie są zagniewani, i należy ich przebłagać jakąś wielką i szczególną ofiarą. Czwartek następujący jako dzień poświęcony Jowiszowi, wybrano na tę zabobonną uroczystość, która się zakończyła jeszcze smutniejszém zdarzeniem. Chociaż dzień był najpogodniejszy, nagle zerwała się straszna burza, piorun zabił czterech pogańskich kapłanów, a cały ołtarz Jowisza w gruzy obrócił. Przestraszeni poganie rozproszyli się, a wielu z nich uciekło aż za miasto. Niektórzy dostali się za rzekę Tyber, i tam nadbiegii do miejsca, gdzie święty Kalikst z duchowieństwem i wielką liczbą wiernych, na grobach Męczenników sprawował święte obrzędy, a lud cały śpiewał psalmy.

W liczbie przybyłych tam pogan, był Palmacyusz, jeden z wysokich urzędników rzymskich. Ujrzawszy zgromadzonych na nabożeństwie wiernych, wbił sobie w głowę że ta straszna burza która ich rozpędziła, była skutkiem obrzędów chrześcijańskich, jako czarów przez nich ma to użytych. Rozgłosił to pomiędzy ludem, który uwiedziony wieścią taką wraz z nim udał się do wyższéj władzy, z zaskarżeniem chrześcijan o sprowadzenie swojemi czarami nawałnicy i piorunów na świątynie pogańskie. Wielkorządca Rzymu, widząc wielkie wzburzenie w ludzie nie roztrząsał sprawy, i tegoż samego Palmacyusza upoważnił aby wszystkie tych, jak ich nazywał, czarowników to jest chrześcijan, zmusił chociażby największemi mękami, do oddania czci bożkom cesarskim. Palmacyusz gorliwy takowego rozkazu wykonawca, wziął znaczny oddział żołnierzy i pośpieszył na miejsce zebrania chrześcijan. Lecz skoro tam przybyli, wszystkich żołnierzy dotknął Pam Bóg ślepotę, czém przerażeni, rozbiegli się.

Palmacyusz doniósł o tém Wielkorządcy; a że znowu i ten cud przypisano czarom chrześcijańskim, więc żeby je odwrócić postanowili poganie odbyć wielkie nabożeństwo na Kapitolu, na cześć bożka Merkurego. Zaledwie rozpoczęto te obrządki, aż oto dziewica przy téj świątyni służąca, nazwiskiem Julianna, która była opętana przez złego ducha, poczęła wołać głośno wśród zgromadzonego ludu: „Bóg Kaliksta jest Bogiem prawdziwym: brzydzi się wszetecznościami waszych obrzędów, i karać będzie srogo wszystkich którzy w Niego nie wierzą.” Palmacyusz uderzony wyznaniem takiém, do którego Pan Bóg zmusił nawet szatana, nawrócił się w tejże chwili; udał się do świętego Kaliksta, zrobił przed nim jawne wyznanie wiary chrześcijańskiéj i błagał o Chrzest święty. Uradowało to wielce i Papieża i wiernych, za co gorące złożyli Panu Bogu dzięki. Palmacyusz przygotowany do tego jak należy, w parę dni potém, wraz z żoną, dziećmi i do mownikami w liczbie czterdziestu dwóch osób ochrzczony został.

Po tém nawróceniu, zaszło i wiele innych. Pewien senator rzymski nazwiskiem Sympliusz, przyjaciel Palmacyusza dostąpił tego samego szczęścia, a za nim poszło sześćdziesięciu ośmiu jego domowników. Także niejaki Feliks, znajomy Palmacyusza był dotknięty paraliżem od lat czterech. Palmacyusz pełen ufności w moc Bożą, bo już był pełen żywéj wiary, zapewnił go, że byle przyrzekł że zostanie chrześcijaninem będzie zaraz uzdrowiony. Jakoż, Feliks mu to obiecał, Palmacyusz się nad nim pomodlił, i chory wyzdrowiał, widok tego cudu i żonę jego nawrócił, która wraz z nim Chrzest święty przyjęła.

Wieść o tém rozeszła się po całém mieście, i to pogan tém bardziéj przeciw chrześcijanom rozjątrzyło. Wielkorządca który znając przychylne dla chrześcijan usposobienie cesarza, dotąd łagodnie się z nimi obchodził, widząc coraz większe w ludzie wzburzenie, nie śmiał dłużéj oszczędzać wiernych. Kapłani głośne rozwodzili skargi, a poganie grozili rokoszem, jeśli ludzie, których za wrogów cesarstwa poczytywali, ukarani nie zostaną. Wielkorządca tedy kazał uwięzić wszystkich nowonawróconych, wraz z kapłanem Kalepodem, który ich nauczał i pochrzcił, i bez przeprowadzenia sprawy, kazał wszystkim pościnać głowy. Przytém wydał najsurowsze polecenie, aby wyszukano co prędzéj świętego Kaliksta, głównego, jak go nazywał, sprawcę tych wszystkich rozruchów, aby poświęcając go zawziętości ludu, najprędzéj przez to rozruchy uspokoić.

Znaleziono świętego Papieża w domu Poncyusza w którym zwykle święte obrzędy sprawował. Zbili go okrutnie, okuli w kajdany, zamknęli do więzienia, gdzie przez pięć dni trzymano go bez posiłku i napoju. Dozorcy więzienni, zagorzali poganie, przydawali mu jeszcze męczarni różnych i codzień go okrutnie pałkami tłukli. Święty znosił to wszystko nietylko w cierpliwości, lecz z weselem, w którém samych pogan w podziwienie wprawiał. Szóstego dnia okazał mu się święty Męczennik Kalepodyusz, który tylko co był za wiarę śmierć poniósł, i oznajmił że i on nazajutrz takąż koronę w Niebie otrzyma. Święty Kalikst, tego dnia jeszcze ochrzcił żołnierza na straży będącego nazwiskiem Prywata, a który w chwili gdy chrzest święty przyjmował, cudownie uzdrowiony został od wrzodów które całe ciało jego oddawna okrywały. Wielkorządca dowiedziawszy się o tém, i świętego Kaliksta i Prywata skazał na śmierć. Święty ten żołnierz poszedł do Nieba podczas gdy go ołowianemi knutami katowano, a lud rozwścieklony poznawszy świętego Kaliksta, włóczył go po ulicach i w końcu wrzucił w studnię. Śmierć tę męczeńską poniósł ten Papież 14 Października roku Pańskiego 224, rządząc Stolicą Apostolską lat sześć nie spełna.

Pożytek duchowny

Jak w czasach prześladowania chrześcijan przez pogan, ci ostatni poczytywali obrzędy kościelne za sztuki czarnoksięzkie, tak dziś ludzie bez wiary wszelkie praktyki religijne za czcze tylko i niepożyteczne formy poczytują i usiłują odwieść od nich wiernych. W pierwotnych wiekach chrześcijaństwa żeby ja spełniać trzeba było życie nawet narazić, i to czynili wierni, a ty może dla tego tylko aby nie ściągnąć na siebie szyderstwa bezbożnych, od tych świętych praktyk się powstrzymujesz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który widzisz jak pod ciężarem ułomności naszych upadamy; daj prosimy pokornie, abyśmy patrząc na, przykłady świętych Twoich, w miłości Twojéj utwierdzeni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 879–881.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 826–827

  1. Nakazane przez świętego Kaliksta suchedni, przypadające na początkowe dni czterech pór roku, zobowiązują do postu w środę, piątek i sobotę. Jeśli nie ma czasu, w którym byśmy Boga nie obrażali, to też nie powinno być czasu, w którym byśmy nie starali się przebłagać Go przez pokutę. Cztery są pory roku, dla każdej przeto są przeznaczone osobne suchedni, a ponieważ każda pora obejmuje trzy miesiące, na każdy przeto miesiąc przypada jeden dzień postu.
  2. Kościół święty zaprowadził ten post z innego jeszcze powodu. Cztery razy na rok przy padają święcenia kapłańskie. W tej porze apostołowie św. sposobili się modlitwami i postem do tego aktu uroczystego. W czasie suchych dni jest obowiązkiem wiernych przez post, modlitwy i dobre uczynki ubłagać Boga, aby dał Kościołowi św. pobożnych kapłanów i godnych robotników w winnicy Chrystusowej. Prosić o to powinniśmy w każdym czasie, ale niestety wielu chrześcijan wcale o tym nie pamięta. Skoro dobro Kościoła i zbawienie dusz po większej części zawisło od kapłanów, skoro to święte urzędowanie wymaga oświecenia przez Ducha świętego i pomocy niebieskiej, to wierni w swych modłach zawsze powinni prosić Boga o kapłanów gorliwych, przejętych ważnością swego powołania i budujących świątobliwością żywota.

Jeśliśmy dotychczas o tym zapominali, nie zaniechajmy odtąd nagradzać złe, zanośmy gorące modły do Boga i odwdzięczmy się w ten sposób duchownym za ich zabiegi i starania o zbawienie dusz naszych.

Tags: św Kalikst I „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik suche dni
2020-10-13

Św. Edwarda Wyznawcy, króla angielskiego

Żył około roku Pańskiego 1066.

(Żywot jego był napisany przez błogoławionego Elreda, Opata Rewaleńskiego.)

Święty Edward, trzeci tego imienia król angielski przezwany Łaskawym, i który wysoką świątobliwością na tronie znjaśniał, przyszedł na świat w początku wieku jedenastego. Był synowcem króla także świętego i Męczennika tegoż imienia, a synem króla Etenreda i Emy córki Ryszarda książęcia Normandzkiego.

Wyborem jego na tron angielski, dziwnym sposobem pokierowała Opatrzność. W chwili gdy groził Anglii najazd Duńczyków, zgromadzone Stany Państwa na sejm walny, obawiając się niesnasków domowych, z powodu dwóch synów Etenreda z dwóch małżeństw jego spłodzonych, a o berło wspólnie się ubiegających, ogłosili prawnym następcą dziecię, które królowa nosiła jeszcze w łonie, i zaprzysięgli mu posłuszeństwo, zanim się urodziło. Zaledwie na świat przyszedł Edward, zawieziony został do księstwa Normandyi, dokąd udała się była cała królewska rodzina, uchodząca przed Duńczykami którzy Anglią opanowali.

Przez cały ciąg wychowania, które na tém wygnaniu odbierał, podziwiali w nim wszyscy, niewinność obyczajów, wstręt do wszelkiego grzechu, i zamiłowanie cnoty, a to nawet w wieku, w którym zdawało się że jeszcze wartości jéj ocenić niezdolny. Obok słodyczy w obcowaniu z każdym którą się szczególnie odznaczał, takie w nim objawiało się zamiłowanie czystości, że go nazywano Aniołem ziemskim, i poczytywano to w nim za dar szczególny i jakby cudowny. Najmniejsze słowo, wszelki przedmiot byle trochę tę świętą cnotę obrażający, oburzał go i skłaniał do ucieczki. W wieku w którym dzieci mają upodobanie tylko w rozrywkach, dla młodego książątka tego, najmilszą zabawą były ćwiczenia pobożne i modlitwa. Krótką mu się wydawała każda chwila którą w kościele spędzał, i nic mu większéj nie sprawiało uciechy, jak gdy bywał obecny obrzędom religijnym, a szczególnie gdy słuchał Mszy świętéj. Stroniąc od zabaw, którym się inni książęta jego bracia, oddawali, w chwilach na nie przeznaczonych, udawał się do klasztorów, i w nich po kilka godzin najchętniéj przebywał. Zauważano, że gdy jeszcze był dzieckiem, dla zakonników świątobliwych, okazywał szczególne względy.

Ojciec jego król Etenrod umarł, obaj starsi bracia jego zabici zostali przez Duńczyków, i święty Edward, już i przez to samo stał się jedynym prawym ma tron następcą. Lecz królestwo całe w najopłakańszym było stanie. Duńczyki mieczem i ogniem kraj cały zniszczywszy, porabowali kościoły, poburzyli klasztory, a ludność tak ciężką klęską dotknięta do nędzy przyszła wszędzie.

Podczas tego powszechnego nieszczęścia, pewien święty Biskup nazwiskiem Brytuwald, który schronił się był w górach w odlndne bardzo miejsce, i tam w płaczu i pokucie błagał Boga o miłosierdzie nad swoim ludem, miał objawienie, które go wielce pocieszyło. Ujrzał świętego Piotra Apostoła, a u nóg jego młodego książęcia Edwarda, którego tenże błogosławiony Apostoł wyświęcał na króla, przepowiadając mu błogie panowanie, gdyż Pan Bóg przeznaczał go na uszczęśliwienie jego narodu, za którego grzechy, sprawiedliwość Boża zesłała była na Anglią napad barbarzyńców.

Tymczasem młody książe, nabierał coraz większego wzrostu w pobożności i mądrości. Jak będąc dzieckiem, zachwycał wszystkich swoją niewinnością, tak i doszedłszy lat młodzieńczych, tąż cnotą jaśniejąc, był podziwem dworu całego. Razu pewnego dworzanie powiedzieli mu, a było to jeszcze przed śmiercią jego braci, że z powodu ich roszczeń do tronu, on nie wstąpi na niego inaczéj jak z mieczem w ręku. Pobożny książe odpowiedział na to: „Nie chcę korony, którąby trzeba krwią moich poddanych okupywać.”

Odziedziczywszy téż berło po ojcu bez żadnego krwi rozlewu, po śmierci przywłaszczyciela Kanuta Duńczyka i jego synów, w krótkim czasie przywrócił w państwie swojém pomyślność, jakiéj zażywało przed najazdem nieprzyjacielskim. Zaczął od naprawiania wszystkich kościołów, które Duńczyki byli zrabowali lub zburzyli; powznosił nowe, założył wiele klasztorów, a dawnym pozwracał zagrabione im posiadłości. Najmocniéj bowiem był przekonany, jak to często mawiał, że najpewniejszym środkiem przywrócenia pomyślności w narodzie, jest przywrócenie świetności Kościoła, i że te tylko ludy są prawdziwie szczęśliwe, w których stan Kościoła jest swobodny i świetny. Ponieważ długa wojna nietylko kraj zubożyła, lecz i przyczyniła się do zepsucia obyczajów w narodzie, starał się przeto głównie o zniesienie wszelkich nadużyć, o wprowadzenie we wszystkich wydziałach rządu, a szczególnie w sądownictwie, jak największego porządku i ścisłéj sprawiedliwości, Pozyskany tym sposobem szacunek swoich poddanych, pozyskał sobie i ich serca. Kochali go wszyscy serdecznie, bo żadnemu panującemu tak słusznie jak jemu, nie przynależał tytuł: Ojca narodu. Objawiło się to szczególnie, w dniu jego koronacyi, która nastąpiła w samę Wielkanoc roku Pańskiego 1043. Radość była powszechna, i naród cały jakby jeden człowiek podnosił ręce do Nieba, prosząc o jak najdłuższe zachowanie życia tak drogiego im króla.

Pragnąc obsadzić jego pokolenie na tronie, i utrwalić w następcach cnoty króla który uszczęśliwiał Anglią, najwyżsi panowie pańistwa, domagali się aby Edward zawarł śluby małżeńskie, i zapewnił im spadkobiercę tronu. Nie wiedzieli że święty ten król, uczynił był ślub czystości dozgonnéj. Wszelako, pełen ufności w Bogu i opiece Matki przenajświętszéj, którą od dzieciństwa czcił najserdeczniéj, skłonił się on do takowego żądania swoich poddanych, a pomimo tego dochował przyrzeczenia uczynionego Bogu. Opatrzność przeznaczyła ma małżonkę, która ozdobiona wszystkiemi zaletami odpowiednemi dostojeństwu wielkiéj królowéj, postanowiła podobnież jak on żyć do śmierci w dziewictwie, przekładając szczęście być Oblubienicą Chrystusową, nad zaszczyt stania się matką potężnego monarchy. Tą świętobliwą dziewicą była Edyta, córka hrabiego Goduwina, najpotężniejszego z panów angielskich. Edward zawiadomiony o jéj wysokiéj świątobliwości, wnosząc że ją łatwo przywiedzie do zrobienia takiegoż ślubu czystości jakim sam był związany, pojął ją w małżeństwo, i ślub odbył się z właściwą królewską okazałością. W pierwszéj rozmowie jaką po zawarciu małżeństwa mieli z sobą, uszczęśliwiona królowa dowiedziawszy się o postanowieniu Edwarda zachowania dozgonnéj czystości, oznajmiła mu że i sama ten zamiar miała. To ściśléj jeszcze w Bogu połączyło serca tych dwóch małżonków, którzy zasiadając na tronie i żyjąc wśród największych zbytków i świetności tego świata, dochowali nietkniętym kwiat świętéj czystości, który i dla żyjących na puszczy nie łatwym do pielęgnowania.

Cnoty tak rzadkie wynagradzał Pan Bóg świętemu Edwardowi tu jeszcze na ziemi, łaskami szczególnemi i darami nadprzyrodzonemi. Widywano go nie raz, a szczególnie gdy słuchał Mszy świętéj, wpadającego w zachwy- cenie. W czasie podniesienia, okazywał mu się Chrystus Pan widzialnie w ludzkiéj postaci. Obdarzył go był Pan Bóg także i darem proroctwa, i kilka ważnych wypadków przyszłości dokładnie przepowiedział. Król Duński przedsięwziął za jego panowania nową wyprawę na Anglią. Zauważano, że Edward słuchając Mszy świętéj w dzień Zesłania Ducha Świętego, był nadzwyczaj wzruszonym. Po ukończoném nabożeństwie obecni dworzanie, ośmielili się spytać go o powód tego. Święty Edward oznajmił im, iż w téj chwili miał widzenie, że flota nieprzyjacielska rozbitą została na morzu i sam król Duński życie postradał. Jakoż goniec który z granic państwa nazajutrz przybył, przyniósł wiadomość stwierdzającą to widzenie.

Dla biednych okazywał miłosierdzie największe. Co tylko mu zbywało czasu po załatwieniu spraw państwa, ten cały obracał na uczynki miłosierdzia: przyjmowanie i słuchanie prośb ubogich, nawiedzanie ich po mieszkaniach i szpitalach. Razu pewnego spotkał na ulicy ubogiego tkniętego paraliżem, który z trudnością wlókł się do kościoła. Król wziął go ma własne barki i zaniósł przed ołtarz. Przestrzegając w zarządzie kraju całego jak najściślejszéj sprawiedliwości, dla wszelkiego rodzaju winowajców okazywał się nadzwyczaj miłosiernym, a szczególnie względem tych którzy przeciw własnéj jego osobie wykraczali. Z tego téż to głównie powodu otrzymał przydomek łaskawego, pod którym go w historyi znają.

Po Panu Jezusie w tajemnicy Ołtarza utajonym, i Matce Bożéj, którą od dzieciństwa kochał najserdeczniéj, najszczególniejsze nabożeństwo miał do świętego Jana Ewangelisty, jako głównego patrona cnoty czystości. Zobowiązał się był ślubem, nie odmawiać nigdy jałmużny, gdy go kto w imieniu tego błogosławionego Apostoła o nią prosić będzie. Razu pewnego, święty Jan okazał mu się w postaci ubogiego proszącego o wsparcie. Król niemając przy sobie pieniędzy, dał mu swój pierścień. W kilka dni potém tenże Święty objawił się dwom pobożnym pielgrzymom, oddał im pierścień królewski, kazał odnieść królowi i oznajmić mu, że w pół roku przyjdzie on sam po jego duszę, aby ją do Nieba zaprowadzić. Święty Edward z widoczną radością przyjął tę wiadomość, chociaż miał wtedy lat tylko trzydzieści sześć. Nakazał w całém państwie modlitwy za siebie, podwoił ćwiczeń pobożnych, umartwień ciała i miłosiernych uczynków. Nakoniec w dniu przez świętego Apostoła zapowiedzianym, w roku Pańskim 1066 po krótkiej chorobie, przyjąwszy ostatnie Sakramenta, błogosławiony ten król oddał ducha Panu Bogu, przez ręce świętego Jana, który mu się wtedy okazał. Zasiadał na tronie lat dwadzieścia trzy, w ciągu których naród swój uszczęśliwił i wzorem cnót swoich uświęcał. Za życia i po śmierci licznemi cudami słynącego, Papież Aleksander III uroczyście kanonizował.

Pożytek duchowny

Ile razy czytasz żywot jakiego Świętego, który tak jak dzisiejszy piastując najwyższą królewską władzę, a przez to otoczony będąc wszystkiém co nietylko uświątobliwienie ala nawet zbawienie utrudza, pomimo tego wielkim, sługą Bożym został, niech cię to przekona, że jeśli ty niedbale służysz Panu Bogu, nie położenia to w którém się znajdziesz, lecz twoją własna w tém wina.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego króla Edwarda wyznawcę Twojego, chwałą wiekuistą ukoronował; daj nam prosimy, tak go czcić na ziemi, abyśmy z nim panować mogli w Niebie, Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 876–878.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 824–825

Łagodność, jakiej wzór widzimy w świętym Edwardzie, nie jest jedynie naturalnym usposobieniem duszy. Można ją w sobie wyrobić siłą woli i za pomocą łaski Bożej, a błogim jej skutkiem jest wewnętrzny spokój i miłość wszystkich, z którymi pozostajemy w jakiejkolwiek styczności. Można sobie tę cnotę przyswoić dwojakim sposobem.

  1. Zwalczajmy troskliwie w sobie wszystkie popędy, skłonności i przywary, które tamują wzrost łagodności i niweczą jej zaród w sercu. Jednym z takich popędów jest chęć przypodobania się wszystkim, z którymi przestajemy, i zyskania sobie na wszelki sposób wziętości i szacunku. Iluż to z nas dąży do tego celu drogą jak najniewłaściwszą! Iluż to lubi się przechwalać, mówić o swych zasługach i pracach, chlubić się swą nauką, aby swoją osobę postawić w jak najkorzystniejszym świetle! Próżne jednak ich wysiłki, daremne zabiegi! Nigdy na tej drodze nie dojdą do celu, gdyż tych, o których pochwałę i szacunek najwięcej im chodzi, zrażają i odstręczają swym gadulstwem i przechwałkami, a ponieważ sumienie wyrzuca im nieuczciwość, tracą spokój duszy i stają się drażliwymi i zrzędnymi, podobni do spekulanta, który się zawiódł w swych rachubach. Niejeden wpada w ten błąd ze wstrętu do milczenia i samotności, bo nie umie i nie chce trzymać języka za zębami, a rzucając się w odmęt świata, ułatwia nienawiści, zazdrości i nieżyczliwości przystęp do swego serca, w którym zakorzenić się powinna przede wszystkim miłość Boga, bliźniego i spraw niebieskich. Innych martwią i korcą wady usposobienia i ciała, niezadowolenie z obranego stanu, myśli o zmianie zawodu, a że sądzą, iż ludzkość się na nich nie poznaje, czują się jakby pokrzywdzonymi i tracą spokój i swobodę ducha. Skądże się ma u takich znaleźć łagodność?
  2. Starajmy się nasamprzód być łagodnymi w ciaśniejszym kole rodziny, domowników i bliższych znajomych. Święty Franciszek Salezy, ten baranek cierpliwości i łagodności, pisał do pewnej pani: „Proś co dzień Boga o dar tej łagodności, jakiej On żąda od dusz wiernie Mu służących, szczerze postanów ćwiczyć się w tej cnocie wobec osób, względem których masz pewne zobowiązania. Przywyknij panować nad sobą i przypominaj to sobie po sto razy na dzień, i czyń z tego pohamowania siebie samej ofiarę Bogu. Oddaj duszę pod rozkazy Boga, ćwicz ją w łagodności, stłumiaj jej namiętne porywy, a będziesz szczęśliwa; wtedy bowiem Bóg zamieszka w Twym sercu i ukoi jego niepokój. Gdyby ci się jednak zdarzyć miało, że się zapomnisz, nie trać ducha, lecz natychmiast upamiętaj się i uspokój, tak, jakbyś nigdy nie straciła równowagi. Krótkie to nasze życie jest tylko przedsionkiem żywota wiecznego. Dobrze go użyjesz, jeśli łagodnie postępować będziesz z tymi, z którymi się stykasz”.
Tags: św Edward Wyznawca „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król czystość jałmużna św Jan Ewangelista łagodność
2020-10-12

Św. Serafina z Monte Granario, Braciszka Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1604.

(Żywot jego był napisany przez Sylwestra z Medyolanu, tegoż Zakonu kapłana.)

Święty Serafin był rodem z Granaru, małéj wioski we Włoszech w dyecezyi Firmińskiéj położonéj. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1540. Ojciec jego ubogi malarz imieniem Hieronim, a matka Teodora wielce pobożni, wychowywali go jak młodego Tobiasza, ucząc od dzieciństwa aby się brzydził grzechem, a z całego serca miłował Boga i służył Mu jak najwierniéj. Gdy podrósł oddany był na usługi pewnemu włościaninowi, który go przeznaczył do paszenia owiec. Pobożny ten pastuszek dnie całe spędzał na modlitwie, niespuszczając jednak z oczu powierzonéj mu trzódki. Na korze u drzew wyżłabiał sobie jużto krzyże już imię Maryi, i przed tak skromnemi ołtarzami przez długie godziny zatapiał się w bogomyślności. Do Matki Bożéj miał szczególne nabożeństwo, i za Jéj pośrednictwem wtedy już cudowne swoje łaski Pan Bóg nad nim okazywał, gdyż po dwakroć wezbraną rzekę Potencyą, z podziwieniem nato patrzących, suchą nogą przebył.

Po śmierci ojca, starszy brat który mularkę po ojcu daléj prowadził, wziął go do domu. Byłło człowiek bardzo gwałtowny, od którego nasz Święty wiele wycierpiał. Przeciążał go robotą, a chociaż Feliks (takie bowiem miał imię zanim wstąpił do Zakonu) pracował nad siły, brat go ciągle łajał, a często bił bez miłosierdzia, co wszystko znosił on w milczeniu i z przedziwną cierpliwością.

Zdarzyło się że gdy razu pewnego był na robocie u pewnéj pobożnéj pani, słyszał ją głośno czytającą rozmyślania o strasznym sądzie Bożym, na którym każda dusza staje zaraz po śmierci. Wywarło to na nim takie wrażenie, że rzekł do osoby czytającej: „Gdy tak się rzeczy mają, trzeba iść na puszczę aby zbawienie swoje zabezpieczyć.” – „To w dzisiejszych czasach nie łatwo, odrzekła mu ta pobożna pani, lecz jeśli chcesz odsunąć się od świata, wstąp do zakonu Kapucynów, który oto świeżo założony, odznacza się wielką ścisłością w zachowaniu życia odosobnionego i pokutnego.” Niezwłocznie téż Feliks udał się do miasta Tolentynu, gdzie był klasztor Kapucynów, z prośbą aby go do zakonu przyjęto. Z razu robiono mu trudności, z powodu że byłło prostaczęk, który ani pisać ani czytać nie umiał; lecz po usilnych prośbach przyjęty został na Braciszka, i do nowicyatu w klasztorze w Wiesi odesłany, gdzie przywdział habit przyjmując imię Serafina. Miał wtenczas lat szesnaście. Od chwili wstąpienia do nowicyatu, tak zajaśniał cnotami doskonałego zakonnika, że dla najstarszych był wzorem do naśladowania. Niepoprzestając na wielkich ostrościach przepisanych przez Regułę, zadawał sobie jeszcze inne umartwienia, które Magister jego musiał ciągle miarkować. W pokorze, która główną jest cechą synów świętego Franciszka Patryarchy tego zakonu, nikt mu z braci nie wyrównywał.

Po wykonaniu ślubów uroczystych, jeszcze gorliwiéj na téj drodze postępował. Pragnął być przeznaczonym za towarzysza kapłanom wysyłanym na misyą do niewiernych, wzdychając za koroną męczeńską, lecz Pan Bóg nie tą drogą miał go do Nieba poprowadzić. Przełożeni przeznaczyli go ma kwestarza klasztoru w Askoli, gdzie na tym obowiązku całe swoje zakonne życie spędził, a miasta tego, chociaż nie był kapłanem, stał się jakby Apostołem: tak zbawienny bowiem wpływ wywierał na wszystkich mieszkańców wysoką świątobliwością z któréj powszechnie był znany, a któréj przydawał Pan Bóg blasku darem cudów jakim zajaśniał.

Prosty ten braciszek zakonny, w tak szczególném był u wszystkich szacunku, i takiéj zażywał powagi, że każda rozmowa jego z osobami świeckiemi, zbawienniejsze nieraz wywierała ma nich skutki, niż najwymowniejsze kazania. W mieście Askoli za czasów jego tam pobytu, prawdziwą plagą dla dusz, była upowszechniona gra w karty, która najzamożniejszych przywodziła do straty majątków, w biedniejszych rozbudzała niepohamowaną chęć zysków, a dla wszystkich stawała się pobudką do kłótni, bitew, bluźnierstw i niesnasków domowych. Serafinowi Pan Bóg podał do serca aby na tę zdrożność uderzał. Jako kwestarz klasztoru często bywał w mieście: wtedy zachodził do domów gdzie się na gry zbierano; z początku przypatrywał się temu w milczeniu, a potém zawiązywał z grającymi rozmowę, po któréj przychodziło zwykle do tego, że najzapamiętalsi gracze oddawali mu karty, które on rozdzierając mówił: „nie gniewajcie się za to co czynię, gdyż krzywdzę tém nie was ale szatana, który przez wasze ręce temi kartami wygrywa dusze wasze.” Tak téż go powszechnie z téj strony znano, że niekiedy gracze do kart zasiadłszy, gdy ujrzeli go nadchodzącego, zaniechywali gry mówiąc: „Nie ma rady, porzućmy karty, gdyż oto brat Serafin idzie.”

Druga zdrożność na którą ten pokorny braciszek również gorliwie uderzał, byłto niechrześcijański zwyczaj, rozwieszania po ścianach obrazów skromność obrażających. Powstawał Serafin na te wszeteczeństwa z najświętszym zapałem. Po wszystkich domach gdzie tylko bywał, a w których go z największą czcią i uszanowaniem zawsze przyjmowano, jeśli coś podobnego widział, w najżywszych wyrazach przedstawiał wielkie ztąd dla każdej duszy szkody, i zapowiadał że noga jego w tym domu nie postanie, jeśli tego rodzaju zgorszenia nie usuną. Niekiedy gdy uważał to właściwém i najskuteczniejszém, sam własną ręką takie obrazy i sztchy niszczył i palił. A gdy je znajdował bogato przyozdobione, mawiał ze słuszném oburzeniem: „Czy godzi się chrześcijaninowi, grzechy śmiertelne w ramy złote oprawiać?” Mnóstwo téż tego rodzaju obrzydliwości, za jego wpływem usuniętych zostało z oczów ludzkich na zawsze.

Jak nieskromne obrazy obudzały w nim słuszne oburzenie, tak jeszcze bardziéj nieskromne noszenie się niewiast wzniecało w nim litość i nad temi płochemi istotami które się tego dopuszczały, i nad duszami, dla których stawało się to powodem do grzechu. Powstawał więc i przeciw temu Serafin, a że jak wszystko tak i to czynił z wielką miłością i pokorą, wiele niewiast od podobnego rodzaju strojów na zawsze odwiódł. Zdarzyło się że upominał o to pewną młodą kobietę, która mu szydersko odpowiedziała: „Jak się postarzeję, wtedy za tą radą pójdę, lecz pókim młoda trudno mi bez tego się obejść.” Na to odpowiedział jéj Święty: „Ja zaś radzę ci teraz słuchać głosu Bożego, bo wkrótce nie będziesz już miała na to czasu.” Co było proroctwem, gdyż lekkomyślna ta kobieta wkrótce potém, wiodąc życie bardzo naganne nagle umarła, niemając czasu pojednać się z Bogiem.

Sam, jakto wspomnieliśmy, nieumiejący czytać, Duchem Świętym oświecony, żywo był przejęty temi znowu niezrównanemi szkodami, jakie odnoszą dusze z czytania złych książek, a najbardziéj powieści tak zwanych romansowych. Pojmował on doskonale iż jestto środek przez który szatan najwięcéj dusz pozyskuje. I téj więc równie, już za jego czasów upowszechniającéj się, a podobno największéj dla serc i umysłów chrześcijańskich pladze, wypowiedział on wojnę. Korzystając z całéj swojéj powagi, która z latami wzrastała i uczyniła go już była jakby wyrocznią całego miasta, powstawał przeciw czytaniu złych książek z taką świętą gorliwością, wymową i trafnością, że je wyrywał z rąk tych nawet, którym zdawało się że bez tego zabójczego dla dusz pokarmu żyćby już nie mogli.

Także obdarzył go Pan Bóg darem jednania zagniewanych na siebie osób, i często się zdarzało że gdy długa nienawiść trzymała w ciężkich grzechach powaśnionych między sobą, jedno wdanie się w to świętego Serafina, wyrywało z tego nieszczęsnego stanu dusze, i przywracało serdeczną i trwałą zgodę tam, gdzie przedtém panowała nienawiść zawzięta.

Umiał podobnież trafiać do najzatwardzialszych grzeszników. W więzieniu w Askoli trzymany był przywódca zabójców, słynny ze swoich okrucieństw, a który śmiertelną chorobą złożony, spowiadać się nie chciał. Gdy napróżno starali się nakłonić go do tego najgorliwsi kapłani, posłano do niego Serafina. Po jednéj z nim rozmowie, zbójca ten z największą skruchą wyspowiadał się i przyjął święte Sakramenta.

Dla ubogich okazywał największe miłosierdzie, na jakie tylko, sam będąc ubogim zakonnikiem, mógł się zdobywać. Podczas panującego w Askoli i w okolicach tego miasta głodu, poprzestawał codzień na suchym kawałku chleba, a resztę przeznaczonego dla siebie posiłku, za pozwoleniem przełożonego ubogim rozdawał. Inną razą zdarzyło się, że gdy był w klasztorze odźwiernym, zauważał przełożony że Serafin bardzo wiele jarzyny z ogrodu rozdaje biednym. Kiedy chciał mu tego zakazać, Święty pokornie ma powiedział: „Dozwólcie Ojcze na takowe wsparcie biednych, a Pan Bóg wynagrodzi nam to większą urodzajnością ogrodu.” Jakoż, dnia każdego w którym Serafin wycinał jarzynę z wieczora dla rozdania ubogim, nazajutrz rano znajdowano ją jeszcze bujniéj odrośniętą. Nastał wkrótce potém inny Gwardyan to jest przełożony, który wyznaczył Serafinowi małą kwaterę w ogrodzie, aby z niéj tylko zbieranemi jarzynami wspierał ubogich. Chociaż sługa Boży nie wielkie miał około niéj starania, okazało się w końcu że więcéj z niej doczekał się warzywa i owoców, niż to z całego wielkiego ogrodu, pracowicie uprawionego, zbierano.

Cnoty takie raczył Pan Bóg wynagradzać w nim i uświetnić darem czynienia cudów. Niezliczoną liczbę ciężko chorych samym znakiem krzyża uzdrawiał. Przepowiedział także wiele przyszłych wypadków. Posiadał dar rozpoznawania najskrytszych tajników serc ludzkich, co mu szczególnie ułatwiało wpływ na największych grzeszników, gdy ich nieraz upominał o grzechy, o których według ich przekonania prócz Boga i ich samych nikt wiedzieć nie mógł. A i na modlitwie szczególne odbierał łaski, między innemi i tę, że przenajświętsza Marya Panna w objawieniach raczyła z nim rozmawiać. Razu pewnego kiedy doznał był od ludzi wielkiej przykrości i zniewagi, modląc się przed przenajświętszym Sakramentem, usłyszał głos z Puszki wychodzący, który zalecał mu jak największą cierpliwość, łagodność i pokorę. W tych téż cnotach tak był nietylko wyćwiezony lecz utrwalony, że pomimo tego iż jako prosty braciszek zakonny często na wielkie nietylko upokorzenia ale i obelgi bywał wystawiony, nigdy w nim najmniejszego obruszenia się albo zmieszania nie dopatrzono. Zapytany razu pewnego od jednego ze swoich znajomych, podziwiającego w nim niezachwianą łagodność, jakim sposobem takowéj dostąpił, odpowiedział: „Ciężko przez lat trzydzieści pracować musiałem na pokonanie w sobie pychy i porywczości; aż nakoniec dał mi Pan Bóg tę łaskę, że na największe upokorzenia najmniejszego oburzenia nie czuję.”

Czterdzieści lat już z górą upływało, jak święty Serafin służył Panu Bogu w Zakonie, kiedy lekko zapadłszy na zdrowiu prosił aby mu ostatnie Sakramenta udzielono. Gdy przełożony opierając się na zdaniu lekarza odpowiedział że nic nagłego nie ma, Serafin nienalegająć więcéj, gdy Gwardyan odszedł, podział do braci: „będziecie musieli potém z wielką skwapliwością udzielać mi Sakramenta święte.” Co się téż sprawdziło, gdyż nazajutrz wśród gorącéj modlitwy na któréj już trwał ciągle odkąd zachorował, zapadł nagle w konanie, i gdy zaledwie mu z pośpiechem udzielono ostatnie Olejem świętym namaszczenie, oddał Boga ducha 12 Października roku Pańskiego 1604. W poczet Świętych wpisany został przez Papieża Klemensa XIII.

Pożytek duchowny

Podziwiając w świętych Pańskich wysokie cnoty jakiemi jaśnieli, jeśli pragniesz stać się im w tém podobny, naśladujże ich najprzód w pracy przez którą oni też cnoty nabyli. Chcesz-li szczerze wykorzenić w sobie jaki zły nałóg, walcz z nim tak wytrwale jak to czynił święty Serafin z wadą pychy i porywczości, który dla nabycia cnót pokory i łagodności aż lat trzydzieści pracował.

Modlitwa (Kościelna)

Boże który w sercu błogosławionego Serafina, przedziwne płomienie miłości Twojéj roznieciłeś; spraw prosimy za jego pośrednictwem, abyśmy w jego ślady wstępując, takiemiż płomieniami rozpaleni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 872–875.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 822–823

Podziwiając w Świętych Pańskich wysokie cnoty, jakimi jaśnieli, jeśli pragniesz stać się im podobnym, naśladuj ich najprzód w pracy, przez którą oni cnoty nabywali. Chcesz szczerze wykorzenić w sobie jaki zły nałóg, walcz z nim tak wytrwale, jak to czynił święty Serafin z wadą pychy i porywczości, kiedy dla nabycia cnót pokory i łagodności aż lat trzydzieści pracował.

Pokora jest to cnota, która przez doskonałe poznanie samego siebie nie dopuszcza, aby wysoko o sobie rozumieć, nad innych się wynosić i pragnąć być szanowanym przez innych. Trzy są główne stopnie pokory: pierwszy polega na tym, aby człowiek uznał, że jest niczym i nic z siebie nie ma oprócz słabości i nędzy; że nic sam nie może, tylko grzeszyć. Potrzeba, aby miał o swym ubóstwie i nędzy prawdziwe przekonanie i z tego powodu upokarzał się przed Bogiem, nic sobie nie przypisywał, z niczego się nie chełpił, nie szukał u ludzi sławy i szacunku, chociażby mu się słusznie należały. Pochwały powinien za niesłuszne uznawać, i ciągle upokarzać się przed Bogiem, cieszyć się z tego, że Bóg jest wszystkim, a on niczym. Drugi stopień pokory polega na tym, aby z cierpliwością znosić, gdy się jest lekceważonym przez innych. Niemiło jest doznawać pogardy, ale Bóg godzien, aby ją znosić dla Niego. Nadto – albo zasłużyłem na to, aby mną gardzono, albo nie zasłużyłem; jeśli zasłużyłem, żadna mi się krzywda nie dzieje i niesłusznie się uskarżam; a jeżeli na wzgardę nie zasłużyłem, to ten, który mną pogardza, większą sobie aniżeli mnie krzywdę wyrządza, gwałci bowiem prawdę, grzeszy przeciwko miłości bliźniego, a przez to traci łaskę Boską. Czyż chrześcijanin może powiedzieć: pomścij wzgardę wzgardą? Jego obowiązkiem na wzór Chrystusa cierpieć spokojnie i ubolewać na tym, który mu wzgardę wyrządza. Niech mną gardzi kto chce, i niech o mnie mówi co chce, ja będę tylko tym, czym jestem w oczach Boga. Nie dbam o to, choć ludzie mną gardzą, abym tylko znalazł łaskę u Pana Boga.

Tags: św Serafin z Montegranaro „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora czystość nawrócenie jałmużna łagodność pokora
2020-10-11

Bł. Wincentego Kadłubka, Biskupa

Żył około roku Pańskiego 1225.

(Żywot jego był napisany przez księdza Tarłę.)

Błogosławiony Wincenty urodził się w roku Pańskim 1161 z bogobojnych rodziców: ojca Boguchwała Kadłubka, ze staréj szlacheckiej rodziny przydomku Poraj herbu Róża, a z matki Bogny. Przyszedł na świat w ich dziedzicznéj wsi Karłów w Województwie Sandomierskiém, dziś gubernii Radomskiéj, blizko miasta Opatowa położonéj. Nie schodziło Wincentemu od lat najmłodszych w rodzinnym domu, i na przykładach cnót chrześcijańskich i na pobożném wychowaniu, gdyż rodzice jego przedewszystkiém starali się od kolebki wszczepiać w sercu jego zasady wiary świętéj. W początkowych naukach wykształcony w domu, gdy lat młodzieńczych doszedł wysłany został za granicę do akademii, dla słuchania wyższych wykładów. Zdolny i pilny w pracy Wincenty, przewyższał w postępie w naukach wszystkich swoich współuczniów, nieostygając wcale w duchu pobożności jaki wyniósł z pierwotnego wychowania. Unikał płochych rozrywek jakim się oddawała młodzież, a czas który jego towarzysza na to obracali, on spędzał po kościołach, starając się jak najczęściéj do świętych Sakramentów przystępować. Ukończywszy akademią, na któréj głównie oddawał się Teologii, otrzymał stopień Magistra, powrócił do ojczyzny i wstąpiwszy do stanu duchownego, wkrótce na kapłana wyświęcony został.

Pełka ówczesny Biskup Krakowski, zwrócił zaraz na niego uwagę, a widząc w nim wysoką świątobliwość, jako iż i znakomite w naukach teologicznych wykształcenie, używał go do rady i do załatwiania najważniejszych spraw swojéj Dyecezyi. Po niejakim czasie uczynił go Proboszczem przy kościele przenajświętszéj Maryi Panny w Kolegiacie Sandomierskiéj. Przyświecał na tym obowiązku Wincenty życiem wzorowego kapłana i gorliwego plebana, kiedy król Leszek Biały wybrał go na posła, aby Salome księżniczkę córkę jego zaręczoną z królewiczem Węgierskim Kolomanem, odwiózł do ojca jego Belli Króla Węgierskiego. Przebywając czas niejaki na dworze tym, zbudował wszystkich świątobliwością jaką jaśniał. Wkrótce potém zmarł Biskup Pełka, a Katedralna Kapituła Krakowska jednogłośnie wybrała Wincentego na Biskupa. Był zaś tak powszechnie i szczególnie poważanym, że chociaż nie należał do grona kanoników, wszyscy temu wyborowi przyklasnęli.

Skoro téż na biskupiéj stolicy zasiadł przekonano się że Pan Bóg obdarzył Krakowską Dyecezyą Pasterzem według serca swojego. Posiadając niepospolity dar wymowy, a pełen ducha Bożego, w gorliwych kazaniach i naukach, zasilał słowem Bożém powierzoną mu owczarnię. Skażone obyczaje gdziekolwiek się pojawiły gromił i wykorzeniał. Sam w życiu pobożném wysoko wyćwiczony , przygasłą w ludzie pobożność rozżywiał i utrwalał; przywilejów Kościoła niezachwianie bronił. Był przytém ojcem wszystkich ubogich wdów i sierót. Znaczne dochody Biskupstwa obracał całkowicie na miłosierne uczynki, gdyż na skromne, owszem ubogie jego własne utrzymanie, dziedziczny majątek jaki po rodzicach otrzymał, aż nadto wystarczał, a i ztego jeszcze znaczne włości różnym Klasztorom pozapisywał, a mianowicie wioski: Czerników i Sojezów Cystersom w Jędrzejowie, a Niekiściołkę i Karłów Cystersom Koprzywnickim. Ktokolwiek z prośbą o wsparcie do niego się udawał, znajdował w każdéj dnia porze przystęp, a prócz tego chorych ubogich po mieszkaniach sam nawiedzał i hojnie wspierał.

Lecz święty tén Pasterz o ile dbałym był w zaspokajaniu potrzeb dusz mu powierzonych, tych żywych przybytków Ducha Świętego, tak podobnież i o stan materyalnych przybytków. Pańskich to jest kościołów, pilne miał staranie. Kościołowi przenajświętszéj Maryi Panny w Kielcach nadał bogaty fundusz, na wieczyste utrzymanie przy nim dziesięciu Kapłanów Prebendarzy. Gdy w skutek pioruna, który uderzył był w skarbiec katedralny na Wawelu, spłonęło bardzo wiele najbogatszych sprzętów kościelnych, Wincenty sprawił swoim kosztom nowe, a także tejże Katedrze na światło i wino do Mszy Świętych i na lampy do przenajświętszego Sakramentu, znaczne dochody ze stołu biskupiego odstąpił.

Tak święcie rządził swoją Dyecezyą błogosławiony Kadłubek lat już dziesięć, kiedy spodobało się Panu Bogu powołać go na inne jeszcze drogi, zanim miał go wziąść do Siebie, dla wynagrodzenia tych zasług jakie na Biskupstwie położył. Wincenty zapragnął być w możności odezwania się do Pana Jezusa temi słowy świętego Piotra: „Panie otośmy opuścili wszystko a poszliśmy za Tobą” 1. Postanowił przeto złożyć Pastorał Biskupi i wstąpić do zakonu. Gdy zamiar swój objawił królowi i Kapitule Krakowskiéj, tak Leszek Biały jaki całe duchowieństwo błagali go, aby Dyecezyi swojéj nie osierocał. Lecz, że wolą Bożą było, aby ten sługa Jego zajaśniawszy na godności Pasterskiéj, zajaśniał także i wielce zbudował lud polski cnotami zakonnemi i dobrowolném wyrzeczeniem się, dla otrzymania zasługi jakie się w nich nabywają, najwyższych dostojeństw kościelnych, Wincenty odniósłszy się do Rzymu, uzyskał u Papieża Honoryusza III-go pozwolenie wstąpienia do zakonu. Złożył więc zarząd Dyecezyi w ręce kapituły Krakowskiéj, co tylko mu pozostawało z dziedzicznego majątku to wszystko rozdał biednym, a przywdziawszy suknię ubogiego pielgrzyma, udał się pieszo i boso do klasztoru Cystersów w Brzezinach pod Jędrzejowem, o dziesięć mil od Krakowa odległego.

Teodoryk rodem Francuz, drugi po wystawieniu tego klasztoru Opat Cysterski, przyjął świętego Prałata nie tylko z radością, lecz z największém uszanowaniem, i przy uroczystém w kościele nabożeństwie, wobec licznie zgromadzonego ludu, włożył na niego habit. Już w roku nowicyatu wszyscy ojcowie patrzali ze zbudowaniem na błogosławionego Wincentogo, który wtedy mając lat blizko sześćdziesiąt, żadnemu z najmłodszych nowicyuszów wyprzedzać się nie dawał w jak najwierniejszém spełnianiu wszystkich przepisów Reguły ostréj w ogólności, a jeszcze bardziéj dla będących na próbie obostrzonéj. Nietylko nie przyjął żadnych zwolnień, które mu dać chcieli przełożeni, przez słuszny wzgląd i na sam wiek jego i stargane na usługach Kościoła siły, lecz i dobrowolnemi umartwieniami trapił ciało. Nosił ciągle ostrą włosiennicę, i każdéj nocy zadawał sobie krwawe biczowanie. Prócz długich i ścisłych postów Regułą nakazanych, przydawał jeszcze i inne z własnéj woli, lecz za zezwoleniem przełożonego na którego każde skinienie był posłuszny. Najniższe usługi klasztorne: w kuchni, w ogrodzie, przy chorych braciach, pełnił ze szczególném upodobaniem, i widać było po nim, że wtedy był najweselszy i najrzeźwiejszy gdy go do takowych przeznaczono. Na wszystkie obowiązki, a szczególnie do chóru w dzień i w nocy był zawsze pierwszym. Zdarzyło się, że razu pewnego nie był obecny na Jutrzni o północy zwykłe odmawianéj. Zdziwiony tém Opat, który znał Wincentego w téj mierze pilność, poszedł do jego celi, i przez rozpadlinę we drzwiach ujrzał go w zachwyceniu, wzniesionego w powietrze o kilka stóp od ziemi i niebieską światłością otoczonego. Sługa Boży wyszedł w tejże chwili z zachwycenia, a upadłszy do nóg Opata, przepraszał go pokornie że nie był w chórze i prosił o naznaczenie mu za to pokuty. Przełożony uściskał go i uspokoił, późniéj dla zbudowania braci, zdarzenie to im odpowiedział.

Co tylko pozostawało mu czasu od obowiązków zakonnych i innych jego ćwiczeń bogomyślnych, te obracał Wincenty na pisanie dzieł uczonych, które po nim pozostały. Z téj liczby wielkiéj są ceny ułożone przez niego dzieje czyli Kroniki narodu Polskiego, z dawnych rękopismów i podań wiernie zebrane, w kształcie rozpraw wytwornym językiem łacińskim spisane. W dziele tém skreślił on nie tylko dzieje swojego kraju, lecz i postronnych obszernie dotyka.

Pięć at spędził w życiu zakonném, budując cnotami doskonałego syna świętego Benedykta nietylko swoich braci lecz i kraj cały, pozostawiwszy w nim najprzód pamięć po sobie jako Biskupa świętego, a potém również świętego zakonnika, wielkiego pokutnika i wysokiego bogomodlcy. Zapadłszy w ciężką chorobę, którą z niezachwianą, znosił cierpliwością, widząc nadchodzącą chwilę przejścia z tego Świata na tamten, zażądał ostatnich Sakramentów świętych, które przyjąwszy z oznakami najwyższéj wiary i pobożności, na ręku braci zakonnych oddał Bogu ducha, 8 Marca roku Pańskiego 1223. Po śmierci licznemi przy grobie swoim zasłynął cudami, w skutek czego Papież Klemens XIII ogłosił go błogosławionym a na obchód święta jego drugą niedzielę Października wyznaczył.

Pożytek duchowny

W jakichkolwiek różnych co do położenia i zwyczajów krajach, w jakiekolwiek wiekach i w jakimikolwiek stanie pojawili się święci Pańscy, wszyscy to mieli sobie wspólnego, że tém wszystkiém za czém świat goni, oni wzgardzali, a ciało ostrą pokutą trapili. Masz tego dowód i w życiu błogosławionego Wincentego, który najwyższe godności złożywszy, w wieku już podeszłym i w ostrym klimacie naszym, wiódł życie jak najsurowsze. Nich cię to uczy, że dla każdego nie masz innéj drogi do nieba zawsze i wszędzie i w każdym stanie, jak wzgarda dóbr doczesnych i życie pokutne.

Modlitwa (Kościelna)

Boże, któryś Błogosławionego Wincentego wyznawcę Twojego i Biskupa, gdy on wzgardził zaszczytami tego świata, chwałą pokory przyozdobił; spraw prosimy, abyśmy z tylu cnót jego korzystając, za jego zasługami współuczestnikami chwały niebieski się stali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 869–871.

Footnotes:

1

Mat. XIX. 27.

Tags: bł Wincenty Kadłubek „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup pokora obowiązki stanu
2020-10-10

Św. Franciszka Borgiasza

Żył około roku Pańskiego 1572.

(Żywot jego był napisany przez ojca Ribadeneira, za jego czasów żyjącego.)

Święty Franciszek urodzony w mieście Gandyi, był synem udzielnie panującego w księstwie tegoż nazwiska Jana Borgiasza, i Joanny księżniczki Aragońskiéj, wnuczki króla Hiszpańskiego Ferdynanda II-go. Nadano mu przy chrzcie świętym imię Franciszek, gdyż matka niebezpiecznie chora przy jego porodzeniu, ślub uczyniła iż go tak nazwie. Kiedy w dziesiątym roku życia stracił ją, rzewnie śmierć jéj opłakując, zadawał sobie krwawe biczowania, ofiarując takowe umartwienie za jéj duszę. Bogobojnie wychowany w domu pod dozorem pobożnego ochmistrza, po śmierci matki umieszczony został przy wuju swoim Biskupie Cezarugustowskim (Saragossa), i tam pod duchowném przewodnictwem świątobliwego i światłego zakonnika, wielki w pobożności uczynił postęp. Ojciec widząc w nim usposobienie do zakonnego stanu, umieścił go na dworze Cesarza Karola V, chcąc życiem na wielkim świecie odwrócić syna od tych zamiarów. Franciszek niezamykając oczu na niebezpieczeństwa jakie każdą duszę spotykają w podobnym zawodzie, uzbroił się przeciw nim oddając się pod szczególną opiekę Matki Bożéj, do któréj miał serdeczne nabożeństwo, i najregularniéj uczęszczał do Sakramentów świętych. Odznaczył się téż na tym świetnym dworze, jako młodzieniec anielskich obyczajów, a przytém jako jeden z najwykształceńszych młodych panów otaczających cesarza. Ten polubiwszy go szczególnie, ożenił go z napierwszą przyboczną cesarzowéj jego małżonki panią: Eleonorą de Kastro, z najznakomitszego rodu portugalskiego, wielkiéj pobożności dziewicą, z któréj późniéj miał kilkoro dzieci. Towarzyszył cesarzowi w wielu wyprawach wojennych, i na nich odznaczył się szczególną walecznością. W ciągu tego dwa razy śmiertelnie chorował, a gdy do zdrowia przychodził rozbudzały się w nim myśli wstąpienia do zakonu, w razie jeśli przeżyje żonę.

Zdarzyło się że po śmierci cesarzowéj zmarłéj w Toledo, Franciszek wysłany przez Karola V, aby jéj ciało sprowadził do Grenady, był obecnym kiedy dla sprawdzenia tożsamości zwłok, otwarto trumnę i ujrzano twarz cesasarzowéj, sławną za życia z piękności, najszkaradniéj zeszpeconą, a oprócz tego trup jéj wydawał woń tak odrażającą, że wszyscy cofnąć się musieli. Na Franciszka ten uderzający widok marności tego świata, zrobił tak silne wrażenie, że wróciwszy do swego mieszkania, po odbytéj modlitwie, uczynił ślub wstąpienia do zakonu, jeśli wdowcem zostanie.

Pod tęż porę cesarz zamianował go Wicekrólem Katalonii. Wyniesiony na tę wielką godność, zająwszy się najsumienniéj i najgorliwiéj jéj obowiązkami, obok tego wiódł życie nadzwyczaj umartwione i ćwiczeniom wysokiej bogomyślności oddane. Wstając zaraz po północy, pięć godzin poświęcał modlitwie. W ciągu dnia co tylko zbywało mu czasu od spraw państwa, obracał na spełnienie miłosiernych uczynków. Zasiadając do swojego stołu książęcego przyrządzanego z właściwą wytwornością, sam pościł prawie ciągle, jadając tylko jarzyny. Codziennie odmawiał cały Różaniec. Ubodzy, których w każdéj dnia porze przypuszczał do siebie, mieli w nim ojca najtroskliwszego. Do Kommunii świętéj przystępował jak najczęściej.

Po śmierci ojca, po którym spadała na niego korona udzielnego księstwa Gandyi, uprosił u cesarza uwolnienie go od godności Wicekróla Katalonii i objął rządy swojego państwa. Tu znowu okazał się takim świętym panującym, jakim był rządząc Katalonią. Lud swój uszczęśliwiał, wszystkich budował przykładem cnót najwyższych, a hojny na kościoły i klasztory, dwa własnym kosztem wybudował i uposażył: jeden Jezuitów, drugi Dominikanów.

Mając lat trzydzieści sześć stracił żonę, co go postawiło w możności spełnienia uczynionego ślubu. Po odbytych rekolekcyach dla zbadania woli Bożéj do jakiego zakonu ma wstąpić, obrał zgromadzenie ojców Jezuitów, świeżo wówczas założono przez żyjącego jeszcze świętego Ignacego Lojolę, do którego napisał prosząc o przyjęcie. Ignacy z chęcią zgodził się na to, lecz radził mu, aby wprzód odbył zawód nauk Teologicznych w Akademii Gandyjskiéj przez niegoż założonéj. Święty spełnił to jak najśpieszniéj, i po przebytych kursach uniwersyteckich otrzymał stopień Doktora Teologii. W czasie tym jednak, za zezwoleniem świętego Ignacego i dyspensą od Papieża, wykonał śluby zakonne, lecz jeszcze tajemnie. Dopiéro w trzy lata potém, otrzymawszy od cesarza upoważnienie, zrzekł się Korony: książęcéj na rzecz starszego syna swojego Karola, i udał się do Rzymu, zkąd jednak prędko wyjechał, gdy się dowiedział że Papież chce go zrobić Kardynałem. Wróciwszy do Hiszpanii odbył pielgrzymkę do Kantabryi dla uczczenia miejsca gdzie się urodził święty Ignacy, a następnie w klasztorze ojców Jezuitów w Ognacie, wykonał śluby uroczyste. Obecni temu byli prawie wszyscy jego dworzanie i synowie, a gdy ci płakali on uszczęśliwiony zawołał do Pana Boga temi słowy Pisma świętego: „Potargałeś Panie pęta moje, Tobie ofiaruję ofiarę chwały” 1. Po otrzymaniu święceń na kapłaństwo, pierwszą Mszę świętą odprawił w zamku Lojoli, chcąc i przez to uczcić świętego Ignacego. Upatrzywszy w okolicach Ognaty kaplicę na odosobnioném miejscu, zbudował przy niéj ubogi klasztorek, i w nim z kilku ojcami Jezuitami zamieszkał. Tam Franciszek ćwicząc się we wszelkich cnotach zakonnych, w posłuszeństwie, zaparciu własnéj woli i pokorze, szedł coraz wyżéj po drodze doskonałości. Ostatnie posługi najchętniej oddawał: drwa i wodę nosił, naczynia kuchenne umywał, zamiatał korytarze klasztorne, braciom usługiwał, a modlił się ustawicznie. Wysyłano go do wsi okolicznych po żebranie jałmużny, i wtedy dziatki wiejskie uczył pacieran i wykładał im katechizm.

W tém ustroniu jednak ukryć się, jak tego sobie życzył, nie mógł. Gdy zaczął miewać w kościele kazania, już nie tylko z okolic, lecz z całéj Hiszpanii garnęło się do niego coraz więcéj pobożnych osób, z których znaczna liczba i to najznakomitszych rodem i wykształceniem młodzieńców, wstąpiła do towarzystwa Jezusowego. Wkrótce téż święty Ignacy wysłał Franciszka dla opowiadania słowa Bożego po innych miastach, a gdy zbliżył się do granic Portugalii, zaprosił go do Lizbony król Jan III, gdzie z wielkim pożytkiem dusz wiernych, kazywał. Naukami swojemi rozbudził w tém mieście ducha pobożności, i upowszechnił zbawienny zwyczaj uczęszczania do Sakramentów świętych.

Wróciwszy z téj missyi, mianowany został przez świętego Ignacego jeneralnym Przełożonym wszystkich domów Jezuickich w Hiszpanii i Indyach wschodnich. Więcéj sam od siebie wtedy zależąc, przymnożył sobie wszelkich umartwień ciała. A że zdawało się iż w tém przebiera miarę, święty Ignacy przydał mu jednego z ojców Zgromadzenia który miał go nie odstępować, a miarkować jego zbyteczne pokuty. Święty był mu zawsze posłuszny. Przestrzegał szczególnie w Zakonie zachowania ubóstwa: przybywszy do Hispalu, znalazł braci mieszkających w okazałym domu, darowanym im przez jednego z panów tego miasta. Zganił im to surowo i przeprowadził do ubogiego mieszkania, które pierwiéj zajmowali.

Zdarzyło się, że podczas jego pobytu w stolicy, gdzie ojcowie Jezuici mieli klasztor, królowa przysłała prosząc, aby ją odwiedził. Zaprosiny te zastały go usługującego w kuchni klasztornéj, rzekł więc do dworzanina który po niego przyszedł: „trzeba prosić kucharza aby mi na to pozwolił, bo teraz jestem pod jego posłuszeństwem.” – „Idź ojcze, powiedział na to kucharz, ale wracaj prędzéj, boś mi tu potrzebny.” Święty jak najkrócéj zabawił u królowéj, tłómacząc się poleceniem jakie miał od kucharza.

Cesarz Karol V, jak to powszechnie utrzymują, tak uderzony był postępkiem świętego Franciszka, który wzgardziwszy koroną książęcą został ubogim zakonnikiem, że i sam złożywszy cesarską godność, zamknął się w klasztorze pod Placencyą, z zamiarem poświęcenia reszty dni życia na przygotowanie się na śmierć, Gdy ta chwila nadeszła Franciszka zawezwał, aby mu ostatnie Sakramenta udzielił i na śmierć przygotował, co téż on i dopełnił. Jego także cesarz ten zamianował wykonawcą swojego testamentu.

W roku Pańskim 1561 Papież Pius IV wezwał go do Rzymu, dla zasięgnięcia jego rady w najważniejszych sprawach Kościoła, i wtedy także został Franciszek Wikaryuszem jeneralnym całego Zakonu, w zastępstwie ówczesnego Jenerała Lainesa, wysłanego przez Ojca świętego na sobór Trydencki. We dwa zaś lata po śmierci tegoż Jenerała, wybrany został na tę godność. Za jego rządów zgromadzenie Jezuiekie po wielu krajach szerzyć się zaczęło. Wtedy i w Polsce stanęły klasztory tych ojców, a mianowicie: w Poznaniu, Pułtusku, Jarosławiu, Wilnie i kilku innych miastach. Działalność bowiem Franciszka obejmowała świat cały. Od Litwy do Meksyku, od Anglii do Japonii porozsyłał braci, czynnie i niezmordowanie w winnicy Pańskiéj pracujących; a wszystkimi rządził bezpośrednio, utrzymywał ich w duchu swojego powołania i wedle możności wspierał. Dla siebie nadzwyczaj surowy, dla podwładnych zakonników niezachwianéj był łagodności. Nigdy żadnemu nic nie rozkazał póki wprzód nie wybadał czy chętnie się tego podejmie, a i wtedy jeszcze nie pod posłuszeństwem do tego zobowiązywał lecz jakby o to prosił. Oddany całą duszą mozolnemu obowiązkowi Jeneralnego przełożonego, o udoskonaleniu własném nie zapominał. Zwyczaju od młodości przyjętego, modlenia się od północy przez godzin kilka, nigdy nie opuszczał. Spowiadał się codziennie, jako téż codziennie wynajdywał jakieś nowe umartwienie dla ciała, mawiając, iż zdaje mu się że żyćby nie mógł, gdyby sobie jakiego umartwienia co chwila nie zadawał. Zdarzało się, iż po ośm a nawet i po dziesięć godzin bez przerwy trwał na bogomyślności, a wtedy wpadał w zachwycenie, i widywano twarz jego tak rozjaśnioną światłem niebieskiém, że gdy to w nocy się przytrafiało, miejsce gdzie się znajdował od samego blasku tego rozświecone było. Wiele téż innych cudownych darów Pan Bóg mu udzielił: między innemi posiadał dar rozpoznawania gdzie się przechowuje przenajświętszy Sakrament, chociażby to miejsce nie było niczém odznaczone.

Mając objawienie o blizkim swoim zgonie, pragnął się usunąć od przełożeństwa, lecz mu bracia tego nie dozwolili, A nawet musiał jeszcze odbyć ważne poselstwo w sprawie Kościoła do Francyi, gdzie go wysłał był Papież. W skutek zaziębienia w téj podróży, zapadłszy w ciężką chorobę, przywieziony do Rzymu zachorował śmiertelnie. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, posłał do Papieża z prośbą o błogosławieństwo i odpust na godzinę śmierci. Otrzymawszy takowe, ze łzami przepraszał braci za zgorszenie jakiego dla nich mógł być powodem, a potém gdy się zaczął modlić, wpadł w zachwycenie i oddał Bogu ducha roku Pańskiego 1572. W poczet Świętych wpisany został przez Papieża Klemensa X, a na święto jego dzień dzisiejszy został wyznaczony.

Pożytek duchowny

Błogosławiony Franciszek, jak to w żywocie jego widziałeś, nabożeństwem do Matki Bożéj, i uczęszczaniem do Sakramentów świętych uzbrojony przeciw niebezpieczeństwom jakie groziły duszy jego gdy umieszczony został na świetnym cesarskim dworze, żył na nim jak Święty. Jeśli tych dwóch środków używać będziesz, w jakimikolwiek stanie jesteś, najlepiej ubezpieczysz twoje zbawienie.

Modlitwa (Kościelna)

Panie Jen Chryste prawdziwéj pokory wzorze i nagrodo: prosimy Cię, abyś uczyniwszy błogosławionego Franciszka Twoim świetnym naśladowcą, i nam dał przez jego naśladowanie stać się uczestnikami chwały wiekuistéj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 866–869.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 818

  1. Wspomnieć jeszcze należy kilka wydarzeń z życia św. Franciszka Borgiasza, świadczących o jego głębokiej pobożności. Będąc jeszcze księciem Gandii, ilekroć usłyszał dzwonek towarzyszący kapłanowi do umierającego, zrywał się wraz z dziećmi, czy to w nocy, czy we dnie i odprowadzał księdza idącego z Ciałem Pańskim na miejsce. Papieże Paweł V, Innocenty XI i Innocenty XII nadali tym, którzy towarzyszą kapłanowi, idącemu do chorego i przy tym odmawiają pewne modlitwy, rozmaite odpusty.
  2. Gdy mu umierała żona Eleonora, klęcząc u stóp Ukrzyżowanego, błagał Boga o jej zdrowie i życie. Wtem usłyszał głos: „Jeśli koniecznie żądasz, aby małżonka twoja dłużej żyła, niech się stanie wola twoja, ale wiedz, że to nie wyjdzie jej na dobre”. „Panie – rzekł z płaczem Franciszek – jakże bym miał żądać, abyś spełnił wolę moją? Niech się zawsze i wszędzie dzieje wola Twoja! U nóg Twych składam moje, mej żony i mych dzieci życie i wszystko, co tylko posiadam. Rozporządzaj wszystkim według upodobania”. Godzi się tu zapytać, ilu mamy takich chrześcijan, którzy by dorównali św. Franciszkowi w pokorze i zdaniu się na wolę Najwyższego?
  3. Za łaską Bożą, przez zastanawianie się nad sobą i codzienne badanie swego sumienia, jako też rozważanie doskonałości Boskiej, wyrobił sobie Franciszek tak dokładną znajomość siebie samego i tak szczerą i głęboką pokorę, iż uważał się za największego w świecie grzesznika. Listy swoje podpisywał zazwyczaj: „Franciszek grzesznik". Dobrze jest tym, którzy posiadają choćby tylko tysiączną część tej pokory, jaką jaśniał Franciszek Borgiasz.

Footnotes:

1

Psal. CXV. 16.

Tags: św Franciszek Borgiasz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie książę św Ignacy Loyola
2020-10-09

Św. Dyonizego Areopagity i jego Towarzyszów, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 117.

(Życie ich napisane było przez Metafrasta.)

Święty Dyonizy za zmakomitéj rodziny Albeńskiéj, przyszedł na świat wkrótce po narodzeniu Chrystusa Pana. Wychowany jak najstaranniéj lecz w pogańskich zasadach, oddał się szczególnie nauce filozofii i astronomii, i taki w tych umiejętnościach postęp uczynił, że stał się jednym z najuczeńszych w owym wieku w całym świecie filozofem i astronomem. Dla lepszego w matematyce wyćwiczenią się, przebywał nawet pewien czas w Heliopolis, w którémto mieście ta nauka wysoko kwitnęła. Gdy tam mieszkał nastąpiła śmierc Zbowiciela, a przy niéj owo cudowne zaćmienie słońca, które cały świat ogarnęło. Dyonizy, jako biegły astronom wiedząc iż przypadło nie w porze w któréj z naturalnych przyczyn przyjśćby mogło, zawołał z przerażeniem: „Albo Stwórca natury cierpi, albo cała budowa stworzonego świata rozpada się.” Po powrocie do Aten tak się odznaczył nauką, wymową i bystrym rozumem, iż pomimo tego że wówczas był jeszcze młodym, wyniesiono go na godność jednego z pierwszych sędziów Areopagu Ateńskiego. Byłto zaś najwyższy trybunał Grecki, słynący w całym ówczesnym świecie z mądrości i sprawiedliwości swoich wyroków, tak dalece iż nawet obce narody poddały pod jego rozsądzenie najważniejsze i najbardziéj zawikłane sprawy. Dyonizy największéj używał powagi w tém sądowniczém gronie.

Pod tę porę do Aten przybył święty Paweł Apostoł. Kazania jego nadzwyczajny wpływ wywarły: wielka liczba pogan nawróciła się a nawet kilku członków owego najwyższego Areopagu, a między nimi i Dyonizy. Zawiązał on bliższe z Pawłem świętym stosunki, a zagrzany miłością Chrystusa, zrzekł się swoich godności, większą część majątku rozdał na ubogich, i przez lat trzy nie odstępował Apostoła narodów, towarzysząc mu w jego misyonarskich wycieczkach. W rozmowach to jakie z nim miewał, a w których święty Paweł zwierzał ma ta tajemnice które w zachwyceniach swoich aż do trzeciego Nieba miał odkryte, nabył święty Dyonizy najgłębszych wiadomości o Bogu, które, jakto po dziś dzień widzieć można z dzieł jego, uczyniły go niezrównanym mistrzem teologii mistycznéj, to jest nauki o najgłębszych tajemnicach, odnoszących się do Istoty Boga.

Gdy w Atenach liczba chrześcijan się powiększyła, święty Apostoł, wyświęcił Dyonizego na Biskupa tego miasta. Przyobleczony tą godnością, obdarzony nadzwyczajnemi łaskami, w których dawał mu Pan Bóg nadprzyrodzone oświecenia tyczące się istności i natury samego Bóstwa, przy genialnych naturalnych zdolnościach i wielkiéj nauce, święty Dyonizy w krótkim czasie zajaśniał w Kościele Bożym, jako jeden z Doktorów. Dzieła jego o Hierarchii Kościelnéj, o Imionach Boskich i inne, są pod tym względem dotąd niezrównanym w piśmiennietwie kościelném skarbem.

Miał on także szczęście widzieć przenajświętszą Maryę Pannę, dla któréj poznania, jak sam pisze, odbył umyślnie podróż do Efezu, gdzie wtedy Matka Boża przebywała u świętego Jana Ewangelisty. Taką zaś czcią był ku Niéj przejęty, że, jakto także w jednym z dzieł swoich powiada, kiedy Ją poznał, byłby Ją wziął za Bóstwo, gdyby nie to, że wiara uczyła go iż Bóg jest tylko jeden. Znajdował się także w Jerozolimie przy Uśnięciu to jest przy śmierci przenajświętszéj Maryi Panny, i wszystkie tego szczegóły jak również i Jéj Wniebowzięcia, jako naoczny świadek a tak wysokiéj powagi, podobnież w pismach swoich pozostawił, a takie właśnie, jakieśmy pod dniem 15 Sierpnia podali.

Kiedy Dyonizy w Efszie widział się z przenajświętszą Panną i ze świętym Janem, za ich poradą powziął myśl udania się w inne części świata, dla opowiadania Ewangelii. Wyświęciwszy więc w swoje miejsce na Biskupa Ateńskiego świętego Publiusza, sam w towarzystwie Rustyka Kapłana i Eleuteryusza Dyakona, najulubieńszych uczniów swoich, udał się do Rzymu, aby sam Papież święty Klemens, wskazał mu w jakie kraje ma iść ogłaszać wiarę w Chrystusa. Ten Ojciec Święty, widząc, że kraina Gallów, to jest dzisiejsza Francya, pogrążona wówczas w pogaństwie, potrzebowała mężów apostolskich, tam świętego Dyonizego przeznaczył. Przyłączył się do niego jeszcze i święty Ryul, uczeń świętego Jana Ewangelisty i kilku innych świętych a gorliwych w winnicy Pańskiéj pracowników, z którymi Dyonizy, mając zawsze z sobą Rustyka i Eleutera, puścił się do Gallii.

Przybyli najprzód do miasta Arlu (Arles), gdzie już pewną liczbę chrześcijan ochrzczonych przez świętego Trofima zastali. Tam pozostawił Dyonizy świętego Ryula, wyświęciwszy go na Biskupa, a sam zresztą swoich towarzyszy, udał się do Paryża, który wówczas był niewielkiém miastem, zawartém tylko w téj części która po dziś dzień, wyspę na rzece Sekwanie stanowi. Skoro tam przybył, tłum ludu go otoczył. Dyonizy obdarzony jak wielu Apostołów darem języków, miał do nich kazanie, po którém niezwłocznie wielka liczba o Chrzest święty go prosiła. Następnych dni, toż samo miało miejsce: a szczególnie gdy Dyonizy kilka cudów uczynił, ludność już wtedy całemi tłumami, do wiary się nawracała. Wkrótce powznoszono tam kościoły: pierwszy na cześć Trójcy przenajświętszéj, a drugi pod wezwaniem przenajświętszéj Panny, i następnie kilka innych. Pierwszym z pogan który przyjął Chrzest święty z rąk błogosławionego Dyonizego, był Lisbiusz, jeden z najzamoższych mieszkańców Paryża, a od którego najznakomitsza po dziś dzień rodzina książąt Montmoransów, ród swój wyprowadza.

Postępy jakie codzień czyniła wiara, głoszona przez świętego Dyonizego i jego towarzyszy, pobudziły nakoniec przeciw nim pogan, a najbardziéj kapłanów pogańskich. Ci udali się do Fescyniusza Syzyna, Wielkorządcy Cesarskiego w Galli, z przedstawieniem że w skutek wpływu cudzoziemców przybyłych z Grecyi, jeśli się temu kresu nie położy, wiara pogańska w całym kraju zniknie. W skutek tedy takich zażaleń, Wielkorządca rozkazał niezwłocznie uwięzić przybyłych świętych opowiadaczy Ewangelii.

Świętego Dyonizego wraz z Rustykiem i Eleuterem schwytano w domu Lisbiusza u którego mieszkał. Widząc to Larcya żona Lisbiusza, zagorzała poganka, pośpieszyła do Wielkorządcy, z zawiadomieniem, że i mąż jéj jest chrześcijaninem. Zawezwał więc i jego przed siebie Fescyniusz, a gdy ten mężnie stał przy wyznaniu Chrystusa, ściąć go kazał w obecności świętego Dyonizego i jego towarzyszy, aby ich tém przerazić, i jak sądził łatwiéj do odstępstwa przywieść. Nie zachwiało to jednak wcale tych świętych Wyznawców, zaraz więc kazał ich odprowadzić do więzienia, a nazajutrz zadał im najokrutniejsze męki. Najprzód zbili ich strasznie, a gdy tę katuszę przetrwali głośno wielbiąc Boga, rozciągnęli Dyonizego na łożu żelazném, i podkładając podeń ogień pieczono go jak świętego Wawrzyńca. Lecz Święty głośno śpiewał ten wiersz psalmisty: „Ogniste bardzo słowo Twoje Panie, a sługa Twój rozmiłował się go” 1. Po pewnym czasie widząc Wielkorządca że, mu ogień najmniejszéj szkody nie czynil, kazał go wydać na pożarcie dzikim zwierzętom, ale te, jak to z wielu innymi świętymi Męczennikami zaszło, tknąć go nie chciały. Kazał więc go Fesceniusz, jeszcze do ciemnego więzienia zaprowadzić. Tam potajemnie zgromadziło się do niego wielu chrześcijan. Dyonizy odprawił Mszę świętą, i wszystkim rozdał Ciało i Krew Pańską, a w chwili gdy to czynił niebieska świałość nad nim zajaśniała i wśród niéj Sam Pan Jezus, chórem aniołów otoczony, się okazał.

Nazajutrz, tyran kazał ich znowu przed sobą stawić, i upominał aby cześć bożkom oddali, jeśli chcą przy życiu pozostać. Święty Dyoizy odpowiedział w imieniu wszystkich: „Na próżno nam grozisz: nic wiary naszéj nie zachwieje, pragniemy umrzeć za Chrystusa, który jest życiem naszém.” To słysząc Fesceniusz kazał wrzucić Dyonizogo w stos rozpalony, z którego on wyszedł żyw i zdrowy. Wtedy przybili go do krzyża, zkąd jak z kazalnicy miał naukę do ludu, a którego, takie cuda, wielką liczbę nawróciły. Przerażony tém Wielkorządca, wydał na sług Bożych wyrok na ścięcie.

Poprowadzono więc przez miasto Świętych, którym przewodniczył Dyonizy, już wtedy przeszło sto lat mający; a gdy na miejsce stracenia przyszli, ukląkł błogosławiony starzec i tak się modlił. „Boże któryś mnie stworzył, i świętą mądrością Twoją oświecił, otwierając przede mną tajemnice Twoje; któryś jak był ze mną wszędzie, tak i tu jesteś obecny; dziękuję Ci za wszystko coś przeze mnie ku czci Twojéj uczynić raczył, i że mnie już do Siebie powołujesz wraz z tymi braćmi moimi, przeznaczając nam koronę męczeńską. Przyjmij więc do miłosierdzia Twojego dusze nasze, i otocz opieką Twoją tych których przez krew Swoję a posługę naszę, Sobie pozyskałeś. Wielbijmy Ojca i Syna i Ducha świętego na wieki wieków.” A gdy wierni odrzekli „Amen” Dyonizy szyję pod miecz poddał i ściętym został, a z nim Rustyk i Eleuteryusz.

Lecz tu nastąpił cud jeden z największych: tułów bowiem świętego Dyonizego wstał na nogi, i głowę swoję wziąwszy w ręce, zaniósł ją o kilka wiorst za miasto, aż na to miejsce gdzie późniéj wierni kościół pod jego wezwaniem postawili. Cud ten nawrócił prawie cały naród, a jednę z pierwszych która wtedy o Chrzest prosiła była Larcya owa żona Lisbiusza która sama niezadługo potém śmierć męczeńską poniosła. Męczeństwo świętego Dyonizego i jego towarzyszów, nastąpiło dnia 9 Października roku Pańskiego 117.

Pożytek duchowny

Świety Dyonizy Areopagita, jeden z najpierwszych mędrców swojego czasu, największy w Kościele Bożym mistrz w wykładzie najszczytniejszych tajemnic Bóstwa, taką czcią przejęty został ku Matce Bożéj gdy ją ujrzał i poznał, że najdoskonalszą po Bogu i w doskonałości najbardziéj do Niego zbliżoną istotą Ją uznał. Niech Cię więc i to pobudza do tego, abyś po Bogu najwięcéj kochał Matkę Bożą, i po czci Boskiéj, Jéj cześć najgłębszą oddawał.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś w dniu dzisiejszym błogosławionego Dyonizego Męczennika Twojego i Biskupa, mężną wytrwałością w męczeństwie obdarzył, i któryś mu do opowiadania niewiernym chwały Twojéj Bustyka i Eleuteryusza za towarzyszów przydać raczył; daj nam prosimy, za ich przykładem, z miłości ku Tobie pomyślnościami tego Świata wzgardzać, i żadnych doczesnych przeciwności nie obawiać się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 863–865.

Footnotes:

1

Psalm. CXVIII. 140.

Tags: św Dionizy Areopagita „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik Męka sędzia sprawiedliwość św Paweł Maryja św Jan Ewangelista Wniebowzięcie Francja św Wawrzyniec
2020-10-08

Św. Brygidy, Wdowy

Żyła około roku Pańskiego 1373.

(Żywot ten wyjęty jest z jéj Bulli kanonizacyjnéj.)

Święta Brygida była córką Birgiera książęcia Szwedzkiego, i Sygrydy także królewskiego rodu, małżonków wielkiéj świątobliwości. Matka jéj, gdy ją nosiła jeszcze w łonie, cudownie wyratowaną została w czasie burzy na morzu, i wtedy miała objawienie, że Pan Bóg ją dla tego zachował przy życiu, że córka którą porodzi, będzie wielką Świętą. Brygida przyszła na świat na samym początku XIV wieku. Do czwartego roku jéj życia zdawało się że będzie niemą, lecz wtedy od razu zaczęła mówić jak najpłynniéj. Wkrótce potém straciła matkę, a ojciec powierzył ją ciotce, kobiecie bardzo pobożnéj, która najstaranniéj ją wychowywując, postrzegła niezadługo że sam Pan Bóg raczył być téj wybranéj duszy mistrzem, tak bowiem przedwczesnéj doskonałości przedstawiała Brygida w sobie objawy.

Miała siedem lat, kiedy wśród modlitwy ukazała się jéj Matka Boża i włożyła na głowę jéj kosztowną koronę. Odtąd Święta jeszcze większe miała do przenajświętezéj Panny nabożeństwo, i takowe na zawsze w sercu swojém przechowała. W dziewiątym roku życia miała inne znowu widzenie. Objawił się jéj Pan Jezus takim, jakim był na krzyżu rozpięty, z ranami z których obficie krew wypływała. Przejęta najżywszą boleścią na widok takowy, zawołała: „Któż Cię o! Panie mój przywiódł do takiego stanu?” a Pan Jezus Jój odrzekł; „Ci którzy wzgardzają mojemi przykazaniami, i którzy niepomni na to com dla nich wycierpiał, za zbytek Mojéj ku nim miłości, odwdzięczają Mi niewdzięcznością.” Widzenie to, tak na niéj silne wrażenie wywarło, że od téj pory ciągle je miała obecne w wyobraźni, i często gdy pracowała przy haftach, przerywać je musiała zanosząc się od płaczu. Ciotka chcąc się przekonać czy się w tych robotach nie opuszcza Brygida, wyznaczała jéj takowe na dzień każdy. Razu pewnego nadszedłszy ją znienacka, ujrzała ją w zachwyceniu, a za zbliżeniem się spostrzegła Anioła przy krośnach haftującego. Pobożna ta pani robotę tę zachowała, jak drogą Relikwią. Brygida niepoprzestając na długich pacierzach, jakie wciągu dnia odmawiała, kilka razy i w nocy wstawała na modlitwę, a obok tego coraz większe ciału zadawała umartwienia. Gdy dnia jednego ciotka upominała ją, aby w tym miarę właściwą zachowała: „bądź o to spokojną ciotko najdroższa, odrzekła Święta, Pan Jezus którego na krzyżu widziałam, Sam mnie uczy co powinnam czynić.”

Chociaż Brygida pragnęła poświęcić dziewictwo swoje Panu Jezusowi, ulegając jednak woli ojca, poślubiła Wolfana książęcia Nerycyi. Pan Bóg związkowi temu pobłogosławić raczył. Świątobliwość Brygidy najzbawienniéj na męża jéj wpłynęła: z człowieka oddanego przedtém uciechom światowym, stał się on w krótkim czasie wzorowym i pobożnym chrześcijaninem. Pocieszył ich także Pan Bóg i ośmiorgiem dziatek, które wszystkie młodo pomarły, prócz dwóch córek, z których jedna Ungeburgia, wstąpiwszy do klasztoru, stała się świątobliwą zakonnicą, a druga młodsza byłato święta Katarzyna Szwedzka. Brygida sama najtroskliwiéj wychowaniem dzieci się trudniła, i słowy i przykładem, od lat najmłodszych do pobożności je wprawiając. Męża w końcu przywiodła i do tego że aby się wyłączniéj oddać ćwiozeniom pobożnym, opuścił dwór królewski na którym pierwszy zajmował urząd. Uczynił wspólnie z żoną ślub czystości, a również jak ona wierny czciciel Matki Bożéj, na Jéj cześć, codziennie wraz z nią odmawiał pacierze zwano Officium parvum; w każdy zaś piątek spowiadał się i do stołu Pańskiego przystępował. Za jego zezwoleniem, Brygida wybudowała przy pałacu swoim szpital, i w nim codziennie sama chorym usługiwała. Odbyła pielgrzymkę z mężem pieszo do świętego Jakóba w Kompostelli w Hiszpanii, w ciągu któréj Wulfon śmiertelnie zachorował; lecz za modlitwami świętéj małżonki, cudownie odzyskał zdrowie, a wróciwszy do Szwecyi, z wielką jéj pociechą został Cystersem i umarł jak święty zakonnik.

Brygida korzystając z większéj swobody w stanie wdowieństwa, poświęciła się życiu jeszcze bardziéj pokutnemu, i już wyłącznie bogobojności i miłosiernym uczynkom oddanemu. Zrzekłszy się na rzecz córek całego majątku, przywdziała suknię pokutną, i wszelkie ze światem zerwała stosunki. W jednéj z majętności swoich zwanéj Wastaja, założyła klasztor, w którym umieściła sześćdziesiąt zakonnic, a przy nich i sama osiadła i z czasem nadała im Ustawy, które jéj sam Duch Święty podyktował, i to dało początek zakonowi od niéj nazwanemu Brygidek, a potém przez Stolicę Apostolską zatwierdzonemu.

W tém ustroniu mieszkając, Brygida już tylko Bogiem zajęta, coraz częstsze miewała zachwycenia i widzenia. W jedném z takowych, okazał się jéj Pan Jezus otoczony nadzwyczajną światłością, oznajmując iż ją bierze za Swoję oblubienicę, i że objawi jéj wiele skrytych tajemnic świętych na większy pożytek dusz wybranych, i przydał: „Słuchaj więc z pokorą tego co ci mówić będę, a z wszystkiego co ci na przyszłość objawię zdawaj wiernie sprawę swojemu spowiednikowi.” I od téj pory Święta Brygida miewała te objawienia cudowne, tyczące się tak najgłębszych tajemnie wiary jak i męki Chrystusa Pana i życia przenajświętszéj Panny, które wiernie spisała, i które po dziś dzień są skarbem wysoko w Kościele Bożym cenionym. Opływając w takie nadzwyczajne łaski, niewątpiąc iż to wszystkie objawienia pochodziły od Boga, Święta jednak nietylko przedstawiała je zawsze do rozpatrzenia spowiednikowi, lecz we wszystkich sprawach swoich, jak najpokorniéj przewodnictwem się jego powodowała, nic bez jego rozkazu i pozwolenia nieczyniąc.

Po śmierci męża, odkąd się od świata odsunęła i osiadła przy założonym przez siebie klasztorze, wiodła życie jak najostrzejsze. Bielizny nigdy nie przywdziała, nosiła ostrą włosiennicę i przepasywała się grubym sznurem, którego węzły wpijały się w jéj ciało. Sypiała na kobiercu rozpostartym na gołéj ziemi i w pokoju nieopalanym, chociaż żyła w kraju gdzie zima bywa bardzo ostra. Miała szczególne nabożeństwo do bicia pokłonów, i to tak często oddawała Panu Bogu, że trudno było pojąć jak osoba wątłéj budowy miała dość na to siły. Dostała ranę bolesną, któréj nietylko nigdy zagoić nie dała, lecz ją ciągle odnawiała, w każdy piątek puszczając na nią wosk wrzący. Cztery dni w tygodnia suszyła o chlebie i wodzie. Większą część nocy przepędzała na modlitwie, jużto przed przenajświętszym Sakramentem, już przed obrazem Matki Bożéj, i wtedyto odbierała te swoje cudowne a sławne objawienia, z których widać jak jéj dusza drogą była Matce przenajświętszéj. Przez trzydzieści ostatnich lat swojego życia spowiadała się codziennie a Komunią świętą przyjmowała kilka razy w tygodniu. Im więcéj odbierała darów cudownych i pociech wewnętrznych, tém się okazywała pokorniejszą, i tém większą była przejętą dla biednych miłością. Dwunastu ubogich codziennie przyjmowała do swego stołu, własnemi służąc im rękoma, i tak pokochała ubóstwo, że w końcu wszystko co miała oddała na biednych, a sama z jałmużny żyła.

W jedném z objawień, Pan Jezus kazał jéj odbyć pielgrzymkę do Rzymu. Otrzymawszy na to zezwolenie swojego spowiednika, udała się tam z ukochaną córką swoją błogosławioną Katarzyną. Miasto święte uczciło ją według wysokich cnót jéj, z jakich i tam już znaną była. Wszakże sługa Boża i w Rzymie ile możności zamknięte życie wiodła, wychodząc tylko na zwiedzanie miejsc świętych, i dla obsługiwania chorych po szpitalach. Gdy już namodliła się przez pewien czas przy grobach świętych Apostołów i tyłu Męczenników których ciała w Rzymie spoczywają, znowu w objawieniu nakazał jéj Pan Jezus, aby zwiedziła Ziemię świętą. Chociaż już wtedy bardzo zapadła była na zdrowiu, przedsięwzięła i tę pielgrzymkę, a zawsze w towarzystwie świętéj Katarzyny. Przebywając w Jerozolimie, i zwiedzając z największą czcią miejsca męki Pańskiéj, miała sobie objawionych wiele ważnych szczogółów tyczących się tych ostatnich chwil Zbawiciela na ziemi, które znajdują się w spisanych przez nią księgach. Wtedy także odkrył jéj Pan Bóg różne wypadki polityczne, które jak przepowiedziała tak się wiernie w swoim czasie spełniły.

Wielkiemi umartwieniami ciała i częstemi chorobami znękana, święta Brygida, co raz to pod tę porę upadała na zdrowiu. Wyruszyła z Jerozolimy z powrotom do Włoch, już dotknięta gorączką i ciągłemi cierpieniami żołądka, tak iż zdawało się że téj podróży nie wytrzyma. Wszakże, dojechała jeszcze do Rzymu, i tam stan jéj zdrowia bardzo się pogorszył. Objawił się jej Pan Jezus; zapewnił iż ją w Niebie szczęście wiekuiste czeka, wskazał co jeszcze ma czynić zanim się tam dostanie, i oznajmił wyraźnie dzień i godzinę któréj ją powoła do Siebie. Gdy to chwila nadeszła Święta opatrzona ostatniemi Sakramentami, oddała Bogu ducha na rękach córki dnia 23 Lipca, roku Pańskiego 1373 mając lat siedemdziesiąt jeden.

Ciało jéj późniéj przeniesioném zostało do założonego przez nią klasztoru w Wastaju. Grób jéj zasłynął licznemi cudami, pomiędzy któremi święty Antonin wylicza dziesięciu zmarłych wskrzeszonych. W skutek czego Papież Bonifacy IX, po przeprowadzeniu procesu jéj kanonizacyi w poczet Świętych ją wpisał; a że przeniesienie jéj ciała w dniu 7 Października się odbyło, ten dzień na doroczną pamiątkę jéj przeznaczył.

Pożytek duchowny

Jedno widzenie cudowne Pana Jezusa na krzyżu która miała święta Brygida, przejęło jéj serce tą wielką miłością Boga ukrzyżowanego, w skutek któréj tyle innych od Boga łask odbierała i wielką Świętą została. Rozmyślaj często a pobożnie nad Bogiem twoim z miłości ku tobie ukrzyżowanym, a i dla ciebie stanie się to źródłem łask najobfitszych.

Modlitwa (Kościelna)

Panie Boże nasz któryś błogosłowionéj Brygidzie przez Syna Twojego jednorodzonego, tajemnice niebieskie objawił, za jéj litościwém wstawieniem daj nam sługom Twoim, w objawieniu chwały Twojej wiekuistéj, weselić się radośnie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 860–862.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 814

Święty Tomasz z Akwinu wylicza cztery rodzaje miłości, do jakiej człowiek względem Pana Jezusa winien się poczuwać, tj. miłość upodobania, życzliwość, cześć i tęsknota. W św. Brygidzie przedstawiają się jak najwyraźniej dwa pierwsze rodzaje tej miłości.

  1. Miłość upodobania okazuje ten, kto czuje żywą radość, że Chrystus jest tak wielkim i wzniosłym w swej doskonałości. Udowodnił Pan Jezus tę doskonałość ofiarą swego życia za nas i bolesną śmiercią na krzyżu, za co, jak pisze święty Paweł: „Bóg Go wywyższył i dał Mu Imię ponad wszystkie imiona, aby wszystko w Niebie, na ziemi i pod ziemią zginało przed Nim kolana”. Święta Brygida już od dziecka łzami podziwu i wdzięczności okazywała Mu serdeczne upodobanie za to, że się dobrowolnie poniżył i umarł między dwoma łotrami, za co Go Bóg posadził po prawicy swojej. Pamiętajmy więc o tym i spodziewajmy się tym więcej pomocy i pociechy od Niego, im większa jest Jego potęga i im lepiej zna potrzeby nasze.
  2. Miłość życzliwości okażemy Panu Jezusowi, jeśli nas żywo obchodzić będzie Jego cześć i chwała, i jeżeli dbać będziemy, aby liczba Jego wielbicieli wzrastała z dniem każdym. Jak bowiem Zbawiciel, bawiąc na tej ziemi, z każdym dniem nowe dawał dowody, iż pragnie cierpieć i umierać dla dobra ludzkości, jak w niebiesiech wstawia się za nami do Ojca niebieskiego, aby za łaską Jego nakłonić grzeszników do pokuty, dobrych utwierdzić w cnocie, a wszystkich uświęcić, tak i my z obowiązku wdzięczności winniśmy starać się o zwiększenie chwały Jego, unikać zgorszeń, działać w interesie krzewienia Ewangelii świętej i zachowywania Jego nauk i przykazań. Niestrudzona była w tej mierze zabiegliwość świętej Brygidy, aby i w gronie własnej rodziny, i w stolicy na dworze królewskim przyczynić się do Jego chwały i życzliwą miłość ku Jezusowi stwierdzić czynem. Ukrzyżowany woła na nas słowami świętego Bernarda: „Czyż nie dość ran odniosłem dla ciebie, człowiecze? Czyż nie dość się nacierpiałem z powodu twych nieprawości? Czemuż Mi sprawiasz nowe boleści? Rany twych grzechów więcej Mi dolegają od ran ciała Mego!” Nie bądźmy głuchy mi i nieczułymi na te słowa Zbawiciela. Rzućmy się do nóg Ukrzyżowanego, prośmy Go o przebaczenie win i przyrzeknijmy Mu, że Go więcej obrażać nie będziemy.
Tags: św Brygida „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wdowa Krzyż św Katarzyna Szwedzka Officium parvum
2020-10-07

Św. Marka Papieża Wyznawcy, Sergiusza i Bacha

Żyli około roku Pańskiego 336 i 230.

(Żywot świętego Marka wyjęty jest z Brewiarza, a świętych Sergiusza i Bacha napisany był przez Metafrasta.)

Święty Marek rodem Rzymianin, został Papieżem roku Pańskiego 336, po świętym Sylwestrze. Byłyto czasy w których Kościół Boży zaczynał doznawać swobody, pod panowaniem Konstantyna Cesarza, który tylko co na tron był wstąpił. Z życia tego Papieża, który na stolicy Papiezkiéj zasiadał tylko miesięcy ośm, bardzo mało doszło nas szczegółów. Wiadomo jednak, że w tak krótkim czasie swojego papieztwa, apostolską gorliwością wielce się przyczynił do przytłumienia herezyi Aryańskiéj, i wydał wiele ważnych i potrzebnych postanowień tyczących się zarządu całego chrześcijaństwa, w czasach właśnie w których z powodu świeżego wyswobodzenia Kościoła, ściślejszą karność mógł wszędzie wprowadzać i jéj przestrzegać.

Wystawił w Rzymie dwie Bazyliki: jednę przy drodze Ardeatyńskiéj za miastem, drugą w samém mieście, która późniéj od niego Bazyliką świętego Marka nazwaną została. Uposażył obydwie wspaniale, i zaopatrzył w bogate ze złota i srebra sprzęty kościelne. On także nadał Paliusz Biskupowi Ostieńskiemu, który jeden ma przywiléj wyświęcenia Papieżów. Święty Marek umarł 7 Października roku Pańskiego 836, i pochowany został na cmentarzu Balbińskim, w tym kościele który sam przy drodze Ardeatyńskiéj wystawił.

Święci Sergiusz i Bach, których doroczna pamiątka dziś także się obchodzi, żyli w połowie wieku trzeciego. Zrodzeni w Rzymie, pochodzili obydwa z najznakomitszych, tak z imienia jak i z bogactwa rodzin tego miasta. Należeli do liczby chrześcijan, lecz się z tém kryli gdyż były to czasy srogiego prześladowania Kościoła przez Maksymina. Ponieważ bylito młodzieńcy bardzo wykształceni i używali powszechnego szacunku jako odznaczający się nieposzlakowaną prawością, więc Cesarz, który nie wiedział że są wyznawcami Chrystusa, powołał ich na różne urzędy, i w krótkim czasie wyniósł do najpierwszych. Sergiusz bowiem został Sekretarzem Stanu, co odpowiadało godności pierwszego Ministra, a Bach drugim z rzędu po nim urzędnikiem tak zwanym Sekretarzem od rozkazów Cesarskich. Maksymin poznawszy ich bliżéj z powodu ciągłych z nimi stosunków przy załatwianiu najważniejszych spraw pańistwa, nabrał dla nich wielkiego szacunku, oceniając i ich biegłość w sprawowaniu obowiązków wysokich i ważnych urzędów które im powierzył, i ich wierność swojemu monarsze. Oni zaś odznaczając się takiemi zaletami, zawsze tajnio wprawdzie, lecz nietylko jeszcze wierniéj spełniali obowiązki swoje jako chrześcijanie, lecz nawet i ćwiczeniom wyższéj pobożności pilnie się oddawali. Ile tylko mieli wolnego od mozolnych zajęć swoich czasu, spędzali go na modlitwie; spełniali gorliwie różnego rodzaju uczynki miłosierne, szczególnie wspierając chrześcijan, którzy z tego powodu że byli wyznawcami prześladowanéj wiary świętéj, z rónych powodów podpadali ostatecznéj nędzy.

Dwaj ci Święci srodze boleli nad zaślepieniem nieszczęśliwych pogan, w któréj liczbie było nawet i wielu ich krewnych, i gorące zanosili do Pana Boga prośby, aby ich oświecić raczył i co prędzéj Kościół z pod klęski okrutnego prześladowania uwolnił. Locz, że widzieli iż trwało ono w całéj swojéj sile, błagali znowu Pana Jezusa, aby ich samych albo na ciężką próbę nie wystawiał, lub gdyby spodobało mu się zesłać takową na nich, aby im dał łaskę wytrwania w niéj, i raczéj poniesienia mąk wszelkich, aniżeli wyrzeczenia się Boga prawdziwego. Owszem słysząc, a niekiedy i będąc świadkami, męstwa z jakiém święci Wyznawey stawieni przed tyranów, wytrwawszy najsroższe męki, zdobywali sobie korony męczeńskie, i sami pragnęli tego najwyższego szczęścia, chociaż ani domagać się o nie od Pana Boga, ani wystawiać się dobrowolnie na próby nie śmieli.

Cesarz Maksymin ile razy odbywał objazd swojego państwa, świętych Sergiusza i Bacha, jako najwyższych urzędników przez których ręce wszystkie najważniejsze przechodziły sprawy, brał z sobą, aby gdzie on przebywał, tam i główny zarząd państwa całego się znajdował. Wyjechał był do Syryi, i w mieście Angoście przez pewien czas z dworem całym się zatrzymał. Na dworze tym, złożonym prawie z samych pogan, wielu niechętne patrzało okiem na wyniesienie, w tak młodym wieku, Sergiusza i Bacha do najpierwszych urzędów cesarstwa, a jeszcze bardziéj rozbudzała się w niektórych zazdrość, gdy ich widzieli prócz tego i pierwszymi ulubieńcami Cesarza, którego i całą ufność posiadali, i swoją radą największy wpływ na niego mieli. Wypadek zdarzył, że niektórzy z téj liczby skrytych ich nieprzyjaciół, czyhających tylko na sposobność, aby im przed Maksyminom zaszkodzić, dowiedzieli się, że Sergiusz i Bach są chrześcijanami. Więcéj im téż nie trzeba było: znali bowiem dobrze zawziętość cesarza przeciw wyznawcom wiary Chrystusowéj, i nie wątpili iż byle się dowiedział że z téj liczby są Sergiusz i Bach, tém okrutniéj go to rozsroży, że oni na wyższych znajdują się godnościach i że im większe nad drugich dawał swojéj łaski i zaufania dowody.

Skorzystali więc z tego, i nie pomylili się wcale w swoich niegodziwych rachubach. Oskarżyli przed Cesarzem Sergiusza i Bacha jako wyznawców wiary chrześcijańskiej, a ten najprzód wpadł w złość największą, a potém niechcąc jeszcze przypuszczać aby tkl było, umyślił zanim wywrze na nich całą swoję zawzietość, przekonać się o tém dokładniéj. Polecił więc uroczyste nabożeństwo w głównej świątyni pogańskiej, i z całym dworem, do którego należeli i nasi Święci, udał się na nie, baczną zwracając uwagę czy pójdą za nim Sergiusz i Bach, i czy bożkom złożą ofiarę. Tymczasem oni towarzyszyli cesarzowi tylko do drzwi świątyni a gdy cały dwór wchodził zatrzymali się zewnątrz, modląc się serdecznie, aby Pan Bóg nieszczęsnych pogan z ich zaślepienia wywieść raczył. Zauważał to dobrze Maksymin, i zaraz po zabobonnych obrządkach swoich, przywołał ich do siebie i spytał dla czego w nich nie uczestniczyli. Święci wyznali mu otwarcie iż są wyznawcami Chrystusa, i że z tego powodu nie godzi się im uczestniczyć w obrzędach pogańskich, przez które oddaje się fałszywym bożyszczom cześć, należną tylko prawdziwemu jedynemu Bogu jakim jest Bóg chrześcijański. Słysząc to Maksymin zadrżał od złości, i postanowił okryć ich hańbą największą przed ludem i okrutnie ukarać, jeśli wiary nie wyrzekną się.

Gdy tedy mężni ci Wyznawcy Chrystusowi uczynić tego nie chcieli, kazał zedrzeć z nich oznaki ich wysokiéj godności: zamiast złotych łańcuchów jakie nosili, włożyć im na głowę obręcze żelazne, a dla wystawienia ich na tém większe szyderstwo gminu, przywdziać w ubranie kobiece, okuć w kajdany i tak oprowadzać po wszystkich ulicach miasta. Gdy to nie zachwiało wcale ich stałości, Cesarz przyzwał ich znowu do siebie, i w łagodnych słowach starał się przywieść do odstępstwa od wiary, obiecując im jeszcze większe łaski i ogromne dary, byle to uczynili, i w końcu odwoływał się do ich wierności i uległości dla niego, któréj mu zawsze dawali tyle dowodów. Święci odpowiedzieli mu nato, iż właśnie dla tego, że są chrześcijanami służyli mu wiernie, i ulegali we wszystkiém w czém nie było obrazy Bożéj, bo religia chrześcijańska ściśle to nakazuje. Lecz gdy idzie o wyznanie prawdziwéj wiary, tam oni przedewszystkiém Boga słuchać powinni. Przytém w krótkich słowach, lecz bardzo przekonywająco, wyłożyli mu główne zasady wiary katolickiéj, dowodzili Bóstwa Chrystusa Pana, i nakłaniali aby on sam uznał prawdę i duszę swoję ratował. Lecz tyran głuchym się na to okazał, a niemając jednak serca sam pastwić się nad nimi, odesłał ich do Antyocha Wielkorządcy całego Wschodu, znanego z nienawiści do chrześcijan, sądząc że się jego okrucieństwa ulękną i wiary wyrzekną.

Wielkorządca ten winien był swoje wywyższenie właśnie Sergiuszowi i Bachowi, gdyż nie był znany z nienawiści do wiernych. Gdy więc ich przed nim stawiono okutych w kajdany jak zbrodniarzy, przeraziło to nawet tego okrutnika, który zawołał: „Dobroczyńcy moi! którym winienem ten wysoki urząd jaki piastuję, do czegożto przyszło, żebyście wy przede mną jak winowajcy stawieni byli? Nie zmuszajcież mnie do zadania wam jakowéj przykrości, usłuchajcie Cesarza: oddajcie cześć bożkom, bo inaczéj będę musiał według jego rozkazu zmusić was do tego, chociażby najcięższemi mękami.” – „Napróżno w ten sposób do nas przemawiasz, odpowiedzieli Święci, czy być w zaszczytach w jakich byliśmy przedtém, czy wydanymi zostać na pośmiewisko ludu, jakto teraz z nami uczyniono, to wszystko dla chrześcijan, którzy wierzą w żywot wieczny, jest rzeczą obojętną. Najprawdziwszym dla nas zaszczytem jest wyznawać Chrystusa, a śmierć z niego poniesiona, największym zyskiem.” Wtedy Antyoch kazał ich rozłączyć. Sergiusza zamknął w więzieniu, a Bacha tak okrutnie kazał zaraz katować pałkami, że w męce téj oddał on Bogu ducha, w chwili konania słysząc głos z nieba który go do chwały wiekuistéj powoływał. Nazajutrz tyran probwał zachwiać stałość Sergiusza i między innemi rzekł do niego: „Tyś sam największe dobrodziejstwa wyjednywał u Cesarza dla wielu, jak to i dla mnie niegdyś uczyniłeś, nie chciejże teraz sobie samemu takiéj krzywdy wyrządzać.” A Sergiusz mu na to: „I teraz gotów jestem otrzymać dla ciebie największą łaskę, a to nie u ziemskiego, ale u Niebieskiego Cesarza, i wyjednać ci u niego dostojeństwa i dobra nie doczesne i znikome, lecz niebieskie i wieczne, tylko mojéj rady posłuchaj a uwierz w Chrystusa.” Widząc Antyoch, że łagodnemi środkami nic wskórać nie może, poszedł za swoim okrutnym zwyczajem, kazał włożyć na nogi Sergiusza buty żelazne nabite wewnątrz gwoździami ostrzem do podeszwy obróconemi, i w takich kazał go pędzić przed sobą, udając się do poblizkiego miasta. Sługa Boży szedł tak srodze męczony, i głośno śpiewał ten wiersz Psalmu Pańskiego: „Czekając czekałem Pana, i postawił na skale nogi moje i naprostował kroki moje” 1. Gdy przybyli do miasta, do którego Wielkorządca się udawał, kazał on Sergiusza zamknąć do więzienia. Tam zesłał mu Pan Bóg Anioła, który zdejmując mu z nóg ono okrutne obuwie, wnet go z ran wszystkich wyleczył. Nazajutrz Antyoch kazał go przynieść do siebie, gdyż nie przypuszczał, aby po odbytéj katuszy jaką mu zadał, był w stanie chodzić. Gdy ujrzał go idącego rzeźwo i zdrowego, przypisując to czarom, kazał mu podobneż obuwie z ostrzejszemi jeszcze gwoździami włożyć, i udając się w dalszą drogę znowu pędzić przed swoim wozem. Wycierpiał i tę mękę Sergiusz z równym męstwem jak poprzednią, i przybył wraz z tyranem do miasta Rozafu. Wielkorządca widząc, iż niczém stałości przomódz nie może, skazał go na ścięcie. Święty zaprowadzony na plac, gdzie wyrok miał być wykonany, uklęknąwszy prosił Pana Jezusa aby przyjął ofiarę jego życia, a oprawcom jego odpuścił. Wśród takiéj modlitwy usłyszał głos z nieba oznajmujący mu, że go Pan Bóg z koroną wiecznéj chwały oczekuje, i w tejże chwili kat ściął mu głowę. Poniósł męczeństwo 7 Października roku Pańskiego 290.

Pożytek duchowny

Otóż znowu masz przykład jak święci Pańscy, dla zdobycia Nieba, największych i najwyższych godności ziemskich się wyrzekali, i na straszne męki, a w końcu na śmierć się wydawali. Pamiętaj że każdy chrześcijanin powinien raczéj na największe narazic się nieszczęście, niż dopuścić się grzechu ciężkiego.

Modlitwa (Kościelna)

Świętych Męczenników Twoich Panie, Sergiusza i Bacha, błogosławione zasługi niech nas wspierają, i w Twojéj miłości uczynią gorliwemi i stałemi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 857–860.

Footnotes:

1

Psal. XXXIX. 1–2.

Tags: św Marek papież św Sergiusz św Bakchus „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik
2020-10-06

Św. Brunona, Założyciela Kartuzów

Żył około roku Pańskiego 1101.

(Żywot jego był napisany przez błogosławionego Gwidona, z tegoż zakonu kapłana, za Jego czasów żyjącego.)

Święty Bruno ze znakomitéj i zamożnéj rodziny Westfalskiéj pochodzący, urodził się w Kolonii roku Pańskiego 1060. Wielkie od dzieciństwa mając do Matki Bożéj nabożeństwo, zawdzięczał Jéj łaskę nieskazitelnéj czystości, którą dochował chociaż wychowany był wśród wielkich zbytków i pierwsze lata na wielkim świecie spędził. W naukach znakomity postęp uczyniwszy, na uniwersytecie Paryskim otrzymał stopień Doktora, a biegły szczególnie w Teologii i Filozofii, téj ostatniéj nauki objął tam profesorską katedrę. Wkrótce zasłynął nietylko świetnym wykładem który ściągał na jego prelekcye najznakomitszych słuchaczów, lecz i wysoką świątobliwością. Święty Annon biskup Koloński, pragnąc go mieć w swojéj Dyecezyi która była jego ojczyzną, zawezwał go do siebie, skłonił do wstąpienia do stanu duchownego, i wkrótce po wyświęceniu na kapłaństwo uczynił kanonikiem katedralnym. Po śmierci świętego Annona, Bruno został kanclerzem katedry Remeńskiéj (Reims) i Rektorem akademii tegoż miasta.

Przyświecał na téj godności najwyższemi cnotami kapłańskiemi, a z wielkiéj przytém nauki i gorliwości w całym Kościele poważany był, jako jeden z najznakomitszych swojego czasu Prałatów. To téż, gdy niejaki Manases, który nieprawnie wdarł się był na Biskupstwo Remeńskie, przez stolicę apostolską złożony z niego został, duchowieństwo jednogłośnie Brunona na jego miejsce wybrało. Święty skoro dowiedział się o tém uszedł tajemnie, i krył się tak długo, aż inny obrany i obsadzony na téj stolicy został.

Bruno wyszedłszy ze swojego ukrycia udał się na pewien czas do Paryża, gdzie był świadkiem jednego z najstraszniejszych zdarzeń jakie kiedy zaszły. Umarł był wtedy pewien znakomity profesor uniwersytetu, przyjaciel Brunona, kanonik Rajmund Diokres, mąż powszechnie poważany i który przy śmierci przyjął był ostatnie Sakramenta święte. Gdy z wielką uroczystością odprawiano przy ciele jego egzekwie, a w czwartéj części pacierzy za zmarłych śpiewano te słowa Responde mihi „Odpowiedz mi”, umarły podniósł głowę na katafalku, i żałośnym głosem zawołał: „Stawiony jestem na straszny sąd Boży.” Przeraziło to wszystkich, i odłożono z tego powodu nabożeństwo na dzień następny, w którym zgromadziło się jeszcze więcéj osób; a gdy znowu powyższe słowa pacierzy odczytano, umarły jeszcze głośniéj i jeszcze żałośniéj odezwał się: „Sądzony jestem strasznym sądem Bożym.” Przestrach był nadzwyczajny i postanowiono i tą razą nie robić pogrzebu. Trzeciego dnia Katedra już tłumu ludzi pomieścić nie mogła, a po raz trzeci po tychże słowach Lekcyi brewiarzowéj „/odpowiedz mi/” umarły przeraźliwym krzykiem zawołał: „Potępiony jestem na wieki, sprawiedliwym sądem Bożym, i żadne modlitwy już mi nie pomogą.” Jakie wrażenie wywarło to na wszystkich, łatwo sobie wystawić.

Bruno wróciwszy do mieszkania, niezwłocznie postanowił opuścić świat, udać się na odludną puszczę, i tam w najostrzejszéj pokucie zapewniać sobie zbawienie, którego jak to dopiero przekonał się, nie dostąpił człowiek uchodzący powszechnie za świątobliwego, a za jakiego i on go zawsze poczytywał, i który umarł opatrzony Sakramentami świętemi. Tegoż wieczora zebrało się do Brunona sześciu jego najbliższych przyjaciół, równie jak wtedy wszyscy, straszném zdarzeniem zaszłém w Katedrze przerażonych. Zwierzył się im ze swoich zamiarów Święty i rzekł: „Drodzy przyjaciele, widzicie jak straszne i niezbadane są wyroki Boże! Człowiek który jak się nam wszystkim zdawało wiódł życie przykładne, potępiony został: któż o siebie nie zadrży? To co ten nieszczęsny zmarły objawił, nie dla siebie to uczynił, bo mu już nie pomocy przynieść nie może, lecz dozwolił mu tego Pan Bóg dla naszéj nauki. Co do mnie, postanowiłem zrzec się wszystkich moich godności, dochodów i majątku, opuścić świat, udać się na puszczę i tam przez resztę życia czynić pokutę.” Usłyszawszy to przyjaciele jego, oświadczyli iż to samo uczynią i chcą ma towarzyszyć. Bylito trzéj kanonicy, jeden kapłan i dwóch świeckich, znakomitych nauką i urodzeniem, młodzieńców.

Gdy zastanawiali się nad wyborem miejsca na którémby osiedli, jeden z kanoników poddał myśl aby udać się do świętego Hugona biskupa Gracionapolitańskiego (Grenoble), który posiadał odludną i dziką puszczę zwaną Kartuzyą, i prosić go aby pozwolił im tam osiąść. Przybywszy do świętego Hugona otrzymali bez trudności to o co go prosili, gdyż on w nocy poprzedzającéj przyjście do niego tych siedmiu pustelników, miał we śnie następujące widzenie. Okazało się mu siedem gwiazd unoszących się nad samą ziemią, i posuwających się przed nim. Gdy poszedł za niemi zaprowadziły go one właśnie na tęż puszczę Kartuzką, i na niéj ujrzał wspaniały kościoł który w oczach jego Aniołowie z rozkazu Boskiego wznosili. Upatrując przeto w widzeniu takowém cudowne zapowiedzenie mu przybycia do niego siedmiu świątobliwych sług Bożych mających zamiar osiąść na tém miejscu, podarował im tę całą swoję posiadłość, zastrzegając nawet aby nikt w lasach téj puszczy polować nie mógł, i nie przerywał ciszy i samotności, jkiéj szukał Bruno ze swoimi towarzyszami. Tam wybudowali oni najprzód małą kapliczkę pod wezwaniem Matki Bożéj, i siedem ubogich chatek trochę odległych jedna od drugiéj, w których osiedli, i zaczęli wieść życie tak ostre jak pustelnicy puszcz egipskich. Cały czas pracy ręcznéj i bogomyślności poświęcali, zostając pod przewodnictwem Brunona, który wszystkich cnotami najświątobliwszego pustelnika pokorą, miłością i ostrością życia przewyższał. I tym sposobem powstało to nowe Zgromadzenie pustelnicze, od miejsca tego zakonem Kartuzów późniéj nazwane,

Zakonnicy ci prócz zwykłych trzech ślubów zakonnych, wykonywają i czwarty, nieużywania mięsa w razie nawet najcięższéj choroby, i od tego nigdy o zwolnienie żaden nie prosił. Kartuzi wiodą życie jak najściléj odosobnione, i zgoła ze światem nie mają stosunku; mieszkają w oddzielnych małych pustelniach, schodząc się tylko na wspólne pacierze do kościoła, i ciągłe zachowują milczenie.

Lecz nie długo na puszczy swojéj święty Bruno zażywał szczęścia pustelniczego żywota. Papież Urban IT, który był uczniem jego w Paryżu i wielce go poważał, zawezwał go do Rzymu, chcąc go mieć przy sobie dla porady w najważniejszych sprawach Kościoła. Towarzysze jego samotności rozstać się z nim nie chcieli, i wraz z nim udali się do Rzymu. Lecz zatęskniwszy za puszczą, wrócili do Kartuzyi, czego Brunonowi Papież uczynić nie dozwolił. Wszakże, pozbawieni swojego ojca i przewodnika, wpadli w wielkie zniechęcenie, i już zamyślali się rozejść, gdy objawiła się im Matka Boża, utwierdziła w powołaniu, i przyrzekła że rozciągnie Swoję szczególną nad tym Zakonem opiekę, byle na Jéj cześć odmawiano codziennie pacierze o Niéj, zwane Officium parvum, co Kartuzi jak najwierniéj zawsze dopełniają.

Święty Bruno, niemogąc uzyskać u Papieża pozwolenia na połączenie się ze swoimi zakonnikami na puszczy, pisywał do nich listy, któremi chociaż nieobecny, ożywiał ich swoim duchem, i utwierdzał w zawodzie życia pastelniczego. Lecz gdy Urban II przekonał się że dłuższy pobyt na dworze Papiezkim zbyt mu był dolegliwym, z żalem wprawdzie lecz pozwolił mu nakoniec Rzym opuścić. Włady właśnie przybyła deputacya z Reżio w Kalabryi, zapraszająca go na Biskupstwo tego miasta. Papież z wielkiém zadowoleniem zgadzał się na to, lecz sługa Boży tak usilnie prosił aby mu pozwolił nie przyjąć téj godności, że Ojciec święty nie chciał go zmuszać, sam zaś udał się pod tę porę do Francyi. Bruno obawiając się aby Papież gdy bliżéj będzie Kartuzyi, nie zawezwał go znowu z tego miejsca do siebie, już nie tam, lecz w góry Kalabryjskie we Włoszech udał się, i na paszczy zwanéj Skwilacka, z kilku uczniami, których pozyskał w Rzymie, założył klasztor, prowadząc z nimi taki sam rodzaj życia jak w Kartuzyi.

Razu pewnego, Roger książe panujący nad tą krainą, polując w lasach okolicznych, natrafił na pustelnię Brunona. Poznawszy w nim wielkiego Świętego, serdecznie się w nim rozmiłował, obdarzył klasztor rozległemi posiadłościami, i często późniéj przybywał do Brunona, dla zasięgnięcia jego rady w rzeczach tyczących się sumienia. Wkrótce téż Pan Bóg nagrodził mu tę jego cześć dla sługi Swojego. Gdy książe ten oblegał miasto Kapuę, byłby padł ofiarą zdrady jednego ze swoich dowodców który miał zamiar go zamordować, gdyby nie to że Brano przebywający w swojéj samotni w Kalabri, okazał mu się we śnie, i spisek na jego życie wykrył.

Nasz Święty żył na puszczy Skwilackiéj już tylko lat pięć, w przeciągu których ułożył Ustawy dla swojego Zakonu, i takowe posłał i do Kartuzyi. Mając sobie objawiony dzień śmierci, przyjął ostatnie Sakramenta, wobec braci zgromadzonych uczynił głośne wyznanie głównych artykułów wiary, i słodko zasnął w Panu dnia 6 Października roku Pańskiego 1101, mając lat pięćdziesiąt.

Zakon jego nigdy wprawdzie tak wiele klasztorów nie liczył, jak zakony niektórych innych Reguł, lecz tém się odznaczył, że po dziś dzień w żadnym od ścisłości pierwotnych ustaw nigdy nie odstąpiono, i prawie jedynym wyjątkiem, jest to Zgromadzenie które nigdy reformy nie potrzebowało. „Kartuzi, pisze o nich uczony i świątobliwy kardynał Bona, są ciągle podziwem świata całego. Żyją na ziemi jakby ciał nie mieli; sąto ziemscy Aniołowie przedstawiający wiernie świętego Jana Chrzciciela na puszczy. Stanowią główną ozdobę Kościoła, jako dusze wybrane które na ziemi przebywając, obcują ciągłe w Niebie.” Kto aby raz miał pociechę patrzeć na nich bliżéj, ten prawdę tych słów uzna.

Pożytek duchowny

Widziałeś jak zbawiennie wpłynęło na świętego Brunona i jego towarzyszy, przerażające zdarzenie, przez które Pan Bóg objawił jak skrytemi, chociaż zawsze sprawiedliwymi, są sądy Jego. Niech ten przykład i ciebie zbawiennie przerazi, i przyniesie jeśli nie do takiego kroku do jakiego przywiódł tego Założyciela nowego pustelniczego zakonu, to przynajmniej niech cię skłoni o ściślejszego rachowania się z sumieniem.

Modlitwa (Kościelna)

Niech nas wspomaga, prosimy Cię Panie, pośrednictwo świętego Brunona wyznawcy Twojego; a gdyśmy majestat Twój najwyższy ciężko grzechami naszemi obrazili, niech nam jego wstawienie się i jego zasługi, wyjednają przebaczenie wszystkich win naszych. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 854–856.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 806

Ludzie nie wierzący twierdzą, jakoby zakony były niepotrzebne; że nie tylko nie ma z nich żadnego pożytku, ale co gorsza są szkodliwe dla społeczeństwa. Ponieważ i u nas dość często rozlegają się takie głosy, dlatego z okazji rozważania żywotu św. Brunona, założyciela zakonu, choćby pokrótce zajmijmy się tą sprawą.

  1. Zakony jako zgromadzenia ludzi, którzy wyrzekli się własności a nawet wolności osobistej, dają światu przykład dobrowolnego umartwienia, życiem swoim upominają i zachęcają ludzi żyjących w świecie do panowania nad sobą i walki ze zmysłowymi skłonnościami. Dla wielu przykład ten jest bardzo pożyteczny, ale ludziom nie mającym Boga w sercu jest on niemiły, tak samo jak pogrzeby i cmentarze, które w nieodparty sposób śmierć na myśl przywodzą. Drugą przyczyną, że tacy ludzie nienawidzą zakonów, jest to, że te pobożne zgromadzenia są silnym wałem obronnym przeciw niewierze. Nie mówiąc już o nabożeństwach, odprawianych w kościołach klasztornych, o kazaniach, które głoszą kaznodzieje zakonni itd., iluż prac pożytecznych dla wiary, a nawet innych dziedzin życia ludzkiego, dokonano i dokonywa się w klasztorach! Dość wspomnieć liczne dzieła i pisma pobożne, które opracowują i wydają zakony, albo olbrzymie zasługi zakonów dla sztuki i nauki. Dlatego
  2. ci, którzy twierdzą, że zakonnicy prowadzą próżniaczy tryb życia, to ludzie złej woli albo nieświadomi rzeczy. „Nie jedzą chleba, próżnując" (Przyp. 31, 27). Pisarz francuski Wiktor Hugo mówi: „Zawsze modlę się za tych, którzy się nie modlą”. Zasada „Módl się i pracuj” nie jest w klasztorach pustym zwrotem. Widzimy przecież, iż zakonnicy obsługują chorych (jak na przykład Bonifratrzy, Siostry Miłosierdzia), nauczają młodzież (Pijarzy, Jezuici, Bracia szkolni), dopomagają w duszpasterstwie – głoszą kazania, słuchają spowiedzi (Franciszkanie, Dominikanie, Redemptoryści), uprawiają rolę (Trapiści, dawniej Benedyktyni). A choćbyśmy wzięli pod uwagę nawet zakony bogomyślne, nie prowadzące działalności zewnętrznej, których zresztą jest bardzo mało, to i ich istnienie nie jest bez pożytku dla społeczeństwa. Pomińmy już to, że ich klasztory, zwłaszcza zasobniejsze, czynią dużo dobrego dla okolicznej ludności; co ważniejsza, to że te zakony przez swe modlitwy i ćwiczenia pokutne spełniają rolę pośredników między Bogiem a grzesznym światem.

Krótko mówiąc, zakony należą do najpożyteczniejszych filarów, na których wspiera się Kościół, dlatego nie słuchajmy niedowiarków, lecz brońmy sławy tych zgromadzeń Bożych.

Tags: św Brunon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja czystość nawrócenie piekło Officium parvum
2020-10-05

Św. Placyda i jego Towarzyszy Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 542.

(Żywot ich znajduje się w Bolandstów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Placyd był synem Tertulla, jednego z największych panów rzymskich. Przyszedł na świat w początku V wieku, kiedy wielki święty Benedykt założyciel zakonnego życia na Zachodzie, powszechnéj już używał sławy. Placyd miał siedem lat kiedy go ojciec zawiózł do klasztoru w Subjako, i świętemu Benedyktowi oddał na wychowanie. Tak młodziutkim będąc od razu zaczął prowadzić życie zakonne, od czego nietylko żadne ostrości reguły go nie zrażały, lecz wszystkie jéj przepisy jak najwierniéj zachowując, prócz tego w różny sposób martwił swoje niewinne ciało. Wszyscy téż zakonnicy bardzo go pokochali, a święty Benedykt miłował go jak rodzonego syna.

Razu pewnego zdarzyło się że młody Placyd poszedłszy po wodę do rzeki, wpadł w nią i już go nurty jéj unosiły. Święty Benedykt który podówczas modlił się w celi, zawiadomiony o tém przez objawienie, posłał drugiego młodego zakonnika imieniem Maura, aby go ratował. Ten powodowany posłuszeństwem, niezastanawiając się nawet nad tém co czyni, nieumiejąc pływać rzucił się w wodę która w téj chwili stała się twarda jak kryształ, przeszedł po niéj jakby po lodzie, schwycił za rękę Placyda i na brzeg go przyprowadził. Ten zaś powiedział, że wpadłszy w wodę dla tego pod nią zanurzony nie był, że ciągle widział świętego Benedykta unoszącego się nad nim.

Od tego czasu Placyd jeszcze większy czynił postęp na drodze doskonałości. Wzrastając w lata wzrastał i w cnoty, a święty Patryaroha przywiązując się do niego coraz więcéj, nierozstawał się z nim prawie nigdy. Jak Pan Jezus który wybierał zawsze najulubieńszych swoich uczniów w chwili kiedy jaki cud miał czynić, taki Święty ten Opat w takich razach miał zwykle przy sobie Placyda. Był téż on obecny kiedy Benedykt cudownym sposobem ze skały wyprowadził źródło dla klasztoru a gdy tenże udał się na górę Kasyneńską aby tam poniszczyć bałwany pogańskie którym jeszcze cześć oddawano, i założyć w tém miejscu główny swój klasztor, wziął także z sobą Placyda, A nakoniec gdy wypadła potrzeba wysłać zakonników z klasztoru Subjackiego aż do Sycylii aby tam założyć nowy klasztor, święty Benedykt wybrał na to Placyda swego ukochanego ucznia, przydając mu dwóch bardzo świątobliwych zakonników Donata i Gordyana. Ojciec Placyda Tertuliusz, podarował był świętemu Benedyktowi wielkie dobra jakie w Sycylii posiadał, składające się z kilku małych portów morskich i ośmnastu wiosek, i tamto ten Święty Patryarcha wysłał Placyda dla założenia nowego klasztoru.

Błogosławione to były czasy, w których ledwie nie co krok świętego napotkać można było: tak téż i Placyd udając się wtedy do Sycylii, w Kapui był najsardeczniéj przyjęty przez świętego Hermana, w Benewencie przez świętego Marcina, w Kanozie przez świętego Sawina, a w Reżżio w Kalabryi przez świętego Syzyna, którzy byli Biskupami tych miast. W podróży téj Placyd wiele cudów uczynił, przypisując je zawsze przez pokorę zasługom swojego Patryarchy świętego Benedykta, którego imienia w takich razach wzywał. Gdy przybył do Mesyny, gdzie go już sława jego świątobliwości i cudów przez niego czynionych poprzedziła, Moselin najzamożniejszy pan tego miasta, a wielki przyjaciel jego ojca, chciał go w pałacu swoim ugościć i jakiś czas zatrzymać. Lecz sługa Boży podziękował mu za to mówiąc: że zakonnikom nie wypada przebywać po świeckich domach, gdyż życie jakie tam prowadzą nie zgadza się z tém jakie oni wieść powinni.

Przybywszy na miejsce swojego przeznaczenia, zajął się niezwłocznie wybudowaniem klasztoru i kościoła pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, i tego przed końcem roku dokonał. Rozgłos jego świątobliwości, życie jakby anielskie które prowadzili zakonnicy w tym nowym klasztorze osiedli, ściągnęły wkrótce do niego wielką liczbę młodzieży, między któremi było trzydziestu z najmajętniejszych rodzin, którzy wyrzekłszy się wielkich dostatków, poświęcili się Panu Boga na służbę. Klasztor téż ten stał się od razu podobny do klasztoru Kasyneńskiego téj kolebki Benedyktyńskiéj za wzór innym służącéj, bo jego przełożony święty Placyd wiernie na sobie odbijał wysoki wzór doskonałości zakonnéj, jaki przedstawiał sam święty ich Patryarcha. Chociaż był nie silnego zdrowia i słabéj budowy ciała, w ostrości życia wszystkich przewyższał braci. Ścisły post zachowywał ciągle, jadając tylko raz na dzień, a zwykle nie więcéj prócz trochę mleka i jarzyny. Chleba nawet pozwalał sobie tylko w niedziele, wtorki i czwartki. W wielkim poście kilka dni z rzędu spędzał bez żadnego pokarmu i napoju. Sypiał zawsze na stołku twardym bez poręczy, opierając głowę o mur i zażywając snu od dwóch do trzech godzin najwyżéj. Resztę nocy spędzał na modlitwie w kościele, a zwykle przed obrazem Matki Boskiéj, do któréj całe życie szczególne miał nabożeństwo. Lubo obarczony był kłopotliwemi zajęciami nowopowstającego Zgromadzenia zakonnego którém zarządzał, skupienia wewnętrznego nie tracił jednak ani na chwilę: owszem, widać było iż coraz ściśléj jednoczył się z Bogiem. Łaską czynienia cudów i tam go Pan Bóg uświetnił. Z tego powodu wielką liczbę dotkniętych różnemi słabościami przyprowadzono mu do klasztoru. Zdarzyło się razu pewnego, że gdy przez niejaki czas nie mógł wyjść do przybywających chorych, nagromadziło się ich bardzo wielu. Gdy nareszcie przybył nasz Święty, przeżegnał ich i wszystkich w tejże chwili uzdrowił.

Pięć lat już upłynęło od czasu jak Placyd mieszkał w klasztorze w Sycylii przez niego założonym, kiedy dwóch jego młodszych braci Eutykiusz i Wiktoryn, którzy go nawet nie znali, i siostra Flawia, przybyli z Rzymu aby go odwiedzić i przepędzić pewien czas z bratem, którego sława świątobliwości i do nich była doszła. Wielkiéj pociechy doznali nawzajem, a rozmowy z Placydem i przykład jego życia taki wpływ wywarł na jego braci i siostrę, że postanowili i oni wyrzec się świata i idąc w ślad za swoim świętym bratem, wstąpić do zakonu. Lecz Panu Bogu spodobało się krótszą drogą poprowadzić ich do Nieba.

W owéj właśnie porze pojawił się był na morzu Śródziemném, wysłany przez jednego z królów Afrykańskich korsarz nazwiskiem Manuka, znany z okrucieństwa poganin, a zawzięty wróg imienia chrześcijańskiego. Przybiwszy do brzegów Sycylii wysiadł ze swoją hordą na ziemię, i najprzód napadł na klasztor świętego Placyda w blizkości portu będący. Skoro się tam dostał, uwięził wszystkich zakonników, a z nimi Eutykiusza, Wiktoryna i Flawią. Barbarzyniec ten kazał najprzód stawić przed sobą Donata towarzysza Świętego Placyda, i pytał go groźnie czy jest chrześcijaninem. „Jestem nim, odpowiedział Donat, a nawet mam szczęście być mnichem.” Manuka aby od razu rzucić postrach na innych, po téj odpowiedzi Donata dobył miecza i głowę mu rozpłatał. Potém kiedy jeszcze ciało tego świętego Męczennika leżało przy nim krwią zbroczone, kazał przywołać wszystkich innych więźniów, i różnemi sposobami jużto łagodnemi słowy, już groźbą, chciał ich przywieść do wyparcia się Chrystusa a zostania poganami. Wszyscy mu oświadczyli że tego nigdy nie uczynią, że są chrześcijanami i za wiarę Chrystusa pragnęliby nie jeden raz lecz tysiąc razy oddać życie. Placyd zaś w imieniu innych przydał, że nietylko nie obawiają się śmierci, lecz że święcie zazdroszczą Donatowi, który miał szczęście pierwszy zdobyć koronę męczeńską. Korsarz wpadł we wściekłość i zaczął zadawać im najstraszniejsze męki. Najprzód zbił ich okrutnie, a potém okutych w kajdany kazał zaprowadzić do więzienia. Tam trzymał ich przez tydzień cały bez żadnego pokarmu i napoju. Po upływie tego czasu kazał ich wyprowadzić, posilić żeby dłuższe mogli wytrzymać męki, i znowu katował ich najokrutniéj. Zawiesił ich za nogi, a pod niemi kazał rozpalać ogień, aby dymem ich dusić; a ciągle się domagał aby wyrzekli się wiary. W ciągu tego święty Placyd, nad którym najwięcéj pastwił się ten morderca, zachęcał drugich do wytrwałości. Święta Flawia siostra jego także szczególne przedstawiała dowody męstwa. Gdy zawieszoną w powietrzu darli żelaznemi hakami, a barbarzyniec pytał jéj jak może będąc kobietą i tak znakomitego rodu, wystawiać się na takie cierpienia i zniewagi, kiedy od nich jedném słowem obronićby się mogła, odpowiedziała: „Dla miłości Chrystusa wszelkie męki są dla mnie największą pociechą, a śmierć za Niego poniesiona życiem.” Wtedy poganin kazał przerwać katusze zadawane świętym Męczennikom, i znowu probował czy ich od wiary odwieść nie potrafi. Lecz Placyd rzekł do niego: „Napróżno nas kusisz, lepiéj byś zrobił abyś ratujęc własną twoję duszę, wyrzekł się zabobonów pogańskich. – Wszystkie bożyszcza którym wy cześć oddajecie, sąto wymysły szatańskie, „przez które zły duch zdobywa dusze wasze. Jeden jest tylko Róg prawdziwy, którego czczą chrześcijanie, który jest Stwórcą wszystkiego, Panem Nieba i ziemi, i który po śmierci rozsądzać będzie każdego z nas najskrytsze sprawy.” Manuka rozgniewany tą świętą Placyda odwagą, nie dał mu dłużéj mówić, i kazał kamieniem pogruchotać mu szczęki i powybijać zęby, a gdy pomimo tego Święty przemawiał, kazał mu język wyciąć. Lecz Placyd zaczął mówić jeszcze głośniéj i wyraźniéj niż wprzódy. Cud tak wielki nawrócił wielu pogan obecnych, a Manuka widząc to i obawiając się aby wszyscy jego żołdacy chrześcijanami nie zostali, wydał rozkaz aby więźniowie niezwłocznie ścięci zostali. Poprowadzono ich więc nad brzeg morza gdzie mieli być straceni. Przybywszy tam wszyscy padli na kolana, składając w ofierze Panu Jezusowi życie swoje.

Święty Placyd, którego mowa jako cudownie mu zachowana, zagrzewała tém więcej do męstwa jego towarzyszów, w imieniu wszystkich tak głośno się modlił: „Zbawco nasz Jezu Chryste, któryś raczył śmierć ponieść za zbawienie nasze na krzyżu, bądź miłościw nam sługom Twoim niegodnym. Daj nam wytrwałość aż do końca, i udziel nam téj łaski abyśmy w Niebie w gronie Twoich świętych męczenników zasiedli. Wspieraj nas w tej ostatniéj chwili naszego życia, i przyjm ofiarę jaką ci z niego składamy.” A inni odpowiedzieli: Amen, i w tejże chwili wszyscy ścięci zostali w liczbie trzydziestu trzech. Ponieśli męczeństwo 5 października roku Pańskiego 541.

Pożytek duchowny

Święty Maur powodowany duchem posłuszeństwa rzucił się w wodę ratować świętego Placyda, gdy mu to nakazał jego Opat i idąc po wierzchu rzeki cudownie go z jéj nurtów wydobył. Chociaż nie zawsze takim cudem, zawsze jednak wynagradza Pan Bóg prędkie posłuszeństwo nasze względem tych którym ulegać powinniśmy. Niech cię to uczy i zachęca do należnéj uległości względem wszelkiéj zwierzchności.

Modlitwa (Kościelna)

Boże, który nam dozwalasz świętych Męczenników Twoich Placyda i towarzyszów jego uroczystość obchodzić, daj nam miłościwie szczęścia wiekuistego wraz z nimi zażywać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 851–853.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 804

Na pytanie, co św. Placydowi zjednało wieniec męczeński i oznakę świętości, jedna jest odpowiedź: posłuszeństwo, już bowiem jako siedmioletni chłopiec dostał się pod troskliwy dozór i mądry kierunek świętego Benedykta i wcześnie nauczył się czynić tylko to, co mu jego duchowny przełożony radził, nakazał i do czego go zachęcał. Posłuszeństwo jest najpewniejszą drogą wiodącą do świątobliwości.

Zważmy przeto:

  1. Jak łatwe jest posłuszeństwo. Sternikiem duszy naszej jest mąż pobożny, oświecony łaską Bożą, dokładnie znający święte prawdy wiary, słowem, mąż najzupełniej zasługujący na nasze szacunek i zaufanie. Rozkazy i rady, jakie nam daje, nie są natchnione chwilowym kaprysem lub urojeniem, czuje on odpowiedzialność, która na nim ciąży, wie dobrze, że będzie kiedyś musiał zdać za naszą duszę ciężki rachunek przed Bogiem. Gdyby stanął przed nami sam Pan Jezus, każąc to czynić lub owego się wystrzegać, czyż byśmy Go z rozkoszą nie słuchali? Słuchając zaś rad duchownego przewodnika lub przełożonego, słuchamy samego Chrystusa. Wszakże święty Paweł pisze: „Cokolwiek czynicie, z serca czyńcie, jako Panu, a nie ludziom. Wiedząc, że od Pana weźmiecie odpłatę dziedzictwa” (Kol. 3, 23). – Prócz tego wiemy, jakim udręczeniem są niepokojące nas częstokroć skrupuły i wątpliwości, czy w tym lub w owym wypadku postąpiliśmy tak, jak każę religia, czyśmy nie zgrzeszyli, czyśmy nie wykroczyli przeciw Bogu ? Któż nam te skrupuły rozwiąże, kto te wątpliwości usunie, jeśli nie duchowny nasz przewodnik i doradca naszego sumienia, którego światłą radą winniśmy się kierować a rozkazów słuchać, wiedząc, że jego rady i rozkazy są za stosowane do woli Bożej. Pewność ta czyni posłuszeństwo łatwym.
  2. W posłuszeństwie jest zawarta i zasługa. Choćbyśmy dawali jak najhojniejsze jałmużny, dajemy tylko martwy kruszec i rzeczy doczesne; choćbyśmy z miłości ku Bogu jak najwięcej umartwień nakładali na ciało nasze, zawsze tylko składamy Mu ofiarę ze zmysłowych rozkoszy i przemijających bólów; ale jeśli chętnie i skwapliwie słuchamy rozkazów z miłości ku Bogu, wtedy czynimy Mu ofiarę z woli i ducha naszego, tj. tego, co dla nas i dla Niego jest najcenniejsze. Chrystus Pan i Matka Jego Najśw. są pierwowzorem posłuszeństwa. Najświętsza Maryja Panna rzekła: „Oto służebnica Pańska, niechaj Mi się stanie według słowa twego” (Łuk. 1,38). Chwała Pana Jezusa i Najśw. Panny w niebiesiech jest nagrodą ich posłuszeństwa na ziemi, jak tego dowodzi Pismo święte. Tylko to, co jest skutkiem i wypływem posłuszeństwa, może rościć prawo do zasługi ; wszystko inne, co nie pochodzi z tego źródła, jest podejrzane i ma wartość wątpliwą.
Tags: św Placyd „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Benedykt św Herman św Marcin św Sawin św Syzyn posłuszeństwo skrupuły spowiedź
2020-10-04

Św. Franciszka Serafickiego, Założyciela Zakonu Braci Mniejszych

Żył około roku Pańskiego 1226.

(Żywot jego był napisany przez świętego Bonawenturę tegoż tegoż zakou Kardynała i Doktora Kościoła, za jego czasów żyjącego.)

Święty Franciszek założyciel zakonów żebrzących, a przez to odnowiciel karności zakonnéj w średnich wiekach; wpływom swoim wskrzesiciel ducha pokuty, pobożności i najżywszéj wiary w całém chrześcijaństwie; przed śmiercią cudownie naznaczony bliznami Pana Jezusa; przezwany Serafinem ziemskim, a największy od czasów apostolskich cudotwórca, przyszedł na świat roku Pańskiego 1182 w Assyżu mieście w prowincyi Umbryjskiéj we Włoszech położoném, za Papiestwa Honoryusza III, a za panowania Fryderyka II cesarza rzymskiego. Był synem Bernarda Morykoniego bardzo bogatego kupca, i błogosławionéj Piki ze szlachty assyskiéj pochodzącéj, a wielkiéj świątobliwości kobiety. Ponieważ miał on najbliżej po Matce Boskiéj wstępować w ślady Chrystusa Pana, więc od chwili swojego urodzenia stawał się Mu podobnym. Przyszedł na świat w stajence, gdzie matka ciężko chora przy wydawaniu go na świat, dopiéro szczęśliwie porodziła gdy z porady przybyłego do jéj domu nieznajomego którego sądzą być Aniołem, tam zaniesioną została. Także w chwili gdy wydawała go na świat, słyszeć się dały śpiewy anielskie jak nad szopką Betleemską, nad kościołkiem przy Assyżu będącym, przy którym późniéj Franciszek swój zakon założył.

Wychowany pobożnie, w pierwszéj jednak młodości z wielkiém upodobaniem oddawał się rozrywkom światowym; lecz pomimo tego skarb nieskazitelnéj czystości nietkniętym dochował. Przytém nadzwyczajnie był miłosierny dla ubogich. Zdarzyło się że razu pewnego odmówił jałmużny ubogiemu proszącemu o nią dla miłości Boga: pobiegł za nim niezwłocznie, hojnie go obdarzył, i uczynił ślub iż odtąd nigdy żadnemu wsparcia nie odmówi. Wzięty do niewoli w potyczce stoczonéj przez Assyżanów z Perużanami, gdy był w więzieniu, Pan Bóg silnie zakołatał do duszy jego, rozbudzając w nim już wtedy pragnienie poświęcenia się Mu na wyłączną służbę. Wszakże wróciwszy do domu jeszcze czas jakiś prowadził życie światowe, lecz obok tego tak dalece coraz hojniejsze czynił ubogim jałmużny, że zdarzało się iż im i odzienie swoje oddawał. Nakoniec po przebyciu wkrótce potém ciężkiéj choroby, postanowił świat opuścić i zacząć życia pokutne. Całém więc sercem poświęcając się miłosiernym uczynkom, z wielką miłością usługiwał trędowatym. Jadąc razu jednego konno, spotkał za miastem tak strasznie tą chorobą stoczonego, że się odwrócił od niego ze wstrętem; lecz chcąc się w tém przezwyciężyć zsiadł z konia i uściskał chorego, który w téjżo chwili znikł mu z oczu, gdyż byłto sam Zbawiciel, który dla wyprobowania go, w téj postaci mu się objawił.

Ubierał się wtedy jeszcze bogato, stosownie do swojego zamożnego stanu. Zdarzyło się że przechadzając się za Assyżem ujrzał ubogiego w bardzo nędzném odzieniu. Zamienił z nim szaty i w jego łachmanach wrócił do miasta. Wszyscy sądzili że zmysły postradał, a ojciec zbił go srodze, i zamknął do więzienia w domu własnym. Uwolniony z niego przez matkę Franciszek, udał się w odosobnione miejsce na jednéj z gór koło Assyża będących, i tam dość długo pustelnicze wiódł życie, prosząc Boga aby mu objawić raczył wolę Swoję względem niego. Pewnéj nocy miał sen w którym okazał mu się wielki gmach napełniony zbroją taką jaką nosili podówczas krzyżownicy; a gdy spytał dla kogo jest ona przeznaczoną, odpowiedziano mu że dla niego i jego żołnierzy. Przebudziwwszy się, wziął to za wskazówkę woli Bożéj, sprawił sobie rycerski rynsztunek, i puścił się w drogę do Włoch południowych, w celu zaciągnięcia się w szeregi wojsk hrabiego Gotwina z Brionu, broniącego podówczas posiadłości stolicy Apostolskiéj przeciw zaborom bezbożnego Fryderyka II. W drodze miał objawienie, z którego dowiedział się że Pan Róg przeznacza go nie na zbrojnego zwykłego, lecz na duchownego rycerza, i że w tymto zawodzie ma on Mu służyć. Wróciwszy więc do Assyża już starał się tylko poznać wyrażniéj czego Pan Bóg po nim wymaga.

Przechodząc obok opuszczonego i rozwalającego się kościołka świętego Damiana, położonego pod Assyżem, wszedł do niego; a gdy się modlił przed znajdującym się tam krucyfiksem, usłyszał głos z niego wychodzący po trzykroć w te słowa przemawiający: „Franciszku napraw dom mój który się rozpada.” Cudowne te wyrazy odnosiły się do wysokiego posłannictwa Franciszka, przez które Pan Bóg przeznaczał go do podparcia domu Jego mitycznego to jest Kościoła, a to przez założenie w nim trzech zakonów, i przez rozszerzanie wpływem i przykładem swoim w całym świecie chrześcijańskim, przygasłego podówczas ducha pokuty, pobożności i doskonałości Ewangelicznéj. Lecz święty w głębokiéj pokorze swojej, wtedy słów tych w takim znaczeniu nie brał. Zajął się więc gorliwie naprawą tego kościołka, i odnowił go swoim kosztem i staraniem. Prócz tego, gdy w tymże kościołku modlił się przed krzyżem, rozbudziło się w jego sercu najżywsze jakie w sercu jakiém po przenajświętszém sercu Maryi, mogło być nabożeństwo do Pana Jezusa cierpiącego, a ztąd powstało podobneż pragnienie naślnadowania Go jak najwierniéj we wszystkim, a najbardziéj w pokorze i ubóstwie. Wkrótce potém odbył pielgrzymkę do Rzymu, i tam po rzewnéj i gorącéj modlitwie przy grobach świętych Apostołów odbytéj, wyszedłszy z kościoła rozdał wszystko co miał przy sobie ubogim, z jednym z nich zamienił odzienie, i przyłączywszy się do żebraków u drzwi Watykanu siedzących, cały dzień z nimi spędził, od téj pory już i sam żebrakiem dobrowolnym na całe życie pozostając.

Ojciec świętego Franciszka, człowiek chciwy i próżny, najniechętniéj patrzał i na jego hojność dla biednych i na jego życie ubogie Obawiając się aby całego majątku jaki po nim dostanie nie użył na miłosierne uczynki, zażądał aby przed Biskupem zrzekł się wszelkiego prawa do spadku po rodzicach. Święty uczynił to z radością, i zdejmując nawet z siebie wierzchnie ubranie, a pozostając tylko we włosiennicy którą nosił pod niém, rzekł do ojca: „Dotąd nazywałem cię ojcem; odtąd z większą ufnością będę mówił do Boga: Ojcze nasz któryś jest w niebiesiech.” Obecny temu Biskup przyodział go własnym płaszczem, uściskał i pobłogosławił, a potém na jego żądanie ubrał go w prostą sukmanę z kapturem, jaką noszą ubodzy ludzie we Włoszech. Sukni téj już Franciszek od téj chwili nigdy nie zrzucał, i onato stała się późniéj habitom zakonu przez niego założonego.

Zerwawszy wtedy nietylko za światem wszelkie stosunki lecz i z rodziną, nasz Święty z większą gorliwością oddał się pokucie, bogomyślności i miłosiernym uczynkom. Razu pewnego znajdując się w kościołku przenajświętszéj Panny Maryi Anielekiéj na dolinie pod Assyżem będącym, usłyszał czytane z Ewangelii te słowa Pana Jezusa: „Nie miejcie ani złota ani srebra, ani pieniędzy we trzosach waszych, ani tłomoka w drodze, ani dwóch sukień, ani butów ani laski,” 1 a w téjże chwili Duch Święty natcknął go przekonaniem iż to było prawidłem według którego żyć on powinien. Zdjął więc obuwie, rzucił kij który miał w ręku, w miejsce pasa skórzanego przepasał prostym powrozem jedyną suknię którą miał na sobie i wyrzekł się na zawsze używania pieniędzy. Spełniając już tym sposobem co do słowa. i jak najdoskonaléj rady Ewangoliczne, otrzymał przytém natchnienie od Boga, aby iść i opowiadać drugim pokutę i do niéj pobudzać. Uzyskawszy na to upoważnienie od Biskupa, zaczął kazywać po różnych miejscach, a słowa jego poparte przykładom najświątobliwszego życia i licznemi cudami, całe tłumy ludzi garnęły do Boga. Wkrótce znalazło się kilka, którzy chcieli go naśladować, połączyli się więc znim zostając jego uczniami i niezadługo liczba ich wzrosła do dwunastu. Franciszek zawiązał z nich zgromadzenie, i znowu za błogosławieństwem Biskupa rozesłał ich w różne strony, dla głoszenia słowa Bożego i zgrzewania ludzi do pokuty.

Gdy ujrzał liczbę braci swoich powiększającą się, postanowił nadać im Ustawy według których żyć mieli. Udawszy się na samotne miejsce i tam czterdzieści dni poszcząc o chlebie i wodzie, napisał Regułę, którą Pan Jezus głosem z nieba słyszanym od wielu obecnych braci, zatwierdził, oświadczając iż Sam ją temu nowemu zakonodawcy podyktował. Główną jéj różnicą od wszystkich po owe czasy i dotąd istniejących Reguł zakonnych, było postanowienie najsurowsze aby bracia nietylko jak zakonnicy wszelkich innych Reguł osobistéj żadnéj własności nie posiadali, ale żeby nawet samo zgromadzenie czyli klasztory, nie miały zgoła żadnego rodzaju posiadłości, ani nawet zapewnionych dochodów. Owszem, chcąc braci swoich zasłonić od wszelkiéj możności przestania być ubogimi, zakazał im nawet przyjmować pieniędzy, polecając aby żebrząc wypraszali i przyjmowali tylko w naturze to co do wyżycia ubogiego niezbędnie jest potrzebném. Prócz tego zastrzegł w tychże ustawach wszystko co tylko najwyższa ubóstwo, a które Panią swoją nazywał, jako główną cechę jego zakonników zabezpieczyć w nich mogło, we wszystkiém i na zawsze.

Z Regułą tą udał się Franciszek do Rzymu, gdzie z razu Ojciec Święty Inocenty III przyjął go jako człowieka który sam zdobywając się na rodzaj życia tak nadzwyczajny, kładąc go za Regułę dla zakonu, wymaga rzeczy siły ludzkie przechodzących, i z tego powodu odprawił go z niczém. Lecz téjże nocy Papież miał objawienie, w którém ujrzał jakiegoś żebraka podpierającego kościół Lateraneński, który jakby się miał obalić, i w żebrsku tym poznał Franciszka. Posłał zatém po niego, zachęcił do przedsięwziętego dzieła, takowemu pobłogosławił i ustnie Regułę jego zatwierdził, co późniéj nieco Honoraryusz III uczynił przez Bullę Papiezką, obdarzając zakon ten najwiękozemi przywilejami. To dało początek zakonowi Braci Mniejszych, z upływem czasu najliczniejszemu w Kościele Bożym, z którego prócz wielkiéj liczby Świętych kanonizowanych, było czterech Papieży, wielu Kardynałów i Biskupów, kilku Doktorów Kościoła, a w każdym wieku mnóstwo wysokiéj świątobliwości zakonników, których za życia jeszcze świętego Patryarchy liczono przeszło sześć tysięcy, a przed końcem wieku XVIII około stu pięćdziesięciu tysięcy. Do Reguły świętego Franciszka należą: Franciszkanie, Bernardyni, Reformaci i Kapucyni, z których ci ostatni jéj pierwotną ścisłość bez żadnych zwolnień zachowują.

Prócz tego zakonu założył Franciszek i zakon żeński Siostr ubogich, podobnéjże Reguły, późniéj od świętéj Klary ich pierwszéj przełożonéj Klaryskami zwany a także i trzeci zakon Tercyarzy i Tercyarek, nadając im ustawy odpowiedne osobom żyjącym na świecie. Zakon ten w średnich wiekach ogarnął był prawie świat cały, przez co ten święty Patryarcha tak wielki i zbawienny wpływ swój na całe społeczeństwo chrześcijańskie rozciągnął.

Gdy te trzy zakony ustalił, spragniony korony męczeńskiéj, dwa razy udawał się na Wschód pomiędzy niewiernych, lecz wrócił ztamtąd tylko z zasługą pragnienia śmierci za wiarę, bo go Pan Bóg i bez tego miał wziąść prosto do Nieba.

Prowadził życie nadzwyczaj ostre: pościł bezustannie, i do chleba lub saméj jarzyny, których jedynie niekiedy używał, domieszywał zwykle popiół lub piołun. Każda jego modlitwa, szczególnie przez kilkanaście lat ostatnich życia, była zachwyceniem. Często w objawieniach rozmawiał z Panem Jezusem i Matką Bożą, do któréj najszczególniejsze miał nabożeństwo, i przez Nią najwyższe łaski i dla siebie i dla świata całego pozyskał w Jéj kościołku Porciunkulą zwanym, gdzie za wstawieniem się Maryi otrzymał największy odpust dla wszystkich wiernych 2. Gdy wpadał w zachwycenie widywano go tak wysoko w powietrze wyniesionego, że niekiedy znikał z oczu braci temu cudowi obecnych. Cnoty pokory był jakby uosobieniem, i nią téż powodowany nigdy święceń kapłańskich przyjąć nie chciał, pozostając tylko dyakonem. Był największym swoich czasów cudotwórcą, a na dwa lata przed śmiercią otrzymał blizny Pana Jezusa, 3 i odtąd już sam stawszy się jakby ciągłym cudem chodzącym i żywym męczennikiem, obnoszony po miastach i wioskach, samym widokiem swoim nawracał ludzi i do pokuty pobudzał. Gdy zbliżał się do jakiego miasta, we wszystkie dzwony uderzano, i duchowieństwo z ludom wychodziło naprzeciw niego.

Widząc się blizkim śmierci, prosił aby go zanieśli do jego celki przy kościołku Maryi Panny Anielskiéj, w którym najwyższe łaski odebrał i przy którym założył był główny chociaż mały i ubogi klasztorek swojéj Reguły, i tam gdy już miał ten świat opuścić kazał położyć się na ziemi. Potém, aby jak Chrystus Pan na krzyżu, nago umierać, zdjął habit, który dopiéro z rozkazu zakonnika którego poczytywał za swego przełożonego, przywdział na powrót, a gdy modlący się z nim bracia wymawiali te słowa Psalmu: „Na mnie czekają sprawiedliwi aż mnie wynagrodzisz,” 4 poszedł do Nieba 4 Października roku Pańskiego 1226, W rok po śmierci przez Grzegorza IX Papieża, w poczet Świętych wpisany został.

Pożytek duchowny

Wielki święty Franciszek przezwany został Serafickim, dla niezmiernéj miłości Boga którą serce Jego pałało; następująca téż modlitwa była jego ulubioną, modlitwą: „Niech siła miłości Twojéj o Jezu mój, ogarnie duszę moję: abym umarł dla miłości Twojéj miłości o! Panie, któryś raczył umrzeć dla miłości mojéj miłośći.” Staraj się i ty tę śliczną modlitwę często a serdecznie odmawiać.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś Kościół Twój, przez zasługi błogosławionego ojca Franciszka, nowym zakonem obdarzył, daj nam prosimy Cię, za jego przykładem, co ziemskiém jest wzgardzić, a dobrami niebieskiemi zawsze się cieszyć. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 847–850.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 802

  1. Gdybyśmy zapytali „Kto założył zakon tercjarski?”, odpowiedź powinnaby brzmieć: „Sam lud katolicki”. Przykład i kazania, jakie prawił święty Franciszek i jego bracia, roznieciły w tysiącach serc ducha pokuty i pragnienie naśladowania ubóstwa Chrystusowego przez zaparcie się świata i własnej osoby. Ponieważ niewszyscy mogli wstąpić do klasztoru, ze względu na to, że bardzo wielu miało żony i dzieci, przeto św. Franciszek utworzył regułę, która świeckim wszelkich stanów pozwalała nie porzucać rodziny i zajęcia, a jednak ułatwiała nabycie zasług życia klasztornego. Zatwierdziło tę regułę kilku papieży i w ten sposób powstał zakon tercjarski, rozkrzewił się po całym chrześcijaństwie i liczy pomiędzy swymi członkami wielu świętych: papieży, kardynałów, biskupów, królów, bogaczów i biednych, żonatych i bezżennych.
  2. Czego żąda zakon od swych członków? a) Zwrotu cudzej jako też nieprawnie nabytej własności, a przy tym pojednania się z bliźnimi i zobowiązania się do posłuszeństwa przykazaniom Bożym i kościelnym; b) każdy członek zobowiązuje się nosić szkaplerz i pasek, unikać rażącego ubioru, biesiad, tańców i hucznych zabaw, odmawiać codziennie modlitwy do Matki Boskiej, chodzić jak najczęściej na Mszę świętą, spowiadać się i komunikować przynajmniej trzy razy na rok, w pewne dni pościć, pełnić dzieła miłosierdzia, zajmować się chorymi, modlić się za umarłych, zwłaszcza za braci i siostry tercjarskie, i dążyć do życia chrześcijańskiego.
  3. Uczestniczy każdy tercjarz: a) we wszystkich zasługach i dobrych czynach trzech zakonów, tj. (Franciszkanów, Klarysek i Tercjarzy), gdyż te trzy zakony tworzą pod względem zasług jedną nierozerwalną i solidarną całość; b) wolno mu w wielu przez Kościół oznaczonych dniach dostąpić zupełnego lub częściowego odpustu i ofiarować go na korzyść zmarłych; c) pozostaje w styczności i pod dozorem braci i sióstr tercjarskich, którzy mają o nim staranie, chronią go od moralnych niebezpieczeństw, wzywają go na zebrania itd.; d) w obietnicach wymienionych pod 2, wymieniliśmy skuteczne dla tercjarzy środki wytrwania przy dobrym.

Footnotes:

1

Mat. X. 9–10.

2

Obacz dzień 2 Sierpnia.

3

O tém obszerniéj pod dniem 17 Września.

4

Psalm. CXLI. 3.

Tags: św Franciszek „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość Męka krzyż pokuta św Klara
2020-10-04

Przenajświętszéj Maryi Panny Różańcowéj (w pierwszą Niedzielę Października)

Święto to postanowione zostało około roku Pańskiego 1716.

(Szczegóły te wyjęte są z Brewiarza Rzymskiego i dziejów Kościoła.)

Święto przenajświętszéj Maryi Panny Różańcowéj, przypadające w pierwszą niedzielę miesiąca Października, postanowione zostało na uczczenie pamiątki kilku świetnych zwycięstw odniesionych przez wojska chrześcijańskie nad niewiernymi, a to za Matki Bożéj opieką, uproszoną właśnie przez nabożeństwo zwane Różańcem przenajświętszéj Maryi Panny.

Na początku XVI wieku, Turcy rozlawszy się w Europie i odniosłszy kilka stanowczych nad chrześcijańskiemi wojskami zwycięstw, zamierzali całą Europę zagrabić, a wyniszczywszy wiarę chrześcijańską, na kopule kościoła świętego Piotra w Rzymie, zamiast krzyża zatknąć półksiężyc, znamię muzułmańskiéj wiary. W roku Pańskim 1522, Soliman III zdobywszy Belgrad, a wkrótce potém wyspę Rodos, wkroczył do Węgier, zajął był miasta Budę, Peszt, Gran, posunął się ku Wiedniowi w Austryi, a jego wodzowie i wiele innych krain w Europie współcześnie pozdobywali. Następca jego Selim II, opanowawszy wyspę Cypr, zgromadził najliczniejszą jaka kiedy była fotę, z zamiarem zadania ostatecznéj porażki chrześcijanom, po któréj zagarnąwszy Włochy, stałby się panem całéj Europy.

Siły morskie chrześcijan, tak dalece były mniejsze od tureckich, iż żadnym sposobem zwycięstwa nad niemi spodziewać się nie można było; lecz bądź co bądź wypadało stawić im opór. Wtedy wojska chrześcijańskie zachęcone do tego przez Papieża Piusa V, wsiadając na okręty, oddały się pod szczególną opiekę Matki Bożéj, i siódmego Października roku Pańskiego 1571 pod Lepantem na Archipelagu leżącym spotkały się foty. Przed rozpoczęciem bitwy, wszyscy począwszy od wodza Don-Żuana Austryackiego, brata króla Hiszpańskiego, aż do ostatniego żołnierza, padli na kolana ponawiając swoje zaofiarowanie się Matce Bożéj, i z głośném wezwaniem Jéj przenajświętszego Imienia rzucili się do boju. Przez trzy godziny zaciętéj walki, zwycięstwo było wątpliwe, aż gdy Turcy stracili wodza swojego Halibaszę, wszczął się w ich szeregach największy nieład, i na głowę pobici zostali.

W tymże dniu i o tejże godzinie, święty Pius V Papież, w towarzystwie kilku Kardynałów, odbywał jakąś ważną naradę w Watykanie. Wtém przerywa ją, przystępując do okna i po chwili powiada do Kardynałów: „Zaniechajmy wszelkiéj innéj sprawy: idźcie i nakażcie dziękczynne modlitwy ludowi, za zwycięstwo jakie wojska nasze nad niewiernymi odniosły.” W kilka dni potém nadeszłe z placu boju wiadomości, przekonały o prawdziwości objawienia które miał ten święty Papież. Dla zawdzięczenia więc Matce Bożéj za to niewymowne dobrodziejstwo, ustanowił on na tenże dzień siódmy Października, święto przenajświętszéj Panny Zwzycięzkiéj, które Martyrologium Rzymskie tak ogłasza: „Święto przenajświętszéj Panny Zwycięzkiéj, które Papież Pius V, ustanowił na podziękowanie za świetne zwycięstwo jakie chrześcijanie odnieśli w dniu tym nad Turkami, w bitwie morskiéj za szczególną opieką Matki Bożéj.”

Że zaś nabożeństwo Różańca świętego które tak mile przyjmuje przenajświętsza Panna, a jaż dawno przed tém z największym dla Kościoła pożytkiem zaprowadzone, było jednym z środków jakich używał i święty Pius i podówczas wszyscy wierni, dla uproszenia zwycięstwa nad Turkami w tak stanowczéj chwili, więc nie wątpił ten Papież, że przez nabożeństwo Różańcowe to wielkie dobrodziejstwo u Pana Boga uproszoném zostało. Że jednak śmierć jego która wkrótce potém nastąpiła, nie dała mu czasu utrwalić téj pamiątki, więc Grzegorz XIII jego następca, dopełniając pobożnych zamiarów swojego poprzednika, postanowił aby w pierwszą niedzielę Października, we wszystkich kościołach ojców Dominikanów w których bractwo Różańcowe istniało, święto przenajświętszéj Panny Różańcowéj obchodzone było.

W blizko lat dwieście potém, potęga muzułmańska powtórnie zagroziła światu chrześcijańskiemu. Niezliczone hordy tych barbarzyńców, dostały się były powtórnie aż do Węgier i tam znowu pod Semlinem miała się stoczyć walna bitwa Turków z chrześcijańskiém wojskiem, dowodzoném przez Karola VI, obranego cesarzem rzymskim. Znowu więc wierni uciekli się do opieki Matki Boskiej, używając do tego szczególnie nabożeństwa Różańcowego; przyszła im téż w pomoc Królowa niebieska. Byłoto roku Pańskiego 1716, w dniu piątym Sierpnia, w którym przypada święto przenajświęjszéj Maryi Panny Śnieżnéj. Wierni wszędzie, a szczególnie w Rzymie, w kościele Maryi Panny Śnieżnéj, z wielką gorącością ducha polecali jej opiece sprawę chrześcijaństwa całego, która w stanowczéj bitwie nastąpić mającéj, rozstrzygnąć się miała. Bitwa téż ta w istocie zaszła w tymże dniu, a w chwili gdy z tego kościoła w Rzymie, bractwo Różancowe odbywało procesyę uroczystą z tłumnie zgromadzonym ludem, z wielką pobożnością odmawiającym Różaniec na tę intencyą, chrześcijanie najzupełniejsze a stanowcze odnieśli pod Semlinem nad muzułmanami zwycięstwo. Dzicz ta odegnana, jeszcze jednak oblegała wyspę Korfu, lecz wierni uciekli się do swéj doświadczonéj broni, do różańcowego nabożeństwa, i tegoż miesiąca w oktawę Wniebowzięcia Maryi, Turcy odstąpili i od téj wyspy. Klemens XI na stolicy Apostolskiej podówczas zasiadający, dla większego upowszechnienia czci Matki Bożéj Różańcowéj, któréj i to nowe zawdzięczał świat chrześcijański nad nieprzyjaciołmi wiary zwycięstwo, święto przenajświętszéj Panny Maryi Różańcowéj, które na niedzielę pierwszą Października Grzegorz XIII postanowił był dla samych ojców Dominikanów i do całego rozciągnął Kościoła. Uczynił zaś to i w tym celu, jak się wyrażają lekcye brewiarza na dzień dzisiejszy przypadające, abyśmy oddając Matce Bożéj ten rodzaj czci tak łaskawie przez Nią przyjmowanéj, dostąpili tego, iżby ta Pani nasza Niebieska która przez odmawianie świętego Różańca dała tylekroć wiernym uprosić sobie zwycięstwo nad ich nieprzyjaciołmi ziemskimi dała nam także zwyciężać zawsze wrogów naszego zbawienia.

Taka jest historya święta dzisiejszego, lecz samo nabożeństwo różańcowe, jakto wspomnieliśmy, dawniejszych sięga czasów, gdyż zaprowadzone ono zostało jeszcze na początku wieku XIII, przez świętego Dominika.

Kiedy ten wielki pogromiciel głównych nieprzyjaciół Matki Bożéj Albigensów, kacerzy którzy przeciw Niéj bluźnili, walczył z nimi, nabożeństwo to Sama przenajświętsza Marya Panna mu objawiła, a to w okoliczności w któréj najbardziéj potrzebował on Jéj pomocy; co tak nastąpiło. Gdzie tylko święty ten pojawił się, kazaniami swojemi, które wielkiemi cudami poparte były, niezmierną liczbę heretyków nawracał. Lecz gdy przyszedł w okolice gdzie Albigensowie swojemi błędami zarazili ludność, zdawać się mogło było, że Pan Bóg wszelką moc słowom jego odjął. Kacerzami zalaną była ta kraina, a żaden się z nich nie nawracał. Gdy więc razu pewnego Dominik modląc się w kaplicy Matki Boskiéj, wzywał Jéj litości nad zgubionemi duszami, stanęła przed nim Matka miłosierdzia i powiedziała: że jak od pozdrowienia Anielskiego zaczęło się zbawienie rodu ludzkiego, tak podobnież Pozdrowienie to zamienione w modlitwę przez Kościół, jak najczęściéj a pobożnie powtarzane, najskuteczniejszém jest do wyproszenia łaski, nawrócenia odszczepieńców, i przezwyciężania wszelkich napaści piekielnych, jak na dusze w szczególności, tak i na całe chrześcijaństwo wymierzonych. Wtedyto święty Dominik ułożył nabożeństwo Różańcowe, w którém odmawiano sto pięćdziesiąt Zdrowaś Marya, stanowią jakby Psałterz Maryański, na podobieństwo Psałterza Dawidowego, sto pięćdziesiąt psalmów zawierającego w sobie. To nabożeństwo Dominik zaczął rozpowszechniać, zaniechawszy wszelkich uczonych rozpraw z heretykami, a wyświecając tylko słuchaczom przywileje Matki Bożéj, sposób odmawiania Różańca z rozmyślaniem tajemnic życia Jéj saméj i Pana Jezusa, i dowodząc ztąd wielkich pożytków dla duszy. Wnet się téż one objawiły: przeszło sto tysięcy kacerzy nawróciło się; mnóstwo wielkich grzeszników powstało z najzgubniejszych nałogów, gdy tymczasem pobożne dusze w tej pobożności przedziwnego wzrostu nabywały.

Taki więc jest początek Różańcowego nabożeństwa, które z największym pożytkiem szerząc się w całym Kościele, ustalone w bractwie przez stolicę Apostolską zatwierdzoném, i przez nią niezliczonemi obdarzone przywilejami i odpustami, liczy w sobie tak wiele członków, jak żadne inne bractwo. Nazwano go zaś Różańcem, poczytując ten szereg odmawiających się modlitw jakby za wieniec z kwiatów na cześć Maryi spleciony, a takie pierwszeństwo przed wszystkiemi do Niéj nabożeństwami mający, jakie ma róża nad innemi najpiękniejszemi kwiatami. Składa się on ze stu pięćdziesięciu Pozdrowień Anielskich, przeplatanych przed każdym z nich dziesiątkiem Modlitwą pańską, a wszystko połączone z rozpamiętywaniem tajemnic z życia Pana Jezusa i Maryi Panny. Do odmawiania używa się zwykle, dla łatwiejszego obliczenia odmówionych Ojcze nasz i Zdrowaś Marya, patciorek nawleczonych: na większych odmawia się Modlitwa Pańska, a na mniejszych Pozdrowienie Anielskie, na medaliku zaś kończącym ten szereg, Wierzę w Boga.

Ponieważ cały Różaniec jednym ciągiem odmówiony, byłby dla wielu nazbyt trudzącym, więc podzielony jest na trzy części, i pomiędzy nie rozkłada się rozpamiętywanie tajemnic życia Zbawiciela i Matki Bożéj. Zwyczaj jest także w pierwszéj części zawierać tajemnice tak nazwane radośne to jest Zwiastowanie, Nawiedzenie, Narodzenie, Ofiarowanie i Znalezienie. W drugiéj tajemnice boleśne: Modlitwa w Ogrójcu, Biczowanie, Cierniem koronowanie, Krzyża niesienie i Ukrzyżowanie. W trzeciéj tajemnice chwalebne Zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie, Zesłanie Ducha świętego, Wniebowzięcie i Ukoronowanie Matki Bożej. Każda z takich trzech części Różańca zowie się Koronką niby wieńczykiem: to jest cząstką wieńca stanowiącego całe nabożeństwo Różańcowe, złąd i zwłoczkę paciorek do odmówienia jednéj takiéj cząstki wystarczającą, Koronką nazwano.

Wielkich odpustów przywiązanych do brac- twa Różnicowego, i nienależący do niego dostępują, ile razy go odmawiają.

Co się tyczy układu, przypuszczać można iż takow Sama Matka Boża świętemu Dominikowi natchnęła, bo jakież ułożyć i połączyć można było modlitwy milsze Panu Bogu i przenajświętszéj Pannie, jak te dwie z których się Różaniec głównie składa? Ojcze nasz, dla tego właśnie nazywamy Modlitwą Pańską iż jest modlitwą przez samego Pana Jezusa ułożoną, a któréj nauczył on Apostołów. Jest więc przepisaną formą najskuteczniejszej do Boga prośby i przez Samego tegoż Boga do którego się modlimy nam podaną. Zdrowaś Marya, jest znowu modlitwą składającą się w jednéj części ze słów jakiemi przemówił do Matki Bożéj Anioł, a w drugiéj z tych któremi ją pozdrowiła wielka Święta, bo Święta Elżbieta, w trzeciéj zaś ze słów podanych nam przez sam Kościół, dla wyproszenia sobie u Maryi najpotrzebniejszéj łaski, od ktoréj cała wieczność zawisła, bo łaski dobréj śmierci. Nic téż dziwnego że przez nabożeństwo Różańcowe, jak zawsze tak i dotąd, wyprasza sobie i Kościół cały i dusze wierne, najszacowniejsze dary Boże przez Tę, w któréj ręce Pon Bóg raz na zawsze zwierzył wszystkich łask swoich rozdawnictwo.

Pożytek duchowny

Wielkichbyś się pozbawiał pożytków dla duszy gdybyś nie odmawiał pobożnie i przynajmniéj niekiedy, Różańca do Matki Bożéj. Widziałeś jakie cudowne pomoce niebieskie nabożeństwo to upraszało u Boga w ciężkich potrzebach Kościoła: niech cię to pobudzi uciekać się do Niego z wielką ufnością, ile razy dobrodziejstwo jakie od Boga pragniesz otrzymać.

Modlitwa (Kościelna)

Boże, którego Syn jednorodzony przez życie śmierć i zmartwychwstanie Swoje, wysłużył dla nas nagrody wiecznego zbawienia, spraw prosimy, abyśmy tajemnice w najświętszym Różańcu błogosławionéj Maryi Panny rozważając, i naśladowali to co one zawierają, i otrzymali to co przyrzekają. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 834–837.

Nauka moralna

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Różaniec muzułmanie Lepanto św Pius V św Dominik
2020-10-03

Św. Gerarda, opata

Żył około roku Pańskiego 959.

(Żywot jego napisany był przez świętego Odona, Opata Klunaceńskiego)

Święty Gerard syn Stancyusza spokrewnionego z panującemi książętami niższéj południowéj Asturyi i Plektrudy siostry Stefana Biskupa Tygreńskiego, przyszedł na świat przy końcu wieku IX. Urodził się w małéj wiosce Staves w hrabstwie Namur we Francyi. Wychowany odpowiednio do zamożnego stanu z jakiego pochodził, wykształcony starannie w świeckich naukach, od lat najmłodszych odznaczał się wielką pobożnością. Szczególnie jaśniała w nim cnota świętéj czystości z któréj tak był znanym, że najlekkomyślniejsi młodzieńcy w obecności jego najskromniéj się zachowywali; a jeśli który z nich ośmielił się wyrzec jakie słowo było trochę obrażające skromność, rumieniec jaki wtedy okrywał twarz młodego Gerarda, powstrzymywał tego rodzaju żarty lub rozmowy.

Młodym był jeszcze, gdy z woli rodziców rozpoczął zawód wojskowy, któremu podówczas synowie wszystkich znakomitych rodzin się oddawali. Dwór Beranżera hrabiego udzielnego Flandryi, uchodził wtedy za najświetniejszy w całéj Europie. Tam posłano Gerarda dla nabrania jak najwykwintniejszéj ogłady światowéj. Przebywanie na takowym jak go nazywają wielkim świecie, który jest zwykle burzliwym polem na którém skromność młodzieńca szwank odnosi, dla Gerarda silnie utwierdzonego w cnocie, nie stało się niebezpieczném. Na dworze tym odznaczył się jako wzorowy młodzieniec chrześcijański, i tak umiał godzić obowiązki swojego świeckiego zawodu, z obowiązkami doskonałego chrześcijanina, że podczas całego we Flandryi pobytu w pobożności wcale nie ostygł. Owszem bliżéj przypatrując się ułudnym wielkościom ziemskim, i lepiéj poznając niebezpieczeństwa jakie dusze wśród gwaru światowego spotykają, już wtedy postanowił poświęcić się na wyłączną służbę Panu Bogu.

Wracając razu pewnego z polowania w okolicach miasta Namur stolicy Flandryi, napotkał przy drodze w miejscu zwaném Brogne, małą kapliczkę wybudowaną przez króla Pepina. Wszedł do niéj aby się pomodlić. Strudzony długą drogą którą dopiéro co odbył, usnął, a we śnie ukazał mu się święty Piotr, nakazując aby na tém miejscu zbudował kościół, i postarał się umieścić w nim relikwie świętego Eugeniusza Męczennika, a książęcia Apostołów ucznia. Przebudziwszy się, tém bardziéj zdziwiony był widzeniem takowém, że o świętym Eugeniuszu nigdy nie nie słyszał, i nie wiedział gdzie jego są zwłoki. Lecz spełniając wiernie rozkaz świętego Piotra, niezwłocznie nabył tę miejscowość, wybudował tam wspaniały kościół i uposażył hojnie, dla utrzymania przy nim kilku duchownych, którzy go obsługiwać mieli. W kościele tym, co tylko miał wolnego czasu najchętniéj przebywał na modlitwie, a że był bardzo miłosierny a przytém bogaty, wszystkich ubogich w całéj okolicy z wielką wspaniałomyślnością wspierał.

Hrabiemu Flandryi wypadła: potrzeba wyprawienia posła do Roberta książęcia Paryża, dla załatwienia z nim pewnych spraw wielkiéj wagi. Ze wszystkich dworzan w największych łaskach był u niego Gerard, który i do przybocznéj rady jako panującego należał: jego więc do tego użył. Chcąc zaś aby on świetnie w Paryżu pana Swego przedstawiał, wysłał go tam z licznym pocztem sług i bogatych zaprzęgów.

Wszakże, gdy Gerard przybył do Paryża, rozłączył się z tym swoim dworem i pilnie zająwszy się przeprowadzeniem powierzonéj mu sprawy, objął mieszkanie w Opactwie świętego Dyonizego, aby przez ten czas nacieszyć się samotnością, za którą i na dworze hrabiego Flandryi ciągle wzdychał. Uczęszczając tam wraz z zakonnikami na pacierze do chóru tak dzienne jako i nocne, zauważył iż w modlitwach wtedy odmawianych, wspominano o świętym Eugeniuszu Męczenniku, o którym jak to wyżéj wspomnieliśmy, w widzeniu jakie miał niegdyś, święty Piotr mu był powiedział. To mu przypomniało także i polecenie jakie odebrał wtedy od tegoż Apostoła, co się tyczy relikwii świętego Eugeniusza. Pytał więc zakonników w których był opactwie, kto był święty Eugeniusz i gdzieby można znaleźć jego zwłoki. Dowiedział się że był on jednym z uczniów Świętego Piotra, że wkrótce po nim za wiarę świętą umęczony został, i że Relikwie jego znajdują się w témże opactwie świętego Dyonizego. Uradowany Gerard z téj wiadomości która go i o prawdziwości widzenia jakie miał tém bardziéj upewniła, że ze szczególnego rozporządzenia Boskiego, najniespodzianiéj dostał się do miejsca gdzie zwłoki świętego Eugeniusza były przechowywane opowiedział zakonnikom jakie miał objawienie, i oświadczył iż pragnąłby przenieść te relikwie do kościoła w Brogne, który głównie na ten cel wystawił. Wszakże Opat świętego Dyonizogo i wszyscy zakonnicy przystać na to nie mogli, nie chcąc pozbawiać się tak drogiego dla nich zabytku. Gerard zaś po załatwieniu z księciem Paryża sprawy w któréj był wysłany wrócił do Flandryi, nietracąc jednak nadziei że prędzéj czy późniéj Relikwie świętego Eugeniusza dostaną się kościołowi który dla niego wybudował.

Lecz z pobytu swojego w Opactwie świętego Dyonizego, chociaż nie otrzymał świętości jakich sobie życzył, odniósł jednak inną wielką korzyść. Wyszedł ztamtad ze stałém postanowieniem wstąpienia do zakonu. A że przypatrując się zblizka życiu jakie prowadzili zakonnicy Opactwa świętego Dyonizego, znalazł w tém zgromadzeniu najściślejszą karność zakonną, wielką ostrość życia, i najzupełniejsze od świata odosobnienie, więc umyślił w tymże klasztorze przyjąć suknię zakonną. Powróciwszy tedy na dwór hrabiego Beranżera, postanowił niezwłocznie zamiar swój doprowadzić do skutku, w którego spełnieniu stawać mu mogło na przeszkodzie tylko wielkie do niego tegoż hrabiego przywiązanie. Od początku swojego na tym dworze pobytu, stał się on nie tylko największym hrabiego ulubieńcem, lecz najbliższym przyjacielem. Byłto bowiem pan wielkiéj pobożności, który wysokie cnoty Gerarda umiał jak należy ocenić i serdecznie go pokochał. Wszakże, skoro się dowiedział że ten jego najulubieńszy dworzanin miał zamiar poświęcić się na wyłączną służbę Rogu w zakonie, nietylko mu żadnych w téj mierze nie stawił trudności, nietylko go od tego nie odwodził, lecz jak to na człowieka żywéj wiary przystało, utwierdził go w jego świętych zamiarach, i ze łzami wprawdzie w oczach, lecz co prędzéj sam do klasztoru wyprawił. Gerard udał się tam bez zwłoki, zboczywszy tylko na chwilę do wuja swojego Biskupa Tygrieńskiego, aby na nowy zawód jaki rozpoczynał otrzymać od niego błogosławieństwo.

Zgromadzenie ojców w Opactwie świętego Dyonizego, przyjęło z otwartemi rękami męża ze wszech miar tak znakomitego, a już słynącego z wielkiéj świątobliwości. On zaś przywdziewając suknię świętego Benedykta, od samego nowicyatu jakby go już dawno był przebył, zajaśniał cnotami doskonałego zakonnika. Wiedząc iż jako pochodzącemu ze znakomitego i zamożnego rodu, przedewszystkiém trzeba ćwiczyć się w cnocie pokory, w téj cnocie głównie celował, a i we wszystkich innych których ona jest podstawą wysoko zajaśniał. Wyświęcenie na kapłaństwo jeszcze więcéj rozżywiło w nim pobożność, ducha umartwienia i doskonałego zaparcia. Codziennie sprawując przenajświętszą ofiarę, zalewał się wśród niéj słodkiemi łzami, i z takim ją odprawiał skupieniem, że sam widok jego przy ołtarzu, był jakby najwymowniejszą nauką z jaką czcią dla téj tajemnicy każdy być powinien.

Lecz gdy tak w tém cichém ustroniu święty Gerard szedł drogą coraz wyższéj doskonałości zakonnéj, i w klasztorze spędził już był lat kilka, odżywiła się w jego myśli pamięć widzenia jakie miał w kaplicy w Brogne, równie jak i silne pragnienie spełnienia koniecznie danego mu wtedy przez Świętego Piotra polecenia. Na jednéj więc z kapituł zakonnych, za pozwoleniem Opata, zabrawszy głos, wobec wszystkich ojców opowiedział to swoje widzenie, objawiając przytém chęć spełnienia rozkazu jaki wtedy odebrał. Wszystko to przedstawił tak żywo, i oraz Pan Bóg taką moc dał słowom jego, że zakonnicy jednogłośnie zgodzili się aby jego żądaniu zadość uczynić, gdyż żaden nie miał serca odmówić prośbie brata, którego wszyscy dla jego wysokiéj świątobliwości w szczególném mieli poważaniu. Pan Bóg zaś w którego ręku są serca wszystkich, w ten sposób pokierował wolą tych ojców, gdyż miał w tém na celu większą chwałę Swoję i pożytek dusz wiernych, przez umieszczenie zakonników świętego Benedykta przy kościele w Brogne, a następnie i w wielu innych miejscowościach w ojczyznie Gerarda.

Jakoż, święty Gerard otrzymawszy to czego od tak dawna całém sercem pragnął, przeniósł Relikwie świętego Eugeniusza do swojego kościoła w Brogne. Cuda jakie tam niezwłocznie zaszły, ściągały do tego kościoła wielkie tłumy ludu, a gdy umieszczeni przy nim pierwotnie przez świętego Gerarda duchowni okazali się temu niechętni, Gerard za upoważnieniem Biskupa miejscowego, wydaliwszy ich ztamtąd Benedyktynów sprowadził, co dało początek sławnemu z czasem Opactwu Brogneńskiemu. Nasz święty został jego pierwszym Opatem, chociaż długo się temu opierał, a gdy zewsząd zaczęli garnąć się do niego jużto Prałaci okoliczni, już najznakomitsi panowie podający się pod jego przewodnictwo duchowne, urządził sobie w osobném miejscu w lasach do klasztoru należących pustelnię, i tam, o ile mu obowiązki opackie dozwalały, wiódł życie ostréj pokucie i bogomyślności tylko oddane.

Wszakże niedługo mógł téj ciszy zażywać. Biskupi okoliczni wzywali go z jednéj dyecezyi do dragiéj, jużto dla zakładania nowych klasztorów Benedyktyńskich, już dla zaprowadzenia w dawnych upadłéj karności zakonnéj. Przez lat dwadzieścia poświęcał się temu Gerard, jak z niewymownym dla zakonów pożytkiem, tak z tém większą dla siebie zasługą gdyż wiadomo że trudniéj jest w rozwolnioném zgromadzeniu klasztorném wprowadzić nanowo zachwianą karność, niż założyć nowy zakon z całą jéj ścisłością. W końcu jednak nasz Święty nietylko założył kilka klasztorów nowych, lecz w przeszło dwudziestu przywrócił najściślejsze zachowanie ustaw, tak że cała ówczesna Flandrya poczytuje go za odnowiciela w zakonach ducha świętego Benedykta i jakby za drugiego tychże zgromadzeń Patryarchę.

Znękany ciężkiemi trudami i ostrą przez całe życie pokutą, w podeszłym będąc już wieku, Gerard przedsięwziął podróż do Rzymu, dla otrzymania ostatecznego zatwierdzenia tak świeżo założonych przez niego klasztorów, jak i zreformowanych. Po powrocie zwiedził raz jeszcze wszystkie, a złożywszy godność opacką, zamknął się w swojéj pustelni przy klasztorze w Brogne. Tam już w najściślejszém żyjąc odosobnieniu, gotował się tylko na śmierć. Gdy ostatnia jego godzina nadeszła, zawołał braci, dał im najzbawienniejsze upomnienia, pobłogosławił i śmiercią sprawiedliwych zszedł z tego świata. Umarł 3 Października roku Pańskiego 959.

Pożytek duchowny

Rumieniec jakim okrywała się twarz świętego Gerarda, gdy w jego obecności ośmielał się kto nieskromném wyrażeniem obrażać cnotę świętéj czystości, powstrzymywał od tego i najlekkomyślniejszych. Staraj się i ty w takich razach tak się zachować, abyś tego rodzaju obrazy Bożéj nie był uczestnikiem.

Modlitwa

Boże któryś błogosławionego Gerarda Opata, cnotą świętéj czystości od lat najmłodszych przyozdobić raczył; daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, czystém sercem i nieskażoném ciałem wiernie Ci służyć. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 844–846.

Nauka moralna

Tags: św Gerard Sagredo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat czystość relikwie św Eugeniusz pokora
2020-10-02

Świętych Aniołów Stróżów

Święto to ustanowione zostało około roku Pańskiego 1610.

(Treść nauki Kościoła o Aniołach Stróżach.)

Święto Aniołów Stróżów w dniu dzisiejszym przypadające, jest uroczystością którą każdy chrześcijanin z najszczególniejszém nabożeństwem obchodzić powinien. Można bowiem pod pewnym względem powiedzieć, że żadne inne święto tak zblizka nas nie dotyczy. W dniu dzisiejszym oddajemy cześć tym świętym istotom, które z liczby błogosławionych niebieskich duchów, są najciśléj z nami złączone, i to od chwili przyjścia naszego ma świat aż do grobowéj deski, a nawet i po śmierci. Są one tak daleko ciągle przy nas, że prócz Boga, który wszech-obecnością Swoją wszystkie miejsca ogarniając, ciągle i wszędzie jest przy nas, albo raczéj my w Nim zawsze, z nikim innym, chociażby nam najbliższym, nie mamy i nie możemy mieć tak nieprzerwanego towarzystwa, jak z naszym Aniołom Stróżem. Nie widzimy go wprawdzie oczami cielesnemi, lecz uczy nas tego wiara; a jak wiemy, to co ona nam podaje do wierzenia pewniejszém jest jeszcze, niż gdybyśmy się o tém własnemi oczami przekonali. Jużby więc to samo dostateczném być powinno aby święto naszego Anioła Stróża obchodziło nas wyjątkowo.

Lecz nie dość na tém że mamy tą niewymowną pociechę, iż posiadamy ciągle przy sobie Ducha niebieskiego. Przydała go nam nieograniczona dobroć Boska, nie na to tylko aby on nam towarzyszył i był jakby obojętnym widzem wszystkiego, co się z nami dzieje; lecz o! niepojęta troskliwości Stwórcy nad Jego nędzném stworzeniem, Pan Bóg dał go nam głównie, owszem jedynie na to, aby się on nami opiekował, strzegł nas, zasłaniał od wszelkiéj tak na ciele jak i na duszy szkody, odsuwał od nas wszelkie pokusy i napady szatańskie, podawał święte myśli i natchnienia do serca naszego, dopomagał do spełnienia wszelkich dobrych czynów, nasze modlitwy zanosił przed Tron Boga, i w końcu nieodstępował nas nawet kiedy przed tymże Tronem staniemy dla zdania rachunku po śmierci, i tam bronił wedle całej swojéj możności naszéj sprawy, od któréj cała nasza wieczność zawisła. Gdy więc tém jest dla każdego z nas jego Stróż Anioł, gdy takiego każdy z nas ma w nim opiekuna i pośrednika, i to nie na jaki jeden tylko wypadek, nie w jednéj jakowéj potrzebie, lecz w każdém bez wyjątku zdarzeniu i w całym bez żadnéj przerwy ciągu naszego życia od przyjścia na ten świat aż do przejścia na tamten, czyż nie słusznie powiedzieć mogliśmy, że święto dzisiejsze na uczczenie Aniołów Stróżów przeznaczone, jest świętem najbliżéj i najbardziéj nas obchodzącém.

Postanowione ono zostało, a raczéj do dnia dzisiejszego przywiązane, dopiéro przez Papieża Pawła V w wieku XVII, lecz już i wprzód w wielu krajach chrześcijańskich, a szezcgólnie w Hiszpanii obchodzone było. Wszakże postanowienie tego święta, nie było postanowieniem dopiéro wtedy oddawania czci świętemu Aniołowi Stróżowi; gdyż cześć takowa i nabożeństwo do Anioła Stróża, powstały razem a Kościołem. Skoro Pan nasz Jezus Chrystus nauczył wszystkich wiernych, że każdy z nas ma Anioła Stróża, przez to samo nauczył nas z jaką czcią dla nich być powinniśmy. Cześć Aniołom w ogólności była oddawana i w Synagodze to jest pod starym Zakonem, lecz cześć Aniołów Stróżów w szczególności, zdaje się że wzięła swój początek dopiéro z Kościołom; a to co o tém mówią Ojcowie święci dowodzi że za najdawniejszych czasów chrześcijaństwa była bardzo upowszechnioną. „Nic tak wysokiego wyobrażenia nie daje o zacności duszy naszéj, pisze święty Hieronim w pierwszych wiekach Kościoła żyjący, jak gdy zastanawiamy się nad tém, że dla każdéj od chwili naszego urodzenia przeznaczył Pan Bóg Anioła za Stróża.”

Stwórca najwyższy, według powszechnéj nauki katolickiéj, całym światem stworzonym rządzi przez Aniołów, a więc tymże sposobem rozciąga Swoję opatrzność i nad ludźmi, używając tychże błogosławionych duchów do kierowania wszystkiém co się nas w ogólności tyczy. Lecz że człowieka umiłował Pan Bóg nad wszelkie stworzenie, bo nietylko go stworzył jak każde inne dzieło rąk Swoich, lecz nawet odkupił krwią własną, więc ze szczególnego przywileju, prócz Aniołów których używa do kierowania w ogólności wszystkim co się do ludzi odnosi, jeszcze przeznaczył jednego z nich dla każdego z nas zosobna, o czém wyraźnie mówi Pismo Boże: „Aniołom swoim przykazał o tobie, aby cię strzegli w drogach twoich” 1. Objawiając zaś nam to wielkie dobrodziejstwo Boże, Księgi Święte uczą nas także jak względem tych naszych niebieskich towarzyszy zachować się powinniśmy i jakich opiekunów w nich posiadamy. Obraz bowiem jednego i drugiego mamy w tém, co Pan Bóg mówi do Mojżesza o Aniele którego mu zsyłał dla straży ludu wybranego: „Oto ja poszlę Anioła mojego, powiedział Pan Bóg do niego, któryby szedł przed tobą i strzegł na drodze, wyprowadził cię na miejsce którem nagotował. Szanuj go i słuchaj głosu jego, a nie lekceważ go sobie, bo nie opuści cię kiedy zgrzeszysz, i jest imię moje w mim; a jeśli usłuchasz głosu jego, a czynisz wszystko co mówię, nieprzyjacielem będą nieprzyjaciołom twoim, i utrapię tych którzy ciebie trapią” 2. A także ważne usługi jakie Archanioł Rafał oddał młodemu Tobiaszowi, o czém również wspomina Pismo Boże, a oraz i wdzięczność jaką mu za to Tobiasz okazywał, uczą nas czém są dla nas Aniołowie Stróże i jaką my za to wdzięcznością dla nich przejęci być powinniśmy. „Ojcze, rzekł wtedy młody Tobiasz do starego: co mu za zapłatę damy? bo cóż może być godném dobrodziejstw jego” 3.

Zastanawiając się nad Boga naszego dla człowieka dobrodziejstwem w przydaniu mu Anioła za stróża, tako tém pisze święty Bernard Doktor Kościoła: „Aniołom swoim poleci cię, cóż to za łaska! co za dowód wielkiéj miłości! Któż bowiem jest ten co to zlecenie zrobił? komu je dał? o kogo mu tu chodziło?i co nakazał? zastanówmy się nad tém bracia, i nigdy tego nie wypuszczajmy z pamięci. Któż jest ten co to polecił? Oto ten Pan przedwieczny, któremu podlegają Aniołowie; On to im rozkazał, aby cię strzegli we wszystkich drogach twoich. A więc Stwórca najwyższy wydał rozkaz tym wzniosłym duchom, które są ma najbliższemi, które właściwie mówiąc są jego domownikami, a rozkaz przez który głównie ma ciebie no celu. A kimże ty jesteś? Czém jest człowiek o! Boże mój, abyś o nim pamiętał! Jakby człowiek był czém inném jak nędzną zgnilizną. Lecz jak myślisz co o tobie Pan Bóg rozkazał? polecił Aniołom Swoim aby strzeli cię. Jakiémżo więc poszanowaniem, jaką miłością i ufnością słowa te napełniać nas powinny: uszanowaniem dla obecności Anioła, miłością za jego ku nam miość, ufnością w jego możną opiekę. Gdziekolwiek przeto znajdować się będziesz, chociażby w najskrytszém miejscu, miéj uszanowanie dla twojego Anioła. Czyż odważysz się w jego obecności na coś takiego, czegobyś nie śmiał spełnić w obecności jakiejkolwiek poważnej osoby? Czy wątpisz że on jest przy tobie, dlatego że go nie widzisz; a przecież kiedy wiara cię tak uczy, pewniejszym tego być możesz niż gdybyś ma to patrzał. Serdecznie więc miłujmy naszych Aniołów Stróżów, z którymi kiedyś będziemy wspólnie przebywać w Niebie, a których dał nam Pan Bóg za przewodników, opiekanów i mistrzów nieodstępnych na ziemi. Czegóż obawiać się możemy zostając pod strażą tak potężnych obrońców? Ani ich żadne trudności przezwyciężyć nie mogą, ani żadna siła odwrócić od posłannictwa jakie im Pan Bóg przeznaczył, a tém jest aby nas ciągle zwracali do ostatecznego końca naszego, to jest do osiągnięcia wiecznéj chwały w Niebie, bo dla tego właśnie zlecił im strzedz nas we wszystkich drogach naszych. Owoż, w spełnianiu tego posłannictwa są przemądrymi, wiernymi i potężnymi, czegoż więc lękać się możemy? Tylko z naszéj strony powodujmy się wiernie ich przewodnictwem; kochajmy ich bardzo, a ile razy natrze na cię silna pokusa, albo ogarnie cię smutek, udawaj się do Anioła który jest twoim Stróżem, towarzyszem, opiekunem, twoim obrońcą w niebezpieczeństwach, i pocieszycielem w strapieniach. Wzywaj go wtedy wołając: /Panie giniemy, zachowaj nas/”. 4

Lecz głównym naszym obowiązkiem względem Anioła-Stróża, jest doskonałe posłuszeństwo natchnieniom jakie on w sercach naszych rozbudza, a które o ile są dobre, święte i ku pożytkowi duszy naszéj służące, od niego pochodzą. Na to bowiem właśnie i przedewszystkiém, z nieprzebranéj dobroci Swojéj, przeznaczył Pan Bóg za nieodstępnego nam towarzysza tego Ducha niebieskiego, stanowiąc go naszym przewodnikiem, i najbliższym pomiędzy nami z Duchem-Świętym od którego wszelkie łaski pochodzą, pośrednikiem.

Jak z jednéj strony mamy zawziętego wroga duszy naszéj, ciągle zajętego wynajdowaniem sposobów aby nas zgubić, a tém jest szatan; tak z drugiéj mamy wiernego i najtroskliwszego o prawdziwe dobro nasze przyjaciela, a tym jest Anioł-Stróż, wszelkiego dokładający starania, aby nas uświątobliwić i jak najmilszymi uczynić Panu Bogu. Szatan nas prześladuje, z powodu nienawiści jaką pała do Stwórcy; a Anioł-Stróż nas broni i opiekuje się nami, z miłości ku Bogu który go do tego jedynie przeznaczył. Jakimże byłoby to szaleństwem, jaką względem Boga najlepszego niewdzięcznością, jak straszném zaślepieniem, nadstawiać ucha poszeptom istoty piekielnéj, mającéj na celu tylko wieczne nasze nieszczęście, a nie słuchać głosu natchnień tego Niebieskiego zesłannika, którego wszystko co się nas tyczy obchodzi jeszcze bardziéj niż nas samych, który płacze nad każdym naszym upadkiem, a nie zrażając się niczém i nigdy, zawsze nas wspiera, ratuje i do Nieba pragnie zaprowadzić,

Ile razy przychodzi nam spełnić jaki czyn dobry, albo oprzeć się pokusie wiodącej do złego, czujemy w sobie tę walkę przez dwóch tych duchów wszczynaną: bowiem wróg nasz chce nas powstrzymać od dobra, a przywieść do złego; a najdroższy nasz Stróż-Anioł przeciwnie, usiłuje powstrzymać nas od grzechu nakłonić do cnoty. Czyż godzi się wahać się wtedy? Niech Bóg dobry uchować nas od tego raczy. Lecz aby tak było prośmy Go o to właśnie za pośrednictwem Anioła-Stróża, który wszystkie nasze prośby przed tron Jego zanosi, a prośmy bezustannie, aż do chwili śmierci, abyśmy i wtedy skrzydłami naszego Stróża niebieskiego od ostatecznych napaści złego ducha wyzwoleni, mogli na wieki dziękować Bogu za to niewymowna dobrodziejstwo jakiém nas obdarzył w czasie, przeznaczając dla każdego z nas za nieodstępnego opiekuna jednego z błogosławionych Duchów majestat Jego w Niebie otaczających.

Pożytek duchowny

Wyznaj szczerze że albo bardzo słabe, albo żadnego dotąd nie miałeś nabożeństwa do twojego Anioła Stróża, i tak się względem niego zachowałeś, jakbyś nie wiedział wcale o tak wielkiém dobrodziejstwie Boga dla ciebie. Niech więc odtąd będzie inaczéj. Rozbudź w sercu twojém wielkie do świętego Anioła Stróża twojego nabożeństwo, i w każdéj nacierającéj na ciebie pokusie, niezwłocznie a z najzupełniejszą ufnością, uciekaj się pod jego skrzydła.

Modlitwa (Kościelna)

Boże który z niewysłowionéj Opatrzności Świętych Aniołów dla straży naszéj wysyłać raczysz, daj nam pokornie Cię o to proszącym, i skutku ich obrony zawsze doznawać, i wieczną społecznością cieszyć się z nimi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 841–843.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 792

Na pytanie młodego Tobiasza, odpowiada Kościół święty przez usta świętego Bernarda:

  1. Winniśmy cześć przynależną tak wzniosłym istotom, które przewyższają wszystkich śmiertelnych mądrością, dzierżą wszystkie dary Ducha świętego i posiadają wszystkie cnoty i szczęście wiekuiste. Uważajmy w nich nie tylko stworzenia godne czci i cieszące się łaską Bożą, ale zarazem wysłańców Ojca niebieskiego i wyobrazicieli Jego miłosierdzia i troskliwości o dobro nasze cielesne i duchowe.
  2. Winniśmy im wdzięczność. Dobrodziejstwa, którymi nas darzyli od dnia urodzenia naszego, potęga ich wstawiennictwa za nami do Boga, mądrość ich przestróg i napomnień, a nadto ich gotowość pomocy jest tak wielka, że trudno nam odgadnąć, jak im się za to wszystko od wdzięczyć należy. Ubóstwo nasze starczy nam tylko na okazanie im słowami wdzięczności, na wysławianie szczęścia, jakiego doznają w Niebie, na podziwianie gotowości, z jaką nam czynią tak rozliczne przysługi, z których nie zawsze korzystamy na uświęcenie żywota naszego.
  3. Nasze zaufanie do Aniołów Stróży winno być bezwarunkowe. Z jednej strony są oni skłonni opiekować się nami, ale z drugiej są sługami Boga, poddanymi Jego świętej woli i gotowymi pełnić Jego rozkazy. Wolą Boga jest, abyśmy Go błagali o Jego świętą łaskę i prosili Aniołów Stróży o łaskawe ich pośrednictwo. Gdyby nam udzielali opieki i pomocy bez prośby naszej, nie świadczyliby nam dobrodziejstw, lecz narzucaliby nam się wbrew woli naszej. Słusznie przeto mówi święty Bernard: „Jeśli was nawiedzać będzie pokusa albo utrapienie, proście o pomoc tego, który was strzeże, który jest waszym przewodnikiem, który wam nie odmawia swej pomocy w cierpieniu”. Aby nas do takiego zaufania zachęcić, Ojciec święty Pius VII przeznaczył sto dni odpustu dla tych, którzy z nabożeństwem odmówią następującą

Modlitwę

Aniele Boży, Stróżu mój, mnie Tobie z dobroci Boskiej poleconego strzeż, rządź i kieruj. Amen.

Modlitwa powyższa zapewnia odpust każdemu, kto ją przez cały rok co dzień rano i wieczór odmawia. Odpust ten może być również ofiarowany za dusze pozostające w czyśćcu.

Footnotes:

1

Psalm. XC. 11.

2

Exod. XXIII. 20.

3

Tob. XII. 2.

4

Mat. VIII. 25.

Tags: anioł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Pius V św Hieronim śmierć
2020-10-01

Św. Remiego, Arcybiskupa Remińskiego

Żył około roku Pańskiego 545.

(Żywot jego był napisany przez świętego Grzegorza Turoneńskiego.)

Święty Remigi przyszedł na świat przy końcu piątego wieku we Francyi, z ojca Emila udzielnego hrabiego na Leonie, i matki Cylinii którą Kościoł w poczet Świętych zaliczył. Małżonkowie ci podeszłego doszedłszy wieku a niemając potomstwa, stracili już byli nadzieję aby Pan Bóg raczył ich w tém pocieszyć.

Podówczas Francya w opłakanym była stanie, tak z powodu nieładu jaki panował wewnątrz, jak i niebezpieczeństw jéj grożących od zewnętrznych nieprzyjaciół ale co najsmutniejsza, większa część narodu była pogrążona w pogaństwie, i sam król był poganinem.

Na miejscu bardzo ustronném mieszkał wiolkiéj Świątobliwości pustelnik, nazwiskiem Montan, któremu gdy razu pewnego gorąco się modlił za kraj swój, Pan Bóg objawił że wysłuchał modlitwy jego, i że Emil i Cylinia będą mieli syna, który całe państwo nawróci do wiary świętéj i wyratuje od zguby, a on sam Montan który był ślepym, przy urodzeniu zapowiedzianego dziecięcia wzrok odzyska, co wszystko wiernie się spełniło. Święta Cylinia powiła syna, który od kolebki wychowywany pod okiem świątobliwéj matki, coraz wyższéj pobożności przedstawiał oznaki, a skoro do lat młodzieńczych doszedł, uchodząc przed niebezpieczeństwem grożącém każdéj duszy w życiu światowém, udał się na puszczę, mając zaledwie lat piętnaście. Tam oddany najostrzejszéj pokucie, udarowany łaskami wysokiéj bogomyślności, takiemi zajaśniał cnotami, że po śmierci Gennnada Arcybiskupa Remińskiego lud i duchowieństwo jednogłośnie jego na tę stolicę pasterską wyniosło, chociaż miał dopiéro lat dwadzieścia. Gdy wymawiał się od tego Remigi, a lud tłumnie go otaczał w kościele błagając aby przyjął Arcybiskupstwo, światłość zstąpiła na jego głowę, co i on sam ujrzawszy nie opierał się dłużéj, upatrując w tym cudzie objaw woli Bożéj.

Jakoż, objąwszy tę godność, dowiódł on niezwłocznie że go sam Duch Święty na nią powołał: niezmordowany w gorliwości o dobro dusz mu powierzonych, ojciec ubogich, wdów i sierot, przebiegał ciągle swoję dycezyą, głosząc słowo Boże i sprawując Sakramenta święte. Wszędzie poznosił pojawiające się nadużycia, i wielką liczbę dusz w pogaństwie jeszcze pogrążonych ma łono Kościoła przywrócił. Powstawał szczególnie przeciw niewierności małżeńskiéj, co było grzechem upowszechnionym podówczas w jego dyecezyi, gdzie obyczaje pogańskie jeszcze zgubny wpływ swój wywierały. Wkrótce téż nietylko wykorzenił tę zbrodnię, lecz i ducha pobożności w wiernych jego pieczy powierzonych rozżywił.

Obok wysokiéj świątobliwości jaką przyświecał na swojéj stolicy, obdarzonym był od Pana Boga i łaską czynienia cudów, z czego tak słynął, że wielki święty Benedykt założyciel zakonów na Zachodzie, żyjący za jego czasów, do niego odsyłał opętanych aby ich uzdrawiał. Zdarzyło się że gdy razu pewnego tenże Święty przysłał do niego nieszczęśliwą dziewicę w tym stanie będącą, Remigi przez pokorę nie chciał przystąpić do jéj egzorcyzmowania, mówiąc że kiedy tak wielki sługa Boży jak Benedykt napróżno to czynił, więc i on nie będzie miał mocy wygnać z niej szatana. Lecz na prośby rodziców opętanéj pomodlił się nad nią, i wnet od złego ducha ją wyzwolił. Co większa, gdy taż dziewica wkrótce potém umarła, wskrzesił ją w obecności licznie zgromadzonego ludu. W mieście Rejms powstał razu pewnego wielki pożar, który zniszczył już był trzecią część miasta, i resztę niechybnie miał ogarnąć, gdy doniesiono o tém Arcybiskupowi. Ten niezwłocznie udał się na modlitwę do kościoła świętego Nikazego Męczennika, dawnego Arcybiskupa Remińskiego, a po chwili zawoławszy: „O! Boże wysłuchaj mojéj prosby” pośpieszył na miejsco gdzie największy był ogień. Przybywszy tam przeżegnał płomienie, które w tejże chwili zaczęły opadać i uchodzić przed nim w miarę jak ścigając ja ciągle je żegnał, aż zebrawszy się jakby w kulę ognistą wyszły za bramy miasta na puste pole i zniknęły.

Miał sobie objawioném że ciężki głód spotka kraj cały. Nagromadził przeto wiele zboża do śpichlerzy, aby je mieć w zapasie. Niegodziwi ludzio podłożyli pod składy te ogień, który je zniszczył. Radzono Arcybiskupowi aby domagał się wykrycia i ukarania zbrodniarzy. Nie chciał tego uczynić, mówiąc iż sam Bóg zeszle na nich karę. Jakoż, nędznicy ci podpadli ciężkiéj chorobie głowy która przeszła w ich całe pokolenie, a niewiasty dostały rozdęcia gardła podobnego do woli, którą są dotknięte kobiety góralskie.

Na tronie francuzkim zasiadał wtedy Klodoweusz poganin, który miał za żonę Klotyldę królewnę Burgundzką chrześcijankę gorliwą, która wszelkiemi sposobami starała się małżonka nawrócić, lecz wszystkie jéj starania były próżnemi. Król tan znakomity wojownik, rozszerzając granice Francyi, w wojnie jaką prowadził z Niemcami i Szwedami, w wielkiém ujrzał się niebezpieczeństwie. W stanowczéj bitwie wojsko jego już miało iść w rozsypkę, gdy książe Orleański radny pan królewski, a który był chrześcijaninem, rzekł do niego: „Królu uwierz w Boga prowdziwego którego czci twoja małżonka, a wnet zwycięstwo odniesiesz.” Klodoweusz usłuchał téj rady i wśród wrzącéj walki wzniósłszy oczy i ręce do Nieba zawołał: „Jezu Chryste którego moja Klotylda wyznaje jako Syna Bożego, jeżeli dasz mi zwycięstwo uwierzę w Ciebie, i chrzest przyjmę.” Zaledwie tę modlitwę skończył, a los bitwy zmienił się nagłe. Francuzi jakby jaką niewidzialną siłą parci zwrócili się z zapałem na Niemców, którzy na głowę pobici, straciwszy króla który wojskiem dowodził, zdali się na łaskę i niełaskę Klodoweusza i lennikami jego pozostali. Klodoweusz po tém cudowném zwycięstwie odniósł drugie a nierównież dla niego i dla całéj Francyi szczęśliwsze, bo nad wrogiem dusz ludzkich. Spełnił uczynione Panu Bogu przyrzeczenie: został chrześcijaninem, pociągając do tego przykładem swoim i rycerstwo i cały lud francuzki.

Uszczęśliwiona z nawrócenia małżonka królowa, zawezwała świętego Remigiego aby przygotował Klodoweusza do Sakramentu Chrztu świętego i takowy mu udzielił. Pewnego wieczora gdy święty miał naukę do króla i wielu dworzan zgromadzonych w pałacowéj kaplicy królowéj, będącéj pod wezwaniem świętego Piotra Apostoła, nagle zstąpiła z nieba światłość tak wielka, że jaśniejszą wydawała się nad słońca, i dał się słyszeć głos z Nieba w te słowa odzywający się: „Pokój wam: nie trwóżcie się, a trwajcie w mojéj miłości.” Król królowa i wszyscy obecni rzucili się do nóg Świętemu, który nieprzerywając przemowy jaką miał wtedy, przepowiedział Klodoweuszowi wiele przyszłych wypadków tyczących się jego następców i całéj Francyi. Zapowiedział mu że państwo jego do wielkiéj dojdzie potęgi, lecz oraz ostrzegł że póty się przy niéj utrzyma, póki jego następcy i naród francuzki, wierni swojemu posłannictwu, wspierać będą Kościół i w téj swojéj powinności nie dadzą się wyprzedzić nikomu.

Wkrótce potém odbył się i chrzest Klodoweusza. Lud tłamnie zgromadzony w kościele czekał na niego, a zawiadomiony już dawno o cudownie odniesioném przez niego zwycięstwie nad nieprzyjacielem w skutek wezwania Imienia Chrystusowego i sam spragniony był przyjęcia wiary świętej. Przybył król otoczony orszakiem rycerzy i pierwszych panów dworu, prowadzony za rękę przez świętego Remigiego.

Gdy już zabrano się do świętych obrzędów spodobało się Panu Bogu uderzającym cudem objawić niejako iż władza królewska w tym narodzie z samego Nieba odbiera zatwierdzenie. Kiedy Arcybiskup miał już namaszczać Klodoweusza świętém Chryzmem czyli olejem poświęconym na to umyślnie, zdarzyło się że kleryk niosący z nim naczynie opóźnił się, niemogąc przedrzeć się przez ciżbę ludu zgromadzonego w kościele. Wtedy Arcybiskup się pomodlił, i ujrzano białą gołębicę nadlatującą, która w dziobie trzymała flaszkę pełną oliwy z nieba przysłanéj, złożyła je w ręce Remigiego i zniknęła napełniając kościół wonią przecudną. Cudowną tę flaszkę przechowano starannie, i oléj z niéj używano zawsze do namaszczania królów francuzkich gdy na tron wstępowali. Cud ten wielce pocieszył króla i jeszcze go bardziéj w wierze utwierdził, równie jak i wszystkich obecnych. Cały lud zgromadzony głośno zawołał: „i my wszyscy chcemy zostać chrześcijanami.” Arcybiskup zaś udzielając królowi chrztu świętego, gdy tenże schylał głowę pod wodę święconą, rzekł do niego: „Klodoweuszu poddaj kark twój pod jarzmo Chrystusa, i od tej chwili czcij tego któregoś dotąd prześladował, a prześladuj te bożki którym cześć oddawałeś.” Potém nadał mu imię Ludwika, które on pierwszy nosił z królów francuzkich, i stał się założycielem tego rodu długo i świetnie we Francyi panującego. Wraz z królem zostali chrześcijanami wszyscy Frankowie, a Klodowensz i wielu panów udzielnych francuzkich obdarzyło Remigiego wielkiemi posiadłościami, któremi on wzbogacił swój kościół Remiński, a w innych częściach kraju pozakładawszy dyecezye, uposażył je także i obsadził Biskupami. Papież bowiem święty Hormidasz zrobił go swoim legatem, upoważniając do zaprowadzenia w całym kraju Franków co potrzebném było do ustalenia kościoła i całej jego hierarchii. Zaopatrzony więc takiemi przywilejami, popierany powagą królewską, jak wielki Święty od całego narodu czczony, stał się on głównym Apostołem Francyi i założycielem monarchii chrześcjjańskiéj w tém potężném państwie. Długo jeszcze potém przyświecał Frankom swojemi cnotami, utwierdzał w wierze naukami i cudami licznemi, i nie ustawał w pracach apostolskich, chociaż w podeszłym wieku zesłał na niego Pan Bóg ślepotę; przed samą śmiercią wszakże wzrok odzyskał. Mając sobie objawiony dzień zgonu przyjął Sakramenta święte, a rzewnie żegnając otaczających go przyjaciół i duchownych, zasnął w Panu 13 Stycznia roku Pańskiego 545 mając lat siedemdziesiąt cztery.

Pożytek duchowny

Te słowa które święty Remigi wymówił do Klodoweusza gdy mu chrzest udzielał: „Nachyl kark swój pod jarzmo Chrystusa i czcij Tego któregoś dotąd prześladował, a prześladuj to coś czcił dotąd” zamykają w sobie całą treść tego, co każdy grzesznik szczerze się nawracający czynić powinien. Uważaj czy i tobie nie wypada do nich się zastosować, a jeśli tak jest nie zwlekaj! bo nie wiesz ani dnia ani godziny, w któréj stanąć ci przyjdzie na straszny sąd Tego, którego grzechami twojemi prześladujesz.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, aby błogosławionego Remigiego Wyznawcy Twojego i Biskupa czcigodna uroczystość, i przydała nam wzrostu w cnotach chrześcijańskich i zbawienie nasze zapewniła. Przez Pana naszego itd.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 838–840.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 785

Któż by nie podziwiał gorliwości, z jaką święty Remigiusz używał swych zdolności, czasu i władzy swego urzędu dla pozyskiwania Niebu dusz i mnożenia chwały Boskiej! Czyż może być coś piękniejszego nad taką pracę? I na nas ciąży obowiązek pozyskiwania dusz Niebu, a to z dwóch powodów:

  1. Z miłości ku Bogu. Wiemy przecież z katechizmu, jak drogie są Bogu dusze ludzkie, jak wysoko je ceni, co dla nich uczynił i co dzień czyni za pośrednictwem Kościoła. Stąd wynika, że nie możemy Bogu uczynić większej przysługi, jak wstrzymując bliźnich od grzechu, polecając im pokutę i zachęcając ich do umiłowania nade wszystko Boga. „Mniejszą ma zasługę – mówi święty Chryzostom – kto chłoszcze ciało, aniżeli ten, kto Bogu duszę pozyska; korzystniejsze działanie tego, kto ocala bliźnich, niż tego, co czyni cuda”. Świętą prawdę zamykają w sobie słowa świętego Grzegorza Wielkiego: „Żadna ofiara nie jest milsza Bogu od gorliwości w pozyskiwaniu dusz”.
  2. Miłość bliźniego wkłada na nas ten sam obowiązek. Pismo święte mówi: „Bóg nakazał każdemu troszczyć się o bliźniego”. Troska ta powinna daleko więcej dotyczyć duszy niż ciała i dóbr doczesnych, gdyż wartość duszy jest nieskończenie wyższa od wartości ciała. Gdy podróżny zabłądzi, każdy poczuwa się do obowiązku przestrzeżenia go i wskazania mu właściwej drogi. Czemuż tedy milczymy, gdy bliźni dopuści się czegoś, co wykracza przeciw moralności i czci powinnej Bogu? Słusznie żali się święty Bernard, pisząc: „Gdy upadnie osioł, znajdzie się, kto go podźwignie. Gdy upadnie nasz brat w Chrystusie, nikt mu nie poda ręki, aby mógł powstać”. A przecież nie brak sposobności do ratowania bliźnich. Módlmy się za nich rano i wieczorem, wstawajmy rychlej, aby pójść na Mszę świętą, przyjmujmy Komunię świętą na intencję bliźnich; bądźmy oszczędniejsi w wydatkach, aby odłożyć jakiś grosz na misje, a słodka nam będzie wdzięczność dusz, do których ocalenia przyczyniliśmy się w jakikolwiek sposób.
Tags: św Remigiusz z Reims „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup małżeństwo nawrócenie Francja
2020-09-30

Św. Hieronima, Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 422.

(Żywot jego był napisany przez Maryana Wiktoryusza, Biskupa Reatyńskiego.)

Święty Hieronim był rodem ze Strydonu, miasta na granicach Dalmacyi i Pannonii położonego. Przyszedł na świat w roku Pańskim 332, z rodziców gorliwych chrześcijan, którzy go téż bogobojnie wychowywali. Po odbytych w domu naukach, do których nadzwyczajną zdolność okazał, wysłany został na wyższe kształcenie się do Rzymu, gdzie pod najbieglejszym podówczas mistrzem Donatem, wielki w umiejętnościach postęp uczynił, lecz oraz i w ćwiczeniach pobożnych nie ustawał. „Gdym przebywał w Rzymie, będąc młodym, pisze on, często nawiedzałem groby Apostołów i Męczenników, po głębokich pieczarach chowane.” Następnie kształcił się pod innymi jeszcze, najbieglejszymi nanuczycielami, i w krótkim czasie przewyższył wszystkich łacińskich i greckich uczonych, wsławiwszy się przytém znakomitym darem wymowy.

Chociaż zawsze odznaczał się przykładném życiem, jednakże jak sam to w pismach swoich pokornie wyznaje, młodość jego, pod względem obyczajów, nie była bez zarzutu. Lecz skoro ochrzczonym został, co według ówczesnego zwyczaju, nastąpiło dopiero gdy w dojrzałym był wieku, jął się od razu drogi najwyższéj doskonałości Ewangelicznéj. Zerwał prawie zupełnie stosunki ze światem, ścisłemi postami i różnemi umartwieniami trapił ciało, i cały czas obracał na naukę i modlitwę.

Dla większego wydoskonalenia się w Teologii, udał się do Francyi, gdzie podówczas znajdowało się kilku najbieglejszych Teologów; a za powrotem ztamtąd, odwiedziwszy jeszcze Rzym i ojczyznę, postanowił wyłącznie poświęcić się na służbę Bogu, obrać życie zakonne, i w tym celu puścił się na Wschód. Zwiedziwszy Ziemią świętą, zaszedł na pustynią w Syryi, gdzie prócz tu i ówdzie pustelników po chatkach mieszkających, nie było żadnych mieszkańców. Wziąwszy z sobą znaczny zapas ksiąg Świętych, rozmyślając nad niemi, oddany bogomyślności i najostrzejszéj pokucie, wiódł tam żywot pustelniczy. A mając sposobność wyuczenia się hebrajskiego języka, oddał się temu głównie w tym celu, aby lepiéj Pismo Boże zrozumiał. Kosztowało go to nie mało pracy, sam bowiem pisze: „Jakie w téj mierze napotkałem trudności, ilekroć razy, już prawie rozpaczałem, odstępowałem od téj nauki i znowu się do niéj brałem, świadkiem są ci co wtedy ze mną byli. Ale dziękuję Bogu, że z tak gorzkiego nasienia, słodkie owoce zbieram.”

Jakoż, wyuczony hebrajskiego języka, tak Poznał Pismo Boże, i tak dał mu Pan Bóg najtrudniejsze Ksiąg świętych miejsca wyłożyć, że według Świadectwa świętego Augustyna, nikt mu w tém nie wyrównał.

Na pustyni téj, różne ciężkie zesłał był na niego Pan Bóg próby. Z trzech jego towarzyszów, ukochanych od młodości przyjaciół, dwóch tam umarło, a trzeci Heliodor, którego szczególnie miłował, odstąpił go, nie dając się ani łzami jego zatrzymać, ani rzewnemi listami któremi za nim z puszczy długo gonił, napowrót przywołać. I szatan téż pokoju mu nie dał: na wynędzniałego od postów, dawno już na puszczy w bogomyślności tylko i księgach zatopionego, natarł najszpetniejszemi pokusami, rozbudzając w nim tęsknotę do świata który opuścił. Sam tak to opisuje: „Przebywając w pustyni mojéj, w któréj od skwaru słonecznego ledwo wytrzymać można było, bywały chwile, w których wyobraźnia przenosiła mnie do Rzymu, i otaczała wszystkiemi roskoszami światowego życia. Pomimo najsurowszych postów i umartwień ciała, pomimo łez jakie wtedy wylewałem, jęków i szlochów, serce moje pożerały najszpetniejsze żądze. Wtedy padałem do stóp krzyża, zlewałem go łzami; po całych tygodniach nic w usta nie brałem, kamieniem biłem się w piersi, i póty dzień i noc rozwodziłem jęki po całéj pustyni, aż przecież przychodziłem do tego, że przygasały piekielne płomienie które mnie paliły.

Święty Hieronim cztery lata przepędził wtedy na puszczy, w najostrzejszéj pokucie: a gdy szatan wewnętrznemi pokusami wygnać go ztamtąd nie mógł, wysłał na niego heretyckich mnichów, którzy chcieli go odwieść od jedności z Kościołem, a nie mogąc tego dokazać, takie na niego ściągnęli prześladowanie, że w końcu musiał opuścić puszczę Syryjską.

Zanim jednak z niéj wyszedł, miał pewne widzenie, przez które Pan Bóg raczył w nim umiarkować zbyt silne w naukach świeckich upodobanie. Razu pewnego, zdało mu się iż zaprowadzony był na sąd Boży, i tam zapytano go kim jest, na co odpowiedział: iż jest chrześcijaninem. Wtedy usłyszał głos: „Tyś nie chrześcijanin, ale Cyceronianin” 1 i w tejże chwili, tak ciężko zbity został, że wyszedłszy z zachwycenia, długo ślady odebranéj chłosty na ciele nosił. Posłużyło mu téż to na zbawienną naukę, i odtąd pozbył się zbytniego zamiłowania świeckiego piśmiennictwa.

Opuściwszy pustynię, udał się Hieronim do Jeruzalem, i przez czas pewien, w samotniejszych okolicach tego miasta, pustelniczy wiódł żywot. Lecz najdłażéj zatrzymał się w Betleem, gdzie dla wielkiego nabożeństwa jakie miał do tajemnicy Narodzenia Pańskiego, powziął zamiar osiąść na zawsze. Wszakże z polecenia Papieża świętego Damaza, z którym i na puszczy przebywając w piśmiennym był stosunku, udać się musiał do Antyochii, gdzie biskup Paulin, pomimo wielkich trudności jakie w téj mierze czynił święty Hieronim, wyświęcił go na kapłaństwo. Zastrzegł sobie jednak przytém masz Święty, że do żadnego kościoła w szczególności przeznaczonym nie zostanie, i że wolno mu będzie jak dotąd mniszy żywot prowadzić.

Wkrótce potém Papież powołał go do Rzymu, i tam stanął ten wielki sługa Boży, na wysokim świeczniku. Święty Damazy trzymał go ciągle przy boku swoim, używając do załatwiania najważniejszych spraw Kościoła powszechnego, a szczególnie do pisania odezw Papiezkich, przez które ten Ojciec Święty, rządził wszystkiemi kościołami. O czém także wspomina Hieronim w pismach swoich mówiąc: „W listach kościelnych, pomagałem Damazemu Biskupowi Rzymskiemu: odpowiadałem w jego imieniu różnym Synodom, tak na Wschodzie jak i na Zachodzie, bo zewsząd jako do Matki kościołów wszystkich, wszystkie inne kościoły, ze sprawami swojemi do Rzymu się udawały.” Wtedy to także, z polecenia świętego Damazego Papieża, Hieronim wzbogacił Kościoł nieoszacowanym skarbem różnych pism swoich. Przełożył z greckiego języka Stary-Testament na język łaciński, i to jego tłomaczenie równie jak i Nowego Testamentu, po dziś dzień, w kościele, za kanoniczne, to jest najprawniejsze jest uznane. On także z tymże Papieżem ułożył pacierze kapłańskie, takie jakie się dotąd odprawiają, a przytém wiele innych najznakomitszych wydał dzieł treści religijnéj, które go w rzędzie czterech największych Doktorów Kościoła postawiły. Znaczną liczbę pozostawił listów, w których wykłada najgłębsze tajemnice wiary, albo wyjaśnia najtrudniejsze ustępy Pisma Bożego, tak że jak się o nim jeden z Ojców Kościoła wyraża, każdy z listów jego, jest dziełem wysokiéj wartości.

Obok tego rodzaju prac swoich, Hieronim przebywając wtedy w Rzymie, nie mało dusz Panu Bogu pozyskał. Szczególnie wiele ich, pobudzając do doskonałego Ewangelicznego życia, ze świata wyrwał, i do wysokiéj doprowadził świątobliwości: między któremi najznakomitsze były Paula, Brezylia, Marcela, Felicyta, Eustachia i Melania, które wszystkie wielkiemi majątkami i świetnością rodu wzgardziwszy, a pod przewodnictwem Hieronima pokutnemu oddawszy się życiu, w poczet Świętych policzone zostały. Listy jego do nich pisywane, zawierają w sobie niewymowne bogactwa piśmiennictwa kościelnego.

Lecz na wpływ tak zbawienny Hieronima w Rzymie, piekło obojętnie patrzyć nie mogło. Pobudził na niego szatan złych ludzi, którzy prześladując go, a w różny sposób czerniąc i krzywdząc, zmusili do tego że Rzym opuścił. Udał się najprzód do Carogrodu, gdzie przez pewien czas przebył przy Świętym Grzegorzu Nazianzeńskim, w którego nauce bardzo się rozmiłował, a potém udał się do Ziemi świętéj, i tam w Betlehemie już na zawsze pozostał. Połączywszy się z nim Święta Paola, Eustachia, Melania i wiele innych świętych niewiast, założyły w tem mieście klasztor żeński, a wkrótce potém ichże nakładem i staraniem, stanął i drugi męzki w którym zamieszkał Hieronim. Gdy zaś w krótkim czasie, wielka liczba, uczniów się do niego zgromadziła, Święty posłał brata swego Paulina, aby dobra ich jakie posiadali w Dalmacyi sprzedał, i za pieniądze ztąd otrzymane, nowy wielki klasztor wystawił.

Mieszkając w. Betleemie, a słynąc już w całym świecie katolickim z wielkiéj swojéj nauki i wysokiéj świątobliwości, Hieronim i w tém ustroniu swojém, nie przestawał czynnie pracować dla Kościoła. Zewsząd udawano się do niego, jako do najuczeńszego męża, już to po radę w najważniejszych sprawach chrześcjaństwa, już dla poddania się jego przewodnictwu duchownemu. Z całą potęgą genialnych zdolności któremi obdarzył go Pan Bóg, walczył bezustannie pismami, przeciw najgłówniejszym podówczas kacerzom, a szczególnie Oreginistom i Pelagianom.

Wtedyto święty Augustyn, ten drugi wielki świecznik Kościoła, tylko co pojawiać się zaczął. Zawiązał z Hieronimem piśmienne stosunki, w których zaszło było pomiędzy nimi nieporozumienie. Wprawdzie, rozprawiali się żwawo, lecz wkrótce miłość która ich ożywiała, wszystko złagodziła, i święty Augustyn w tak wielkiéj czci miał Hieronima, i tak wysoko cenił jego naukę, iż dzieła swoje dawał mu do rozpatrzenia, jemu niektóre dedykował, i w wielkich trudnościach szczególnie co do zrozumienia Pisma świętego, do niego się uciekał. Był téż Hieronim jakby wyrocznią swojego czasu dla całego Kościoła Bożego. Zjeżdżali się do niego do Betleem, Biskupi i Prałaci, a w listownych stosunkach zostawał z uczonymi i najświątobliwszymi mężami, najodleglejszych części ówczesnego świata.

Lecz i tam przebywając, nie zażywał długiego spokoju. Pelagiusz, upokorzony w porażce, jaką poniósł w rozprawach swoich piśmiennych z Hieronimem, pobudził przeciw niemu jednego z Biskupów Ziemi świętéj, który nieprawnie przywłaszczając sobie nad nim władzę, (gdyż Betleem nie należało do jego Dyecezyi) w różny sposób go prześladował. Aż dopióro wdanie się samego Papieża kres temu położyło.

Prócz pracy nad dziełami których wiele ten Święty pozostawił, czynnie się zajmował zarządem nad braćmi swojego Betleemskiego klasztoru, a przyświecając im wzorem najwyższych cnót zakonnych, prawie codzień miewał do nich nauki, wykładając im Pismo Boże. Zgrzybiałéj już był doszedł starości, i ciągłemi nękany był chorobami; wszakże ani w pracach swoich, ani w umartwieniach nie folgował soie wcale. Czekał śmierci spokojnie, owszem pragnął chwili spoczynku na łonie Boga, a im ta chwila była bliższą, tém się weselszym okazywał. Kiedy na zdrowiu gorzéj zapadł, i widział że koniec jego jest blizki, zwołał braci zakonnych, zachęcał ich i utwierdzał w miłości Boga i miłości wzajemnéj, a pobłogosławiwszy, wśród ich modlitw i sam się modląc poszedł do Pana, po zapłatę za długą i wierną Mu służbę. Umarł w roku Pańskim 422 mając lat dziewięćdziesiąt, z których czterdzieści na puszczy spędził. Ciało jego przeniesione do Rzymu, pochowane zostało w kościele przenajświętszéj Maryi Panny Większéj, obok znajdującego się tam Żłobka Pana Jezusa, dla czci którego, tak długo w Betleemie mieszkał.

Tak się niegodnym poczytywał sługą Bożym, ten wielki Święty, że przez cało swoje życie kapłańskie, ani razu nie sprawował przenajświętszéj Ofiary Ołtarza!

Pożytek duchowny

Jeśli święty Hieronim, jak to w żywocie jego czytałeś, żyjąc na puszczy, nie był wolnym od najszpetniejszych pokus, i ażeby się ich uchronić, uciekać się musiał do gorącéj modlitwy; miarkuj, czy żyjąc wśród świata, gdzie się tak często na tego rodzaju pokusy jest wystawionym, potrafisz się im ostać, jeśli przez gorącą i częstą modlitwę, nie będziesz sobie wypraszał u Boga, potrzebnych łask do tego.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś Kościoł Twój, dla wykładu Pisma świętego, w błogosławionym Hieronimie wyznawcy Twoim, wielkim mistrzem obdarzyć raczył; spraw prosimy, abyśmy wsparci jego zasługami, to co on słowem i czynem nauczał, za pomocą Twoją spełniać potrafili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 830–833.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 778–779

Matronę Paulę po śmierci jej córki Blezyli pociesza św. Hieronim w następującym liście: „Cóż poczynam? Mam osuszyć łzy matki, a sam płaczę. Ze smutkiem przyznaję, że cały list ten jest łzami pisany. Wszakże i Pan Jezus opłakiwał Łazarza, ponieważ go miłował. Nie wielki to co prawda pocieszyciel, który nie umie powstrzymać swych westchnień, który może tylko szeptać słowa łzami przerywane. Powołuję się, droga Paulo, na świadectwo Pana Jezusa, w którego orszaku Blezyla obecnie bawi, powołuję się na świadectwo aniołów świętych, którzy ją przyjęli do swego grona, że cierpię na równi z tobą, jako duchowny ojciec i wychowawca twej córki. Ale czemu zasmuca nas śmierć drogich osób? Przecież nie na to się rodzimy, aby tu wiecznie pozostać. Abraham, Mojżesz, Piotr, Jan, Paweł, nawet Syn Boży umarł; a my się gniewamy, gdy się rozstaje czyjaś dusza z ciałem. Może ta dusza drogiej nam osoby dlatego ulatuje z ciała, «aby jej nie skaziła złość».

Tego tylko zmarłego żałować należy, na którego czyha piekło i na którego ukaranie czeka ogień wiekuisty. Wszyscy, których wita po śmierci zastęp aniołów, na których spotkanie idzie Pan Jezus, powinni się raczej smucić, że jeszcze muszą przebywać w namiocie śmierci, smucić ze względu na to, że dopóki tu na ziemi bawią, są dalecy od Boga. Tak jest, ubolewać powinni. «Biada mi, że się pielgrzymowanie moje przedłużyło; mieszkałem z obywatelami Kedaru: za długo przechodniem jest dusza moja» (Ps. 119, 5). Jeśli więc Kedar znaczy ciemność, a świat ten jest ciemnością, gdyż światło w niej świeci, ale ciemności światła nie rozumieją, tedy winszujmy Blezyli, która weszła z ciemności do światła i w pierwszym zapale wiary otrzymała wieniec doskonałości. Gdyby śmierć była ją rychlej porwała, gdy jeszcze miłowała świat i marzyła o jego rozkoszach, wtedy strumienie łez nie byłyby starczyły na pożałowanie jej. Teraz, gdy za sprawą miłosierdzia Bożego przed czterema miesiącami obmyła się za pomocą ślubów jakby chrztem drugim, a potem, pogardzając światem, żyła jakby w klasztorze, czyż cię nie przejmuje obawa, aby cię Zbawiciel za twój żal nie zganił, mówiąc: «Paulo, czy się gniewasz, że twoja córka stała się Moją córką? Gniewasz się i obrażasz Mnie grzesznymi łzami, że teraz mam ją u siebie? Wszakże wiesz, jak jestem usposobiony względem ciebie i twoich. Wstrzymujesz się od jadła, nie z zamiłowania postu, lecz ze strapienia; ale takiej wstrzemięźliwości nie lubię, taki post jest Mi wstrętny. Takimi męczennikami niech się pochlubi mądrość światowa. Moje oko spoczywa z upodobaniem na pokornych i łagodnych, którzy z uwielbieniem drżą przed słowami Mymi. Czyż taki jest owoc twego życia klasztornego, jaki Mi obiecywałaś? Czyż cię mam uważać za świętą i pobożniejszą tylko z powodu odzieży, którą się różnisz od innych niewiast? Duch twój zasmucony pochodzi jeszcze z czasów, gdy nosiłaś jedwabne szaty; trapisz się, unikasz Mnie, surowego Sędziego, jak gdybyś z Mych rąk wymknąć się zdołała! Jeśli szczerze wierzysz, że twa córka żyje, nie skarż się, że przeszła do życia lepszego. Taka jest wola Moja, którą objawiłem przez swych apostołów, że śmierć krewnych i powinowatych nie powinna was zasmucać, jak pogan».

Footnotes:

1

Cycero był znakomity pogański pisarz, na którego dziełach ś. Hieronim ćwiczył się w łacinie.

Tags: św Hieronim „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna doktor pokusy herezja śmierć
2020-09-29

Św. Michała Archanioła

Uroczystość ta ustanowioną została w pierwszych wiekach Kościoła.

(Treść nauki Kościoła o świętych Aniołach.)

Uroczystość Świętego Michała. Archanioła, postanowiona jest przez Kościoł Boży nietylko na cześć jego, lecz i wszystkich Aniołów świętych. Obchodzi się zaś pod jego wezwaniem, gdyż święty Michał Archanioł, poczytywany był zawsze za najwyższego wodza wszystkich duchów niebieskich, i za głównego Patrona Kościoła, jak był głównym Opiekunem Synagogi Żydowskiéj, przed przyjściem Zbawiciela.

Kościoł uczy nas, że Pan Bóg stwarzając świat, stworzył najprzód Aniołów; a przeznaczając ich do Nieba, lecz nie inaczéj aż sobie na to zasłużą, obdarzył ich rozumem i wolną wolą, aby z tejże własnéj woli trwając w stanie łaski w któréj stworzeni byli, zasłużyli sobie na pozostanie w chwale wiekuistéj na zawsze. Wielka ich liczba widząc się tak doskonałymi, wzbiła się w pychę: podniosła bunt przeciw Bogu wypowiadając Mu posłuszeństwo, za co strąceni zostali do piekieł i wskazani na wieczne męki, stając się szatanami czyli złymi duchami. Ci zaś święci Aniołowie, którzy w posłuszeństwie Bogu wytrwali, utwierdzeni za to na zawsze w stanie łaski, pozostali w Niebie, gdzie otaczając tron Stwórcy najwyższego, chwalą Go bezustannie, rozpływając się w radościach miłowania Boga i wpatrywania się w Niego na wieki. Są oni sługami Bożymi, gotowymi w każdéj chwili na Jego rozkazy, i Pan Bóg używa ich do spełnienia Swoich wyroków, tyczących się wszystkich stworzeń, a szczególnie ludzi. Aniołowie to także przedstawiają Bogu nasze modlitwy. Pan Bóg używa ich do objawienia ludziom woli Swojéj, albo do spełnienia w pewnych razach cudów. Przytém, każdemu człowiekowi przydał jednego z Aniołów za stróża nieodstępnego. „Aniołom Swoim, mówi Psalmista rozkazał Pan Bóg o tobie, aby cię strzegli na wszelkich drogach twoich” 1, i znowu: „Anioł Pański w około bojących się Go, i wyrwie je.” 2

Księgi Starego i Nowego Testamentu często wspominają o tych Duchach błogosławionych, i o sprawowaniu przez nich różnych poselstw do ludzi. Trzech Aniołów w postaci ludzi objawiło się Abrahamowi, zapowiadając mu narodzenie syna. Anioł Rafał towarzyszył w podróży młodemu Tobiaszowi. Anioł Gabryel oznajmił Prorokowi Danielowi przyszłe wypadki i zapowiedział czas w którym przyjść ma Zbawiciel. Tenże Anioł przepowiadał Zacharyaszowi narodzenie się świętego Jana Chrzciciela, i zwiastował przenajświętszéj Pannie wcielenie się w Jéj przeczystém łonie Syna Bożego, pozdrawiając Ją pełną łaski i Matką Odkupiciela. Aniołowie to podobnież oznajmili Pasterzom Betlejemskim narodzenie Odkupiciela świata. Aniołowie służyli Panu Jezusowi na puszczy, i jeden z nich pokrzepiał Go na modlitwie w Ogrójcu. Aniołowie ogłosili świętym niewiastom przybyłym do grobu Pańskiego, zmartwychwstanie Zbawiciela, a po Jego Wniebowstąpieniu, zapowiedzieli Jego powtórne przyjście na ziemię, jako Sędziego żywych i umarłych w dzień ostateczny.

Wiadomo, pisze święty Grzegorz Papież, że Aniołowie dzielą się na trzy oddziały czyli Hierarchie, a każda Hierarchia na trzy rzędy. Pierwszą Hierarchią stanowią Serafiny, Cherubiny i Trony; drugą Panowania, Mocy i Potęgi, do trzeciéj należą Księstwa, Archaniołowie i Aniołowie. Serafinami są ci którzy więcej od innych gorzeją miłością Boga; Cherubini więcéj od innych posiadają światła, i takowego drugim udzielają. Pismo Boże powiada że po wygnaniu Adama i Ewy z Raju ziemskiego, Pan Bóg postawił przed wejściem do niego Cherubinów z mieczami ognistemi, strzegącemi drogi do Drzewa-żywota. Tronami są Duchy niebieskie, służące Panu Bogu jakby za Stolicę Jego majestatu. Mocami, Aniołowie obdarzeni szczególną mocą do spełniania wielkich cudów. Poęgami są ci, którzy opierają się sprawom złych duchów i niweczą ich działanie, którzy kierują pospolitemi wypadkami na ziemi, i strzegą aby siły przyrodzone w całym stworzonym świecie rozlane, właściwie działały. Zowią się téż Potęgami dla tego, powiada Grzegorz Święty, że przez to objawiają potęgę Bożą. Panowania, są to Aniołowie mający władzę nad ludźmi, a którzy przewodzą nad Aniołami niższego rzędu. Księstwami są ci, którzy głównie opiekują się krajami i państwami.

Chociaż Aniołami nazywamy wszystkie te duchy, wyłączniéj daje się to nazwisko Aniołom należącym do ósmego i dziewiątego rzędu téj Hierarchii niebieskiéj. Wyraz Anioł znaczy posłannik albo posłaniec. Aniołów używa Pan Bóg za posłanników do rzeczy zwyczajnych, a Archaniołów do wypadków nadzwyczajnych i najważniejszych. Z tego rzędu są Archaniołowie Gabryel, Rafał i Michał, i ci trzéj tylko mają własne imiona, określające ich właściwe przymioty, Michał znaczy któż jak Bóg. Gabryel wyraża potęgę Bożą. Rafał przedstawia moc Bożą uzdrawiajacą.

Pomiędzy wszystkimi tymi Duchami, święty Michał zawsze poczytywany jet za najwyższego z całego tego niebieskiego zastępu, i dla tego szczególną cześć do niego mieć powinni wierni. W dziesiątym rozdziale swojego Proroctwa pisze Daniel że tak wyraził się do niego Anioł: „A żaden nie jest pomocnikiem moim w tém wszystkiém, jeno Michał Książe wasze”, a potém przydał mówiąc o ostatecznych dniach świata: „A czasu onego powstanie Michał Książe wielki, który stoi za synami ludu twego.” 3

Lacz i dawno przed Danielem jeszcze, święty Michał objawiał się ludziom, jak o tém dowiadujemy się z listów świętego Judy Apostoła, który powiada że ten Archanioł skrył przez ludem Izraelskim grób Mojżesza, aby mu Żydzi, skłonni do bałwochwalstwa, nie oddawali czci jak Bogu. 4 Święty Jan w swoich Objawieniach, opisuje także walkę jaką święty Michał staczał ze złemi duchami: „I stała się wielka bitwa na Niebie, pisze on, Michał i jego Aniolowie, walczyli ze smokiem: to jest z Lucyferem, i smok walczył i aniołowie jego to jest szatani. I nie mogli się ostać, ani miejsce ich odtąd znaleziono jest w Niebie. I zrzucon jest on smok, wielki wąż starodawny którego zowią dyabłem i szatanem, który zwodzi wszystek świat i zrzucony jest na ziemię i aniołowie jego z nim są zrzuceni.” 5 Święty to Michał także okazał się Jozuemu, gdy on przebył rzekę Jordamu, a zapytany wtedy od niego kim jest, odpowiedział: „Jestem Hetman wojska Pańskiego.” 6 Tenże Archanioł objawił się był Gedeonowi, aby skłonić go do wyzwolenia ludu Tzraelskiego z niewoli Moabitów; a niektórzy pisarze kościelni utrzymują, że on to także przedstawiał Majestat Boski i w krzaku ognistym, który widział Mojżesz, i na górze Synai, gdy tenże rozmawiał z Bogiem. Wszyscy przytém zgadzają się na to, że Aniołem okazującym się Panu Jezusowi w Ogrójcu, był Michał Archanioł. Lecz i od czasów Chrystusa Pana, święty Michał, w wielu miejscach świata chrześcijańskiego objawiał się, na dowód swojéj szczególnéj nad Kościołem Bożym opieki. Najsłajwniejszém jest objawienie się jego na górze Gorgońskiéj we Włoszech, za Papieztwa Grzegorza I, a pamiątka tego cudu obchodzi się uroczyście dnia 8 Maja. Nakoniec, on to głównie powoła świat cały na sąd ostateczny, i w walce jaką wtedy stoczy jeszcze raz z Lucyferem, pokona go i na zawsze zamknie piekle.

Lecz co także powinno pobudzać wiernych do szczególnego nabożeństwa do świętego Michała Archanioła, to że jemu Pan Bóg zlecił obowiązek wprowadzenia przed straszny swój trybunał, każdéj duszy, skoro z togo świata schodzi. Jakże powinniśmy skarbić sobie łaski i względy tego, który tym sposobem jest jakby pierwszym urzędnikiem Bożym, przy roztrząsaniu sprawy, od któréj zawisła cała wieczność nasza, i w którego ręce, można powiedzieć, że wychodząc z tego świata oddajemy duszę naszą! Przy uroczystości téż dzisiejszéj, śpiewa Kościoł w pacierzach kapłańskich: „Michale Archaniele! Pan Bóg postanowił cię nad wszystkiemi duszami, abyś je przyjmował”, i znowu: „Michał Archanioł, którego cześć sprowadza dobrodziejstwa na ludy, a modlitwa wiedzie nas do królestwa niebieskiego”, i także: „Michał któremu zwierzył Bóg dusze świętych, aby je wprowadził do królestwa niebieskiego.” 7 Pismo Boże wyraźnie zapowiada, że w najcięższych przejściach dla Kościoła święty Michał stanie w jego obronie: „A czasu onego powstanie Michał, który stoi za synami ludu twojego.” 8 I jedna z Antyfon święta dzisiejszego głosi: „Michał Archanioł przybędzie w pomoc ludowi Bożemu, stanie na ratunek duszom sprawiedliwych.”

Otóż są powody dla których Kościoł święty, nie ograniczając się na wzywaniu Michała Archanioła i wszystkich Aniołów w różnych modlitwach swoich, postanowił jeszcze i dzisiejsze święto na ich uczczenie odrębne, a nazywa uroczystość tę uroczystością Świętego Michała Archanioła, jako wodza głównego tych wszystkich Duchów błogosławionych.

Pożytek duchowny

Niech to coś czytał o Święcie dzisiejszém, pobudzi cię do nabożeństwa jak do wszystkich Aniołów w ogólności, tak i do świętego Michała Archanioła, jako głównego opiekana Kościoła Chrystusowego. Jenaj sobia względy tego błosławionego Ducha niebieskiego, z którym po śmierci twojéj niezwłocznie i najpierwéj się spotkasz na progach wieczności.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który w przedziwnym porządku, posługi Anielskie i ludzkie rozporządzasz, spraw miłościwie, aby ci którzy Tobie w Niebie służą bezustannie, życiem naszém na ziemi się opiekowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 827–829.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 776

Kościół katolicki wzywa pomocy świętego Michała przy umierających, on bowiem wyznaczony jest od Boga do tego, aby wiódł dusze chrześcijan przed sąd Boży. Dla tych, którzy się w chwili zgonu oddają pod jego opiekę i proszą o jego orędownictwo, jest św. Michał dzielnym pomocnikiem. Dlatego też modli się Kościół przy łożu konającego: „Święty Michale, archaniele, wspomagaj nas w walce, abyśmy na sądzie Bożym nie poszli na zgubę”. A w Mszy żałobnej: „Chorąży Michał święty niech zawiedzie dusze, Panie Jezu, do światła, któreś przyobiecał Abrahamowi i potomkom jego”. Kto przeto pragnie w ostatniej godzinie doznać pomocy tego archanioła, niech się wyrzeknie grzechu, szatana i jego pokus. Hasłem naszym niech będzie święte imię Michała, które znaczy: „Któż jest jak Bóg?” Gdy nas szatan kusi do grzechu, gdy nas łudzi powabami świata, gdy podnieca w nas żądze cielesne i obiecujące nam wszystko, byle byśmy wykroczyli przeciw któremuś przykazaniu, wtedy odegnajmy go tymi słowy: „Któż jest jak Bóg?” Znaczy to: „Któż tak dobry, jak Bóg? Kogo należy się tak obawiać, jak Boga? Kto nagradza tak, jak Bóg? Kto darzy większym szczęściem, jak Bóg? Komu winniśmy większe posłuszeństwo, jak Bogu?” Świat zginie, ciało zgnije, szatan jest kłamcą i oszustem, jeden Bóg tylko jest wiekuisty. Co On przyrzekł, to się stanie; czym On zagroził, to nas nie minie. Miejmy to na pamięci w chwili pokusy. Gdy się tej zasady trzymać będziemy, w ostatniej chwili stanie przy łożu naszym św. Michał i nie dopuści, abyśmy się stali łupem szatana. On nam dopomoże do zwycięstwa, zawiedzie nas przed sąd Boży, przeważy szalę jego na naszą korzyść i wyjedna nam u Boga litość i miłosierdzie.

Footnotes:

1

Psalm XC. 11.

2

Psalm XXXIII. 8.

3

Dan. X. 13 XIL. 1.

4

Jud. 9.

5

Obja. XII. 7-9.

6

Joz. V. 14.

7

Antyfony ma święto dzisiejsze.

8

Dan. XII. 1.

Tags: św Michał Archanioł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna anioł śmierć
2020-09-28

Św. Wacława, Księcia Czeskiego, Męczennika

Żył około roku Pańskiego 938.

(Żywot jego był napisany przez Papieża Piusa II-go.)

Święty Wacław był synem panującego księcia Czeskiego Wratysława, pobożnego i wzorowego chrześcijanina, i Drachomiry poganki, zawziętéj nieprzyjaciołki wiary chrześcijańskiéj. Było ich dwóch braci, nasz Święty starszy, i Bolesław młodszy. Ojciec odumarł ich małymi. Babka ich po ojcu, święta Ludmiła, widząc na jakie niebezpieczeństwo wystawieni są jéj wnuki pod opieką tak niegodziwéj matki, nie mogąc obu ich wziąść do siebie, otrzymała jednakże to, że Wacław przy niéj się wychował. Czuwając nad nim z tém większą troskliwością że obawiała się zawsze zgubnego wpływu Drachomiry jego matki, przydała mu za ochmistrza swojego kapelana Pawła, wielkiéj świątobliwości kapłana. Młody książę wzrastał w cnoty chrześcijańskie, a przytém i w świeckich naukach wysoko się wykształcił. Od najmłodszych lat okazywał szczególne nabożeństwo do przenajświętszego Sakramentu i do Matki Bożéj, a obok tego, odznaczał się wielkiém dla ubogich miłosierdziem.

Tymczasem Drachomira przywłaszczyła sobie rządy państwa, i powodując się swoją nienawiścią do Kościoła, zaczęła srogo prześladować wiernych. Wydała rozkaz zamknięcia wszystkich kościołów, wzbroniła pod najsurowszemi karami kapłanom miewać kazania, i we wszystkich szkółkach, a nawet w domu rodziców, zabroniła dzieci uczyć katechizmu. Wszystkich urzędników i dowódców wojsk wyznania chrześcijańskiego pooddalała, na ich miejsce mianując pogan, których znała jako najzaciętszych wrogów imienia chrześcijańskiego. Nie dość na tém: wyrodna ta niewiasta, dozwoliła poganom bezkarnie zabijać chrześcijan, a jeśli który z nich broniąc się odjął życie napadającemu na niego poganinowi, wtedy w odwecie dziesięciu chrześcijan tracono.

Nie godziło się świętéj Ludmile patrzyć na to obojętnie. Zniosłszy się tedy z pierwszymi panami czeskimi, którym także obrzydło okrucieństwo nieprawéj przywłaszczycielki, Wacława jako prawego następcę po ojcu ogłosiła panującym. Drachomira ustąpić musiała, do czego ja tém łatwiéj skłoniono że dla położenia końca niesnaskom wewnętrznym, oddano jedną z prowincyi za rzeką Elbą Bolesławowi, młodszemu bratu Wacława, który z matką trzymał.

Wacław, chociaż bardzo młodo ma tron wyniesiony, starał się coprędzéj znieść wszystko złe i nieprowne, co wprowadziła Drachomira. Głównie zaś zajął się przywróceniem obrzędów chrześcijańskich, i wyswobodzeniem Kościoła tak srodze przez Drachomirę uciemiężonego. Usiłował także zbawiennie wpływać na obyczaje ludu, skożone nierządem pogańskiéj władzy, a przekonany że przykład panującego jest najskuteczniejszym do tego środkiem, sam przyświecał wszystkim, jako wzór najwyższéj świątobliwości. Cały dzień oddany sprawom państwa, które ile możności sam załatwiał, w wolniejszych chwilach dawał posłuchanie ubogim; chorych nawiedzał po mieszkaniach i szpitalach, i sam im posługiwał. Tak wielkie miał dla biednych miłosierdzie, że najczęściéj w nocy, żeby uwagi na siebie nie ściągnąć, odwiedzał ich, i zdarzało się że na własnych barkach nosił dla nich drzewo lub zboże. Dla uczczenia stanu ubogiego towarzyszył ich pogrzebom, przybrany wtedy w książęce szaty. Dochowując wiernie w sercu swojém nabożeństwa do Matki Bożéj, którém się od dzieciństwa odznaczał, większą część nocy spędzał zwykle w kościele na modlitwie, przed Jéj obrazami. A również stały w swéj czci ku przenajświętszemu Sakramentowi Ołtarza, dla okazania tego w szczególny sposób, własnemi rękami zasiewał pszenicę przeznaczoną na Hostye do Mszy świętéj, sam ją potém zbierał, mlił, i sam piekł opłatki. Podobnież i na wino przeznaczono do ołtarza, sam wyciskał winne jagody, z winnic które własną ręką obrządzał i na ten cel przygotowywał. Codziennie przynajmniéj do jednéj Mszy świętéj służył, a także dla uczczenia Niepokalanéj Matki Bożéj, całe życie czystość zachował.

Dla Biskupów i kapłanów największe okazywał uszanowanie, a szczególnie gdy ich publicznie spotykał. Na uroczystych nabożeństwach które chciał aby z jak największą odprawiały się okazałością, zachowywał się z takiém skupieniem, że sam jego widok, wszystkich do nabożeństwa pobudzał. W zarządzie zaś państwa, baczny, sprawiedliwy, niezmordowany, starający się wchodzić we wszystko, wielce ukochanym był od poddanych, a obok tego przy nadarzonych okolicznościach, w potyczkach z nieprzyjaciołmi, zawsze na czełe swoich, każdego męztwem i odwagą przewyższał. Wszyscy téż go, i swoi i postronni, czcili jak Świętego, a poważali jako najznakomitszego z zasiadających podówczas na tronie książąt.

Tymczasem, Drachomira nie posiadała się ze złości, widząc jak w całych Czechach wiara chrześcijańska przez nią niszczona zakwitła na nowo; a przypisując to wszystko wpływowi świętéj Ludmiły, powzięła zbrodniczy zamiar, pozbawienia jéj życia. Jakoż, wysłani przez nią przekupieni zbójcy, Świętą tę księżnę zamordowali, i w rzekę wrzucili. Uzuchwalona Drachomira spełnieniem téj zbrodni, i nie mogąc – chociaż wyrodna ta matka i tego pragnęła – dosięgnąć Wacława, pobudziła przeciwko niemu Radysława, księcia Gurymskiego, który najechał jego państwo z potężném wojskiem, przekonany że młodego i jeszcze nie bardzo w sztuce wojennéj wyćwiczonego książęcia, łatwo przemoże. Święty Wacław, który zawsze miał wielki wstręt do krwi przelewu, stanąwszy na czele swoich hufców, wysłał najprzód do Ratysława posłów, aby spróbować czyby do układów z nim przyjść bez bitwy nie można. Lecz ten dumnie odpowiedział, że chyba oddaniem mu całego państwa, możnaby go wstrzymać od wojny. Wtedy święty Wacław innego jeszcze użył środka, aby bądź co bądź nie wystawiać licznych wojsk na rzeź zawziętą. Udał się do obozu Ratysława, i oświadczył mu iż chce aby w obec obu wojsk, walcząc jeden z drugim w pojedyńczém spotkaniu, roztrzygnęli los wojny. Zgodził się chętnie na to Radysław, będąc olbrzymiéj postawy i atletycznéj siły, gdy Wacław był bardzo wątłéj budowy.

Nazajutrz o godzinie naznaczonéj, w obec wojsk nieprzyjacielskich uszykowanych naprzeciw siebie, obaj książęta stanęli do walki. Ratysław uzbrojony był od stóp do głowy jak drugi Goliat: miał ogromną dzidę i miecz nadzwyczaj długi. Wacław włożył na siebie lekki tylko pancerz, mając w ręku zwykły pałasz, całą bowiem ufność swoją, jak Dawid, w Boga był złożył. Gdy przyszło da starcia, podniósł dzidę którą miał Wacława ugodzić, a ten się przeżegnał, i w tejże chwili Ratysław wypuszczając z rąk oręż, padł do nóg swego przeciwnika, prosząc go o przebaczenie i zdając się na jego łaskę i niełaskę. Kiedy bowiem podnosił broń swoją, ujrzał przy Wacławie dwóch Aniołów którzy go zasłaniali, a z Nieba usłyszał głos wołający: „Nietknij.” I tak, bez kropli krwi ludzkiéj, zakończyła się ta wojna, która całemu krajowi wielką klęską groziła.

W inném zdarzeniu, podobnież doznał święty Wacław wsparcia od Aniołów. Znajdował się na walnym sejmie, przez cesarza Ottona I w mieście Worms zwołanym. Tam bywało codziennie na uroczystych zgromadzeniach, wielu innych książąt panujących, którym przewodniczył cesarz. Zdarzyło się dnie pewnego, że Święty chcąc służyć do dwóch Mszy w kościele, dłużéj się zabawił, i przez to opóźnił się na zebranie. Obrażeni tém zgromadzeni książęta, postanowili gdy nadejdzie, nie oddać mu oznaki uszanowania, podniesieniem się ze stołków, jak to dla każdego z wchodzących czynili. Lecz inaczéj się stało: bowiem gdy wchodził, ujrzeli przed nim dwóch Aniołów którzy nieśli krzyż złoty przedziwną jasność wydający. Nietylko więc wszyscy powstali, ale i sam cesarz wyszedł przeciw niemu i obok siebie go posadził. Wkrótce nawet potem Otton I poznawszy bliżéj tego świętego książęcia i wysoko go poważając, chciał księstwo Czeskie w jego osobie wynieść do godności królestwa. Święty Wacław sprzeciwił się temu, lecz z wielką wdzięcznością przyjął inny dur, a tym były Relikwie świętego Wita i świętego Zygmunta, do których miał szczególne nabożeństwo. Wróciwszy z temi skarbami do Czech, wybudował w Pradze wspaniały kościół, pod wezwaniem świętego Wita, i do tegoż kościoła sprowadził zwłoki świętéj Ludmiły swojéj babki.

Lecz im bardziéj za błogosławieństwem Bożém święty Wacław wsławiał się i utwierdzał na tronie, tém większą obudzało to zawiść w Drachomirze matce jego i Bolesławie bracie. W końcu postanowili i jego zgładzić. Wprawdzie, gdy dowiedzieli się że Wacław sprowadziwszy do Czech Benedyktynów, miał zamiar i sam zrzekając się tronu wstąpić do klasztoru, wstrzymali się z wykonaniem swoich zbrodniczych zamysłów, wszakże gdy za spełnieniem swoich świętych pragnień jeszcze się ociągał, zbrodniarze ci umyślili dłużéj już nie czekać, i uciekli się do zdrady. Bolesławowi żona powiła syna. Ten na wielką ucztę jaką z tego powodu wyprawiał, zaprosił Wacława. Święty przewidywał w téj niespodziewanéj uprzejmości zasadzkę, lecz mu nie wypadało odrzucać zaprosin brata. Udał się więc do niego, ale wprzód uczynił spowiedź z całego życia, i z wielkiém nabożeństwem przyjął Komunię świętą. Wśród uczty, o północy, Wacław wyszedł nieznacznie, i według swojego zwyczaju udał się do kościoła na modlitwę. Spostrzegłszy to Drachomira, nakłoniła Bolesława aby korzystał z téj sposobności, i zamordował Wacława. Bolesław pospieszył się dy kościoła wraz z kilkoma podobnymi mu niegodziwcami, których przydała do boku jego Drachomira, aby mu w razie potrzeby, do spełnienia zbrodni dopomogli. Wszedłszy do kościoła, podniósł miecz na Wacława, lecz mu go moc Boża z ręki wytrąciła. Siepacze będący przy nim podali mu pałasz, i szydząc z jego trwożliwości, podżegali aby spełnił zbrodnię, dla któréj tam przybył. Wtedy wyrodny ten brat przeszył mieczem Wacława, którego krew prysnęła na mary kościoła i po dziś dzień, ją tam widać. Męczeństwo to poniósł ten Święty 28 Września roku Pańskiego

Bezbożnego Bolesława, przezywanego późniéj okrutnym, Pan Bóg ukarał ciężkiemi klęskami jakich doznał przywłaszczywszy sobie tron po bracie zamordowanym. Drachomirę zaś jeszcze straszniejsza pomsta Boża spotkała, gdyż razu jednego kiedy z licznym orszakiem odbywała podróż, rozstąpiła się pod nią ziemia, i żywcem pochłonęła.

Pożytek duchowny

Jakże budującym jest w życiu świętego Wacława ten szczegół, iż on tak wielką czcią ku przenajświętszemu Sakramentowi był przejęty, że sam przyrządzał Hostye i wino do Ołtarza przeznaczone. Niech cię to pobudzi, byś ze swojéj strony, o ile ci to możliwe, przyczyniał się do zaopatrywania kościoła twojej parafii, w potrzebne do odprawiania Mszy Świętéj sprzęty i ozdoby.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Wacława, przez palmę męczeńską, z ziemskiego tronu do chwały niebieskiéj przeniósł; za jego wstawieniem się, racz nas od wszelkich przeciwności wybawić, i w Niebie w jego społeczności daj nam wiecznego zbawienia zażywać. Przez Pana naszego i t d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 824–826.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 772–773

Uczęszczanie na Mszę świętą jest jedną z najcelniejszych ozdób życia i charakteru świętego Wacława. Jeśli ten dostojny książę i monarcha przy swych tak licznych i ważnych zajęciach mógł znaleźć tyle czasu, aby pójść na Mszę, a czasem nawet służył do niej, to jakże powinni się wstydzić ci, którzy pod ladajaką wymówką albo wcale na niej w dzień powszedni nie bywają, albo też słuchają jej obojętnie i z roztargnieniem. Gdybyśmy choć w części przejęci byli tym duchem pobożności, jaki miał święty Wacław, to inaczej powinnibyśmy się zachowywać wobec tego najświętszego obrzędu Kościoła katolickiego i nie pożałowalibyśmy tej pół godziny, aby być przytomnymi bezkrwawej Ofierze, którą Kościół święty odprawia na chwałę Boga, na podziękowanie Mu i na przejednanie Go za nasze nieprawości i grzechy. Strata tej pół godziny nic nie znaczy wobec niezmiernych i niezliczonych korzyści i błogosławieństw, jakie na nas Bóg zlewa.

Cóż skłaniało świętego Wacława do uczęszczania na Mszę? Skłaniała go do tego:

  1. Żywa wiara w obecność Boga w Sakramencie Ołtarza świętego;
  2. miłość Boga, który zesłał Syna z Nieba, aby za nas cierpiał i umarł dla dobra naszego;
  3. niezłomne przekonanie, że Bóg wysłucha modłów i próśb jego;
  4. wdzięczność za łaski i hojne dary, którymi Bóg nas obsypuje.
Tags: św Wacław „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik książę czystość Msza święta
2020-09-27

Św. Kozmy i Damiana, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 285.

(Żywot ich był napisany prze świętego Grzegorza Turoneńskiego i Metafrasta.)

Święci Kozma i Damian byli braćmi rodzonymi, a według świętego Grzegorza bliźniętami, rodem z miasta Eges w Arabii położonego. Rodzice ich posiadali wielki majątek i byli wzorowymi chrześcijanami. Ojciec odumarł ich dziećmi, a matka Teodora, we Wschodnim Kościele czczona jako Święta, wychowała ich bardzo pobożnie. Żyli w drugiéj połowie trzeciego wieku, kiedy jeszcze w ich ojczyznie wieu było pogan. Święci bracia, z wielką gorliwością starali się ich nawracać: a że podówczas w tym kraju sztuka lekarska bardzo zaniedbaną była, umyślili oddać się téj nauce, wcale nie dla zysku, gdyż bogaci byli, lecz aby przez to łatwiejszy przystęp uczyniwszy sobie do pogan, łatwiéj ich mogli Chrystusowi Panu pozyskiwać. Postanowili nabyć sztuki leczenia ciała, mając głównie na celu ratowanie duszy.

Pan Bóg pobłogosławił ich świętym zamiarom: Kozma i Damian tak biegłymi stali się lekarzami, iż równych im w kraju całym nie było. Wzywano ich na wszystkie strony, i z najodleglejszych miejsc zwozili do nich chorych. Bo téż Pon Bóg do ich biegłości w téj nauce, i dar cudów przyłączyć raczył. Nie było chorego, chociażby najcięższą dotkniętego słabością, któregoby nie uzdrowili. Gdy bowiem zawezwani gdzie byli, po wybadaniu, jak to zwykle lekarze czynią biegu choroby, przepisywali wprawdzie lekarstwa, lecz udawali się jednocześnie na modlitwę, a przeżegnawszy chorego, a często i umierającego, wnet go uzdrawiali. Łatwo sobie wystawić, jak cudowne takie uzdrowienia, liczne pomiędzy niewiernymi nawrócenie spowodowały, témbardziéj że Kozma i Damian nie biorąc żadnéj za swoje trudy zapłaty, i przez to jednali sobie pogan, którzy z tego powodu przezwali ich Anargires co po grecku znaczy bezpłatni. Trudno byłoby wyliczyć jak wielu chorych od najcięższych cierpień uwolnili, ilu ślepym wzrok przywrócili, sparaliżowanym władzę, ilu opętanych wyzwolili od złego ducha. A obok tego jeszcze więcéj niewiernych do Chrztu świętego przywiedli: tak że ci dwaj biegli lekarze, stali się wkrótce wielkimi Apostołami.

To rozsławiło ich na całym Wschodzie, lecz téż samo ściągnęło na nich prześladowanie, a w końcu spowodowało i ich śmierć męczeńską. Cesarze Dyoklecyan i Maksymilian, postanowiwszy wytępić chrześcijan, przysłali do Egesy Wielkorządcę Lizyasza, z rozkazem aby używając najsurowszych środków, każdego z wyznawców Chrystusowych zmusił do oddawani czci bożkom; a gdyby tego odmawiali, żeby zadawszy im męki, śmiercią ich karał. Skoro Lizyasz przybył, doniesiono mu że największymi wrogami bożków cesarskich, są dwaj sławni lekarze, wielcy oraz czarnoksiężnicy, którzy na mocy czarów cudownie lecząc, wielką liczbę pogan nawrócili, i że jeśli tak daléj będzie, wkrótce cały kraj chrześcijańskim zostanie. Lizyasz, po takiém doniesieniu kazał ich uwięzić, i przywoławszy przed siebie groźnie rzekł do nich: „Więc to wy jesteście owi zwodziciele, którzy odwracając swoimi czarami lud od czci należnéj bożkom cesarskim, przywodzicie go do oddawania czci boskiej człowiekowi, który na haniebną karę Krzyża był skazany. Wiedzcie, że jeżeli tejże chwili nie wyrzeczecie się tego waszego Ukrzyżowanego Boga, i nie oddacie czci naszym prawdziwym bogom, zadam wam najstraszniejsze męczarnie, żeby was do tego zmusić. Zkąd jeteście i jakiego stanu?” Na to Święci odpowiedzieli mu: „Jesteśmy braćmi rodzonymi, pochodzimy z Arabii, i jak cała rodzina nasza jesteśmy chrześcijanami. Z zawodu zaś naszego, jesteśmy lekarzami. Nie zwodzimy nikogo, jak również nikogo nie zmuszamy aby się po radę do nas udawał. Nie szukamy w tém zysku, bo posiadając majątek, wynagrodzenia nie potrzebujemy. Przywracając zaś chorym zdrowie co do ciała, nie tyle naszą sztuką ile mocą Jezusa Chrystusa, staramy się także wyleczać ich i ze ślepoty duszy, ucząc wszystkich: że jeden jest tylko Bóg prawdziwy, któremu my cześć oddajemy, a wszyscy bogowie pogańscy, są to wymysły szatańskie dla wprowadzenia w błąd ludzi.” Po odpowiedzi tak stanowczéj, Wielkorządca na chwilę zawahał się co ma uczynić, ostrzegano go bowiem, że Święci w tak wielkiém u wszystkich, a nawet i u pogan, są poważaniu, że surowsze z nimi obejście się, mogłoby całą ludność oburzyć. Lecz z drugiéj strony bał się ściągnąć gniew cesarzów, jeśli oszczędzi tych właśnie, którzy w całém mieście wielkiéj używając sławy, tém większy wpływ jako chrześcijanie wywierają na pogan. Probował więc łagodnemi słowami skłonić ich do odstępstwa od wiary, i mówił do nich: „Jesteście znakomitego rodu, majętni, uczeni, przyrzekam wam w imieniu cesarza, pierwsze godności w państwie, jeśli spełniając jego wolę, wyrzeczecie się tych bredni w któreście się uwikłali. Usłuchajcie mojéj rady, gdyż mówię wam stanowczo, że macie do wyboru albo wyrzec się dziwactw waszéj chrześcijańskiéj religii, i opływać w zaszczyty i dostatki, albo jeśli tego nie uczynicie, ponieść śmierć w najstraszniejszych mękach. Zastanówcie się nad tém pilnie.” „Jużeśmy się nad tém dostatecznie zastanowili, odpowiedzieli Święci, groźby mąk najstraszniéjszych, przerazić nas nie mogą. Gotowi jesteśmy oddać życie nasze za wiarę Chrystususa. Inszéj odpowiedzi nie spodziewaj się od nas.”

Jakoż, Lizyasz nie czekał na inną, i kazał ich wziąść na tortury. Wytrzymawszy je nie okazując nawet najmniejszego bólu, Święci rzekli do tyrana: „Jeśli masz jeszcze jakie męki nam zadać, nakaż je niezwłocznie, pewni jesteśmy że łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, da nam przenieść je nietylko cierpliwie, ale i z radością.” Lizyasz patrząc z podziwieniem że z okrutnych tortur wyszli bez żadnéj szkody, co przypisywał jedynie czarom, nie śmiejąc już innych tego rodzaju katuszy na nich probować, wydał rozkaz oby obu braci związanych w morze wrzucono.

Spełniono ton wyrok jak najwierniéj: lecz w chwili gdy tych sług Bożych wody pokrywały, zstąpił Anioł z Nieba, rozwiązał powrozy. któremi byli skrępowani, i na brzeg ich wyprowadził. Wilkorządca, który na to własnemi oczami patrzał, zdumiał się, ale i to przypisując czarom, zawezwał znowu Świętych do siebie, i jakby poufnie, prosił ich aby mu odkryli tajemnice téj sztuki, mocą któréj takie nadzwyczajne rzeczy spełniają. „Nieznamy żadnych czarów, odpowiedzieli mu na to bracia. Szatani którzy czarnoksiężnikom dopomagają, uchodzą przed nami z bojaźnią. Jesteśmy chrześcijanami, i w imieniu tylko Jezusa Chrystusa i za Jego opieką, wybawieni zostaliśmy i z tortur i z wód morskich. Krzyż święty na którym tenże Pan nasz Jezus Chrystus umarł, jest orężem w którym my całą ufność naszą pokładamy, a na którego sam znak wszyscy wasi mniemani bogowie i piekło całe, ustąpić musi.” – „Wy tedy, rzekł do nich Lizyusz, szydersko, całą waszą ufność w waszym Jezusie Chrystusie pokładacie, a ja moją w naszym bogu Apolinie, i mocą jego będę próbował robić te same sztuki, które i wy dokonaliście.”

Zaledwie to bluźnierstwa wyrzekł, Pan Bóg go ciężko ukarał. Dwóch szatanów niewidzialnych rzuciło się na niego, i tak go bili i ciałem jego miotali, że byłby skonał na miejscu, gdyby nie to że święci Kozma i Damian, uczyniwszy znak krzyża świętego, złych duchów odegnali. A wnosząc iż cud ten na nimże samym dokonany, powinien opamiętać Lizyusza, rzekli do niego: „Czy i po takiém dobrodziejstwie, jakie Krzyżowi świętemu zawdzięczasz, jeszcze wątpić będziesz o potędze naszego Boga, i pozostaniesz w twojém zaślepieniu pogańskiém? Wszak widziałeś jak wezwanie twojego bożyszcza, poddało cię w ręce złych duchów, a znak krzyża na którym nasz Bóg umarł, od nich cię wyzwolił. Wyrzecz się przeto czci bożków, którzy jak ciebie od szatanów uwolnić nie mogli, tak i sami w wiecznych mękach odbierają karę za swoje zbrodnie. Otwórz nakoniec oczy na prawdę, uznaj prawdziwym Bogiem Tego, któremu tylko cześć najwyższa się należy.”

Wielkorządea zdawał się zachwianym w swoim uporze, lecz przez wzgląd na kilku obecnych tam pogan, obawijąc się aby nie sądzili że chrześcijaninem chce zostać, kazał Świętych odprowadzić do więzienia. Tymczasem to co zaszło z Lizyuszem opętanym przez szatana po wezwaniu Apolina, rozeszło się po całém mieście. Najznakomitsi poganie obawiając się aby go to nie nawróciło, przybyli do niego, grożąc mu że go zaskarżą przed cesarzém, jeśli dłużéj Kozmę i Damiana oszczędzać będzie. Kazał więc znowu przywołać ich przed siebie, i jeszcze raz domagał się od nich oddania czci bożkom. Gdy mu tego z oburzeniem odmówili, kazał ich wrzucić w kocioł smoły rozpalonéj, zkąd wyszli nietknięci.

Wtedy Lizyusz słysząc pogan coraz groźniéj domagających się ich śmierci, kazał obydwóch braci uwiązać u osobnego słupa, i przywoławszy cztery roty żołnierzy, wszystkie na nich od razu wypuścić strzały. Lecz ręka Boga, który chciał moc swoją poganom gromadnie tam zebranym objawić, cudownie strzały powracała tak, że wszystkie w ciekawych widzach utkwiły. Cud tak wielki i straszny, rozproszył pogan, którzy z placu pouciekali a Wielkorządca kazał ściąć świętych Męczenników. Ci zaś uklęknąwszy modlili się aby Pan Bóg już więcéj cudem nie odwlekał im korony męczeńskiéj. Wysłuchał ich Pan Bóg: ścięci zostali, a ta ich śmierć męczeńska nastąpiła 28 Września roku Pańskiego 285.

Pożytek duchowny

Święci Kozma i Damian w zawodzie ich lekarskim, stali się wielkimi Apostołami, i mnóstwo dusz pozyskali Chrystusowi. Nich cię to uczy, że w każdym chociażby naczynniejszym zawodzie, nietylko najłatwiéj własną daszę zbawić, ale i drugich do jak najwierniejszego służenia Bogu można skutecznie pobudzać, byle posiadać wielką miłość Boga i wielkie pragaienie dusz zbawienia.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę przejścia do Nieba Męczenników Twoich Kozmy i Damiana, od wszelkiego grożącego nam złego za ich pośrednictwem uwolnieni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 821–823.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 770

Święci bracia Kosma i Damian, których imiona jako krwawych świadków Kościół św. tak wielką czcią otacza, mogą nam posłużyć za przykład, jak powinien chrześcijanin pełnić obowiązki swego stanu i powołania. Jakkolwiek nie od każdego wymaga się, ażeby te powinności wykonywał bez względu na nagrodę i doczesne zyski, od każdego jednak należy żądać, aby je pełnił z miłości ku Bogu tak, jak mu to nakazuje sumienie, poczucie obowiązku i należne Bogu posłuszeństwo. Tylko tym sposobem można pozyskać błogosławieństwo Boskie i zasługi wiekuiste. Kto pracuje z musu lub w widokach zysku i zbogacenia się, tego dusza nie ma w sobie nic chrześcijańskiego, a choćby zebrał jak największy majątek i we wszystko opływał, daremna będzie praca jego, gdyż utraci nagrodę niebieską. Czyż może być większa niedorzeczność, jak dla marnego grosza, który częstokroć jest jedynym bodźcem naszych zabiegów i czynności, zrzekać się wiekuistej i nieocenionej nagrody niebieskiej, jakiej Bóg obiecał w dniu Sądu ostatecznego udzielić tym, którzy tu na ziemi pracowali uczciwie i z dobrą wolą? We wszystkich naszych pracach i zajęciach nie spuszczajmy nigdy z oka miłości ku Bogu; pamiętajmy zawsze o tym, że obiecane są nam skarby niebieskie, większe aniżeli doczesne zyski, które nam świat dać może jako nagrodę. Hasłem naszym przy każdej pracy niechaj będzie: „Z miłości ku Tobie, Boże, i na większą chwałę Twoją!” a wtedy niezawodnie nie minie nas błogosławieństwo Boże.

Tags: św Kosma św Damian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik lekarz cuda obowiązki stanu
2020-09-26

Św. Cypriana Biskupa i Justyny Dziewicy

Żyli około roku Pańskiego 900.

(Żywot ich był napisany przez świętego Grzegorza Nazyańskiego i Metafrasta.)

Święty Cypryan rodem z Antyochyi w Syryi, pochodził z rodziny znakomitéj i bardzo bogatéj, lecz w pogańskich zabobonach żyjącéj. Miał lat siedm, kiedy go rodzice oddali na naukę do czarnoksiężników, a że posiadał nadzwyczaj bystre zdolności, więc w téj szatańskiéj sztuce, wielki postęp uczynił. Gdy dorosł, przebywał jużto w Atenach, już w Argos, już w Frygii wyszukując wszędzie najsłowniejszych mistrzów nieszczęsnego zawodu któremu się oddawał, a w końcu najsławniejszych przeszedł, gdy i w Indyach i w Chaldei dla lepszego wykształcenia się długo przebywał. Nie godziłoby się nawet wymienić sprosności i zbrodni jakich się dopuszczał, sprawując te niegodziwe obrządki. Używał do swoich czarów ciał Judzkich, i w tym celu i mężczyzn i kobiety i dzieci zamordowywał na ofiarę szatanom, a według zwyczaju i przepisów téj piekielnéj sekty, roztwierał żywcem wnętrzności ludzkie aby z tego wyprowadzić swoje wróżbiarstwo, i wywoływać i dokonywać różne łudząca ludzi zjawiska.

Lecz uchodząc za najsławniejszego swoich czasów czarnoksiężnika, z chrześcijanami nic poradzić nie mógł: nad nimi bowiem, i tak wielkiego mistrza jakim on był, czary żadnéj mocy nie miały. Pałał też ku nim największą nienawiścią; czernił ich, wyśmiewał, w szyderstwo obracając najświętsze obrzędy Kościoła. Takim był Cypryan, aż do trzydziestego rom życia swojego, kiedy Bóg nieprzebranego miłosierdzia, wybrał go jak drugiego Szawła, aby uczynić z niego „naczynie wybrane”, 1 i przykładem takim największych grzeszników pobudzić do ufności.

Po wszystkich tych swoich po obcych krajach podróżach, Cypryan wrócił do Antyochii. W mieście tém, mieszkała pewna dziewica nazwiskiem Justyna, która chociaż zrodzona z rodziców pogańskich, będąc razu pewnego na kazaniu Preliusza Dyakona Antyocheńskiego, nie tylko się sama nawróciła, lecz i rodziców swoich do wiary w Chrystusa przywiodła. Zostawszy chrześcijanką, stała się i wybraną Pana Jezusa Oblubienicą; poślubiła czystość dozgonną i dla tém pewniejszego dochowania téj cnoty, wiodła życie o ile można odosobnione. Że zaś była nadzwyczaj powabnéj urody, ile razy z domu wychodziła, starannie zakrywała twarz gęstym welonem. Pomimo tego ujrzał ja pewien młody bardzo majętny człowiek, nazwiskiem Ablaidus, i postanowił poślubić koniecznie. Gdy dla dopięcia swoich zamiarów, napróżno wszystkich używał Środków, udał się do Cypryana, pewny będąc że za jego sztuką czarnoksięzką dopnie swego celu. Ten zachęcony sowitą nagrodą, i chcąc przy téj sposobności w Antyochii moc swoich czarów okazać, użył wszelkich środków, aby Justynę oczarować, i od wierności Chrystusowi Panu odwieść. Gdy mu to nie łatwo przychodziło, nasłał na nią szatanów, którzy przybierając różne postacie, to rozbudzali w niej najszpetniejsze chuci, to znowu nasyłali na nią różne znajome jej niewiasty, zachęcające ją do poślubienia Ablaidusa, i ani chwili spokoju jéj nie dawali. Lecz święta dziewica podwoiwszy postów, modlitw, i umartwień ciała, a szczególnie uciekając się pod obronę Matki Bożéj, do któréj serdeczne zawsze miała nabożeństwo, wyszła z tych strasznych walk zwycięzko. Święty Grzegorz pisze nawet, że raz wśród najstraszniéjszych pokus z któremi na nią napadli szatani nasłani przez Cypryana, przenajświętsza Panna objawiła się jéj, upewniając że zwycięży i świetną koronę w Niebie otrzyma.

Cypryan nie mogąc pojąć żeby tak wielkie jego wysiłki próżnemi się okazały, przywoławszy do siebie szatanów, wyrzucał im ich niedołęztwo, pytając co takiego tę młodę dziewicę chroni od ich potęgi, i jakiéj ona broni używa, aby się od nich zasłonić. Wtedy szatan wyznał mu że broń któréj używa Justyna przeciw niemu, jest takiej siły, że całe piekło przed nią ustąpić musi, a tą jest znak Krzyża świętego którym ona ciągle się zastawia, i nim czartów od siebie odgania. Usłyszawszy to Cypryan, rzekł sam do siebie: „Jakto? sam znak krzyża na którym umarł ten Bóg którego wyznają chrześcijanie, taką moc posiadał jakiéjże potęgi sam ten Bóg być musi. Szalony byłbym gdybym i ja go nie wyznał. Od téj chwili, wyrzekam się czarnoksięztwa i Bóg Justyny będzie i moim Bogiem.” Po takowém uczynioném przez niego postanowieniu, niezwłocznie rzucili się na niego szatani z najstraszniejszą zapalczywością, lecz odstąpić musieli, skoro i on znak krzyża uczynił na sobie i wezwał Boga Justyny.

Cypryan miał znajomego pewnego chrześcijanina nazwiskiem Euzebi, pośpieszył więc zwierzyć mu się ze swego nawrócenia. Euzebi uradowany uściskał go serdecznie, i zachęcał do wytrwałości. Lecz szatani widząc iż się im taka droga dla nich zdobycz wymyka, w nowy sposób na Cyprysna uderzyli. Rozbudzili w umyśle jego nieufność w miłosierdzie Boże. Nie chciał on wierzyć aby Bóg chrześcijański, który jest świętością samą, mógł posunąć dobroć i miłosierdzie swoje aż do tego stopnia, żeby po tylu i tak strasznych zbrodniach jakich się on przez całe życie dopuszczał chciał go przyjąć za swego wyznawcę, i uczynił uczestnikiem łask Swoich. Pod wpływem takich myśli przywodzących go do rozpaczy, może byłby upadł Cypryan zupełnie, gdyby nie to, że jego przyjaciel Euzebi, broniąc go od tej piekielnéj pokusy, doradził mu aby uciekł się do Matki Boskiéj, jako Matki miłosierdzia. Wśród największego więc niepokoju, i kiedy zdawało się że całe piekło uderzyło na niego aby go o rozpacz przyprawić, Cypryan wezwał z całego serca Matki miłosierdzia. Uczuł się w téjże chwili pełnym ufności, i od tego czasu szatani dali mu zupełnie pokój. Pragnąc więc jaż coprędzéj zostać chrześcijaninem, udał się z Euzebim do Antyma Biskupa Antyocheńskiego, który gdy się przekonał o szczerości jego nawrócenia, kazał go ochrzcić.

Cypryan na dowód swojéj szczerości, a oraz i dla wynagrodzenia zgorszeń jakie dawał będąc czarnoksiężnikiem, przyniósł do Biskupa wszystkie swoje czarnoksięzkie księgi, i te wobec zgromadzonych wiernych publicznie spalił. A jak dotąd wsławił się był przez sztukę którą szatanowi służył, tak stawszy się sługą Chrystusa, wkrótce odznaczył się i zasłynął jako najprzykładniejszy pobożny i gorliwy o chwałę Bożą chrześcijanin. Ponieważ posiadał wielką naukę, a przytém miał i niepospolity dar wymowy, uchodził poprzednio nietylko za najzdolniejszego czarnoksiężnika, ale i za najzdolniejszego z mężów pogańskich, teraz więc tych darów Bożych użył na służbę Boga prawdziwego. Wielki a najzbawienniejszy wpływ wywierał na pogan, i znaczną ich liczbę, pomiędzy którymi znajdowali się i bardzo uczeni, nawrócił. Sam zaś wiódł życie jakby publicznego pokutnika. Widywano go często przed drzwiami kościoła, klęczącego z posypaną popiołem głową, ze sznurem u szyi, proszącego przechodzących chrześcijan, aby się z nim jako wielkim grzesznikiem, do miłosierdzia Boskiego wstawiali. Aby jeszcze więcéj przygnębić w sobie wrodzoną pychę, uprosił aby go przeznaczono jedynie do zamiatania kościoła. Nie rozłączał się z Euzebim którego obrał sobie za ojca duchownego, i przewodnictwem jego wiernie się powodował. Nakoniec wkrótce do takiéj doszedł świętości, że cuda czynił i daleko niemi zasłynął. A że przytém po całych dniach przesiadywał nad Pismem Bożém i nad świętemi księgami, stał się jednym z najbieglejszych w rzeczach tyczących się religii, tak że i duchowni w najważniejszych zdarzeniach do niego po radę śpieszyli. Przyszło więc do tego że po śmierci Antyma Biskupa, całe duchowieństwo i lud wierny, jednogłośnie na następcę wybrali Cypryana. Wzbraniał się długo, a gdy zmuszony nakoniec uledz woli Bożéj, przyjąwszy wszystkie następne święcenia i na Biskupa miał być już konsekrowany, powodowany głęboką pokorą, w czasie nabożeństwa, kiedy lud w kościele tłumnie był nagromadzony, wstąpił na wyniesione miejsce, i uczynił publiczną spowiedź z całego życia, wyznając wszystkie najcięższe zbrodnie jakich się kiedy dopuścił. Czyn tak nadzwyczajnéj pokory i skruchy, poruszył i zbudował wszystkich, i wielu ciężkich grzeszników, którzy już rozpaczali o swojém zbawieniu, do szczeréj pobudził pokuty.

Tymczasem gdy takie dzieła miłosierdzia Boskiego spełniały się na Cypryanie, Justyna swoją drogą coraz milszą stawała się Panu Bogu. Jeszcze wtedy kiedy Matka Boża nietylko obroniła ją od czarów Cyprysna, ale i jego samego wyzwalając z rąk szatańskich uratowała, chcąc objawić za to swoją wdzięczność Panu Bogu i téj Matce miłosierdzia, rozdała całą swoję majętność ubogim, ostrzygła sobie włosy i poświęciła się na wyłączną służkę Bożą. Rodzice zaś nietylko się temu nie sprzeciwili, lecz i sami oddawszy się już tylko bogomyślności, dom swój zamienili na wspaniały kościoł. I nie dość na tém: ów Ablaidus na którego to żądanie Cypryan czarował Justynę, także się nawrócił, wielki swój majątek rozdał na biednych i w pokucie służył Panu Bogu.

Gdy Cypryan został Biskupem, wiele dziewic pobożnych, które były pod jego przewodnictwem duchowném, pragnęło na wzór Justyny odsunąć się od świata, i w dziewictwie służyć Panu Jezusowi. Tych wielką liczbę Święty połączył z Justynę, która wraz z niemi, a będąc ich przełożoną klasztor założyła.

Lecz nadchodziła chwila, w któréj Pan Bóg do wyższéj jeszcze nagrody Cypryana i Justynę przeznaczał. Przybył do Nikomedyi cesarz Dyoklecyan. Dowiedziawszy się o licznych nawróceniach pomiędzy poganami jakie dokonywał Cypryan, i o wysokiéj świątobliwości Justyny, do któréj klasztoru coraz więcéj dziewic się garnęło, kazał ich oboje uwięzić. Wielkorządca Fenicyi przebywający w Tyrze, kazał ich przed sobą stawić. Gdy Cypryan i Justyna w pierwszém posłuchaniu przekonali go iż ich od wiary w Chrystusa niczém odwieść nie potrafi, kazał Justynę okrutnie zbić rózgami, a Cypryana zawieszonego w powietrzu szarpać żelaznemi hakami tak barbarzyńsko, iż się aż na to sami poganie oburzali. Gdy te męki stałości ich nie zachwiały, kazał ich wrzucić w kocioł pełen smoły, tłuszczu i wosku wrzącego. Święci wśród téj katuszy najmniejszego bolu nie doznali. Obecny temu jeden z kapłanów pogańskich, nazwiskiem Atanazy, a który był uczniem Cypryana gdy ten jeszcze był czarnoksiężnikiem, przypisując to czarom że Cypryan i Justyna w kotle gotowani żadnego bolu nie doznali, chciał i sam tego dokazać. Zawezwawszy więc szatanów i używszy różnych sztuk czarnoksięzkich, wskoczył do kotła, aby przez to przekonać pogan że i Cypryana i Justynę nie moc Boga którego wyznają, lecz sztuka czarnoksięzka zasłania. Lecz skoro wszedł w kocioł spalił się na węgiel. Wielkorządca obawiając się aby to wszystko ludu nie rozburzyło, odesłał świętych Męczeników do Nikomedyi, gdzie przebywał cesarz, opisując mu wiarnie wszystko co się stało. Dyoklecyan po odczytaniu listu, wydał wyrok aby Cypryan i Justyna, niezwłocznie przez ścięcie głowy straceni zostali. Rozkaz ten wykonano, i Święci ponieśli męczeństwo 26 Września około roku Pańskiego 900.

Pożytek duchowny

Widzisz z żywotów Świętych dziś uroczystujących, jakiéj potęgi przeciw szatanom jest użycie znaku Krzyża świętego i wezwanie na pomoc Maryi. W każdém więc niebezpieczeństwie grożącém duszy twojéj, uciekaj się do tych środków a ujdziesz wszelkiéj szkody.

Modlitwa (Kościelna)

Błogosławionych Męczenników Cypryana i Justyny niech nas Panie wspiera ciągłe pośrednictwo abyś miłościwie wejrzyć raczył na tych, którym takiego poparcia udzielasz. Przez Pana naszego i t d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 818–821.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 769

Św. Cyprian zajmował się przed nawróceniem czarami i wieszczbiarstwem, wyzyskując łatwowierność i przesądy swych rodaków w sposób grzeszny i niegodziwy. I dzisiejsze czasy nie są wolne od zabobonu; zastanówmy się przeto, na czym on polega. Zabobonnym jest:

  1. kto przypisuje ziołom, zaklęciom, gwiazdom, pewnym dniom lub godzinom nadzwyczajną siłę i skuteczność, której im nie nadał ani Stwórca, ani Zbawiciel, ani Kościół katolicki;
  2. kto wierzy, że kładzenie kart, cyganie, cioty, czarnoksiężnicy i sny zdołają wywróżyć przyszłość i kto tym osobom i rzeczom przypisuje nadprzyrodzoną siłę;
  3. kto wierzy, że Bóg takimi drogami i przez takie osoby świadczy ludziom jakieś łaski i udziela im czegoś, co się przyczynić może do ich dobra doczesnego albo zbawienia wiekuistego.

Zabobon jest grzeszny dlatego, że jest bezpośrednim lub pośrednim odwoływaniem się do siły szatana. Pomimo to zapytać należy, czy w ogóle istnieją czarownicy i czarownice. Tak jest niewątpliwie. Jak bowiem są Święci, którym wskutek ich świątobliwości i bogobojności Bóg udzielił cząstki swej wszechmocy, tak też są i grzesznicy, którzy w miarę postępowania w złym wchodzą w ściślejszy stosunek z szatanem i przejmując od niego część piekielnej jego władzy, potrafią wskutek tego przewidzieć i odgadnąć rzeczy przyszłe i dokazać niekiedy rzeczy niepojętych. Ale tak ohydnym rzemiosłem zajmują się tylko ludzie pogrążeni w złym i moralnie podupadli. Trzymajmy się przeto zdala od bezbożników i miejmy niezłomne przekonanie, że przeciw woli Boskiej nie zdołają nam zaszkodzić w sprawie naszego zbawienia.

Footnotes:

1

Dz. Apost. IX. 15.

Tags: św Cyprian z Antiochii św Justyna z Padwy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup dziewica męczennik satanizm nawrócenie Krzyż Maryja
2020-09-25

Bł. Władysława z Gielniowa, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1505.

(Żywot jego był napisany przez ojca Wincentego Morawskiego tegoż zakonu kapłana.)

Błogosławiony Władysław był rodem z Gielniowa, małego miasteczka położonego w Województwie niegdyś Sandomierskiém a teraźniojszéj gubernii Radomskiéj. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1440, z rodziców stanu mieszczańskiego, którzy sami pobożni i jego od dzieciństwa w bojaźni Bożéj chowali. Na Chrzcie świętym miał nadane imię Jana.

Oddsny do szkoły miejscowéj, odznaczył się nadzwyczajnemi zdolnościami. To skłoniło jego rodziców że chociaż dla ich niezamożności z trudnością im to przyszło, wysłali go do Akademii Krakowskiéj niedawno wtedy założonéj. W niéj nasz młodzieniec spotkał się ze świętym Janem Kantym i świętym Szymonem z Lipnicy, z którymi już odtąd w stosunkach ścisłéj przyjaźni przez całe życie zostawał. Tam pilnie ćwiczył się w naukach, nie opuszczając wcale ćwiczeń pobożnych, do których od najmłodszego wieku był wprawiony. Codziennie, przed udaniem się na kursa akademickię miał zwyczaj słuchać Mszy świętéj, a co mu tylko od nauk zbywało czasu, ten przepędzał w kościele. Prócz kilku pobożnych młodzieńców towarzyszy swoich, których i przykładem i słowem do cnoty zagrzewał, nie miał innych stosunków jak tylko z niektórymi zakonnikami, u których przebywał najchętniej, gdyż i jego Pan Bóg łaską Swoją do życia zakonnego powoływać raczył.

Po świetnie ukończonym zawodzie uniwersyteckim, otrzymawszy stopnie naukowe, postanowił świat opuścić, lecz jeszcze się wahał do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Pod tęż porę Jan Długosz kanonik krakowski, powracając z Rzymu, gdzie sprawował urząd posła królewskiego, wprosił był i przywiózł z sobą do Polski świętego Jana Kapistrana, który świeżo we Włoszech wprowadził był w zakonie świętego Franciszka Serafickiego najściślejszą reformę. Przybywszy do Krakowa, toż samo i w Polsce uczynił i tak mu Pan Bóg w tém błogosławił, że po kilku miesiącach jego tam pobytu, w skutek kazań jakie miewał, z saméj Akademii Krakowskiéj stu ośmdziesięciu młodzieży do zakonu przez niego reformowanego wstąpiło. W téj liczbie był i święty Władysław. A że klasztor krakowski przepełniony był zakonnikami, odesłano go do Warszawy, do klasztora téjże reformowanéj Reguły tylko co przez księżniczkę Annę Mazowiecką zafundowanego. Wstąpił do nowicyatu w dzień świętego Piotra w Okowach, przybierając imię Władysława.

Od téj chwili rączym krokiem szedł po drodze doskonałości zakonnéj. Naśladując świętego Antoniego pustelnika; co tylko w innych dobrego upatrzył, sam starał się to spełniać. Świętą cnotę czystości, którą nieskalaną przyniósł ze świata, strzegł jak najpilniéj, martwiąc ciało i zmysły na wodzy trzymając. Ślubowi posłuszeństwa wierny, w najmniejszych rzecząch woli swojéj nie miał, a przełożonym jakby woli Samego Boga poddawał się. Ubóstwo zachowując, nietylko niczém zgoła rozporządzać sobie nigdy nie pozwalał, lecz i wiele a tych rzeczy których zakonnikowi nawet w całéj ścisłości Reguła Braci-Mniejszych zachowana użytku dozwala odmawiał sobie. Słowem od pierwszego dnia nowicyatu tak wszystkich i najstarszych braci w doskonałości wyprzedził, że dla całego zgromadzenia stał się najwyzszym wzorem świętego zakonnika.

Wyświęcony na kapłana, z wielką gorliwością zajął się głoszeniem słowa Bożego, do czego przełożeni niezwłocznie go przeznaczyli. A lubo każde swoje kazanie zawsze zaczynał od tego tekstu: „Jezus Nazareński Król Żydowski”, z tego jednak jednego źródła wyprowadzał najobfitsze, najwłaściwsze i najzbawienniejsze dla słuchaczów nauki. Ażeby wiernych zagrzewać do czci i miłości przenajświętszego i najsłodszego Imienia Jezus, na wzór Świętego Bernardyna Seneńskiego, toż Imię jak najczęściéj w kazaniach powtarzał, a nawet wypisane na tablicy wielkiemi literami z ambony ludowi okazywał. Dla pobudzenia ludu do nabożeństwa, pisał wierszem różne pieśni nabożne, i po kazaniu je ze zgromadzonymi śpiewał. Ułożył Koronkę, z rozmyślaniami tajemnic życia Pana Jezusa i Maryi przenajświętszéj, przeplataną rzewnemi modlitwami, a którą nawet Papież Paweł V, odpustem zupełnym obdarzył.

Pragnąc Władysław w tym to głównie zawodzie służyć Panu Bogu, bo mu w nim Pan Bóg wielce błogosławił, starannie unikał aby go jaki urząd w zakonie nie spotkał. Wszakże dla wysokich cnót zakonnych, bracia pomimo jego wypraszań się usilnych, nietylko wynieśli go na urząd przełożonego i to nie jednokronie i po różnych klasztorach, ale i zarząd całéj Prowincyi mu powierzyli, i pięć razy z rzędu na tę godność go wybierali. Spędził téż lat piętnaście, z niewymowném zakonu całego pożytkiem i zbudowaniem wiernych. Prowincya jego już wtedy dwadzieścia cztery liczyła klasztory, a niektóre bardzo jedne od dragich odległe. Wszystkie jednak i to co roku, pieszo zwiedzał, podróże te bez grosza, o żebranym chlebie odbywając. A nawet dwa razy do Rzymu tymże sposobem chodził: raz na Kapitułę generalną, drugi raz dla obrony braci zakonnych przed Stolicą Apostolską, przez niezawistnych ludzi oczernionych. W skutek czego, zakonowi swojemu znieważonemu sławę przywrócił, a niecni oszczercy klątwą Papieską ukarani zostali. Podczas Prowincyalstwa swojego, ułożył dla Prowincyi ustawy tak właściwe i mądre, iż je kapituła geralna w Urbino we Włoszech roku Pańskiego 1498 odprawiona, dla całego zakonu przyjęła.

Za jego czasów Alekeander królewicz Polski wnuk Władysława Jagiełły, rządził księstwem Litewskiém. A że tam w wielu częściach kraju pogaństwo jeszcze istniało, dla małéj zaś liczby kapłanów katolickich, szerzyło się coraz dalej, Książę ten, spowodowany rozgłosem świętobliwości Władysława i jego braci, udał się do niego z żądanie, aby mu ze swego Zgromadzenia posłał zdolnych i żarliwych kapłanów, do oparcia się szerzącemu złemu w krajach jemu podległych. Chętnie przyłożył się do tego błogosławiony Władysław: wysłał ma Litwę kilku świątobliwych ojców, którzy naprzód osiadłszy w Połocku, ztamtąd Missyę odprawiali po najdzikszych częściach Litwy, a Bóg dobry pracom ich pobłogosławić raczył, gdyż po pewnym czasie około dwóch tysięcy dasz nabyli Kościołowi.

Kiedy w miasteczku Skępe, w dawnéj ziemi Dobrzyńskiéj a dzisiejszéj Guberni Płockiéj położoném w skutek objawienia się Matki Bożéj, pewien bogobojny szlachcic, założył mały klasztorek dla ojców Bernardynów, a Władysław przybył do niego z kilkoma braćmi aby ich tam obsadzić, znalazł ku temu wielkie przeszkody, pochodzące głównie od plebana miejscowego, najnieprzychylniejszego zakonowi. Chcieli bracia odstąpić téj fundacyi, lecz Władysław upewnił ich że wkrótce ich główny przeciwnik, stanie się jednym z ich nejwiększych dobrodziejów. Tymczasem Pleban nie przestawał powstawać na błogosławionego Władysława i jego towarzyszy, i gdy razu pewnego słyszał ludzi opowiadających że podczas gdy Ojcowie w kaplicy Matki Bożéj śpiewali o północy Jutrznię słyszéć się dały Anielskie śpiewy, rzekł z gniewem: „Nie Anielskie to śpiewy lecz dyabłów i wilków piekielnych wycia wtorują tym mnichom.” Co większa: stojąc wtedy przy téj kaplicy, nogą w nią uderzył z pogardą. Lecz w téjże chwili kara Boża go spotkała. Rażony nagłą śmiercią padł nieżywy na ziemię. Dowiedziawszy się o tém Władysław, pomodlił się do przenajświętszéj Panny za nieszczęsnego zmarłego, który powrócił do życia, grzechu swojego szczerze żałował, zakonników pokornie przeprosił, i odtąd według przepowiedni błogosławionego sługi Bożego stał się już na zawsze ich największym przyjacielem i dobroczyńcą.

Kiedy za Jana Alberta w roku 1499, niezliczone hufce tureckich i tatarskich wojsk zalały Polskę, mieczem i pożogą niszcząc okolice do których wkraczały, Władysław nakazawszy w całéj Prowincyi zakonnéj posty i nabożeństwa, sam obiegał miasta i wioski, a gorliwemi kazaniami pobudzał lud do modlitwy i pokuty, przykładem swoim i duchowieństwo świeckie do tego zachęcając. Ułożył wtedy krótką następującą modlitewkę, i tę ile mógł rozpowszechniał: „Jezu Nazareński królu Żydowski! powstań i zetrzyj barbarzyńskie narody, a daj zwycięstwo chrześcijańskiemu ludowi, aby wielkiego Boga potęgę wysławiał na wieki.” Sam zaś przymnożył sobie różnych umartwień ciała i postów, a niekiedy noce całe na modlitwie przed ołtarzem Matki Bożéj spędzał. Pan Bóg wszystkich tych modlitw wysłuchać raczył. Zesłał wczesną i nadzwyczaj ostrą zimę, która pohańców w obozach zaskoczywszy zniszczyła do szczętu, i od téj klęski Polskę uratowała.

Za każdą kapitałą zakonną, wypraszał się Władysław od dalszego sprawowania urzędu Prowincyalskiego na który go ciągle obierano. Ale tego od wielce miłujących go Ojców i braci nie otrzymał, aż kiedy już zwątlony nietylko ciężką pracą lecz i wiekiem do niejakiego wytchnienia miał prawo. Gdy więc uwolniono go od tego ciężaru, dano mu do wyboru klasztor w którymby chciał zamieszkać i towarzysza do posługi. Lecz Władysław na to odpowiedział: „Za łaską Bożą od kiedy jestem w zakonie w niczém własnéj woli nie miałem, pozwólcie abym jej nie miał i bliskim będąc już śmierci. Niech Ojcowie przeznaczą mnie gdzie się im podoba, jeszcze czuję w sobie dość siły do służenia zakonowi.” Przeznaczono go wtedy na przełożonego a razem i Kaznodzieję Warszawskiego klasztoru. Zajął się temi dwoma obowiązkami, jakby tylko co do zakonu wstąpił i zaczynał mu służyć. Gdy nadszedł post wielki, odbył go z większą jeszcze jak zwykle surowością. W wielki piątek miał kazanie, na którém wszystkich słuchaczy do rzewnych łez pobudził nad Męką Pańską, o któréj z przedziwném a świętém uniesieniem mówił. Gdy przeszedł do szczegółów biczowania Pana Jezusa, zwróciwszy się do obrazu na którym tajemnica ta wyrażoną była, powtarzając ta słowa: „O! Jezu! Jezu mój kochany!” wpadł w zachwycenie, i w oczach całego ludu w powietrze nad kazalnicą wyniesiony został. Wyszedłszy z tego stanu omdlał, tak że już skończyć kazania nie mógł a zakonnicy musieli go zanieść do celi. Od téj chwili już tylko albo modlił się, albo dawał braciom najzbawienniejsze nauki, lub z odwiedzającymi go mówił o Bogu. Czując się coraz słabszym, przyjął ostatnie Sakramenta święte, i spokojnie zasnął w Panu roku 1505.

Pochowany został na środku chóru ojców Bernardynów warszawskich, pod tém miejscem gdzie się pali lampa przed przenajświętszym Sakramentem. Lecz w roku Pańskim 1572. Arcybikup Karnkowski, będąc w Warszawie miał objawienie, w którém błogosławiony Władysław polecił mu w imieniu Pana Boga, aby zwłoki jego na właściwszém miejscu umieszczone zostały. Przeniesiono więc je z wielką czcią, i przy uroczystym obchodzie, na którym Król Zygmunt August był obecny, złożono po prowéj stronie wielkiego ołtarza, gdzie dotąd zostają w osobnéj kaplicy. Przy grobie jego wiele zaszło cudów, w skutek czego Papież Benedykt XIV, wpisał Władysława w poczet błogosławionych, i jednym z głównych patronów Polski i Litwy ustanowił.

Pożytek duchowny

Jakiéj to żywéj wiary były te czasy, w których jak to czytałeś w żywocie błogosławionego Władysława, kazania świętego Jana Kapistrana, pociągnęły do zakonu wraz z nim stu kilkudziesięciu akademików krakowskich, stanowiących kwiat ówczesnéj młodzieży! Widząc jak pod tym względem inne są czasy w których żyjemy, módl się goryco, aby tamte wróciły i o to głównie udawaj się do pośrednictwa Patronów kraju naszego.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś błogosławionego Władysława obdarzając wysoką doskonałością zakonną, jasnym świecznikiem w Kościele naszym uczynił, spraw miłościwie abyśmy za jego przykładem, we wszelkich cnotach wzrostu nabierali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 814–817.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 767

Jednym z najpotężniejszych środków do obudzenia w sercach naszych gorącej miłości Boga i prawdziwej pobożności jest rozpamiętywanie Męki Zbawiciela. Tam się uczymy, jak bardzo Bóg umiłował świat, jak wielkim złem jest grzech, który aby zmazać, potrzeba było męki i śmierci Boga-Człowieka. Tam także uczymy się, jak bardzo powinniśmy czuwać nad sobą, aby nie zmarnować tych skarbów łask, które nam Pan Jezus męką i śmiercią swoją wyjednał.

Tags: bł Władysław z Gielniowa „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Jan Kanty św Szymon z Lipnicy św Jan Kapistran czystość Męka
2020-09-24

Święto Matki Bożéj Odkupienia

Zakon tego nazwania postanowiony został około roku Pańskiego 1218.

(Szczegóły te wyjęte są z dziejów Kościoła Katolickiego.)

do-

Święto przenajświętszéj Maryi Panny Odkupienia, jest ustanowione na uczczenie pamiątki założenia zakonu pod Jéj wezwaniem, w początkach XIII wieku powstałego. Podówczas większa część Hiszpanii jęczała pod jarzmem muzułmanów. Barbarzyńcy ci, nieprzyjaciele wiary świętéj pastwili się okrutnie nad chrześcijanami więzili ich i męczyli strasznie żeby ich przywieść do odstępstwa. Wielu nawet wśród tak srogiego prześladowania, zapierało się Chrystusa i przechodziło do muzułmanów, a Kościół gorzko opłakiwał zgubę swoich dziatek.

Tymczasem pobożne dusze wzywały miłosierdzia Boskiego, a szczególnie modliły się do Matki Bożéj, do któréj Hiszpanie, zawsze wielkie mieli nabożeństwo. Ta Matka miłosierdzia wejrzała litościwem okiem na kraj dotknięty tak ciężką klęską, i natchnęła kilku sług Swoich zamiarem założenia zgromadzenia poświęcającego się wyłącznie wykupowi chrześcijan, w niewoli muzułmańskiéj zostających. W tym celu wybrała trzech znakomitych mężów, i Sama zstąpić raczyła z Nieba aby im w téj mierze objawić Swoję wolę.

Żył pod tę porę w Barcelonie, święty człowiek nazwiskiem Piotr Nolasko. Pochodził on z zamożnéj i znakomitéj rodziny. Rozdał był cały swój majątek na ubogich, a osiadłszy w tém mieście, prowadził życie bogomyślne, pokutne i oddane miłosiernym uczynkom. Król Jakób I, który znał go osobiście podziwiając jego nadzwyczajną uczynność dla biednych, w wielkiem miał go poważaniu. Często rozmawiał z nim o sposobie przyjścia na ratunek chrześcijanom w niewoli u muzułmanów będącym, ma których już Piotr większą część swojego majątku wydał; a ile razy czynił wyprawy na tych pohańców, polecał się jego modlitwom i cudownych skutków jego pośrednictwa doznawał.

Znajdował się w Barcellonie i drugi Święty, którego podobnież los tych nieszczęsliwych chrześcijan obchodził, a tym był święty Rajmund z Penafortu, mąż cnotą i nauką znakomity, który będąc kanonikiem przy katedrze Barcelońskiéj, całe życie spędził na obsłudze chorych przy szpitalach, na katechizmowaniu prostego ludu, i nawracaniu kacerzy, Żydów i Saracenów. Był om przytém spowiednikiem króla i świętego Piotra Nolaski, i ze swojéj strony zachęcał ich, aby dokładali wszelkich starań dla wyswobodzenia chrześcijan z rąk muzułmanów. Wszyscy zaś trzéj gorąco się modlili do przenajświętezéj Matki Boskiej i Patronów kraju, aby ich w téj mierze oświecić raczył Duch Święty, i podał im najwłaściwszy sposób do spełnienia tak zbawiennych pragnień. Wysłuchał téż ich Pan Róg miłościwie.

Za Papiestwa Honoryusza III, pierwszego Sierpnia roku Pańskiego 1218, więc w dniu w którym właśnie Kościół obchodzi uroczysłość świętego Piotra w Okowach, zstąpiła z Nieba Królowa Anielska otoczona wielkim pocztem duchów błogosławionych, pomiędzy którymi był święty Jakób Apostoł Hiszpanii, i święta Eulalia patronka Barcelony, a objawiwszy się najprzód świętemu Piotrowi Nolasko, który wtedy był na modlitwie, rzekła do niego: „Synu mój, ja jestem Matką Boga, który dla zbawienia i wyzwolenia rodu ludzkiego, wylał wszystką krew Swoją w okrutnéj śmierci jaką poniósł na krzyżu. Przybyłam tu w celu wynalezienia ludzi, którzyby za przykładem mojego Syna, poświęcali życie swoje za zbawienie i wyzwolenie braci swoich w niewoli będących. Będzie to czynem wielco Jemu miłym. Chcę więc aby na cześć Moją założony został zakon, którego bracia podjęliby się wykupu chrześcijan jęczących pod jarzmem tureckim, a którzyby nawet sami się za nich w niewolę oddawali, jeżeliby inaczéj wykupić ich nie mogli. Taką synu mój jest wola Moja: bo kiedy na modlitwie z płaczem prosiłeś Mnie abym ci przyszła na pomoc w twojém pragnieniu niesienia ratunku więźniom, Sama przedstawiłam prośby twoje Synowi Mojemu, który dla twojéj pociechy i dla założenia tego zakonu pod Mojém wezwaniem, przysyła Mnie do ciebie Piotrze, którego wybrałam za opokę, na któréj wznieść się ma gmach tego nowego Zgrormadzenia.” Na to święty Piotr odpowiedział pokornie: „Wierzę o Pani moja, że jesteś Matką Boga żywego, i żeś zstąpiła na ziemię, dla ratunku nieszczęśliwych chrześcijan u barbarzyńców w niewoli będących. Lecz czyż będę ja w możności dokonać dzieła tak trudnego, i wyrwać z okrutnych rąk nieprzyjacioł Twojego Boskiego Syna, tyle dusz jemu drogich?” – „Nie troszcz się o nie odrzekła Królowa Anielska, w całéj téj sprawie będę cię wspierała. Żebyś zaś lepiéj uwierzył moim słowom, oto obaczysz iż wkrótce ziści się to co ci polecam, powstaną nowi zakonnicy i zakonice, którzy będą nosić taki habit jak ten w który widzisz Mnie w téj chwili przyodzianą.” I to rzekłszy przenajświętsza Panna zniknęła, i wróciła na Swój tron niebieski.

Święty Piotr Nolasko, przetrwał na modlitwie aż do świtu, i niezwłocznie z rana aby zdać sprawę z tego cudownego widzenia świętemu Rajmundowi swojemu spowiednikowi, udał się do niego, i zastał go w katedrze. Lecz zaledwie zaczął mu to opowiadać, kiedy zdziwiony Rajmund, przerwał mu mówiąc: „Ja podobneż widzenie miałem téj nocy: spotkało i mnie to niewymowne szczęście, że i do mnie przyszła Królowa Anielska, i Sama rozkazać mi raczyła, abym wszelkiemi siłami starał się o założenie tego zakonu, i w kazaniach moich zachęcał wiernych do popierania dzieła tak wielkiego miłosierdzia. I właśnie – to na podziękowanie zato Panu Bogu i przenajświętszéj Mari Pannie, w tak rannéj porze przyszedłem do katedry.”

Uradowani obadwaj Święci z doznanéj tak wielkiéj od Matki Bożéj łaski, zaczęli naradzać się o sposobach jak najprędszego wykonania Jej rozkazów, gdy oto widzą wchodzącego do kościoła króla Jakóba, któremu także objawiła się była przenajświętsza Marya Panna, i który tak rano pośpieszył do katedry, aby Jéj za to złożyć dzięki. Spostrzegłszy tych dwóch sług Bożych, wziął ich spiesznie na stronę, i opowiedział jakie miał widzenie: „Przenajświętsza Królowa niebieska, rzekł do nich, objawiła mi się téj nocy w przedziwnéj jasności, nakazując abym dla wykupu więźniów, założył zakon pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny Odkupienia albo miłosierdzia: a ponieważ znane mi jest Piotrze twoje wielkie pragnienie wykupywania więźniów, tobie zlecam wykonanie tego dzieła; a ty Rajmundzie, twoją Świątobliwą nauką, będziesz podporą tego zakonu, i proszę cię w kazaniach twoich zachęcaj do niego wiernych.” Wtedy obaj Święci, opowiedzieli mu nawzajem co znowu oni z ust Maryi słyszeli, w tak cudownéj jednostajności widzeń jakie miał z nich każdy poznając wolę Bożą i przenajświętszéj Panny, postanowili niezwłocznie zająć się założeniem zakonu według Jéj rozkazu.

Jakoż, dzień dziesiątego Sierpnia togoż roku, wybranym został do rozpoczęcia tego wielkiogo dzieła. Król udał się do katedry przepełnionéj ludem, gdyż rozgłos tych cudownych widzeń rozszedł się był już nietylko po Barcelonie, lecz po kraju całym. Towarzyszyli mu święty Nolasko i święty Rajmund z Penafortu, a przytém miał on w swoim orszaku, najwyższych urzędników i najpierwszych panów. W kościele było już wielu Biskupów i Prałatów, wezwanych przez króla. Biskup Barceloński, odśpiewał uroczystą Mszę świętą w czasie któréj po Ewangelii, święty Rajmund wszedł na kazalnicę, i ze zwykłą mu wymową lecz szczególnie z wielkiem namaszczeniem Ducha Świętego, opowiedział widzenie, jakie miał król, on sam i Piotr Nolasko. Lud słysząc sprawozdanie cudu, którego trzéj świadkowie byli wtedy obecnymi, i to świadkowie tak wysokiéj powagi, niemógł wstrzymać oznak swojéj pobożnéj radości, i z jękiem i płaczem dziękował Przenajświętszéj Pannie, za Jéj litość okazaną nad nieszczęsnymi niewolnikami chrześcijańskimi, Po kazaniu, król zszedł z tronu przyodziany w purpurę królewską, mając koronę złotą na głowie; a przywoławszy świętego Rajmunda z Penafortu i Piotra Nolasko, udał się prosto do wielkiego ołtarza, przed którym siedział jeszcze Biskup celebrujący; zatrzymał się przed nim, i głośno a poważnie rzekł; „Wolą naszą jest spełnić rozkaz Boga, który nam raczyła objawić Sama przenajświętsza Marya Panna Królowa Anielska: a więc zakładamy nowy Zakon, którego członkowie poświecą się wykupowi niewolników w niewoli u muzułmanów będących, obowiązując się do tego, chociażby nawet im samym przyszło oddać się w zmian, lub życie poświęcić. Pierwszym zakonnikiem tego zgromadzenia będzie brat nasz i przyjaciel miły Piotr Nolasko, którego Matka Boża wybrała na węgielny kamień tego dzieła wielkiego miłosierdzia Swojego. Do ciebie więc teraz należy przewielebny Biskupie wypełnić tę wolę Boga i przenajświętszéj Maryi Panny.”

Po tych słowach króla, Biskup wraz z nim i że świętym Rajmundem z Penafortu, włożyli habit na świętego Piotra Nolasko: przed ołtarzem. Wszyscy trzéj płakali rzewnie, z pociechy jakiéj doznali przyodziewając go w tę białą szatę, taką, jaką w objawieniu na Samej Królowéj niebieskiéj widzieli. Król przypiął potém własnemi rękami do Szkaplerza habitu świętego Piotra tarczę ze swoim herbem królewskim, wśród którego umieścił biały krzyż, jako znamie katedry Barcelońskiéj, a to na pamiątkę że w tymże kościele zawiązywał się ten nowy zakon. Postanowił aby Piotr i jego następcy, to jest generalni Przełożeni tego zgromadzenia, byli zawsze w prawie noszenia tych oznak na piersiach, a oraz cały zakon oddał raz na zawsze, pod szczególną opiekę senatu Barcelońskiego. Następnie święty Piotr Nolasko wykonał ślub uroczysty, którym zobowiązywał się oddać Turkom się w niewolę, gdyby tego potrzeba była dla wykupienia więźniów, do czego też później wszyscy zakonnicy tego zakonu się zobowiązywali.

W krótkim czasie nowe to Zgromadzenie świetnie celowi swemu odpowiedziało. Król Jakób, pragnąc otrzymać na nie potwierdzenie Stolicy Apostolskiéj, posłał świętego Rajmunda do Peruzii, gdzie przebywał wtedy Papież Grzogorz IX, a był to już dwunasty rok istnienia Zakonu. Ojciec Święty zatwierdził go najchętniej, i obdarzył go licznemi łaskami i przywilejami.

Dla uczczenia to więc pamiątki tego szczególnego miłosierdzia Maryi, okazanego nad dziećmi Kościoła Bożego, Święto dzisiejsze postanowił najprzód Papież Paweł V dla samego zakonu, a Innocenty XII, rozciągnął go i do całego chrześcijaństwa, dzień 24 Września nań przeznaczając.

Przenajświętsza Panna, nie przestawała czuwać nad zgromadzeniem które Sama założyła. Wydało ono z siebie wielką liczbą świątobliwych mężów, którzy nie tylko jałmużnami wproszonemi u wiernych więźniów wykupowali lecz gdy tego potrzeba wymagała, i sami się oddawali w niewolę, żeby z nich wyrwać dusze na niebezpieczeństwo utraty zbawienia narażone.

POŻYTEK DUCHOWNY.

Nierównie straszniejszą i niebezpieczniejszą niewolą jak u pogan i muzułmanów, jest niewola szatańska, w jakiéj jęczą nieszczęsne dusze w grzechu będące. Niech cię więc one do wielkiéj pobudzają litości a gdy do ich ratowania nie potrzeba ci zdobywać się na czyny tak wielkiej miłości bliźniego, na jakie zdobywali się bracia zakonu przenajświętszéj Maryi Panny Odkupienia a tylko wspierać ich masz twojemi modlitwami, nie odmawiaj więc im takowych. Lecz przedewszystkiém proś Matkę Bożą żeby i ciebie samego, od tego rodzaju najzgubniejszéj niewoli uchronić raczyła, alko wyrwała coprędzéj, jeśli w niéj jęczysz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś przez przenajświętszą Syna Twojego Matkę, dla wyzwolenia wiernych od niewoli u pogan, nowym zakonem Kościół Twój obdarzyć raczył; spraw prosimy, abyśmy oddając Jéj cześć jako założycielce tego Świętego dzieła, za Jéj zasługami i pośrednictwem, od grzechów wszelkich i niewoli szatańskiéj wybawieni byli. Przez tegoż Pana naszego itd

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 811–814.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna muzułmanie św Piotr Nolaska św Rajmund
2020-09-23

Św. Lina Papieża i Św. Tekli Dziewicy, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 80.

(Żywoty ich były napisane prez świętego Damazego Papieża, i świętego Grzegorza Nazyanzeńskego Biskupa.)

Święty Lin Papież rodem z miasta Wolteryi w Etruryi, był pierwszym świętego Piotra w najwyższym zarządzie Kościoła następcą. Nawróconym został do wiary świętéj przez tegoż księcia Apostołów. Od téj chwili poświęcił się na wyłączną służbę Panu Jezusowi: rozdał majątek ubogim, i już się z świętym Piotrem nie rozłączał. Jego téż on głównie do najważniejszych spraw swojego Papieztwa, za pomocnika używał.

Wysłany do Galii dla głoszenia słowa Bożego, przybywszy do Bezansonu został pierwszym Biskupem tego miasta. Mieszkając w domu pewnego zamożnego obywatela nazwiskiem Amazyusz, nawrócił go z całą rodziną i tenże dom jego zamienił na kościoł, poświęcony pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny i świętego Stefana. Wiara szerzyła się szybko w tym kraju, za gorliwą pracą świętego Lina, lecz zły duch nie mogąc patrzeć na to obojętnie, pobudził niektórych nieszczerze nawróconych pogan, do wznowienia obrządków pogańskich, które już prawie wszędzie zniesione były. Dano więc znać świętemu Linowi, że lud zabiera się do oddania publicznéj czci bożyszczom. Święty udał się coprędzéj na miejsce gdzie mieli palić ofiary Apolinowi, a gdy przemówił do zgromadzonych, w téjże chwili bałwan upadł w proch się obracając. Lecz poganie, zamiast uznania w tym cudzie mocy Bożéj, rzucili się na Świętego, i wygnali go z miasta.

Gdy powrócił do Rzymu, święty Piotr zrobił go swoim Koadjutorem, a jak u nas nazywają Sufraganem. Po męczeństwie też świętego Piotra, jednogłośnie na jego miejsca obranym został. Był tak wysokiéj Świątobliwości, iż nietylko dał mu Pan Bóg cudowną moc wyganiania złych duchów z opętanych, lecz i łaskę wskrzeszenia umarłych. Napisał dzieje Papieztwa świętego Piotra, w których skreślił szczegółowo postępowanie tego świętego Apostoła z Szymonem czarnoksiężnikiem. Wydał postanowienie aby niewiasty wchodząc do kościoła miały przykrycie na głowie. Święty ten Papież poniósł śmierć męczeńską za wiarę, z rozkazu bezbożnego Saturnina Wielkorządcy Rzymskiego, który tak okrutną niewdzięcznością odpłacił mu się za to, że mu córkę od złego ducha wyzwolił. Ścięty został 23 Września około roku Pańskiego 80, i pochowany na Watykanie, obok grobu świętego Piotra Apostoła. Zasiadał na stolicy Apostolskiéj przeszło lat jedenaście.

· · ·

Dziś także obchodzi Kościoł Boży pamiątkę świętéj Tekli, która w tychże czasach żyła. Była rodem z miasta Ikonium w Likaonii, w którém mieszkała gdy tam przybył Paweł Apostoł dla ogłaszania Ewangelii świętéj. Nietylko była z liczby tych którzy się najpierwéj nawrócili, ale zostawszy uczenicą świętego Pawła, za radą jego wykonała ślub dozgonnego dziewictwa, i na wyłączną służbę Panu Bogu się poświęciła. Matka jéj, która pozostała była poganką, dowiedziawszy się o tém, nietylko przeciwna była jéj ślubowi, lecz uparta w swoich zabobonach, chciała ją zmusić do odstąpienia wiary świętéj. Nalegała na to szczególnie, kiedy niejaki Tamiryd, bogaty poganin, chciał ją pojąć w małżeństwo. Aby ją do tego skłonić, zrazu używała łagodnych środków, a widząc że te nie skutkują, morzyła ją głodem, biła, i wszelkiemi sposobami starała się zmusić do zostania napowrót poganką. Nakoniec, widząc że nietylko tém zachwiać stałości Tekli nie może, lecz że ona jeszcze ściśléj z Oblubieńcem swoim Niebieskim się jednoczy i odstapić Go nie chce, wyrodna matka sama ją przed Wielkorządcą jako chrześcijankę oskarżyła, domagając się, aby dla przykładu innych, jeśli wiary nie odstąpi, publicznie spaloną została.

Przywołał ją przed trybunał swój sędzia, a gdy znalazł niezachwianą w wierze i w postanowieniu dochowania ślubowanéj Panu Jezusowi czystości, wydał wyrok na spalenie ją żywcem. Jakoż, w tejże chwili wielki stos rozpalono, a oprawcy porwawszy ją, wrzucili do ognia. Święta wchodząc weń przeżegnała płomienie, a w tejże chwili Pan Bóg tak ulewny deszcz zesłał, iż ogień zagasł, a Tekla bez najmniejszéj szkody wyszła ze stosu. Sam Wielkorządca uderzony tym cudem, moc niebieską w nim widząc, Świętą na wolność wypuścić kazał.

Tekla już do domu matki nie wróciła, lecz dowiedziawszy się gdzie przebywa święty Paweł, tam się udała, i pod jego przewodnictwem duchowném zostając, prowadziła życie bogomyślne i pokutne, cała oddana Bogu i uczynkom miłosierdzia. Tak spędziła lat kilka, w różnych przebywając miejscach, nie ściągając na siebie uwagi pogan, aż oto gdy do Antyochii przybyła, oskarżoną została przed władzą pogańską, że bożkami cesarskiemi gardzi, a Chrystusa wyznaje. Stawiona przed trybunał Wielkorządcy, wyznała śmiało że jest chrześcijanką, a bożyszczom, jakto od niéj wymagano, czci nie odda. Za to skazał ją tyran na pożarcie od dzikich zwierząt, wszakże przez jakiś wzgląd szczególny, nie odesłał jéj do więzienia, tylko do pewnéj wielkiéj pani imieniem Tryfemia, krownéj cesarza Wespazyana. Nazajutrz zaś, kazał ją zaprowadzić na plac publiczny i wydać zwierzętom na pastwę. Ludu zebrało się było mnóstwo, wypuszczono na nią kilku lwów okrutnych, i już wszyscy mniemali że ją w jednéj chwili rozszarpią, kiedy zwierzęta te przypadłszy do niej, gdy je znakiem krzyża świętego przeżegnała, stanęły jak wryte, i tknąć jéj nieśmiały. Na widok tego cudu, wielu z obecnych pogan nawróciło się, a Wielkorządca przypisując to czarom, kazał ją napowrót do mieszkania Tryfemii odprowadzić, postanowiwszy nazajutrz wypuścić na świętą Męczenniczkę dziksze i lepiéj wygłodzone zwierzęta. Do tego zaś okrucieństwa przydał jeszcze i większe. Gdy bowiem znowu przyprowadzono Świętą na płac, gdzie zwierzętom miała być wydana na pastwę, kazał ją z szat obnażyć.

Przyszła była za nią i Tryfemia, która przez krótką chwilę pobytu Tekli w jéj domu poznąwszy ją bliżéj, serdecznie ją pokochała; płakała więc rzewnie patrząc co się z nią dzieje. Otworzono powtórnie klatki gdzie zwierzęta były trzymane, i tą razą wypuszczono już na służebnicę Bożą nietylko lwy, lecz i niedźwiedzie i inne drapieżne bestye, kilkodniowym głodem rozwścieklone. Gdy wpadły na plac, zaryczały tak okrutnie, że zląkł się lud wszystek. Lecz Święta stała spokojna: gdy na nią natarły zasłoniła się znakiem krzyża świętego, a lwy i niedźwiedzie do nóg jéj upadłszy, jakby nie śmiejąc na dziewicę obnażoną poglądać, oczy ku ziemi spuściły, a lud zawołał: „Wielkim jest Pan Bóg który tak sług swoich broni”, i znowu wielka liczba pogan o Chrzest święty prosiła.

Wszakże okrutny i zaślepiony tyran obojętnym się okazał na to wszystko, i nowe dla Tekli wynalazł katusze. Kazał wielki dół wykopać, nalać w niego wody i napuścić jak najwięcéj wężów i gadzin jadowitych, a następnie Teklę tam wrzucić. Gdy Świętą w ten dół pchano, najprzód się przeżegnała, potém sama pomiędzy gady wskoczyła. Lecz tenże Bóg, który lwy i niedźwiedzie do jéj nóg przywiódł, odjął żmijom jadowitość, tak że z pośród nich wyszła Święta jakby z miłéj kąpieli.

Po tym powtórnym zawodzie jakiego doznał Wielkorządca, kazał Teklę odprowadzić do więzienia, a sam prawie całą noc spędził na przemyśliwaniu, jakimby nareszcie sposobem mógł ją na śmierć zamęczyć. Wynalazł nakoniec następujący: kazał nazajutrz świętą tę dziewicę przywiązać silnemi powrozami do tylnych nóg dwóch dzikich wołów, a chcąc aby przez nich roztarganą była, też woły kazał puścić i gnać rozpalonemi żelazami. Porwano więc Teklę, która według swego zwyczaju znakiem krzyża świętego się uzbroiwszy, pomiędzy dwoma wołami uwiązaną została. Puszczono je wtedy bodząc rozpalonemi szynami; każdy z nich skoczył w swą stronę, lecz w tejże chwili powrozy się jak nitki porwały, byki uciekły, a Święta na miejscu bez żadnéj szkody została.

Ten cud, już nietylko wielu pogan ale i samego Wielkorządcę upamiętał. Musiał w tém przyznać moc Bożą, a przyzwawszy Teklę do siebie, spytał jéj: „Ktoś ty jest i jaką moc posiadasz, że cię żadne zwierzę tknąć nie śmiało, ogień oszczędził, i z pomiędzy byków uratowaną zostałaś?” – „Jestem służebnicą Boga najwyższego, odrzekła Tekla”, a Wielkorządca więcéj już nie rozmawiając, uwolnił ją, i polecił aby ją nikt nie śmiał, w jakikolwiek sposób prześladować. Święta wróciła jeszcze do domu Tryfemii, która ze wszystkimi swymi domownikami Chrzest święty przyjęła, a za jéj przykładem wielu z mieszkańców Antyochii nawróciło się do Chrystusa.

Wkrótce potém, Tekla udała się do Seleucyi, a tam słowem i przykładem swojego świątobliwego życia, wiele dusz pozyskawszy Panu Bogu, osiadła na górze przy témże mieście, w pustém i samotném bardzo miejscu. Tam wiodła życie już tylko bogomyślności i najostrzejszéj pokucie oddane, i umarła pełna cnót i zasług 28 Września około roku Pańskiego 80, mając lat dziewiędziesiąt.

Wszyscy Ojcowie pierwszych wieków, nadawyczajne oddają jéj pochwały, już to uważając ją za pierwszą z płci niewieściej, która cierpiała za Chrystusa, już nazywając ją najstarszą córkę duchowną świętego Pawła. Piszą że błogosławiony Cypryan gdy szedł na męczeństwo, wspomniał o niéj tak się modląc: „Wesprzyj mnie Panie, i bądź ze mną jakoś był z Pawłom w więzieniu i ze świętą Teklą gdy ją w ogień wrzucono.” A i Kościoł Boży w modlitwach któremi dusze konających poleca Panu Bogu, prosi aby je wyzwolił, tak jak świętą Teklę z trzech okrutnych mąk, które poniosła, wyzwolić raczył. I w kraju naszym szczególną ona cześć odbiera: wiole kościołów pod jéj wezwaniem jest wybudowanych, i bractw pod jéj opieką ustanowionych.

Pożytek duchowny

Znak Krzyża świętego, którego mocą tyle razy święta Tekla wybawioną została od strasznych mąk jakie ją zadano, jest bronią, do któréj chrześcijanin powinien się uciekać we wszelkich niebezpieczeństwach, a szczególnie grożących jego duszy. Ile razy nacierać będą na ciebie pokusy, nie omieszkaj użyć tego oręża, a byleś to z wiarą czynił, wnet doznasz jego skuteczności.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę przejścia do Nieba błogosławionéj Tekli męczenniczki Twojéj, i pociechy doznali przez święcenie jéj uroczystości, i przykładom jéj wytrwałości w wierze, w żywości wiary naszéj wzrostu nabierali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 808–810.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 758–759

Święta Tekla nie dlatego zerwała narzeczeństwo, że jej oblubieniec był poganinem i wzdrygał się przyjąć wiarę chrześcijańską, lecz z przekonania o wysokiej wartości dziewictwa. Na czymże wartość ta polega?

  1. Otóż przede wszystkim na dobrowolnym wyrzeczeniu się pożycia małżeńskiego. Dziewica chrześcijańska pozbywa się tym sposobem wielkiego brzemienia trosk i kłopotów i zachowuje sobie wszelką swobodę oddawania się modlitwie, pobożności i ćwiczeniom ducha. Nie jest wtedy zależna od męża, który może być człowiekiem złym i oburzać się jej pobożnością i przystępowaniem do Sakramentu Ołtarza, jako też nie ma na głowie kłopotu o dzieci i ich wychowanie, o zbieranie dla nich majątku i zapewnienie im utrzymania i stanowiska w świecie. Ileż mamy matek, które krwawe łzy wylewają z powodu dzieci, które albo wcześnie umierają, albo też puszczają się na drogę zgorszenia i zdrożności! Ileż widzimy wdów, które mąż rychło odumarł! Mądra zaiste jest dziewica, która z nieufnością spogląda na mniemane szczęście pożycia małżeńskiego.
  2. Wartość dziewictwa polega dalej na zjednoczeniu i połączeniu z Bogiem. Prawdziwa dziewica nie unika małżeństwa dlatego, aby prześnić życie w wygodach, lecz ażeby poślubić na wieki Boga-człowieka, którego jarzmo jest słodkie. Chrześcijańska dziewica chce żyć tylko dla Boga, który ją stworzył, odkupił swą śmiercią na krzyżu i jednoczy się z nią w Sakramencie Krwi i Ciała, do Niego chce tylko należeć, Jemu służyć i podobać się, Jemu oddać się całą duszą i nieskalanym ciałem. Z Nim jedynie czuje się szczęśliwą, jej Oblubieniec nigdy nie umrze, jej dzieci – tj. cnoty i dobre czyny – są nieśmiertelne i towarzyszą jej na drugi świat; pod skrzydłem opieki Jezusa czuje się spokojną i bezpieczną, mówiąc: „Sławić i chwalić Cię będę, Panie i Królu, Boże i Zbawicielu mój! Ty bowiem byłeś pomocnikiem i obrońcą moim. Tyś ocalił ciało me od zguby, od sideł złego języka, od ust kłamliwych i byłeś mi sprzymierzeńcem przeciw wrogom moim. Ty oswobodziłeś mnie według wielkości miłosierdzia swego od ryczących, którzy gotowi byli pożreć mnie, jako też od tych, którzy czyhali na duszę moją, od utrapień otaczających mnie i od płomieni szalejących wokoło, tak iż nie spłonęłam w nich”.
Tags: św Linus św Tekla „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież dziewica męczennik św Piotr św Paweł krzyż
2020-09-22

Św. Tomasza z Wilanowa, Biskupa

Żył około roku Pańskiego 1555.

(Żywot jego był napisany prze Jana Mentona, biskupa Segewijskiego jegoo ucznia.)

Święty Tomasz nazwany z Wilanowa, jako z miejsca gdzie młodość spędził, przyszedł na świat w małém miasteczku Fuentana w Hiszpanii, z rodziców szlacheckiego rodu. Bylito przytém wzorowi chrześcijanie, znani w całéj okolicy z wielkiego miłosierdzia dla biednych. Tęż cnotę wziął po nich w spuściznie i Tomasz, i w dzieciństwié już się nią odznaczał. Codziennie wynajdywał sposób aby czém ubogich wesprzeć, jużto oddając im śniadanie lub obiad, już téż własne suknie. Razu pewnego, matka, która na to z wielką pociechą patrzyła, widząc jak się dla biednych ze wszystkiego prawie ogołocił, sprawiła mu bardzo piękne nowe ubranie. Święty chłopaczek w pierwszém wyjściu swojém na miasto, oddał je żebrakowi, za co go matka serdecznie uściskała. Inną razą sam był w domu, kiedy przyszło sześciu ubogich: nie mając nie dla nich do dania, wyszedł na podwórze, a obaczywszy sześcioro kurcząt przy kurze, dla każdego dał po jednemu. Gdy matka nadeszła, a Tomasz zdał jéj z tego sprawę, spytała co by był zrobił gdyby jeszcze i siódmy znalazł się ubogi? „Byłbym mu i kurę oddał” – odrzekł Święty, za co go także pobożna matka bardzo pochwaliła.

Obok takiego dla biednych miłosierdzia, od lat dziecinnych i innemi odznaczał się cnotami, dzięki chrześcijańskiemu wychowaniu jakie od kolebki odebrał. Za staraniem matki pierwsze wyrazy jakie wymówił, były to przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi, a zaraz potém wyuczyła go ona pozdrowienia Anielskiego. Przez cało téż życie szczególne miał do Maryi nabożeństwo, i trzy najważniejsze w życiu jego wypadki, w uroczystości przenajświętszéj Panny zaszły. Wstąpił do Zakonu w dzień Jéj Ofiarowania, Biskupem został w dzień Jéj Wniebowzięcia, a powołał go Pan Bóg do Siebie, w święto Jéj Narodzenia.

Ukończył niższe nauki w szkołach Wilanowskich, gdzie był pierwszym uczniem a następnie wysłali go rodzice do akademii w Alkala, świeżo przez kardynała Ksymenesa założonéj. Znalazłszy się w gronie świetnéj młodzieży, lecz wśród któréj jak to bywa, nie panował duch pobożności, młody Tomasz, nietylko nie uległ żadnym złym wpływom, lecz przykładem swoim drugich do dobrego pociągał. A jak odznaczał się wielką pobożnością, tak podobnież przewyższał wszystkich współuczniów zdolnościami i pilnością w naukach. Pomimo iż głęboka jego pokora, którą już wtedy w wysokim posiadał stopniu, sprawiła iż starał się ile możności, nietylko się nie odznaczać, ale i nie ściągnąć na siebie uwagi; gdy poznano jego niepospolite wykształcenie w wyższych naukach połączone z rzadkim darem wymowy, został w tymże uniwersytecie profesorem filozofii, mając lat dwadzieścia sześć. Po dwóch latach wykładu tego przedmiotu w Alkala, powołano go na takąż katedrę do sławniejszego jeszcze uniwersytetu w Salamanice.

Lecz święty Tomasz widząc się na drodze wielkiéj u ludzi sławy, im go ona pewniéj spotkać mogła, tém żywiéj zapragnął uchylić się od świata, obawiając się aby go w swoje sidła w końcu nie uwikłała. Chociaż więc w tym zawodzie pracując, prowadził życie bardzo odosobnione, oddawał się ćwiczeniom wyższéj pobożności, a ciągłemi postami i umartwieniami ciało swoje trapił, nie dość mu było na tém; chciał bowiem bardziéj stanowczo poświęcić się na wyłączną służbę Panu Bogu. Nareszcie skłoniła go do tego ostatecznie wiadomość, iż przez wzgląd na jego zasługi w zawodzie naukowym położone, zamierzano wynieść go na wyższe uniwersyteckie urzędy. Wtedy zbadawszy pilnie wolę Bożą co do swego powołania, poznał iż Pan Bóg powołuje go pod regułę świętego Augustyna. Zakonnicy tego Zgromadzenia przyjęli go z otwartemi rękoma, i wstąpił do klasztoru ojców Augustyanów, a to w tymże dniu i roku, w którym nieszczęsny Marcin Luter Zakon ten opuszczał.

Skoro przywdział suknię zakonną, spostrzegli Ojcowie że nie nowicyusza, lecz wielkiego mistrza doskonałości Ewangelicznéj, do swego grona przyjęli. Jeszcze na świecie będąc, prowadził on życie tak ostre i pokutne, że wszelkie tego rodzaju przepisy jakie znalazł w klasztorze, nietylko łatwemi ale łagodnemi dla niego się zdały. Lecz co większa: mąż tem znakomitéj nauki, za jednego z najuczeńszych swojego czasu uchodzący, okryty sławą najpierwszego profesora w dwóch najsłynniejszych akademiach, nietylko w umartwieniach zewnętrznych nie dał się prześcignąć żadnemu z braci zakonnych, lecz i w najgłębszéj pokorze, w ślepém posłuszeństwie i zaparciu własnéj woli, przodował między nimi. A wszystko to tak dalece go nie kosztowało, że zdawało się iż od lat najmłodszych wyćwiczony był w karności zakonnéj. Wyświęcenie na kapłaństwo, które przyjął zaraz po skończonym nowicyacie, przydało nowego blasku jego cnotom. Przeznaczony niezwłocznie do zawodu kaznodziejskiego, z takim pożytkiem dusz głosił słowo Boże, że go wszystkie znaczniejsze miasta w Hiszpanii pragnęły słyszeć, i w krótkim czasie nazwano go Apostołem całego tego kraju.

Oddając się temu zawodowi święty Tomasz, znajdował czas i na inne uczynki miłosierdzia chrześcijańskiego, téjto cnoty w któréj tak już w dzieciństwie był się odznaczył. Wszędzie gdzie przebywał, stawał się ojcem ubogich: zbierał dla nich hojne jałmużny, odwiedzał ich w własnych mieszkaniach, chorym najtroskliwiéj usługiwał, przepędzając niekiedy i całe noce przy nich. Gdy zaś zostawał przełożonym po różnych klasztorach swojéj Reguły, śpichrze klasztorne stały otworem dla ubogich, a za to niekiedy, gdy już się wyczerpywały, ze modlitwą jego, Pan Bóg cudownie je napełniał.

Gdy miewał kazania w miastach Burgos i Walladolid, nietylko cały dwór cesarski, lecz i sam Karol V, żadnego nie opuszczał. Spytany raz przez tego cesarza zkąd czerpie tyle głębokich myśli i przekonywających uwag, jakiemi się odznaczają jego kazania, odpowiedział: „Krzyż Chrystusa powinien być główném źródłem, z którego ma czerpać kaznodzieja; a modlitwa najlepszem jest do kazania przygotowaniem.” Bo téż Święty Tomasz szczególne wśród niéj odbierał dary: często modląc się wpadał w zachwycanie, i wielokrotnie widziano go wtedy w powietrze uniesionego. Zdarzało się to często i w chórze pomiędzy braćmi, a nawet kiedy Mszą świętą odprawiał w kościele, w obec licznie zgromadzonego ludu.

Jak wszyscy tak i sam cesarz Karol V w szczególném miał go poważaniu. Zdarzyło się że za kilku więźniami politycznemi wstawiali się napróżno do cesarza nietylko pierwsi dostojnicy państwa, ale i książe Filip syn jego. Skoro przemówił z nimi święty Tomasz, cesarz ich ułaskawił, a gdy dworzanie objawili ztego powodu zdziwienie, rzekł do nich: „Prośby Przeora Augustyańskiego są dla mnie roskazami samego Boga.” Oczekując téż Karol V na pierwszą sposobność żeby pokornego tego zakonnika, wynieść ne Biskupstwo, zamianował go Arcybiskupem Grenady, skoro to miejsce zawakowało. Święty Tomasz tyle dołożył starania, tak usilnie błagał cesarza aby go do téj godności nie podnosił, że ten nie mógł prośbom jego się oprzeć. Lecz gdy w kilka lat potém, książe Grzegorz Austryacki, z Arcybiskupstwa Walenckiego przeż Papieża Pawła III przeniesiony został ma inne, cesarz, który ciągle żałował że poprzednio uległ prośbie świętego Tomasza, powołał go na Aroybiskupią stolicę Walencyi. Święty pocieszał się myślą, że i tą razą potrafi się od tego wyprosić, lecz Prowincyał Zakonu zagrożeniem suspensy i klątwy kościelnéj, zmusił go do przyjęcia tej godności.

Wyświęcony na Biskupa Waladolidskiego, udał się niezwłocznie do swojéj Archidyecezyi, odbywając tę podróż pieszo, w starym i wytartym habicie zakonnym. Przechodził blizko miejsca gdzie matka jego, kobieta wielkiéj świątobliwości, osiadła była przy szpitalu który sama założyła, a która napisała do niego prosząc, aby ją odwiedził, żeby jeszcze przed śmiercią chociaż raz widzieć go mogła. Święty zrazu zgodził się na to, lecz po modlitwie, czując że krew to i ciało głównie go do tego skłaniały, odmówił sobie téj pociechy.

Gdy przybył do swojéj dyecezyi, kanoni wiedząc iż wyszedłszy z Zakonu nic nie posiada, złożyli mu w darze cztery tysiące czerwonych złotych. Arcybiskup przyjął je z największą wdzięcznością, lecz tegoż dnia wszystko co do grosza rozdał biednym, mówiąc że ponieważ godność Biskupia nie przeszkadza mu być ubogim zakonnikiem, więc pragnie nim przez całe życie pozostać. Jakoż, objąwszy Biskupstwo jedno z najbogatszych w owych czasach, nic w sposobie życia swojego nie zmienił, powtarzając często i to święte zdanie, że „nie przepych w mieszkaniu, sprzętach, powozach i cugach, lecz szczególne dla biednych miłosierdzie, powinno odznaczać Biskupa.” Znaczne téż dochody swoje, poczytywał za własność ubogich, i tak dalece rozdawał im co tylko mógł, że w końcu gdy już śmiertelnie chorował, pokazało się że ubogie łóżko na którém leżał, było pożyczone od tego któremu je w jałmużnie niedawno był oddał.

Gorliwość jego o dusze, które mu Pan Bóg powierzył, nie mniejszą była, jak litość nad ubogimi. Prawie rok cały spędzał na zwiedzaniu swojéj Archidyeczyi. Kazywał codziennie, a niekiedy i kilka razy na dzień. Gdzie tylko przybył, odwiedzał ubogich i chorych, godził powaśnionych, znosił wszelkie zgorszenia, przywracał i utwierdzał zachwianą w duchowieństwie karność. A wszelako ten tak wielki Święty, drżał na samo wspomnienie sądu Bożego. Zdarzało się, że zaniepokojony myślą o tém, wśród nocy posyłał po spowiednika, i pytał go z przerażeniem: „Ojcze, jak sądzisz, czy będę ja zbawiony pozostając Arcybiskupem?” Po dziesięcioletniém téż zarządzie swoją Archidycezyą, usilnie i kilkakrotnie domagał się od Papieża, aby mu pozwolił uwolnić się od tego urzędu. Papież w żaden sposób zgodzić się na to nie chciał, lecz Pan Jezus go wysłuchał.

Gdy w święto Oczyszczenia Matki Boskiéj, rzewnie się modlił, prosząc aby go Pan Bóg z Biskupstwa uwolnił, usłyszał głos z krucyfiksu mówiący do niego: „Uspokój się Tomasza, poczekaj trochę, a w uroczystość Urodzenia Matki Mojéj, otrzymasz nagrodę za twoje trudy.” Od dnia tego już tylko gotował się ma śmierć, i ósmogo Września to jet w dzień Narodzenia Matki Bożéj, przyjął ostatnie Sakramenta Święte, rozdał ubogim wszystko co tylko posiadał, a gdy słuchał Mszy świętéj, przy łóżku jego odprawianéj, przy końcu jéj wymówiwszy te słowa: „Jezus, Marya” które z niemowlęctwa wychodząc pierwsze był wymówił, zasnął słodko w Panu roku Pańskiego 1555. Papież Aleksander VII w poczet Świętych go wpisał, dzień dzisiejszy na coroczną jego pamiątkę przeznaczając.

Pożytek duchowny

Szczęśliwe dziatki, których rodzice tak jak maska świętego Tomaaza, od lat najmłodszych zachęcają i zaprawiają do litości nad biednymi. Staraj się i ty wedle możności ich wspierać, a jeśli wychowaniem drugich kierujesz, do tego ich zachęcaj, żywo pamiętając na te słowa Pana Jezusa: „Błogosławieni miłosierni albowiem i oni sami miłosierdzia dostąpią.” 1

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Tomasza Biskupa, nadzwyczajną cnotą miłosierdzia nad biednymi przyozdobił; prosimy Cię przez jego pośrednictwo, abyś na wszystkich zanoszących do Ciebie prośby, skarby Twojego miłosierdzia zlewać miłościwie raczył. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 805–807.

Footnotes:

1

Mat. V. 7.

Tags: św Tomasz z Villanuevy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup wychowanie Marcin Luter
2020-09-21

Św. Mateusza, Apostoła i Ewangelisty

Żył około roku Pańskiego 85.

(Żywot jego wyjęty jest z Pisma Bożego, podania kościelnego.)

Święty Mateusz nazywany takie i Lewi, rodem z Kany w Galilei, był w mieście Kafarnaum Celnikiem, to jest poborcą podatków jakie Izraelici płacili cesarzom Rzymskim. Żydzi w nienawiści mieli tych urzędników, gdyż jako naród wybrany, poczytywali się za uwolnionych od wszelkiéj daniny, od obcych władców wymaganéj. Z tego nawet powodu takowi poborcy jakim był Mateusz, uważani byli powszechnie za ludzi z wszelkiéj czci i sławy odartych, i takim to był nasz Święty, kiedy go Syn Boży raczył powołać za Sobą.

Skoro Pan Jezus przechodząc około miejsca w którém on swój urząd sprawował, rzekł do niego: „Pójdź za mną” 1, w tejże chwili Mateusz dotknięty łaską Boga który go powoływał, nie zawahał się ani chwili, i zaraz stał się uczniem Chrystusa Pana. Żeby zaś wszyscy o tém wiedzieli, zaprosił Zbawiciela na wielką ucztę do domu własnego. Lecz na niéj, po większéj części, zgromadzeni byli sami publikanie, i inni im podobni używający najgorszéj sławy, z których Pan Jezus przypuszczał do Siebie, aby i ich obdarzyć Swoją łaską i nawrócić.

Ten postępek jednak Zbawiciela ze Świętym Mateuszem, wzbudził szczególnie szemranie Skrybów i Faryzeuszów, którzy powstawali na to że przestaje i ucztuje z grzesznikami. Wtedyto Syn Boży dał im tę pamiętną i pełną dla grzeszników pociechy, naukę, mówiąc: że ponieważ lekarz potrzebnym jest nie dla zdrowych lecz dla chorych, więc wypadało aby On, który jest dusz lekarzem, ratował przed innemi to właśnie, które są w niebezpieczeństwie zbawienia. I ta łaskawość Pana Jezusa, i dalsza rozmowa jaką miał wtenczas ze świętym Mateuszem, utwierdziła go témbardziéj w jego powołaniu: od téj chwili zrzekł się swego urzędu, i już nie odstępował swojego Boskiego Mistrza. Owszem, tak dalece starał się ciągle być przy Jego Osobie, z taką pilnością przysłuchiwał się Jego naukom i śledził każdy krok; że późniéj jego to Duch Święty użył do spisania Ewangelii która jest pierwszą pomiędzy czterema Ewangeliami, a najwięcéj zawiera w sobie szczegółów, tyczących się i tego co mówił i co robił Syn Boży.

Wkrótce po przyłączeniu się świętego Mateusza do grona uczniów Chrystusa Pana, nastąpił wybór dwunastu Apostołów, pomiędzy którymi raczył Pan Jezus i Mateusza umieścić. Jest on przez świętego Marka i Łukasza policzony jako siódmy z rzędu, sam zaś liczy się ósmym, a nadaje sobie zawsze imię Mateusza Poborcy, co czyni z wielkiéj pokory; inni zaś Ewangalistowie opuszczając ten tytuł pod którym był niekorzystnie znanym gdy żył na świecie, nazywają go Lewi synem Alfeusza.

Od téj pory aż do Zmartwychwstania Pańskiego, nic o nim Ewangelia święta nie wspomina. Po Wniebowstąpieniu Pańskiém i Zesłaniu Ducha Świętego, święty Mateusz wraz z innymi Apostołami, ogłaszał wiarę świętą w ziemi Żydowskiéj, gdzie trzy lata przebył.

Zanim udał się w inne strony dla rozniesienia słowa Bożego, użył go Duch Święty do spisania historyi Pana Jezusa i tego co Syn Boży nauczał. Dokonał tego spisując Ewangelię pierwszą w księgach Nowego Testamentu, a zawierając w niéj wszystko na co patrzał i co słyszał, i to o czém się dowiedział od przenajświętszéj Maryi Panny o pierwszych latach Pana Jezusa. W téj Ewangelii, przedstawia on nam szczególnie to co się tyczyło Człowieczeństwa Pana Jezusa, gdy znowu święty Jan w swojéj, więcéj mówi o Bóstwie Zbawiciela. Ztąd téż Ewangelia Świętego Mateusza przystępniejszą jest dla wszystkich, i najwięcéj zawierającą zasad tyczących się moralności chrześcijańskiej. Z tego téż powodu i w pacierzach kapłańskich i na ambonie, najczęściéj jest przytaczaną. Ponieważ przeznaczał on ją głównie dla Żydów nawróconych, napisał ją w języku wtedy u nich używanym Hebrajskim, który był mięszaniną Syryackiego i Chaldejskiego narzecza. Niezwłocznie przełożono ją na język Grecki, dla ludów które tym językiem mówiły, i to tłomaczenie przyjęto przez Kościoł, na równi z oryginałem jest uważane. W owych czasach pisywano na tablicach drewnianych. Święty Mateusz swoją Ewangelią pisał na drzewie cyprysowém bardzo kosztowném lecz trwałém. Późniéj cesarz Zenon w którego ręce się dostała, kazał ją w złoto oprawić i starannie przechowywał. Kiedy w roku Pańskim 488, na wyspie Cyprze, wynaleziono ciało świętego Barnaby Apostoła, znaleziono na piersiach jego Ewangelię świętego Mateusza, ręką Świętego Barnaby przepisaną. Jest podanie, że oryginał Ewangelii świętego Mateusza po hebrajsku napisany, przechowywany długo przez chrześcijan z narodu żydowskiego w Jerozolimie osiadłych, przed zniszczeniem tego miasta przez Rzymian, przeniesiony został do miasta Pelli, gdzie ciż Żydzi nawróceni schronili się byli, lecz z upływem czasu zaginął, i pozostało tylko tłomaczenie greckie, przez Kościoł za autentyczne przyjęte.

Wyszedłszy z ziemi Żydowskiéj na opowiadanie w innych częściach świata wiary chrześcijańskiéj, święty Mateusz udał się do Persyi, gdzie apostołował Persów, Medów i Karamanitów, a następnie do Etyopii. Święty Klemens Aleksandryjski, który żył w wieku blizkim czasów Apostolskich, pisze, że święty Mateusz wiódł życie nadzwyczaj surowe. Jadał tylko jarzyny, nie używając nigdy mięsa, ryb, nabiału, ani wina.

W wycieczkach swoich apostolskich, przybywszy do miasta Nadaber w Etyopii, z wielką tam czcią przyjęty został przez Eunucha królowéj Kandacejskiéj, którego święty Filip był nawrócił i ochrzcił. W témże mieście zastał dwóch sławnych czarnoksiężników: Zoroesa i Artaksata, którzy mamiąc lud prosty, wielkiego zdzierstwa się na nim dopuszczali, utwierdzając go w zabobonach. Święty Mateusz wykrył ich szalbierstwa, za co oni mszcząc się, sprowadzili na miasto z okolicznych lasów dwa straszne smoki, które przeraziły mieszkańców. Święty Mateusz przeżegnał te potwory, które w tejże chwili jak najłagodniejsze baranki, położyły się u nóg jogo, a on rozkazał im wrócić do pieczar, z których były wyszły. Cud ten spełniony w oczach licznie zgromadzonego ludu, wielką liczbę pogan nawrócił, a wkrótce i drugi jeszcze większego nabył rozgłosu.

W czasie pobytu świętego Mateusza w Etyopii, umarła Ifgenia, starsza a ulubiona córka Egipa, króla tam ponującego. Ten zwołał najsławniejszych swoich czarnoksiężników, domagając się aby ją wskrzesili. Ci wysilali całą swoją sztukę, lecz napróżno. Gdy powiedziano królowi o cudach jakie czynił święty Mateusz, ten posłał po niego, aby sprobował czy nie przywróci życia jego córce. Święty Apostoł ukląkł przy ciele zmarłéj, pomodlił się, potém podniósłszy się kazał jéj wstać w imię Jezusa Chrystusa, i dziewica ożyła. Cud tak nadzwyczajny sprawił, że król, cała jego rodzina, a następnie dwór i prawie cały naród, przyjęli wiarę świętą. Lecz co podobnież wielką dla świętego Mateusza było pociechą, to że wkrótce potém królowna Ifigenia, usłyszawszy kazanie jego o zasługach dziewictwa, postanowiła poświęcić się na wyłączną służbę Panu Bogu w czystości dozgonnéj. Przykład téj księżniczki, pociągnął za nią i wiele innych pobożnych dziewic, i w krótkim czasie, w wielkiém tém mieście, które przed niedawnym czasem było główną siedzibą pogaństwa, ujrzano święte Zgromadzenie Oblubienic Chrystusowych wspólnie mieszkających i bogomyślności oddanych, jakto późniéj czyniły zakonnice.

Wszakżo to właśnie stało się powodem męczeńskiéj śmierci świętego Mateusza. Po śmierci Egipa, brat jego Hirtacy, nieprawnie a przebojem tron sobie przywłaszczył. Aby się na nim utwierdzić, postanowił poślubić Ifigenią, która była jedyną prawną po ojcu następczynią. Wysłał do niéj posłów w tym celu, lecz świątobliwa ta księżniczka, która już postanowiła nie mieć innego Oblubieńca prócz Jezusa Chrystusa, z oburzeniem odrzuciła jego żądanie. Niezraziło to jednak Hirtacego. Zdało mu się iż najłatwiéj dopnie swoich zamiarów, jeśli święty Mateusz wpłynie na Ifigenią aby wyszła za niego. Kazał go więc przywołać, i z nim udał się do księżniczki, nie wątpiąc iż Mateusz nie będzie śmiał sprzeciwić się jego woli. Lecz tak się nie stało. Święty Apostoł, nietylko nie namawiał Ifigenii do przełamanie ślubów które Panu Jezusowi uczyniła, lecz w obecności samego Hirtacego, utwierdzał ją w jéj powołaniu, błogosławiąc i przyrzekając, najobfitsze w Niebie, za jéj wierność Chrystusowi nagrody. Hirtacego wprawiło to w złość zapamiętałą. Skoro wrócił do swego pałacu, przywołał kilka żołnierzy z swojéj przybocznéj straży, i rozkazał aby natychmiast wyszukali Świętego i śmierć mu zadali. Było to w przedpołudniowéj porze, a Mateusz rozstawszy się z Hitacym i z Ifigenią, poszedł był do kościoła, i tylko co Mszę świętą zaczął. Wysłani przez Hirtacego zabójcy zastali go przy ołtarzu, i tam go zamordowali, zadając mu siekierami kilkakrotnie rany. Śmierć męczeńska tego Apostoła nastąpiła dnia 21 Września roku Pańskiego 90, po dwudziesto trzech letnim pobycie jego w Etyopii, którą całą nawrócił.

Święty Mateusz, jako pierwszy założyciel Zgromadzenia dziewic poświęconych Bogu, poczytywany jest za szczególnego Patrona cnoty dziewictwa i zakonów żeńskich, w czem także uważać potrzeba, że życie zakonne wyszło z ustanowienia Apostolskiego.

Święty Klemens wyżéj przytoczony, pisze że to święty Mateusz pierwszy, zaprowadził między wiernymi zwyczaj, używania wody święconéj.

Po męczeństwie jego, Hirtacy jeszcze nalegał ma Ifigenią aby wyszła za niego, a gdy stale opierała się temu, kazał klasztor jéj podpalić, lecz podczas pożaru ujrzano Świętego Apostoła unoszącego się w powietrzu, który ogień zagasił. Dziewicę tę Kościoł Boży w poczet Świętych zaliczył, i dziś także i jéj pamitąkę obchodzi.

Pożytek duchowny

Ewangelia świętego Mateusza, jak to w żywocie jego wspomnieliśmy, opisuje głównie sprawy Pana naszego Jezusa Chrystusa jako Człowieka. Spełniał je zaś nasz Zbawca głównie dlatego, abyśmy zapatrując się na nie, przez wierne naśladowanie Boskiego Mistrza naszego, łatwiéj potrafili żyć jak On nam przykazał. Staraj się przeto dokładnie znać szczegóły życia Syna Bożego na ziemi, i często a pobożnie nad nimi rozmyślaj. Pamiętaj, że ten tylko jest prawdziwym chrześcijaninem, kto Chrystusa naśladuje,a nikt Go naśladować nie może, kto nie zna dokładnie Jego życia, I nie rozmyśla nad niém.

Modlitwa (Kościelna)

Niech nas Panie, wstawieniem się swojém za nami, błogosławiony Mateusz Apostoł i Ewangelista wesprzeć raczy; abyśmy za jego pośrednictwem dostąpili tego, czego sami otrzymać nie możemy. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 802–804.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 754

Chociaż Pan Jezus nauczał tylko ustnie i nie polecił apostołom spisywać swych kazań i nauk, mimo to czterech z nich, tj. Mateusz, Marek, Łukasz i Jan, pozostawiło nam „Ewangelie”, czyli księgi nieocenionej dla każdego chrześcijanina wartości.

  1. Ewangelie święte są świadectwem objawienia Boskiego. Sprawozdania te o osobie, nauce i dziełach Zbawiciela powstały „pod bez pośrednim wpływem Ducha świętego, jedynego i prawdziwego zwiastuna prawdy”, stanowią przeto Boskie świadectwo o życiu, cierpieniach i czynach Boga-Człowieka, i są żywym słowem nauki, zbudowania i przeświadczenia w najważniejszej i najpotrzebniejszej sprawie szczęścia wiekuistego. Pożywiajmy się przeto tym drogocennym i życiodajnym pokarmem.
  2. Ewangelie są oryginalnym i niewątpliwym świadectwem, jakie dali pierwsi apostołowie Chrystusa o swym Mistrzu i Panu; zawierają one nauki uczniów, którzy widzieli Chrystusa, słuchali słów Jego i towarzyszyli Mu na każdym kroku. Z Ewangelii przekonać się możemy o zgodzie i harmonii nauki teraźniejszego Kościoła z głoszonymi przez Pana Jezusa prawdami.
  3. Ewangelie święte nie podają nam wiadomości o wszystkim, czego Pan Jezus nauczał i co zdziałał, ale z drugiej strony zawierają wiele drogocennych rzeczy, których podanie ustne nie mogłoby tak ściśle przechować aż do naszych czasów. Ewangelie stawiają nam przed oczyma tak wierny, jasny i prawdziwy obraz osoby, nauk i czynów Boskiego Zbawiciela, jaki tylko świadkowie naoczni za pomocą i przyczyną Ducha świętego nakreślić zdołali. Obraz taki ma niezawodnie nieocenioną wartość!

Footnotes:

1

Mar. IL. 14.

Tags: św Mateusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł nawrócenie św Barnaba czystość Ewangelia
2020-09-20

Św. Eustachego i jego Towarzyszy Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 120.

(Żywot ich był napisany przez Metafrasta.)

Święty Eustachy, który przed przyjęciem Chrztu świętego miał imię Placyd, żył na początku drugiego wieku. Był za czasów Trajana cesarza Rzymskiego, najdzielniejszym wojsk jego wodzem, wsławionym wielu odniesionemi zwycięztwami, a szczególnie w wojnie z Żydami. Chociaż poganin, był jednak człowiekiem wielkiéj zacności, a tak miłosiernym dla ubogich, że gdy kogo mógł wesprzéć, więcéj się z tego radował, aniżeli żeby nieprzyjaciół pobił. Opływał przytém w wielkie bogactwa; żona jego była także, chociaż poganka, wielkich zalet kobieta, i z niéj miał dwóch synów.

Razu pewnego, na polowaniu puścił się w pogoń za jeleniem. Ten gdy wskoczył na skałę i stanął na niéj, Placyd ujrzał między jego rogami Krzyż jasny, z wizerunkiem Pana Jezusa, a kiedy patrzył na to objawienie, taki głos usłyszał: „Jam jest Jezus Chrystus, który będąc Bogiem, z miłości ludzi na tym krzyżu umarłem.” Placyd tak wzruszonym został tém widzeniem, że spadł z konia; a gdy przyszedł do siebie, jak drugi Paweł Apostoł, uwierzył w Chrystusa, i pytał co ma czynić. Pan Jezus kazał mu udać się do pewnego kapłana imieniem Jan, aby go ten zasad chrześcijańskich wyuczył i ochrzcił.

Wróciwszy Placyd do domu, opowiedział widzenie to żonie, a jakże się uradował, gdy i ją skłonną do przyjęcia wiary świętéj znalazł. I ona bowiem miała sen cudowny, przez który Pan Bóg łaską Swoją raczył ją oświecić. Niezwłocznie więc wziąwszy dwóch synów swoich i kilku sług najwierniejszych, udali się do wskazanego im kapłana, a oznajmiwszy mu swoje objawienia, wszyscy ochrzczeni zostali i przenajświętszém Ciałem Pańskim posileni. Na Chrzcie świętym Placyd wziął imię Eustachego, żona jego Teopisty a syn jeden Agapiusza a drugi także Teopista.

Nazajutrz Eustachy udał się w to samo miejsce gdzie w lesie miał ono widzenie, a ze łzami dziękując Pana Boga za łaski jakie odebrał, pytał znowu co daléj ma czynić. Pan Jezus mu oznajmił, że wiele go cierpień czeka, aby tém większą w Niebie otrzymał zapłatę. Święty wróciwszy do żony, zdał jéj z tego sprawę; oboje tedy gorąco modlili się, prosząc aby ich Duch Święty wspierać raczył łaską Swoją, w tém wszystkiém co ich czeka.

Jakoż, wkrótce dopuścił Pan Bóg na nich ciężką plagę: prawie wszyscy ich niewolnicy wymarli z powietrza, a trzody wielkie które głównie stanowiły ich zamożność, wyginęły do szczętu, tak że Eustachy przedtém jeden z największych panów w Rzymie, przyszedł do ubóstwa. Nie trudno mu było, mając wielkie u cesarza łaski, przyjść nanowo do wielkiego majątku, lecz dla miłości ubogiego Chrystusa, już tego nie chciał, i umyślił z żoną i dziećmi udać się w jakie obce kraje, gdzieby nieznany, żył oddając się tylko pobożnym cwiczeniom. W tym więc celu wsiadł na okręt, i puścił się do Egiptu, lecz go na pierwszym kroku wielkie strapienie spotkało.

Właściciel okrętu na którym płynęli, powziął nieprawą miłość do żony Eustachego, która była nadzwyczaj pięknéj urody. Dnia więc jednego, przybiwszy niespodzianie do brzegów Syryi, wysadził na ląd Eustachego z synami, a Teopistę pozostawiwszy na okręcie, popłynął z nią coprędzéj na pełne morze. Tak ciężką krzywdą srodze dotkniętym się uczuł Eustachy, wszakże przemógł swą boleść, i pokornie ją ofiarował Chrystusowi.

Lecz nie na tém był koniec jego bolesnych kolei. Puściwszy się w drogę z swoimi dwoma chłopczykami, przyszedł nad szeroką i bystrą rzekę, przy któréj przewozu nie było, a więc synaczków, pojedyńczo biorąc na barki przenosić przez nią musiał. Gdy już z jednym na drugi brzeg przepłynął, wracając po drugiego, patrzy aż oto lew wypadłszy z lasu, porwał Agapita i z nim uciekł. Z skrwawioném więc sercem wraca do tego którego już przeprawił, tymczasem wilk żarłoczny porywa go w oczach nieszczęsnego ojca, i podobnież z nim uchodzi. Eustachy wypłynąwszy na ląd ukląkł, zalał się łzami i zawołał ze szczerém poddaniem się dopustowi Bożemu: „Pan dał, Pan odjął, niech imię Pańskie będzie błogosławione.” 1 A Pan Bóg, który to wszystko nie dla kary, ale dla doświadczenia tego sługi Swego, jak niegdyś Joba, dopuszczał, jak Jonasza w wnętrznościach wieloryba żywego zachował, tak téż i tych synaczków Eustachego z paszczęki srogich zwierząt wyratować raczył. Bo lew spotkawszy pasterzy, gdy ci na niego napadli, swoją zdobycz nietkniętą porzucił; a wilka, gdy oracze niosącego dziecię ujrzeli, dognali, i zdrowego chłopczyka mu odebrali. Obaj téż oni, po dwóch stronach rzeki, przez litościwych włościan przygarnięci, rośli nic o sobie ani o rodzicach nie wiedząc. Matkę ich także Pan Bóg raczył od wszelkiéj zniewagi zachować; bo łotr ów który ja był na okręcie swoim zatrzymał, ukarany od Boga, w kilka chwil po odbiciu od lądu na którym zostawił Eustachego, nagle umarł, a Teopista wysiadłszy z okrętu w inném miejscu, straciwszy wszelki ślad męża i dzieci, osiadła w jakiejś wiosce, i tam z pracy rąk się utrzymując, pomiędzy uczciwymi mieszkańcami żyła.

Tymczasem, Eustachy nic o tém nie wiedząc doszedłszy do wsi zwanéj Badyzus, osiadł w niéj, i tom lat piętnaście najmując się do pracy około roli, żył, z niezachwianą cierpliwością znosząc wszystko to, co Pan Bóg na niego dopuścił, tak zwykle ma modlitwie powtarzając: „Panie! obrałeś mnie ze wszystkiego, tułam się jak wygnaniec, pracuję jak niewolnik: wszakże to wszystko słodko mi jest cierpieć dla Ciebie! o Zbawco mój, boś Ty mnie do poznania prawdy przywiódł, a tą drogą krzyżów, do Siebie mnie prowadzić raczysz. Czyń więc ze mną co Ci się podoba, byleś mi łaski Twojéj nie odmawiał.”

Pod tę porę, cesarz Trajan będąc w wojnie z Persami, wielce żałował, że nie ma najdzielniejszego swojego wodza Placyda, który ich tyle razy zwyciężył, i kazał go jak najpilniéj, po całém państwie swojém szukać. W tym celu, między innymi wysłał dwóch znakomitych rycerzy, którzy niegdyś będąc zawsze przy boku Eustachego, najlepiéj go pamiętali. Zdarzyło się, że ci przyjechawszy z kolei do wsi gdzie on przebywał, stanęli w tymże domu w którym służył. Zrazu go nie poznali, lecz dopatrzywszy na szyi jego blizny od rany, którą wiedzieli że odniósł był w pewnéj bitwie, poznali go i zniewolili do powrotu do cesarza. Uradowany cesarz obdarzył go od razu wielkim majątkiem, i jako głównodowodzącego całém wojskiem, przeciw Persom wysłał.

Eustachy przybyszy do Persyi, dla dopełnienia szeregów wojennych, nakazał powszechny pobór do wojska. Wzięto więc i jego dwóch synów, którzy chociaż się nie znali, skoro się spotkali zaprzyjaźnili się, a co większa gdy ich razu pewnego spotkał Eustachy, lubo ich wcale nie poznał, tak mu się podobali, że wziął ich do swojego orszaku. Po ukończonéj wojnie, w któréj Eustachy nowemi wawrzynami się okrył, zdarzyło się, że wracając, zatrzymał się z wojskiem na spoczynek w wiosce w któréj mieszkała jego żona. Synowie zaś jego rozbili namiot przy ogrodzie, w którym ona pracowała. Z rozporządzenia Boskiego zdarzyło się, że wieczorem zaczęli nawzajem opowiadać swoją historyę: jak z rodzicami wyszli z Rzymu, jak potém rozstali się z matką na okręcie i tak daléj, a co wszystko Teopista będąca w ogrodzie, wysłuchała. W skutek tego i bracia między sobą się poznali, i matka aż nie wątpiła że to byli jéj synowie. Postanowiła więc pójść do Eustachego jako naczelnego wodza, chociaż nie wiedziała że był jéj mężem, chcąc go prosić, aby z synami swoimi rozmówić się mogła, i dawszy się im poznać udać się z nimi do Rzymu, dla powzięcia tam jakiéj wiadomości o mężu. Gdy stanęła przed Eustachym, opowiedziała mu wszystko, a on poznając w niéj swoją żonę, rzucił się w jéj objęcia wołając: „Tyś jest najukochańsza żona moja; dziękujmy Bogu, za przecudowne miłosierdzie jakie nad nami okazuje.” Wtedy opowiedziała mu Teopista wszystko co z nią zaszło, przywołali synów, i wszyscy upadłszy na kolana, serdeczne dzięki złożyli Bogu.

Gdy to się działo z Eustachym, po jego powrocie z wyprawy wojennéj cesarz Trajan umarł, a na jego miejsce nastąpił Adryan, zawzięty wróg chrześcijan. Kiedy Eustachy odbył swój wjazd tryumfalny do Rzymu, prowadząc wiele jeńców wojennych, sam cesarz naprzeciw niego wyjechał, i gdy zbliżyli się do środka miasta, udał się do Świątyni pogańskiéj, chcąc aby i Eustachy poszedł tam bożkom dzięki złożyć. Lecz Święty śmiało mu odpowiedział: „Zwycięztwo to dał mi Bóg prawdziwy Jezus Chrystus: Jemu tylko dziękować powinniśmy, a nie tym bałwanom.” Zdumiony i rozgniewany cesarz na taką odpowiedź, gdy łagodnemi sposobami nie mógł przywieść Eustachego ani żony jego i dzieci, do odstąpienia Chrystusa, wydał wyrok aby wszyscy na pożarcie dzikim zwierzętom wydani zostali.

Stanęli więc słudzy Pańscy na placu publicznym, przeznaczeni na pastwę zwierząt, wobec licznie zgromadzonego ludu. Wypuszczone lwy, rycząc od głodu rzuciły się na nich; lecz nagle padłszy na ziemię zaczęły się czołgać, i łasić przed ich nogami, a poganie wołali: „Wielki jest Bóg chrześcijański.” Cesarz to widząc, kazał lud rozpędzić, lwy pozabijać, a Świętych wrzucić wewnątrz wielkiego woła z miedzi ulanego a wydrążonego w środku, pod którym kazał silny ogień rozniecić. Wtrącono więc ich wszystkich w ten miedziany tułów potwora rozpalony do czerwoności, i grzbietem jego jakby dachem przywalono z góry. Po trzech dniach, gdy już nakoniec ostygła ta mordercza machina, otworzono ją, chcąc wyrzucić jak mniemano popioły Męczenników. Lecz znaleziono ich ciała martwe wprawdzie, ale tak świeże i nienaruszone, że ani włos żaden nie był spalony. Na widok tego cudu wielu pogan się nawróciło. Chrześcijanie zaś unosząc ich zwłoki, z wielką je czcią pochowali.

Pożytek duchowny

Widzisz jak ciężkimi drogami, a które jak wszytko Pan Bóg z miłosierdzia Swojego za dobro dusz wybranych obrócił, spodobał Mu się tych Świętych których żywot czytałeś, przeprowadzić. Niech cię to uczy, że im cięższe utrapienia zsyła za kogo Opatrzność, tém wyraźniejszym jest to znakiem wybrania téj duszy.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nam dozwalasz uroczyście obchodzić święto błogosławionych Męczenników Eustachego i jego towarzyszów; daj nam prosimy Cię, cieszyć się w Niebie obcowaniem z nimi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 799–801.

Footnotes:

1

Job. 1

Tags: św Eustachy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik żołnierz nawrócenie
2020-09-19

Św. Januarego i jego Towarzyszy Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 305.

(Żywot ich był napiany przez Jana Dyakona, i znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty January, który żył przy końcu trzeciego wieku, był rodem z Benewento we Włoszech. Rodzice jego pochodzili ze starożytnego rodu Samnitów, którzy dawno tę krainę mieli w posiadaniu, i byli to bardzo zamożni i wzorowi chrześcijanie. O latach młodości świętego Januarego żadnych nie posiadamy szczegółów. To tylko wiadomo że gdy w Benewencie umarł Biskup, duchowieństwo jednogłośnie obrało na jego miejsce Januarego, już wtedy znanego powszechnie jako kapłana wysokiéj świątobliwości. Długo wzbraniał się on nie chcąc przyjąć téj godności, aż zmuszony był uledz wyraźnemu rozkazowi Świętego Marcellina Papieża.

Skoro zasiadł na stolicy biskupiéj, dowiódł że go sam Pan Bóg na nią powołał. Były to czasy prześladowania Kościoła, za cesarzów Dyoklecyana i Maksymina, święty January miał więc obszerne pole dla swój gorliwości i poświęcenie dla dusz, które mu Pan Bóg powierzył. A że wysokie cnoty jego, zjednały mu były szacunek nawet u pogan, skorzystał z tego, i pomimo srogości jakich się dopuszczano względem chrześcijan, wielu niewiernych pozyskał Kościołowi. Wielka jego gorliwość o zbawienie bliźnich, nie ograniczała się nawet na jego własnéj dyecezyi. Jak tylko dowiedział się że w jakiém mieście prześladowanie więcéj się rozszerzyło, i z tego powodu wierni z większą trudnością mogli odbierać usługi duchowne, spieszył tam, i sprawując skrycie święto obrzędy, udzielając Sakramenta, utwierdzał wiernych w wytrwałości, hojnemi przytém jałmużnami ich wspierając.

W jednéj z takich świętych wycieczek swoich, będąc w mieście Miscenie, zapoznał się z pewnym dyakonem nazwiskiem Socyusz; wielkiéj świątobliwości młodzieńcem. Razu pewnego, gdy ten czytał ludowi Ewangelią Świętą, January ujrzał płomień cudowny unoszący się nad jego głową, z czego przepowiedział mu, że męczeńską śmiercią umrze. Jakoż wkrótce potém, Socyusz oskarżony został przed Wielkorządcą cesarskim jako chrześcijanin i uwięziony. Wielkorządca z początku chciał go ująć łagodnemi słowy: lecz gdy ani to, ani groźby niemogły zachwiać jego stałości, kazał go okrutnie ubiczować, i wydać na tortury. Święty dyakon zniósł te wszystkie katusze mężnie, szydząc sobie z mąk mu zadawanych, i wtedy tyran kazał go odprowadzić do więzienia w Puzzolli, a tymczasem daléj jego sprawę ciągnąć. Skoro to doszło do wiadomości chrześcijan, wielu z nich pośpieszyło do więzienia aby odwiedzić Socyusza, a najdłużéj tam z nim przebywali dyakon Perkulus i dwóch mieszczan, Eutychen i Akucy. Dowiedziewszy się o tém Wielkorządca, kazał i tych uwięzić, i zbił ich okrutnie, mając zamiar wkrótce na śmierć skazać.

Święty January na wieść że dyakon Socyusz był uwięziony, i że już mężnie przebył okrutne męki, w których zachował się jak godny wyznawca Chrystusa, poszedł do więzienia, aby go uczcić, pocieszyć i zanieść mu jakie wsparcie jeśli tego potrzebuje. Wkrótce téż Pan Bóg nagrodził mu tę miłość.

Przybył wtenczas do Misceny nowy Wielkorządca nazwiskiem Tymoteusz, któremu doniesiono że January mianując się Biskupem Benewentu, znajduje się tu od niejakiego czasu i nietylko utwierdza chrześcijan w ich wierze, lecz nawet wielu pogan nawrócił. Tymoteusz na wieść takową srodze rozgniewany, kazał niezwłocznie stawić przed sobą Januarego, żądając aby złożył ofiarę bożkom. Święty ani słyszéć o tém nie chciał; więc tyran skazał go na spalenie. Wyrok wykonano niezwłocznie: wrzucono Januarego w stos rozpalony, w którym długo przebywszy, wyszedł tak nietknięty, że ani odzież, ani jeden włos na głowie jego spalonym nie był. Zdziwiony takim cudem Wielkorządca, przypisując go czarnoksięztwu, zadał niesłychaną męczarnię Januaremu. Kazał mu nerwy z ciała wyrywać, a gdy sługa Boży wytrwał i tę mękę bez wzruszenia i jakby jéj nie czuł wcale, kazał go zaprowadzić do więzienia, mając zamiar zadać ma późniéj jeszcze sroższe katusze.

Gdy wieść o tém wszystkiém doszła do wiernych w Benewencie, ci wysłali do Januarego w imieniu swojém, dyakona Posta i lektora kościelnego Dydyusza. Lecz skoro przybyli do Misceny, Tymoteusz i ich kazał schwytać i stawić przed sobą, zapytując kto są i w jakim celu przyszli. Święci ma powiedzieli: „Jesteśmy chrześcijanami: sługami Kościoła którego Biskupem jest January. Przybyliśmy aby go odwiedzić w więzieniu, w nadziei że Pan Bóg da nam tę łaskę, że mu wiernie towarzyszyć będziemy nawet i w mękach jakie ma ponieść.” Wielkorządca w większą jeszcze złość wpadłszy, gdy usłyszał tak śmiałą i stanowczą odpowiedź, kazał i ich okuć w kajdany, i razem z Januarym prowadzić przed swoim wozem, jadąc na plac publiczny, gdzie miał ich wydać na pożarcie dzikim zwierzętom.

Gdy ma placu tym stanęli, święty January rzekł do swoich towarzyszy: „Cieszmy się bracia: oto dzień naszego trymmfu. Walczmy mężnie z wiarę w Jezusa Chrystusa, i nie żałujmy krwi naszéj za Tego, który nam dał życie. Pan Bóg nas tu przysłał, aby wasz Pasterz miał przy sobie swoje owieczki, i aby Biskup nie składał ofiary z życia Chrystusowi, bez swojego dyakona i lektora. Nie lękajmy się mąk które nas czekają, dochowajmy wiary naszemu Boskiemu Mistrzowi. W nim jednym całą naszą ufność złóżmy, i wsparci Jego łaską śmiało idźmy na śmierć.” Zaledwie Święty te słowa wymówił, aż oto wypuszczono na nich rozjuszone zwierzęta, w obecności wielkiego tłumu ludu przybyłego na to widowisko. Były tam lwy, tygrysy i lamparty, które wygłodzone przez dni kilka, z wielkim rykiem rzuciły się na Chrystusowych wyznawców. Lecz skoro się do nich zbliżyły, popadały na ziemię, lizały im nogi, głaskały ich ogonami, żadnego z nich nie tykając. Na widok tak wielkiego cudu poganie zaczęli wołać: „Bóg chrześcijański, jest prawdziwym Bogiem! Cud taki dziełem czarnoksięztwa być nie może.” Co słysząc tyran, z obawy większego wzburzenia w ludzie, kazał ich wyprowadzić z tego placu i ściąć za miastem.

Gdy ich tam wiedziono, święty January przechodząc przed Wielkorządcą, pomodlił się do Pana Boga, aby dla objawienia swojéj mocy, zesłał na Tymoteusza ślepotę. Ten w tejże chwili zaniewidział. Kara tak niezwłoczna i cudownie na niego zesłana, opamiętała go na chwilę. Poznał on moc Bożą i prawdziwość wiary chrześcijańskiéj; kazał więc wstrzymać wyrok śmierci wydany na Świętych, a udawszy się do swego pałacu, przyzwał Januarego, i rzekł do niego z pokorą: „January, który cześć oddajesz Wszechmocnemu Bogu, pomódl się do Niego, aby mi wzrok przywrócił, gdy mi go odjął za karę moich zbrodni.” Święty aby znowu objawić moc Bożą, pomodlił się, i Tymoteusz wnet wzrok odzyskał. Cud ten tegoż dnia pięć tysięcy pogan nawrócił. Lecz w ich liczbie nie był Tymoteusz. Obawiając się aby oszczędzeniem świętych Męczenników, których sprawa już wielkiego rozgłosu nabrała, nie ściągnął na siebie niełaski cesarskiéj, dał tajemnie rozkaz swoim urzędnikom, aby wyrok śmierci na nich wydany, coprędzéj spełnili.

Kiedy wiedziono ich na plac zwany Wulkańskim gdzie mieli być straceni, pewien pobożny starzec chrześcijanin upadł Januaremu do nóg, i płacząc prosił go aby mu dał cokolwiek z rzeczy które ma przy sobie, aby to mógł zachować w domu jako drogą relikwię. Święty odpowiedział mu: „Mam tylko chustkę którą będę musiał zawiązać sobie oczy; lecz przyrzekam ci że po mojéj śmierci ją otrzymasz.” Przybywszy na plac tracenia, sługa Boży, chustką zawiązał sobie oczy, i wymawiając te słowa Psalmu Pańskiego: „W ręce Twoje Panie polecam ducha mojego” 1, ścięty został wraz ze swoimi towarzyszami, Szymonem, Festem, Proklem dyakonami, Dydyuszem lektorem, Eustachym i Aleksym mieszczanami, 19 Września roku Pańskiego 305.

Kat, który słyszał był rozmowę Januarego z owym starcem, zdjąwszy mu chustkę z oczu, zdeptał ją mówiąc szydersko do trupa: „Pójdź teraz i oddaj ją temu któremuś ją obiecał.” Lecz wróciwszy do miasta, wielce się ździwił gdy ją całą skrwawioną ujrzał w ręku starca, któremu sam January ją przyniósł.

Chrześcijanie z miast z których pochodzili ci święci Męczennicy, wysłali po ich ciała. Relikwie świętych Prokla, Eutycha i Aleucego, pozostały w Puzzoli, świętych Festa i Dydyusza zaniesiono do Benewentu, Socyusza do Misceny, a świętego Januarego do Neapolu, gdzie złożono je w kościele katedralnym, i obrano go za głównego Patrona a szczególnie przeciw wybuchom góry ognistéj pod tym grodem będącéj, zwanéj Wezuwiuszem. Odtąd téż ile razy ten straszny wulkan grozi zniszczeniem miastu, mieszkańcy wystawiają do czci publicznéj Relikwie Świętego Januarego, i processyonalnie po ulicach je obnoszą. W wielu też już razach, za jego pośrednictwem, cudownie od téj klęski uwolnieni byli. W jednym szczególnie z takich wybuchów doznali cudownéj jego opieki. Straszny ogień wyrzucony przez Wezuwiusz groził zniszczeniem nietylko Neapolowi, ale i dalszym okolicom; lecz za zbliżeniem się do niego procesyi z Relikwiami świętego Januarego, płomienie raptem nietylko się wstrzymały, lecz napowrót do otchłani krateru wróciły i zagasły, wydając straszny dym z popiołem, który aż do brzegów Afryki, Syryi i Egiptu dolatywał. Prócz tego inny jeszcze cud przy Relikwiach jego powtarza się i to bardzo często. Krew tego świętego Męczennika zasuszona, jest przechowywaną w szklannéj zamkniętéj flaszeczce, gdy z tém naczyniem postawią ją przed jego głową, staje się płynną, i kipi jak woda wrząca. Cud ten właśnie miał miejsce i w roku w którym to piszemy (1872) jak to niedawno głosiły wszystkie pisma publiczne.

Pożytek duchowny

Święci Fentus i Dydyas, jak to dopiéro czytałeś, przyszli odwiedzić i pocieszyć świętego Januarego swojego Biskupa, kiedy trzymany w więzieniu miał być umęczonym, i uczynili to wiedząc nawet że za ten czyn miłości i czci względem swojego Pasterza, i ich podobnież niebezpieczeństwo czeka. Nie odmawiajże pociechy nawiedzania osób w strapieniu będących przynajmniej wtedy, gdy spełniając uczynek tego rodzaju miłosierdzia chrześcijańskiego, nie tyko jakiem wielkiem ale zgoła żadnem, nia jesteś zagrożony niebezpieczeństwem.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nas doroczną błogosławionych Męczenników Twoich Januarego i towarzyszy jego, uroczystością pocieszasz; spraw miłościwie, abyśmy uciekając się do ich pośrednictwa, przykładem cnót ich do wiernéj Tobie służby się pobudzili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 796–798.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 749

  1. Cześć oddawana relikwiom jest czcią prawdziwą, wewnętrzną, uprawnioną, pochodzącą z wiary w zbawienie człowieka przez najświętszą krew Jezusa. Czcimy ciała Świętych jako przybytek Ducha św., jako ciała ludzi, którzy używali w pełni łask sakramentalnych, mieli nadprzyrodzone zasługi, słynęli z bohaterskich cnót i znosili niesłychane udręczenia z niebiańską pokorą i poświęceniem. Cześć taka jest wyrazem wdzięczności, podziwu i radości ze wspólnictwa, w jakim z nimi pozostajemy przez odrodzenie się w duchu. Święty Ambroży mówi: „Jeśli mnie zapytasz, co wielbię i co czczę w spróchniałym i stoczonym ciele, o które Bóg się nie troszczy, wtedy odpowiem ci: Wielbię w ciele Męczennika zarosłe blizny, które otrzymał w imię Chrystusa; wielbię pamiątkę wiekopomnych cnót jego, wielbię szczątki uświęcone żywą wiarą wyznawcy, wielbię ciało, które mnie uczy kochać Boga i niczego w imię Jego się nie lękać. Czemuż by nie mieli wierni czcić ciała, którego obawiają się szatani, co je brali na tortury? – Cześć relikwii jest tak dawna jak Kościół. Sama przecież Najświętsza Panna wielbiła pod krzyżem ciało swego Boskiego Syna i niewątpliwie przechowywała pozostałe po Nim pamiątki z należną czcią.
  2. Sobór trydencki oświadczył, że ciała Świętych świadczą ludziom wielorakie dobrodziejstwa, i że wyklęci są z Kościoła ci, którzy twierdzą, że cześć oddawana szczątkom i pozostałym po Świętych pamiątkom jest niepotrzebna i nie przynosi żadnej korzyści. Jest rzeczą niewątpliwą i popartą niezliczonymi dowodami, że wielu chrześcijan wskutek pobożnego dotknięcia świętych relikwii doznało rozlicznych łask na ciele i duszy. Doktor Kościoła św. Jan z Damaszku mówi: „Jezus Chrystus dał nam w relikwiach Świętych zbawienne źródła, z których na nas spływają wielorakie dobrodziejstwa. Relikwie te wyganiają z ciał złego ducha, leczą niemoce i kalectwa, uzdrawiają chorych, przywracają wzrok niewidomym, uwalniają od trądu, odpędzają pokusy, koją smutki i utrapienia. Za przyczyną Świętych zyskują chrześcijanie, mający silną wiarę, rozliczne dary od Ojca niebieskiego. Wszyscy Ojcowie Kościoła godzą się na to, że kto czci Świętych Pańskich w ich relikwiach, a ich relikwie w imię Świętych Pańskich, ten zyskuje tym samym ich opiekę, wyjednywa sobie u nich wstawienie się do Boga i staje się godniejszym łask i dobrodziejstw, jakimi Bóg nagradza tych, którzy wiernie Go się trzymają”.

Footnotes:

1

Łuk. XXIII. 46.

Tags: św January z Benewentu „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik biskup relikwie
2020-09-18

Św. Józefa z Kupertynu, Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1663.

(Żywot jego był napisany przez ojca Pastrovici, tegoż Zakonu kapłana z akt jego procesu kanonizacyjnego.)

Święty Józef urodził się w Kupertyno, małem miasteczku wo Włoszech roku Pańskiego 1603. Przyszedł na świat w ubogiéj stajence, gdzie metka jego schroniła się przed policją, ścigającą ją za długi męża, który był ubogim stolarzem.

W ósmym roku życia już Pan Bóg obdarzał Józefa szczególnemi łaskami: wpadał w zachwycenie, co mu się nawet zdarzało niekiedy gdy był w szkole z innymi uczniami, skoro nauczyciel mówił coś o religii. Młodość całą spędził jak najświątobliwiéj. Miał rok siedmnasty, kiedy przedstawił się ojcom Franciszkanom, chcąc do ich zakonu wstąpić, w którym miał dwóch wujów, bardzo poważnych zakonników. Nie przyjęto go wszakże, z powodu iż nie posiadał dostatecznego wykształcenia w naukach. Wstąpił przeto do nowicyatu u ojców Kapucynów na braciszka. Lecz i ztamtąd go wydalono, gdyż tak często wpadał w zachwycenie i to tak długie że go uznano nie zdatnym do żadnego obowiązku. Gdy wyszedł z klasztoru, ani rodzice, ani nikt z krewnych, przyjąć go do domu nie chcieli, poczytując go za niezdarę i półgłówka, który wstyd rodzinie przynosi. Nakoniec na usilne prośby matki, księża Franciszkanie przyjęli go na Tercyarza, i przeznaczyli do stajni dla doglądania mulicy.

Wszakże wkrótce poznali Ojcowie jaki skarb posiadają. Józef bowiem, nietylko zadziwiał wszystkich nadzwyczaj umartwioném życiem, wysokiemi darami bogomyślności, lecz i cnotami pokory, posłuszeństwa, pracowitości i miłości, które mu serca wszystkich braci zjednały. Przełożony udając się do klasztoru w Altamare, gdzie się odbywała Kongregacya prowincyonalna, zabrał go ze sobą. Tam Prowincyał kazał go wyegzaminować, poczém przeznaczył go na kleryka, nadając mu imię Józefa i przeznaczył do klasztoru w Grotelli. Święty, widząc iż go czeka wyświęcenie na kapłana, dokładał wszalkiéj usilności, aby w naukach postęp uczynić, lecz zachwycenia które mu zwykle większą część dnia i nocy zabierały, przeszkadzały mu do tego. Jednak gdy przyszło do egzaminu z odbytych nauk, polecił się Matce Bożéj, i tak świetnie z tego się wywiązał, że go przełożeni wkrótce przedstawili do Święceń mniejszych, a następnie i do kapłaństwa. Powróciwszy księdzem do klasztoru w Grotella, jako doskonały syn świętego Franciszka nie posiadając nic zgoła jak tylko jeden habit, który miał na sobie, padł przed krucyfiksem i zawołał: „Otom tedy Panie najzupełniéj ubogi: bądź ty moim jedynym skarbem.” To téż tak ściśle dochowywał ubóstwa, że przy śmierci nie miał nic zgoła, z tych nawet przedmiotów które dozwolone są do użytku każdemu zakonnikowi, a których zrzeczenie się powinien był czynić w ręce przełożonego. Oddając się zaś obowiązkom i zakonnym i kapłańskim, podwoił umartwiań ciała: przepasał się żelaznym ostrym łańcuchem, codziennie ściśle pościł mało co innego jak chleb i wodę jadając. W post zwany w zakonie Benedykta, a trwający od szóstego Stycznia do połowy Lutego, raz tylko na tydzień brał posiłek. W inne sześć wielkich postów zwykle w zakonie świętego Franciszka zachowywanych, jadał tylko surowe jarzyny w niedzielę i czwartki, a resztę dni obchodził się bez żadnego pokarmu. Sypiał wszystkiego około dwóch godzin, a resztę nocy spędzał na modlitwie. Najniższe w klasztorze sprawował obowiązki: umywał naczynia w kuchni, zamiatał korytarze, kopał w ogrodzie, a chorym dzień i noc, z największą miłością wszelkie oddawał usługi.

Codziennie Mszą świętą odprawiał, a po niéj zwykle w zachwycenie długie wpadał, z którégo na zawołanie przełożonego wnet wychodził. Razu pownego Kardynał Lauria, będąc temu obecny, spytał go co w takim stanie widzi. Odpowiedział sługa Boży: „Widzę wtenczas jakby w ogromném zwierciadle najgłębsze tajemnice wiary, które dozwala mi Pan Bóg ogarnąć jedném spojrzeniem, lecz z których zdać sprawy niepodobna.”

Przytém ciągłe cuda dawał mu Pan Bóg czynić, tak że w całéj okolicy klasztoru gdzie przebywał, jak piszą, nikt długo nie chorował, gdyż skoro go święty Józef przeżegnał, wnet uzdrowiony został. Razu pewnego straszna burza z piorunami i gradem, groziła spustoszeniem nawet klasztorowi. Święty ukląkł przed ołtarzem Matki Bożéj, potém wyszedł do furty klasztornéj, przeżegnał chmury i wnet nawałnica ustała. Kilkakrotnie za jego modlitwą, gdy w klasztorze zabrakło zapasów żywności, cudownie takowe Opatrzność zsyłała. Zdarzyło się że idąc polem, napotkał pasterza zasmuconego z powodu iż cała jego trzoda padła nieżywa rażona piorunem; Święty pomodlił się a wszystkie owce podniosły się żywe.

Prowincyał ojców Franciszkanów, chcąc aby tak szczególne dary, wszystkim, braciom zakonnym były wiadome, a oraz aby wszyscy budowali się widokiem cnót, jakiemi obok tego jaśniał święty Józef, kazał mu udawać się z jednego klasztoru do drugiego, bawiąc w każdym tylko po dni kilka i tak całą prowincją obiedz. Ta jego pielgrzymka była ciągłem pasmem cudów, zachwyceń, a oraz i czynów jego nadzwyczajnéj pokuty, pokory i zaparcia.

To wszystko co dla jednych było zbudowaniem i powodem uczczenia w słudze Bożym wielkich darów Pańskich, dla drugich stało się pobudką nikczezmnéj zazdrości. Powodowany takową jeden z prałatów zakonnych, oskarżył świętego Józefa przed trybunałem Inkwizycyi w Neapolu, jako obłudnika. Stawić się on musiał przed sędziów, lecz ci nietylko nie znaleźli w nim żadnéj winy, lecz poznawszy szczególne dary Boże, odesłali go do generała Zakonu do Rzymu. Ten dla wypróbowania go jeszcze lepiéj, przyjął go bardzo surowo, i innym braciom kazał obchodzić cię z nim przez pewien czas podobnież. Gdy tę próbę z chlubą dla siebie wytrzymał sługa Boży, ojciec generał uznawszy w nim wysokie cnoty, zaprowadził go na posłuchanie do Papieża Urbana VIII. Tam spodobało się Panu Bogu utwierdzić wszystkich w przekonaniu jakim jest ten pokorny zakonnik. W chwili gdy schylił się do nóg Papieża aby je ucałować, wpadł w zachwycenie i wzniesiony został na kilka stóp w powietrzu, gdzie póty pozostawał aż go generał jedném słowem sprowadził na ziemię.

Z Rzymu posłano go do klasztoru w Asyżu, gdzie go najcięższa próba czekała. Niczém to było dla niego, że gwardyan miejscowy jak najgorzéj się z nim obchodził; lecz co było najcięższém dopuszczeniem Bożém i czego jeszcze nigdy nie doświadczał, to że nietylko spodobało się Panu Bogu odjąć mu wszystkie cudowne dary jakiemi go tak hojnie dotąd obsypywał, i cofnąć wszelkie pociechy duchowne, lecz nadto ogarnęła go straszna oschłość, wśród któréj do wszelkich ćwiczeń pobożnych, czuł wstręt największy. Stan tak ciężki dla duszy, odbił się i na ciele jego. Upadł zupełnie na zdrowiu. Dowiedziawszy się o tém ojciec generał, zawezwał go do Rzymu. Skoro puścił się w tę drogę, powrócił do dawnego stanu; owszem jeszcze go obfitszemi łaskami raczył obdarzać Pan Bóg. Wiele razy i gdziekolwiek usłyszał przenajświętsze imiona Jezusa lab Maryi, wpadał w zachwycenie. Przydarzało się to często i wśród wielkiego tłumu ludzi, co na widzach najzbawienniejszy wpływ wywierało. Fryderyk książe Brunszwicki i Hanowerski, potężny poplecznik kacerstwa luterskiego, będąc świadkiem podobnego zachwycenia świętego Józefa, został katolikiem.

Posiadał także i dar przepowiadania przyszłości, i odgadywania wypadków w odległych miejscach zaszłych. Będąc w Rzymie przepowiedział Janowi Kazimierzowi królewiczowi Polskiemu, który wstępował wtedy do zakonu, że zostanie na tron powołany, co téż w istocie po śmierci jego brata Władysława nastąpiło. Razu pewnego, gdy był w jednym z klasztorów bardzo odległych od Rzymu, i ubierał się do Mszy Świętéj, a zakrystyan podawał mu ornat koloru jaki w tym dniu przypadał, Święty rzekł do niego: „Daj mi bracie czarny ornat, bo w téj chwili w Rzymie Papież umarł” co właśnie w tymże dniu nastąpiło. Podobnież przepowiedział był śmierć Inocentego X. Coraz częstsze zachwycenia w jakie wpadał, równie jak i liczne cuda, w skutek których tłumy ludu gdziekolwiek był do niego się zbierały, skłoniły przełożonych że go wysłano do najodleglejszego klasztoru, i tam ile możności ludziom nie pokazywano. Lecz się to na nic nie przydało: rozgłos cudów jakie czynił, nadzwyczajną liczbę osób sprowadzał, chociaż go tym sposobem z jednego do drugiego klasztoru przenoszono. Jednak na lat sześć przed śmiercią, zamieszkał już stale w Ozimo. Tam przyrządzono mu celkę w ogrodzie, jakby pustelnię z kapliczką i ogródkiem i towarzyszem do usługi, aby tym sposobem już swobodniéj swoje anielskie życie mógł prowadzić. Spędził téż Święty te ostatnie swoje lata w najwyższéj bogomyślności i w stanie zachwycenia, chwilami tylko przerywającego się.

Gdy nadchodziła jego ostatnia choroba, mając sobie objawiony dzień śmierci, przy Mszy świętéj którą odprawił w dzień Wniebowzięcia Matki Boskiéj, wpadł jak się wyraża proces jego kanoniczny, w najcudowniejsze zachwycenie i podczas niego wysoko w powietrze wzniesiony został. Odtąd już Mszy świętéj odprawiać nie mógł, codzień tylko jéj słuchał i Komunię świętą przyjmował. W chwili gdy ją brał do ust, zdawał się odzyskiwać zupełne zdrowie i siły, a potém, według swego zwyczaju wpadłszy w zachwycenie rozmawiał z Panem Bogiem. W chwili przyjmowania ostatniego Olejem świętym namaszczenia, chociaż już był nadzwyczaj osłabiony, silnym głosom zawołał: „O! cóż ze przecudne śpiewy niebieskie słyszę, jaką woń czuję, jakie radości wiekuiste widzę.” A gdy już konał powiedział kilkakrotnie: „Pragnę zostać rozwiązanym i być z Chrystusem” 1. Potém ciągle powtarzał: „Niech Bóg pochwalony będzie, niech wola Boża się spełnia.” W końcu wpadł znowu w zachwycenie, twarz jego nietylko zarumieniła się lecz przecudnéj nabrała jasności, któréj wszyscy obecni z podziwieniem świadkami byli, i oddał Bogu ducha 18 Września roku Pańskiego 1663. Kanonizowany został przez Papieża Klemensa XIII.

Pożytek duchowny

Widziałeś w żywocie świętego Józefa którego dziś obchodzi Kościół Boży pamiątkę; że przez pewien czas łaski nadzwyczajne jakiemi go Pan Bóg obdarzał, ściągnęły na niego wiele przykrości ze strony ludzi. Gdy więc miało to miejsce z tak wielkim Świętym, niech cię to nie dziwi i nie zraża do życia pobożnego, jeśli wiodąc takowe napotkasz osoby które na to sarkają.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który chcesz aby do Syna Twojego wyniesionego nad ziemią, wszystko zdążało, spraw miłosiernie, abyśmy za zasługami i za przykładem Serafickiego Wyznawcy Twojego Józefa, wznosząc się ponad wszelkie nędze ziemskie, do tego dojść zasłużyli sobie, Który a Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 793–795.

Footnotes:

1

Fil. I. 23.

Tags: św Józef z Kupertynu „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna
2020-09-17

Święto Cudownych Blizn św. Franciszka Serafickiego

Otrzymał je około roku Pańskiego 1224.

(Szczegóły te wyjęte są z jego żywota przez świętego Bonawenturę i z kroniki średniowiecznej pod tytułem Fioretti.)

Święto cudownych blizn błogosławionego Franciszka Serafickiego, które dziś cały Kościół Boży szczególną uroczystością obchodzi, jest uczczeniem jednego z wielkich cudów, jakim spodobało się Panu Bogu, uświetnić i wywyższyć tego wielkiego sługę Swojego. Całe życie tego Serafina ziemskiego, jak go powszechnie nazwano, było pasmem nieprzerwaném najszczególniejszych dowodów nadzwyczajnych łask jakiemi go Pan Bóg w wyjątkowéj mierze, obdarzył; lecz łaska cudowna, której dziś pamiątkę święci Kościoł, jest bezwątpienia jedną z najprzedziwniejszych i największych. Powtórzymy tu prawie co do słowa, to co o tém napisał święty Bonawentura Kardynał i Doktor Kościoła, który żył za czasów Świętego Franciszka, i pewna kronika średniowieczna, którą niektórzy temu świętemu Bonawenturze przypisują.

Roku Pańskiego 1224, święty Franciszek Asyżki, Patryarcha Braci-mniejszych, złożywszy w ręce ojca Piotra z Katany, urząd generalnego Przełożonego nad swoim zakonem, a w różnych zdarzeniach objawiwszy moc Bożą przez swoje kazania i cuda, udał się na samotną i wysoką górę Alwernii, aby tam odbyć swój zwykły ścisły wielki-post do świętego Michała Archanioła, trwający od uroczystości Wniebowzięcia Matki Bożéj, do końca Września. Górę tę, znajdującą się na granicach dawnéj Toskanii, i należącą do pasma Apeninów, jeszcze w roku Pańskim 1213, Orleando Katanio, wielki pan tego kraju i jej właściciel, przeznaczył był dla Braci-mniejszych, i wybudował na niéj mały kościołek dla świętego Franciszka i kilka celek dla jego braci.

Ogromne skały znajdujące się na téj górze, w wielu miejscach miały wielkie rozpadliny. Gdy dnia pewnego przypatrywał się im święty Franciszek, objawione mu zostało, że te skały tak popękały jeszcze w chwili śmierci na krzyżu Syna Bożego, i że Pan Bóg chciał aby cud ten widoczniéj spełnił się na téj właśnie górze, bo na niéj miał zajść i inny wielki cud, przypominający ludziom mękę Pana Jezusa.

Gdy tedy razu pewnego, trwał tam na modlitwie sługa Boży, Pan Jezus objawił mu, że roztworzywszy księgi Ewangelii dowie się jakie Pan Bóg ma względem niego zamiary. Święty kazał bratu Leonowi, będącemu wtedy przy nim, otworzyć Pismo Boże, i trzy razy natrafił na opis Męki Pana naszego. Z tego zrozumiał, że starając się dotąd jak najwierniéj naśladować całém życiem swojém Pana Jezusa, powinien szczególnie wziąść Go sobie za wzór do naśladowania, w męce Jego, przez uczestniczenie w Jego cierpieniach. W wigilię więc uroczystości Podwyższenia Krzyża Świętego, gdy sam jeden modlił się w celce, stanął przed nim Anioł Pański i rzekł: „Przychodzę od Boga najwyższego, polecić ci abyś pokornie przygotował się do tego co Mu spodoba się zesłać na ciebie.” – „Gotów jestem, odpowiedział Święty Franciszek, przyjąć wszystko z poddaniem się, cokolwiek Pan zeszle na mnie,” poczém Anioł zniknął.

Nazajutrz w sam dzień podwyższenia Krzyża świętego, Święty dobrze przed wschodem słońca, modlił się na dworze przed swoją chatką, a zwróciwszy się ku wschodowi mówił: „O! Zbawco mój Jezu Chryste! proszę Cię, daj mi jeszcze przed Śmiercią tę łaskę, abym i na duszy mojéj i na ciele, doznał tych cierpień, któreś Panie mój, poniósł podczas okrutnéj męki Twojéj; a także abym doznał o ile to możliwe jest stworzeniu, téj miłości niezmiernéj którą gorzałeś Synu Boży, i która przywiodła Cię do poniesienia dobrowolnie tylu mąk ciężkich za nas nędznych grzeszników.” Owóż, gdy takie uczucia zalewały jego serce ujrzał niespodzianie, z szybkim pędem zlatującego z Nieba Serafina, i spuszczającego się nad niego. Anioł ten, miał sześć skrzydeł gorejących i świecących; dwa unosiły się nad jego głową, dwa rozciągnięte były dla utrzymywania go w locie, a dwa pozostałe osłaniały go całego. Lecz co było jeszcze bardziéj zadziwiającem, to że Serafin ten wydawał się ukrzyżowanym, mając ręce i nogi przybite do krzyża.

Któż pojąć potrafi, jak wielkiém było podziwienie świętego Franciszka, na widok tak cudownego objawienia; kto wyobrazi sobie te uczucia miłości Boga, skruchy i wewnętrznéj uciechy które wtedy zalały jego serce? Kto zrozumieć może, jakiém nadprzyrodzoném światłem rozjaśnionym być musiał w téj chwili jego umysł, jak zjednoczoną z Bogiem jego święta dusza! Poznał on wtedy, mówi święty Bonawentura, że nie przez męczeństwo to ciała, lecz przez rozgorzenie serca i przez płomienie miłości Boga, miał on przekształcić się w najdoskonalsze podobieństwo Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego.

Widzenie trwało przez pewien czas, a potém znikając pozostawiło w sercu jego uczucie niewymowne, a nadzwyczajnéj siły, miłości Boga ukrzyżowanego, na ciele zaś jego ślady jeszcze cudowniejsze. Gdyż w téjże chwili zaczęły okazywać się na jego rękach i nogach, znaki gwoździ, jak je widział w ukrzyżowanym Serafinie, to jest że ręce w dłoniach a nogi w stopach, zostały przeszyte gwoździami cudownemi, podobnemi do grubych sinego koloru nerwów, tak że główki gwoździ były we środku dłoni, u nóg zaś na wierzchu stopy, a same gwoździe na wylot przechodziły tak że gdy je naciskano z jednéj strony, występowały z drugiéj. Przy tém na prawym boku jego okazała się rana zaczerwieniona, jakby od przeszycia dzidą, z któréj często wypływała krew tak obficie, że i habit nią przesiąkał. I te to cudowne rany jego, nazwano Bliznami świętego Franciszka.

Wtedy cała góra Alwernii, okazała się gorejąca ogromnemi płomieniami, które odbijały się na górach i dolinach okolicznych. Zdawało się że samo słońce zstąpiło na nią! Pasterze okoliczni opowiadali późniéj braciom Franciszka, że światłość ta trwała przez godzinę, a podróżni którzy pędzili muły do Romanii, nocujący w zajeździe u stóp góry będącym, sądząc że już słońce zeszło, puścili się byli w drogę, i dopiéro późniéj gdy światłość ta znikła, ujrzeli słońce w istocie wschodzące.

Od téj pory bracia zauważali, że święty Franciszek starannie ukrywał ręce i stopy, gdyż pragnął zataić przed ludźmi tę nadzwyczajną łaskę. Lecz oczyszczając jego habit, znajdowali na nim przy prawym boku ślady krwi, i widzieli że mu coraz trudniéj przychodziło stawiać stopy po ziemi. Po usilnych więc prośbach, wymogli na nim że im odkrył tę cudowną łaskę, lecz nigdy nie chciał wyjawić co wtedy Pan Jezus mu oznajmił mówiąc, że za jego życia nikt o tém wiedziéć nie będzie.

Po uroczystości świętego Michała, Franciszek wrócił do klasztoru swojego przy kościele Matki Bożéj Anielskiéj, i wkrótce, pomimo starania jego aby się to nie rozgłaszało, wieść o cudownéj łasce odebranéj przez niego rozeszła się wszędzie. Musiał nawet dozwalać braciom, i oglądać i ucałować niekiedy te jego święte blizny, a następnie i kilku Biskupów i Kardynałów i sam Aleksander IV, naocznie je podziwiali, jakto tenże Papież publicznie oświadczył, gdy prócz tego Grzegorz IX stwierdził to Bullą wydaną wkrótce potém.

Ponieważ święty ten Patryarcha mawiał że dopiéro po śmierci jego będzie wiadomém co mu Pan Jezus powiedział wtedy gdy go bliznami Swojemi obdarzył, więc po przejściu do Nieba Franciszka, jeden z braci gorąco modlił się do niego, aby mu to objawił. Nie prędko, bo aż po ośmiu latach wytrwałéj modlitwy, razu pewnego okazał się mu Franciszek i tak do niego przemówił: „Kiedy na górze Alwernii, Zbawiciel wyrył na ciele mojém cudowne blizny Swoje, w te słowa raczył odezwać się do mnie: «Abyś się stał moim chorążym (to jest noszącym proporzec Zbawiciela) obdarzyłem cię znamionami męki Mojéj. A jak w dniu mojéj śmierci, zstąpiłem do otchłani i mocą ran Moich, wybawiłem wszystkie dusze tam zatrzymane, tak i tobie udzielam tego przywileju, że gdy po zejściu twojém z tego świata, w każdą rocznicę twojéj śmierci zstąpisz do czyszca, wybawisz z niego dusze wszystkich należących do trzech zakonów przez ciebie założonych, a nawet i tych którzy na świecie Żyjąc do ciebie szczególne mieć będą nabożeństwo, i sam wprowadzisz je do raju.”

W ten więc oto sposób, opowiadają nam cudowne naznaczenie Franciszka świętemi bliznami współcześni, a wysokiéj powagi bo święci, pisarze, ale jeszcze wyższém nad to świadectwem, jest to co o tém mówi Grzegorz IX w Bulli kanonizacyjnéj tego wielkiego sługi Bożego. W niéj Papież ten wyliczając w ogólności cuda przez Patryarchę Asyżkiego czynione, tak się wyraża o jego cudownych bliznach: „Lecz zdało się nam właściwém, zawiadomić was w szczególności, o cudownéj i niewymownéj łasce którą go zaszczycił Pan nasz Jezus Chrystus: a tą jest że mocą Bożą otrzymał on blizny na rękach nogach i w boku, czego i my sami i bracia nasi Kardynałowie, jesteśmy najdokładniéj świadomi. Prosimy przeto was i upominamy, abyście dla tego świętego Wyznawcy z wielką czcią byli, a mieli do niego szczególne nabożeństwo któreby pozyskało dla was jego pośrednictwo przed Bogiem, aby za jego zasługami i modlitwą, dał wam Pan łaskę pobożnego życia na tym świecie, a na tamtym wieczną szczęśliwość.”

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 790–792.

Tags: św Franciszek „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna stygmaty krzyż św Michał Archanioł
2020-09-16

Św. Kornelego Papieża i Cypriana Biskupa

Żyli około roku Pańskiego 256 i 261.

(Żywoty ich pisane były przez świętego Damaza Papieża i świętego Poncyana ucznia świętego Cypryana.)

Święty Korneli Rzymianin, syn Kastyna zamożnego obywatela tego miasta, przeszedłszy wszystkie stopnie kapłaństwa, na których odznaczał się wielką świątobliwością, został Papieżem po świętym Fabianie Męczenniku, roku Pańskiego 251. Były to czasy prześladowania Kościoła przez cesarza Decyusza, a prześladowania tak ciężkiego że po męczeństwie świętego Fabiana, przez półtora roku nie można było przystąpić do wyboru jego następcy.

Gdy srogości wymierzone przeciw chrześcijanom, cokolwiek złagodziły się w Rzymie, duchowieństwo zgromadziwszy się, jednogłośnie obrało Papieżem świętego Kornelego upatrując w nim te cnoty, jakie w najwyższym sterniku całego Kościoła, niezbędne były, bardziéj niżeli kiedy w czasach gdy Papieże jeden po drugim śmiercią męczeńską musieli przepłacać wierne sprawowanie swojego Boskiego namiestnictwa. Takim był i święty Korneli, o którym pisząc współczesny mu Biskup święty Cypryan tak się wyraża: „Wyniesiony na Biskupstwo Rzymskie, bez zabiegów, bez gwałtów z woli samego Boga który jeden ma prawo kierować takim wyborem, ileż objawił cnót, jakie męztwo i jak żywą wiarę, już przez to samo że śmiał zasiąść na stolicy Apostolskiéj w czasach kiedy tyran, wróg zawzięty Kościoła wolałby widziéć współzawodnika dobijającego się o jego cesarstwo aniżeli Stolicę Apostolską obsadzoną Papieżem. Czy już ztego tylko powodu, nie powinniśmy wysławiać jego wiary i odwagi? Jakżebyśmy nie umieścili w rzędzie świętych Wyznawców i Męczenników tego, który objąwszy stolicę Piotrową, tak długo wyczekiwał na swoich katów, mających pastwić się nad nim mieczem, ogniem i innemi okrutnemi mękami, a właśnie za to że on mężnie oparł się niecnym wyrokom tyrana, i nie uląkł się gróźb jego, ani męczarni jakie go czekały. A tak, chociaż przez pewien czas, dobroć i potęga Boża ochraniała tego Papieża, którego Duch Święty obrał, można jednak powiedzieć, że Korneli przez swoją gotowość na wszystko, dla obrony praw Kościoła, cierpiał męczeństwo już od początku swojego Papieztwa, i swojém męztwem jako Biskup Rzymski, zwyciężał tyrana, zanim tenże pozbył go się gwałtem i siłą oręża.”

Za czasów to apostolskich rządów świętego Kornelego pojawił się po raz pierwszy Anty-Papież, to jest samozwaniec nieprawnie na Papieża obrany. Był nim niejaki Nowacyan kapłan w kacerstwo zapadły, a z którym trzymało kilku Biskupów jemu podobnych. Święty Korneli, zgromadził w roku Pańskim 251, Sobór w Rzymie, na którym Nowacyan został potępiony, i jego błędy wyklęte, a między innemi i to zdanie że dopuszczający się grzechu ciężkiego po Chrzcie świętym, nie może otrzymać rozgrzeszenia. Korneli wiele poniósł trudów i wiele wycierpiał z powodu rozterków wszczętych Kościele przez tych odszczepieńców, od których jednak zdołał Kościoł oczyścić.

Lecz wkrótce zkąd inąd wystawiony został na największe niebezpieczeństwa. Przesladowanie Kościoła które nieco przycichło było przy końcu panowania Decyusza, wzmogło się pod jego następcą Gallusem. Jednym z pierwszych pomiędzy chrześcijanami, padł ofiarą Papież. Najprzód skazanym został na wygnanie do miasta Czywita-Wekia, (Civita-Vechia) a potém przywołany do Rzymu. Uwięziony przeniósł mężnie najstraszniejsze męki, któremi chciano go przywieść do zaparcia się Chrystusa. Poganie, widząc jego niezachwianą stałość, obawiając się aby przykład tak wzniosły, nie utwierdził jeszcze więcéj chrześcijan w ich wierze, przyśpieszyli śmierć jego. Urzędnik cesarski, który miał zleconą sobie tę sprawę, nie czekając jéj końca, skazał go na śmierć. Poniósł męczeństwo 14 Września roku Pańskiego 252, lecz że w dniu tym przypada uroczystość podwyższenia Krzyża Świętego, więc jego Święto na dzień następny to jest dzisiejszy, przeniesione zostało.

· · ·

Dziś także obchodzi Kościół pamiątkę śmierci męczeńskiéj, świętego Cypryana Biskupa Kartagińskiego, jednego z wielkich świeczników chrześcijaństwa w trzecim wieku. Był on rodem z tegoż miasta, synem bogatego senatora, a tak świetnie został wychowanym, i taki postęp uczynił w naukach, przy wielkich zdolnościach jakie posiadał, że młodym będąc, i wysokie urzęda piastował i uchodził za jednego z uczeńszych mężów swojego czasu. Słynął szczególnie z wymowy i wytwornego pisarstwa. Lecz był poganinem, a żyjąc wśród wielkich dostatków, oddał się rozpuście, chociaż był żonatym.

Pewien świątobliwy kapłan nazwiskiem Cecyliusz, nawrócił go do wiary świętéj, i od téj pory Cypryan stał się innym człowiekiem. Cnotę czystości, któréj dotąd ceny nie znał, zamiłowawszy szczególnie, za zgodą małżonki uczynił ślub, obowiązując się do jéj zachowania już odtąd przez całe życie, pozostawiwszy zaś żonie część swego mienia wystarczającą na jéj przyzwoite utrzymanie, cały swój wielki majątek rozdał na ubogich. Skoro został ochrzczonym, zerwał wszystkie stosunki ze światem i osiadłszy w samotném miejscu, oddał się bogomyślności, pokucie i czytaniu ksiąg świętych.

Wszakże nie długo mógł się tam ukryć, gdyż świątobliwość jego życia i wielka nauka, którą słynął, zwróciły na niego oczy duchowieństwa. Wyświęcony najprzód na kapłana, wkrótce potém został Biskupem Kartagińskim, pomimo że długo opierał się temu, i skrył się był tak że go ledwie odszukano. Prześladowanie Kościoła jak w całéj Afryce, tak szczególnie rozszerzyło się było w saméj Kartaginie. Święty Cypryan chciał się z razu z tego miasta nie wydalać, pragnąc z całego serca coprędzéj dostąpić korony męczeńskiéj. Lecz Duch Święty, natchnął go myślą udania się na miejsce bezpieczniejsze, z którego swobodniéjby zarządzał powierzoną mu od Boga trzodą. Ztamtąd nawiedzał wiernych nawet i po więzieniach trzymanych, pocieszał ich i utwierdzał w wierze. Obmyślił sposób aby ciała pomordowanych Męczenników, z należną czcią chowane były. Tych którzy po przebytych mękach ranami bywali pokryci, i sam doglądał najtroskliwiéj, i wyznaczył do tego osoby pełne miłości i poświęcenia, którzy zaś za wiarę pozbawieni bywali majątku, wspierał ich hojnemi jałmużnami, na jakie mu tylko stało.

Wybuchło było pod tęż porę srogie w Kartaginie powietrze; Święty Pasterz, pośpieszył na ratunek swoich owieczek, i duchowne ich potrzeby i doczesne mając na względzie, a że od tego i pogan nie wyłączał, więc ich przy téj sposobności wielu nawrócił.

Wszelako pomny na obowiązek Biskupów stałego przebywania w miejscu swojéj rezydencyi, odniósł się do Rzymu zapytując, czy mu się godziło za Kartaginą mieszkać, i odebrał odpowiedź upoważniającą go do tego. Także zgłosił się był do Stolicy Apostolskiéj, w kwestyi wyznaczania pokut na chrześcijan, którzy z obawy prześladowania, odstępowali wiary, a potém na łono Kościoła wracali, i z upoważnienia Rzymu takowe pokuty przepisał i określił. To dało powód niejakiemu Felicyssymowi, kapłanowi złych obyczajów, do wszczęcia schyzmy w kościele Kartagińskim, gdzie stronnicy tego odszczepieńca, ogłosili Biskupem Fortunata, księdza także niesfornego a trzymającego z Felicyssymem. Sprawa wytoczoną została przed Papieża świętego Kornelego zasiadającego wtedy na stolicy Apostolskiéj, który przy prawéj władzy utrzymał świętego Cypryana, a zbuntowanych przeciw niemu duchownych wyklął.

Gdy w pierwszych latach panowania Waleryana, i kościół Kartagiński zażywał większego pokoju, Święty osiadłszy w Kartaginie, zajął się gorliwie około wprowadzenia ścisłéj karności kościelnéj w całéj swojéj dyecezyi. Zgromadził był kilka Soborów, na których wydanemi postanowieniami, poznosił wiele nadużyć, które wkradły się były pomiędzy wiernych. Wtedy to, napisał on wiele rozpraw, odezw Biskupich i dzieł, wymierzonych przeciw panującym podówczas błędom, w których pozostawił świetne zabytki, tak swojéj głębokiéj nauki, jak i znakomitego daru pisarskiego.

Przez pewien czas był przekonania, że chrzest udzielony przez kacerzy jest nieważnym. Prowadził nawet w téj mierze piśmienną z Papieżem świętym Stefanem rozprawę, który przeciwne utrzymywał zdanie, a które było prawdziwém, i któremu w końcu poddał się i Cypryan.

Święty ten Biskup, pracował gorliwie w winnicy Pańskiéj, kiedy nowo przybyły do Kartaginy Wielkorządca cesarski Aspazyusz Paterna, używszy napróżno świetnych obietnic, a następnie różnych gróźb, aby zachwiać gorliwość i stateczność w wierze Cypryana, najprzód wskazał go na wygnanie, a potém gdy Święty wręcz mu odmówił składać ofiary bożkom, wydał wyrok jego śmierci. Wysłuchawszy go Biskup, rzekł: „Dzięki Ci Panie, że duszę moją już wywieść raczysz z więzów tego ciała.” Gdy przybył na miejsce stracenia, kazał dać katowi dwadzieścia pięć sztuk złota, dla wynagrodzenia go za łaskę jaką mu wyrządzi. Zdjął z siebie dalmatykę, krzyż Biskupi i komżę, które złożywszy oddał księżom będącym przy nim; potém sam zawiązał sobie oczy, ukląkł i kat ściął mu głowę, gdy tymczasem obecni chrześcijanie zarzucili go płachtami, aby na nie zebrać krew jego i zachować jako relikwie. Umęczony został 14 Września roku Pańskiego 261.

Pożytek duchowny

Kiedy święty Korneli Papież, przed swojém męczeństwem zostawał na wygnaniu, święty Cypryan, już wtedy Biskup Kartagiński, pisywał do niego listy z których ten Papież wielkiéj doznawał pociechy. Gdy widzisz kogo w strapieniu, zwłaszcza z osób dla których ze szczególną powinieneś być miłością, nieomieszkaj według możności twojéj przynieść im jaką pociechę.

Modlitwa (Kościelna)

Błogosławionych męczenników Kornelego Papieża i Cypryana Biskupa, niech nam Panie doroczna uroczystość ich pośrednictwo wyjedna, aby oni wstawiając się za nami polecili nas miłosierdziu Twojemu. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 787–789.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 743

Dziwne to i uwagi godne, że wszyscy sekciarze i krzewiciele błędów, którzy z powodu obrażonej dumy i fałszywej ambicji uczynili rozbrat z Kościołem Chrystusowym, nie szukali zwolenników pomiędzy poganami, nawracając ich do chrześcijaństwa, lecz zachęcali do odszczepieństwa chrześcijan, których przodkowie doznawali dobrodziejstw Ewangelii św. Tacy są o tyle niebezpieczni dla Kościoła, że złość i chytrość swoją ukrywają pod płaszczykiem świątobliwości i pozornej troskliwości o cielesne i duchowe dobro katolików i tym sposobem starają się uwikłać ich w swe sieci. Przed takimi obłudnikami ostrzegał Cyprian owieczki swoje, przypominając im słowa, które wyrzekł Pan Jezus do Piotra: „Ty jesteś Piotr (tj. opoka), a na tej opoce zbuduję Kościół, a bramy piekielne nie przemogą go. Tobie oddam klucze Królestwa niebieskiego. Paś jagnięta, paś owce Moje”. Chociaż Chrystus po zmartwychwstaniu swoim dał równą władzę apostołom, to jednak tylko na jednego z nich przelał zwierzchnictwo nad Kościołem i zarządem jego. Piotrowi przyznał najwyższą godność dla dobra jedności Kościoła. Kto nie uznaje jego jedności, czy ma mocną wiarę? Kto się tej jedności opiera, czy należy jeszcze do Kościoła? Wszakże św. Paweł mówi: „Jedno ciało, jedna dusza, jedna nadzieja, jeden Pan, jedna wiara, jeden chrzest, jeden Bóg”.

Tę jedność stwierdzać, za nią walczyć, przy niej silnie stać winni biskupi, naczelnicy Kościoła, aby dać dowód, że cały episkopat jest jeden i niepodzielny. Jeden i jednolity jest episkopat, a biskup jako jednostka ma znaczenie tylko o tyle, o ile się czuje częścią całości. Jeden tylko jest Kościół, chociaż się dzieli na wielość, tak jak jest wiele promieni słonecznych, ale jedno tylko światło, wiele konarów i gałęzi, ale wszystkie z jednego pnia wyrastają. Jeśli odłamiesz gałązkę od drzewa, gałąź ta nie przystroi się liściem i kwieciem, lecz uschnie. Odłącz strumień od źródła, a strumień wyschnie. Tak Kościół oświeca swymi promieniami świat cały, ale światło jego jest tylko jedno; rozpościera swe konary na wszystkie strony świata, ale pień jest tylko jeden. Komu Kościół nie jest matką, temu Bóg nie będzie Ojcem. Nie ma zbawienia poza Kościołem. Kto nie uznaje tej godności, temu obojętna wiara w Boga Ojca i Syna, obojętne życie i wiekuiste zbawienie.

Tags: św Korneliusz św Cyprian z Kartaginy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męstwo czystość jedność
2020-09-15

Bł. Piotra Klawera, Towarzystwa Jezusowego

Żył około roku Pańskiego 1654.

(Żywot jego był napisany przez ojca Fleuryana, współcześnie z nim w tymże będącego zakonie.)

Błogosławiony Piotr Klawer rodem Hiszpan, przyszedł na świat około roku Pańskiego 1581 w Werdu, małém miasteczku prowincyi Katalońskiéj, z rodziców znakomitego rodu.

Od dzieciństwa odznaczał się wielką pobożnością, a ukończywszy świetnie nauki w uniwersytecie Barcelońskim, mając lat dwadzieścia, wszedł do Zgromadzenia Ojców Jezuitów. Po nowicyacie gdzie był przykładem najwyższych cnót zakonnych, wysłano go na wyspy Balearskie, dla pobierania nauk teologicznych. Tam przebywając razem z błogosławionym Alfonsem Rodrygiezem braciszkiem tegoż Zgromadzenia, w ścisłéj i świętéj zostawał z nim przyjaźni. Ten przez objawienie poznawszy przyszły zawód apostolski Piotra, w którémto widzeniu okazana mu była i chwała niebieska jaka go za to czeka, ćwicząc go w drodze doskonałości zakonnéj, zapowiedział mu że Pan Bóg przeznacza go do ciężkich trudów, wśród których wielkie położy w Kościele Bożym zasługi. Przywołany przez przełożonych ztamtąd do Hiszpanii, wysłany został następnie do Nowéj Grenady, kraju w południowéj Ameryce położonego. Po wyświęceniu na kapłana, przeznaczono go do Kartageny, wielkiego miasta na brzegach Atlantyku, gdzie zwożono z całéj Afryki Murzynów, których zaprzedawano w niewolę.

Na obsługę to duchowną tych nieszczęśliwych istot, poświęcił się błogosławiony Piotr, i nawet zobowiązał się do tego ślubem. Spędził w tym pracowitym zawodzie całe lat czterdzieści, a w końcu nawrócił i ochrzcił około czterechkroć sto tysięcy Murzynów. Trudno wypowiedziéć z jaką cierpliwością, wytrwałością i miłością, zajął się tymi ludźmi nawpół dzikimi, ucząc ich zasad wiary katolickiéj, sposobiąc do przyjęcia Sakramentów świętych, a z których nawet wielu, dzięki jego czuwaniu nad nimi, do wysokiéj świątobliwości doszło.

Skoro do portu przybijał okręt z Murzynanami, śpieszył tam Piotr, a zaopatrzywszy się w różnego rodzaju pożywienie, którego ci biedacy byli zawsze bardzo spragnieni, najprzód im je rozdawał, aby ich sobie ująć, a potém już nie odstępował dopóki z nich wszystkich chrześcijan nie uczynił. Zwykł téż mawiać: „że żeby do ich serca trafić, trzeba najprzód przemówić do nich ręką, a dopiéro potém ustami.” Skoro im wynalazł przytułek, najprzód chrzcił co było dzieci; następnie zajmował się chorymi, aby i tych jeśli im śmierć groziła, co prędzéj ochrzcić, a potém resztę uczył katechizmu, i wszelkiemi sposobami wdrażał do życia chrześcijańskiego i pobożnego. Jak już raz zajął się nimi, nie wypuszczał ich z opieki, aż sprzedanych wysłano w głąb kraju: potém z nowym transportem tych biednych ludzi toż samo czynił.

Dla chorych szczególnie był z wielką miłością, a zwłaszcza dla dotkniętych morowém powietrzem, albo chorobą trądu, która pomiędzy nimi była tak okropna, jak kiedy w średnich wiekach, w całéj swojéj zjadliwości panowała. Im który obrzydliwszemi wrzodami był okryty, tém bardziéj go nie odstępował, a dla przezwyciężenia wstrętu mimowolnego, całował jego rany. Za to téż Pan Bóg cudownemi łaskami go obdarzył. Wielu chorych, których lekarze odstąpili, uzdrowił, kilkunastu ślepym wzrok przywrócił, a trzech Murzynów przed chrztem umarłych, aby ich ochrzcić, modlitwą swoją wskrzesił. Płaszcz jego, którym zwykle chorych przykrywał, na którym nie raz murzyni zawalani sypiali, i przez to go nadzwyczaj zanieczyścili, wydawał woń najmilszą, i wielu słabych, przez samo dotknięcie się go, uzdrowionych zostało.

Oto jakim był zwykły sposób jego życia: Od czwartéj godziny z rana do dziewiątéj, uczył Murzynów katechizmu; potém odprawiał Mszę świętą, siadał w konfesyonale, z którego około południa wychodził na godzinę, a późniéj znowu do niego wracał, i słuchał spowiedzi do godziny szóstéj wieczór. O téj porze zbierał starszych Murzynów, którzy przez cały dzień będąc przy robocie, wcześniéj przychodzić nie mogli, i latem na cmentarzu, a zimą w kościele, miewał do nich nauki, które prawie zawsze do późna w noc się przeciągały. Po takim trudzie, zwykle bywał tak znużony, że go bracia prawie na ręku nieśli do refektarza, gdzie za cały posiłek, według swego zwyczaju, jadł kawałek razowego chleba z sałatą, lub surową jarzyną.

Przy tak ciężkiéj pracy, wiódł życie nadzwyczaj umartwione: posilał się dopiéro wieczorem, nie używając innych pokarmów jak te o których dopiéro wspomnieliśmy. Przez czterdziestoletni pobyt swój w Ameryce, nigdy kropli wina nie wypił, i żadnego owocu nie skosztował. Sypiał na słomianéj rohozie, biorąc pod głowę kawał drzewa. Przez noc, trzy razy zadawał sobie krwawe biczowanie, raz zabierając się do snu, drugi raz o północy, a trzeci gdy dawano znak do wstawania. Ostrą włosienicę ciągle nosił, a prócz tego palce u nóg obwijał sobie ostremi włosiannemi sznureczkami, najeżonemi węzełkami. Nosił na piersiach i na plecach dwa wielkie krzyże drewniane nabite ćwieczkami, których ostrza bodły mu ciało, i te silnie uwiązywał, wokoło. Miał na sobie rodzaj stuły, podobnież ćwiekami naszpikowanéj, a która była tak długą że zarzucając ją na szyję, opasywał sobie nią i biodra. Gdy sam jeden znajdował się w celi, wkładał jeszcze na głowę cierniową koronę, a na ręce umyślnie do tego zrobione rękawice, wewnątrz ostrokolczaste. Lecz żeby go kto nie zszedł wtedy, umieszczał na zamku kamyczek, któryby spadając ostrzegał go że ktoś się zbliża, i wtedy te narzędzia pokutne prędko ukrywał.

Za to téż Pan Bóg obsypywał go szczególnemi łaskami na modlitwie, w któréj po całodziennych pracach wpadał w zachwycenie, co także mu się zdarzyło kilka razy gdy mówił o Męce Pańskiéj, albo o Matce Boskiej, do któréj miał szczególne nabożeństwo i wszystkich do niego pociągał. Ukochanych téż swoich Murzynów, szczególnie do czci ku przenajświętszéj Pannie zachęcał i nakłaniał, wszelkich do tego używając sposobów. Przy konfesyonale miał zawsze przy sobie wielką liczbę Koronek, które spowiadającym się rozdawał. Toż samo czynił, gdy był w szpitalach lub więzieniach. Piszą że około dziesięć tysięcy takowych rozdawał corocznie pomiędzy murzynów, i miał tę pociechę że się nabożeństwo do przenajświętszéj Panny, pomiędzy nimi bardzo rozszerzyło i ustaliło.

Obdarzony wielu nadzwyczajnemi łaskami, i cudami już słynąc za życia, od wszystkich poczytywany za Świętego, był najgłębszéj pokory. Zwykle bardzo swobodny na umyśle i nawet wesoły, wtedy tylko okazywał się zmięszanym i zasmuconym, gdy go jaka oznaka czci ludzkiéj spotkała, a przeciwnie radość malowała się na jego twarzy, gdy go co upokorzyło. Razu pewnego, jeden z Ojców spotkał go wychodzącego z miejsca gdzie zakonnicy wspólnie byli zgromadzeni, a rozpromienionego jakby go coś najradośniejszego spotkało. Chcąc dojść co mu taką przyjemność sprawiło, dowiedział się że przed chwilą był bardzo surowo upomniany przez przełożonego, który mu wtedy, chociaż już był chory i stary, klęczyć kazał. W gronie braci poczytywał się za ostatniego, i zdarzało się nieraz, że na jedno słowo albo skinienie brata kucharza, furtyana, lub zakrystyana, okazywał się tak posłusznym, jakby przełożonemu. Usługi najniższe każdemu najchętniéj oddawał, a przebywając w szpitalach, gdzie po kilkudziesięciu Murzynów leżało, zamiatał sale, zaścielał ich łóżka, wynosił naczynia i nawet oczyszczał wychodki. Kiedy znowu Murzynów zgromadzał na obiady, które im zwykle w każde święto przenajświętszéj Panny wyprawiał z uproszonéj jałmużny, sam im usługiwał, nakrywał do stołu, przyrządzał siedzenia, a potém wraz z najmłodszymi z nich pomywał naczynia. Obdarzył go Pan Bóg wysokiemi zdolnościami, świetnie przebył nauki teologiczne, a prócz tego w rzeczach tyczących się sumienia, nadprzyrodzone i szczególne udzielał mu Duch Święty oświecenia. Pomimo tego tak nizkie miał o sobie rozumienie, przekonany będąc że go Pan Bóg tylko do obsługi biednych Murzynów przeznaczał, że gdy kto przychodził do niego po radę w ważnych wątpliwościach, Odsyłał go do innych Ojców mówiąc: „Nie moja to rzecz: trzeba się z tém udać do uczeńszych odemnie księży.”

Wszakże z takim pożytkiem pracując około zbawienia dusz Murzynów, których mu w tém wielkiém mieście nigdy nie brakowało, oddawał z wielką gorliwością usługi kapłańskie i mieszkańcom Kartageny, i cudzoziemcom tam przybywającym, a szczególnie biedniejszym, którym we wszystkich duchownych potrzebach dawał zawsze pierwszeństwo. I w tym téż zawodzie, błogosławił mu Pan Bóg w sposób szczególny. Wiele osób pod jego przewodnictwem stale zostając, wysokiéj dostąpiło doskonałości, a naukami i kazaniami swojemi, nawrócił wielką liczbę kacerzy, i wielu mahometanów pozyskał Kościołowi.

Po Panu Jezusie i Matce Bożéj, szczególne miał nabożeństwo do Anioła Stróża, do świętego Piotra swego Patrona, i do świętego Ignacego swego Patryarchy. Lecz prócz tego, na każdą godzinę dnia, wybierał sobie szczególnego Patrona, aby jak mawiał, na każdą chwilę mieć obrońcę przed Bogiem. W wielkim poście przymnażał wszystkich umartwień ciała, a zwykle mizerny, w wielkim tygodniu wyglądał istnie jak z krzyża zdjęty. W każdy piątek wśród nocy, tak żeby go nikt nie widział, mając kolący sznur u szyi, koronę cierniową na głowie, brał ogromnéj wielkości krzyż przy furcie będący na barki, i tak po cichu po korytarzach odbywał drogę krzyżową. Pewnéj nocy dała się widzieć w jego celi wielka światłość: otworzono drzwi i ujrzano go z krzyżem w ręku, wzniesionego w powietrze, w postawie klęczącéj. Tak przez kilka godzin zostawał, aż powoli spuścił się na ziemię. Toż samo widziano powtórnie podczas ostatniéj jego choroby.

W roku 1650 wybuchło w Kartagenie ciężkie powietrze morowe. Błogosławiony Piotr, dnie i noce przy łóżkach chorych spędzał, aż nakoniec i sam niém rażony został. Zdawało się iż był bez nadziei, i udzielono mu już ostatnie Sakramenta święte. Wyszedł wprawdzie z téj choroby, lecz żyjąc jeszcze lat cztery, już do zdrowia nie przyszedł. Zapomniany od mieszkańców miasta, którym tyle dobra wyświadczył, mało doglądany przez zakonników, którzy na to czasu nie mieli, mając tylko przy sobie Murzyna, który i najgorzéj się z nim obchodził, i czasem dnie całe pozostawiał go bez pokarmu i napoju, błogosławiony Piotr, chociaż już wtedy z izdebki swojéj wychodzić nie mógł, jeszcze nie małe położył przed Bogiem mógł, jeszcze nie małe położył przed Bogiem zasługi, znosząc to wszystko ze świętą cierpliwością a nawet wesoło.

Nakoniec gdy już Pan Bóg miał go po nagrodę do Nieba powołać, objawił ma chwilę jego śmierci, o czém niektórym odwiedzającym go powiedział. Gdy się zbliżała, przyjął ostatnie Sakramenta święte z całą rzeźwością umysłu, i z oznakami najżywszéj pobożności. Potém osłabł zupełnie, i wśród modlitw otaczających go osób, gdy wzywano przenajświętszych imion Jezusa i Maryi, oddał Bogu ducha, w samą uroczystość Narodzenia Matki Bożéj roku Pańskiego 1654, mając lat siedemdziesiąt trzy. Słynącego i po śmierci licznemi cudami, Papież Pius IX, za naszych czasów błogosławionym ogłosił.

Pożytek duchowny

Przy zawodzie jak być może najczynniejszym, błogosławiony Piotr Klawer wiódł życie nadzwyczaj umartwione, posty najostrzejsze ciągle zachowując. Czy nie jesteś czasem z téj liczby oziębłych chrześcijan, którzy dla lada jakiéj pracy, od nakazanych przez Kościół postów się uchylają?

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który powołując niewiernych Murzynów do poznania imienia Twojego, w sercu błogosławionego Piotra Wyznawcy, żarliwą miłość dusz ich rozbudziłeś, spraw prosimy za jego wstawieniem się, abyśmy naśladując jego miłość bliźniego, dla pomnożenia chwały Twojéj, starali się pozyskiwać ich dusze dla Ciebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 783–786.

Tags: św Piotr Klawer „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna niewola pokuta umartwienie misje
2020-09-14

Podwyższenie Świętego Krzyża

Nastąpiło około roku Pańskiego 629.

(Szczegóły te wyjęte są z dziejów kościelnych.)

Podwyższenie Krzyża świętego jest uroczystością postanowioną na pamiątkę tego dnia, w którym przenajświętsze Drzewo Krzyżowe, na którém Pan Jezus dokonał sprawy naszego zbawienia, zostało uroczyście napowrót przeniesione do Jerozolimy, z którego to miasta, czternaście lat przedtém, zabrane zostało przez Chozroesa króla Perskiego. Dzieje kościelne tak nam to opowiadają:

Chozroes II, syn Hormidasa króla Perskiego, wyniesiony na tron roku Pańskiego 591, był tak okrutnym, iż własnego ojca zamordował. Z tego powodu tak go znienawidzili poddani, iż ucieczką ratował się od śmierci którą chcieli mu zadać. Znalazł schronienie w Carogrodzie u cesarza Maurycego, który mu tron przywrócił. Gdy wkrótce potém, Fokas z prostego żołnierza zostawszy wodzem i ogłosiwszy się cesarzem, zamordował cesarza Maurycego wraz z czterema jego synami, wtedy Chozroes postanowił pomścić śmierć swojego dobroczyńcy, i wydał wojnę Fokasowi, a pobiwszy go w wielu miejscach, obległ Carogród. Herakliusz syn Wielkorządcy Afrykańskiego, wstąpiwszy na tron po Fokasie w roku 610, starał się zawrzeć pokój z Persyą, lecz król Perski wbity w pychę swojemi zwycięztwami, żadnych nie przyjął warunków. Wszedł nawet do Palestyny w roku 615, obległ Jerozolimę, zdobył ją, wymordował około ośmdziesiąt tysięcy ludzi, i wziął do niewoli wielu mieszkańców, a między innemi Zacharyasza Patryarchę Jerozolimskiego.

Lecz co najdotkliwszą było dla całego chrześcijaństwa klęską, zagrabiając wszystkie naczynia święte z kościołów, porwał nawet i Drzewo Krzyża świętego, które święta Helena, matka cesarza Konstantyna, wyszukała była i w Jerozolimie zostawiła. Poganie z wielkim tryumfem zanieśli te święte Relikwie do miasta Krezyfonu nad Tygrem, gdzie zamierzali spalić je na ofiarę, przy swoich obrządkach zabobonnych. Lecz Drzewo Krzyża świętego chociaż znajdowało się w rękach swoich nieprzyjaciół, zmusiło ich do obchodzenia się z niém z takiém uszanowaniem, jak niegdyś Filistyni z Arką Pańską. Żaden z Persów nie śmiał dotknąć tych świętości, które pozostały zamknięte w srebrnéj pochwie, w któréj umieszczone zostały przez cesarza Konstantyna, i sam Chozroes chociaż chciwy zawsze na srebro, tajemną jakąś siłą wstrzymany zostawał, aby tego skarbu nie tknąć. Patryarcha zaś Zacharyasz, wzięty także w niewolę, nie spuszczał z oczu świętych Relikwii, do których go tam Opatrzność Boska jakby na stróża przeznaczała.

Tymczasem Herakliusz powtórnie prosił króla Perskiego o pokój, przyjmując nawet bardzo upokarzające warunki. Chozroes tém bardziéj uzuchwalony; że jeden z jego wodzów zdobył twierdzę od któréj zależało wzięcie i Carogrodu, posłom Herakliusza, proszącym o pokój, odpowiedział, że się zgodzi na to, ale pod warunkiem aby cesarz i jego poddani, wyrzekli się Chrystusa, a oddali cześć słońcu, które Persowie czcili jak Boga. Tak bezbożne wymaganie oburzyło wszystkich chrześcijan, a cesarz Herakliusz oświadczył, że do ostatniéj kropli krew swoją gotów jest przelać dla ukarania pogan, za takie bluźnierstwo. Cały naród poszedł za nim, duchowieństwo świeckie, zakony i najmożniejsi mieszkańcy, złożyli cesarzowi ogromne skarby na prowadzenie wojny, którą za wojnę świętą słusznie poczytywali, i Herakliusz na czele wojsk swoich wyruszył do Persyi, pełen nadziei że Pan Bóg pobłogosławi mu w wyprawie, w któréj zamierzał pomścić zbluźnione przenajświętsze Imię Jego.

Gdy wojska stanęły naprzeciwko siebie, cesarz nakazał modlitwy, potém wziąwszy w rękę obraz przenajświętszéj Panny, który jak piszą, nie ludzką ręką był malowany, lecz zesłany z Nieba, obiegł wszystkie szeregi, dodając ducha żołnierzom, przypominając im że walczyć będą dla pomszczenia zniewagi uczynionój Chrystusowi, i upewniając że opieka Matki Bożéj da im odnieść zwycięztwo, chociaż nieprzyjaciel był więcéj jak dwa razy liczniejszy. Jakoż, po długiéj walce, Persowie pobici zostali na głowę.

Lecz Chozroes i tém nieprzeparty, zebrał nowe a jeszcze liczniejsze szyki, i powierzywszy je najsławniejszemu swojemu dowódcy, powtórną stoczył z wojskiem Herakliusza bitwę. Od brzasku do południa, krwawa się toczyła walka: zwycięztwo się chwiało, gdy Persowie podwajając usilność, z nadzwyczajną natarczywością, a zawsze przemagając w sile, uderzyli na wojska cesarskie, które w końcu zachwiały się. Lecz gdy Herakliusz widząc to, wśród boju padł na kolana, i wezwał Matki Bożéj, wszczęła się straszna burza, a grad i deszcz który bił w oczy Persów, tak im pomięszał szyki, że cesarscy odnieśli nad niemi stanowcze zwycięztwo.

Wszakże wielka potęga Chozroesa, pomimo takich dwóch przegranych, dozwalała mu nie zawierać jeszcze pokoju. Herakliusz więc ścigał go daléj, i znowu spotkał się z nim, już w środku saméj Persyi. Chozroes zaś tak wielką liczbę zgromadził był przy sobie wojska, że widok nadzwyczaj przemagającéj siły nieprzyjacielskiéj, zatrwożył wojsko chrżeścijańskie. Wtedy Herakliusz znowu ich zagrzał do męztwa, i znowu z tymże co pierwéj obrazem Matki Boskiéj obiegając szeregi, mówił do żołnierzy: „Bracia za Boga i Jego chwałę walczymy, pod opieką Matki przenajświętszéj, każdy więc z was tysiąc Persów położy.” I nie zawiodła go ta ufność w pośrednictwo Królowéj niebieskiéj: wojsko Chozroesa do szczętu zniesione zostało, i prawie wszyscy dowódcy jego w niewolę się dostali, gdy on sam nędznie musiał uchodzić.

Porażka ta zgubiła ostatecznie Chozroesa, gdyż i starszy syn jego Syroes, podniosłszy rokosz przeciw niemu, zamordował go, i na tron po nim wstąpił. Pierwszym czynem jego, gdy został królem, było zawarcie pokoju z Herakliuszem, któremu przyrzekał zgodzić się na wszelkie podane przez niego warunki. Pierwszym było: aby Persowie oddali przenajświętsze Drzewo, Krzyża Zbawicielowego, i wypuścili na wolność Patryarchę Zacharyasza i innych wziętych jeńców chrześcijańskich. Syroes zgodził się na wszystko, i te najdroższe Relikwie zawiezione najprzód zostały do Carogrodu. Wszystek lud, mając na czele swoim duchowieństwo, trzymając w rękach świece pozapalane i gałązki oliwne, wyszedł procesyonalnie, śpiewając hymny i pieśni pobożne, na przyjęcie tego nieoszacowanego skarbu.

Następnego roku to jest 629, cesarz Herakliusz wsiadł na okręt, – aby Drzewo Krzyża świętego zawieść napowrót do Jerozolimy, i złożyć tam Panu Bogu dzięki, za odniesione nad Persami zwycięztwo. Łatwo wystawić sobie, z jak świętą radością, ludność tego znowu miasta, przyjęła to Drzewo przenajświętsze, które było jego własnością a do któréj najwyższą przywiązywała cenę. I tu całe duchowieństwo wraz z ludem wyszło na spotkanie Relikwii świętych, które odebrano nakoniec od nieprzyjaciół wiary chrześcijańskiéj, po tylu krwawych a cudownych zwycięztwach. Cesarz przybrany w najbogatsze swoje szaty, chciał sam zanieść na Kalwaryę to Życiodawcze Drzewo. Poprzedzony duchowieństwem, mając przy boku Patryarchę i najwyższych panów dworu, wśród niezliczonego tłumu ludu, wziął Krzyż święty na barki. Lecz przybywszy do bramy miasta wiodącéj na Kalwaryą, ani kroku daléj postąpić nie mógł. Zdziwiło to wszystkich, a Patryarcha Zacharyasz odgadując co było tego powodem: „Cesarzu, rzekł do Herakliusza, racz zwrócić na to uwagę, że w tym przepysznym stroju jaki masz na sobie, niosąc Krzyż święty, nie jesteś podobny do ubogiego i pokornego Chrystusa, gdy przez tę bramę szedł z tymże Krzyżem na Kalwaryę.” Pobożny cesarz rozumiejąc co to znaczy, złożył monarsze szaty, zrzucił szyszak i koronę, zdjął nawet obuwie, i przywdziawszy bardzo skromne odzienie, zaszedł bez żadnéj trudności na świętą Górę, i złożywszy tam Drzewo Krzyżowe, poprosił Patryarchę, aby otworzył futerał i okazał Relikwie ludowi. Zacharyasz przejrzał pieczęcie, przekonał się że były nienaruszone, otworzył pochwę srebrną kluczami które przechowane zostały w skarbcu kościoła Jerozolimskiego, i gdy lud z pobożnym jękiem padał na ziemię, umieścił Krzyż święty na témże miejscu, zkąd go przed laty czternastu, porwali byli Persowie.

Dnia to 14 Września, roku Pańskiego 629, raczył Pan Bóg Podwyższyć to Swoje narzędzie ludzkiego zbawienia, tak świetnym obchodem, przy którym i wielu cudami niezwłocznie zasłynęła i objawiła się moc Krzyża świętego. Jeden umarły został wskrzeszony, czterech paralityków odzyskało zdrowie, piętnastu ślepych przewidziało, i dziesięciu trędowatych było oczyszczonych. Z wielu opętanych wyszedł szatan, i mnóstwo chorych wróciło uzdrowionych. Cesarz zaś, hojnemi jałmużnami dzień ten odznaczył: bogate dary i zapisy poczynił dla kościoła Jerozolimskiego, przywrócił na stolicę Patryarchę Zacharyasza, i innych Prałatów i duchownych do ich godności, wznosząc przytém i po cesarsku uposażając wiele dobroczynnych zakładów.

Na doroczną więc pamiątkę téj chwili, ustanowiona została dzisiejsza uroczystość, zwana uroczystością Podwyższenia Krzyża świętego, a na którą w dawnych wiekach, z całego świata chrześcijańskiego zgromadzały się do Jerozolimy wielkie tłumy pobożnych pielgrzymów wszelkiego stanu, płci i wieku. Wszelako i przed tym już czasem w Kościele Bożym, podobneż Święto obchodzono, a to i na uczczenie tych słów Pana Jezusa: „A Ja jeśli będę podwyższon od ziemi, pociągnę wszystko do Siebie” 1, i na pamiątkę swobodnego oddawania czci znamieniowi Krzyża świętego, od czasów, gdy za cesarza Konstantyna Wielkiego, obrzędy chrześcijańskie jawnie i publicznie odprawiać się zaczęły.

Pożytek duchowny

Niech opis i krwawych wojen prowadzonych przez gorliwych o cześć Krzyża świętego chrześcijan, i świetnéj uroczystości z jaką obchodzili oni odzyskanie z rąk pogańskich téj najświętszéj Relikwii, rozbudzi w sercu twojém szczególne nabożeństwo, do każdego wizerunku Krzyża Chrystusowego. Ile razy na niego rzucisz okiem, przypominaj sobie że na nim Pan Bóg odkupił nas śmiercią Swoją, dając przez to najwyższy, jaki być może, dowód miłości Swojéj ku ludziom.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nas w dniu dzisiejszym doroczną uroczystością Podwyższenia Krzyża świętego rozweselasz; daj prosimy, abyśmy wielbiąc tu na ziemi tajemnice jakie się na Nim odbyły, owoców odkupienia na Nim przez Syna Twojego dokonanego, w Niebie dostąpili. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 780–782.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 736–738

W jakiej czci było u chrześcijan drzewo Krwią Pańską oblane, na którym rozpięte było zbawienie nasze, możemy poznać z tego, że wszystek Kościół smucił się z jego zabrania, jako z wielkiej zguby, a z odzyskania jego tak bardzo się radował, że tego wesela chciał mieć wieczną pamiątkę. Jest to bowiem drzewo, które daje moc do pokonania złych żądz, iż wierni, patrząc na Tego, który na nim cierpiał, w każdym ucisku świata tego mogą mieć słodkość i ochłodę. Jeżeli owa laska Aronowa, która była zakwitła, w wielkiej była czci chowana, daleko więcej godne czci jest to drzewo, na którym się nam wiosna błogosławieństwa naszego wróciła, na którym kwiat zbawienia naszego zakwitnął.

Krzyż Chrystusowy zwyciężył wszystkie przeszkody. Cała moc piekielna złączyła się, aby zniszczyć religię Krzyża, ale nawet najgwałtowniejsze prześladowania nie zdołały wstrzymać jej pochodu – przeciwnie, przyczyniły się tylko do jej rozwoju. Ponieważ Chrystus jest Bogiem, więc Jego wiary żadna nieprzyjazna moc nie może zniszczyć; i jak wówczas, tak i zawsze będzie ona triumfować nad wszystkimi nieprzyjaciółmi swymi.

Pamiętajmy również, że jak Krzyż Chrystusowy zwycięsko opiera się wszelkim prześladowaniom, tak ma i w nas panować; pod jego znakiem mamy zwyciężać nad wszelkimi pożądliwościami, zwalczać i pokonywać grzech. Starajmy się więc pilnym rozmyślaniem krzyża wzbudzić w sercach naszych ducha ukrzyżowanego Zbawiciela, a w krzyżu odniesiemy całkowite zwycięstwo nad sobą.

Footnotes:

1

Jan XII. 32.

Tags: krzyż „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wojna
2020-09-13

Przenajświętszego Imienia Maryi (Niedziela podczas oktawy uroczystości narodzenia Matki Bożéj)

Święto to ustanowione zostało około roku Pańskiego 1683.

(Zdania wielu Świętych o własnościach przenajświętszego Imienia Maryi.)

Po boskiém Imieniu Jezusa, nie ma ani na ziemi ani w Niebie wyższego i zbawienniejszego dla nas Imienia, nad przenajświętsze Imię Maryi, na któregoto uczczenie szczególne, dzień dzisiejszy jest przeznaczony.

„Najchwalebniejsze Imię Maryi, pisze święty Alfons Liguory, które nadane zostało Matce Bożéj, nie na ziemi wynalezioném zostało, ani ułożone rozumem ludzkim, ani według ich woli obrane, jak to ma miejsce ze wszystkiemi innemi imionami które ludzie sobie nadają: lecz pochodzi ono z Nieba, i samo to miłosierdzie Boże nadało je przenajświętszéj Pannie. Tak utrzymują: święty Hieronim, święty Epifaniusz, święty Antonin i wielu innych najwyższéj powagi w Kościele pisarzy.” 1 Niektórzy z tych sądzą, że przyniesione Ono zostało przez Anioła z Nieba, a święty Piotr Damian powiada, że je Pan Bóg wydobył ze skarbów swojego Bóstwa umyślnie, aby takowe nadać przenajświętszéj Pannie, i przydaje tenże Doktor Kościoła, że Imię to według źródłosłowa wschodnich języków, pomiędzy innemi znaczeniami zamyka i to: „że Bóg jest z mojego pokolenia.” 2 Z tego téż powodu pisze Benedykt XIV Papież, Imię to w takiéj dawniéj było czci u chrześcijan, że Go nikomu na Chrzcie świętym nie ośmielano się nadawać, podobnież jak byłoby więcéj niż nieuszanowaniem Boskiéj osoby Jezusa, gdyby kto odważył się przybierać sobie Jego przenajświętsze Imię.

Według jednak najpowszechniej przyjętego w Kościele zdania, opierającego się na poszukiwaniach świętego Krzysztofa Biskupa, i świętego Anzelma Doktora Kościoła, bardzo biegłych w dawnych językach wschodnich, Marya znaczy Pani, Panująca, Władczyni, Królowa, co wszystko najwłaściwiéj odnosi się do przenajświętszéj Matki Bożéj, Pani, Władczyni, Królowéj, nad ziemią i Niebem panującéj. „Ani na ziemi ani w Niebie, powiada święty Franciszek Seraficki, nie ma po najsłodszém Imieniu Syna Twojego o! Maryo, imienia któregoby wezwanie tyle łask, takiéj nadziei, tyle pociechy nam przynieść mogło, ile wezwanie Twojego!” – „Błogosławiony kto Imię Twoje o! Maryo miłuje, czci i wzywa, pisze święty Bonawentura Doktor Seraficki, miłosierdzie Twoje cieszyć go będzie w jego cierpieniach, a Twoje pośrednictwo wszechwładne, zeszle mu największe łask zdroje, z któremi dusza jego obfity owoc na życie wieczne wyda.” I w inném miejscu mówi tenże Święty: „O! najbłogosławieńsze Imię Maryi! jakżebyś przesławném być nie miało, kiedy samo już wezwanie Ciebie jest źródłem łask najszczególniejszych. Przedziwném i na wieki chwalebném jest to Imię Twoje! kto je wzywa z ufnością, i w godzinie śmierci nie strwoży się. Pokój bowiem i pokój wielki, tym którzy czczą Imię Matki Boga, i często je z pobożnością na ustach mają.” 3 „Imię to jest tak święte i taką posiada własność, powiada błogosławiony Rajmund Jordan Opat, że całe Niebo raduje się, ziemia się weseli, Aniołowie się cieszą, ile razy Marya wezwana. Cała przenajświętsza Trójca, obdarzyła Cię Maryo Imieniem tém, aby na jego wymówienie, padały na kolana wszystkie mocy niebieskie, ziemskie i piekielne.” – „Jeśli na cię zwaliły się przeciwności, powiada błogosławiony Albertus wielki, i jakby o ziemię cię już obaliły, wzywaj Imienia Maryi: Ona i upadłych podnosi i zabitych wskrzesza.” – „Imię Marya, mawiał święty Antoni Padewski, nad miód jest dla ust słodszém, milszém dla ucha niż najdźwięczniejsza melodya, większą nad wszelkie inne pociechą dla serca.” Sławny w Kościele z nauki Alan Benedyktyn pisze: „Jakież imię po imieniu Jezus, jeżeli nie Imię przenajświętszéj Panny, bardziéj powinno być w świecie całym sławione? któreż częściéj wymawiać powinny usta chrześcijańskie? Słusznie je téż Pismo Boże porównywa do rozlanego przedziwnéj wonności olejku, którego zapach wszędzie się rozchodzi.”

Lecz święty Anzelm, co więcéj utrzymuje: „Niekiedy, powiada on, prędzéj dostępuje się zmiłowania Bożego, gdy się wzywa Imienia Maryi, niż gdy się wzywa Imienia Jezusa.” 4 Przez co nie chce wcale powiedzieć święty ten Doktor Kościoła, żeby Marya miała większą od Jezusa potęgę, lecz że jéj pośrednictwo jest takiéj siły i wagi, iż zdarza się że kiedy sami nie zasługujemy w żaden sposób, aby Pan Jezus nas wysłuchał gdy Go o co prosimy, nie odmówi nam tego, gdy się za nami wezwana przez nas przenajświętsza Matka Jego wstawi. Wstawienie się zaś Jéj jako Matki do Syna, poczytuje święty Bernard wszechmocném, nazywa bowiem władzę jaką Marya posiada nad Jezusem: wszechmocnością błagalną.” 5 Ztąd téż w tak pocieszający dla nas grzeszników sposób, odzywa się święty Alfons Liguori wielki Matki Bożéj kochanek: „Daj mi, pisze on, najzatwardzialszego grzesznika jaki tylko być może, chociażby zupełnie pozbawionego nadziei zbawienia, niech on tylko wezwie Maryą jako Matkę nieprzebranój litości, a taką jest potęga tego Imienia, że serce jego w tejże chwili się zmiękczy najeudowniéj, bo Ty to o! Maryo! przywodzisz grzesznika każdego do ufności w miłosierdzie Syna Twojego, i do nadziei dostąpienia od Niego przebaczenia.” 6

Sama przenajświętsza Panna powiedziała w objawieniu świętéj Brygidzie, że grzesznik największy, byle wezwał Jéj Imienia w tejże chwili szatan go odstąpi. I inną razą Matka Boża powiedziała tejże Świętéj, że złe duchy tak obawiają się Jéj Imienia, i z taką czcią zmuszeni są być dla niego, że skoro je usłyszą wymówione, wypuszczają ze szponów tę nawet duszę, którą już w nich trzymali. A także, że jak źli Aniołowie oddalają się od grzeszników, którzy wzywają Imienia Maryi, tak nawzajem święci Aniołowie zbliżają się do dusz sprawiedliwych, za każdą razą gdy one toż Imię pobożnie wspominają. Święty Herman utrzymywał, że jak oddychanie jest znakiem życia, tak częste wzywanie Imienia Maryi, jest znakiem, że albo już łaska w nas żyje, albo że odżyje wkrótce. Święty Liguory szczególnie poleca, aby do potęgi Imienia tego uciekać się w pokusach nieczystych, i do tego stopnia każe nam ufać potędze Imienia Maryi, że powiada, iż gdy kto walcząc z pokusami przeciw téj cnocie, wątpi czy na nie zezwolił, jeśli przypomni sobie że wśród nich wzywał Imienia Maryi, może to poczytywać za znak że im nie uległ. 7 W każdym więc podobnym razie, powiada święty Bernard, Imienia Maryi wzywać należy: „W niebezpieczeństwach, w uciskach, w trapiącéj cię wątpliwości, o Maryi pamiętaj, Maryi wzywaj. Nie wypuszczaj Jéj z ust Twoich, nie wypuszczaj z serca. Za tą Gwiazdą idąc nie zbłądzisz, Jéj wzywając rozpaczy ujdziesz, gdy cię ona wspierać będzie, nie upadniesz, pod Jéj opieką niczego się nie ulękniesz, pod Jéj pośrednictwem trudu nie poczujesz, i w końcu za Jéj miłosierdziem, dojdziesz do portu zbawienia.”

Święta Brygida w swoich objawieniach, słyszała razu pewnego, że Pan Jezus powiedział przenajświętszéj Matce swojéj, iż ktokolwiek z postanowieniem poprawy, wzywać będzie z ufnością Jéj Imienia, otrzyma trzy wielkie łaski; 1-o doskonały żal za grzechy, 2-o możność zadośćuczynienia za nie, i 3-o zdolność dojścia do doskonałości, a nakoniec i chwałę wiekuistą, gdyż przydał w końcu Zbawiciel mówiąc do Maryi: „Słowa Twoje o! Matko moja, tak są słodkie sercu Mojemu, że nie mogę nigdy odmówić tego o co Mnie prosisz dla tych, którzy pobożnie Imienia Twojego wzywają.” Nie więc dziwnego, że święty Efrem Imię Maryi nazywa kluczem do Nieba, a święty Bonawentura zbawieniem tych którzy je wymawiają, gdyż, jak tłómaczy te słowa święty Alfons Liguory: „wezwać Imienia Maryi, i być zbawionym jest to jakby jedną i tąż samą rzeczą.” 8 „Błogosławiony kto miłuje najsłodsze Imię Twoje o! Matko Boża, pisze święty Bonawentura, Imię Twoje jest tak chwalebne i przecudne, że wszyscy którzy pamiętają o tém aby je wzywać w godzinę śmierci, mogą nieobawiać się wszelkich wtedy napaści piekielnych.” – „O! jak słodką jest śmierć, woła święty Liguory, jak bezpieczną, któréj towarzyszy i którą osłania to Imię zbawienia, to Imię którego Pan Bóg dozwala wzywać w godzinie śmierci tylko tym, których chce zbawić”, co daj nam o! Maryo!

Święto dzisiejsze ustanowione zostało w roku Pańskim 1688, po wielkiém, zwycięstwie jakie odniosły wojska chrześcijańskie nad Turkami w tymże roku pod Wiedniem. Muzułmanie, jakto już i w dawniejszych zdarzało się wiekach, i tą razą zagrozili byli całemu chrześcijaństwu, rozlawszy się w Europie. Wojska chrześcijańskie, które się im wtedy opierały, w nierównie mniejszéj były sile, Przybycie im na pomoc pod Wiedeń króla Polskiego Jana III-go ze swojemi hufcami, i jego osobista waleczność, wyratowały cały świat, zagrożony już zawojowaniem przez nieprzyjaciół imienia Chrystusowego. Sobieski zdobyte na Turkach chorągwie, posłał Papieżowi Inocentemu XI, a ten Ojciec święty wiedząc iż głównie za wezwaniem to przenajświętszego Imienia Maryi Jan III stanowcze i tak ważne dla Kościoła całego odniósł zwycięstwo, ustanowił osobne święto na cześć przenajświętszego Imienia Matki Bożéj, i w niedzielę na oktawie uroczystości Jéj narodzenia, obchodzić je kazał.

Pożytek duchowny

To coś czytał o przenajświętszém Imieniu Maryi, a co wszystko wyszło z ust jak wielkich Jéj czcicieli, tak i wielkich Świętych, bo to zawsze razem idzie, powinno cię pobudzić do serdecznego do Imienia Maryi nabożeństwa, i do szczególnéj we wzywaniu Jego ufności. Stosuj się więc do polecenia świętego Bernarda, i we wszelkiéj potrzebie duszy twojéj, a szczególnie w jakiegokolwiek rodzaju pokusach, Imienia tego z ust i z serca nie wypuszczaj.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw miłościwie wszechmogący Boże, aby wierni Twoi słudzy, którzy pod zasłoną Imienia przenajświętszéj Maryi Panny, opieką Jej cieszą się, za Jéj téż miłosierném pośrednictwem, od wszelkiego złego uchowani zostali na ziemi, i do wesela wiekuistego doprowadzeni byli w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 762–765.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 731

Tak jak Przeczysta Dziewica zaraz po swym narodzeniu otrzymała swe słodkie imię, tak każdemu dziecku chrześcijańskich rodziców wkrótce po przyjściu na świat przy chrzcie świętym daje się imię w sposób uroczysty. W tym kościelnym obrzędzie spoczywa głęboka myśl. Dziecko ma przez to dostać Świętego niebieskiego na wzór i za patrona. Wzór ów ma dorastających i dorosłych pokrzepiać, prowadzić na drodze zbawienia; patron przez swe zasługi i wstawienie się u stóp tronu Boga będzie poruczonego swej opiece wspierał, wzmacniał, strzegł przed grzechem, albo w razie upadku nakłaniał do żalu i poprawy.

Ty zaś, duszo chrześcijańska, postanów sobie czcić i kochać twego patrona; rok rocznie dzień jego imienia na sposób chrześcijański obchodź uroczyście przez słuchanie Mszy świętej i przyjmowanie sakramentów świętych; a jeśli byś tego w tym dniu nie mógł zrobić, uczyń to przynajmniej następnej niedzieli lub w następne święto. Sprawuj się godnie według twego świętego wzoru! – Sławny bohater, Aleksander Wielki, miał w swej armii żołnierza, który nosił to samo imię Aleksander, ale był wielkim tchórzem. Król rzekł pewnego razu do niego: „Albo postępuj godnie Aleksandra, albo porzuć to imię!” – Strzeż się, aby twój królewski patron w niebie nie zrobił ci takiego samego wy rzutu: „Albo żyj godnie mego imienia, albo je porzuć!”

Jeśli zaś ty, chrześcijańska Czytelniczko, masz to szczęście, że ci rodzice pełni wiary na dali byli na chrzcie świętym to słodkie, piękne imię Maria, życzę ci z szczerego serca, abyś się okazała godną tego odznaczenia twej potężnej patronki, tego najwspanialszego wzoru. Jest wiele obiecującym, pocieszającym znakiem, jeśli się ma Przeczystą Dziewicę za patronkę i jeśli przy tym nie zaniedbuje starania, aby stać się Jej godnym. Tym więcej masz też obowiązek uroczyście obchodzić coroczne święta Maryi przez nawiedzanie kościoła, słuchanie Mszy świętej, przyjmowanie sakramentów świętych i inne pobożne uczynki. Wtedy cieszyć się będziesz Jej potężną pomocą w życiu i przy śmierci, jeśli bowiem „jeszcze nigdy nie słyszano, aby kto się pod opiekę Maryi ucieka, był od Niej opuszczonym”, o ileż więcej doznawać muszą pomocy ci, którzy tak pobożną, tak dobrotliwą mają patronkę!

Footnotes:

1

S. Alfons Ligu. Uwiel. Maryi. Rozdz. XI.

2

De thesanro Divinitatis Mariae Nomen evolvitur. Speciale Mariae hoc nomen iuvenit, quod significat: Deus ex genere meo. S. Pet. Dam. Ser. de Assumpt.

3

S. Bonav. in Psal. de B. Virgi.

4

Velociter est nonunquam salus memorato nomine Mariae, quam invocato nomine Jesus, S. Anzelm. De excellentia B. M. Virg.

5

Omnipotentia supplex.

6

Ś. Alfons Lig. Uwiel. Mar.

7

Ś. Alfons Uwielb. Maryi.

8

Ś. Alf. Lig. Uwielb. Maryi. Rozdz. VI.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna
2020-09-12

Św. Róży Witerbskiéj, Trzeciego Zakonu Świętego Franciszka Serafickiego

Żyła około roku Pańskiego 1258.

(Żywot jéj wyjęty jest z procesu jéj kanonizacyi.)

Święta Róża urodziła się roku Pańskiego 1240, w Witerbii we Włoszech. Ojciec jéj był ekonomem zakonnic klasztoru przy kościele przenajświętszéj Maryi Panny, w témże mieście zamieszkałych. Rodzice jéj długo nie mieli dzieci, aż nakoniec po wytrwałych i gorących do Matki Bożéj modlitwach, dał im Pan Bóg tę córeczkę.

W dzieciństwie jéj, już spodobało się Panu Bogu objawić czém ona będzie. Trzy lata miała kiedy straciła ciotkę, którą bardzo kochała. Ciało zmarłéj leżało już na katafalku. Święta dziewczynka przybliżyła się, i głośno zawołała na nią, a zmarła w tejże chwili została wskrzeszoną. Rozgłos tak wielkiego cudu w całém mieście rozżywił wiarę, i wielce się przyczynił do utwierdzenia w niéj mieszkańców, w chwili kiedy odszczepieństwo, popierane przez cesarza Fryderyka II, bardzo się tam szerzyło. Róża tymczasem, dla uniknienia chwały ludzkiéj, zamknęła się w małéj izdebce w domu ojca, i tam lat sześć spędziła na ostréj pokucie i bogomyślności. Przez cały ten czas wychodziła tylko do Kościoła. Codziennie o chlebie i wodzie pościła, a niekiedy przez tydzień cały nie brała żadnego posiłku. Za całe odzienie, miała ostrą włosiennicę; zimą i latem nie nosiła obuwia, i sypiała na ziemi. Wśród nocy wstawała, i biczowała się do krwi, modląc się do Pana Boga za Kościoł, ciężko podówczas od wyżéj wspomnionego cesarza i jego stronników ciemiężony. Przytém wielkie dla ubogich okazywała miłosierdzie.

Dnia pewnego, a było to wśród zimy, spotkał ją ojciec, niosącą jakieś wsparcie dla biednych. Kazał jéj to pokazać sobie, i ujrzał prześliczne róże. W ósmym roku życia śmiertelnie zachorowała, gdy oto stanęła przed nią w objawieniu Matka Boska, i rzekła do niej: „Chcę abyś jutro wstała, zwiedziła kościoł świętego Jana Chrzciciela i świętego Franciszka, a następnie abyś w Moim kościele przyjęła habit Trzeciego Zakonu. Potém masz mężnie walczyć przeciwko nieprzyjaciołom Mojego Syna. Wprawdzie doznasz z tego powodu wielkiego prześladowania, lecz miéj ufność w Bogu.” Róża nazajutrz wstała jak najzdrowsza, a znalazłszy przy łóżku gotowy habit Trzeciego Zakonu świętego Franciszka Serafickiego, udała się do kościoła wskazanego przez Matkę Bożą, i tam przyjętą została do tego Zgromadzenia.

Niezwłocznie wracając z kościoła, zaczęła przemawiać do ludu, trzymając krucyfiks w ręku. Tłumy otaczały ją, słuchając świętéj dzieciny z uwielbieniem. Odtąd codziennie miewała na placach publicznych kazania, a Pan Bóg takiéj udzielał słowom jéj mocy, że najzatwardzialszych grzeszników kruszyła, kacerzy nawracała, a chociaż wcale w naukach nie była wykształconą, doskonale znała Pismo Boże, i najwłaściwiéj przytaczała ustępy z Ewangelii i Proroków. Przytém Pan Bóg łaską cudów jakiéj jéj udzielał, stwierdzał jéj słowa. Uzdrawiała chorych których jéj z różnych stron przyprowadzano, i wśród licznie zgromadzonego ludu, przywróciła wzrok staréj kobiecie, od urodzenia ślepéj. Razu pewnego, gdy miała kazanie o uległości należnéj Papieżowi, kiedy dla małego jéj wzrostu, tłumnie zgromadzeni dojrzeć jéj nie mogli, kamień na którym stała, wzniósł się z nią cudownie w powietrze, i tak zostawał dopóki kazania nie skończyła, poczém powoli spuścił się na ziemię. Cud takowy kilkakrotnie miał miejsce, i przez tysiące świadków stwierdzony został.

Rozgłos tak nadzwyczajnych darów, rozszedł się był daleko po Włoszech. Z różnych téż miast wzywano ją, aby przemawiając do ludu, nakłaniała go do uległości Stolicy apostolskiéj, od któréj w skutek intryg Fryderyka II, wiele miast odpadło było. Zwykle po jéj przemowach, rozchodzili się słuchacze z okrzykami: „Niech żyje Kościoł, niech żyje Papież, namiestnik Pana Jezusa na ziemi.” Wszystko to rozbudziło na świętą Różę zajadłość stronników cesarskich. Usiłowali groźbą i obelgami, wstrzymać ją w jéj gorliwości w obronie praw Papiezkich. Gubernator chciał ją skazać na śmierć, lecz obawiając się wzburzenia ludu, u którego w wielkiéj czci była, skazał ją na wygnanie.

Święta, wśród nocy zimowéj wyjść musiała z Witerbu. Długo w górach i lasach okolicznych błądziła, aż nakoniec dostała się do małéj wioski zwanéj Soriano, gdzie lud przyjął ją z oznakami wielkiego uszanowania, i gdzie przepowiedziała śmierć Fryderyka I[, która w dniu przez nią oznaczonym, w istocie nastąpiła. Późniéj udała się do miasta Witerkiano. Tam najprzód przyprowadzono do niéj dziewczynę ślepą, któréj wzrok przywróciła, uczyniwszy krzyż na jéj ocząch.

Była w tem mieście pewna czarownica, która zwodziła lud, a wsławiwszy się czarnoksięzką sztuką, wielu wiernych do kacerstwa pociągnęła. Święta Róża wyzwała ją na publiczną rozprawę: a gdy przekonać jéj i nawrócić nie mogła, zażądała aby wystawiono wielki stos rozpalony, w któryby obie one weszły, aby przez tę próbę ognia, przekonał się lud która z nich dwóch ma za sobą Boga. Czarownica lubo zrazu zgadzała się na to, na stos wstąpić nie chciała. Róża zaś weszła, pozostała w ogniu dopóki wszystko drzewo się nie wypaliło, i wyszła nietknięta. Wtedy przystępując do czarownicy rzekła do niéj: „Droga siostro w Chrystusie, wyrzeknij się kacerstwa w któreś się wplątała, i poznaj że prawdziwą wiarą jest tylko ta wiara, którą wyznaje i głosi matka nasza Kościoł rzymski. Pan Jezus który mnie zachował wśród tych płomieni, gotów jest przyjąć cię na łono Swego miłosierdzia, byleś się szczerze nawróciła.” Niewiasta ta z płaczem rzuciła się do nóg Świętéj, i wielka liczba heretyków tam obecnych, wraz się z nią nawróciła.

Święta Róża zwiedziwszy wiele jeszcze innych miast włoskich, w każdém z nich, mieszkańców do posłuszeństwa Papieżowi przywiodła. Tymczasem gdy wieść o śmierci Fryderyka przyszła i do Witerbu, lud wygnał Gubernatora przez niego nieprawnie tam osadzonego, przywrócił władzę Papiezką, a świętą Różę przywoławszy napowrót, z największą czcią i tryumfem przyjął.

Dnia pewnego, gdy rozpamiętywała mękę Pańską, okazał się jéj Pan Jezus rozpięty na krzyżu, z cierniową koroną i cały krwią zlany. Na widok ten Róża z płaczem zawołała: „O mój Panie, mój Ojcze, cóż Cię do takiego stanu przywiodło?” – „Miłość” odpowiedział Pan Jezus. „A któż to, zawołała znowu Święta, tak okrutnie rozpiął Cię na tym krzyżu?” – „Grzechy ludzkie” odpowiedział Zbawiciel. Pod wpływem takiego widzenia, Róża wybiegła na ulicę z krzyżem w ręku, który zwykle z sobą miała, wołając do garnącego się w około niéj ludu. „Bracia i siostry! pokutujmy i módlmy się, aby nam Pan Bóg przebaczył grzechy, któremi Go do krzyża przybiliśmy.” Te słów kilka, skuteczniejszemi były nad najwymowniejsze kazania. Lud gromadnie rzucił się do kościołów i konfesyonałów, i najwięksi grzesznicy pokutę czynili.

Zdarzyło się także, iż pewien zatwardziały heretyk, spotkawszy na samotnej ulicy świętą Różę, uderzył ją. Święta rzekła na to spokojnie: „Nawróć się bracie, i czyń pokutę, bo jeśli tego zaniechasz, za trzy dni wszyscy z pogardą palcem na ciebie wskazywać będą.” Jakoż, po trzech dniach dotknięty on został rodzajem parchów, w skutek czego twarz i głowa tak mu zeszpetniały, iż nikt bez wstrętu patrzeć na niego nie mógł.

Po śmierci Fryderyka II, Papież Inocenty IV wróciwszy z Francyi do Włoch, dowiedział się jak wielkie usługi Kościołowi święta Róża oddawała. Dozwolił jéj miewać jak dotąd kazania, a co najszczególniejsze, przez Bullę wystosowaną do biskupa Witerbskiego, nakazał wyprowadzić proces o jéj życiu i cudach, jaki się tylko czyni po śmierci wielkich sług Bożych, których mają kanonizować.

Lecz po powrocie swoim do Witerbo, Święta niedługo już ten swój żywot apostolski prowadziła. Na ośm bowiem lat przed śmiercią, mając sobie objawioném iż posłannictwo jéj już jest skończone, zamknęła się powtórnie w małéj izdebce rodzicielskiego domu, i oddana tylko bogomyślności i pokucie, nigdzie już, prócz do kościoła, nie wychodziła. Chciała wstąpić do klasztoru zakonnic przy kościele Panny Maryi Rożanéj, lecz przyjąć jéj tam nie chciano, pod pozorem że przepisana liczba była zapełnioną, a w istocie dla tego, iż była ubogą i posagu przynieść nie mogła. Wtedy prorockim duchem powiedziała im Róża: „Tę biedną dziewczynę, którą pogardzacie za życia, przyjmiecie po śmierci.” Mieszkając więc już ciągle w domu rodzicielskim, lubo nigdzie nie wydalała się, przyjmowała u siebie wiele innych pobożnych dziewic, które poddały się były pod jéj przewodnictwo duchowne, i wielki postęp na drodze doskonałości Ewangelicznéj czyniły.

Miała lat siedemnaście, kiedy przez Anioła oznajmił jéj Pan Bóg, że już ma ją powołać do godów niebieskich. Uradowana z tego nad wszelki wyraz, przywoławszy swoje uczenice, udzieliła im najzbawienniejszych przestróg, pobłogosławiła, a przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, przyciskając do ust krzyż z którym wszystkie swoje misye odprawiała, zasnęła spokojnie w Panu dnia 6 Marca roku Pańskiego 1258. Pochowana została w kościele Panny Maryi za miastem. Lecz po kilku latach, Papież Aleksander znajdując się w Witerbie, trzykrotnie we śnie miał widzenie, w którym go Święta prosiła o przeniesienie jéj ciała do kościoła przy klasztorze zakonnic do którego wstąpić chciała za życia. W skutek więc tego, tenże Ojciec święty uroczyście ją tam pogrzebał, a tak spełniła się przepowiednia, jaką Święta uczyniła tym zakonnicom gdy ją przyjąć nie chciały. Papież Kalikst III w poczet Świętych zapisać ją kazał.

Pożytek duchowny

Widzisz z żywotu świętéj Róży, że ona dzieckiem jeszcze będąc, takie zasługi w Kościele Bożym położyła, jakiemi wielcy Apostołowie Pańscy się odznaczali. Niech cię to uczy, że ani wiek młody, ani płeć słabsza, nie są przeszkodą do tego, abyśmy drugich do Boga pociągali. Czyń to i ty z wielką miłością i wiarą, a Pan Bóg i twoim usiłowaniom błogosławić będzie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławioną Różę w gronie Świętych dziewic Twoich umieścić raczył; daj nam prosimy za jéj wstawieniem się i zasługami, abyśmy z grzechów naszych oczyszczeni, uczestnictwem Boskiego Majestatu Twego, cieszyli się na wieki. Przez Pana naszego it. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 774–776.

Tags: św Róża z Viterbo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież kazania nawrócenie
2020-09-11

Św. Prota, Hijacynta i Eugenii, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 262.

(Żywot ich był napisany przez Szymona Metafrasta i wielu innych.)

Święci Prot, Hijacynt i Eugenia, których dziś obchodzi Kościół Boży pamiątkę, żyli przy końcu trzeciego wieku, za papieztwa świętego Dyonizego, pod panowaniem cesarzów Waleryana i Galena.

Święta Eugenia była córką wielkiego pana rzymskiego nazwiskiem Filipa. Przyszła na świat w Rzymie, z rodziców pogańskich. Filip jednak jéj ojciec poznawszy zasady wiary chrześcijańskiéj, chociaż się nie nawrócił i Chrztu świętego nie przyjął, sprzyjał chrześcijanom, i nawet hojnemi jałmużnami ich wspierał. Eugenia była jeszcze dzieckiem, kiedy Filip zamianowany przez cesarza wielkorządcą Egiptu, przeniósł się z Rzymu do Aleksandryi, stolicy tego kraju. Wdowcem już był wtedy, i sam zajął się jak najstaranniejszém wychowaniem córki; a że nadzwyczajnemi obdarzył był ją Pan Bóg zdolnościami i pojęciem przechodzącém wiek i płeć jéj, przydał jej najbieglejszych, jakich w Aleksandryi mógł wynaleźć mistrzów, i ci wykładali jéj wyższe szkolne i akademickie nauki. W tych, tak wielki uczyniła postęp, że z najznakomitszymi filozofami ówczesnymi stawiano ją na równi.

Wykształcenie tak znamienite, rozwinęło w niéj wielkie upodobanie w czytaniu dzieł najpoważniejszéj treści. Na szczęście wpadły w jéj ręce listy świętego Pawła, należące do ksiąg Nowego Testamentu. Jak wielu Świętych, dotknął Pan Bóg szczególną łaską przez czytanie dzieł pobożnych, tak i Eugenią raczył oświecić tymże środkiem: tém bardziéj że przemawiał do niéj już nie tylko przez jakiego świątobliwego autora, lecz przez samo Pismo Święte. Łaska Boska tak nią w tém kierowała i tak ją Duch Święty oświecał, że gdy z wątpliwościami jakie w rozważaniu Pisma Bożego napotykała, do nikogo odnieść się nie mogła samo to czytanie dostateczném było, do tego że nie tylko postanowiła zostać chrześcijanką, lecz nawet szczerze zapragnęła jak najwyższéj dostąpić Ewangelicznéj doskonałości. Pobudzona zaś tém co święty Paweł pisze o zaletach dziewictwa, uczyniła ślub dozgonnéj czystości.

Lecz to naraziło ją wkrótce na pewne trudności, gdyż ojciec, który nietylko nie wiedział o tém, lecz ani nawet przypuszczał że jest chrześcijanką, chciał koniecznie wydać ją za mąż; kilku téż znakomitych tak z rodu jak i z bogactw młodzieży, prosiło o jéj rękę. Eugenia każdemu z nich dała odmówną odpowiedź, a ojciec który ją bardzo kochał, niewchodząc w powody które ją do tego skłaniały, więcéj na nią nie nalegał.

Święta korzystając ze swobody jakiéj przez to nabyła, tajemnie wprawdzie, lecz regularnie uczęszczała na święte obrzędy które chrześcijanie w ukrytych miejscach odbywali, a wiedząc dobrze że prawdziwéj pobożności towarzyszy i wielkie miłosierdzie dla ubogich, mając z hojności ojcowskiéj wiele do rozszafowawania wedle swojéj woli pieniędzy, używała prawie wszystkie na miłosierne uczynki. Uszczęśliwiona sama z łaski powołania do wiary prawdziwéj, żywo pragnęła wszystkich a najbardziéj bliższych jéj sercu, przywieść do téjże łaski. Gorące téż do Pana Boga zasyłała modlitwy aby oświecić raczył przedewszystkiém jéj ojca i resztę rodziny, i czyhała na sposobność aby ich o to zagabnąć, lecz takowéj dopatrzyć nie mogła, aż spodobało się Panu Bogu inną drogą to uczynić.

W liczbie swoich domowników, miała Eugenia Prota i Hijacynta, dwóch pogan wprawdzie, ale ludzi wielkiéj prawości, dawno już w domu jéj rodziców pozostających, i szczególnie do niéj, przy któréj od dzieciństwa byli przywiązanych. W rozmowach jakie z niemi niekiedy toczyła, spostrzegła iż oni łatwiéj niż inni do wiary Świętéj nawrócićby się dali, i przemyśliwała o sposobie, jakby im to powiedzieć. Pan Bóg pobłogosławił jéj dobrym chęciom, i Sam to ułatwił następującém zdarzeniem.

Razu pewnego Eugenia wyszła na przechadzkę za miasto, mając przy sobie tych dwóch swoich pokojowców. Posłyszawszy w jednym z domów na przedmieściu śpiewy chrześcijan na modlitwie tam zgromadzonych, umyślnie skierowała w tę stronę kroki. Gdy się zbliżyli do tego miejsca doszły ich te słowa Psalmu Dawidowego: „Wszyscy Bogowie pogańscy są szatanami, ale Pan niebiosa uczynił” 1. Zastanawiając się nad tém co usłyszeli Prot i Hijacynt a w których sercu już Pan Bóg łaską Swoją działać zaczynał, objawili Eugenii swoje zdziwienie, mówiąc iż pierwszy raz zdarza się im słyszeć cóś podobnego, i że to najniespodzianiéj zachwiało ich w przekonaniach, jakie dotąd o religii pogańskiéj mieli. Uszczęśliwiona Eugenia, z takiego dowodu że ich Pan Bóg pociągać do Siebie raczy, nietracąc ani chwili rzekła do nich: „To coście słyszeli potępia wszystko co się w księgach filozofów pogańskich zawiera, jak również i cześć jaką poganie oddają bożyszczom. Bożkowie pogańscy, są w istocie dziełem szatanów, nie godzi się oddawać im czci, która się tylko prawdzjwemu Bogu należy. Usłuchajcie mojéj rady, zostańcie chrześcijanami, abyście razem z niemi tu na ziemi, a potém z błogosławionymi duchami w Niebie chwałę Stworzyciela opiewali na wieki.” Te słów kilka wyrzeczone przez osobę którą oni w wielkiém poszanowaniu mieli i która mówiąc im tak otwarcie, dawała wielki dowód i swojéj odwagi i szczególnéj o dobro ich duszy troskliwości, były dostatecznemi do nawrócenia Prota i Hijacynta. Oświadczyli swojéj pani iż chcą zostać chrześcijanami, oraz prosili żeby im wskazała sposób w jaki to mają uczynić, niewątpiąc o tém że Filip nietylko nie pozwoli im na to, lecz nawet jako wysoki cesarski urzędnik, nie będzie mógł dla nich jako swoich domowników, zachować téj względności jaką okazywał dla innych chrześcijan.

Wtedy święta Eugenia, mająca przedewszystkiém i jedynie na względzie zbawienie dusz tych dwóch starych i poczciwych sług swoich, poświęciła się dla nich. Wraz z nimi uszła tajemnie z domu ojcowskiego; a że nie wątpiła iż on ją poszukiwać będzie i łatwo wyśledzi, ostrzygła sobie włosy, przebrała się po męzku, i tak wraz z nawróconymi przez siebie swoimi pokojowcami, jako mężczyzna przedstawiła się Biskupowi, niewyjawiając nawet i jemu że jest kobietą. Biskup, aby lepiéj ich ukryć, gdyż pod tę porę przyszedł był rozkaz od cesarza nalegający na najsurowsze postępowanie z chrześcijanami, oddał ich do klasztoru, w którym w górach daleko od miasta, mieszkało zupełnie ukrytych wielu zakonników.

Święta Eugenia uchodząc tam zawsze za mężczyznę, przewyższała wszystkich świątobliwością życia, nadzwyczajnemi umartwieniami ciała i taką biegłością w naukach, że w przeciągu lat dwóch, wyuczyła się na pamięć całego starego i nowego Testamentu. Wszyscy bracia mieli w niéj najwyższy wzór doskonałego zakonnika, i ztąd po śmierci przełożonego, która nastąpiła w trzy lata po przybyciu tam Eugenii, jednogłośnie wybrali ją na jego miejsce.

Święta prócz tego, zasłynęła darem czynienia cudów. Zdarzyło się iż pewna znakomita pani z Aleksandryi, nazwiskiem Melancya śmiertelnie będąc chorą, cudownie przez Eugenią uzdrowioną została; a sądząc iż jest mężczyzną, dozwoliła namiętnemu do niéj przywiązaniu wzrość w swojém sercu do tego stopnia, że razu pewnego chciała ją przywieść do grzechu. Święta zgromiła ją za to surowo, i więcéj widzieć jéj nie chciała. Melancya jak we wszeteczności tak i w złości swéj podobna do żony Putyfara która oczerniła była Józefa, wystąpiła ze skargą do samego Wielkorządcy Filipa, że przełożony klasztoru, chciał ją znieważyć. Sprawa ta nabrała wielkiego rozgłosu w całém mieście, rzucając plamę i na chrześcijan i na stan zakonny. Dla odwrócenia więc takiego zgorszenia, święta Eugenia widziała się zmuszoną odkryć całą prawdę.

Wielkorządca Filip w skutek zaniesionéj przez Malancyą skargi na przełożonego klasztoru, kazał go stawić przed sobą, a niepoznając w nim córki, srogo ja upominał, i w końcu spytał: „Czy Jezus Chrystus, którego wy jak Boga czcicie, nakazuje wam i upoważnia was do czynienia takiéj zniewagi niewiastom?” Wtedy Eugenia. upadła mu do nóg i rzekłszy te słowa Pisma Bożego: „Jest czas milczenia i jest czas mówienia” 2 wyznała mu całą prawdę; dała mu się poznać jako jego córka, przedstawiając iż to co uczyniła, zrobiła jedynie z miłości dwóch dusz nawracających się, które bez tego byłyby stracone dla Pana Jezusa. Wyznanie takowe okryło wstydem niegodziwą czernicielkę, i zdziwiło wszystkich obecenych, jak i wszystkich mieszkańców do których o tém wkrótce wieść doszła. Lecz co było najszczęśliwszém i największą dla Eugenii za takowe jéj poświęcenie się nagrodą, ojciec jéj Filip z całą rodziną nietylko nawrócił się, lecz wkrótce i Męczennikiem został. Dowiedziawszy się bowiem cesarz że on został chrześcijaninem, złożył go z urzędu Wielkorządcy Egipskiego, a Terencyusz Lezyusz jego następca, z tegoż powodu zamordował go w jego własnym pałacu.

Po śmierci Filipa, wszyscy do jego rodziny należący, a z niemi i córka, udali się do Rzymu, gdzie skrycie przebywając żyli, w wielkiéj pobożności. Święta Eugenia szczególnie, wiele tam niewiast i dziewic z najpierwszych rodzin nawróciła, które mieszkając razem z nią i oddając się bogomyślności, żyły jak zakonnice. Często dostępowała téj wielkiéj pociechy, że sam Papież, i to zwykle w każdą noc z soboty na niedzielę, w jéj domu odprawiał Mszę świętą i przemawiał do zgromadzonych chrześcijan. Prot i Hijacynt mieszkali także przy niéj i już jéj nie odstępowali.

Tak upłynęło było lat kilka, aż nakoniec oskarżeni jako chrześcijanie, Eugenia, Prot i Hyacynt uwięzieni zostali. Ci dwaj ostatni, najprzód stawieni byli przed trybunał sędziego. Ten nakazał im aby udawszy się do świątyni Jowisza, cześć mu oddali publicznie. Święci nietylko uczynić tego nie chcieli, lecz w skutek ich modlitw, bałwan w proch się rozsypał. Dowiedziawszy się o tém Nicezyusz Wielkorządca Rzymu, kazał najprzód srogo ich ubiczować, a następnie ściąć mieczem. Ponieśli męczeństwo 11 Września około roku Pańskiego 262. Świętą zaś Eugenią tenże los spotkał, we trzy miesiące potém.

Pożytek duchowny

Patrz jak przedziwnemi drogami uwieńczył Pan Bóg gorące pragnienie świętéj Eugenii nawrócenia do wiary świętéj ojca w błędach pogrążonego. Niech cię to pobudza do tego abyś o zbawienie dusz które ci są drogiemi nie zrażając się żadnémi trudnościami, gorliwie zabiegał. Czyń to wytrwale, polecaj Matce miłosierdzia, a Pan Bóg uwieńczy twoje dobre chęci może w sposób i w chwili najmniéj spodziewanéj. Modlitwa (Kościelna).

Modlitwa (Kościelna)

Błogosławionych Męczenników Twoich Panie, Prota Hijacynta i Eugenii, zasługa męczeńskiej śmierci niech nas wspiera, a miłościwe ich pośrednictwo niech nas Tobie poleci. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 771–773.

Footnotes:

1

Ps. XC. 5. 6.

2

Eccle. III. 7.

Tags: św Prot św Hiacynt św Eugenia Rzymska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik Pismo Święte nawrócenie
2020-09-10

Św. Mikołaja z Tolentynu, Wyznawcy

Żył około roku Pańskiego 1309.

(Żywot jego był napisany przez pewnego zakonnika w jego czasach żyjącego i znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Mikołaj zwany z Tolentynu od miasta tego nazwiska w którém najdłużéj przebywał, był rodem z małego miasteczka Sant-Andżelo (Sant-Angelo) w Marchii Ankońskiéj położonego. Przyszedł na świat około roku Pańskiego 1239, z rodziców niezamożnych, stanu mieszczańskiego, a bardzo w cnoty chrześcijańskie bogatych. Długo niemając dzieci, w celu uproszenia sobie u Pana Boga potomstwa, odbyli oni razu pewnego pielgrzymkę do świętego Mikołaja Barskiego. Tam objawił się on im we śnie, zapowiedział że będą mieć syna, i polecił aby mu imię jego nadali, gdyż dziecię to stanie się wielkim sługą Bożym. Jakoż, wkrótce potém doczekali się syna któremu nadali imię Mikołaj.

Dziecię rosnąc pomnażało się i w łasce u Boga. Modlitwa i obecność w kościele, były dla małego Mikołajka najulubieńszą rozrywką, tak iż nieczém go łatwiéj nie można było ująć, jak przyrzeczeniem że się go zaprowadzi na jakie nabożeństwo. Dzieckiem jeszcze będąc, gdy usłyszał że święty Mikołaj jego patron, trzy razy na tydzień suszył, wiernie go w tém naśladował, i od siódmego roku życia aż do śmierci zachował to stale. Podczas Mszy świętéj w chwili Podniesienia, tak nadzwyczajne w sobie objawiał nabożeństwo, iż powszechnie mniemano, że wtedy dawał mu Pan Bóg tę łaskę iż naocznie widział Pana Jezusa w Hostyi przenajświętszéj. Matkę Bożą czcił serdecznie, i gorąco Ją prosił o dar czystości. Tak téż tę cnotę miłował i tak jéj pilnie przestrzegał, że i w dzieciństwie unikał towarzystwa niewiast, a żadnéj dotknąć się, a tém bardziéj pieścić się z sobą nie pozwalał. Z wielkiém upodobaniem słuchiwał słowa Bożego, i z każdego kazania wyprowadzał dla siebie różne potrzebne i zbawienne przestrogi. Czém tylko mógł rozporządzać z pieniędzy, wszystko to rozdawał ubogim, a gdy już nic nie miał, spotkawszy biednego na ulicy prowadził go do rodziców, i zawsze potrafił coś u nich wyprosić. Zdolny bardzo do nauk i pilnie się do nich przykładając, wielki w nich postęp uczynił.

Ponieważ od młodości okazywał skłonność do stanu duchownego, więc według ówczesnego zwyczaju, przez wzgląd na jego niepospolitą świątobliwość, Biskup miejscowy, zamianował go kanonikiem kościoła przenajświętszego Zbawiciela, chociaż wtedy miał zaledwie lat dwanaście, i jeszcze święceń żadnych był nie odebrał. Lecz że takowa posada, lubo mu znaczny zapewniała dochód i torowała drogę do wyższych godności kościelnych, pozostawiała go jednak w świecie, nie odpowiadała przeto jego zamiarom. Wtedy już bowiem, powołany do tego łaską Boską, postanowił wstąpić do zakonu. Gdy zaś wahał się któremu ma dać pierwszeństwo, po wysłuchaniu kazania o wzgardzie rzeczy doczesnych, jakie miał pewien Augustyanin, umyślił wstąpić do tego zgromadzenia. Objawił swój zamiar temuż kaznodziei, skoro on zszedł z ambony, a że kapłan ten już dawniéj znał Mikołaja, niezwłocznie zaprowadził go do przełożonego który go do nowicyatu przyjął.

Chociaż tak młody, bo i wtedy nie miał więcéj jak lat dwanaście, zajaśniał braciom jako wzór doskonałego zakonnika. Cnota posłuszeństwa, była cnotą którą szczególnie ukochał. Nietylko téż Przełożonemu lecz każdemu z braci i to z najmłodszych nawet, poddany i uległy, tém bardziéj się cieszył, im go bardziéj trudzącemi i upokarzającemi obarczono zajęciami. W pokorze tak się ćwiczył, iż zakonnicy klasztoru w którym mieszkał mawiali iż kto chce sprawić pociechę bratu Mikołajowi, niech go tylko upokorzy. Skromnością i czystością tak się odznaczał, że po śmierci w wizerunkach przedstawiano go trzymającego w ręku lilią, godło téj świętéj cnoty. Prócz trzech dni w tygodniu, które jak od dzieciństwa tak i w zakonie suszył, przydał jeszcze i poniedziałki. W inne dni mięsa, ryby, i nabiału nigdy aż do śmierci nie jadał, ani wina nie pijał. Pod habitem nosił ciągle włosiennicę, nabitą drucianemi haczykami, które go do krwi raniły, a co noc krwawe odprawiał biczowanie.

Życie tak umartwione, chociaż mu sił i rzeźwości nie odbierało, było jednak powodem że, w kwiecie wieku będąc, bardzo mizernie wyglądał. Blizki krewny jego, przełożony klasztoru w którym zakonnicy dość wygodne życie prowadzili, nakłaniał go aby przeszedł do jego zgromadzenia, przyrzekając mu na to dyspensę z Rzymu. Święty Mikołaj ani słyszeć o tém nie chciał, odpowiadając krewnemu, że wstąpił do zakonu nie po to aby żyć wygodnie, lecz aby pokutę czynić, i że ma nadzieję iż w swoim zakonie do śmierci wytrwa. Po téj rozmowie gdy się modlił, stanął przed nim Anioł oznajmując mu iż Pan Bóg za tę jego wytrwałość w powołaniu, wielkie gotuje mu łaski.

Przełożeni widząc jak zbawiennie przykład jego wpływa na braci przenosili go często z jednego klasztoru do drugiego, aż nakoniec w klasztorze Tolentyńskim, a już wtedy wyświęcony był na kapłana, stale go zatrzymali. Tam mieszkając przez lat przeszło trzydzieści, największe pożytki dla wiernych przynosił. Już sam widok jego przy ołtarzu, był wielkiém zbudowaniem dla obecnych, z takiém bowiem skupieniem i namaszczeniem sprawował świętą Ofiarę. Codziennie kazywał i za każdą razą wielu grzeszników jednał z Bogiem, a pobożniejszych na drodze doskonałości utwierdzał i do postępu na niéj pobudzał. Czyto miewał katechizmy do ludu prostego, czy na ambonie czy w konfesyonale pracował, wszędzie mu Pan Bóg dziwnie błogosławił, tak że miasto to i jego okolice, słusznie go poczytywali za jednego z najgorliwszych Apostołów, jacy się tam kiedy pojawili.

Co tylko mu zbywało czasu od takowych zajęć, i od obowiązków zakonnych, cały obracał na modlitwę i bogomyślność. Wtedy odbierał różne od Boga łaski: zalewał Duch Święty serca jego niebieskiemi pociechami, a nawet objawiał mu się Pan Jezus, Matka Boska i jego Patryarcha święty Augustyn, którzy z nim rozmawiali, uspakajali w wątpliwościach, i na drodze Bożéj go prowadzili. Tak naprzykład razu pewnego, szatan zaniepokoił go wielce myślą że życie nadzwyczaj umartwione jakie prowadził, było dziełem pychy i próżności, przywodzącéj go do pragnienia aby się od drugich odróżniał i nad nich wywyższał. Mikołaj gorąco się zaczął modlić prosząc Pana Boga aby go w tém oświecić raczył, i wyprowadził ze złudzenia zgubnego jeśli się w niém znajduje. Wtedy okazał mu się Pan Jezus, wykrył mu podejście szatańskie i zupełnie uspokoił. Odtąd téż Święty nietylko dawnych nie zaniechał umartwień, lecz jeszcze nowych sobie przydawał.

Dla wyćwiczenia go w cierpliwości, zesłał Pan Bóg na niego różne choroby, po których już nigdy do czerstwego zdrowia nie wrócił: lecz im słabsze stawało się jego ciało, duch był tém mocniejszy. W ciągu rozlicznych słabości jakie przebywał, ani postów ani innych umartwień, swoich nie zaniechał, a gdy, z polecenia lekarza i rozkazu przełożonych, zmuszono go dnia pewnego do użycia rosołu, przekonano się iż mu przykrość ztąd doznana więcéj szkody na ciele nawet, niż ten posiłek korzyści przynosi. Dozwolono mu więc i nadal wstrzymywać się od mięsnych potraw, co téż i do śmierci zachował. W jednéj ze swoich chorób, czując się bardzo na siłach upadłym, sądził iż śmierć nadchodzi. Wtedy czyhający na każdą, a szczególnie na świętą duszę, szatan, rozbudził w nim niepomiarkowaną obawę sądów Bożych. Święty był już blizkim ostatecznéj rozpaczy: lecz według swego zwyczaju uciekł się do Matki Bożéj. Marya stanęła przed nim, uspokoiła go najzupełniéj, i odtąd już wewnętrznego pokoju nie w nim zachwiać nie mogło. Wtedyto także przenajświętsza Panna, kazała mu aby pobłogosławił małe kawałeczki chleba i zjadł je, co uczyniwszy, w téjże chwili wyzdrowiał. Na pamiątkę to tego cudu, ojcowie Augustyanie poświęcają kawałki chleba, które mają własność uzdrawiania chorych.

Lecz dla większéj zasługi téj wybranéj duszy, nietylko wewnętrznemi niepokojami dozwalał Pan Bóg szatanowi nacierać na niego. Niekiedy zły duch okazywał się mu w strasznéj postaci, wszczynał nieznośny hałas, i całą celą tak wstrząsał jakby ją chciał obalić. Pewnego nawet razu natarłszy na Świętego, tak go zbił dotkliwie, że go potém znaleziono we krwi pływającego, a z rany jaką wtedy odebrał całe życie chorował. Gdy jednak sługa Boży zbliżał się aż do końca swojego ziemskiego zawodu, wszystkie te i zewnętrzne i wewnętrzne napaści wroga piekielnego odstąpiły go zupełnie, a za to tém częstsze cudowne miał objawienia, i rozmowy z Matką Boską. Przez sześć ostatnich miesięcy swojego życia, codzień słyszał przecudną muzykę anielską, po któréj za każdą razą coraz żywsze w sercu jego obudzało się pragnienie Nieba, i wtedy powtarzał: „O jakbym pragnął już umrzeć i być z Chrystusem.”

Gdy poznał iż zbliża się jego ostatnia godzina, poprosił aby mu udzielono ostatnie Sakramenta umierających, które przyjął z największą pobożnością: a oraz i z weselem, które się na jego twarzy i w tém co mówił objawiało. Gdy już miał konać, kazał sobie przynieść krucyfiks, w którym było drzewo Krzyża Świętego: przyciskał go do ust, z serdeczném nabożeństwem. Potém prosił zakonnika, który był przy nim obecny, aby gdy przestanie mówić, powtarzał mu te słowa z Psalmu Pańskiego do ucha: „Panie rozwiązałeś więzy moje, składać Ci będę na zawsze ofiarę chwały” 1. Jakoż, wkrótce zaniemówił i Bogu ducha oddał. Umarł 10 Września, roku Pańskiego 1309. Papież Eugeniusz IV kanonizował go uroczyście.

Pożytek duchowny

Jak w życiu świętego Mikołaja, tak i z historyi wielu innych świętych widzisz, jak Pan Bóg w skrytych, a zawsze miłosiernych i mądrych wyrokach Swoich, i na najwybrańsze dusze dozwala uderzać szatanowi. Bierz ztąd dwojstą naukę: jednę że powinieneś zawsze mieć się na baczności przeciw zasadzkom tego nieprzyjaciela duszy naszéj, drugą że chociażbyś najcięższych od niego doznawał nagabań, powinieneś nie upadać na duchu, byleś z pokusami temi mężnie walczył,

Modlitwa (Kościelna)

Racz Panie wysłuchać miłościwie prośby nasze, które w uroczystość błogosławionego Mikołaja Wyznawcy Twojego zanosimy, abyśmy na własnych nieopierając się wysiłkach wsparci zostali przez tego który za łaską Twoją wielkie przed Tobą położył zasługi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 768–770.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 725

Nie każdemu dano naśladować to, co czynił święty Mikołaj z Tolentynu. Nie każdy może umartwiać ciało, miewać takie kazania jak on, ale każdemu łatwo naśladować go w miłości dusz, będących w czyśćcu. Co dusze biedne cierpieć muszą z powodu niedostatecznej na tym świecie pokuty, trudno wypowiedzieć, tak jak trudno opisać ich tęsknotę połączenia się z Bogiem. Same sobie niestety pomóc nie mogą, ani modlitwą, ani dobrymi czynami, my jednak możemy im wyświadczyć tę przysługę. Wszakże wierzymy w Świętych obcowanie, tj. wierzymy, że Święci w Niebie, dusze w czyśćcu i prawowierni chrześcijanie na ziemi są połączeni z sobą nierozerwalnym węzłem miłości. W imię tej wzajemnej miłości spodziewają się dusze zmarłych, że im pośpieszymy na pomoc i tęsknie wołają: „Zmiłujcie się nad nami, ratujcie nas!”

Czyż podobna zatykać uszy na takie wołanie? Może mamy w czyśćcu krewnych, przyjaciół, dobroczyńców, a nawet rodziców, którzy dla nas i za nas cierpieć muszą, którzy są naszymi współwiercami, braćmi w Chrystusie. Czyż będziemy nieczułymi na ich cierpienia? Możemy im pomóc, jeśli się za nich będziemy modlić, lub wspierać ubogich, jeśli dostąpimy odpustu i ofiarujemy go na ich korzyść, jeśli będziemy prosić o Msze święte za ich dusze. Msze bowiem za zmarłych są najskuteczniejszą pomocą dla ich dusz. Dusze za naszą przyczyną wyzwolone z mąk czyśćcowych będą nam wdzięczne i odpłacą nam sowicie za tę przysługę. Święta Katarzyna Bolońska otrzymała za przyczyną dusz czyśćcowych wiele łask niebieskich. Wyzwolone z mąk, stanąwszy przed tronem Najwyższego, uproszą Boga, aby nam dał to, co myśmy dla nich uczynili. Gdybyśmy – od czego Boże uchowaj – sami mieli się dostać do czyśćca, nie zaniechają one wstawiać się za nami do Boga, abyśmy i my najrychlej mogli oglądać Oblicze Jego. „Jaką bowiem miarą mierzysz bliźniemu, taką i tobie odmierzone będzie”. Jeśli zapominamy o duszach zmarłych, Bóg nam odmówi tego, czego im odmówiliśmy i na próżno wołać będziemy: „Zmiłuj się nad nami!”

Footnotes:

1

Ps. CXV. 16.

Tags: św Mikołaj z Tolentino „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość skromność posłuszeństwo post pokusy Czyściec
2020-09-09

Św. Gorgoniusza i Doroteusza, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 304

(Żywot ich był napisany przez Metafrasta i Euzebiego z Cezarei, historyków kościelnych.)

Święci Gorgoniusz i Doroteusz żyli przy końcu trzeciego wieku, i ponieśli męczeństwo podczas jednego z największych prześladowań Kościoła, a które rozsrożyło się było w dziewiętnastym roku panowania cesarza Dyoklecyana, najzawziętszego i najokrutniejszego prześladowcy chrześcijan. Jak ciężkie wtedy były dla wiernych czasy, opisują to bardzo dokładnie wielu ówczesnych pisarzy, których pisma do dni naszych przetrwały. Jednym z takich drogich dla każdego chrześcijanina zabytków, jest niedawno wynalezione przez uczonego Kardynała Maii (zmarłego w Rzymie w roku 1865) pismo Konstantyna Dyakona i archiwistę Carogrodzkiego kościoła, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa żyjącego, w którym on, jako naoczny tego świadek, opisuje i okrucieństwo prześladowców, i męstwo umierających za Chrystusa wyznawców. Zacząwszy od historyi cudownego założenia i rozszerzenia się wiary chrześcijańskiéj, przechodzi następnie do czasów gdzie rozpoczęło się było prześladowanie i taki czyni tego obraz.

„Lecz szatan z natury swojéj okrutny, nie mógł pozostać obojętnym widzem szerzącego się na ziemi Królestwa Bożego. Dla tego téż, przybrawszy sobie do pomocy pogańskich cesarzów, królów, konsulów, wielkorządców, najwyższych urzędników, dowódzców wojsk, a następnie ludy i narody wszelkiego języka i kraju ze Wschodu i Zachodu, Północy i Południa, wydał straszną wojnę wyznawcom Chrystusa.

„Wszakże nie z mniejszym zapałem gotowali się do odporu obrońcy wiary świętéj, których imiona wpisane były w księdze żywota u Boga, a którzy jak męstwem w znoszeniu mąk najstraszniejszych, przewyższali bezbożnych, tak górowali nad nimi przykładem cnót najszczytniejszych. Z wszelkiéj płci i wieku, z każdego stanu i zawodu, z różnej narodowości i z różnych części świata, zgromadzili się oni w szyk bojowy, jakby jedną ożywiony duszą. Byłato jakby przecudna i urozmaicona łąka, ubarwiona kwiatami niezliczonych kolorów: bylito młodzieńcy i dziewice, mężowie w sile wieku i starcy zgrzybiali. Wątłe niewiasty siły męzkiéj nabywały, a zapominając o naturze płci słabszéj, w gotowości na wszelkie poświęcenia, szły na wyścigi z największymi bohaterami. W świętéj téj armii, widzieć nawet mogłeś tłumy małych dzieci, objawiających rozum dojrzały, pomimo niedojrzałego ich wieku. Widziałeś tam pomieszanych w jednym szeregu sędziów i podsądnych, panów i ich niewolników, mężów znakomitych, i ludzi do gminu należących, magnatów i wyrobników, osoby z wszelkich narodowości, jaka tylko w świecie całym rozróżnia od siebie ludy. Słowem było to jak się wyraża Pismo Boże: Wojsko uszykowane porządnie, z wszelkiego narodu jaki jest pod niebem 1.

„A teraz patrzmy, jak straszną była już sama walka: Zapalano ognie na ołtarzach pogańskich przed posągami bożyszcz; wszystko co potrzebném było do uczczenia ich leżało przygotowane: kadzidło, kadzielnice, różne rodzaje ofiar i pokarmy poświęcone. Współcześnie wyroki cesarskie ogłaszano w całém mieście; dla zmuszenia wszystkich do wiary pogańskiéj, a zniszczenia religii chrześcijańskiéj, nakazano było każdemu tak cudzoziemcowi jak i miejscowemu mieszkańcowi, wyrzec się świętéj wiary, i nie Bogu Stwórcy, lecz jego stworzeniu oddać cześć najgłębszą! Kto temu rozkazowi nie uległ, miał ponieść wszelkiego rodzaju męki, a w końcu śmierć okrutną. Na głównych placach publicznych, wznosiły się trony i trybunały, z których zasiadający na nich urzędnicy cesarscy, polecali jak najśpieszniejsze wykonanie ich rozporządzeń. Otaczaji ich kaci i siepacze, za ich skinieniem rzucający się na nieposłusznych. Było tam także mnóstwo ludu, w którym jedni przychodzili składać bożkom ofiary, drudzy aby się przypatrzyć mękom, które zadawać będą chrześcijanom.

„Wymyślono niezliczone rodzaje narzędzi do męczenia, a były one tak straszne i barbarzyńskie że sam ich widok mógł przerazić każdego, zanim jeszcze wzięto go na tortury, Nakoniec w wyznaczonéj na to godzinie, wysłani urzędowni woźni, obiegali ulice, z wielkim krzykiem wzywając lud do składania ofiar szatanom, do wyrzeczenia się Chrystusa, i do przystępowania niezwłocznie do ołtarzy. Kto się zawahał, wnet był przed sędziów stawiony, i tam rozpoczynały się te badania przewrotne, po których wierni mieli do wyboru, albo nikczemnie wyrzec się wiary, albo mężnie przy niéj stojąc, ponieść najstraszniejsze męki, a po nich otrzymać koronę niebieską.” 2

Za takichto tedy czasów, żyli dwaj Święci których pamiątkę śmierci męczeńskiéj dziś obchodzi Kościół. Byli oni znakomitymi Panami Rzymskimi, a jako szambelani cesarza Dyoklecyana, do jego dworu należeli. W szczególnych u niego zostawali łaskach, chociaż oddawna byli chrześcijanami, z czém się przed nim kryli. Wpływem swoim większą część dworzan cesarskich nawrócili do wiary świętéj; a pomiędzy nimi pewnego znakomitego rodu młodzieńca, w przybocznéj gwardyi Dyoklecyana służącego, imieniem Piotr, największego ulubieńca Dyoklecyana. Gorgoniusz i Doroteusz także bardzo go kochali, gdyż byłto młodzieniec nieposzlakowanych obyczajów i wysokiéj pobożności, chociaż i on kryć się musiał ze swojém wyznaniem.

Kiedy Dyoklecyan wydał był prawa przeciw wyznawcom Chrystusa i gdy z wprowadzeniem ich w wykonanie, już w wielu miejscach, a szczególnie w Nikomedyi gdzie cesarz głównie przebywał, lała się strugami krew chrześcijańska, nie mógł Piotr powstrzymać się aby nie objawić swego z tego powodu oburzenia. Cesarz poznawszy przez to że i on jest chrześcijaninem, w niezmierną złość wpadłszy, nakazał mu aby publicznie złożył ofiarę bożkom; a gdy Piotr uczynić tego nie chciał, najokrutniejsze zadał mu męki. Najprzód zbite go tak srodze, że ciało opadłszy, kości poodkrywało. Na tak poranionego, leli ocet gorący z solą; potém palono go na węglach rozżarzonych, i święty ten Męczennik ciągle i głośno wyznając Chrystusa, w katuszach tak ciężkich życia dokonał.

Działo się to w obecności cesarza, przy którym byli podówczas Gorgoniusz i Doroteusz. Nie mogli i oni znieść tak strasznego w Dyoklecyanie barbarzyństwa, a patrząc na męstwo jakie okazał ich uczeń, i sami korony męczeńskiéj zapragnęli. Obaj więc zawołali do Dyoklecyana: „Cesarzu, tak okrutnie katujesz Piotra za to do czego i my się poczuwamy? Poczytujesz mu za winę to co my uważamy sobie za święty obowiązek. Wiarę którą on wyznał i my wyznajemy; jak on za nią umarł, tak i my na to gotowi. W niczém i nigdy nie przeniewierzył się on tobie, jak i my wiernie ci zawsze służyliśmy; a jeśli poczytałeś mu za zbrodnię to że wyznaje Chrystusa, oświadczamy ci że i my jesteśmy chrześcijanami, a brzydząc się twojemi bożyszczami, cześć oddajemy tylko Jezusowi Chrystusowi Bogu naszemu. Niech więc podzielamy los Piotra i obyśmy jak on umarli za wiarę.” Słysząc to cesarz, a nieposiadając się od złości że i najbliżsi jego dworzanie przestali być poganami, i Gorgoniusza i Doroteusza, wskazał na też męki jakie Piotr poniósł, spodziewając się że oni w nich nie wytrwają.

Kazał więc ich zbić tak, że całe ciało stało się jedną raną; potém zanurzyć we wrzącym occie osolonym, następnie piec wolnym ogniem na rusztach. Lecz widząc że te straszne męki ich stałości w wierze zachwiać nie mogły, kazał katom aby przez uduszenie śmierć im zadali. Ponieśli męczeństwo dnia 9 Września roku Pańskiego 304. Ciała ich pochowali chrześcijanie, a relikwie świętego Gorgoniusza późniéj przewiezione zostały do Rzymu i w kościele Watykańskim umieszczone.

Pożytek duchowny

Obaj święci Męczennicy których żywot dopiéro czytałeś, zostając na dworze cesarza pogańskiego, a więc wśród wielkiego zepsucia, tak żywą dochowali jednak w sercach swoich wiarę, że się dobrowolnie na okrutne męki za tęż wiarę wydali i mężnie w niéj wytrwali. Niech cię to oduczy, składać na położenie w jakiém się znajdujesz twoję opieszałość w służbie Bożéj: gdyż kto ma żywą wiarę, temu nic przeszkodzić nie może wiernie i gorliwie służyć Panu Bogn.

Modlitwa (Kościelna)

Święci Twoi Panie Męczennicy Gorgoniusz i Doroteusz, niech nas pośrednictwem swojém wspierać raczą, i zbawiennéj pociechy niech dadzą nam zaznać, przy obchodzie ich uroczystości. , Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 765–767.

Footnotes:

1

Pieśń VI. 9.

2

Dziej. II. 5.

Tags: św Gorgoniusz św Doroteusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik wytrwałość
2020-09-08

Narodzenie Przenajświętszéj Maryi Panny

Nastąpiło około roku 15 przed Chrystusem Panem.

(Szczegóły te wyjęte są z podania kościelnego.)

Narodzenie przenajświętszéj Maryi Panny, nastąpiło według rachuby Martyrologium Rzymskiego roku 15 przed erą chrześcijańską, 5,084 od stworzenia świata, 2,941 po Potopie, 1,999 od urodzenia Abrahama, 1,494 po wywiedzeniu z Egiptu Izraelitów przez Mojżesza, w 1,016 lat od króla Dawida, w 730 od założenia Rzymu, w lat 576 po niewoli Babilońskiéj, w 190 Olimpiadzie, w 22 roku panowania cesarza Augusta, gdy w ziemi Żydowskiéj królował Herod Idumejczyk. o do dnia zaś i miesiąca, w którym przyszła na świat Boga naszego Rodzicielka, według powszechnego, i od pierwszych wieków Kościoła przyjętego podania, nie masz wątpliwości że narodziła się dnia 8-go miesiąca Września.

Początek dzisiejszéj uroczystości, to jest uroczystego obchodu téj błogosławionéj chwili, niektórzy pisarze kościelni, a między nimi i Papież Benedykt XTV, naznaczają następujący: Piszą iż wkrótce po Wniebowzięciu Matki Bożéj, kilku Jéj szczególnych czcicieli, osiadło było na puszczy, i oddając się tam bogomyślności i ostréj pokucie, podobnie jak zakonnicy od owéj także pory mieszkający na górze Karmelu, w szczególny sposób oddawali cześć przenajświętszéj Pannie. Owoż, przez lat kilka, w miejscu gdzie mieli swoje chatki pustelnicze, w każdy ósmy dzień miesiąca Września słyszeli oni w powietrzu przecudną muzykę Anielską, niewiedząc dla czego w tym tylko dniu słyszeć się im te niebieskie śpiewy dawały. Razu więc pewnego udali się na modlitwę, gorąco prosząc Pana Boga, aby im objawić raczył, powód cudu tego w tym dniu tylko powtarzającego się. Wtedy dowiedzieli się iż to był dzień Narodzenia Matki Bożéj, która im, jako Swoim szczególnym czcicielom, dla ich uciechy w dniu tym śpiewy chórów Anielskich zsyłała. Przytém powiedziano im było że gdy całe Niebo weseli się tą uroczystą pamiątką, toć tém bardziéj obchodzić ją powinni mieszkańcy téj ziemi, dla których i pomiędzy którymi, Narodzenie przenajświętszéj Panny nastąpiło. Wieść o tém rozeszła się prędko i pomiędzy innymi chrześcijanami w tych okolicach mieszkającymi, którzy w tymże dniu uroczystość Narodzenia Maryi z wielkiém nabożeństwem obchodzić zaczęli, w czém ich i inne kościoły, to jest zgromadzenia wiernych, naśladować nie omieszkały. Benedykt XTV pisze nawet, że jeden z tych pobożnych pustelników, udał się niezwłocznie do Rzymu, i zawiadomił o tém objawieniu cudowném Papieża, który na tenże dzień to Święto wyznaczył. Nie ma nigdzie wzmianki o roku w którym objawienie to miało miejsce, lecz święty Piotr Damian Biskup i Kardynał, rzecz pilnie wyśledziwszy, nie wątpi że ustanowienie uroczystości Narodzenia Matki Bożéj, sięga czasów Apostolskich.

Co do miejsca. narodzenia się przenajświętszéj Maryi, nie zupełnie zgadzają się tak najdawniejsi jak i nowsi pisarze. Jedni utrzymują że dał Ją Pan Bóg światu w Jerozolimie; drudzy iż się narodziła w małej wiosce, o trzy godziny drogi od Nazaretu odległéj, zwanéj Sefora a po łacinie Diocesarea; inni wreszcie, iż w samym Nazarecie: i tego zdania są uczony Baroniusz, ą idąc za nim i Benedykt XTV.

Rodzicami przenajświętszéj Panny byli święty Joachim i święta Anna. Joachim był z rodu panującego, jako syn Barbantera, który przez Natana, pochodził od króla Dawida. To pokolenie chociaż królewskie, nie opływało w dostatki odpowiedne swojemu pochodzeniu, co Pan Bóg dopuścił i dla tego, aby najbliżsi przodkowie Pana Jezusa, nie byli już bardzo zamożnymi, gdy i On sam miał się narodzić w ubóstwie. Święta Anna była córką Natana, Z kapłańskiego pokolenia Aaronowego tym więc sposobem w rodzicach Maryi, połączone były te obydwie godności: królewska i kapłańska. Co do ich świątobliwości, Sama Matka Boża powiedziała świętéj Brygidzie w objawieniu, że wtedy nie było na całéj kuli ziemskiéj świątobliwszego małżeństwa nad Jéj rodziców. Bardzo podeszłych lat doczekali, niemając potomstwa: i nietylko już żyli z sobą nie jako małżonkowie lecz jak brat z siostrą, lecz nawet sam wiek ich nie pozwalał im spodziewać się dzieci, gdy oto Anioł przysłany z Nieba zapowiedział im, że staną się rodzicami dziewicy, z któréj przyjdzie na świat Zbawienie. Wtedy jak to także objawiła Matka Boża świętéj Brygidzie: „woleliby oni byli umrzeć, aniżeli uledz zmysłowości, która już w nich była zupełnie wygasła: jedynie więc z uczucia miłości Boga i na słowo Anioła zwiastującego im narodzenie przyszłéj Matki Zbawiciela, spełnili obowiązek małżeński, i stali się Jéj rodzicami” 1. Narodzenie więc Maryi było niejako cudowném, gdyż jak słuszną uwagę robi święty Jan Damasceński: „potrzeba było aby Ta która przez Swoję niezrównaną świętość, miała być największym cudem wszechmocności Boskiéj, cudownie przyszła na świat. Bo gdy Dziewica przeznaczona na Matkę Boga, miała się narodzić z Anny, sama natura nie śmiała swoich własnych sił używać w tém co miało być przedewszystkiém dziełem łaski: i dla tego czyniąc Annę niepłodną, czekała aż nadejdzie pora w któréj łaska swój owoc wyda.” 2

Lecz któż jest w stanie pojąć świętą radość tych ubłogosławionych rodziców, gdy tak cudownie i taką zesłał im Pan Bóg córkę, a która znosząc z nich sromotę, jaka w Starym Zakonie do niepłodności małżeńskiéj była przywiązaną, uczyniła ich rodzicami najszczęśliwszymi i najświetniejszymi, jacy kiedy byli i będą pod słońcem!

Każdzi rodzice cieszą się serdecznie, gdy ich Pan Bóg obdarza potomstwem: lecz gdy się im rodzi dziecię, nie mogą jeszcze wiedzieć jakiém ono będzie, i zresztą każde przychodzi na świat ze skazą grzechu pierworodnego, a więc jako istota niemiła Bogu. Lecz Marya przyszła na świat nietylko wolna od téj skazy, ale takiemi łaskami obdarzona że już od téj chwili nie było i nie będzie świętszéj od Niéj istoty: gdyż była Ona po duszy Pana Jezusa, najdoskonalszém dziełem wszechmocności Boskiéj: „dziełem, które, jak się wyraża święty Piotr Damian, tylko Bóg sam przewyższa.” Powab i krasa Jéj przenajświętszego i niepokalanego ciała, odpowiadały niezrównanéj ani przez Aniołów nawet piękności Jéj duszy; a od pierwszéj chwili Jéj życia, jak wszystkiemi darami wzbogacił Ją był Pan Bóg, taki pełnością rozumu. Jak zaś obfitemi i jak wzniosłemi były łaski które otrzymała, tego nikt z ludzi nawet pojąć nie może, gdyż powiada święty Wincenty Ferariusz: „Marya w żywocie Matki swojéj, już Świętszą była od wszystkich Świętych i Aniołów razem wziętych.” Jedna rzecz tylko może nam dać wyobrażenie, jak Świętą Ona była, a tą jest gdy się zastanowimy nad tém, że Pan Bóg obrał Ją był i przeznaczył na Matkę Swoję: więc czyż mogła być jaka łaska którą by Ją nie obdarzył? i czy z tego powodu, jeśli tak wyrazić się można, nie był Pan Bóg obowiązanym uczynić Ją tak doskonałą, jak tylko cała Jego potęga i wszechmocność uczynić to mogły, i to od samego początku Jéj istnienia. Z tego téż to powodu święty Epifaniusz powiada, że łaska jaką odebrała Marya już przy urodzeniu, była niezmierną, Święty Augustyn że niewymowną, Dyonizy Kartuzyański że jakby nieskończoną. Święty Hieronim mówi że cała łaska zlana zo- stała na Jéj duszę, a święty Bernardyn Seneński utrzymuje: że Marya tyle otrzymała łaski, ile tylko może ją otrzymać istota stworzona, a więc że już niejako Pan Bóg w całéj Swojéj potędze, świętszéj i doskonalszéj istoty stworzyćby nie mógł. 3

Owoż, jeżeli w każdéj rodzinie przyjście na świat nowego potomka jest powodem radości, którą nawet corocznie obchodzą, jakiémże weselem napełniać powinna cały Kościoł i ziemski i niebieski, uroczysta pamiątka narodzenia się Maryi, kiedy Ona miała stać się Królową Nieba i ziemi, „jedyną naszą po Jezusie nadzieją” powiada święty Epifaniusz, owszem „podstawą téj naszéj nadziei” jak się wyraża Bernard święty; „naszą poręczycielką przed Bogiem” pisze święty Augustyn, „pośredniczką przez któréj tylko ręce postanowił Pan Bóg udzielać ludziom łaski Swoje”, mówi święty Alfons Liguory, „lekarką wszelkich naszych słabości„ woła święty Bonawentura, „naszém weselem, naszém uspokojeniem, naszą Matką” jak Ją nazywa święty Efrem, słowem: „naszém życiem, pociechą największą i całą ufnością” jak to śpiewa Kościoł cały.

W błogosławionéj to chwili narodzenia się Maryi, ciemności w których świat pogrążony był od przeszło pięciu tysięcy lat, rozpraszać się zaczęły, za przyjściem téj Jutrzenki oczekiwanéj od dawna, i przepowiedzianej przez najświętszych Proroków: „Obchodźmy z wielkiém weselem, powiada święty Jan Damasceński, narodzenie Matki Bożéj, przez którą rodzaj ludzki został przez Syna Jéj odkupiony, i przez któréj przyjście na świat klęska jaką sprowadziła na nas pierwsza matka nasza Ewa, zamieniła się w największe szczęście.” 4 „Jak Jutrzenka, pisze Opat Rupert, jest końcem poprzedzającéj ją nocy, tak narodzenie Maryi, było końcem naszych smutków, a początkiem wesela.” 5 „Narodzenie Jéj bowiem, powtarza znowu święty Jan Damasceński, było i zapowiednią największych łask Boskich, i zadatkiem przyszłego przyjścia na świat Samego Boga.” 6

Rośnij więc, o! rośnij Dziecino przenajświętsza! rośnij i na chwałę tego Boga, którego masz porodzić, i na nasze szczęście, boć Cię na to zsyła Pan Bóg na ziemię. Wpatrując się to Stwórca odwiecznie w Ciebie, i przewidując Cię taką jakąś się narodziła, postanowił z miłości ku Tobie, stać się człowiekiem w przeczystém łonie Twojém i nas wszystkich przez to zbawić! Rośnij przeto i żyj dla naszego zbawienia; ażebyś nam wydała z Siebie Odkupiciela, a przez to w porządku łaski, i naszą rodzoną stałą się Matką!

Pożytek duchowny

Uczestnicząc całém sercem w weselu Kościoła i tryumfującego w Niebie i wojującego na ziemi, z powodu dzisiejszéj uroczystości, która jak się słusznie wyraża święty Jan Damasceński jest pamiątką chwili w któréj rozpoczęło się nasze zbawienie, powtórz pobożnie wraz z tymże Kościołem tę Antyfonę którą on dziś śpiewa: „Narodzenie Twoje Boża Rodzicielko Dziewico, wesele zapowiedziało światu całemu; z Ciebie bowiem narodziło się Słońce sprawiedliwości Chrystus Bóg nasz; który rozwiązując przekleństwo, przyniósł błogosławieństwo, i śmierć przemagając dał nam życie wiekuiste,”

Modlitwa (Kościelna)

Sługom Twoim, prosimy Cię Panie, dar łaski niebieskiéj racz miłościwie udzielić; i gdy Boskie Macierzyństwo przenajświętszéj Dziewicy, stało się zbawienia naszego początkiem, niechże uroczysty obchód Jéj narodzenia, który dziś święcimy, do dostąpienia tegoż odkupienia, miłosierdzie nam Twoje uprosi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 759–762.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 719

Maryja mówi w hymnie „Magnificat”: „Albowiem uczynił Mi wielkie rzeczy”. Tak jest rzeczywiście; On Ją wybrał za Matkę Syna swego. On uczynił Ją naczyniem takiej czystości, świętości i łaski, że została Królową chóru aniołów i Świętych Pańskich. On Ją w chwili śmierci wziął w Niebo z duszą i ciałem. Jeśli sam Bóg tak wysoko Ją ceni, jakże byśmy nie mieli Jej czci należnej oddawać! Cześć Maryi jest zarazem czcią oddaną Bogu. Ale nie tylko cześć należna Bogu, lecz własne nasze zbawienie tego się domaga, abyśmy Maryję miłowali i wielbili. Jeśli rzeczywiście pragniemy Nieba i szczęścia wiekuistego, do którego droga jest usłana kolcami i cierniem, któż za nami się wstawi, któż weźmie nas pod skrzydła opieki, któż nam dopomoże, jeżeli nie ta Matka miłosierdzia i litości? Ona jest szafarką łask Bożych, Ona nie odwróci od nas świętego oblicza swego, Ona nie zamknie uszu na westchnienia nasze, jeśli się do Niej w pokorze udamy. „Ona bowiem miłuje tych, co Ją miłują, a kto Ją znajdzie, ten znajdzie życie”, mówi Pismo święte. Skarb wielki posiędzie ten, co znajdzie łaski Panny świętej. Miłujmy więc, wielbmy Maryję, ufajmy Jej jak dzieci, tego wymaga Bóg, tego wymaga dobro nasze.

Footnotes:

1

Ś. Brig. Revel. Lib. I. Cap. 9.

2

S. Jan Dam. Ser. de Nativ. B. V.

3

Tanta gratia Virgini data est, quanta uni et purae crenturae dari possibile est. S. Ber. Sen. Serm. de perf. B. V.

4

S. Joan. Damas. Ser. de nativ. B. V.

5

Rup. in Cantio. Lib. VI.

6

B. Joan. Dam, ut supra.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Karmel
2020-09-07

Św. Reginy, Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 253.

(Żywot jéj był napisany przez wielebnego Bedę kapłana.)

Święta Regina przyszła na świat około roku Pańskiego 238, w mieście Alizya, w południowéj Francyi, z rodziców bardzo zamożnych i znakomitych, lecz zagorzale przywiązanych do zabobonów pogańskich. W kilka dni po urodzeniu straciła matkę, a na Jéj szczęście ojciec jéj Klemens, oddał ją na wychowanie do pewnéj niewiasty która była chrześcijanką, o czém on nie wiedział. Ta nie tylko ją w zasadach wiary świętéj ugruntowała, lecz oraz i takie w jéj sercu rozbudziła pragnienie męczeństwa, że jeszcze dzieckiem będąc, Regina z największém upodobaniem czytała dzieje świętych wyznawców krew swoję za Chrystusa wylewających i wzdychała za takąż koroną.

Obdarzył ją Pan Bóg nadzwyczaj piękną urodą. Widząc iż to ją na tém większe niebezpieczeństwo wśród świata naraża, gdy doszła lat dziewiczych, zrobiła ślub dozgonnéj czystości, stroniła od wszelkich płochych rozrywek, co miała wolnego czasu ten przepędzała w kaplicach które wówczas pokryjomu chrześcijanie urządzali, i na jakie tylko zdobyć się mogła miłosierne uczynki takowe spełniała.

Kobieta która ją wychowała, uszczęśliwiona z takich owoców swoich pobożnych około niéj starań, przewidując że prędzéj lub późniéj, gdy poganie dowiedzą się że Regina jest chrześcijanką, na ciężkie ją to próby wystawić może, przygotowywała ją do tego, wyrażając niekiedy obawę czy potrafi ona wytrwać wśród takowych. Na to zwykle odpowiadała jej Święta: „Bądź o to spokojną, miéj nadzieję że za łaską mojego niebieskiego Oblubieńca, niczego się nie ulęknę, a gdyby przyszło do tego aby mnie męczono, prędzéj kaci ustaną od zmęczenia, aniżelibym miała się wyprzeć Boga mojego. Pan Jezus mnie nie opuści, bo ja w nim jednym całą moję pokładam nadzieję.” Na takie słowa, świątobliwa jéj ochmistrzyni płakała z radości i rozczulenia, a przyciskając ją do serca mówiła: „I ja się pocieszam tą nadzieją, że tak będzie, i że wkrótce ujrzę cię sławną Męczenniczką.” Co téż w istocie wkrótce się spełniło.

Zpomiędzy wielu młodzieży najmajętniejszych i najznakomitszego rodu, ubiegających się o rękę Reginy, ojciec chciał ją wydać za człowieka z którym związek byłby ją uczynił jedną z największych pań w owym kraju. Gdy ten zamiar objawił córce, ta rzekła do niego: „Wiem ojcze najdroższy że mnie bardzo kochasz, i że pragnąc mnie uszczęśliwić, chcesz mnie wydać za mąż tak świetnie. Lecz gdyby się znalazł kto z którym zaślubienie jeszcze dla mnie byłoby zaszczytniejszém, czy nie wypadałoby żebym mu dała pierwszeństwo?” – „Tak jest bezwątpienia, odpowiedział ojciec, lecz z kimże w całym kraju możesz świetniejszy zawrzeć związek małżeński, niż z tym właśnie młodzieńcem którego ci przedstawiam?” — Z Jezusem Chrystusem, odrzekła Regina, prawdziwym Bogiem naszym, Stwórcą i Odkupicielem, któremu na zawsze się poślubiłam.” — „Jakto, zawołał wtedy ojciec, czyż i ciebie uwiedziono do tego stopnia, że w chrześcijańskie zabobony wierzysz?” — „Nie są to wcale zabobony, powiedziała mu córka, jestem przekonana że gdybyś sam poznał prawdy religii chrześcijańskiéj, przestałbyś być poganinem.” Wtedy Klemens rzekł do niéj groźnie: „Zastanów się nad tém co masz uczynić; wybieraj: czy chcesz mieć we mnie ojca, czy tyrana?” Jakoż, gdy Regina przy swojém obstawała, ojciec po użyciu jeszcze różnych łagodnych środków aby ją od wiary odwieść, gdy się one próżnemi okazały, wpadłszy w złość wielką zbił ją okrutnie.

Tymczasem pod tęż porę przybył do miasta Alicyi Olibryusz, Wielkorządca tych prowincyi, przysłany przez cesarza Decyusza. Gdy dowiedział się o tém co zaszło między Reginą a jéj ojcem, kazał ją stawić przed sobą. Zaledwie ją ujrzał tak ujęty został jéj powierzchownością, że postanowił pojąć ją za żonę i zaraz jéj to oświadczył. Święta odpowiedziała mu że jest chrześcijanką, i że postanowiła aż do śmierci żyć w dziewictwie. Wielkorządca pomimo tego uprzejmie się z nią obszedłszy, odprawił ją do domu mówiąc, że spodziewa się iż po namyśle zmieni swoje zdanie: „Mylisz się rzekła mu na to Regina, postanowienia mojego nie zmienią ani twoje oświadczenia, ani męki jeśli mi je zadasz.”

Po powrocie do domu, Święta miała znowu trudne przejście z ojcem, który pojąć tego nie mógł, aby nie chciała zostać małżonką jednego z najwyższych urzędników w cesarstwie, a widząc że nic z nią poradzić nie może, wpadłszy w rozpacz i złość szatańską, sam poszedł do Wielkorządcy, domagając się aby wytoczył sprawę Reginie jako chrześcijance. Ten kazał ją powtórnie powołać przed siebie, i miał zamiar jak najsurowiéj się z nią obejść, lecz gdy ją ujrzał zmiękczał, i nanowo łagodnemi słowy chciał ją ująć. „Czy to podobieństwem jest rzekł do niéj, aby dziewica twojego urodzenia i wychowania, do tego stopnia się poniżała, żeby chciała uchodzić za oblubienicę jakiegoś Galilejczyka, który na sromotném rusztowaniu krzyża umarł. Nie bądź szalona, oddaj mi rękę, a staniesz się jedną z najpierwszych pań w całém cesarstwie.” — „Nie bluźnij, odrzekła mu na to spokojnie i poważnie Regina, Ten którego pogardliwie nazywasz galilejczykiem, jest prawdziwym Bogiem, który z własnéj woli i miłości ku nam poniósł śmierć haniebną, po niéj mocą Swoją wskrzesił się i wszystkie Swoje nauki wielkiemi cudami, których i poganie nie zaprzeczają, dowiódł. A nawet i w oczach twoich cud czyni, kiedy mnie słabéj dziewicy, daje moc do oparcia się twoim ułudnym przyrzeczeniom, lubo wiem że mnie za to ciężkie męki czekają.” Po tak stanowczéj odpowiedzi, Olibryusz zagroził jéj w istocie mękami i kazał zamknąć do więzienia. Święta całą noc spędziła na modlitwie, wśród któréj Pan Bóg napełniał jéj serce niebieskiemi pociechami, i ukrzepił w nadziei że męczeńską koronę, któréj tak dawno pragnęła, otrzyma.

Nazajutrz Wielkorządca znowu ją powołał, i jeszcze pochlebniejszemi i łagodniejszemi słowy, usiłował zachwiać jéj stałość. Zapowiedział jéj najwyraźniéj że ma do wyboru: albo stać się jego żoną, i używać szczęścia które zapewniał jéj wielki jego majątek i wysoki urząd jaki piastował, albo przygotować się na męki i śmierć nawet, jeśli bożkom cesarskim czci publicznéj nie odda. Święta na to wszystko odpowiedziała mu toż samo co i w poprzedzających z nim rozmowach, a wtedy poganin ten, przechodząc z jednéj namiętności do drugiéj, wpadłszy w złość, zawołał katów i kazał Reginę okuć w obręcz żelazną, która łańcuchem przytwierdzoną została do muru w więzieniu. Sam zaś mając odbyć długą podróż do Niemiec, wydał rozkaz aby ją tak trzymano dopóki publicznie nie odda pokłonu bożyszczom.

W męce téj tak barbarzyńskiéj cały miesiąc pozostawała Regina, przykuta do ściany w ten sposób że ani położyć się, ani usiąść nie mogła, a prócz tego na inne jeszcze dotkliwsze dla jéj serca narażona była próby. Do więzienia przychodził ojciec jéj i rodzina i wszyscy najznakomitsi mieszkańcy miasta Alicyi i z okolicy, najusilniéj a niektórzy ze łzami prosząc ją i zaklinając, aby się od téj srogiéj katuszy wyzwoliła, a nawet i od śmierci, która ją w końcu niechybnie czeka, i oddała cześć bożkom.

Wszystkiemu temu mężna ta piętnastoletnia dziewica, za łaską Pańską oparła się, tak że po miesięcznéj podróży Olibryusz powróciwszy, kazał ją znowu przed sobą stawić, a sądząc że ją teraz skłonniejszą do swoich żądań znajdzie, zrazu według swego zwyczaju łagodnie ją do tego nakłaniał, następnie zagroził mękami niezwłocznemi jeśli się Chrystusa nie wyrzeknie. Widząc zaś równie jak wprzódy niezachwianą jéj stałość; kazał ją rozciągnąć na rusztowaniu i smagać knutami, które u końców miały żelazne haczyki. Tłumy ludu zbiegły się na to okrutne widowisko; a gdy ze świętéj dziewicy krew strumieniem lać się zaczęła, zewsząd dały się słyszeć krzyki oburzenia, które przestraszyły tyrana i ten kazał powstrzymać knutowanie, a Świętą do więzienia odprowadzić. Regina padłszy tam na kolana, i dziękując Bogu za łaski jakie już dotąd odebrała, gorąco prosiła Pana Jezusa, aby jéj i nadal nie opuszczał. Wtedy pocieszył ją Pan Bóg widzeniem cudowném. Ujrzała ogromny krzyż sięgający aż do Nieba, u wierzchu którego była gołębica tak jaśniejąca, iż całe więzienie zostało oświecone, a oraz usłyszała głos z nieba mówiący: „Bądź mężną godna Oblubienico Chrystusowa, dziewictwo i stałość twoja wysłużyły ci już koronę którą wkrótce otrzymasz.” Pokrzepiona takiém objawieniem, Święta nie czuła już żadnego bolu z ran odniesionych i nowego nabrała męstwa.

Nazajutrz Olibryusz kazał wszystkie jéj rany palić pochodniami, i pastwiąc się nad nią z barbarzyństwem niesłychaném, po mękach ogniem zadanych zanurzał ją w zimną wodę. Mężna dziewica przeniosła to wszystko nie czując najmniejszego bolu, a gdy przemawiając do ludu głosiła Chrystusa, ujrzała unoszącą się nad nią tę samę gołębicę którą widziała w więzieniu, a która przyniosła w dziobie koronę, i złożyła ją na jéj głowie. Podczas zaś gdy się to działo wszystkim obecnym dał się słyszeć głos z Nieba: „Pójdź Regino, pójdź królować na wieki w Niebie z twoim Oblubieńcem Boskim, pójdź odebrać nagrodę należną twojéj wytrwałości.” Na widok takiego cudu ośmiuset pięćdziesięciu pogan tam zgromadzonych nawróciło się, a Wielkorządca widząc wielkie w ludzie wzburzenie, rozkazał aby Reginę niezwłocznie ścięto. Poniosła męczeństwo 7 Września około roku Pańskiego 253. Po ustaniu prześladowania, na grobie jéj zbudowano kaplicę, a wkrótce potém stanął tam obszerny klasztor, przy którym z upływem wieków zabudowało się miasteczko, do dziś dnia od jéj imienia, miasteczkiem świętéj Reginy zwane.

Pożytek duchowny

Jak wielu Świętych Pańskich, tak i błogosławiona Regina dziś uroczystująca, w czytaniu Żywotów Świętych Męczenników, znalazła źródło swojego uświęcenia i przyszła do tego że ich wiernie naśladując i sama koronę męczeńską otrzymała, Staraj się aby i ciebie czytanie Żywotów Świętych pobudzało do jak najwierniejszego ich naśladowania.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławioną Reginę dziewicę i Męczenniczkę, przez czytanie dziejów wielkich sług Twoich, do jak najwierniejszego służenia Ci pobudził skutecznie, spraw prosimy za jéj pośrednictwem i zasługami, abyśmy także jak najwierniéj służąc Ci, wraz z nią w Niebie wychwalali Cię na wieki. Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 756–758.

Tags: św Regina „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik wychowanie
2020-09-06

Bł. Czesława, Zakonu Kaznodziejskiego

Żył około roku Pańskiego 1242.

(Żywot jego był napisany przez ojca Abrahama Brzewskiego, tegoż zakonu kapłana.)

Błogosławiony Czesław pochodził ze starożytnego Odrowążów domu. Urodził się około roku Pańskiego 1185, we wsi Kamień na Szlązku, z ojca Eustachego hrabiego na Końskich. Dano mu na Chrzcie świętym imię Czesława, na pamiątkę jednego z czterech braci świętego Wojciecha, w Libiczu za wiarę przez Czechów zamordowanego.

Z dzieciństwa jego przytaczają następujący szczegół, zapowiadający przyszłą jego świątobliwość. W kolebce był jeszcze, kiedy widząc modlącą się piastunkę i sam oczki wznosił do Nieba i bił się w piersi. Uważano także że gdy się dziecię rozkwiliło, najłatwiéj można było je uspokoić zanosząc do kościoła. Gdy wzrastał w lata, coraz wyraźniejsze objawiał dowody pobożności. Małym chłopakiem będąc, zbierał swoich rówienników, miewał do nich jakby kazania, a skoro widział którego swawolącego, gromił go przypominając że Pan Bóg wszystko widzi. Rodzice wychowywali go najstaranniéj najprzód w domu, i przydali mu biegłych nauczycieli, którzy już wtedy podziwiali jego niepospolita pojętność, a szczególnie w rzeczach tyczących się Boga i religii.

Dla wyższego wykształcenia, wysłano go najprzód do szkół w Pradze, następnie do Paryża, a w końcu do Akademii Bonońskiéj, w owych czasach najsławniejszéj. Tam otrzymał stopień Doktora Teologii i prawa kanonicznego, i za pierwszego ucznia uchodził. Lecz pilnie oddając się naukom, nierównie jeszcze większy w pobożności czynił postęp. Tak wtedy w jednym z listów swoich pisał: „Przodkowie moi, poświęcali się zupełnie, dla osiągnięcia zbawienia i zachowania świętéj religii ojców naszych: pobożność i powściąganie złych namiętności, oraz inne cnoty były pierwszém ich zajęciem i ozdobą, więc i do mnie należy, dawną ich sławę nie cieniem osłaniać, ale tym samym blaskiem cnoty rozjaśniać.”

Wszakże i świątobliwy ten młodzieniec, od napaści złego ducha wolnym nie był. Zdarzyło się, iż podczas pobytu jego w Bononii, szatan kilkakrotnie nasyłał na niego niegodziwe niewiasty, które go do grzechu przywieść usiłowały, lecz za łaską Boską i opieką Matki przenajświętszéj do któréj miał wielkie nabożeństwo, oparł się Czesław mężnie téj piekielnéj pokusie. Rzekłszy wtedy sam do siebie: „Czesławie, stłumiaj w sobie w pierwszym zawiązku pożądliwość od tej pory, zaczął różnemi sposobami trapić ciało i różne zadawać mu umartwienia. Tak go wszyscy znali z nieposzlakowanéj skromności, że najrozpustniejsi, w jego obecności nie śmieli wymówić słowa nieprzyzwoitego. Ztąd téż co było młodzieży pobożniejszéj, wszyscy do niego jako do swego przywódcy się garnęli.

Skoro wrócił do ojczyzny, błogosławiony Wincenty Kadłubek, ówczesny Biskup Krakowski, poznawszy bliżéj świątobliwego młodzieńca, skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, uczynił wkrótce potém kanonikiem katedry Krakowskiéj, z tytułem Kustosza kościoła Sandomierskiego, i przy boku go swoim trzymał. Zlecił mu zarząd wielkich dóbr do katedry krakowskiéj należących, i do załatwienia najważniejszych spraw Kościoła używał. Pod zarządem jego liczni włościanie na ziemiach biskupich zamieszkali, zaznali pomyślności największéj, gdyż nie tylko sam obchodził się z nimi po ojcowsku, lecz i wszelkiego nadużycia ze strony zarządzających temi dobrami, nie dozwalał.

Posiadając znaczny majątek ojczysty, i wielkie dochody kościelne, żył bardzo ubogo, a wszystko na ozdoby kościołów i wsparcie ubogich obracał. Codziennie przypuszczał do stołu swojego biednych żebraków, wielu księży ubogich u siebie stołował, kilkunastu młodzieży sposobiących się do stanu duchownego swoim kosztem utrzymywał. Słusznie téż, dom jego wielkim dobroczynnym zakładem nazywano.

Kiedy błogosławiony Wincenty Kadłubek, zrzekając się godności biskupiéj aby wstąpić do zakonu, wysłał Iwona Odrowąża Prałata Krakowskiego do Rzymu, aby uzyskał na to od Papieża pozwolenie, ten za towarzysza podróży, przybrał błogosławionego Czesława. Przybywszy do Rzymu zastał tam świętego Dominika, który tylko co założył był swój zakon. Zdarzyło się, iż był obecnym, kiedy ten Patryarcha cudownie przywrócił życie synowcowi Kardynała Stefana, Napoleonowi, który spadłszy z konia na miejscu umarł. Iwo, który także na to patrzał, prosił świętego Dominika, aby z nowo założonego zgromadzenia wysłał kilku braci do Polski. Gdy się Święty od tego wymawiał, z powodu iż nie miał braci którzyby po polsku umieli, błogosławiony Czesław, prosił aby jego przyjął do nowicyatu, co téż święty Dominik z chęcią uczynił.

Skoro Czesław przywdział suknię świętego Dominika, okazał się niezwłocznie godnym jego naśladowcą. W posłuszeństwie, pokorze umartwieniu wyrównywał albo i przewyższał najstarszych swoich towarzyszy. W świętém ubóstwie zakonném, żadnemu wyprzedzić się nie dał. Po kilkomiesięcznéj tylko próbie życia zakonnego, za zezwoleniem Papieskiém wykonawszy śluby uroczyste, które przyjął od niego sam święty Dominik, wraz z bratem swoim stryjecznym świętym Jackiem wysłany został do Polski. Błogosławiąc go na drogę święty ich zakonodawca rzekł do niego: „Idź opowiadać pokutę, na odpuszczenie grzechów. Pamiętaj, że kto grzesznika na drogę prawą sprowadzi duszę jego zbawi, a sobie nieocenioną nagrodę w Niebie zaskarbi.”

Wracając na ojczystą ziemię, Czesław dopomógł Jackowi do założenia pierwszego w północnéj części Europy klasztoru ojców Dominikanów w mieście Fryzaku, i ztamtąd udał się do Pragi, gdzie za wstawieniem się Andrzeja Biskupa, otrzymał kościół świętego Klemensa, i założywszy tam klasztor Dominikanów, w krótkim czasie miał pod sobą stu dwudziestu sześciu zakonników. Z tego téż powodu i drugi tam klasztor założył, mając nawet i tę wielką pociechę, że Biskup Peregryn następca Andrzeja, został także Dominikanem. Święty pracując niezmordowanie na ambonie i w konfesyonale, rozbudził ducha pobożności w całym ludzie, i znalazło się wiele niewiast, pragnących pod Regułą świętego Dominika życie zakonne prowadzić. Założył więc błogosławiony Czesław i klasztor żeński, do którego wstąpiła Małgorzata, wdowa po cesarzu Henryku, a następnie kilka takichże klasztorów i w okolicy powznosił.

Ustaliwszy w Pradze to zgromadzenie, udał się sługa Boży do Wrocławia, gdzie go poprzedziła sława jego świątobliwości, i gdzie go Biskup Wawrzyniec przyjął jak wielkiego Apostoła, i dał mu kościół świętego Wojciecha przy którym Czesław założył klasztor Dominikanów. W tém mieście przyświecał on znowu swoją świątobliwością, a w pracach apostolskich niezmordowany, całą ludność garnął do Boga, nawracając grzeszników i zachęcając wiernych do uczęszczania do Sakramentów świętych. Tu znowu i mężczyzn i niewiast tak wielką liczbę do zakonu przyciągnął, że nietylko w Czechach lecz i w Polsce, Morawii, na Pomorzu i na Rusi, wiele pozakładał i męzkich i żeńskich klasztorów. Wśród życia nadzwyczaj czynnego, nie zaniedbywał wielkich umartwień ciała, jakie zwykł był zadawać sobie, a szczególnie od chwili wstąpienia do zakonu. Całe dnie poświęcając na prace około zbawienia bliźnich, większą część nocy na modlitwie i srogiém biczowaniu się trawił, zażywając zwykle snu na gołéj ziemi, gdzie go potrzeba spoczynku do tego zmuszała. Zdarzało się téż, że po kilka miesięcy nie gdzieindziéj nocowywał, jak albo w kościele drzémiąc na stopniach ołtarza, lub w jakim kącie klasztornym. Dbały o jak największą czystość sumienia, codziennie się spowiadał, podobnież codzień po Mszy świętéj miewał kazania.

Kiedy błogosławiony Jordan, generał zakonu kaznodziejskiego, zamianował go Prowincyałem wszystkich klasztorów w Polsce, Czesław podwoił ścisłości w zachowaniu ustaw zakonnych. Zwiedzając wszystkie klasztory, a podróżując zawsze pieszo i o żebranym chlebie, wszędzie utwierdzał braci w duchu ich powołania, przedstawiając na sobie żywy wzór najdoskonalszego zakonnika.

Za jego czasów, Tatarzy wtargnąwszy do Polski, wpadli na Szlązk, i Wrocław oblegli. Załoga miejska w żaden sposób oporu stawić nie mogła: niechybném więc było dla mieszkańców nieszczęście dostania się w ręce tych barbarzyńców. Wśród takiego strapienia wszyscy udali się do Czesława, aby swoim wstawieniem się do Boga ich ratował. Sługa Boży, całą noc spędził na modlitwie, wkrótce po północy odprawił Mszę świętą, a gdy jeszcze nie świtało, wyszedł na mury zamkowe, jakby sam chciał stawić czoło niezmiernéj liczbie wojska tatarskiego. W téjże chwili otoczył go cudowny ogień z Nieba spuszczony, a współcześnie słupy ogniste zaczęły spadać na obóz Tatarów, wielkie ich mnóstwo paląc. W skutek tego wszczął się między nimi największy popłoch, i w rozsypce jakby na głowę pobici odstąpili od miasta i uszli już więcéj niewracając.

Wielu i innemi cudami uświetnił Pan Bóg naszego Świętego. Zdarzyło mu się razu pewnego iść z kazaniem za rzekę Odrę, nad którą nie zastał ani łodzi, ani przewoźników. Czesław ufny w moce Boską, rzekł: „Wiem że Zbawiciel szukając dusz straconych, chodził po morzu jak po stałym lądzie: mocno ufam że dla mnie, który z miłości dusz ludzkich na drugą stronę rzeki chcę się dostać, przestanie ona być płynem.” I to rzekłszy rozpostarł na wodzie płaszcz swój, przeżegnał go, stanął na nim i na drugi brzeg Odry przepłynął. Kilku także umarłych wskrzesił, a między innymi utopionego młodzieńca, który cały tydzień pod wodą leżał. Nie miał jeszcze lat sześćdziesięciu, kiedy Pan Bóg objawił mu iż go ma do chwały Swojéj powołać. Uwolniwszy się wtedy za pozwoleniem przełożonych od wszelkich innych prócz zakonnych zajęć, pilnie na śmierć się gotował. Czując ją zbliżającą się zwołał do siebie braci, i w długiéj przemowie przedstawiał im szczęście jakie ich spotkało w powołaniu do zakonu, zachęcał do wytrwałości w témże powołaniu, polecając szczególnie jak najściślejsze zachowanie trzech ślubów zakonnych. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, ciągle się już tylko modlił słodkiemi nawet zalewając się łzami, i zasnął spokojnie w Panu, wymawiając te słowa: „Jezu ciebie Samego żywo pragnąłem, racz z miłosierdzia Twojego przyjąć mnie w Twoje objęcia.” Umarł roku Pańskiego 1242, a przez Papieża Klemensa XI, w poczet błogosławionych wpisany został.

Pożytek duchowny

Święty Czesław, jak to czytałeś w jego żywocie, młodym jeszcze będąc, mówił do siebie: „Czesławie stłumiaj w sobie w pierwszym jéj zawiązku pożądliwość”, i wiernie to spełniając, przyozdobił duszę swoję nieskażoną cnotą czystości, Pamiętaj, że kto cnotę tę pragnie zachować i uchronić się ciężkich przeciw niéj upadków, najmniejsze zmysłowe pokusy powinien nie lekceważyć sobie, lecz z niemi zaraz, za łaską Pańską, jak najmężniéj walczyć.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Czesława, nieskazitelnéj czystości obyczajami jaśniejącego, i gorliwością o zbawienie dusz przejętego, w różnych narodach cudami i pracami apostolskiemi wsławił; spraw prosimy, abyśmy za jego wstawieniem się, w wierze świętéj utrwaleni, do Ciebie któryś jest wiecznego zbawienia Twórcą i dawcą, za łaską miłosierdzia Twojego dojść potrafili. Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 753–755.

Tags: bł Czesław Odrowąż „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość pokuta
2020-09-05

Św. Wawrzyńca Justyniana, Biskupa

Żył około roku Pańskiego 1455.

(Żywot jego był napisany przez księdza Bernarda Justyniana, jego synowca.)

Błogosławiony Wawrzyniec, którego pamiątkę dziś Kościoł Boży święci, pochodził ze znakomitéj włoskiéj rodziny Justynianów. Urodził się w Wenecyi roku Pańskiego 1381. Ojciec odumarł go dziecięciem, a matka Kwiryna, wielkiéj świątobliwości pani, wychowała go jak najpobożniéj. Razu pewnego, gdy jeszcze był dzieckiem, podziwiając w nim roztropność, a nawet i wielkoduszność przechodzącą wiek jego, powiedziała mu iż obawia się, czy nie jest to w nim skutkiem pychy, i chęci okazania się lepszym od drugich. „Niech droga matka nie obawia się tego, odrzekł jéj mały Wawrzyniec, ja tylko mam chęć stać się wielkim sługą Bożym, i z dzieci twoich być najpobożniejszym.”

Dalsze jego postępowanie stosowne było do téj zapowiedzi. Majętny, świetnego rodu, żyjąc wśród młodzieży bardzo zepsutéj i wylanéj na uciechy światowe, Wawrzyniec był wzorem młodzieńca chrześcijańskiego, i za takiego wszyscy go poczytywali. Chociaż matka z wielką pociechą patrzała na jego upodobania w ćwiczeniach pobożnych, i sama go na téj drodze prowadziła i utwierdzała jak słowem tak i przykładem, życzyła sobie jednak aby świata nie opuszczał, i ułożyła dla niego świetne zamęście, z bogatą, zacną i znakomitego rodu dziewicą. Lecz gdy dowiedziała się od syna iż pragnie poświęcić się na wyłączną służbę Bogu, zaniechała swego zamiaru, pozostawiając mu wszelką w téj mierze swobodę, jak to każda matka chrześcijańska, czynić w takich razach powinna.

Wawrzyniec jednak, nie nagle przystąpił co do wyboru stanu. Chciał wprzód pilnie zbadać co w téj mierze wolą jest Bożą. Przymnożył więc umartwień ciała, ćwiczeń pobożnych, uczynków miłosiernych, i długie, a szczególnie do Matki Bożéj którą od kolebki czcił i kochał serdecznie, odprawiał modlitwy, a wszystko w tym głównie celu, aby mu Pan Bóg raczył wskazać, gdzie go mieć chce na służbie Swojéj. Nie odmówił mu téż tego Pan najdobrotliwszy który każdą modlitwę ze skruszonego serca przyjmuje łaskawie, a szczególnie gdy Go prosimy aby nam wolę Swoję względem nas objawić raczył, i dał łaskę do jéj wiernego spełnienia.

Dnia pewnego, modląc się z wielką gorącością ducha przed wizerunkiem Matki przenajświętszéj, uczuł Wawrzyniec silniéj niż zwykle serce swoje rozgorzałe miłością Jezusa, i pragnieniem poświęcenia się Mu wyłącznie, a przytém poznał iż chce Pan Bóg aby wstąpił do Zakonu. Niezwłocznie więc potém, wyrzekając się świetnego zawodu jaki go czekał na świecie, robiąc nawet Panu Bogu ofiarę i z najgodziwszych uciech rodzinnego życia, gdzie wielkiego doznawał szczęścia, rozstając się i z matką którą nadzwyczaj kochał, – udał się na sąsiednią Wenecyi wyspę Alga, do Zgromadzenia Kanoników Regularnych świętego Grzegorza, z prośbą aby do grona ich mógł być zaliczonym. Znali go już ci ojcowie z wielkiéj świątobliwości jaką słynął żyjąc na świecie, z otwartemi téż rękoma przyjęli do nowicyatu. Miał wtedy lat dziewiętnaście. Zostawszy zakonnikiem, nietylko nie było mu trudno poddać się przepisom Reguły, i spełniać zwykłe w zakonném życiu umartwienia, lecz jeszcze musieli przełożeni miarkować te, jakie miał zwyczaj czynić gdy zostawał jeszcze na świecie: tak bowiem od lat najmłodszych, wiódł on ostre i pokutne życie. W klasztorze, ojcem jego duchownym został świątobliwy kapłan Maryn Kwiryni, rodzony wuj jego, który znalazł w tym nowicyuszu tak wysoką doskonałość, iż mawiał, że raczéj on jego mistrzem na téj drodze byćby powinien. Już wtedy postanowił sobie różne pobożne ćwiczenia i ostre pokuty, od których od téj pory aż do najpóźniejszéj starości, a nawet gdy Biskupem został, nigdy nie odstępował. O chlebie i wodzie pościł bardzo często, sypiał na gołéj ziemi, i długo w nocy czuwał na modlitwie. Zwykle czas od Jutrzni, którą z zakonnikami odmawiał o północy, do Prymy to jest do szóstéj rano, przepędzał na modlitwie w kościele. Wśród najostrzejszéj zimy, mając celę nieogrzaną, nigdy się do ognia, przy którym zwykli byli ogrzewać się inni bracia, nie zbliżał. W największe upały, poza stołem nie używał żadnego napoju. Po kilku latach jego pobytu w Zakonie, przełożeni obawiając się aby wielkie umartwienia jakie sobie zadawał, nie zaszkodziły jego zdrowiu, ograniczyli mu takowe. Usłuchał mówiąc: „Pan Bóg temu zaradzi.” Jakoż, zaraz potém zapadł w ciężką chorobę, i póty z niéj nie wyszedł, aż mu pozwolono wieść życie tak pokutne jak przedtém.

Wyświęcony na kapłana, z takiém skupieniem i namaszczeniem odprawiał Mszę świętą, przy któréj zalewał się słodkiemi łzami, że sam widok jego przy ołtarzu, był jakby wymowném kazaniem, pobudzającém obecnych do skruchy i nabożeństwa.

W wielkiém będąc w całém mieście poważaniu, spokrewniony z pierwszemi rodzinami w Wenecyi, nigdzie nie bywał, ani nawet w domu matki, którą odwiedził dopiéro wtedy, kiedy umierającéj przyszedł udzielić ostatnie Sakramenta święte. Lecz co go poniżało w oczach ludzkich, tego skwapliwie szukał. Prosił tedy przełożonych, aby go jak najczęściéj wysyłano do miasta po jałmużnę, którą gdy zebrał nietylko upokorzenia, lecz i dotkliwe obelgi go spotykały.

Nie zważając na młody wiek jego, bracia prędko powierzyli mu przełożeństwo klasztorne, a wkrótce potém obrali go Generałem Zakonu. Przemądre ustawy jakie wtedy ułożył i w wykonanie wprowadził, słusznie zjednały mu tytuł głównego Założyciela zgromadzenia do którego należał. Wybrany został powtórnie na Generała, kiedy Papież Eugeniusz IV zamianował go Biskupem Weneckim, a wkrótce potém, do téj jego godności przyłączył władzę Patryarchy, wprzód do Biskupstwa Gradniskiego przywiązaną. Długo opierał się temu sługa Boży, i wszelkich użył był sposobów, aby go Ojciec święty tą godnością nie obarczał, lecz w końcu musiał uledz wyraźnéj woli Papieża, który znając jego wysoką świątobliwość, chciał koniecznie mieć go Biskupem. Noc poprzedzającą jego wyświęcenie, całą przepędził w kościele na modlitwie przed ołtarzem Matki Bożéj, Jéj szczególnéj opiece siebie i swoję Dyecezyą oddając na zawsze.

Zająwszy katedrę Biskupią, i to jednę z najbogaciéj uposażonych, w niczém nie zmienił swojego ubogiego trybu życia, i wszystkie umartwienia jakie zwykł był od wstąpienia do nowicyatu zadawać ciału, jak najściśléj dopełniał. Wielu sług i domowników Biskupich oddalił, ograniczając ich liczbę, gdyż jak zwykł był mawiać: „Domownikami Biskupa, są ubodzy jego Dyecezyi, a tych zawsze mieć może wielu.” Na nich téż obracał prawie wszystkie swoje dochody, i tak w tém był hojnym, że często zadłużał się byle im przyjść w pomoc. Razu pewnego, gdy z tego powodu spytano go na kogo rachuje że długi jego zapłaci, odpowiedział: „Na Pana Jezusa, któremu to nie trudno, i który już to nieraz uczynić raczył.” Jakoż, cudownie zsyłana mu w wielu wypadkach pomoc, gdy już jéj gwałtownie potrzebował, dowodziła że mógł na nią śmiało liczyć.

Czuwał z wielką pilnością nad swojém duchowieństwem, i wszelkie nadużycia przeciwne karności kościelnéj poznosił. Zakonów był wielkim dobrodziejem, i najmiłościwszym opiekunem. Sam nie szczędził trudów w przewodniczeniu na drodze doskonałości wielu zakonnicom, pod jego przewodnictwem duchownym zostającym. Piętnaście nowych klasztorów żeńskich zafundował i uposażył. Wielkie zbytki, które kaziły podówczas możniejszych mieszkańców Wenecyi, wykorzenił, i kobiety odwiódł od zwyczaju noszenia strojów przeciwnych skromności. Pozostawił wiele pism treści religijnéj, a głównie do postępu na drodze wyższéj pobożności służących, które nie tyle próżną erudycyą, jak raczéj wielkiém namaszczeniem Ducha Bożego się odznaczają. Słusznie téż poczytywany był za najświątobliwszego i najznakomitszego swojego wieku Prałata, a i sam Papież nazywał go zaszczytem i ozdobą Kościoła. W kilku ciężkich klęskach grożących Rzeczypospolitéj Weneckiéj, szczęśliwe od nich uwolnienie, przypisywano powszechnie jego modlitwom i wstawienia się do Boga.

Darów téż szczególnych, i łaskę czynienia cudów udzielił mu był Pan Bóg. Razu pewnego, gdy w uroczystość Bożego Narodzenia, odprawiał Mszę świętą, okazał mu się Pan Jezus w postaci dzieciątka. Wielu ciężko chorych cudownie uzdrowił, i kilka ważnych uczynił przepowiedni, o wypadkach rozumem ludzkim nieprzewidzianych.

Gdy śmiertelnie zachorował, domownicy którzy wiedzieli iż zawsze na ziemi sypiał, chcieli go skłonić aby się położył na łóżku. Nie uczynił jednak tego mówiąc: „Pan Jezus umarł na krzyżu: jakże chcecie aby taki jak ja grzesznik, umierał na wygodném posłaniu?” Podobnież i innych swoich umartwień do końca nie zaniechał, tak dalece że śmiertelnie już chory będąc nie chciał użyć mięsa, którego całe życie nie jadał. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, widząc około siebie płaczących rzekł do nich: „Dzień najpiękniejszy z życia mojego, nie powinien być dla was dniem płaczu.” Poczém pobłogosławił obecnych, i udzieliwszy im zbawiennych nauk, czując iż się już chwila jego ostatnia zbliża, umilkł, zaczął się modlić i wymawiając bardzo głośno te słowa: „Idę do Ciebie o! dobry mój Jezu,” oddał ducha w ręce Jego. Umarł 8 Stycznia roku Pańskiego 1455, mając lat siedemdziesiąt trzy. Papież Aleksander VIII kanonizował go uroczyście, święto jego na dzień dzisiejszy wyznaczając.

Pożytek duchowny

Pięknyto przykład do naśladowania dla matek, pozostawiła matka świętego Wawrzyńca, kiedy ciesząc się jego wzorowém w dzieciństwie jeszcze postępowaniem, troskliwie go badała, czy to nie było w nim tylko skutkiem próżności ludzkiéj. Niech to każdego uczy, jak wystrzegać się powinniśmy aby pycha nie przywiązywała się do naszych spraw dobrych, a rodziców upomni aby Jéj sami w dzieciach nie rozbudzali, przez zachęcanie ich do dobrego dla względów tylko ludzkich.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy Wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc uroczystą pamiątkę błogosławionego Wawrzyńca wyznawcy Twojego i Biskupa, i w pobożności postęp uczynili, i zbawienia dostąpili. Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 750–752.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 709

Podajemy tutaj złote myśli świętego Wawrzyńca o pokorze: „Modlitwa zmienia człowieka. Czyny człowieka mówią w ostatniej chwili do umierającego: Jesteśmy dziećmi twymi, pozostaniemy przy tobie i pójdziemy z tobą przed sąd. Najniebezpieczniejszą z pokus jest nieświadomość, że jesteśmy wystawieni na pokusę. I najlepsze mięso gnije, jeśli nie jest nasolone. Bez soli pokuszenia i najpiękniejsza dusza wystawiona jest na zgubę. Skutek cierpliwości jest ten, że nieprzyjaciel za nią koszta ponosi. Jeśli szatan cię nagabywa, jeśli wszyscy ludzie ci dokuczają, jeśli smutek cię trapi, jeśli utrapienia cię dręczą, a rozpacz nie daje spokoju, wymów najsłodsze imię Jezus. Wonności wtedy dopiero wydają zapach, gdy się żarzą, tak też i cała wartość cnót naszych okazuje się dopiero w probierczym ogniu utrapień i smutków. Wielu prostodusznych i pokornych wchodzi do Królestwa niebieskiego, ale dumni mędrkowie, choćby posiedli wszystkie wiadomości, nie wezmą udziału w biesiadzie niebieskiej. Ich cierpienia będą tym dotkliwsze, im gorzej korzystali z darów Boskich. Ile występków ciąży na duszy, tyle też wyciśnionych na niej oznak hańby. Jeśli śmierci ciała tak starannie unikamy, tak że każdy się jej strzeże, o ileż bardziej powinniśmy się obawiać śmierci wiekuistej! Jeśli rozum nakazuje unikać przemijających bólów, jak starannie powinniśmy strzec się udręczeń, które nie mają końca”.

Tags: św Wawrzyniec Justynian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup pokora matka
2020-09-04

Św. Rozalii Dziewicy, Patronki od morowego powietrza

Żyła około roku Pańskiego 1160.

(Żywot jéj znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święta Rozalia pochodziła z cesarskiego rodu Karola Wielkiego. Ojciec jéj Sinibaldo, zamożny pan słynący z wielkiéj odwagi i świetnych czynów rycerskich, był potomkiem książąt włoskich, których ten cesarz po zdobyciu Włoch, w tym kraju obsadził. Roger II, król sycylijski, przyciągnął go na dwór swój, a chcąc go lepiéj do siebie przywiązać, wydał za niego blizką swoję krewnę, i uczynił go udzielnym panem księstwa Kwistwina, Rose i Pelegryno, przydając do tego i przepyszny Zamek w okolicach Palermo zwany Oliwella, lecz wymagał aby w jego własnym pałacu mieszkał, jako należący do jego rodziny. W tymto więc królewskim dworze przyszła na świat święta Rozalia, około roku Pańskiego 1130. W objawieniu jakie miała matka przed jéj urodzeniem, Anioł zapowiedział jéj że będzie miała córkę wielkiéj świątobliwości, i kazał nadać jéj imię Rozalia, podówczas jeszcze prawie nieznane, a które było tych dwóch wyrazów Roży i Lilii połączeniem, w którém róże wyrażały męczeństwo pokutnego życia jakie miała wieść ta Święta, a lilie zapowiadały nieskażoną czystość jéj duszy.

Młoda księżniczka odebrała wychowanie odpowiedne wysokiemu swemu stanowi. Piszą że nawet była biegłą i w łacinie, któryto język, podówczas jak i teraz, tylko uczeni posiadali. Obdarzył był ją Pan Bóg uderzającą urodą, którą dwór cały podziwiał, lecz gruntowne zalety jéj duszy, przewyższały w niéj powaby ciała. Od najmłodszych téż lat cieszyła się obcowaniem Aniołów którzy się jéj często okazywali, obchodząc się z nią jakby ze swoją godną towarzyszką. Matka Boża, ze swéj strony czuwała nad tą duszą wybraną. Kiedy kilku najpierwszych panów Sycylijskich ubiegało się o jéj rękę, i zanosiło się na to że ją rodzice za mąż wydać mieli, pewnéj nocy objawiła się jéj przenajświętsza Panna, i doradziła aby się ratowała ucieczką, jeżeli chce i nadal pozostać Oblubienicą jéj Syna. Święta księżniczka nie zawahała się ani chwili, chociaż wtedy miała lat dopiéro czternaście. Wstała tejże nocy, i wyrzekając się na zawsze i rodziny, i zaszczytów, i bogactw jakie ją na świecie czekały, wyszła z pałacu, unosząc z sobą za cały majątek, krucyfiks, koronkę, włosiennicę i inne narzędzia któremi ciało swoje trapiła.

Skoro za bramą pałacową stanęła, ujrzała przed sobą dwóch Aniołów: jednego uzbrojonego jak rycerz, drugiego w odzieniu pielgrzyma. Ci, wśród ciemnéj nocy, wyprowadzili ją za miasto Palermo, i zawiedli na górę zwaną Kwiskwina, w ziemiach do jéj ojca należących położoną. Na wierzchu téj góry, wśród gęstego lasu, była jaskinia, którą jéj wskazali. W téjto pieczarze wilgotnéj, zasypanéj śniegiem, który na szczycie téj góry prawie cały rok leży, święta Rozalia spędziła kilka lat na bogomyślności i pokucie, żywiąc się korzonkami leśnemi, za napój używając śnieg roztajały, i obcując tylko z Niebem. Lecz za to Aniołowie nawiedzali ją często w téj samotni, przynosili jéj kwiaty rosnące w raju niebieskim, i co większa, jak świętą Maryę Magdaleną, unosili czasem aż do Nieba, gdzie ich przecudnych śpiewów słuchała. Okazywał się jéj także i Pan Jezus, a jak piszą, koronował ją kwiatami i drogiemi perłami.

Cały czas jéj zajęty był modlitwą, czytaniem ksiąg świętych i robotą ręczną. Kiedy umysł jéj, po długich zatapianiach się w bogomyślności, potrzebował wypoczynku, dla rozrywki ryła na jednéj ze ścian skały po łacinie te słowa, które po dziś dzień pielgrzymi w tém miejscu czytają: „Ja Rozalia, córka Sinibaldego księcia Kwiskwiny, Roży i Pelegryno, dla miłości Pana mojego Jezusa Chrystusa, postanowiłam mieszkać w téj pieczarze.” Jakiego narzędzia używała do wyrycia tego napisu, i jak go sobie dostarczyła, niewiadomo. Wnoszą jéj życiopisarze, że ponieważ wzięła była z sobą łańcuch żelazny, którym się przepasywała na gołém ciele, więc mogła do tego użyć jednego z ogniw jego, wyostrzywszy takowe. Podobnież można przypuszczać, że tym sposobem wykopała sobie małą studzienkę, w którą zbierały się wody spływające z wyższych miejsc góry. Dotąd także pokazują wewnątrz jaskini, rodzaj ołtarzyka, który sobie tam urządziła z kamieni, długi kawał marmuru na którym sypiała, i przy samém wejściu, rodzaj ławki wykutéj w skale, na któréj jak wnoszą siadywała. Zewnątrz rosną stare winne macice, które według miejscowego podania, jéj rękoma zasadzone były.

Tymczasem rodzina świętéj Rozalii, zasmucona jéj zniknięciem, szukała ją po całéj Sycylii. Niektórzy z wieśniaków, w okolicach góry Kwiskwiny mieszkających, wpadli byli na jéj ślady, lecz Aniołowie ostrzegli ją, że już w téj jaskini bezpieczną nie jest. Wzięła więc w jednę rękę krucyfiks, w drugą kij pielgrzymi, i pod przewodnictwem Aniołów, puściła się gęstemi lasami, ku górze Pelegryno, na któréj szczycie Pan Bóg przeznaczył jéj inne mieszkanie. Byłato jaskinia dość obszerna, lecz do któréj dostać się nie można było inaczéj, jak spuszczając się w nią przez otwór u wierzchu jéj będący, a tak wązki że ledwie przez niego prześliznąć się mogła. Przytém pieczara ta, była ciemna i pełna wilgoci, tak że Święta zaledwie znalazła mały kącik, w którym w nocy mogła spoczywać nieleżąc w błocie, a i na to jeszcze, trzeba jéj było wykopać tam rowek, żeby wody spuścić. Sklepienie było bardzo nizkie, i pokryte ostremi ułamkami skały, tak że ciągle musiała pozostawać schyloną, W tém ciemném i zimném więzieniu, przebyła resztę lat swojego życia, żywiąc się żołędziami które zbierała w małym dębowym lasku blizko tam będącym.

Po ośmnastu latach życia tak cudownego, Pan Jezus uznał już właściwem wziaść do Nieba tę Swoję Oblubienicę, i oznajmił jéj że zbliżała się chwila, w któréj ją powoła na zawsze do Siebie. Wtedy Święta położyła się spokojnie w głębi swojéj jaskini, na prawéj ręce oparłszy głowę, a w lewéj trzymając krucyfiks z Rożańcem: na piersiach miała zawieszony mały krzyżyk srebrny, kształtu takiego jaki nosili krzyżownicy, i w takiéj postawie zasnęła w Panu 4 Września około roku Pańskiego 1160, wśród chorów Anielskich, które do ostatniéj chwili jej pobytu na ziemi przyśpiewywały.

Niezwłocznie po jéj śmierci, w różnych objawieniach dowiedziano się o tém wszystkiém, i liczne cuda, za wezwaniem jéj pośrednictwa, rozsławiły imię téj służebnicy Pańskiéj, po całych Włoszech. Modlono się do niéj publicznie, powznoszono na cześć jéj ołtarze, i do niéj Litanie ułożono. Nad obydwoma jaskiniami w których mieszkała, wybudowano wspaniałe kościoły, i przy nich wielu pustelników starało się naśladować jéj pokutne i bogomyślne życie. Lecz ciała jéj, pomimo wielkich starań, nie wynaleziono. Pan Bóg bowiem dopuścił, że woda spływająca z góry Pelegryńskiéj ściekając kropla po kropli na jéj kości, spetryfikowała je niejako, pokrywając powłoką kamienia przezroczystego jak alabaster, twardego jak kryształ, a błyszczącego jak ametyst i hiacynt. Nigdy ludzie bogatszéj trumny zrobićby dla niéj nie mogli. Cała zaś ta bryła, zanurzona była w ziemi, a nawet jeszcze głębiéj przykryta została w skutek poszukiwań jakie czyniono dla wynalezienia jéj ciała, i gdy w tym celu kopano tam ziemię. Po pewnym więc czasie, zaniechano już wszelkich o to starań, tém bardziéj, że w całéj Sycylii, na mocy różnych objawień, rozpowszechniło się przekonanie, że ciało jej nie będzie odkryte, aż w dniu, w którym straszna klęska dotknie miasto Palermo.

Tak upłynęło lat kilkaset, aż w roku Pańskim 1624, zaczęła częściéj objawiać się święta Rozalia, zapowiadając że zbliża się już czas, w którym jéj ciało odkryte zostanie, i w tymże roku przyniesione z Afryki, wybuchło w tymże mieście, straszne morowe powietrze Dżumą zwane. To skłoniło mieszkańców, i to nawet za wiedzą i za rozkazem Arcybiskupa ówczesnego Kardynała Doryi, do ponowienia poszukiwań zwłok świętéj Rozalii, a w tymże czasie pewien mieszkaniec okoliczny, polując na górze Pelgryńskiéj, miał objawienie, w którém ta Święta stanąwszy przed nim, wskazała mu miejsce gdzie jéj ciało spoczywa, poleciła aby doniósł o tém Kardynałowi, i zapewniła że gdy je wydobędą i ku czci publicznéj wystawią, morowe powietrze ustanie. W skutek tego, Kardynał Doria wyznaczył tak duchownych jak i świeckich urzędników, którzy udawszy się na miejsce przez świętą Rozalią wskazane, wynaleźli jéj ciało w onéj bryle skrystalizowanéj o któréj wyżéj wspomnieliśmy. Niektórzy z ludu tam zgromadzonego, unieśli byli z sobą odłamki téj masy otaczającéj ciało sługi Bożéj, do którego skoro przytknięto powietrzem rażonego, każdy niezwłocznie uzdrowionym zostawał. Nakoniec po przekonaniu się jak najdokładniejszém, że bryła ta zamykała w sobie w istocie szczątki ciała ludzkiego, i znalazłszy przy niém te święte przedmioty, z któremi według dawnych objawień, Święta umierała, i w takiém położeniu w jakiém téż objawienia ją opisywały, nie było już wątpliwości, iż to były prawdziwe Relikwie świętéj Rozalii. Takowe więc 22 Lutego, roku Pańskiego 1625, (w którymto dniu przypadało święto Katedry Piotrowéj w Rzymie), Kardynał Doria: wystawił ku czci publicznéj, a morowe powietrze w całéj sile jeszcze grasujące podówczas od tejże chwili od razu i zupełnie ustało. Palermitanie, na pamiątkę wdzięczności za tak miłosierne wstawienie się tej Świętéj za niemi, wybudowali wspaniałą kaplicę, w któréj złożono jéj zwłoki, i za jednę z głównych Patronek i miasta i całéj Sycylii ją obrali.

Cześć świętéj Rozalii, następnie i po całym katolickim rozeszła się świecie, gdy z upływem czasu, i inne miejsca doznawały skuteczności jej pośrednictwa, a szczególnie te miasta które posiadały cząstki jéj Relikwii. W roku 1743 wybuchło było straszne morowe powietrze w Mesynie, bardzo blizko Palermo leżącéj, a które z tém miastem ciągłe miała stosunki. Palermitanie uciekli się niezwłocznie do swojéj Patronki, odbyli procesyą po ulicach z jej Relikwiami, i miasto ich zarazą dotkniętém wcale nie było, równie jak i inne miasta włoskie, które téż święte szczątki posiadały i do opiek świętéj Rozali się udały. Prócz tego zaś, liczne za jéj wezwaniem dzieją się po dziś dzień cuda, w kościołach na górze Kwiskwina jak i Peligryńskiéj będących, to jest w tych dwóch miejscach, na których ta Święta wiodła życie tak pokutne i miłe Bogu.

Pożytek duchowny

Święta Rozalin, jak to sama na ścianach pieczary w któréj się zamknęła, wypisała, dla miłości Pana Jezusa, w kwiecie wieku i gdy świat najwyższe obiecywał jéj uciechy, poświęciła się na życie nadzwyczajnéj ostrości i pokuty. Oblicz się z sumieniem i obacz, na co ty zdobywasz się z miłości Jezusa, a pamiętaj że tylko te czyny policzone ci będą w wieczności, które z takiéj pobudki spełniasz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Któryś jest zbawieniem i ratunkiem naszym, prośby nasze racz miłościwie wysłuchać, abyśmy weseląc się z uroczystości błogosławionéj Rozalii dziewicy Twojéj, nabyli wzrostu w duchu pobożności, a za jéj wstawieniem się, wyzwoleni zostali od klęsk, który pa nas słuszny gniew Twój zsyła. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 747–749.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 706–707

Jak silna musiała być miłość św. Rozalii do Pana Jezusa, jeśli szukała odosobnienia i samotności, aby się tym łatwiej móc oddać modlitwie, rozpamiętywaniu i umartwieniom! Jakże słaba w porównaniu z świętą Rozalią musi być nasza miłość Boga, jeśli tak mało dla Niego czynimy i tak trudno nam ponieść dla Niego choćby najmniejszą ofiarę! Nie mamy tu na myśli umartwień i ofiarności, jaką jaśnieją Święci Pańscy, ale z jakąż trudnością nam przychodzi pełnienie najprostszych obowiązków chrześcijanina, walka z namiętnością, pożądliwościami ciała i jego pokusami, znoszenie przeciwności, wyrzeczenie się wygód i przyjemności życia! A czyż to wszystko nie jest drobnostką wobec tego, co Święci czynili dla Boga? My biedni chełpimy się, jeżeli nam się uda oprzeć pokuszeniu, uniknąć sposobności do grzechu, pomodlić się godzinkę, albo ponieść jaką maluczką ofiarę, a cóż to wszystko znaczy wobec olbrzymich poświęceń Świętych Pańskich, wobec bohaterskich ich zapasów i walk z szatanem, wobec niesłychanych umartwień, jakie sami na siebie nakładali! Jeśli oznaką miłości jest ofiarność i poświęcenie, natenczas od nich jedynie nauczyć się możemy, czym jest miłość i jaka jej potęga. Święty Tomasz a Kempis mówi: „Kto miłuje, jest wolny i niczym nie skrępowany. Miłość nie zna ani granic, ani miary, lecz przekracza granice i wyższa jest nad wszelką miarę. Miłość nie wie co ciężar, nie zna trudów i mozołów, gotowa czynić więcej niż może; miłość nie zna niepodobieństwa. Zdolna ona jest do wszystkiego, dokonywa wielu rzeczy i odważa się na niejedno, co człowieka bez miłości utrudza i zniechęca”.

Tags: św Rozalia Sycylijska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokuta pustelnik zaraza relikwie miłość
2020-09-02

Bł. Bronisławy, Norbertanki

Żyła około roku Pańskiego 1259.

(Żywot jéj wyjęty jest z kronik klasztoru Zwierzynieckiego w Krakowie, gdzie była zakonnicą.)

Błogosławiona Bronisława córka Stanisława Prandoty Odrowąża i Anny z książąt Jaksów Gryfów, urodziła się we wsi Kamień, dziedzictwie jéj rodziców, w księstwie Opolskiém około roku Pańskiego 1208. Pochodziła ze znakomitéj rodziny, która kilku Świętych, wydała, gdyż święty Czesław i święty Jacek, byli jéj braćmi stryjecznymi.

Od lat najmłodszych i Bronisława dowodziła że nieodrodną jest ich siostrą, a bogobojnie wychowana, w dzieciństwie jeszcze nieokazując żadnéj do zwykłéj temu wiekowi zabaw i rozrywek skłonności, najchętniéj odbywała różne ćwiczenia pobożne. Matkę Bożą czciła z wielką serdecznością, i nieczém nie można było ją więcéj ucieszyć, jak gdy z nią o Maryi mówiono, ucząc ją czém jest ta Pani Nieba i Ziemi, a Boga prawdziwa Rodzicielka. W kościele zachowywała się jak istny Aniołek, tak że sam jéj widok gdy słuchała Mszy świętéj lub modliła się przed przenajświętszym Sakramentem, najobojętniejszych do nabożeństwa pobudzał. Żyjąc wśród wielkiéj zamożności rodzicielskiego domu, prowadziła życie bardzo umartwione: w sposobie zaś ubierania się, nietylko najsurowszéj przestrzegała skromności, lecz nie ludziom tylko Bogu pragnąc się przypodobać, nosiła się ubogo, o ile tylko stan jéj, jako córki bogatéj szlachty i rodzice na to pozwalali. Ze sługami i domownikami obchodziła się jakby z osobami najbliższéj rodziny, rada w każdém zdarzeniu dawać im dowody swojéj miłości i troskliwości. Ją téż zwykle używali oni za pośredniczkę, gdy co u jéj rodziców uprosić chcieli: ona ich zawsze przed nimi broniła, i za nimi się wstawiała gdy w czém niezadowolenie starszych państwa na siebie ściągnęli, a w chorobach z największą troskliwością, jakby braci rodzonych lub siostry, wszystkich doglądała. Dla ubogich także wielkie okazywała miłosierdzie, i rodzice zwykle przez jéj ręce jałmużny swoje rozdawali.

Duszę tak wybraną, nie chciał Pan Bóg pozostawić wśród niebezpieczeństw życia światowego, i odkąd doszła Bronisława do lat dziewiczych, rozbudził w jéj sercu pragnienie poświęcenia się Mu na wyłączną służbę. Miała lat szesnaście, kiedy błogosławiony Jacek jéj brat stryjeczny, wstąpiwszy w Rzymie do Zakonu świeżo założonego przez świętego Dominika, wrócił do Polski. Przykład na jaki patrzała we własnéj rodzinie, zwierzenie się bratu z pragnienia jakie i sama miała żeby zostać zakonnicą, a w skutek tego utwierdzenie jéj w tych świętych zamiarach przez tego sługę Bożego, przywiodły ją do stanowczego kroku. Otrzymawszy na to i zezwolenie i błogosławieństwo rodziców, wstąpiła do klasztoru Panien Norbertanek na Zwierzyńcu pod samym Krakowem, a którego fundatorem był książe Jaksa Gryf, jeden z jéj przodków po matce.

Przywdziawszy suknię zakonną, błogosławiona Bronisława od pierwszego dnia nowicyatu stała się zbudowaniem wszystkich zakonnic, wyprzedzając na drodze doskonałości nietylko swoje współrówienniczki, lecz i najstarsze matki, już w świętym swoim zawodzie długie lata Panu Jezusowi służące. Po wykonaniu ślubów uroczystych, jeszcze rączejszym krokiem szła po tejże drodze. Pokorę, która jak jest wszystkich cnót podstawą, tak w życiu zakonném kamieniem probierczym wiernego odpowiadania powołaniu Bożemu, obrała sobie za główną cnotę, i w niéj się ciągle ćwiczyła. Ztąd téż posłuszna była przełożonym nietylko na ich skinienie, lecz starała się odgadywać ich wolę, i skoro jéj co zlecili, spełniała to z taką ochotą i pilnością, jakby to jéj sam Pan Jezus nakazywał. W pożyciu z siostrami, niezachwianéj była słodyczy. Tąż pokorą ożywiona, widziała w każdéj z nich wybraną Oblubienicę Chrystusową; każdą wyżéj od siebie ceniąc, obchodziła się z niemi z największą miłością i uszanowaniem, a dla siebie saméj od żadnéj szczególnych względów nie wymagała. To sprawiło, że wszystkie zakonnice od najstarszéj do najmłodszéj, kochały ją serdecznie i w wysokiém miały poważaniu. Niepoprzestając na najściślejszém zachowaniu najdrobniejszych ustaw zakonnych, co już samo przez się jest wielkiém i trudném umartwieniem, w różny sposób trapiła ciało: jużto długiemi i ścisłemi postami, otrzymawszy na to od przełożonéj i spowiednika pozwolenie, jużto sypianiem na gołéj ziemi, to znów krwawemi dyscyplinami i ostrą włosiennicą, którą prawie ciągle pod habitem nosiła.

Zachęcał téż ją do tego, i utwierdzał na téj drodze Pan Bóg i szczególnemi łaskami. Kiedy razu pewnego Bronisława modląc się, wpadła była w zachwycenie, stanął przed nią Pan Jezus, i te pocieszające słowa do niéj przemówić raczył: „Bronisławo, krzyż twój jest krzyżem Moim, ale za to będziesz uczestniczką chwały Mojéj.” Pokrzepiona i podniesiona na duchu, po takiém objawieniu sługa Boża przymnażała sobie jeszcze więcéj umartwień ciała, a nadewszystko ćwiczyła się w umartwieniach wewnętrznych. Że zaś jedném z najpożyteczniejszych dla duszy tego rodzaju umartwień, jest zachowanie milczenia które jest strażniczką skupienia wewnętrznego, więc Bronisława od téj pory nietylko najściślej, jak to zawsze czyniła, przestrzegała go z osobami świeckiemi, z któremi jak najrzadsze miewała stosunki, lecz i z siostrami zakonnemi. Wynagradzał téż jéj to Pan Bóg, coraz wyższym darem modlitwy i częstemi zachwyceniami, w których widywano ją nawet w powietrze uniesioną.

Jaśniejąc tym sposobem coraz bardziéj świątobliwością wśród swego Zgromadzenia, nie zamierzając sobie tego nigdy, i nie roszcząc prawa, tak zbawiennie wpłynęła na wszystkie siostry, że patrząc na nią i inne pobudzały się do tém ściślejszego zachowania Reguły zakonnéj, i do tém wierniejszego odpowiadania wielkiéj łasce powołania do Zakonu. Wkrótce téż małe pod tym względem uchybienia, jakich się niektóre dopuszczały, znikły zupełnie, i pod ożywczym duchem siostry Bronisławy, całe Zgromadzenie do którego należała, odznaczało się jeszcze ściślejszą, niż to było przed jéj wstąpieniem, karnością zakonną.

Przyczynił się do tego po części i święty Jacek, który często krewnę swoję nawiedzał w klasztorze, i światłych rad swoich, jako biegły i świątobliwy dusz przewodnik, udzielał i Bronisławie i jéj zakonnym siostrom. Piszą że on to pierwszy wyuczył Bronisławę i jéj siostry, odmawiać Różaniec do Matki Bożéj, którego sposób odprawiania przyniósł był z Rzymu, wkrótce po jego ustanowieniu przez świętego Dominika, któremu to nabożeństwo Sama Matka Boża była objawiła. Iwo Odrowąż, podówczas biskup krakowski, blizki także krewny błogosławionéj Bronisławy, podobnież często ją nawiedzał w mównicy klasztornéj, i naukami swojemi i pasterskiém błogosławieństwem, na świętéj drodze i oświecał i utwierdzał.

Lecz na większą zasługę i tej Swojéj sługi i jéj towarzyszek, dopuścił był Pan Bóg ciężką dla nich klęskę. W roku 1241, Tatarzy wtargnąwszy do Polski, dotarli aż do Krakowa, a nie zastawszy mieszkańców, którzy w górach okolicznych się ukryli, wiele domów i kościołów spalili. Los ten spotkał i klasztor Zwierzyniecki, a zakonnice po obcych domach, przez pewien czas, szukać musiały schronienia.

Bronisława, aby ile możności nie oddalać się od dawnego miejsca swojego pobytu, schroniła się w jednéj z ubogich chatek, przy kościele świętego Salwatora na Zwierzyńcu. Tam mieszkając, miała zwyczaj, dla większego odosobnienia, udawać się na blizkie wzgórze zwane Sikornik, gdzie zwykle długie swoje odprawiała modlitwy. Niektórzy nawet jéj życiopisarze utrzymują, że na témże miejscu oddała Bogu ducha, lecz szczegółów ostatnich jéj chwil nie podają wcale. Umarła dnia 20-go Sierpnia roku Pańskiego 1250, mając lat pięćdziesiąt sześć, z których czterdzieści w Zakonie spędziła.

Na górze Sikornik, którą od czasu śmierci błogosławionéj Bronisławy, w dniu 29 Sierpnia lud pobożny tłumnie co roku nawiedzał, wzniesiono jeszcze w roku 1702 kapliczkę która istniała tam aż do roku 1858, w którym ją zniszczono, a w zamian, wystawiono inną na cześć téj Błogosławionéj, przy mogile Kościuszki,

Kiedy w roku 1836, podczas strasznéj cholery panującej w Zwierzyńcu, mieszkańcy udawszy się na wzgórze Sikornik, wezwali pośrednictwa błogosławionéj Bronisławy, i od razu od téj klęski uwolnieni zostali, porobiono starania w Rzymie, o beatyfikacyą téj cudownéj Patronki. W skutek tego, Papież Grzegorz XVI, po ścisłém rozpoznaniu i innych potrzebnych do tego dowodów, w roku 1889 w poczet Błogosławionych ją wpisał.

Pożytek duchowny

Pokora, słodycz w obcowaniu z drugimi i miłość bliźniego, któremi jaśniała błogosławiona Bronisława, są cnotami, które możesz z jéj życia wziąść dla siebie do naśladowania, chociaż nie w zamknięciu klasztorném, lecz na świecie żyjesz. Teto bowiem cnoty, stanowią prawdziwą zaletę każdego i w każdym stanie będącego, i one są jedyną osłodą, wszelkiego wspólnego pomiędzy ludźmi pożycia.

Modlitwa (Kościelna)

Panie Jezu Chryste któryś w pokorném krzyża Twego naśladowaniu, środki wznoszenia się ku Tobie serc naszych zgotował, spraw prosimy Cię, abyśmy za przykładem błogosławionéj Bronisławy, któréj uroczystą obchodzimy pamiątkę, po cierpieniach doczesnego życia tego, zasłużyli sobie stać się uczestnikami chwały Twojéj. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 744–746.

Tags: bł Bronisława „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna bł Czesław Odrowąż św Jacek pokora miłość bliźniego słodycz obcowania z drugimi
2020-09-02

Św. Stefana Wyznawcy, Króla Węgierskiego

Żył około roku Pańskiego 1038.

(Żywot jego był napisany przez Kartuzyusza, Biskupa Węgiérskiego.)

Święty Stefan narodził się w Węgrzech około roku Pańskiego 970. Ojcem jego był Gejza, czwarty z rzędu książe panujący nad krainą Węgierską, zdobytą od Rzymian przez Hunnów. Książe ten chociaż był poganinem, przypuściwszy do państwa swojego wielu chrześcijan, postanowił w całym kraju Ewangelią zaszczepić: lecz razu pewnego miał we śnie widzenie, w którém mu Pan Bóg oznajmił, że to uczyni dopiéro syn jego, który wkrótce ma się narodzić, i że przybędzie do Węgier święty Apostoł, który mu wskaże co ma uczynić aby swego następcę do tak wielkiego dzieła usposobić.

Owoż tym Apostołem był święty Wojciech, który wkrótce potém przybył do Węgier i ochrzcił Gejzę wraz z wielką liczbą jego poddanych. W dni zaś kilka narodził się księciu syn zapowiedziany, który przyszedł na świat w Ostrzykoniu główném wtenczas tego kraju mieście. Święty Wojciech ochrzcił nowonarodzonego, któremu nadano imię Stefan, gdyż matce jego księżnie Karolinie, objawił się był święty Stefan Męczennik, nakazując aby jego imię nadała synowi, oświadczając przytém iż bierze go pod swoję szczególną opiekę.

Księstwo wychowywali syna: jak najpobożniéj. Mieli téż tę pociechę, iż pierwsze wyrazy jakie wymówił, byłyto przenajświętsze Imiona Jezusa i Maryi. Dalszém wychowaniem jego, kierował święty Wojciech, nic więc dziwnego że od lat najmłodszych był on już Świętym. Miał lat piętnaście, kiedy ojciec podziwiając w nich rzadką roztropność, w większéj części zwierzył mu zarząd całego państwa, a we dwa lata potém, po śmierci Gejzy Stefan na tron węgierski wstąpił.

Pierwszém staraniem młodego książęcia było wytępienie barbarzyńskich i pogańskich obyczajów jego poddanych, a w miejsce tego zaszczepienie w nich ducha chrześcijańskiego. Lecz stało się to powodem wojny domowéj. Kupe hrabia na Zegzardzie, na czele licznego wojska złożonego z resztek pogan niechętnych panowaniu świętego Stefana, podniósł rokosz. Święty wydał im walną bitwę, przed którą długo pomodliwszy się, na czele swoich uderzył na rokoszan, i zbił ich na głowę. Uspokoiwszy się wewnątrz kraju, prowadził daléj święte dzieło które rozpoczął. Z okolicznych krajów sprowadził wielką liczbę kapłanów i zakonników, wybudował mnóstwo kościołów, klasztorów i plebanii, uposażając je z książęcą hojnością.

Widząc kraj już cały za staraniem swojém w krótkim przeciągu czasu nawróconym do wiary świętéj, podzielił go na jedenaście Dyecczyj, z Metropolią w mieście Ostrzykoniu. Lecz że to wszystko potrzebowało sankcyi stolicy apostolskiéj, Stefan wysłał w tym celu do Rzymu Metropolitę Anastazego, aby uzyskał zatwierdzenie nowopowznoszonych Dyecezji, i otrzymał dla niego od Papieża tytuł królewski. Pod tęż porę, Papież miał już przygotowaną przepyszną koronę dla Bolesława książęcia polskiego, którego także do godności króla miał podnieść. W wigilią przybycia posła Stefana do Rzymu, Ojciec święty miał objawienie, aby koronę przygotowaną, nie polskiemu lecz węgierskiemu przeznaczył książęciu. Na posłuchaniu tedy wysłanego z Węgier Metropolity, zatwierdził Papież wszystko co dotąd uczynił był święty Stefan, upoważnił go do wznoszenia innych nowych Dyecezyi, jako téż do obsadzenia ich godnemi pasterzami według jego wyboru, i posłał mu koronę, mianując jego i jego następców królami węgierskiemi. Na znak zaś szczególnéj swojéj łaski dla Stefana, który już tak wielkie w Kościele Bożym położył był zasługi, uczynił mu dar z krzyża bardzo kosztownego, z przywilejem aby go przed nim uroczyście noszono.

Gdy wysłannik Stefana wracał z Rzymu do Ostrzykonia, Święty wyszedł na jego spotkanie za miasto, otoczony Biskupami, dworzanami i wielką liczbą ludu, i niezwłocznie koroną przez Papieża przysłaną, na króla węgierskiego ukoronowany został.

Umocniony tym sposobem błogosławieństwem Apostolskiém na swoim tronie, z tém większą zajął się gorliwością ułożeniem praw, tak sądownictwa jak i całego zarządu krajowego tyczących się, a na których dotąd zupełnie Węgrom zbywało. W postanowieniach tych, dowodzących jak wielkiéj świątobliwości Stefana, tak i wysokiego jego rozumu, w stosunkach poddanych z władzami, przykrócił wszystkie w wyższych urzędach napotykać się mogące nadużycia; zabezpieczał los wdów, sierot i wszelkiego rodzaju ubogich, a obok tego, i przedewszystkiém, zapewniał swobodę i niezależność Kościoła. Powodowany szczególném do Matki Bożéj nabożeństwem, któréj pośrednictwu przypisywał błogosławieństwa, jakie Pan Bóg w obfitéj mierze zlewał na jego panowanie, poddał całe państwo swoje raz na zawsze pod Jéj szczególną opiekę, i chciał aby Węgrzy czcili Ją jak najwyższą swoję Patronkę. Wystawił téż w mieście Albie, gdzie zwykle przemieszkiwał, wspaniały kościoł pod wezwaniem Matki Bożéj. A nieprzeliczoną liczbę kościołów wzniosłszy w swojém państwie, wybudował także i kościoł w Rzymie, wraz z obszernym szpitalem dla pielgrzymów węgierskich, i uposażył go na utrzymywanie przy nim dwunastu kanoników Regularnych. W Carogrodzie także wystawił kościoł Matki Bożéj, równie jak i w Jerozolimie wraz z klasztorem, zapewniając im dochody dostateczne do wyżywienia znacznéj liczby zakonników.

Pobożna ta hojność, nie przeszkadzała mu być jeszcze hojniejszym dla ubogich, tych żywych kościołów Chrystusowych. Pomny na słowa Pana Jezusa: że „cokolwiekbyście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” 1, żadnego biednego bez sowitego wsparcia nie odprawiał. Nad choremi szczególnie wielką miał litość, a za to dał mu Pan Bóg tę cudowną łaskę, że ich uzdrawiał chlebem lub owocem, przez niego pobłogosławionym. Dla zapewnienia Węgrom następcy na tron świeżo królewskim ogłoszony, pojął w małżeństwo księżniczkę Gizellę, siostrę świętego Henryka cesarza, godną tak świętego króla małżonkę, która mu w jego wszystkich pobożnych i dobrych czynach, z całego serca dopomagała.

Lecz dla tém świetniejszéj, korony która go w Niebie czekała, trzeba było aby przeciwnościami i różnego rodzaju cierpieniami, oczyszczała się i udoskonalała jego błogosławiona dusza. Dopuścił téż Pan Bóg takowe na niego. Zwykle czerstwego zażywając zdrowia, niespodzianie stracił je prawie zupełnie, i przez trzy lata ciężkich, gwałtownych i niesłychanych doznawał cierpień. Następnie kilkoro jego dzieci, jedno po drugiém w kwiecie wieku umarło. Pozostał mu tylko był najstarszy syn święty Emeryk, który stał się jedyną jego pociechą. Cieszył się nim tém bardziéj, iż wychowany najpobożniéj, zapatrując się na życie swojego świętego ojca, i sam żył jak Święty, wreszcie, na nim spoczywały nadzieje całego narodu. Lecz i tego zabrał mu Pan Bóg, a chociaż król i ten najcięższy cios zniósł z najdoskonalszém poddaniem się woli Bożéj, sam jednak będąc już zwątlony na siłach, zapadł w trawiącą gorączkę, która go tak znękała, iż ledwie mógł chodzić.

Taki stan zdrowia królewskiego, uzuchwalił złych jego poddanych. Czterech magnatów węgierskich uknuło spisek na jego życie, i jeden z nich pewnego wieczora wszedł do królewskiéj komnaty, z zamiarem zamordowania świętego Stefana. Przez próg przestępując, upuścił ukryty pod płaszczem sztylet: to go wydało i wyratowało króla od śmierci, który winowajcę rzucającego mu się do nóg i proszącego o przebaczenie ułaskawił, lecz widział się zmuszony zadośćuczynić sprawiedliwości na innych spiskowcach.

W roku 1088 w miesiącu Sierpniu, święty Szczepan, gorzéj na zdrowiu zapadł. Bardzo pragnął umrzeć w dzień Wniebowzięcia Matki Bożéj, który zawsze z wielką uroczystością obchodził. Gdy Święto to nadeszło, przyjął ostatnie Sakramenta z uczuciem najżywszéj pobożności, do zgromadzonych Biskupów, magnatów, wysokich urzędników i dworzan, miał długą przemowę, w któréj oddawał ich pieczy wiarę Świętą przez niego w Węgrzech wprowadzoną, upominał ich o wierne spełnianie praw przez niego postanowionych, polecił im sumienny wybór swojego następcy, i tegoż dnia wieczorem, wśród modlitw otaczających go kapłanów oddał Bogu ducha.

Węgrzy dla uczczenia tak pamiątki swojego świętego króla i pierwszego Apostoła, jak i dla wyrażenia wiernie przekazanéj im przez niego czci ku przenajświętszéj Pannie, Jéj święto Wniebowzięcia dotąd nazywają: Dzień Wielkiéj naszéj Pani.

Pożytek duchowny

Najłatwiéj kraje i całe narody nawracały się do wiary świętéj, kiedy zasiadający na tronach monarchowie, dawali do tego pochop; a cóż dopiéro kiedy tak jak błogosławiony Stefan król węgierski, jaśnieli i jako wielcy Święci. I dziś byłoby lepiéj na świecie i swobodniéj dla Kościoła, gdyby narodami rządzili Święci. Proś więc Pana Boga aby tak było.

Modlitwa (Kościelna)

Daj prosimy Wszechmogący Boże Kościołowi Twemu, aby błogosławionego Stefana wyznawcę Twojego, którego, gdy panował na ziemi, miał krzewicielem, pośrednikiem znalazł gdy już króluje w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 741–743.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 702–703

Pomnijmy na orędzie św. Stefana, że Jezus Chrystus jest niewidzialnym Królem wszech ludzi i narodów, któremu wszyscy winni uległość i posłuszeństwo. Prawda ta tkwiła w pamięci i sercu świętego króla Stefana, ona przyświecała mu w życiu, ona była kierowniczką wszystkich jego myśli i czynów. Idąc za jego przykładem, nie zapominajmy i my, że:

  1. Jezus Chrystus jest naszym Królem jako Syn Boży. Jako prawdziwy Bóg stworzył nas i powołał na świat mocą mądrości swojej. On nas darzy światłem i powietrzem, pokarmem i napojem, pociechą i radością; Jemu jednemu wiadomo, gdzie, kiedy i wśród jakich okoliczności zejdziemy z tego świata i przeniesiemy się na drugi. Wiemy, że umrzeć musimy, ale On tylko godzinę śmierci oznacza. On wszystko urządza na dobro i korzyść naszą, a my tylko prosić Go możemy, aby się stała Jego wola święta. Aniołowie, którzy pokusili się kiedyś oprzeć się Mu i zbuntować przeciw Niemu, zostali szatanami. Któż z nas ośmieli się pójść w ich ślady? Wielbmy przeto Boga i służmy Mu.
  2. Jezus jest Królem naszym jako Bóg-człowiek. On nas wykupił z niewoli szatana za drogą cenę krwi swojej i dobrowolnej śmierci na krzyżu. On nas przyjął do Kościoła swego w zamian za uroczystą przy chrzcie świętym złożoną obietnicę, że Go wielbić będziemy jako Króla, że staniemy się godnymi łask Jego i będziemy słuchać Jego przykazań. Obietnicy tej dotrzymamy, dotrzymamy zaprzysiężonego Mu posłuszeństwa. Będziemy mu służyć wiernie i niezmiennie w nadziei, że nas przyjąć kiedyś raczy do Królestwa szczęścia wiekuistego. Bądź przeto pochwalony i ponad wszystko uwielbiony Jezusie Chrystusie, Królu i Panie nasz, po wszystkie wieki i czasy.

Footnotes:

1

Mat. XXV 40.

Tags: św Stefan I Święty „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król św Wojciech św Szczepan Maryja
2020-09-01

Św. Idziego Opata

Żył około roku Pańskiego 550.

(Żywot jego był napisany przez świętego Antonina, Arcybiskupa Florenckiego.)

Święty Idzi rodem z Aten, pochodził ze znakomitéj rodziny dawnych królów Greckich. Rodzice jego byli bardzo zamożnymi i przykładnymi chrześcijanami. Wychowali syna jak najstaranniéj, a że obdarzył go był Pan Bóg niepospolitemi zdolnościami, rychło zasłynął znakomitą nauką, a obok tego i wielką pobożnością. Ulubioném jego zajęciem były książki i modlitwa. Od zwykłych rozrywek młodzieży stroniąc, w chwilach wolnych odwiedzał ubogich, hojnie ich obdarzał, a chorym sam z wielką miłością usługiwał. Zdarzyło się że kiedy był dzieckiem oddał biednemu własną suknię, nie mając go czém inném wesprzeć.

Młodym był jeszcze kiedy po śmierci rodziców odziedziczył bardzo znaczny majątek. Niedługo wahał się jaki z niego ma uczynić użytek. Pomny na te słowa Pana Jezusa do pewnego młodzieńca wyrzeczone: „Idź przedaj co masz i daj ubogim” 1, święty Idzi sprzedał całą majętność swoję, i wszystkie pieniądze rozdawszy na biednych, z miłości ubogiego Pana Jezusa, sam żył z żebraniny. Czyn tak wielkiéj miłości bliźniego i zaparcia zjednał mu szczególny szacunek w całém mieście, a jeszcze bardziéj rozsławiły jego Świątobliwość dwa następujące cuda które uczynił.

Gdy razu pewnego w dzień uroczysty był w kościele, opętany znajdujący się tamże zaczął wyć straszliwie. Idzi zdjęty litością nad stanem tego nieszczęśliwego, przybliżył się do niego, i w Imię Jezusa Chrystusa rozkazał szatanowi aby ustąpił, a w téjże chwili opętany, od złego ducha, w obec licznie zgromadzonego ludu, uwolniony został. Inną znowu razą, pewnego człowieka ukąsiła jadowita gadzina. Był już konającym, gdy ujrzano że Idzi wychodził z kościoła i przyzwano go do umierającego. Święty pomodlił się przez chwilę, przeżegnał chorego, i ten wstał zdrów najzupełniéj.

Od téj pory już wszyscy czcili go jak Świętego i cudotwórcę, co widząc Idzi, którego pokora niezmiernie na tém cierpiała, postanowił opuścić ojczyznę i udać się w obce kraje, gdzieby był zupełnie nieznanym. Wsiadłszy na cudzoziemski okręt, aby się udać do Francyi, bardzo się uradował że go nikt z płynących nie znał, lecz i tu cud jaki uczynił objawił w nim wielkiego sługę Bożego. Zaledwie na pełne morze wypłynęli, kiedy straszliwa burza nadwerężywszy okręt, zagroziła mu niechybném zatonieniem. Idzi pomodlił się, a skoro wzniósł ręce do Nieba, burza ucichła i okręt zdołał się wyratować.

Przybywszy do Francji, nasz Święty udał się do błogosławionego Cezaryusza Arcybiskupa Arelitańskiego, aby się powierzyć jego przewodnictwu duchownemu jako słynnemu w tém mistrzowi, Cezaryusz prędko poznał jak świętego ucznia zesłał mu Pan Bóg, i pragnął na zawsze mieć go przy sobie. Lecz po dwuletnim tam pobycie, gdy znowu cuda jakie czynił, rozsławiły Idziego i cześć mu powszechną jednały, opuścił on tajemnie swojego ojca duchownego, z zamiarem ukrycia się na jakiéj puszczy. W tym celu przebywszy Ren, zapuścił się w dzikie lasy które podówczas tę rzekę otaczały, i w nich napotkał świątobliwego pustelnika, nazwiskiem Weradyn, którego nawet obdarzył był Pan Bóg łaską czynienia cudów. Osiadł przy nim, aby zostawać pod jego znowu przewodnictwem, ale oraz i z tą myślą, że gdy sam cuda czynić będzie, łatwo mu przyjdzie składać je na Weradyna, już także z takich darów słynnego. Lecz skoro odkryto jego schronienie, tłumniéj niż jak gdy przebywał przy Arcybiskupie, gromadzili się do niego chorzy aby ich uzdrawiał, a szczególnie gdy jeszcze bardziéj rozsławiła się jego cudotworność, z powodu że za jego błogosławieństwem, pole od niepamiętnych czasów jałowe, stało się najżyźniejszém. Postanowił więc i to miejsce opuścić, i zamierzał tak się już ukryć przed sławą ludzką, żeby go nikt znaleźć nie mógł.

Puścił się tedy daléj w głąb tego ogromnego i gęstego lasu, i po kilku dniach drogi, znalazł w skale jaskinię, któréj wejście zamknięte było gęstemi i kolącemi krzakami ciernia. Uradowany z wyszukania tak nieprzystępnego miejsca, upadł na kolana i gorące złożył za to Panu Bogu dzięki, stanowiąc już z téj nory nigdzie nie wychodzić. Cała ta okolica była tak dziką i niepłodną, że na pożywienie nic innego wynaleźć nie mógł, jak gdzie niegdzie gorzkie i twarde korzonki leśne. Lecz mu Pan Bóg, cudowną Opatrznością Swoją przyszedł w pomoc. Zaledwie osiadł w téj jaskini, a oto nadbiegła do niego prześliczna łania, i położywszy się u nóg jego, dała mu ssać pierś swoję pełną mleka, i odtąd codziennie o téj porze przychodziła go karmić.

Święty przepędził już tam był lat kilka, obcując tylko z Bogiem, zatapiając się w najwyższéj bogomyślności, i tu na ziemi anielski żywot wiodąc, gdy spodobało się Panu Bogu i tą razą jeszcze wywieść go z ukrycia, dla zbudowania i pożytku wiernych. Zdarzyło się że Chyldebart, król we Francyi podówczas panujący, polował w tych lasach. Myśliwi jego stropiwszy łanię która Idziego żywiła, pogonili za nią z ogarami, a ona zaledwie już dysząca, wpadła do jaskini Świętego, kryjąc się u nóg jego, gdy tymczasem psy cierni przebyć niemogąc, przed jaskinią się zatrzymały. Myśliwi dopadłszy wypuścili kilka strzał w głąb jaskini, z których jedna raniła Idziego, i odeszli. Wieczorem gdy opowiedziano królowi wydarzenie, ten nazajutrz sam chciał dojść coby to za miejsce tak nieprzystępne było, i przybywszy tam, a po wielu trudnościach przerąbawszy wejście do jaskini, ujrzał w niéj sługę Bożego a u nóg jego łanię leżącą. Król domyślił się iż to być musi pobożny jakiś pustelnik, wdał się z nim w długą rozmowę, i poznając w nim wielkiego świętego, chciał go hojnie obdarzyć, polecając się jego modlitwom. Idzi nic nie przyjął, a nawet gdy król z wielką troskliwością kazał mu ranę zaopatrzyć, nie pozwolił na to mówiąc, iż zażywając zawsze dobrego zdrowia, rad jest że przynajmniéj przez to cierpienie, może jakichkolwiek zasług z cierpliwości nabyć. Wszystko to tém większy szacunek dla niego wzbudziło w Chyldebarcie, który przez czas pewien bawiąc w téj okolicy, codziennie długie miewał ze sługą Bożym rozmowy. Gdy zaś odjeżdżał, wiedząc iż Idzi nic od niego przyjąć nie zechce, spytał go coby mógł uczynić, czémby mu swoję monarszą łaskę okazał. Święty odpowiedział: iż miłą rzecz Bogu uczyni, jeśli w tém miejscu samotném wybuduje klasztor, w którymby zakonnicy wieść mogli rodzaj życia jaki prowadzą pustelnicy na puszczach Tebaidy w Egipcie. Jakoż w krótkim czasie z rozkazu królewskiego, stanął w tém miejscu obszerny klasztor, i zapełnił się zakonnikami, którzy na rozgłos sławy świętego Idziego, w wielkiéj liczbie pośpieszyli z różnych stron, aby pod jego zostawać przewodnictwem, służąc Bogu w ostréj pokucie i na bogomyślności. Pomimo więc oporu, jaki stawił w tém Święty, obrano go Opatem, i klasztor ten zajaśniał wzorami takiéj przedziwnéj pokuty i świątobliwości, jakie przedstawiały Laory czyli klasztory, pustelników egipskich.

Po kilkoletnim zarządzie tém zgromadzeniem zakonném przez Idziego, król przebywający podówczas w mieście Orleanie, powołał go do siebie. Udał się tam Święty: a i w podróży swojéj i w czasie pobytu na dworze królewskim wiele cudów uczynił. Zdarzył się i między innemi następujący. Król miał na sumieniu jakiś grzech ciężki, z którego nie chciał się spowiadać, stawiając przez to w wielkiém niebezpieczeństwie swoję duszę. Dnia pewnego zaniepokojony tém więcéj niż zwykle, prosił Idziego aby się za niego gorąco pomodlił, niezwierzając się mu jednak z tego co mu na sumieniu ciężyło. Święty udał się do kościoła na modlitwę, a podczas niéj objawił się mu Anioł, oznajmiając że modlitwę jego Pan Bóg wysłuchał, lecz potrzeba aby wziął kartkę którą znajdzie na ołtarzu, i oddał ją królowi. Uczynił to Idzi, a król wyczytawszy na niéj grzech tajony, i przyrzeczenie od Boga że mu odpuszczony będzie byle się z niego wyspowiadał, przystąpił do Sakramentu spowiedzi, przyjął i wypełnił naznaczoną pokutę, po czém spokój sumienia odzyskał.

Po powrócie do klasztoru, Idzi odbył pielgrzymkę do Rzymu, dla uczczenia grobu świętych Apostołów. Chciał aby tam nie wiedziano kim był, lecz ukryć się nie mógł. Sam Papież raczył go zawezwać do siebie, przyjął go z wielką łaskawością, i dał mu w darze dwa posągi cyprysowe Apostołów Piotra i Pawła. Święty bardzo pragnął mieć je w swoim klasztorze, pełen więc ufności w Opatrzność Bożą, puścił je na rzekę Tyber i przeżegnał, a przybywszy do klasztoru znalazł je u furty.

Żył jeszcze długo potém, przewodnicząc braciom na drodze wysokiéj świątobliwości, i nakoniec otoczony nimi i pobłogosławiwszy ich zakończył swoję pielgrzymkę ziemską, pierwszego Września w drugiéj połowie szóstego wieku.

Pożytek duchowny

I w życiu błogosławionego Idziego masz dowód, że święci Pańscy powodowani głęboką pokorą, unikali tak starannie chwały ludzkiéj, jak my za nią gonimy. Bądź téż przekonany, że cnota świętéj pokory jest probierczym kamieniem każdéj innéj cnoty, i że bez niéj nie tylko świętym ale i zbawionym być nie można. Staraj się przeto o nią usilnie, a wszelkie upokorzenie poczytuj za wielką dla duszy twojéj korzyść.

Modlitwa (Kościelna)

Wstawienie się za nami błogosławionego Idziego Opata, niech nas Panie miłosierdziu Twojemu poleci; abyśmy za jego opieką otrzymali to, czego z własnych zasług dostąpić nie możemy. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 738–740.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 696

Najosobliwszą rzeczą w tym Świętym jest uciekanie od sławy ludzkiej i szukanie zatajenia na pielgrzymkach i puszczach. Nawet doskonałych nic tak prędko nie zepsuje, jak sława ludzka i wysokie u ludzi rozumienie, toteż Święci gardzili sławą ludzką.

Czynią posłuszeństwo Bogu nieme stworzenia, ptaki, ryby, sam tylko człowiek wyłamuje się z niego. Kruki słuchały i karmiły Eliasza; słuchała ryba, gdy Jonasza proroka w brzuchu nosiła i na brzegu z morskiej głębokości go postawiła; słuchał lew i posłuszeństwem swoim nieposłusznego proroka potępił. Gdy jesteśmy na robocie i służbie Pańskiej, ufajmy Panu Bogu, który nas pożywi i sposób dla nas znajdzie. Bójmy się raczej głodu piekielnego, gdy próżnujemy.

Footnotes:

1

Mat. XIX. 21.

Tags: św Idzi „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat pokora samotność grzech ciężki spowiedź
2020-08-31

Św. Rajmunda Nonnata (nienarodzonego), Wyznawcy i Kardynała

Żył około roku Pańskiego 1240.

(Żywot jego był napisany przez Ciakoniusza, jemu współczesnego, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Rajmund przezwany Nonnatus, co po łacinie znaczy nienarodzony, z powodu że przyszedł na świat po śmierci matki z któréj już nieżyjącéj go wydobyto, narodził się roku Pańskiego 1204, w małém miasteczku Portel, w Katalonii w Hiszpanii położoném.

Skoro dojrzał na rozumie, widząc się pozbawionym matki ziemskiéj, obrał sobie za Matkę Niebieską przenajświętszą Pannę, i do Niéj od najmłodszych lat szczególne miał nabożeństwo. Najulubieńszą jego rozrywką było modlić się w jakiéj kaplicy Jéj poświęconej, lub przed Jéj wizerunkiem. Nazywano go téż dziecięciem Maryi. Wychowany bardzo starannie, wielki w naukach postęp uczynił.

Ojciec obawiając się aby nie wstąpił do zakonu, widząc w nim wielką do tego skłonność ażeby go rozerwać dał mu do zarządu jednę ze swoich majętności wiejskich. Rajmund spełnił wolę ojcowską i zajął się gospodarstwem, lecz tak czas swój urządził, że więcéj jeszcze niż gdy był w domu rodzicielskim, mógł się pobożności oddawać. Miał bardzo liczną i wyborową trzodę: przy niéj w polu spędzał dnie całe, biorąc z sobą książki pobożne do czytania. Tęsknił tylko za kościołem Matki Bożéj, którego blizko nigdzie nie miał, gdy razu pewnego przechodząc z trzodą po różnych górach, znalazł na jednéj z nich małą opuszczoną kapliczkę, z obrazem przenajświętszéj Panny. Tam przepędzał najwięcéj czasu, pustelnicze wiodąc życie, a do ćwiczeń bogomyślności, przydawał wielkie umartwienia ciała.

Zły duch, który zawistnie patrzał na tę duszę błogosławioną coraz wyżéj na drodze doskonałości idącą, dnia pewnego przybrawszy postać pasterza, stanął przed nim i zaczął mu przedstawiać niewłaściwość tego rodzaju życia jakie prowadził, będąc synem jednego z najmożniejszych mieszkańców tego kraju. Następnie przypominając mu uciechy jakieby go na świecie spotkać mogły, pozwolił sobie nawet wyrażeń nieskromnych. Wtedy Rajmund przerażony, wezwał przenajświętszéj Panny, a na to Imię, szatan zawstydzony zniknął nagle, pozostawiając po sobie dym najsmrodliwszy.

Nietrafiwszy tym sposobem do Świętego, piekielny wysłannik do innego znowu uciekł, się środka. Pobudził złych ludzi, którzy oskarżyli Rajmunda przed ojcem, że zaniedbuje dozoru całego gospodarstwa, przyjąwszy na siebie pilnowanie trzody, a i téj nie dogląda, całe dnie w kaplicy na modlitwie spędzając. Przybył ojciec na miejsce aby się sam o tém przekonać, a zbliżywszy się do trzody, ujrzał jakiegoś pasterza przecudnéj piękności, który z największą pilnością doglądał bydła. Poszedł więc do kaplicy, gdzie się znajdował Rajmund, a domyślając się że to był Anioł, który w jego miejscu doglądał owiec, nietylko mu żadnych wyrzutów nie robił, lecz uściskawszy, zachęcił aby na pobożnéj drodze na któréj się znajdował, szedł coraz daléj.

Wkrótce potém, objawiła się świętemu Rajmundowi Matka Boża, oznajmując iż w istocie Anioł to go zastępował w dozorze gospodarstwa gdy on pozostawał na modlitwie, lecz oraz przydała, że wolą Jéj jest aby opuścił tę samotność a wszedł do zakonu świeżo wtedy założonego przenajświętszéj Maryi Panny od wykupienia więźniów. Rajmund nie zawahał się ani chwilę: udał się do Barcelony, gdzie był klasztor tego zgromadzenia, i tam przez świętego Piotra Nolasko, do Nowicyatu przyjęty został. Po uczynionych ślubach, na drodze doskonałości wyprzedził nietylko swoich towarzyszów ale i najstarszych zakonników.

Wkrótce téż powierzono mu jedno z najważniejszych dla zgromadzenia zleceń: posłano go do Afryki dla wykupienia więźniów. Przybywszy do Algieru, znalazł tam tak wielu chrześcijan jęczących w niewoli u Muzułmanów, że lubo wydał wszystkie pieniądze jakie miał z sobą na ich wyzwolenia, wielu jeszcze w niewoli pozostało. Wtedy, sam oddał się za nich w zamian, wysyłając zakonników z nim będących do Europy, aby znaczne pieniądze jakie Muzułmanie za niego wyznaczyli, przywieźli. Tymczasem, ci w których ręce się dostał, obchodzili się z nim tak barbarzyńsko, że Basza miejscowy, obawiając się wrazie gdyby umarł, stracenia wielkiéj sumy którą za niego spodziewano się dostać, nakazał aby go więcéj oszczędzano.

Święty, korzystał z jakiéj takiéj swobody, i przebywając z innymi niewolnikami chrześcijańskimi pocieszał ich w strapieniu, zachwianych utwierdzał w wierze, i jakim mógł sposobem wspierał. I nie dość na tém: apostołował Muzułmanów, i wielu z nich do wiary świętéj nawrócił. Dowiedziawszy się o tém Basza skazał go na śmierć przez wbicie na pal, i wyrok ten byłby wykonany, gdyby ci którym chodziło o otrzymanie znacznych pieniędzy za jego wykupienie, nie byli mu uratowali życia. Kara więc przeniesioną została na okrutne bicie pałkami. Święty zaledwie wyleczony z ran po tém męczeństwie poniesionych, znowu jak wprzódy nawracał Muzułmanów. Wtedy Basza kazał go powtórnie katować pałkami na publicznym placu, usta zaś przebić rozpaloném żelazem i zamknąć na kłódkę, któréj klucz u siebie zachował, i którą tylko gdy go karmić trzeba było otwierać pozwalał. Prócz tego wtrącił go do ciemnego więzienia, gdzie w takich mękach przebył ośm miesięcy, aż nadeszły pieniądze za które wykupiony został.

Powróciwszy Święty Rajmund do swoich, spragniony męczeńskiéj za wiarę śmierci, która go ominęła, prosił przełożonych aby go powtórnie pomiędzy Muzułmanów posłano, lecz na to pozwolić nie chcieli. W téj porze Papież Grzegorz IX, chcąc uczcić w tym słudze Bożym, już tak wielkie dowody jego miłości chrześcijańskiéj, zrobił go Kardynałem, pomimo oporu jaki pokora jego stawiła. Godność takowa, nie zmieniła wcale rodzaju życia jakie prowadził będąc zakonnikiem. Po usilnych prośbach uzyskawszy od Papieża pozwolenie, udał się do Barcelony, i tam w klasztorze w którym odbywał nowicyat, zamieszkał. Przygotowano mu odpowiednie do wysokiego jego urzędu w Kościele mieszkanie, a hrabia Kardon, blizki jego krewny, sporządził dla niego paradny powóz, i konie z bogatym zaprzęgiem. Święty, wszystkiego tego przyjąć nie chciał; zamieszkał celkę zakonną, i nieuwalniając się od żadnych obowiązków klasztornych, dla wszystkich był najwyższym wzorem pokory, umartwienia i miłości bliźniego.

Razu pewnego idąc ulicą wśród zimy, spotkał ubogiego niemającego żadnego nakrycia na głowę. Zdjął czapkę i oddał biednemu. Nocy następnéj, w czasie modlitwy, miał widzenie. Objawiła się mu przenajświętsza Marya Panna, i włożyła na głowę koronę z kwiatów przecudnych. Jakkolwiek wielkiéj sługa Boży doznał na duszy pociechy z takiego daru i z takich rąk pochodzącego, ośmielił się jednak powiedzieć, iż dla miłości Chrystusa cierpiącego, wolałby koronę cierniową. Podobało się to Matce Bożéj, i w téjże chwili Sam Pan Jezus stanął przed nim, włożył mu na głowę koronę cierniową podobną do téj jaką Sam był ukoronowany, i przyciskając mu ją do czaszki, uczynił go uczestnikiem téj Swojéj męki.

Niedługo jednak święty Rajmund w klasztorze Barcelońskim mógł zażywać cichego i ukrytego życia, którym się tak serdecznie cieszył. Ojciec święty Grzegorz IX, dla niektórych ważnych spraw Kościoła do których chciał go użyć, przywołał go do Rzymu. Święty udał się tam niezwłocznie, lecz przybywszy do miasta Kordony o parę mil za Barceloną, zapadł w gwałtowną gorączkę, i w dni kilka lekarze oświadczyli iż jest bez nadziei. Zdarzyło się iż po spowiedzi i po przyjęciu Olejów świętych, kapłan który miał mu udzielić Wiatyk, opóźniał się, a Święty zbliżał się szybko do śmierci. Spragniony niebieskiego zasiłku, poprosił Pana Jezusa aby go takowego nie pozbawiał. Jakoż, wobec kilku świadków naocznych, sam Pan Jezus przybył i dał mu Kommunią świętą. Po jéj przyjęciu, wśród modlitwy, pełen cnót i zasług, poszedł po nagrodę do Nieba dnia 31 Sierpnia roku Pańskiego 1240, mając lat trzydzieści sześć. Gdy po śmierci jego, zaszła sprzeczka gdzie ciało ma być pochowane, zgodzono się aby je włożyć na muła ślepego, i tam je pochować gdzie on je zaniesie. Rzecz dziwna: muł zaniósł je do téj kapliczki Matki Boskiéj, w któréj w młodości swojéj zwykł się był modlić Rajmund. Tam téż zwłoki jego złożono, a późniéj stanął tam wspaniały kościół i klasztor jego zakonu.

Pożytek duchowny

Święty Rajmund, jak to z żywota jego widziałeś, z miłości, bliźniego zaprzedał się w niewolę do Muzułmanów, dla wydobycia z niéj chrześcijan. Wielbiąc w Świętych Pańskich, tak bohaterskiego miłosierdzia dowody, porównaj je z tém, co ty z miłości bliźniego czynisz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże który w wyzwalaniu wiernych z niewoli u bezbożników, błogosławionego Rajmunda wyznawcę Twojego, przedziwnym uczyniłeś; za jego pośrednictwem spraw prosimy, abyśmy z więzów grzechów naszych wyzwoleni, co Tobie jest miłém swobodnie zawsze spełniali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 735–737.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 688

W życiu świętego Rajmunda uderzają każdego dwie rzeczy:

a) Opłakany stan niewolników jęczących w niewoli Saracenów. Biedni jeńcy musieli dźwigać ciężkie łańcuchy, pracować ciężko i bez wytchnienia, znosić szyderstwa i urągania bez nadziei oswobodzenia, gdyż nie mogli się wykupić. b) Miłosierdzie świętego Rajmunda, który sam się oddał w niewolę, aby nieszczęsnym wrócić wolność.

Te dwa punkty są w pewnej mierze wyobrażeniem tego, co Kościół święty codziennie i co godzinę w ofierze Mszy świętej dla nas czyni. W dowód tego zważmy:

  1. Największym nieszczęściem, jakie gnębi chrześcijanina, jest grzech pierworodny. W tym stanie jest jakby wygnańcem, na którym spoczywa klątwa niewdzięczności i nieposłuszeństwa. Jest on niejako więźniem, okutym kajdanami przez szatana. Nie jest on zdolny wykupić się z tej niewoli, wypłacić się z długu obrazy sprawiedliwości Bożej i pozyskać wstępu do Królestwa niebieskiego. Na uznanie tego niepodobieństwa godzi się rozum i objawienie. I rozum i objawienie uczy nas, że tylko sam Chrystus jako prawdziwy Bóg-Człowiek może usunąć to niepodobieństwo.
  2. Pan Jezus jest prawdziwym Barankiem ofiarnym za grzechy nasze. Pan Jezus odzywa się do nas przy Mszy świętej podczas Pod niesienia ustami kapłana: „Oto kielich krwi Mojej, nowego i wieczyste go Zakonu, krwi, która wylaną będzie za nas i za wielu na wybaczenie grzechów”. Chrześcijanin widzi w tym świętym akcie obok siebie Hostię Przenajświętszą i Kielich święty, a wiara widzi w tym odosobnieniu ciała i krwi tajemniczą śmierć Zbawiciela, ponawianą dla odpuszczenia grzechów naszych; śmierć bowiem jest koniecznym następstwem rozdziału ciała i krwi. Ta święta i drogocenna krew woła do Ojca niebieskiego o miłosierdzie i wybaczenie wyrządzonej Mu obrazy, a tego wołania zawsze wysłucha łaskawie Bóg wszechmogący. Podziwiajmy poświęcenie, jakie okazał święty Rajmund w wykupywaniu jeńców, ale podziwiajmy stokroć więcej Jezusa w ołtarzu, który nas ofiarą życia wyswobodził z niewoli grzechu.
Tags: św Rajmund Nonnat „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna kardynał Maryja ojciec św Piotr Nolaska miłość bliźniego
2020-08-30

Św. Róży Limańskiéj

Żyła około roku Pańskiego 1617.

(Żywot jéj był napisany przez ojca Leonarda zakonu kaznodziejskiego.)

Święta Róża urodziła się w Lima, stolicy państwa Peruańskiego w Ameryce południowéj, około roku Pańskiego 1586, z rodziców chrześcijańskich, chociaż podówczas, większa część mieszkańców tego miasta w pogaństwie żyła. Była to rodzina jedna ze znakomitszych w kraju, bardzo pobożna, lecz w dostatki ziemskie wcale nieopływająca. Nasza Święta na Chrzcie otrzymała imię Izabeli, lecz w trzy miesiące potém, matka ujrzała na jéj twarzyczce prześliczną różę, przyczém przenajświętsza Panna w objawieniu oznajmiła iż chce aby ją nazywano Różą, a na znak nawet Jéj szczególnéj nad tém dziecięciem opieki, Różą od przenajświętszéj Maryi Panny.

O niéjto można właściwie powiedzieć, że od saméj kolebki uprzedził ją Pan Bóg swojemi łaskami. W trzecim roku życia już podziwiać w niéj przychodziło wysoki dar modlitwy, a w piątym pełna dojrzałego rozumu, zrobiła ślub czystości dozgonnéj i na znak wyrzeczenia się świata i dla oszpecenia się w oczach ludzkich, (gdyż już wtenczas uderzającéj była piękności) obcięła sobie włosy.

Kiedy podrosła, rodzice straciwszy niewielkie swoje mienie, przyszli do niedostatku. Róża, pracą rąk własnych całe dnie i część nocy na to poświęcając, utrzymywała ojca i matkę. W razie choroby, nie odstępowała ich łóżka, a przytém, sama około gospodarstwa ubogiego ich domku się krzątała, sama przyrządzała im lekarstwa, i wszelkie inne oddawała usługi, gdyż na służących im nie wystarczało. Widząc iż pomimo nadzwyczajnie ścisłych postów, czuwań i różnych umartwień jakie ciału zadawała, powab jéj powierzchowności nietylko się nie zmniejszał, ale jeszcze więcéj wszystkich uderzał; gdy przytém kilku z majętniejszéj nawet młodzieży, chciało prosić o jéj rękę, wstąpiła do trzeciego zakonu świętego Dominika, mając sobie w tym względzie w objawieniu wskazaną wolę Bożą, i w dwudziestym roku życia przywdziała habit tego Zgromadzenia.

Po wykonanych ślubach, wszystkiemi cnotami właściwemi duszom do najwyższéj dążącym doskonałości zajaśniała. Pokorna, z największą chęcią podejmowała się najcięższych usług w domu, a nigdy jéj nie widziano bardziéj swobodną i wesołą, jak gdy ją jakie upokorzenie lub obelga spotkała. Czystości tak strzegła, i takim wysokim stopniem téj cnoty obdarzył ją Pan Bóg, że, a co prawie za cud poczytywać potrzeba, przez całe życie aż do śmierci, nigdy najmniejszéj pod tym względem pokusy nie doznała. Miłośnica krzyża Chrystusowego, na wzór świętéj Katarzyny Seneńskiéj, do któréj szczególne zawsze miała nabożeństwo, różnemi sposobami trapiła swoje, chociaż tak niewinne i uspokojone, ciało. Od dzieciństwa nigdy nie kosztowała żadnych owoców, które w jéj ojczystym kraju największy przysmak stanowią. Od szóstego roku, przez całe życie trzy razy na tydzień suszyła o chlebie i wodzie, a wtedy, raz tylko na dzień się posilała małym kawałkiem chleba i odrobiną wody. W piętnastym roku zrobiła ślub niejadania mięsa, chybaby jéj to ci od których zależała nakazali. Przez cały wielki post już nawet chleba nie jadała, tylko co dni kilka trochę wody piła, i kilka ziarnek cytryny połykała. W innych porach roku zdarzało się iż pięćdziesiąt dni bez przerwy przebyła o jednéj bułeczce chleba, i kilku szklankach wody. W lecie kiedy upały były najcięższe, a w tym kraju nadzwyczajne, po kilka tygodni nic zgoła nie piła. Tak nędznie żywiąc ciało, i spoczynku mu prawie nie dozwalała: sypiała na gołéj desce, którą często jeszcze posypywała ostremi kamykami, a pod głowę brała kamień chropowaty. Nigdy więcéj nad dwie godziny, a zwykle nierównie mniéj sypiała. W ogrodzie rodziców urządziła sobie odosobnioną chatkę, i tam jak na puszczy mieszkała, biorąc z sobą różne roboty kobiece, które z wielką zręcznością wykonywała.

W takiéjto samotności, jednocząc się coraz ściśléj ze swoim Niebieskim Oblubieńcem, tak podczas modlitw, jak i wśród pracy, która jéj bogomyślności nie przeszkadzała, zasłużyła na to, że Pan Jezus jednoczył się z nią nietylko sposobem niewidzialnym przez łaskę, lecz i szczególnym przez objawienie. Razu bowiem pewnego, gdy w kaplicy Różańcowéj w kościele ojców Dominikanów, modliła się gorąco, ukazał się jéj Zbawiciel, i napełniwszy jéj serce niebieską radością, rzekł do niéj: „Różo serca mojego, biorę cię Sobie za oblubienicę.” Święta najgłębszą pokorą przejęta, czując się niegodną tak nadzwyczajnéj łaski odpowiedziała: „Otom ja Boże mój służebnicą Twoją, a i to już za wielka dla mnie godność. W głębi duszy mojéj noszę ślady niewolnictwa grzechu, które mi niedozwalają być Twoją Oblubienicą.” Wtedy przenajświętsza Panna, aby ją tém lepiéj przekonać o prawdziwości objawienia jakie miała, stanęła przed nią i powiedziała: „Różo umiłowana od Syna Mojego, stałaś się teraz prawdziwą Jego Oblubienicą.” Od téj téż chwili święta Róża już nie postępowała po drodze coraz wyższéj doskonałości, lecz po niéj niejako leciała. Przyszła do tak wielkiego skupienia, i ciągłego zjednoczenia z Bogiem, że już zgoła nie znała co to jest roztargnienie w modlitwie chociażby chwilowe, i tak cała jéj myśl zatopiona była zawsze w Bogu, że gdyby nawet chciała była oderwać się od tego, nie mogła.

Zły duch, uderzający tém silniéj na dusze im większemi obdarza je Pan Bóg łaskami, nie szczędził i na tę duszę swoich napaści. Przez lat piętnaście, codziennie przez półtory godziny, dopuszczał Pan Bóg iż szatan tak straszne zadawał jéj męki, jak najsroższe męki czyscowe. Wszakże, gdy takowe przeniosła, za każdą razą niewymownemi pociechami napełniał duszę jéj Duch Święty, wśród których zapominała o tém co dopiéro cierpiała. Bardzo często okazywał się jéj Pan Jezus i z nią rozmawiał; toż samo i Matka Boska, która w takich objawieniach dawała jéj nauki i przestrogi tyczące się jéj duchownego. postępu. Anioł-Stróż, także stawał przed nią widzialnie, i oddawał jéj różne usługi. Nakoniec święta Katarzyna Seneńska, którą Pan Bóg przeznaczył jéj był na mistrzynią, często się jej okazywała, w skutek czego rysy twarzy świętéj Róży stały się podobne do wizerunku Katarzyny, który miał być bardzo do niéj podobnym, a mieszkańcy Peruańscy, z tego powodu przezwali ją swoją Katarzyną Seneńską.

Opływając tym sposobem w pociechy niebieskie tu jeszcze na ziemi, tém większą przejęta była litością na wszelkie cierpienia bliźnich. W niedostatku sama będąc, zwykle po kilka biednych kobiet i dziewcząt brała do siebie, i zaopatrując je we wszelkie potrzeby, opiekowała się niemi z największą miłością. Sama przyrządzała im jedzenie, uściełała łóżka, zamiatała izdebkę, opatrywała rany, i wszelkie najniższe oddawała im usługi.

Obdarzył był ją Pan Bóg także darem proroctwa. Między innemi, przepowiedziała matce swojéj, która już wtedy była niemłodą i wcale nieskłonną do tego, że zostanie zakonnicą, co téż i nastąpiło. Śmierci swojéj nietylko dzień i godzinę, lecz wszelkie najdrobniejsze szczegóły jak najdokładniéj miała sobie objawione. Przygotowała się na tę chwilę, stanowczą dla takiéj nawet jaka jéj była duszy, przymnażając jeszcze modlitw postów, czuwań i umartwień ciała. A Pan Bóg, który jéj przeznaczał bardzo świetną w niebie koronę, dopuścił na nią w ostatnich już jéj chwilach, nadzwyczajne i straszne cierpienia, które z niezachwianą spokojnością i poddaniem się woli Bożéj znosiła.

Na trzy dni przed śmiercią, przyjęła Wiatyk i Ostatnie Olejem świętym namaszczenie. Widząc około łoża swego zgromadzonych wszystkich domowników i wielu znajomych, przepraszała ich ze łzami w oczach, chociaż nigdy najmniejszego cienia winy przeciw nim nie miała. Modliła się za kilka osób które jéj w ciągu życia wielkie przykrości zadały, a trzymając w ręku mały krucyfiks, ciągle go do ust przyciskała. W tych kilku ostatnich już dniach życia kilka razy wpadała w zachwycenie. A na dwie godziny przed skonaniem, wychodząc z takiego stanu rzekła do swego spowiednika: „O mój ojcze! jakiemiż to pociechami, obdarza Pan Bóg Świętych swoich w wieczności. Idę i ja zapatrywać się na oblicze Boga mojego, któregom przez całe życie pragnęła.” Wkrótce potém powtórzywszy dwa razy te słowa: „Jezu bądź ze mną, Jezu bądź ze mną,” oddała Bogu ducha, mając lat trzydzieści jeden. Umarła roku Pańskiego 1617, a Papież Klemens X, w poczet Świętych zaliczył, dzień dzisiejszy na jéj święto przeznaczając.

Pożytek duchowny

Widziałeś, w żywocie świętéj Róży Limańskiéj, że ona pomimo wysokiego stopnia doskonałości jakiego dostąpiła, i obok nadzwyczajnych łask jakiemi ją Pan Bóg obdarzał, przez długi czas, codziennie ciężko od złego ducha była trapioną. Niech cię więc nie dziwi to że sam doznajesz różnych pokus, które byleś im nie ulegał, nie mogą ci przeszkodzić do postępu na drodze duchownéj.

Modlitwa (Kościelna)

Dobra wszelkiego Dawco, Wszechmogący Boże! który błogosławionéj Róży, darami łaski od dzieciństwa uprzedzonéj, cnotami dziewictwa i pokory w Indyach jaśnieć dałeś – spraw prosimy abyśmy w jéj ślady wstępując, jak ona Chrystusowi miłemi się stawali. Który z Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 732–734.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 686

Autor opisu żywota świętej Róży powiada, że biskup Turybiusz udzielił Róży sakramentu Bierzmowania, gdy Święta była jeszcze małym dzieckiem. Sakrament ten darzy nas bowiem podwójną łaską:

  1. Udziela nam siły do walki z wrogami Kościoła, a siła ta może się spotęgować aż do gotowości męczeństwa. Święta Róża musiała walczyć z dwoma najpotężniejszymi wrogami, tj. własnym ciałem, hojnie uposażonym we wdzięki, i z matką, która powagą rodzicielską usiłowała zmusić ją do posłuszeństwa i zrzeczenia się własnej woli. Duch święty oświecił Różę i natchnął ją tak skutecznie, iż ani nie ubliżyła szacunkowi powinnemu rodzicom, ani nie poszła za błędnymi ich przywidzeniami. Duch święty natchnął ją siłą umorzenia w sobie porywów zmysłowości i cierpliwego znoszenia potwarzy i urągowisk. Czemuż Bóg nie pomaga nam w walce z pokusą i pożądliwościami ? Oto dlatego, że zimni i obojętni jesteśmy na głos Ducha świętego i że więcej się obawiamy ludzi i ich zdania, aniżeli Boga.
  2. Bierzmowanie utwierdza w nas zaufanie w ukrzyżowanym Chrystusie. Kapłan kreśli krzyżem świętym na czole naszym krzyż, abyśmy w walce z szatanem i przeszkodami zbawienia pamiętali o Chrystusie, „który – jak mówi święty Piotr (1 Piotr 2, 21) – ucierpiał za nas, zostawiając wam przy kład, abyście wstępowali w ślady Jego”, i za którego wstawieniem Duch święty, ten Pocieszyciel Boski, w nas zamieszkał. Dla tego święta Róża sypiała na twardych deskach, dlatego nosiła na głowie koronę ciernistą i prosiła o zwiększenie boleści nie z grzesznego zaufania do siebie, ale w celu zwiększenia w sobie miłości Boga. Krzyż jest sztandarem Króla niebieskiego, zwycięzcy piekieł i śmierci, a krzyż na czole naszym jest oznaką, że należymy do zastępu Chrystusowego i wiernie za Nim pójdziemy. Wstyd przeto i hańba zbiegom spod tego sztandaru, jako też hańba tym, którzy ten sztandar dlatego opuszczają, że półmędrek albo raczej półgłówek jakiś nazwie ich obłudnikami, świętoszkami lub podobnie.
Tags: św Róża z Limy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość św Katarzyna ze Sieny pokusy bierzmowanie krzyż
2020-08-29

Ścięcie św. Jana Chrzciciela

Nastąpiło około roku Pańskiego 32.

(Szczegóły te wyjęte są z Ewangeliów świętych i dziejów Kościoła.)

Ścięcie świętego Jana Chrzciciela, to jest Święto w którém się obchodzi pamiątka jego męczeństwa, było zawsze z wielką uroczystością obchodzone w Kościele Bożym. Przed VI wiekiem Uroczystość tę nazywano Męką świętego Jana, a także i dniem jego Urodzenia, to jest jego wejścia do Nieba; lecz od czasów świętego Grzegorza Wielkiego, już ją stale nazywają świętem Ścięcie świętego Jana.

Święty Jan udawszy się w dzieciństwie jeszcze na puszczę, spędził tam około lat dwudziestu pięciu, w najostrzejszéj pokucie. Nie miał innego odzienia jak skórę wielbłądową, którą nosił przepasaną pasem rzemiennym. Żywił się tylko szarańczą, którą jadają najubożsi ludzie w Palestynie, i miodem pszczół leśnych. Miał lat dwadzieścia dziewięć, kiedy Duch Święty wywiódł go z puszczy, aby miewał kazania nad Jordanem, przepowiadając przyjście Zbawiciela i Chrzest pokuty. Byłato bowiem chwila w któréj Zbawiciel już miał czynne życie Swoje rozpoczynać, a święty Jan wystąpić jako jego Przesłannik. Wielki ten kaznodzieją, wnet stał się głośnym w całéj ziemi Żydowskiéj: tłumy ludu gromadziły się aby go słyszeć, i wielu zostawszy jego uczniami już go nie odstępowało. Wszystkich upominał, nauczał, chrzcił i pobudzał do szczeréj pokuty, gdyż Królestwo Niebieskie już się zbliżało. Miasta całe wylegały śpiesząc do niego aby Chrzest otrzymać, a nawet dumni Faryzeusze i Saduceusze, zdobywali się na ten akt pokory i skruchy. Święty zaś nieulegając żadnym względom ludzkim, wszystkich z apostolską śmiałością gromił, nieszczędząc nikomu słów prawdy.

Gdy tak święty Jan chrzcił i nauczał grzeszników, sam Odkupiciel świata, który za tych właśnie i wszystkich innych grzeszników krew Swoję miał przelać, Święty nad Świętymi, Bóg-Człowiek, Pan Jezus, raczył także przyjąć Chrzest od niego, i w tym celu z Nazaretu przybył nad Jordan. Święty Jan ujrzawszy Chrystusa Pana, w tejże chwili światłem Ducha Świętego oświecony, poznając iż to był Mesyasz, przejęty najgłębszą czcią dla Niego, wzbraniał się od udzielenia Chrztu Zbawicielowi i Bogu swojemu, który po to przychodził z Nieba na ziemię, aby grzechy wszystkie zmazać. Rzekł tedy do Pana Jezusa: „Ja potrzebuję abym był ochrzczon od Ciebie, a ty idziesz do mnie?” 1 Lecz Pan Jezus mu na to odpowiedział: iż trzeba koniecznie aby on Go ochrzcił. Uczynił więc to święty Jan, i wtedy głos z Nieba oznajmujący że Pan Jezus jest Synem Bożym dał się słyszeć.

Wkrótce potém, gorliwość z jaką święty Jan upomniał Heroda gorszącego kraj cały swoim nieprawym związkiem z Herodyadą żoną jego, brata, stała się powodem jego śmierci męczeńskiej. Od niejakiego czasu Herod przezwany Antypas, syn starego Heroda, za panowania którego narodził się Pan Jezus, pojął nieprawnie za żonę, z wielkiém wszystkich zgorszeniem, Herodyadę żonę Filipa swego brata, który żył jeszcze, a którego ona odstąpiła. Święty Jan, którego Pan Bóg przeznaczył był wtenczas na głoszenie słowa Bożego, czuł się w obowiązku jawnie i wyraźnie przeciw takiéj niegodziwości wystąpić. Obraziło to Heroda, a jeszcze więcéj Herodyadę, która poduszczała go aby świętego Jana zmusił do milczenia. Królik ten, ulegając wymaganiom niecnéj kobiety, kazał schwytać Świętego i wtrącić do więzienia, w zamku Mankieronckim.

Wszystkich oburzyło takowe barbarzyństwo, i do Jana trzymanego w więzieniu, wielka rzesza ludu ciągle się schodziła, do któréj on ze zwykłą sobie śmiałością, miewał nauki. Co większa, sam Herod który w gruncie serca nie mógł mu odmówić czci i poważania, przychodził do niego i długie prowadził z nim rozmowy. Święty jak w czasie gdy był na wolności zwykle mówił mu prawdę i zbawiennie go upominał, tak toż samo czynił i w więzieniu trzymany, dopominając się w imieniu Boga, aby bratu przywrócił żonę którą bezprawnie porwał. Doszło nareszcie i do wiadomości Herodyady to, że Jan Święty z więzienia nie poprzestaje powstawać na gorszące jéj pożycie z Herodem. Postanowiła więc bądź co bądź postarać się aby go życia pozbawić, i wkrótce znalazła do tego sposobność, co tak opowiada nam Ewangelia świętego Marka:

„Herod posławszy pojmał był Jana, i wsadził do więzienia, w skutek nalegania Herodyady żony Filipa brata swego, którą był pojął, Jan bowiem upominał Heroda mówiąc: Nie godzi się tobie mieć żony brata twojego. Herodyada téż chciała go zamordować ale nie mogła, gdyż Herod widząc Jana mężem sprawiedliwym i świętym, miał wzgląd na niego, często za jego radą postępował i chętnie go słuchał. Lecz gdy nadszedł dzień w którym Herod z powodu swoich urodzin, sprawiał wieczerzę dla panów swoich, a córka Herodyady weszła i tańcując podobała się Herodowi i wszystkim obecnym, rzekł król do téj dziewicy, «Proś mnie o co tylko chcesz, a dam tobie», co nawet przysięgą stwierdził przydając: że «o cokolwiek prosić będziesz dam ci, chociażby chodziło o połowę królestwa mojego.» a zaś wyszedłszy spytała matki swojéj: «O co mam prosić?» A matka odrzekła: «O głowę Jana Chrzciciela.» Wróciwszy tedy co prędzéj do króla, prosiła mówiąc: «Chcę abyś mi teraz, zaraz dał na półmisku, głowę Jana Chrzciciela.» Na to zafrasował się król, lecz dla przysięgi którą się zobowiązał wobec wszystkich obecnych, nie chciał jéj odmówić. Posławszy więc kata, rozkazał przynieść głowę Jana na półmisku. Jakoż, kat ściął go w więzieniu, przyniósł głowę jego i oddał córce Herodyady która zaniosła ją matce.”

Święty Hieronim przydaje że na domiar barbarzyństwa, Herodyada pastwiąc się nad językiem świętego Jana, który za życia upominał ją za jéj nieprawość, wyjęła szpilkę z włosów swoich, i nią tenże język błogosławionego Męczennika, z okrutném barbarzyństwem kłuła.

Święty Ambroży pisząc o tém, tak ze świętém oburzeniem wyraża się: „Od wszeteczników zamordowanym zostaje sprawiedliwy, a sędzia ponosi tę karę, która zbrodniarzom przez niego potępionym się należała. Następnie, nagrodą tanecznicy, staje się zamordowanie Proroka, o! zgrozo! któraby i najdzikszych ludzi oburzyć powinna: wśród uczty i tanów, zapada najokrutniejszy wyrok, w skutek którego z sali balowéj do więzienia, z więzienia do téj sali, przebiegają kaci na wyścigi usłużni. O! ileż to złości w téj jednéj zbrodni! Któż widząc wysłanników przez króla ucztującego bieżących do więzienia, nie wnosiłby że idzie tam o uwolnienie więźnia? Któż, słysząc że to dzień urodzin Heroda, i że z tego powodu świetna uczta się odbywa, i gdy wśród niéj, dano młodéj dziewicy prawo proszenia o co tylko zechce, – któżby mówię, nie był pewny, że kiedy posyłają do Jana, czynią to tylko na to aby go uwolnić z więzienia: bo cóż wspólnego może mieć okrucieństwo z tak wytworną zabawą, jak może być mowa o śmierci wśród takich uciech? Lecz właśnie ma to miejsce! Porwany zostaje na mękę Prorok Pański wśród takiéj biesiady; wyrokiem wśród niéj wydanym ścięty zostaje mieczem, i głowę jego przynoszą na półmisku! Tak bowiem barbarzyńskiéj potrawy potrzebowało okrucieństwo, które się nawet wśród wesołéj uczty nie złagodziło. Patrz więc tyranie obrzydliwy, na ten widok godny ciebie. A iż by nic nie brakło do twojéj dzikości, weź we własne ręce głowę, i niech zpomiędzy palców twoich płynie ta krew święta. A że cię jadła twojéj biesiady nasycić nie mogły, ani czasze pełne wina nie zaspokoiły pragnienia twojego niesłychanego okrucieństwa, pij krew wytryskującą z żył téj błogosławionéj głowy, dopiéro co ściętéj. Patrz na te oczy, chociaż obumarłe a świadkami będące twojéj zbrodni, i zamykające się nie tyle skutkiem śmierci, jak że patrzeć nie mogą na obrzydły widok twego wszeteczeństwa. Te złote usta, chociaż już blade po krwi odejściu, i których wyroków słuchać nie chciałeś, milczą, a jednak i zmarłe bojaźnią cię przenikać muszą.” 2

Śmierć męczeńska świętego Jana Chrzciciela, nastąpiła w 31 roku przyjścia Pana Jezusa, a który był trzydziestym drugim rokiem życia świętego Przesłannika Pańskiego. Uczniowie jego, zdołali wydobyć ciało po jego ścięciu, i z wielką czcią pochowali je w jedném z miast Samarytańskich, zwaném Sebasta. Głowa umieszczoną była osobno. Błogosławione te zwłoki wynalezione późniéj, za panowania Konstantyna Wielkiego, przeniesione zostały do Carogrodu, a następnie do Rzymu. Do kaplicy, w któréj tę drogą Relikwią przechowują, wzbroniony jest przystęp niewiastom, dla okazania zgrozy na jaką zasługuje pamięć tych dwóch niecnych kobiet, z których przyczyny święty Jan został zamordowany.

Pożytek duchowny

W historyi męczeństwa świętego Jana, masz żywy i uderzający obraz, do jakiego stopnia barbarzyństwa i okrucieństwa, doprowadza nierządna namiętność, gdy się w sercu jakiém ustali. Niech cię to pobudza do jak najpilniejszéj pod tym względem nad twojém sercem straży.

Modlitwa (Kościelna)

Świętego Jana Chrzciciela Przesłannika i Męczennika Twojego czcigodna uroczystość, niech nam prosimy Cię Panie, wyjedna zbawienne wsparcie Twojéj miłosiernéj pomocy. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 729–731.

Footnotes:

1

Mat. III. 14.

2

S. Ambr. in Mat. VI.

Tags: św Jan Chrziciel „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Chrzest okrucieństwo relikwie
2020-08-28

Św. Augustyna, Biskupa i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 430.

(Żywot jego napisany był przez jego ucznia Pasydoniusza, Biskupa Kłamińskiego.)

Święty Augustyn urodził się w Tagaście w Afryce, roku Pańskiego 354. Ojciec jego Patrycy był poganinem, lecz za wpływem matki jego świętéj Moniki, cała rodzina została chrześcijańską.

Wychowany bardzo starannie, a genialnemi obdarzony zdolnościami, wielki w naukach uczynił postęp. Lecz zetknąwszy się z zepsutą młodzieżą, zatarł w sercu nauki jakie z domu wyniósł od świętéj matki, i oddał się rozpuście. Łzy i upomnienia Moniki nie trafiały do niego, chociaż bardzo ją kochał, a idąc coraz daléj po zgubnéj drodze na którą się puścił, przyłączył się w końcu do kacerskiéj sekty Manichejczyków, lubo brednie ich oburzały jego bystry i zdrowy rozum. Matka zaś, srodze bolejąc nad opłakanym stanem duszy ukochanego syna, nie przestawała modlić się za niego, gorzkie łzy wylewając. Razu pewnego, rozmawiając o tém z bardzo świątobliwym Biskupem, usłyszała od niego te pocieszające słowa: „Nie przestawaj, córko moja, opłakiwać to nieszczęsne dziecię twoje i polecać je Bogu, a niesposób jest aby syn tyle łez kosztujący matkę, miał zaginąć.”

Augustyn tymczasem coraz większego nabywał rozgłosu, jako uczony i wielki mówca. Najprzód z wielką sławą wykładał publicznie w Kartaginie Retorykę, a chcąc stać się jeszcze głośniejszym, udał się do Rzymu, a następnie do Medyolanu, wszędzie zachwycając swoich słuchaczów. Święta Monika goniła go w każdym z tych miast, czuwając nad jego biedną wtedy duszą, a w Medyolanie postarała się aby się zapoznał ze świętym Ambrożym Arcybiskupem, jednym z pierwszych świeczników Kościoła. Augustyn miał z nim kilka rozmów, w skutek których rozbudziły się w nim wprawdzie silne wyrzuty sumienia, i nawet odstąpił on herezyi Manichejczyków, lecz stosunki z pewną kobietą z któréj miał nieprawego syna, zatrzymywały go w kajdanach grzechu, w który się był pogrążył.

Wszakże przyszła nareszcie pora, w któréj Pan Bóg łzy jego świętéj matki wysłuchał. Razu pewnego, Augustyn wraz ze swoim od młodości przyjacielem Alypem, słyszał opowiadanie o pokutném życiu świętego Antoniego na puszczy Egipskiéj i innych pustelników, których tam tak wielu podówczas było. Zrobiło to na nim najzbawienniejsze a silne wrażenie, i rzekł do swego przyjaciela: „Prostacy zdobywają Niebo, a my z całą naszą uczonością, w błocie ziemskiém grzęźniemy. Mogą oni zdobywać się na rzeczy tak nadzwyczajne, czemużbyśmy tego samego nie czynili?” I to rzekłszy wyszedł do ogrodu, gdzie czując silną walkę łaski Bożéj wyrywającéj go z grzechu w którym leżał, z pokusą która go do niego przykuwała, zaczął się modlić obfite łzy wylewając, i wtedy usłyszał głos z Nieba mówiący do niego: „Weźmij i czytaj” Otwiera więc Pismo Boże które miał przed sobą, i natrafia na te słowa z Listów świętego Pawła: „Odrzućmy tedy uczynki ciemności, a obleczmy się w zbroję światłości… uczciwie chodźmy nie w biesiadach, i niewstydliwościach, ale się przyobleczcie w Pana Jezusa Chrystusa” 1. Po odczytaniu słów tych stał się od tejże chwili innym człowiekiem. Łaska Boża odniosła najzupełniejsze zwycięstwo.

Dotąd był nieochrzezonym, gdyż w owych czasach Chrzest święty odkładano do lat późniejszych. Dla przygotowania się więc do tego Sakramentu, udał się na samotne miejsce w okolicach Medyolanu, i tam przez kilka miesięcy oddawał się gorącéj modlitwie, wiodąc życie bardzo pokutne, a dzień i noc opłakujące swoje przeszłe a ciężkie zboczenia. Nareszcie ochrzczonym został przez świętego Ambrożego w katedrze Medyolańskiéj, i wtedyto, ci dwaj Święci, ułożyli Hymn Te Deum Laudamus, który odśpiewali naprzemian na podziękowanie Panu Bogu za tę wielką łaskę. Święty Augustyn miał wówczas lat trzydzieści trzy.

Święcie zbrzydziwszy sobie świat, który go był w takie ciężkie upadki wplątał, umyślił wieść życie samotne, i w tym celu udał się do swojéj ojczyzny. W drodze, zatrzymał się w porcie Ostyeńskim, i straciwszy tam ukochaną matkę, pewien czas zabawił w Rzymie, gdzie wydał sławne dzieło zbijające błędy Manichejczyków. Przybywszy zaś do Tagesty, rodzinnego swego miasta, sprzedał znaczne dobra które odziedziczył po rodzicach, większą ich część rozdał ubogim, a resztę obrócił na wybudowanie w odludnéj okolicy klasztoru, w którym zamknął się z kilku świątobliwymi towarzyszami, w których liczbie był i jego dawny przyjaciel Alypiusz, i syn jego Adeodat, który tam wkrótce umarł.

Ułożył Regułę zakonną, wielką roztropnością i umiarkowaniem odznaczającą się, według któréj żył ze swoimi braćmi, a która późniéj przez znaczną liczbę innych Zgromadzeń za podstawę do ustaw zakonnych wziętą została. „W tém odosobnieniu wiodąc życie wysokiéj bogomyślności i ostréj pokucie oddane, spędził lat trzy. Przez ten czas wiele dzieł napisał, które późniéj nietylko postawiły go w rzędzie Doktorów Kościoła, lecz jeszeze pomiędzy nimi niejako pierwszym uczyniły.

Miał zamiar w klasztorze swoim pozostać na zawsze, i o kapłaństwie nawet wcale nie myślał. Lecz zdarzyło się, że gdy był w kościele w Hyponie, podczas kiedy tam Biskup Walery, przedstawiał wiernym potrzebę w jakiéj był wyświęcenia jakiego kapłana któryby mu przyszedł w pomoc w zarządzie Dyecezyi, lud ujrzawszy Augustyna, którego już sława i świątobliwości i niezrównanéj nauki wszędzie się była rozeszła, porwał go jakby gwałtem, i pomimo oporu jaki stawił, uprosił Biskupa aby go wyświęcił na kapłana. Walery nietylko uczynił to najchętniéj, lecz niezwłocznie polecił naszemu Świętemu, aby w jego miejscu głosił słowo Boże ludowi w całéj jego Dyecezyi. Augustyn kazywał prawie codziennie z tą wymową którą jaśniał jeszeze na świecie będąc, i do któréj teraz przydawał mu Duch Święty swojego namaszczenia. Prócz tego, nie ustawał w wydawaniu pism najgłębszéj nauki, i któremi zbijał już nietylko błędy Manichejczyków, lecz i Pelagianów, Donastów i innych, i w końcu całą Afrykę z tych kacerstw oczyścił, pozostawiając w dziełach swoich, skarby najwyższéj ceny dla Kościoła, i dowody geniuszu któremu mało kto zrównał, a którego nikt dotąd, ani z pisarzy kościelnych ani świeckich, nie przewyższył.

Miał lat czterdzieści dwa, kiedy wyświęcony został na Biskupa Koadjutora, a jak u mas nazywają Sufragana, Biskupa Hyponeńskiego, po śmierci którego sam Biskupem tejże Dyecezyi został.

Wyniesiony na wyższą godność, tém świetniéj w Kościele Bożym zajaśniał, przedstawiając w sobie wzór najdoskonalszego Pasterza. Dom swój urządził na stopie bardzo skromnéj; sam wraz ze wszystkimi przybocznymi mu kapłanami i klerykami, wiódł życie jakby zakonne, zachowując ile możności Ustawy jakie był ułożył zakładając klasztor. Świętą cnotę czystości tak pokochał i strzegł jéj tak pilnie, że nigdy oczów na niewiastę nie podniósł. I u siebie, i w domach kapłanów jego Dyecezyi, nie dozwalał aby przemieszkiwały kobiety chociażby najbliżéj spokrewnione, i zwykł był mawiać: „Towarzystwo siostry mojéj lub siostrzenicy, zgorszeniem dla nikogo być nie może: – lecz może stać się zgorszeniem obecność w domu moim innych niewiast, do nich przychodzących.” Nienawidził obmowy, i dlatego nad stołem przy którym zasiadał z gośćmi, umieścił tablicę z napisem: „Kto pozwala sobie obmowy, niech wié, że przystęp mu tu wzbroniony.” Przy obiedzie do którego zasiadał z całym swoim Biskupim dworem, kazał zawsze czytywać książki duchowne. Na ubogich rozdawał prawie całe swoje dochody, a gdy zwracano mu uwagę, na jego w téj mierze na własne potrzeby nieoględność, odpowiadał: „Gdy który z ubogich w Dyecezyi doznaje głodu, Biskup powinien obejść się bez obiadu, a swój mu posłać.”

Używając sławy najuczeńszego swoich cząsów Prałata, do którego zewsząd udawano się po radę w najważniejszych sprawach Kościoła, na Soborach w których bywał obecny poczytany za wyrocznię, był obok tego nieporównanéj pokory. Chcąc niejako przytłumić sławę która go w całym świecie ówczesnym tak wysoko wynosiła, i zmniejszyć cześć jaką oddawano jego wysokiéj świątobliwości, wydał dzieło pod tytułem Wyznania, w których opisując całe swoje życie, wyznał swoje dawne najcięższe upadki, sądząc że tym sposobem odwróci od siebie powszechne uwielbienie. Lecz przeciwnie się stało: dzieło to pełne świętego namaszczenia, będące jakby ciągłym aktem skruchy i gorącéj modlitwy tego wielkiego Świętego, jęst po dziś dzień pociechą i zbudowaniem dla dusz pobożnych. Pism w ogólności pozostawił tak wiele, że na ich przeczytanie samo, pracowita osoba długie by lata obrócić musiała.

Trzydzieści sześć lat rządził kościołem Hypońskim, kiedy Wandalowie pustosząc Afrykę, oblegli Hyponę. Święty prosił Pana Bogą aby nie dał mu patrzeć na zniszczenie jego miasta dyecezyalnego, i wysłuchanym został. Augustyn w trzecim miesiącu oblężenia jego biskupiéj stolicy zachorował śmiertelnie. Czując jż do ostatniéj chwili zbliża się, kazał na ścianie przy łóżku wypisać sobie Psalmy pokutne, i te ciągle odmawiał. Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych otoczony swojém duchowieństwem, któremu udzielił najzbawienniejszych nauk, zasnął w Panu dnia 28 Sierpnia roku Pańskiego 430, mając lat siedemdziesiąt sześć.

Pożytek duchowny

Widzisz jak największe zboczenia nie przeszkadzają, gdy kto szczerze nawraca się do Boga, do zostania wielkim Świętym i wysoko jaśniejącym w Kościele Bożym świecznikiem. Uwielbiaj w tém nieprzebrane Boga naszego miłosierdzie; a póki ci czas pozostawiony, korzystaj i ty z niego, bo nie wiesz, czy jeszcze dłużéj będzie z niém Pan Bóg czekać na ciebie.

Modlitwa (Kościelna)

Wysłuchaj miłościwie błagania nasze, wszechmogący Boże, a gdy nam pozwalasz mieć ufność w Twojém miłosierdziu, za wstawieniem się błogosławionego Augustyna wyznawcy Twojego i Biskupa, daj nam doznać skutków Twojój zwykłéj dobroci. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 726–728.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 681

Oto kilka słów z kazania św. Augustyna o zmartwychwstaniu: „Osoba, którą miłujesz, już nie żyje; nie usłyszysz jej głosu, nie może ona brać udziału w radości żyjących, a ty płączesz. Czy płaczesz nad posiewem powierzonym ziemi? Gdyby ktoś niewiedzący biadał, co się stanie z ziarnem rzuconym w ziemię, i gdyby wzdychał nad tym, iż cały posiew stracony, gdyby patrzył na bruzdy łzawym okiem, czy byś nie litował się nad jego nieświadomością i nierozsądkiem, czy byś mu nie powiedział: „Nie upadaj na duchu. To, coś pokrył ziemią, nie jest w twym gumnie ani w twym ręku, ale bądź cierpliwy; gołe pole pokryje się za kilka miesięcy obfitym plonem, a widok ten rozraduje cię tak, jak nas, którzy wiemy, co tu wyrośnie i tą nadzieją się pocieszamy”. Żniwa zboża oglądamy co rok, ale żniwa rodzaju ludzkiego raz tylko się odbędą i to na krańcu czasów. Nie możemy ci wprawdzie ich pokazać, lecz poprzestaniemy na jednym przykładzie. Zbawiciel bowiem mówi: „Jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze, samo zostaje” (Jan 12). Jest to przykład, mówiący o jednym ziarenku; ale przykład ten jest tak przekonywujący, że wszyscy muszą mu dać wiarę. Prócz tego głosi nam każde stworzenie naukę zmartwychwstania, jeśli tylko chcemy jej słuchać, a codzienne wydarzenia powiadają nam, co Bóg uczyni z całym rodzajem ludzkim. Zmartwychwstanie raz się tylko odbędzie. Zasypianie i budzenie sie żywych istot dzieje sie codziennie, a my widzimy we śnie obraz śmierci, w ocknieniu obraz zmartwychwstania. Co więc teraz dzieje się codziennie, to może się stać i stanie sie kiedyś jeszcze raz. Wszakże liście opadaią z drzew i odradzają się! Dokadże ida opadając, skąd przychodzą odrastając? Zima przychodzi, wszystkie drzewa schną i zdaią sie martwe. Zawitała wiosna, i wszystko zielenieje w świeżej szacie. Czv to sie dzieje po raz pierwszy w tvm roku? Nie, tak bvło i zeszłego roku. Rok mija i znowu powraca, a ludzie, stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, nie mieliby zmartwychwstać po śmierci?”

Footnotes:

1

Rzym. XIII. 13.

Tags: św Augustyn „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup doktor św Monika św Ambroży nawrócenie zmartwychwstanie manicheizm
2020-08-27

Św. Józefa Kalasantego, Założyciela Pijarów

Żył około roku Pańskiego 1648.

(Żywot jego napisany był przez księdza Eligiusza Maryliana, tegoż Zakonu kapłana.)

Święty Józef rodem z Petralcyi miasta w Hiszpanii położonego, pochodził ze znakomitéj rodziny Kalasantych. Urodził się roku Pańskiego 1566. Będąc jeszcze dziecięciem, zbierał inne dzieci i uczył je katechizmu, zachęcając do gorliwéj służby Bożéj. W naukach tak szybki uczynił postęp, że w dwudziestym trzecim roku, w Akademii Kompluckiéj, otrzymał stopień Doktora obojga praw.

Jako jedynaka, ojciec chciał ożenić bardzo bogato, lecz on już ślubem czystości poświęcił się był Panu Bogu, i gorąco prosił Matki Bożéj, aby go od tego związku koniecznie uwolnić raczyła. Wtedy dopuścił Pan Bóg na niego ciężką chorobę, w któréj odstąpiony od lekarzy, uprosił nakoniec u ojca zezwolenie wstąpienia do stanu duchownego, jeśli zdrowie odzyska. Cudownie z choroby wydźwignięty został wkrótce księdzem. Kilku Biskupów jeden po drugim starało się mieć tak świątobliwego i uczonego kapłana przy sobie. W dyecezyach Nowéj Kastylii, Aragonii i Katalonii, gdzie go Biskupi do najważniejszych spraw swoich Dyecezyi używali, trudno wypowiedzieć jak wiele dobrego uczynił. Lecz widząc iż zamyślają o wyniesieniu i jego samego na Biskupstwo, większą część majątku odziedziczonego po ojcu obróciwszy na dobroczynne zakłady tak w rodzinném swojém mieście Petralcyi, jak i w innych, udał się do Rzymu, dokąd go nawet Pan Bóg przez objawienie powoływał.

Przybywszy tam zaczął wieść życie nadzwyczaj pokutne, i poświęcił się uczynkom miłosierdzia chrześcijańskiego. Pościł codziennie o chlebie i wodzie, cały dzień albo wykładał katechizm prostemu ludowi, albo usługiwał chorym po szpitalach i więzieniach, Noce poświęcał na czytanie ksiąg świętych, modlitwę i biczowanie się. Snu używał nadzwyczaj mało, nie kładł się nigdy, i tylko klęcząc opierał głowę o jakie drzewo lub ścianę, i tak przedrzémywał. Skoro dnieć zaczynało nawiedzał siedem głównych kościołów, a przy którym zastał go wschód słońca, tam Mszę świętą odprawiał.

Miał już lat przeszło czterdzieści, kiedy razu pewnego, nadszedłszy na gromadę swawolnych dzieci, rozważał że zepsucie ich pochodziło z braku ich wykształcenia, którego powodem było ubóstwo. Pogrążony w myślach takowych, usłyszał głos wewnętrzny mówiący do niego: „Tobie zostawiony jest ubogi, sierocie ly będziesz pomocnikiem” 1. To mu podało myśl założenia szkoły dla biednych dzieci, co téż i uczynił. Przybrawszy kilku kapłanów za towarzyszów, osiadł z nimi przy kościele świętéj Doroty za Tybrem, gdzie pod tytułem Szkoły pobożnéj, otworzył zakład, gdzie bezpłatnie uczyły się dzieci ubogich rodziców. We dwa lata miał już pięciuset uczniów, i przybrawszy więcéj kapłanów do dawania nauk, utrzymywał cały ten zakład własnym kosztem. Chcąc utrwalić to nowe Zgromadzenie, miał zamiar najprzód połączyć je z kongregacyą Luceńską Matki Boskiéj, lecz że tamto stowarzyszenie inne miało cele, ułożył dla swojego osobne Ustawy. Otrzymał na nie zatwierdzenie od Papieża Pawła V, i przez niego Generalnym Przełożonym zamianowany został. Niezwłocznie zaczęły się mnożyć zakłady szkół przez braci jego Zgromadzenia prowadzonych. W krótkim czasie pozakładał je w miastach: Narnii, Sawonie i Karkasie, a Papież Grzegorz XV, potwierdzając je ostatecznie, nazwał to Zgromadzenie zakonem Szkół pobożnych (Scholarum piiarum) od czego u nas, ciż zakonnicy Pijarami są nazywani.

Tak dalece poszukiwano ze wszech stron, bo i z Niemiec, Czech i Polski, kapłanów tego Zgromadzenia, iż święty Józef pisał, że chociażby miał dziesięć tysięcy braci, znalazłby ich gdzie rozmieścić. Ale właśnie że byłto zakład pożyteczny Kościołowi, nieprzyjaciel dusz ludzkich, wzbudził przeciw niemu prześladowanie nadzwyczajne.

Już od początku tego świętego dzieła, źli ludzie spotwarzyli byli błogosławionego Józefa; lecz sprawa jego wytoczona przed Papieża i Kardynałów, przekonała ich o fałszywości czynionych mu zarzutów. Aż oto, w lat dwadzieścia po zatwierdzeniu, a we czterdzieści po założeniu tego nowego Zgromadzenia przez świętego Kalasantego, znalazł się w tymże zakonie pewien ksiądz, nazwiskiem Maryusz Soecy, który zaślepiony pychą, niemogąc się dobić urzędu przełożonego, narobiwszy wiele niepokoju wewnątrz Zakonu, oskarżył świętego Założyciela przed trybunałem Inkwizycji o herezyą. W skutek tego, sługa ten Boży, a już wówczas ośmdziesięcioletni starzec, pod strażą przed sędziów stawionym został, którzy uznawszy jego niewinność, tegoż dnia ze czcią go odprawili. Niegodziwy Maryusz nie poprzestał jednak na tém. Użył przebiegłych intryg; a spiknąwszy się z przemożnymi nieprzyjaciołmi tegoż Zakonu, różnemi podstępąmi tyle dokazał, że oczerniwszy całe Zgromadzenie, wmówił w zwierzchność duchowną, jż Józef jako zgrzybiały starzec, nie może już spełniać obowiązków Generalnego przełożonego, i że z tego powodu w podwładnych jego wielką zakradła się niekarność. Przyszło więc nareszcie do téj ostateczności, że świętego Józefa złożono z urzędu Generalnego przełożonego, a dla wybadania dokładniéj prawdy, naznaczono nadzwyczajnym Wizytatorem, ząkonnika sprzyjającego Maryuszowi.

Wtedy bezczelnik ten, dopuścił się wszelkich przeciw świętemu Józefowi zniewag: lżył go publicznie, zwał go starcem zdzieciniałym, głupim; otwierał jego listy, i w jego oczach podarł Ustawy przez niego nadane Zgromadzeniu. Nasz Święty z przedziwną i niezachwianą cierpliwością znosił to wszystko, a tymczasem Pan Bóg w sprawiedliwości Swojéj ukarał Maryusza, który nagle strasznym dotknięty trądem, nędzną śmiercią umarł. Lecz pozostali u steru Zakonu jego zwolennicy, rządząc nim samowładnie, rozproszyli synów świętego Józefa; i niedość na tém, wyrobili u Ojca świętego dekret znoszący to Zgromadzenie.

Najdotkliwszy byłto cios dla Józefa: jednakże jako pokornie z wolą Bożą zgadzający się, błogosławił Pana i za ten ciężki dopust, a przekonany o pożytku swojego zakonu upewniał, że Bóg przeprowadziwszy go przez tak trudne próby, późniéj podźwignie to Swoje dzieło. Jakoż, zaraz po wydaniu owego dekretu, zdumionym został Papież, że zewsząd posypały się do niego prośby, o utrzymanie tego Zgromadzenia. Kardynałowie, Biskupi z różnych krajów, cesarz Niemiecki, królowie Hiszpański, Francuzki i Polski, najchlubniejsze dając świadectwo o członkach tego Zakonu i pożytkach szkół przez nich prowadzonych, prosili aby Ojciec święty Zgromadzenie to utrzymał. Nakazał więc Papież nowe jak najściślejsze prześledzenie całéj téj sprawy; w skutek czego nie tylko cofnął wydany dekret, lecz Zakon Świętego Józefa, jeszcze obszerniejszemi obdarzył przywilejami.

Wszakże sługa Boży nie doczekał téj pociechy na ziemi, bo właśnie przed przywróceniem Zakonu jego przez Papieża, już go Pan Bóg powołał był po zapłatę do Nieba, która wynagrodziła mu najsowiciéj poniesienie tak ciężkiego i długiego prześladowania. On bowiem, któremu Papieże i Królowie różne ofiarowali Biskupstwa, a Paweł V Kardynalstwo, w podeszłéj starości po tylu w Kościele Bożym położonych zasługach, w poniżeniu i nawet wzgardzie ludzkiéj zostając, nigdy nietylko się na to nie uskarżał, lecz owszem ciesząc się z całego serca z tego podobieństwa z Boskim swoim Mistrzem, do końca żywota, prowadził życie pokutne; a gdy go od ciężkich obowiązków Generalnego przełożeństwa uwolniono, dnie całe i większą część nocy, na bogomyślności spędzał. Wtedy téż Pan Bóg obdarzał go niebieskiemi pociechami. Miewał często objawienia, a szczególnie Matki Bożéj, którą od dzieciństwa czcił najserdeczniéj.

Miał lat dziewięćdziesiąt dwa, kiedy w objawieniu miał sobie wskazany dzień śmierci. Przygotowany do niéj całém życiem, przyjął z uczuciem najwyższéj pobożności ostatnie Sakramenta święte, i przepowiedziawszy kilku najprzywiązańszym braciom otaczającym jego łoże, przywrócenie jego Zakonu, zasnął w Panu roku Pańskiego 1648. Papież Benedykt XIV ogłosił go błogosławionym, a Papież Klemens XIII w poczet Świętych go zaliczył.

Pożytek duchowny.

Widzisz z żywota dopiéro przeczytanego, że i najświętszym dziełom i z woli Bożéj wszczętym, dozwala niekiedy Pan Bóg upaść na czas pewien, aby pokorę i cierpliwość sług Swoich wyprobować, a przez to przysporzyć im największych zasług. Niech cię to pobudza do wytrwałości w dobrych twolch celach, chociażbyś ich nie zawsze mógł dopiąć.

Modlitwa (Kościelna)

Boże który przez świętego Józefa wyznawcę Twojego, dla wychowywania pobożnego młodzieży, nowym wsparciem Kościoł zaopatrzyć raczyłeś; daj prosimy, abyśmy za jego przykładem i pośrednictwem, tak postępowali i tak drugich uczyli, abyśmy dostąpić mogli wiecznéj nagrody. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 723–725.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 679

Święty założyciel zakonu Pijarów należy do mężów, którzy około dobra ludzkości nieśmiertelne położyli zasługi. Strawił on przeszło pięćdziesiąt lat na nauczaniu i wychowywaniu opuszczonych sierot i moralnie zaniedbanych dzieci, ocalił ich tysiące od doczesnej i wiekuistej zguby i stał się ich prawdziwym dobrodziejem. Dbajmy i my za jego przykładem o dzieci, miłujmy je jak święty Józef. Zasługują one na tę miłość nie tylko z powodu swych dobrych przymiotów, ale i błędów.

  1. Któż by nie miłował dzieci dla ich stron dobrych? Któż nie polubi ich dla ich czystości nieskalanej prostoty, posłuszeństwa i nieudanej szczerości? Przyrodzenie i natura sama pociąga je do prawdy. Mają one wrodzone poczucie bojaźni Bożej, sprawiedliwości, miłosierdzia względem bliźnich, nienawiści grzechu. Pięknie też powiedział Zbawiciel: „Zaniechajcie dziatek, a nie zabraniajcie im przychodzić do Mnie” (Mat. 19, 14). Dzieci kochały Pana Jezusa i wszędzie za Nim chodziły, wszystko bowiem ciągnęło je do Niego. Nic zaiste nie ma milszego na świecie, jak dziecię potulne, roztropne, pojętne i posłuszne rodzicom, starszym i nauczycielom.
  2. Miłować należy także dzieci z powodu ich błędów i ułomności moralnych. Wskutek grzechu pierworodnego czują one pociąg do złego, który jednak drzemie jeszcze w głębi ich duszy. Mają one swe błędy, jak np. upór, popędliwość, zazdrość, łakomstwo, niewdzięczność, złośliwość, ale tych błędów nie dopuszczają się rozmyślnie, kłamstwo wywołuje na ich obliczu rumieniec wstydu i przestrach, nie czują wstrętu do bogobojności i do pogardy wiary. Ich brak doświadczenia, słabość, ich złe popędy powinny w nas budzić czujność. Dzieci mają ułomności, a wiek ich jest czasem lekkomyślności i roztargnienia, a jednak jest to jedyny wiek – mówi biskup Fenelon – kiedy człowiek wszystko na sobie wymóc zdoła, aby się poprawić. Dzieci są podobne do miękkich i giętkich szczepów, które ogrodnik może tak sadzić, aby rosły prosto. Trudno dostrzec w mężczyźnie dorosłym albo starcu tak szczerą chęć poprawy. Rozsądne napomnienia i przestrogi wszystko na dziecku wymóc mogą. Czyż może być widok przyjemniejszy i więcej budujący, jak dzieci, stworzone na obraz i podobieństwo Boga, które starają się iść za przykładem starszych i dążą do poprawy?

Footnotes:

1

Psal. IX. 14.

Tags: św Józef Kalasanty „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wychowanie edukacja krzyż
2020-08-26

Św. Zefiryna, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 221.

(Żywot jego napisany był przez Euzebiusza, i innych dawnych Kościelnych pisarzy.)

Święty Zefiryn był Rzymianinem, synem Abundiusza mieszkańca tego miasta. Przyszedł na świat w połowie II-go wieku. O pierwszych latach jego życia żadnych nie posiadamy szczegółów. To tylko wiadomém jest, że rodzice jego byli chrześcijanami i znani powszechnie z wielkiéj prawości i najprzykładniejszego życia.

Byłyto czasy, kiedy Rzym był nie tylko ogniskiem wiary, ale oprócz tego zamieszkali w nim wierni byli wzorem wszystkich cnót chrześcijańskich, i tam najwięcéj ich za wiarę oddawało życie. Ze wszystkich części świata wielka liczba chrześcijan wszelkiego stanu płci i wieku, przybywała do téj stolicy Katolicyzmu, aby zapatrywać się na cnoty któremi się jéj mieszkańcy odznaczali, i naśladować ich przykłady. Upowszechniona ta sława wiernych w Rzymie mieszkających, może właśnie dać wyobrażenie czém był święty Zefiryn, kiedy po śmierci Papieża świętego Wiktoryna, Sam Pan Bóg znakiem z Nieba zesłanym, cudownie oznajmił, iż w całém duchowieństwie nikt nie był godniejszym nad niego do piastowania najwyższego Pasterstwa. Co miało miejsce w następujący sposób:

Straszne prześladowanie chrześcijan za cesarza Sewera rozsrożyło się było do najwyższego stopnia. Bardziéj niżeli kiedy, Kościoł potrzebował mężnego i świętego sternika. Jedenaście już dni upływało, jak wierni zgromadzeni z duchowieństwem, trwali na ciagłéj i gorącćéj modlitwie, prosząc Pana Boga aby pokierował wyborem na Papieża, kiedy oto wśród zgromadzenia, gdzie był obecny święty Zefiryn, Duch Święty zstąpił na niego cudownie w kształcie gołębicy, która spoczęła na jego głowie. Znak tak widoczny, wskazujący niejako wybór przez samego Boga uczyniony, utwierdził duchowieństwo w myśli zamianowania na Papiestwo Zefiryna, co już i bez tego zamierzali uczynić, i z zadowoleniem wielkiém wszystkich, tak wiernych jak i całego duchowieństwa, roku Pańskiego 202, wyniesiony na Stolicę Apostolską, ogłoszony on został następcą świętego Wiktoryna.

Niezwłocznie przekonano się, że w istocie to Duch Święty wybrał takiego Papieża, w chwili kiedy Kościoł na wielkie wystawiony był burze. W pierwszym bowiem roku jego Papiestwa, a który był dziesiątym panowania cesarza Sewera, monarcha ten który z początku zdawał się dość przychylnym dla chrześcijan, ogłosił postanowienia, które dały początek Jednemu z najcięższych prześladowań Kościoła. Święty Zefiryn poznał dobrze jakie miał względem niego Pan Bóg zamiary, wynosząc go na Stolicę Apostolską w tak trudnych czasach, a wsparty łaską Pańską, nie uląkł się tego. Gorliwość jego o dobro powierzonéj mu trzody, i miłość dla Chrystusa Pana, skłaniały go nawet z pierwszego razu, aby co prędzéj mógł krew swoję za Niego wylać; lecz miarkując iż osierocenie trzody w takiéj chwili, na większe jeszcze narażałoby ją niebezpieczeństwa, wstrzymał się od tego. Nie szczędził jednak trudów i wszelkich zabiegów, aby chrześcijan utwierdzać w wierze, pocieszać wśród klęsk które ich spotykały, i najwyższego Pasterstwa swojego obowiązki jak najwierniéj spełniał.

Odwiedzał wiernych po najuboższych mieszkaniach, przedzierał się do więzień gdzie byli trzymani, udawał się w góry okoliczne, i tam ich po jaskiniach w których się kryli wyszukiwał, aby im udzielać Sakramenta święte, pokrzepiać na duchu, i wspierać jałmużną. Co większa: towarzyszył Męczennikom na rusztowanie, i narażając się na największe niebezpieczeństwo, do ostatniéj chwili ich tam nie odstępował.

Nareszcie po dziesięcioletnich prześladowaniach, doczekał się po śmierci cesarza Sewera, spokojnych czasów dla Kościoła. Skorzystał z nich święty ten Papież, aby znowu stanąć w obronie wiary, napadanéj od wewnętrznych nieprzyjaciół. Odszczepieńcy bowiem różnego rodzaju, korzystając z pokoju jakiego używali chrześcijanie ze strony pogan, uderzyli tém zapamiętaléj na Kościoł. Kacerze potępieni przez Papieża Wiktoryna, nanowo głowę podnieśli. Święty Zefiryn tak dzielnie przeciw nim wystąpił, iż oni sami mówili, że nikt lepiéj nad niego nie zbijał dotąd bluźnierstw jakie miotali przeciwko Bóstwu Chrystusa Pana. Z tegoto powodu, święty Optat zalicza nawet Zefiryna do liczby Doktorów Kościoła.

Prokseusz rodem z Azyi, zuchwały kacerz, przybył do Rzymu za Papiestwa jeszcze świętego Wiktoryna, a umilkłszy na czas pewien, za rządów świętego Zefiryna zaczął nanowo szerzyć swoje o tajemnicy Trójcy Przenajświętszéj błędy, przeciwne nauce Kościoła. Święty Zefiryn użył wszelkich środków aby go opamiętać, miał z nim długie rozprawy publiczne, zbił najzupełniéj wszystkie jego brednie, trafił nawet do jego serca, nawrócił go, i do społeczeństwa wiernych przyjął. Jednakże nieszczęsny ten herezyarcha, nie wytrwał na téj drodze. Udawszy się z Rzymu do Afryki, zapadł nanowo w swoje błędy, i w odszczepieństwie od Kościoła umarł.

Lecz zato większą miał pociechę nasz Święty z innym nawróconym przez niego odszczepieńcem. Natalis, który się już odznaczył był w Kościele wielkiemi zasługami, powodowany chciwością, przyłączył się był do sekciarzy tak zwanych Teodoryanów. Bolejąc nad tém Zefiryn, zawezwał go do siebie, długo z nim rozmawiał, i z wielką miłością pobudzał do wyrzeczenia się kacerstwa w które zapadł. Lecz było to napróżno. Następnéj nocy, Natalis surowo zato przez Aniołów skarany został. Kara takowa, którą Pan Bóg w miłosierdziu Swojém go dotknął, wyratowała go i nawróciła. Nazajutrz Natalis przybrany w worek pokutny, z posypaną głową popiołem i sznurem u szyi, upadł do nóg świętego Zefiryna, a wielu wiernych widząc jego szczerą skruchę, wstawiło się do Papieża, prosząc aby mu przebaczył i na łono Kościoła go przywrócił.

Święty Zefiryn naznaczywszy mu odpowiednią pokutę, aby przez nią zadośćuczynił za zgorszenie którego był powodem, z wielką dla swego ojcowskiego serca pociechą uwolnił go od zaciągniętéj przez niego klątwy. Uszczęśliwiony Natalis, powodowany uczuciem pokory, wszystkich obecnych wtedy chrześcijan nogi ucałował, przepraszając za zgorszenie jakiego był powodem. Odtąd żyjąc świątobliwie, w jedności z Kościołem zszedł z tego świata.

Tertulian żyjący podówczas i znajdujący się w Rzymie, ośmielił się głośno naganiać zbytnią, jak ją nazywał, w tym razie pobłażliwość Zefiryna. Gdy mu o tém doniesiono, zasmucił się, przewidując iż pycha któréj Tertulian dawał w tym razie nowy dowód, stanie się w końcu jego własną zgubą. Jakoż, z wielkim dla Papieża smutkiem jak również i dla całego Kościoła, znakomity ten mąż, który był jakby jego filarem, ulegając pysze, zapadł w odszczepieństwo i w tym stanie umarł.

Święty Zefiryn wydał wiele najpożyteczniejszych postanowień, tyczących się karności kościelnéj. Między innemi, zakazał aby nie poświęcano przenajświętszéj Krwi Chrystusa Pana w kielichach drewnianych, jak to czyniono do jego czasu z powodu wielkiego ubóstwa chrześcijan. Postanowił także aby święcenia kapłanów odbywały się publicznie, i aby wtedy zgromadzeni wierni, mogli występować z zarzutami przeciwko tym którychby niegodnymi tego dostojeństwa uznawali. Nakazał, aby wszyscy wierni do Komunii świętéj przystępowali, w czasie Wielkanocy. Rozsądzanie spraw Biskupów, zastrzegł samym Papieżom, albo ich Delegatom. Polecił, aby wszyscy kapłani i dyakoni obecni przy Mszy biskupiéj, asystowali mu do niéj. Wydał prócz tego i wiele innych rozporządzeń, dowodzących jego pieczołowitości o dobro powszechnego Kościoła.

Nakoniec pełen zasług, po ośmnastoletniém zasiadaniu na Stolicy Apostolskiéj, otrzymał koronę męczeńską 26 Sierpnia roku Pańskiego 221, za panowania Antonina Heliogabala. Pochowany został na cmentarzu Kaliksta, przy drodze Apijskiéj, zkąd późniéj do Jednego z kościołów Rzymskich przeniesiony został.

Pożytek duchowny

Tak jak na Kościoł Boży zwykle silniéj uderzają wewnętrzni jego nieprzyjaciele, to jest heretycy, gdy on na zewnętrzne uciski i prześladowania mniéj jest wystawionym, tak i na duszę nacierają silniejsze wewnętrzne pokusy, gdy ona na drodze Bożéj, mniéj napotyka przeszkód zewnętrznych. Jeśli więc doznajesz prześladowania od ludzi, ciesz się i dla tego, że cię to uwalnia od wielu innych ciężkich pokus, którym możebyś się oprzeć nie umiał,

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy Wszechmogący Boże, abyśmy oddając cześć zasługom błogosławionego Zefiryna Męczennika Twojego i Papieża, z przykładów życia jego korzystać umieli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 720–722.

Tags: św Zefiryn „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik herezja
2020-08-25

Św. Ludwika, Króla Francuzkiego

Żył około roku Pańskiego 1270.

(Żywot jego był napisany przez ojca Godfryda Dominikanina, jego spowiednika.)

Święty Ludwik, IX tego imienia król Francuzki, syn Ludwika VIII, i błogosławionéj Blanki królewnéj Kastylskiéj, przyszedł na świat roku Pańskiego 1215 w mieście Puasy (Poissy), gdzie rodzice jego z dworem wtedy przebywali. Ojciec człowiek pełen żywéj wiary, wybrał mu świątobliwego ochmistrza, a matka któréj zawdzięczał jak najpobożniejsze wychowanie, pragnąc wyuczyć go jak ma służyć Bogu zanim panować będzie nad ludźmi, powtarzała mu od kolebki że wolałaby go widzieć w grobie, niż splamionego jakim ciężkim grzechem.

Miał lat dwanaście kiedy po śmierci ojca odziedziczył tron Francyi, którą rządził pod opieką świątobliwéj swojéj matki. W tak młodocianym wieku Ludwik, wyniesiony na szczyt władzy potężnego narodu, zajaśniał przymiotami nie tylko młodego monarchy który był godnym takiego dostojeństwa, lecz i cnotami Świętego. Otoczony największym zbytkiem, zaczął zaraz umartwiać swoje ciało i wszelkie namiętności na wodzy trzymał. Nadzwyczaj lubił łowy myśliwskie i grę w szachy: odmówił sobie tego na zawsze, a co mu tylko zbywało czasu od koniecznych zajęć, obracał go na czytanie ksiąg świętych, i na modlitwę. Biegły w łacinie, wysoko wykształcił się w naukach świeckich, a dzieł ojców Kościoła z rąk nie wypuszczał.

Początki jego panowania zakłóciły domowe niesnaski wszczęte przez zazdrośnych książąt, którym się zdawało iż tak młodego króla łatwo im przyjdzie obalić. Ludwik mając lat czternaście stanął na czele wojska, i po cudach waleczności jakie w bitwach sam dokonywał, rozproszył rokoszan i zmusił ich do zdania się na łaskę. Już wtedy podziwiali w nim Francuzi nadzwyczajną waleczność a nawet i biegłość w prowadzeniu wojny, i mawiali: że nie ma mnicha pobożniejszego od króla, ani rycerza równego mu w boju. Powróciwszy z tych wypraw do Paryża, na podziękowanie za odniesione zwycięstwo, wybudował i uposażył sławne Opactwo Rajomonckie (Rayaument), i kościół świętéj Katarzyny, założył klasztor Kartuzów i kilka obszernych szpitalów.

W dwudziestym roku życia objął już sam rządy kraju, i pojął w małżeństwo Małgorzatę, córkę hrabiego Prowancyi, która stała się wzorem świątobliwéj królowéj. Wkrótce potém, Hugo Luzinian, przywoławszy na pomoc króla Angielskiego, zbuntował się przeciw Ludwikowi. Święty, z małą garstką wojska uderzywszy na nieprzyjaciół, pobił ich na głowę, a sam na czele hufca dotarł do namiotów króla Angielskiego, który uratował się jedynie ucieczką a ścigany przez Ludwika, dwa dni i dwie nocy bez przyjęcia posiłku, z konia nie zsiadał.

Na Wschodzie rozpuszczono wieść że król Francuzki, słynny już ze swojéj waleczności, miał się tam udać na wyprawę krzyżową. Wysłano więc ztamtąd do Paryża najętych zbójców, w celu zamordowania Ludwika, który dowiedziawszy się o tém kazał ich przytrzymać, i odprawił z bogatemi darami do niegodziwego Baszalika Tunickiego, z którego polecenia ludzie ci wysłani byli.

W roku 1239, Boduin II, cesarz Carogrodzki chcąc pozyskać pomoc Ludwika przeciw Mahometanom, przywiózł mu do Paryża Koronę cierniową Pana Jezusa. Król otoczony wyższém duchowieństwem i pierwszymi dworzanami, wyszedł o mil kilka za miasto, i tę przenajświętszą Relikwią sam niósł idąc bosemi nogami, i z czcią najgłębszą złożył ją w kaplicy pałacowéj, którą przyozdobiwszy, uczynił arcydziełem sztuki budowniczéj po dziś dzień podziwianej, a znanéj pod nazwiskiem Świętéj kaplicy.

Nigdy Francya nie zażywała większéj pomyślności wewnątrz kraju, i większego bezpieczeństwa w stosunkach z państwami sąsiedzkiemi, jak za panowania tego świętego króla. Surowemi prawami przykrócił wszelkie nadużycia; wytępił bezbożny zwyczaj bluźnienia, powstrzymał pojedynki, zakazał gier hazardownych, poznosił domy nierządu, przeciął drogę do kłótliwych procesów. Na wyższych urzędników i wielkorządców prowincji baczne miał oko, i odjął im wszelką możność uciskania podwładnych, dając łatwy przystęp do siebie każdemu kto na nich ze skargą występował. Gdy był na przechadzce, miał zwyczaj zasiadać pod drzewem i tam dawał posłuchanie najniższemu z poddanych, załatwiając od razu najzawilsze sprawy. Miał przytém szczególny dar bystrości z jaką wykrywał prawdę, chociażby ją kto najzręczniéj ukrywał, i dla tego wszystkie jego wyroki były tak sprawiedliwe, że strona przegrywająca nie śmiała nigdy uskarżać się na nie.

Prowadził życie nadzwyczaj umartwione, Strzegąc jak najpilniéj cnoty czystości, święty król ten w kwiecie wieku na tronie zasiadający, o ile mógł unikał wszelkich światowych zabaw, widowisk i balów. Prócz zwykłych postów kościelnych, które ściśle zachowywał raz tylko na dzień jadając, pościł cały Adwent, a wigilie do świąt Matki Bożéj, suszył o chlebie i wodzie.

Ostréj włosiennicy nigdy nie zrzucał. Codzień słuchał Mszy świętéj, i odmawiał pacierze o przenajświętszéj pannie zwane Officium Parvum. W każdą sobotę zgromadzał trzechset ubogich, umywał im nogi, sam usługiwał przy stole, i hojnie obdarzał. Prócz tego, przy każdym obiedzie miał ich kilku przy sobie. Na jałmużny obracał prawie wszystko co stanowiło dochód do jego własnej osoby królewskiéj przywiązany. W czasach głodu, uwalniał lud od podatków i rozsyłał dla ubogich ogromne zapasy zboża.

W dwudziestym roku swojego panowania śmiertelnie zachorował, co Francyą całą o największy smutek przyprawiło. Wszędzie zasyłano modlitwy za króla, pod którego panowaniem tak wyjątkowéj pomyślności zażywał naród. Tymczasem Ludwik uczynił ślub, że jeśli odzyska zdrowie uda się na wyprawę krzyżową, dla ratowania chrześcijan pod jarzmem Muzułmanów w Palestynie jęczących. Gdy wyzdrowiał, pomimo próśb żony dzieci i dworzan odwodzących go od wojny w któréj obawiali się go stracić, przyjął zbroję poświęconą z rąk Biskupa Paryzkiego, a przez Papieża Inocentego IV zamianowany naczelnym wodzem wszystkich sił krzyżowców, na czele licznego wojska ruszył do Ziemi świętéj.

W pierwszéj bitwie pobił Saracenów, i zdobył warowne ich miasto Damaszek. Lecz gdy powietrze wyniszczyło większą część jego wojska, w jednéj z potyczek otoczony Saracenami, po dowodach niesłychanéj waleczności, i sam dostał się do niewoli. Ucierpiał tam wiele, lecz okazał tak wielką cierpliwość, zachował się z taką właściwą godnością, i tyle w niewoli nawet będąc czynił dobrego, że sami Saraceni przejęci dla niego czcią, mieli zamiar uczynić go swoim królem. Po zawarciu pokoju, Ludwik uwolniony został, lecz pięć lat jeszcze pozostał na Wschodzie, w ciągu których wielką liczbę wiernych wykupił z niewoli od Turków, mnóstwo Mahometanów nawrócił, poodbudowywał dla chrześcijan wiele miast i pozakładał w nich szpitale, kościoły i klasztory.

Gdy matka jego, która przez czas ten rządziła Francyą, umarła, Święty wrócił do Paryża, gdzie jeszcze z większą gorliwością oddał się ćwiczeniom pobożności, i staraniom uszczęśliwienia swojego ludu. Powznosił różne dobroczynne zakłady we wszystkich prowincyach Francji. W Paryżu założył szpital na trzechset ślepych, na pamiątkę trzechset swoich żołnierzy, którym muzułmanie oczy wyłupili. Sam codziennie odwiedzał ubogich chorych po ich mieszkaniach i szpitalach, i oddawał im najniższe usługi. Nosił szaty bardzo skromne, i tylko z konieczności przybierał oznaki panującego; ciało trapił coraz większemi umartwieniami. U współczesnych monarchów używał tak wielkiego wzięcia, że z najważniejszemi sprawami udawano się do niego po radę, a w zatargach grożących wojną, zdawano się na jego sąd polubowny. Z powodu mądrości jaką jaśniał tak w zarządzie swojém państwem, jak i w stosunkach z postronnemi krajami, nazywano go Salomonem chrześcijańskim.

W roku czterdziestym czwartym od wstąpienia na tron, powtórnie przebył morze dla wydania wojny wrogom imienia chrześcijańskiego, lecz i tą razą nadzwyczajne upały i brak żywności, wywołały w wojsku jego morowe powietrze, którém i sam dotkniętym został. Widząc iż śmierć go czeka, z największym pokojem poddał się woli Bożéj, a przywoławszy syna na którego po nim berło spadało, pozostawił mu w kształcie testamentu święte nauki, streszczające wszystkie obowiązki doskonałego chrześcijanina i doskonałego monarchy, a które zaczynał od tych słów: „Synu mój, pierwszą radą jaką ci daję, jest abyś Boga miłował z całego serca twojego, gdyż bez Niego nic dobrego zrobić nie możemy. Powinieneś być gotowym ponieść wszelkie nieszczęścia, dać się w kawałki porąbać raczéj, niż Go kiedy obrazić grzechem śmiertelnym.” Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych zapadł w powolne konanie, i wymawiając te słowa Psalmu Dawidowego: „Wnijdę Panie do domu Twojego, i pokłonię się ku Kościołowi Twojemu świętemu” 1. oddał Bogu ducha, 26 Sierpnia, roku Pańskiego 1270, mając lat pięćdziesiąt sześć. Kanonizowany został przez Papieża Bonifacego VIII.

Pożytek duchowny

Wyryj na sercu twojém, to upomnienie które świętemu Ludwikowi dawała błogosławiona Blanka matka jego, a on znowu swojemu synowi w testamencie przekazywał, a tém jest „że lepiéj śmierć ponieść, niż dopuścić się ciężkiego grzechu.” Bądź przekonanym, że kto pragnie być zbawionym, powinien według tego prawidła postępować.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś błogosławionego Ludwika wyznawcę Twojego, z tronu ziemskiego do tronu chwały niebieskiéj wyniósł; za jego zasługami i pośrednictwem, spraw prosimy, abyśmy z Królem królów Jezusem Chrystusem, wspólnie królowali na wieki. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 717–719.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 674–675

Do swego syna i następcy Filipa III pisał św. Ludwik w następujący sposób:

  1. „Najpierwszą rzeczą, jaką ci polecam, miły synu, jest serdeczna miłość Boga, bo bez niej nie ma zbawienia. Zanim byś miał popełnić grzech śmiertelny, bądź raczej gotów dać sobie poobcinać wszystkie członki i postradać życie wśród najokropniejszych męczarni. Jeśli Bóg na ciebie ześle zmartwienie i choroby, dziękuj Mu za to i pomyśl, że to się dzieje dla twego dobra i że zasłużyłeś na gorsze kary, służąc Mu źle i działając częstokroć przeciw Jego woli; jeśli Bóg ześle na ciebie coś dobrego, bądź Mu wdzięczny i strzeż się popaść w pychę lub inną jaką zdrożność, gdyż wielki to grzech odwdzięczać się złym za dobre. Przywykaj do częstej spowiedzi, wybieraj na spowiedników kapłanów uczonych i świątobliwych; uczęszczaj ochotnie na nabożeństwa i módl się sercem i ustami podczas Mszy świętej. Bądź miłosiernym dla ubogich i służ im wedle sił radą i uczynkiem. Unikaj towarzystwa bezbożnych, nie cierp wobec siebie mów gorszących i potwarzy miotanych na bliźniego. Wstąpiwszy na tron, bądź przede wszystkim sprawiedliwy. Jeśli bogacz ma spór z ubogim, broń raczej ubogiego, ale jeśli sprawa jest jasna, przyznaj słuszność temu, komu się należy. Gdy spostrzeżesz, że ty, albo przodkowie twoi niesłusznie coś dzierżą, oddaj natychmiast, czy to drobnostka, czy coś większego. Zasłaniaj wszystkich swych poddanych, a zwłaszcza duchownych przed krzywdą i uciskiem, nie bądź łatwowierny, jeśli ci się ktoś żalić będzie na kapłanów, lecz szanuj i broń ich i przestrzegaj tego, aby mogli bez przeszkody pełnić obowiązki swego świętego powołania. Kochaj i czcij matkę swoją i słuchaj jej mądrych rad, miłuj swych braci i bądź im przychylny, ale strzeż się być z miłości ku nim niesprawiedliwym względem innych. Staraj się o dobrych urzędników i sędziów i często zasięgaj wiadomości o ich życiu i postępkach. Wykorzeniaj w kraju wszelkie jawne zgorszenie, a zwłaszcza bluźnierstwa, grę w kostki, wszetecznictwo i opilstwo, a popieraj cnotę. Bądź pokornym synem Kościoła świętego i oddawaj należną cześć papieżowi i biskupom”.
  2. Do swej córki Izabeli, królowej Nawarry, pisał jak następuje:

    „Miła córko, kochaj Boga, który oddał Syna swego na śmierć, aby nas ocalić od wiecznej zguby. Niesłychanie błądzi, kto miłość swą przywiązuje do czegoś innego, nie do Niego. Droga córko, pragnij gorąco coraz więcej Mu się podobać, a lękaj się nade wszystko utracić łaskę Jego. Słuchaj ochoczo rozmów i kazań traktujących o Bogu, a unikaj innych pogawędek, chyba z ludźmi wypróbowanej cnoty. Słuchaj pokornie męża a nade wszystko rodziców; napominam cię, abyś nie łożyła za wiele na suknie, stroje i klejnoty, a co oszczędzisz ponad potrzeby i nieodłączne od stanu i godności wydatki, to obracaj na wspomaganie biednych. Jeszcze raz powtarzam ci, kochana córko, myśl o tym, jak byś się najwięcej przypodobać mogła Panu Jezusowi. Postępuj zawsze tak, abyś zawsze czyniła dobrze, a strzegła się złego z czystej miłości ku Chrystusowi, choćbyś nawet na pewno wiedziała, że za dobre nie odbierzesz nagrody, a za złe kary”.

Footnotes:

1

Psalm V. 8.

Tags: św Ludwik IX „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król sprawiedliwość męstwo Officium parvum grzech ciężki spowiedź krucjata
2020-08-24

Św. Bartłomieja, Apostoła

Żył około roku Pańskiego 71.

(Żywot jego wyjęty jest z Pisma Bożego i podania kościelnego.)

Święty Bartłomiéj, którego wszystkie Ewangelie święte szóstym w rzędzie Apostołów wymieniają, był jak oni wszyscy rodem z Galilei, i także z ubogiego stanu, rybołówstwem zarabiając na życie. Ojciec jego nazywał się Tolmai, jak to okazuje jego własne nazwisko, gdyż po hebrajsku Bar znaczy syn.

Skoro go Pan Jezus raczył za sobą powołać, opuścił wszystko co posiadał, i już do swoich zajęć świeckich nie wracał. Niektórzy ze świętych Apostołów, po ich nawet powołaniu przez Zbawiciela, jeszcze przez czas pewien trudnili się rybołówstwem, święty Bartłomiéj nie oddalał się już od swego Boskiego Mistrza ani na chwilę. Był ciągle przy Panu Jezusie, wszędzie Mu towarzyszył, każdą naukę Jego chciwie brał do serca, i nadzwyczaj był do Niego przywiązany. Był téż, od samego początku życia czynnego Chrystusa Pana, świadkiem naocznym, prawie wszystkich Jego cudów.

Od pewnego już czasu, Zbawiciel mając przy sobie Apostołów, przebiegał miasta i wioski każąc po Synagogach, ogłaszając Królestwo Boże, zaszczepiając naukę którą z Nieba na ziemię przyniósł, a wszystko stwierdzając wielkiemi cudami, szczególnie uzdrawianiem wielkiéj liczby chorych. Lecz nareszcie postanowił Pan Jezus zlecić toż samo i wybranym przez Niego Apostołom: żeby zaś rozbudzić w ich sercach, tém większą o zbawienie dusz gorliwość, gdy razu pewnego ujrzał w koło Siebie liczną rzeszę zgromadzonego ludu, objawił smutek swój z powodu, że tak wielka liczba dusz ginie z winy doktorów i kapłanów Żydowskich, którzy nie trudnią się wcale uprawą duchowną swoich owieczek, a tylko zyski z mich ciągną. I wtedyto rzekł do uczniów swoich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało: proścież tedy Pana żniwa, aby wysłał robotników na żniwo Swoje” 1. Następnie, oznajmił Apostołom że ichto właśnie przeznacza do téj roboty, a udzieliwszy im wszelkiéj mocy nawet nad złemi duchami, wysłał ich po dwóch, świętego Piotra stanowiąc za zwierzchnika nad wszystkimi. Święty Bartłomiéj miał przydanego sobie za towarzysza świętego Filipa, i jeszcze za życia Chrystusa Pana, z wielką gorliwością oddał się obowiązkom swojego apostolskiego posłannictwa.

Gdy Pan Jezus schwytany został przez Żydów, przerazili się tém i wielce zasmucili Apostołowie, chociaż dobrze pamiętali że im to Zbawiciel Sam był przepowiedział, równie jak i swoje zmartwychwstanie. Piszą, że święty Bartłomiéj, po Męce i śmierci Pańskiéj nieutulony w żalu, zamknąwszy się w domu, który w Jerozolimie był zwykłém mieszkaniem uczniów Pana Jezusa, przez trzy dni i trzy noce gorzkie łzy wylewał, i trwał na modlitwie.

Po Zmartwychwstaniu Syna Bożego, aż do Jego Wniebowstąpienia, wraz z Apostołami był ciągle przy Zbawicielu, i potém z nimi znajdował się w Wieczerniku aż do chwili Zstąpienia Ducha Świętego, którego razem z innymi otrzymał.

Gdy potém Apostołowie rozdzielali pomiędzy siebie cały świat, aby po nim roznieść światło Ewangelii, świętemu Bartłomiejowi przeznaczone zostały Likaonia, Albania, Indye Wschodnie i Armenia. Zaniósł on tam Ewangelią świętą, napisaną po hebrajsku przez błogosławionego Mateusza, i gdzie tylko się pojawił wiara w Chrystusa szerzyła się, i ogromna liczba pogan Chrzest święty przyjmowała. Święty Jan Chryzostom powiada, że gdzie tylko święty Bartłomiéj głosił słowo Boże, obyczaje tak się poprawiały, że samych pogan wprawiało to w zdumienie. Apostoł ten miał szczególny dar zachęcania nowonawróconych do wstrzemięźliwości od upajających trunków, co w tych krajach powszechnie podówczas nadużywano, i w ogólności wierni przez niego pozyskani Kościołowj, odznaczali się obok różnych cnót chrześcijańskich, życiem bardzo umartwioném.

Zasiawszy ziarno niebieskiego gospodarza w Likaonii, Albanii i Indyi, i pozostawiwszy tam potrzebną liczbę kapłanów przez niego wyświęconych i wyuczonych, udał się do Armenii, która miała być najobfitszém polem jego prac apostolskich, gdzie gorliwość jego największe miała położyć zasługi. Przybywszy do głównego miasta, w którém przebywał podówczas król Palemon z całym dworem swoim, skoro wszedł do świątyni pogańskiéj, szatan który wydawał tam wyrocznie przez usta bożyszcza zwanego Astarot, oniemiał. Zdziwiło to Armeńczyków i całe miasto przeraziło. Tłumy ludu udały się do drugiego bożyszcza zwanego Beryt, aby się od niego dowiedzieć o przyczynie tak niesłychanego wypadku. Wtedy szatan przez usta tego bałwana oznajmił, że obecność to pewnego człowieka nazwiskiem Bartłomiéj, Apostoła Boga prawdziwego, zmusiła do milczenia bożyszcze Astarot, i że z nim samym, to jest z bożyszczem Beryt to sarno się stanie, jeśli ten sługa Chrystusów, wejdzie do jego Świątyni. I przydał: że bożyszcze Astarot nie odzyska mowy, dopóki Bartłomiéj będzie w mieście, gdyż on sto razy na dzień i sto razy w nocy modli się do swojego Boga, i wtedy otacza go wielka liczba duchów niebieskich. Lud zaciekawiony, chciał widzieć świętego Apostoła, lecz że kapłani pogańscy szukali go jeszcze skwapliwiéj aby go zgubić, Pan Bóg udzielił mu téj cudownéj własności, że chodząc po ulicach i uzdrawiając chorych, od żadnego z kapłanów nie mógł być widzianym.

Wieść o wielkich cudach jakie czynił, doszła nakoniec i na dwór królewski. A że córka króla ciężko od złego ducha była trapiona, Palemon kazał zawezwać Bartłomieja, aby i ją zleczył. Skoro przybył królewna uzdrowioną została odrazu. Nazajutrz, król wywdzięczajac się Świętemu za tak wielkie dobrodziejstwo, posłał mu kilka wielbłądów obładowanych złotem i nadzwyczaj kosztownemi darami, prosząc aby je przyjął. Bartłomiéj odesłał je królowi, a gdy już był wieczór, stanął niespodzianie przed nim w jego sypialnéj komnacie, przeszedłszy cudownie przez drzwi zamknięte, i rzekł do Niego: „Przybyłem tu nie po złoto i bogate dary, lecz aby zbawić duszę twoję, i lud twój do wiary w prawdziwego Boga przywieść. Przysłany jestem od Niego, abym ci Go dał poznać, jako Stwórcę wszystkiego co istnieje, a któremu jedynie należy się od nas cześć i uwielbienie najgłębsze, jako téż i miłość największa. Bałwany wasze są dziełem szatanów, oddając im cześć, kłaniacie się im samym: owszem niektóre bożyszcza wasze, sąto istne złe duchy: a że tak jest niezawodnie, pójdźmy przed bożyszcze, które głównie w tém mieście cześć odbiera, a zmuszę je do tego że samo to wyzna.” Król zgodził się na tę próbę, i z dworem całym. udał się do świątyni wraz z Bartłomiejem. Skoro wszedł tam sługa Boży, bałwan zaczął wołać, że nie jest Bogiem, że więcéj nad jednego Boga być nie może, i że tym jedynym prawdziwym Bogiem, jest Jezus Chrystus, którego przybyły tu Apostoł Jego ogłasza. Po takiém wyznaniu, Święty w imię Chrystusa rozkazał szatanowi aby niezwłocznie pogruchotał bożyszcza znajdują- ce się w całém mieście, i w téjże chwili wszystkie w proch się obróciły. Na cud tak wielki, nawrócił się król z całą rodziną i dworem, całe miasto stołeczne i dwanaście innych miast główniejszych w Armenii. Święty Bartłomiéj ustanowił tam Kościół Chrystusów, wyświęcił odpowiednią liczbę kapłanów, i jak niektórzy piszą, Palemona uczynił pierwszym tego kraju Biskupem.

Lecz znaczna liczba kapłanów pogańskich, którzy przez nawrócenie się prawie całego ludu pozbawieni byli wielkich dochodów w jakie opływali, a sami prawdy Ewangelicznéj uznać nie chcieli, postanowili pomścić się na świętym Bartłomieju. Widząc iż u króla najszczerzéj nawróconego, nic nie wskórają, udali się do brata jego Astyagesa, który nad częścią Armenii panował, a który był zagorzale do zabobonów pogańskich przywiązany. Ten zawezwał do prowincji do niego należącéj świętego Bartłomieja, pod pozorem że chce aby i jego poddani posłuchali nauk jakie głosi. Święty pośpieszył bez odwłoki, chociaż mógł łatwo przypuścić, iż było to podejściem i że go tam czeka śmierć męczeńska. Jakoż, skoro tylko przybył do miasta w którém mieszkał Astyages, tyran ten kazał go schwytać i skazał na jedno z najokrutniejszych męczeństw. Żywcem odarto Bartłomieja ze skóry, i tak barbarzyńsko umęczonego, z całém ciałem do żywego odkrytém, wystawili na placu publicznym. Święty, pomimo téj niesłychanéj męczarni, przemawiał do ludu, głosząc im Chrystusa i powołując ich do wiary, co widząc Astyages, kazał go ściąć mieczem. Odarty był ze skóry 24 Sierpnia, a ścięty nazajutrz, dla tego w niektórych krajach obchodzą święto jego w dniu dzisiejszym, a w niektórych w następnym. Poniósł to straszne męczeństwo około roku Pańskiego 71. Pan Bóg pomścił niezwłocznie śmierć sługi Swojego. Szatan opętał Astyagesa i kapłanów wspólników jego zbrodni, a dręcząc ich przez dni trzydzieści, wszystkich podusił.

Pożytek duchowny

Widzisz, z żywota świętego Bartłomieja, podobnie jak w historyi każdego z Apostołów Pańskich, jak wiele kosztowało ich szerzenie wiary po świecie, a więc jak ciężkim poniesionym przez nich mękom, zawdzięczasz to wielkie dobrodziejstwo że w téj wierze zrodzony będąc, zbawienia wiecznego łatwo ci dostąpić. Niech cię to pobudzi do serdecznego do nich, jako pierwszych podwalin Kościoła, nabożeństwa.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże, który nam dzień dzisiejszy święcie rozweselasz doroczną uroczystością błogosławionego Apostoła Twojego Bartłomieja, prosimy daj nam dzieciom Kościoła Twojego, i miłować to w co on wierzył i ogłaszać co on nauczał. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 714–716.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 672

Święty Bartłomiej uznał w „synu cieśli nazareńskiego” Syna Bożego, Zbawiciela i prawdziwego przewodnika na drodze do doskonałości. Wszyscy pragnący prawdy, a nie mający fałszu i obłudy w sercu, poznali z Ewangelii Jezusa, starali się pójść w ślady Jego i osiągnęli szczęście wiekuiste.

  1. Pokora i zaparcie się samego siebie, jakie Pan Jezus okazywał od przyjścia na świat aż do śmierci (czym się żydzi tak mocno gorszyli), jest tłem, na którym maluje się osobistość, czyny i słowa Jego. Tą pokorą wabi On do siebie dusze szlachetniejszej natury. Pan Jezus jako Dziecię leży w skromnym żłóbku z rączkami stężałymi od zimna, w ubożuchne otulony powijaczki, ale aniołowie śpiewają Mu: „Chwała Bogu na wysokości”, pasterze klęczą u stóp Jego, mędrcy z daleka przy noszą Mu wonne kadzidła, a Herod drży na swym tronie. W późniejszym wieku słucha rodziców, pracuje w pocie czoła, dźwiga brzemię ubóstwa, ale zarazem zadziwia mędrców i doktorów jerozolimskich odpowiedziami na ich pytania. Pokutuje nad Jordanem, pości na pustyni, opiera się pokusom szatana, ale słyszy zarazem głos z Nieba: „Oto Syn Mój najmilszy”, a święty Jan wita Go tymi słowy: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata!” Prawi ludowi nauki, pieści maluczkie dziatki, przestaje z grzesznikami, ujmuje się za cudzołożnicą, płacze nad grobem Łazarza, myje uczniom nogi, ale równocześnie niewidomi, chromi, chorzy sławią Jego miłosierdzie, szatani drżą przed Jego potęgą, arcykapłani zgrzytają zębami ze złości, widząc Jego powagę i znaczenie. Pozwala się związać, znieważać, wyszydzać, biczować i wtłoczyć sobie na głowę cierniową koronę, kłaść krzyż na barki, ale rozpaczający Judasz, płaczący Piotr, zawstydzony Kajfasz, zdumiony Herod poświadczają Jego niepokalaną świętość. Takim nam się okazuje Pan Jezus w swej pokorze jako człowiek, będący zarazem Synem Bożym.
  2. Uważmy teraz Jezusa w Jego szczytnej wzniosłości. Na wszystkich Jego czynach, słowach i postępkach wyryte jest znamię Boskiej wiedzy, potęgi i samodzielności. „Któż Mnie – mówi – obwinić może o grzech? Ja jestem prawdą, drogą i życiem. Ja światłem tego świata, Ja dobrym pasterzem, który oddaje życie za owieczki swoje, Ja Chlebem żywym, pochodzącym z Nieba. Kto we Mnie wierzy, wiecznie żyć będzie. Przyjdźcie do Mnie, którzy jesteście strudzeni i obciążeni, pokrzepię was. Beze Mnie nic nie zdziałacie. Proście, a dane wam będzie, aby radość wasza zupełna była. Mnie dana wszelka moc na ziemi i Niebie. Nikt nie przyjdzie do Ojca Mego, chyba przeze Mnie”. On zapowiada Sąd Ostateczny tymi słowy: „Pojawi się na niebie znak Syna Boskiego, i ujrzą Go zstępującego w obłokach niebieskich w całej potędze i majestacie. Ześle On swych aniołów z trąbą i wielkim rozgłosem, a ci zbiorą Jego wybrańców z czterech wiatrów, od jednego krańca Niebios do drugiego”. Tak widzimy przed sobą Jezusa w niezrównanym majestacie, jak nikogo innego w dziejach świata, gdyż był nie tylko człowiekiem, jak inni ludzie, ale zarazem Synem Bożym.

Footnotes:

1

Mat. IX. 37.

Tags: św Bartłomiej „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł trzeźwość umiarkowanie
2020-08-23

Św. Filipa Benicyusza, Wyznawcy

Żył około roku Pańskiego 1285.

(Żywot jego wyjęty jest z rocznych dziejów Zakonu Serwitów.)

Święty Filip Benicyusz (Benitti) rodem z Florencyi we Włoszech, pochodził z jednéj ze znakomitszych tego miasta rodzin. Przyszedł na świat około roku Pańskiego 1224. W kolebce był jeszcze i nie miał pół roku, gdy do domu jego rodziców weszło dwóch zakonników Serwitów, których zgromadzenia głównym celem jest rozszerzanie czci Matki Boskiéj; ujrzawszy ich dziecię które dotąd nie mówiło zawołało: „Oto są prawdziwi słudzy przenajświętszéj Panny.” Upatrując w cudzie tym znak szczególnego błogosławieństwa Boskiego nad ich synkiem, rodzice wychowali go bardzo pobożnie. Gdy ukończył szkoły we Florencyi, wysłali go do Paryskiéj akademii, gdzie słuchał wykładu medycyny. Ztamtąd przeszedł do uniwersytetu w Padwie, na którym otrzymał stopień Doktora. Po powrocie do Florencyi oczekiwał go bardzo świetny zawód, jako młodzieńca wysoko wykształconego, a który po rodzicach wielkiego spodziewał się majątku. Lecz Filip już wtedy zamyślał o poświęceniu się na wyłączną służbę Panu Bogu, i ciągle modlił się, a szczególnie do przenajświętszéj Panny do któréj miał wielkie nabożeństwo, aby mógł w téj mierze rozpoznać wolę Bożą. Zdarzyło się, iż będąc na Mszy świętéj w kaplicy ojców Serwitów w blizkości miasta Florencyi, trafił na Mszę podczas któréj w Epistole czytano o nawróceniu Eunucha królowéj Etyopskiéj. Uderzyły go tam słowa któremi Duch Święty odezwał się był do Dyakona Filipa: „Przystąp, a przyłącz się do wozu tego” 1, a że i sam miał imię Filip, więc to wyrażenie zastosował do siebie. Wróciwszy do domu gorąco prosił Przenajświętszą Pannę, aby go ostatecznie w tém oświecić raczyła, i na modlitwie takiéj cały dzień aż do północy przetrwał. Wtedy miał następujące widzenie: zdawało mu się iż jest na obszerném polu, w którém co krok groziły mu to straszne przepaści, to skały jakby walące się na niego, to bagna w których grzęzły mu nogi, to znowu węże i gadziny które się na niego rzucały. W widzeniu takowém które przeraziło go niezmiernie, poznał on obraz świata i niebezpieczeństw jakie na nim napotyka dusza, aż oto ukazała się mu Matka Boża siedząca na wozie otoczonym Aniołami i błogosławionemi duszami, wołająca na niego: „Filipie przystąp i wsiądź na wóz ten” który, jak mu to Samaż przenajświętsza Panna wytłómaczyć raczyła, wyobrażał zakon Serwitów, do którego miał wstąpić.

Zakon ten przed piętnastu dopiéro laty był założony w okolicach Florencyi, gdzie siedmiu pobożnych kupców osiadłszy na górze Sereńskiéj, zawiązali się byli w Zgromadzenie, mające na głównym celu rozszerzanie czci przenajświętszej Panny. Filip niewątpiąc już o woli Bożéj względem swego powołania, udał się do ich klasztoru i niemówiąc kim jest, owszem przedstawiając się jak młodzieniec do gminu należący, prosił przełożonego o przyjęcie do zakonu na prostego braciszka. Po kilkodniowéj próbie przyjętym został i przeznaczonym do najniższych usług w klasztorze, i do robót w polu.

Zadowolony niezmiernie z tak pokornego zawodu, pilnie ukrywał i swoje urodzenie i również znakomite wykształcenie jakie posiadał. Nieograniczając się zaś na ciężkiéj pracy, którą bywał obarczony, przydawał sobie różnego rodzaju umartwień ciała, ścisłe zachowywał posty, nosił ciągle włosiennicę i biczował się do krwi. Zwykle załatwiał tak prędko przeznaczoną sobie robotę, że mu w dzień wiele zbywało czasu, który przepędzał na modlitwie przed obrazem Matki Bożéj w kościele, gdzie czasem i całą noc przebywał.

Cieszył się nadzieją iż całe życie tak ukryty w tym pokornym stanie braciszka pozostanie, kiedy zdarzyło się iż w podróży którą odbywał, dwóch ojców Dominikanów rozmawiając z nim długo, tak uderzeni zostali jego rozumem, nauką i świątobliwością, że udali się do jego przełożonych i przedstawili im jaką szkodą jest dla Kościoła, trzymać taki świecznik w ukryciu. W skutek tego, pomimo oporu jaki stawiała jego pokora, przełożeni, którzy już i sami zaczęli się na nim poznawać, wkrótce wyświęcili go na kapłana.

Przyobleczony tą godnością, świetniéj zajaśniał cnotami, i w przeciągu lat kilku przeszedłszy różne urzędy w swojém Zgromadzeniu, został jednomyślnie na generalnego przełożonego wybrany. Użył wszelkich środków aby się od tego uwolnić, lecz gdy to nie pomogło, widzące i tu wyraźnie wolę Bożą, całą duszą zajął się obowiązkami, któremi go obarczono. Cześć Matki Bożéj, co tak bardzo jego własnemu dogadzała sercu, rozpowszechniał z największą gorliwością, w wielu miejscach zakładając Bractwa o siedmiu Boleściach Matki Bożéj. Zakon jego który do téj pory posiadał tylko jeden klasztor, za jego rządów, szerzyć się szybko zaczął. Sława świątobliwości generalnego przełożonego, jako téż i biegłość jego w przewodniczeniu duszom na drogi doskonałości wstępującym, tłumnie nagromadziła mu Aspirantów. Znaczniejsze miasta włoskie jedne po drugich pragnęły mieć u siebie Serwitów, i wkrótce téż święty Filip kilkanaście klasztorów założył, i z tego powodu chociaż był piątym z rzędu generalnym przełożonym, poczytywany jest powszechnie za założyciela tego świętego zgromadzenia.

Udając się do Rzymu, dla założenia tam klasztoru, spotkał na drodze pod miastem Witerbem trędowatego, który napół nagi leżał na ziemi. Niemając pieniędzy by mógł go wesprzeć, zdjął z siebie zwierzchnią suknię i przykrył nią tego biedaka. Ten tejże chwili odzyskał zdrowie, a pośpieszywszy do miasta, gdzie go wszyscy znali jako ciężkim trądem dotkniętego, cud ten sługi Bożego rozgłosił. Pod tęż porę w Witerbie, zgromadzone było Konklawe z Kardynałów, dla obrania Papieża, po trzechletniém osieroceniu Stolicy apostolskiéj, przez śmierć Klemensa IV. Dowiedziawszy się o przybyciu świętego Filipa, kardynałowie którzy dotąd do ostatecznego wyboru przyjść nie mogli, wszystkie głosy dali na niego, uważając go jako męża z wielkiéj świątobliwości znanego w całych Włoszech. Święty, dowiedziawszy się o tém uszedł w nocy potajemnie, i ukrył się w górach około Sienny, i kiedy wyszedł ztamtąd, dopiéro się dowiedział że niemogąc go odszukać, wybrano na Papieża Grzegorza X. W tém ukryciu dość długi czas przebywał Filip, wiodąc życie najostrzejszych pokutników puszcz egipskich. Żywił się tylko korzonkami leśnemi, a gdy nadeszła susza i wody mu zabrakło, wtedy Święty pomodliwszy się i uderzywszy trzy razy laską w ziemię, wydobył z niéj źródło, które dotąd płynie, ma własność uzdrawiania i jest miejscem kąpieli zwanych Wodami świętego Filipa.

Podczas pobytu na téj puszczy sługi Bożego, objawił mu Pan Bóg iż wolą Jego jest aby on roznosząc cześć przenajświętszéj Panny i po innych krajach, za granicami Włoch Serwitów klasztory pozakładał. Jakoż, gdy powrócił ze swego ukrycia, udał się do Francji, gdzie przyjęty został jako wielki Święty, po wielu miastach miewał kazania z niewymownym pożytkiem wiernych, a szczególnie w Awinionie, Tuluzie i Paryżu. Ztamtąd udał się do Niderlandów, Fryzyi, Saksonii i Niemiec, wszędzie zagrzewając serca do miłości Matki Bożéj, i liczne zakładając bractwa Jéj Siedmiu Boleści.

Po dwóchletniéj takowéj apostolskiéj wyprawie, wrócił de Włoch, i zgromadziwszy na kapitułę generalną swoich ojców, prosił aby go od obowiązku Przełożonego uwolniono, a nowego obrano na jego miejsce. Lecz nietylko ojcowie nie uczynili tego, ale owszem jednogłośnie wybrali go dożywotnym generalnym przełożonym. Święty nie opierał się już dłużéj temu, a korzystając ze zgromadzonego w Lionie Soboru powszechnego, udał się tam aby otrzymać zatwierdzenie swojego zgromadzenia. Uzyskał takowe ze wszelkiemi przywilejami i pochwałami, na jakie sam zakon i Święty który mu przewodniczył zasługiwali.

Wracając z Lionu do Włoch, zatrzymał się w mieście Pistoi, w któréj stronnictwa Gwelfów i Gibelinów waleząc z sobą, krwią zalewały ulicę. Filip, wpływem swoim uspokoił miasto. Podobnież, wysłany do Florencyi przez Papieża Marcina IV, przywrócił pokój temu miastu, i mieszkańców miasta Fosli, zbuntowanych przeciw Papieżowi, skłonił do poddania się i uzyskał dla nich przebaczenie Ojca świętego. Wszystko zaś to, kosztowało go nietylko niemało trudów, lecz i na wielkie naraziło niebezpieczeństwa. W jednéj bowiem z zamieszek, rokoszanie rzucili się na niego, zbili okrutnie i za miasto wyrzucili.

Nakoniec, zbliżała się i ostatnia już godzina jego na téj ziemi, którą mu Pan Bóg objawił. Znajdując się w okolicach Peruzyi, gdzie przebywał Papież Honoryusz IV, udał się Filip do niego, i prosił o błogosławieństwo na śmierć. Ztamtąd przybywszy do klasztoru swojego w mieście Todi, poszedł najprzód do kościoła, i uklęknąwszy przed obrazem Maryi, powiedział: „Tu jest miejsce mojego spoczynku na zawsze.” Nazajutrz zapadł w ciężką gorączkę, a był to dzień Wniebowzięcia Matki Bożéj. W oktawę tejże uroczystości po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, przyciskając do ust krucyfiks, który nazywał księgą swoją, błogosławioną śmiercią zszedł z tego świata, roku Pańskiego 1285. Papież Klemens X w poczet go Świętych zapisał.

Pożytek duchowny

Święty Filip, jak to z żywota jego widziałeś, sam wielkie mając do Matki Bożéj nabożeństwo, Jéj cześć w różnych krajach rozkrzewiał, zakładając w tym celu liczne bractwa o Jéj Siedmiu Boleściach. Proś go, aby i w twojém sercu rozniecił on wielką do przenajświętszéj Maryi Panny miłość, a do tajemnicy Jéj Siedmiu Boleści, szczególne nabożeństwo.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który w błogosławionym Filipie Wyznawcy Twoim, głębokiéj pokory wzór nam pozostawiłeś: daj nam sługom Twoim, za jego przykładem doczesnemi dobrami gardzić, a o niebieskie starać się zawsze. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 711–713.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 669

Święty Filip Benicjusz od najwcześniejszej młodości ćwiczył się w miłości i dobroci wobec wszystkich bliźnich, wobec siebie samego natomiast starał się o jak największą doskonałość w pokucie i umartwieniach. Książką, z której ten Święty czerpał ową mądrość, był krzyż z wizerunkiem rozpiętego na nim Zbawiciela. Słusznie też twierdzić można, że żadna księga nie głosi tak wymownie dwu najprzedniejszych cnót Chrystusowych, tj. Jego miłosierdzia wobec wszystkich ludzi i sprawiedliwości względem samego siebie.

  1. Pan Jezus znosił na krzyżu niewymowne męki z miłosierdzia i litości nad trojaką nędzą gnębiącą cały rodzaj ludzki. Ulitował się bo wiem nad: a) naszą przewrotnością moralną i niemocą, tamującą nam drogę do szczęścia wiecznego. Dlatego też zostawił nam niewyczerpany skarb prawdy i łaski, ułatwiający w ten sposób dostąpienie zbawienia. Ulitował się b) nad naszą skłonnością do grzechu. Ponieważ jako dzieci Adama utraciliśmy prawo do szczęścia wiecznego, Zbawiciel poniósł śmierć bolesną i oswobodził wszystkich wierzących w Niego od grzechu pierworodnego. Ulitował się wreszcie nad c) śmiertelnością naszą. Jako dzieci pierwszych rodziców podlegamy różnym utrapieniom, mozołom i śmierci. Pan Jezus jednakże otworzył tym, którzy są w stanie łaski Niebo i powierzył klucze Niebios Piotrowi. Jak nieprzebrany przeto skarb miłosierdzia widzimy w głębokich Jego ranach, rozpostartych ramionach, konających ustach i otwartym boku!
  2. Pan Jezus cierpiał niesłychane męki na krzyżu dla miłości Boga, przyjął na siebie grzechy świata całego, aby przebłagać Boga za wyrządzoną Mu obrazę i przywrócić Mu cześć przynależną. Boska Jego miłość nie zniosła bowiem, aby obraza i hańba po trzykroć Ojcu niebieskiemu przez stworzenie Jego zadana, nie została odpokutowana. Należny ten dług oddał Zbawiciel, pełniąc przez 33 lata wolę Ojca przedwiecznego, krzewiąc sławę Jego Imienia i czyniąc ofiarę z życia swego, oddając się na przybicie do krzyża.

Pomnąc więc na zasługi Jednorodzonego Syna Twego, spraw miłościwy i dobry Boże, aby krucyfiks i dla nas był otwartą księgą i abyśmy w tej książce podobnie jak święty Filip czytać umieli.

Footnotes:

1

Dzieje VIII 29.

Tags: św Filip Benicjusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna powołanie pokora Maryja
2020-08-22

Św. Tymoteusza, Hipolita i Symforiana, Męczenników

Żyli w wieku czwartym, trzecim i drugim.

(Żywoty ich wyjęte są z dziejów męczeńskich Rajnarta.)

Święty Tymoteusz słynący w Kościele z wielkiéj nauki i gorliwości o chwałę Bożą, był rodem z miasta Antyochii w Syryi. Przybył do Rzymu w IV wieku, za Papiestwa świętego Melchiada, i zamieszkał w domu świętego Sylwestra, który późniéj został Papieżem. Oddał się całą duszą ogłaszaniu Ewangelii i nawracaniu pogan. Wkrótce téż, z taką odwagą poświęcał się tym usługom, że go oskarżono przed Wielkorządcą Tarkwiniuszem, jako jednego z najgorliwszych chrześcijan. Ten kazał go uwięzić, po kilku dniach stawił przed sobą i użył wszelkich środków, aby go przywieść do odstępstwa wiary świętéj. Gdy nie mógł tego dokazać, kazał go zbić okrutnie i odprowadzić do więzienia. Długo go tam męczono głodem, a potém zaprowadzono do świątyni pogańskiéj, aby ofiarę bożkom złożył. Święty, z największém oburzeniem odpowiedział, iż tego nigdy nie uczyni. Wtedy wydano go katom, którzy zadawszy mu najstraszniejsze męki, zanurzyli go w palące się wapno. Wszystko to przeniósł z niezachwianą stałością i nakoniec został ścięty. Święty Sylwester skrycie zabrał jego ciało, a pewna pobożna chrześcijanka imieniem Teodora, ze czcią należną pochowała je w swoich ogrodach, przy drodze Ostyeńskiéj, obok grobu świętego Pawła Apostoła, zkąd późniéj przeniesiony został do kościoła tegoż Świętego.

· · ·

Święty Hipolit był także jednym z wielkich świeczników Kościoła, tak ze swojéj znakomitéj nauki jak i świątobliwości. Żył w wieku trzecim. Godny uczeń świętego Klemensa Aleksandryjskiego, pozostawił wiele dzieł teologicznych pełnych głębokiéj nauki, z których kilka przechowało się dotąd. Był Metropolitą wszystkich kościołów w Arabii, a po pewnym czasie, zrzekłszy się téj godności udał się na pielgrzymkę do Rzymu, dla uczczenia grobów świętych Apostołów Piotra i Pawła. Papież święty Kalikst, zrobił go Biskupem Dyecezyi Porto, we Włoszech, i trzymał go ciągle przy swoim boku, używając do najważniejszych spraw Kościoła powszechnego. Wkrótce potém, Ulpian zamianowany przez cesarza Aleksandra Sewera Wielkorządcą miasta Rzymu, zawzięty wróg chrześcijan, uwięził Hipolita, a gdy ten stał wiernie przy wierze świętéj, kazał go związanego wrzucić w rów napełniony wodą, gdzie utonął, poniosłszy męczeństwo roku Pańskiego 225.

· · ·

Święty Symforyan, którego śmierci za wiarę pamiątkę w tymże dniu Kościoł obchodzi, był rodem Francuz, z miasta Otę (Autun). Pochodził z zamożnego i bardzo znakomitego rodu. Wychowany starannie, w naukach świeckich wysoko był wykształcony. Żył w pierwszéj połowie III wieku, kiedy jeszcze i kraj jego i miasto rodzinne z samych prawie pogan złożone było. Zdarzyło się, iż ojciec jego nazwiskiem Faust, przyjął był w gościnę do domu swojego, świętych Benigna i Antochiusza, przez których, młodego jeszcze podówczas Symforyana, Pan Bóg do wiary świętéj przywiódł.

Od téj pory odznaczał się on wszystkiemi chrześcijańskiemi cnotami w wysokim stopniu. Otoczony wielkiemi zbytkami w rodzicielskim domu, wiódł życie bardzo umartwione. Oddając się naukom, stronił od światowych zabaw, a znaczne pieniądze jakie mu ojciec do rozporządzenia dawał, obracał na miłosierne uczynki. Stał się téż młodzieńcem tak doskonałym, że nie tylko mała liczba chrześcijan jaka się tam znajdowała, miała w nim wzór pod każdym względem godny naśladowania, lecz i sami poganie z wielką czcią dla niego byli. W skutek nawet tego, gdy do miasta Otę przybył na Wielkorządcę Herakliusz, przysłany tam umyślnie przez cesarza Marka Aureliusza do wyszukiwania i prześladowania chrześcijan, nikt nie miał serca oskarżyć Symforyana, że do liczby wiernych należy, lubo powszechnie było to wiadomém.

Miasto Otę miało bardzo wiele świątyń pogańskich, a szczególnie oddawano tam cześć boginiom Cybelli i Dyanie i bożkowi Apolinowi. Dnia pewnego, całe miasto wyległo na procesyą uroczystą, którą odprawiano na cześć Cybelli jako matki bożków wszystkich. Nadszedł na to święty Symforyan, a widząc bożyszcze niesione z wielką okazałością, gdy zawołano na niego aby się pokłonił, nietylko tego nie uczynił, lecz i do pogan, odwodząc ich od tego, przemówił. Schwytano go przeto niezwłocznie, i stawiono przed Herakliuszem. Ten zasiadłszy na trybunale, spytał Symforyana: „Jak się nazywasz i kim jesteś?” Święty odpowiedział: „Nazywam się Symforyan, jestem chrześcijaninem.” – „Jesteś chrześcijaninem, zawołał na to Wielkorządca, jakżeś się mógł dotąd ukryć przede mną? Lecz najprzód powiedz, dla czegoś nie chciał oddać czci bogini Cybelli, która jest matką naszych bożków?” Nato odrzekł Symforyan: „Powiedziałem już iż jestem chrześcijaninem, więc cześć oddaję tylko Bogu prawdziwemu, Stwórcy Nieba i ziemi, a że wasze bożyszcze bogiem nie jest, tegobym wam najłatwiéj dowiódł: dajcie mi młot, a gdy w nie uderzę, w kawałki się ono rozkruszy.” Wówczas zawołał Herakliusz: „Człowiek ten nietylko jest chrześcijaninem, ale bluźni przeciw bogom naszym.” I zwracając się do urzędników go otaczających „Co on jest za jeden?” spytał. „Jestto, odpowiedziano mu, syn najznakomitszego pana tego miasta.” Wtedy kazał mu Wielkorządca odczytać wyrok cesarza Marka Aureliusza, w którym nakazano było zmusić każdego chrześcijanina do oddania czci bożkom, a gdyby tego nie uczynił, ukarania go śmiercią. Poczém rzekł do Symforyana: „Widzisz że nie jest w mojéj mocy inaczéj postąpić: albo oddasz cześć bożkom, albo śmierć poniesiesz.” – „Nigdy tego nie uczynię, odpowiedział Święty, abym bałwanom, które są sprawą szatanów, miał pokłon oddawać. Więcéj bowiem obawiam się Boga mojego, niż groźby ludzkiéj: gdyż Bóg chrześcijański, o ile jest hojnym i miłosiernym w wynagradzaniu zasług tych którzy Mu są wierni, o tyle jest straszny i surowy, gdy zmuszony jest karać grzech odstępstwa od wiary. Jeśli stale przy niéj trwać będę, za łaską Jego, pewien jestem że dostąpię wiecznéj szczęśliwości i dostanę się do portu zbawienia, chociażby piekło najstraszniejsze burze na mnie zesłało.”

Sędzia widząc taką stałość w młodzieńcu, skazał go na srogie uknutowanie i zamknięcie w więzieniu, dając mu kilka dni do namysłu. Po upływie zaś tego czasu, powtórnie go przywołał. Gdy go wywiedziono z więzienia, okowy które miał same opadły. Herakliusz tą razą w najłagodniejszy sposób zaczął do niego przemawiać, obiecując mu nietylko wolność, ale i wielkie łaski cesarskie, jeśli bogom ofiarę złoży, i przydał w końcu: „Pozwól żebym kazał wznieść tu ołtarz dla Cybelli, i posłuchaj mojéj rady, oddaj jéj cześć, a za to otrzymasz na dworze cesarskim, jeden z pierwszych urzędów.” – „Wysoki urzędnik, odrzekł na to Symforyan, uwłacza samemu sobie, gdy używa swojéj władzy, na podejście tego, który się w jego ręce dostał. Bądź przekonany, że się śmierci nie obawiam, która jak mnie i ciebie tak i każdego prędzéj lub późniéj spotka. Odrzucam wszelkie łaski i dary, za które miałbym odstąpić Chrystusa, który mi to nagrodzi darami niebieskiemi.” Wtedy rzekł mu z gniewem Wielkorządca: „Nadużywasz cierpliwości mojéj Symforyanie. Skończmy już; raz jeszcze mówię ci, masz do wyboru: albo pokłonisz się bogini Cybelli, albo każę ci ściąć głowę, i u nóg jéj złożyć.” – „Ciało moje, odrzekł Święty, w twojéj jest władzy, lecz dusza moja jest niepodległą twojemu trybunałowi, a przytém dozwól żebym ci powiedział, że dziwi mnie iż człowiek tak rozumny jak ty jesteś, nie oburza się na cześć oddawaną bożkom, którzy żyjąc tu na ziemi, byli po większéj części wielkimi rozpustnikami, i w których wiara jest dziełem szatańskiém.” Herakliusz słysząc to, już więcéj nie wdawał się w rozprawy z Symforyanem, i skazał go na śmierć.

Gdy Świętego wiedziono na miejsce stracenia, przy saméj bramie miasta, spotkała go matka, poważna matrona, powszechnie wielce szacowana. Błogosławiła go rzewnie płacząc, a gdy poszedł daléj, wstąpiła na wierzch muru miejskiego, wołając: „Dziecię drogie, Symforyanie, patrz na Boga za którego umierasz, i nie spuszczaj z Niego oczu. Synu miły, nie lękaj się śmierci, która ci da życie wieczne. Wznieś serce twoje do Nieba, gdzie oczekuje cię Ten, który tam króluje. Dziś życie marne i doczesne, zamieniasz na wieczne, i na wieki szczęśliwe. O! błogosławiona zamiano!” Słowa te dodały nowego męstwa świętemu młodzieńcowi: w kilka chwil potém schylił głowę pod miecz katowski, i otrzymał koronę niebieską. Zwłoki jego, wierni pochowali blizko miejsca gdzie był umęczony, a późniéj wzniesiono tam wspaniały kościoł, pod jego wezwaniem.

Pożytek duchowny

W życiu wczorajszéj Świętéj, podziwiałeś męstwo matki, rozstającéj się z dziećmi jéj drogiemi, gdy tego po niéj Pan Bóg wymagał; w matce świętego Symforyana, masz znowu obraz chrześcijanki, zagrzewającéj do poniesienia męczeńskiéj śmierci ukochanego syna. Uważaj, jak te uczucia są różne od uczuć tych dusz które nie ożywia silna wiara, i staraj się aby twoje były takiemi, jakie w sercu chrześcijańskiém być powinny.

Modlitwa (Kościelna)

Wspomożenia Twojego Panie, prosimy użycz nam miłościwie, a za wstawieniem się błogosławionych Męczenników Twoich Tymoteusza, Hipolita i Symforyana, prawicę Twojéj litości, rozciągnij nad nami. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 705–707.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 665

Największą troską, jaka przejmowała św. Symforiana, było staranie o duszę, chętnie przeto ofiarował ciało swe oprawcom, aby duszy nieśmiertelnej nie utracić. Ciało nasze jest ulepione z gliny i w proch się obróci, natomiast dusza jest obrazem doskonałości Stwórcy. Aby ocalić dusze ludzkie, nie wzdrygał się Syn Boży zstąpić z Niebios na ziemię, żyć 33 lata w ubóstwie i pogardzie, i przelać krew swoją najświętszą na krzyżu. Święty Chryzostom pyta: „Czy chcesz wiedzieć, człowiecze, ile warta dusza twoja? Otóż jednorodzony Syn Boży ofiarował swą krew nieocenioną, aby zbawić twą duszę”. Tę tak drogo odkupioną duszę obrał sobie przy chrzcie świętym Duch święty jako mieszkanie swoje. To przebywanie Ducha świętego w tym przybytku nie może być z niczym porównane, dlatego też Piotr św. nazywa duszę człowieka rajem.

Bóg wszystko czyni, ażeby duszę tę wydrzeć ze szpon szatana, który bez wytchnienia, już to chytrością i przebiegłością, już też przemocą stara się zawładnąć nią i zgubić. Jeśli przeto chrześcijanin utraci duszę, utraci wszystko. Dla duszy stworzył Bóg Niebo, jej też przyrzekł samego siebie i Królestwo niebieskie. Jeśli przeto przez grzech śmiertelny zgubimy duszę, wtedy utracimy najwyższe dobro, zbawienie wiekuiste. Gdybyśmy mieli dwie dusze, wtedy moglibyśmy zaryzykować jedną, ale mając tylko jedną, z jej zgubą tracimy wszystko. Słusznie tedy mówi Zbawiciel: „Na cóż ci się zda pozyskać świat cały, jeśli poniesiesz szkodę na duszy”. Święty Symforian nie dbał o ciało, pragnął tylko ocalić duszę, wiedząc, że ciało zmartwychwstanie w chwale wiekuistej. Nie zapominajmy przeto o duszy; jeśli namiętności i żądze czynią nas skłonnymi do grzechu, jeśli się do nas zbliża kusiciel i chce nas usidlić w swe pęta, jeśli szatan sili się nas omamić, wtedy pomyślmy sobie: „Jakto, dla lichej rozkoszy, dla marnych i znikomych korzyści, miałbym zaryzykować to, co mam najdroższego, tj. duszę swoją?” Spójrzmy na wizerunek Ukrzyżowanego i mówmy w skupieniu ducha: „Duszo moja, krwią najdroższą Syna Bożego i Zbawiciela naszego okupiona zostałaś. Nie grzesz więcej i pomnij na to, jak wielką uczynił ofiarę Pan Jezus dla twego dobra. Nie grzesz, gdyż w przeciwnym razie wszystko utracisz!”

Tags: św Tymoteusza św Hipolit św Symforian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik matka
2020-08-22

Święto Przenajczystszego Serca Maryi

Ustanowione zostało około roku Pańskiego 1836.

(Krótka nauka na tę uroczystość.)

Kościoł Boży takiém a należném uwielbieniem otacza przenajświętszą Boga naszego Matkę Maryą Pannę, że stara się, aby cześć Jéj oddawana, przewyższała to wszystko co się robi na cześć innych Świętych Pańskich, a o ile to właściwém być może, zbliżała się do czci, jaką Samemu Jéj Synowi Boskiemu oddajemy. Bardzo téż wiele a rozmaitych Jéj cześć mających na celu uroczystości obchodzi, jak to czyni z tajemnicami tyczącemi się Pana Jezusa. Nie żeby przez to z Nim Ją równać, bo między Bogiem a stworzeniem, nawet tak niezrównanéj świętości jaką jest Marya, zachodzi różnica nieskończona, lecz dla tego, że jéj po Bogu należy się cześć najgłębsza, i cokolwiek dla Niéj się czyni, odnosi się to do czci Samego Boga którego stała się Matką.

Otóż, jak osobném Świętem czci Kościoł Boży najsłodsze Serce Jezusowe, tak i na uczczenie najczystszego Serca Maryi, osobne Święto ustanowił. Jak więc w czci Serca Jezusowego, obok czci oddawanéj Temu Sercu jako części przenajświętszego Ciała Bożego od Niego nieoddzielnéj, a więc czci jako Bogu należnéj, oddajemy także cześć temu Sercu Jego, jako przenośnie wyobrażającemu nieograniczoną miłość Boga do ludzi, – tak podobnież w czci oddawanéj Sercu Maryi, czcimy przenośnie, tę znowu miłość macierzyńską, jaką jest przepełnione Serce Maryi, dla nas, a ztąd oddajemy Jéj cześć i najbardziéj należną, i dla Niéj najmilszą, a dla naszych własnych serc, najbardziéj pocieszającą. Marya bowiem jest naszą najprawdziwszą Matką w porządku łaski, i to nietylko dla tego że wydając na świat Zbawiciela, jakby porodziła przez to nas wszystkich do Nieba, lecz że jest nam Matką z postanowienia wyraźnego, z instytucyi Samego Pana Jezusa, – i w jakże to uroczystéj chwili uczynionego, owszem w najuroczystszéj jaka kiedy pod słońcem zabłysła!

Już za chwilę miał najdroższy Pan nasz skonać za nas na krzyżu, po najcięższych mękach. Już wtedy przebiegając myślą wszystko co dla zbawienia naszego zrobił, miał powiedziéć: „Spełniło się” 1, to jest wykonanem zostało wszystko, co do zbawienia i uświątobliwienia ludzi potrzebném tylko być mogło, i potém miał polecić Ducha Swojego Bogu, i schyliwszy głowę skonać. Otóż wtedyto, niepojęta miłość Jezusa do ludzi, odkryła jeszcze jednę potrzebę duszy naszéj, i tę nie pozostawił bez jéj zaopatrzenia. Wtedy Pan Jezus jakby mówił Sam do Siebie: „Wszystko już co tylko ludziom potrzebném było aby im zapewnić zbawienie, uczyniłem dla nich: już Kościoł mój założyłem, już w nim Biskupów, pod przewodnictwem najwyższego z nich Papieża, postanowiłem raz na zawsze; już wszystkie Sakramenta święte nadałem, już nareszcie w przenajświętszéj tajemnicy Ciała i Krwi mojéj i Sam się im zostawiłem! Czegoż więcéj potrzeba? więc już im nic nie brakuje?” Lecz w tejże chwili, najdroższa Serce Jezusa, zatroszczyło się o te nieszczęsne dusze, które tych wszystkich Jego dobrodziejstw nadużywszy, w rozpacz wpaść mogą, i już nie będą miały śmiałości nawet do Zbawiciela, chociaż tak niepojętego miłosierdzia pełnego, rąk swoich podnieść, wiedząc jak właśnie dowody Jego miłości i miłosierdzia, grzesznie zmarnowały. I wtedy, ten Zbawca nasz najmiłościwszy, – któremu winniśmy postanowienie Sakramentu pokuty: to jest największego nad grzesznikami miłosierdzia; postanowienie przenajświętszego Sakramentu Ołtarza w którym Sam nam oddając się, już więcéj nic dać nie może, – ten Bóg nieprzebranego miłosierdzia, stanowi nam jeszcze i Matkę miłosierdzia: w Maryi daje nam Matkę, któraby zawsze była gotową przygarnąć do Swego macierzyńskiego miłosierdzia każde, chociaż najbardziéj zapominające się i błądzące dziecko; któraby wtedy gdy my już sami widząc żeśmy utracili wszelkie prawo do miłosierdzia Bożego i Jezusa Samego, – chociaż bez granic miłosiernego lecz oraz jako Boga i nieskończenie sprawiedliwego, – któraby mówię wtedy, otworzyła nam łono Swojéj macierzyńskiéj litości, i wstawieniem Swojém za nami do Boga, w każdym razie uprosiła nam przebaczenie i potrzebne łaski do poprawy. To tedy obmyśla Boski nasz Zbawca, już blizki śmierci, i to niezwłocznie dokonywa. Zwraca się do Maryi obok krzyża stojącéj, a w osobie świętego Jana tam także obecnego, przedstawiając Jéj wszystkich wiernych, powiada do Niéj: „Oto Syn Twój”, a do świętego Jana wskazując na przenajświetszą Pannę „Oto Matka Twoja” 2. A że Pan Jezus przemawiał jako Bóg, którego każde słowo ziszcza się niechybnie; a że te słowa wymówiły usta tegoż Boga, który przy stworzeniu świata gdy rzekł: „Stań się światło i stało się światło” 3; usta tego Jezusa, który gdy rzekł przy ostatniéj wieczerzy wskazując na chleb „Oto ciało moje” 4 i stało się to Ciało Jego, – więc i w tejże chwili, gdy Pan Jezus wskazując Matce Swojéj, w osobie ulubionego ucznia Swojego wszystkie dusze wybrane, rzekł do Niéj te słowa: OTO SYN TWÓJ, niezwłocznie Serce Matki Bożéj, przetworzyło się na serce macierzyńskie dla nas wszystkich; przenajświętsza Panna stała się naszą Matką, nietylko w porządku łaski lecz i z postanowienia Bożego osobnego, stała się tą Pośredniczką między nami a Bogiem, która jako nasza Matka, nic nam odmówić nie może co tylko dla duszy naszéj może być potrzebném, a jako Matka Boga, żadnéj odmowy od Boga, gdy za nami wstawiać się będzie nigdy nie dozna!

Wprawdzie spodobało się Panu Jezusowi, pisze święty Alfons Ligory, aby On Sam tylko umierał za zbawienie rodu ludzkiego, według tych słów Proroka: „Prasę Sam tłoczyłem” 5. Lecz widząc wielkie pragnienie Maryi, aby także wydać się mogła za zbawienie dusz ludzkich, tak rzeczy urządził, aby przez ofiarę jaką uczyniła z życia Syna Swojego, współdziałała Ona w sprawie naszego odkupienia, i stała się także Matką dusz naszych. I to spełnił Zbawiciel, kiedy przed samą śmiercią z krzyża już w osobie świętego Jana wszystkich nas oddał Jéj za dzieci.

Ponieważ więc Marya jest naszą Matką, miarkujmyż jak nas miłować musi! Każda matka, byle nie była wyrodną istotą, kocha dziecię swoje najsilniejszą miłością, i zwykle więcéj niż własne życie. Cóż dopiéro taka matka jaką jest Marya, i Matka nie z krwi i z ciała, lecz w porządku łaski, która jest miłością samą, i Matka z postanowienia Jéj najdroższego Syna, który razem jest i Jéj Bogiem, a więc którego ostatnią wolę już przed samą śmiercią Jéj objawioną, jakże bez wątpienia wiernie, jak gorliwie spełnia! Marya téż najprawdziwiéj odzywa się do każdego z nas temi słowy Izajasza Proroka: „Izali może zapomnieć niewiasta niemowlęcia swego, aby się nie zlitowała nad synem żywota swego? a choćby ona zapomniała, wszakże ja nie zapomnę ciebie.” 6

Ztąd téż wynika, że i my tę Matkę naszę niebieską czcić i kochać powinniśmy po Bogu najwięcéj, a czcić i kochać właśnie i głównie dla tego, że jest nam taką Matką, i że Jéj takiéj macierzyńskiéj miłości nieustannie odbieramy dowody. Wyżéj przytoczony święty Alfons powiada, że Marya tak dalece nas miłuje, że większą znajduje pociechę gdy nam wyjedna jaką łaskę, aniżeli my takowéj doznajemy z jéj otrzymania. Święty Bonawentura robi znowu tę uwagę: że abyśmy miarkowali jak Marya nas umiłowała, dość jest przypomnieć sobie, że ofiarowała za nas Syna, którego nad życie i milion żyć kochała. Matki zaś zwykle najwięcéj kochają te dzieci, których zachowanie przy życiu najwięcéj ich kosztowało trudów i troski. Owóż my dla Maryi jesteśmy temi dziećmi właśnie, którym nie mogła Ona wyjednać życia łaski inaczéj, jak przez poniesienie najcięższych jakie kto z ludzi poniósł boleści i cierpień, których doznała patrząc na śmierć Syna Swojego, i na którą zezwalała z miłości ku nam. Jak téż Pismo Boże, chcąc wyrazić niepojętą miłość Boga do ludzi powiada: „Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego jednorodzonego dał” 7 aby On za nas śmierć poniósł, tak powiada święty Bonawentura, i Marya tak nas umiłowała, że zaofiarowała za nas Syna Swojego jedynego.

Gdy tedy taką w Maryi mamy Matkę, i za to szczególnie czcić Ją i miłować powinniśmy bez granic, zastanówmyz się, co jest w Niéj co to Jéj względem nas macierzyństwo stanowi, przedstawia, streszcza niejako w sobie, owszem jest niezbędnym jego warunkiem? Tém jest to co każdą matkę stanowi, bez czego żadna matka, matką by się nazywać nie mogła, co gdyby straciła z matki najprawdziwszéj, niejako przestałaby być matką, z najlepszéj stała by się wyrodkiem natury: a tém jest SERCE. Więc my, czcząc Maryą i miłując Ją, i najżywszą Jéj chowając za Jéj nad nami macierzyństwo wdzięczność, powinniśmy miłować i szczególnie uwielbiać Jéj Serce.

Święto téż dzisiejsze, jest szczególnie Jéj Świętém jako naszéj najlepszéj, najlitościwszéj, najbardziéj nas miłującéj Matki, a ztąd jakże to Święto serdecznie, i z jakiém pełném synowskiéj miłości nabożeństwem, obchodzić powinniśmy!

Lecz oddając cześć najsłodszemu Sercu Maryi, łączy Kościoł Boży i inną jeszcze intencyą. Cześć bowiem temu Sercu powinniśmy oddawać i dla tego, że Serce Maryi, po Sercu Jezusowém, jest Sercem najdoskonalszém, najświętszém, jakie z rąk Bożych wyszło. Przeznaczone na Serce Matki Boga, obdarzone zostało od pierwszéj chwili Swojego uderzenia, łaskami najwyższemi, i miłością Boga przechodzące miłość wszystkich Serafinów. Wolne od skazy grzechu pierworodnego, nigdy żadnéj nie zaciągnęło plamki, a coraz więcéj gorejące miłością Boga, który raczył stać się i Jéj Synem, stało się ciągłym przybytkiem Ducha Świętego, którego Marya była Oblubienicą. W Niebie zaś już teraz umieszczone, wraz z jéj przeczystém ciałem z którém tam wziętą została, jak Swojemi aktami miłości nieustannej, największą chwałę i radość przynosi Trójcy Przenajświętszéj, tak znowu bezustannie za nami się wstawia: wyprasza wszystkie a wszystkie te łaski, jakiemi Pan Bóg dusze wybrane obdarza, tak że ani jedna nie spływa na ziemię inaczéj, jak przez Serce Maryi wyjednana. „Postanowił bowiem Pan Bóg, powiada święty Bernard, nic nie udzielać inaczéj, jak przez ręce Maryi,” a po wyproszeniu tego Jéj przeczystém Sercem.

Jest pobożne w Kościele świętym mniemanie, że po końcu światu, przenajświętszy Sakrament Ciała i Krwi Pańskiéj, zachowany zostanie w Niebie na wieki w przeczystém Sercu Maryi.

Pożytek duchowny

Jak mile Matka Boża przyjmować raczy cześć oddawaną Jéj przeczystemu Sercu, dowodem między innemi jest i Bractwo Serca Maryi za nawrócenie grzeszników, założone we Francyi przy schyłku pierwszéj połowy wieku bieżącego. Modlitwy tego Bractwa, dziś już przeszło dwadzieścia milionów członków liczącego, wypraszają ciągle przez Serce Maryi, łaskę nawrócenia dla najzatwardzialszych grzeszników. Obowiązki jego ograniczają się na odmawianiu jednego Pozdrowienia Anielskiego na dzień. Staraj się do niego należeć.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże! któryś w Sercu błogosławionéj Maryi Panny, godny Ducha Świętego przybytek zgotował; spraw miłościwie, abyśmy tegoż przeczystego Serca Święto pobożnie obchodząc, według Serca Twojego żyć zasłużyli sobie. Przez Pana naszego i t. d. w jedności tegoż Ducha Świętego i t. d.

Zdrowaś Marya za nawrócenie grzeszników.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 708–711.

Footnotes:

1

Jan XIX. 30.

2

Jan XXX. 27.

3

Gen. I. 3.

4

Łuk. XXII 19.

5

Izaj. 63. 3.

6

Iza. XLIX. 15.

7

Jan III. 16.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna matka serce Maryi
2020-08-21

Św. Joanny Szantal (de Chantal), Założycielki Zakonu Sióstr Nawiedzenia Przenajświętszéj Maryi Panny

Żyła około roku Pańskiego 1641.

(Żywot jéj wyjęty jest z procesu jéj kanonizacji.)

Święta Joanna - Franciszka, ze znakomitéj rodziny Fremiotów, urodziła się we Francji w mieście Diżonie roku Pańskiego 1572. Matka odumarła ją w kolebce, lecz ojciec prezes Parlamentu, przykładny chrześcijanin, wychował ją bardzo pobożnie. Miała lat pięć, gdy słysząc pewnego heretyka zaprzeczającego obecności Pana Jezusa w przenajświętszym Sakramencie, wyrwała się z rąk piastunki, i przystąpiwszy do niego rzekła: „Pan Jezus Sam powiedział że jest obecny w przenajświętszym Sakramencie; jeśli pan temu nie wierzysz, więc Go za kłamcę poczytujesz.” A gdy tenże chcąc dziecinę złagodzić, podał jéj cukierki, Joanna wrzuciła je w ogień na kominku palący się mówiąc: „Oto jak heretycy płonąć będą w piekle, za to że nie wierzą temu co Pan Jezus powiedział.” Wtedy także widząc się pozbawioną opieki matki, przenajświętszą Pannę obrała sobie za matkę, i całe życie szczególne do Niéj miała nabożeństwo. Jedna z jéj bliższych pokojówek, była bardzo światową, i młodą Joannę tymże duchem chciała zarazić. Święta uprosiła ojca, aby ją z jéj służby oddalił.

W dwudziestym roku życia, wyszła za mąż za jednego z pierwszych panów francuzkich: barona Szantal (de Chantal). Osiadłszy z nim w jego zamku dziedzicznym, cały dom swój urządziła po chrześcijańsku. Codziennie słuchała Mszy świętéj w kaplicy zamkowéj, a w święta i niedziele w kościele parafialnym. Rano i wieczór wspólnie z domownikami odprawiała pacierze, a ubogich, we wszystkich włościach swoich bardzo obszernych, stała się opiekunką i matką. Wspierała ich hojnie, chorych po mieszkaniach odwiedzała i usługiwała im z największą miłością. Gdy ciężki głód dotknął był całą okolicę, spichrza zamkowe otworzyła dla nich, i te kilkakrotnie, gdy się już wyczerpały, modlitwą swoją cudownie napełniła.

Mąż jéj jako dworzanin królewski, często przebywał w stolicy. Święta Joanna pozostawała wtedy na wsi, wiodąc życie bardzo samotne, co jéj wielce dogadzało. Wkrótce téż przykładem jéj zbudowany małżonek, i sam służbę dworską opuścił i z nią stale przemieszkiwał, ciesząc się szczęśliwém pożyciem i trojgiem dziatek, które mieli. Zdarzyło się, iż polując, raniony wypadkiem od krewnego, życie postradał. Joanna, cios ten nadzwyczaj uczuła, lecz zniosła go z doskonałém poddaniem się dopuszczeniu Bożemu, i stosując się do prośby umierającego męża, do tego który stał się przyczyną jego śmierci, nigdy żalu nie miała. Owdowiawszy osiadła z dziećmi przy ojcu mężowskim, starcu niezmiernie przykrego usposobienia, którego domem rządziła kobieta bardzo niedobra. Obchodziła się téż z Joanną jak najgorzéj, a Święta znosiła to z wielką cierpliwością, i nawet odpłacając się dobrém za złe, dzieci jéj szczególną troskliwością otaczała, sama je czesząc i ubierając jak własne.

Joanna miała wtedy lat dwadzieścia ośm. Znana powszechnie z wysokich cnót swoich, bardzo bogata, a przytém i znamienitéj urody; przez kilku wielkiego rodu i majątku panów, poszukiwaną była w powtórne zamęście, lecz wszystkim odmówiła, zrobiwszy ślub dozgonnéj czystości. Sposób życia tak sobie urządziła: wstawała o piątéj rano, i trwała na modlitwie i czytaniu ksiąg świętych do godziny w któréj budziły się jéj dzieci. Odmawiała z niemi pacierze, a po wysłuchaniu Mszy świętéj, zasiadała z niemi do lekcyi. Potém uczyła katechizmu domowników i dzieci wiejskie, następnie załatwiała sprawy gospodarskie i interesa majątkowe, któremi sama zarządzała; resztę dnia spędzała na przyjmowaniu prośb ubogich, lub na odwiedzaniu ich w mieszkaniach. Wieczorem zgromadzała znowu domowników, czytała im pobożne książki, i pacierze wieczorne wspólnie odmawiała; a gdy wszyscy udawali się na spoczynek, ona długo w noc na bogomyślności trwała. Przytém ćwiczyła się coraz więcéj w umartwieniach zewnętrznych: często ścisłe odbywała posty, piątki i soboty suszyła, i w różny sposób trapiła ciało. Sama zamiatała swój pokój, i żadnéj usługi przy sobie nie dozwalała oddawać domownikom.

W roku 1604 pojechała była do ojca do Diżonu, gdzie pod tę porę, przybył z kazaniami wielkopostnemi święty Franciszek Salezyusz, biskup Genewski, już podówczas sławny ze swojéj świątobliwości i biegłości w przewodniczeniu duszom, do wyższéj doskonałości powołanym. Skoro go ujrzała, poznała iż byłto ten, którego w widzeniu jakie miała razu pewnego na modlitwie, okazał jéj Pan Bóg, jako jéj przyszłego ojca duchownego. A znowu święty Salezy, poznał w niéj tę kobietę, którą także w objawieniu widział, jako przyszłą Założycielkę żeńskiego Zgromadzenia zakonnego o którém zamyślał. Po kilku z nim duchownych naradach, będąc w kościele cudownéj Matki Bożéj w Etan, uczyniła ślub posłuszeństwa temuż Świętemu, jako swojemu przewodnikowi. Pod tak świętym mistrzem, szybkim krokiem postępowała Joanna, na drogach coraz wyższéj doskonałości ewangelicznéj. Szczególnie w miłosiernych uczynkach już niejako granic nie kładła. Wyszukiwała najcięższemi i najobrzydliwszemi chorobami dotkniętych, i przy nich długie spędzała godziny, pocieszając ich, modląc się z nimi, usposabiając do przyjęcia Sakramentów świętych, i do dobrej śmierci. Trędowatym usługiwała ze szczególną litością: sama ich opatrywała, i to zwykle klęcząc czyniła, a dla przezwyciężenia wstrętu jaki w niéj obudzał ten rodzaj choroby, całowała ich rany.

Gdy święty Salezy uznał już tę błogosławioną duszę dostatecznie usposobioną do świętego dzieła o jakiém zamyślał, oznajmił jéj to i polecił, aby udawszy się do ojca, oświadczyła mu swój zamiar zostania zakonnicą, i tak urządziła swoje familijne interesa, aby świat i rodzinę opuścić mogła. Wielkie w téj mierze napotkała Joanna trudności: ojciec długo na to zezwolić nie chciał, aż nareszcie widząc w tém wolę Bożą, poddał się jéj mówiąc: „Boże mój! nie godzi mi się dłużéj stawić oporu temu coś postanowił; zgadzam się na to z całego serca, i składam Ci w ofierze tę córkę moję, tak mi drogą jak Izaak Abrahamowi.” Potém pobłogosławił ją, i podnoszące klęczącą u nóg jego: „Idź córko kochana, rzekł do niéj, tam gdzie cię Pan Bóg powołuje, a powstrzymajmy się od płaczu, abyśmy tém zupełniejszą zrobili Bogu z uczuć naszych ofiarę, i żeby ludzie nie gorszyli się, przypuszczając że nas zbyt wiele kosztuje, spełnić to co jest wolą Bożą.”

Lecz najtrudniejsza próba czekała ją z dziećmi, a szczególnie z najstarszym synem. Ten rzucił się do jéj nóg z płaczem, a widząc że postanowienia matki przemódz nie może, położył się na progu mówiąc: „Nie wyjdziesz ztąd matko, chyba depcząc twoje dziecię.” Rozpłakała się Święta, lecz od przedsięwzięcia swego nie odstąpiła; a gdy pewien kapłan obecny temu, widząc ją we łzach tonącą, sądził że zapomina o woli Bożéj powołującéj ją do Zakonu, rzekła mu: „Nie, ojcze, nie waham się, lecz matką jestem”, i to mówiąc przeszła przez próg, na którym jéj syn leżał.

Święta Joanna udała się do miasta Anezium w Sabaudyi, gdzie mieszkał święty Salezy, i tam pod jego przewodnictwem, założyła Zgromadzenie Sióstr Nawiedzenia Matki Bożéj, dla tego tak nazwanych, iż pierwotnym ich zadaniem, było nawiedzanie i doglądanie ubogich, po ich mieszkaniach. Pierwszy rok poświęcony był na odbycie nowicyatu, w którym miała dwie świątobliwe towarzyszki. Przez cały ten czas, dotknął ją był Pan Bóg różnemi chorobami, które ją wszakże od przedsięwzięcia nie odwróciły, a wpłynęły wiele na to, że ustawy jakie święty Salezy nadał temu Zgromadzeniu, zastosowane zostały głównie, do osób słabego zdrowia, a które Kościoł w lekcyach Brewiarza nazywa przedziwnemi, tak co do ich łagodności, jak i pełności Ducha Bożego, pod którego wpływem ułożone były. Gdy zgromadzenie to szerzyć się zaczęło, święty Salezy, a z nim i pierwsza tego Zakonu założycielka święta Joanna, idąc za radą Kardynała Markemonta (Marquemont) Arcybiskupa Liońskiego, usunęli z ustaw obowiązek nawiedzania ubogich, i Zgromadzenie to stało się zakonem ścisłéj Klauzury, wkrótce potém przez Stolicę Apostolską zatwierdzoném. U nas znane jest pod nazwiskiem Panien Wizytek.

Joanna, od chwili w któréj założyła swoje Zgromadzenie, była najwyższym wzorem wszystkich cnót zakonnych. Zachowywała jak najściśléj najmniejszéj wagi Ustawy, a ubóstwa tak wielką była miłośnicą, że serdecznie się radowała gdy jéj zbywało na potrzebach do życia. Pobudzona szczególném pragnieniem ciągłego postępu na drodze którą obrała, uczyniwszy Bogu tyle ciężkich dla jéj serca ofiar, zobowiązała się, i to ślubem, spełniać zawsze to co się jéj doskonalszém wyda. Obarczona generalnym zarządem wszystkich klasztorów jéj Reguły, których kilkanaście w różnych krajach stanęło za jéj życia, przedstawiając na sobie wzór najdoskonalszéj zakonnicy, pomimo tego nie wypuszczała z opieki, nietylko dzieci które pozostawiła w świecie, lecz nawet ich spraw majątkowych. A w tém tak jéj Pan Bóg pobłogosławił, że wielkie majętności które po niéj odziedziczyły, oczyściła ze wszystkich długów i procesów, a córki świetnie powydawała za mąż, mając i tę pociechę, że jedna z nich wyszła za synowca świętego Salezego, jednego z pierwszych panów Sabaudzkich.

Założywszy kilka klasztorów we Francji, a między innemi i w Paryżu, powierzyła kierunek ich duchowny świętemu Wincentemu z Pauli, który przez lat wiele ten obowiązek spełniał, i ze świętą Joanną ciągłe miał stosunki, zasięgając jéj rady w wielkich swoich miłosierdzia chrześcijańskiego dziełach.

Nakoniec, gdy Zakon przez nią założony, dzięki jej świętym zabiegom, bardzo się był rozszerzył, rządząc nim przez lat trzydzieści trzy, a przez czas ten przewodząc duchownym córkom swoim na drodze świątobliwości i słowem i przykładem, i pismami pełnemi najzbawienniejszych nauk, bogata w cnoty i zasługi, umarła w klasztorze swoim w Mulę (Moulin) we Francyi, roku Pańskiego 1641, mając lat sześćdziesiąt trzy. Na kilka lat przed błogosławioną jéj śmiercią, dopuścił był Pan Bóg na nią nadzwyczajne oschłości i utrapienia wewnętrzne, w których niezachwianą cierpliwością, najobfitsze nabyła do Nieba zasługi. Papież Klemens XIII, zaliczył ją w poczet Świętych, a Klemens XIV święto jéj na dzień dzisiejszy wyznaczył.

Pożytek duchowny

Niech cię przykład świętéj Joanny, przechodzącej przez próg na którym leżał jéj syn chcący ją powstrzymać od spełnienia tego co względem niéj było wolą Bożą, nauczy, że dla Boga, gdy taka jest wola Jego, każdą ofiarę uczynić powinniśmy. Od ciebie, dla twojego uświątobliwienia a może nawet i dla twego zbawienia, podobno nierównie mniéj wymaga Pan Bóg, a ty i na to zdobyć się nie chcesz.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący i miłosierny Boże, który błogosławioną Joannę-Franciszkę, Twoję miłością, rozgorzałą przedziwną mocą duszy, na różnych ścieżkach tego życia, drogą doskonałości powiodłeś, i który przez nią obdarzyć raczyłeś Kościoł nowym zakonem; za jéj zasługami i wstawieniem się, spraw, abyśmy świadomi naszéj nędzy, ufając Twojéj pomocy, za łaską niebieską wszelkie na drodze zbawienia przeciwności przezwyciężali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 702–704.

Tags: św Joanna de Chantal „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna żona matka wdowa św Franciszek Salezy wola Boża
2020-08-20

Św. Bernarda, Opata i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 1153.

(Żywot jego napisany był przez trzech znakomitych Prałatów, jemu współczesnych.)

Święty Bernard rodem Francuz, przyszedł na świat roku Pańskiego 1091, w zamku Frontańskim dziedzicznym jego ojca Tescelina, który pochodził z hrabiów Szatilońskich. Matka jego Aleta, spokrewniona była z panującymi książętami Burgundzkimi. Był trzecim z siedmiorga ich dzieci. Wychowanie jego powierzono duchownym w Szatylionie, gdzie były szkoły bardzo wówczas słynące.

Skupienie ducha, nieposzlakowana skromność, pokora, posłuszeństwo i wielka pobożność, byłyto cnoty któremi od dzieciństwa się odznaczył. Tak dalece miłował czystość, iż gdy razu pewnego rzuciwszy na przystrojoną dziewicę oczy, doznał pokus przeciwnych téj cnocie, zanurzył się po szyję w staw zamarznięty, aby się od nich uwolnić. Zniechęcony do świata, szczególnie niebezpieczeństwami na jakie na nim ta właśnie cnota jest narażoną, postanowił wstąpić do zakonu. Dał pierwszeństwo klasztorowi Cystersów, w którym niedawno przedtém, przez świętego Szczepana i błogosławionego Roberta opatów, zaprowadzona była tak ścisła Reguła, że przez długi czas, nikt się tam z wstępujących nie zgłaszał. Święty Bernard, miał wtenczas lat dwadzieścia dwa, i tak już wielki a zbawienny wpływ na drugich wywierał, że z nim razem wstąpiło do tego klasztoru trzydziestu młodzieży z najpierwszych rodzin, a także sześciu jego braci i stryj jeden z największych panów Francyi. Gwido najstarszy brat jego udając się tam podobnież, rzekł do Niwarda najmłodszego: „Zostawiamy cię dziedzicem wszystkich majętności naszych,” a chłopaczek odpowiedział mu na to: „Jakto! sami obieracie sobie Niebo, a mnie przeznaczacie ziemię,” i wkrótce za nimi do zakonu pośpieszył. Siostra świętego Bernarda została także zakonnicą; a późniéj i ojciec w jego klasztorze uczyniwszy śluby zakonne, święcie żył i umarł. Bernard téż tak był znany powszechnie z daru jaki miał rozbudzania w drugich powołania zakonnego że matki kryły przed nim synów, a żony mężów, z obawy aby ich za sobą nie pociągnął.

Zostawszy zakonnikiem, trudno wyrazić z jaką gorliwością i od razu, wstąpił na najwyższe szczeble doskonałości Ewangelicznéj. Zmysły do tego stopnia miał umartwione, że nie wiedział co jada lub co pije, i dla tego, gdy pewną razą postawiono przed nim oliwę zamiast wina, wypił ją niespostrzegłszy tego. Toż samo się zdarzyło gdy zamiast masła dano mu łój zepsuty. Oczy tak miał zawsze spuszczone, że po kilkoletniém mieszkaniu w klasztorze, nie wiedział czy cela jego ma sufit czy belki, i wiele i jakie są okna w kościele.

Zakonnicy téj Reguły oddawali się pracom bardzo ciężkim w polu. Przez wzgląd na słabe siły Bernarda, opat chciał go od nich uwolnić. Święty uprosił aby tego nie czynił, i nikt mu w najcięższych pracach nie wyrównał. Wśród tego, ciągle był skupiony na duchu, rozmyślając nad tém co w celi czytał w księgach świętych. Gdy téż późniéj zajaśniał w Kościele wielką nauką, która go w rzędzie Doktorów Kościoła postawiła, mawiał, że mistrzami jego były dęby i sosny w lasach, w których pracował, gdyż wtedy Pan Bóg nadprzyrodzoném światłem, w przedziwny sposób umysł jego wzbogacał.

Sława świątobliwości Bernarda, i pisma jego któremi już wtenczas zasłynął, ściągały coraz więcéj wstępujących do klasztoru Cystersów, i to ludzi najznakomitszych z różnego stanu. Wtedy Bernard zamianowany został na Opata, z poleceniem aby nowy klasztor, udając się na puszczę z dwunastu braćmi, założył. Święty przybywszy z nimi w głąb lasu w dyecezyi Langroskiéj (Langres), obrał tam wąwóz, który dla swojéj dzikości przezwanym był doliną goryczy. Założył na tém miejscu klasztor, do którego coraz więcéj przybywało braci, pomimo iż w początkach szczególnie, przyszło tam do ostatecznéj nędzy, tak że w przeciągu jednego roku, kilkunastu braci prawie od głodu wymarło. Po téj jednak ciężkiéj próbie, klasztor ten stał się jednym z najliczniejszych i najsławniejszych, i dolina goryczy przezwaną została od tego czasu Świetną doliną (Clara Vallis.)

Tymczasem sława świętego Bernarda coraz więcéj się szerzyła, Królowie, Biskupi, Prałaci najsławniejsi uczeni, wielcy urzędnicy państwa, śpieszyli do niego po radę, dusze najświątobliwsze poddawały się jego przewodnictwu, i klasztor Klarovalleński, stał się główną szkołą pobożności, ogniskiem nauki kościelnéj i kolebką wielkiéj liczby Świętych. Wkrótce, chociaż ciągle powiększano zabudowania, zakonnicy pomieścić się tam nie mogli, i rozsyłano ich w różne miejsca po dwunastu z jednym Opatem na czele, dla zakładana nowych klasztorów, których za życia świętego Bernarda stanęło sto sześćdziesiąt w różnych krajach, bo nie tylko we Francyi, lecz i we Włoszech, w Hiszpanii, Anglii i Niemczech. Nie było prawie podówczas panującego, i nie było gorliwszego o dobro swoich diecezan Biskupa, któryby nie starał się o zakonników z Klaravalli.

Lecz święty Bernard, stając się tym sposobem jednym z najpierwszych odnowicieli ducha zakonnego, stał się oraz jednym ze świętych mężów, którego wpływ i usługi w całym Kościele były niezmierne. Za jego czasów chrześcijaństwo zasmucone zostało zątargami dwóch Papieżów (z których jeden był nieprawnie obranym), o tę najwyższą godność ubiegających się. Zgromadzony w Klermoncie i Etampie Sobór, na którym był obecny i sam król Ludwik przezwany otyłym, zawezwawszy świętego Bernarda, zdał na niego rozsądzenie kto z dwóch roszczących sobie do Papiestwa prawo, był prawdziwym Papieżem. Bernard po długiéj modlitwie i pilném roztrząśnieniu całéj téj sprawy, uznał Inocentego II prawdziwym następcą świętego Piotra, i za jego zdaniem cały sobór, a potém i cały świat katolicki poszedł.

Panujący książe Wilhelm, sławny ze swoich okrucieństw, sam jeden, na czele dość licznego stronnictwa, upierał się przy Antypapie, to jest nieprawym Papieżu. Udał się do niego święty Bernard, a gdy po długich kilkakrotnych rozprawach, nie mógł go odwieść od syzmy, w czasie Mszy świętéj, wziąwszy przenajświętszy Sakrament, poszedł od ołtarza prosto przed księcia, który jako wyklęty stał przede drzwiami kościoła, i tak groźnie do niego przemówił, że książe padł jakby nieżywy na ziemię, i nie wstał aż mu to Święty wyraźnie rozkazał, upominając w Imię Boga, aby dłużéj postępowaniem swojém Kościoła nie zasmucał. Wilhelm nawrócił się najszezerzéj, i odtąd jak najświątobliwsze wiódł życie.

W klasztorze który założył Bernard w Rzymie, zamianował Opatem tego, który późniéj pod imieniem Eugeniusza III, Papieżem obrany został. Na żądanie jego, Bernard podjął się poselstwa do wszystkich panujących w Europie, w celu skłonienia ich do wojny krzyżowéj. Uskutecznił to w krótkim czasie, obiegając wiele krajów, gdzie Pan Bóg dodawał mocy słowom jego, licznemi i wielkiemi cudami jakie wszędzie czynił. Wyprawa przyszła do skutku, lecz za grzechy jakich się dopuszczali należący do niéj, niepomyślny obrót wzięła. Stało się to dla Świętego powodem wielkich upokorzeń, gdy go bezbożni fałszywym prorokiem i burzycielem ludów nazywali, co wszystko zniósł on w duchu największéj pokory, sobie samemu i swoim grzechom, niepowodzenie świętéj sprawy przypisując.

Przy tylu pracach i zajęciach, trudno pojąć zkąd miał czas na napisanie tak wielu dzieł w najgłębszych przedmiotach religijnych, które stanowią jeden z wielkich skarbów piśmiennictwa kościelnego. Te jego pisma pełne namaszczenia Ducha Świętego, odznaczają się szczególném do Matki Bożéj nabożeństwem, tak że go z tego powodu kochankiem Maryi nazywają. Gdy razu pewnego będąc w katedrze Kolońskiéj napełnionéj tłumem ludu, który go zwykle otaczał, w czasie śpiewu Salve Regina (Witaj Królowo) wpadł w zachwycenie, po ukończeniu téj Antyfony zawołał: „O! clemens, o! pia, o! dulcis Virgo Maria. O! łaskawa, o! litościwa, o! słodka Panno Maryo,” któreto słowa i cały Kościoł do téj Antyfony odtąd przyłączył.

Zawsze będąc słabego zdrowia, w skutek nadzwyczajnych umartwień ciała do tego doszedł był stanu, iż żadnego pokarmu przyjmować nie mógł. Pomimo tego, długie odbywał dla spraw Kościoła podróże; w klasztorze przebywając o ile mógł na wspólnych bywał obowiązkach, i ze zbudowaniem braci, z nogami opuchniętemi, ciężkim kaszlem trapiony, na dziennych i nocnych pacierzach zawsze znajdował się w chórze.

Długi już czas, podziwiano w jaki sposób, przy zupełnym prawie braku posiłku, żyć może, aż nakoniec zapadł w ostatnią chorobę. Gdy blizkim był śmierci, wielka liczba Biskupów, Opatów i zakonników z okolicznych krajów, pośpieszyła aby otrzymać ostatnie jego błogosławieństwo. Pocieszał ich, sam nietracąc ani na chwilę wewnętrznego pokoju, a mówiąc że czas już wreszcie przyszedł aby niepożyteczne i bezowocne drzewo, jakiém się mienił, zrąbane zostało. W takich uczuciach głębokiéj pokory, wielki ten Święty przyjąwszy ostatnie Sakramenta, poszedł do Pana Jezusa 20 Sierpnia roku Pańskiego 1158, mając lat sześćdziesiąt trzy. Papież Aleksander III kanonizował go, a Pius VIII ogłosił Doktorem Kościoła.

Pożytek duchowny

Jak na wielu innych Świętych, tak i na świętym Bernardzie, widziałeś dowód jak wśród rodziny najliczniejszéj, jedna święta dusza i inne za sobą do Boga pociąga. Obyś był z téj liczby, a przykładem swoim i pobożnością całe swoje rodzeństwo do wiernéj służby Panu Jezusowi zachęcał.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Któryś lud Twój, dla wskazania mu drogi zbawienia wiecznego, w błogosławionym Bernardzie, wielkim sługą Twoim obdarzył; spraw prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 699–701.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 662–663

Ileż to razy słyszymy z ust oziębłych katolików słowa: „Nie mogę więcej czynić dla zbawienia duszy, ani też nie mogę częściej chodzić na Mszę i do Komunii świętej, i nie mogę w niedziele i uroczystości słuchać kazań i nauk, bo nie mam czasu. Moje prace i zajęcia nie pozwalają na to”. Jeżeli ktokolwiek na świecie mógłby się tłumaczyć i uniewinniać w ten sposób, to chyba jedyny Ojciec święty, który ma na głowie sprawy całego Kościoła, rozkrzewionego po wszystkich częściach świata. Bernard napisał też list w tej sprawie do papieża Eugeniusza III, dawniejszego ucznia swego, który tutaj podajemy w dosłownym brzmieniu:

„Mój Eugeniuszu, przemawiam do Ciebie z czcią i szacunkiem, który Ci się należy jako głowie Kościoła, ale zarazem z tak szczerą przychylnością, z jaką przemawiać winien ojciec miłujący Twą duszę. Żałuję Cię, że masz tyle zajęcia i wierzę, że Cię to smuci i trapi, że nie możesz więcej oddawać się nabożeństwu i że doznajesz przeszkód w pobożnym rozpamiętywaniu. Ale jeśli przy natłoku rozlicznych zatrudnień nie pamiętasz o sobie, jeśli nie zostawiasz sobie czasu na rozmowy z Bogiem, nie zapominaj o tym, ile przez to doznajesz spustoszeń w duszy, ile zatwardziałości stąd powstaje, ile szkód stąd ponosisz. Cóż mi to za życie, udzielać posłuchań od rana do wieczora, przyjmować i odczytywać prośby, godzić zwaśnione stronnictwa, słuchać ich skarg i zażaleń, sprawdzać akta kościelne i wygotowywać listy apostolskie! Gdyby to przynajmniej było we dnie tylko, ale i noce nie są wolne od tych za-

Tags: św Bernard „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat doktor czystość schizma II wyprawa krzyżowa Salve Regina
2020-08-19

Św. Ludwika, Biskupa z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1299.

(Żywot jego znajduje się w kronikach Braci Mniejszych, przez ojca Wadynga.)

Święty Ludwik był wnukiem świętego Ludwika króla Francuzkiego, siostrzeńcem świętéj Elżbiety Węgierskiéj synem Karola II, króla Neapolitańskiego i Maryanny królewny Węgierskiéj. Przyszedł na świat w mieście Bryniol we Francyi, roku Pańskiego 1274.

Dzieckiem, prawie nigdy co do rozumu nie był: ochmistrze nigdy nie potrzebowali go upomnieć, a od kolebki podziwiali w nim szczególne usposobienie do pobożności. Zwykle oddalał się od swoich rówienników, którzy dla jego towarzystwa na dworze królewskim razem z nim byli chowani, i gdy ci szli na jaką rozrywkę, on śpieszył do kaplicy pałacowéj i tam się modlił. Skromność tak mu była wrodzoną, że dzieckiem będąc, nigdy nie dozwolił aby niewiasty w jego pokoju przebywały. W siódmym roku, zaczął trapić niewinne swoje ciało: w nocy wstawał z wygodnego łóżka i sypiał na dywanie na ziemi rozesłanym. Gdy słuchał Mszy świętéj, odsuwał na bok klęcznik który dla niego był przygotowany, i klęcząc na posadzce, ze zbudowaniem wszystkich patrzących, z przedziwną gorącością ducha modlił się. Do Matki Boskiéj miał tak wielkie nabożeństwo i tak widoczną była Jéj opieka nad nim, że go nazywano ulubioném dzieckiem Maryi. Codziennie na Jéj cześć wiele odmawiał modlitw, i różne zadawał sobie umartwienia. Obdarzony niepospolitemi zdolnościami, a będąc pod kierunkiem najbieglejszych mistrzów, w naukach wielki postęp czynił.

W czternastym roku, Ludwik wraz z dwoma braćmi posłani zostali do króla Aragonii jako zakładnicy za ojca, który w bitwie wzięty był do niewoli. Nasz Święty w tym rodzaju więzienia przepędził lat siedem, gdzie niezawsze obchodzono się z nim jak z synem królewskim, co go właśnie najwięcéj cieszyło. Zwykł téż był mawiać do braci: „Przeciwności są najkorzystniejsze dla duszy pragnącéj służyć Panu Bogu; gdyż najlepiéj dowodzimy Mu miłości w cierpieniach. Pomyślność upaja człowieka, zaślepia go i rozbudza złe namiętności. Weselmy się przeto, ile razy Pan Bóg od tych niebezpieczeństw Sam nas uchrania.” Niepoprzestając téż na tych przykrościach jakie mu zadawali źli ludzie, przymnażał sobie dobrowolnych umartwień coraz więcéj. Kilka razy w tygodniu ścisłe zachowywał posty, i na gołém ciele nosił kolczasty łańcuch, który go do krwi ranił.

Podczas to tego swojego pobytu w niewoli, zawiązał bliższe stosunki z zakonnikami świętego Franciszka Serafickiego. Tak ich polubił, iż uzyskał pozwolenie aby dwóch było przy nim nieodstępnie, i w tymże co on sypiało pokoju. Większą część dnia spędzał z nimi na czytaniu ksiąg świętych i modlitwie. W nocy wstawał na jutrznię, każdego dnia odmawiał Officium o Matce Bożéj i godzinki o Męce Pańskiéj. Przed Mszą świętą codziennie się spowiadał, żeby z tém większém nabożeństwem być na niéj obecnym; a chociaż wolno mu było wychodzić, nigdzie nie bywał jak tylko w Kościele i w szpitalach, gdzie chorym najniższe oddawał usługi. Pod tę porę także zajął się pilnie nauką filozofii i teologii, pod przewodnictwem kapłanów zakonu Braci Mniejszych, i wyszedł na jednego z najuczeńszych swojego czasu teologów.

Powróciwszy na dwór ojca, znajdując się w zamku Sura, niebezpiecznie zachorował. Wtedy uczynił ślub wstąpienia do zakonu Braci Mniejszych, o czém już oddawna zamyślał. Tymczasem król umyślił ożenić go z siostrą króla Aragońskiego, o co tenże dobijał się, gdyż na Ludwika spadała korona Sycylijska. Święty dowiedziawszy się o tém, udał się do miasta Mąpelie we Francyi, i tam chciał wstąpić do zakonu świętego Franciszka, lecz Prowincyał i ojcowie, obawiając się króla Neapolitańskiego jego ojca, nie chcieli na to zezwolić. Ludwik tedy pojechał do Rzymu, i tam zrzekłszy się korony na brata swego młodszego, przyjął święcenia mniejsze, a wkrótce potém przez samego Papieża Bonifacego VIII, na kapłana wyświęcony został. Gdy zaś biskupstwo Tuluzkie zawakowało, Ojciec święty zamianował go Biskupem téj dyecezyi, chociaż miał lat tylko dwadzieścia dwa, mówiąc że jego świątobliwość dopełnia tego co mu braknie do wieku. Święty w żaden sposób godności téj przyjąć nie chciał, zasłaniając się i tém, że uczynił ślub wstąpienia do zakonu Braci Mniejszych. Wtedy Papież zwolnił go od obowiązku odbycia nowicyatu, i dozwolił zaraz uczynić uroczyste śluby zakonne, które Ludwik wykonał w klasztorze Araczeli, przed Generałem tego zakonu, w wigilią Bożego Narodzenia roku Pańskiego 1296, i niezwłocznie potém na Biskupa wyświęcony został.

Ponieważ król jego ojciec był bardzo przeciwny jego wstąpieniu do zakonu, więc Ludwik za poradą Papieża, nosił habit synów świętego Franciszka, pod szatą Biskupią. Lecz po kilku dniach, niemogąc znieść tego, dla okazania wszystkim iż jest Bratem Mniejszym, w habicie świętego Franciszka i z bosemi nogami, okazał się na ulicach Rzymu. Odtąd téż już téj pokutnéj sukni do śmierci nie zrzucał, a pomimo tego iż był Biskupem, ubóstwo jéj właściwe jak najściśléj dochował. Udając się do swojéj Dyecezyi, zajeżdżał zawsze do klasztorów Braci mniejszych i tam nie przyjmował przygotowanych dla niego pokojów: stawał w zwykłéj ubogiéj celce, a wszystkie wspólne zakonne obowiązki spełniał, pomywając i naczynia kuchenne.

Przybywszy do Tuluzy, przyjęty został z wszelkiemi oznakami czci należnéj królewiczowi, Biskupowi i Świętemu. Lecz sposobu życia umartwionego i ubogiego jakie wiódł dotąd, w niczém nie zmienił. Obliczywszy wielkie dochody swojego biskupstwa, małą ich część, wystarczającą na najskromniejsze utrzymanie przeznaczył dla siebie, a resztę na ubogich. Codziennie dwudziestu pięciu przyjmował do własnego stołu, i sam usługiwał im klęcząc, widząc w każdym z nich tego o którym powiedział Pan Jezus: „Cokolwiek najmniejszemu z tych uczynicie, mnieście uczynili.” 1 Codziennie także odwiedzał jużto szpitale, już więzienia, już biednych po ich mieszkaniach: pocieszał wszystkich, nauczał, udzielał im Sakramenta święte, a każdego hojnie wspierał. Dobrodziejstwa jego sięgały i poza Dyecezyą Tuluzką. Wszędzie gdzie mógł wstawiał się za nieszczęśliwymi. Razu pewnego uzyskał u ojca swojego przebaczenie dla stu pięćdziesięciu jeńców wojennych na śmierć skazanych. Ciągle prawie odbywał wizyty parafialne po swojéj dyecezyi. Codziennie Mszę święta odprawiał zalewając się w ciągu niéj łzami. W czasie krótkiego bo dwuletniego tylko swego pasterskiego zarządu, nawrócił wielką liczbę kacerzy i Żydów, których sekty w całych okolicach Tuluzkich bardzo się rozszerzyły. Ile razy miewał kazania, zawsze kilka albo kilkanaście dusz oderwanych od Kościoła, pozyskiwał Chrystusowi Panu.

Gdy już owoc ten do ogrodu niebieskiego ogrodnika okazał się dojrzałym, Pan Bóg dłużéj na ziemi pozostawić go nie chciał. W sprawie pewnych nieszczęśliwych których chciał polecić królowi, udawszy się do Prowancyi, w zamku Bryniol w którym się urodził, ciężko zachorował. Postanowił wtedy gdyby wyzdrowiał udać się do Rzymu, uzyskać od Papieża uwolnienie od Biskupstwa, i zamknąwszy się w klasztorze, oddać się tylko życiu zakonnemu, pokucie i bogomyślności. Lecz mu Pan Bóg objawił, że już się zbliża chwila jego nagrody wiekuistéj. Przygotowywał się więc na śmierć, przez większą jeszcze niż zwykle w ćwiczeniach pobożnych gorliwość. Prosił o ostatnie Sakramenta święte w uroczystość Wniebowzięcia Matki Bożéj, i święty Wiatyk przyjął klęcząc na ziemi i zalewając się łzami. Żył jeszcze potém dni cztery, które były jakby ciągłą modlitwą, a niekiedy zachwyceniem. Bezustannie odmawiał Pozdrowienie Anielskie, a gdy go spytano dla czego tak często to czyni odpowiedział, iż zawsze po Panu Jezusie największą miał ufność w przenajświętszéj Pannie, więc gdy widzi iż blizkim jest śmierci, szczególniéj się do Niéj ucieka. Odmawiając téż Zdrowaś Marya gdy kończył te słowa: „Święta Maryo Matko Boża, módl się za nami grzesznemi teraz i w godzinę śmierci naszéj,” oddał Bogu ducha 19 Sierpnia, roku Pańskiego 1299. Miał lat dwadzieścia pięć, a dwa lata na Stolicy Biskupiéj zasiadał.

Pewien świątobliwy zakonnik, obecny jego śmierci, widział duszę jego unoszącą się do Nieba pomiędzy Aniołami śpiewającymi te słowa: „Oto co spotyka dusze, które służą Panu Bogu w wielkiéj czystości i niewinności.” Zwłoki jego umieszczono w klasztorze Braci Mniejszych w Marsylii, gdzie życzył sobie być pochowanym. Liczne cuda jakie przy grobie jego zaszły, skłoniły Papieża Jana XXII do ogłoszenia go Świętym w roku 1317.

Pożytek duchowny

Widzisz jak oto Święci Pańscy najwyższemi dostojeństwami wzgardzali, i obierali dobrowolne ubóstwo dla miłości ubogiego Jezusa; albo opływając w dostatki z téjże pobudki ubogie życie prowadzili, czego właśnie jak jednego tak i drugiego, dzisiejszy Święty przykład na sobie przedstawia. Niech cię to zbawiennie zawstydzi, jeśli w zbytkach się lubujesz, albo, niebędąc dostatnim, za bogactwami wzdychasz.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Ludwika Wyznawcę Twojego i Biskupa, nauczył królestwo Niebieskie przekładać nad ziemskie, a nieskażoną czystością i szczególną dla biednych miłością ozdobił, spraw miłościwie abyśmy naśladując cnoty jego na ziemi, korony wiecznéj wraz z nim dostąpili w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 696–698.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 660

Pan Jezus przez narodzenie swe w ubóstwie potępia zasady świata, a świat nie widzi w tym mądrości Bożej. Dlaczegóż to – mówi mądrość świata – rodzić się w ubóstwie, pokorze i cierpieniu? Czyliż to przystało Bogu? Alboż Pan Jezus nie mógł nas zbawić mniejszym kosztem i w inny, łatwiejszy sposób wprowadzić nas do Nieba? Tak świat rozumuje dlatego, że jest ciemny, a ponieważ Pan Jezus jest światłością i mądrością przedwieczną, przeto inaczej rozporządza. Przyszedł na świat, aby uleczyć naszą pychę, zmysłowość i łakomstwo; aby nas wyleczyć z przywiązania do bogactw, rozkoszy i żądzy pragnienia godności; gdyby nie był ukochał ubóstwa i nie dał nam tego przykładu, nie byłby w nas wygasił żądzy chciwości posiadania rzeczy światowych, które odwodzą dusze nasze od Boga. Jeżeli po tylu przykładach pokory, ubóstwa i umartwienia, które nam zostawił, nie mamy przecież zamiłowania do pokory, ubóstwa i umartwienia, cóż by się w duszy naszej działo, gdybyśmy nie mieli przykładów Jezusa Chrystusa?! Zaiste, namiętności, pycha i wyniosłość założyłyby w sercu naszym swe królestwo i nie dozwoliłyby wzróść w nim żadnej szlachetnej dążności.

Słusznie też Święci Pańscy gardzili najwyższymi dostojeństwami i obierali dobrowolne ubóstwo dla miłości ubogiego Jezusa, albo opływając w dostatki z tej samej pobudki prowadzili życie ubogie. Dzisiejszy Święty przedstawia właśnie na sobie przykład tak jednego jak i drugiego, niech cię to przeto zbawiennie zawstydzi, jeśli w zbytkach się lubujesz, albo będąc ubogim, wzdychasz za bogactwami.

Footnotes:

1

Mat. XXV. 40.

Tags: św Ludwik z Tuluzy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Ludwik IX cierpienie Officium parvum ubóstwo
2020-08-18

Św. Jana z Dukli, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1484.

(Żywot jego wyjęty z kronik tegoż zakonu, napisany był wkrótce po jego śmierci przez Jana z Komarowa.)

Święty Jan urodził się około roku Pańskiego 1414 z cnotliwych i bogobojnych, stanu mieszczańskiego, rodziców, Jana i Katarzyny, w miasteczku Dukli, w Dyecezyi Krakowskiéj nad granicą Węgierską położoném. Gdy jeszcze był pacholęciem, już objawiał znaki świątobliwości którą późniéj w Kościele Bożym zajaśniał. Pierwsze wyrazy jakie wychodząc z kolebki nauczył się wymawiać, były to przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi. Początkowe nauki pobierał w szkółce parafialnéj rodzinnego miasteczka, chwalebną pilnością i skromnością obyczajów celując pomiędzy rówiennikami. Przewodniczył im zwykle na wspólnych pacierzach, i z taką gorącością ducha odmawiał zawsze Ojcze nasz, Zdrowaś Marya i Wierzę w Boga, że najozięblejszych przez to do pobożności pobudzał. Widząc w Janie wielki do nauki pochop, rodzice nieszczędząc kosztów chociaż byli niezamożni, oddali go do Akademii Krakowskiéj. Świetnie i te wyższe ukończył nauki, biegle się wyćwiczywszy w języku niemieckim. Miał tam za towarzyszów świętego Jana Kantego, świętego Szymona z Lipnicy, i kilku innych pobożnych młodzieńców, którzy poczytywali sobie za obowiązek stronić od zepsutéj młodzieży, a oddając się jak najpilniéj nauce, nie zaniedbywać wcale ćwiczeń pobożnych.

Gdy nadeszła dla Jana chwila obrania zawodu, zły duch natarł na niego pokusami próżności, przedstawiając mu niechybność dostąpienia wyższych w kraju urzędów i bogactw, co mu było nietrudném przy wielkich zdolnościach i wielkiéj nauce, o którą podówczas niełatwo było. Lecz Święty nie uległ tym ludzkim podnietom, czując się do wyłącznéj służby Boga powołanym. Wrócił do swego rodzinnego miasteczka, i umyślił wieść życie pustelnicze. Wiedząc o wyniosłéj skale w lesie nad wioską Cergowa o pół mili od Dukli, a prawie niedostępnéj dla swojéj spadzistości, na jéj szczycie zamieszkał. Wystawił tam sobie małą kapliczkę z wizerunkiem Matki Bożéj, do któréj zawsze miał szczególne nabożeństwo, a w pobliżu wykopał studzienkę, któréj woda po dziś dzień cudownie chorych uzdrawia. Żywił się leśnemi owocami, dnie całe i większą część nocy na bogomyślności trawiąc.

Tak spędził lat trzy, więcéj duszą w Niebie niż na ziemi przebywając, gdy pobudzony do tego natchnieniem Ducha Świętego, postanowił wstąpić do zakonu, pragnąc pracować około zbawienia dusz, do czego głównie pobudzała go wieść, że kacerstwa Aryusza, Socyna i Hussa po Polsce się szerzyły. Udał się więc do klasztoru Sandeckiego Braci Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego, objawił ojcom zakonnym swoje powołanie, a ci odesłali go do klasztoru Lwowskiego, gdzie do Nowicyatu został jak najchętniéj przyjęty, gdyż sława wielkiéj jego nauki, a jeszcze wyższéj świątobliwości już go tam uprzedziła. {"ml 0 AO

Zaraz téż przekonali się ojcowie, że się na nim nie zawiedli. Jan wyćwiczony w bogomyślności i życiu pokutném na puszczy, okazał się od chwili przywdziania sukni świętego Patryarchy Assyzkiego, jego godnym i blizkim naśladowcą. Wkrótce téż, pomimo oporu jaki stawiła jego głęboka pokora, wyniesiony został do wyższych urzędów zakonnych. Sprawował obowiązki Gwardyana w Krośnie i we Lwowie, a następnie został Kustoszem to jest Prowincyałem prowincji Polskiéj. Na wszystkich tych urzędach, przyświecał nasz Święty wszystkiemi cnotami doskonałego Brata Mniejszego, a szczególnie zamiłowaniem ubóstwa i cnotą pokory, jako głównemi synów Franciszka cnotami.

Pod tę właśnie porę, pojawił się w Kościele Bożym i zawitał na Polską ziemię, święty Jan Kapistran, wielki Apostoł, który przebywając w Krakowie założył mowy klasztor Braci Mniejszych, zaprowadzając w nim pierwotną ścisłość ich Reguły. Kościół, przy którym osiadł był z dwunastu braćmi, na przedmieściu zwaném Stradom, był pod wezwaniem świętego Bernardyna Seneńskiego, świeżo podówczas kanonizowanego, i od tegoto ten szczep Franciszkański nazwany został u nas zakonem Bernardynów. Wkrótce potém ubogi klasztorek Braci Mniejszych reformy świętego Kapistrana stanął i we Lwowie, na przedmieściu Halickiém. Święty Jan widząc w nim jak najściślejsze Reguły świętego Franciszka zachowanie, uzyskawszy, lubo z wielką trudnością, zezwolenie swoich przełożonych, z niemałym wszystkich swoich dawnych Braci żalem, przeszedł do tego zgromadzenia wtedy tylko co zreformowanego. A jak w świeżo odkopaną ziemię przesadzone drzewo, obfitsze wydaje owoce i bujniéj się krzewi, tak i święty Jan, w tém nanowo duchem Seraficznéj Reguły ożywioném zgromadzeniu, podwoił ostrości życia i wysokiemi cnotami zakonnemi jeszcze świetniéj zajaśniał.

Nikt go w ubóstwie zakonném nie przewyższał, toż samo w świętém posłuszeństwie, zamiłowaniu celki i pilności w spełnianiu obowiązków wspólnych, na których zawsze był pierwszym. Przytém, niezmordowanie pracował głosząc słowo Boże, i gotów zawsze do konfesyonału, gdzie się do niego tłumnie garnęli, jako do wielkiéj świątobliwości i roztropności przewodnika duchownego. Dla chorych ze szczególną był miłością, a podczas panującego morowego powietrza, dzień i noc poświęcał się na ich usługi. Szczególne miał nabożeństwo do tajemnicy Niepokalanego Poczęcia Matki Bożéj i do Jéj Boleści. Codzień odmawiał na Jéj cześć tak zwane Offcium Parvum, a koronki z rąk nie wypuszczał. Razu téż pewnego gdy w nocy trwał na modlitwie w kościele Lwowskim przed Jéj ołtarzem, objawiła się mu Boża Rodzicielka z Dzieciątkiem Jezus niepojętéj jasności, upewniając go iż jest w łasce Bożéj, że osiągnie niechybnie chwałę niebieską i że będzie szczególnym Patronem swojego narodu.

Wielkim był miłośnikiom wspólnego życia zakonnego, chociaż w początkach swojego świętego zawodu, przez trzy lata zakosztowywał pociech duchownych w życiu samotném i pustelniczém. Widząc razu pewnego, kilku braci zakonnych zamyślających o życiu pustelniczém, jako mniéj okazyi do grzechu przedstawiającém, taką dał im naukę: „Co do mnie, nieskończenie dziękuję Bogu, że mnie do zakonu powołać raczył. Życiu pustelniczemu schodzi na wielu pomocach duchownych, które tylko we wspólném zakonném pożyciu znaleźć można. W życiu na pustyni, dwie wielkie niedogodności napotyka człowiek: jedna, że gdy mu schodzić będzie na jakiéj cnocie, o tém nikt go nie ostrzeże, i w wadach swoich leżeć może na zawsze; druga że oprócz bogomyślności i umartwień ciała, w innych cnotach pustelnik niełatwo się wyćwiczy: bo zkądże nabędzie pokory, kiedy nie będzie tam nikogo, coby go upokarzał? zkądże cierpliwości, jeśli nie napotyka prześladowców, albo złośliwych języków które mu przycinają? Ale przedewszystkiém, jakże on nabędzie wielkich zasług posłuszeństwa, kiedy Przełożonego nad sobą nie ma. Pozostawmy tamte drogi dla małéj liczby szczególnie do tego wybranych przez Boga, a sami trwajmy w powołaniu, do którego nas zawezwać raczył.” Słowa te, utwierdziły wahających się braci w ich zakonnym stanie na zawsze.

Święty Jan przyszedłszy do zgromadzenia reformowanych ojców Bernardynów, założył we Lwowie żeńskie zgromadzenie trzeciéj Reguły świętego Franciszka Serafickiego, przydając do niéj, przez niego samego wielkiéj roztropności ułożone ustawy. Wkrótce téż te pobożne zakonnice zajaśniały wielką świątobliwością, i niektóre z nich umarły poczytane za święte. A jako sam miał szczególne do Matki Bożéj nabożeństwo, tak i tym córkom swoim, w podanych im ustawach cześć Jéj wyjątkowo nakazał, i pozostawił w ich kościołku wizerunek Matki Bożéj, przez świętego Kapistrana z Włoch przywieziony, a przed którym obaj ci Święci kraju naszego wielcy Apostołowie, zwykli się byli modlić.

Podeszłego doczekawszy wieku ociemniał zupełnie na oczy. Lecz w zamian tego zmysłu, wewnętrzném światłem tém hojniéj go Pan Bóg obdarzał i tém częstsze miewał widzenia Matki Bożéj. W jedném z takich objawień usłyszał właśnie przepowiednią o sobie, o któréj wyżéj wspomnieliśmy. Odtąd téż wzdychał już tylko za chwilą w któréj go Pan Jezus powoła do Siebie, a gdy się nakoniec zbliżała, zwołał wszystkich braci klasztoru Lwowskiego, w którym ciągle mieszkał, pobłogosławił ich i zbawienne dał im upomnienia, utwierdzając ich w duchu powołania i polecając miłość wzajemną i jedność bratnią. Przepowiedział wtedy także że Opatrzność Boska zeszle zakonowi dobrodziejów, którzy wystawią braciom obszerny klasztor i wspaniały kościół, w miejscu gdzie mieli bardzo ubogi: co téż i spełniło się wkrótce. Przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, odmawiając z otaczającymi go Kapłanami psalmy pokutne, zasnął w Panu w dzień świętego Michała Archanioła, roku Pańskiego 1484, mając lat siedemdziesiąt. Papież Klemens XII, policzył go w poczet Patronów Polskich, a Benedykt XIV, uroczystość jego obchodzić dozwolił w pierwszą niedzielę po oktawie świętych Apostołów Piotra i Pawła.

Pożytek duchowny

Święty Jan z Dukli, najprzód żył na puszczy, późniéj w zakonie ojców Franciszkanów przyświecał swojemi cnotami, następnie przeszedł do zgromadzenia ojców Bernardynów. Wszędzie był wielkim Świętym, bo w każdym z tych powołań idąc za wolą Bożą, obowiązki jakie przybierał jak najwierniéj społniał. Patrz czy stan w jakim zostajesz, jest ci wolą Bożą wskazanym, a jeśli tak jest czy spełniasz dokładnie jego powinności.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Jana wyznawcę Twojego, głębokiéj pokory i wielkiéj cierpliwości darami przyozdobił, spraw miłościwie, abyśmy naśladując jego przykłady, tejże co i on dostąpili nagrody. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 693–695.

Tags: św Jan z Dukli „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna edukacja św Jan Kapistran Officium parvum pustelnik obowiązki stanu
2020-08-17

Św. Jacka, Zakonu Kaznodziejskiego

Żył około roku Pańskiego 1257.

(Żywot jego był napisany przez ojca Seweryna, tegoż Zakonu z klasztoru Krakowskiego kapłana.)

Święty Jacek ze znakomitego Odrowążów domu, urodził się roku Pańskiego 1183 w księstwie Opolskiém, w dyecezyi Wrocławskiéj we wsi Kamień, dziedzicznéj jego rodziców włości. Od pierwszych lat życia swojego rokował tę pobożność i cnoty, jakiemi późniéj w tak wysokim stopniu zajaśniał. Na jego szczęście, rodzice przydali mu nauczycieli którzy umysł jego kształcąc w nauce, serce do miłości Boga i świętych praw jego zagrzewali. Na słuchanie wyższych nauk posłany został do Pragi, a następnie do najsławniejszéj podówczas Akademii w Bononii, zkąd wrócił otrzymawszy stopień Doktora obojga prawa. Iwo Odrowąż stryj jego, prałat świątobliwy, widząc w nim prawdziwe powołanie, skłonił go do przyjęcia stanu duchownego, a następnie Wincenty Kadłubek biskup krakowski, kanonikiem katedralnym go uczynił.

Gdy tenże Biskup składał swoje rządy Biskupie, mając wstąpić do Cystersów w Jędrzejowie, Iwo Odrowąż wysłany był przez niego do Rzymu, aby na to zezwolenie Papieskie uzyskał. W téj podróży Jacek towarzyszył stryjowi, i w Rzymie zastał świętego Dominika, starającego się o świeżo przez niego założonego Zakonu zatwierdzenie. Zdarzyło się, iż święty Jacek był obecny gdy święty Dominik wskrzesił umarłego. To go ostatecznie skłoniło do wstąpienia do Zakonu tego Świętego Patryarchy. W klasztorze rzymskim, gdzie nowicyat odprawiał, zajaśniał od pierwszéj chwili wszystkiemi zakonnemi cnotami; a gdy Iwo wracając do Krakowa prosił Dominika aby ze swego zakonu posłał braci do Polski, Święty dał mu Jacka, brata jego Czesława i dwóch innych, którzy po trzechmiesięcznym tylko nowicyacie, za zezwoleniem Papieża, śluby zakonne wykonali.

W drodze do Polski, przybyli do Karyntyi, a zatrzymawszy się w mieście Telzaku, Jacek i jego towarzysze gorliwemi kazaniami taką w ludzie rozbudzili pobożność, że mieszkańcy tego miasta w przeciągu pół roku wystawili im klasztor, do którego wstąpiło wielu kapłanów świeckich i młodzieży najpobożniejszéj; a Jacek zostawiwszy tam Przeorem Hermana jednego ze swoich towarzyszów, udał się do Krakowa.

Tu otrzymawszy od stryja, który został Biskupem, kościoł świętéj Trójcy, klasztor przy nim założył, w krótkim czasie napełniony świątobliwymi zakonnikami. Jacek wśród nich przodował wszystkiemi cnotami: pokorą, łagodnością, ubóstwem, gorliwością w służbie Bożéj i wielką dla bliźnich miłością. Co tylko od niezbędnych zajęć miał czasu, ten wszystek w kościele na modlitwie spędzał. Nie miał osobnéj celi, lecz gdziekolwiek w kącie klasztornym, na gołéj ziemi, po całodniowych trudach, krótkiego spoczynku zażywał. Szczególne miał do przenajświętszéj Panny nabożeństwo, a kiedy razu pewnego w uroczystość Jéj Wniebowzięcia, modlił się przed Jéj ołtarzem, objawiła się mu Marya, i rzekła: „Jacku synu mój, o co tylko przez Imię moje prosić będziesz Zbawiciela, wszystko otrzymasz.”

Od tego czasu święty Jacek, ufny w przyczynę Matki Bożéj, taką łaską czynienia cudów zajaśniał, jaka rzadko komu po Apostołach była udzielaną. W roku 1221, gdy obchodzono doroczną pamiątkę przeniesienia zwłók świętego Stanisława Męczennika i Biskupa, zdarzyło się, iż gdy Jacek szedł do Katedralnego kościoła na Zamek, ujrzał nad brzegiem Wisły, wielki tłok ludu zgromadzonego nad trupem młodego szlachcica ze wsi Pleszowa, który był utonął. Matka jego Jalisława rzuciła się do nóg Świętemu, wołając: „Ojcze Jacku, nie tajno mi żeś wielkim sługą Bożym, ulitujże się nad nieszczęściem mojém.” – „Córko Jalisławo, a kiedyż syn Twój utonął?” spytał Jacek. „Wczoraj przed wieczorem, odrzekła, a teraz go dopiéro znaleziono.” Jacek ujął za rękę nieżywego młodzieńca i rzekł: „Piotrze! Pan nasz Jezus Chrystus, za wstawieniem się przebłogosławionéj Panny Maryi, niechaj cię przywróci do życia.” I w tejże chwili młodzieniec wstał żywy.

Po pewnym czasie przebywania w Krakowie, gdzie wielką swoją Świątobliwością i gorliwością, trudne do opisania sprawował w duszach korzyści, wyprawiwszy brata swego świętego Czesława na Szląsk, sam święty Jacek z trzema swemi zakonnymi braćmi, puścił się ku Wschodowi i dotarł aż do Kijowa. Długą tę podroż odbywał pieszo po Apostolsku, ustawicznie ściśle pościł, ostréj włosiennicy nigdy z siebie nie zdejmował, i według swego zwyczaju, trwał na modlitwie, a tymczasem, Pan Bóg uświetniał go ciągle wielkiemi cudami. W téj podróży przybywszy pod Wyszogrodem nad Wisłą, chcąc przeprawić się na drugą stronę, nie znalazł na brzegu ani przewoźnika ani łodzi. Ufny w obietnicę przenajświętszéj Maryi Panny, pomodlił się do Niéj, i rzekł do swoich towarzyszy Floryana, Gaudyna i Benedykta: „W Imię Chrystusa idźcie za mną, i ufajcie potędze Wszechmocnego Boga, któremu posłuszne są niebo, ziemia, morze i rzeki i to rzekłszy przeżegnał Wisłę, wstąpił w nią i poszedł jakby po ziemi. Lecz jego towarzysze, chociaż patrzali na cud ten, wahali się iść za nim. Wrócił więc ku nim, rozpostarł na wodzie swój czarny płaszcz Dominikański, i na nim wraz z braćmi na drugą stronę rzeki jak na łodzi przepłynął.

Dążąc do Kijowa, nasz Święty wszędzie po drodze siejąc słowo Boże, z wielkim pożytkiem kazywał do ludu. W samym zaś Kijowie zabawił lat cztery, i tam założył klasztor Dominikanów, przy kościele przenajświętszéj Maryi Panny, który Kijowianie za jego staraniem wybudowali na przedmieściu zwaném Chreszczatka, a do czego głównie przyczyniła się córka Włodzimierza III książęcia Kijowskiego którego Jacek na łono Kościoła pozyskał, a ociemniałéj córce Jego, wzrok cudownie przywrócił.

W piątym roku swojego w Kijowie pobytu, nawróciwszy wielką liczbę pogan i różnowierców, Jacek zamyślał wracać do Polski. Lecz gdy w tymże kościele, za jego staraniem wybudowanym, Mszę świętą dnia pewnego odprawiał, Tatarzy tak niespodzianie napadli na miasto, iż wkrótce i do klasztoru się dostali. Jacek jeszcze w Ornat ubrany, wziął Puszkę z przenajświętszym Sakramentem, i śpiesznie z bracią swą uchodził. Na idącego przez kościoł, zawołała przenajświętsza Marya Panna z kamiennego posągu około dwóch centnarów ważącego: „Jacku, synu mój, uchodzisz przed pohańcami z Synem Moim; a mnie tu zostawiasz.” Na co Jacek: „O! Panno przenajświętsza! Twój posąg jest zbyt ciężki, żebym go mógł udźwignąć.” Lecz odpowiedziała mu Marya: „Weź mnie, a Syn mój ciężar ten lekkim uczyni.” Wtedy Jacek w jednéj ręce trzymając Puszkę z przenajświętszym Sakramentem, w drugą wziął posąg przenajświętszéj Panny, który stał się lekkim jakby trzcina, i przeszedł z bracią pośród barbarzyńców, którzy już klasztor burzyli i mordów się dopuszczali.

Nadszedł nad rzekę Dniepr, którą podobnież jak Wisłę pod Wyszogrodem przebył, a skierowawszy swą podróż ku Rusi Czerwonéj, przybył do miasta Halicza, i tam dopiéro złożył posąg przenajświętszéj Panny, przeniesiony późniéj ztamtąd do Lwowa, gdzie dotąd się znajduje. W Haliczu także założył klasztor. Z Halicza odbył Jacek misyą w Polskich i w Pruskich prowincyach, a siejąc wszędzie z wielkim pożytkiem pomiędzy ludem słowo Boże, w wielu miejscach pozakładał swoje klasztory, z których główne były w Pradze, w Poznaniu i Gdańsku.

Do Krakowa wrócił roku Pańskiego 1240, gdzie przyjęty przez duchowieństwo i lud z otwartemi rękami jako wielki i święty apostoł, znowu jak wprzód, przyświecał braciom cnotami zakonnemi, a niezmordowanie pracował na ambonie i w konfesyonale, cudami ciągle słynąc. Zdarzyło się iż wkrótce po jego powrocie, dziedziczka włości Kościelca, zaprosiła go aby w jéj dworze czas jakiś wypoczął. Przybywszy tam Jacek, zastał całą ludność strapioną, z powodu iż tylko co grad tak pańskie jak i włościańskie pola do szczętu wybił. Święty, wielką zdjęty litością na widok łez i smutku tylu rodzin do nędzy przywiedzionych, całą noc oka niezmrużywszy, na modlitwie strawił. Skoro słońce weszło, wieśniacy ujrzeli wszystkie swoje pola okryte najbogatszym plonem, jakby nigdy gradu nie było.

Po długich a gorliwych pracach apostolskich, święty Jacek skołatany wiekiem i świętą pracą, miał sobie objawiony dzień swojéj śmierci, którą braciom przepowiedział. W uroczystość świętego Dominika zachorował, a w wigilią Wniebowzięcia przenajświętszéj Panny prosił o święte Sakramenta, które z najżywszą pobożnością przyjął, poczém zwoławszy braci pobłogosławił ich, i najzbawienniejsze udzielił im przestrogi. Odmówił jeszcze z nimi Pacierze kapłańskie, a ku ich końcowi rozpoczynając psalm: „W Tobiem Panie nadzieję miał”, gdy przyszedł do wyrazów: „W ręce Twoje Panie polecam ducha mojego” 1, słodko w Bogu ząsnął. Umarł roku Pańskiego 1257, a 1594 Papież Klemens VIII, z wielką uroczystością w poczet go Świętych zapisał, i święto jego na dzień 16 Sierpnia wyznaczył.

Był święty Jacek jednym z największych cudotwórców, jacy kiedy jaśnieli w Kościele Bożym: pomiędzy wielką liczbą cudów przez niego dokonanych, wyliczają pięćdziesięciu czterech umarłych za modlitwą jego wskrzeszonych.

Pożytek duchowny

Gdy czytasz żywoty wielkich sług Bożych, którzy na ziemi naszéj jaśnieli, niech cię to tém bardziéj pobudza do ich naśladowania, bo na to ich Pan Bóg w każdych krajach i różnych czasach wskrzesza. A także proś Pana Boga, aby i za dni naszych, lud swój Świętymi obdarzał.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Który nas błogosławionego Jacka wyznawcy Twojego, doroczną uroczystością rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy pamiątkę jego przejścia do Nieba obchodząc, i przykłady jego życia naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 690–692.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 654–655

Z opisu żywota świętego Jacka widzieliśmy dokładnie, jak niestrudzona była gorliwość tego świętego zakonnika w krzewieniu wiary Chrystusowej. Od lat młodzieńczych do najpóźniejszej starości nie ustawał on w usiłowaniach nawracania pogan, głoszenia prawdy i w zabiegach o zbawienie dusz. Zastanówmy się teraz pokrótce, co my czynimy dla szerzenia Królestwa Bożego na ziemi i krzewienia wiary świętej na tym świecie. Może niejeden odpowie na to: „Nie jestem przecież księdzem, ten obowiązek na mnie nie ciąży”. Mylicie się, kochani bracia! Każdy z nas ma tę powinność, i to:

  1. Z wdzięczności ku Bogu. Prawdziwa wiara, jaką nam głosi ustami sług Kościoła Jezus Chrystus i jaką w nas tenże Kościół odżywia i pielęgnuje udzielaniem sakramentów św. jest najpożądańszym i nieocenionym skarbem. Wiara ta nie jest naszą zasługą, lecz darem Bożym, który nam Pan Jezus wyjednał trudem, cierpieniem i męką. Wdzięczność nasza winna odpowiadać wielkości daru, a najmilszą Bogu odpłatą jest nasza żarliwość w naśladowaniu Chrystusa i pozyskiwaniu Mu zbłąkanych owieczek, których ocalenie sprawia w Niebie najwyższą radość. Wdzięcznymi uczniami Pana Jezusa okażemy się tylko wtedy, gdy według możności i sił naszych gorliwie będziemy się przykładać do krzewienia Ewangelii św. bądź modlitwą, bądź udziałem w pobożnych stowarzyszeniach, bądź ofiarą. Rozważmy, czy czynimy zadość tej powinności wobec dzieci, rodziny i sług, czy ich pouczamy, czy nakłaniamy ich do pilnego uczęszczania na nabożeństwa i uważnego słuchania kazań, czy dajemy im budujące książki do czytania, czy troszczymy się o misje? Tylko tym sposobem może prawy chrześcijanin okazać wdzięczność Bogu za to, że go raczył uczynić członkiem Kościoła i uczestnikiem łask swoich.
  2. Do krzewienia wiary zobowiązuje nas prócz tego dbałość o własne zbawienie. Duch święty mówi w Księdze przysłów: „Pozbądź się grzechów jałmużną, a zdrożności miłosierdziem względem ubogich”. Wiara jest najcenniejszym dobrem, nie masz przeto cenniejszej jałmużny, jak pomaganie bliźnim według sił i możności do przejęcia się wiarą. Obowiązek ten jest tym świętszy, że wiara jest niezbędnie potrzebna do zbawienia wiekuistego; bliźni pozbawiony wiary jest na zawsze stracony. Miłosierdzie względem ubogich jest tak ścisłą powinnością, że według słów samego Pana Jezusa tylko miłosierny może liczyć na miłosierdzie. A któż jest biedniejszy na tym świecie jak poganin, nie mający udziału w łasce Bożej i wystawiony na niebezpieczeństwo utraty zbawienia? Wzgląd przeto na własne zbawienie nakłada na nas obowiązek litowania się nad takimi biedakami, otwierania im oczu na prawdę i jednania ich dla Kościoła. Oby nas świetny przykład świętego Jacka zachęcił do naśladowania!

Footnotes:

1

Psalm XXX. 6.

Tags: św Jacek Odrowąż „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Dominik bł Czesław Odrowąż Maryja cuda
2020-08-16

Św. Rocha, Wyznawcy, głównego Patrona od morowego powietrza

Żył około roku Pańskiego 1327.

(Żywot jego znajduje się u Bolandystów, pod dniem dzisiejszym.)

Święty Roch przyszedł na świat w Mąpelie (Montpellier) we Francyi, przy końcu trzynastego wieku. Ojciec jego jeden z najznakomitszych mieszkańców tego miasta, wzorowym był chrześcijaninem, również jak i matka która wielkie do przenajświętszéj Panny miała nabożeństwo. Do późnéj starości nie mieli dzieci, aż po wytrwałych i gorących modlitwach do Maryi, pocieszył ich Pan Bóg synkiem, który się urodził ze znamieniem czerwonego krzyża na piersiach.

Jeszcze go matka karmiła, kiedy zaczął pościć, we środy bowiem i w piątki, raz tylko na dzień ssał pokarm. W piątym roku życia już zadawał sobie różne umartwienia ciała. Kiedy miał lat dwanaście, poświęcił się całkiem Bogu i uczynkom miłosierdzia. Hojne ubogim rozdawał jałmużny, a chorym po ich mieszkaniach, sam z największą miłością usługiwał.

W dwudziestym roku życia, stracił rodziców, i stał się dziedzicem ogromnego majątku. Wtedy przypomniał sobie ostatnie polecenia swego ojca, który umierając tak do niego przemówił: „Synu mój, wedle możności twojéj wspieraj ubogich, i bądź przekonany, że jeśli wielkich dostatków jakie ci zostawiam, użyjesz na uczynki miłosierdzia, ściągniesz na siebie łaski Boskie i błogosławieństwo ludzkie.” Gdy prócz tego rozmyślał pewnego razu nad temi słowami Pana Jezusa: „Przedaj co masz i daj ubogim” 1, spieniężył większą część swoich majętności, małą ich cząstkę pozostawił do zarządu wujowi, wszystkie pieniądze rozdał ubogim, a sam pieszo, w odzieniu pielgrzyma, o żebranym chlebie, poszedł do Rzymu.

Przybywszy w Państwie kościelném do miasta Akwapendente, dowiedział się że tam morowe powietrze wybuchło. Udał się prosto do szpitala głównego, prosząc aby mu dozwolono dozierać chorych. Przez wzgląd na młody wiek jego, nie chciano go wystawiać na śmierć niechybną, lecz tak usilnie domagał się tego, że go nareszcie wpuszczono. Zbliżył się do wszystkich chorych, każdego ręką dotknął i przeżegnał, i bez wyjątku wszystkich jacy tylko byli powietrzem dotknięci, uzdrowił. W skutek tego, ludność otoczyła go czcią największą, jakby Anioła na ich ratunek z Nieba zesłanego. Lecz święty Roch dowiedziawszy się że morowe powietrze przeniosło się do Kazeny w Lombardyi, pospieszył tam, i podobnież od klęski téj mieszkańców wyratował. Gdy usłyszał że w Rzymie wybuchła zaraza, pobiegł znowu co prędzéj do tego miasta: najpierw uzdrowił Kardynała Brytanikusa, kładąc mu na czole znak krzyża, który już na zawsze widocznym cudownie pozostał,

W Rzymie przez lat trzy u tegoż Kardynała przemieszkiwał. Przez ten czas i to miasto i niektóre pobliższe uwolnił od zarazy, używając podobnież tylko znaku krzyża świętego. Po śmierci Kardynała opuścił Rzym, a niosąc za sobą wszędzie błogosławieństwo Boże i cudownie uzdrawiając dotkniętych morowém powietrzem, uwolnił od téj klęski wiele miast włoskich, a mianowicie Medyolan, Montferat, księstwa Mantuy, Modeny i Parmy.

Gdy miasto Plezancya, nadzwyczajnie silną zarazą dotkniętém zostało, udał się tam sługa Boży, zamknął się w szpitalu, wyleczył chorych według swego zwyczaju, a znużony trudem usnął. Wtedy usłyszał głos z Nieba w te słowa do niego przemawiający: „Rochu, dotąd z miłości ku mnie wieleś się natrudził, lecz teraz trzeba abyś poniósł wiele ciężkich cierpień, przez wzgląd na te które Ja poniosłem dla ciebie.” Po przebudzeniu się, dostał silnéj gorączki, i uczuł w lewéj pachwinie ból gwałtowny, prawie do niezniesienia. Była to właśnie choroba morowa, a że już wtedy nikt na nią nie zapadał, bo wszystkich Roch uzdrowił, więc go wygnano nie tylko ze szpitala, lecz i z miasta nawet. Dopełzał się tedy jak mógł do lasu sąsiedniego, i prosił Pana Jezusa, aby się nad nim zlitował. W tejże chwili otoczył go cudowny obłok, a tuż przy nim wytrysnęło źródło wody, dotąd płynące. Napił się z niego, obmył wrzód morowy, gdyż to była dżuma, i trochę ulgi doznał. Lecz nie miał siły wrócić do miasta, i tam przez długi bardzo czas leżał.

Tymczasem pewien pan mieszkający w téj okolicy, nazwiskiem Gotard, zauważał że jeden z jego psów myśliwskich, brał codziennie ze stołu bochenek chleba, i daleko go gdzieś zanosił. Poszedł w ślad za nim, i ujrzał że pies przychodził do Rocha leżącego w lesie, i składał u nóg jego bochenek, za co go Święty błogosławił. Pan ten, widokiem takim poruszony do litości, zamieszkał w chatce obok Rocha i dozierał go jak najtroskliwiéj. Pies już odtąd się nie okazywał, a święty Roch nakazał Gotardowi, aby wziąwszy jego ubranie pielgrzymskie, poszedł do miasta żebrać dla niego posiłku. Gotard poddał się téj ciężkiéj próbie, lecz w mieście doznał wiele obelg i zaledwie parę bochenków chleba mógł dostać. Roch zachęcił go do cierpliwego zniesienia tego upokorzenia, a sam powrócił do Plezancyi, i oddając mieszkańcom dobre za złe, znakiem krzyża uzdrawiał wszystkich dotkniętych powietrzem, które nanowo było wybuchło, i to nie tylko w szpitalu, lecz i po różnych domach.

Gdy dnia pewnego wracał do swojéj chatki w lesie, usłyszał taki rozkaz z Nieba: „Rochu uzdrowiłem cię: powracaj teraz do twojéj ojczyzny, i czyń pokutę, abyś był przypuszczony do społeczeństwa błogosławionych.” Święty z wielkiém weselem odebrał to zlecenie, gdyż i bez tego pilno mu było Włochy opuścić, ponieważ już tam sława jego świętości i darów cudownych, powszechną mu cześć zjednała. Pozostał jednak czas jeszcze pewien z Gotardem w chatce, aby go wyćwiczyć w życiu pustelniczém do którego go namówił. Potém pożegnawszy go serdecznie, wrócił do Francyi.

Duch Boży zaprowadził go do Mąpelie jego miasta rodzinnego, gdzie postanowił nie dać się poznać kim jest, gdyż już i tam sława jego doszła. Pod tę porę kraj cały dotknięty był klęską trwającéj od niejakiego czasu wojny, i miasto Mąpelie właśnie spodziewało się napadu nieprzyjacielskiego. Święty Roch przybywszy do pewnéj wioski która dawniéj była jego dziedzictwem, wszedł do kościoła w ubogiém i podartém odzieniu, gdzie go wzięli za szpiega nieprzyjacielskiego. Schwytano go więc i odprowadzono do Mąpelie, a własny stryj jego będąc Wielkorządcą tego miasta, nie poznawszy synowca, kazał go wtrącić do więzienia.

Trudno wypowiedzieć, ile tam wycierpiał, przebywając w piwnicy ciemnéj, wilgotnéj i napełnionéj dokuczliwém robactwem. Pomimo tego jednak, jeszcze i wielkie zadawał sobie umartwienia ciała, a po pewnym czasie objawił mu Pan Bóg że z tego więzienia weźmie go już do Nieba. Wtedy Roch poprosił strażnika aby mu sprowadził kapłana, który przybywszy zastał więzienie oświecone światłością niebieską, i promienie wytryskujące z oczów uwięzionego. Skoro nasz Święty wyspowiadał się i przyjął Komunią, niezwłocznie zachorował, a we śnie usłyszał głos z Nieba: „Za chwilę poniosę duszę twoję na łono Ojca Mojego. Lecz kochany mój Rochu, proś mnie jeszcze o co chcesz, a uczynię ci.” Święty podziękował Panu Jezusowi za taką łaskę, prosił o odpuszczenie grzechów, o przyjęcie duszy jego do Nieba i o zachowanie od morowego powietrza, albo o wyratowanie od niego tych, którzyby jego pośrednictwa wzywali. Pan Jezus oświadczył mu iż prośba jego zostanie wysłuchaną, a Roch położył się na ziemi, złożył ręce w krzyż na piersiach, podniósł oczy do Nieba, i spokojnie oddał ducha Bogu.

W tejże chwili znowu więzienie napełniło się światłością niebieską, która wybuchając przez szczeliny drzwi, sprowadziła zdziwionego tym cudem strażnika. Wszedłszy wewnątrz, znalazł ciało sługi Bożego na ziemi, a przy głowie jego i nogach zapalone lampy, wśród których leżała mała deseczka z takim napisem: „Ci którzy morowém powietrzem dotknięci, wzywać będą pośrednictwa Rocha, wyratowani zostaną z téj ciężkiéj choroby.”

Gdy na wieść tych cudów, wielu mieszkańców zbiegło się do więzienia, a między nimi byli i krewni Świętego, poznali go nareszcie. Z wielką więc czcią i wspaniałością, pochowano jego ciało. Późniéj zaś wuj jego wystawił na cześć świętego Rocha kościoł, do którego zwłoki jego przeniesione zostały. Umarł roku Pańskiego 1327.

Cześć jego rozpowszechniła się szczególnie od roku 1414, kiedy miasto Konstancya, gdzie odbywał się Sobór powszechny, dotknięte morowém powietrzem, po wezwaniu pośrednietwa tego sługi Bożego, od téj klęski uwolnioném zostało.

Pożytek duchowny

Pan Bóg, którego wyroki są zawsze dziełem Jego nieprzebranego miłosierdzia, gdy dotyka ludzi klęską morowego powietrza jako karą za grzechy nasze, czyni to przedewszystkiém dla tego, abyśmy wtedy żywiéj na śmierć pamiętając, lepiéj do niéj się przygotowali. Prosząc więc świętego Rocha, aby odwracał od nas klęskę morowego powietrza, proś go przedewszystkiém, aby nas od moru grzechowego na duszy i od śmierci wiecznéj, pośrednictwem swojém zachować raczył.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Któryś błogosławionemu Rochowi, przez Anioła Twojego tablicę mu przynoszącego przyrzekł, że kto jego pośrednictwa wzywać będzie, żadném morowém powietrzem dotknięty nie zostanie: daj, pokornie prosimy, abyśmy pamiątkę jego pobożnie obchodząc, za jegoż modlitwami i zasługami, od zabójczéj zarazy i ciała i duszy uwolnieni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 687–689.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 648–649

Święty Roch jak najsłuszniej może nam służyć za wzór umartwienia, i to nawet pod trojakim względem, naśladował bowiem Chrystusa Pana co do ubóstwa, rozdzielając swe mienie między ubogich, postępował w czynnym posłuszeństwie, pełniąc posługi około rażonych powietrzem, a wreszcie był biernie posłusznym, przyjąwszy kielich gorzkich cierpień z rąk swego wuja. Abyśmy wszakże dokładniej mogli poznać wartość umartwienia, zważmy, że:

  1. Umartwienie napawa duszę radością o tyle, że oswobadza ją od zamiłowania świata, jako też od zmysłowych rozkoszy, a nadto przywraca jej rzeczywistą wolność i usuwa zawady tamujące drogę do Nieba. O ile serce staje się wolnym od umiłowania marności ziemskich, o tyle wstępuje w nie łaska Boża. Największą radością dla duszy zacnej i szlachetnej jest bez wątpienia wspierać ubogich jałmużną, zwłaszcza gdy sami przy tym odmawiamy sobie jakichś przyjemności; czujemy się nadto szczęśliwymi, gdy zdołamy smutek biedaków zamienić w radość, a ich serca napełnić ufnością ku Bogu i wdzięcznością za Jego świętą Opatrzność. Bez wątpienia jest też wielkim zadośćuczynieniem, pielęgnować z miłości ku Chrystusowi Panu chorych, dotkniętych niebezpieczną i wstrętną chorobą. Doświadczenie uczy, że osoby pełniące te cnoty miłosierdzia i poświęcenia, zawsze są wesołe, dobrej myśli, spokojne i zadowolone.
  2. Umartwienie zwiększa i doskonali w nas miłość Boga i bliźniego, wywiera bowiem zbawienny wpływ na serce, oczyszcza je z brudu ziemskiego i użyźnia rolę, na której kwiat miłości pięknie rośnie i zakwita. W przyrodzonym porządku rzeczy okazuje się to jak najdokładniej w przywiązaniu matki do dziecka, wzrastającym w miarę słabości, bólów lub chorób dziecięcia; w nadprzyrodzonym porządku natomiast okazuje się w miłości prawdziwego chrześcijanina do ukrzyżowanego Chrystusa. Miłość ta staje się tym ofiarniejszą i skorszą do czynów, im więcej rozpamiętywanie cierpień Zbawiciela budzi naszą litość i współczucie. Jeszcze skuteczniejsze od rozpamiętywania jest rzeczywiste znoszenie cierpień i bólów z wdzięczności za dobrowolne męki i cierpienia Jezusa. Im więcej tedy Roch święty uczuwał ciężar dobrowolnego ubóstwa, tym większą okazywał ofiarność, poświęcenie i wytrwałość w miłości dotkniętych zarazą i w osamotnieniu więziennym. Kogo przeto oziębłość i obojętność w wierze przejmuje obawą, ten niech się doświadcza dobrowolnym umartwieniem, a żar miłości tlący pod popiołem oziębłości wybije się na wierzch i ogrzeje go dobroczynnym ciepłem.

Footnotes:

1

Mat. XIX. 21.

Tags: św Roch „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna zaraza jałmużna ojciec miłość bliźniego umartwienie
2020-08-15

Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Nastąpiło około roku Pańskiego 56.

(Szczegóły te wyjęte są z podania kościelnego i Ojców świętych.)

Uroczystość Wniebowzięcia przenajświętszéj Boga Rodzicielki, jest największą ze wszystkich Jéj uroczystości, gdyż w niéj obchodzi Kościół Boży ten Jéj przywilej, który jest jakby następstwem, dopełnieniem i ukoronowaniem wszystkich tych niezrównanych przywilejów, któremi Ją Pan Bóg jako Matkę Swoję obdarzył. Przez tę bowiem tajemnicę wyznajemy wraz z całym Kościołem od jego początku, że Marya, lubo uległa śmierci tak jak każdy człowiek, a nawet i Sam Pan Jezus, jednak wkrótce potém wskrzeszona, z ciałem i duszą wziętą została do Nieba.

Wielu Ojców świętych, a między nimi święty Dyonizy Areopagita, który był obecny śmierci, czyli jak to nazywa Kościół Uśnięciu Matki Bożéj, a następnie był świadkiem jéj pogrzebu, a w końcu i zmartwychwstaniu, w ten sposób te szczegóły ostatnich chwil Jéj błogosławionego pobytu na ziemi opowiada.

Po Wniebowstąpieniu Pańskiém, przenajświętsza Panna Marya żyła jeszcze lat dwadzieścia trzy. Spędziła czas ten po części w mieście Efezie, gdzie długo przemieszkiwał święty jak Ewangelista, któremu Pan Jezus umierając na krzyżu zlecił był opiekę nad Swoją Matką najdroższą, a po części w Jerozolimie z tymże ulubionym uczniem Pańskim mieszkając. W témto ostatniém mieście nastąpiło Jéj błogosławione Uśnięcie, a po niém Jej Wniebowzięcie.

Przenajświętsza Panna, żadnéj nigdy nie podlegała chorobie, gdyż posiadała najdoskonalsze ciało jakie tylko być mogło po przenajświętszém ciele Syna Bożego, a ztąd uśnięcie Jéj czyli śmierć nie nastąpiła ani z przyczyny jakowéj słabości, ani w skutek podeszłego wieku, lecz jedynie z niezmiernéj miłości Boga, a więc z niezmiernego pragnienia oglądania już w Niebie Swego Syna najdroższego. Słusznie téż święty Ambroży mówi do Matki przenajświętszéj. „O! duszo błogosławiona, niepojętą miłością Boga pałająca! jak mogłaś aby jeden dzień przeżyć na téj ziemi, gdy Bóg Twój, a razem i Syn Twój, Samą Cię tu bez Siebie pozostawił? Nie dziwię się żeś z pragnienia oglądania Go w Niebie, umarła, lecz podziwiam żeś aby jednę godzinę mogła wyżyć w mękach jakie sercu Twojemu zadawała tęsknota po Nim.” 1

Gdy więc, zbliżała się już dla przenajświętszéj Maryi ta upragniona chwila połączenia się w Niebie z Jéj Bogiem i Synem, podczas gdy trwała na modlitwie, stanął przed Nią Anioł i rzekł do Niéj: „Bądź pozdrowiona o! najbłogosławieńsza! Syn Twój Bóg nasz, już na Ciebie oczekuje w Niebie. Za trzy dni z ciała Twojego rozwiązaną zostaniesz.” I to mówiąc dał Jéj rószczkę Palmową, któréj każdy liść miał blask gwiazdy najświetniejszéj” 2.

Jakoż, w trzy dni potém nastąpiło Uśnięcie przenajświętszéj Maryi, to jest Jéj śmierć błogosławiona, przez rozłączenie się Jéj duszy od ciała.

Zebrali się byli wtedy przy Niej wszyscy Apostołowie, prócz świętego Jakóba już umęczonego, i świętego Tomasza, który na czas nie przybył, a prócz tego jak to utrzymują najdawniejsi pisarze kościelni, i największa część uczniów Pana Jezusa była zgromadzona około Jéj mieszkania, aby otrzymać Jéj ostatnie błogosławieństwo, i pobożnemi łzami uczcić rozstanie się z Matką Zbawiciela.

Ostatnich Sakramentów świętych, to jest Spowiedzi i Olejem świętym namaszczenia nie przyjmowała, bo tych jako na gładzenie grzechów postanowionych, potrzebować nie mogła wcale, lecz Komunią świętą przyjęła, tę, jak pisze Kartagena pierwszych wieków kościoła historyk, miał szczęście udzielić Jéj święty Jan Ewangelista. Gdy zaś przenajświętsza dusza Maryi blizką już była wyjścia z Jéj przeczystego ciała, Sam Pan Jezus zstąpił z Nieba otoczony wielką liczbą Archaniołów i Aniołów, i we własne przyjął Ją ręce, a w téjże chwili dały się słyszeć wesołe pienia Anielskie, podobne do tych jakie słyszano w szopie Betlejemskiéj, przy Narodzeniu Pana Jezusa 3.

Toż samo miało miejsce i przy pogrzebie przenajświętszéj Panny, który tak opisuje święty Jam Damasceński: „Gdy Apostołowie nieśli ciało Matki Zbawiciela, dały się słyszeć hymny i śpiewy Anielskie, które jużto ich poprzedzały, już nad samą trumną się odzywały, to znowu długo brzmiały nad miejscem przez które tylko co przeciągnął był pogrzebowy orszak. A prócz tego wielka liczba Aniołów ciągle otaczała ciało przenajświętszéj Dziewicy, odbywając przy niém straż nieustającą, aż do chwili w któréj Ją unieśli do Nieba. Apostołowie zaś ze świętą bojaźnią i z miłością czci najgłębszéj, nieśli ten błogosławiony przybytek Boski, tę prawdziwą Arkę Przymierza Pańskiego z ludźmi, i składając Ją w grobie z największém uszanowaniem, ucałowali te najświętsze Relikwie, otrzymując przez to rozliczne a wielkie łaski.” 4

Daléj tenże Święty wylicza różne cuda, jakie niezwłocznie przy grobie Matki Bożéj zaszły, i przydaje że źródło będące blizko tego miejsca gdzie została pochowana, od téj chwili miało wodę cudowną. Grób przenajświętszéj Maryi Panny, był na dolinie Józefatowéj blizko grobu Pana Jezusa.

Apostołowie umieściwszy tam przenajświętsze Jéj ciało przy niém pozostali, a sami śpiewając hymny kościelne, słyszeli w powietrzu śpiewy Anielskie, które dnia trzeciego ustały. Wtedy właśnie, nadszedł i święty Tomasz Apostoł który przy uśnięciu Matki Bożéj nie był obecny. Prosił więc aby otworzono Jéj grobowiec, żeby i on mógł oddać Jéj zwłokom tę cześć jaką inni Apostołowie już byli oddali. Gdy to uczyniono, nie znaleziono Jéj przeczystego ciała, lecz w miejscu jego, cudownéj piękności kwiaty, przedziwną woń wydające. Już bowiem wtedy przenajświętsza Marya, wskrzeszona mocą Bożą, z ciałem i duszą do Nieba wziętą została, jak to Kościoł Boży stale i powszechnie wyznaje.

Pisząc o tém święty Augustyn, utrzymuje iż inaczéj być nie mogło: „Bo gdy Pan Jezus, powiada ten Doktor Kościoła, przenajświętsze Ciało Matki Swojéj do takiego niezrównanego wyniósł zaszczytu, że z tegoż Jéj ciała własne Swoje ciało ukształtował, czy mógłżeby toż ciało wydać na pastwę robactwa, jak każde grzeszne ciało ludzkie po śmierci? Nie uczynił téż tego, i tak jak duszę Jéj uchronił od skazy grzechu pierworodnego, tak i ciało od pośmiertnego zepsucia.” Tém bardziéj, że jak się wyraża pewien pobożny pisarz, przenajświętsza Panna, nieporównaną godność Swoję jako prawdziwa Matka Boga, więcéj, jeśli tak wyrazić się można, spełniła ciałem Swojém, aniżeli duszą, bo przeczyste ciało Jéj dostarczyło całkowicie ciała Synowi Bożemu, a dusza duszy Jego nic nie przydała. Należało się przeto jakby koniecznie, aby w zamian za szatę śmiertelną, w którą ciało Maryi, wydając z siebie ciało Jezusowe, przyoblekło było Boga w Jego zstąpieniu z Nieba na ziemię, nie uległo ani na chwilę zepsuciu, w przejściu przenajświętszéj Panny, z téj ziemi do Nieba.

„Dziś, powiada święty Jan Damasceński w swojém kazaniu na uroczystość Wniebowzięcia Maryi, przenajświętsze i żywa Arka najwyższego Boga, która w łonie własném poczęła Stwórcę Swojego, złożona została w świątyni Pańskiéj, nie ręką ludzką wzniesionéj. Dziś Niebo zamieściło pośród siebie żywy raj ziemski, w którym mieszkał nowy Adam, w którym nastąpiło odpuszczenie pierworodnéj winy, w którym zasadzone zostało drzewo nowego żywota, w którym nagość nasza na nowo przyobleczoną została. Dziś Niepokalana Dziewica, nie do ziemi wróciła, lecz jak była żywém Niebem, w którém na ziemi Bóg przebywał, w niebieskich przybytkach umieszczoną została. Ta bowiem, z któréj dla wszystkich prawdziwe życie wyszło, jakżeby sama śmierci zakosztować mogła? Uległa wprawdzie prawu wydanemu przez Tego którego Sama zrodziła, i jako dawnego Adama córka, wyrokowi na wszystkie jego dzieci wydanemu podpadła, bo od tego i Syn Jéj, który jest życiem samém uwolnić się nie chciał, lecz jako Boga żywego Matka, do Niegóż, jak to się jéj należało, z duszą i ciałem wziętą została. Nieszczęsna Ewa, która na poszepty węża zezwoliła, musiała uledz karze śmierci, i w otchłaniach piekielnych długo pozostawać. Tę zaś prawdziwie błogosławioną, która na słowo Boże ucha nadstawiała, i za sprawą Ducha Świętego została napełnioną, a po Archanielskiém Zwiastowaniu, bez podniety ciała i bez sprawy męża, Syna Bożego poczęła i wydała, jakimżeby sposobem śmierć, swojém skażeniem miała pożreć? Jakżeby zepsucie dotknąć mogło to ciało z którego życie życia zaczerpnięte jest? Dla niéj do Nieba drogi nic nie tamowało tak co do ciała jako i co do duszy: z ciałem więc i duszą prosto tam wziętą została. Gdy bowiem gdzie «Ja jestem tam i sługa Mój będzie» 5, mówi to życie i prawda i droga Chrystus, jakżeż tém bardziéj musi tamże być z Nim samym Matka jego przenajdroższa!”

Dziś to więc, jak wspomnieliśmy na początku, obchodzi Kościół Boży największą uroczystość naszéj Matki Niebieskiéj, radując się wraz z Aniołami z Jéj wstąpienia do Nieba i śpiewa w Antyfonie. „Wzięta jest Marya do Nieba weselą się Aniołowie, wychwalając błogosławią Panu.” Ojciec Arżantan kapucyn bardzo pobożny i znakomity pisarz, robi piękną uwagę, że wstąpienie przenajświętszéj Maryi do Nieba, było jeszcze świetniejszém niż Samego Pana Jezusa. Na przyjęcie bowiem Zbawiciela, czekała tylko Trójca przenajświętsza i wyszli sami Aniołowie, a Maryą przyjmował już prócz tego i liczny poczet wybranych przez Pana Jezusa do Nieba wprowadzonych, i co największa, wyszedł naprzeciw Niéj i sam Syn Boży,

Uroczystość dzisiejszą u nas zowią Najświętszéj Panny Zielnéj, dla tego że w dniu tym wierni znoszą do kościoła kwiaty i wonne zioła, na znak swojego szczególnego wesela w tym obchodzie największéj uroczystości Matki Bożéj, i jakby na usłanie niemi drogi po któréj Ona wstąpiła z téj ziemi do rajskiego Jeruzalem.

Pożytek duchowny

Przenajświętszéj Maryi Panny całe życie, było jakby ciągłém a powolném wstępowaniem do Nieba; gdyż każdą sprawą Swoją, z najświętszą intencyą dokonywaną wysługiwała Sobie coraz wyższe w Niebie nagrody, coraz to nowe prawo nabywała do coraz wyższego tam miejsca, aż nareszcie wzięta z duszą i ciałem, zasiadła na tronie wiecznéj chwały obok Trójcy Przenajświętezéj. Niech cię to pobudza do tego, abyś każdą sprawę z miłości Boga spełniając, podobnież całém życiem twojém zarabiał sobie na coraz wyższe miejsce w Niebie.

Modlitwa (Kościelna)

Sługom Twoim Panie, winy wszystkie miłościwie odpuść; a gdy z czynów naszych przypodobać się Tobie nie możemy, za Rodzicielki Syna Twojego Pana naszego wstawieniem się, niech zbawienia dostąpimy. Który z Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 684–686.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 646

Pismo święte uczy nas, że Syn Człowieczy w chwale i całej okazałości wróci i wezwie wybranych do wzięcia udziału w Królestwie niebieskim tymi słowy: „Chodźcie błogosławieni Ojca Mego; albowiem byłem głodny, a nasyciliście Mnie; byłem spragniony, a napoiliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem więźniem, a odwiedzaliście Mnie; coście z tego najlichszemu z Mych braci uczynili, to uczyniliście Mnie”. Jakże więc ten, co to powiedział, nie mógł zatęsknić za błogosławioną Matką, która Mu dała życie, która Go przyodziała swym ciałem, która Go wykarmiła swą miłością, swą troską i boleścią na zbawienie świata i chwałę Niebios?

To wzniosłe i szczytne Wniebowzięcie już przewidział psalmista Pański, przepowiadając zmartwychwstanie Chrystusa, i stosując do tego, który śmierć pokonał, następujące słowa: „Powstań, Panie, do odpocznienia Twego” (Psalm 131, 8). Arką tą może być tylko Niepokalana Dziewica święta, która zawarła mannę niebieską i tablice praw Bożych w osobie Syna swego, gdy Go nosiła w przeczystym łonie swoim. Jeśli bowiem manna i tablice praw stanowią przepowiednię Jezusa Chrystusa, to arka musi być przepowiednią Maryi. Jak arka miała być na mocy rozkazu Bożego sporządzona z drzewa niepodlegającego zepsuciu, tak i ciało Maryi nie mogło ulec zepsuciu. Dlatego też Dziewica święta, wyjęta spod tego powszechnego prawa, wniebowzięta została, a to wniebowzięcie stanowi niejako uzupełnienie Wniebowstąpienia Jej Boskiego Syna.

Footnotes:

1

S. Ambr. Ser. de perf. B. V. pars. IV.

2

Nicefor. Ś. Kozma. Ś. Meliton. Metafrastes. Ś. Wincenty Fer.

3

S. Joan. Dam. Orat. 2. de B.V. § II.

4

Tamże.

5

S. Joan. Damas. 2. Ser. de dormit. B. V.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Wniebowzięcie
2020-08-14

Św. Euzebiego, Kapłana i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 380.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów męczeńskich kościoła Rzymskiego.)

Święty Euzebi Męczennik, którego tu żywot podajemy, znany jest tylko z autentycznych dziejów męczeńskich kościoła Rzymskiego, które szczegóły jego za wiarę poniesionéj śmierci zamieszczają. Zkąd jednak był rodem i gdzie jego męczeństwo nastąpiło, nie ma o tém wyraźnéj wzmianki.

Żył on w czwartym wieku za panowania cesarza Dyoklecyana i Maksymina, jak wiadomo okrutnych prześladowców Kościoła, a w miejscu gdzie przebywał, Wielkorządcą cesarskim był Maksencyusz, głośny ze swojéj zawziętości, przeciwko wiernym, i z barbarzyństwa z jakiém się obchodził z nimi, gdy oskarżeni o wyznawanie wiary świętéj przed trybunałem jego stawali. Euzebiusz był kapłanem wielkiéj świątobliwości, gorliwie poświęcającym się na usługi wiernych, pomimo niebezpieczeństwa jakie to wtedy szczególnie na duchownych ściągało. Gdzie tylko mógł zgromadzić pewną liczbę chrześcijan, miewał do mich przemowy, uczył ich tajemnie wiary, zagrzewał do wytrwałości wśród prób na jakie ciągle wystawieni byli, sposobił na gotowość do męczeństwa, i udzielał im Sakramenta święte.

Przez czas pewien, dopóki jeszcze Dyoklecyan i Maksymin nie wydali okrutnych wyroków na chrześcijan które sprowadziły dziesiąte i ostatnie powszechne prześladowanie, gorliwość świętego Euzebiego i jego tak wielkie poświęcenie się dla Kościoła, chociaż powszechnie znane, nie ściągnęło na niego uwagi urzędników pogańskich. Lecz skoro ci, a szczególnie Maksencyusz, który niecierpliwie wyglądał chwili żeby mógł nad chrześcijanami pastwić się, dowiedział się że ma wyjść wyrok cesarski nakazujący jak najsroższe obchodzenie się z wiernymi, nie czekając nawet tego ogłoszenia, kazał schwycić Euzebiego, i stawić go przed sobą. Ponieważ to był oddawna niezdarzający się wypadek, więc poganie, spragnieni barbarzyńskich widowisk jakie im wyprawiano przy męczeństwie wyznawców Chrystusowych, tłumnie zgromadzili się przed trybunał Maksencyusza kiedy miał Euzebiego sądzić. Ujrzawszy go, zaczęli wydawać okrzyki dzikiéj radości, pobudzające Wielkorządcę do jak najsurowszego obejścia się ze Świętym, który już wtedy podeszłego był wieku a dziwnie powabnéj i poważnéj postaci starcem. Cała jego postawa nadzwyczaj była ujmującą, na obliczu malowała się wielka słodycz, a wszystkie rysy jego wyrażały szczególne męstwo i stałość charakteru. Barbarzyńskie okrzyki, cały przyrząd do mąk jakie mu przeznaczano, znana nienawiść sędziego do chrześcijan, nie poruszyły go wcale. Stał spokojny i gotów na wszystko, a podniesioném do Boga sercem prosząc o potrzebne do wytrwałości łaski. Widok jego samego Maksencyusza poruszył, i ten przez chwilę jakby się zawahał co ma czynić, gdy okrzyki ludu zniewoliły go przystąpić bez zwłoki do nakazania Świętemu aby cześć oddał bożkom. „Masz złożyć ofiarę bogom cesarskim, rzekł do niego groźnie, a jeśli tego dobrowolnie nie uczynisz zmuszę cię siłą.” Euzebiusz odpowiedział: „Napisano jest w prawie: Będziesz czcił Pana Boga twego i Jemu Samemu służył.” – „Długo rozprawiać z tobą nie będę. zawołał Maksencyusz. Masz do wyboru: albo umrzeć na mękach, albo składać zaraz ofiary bogom.” – „Uczynić tego nie mogę, odpowiedział Święty, gdyż sam rozum sprzeciwia się temu aby cześć oddawać kamieniom, które są jedną z najkruchszych rzeczy jakie Pan Bóg stworzył.” – „Widzę, powiada na to sędzia, że jesteś z liczby tych ludzi których nazywają chrześcijanami, a którzy do tego stopnia są zaślepieni że przekładają śmierć nad życie.” – „Zaślepieni nie jesteśmy odrzekł Euzebi, gdyż właśnie bezbożnością jest i prawdziwą ciemnotą nie uznawać światła nauki chrześcijańskiéj, a wierzyć w brednie pogańskie.” – „Widzę powiada mu na to Maksencyusz, że łagodność z jaką się z tobą obchodzę, czyni cię tém zuchwalszym, mówię ci przeto po raz ostatni: oddaj cześć bogom, albo żywcem spalony zostaniesz.” – „Groźby twoje, odrzekł sługa Boży, ani mnie zadziwiają ani przestraszają. Wiem że korona która mnie w Niebie czeka, będzie tém świetniejszą, im cięższe tu męki przeniosę dla Chrystusa.” Wtedy tyran zawezwał katów, i kazał Euzebiego rozciągnąć na rusztowaniu.

Oprawcy w téjże chwili spełnili ten rozkaz: z całéj siły rozciągnęli go czterema sznurami w powietrzu, i zaczęli rozdzierać ciało jego żelaznemi hakami. Euzebi wśród téj katuszy nie wydał ani jęku, a od chwili do chwili powtarzał głośno: „Zbaw mnie Panie Jezu Chryste, zbaw mnie. Czy żywi czy umarli Twoimi jesteśmy.” Widząc Maksencyusz że męki te przywieść Świętego do odstępstwa nie mogą, kazał je przerwać, odwiązać od rusztowania Euzebiego, i rzekł mu: „Czy wiesz o wyroku senatu, który nakazuje aby wszyscy mianujący się chrześcijanami, złożyli publicznie cześć bogom?” – „Znany mi ten wyrok, odpowiedział starzec, lecz rozkazy Boga wyższe są nad rozkazy ludzkie.” Maksencyusz widząc iż go przemódz nie zdoła, wydał wyrok aby go poprowadzono na stos i spalono.

Mężny wyznawca szedł spokojnie za oprawcami, a święta radość malowała się na jego obliczu. Na widok jego stałości i odwagi lud zgromadzony zdjęty został litością. Widząc to Maksencyusz i sam uwielbiając wytrwałość świętego starca, przywołał go jeszcze napowrót i rzekł do niego. „Dla czego dobrowolnie wydajesz się na śmierć, kiedy ci tak łatwo uchronić się tego?” Święty, który wiedział że wtedy cesarz Maksymin znajdował się w tém mieście gdzie go męczono, oświadczył Maksencyuszowi, że chce być przez niego samego słuchanym. Żądał zaś tego z téj przyczyny, że prawo rzymskie zastrzegało każdemu obywatelowi takiemu jakim był Euzebi, przywiléj, odwoływania się do cesarza, Wielkorządca téż chętnie się na to zgodził. Odprowadzono więc Świętego do więzienia, a Maksencyusz udał się do Maksymina i zdał mu sprawę z tego co zaszło. Cesarz kazał Euzebiego stawić przed sobą, chociaż jeden z urzędników obecny pierwszemu jego badaniu ostrzegał, że skoro go cesarz usłyszy, ulegnie wpływowi jaki starzec ten wywiera na wszystkich i da się zmiękczyć. Maksymin tém bardziéj zaciekawiony, kazał go niezwłocznie przywołać.

Gdy okazał się Euzebi, wszystkich uderzyła jego powabna postać i wyraz oblicza malujący wielką słodycz, radość a oraz niezachwiane męstwo. Maksymin wpatrując się w niego, także doznał jakiegoś uczucia i litości i poszanowania, i rzekł łagodnym głosem: „Z jakiego powodu stajesz tu przede mną: odpowiadaj śmiało, nie masz czego się lękać, ja pragnę uratować ci życie.” – „Ratunku spodziewam się, odpowiedział starzec, nie od ludzi lecz od Boga, który przyrzekł wspierać sługi Swoje. Lubo przewyższasz tu wszystkich władzą i potęgą, jesteś jednak jak każdy z nas śmiertelnym, powtórzę więc przed tobą com już oświadczył: Jestem chrześcijaninem, więc nie godzi mi się oddawać czci bożyszczom z drzewa lub kruszcu ulanym. Muszę słuchać Boga którego wyznaję i który mi tego zakazuje.” – „Cóż w tém złego, rzekł cesarz do Wielkorządcy, że człowiek ten oddaje cześć Bogu, którego nad innych wyższym uznaje. Wszak i my robimy różnicę między naszemi bogami.” Na to Maksencyusz: „Cesarzu, nie ulegaj czarom jakiemi ten człowiek wszystkich omamia. Ten Bóg o którym on mówi, jestto Jezus Nazareński, którego nikt z naszych uznawać za Boga nie ma.” Maksymin dłużéj nie obstawał, obawiając się aby to w oczach pogan powagi jego nie zachwiało. Odszedł więc i kazał Maksencyuszowi, aby sam sprawę Euzebiego zakończył.

Wtedy wielkorządca znowu domagał się od niego, i to jak najgroźniéj, aby złożył ofiarę bożkom, a gdy uczynić tego nie chciał zawołał: „Składaj ofiarę, bo jak tego nie uczynisz wskażę cię na spalenie.” – „Możesz ciało moje spalić na popiół, odpowiedział Święty, lecz dusza moja jest w ręku Boga i ona gróźb twoich się nie lęka. Nie mnie nie przywiedzie do odstępstwa Chrystusa, którego od dzieciństwa wyznaję.” Tyran widząc iż niczém stałości jego nie przezwycięży wskazał go na śmierć. Euzebi usłyszawszy wyrok zawołał: „Dzięki ci Panie mój Jezu Chryste, że mi dozwalasz podzielać los uczniów Twoich” a w tejże chwili, dał się słyszeć głos z Nieba: „Gdybyś nie był stał się godnym wiele wycierpieć, nie byłbyś godnym zasiąść na dworze Króla niebieskiego.” Przybywszy na miejsce stracenia święty Męczennik ukląkł, pomodlił się i jeszcze dziękując Bogu za łaskę męczeństwa, ścięty został 14 Sierpnia około roku Pańskiego 380.

Pożytek duchowny

Te słowa które święty Euzebi słyszał z Nieba w chwili swojéj śmierci męczeńskiéj, a które mu zapowiadały że gdyby był nie cierpiał na ziemi, nie mógłby królować w Niebie, powinny cię utwierdzać w téj prawdzie, że im większe na kogo zsyła Pan Bóg cierpienia, tém to wyraźniejszy znak że duszę jego chce zbawić. Miéj to w żywéj pamięci ile razy cię co smutnego spotka.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Euzebiego Męczennika Twojego, za cierpienia poniesione na ziemi z miłości ku Tobie, koroną niebieską nagrodził; daj nam za jego wstawieniem się i przykładem, z każdego doznanego za życia cierpienia, obfite sobie do Nieba skarbić zasługi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 681–683.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 657

Łagodność i spokój Euzebiusza uczyniła głębokie wrażenie na sercu tak dzikiego i srogiego tyrana, jakim był Maksymian. Sprawdziło się tu słowo Zbawiciela: „Błogosławieni łagodni, albowiem oni posiędą Królestwo niebieskie”. Łagodny panuje nad własnym sercem i namiętnościami i dlatego popędliwi i skłonni do gniewu czują się wobec słodyczy i łagodności bezbronnymi. Bóg znajduje upodobanie w łagodnych i hamujących swą porywczość i przyobiecał im życie wieczne w krainie niebieskiej. Na czymże więc polega ta łagodność? Na hamowaniu wszelkich popędów i porywów niecierpliwości, gniewu, zazdrości i zemsty i na dobrowolnym znoszeniu wszystkiego, co tylko się Bogu podoba na nas zesłać. Łagodny nigdy nie podrażni złośnika, a krzywdy i zniewagi nie odpłaca krzywdą i zniewagą. Najdoskonalszym wzorem łagodności i cierpliwości jest Pan Jezus, który jak baranek pozwolił zaprowadzić się na rzeź. Za Jego to przykładem przejął się święty Euzebiusz słodyczą i łagodnością. Starajmy się także przyświecać innym przykładem łagodności, zwalczać w samym zarodzie wszelkie wybuchy gniewu, a czując w sobie takie porywy, bierzmy się do modlitwy, jako najskuteczniejszego na to lekarstwa. Nie ustając w walce i uciekając się do Przenajsłodszego Serca Jezusowego, odniesiemy w końcu zwycięstwo.

Tags: św Euzebi „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik łagodność gniew
2020-08-13

Św. Hipolita i Kasyana, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 258 i 366.

(Szczegóły ich życia wyjęte są z dzieł wielebnego Bedy i Prudencynsza.)

Święty Hipolit był jednym z tych dowódców gwardyi cesarza Waleryana, któremu poruczona była straż nad świętym Wawrzyńcem, którego męczeństwo pod dniem 10 tego miesiąca jest opisane. Był on świadkiem cudów, jakie ten Święty czynił kiedy jeszcze w więzieniu był zamknięty, i w skutek tego nietylko sam się nawrócił, lecz wraz z nim cała jego rodzina, złożona z dziewiętnastu osób Chrzest święty przyjęła. Od téj pory Hipolit pałał chęcią tak wielką poniesienia śmierci za Pana Jezusa, że patrząc na męki jakie zadawano świętemu Wawrzyńcowi, pragnął aby i jego to samo spotkało; i chcąc wraz z nim umrzeć za wiarę, gotów był głośno wyznać że jest chrześcijaninem. Zaledwie go téż święty Wawrzyniec mógł od tego powstrzymać, nakazując aby milczał i oczekiwał swojego czasu, który wkrótce miał nadejść.

Gdy święty Wawrzyniec chwalebnie dokonał swojego strasznego męczeństwa będąc na ruszcie upieczony, Hipolit wraz z kapłanem na imię Justynem, z wielką czcią zwłoki jego pogrzebał. W trzy dni potém dowiedziawszy się o wszystkiém cesarz, kazał go uwięzić, a zawezwawszy przed swój trybunał zawołał do niego groźnie: „Więc i ty jesteś czarnoksiężnikiem, jak i Wawrzyniec którego ciało pochowałeś?” – „Tak jest w istocie, odpowiedział Hipolit, pochowałem jego ciało, lecz nie jako czarnoksiężnik, tylko jako chrześcijanin, od którego ta cześć mu się należała.” Rozgniewany za to tyran, kazał go tłuc w twarz kamieniami, a gdy ujrzał pod jego odzieniem wojskowém białą szatę którą odziewano świeżo ochrzczonych, kazał ją zedrzeć ze Świętego, a ten rzekł: „Przyodziewasz mnie w świetniejszą jeszcze suknię, zdejmując ze mnie tę którą noszę jako wyznawca Chrystusa.” Waleryan kazał go położyć przed sobą i okrutnie siec rózgami i pałkami, a Święty głośno modlił się, dziękując Panu Bogu, że go czyni godnym ponosić te męki za wiarę. Cesarz bardziej jeszcze rozgniewany zawołał: „Hipolit przez czarnoksięzkie sztuki, nie czuje tych razów: drzyjcie mu więc ciało żelaznemi hakami i obcęgami.” Kaci spełnili ten rozkaz niezwłocznie, a Hipolit ciągle powtarzał: „Jestem chrześcijaninem i chętnie za Chrystusa cierpię.”

Widząc Waleryan że kaci napróżno się męczą i już od znużenia ustają, uciekł się do innego środka: kazał podnieść Hipolita, przywdziać go w jego strój rycerski, i łagodnie zaczął do niego przemawiać. Prosił go aby nie był upartym, aby korzystał z łask cesarskich jakich udzielić mu jest gotów, i upewniał że byle odstąpił Chrystusa podniesie go na wyższy stopień, i obdarzy hojnie. Hipolit mu na to odpowiedział: „Jedyném mojém szczęściem i chlubą jest być żołnierzem Chrystusowym, i pod Jego chorągwią umrzeć.” Tyran wydał wyrok zabrania na skarb rządu wszystkich jego dóbr które były bardzo znaczne, i kazał uwięzić całą jego rodzinę jako chrześcijańską.

Stawiono ich wszystkich nazajutrz przed cesarzem. Między innemi była w téj liczbie staruszka imieniem Konkordia, która wykarmiła i wychowała Hipolita, a która jako najgorliwsza między nimi chrześcijanka wszystkich do męstwa i wytrwałości zagrzewała. Cesarz do niéj najprzód się zwrócił, i przedstawiał jéj żeby wzgląd miała na swój wiek podeszły, a nie była tak zuchwałą jak jéj wychowaniec Hipolit, który to śmiercią odpłaci. Lecz święta niewiasta odpowiedziała mu na to: „I ja, i my wszyscy tu zgromadzeni przed tobą, wolimy zaszczytnie śmierć ponieść za wiarę z Hipolitem, aniżeli okazać się niegodnymi jego naśladowania, a przez to okryć się hańbą przed ludźmi, a co większa zbrodnię popełnić przed Bogiem.” Waleryan uniesiony wielkim gniewem zawołał: „Kto jest ze stanu niewolniczego, tak jak ta niewiasta, nie słowami lecz biciem da się przywieść do rozumu.” Kazał więc bić Konkordyą knutami z ołowiem na końcu, dopóki albo nie wyrzecze się Chrystusa, albo ducha nie wyzionie. Wkrótce téż ona, w oczach Hipolita koronę męczeńską otrzymała.

Wówczas Waleryan Hipolita z całą rodziną, kazał wyprowadzić za bramę Tyburtyńską i tam najprzód wszystkich jego krewnych i sług pościnać. Hipolita zaś na pamiątkę owego pogańskiego młodzieńca tegoż imienia, którego konie rozszarpały, kazał uwiązać do ogona dzikiego rumaka, i tego wypędzić w pole. Wśród tak barbarzyńskiego męczeństwa, Święty oddał Bogu ducha 13 Sierpnia, roku Pańskiego 258. Ciało jego w kawałki poszarpane, tegoż dnia skrycie wyszukane przez kapłana Justyna i innych chrześcijan, pochowane zostało na polu Werańskiém, blizko kościoła świętego Wawrzyńca.

· · ·

Dziś także przypada pamiątka męczeństwa świętego Kasyana, który żył w pierwszéj połowie IV wieku, za panowania Juliana Apostaty, srogiego prześladowcy chrześcijan. Prudencyusz, który pozostawił wiele pism wierszem ułożonych na cześć różnych Męczenników, tak męczeństwo świętego Kasyana opowiada.

„Przejeżdżając przez miasto Imola, mówi on, w podróży mojéj do Rzymu, przyszło mi na myśl pójść na grób świętego Kasyana Męczennika, któremu w tém mieście wielką cześć oddawano. Klęcząc przed jego świętemi zwłokami, ujrzałem obraz który go przedstawiał. Otaczał go tłum dzieci, które ze straszném okrucieństwem pastwiły się nad nim, trzymając w rękach różnego rodzaju ostre narzędzia. Prosiłem Zakrystyana który wtedy nadszedł, aby mi wytłómaczył co przedstawia to malowidło. Na co on mi w tych słowach odpowiedział: „Obraz ten, pobożny pielgrzymie, nie jest dziełem wyobraźni malarza, lecz jest przedstawieniem zdarzenia prawdziwego. Ten którego tu widzisz, był w naszém mieście nauczycielem przy szkółce miejscowéj, i nazywał się Kasyan. Był nadzwyczaj pilnym w spełnianiu swego obowiązku, z największą troskliwością doglądał dzieci, i z wielką biegłością uczył ich czytać, pisać i innych początkowych nauk. A że przytém przestrzegał bardzo pilnie pomiędzy niemi dobrych obyczajów i chronił ich od próżnowania i wszelkiéj swawoli, chłopaki te po większéj części z najzepsutszéj klasy pogan złożone, nauczyciela swojego nie lubiły.

Pod tę porę wszczęło się srogie prześladowanie chrześcijan, i dotknęło z kolei i nasze miasto. Kasyan był chrześcijaninem, i jednym z najświątobliwszych pomiędzy wiernymi których już znaczna liczba tu była. Schwytano go i uwięziono jednego z pierwszych, i stawiono przed sędziów, domagając się aby ofiarę bogom złożył. Lecz Święty mężnie i stanowczo odpowiedział, iż tego nigdy nie uczyni. To, tak sędziów na niego rozgniewało, że aby jego męczeństwo i dotkliwszém i haniebniejszém uczynić, a razem rozweselić pogan, uradzono aby go wydać na pastwę wszystkich chłopaków pogańskich, dozwalając im, owszem zachęcając ich do tego, aby go zamordowali. Zwołano więc około dwóchset najgorszych urwisów, i podburzono ich przeciwko Kasyanowi, przypominając im wszystko co tylko w nich szaloną złość przeciwko ich dawnemu nauczycielowi" rozbudzić mogło. Potém odarto Świętego z odzienia, a związawszy mu w tył ręce, wtrącono pomiędzy gromadę chłopaków, uzbrojonych różnemi ostremi dłutkami, których w owych czasach do pisania na kamieniu używano. Przytém mieli oni w rękach nożyczki, szczypczyki i tym podobne ostre narzędzia. Rzuciła się ta okrutna zgraja na Kasyana, a im mniéj silna do zadawania mu ciężkich ran, tém bardziéj przyprawiająca go o długie i powolne męczeństwo. Jedni kłuli go w nogi, drudzy wyżsi sięgali aż do wnętrzności; gdy się obalał, zapuszczali mu narzędzia w oczy, uszy, szyję, piersi i głowę, przydając do tego barbarzyńskie żarty: „Uczyłeś nas pisać, wołali, piszemy teraz na twojéj skórze. Wszak nam rozkazywałeś, ażeby ani chwili nie próżnować, więc my téż czasu nie tracimy, i ciągle po tobie piszemy.” Drugi znowu wołał: „Nauczycielu, już na tobie obszerną stronicę wypisałem , przejrzyj ją czy nie ma jakich zmyłek; a jeśli gdzie braknie jakiego słowa, albo przecinka, lub punktu, to je jeszcze przydam.” Inny, przyczepiwszy się do niego i zadając mu różne męki, to szczypaniem, to kłuciem, mówił z udaną grzecznością: „Dziś nauczycielu nie prosimy cię o danie nam rekreacji, bo ta lekcya którą teraz tobie wydajemy, jest dla nas najmilszą rozrywką.”

I tak długo bardzo te małe potwory, których okrucieństwo przechodziło wiek i siły, dręczyły Świętego; on zaś spragniony poniesienia mąk i śmierci za Chrystusa, wśród téj katuszy z największą słodyczą do nich przemawiał, i zachęcał nawet aby go nie oszczędzali. Po długiém tém męczeństwie, którego barbarzyństwo przechodziło wszelką miarę, Święty poszedł do Nieba, na ręku Aniołów którzy go z rąk tych małych okrutników wyrwali.

Męczeństwo jego nastąpiło dnia 13 Sierpnia roku Pańskiego 366, ciało spoczywa dotąd w mieście Imola, w wielkim ołtarzu głównego kościoła, który Pius IX Papież, będąc tam jeszcze Biskupem, kosztownemi marmurami przyozdobił.

Pożytek duchowny

W okrucieństwie jakiego dopuściła się ta zgraja dzieci pogańskich, masz dowód do jakiéj złości natura ludzka dojść może w młodych nawet sercach, jeśli te w zasadach chrześcijańskich nie są wychowane. Niech cię i to pobudzi do starania się, aby dziatki twoje od lat najmłodszych w zasadach świętéj wiary i moralności chrześcijańskiéj ugruntowane były.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy Wszechmogący Boże, aby błogosławionych męczenników Twoich Hipolita i Kasyana, czcigodna uroczystość, i uczucia pobożności w sercach naszych rozbudziła i zapewniła nam zbawienie. Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 678–680.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 642

Nie ma na tym padole płaczu większego szczęścia niż miłość Pana Jezusa; On przyszedł na świat dla nas, a my dla Niego stworzeni jesteśmy; On jest naszą miłością, a wszystkie inne rzeczy uszczęśliwić nas nie mogą, bo On tylko może zaspokoić pragnienia naszego serca i On udziela tego szczęścia, które już w całej pełni posiadają Święci w Niebie. Tego szczęścia, tej miłości Pana Jezusa żadna siła stworzona pozbawić nas nie może, pamiętajmy przeto, że od nas samych zależy, czy w niej wytrzymamy, czy też się jej wyrzekniemy.

Tags: św Hipolit św Kasjan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Wawrzyniec nauczyciel wychowanie
2020-08-12

Św. Klary z Asyżu, Założycielki Zakonu Sióstr Ubogich (Klarysek)

Żyła około roku Pańskiego 1253.

(Żywot jéj był napisany zaraz po jéj śmierci z rozkazu Papieża Aleksandra IV, który ją kanonizował.)

Święta Klara córka duchowna świętego Franciszka Serafickiego, założyciela zakonu Braci-mniejszych, i jego najwierniejsza naśladowniczka, była jak i on, rodem z miasta Asyżu we Włoszech. Przyszła na świat roku Pańskiego 1194, dnia 16 Lipca. Ojciec jéj Favorino Sceffi, był jednym ze znakomitszych panów swojego kraju, tak z rodu jak i z wielkiego majątku który posiadał. Matka Hortulana, bardzo pobożna niewiasta długo niemając dzieci, gorącemi modlitwami, postami, hojnemi jałmużnami i pielgrzymkami do miejsc świętych, wyprosiła sobie u Boga tę córkę. Kiedy ją jeszcze w łonie swém nosiła, w czasie modlitwy, usłyszała głos z Nieba zapowiadający jéj że szczęśliwie porodzi dziecię, które stanie się światłem dla świata całego. Dla tego nowonarodzonéj córeczce dano na Chrzcie świętym imię Klary, co po łacinie znaczy jasna albo świecąca.

Od lat najmłodszych, święta ta dziewica zapowiadała do jak wysokiéj dojdzie z czasem świątobliwości. Z latami wzrastały w niéj wszystkie cnoty chrześcijańskie, wielkie do Matki Bożéj nabożeństwo i zamiłowanie jak najwyższéj doskonałości ewangelicznéj. W samym téż kwiecie wieku i wśród wielkich dostatków żyjąc, postanowiwszy nie mieć innego oblubieńca jak Pana Jezusa, kilka małżeństw bardzo świetnych odrzuciła.

Gdy zamyślała wyłącznie poświęcić się Panu Bogu na służbę, przybył z kazaniami do Asyżu jéj rodzinnego miasta, wielki święty Franciszek, już wtedy założyciel zakonu Braci żebrzących. Usłyszawszy jednę z jego nauk, Klara postanowiła świat i rodzinę opuścić, i o ile to było w jéj możności, naśladować Franciszka, obierając sobie na wzór jego jak najwyższe ubóstwo, i za główną cnotę, cnotę pokory. Miała lat ośmnaście, kiedy w towarzystwie pobożnéj ciotki swojéj Bony, opuściwszy potajemnie dom rodziców, – których pozwolenia na zostanie zakonnicą nie spodziewała się otrzymać, – udała się do małego za miastem kościołka Panny Maryi Anielskiéj, przy którym mieszkał Franciszek z kilku braćmi swoimi. Tam zrzuciwszy bogate stroje, z rąk jego przyjęła najuboższą suknię zakonną, a ostrzygłszy włosy i przyjmując welon, została zakonnicą i na czas pewien zamieszkała w klasztorze Benedyktynek, także za miastem Asyża położonym.

Rozgniewany za to ojciec, udał się do tego klasztoru wraz z żoną i kilku krewnymi, w zamiarze wydobycia ztamtąd Klary jakimkolwiek sposobem. Z razu łagodnie do niéj przemawiał, a gdy to nie skutkowało, do gwałtu się posuwając chciał ją z sobą zabrać. Lecz Święta wpadłszy do kościoła i trzymając się bielizny na ołtarzu będącéj, zrzuciła welon, i okazawszy ostrzyżoną głowę ojcu, błagała go aby już nie stawiał przeszkód do ofiary, którą Ona Bogu nieodwołalnie uczyniła. W końcu téż, ojciec zgodził się na to, a późniéj był najszczęśliwszy z tego powołania córki.

W dni kilkanaście po zamieszkaniu Klary w klasztorze Benedyktynek, przyłączyła się do niéj młodsza jéj siostra Agnieszka, i kilka innych pobożnych towarzyszek. Wtedy Franciszek mając zamiar zakładać nowy Zakon żeński, jak już był założył męzki, umieścił Klarę wraz z jéj towarzyszkami przy ubogim kościołku świętego Damiana pod Asyżem, który w początkach swego nawrócenia sam był odbudował, i o którym miał objawienie, że stanie się on kolebką nowego świętego Zakonu żeńskiego, mającego rozszerzyć się w całym świecie chrześcijańskim. Jakoż, osiadłszy przy tymże kościołku Klara, gdy coraz więcéj towarzyszek zgromadziła, które pod jéj i świętego Franciszka przewodnictwem zamierzały wieść życie bogomyślne i najostrzejszéj oddane pokucie, została przez tegoż Patryarchę Asyzskiego zamianowana na Opatkę tego nowego klasztoru. Tenże Święty nadał im Regułę, zatwierdzoną późniéj przez Stolicę Apostolską. A że na mocy tejże, obowiązywały się siostry do najściślejszego ubóstwa, tak dalece że żadnych stałych ani funduszów ani dochodów posiadać nie mogły, więc nazwane zostały Zakonem Sióstr-Ubogich.

Klara rządziła jako Opatka klasztorem świętego Damiana przez lat czterdzieści dwa, przedstawiając na sobie najwyższy wzór doskonałości zakonnéj, do któréj głównie przykładem własnym, wszystkie swoje córki duchowne zagrzewała. Z tegoż klasztoru, w miarę jak się po to zgłaszano, wysyłała zakonnice przez nią w cnotach zakonnych wyćwiczone i pełne ducha serafickiego swojéj założycielki, które w innych krajach tejże Reguły zakładały domy zakonne. Za życia jeszcze naszéj Świętéj, wiele stanęło klasztorów jéj Reguły nietylko we Włoszech, lecz i we Francyi, Hiszpanii i Czechach. Przy końcu XVIII wieku, było ich w całym świecie katolickim około dziewięciuset, a w nich blizko pięćdziesiąt tysięcy dziewic z różnego stanu, w wysokiéj świątobliwości służących Bogu. Stanęło takich klasztorów kilka i w Polsce, założonych przez księżniczki królewskiego rodu, z których u nas sześć przywdziało habity córek świętéj Klary. Zakonnice te od pierwotnego ich pobytu przy kościele świętego Damiana zwane były i Damianistkami, lecz dziś najpowszechniéj od nazwiska ich Założycielki nazywają się Klaryskami.

Święta Klara wiodła życie nadzwyczaj umartwione, i to aż do późnéj starości, lubo przez lat bardzo wiele słabego używała zdrowie. Sypiała zawsze na gołéj ziemi, albo ścieląc pod siebie troche trzciny, i pod głowę biorąc kamień. Za całe odzienie nosiła tylko habit gruby, a pod nim nadzwyczajnéj ostrości włosiennicę. Trzy dni w tygodniu nic zgoła nie jadała, a w inne pościła bez przerwy, i w tak małéj ilości brała posiłek, że to innym ledwie za śniadanie wystarczyćby mogło. Przed zapadnięciem w ciężką chorobę, każdego roku, dwa czterdziesto-dniowe posty o samym chlebie i wodzie spędzała. Modliła się bezustannie: co jéj tylko w dniu zbywało czasu od koniecznych zajęć, ten na rozmowę z Bogiem obracała, a często całe noce bez przerwy na bogomyślności trawiła. Wtedy wpadała w zachwycenie, a razu pewnego, gdy chora leżąc w celi nie mogła być na Pasterce z siostrami, cudownie przeniesiona została do kościołka Panny Maryi Anielskiéj, i tam słuchała Mszy świętéj i Komunią przyjęła. Gdy w podeszłych latach ciężkiemi została dotknięta cierpieniami, i na wspólnych ćwiczeniach i robotach obecną być nie mogła, na łóżku leżąc kazała się podpierać wokoło poduszkami, aby w czasie przeznaczonym na zajęcia ręczne, mogła je wykonywać. Miłośnica szczególna ubóstwa, nie dała się niczém odwieść od niego, pomimo wszelkich na jakie ją to narażało trudności i niedostatków. Gdy Papież Grzegorz IX chciał klasztor jéj obdarzyć stałym dochodem, upadła mu do nóg błagając aby tego nie czynił.

Wielu téż cudami, za życia jeszcze zasłynęła. Jednę z siostr swoich zakonnych, która na długi czas straciła mowę, znakiem krzyża świętego uzdrowiła. Innéj przywróciła słuch, drugą znowu z wodnéj puchliny w jednéj chwili wyleczyła; kilka dotkniętych śmiertelną chorobą epidemiczną która panowała w okolicy, pobłogosławiwszy, w tejże chwili wnet przywiodła do zdrowia. Jednemu z Braci-mniejszych dotkniętemu pomieszaniem zmysłów, od razu przywróciła rozum. Gdy w klasztorze zabrakło zupełnie pożywienia, pół bochenka chleba tak rozmnożyła, że pięćdziesiąt sióstr miało czém do sytości się posilić. Saraceni obległszy Asyż, napadli na klasztor Klary, i kiedy już na mury jego się wdzierali, Święta chorą będąc, kazała się zanieść do furty, a wraz z sobą Puszkę z przenajświętszym Sakramentem, i w te słowa do Boga wołać zaczęła: „Nie wydawaj Panie, w ręce dzikich zwierząt, dusze wyznające Ciebie, i strzeż służebnice Twoje, któreś drogą krwią Twoją odkupił.” A gdy się tak modliła dał się słyszeć głos z Puszki: „Ja was zawsze strzedz będę.” I w tejże chwili Saraceni będący na murze, olśnieni światłością jaka wybuchała od przenajświętszego Sakramentu, na ziemię pospadali, a reszta w największym nieładzie w rozsypkę poszła, jakby pobita na głowę.

Mając lat przeszło sześćdziesiąt, Klara oddawna już chora, ciężko zapadła na zdrowiu. Przez dni siedemnaście najmniejszego posiłku przyjmować nie mogła. W takim gdy była stanie, nawiedził ją sam Ojciec święty Inocenty IV, przebywający podówczas w Asyżu, od którego odebrała rozgrzeszenie z odpustem zupełnym. Potém czując już blizki koniec swojéj pielgrzymki ziemskiéj, podyktowała Testament duchowny, w którym pozostawiła siostrom wzniosłe i święte nauki. Nakoniec po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, pobłogosławiła swoje córki duchowne około niéj zgromadzone, pocieszając rzewnie płaczące; a gdy zapadła w lekkie konanie, ujrzano wchodzące do jéj celi grono dziewic niebieskich, na czele których była sama Matka Boża, i gdy te rozciągnęły nad nią jakby bogaty płaszcz królewski, Klara zasnęła w Panu. Poszła do Nieba dnia 12 Sierpnia roku Pańskiego 1258.

W dwa lata po śmierci, gdy nadzwyczajną liczbą cudów zasłynęła, Papież Aleksander IV w poczet Świętych ją wpisał.

Pożytek duchowny

Święta Klara, miała to niewymowne szczęście, że do zakonu przez nią założonego, wstąpiły nie tylko i dwie jéj siostry rodzone, lecz i jej matka, która z początku była przeciwna poświęceniu się Klary na wyłączną służbę Pana Jezusa. Niech cię to uczy wytrwałości w świętych twoich przedsięwzięciach, gdyż przez nią, pociąga się zwykle do naśladowania i tych nawet, którzy z początku byli im przeciwni.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który Kościoł Twój, błogosławionéj Klary dziewicy, przedziwnemi cnotami uświetniasz, i przez nią nowym zakonem obdarzasz; spraw miłościwie, abyśmy jéj śladami idąc, światłości wiecznéj chwały, dostąpić mogli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 675–677.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 640

Jeszcze raz, pobożni Czytelnicy, rzućmy okiem na klasztor „ubogich niewiast", w którym panuje ścisła klauzura. Zobaczmy, jakie w tym zakonie panują poglądy na życie; przy patrzmy się, czy te poglądy są rzeczywiście tak ponure, nienaturalne, grobowe, jakimi się wyda ją krzykaczom, którzy mając się za nieomylnych, chcieliby według swej mody świat przerobić i swoim sposobem go uszczęśliwić. Wystarczą na to następujące dwa przykłady z życia świętej Klary.

  1. Znakomita dama i troskliwa matka przychodzi do ksieni i prosi, aby przyjęła obie jej córki do klasztoru, podając następujące przyczyny swej prośby: „Starsza z mych córek jest dziewczyną cichą, skromną, nabożną, pokorną, nie lubi towarzystwa ani rozrywek, czuje zato pociąg do samotności; szkoda by było zostawić ją w świecie. Młodsza jest wcale inna: próżna, zalotna, lekkomyślna, szczebiocze cały dzień i gotowa śpieszyć z zabawy na zabawę; tę klasztor jedynie od moralnego zepsucia ocalić zdoła”.

    Klara tak na to odpowiedziała: „Uczynię próbę, czy na poprawę młodszej, światowej, wpłynie porządek zakonny i wspólna modlitwa. Jeżeli jej się u nas spodoba, niechże z Bogiem pozostanie; jeśli nie, to niechaj wraca do matki. Starsza natomiast niech pozostanie w stanie świeckim, gdyż w świecie trzeba właśnie takich niewiast, które by były żywym przykładem, że w każdym stanie można żyć uczciwie i po chrześcijańsku, a takie niewiasty, które w świecie pełnią swe powinności, są w obliczu Boga tyle warte, co zakonnice, które starają się tylko o własną świątobliwość”. – W końcu przyjęła Klara obie panny na pewien czas, po czym oddała je matce. Młodsza w istocie poprawiła się i spoważniała, a starsza postąpiła w doskonałości. Obie wyszły potem za mąż i służyły za przykład wzorowych żon i matek.

  2. Święta Klara była zawsze wesołego i pogodnego umysłu i nie lubiła patrzyć na twarze ponure i zachmurzone. Wesołość jej pochodziła z miłości do Chrystusa utajonego w Hostii Przenajświętszej, dlatego ciągle zachęcała zakonnice do zacieśnienia węzła świętej przyjaźni z Panem Jezusem, mówiąc: „My biedne mniszki potrzebujemy także towarzyskiego pożycia; ale jakaż różnica pomiędzy towarzystwem światowym, a towarzystwem Jezusowym? Tam gawędzą z sobą bez miłości, częstokroć bez znajomości wzajemnej. Tu rozmawiamy z Panem Jezusem, który nas zna dokładnie, którego my znamy z dzieł Jego miłosierdzia, dobroci i miłości ku nam, który nam dobrze życzy i pragnie naszego dobra. Tam jeden drugiemu nie wierzy, jeden drugiego podejrzywa, uśmiechy są udane, pochlebstwa obłudne; tutaj każdy serce ma w ustach, każdy otwarty i szczery. Im więcej jesteśmy wylane, tym więcej cieszy się Pan Jezus; Jemu można się z wszystkiego zwierzyć, ze wszystkim się użalić; wszakże On jest samą dobrocią i łaskawością. Znajdziemy tu i Maryję, drogą Mateczkę naszą, znajdziemy aniołów, którzy wspierają nas w słabości i nieudolności naszej i wstawiają się za nami tak szczerze, że nigdy nie odejdziemy bez obfitej pociechy”.
Tags: św Klara „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Franciszek czystość post
2020-08-11

Św. Tyburcego i Zuzanny, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 286 i 295.

(Żywot ich wyjęty jest z dzieł Wielebnego Bedy i świętego Augustyna.)

Święty Tyburcy w trzecim wieku żyjący, był synem Chromacyasza, Wielkorządcy miasta Rzymu za cesarstwa Dyoklecyana. Kiedy ojciec jego przyjął wiarę chrześcijańską, i złożywszy swój urząd, stał się opiekunem wiernych i wspomagał ich w różny sposób wśród prześladowania jakie się podówczas szerzyło, Tyburcy razem z nim ochrzczony, naśladował go w tych miłosiernych uczynkach i słynął pomiędzy wiernymi jako wielkiéj świątobliwości młodzieniec. Razu pewnego idąc ulicą znalazł chłopca ciężko potłuczonego, który zleciał był z drugiego piętra. Odmówił nad nim Ojcze nasz, Zdrowaś Marya i Wierzę, prosząc Pana Boga aby go uzdrowił, i chłopiec który był umierający, w tejże chwili wstał jak najzdrowszy. W skutek tego cudu rodzice uzdrowionego zostali chrześcijanami, a święty Tyburcy zaprowadził ich do Papieża Kaja, który ich ochrzcił.

Pomiędzy chrześcijanami znajdował się pewien człowiek nazwiskiem Torkwat, który udając tylko nawróconego, wiódł życie bardzo gorszące, oddając się zbytkom i rozpuście, jak istny poganin. Przytém lekceważył sobie przykazania kościelne, nie zachowywał postów, i rzadko kiedy bywał na świętych obrzędach. Tyburcy którego bolało i zgorszenie jakie człowiek ten dawał uchodząc za chrześcijanina, i niebezpieczeństwo jego duszy, z wielką miłością kilkakrotnie go upominał. Niegodziwiec ten nawykły do obłudy, udał że braterskie to upomnienie przyjmuje z wdzięcznością, lecz rozżalony za to na Tyburcego, oskarżył go przed Wielkorządcą Fabianem, że jest chrześcijaninem. Żeby zaś zataić swój nikczemny postępek, uprosił Fabiana, aby i jego samego wraz z Tyburcym kazał na czas pewien uwięzić jako chrześcijanina.

Gdy ich stawiono przed Wielkorządcą, ten najprzód spytał Torkwata o jego nazwisko, i jakiego jest wyznania. Torkwat odpowiedział iż jest chrześcijaninem, i że nim został aby naśladować Tyburcego, któremu we wszystkiém pragnie być podobnym. Wtedy Fabian rzekł do Tyburcego: „Cóż na to mówisz?” Tyburcy odrzekł: „Wprawdzie, od niejakiego czasu Torkwat mieni się chrześcijaninem, lecz sposób jego życia nie dowodzi tego wcale. Pan nasz Jezus Chrystus brzydzi się ludźmi tak rozwiązłe życie wiodącymi jak Torkwat”; a zwracając się do niego samego, i wiedząc dobrze iż on to go zdradził, przydał: „Nigdyśmy cię nie poczytywali za prawdziwego wyznawcę Chrystusa. Co do mnie zaś, odpuszczam ci z całego serca, bo wiedz o tém że chcąc mi zaszkodzić, stajesz się moim dobroczyńcą: niczego bowiem więcéj nie pragnąłem oddawna, jak żeby Bóg dobry, dał mi przelać krew moję za wiarę.” Słysząc to Fabian, zawołał na Świętego groźnie: „Nie miejsce tu na twoje rozprawy z Torkwatem, lecz idzie o to abyś niezwłocznie oddał cześć bogom naszym, i przez to dowiódł że jeśliś dotąd był chrześcijaninem już nim być dłużéj nie chcesz.” – „Ja cześć oddaję, odpowiedział na to Tyburcy, tylko jedynemu prawdziwemu Bogu chrześcijańskiemu, Stwórcy nieba i ziemi.”

Wielkorządca rozgniewany tak stanowczą odpowiedzią Świętego, kazał rozsypać na podłodze marmurowéj rozżarzone węgle, i rzekł Tyburcemu: „Albo oddasz cześć bogom, albo każę cię prowadzić po tych rozżarzonych węglach.” – „Gotów jestem, odparł Święty, na wszelkie męki, gdyż i najokrutniejsze nie przestraszają chrześcijan, gdy idzie o wyznanie Chrystusa.” I to mówiąc, nie czekając aż go kaci rozzują i wprowadzą na węgle, sam zdjął obuwie co prędzéj, przeżegnał się, chodził po węglach jak po kwiatach, i nie czując najmniejszego bolu rzekł do tyrana: „Uznaj po tém co widzisz o! Fabianie, moc wiary w Chrystusa, a z tego cudu przekonaj się, że ten tylko Bóg jest prawdziwym, którego ja czczę, i że nie masz zbawienia jak tylko w téj religii którą ja wyznaję.” Fabian głuchym się okazał na wszystko i zatwierdziałym w swoich błędach, a obawiając się aby to na innych poganach nie wywarło wrażenia, wskazał Tyburcego na śmierć, którą mu zadano przez ścięcie za miastem przy drodze Lawickiéj. Poniósł męczeństwo dnia 11 Sierpnia roku Pańskiego 286.

· · ·

Święta Zuzanna, któréj dziś także pamiątkę śmierci męczeńskiéj obchodzi Kościoł, była córką świętego Gubina, rodzonego brata świętego Kaja Papieża, którzy byli krewnymi cesarza Dyoklecyana. Ojciec jéj, owdowiawszy został księdzem, wychował ją bardzo pobożnie, i skoro doszła do lat dorosłéj dziewicy, całkiem poświęciła się Bogu, Pana Jezusa obierając sobie za dozgonnego Oblubieńca. Gdy umarła żona Maksymina, którego Dyoklecyan za syna przysposobił, ten ostatni aby go sobie lepiéj zjednać, zamyślił ożenić go z Zuzanną swoją krewną, dziewicą bardzo powabnéj urody. Wiedział on że i jéj ojciec i ona byli chrześcijanami, lecz wtedy jeszcze niebardzo prześladował wiernych, a szczególnie oszczędzał osoby do jego rodziny należące. Wysłał więc do Gubina jednego ze swoich pierwszych dworzan, a także krewnego nazwiskiem Klaudyusz, z prośbą o rękę jego córki dla cesarzewicza Maksymina.

Gubin który wcale nie życzył sobie tego związku jakkolwiek świetnego, lecz z człowiekiem który już znany był ze swojéj nienawiści do chrześcijan, uprosił Klaudyusza aby mu zostawił trzy dni czasu do wyrozumienia w téj mierze woli swojéj córki. Klaudyusz zgodził się na to, i po upływie tego czasu przyszedłszy powtórnie, zastał już nietylko Gubina, lecz przy nim i samego Papieża Kajusa, którzy kazali zawezwać Zuzannę. Gdy nadeszła, Klaudyusz chciał ją przywitać i pocałować jako blizki krewny, lecz święta dziewica cofnęła się mówiąc: „Pogańskie usta nie dotkną mojéj twarzy” – „A cóż mam uczynić abym je oczyścił? zapytał Klaudyusz.” – „Ochrzcić się, odrzekła Święta.” Co słysząc Klaudyusz, którego już od niejakiego czasu łaska Boska oświecała i do serca jego kołatała, wdał się w długą rozprawę ze świętymi Kajem i Gubinem, po któréj prosił o Chrzest święty, i zostawszy chrześcijaninem już do cesarza nie wracał.

Po niejakim czasie, Dyoklecyan niewidząc Klaudyusza, posłał do niego brata jego rodzonego a swojego nadwornego podskarbiego. Ten przybywszy zastał go na modlitwie, klęczącego przed krzyżem. Przeraziło go to wielce, gdyż domyślał się że chrześcijaninem został, lecz że i sam już od niejakiego czasu tknięty był łaską Bożą, więc poszedł z Klaudyuszem do świętego Gubina, którego zastał także z córką klęczących i modlących się przed Panem Jezusem. Nadszedł przytém niezwłocznie i święty Kaj Papież, któremu dał Pan Bóg podobnie jak Klaudyusza i brata jego Maksyma nawrócić. Przez czas pewien taił on przed cesarzem swoje nawrócenie, lecz przewidując iż się z tém długo nie ukryje, sprzedał wielkie jakie posiadał, majętności, rozdał wszystko ubogim, a sam osiadł przy Papieżu.

Tymczasem dowiedziawszy się o wszystkiém Dyoklecyan wpadł w złość niezmierną, i już nie mając żadnego względu że to byli jego krewni, Klaudyusza i Maksyma skazał na śmierć, którą oni mężnie za Chrystusa ponieśli, a Zuzannę kazał wtrącić do więziénia. Używano wszelkich środków aby zachwiać jéj stałość. Przedstawiano jéj świetny związek w którym ją korona cesarska czekała, a gdyby go odrzuciła, straszono najokrutniejszemi mękami, lecz wszystko było napróżno.

Wtedy Dyoklecyan posunął do tego stopnia barbarzyństwo, że nasłał na nią rozpustników mających ją znieważyć. Święta dziewica, zagrożona niebezpieczeństwem straszniejszém dla niéj od mąk wszelkich i śmierci saméj, pomodliła się, a Anioł z Nieba zstąpił, i wszeteczników odpędził.

Cesarz sprobował innego znowu sposobu: kazał wyprowadzić Zuzannę z więzienia, i umieścił na dworze żony swojéj Serenny, polecając jéj aby ją skłoniła do zaślubienia Maksymina. Lecz cesarzowa była skrycie chrześcijanką. Rada iż miała przy boku swoim tak świętą dziewicę, co noc trwała z nią na modlitwie, i różne pobożne odprawiały wspólnie ćwiczenia. Po niejakim czasie, gdy Dyoklecyan spytał Serennę czy Zuzanna skłania się nakoniec do wyjścia za Maksymina, dowiedział się od żony iż nigdy ona tego nie uczyni, gdyż Panu Bogu panieństwo swoje ślubowała.

Dyoklecyan do najwyższego stopnia rozwścieklony, postanowił najokrutniéj obejść się z Zuzanną. Nie chcąc jéj jednak stawiać przed trybunały publiczne, przez wzgląd iż była jego krewną, kazał ją zaprowadzić do domu jéj ojca, i tam wysłał Macedoniusza, znanego ze swojego okrucieństwa w obchodzeniu się z chrześcijanami, aby ją zmusił do oddania czci bogom, a jeśli tego nie uczyni, aby ją śmiercią ukarał. Macedoniusz kazał z sobą przynieść posąg Jowisza ze złota ulany, i zawezwawszy Zuzannę, domagał się w imieniu cesarza aby mu cześć oddała. Święta wzniosłszy oczy do nieba rzekła: „Panie! spraw niech oczy służebnicy Twojéj, nie patrzą w domu jéj ojca na tego bałwana, który jest szatańskiém narzędziem.” I to mówiąc dmuchnęła na posąg, który w tejże chwili jakby lekkie piórko wyleciał za okno. Macedoniusz, cudem tak wielkim nienawrócony wcale, wpadł tylko w złość straszną, i sam rzuciwszy się na świętą dziewicę, potargał na niéj suknię, i zawoławszy katów kazał ją bić okrutnie, wołając: „Ofiaruj bogom cesarskim.” Lecz Święta modliła się wciąż głośno, dziękując Bogu że jéj daje cierpieć za Chrystusa, a tyran widząc iż stałości jéj nie przemoże, kazał ją ściąć, i ciało jéj porzucił w domu jéj ojca. Święty Kaj Papież, zamienił dom w którym umęczoną została na kościoł który dotąd w Rzymie istnieje. Święta Zuzanna poniosła śmierć męczeńską roku Pańskiego 295.

Pożytek duchowny

Widzisz ileto nawróceń sprawiła stałość w wierze świętéj Zuzanny, za którą nietylko ona sama miała szczęście koronę męczeńską otrzymać, lecz i tylu innym, swoją wiernością Chrystusowi zjednała takową. Bierz i z tego naukę, że aby drugich nawracać, najskuteczniejszym do tego środkiem jest dobry przykład.

Modlitwa (Kościelna)

Świętych męczenników Twoich Tyburcego i Zuzanny, niech nas Panie wspiera ciągłe pośrednictwo, gdyż nie odwracasz oczów Twojego miłosierdzia od tych, którym udzielasz takiego poparcia. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 672–674.

Tags: św Tyburcy św Zuzanna „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik czystosć nawrócenie przykład
2020-08-10

Św. Wawrzyńca, Dyakona i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 258.

(Męczeństwo jego jest opisane przez świętych Augustyna i Ambrożego.)

Święty Wawrzyniec, wielkiej sławy jako Męczennik w Kościele Bożym zażywający, był rodem z Hiszpanii. Ojciec jego miał imię Orencyusz, a matka Paciencia, i obojgu im rodzinne ich miasto Hueska, oddaje cześć jako Świętym. Nieznane są szczegóły młodości świętego Wawrzyńca, ani powody dla których przybył do Rzymu. To tylko wiadomo, że wyniesiony tam został przez Papieża Sykstusa II do godności Archydyakona kościoła Rzymskiego, i że miał sobie powierzone wszystkie skarby kościelne, tak dla wspomogania ubogich, jak i utrzymywania przybytków Pańskich przeznaczone.

Gdy za cesarza Waleryana, rozsrożyło się prześladowanie chrześcijan, schwytany został i święty Sykstus Papież. Dowiedziawszy się o tém Wawrzyniec, a widząc że go prowadzą do więzienia i na męki, pośpieszył za nim i rzekł: „Gdzie idziecie Ojcze bez waszego Syna? Jakże się obejdziecie kapłan, bez waszego Dyakona? Wszak nie zwykłeś sprawiać świętych obrzędów beze mnie, a czémże teraz mogłem ściągnąć na siebie twoję niełaskę? Syna któregoś sam wychował, nie pozbawiaj palmy, którą on odniosłszy, przyozdobi twoję własną koronę: bo jego zwycięstwo będzie twoim tryumfem.” Na co święty Sykstus w te słowa mu odpowiedział, chcąc go pocieszyć: „Nie myślę ja wcale synu mój, odtrącać cię od siebie, lecz wiara w Jezusa Chrystusa powołuje cię do większych walk jak moje. Dla mnie zgrzybiałego wiekiem, lżejszą gotują próbę, lecz tobie, któryś w kwiecie wieku, tyrani dadzą pole do chwalebniejszego zwycięstwa. Dla czego chcesz wspólnie ze mną je odnosić, kiedy ciebie oczekuje osobna i całkowita korona. Czy ci chodzi o moję obecność przy tobie? wszak Eliasz uniesiony de Nieba, pozostawił Elizeusza na ziemi, a ten uczeń jego nie upadł jednakże na duchu. Pamiętaj tylko, abyś skarby Kościoła roztropnie rozszafował.” Po tych słowach święty Papież dał Wawrzyńcowi pocałunek pokoju, i poszedł na męki.

Święty Dyakon spełnił rozkaz Papiezki: udał się do najskrytszych mieszkań ubogich chrześcijan w Rzymie, aby ich ze skarbów kościelnych wesprzeć według potrzeby. Spędziwszy całą noc na tych uczynkach miłosiernych, nazajutrz ujrzał znowu świętego Sykstusa wiedzionego już na stracenie, i zbliżywszy się do niego zawołał: „Nie opuszczaj mnie Ojcze święty; spełniłem coś rozkazał, rozdałem ubogim skarby któreś mi powierzył.” Żołnierze zaś prowadzący świętego Sykstusa, słysząc ten wyraz skarby o które cesarzowi głównie chodziło, schwytali Wawrzyńca. Najprzód wtrącono go do więzienia, gdzie wielka liczba ślepych zbiegła się do niego, aby za jego modlitwą wzrok odzyskać. Uczynił to Wawrzyniec i nawrócił Hipolita rycerza rzymskiego, któremu straż nad nim była zwierzona.

Wkrótce potém, Waleryan kazał stawić przed sobą Wawrzyńca. Hipolit będąc już chrześcijaninem pragnął go uratować, powiedział mu więc o tém, radząc aby probował ucieczki, lecz Święty odrzekł: „Idźmy Hipolicie przed cesarza, i dla mnie i dla ciebie przygotowana tam korona chwały.” Waleryan, gdy stanął przed nim Wawrzyniec, dopominał się o skarby kościelne, a gdy Święty prosił go aby mu dał trzy dni czasu do ich zebrania, tyran się na to zgodził, a Wawrzyniec zwoławszy ile tylko mógł ślepych, chromych i żebraków, którym tylko co był rozdał pieniądze kościelne, udał się z nimi do pałacu cesarskiego i rzekł do Waleryana: „Dostojny Cesarzu! oto są skarby Kościoła, o które się upominasz, skarby wiekuiste, ciągle się zwiększające a których każdy może dostąpić.” Rozgniewany cesarz tym postępkiem Wawrzyńca, skazał go na biczowanie knutami z drutu plecionemi. Żeby zaś go bardziéj przerazić, kazał pokazać mu wszystkie narzędzia katowskie któremi męczono chrześcijan, grożąc że jeśli zaraz nie odda czci bożkom, wydany zostanie na męki. Wawrzyniec rzekł mu na to: „Męki ustraszyć mnie nie mogą, gdyż oddawna pragnę być nasycon niemi.”

Cesarz kazał wtedy okuć go w kajdany i odprowadzić na nowe posłuchanie u Wielkorządcy, a gdy i ten nic nie mógł na Świętym wymódz, stawił go znowu przed sobą, rozkazując aby bożkom złożył ofiarę, a nie ufał skarbom jakie posiadał. „Ufam tylko skarbom niebieskim, odrzekł Wawrzyniec, to jest miłosierdziu Boskiemu, które wesprze moję duszę, gdy ciało moje dręczyć będziesz.” Waleryan kazał go knutować, a Święty wołał: „Widzisz tyranie, że skarby w które ufam, nie zawiodły mnie wcale, bo nie czuję mąk które mi zadają.” Słysząc to cesarz, kazał go rozwiesić w powietrzu, i do boków przykładać szyny rozpalone, a Święty głośno się modlił mówiąc: „Najdroższy Jezu Synu Boga żywego! zlituj się nad sługą Twoim, który męczony nie zapiera się imienia Twojego,” a zwracając się do Waleryana rzekł: „Za łaską Boską nie lękam się mąk twoich, które długo trwać nie mogą. Śmiało więc zadawaj mi katusze jakie zechcesz.”

Waleryan odchodząc od siebie ze złości, kazał go tak okrutnie smagać knutami z ołowiem na końcu, że Święty sądząc że już nie wytrzyma, polecał duszę swoję Bogu, lecz usłyszał głos z Nieba, zapowiadający mu że nie na tém jeszcze koniec jego próby, co i sam cesarz usłyszawszy, przypisywał to czarom i szatanom. Kazał wtedy wyciągnąć Wawrzyńca na rusztowaniu, i rozdzierać mu ciało żelaznemi hakami, lecz i w téj męce sługa Boży głośno się modlił mówiąc: „Bądź pochwalony Panie Boże mój, który tak wielką łaskę wyrządzasz mnie niegodnemu. Udziel mi i téj, aby wszyscy tu obecni przekonali się, że Ty sług twoich w ich utrapieniu nie opuszczasz.” I w téjże chwili stanął przed nim Anioł, który ocierał pot z jego czoła i krew z ran wychodzącą.

Waleryan kazał wstrzymać te męki, i pytał Wawrzyńca zkąd jest rodem, na co odrzekł Święty: „Jestem Hiszpan z rodu, a od młodości wychowany w Rzymie w wierze chrześcijańskiéj i w zakonie Bożym.” – „Jak możesz nazywać zakonem Bożym, zawołał Waleryan, zakon który ci nakazuje sprzeciwiać się naszym bogom?” – „Tak jest, odrzekł Wawrzyniec, z miłosierdzia Boskiego za nie mam twoje bożyszcza, i przez to właśnie spełniam zakon Boga prawdziwego.” Na to cesarz zagroził mu iż na całą noc wyda go na tortury, jeśli niezwłocznie bożkom nie złoży ofiary. – „Nie uczynię tego, odpowiedział błogosławiony Męczennik, a noc spędzona na torturach, zamieni się dla mnie na dzień najjaśniejszy i końca niemający.”

Kazał go więc po téj rozmowie Waleryan tłuc kamieniami w głowę, a gdy i tę mękę bez wzruszenia przeniósł Wawrzyniec, polecił tyran przyrządzić w tejże chwili rodzaj łóżka w kształcie żelaznego rusztu, i rozciągnąć na niém Świętego, a potém rozniecić pod nim wolny ogień, aby paląc go powoli, zadawać mu dłuższe męczarnie, i straszniejszą śmiercią go zamordować. Gdy na takich barbarzyńskich leżał Wawrzyniec torturach, cesarz mu urągał bez litości, lżył w ostatnie słowa, i z coraz większą wściekłością domagał się aby cześć bożkom oddawał, a tymczasem kaci podżegali coraz bardziéj ogień i wielkiemi widłami żelaznemi na tym ruszcie rozpalonym przewracali jego ciało, aby się lepiéj smażyło. Lecz Wawrzyniec niewzruszony, i jakby żadnego nie doznawał cierpienia, mówił do cesarza: „Wiedz tyranie, że ognie twoje są dla mnie ochłodą, a co mają w sobie siły palenia, tę zachowują dla ciebie, aby cię wiecznie po śmierci smażyć.” A gdy Waleryan zbliżył się do niego przypatrując się czy jeszcze żyje, Święty z rozpromienioną twarzą i z uśmiechem na ustach, rzekł do niego: „Widzisz iż ciało moje już dosyć z jednéj strony jest upieczone, obróć więc je na drugą i spiekłszy nasyć się niém do woli.” A tak, słusznie powiada święty Leon Papież, że wielki ten Męczennik lubo doznawał bolu z okrutnéj katuszy jaką mu zadawano, jednak nie czuł go wcale, gdyż ogień miłości Boskiéj który go palił wewnątrz, był bez porównania silniejszy od ognia, który go smażył na ruszcie.

Nakoniec gdy nadeszła chwila jego ostatecznego zwycięstwa, złożył dzięki Bogu który mu otwierał bramy niebieskie, i oddając ducha w ręce Jego, poszedł po koronę wiekuistą, zgotowaną mu za męstwo i wytrwałość.

Święty Augustyn i święty Leon Papież powiadają, że jak Jerozolima szczyci się świętym Szczepanem, tak Rzym męczeństwem świętego Wawrzyńca. A poeta Prudencyusz w pięknych wierszach opisując jego tryumfy, powiada że męczeństwo świętego Wawrzyńca zadało ostatni cios bałwochwalstwu, gdyż od téj pory pogaństwo zaczęło upadać, a Kościoł Boży swobodniéj się krzewił.

Na cześć tego wielkiego Męczennika, w całym świecie katolickim wiele wzniesionych jest kościołów: jeden z takich najwspanialszy, wybudowany w Rzymie przez cesarza Konstantyna, należy do liczby pięciu Patryarchalnych Bazylik w tém mieście.

Pożytek duchowny

Święty Wawrzyniec, którego żywot czytałeś, gotując się na straszne męki jakie go czekały, noc całą spędził na wspieraniu ubogich. Wystawiony téż na najstraszniejsze próby, wyszedł z nich za łaską Pańską zwycięzko. Niech cię to uczy, że najlepszym sposobem przygotowania się do znoszenia wszelkich ciężkich prób jakie nas spotkać mogą, jest spełnianie uczynków miłosierdzia, w intencyi uproszenia sobie łask do tego potrzebnych.

Modlitwa (Kościelna)

Daj nam, prosimy Wszechmogący Boże, płomienie złych namiętności w sobie wyniszczyć; któryś błogosławionemu Wawrzyńcowi udzielił łaskę przezwyciężenia ognia, którym go męczono. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 669–671.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 635–636

Krata, na której świętego Wawrzyńca pieczono, może być uważana za obraz dwojakiego ognia, jaki pali i trawi człowieka w życiu doczesnym.

  1. Jednym z tych ogniów jest święty żar miłości Boga, gorliwości o chwałę Bożą i tęsknoty do szczęścia wiekuistego w Niebie. Ogień ten przyniósł na świat sam Chrystus i roznieca go chrztem św. w sercach tych, którzy ten sakrament godnie przyjęli. Ogień ten oświeca człowieka i wiedzie go do poznania trójistnego Boga, tj. Ojca, od którego wszystko dobre pochodzi, Syna, który z miłosierdzia nad nami grzesznymi poniósł śmierć na krzyżu i udziela się nam jako pokarm w sakramencie Ciała Pańskiego, i Ducha świętego, który w nas przemieszkuje, wiedzie do prawdy i pociesza. Ogień ten zagrzewa nas do pełnienia woli Bożej i gorącego zajmowania się bliźnimi, oczyszcza i oswobadza nas od zbytecznego umiłowania dóbr tego świata i podnieca tęsknotę do Nieba. Taki to ogień ożywiał świętego Wawrzyńca i wywoływał w nim radość z powodu bliskiego połączenia się z Chrystusem, która przewyższała boleści, jakie musiał znosić.
  2. Jest jeszcze inny ogień, tj. ogień namiętności, żądzy czynienia złego bliźnim i grzeszenia przeciw Bogu. Ogień ten przyniósł na ten świat szatan i rozżarzył go w sercach tych, którzy się opierają łasce Bożej i łamią obietnice na chrzcie uczynione. Taki ogień roznieca w myśli grzesznika złudzenie, że bogactwa doczesne, zaszczyty, sława, pożądliwości doczesne, wygody i rozkosze życia są o wiele więcej warte i daleko pożądańsze od miłości Boga, moralnej doskonałości i wiekuistych radości niebieskich. I ten ogień zagrzewa, ale zagrzewa tylko do zadośćuczynienia żądzom nienasyconym, zachęca do chytrości i podstępu, do gwałtów i krzywd, do zazdrości i nienawiści, do zemsty i rabunku, przytępia i zagłusza w duszy pociąg do dobrego, i zamienia serce w pogorzelisko, na którym nic nie widać, jak tylko węgle i popioły. Jeśli takiego ognia nie przygasisz strumieniem łez, żalu i skruchy, ufnością w łaskę i miłosierdzie Boże, wtedy przyjdzie chwila, w której ci stanie przed oczyma obraz wiecznego ognia, gdzie słychać tylko płacz i zgrzytanie zębów.
Tags: św Wawrzyniec „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik diakon miłość bliźniego św Hipolit
2020-08-09

Św. Romana, Żołnierza i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 258

(Szczegóły jego męczeństwa wyjęte są z Akt męczenników Kościoła Rzymskiego.)

Święty Roman był żołnierzem w przybocznéj gwardyi cesarza Waleryana, i z tego powodu bywał obecny, kiedy tyran ten przesłuchiwał wiernych oskarżonych o wyznawanie wiary chrześcijańskiéj, a następnie patrzał na zadawane im męki i na ich śmierć męczeńską.

Kiedy wielki męczennik święty Wawrzyniec, schwytany został z rozkazu cesarza, poruczono go straży Hipolita także służącego w gwardyi cesarskiéj i Romana. Ten więc ostatni, z urzędu swojego jako główny strażnik świętego Wawrzyńca, nieodstępujac go ani na chwilę, był ciągłym świadkiem wszystkiego co zaszło przy jego męczeństwie. Święty ten badany przez Wielkorządcę Rzymu Korneliusza, tak co do wiary jaką wyznawał, jak i co do skarbów kościélnych, które mu były powierzone, z taką wymową, stałością i męstwem odpowiadał na wszystko, że w samych poganach wzbudzał uwielbienie. Roman który był ciągle obok niego, a który bardzo bystrym rozumem obdarzony, lepiej od wielu innych pojmował prawdy głoszone przez tego wyznawcę Chrystusa, pilną na wszystko zwracał uwagę i zastanawiał się coraz głębiéj nad odpowiedziami jakie święty Wawrzyniec dawał tyranowi. łaska Boska, która z żołdaka pogańskiego miała go przemienić na mężnego żołnierza Chrystusowego, coraz silniéj kołatała do jego serca, oświecając jego umysł, i przyprowadzała go do wniosku, że mądrość jaśniejąca w każdém słowie świętego Męczennika i bohaterskie męstwo z jakiém znosił najstraszniejsze męki, nie byłyto jedynie skutki siły ludzkiéj: czuł on że tylko moc nadprzyrodzona, Boska, przewyższająca moc ludzką, mogła go przywodzić do téj wytrwałości i odwagi, z jaką przemawiając i cierpiąc wprawiał w zdumienie najupartszych w swoich błędach pogan.

Podczas gdy Roman w takich zatapiał się myślach, i tak trafne czynił wnioski, Pan Bóg raczył mu okazać widocznie przez cud wielki, jak szczególną opieką Swoją otacza cierpiących za chwałę Jego Imienia, i z jaką dobrocią, osładza najokrutniejsze męki jakie człowiek z tego powodu ponieść może.

Przed chwilą słyszano co mówił święty Wawrzyniec na rusztowaniu, które było rodzajem tortur, na których rozciągnięty sznurami wisiał w powietrzu. Zostającego w tém położeniu tego świętego Męczennika, sieczono knutami z drutów uplecionemi tak okrutnie, że już i poganie zgromadzeni aby się nasycić widokiem mąk zadawanych chrześcijanom, oburzali się na to, gdy tymczasem Święty ani jęknął, i nie dawał najmniejszego znaku niecierpliwości. Przerażało Romana tak wielkie barbarzyństwo sędziów i katów, lecz go jeszcze więcéj poruszała stałość i nieugiętość męczonego. Nie mógł pojąć, jakim sposobem człowiek złożony z ciała i kości jak każdy inny, mógł znieść tak niesłychane katusze, bez wydawania z ust skargi, a nawet z weselem, i coraz więcéj dziwił się temu, gdy oto ujrzał Anioła w postaci młodzieńca nadzwyczajnéj piękności, który mając w ręku chustę, ocierał pot spływający z twarzy świętego Męczennika, i krew wychodzącą z ran jego. Na widok tak cudowny, Roman osłupiał, oczom własnym nie wierzył, i pytał otaczających go czy widzą jak nieznajomy młodzieniec namaszcza rany Wawrzyńca i ociera pot jego. Przekonawszy się po odpowiedzi jaką odebrał, że on sam miał to widzenie, zdziwił się jeszcze bardziéj i jeszcze baczniéj się nad tém zastanawiał. Gdy zaś działanie łaski, stawało się coraz silniejszém i skuteczniejszém, Roman nie wahał się dłużéj nad tém co mu wypadało uczynić, i postanowił zostać chrześcijaninem. Zbliżył się więc do świętego Męczennika, powiedział mu co widzi i co zamierza uczynić, i ze łzami w oczach błagał, aby mu w tém jak może dopomógł. Święty Wawrzyniec z niewymowną pociechą usłyszawszy o téj niespodzianéj dla Chrystusa zdobyczy, i widząc jak przedziwném było działanie łaski na duszę Romana, powinszował mu tego szczęścia, zachęcił do wytrwałości, utwierdził w wierze w kilku słowach naprędce wyrzeczonych, i z całego serca prosił Pana Boga, aby na nim dokonał ostatecznie sprawę Swojego miłosierdzia.

Lecz cała trudność zachodziła w ochrzczeniu tego nowo-nawróconego. Wody pod ręką nie mieli, a chociażby i była jakże spełnić obrzęd Sakramentu Chrztu świętego, wobec tylu pogan zawziętych na chrześcijan, a prócz tego święty Męczennik leżał na rusztowaniu, z rękoma i nogami silnie zawiązanemi, i nie było podobieństwa aby go ztamtąd odwiązano wprzód zanim skona w tych mękach. Święty téż Wawrzyniec nieczuły na katusze jakie mu zadawano, troszczył się tylko o to jak Roman Chrzest otrzyma. Ten podobnież pragnął tego całém sercem, i drżał aby Wawrzyniec nie skonał na torturach, bo sam nie wiedział do kogoby mógł się udać, nieznając wcale chrześcijan jako poganin, i to jeszcze z przybocznéj gwardyi cesarskiéj. Lecz Pan Bóg wysłuchał modlitwę Swego mężnego wyznawcy którą zanosił za tę duszę szczerze się nawracającą, i przyszedł im w pomoc.

Zawiadomiony cesarz o zadziwiającéj wytrwałości Wawrzyńca, i że nietylko z niezachwianą stałością, lecz nawet wesoło znosił męki, przysłał rozkaz, aby go już więcéj nie katowano i odprowadzono do więzienia, a nazajutrz zamierzał jeszcze okrutniéj z nim się obejść. Uradowało to niezmiernie Romana: okazał się on najskwapliwszym w spełnieniu rozkazu cesarskiego, i niby jako najwierniejszy jego sługa, podjął się sam osobiście odprowadzić Męczennika do więzienia. Zaledwie tam weszli, spragniony co prędzéj być ochrzczonym, i chwili nie tracąc porwał naczynie z wodą, i zamykając się sam na sam ze świętym Wawrzyńcem w więzieniu, upadł mu do nóg i błagał aby go bez odwłoki ochrzcił. Święty spytał go czy wié że go potém, jako chrześcijanina, co chwila spotkać może niebezpieczeństwo życia, i czy zdobędzie się na męstwo wyznawania Chrystusa, chociażby mu męki zadawano aby się go wyparł. Roman tak stanowczą dał mu odpowiedź, iż Święty wątpić nie mógł że mu Pan Bóg téj łaski nie odmówi, i że nawrócenie jego już jest téjże łaski dziełem. Wyuczywszy go więc naprędce głównych artykułów wiary, ochrzcił go, a przycisnąwszy do serca, błagał aby się na męczeństwo gotował i takowe mu zapowiadał.

Przepowiednia wkrótce się spełniła. Nowonawrócony nie umiał i nie chciał utaić szczęścia jakiego doznawał, zostawszy chrześcijaninem. Prędko domyślono się tego, albowiem całe jego od téj chwili zachowanie się, objawiało jakiego jest wyznania. Doniesiono téż o tém i cesarzowi, który uniósł się najwyższym gniewem, widząc że najokrutniejsze męki zadawane chrześcijanom, nietylko ich nie przywodzą do odstępstwa od wiary, lecz jeszcze i pogan nawracają, a nawet tych którzy otaczają jego osobę. Kazał więc niezwłocznie stawić Romana przed sobą, z zamiarem wywarcia na nim całego swojego okrucieństwa, jeśli publicznie ofiary bożyszczom nie złoży. Święty zaledwie wszedł do sali w któréj zasiadał na trybunale Waleryan, nie czekając aż go pytać zaczną zawołał głośno: „Jestem chrześcijaninem, jestem chrześcijaninem i to sobie za największe szczęście poczytuję.”

Wyznanie tak śmiałe odjęło tyranowi ochotę probowania jego stałości, gdyż pamiętał jak mu się to ze świętym Wawrzyńcem nie powiodło. Wydał przeto wyrok aby Romana zbito pałkami: a potém niezwłocznie głowę mu ścięto. Kaci zaraz go porwali. Zdegradowano go najprzód jako żołnierza gwardyi cesarskiéj, a następnie przystąpiono do okrutnych razów. Mordowano go z barbarzyństwem największém i długo, a Święty ciągle na głos powtarzał: „Jestem chrześcijaninem, jestem chrześcijaninem, i za największą łaskę Bożą poczytuję to że mi dano jest wylać krew moję za Zbawiciela, który za moje zbawienie wydał życie Swoje.” Skatowali go tak strasznie że ciało od kości odleciało, a następnie głowę mu ścięto. Odniósł koronę męczeńską 9 Sierpnia, roku Pańskiego 258. Zwłoki jego pewien świątobliwy kapłan nazwiskiem Justyn uniósł skrycie w nocy, i ze czcią pochował w piwnicy na polu Werańskiém za Rzymem.

Pożytek duchowny

Męstwo i stałość z jaką święci Męczennicy znosili najokrutniejsze katusze za wiarę, zwykle wielu pogan nawracały i przywodziły do ich naśladowania i zdobywania podobnychże koron w Niebie. Tak bowiem zwykle, przykład jest najskuteczniejszą nauką. Jeśli twoje zbawienne upomnienia nie skutkują, uważaj czy nie dla tego, że ich własnym przykładem nie popierasz.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy Wszechmogący Boże, abyśmy za wstawieniem się błogosławionego Romana Męczennika Twojego, i od wszelkiéj doczesnéj uchowani byli szkody, i na duszy uwolnieni od wszelkich złych myśli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 663–665.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 631

Jeśli żywa wiara i stałość pierwszych chrześcijan tak silne robiła wrażenie na wielu poganach, że wyrzekali się pogaństwa, to jakże smutny widok przedstawia obojętność w wierze tylu katolików dzisiejszych! Wielu innowierców uznaje bezpodstawność i chwiejność swych przekonań i poglądów religijnych; doznają oni udręk wątpliwości, nie wiedzą co począć i stęsknionym wzrokiem spoglądają na Kościół katolicki, spodziewając się po nim ocalenia i ratunku. Daremne jednak ich oczekiwania, płonne ich nadzieje. Widzą bowiem tylu katolików, którzy nie chcą poznać, jakie łaski Bóg na nich zlać raczył, czyniąc ich członkami swego Kościoła; gorszą się ich obojętnością, pojąć nie mogą, dlaczego niektórzy katolicy drwią sobie i urągają z wiary, w której się urodzili, dlaczego oczerniają papieża i biskupów, szydzą z sakramentów i wyśmiewają się z obrzędów religijnych. Pytają ze zdumieniem, dlaczego tylu członków Kościoła nie żyje według prze pisów wiary i przestępuje przykazania Boskie i kościelne? Nie dziw przeto, że wtedy ogarnia ich wątpliwość, czy Kościół katolicki jest rzeczywiście prawdziwym Kościołem, a zachwiawszy się w swym przedsięwzięciu, cofają się i dalej trwają w błędzie.

Tags: św Roman „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Mojżesz męczennik żołnierz św Wawrzyniec przykład
2020-08-08

Św. Cyraka, Larga i Smaragda, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 303.

(Żywot ich wyjęty jest z Akt męczeńskich Kościoła Rzymskiego.)

Święty Cyryak, Larg i Smaragd żyli w Rzymie w drugiéj połowie trzeciego wieku. Podówczas cesarz Dyoklecyan, przybrał był sobie do rządów Maksymina Harkula, który chcąc się przypodobać swojemu dobroczyńcy, zajął się wybudowaniem mu owego sławnego pałacu, który nazwano Łaźniami Dyoklecyana. Przytém żeby jeszcze większe zaskarbić sobie u niego łaski, użył do téj roboty chrześcijan dręcząc ich trudem i głodem, aby tym sposobem jak największą z nich liczbę wymordować. Pewien wielki pan rzymski nazwiskiem Trason, bardzo majętny i potajemny wyznawca Chrystusów, chcąc tym nieszczęśliwym przychodzić w pomoc, użył do tego Cyryaka, Larga i Smaragda gorliwych chrześcijan, których dotąd prześladowanie oszczędziło. Złożył w ich ręce wielkie jałmużny, przeznaczając je dla wiernych przy pałacu Dyoklecyana pracujących. Święci wspierali ich hojnie, i będąc ciągle przy nich zachęcali do wytrwałości, przez co stali się dla wszystkich, największą pociechą, Papież święty Marcelin dowiedziawszy się o takiém poświęceniu kazał ich przyzwać do siebie, pobłogosławił, i Cyryaka na Dyakona wyświęcił. Wyniesiony do téj godności kościelnéj, z tém większą gorliwością służył on wiernym, a Larg i Smaragd nięustępując mu w niczém, i ze swojéj strony nie ustawali w pełnieniu tychże uczynków miłosiernych.

W krótkim téż czasie, spostrzegli poganie że oni wielkiemi jałmużnami wspierają świętych wyznawców, których tyran właśnie chciał głodem zamorzyć, więc i ich również skazano do tych samych robót. Zapędzeni wraz z innymi do pracy, tak jak wprzód tak i teraz wpływali na nich duchownie, co im jeszcze łatwiéj było gdy z nimi ciągle przebywali, a prócz tego, jeśli widzieli którego ze swoich braci albo słabszego, albo obarczonego wiekiem, lub zbyt ciężką pracą brali ją na siebie, i przez to ich wyręczali. Zdarzało się nawet, że prosili dozorców aby im wyznaczali najcięższe zajęcia, gdy spostrzegali że niemi obarczano kobiety lub dzieci.

Tak wielkie miłosierdzie, nie uszło uwagi samychże pogan. Przewodniczący przy budowie pałacu cesarskiego, wspomnieli o tém przed Maksyminem, jako o rzeczy która w nich samych wzbudzała uwielbienie. Lecz okrutny ten tyran nietylko nie ocenił czynów tak wielkiéj miłości bliźniego, ale się jeszcze bardziéj rozsrożył. Kazał więc Smaragda, Cyryaka i Larga zamknąć do więzienia, w zamiarze wydania ich na męki, a potém skazania na śmierć. Podczas gdy byli w więzieniu, zdarzyło się iż kilku ślepych przybyło do nich, prosząc o poratowanie, wiadomo bowiem było że już przedtém z czynienia cudów słynęli. Cyryak uściskał ich, przeżegnał im oczy, i wzrok w téjże chwili odzyskali. Rozgłos takich cudownych uzdrowień, sprowadził do więzienia naszych Świętych, wielu innych chorych; każdego z nich uzdrawiali pomodliwszy się nad nim, i to nietylko na ciele ale i na duszy, nawracając do Chrystusa.

Wieść o tém doszła była i do dworu Dyoklecyana, a to w chwili kiedy ukochana córka jego Artemia, opętana od złego ducha, miotała się, szarpała własne ciało i najstraszniejszych doznawała boleści, wołając że jeden tylko Dyakon kościoła chrześcijańskiego Cyryak, może ją od szatana wyzwolić. Cesarz zapominając o swojéj zawziętości ku chrześcijanom, pragnąc przedewszystkiém uzdrowienia córki, kazał wnet uwolnić Cyryaka i jego dwóch towarzyszy, i prosić aby ratowali jego dziecko. Święci przybyli na dwór cesarski, a Cyryak zdjęty wielką litością nad księżniczką, pomodlił się i zaklął szatana aby z niéj ustąpił: „Uczynię to, odrzekł szatan, gdyż nie mogę się oprzeć mocy Jezusa Chrystusa, ale odchodząc ztąd pójdę na dwór króla Perskiego.” – „Cokolwiek uczynisz, powiedział Cyryak, wszystko się to obróci na twoje pohańbienie, a na chwałę Pana naszego Jezusa Chrystusa, a teraz ustępuj.” I w téjże chwili córka cesarska uzdrowioną została, a padając do nóg Świętego, oświadczyła iż wierzy w Chrystusa i chce zostać chrześcijanką. Stało się to w nieobecności Dyoklecyana, przed którym ten szczegół zatajono, a on przejęty wdzięcznością dla Świętego kazał go uwolnić i darował mu piękny dom w Rzymie.

Tymczasem córka króla Perskiego na imię Jobia, w tymże dniu w którym uzdrowioną była córka Dyoklecyana, opętaną została, i także wołała że tylko Dyakon Cyryak będący w Rzymie, może ją wyratować. Król który namiętnie córkę swoję kochał, wysłał niezwłocznie posła do Dyoklecyana, z prośbą aby mu przysłał Cyryaka. Cesarz spełnił to żądanie, i pozwolił nawet Świętemu aby z nim dwaj jego święci towarzysze udali się do Persyi. Poseł królewski miał polecenie przywieźć go z wielką okazałością, lecz sługa Boży nie zezwolił na to: udał się pieszo z kijem w ręku, wedle swego zwyczaju ściśle codzień poszcząc, i przez drogę w psalmach i pieśniach pobożnych, chwaląc Boga z Largiem i Smaragdem.

Przybywszy na dwór króla Perskiego, zastali go oczekującego ich niecierpliwie. Rzucił się im do nóg błagając ze łzami, aby córkę jego ratowali. Święty Cyryak przyrzekł mu iż to uczyni, i córka jego wyzwoloną zostanie od złego ducha, byle uwierzył w Chrystusa. Król mu to obiecał. Święty pomodlił się, a skoro rozkazał szatanowi w Imię Jezusa Chrystusa aby ustąpił z ciała téj dziewicy, królewna wnet wyzdrowiała. Ojciec i córka przyjęli wiarę świętą, a wraz z nimi przeszło czterechset pogan zostało ochrzczonych. Pobyt tych Świętych w Persyi, nie ograniczył się nawet na tych pozyskanych Panu Bogu duszach: bawiąc tam około półtora miesiąca, codzień wielu pogan do wiary świętéj przywodzili. Potém wrócili do Rzymu, gdzie wkrótce Pan Bóg miał ich nagrodzić koroną męczeńską.

Wprawdzie Cesarz Dyoklecyan, przez wzgląd na dobrodziejstwo jakie im zawdzięczał, zostawiał ich w spokoju, z czego oni korzystając, według dawnego swojego zwyczaju, służyli wiernym, wspierali ich w potrzebach, krzepili na duchu, odwiedzali po więzieniach i ciała Męczenników, z wielką czcią skrycie chowali. Lecz gdy Dyoklecyan wydalił się z Rzymu dla zwiedzania niektórych części swojego cesarstwa, Maksymin którego nienawiść do chrześcijan z każdym dniem wzrastała, kazał ich uwięzić, i zlecił Wielkorządcy Rzymskiemu nazwiskiem Karpaza, aby użył wszelkich środków któremi mógłby ich skłonić do oddania czci bożkom pogańskim. Kazał przytém zapowiedzieć im, że jeśli ofiary bałwanom nie złożą, sami tymże bożkom zaofiarowani zostaną. Wielkorządca zawezwał ich przed siebie, i oświadczył im wolę Maksymina, a gdy wszyscy trzéj Święci stanowczo odpowiedzieli, iż gotowi są na wszelkie męki i na śmierć samę a Chrystusa się nie wyrzekną, po tém pierwszém przesłuchaniu niezwłocznie skazał ich na śmierć.

Gdy ich wiedziono napowrót do więzienia, a na drugi dzień mieli być traceni, święty Cyryak zaczął głośno wyznawać Chrystusa, wołając iż bożkowie cesarscy sąto duchy piekielne i z nimi dręczeni będą na wieki ci którzy im cześć oddają. Usłyszawszy to Karpaza wydał rozkaz aby go zawrócić, i przywoławszy i katów, kazał mu smołę rozpaloną lać na głowę. Święty zniósł tę mękę bez wydania jęku. Owszem, nieustannie modlił się i wyznawał Jezusa Chrystusa. Wtedy tyran kazał go rozciągnąć na rusztowaniu i bić kijmi, aż do połamania kości. Wśród téj znowu katuszy Cyryak powtarzał ciągle: „Chwała Tobie Jezu Chryste Panie mój najwyższy. Zlituj się nade mną, który jestem grzesznikiem niegodnym téj łaski jakiéj w téj chwili dostępuję cierpiące dla Imienia Twojego.” Stałość jego i męstwo wprawiało w zdumienie obecnych pogan, tymczasem Karpaza zawiadomił o wszystkiém Maksymina, a ten wydał wyrok aby nietylko święci Cyryak Largus i Smaragd byli niezwłocznie ścięci, lecz aby tęż samę śmierć poniosło z nimi dwudziestu innych Męczenników, trzymanych od niejakiego czasu w więzieniu. Rozkaz ten spełniono: ponieśli oni śmierć męczeńską 16 Marca roku Pańskiego 303. Ciała ich pochowane zostały za miastem, w blizkości placu na którym byli straceni, przy drodze Salustyńskiéj, którą chrześcijanie drogą zbawienia przezwali. Późniéj za Papiestwa Marcelego I, następcy Marcelina I, zwłoki świętych Cyryaka, Larga i Smaragda, przeniesione zostały ztamtąd do dóbr pewnéj pani chrześcijanki nazwiskiem Lucyny, przy drodze Ostyeńskiéj o ćwierć mili od Rzymu. A że to przeniesienie miało miejsce 8 Sierpnia, więc ten dzień wyznaczony został na doroczną pamiątkę tych świętych Męczenników.

Pożytek duchowny

Ile razy człowiek, na nieszczęście swoje, dopuszcza się grzechu śmiertelnego, tyle razy dusza jego, chociażby niewyraźnie przez złego ducha opętana, dostaje się w jego posiadanie. Widziałeś jaką mocą do wypędzania złych duchów z ciał ludzkich, obdarza Pan Bóg swoich Świętych. Niech cię to pobudzi do wzywania ich pomocy i pośrednictwa, gdy jakąkolwiek pokusą szatan do twojéj duszy toruje sobie przystęp.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś nas doroczną świętych Męczenników Twoich, Cyryaka Larga i Smaragda uroczystością rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy czcząc pamiątkę ich przejścia do Nieba, wytrwałość jaką w męczeństwie okazali naśladować umieli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 663–665.

Tags: św Cyrak św Larg św Smaragd „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik niewolnictwo miłość bliźniego szatan opętanie
2020-08-07

Św. Kajetana z Tienny, Założyciela Zgromadzenia Teatynów

Żył około roku Pańskiego 1547.

(Żywot jego był napisany przez Józefa Silos, tegoż zgromadzénia kapłana.)

{"Święty Kajetan urodził się roku Pańskiego 1480 w mieście Wincencyi we Włoszech. Ojciec jego Kasper hrabia z Tienny był jednym z najmożniejszych panów w tym kraju, a matka na imię Maryanna wielkiéj świątobliwości niewiastą. Nosząc go w łonie zaofiarowała Matce Bożéj co i po narodzeniu jego ponowiła. W dzieciństwie okazywał szczególne dla ubogich miłosierdzie, rozdawał im nawet swoje zabawki, a gdy już nie miał ich czém wesprzeć, żebrał na to u osób swojéj rodziny i domowników.

Z latami wzrastała w nim i pobożność. W dwudziestym piątym roku życia, stawszy się panem obszernych włości, w jednéj z nich wybudował własnym kosztem kościoł dla wygody wieśniaków, i zaopatrzył w odpowiedny fundusz do utrzymania kapłana. Dla ubogich nadzwyczaj był hojnym. Gdy mu razu pewnego robiono uwagę iż za wiele rozdaje, odpowiedział: „Póty będę dawał jałmużnę, aż tak ubogim się stanę, że po mojéj śmierci nie będzie za co mnie pochować.” W naukach tak wielki postęp uczynił, że po ukończeniu akademii, otrzymał stopień Doktora obojga prawa.

Mając zamiar wyłączniéj poświęcić się Bogu, udał się do Rzymu, gdzie zamierzał prowadzić życie ukryte, oddane bogomyślności i uczynkom miłosierdzia. Lecz sława jego świątobliwości, którą tam zajaśniał, doszła do Papieża Juliusza II, który skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, a gdy został na kapłana wyświęcony, wyniósł go na godność Protonotaryusza Apostolskiego i swojego Szambelana.

Kajetan upatrując niebezpieczeństwo dla duszy, na drodze która mu świetny zawód zapowiadała, uprosiwszy na to u Papieża pozwolenie, opuścił Rzym i wrócił do ojczystego miasta Wincencyi. Tam wstąpił do Bractwa zawiązanego z ubogich rzemieślników, i zajmując się nimi najtroskliwiéj, wzwyczaił ich do częstego przystępowania do Sakramentów świętych, rozbudził ducha pobożności, a razem i skłonił do spełniania uczynków miłosierdzia względem ubogich chorych po szpitalach. Do tego wszystkiego, nietylko słowem, lecz szczególnie przykładem ich pobudzał.

Przewodnik jego duchowny uznał właściwém, aby Kajetan na obszerniejszém polu gorliwości swojéj probował. Z jego więc polecenia, udał się on do Wenecyi. Tam poszedł prosto do jednego z większych szpitalów, w bardzo zaniedbanym stanie będącego. Użył większéj części swojego majątku na odbudowanie go i urządzenie, a sam poświęcił się na usługi chorych. Doglądając ich najtroskliwiéj, na pierwszym miał względzie potrzeby ich duszy. Przykład jaki dawał ten młody jeszcze wówczas a jeden z pierwszych panów włoskich, pobudził i kilku innych najzamożniejszych mieszkańców Wenecyi, którzy zaczęli go naśladować. Szpital téż przy którym był Kajetan, stał się wkrótce głównym przytułkiem wszelkiego rodzaju nędzy tego ludnego miasta.

Wyżéj wspomniany jego przewodnik duchowny przybywszy do Wenecyi, przewidując iż Pan Bóg Kajetana do czegoś szczególnego przeznacza, skłonił go znowu aby udał się do Rzymu. Przybywszy tam wstąpił do Bractwa Miłości Bożéj, zajmującego się uczynkami miłosierdzia, a do którego najznakomitsi i najświątobliwsi Prałaci rzymscy należeli.

Zastanawiając się razu pewnego wraz z nimi, nad ówczesnym stanem Kościoła, uznał potrzebę założenia Zgromadzenia Kapłanów, którzyby, jak najwierniéj naśladując ubóstwo i gorliwość Apostołów, przeciwstawili swój sposób życia zarzutom kacerzy, oskarżających duchowieństwo katolickie o odstąpienie od pierwotnego duchu chrześcijaństwa. W tym celu przybrał kilku towarzyszy sobie podobnych, między którymi był i Jan Piotr Karaffa Biskup Teatyński, prałat wielkiéj świątobliwości, a który późniéj został Papieżem pod nazwiskiem Pawła IV, i uzyskał u Papieża Klemensa VII, zatwierdzenie ustaw Zgromadzenia które zakładali, i w którém niezwłocznie śluby zakonne wykonali. Zadaniem tego nowego Zgromadzenia miało być: kształcenie kapłanów w duchu zaparcia i poświęcenia się Ewangelicznego, a ubóstwo mieli zachowywać tak ścisłe, że ani żadnych stałych funduszów posiadać nie mogli, ani nawet żebrać, tylko spuszczać się na to co im Opatrzność, przez miłosierne ręce, sama zsyłać raczy. Zgromadzenie to, z czasem znacznie rozszerzone, uzyskało nazwisko Teatynów od Piotra Karaffy Biskupa Teatyńskiego, który był pierwszym jego generalnym przełożonym.

Lecz duszą tego nowego zakonu, i prawdziwym jego Założycielem, był święty Kajetan. Oddany wyłącznie usługom bliźniego tak w potrzebach doczesnych jak i duchownych, wiódł życie nadzwyczaj umartwione: rzadko kiedy jadał co innego jak chléb i wodę, sypiał na gołych deskach, większą część nocy na modlitwie przed przenajświętszym Sakramentem spędzając; prawie nigdy nie zrzucał ostréj włosiennicy i kolczastego łańcuszka, które nosił pod odzieniem. Do Matki Bożéj miał szczególne nabożeństwo: każdy list swój zaczynał od imienia Jezus i Marya; w kazaniach i przemowach, Zbawiciela zwykle nazywał Synem Maryi. O cokolwiek modlił się, prosił o to zawsze za pośrednictwem przenajświętszéj Panny. Zabierając się do Mszy świętéj, przywdziewał, jak mówił, duszę swoję w zasługi Maryi; a gdy przychodziło do konsekracyi, wyobrażał sobie że był w Jéj obecności, i błagał Ją aby w jego ręce sprowadziła błogosławiony owoc żywota Swojego. Świętego Franciszka Serafickiego czcił jak głównego swego Patrona. Ciągle rozczytywał się w Jego żywocie, i starał się jak najwierniéj Go naśladować.

Trzy lata już upłynęło od założenia przez niego nowego Zgromadzenia, gdy Rzym zdobyty przez wojska Oprysków, pod dowództwem Konetabla Burbona, na łup ich wystawiony został. W oddziale który wpadł do klasztoru świętego Kajetana, znajdował się żołnierz, który dawniéj był na dworze jego ojca, a ujrzawszy go w ubogiém odzieniu, sądził iż się tak przybrał aby zataić skarby jakie posiadał. Pobudził więc przeciw niemu żołdactwo, które mu różne męki zadało, domagając się aby im wydał pieniądze które ukrywa. Święty zniósł to wszystko z radością, że ubóstwo jego dobrowolne, przywiodło go do takich zniewag i cierpień. Wtrącony wtedy do więzienia z kilku braćmi swoimi, pobożnością z jaką odśpiewywał kapłańskie z nimi pacierze, zjednał sobie jednego z dowódców wojskowych, który go wraz z towarzyszami wypuścił na wolność.

Zmuszony uchodzić z Rzymu, gdy będąc już za miastem z kilku braćmi zakonnymi nad rzeką Tybrem, kłopotał się jak się przez nią przeprawi, pojawił się Anioł, który ich czółnem przewiózł do portu Ostyeńskiego, zkąd udali się do Wenecji. Tam założył sługa Boży dom swojego Zgromadzenia, a wkrótce gdy w mieście tém wybuchło morowe powietrze, wraz ze swoimi zakonnikami poświęcił się całkiem na usługi chorych, tak w szpitalach jak i w mieszkaniach ich najuboższych. Zaledwie klęska ta ustąpiła z Wenecyi, a wybuchła w Padwie, Medyolanie, Genui i Palermie. Wszędzie tam przenosił się nasz Święty, i zakładając swoję główną siedzibę w tych miejscach wraz z braćmi, też same co w Wenecyi zapowietrzonym oddawał usługi.

Na żądanie Klemensa VII, udał się do Neapolu, gdzie także dom Zgromadzenia swojego założył. W roku 1540 był przeznaczony na przełożonego do Wenecyi. Tam pozostał już do śmierci. Nie ustając w świętym zawodzie, po różnych Dyecezyach był wzywany przez Biskupów, dla dawania ćwiczeń duchownych zwanych Rekollekcyami, dla kapłanów. Odbywał także misye po różnych parafiach, wprowadzając wszędzie, podówczas mało jeszcze upowszechniony, zwyczaj uczęszczania do Sakramentów świętych. Z błędami kacerskiemi starannie pod tę porę ukrywającemi się, najskuteczniéj walczył, ze szczególnego daru Bożego: odkrywając je w tych nawet którzy je najzręczniéj taili.

Innych téż łask szczególnych niemało odbierał od Boga. Zdarzało się, iż ośm godzin wciąż trwał na modlitwie, wśród któréj zalewał się łzami. Często wpadał w zachwycenie, i posiadał dar proroctwa. Gdy w dzień Bożego Narodzenia modlił się w Rzymie, w kościele Panny Maryi Śnieżnéj przed Żłobkiem Pana Jezusa, objawiła mu się Matka Boża, i przenajświętsze Dzieciątko na ręce dała. Niekiedy całe noce spędzał na biczowaniu się krwawém.

Miał lat sześćdziesiąt i siedem gdy zaburzenia ludowe, będące powodem ciężkich obraz boskich, o wielki smutek go przyprawiły, w skutek czego śmiertelnie zachorował. Gdy lekarz polecał, aby zamiast desek na których spoczywał, przyrządzono mu łóżko wygodniejsze, nie zezwolił na to, mówiąc: „Powinienem żyć i umierać w pokucie. Jakżebym nie miał zdobyć się na to, kiedy Pan Jezus umarł rozpięty na krzyżu.” Nie dozwolił także aby zwołano konsylium z lekarzy, mówiąc iż do takich nadzwyczajności nie warto uciekać się, gdy idzie o ciało tak grzeszne jakiém było jego, i że dla ubogiego zakonnika, dość na jednym zwykłym lekarzu. Widząc już zbliżający się swój koniec, z najżywszą pobożnością przyjął ostatnie Sakramenta święte, rzewnie przepraszał wszystkich obecnych, i pocieszony obecnością przenajświętszéj Maryi Panny, która mu się objawiła otoczona Aniołami, oddał Bogu ducha 7 Sierpnia roku Pańskiego 1547. Kanonizowany został przez Papieża Klemensa X.

Pożytek duchowny

Świętego Kajetana, którego żywot czytałeś, wskrzesił był Pan Bóg w Kościele Swoim, dla rozżywienia i odnowienia w duchowieństwie ducha którym głównie ono rządzoném być powinno, a od czego tém obfitsze dla wiernych zależą błogosławieństwa Boże. Często więc za pośrednictwem tego Świętego, proś dla kapłanów o jak najobfitsze łaski ich powołaniu właściwe.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionemu Kajetanowi Wyznawcy Twojemu, dał jak najwierniéj żywot apostolski naśladować; spraw abyśmy za jego pośrednictwem i przykładem, w Tobie jednym ufność naszę pokładali, i pragnęli przedewszystkiém dóbr niebieskich. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 660–662.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 627

Życie świętego Kajetana opierało się na dwóch zasadniczych prawdach nauki Chrystusowej: Wszyscy jesteśmy dziećmi Boga, który nam wskazuje drogę życia i zaopatruje potrze by nasze, i dlatego zasługuje na ufność naszą. Wszyscy stanowimy jedną rodzinę, jesteśmy sobie braćmi i siostrami, a ta miłość nie pozwala, byśmy dla bogactwa, urody, talentów, nauki, znakomitego rodu, rozrywali to braterstwo, czynili jakieś wyjątki, przywłaszczali sobie przywileje.

Hrabia Opido był człowiekiem porywczym i nieraz o drobnostkę unosił się gniewem na swą czeladź. Jednego razu odezwał się do niego święty Kajetan: „Panie hrabio, czy jesteś gotów tak skwapliwie słuchać rozkazów Boga, jak żądasz, aby cię bliźni słuchał?" W tych słowach dał dumnemu magnatowi naukę, że powinniśmy być pobłażliwymi względem podwładnych.

Innego razu prosił go jeden z przyjaciół, aby się wstawił u pewnego dostojnika za synem, ubiegającym się o posadę sędziego. Święty Kajetan wysłuchał cierpliwie prośby i po krótkim namyśle dał mu taką odpowiedź: „Kochany przyjacielu, dobrze to, gdy lud otrzymuje godnych i uczciwych sędziów, ale wątpię, czy by to było dobrze, gdyby się mnich chciał mieszać w sprawy świeckie”.

Córce brata, która mu z żywą radością donosiła o swym bliskim ślubie, odpisał: „Człowiek, który dla świata zapomina o prawdziwej ojczyźnie i Niebie, podobny jest do wędrowca, który upił się w karczmie i odurzony nie może odnaleźć drogi do domu”.

Pewien uczony pragnął wstąpić do jego zakonu, ale będąc słabowitego zdrowia, prosił, aby mu dawano lepszą strawę i pozwolono wychodzić według upodobania. Święty Kajetan odpowiedział: „Mój kochany, nic więcej zakonowi nie szkodzi, jak te nieszczęsne wyjątki dla pewnych osób. Podeszły wiek i zdrowie zasługują na uwzględnienie, ale sprawa ta należy do starszych klasztornych, a naszą starszyzną klasztorną jest Opatrzność Boska. Kto chce do nas wstąpić, winien się rzucić do nóg Chrystusowi, a nie żądać przywilejów dla siebie”.

Nie był święty Kajetan nierozsądnym, zdając siebie i braci na Opatrzność Bożą i nie troszcząc się o dzień następny. Wiedział, że służy Panu, który go nigdy nie zawiedzie. Nigdy też nie zabrakło braci zakonnej chleba, ubioru i pomieszczenia. Naśladujmy go w tej ufności, nie troszczmy się zbytecznie o to, co będziemy jeść i co będziemy pić, bo Bóg nas nie opuści.

Tags: św Kajetan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Mojżesz ubóstwo Maryja kapłaństwo
2020-08-06

Przemienienie Pańskie

Nastąpiło roku Pańskiego 32.

(Szczegóły te wyjęte są z Ewangeliów Świętych.)

Przemienienie Pańskie na górze Tabor, w obecności trzech najulubieńszych Jego Apostołów, zawiera w sobie tak ważną pamiątkę z życia Pana Jezusa, i tak silném jest ukrzepieniem wiary chrześcijańskiéj, że Kościoł uważał za właściwe postanowić osobną uroczystość, w któréj tę tajemnicę obchodzi. Święto to obchodzono w Rzymie z wielką uroczystością już od początku V wieku; a na Wschodzie w kościele Greckim, jeszcze dawniéj ustanowione było.

Chociaż Zbawiciel, dla naszéj nauki, nietylko żadnéj nie przywiązywał wagi do chwały ludzkiéj, lecz przedstawił na Sobie wzór życia ukrytego przez lat trzydzieści, a późniéj w życiu czynném, także dla pozostawienia nam przykładu, wydał się na wszelkiego rodzaju upokorzenia i obelgi, jednak chciał aby uczniowie Jego wiedzieli dobrze kim jest. Okazało się to między innemi z rozmowy jaką miał z nimi razu pewnego, znajdując się w okolicach Cezarei, blizko źródeł Jordanu położonéj. Wtedy odszedł był na pewien czas na stronę, aby według zwyczaju Swego trwać na modlitwie, a potém wróciwszy do Apostołów spytał ich, (chociaż o tém Sam dobrze wiedział) co o Nim ludzie myślą, i robiąc to zapytanie nazwał się tylko synem Człowieczym, jak to także często czynił. Apostołowie odpowiedzieli Mu z właściwą sobie prostotą i poufałością, że niektórzy poczytywali Go za Jana Chrzciciela wskrzeszonego, drudzy za Eliasza, inni za Jeremiasza, albo którego z dawnych Proroków, który nanowo na ten Świat przyszedł. „A wy, rzekł do nich Pan Jezus, jak sądzicie, kim ja jestem?” Na to zapytanie święty Piotr, jako głowa Apostolskiego grona, najgorliwszy o chwałę Boskiego swego Mistrza, i jako ten przez którego usta i z którego Stolicy Apostolskiéj Duch Święty miał zawsze nieomylnie przemawiać, tak na to odpowiedział. „Ty jesteś Mesyaszem Synem Boga żywego.”

Wyznanie tak wyraźne pozyskało téż Piotrowi niezwłoczną nagrodę.

Pan Jezus którego każde słowo jest łaską, a przyrzeczenie darem, zapowiedział mu wtedy założenie Kościoła, i oznajmił że on ma być jego Głową widzialną. „Szymonie, synu Jonasza, rzekł mu Zbawiciel, błogosławionym jesteś, gdyż jestto szczęście nie każdemu dane uznać i uwierzyć w tę prawdę, którą dopiéro co wyznałeś. Poznanie tak wzniosłéj tajemnicy, nie jest dziełem rozumu ludzkiego, lecz skutkiem Boskiego objawienia, w którém ciało i krew nic wspólnego nie mają. Prawda ta przewyższa rozum ludzki, i pochodzi jedynie od Mojego Ojca Niebieskiego. Zaiste jestem Mesyaszem obiecanym, Synem Boga żywego, Bogiem prawdziwym, lecz jeszcze nie czas głosić to ludziom, i nakazuję ci abyś o tém nie mówił. Trzeba abym wprzódy przeniósł wszelkiego rodzaju zelżywości, męki i śmierć samę na krzyżu za zbawienie świata, i abym tym sposobem zadość uczynił sprawiedliwości Mojego Ojca niebieskiego.” Potém przepowiedziawszy im najmniejsze szczegóły Swojéj męki, ażeby kiedy ona nadejdzie nie zwątpili o jego bóstwie przypuszczając że tego nie przewidział, chciał Zbawiciel utwierdzić świeżą jeszcze ich wiarę, okazując im naocznie chociaż małą cząstkę Boskiéj chwały Swojéj. Jakoż, skoro im przepowiedział wszystkie szczegóły Śmierci Swojéj, przydał niezwłocznie, że niektórzy z obecnych nie umrą wprzód zanim Go oglądać będą w Jego chwale.

Nie upłynął téż tydzień po tém zapowiedzeniu, kiedy Pan Jezus spełnił je w sposób, który nawet przechodził to co oni wyobrażać sobie mogli. Wziął na stronę trzech ulubionych uczniów Swoich: Piotra, Jakóba i Jana, a poprowadziwszy na wysoką górę, odszedł nieco od nich na osobne miejsce, zaczął się modlić, i wśród modlitwy przemienił się w ich oczach. Blask Bóstwa i chwała Jego duszy błogosławionéj, objawiły się widocznie na ciele Jego. Nagle okazał się w całym Majestacie Swoim, już nie jako człowiek tylko, lecz jako Bóg-Człowiek. Oblicze Jego stało się jasném jak słońce, odzież nawet przybrała kolor białości śniegu, i lśniła się tak że patrzeć na nią nie można było. Jednak oblicze Jego, cała postawa i szaty, nie były przeistoczone, tylko przeniknione zostały promieniami i światłem, które wytryskiwało z Jego ciała: tak jak obłok na niebie nie przeistacza się gdy z mgłego robi się ponsowym, w chwili kiedy go promienie słoneczne przenikają. Co jakkolwiekbądź było przedziwném i uderzającém, było atoli bez wątpienia mniejszym cudem niż to że Pan Jezus nie zawsze takim się wydawał. Stan bowiem w którym w Przemienieniu Swojém okazywał się, był stanem Jego właściwym, naturalnym, a przeciwnie postać tylko zwykłego człowieka, była stanem dla Niego nadzwyczajnym, a więc ciągłym cudem, gdy w Przemienieniu, na krótko tylko jakim jest okazał się.

W chwili takowego jawnego ubóstwienia, nie Samego tylko Siebie okazał wtedy Zbawiciel Apostołom. Ujrzeli oni po dwóch stronach Pana Jezusa, Mojżesza i Eliasza. Chciał bowiem Syn Boży, aby ci dwaj najwięksi Święci i najwięksi Prorocy Starego Zakonu, objawili się w Jego Przemienieniu, dla tego żeby przez to Apostołowie poznali że i Stary Zakon, który przedstawiał Mojżesz, i Prorocy których wyobrażał Eliasz, dają Mu świadectwo jako Temu, na którym Stary Zakon się kończył i Proroctwa się spełniały. Dwaj ci wielcy Święci rozmawiali z Panem Jezusem o cierpieniach, zniewagach i okrutnéj śmierci która go wkrótce czekała w Jerozolimie, i którą miał zakończyć to przenajświętsze życie Swoje, pełne trudów i pracy dla miłości ludzi poniesionych.

Święty Łukasz w swojéj Ewangelii pisze, że święty Piotr i jego towarzysze, przed widzeniem tém bardzo znużeni, usnęli 1, i po przebudzeniu się ujrzeli chwałę Jezusa i obok Niego chwałę świętych Starego Zakonu. Święty Chryzostom Doktor Kościoła, i za nim wielu innych pisarzy katolickich sądzą, iż nie byłto sen zwykły, lecz że było to zachwycenie, w które Apostołowie wpadli na widok tak cudowny i porywający. Podziwieniu i niejako przerażeniu jakiego doznali, towarzyszyła oraz tak wielka pociecha, że święty Piotr, ze zwykłą mu żywością, idąc za pierwszym popędem uczuć które serce jego wtedy napełniały, zawołał: „Panie o! jak dobrze nam tu być. Obyśmy tu zawsze pozostać mogli i mieszkać na tém miejscu. Gdzież nam lepiéj być może! Wystawimy więc tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, drugi dla Mojżesza, trzeci dla Eliasza.” Ojcowie święci przypuszczają że kiedy to mówił święty Piotr, był właśnie w zachwyceniu, i że to chce wyrazić Ewangelia święta przez te słowa „bo nie wiedział coby mówił”. 2

Zaledwie zaś to wyrzekł, a oto Mojżesz i Eliasz zniknęli, a z nieba zstąpił obłok jasny, otoczył ich wszystkich, i z głębi tego obłoku dał się słyszeć głos Boski mówiący: „Ten jest Syn mój ulubiony, Onto jest przedmiotem Mojéj najwyższéj miłości, w Nim złożyłem wszelkie upodobanie Moje, wszystko co miłuję, miłuję dla Niego. Słuchajcie Go jak waszego Mistrza, a podlegajcie Mu jak waszemu najwyższemu Panu.” A tu znowu Ojcowie święci robią uwagę że głos ten dał się słyszeć aż wtedy gdy Mojżesz i Eliasz zniknęli, ażeby, kiedy Pan Jezus Sam pozostał, te słowa już do nikogo innego tylko do Niego odnieść się mogły. Jasność tego obłoku, siła głosu który usłyszeli, tak Apostołów przeraziły, że upadli twarzą o ziemię, a w téj chwili całe to przecudne widzenie znikło. Nie mogli jednak powstać, aż Pan Jezus przybliżywszy się do nich i dotknąwszy się ręką rzekł: „Wstańcie nie bójcie się.” Wtedy wznieśli oczy, obejrzeli się na wszystkie strony, i ujrzeli już tylko Pana Jezusa takim jakim się im okazywał zwykle.

Gdy schodzili z góry z najdroższym Mistrzem swoim, i zamyślali opowiedzieć cuda których świadkami byli, Zbawiciel chcące przedewszystkiém uczyć ich własnym przykładem jak najgłębszéj pokory, zabronił im tego jak najwyraźniéj: mówi bowiem Ewangelia. „Gdy zstępowali z góry przykazał im Jezus, mówiąc: Nikomu nie powiadajcie widzenia aż Syn człowieczy Zmartwychwstanie.” 3 A święty Łukasz Ewangelista, wyjaśnia przyczynę tego, gdyż powiada: „potrzeba aby Syn człowieczy wiele cierpiał a był wzgardzon od starszych i przedniejszych kapłanów i doktorów, aby był zabit, a trzeciego dnia powstał.” 4 Zbawiciel więc, dla tego zakazał aby nie głosili tego co widzieli aż zmartwychwstanie, aby to nie przeszkodziło Mu do poniesienia śmierci, któréj z miłości ku nam raczył się poddać. W tym zaś celu okazał się Apostołom przyodziany chwałą i jasnością, którą ciągle od przyjścia Swojego na świat taił nawet przed nimi, aby ich utwierdzić w wierze iż był Bogiem, a oraz i okazać chwałę, jaka w Niebie czeka wiernych sług Jego. Nareszcie chciał ich przez to pokrzepić na duchu, dodać męstwa w niesieniu krzyżów które i ich czekały, i nauczyć nas wszystkich w ich osobie, że w pielgrzymce naszéj do Nieba, zwykle spotykają nas trudy i krzyże, a bardzo rzadko takie pociechy i wpatrywania się w chwałę Boską, jakiéj dostąpili na onéj gorze trzéj Apostołowie. Objawienie to uczynił na Górze i na miejscu bardzo odosobnioném, a podczas modlitwy, dla téj znowu naszéj nauki, że tak wielkie łaski i pociechy, otrzymują się tylko gdy się od świata i jego wrzawy odsuwamy i trwamy na rozmowie z Bogiem.

Pisarze kościelni utrzymują, iż tajemnica Przemienienia Pańskiego zaszła na górze Tabor. Wziął z sobą Pan Jezus tylko trzech uczniów Swoich, na dowód że tak nadzwyczajne widzenia i wtajemniczenia się w przymioty Bóstwa Pana Jezusa, są udziałem tylko dusz wyjątkowych. Wybrał na to Piotra dla tego, że on niezmiernie kochał Pana Jezusa i miał piastować najwyższą władzę w Kościele; Jana bo go szczególnie Pan Jezus miłował z przyczyny niepokalanego j jego dziewictwa i że jemu miał umierając zwierzyć pieczę nad Matką Swoją przenajświętszą. Jakóba, gdyż om pierwszy z Apostołów miał krew przelać za wiarę, a przytém że wszyscy trzéj mieli być świadkami największego Jego cierpienia jako człowieka, podczas modlitwy w Ogrójcu.

Pożytek duchowny

Nabożeństwo do tajemnicy Przemienienia Pańskiego, u wielu osób zawisło jedynie na tém, aby prosić Pana Jezusa o przemienienie jakich doczesnych dolegliwości. Ty inaczéj téj tajemnicy cześć oddawaj. Proś Pana Jezusa głównie i gorąco, aby w duszy twojéj to wszystko co Mu może być niemiłém przemienił, obdarzając cię jak najpotrzebniejszemi do tego łaskami.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Który tajemnice wiary w cudowném Przemienieniu Jednorodzonego Syna Twojego świadectwem Ojców Starego Zakonu utwierdziłeś, a głosem z Nieba wśród jasnego obłoku wyszłym, oznajmiłeś cudownie istne przyznanie wiernych za Syny Twoje; spraw miłościwie, abyśmy Króla chwały wspołspadkobiercami się stali, i tejże chwały Jego wspólnikami. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 657–659.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 625

Oglądanie Oblicza Pańskiego jest szczęściem, jakiego używają Święci w Królestwie niebieskim. I ty, duszo chrześcijańska, masz tego szczęścia używać po wszystkie wieki. Czyż serce twoje za nim nie tęskni ? Czymże jest wszelki przepych tego świata? Marnością i znikomością tylko. Jeśli przeto na ziemi jakie dzieło sztuki, dziwny blask gwiazd, przepyszna barwa kwiatów tak zachwyca twoje oko, zważ, jak pięknym, jak doskonałym, jak wspaniałym i zachwycającym musi być widok Tego, który tego wszystkiego jest sprawcą! Nie dziw przeto, że gdy Piotr ujrzał Jezusa w majestacie Jego, zapomniał o całym świecie i na wieki chciał pozostać na górze.

Papież Kalikst III ustanowił w Kościele katolickim święto Przemienienia Pańskiego w roku 1457 i wyznaczył na tę uroczystość dzień 6 sierpnia. Powód dało mu do tego utrapienie, jakiego doznawał podówczas świat chrześcijański od Turków. Zaprowadzeniem tego święta chciał pobożny papież wybłagać u Wszechmocnego pomoc. Dzisiaj uroczystość ta nie jest już świętem nakazanym, mimo to jednak każdy prawowierny katolik winien mieć na pamięci ów cudowny wypadek i chować go głęboko w sercu.

Footnotes:

1

Łuk. IX. 32.

2

Mar. IX. 5.

3

Mat. XVII. 9.

4

Łuk. IX. 22.

Tags: Przemienienie Pańskie „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Mojżesz Eliasz św Piotr św Jan Ewangelista św Jakub Starszy Ewangelia Ogrójec piękno
2020-08-05

Przenajświętszéj Maryi Panny Śnieżnéj

Działo się około roku Pańskiego 366.

(Szczegóły tu wyjęte są z Brewiarza Rzymskiego i podania kościelnego.)

Nabożeństwo do przenajświętszéj Maryi Panny, sięga kolebki Kościoła, alboli téż można powiedzieć, że jeszcze jest dawniejszém. Pierwszą cześć jaką odebrała Marya, jako prawdziwa Matka Boga, było to już wtedy nawet, kiedy Pan Jezus jeszcze w przeczystém Jéj łonie zamknięty, a od chwili Swojego wcielenia pełnego zażywający rozumu, oddawał Jéj tam hołd jako Matce Swojéj, to jest właściwie Matce Bożéj. I to jest prawdziwy początek nabożeństwa do przenajświętszéj Panny. Późniéj gdy wydała Go na świat, w żłobku Betleemskim pierwsze Jego spojrzenie, które na Maryi spoczęło, każde Jego do Jéj macierzyńskiego łona tulenie się, każda pieszczota Boskiéj dzieciny ze Swoją Matką Dziewicą, byłyto wszystko akty nabożeństwa Samego Pana Jezusa do Matki przenajświętszéj. Następnie, wiemy jak Ją czcił przez cały czas pobytu Swojego na ziemi. W życiu Swojém ukrytém przez lat trzydzieści w Nazarecie, raczył być Jéj poddanym jak się wyraża Ewangelia święta 1. Wszystkie tajemnice dzieciństwa Swojego odbywał na Jéj rękach błogosławionych. Przy obrzędzie Obrzezania i ofiarowania w świątyni, w chwili czci odebranéj i od pasterzów zaraz po urodzeniu, i późniéj od Trzech Króli – we wszystkich tych okolicznościach, znajdujemy Pana Jezusa na rękach Maryi, pod Jéj macierzyńską opieką zostającego. A i w ucieczce swojéj do Egiptu, z Jéj rąk nie schodzi, i pod Jéj pieczą, podróż do tych obcych krajów i pobyt swój na wygnaniu i powrót z niego odbywa. Gdy życie czynne rozpoczynał, znowu dla okazania Swojéj czci ku Maryi, to jest nabożeństwa do Niéj, chciał Ją ile możności zawsze mieć przy Sobie, i na Jéjto dopiéro żądanie pierwszy cud uczynił w Kanie Galilejskiéj. Nakoniec gdy, już na krzyżu umierając, świat ten miał opuścić, jeszcze na dowód Swojéj szczególnéj czci i nabożeństwa do Swojéj przenajświętszéj Matki, troszczy się o Nią i powierza Ją synowskiéj opiece świętego Jana Ewangelisty, najulubieńszego ucznia Swojego. Piękną téż z tego powodu czyni pewien pobożny pisarz uwagę: powiada iż tym sposobem Pan Jezus w sercu Swojém daje niejako pierwszeństwo przenajświętszéj Pannie nad Kościołem nawet całym. Kościoła bowiem losy powierzył najstarszemu wprawdzie z Apostołów, ale pieczę nad Swoją Matką zawierza temu którego najwięcéj miłował.

Otóż są dowody czci i miłości Pana Jezusa do Maryi, czyli Jego do Niéj nabożeństwa. A że jak we wszystkiém tak i w tém naśladować powinniśmy Zbawiciela naszego, więc Kościół Boży od swojéj kolebki, od swego założenia, naśladował i naśladować nie przestanie Boskiego Mistrza Swojego w téj czci i miłości ku Maryi, objawiając to właśnie w nabożeństwie jakie ma do Niéj. Zaledwie po zesłaniu Ducha Świętego na Apostołów i uczniów Pańskich, powstał Kościół, a wnet nabożeństwo do Matki Bożéj szerzyć się zaczęło. Wtedyto bowiem, ci którzy byli uczniami Eliasza z góry Karmelu, przejęci szczególną czcią ku Maryi, pierwsi na Jéj cześć wystawili kościół i w szczególny sposób Ją czcili. Święty Piotr, święty Jan Ewangelista, święty Jakób, czego niezaprzeczone są po dziś dzień dowody, pozakładali kościoły na cześć Matki Bożéj jeszcze za Jéj życia, a pisarze katoliccy nie wątpią, że i każdy z Apostołów toż samo uczynił. Nabożeństwo więc to, przez Pana Jezusa przed Jego nawet z dziewiczego łona Matki wyjściem na świat założone — zatém które postanowione zostało wprzód zanim cokolwiek innego stanowiąc Kościół Syn Boży założył — następnie w przykładach jakie nam w przenajświętszém życiu Swojém pozostawił nauczane, potém przez Apostołów opowiadane i szerzone jako jeden z największych skarbów Kościoła świętego, ciągle się w nim przechowuje.

Dla tegoto tenże Kościół Duchem Świętym rządzony, nie poprzestaje na uroczystém obchodzeniu świąt odnoszących się do tajemnic życia Matki Boga naszego, jakiemi są: Uroczystości Jéj Niepokalanego Poczęcia, Narodzenia, Ofiarowania, Zwiastowania i Wniebowzięcia, lecz, i oto właśnie w dniu dzisiejszym, obchodzi uroczystą pamiątkę założenia pierwszego Jéj kościoła w Rzymie i najwspanialszego z Jéj przybytków w świecie całym, a tém jest kościół przenajświętszéj Maryi Panny Śnieźnéj, tak nazwany z powodu następującego cudu.

W połowie czwartego wieku, za panowania Papieża Liberyusza, mieszkał w Rzymie pan wielki imieniem Jan, ożeniony z również znakomitego rodu i bogatą panią. Będąc bezdzietnymi pragnęli błogosławieństwa Bożego w zesłaniu im potomstwa; lecz jako pobożni, znosili doznane z tego powodu zasmucenie z doskonałém poddaniem się rozporządzeniu Boskiemu, nie wątpiąc że gdy Pan Bóg téj pociechy im odmawiał, czynił to i na Swoję większą chwałę i na większy ich pożytek duchowny. Gdy się już znacznie postarzeli, pewni że dzieci mieć nie będą, a oboje mając wielkie do przenajświętszéj Maryi Panny nabożeństwo, postanowili Ją uczynić spadkobierczynią całego swojego wielkiego mienia, a nawet ślubem to stwierdzili. Aby zaś dowiedzieć się, w jaki sposób Królowa Niebieska życzyła sobie aby ich majątek na cześć Jéj został użyty, gorąco się do Niéj modlili. Przytém do zwykłych swoich postów przydali jeszcze ostrzejsze, podwoili jałmużny któremi zwykle hojnie wspierali ubogich i wszelkiego rodzaju miłosierne uczynki.

Przenajświętsza Marya Panna łaskawie przyjęła te ich pobożności względem Niéj dowody, i po pewnym przeciągu czasu, a było to z czwartego na piąty Sierpnia, i jednemu i drugiemu z tych małżonków, zosobna okazała się we śnie, i oświadczyła że i syna Jéj i Jéj saméj wolą było, aby cały swój majątek użyli na wybudowanie kościoła na górze Eskwilińskiéj w Rzymie, na tém miejscu które zrana znajdą pokryte śniegiem. Po przebudzeniu się, gdy jedno drugiemu zdało sprawę ze snu jaki mieli, i przekonali się iż jednakowe spotkało ich widzenie, udali się niezwłocznie do Papieża, aby go zawiadomić o tém co z nimi zaszło. Ojciec święty podobnyż miał sen téj nocy, i upatrując w tém niewątpliwą wolę Bożą, zgromadził całe duchowieństwo, i na jego czele wraz z Patrycyuszem Janem, jego małżonką i wielką rzeszą ludu wiernego, processyonalnie udał się na górę Eskwilińską na miejsce cudownie wskazane. Jakoż, znaleziono na płaszczyznie u szczytu wzgórza tego, pewien obszar ziemi pokryty śniegiem, chociaż to było w porze największych upałów, a zasypujący to miejsce w takich rozmiarach i w takim kształcie jaki miał służyć za plan do kościoła. Niezwłocznie téż Jan i jego małżonka, postanowili wystawić tam wspaniałą świątynię, i wykończyli ją w krótkim przeciągu czasu, poświęcając siebie i całe swoje mienie na służbę i chwałę Małki Bożéj.

Kościół ten, jest pierwszym kościołem w Rzymie na cześć Matki Bożéj wystawionym, chociaż już i przedtém było tam wiele kaplic pod jéj wezwaniem wzniesionych. Najprzód nazywano go Bazyliką Liberyańską, dla tego że za Papiestwa Liberyusza zaczęty został. Potém kościołem przenajświętszéj Maryi Panny od Żłobka, gdyż żłobek w którym się narodził Pan Jezus, z Betleem przeniesiony umieszczony tam został, jakby na to aby ta pierwsza Świątynia, na cześć Maryi wystawiona w Rzymie, posiadała tę drogą Relikwią, w któréj, w osobie Dzieciątka Jezus rozpoczynała się na ziemi Jéj cześć jako Matki Boga. Późniéj, gdy Papież Sykstus III, wykończając ją jeszcze więcéj ozdobił i zbogacił, nazywano ten kościoł Bazyliką Sykstyńską. Lecz gdy z czasem, bardzo wielka liczba kościołów pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny stanęła w Rzymie, tę Bazylikę, jako ze wszystkich najwspanialszą i najpierwszą, nazwano kościołem Przenajświętszéj Maryi Panny większym (Santa Maria maggiore). Wszakże z powodu cudu który mu dał początek, najpospoliciéj znany jest pod nazwą kościoła Maryi Panny Śnieżnéj.

Do tegoto kościoła odbywała się processya za Papieża świętego Grzegorza, podczas morowego powietrza panującego w Rzymie, a które potém wnet ustało. Do tego kościoła także za Papiestwa Leona IV, odbywano procesyą dla uproszenia Boga o odwrócenie od miasta i okolic całych, klęski jaką zadawał wtedy mieszkańcom wąż nadzwyczajnéj wielkości i jadowitości. W tymto kościele Pan Bóg uchronił cudownie Papieża Marcina I od śmierci, gdy zbuntowany przeciwko Stolicy Apostolskiéj Olimpiusz, wpadł do téjże Bazyliki chcąc go zamordować, lecz w téjże chwili oślepł.

W roku 1716 gdy Muzułmanie zagrozili byli całemu chrześcijaństwu, a wojska przeciw nim wysłane, odniosły stanowcze zwycięstwo pod Solimem, zaszło to właśnie w chwili, gdy z tegoż kościoła w samę uroczystość Matki Bożéj Śmieżnéj, wychodził lud procesyonalnie odmawiając Różaniec, dla uproszenia u Boga błogosławieństwa orężowi chrześcijańskiemu.

Wiele innych cudów, wierni doznawali i doznają za przyczyną Maryi, w tym, jakby przez Nią Samę wybudowanym Kościele. W nim także w kaplicy nadzwyczaj bogatéj, w któréj sam ołtarz kilkanaście milionów złotych kosztował, znajduje się wizerunek Bogarodzicielki przez świętego Łukasza Ewangelistę malowany. Tam także Ojciec święty dziś panujący Pius IX, przez szczególne nabożeństwo jakie ma do Maryi, w tym Jéj ulubionym kościele przygotował sobie grobowiec.

Uroczystość dzisiejsza obchodzi się tam z wielką wspaniałością: tłumy pobożnych pielgrzymów napełniają kościół od rana do wieczora. Na pamiątkę zaś cudownego śniegu, z chóru i galeryi górnych przez dzień cały spada w kościele śnieg z jaśminowych kwiatów, miłą wonią cały ten przybytek napełniający.

Pożytek duchowny

Widzisz jak łaskawie przenajświętsza Marya Panna przyjmuje wszystko, co kto, wedle możności swojéj, z nabożeństwa ku Niéj, a dla szerzenia czci Jéj, stara się uczynić. Jeśli nie jesteś w możności wznoszenia na cześć Jéj kościołów staraj się przynajmniéj zdobić Jéj ołtarze; a jeśli i na to cię nie staje, według pobożnego chrześcijańskiego zwyczaju miéj w domu własnym Jéj obraz, który skrzętnie i starannie przyozdabiać będziesz, albo téż, na znak twojego nabożeństwa, lampkę przed nim palić.

Modlitwa (Kościelna)

Daj nam sługom Twoim, prosimy Panie Boże, zdrowia duszy i ciała zawsze zażywać a za miłościwém, błogosławionéj Maryi Panny wstawieniem się, od obecnych wyzwól nas smutków, i daj wiecznego zażywać wesela. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 654–656.

Święta brama

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 623

W miejsce moralnej nauki, jaką zazwyczaj na tym miejscu kładziemy, wspomnijmy tu jeszcze o jednej pamiątce tego kościoła, zasługującej na uwagę. Jest nią zamurowana brama, znajdująca się na prawo od głównego wejścia, oznaczona napisem o złotych głoskach: „Leo, Pius … otworzył mnie w roku … Leo, Pius … zawarł mnie w roku…” Bramę tę zowią powszechnie „bramą świętą”, a to z następującego powodu:

Wyżej wspomniane cztery główne kościoły rzymskie mają oprócz zwyczajnych bram jeszcze osobną, zwaną „świętą”, zamkniętą murem. Co 5 lat ogłasza papież w dniu Bożego Narodzenia wielki jubileusz, czyli rok święty. Przy tym uroczystym ogłoszeniu otwiera się cztery święte wrota w sposób następujący: Namiestnik Chrystusowy idzie w uroczystym pochodzie do kościoła św. Piotra i uderza trzy razy w zamurowane wrota, odmawiając głośno rytuałem przepisane modlitwy, sławiące miłosierdzie i wszechmocność Boską. Tym czasem robotnicy wyrąbują szybko ściany, wyjmując cegłę po cegle, kapłani zmywają próg wodą święconą, po czym przez „święte wrota” wchodzi papież z orszakiem niższego duchowieństwa, biskupów, kardynałów i dygnitarzy kościelnych, którzy śpiewają radosne hymny i psalmy. Tę samą ceremonię odbywa równocześnie trzech kardynałów przy trzech innych bazylikach, a zarazem rozpoczyna się czas odpustu jubileuszowego.

Footnotes:

1

Łuk. II. 51.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna modlitwa Karmel
2020-08-04

Św. Dominika Wyznawcy, Założyciela Zakonu Kaznodziejskiego

Żył około roku Pańskiego 1221.

(Żywot jego był napisany przez ojca Tierry z Alpoda, współczesnego mu tegoż zakonu kapłana.)

Święty Dominik urodził się roku Pańskiego 1170 w Katagorze małém miasteczku dyecezyi Oksońskiéj w Hiszpanii. Ojciec jego Feliks Guzman, pochodził z panujących książąt Bretańskich. Matka nosząc go w łonie miała sen w którym zdawało się jéj iż wydaje na świat psa, który pochodnią trzymaną w pysku, cały obszar ziemi rozświecał. Gdy odprawiała Nowennę na intencyą szczęśliwego rozwiązania, modląc się w kościele, miała objawienie w którém usłyszała przepowiednię że porodzi syna, który będzie światłością świata chrześcijańskiego i wielką podporą Kościoła. Od najmłodszych téż lat Dominika, można było przewidzieć iż tak się stanie w istocie. Zaledwie podrósł a już ćwiczyć się zaczął w cnotach chrześcijańskich. Wstawał wśród nocy na modlitwę, spoczywał na, gołéj ziemi, a dla ubogich był tak miłosiernym, że czém tylko wolno mu było rozporządzać, to wszystko im rozdawał. Jeśli nic dla nich nie miał rzewnie płakał.

Dla ukończenia wyższych nauk, posłano go do najsławniejszéj podówczas w Hiszpanii Akademii Walenckiéj. Tam tak się odznaczył, że nietylko był najpierwszym uczniem, lecz skończywszy zawód uniwersytecki, już wtedy uchodził za jednego z najuczeńszych Teologów swojego czasu. Lecz i w świątobliwości nie mniejszy uczynił postęp. Dziewicza skromność, pokora, słodycz w obcowaniu, jaśniały w nim w najwyższym stopniu, a miłosierdzie dla ubogich do tego stopnia wzrosło, że gdy podówczas w Walencyi i całéj okolicy wielki głód panował, a on rozdał na ubogich nietylko wszystko co miał z pieniędzy, ale i sprzęty i książki swoje, niemając za co wykupić z niewoli u Muzułmanów syna ubogiéj wdowy, chciał się sam za niego zaprzedać. Byłby to uczynił, lecz sama matka zaprzedanego zgodzić się na to nie chciała.

Biskup jego rodzinnéj dyecezyi skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, a po wyświęceniu na kapłaństwo, uczynił go Kanonikiem regularnym, w Zgromadzeniu które przy swojéj katedrze założył. Święty podwoił umartwień ciała i ćwiczeń bogomyślnych: wtedy to postanowił i całe życie to zachowywał, że po trzykroć wstając w nocy na modlitwę, trzy razy zadawał sobie krwawe biczowania. W kaznodziejstwie nikt mu nie wyrównał, jak podobnież w gorliwości i biegłości w zbijaniu błędów kacerskich wówczas licznie powstających. Powodowani wielką jego w naukach teologii i filozofii biegłością, profesorowie Akademii Paleńskiéj, zawezwali go tam na katedrę teologii. Przez lat kilka świetnie ją zajmując, pomimo sławy coraz większej jaka go w tym zawodzie czekała, przerwał takowy, a poświęcił się missyom szczególnie w te części kraju, gdzie kacerskie błędy większe spustoszenie robiły. Trudno wyrazić, z jak zbawiennemi owocami pracował na kazalnicy. Słuchacze tak tłumnie na nauki jego się gromadzili, że nie w kościołach lecz po placach publicznych a nawet i na polu, musiał je miewać.

W jednéj z takowych wycieczek apostolskich, zdarzyło się że pomimo zwykłych z jego strony wysileń, bardzo mało heretyków nawrócił. Święty, który wielkie łaski jakie otrzymywał przypisywał zawsze pośrednictwu Matki Bożéj, do któréj od dzieciństwa miał wielkie nabożeństwo, uciekł się do Niéj. Zaprowadził między wiernymi tam będącymi, nabożeństwo zwane późniéj Różańcem Matki Bożéj, które miał sobie przez Samę przenajświętszą Pannę objawione. Po odprawieniu takowego, w témże miejscu więcéj niż gdziekolwiek indziéj nawrócił odszczepieńców. Od niegoto także poszedł zwyczaj, zachowywany późniéj stale przez kaznodziejów, poprzedzania każdego kazania Pozdrowieniem Anielskiém. On także, w najtrudniejszych razach gdy mu chodziło o pozyskanie dusz błędami kacerskiemi zarażonych, zwykł był modlić się do Maryi w te słowa, które późniéj w pacierzach kapłańskich umieszczone zostały: „Dozwól mnie chwalić Cię Panno przenajświętsza. Udziel mi mocy przeciw wrogom Twoim.”

Wszystkie swoje pielgrzymki missyonarskie, odbywał Dominik pieszo, o żebranym chlebie i nigdzie żadnego nie przyjmując wynagrodzenia. Przebiegł większą część Hiszpanii wszędzie przedziwne robiąc nawrócenia, a jeśli kiedy napotykał większe trudności, uciekał się zaraz do Nabożeństwa Rózańcowego, i gdzie tylko takowe zaprowadził, prawie wszystkich heretyków nawracał. Wkrótce téż pozyskał ich Kościołowi więcéj niż sto tysięcy.

Z powodu sławy jego świątobliwości, z wielu miejsc zażądano go na Biskupa. Święty nigdy na to zgodzić się nie chciał. Odmówił Biskupstwa Galicyi (w Hiszpanii), Bretanii, Komińskiego, Konseranckiego, i Bezierskiego. Pan Bóg bowiem do czego innego go przeznaczał.

Już od niejakiego czasu, powziął on był zamiar założenia zakonu, poświęcającego się głównie opowiadaniu Ewangelii, nawracaniu kacerzów, obronie wiary i rozszerzaniu chrześcijaństwa. Pomogła mu do tego następująca okoliczność. Udawszy się do Francyi wraz z Biskupem swoim, świadkiem był w mieście Tuluzie i jego okolicach, wielkich szkód jakie tam szerzyły się przez herezyę Albigensów. To podało myśl i jemu i Biskupowi jego udania się do Rzymu, dla otrzymania od Papieża pozwolenia, aby Biskup, złożywszy swój urząd, wraz z Dominikiem i dobrawszy sobie innych jeszcze współpracowników, mógł poświęcić się missyom przeciwko Albigensom. Papież Inocenty III, zgodził się na to, a Dominik wróciwszy do Francyi, i widząc że przedewszystkiém potrzeba było aby missyonarze występowali jako najwierniejsi naśladowcy Apostołów, skłonił i Biskupa i innych swoich towarzyszów, aby missye swoje odprawiali tak jak to czynili Apostołowie, wszędzie pieszo chodząc i z żebraniny żyjąc. Tym sposobem rozpoczęte missye szły najszczęśliwiéj, lecz w skutek morowego powietrza, przy Dominiku dwóch tylko towarzyszów zostało, a wkrótce ujrzał się on sam jeden. Pomimo tego nie ustawał w rozpoczętém dziele.

Wtedyto właśnie zawiązano krzyżową wyprawę przeciw Albigensom. Święty widząc ze smutkiem że w walkach do jakich się zabierano, mnóstwo dusz oderwanych od Kościoła, a przez to na wieki zgubionych, padnie w potyczkach, zaczął się gorąco do Matki Bożéj modlić. Marya mu się objawiła, i kazała mu zachęcać lud do odprawiania Różańcowego nabożeństwa. Uczynił to Dominik, a większa część kacerzy przeszła na stronę katolików. W pierwszém spotkaniu Krzyżownicy odnieśli zwycięstwo, i Albigeńczykowie rozproszeni ostatecznie zostali.

Po ukończeniu téj wyprawy, przystąpił Dominik do założenia swojego Zakonu. Juliusz Biskup Tuluzki, udający się na Sobor Laterański do Rzymu, wziął go z sobą, aby tam uzyskać zatwierdzenie jego zgromadzenia. Papież Inocenty III, który w objawieniu widział był dwóch Świętych podtrzymujących walący się kościół Lateraneński, poznawszy jednego z nich w Dominiku, kazał mu ułożyć Ustawy. Śmierć tego Papieża nie dała mu czasu zatwierdzić takowych, lecz uczynił to następca jego Honoryusz III, w roku Pańskim 1216, Bullą w tym celu wydaną. Takim był początek tego świętego zakonu, wielkie usługi Kościołowi po dziś dzien oddającego a z którego łona wyszło sześciu Papieżów, pięćdziesięciu kilku Kardynałów, około trzydziestu Patryarchów, tysiąc sześćset Biskupów, sześciuset Arcybiskupów, czterdziestu pięciu Nuncyuszów, wielka liczba znakomitych uczonych i pisarzy, i jeszcze większa Świętych zdobiących Kościół Boży. Za życia już świętego tego Patryarchy, we wszystkich prawie krajach katolickich zakon jego się obsadzał. Liczył on wtedy ośm prowincyi, w których było około sześćdziesiąt klasztorów, a w nich kilka tysięcy zakonników. Wtedy i do Polski przybyli Dominikanie ze świętym Jackiem.

Obdarzył był Pan Bóg ulubionego tego sługę Swego łaską czynienia tak wielkich cudów, że był on jednym z największych w Kościele cudotwórców. Posiadał dar języków, dar proroctwa i wielu umarłych wskrzesił. W modlitwie, która u niego była prawie zawsze zachwyceniem, wypraszał największe łaski, a tak jéj skutku był pewny, że utrzymywał iż mu nigdy Pan Bóg nie nie odmówił. Słysząc to pewien Prałat, zapytał go czemu nie uprosi u Pana Boga, nawrócenia Konrada Teutończyka, głośnego i wielkiego wpływu podówczas uczonego, a odpadłego od wiary. Święty Dominik pomodlił się na tę intencyę, i nazajutrz Konrad przyszedł go prosić o przyjęcie do zakonu. Będąc w Rzymie, okazał się mu razu pewnego podczas modlitwy Zbawiciel, grożący światu za wielkie grzechy ludzkie straszną klęską; lecz w téjże chwili ujrzał Matkę Bożą, która ukazując Panu Jezusowi Dominika i innego sługę Swego, uprosiła miłosierdzie Boże. Tegoż dnia Dominik spotkał świętego Franciszka Asyzkiego, i poznał w nim tego drugiego Świętego, którego Matka Boża przedstawiała Panu Jezusowi. Odtąd w najściślejszej zostawali zażyłości.

W roku Pańskim 1221, odbywszy wizytę wielkiéj liczby swoich klasztorów, przybył do Bolonii, gdzie zapadłszy na zdrowiu powiedział braciom, iż już z téj choroby nie wyjdzie. Jakoż, chociaż jeszcze w sile był wieku (miał wtedy bowiem lat pięćdziesiąt jeden), spracowany trudami apostolskiego życia i nadzwyczajnemi umartwieniami ciała, zbliżał się już do końca swojéj ziemskiéj pielgrzymki. Gdy ostatnie jego nadchodziły chwile, kazał się położyć na gołéj ziemi, mówiąc iż nie przystoi aby taki jak on grzesznik umierał na łożu, gdy Chrystus skonał na krzyżu. Odbył spowiedź z całego życia zalewając się łzami, jakby był największym zbrodniarzem, a po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych zgromadziwszy braci około siebie, utwierdzał ich w powołaniu i pobłogosławił. Gdy w ciągu odmawiania modlitw przy umierających, przyszło do tych słów: „Aniołowie niebiescy niech wyjdą na jego spotkanie” zasnął w Panu, dnia 10 Sierpnia. Papież Grzegorz IX, ogłosił go Świętym, uroczystość jego na dzień dzisiejszy wyznaczając.

Pożytek duchowny

Niech cię przykład świętego Dominika, który, jakto z jego żywota widziałeś, najszczególniejsze łaski odbierał za pośrednictwem Matki Bożéj, a głównie przez odmawianie do Niéj Różańca, pobudzi i do nieograniczonéj w pośrednictwo Maryi ufności, i do poboźnego odmawiania Koronki.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś Kościół Twój uświetnić raczył zasługami i apostolską pracą błogosławionego Dominika wyznawcy Twojego, daj za pośrednictwem jego, aby temuż Kościołowi Twojemu i doczesnéj nie brakło pomocy, i aby się on coraz bardziéj wzbogacał w dobra duchowne. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 651–653.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 621

Święty Dominik dlatego tak gorliwie zwalczał kacerstwo, gdyż jest ono największym nieszczęściem i utrapieniem świata chrzecijańskiego.

Prawda objawiona przez Boga jest tylko jedna, tak jak jeden tylko jest Bóg. Jeden tylko jest Kościół, w którym Bóg złożył tę prawdę i przez który ludziom ją ogłasza; jeden tylko jest Jezus Chrystus i mówi tylko o jednym Kościele, który jest dziełem Jego. Święty Paweł powiada: „Jeden Pan, jedna wiara, jeden Bóg i Ojciec wszystkich” (Ef. 4, 5—6). Tym Kościołem oświeconym przez Ducha świętego, stróżem całkowitej prawdy, jest Kościół katolicki; on jest głosicielem tej prawdy. Kto z tych prawd, niezbędnie do zbawienia potrzebnych, choćby jedną tylko odrzuca, a czyni to rozmyślnie i uporczywie, kto przy odrzuconym przez Kościół poglądzie obstaje i uporczywie go broni, jest kacerzem. Jest on martwą odroślą, odpadłą od ciała Chrystusowego, nie uczestniczy w łaskach, których szafarzem jest Kościół, a jeżeli rozmyślnie trwa w błędzie, wtedy dusza jego jest stracona.

Ale smutny ten los spotyka tylko tych, co umyślnie i uporczywie odrzucają artykuły wiary Kościoła katolickiego, tacy zaś, którzy bez swojej winy są poza obrębem Kościoła, ale przy tym szczerze i uczciwie pragną prawdy i według możności przestrzegają przykazań Boskich, tacy są wewnętrznie członkami Kościoła — chociaż niewidzialnymi — i mogą osiągnąć zbawienie duszy.

Ale i niewinnie w błędzie zostający są w niekorzystnym położeniu wobec prawdziwych członków Kościoła Chrystusowego. Nie tylko bowiem błąd ich przeszkadza im w dążeniu do doskonałości, nie tylko staje się im bodźcem i zachętą do niejednego grzechu, ale są oni pozbawieni nadto wielu i to najsilniejszych łask, którymi rozporządza Kościół, jak np. ofiary Mszy świętej, sakramentu Ciała i Krwi Pańskiej, rozgrzeszenia kapłańskiego, ostatnich sakramentów i odpustów. Tacy niewinnie błądzący, pozbawieni nieomylnej gwiazdy przewodniej, która by kierowała ich krokami, stają się częstokroć łupem oszustów, którzy zamykają im oczy na prawdę, wiodą ich na manowce i przyprawiają ich o zgubę, jak to widzieliśmy u albigensów, za których św. Dominik ciągle wznosił modły do Boga, czynił pokutę, i których kazaniami i nauczaniem chciał nawrócić na łono Kościoła katolickiego.

Dziękujmy przeto wszyscy, którzy jesteśmy członkami tego Kościoła, że nam Bóg pozwolił do niego należeć; pozostańmy wiernymi wierze, nie dajmy się sprowadzić na manowce ani namowom, ani pismom przewrotnym, zwłaszcza takim, które pod pozorem prawdy starają się wszczepić jad kacerstwa. Kacerze starają się szerzyć błędy i nakłaniać katolików do wyrzeczenia się wiary. W tym celu wydają broszurki i drobne pisemka i rozdzielają je między lud. Treścią i celem tych pisemek jest wyśmiewanie, przekręcanie i znieważanie nauk i obrzędów naszego Kościoła. Jeżeli takie piśmidło dostanie się do rąk naszych, nie czytajmy go; zanieśmy je do swego proboszcza lub spowiednika, i zapytajmy go o zdanie. Prócz tego nie zaniechajmy modlić się o nawrócenie niewiernych i starajmy się przyczynić do tego nawrócenia życiem bogobojnym, dobrymi uczynkami i szczerą miłością bliźniego.

Tags: św Dominik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cnoty Maryja Różaniec herezja św Jacek św Franciszek
2020-08-03

Znalezienie ciała św. Szczepana, Pierwszego Męczennika

Nastąpiło około roku Pańskiego 415.

(Opis tego znajduje się w pismach świętego Augustyna.)

Cześć jaką Kościoł Boży oddaje świętemu Szczepanowi pierwszemu Męczennikowi, sięga czasów jego męczeństwa. Wierni nietylko opłakiwali jego stratę, lecz niezwłocznie cześć publiczną oddawać mu zaczęli i ufni jego zasługom przed Bogiem, używali jego pośrednictwa. Święto téż jego od pierwszych czasów Kościoła uroczyście obchodzono, lecz relikwii tego wielkiego sługi Bożego nie było, gdyż nie wiedziano gdzie zwłoki jego pochowane zostały.

Jakoż, błogosławione to ciało, zabrane tajemnie z miejsca gdzie Święty był ukamienowany, przez Gamaliela sławnego uczonego w Jerozolimie a tajemnego ucznia Chrystusa Pana, pochowane zostało w jego majętności Kafarmagola, siedem mil za Jerozolimą, w wykutéj jaskini, która przeznaczoną była na grób jego rodziny. Tam przez długi czas było ukryte. Klęski jakie spadły na ziemię Żydowską od chwili śmierci Zbawiciela; srogie prześladowanie, które piekło przez trzy następne wieki wzbudziło przeciwko wiernym, — wszystko to sprawiło, że zatracono pamięć o miejscu, gdzie spoczywały zwłoki świętego Szczepana. Ziemię nad niemi pokrywały zwaliska starego grobowca, na których wzniesiony został kościoł, gdy oto w roku Pańskim 415, za panowania cesarzów Teodozego młodszege i Honoryusza, spodobało się Panu Bogu objawić miejsce gdzie ten skarb się znajdował, i relikwie pierwszego Męczennika rozsławić po całym świecie katolickim wielkiemi cudami: co stało się w następujący sposób.

Pewien duchowny Jerozolimski nazwiskiem Lucyan, był w roku wyżéj wymienionym przełożonym małego kosściołka, pod którego podwalinami spoczywało ciało świętego Szczepana. Świątobliwy ten kapłan, dnie całe spędzający na ćwiczeniach pobożnych i spełnianiu obowiązków swojego powołania, miał, jak to sam najdokładniéj opisuje a co późniéj powtarza święty Augustyn, następujące objawienie. Działa się to wśród nocy. Lucyan, według swego zwyczaju, spoczywał w Chrzcielnicy obok kościoła, dla lepszéj straży naczyń świętych, kiedy oto stanął przed nim poważny starzec, i zawoławszy go po imieniu, rozkazał mu aby udał się do Jana Biskupa Jerozolimskiego, z poleceniem aby przyszedł roztworzyć jego grób, w którym znajdzie ciała kilku sług Bożych, po których wydobyciu Pan Bóg wielkie miłosierdzie nad wielu ludźmi okaże. Lucyan, spytał go kim jest i o jakich sługach Bożych razem z nim pochowanych, mówi. Wtedy starzec odrzekł mu: „Jestem Gamaliel, który byłem mistrzem świętego Pawła gdy się uczył Starego Zakonu; grób mój znajduje się pod tym kościołem. Po wschodniéj stronie mojego grobowca, jest ciało świętego Szczepana którego Żydzi ukamienowali za zachodnią bramą Jerozolimy. Ciało jego na tém miejscu chociaż pozostawało przez dzień jeden i całą noc, pomimo tego, nietknięte było ani od ptastwa ani od dzikich zwierząt. Z mojego rozkazu, wierni potajemnie unieśli je wśród nocy do mojego wiejskiego mieszkania, które było w téj wiosce gdzie teraz jest ten kościół, i złożyłem je w moim własnym grobowcu, ku stronie wschodniéj, odbywając skrycie obrzędy jego pogrzebu przez dni czterdzieści. Nikodem, ten mąż sprawiedliwy który przychodził w nocy do Pana Jezusa, tam także w innéj trumnie spoczywa. Kiedy w skutek jego stosunków ze Zbawicielem, Żydzi go wyklęli i z Jerozolimy wygnali, przyjąłem go do mojego domu na wsi, i już u mnie mieszkał aż do śmierci. Ze czcią należną, pochowałem go obok Szczepana. W témże miejscu, pochowałem także syna mojego Abibona, który mając lat dwadzieścia umarł przedemną będąc chrześcijaninem. Ciało jego spoczywa w trzeciéj trumnie, która jest największą, bo w nią i mnie po mojéj śmierci pochowano. Etna żona moja, i Semilias mój syn starszy, którzy nie chcieli uwierzyć w Jezusa Chrystusa, pochowani zostali w inném miejscu, zwaném Kufarzemalia.” Co powiedziawszy starzec znikł, polecając raz jeszcze aby te święte ciała nie pozostawiono dłużéj w ukryciu.

Lucyan nie dowierzając zrazu takowemu widzeniu, ukląkł i gorąco prosił Pana Boga, ażeby to objawienie, jeśli prawdziwie od Niego pochodziło, powtórzyło się mu jeszcze dwa razy. Chcąc zaś do téj łaski przygotować się, postanowił ściśle pościć o chlebie i wodzie „jak to, powiada sam w opisie swoim, zwykliśmy czynić w wielkim poście.” Tak przetrwał tydzień cały, a Gamaliel okazał mu się powtórnie, mając przy sobie cztery kosze napełnione kwiatami, które jak mu to tłómaczył, przedstawiały rozmaite zasługi czterech świętych, o których wynalezienie ciał chodziło. Ten kosz który przedstawiał zasługi świętego Szczepana był złoty i napełniony ponsowemi różami, wyobrażającemi jego męczeństwo; dwa drugie srebrne a pozłacane, miały w sobie białe róże, a czwarty tylko srebrny, miał rozmaitego rodzaju kwiaty, przedziwną woń wydające.

Lucyan czekał jeszcze trzeciego widzenia i daléj swój post przeciągał. Po upływie znowu tygodnia, o tejże godzinie i na témże miejscu, Gamaliel po raz trzeci mu się okazał, polecając jak najusilniéj, aby czém prędzej przystępował do wygrzebania ciał błogosławionych, aby nie pozbawiać dłużéj wiernych łask które przy nich będą otrzymywać, a szczególnie téj że po ich wydobyciu, ustanie wielka susza która podówczas całemu temu krajowi głodem groziła. Lucyan więc już wtedy nie wahał się, i udał się niezwłocznie do Jerozolimy, z zamiarem opowiedzenia Janowi Biskupowi tego co mu się zdarzyło, lecz za nim o tém mówić z nim zaczął już sam Patryarcha oświadczył że zamyśla zająć się wyszukaniem ciała świętego Szczepana. Ale że podówczas Biskup musiał się udać na Sobór do Dyospolis, na którym toczyła się ważna sprawa głośnego herezyarchy Pelagiusza, i nie mógł sam być w Kafarmagola, więc znając dobrze tę miejscowość, wskazał tylko Lucyanowi gdzie ma zacząć kopać ziemię pod zwaliskiem gruzów kamienia i polecił, że gdyby odkrył jakie ślady tego co szukają, aby zawiadomił go o tém niezwłocznie w Dyospolis.

Tymczasem, w tymże dniu Gamaliel objawił się pewnemu zakonnikowi nazwanemu Migecy, i temu wskazał najdokładniéj gdzie ciała były zagrzebane, a szczególnie Sprawiedliwego, bo tak nazywał Szczepana, i że grobowiec ten był zaraz za wioską, w miejscu zwaném Gabry, co po hebrajsku znaczy mężów bożych. Po takiéj dokładnéj wskazówce, Lucyan przystąpił do poszukiwania, i tegoż dnia w którym to rozpoczął to jest 18 Grudnia, odkrył cały grobowiec. Na pierwszéj trumnie znaleziono wyryty ten wyraz hebrajski Eheljel, co znaczy to samo co wyraz grecki Stephanus, to jest korona. Nie było więc wątpienia, że wynaleziono zwłoki pierwszego świętego Męczennika,

Lucyan dał zaraz znać o tém Patryarsze. Ten przybył z Dyospolis do Kafarmagola z wielką liczbą duchowieństwa, a między innymi z Biskupami Jerycho i Sebasty. W ich więc obecności oraz znacznie zgromadzonego ludu, który na rozgłos tego zdarzenia wielu chorych przyprowadził i przywiózł, otworzono trumnę świętego Szczepana. W tejże chwili dało się czuć trzęsienie ziemi, a z trumny zapach rozszedł się wokoło. Siedemdziesięciu trzech chorych zaraz zdrowie odzyskało, a potém wiele jeszcze innych cudów miało miejsce. Kości Świętego były nienaruszone, lecz ciało okazało się zniszczoném. Małą cząstkę tych Relikwii pozostawiono na miejscu, a resztę z trumną przeniesiono z wielką uroczystością do Jerozolimy, i złożono w kościele Syońskim, najdawniejszym w tém mieście. Zaledwie obrzęd ten został ukończony, a oto deszcz rzęsisty, o który od roku modlono się, spadł w całéj krainie, i za wstawieniem się świętego Szczepana odwrócił klęskę głodu. Ciała trzech innych Świętych tamże znalezione wydobyto także, i umieszczono w małym kościołku w Kafarmagola.

Wieść o cudowném odkryciu zwłók pierwszego świętego Męczennika, rozeszła się po całym świecie chrześcijańskim, a święty Augustyn wtedy właśnie żyjący, wspomina o tém jak o wielkim cudzie, który Pan Bóg uczynił dla oświecenia pogan i kacerzy. Opis tego zdarzenia przez kapłana Lucyana, którego Opatrzność użyła do cudownego wynalezienia tych świętych Relikwii, jest jednym z najszacowniejszych, a po dziś dzień jak najwierniéj przechowywanym, zabytkiem starożytności chrześcijańskiéj. Napisał go po grecku i rozesłał po wszystkich kościołach na Wschodzie, a kapłan Hiszpański nazwiskiem Awosta jego przyjaciel, który podówczas przebywał w Jerozolimie, przetłómaczył to na łacińskie, i przez kapłana Oreza przesłał do kościołów na Zachodzie. Orez wioząc ten opis, zabrał z sobą do Hiszpanii i małą cząstkę Relikwii świętego Szczepana. Niemogąc dostać się do swego kraju zajętego i pustoszonego podówczas przez Gotów i Wandalów, zatrzymał się na wyspie Minorce, i w porcie Makońskim w kościele złożył te świętości. Pisze święty Augustyn, że w mieście Makonie, większa część mieszkańców była Żydowskiego wyznania, lecz zaledwie do miasta tego dostały się te skarby, a w przeciągu tygodnia pięciuset czterdziestu Żydów należących po większéj części do najmożniejszych rodzin, według świadectwa miejscowego Biskupa Sewera, Chrzest święty przyjęło.

Pisze także wyżéj przytoczony swięty Augustyn, że ze wszech stron starano się mieć te Relikwie święte, lub jakie przedmioty o nie ocierane, szczątki z trumny błogosławionego Szczepana, albo przynajmniéj trochę ziemi w któréj był pochowany. Święty Augustyn postarał się o nie i do swojego kościoła w Hyponie, i umieścił je w kaplicy przy kościele katedralnym, pod wezwaniem świętego Szczepana wzniesionym. W dziele swojém pod tytułem Miasto Boże, wylicza nadzwyczajną liczbę cudów, tam przy tych Relikwiach za pośrednictwem świętego Szczepana zaszłych, a które zwykle tymże osobom które ich na sobie doświadczyły, kazał opowiadać przed zgromadzonym ludem w kościele.

Główne Relikwie świętego Szczepana, za panowania jeszcze cesarza Teodozego młodszego, z Jerozolimy przeniesione zostały do Carogrodu, a ztamtąd za papiestwa Pelagiusza I, do Rzymu, gdzie są umieszczone w kościele świętego Wawrzyńca za murami miasta. Na obchód zaś doroczny pamiątki ich wynalezienia, wyznaczony jest dzień trzeciego Sierpnia.

Pożytek duchowny

Jeśli Pan Bóg raczy czynić cuda przy świętych wizerunkach, dla pożytku wiernych i pomnożenia czci sług Swoich których one wyobrażają, tém bardziéj moc także cudowną przywiązuje do ich Relikwii, które są cząstkami ciał, w których Duch Święty w sposób szczególny przebywał, i które niechybnie będą uwielbione w Niebie. Niech cię to pobudzi do oddawania należnéj czci Relikwiom świętym, gdziekolwiek je ujrzysz.

Modlitwa (Kościelna)

Daj nam Panie, pokornie Cię prosimy, naśladować to co czcimy; abyśmy nauczyli się nieprzyjaciół naszych miłować, gdyż obchodzimy pamiątkę wynalezienia ciała tego Swiętego, który umierając za swoich prześladowców modlił się do Pana naszego Jezusa Chrystusa, który z Tobą żyje i króluje w jedności Ducha świętego Bóg po wszystkie wieki wieków. Amen.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 648–650.

Tags: św Szczepan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Gamaliel Nikodem relikwie św Augustyn
2020-08-02

Św. Alfonsa-Marya Liguorego, Biskupa i Doktora Kościoła, Założyciela Zgromadzenia Redemptorystów

Żył około roku Pańskiego 1787

(Żywot jego był napisany przez Ojca Tanoja, tegoż Zgromadzenia kapłana i jego ucznia.)

Święty Alfons-Marya był synem jednego z pierwszych panów neapolitańskich Józefa de Liguorio. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1696 w pałacu swoich rodziców, na przedmieściu miasta Neapolu, zwaném Marianella, położoném. Pod tę porę przebywał w Neapolu święty Franciszek z Dzirolamo Jezuita. Ten będąc w domu rodziców świętego Alfonsa wkrótce po jego urodzeniu się, błogosławiąc dziecię powiedział: „Będzie ono żyło lat przeszło dziewięćdziesiąt, zostanie Biskupem i wielkie położy zasługi w Kościele.”

Gdy Alfons podrósł, ojciec umieścił go w szkolnym zakładzie księży Oratorianów, powierzając jego wychowanie ojcu Tomaszowi Pagano swojemu krewnemu, kapłanowi wysokiéj świątobliwości. Od lat najmłodszych Alfons był wzorem pobożności, i towarzyszów swoich do tego pobudzał. Doszedłszy lat młodzieńczych, nie zszedł wcale z téj drogi. Uczęszczał regularnie do Sakramentów świętych, ile tylko miał wolnego czasu obracał go na modlitwę i czytanie książek pobożnych; codziennie słuchał Mszy świętéj i z największą miłością służył ubogim chorym, po szpitalach i w ich mieszkaniach. Nie przeszkadzało mu to wcale do pilnego oddawania się i naukom, w których, niepospolitemi obdarzony zdolnościami, tak szybki zrobił postęp, że mając lat szesnaście otrzymał stopień Doktora obojga prawa.

Według ówczesnego zwyczaju, dla otworzenia mu drogi do wyższych urzędów w kraju, ojciec przeznaczył mu zawód prawnika. Alfons wsławił się w nim wkrótce, lecz gdy razu pewnego broniąc sprawy przed sędziami, mimowolną nawet popełnił omyłkę, opierając się na dokumencie, w którym nie dopatrzył był wyrażenia głównie o téj sprawie stanowiącego, tak żywo wziął to do serca, że wychodząc z posiedzenia sądowego zawołał: „O! świecie zdradliwy! znam cię już teraz: nie chcę żyć wśród ciebie.” Gdy jednak nie przedsiębrał jeszcze nic stanowczego co do swojéj przyszłości, rodzina ułożyła była jego małżeństwo z księżniczką Pressycią jego daleką krewną, bogatą, znakomitéj urody, i bardzo pobożną dziewicą. Lecz razu pewnego, gdy Alfons grał na fortepianie wraz ze swoją narzeczoną, ta miarkując że on nie bardzo chętnie ten związek zawiera, spytała go, czyby nie sądził że lepiéjby zrobili gdyby oboje poświęcili się Bogu na służbę wyłączną. Na to oświadczył jéj Alfons że i sam jest tegoż przekonania. Ułożone przeto małżeństwo rozeszło się: księżniczka wstąpiła do klasztoru i w wielkiéj świątobliwości długo tam żyła i umarła, a święty Alfons wszedł do Seminarium, pomimo wielkich trudności jakie z tego powodu napotkał w ojcu, który go przeznaczał do bardzo świetnego na świecie zawodu.

Miał lat trzydzieści, gdy przyjął święcenia kapłańskie. Oddany całém sercem obowiązkom tego świętego powołania, od pierwszéj chwili zajaśniał cnotami najgorliwszego apostoła i kapłana, wylanego całą duszą na usługi bliźnich. Kazania jego, które miewał w różnych kościołach Neapolu, tłumy słuchaczów ściągały, grzeszników do skruchy pobudzając, najzatwierdzialszych pozyskiwały Bogu, i byle trochę popracował na ambonie i w konfesyonale w jakiéj parafii, znikały w niéj wszelkie zgorszenia, a pobożność się rozbudzała. W słuchaniu téż spowiedzi téj wielkiéj liczby dusz które kazaniami swojemi pobudzał do skruchy był niezmordowanym, a takiéj łagodności w obchodzeniu się z grzesznikami największymi, i takiéj trafności w obudzeniu w nich potrzebnego do dobréj spowiedzi usposobienia że gdy już kilkadziesiąt lat spędził był w zawodzie kapłańskim, powiadał iż mu się nigdy nie zdarzyło odmowić komu rozgrzeszenia. We wszystkich swoich usługach kapłańskich, a szczególnie w słuchaniu spowiedzi, zawsze dawał pierwszeństwo ubogim, a między nimi znowu tym, których dusze w gorszym były stanie. W kazaniach, wykładając najwyższe tajemnice wiary, jak podobnież w dziełach, których mnóstwo pozostawił, dotykając najwyższych zadań życia wewnętrznego, obok głębokości która go postawiła w rzędzie Doktorów Kościoła, był takiéj prostoty, że go najmniéj wykształcone i najprostsze umysły łatwo rozumiały. Zwykł téż mówić, że gdy miewał kazanie chociażby do najświetniejszéj publiczności, starał się zawsze tak przedmiot swój wykładać, aby go każda babka kościelna zrozumiała.

Mając na głównym względzie potrzeby duchowne ludu prostego, a szczególnie wieśniaków, gdy około téj najliczniejszéj cząstki owczarni Chrystusowéj najwięcéj pracował, umyślił założyć Zgromadzenie kapłanów, temu rodzajowi usług wyłącznie poświęconych. Po rozpoczęciu tego zbawiennego dzieła, zebrał był wkrótce dwunastu braci. Lecz gdy po próbie dość długiéj, przyszło do nadania im Ustaw, wszczęły się z tego powodu trudności, i wszyscy ci pierwsi towarzysze świętego Alfonsa, odstąpili go co do jednego. Nie zraziło go to jednak wcale; znaleźli się inni, późniéj wrócili i niektórzy z dawnych, i w roku Pańskim 1732 Święty założył pierwszy dom swojego Zgromadzenia w mieście Skala (Scala), a w roku 1749, zatwierdził je Papież Benedykt XIII, z ustawami jakie mu nadał święty Alfons, który został téż pierwszym jego dożywotnim Generalnym przełożonym. Zgromadzenie to pod tytułem przenajświętszego Zbawiciela założone, od łacińskiego wyrazu Redemptor nazwane zostałe Zgromadzeniem Redemptorystów, w niektórych krajach Ligorianów, a u nas gdy istnieli w Warszawie na początku bieżącego wieku, Benonów, od kościoła świętego Benona, przy którym byli obsadzeni.

Za główne zadanie tego Zgromadzenia, położył święty Alfons, dawanie jakby ciągłych misyi. Zakonnicy téż jego Reguły miewają w kościołach swoich codziennie po kilka kazań; ciągle odprawiają wystawne nabożeństwa, od rana do wieczora słuchają spowiedzi, katechizują dzieci, wpisują do bractw, i tak bez przerWwy przez rok cały, przez co najzbawienniéj na ludność tych miejscowości gdzie mają swoje domy, wpływają.

O ile nasz Święty słynął ze swojéj słodyczy w obcowaniu z każdym, i łagodności dla największych grzeszników gdy się uciekali do jego rady lub konfesyonału, o tyle dla siebie był nadzwyczaj surowym. Nie było rodzaju umartwień, zwykłych największym pokutnikom, którychby nie spełniał, i to przez całe swoje życie, od chwili gdy do stanu duchownego wstąpił. Nigdy nie jadał nic więcéj jak zupę, trochę chleba i owoców; a na cześć Matki Bożéj, w soboty i w wigilie Jéj świąt żadnego zgoła nie brał posiłku. Zawsze miał na sobie ostrą włosiennicę i kolczasty łańcuch, którym się przepasywał na gołém ciele; codziennie biczował się do krwi; i to wszystko zachował do późnéj starości, mało nawet w czém folgując sobie, gdy mając już lat przeszło ośmdziesiąt, ostatnie dziesięć spędził dotknięty ciężkiemi cierpieniami. Cnotę pracowitości do tak heroicznego stopnia posunął, że był w stanie uczynić i wiernie zachować ślub, którym zobowiązał się był ani chwili czasu nie tracić napróżno.

Do Męki Pańskiéj i Matki Bożéj, a szczególnie do Jej tajemnic Bolesnych, miał szczególne nabożeństwo. W każdém swojém kazaniu, w każdej nauce, w każdym rodzaju pism które pozostawił, wspominał o Matce Bożéj, od tego je zaczynał i na tém kończył, i w dziełach jego, a mianowicie ascetycznych, nie masz rozdziału żeby o przenajświętszéj Maryi Pannie nie wspominał i do Niéj nie podniósł serca czytelnika. Napisał dzieło o Jéj Uwielbieniach nieporównanej zalety, a pełne namaszczenia i przedziwnie pobudzające do nieograniczonéj ufności w Tej Matce miłosierdzia. Szczególnemi téż łaskami od Niéj bywał obdarzony. Piszą że po razy kilka, gdy miał o Matce Bożéj kazanie, lud zgromadzony widział go w zachwyceniu uniesionego o kilka stóp nad kazalnicą, a z obrazu Matki Bożéj jużto światłość, już promień spadający na niego. Obdarzał go Pan Bóg wielu innemi cudownemi łaskami a między innemi i tą, iż w różnych miejscach znajdował się współcześnie. Widywano go razem i w konfesyonale i na kazalnicy.

Sława jego wysokiéj świętości i wielkiéj nauki, którą zajaśniał w wielu wydawanych dziełach treści religijnéj, a które wnet tłómaczone zostały na wszystkie języki, zwróciły na niego szczególną uwagę Klemensa XIII. Papież ten pomimo najusilniejszéj prośby Świętego, i wszelkich z jego strony starań aby to nie nastąpiło, zrobił go Biskupem Dyecezyi świętéj Agaty Gockiéj. Godność ta nie zmieniła w niczém jego sposobu życia ubogiego i nadzwyczaj umartwionego, tylko wielkie jego Cnoty i świętość, na wyższym postawiła świeczniku. Oddał się z gorliwością niemającą granic, obowiązkom pasterskim. Wytępiał najskuteczniéj w powierzonéj swojéj trzódce wszelkie zboczenia; zaszczepiał cnoty chrześcijańskie, zreformował klasztory żeńskie, i założył nowe Zgromadzenia swojéj Reguły. Rozbudził w kapłanach ducha poświęcenia, i w całéj Dyecezyi upowszechnił uczęszczanie do Sakramentów świętych, rozbudzające nietylko wiarę, lecz gorącą pobożność. Dowiedziawszy się pewnego wieczora, że do jego Dyecezyi przybyła trupa aktorów koczujących, już całą noc usnąć nie mógł, zakłopotany szkodami jakie to przyniesie dla dusz jego owieczek. Nazajutrz, wysłał do aktorów swego kapelana, aby ten zapłaciwszy im to co sądzą iż w jego Dyecezyi zarobićby mogli, wydalił ich niezwłocznie. Na ubogich obracał wszystkie swoje dochody. W roku w którym głód panował, rozdał na nich wszystkie sprzęty domowe, tak że nie było czém nakryć do stołu.

Słynął jako najuczeńszy swoich czasów Teolog i najbieglejszy przewodnik duchowny; zewsząd udawano się do niego po radę w najważniejszych sprawach Kościoła albo sumienia. Pisał we wszystkich ważniejszych kwestyach religijnych, za jego czasów poruszanych. Wielkie dzieło jego Teologia moralna, stanowi epokę w téj nauce: dotąd jéj używają na wszystkich katedrach Teologii i służy ona za podstawę do wszystkich dzieł téj treści późniéj wydanych.

Gdy ciężkie i długie choroby, zmusiły go do złożenia zarządu Dyecezyi, powrócił do swojego zgromadzenia tak ubogim jak z niego wyszedł. Chociaż skołatany był wielkiemi cierpieniami artrytyzmu który go połamał, i innemi chorobami, pełen gorliwości o chwałę Bożą, nie przestawał nauczać i pisać aż do śmierci, która nastąpiła roku Pańskiego 1787, kiedy miał lat dziewięćdziesiąt jeden.

Grzegorz XVI ogłosił go Świętym, a Papież Pius IX, na żądanie Biskupów prawie całego świata katolickiego, w roku 1871 zaliczył go do Doktorów Kościoła,

Pożytek duchowny

Niektóre dzieła świętego Alfonsa Liguorego, które odznaczają się szczególném namaszczeniem Ducha Świętego, a oraz i wielką prostotą, są i na nasz język przełożone. Są one poczytywane w Kościele Bożym za najpożyteczniejsze dla dusz dbałych o postęp na drodze doskonałości chrześcijańskiéj. Z takich zaś szczególnie odznacza się książeczka pod tytułem Jak kochać Jezusa. Staraj się ją mieć i pilnie się w niéj rozczytuj.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś lud Twój, dla wskazywania mu drogi zbawienia, w błogosławionym Alfonsie-Marya, wielkim sługą Twoim obdarzył; spraw prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 644–647.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 617

Często nasuwa się nam pytanie: jakim sposobem Święci tak wiele zdziałać potrafili? Tak np. święty Alfons mimo ustawicznych wytężających prac, mimo ciężkich chorób, napisał około 60 dzieł rozmaitej treści, na których napisanie trzeba by zupełnie poświęcić całe długie życie. Tłumaczy się to tym, że Święci nigdy nie próżnowali ani nie odpoczywali i z każdej chwili korzystać umieli. Bywało nieraz, że św. Alfons cierpiał nieznośny ból głowy; wówczas przykładał sobie lewą ręką na głowę kawałek zimnego marmuru, a prawą pisał.

Ażeby na podobieństwo Świętych umieć skorzystać z każdej chwili, trzeba sobie ułożyć porządek dzienny, który się stanie regułą życia; wtenczas wszystkie czynności, choćby były trudne, staną się łatwymi, bo przejdą w zwyczaj. Wypełniając bowiem czynności dzienne w swoim czasie, wypełnia się je dobrze i dochodzi się do doskonałości. Kto zaś doskonale i sumiennie swą pracę wykonuje, skarbi sobie zasługi i łaski u Boga.

Chrześcijanin, który się zaczyna opuszczać w służbie Bożej i opieszale wypełnia praktyki pobożne, nabiera do nich wstrętu i kończy na zupełnym lenistwie. Wtedy zwraca się ku stworzeniom, ku rozkoszom świata, lecąc na oślep w przepaść występku, w przepaść tym głębszą, im wyższy stopień doskonałości już osiągnął. Ileż dobrego moglibyśmy zdziałać na chwałę Boga, gdybyśmy mniej czasu na zabawę poświęcali, gdybyśmy mniej myśleli o sobie i o wygodach swoich, a więcej o służbie Boga i o wiecznym szczęściu myśleli! Szczęśliwy tedy chrześcijanin, który się trzyma zakreślonego planu na drodze doskonałości i od niego nie odstępuje. Serce jego płonie gorliwością, gdyż Opatrzność Boża włożyła weń wszystkie dary swoje. Zaiste, wszystko możemy z gorliwością, a nic bez niej! Kto jest wierny w dobrych postanowieniach, ma też dobre, spokojne sumienie i cieszy się doskonałym szczęściem; każda praca w dziennym porządku zda mu się łatwa, jarzmo Pańskie słodkie i lekkie; największe poświęcenie zmienia się dla niego w słodkie pociechy. Człowiek punktualny w swych obowiązkach spełnia każdy, nawet najmniejszy uczynek z nadnaturalnej pobudki, a przez to nadaje mu wartość i zbiera sobie w krótkim czasie niesłychane skarby dla Nieba. Co dzień więc rano po obudzeniu się odnawiaj dobre przedsięwzięcia swoje i pobudzaj się do korzystania z każdej godziny.

Tags: św Alfons Maria Liguori „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość spowiedź praca nawyki
2020-08-02

Przenajświętszéj Maryi Panny Anielskiéj, czyli Odpust Porcyunkuli

Ustanowiony został około roku Pańskiego 1221.

(Szczegóły te wyjęte są z żywota świętego Franciszka Serafickiego, przez ojca Challippe.)

Święto dzisiejsze w którym wierni dostępują największego jaki jest w Kościele Bożym odpustu, jest oraz uroczystym obchodem pamiątki otrzymania téj nadzwyczajnéj łaski przez świętego Franciszka Serafickiego, za pośrednictwem Matki Bożéj, od Pana Jezusa.

Oto tego tak wyjątkowego dobrodziejstwa, które świat zawdzięcza Patryarsze Asyzkiemu, historya:

Im większe łaski Boskie i wyższe oświecenia od Ducha Świętego otrzymywał Franciszek, tém lepiéj oceniał nieszczęśliwy stan duszy, w jakim się znajdują grzesznicy: płakał nad ich zaślepieniem, serdecznie się nad nimi litował, i często się modlił za nimi. Dnia pewnego, gdy prosił Pana Boga z wielką gorącością ducha o ich nawrócenie, stanął przed nim Anioł Pański, i kazał mu iść do kościoła przy którym podówczas mieszkał. Był zaś to mały ulubiony jego kościołek Maryi Panny Anielskiéj, na dolinie Spoletańskiéj pod Asyżem położony który przed laty kilku odnowił i przy którym założył pierwszy klasztorek swojéj Reguły. Sługa Boży, spełnił rozkaz Anioła i udał się do kościołka, gdzie ujrzał Pana Jezusa i Matkę Boską otoczonych Aniołami. Franciszek padłszy twarzą do ziemi, oddał cześć Bogu, a Pan Jezus rzekł do niego: „Franciszku. w nagrodę za gorliwość twoję i braci twoich około zbawienia dusz, pozwalam ci prosić mnie o co chcesz na chwałę Imienia Mojego.” Święty wtedy następną zaniósł prośbę: „Ojcze najświętszy! proszę Cię, chociaż nędznym grzesznikiem jestem, abyś udzielił ludziom téj łaski, żeby wszyscy którzy nawiedzą ten kościół, dostąpili odpuszczenia grzechów swoich, po wyspowiadaniu się z nich przed kapłanem, i proszę przenajświętszą Maryę Pannę Matkę Twoję, Obronicielkę rodzaju ludzkiego, aby wstawieniem się Swojém otrzymała tę łaskę.” Przenajświętsza Panna wstawiła się, a Pan Jezus wyrzekł te słowa: „Franciszku, to o co prosisz jest wielką rzeczą; lecz jeszcze większych łask dostąpisz. Udzielam ci teraz téj któréj się domagasz; chcę jednak abyś poszedł do Mojego zastępcy na ziemi, któremu dałem władzę związywania i rozwiązywania, i abyś go prosił o tenże odpust.” Bracia zaś świętego Franciszka w celach swoich przytykających do kościołka wtenczas będący, słyszéli wszystko to, a przytém widzieli cały kościół niebieskiém światłem napełniony i w nim wielką liczbę Aniołów.

Tegoż rana Franciszek zwoławszy ich, zakazał im mówić o tym cudzie, a sam z bratem Masseuszem udał się do Peruzyi, gdzie wtedy znajdował się Papież Honoryusz III. Gdy stanął przed nim rzekł: „Ojcze święty! przed kilku laty odnowiłem mały kościołek pod Assyżem będący; proszę Cię, abyś go obdarzył odpustem, któregoby wierni mogli dostępować bez żadnéj ofiary.” Prosił zaś o uwolnienie wiernych od wszelkiéj daniny, gdyż w owych czasach odpusty nie otrzymywały się inaczej, jak po złożeniu znacznéj jałmużny na cele miłosierne. Papież odpowiedział mu że niewłaściwém byłoby nadawać taki odpust, gdyż kto chce takowego dostąpić, trzeba aby na niego zasłużył przez jakie dobre czyny. „Lecz na wieleżto lat, przydał Honoryusz, prosisz o ten odpust?” — „Ojcze święty, odpowiedział Franciszek, ja nie o pewną liczbę lat, lecz o jak największą liczbę dusz proszę Waszéj świątobliwości.” — „A w jakiżto sposób chcesz żebym ci dał te dusze?” odrzekł znowu Papież. „Proszę, powiedział Franciszek, żeby, jeśli łaska Waszéj świątobliwości, wszyscy którzy wejdą do kościoła przenajświętszéj Maryi Panny Anielskiéj, po obżałowaniu swoich grzechów, wyspowiadaniu się z nich i otrzymaniu rozgrzeszenia od kapłana, dostąpili i na to życie i na tamto, zupełnego odpuszczenia grzechów, jakie popełnili od Chrztu aż do chwili wejścia do tego kościoła.” Wtedy Papież rzekł do Niego: „Franciszku, prosisz o rzecz nadzwyczajną. Stolica Apostolska nie zwykła udzielać takich odpustów.” — „Ojcze święty, odpowiedział Franciszek, nie sam z siebie ja o to proszę; Jezus Chrystus mnie z tém przysłał, od Niego przychodzę.” Na to Papież trzy razy wyrzekł te słowa: „Zgadzam się na to o co prosisz.”

Kardynałowie wszakże obecni temu, przedstawili Papieżowi że udzielając tak wielkiego odpustu, zniesie odpusty przywiązane do pielgrzymek do Ziemi świętéj i do Grobów Apostolskich. „Zezwolenie już daliśmy, rzekł do nich Papież, nie wypada przeto odwoływać takowego: trzeba tylko je ograniczyć.” I przywołując napowrót świętego Franciszka rzekł do niego: „Udzielamy ci odpustu o który prosiłeś na zawsze, lecz przywiązujemy go do jednego dnia tylko, licząc od wieczora przez noc i dzień aż do wieczora następnego.” Na te słowa Franciszek spuścił pokornie głowę. A gdy odchodził Papież go spytał: „Gdzież idziesz prosty człowieku? jakież masz dowody żeś otrzymał to o coś prosił?” — Ojcze święty, odpowiedział sługa Boży, dość mi na słowie Twojém. Jeśli ten odpust jest dziełem Bożém, Sam go Pan Bóg objawi i rozgłosi. Niech Jezus Chrystus, Jego Matka przenajświętsza i Aniołowie Boży zastąpią tu i Notaryusza i pismo i świadków, nie proszę o żaden inny akt urzędowy.” I nie zawiodła go taka ufność, gdyż odpust ten największy i najpowszechniéj znany ze wszystkich jakie są w Kościele Bożym, nie był nigdy ogłoszonym żadnym reskryptem ani Bullą Papiezką, jak to ma miejsce ze wszystkiemi innemi.

Lecz potrzeba było, aby dzień na niego został określony. Franciszek więc czekał, aż sam Pan Jezus, który był jego sprawcą, i dzień ten określić raczy, co tak nastąpiło.

W dwa lata potém, kiedy pewnéj nocy w téjże celce przy kościołku przenajświętszéj Panny Msaryi Anielskiéj, święty Patryarcha trwał na modilitwie, zły duch nasunął mu myśl, że nie powinien tak długiém czuwaniem trapić swego ciała, gdyż zbyteczném ujęciem sobie snu potrzebnego, o śmierć się przyprawi. Święty poznawszy w tém sztukę szatańską poszedł do lasu, i zdjąwszy habit rzucił się w krzak ciernisty do krwi się kalecząc. „Lepiéj mi, rzekł sam do siebie, zadać sobie te cierpienia dła Jezusa Chrystusa; aniżeli pójść za radą nieprzyjaciela mojéj duszy który mi schlebia.”

W tejże chwili otoczyła go światłość niebieska, i chociaż było to w miesiącu Styczniu, ujrzał na krzaku w którym się tarzał mnóstwo róż najpiękniejszych. Przystąpiła także do niego wielka liczba Aniołów, którzy mu rzekli. „Franciszku idź co prędzéj do kościoła: Jezus i Marya oczekują tam na ciebie.” I gdy to mówili przyodzieli go w szatę białą jak śnieg, a on zerwawszy dwanaście róż białych i dwanaście czerwonych, poszedł do kościoła, do którego drogę znalazł wspaniale przybraną. Wszedłszy padł na kolana, i wzywając pośrednictwa Maryi, tak się modlił do Pana Jezusa. „Ojcze nasz Panie nieba i ziemi, Zbawco rodzaju ludzkiego, racz z wielkiego miłosierdzia Twojego, określić dzień na odpust, któryś z dobroci Twojéj temu miejscu udzielił,

Chrystus Pan powiedział mu, że chce aby to był dzień rozpoczynający się od wieczora uroczystości świętego Piotra w okowach, a przeciągający się aż do wieczora dnia następnego. Franciszek spytał w jaki sposób ma to być ogłoszone, i czy jemu wierzyć będą? Na to Pan Jezus, kazał mu udać się do Papieża, zanieść kilka tych róż cudownych które miał w ręku na dowód tego co zaszło, i zaprowadzić z sobą kilku braci, którzyby temu poświadczyli, gdyż i tą razą wszystko z cel swoich słyszeli. Poczém Aniołowie zaśpiewali hymn Te Deum laudamus.

Franciszek w towarzystwie kulku braci, udał się do Rzymu, gdzie rozpowiedział Papieżowi wszystko co zaszło i okazał róże. „Co do mnie, rzekł mu Ojciec święty, nie wątpię o niczém, lecz jestto rzecz którą przedstawić trzeba Kardynałom, aby zasięgnąć i ich zdania.”

Nazajutrz, wobec zgromadzonych wszystkich Kardynałów, Franciszek tak przemówił: „Wolą Boską jest, aby ktokolwiek po wyspowiadaniu się ze skruchą i otrzymaniu rozgrzeszenia od kapłana, wejdzie do kościoła przenajświętszéj Maryi Panny Anielskiéj pod Assyżem, od pierwszych nieszporów pierwszego Sierpnia, aż do nieszporów drugiego tegoż miesiąca, otrzymał zupełne odpuszczenie wszystkich grzechów, jakie od Chrztu świętego do téj chwili popełnił.” Papież po krótkiéj naradzie z Kardynałami zatwierdził ten odpust, i wydał polecenie do Biskupa Assyzkiego i sześciu innych sąsiednich, aby zgromadzili sią w kościele przenajświętszéj Panny Maryi Anielskiéj w dniu pierwszym Sierpnia tegoż roku, i nadany odpust ogłosili uroczyście.

Biskupi przybywszy tam na dzień wyznaczony, zasiedli na wielkiéj trybunie wzniesionéj przed kościołem, i pozwolili żeby Franciszek wszedłszy na nią, sam ogłosił zebranemu ludowi tę nadzwyczajnąłaskę. Uczynił to Święty, zapowiadając odpust zupełny na zawsze. Lecz Biskupi nie byli za tém: „Bracie Franciszku rzekli do niego, chociaż Papież kazał nam zgromadzić się tu aby ogłosić ten odpust, nie chce jednak abyśmy zrobili coś niewłaściwego. Trzeba więc oznajmić że odpust ten jest tylko nadany na lat dziesięć.”

Biskup Assyzki tedy najprzód chciał z tém wystąpić, lecz pomimo chęci zapowiedział tak jak Franciszek odpust na zawsze. Inni Biskupi jeden po drugim probowali ogłosić owo ograniczenie, lecz Pan Bóg sprawił, że każdy z nich zapowiedział go na zawsze. W końcu więc uznając w tém wyraźną wolę Bożą, chętnie wszyscy ogłosili odpust zupełny na wszystkie czasy.

Wielu z obecnych wtedy na kazaniu Franciszka zeznało na piśmie, że trzymał on małą kartkę w ręku, na któréj następujące słowa były napisane: „Chcę was wszystkich do Nieba zaprowadzić. Ogłaszam wam odpust zupełny, który otrzymałem z dobroci Ojca niebieskiego i z własnych ust Ojca świętego Papieża. Wszyscy tu dziś obecni którzyście ze skruchą wyspowiadawszy się, otrzymali rozgrzeszenie od Kapłana, dostępujecie odpuszczenia wszystkich grzechów waszych, równie jak i ci wszyscy którzy tu w innych latach, z podobném usposobieniem przychodzić będą.”

Otóż w jaki sposób nadany został i ogłoszony największy odpust przenajświętszéj Maryi Panny Anielskiéj, czyli Porcyunkuli tak nazwany dla tego, iż kościół ten zwano także Porciuncula, co po łacinie znaczy cząsteczka. Nazywano go zaś w ten sposób dla tego, że stał on na małym gruncie do ojców Benedyktynów należącym, a pod klasztor dla Braci Franciszka Serafickiego przez nich odstąpionym. Odpust ten późniéj, Stolica Apostolska rozciągnęła do wszystkich kościołów Braci Mniejszych w całym świecie. Że zaś Franciszek wypraszając go u Papieża, z polecenia Pana Jezusa, wyprosił odpuszczenie grzechów i na tym i na tamtym świecie, więc powszechnie wnoszą z tego teologowie, iż ten odpust niewątpliwie uwalnia od kar i na tamtym świecie za grzechy należnych.

Pożytek duchowny

Jeśli się znajdujesz blizko jakiego kościoła z zakonu Braci Mniejszych, nie omieszkajże w święto Matki Boźéj Anielskiéj znajdować się w nim, aby dopełniając wymaganych do tego warunków, dostąpić tego wielkiego odpustu. Jeśli zaś w kościele takim znajdować się nie możesz, wiedz o tém, że z dekretu Papieża Piusa IX, kto nosi Szkaplerz niebieski Niepokalanego Poczęcia Maryi Panny, dostąpić może dzisiejszego odpustu, za każdą razą gdziekolwiek się znajduje, (bez spowiadania się i komunikowania byle był w stanie łaski) po odmówieniu sześciu Ojcze nasz, Zdrowaś Marya i Chwała Ojcu na cześć Trójcy Przenajświętszéj, Maryi Niepokalanie Poczętéj i według intencyi Kościoła. 1

Modlitwa (Kościelna)

Boże który nam w roku każdym pamiątkę poświęcenia téj świątyni ponawiasz, i zawsze świętych tajemnic pełną przedstawiasz; wysłuchaj modlitwy ludu twojego i spraw, aby każdy który do téj świątyni dla uproszenia Twoich dobrodziejstw wejdzie, dostąpił pociechy w otrzymaniu wszystkiego o co prosić będzie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 641–644.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 615

Jeśli się znajdujesz blisko jakiego kościoła zakonu Braci Mniejszych, nie omieszkaj w święto Matki Bożej Anielskiej iść do niego, aby dopełniwszy wymaganych warunków dostąpić tak wielkiego odpustu, bo darów Bożych nie powinniśmy zakopywać w ziemi, jak to uczynił sługa ewangeliczny z danym sobie talentem, za co został upomniany i odrzucony.

Powinniśmy ich używać na chwałę Bożą i zbawienie bliźnich. Dziesięciu było uzdrowionych, a jeden tylko przyszedł podziękować Panu Jezusowi, z czego się pokazuje, że wielu jest powołanych, ale mało wybranych. Świat jest pełen dobrodziejstw Boga, ale mało jest dziękujących. Od Pana Jezusa posłany do kapłanów, do Pana Jezusa wraca, aby Mu podziękować. „Głosem wielkim chwaląc Boga”, nie cichym, bo pragnie i chce, aby wszyscy wiedzieli o dobroci Pana Jezusa, pali się jego serce i chciałby cały świat obiegać, opowiadając do broć Bożą. Wszyscy wyszliśmy od Boga, jako od Stwórcy i początku naszego, i wszyscy mamy wrócić do Niego jako końca naszego. Pośredniczka nasza, Najśw. Maryja Panna, uczy nas wdzięczności, jaką mamy Bogu oddawać. Hymn Jej „Wielbij duszo moja Pana”, wygłoszony na cześć Boga, wymownie świadczy, że całe Jej życie było dziękczynieniem Bogu za odebrane łaski.

Footnotes:

1

Pius IX. 14 Kwiet. 1856.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Franciszek odpust
2020-08-01

Św. Piotra w Okowach

Był więziony około roku Pańskiego 44.

(Szczegóły te wyjęte są z Pisma Bożego i listów świętego Grzegorza Wielkiego, Papieża.)

W dniu dzisiejszym Kościół Boży obchodzi pamiątkę cudownego wyzwolenia z więzów świętego Piotra, kiedy on wkrótce po Wniebowstąpieniu Pańskiém, gdy zaczął ogłaszać Ewangelią świętą w Jerozolimie, schwytany i okuty w kajdany, do więzienia wtrącony został. Byłto jeden z najpierwszych a wielkich cudów, który raczył Pan Bóg spełnić na prośby wiernych, którzy gdy ich najwyższego Pasterza więziono, dzień i noc, jak to opowiada Pismo Boże, trwali bezustannie na modlitwie 1. Gdy więc Pan Bóg uczynił cud ten na prośby powstającego Kościoła aby mu powrócić widzialnego zastępcę Swojego na ziemi, słuszna jest, że tenże Kościół coroczną uroczystością święci tę pamiątkę i miłości wiernych do swojego Papieża i wielkiego miłosierdzia Bożego nad nimi i nad ich Głową widzialną.

Panował wtedy w żydowskiéj ziemi Herod Agryppa, wnuk Heroda który zamordował był świętego Jana Chrzciciela i nakazał rzeź niewiniątek. W okrucieństwie nieodrodnym był jego potomkiem, i skoro objął rządy tego kraju, rozpoczął prześladowanie chrześcijan z barbarzyństwem największém, postanowiwszy wytępić ich co do nogi. Wielką z nich liczbę był już uwięził, wielu pomordował, a między innymi świętego Jakóba, brata świętego Jana Ewangelisty, którego skazał na śmierć. Żydzi uradowali się z tego wielce, i okazywali się coraz przychylniejsi Agryppie, na którego rządy dotąd z początku z niechęcią patrzali. Ten pragnąc jeszcze lepiéj ich sobie pozyskać, (o co mu bardzo chodziło, dla spokojnego używania swojéj władzy) podwoił prześladowania wiernych. A że zauważał iż najłatwiéj i najprędzéj ich wyniszczy gdy uderzy na ich najwyższega Pasterza i tego zamorduje, kazał schwytać świętego Piotra. Wykonano ten rozkaz podczas samych uroczystości Wielkanocnych roku Pańskiego 44-go. Ujęli go i zamknęli w ciemném więzieniu, przydając mu straż z szesnastu żołnierzy ciągle zmieniających się, tak aby czterech zawsze było przy nim dzień i noc nieodstępnych. Herod miał zamiar przeczekać aż przejdą święta Wielkanocne, w czasie których Żydzi wstrzymywali się od wszelkich zajęć nawet urzędowych, a potém miał wydać im w ręce świętego Piotra, i żeby ich sobie jeszcze lepiéj zjednać, upoważnić aby go sami zamordowali.

Na wieść uwięzienia książęcia Apostołów, wszyscy wierni struchleli, lecz gorące i ciągłe modlitwy całego Kościoła o wyswobodzenie najwyższego Pasterza, silniejszemi się okazały nad zawziętość i przebiegłość tyrana. Tejże nocy, po któréj miał on stawić przed sobą świętego Piotra, aby ogłosiwszy na niego wyrok śmierci, wydać go okutego w kajdany w ręce najzawziętszych na niego Żydów, święty Apostoł spoczywał w więzieniu. Usnął był spokojnie obok dwóch żołnierzy, z którymi, według ówczesnego zwyczaju, był skuty dwoma łańcuchami które mu krępowały ręce i nogi, a końce ich były przymocowane do rąk strażników. Prócz tego dwóch drugich stało obok niego, i warta na dworze będąca strzegła wejścia do więzienia. Lecz czémże to wszystko być mogło wobec mocy Boga, który postanowił tą razą wyswobodzić Piotra z rąk jego prześladowców! Przybył Anioł przysłany z Nieba, skruszył okowy Piotrowe i wywiódł go z więzienia, co wszystko Pismo Boże, w Rozdziale VII Dziejów Apostolskieh tak nam opowiada:

„W onym czasie całą władzę swoję obrócił król Herod, aby przesladować wielu należących do Kościoła. Zamordował już był Jakóba brata Janowego mieczem, a widząc że przez to podoba się Żydom, nie ograniczył się na tém, lecz pojmał i Piotra. A były wtedy dni przaśników (to jest Wielkanoc). Pojmawszy go tedy osadził w ciemném więzieniu, poddawszy go czworakiéj czworostraży żołnierzy pod straż, mając zamiar po Pasce oddać go ludowi. Piotra więc trzymano w ciemnicy. Lecz modlitwa bezprzestanna szła od Kościoła do Boga za nim. Gdy tedy już go miał wydać Herod, onéjże nocy spał Piotr między dwoma żołnierzami, związany dwoma łańcuchami, a stróże przede drzwiami strzegli ciemnicy. A oto Anioł Pański stanął obok, i jasność rozeszła się po całém więzieniu, a Anioł dotknąwszy za bok Piotra obudził go mówiąc: „Wstań rychło.” I opadły łańcuchy z rąk jego; i rzekł do niego Anioł: „Opasz się i przywdziéj obuwie.” I uczynił tak Piotr, i rzekł mu znowu Anioł: „Weź na siebie odzienie twoje i idź za mną..” Wychodząc tedy Piotr za nim szedł, a sam nie wiedział czy to jest rzeczywistością co się działo przez Anioła, czy téż że tylko ma widzenie takie we śnie. Tymczasem, gdy minęli pierwszą i drugą wartę, przyszli do bramy żelaznéj, która wiedzie do miasta, a ta się im sama otworzyła. Wszedłszy przeszli jednę ulicę i Anioł zniknął. Dopiéro wtedy Piotr przyszedłszy do siebie rzekł: „Teraz wiem prawdziwie, iż Pan przysłał Anioła Swego, i ten wyrwał mnie z ręki Herodowéj i ze wszelkiego oczekiwania ludu żydowskiego.” A obaczywszy się przyszedł do domu Maryi matki Jana, którego nazywano także Markiem, gdzie było wielu zgromadzonych i modlących się. A gdy on kołatał we drzwi u bramy, wyszła służąca imieniem Rud, dowiedzieć się ktoby to był, a poznawszy Piotrów głos, z wielkiéj radości zamiast otworzyć bramę, pobiegła do zgromadzonych i oznajmiła iż Piotr stał przed bramą. A oni rzekli do niéj: „Oszalałaś” lecz ona twierdziła iż się tak rzecz ma. A oni mówili, „chyba to Anioł jest w jego postaci.” Lecz przez czas ten Piotr kołatał, a gdy wreszcie otworzyli mu bramę, ujrzeli go i zdumieli się. A on skinąwszy na nich ręką aby umilkli, rozpowiedział jako Pan wywiódł go z ciemnicy więziennéj i rzekł: „Oznajmijcie to Jakóbowi i braciom” 2.

Na pobożną pamiątkę tak cudownéj skuteczności modlitw Kościoła, wierni postarali się aby mieć koniecznie te okowy któremi okuty był święty Piotr, i z nich przez Anioła wyzwolony. Przechowywano je najstaranniéj i ze czcią wielką, jako dowód tak wielkiego miłosierdzia Bożego. W roku Pańskim 439, cesarzowa Eudoksya żona cesarza Teodora młodszego, będąc w Palestynie dla zwiedzania miejsc świętych, przybywszy do Jerozolimy, objawiła chęć zabrania ztamtąd z sobą jakich świętych relikwii. Ówczesny Patryarcha Jerozolimski Juwenalis, uznał że wielce zadowolni tę dostojną pielgrzymkę, ofiarując jéj te właśnie okowy świętego Piotra. Cesarzowa przyjęła je z wdzięcznością, a jednę część zachowując dla kościoła w Carogrodzie, drugą przesłała córce swojéj mającéj także imię Eudoksyi, a która wyszła była za cesarza Zachodniego Walentyna III. Ta młoda cesarzowa, uszczęśliwiona z tak wielkiego daru, skoro go otrzymała udała się do Papieża Sykstusa III, aby mu tę drogą relikwią okazać. Ojciec święty kazał wtedy przynieść inne okowy, któremi święty Piotr był okuty, kiedy go Neron na śmierć był wskazał i trzymał uwięzionego w Rzymie, a które podobnież z wielką czcią tam przechowywano. Gdy je Papież przyłożył jedne do drugich, w tejże chwili tak się zrosły, że wydawały się jakby to był jednolity łańcuch ukuty przez jednego ślusarza. Ten nowy cud, powiększył jeszcze bardziéj cześć jaką mieli wierni dla tych świętych okowów, i skłonił cesarzowę do wybudowania umyślnie wspaniałego kościoła na górze Eskwilińskiéj, gdzie je umieszczono. Kościół też ten nazwany został kościołem Świętego Piotra w okowach.

Cudowne uzdrowienia i inne cuda jakie czynił odtąd Pan Bóg przez samo dotknięcie się tych drogich relikwii, sprowadzały i sprowadzają dotąd licznych do tego kościoła, z różnych stron świata, pielgrzymów. Święty Augustyn pisze, że żelazo okowów świętego Piotra, wyżéj cenili sobie chrześcijanie nad złoto. Dowiadujemy się téż od świętego Grzegorza Wielkiego, Papieża, że za jego czasów było w zwyczaju rozsyłać jako święte dary opiłki z tych kajdan książęcia Apostołów, a przez które wielkie cuda się czyniły. W takich razach sam Papież je piłował aby mieć z nich okruchy. Święty Grzegorz i to także przydaje, czego i sam i jego poprzednicy Papieże doświadczali, że zwykle żelazo to dawało się łatwo opiłować, lecz niekiedy, jeśli osoby które domagały się tych świętości nie były ich godne, pomimo najdłuższego piłowania, nic z nich wydzielić nie można było.

Pożytek duchowny

W cudowném wyzwoleniu świętego Piotra z kajdan i więzienia, czego szczegóły czytałeś podane z samego, Pisma Świętego, chciał Pan Bóg okazać, jak skuteczne są modlitwy Kościoła, a oraz nauczyć nas, jak wierni obowiązani są wspierać niemi najwyższego swojego Pasterza zawsze, a szczególnie gdy znajduje się On w jakich trudniejszych przejściach.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Piotra Apostoła z kajdan wyzwolonego, bez szkody z więzienia wywiódł, więzy naszych grzechów, prosimy rozwiąż, i odwróć od nas wszelkie zło nam grożące. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 638–640.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 613

Czyste sumienie jest najlepszym wezgłowiem. Patrzmy na św. Piotra zamkniętego w ciemnym więzieniu, przeznaczonym dla skazanych na śmierć. Leży on na gołej ziemi, przykuty do dwóch żołdaków i śpi spokojnie, chociaż wie, że jutrzejszego dnia nie przeżyje. Nie dziw więc, jeśli święty Augustyn mówi: „Czyste sumienie jest gościem na ziemi, tym padole płaczu, a przemieszkuje w Niebie, przybytku wiecznego spokoju". Stąd nauka, że:

  1. Czyste sumienie jest świadectwem Ducha świętego, że jesteśmy „dziećmi samego Boga, spadkobiercami Jego i współspadkobiercami Chrystusa o tyle, o ile razem z nim cierpimy”. Duch święty poświadcza nam, że znaleźliśmy łaskę w obliczu Boga, że Bóg Ojciec miłuje nas jako swe dzieci i otacza nas swą świętą opieką. Święty Tomasz z Akwinu mówi, że ten ma czyste sumienie, kto znajduje się w stanie łaski uświęcającej. Na mocy tej łaski zamieszkuje Trójca św. w sercu sprawiedliwego.
  2. Czyste sumienie osiągniemy w ten sposób, że miłować będziemy Pana Jezusa, naszego Mistrza i Zbawiciela, przestrzegając zarazem Jego nauk. Tego skarbu nie dadzą nam ani marne dobra doczesne, ani zmysłowe rozkosze ciała, ani zaszczyty i pochwały, ani zmienna wziętość i popularność, lecz tylko Bóg jeden. „Serce ludzkie — mówi święty Augustyn — jest tak wielkie i wzniosłe, że nic go zadowolić nie zdoła, jak tylko najwyższe dobro”. Starajmy się przeto osiągnąć łaskę uświęcającą przez częste przystępowanie do Sakramentu Ołtarza, a w nagrodę pozyskamy spokój, jakiego świat dać nie może. Choćby nas przygniotły utrapienia, choćbyśmy byli pozbawieni ziemskiej pociechy, choćby nam groziła śmierć sama, będziemy przygotowani na wszystko najgorsze, jak święty Piotr, gdyż utrata życia doczesnego jest bramą do wieczności, gdzie nas czeka jedyne i najwyższe dobro.

Footnotes:

1

Dzieje XII. 5.

2

Dzie. XII. 17.

Tags: św Piotr „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież modlitwa sumienie łaska relikwie
2020-07-31

Św. Ignacego Lojoli, Założyciela Towarzystwa Jezusowego

Żył około roku Pańskiego 1556.

(Żywot jego był napisany przez ojca Rybadenaire, tegoż Zgromadzenia kapłana i jego ucznia.)

Święty Ignacy przyszedł na świat roku Pańskiego 1491 w Hiszpanii w Lojoli, zamku swojego ojca Bertrama, i na wielu innych dziedzicznych włościach bogatego i znakomitego rodu pana, który miał kilku synów. Ignacy najmłodszy, został najprzód paziem na dworze króla Ferdynanda, a późniéj wstąpił do wojska. W prowadzonych wtenczas wojnach odznaczył się wielką walecznością, lecz postępowaniem swojém, wiodąc życie bardzo światowe, wcale na pochwały nie zasługiwał. Miał lat trzydzieści, kiedy zamknięty został z oddziałem wojska w którym służył, w mieście Pampelunie, obleganém przez Francuzów. Gdy już Hiszpanie mieli się poddać, Ignacy wstrzymał ich od tego, zagrzał do boju, i w ostatniéj potyczce po któréj zdobyto miasto, sam w nogę ciężko został ranny, w skutek czego już całe życie kulał. Chory długo leżąc w łóżku, nie mogąc dostać książek świeckich które mieć pragnął, rad nie rad czytał Żywoty Świętych. Czytanie to przemieniło go zupełnie. Oświecony łaską Boską, poznał na jak zgubnéj był drodze, i postanowił od téj chwili jak najwierniéj naśladować Świętych Pańskich, którym się zblizka przypatrzył.

Jakoż, wyzdrowiawszy udał się niezwłocznie do miasta Montsferatu, gdzie był kościół przenajświętszéj Maryi Panny słynącéj cudami w całéj Hiszpanii, i tam najprzód przed Jéj obrazem spędziwszy noc na modlitwie, odbył spowiedź z całego Życia, uczynił ślub czystości, zbroję swoję zawiesił na ołtarzu, bogate szaty i wszystko co miał przy sobie rozdał ubogim, a sam odziany suknią ubogiego żebraka, przepasawszy się powrozem, z kijem w ręku, udał się do Manrezy, gdzie z żebrakami zamieszkał. Pościł wtedy tak ściśle, że codzień jadał tylko chléb i wodę, sypiał na gołéj ziemi i to bardzo krótko, biczował się do krwi, i po siedem godzin na dzień klęcząc, trwał na modlitwie. Co tydzień spowiadał się i do Komunii świętéj przystępował.

Napadły go były wtenczas myśli niepokojące jego sumienie co do dokładności w spowiedziach. Przypuszczając że je niedobrze odbywał, powtarzał je ciągle; lecz Pan Bóg zlitował się nad nim, uwolnił go od tych pokus i tak szczególném do tego rodzaju zaniepokojeń obdarzył światłem, że późniéj był on najlepszym na nie dla wszystkich lekarzem.

Za miastem Manrezy, była jaskinia na odosobnionéj górze: Ignacy zamknął się w niéj na czas pewien, i tam ułożył, chociaż zaledwie umiał pisać, małą książeczkę, znaną pod tytułem Ćwiczenia duchowne świętego Ignacego, nieoszacowanéj wartości, natchnioną mu przez samę Matkę Boską, i która odtąd służy za podstawę do tak zwanych Rekollekcyi duchownych. Na téj puszczy, otrzymywał on tak szczególne od Boga oświecenie, że zwykł był mawiać, iż chociażby nie było Pisma Bożego, gotów byłu mrzeć za wiarę, po tém wszystkiém co mu Pan Bóg dał poznać w jaskini Manrezkiéj. Wyszedłszy ztamtąd, powziął zamiar udania się do Ziemi świętéj, o żebranym chlebie. Najprzód poszedł do Rzymu, a potém do Wenecyi, zkąd popłynął do Palestyny.

Tam chciał opowiadać Ewangelią Muzułmanom, lecz przełożony Missyi w Palestynie, nie pozwolił mu na to; wrócił więc do Hiszpanii. Miał wtedy lat trzydzieści trzy, a zamyślając już o założeniu Zgromadzenia kapłanów poświęcających się głównie apostolskim pracom, widząc potrzebę wyższego wykształcenia się w naukach, pomimo wieku niemłodego, wszedł do szkół najniższych, gdzie tak od swoich towarzyszy jak i nauczycieli, na ciągłe upokorzenia był wystawiony.

Ukończywszy nauki, i wielki w nich, a szczególnie w Teologii uczyniwszy postęp, zaczął po różnych miejscach głosić Słowo Boże. Przebiegał miasta i wioski, zawsze w ubraniu żebraka i o proszonym chlebie, a na nauki jego tłumy ludu się zbierały. Trudno wypowiedzieć, na ile z tego powodu wystawił się był prześladowań, tak ze strony świeckiéj jak i duchownéj władzy. Bywał długo więziony, zbity, a nawet kilka razy tylko co śmierć go nie spotkała. Wszystko to ten sługa Boży z weselem dla miłości Chrystusa znosił, i zwykle władze duchowne uniewinniały go z czynionych mu zarzutów, uznając w nim szczególne działanie ducha Bożego.

Znajdując się w Paryżu, rozpoczął nakoniec wielkie dzieło które miał na sercu. Zawiązał tam pierwszy początek wielkiego Zgromadzenia, które z czasem pod nazwiskiem Towarzystwa Jezusowego, zatwierdzone przez Stolicę Apostolską i przez Sobór Trydencki, niewylilczone usługi Kościołowi Bożemu oddało

Przybrał wtedy dziewięciu towarzyszy, wszystkich w Uniwersytecie Paryzkim Teologii słuchających, i z nimi w małéj kapliczce na przedmieściu Montmartre założył to święte Zgromadzenie, któremu dopiéro późniéj, będąc w Rzymie, nadał Ustawy. Pisząc je przymnożył umartwień, na tę intencys ściślejsze jeszcze niż zwykle zachowywał posty; modlił się gorąco, i drugich o modlitwy prosił. Każdy rozdział napisawszy, kładł na ołtarz kiedy Mszę świętą odprawiał. W ustawach tych, w ktorych określa obowiązki braci co do starania się o własne udoskonalenie i pracowania około zbawienia bliżnich, prócz trzech zwykłych zakonnych ślubów, przydał i czwarty: bezwzględnego posłuszeńswa Papieżowi, gdyby chciał wysyłać ich na Missye, chociażby w pogańskie kraje. Zasiadający podówczas na Stolicy Apostolskiéj Paweł III, zatwierdzając je rzekł: „W istocie jest w tém duch Boży.”

Święty Ignacy, od téj chwili oddając się już z większą swobodą pracom apostolskim, przybierając coraz nowych a liczniejszych towarzyszy, między którymi wielka liczba była mężów już znanych z nauki i świątobliwości w świecie katolickim, w krótkim czasie, apostolskiemi pracami swojemi już prawie wszystkie kraje Europy objął, a trudno wyrazić z jakim dla Kościoła i dusz wiernych pożytkiem.

Pod wpływem tego niezmordowanéj gorliwości Zgromadzenia, nie tylko poprawiały się wszędzie skażone obyczaje, lecz rozbudzała się powszechnie pobożność, bardzo podówczas przygasła; powstawał zwyczaj tak zaniedbany wtedy, uczęszczania do Sakramentów świętych, a głoszenie słowa Bożego, przez wielu ówczesnych kaznodziejów skażone świeckiego ducha formami, przybierało za przykładem uczniów świętego Ignacego, właściwą sobie powagę i namaszczenie. Wszędzie gdzie tylko mógł braci swoich posłać, zakładał szkoły dla młodzieży: w Rzymie założył sławną po dziś dzień Akademią, i tamże kilka domów schronienia dla niewiast narażonych na zepsucie. Otworzył także zakład, przy którym ojcowie dawali Rekollekcye tak publiczne jak i prywatne.

Niezmordowany w zachodach około tylu przedsięwzięć, i obarczony zarządem już bardzo rozszerzonego Zgremadzenia swojego, zawsze zjednoczony z Bogiem, pokoju wewnętrznego ani na chwilę nie tracił. Gdy choremu, dnia pewnego przyzwany lekarz doradzał aby starał się być spokojnym, przypuszczając że jako zarządzającemu całym Zakonem, to mu najtrudniejszém było, odrzekł Ignacy: „Od lat wielu, jak mnie Pan Bóg nawrócił, nie znam co to niepokój.” Taką zaś pałał gorliwością o dusz zbawienie, że jak mawiał, gdyby mu dano do wyboru: czy umrzeć i zaraz pójść prosto do Nieba, czy jeszcze pracować na zbawienie ludzi lecz bez téj pewności, obrałby to ostatnie. A także podziwiając ten jego wewnętrzny spokój spytano go razu pewnego, czyby go nie stracił nawet wtedy gdyby widział całe swoje Zgromadzenie upadłe. Święty zastanowił się na chwilę i odpowiedział: „Odbyłbym półgodzinne rozmyślanie, i za łaską Boską byłbym spokojny.”

Za życia jeszcze jego, Zgromadzenie przez niego założone liczyło w różnych krajach, dwanaście prowincyi: zawierających w sobie więcéj niż sto kollegiów czyli klasztorów, a w kilkanaście lat potém braci jego było przeszło dwadzieścia tysięcy, i w ich liczbie wybór największych znakomitości świata katolickiego. Nie dziw téż że Papież Grzegorz XV, patrząc z jakim owocem walczyli synowie Ignacego z kacerstwem Lutra i Kalwina powiedział: „że jak w innych wiekach wskrzeszał Pan Bóg różnych Świętych na ratunek Kościoła, tak w wieku XVI, dla walczenia przeciw protestantyzmowi, wskrzesił Iguacego i założone przez niego Zgromadzenie.”

Miał lat sześćdziesiąt pięć kiedy spragniony już Nieba, i często powtarzając te słowa: „O! jak mi brzydnie ziemia gdy w Niebo patrzę,” lekko zachorował. Mając sobie objawiony dzień śmierci, pomimo iż lekarze nie przypuszczali żadnego niebezpieczeństwa, domagał się ostatnich Sakramentów świętych i prosił o błogosławieństwo Papieskie na ostatnią godzinę. Dostąpiwszy i jednego i drugiego, otoczony braćmi, wśród modlitw i aktów pobożnych, wymawiając przenajświętsze Imię Jezus, zasnął w Panu roku Pańskiego 1556 a 1622 kanonizowany został przez Papieża Grzegorza XV.

Pożytek duchowny

Święty Ignacy ponawiając świętą intencyą robienia wszystkiego dla Boga, miał zwyczaj przed każdą sprawą te kilka słów, z uwagą i z całego serca wymawiać Na większą chwałę Boga. Staraj się i ty mieć ten chwlebny zwyczaj, a żadna twoja nietylko chwalebna lecz i obojętna sprawa, nie ujdzie nagrody w Niebie.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który dla większego rozszerzenia chwały Imienia Twego, nowém przez błogosławionego Ignacego wsparciem, Kościół wojujący wzmocniłeś; spraw, abyśmy za jego pośrednictwem i przykładem, walcząc na téj ziemi, z nimże w Niebie korony dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 635–637.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 607

„Ćwiczenia duchowne”. W dziele tym uczy św. Ignacy, jak mamy się krok za krokiem wspinać na najwyższy szczebel doskonałości duchownej. Treść i osnowę tych ćwiczeń można krótko ująć w następujących bardzo trafnych słowach:

  1. Pan Bóg stworzył nas ludzi na to, abyśmy Mu służyli według woli Jego, co powinno nas skłonić do tego, abyśmy Mu się całkowicie oddali. W tym celu potrzeba nam nasamprzód zupełnej obojętności na wszystko, co nie jest wolą Bożą, a zatem na bogactwa i ubóstwo, zdrowie i chorobę, zaszczyty i hańbę, życie i śmierć. Obojętność ta jest główną podstawą świątobliwości, a osiągnąć ją można tylko przez oczyszczenie się z wszelkiej zmazy i grzechu. Poznajmy przeto całą szkaradę i skutki grzechu, jakimi Bóg karze występnego; poznanie tej szkarady pociąga za sobą żal, obrzydzenie i szczere postanowienie wystrzegania się grzechu i pozbycia się trzech głównych do niego bodźców, tj. dumy, chciwości i pożądliwości ciała.
  2. Wyrzekłszy się tym sposobem świata, rozpoczynamy jako żołnierz służbę w Królestwie Chrystusowym. Służba ta polega na naśladowaniu Jezusa w życiu, cierpieniu i umieraniu. Wstępując na tę drogę, dążyć winniśmy nie tylko do unikania grzechu, ale do coraz większej doskonałości w cnocie i chwaleniu Boga. Potrzeba nam jednakże do tego jak najzupełniejszego wyparcia się samego siebie, czego niedościgły przykład dał nam sam Zbawiciel, Jezus Chrystus.

    Zaparcie owo dosięga doskonałości po trzech szczeblach pokory:

    a) jeżeli mamy niewzruszoną wolę znieść raczej wszystko, aniżeli dopuścić się grzechu śmiertelnego;

    b) jeżeli wolimy raczej znieść ubóstwo, hańbę i śmierć samą, aniżeli popełnić grzech choćby najmniejszy, choćby i powszedni;

    c) jeśli mając wolność wyboru, z wyłączeniem wszelkiego względu na nagrodę lub karę, wybieramy dobrowolnie ubóstwo, hańbę i cierpienia jedynie w tym celu, aby się stać podobnymi Bogu. Do powzięcia tego najszczytniejszego postanowienia dodaje nam sił i odwagi rozpamiętywanie Męki Pańskiej, dobrowolne podawanie się na wzgardę dla miłości Chrystusa, w czym zarazem leży szczyt bohaterstwa, do którego wznieść się zdołamy. Tym sposobem dochodzimy do celu, tj. zupełnego zespolenia się z wolą Bożą i najczystszej miłości najwyższego dobra.

Tags: św Ignacy Loyola „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie spowiedź protestantyzm
2020-07-30

Św. Abdona i Senesa, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 1249.

(Żywot ich wyjęty jest z akt męczeńskich Kościoła Rzymskiego.)

Święci Abdon i Senes, żyjący w Persyi w połowie trzeciego wieku, byli bogatymi panami, i należeli do najpierwszych tego kraju rodzin. Lecz co przedewszystkiém stanowiło ich zaletę i prawdziwy zaszczyt, to że byli chrześcijanami, a pobożnością swoją i miłosierdziem, zbudowaniem dla wszystkich wiernych. Za ich czasów cesarz Rzymski Decyusz, po wojnie którą wiódł z Persami, zdobywszy wiele miast w ich kraju, z największém okrucieństwem obchodził się tam z chrześcijanami. Prześladowanie to było tak srogiém, że jak się wyrażają niektórzy współcześni pisarze, zdawało się że nadeszły te czasy, które przepowiadając Pan Jezus, powiedział że wtedy i wybrani nawet, gdyby to być mogło, w błąd zostaliby wprowadzeni.

Wśród takiegoto więc stanu rzeczy, święci Abdon i Senes z największém poświęceniem się i gorliwością, oddawali wiernym różne usługi, pomimo iż to ich na największe niebezpieczeństwo narażało. Odwiedzali ich po więzieniach, pocieszając i dodając męstwa; a także i po najuboższych mieszkaniach, gdzie się kryli, i wszędzie wspierali ich hojnie. Co większa, widzieć ich można było przy rusztowaniach i torturach, na których męczono wyznawców Chrystusowych, których oni krzepili na duchu, a gdy śmierć za wiarę ponieśli, z należną czcią ciała ich grzebali. Będąc bardzo majętnymi, wiele mogli czynić dobrego, a wysokie poważanie w jakiém oddawna zostawali u wszystkich, sprawiało że za ichto głównie wpływem, w kraju tym wiara chrześcijańska, pomimo prześladowania, krzewiła się ciągle.

Owóż, taka ich święta gorliwość i poświęcenie sprawie Bożéj, wysłużyła im wkrótce nagrodę za którą jedynie wzdychali. Obaj ci znakomici panowie, oskarżeni zostali przed Decyuszem jako główni nieprzyjaciele bogów cesarskich.

Było to właśnie wtedy, kiedy Decyusz skończywszy najpomyślniéj wojnę z Persami, przypisując to zwycięztwo bożkom swoim, postanowił w zaślepieniu barbarzyńskiém, zawdzięczając się im za to, na cześć ich wymordować jak najwięcéj chrześcijan. Dowiedziawszy się że święci Abdon i Senes, byli jakby przewódcami wszystkich wiernych w Persyi, zdało się mu, iż przedewszystkiém należy nad nimi wywrzeć okrucieństwo, tém bardziéj że wnosił iż przywiodłszy ich do odstępstwa wiary, łatwiéj mu będzie z innymi poradzić. Z razu jednak chciał użyć łagodnych środków. Zawezwał ich do siebie, i przyjmując bardzo uprzejmie, jako najznakomitszych obywateli kraju który mu się poddał, rozpoczął z nimi rozmowę. Święci odpowiadali mu z wielkiém uszanowaniem, lecz gdy przyszło do tego że cesarz powiedział im, iż wie że są chrześcijanami, i oświadcza że albo mają odstąpić téj religii, albo ściągnąć na siebie gniew jego, Abdon i Senes odpowiedzieli mu bez wahania się: „Jesteśmy w istocie chrześcijanami, i poczytujemy to za największe szczęście. Jeśli dla spełnienia woli twojéj potrzeba abyśmy się wszystkiego co posiadamy pozbyli, a nawet na służbę twoję się oddali, gotowi jesteśmy na to. Lecz sam osądź cesarzu, czy godzi się nam przekładać człowieka nad Boga, i ściągnąć gniew Stwórcy, byle nie popaść w niełaskę twoję?” Na to cesarz odświadczył im, że on nie uznaje innego Boga, jak tych bogów którym oddają cześć jego poddani, i że wymaga po nich, pod karą śmierci, aby i oni im ofiary złożyli. „Tego uczynić nie możemy, rzekli Święci, gdyż jak wielu najwyższych władców w jedném państwie być nie może, tak i wielu bogów nie ma. Ci których ty cesarzu nazywasz bogami, sąto wymysły szatanów które was łudzą. Jednym jest tylko Bogiem prawdziwym Bóg chrześcijański, Stwórca wszech rzeczy, i Jemuto który jest najwyższym i naszym i twoim Panem, cześć oddajemy.”

Uniesiony największym gniewem cesarz zawołał: „Potrafię ja pomścić bogi moje, których bluźnicie, i pożałujecie tego, że mojéj woli spełnić nie chcecie.” Byłby nawet niezwłocznie zadał im męki, lecz obawiając się aby to w kraju gdzie oni w szczególném byli poważaniu, nie rozburzyło ludu świéżo podbitego, kazał ich zamknąć wraz z jeńcami wojennymi, którzy mieli być prowadzeni do Rzymu, przy jego tryumfalnym wjeździe do tego miasta. A przytém, ażeby ten tryumf świetniejszym uczynić, polecił aby ich okutych w kajdany, pozostawiono w ubraniu wielkich panów Perskich.

Trudno wyrazić jak wiele ucierpieli ci dwaj święci Męczennicy, w téj długiéj i trudzącéj podróży z Persyi do Rzymu, w ciągu któréj wywarły się na nich okrucieństwa siepaczy, barbarzyństwo dowódców, obelgi miotane przez żołdactwo, i grubijańskie obchodzenie się z nimi wielu więźniów pogańskich, należących do gminu najnieprzychylniejszego chrześcijanom. Wszakże pragnienie poniesienia cierpień z miłości Chrystusa, i nadzieja przelania krwi za Niego, słodziły im te już także z miłości ku Niemu poniesione męki. Trwały one długo, bo długą była ta podróż, w któréj wielu innych więźniów od trudu padło, a prawie cudem to było, że i naszych Świętych tenże los nie spotkał.

Skoro cesarz wszedł do Rzymu w tryumfie, przy którym za najświetniejsze ozdoby służyli mu święci Abdon i Senes, stawieni zaraz zostali przed wielkorządcą Waleryanem, jako najwięksi jacy dotąd byli, nieprzyjaciele bogów cesarskich. Gdy ich przed trybunał tego tyrana przywiedziono, wszystkich uderzył ich strój bogaty, lśniący się od kosztownych kamieni, a więcéj jeszcze ich pokorna, lecz poważna i świątobliwa postawa. Sam Waleryan nawet, chciał uchronić ich od mąk i śmierci: wszelkich więc używał środków aby ich od wiary i Chrystusa odwieść. A gdy to próżném się okazało, w téjże sali w któréj zasiadał, kazał ustawić ołtarz z posągiem Jowisza, i przedstawiał Świętym różne sposoby, aby pozornie tylko cześć mu oddali. Lecz oni zgodzić się na to nie chcieli. „Jesteśmy chrześcijanie, rzekli, i poczytujemy to sobie za najwyższy zaszczyt. W takiéj ostateczności w jakiéj się tu znajdujemy, gdzie idzie o wyznanie Chrystusa, nie godzi się nam używać pozorów, któreby w błąd wszystkich wprowadziły. Jednemu Bogu chrześcijańskiemu należy się pokłon. Wasi bożkowie, sąto bogi przez was urojone, nas Pan Bóg oświecił w téj mierze, i nigdy nie popełnimy téj bezbożności, abyśmy im cześć oddawali.” – „A czyż jestto bezbożnością, rzekł Wielkorządca, oddawać cześć słońcu, które czci jako Boga wasz naród i czcili wasi ojcowie?” – „Jestto bez wątpienia bezbożnością, odpowiedzieli Święci, bo nie godzi się czci jaka się należy Bogu, oddawać rzeczy która jest tylko Jego stworzeniem. Nasi ojcowie, i ci z naszego narodu którzy chrześcijanami nie zostali, są w podobnym jak i wy sami błędzie, i w tém naśladować ich nie możemy. Tośmy naszym ziomkom głosili, to samo tobie powtarzamy i od tego, wsparci łaską Chrystusową, nigdy nie odstąpimy.”

Waleryan, pomimo tego, nie przypuszczał aby się oni nie dali skłonić do jakiegokolwiek ustępstwa: a że bardzo mu chodziło o to aby ich uratować, udał się do cesarza, zdał mu w części tylko sprawę z tego co zaszło, i zrobił nadzieję, że byle ich zaprowadzić przed bożyszcze słońca, któremu i Persowie cześć oddają, mniéj oni będą robić trudności, i stanie się zadość woli cesarskiéj. Decyusz zgodził się na to: święci Abdon i Senes poprowadzeni zostali do świątyni słońca, a za nimi pociągnęła wielka rzesza ludu, zaciekawiona ich przepysznym strojem, i rozgłosem iż to byli jedni z najznakomitszych Persów.

Gdy weszli do świątyni, kazano im na znak czci i pokłonu zapalić kadzidło przed bożyszczem słońca; lecz oni w miejsce tego, z oburzeniem na bożyszcze plunęli. Lud zgromadzomy, zadrżał od złości i z krzykiem domagał się aby ich ukarano. Waleryan przeto, wydał niezwłocznie rozkaz aby świętych Męczenników zsieczono knutami, mającemi kule uwiązane u końców, i gdy już tak skatują że aż kości widać będzie, aby ich wydano dzikim zwierzętom w przygotowaném na to miejscu. Spełniono ten wyrok z największém barbarzyństwem: zbili ich tak okrutnie że tylko cudem te męki wytrzymali. Wśród tego obaj Święci głośno opiewali chwałę Bożą, dziękując Panu Jezusowi że im dał należeć do liczby tych, których za Niego męczą.

Kiedy w ten sposób napastwili się nad nimi kaci, wprowadzono ich pomiędzy dzikie zwierzęta, w przekonaniu iż te poduszczone widokiem świeżéj krwi lejącéj się z ich ran, w tejże chwili rzucą się na nich, i poszarpią w kawałki. Lud podług swego pogańskiego zwyczaju, spragniony tego rodzaju widowisk, zgromadził się był tłumnie. Wypuszczono od razu dwa lwy rozdrażnione, i cztery wygłodzone niedźwiedzie. Te z rykiem i wściekłością wyleciały ze swoich żelaznych klatek, i rzuciły się na Świętych. Lecz ledwie do nich się zbliżyły, straciwszy wrodzoną dzikość, u nóg się ich łasiły, jakby najbardziéj ułaskawione domowe zwierzęta. Obecny temu Wielkorządca, widząc jak silne zrobiło to na poganach wrażenie, wołał iż to są skutki czarów chrześcijańskich. Lecz lud nie podzielał jego zdania, i zewsząd wszczęły się okrzyki, że tylko Bóg chrześcijański, który jest Bogiem prawdziwym, mocen jest takie cuda czynić.

Waleryan przerażony tém wszystkiém, a obawiając się aby cesarz jemu nie przypisał winy, że zwlekając sprawę tych dwóch wielkich Świętych, takie wzruszenie wywołał w ludzie, nie mając pod ręką katów, kazał dwóm szermierzom wtedy tam obecnym, zarznąć świętych Męczenników, co téż spełniono niezwłocznie. Żeby zaś dowieść jeszcze lepiéj swojéj wierności cesarzowi i pogańskiéj religii, dla zniewagi ciał błogosławionych, kazał ich za nogi zawlec przed bożyszcze słońca, i tam bez grzebania porzucić. Zostawiono ich tak przez trzy dni całe, aż pewien Subdyakon nazwiskiem Kwiryn, uniósł te święte zwłoki potajemnie w nocy, i zamknąwszy w ołowianéj trumnie, przechował przez cały czas póki trwało prześladowanie chrześcijan w Rzymie. Odkryto je za Konstantyna Wielkiego, i z wielką czcią pochowano na cmentarzu Poncyańskim, przy drodze Portejskiéj, gdzie po dziś dzień jest kaplica w któréj znajdują się rzeźby tych dwóch świętych Męczenników, z wypisanemi ich nazwiskami. W roku Pańskim 828, gdy Papież Grzegorz IV, na żądanie króla francuzkiego posłał do Francyi różne relikwie, w ich liczbie były i ciała świętych Abdona i Senesa. Złożono je w opactwie świętego Medarda pod Lozanną, gdzie przez lat kilkaset, ze czcią je przechowywano, aż w wieku XVI wojska kacerzy Hugonotów napadłszy na klasztor, spaliły je wraz z kościołem.

Pożytek duchowny

Jak tych świętych Męczenników, których żywot czytałeś, nie śmiały tknąć się dzikie zwierzęta, oddając przez to cześć ich męstwu z jakiém za wiarę cierpieli, tak i wszelkiego rodzaju pokusy, te jakby dzikie zwierzęta przez piekło na nas wypuszczane, tracą srogość swoję, gdy w duszy na którą nacierają, żywą wiarę i wielką miłość Chrystusa znajdują. Staraj się aby wszelkie wysiłki złego ducha, znalazły cię taką świętą tarczą uzbrojonym.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś świętym Twoim Abdonowi i Senesowi, obfitych łask udzielić raczył, aby chwały niebieskiéj dostąpili; daj nam sługom Twoim, grzechów naszych odpuszczenie, abyśmy przez zasługi tych błogosławionych Męczenników, od wszelkich przeciwności wyzwoleni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 632–634.

Tags: św Abdon św Senen „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik bogactwo męstwo
2020-07-29

Św. Marty, Dziewicy

Żyła około roku Pańskiego 70.

(Żywot jéj wyjęty jest u Ewangelii świętéj, i z dzieł Kardynała Baroniusza.)

Święta Marta siostra świętéj Maryi Magdaleny i świętego Łazarza, była najstarszą z téj błogosławionéj rodziny, zaszczyconéj szczególnemi względami Pana Jezusa. Przyszła na świat w Betanii, mieście blizko Jerozolimy położoném. Po śmierci rodziców, którzy byli bardzo bogaci, odziedziczyła wielki majątek, i razem z bratem mieszkała w Betanii, kiedy święta Marya Magdalena, jak to w jéj żywocie mówiliśmy, odłączywszy się od nich, osiadła była na pewien czas w zamku swoim Magdalon zwanym, i dopiéro po nawróceniu swojém z nimi się złączyła. Marta od lat najmłodszych, chociaż wychowana była wśród dostatków i zbytków, odznaczała się wielką skromnością, zamiłowaniem cichego domowego życia, i była bardzo miłosierną dla ubogich. Brat jéj święty Łazarz, podobnież wiódł życie najprzykładniejsze, i dla tego że byli tak zgodnego i świątobliwego usposobienia, mieszkali w jednym domu, chociaż ich wielka zamożność nie wymagała tego wcale. Ponieważ była starszą od brata, więc ona głównie zarządzała domem i majątkiem, a w Jerozolimie i w całéj krainie Żydowskiéj, dla wysokich cnót swoich, w wielkiém była poważaniu. Łatwo téż wyobrazić sobie, jak ciężką było to dla niéj boleścią, gdy siostra jej Magdalena, z początku tak mało była do niéj podobną, i rzuciwszy się w świat doszła w końcu do największego zepsucia. Z tego powodu Marta często gorzkiemi zalewała się łzami, i w gorącéj modlitwie wzywała miłosierdzia Bożego nad tą ukochaną jéj duszą, aż nakoniec za wstawieniem się Matki Bożéj wyprosiła jéj te łaski, które ją po nawróceniu, największą Świętą zrobiły.

Jak tylko Pan Jezus zaczął ogłaszać Swoję Boską naukę, święta Marta stała się niezwłocznie jedną z Jego najpierwszych i najwierniejszych uczenic. Starała się być obecną na wszystkich Jego kazaniach, z czcią najgłębszą każde słowo Zbawiciela brała do serca, bo wiedziała dobrze, że wychodzą one z ust Boga Samego, który z miłości ku ludziom stał się człowiekiem. Przysłuchując się pochwałom jakie Chrystus Pan dawał dziewictwu, i jak wysoko cenił On tę świętą cnotę, postanowiła nie mieć innego Oblubieńca jak samego Boga, i stosując się do wszystkich innych nie tylko przykazań lecz i rad jakie głosił Syn Boży, w krótkim czasie stała się wzorem najwyższéj doskonałości Ewangelicznéj. Chociaż zawsze wiodła życie pobożne, i mało oddawała się światowym rozrywkom, od chwili jak słuchała nauk swego Boskiego Mistrza, jeszcze ściśléj odosobniła się od świata, a wyłączniéj oddawała się ćwiczeniom wysokiéj bogomyślności i uczynkom miłosierdzia. To téż gdy doczekała się téj wielkiéj dla niéj pociechy, że i Magdalena po swojém nawróceniu, takiemuż rodzajowi życia się poświęciła i przy niéj osiadła, dom jéj w Betanii, stał się przybytkiem szczególnéj świątobliwości: zamienił się jakby na klasztorek. Wszystko tam urządzone było w duchu najwyższéj pobożności. Cały czas zabierały pobożne ćwiczenia, modlitwa, czytanie ksiąg świętych, i miłosierne uczynki, na które to święte rodzeństwo, pod przewodnictwem najstarszéj siostry żyjące, obracało wszystkie swoje wielkie dochody. Dom téż Marty w Betanii, stał się domem do którego Pan Jezus najczęściéj w pielgrzymkach Swoich zachodził, i w nim raczył niekiedy przemieszkiwać, coraz wyższemi łaskami odpłacając się świętéj gospodyni, za jéj pobożną gościnność.

Z czasów jednego z takich boskich nawiedzin Marty przez Zbawiciela, następujące zdarzenie opowiada Ewangelia święta: Gdy Pan Jezus w jednéj ze swoich Ewangelicznych wycieczek, przybywszy do Betanii, według Swego zwyczaju zamieszkał w domu Marty, Święta dla tém większego uczczenia Boskiego gościa, chociaż wiele sług miała, sama się krzątała około Jego przyjęcia; sama przyrządzała skromny posiłek, nakrywała do stołu, i służyła Zbawicielowi. Przez ten czas, Pan Jezus usiadłszy w gronie kilku Apostołów, jakto zwykle robił, miał naukę stosowną do téj niewielkiéj lecz wybranéj liczby Jego słuchaczów, którym najwznioślejsze prawdy religijne raczył wykładać, przypuszczając ich do najskrytszych tajemnic życia wewnętrznego. Magdalena, jak zawsze spragniona słów Bożych, usiadłszy przy nogach Zbawiciela, słuchała ich w zachwyceniu; gdy tymczasem Marta, krzątając się przy gospodarstwie, i tylko od chwili do chwili mogąc zasłyszeć coś z mowy Pana Jezusa, rzekła do Niego pokornie: „Panie, nie dbasz Ty, iż siostra moja opuściła mnie, żebym sama posługiwała. Powiedz więc jéj aby mi pomogła.” A Pan Jezus odpowiadając jéj, pozostawił wtedy właśnie oną pamiętną naukę, że życie bogomyślne wyższém jest nad życie czynne, chociaż najdoskonalszém jest to w którém i jedno i drugie się łączy. „Marto, Marto, rzekł do niéj, troszczysz się i frasujesz się około bardzo wiele, ale jednego potrzeba: Marya najlepszą cząstkę obrała, która od niéj odjęta nie będzie.” 1

Święta Marta skorzystała z téj nauki, i odtąd jeszcze większy postęp czyniła w życiu wewnętrzném, a przez coraz ściślejsze jednoczenie się z Bogiem, tém doskonaléj spełniała, jak to było jéj powołaniem, uczynki miłosierne, ćwicząc się w życiu czynném. Dostąpiła téż tego wielkiego przywileju, że Pismo Boże wspominając o niéj powiada, że „Jezus miłował Martę.” 2

Ewangelia święta opowiada także szczegóły i innéj jeszcze bytności Pana Jezusa w domu Marty, a to gdy na jéj wezwanie przybył tam Syn Boży aby wskrzesić Łazarza. Zdarzyło się, iż tenże zachorował, gdy Zbawiciel był w odległéj od Betanii okolicy. Marta posłała co prędzéj, aby mu dać znać o tém. Pan Jezus gdy przyszedł, Łazarz już nie żył. Wtedy Marta rzekła do niego z płaczem: „Panie gdybyś tu był, nie byłby umarł brat mój. Lecz i teraz wiem że o cokolwiek będziesz Boga prosił da Ci Bóg. Powiedział jéj Jezus: „Zmartwychwstanie brat twój.” – Rzekła mu Marta: „Wiem iż zmartwychwstanie, w zmartwychwstaniu w ostatni dzień.” – Rzekł jéj Jezus: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot, kto we mnie wierzy choćby i umarł żyw będzie. A każdy który żyje a wierzy we mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz temu?” Odpowiedziała Marta: „Tak Panie, jam uwierzyła żeś Ty jest Chrystus Syn Boży, któryś na ten świat przyszedł.” A to rzekłszy poszła it pocichu zawołała Maryą siostrę swoję mówiąc: „Mistrz przyszedł i woła cię.” Poszedł tedy Zbawiciel do grobu Łazarza i kazał zdjąć z niego kamień, a Marta mu powiedziała: „Panie już cuchnie, bo mu już czwarty dzień jak umarł.” A Pan Jezus na to: „Wszakżem ci mówił że jeśli wierzysz, oglądać będziesz chwałę Bożą” 3 i to rzekłszy wskrzesił jéj brata.

Na dni już tylko kilka przed Swoją męką, jak pisze tenże Ewangelista, raczył jeszcze Pan Jezus odwiedzić dom Marty, a Święta swoim zwyczajem, znowu sama Mu przy wieczerzy usługiwała. W czasie zaś już saméj męki Pańskiéj, Marta wraz z innemi świętemi niewiastami, starała się o ile możności nie odstępować Syna Bożego, a po Jego śmierci była ciągle przy Matce Bożéj, którą z największą pociechą wspierała ze swoich dostatków. Wraz z Magdaleną, pośpieszyła do grobu Jezusowego, aby ostatnią cześć oddać przenajświętszemu Jego ciału. Po Zmartwychwstaniu zaś Pańskiém często miała szczęście cieszyć się Jego widokiem, i coraz nowe otrzymywała od Niego łaski.

Po Wniebowstąpieniu Zbawiciela, kiedy Żydzi zaczęli prześladować chrześcijan, i na tę ulubioną przez Pana Jezusa rodzinę uknuli spisek, Martę wraz z Magdaleną i Łazarzem wsadzili na łódź bez steru, wioseł i żagli, i puścili na pełne morze, chcąc ich tym sposobem życia pozbawić. Lecz Pan Bóg cudownie przyprowadził ich bez szwanku do brzegów Francji, gdzie wylądowali w Marsylii. Tam rozkrzewili wiarę świętą, i Łazarz został pierwszym Biskupem tego miasta. Lud chętnie garnął się do wiary, a Martę wszyscy mieli w szczególném poważaniu, jako wielką Świętą. Zdarzyło się, że podówczas w okolicy téj pojawił się był straszny potwór zwierzęcy, który wybiegał z lasu, i ludzi porywał. Mieszkańcy udali się do Marty, prosząc aby ich swojemi modlitwami wyratowała od téj klęski. Święta, ufna mocy Bożéj, poszła do lasu, i znalazła poczwarę dojadającą człowieka. Przeżegnała to potworne zwierzę i pokropiła święconą wodą, co mu tak siłę odjęło, że je na pasku swoim przyprowadziła do miasta, gdzie je mieszkańcy zabili.

Gdy już wiara święta ustaliła się w Marsyli, Marta ze znaczną liczbą pobożnych niewiast, osiadła na ustronném miejscu, i założywszy jakby klasztor, wiodła z niemi życie niebieskie. Przepowiedziała dzień swojéj śmierci, a gdy nadszedł, kazała się zanieść na dwór, położyć na ziemi i prosiła aby jéj czytano szczegóły męki Pańskiéj, z Ewangelii którą z sobą z Jerozolimy przywiozła. Gdy tego słuchała, okazała się jéj święta Marya Magdalena otoczona Aniołami, i wzięła jéj duszę do Nieba w chwili gdy ztamtąd dał się słyszeć ten głos Pana Jezusa: „Tyś mnie w domu twoim przyjmowała na ziemi, Ja cię teraz wezmę do domu mojego w Niebie.” Umarła około roku Pańskiego 70, mające lat sześćdziesiąt pięć.

Pożytek duchowny

Podziwiasz zapewne szczęście, jakiego doznawała święta Marta, często w domu swoim ugaszczając Syna Bożego. Zauważaj, że równego szczęścia możesz dostępować, ile razy przystępując do Komunii świętéj, tego Boskiego gościa do serca swego przyjmujesz. Starajże się wtedy podobnie jak ta Święta a szczęśliwa gosposia Pana Jezusa, pilnie krzątać się około domu duszy twojéj, aby w niéj jak najgodniejsze znachodził Syn Boży przyjęcie.

Modlitwa (Kościelna)

Wysłuchaj nas Boże Zbawicielu nasz, abyśmy weseląc się uroczystym obchodem święta błogosławionéj Marty dziewicy Twojéj, z przykładów jéj życia, uczyli się czynić w pobożności postęp. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 629–631.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 601–602

W słowach Zbawiciela: „Marto, Marto, troszczysz się około wiela, ale jednego potrzeba!” zawarta jest jak najzbawienniejsza dla nas nauka. Marne są bowiem wszystkie nasze zachody i zabiegi o rzeczy doczesne, jeśli nie będziemy o tym pamiętać, że zbawienie duszy jest najważniejszą sprawą, obok której wszystkie starania, troski, prace i zajęcia nasze mają tylko wartość drugorzędną. Iluż to ludzi troszczy się, co będą jedli i pili, ileż ponoszą trudów i starań, aby dojść do majątku, jakże mocno się frasują i kłopocą o rzeczy ziemskie i doczesne, odwracając uwagę od tego, o co by się przede wszystkim starać i troszczyć powinni. Zbawienie duszy ma być pierwszym i najgłówniejszym naszym zadaniem i staraniem. Jak drobnostkowym i marnym wyda się zajmowanie takimi drobnostkami temu, kto ze stanowiska wieczności zapatruje się na sprawy tego świata! Zamiast się uganiać za marnościami, zamiast martwić się i troszczyć o byle co, nie traćmy nigdy z oczu ostatecznego przeznaczenia swego, stosujmy wszystkie myśli, czyny, postępki do tego celu i pamiętajmy, co mówi Pismo święte Starego Zakonu: „Bój się Boga i zachowaj przykazania Jego, wtedy bowiem dopiero będziesz całym człowiekiem”.

Pomnijmy, jak błoga była śmierć Marty, jakie słowa pociechy usłyszała z ust Jezusa w nagrodę zato, że Go ugościła w swoim domu, że dla Niego wszystkiego się wyrzekła. Daj nam Boże wszystkim tak umierać; pełnijmy dzieła miłosierdzia z miłości ku Bogu, odwiedzajmy i pielęgnujmy chorych, nie szczędźmy ubogim jałmużny, módlmy się za grzeszników, nie zapominajmy w modlitwie o drogich nam zmarłych, nieśmy pociechę strapionym, wybaczajmy nieprzyjaciołom, pełnijmy obowiązki swego powołania ściśle i sumiennie, a wtedy będziemy mogli umierać ze spokojem i czystym sumieniem, ufni w sprawiedliwość i w miłosierdzie Boże.

Footnotes:

1

Łuk. X. 40–42.

2

Jan XI. 5.

3

Jan XI. 21–28.

Tags: św Marta „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica Ewangelia św Maria Magdalena św Łazarz Komunia
2020-07-28

Św. Nazarego, Celsa i Wiktoryna, Męczenników i św. Innocentego, Wyznawcy i Papieża

Żyli w pierwszych wiekach chrześcijaństwa.

(Żywot ich wyjęty jest z dziejów Kościoła przez Tylemoncyusza.)

Święty Nazary przyszedł na świat w Rzymie, w pierwszym wieku Kościoła. Ojciec jego rodem z Afryki, był poganinem, matką Rzymianka Święta Perpetua, która została była chrześcijanką wprzód jeszcze, zanim go na świat wydała. Chociaż i podówczas zwyczajem było w późniejszym dopiéro wieku udzielać Chrzest święty, Perpetua jednak postarała się aby Nazary ochrzczonym został kiedy jeszcze bardzo był młodym. Wychowywała go jak najstaranniéj i najpobożniéj. Miała z niego wielką pociechę od dzieciństwa, a przed śmiercią i tę największą, że widziała w nim jednego z najgorliwszych i najpobożniejszych chrześcijan w całych Włoszech.

Długo zostając pod przewodnictwem duchowném samego Papieża świętego Lina, skoro doszedł lat młodzieńczych, poczuł budzące się w sercu pragnienie nawrócenia jak największéj liczby pogan do wiary świętéj. Wybrał się tedy na wycieczkę apostolską, i przez pewien czas przebiegając Włochy, powziął w końcu zamiar udania się i za Alpy do Gallów. Byłoto przedsięwzięciem narażającém go na największe trudy i niebezpieczeństwa, lecz mu téż Pan Bóg w tych jego świętych pracach dziwnie pobłogosławił. Wszędzie gdzie się pojawił wielu niewiernych pozyskiwał Chrystusowi, a w tym celu używał wszelkich możliwych sposobów. Niekiedy, gdy inaczéj przystępu do pogan mieć nie mógł, przyjmował u nich służbę, nawet zaprzedawał się im na pewien czas w niewolę, byle chociażby jednę duszę uratować.

Pierwszém ludniejszém miejscem za granicą Włoch, gdzie ten święty Apostoł Pański zaczął głosić Ewangelią, była Genewa. Miasto to podówczas pogrążone w pogaństwie, nie słyszało jeszcze o chrześcijanach, kiedy tam przybył Nazary. Wkrótce wielu ochrzcił, i miasto to po dziś dzień ma go za głównego Patrona i pierwszego swego Apostoła.

Pomiędzy wielką liczbą nawróconych przez świętego Nazarego w Genewie, była pewna znakomita i zamożna pani, któréj wpływ i przykład, wiele się przyczynił do owoców jakie tam dał Pan Bóg zbierać temu słudze Swojemu, z jego prac gorliwych. Miała jedynego syna młodego jeszcze imieniem Celsyusz. który był jéj jedyną pociechą, i którego nadzwyczajnie kochała. Święty Nazary i jego nawrócił, wyuczył zasad wiary świętéj, a młodzieniec tak w pobożności postąpił, że gdy wkrótce potém Nazary go ochrzcił, prosił matki aby mu pozwoliła wraz z nim oddać się apostolskiemu zawodowi. Wielkiéj to ze strony téj niewiasty wymagało ofiary, lecz że była doskonałą chrześcijanką nie odmówiła jéj Panu Jezusowi, i Celsyusz od téj chwili, stał się towarzyszem nieodstępnym Nazarego. Przebiegli razem wiele miast w krainie Gallów, siejąc wszędzie słowo Boże, które późniéj w téj części Europy tak obfite i świetne plony wydało.

Ludne i sławne miasto Trewiza, było główném polem gdzie ci Święci poświęcali się dla Jezusa Chrystusa, i w końcu ponieśli męczeństwo, które wówczas prawie każdego Apostoła spotykało. Wielka liczba cudów jakie tam czynili, przyczyniła się do tego że ogromną liczbę pogan przyciągnęli do Kościoła Bożego, i święty Ambroży w kazaniu swojém o nich powiada, że i miasto to i cała kraina, im pierwszym zawdzięcza dobrodziejstwo wiary. Niedługo téż po przybyciu swojém do Trewizy, pozyskali tam koronę męczeńską.

Oskarżeni do władzy pogańskiéj, jako odwodzący lud od czci bożków cesarskich, wtrąceni zostali do więzienia, a potém skazani na zatopienie w rzece Mozelli. Lecz gdy ich do wody wrzucono, rzeka stwardniała jakby mrozem ściśnięta, i w obecności wielkiéj rzeszy ludu zgromadzonego, Święci wyszli z niéj jakby po lodzie, chociaż się to wśród lata działo. Zdziwieni takim cudem poganie, już nie śmieli zadawać im innego rodzaju śmierci, tylko wygnali ich z kraju. Nazary i Celsyusz wrócili do Włoch, a gdy Opatrzność Boża zaprowadziła ich do Medyolanu, Wielkorządca Anolin, który miał rozkaz od cesarza, aby każdego mającego zamiar głosić Ewangelią, zanim jeszcze zacznie to czynić, śmiercią ukarać, kazał ich do więzienia wtrącić. Po kilku dniach rozpoczął ich badanie. A gdy po ciężkich mękach jakie im zadał, wymódz na nich odstępstwa nie mógł, skazał ich na ścięcie. Trudno wyrazić jak po odczytaniu wyroku ci dwaj słudzy Chrystusowi uradowani zostali. Święty Nazary przyciskając do serca swego towarzysza, rzekł do niego: „Co to za szczęście mój synu! że Zbawiciel daje nam tę łaskę, iż oto dziś jeszcze za Niego męczeńską śmierć poniesiemy.” A młody Celsyusz, również uradowany – „Dziękuję Ci Panie Jezu Chryste, zawołał, że mnie chociaż tak młodego, do chwały Swojéj już bierzesz.” I zwracając się do świętego Nazarego: „Idźmy rzekł do niego, ojcze drogi wesoło, bo mamy wylać krew naszę, za Tego, który nam dał życie i aby nas zbawić krew Swoję za nas wylać raczył.” Wyprowadzeni na plac publiczny, ścięci zostali 28 Lipca, przy końcu pierwszego wieku.

Ciała tych świętych Męczenników wyszukane potajemnie w nocy przez chrześcijan, pochowane zostały za bramą miejską. Ukryte tam były, aż w trzysta lat potém święty Ambroży, odebrawszy w objawieniu zawiadomienie gdzie się ich relikwie znajdują, odgrzebał je, i znalazł tak niezepsutemi, jak gdyby tegoż dnia pochowane były i krew nawet nieskrzepłą. Dyakon Paulin, temu obecny, pisze, że z grobu ich wychodziła woń, jakby najwykwintniejszych pachnideł. Tenże święty Arcybiskup z wielką uroczystością przeniósł ich zwłoki do kościoła świętych Apostołów, który wtenczas tylko co był wystawił.

· · ·

Błogosławiony Wiktoryn Papież i Męczennik, którego święto dziś także Kościoł Boży obchodzi, żył późniéj od tych Świętych, bo na początku trzeciego wieku, za cesarza Sewera. Był on synem Feliksa Afrykanina. Wyniesiony został na Papiestwo po śmierci świętego Eleutera, około roku Pańskiego 192. Za jego rządów powstawały różne, a szczególnie na Wschodzie kacerstwa. Walczył z niemi mężnie, i jużto uczonemi pismami je zbijając, jużto karami kościelnemi dotykając ich zwolenników, z plagi téj Kościoł święty oczyszczał. Jednym z ważniejszych czynów jego Papiestwa, było postanowienie a raczéj zatwierdzenie i wprowadzenie w ściślejsze wykonanie, dekretu jego poprzednika Piusa I, nakazującego aby w całym Kościele uroczystość Wielkanocna, święcona była w pierwszą niedzielę następującą po pełni Marcowéj. Pomiędzy innemi również ważnemi i potrzebnemi w karności kościelnéj postanowieniami, wydał on i to, że w razie potrzeby, wodę zwykłą do sprawowania Chrztu świętego używać można: to jest że niekonieczném jest aby była święconą; a oraz zawyrokował że podobnież w razie nagłéj potrzeby, każdy chociażby nawet nie był chrześcijaninem, byle miał intencyą spełniać to co Kościoł w tym Sakramencie zamierza, chrzcić może, i chrzest taki za ważny ma być poczytany. Poniósł śmierć męczeńską 28 Lipca roku Pańskiego 202, zasiadając na stolicy apostolskiéj blizko lat dziesięć.

· · ·

Dziś także przypada uroczystość świętego Inocentego I, Papieża. Był on rodem z miasta Albano, blizko Rzymu położonego. Żył za czasów świętego Augustyna i Hieronima, to jest w połowie czwartego wieku. Świątobliwość jego, wysławia święty Hieronim w te słowa pisząc w jednym z listów swoich: „Trzymajmy się wiary Inocentego, wielkiego Świętego, który jest Apostolskiej Stolicy i Kościoła całego Rządcą; a wszelkiéj nauki jemu przeciwnéj, chociażby nam się wydała najświetniejszą i najmądrzejszą nie przyjmujmy.” Święty Bazyli wielki, podobnież ze czcią szczególną wyraża się o nim. W walce swojéj z aryanami, zasięgał on jego rady i popierał się jego pismami. Gdy święty Jan Złotousty, złością cesarzowéj Eugenii wygnany został z Carogrodu, święty Inocenty i ją i męża jéj cesarza Arkadyusza, klątwą kościelną do opamiętania przywiódł. Wtedy także poskładał z urzędu wszystkich Biskupów, którzy się do wygnania świętego Jana Złotoustego przyczynił. Zkąd się pokazuje, że Papieża zawsze używali bez zaprzeczenia najwyższéj zwierzchności nad Biskupami całego Kościoła.

Pomiędzy postanowieniami, jakie na Papiestwie swojém wydał święty Inocenty, było i zatwierdzenie postu sobotniego (zawisłego na powstrzymaniu się od mięsnych pokarmów), na uczczenie pamiątki dnia, w którym Pan Jezus w grobie spoczywał; a także wydał prawo nakazujące, aby dzieci z chrześcijańskich rodziców zrodzone, Sakramentem Chrztu świętego oczyszczone zostawały, o potrzebie czego niektórzy podówczas wątpili. Ten święty Papież, gorliwie powstające przeciwko okrutnym igrzyskom publicznym szermierzy pogańskich, na których zabijali się oni dla rozrywki ludu, powstrzymał chrześcijan od uczestniczenia w téj barbarzyńskiéj zabawie.

Rządził Kościołem, lat blizko piętnaście, i świętą śmiercią zasnął w Panu 28 Lipca, roku 417. Pochowany został na cmentarzu Pryscylli; a Papież Sergiusz II, w roku 845, wydobył jego zwłoki, i złożył je uroczyście w kościele świętego Ekwicego.

Pożytek duchowny

Dzisiejsze widowiska teatralne, chociaż nie mają w sobie tego rodzaju barbarzyństwa, jakie miewały pogańskie turnieje szermierzy, na które powstawał święty Inocenty, najczęściéj są jednak równie albo i więcej, zgubnemi dla duszy. Kto na nie chętnie uczęszcza, trudno aby nie zagasił w sercu swojém, wszelkiego uczucia pobożności, a w wielu razach, świętą cnotę czystości na wielkie wystawia niebezpieczeństwo.

Modlitwa (Kościelna)

Niech nas Panie Świętych Twoich: Nazarego, Celsyusza, Wiktoryna i Inocentego, uroczysty obchód na duszy pokrzepi, i ułomności naszéj wsparcie łaski Twojéj wyjedna. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 626–628.

Tags: św Nazary św Cels św Wiktoryn św Innocenty „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik papież św Perpetua chrzest post widowiska
2020-07-27

Św. Pantaleona, Męczennika

Żył około roku Pańskiego 806.

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Pantaleon urodzony w Nikomedyi w drugiéj połowie trzeciego wieku, był synem Kustorga, zamożnego obywatela tego miasta, który był poganinem. Matka jego Eubula, gorliwa chrześcijanka, zaszczepiła w nim zasady wiary świętéj, lecz odumarła go małym chłopaczkiem, a ojciec zajmując się dalszém jego wychowaniem, sam uparty poganin, i w synie zatarł uczucia chrześcijańskie, rozwinięte przez pobożną matkę. Że byłto młodzieniec bardzo zdolny, więc w naukach wielki postęp uczynił, a mając szczególne upodobanie w sztuce lekarskiéj, w krótkim czasie stał się najsławniejszym w Nikomedyi lekarzem. W skutek tego, cesarz Galer Maksyminian, uczynił go swoim nadwornym medykiem.

Pobyt Pantaleona na dworze pogańskiego monarchy, do reszty pozbawił go wiary. Lecz Pan Bóg zesłał mu świątobliwego kapłana, nazwiskiem Hermolaus, który miarkując po nim iż musiał być wychowanym po chrześcijańsku, wdał się z nim w rozmowę. Pantaleon wyznał mu iż w istocie matka usposobiła go była do zostania chrześcijaninem, lecz że po jéj śmierci, oddając się nauce filozofii i medycyny, zatarł w sobie wszelkie religijne uczucia i nie zwracał uwagi na to co się tyczyło jego sumienia. Hermolaus wyświeciwszy mu główną tę prawdę wiary naszéj, że tylko w religii katolickiéj można dostąpić zbawienia, odszedł, odebrawszy od niego przyrzeczenie, że się nad tém głębiéj zastanowi.

W dni kilka potém, Pantaleon zajęty temi myślami, wyszedłszy za miasto, znalazł na polu dziecię umarłe od ukąszenia węża, który przy niém leżał. Wiedział dobrze, jako biegły lekarz, jak śmiertelnym jest jad tego rodzaju gadziny którą miał przed sobą, i poznał że w dziecięciu nie było już życia: przyszła więc mu myśl aby na próbę prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, wskrzesić je w Imię Chrystusa. Przystąpiwszy przeto bliżéj do trupa rzekł: „Wstań, rozkazuję ci to w Imię Jezusa Chrystusa” a do gadziny: „a ty zjadliwe zwierzę zgiń natychmiast.” I w téjże chwili dziecię wstało zdrowe, a gadzina zdechła. Uderzony tym cudem Pantaleon, udał się niezwłocznie do Hermolausa i prosił go o Chrzest święty.

Skoro został ochrzczony, pośpieszył do ojca aby i jego do wiary świętéj nawrócić: a że wiedział iż nicby nie wskórał, gdyby wprost domagał się tego, okazał się mu tylko bardzo zasmuconym. Ojciec, który go niezmiernie kochał, spytał o powód tego: „Powodem smutku mojego, odrzekł mu Pantaleon, jest to, że poznaję jaką jest niedorzecznością oddawać cześć bożkom, którzy byli prostymi ludźmi jak każdy z nas, i nie wiedzieć zkąd mieliby potém stać się bogami. Alboli téż poczytywać za bogi bałwany ukute z tegoż samego kruszcu, z którego jak to wiesz ojcze, robią się najpodlejsze naczynia domowe.” Starzec nie wiedział co mu na to odpowiedzić, lecz nawróconym się nie okazywał, gdy oto na jego szczęście zesłał Pan Bóg ślepego, który przyszedł do Pantaleona radzić się na swoje kalectwo, na które żaden lekarz nie mógł znaleźć środka. Święty przyrzekł mu uzdrowić go niezwłocznie, lecz pod warunkiem że zostanie chrześcijaninem. Ślepy zgodził się na to: Pantaleon przeżegnał mu oczy wzywając Chrystusa i człowiek ten wzrok odzyskał, poczém i chory i ojciec przyjęli Chrzest święty.

Niedługo po swojém nawróceniu ojciec Pantaleona umarł, a on rozdawszy znaczny majątek, jaki po nim odziedziczył, na ubogich, oddał się bogomyślności i uczynkom miłosierdzia. Nie zaniechał wprawdzie swego zawodu lekarskiego, lecz leczył już nie tylko ciała lecz i dusze, i gorliwie się temu oddając, wielką liczbę pogan pozyskiwał Panu Jezusowi. Że przytém sława jego jako lekarza, stała się tém większą, iż cudownie leczył najcięższemi chorobami złożonych, pogańscy lekarze powodowani zawiścią, oskarżyli go przed cesarzem podówczas w Nikomedyi przebywającym, że jest chrześcijaninem. Maksymin srodze rozgniewany, że przyboczny jego lekarz był wrogiem jego bożków, aby się o tém przekonać, zawezwał najprzód do siebie owego ślepego którego Pantaleon uzdrowił, i chciał go przekonać że to bogowie pogańscy wzrok mu przywrócili. Lecz on mu na to odpowiedział: „Jakże chcesz cesarzu, aby bogowie twoi mogli komu wzrok przywrócić, kiedy sami nie widzą.” Odpowiedź tak śmiała, wprawiła we wściekłość tyrana, który w téjże chwili kazał ściąć tego świętego wyznawcę i stawić przed sobą Pantaleona.

Ten wyznając otwarcie iż jest chrześcijaninem, oświadczył cesarzowi, iż na dowód prawdziwości wiary którą wyznaje, prosi aby przyniesiono najciężéj chorego w mieście, i aby kapłani pogańscy ze swéj strony udając się do bożków swoich, a on wzywając imienia Jezusa, probowali go uzdrowić. Cesarz chociaż niechętnie, zgodził się jednak na to, gdyż i lud zebrany tego się domagał. Wyszukano więc człowieka oddawna sparaliżowanego, i przyniesiono go Na plac publiczny. Kapłani pogańscy, wysilali się ze swojemi nabożeństwami lecz uzdrowić go nie mogli. Pantaleon przystąpił do niego, pomodlił się, przeżegnał go i rzekł: „W imię Jezusa Chrystusa wstań.” i chory w téjże chwili wstał wołając: „Bogiem prawdziwym jest tylko Bóg chrześcijański.” Cesarz rozgniewany tém do najwyższego stopnia, widząc że na ludzie całym zrobiło to wrażenie i wszędzie głoszono moc Chrystusową, postanowił mękami najokrutniejszemi wymódz na Pantaleonie zaparcie się wiary, i przez to osłabić wrażenie, jakie wywierał na pogan widok jego i wieść o cudach przez niego czynionych. Kazał więc go uwięzić, a nazajutrz na placu, wobec zebranego ludu najprzód ciało jego szarpać hakami żelaznemi, a potém rany palić pochodniami zapalonemi. Tymczasem w chwili kiedy zabierali się katować Pantaleona, on wezwał Pana Jezusa, a katom omdlały ręce tak, że haków podnieść nie mogli, i pochodnie pogasły. Wrzucono go więc z rozkazu tyrana w kocioł napełniony ołowiem wrzącym, z którego wyszedł żyw i zdrów najzupełniéj, głośno opiewając chwałę Chrystusową. Cesarz takiemi cudami jeszcze bardziéj rozwścieklony, kazał mu uwiązać ogromny kamień u szyi, i z nim wrzucić go w morze, z którego Święty nie zanurzywszy się nawet, wrócił na brzeg z kamieniem.

Widząc to cesarz zawołał: „i morze oczarował” a Pantaleon mu na to: „Nie czary to są, lecz dowód że jak ziemia tak i morze i wszystko, posłuszne jest Panu który je stworzył.” „Przekonamy się o tém zaraz,” rzekł cesarz, i kazał wypuścić na niego dzikie zwierzęta. Pantaleon ufny że i tą razą wesprze go Pan Bóg, wszedł pomiędzy nie śmiało, a one upadłszy mu do nóg, lizały je pokornie, i nie odeszły, aż na nie skinął. Poganie patrząc na to wołali „Wielki jest Bóg chrześcijański. Cesarzu wypuść tego sprawiedliwego, bo Chrystus Bóg jego jest Bogiem prawdziwym.” Lecz cesarz i to jeszcze przypisując czarom kazał urządzić co prędzéj straszną machinę, w któréj brzytwami i piłami miał być święty Męczennik w kawałki pocięty; lecz tortury te nie tknęły jego ciała, a machina pękające w chwili gdy w nią wsadzono Pantaleona, zabiła kilka pogan blizko niéj stojących.

Cesarz wtedy, dowiedziawszy się że to kapłan Hermolaus nawrócił Pantaleona, wpadł na myśl że gdy tego świątobliwego starca przywiedzie do zaparcia się wiary, prędzéj jéj odstąpi i jego uczeń. Kazał go więc stawić przed sobą i zagroził mu mękami jeśli bogom ofiary nie złoży. „Czyż mogę, odpowiedział starzec składać ofiarę bałwanom, które nie są bogami lecz podłym kruszcem, łatwo się gruchoczącym?” A kiedy to mówił, powstało wielkie trzęsienie ziemi, i zewsząd się zbiegli poganie do cesarza z wiadomością że w całém mieście bożyszcza pospadały z ołtarzów, i w kawałki się potłukły. Cesarz kazał Hermolausa zamordować, wraz z dwoma jego towarzyszami Hermipem i Hermokretem, także chrześcijanami.

Przez ten czas Pantaleon był w więzieniu trzymany. Wkrótce przyzwał go do siebie Maksymin, i probował tą razą łagodnemi słowy i obietnicami nakłonić aby spełnił wolę jego: „Wielu chrześcijan, rzekł do niego, przywiodłem do oddania czci bogom naszym, i za to wielkimi ich panami poczyniłem.” – „Zaprawdę cesarzu, odpowiedział Święty, wielu uczyniłeś wielkimi panami, ale nie tu na ziemi, lecz w Niebie, gdzie królują na wieki ci, których za wiarę Chrystusa pomordowałeś.” Po téj rozmowie, cesarz wskazał go na ścięcie.

Gdy go przyprowadzono na miejsce stracenia, ukląkł i modlił się, aby Pan Bóg już mu dłużéj nie odmawiał korony męczeńskiéj, i wstawszy szedł pod miecz kata śpiewając Psalm Dawidowy: „Walczyli na mnie od młodości mojéj, wszakże mnie nie przemogli” 1. Kat ciął go z całéj siły w szyję, lecz miecz jakby z wosku zgiął się, a Pantaleon najmniejszego bolu nie uczuł. Wszyscy oprawcy upadli mu do nóg, a on upewniając ich iż nie ma do nich żadnego żalu, tylko błaga aby się nawrócili, rzekł do nich: „Czyńcie co wam kazano” i głowę powtórnie pod miecz poddał.

Kaci się wahali, całowali mu ręce i nogi, lecz wreszcie ścięli mu głowę. Poniósł śmierć męczeńską 27 Lipca roku Pańskiego 305.

Pożytek duchowny

Podziwiaj wielkie cuda, o jakich czytałeś w życiu świętego Pantaleona, lecz w tém nie pragnij być mu podobnym, gdyż to mało komu dano i od nikogo Pan Bóg tego nie wymaga. Lecz staraj się go naśladować w jego żywéj wierze i bądź gotów raczéj umrzeć, jak dopuścić się tego rodzaju odstępstwa Chrystusa jakiego się dopuszcza kto ciężki grzech popełnia.

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy za wstawieniem się błogosławionego Pantaleona, Męczennika Twojego, i od wszelkiéj szkody zachowani byli na ciele, i od wszelkich złych myśli uwolnieni na duszy. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 623–625.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 598

„Czyny więcej znaczą niż słowa”. Gdy słowa te usłyszał święty Pantaleon z ust Hermolausa, uwierzył, że taki lekarz istnieć może; kiedy jednak sam martwe dziecię przywrócił do życia, przekonał się, że lekarz, o którym mu Hermolaus wspomniał, istnieje rzeczywiście i jest Panem życia i śmierci. To samo mawiał przecież Pan Jezus do niewiernych żydów: „Chociażbyście Mnie wierzyć nie chcieli, wierzcież uczynkom” (Jan 10, 38). Zasadą tą przejął się Kościół katolicki, ale tylko on jeden, gdyż on jeden tylko może poprzeć prawdę nauki Boskiej niezliczonymi cudami. Cuda jednają wiarę prawdziwej religii, są przeto potrzebne.

  1. Tworząc człowieka, nadał mu Bóg przeznaczenie, a obdarzywszy go wolną wolą, wskazał mu drogę, co czynić należy, aby osiągnąć cel przeznaczony. Przepisy te i nauki zawarte są w przykazaniach Bożych. Wolę Bożą głosili i objawiali od dawien dawna patriarchowie, prorocy, po nich Jezus Chrystus i ustanowiony przezeń Kościół; wiarę tę stwierdzały liczne cuda, w których i prosty wieśniak i wysoko wykształcony filozof musi uznać dzieła Boga żywego i świadectwa okazujące prawdziwość nauki Jego.
  2. Nie ma naturalniejszego jak to, że Bóg, bądź to gdy błagamy Go o pomoc w biedzie i utrapieniu, bądź, gdy przeciw Niemu wykraczamy i gniew Jego wywołujemy, swą dobroć i sprawiedliwość w cudach okazuje. Gdybyśmy mieli sprawę z Bogiem urojonym, wytworem naszej wyobraźni, nie mogłoby być mowy o cudach, o jakich pisze Pismo święte, a dzieje Kościoła katolickiego przez blisko 2000 lat są wymownymi i dla każdego jasnym świadectwem i dowodem, że założona przez Jezusa Chrystusa religia jest jedynie Boską, świętą i prawdziwą.

Footnotes:

1

Psalm CXXVIII. 2.

Tags: św Pantaleon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik lekarz nawrócenie cuda
2020-07-26

Św. Anny, Matki Przenajświętszéj Maryi Panny

Żyła około roku 5-go przed przyjściem Pańskiém.

(Żywot jéj wyjęty jest z dzieł świętego Epifaniusza i świętego Grzegorza Nisseńskiego.)

Święta Anna, matka przenajświętszéj Maryi Panny, przyszła na świat w Betleemie, w mieście w dawnéj ziemi żydowskiéj, dziś Ziemią świętą zwanéj, położoném. Narodziła się na lat około siedemdziesięciu przed przyjściem Pana Jezusa. Ojciec jéj należał do pokolenia Lewi, i pochodził z rodziny wielkiego kapłana Aarona: nazywał się Mathan. Matka jéj z pokolenia Judy, miała imię Marya Emerencyanna. Bylito ludzie zamożni i wielkiéj zacności, przyświecający przykładami cnót wszelkiego rodzaju. Mieli trzy córki: najstarsza z nich Marya, poślubiła Kleofasa i była matką świętych Jakóba, Szymona i Judy Apostołów, których dla tego że byli ciotecznymi braćmi przenajświętszéj Panny, według zwyczaju żydowskiego, nazywano braćmi Pana Jezusa, chociaż byli tylko Jego blizkimi krewnymi. Drugą córką Mathana i Emerencyanny była Sabe, matka świętéj Elżbiety, a więc ciotecznéj siostry Matki Bożéj. Nakoniec trzeciém ich dzieckiem, była święta Anna którą Pan Bóg przeznaczał na matkę Téj, z któréj miał się narodzić Syn Boży.

Skoro w dzieciństwie zaczęła przychodzić do rozumu, zaraz można było poznać, że ją Pan Bóg jakby od kolebki uposażał temi darami i łaskami, jakiemi obdarzać raczy najszczególniéj wybrane przez Siebie dusze. To téż stała się największą pociechą rodziców którzy ją nadzwyczaj miłowali, robiąc nawet w tém niejaką różnicę z innemi dziećmi, co jednak, jak piszą, tak było usprawiedliwioném jéj wyjątkowemi przymiotami, że nawet w jéj siostrach zazdrości nie rozbudzało.

Gdy z lat dziecinnych wyszła, uderzała w niéj wielce skłonność do samotności, wstręt do życia światowego i skromność dziewicza, przydająca największą cenę jéj wszelkiego rodzaju powabom. Znaczną część dnia każdego spędzała na modlitwie, najchętniéj przebywała w świątyni Pańskiéj, a rozczytując się w księgach świętych, z upragnieniem wyglądała przyjścia zapowiedzianego Zbawiciela, i dokładniéj od wielu najuczeńszych ówczesnych kapłanów, przewidywała, że chwila ta błogosławiona nie jest już daleką. Nie przypuszczając że z niéjto właśnie miała się narodzić Matka tegoż Zbawiciela, byłaby z najwyższą dla siebie pociechą, całe życie spędziła w dziewictwie, chociaż ta cnota tak mało znaną była przed przyjściem Pana Jezusa. Lecz że opatrzność Boska, przeznaczała ją na matkę Rodzicielki Syna Bożego, więc inaczéj nią rozporządziła. Gdy doszła lat w których rodzice o wydaniu jéj za mąż zamyślali, zpomiędzy wielu z pierwszéj młodzieży proszącéj o jéj rękę, wydano ją za Joachima, mieszkającego w Nazarecie, z rodu Dawidowego, męża wysokich cnót i bardzo bogatego.

Cnoty jakiemi jaśniała będąc w domu rodziców, przeniosła do pożycia małżeńskiego, poślubiając najświętszego jaki był podówczas na ziemi człowieka. Nie było téż lepiéj dobranego małżeństwa, które jak się wyraża święty Jan Damasceński, już wtedy mogło służyć za wzór do naśladowania, dla najświątobliwszych małżonków chrześcijańskich. Anna będąc panią znacznych dostatków, które oboje posiadali, obracała je głównie na miłosierne uczynki. Święci ci małżonkowie dochody swoje rozdzielali na trzy części; jednę składali w świątyni Pańskiéj, na utrzymanie kapłanów i na przyczynienie się do świetności obrzędów; drugą rozdawali ubogim, trzecią na swoje potrzeby obracali, bardzo skromnie żyjąc. Ubogich w każdéj porze widzieć można było przy jéj mieszkaniu, gdyż do słynącéj ze szczególnéj dobroczynności, schodzili się oni nietylko z odleglejszych okolic, lecz nawet z obcych krajów. Słowem życie świętéj Anny, było najwyższym wzorem doskonałéj niewiasty, jakiéj nam wzór Pismo Boże w księgach mądrości przedstawia.

Lat już upływało przeszło czterdzieści, jak święta Anna była zamężną, a potomstwa nie miała. W narodzie żydowskim, niepłodność w małżeństwie, poczytaną była za hańbę i jakby za znak niebłogosławieństwa Bożego. Anna znosiła to upokorzenie spokojnie, z doskonałém poddaniem się woli Bożéj, a im więcéj posuwała się w lata, tém mniéj miała nadziei, aby ją w tém Pan Bóg pocieszył. Wszelako bolało to ją niemało że ona z tego powodu ani przypuszczać nie mogła, aby z jéj pokolenia miał narodzić się Messyasz.

Zdarzyło się, iż mąż jéj święty Joachim gdy razu pewnego przyniósł według swojego zwyczaju największą ofiarę do świątyni Pańskiéj, i z tego powodu pierwszy miał prawo przystąpić z nią do ołtarza, kapłan odprawiający nabożeństwo odepchnął go publicznie. Nie dość na tém: jeszcze głośno w te słowa odezwał się do niego: „Odstąp ztąd starcze, na którego stadle małżeńskiém cięży sromota bezpłodności.” Święty Joachim zniósł tę ciężką obelgę pokornie, a wróciwszy do domu i opowiedziawszy to żonie udał się na puszczę w góry, i tam osiadłszy w małéj chatce, przez dni czterdzieści nie biorąc żadnego posiłku, modlił się dzień i noc do Boga, aby jeśli taka Jego wola, zdjął z jego małżeństwa sromotę bezpłodności. Anna zaś urządziła sobie także pustelnię w ogrodzie, i tam podobnież jak Joachim, błagała Boga o potomstwo, przypominając Mu że owa Anna żona Elkana, o któréj wspomina Pismo Boże, podobnież niepłodna, w późnéj starości wyprosiła sobie u Pana Boga syna Samuela.

Pan Bóg, który tych świętych małżonków, na to tylko dotknął tak długą niepłodnością, aby ich potém uczynić najszczęśliwszymi z rodziców jacy kiedy byli, są, lub będą pod słońcem, wysłuchał ich modlitwy, do których sam Duch Święty ich pobudził. I przed Joachimem modlącym się na samotnéj górze, i przed Anną trwającą na modlitwie w swojéj kaplicy w ogrodzie, stanął Anioł Pański, (a jak sądzi święty Hieronim, Anioł Gabryel) i oznajmił im w imieniu Boga który go przysłał, że będą mieć potomstwo.

Jakoż, święci małżonkowie ci, pełni wiary w słowa niebieskiego posłańca wrócili do domu, i wkrótce Anna poczęła w żywocie swoim Tę, któréj narodzenie, jak jutrzenka przed wschodem słońca, miało rozweselić nietylko ten świat, lecz i Niebo całe: poczęła przenajświętszą Maryą Pannę Niepokalaną od téjże chwili. Ojciec Trombelli, wielkiéj powagi pisarz kościelny, powtarzając zdanie świętego Augustyna i świętego Wincentego z Ferrary, powiada: „iż po odebraniu wiadomości od Anioła, że Pan Bóg wysłuchał ich prośby, święty Joachim i święta Anna, uniesieni najwyższém uczuciem miłości i wdzięczności względem Boga, wpadli w zachwycenie i wtedy stali się rodzicami przenajświętszéj Panny” 1. W objawieniach zaś świętéj Brygidy, tak się Sama Matka Boża o tém do niéj wyraziła: „Syn mój Jezus Chrystus, małżeństwo rodziców moich taką wysoką cnotą czystości obdarzył, że podówczas nie było na ziemi całéj, świątobliwszego pożycia małżeńskiego. Gdy oznajmił im Anioł, że z nich narodzi się Dziewica, z któréj przyjdzie na świat cały zbawienie, pomimo tego woleliby byli umrzeć, aniżeli uledz zmysłowości, która już w nich zupełnie była wygasła. Mówię ci więc to jako rzecz najpewniejszą, że jedynie z uczucia miłości Boga i na słowa Anioła zwiastującego im Moje narodzenie, spełnili obowiązek małżeński i stali się moimi rodzicami.” 2 Po upływie właściwego czasu, święta Anna wydała na świat Boga Rodzicielkę. Jakiéj doznała ztąd pociechy, jakiego zażywała świętego szczęścia pielęgnując i wychowując tę przenajświętszą swoję Córeczkę, ten tylko pojmie, kto sobie przypomni, że była matką najdoskonalszéj jaka kiedy wyszła z rąk Boskich istoty, matką Téj którą Pan Bóg przeznaczył na Swoję Matkę, na którą patrząc weselą się Anieli i Niebo całe.

Lecz niedługo cieszyła się tym skarbem najwyższym, niedługo święta Anna posiadała córeczkę swoję w domu. Zaledwie miała lat trzy, zaofiarowała Ją na służbę Pańską wyłączną, i sama do świątyni Jerozolimskiéj, przy któréj przebywały święte dziewice poświęcone Bogu jak dziś zakonnice, odprowadziła. Żyła jeszcze potém, jak niesie podanie, około lat trzynastu. Straciwszy męża, przeniosła się z Nazaretu do Jerozolimy, aby być bliżéj swojéj przenajświętszéj córki, i tam na Jéj błogosławionych rękach oddała ducha Bogu, który wkrótce potém, dla zbawienia ludzi, miał się stać człowiekiem, właśnie w przeczystém łonie Tejże jéj córki.

Pożytek duchowny

Ponieważ świętéj Annie dostało się w udziale szczęście wychowywania przenajświętszéj Maryi Panny, więc słusznie uważaną jest ona za główną patronkę wychowania dzieci. Rodzice, błagajcie ją aby wam wyjednała potrzebne łaski do chrześcijańskiego kształcenia waszych dziatek; dzieci, proście ją aby wam dała być taką pociechą dla waszych rodziców, jaką była dla świętéj Anny jej przenajświętsza Córeczka.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionéj Annie tę wielką łaskę wyrządzić raczył, że godną się stała być matką Rodzicielki Jednorodzonego syna Twojego; spraw miłościwie, abyśmy obchodząc jéj uroczystość, jéj do Ciebie pośrednictwem wsparci zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 620–622.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 595–596

„Po owocach poznacie drzewo”, – mówi dawne przysłowie. Cnoty i zalety córki świadczą o mądrości i pieczołowitości matki. Św. Anna wszczepiła w ukochane dziecię to, co sama posiadała, tj. zamiłowanie cnoty i czułe serce, cześć Boga, zarody bojaźni Bożej i panieńskiej wstydliwości, głęboki szacunek objawienia Bożego, dziecięce zaufanie do obietnic Boskich, nieprzeparty pociąg do samotności, wstręt do powabów tego świata i szczerą pokorę, w której Najwyższy tak wielkie znajduje upodobanie. Nieraz opowiadała córeczce szczegółv i wydarzenia z żywota niewiast świątobliwych, jakimi np. były Rut, Estera, Judyta i inne słynące z łagodności, miłosierdzia, cierpliwości białogłowy Starego Zakonu. Strzegła też pilnie i bacznie u Maryi drogocennej perły niewinności, którą Maryja zasłynęła w dziejach świata jako niedościgniony wzór niepokalanego dziewictwa i czystości. Dzięki przeto, cześć i sława matce, która wychowała taką dziewicę.

Zastanówmy się, jakie jest powołanie matki chrześcijańskiej. Matka chrześcijańska, która przez sakrament chrztu świętego stała się córką Bożą, oświecona nauką Ewangelii świętej, karmiona ciałem i krwią Zbawiciela, więcej dać może swemu dziecięciu, aniżeli święta Anna swej córeczce. Zaniósłszy bowiem owoc żywota swego do kościoła, aby je obmyć z grzechu pierworodnego i uczynić je uczestnikiem łaski Bożej, powinna się starać o to, aby dziecię nie zmarnowało i nie utraciło tego skarbu. Klęka przy kołysce, tuli dziecię do swego boku, uczy je zaczynać i kończyć dzień modlitwą, całuje serdecznie, widząc w nim przybytek Ducha św. i istotę, która ma kiedyś przyjąć Przenajświętszą Hostię, przestrzega i czuwa pilnie nad tym, ażeby na delikatną dziecinę nie padła kiedyś zaraza grzechu, ponawia nauki, jak trzeba przestrzegać \ bojaźni Bożej, pokory, posłuszeństwa, uprzejmości względem ubogich i nawiedzonych chorobą, zwraca jego uwagę na Świętych Pańskich, którzy z tych cnót słynęli, ożywia w nim nadzieję wiecznej nagrody i radości niebieskich.

Czemuż jest tylu rodziców na świecie, którzy nie pamiętają i nie chcą tego wiedzieć, że ich dzieci są własnością Bożą i że Bóg upomni się kiedyś o nie! Święta Anna nigdy tego z oka nie spuszczała, dlatego też dziecię, które wymodliła sobie u Niebios gorącymi modłami, czuwaniem nocnym, obfitym łez potokiem, sowitą jałmużną, ofiarowała temuż Bogu, od którego je otrzymała. Nieskażone i niepokalane złożyła je w ręce Ojca niebieskiego. Mili Czytelnicy! módlcie się za matki chrześcijańskie, proście Boga, aby się tą prawdą na wskroś przejęły, ażeby nigdy nie zapomniały, że przyjdzie im kiedyś zdać ciężki przed Bogiem rachunek, jeśli skutkiem ich niedbalstwa i obojętności dziatki ich zboczą z drogi cnoty i zapomną ślubów, wyznanych ustami rodziców chrzestnych.

Footnotes:

1

Trombelli Hist. Mariana. Pars. I. C. I. quest. I.

2

Objaw. b. Brig. Ks. 1. Roz. 9

Tags: św Anna „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja czystość małżeństwo wychowanie matka
2020-07-25

Św. Jakóba Starszego, Apostoła

Żył około roku Pańskiego 44.

(Żywot jego wyjęty jest z Pisma świętego i dziejów Kościoła.)

Święty Jakób przezwany starszym, dlatego że od drugiego świętego Jakóba Apostoła pierwéj został do apostolstwa powołanym, był rodem z Betsaidy miasta Galilejskiego. Rodzicami jego byli Zebedeusz i Salomea, którzy mieli i drugiego syna, a tym był święty Jan Ewangelista. Mieszkał z ojcem w Betsaidzie, gdzie przebywali i święci Piotr, Filip i Andrzéj. Trudnił się rybołówstwem. Utrzymują jednak dawni pisarze kościelni, że był on zamożniejszy od Piotra i Andrzeja, gdyż ci trudniąc się tymże sposobem zarabiania na życie, własnych łodzi nie mieli; Jakób zaś i Jan, albo raczéj ich ojciec, miał łodzie własne.

Święta Salomea matka świętego Jakóba, która została jedną z pierwszych uczenic Pana Jezusa, i całą swoję rodzinę niezwłocznie przyciągnęła do wiary. Święty Epifaniusz utrzymuje nawet, że święty Jakób był jednym z uczniów świętego Jana Chrzciciela, i że jegoto Przesłannik Pański wysłał był do Chrystusa Pana, z zapytaniem czy On jest oczekiwanym Zbawicielem. Skoro téż Syn Boży zaczął ogłaszać Swoję naukę, święty Jakób już go nie odstępował, lecz do apostolstwa nieco późniéj powołany został.

Dnia pewnego, dwaj ci bracia z ojcem swoim siedzieli w łodzi, zasmuceni że przez całą noc trudząc się, nie złowić nie mogli, kiedy nadszedł Pan Jezus, otoczony wielką rzeszą ludu. Wstąpił w łódź świętego Piotra który tam był niedaleko, i kazał mu, wypłynąwszy na pełne morze, zarzucić sieci. Połów był tak obfity, że sieć rwała się. Wezwano więc na pomoce świętych Jakóba i Jana z ludźmi których mieli z sobą, Ci przybyli i taką wielką liczbą ryb napełnili obie łodzie, że tylko co nie zatonęły. Uderzony święty Jakób takim cudem, wraz z bratem swoim świętym Janem, postanowił opuscić już wszystko i iść za Chrystusem, co téż wkrótce i spełnili.

W kilka dni potém, Pan Jezus przechodząc ponad jeziorem Genezareckiém, mając już przy sobie świętych Piotra i Andrzeja, ujrzał Jakóba i Jana, którzy w łodzi swojéj sieci naprawiali. Zawezwał i ich aby szli za Nim. Obaj bracia nie zawahali się ani chwili, opuścili łodzie, sieci, rybaków którzy im służyli, ojca, słowem wszystko co posiadali i co im było najdroższego, i poszli za Chrystusem. Tak śpieszne posłuszeństwo na głos wołającego Pana Jezusa, zjednało im szczególne u Niego łaski. Święty Jakób jak to widzimy z opowiadania Ewangelii świętéj, używał zawsze szczególnych względów Zbawiciela. Był obecnym gdy Syn Boży uzdrowił świekrę świętego Piotra; toż samo gdy wskrzesił córkę Jaira. Późniéj gdy na górze Tabor miał się okazać chwałą niebieską otoczony, wziął był z sobą i świętego Jakóba. Tyle dowodów szczególnéj łaskawości Jego dla tych obydwóch braci (bo jak wiadomo święty Jan był ulubionym uczniem Pańskim) skłoniły ich matkę do zaniesienia do Niego za synami swymi bardzo dziwnéj prośby. Pan Jezus powiedział był, że dwunastu Jego Apostołów, zasiadać z Nim będą w Niebie, na dwunastu tronach. Matka świętych Jakóba i Jana przystąpiła do Niego, i uklęknąwszy prosiła żeby i jéj dwóch synów umieścił obok siebie: jednego po prawicy, drugiego po lewicy Swojéj. Zbawiciel na to, zwracając się do świętych Jakóba i Jana, zapytał ich, czy są gotowi pić z tego kielicha, z którego i On pić będzie, co znaczyło, czy są gotowi ponieść za Niego wszelką mękę i śmierć samę. Święty Jakób, z całego serca odpowiedział iż gotów jest na to. Co téż w istocie dotrzymał, gdyż męczeńską śmiercią z tego świata zeszedł.

Na sześć miesięcy przed męką Swoją, gdy Pan Jezus szedł z Galilei do Judei, a w pewném miasteczku Samarytanie zamknęli przed nim bramy, Jakób i Jan do żywego dotknięci taką obelgą wyrządzoną ich Boskiemu mistrzowi, zapytali czy pozwoli im aby sprowadzili z Nieba ogień, na tych zbrodniarzy. Pan Jezus naganił im to, przypominając iż duch Ewangelii którą On przyszedł ogłosić, jest przedewszystkiém duchem łagodności i miłości. Dwaj ci bracia jak to właśnie i z tego oto zdarzenia wnosić można, byli bardzo żywego usposobienia, i dla tegoto Pan Jezus przezwał ich Boanevges, to znaczy Synowie gromu, co znowu było przepowiednią, że Święci ci bracia, mieli gromić błędy bałwochwalstwa.

Święty Jakób był także jednym z tych trzech Apostołów, których Pan Jezus przypuścił był do tajemnicy Swojéj męki podczas modlitwy w Ogrójcu. Był on więc jednym z tych których Zbawiciel, niejako dla pociechy Swojéj, chciał mieć w téj strasznéj godzinie bliżéj Siebie obecnych. Po zmartwychwstaniu Pańskiém, święty Jakób znajdował się zawsze w gronie Apostołów, kiedy Pan Jezus się im objawiał. Po zesłaniu zaś Ducha Świętego, zaczął najprzód przebiegając miasteczka i wsie Ziemi Żydowskiéj, ogłaszać Ewangelią, a wkrótce potém, bo zanim jeszcze Apostołowie podzielili między siebie narody całego świata, Święty ten Apostół puścił się do Hiszpanii. Po dziś dzień w mieście Saragossie, widzieć można w kościele słup jaspisowy, na którym okazała mu się przenajświętsza Panna, jeszcze wówczas żyjąca, i kazała mu wybudować tam kaplicę pod Jéj wezwaniem, zamienioną późniéj na wspaniały kościół, nazwany kościołem Przenajświętszéj Maryi Panny od słupa. Piszą jednak, że święty Jakób niewiele dusz pozyskał Chrystusowi w Hiszpanii, i że tylko dziewięciu tam pogan podówczas nawrócił. Wkrótce téż wrócił do ziemi Żydowskiéj, gdzie z największą gorliwością i poświęceniem się głosił słowo Boże, i wielkie cuda czynił.

Żydzi którzy często wyzywali go na publiczne rozprawy, nie mogąc mu sprostać i za każdą razą przez niego pobici, a szczególnie widząc iż cuda jakie czyni, ułatwiają mu nawracanie wielu Starozakonnych, umyślili użyć przeciwko niemu sławnego w Jerozolimie filozofa i czarnoksiężnika, nazwiskiem Hermogenes. Przyszli więc do niego, prosząc go i bogate mu dary składając, żeby wdawszy się w publiczną rozprawę ze świętym Jakóbem, odniósł nad nim zwycięstwo. Przyrzekł to zrobić ów pyszny filozof, lecz utrzymując że niewarto aby się sam trudził, wysłał ucznia swego Fileta mówiąc: „Dość będzie tego ucznia mojego.” Filet rozpocząwszy hardą rozprawę ze Świętym Apostołem, w końcu tak został przez niego przekonany, iż wróciwszy do swego mistrza, wyznał iż zostaje chrześcijaninem i jemu toż samo radzi. Oburzony tém Hermogenes, używszy czarnoksięzkiéj sztuki, tak związał Fileta szatanami, iż się z miejsca ruszyć nie mógł i rzekł: „Niech cię twój mistrz Jakób teraz wybawi.” Święty dowiedziawszy się o tém, posłał mu chustkę swoję, i polecił aby wziąwszy ją w rękę powiedział te słowa Psalmu Dawidowego: „Pan rozwiązuje spętane” 1. Co gdy wyrzekł Filet, wolnym się uczuł i co prędzéj do świętego Jakóba pobiegł. Widząc to Hermogenes, wysilał się z całą swoją sztuką czarnoksięzką i wzywał szatanów, aby mu Jakóba i Fileta związanych przyprowadzili. Lecz gdy to czynił, zstąpił Anioł i kazał szatanom aby związawszy samego Hermogenesa, zaprowadzili do Jakóba, który ujrzawszy go powiedział do Fileta: „Pan go upokorzył; a że Pan każe nam dobrém za złe płacić, w imię tegoż Pana ty go od złych duchów oswobódź.” Gdy to Filet spełnił, rzekł Jakób do Hermogenesa: „Teraz idź gdzie chcesz.” Lecz Hermogenes obawiał się wyjść z domu Jakóba, mówiąc iż go złe duchy powtórnie opętają. Wtedy Jakób dał mu swoję laskę, z którą Hermogenes idąc, od złych duchów żadnéj nie poniósł szkody. Wróciwszy do domu, wszystkie księgi czarnoksięzkie i filozoficzne zebrawszy, odniósł je do świętego Jakóba i upadłszy mu do nóg zawołał: „Wybawicielu dusz ludzkich, przebacz mi i zmiłuj się nade mną, a tego który był twoim nieprzyjacielem, przyjm za ucznia twojego.” Święty Apostół przycisnął go do serca, co prędzéj wyuczył tajemnic wiary świętéj i ochrzcił. Odtąd Hermogenes stał się najwierniejszym sługą Chrystusowym; głosił Jego naukę i nawet cuda czynił.

Żydzi widząc iż tym sposobem nietylko nie pozbyli się świętego Jakóba, lecz jeszcze więcéj go rozsławili, dnia pewnego, gdy miał do licznie zgromadzonych kazanie dowodząc Bóstwa Chrystusa Pana i że spełnia się na Nim proroctwo o przyjść mającym Zbawicielu, rzucili się na niego tłumnie, zbili i zawiedli przed króla Heroda Agryppę, panującego podówczas w Judei, a wnuka tego Heroda który był zamordował świętego Jana Chrzciciela. Oskarżali go, o buntowanie ludu przeciwko niemu i cesarzowi rzymskiemu. Agryppa który oddawna szukał sposobności aby sobie zjednać Żydów ciągle mu niechętnych, skazał go na ścięcie. Żyd który go sam prowadził do Agryppy nazwiskiem Jozyasz, widząc stałość i odwagę z jaką przyjmował ogłoszenie wyroku śmierci święty Jakób, wyznał niezwłocznie iż i sam chce być chrześcijaninem, za co także na śmierć został skazany. Gdy ich obu prowadzili na ścięcie Jozyasz upadł do nóg Jakóbowych, prosząc go o przebaczenie. Święty podniósł go i ucałował, mówiąc: „Pokój z tobą” (pax tibi), i od téjto chwili ten rodzaj pozdrowienia upowszechnił się między chrześcijanami i nawet w obrzędach Mszy świętéj został zamieszczony.

Gdy przyszli na miejsce stracenia, święty Jakób ukląkł, modlił się, i gorąco dziękował Panu Jezusowi, iż jego to spotkało szczęście że z Apostołów pierwszy krew swoję za Niego przelewał. Umęczony został roku Pańskiego 44, około pory wielkanocnéj, a święto jego dziś Kościół Boży obchodzi. Po jego śmierci która nastąpiła w Jerozolimie, uczniowie tam pochowali jego ciało; lecz wkrótce, ci którzy z nim przybyli z Hiszpanii, zawieźli je do tego kraju i złożyli w mieście Kompostella. Sami zaś zajęli się opowiadaniem słowa Bożego, a poparci cudami któremi Pan Bóg grób tego Swojego sługi uświetnić raczył, niezliczone mnóstwo pogan nawrócili. Tak tedy zwłoki świętego Apostoła po jego Śmierci, dopełniły tego żniwa, które on za życia w tym kraju zaczął.

Pożytek duchowny

Piszą że tak jak święty Jan Ewangelista, ulubiony uczeń Pański, dla tego do szczególnych względów Zbawiciela został przypuszczony, że był niepokalanéj czystości, tak i święty Jakób dla tego miał wielkie u Pana Jezusa łaski, że tąż cnotą nieskalaną, od młodości jaśniał. Pamiętaj że jak cnota świętej czystości ściąga najobfitsze łaski dla duszy, tak grzechy jéj przeciwne szpecą ją najwięcéj w oczach Boga. Dla tego z cnót wszystkich ona głównie czystość duszy stanowi, i cnotą czystości jest nazwaną.

Modlitwa (Kościelna)

Racz Panie lad twój strzedz i uświęcać, aby Apostoła Twojego Jakóba wsparty pośrednictwem, i postępkami swojemi Tobie się podobał, i w swobodzie ducha Ci służył. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 617–619.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 594

Większej radości zaiste doznał święty Ja kub, niosąc życie w ofierze za swego Mistrza i Pana, aniżeli gdyby go Chrystus był posunął do wysokich godności i dostojeństw ziemskich. Było to niezawodnie skutkiem jego gorącej i żywej wiary. Stąd wynika nauka abyśmy:

  1. Niewzruszoną wiarę mieli w to, co Bóg ludzkości objawił na jej dobro i zbawienie. Nie wierzmy przeto ani własnym przekonaniom i urojeniom, ani cudzej powadze, ale poddajmy rozum pod powagę samego Boga, gdyż jedynie On sam jest prawdą. Człowiek mimo najlepszej chęci i najgorliwszego dochodzenia prawdy może się mylić, jak nas uczy codzienne doświadczenie. Cała ludzkość również mylić się może, a tylko jeden Bóg jest nieomylnym. Wierząc Bogu, mamy największą rękojmię prawdy tego, w co wierzymy, a poddając z potulnością dziecięcia wolę i rozum swój Jego powadze, przynosimy Mu najmilszą ofiarę.
  2. Treść wiary, jaką nam podaje Kościół katolicki, pochodzi od Boga i jest Jego objawieniem. Jest to prawdą niewątpliwą, nie potrzebującą dowodów. Tylko Bóg mógł dać 12 biednym rybakom siłę do wykorzenienia pogaństwa i osadzenia wszędzie krzyża, jako oznaki nowej wiary. Bóg tylko mógł natchnąć tysiące Męczenników taką siłą i stałością, że dumni cesarze rychlej znużyli się okrucieństwem, aniżeli Męczennicy zachwiali się w wierze; Bóg tylko mógł uszlachetnić naturę ludzką i zapalić ją do ubiegania się o cnoty, jakie podziwiamy u świątobliwych katolików wszelkich powołań, obojej płci i każdego wieku; Bóg tylko mógł obalić świątynie pogańskie, i zniszczyć ohydną niewolę, a na ich gruzach stawiać szpitale, przytułki dla sierot i szkoły. Kościół katolicki to wszystko zdziałał i dotychczas działa, na co są niezliczone świadectwa i dowody. On jeden jest narzędziem i głosem Boga; kto weń wierzy, wierzy w Boga samego.

Footnotes:

1

CXLV. 7.

Tags: św Jakub Starszy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik Ewangelia Ogrójec czystość
2020-07-24

Św. Krystyny, Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 200

(Żywot jéj był napisany przez Adona Arcy-Biskupa Trewirskiego.)

Święta Krystyna rodem z miasta Tyru we Włoszech, dziś już nieistniejącego, w księstwie Toskanii niegdyś położonego, była córką Urbana, tegoż miasta Wielkorządcy za cesarza Septymiusza Sewera. Żyła w końcu drugiego wieku. Prześladowanie wiernych srożyło się pod tę porę w tym kraju, a ojciec jéj Urban, był jednym z najzaciętszych wrogów chrześcijaństwa. We własnym swoim pałacu przeznaczył salę, w któréj przesłuchiwał zwołanych na sąd chrześcijan, i zadawał im tam najstraszniejsze męki. Krystyna dzieckiem jeszcze będąc, przypatrywała się temu, i ztąd po raz pierwszy poznała czém jest religia chrześcijańska. Święte prawdy za wyznanie których umierali w jéj oczach Męczennicy, wielkie na niéj zrobiły wrażenie, i w krótkim czasie zapragnęła zostać chrześcijanką. Opatrzność Boska zesłała jéj dwie panie już nawrócone, które w największéj tajemnicy przed jéj ojcem ułatwiły Krystynie przyjęcie Chrztu świętego. Jakiś czas ukrywała się z tém najstaranniéj; lecz razu pewnego, gdy nie miała czém wesprzeć kilku ubogich w ostatniéj nędzy będących, pogruchotała srebrne bożyszcza które ojciec z wielką czcią w domu przechowywał, i kawałki srebra tym biednym rozdała.

Urban, który już od niejakiego czasu wpadał na myśl że i jego córka jest chrześcijanką, do najwyższego stopnia rozgniewany, przywołał ją do siebie, i najprzód łagodnemi słowy, tak ją zapytał: „Czy to być może żebyś to ty popełniła taką zbrodnię, ośmielając się zgruchotać nasze bogi?” Krystyna wtenczas miała lat dziesięć: – „Zabawneż to bogi, odpowiedziała ojcu, które taka mała dziewczyna jak ja, mogła poniszczyć! Czyż to podobna mój ojcze, abyś wyznawał bogami bałwany, ukute z takiego kruszcza z jakiego mamy porobione naczynia do stołu?” Na taką odpowiedź, Urban w największém uniesieniu zagroził jéj śmiercią, jeśli bogów cesarskich za prawdziwych uznać nie zechce. „Możesz ojcze drogi pozbawić mnie życia, odrzekła dziewczynka, lecz nie możesz pozbawić mnie wiary w Jezusa Chrystusa, w którym mam nadzieję że mi da przetrwać wszelkie męki.” Urban wpadłszy we wściekłość, kazał ją najprzód smagać rózgami, a widząc że Krystyna znosi to tak spokojnie jakby ją nic nie dolegało, kazał szarpać jéj ciało żelaznemi hakami. Kaci tak okrutnie ją mordowali, że kości widać było, a kawałki ciała po całéj sali rozrzucone leżały. Święta cudownie wsparta, jakby nic nie cierpiała, sama pozbierała je z ziemi i przed ojcem złożyła. Barbarzyniec ten, nietylko się tém nie wzruszył, lecz przeznaczając ją na nowe męki, kazał okuć w kajdany i do więzienia wtrącić. Tam posłał do niéj całe rodzeństwo i wszystkich krewnych, aby ją namawiali do odstępstwa od wiary. A gdy z podziwieniem, zastali oni ją ze wszystkich ran poniesionych, cudownie uzdrowioną, i w wyznawaniu Chrystusa wytrwałą, donieśli o tém ojcu. Okrutnik ten przypisując to wszystko czarom, kazał córkę uwiązać do koła, pod którém ogień rozpalono, i nad nim obracać ją i smażyć, a wierzchu lać na nią oléj wrzący. Męczeństwo było nadzwyczajne, lecz i cud niemniéj wielki. Święta żadnego nie czuła bolu, a wrzący oléj i płomienie ogarnąwszy katów i wielu pogan tam obecnych, popalił ich na śmierć. Urban kazał Krystynę odprowadzić do więzienia, gdzie stanął przed nią Aniół i wszystkie jéj rany zagoił. Dowiedziawszy się o tém ojciec kazał uwiązać u jéj szyi ogromny kamień, i wrzucić ją w jezioro. Rozkaz spełniono, lecz tenże Aniół zstąpił, i Krystynę po wierzchu wody idącą na brzeg wyprowadził. Urban wpadł w taką złość, iż tknięty paraliżem na miejscu umarł.

Następca jego nazwiskiem Dijon, postanowił, jak powiadał, pomścić na niéj nietylko zniewagę bogów, lecz i śmierć ojca. Na większe szyderstwo z téj młodéj dziewczynki, kazał zrobić kolebkę z żelaza, napełnić ją smołą i olejem wrzącym, i wrzucić w nią Krystynę. Ta przeżegnała kolebkę, i sama się w nią położyła, mówiąc: „Dobrześ zrobił, żeś mi kolebkę jak dziecięciu przyrządził, gdyż w istocie rok temu dopiéro, jak przez przyjęcie Chrztu świętego narodziłam się prawdziwie. Zanurzona zaś we wrzącéj smole i oleju, wyszła z kolebki jak najzdrowsza. Na rozgłos takiego cudu, wielka liczba zbiegła się pogan. Wielkorządca kazał Krystynę zaprowadzić do świątyni Apolina, aby tam ofiarę złożyła. Pośpieszył za nią i lud cały, aby widzieć jak ta dziecina postąpi. Lecz zaledwie weszła na próg świątyni, posąg Apolina spadł na ziemię i w kawałki się zgruchotał, a w tejże chwili Wielkorządca upadł nieżywy. Na widok tego wszystkiego, sami kaci upadli do nóg Świętéj, głośno wyznając że tylko ten Bóg w którego ona wierzy, jest Bogiem prawdziwym. Do nich przyłączyli się prawie wszyscy zgromadzeni tam poganie, wołając: że Bóg chrześcijański jest Bogiem prawdziwym, i w dniu tym trzy tysiące osób przyjęło Chrzest święty.

Zdarzenie tak cudowne, wielkie wrażenie w całém mieście i okolicy wywarło. Krystynę puszczono na wolność, gdyż nikt już nie chciał i nie śmiał wszczynać jéj sprawy. Owszem, ponieważ po śmierci Wielkorządcy wszystko było jakby w zawieszeniu, chrześcijanie przeto większéj swobody używali, i znaczna liczba pogan, tak z miasta jak i z okolicy nawracała się i Chrzest święty przyjmowała.

Przysłany na miejsce Dijona nowy wielkorządca nazwiskiem Julian, dowiedziawszy się o wszystkiém co zaszło, i co tak wielkiego rozgłosu w kraju całém nabrało nie wahał się uważać to jedynie za czarnoksięstwo, któremu zwykle poganie wszystkie cudowne zdarzenia zaszłe przy zadawaniu śmierci Męczennikom za wiarę, przypisywali. Szczególnie zaś, chodziło mu o przywrócenie obrządków pogańskich, które w całém mieście, po cudowném obaleniu posągu Apolina, prawie zupełnie zaniedbane zostały. Postanowił więc przedewszystkiém zmusić Krystynę do oddania czci bożkom; w tym celu kazał stawić ją przed sobą, i rzekł do niéj groźnie: „Słuchaj mała dziewczyno: ja się twoich czarów nie lękam; albo w tejże chwili oddasz cześć naszym bogom, albo cię wrzucę w piec rozpalony, i póty cię tam trzymać będę, póki się na popiół nie spalisz.” – „Możesz to uczynić, odpowiedziała Krystyna, lecz ja czci nie oddam, jeno Jezusowi Chrystusowi Bogu prawdziwemu.” Julian kazał rozpalić ogień w wielkim piecu, i wrzucić tam Krystynę, z którą znowu Pan Bóg powtórzył cud trzech młodzieńców Babilońskich w piecu męczonych. W piecu tym pięć dni ją smażono, codzień coraz silniejszy rozniecając ogień: a Krystyna ciągle głośno śpiewała jużto Psalmy, już pieśni pobożne, i po tych dniach pięciu wyszła z pieca, nie mając ani jednego włosa na głowie spalonego.

Wtedy wielkorządca, jak to piszą akta męczeńskie téj Świętéj, zawezwał najsławniejszego czarnoksiężnika, pytając go jakim sposobem mógłby zamęczyć Krystynę. Ten doradził aby ją zamknąć w piwnicy napełnionéj wężami, gadzinami i skorpionami, to jest najjadowitszemi pająkami, i że od ich ukąszeń zginie niechybnie. Julian spełnił tę barbarzyńską radę, lecz jak płomienie tak i gady ciała Świętéj dziewczynki tknąć się nie śmiały. A że w téj piwnicy, zanurzona w wężach i gadzinach, nie przestawała opiewywać chwałę Boga najwyższego, tyran kazał jéj język uciąć. Odcięty przyniesiono Julianowi, lecz Krystyna mowy i głosu pomimo tego nie straciła, i jeszcze głośniéj i wyraźniéj śpiewała powtarzając te słowa Psalmu Pańskiego: „Błogosławiony Pan który nas nie dał w zachwycenie zębom ich, dusza nasza jako wróbel wyrwana jest ze sidła łowiących; sidło się potargało a myśmy wybawieni. Wspomożenie nasze w imieniu Pańskiém, który stworzył niebo i ziemię” 1. I znowu: „Bałwany pogańskie srebro i złoto, robota rąk człowieczych” 2.

Ten nowy cud, rozgłoszony pomiędzy pogany, jeszcze większą ich liczbę nawrócił. Wielkorządca, niewiedząc już jak sobie poradzić, kazał Krystynę uwiązać u góry wysokiego słupa, i póty ją przeszywać strzałami aż skona. Rozpięta na nim Krystyna, spragniona oglądać w Niebie Boga swojego, za którego, wsparta Jego łaską, z takiém męstwem tyle już prób przetrwała, zaczęła się modlić, aby przecież ją Pan Jezus korony męczeńskiéj nie pozbawiał, za którą ta dziewica ledwie żyć poczynająca, oddawna wzdychała. Wysłuchał ją Pan Bóg: i po pierwszych strzałach które na nią wypuszczono, poszła do Nieba. Umęczona została 24 Lipca około roku Pańskiego 200,

Pożytek duchowny

Jak zadziwiającém jest męstwo téj dziewczynki w jej wytrwałości przy wierze świętéj, tak oburzającém barbarzyństwo jéj ojca, którego zaślepienie do takiego wyrodnego okrucieństwa przywiodło. Iluż to rodziców słabéj lub żadnéj wiary, przeszkadzając dzieciom żyć pobożnie i po chrześcijańsku, podobnież zaślepieni, chociaż nie tak wyraźnego, lecz także niemałego nad własnemi dziećmi dopuszczają Się okrucieństwa.

Modlitwa (Kościelna)

Niech nam, prosimy Panie, wyjedna przebaczenie grzechów, błogosławiona Krystyna dziewica i Męczenniczka, która tak wiele przed Tobą położyła zasług, i cnotą czystości i męstwem, jakiém ją w męczeństwie obdarzyłeś. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 614–616.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 589-590

Czyimże dziełem była ta nieugięta stałość, nieulękłość, cierpliwość i niepojęta wytrwałość świętej Krystyny? Na to jedna tylko jest odpowiedź: cuda te sprawiła łaska uświęcająca.

Łaska ta wytwarza w człowieku trzy cnoty, trzy dary nadprzyrodzone, tj. dar wiary w Boga Ojca, dar nadziei w Jezusie Chrystusie jako oswobodzicielu i Zbawicielu naszym, i dar miłości ku Duchowi świętemu, w którym jednoczy się niejako miłość Ojca i Syna. Święty Tomasz z Akwinu tłumaczy i wyjaśnia to działanie łaski uświęcającej w ten sposób: „Jak łaska naturalna, która czyni człowieka człowiekiem, udziela mu sił i zdolności czynienia i osiągnięcia tego, co człowiek ma czynić i osiągnąć, tak łaska uświęcająca, która go czyni nową istotą, dziecięciem Boga, udziela mu tych sił i zdolności, za pomocą których może to czynić i to osiągnąć, co osiągnąć powinien jako dziecię Boże, tj. szczęście w Bogu”. Okażmy przeto wdzięczność Bogu, uświęcając i oczyszczając skłonności i popędy naturalne aktami wiary, nadziei i miłości.

Łaska uświęcająca wytwarza w duszy naszej cztery cnoty kardynalne: mądrość, sprawiedliwość, wstrzemięźliwość i męstwo. Toteż św. Antoni mówi jak następuje: „Jak ze słońca wychodzą promienie ogrzewające i ożywiające naszą ziemię, tak z łaski Bożej płyną cnoty zdobiące dusze”. Podziwiajmy dobroć Boga, który nie tylko nas przyjął za dzieci swoje i stworzył nas istotami zdolnymi pojąć i miłować Go, ale opatrzył nas siłą budowania bliźnich, czynienia im dobrze i wpływania na ich poprawę. Korzystajmy przeto z tych nadprzyrodzonych sił i darów, tak jak św. Krystyna, abyśmy kiedyś mogli wejść do Królestwa niebieskiego i oglądać oblicze Stwórcy i Pana naszego.

Footnotes:

1

Psalm CXXIII. 6–8.

2

Psalm CXIII. 12.

Tags: św Krystyna „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik wychowanie cnoty
2020-07-23

Św. Apolinarego, Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 81.

(Żywot jego był napisany przez świętego Piotra Damiana Kardynała.)

Święty Apolinary w pierwszym wieku żyjący, był rodem z Antyochii. Gdy święty Piotr Apostoł, udawał się ztamtąd do Rzymu, pomiędzy wielu chrześcijanami których wziął z sobą, był i święty Apolinary. Wkrótce po przybyciu do Włoch, wyświęcił go na Biskupa, i posłał pomiędzy pogany do miasta Rawenny. Tam zamieszkał on najprzód u pewnego wojskowego imieniem Ireni, który miał syna ślepego, i który słysząc już o cudach jakie w imię Pana Jezusa czynili uczniowie Jego, oświadczył Apolinaremu, że jeśli przywróci wzrok jego synowi, nawróci się on z całą rodziną. Święty kazał przyprowadzić młodzieńca, i w obecności wielu osób przeżegnał mu oczy mówiąc: „Boże! wnieś w kraj ten znajomość Imienia Syna Twojego Jezusa Chrystusa, i nietylko oczy cielesne tego chłopięcia, lecz i oczy duszy ludu tego otwórz, aby kazania moje dały im poznać, iż Jezus Chrystus jest Bogiem prawdziwym.” Skoro to wyrzekł, ślepy wzrok odzyskał, a rodzice jego z całym domem ochrzczeni zostali. O cudzie tym, dowiedział się dowódca oddziału w którym służył ojciec uzdrowionego chłopczyka: a że miał żonę od wielu lat chorą i już bliską śmierci, zażądał aby przybył do niéj Apolinary. Udawszy się tam sługa Boży, zastał zgromadzony cały oddział wojskowy, a dowódca rzekł do niego: „Oto żona moja od lat wielu chora już umiera; jeśli masz na to środek jaki, ulecz ją.” A Apolinary: „Niech Bóg oświeci dusze wasze, abyście widząc cuda Jego, uwierzyli w Syna Jego Jezusa Chrystusa” i biorąc za rękę umierającą, powiedział do niéj: „W imię Pana naszego Jezusa Chrystusa wstań, i uwierz iż On jest prawdziwym Bogiem.” Chora natychmiast wstała wołając: „Wierzę w Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga.” Widząc to zgromadzeni żołnierze, razem z ich dowódcą, żoną jego i domownikami przyjęli wiarę świętą.

Apolinary zamieszkał wtedy w domu tego dowódcy, licznie gromadzących się na jego kazania pogan nauczał, i coraz ich więcéj nawracał. Dwanaście lat tak spędził, nie ściągając na siebie prześladowania. Lecz nakoniec kapłani pogańscy, widząc jak wielu z najzamożniejszych mieszkańców zostając chrześcijanami, pozbawiało ich dochodów jakie z nich mieli, oskarżyli Apolinarego przed Saturninem Wielkorządcą Rawenny, że onto głównie odwodzi lud od wiary w bogi cesarskie. Saturnin zawezwał go do świątyni Jowisza, i wskazując mu różne bożyszcza ulane ze złota i srebra, kazał mu składać im ofiary. Na to odrzekł mąż Boży: „Lepiéj by było gdybyście tak wiele złota i srebra tego na wsparcie ubogich obrócili, aniżeli leli bałwany, w których cześć oddajecie szatanowi.” Na te słowa Wielkorządca kazał go bić do śmierci, i gdy sądzili że już jest zamordowany, wrzucili go do morza. Lecz go Pan Bóg cudownie z głębi wód wyratował, a chrześcijanie nadbiegłszy, ukryli Świętego w swoim domu.

Po sześciu miesiącach, pewien zacny mieszczanin Rawenny nazwiskiem Bonifacy, który sparaliżowany stracił był mowę, dowiedziawszy się że Apolinary żyje, zawezwał go do siebie aby go uzdrowił. Wchodząc do domu Bonifacego, nasz Święty najprzód córkę jego, opętaną uwolnił od złego ducha, a potém nad nim samym tak się pomodlił: „Panie Jezu Chryste, któryś usta tego człowieka zamknął, aby już nie wzywał bałwanów; wróć mu mowę, aby Imię Twoje wychwalał, wierząc w Ciebie jako w Boga prawego.” A gdy obecni chrześcijanie odpowiedzieli: „Amen” w tejże chwili Bonifacy odzyskał mowę i zawołał: „Nie masz innego Boga, prócz tego którego Apolinary głosi.” Z nim razem pięciuset pogan nawróciło się.

Gdy z tego powodu, dowiedzieli się poganie że Apolinary w zadaném mu przez nich męczeństwie nie umarł, wyszukali go, i powtórnie okrutnie zbiwszy, zakazali aby już odtąd nie ważył się ogłaszać Chrystusa. Lecz on leżąc skatowany na ziemi wołał: „Jezus Chrystus jest Bogiem prawdziwym.” Porwali go tedy kaci, i rozsypawszy węgle rozżarzone, kazali mu stąpać po nich bosemi nogami. Święty chodził po nich nie czując najmniejszego bolu, i głośno Zbawiciela wychwalał. Widząc to oprawcy, zbili go znowu, i nawpół żywego wyrzucili za miasto. Sługa Boży wstał w kilka godzin zdrów zupełnie, i wróciwszy do miasta, znowu jak przedtém nauczał i chrzcił bardzo wielką liczbę nawracających się na widok takich nad nim i przez niego, spełniających się cudów.

Wielkorządca zawiadomiony że jeszcze żyje ten wielki cudotwórca, wskazał go na wygnanie do prowincji Emilii. Gdy go tam na baczném oku mieli, Rufinowi Senatorowi w Rawennie, śmiertelnie zachorowała jedyna jego córka. Strapiony ojciec, przypomniawszy sobie co słyszał o cudach Apolinarego, kazał go co prędzéj sprowadzić. Lecz gdy on zaledwie wchodził do jego domu, chora skonała, co widząc Rufin rzekł do Świętego: „Widzę, że mnie bogowie skarali za to, żem się udał do ciebie ich wroga.” – „Tak nie jest, odpowiedział Apolinary, przyrzecz mi że uwierzysz w Chrystusa, a ja będę Go prosił aby ci córkę wskrzesił, i uczyni ci tę łaskę.” Przyrzekł ojciec, a Święty przystąpiwszy do umarłéj rzekł: „Panie Jezu Chryste! proszę Cię przez zasługi Piotra Apostoła Twojego, wskrześ tę umarłą” a do umarłéj: „Wstań i wezwij Stwórcę Twojego.” I wnet dziewica wstała i zawołała: „Jedyny prawdziwy jest Bóg ten, którego wyznaje Apolinary.” Po tym cudzie nawrócił się Rufin z żoną i z całym domem swoim, w liczbie trzechset dwudziestu czterech osób, a córka jego po Chrzcie świętym, poświęciła się na służbę Bożą aż do śmierci.

Doszła tymczasem wieść do cesarza, że Rufin pierwszy senator Rawenny, został chrześcijaninem. Złożył go więc z urzędu, i rozkazał Wielkorządcy, którym wtedy był Messalion, aby Apolinarego albo zmusił do oddania czci bożkom, albo z kraju znowu wygnał. Gdy Święty odstąpić Chrystusa nie chciał, zadawał mu Messalion straszne katusze, wśród których okryty ranami, ciągle a głośno wyznawał Imię Pańskie. Messalion spytał go: „Co cię przywodzi do tego, żebyś się wystawiał na takie męki?” A Święty odrzekł: „Gdy wytrwam w nich do końca, otrzymam wieczne szczęście.” Wielkorządca kazał go na nowo bić i katować, i rany wrzącą wodą zlewać, a Apolinary wśród téj znowu męki wołał do niego: „Okrutniku! uwierz w Chrystusa, bo inaczéj sam nie ujdziesz nie takiego ognia jakim mnie palisz, ale wiecznego.” Poranionego tedy, zbitego i poparzonego, wtrącili do więzienia, a nazajutrz wywieźli go na wygnanie, lecz już zupełnie zdrowego, bo tejże nocy stanął przed nim Anioł i wyleczył go cudownie.

Gdy wieźli go morzem, wszczęła się wielka burza, okręt rozbiła i wszyscy potonęli prócz Apolinarego, dwóch kleryków którzy z nim byli, i dwóch żołnierzy którzy zostali chrześcijanami. Przybywszy do brzegu, Apolinary uwolniony od swoich strażników, udał się najprzód do Mizyi, a potém do Tracyi, gdzie długo przebywał, i wielką liczbę pogan nawrócił. Lecz gdy tam bałwan w świątyni wyroki wydawać zaprzestał, z powodu obecności Świętego, poganie zbili go kijmi, i na łódz bez steru i wioseł wsadziwszy, na morze puścili, a wiatry przygnały go do portu blizkiego Rawenny. Chrześcijanie przyjęli go z czcią największą, lecz gdy dnia pewnego odprawiał potajemnie Mszę świętą, schwytała go gromada chłopstwa i zawlokła do świątyni Apolina, aby tam złożył ofiarę. Apolinary wzniósł ręce do Nieba, wezwał Pana Boga i posąg runął, rozbiwszy się w kawałki. Poganie zaprowadzili go przed Sędziego nazwiskiem Taurus. Ten miał syna od urodzenia ślepego. Apolinary wzrok mu przywrócił, a sędzia przez wdzięczność wysłał go skrycie do wioski którą posiadał daleko od miasta, i tam przebył on lat cztery, służąc chrześcijanom którzy do niego ciągle przybywali.

Cuda jakie tam czynił, wydały go i tą razą przed poganami. Kapłani oskarżyli go przed cesarzem Wespazyanem, i wyjednali u niego rozkaz wygnania z kraju wszystkich którzyby w czémkolwiek uwłaczali bożkom. Jeden z urzędników Raweńskich, kazał stawić przed sobą Apolinarego, a nie mogąc wymódz na nim odstępstwa, postanowił zadać mu srogie męki. Lecz zostawiając mu czas do namysłu, zlecił straż nad nim jednemu z wojskowych, który będąc tajemnie chrześcijaninem, ułatwił Świętemu ucieczkę. Skoro się o tém dowiedziano, wysłano za nim w pogoń siepaczy. Ci dognawszy go zbili tak okrutnie, iż sądząc że już nieżywy, zostawili go leżącego na drodze. Znaleźli go nadchodząc chrześcijanie, poznali i zanieśli do mieszkania, gdzie po siedmiu dniach zakończył życie. Oddał Bogu ducha dnia 23 Lipca, roku Pańskiego 81. Rządził kościołem Raweńskim lat dwadzieścia pięć, podczas których tak wiele razy zarobił sobie na koronę męczeńską.

Pożytek duchowny

Tylokrotne cudowne zachowanie przy życiu świętego Apolinarego, którego żadne męki od sprawowania jego pasterskiego obowiązku nie powstrzymywały, były nagrodą jego mężnéj wytrwałości. Niech cię to uczy że wytrwałość w pełnieniu tego cośmy powinni, zawsze przezwycięża, za pomocą Bożą, wszelkie nastręczać się mogące do tego przeszkody.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Który wierność w służbie Twojéj, zawsze hojnie wynagradzasz, a który dzień ten męczeństwem błogosławionego Apolinarego uświęciłeś, daj nam sługom Twoim, pokornie prosimy, abyśmy obchodząc jego uroczystość, za jego wstawieniem się odpuszczenia grzechów dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 611–613.

Tags: św Apolinary „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik uzdrowienie
2020-07-22

Św. Marii Magdaleny

Żyła około roku Pańskiego 63.

(Żywot jéj wyjęty jest z Pisma Bożego i z podania Kościelnego.)

Święta Marya Magdalena, ulubiona uczennica Pana Jezusa, przyszła na świat w Betanii, małém miasteczku blizko Jerozolimy położoném. Ojciec jéj Syr, a matka Eucharya, byli bardzo majętni i wysoko położeni w narodzie żydowskim. Mieli troje dzieci: syna Łazarza, i dwie córki Martę i Maryą Magdalenę. Po ich śmierci, z podziału majętności, Maryi dostał się w dziedzictwo zamek Magdalon w Galilei, i ztąd jéj nazwisko Magdaleny.

Łazarz i Marta, wiedli życie bardzo przykładne, Magdalena przeciwnie, rozłączywszy się z nimi, i osiadłszy w swoim zamku, bardzo światowe. Cały czas spędzając na wesołych rozrywkach, ucztach i widowiskach, zapomniała o Bogu, i w krótkim czasie przyszło do tego, że im była znamienitszego rodu i w większe opływała dostatki, tém większém była dla wszystkich zgorszeniem, rozpustne wiodąc życie.

Pod tę porę, Pan Jezus rozpoczął swoje Boskie posłannictwo. Łazarz i Marta jedni z pierwszych zostali Jego uczniami, a bolejąc z całego serca nad zgubą swojéj siostry, polecali ją Jego miłosierdziu, używając do tego pośrednictwa przenajświętszéj Panny. Syn Boży który właśnie zstąpił z Nieba na to aby ratować grzeszników, i żadnéj prośby Matki Swojéj nie odrzuca, wysłuchał Ją i tą razą. Gdy miewał kazania w Betsaidzie i Kafarnaum, miastach blizkich zamku Magdaleny, była na jedném z nich i ona. Łaska Boska zstąpiła do jéj serca, i od téj chwili postanowiła ta przed chwilą jeszcze wielka grzesznica, czynić za swoje ciężkie winy najszczerszą pokutę.

Dowiedziawszy się że Pan Jezus znajduje się u Szymona Faryzeusza na biesiadzie, na któréj zaproszeni byli najznakomitsi mieszkańcy miasta, udała się tam niezwłocznie. Wszedłszy upadła do stóp Zbawiciela, i rzewnie płacząc od najżywszéj skruchy, łzami oblewała nogi Jego, włosami swemi je ocierała całując z największém uszanowaniem, i według ówczesnego zwyczaju, na znak czci najwyższéj, namaszczając pachnącym olejkiem który z sobą przyniosła. Widząc to Faryzeusz rzekł sam w sobie: „Gdyby ten (to jest Pan Jezus) był Prorokiem, wiedziałby przecież która i jaka jest niewiasta, która się Go dotyka 1, i jako grzesznicę odepchnął by od siebie.” Pan Jezus, zaś czytając w jego myślach, zapytał: który z dwóch dłużników większą ma wdzięczność jeśli mu się dług daruje: czy ten co więcéj, czy ten co mniéj był winien? „Mniemam, odpowiedział na to Szymon, że ten któremu więcéj darowano.” Na co znowu Pan Jezus: „Dobrześ rozsądził”. A chcąc przez to dać mu poznać, że i ten któremu się większe grzechy odpuszczają, więcéj za to miłując Boga, milszym Bogu stać się może, niż ten co mniéj zawiniwszy, mniéj kocha Pana Boga – „widzisz, powiedział do niego wskazując na Magdalenę, tyś na nogi Moje i wody nie dał; a ona łzami je swojemi polała j włosami obtarła; tyś Mnie nawet w twarz nie pocałował, a ona nie przestaje całować nóg Moich. Ponieważ więc ona daje Mi dowody tak wielkiéj miłości, wielkie się jéj grzechy odpuszczają, a za to ona Mnie jeszcze więcéj miłować będzie, bo jak sam to rozsądziłeś, im komu się więcéj odpuszcza tém on więcéj miłuje.” Obracając się zaś do Magdaleny rzekł: „Odpuszczają się tobie grzechy, wiara twoja zbawiła cię, idź w pokoju.”

Od téj chwili Magdalena inszą istotą się stała: jak przedtém mało którą z niewiast daléj niż ona posunęła zepsucie, tak gdy po téj swojéj u nóg Zbawiciela spowiedzi, dostała od Niego rozgrzeszenie, żadna już Święta nie wyrównała jéj w miłości ku Panu Jezusowi, ani żadna najsurowsza pokutnica, pokucie w jakiéj odtąd całe życie spędziła. Nie odstępowała już Boskiego mistrza swojego, a opuściwszy zamek Magdalon, osiadła przy Łazarzu i Marcie w Betanii.

Tamto razu pewnego, miała szczęście przyjmować w gościnie Pana Jezusa. A gdy Marta krzątała się około przyjęcia Boskiego gościa, Magdalena usiadłszy u nóg Jego, słuchała tylko Jego nauki. Marta poskarżyła się na to Panu Jezusowi, na co jéj Zbawiciel odpowiedział: „Marya najlepszą cząstkę obrała” 2, co znaczyło: że chociaż wielkiéj zasługi jest przed Panem Bogiem życie czynne, dla dusz jednak wyjątkową łaską do tego powołanych, korzystniejszém jest życie bogomyślne, które właśnie wtenczas przedstawiała Magdalena, u nóg Syna Bożego słów Jego słuchająca.

Wkrótce potém, Łazarz ciężko zachorował, a siostry co prędzéj dały o tém znać Panu Jezusowi, który wtenczas był w Galilei. Gdy do Betanii przybył Zbawiciel, od czterech dni Łazarz już nie żył. Magdalena rzuciła się do nóg Panu Jezusowi mówiąc: „Panie gdybyś tu był nie umarłby był brat mój” 3. Pan Jezus zdjęty litością nad jéj smutkiem, wskrzesił Łazarza.

Na sześć dni przed ostatnią wieczerzą, Chrystus Pan przyszedłszy do Betanii, zaproszony był na wieczerzę do Szymona przezwanego trędowatym. Znajdowali się tam: Łazarz, Marta i Magdalena. Marta sama usługiwała Panu Jezusowi, a Magdalena zakupiwszy najkosztowniejszy pachnący olejek, przyniosła go w naczyniu alabastrowem, i znowu na uczczenie Pana Jezusa, nogi nim Jego namazała. Obecny temu Judasz szemrał, gdyż mu się to zdawało wielkim zbytkiem, na co rzekł mu Pan Jezus: „Dobry czyn względem mnie spełniła. Zaprawdę mówię wam, gdziekolwiek będzie przepowiadana ta Ewangelia, co ta uczyniła będzie powiadano na jéj pamiątkę.” 4

Lecz podczasto męki Zbawicielowéj, dowiodła szczególnie Magdalena, miłości swojéj ku Niemu. Towarzyszyła Chrystusowi Panu wszędzie gdzie Go wiedziono, i nie odstępując przenajświętszéj Matki, obok Niéj stała pod krzyżem i na śmierć Syna Bożego patrzała. Stare podanie niesie, że wtedy wzięła we flaszeczkę trochę ziemi skropionéj krwią Zbawiciela, którą już potém przez całe życie przy sobie miała. Była obecna złożeniu do grobu zwłók Pana Jezusa. A trzeciego dnia, pierwsza pobiegła o świcie do grobu Pańskiego, aby ciało Jego wonnemi olejkami namaścić, Nie znalazłszy Go, gdyż to już było po Zmartwychwstaniu Pańskiém, gorzkiemi zalała się łzami. Wtedy dwaj Aniołowie w bieli, których ujrzała u grobu, spytali ją dla czego płacze: „Płaczę odrzekła, iż wzięto Pana mojego, a nie wiem kędy Go położono.” 5 Gdy zaś inne przybyłe z nią niewiasty, a nawet i Apostołowie, nie znalazłszy ciała Pana Jezusa, rozeszli się, Ona jedna pozostała, i jeszcze w grobie szukała swojego najdroższego skarbu. Pan Jezus téż, tak wielką i wytrwałą miłość, wnet wynagrodzić raczył. Stanął wtedy przed nią i rzekł: „Niewiasto czemu płaczesz?” 6 Magdalena sądząc iż to był ogrodnik miejscowy: „Panie, rzekła do niego: jeśliś ty to ciało zabrał, powiedz mi gdzieś je złożył, a pójdę po nie.” Wtedy Zbawiciel chcąc się jéj dać lepiéj poznać, zawołał do niéj po imieniu. Jakoż, poznała Go, rzuciła się Mu do nóg, a Pan Jezus, kazał jéj pójść i oznajmić Jego Zmartwychwstanie Apostołom.

Potém często jeszcze miała szczęście widywać Pana Jezusa, a nie odstępując Matki Bożéj, była razem z Nią obecną na górze Tabor, przy Wniebowstąpieniu Pańskiém. Zamierzała już odtąd nie rozłączać się z przenajświętszą Maryą Panną, którą czciła i kochała jak rodzoną matkę, i od Niéj téż wielce miłowaną była. Lecz gdy po umęczeniu świętego Szczepana pierwszego Męczennika, Żydzi zaczęli prześladować chrześcijan, zwrócili szczególną uwagę na Łazarza i jego siostry, jako rodzinę najbardziéj ulubioną przez Zbawiciela. Wszelako, nie chcieli im zadawać śmierci póki między nimi przebywają, przypuszczając iż ich Pan Jezus wskrzesi, jak niegdyś Łazarza. Wsadzili więc ich na łódź popsutą, bez rudla, masztu i wioseł, i puścili na Śródziemne morze, aby na jego pełni zatonęli. Łódź bez szkody przepłynęła morze, i przybyła do Marsylii we Francyi. Mieszkańcy tego miejsca zdziwieni takim cudem, przyjęli ich ze czcią wielką. Oni zaś skorzystali z tego, aby ich do wiary nawrócić, Wkrótce téż większa część Marsylijczyków i okolicznéj ludności, chrześcijanami została. Przyczyniła się do tego nie mało i sama święta Magdalena, która miewała kazania do pogan. Przemawiała na placu przy świątyni Dyany, gdzie najwięcéj ludu się gromadziło. Późniéj na tém miejscu wniesiono kaplicę pod jéj wezwaniem, a świątynia Dyany przemienioną została na wspaniały kościoł, na cześć przenajświętszéj Maryi Panny wystawiony.

Po pewnym czasie, widząc Magdalena rozszerzoną i ustaloną wiarę chrześcijańską w tém mieście, którego pierwszym Biskupem był święty Łazarz, idąc zawsze za swoją skłonnością do życia bogomyślnego, postanowiła udać się na puszczę. O kilka mil od Marsylii, jest wysoka góra, a na niéj jaskinia głęboka, w miejscu prawie niedostępném. Tam osiadła, najostrzejszéj oddając się pokucie: żywiła się owocami leśnemi, sypiała na skale, nigdy ztamtąd nie schodząc i z nikim się nie widując. W modlitwie tak nadzwyczajne otrzymywała dary, że podczas niéj ciągle obcowała z Aniołami, którzy po kilka razy na dzień, unosili ją na najwyższy szczyt góry, gdzie się zatapiała w niebieskich widzeniach. Gdy nadchodziła godzina jéj śmierci, którą przewidziała, Aniołowie zanieśli ją o parę mil ztamtąd, do kaplicy w któréj święty Maksymin Biskup miał Mszę świętą, i tam po przyjęciu przenajświętszego Ciała Pańskiego, poszła po nagrodę przeznaczoną jéj w Niebie, za jéj wielką miłość do Pana Jezusa, i za tak ostrą i długą pokutę, którą wypłacała się sprawiedliwości Bożéj za swoje dawne przestępstwa.

Święty Ambroży utrzymuje, że święta Magdalena po swojém nawróceniu, miała cudownie przywrócone dziewictwo.

Pożytek duchowny

Wielka miłość Pana Jezusa, jaką przejęte zostało serce świętéj Magdaleny po jéj nawróceniu, przemieniła ją z wielkiéj grzesznicy na wielką pokutnicę i największą Oblubienicę Pańską. Niech cię to pobudzi do wielkiej w nieprzebrane miłosierdzie Boże ufności, i nauczy że najcięższe grzechy, szczerą poprawą i wielką miłością Jezusa zmazane, nie przeszkadzają nikomu zostać Świętym.

Modlitwa (Kościelna)

Błogosławionéj Maryi Magdaleny, prosimy Panie, niech pośrednictwem wsparci zostaniemy: któréj modlitwami ubłagany, brata jéj Łazarza cztery dni w grobie leżącego, z otchłani wskrzesiłeś. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 608–610.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 584–585

Rzadko kto wygłosił szczytniejszą pochwałę szczerym żalem i skruchą przejętej pokutnicy od naszego Zbawiciela. Jeżeli i my pragniemy zasłużyć na taką samą pochwałę, powinniśmy wzbudzić w sobie taki sam żal i podobną skruchę. Pierwszym do niej krokiem jest:

  1. Gorąca modlitwa o łaskę Bożą. Kościół katolicki uczy nas, że człowiek bez uprzedzającej i wspierającej łaski Ducha św. nie jest w stanie wzbudzić w sobie szczerego i zbawienne go żalu. Magdalena doznała tej łaski rozzniecającej skruchę przez to, że pobożne i bogobojne jej rodzeństwo wstawiało się za nią do Zbawiciela modlitwą i że ona sama słuchała nauk Chrystusowych. Może nie mamy takiego rodzeństwa, ale zyskać je sobie możemy drogą jałmużny i pełnienia dzieł miłosierdzia, polecając się modlitwie ubogich, którym świadczymy dobrodziejstwa. Słuchajmy kazań i poznawajmy z katechizmu naukę Chrystusa o szkaradzie grzechu i miłosierdziu Boskim. Bóg nie pragnie śmierci grzesznika, lecz poprawy jego.
  2. Klęknijmy u stóp krzyża, rozważajmy doskonałość Bożą i ofiarność Syna Jego, z jaką znosił męki i cierpienia, a w końcu śmierć dla zbawienia ludzkości; rozważajmy rany Jego, cierniową koronę, rozlaną krew i straszne boleści Ukrzyżowanego i pamiętajmy, że to wszystko znosić musiał za nieprawości nasze; rozważmy sobie rozkosze Niebios i straszne kary piekielne, czekające uporczywych grzeszników, a łaska Boża wespół z wolą naszą rozwznieci w nas żal i skruchę, która oczyściła serce Magdaleny. Do tego trzeba jednak czasu i dobrej woli. Nie starczy na to kilka minut; trzeba się przejąć chęcią naśladowania tonącej we łzach i żałującej za grzechy św. Magdaleny.
  3. Nie zapominajmy zabrać z sobą naczynia alabastrowego z wonnościami i wylać je na stopy Jezusa, tj. szczerze pozbyć się ulubionego grzechu, rozłączyć się z nim raz na zawsze i pokochać Zbawiciela z całego serca, a wtedy słowa pociechy przez Niego wyrzeczone słusznie będziesz mógł zastosować do siebie: „Ponieważ wiele miłowałeś, wiele ci będzie wybaczone; wiara twoja zbawiła cię”.

Footnotes:

1

Łuk. VII. 39–56.

2

Łuk. X. 44.

3

Jan. XI. 32.

4

Mat. XXVI. 10. 13.

5

Jan. XX. 13.

6

Jan. XX. 15.

Tags: św Maria Magdalena „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Marta św Łazarz nawrócenie pokuta Ewangelia dziewica
2020-07-21

Św. Praksedy, Dziewicy

Żyła około roku Pańskiego 164.

(Żywot jéj był napisany przez księdza nazwiskiem Pastor, który ją pochował.)

Święta Prakseda rodem Rzymianka, żyła w drugim wieku chrześcijaństwa, w owych to czasach najżywszéj pomiędzy świeżo nawróconymi chrześcijanami wiary, lecz oraz i w czasach srogiego téjże wiary świętéj wyznawców, prześladowania. Kościoł Boży, świeżo wtedy założony, na Zachodzie szerzyć się zaczął, użyźniony krwią nietylko swoich pierwszych założycieli książąt apostołów świętych Piotra i Pawła, lecz i kilku już po świętym Piotrze następujących Papieżów. Byłoto bowiem za panowania cesarza Marka Aureliusza, kiedy święci Lin, Klet, Klemens, Anaklet i Hygin już za Chrystusa umęczeni byli, a wkrótce i zasiadającego podówczas na stolicy Apostolskiéj Piusa I, ich godnego następcę, tenże los miał spotkać.

Ojcem świętéj Praksedy był Pudencyusz jeden z pierwszych senatorów Rzymskich, potomek znakomitego rodu a przytém bardzo zamożny. Matka jéj miała imię Serwilla, i także ze znakomitéj i zamożnéj rodziny pochodziła. Było ich kilkoro z rodzeństwa; nasza Święta miała dwóch braci: Nowacyana i Tymoteusza i siostrę Pudencyannę, którzy podobnież jak ona w liczbie Świętych przez Kościoł są umieszczeni. Cała ta błogosławiona rodzina, nawrócona została do wiary chrześcijańskiéj, przez samego książęcia Apostołów, wkrótce po przybyciu jego do Rzymu. Dom téż rodziców Praksedy, od téj chwili stał się wzorem życia chrześcijańskiego, i tak ona jak i jéj bracia i siostra, najbogobojniéj byli wychowani. Potajemnie lecz regularnie, uczęszczała cała ta rodzina na obrzędy religijne, odprawiające się skrycie albo po jaskiniach za miastem, albo w samém mieście w katakumbach, to jest podziemnych umyślnie na to przez chrześcijan pourządzanych kapliczkach, albo nawet i po domach prywatnych, w których starano się czynić to bez wiedzy pogan. Przytém, ponieważ Pudeneyusz i Serwilla, chociaż bardzo zamożni, lecz że żywo przejęci zasadami chrześcijańskiemi, nie prowadzili życia wystawnego i dzieci swoje do tego wzwyczajali, więc tém łatwiéj im było wielkie czynić jałmużny, i spełniać wszelkiego rodzaju uczynki miłosierne. Nie wyłączali od tego i pogan, i z tego powodu w szczególnéj byli czci i poważaniu u mich; lecz głównie wspierali nowonawracających się chrześcijan, z których wielka liczba będąc zmuszona kryć się przed prześladowaniem, pozbawioną zostawała przez to wszelkiego sposobu utrzymania życia.

Po śmierci rodziców, święta Prakseda w ślady ich wiernie wstępowała; owszem, zerwawszy wszelkie ze światem stosunki, sprzedała swoje dobra aby cały majątek rozdać na biednych, i tém swobodniéj poświęcić się już tylko bogomyślności i miłosiernym uczynkom. Całe dnie spędzała albo na modlitwie i czytaniu ksiąg pobożnych, albo na obsłudze tych, którzy za wiarę cierpieli. Odwiedzała po więzieniach Męczeników, opatrywała ich rany poniesione na mękach, którym zwykle ulegali przed ostatecznym wyrokiem śmierci. Sama im usługiwała, całe noce na tych świętych zajęciach spędzając. Zachęcała ich do wytrwałości, a gdy już wiedzeni byli na śmierć, dodawała męstwa, przypominając nagrody jakie ich czekają w Niebie, i rozbudzając w ich sercu najgorętszą miłość do Jezusa, który pierwszy za nas umarł aby i nas nauczył, gdy tego potrzeba, życie za Niego wydać. Wraz z siostrą swoją świętą Pudencyanną, zabierała ciała już pomordowanych za wiarę, i te z największą czcią grzebała, a to najczęściéj we własnym domu, gdzie tém łatwiéj było jéj ukryć się z tém przed poganami. Późniéj na témże miejscu wzniesiono kościoł. Po dziś dzień można w nim widzieć otwór w ścianie, przez który te dwie święte siostry wciągały w nocy ciała Męczenników, które się im udawało unieść z miejsca, gdzie byli zamęczeni, i wyrwać z rąk katów.

Lecz jeśli dla jakich powodów nie mogły tego uczynić w ten sposób, wtedy chowały świętych wyznawców w katakumbach. Byłyto pieczary, głęboko pod ziemią umyślnie na to przez chrześcijan wykopywane najtajemniéj, mające wejścia i w niektórych miejscach otwory, dla wpuszczania powietrza, a i jedno i drugie tak ukryte, aby tego poganie wyśledzić nie mogli. W późniejszych wiekach, pieczary te zasypane zostały, a potém odkryte i do obecnych czasów odkrywają ich coraz więcéj. Znanych dotąd, a które każdy z pobożnych pielgrzymów w Rzymie zwiedzać; może, jest już tak wiele, że długość ich zajmuje około naszych mil dwieście, czyli wiorst tysiąc pięćset, a wiele pozostaje jeszcze nieodkopanych. Liczba zaś ciał świętych Męczenników dotąd wynaleziona, dochodzi do sześciu milionów 1. Pieczary te mają zwykle jakby rodzaj korytarzów, szerokości wystarczającéj na wygodne przejście jednéj osoby, i tylko wysokie jak słusznego wzrostu mężczyzna. Po obu ich ścianach, byli grzebani męczennicy, z wypisaniem ich nazwiska i zamieszczeniem ciał, i krwiich w mękach przelanéj, a w małych flaszeczkach, tamże zachowanéj. W różnych zaś miejscach, z takich korytarzów wchodziło się do obszernych pieczar, które służyły za kaplice, gdzie odprawiały się Msze święte, bywały kazania, wierni spowiadali się i do Komunii świętéj przystępowali. W niektórych po dziś dzień widzieć można ołtarze, na ścianach malowidła religijne, siedzenia dla Biskupów, i miejsca gdzie księża słuchali spowiedzi.

Otóż, tam także święta Prakseda uczęszczała na obrzędy kościelne: lecz gdy dla różnych powodów musieli chrześcijanie wstrzymywać się niekiedy od zgromadzania się w te miejsca a łatwiéj im przychodziło zbierać się skrycie, chociaż nie w wielkiéj liczbie, po większych domach osób zamożniejszych, które poświęciły się na ten rodzaj wielkiego niebezpieczeństwa – wtedy i święta Prakseda dom swój na cel takowy przeznaczyła. Wiedziała dobrze czém jéj to grozić mogło, lecz jak drugich zagrzewała do osiągnienia korony męczeńskiéj, tak i sama do niéj wzdychała, prosząc tylko Boga, jeśli ją do tego szczęścia przeznaczał, aby jéj i łaski, do wytrwałości w poniesieniu za Niego śmierci, nie odmówił. To téż pałac jéj, stał się miejscem głównéj schadzki wiernych, dla odbywania świętych obrzędów. A że był bardzo obszerny, i przez to więcéj niż w innych zbierać się mogło chrześcijan, że przytém za staraniem Praksedy, święte obrzędy okazaléj tam niż gdzieindziéj odbywać się mogły, więc i sam Papież Pius I, u niéj najczęściéj sprawował przenajświętszą Ofiarę. Tam także miewał kazania, i wraz z innymi duchownymi tak Biskupami jak i Kapłanami, udzielał wiernym Sakramenta święte.

Łatwo wystawić sobie, jak z tego radowała się święta Prakseda, tém bardziéj iż mając w domu własnym tyle pomocy religijnych tém łatwiéj było jéj przypuszczać do nich uboższych chrześcijan, których potrzeby duchowne, szczególnie miała na sercu. Jak bowiem zaopatrywała ich doczesną jałmużną, tak jeszcze więcéj dbała o dobro i pożytek ich duszy. Zamożniejsi łatwiéj mogli zaradzać w tém sobie, czy to wydalając się z Rzymu do miejsc gdzie prześladowanie mniéj było czujném i srogiém, czy do własnych domów sprowadzając pokryjomu kapłanów: lecz ubodzy i jednego i drugiego pozbawieni byli. Tych więc zwykle zbierała do siebie na kościelne nabożeństwa Święta Prakseda, a szczególnie gdy sam Papież lub inni Biskupi udzielali Sakrament Bierzmowania, tak wtedy szczególnie potrzebny, jako obdarzający łaską mężnéj wytrwałości w wierze, właśnie co chwila na najcięższe próby wystawionéj.

Tymczasem, prześladowanie pod cesarzem Markiem Aureliuszem, wzmagało się coraz bardziéj. Nasza Święta podwajając poświęcenia i gorliwości, biegała od więzienia do więzienia, ledwie wystarczające na tylu nieszczęśliwych jęczących w kajdanach i srodze męczonych. Krew lała się strumieniami, tysiące ofiar padało. Praksedę, jednak szczęście poniesienia śmierci za Chrystusa, któremu w Jego najwierniejszych sługach bezustannie służyła, omijało. Nie mogąc więc dłużéj patrzyć na taką klęskę Kościoła, gorąco prosiła Pana Jezusa, aby jeśli to zgodném jest z Jego wolą, wyrwał ją z tylu nieszczęść. Że zaś dusza jéj dojrzała już była do Nieba, wysłuchał ją Pan Bóg i wziął do Siebie dnia 21 Lipca, roku Pańskiego 164. Zwłoki jéj w grobie, gdzie spoczywał jéj ojciec i siostra, pochował kapłan nazwiskiem Pastor, który i żywot jéj opisał. Z domu jéj zrobiono kościoł, pod wezwaniem świętéj Praksedy; w wielkim ołtarzu są jéj relikwie, a w innych relikwie trzech tysięcy różnych męczenników, przeniesione z miejsc na których, podczas wielkiego prześladowania, naprędce grzebane były.

Pożytek duchowny

Widzisz wśród jakichto prześladowań i niebezpieczeństw, pierwotni chrześcijanie służyli Panu Bogu. Zbierali się na wspólne modlitwy, uczęszczali na kościelne obrzędy, przystępowali do Sakramentów świętych, chociaż niemal każdą razą, groziło im to śmiercią. Porównaj to z twoją oziębłością w spełniania obowiązków religijnych, chociaż tak wielkich w tém nie napotykasz trudności.

Modlitwa (Kościelna)

Wysłuchaj nas Boże nasz i Zbawco, i daj abyśmy przy doroczném obchodzie święta błogosławionéj Praksedy Dziewicy Twojéj, zapatrując się na przykłady jéj życia, w pobożności postęp czynili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 605–607.

Footnotes:

1

„I cimiteri nelle catacumbe millednecente di chilometri di longhesza, con sei millioni di sepolcri.” P. Marchi. Monumenti primit pag. 90 ed 1844.

Tags: św Prakseda „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica jałmużna św Piotr jałmużna bierzmowanie gorliwość
2020-07-20

Św. Małgorzaty, Panny i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 260.

Święta Małgorzata była jedyną córką pogańskiego kapłana Edezjusza w Antiochii Pizydyjskiej. Gdy matka rychło ją odumarła, oddano dzieweczkę na wieś do mamki, która ją potajemnie wychowała w wierze chrześcijańskiej. Uposażona hojnie od Boga rozlicznymi zaletami duszy i ciała, wyćwiczona w skromności i miłości Bożej, wyrosła na pobożną, rozumną i niezwykle urodziwą dziewicę.

Ojciec, zabrawszy ją z powrotem do domu, był bardzo zadowolony z jej postępowania, nietrudno jednak wyobrazić sobie jego przerażenia, gdy spostrzegł, że Małgorzata chodzi nocami na zgromadzenia chrześcijan. Rozgniewany zażądał wyjaśnienia. Nieulękła Małgorzata rzekła łagodnym głosem: „Tak jest, kochany ojcze, znam Chrystusa i miłuję Go z całego serca“. Ojciec zaklinał ją na wszystkie bogi, aby się wyrzekła nowej wiary. „Drogi ojcze — odpowiedziała dziewica — szczerze się modlę, abyś i ty przejrzał i dostąpił szczęścia poznania prawdziwego Boga“. Rozjątrzony kapłan posunął się do łajań, obelg i srogich pogróżek, a nawet chłost i zniewag, ale wszystko nadaremnie; wreszcie kazał ją odstawić na wieś, sądząc, że ciężka praca złamie jej opór. Małgorzata radowała się, iż znosi poniżenie dla Chrystusa i chociaż chodziła w łachmanach i upadała pod brzemieniem pracy, była spokojna i wesoła.

Sprzykrzywszy sobie wreszcie czekanie, przywołał ją ojciec do siebie, ponawiając pieszczoty i pogróżki. „Nigdy — odparła Małgorzata — nie wyprę się Chrystusa Pana, Zbawiciela mojego. Gotowam raczej krew zań wylać, tak jak On swoją za mnie wylał“. Nie posiadając się z gniewu, pobiegł kapłan do starosty Olibriusza i oskarżył ją przed nim o zmianę wiary. Oczarowany jej urodą Olibriusz, w ten sposób do niej przemówił: „Wyznać ci muszę, że cię żałuję. Jeśli cię bogowie uposażyli tak czarującymi wdziękami, bądźże im za to wdzięczną. Miłość moja uszczęśliwi cię, miejże zatem rozum i wybieraj, co wolisz, wysokie stanowisko, lub śmierć”. „Już jestem narzeczoną i oblubienicą Chrystusa — odrzekła dziewica. — Nie wyrzeknę się więc Niebios, aby pozyskać pył ziemski”. Rozsrożony tą odpowiedzią tyran kazał ją wziąć na tortury, siec rózgami, żelaznymi grzebieniami zdzierać jej ciało z piersi, rąk, pleców i nóg i tak się nad nią znęcać, że lud patrzący na to począł szemrać. Nasyciwszy swoją wściekłość, kazał ją starosta zamknąć w więzieniu, aby jej dać czas do namysłu.

W ciemnościach więziennych dziękowała święta Dziewica Bogu, że ją dopuścił do za szczytu męczeństwa i że udzielił jej łaski wytrwałości, gdy wtem zbliżył się do niej straszliwy nieprzyjaciel. Podanie mówi, iż napadł ją w podziemiu więziennym kusiciel w przerażającej postaci smoka ognistego i sycząc rzucił się na nią, jakby ją chciał pożreć; ale bohaterka chrześcijańska spojrzała nań z uśmiechem, przeżegnała się i ze słowami psalmisty na ustach: „Po żmii i po bazyliszku chodzić będziesz” (Ps. 90) śmiało postawiła nogę na karku potwora. Smok skręcił się w kłębek i skomląc zniknął, po czym dziwna światłość ogarnęła celę więzienną. Serce jej napełniło się niebiańską pociechą, straszne rany zagoiły się nagle, i przez całą noc śpiewała pieśni na cześć swego Boga. Gdy nazajutrz doniesiono Olibriuszowi, że Męczenniczka nie tylko jeszcze żyje ale i śpiewa, kazał ją przy wieść przed siebie. Jakież było zdumienie obecnych, gdy spostrzegli, że Małgorzata nie poniosła szwanku na ciele, że jest piękniejsza niż dawniej i że z obliczem jaśniejącym radością staje przed trybunałem sądowym. Starosta, płonąc ku niej miłością zmysłową, zaczął jej schlebiać: „Jesteś zaiste ulubienicą bogów. Cudem cię wyleczyli i pragną widocznie, abyś jako córka ich kapłana nie umierała tak rychło. Bądź im za to wdzięczna i oddaj im hołd powinny”. Dziewica, uniesiona szlachetnym oburzeniem, odrzekła: „Mylisz się! Nie jest to sprawa twych martwych bałwanów. Jezus Chrystus tylko mocen jest wyleczyć ciało z ran a duszę z grzechów, i pokrzepić tych, co weń wierzą. Jemu będzie cześć i chwała po wieki wieków”.

Tego było już zanadto zagorzałemu okrutnikowi, kazał przeto położyć dziewicę na blachach rozpalonych do czerwoności i odezwał się do niej z szyderczym urągowiskiem: „Chwal teraz twego Chrystusa, którego oblubienicą się mienisz; mów Mu, aby ci pomógł i oswobodził cię od ognia! Lecz może się jeszcze namyślisz i rada będziesz, jeśli ja będę dla ciebie łaskawszy od twego mniemanego oblubieńca?" Małgorzata z niebiańskim spokojem odparła: „Drwij sobie, jak ci się podoba. Męczarnie z twej ręki niedługo potrwają, pamiętaj wszakże, iż ciebie za wszystkie te prześladowania wyznawców Chrystusa nie minie ogień wieczny! Ten żar nie sprawia boleści mej duszy. Doskwiera tylko ciału, i to na krótką chwilę, a płomień piekielny trawić będzie ciało i duszę twoją zawsze, bez końca”. Olibriusz, chcąc się zemścić za te groźby, kazał przynieść ceber zimnej wody i wrzucić do niego na pół spaloną Małgorzatę, aby powiększyć jej boleści, ale w tej chwili zatrzęsła się ziemia, łańcuchy opadły z rąk i nóg Małgorzaty, znikły rany zadane jej przez oprawców i dał się słyszeć głos z Nieba: „Chodź, oblubienico Chrystusowa, weź wieniec, który ci Pan zgotował na zawsze!” Wielu obecnych, przerażonych tym oczywistym cudem, wyznało że i oni dzielą wiarę w potężnego i miłosiernego Boga, którego czci Małgorzata, i że są gotowi śmierć ponieść za Niego.

Starosta, nie wiedząc co począć, chwycił się ostateczności i skazał Małgorzatę na ścięcie. Z jaśniejącą twarzą uklękła dziewica na rusztowaniu, złożyła Bogu dzięki, pomodliła się za Kościół, kraj rodzinny, sędziów, schyliła głowę pod miecz katowski i odała Bogu ducha w roku 275. Nad jej grobem wybudowano wspaniały kościół.

Nauka moralna

Poznanie prawdziwego Boga i miłość ku Niemu była dla tej srogo udręczonej i okrutnie umęczonej dziewicy najpewniejszą drogą do Nieba. Z krótkiego rysu jej żywota wynika i dla nas zbawienna nauka. Abyśmy pokuszeniami i strapieniami, jakie nas otaczają, nie dali się sprowadzić na manowce, pamiętajmy:

  1. Że sam tylko Jezus Chrystus jest rzeczywistą i prawdziwą drogą do Nieba i szczęścia wiekuistego. W nieograniczonym miłosierdziu swoim, pragnąc podźwignąć rodzaj ludzki z grzechu i upadku, postanowił Pan Nieba i ziemi poświęcić swego jednorodzonego Syna, „aby wszelki, kto wierzy weń, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (Jan 3, 16). Współistotny przeto Syn Boży zstąpił z Niebios na ziemię, aby nie tylko bolesną śmiercią zmazać grzechy nasze, ale aby żył między nami, znosił biedę, trudy, prześladowania, pościł i modlił się, płakał, smucił się i radował wespół z ludźmi, aby być wszystkim przewodnikiem i wskazywać im drogę do Nieba. Ojciec przedwieczny stwierdził to słowami: „Ten jest Syn Mój miły: Jego słuchajcie” (Łuk. 9, 35). Sam zaś Chrystus powiedział: „Jam jest droga i prawda i żywot” (Jan 14, 6), a święty Piotr oświadczył: „Albowiem na to wezwani jesteście, bo i Chrystus cierpiał za nas, zostawiając wam przykład, abyście naśladowali tropów Jego” (1 Piotr 2, 21).
  2. Jezus Chrystus jest jedyną drogą do Nieba i nie ma innej drogi jak tylko naśladowanie Jego. Ojciec niebieski mówi u Łukasza św. w rozdz. 9, wierszu 35: „Jego słuchajcie”, tj. nie zważajcie na pochwały lub nagany ludzkie, na blask złota lub pokusy świata, gdyż te rzeczy nie nasycą serc waszych i rozejdą się jak dym, lecz trzymajcie się tego, który jest prawdą i miłością. Naśladujcie św. Małgorzatę, która nie ulękła się ognia ziemskiego, nie przychyliła się do życzeń ojca i nie przestraszyła się pogróżek Olibriusza, bo nadzieję pokładała jedynie w żywym Bogu. Tylko Zbawiciel bowiem jest jedyną drogą, wiodącą do Nieba, a jedynym zamiarem, jaki Bóg miał, wybierając i powołując nas do chrześcijaństwa, był ten, abyśmy się starali być podobnymi Jego Synowi. Nie schodźmy przeto z tej drogi i nie wypierajmy się nigdy Jezusa Chrystusa.

Modlitwa

Święta Małgorzato, Męczenniczko Pańska, któraś w mocnym zaufaniu ku Bogu pokonała złego ducha i zniweczyła chytre jego zamysły, uproś nam łaskę u Boga, abyśmy również wszelkim nagabywaniom i pokusom jak najusilniej opierać się mogli, a tym samym wiecznej zguby i zatracenia uniknęli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi. Amen.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1937), s. 577–579.

Tags: św Małgorzata „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik
2020-07-20

Św. Hieronima Emiliana, Założyciela Zgromadzenia Somasków

Żył około roku Pańskiego 1537.

(Żywot jego wyjęty jest z jego Bulli kanonizacyjnéj).

Święty Hieronim ze świetnego rodu Emilianów magnatów Weneckich pochodzący, urodził się w tém mieście roku Pańskiego 1481. W dzieciństwie okazywał bardzo dobre skłonności, a obdarzony bystrém pojęciem, w naukach znaczny postęp uczynił. Zaledwie miał lat szesnaście gdy podczas wojny którą prowadzili Wenecyanie, pomimo łez matki, wstąpił do wojska. Wkrótce pobożne zasady jakie wyniósł z domu, zatarły się w jego sercu, i Hieronim oddał się życiu jakie zwykle, z wielką szkodą i niebezpieczeństwem dla duszy, wiodą wojskowi. Upomnienia nawet matki i starszych braci, nie skutkowały wcale. Po skończonéj wojaczce, wrócił do rodziny, lecz się nie zmienił, i takim zastała go i druga wojna téj rzeczypospolitéj z Niemcami, w któréj powtórnie zaciągnął się w szeregi, mając już lat dwadzieścia siedem. Był bardzo waleczny, więc Senat Wenecki zwierzył mu obronę twierdzy Kastel-nowo, a którą pomimo mężnéj obrony Hieronima, nieprzyjaciel zdobył, i wraz z pozostałą załogą i jego wziąwszy do niewoli, zamknął okutego w kajdany u nóg, rąk i szyi, i z ciężką kulą do nóg uwiązaną, do ciemnego więzienia. Trzymano go przytém o chlebie i wodzie.

Lecz tam właśnie czekała go łaska Boża. Widząc się co chwila zagrożonym śmiercią, przerażony myślą że z ciężkiemi grzechami stanie na sąd Boski, gorzko zapłakał, i zaczął goraco sie modlić do Matki Bożéj, do któréj jako Matki Bolesnéj, pomimo wielkich zboczeń swoich, miał zawsze szczególne nabożeństwo. Skruszony z całego serca, zrobił ślub: że jeśli ujdzie tą razą śmierci, poprawi się zupełnie, i odbędzie pieszo i boso pielgrzymkę, do cudownego obrazu przenajświętszéj Panny w Trewizie. Owóż zaledwie ślub ten uczynił, aż oto więzienie jego napełniła światłość niebieska, stanęła przed nim Matka Boża, dała mu klucz do otwarcia i kajdan i drzwi więziennych, kazała mu wyjść, i sama przeprowadziła go przez straże i wojsko nieprzyjacielskie, aż do bram Trewizy. Wszedłszy do miasta, Hieronim udał się prosto do kościoła gdzie go wszyscy zdziwieni poznali, złożył u stóp ołtarza klucze swego więzienia i kajdany, zawiesił u sufitu ogromną kulę, którą miał przy nogach, a potém kazał urzędowemu notaryuszowi spisać całe to zdarzenie i wymalować obraz który je przedstawia.

Po zawarciu pokoju z Niemcami, Senat Wenecki wynagradzając waleczność Hieronima w obronie twierdzy Kastel-nowo, na lat trzydzieści oddał w dziedzictwo to miasto rodzinie Emilianów, a jego zamianował Wielkorządcą całéj prowincyi do okręgu twierdzy należącéj. Lecz Święty, niedługo ten wysoki urząd piastował. Postanowiwszy już wyłącznie poświęcić się Bogu, zrzekł się się téj godności, i przybywszy do Wenecyi wiódł życie pokutne, i tylko bogomyślności i miłosiernym uczynkom oddane. Wyrzekł się zupełnie wystawności wśród któréj żył dotąd, i trapił ciało najściślejszemi postami i wszelkiemi rodzajami najostrzejszych umartwień. Wstawał wśród nocy, i większą jéj część trawił na modlitwie. Dnie całe spędzał w kościele, albo na obsłudze ubogich chorych po szpitalach. Podczas klęski ciężkiego głodu panującego w całych Włoszech, rozdał na ubogich co posiadał, i ostatnie sprzęty na ten cel posprzedawał. Dom jego zamienił się w wielki szpital, w którym utrzymywał ogromną liczbę ubogich, i najtroskliwiéj im sam usługiwał. Po klęsce głodu, nastąpiło morowe powietrze. Święty tak się poświęcił usłudze i ratowaniu chorych, że i sam niém rażony został. Przyjął ostatnie Sakramenta i był już umierającym, lecz uprosił sobie u Pana Boga, aby jeszcze dłużéj i ostrzéj mógł pokutować za dawne grzechy swoje. Wyzdrowiawszy, z większą jeszcze gorliwością wziął się do dzieł miłosierdzia, tém bardziéj że po téj nowój klęsce, mnóstwo sierót w ostatniéj pozostało nędzy, i przez to wystawione było na tém łatwiejsze zepsucie. Święty Hieronim najął gmach obszerny, urządził tam dla nich szkoły i zaopatrzył we wszelkie pomoce religijne.

W tym świętym zawodzie, zaczęło przyłączać się do niego coraz więcéj pobożnych towarzyszy, z pomiędzy których pierwszymi byli dwaj jego przyjaciele: święty Kajetan z Tienny i Piotr Karafa (Caraffa) późniejszy Papież Paweł IV. Rada miejska, powierzyła mu zarząd głównego szpitala. Wkrótce zaś, miłosierdzie jego i daléj sięgać poczęło. Poruczywszy dozór założonych przez niego zakładów w Wenecyi swoim towarzyszom, udał się do Padwy, a potém do Werony, i tam podobneż pourządzał. W tém ostatniém mieście, przez długi czas żył wśród żebraków, razem z nimi prosząc o jałmużnę, aby przez to bliżéj się z nimi zapoznawszy mógł zbawiennie wpływać na nich. Ztamtąd przeniósł się do Bergamu, i tam założył dwa domy przytułku dla sierót, jeden dla chłopczyków drugi dla dziewczynek.

Lecz co go najwięcéj kosztowało trudu i zachodu, założył dom schronienia dla kobiet ze złego życia nawracających się. Po wielu trudnościach dokonał tego i nadał dla zgromadzonych tam niewiast mądre i święte ustawy, utwierdzające je w przedsięwziętéj poprawie.

Dziećmi biednemi po miastach i wioskach opiekował się najszczególniéj, i nietylko wspierał ich nędzę, lecz pilnie kształcił ich dusze. Kochał je serdecznie, i taką ufność pokładał w ich niewinności, że gdy miał na sercu jaką ważniejszą sprawę, wybierał czworo sierót niemających lat siedmiu, i z niemi się modląc na tę intencyą, zawsze skutku ich modlitw doznawał.

Mając już znaczną liczbę wspólników w tych swoich czynach miłosierdzia chrześcijańskiego, i widząc jak Pan Bóg błogosławił ich pracom, umyślił zawiązać stałe Zgromadzenie, i przepisać im stosowne do ich zajęć i poświęcenia się Ustawy. W tym celu, osiadł z kilku towarzyszami w małéj wiosce w okolicach miasta Bergamo zwanéj Somasko, i tam urządzili się jako Zgromadzenie kleryków zakonnych, od miejsca swojego pierwotnego pobytu Somaskami zwanych.

Przy tym głównym domu swoim, założył wielką ochronę dla sierót, których bracia pilnowali i kształcili w religii i naukach. Prócz tego chodzili i po okolicznych wioskach dla uczenia dzieci, doglądania chorych, a podzielając pracę z różnymi wyrobnikami, korzystali z téj sposobności aby ich w religii oświecać i do pobożnego życia nakłaniać. Sam święty Hieronim, dawał im w tém wszystkiém przykład, i nikt mu w gorliwości i poświęceniu się nie wyrównywał. Miał zwyczaj w porze robót wieśniaków w polu, przyłączać się do nich. Razem z nimi pracując, uczył ich katechizmu, wykładał najważniejsze tajemnice wiary, usposabiał do dokładnych spowiedzi, a przytém mając głos bardzo dźwięczny, śpiewał z nimi pobożne pieśni, i przez to oduczał śpiewek nieprzyzwoitych, których sobie niekiedy pozwalali. Chorych po chatach doglądał, sam opatrywał ich rany, i szło mu to tak szczęśliwie, że powszechne było przekonanie, iż posiadał cudowną łaskę uzdrawiania najzjadliwszych wyrzutów. Małe dziatki pielęgnował jak najtroskliwsza matka: przewdziewał je, umywał, biedniejszym przynosił odzienie, a obok tego uczył paciorka i zaszczepiał w ich młodych sercach, nietylko wiarę lecz i pobożność, którą mu wielka ich liczba, na całe już potém życie zawdzięczała.

Znalazłszy, w okolicach wioski Somuska, jaskinię na wysokiéj górze w odosobnioném miejscu, przemieszkiwał w niéj od czasu do czasu, i tam wiódł życie dawnych pustelników egipskich. Biczował się do krwi, całe dnie spędzał bez żadnego posiłku, większą część nocy obracał na ćwiezenia bogomyślne, na kamieniu zażywając krótkiego spoczynku, z gorzkiemi łzami opłakując nieprawości młodego wieku. W głębi téj jaskini, po dziś dzień wytryskuje źródło, którego zjawienie się przypisują jego modlitwom. Dotąd użycie téj wody, chorym cudownie zdrowie przywraca.

Zgromadzenie założone przez świętego Hieronima, szybko rozszerzyło się i po innych krajach. Uczniowie jego, z czasem nie ograniczali się już na nauczaniu biednych sierot i obsłudze wieśniaków, lecz powoływani zostali do kształcenia młodzieży po szkołach publicznych, akademiach i seminaryach. Sam zaś Święty ich założyciel, miał szczęście i życie położyć w usługach miłosiernych, którym się z tak niezmordowaną gorliwością oddawał.

Wydalił się był w interesach swojego zgromadzenia do Medyolanu i Wenecyi, gdy w okolicach Bergamu znowu wybuchło morowe powietrze. Wrócił co prędzéj do braci, aby z nimi podzielać niebezpieczeństwo, i dotkniętym powietrzem przyjść w pomoc. Według swego zwyczaju, poświęcił się im na usługi wszelkiego rodzaju. Dzień i noc był przy nich, dogłądając, ratując, a szczególnie o duszy ich pamiętając. Na własnych barkach nosił ich do szpitala przy jego klasztorze będącego, i nakoniec sam morową zarazą dotknięty, w dniu który dawno był przepowiedział oddał Bogu ducha. Umarł 8 Lutego roku Pańskiego 1537, mając lat pięćdziesiąt sześć. W poczet Świętych policzony został przez Papieża Klemensa XIII, który święto jego na dzień dzisiejszy wyznaczył.

Pożytek duchowny

Wczoraj czytałeś żywot ubogiego kapłana, który sam nic nie posiadając, miliony wydał na ubogich i zakładami dobroczynnemi świat cały zbogacił. Dziś masz żywot bogatego pana, który milionów się wyrzekł rozdając je biednym, a potém sam im służył. Jesteś albo zamożny, albo niedostatni, naśladując chociaż w małéj części jednego albo drugiego.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś świętego Hieronima, dla pomocy dusz w chwili konania walczących, szczególnym przywilejem miłości ozdobił; za jego zasługami prosimy, wléj w nas Ducha Twojéj miłości, abyśmy w godzinę śmierci wroga duszy naszéj zwyciężyć i korony niebieskiéj dostanić mogli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 602–604.

Tags: św Hieronim Emiliani „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna żołnierz Maryja miłość bliźniego
2020-07-20

Bł. Czesława, Wyznawcy

Żył około roku Pańskiego 1242.

Błogosławiony Czesław Odrowąż był bratem św. Jacka. Przyszedł na świat w Kamieniu na Śląsku w roku 1185. Już jako dziecię zasłynął z pobożności i niepokalanej czystości obyczajów. Najmilszym jego zajęciem było gromadzić około siebie dzieci i miewać do nich kazania, zachęcające do cnoty i pobożności. Było to zapowiedzią przyszłej jego gorliwości w opowiadaniu Słowa Bożego. Ponieważ pilnie przykładał się do nauk, wysłano go do Włoch, gdzie tak się odznaczył, że po kilku latach uzyskał stopień doktora praw. Przestrzegał też ściśle czystości obyczajów, a ilekroć odzywały się w nim żądze, uciekał się do modlitwy i mówił do siebie: „Walcz dzielnie i pokonuj nieczyste chuci, Czesławie, z małej bowiem iskry łatwo może powstać pożar wielki.”

Po powrocie do Polski mianowany został kanonikiem przez stryja, biskupa Iwona Odrowąża. Wkrótce potem pojechał wraz z nim i z bratem Jackiem do Rzymu, gdzie z rąk św. Domini ka przyjął habit \ zakonny. Zapatrując się na tego świętego zakonodawcę, niezadługo doszedł w postach, modlitwie, umartwieniu ciała, pokorze i posłuszeństwie do tak wysokiego stopnia doskonałości, że stał się przedmiotem powszechnego podziwu i wzorem godnym naśladowania.

Wyjechawszy z Rzymu, udał się Czesław najpierw do Pragi, stolicy pobratymczych Polakom Czechów, gdzie z wielkim skutkiem opowiadał słowo Boże i wielu zatwardziałych grzeszników nawrócił na drogę cnoty. Za jego też sprawą założony został w mieście tym klasztor dominikanów, do którego tak tłumnie cisnąć się poczęła młodzież i starsi, że wkrótce liczył stu zakonników. Dwudziestu sześciu z nich poszło niebawem głosić słowo Boże do Bośnii i przypłacili swą gorliwość śmiercią męczeńską.

Później zwiedził Czesław pieszo prawie cały Śląsk, nawołując wszędzie do poprawy życia i pokuty. Praca jego nie była bezowocna, gdyż bardzo wielu porzucało drogę grzechu i nieprawości i wstępowało na drogę cnoty. Przybywszy do Wrocławia, postarał się i tutaj o założenie klasztoru dominikańskiego. Osiadłszy w nim, cale dni trawił na posługach duchownych, już to odprawiając nabożeństwo, już też siedząc w konfesjonale i miewając kazania. W nocy większą część czasu trawił na rozmyślaniach i modlitwach. Umartwienie ciała posuwał do tego stopnia, że nieraz aż do krwi się biczował.

Nic dziwnego, że już za życia działał liczne cuda. Pewnej matce utonęło dziecię w rzece Odrze. Ciało znaleziono dopiero po ośmiu dniach, ale ufna w modlitwy i cudotwórczą moc Czesława, bieży niewiasta do klasztoru i prosi świątobliwego zakonnika, aby wskrzesił chłopca. Pobożny kapłan padł na kolana i gorąco się modlił, po czym rozkazał dziecku, by ożyło. I oto pacholę powstało żywe i zdrowe jak dawniej.

W roku 1241 Tatarzy, naród dziki, plondrując po całej polskiej ziemi, obiegli także Wrocław. Wrocławianie schronili się do zamku, ale mocno się lękali, gdyż mieli za mało wojska ku obronie i szczupłe zapasy żywności, udali się tedy do Czesława z prośbą o ratunek. Ten, padłszy na kolana, polecił miasto opiece Boskiej, po czym wyszedł na wały. Nagle ukazała się nad jego głową płomienista kula, która pędząc na tatarski obóz, tak pohańców przeraziła, że odstąpili od miasta.

Gdy go obrano prowincjałem, tj. zwierzchnikiem wszystkich klasztorów dominikańskich w królestwach polskim i czeskim, począł Czesław pieszo zwiedzać wszystkie klasztory, rozsiane po tych krajach. Władzy swej nigdy nie nadużywał, lecz miłością i dobrym przykładem starał się braci zakonnych zachęcać do wzorowego życia i przestrzegania reguły zakonnej.

Nadeszła nareszcie chwila, kiedy miał pośpieszyć po oczekujący go w Niebie wieniec. Przed śmiercią zwołał zakonników, a upomniawszy ich, aby na włos nie odstępowali od nadanej im przez świętego Dominika reguły zakonnej, oddał Bogu ducha w roku 1242 i pochowany został we Wrocławiu w kościele dominikanów. Papież Klemens XI zaliczył go w poczet Błogosławionych, a Klemens XII pozwolił, aby mu oddawano cześć na ziemiach polskich.

Nauka moralna

Niebezpieczeństwa, które czyhają na człowieka w świecie, porównać można do burzy morskiej. Pochodzą one z naszych namiętności, ze złego towarzystwa, od nieprzyjaciół naszych, jakimi są świat, ciało i czart, albo z niedbalstwa. Cóż trzeba czynić w podobnych razach? Trzeba na wzór uczniów Chrystusowych zbliżyć się do Zbawiciela, trzeba Go budzić szczerą modlitwą. Zdaje się On być śpiącym i jakoby nie widział twego niebezpieczeństwa, trzeba więc bez ustanku wołać do Niego: „Panie ratuj mię, bo ginę!” Jeśli zaś pokusa nie ustąpi po modlitwie, upadnij do nóg Chrystusowych, oddaj się Jego Opatrzności i nie lękaj się burzy. Bądź pewny, że ona wnet ustąpi, bo Jezus powstanie, uśmierzy wiatry i przywróci pogodę.

Mała iskra często bywa przyczyną wielkiego pożaru. Mała nieuwaga wobec pokus, zwłaszcza zmysłowych, niejednego już do zguby wiecznej przywiodła. Dlatego też Święci Pańscy tak wielce się strzegli tych pokus, i z tej przyczyny uważał je błogosławiony Czesław jakby za iskry piekielne, które niewinnemu sercu zgubę przynieść mogą. Potrzeba tedy czuwać, aby się oprzeć nieprzyjaciołom duszy, należy czuwać, aby nie wpaść w ich matnię. Czart, nieprzyjaciel chytry i okrutny, który na duszę naszą ma tysiące sposobów, pobudza nas, abyśmy więcej czuwali nad naszym zbawieniem, niźli nad zgubą naszą. Czemuż tedy tak spokojnie żyjemy bez troski o zbawienie naszej duszy, kiedy czart ani chwili nie traci, aby nas zgubić?

Czuwaj i ty, miły Czytelniku, nad zmysłami, jeśli niewinności dochować pragniesz. Łatwo ugasisz małą iskrę, niełatwo wszakże uchronisz się od nieszczęścia, gdy z tej iskry małej na pozór już pożar piekielny powstanie w twej duszy.

Modlitwa

Boże, który św. Czesława dziewiczą czystością ozdobionego i gorliwością zbawienia dusz płonącego przez czyny świętości i rozszerzanie wiary w różnych narodach cudownym uczyniłeś, prosimy Cię, abyśmy za jego przyczyną zawsze w wierze wytrwali i do Ciebie, któryś jest jedynym sprawcą zbawienia wiecznego, za łaską Twoją dostać się mogli. Amen.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1937), s. 579–581.

Tags: bł Czesław Odrowąż „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Jacek Odrowąż czystość kazania
2020-07-19

Św. Wincentego z Pauli, Założyciela Zgromadzenia Księży Missyonarzy

Żył około roku Pańskiego 1660.

(Żywot jego wyjęty jest z procesu jego kanonizacyi.)

Święty Wincenty rodem z małéj wioski Pui (Poui), w południowéj Francyi, przyszedł na świat roku Pańskiego 1575. Rodzice jego bylito ubodzy wieśniacy, ale błogosławieństwem Bożém dostatni i bardzo pobożni. Dla tegoto późniéj, gdy święty Wincenty był w wielkiém znaczeniu, przez pokorę często powtarzał, ze jest synem prostego chłopa. Dzieekiem będąc gdy pasał trzody, już wielkie dla biednych okazywał miłosierdzie. Chléb który mu wydzielano kiedy wychodził w pole, oddawał ubogiemu skoro go spotkał. Pierwsze kilka złotych jakie z własnéj pracy zarobił, obrócił na wsparcie biednego.

Ojciec widząc w nim wielkie zdolności, oddał go do szkół. Niższe nauki pobierał w mieście Dax, a wyższe, w akademii Tuluzkiéj, gdzie słuchał wykładu teologii. Wstąpiwszy do stanu duchownego wyświęcony został na kapłana, i po świetnie zdanym egzaminie otrzymał stopień Doktora Teologii, co jednak tak starannie taił całe życie, że dopiéro po śmierci jego dowiedziano się o tém.

Niezwłocznie po przyjęciu wyższych święceń, otrzymał bardzo donośne probostwo, którego zrzekł się wkrótce, widząc innego księdza usilnie ubiegającego się o nie. Poznano się wtedy na jego wysokiéj cnocie i miał już zostać Biskupem, kiedy płynąc z Tuluzy do Marsylii wpadł w ręce korsarzy, którzy zawieźli go do Afryki, i zaprzedali muzułmaninowi, który dawniéj był chrześcijaninem. Po kilkoletniéj niewoli, święty Wincenty wsparty cudowną opieką Matki Bożéj, do któréj miał zawsze wielkie nabożeństwo, nawrócił swego pana i razem z nim do Europy przybywszy, najprzód udał się do Rzymu, dla zwiedzenia grobów świętych Apostołów.

Za powrótem do Francyi oddał się pod przewodnictwo duchowne księdza Beruela wielkiéj świątobliwości kapłana. Został proboszczem w Kliszy (Clychy), a potém w Szatylionie (Chatylion), gdzie jak najświęciéj obowiązki pasterza spełniał. Lecz że go niepokoiła odpowiedzialność za dusze mu powierzone, zrzekł się i tym razem obowiązków plebana i został nauczycielem przy dzieciach Jenerała Gondy, zarządzającego wszystkiemi więzieniami we Francyi. Widząc się tam wielką czcią otoczonym, potajemnie to miejsce opuścił, i wrócił tylko na wyraźny rozkaz swego ojca duchownego.

Jenerał Gondy, będąc świadkiem jak wiele dobrego czynił święty Wincenty dla dusz mieszkańców jego rozległych włości, zrobił go jeneralnym kapelanem wszystkich więzień. Święty spełniał te obowiązki z największą gorliwością, i z najzbawienniejszym skutkiem tak dla więźniów, jak i dla ich dozorców. Wkrótce potém święty Franciszek Salezy, powierzył mu zarząd duchowny Zakonnic Nawiedzenia przez siebie założonych. Sprawował on ten obowiązek przez lat czterdzieści tak święcie i tak pilnie, że to błogosławione grono dziewic nie doznało żadnego uszczerbku duchownego, przechodząc zpod przewodnictwa swojego założyciela, pod przewodnictwo tego drugiego Świętego. Błogosławiony Salezy mawiał o nim że nie znał świętszego od niego kapłana.

Razu pewnego, Wincenty miał na wsi do ludu bardzo licznie zgromadzonego kazanie o świętokradzkiéj spowiedzi. W skutek tego większa część słuchaczów rzuciła się do konfesyonałów, i z największą skruchą odbyła spowiedź z całego życia. Pewna wielka pani obecna temu, powzięła myśl, aby święty Wincenty, przybrawszy kilku kapłanów, mawiał kazania po wsiach dla biednego ludu potrzebującego oświecenia w religii, i na ten cel znaczne pieniądze zaofiarowała. Z początku chciał Wincenty skłonić do tego jakie zgromadzenie zakonne już istniejące, lecz gdy mu się to nie powiodło, przybrał kilku księży świeckich, i z nimi to święte dzieło rozpoczął.

To dało początek Zgromadzeniu księży Missyonarzy, które się w krótkim czasie po całym świecie katolickim rozszerzyło. Należący do niego, wykonywają proste śluby (vota simplicia) zatwierdzone przez Stolicę Apostolską, i obowiązują się ogłaszać słowo Boże prostemu ludowi, a szczególnie wieśniakom. Wincenty od pierwszéj chwili zawiązania tego Zgromadzenia, stał się dla braci swoich najwyższym wzorem gorliwości apostolskiéj, pokory, zaparcia i niezmordowanéj w tym zawodzie pracowitości. Zajął był w samych początkach dawny dom świętego Łazarza w Paryżu, i ztąd we Francyi Missyonarze jego Łazarystami są zwani.

Współcześnie z założeniem tego Zgromadzenia, wielki ten sługa Boży, założył Bractwo miłosierdzia z kobiet złożone. Zawiązał je gdy jeszcze był proboszczem w Szatylionie. W Paryżu wnet ono na większą skalę rozwijać się zaczęło, skoro do tego świętego dzieła znalazł Wincenty godną wspólniczkę w pannie Legra, osobie wielkiéj świątobliwości. Zadaniem tego pobożnego stowarzyszenia, było zbierać jałmużny, i osobiście nawiedzając ubogich po mieszkaniach, wspierać ich wedle potrzeby. Niektóre z tych pań jużto obawiając się chorób zaraźliwych, któremi dotknięci bywali ubodzy, już mając sobie przez mężów wzbronione chodzenie po ich mieszkaniach, przybierały służące, które je w tém wyręczały. Te pod przewodnictwem świętego Wincentego, spełniały nierównie lepiéj od pań swoich, włożony na siebie obowiązek. Wszędzie żądano mieć je do obsługi ubogich chorych, a szczególnie po szpitalach. Widząc to Wincenty, osobne zawiązał z nich Zgromadzenie, i to dało znowu początek zgromadzeniu Sióstr miłosierdzia, słusznie taką nazwą zaszczyconych.

Lecz i tego jeszcze nie dość było dla naszego Świętego: chciał on przyjść w pomoc w kształceniu młodych kapłanów. Założył więc kilka wielkich Seminaryów, i te zakłady takie jakie są dziś po różnych dyecezyach, od niego niejako biorą swój początek. Urządził także dla księży konferencye, czyli nauki i ćwiczenia przygotowawcze do przyjmowania święceń. Postanowił aby wszystkie domy jego Zgromadzenia miewały i takie zakłady, a przytém ułatwiały odbywanie rekolekcyi i dla osób świeekich.

Gdy się liczba braci zwiększyła, porozsyłał ich na missye nie tylko po różnych częściach Francyi, lecz pozakładał swoje domy we Włoszech, w Polsce, w Szkocyi, Irlandyi, a nawet aż w Indyach.

Po zgonie Ludwika XIII, którego na śmierć usposabiał, został przyzwany przez królowę Annę Austryacką, rządzącą państwem w małoletności Ludwika XIV, do zasiadania w najwyższéj radzie. Długo w niéj urzędował, i za jego wpływem wszystkie Dyecezye i Opactwa obsadzone zostały przez najgodniejszych ludzi, oprócz tego wiele najpożyteczniejszych praw wydano tyczących się dobra Kościoła i poprawy obyczajów.

Razu pewnego prosił królowę o wsparcie dla biednych. Ta mu odpowiedziała, iż na jego prośby, oddała niedawno wszystko co mogła. „A te klejnoty?” rzekł Święty wskazując na bogaty strój jaki miała na sobie królowa, która na te słowa oddała mu i te kosztowności. Także darowała mu była wielki pierścień brylantowy. Wincenty wkrótce zastawił go, aby mieć pieniądze dla ubogich. Dowiedziawszy się o tém królowa, wykupiła pierścień a oddając mu takowy rzekła: „Proszę go już więcój nie zastawiać.” — „Trudno mi będzie spełnić ten rozkaz waszéj królewskiéj mości,” odpowiedział Święty. — „Więc proszę, powiedziała królowa, abym zaraz o tém wiedziała, i tak jak teraz postąpiła sobie.”

Nie masz zdaje się rodzaju nędzy ludzkiéj, któréjby ten Święty nie przyszedł w pomoc. Wykupywał chrześcijan w niewoli u Muzułmanów będących, założył przytułek dla podrzutków, zakłady dla kobiet nawracających się ze złego życia i dla młodzieży zepsutéj; dom schronienia dla zakonnic, które w owych czasach z krajów heretyckich wygnano, i dla rzemieślników chorych i podupadłych; szpitale dla waryatów, gościnne domy dla chorych podróżnych, co wszystko w wielu miejscach po dziś dzień istnieje. Gdy w prowincyach Lotaryngii, Szampanii, Pikardyi i innych, wybuchło morowe powietrze, posłał tam jałmużny kilka milionów franków! Toż samo uczynił gdy w Anglii głód panował. Znany ze swojego poświęcenia dla ubogich, stał się jałmużnikiem wszystkich najmożniejszych domów we Francyi począwszy od rodziny królewskiéj. Pomimo tego, trudno pojąć zkąd brał na dobroczynne cele tak wielkie sumy, że jak piszą historycy jego życia, żaden najmożniejszy monarcha takich ogromnych jałmużn przez całe życie swoje nie uczynił, jak ten ubogi kapłan.

Prócz Bractwa miłosierdzia z pań na świecie żyjących złożonego i Sióstr Miłosierdzia, założył jeszcze wiele innych pobożnych stowarzyszeń, mających na celu wyszukiwanie i wspieranie różnéj nędzy ludzkiéj. Także założył: Siostry od krzyża świętego, Siostry Opatrzności, i Siostry świętéj Genowefy, trudniące się wychowaniem ubogich panienek.

Wśród natłoku zajęć z zarządu tylu zgromadzeń wynikających, zawsze był skupiony, zjednoczony z Bogiem, spokojny, cichy, słodki w obcowaniu z każdym, unikający zaszczytów, sławy i najmniejszego dostatku, a w pokorze niezrównany. Ofiarowanego kilkakrotnie Biskupstwa, nigdy przyjąć nie chciał. Miał wielu zawistnych nieprzyjaciół. Zdarzyło się iż gdy wychodził z pokojów królewskich, jeden z takich dał mu policzek. Święty upadł na kolana, przepraszając go, iż mimo chęci i wiedzy, jakimś postępkiem swoim, przywiódł go do takiéj ostateczności, a o zniewadze swojéj przed nikim słowa nie wymówił. Był usposobienia nadzwyczaj żywego, i gdy się zabierał do jakiego świętego dzieła, czuł do tego nadzwyczajny zapał. Miał więc zwyczaj póty nic nie rozpoczynać, aż z naturalnéj téj podniety ochłonął. To było powodem, że niektórzy zarzucali mu pewną opieszałość w działaniu.

Na ośmnaście lat przed zgonem, zaczął już pilnie gotować się na śmierć, a podczas ostatniéj choroby, która bardzo długo trwała, codzień po Mszy świętéj odmawiał modlitwy konających. Spracowany tylu trudami dla miłości Boga i bliźniego poniesionemi, skołatany wiekiem i wielkiemi umartwjeniami ciała, zapadł ciężko na zdrowiu, i długich a gwałtownych doznawał cierpień. Znosił je z niezachwianą swobodą ducha, mawiając, że gdyby ludzie wiedzieli jak wielkie zasługi skarbić sobie można będąc cierpiącym, wszyscyby się o choroby na wyścigi ubiegali. Nakoniec zasnął w Panu wśród modlitw swoich braci, wymawiając te słowa: „Panie pośpiesz się ku ratunkowi mojemu” 1. Umarł mając lat ośmdziesiąt pięć roku Pańskiego 1660, w domu świętego Łazarza w Paryżu, który głównym jest domem całego Zgromadzenia Księży Misyonarzy. Kanonizowany został przez Klemensa XII który dzień 19 Lipca na uroczystą jego pamiątkę przeznaczył.

Pożytek duchowny

Święty Wincenty którego pamiątkę dziś obchodzimy, był, jak to widziałeś z jego żywota, ubogim kapłanem, a pomimo tego tyle zrobił dobrego dla ubogich i dla dotkniętych wszelkiego rodzajn niedostatkiem, jak nikt z najmożniejszych w świecie panów. Niech cię to uczy że aby być miłosiernym, nie wielkie dostatki, lecz wielką miłość Boga i bliźniego mieć trzeba. Jeśli więc nie spełniasz uczynków miłosierdzia, to nie dlatego że mało masz na to środków materyalnych, lecz dla tego że ci braknie miłości.

Modlitwa (Kościelna)

Boże któryś do głoszenia słowa Bożego ubogim, i łatwiejszego uświęcenia stanu duchownego, błogosławionego Wincentego apostolską goliwością obdarzył; spraw prosimy, abyśmy cześć oddając jego świętym zasługom, z przykładu cnót jego, potrzebną dla siebie brali naukę. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 599–601.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 575–576

Święty Wincenty z Pauli zasłużył sobie na cześć i uwielbienie nie tylko Francji, ale całego świata chrześcijańskiego przez to, że zaprowadził misje dla pospolitego ludu, założył kongregację Łazarzystów i tym sposobem wywarł niesłychanie zbawienny wpływ na religijne usposobienie i pożycie towarzyskie niższych warstw swego kraju.

Niejeden z Was, mili Czytelnicy, słyszał już rozmaite zdania i sądy o misjach, niejeden może nawet i powątpiewał, czy owe misje rzeczywiście są zbawienne i pożyteczne, jak twierdzą duchowni, a kto wie, czy ten i ów spomiędzy Was nie uważa ich wprost za szkodliwe? Twierdzą to zwłaszcza ci, którzy chcą uchodzić za oświeconych. Rozważmy przeto, co winien uczynić katolik w czasie misji:

  1. Każdy prawy katolik porzuca w czasie misji (trwającej zwykle 4 do 8 dni) na czas krótki swe zajęcia i troski codzienne, nie mówi z nikim o sprawach doczesnych i ziemskich, ma na uwięzi swe oczy, uszy, język, a nawet podniebienie, stroni od rozrywek i zatapia się sam w sobie. Takie stronienie od świata i zatopienie się w samym sobie jest niezbędne konieczne, aby się przekonać, w jakim zostajemy stosunku do Boga i wobec Boga, i czyśmy czyści do tyla, abyśmy mogli spokojnie stanąć przed trybunałem Jego. Czyż jest w tym coś nadzwyczajnego, jeśli duszy poświęcimy kilka dni, gdyśmy miesiące i lata całe poświęcali ciału?
  2. Katolik tak usposobiony, wysłuchawszy kazania, rozważa je pilnie i w samotności pyta sam siebie, jak zachowywał dotychczas przykazania Boskie i kościelne, a wszedłszy w siebie przekona się, jak ich powinien przestrzegać, jak unikać przeszkód, sposobności i nawyknień, aby się stać godnym zaszczytnego miana ucznia Chrystusowego. Wszakże to już był obiecał przy chrzcie świętym, a gdyby miał jeszcze mieć jakieś wątpliwości, toć mu je z chęcią usunie spowiednik misyjny. Niech więc pilnie rozważy ślub i obietnice na chrzcie dane Panu Bogu, gdyż dla wiernych przysposobił Bóg Niebo, dla wiarołomnych piekło.
  3. Katolik biorący udział w misji, oddaje się modlitwie w samotności ze szczerym przejęciem i gorącym nabożeństwem, czuje głęboki żal za popełnione grzechy, błaga o łaskę wytrwałości w dobrym. Przyjmuje on Sakrament Ciała i Krwi Pańskiej ze szczerą skruchą i nabożeństwem, zyskuje odpust zupełny, jakim darzy Kościół święty wszystkich uczestników misji. Czyż więc nie dobrze czyni, jeśli się modli, komunikuje i zyskuje odpuszczenie wszystkich kar doczesnych? I my możemy rok rocznie odbyć taką misję sami dla siebie. Prośmy tylko swego spowiednika albo duszpasterza o to, aby nas nauczył, w jaki sposób to uskutecznić, a św. Wincentego o to, aby się za nami wstawił do Boga.

Footnotes:

1

Psal. LXIX. 2.

Tags: św Wincenty a Paulo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora więzienie św Franciszek Salezy Komunia kazania miłość bliźniego misje
2020-07-18

Św. Kamila z Lelis, Założyciela Zgromadzenia Kleryków Zakonnych do Obsługi Chorych

Żył około roku Pańskiego 1614.

(Żywot jego był napisany przez jednego z kapłanów jego Zgromadzenia, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Kamill przyszedł na świat w miasteczku Bachianiko (Bachianico) w królestwie Neapolitańskiém roku Pańskiego 1550. Matka jego już sześćdziesięcioletnia kobieta nosząc go w swojém łonie, miała sen, że wydała na świat syna ze znamieniem krzyża na piersiach, za którym wiele dzieci postępowało, z podobnymże znakiem. Byłoto przepowiednią Zakonu który miał założyć.

Wszelako młodość Kamilla nie zapowiadała tego, czém miał być w przyszłości. Wstąpiwszy do wojska, wiódł życie bardzo nieprzykładne. Szczególnie namiętnie oddawał się grze w karty. Spotkawszy dnia pewnego dwóch kapucynów na ulicy, tak był uderzony ich świątobliwą powierzchownością, że uczynił ślub wstąpienia do Zakonu. Lecz po dniach kilku, wrócił do swego lekkomyślnego sposobu życia. Po niejakim czasie tenże ślub ponowił, będąc zaskoczony burzą na morzu trzy dni i trzy nocy trwającą, o czém znowu zapomniał, skoro na ląd wysiadł. Namiętności gry oddał się jeszcze zapamiętalej, i przyszło do tego, że przegrał całą swoję zbroję, potém płaszcz a w końcu i ostatnią koszulę. Zmuszony żebrać, tak się jednak tego wstydził, że wyciągając rękę po jałmużnę, czapką zasłaniał sobie twarz zarumienioną. Aby się więc od tego co jego pychę tak bardzo kosztowało uwolnić, najął się za pomocnika do mularzy pracujących przy klasztorze ojców Kapucynów, budującym się w miasteczku Siponto.

Razu pewnego Gwardyan tego klasztoru, wziął go na stronę, a znając jego przeszły sposób życia, upomniał go z wielką miłością, nakłaniając do szczeréj poprawy. Nazajutrz, Kamill z największą skruchą odbył spowiedź z całego życia, a po niéj upadł do nóg Gwardyana prosząc aby mu ułatwił wstąpienie do jego Zakonu. Przyjęty został do nowicyatu, w klasztorze Trywenckim, do którego wstąpił w święto Oczyszczenia Matki Boskiéj. Budowali się wszyscy jego pobożnością i cnotami zakonnemi, któremi od razu zajaśniał. Wszakże wystąpił przed końcem nowicyatu. Wkrótce potém wstąpił powtórnie, lecz z powodu ciężkiéj rany, która mu się otworzyła na nodze i goić się nie chciała, z wielkim wprawdzie żalem, lecz sami ojcowie zakonni wydalić go musieli.

Wtedy udał się święty Kamill do Rzymu, i poświęcił się na usługi ubogich, w największym tego miasta szpitalu. Tak się tam odznaczył miłością i troskliwością około chorych, że mu główny zarząd całego tego zakładu zwierzono. Najszczególniéj zajmował się konającymi, i Pan Bóg obdarzył go wysokim darem usposabiania każdego do dobréj śmierci.

Widząc jak chorzy niedbale są obsługiwani przez ludzi, którzy się temu dla zysku tylko poświęcają, powziął zamiar zawiązania stowarzyszenia któreby jedynie z miłości Pana Boga, temu rodzajowi usług się oddawało. Gdy zaś przewidując w tém wielkie trudności, wahał się w swoich świętych zamysłach, a gorąco modlił się przed krucyfiksem aby Pan Bóg wolę Swoję w téj mierze wskazać mu raczył, Pan Jezus z krzyża wyciągnął do niego ręce mówiąc: „Nie wahaj się: przyjdę ci w pomoc. To nie twoje, lecz Moje będzie dzieło.” Sługa Boży nabrawszy nowéj otuchy, wziął się do tego, a powodując się zdaniem swojego ojca duchownego, którym był święty Filip Nereusz, postanowił wprzód jeszcze przyjąć święcenia kapłańskie, aby nietylko w doczesnych, ale i to najbardziéj w duchownych potrzebach przychodzić w pomoc chorym. Wtedy był już nie młodym, a w naukach wcale niewykształconym. Pomimo jednak wielkiego upokorzenia na jakie go to narażało, chodził do szkółki wraz z małymi chłopakami, którzy z niego ciągle szydzili.

Nabywszy potrzebnych wiadomości, wyświęcony został na kapłana, i przeznaczony do obsługi kaplicy przenajświętszéj Maryi Panny cudownéj w Rzymie. Tam przybrał sobie za towarzyszy dwóch także kapłanów, i z nimi całe dnie przepędzał w wielkim szpitalu świętego Ducha, usługując chorym. Prześciełali im łóżka, zamiatali sale, opatrywali rany, przyrządzali i rozdawali przepisane przez lekarzy lekarstwa, a wszystko to czynili z taką troskliwością, z jaką pielęgnuje matka najukochańsze swoje dziecię. Lecz przedewszystkiém mieli na względzie potrzeby duszy chorych. Pocieszali ich w cierpieniach, zachęcali do cierpliwości przywodzili do częstego przyjmowania świętych Sakramentów, a najbardziéj nie odstępowali ich w chwili konania, usposabiając do tego stanowczego przejścia. W tej zaś najważniejszéj obsłudze kapłańskiéj, tak im Pan Bóg błogosławi, że jak to często widywał święty Filip Nereusz, Aniołowie poddawali im akty i modlitwy, które z chorymi odmawiali. W krótkim czasie liczba towarzyszy świętego Kamilla znacznie się zwiększyła. Wtedy przepisał im suknię zakonną, z krzyżem na piersiach, w czém sprawdziło się ono widzenie, które miała o nim matka, i nadał Ustawy, przez które stowarzyszeni zobowiązywali się służyć wszelkiego rodzaju chorym, nawet morowém zaraźliwém powietrzem dotkniętym. To dało początek zgromadzeniu Kleryków zakonnych do usługi chorych, zatwierdzonemu w samych swoich początkach, przez Papieża Sykstusa V roku Pańskiego 1586, a którego pierwszym przełożonym został święty Kamill.

Odtąd sługa Boży podwoił gorliwości. Nie ograniczał się na obsługiwaniu chorych w szpitalu świętego Ducha i w kilku innych, lecz wyszukiwał ich po najuboższych i najodleglejszych mieszkaniach, i tam zanosił im pożywienia i lekarstwa, do ostatniéj chwili śmierci najtroskliwiéj doglądał, i we wszelkie pomoce religijne zaopatrywał. Zdarzało się iż znalazłszy chorych na ulicy, na własnych barkach niósł ich do szpitala. Gdy przyszło do tego, że podczas panującego w Rzymie moru, wszystkie szpitale miejskie chorych już pomieścić nie mogły, święty Kamill, dom w którym mieszkał ze swoimi braćmi, zamienił na szpital, i ile tylko można było, umieścił w nim biednych zarazą dotkniętych. Rozdawał na nich co tylko posiadał. Zdarzało się téż że wśród zimy, sam chodził bez płaszcza, bo swój oddał ubogiemu. Razu pewnego, wydał był na nich wszystkie zapasy żywności w spiżarni klasztornéj będące. Jeden z braci zrobił mu uwagę, że i oni sami z tego powodu z głodu pomrzeć mogą. Na co Święty odpowiedział: „Ptaki niebieskie nie orzą i nie sieją, a Bóg je wyżywia, i nam więc sługom Swoim, nie da umrzeć z głodu.” Jakoż, tego samego dnia przybył do nich bogaty mieszkaniec Rzymu, hojnie klasztor zaopatrzył, przyrzekł że na potém zawsze o nich pamiętać będzie, i wiernie dotrzymał słowa.

W dozorze chorych był niezmordowany: żaden z najgorliwszych jego braci w tém mu nie wyrównał. Zwykle na klęczkach usługiwał słabym. Rana na nodze na którą w młodości cierpiał, skutkiem ciągłego zmęczenia, odnowiła się była i wielkie mu zadawała, szczególnie gdy chodził, cierpienia. Pomimo tego służył jak zawsze swoim ukochanym chorym, chociaż nieraz z powodu tego kalectwa upadał na ziemię. Dnia pewnego widząc to chorzy rzekli do niego: „Drogi nasz ojcze, miéj i nad sobą litość, i spocznij aby trochę.” — „Moje dzieci kochane, odpowiedział Święty, jestem waszym poddanym, powinienem ostatnich sił dobywać na wasze usługi.”

W przemowach jakie miewał do nich, a szczególnie gdy ich usposabiał do śmierci widząc mocno chorych, najwięcéj mówił o nieograniczonéj miłości Boga dla ludzi, i o ufności jaką szczególnie w stanowczéj chwili przejścia z tego świata na tamten, mieć powinniśmy w opiece przenajświętszéj Maryi Panny. Gdy téż na jakiém kazaniu nie było o tych dwóch rzeczach wzmianki, powiadał że jestto piękny pierścień, któremu braknie klejnotu.

Zakon jego, przez dwóch następnych Papieżów Grzegorza XV i Klemensa VIII zrównany z przywilejami Zakonów żebrzących, za jego życia jeszcze bardzo się rozszerzył. Założył klasztory swojéj Reguły w kilku miastach włoskich, a mianowicie w Medyolanie, w Bolonii, w Genui, we Florencyi, w Ferrarze, w Messynie, w Mantui i w niektórych innych. Wysyłał braci swoich do Węgier i do dalszych jeszcze krajów, kiedy tam panowało morowe powietrze. Odbywszy piątą generalną kapitułę, któréj przewodniczył roku Pańskiego 1613, zwiedziwszy prawie wszystkie swoje klasztory, gdzie jako ojciec i założyciel, utwierdził braci w ich świętém powołaniu, pożegnał ich z przeczuciem blizkiéj śmierci, i wróciwszy do Rzymu, ciężko zachorował. Przeszedł z kolei pięć długich i bolesnych chorób, które miłosierdziami Bożemi nazywał. Ucieszony zbliżeniem się chwili w któréj przejdzie do szczęśliwéj wieczności, z wielkiém uniesieniem ducha często powtarzał te słowa Psalmu Pańskiego: „Weseliłem się z tego co mi powiedziano: pójdziemy do domu Pańskiego” 1. Dzień swojéj śmierci przepowiedział: a gdy ten nadszedł, z uczuciem najwyższéj pobożności przyjął ostatnie Sakramenta święte. Pod wieczór, gdy już wiedział że idzie do Nieba, rozciągnął ręce jakby na krzyżu, ciągle wzywał przenajświętszych imion Jezusa i Maryi, polecał się świętemu Michałowi Archaniołowi, i spokojnie skonał, wymawiając te słowa z kościelnych modlitw przy konających: „Niech mi się okaże słodkie i świetne oblicze Chrystusa.” Zasnął w Panu dnia 14 Lipca roku 1614 mając lat sześćdziesiąt pięć.

Udzielił mu był Pan Bóg daru prorockiego. A także wielu chorych cudownie modlitwą, lub znakiem krzyża uzdrowił. Odgadywał najskrytsze tajniki serc ludzkich. Kilka razy na jego modlitwy wypróżnione śpiżarnie przy szpitalach, cudownie się napełniały, i gdy zabrakło dla chorych wina, modlitwą swoją wodę w wino zamieniał.

Po śmierci licznemi zasłynął cudami, w skutek czego w poczet Świętych wpisany został, przez Papieża Benedykta XIV.

Pożytek duchowny

Masz w życiu świętego Kamilla, które dopiéro przeczytałeś, dowód nieprzebranego miłosierdzia Bożego: gdy on po kilkakrotném przełamaniu swych dobrych postanowień, w końcu jednak, wielkim Świętym został. Niech cię to pobudzi do ufności w miłosierdzie Boże, i do podobnego zadosyćuczynienia sprawiedliwości Boskiéj za twoje niewierności, na jakie się zdobył dzisiejszy Święty.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś świętego Kamilla, szczególnym darem niesienia pomocy duszom na ostatnią chwilę konania, obdarzył; za jego prosimy zasługami, nas duchem Twojéj miłości obdarz, abyśmy w godzinie wyjścia naszego z tego świata, wroga duszy naszéj zwyciężyć i do niebieskiéj ojczyzny dojść mogli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 596–598.

Footnotes:

1

Psal. CXXII. 1.

Tags: św Kamil de Lelis „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie św Nereusz wstyd zaraza śmierć
2020-07-17

Św. Aleksego Wyznawcy

Żył około roku Pańskiego 404.

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Aleksy, syn jednego z najbogatszych senatorów rzymskich nazwiskiem Eufemiusz narodził się w tém mieście w połowie wieku czwartego. Rodzice jego byli to wielkich cnót chrześcijanie. Kilkuset ubogich codziennie żywili w swoim pałacu, i całe swoje ogromne dochody obracali na uczynki miłosierne, co im tém łatwiéj przychodziło że przez długi czas nie mieli potomstwa. Nakoniec Pan Bóg ubłagany ich jałmużnami, zesłał im syna, któremu dali imię Aleksy. Sami wielce pobożni, najbogobojniéj téż i tego swojego ukochanego jedynaka wychowali; a że był obdarzony wysokiemi zdolnościami, więc i w naukach znamienity postęp uczynił.

Chociaż świat, z każdego względu łudził go swojemi powabami, Aleksy od lat najmłodszych okazywał skłonność do życia odosobnionego, i poświęconego wyłącznie bogomyślności i pokucie. Widząc to rodzice jego, postanowili co prędzéj go ożenić. Skoro więc lat młodzieńczych doszedł, ulegając ich woli, lubo z wyraźnym do tego wstrętem, zaślubił młodą, pięknéj urody, bogatą i ze znakomitego domu dziewicę. Lecz zaraz po ślubie, gdy jeszcze u rodziców jego biesiadowano obchodząc wesele, Aleksy wszedł do pokoju swojéj małżonki, dał jéj kosztowny pierścień i naszywaną drogiemi klejnotami swoję przepaskę rycerską, prosząc aby to przyjęła jako upominek jego serdecznéj przyjaźni, a sam uszedł potajemnie z domu. Przebrany za ubogiego pielgrzyma wsiadł na odchodzący z portu Ostyjskiego okręt, i popłynął do Laodycei.

Szukano go wszędzie, lecz napróżno, gdyż Aleksy przybywszy do Laodycei, rozdał ubogim co mu jeszcze pozostawało z pieniędzy, i poszedł do Edessy, jako miejsca jeszcze odleglejszego, i w którémby nikt go już odszukać i poznać nie mógł. Tam wiódł życie ubogiego żebraka: a że wszyscy poczytywali go za jakiegoś włóczęgę i próżniaka, więc albo mu odmawiali jałmużny, nie szczędząc napomnień, albo mu mało co udzielali i to niechętnie; a uliczniki zwykle się nim bawili, zadając mu tysiączne przykrości, które on znosił najcierpliwiéj, i chętnie nawet wystawiał się na nie. W skutek tego i za upośledzonego na umyśle był od wszystkich poczytanym. Zawsze miał wielkie do Matki Bożéj nabożeństwo, więc jakby za stałe mieszkanie swoje, obrał sobie główny kościoł przenajświętszéj Panny w Edessie. Przy nim u drzwi wchodowych żebrał jałmużny, resztę czasu spędzał wewnątrz niego, na modlitwie, a na noc szedł pod krużganek kościelny, i tam po krótkim spoczynku na kamieniach, większą część nocy spędzał na rozmowie z Bogiem.

Sługa Boży żył w takiém ukryciu przez długie lata, nieznany od ludzi, a coraz ściśléj jednocząc się z Bogiem, przez coraz wyższe dary, jakie odbierał na modlitwie, i coraz to pokutniejszy żywot wiodąc. Chociaż zawsze uchodził za ubogiego mniéj od innych godnego litości, gdyż nie widziano w nim ani kalectwa, ani słabego zdrowia, ani podeszłego wieku, jednak z téj niewielkiéj jałmużny jaką codziennie otrzymywał, wspierał jeszcze innych ubogich, których i w chorobach doglądał najtroskliwiéj, a przez to otwierając sobie przystęp do ich serca, najzbawienniéj na nich wpływał.

Aleksy krył się z tém wszystkiém jak najstaranniéj, lecz z czasem mieszkańcy zaczęli zwracać uwagę na świętego żebraka, który od lat już siedemnastu przebywał w ich mieście. Niektórzy odgadywali w nim jakąś tajemnicę; wielu rozgłaszać poczęło to co w nim nadzwyczajnego zauważali: wszystkich uderzała postawa jego, gdy go widziano w kościele modlącego się, i pokora, cichość i cierpliwość z jaką znosił różne zniewagi. Słowem, zaczęli ludzie poznawać w nim Świętego. Zauważał to Aleksy, i zawahał się czy nie wypada mu opuścić miejsce, w którém już go cześć ludzka spotykać zaczynała, kiedy następujące zdarzenie ostatecznie go do tego skłoniło.

Razu pewnego, ksiądz zarządzający kościołem przenajświętszéj Panny w Edessie, patrząc z uwielbieniem na modlącego się przed kościołem Aleksego, usłyszał te słowa wychodzące z obrazu Matki Bożéj, będącéj nade drzwiami kościelnemi: „Ten żebrak jest wielkim sługą Bożym, i modlitwy jego wiele mogą przed Panem.” Usłyszawszy to ów kapłan, przystąpił niezwłocznie do Aleksego, i prosił go aby przyjął przytułek w jego domu. Święty podziękował mu za to pokornie, i tém bardziéj zamyślał o wydaleniu się z Edessy, kiedy nareszcie skłoniło go ostatecznie do tego to, że gdy w dni kilka potém, ukazał się przed tymże obrazem przed kościołem, a nadszedł odźwierny, z obrazu dały się znowu słyszeć następujące słowa: „Otwórz kościoł i wpuść tego sługę Bożego, którego modlitwy tak mile są przyjęte w Niebie.”

Widząc Aleksy, iż po rozgłoszeniu tych cudów w całém mieście, już w Edessie dłużéj życia upokorzonego i wzgardzonego wieść nie będzie w możności, wyszedł ztamtąd, i wsiadł na okręt odpływający do Laodycei, zkąd zamierzał udać się do Tarsu. Lecz wielka burza zapędziła ich do portu Ostyi pod Rzymem. Święty upatrując w tém skazówkę woli Bożéj, postanowił w Rzymie wieść taki rodzaj życia jak w Edessie, i to nawet w domu własnych rodziców. Przybywszy więc tam, udał się do pałacu Eufemiego, a spotykając go wracającego z senatu: „Panie, rzekł do niego, daj mnie ubogiemu pielgrzymowi przytułek w twoim pałacu, a Pan Bóg ci to nagrodzi.” Eufemi dziwnego doznał uczucia słysząc tę prośbę, i kazał jednemu ze sług swoich aby proszącego przyjął do pałacu, i pamiętał o jego potrzebach. Sługa spełnił rozkaz, lecz nierad że mu nowy ciężar przybywa, od pierwszéj chwili najgorzéj obchodził się z Aleksym, umieściwszy go w małéj ciemnéj komórce pod schodami będącéj.

Trudno wypowiedzieć co Aleksy wycierpiał w domu rodzicielskim, od sług którzy poczytując go za zbiegłego niewolnika ukrywającego się po spełnieniu jakiéj zbrodni, żadnéj nad nim nie mieli litości. Święty zaś jakby mu niedość było na tém, przydawał sobie jeszcze różnych umartwień ciała. Sypiał na gołéj ziemi; ciągle pościł o chlebie i wodzie, wychodził tylko do kościoła, a co niedziela przyjmował Komunią świętą.

Tak drugie siedemnaście lat przebył, aż gdy nadchodziła godzina jego śmierci, zawiadomiony o niéj przez objawienie, spisał całą swoję historyą, w któréj opowiadał pożegnanie z żoną, i wymieniał upominki jakie jéj zostawił, wyspowiadał się i Komunią świętą przyjął w kościele, a wróciwszy do swojéj komórki, wziął to pismo w rękę, i położywszy się na ziemi spokojnie oddał Bogu ducha.

W tymże dniu, Eufemi znajdował się w kościele świętego Piotra na Mszy świętéj, którą odprawiał Papież Inocenty pierwszy, w obecności cesarza Honoryusza i całego jego dworu. Przy końcu nabożeństwa, dał się słyszeć w kościele głos z Nieba, oznajmujący że w téj chwili, wszedł do raju wielki sługa Boży, i że umarł on w pałacu Eufemiego. Zdziwieni wszyscy pytali Eufemiego ktoby to mógł być, a on domyślał się iż był nim ten żebrak, który od lat wielu mieszkał u niego pod schodami. Papież więc, cesarz i wszyscy obecni, udali się do pałacu Eufemiego, zdjęci wielką ciekawością, jaką w nich obudził głos cudownie słyszany. Wszedłszy do komórki Aleksego, znaleźli go nieżywego, leżącego na ziemi z pismem w ręku. Eufemi chciał je wydostać, lecz w żaden sposób nie mógł. Wtedy Papież kazał wszystkim uklęknąć, i po krótkiéj modlitwie sam je wyjął, i wręczając Aecyuszowi Kanclerzowi kościoła Rzymskiego, kazał je głośno odczytać.

Łatwo domyślić się jakie było zdziwienie wszystkich, gdy okazało się że Aleksy był synem Eufemiego, i jakiego doznali wrażenia obecni tam jego rodzice i żona, gdy dowiedzieli się o całéj jego historyi. Rozgłos tego wypadku, sprowadził niezmierną liczbę ludu. Tłum był tak wielki, że jak piszą współcześni, rozrzucano pieniądze po bocznych ulicach, dla odprowadzenia ludu w inną stronę, aby zrobić drogę dla orszaku pogrzebowego, na którego czele postępował Papież, a sam Cesarz z Senatorami niósł ciało Świętego. Od tejże chwili zasłynęło ono wielkiemi cudami, a później przeniesione zostało do kościoła pod wezwaniem świętego Aleksego, z pałacu jego ojca przerobionego, w którym po dziś dzień widzieć można kawałek schodów pod któremi on mieszkał, i ten obraz Matki Bożéj, który w Edesie cudownie o nim przemawiał.

Pożytek duchowny

Otóż jak Święci Pańscy z wielkiéj miłości umartwień i wewnętrznych i zewnętrznych, umieją zadać mężny gwałt najżywszym uczuciom serca, i wyrzec się dla miłości krzyża, najgodziwszych nawet pociech téj ziemi. Staraj się przynajmniéj bez szemrania i spokojnie, znosić brak ich, jeśli mimo twojéj woli, nie znajdziesz takowych w pożyciu z ludźmi, a nawet z najbliższém ci rodzeństwem.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Który nas doroczną uroczystością błogosławionego Aleksego wyznawcy Twojego rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy pamiątkę jego przejścia do Nieba obchodząc, jego cnoty naśladowali. Przez Pana naszego i t. d

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 593–595.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 568–569

Dobrowolne ubóstwo miłe jest Bogu. Nie myślmy, ażeby Bóg od każdego z nas wymagał wyzucia się z wszystkiego mienia, jakie dzierżymy; ale żywoty Świętych Pańskich podają nam niejedną bardzo zbawienną wskazówkę. Zrzeczenie się świętego Aleksego wszystkiego tego, co ludziom jest drogie i miłe, przywodzi nam na pamięć słowa Chrystusowe: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest Królestwo niebieskie”. Dobrowolne ubóstwo od nas samych zależy; winniśmy być ubogimi w rozkosze tego świata, ubogimi w pychę, zarozumiałość, upór, a bogatymi w pokorę i w przekonanie o nicości swojej. Do takiego ubóstwa łatwo dojść każdemu, jeśli pamiętać będzie o tym, że jest stworzeniem ułomnym, grzesznym, podległym różnym słabościom.

Jeśliś się urodził w stanie ubogim, jeśli ci trzeba walczyć z biedą i niedostatkiem, nie narzekaj i nie żal się na to, poprzestawaj na małym i wspomnij sobie, jak ubożuchną była Najświętsza Panna i Zbawiciel nasz. Człowiekowi mało potrzeba, a chciałby posiąść wszystko. Kto ma tyle, że może opędzić najniezbędniejsze potrzeby życia, niechaj dziękuje Bogu i sławi miłosierdzie Jego. Jeśliś bogaty, nie przywiązuj się do marnego kruszcu. Pamiętaj, że wszystko ostatecznie musisz opuścić i że są ubodzy na świecie, godni twego miłosierdzia i opieki. Iluż to było Świętych, którzy mogli być bogatymi, którzy mogli opływać we wszystko, używać rozkoszy, wygód i przyjemności życia, a mimo to skazali się na dobrowolne ubóstwo! Nie od każdego wymaga Pan Bóg, aby podobnie jak święty Aleksy wyrzekł się rodziców, znajomych, krewnych, żony i dzieci, ale żąda od każdego, aby Stwórcę swego miłował więcej od tego wszystkiego, co mu jest miłe na tej ziemi.

Tags: św Aleksy Wyznawca „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna ubóstwo małżeństwo czystość
2020-07-16

Przenajświętszéj Maryi Panny Szkaplerznéj

Szkaplerz ustanowiony został około roku Pańskiego 1250.

(Krótka historya Bractwa Szkaplerza świętego.)

Święto przenajświętszéj Maryi Panny Szkaplerznéj, jest uroczystością, w któréj obchodzimy postanowienie Bractwa Szkaplerza Matki Bożéj z góry Karmelu. Najwłaściwiéj więc będzie, podać tu historyą tegoż świętego Stowarzyszenia, i wymienić przywileje jakie są do niego przywiązane, a przywileje tak wielkie, jak żadne inne Bractwa ich nie posiadają.

Góra Karmelu położona w Ziemi świętéj nad morzem Śródziemném, jest jedną z najwyższych i najpiękniejszych gór w Palestynie. Jestto miejsce z tego powodu szczególnie ubłogosławione, że na niém po raz pierwszy, zaczęli ludzie oddawać cześć Matce Bożéj, i to nawet na lat dziewięćset przed przyjściem Pana Jezusa, i znowu tamże już po przyjściu Syna Bożego na ziemię, pierwszy stanął na cześć Jéj kościół, a to wszystko w ten sposób.

Był w narodzie żydowskim wielki i święty Prorok Eliasz. Ten jakto zwykłém było Prorokom ludu wybranego, unikając stosunków ze światem i oddając się bogomyślności, obrał sobie samotne mieszkanie właśnie na górze Karmelu, i tam z uczniem swoim świętym Elizeuszem i wielu innymi, podobneż życie wiodącymi, przebywał.

Razu pewnego mieli oni widzenie, w którém okazał się na niebie cudowny obłok, mający kształt postaci kobiecéj, i który rozpadając się w deszcz rzęsisty, użyźnił kraj cały, po suszy półczwarta roku trwającej. Święty Eliasz i jego uczniowie, poznali w tym cudownym obłoku obraz i przepowiednię przenajświętszéj Maryi, jako Matki przyszłego Zbawiciela świata, i oczekując Go z gorącą wiarą, już wtedy cześć oddawali Téj błogosławionéj Niewieście, z któréj się On miał narodzić. Po odejściu z téj ziemi Eliasza, który na wozie ognistym uniesiony był do Nieba (a obdarzony został takim przywilejem, za to właśnie że pierwszy z ludzi oddał cześć przyszłéj Matce Boga) uczniowie jego, połączeni w Zgromadzenie jak teraz zakonnicy, przetrwali aż do czasów przyjścia Chrystusa Pana. Wtedy, gdy i na ich puszczę doszła była wieść o pojawieniu się w Palestynie świętego Jana Chrzciciela, Przesłannika Pańskiego, który ogłaszał ludowi, że Zbawiciel oczekiwany i od wieków przez Proroków przepowiedziany, już jest na ziemi, przyszli i oni do Ziemi Żydowskiéj, a słuchając kazań świętego Jana, uwierzyli w przyjście Syna Bożego i gotowi byli zostać chrześcijanami.

Jakoż po zesłaniu Ducha Świętego, kiedy Apostołowie przez wezwanie Imienia Jezusowego czynili różne cuda, a obdarzeni darem mówienia wszystkiemi językami, kazania miewali, wszyscy ci Eliasza i Elizeusza uczniowie z góry Karmelu, Chrzest święty przyjęli. A że wierni byli podaniu jakie się pomiędzy nimi przechowywało, o czci szczególnéj Matki Zbawiciela, więc jak tylko chrześcijanami zostali, starali się zbliżyć się do przenajświętszéj Panny, mieć pociechę poznania Jéj, i oddania czci najgłębszéj. Jakoż, nietylko dostąpili tego" szczęścia, ale jak niesie podanie, Matka Boża widząc w nich Swoich najdawniejszych sług i czcicieli, z wielką ich łaskawością przyjęła, i do szczególnéj nawet z Sobą, a świętéj, poufałości przypuszczała, jak się o tém wyrażają Lekcye Brewiarza. Nic téż dziwnego, że to rozbudziło w nich jeszcze żywsze i większe niż w wielu innych, do Matki Pana naszego nabożeństwo, w skutek czego, wróciwszy do swojéj puszczy na górę Karmelu, pierwsi tam wystawili kaplicę albo kościołek na cześć przenajświętszéj Panny Maryi, i serdecznie tam Ją wielbili.

Pod Jéj tedy szczególną opieką, trwało znowu to pustelnicze zgromadzenie, a początek swój od Proroka Eliasza biorące. Gdy zaś z ubiegiem czasów, i po rozszerzeniu się i utrwaleniu wiary chrześcijańskiéj w świecie, zaczęły zakładać się Zakony zatwierdzone przez Kościoł święty, pustelnicy z góry Karmelu, uzyskali także zatwierdzenie jako Zakon, i nazwani zostali Braćmi pustelnikami z góry Karmelu, a późniéj gdy w innych krajach katolickich szczególnie na Wschodzie, pozakładali swoje klasztory, Karmelitami.

W połowie wieku trzynastego, Generałem tego zakonu był Szymon Stok rodem Anglik, mąż wielkiéj świątobliwości, który długi czas przed wstąpieniem swojém do zakonu, przepędził na puszczy, i szczególne miał od lat najmłodszych, do Matki Bożéj nabożeństwo. Święcie rządził całym Zakonem, pobudzał braci do jak najserdeczniejszéj ku przenajświętszéj Pannie Maryi miłości, a przed samą już śmiercią ciągle i gorąco modlił się do Niéj, błagając aby jego Zakon obdarzyć raczyła jakim szczególnym dowodem Swojéj dla niego łaskawości. Razu pewnego, gdy powtarzał te swoje błagania, ujrzał roztwierające się nad nim niebo, i wśród wielkiéj liczby Aniołów, Matkę Bożą zstępującą, a trzymającą w ręku Szkaplerz, który mu oddała mówiąc: „Weź Synu mój Szkaplerz ten, jako szczególny znak mojéj opieki nad twoim Zakonem: jestto znamię zbawienia i poręka pokoju i przymierza wiecznego. Kto umrze przyodziany tym Szkaplerzem, nie dozna ognia piekielnego.” Po tych słowach, widzenie zniknęła, a w ręku Szymona pozostał szkaplerz taki, jaki dotąd przepisany jest dla należących do Bractwa Szkaplerza Matki Bożéj z góry Karmelu. Papież zaś Benedykt XIV w jedném z uczonych dzieł swoich pisze, iż o prawdziwości tego objawienia wątpić nie można.

Zakonnicy góry Karmelu, przedstawili rzecz całą Papieżowi, chcąc uzyskać u niego zatwierdzenie noszenia téj sukni, to jest Szkaplerza. Zasiadał podówczas na stolicy apostolskiéj Jan XXII, któremu także Matka Boża się objawiła, polecając mu aby zatwierdził zakon Karmelitów, i w końcu przydała: „Jeśli którzy z należących do tego Zakonu lub do Bractwa Szkaplerza, zszedłszy z tego świata dostaną się do czysca, Ja jako ich przywiązana Matka, zstąpię tam w pierwszą sobotę po ich śmierci, i wywiodę z sobą tych których tam zastanę.” W skutek tego Papież Jan XXII, w roku Pańskim 1316 wydał Bullę, w któréj wspominając o tém objawieniu, obdarza należących do Bractwa Szkaplerza Matki Bożéj z góry Karmelu, następującemi dwoma wielkiemi przywilejami: 1-o Że każdy umierający w tym Szkaplerzu na sobie, ujdzie wiecznego potępienia; i 2-o Że gdyby się dostał do czysca, w pierwszą sobotę po śmierci wybawionym ztamtąd zostanie przez Matkę Bożą. Co tak ma się rozumieć: że dla należących do tego Bractwa, przenajświętsza Marya Panna wyprosi łaski, żeby albo żyli świątobliwie, albo przynajmniéj przy śmierci pojednali się z Bogiem, a przez to uszli potępienia. Jeśli zaś dostaną się do czysca, to za to, że za życia z miłości ku Niéj, starali się jednak wieść żywot pobożny, a szczególnie wystrzegać się grzechów przeciwnych świętéj cnocie czystości, bardzo prędko wybawi ich Ona od kar czyscowych.

Do dostąpienia bowiem przywilejów wyżéj przytoczonéj Buli, prócz należenia do Bractwa, są przez tęż Bullę, następujące warunki przepisane. 1-o Zachować czystość, stosowną do stanu w jakim się kto znajduje. 2-o Kto umie czytać odmawiać powinien codziennie pacierze kanoniczne, lub pacierze o Matce Bożéj zwane Officium Parvum. 3-o Kto zaś czytać nie umie ma przez wszystkie środy całego roku, powstrzymać się od pokarmów mięsnych. Jednak dwa ostatnie warunki, dla słusznych powodów, przez mającego na to prawo, zamienione być mogą, na inne jakie pobożne ćwiczenia.

Bulla ta Jana XXII z powodu wzmianki o Sobocie, w któréj dusze należących do Bractwa Szkaplerza, wybawione zostają z czysca, nazywa się powszechnie Bullą Sabatyńską od wyrazu Sabatum po łacinie Sobota. Gdy zaś z upływem czasu, znaleźli się tacy którzy jéj przywileje w wątpliwość podawali, wszystko najściślejszemu roztrząśnieniu przez Stolicę Apostolską poddane zostało, i dziś jest to już zatwierdzone przez czternastu Papieży, w których liczbie jest i święty Pius V. Przytém od czasów założenia tego Bractwa, niezliczona liczba cudów, jak z jednéj strony dowodzi ciągle cudownéj i szczególnéj opieki Maryi nad Jéj pobożnymi czcicielami i wiernie to święte znamię Jéj służby noszącymi, tak z drugiéj przedstawia przerażające przykłady, jak smutnie kończyli ci, którzy chociaż do Bractwa tego należeli, lecz przebierając miarę w grzechach, już w żaden sposób do miłosierdzia Bożego przystępu znaleźć nie mogli. Okazywało się bowiem, że w skutek wielkich złości swoich, schodząc z tego świata w ostatniéj niepokucie, w godzinę śmierci téj sukienki dzieci Matki Bożéj, a niekiedy z najniespodziewańszych powodów, na sobie nie mieli. Od czego niech przenajświętsza Marya, wszystkich to Jéj święte godło noszących, miłosierdziem i opieką Swoją uchować raczy.

Pożytek duchowny

Widząc jak wielkie przywileje przywiązane są do Bractwa Szkaplerza Matki Bożéj z góry Karmelu, jeśli do niego należysz, pobudź się do tém serdeczniejszéj służby Téj Pani naszéj niebieskiéj, tak hojnie ją wynagradzającéj. Jeśli zaś dotąd nie należysz do tego grona jéj ulubionych dzieci, postaraj się co prędzéj abyś tego szczęścia dostąpił.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! Któryś szczególnym tytułem przenajświętszéj Maryi Panny Matki Twojéj, Zakon braci z góry Karmelu przyozdobił; spraw miłościwie, abyśmy obchodząc dziś uroczystą tego pamiątkę, Jéj wsparci opieką, zasłużyli sobie dostąpić wesela wiekuistego. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 590–592.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 566

Korzyści należenia do Bractwa Szkaplerza świętego są następujące: 1. Najświętsza Maryja Panna przyrzekła wszystkim członkom Bractwa szczególną opiekę tak za życia, jak i przy śmierci. 2. Członkowie Bractwa mają za życia i w chwili zgonu udział we wszystkich dobrach zakonu, t. j. modlitwach, pokutach, mszach, nabożeństwach, jałmużnach i dziełach miłosierdzia, obowiązujących duchownych i świeckich uczestników zakonu. 3. Wskutek objawienia, jakie miał papież XXII, ogłosiły bulle trzech papieży, że zmarli, którzy za życia nosili szkaplerz, przestrzegali czystości i odmawiali modlitwy do Matki Boskiej, lub też pościli w środy i soboty, będą w sobotę następująca po śmierci zwolnieni od kar czyśćcowych. 4. Członkowie Bractwa dostępują zupełnego odpustu: a) w dzień przyjęcia do Bractwa; b) w uroczystość szkaplerza świętego i następną niedzielę; c) w niedziele miesięczne, jeśli wezmą udział w procesji; d) w godzinę śmierci.

Obowiązki, ciążące na należących do Bractwa są następujące: 1. przyjęcie szkaplerza świętego od kapłana do tego upoważnionego i ciągłe jego noszenie; 2. noszenie go według przepisu naokoło szyi, ażeby się zwieszał na piersiach i plecach; 3. zapisanie nazwiska swego jako członka do księgi; 4. modlitwa codzienna do Matki Boskiej, a mianowicie odmawianie litanii loretańskiej, różańca świętego, siedmiu „Ojcze nasz” i siedmiu „Zdrowaś Maryjo” itd.

Flos carmeli

Flos Carmeli,
Vitis florigera,
Splendor caeli,
Virgo puerpera
Singularis:

Mater mitis,
Sed viri nescia,
Carmelitis
Da privilegia, (esto propitia )
Stella maris.

Radix Jesse
germinans flosculum
Nos ad esse
tecum in saeculum
patiaris.

Inter spinas
quae crescis lilium
Serva puras
mentes fragiluim
tutelaris.

Armatura
Fortis Pugnantium
Furunt bella
tende praesidium
scapularis.

Per incerta
prudens consilium
Per adversa
jugie solatium
largiaris.

Mater dulcis
Carmeli domina,
plebem tuam
reple laetitia
qua bearis.

Paradisi
clavis et janua,
fac nos duci
quo, Mater, gloria
coronaris. Amen

flos-carmeli.png
Figure 1: Flos carmeli

Po polsku

Kwiecie Karmelu,
Płodna winnico, (Rodząca Kwiaty)
Ozdobo niebios,
Matko-Dziewico,
O najwybrańsza !

Matko łagodna,
Czysta i wierna,
Dzieciom Karmelu
Bądź miłosierna,
O Gwiazdo morza.

Korzeń Jessego
Wyrosły kwiatuszku
Bądź zawsze z nami
Strzeż nas na wieki
Którzy służymy Tobie.

Między cierniami
Jak wzrosła lilia
Wspomnij i oczyść
wątłych niewolników
O opiekunko

Pełna siły
Mężnie walcząca
Podaczas wojny
opiekę swoją
rozciągająca

Przed niepewną drogą
roztropnie doradząjca
Mimo przeciwności
ustawicznie pociechę
szczodrze ofiarująca

Matko słodka
Pani Karmelu
Twój lud
napełnij radością
Którzy służymy Tobie

Rajski kluczu
i bramo niebios
Prowadź nas
dokąd o Matko
chwała Twa uwieńczona.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Szkaplerz Karmel Eliasz św Jan Chrzciciel św Szymon Stock Officium Parvum
2020-07-15

Św. Henryka, Cesarza

Żył około roku Pańskiego 1024.

(Żywot jego był napisany przez Adelalda Biskupa Utrechckiégo, jemu współczesnego.)

Święty Henryk syn Henryka panującego książęcia Bawarskiego, i Gizelli królewny Burgundzkiéj, urodził się w zamku Abaudzkim roku Pańskiego 972. Ochrzczony był przez świętego Wolfanga, Biskupa Ratyzbońskiego, który mając objawienie o jego przyszłéj wielkiéj świątobliwości, zajął się jego wychowaniem, i od lat najmłodszych w cnotach go chrześcijańskich i bogobojności ustalił. Z latami wzrastała w nim pobożność, i młody książę był już wzorem najwyższéj doskonałości dla całego dworu ojcowskiego, kiedy śmierć Wolfanga, pozbawiła go tego świętego ochmistrza, którego nadzwyczajnie kochał. Często téż udawał się na grób jego, zlewając go łzami i modląc się gorąco. Razu pewnego, objawił się mu ten Święty, i kazał przeczytać napis na będącym tam murze. Henryk tylko te słowa mógł dopatrzeć: po sześciu, reszta zaś była nieczytelna. Wnosząc iż to jest ostrzeżenie że za dni sześć umrze, gotował się na śmierć, przymnażając ćwiczeń pobożnych i dobrych uczynków. Po upływie tego czasu, sądząc że za sześć miesięcy to nastąpi, pół roku jeszcze podobnie przepędził. Gdy i po tym zakresie śmierć nie nastąpiła, myślał że go spotka za lat sześć, i te znowu obrócił głównie, na coraz wyższy na drodze Bożéj postęp i na zapewnienie sobie, szczególnie przez uczynki miłosierne, jak najliczniejszych pośredników w Niebie. Tymczasem Pan Bóg, inne miał w tém widoki, i chciał go przez to tém lepiéj uzdolnić do wysokiéj godności która go czekała, i usposobić aby wyniesiony na nią, łatwiéj mógł opierać się pokusom próżnéj chwały i wyniosłości. Jakoż, po upływie lat sześciu, umarł Otton III cesarz, a Henryk obrany został na jego miejsce i koronowany na cesarza Niemieckiego, przez Wigiliusza Arcybiskupa Mogunckiego.

Kilka lat przed tém, poślubił był świętą Kunegundę, hrabiankę Luxemburską, i z nią, obowiązawszy się do tego ślubem, żył w czystości. Zasiadłszy na tronie cesarskim, nie zmienił w niczém pobożnego trybu swojego życia. Poświęcając się całkiem dobru swoich ludów, znosząc wszelkie gdziekolwiek pojawiały się nadużycia, zaprowadzając we wszystkich gałęziach rządu najściślejszą sprawiedliwość, ojcem będąc sierot, wdów i ubogich, przyświecał przytém całemu światu wysoką świątobliwością, a Kościół Boży we wszystkich jego potrzebach popierał, wpływ jego ułatwiając i szerząc. Wielką liczbę kościołów i klasztorów powznosił i hojnie pouposażał; o ustanowienie nowych Biskupstw w Rzymie się wystarał. Katedry: Hildejzmańska, Magdeburska, Sztrasburska i Merzburska, jemu swoję świetność zawdzięczały. A jak w wewnętrznych rządach, ożywiony Duchem Bożym, zapewniał pomyślność powierzonych mu narodów, tak i na zewnątrz, bronił ich od nieprzyjaciół, których gromił mężnie i z przedziwném szczęściem.

Północni barbarzyńcy, grozili jego granicom, opanowawszy już Polskę i Czechy, i w nadzwyczaj wielkiéj sile występowali. Henryk przedsięwziął przeciw nim wyprawę. Udając się na nią w kościele w Wejbach, wziął miecz świętego Andrzeja Męczennika, przechowywany tam jako Relikwie, a przypasawszy go, w te słowa z psalmów Dawidowych modlił się: „Osądź Panie szkodzących mnie, zwalcz walczących przeciwko mnie. Porwij broń i tarczę, a powstań mi na pomoc” 1. Potém, rozłożywszy się obozem pod kościołem Merzeburskim bardzo zrujnowanym, tak się odezwał do świętego Wawrzyńca Patrona tegoż kościoła: „Wielki Święty umęczony za Jezusa Chrystusa! jeśli wsparty twoją pomocą, te barbarzyńskie ludy podbiję pod panowanie cesarstwa Rzymskiego i wiary chrześcijańskiéj, odbuduję ten kościół, na cześć twoję poświęcony.”

Gdy zbliżył się już do nieprzyjaciół i miał im wydać walną bitwę, ujrzał że była ich dwa razy większa liczba od jego wojska. Zrana kazał całemu wojsku przystąpić do Komunii świętéj, co i sam uczynił. Następnie uszykował je do boju, objechał szeregi zagrzewając żołnierzy do męstwa, a gdy już na ich czele miał uderzać na barbarzyńców, w te słowa modlił się głośno: „Panie! któryś jest Bogiem zastępów 2, podnieś prawicę Twoję, i te dzikie hufce znieś Ty Sam Boże! któryś jest obrońcą naszym; i spraw aby się stały jak słoma, którą wiatr rozwiewa.” Zaledwie te słowa wymówił a oto ujrzano na czele wojsk cesarskich świętego Adryana męczennika, i Anioła z ognistym mieczem w ręku, którzy uderzyli na szeregi nieprzyjacielskie, i stało się to co niegdyś spotkało wojsko Senacheryba. Ta niezliczona liczba barbarzyńców spłoszona, uchodzić poczęła w największym nieładzie, w zamieszce jedni na drugich sami uderzali i w końcu poszli w rozsypkę, a Henryk odnosząc najświetniejsze zwycięstwo, ani jednego żołnierza nie stracił. Na ten widok zawołał cesarz: „Niech Cię o! Boże chwalą wszystkie ludy, boś wspomógł, nadzieję w Tobie pokładających.” I całe jego wojsko powtórzyło te słowa, a okrzyki dziękczynne rozległy się wokoło.

Za jego panowania, zbuntowali się byli Longobardowie, na których czele stanął był Arduin. Święty Henryk, wydał im wojnę, pobił ich na głowę, i na króla Longobardów ukoronował się w Pawii. O ile mężnym był w bojach, o tyle łaskawym dla zwyciężonych. Mieszkańcy miasta Troi w Kalabryi, srodze znieważyli jego dowódców; postanowił przeto dla powstrzymania od tego innych, przykładnie ich ukarać. Winowajcy, znając jego serce, dla ubłagania go, wysłali w poselstwie wszystkie dzieci z miasta, które z płaczem upadły mu do nóg. Przebaczył im mówiąc: „Sam Pan Bóg nie byłby głuchym na prośby i łzy takie, jakżebym ja nie miał dać się przebłagać?”

Gorliwość jego o zachowanie pokoju dla Kościoła, była jeszcze większą jak o byt pomyślny doczesnego państwa. Z powodu nieprawnie obranego na papiestwo Antypapę Grzegorza, przeciw prawnemu Papieżowi Benedyktowi VIII, Kościół był wielce zaniepokojony. Cesarz przytłumił powstającą schyzmę, Papieża obsadził na Stolicy Apostolskiéj, a udawszy się do Rzymu wraz z małżonką swoją błogosławioną Kunegundą, przez Ojca świętego koronowany został na cesarza Rzymskiego. Wracając ztamtąd, kosztowną koronę cesarską, wraz z kulą złotą, ozdobioną drogiemi klejnotami i z krzyżem u wierzchu, które mu dał był Papież jako znamię godności cesarskiéj, złożył na ofiarę Panu Bogu, w sławnym klasztorze Kluniackim, gdzie wtedy był Opatem święty Odylon.

Za jego wysokim wpływem, zgromadzony został we Frankfurcie Sobór z Biskupów Niemieckich, w celu ustalenia w całém cesarstwie, karności kościelnéj. Cesarz wszedłszy na to zgromadzenie ukląkł, i aż na usilne prośby Biskupów zajął tron dla niego przygotowany. W celu przyprowadzenia całych Węgier, podówczas jeszcze w pogaństwie pogrążonych, do wiary świętéj, wydał za ich króla Stefana siostrę swoję Gizellę, która nawróciła męża, a ten stał się Apostołem całego tego kraju, w którym wprowadził religią chrześcijańską i sam kanonizowanym został.

Chcąc wyćwiczyć tego świętego cesarza w pokorze, dopuścił był Pan Bóg na niego dziwne zaślepienie. Uwierzył on niecnym oszczerstwom, i posądził małżonkę swoję o grzech przeniewierstwa. Święta, ufna w pomoc Bożą, ofiarowała się próbą ognia, jak to podówczas nazywano, dowieść swojéj niewinności. Przeszła bosemi nogami po rozpalonych szynach, a cud ten otwierając oczy cesarzowi, sprawił że publicznie wyznał winę swoję, i odtąd jeszcze większą czcią otaczał świętą Kunegundę.

Longobardowie targając się na posiadłości kościelne, powtórnie zmusili go do wojny. Henryk powtórnie ich pobił, wiele miast zdobył, należące do Państwa kościelnego przywrócił Papieżowi, i zwycięzcą jak zawsze z téj wyprawy wyszedł. Zapadł był wtedy na ciężkie cierpienie kamienia. Odbył pielgrzymkę na górę Kassynieńską do zwłók świętego Benedykta. W nocy gdy się tam modlił, Święty ten stanął przed nim, i kamień cudownie wydobyty oddając mu w ręce, w téjże chwili go uzdrowił.

Długo jeszcze potém rządził cesarstwem. Zwiedzając różne kraje sobie poddane dla utrwalenia w nich porządku i sprawiedliwości, zachorował ciężko w zamku Grumskim (Grum) pod Halberstatem. Przyzwał cesarzową, i przed samą śmiercią, wobec zebranych wielu Biskupów i dworzan, dziękował jéj za przykłady świątobliwości jakie mu całe życie dawała, a przy końcu rzekł do Prałatów: „Oto jest ta, którą Pan Jezus, przez wasze ręce, dał mi za małżonkę; oddaję ją Jemu i wam taką dziewicą, jakąm ją pojął.” Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, w ciągu modlitw do Matki Bożéj, zasnął w Panu dnia 15 Lipca roku 1024. Kanonizacyą jego odbył uroczyście Papież Eugeniusz III.

Pożytek duchowny

Objawienie jakie miał święty Henryk w młodości z którego wnosząc że wkrótce umrze, długo gotował się na śmierć, było dla niego źródłem téj wysokiéj świątobliwości jakiéj dostąpił, będąc nawet u szczytu potęgi, gdzie nie tylko świątobliwość lecz i zbawienie trudniejsze. Niech cię to uczy, jak jest zbawienną, żywa i ciągła na rzeczy ostateczne pamięć.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Henryka wyznawcę Twojego, ze szczytu cesarstwa ziemskiego, do królestwa Niebieskiego przeniósł, Ciebie pokornie prosimy, aby jak jemu, obfitością łask Twoich obdarzonemu, dałeś gardzić uciechami tego świata, tak abyś i nam przez jego naśladowanie, dał nie uwodzić się złudnemi téj ziemi dobrami, lecz z czystą duszą dojść do Ciebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 587–589.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 563–564

Słowa „Po sześciu" skłoniły cesarza Henryka do ustawicznego sposobienia się na ostatnią godzinę i oderwania się od wszystkich spraw i rzeczy ziemskich. Jezus Chrystus, Pan i Zbawiciel nasz, napomina nas także słowami Łukasza św.: „Bądźcie gotowymi, gdyż Syn Boży przyjdzie w godzinie, kiedy się tego spodziewać nie będziecie” (Łuk. 12, 40).

Życie twoje jest wystawione na ciągłe niebezpieczeństwo, a sprawiedliwość Boża wisi nad tobą, jak miecz nad winowajcą. Bóg jest jedynowładnym Panem życia naszego. On policzył lata nasze, On ma w ręku życie i śmierć naszą. Jeśli w to wierzysz, jeśli ci wiadomo, że Bóg nienawidzi grzechu i że go karze, czyż nie uwierzysz, że cię może w swym gniewie zabrać z tego świata? Nie polegaj zbytnio na cierpliwości i miłosierdziu Jego, bo ono nie wyłącza wcale sprawiedliwości. Obsypuje cię On łaskami, ale nie obiecał ci, że jutro jeszcze żyć będziesz. Bóg pragnie twego dobra i jest miłosierny, a może lepiej dla ciebie rychlej umrzeć, aniżeli Go obrażać dłuższym życiem i zanurzać się w kałuży złego coraz głębiej!

Footnotes:

1

Psal. XXXIV. 5.

2

Psal. XXIII. 10.

Tags: św Henryk „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cesarz wychowanie uczynki miłosierdzia pokuta śmierć św Kunegunda czystość wojna św Stefan
2020-07-14

Św. Bonawentury, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego, Kardynała i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 1274.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów rocznych Braci Mniejszych, przez ojca Wadynga.)

Święty Bonawentura urodził roku Pańskiego 1221 w miasteczku Baniarea (Bagnarea), we Włoszech. Był synem Jana Fidanza, zamożnego i pobożnego pana tych okolic. Na Chrzcie świętym otrzymał imię Jana, lecz takowe zmienioném późniéj zostało, z następującego powodu. W trzecim roku życia zachorował był śmiertelnie; lekarze go odstąpili, a matka Ritella, uciekła się do innego środka: udała się do świętego Franciszka Asyzkiego który się wtedy tam znajdował. Poleciła chore dziecię jego modlitwom, i zaofiarowała je Panu Bogu do Zakonu Braci mniejszych, jeśli zdrowie odzyska. Święty Franciszek uzdrowił małego Janka cudownie, a widząc dziecię wyratowane zawołał: „/O! buona ventura/,” co po włosku znaczy: Jakieżto szczęście! Odtąd téż nazywano go Bonawenturą.

Skoro doszedł lat młodzieńczych, pomny na ślub uczyniony przez matkę, chociaż sam nie był ściśle obowiązanym do jego spełnienia, wstąpił do Zakonu Braci mniejszych. Jak tylko ukończył nowicyat, posłano go do Paryża, dla słuchania nauk teologicznych pod sławnym mistrzem Aleksandrem Halesem, który poznawszy go bliżéj mawiał: „Patrząc na brata Bonawenturę, rzekłbyś że Adam nie zgrzeszył:” tak bowiem wysokiéj był świątobliwości, iż zdawało się że w nim grzech pierworodny żadnéj skazy nie zostawił.

Jakoż, był on jakby żywém uosobieniem wszystkich cnót zakonnych. Cichy, pokorny, posłuszny, pierwszy do wszystkich obowiązków, najmniejszéj chwilki czasu nie trawił napróżno: takim się okazał od wstąpienia do klasztoru, i takim był ciągle. Przytém niezrównanéj był miłości dla braci, słodyczy w obcowaniu z każdym i uczynności dla wszystkich, a szczególnie dla chorych. Doglądał ich z największą troskliwością, jakby głównym jego obowiązkiem był obowiązek Infirmarza; pocieszał ich w cierpieniach świętemi słowami, i taki miał dar do tego, że sama jego obecność najpożądańszą dla chorych przynosiła ulgę. Starał się aby na niego przypadały najniższe posługi klasztorne, które spełniał z taką uwagą i pilnością, jak gdyby szło o rzeczy najwyższéj wagi. Ciągle skupiony, zatopiony w Bogu, mało mówiący, a tak do siebie przyciągał każdego, że go zwykle używano gdy chodziło o załatwienie jakiéj sprawy z osobami niełatwego przystępu i upornemi. Dar modlitwy w wysokim posiadał stopniu. Całe godziny przepędzał, i to zwykle w nocy, na modlitwie przed przenajświętszym Sakramentem. Razu pewnego, gdy powstrzymał się od przyjęcia Komunii świętéj, przez zbytnią obawę czy mu się to godziło, Anioł przyniósł mu przenajświętsze Ciało Pańskie. Wyświęcony na kapłana, na drogach Bożych jeszcze większy uczynił postęp. Zwykle odprawiając Mszę świętą, we łzach się rozpływał, a sprawował tę przenajświętszą tajemnicę, z takiém namaszczeniem, że pobożne osoby ubiegały się o pociechę widzenia go przy ołtarzu.

Obok tak wysokich i świętych darów, posiadał umysł i zdolności genialne, które go postawiły w rzędzie najznakomitszych uczonych, i uzyskały mu tytuł Doktora Kościoła, a dla gorącéj miłości Boga, stanowiącéj główną cechę wszystkich a tak licznych pism jego, przezwano go Doktorem Serafickim. Zaledwie ukończył zawód nauk teologicznych w klasztorze Paryzkim, został profesorem filozofii i teologii w sławnéj tam podówczas akademii, obejmując katedrę po swoim mistrzu Halesie, na któréj wsławił się wykładem teologii Piotra Lombarda, i wraz z nim i świętym Tomaszem z Akwinu, swoim współuczniem, stał się założycielem systematu teologicznego, już od nich aż po dziś dzień używanego w téj nauce.

Miał lat trzydzieści pięć, gdy na kapitule generalnéj Zakonu Braci mniejszych, na któréj przewodniczył osobiście sam Papież Aleksander IV, obrany został generałem całego zakonu. Wysoka ta godność, którą z największą dla jego pokory przykrością, przyjął jedynie z posłuszeństwa, nic nie zmieniła w jego ubogim, pracowitym, i umartwionym sposobie życia. Co większa: jak prace naukowe w których tak wysoko celował, nie przygaszały w nim ducha pobożności, tak i różnorodne a liczne zajęcia, przy zarządzie świeżego jeszcze wówczas, a już nadzwyczaj licznego Zakonu, nie przeszkadzały mu do ciągłego wewnętrznego skupienia, do ćwiczeń wysokiéj bogomyślności, do oddawania się naukom i do pracowania piórem. Pisał bardzo wiele: dzieła po nim pozostałe są poczytywane za dzieła wartości pierwszorzędnéj w przedmiocie Filozofii i Teologii, a będące treści ascetycznéj (tyczące się wewnętrznego życia) są nieporównanego namaszczenia, wzniosłości, i przedewszystkiém zapalają serce czytelnika, gorącą miłością Jezusa i przenajświętszéj Panny Maryi.

Do Matki Bożéj bowiem, miał najszczególniejsze nabożeństwo. W tém co o Niéj pisał, a tego bardzo wiele pozostawił, mało kto mu dorównał z najsławniejszych, najznakomitszych i najświątobliwszych pisarzy. Wiele utworów pochwalnych o Matce Bożéj, znajduje się w jego dziełach. Cały Psałterz Dawidowy przerobił na Psalmy do Matki Boskiéj. Onto pierwszy, będąc generalnym przełożonym, nakazał w całym swoim Zakonie, dzwonić rano, w południe i wieczór na Anioł-Pański, i od niego wszczął się ten święty zwyczaj, odtąd w całym Kościele przyjęty. On także pierwszy w Zakonie swoim, zaprowadził uroczysty obchód świąt Niepokalanego Poczęcia i Nawiedzenia przenajświętszéj Maryi Panny, co podobnież od niego przeszło do całego Kościoła. Na żądanie kapituły generalnéj, napisał życie świętego Franciszka swojego Patryarchy, będące arcydziełem szczególnego natchnienia Ducha Świętego. Właśnie gdy nad niém pracował, przyszedł był odwiedzić go święty Tomasz z Akwinu Doktor Anielski, w ścisłéj z nim zażyłości będący. Zbliżywszy się do drzwi jego celi, przez rozpadlinę ujrzał go w zachwyceniu i w powietrze z piórem w ręku uniesionego. Odszedł mówiąc: „Nie przeszkadzajmy Świętemu, pisać życia Świętego.” Tenże święty Tomasz, spytał go razu pewnego, z jakiéj biblioteki czerpał on tak bogate materyały, jakiemi przepełnione były jego pisma: „Oto moja jedyna biblioteka:” odrzekł mu Bonawentura, wskazując na Pana Jezusa ukrzyżowanego. Braciszek przeznaczony do jego obsługi, widząc go ciągle zajętego pisaniem lub czytaniem, pewnego dnia powiedział do niego: „O! jak szczęśliwi są ludzie, którzy tak jak ojciec Bonawentura, ciągle uczą się jak kochać Boga.” – „Bracie najmilszy, odpowiedział mu na to Święty, wierzaj mi, że prosta babka kościelna, może lepiéj Boga kochać od najuczeńszego męża.” Co tak ucieszyło poczciwego braciszka, że odchodząc głośno powtarzał to zdanie, i w długie wpadł zachwycenie.

Papież Klemens IV, równie jak i poprzednicy jego, za których papiestwa żył święty Bonawentura, w wielkiém go mieli poważaniu. Zamianowany został na Arcybiskupstwo Jorkskie, jedno z najbogatszych i najświetniejszych za jego czasów. Lecz Święty, tak usilnie i szczerze wypraszał się, od téj godności, że Papież uległ jego prośbom, i uwolnił go od tego. Bonawentura bowiem, widząc że zanosi się na to że Papież, przyjęcie tego Arcybiskupstwa wyraźnie mu nakaże, z płaczem upadł Ojcu Świętemu do nóg, i w końcu otrzymał to od czego jego pokora, tak się wzbraniała. Niedługo jednak się tém cieszył. Grzegorz X następca Klemensa IV, postanowił koniecznie wynieść go na wyższą godność kościelną. Dowiedziawszy się o tém święty Bonawentura, co prędzéj a skrycie wydalił się z Rzymu, i ukrył się w małym klasztorku w Magello, spodziewając się że tym sposobem ujdzie tego, czego się tak obawiał. Papież dowiedział się o miejscu jego pobytu, i tam mu posłał oznaki kardynalskiéj godności. Posłowie Papiezcy, zastali go pomywającego w kuchni naczynia. Święty, nie przerwał swojego zajęcia, lecz przyjąwszy z ich rąk kapelusz kardynalski, zawiesił go u drzewa stojącego przy kuchni, a sam kończąc pomywanie naczyń, kazał braciom dostojnych gości prosić do Refektarza.

Zniewolony rozkazem Papiezkim, wrócił do Rzymu, gdzie go sam Ojciec święty na Biskupa Albańskiego wyświęcił, w poczet kardynałów zaliczając. Grzegorzowi chodziło głównie o to, aby Bonawentura był obecnym na Soborze, który w Lionie zgromadzał i na nim osobiście przewodził. Święty ten Biskup, miał na tém walném zgromadzeniu, kazanie do zebranych Ojców, na drugiéj i trzeciéj sesyi. Był duszą wszystkich obrad, i prawą ręką Papieża. Onto głównie przyczynił się do pojednania wtedy Greków, i jemu powierzono opracowywanie najważniejszych przedmiotów, na tym Soborze rozbieranych. W ciągu tych prac swoich, nagle zachorował: zapadł w wielkie osłabienie i ciągłych doznawał wymiotów. Odwiedzany przez Papieża i wszystkich Ojców Soboru, zasmuconych stratą tak wielkiego Świętego, po przyjęciu ostatnich Sakramentów, wśród modlitwy i aktów pobożnych, oddał Bogu ducha, 14 Lipca roku Pańskiego 1274, mając pięćdziesiąt trzy lata wieku.

Po śmierci wielu zasłynął cudami, a między innemi i tym wielkim cudem, że gdy w sto sześćdziesiąt lat potém otworzono jego trumnę, całe ciało znaleziono zniszczone, lecz głowę, twarz, zęby, język, usta, policzki i włosy nietknięte, jakby tylko co umarł.

Papież Syxtus IV w poczet go Świętych zaliczył.

Pożytek duchowny

Całe życie świętego Bonawentury, któregoś szczegóły przeczytał, dowodzi jego gorącéj miłości Boga. Dzieła jego są pełne tego ducha, i dlatego przezwanym on został Doktorem Serafickim. Proś pana Jezusa, przez wstawienie się tego wielkiego Świętego, aby cię tą łaską miłości Swojéj obdarzyć raczył, bo w niéj wszystkie inne zawarte są łaski.

Modlitwa (Kościelna)

Boże! któryś Kościół Twój, dla wskazania nam drogi zbawienia wiecznego, w błogosławionym Bonawenturze wyznawcy Twoim i Biskupie, wielkim mistrzem obdarzył, spraw prosimy, aby wszyscy wierni, mieli w nim zawsze miłościwego pośrednika. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 584–586.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 561–562

Prześliczna książeczka św. Bonawentury „Bodziec miłości”, odsłania nam w całym blasku piękną jego duszę i pobożność, z jaką rozważał tajemnice Męki Pańskiej, jako też jego dziecięcą miłość względem Najśw. Maryi Panny, z jaką błagał przeczystą Dziewicę, aby go przypuściła do udziału w swych smutkach. „Jakaż rozkosz – mówi – zespolić swe serce z Twoim Sercem i z przebitym ciałem Syna Twego! Nie pragnę ani blasku słonecznego, ani gwiazd połysku, tęsknię jedynie do ran. Albo odejmij mi życie doczesne, albo rań serce moje, gdyż wstyd mnie na wskroś przejmuje, gdy widzę okrutnie zbitego i umęczonego Chrystusa Pana, gdy Ciebie, o Pani moja, widzę strapioną i udręczoną smutkiem, i gdy siebie, najniegodniejszego ze sług Twoich, widzę wolnym od bólu i udręczeń. Wiem jednakże, co uczynię: u nóg Twych leżąc, błagać będę nieustannie, błagać ze łzami i westchnieniem, wołać na cały głos i nie przestanę się naprzykrzać, póki Królowo Niebieska nie wysłuchasz błagania mego i nie wstawisz się łaskawie u Syna Twego”.

Tags: św Bonawentura „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna doktor cnoty pobożność św Tomasz z Akwinu Maryja Nawiedzenie Niepokalane Poczęcie Sobór lyoński II
2020-07-13

Św. Anakleta, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 100.

(Żywot jego, był napisany przez świętego Damaza Papieża).

Święty Anaklet, rodem Grek, przyszedł na świat w Atenach w pierwszym wieku chrześcijaństwa. Synem był Antyocha, znakomitego mieszkańca tego miasta. Wychowany bardzo starannie, świetnie ukończył nauki w sławnych akademiach Ateńskich, i stał się jednym z najznakomitszych młodzieńców w téj wielkiéj podówczas stolicy. Młodym był jeszcze, gdy do Aten przybył święty Piotr książę Apostołów, który go do wiary świętéj nawrócił i ochrzcił, Światło łaski Boskiéj, uzacniło wszystkie przymioty jakiemi Anaklet już przedtém się odznaczał. W krótkim téż czasie stał: się on wzorem doskonałego chrześcijanina; owszem zostając pod przewodnictwem takiego mistrza duchownego jakim był Piotr święty, do wysokiéj doszedł doskonałości. Ten widząc w nim, jak to pisze pewny współczesny mu Biskup i Męczennik, gruntowną pobożność, połączoną z gorliwością o rozszerzenie wiary świętéj, i niepospolite zdolności jakiemi go Pan Bóg obdarzył, skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, i po pewnym czasie sam wyświęcił na Dyakona. Święty Anaklet odebrawszy to święcenie nie odstępował już świętego Piotra, towarzyszył mu we wszystkich jego apostolskich wycieczkach, i dopomagał w sprawowaniu świętych obrzędów, jako i w głoszeniu słowa Bożego. Święty Piotr téż w krótkim czasie potém, wyświęcił go i na kapłana. Nowa ta godność, pobudziła świętego Anakleta do tém większego na drogach pobożności postępu, i do tém większéj gorliwości w służbie Kościoła.

Gdy książę Apostołów zdobył koronę męczeńską, święty Anaklet, z równém jak dotąd poświęceniem narażając się na największe niebezpieczeństwa, grożące mu podobnąż śmiercią jaka spotkała jego ojca duchownego, niezmordowanie służył sprawie Bożéj, za papiestwa świętego Lina, świętego Kleta i świętego Klemensa, a patrząc na ich śmierć męczeńską, wzdychał za podobnémże szczęściem. W zawodzie swoim tak się odznaczał, iż współcześni pisarze, w wielkiéj części jemu przypisują to szybkie rozszerzanie się podówczas wiary świętéj w Rzymie, pomimo tak ciężkich kolei jakie wtedy przebywał Kościół.

W roku Pańskim 102, za panowania cesarza Trajana, gdy i święty Klemens, trzeci z rzędu po świętym Piotrze Papież, z koroną męczeńską poszedł do Nieba, prześladowanie tak dalece utrudzało duchowieństwu wybór nowego Papieża, że Stolica Apostolska, przez blizko pół roku obsadzoną nie była. Nakoniec po długich modlitwach i postach całego duchowieństwa i wszystkich wiernych w Rzymie znajdujących się, jednomyślnie wyniesiony z ostał na Stolicę Piotrową święty Anaklet. Wszyscy się tym wyborem wielce ucieszyli, bo go znali godnym tego najwyższego urzędu, w tych właśnie czasach, w których każdy Papież w gotowości być musiał wydać życie za owce swoje. Chociaż bowiem cesarz Trajan, nie ogłosił żadnego szczególnego przeciw chrześcijanom prawa: za jego jednak panowania, prześladowanie wiernych, z mocy wydanych przez jego poprzedników w téj mierze postanowień, było jedném z najgwałtowniejszych i najokrutniejszych. Wszędzie wznosiły się rusztowania, szubienice, tortury, na których mordowano wyznawców Chrystusowych. Poganie przekonani, że uderzając na pasterzy, najłatwiéj rozproszą trzodę, całą wściekłą zawziętość swoję wywierali głównie na Biskupów, zamierzając przez ich wygładzenie, zniszczyć cały Kościoł. Rzym, jako już wtedy ognisko całego chrześcijaństwa; był téż główném polem najokrutniejszego barbarzyństwa nieprzyjaciół Kościoła. Święci Apostołowie Piotr i Paweł, przed niedawnemi czasy tam krew swoję za wiarę wyleli. Świętego Lina, świętego Kleta i świętego Klemensa ich następców, tenże sam los spotkał; nie było dnia jednego w którymby poganie znacznéj liczbie chrześcijan nie zadali śmierci, wśród mąk najstraszniejszych. Zpomiędzy wiernych, jedni kryli się po jaskiniach i katakumbach, to jest podziemnych mieszkaniach które wśród Rzymu w największéj tajemnicy sobie urządzali, inni uchodzili na puszczę i do lasów. Duchowni szczególnie, a z tych najbardziéj Biskupi, a cóż dopiéro sam Biskup Rzymski to jest Papież, żyli w ciągłém niebezpieczeństwie, tém bardziéj że ich urząd im wyższy, tém mniej dozwalał im ukryć się: owszem, tém więcéj zobowiązywał do narażania się i tém łatwiéj ich w ręce pogan oddawał.

Taki był stan Kościoła i Rzymu, kiedy święty Anaklet zasiadł na stolicy Apostolskiéj. Trzeba było tak wielkiéj cnoty i świątobliwości jaką Pan Bóg go obdarzył, tak wielkiego męstwa i gorliwości, takiego doświadczenia jakiego on będąc prawą ręką kilku Papieżów, nabył, takiéj gotowości w każdéj chwili na śmierć męczeńską jaką serce jego Pan Bóg natchnął, aby w tak burzliwych czasach kierować łodzią Piotrową. Wszystko tam na nią się sprzysięgało. Zawziętość świata pogańskiego, upór i zaślepienie Żydów wielki wpływ wtedy w Rzymie mających, słabość ludzka nieoddzielna od naszéj natury, a w pierwotnych chrześcijanach, na tak ciężkie wystawiona próby, nakoniec i poczwara odszczepieństwa, już podnosząca swoję głowę i szarpiąca łono Kościoła zaledwie powstałego: – oto były szturmy któremi piekło na niego uderzało. Święty Anaklet wszystkiemu temu mężne stawił czoło. W każdéj chwili gotów życie położyć za gorliwe spełnianie swoich najwyższych obowiązków, sprawował urząd powszechnego pasterstwa jakby mu nic z tego powodu nie zagrażało. Odwiedzał wiernych w najskrytszych miejscach w które się chronili, zasilał ich tam słowem Bożém, ukrzepiał w wytrwałości w wierze, uczył prawd świętych, sprawował Sakramenta; do uwięzionych nawet dostawał się i pocieszał ich, wzmacniając na ostatnią próbę. Z drugiéj zaś strony, żadnym kacerskim błędom szerzyć się nie dopuszczał; odkrywał je, wyświecał, zbijał, a upornie w tych błędach trwających od jedności Kościoła odłączał.

Przekonany iż w tak ciężkich czasach, bardziéj niż kiedy, wiernym potrzebne były te łaski, jakiemi obdarza duszę przyjęcie Ciała i Krwi Pańskiéj, pierwszy wydał rozporządzenie, aby wszyscy obecni ofierze ołtarza, do Komunii świętéj przystępowali. Tak dalece nawet obostrzył to prawo, iż postanowił aby ci którzyby się od tego uchylali, poczytani byli za chwiejących się już w wierze, i za niegodnych należenia do zgromadzenia wiernych. Piszą iż mawiał: „Trudno jest aby chrześcijanin wystawiony jak za czasów naszych na srogie prześladowanie pogan, bez zasilania się ciągłego Chlebem Niebieskim, mógł wytrwać w wierze, i był w stanie w razie danym przenieść śmierć męczeńską za Chrystusa.” On także, dla otoczenia większą uroczystością konsekracyi Biskupów, postanowił aby przy obrzędzie ich wyświęcenia, trzech Biskupów uczestniczyło. Od jego to podobnież papiestwa wprowadzony został zwyczaj, że święcenia na każdy stopień duchowny, powinny się odbywać w obecności zgromadzonych wiernych, to jest publicznie. Do jego czasów słudzy ołtarza i nawet Kapłani, nie mieli przepisanéj właściwéj sobie sukni: nakazał przeto, aby odtąd duchowni nosili odzież odrębną, włosy nizko strzygli, w ogólności w ubraniu swojém zachowywali wielką powagę i jednostajność, a nie stosowali się do światowych w téj mierze zwyczajów.

Przed wyniesieniem jeszcze swojém na Papiestwo, dla uczczenia pamiątki świętego Piotra Apostoła, któremu zawdzięczał nawrócenie do wiary świętéj, i do którego jako pierwszego po Chrystusie Panu Namiestnika Bożego na ziemi, miał szczególne nabożeństwo, zaczął był budować na grobie jego kościoł. Zostawszy Papieżem dokończył go, i jestto ta część Watykanu, którą dziś nazywają Konfesyą świętych Apostołów. Blizko grobu tychże Apostołów urządził miejsce, a dziś Bazyliką Watykańską objęte, które przeznaczył na groby Papieżów, na wszystkich zaś innych cmentarzach chrześcijańskich, powyznaczał osobne place, na grzebanie ciał świętych Męczenników.

Święty Anaklet rządził Kościołem Bożym lat dziewięć, miesięcy trzy i dni dziesięć. Oskarżony do władz pogańskich nietylko jako chrześcijanin, lecz i jako najwyższy Kościoła powszechnego Kapłan, schwytany i uwięziony, po wielu mękach wytrwale i mężnie dla Chrystusa poniesionych, otrzymał koronę męczeńską, dnia 18 Lipca, w pierwszych latach drugiego wieku.

Pozostały po nim niektóre pisma wiernie przechowane. W jednym z listów swoich, na świadectwo że stolica biskupia, Rzymska, zawsze za głowę Kościoła całego uważaną była, tak się wyraża: „Ta stolica apostolska Głową, i jakby zawiasami wszystkich kościołów od samego Pana Jezusa jest postanowioną. Jak na zawiasach opierają się i obracają drzwi, tak powagą téj stolicy, wszystkie kościoły z rozkazania Pańskiego się rządzą.”

Pożytek duchowny

Święty Anaklet, dla zapewnienia wiernym potrzebnych łask do wytrwania w wierze, w czasach srogiego prześladowania, postanowił aby wszyscy obecni ofierze Ołtarza, do Komunii świętéj przystępowali. Uważaj czy twoja słaba wiara, a szczególnie postępki nieodpowiadające wierze, nie są skutkiem tego, że zbyt rzadko przystępujesz do stołu Pańskiego?

Modlitwa (Kościelna)

Boże! który nas błogosławionego Anakleta Męczennika Twojego i Papieża, doroczną uroczystością rozweselasz, spraw miłościwie, abyśmy obchodząc pamiątkę jego przejścia do Nieba, i jego pośrednictwem cieszyli się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 581–583.

Tags: św Anaklet „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik św Piotr Komunia Rzym
2020-07-12

Św. Jana Gwalberta, Założyciela Zakonu Walumbrozyanów (Vallis Umbrosae)

Żył około roku Pańskiego 1078.

(Żywo jego napisany był przez Melancyusza, tegoż zakonu Generała.)

Święty Jan Gwalbert, syn bogatego pana z Florencji, urodził się przy końcu dziesiątego wieku. Wychowany był starannie, lecz bardzo światowo. Ojciec jego oddany wojaczce, w Gwalbercie kiedy jeszcze był młodym, rozbudził ducha zemsty przeciw zabójcy brata jego Hugona. Uczuciem niechrześcijańskiém powodowany, zlecił mu był aby starał się spotkać owego zabójcę, i śmiercią go ukarał za zadaną śmierć jego bratu. Gwalbert, w którego sercu podobnież przyćmione były uczucia miłości bliźniego, niepamiętny zakazu Bożego niedozwalającego mścić się nad największym wrogiem, z chęcią nawet podjął się tego katowskiego posłannictwa.

Wkrótce potém zdarzyło się, że gdy wracał z przejażdżki konnéj w polu, w sam dzień Wielko-piątkowy, spotkał zabójcę brata i natarł na niego w miejscu tak ciasném, iż tamten ani odporu dać nie mógł, ani uchodzić, Miał go już przeszyć mieczem, kiedy winowajca padając mu do nóg i złożywszy ręce na krzyż, zawołał: „Daruj mi życie, dla miłości Pana naszego ukrzyżowanego w dniu właśnie dzisiejszym.” Słowa te poruszyły do głębi serce Gwalberta: „Zakląłeś mnie, rzekł, na Imię tego u którego i ja żebrzę odpuszczenia grzechów: nie chcę przeto mścić się na tobie, owszem niech mi tak Bóg odpuści, jak ja ci wszystko odpuszczam.” I to powiedziawszy, uściskał go i w dalszą puścił się drogę.

Przejeżdżając około kościoła świętego Miniata, wszedł tam aby się pomodlić przed Panem Jezusem ukrzyżowanym, i podziękować że mu nie dopuścił dokonać zbrodni. Przytém szczerze skruszony, prosił Pana Boga aby niegodziwy zamiar pomszczenia się, jaki długo żywił w sercu, przebaczyć mu raczył. Wtedy ujrzał, że Pan Jezus z krzyża skłonił do niego głowę, jakby na znak i przebaczenia i szczególnéj Swojéj łaski. Jakoż, nią dotknięty w téj chwili postanowił opuścić świat, na którym przyklaskują takim czynom jakiego on tylko co nie stał się winnym, i poświęcić się wyłącznie Bogu. Odprawiwszy tedy do domu służbę którą miał przy sobie, niezwłocznie udał się do opata klasztoru przy tymże kościele, i prosił go o przyjęcie do zakonu. Opat który go znał dawniéj, dowiedziawszy się od niego o wszystkiém i poznając w tém szczególne działanie Ducha Świętego, przyjął go, lecz pozostawiając przez pewien czas na próbie, sukni mu zakonnéj jeszcze nie dawał.

Tymczasem ojciec Gwalberta, dowiedziawszy się że syn do zakonu wstępuje, przybył do klasztoru chcąc go ztamtąd bądź co bądź wyrwać. Jan ukrył się przed nim, a ojciec odjechał, zagroziwszy najsurowszą zemstą opatowi i zakonnikom, jeśli go w habit przyobleką. Obawiali się téż oni dać mu suknię zakonną, a gdy pomimo usilnych jego próśb uczynić tego nie chcieli, Jan pobiegłszy do kościoła i zerwawszy habit z jednego z zakonników, sam sobie ostrzygł głowę, i tenże habit na siebie z ołtarza wciągnął. Przybył ojciec powtórnie, i gniewem wielkim się uniósł, lecz w końcu ubłagany przez opata, i syna pobłogosławił i sam mu zalecił wytrwałość w świętém przedsięwzięciu.

Uszczęśliwiony Gwalbert, iż postanowienie swoje do skutku doprowadził, całém sercem oddał się życiu zakonnemu. Postami i wszelkiemi umartwieniami ciało trudził; modlitwy pilnował i w niéj coraz wyższe otrzymywał dary; co mu zbywało czasu, wytrwale pracował, pokory, posłuszeństwa i ubóstwa zakonnego najdoskonalszy wzór w sobie przedstawiając.

Wkrótce téż potém gdy opat umarł, bracia jednomyślnie Jana na jego miejsce wybrali. Godności téj jednak w żaden sposób przyjąć nie chciał, z czego jeden z niesumiennych zakonników korzystając wdarł się nieprawnie na przełożeństwo. Z tego wszczęły się w klasztorze wielkie niesnaski, które spowodowały że Jan z drugim świątobliwym zakonnikiem opuścił to zgromadzenie i udał się na puszczę, szukając miejsca jak najbardziéj osamotnionego. Przybyli na pustynię Kamaldulską, już wtedy pokrytą chatkami pustelników Reguły świętego Romualda, którzy chętnie przyjąć ich chcieli. Lecz że Gwalbertowi i jego towarzyszowi, chodziło nie o pustelnicze życie, lecz wspólne zakonne, według Reguły świętego Benedykta, puścili się daléj i zaszli na dolinę ciemnistą zwaną Val umbrosa gdzie znalazłszy dwóch już zakonników służących Panu Bogu, zbudowali sobie przy nich chatkę i rozpoczęli wspólne życie zakonne.

Wkrótce potém, na rozgłos sławy świątobliwości Jana, wielu się z nimi połączyło, pragnąc tenże rodzaj życia prowadzić. Okazała się téż potrzeba założenia obszernego i stałego klasztoru. Ksieni klasztoru świętego Hilarego będącego w tych okolicach, na ten cel odstąpiła im znaczne grunta, i koszta na wybudowanie gmachu podjęła. W krótkim czasie stanął klasztor, a liczni już wtedy bracia, obrali przełożonym Gwalberta, który do Reguły świętego Benedykta przydał i swoje ustawy, zakładając wtedy nowe zakonne zgromadzenie, z czasem po wielu krajach katolickich upowszechnione, a od miejsca w którém powstało Walumbrozyanami zwane.

To grono duchownych synów swoich, prowadził święty Gwalbert drogą najwyższéj doskonałości zakonnéj, sam we wszystkich cnotach im przodując, tak iż pospolicie mawiano, że ktoby chciał poznać kto jest ich Opatem, niech patrzy kto zpomiędzy nich najostrzejszy i najpracowitszy żywot wiedzie, a najpokorniéj wygląda. Kiedy po niedługim czasie, liczba zakonników jego znacznie się pomnożyła, święty Jan założył z kolei kilka klasztorów w różnych miejscach, a prócz tego kilka dawnych poddało się jego zarządowi i jego Regułę przyjęło.

Wielkim był ubóstwa zakonnego miłośnikiem. Zdarzało się iż jeśli na założenie którego klasztoru otrzymywał więcéj niż to co sądził że koszta budynku wyniosą, pozostałość rozdawał ubogim. Budował klasztory jak najbiedniejsze. Razu pewnego przybywszy do swego klasztoru Musutańskiego, który tylko co był wybudowany, postrzegł że Rudolf którego tam zrobił Opatem, zanadto wspaniałe gmachy powznosił. Zasmucił się tém Święty i rzekł do Opata: „Ileżto tu zmarnowałeś grosza, którym wspomódz można było ubogich!” A obróciwszy się do małéj rzeczki która tam płynęła, podniósł ręce do nieba i zawołał: „Boże wszechmogący! któremu z małych rzeczy łatwo zrobić wielkie: spraw to z łaski Twojéj, aby ta mała rzeczułka, te wielkie a niepotrzebne budynki obaliła.” I to mówiąc zaraz odszedł, nie chcąc nawet dłużéj w tym klasztorze zabawić. Zaledwie się oddalił, a oto rzeczka zaczęła w najniespodziewańszy i najdziwniejszy sposób wzbierać, w gwałtowny potok się zamieniła, i w wylewie swoim ogarnąwszy i klasztor, podmyła go i obaliła. Opat Rudolf, nauczony tym cudownym wypadkiem, chciał na inném miejscu ubogi klasztor zakładać, lecz święty Gwalbert kazał mu go wznosić na tymże samym gruncie, upewniając, że byle był ubogi, rzeczki obawiać się nie trzeba. Przybywszy do innego klasztoru przedstawiono mu tam nowicyusza, który na świecie bardzo bogaty, całe swoje dobra na klasztor ten zapisał. Święty uściskał go, pobłogosławił, do wytrwałości zachęcił, a zapis w jego oczach podarł.

Wielkie okazywał zawsze miłosierdzie dla ubogich, których wspierał czém tylko mógł. Często się zdarzało, iż rozdawał pomiędzy nich cały zasób klasztorny, nie oglądając się nawet na dnia następnego potrzeby. Z razu, niektórzy bracia ośmielili się sarkać na to, lecz się przekonali, że za każdą razą, na modlitwę świętego Gwalberta, Pan Bóg cudownie zaopatrzenie im zsyłał. Pewnego roku głód wielki dotknął całą okolicę klasztoru, którego Gwalbert był Opatem. Tłumy zgłodniałego ludu otaczały codziennie furtę. Sługa Boży zaopatrywał ich długo, lecz nakoniec dnia pewnego cały spichrz klasztorny wypróżnił, i już nic nie miał im do dania, a wielka liczba ubogich z głodu prawie umierała. Wyszedł do nich Opat, i na wierzchu wysokiéj spadzistéj góry, ujrzał pasące się krów stado. Ukląkł, i tak zaczął się do Patrona swojego klasztoru modlić: „O święty Pawle! spuść jednę krowę tym ubogim.” I w téjże chwili krowa spadła na dół, zabiła się, a ubodzy mięsem się jéj posilili. Przez dziesięć dni następnych tak samo się modlił, i toż samo codzień się działo; aż nareszcie spostrzegłszy to pasterze, przybyli do niego domagając się aby wynagrodził szkody, których według ich mniemania był przyczyną. Lecz on ich zapewnił że żadnéj krzywdy nie mają: jakoż, gdy wróciwszy obliczyli trzodę, żadnéj krowy nie brakło.

Wiele innych cudownych darów udzielił mu był Pan Bóg. Gdy razu pewnego rozbójnicy napadli na klasztor, spalili go i zakonników ciężko poranili, Gwalbert wszystkich od razu znakiem Krzyża świętego uzdrowił. Nad złemi duchami wielką moc posiadał. Za jego czasów plaga świętokupstwa bardzo była rozszerzona. Święty uderzał na nią, z całą powagą jaką mu dawała sława jego świątobliwości. Dla dowiedzenia téj zbrodni pewnemu Prałatowi który się jéj zapierał, na jego rozkaz Piotr, jeden z jego zakonników, przeszedł przez stos rozpalony bez żadnéj szkody. Rozgłos tego wielkiego cudu, przyczynił się do wytępienia w całych Włoszech plagi świętokupstwa.

Późnéj doczekawszy starości, przepowiedział dzień swojego zgonu, zwołał Opatów ze swoich klasztorów, dał im najzbawienniejsze nauki i upomnienia, i polecił aby na grobie jego napisano: „Ja Jan wierzę i wyznaję to wszystko, co Apostołowie głosili, a w czterech Soborach ojcowie święci zatwierdzili.” Potém przez trzy dni jeszcze żyjąc, i ciesząc się ciągle obecnością Aniołów którzy się mu widocznie objawiali, przyjąwszy Sakramenta święte, mając lat siedemdziesiąt ośm zasnął w Panu, dnia 12 Lipca roku Pańskiego 1073. Kanonizowany został przez Papieża Celestyna III-go.

Pożytek duchowny

Że święty Gwalbert, przezwyciężając w sobie uczucie zemsty przez pamięć na Pana Jezusa, pozyskał za to tak wielkie łaski boskie iż Świętym został, niech to cię przekona, jak miłém jest Panu Bogu, wyrzucanie z serca naszego, wszelkich uczuć przeciwnych miłości bliźniego. Wejrzyj w głąb twojego, czy w niém nie tli jaka iskierka zemsty lub niechęci, dla któréj Pan Bóg wstrzymuje te łaski najobfitsze, którebyś otrzymał gdybyś tego nie miał sobie do wyrzucenia.

Modlitwa (Kościelna)

Niech nas, prosimy Cię Panie, wstawienie się błogosławionego Gwalberta Opata, poleci miłosierdziu Twemu, abyśmy to, czego własnemi zasługami otrzymać nie jesteśmy godni, za jego pośrednictwem dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 578–580.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 556–557

Miłość nieprzyjaciół jest przykazaniem Bożym. Już w Starym Zakonie przykazał Bóg odpuszczać urazy i w potrzebie ratować nieprzyjaciela. „Nie szukaj pomsty, ani pamiętać będziesz krzywdy sąsiadów twoich. Gdy upadnie nieprzyjaciel twój, nie wesel się, a z upadku jego niech się nie raduje serce twoje. Jeżeli łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeżeli pragnie, daj mu się wody napić”.

Toż samo nakazuje Ewangelia. Pan Jezus nauczał: „Miłujcie nieprzyjaciół waszych, czyńcie dobrze tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, co was przeklinają, a módlcie się za tych, którzy was potwarzają”.

Tak nauczają i apostołowie Pańscy.

Jest to wielkie przykazanie. Bóg nie przyjmie żadnej ofiary od tego, kto się z nieprzyjacielem nie chce pojednać. Obrazi nas kto, to nie jesteśmy obowiązani iść i prosić o przebaczenie, ale mamy obowiązek przebaczyć.

Bez miłości nieprzyjaciół Pan Bóg nie odpuści grzechów. Raz na zawsze jest wyrok Jezusowy: „Jeśli nie odpuścicie ludziom, i Ojciec wasz niebieski nie odpuści wam”. Kto nie chce darować nie przyjacielowi, choć ten stara się pojednać, temu i Bóg nie odpuści, choćby zresztą za grzechy swoje rzewne łzy wylewał, choćby się spowiadał, choćby surowo pościł, choćby się do krwi dyscyplinował, choćby głowę swoją posypał popiołem. Takiego człowieka Bóg nie może uznać i przyjąć za syna.

Powie kto: „To przykazanie nad moje siły”

Niewątpliwie to przykazanie sprzeciwia się bardzo naszej naturze, naszym skłonnościom; ale od czego łaska Boża?

Już u pogan znajdujemy wzniosłe przykłady tej miłości. Niejaki Focjon, słynny wódz, skazany przez ziomków na śmierć, zaklinał swego syna, żeby im tego nie pamiętał.

Chrześcijanie odbierają osobną łaskę do łatwiejszego wypełnienia tego przykazania. Odkąd Pan Jezus rozpięty na krzyżu odpuszczając modlił się za nieprzyjaciół swoich, odtąd miliony szły za Jego przykładem.

Ktokolwiek mówisz, że nie możesz odpuścić, spojrzyj na Jezusa, spojrzyj na Świętych!

W nagrodę za tę miłość nieprzyjaciół wiara obiecuje najpierw odpuszczenie grzechów. Nie podobna to rzecz, by Bóg odmówił nam odpuszczenia grzechów, jeżeli my miłościwie obchodzimy się z nieprzyjaciółmi, bo nie może do puścić, byśmy go niejako przewyższyli w miłosierdziu. Pan Bóg odpuszcza za to grzechy powszednie, uchybienia codzienne. Kto pogrążony w grzechach ciężkich, temu daje łaskę żalu, szczerej pokuty.

Potem obiecuje za tę miłość osobną chwałę w Niebie. Ojcowie święci nauczają, że kto miłuje nieprzyjaciół, jest już doskonałym. Święty Bernard nazywa tę cnotę cnotą Boską.

Gdy rozważymy obietnicę Boga, że chce wszystko odpuścić, że chce dać w Niebie najświetniejszą koronę, nie podobna, byśmy nie mieli podać ręki nieprzyjacielowi, choćby nas ten nieprzyjaciel nie wiedzieć jak ciężko obraził. Z najsłodszego Serca Jezusowego czerpmy tę miłość, która nawet na krzyżu rozpięta prosiła Ojca o odpuszczenie tym, którzy ją ukrzyżowali.

Tags: św Jan Gwalbert „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna zemsta ubóstwo miłość nieprzyjaciół
2020-07-11

Św. Piusa I, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 165.

(Żywot jego wzięty jest z dziejów męczeńskich Kościoła Rzymskiego.)

Święty Pius, pierwszy tego imienia Papież, był synem Rufina bogatego obywatela miasta Antyochii. Przyszedł na świat na początku drugiego wieku. Wychowany bogobojnie, gdy młodzieńczych lat dorósł, dla pobierania wyższych nauk, wysłany został do Rzymu. Po ukończeniu ich, wstąpił do stanu duchownego i przyjął wyższe święcenia. Jak będąc młodzieńcem odznaczał się wielką pobożnością, tak okazał się kapłanem świątobliwym, gorliwym i obowiązkom swojego powołania jedynie oddanym. Że przytém miał niepospolite zdolności, zajaśniał i głęboką nauką. Wszystkie te zalety zjednały mu szacunek całego duchowieństwa Rzymskiego, i ułatwiły wstąpienie do istniejącego podówczas zgromadzenia Kanoników Regularnych. Byli to kapłani życia najprzykładniejszego, wspólnie jak zakonnicy żyjący, i którzy nawet zobowiązywali się do zachowania pewnych przepisów, które im zastępowały regułę zakonną. Święty Pius stał się w krótkim czasie ozdobą tego świątobliwego zgromadzenia. Gorliwość jego w obronie wiary świętéj, zewsząd wtedy napadanéj, wielkie dla biednych miłosierdzie, życie pokucie i bogomyślności oddane, zwróciły na niego oczy całego duchowieństwa. Zasiadał wtedy na stolicy Apostolskiéj święty Hygin, który poznawszy bliżéj Piusa, wyświęcił go na Biskupa i używał do najważniejszych spraw, w zarządzie Kościoła powszechnego.

Gdy Papież ten za panowania cesarza Antonina, w roku Pańskim 158 męczeńską śmiercią zszedł z tego świata, stolica Piotrowa przez trzy dni obsadzoną nie była, przez któryto czas wierni, już bardzo w Rzymie liczni, trzy doby przepędzili w postach i na modlitwie, aby uprosić sobie u Pana Boga Pasterza takich cnót i zalet, jakie niezbędne były w téj porze, w któréj prześladowanie pogańskich cesarzów, jakby na chwilę na to tylko było zawieszone, aby kacerze najzuchwalsi z tém większą zawziętością na Kościół uderzali. Po tych trzech dniach upłynionych, jednomyślnie obrano Piusa Papieżem, który był pierwszym tego imienia następcą Piotra świętego.

Zasiadłszy na stolicy Apostolskiéj, Pius poświęcił się duszą i sercem, dobru powierzonéj mu trzody Chrystusowéj. Całą pilność swoję, zwrócił ku zachowaniu skarbu wiary, który mu był poruczony i ku utrwaleniu pomiędzy kościołami różnych części świata jedności i miłości, na które targali się różnego rodzaju odszczepieńcy.

Zaraz na początku jego Papiestwa, wszczęła się wątpliwość co do dnia w którym odprawiać się powinna Wielkanoc, a wątpliwość która od czasów Apostolskich do czasów Piusa I nierozwiązana ostatecznie, w ważnym przepisie kościelnym, wyradzała niepotrzebną różnicę. W prawdzie Apostołowie, wyuczeni w tém przez samego Pana Jezusa, na uroczystość Wielkanocną przeznaczali pierwszą niedzielę po Marcowéj pełni księżyca, w którym to dniu nastąpiło Zmartwychwstanie Pańskie; wszelako Żydzi nawróceni, skłonni zawsze stosować się o ile można było do dawnych swoich obrządków, w wielu krajach na Wschodzie, obchodzili Wielkanoc czternastego dnia po pełni Marcowéj. W niektórych miejscach, aby ich nie zrażać po świeżém ich nawróceniu, całe nawet Dyecezye, ten zwyczaj zachowywały. Święty Pius raz na zawsze zniósł tę różnicę; wydając postanowienie aby w całym świecie katolickim, stosowano się w téj mierze do podania apostolskiego, co od początku w Rzymie zachowywano, i co późniéj kilka Soborów zatwierdziło.

Pokój chwilowy jakiego zażywał Kościół pod Cesarzem Antoninem, który zawiesił był niejako prześladowanie chrześcijan przy końcu swego panowania, ułatwił postęp wiary Chrystusowéj, a świętemu Papieżowi dozwolił wydać wiele najzbawienniejszych postanowień, tyczących się karności kościelnéj. Pomiędzy innemi onto pierwszy, pod najsurowszemi kościelnemi karami, zabronił obracania dóbr kościelnych, na jakiekolwiek świeckie użytki. Powstał także surowo, przeciwko zwyczajowi, jaki wtedy gdzieniegdzie powstawał, nieprzyjmowania do wiary świętéj pogan i Żydów. Przejęty wielką czcią ku tajemnicom ołtarza, a gdy już sprawowanie przenajświętszéj ofiary coraz więcéj upowszechniać się zaczynało, przepisał surowe kary na kapłanów, którzyby przez niedbałość swoję w odprawianiu Mszy świętéj, jakowéj zniewagi przenajświętszego Sakramentu stali się powodem. Postanowił że gdyby kapłan, przy Mszy świętéj, wywrócił kielich, tak że krew przenajświętsza ażby na ziemię się rozlała, czterdzieści dni za to pokutę czynić powinien; trzy jeśli tylko na korporał spłynęła, cztery jeśli tylko do pierwszego obrusa dosięgnie, dziewięć jeśli do drugiego, a dwadzieścia jeśliby i trzeci przesiąknięty został. Gdziekolwiek dostanie się tym sposobem, wylana Krew przenajświętsza, miejsce to powinno być wymyte starannie, wyskrobane głęboko, a woda do tego użyta, i to co zostało wyskrobane, ma być wrzucone w piscynę, to jest miejsce, które zwykle znajduje się w każdym kościele, na wrzucanie tam przedmiotów, które jakąkolwiek styczność z przenajświętszém Ciałem miały. On także wydał rozporządzenie, na mocy którego dziewice poświęcone Panu Bogu, nie mogły czynić uroczystych ślubów przed dwudziestym piątym rokiem życia.

Gdy za jego papiestwa, coraz więcéj wzrastała liczba chrześcijan w Rzymie, a ztąd i potrzeba większéj liczby kościołów czuć się dawała, nabył on wielki gmach zwany Łaźniami cesarza Nowacyana, przerobił go na wspaniały kościół, który na żądanie siostry swojéj Praksedy, poświęcił podwezwaniem świętéj Pudencyany, i w bogate sprzęty kościelne zaopatrzył. O czém sam tak pisał do świętego Justa Biskupa Wieneńskiego w Galii: „Pamiętasz zapewne, że przed twoim odjazdem z Rzymu, otrzymaliśmy od Eutrepii w darze na kościół, gmach który był jéj własnością. Otóż teraz już się w nim gromadzimy z ubogimi chrystusowymi (tak nazywał duchowieństwo) i odprawiamy tam Msze święte.”

Za jego czasów, Kościół doznawał napaści od kilku zawziętych kacerzy, z którymi święty ten Papież walczył z gorliwością i męstwem prawdziwie apostolskiém. Dla obronyto wiary, przeciw coraz więcéj szerzącym się błędom tych odszczepieńców, święty Pius założył w Rzymie akademią, i powierzył główne jéj kierownictwo świętemu Justynianowi przezwanemu filozofem. Byłto mąż sławny w owym wieku w całym świecie z nauki, a który zachęcony do tego przez Papieża, wydał właśnie wtedy, po dziś dzień wysoko cenione dzieło w obronie nauki chrześcijańskiéj, przeciwko zarzutom jakie jéj czynili filozofowie pogańscy.

Z ówczesnych nieprzyjaciół Kościoła, najniebezpieczniejszym był herezyarcha Walentyn, przebywający podówczas w Rzymie i szerzący coraz więcéj swoje zgubne błędy. Obdarzony wielkim darem wymowy, zręcznie ukrywający przewrotność swojéj nauki pod pozorem wiernego trzymania się podań apostolskich, a przytém udaną pobożnością i ostrém życiem łudząc lud łatwowierny, tém większą szkodę przynosił duszom, że niełatwo od każdego, czém był w gruncie, mógł być poznanym. Święty Pius, odkrył niezwłocznie jad zawierający się w jego naukach. Najprzód chciał go przywieść do odwołania błędów jakie rozsiewał, a gdy tego Walentyn uczynić nie chciał, dotknął go najsurowszemi karami kościelnemi, i wkrótkim czasie, sektę jego już rozszerzoną, wytępił do szczętu.

Zaledwie skończył święty Pius, wojnę swoję z tą herezyą, a zaczęła powstawać inna. Przybył znowu do Rzymu, głośny na całym Wschodzie odszczepieniec Marcyan, którego święty Polikarp Biskup Smirneński, nazywał pierworodnym synem szatana. Ten podobnież jak Walentyan, pozorami pobożnego życia i udawaniem szczerze nawróconego z błędów, za które ze wschodu przez Biskupów wygnany został, wielu omamiał, i odszczepieństwo swoje szerzył w całym Rzymie, szczególnie między kobietami i ludźmi mniéj wykształconymi. Święty Pius, poznał się i na nim od razu. Zażądał od niego wyraźnego odwołania zasad przeciwnych nauce katolickiéj, a gdy tego Marcyan uczynić nie chciał, i jego dotknął klątwą kościelną, i przez to powstrzymał szerzenie się jego kacerstwa.

Lecz nadeszła już była chwila, w któréj ten godny następca Piotra, miał dostąpić chwały takiejże śmierci jakiéj uległ, i książę Apostołów. Miał nawet objawienie, o tém, jak to sam pisał do wyżéj wspomnionego świętego Justyna Biskupa, do którego list temi słowy kończył: „Objawił mi Pan Bóg, że koniec mój już blizki, i proszę cię pamiętaj o mnie przy ołtarzu pańskim.”

Jakoż, niezmordowana tego świętego Papieża w obronie Kościoła gorliwość, rozbudziła nienawiść nieprzyjaciół Chrystusowych przeciwko niemu. Na początku dziesiątego roku swojego papiestwa, oskarżony został do wielkorządcy Rzymskiego, jako główny nieprzyjaciel bogów cesarstwa, a przez to i samego cesarza. Wprawdzie cesarz Antonin podówczas panujący, nie zalicza się do prześladowców wyraźnych Kościoła, wszelako za rządów jego okrutne prawa przez poprzedników jego wydane przeciw chrześcijanom, bardzo często w całéj ścisłości spełniane zostawały, gdy miejscowym urzędnikom pogańskim, przez nienawiść do wiary świętéj, spodobało się wprowadzić je w wykonanie. W skutek téż zaniesionego do wielkorządcy oskarżenia na świętego Piusa, jako najwyższego Pasterza całego Kościoła, wtrąconym on został do więzienia w którém wiele wycierpiawszy, w końcu męczeńską śmierć poniósł. Wziął go Pan Bóg do Nieba, 11 Lipca roku Pańskiego 165.

Pożytek duchowny

Widziałeś jak surowe kary przepisał Papież którego żywot czytałeś, na kapłanów którzyby przez niedbałość w sprawowaniu przenajświętszéj Ofiary, stali się powodem zniewagi dla Pana Jezusa w tajemnicy ołtarza utajonego. Pamiętaj, że największą dla Niego zniewagą jest niegodne przyjęcie Go w Komunii świętéj. Niech cię Pan Bóg, od tego nieszczęścia uchowa.

Modlitwa (Kościelna)

Na nędzę naszę, racz wejrzeć wszechmogący Boże, a gdy nas ciężar grzechów naszych przygniata, niech nas błogosławionego Piusa Męczennika Twego i Papieża, miłościwe pośrednictwo wspiera. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 575–577.

Tags: św Pius I „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik marcjonizm Komunia
2020-07-10

Św. Felicyty i Jéj Siedmiu Synów Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 150.

(Męczeństwo ich opisane jest przez świętego Grzegorza Papieża.)

Święta Felicyta żyła na początku wieku pierwszego w Rzymie, za panowania cesarza Antonina. Byłato niewiasta znakomita rodem i bogactwy, ale jeszcze więcéj żywą wiarą, pobożnością i cnotą miłosierdzia dla ubogich, a szczególnie chrześcian, pod srogiém podówczas prześladowaniem jęczących. Po śmierci męża zerwawszy wszelkie ze światem stosunki, a mając dorosłych siedmiu synów, których najstaranniéj i najpobożniéj wychowała, już tylko ćwiczeniom wysokiéj pobożności się oddawała, i w poświęceniu się swojém na usługi wiernych żadnych granic nie kładła. Wysoka téż jéj świątobliwość, samych nawet pogan w zdumienie wprawiała: byli oni dla niéj z uwielbieniem, a wielu z nich zapatrując się na jéj cnoty chrześcijańskie, przez to samo do wiary świętéj się nawracało.

Oburzeni tém kapłani pogańscy, oskarżyli ją przed cesarzem mówiąc: „Wiedz o tém cesarzu, że ta wielka pani Felicyta, równie jak i jéj siedmiu synów, bogom naszym uwłaczają i srogi ich gniew na nas wszystkich ściągają. Jeżeli nie przywiedziesz jéj do tego, aby im publicznie cześć oddała, nieczém się nam przebłagać nie dadzą.” Antonin przychylając się do żądania kapłanów, polecił Publiuszowi, który podówczas był wielkorządcą w Rzymie, aby Felicytę wraz z jéj synami zmusił do oddania czci bożkom.

Publiusz, przez wzgląd na wysokie położenie jakie zajmowała w świecie Felicyta, przyzwał ją do siebie, i najprzód prywatnie i łagodnemi słowy, nakłaniał ją aby wolę cesarza spełniła. Kadził jéj, aby odmowną odpowiedzią nie wywoływała sprawy swojéj przed trybunały sądowe, gdyż w takim razie będzie zmuszonym sądzić ją publicznie, jak to podówczas z chrześcijanami dla postrachu drugich czyniono, a za dalszy jéj opór rozkazom Antonina, podda ją całéj surowości prawa, ciężkie kary; na odmawiających czci bożkom przepisującego. Na to odpowiedziała mu Święta: „Ani mnie twoje łagodne rady nie skłonią do tego, ani pogróżki ustraszą. Ufam Bogu, że mi da siłę wytrwania w mękach i szatanom waszym nie pokłonię się: a jeśli mnie za to zamordujecie, tém większe odniosę nad niemi zwycięstwo.” „Jeżeli sama, rzekł na to Publiusz, chcesz życie twoje za to położyć, tedy przynajmniéj miéj wzgląd na synów twoich. Oni bowiem ofiary bogom złożyć muszą, bo inaczéj poginą.” – „Synowie moi, odpowiedziała Felicyta, wtedyby tylko zginęli, gdyby popełnili grzech składania ofiary bożyszczom, a przeciwnie, żyć będą, jeżeli się tego nie dopuszczą.”

Wielkorządca, widząc iż w ten sposób nie może ustraszyć Felicyty, w dniu „następnym już publicznie zasiadł do sądzenia jéj sprawy, i stawić ją kazał przed sobą na placu Marsowym, wraz z jéj siedmiu synami, i najprzód rzekł do niéj: .„Felicyto! miéj litość nad synami twoimi, tak zacnymi młodzieńcami, a którzy tylko co najpiękniejszą porę życia zaczynają.” – „Miłosierdzie jakie nad nimi okazujesz, odpowiedziała matka, jest prawdziwém okrucieństwem, a upomnienie jakie mi dajesz bluźnierstwem.” A zwracając się do synów mówiła: „Patrzcie dzieci moje w niebo, gdzie was Chrystus ze świętymi oczekuje. Mężnie walczcie, bo idzie tu o zbawienie wasze wieczne, nie odstępujcie od miłości Jezusa.” Słysząc to Publiusz wpadł we wściekłość i zawołał: „Jakto! w obecności mojéj, ośmielasz się nakłaniać twoich synów, aby się oparli rozkazom cesarza? bo on to sam, a nie ja tylko, wymaga abyście złożyli ofiary bogom naszym.” I to mówiąc, przywołał katów, kazał im policzkować Felicytę, a synów jéj jednego po drugim z kolei przywoływać przed swój trybunał.

Pierwszy który stanął, miał imię January. Tyran zaczął od tego iż mu obiecywał wielkie łaski cesarskie, bogate dary i świetny zawód, jeśli wyrzekłszy się wiary w Chrystusa, odda pokłon bożyszczom pogańskim, a w przeciwnym razie, groził mu najstraszniejszemi karami, i w końcu namawiał ze zdradziecką życzliwością, aby się nie wahał i poszedł za jego, jak ją nazywał, przyjacielską radą. Lecz młodzieniec odpowiedział mu na to spokojnie i mężnie: „Złą a nie mądrą radę, dajesz mi Wielkorządco: gdyż mądrość Boska przeciwnie mi doradza, owszem nakazuje, abym wzgardził tém co mi obiecujesz za odstępstwo od Chrystusa, a nie uląkł się tego czém mi zagrażasz, jeśli fałszywym bożyszczom czci nie oddam.” Po takiéj odpowiedzi, Wielkorządca kazał go okrutnie zesmagać rózgami w oczach matki i wtrącić do więzienia, a tymczasem przyzwał drugiego imieniem Feliks, którego w podobnyż sposób do zaparcia się wiary namawiał, wymagając aby niezwłocznie złożył ofiarę Jowiszowi. Na to rzekł mu młodzieniec: „Jeden jest tylko Bóg prawdziwy, któremu godzi się i należy składać ofiary, a tym jest Jezus Chrystus; i bądź pewien Wielkorządco, że ani ja ani bracia moi, tego Pana i Boga naszego nie odstąpimy. A jeśli nas haniebnie biczować i okrutnie katować każesz, przez to wiary z serc naszych nie wydrzesz.”

Publiusz odprawiwszy i tego, kazał przyzwać trzeciego, Filipa, i już wprost straszył go cesarzem mówiąc: „Antonin cesarz pan nasz najwyższy, rozkazał abyś złożył ofiarę wszechmogącym bogom naszym.” Na co Filip: „Nie nazywaj o Wielkorządco, bałwanów waszemi bogami, bo Bogiem wszechmogącym jest tylko ten Bóg Jezus Chrystus, którego my wyznajemy; wasze zaś bożyszcza są to nieme bryły z miedzi lub żelaza ukute, i kto im składa ofiary, na wieczne idzie pohańbienie.”

Przyzwał tedy Publiusz Sylena czwartego syna Felicyty, i gdy stanął przed nim: „Widzę, zawołał do niego groźnie, żeście z niegodziwą matką waszą, spisek uknuli przeciw woli cesarza. Pamiętaj że jeśli rozkazu jego nie spełnicie, wszyscy poginiecie nikczemnie.” – „Inaczéj postępować nie godzi się nam, odpowiedział Sylen: gdybyśmy bowiem ulękli się męczeństwa doczesnego, które chociażby najokrutniejsze krótką chwilę trwać będzie, popadlibyśmy w wieczne męki, które są straszniejsze jeszcze, a końca nie mają. Że przeto wiemy jakie męki czekają po śmierci tych, co się Chrystusa zapierają, a jakie nagrody są zgotowane dla wytrwałych w wierze, przeto słuchać musimy praw Boskich, a nie ludzkich, kiedy się one Boskim sprzeciwiają. Bałwanami więc pogańskiemi gardzimy, abyśmy do końca wiernie służąc Bogu prawdziwemu, żywot wieczny osiągnęli.”

Sądząc Publiusz, że chociaż tak mężny opór znalazł w tych trzech braciach, łatwiéj mu pójdzie z młodszymi, zwłaszcza gdy ich stawić każe przed sobą nie w obecności starszych, których widok mógłby im dodawać męstwa, kazał już przesłuchanych odprowadzić do więzienia i zamknąć wraz z Januarym, a młodszych przyzwał. Tym znowu obiecywał łaski cesarskie, jeśli wolę jego spełnią, a groził mękami i śmiercią, jeśli bożkom się nie pokłonią i spytał Aleksandra, piątego z rzędu brata: „Cóż ty mówisz na to?” a ten mu odrzekł: „Sługa jestem Chrystusów, więc co mam w sercu to i wypowiadam: nie wyrzeknę się wiary, jak jéj i bracia moi się nie wyrzekli” i przydał z wielką dobrocią: „i ty sam Publiuszu, nie gardź wiarą w prawdziwego Boga i zbaw duszę twoję.” Odwrócił się od niego Wielkorządca, a widząc Witalisa szóstego z ich grona, bardzo młodo i wątło wyglądającego, w słowach najłagodniejszych do niego przemówił, spodziewając się że go łatwiéj podejdzie. Lecz ten mu odpowiedział: „Nie sądź że ja dla tego iż młodszym jestem od tych braci moich których już słuchałeś, mniéj będę od nich stałym w wierze.” – „Więc i tobie już życie nie miłe?” rzekł na to Publiusz: „Tak nie jest odparł Witalis, lecz miło będzie mi umrzeć raczéj, aniżeli pokłonić się szatanom.” – „O jakichże to szatanach mówisz?” spytał Wielkorządca. „Szatanami są bożkowie wasi, odrzekł Witalis, którym ja nigdy czci nie oddam.”

Nakoniec siódmemu i ostatniemu Marcialisowi, przedstawiał tyran, że okrucieństwo popełniają sami nad sobą, nie poddając się woli cesarskiéj, na co mu znów ten odrzekł: „Okrucieństwo popełniają nad sobą ci, którzy nie chcą uznać prawdziwego Boga, a za to na wieczne potępienie idą.”

W wielkie wpadł podziwienie Publiusz, widząc tak niezachwiane w całéj téj świętéj rodzinie męstwo, lecz zaślepiony w swych błędach, i wierny wykonawca okrutnego prawa, kazał ich ubiczować, i wtrącić do więzienia, a nazajutrz zdał sprawę cesarzowi, z tego co z nimi zaszło. Cesarz kazał ich wszystkich potracić, lecz prawie każdego w inny sposób. January skonał pod knutami, Feliksa i Filipa pałkami zamordowano, Sylena strącono z wysokiéj skały, Aleksander, Witalis i Marcialis zostali ścięci. Felicyta także przez ścięcie śmierć odebrała. A że nastąpiło to po zamordowaniu w jéj oczach wszystkich jéj synów, na których męczeństwo patrzała, więc tym sposobem, jak się wyraża święty Grzegorz, święta ta matka nie jednę, lecz ośm śmierci męczeńskich poniosła za wiarę.

Pożytek duchowny

O ile rodzice cieleśnie tylko miłujący swoje dzieci, pisze święty Grzegorz, pragną aby ich nie przeżyli, o tyle święta Felicyta w Bogu i dla Boga, a więc prawdziwie miłująca swoich synów, pragnęła ostatnia po nich zstąpić z tego świata, aby patrząc na ich śmierć za wiarę, być pewną że ich wszystkich w Niebie znajdzie. Czyż twoje przywiązanie do drogich ci osób, jest tegoż rodzaju?

Modlitwa (Kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy oddając cześć męstwu tych świętych Męczenników w ich wytrwałości w wierze, miłościwego ich za nami pośrednictwa, skutków doznali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 572–574.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 552

Św. Felicyta kierowała się zasadą, że rodzice nie mogą dać nic lepszego dzieciom od nieba, a nic gorszego od piekła. Czy spełnienie pierwszej części tej prawdy jest w mocy rodziców? Niewątpliwie. Każde dziecię jest stworzeniem słabym, bezsilnym, potrzebującym pomocy. Nie umie nic, wszystkiego ma się dopiero uczyć: jak stać, jak jeść, jak chodzić i ubierać się. Tym więcej przeto należy je uczyć, jak się ma modlić, miłować Boga, unikać grzechu i wszelkich pokus do niego. Jest ono niejako woskiem, z którego można ukształtować albo przyszłego mieszkańca niebios, albo potępieńca. Jest ono młodą drzewiną, i od ogrodnika zależy, czy ten szczep ma kiedyś wydać bujny owoc, czy zmarnieć. Nie zna ono różnicy między dobrym a złym, a ponieważ pierwsze wrażenia są najtrwalsze, dlatego mówi Chrystus Pan: „Co tym małym uczynicie, to uczynicie Mnie; ale biada tym, kto gorszy małych. Lepiej by było, ażeby gorszycielowi przywiązano kamień młyński do szyi i wrzucono go w głębię morza" (Mat. 18). Rodzice są pierwszymi nauczycielami i wychowawcami dziatek. Bóg wszczepił w serca rodziców miłość i przywiązanie do dzieci, a w dzieci powolność i posłuszeństwo dla rodziców. Mowę ojca i matki rozumie dziecię lepiej, ich nauki są dlań najwyższą prawdą, ich przykład największą powagą, ich wiara i pobożność najskuteczniejszym kazaniem. Niech przeto rodzice w czynach i słowach nigdy o tym nie zapominają, że będą ponosić odpowiedzialność za zgorszenie, dane własnemu dziecku, i że dobrym przykładem, jaki z siebie dawać będą, powiodą swe potomstwo do nieba i do chwały wiecznej.

Tags: św Felicyta „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik matka wdowa wychowanie
2020-07-09

Św. Weroniki Dżuliani (de Giuliani), Kapucynki

Żyła około roku Pańskiego 1727.

(Żywot jej był napisany przez Ojca Krywellego Jezuitę, jéj spowiednika.)

Święta Weronika przyszła na świat 27 Grudnia, roku Pańskiego 1660, w Merkatello, małém miasteczku księstwa Urbińskiego, w Państwie Kościelném. Ojciec jéj Franciszek Dżulani (de Giuliani) był mieszczaninem bardzo zamożnym, matka Benedykta z Mancyniów, wysokiéj pobożności kobietą. Nasza Święta na Chrzcie odebrała imię Urszuli.

Od lat pierwszego dzieciństwa objawiało się w niéj coś nadzwyczajnego. Będąc przy piersi, we środy, piątki i soboty, ledwie kilka kropel pokarmu brała, i okazywała radość, gdy w te dnie, matka karmiła inne ubogie dzieci. Miała pięć miesięcy, gdy wniesiono do pokoju gdzie była obraz przenajświętszéj Trójcy: dziecina wyrwała się z rąk matki, i pobiegłszy do wizerunku, cześć mu oddała. Mając półtora roku była ze służącą w sklepie, w którym kupiec fałszywą miarą mierzył. Mała Urszulka zawołała na niego: „Co robisz! pamiętaj że Bóg na cię patrzy.” W trzecim roku życia urządziła sobie przed obrazem Matki Boskiéj, mały ołtarzyk, który przyozdabiała czém tylko mogła. Rozmawiała tam z Matką Boską i z Panem Jezusem, jakby przed nią żywi stali. Często składała na ten ołtarzyk owoce, które jéj na śniadanie dawano, i mówiła do Pana Jezusa z przedziwną prostotą: „Jeśli ich jeść nie będziesz, i ja ich nie skosztuję.” Zdarzało się iż Matka Boska podawała jéj na ręce Pana Jezusa; a Pan Jezus biorąc część owoców dla siebie, drugą téj świętéj dziecinie oddawał. Cuda zaś te poświadczone zostały późniéj, przez starsze osoby, które na to patrzały. Razu pewnego gdy modliła się przed tym obrazem, Matka Boska powiedziała do niéj: „Pamiętaj córko moja, że masz być oblubienicą Syna mojego,” a Pan Jezus zwracając się do przenajświętszéj Panny rzekł: „Chcę abyś tą naszą przyjaciółką, Sama kierowała.” Miała cztery lata, kiedy umierającéj jéj matce przyniesiono Wiatyk. Po przyjęciu go przez chorą, Urszula przyczepiła się do ust jéj, i zaledwie ją od nich oderwać można było. Matka umierając, najusilniéj poleciła córkom których pięć pozostawiała, aby miały szczególne nabożeństwo do Ran Chrystusowych; w tym celu pomiędzy nie je rozdzieliła, a naszéj Świętéj dostała się rana boku Pańskiego.

Po stracie matki, którą Urszula najwięcéj uczuła, przez lat kilka, swobodnie oddawać się mogła ćwiczeniom pobożnym, gdyż dom ojca jéj mało był przez obcych uczęszczanym. Lecz gdy został on wysokim urzędnikiem w mieście Plezancyi, zaczął żyć bardzo wystawnie i po światowemu. Pomimo tego Urszula nietylko swojego sposobu życia nie zmieniała, lecz coraz większych przydawała sobie umartwień, szczególnie od czasu gdy po przyjęciu pierwszéj Komunii świętéj, kilkakrotnie Pan Jezus objawił się jéj biczowany i okryty ranami. Odtąd już codzień biczowała się ostrą dyscypliną, a niekiedy pokrzywą.

Ojciec który ją nad wszystkie dzieci miłował, chciał ją koniecznie wydać za mąż: lecz Urszula oświadczyła mu, iż postanowiła wstąpić do zakonu. Dżuliani długo na to nie chciał zezwolić, i tém się składając, że już dwie córki miał w klasztorze. Wtedy Urszula zapadła ciężko na zdrowiu, a lekarze i pojąć jéj cierpienia nie mogli, i żadnéj jéj ulgi nie przynosili. Zauważano tylko że skoro mówiono jéj o klasztorze, lepiéj się miała. Przyszło w końcu do tego że stracono nadzieję aby żyć mogła. Przerażony ojciec pozwolił jéj zostać zakonnicą, i Urszula w tejże chwili ozdrowiała.

Wstąpiła do klasztoru Kapucynek, w mieście Czytta di Kastello (Citta di Castello). Miała lat ośmnaście gdy przywdziała habit świętéj Klary, przybierając imię Weroniki.

Lecz na samym wstępie zawodu w którym do wysokiéj miała dojść świątobliwości, zły duch uderzył na tę wybraną duszę. Zaledwie weszła do nowicyatu, rozbudził w niéj tęsknotę za ojcem, rodziną a nawet i światem, w którym nigdy póki wśród niego żyła, nie podobała sobie. Co większa i mistrzynią nowicyuszek tak źle przeciw niéj usposobił, iż o mało co ją nie wydalono z klasztoru.

Wsparta jednak łaską Bożą i opieką Maryi do któréj ciągle uciekała się, przezwyciężyła Weronika te ciężkie pokusy. Po wykonanych zaś uroczystych ślubach, trudno wyrazić jak rączym krokiem szła po najszczytniejszych drogach doskonałości, i jak nadzwyczajnemi łaskami i darami obsypywał ją Pan Jezus, lecz oraz w jakim ogniu wszelkiego rodzaju cierpień, probował i uświęcał tę, szczególnie przez Siebie wybraną, duszę. Umartwienia czyniła nadzwyczajne: ostrą włosiennicę któréj sam widok przerażał, nosiła ciągle. O chlebie i wodzie prawie ciągle pościła, a kilka lat przebyła bez żadnego zgoła pożywienia, zasilając się tylko pokarmem który cudownie z jéj dziewiczéj piersi wypływał. Na modlitwie niekiedy całe noce spędzała, odbierając wtedy cudowne objawienia. Co więcéj: razu pewnego Pan Jezus ukoronował ją koroną cierniową, włożył na jéj palec na znak zaślubin, pierścień który z rany boku swojego wyjął, i nakoniec obdarzył ją swojemi bliznami w rękach, nogach i boku, od wszystkich widzianemi. Zdarzało się iż widywano ją doznającą na sobie wszystkich szczegółów męki Pańskiéj, tak że w oczach drugich w powietrze uniesiona, ukrzyżowaną zostawała.

To wszystko stało się powodem, że siostry zakonne posądziły ją o czarodziejskie sztuki, i przyszło do tego, iż jako czarownicę i opętaną zamknięto ją do ciemnego więzienia, i polecono jednéj z sióstr, aby się z nią jak najsurowiéj obchodziła. Weronika zniosła tę niezasłużoną ciężką karę z największą radością przez miłość cierpień Pana Jezusa, który okazując się jéj wtedy, kilkakrotnie kładł swój krzyż na jéj barki mówiąc: „Przekonaj się córko moja, że mój jeszcze cięższy od twojego.” Razu pewnego, wśród jéj najstraszniejszych wewnętrznych ucisków, objawił się jéj także Zbawiciel i tak do niéj przemówił: „Święta Teresa mawiała: Panie cierpieć albo umrzeć. Święta Magdalena de Pazis: Nie umierać ale: cierpieć, a ty córko moja co obierasz?” – „Ani cierpieć, ani umrzeć, tylko wolę Twoję spełniać,” odrzekła Weronika.

Lecz co było dla niéj najtrudniejszém do zniesienia, to że niekiedy na długie czasy, zdawał się ją Pan Bóg opuszczać, zsyłając na nią największe oschłości i ciemności wewnętrzne. Wśród tych traciła zupełnie pamięć wszystkich łask od Boga odbieranych, wątpiła o sobie saméj, i nic nie mając na pamięci jak tylko to co sobie przez ciąg całego życia za grzechy poczytywała, doznawała pokus najokropniejszéj rozpaczy o zbawienie. Przebyła to jednak ta wielka sługa Boża, z niezachwianą ani na chwilę cierpliwością i ani kroku na drodze doskonałości się nie cofając. Poznały ją nakoniec siostry i prałaci pod zarządem których klasztor ten zostawał, i już Weronikę otoczono tą czcią jaka jéj wysokiéj należała się świętości. Została mistrzynią nowicyuszek i przez lat dwadzieścia w czasie których ten obowiązek spełniała, z pod jéj przewodnictwa wyszło liczne grono zakonnic wysokiéj świątobliwości. Z wielką miłością obchodząc się z niemi, nie przepuszczała jednak bez upomnienia najlżejszych przewinień. Zdarzyło się razu pewnego, iż gdy wychodziła z chóru do refektarza, jedna z nowicyuszek, z uśmiechem powiedziała do niéj, że w czasie pacierzy była trochę roztargnioną. Święta mistrzyni zbladła jak ściana, i gdy usiadły do stołu nic w usta wziąść nie mogła. Nowicyuszka spytała ją czy nie ona była przyczyną jéj smutku: „A czyż możesz wątpić o tém, odrzekła Weronika, kiedyś to straszne słowo: Zgrzeszyłam, chociaż wiem że tylko powszednie, wyrzekła do mnie z uśmiechem!”

Gdy została Opatką, doznała wielkiéj obawy, czy godnie obowiązkom swoim odpowiedzieć potrafi. Wtedy wpadła w zachwycenie, w którém w duchu zaniesioną została przed sąd Boski. Tam ujrzała Pana Jezusa z surową twarzą, i już mającego wydać wyrok jéj potępienia. Lecz wstawienie się Matki Bożéj, wstrzymało Jego groźbę, i Pan Jezus z oznakami szczególnéj łaskawości odprawił ją od Siebie. Widzenie to sprawiło takie wrażenie na Świętéj, iż nazajutrz zdawało się że umiera, i udzielono jéj ostatnie Sakramenta. Pamięć zaś tego, jak sama wyznawała, już potém do saméj śmierci zatrzeć się w jéj umyśle nie mogła. Poczytywała ona to widzenie za szczególną łaskę Boską, przez którą chciał ją Pan Bóg utwierdzić w jéj wysokiéj świątobliwości, a uchronić od szkód, na jakie narażoną mogła być jéj dusza, przy ciągłém już odtąd, aż przez lat trzydzieści trzy, piastowaniu urzędu opatki. Jak była świętą i doskonałą zakonnicą, świętą i doskonałą mistrzynią, taką téż okazała się i przełożoną, a klasztor ten pod jéj zarządem, stał się najwyższym wzorem doskonałego życia zakonnego.

Aby dopełnić miary jéj wysokich zasług, zesłał na nią Pan Bóg przy końcu jéj życia, długą i ciężką chorobę. Pięćdziesiąt lat już przebyła w zakonie, kiedy dnia pewnego, zdrową jeszcze będąc, zażądała aby jéj wcześniéj niż zwykle dano Komunią świętą. Odchodząc od ołtarza, padła tknięta apopleksyą. Zachowała jednak zupełną przytomność i mowę. Wnet rozwinęły się przytém choroby prawie wszelkiego rodzaju. Przez trzydzieści trzy dni cierpiała nadzwyczajnie, do czego przyczyniły się jeszcze najstraszniejsze wysiłki złego ducha, ostateczną swoję wściekłość na jéj duszę wywierającego. Wszystko to znosiła ze spokojem niezachwianym, i anielską cierpliwością.

Po przyjęciu z wieczora ostatnich Sakramentów świętych, około północy wpadła w konanie, które trwało trzy godziny, jak Jezusowe na krzyżu. Spowiednik widząc ją blizką śmierci, rzekł do niéj: „Matko Weroniko, już tedy stajesz u kresu twoich pragnień.” Co Święta usłyszawszy podniosła wzrok na niego i długo patrzała, jakby czegoś żądała. Wtedy przypomniał on sobie, że ona nieraz mówiła iż nie chciałaby umrzeć bez jego rozkazu. Zbliżył się więc do niéj i powiedział: „Jeśli jest wolą Bożą, abym ci kazał świat ten opuścić; idź do twego niebieskiego Oblubieńca.” Święta spuściła oczy, zawarła powieki, skłoniła głowę i Bogu ducha oddała. Umarła 9 Lipca, roku Pańskiego 1727. Ogłoszona błogosławioną przez Piusa VII; w roku 1839 w uroczystość przenajświętszéj Trójcy przez Papieża Grzegorza XVI kanonizowaną została.

Po śmierci, gdy wydobyto jéj serce, znaleziono na niém najdobitniéj wyrażone, wszystkie narzędzia męki Pańskiéj, o czém za życia jeszcze, spowiednikowi swojemu powiedziała była.

Pożytek duchowny

Im wyższemi i cudowniejszemi łaskami obdarza Pan Bóg jaką duszę, tém większe objawia się w niéj posłuszeństwo. Dla tego i święta Weronika tak w téj cnocie celowała, iż i do Nieba nie chciała pójść inaczéj jak z rozkazu swego ojca duchownego. Pamiętaj, że pokorna uległość tym którym posłuszeństwo winniśmy, jest probierczym kamieniem, jak prawdziwéj cnoty chrześcijańskiéj, tak szczególnie wyższéj pobożności.

Modlitwa (Kościelna)

Panie Jezu Chryste, któryś błogosławioną Weronikę dziewicę, znamionami męki Twojéj cudowną uczynił; spraw miłościwie, abyśmy krzyżując ciało nasze, radości wiekuistych dostąpić zasłużyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 569–571.

Tags: św Weronika Giuliani „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pobożność stygmaty noc ducha posłuszeństwo
2020-07-08

Św. Elżbiety, Królowej Portugalskiej

Żyła około roku Pańskiego 1386.

(Żywot jéj napisany przez kilku pisarzy współczesnych, znajduje się u Bolandystów pod dniem 4 lipca.)

Święta Elżbieta córka Piotra III króla Aragońskiego, narodziła się roku Pańskiego 1271. Jéj przyjście na świat, taką radością całą rodzinę królewską napełniło, że przyczyniło się to głównie, do pojednania króla Piotra z jego ojcem, z którym w długich zatargach zostawał. Było to zaś jakby przepowiednią, że późniéj w wielu wypadkach przyczyni się ta Święta do zgody między panującymi, bo to w istocie miało miejsce. Dano jéj imię Elżbiety, na uczczenie pamięci świętéj Elżbiety królowéj węgierskiéj, jéj babki ciotecznéj, świeżo wtedy ukanonizowanéj.

Dziadek jéj król Jakób, słusznie przezwany Świątobliwym, zajął się wyłącznie jéj wychowaniem, i wnet z wielką pociechą spostrzegł że wnuczka jego, od kolebki prawie, objawiała skłonność do wszelkich ćwiczeń pobożnych, a szczególnie miała wielkie nabożeństwo do Matki Bożéj. W ósmym roku życia, zadziwiała dwór cały swoją roztropnością, skromnością i cnotami wiek jéj przewyższającemi. Już wtedy ścisłe zachowywała posty, jadając raz tylko na dzień w wigilie wszystkich świąt przenajświętszéj Panny i w każdą sobotę; codzień odmawiała kapłańskie pacierze, któryto zwyczaj do śmierci zachowała, i długie godziny trawiła na modlitwie. W obcowaniu z każdym była niezrównanéj słodyczy i pokory, a żaden ubogi nie odszedł od niéj żeby go albo czém mogła sama nie zaopatrzyła, lub tego o co prosił, nie uzyskała dla niego u rodziców. Słusznie téż król jéj ojciec utrzymywał, iż była Aniołem opiekuńczym całego jego państwa, i że jéj to modlitwom zawdzięczał błogosławieństwa, któremi hojnie obdarzał Pan Bóg jego panowanie.

W dwunastym roku wydaną została za Dyonizego, króla Portugalskiego. Zasiadłszy na tronie, a widząc się swobodniejszą w swoich zajęciach, przymnożyła ćwiczeń pobożnych i umartwień ciała. Wstawała o świcie, a po odbytéj modlitwie myślnéj, odmawiała kanoniczne pacierze: Jutrznię, Laudes i Prymę. Następnie słuchała Mszy świętéj, przy któréj często przyjmowała Ciało Pańskie, a potém odmawiała pacierze o Matce Bożéj zwane Officium Parvum, i pacierze kościelne za zmarłych. Około południa zajmowała się różnemi sprawami z któremi się do niéj odnoszono, dawała posłuchanie ubogim, a co jéj zbywało czasu, spędzała go w kaplicy pałacowéj, lub na czytaniu ksiąg świętych. Nie widziano jéj ani chwili próżnującą: podczas zebrań dworskich na jéj pokojach, wykonywała różne ręczne roboty kobiece, przeznaczone na ozdoby kościołów, i zwyczaj ten wprowadziła pomiędzy paniami swojego dworu. Prócz postów kościelnych, które zachowywała o chlebie i wodzie, podobnież pościła cały Adwent, czterdzieści dni przed Wniebowzięciem Matki Bożéj, i tyleż przed uroczystością świętego Michała Archanioła. Zrobiono jéj razu pewnego uwagę, że tego rodzaju umartwienia niewłaściwe są osobie zasiadającéj na tronie: „A gdzież potrzebniejszemi są one, odrzekła święta królowa, jeżeli nie tam, gdzie namiętności są więcéj rozbudzone, i niebezpieczeństwa dla duszy większe?” Mawiała także: że Pan Bóg na to tylko wyniósł ją na godność królewską, aby tém hojniejsze jałmużny czyniła. Jałmużnikom swoim przykazała, aby nic nie odmawiali ubogim; codzień ich odwiedzała po mieszkaniach, a niekiedy aż w odległych od stolicy wioskach i przedmieściach. Przyszedłszy dnia pewnego do ubogiéj kobiety, okrytéj obrzydliwemi wrzodami, Święta, dla przezwyciężenia wstrętu jaki w niéj obudził ten widok, ucałowała jéj rany, i w tejże chwili chora odzyskała zdrowie. Założyła wielki dom przytułku, dla kobiet nawracających się ze złego życia, drugi podobny dla podrzutków, i kilka kościołów i klasztorów wzniosła, po królewsku je uposażając. W każdy piątek Wielkiego postu, na pamiątkę Wieczerzy Pańskiéj, umywała nogi trzynastu ubogim kobietom. Zdarzyło się iż jedna z nich, miała od lat wielu wrzód, który jéj toczył nogę. Królowa opatrzyła ranę, omyła ją i ucałowała, i wrzód się zagoił na zawsze.

Przytrafiło się także, że gdy szła odwiedzać ubogich i w pole sukni niosła znaczne pieniądze w drobnéj monecie, król spotkawszy ją, spytał co tak skrzętnie dźwiga: „Róże” odpowiedziała królowa żartując, bo to była zima; w istocie, gdy roztworzyła poły, okazały się róże najpiękniejsze. Także dziewczynce ślepéj od urodzenia, wzrok przywróciła, i wielu niebezpiecznie chorych uzdrowiła znakiem krzyża świętego. Dziatki których miała kilkoro, jak najstaranniéj chowając, wrażała w nich bojaźń Bożą, wzgardę wielkości tego świata, i do nabożeństwa do Matki Bożéj pobudzała. We wszystkiém starała się jak najpilniéj przypodobać się małżonkowi, lecz przedewszystkiém Bogu.

O ile miała udziału w zarządzie państwa, używała wpływu swojego na jednanie panujących, w czém jéj Pan Bóg dziwnie błogosławił, i kilka grożących już wojen, przez to wstrzymała. Lecz sama w końcu, doznała z tego powodu nie małych frasunków. Syn jéj książę Alfons, podniósł był rokosz przeciw ojcu. Święta używała wszelkich sposobów, aby go przywieść do opamiętania, i w tym celu kilka razy do niego pisała, a nawet postarała się aby się z nią widział. Nieprzyjaźni jéj dworzanie, korzystając z tego, wrazili w króla przekonanie, że królowa sprzyja zbuntowanemu księciu, i wydaje mu tajemnice rad wojennych królewskich. Król bez roztrząśnienia sprawy, uniesiony gniewem, odebrał Elżbiecie wszystkie jéj dochody, i wskazał ją na wygnanie do miasta Alangeru, trzymając ją tam pod strażą. Święta poddała się temu wszystkiemu bez słowa skargi, bez cienia żalu do sprawców jéj krzywdy, a rada większéj samotności jakiéj zażywała w cichém ustroniu, oddała się jeszcze wyłączniéj modlitwie i wysokiej bogomyślności, na któréj czas słodko jéj schodził. Król wkrótce przekonawszy się o fałszywości oskarżeń, których padła była ofiarą królowa, przywołał ją do siebie, i z tém większą był dla niéj czcią i uwielbieniem. Lecz co najbardziéj ucieszyło świętą Elżbietę, to że król który przedtém wiódł życie rozpustne, odtąd stał się najwierniejszym małżonkiem.

Długo jeszcze potém żyła z mężem Elżbieta, ciesząc się nietylko jego szczerą poprawą, lecz widząc nawet gruntowną pobożność, do któréj przywiodły go przykłady jéj życia i jéj ciągłe o to do Boga modlitwy. Gdy po czterdziestoletniém panowaniu, zapadł on w ostatnią chorobę, doglądając go najtroskliwiéj, przez długi czas dzień i noc od łoża jego nie odstępowała i sama przysposobiła go do najpobożniejszego przyjęcia ostatnich Sakramentów świętych.

Jak tylko skonał na jéj ręku, poszła do swojéj kaplicy, i zaofiarowawszy się Panu Bogu już na wyłączną służbę, niezwłocznie zdjęła z siebie stroje świeckie i wszystkie oznaki królewskiéj godności, i przywdziała habit Klarysek. Potém spędziwszy dni kilka na postach i modlitwach przy zwłokach małżonka, najprzód odbyła pieszo pielgrzymkę do zwłok świętego Jakóba w Kompostelli, ofiarując odpusty do tego przywiązane za duszę męża, a wszystkie kosztowności w bogatych materyach, złocie, perłach i klejnotach, które wzięła z sobą, złożyła tam w ofierze, także za duszę króla. Wróciwszy do stolicy, rozdała ubogim. co tylko jeszcze z najdroższych jéj sprzętów i rzeczy zostało, i udała się do klasztoru Klarysek, który założyła była w mieście Koimbrze, i przy nim na zawsze już osiadła.

Wiodła życie nadzwyczaj ostre, wysokiéj bogomyślności i uczynkom miłosiernym oddane. Pościła codzień bez przerwy, o suchym chlebie i wodzie. Gdy razu pewnego choréj, lekarze kazali pić wino, a uczynić tego nie chciała, woda którą jéj podano, cudownie w wino została zamienioną. Uczęszczała najregularniéj do chóru z zakonnicami. Codziennie słuchała dwóch Mszy świętych: jednę żałobną za duszę męża, drugą o święcie przypadającém. Po południu przyjmowała ubogich, rozsyłała jałmużny i służyła chorym w szpitalu, który obok klasztoru wybudowała, na trzydziestu biednych. Lecz dobroczynność jéj sięgała i daléj: nie tylko hojnie wspierała ubogich w całém swojém państwie, lecz znaczne pieniądze wysyłała i w dalekie kraje, dla wykupienia chrześcijan w niewoli u niewiernych będących, i wspierania mieszkańców w różnych miejscach, klęską głodu dotkniętych. Dowiedziawszy się o zaszłych nieporozumieniach króla portugalskiego jéj syna, z królem kastylskim jéj wnukiem, którzy zabierali się do wojny, puściła się w drogę, aby widząc się z nimi przywieść ich do zgody. Przybywszy do miasta Estremez, ciężko zachorowała, i dalej jechać nie mogła: lecz sama wiadomość o powodach podróży królowéj, gotujących się do wojny królów pojednała.

Tymczasem, już ona dochodziła do kresu swojéj doczesnéj pielgrzymki. Śmiertelną chorobą zwątlona na siłach, gdy jéj ostatnie Sakramenta udzielono, jeszcze jednak do przyjęcia świętego Wiatyku wstała i w habicie świętéj Klary przyjęła przenajświętsze Ciało klęcząc na ziemi. Potém objawiła się jéj Matka Boża, do któréj wymówiwszy te słowa: „Maryo łaskiś pełna, Matko miłosierdzia, obroń mnie od nieprzyjaciela, i weź mnie w godzinę śmierci mojéj”, spokojnie w Panu zasnęła, dnia 4go Lipca, roku Pańskiego 1386.

Wpisaną została w poczet Świętych, przez Papieża Urbana VIII, który święto jéj na dzień dzisiejszy wyznaczył.

Pożytek duchowny

Święta Elżbieta, dla tego że Świętą była, w wielu razach jednała powaśnione osoby jéj królewskiéj rodziny, i przez to kraje całe od klęsk wojny ochraniała. Tak w każdéj rodzinie, osoba gruntownie pobożna, może stać się dla niej Aniołem pokoju, zgody i jedności. Staraj się być takim.

Modlitwa (Kościelna)

Najlitościwszy Boże! Któryś błogosławioną Elżbietę królowę, pomiędzy wielu wysokiemi łaskami, darem poskramiania wojen przyozdobił; daj nam za jéj pośrednictwem, za życia zażywać pokoju, o który pokornie prosimy, a po nim dostąpić radości wiekuistych. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 566–568.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 546–548

„Błogosławieni pokój czyniący, albowiem nazwani będą synami Bożymi” (Mat. 5, 9). Pokój jest najwyższym szczęściem, gdyż nie ma szczęścia bez pokoju. Starajmy się przeto z wszystkimi żyć w zgodzie i pokoju; unikajmy wszelkich kłótni i niesnasek, gódźmy powaśnionych z sobą, nie dawajmy nikomu sposobności do swarów i nieprzyjaźni, i pomnijmy na to, że stokroć lepiej jest być skrzywdzonym, aniżeli dochodzić swego prawa na drodze kłótni i procesów. Stokroć lepiej dla miłego pokoju znieść obrazę, krzywdę, lekceważenie, bo tylko taki jest miłośnikiem pokoju, kto tak postępuje. Święta Elżbieta znosiła spokojnie podejrzenia, prześladowanie i dokuczliwości męża, pomnąc na słowa Zbawiciela: „Jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugiego. A temu, który chce prawem z tobą się rozpierać, a suknię twoją wziąć, oddaj i płaszcz” (Mat. 5, 39. 40). 39. 40).

Usiłujmy nade wszystko przeszkodzić swarom i nieporozumieniom między krewnymi i znajomymi, pomni na słowa świętego Pawła, zwrócone do Tytusa: „Napominaj ich, aby nikogo nie czernili, aby nie byli kłótliwymi, lecz skromnymi, i aby okazywali łagodność względem każdego”.

Święta Elżbieta, jakkolwiek słaba niewiasta, nie wahała się pójść między zbrojne szeregi i zdołała zmiękczyć łzami i prośbą kamienne serca. Iluż przez to ocaliła ludzi, ilu czynom okrucieństwom zapobiegła, ile tym sobie zaskarbiła wdzięczności i błogosławieństw! Jezus Chrystus, który przez ofiarę życia zyskał nazwę „Księcia pokoju”, będzie cię wspierał w tych przedsięwzięciach, działaj przeto w Jego duchu, On cię nie odstąpi. Nagroda twoja będzie wielka i słusznie nazywać cię będą sługą Bożym.

Tags: św Elżbieta Aragońska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna królowa św Elżbieta Węgierska Officium parvum Officium Defunctorum post jałmużna matka żona pokój zgoda
2020-07-07

Św. Andrzeja Żórawka i Benedykta Męczennika, Świętych Pustelników

Żyli około roku Pańskiego 1011.

(Żywot ich był napisany przez Pustelnika Maura, blizko nich mieszkającego, późniéj Biskupa dyecezyi Pięciukościołów zwanéj.)

Święty Andrzéj urodził się około roku Pańskiego 978, z bogobojnych rodziców stanu mieszczańskiego, z ojca Marka Żuerarda albo Żórawka, a matki Agnieszki, w małéj Polsce, w miasteczku Opatowcu blizko Wiślicy położoném. Byłyto czasy, kiedy za króla Mieczysława I, tylko co religia chrześcijańska w Polsce krzewić się poczęła. Rodzice Andrzeja długo nie mając dzieci, a już gorliwi bardzo chrześcijanie, gorącemi modlitwami wyprosili sobie u Boga tego synaczka, i wychowali go jak najpobożniéj.

Przebywając jeszcze Andrzéj w domu rodzicielskim, w wielkiéj zostawał zażyłości z równegoż jego wieku młodzieńcem, i również bogobojnym imieniem Benedykt. Zaledwie doszli lat młodzieńczych, a pobudzeni łaską Boską, postanowili wieść życie pustelnicze, do którego od dzieciństwa ćwicząc się w modlitwie i umartwieniach ciała, już się wielce byli usposobili. Poznawszy więc dokładnie wolę Bożą, za błogosławieństwem rodziców, (którzy lubo ich bardzo kochali, lecz i sami pełni gorącéj wiary, chętnie na to zezwolili), udali się obaj młodzi ci pokutnicy na puszczę. W okolicach miasteczka Czkowa, w dyecezyi krakowskiéj, gdzie wielkie ciągnęły się lasy ponad rzeką Dunajcem, puściwszy się wzdłuż jéj koryta, znaleźli jaskinię pod skalistą górą, w miejscu bardzo niedostępném, i tam osiedli. Starali się jak najwierniéj naśladować pokutny i bogomyślny sposób życia pustelników egipskich, o których już, z podań chrześcijańskich które i do nich doszły, słyszeli. A oprócz tego sami wiedzeni w tém natchnieniem Ducha Świętego, w naszéj krainie pierwsi rozpoczęli ten anielski rodzaj życia. Modlitwa i wysoka bogomyślność była ich całém zajęciem, jarzyny polne i owoce leśne pokarmem, skalista ziemia posłaniem, na którém krótkiego snu zażywali.

Wszakże, po niejakim czasie, obaj Święci uznali potrzebę pewnéj zależności i ćwiczenia się w posłuszeństwie, przez poddanie się przewodnictwu duchownemu. Dowiedziawszy się wypadkiem, że w pogranicznych Węgrzech, na górze Sobor w hrabstwie Nitryjskiém, założony został klasztor ojców Benedyktynów, którego opatem był Filip wielkiéj świątobliwości zakonnik, udali się do niego około roku Pańskiego 1002. Przybywszy do klasztoru, upadli opatowi do nóg, a pokornie i gorąco błagali, aby ich do zakonu przyjął. Filip do którego już była doszła wieść o świętym żywocie Andrzeja i Benedykta, oblókł ich w suknie zakonne, lecz obawiając się czy jako dotąd według własnéj woli żyjący, nie będą trudni w cnocie posłuszeństwa, nakazał mistrzowi nowicyuszów, aby ich z téj strony szczególnie probował. Ojciec ten doświadczał ich powołania, to groźnie, chociaż w niczém nie zawiniali upominając ich przy drugich braciach, to nakazując im najtrudniejsze do spełniania rzeczy, a niekiedy i takie które się im wydawać mogły niewłaściwemi, jako téż i innemi sposobami, w takich razach w szkole zakonnego życia używanemi. Obaj święci nowicyusze, przez ciąg roku próby, nietylko przedstawili dowody najdoskonalszego zaparcia własnéj woli, lecz oraz i zajaśnieli cnotami, w których i dla najstarszych zakonników za przykład służyć mogli. Przypuszczeni więc zostali do ślubów uroczystych.

Z zakonników tego klasztoru, jedni w nim mieszkali, drudzy rozsypani byli po okolicznych puszczach, zostając zawsze w zależności od opata miejscowego. Andrzéj i Benedykt do tego właśnie rodzaju życia nawykli, zaraz po wykonaniu ślubów zakonnych, prosili aby im opat Filip, pozwolił zamieszkać na puszczy. Ten nie wątpiąc o ich prawdziwém do pustelniczego żywota powołaniu, zezwolił na to. Znowu więc oni, ale już tą razą na mocy świętego zakonnego posłuszeństwa, udali się na puszczę. Osiedli w miejscu bardzo odludném, o milę od miasta Trychina, dzisiejszego Tęczyna.

Tam święty Andrzéj nadzwyczajnością zadawanych sobie umartwień, wyrównał największym pokutnikom, o jakich w historyi świętych Pańskich czytamy. Przez cały rok jadał tylko surowe jarzyny, i niekiedy trochę chleba. Trzy dni w tygodniu żadnego zgoła nie używał pokarmu, podczas zaś wielkiego postu, brał do swojéj pustelni czterdzieści włoskich orzechów, i już przez cały ten czas nie widując się z nikim, po jednym orzechu zjadając na dzień, żadnego innego nie przyjmował posiłku. Po całodziennéj pracy, mając ciało pokrzepić spoczynkiem, w taki dziwny sposób snu zażywał. Obrał sobie pieniek ściętego drzewa, i otoczył go wysoko cierniami, tak aby gdy usiadłszy na nim drzemał, kolce ich z każdéj strony kłując go gdyby się nachylił, ze snu budziły. Nie dość na tém: zrobił sobie z deski koło, które wdziewał na głowę jak czapkę; na tém kole w czterech równoległych miejscach uczepił na sznurkach cztery ciężkie kamienie, tak że skoro nachylił się na jednę stronę snem znużony, z drugiéj strony kamień wahający się w twarz go uderzał. Prosto więc tylko na onym pieńku siedząc, lekkiém drzemaniem mógł trochę snu zażyć.

Pomimo tego, pracy ręcznéj któréj się codziennie kilka godzin oddawał, nie przerywał wcale. Zdarzyło się dnia pewnego, że gdy w lesie rąbał drzewo dla braci klasztornych, bardzo strudzony upadł na ziemię i omdlał. Przebył w tym stanie czas jakiś, aż oto stanął przed nim Anioł, podniósł go z ziemi, położył na wózek który miał Andrzéj z sobą na drzewo, i do chatki jego zawiózł.

Taki rodzaj życia wiódł ten sługa Boży przez lat kilkanaście. Kiedy nadchodziła jego ostatnia godzina, poprosił braci z klasztoru aby przybyli do niego, i objawił im dzień i chwilę swojéj śmierci, lecz oraz uprosił aby gdy umrze żaden z nich dotąd nie zdejmował z niego habitu aż sam opat Filip nadejdzie. Dano o tém znać opatowi, który zanim nadszedł, Święty już szczęśliwym zgonem zgasnął był w Panu. Gdy bracia zdjęli z niego odzież, ujrzeli na nim gruby łańcuch miedziany, który przez ciągłe i długie noszenie, tak się był wpił w ciało, że byliby go nie dostrzegli, gdyby nie to że sama zapinka, nieco grubsza, na wierzchu brzucha sterczała. Opat rozpiął zapinkę, a gdy wyciągnął z ciała łańcuch, bracia słyszęli chrzęst jego o kości żebrowe, tak bowiem głęboko był wrośnięty.

Jak za życia tak i po śmierci wielu cudami zasłynął. Pomiędzy innemi miał miejsce i następujący.

Na puszczy na któréj mieszkał Andrzéj ukrywali się rozbójnicy; pobiwszy się między sobą jednego śmiertelnie ranili. Że już wtedy nasz pustelnik słynął łaską czynienia cudów, ponieśli tam rannego prosząc aby go uzdrowił. Ranny w drodze skonał i już nieżywego złożyli w chatce Andrzeja. Ten wskrzesił go swoją modlitwą, a rozbójnik ów wrócił nietylko do życia co do ciała, lecz i co do duszy. Nawrócony tym cudem, opuścił swoje zbrodnicze rzemiosło, i postanowił szczerą pokutą przebłagać Pana Boga. W tym celu osiadł ze świętymi pustelnikami, a po ich śmierci w téjże chatce, wiodąc żywot nadzwyczaj ostry, szczęśliwie dni swoich dokonał.

· · ·

Po śmierci Andrzeja, święty Benedykt wierny jego naśladowca, lat jeszcze trzy mieszkał na téj puszczy, coraz wyższéj oddając się bogomyślności i coraz ostrzejszéj pokucie. Nocy pewnéj, napadli na niego rabusie, sądząc iż jakie skarby znajdą u biednego bogomodlcy. A że nie zgoła nie mogło tam nasycić ich chciwości, rozgniewani na sługę Bożego, poderznęli mu gardło, i tak zamordowanego wrzucili w rzekę Wag, blizko tam płynącą.

Ciała jego pilnie i długo, lecz napróżno, szukali ojcowie Benedyktyni. Aż zauważano, iż przez rok cały, w jedném miejscu przy rzece siadywał niezwykłéj wielkości orzeł, jakby strzegł czegoś. Doniesiono o tém opatowi klasztoru na górze Sobor. Ten kazał tam szukać zwłok świętego Benedykta, i wynalazł je tak nienadpsute, jakby tylko co w wodę wrzucone były. Ojcowie pochowali je ze czcią wielką w kościele świętego Emerena Męczennika, w tymże samym grobie, w którym już święty Andrzéj Żórawek spoczywał.

Papież Kalikst IV obydwóch w poczet Świętych zaliczył.

Pożytek duchowny

Niektórzy opieszałość swoję w spełnianiu przykazania kościelnego tyczącego się postów, tłómaczą niemożnością zachowania ich w całéj ścisłości z powodu klimatu naszego. Niech nadzwyczajne posty, jakie zachowywał święty Andrzéj Żórawek, którego żywot czytałeś, przekonają cię, że do ostréj pokuty, nie ciepłego powietrza potrzeba, lecz gorącego ducha.

Modlitwa (Kościelna)

Boże który nam dozwalasz błogosławionych Męczenników Twoich Andrzeja i Benedykta, pamiątkę przejścia do nieba obchodzić, daj nam w wiekuistéj chwale ich społeczeństwa zażywać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 563–565.

Tags: św Andrzej Żórawek św Benedykt męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik przyjaźń posłuszeństwo post
2020-07-06

Św. Goary, Kapłana i Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 649.

(Żywot jego był napisany przez Waldeberta Dyakona jemu współczesnego.)

Święty Goary pochodził z jednéj z najznakomitszych rodzin Akwitanii. Urodził się około roku Pańskiego 585. Z młodości pobożnie wychowany, prędko do wysokiéj doskonałości doszedł. Młodzieńcem będąc na świecie żyjącym, tak był świątobliwym, że się stał godnym czynić różne cuda. Łaski takowéj udzielał mu Pan Bóg i dla tego, że on namowami i przykładem życia swego, wielu światowców na drogę pobożności sprowadzał, i grzeszników nawracał, a więc aby i cudami jaśniejąc tém łatwiejszy wpływ na drugich wywierał. To także zwróciło na niego uwagę Biskupa jego dyecezyi, który pomimo tego iż Goary wielce się od tego wypraszał, wyświęcił go na księdza, po ukończonym przez niego zawodzie nauk Teologicznych.

Przyobleczony godnością kapłańską, sługa Boży z tém większą gorliwością zabiegał o zbawienie bliźnich, a wielkie łaski jakiemi go Pan Bóg do pozyskiwania dusz ludzkich obdarzył, sprawiły że wielu grzeszników, odszczepieńców i pogan pozyskawszy Bogu, wielce się wsławił. Prace apostolskie cały mu czas pochłaniały, on upatrując w czém i szkodę dla własnéj duszy, i obawiając się pokus próżnéj chwały, postanowił udać się w strony gdzieby był nieznany, i osiąść na puszczy. Poszedł w lasy nad rzekę Ren, i tam osiadł nad jéj brzegiem w dyecezyi Trewirskiéj, w miejscu bardzo samotném. Za zezwoleniem Biskupa wystawił sobie obok chatki kapliczkę, pod wezwaniem świętego Feliksa, i pędził tam dni swoje opiewając chwałę Boga, ostrą pokutą trapiąc ciało, i niekiedy noce całe, na bogomyślności w zachwyceniach niebieskich, przebywając.

Po wielu jednak latach, natchnął go Pan Bóg myślą, pracowania znowu około sprawy zbawienia bliźnich. A że w dyecezyi w któréj była jego puszcza, wielu jeszcze znajdowało się pogan, od czasu do czasu Goary wychodził ze swojéj pustelni do nich. Kazywał gorliwie, wiele cudów czynił, i w krótkim czasie nadzwyczaj wielką liczbę niewiernych ochrzcił.

Sława jego daleko się rozeszła, i już nietylko tłumy ludzi schodziły się na kazania jego, gdy je miał po wsiach i miastach, lecz wielu przybywało do jego pustelni, słuchać nauk świętego samotnika, zasięgać jego rady, lub doznawać na chorych lub kalekach cudownych skutków jego modlitwy. A że Święty wielką był dla wszystkich przejęty miłością, więc zwykle obfity przygotowywał posiłek dla przybywających do jego chatki. Żeby zaś i w chwili w któréj się oni posilali nie tracić czasu, a obcując wtedy z nimi wpływać na nich zbawiennie, zwykle i sam z gośćmi swoimi zasiadał do skromnego stołu, i prócz chleba doczesnego, i słowem Bożém ich karmił. Z tego powodu, źli ludzie zazdroszczący mu sławy świątobliwości i nieodpowiadający swojemu powołaniu duchowni, oskarżyli go przed Rustykiem Biskupem Trewirskim, jako obłudnika ucztującego ze świeckiemi osobami, a fałszywemi cudami mamiącego łatwowierne dusze. W skutek tego, Biskup posłał po niego dwóch dworzan swoich. Gdy ci przybyli wieczorem do pustelni świętego Goary, ten według zwyczaju swojego przyjął ich najgościnniéj, wieczerzę przed nimi zastawił, a nazajutrz kiedy przed południem mieli puścić się napowrót w drogę, zasiadł z nimi do śniadania które im nagotował. Niekorzystnie uprzedzeni o nim posłowie Biskupi, wzięli mu to za złe mówiąc: – „Dziwi nas, że ty który uchodzisz za pustelnika ostry żywot wiodącego, w tak rannéj porze bierzesz się do posiłku. My nawet tego nie chcemy czynić, i bez śniadania puścimy się w drogę.” Co téż i uczynili: lecz zaledwie zbliżało się południe, ciż sami skrupulaci tak nadzwyczajnego głodu i osłabienia doznali, że omdlawszy kroku ruszyć daléj nie mogli, i zawstydzeni prosili Goarę aby ich jak może ratował. Byłoto wśród gęstego lasu jeszcze na puszczy; Święty ukląkł, i gdy się pomodlił ujrzał trzy łanie nadbiegające ku nim. Przeżegnał je, skinął na nie, a te przybliżyły się do podróżnych i nadstawiając wymiona, dały wydoić z siebie mleko, którym Goar dworzan biskupich posilił i daléj puścił się z nimi w drogę.

Przybywszy do Biskupa, nie omieszkali oni opowiedzieć mu cudownego zdarzenia którego świadkami byli, lecz Biskup najgorzéj przez otaczających go księży uprzedzony o świętym pustelniku, przypisał to czarom, a do niego groźnie się odezwał mówiąc: „Nie podobna jest aby człowiek taki jak ty oddający się biesiadom, obżarstwu i opilstwu, mógł cuda czynić; gdyż Pan Bóg tylko Świętych swoich, takiemi łaskami zdobi.” I to rzekłszy, kazał Goarze aby zdjął z siebie płaszcz ciężki, którym był przyodziany na podróż którą dopiéro co odbył, i stanął przed kapłanami, mającymi rozsądzać zarzuty czynione przeciw niemu, a szczególnie oskarżające go o fałszywe cuda. Święty zdjął płaszcz z ramion i chciał go gdziekolwiek zawiesić, a widząc promień słoneczny który przechodząc przez warstwy kurzu unoszącego się w powietrzu, wyglądał jakby sznur rozciągnięty, na niego płaszcz rzucił, który téż cudownie na nim obwisł. Lecz Biskup zaślepiony uprzedzeniem przeciw słudze Bożemu, i to czarom przypisywał, chociaż Goary tłómaczył się mu powtórnie, że czarnoksięstwu się nie oddaje, że się niém brzydzi, a jeśli na jego modlitwy Pan Bóg czyni jakie cuda, to tylko dla tego aby niemi stwierdzać prawdy Ewangelii którą on głosi poganom, i tém więcéj moc swoję okazać, w użyciu tak nędznego do tego narzędzia, za jakie się on poczytywał.

Gdy sprawa świętego Goary tak się toczyła, zdarzyło się że jeden ze sług Biskupa przyniósł do niego dziecię, które w téjże chwili znaleziono podrzucone przy kościele, nie mogąc dowiedzieć się czyjémby było. To podało Biskupowi myśl nowéj próby ze świętym Goarem. „Jeżeli w istocie nie zasługujesz na zarzuty jakie ci czynią, rzekł do niego, i jesteś niewinnym jak to utrzymujesz, a Panu Bogu dobrze służysz, odgadnijże przez Ducha Świętego kto są rodzice tego dziecięcia.” Święty z razu obawiał się kusić Pana Boga bez potrzeby, lecz gdy Biskup nalegał, a sędziowie oświadczyli że jeśli tego nie uczyni za czarnoksiężnika poczytanym będzie, udał się do modlitwy i w te słowa wezwał pomocy Boskiéj. „Jezu Chryste! któryś sam Siebie za zbawienie ludzi na śmierć wydał; wspomóż niegodnego sługę Twojego w téj niedoli i potrzebie mojéj, aby ludzie prawdę poznali i przekonali się że ja Tobie nieobłudnie służę.” I obróciwszy się do tego który dziecię trzymał zapytał: „Ile dni mieć może?” a ten mu odpowiedział: „Trzy.” A Goary: „Trójco Przenajświętsza! Ciebie wzywam ku pomocy, a ciebie dziecino w Imię téjże Trójcy Boskiéj zaklinam, wyjaw imię twoich rodziców.” Wtedy niemowlę przemówiło, i wyraźnie nazwało swoich rodziców. Usłyszawszy to Biskup, padł do nóg Świętego, przepraszając iż go niesłusznie posądzał, a inni kapłani toż samo czyniąc prosili go o błogosławieństwo, i ze czcią wielką na puszczę odprowadzili.

Dowiedziawszy się o tém wszystkiém król Franków Sygebert, sprowadził na dwór swój Goarę, aby mu to sam opowiedział. Lecz Święty nie chcąc rozgłaszać zdarzenia upokarzającego jego Biskupa, wzbraniał się od tego. Sam więc król opowiedział wszystko dworzanom, i postanowił wynieść Goarę na godność Biskupią. Sługa Boży nie chciał takowéj przyjąć, a gdy król nastawał, uprosił go aby mu dał dwadzieścia dni do namysłu, na co Sygebert przystał. Wróciwszy na puszczę nasz Święty gorąco błagał Boga, aby mu zesłał chorobę, któraby go niezdolnym do biskupstwa uczyniła. Wysłuchał go Pan Bóg i dotknął go cierpieniami, w skutek których przez lat siedem z chatki swojéj wyjść nie mógł. Po upływie tego czasu w którym z anielską cierpliwością znosił ciężkie boleści, gdy wyzdrowiał król a nalegał aby Biskupem został. Lecz Święty kazał mu powiedzieć że nie czas po temu, gdyż godzina Śmierci jego już nadchodziła, i że prosi, aby mu król przysłał Agrypina i Euzebiego, dwóch świątobliwych kapłanów, aby go na śmierć przygotowali. Gdy przybyli przyjął z rąk ich ostatnie Sakramenta święte, i spokojnie Bogu ducha oddał, dnia 6 Czerwca roku Pańskiego 649. Zwłoki jego pochowane zostały w kaplicy którą miał przy swojéj pustelni, a że grób jego Pan Bóg wielkiemi cudami uświetnić raczył, więc późniéj król Pepin wspaniały tam kościół wybudował.

Pożytek duchowny

Niech zawstydzenie, jakiego doznali ci którzy złośliwie przesądzali postępki świętego Goary, oduczy cię przeciwnego miłości chrześcijańskiéj przesądzania spraw twego bliźniego. Święty Bernardyn Seneński utrzymywał, iż jedną z głównych cech dusz mających się potępić, jest skłonność do złośliwego posądzania drugich.

Modlitwa

Boże któryś błogosławionego Goarę, pustelnika i wyznawcę Twojego, cudownie od oszczerstw ta niego miotanych uwolnić raczył daj nam za jego zasługami i pośrednictwem, jak w myśli tak i w mowie, miłości bliźniego nigdy nie obrażać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 560–562.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 542–543

Chrystus Pan przepowiedział, że Kościół Jego wystawiony będzie na prześladowania. Spełniła się przepowiednia Jego, począwszy od biczowania Piotra w Jerozolimie i powtarza się dzisiaj, gdy nienawiść przeciw Rzymowi uchodzi za oznakę oświaty i wykształcenia. Najokropniejsze jednak ciosy i najboleśniejsze rany zadawały Kościołowi własne jego dzieci. Niejeden z dostojników kościelnych kaził swoją godność i swe imię gorszącym życiem; niejeden kapłan i zakonnik prowadzi gorszące życie. Mimo to słusznie powiedział pewien uczony: „Gdyby Kościół nie był dziełem same go Boga i nie zostawał pod Jego opieką, już dawno byłoby po katolicyzmie”. Boskim dziełem jest przeto Kościół, gdyż wyznawcy Jego są najliczniejsi, a działanie Jego błogie i obfite w zbawienne skutki.

Prawda, że mamy wielu katolików, którzy prześcignęli biskupa Rustikusa w złości, przewrotności i zepsuciu. Ale czyż to wina Kościoła? Przewrotność ich stąd pochodzi, że nie pełnią przepisów Kościoła i przykazań Boga, i nie dotrzymują ślubów i obietnic złożonych przy chrzcie świętym. Nie zbywa jednak na wzorowych katolikach, którzy przyświecają innym dobrym przykładem, uczęszczaniem do sakramentów św., pielgrzymkami, korzystaniem z łask Kościoła. Żadna wiara nie może się poszczycić tak licznym zastępem ludzi świątobliwych, jak my. Dowodzi to Boskiego początku i świętości wiary naszej.

Nie gorszmy się złymi katolikami. Kościół nikomu nie narzuca swych prawd i łask, ale kto się do niego szczerze zalicza, ten zawsze starać się o to powinien, aby był posłusznym i powolnym jego synem.

Tags: św Goara „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna post obmowa św Bernardyn ze Sieny
2020-07-05

Bł. Jolanty, Klaryski

Żyła około roku Pańskiego 1298.

(Żywet jéj wyjęty jest z kronik klasztoru Klarysek Gnieznieńskich.)

Święta Jolanta córka króla węgierskiego Beli IV, i Maryi cesarzówny Carogrodzkiéj, a siostra świętéj Kunegundy, przyszła na świat około roku Pańskiego 1235. Otrzymała na Chrzcie świętym imię Johelet, które po węgiersku znaczy Helena. Od kolebki najpobożniéj wychowaną była. Ojciec wyszukał dla niéj świątobliwego życia piastunki, i wystarał się aby w komnacie gdzie stała jéj kolebka, codzień Mszę świętą odprawiano. Skoro zaczęła chodzić, pierwsze jéj kroki zwrócono do zamkowéj kaplicy, a pierwsze wyrazy jakie wymówiła były przenajświętsze Imiona Jezusa i Maryi. Chociaż tym sposobem dom rodzicielski był dla niéj szkołą cnoty i pobożności, ojciec chcąc jednak od najmłodszych lat uchronić ją od wszelkiéj szkody na duszy, jaka jéj grozić mogła od zepsucia światowego, kiedy lat pięć miała wysłał ją z Węgier do Polski, do starszéj swojéj córki Kunegundy żony króla Bolesława Wstydliwego, aby pod okiem téj świętéj królowéj, daléj wychowywaną w bojaźni Bożéj była. Święta Kunegunda przyjęła ja z największą miłością, i nie zawiodła ojcowskiego oczekiwania. Pobyt przy niéj dla Jolanty był źródłem z którego zaczerpnęła wysoką świątobliwość, jaką poźniéj jaśniała. Kunegunda ani na chwilę młodziutkiéj siostry z oczów nie spuszczała, i ta niewinne nawet zabawy dziecinne, odbywała zawsze w jéj obecności. Jolanta zaś już wtedy starając się naśladować swoję świętą mistrzynią, i na modlitwie długie trawiła godziny, i nieskażone ciało ścisłemi trapiła postami, a pod książęcemi szatami ostrą nosiła włosiennicę.

Gdy doszła lat dziewiczych, Bolesław książe Kaliski i Gnieznieński, późniéj Pobożnym przezwany, potomek Piastów prosił o jéj rękę. Jolanta długo wzbraniała się temu. Sama jednak święta Kunegunda, namawiała ją aby związku tego nie odrzucała: „Kochana Jolanto, mówiła do niéj, tyś ślubu dziewictwa nie czyniła: dla czego więc w tém zamęściu nie miałabyś widzieć woli Wszechmocnego? Wiesz o tém że nie tylko dziewictwo, ale i bogobojne małżeństwo wielką ma u Boga zasługę. Zostawszy Księżną panującą, i zajaśniawszy pobożnością i cnotą wśród twoich poddanych, wiele będziesz mogła położyć przed Panem Bogiem zasług.” Po długim namyśle i zbadaniu pilném woli Bożéj, Jolanta poszła za radą świętéj Kunegundy. Wraz z pobożnym małżonkiem swoim, kilkodniowym postem, długiemi modlitwami i przyjęciem świętych Sakramentów, przygotowawszy się do tego, zawarła śluby małżeńskie. Przystępując do ołtarza wzięła na siebie najbogatsze stroje i wszystkie perły i klejnoty, a te zaraz po ślubie, na kościelne szaty i na ubogich oddała.

Gdy z Bolesławem do księstwa Kaliskiego wjeżdżała, z rozporządzenia jego, (gdyż wiedział iż przez to najlepiéj przypodoba się swojéj małżonce) gdziekolwiek zatrzymywali się w drodze, roje ubogich i kalek przychodziło, których oboje księstwo hojnie obdarzali. Do każdego kościoła około którego przejeżdżali, wstępowali, a gdy przybyli do Kalisza swojéj stolicy, najprzód wszystkie kościoły obeszli, a dopiéro potém pokłon od szlachty, dworzan i mieszczan odbierali.

Całe księcia Bolesława panowanie, krwawe przeplatały wojny. Jolanta starała się ile możności łagodzić i uśmierzać wyniosły umysł swego męża, tak w obchodzeniu się z jeńcami których często w wielkiéj liczbie z wypraw swoich przyprowadzał, jak i z mieszkańcami tych okolic, przez które na wyprawach wojennych z hufcami swemi przeciągał. Sama zaś starała się być matką wszystkich wdów, sierot i ubogich swojego państwa. Wspierała ich hojnie, przystęp do niéj mieli oni w każdéj dnia porze, i sama ich po najnędzniejszych mieszkaniach odwiedzała, ostatnie oddając im usługi.

Za jéj wpływem, mąż jéj wraz ze starszym bratem swoim Przemysławem, wystawił szpital książęcy z kościołem, pod wezwaniem świętego Jana w Gnieźnie, i hojnie dziesięcinami z wielu wiosek uposażył. W Kaliszu wystawił ojcom Franciszkanom klasztor z kościołem, na drugi podobnyż w Czechach przeznaczył fundusz, a przed samą śmiercią na prośbę żony założył w Gnieźnie trzeci klasztor z kościołem dla Klarysek, do których już wtedy widząc męża umierającego, miała Jolanta zamiar wstąpić. Z małżeństwa tego powiła trzy córki, które jak najpobożniéj wychowała.

Lecz nadeszła była chwila w któréj błogosławiona Jolanta mogła już wyłącznie oddać się Panu Bogu. Bolesław wracając z wyprawy przeciw Ottonowi Brandeburskiemu, nad którym pod Soldynem świetne odniósł zwycięstwo, w drodze ciężko zachorował i do Kalisza przybył bez nadziei życia. Lekarze oznajmili to Jolancie, lecz ani oni ani żaden z dworzan, nie śmieli Księciu wspomnieć o przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych. Jolanta z zakrwawioném sercem, nie wątpiąc już że straci ukochanego męża, sama zdobyła się na to: skłoniła go do przyjęcia ostatnich Sakramentów, sama go do nich przygotowywała, i potém gdy długo konał, akty pobożne i modlitwy mu poddawała.

Po śmierci Bolesława, zleciła bratu jego Przemysławowi opiekę nad Księstwem i córkami, rozdała całe swoje osobiste mienie na ubogich, dworzan odprawiła, i z kilku tylko przybocznemi służebnicami udała się do Krakowa, do siostry swojéj świętéj Kunegundy. Niedługo po jéj tam przybyciu, i siostra jéj owdowiała, a na pogrzebie Bolesława już obie te święte księżne okazały się w habitach Klarysek, i niezwłocznie, po odbytych obrzędach pogrzebowych, udały się do klasztoru Sandeckiego przez świętą Kunegundę niedawno wystawionego, i tam zakonnicami zostały.

Święta Jolanta, od najmłodszych lat przywykła do bogomyślności, modlitwy i umartwień ciała, od razu postąpiła na wyższy stopień doskonałości zakonnéj tak widocznie, że pokorę jéj, posłuszeństwo, pracowitość, skupienie ducha i miłość dla każdéj, wszystkie zakonne siostry podziwiały. Ze zbudowaniem patrzały, jak najchętniéj oddawała najniższe w klasztorze usługi, a w umartwieniach ciała, krwawych dyscyplinach, długich postach o chlebie i wodzie, częstych po całych nocach czuwaniach na modlitwie tak sobie nie folgowała, że ją i spowiednik i przełożona, pod posłuszeństwem od niektórych tego rodzaju ćwiczeń, wstrzymywać musieli.

Po dwunastu latach zakonnego życia Jolanty, w których wielką dla niéj było pociechą służyć Panu Jezusowi razem i obok ukochanéj swojéj siostry świętéj Kunegundy, tę ostatnią Pan Bóg powołał do godów niebieskich. Z najdoskonalszém poddaniem się woli Bożéj, zniosła nasza Święta tę stratę; wszakże przełożeni, widząc że tęsknota za ukochaną siostrą, tém bardziéj, lubo mimo jéj chęci, utrwalała się w jéj sercu, że przebywała w miejscu gdzie jéj wszystko ukochaną nieboszczkę przypominało, wysłali ją do klasztoru Klarysek w Gnieźnie, a właśnie przez małżonka Jolanty na jéj prośbę założonego. Udała się tam z posłuszeństwa, i zastała w Zgromadzeniu siostry również świątobliwe i zakonne, jak te z któremi się była rozstała, a które ją z wielką miłością przyjęły nie tylko jako swoję fundatorkę, lecz i zakonnicę już z wysokiéj świątobliwości znaną.

Wkrótce obraną została tegoż klasztoru Ksienią. A gdy pomimo usilnych prośb, uwolnić się od tego nie mogła, wybrała dla siebie najmniejszą celkę, między kuchnią a refektarzem umieszczoną, i téj już aż do śmierci nie zmieniła. Najpospolitsze posługi w kuchni i refektarzu, prawie zawsze siostrom oddawała. Nie będąc już żadnym związana zakazem, nadzwyczajne czyniła ciału umartwienia. Rzadko kiedy co innego jak chléb z wodą jadała, i to raz tylko na dzień, krótkiego snu na gołéj ziemi zażywając. Pan Bóg zaś coraz większemi obdarzał ją łaskami, a szczególnie podczas rozmyślania męki Pańskiéj, do któréj wielkie miała nabożeństwo. Wtedy widywała Pana Jezusa ubiczowanego, a otoczonego niebieską jasnością.

Po sześciu latach pobytu w klasztorze Gnieźnieńskim, zapadła w ciężką chorobę. Przepowiedziawszy dzień swojéj śmierci, przyjęła ostatnie Sakramenta święte, a zwoławszy wszystkie siostry do celi w któréj leżała, dała im najzbawienniejsze nauki, z każdą z osobna pożegnała się serdecznie, i słodko zasnęła w Panu 11 Czerwca, roku Pańskiego 1298. W zakonie spędziła lat ośmnaście. Licznemi po śmierci słynącą cudami, Papież Leon XII roku Pańskiego 1834, w poczet błogosławionych zapisał, a dzień 16 Czerwca na dzień jéj uroczystéj pamiątki przeznaczył.

Pożytek duchowny

Pobożne od saméj kolebki wychowanie Jolanty, zrobiło ją, jak to z jéj żywota widziałeś, Świętą we wszystkich stanach które przebyła. Staraj się o pobożność gruntowną, a w jakimkolwiek stanie Pan Bóg cię umieścił, świątobliwości możesz dostąpić. Rodzice zaś niech ztąd biorą naukę, że do każdego stanu do jakiego dzieci swe przeznaczają, przedewszystkiém w pobożności ćwiczyć je powinni.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący wieczny Boże! Który błogosławioną Jolantę, od zaszczytów i dóbr ziemskich miłosiernie odciągnąłeś, a do zamiłowania krzyża Syna Twojego i umartwienia ciała przywiodłeś; spraw za jéj zasługami i pośrednictwem, abyśmy wszystkiém co ziemskie wzgardziwszy, szczerém sercem tego co niebieskie szukali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 557–559.

Tags: bł Jolanta „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wychowanie św Kinga władza pobożność obowiązki stanu
2020-07-03

Św Prokopa, Opata

Żył około roku Pańskiego 1053.

Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościoła w Czechach.)

Święty Prokop urodził się na początku wieku jedenastego, w Czechach, w małéj wiosce zwanéj Chotum. Rodzice jego byli niezamożni, lecz za to w cnoty chrześcijańskie bogaci. Dom ich był wzorem chrześcijańskiego pożycia, i pomimo tego iż sami nie opływali w dostatki, każdy ubogi znachodził tam i najserdeczniejsze przyjęcie, i na jakie ich stało wsparcie. Święty Prokop od dzieciństwa pobożnie chowany, od téj téż pory przedstawiał na sobie wzór pobożności i niewinności. Młodym jeszcze był chłopakiem, kiedy zamiast oddawania się zwykłym jego wiekowi rozrywkom i zabawom, co miał wolnego do rozporządzenia czasu, przepędzał go na modlitwie, którą odprawiał ile mógł w kościele, i na czytaniu ksiąg pobożnych. Pierwsze lata dzieciństwa spędził pod okiem rodziców w domu, i tam już w naukach był kształcony. Gdy podrosł, oddano go do wyższych szkół w Pradze. Pilnie oddając się naukom, nie wygasił w sobie wcale ducha pobożności, którego wyniósł z domu. Owszem wytrwały w ćwiczeniu się w modlitwie, i zawiązawszy bliższe stosunki z najświątobliwszemi kapłanami, nie tylko uchronił się skażenia obyczajów, co zwykle grozi młodzieńcowi w publicznych szkołach kształcącemu się, lecz wielki w cnotach uczynił postęp.

Po ukończeniu nauk, w których pomiędzy wszystkimi towarzyszami swymi odznaczał się zawsze jako bardzo zdolny i najpracowitszy uczeń, powrócił do domu, z myślą wstąpienia do stanu duchownego. Nie chcąc jednak w tak ważnéj sprawie, bez pilnego zbadania woli Bożéj postąpić, podwoił umartwień ciała i długie odprawiał modlitwy, prosząc Boga aby mu powołanie jego wskazać raczył. Gdy poznał iż go Pan Bóg w istocie do tego stanu przeznacza, otrzymawszy na to pozwolenie i błogosławieństwo rodziców, poświęcił się na służbę ołtarza, a po ukończeniu nauk Teologicznych, wyświęcony został na kapłana.

Godność ta rozbudziła w sercu Prokopa jeszcze gorętsze nabożeństwo, jeszcze pilniejsze staranie około własnéj doskonałości, a oraz i obudziła w nim gorliwość o dobro dusz bliźniego. Szczególnie pragnął on zużytkować swoję pracę około nauczania młodzieży. A że w Wyszogradzie przedmieściu Pragi, było zgromadzenie księży świeckich, którzy żyjąc według przepisów prawa kanonicznego, prócz odprawowania służby Bożéj, zajmowali się głównie szkołą przy któréj byli umieszczeni, więc święty Prokop do tego Zgromadzenia się przyłączył. Dla grona tych kapłanów, przybycie tego sługi Bożego, było wielkiém błogosławieństwem niebieskiém. Stał się on dla nich wszystkich przykładem, tak w spełnianiu obowiązków które podjęli, jak i w pracy około własnego uświątobliwienia. Dnie całe spędzał albo przy młodzieży, która do niego przywiązując się szczególnie, najzbawienniejszego wpływu ztąd dla siebie doznawała, albo na modlitwie przed przenajświętszym Sakramentem, lub na czytaniu ksiąg świętych. Około północy zwykle przerywał sen krótki, i znowu brał się jużto do modlitwy, już do czytania.

Oddany z największém poświęceniem obowiązkom swoim, wzdychał jednak za życiem bardziéj odosobnioném, do którego od najmłodszych lat miał pociąg. Czytanie żywotów świętych pustelników puszcz Egipskich, żywsze do takiego rodzaju życia rozbudziło w nim pragnienie, w którém utwierdzał go także pewien świątobliwy samotnik, niedaleko Pragi na puszczy żyjący. Święty Prokop, często go nawiedzał, pod jego nawet przewodnictwem duchowném zostawał, i ile razy od niego wrócił, tyle razy coraz więcéj w życiu pustelniczém się rozmiłowywał.

Tymczasem i kapłani Zgromadzenia w którém się znajdował, oceniając coraz bardziéj, jego cnoty, gdy przyszło wybierać nowego Przełożonego, jednogłośnie uradzili aby na tę godność wynieść świętego Prokopa. Dowiedziawszy się o tém sługa Boży, już dłużéj nie wahał się w myślach swoich zostania pustelnikiem. Obawa urzędu przełożeństwa, skłoniła go do tego stanowczo. Jak miłowanym i wysoko cenionym był on od braci swoich, tak i sam nawzajem wielce ich poważał i serdecznie kochał. Lecz utwierdzony w swoich zamiarach przez owego pustelnika, pod którego przewodnictwem zostawał, i gdy mu już wyraźnie zagroziło wyniesienie na przełożeństwo, czego pokora jego wielce się obawiała – uszedł potajemnie, z zamiarem osiedlenia się na puszczy. Poszedł w lasy Sazawskie, o kilka mil od zamku Kurm oddalone, i zapuściwszy się w głąb ich daleko, znalazł jaskinię, w któréj pobliżu mały strumyk wody płynął, i w niéj zamieszkał.

Tam przebył nasz Święty kilka lat, wiodąc życie oddane wysokiéj bogomyślności i najostrzejszéj pokucie. Żywił się surowemi jarzynami, jakie sam uprawiał i leśnemi owocami, które wokoło swojéj jaskini w wielkiéj obfitości znachodził. Dnie całe i większą cześć nocy zatapiał się w modlitwie, którą przerywało tylko czytanie kilku ksiąg świętych, które był wziął z sobą. Ciszy jego nic nie naruszało, gdyż nikt nie wiedział co się z nim stało, a miejsce na którém przebywał było prawie niedostępne.

Lecz spodobało się Panu Bogu, aby ten wielki sługa Jego, dłużéj nie zostawał w ukryciu. Zdarzyło się dnia pewnego, że panujący książę Ulryk, polując w okolicach zamku Kurmskiego, oddzielił się od swoich dworzan, a ścigając niezwykłéj wielkości jelenia, wpadł z nim do lasu gdzie mieszkał Prokop, i w lesie tym zabłądził. Wypadło iż znużony jeleń długą pogonią, przyległ właśnie u stóp świętego pustelnika, w miejscu gdzie on wśród lasu zbierał sobie drzewo. Wnet téż nadciągnął i książę i zmierzał łukiem do jelenia, gdy nagle ujrzał Prokopa stojącego obok zwierzęcia. Spuścił więc łuk na ziemię, i sam bardzo znużony przybliżył się do Pustelnika, z prośbą o kubek wody. Ten zaprowadziwszy Księcia do swojéj jaskini, poszedł do źródła po wodę i podał mu ją w kubku. Zaledwo skosztował jej Ulryk, a zawołał z podziwieniem: „Zaprawdę nie piłem nigdy tak wybornego wina. Zkąd mogłeś je nabyć mężu pobożny?” Święty Prokop mniemał z razu iż Książe z niego żartuje, lecz przekonawszy się o prawdzie tych słów, i widząc iż Pan Bóg taki cud uczynił przez wzgląd na niego, upadł na kolana i dziękując Panu Bogu gorąco się modlił.

Lecz Pan Jezus większą go jeszcze wtedy pociechą obdarzyć raczył. Jak bowiem ową wodę w kubku, przemienił na wyborne wino, tak i serce książęcia Ulryka dotykając łaską Swoją, wielką i szczerą skruchą za liczne i ciężkie jego grzechy obdarzył. Wdawszy się on w rozmowę ze świętym Prokopem, już nie tylko dla cudu którego dopiéro co był świadkiem, lecz i z tego co od niego słyszał, poznał w nim wielkiego sługę Bożego i świętego kapłana. Zwierzył się mu ze wszystkiego co mu najwięcéj na sumieniu ciężyło, przyrzekł zupełną poprawę życia, oświadczył iż gotów jest spełnić jaki czyn dobry w zadośćuczynienie sprawiedliwości Boskiéj, i prosił Prokopa aby mu wskazał takowy. Święty nakazał mu zbudować kościoł wraz z klasztorem, pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, i opatrzyć go w dostateczne na pewną liczbę zakonników dochody. Książę zgodził się na to, i wnet wziął się do dzieła.

Tymczasem rozeszła się wieść pomiędzy wiernym ludem, i o miejscu pobytu świętego Prokopa, i o cudzie uczynionym przez niego. Do pustyni w któréj przebywał, tłumy pobożnych ciągnąć zaczęły: jedni żądając modlitwy od męża Bożego, inni zasięgając rady w potrzebach swojego sumienia, a nakoniec wielu było i takich którzy osiadając przy nim, tenże co on rodzaj życia pod jego przewodnictwem wiedli. Wkrótce téż stanął kościoł i klasztor przez Księcia zbudowany, w którym święty Prokop zostawszy Opatem, wprowadził regułę świętego Benedykta.

Pan Bóg wsławił go jeszcze potém wielu cudami, a szczególnie duchem prorockim. Przepowiedział dzień swojego zejścia, jako téż i różne klęski które na Czechy spaść miały, a które w istocie według jego przepowiedni, w oznaczonym przez niego czasie nadeszły. W zarządzie swojego klasztoru długie spędziwszy lata, kiedy już założone tam przez niego Zgromadzenie ustaliło się i najściślejszą karnością zakonnego życia jaśniało, mąż Boży w dniu w którym przepowiedział, 1-go Kwietnia roku Pańskiego 1053, poszedł do Nieba po wiekuistą nagrodę. Papież Pius VII w roku 1804, policzył go pomiędzy Świętych i dzień 4 Lipca na doroczna pamiątkę jego przeznaczył.

Pożytek duchowny

Zwykle tak bywa, że Święci Pańscy im bardziéj chcą ukryć się przed światem, tém więcéj Pan Bóg objawia ich cnoty i na świeczniku ich stawia, jak to miało miejsce i ze świętym Prokopem którego żywot czytałeś. Niech cię to pobudzi do zamiłowania ukrytego życia, bo jeśliś w istocie do innego przeznaczony, Pan Bóg potrafi zwrócić cię do niego.

Modlitwa (Kościelna)

Ożywczéj łaski Twojéj Boski nasz Zbawco, niech doznamy wsparcia, abyśmy prześwietnym zasługom błogosławionego Prokopa wyznawcy Twojego cześć oddając, za jego wstawieniem się, od wszelkiéj na duszy niemocy, uwolnieni zostali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 554–556.

Tags: św Prokop „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna
2020-07-03

Bł. Szymona z Lipnicy, z Zakonu Braci-Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1482.

(Żywot jego wyjęty jest z kronik klasztora OO. Bernardynów Krakowskich, gdzie był zakonnikiem.)

Święty Szymon urodził się na początku wieku XV w Lipnicy, małém miasteczku przy paśmie gór Karpackich o mil dziesięć od Krakowa położoném. Rodzice jego bylito poczciwi i bogobojni mieszczanie, i według ówczesnego zwyczaju, po chrześcijańsku wychowali synka swego. Dom gdzie on się urodził, za panowania Władysława IV, na uczczenie jego pamięci przerobiony został na kaplicę.

Szymon od najmłodszych lat stroniąc od lekkomyślnych zabaw, o ile mógł przepędzał czas na modlitwie, a szczególnie przed wizerunkami przenajświętszéj Maryi Panny, do któréj miał wielkie nabożeństwo. Często widywać go można było w poblizkim kościołku, przed Jéj ołtarzem jak aniołka klęczącego. Gdy podrósł, rodzice oddali go do szkółki w Lipnicy, a że okazywał nadzwyczajne zdolności i wielką w naukach pilność, posłali go do Akademii krakowskiéj świeżo wtenczas założonéj. Tam znowu, tak się młodzieniec odznaczył, iż po ukończonym zawodzie naukowym, otrzymał stopień Doktora.

Wtedy przybył właśnie do Krakowa święty Jan Kapistran, który wraz ze świętym Bernardynem Seneńskim, zaprowadził w Zakonach świętego Franciszka Serafickiego pierwotną ścisłość reguły. Na kazania tego wielkiego Apostoła, które głosił na rynku, mając przy sobie tłómacza (który na polski język przekładał to co po łacinie mówił Jan święty), gromadnie schodziła się nietylko ludność miejska, lecz i uczniowie Wszechnicy. Po jedném z kazań jego, wstąpiło od razu do zakonu ojców Bernardynów, których zakładał w Krakowie Jan Kapistran, stu trzydziestu, a niektórzy piszą trzechset uczniów i profesorów Akademii Jagielońskiéj, w których liczbie był i święty Szymon.

Przyjąwszy habit świętego Patryarchy Asyskiego, starał się od tejże chwili wstępować w jego ślady. Pokora, ubóstwo, najwyższe, posłuszeństwo, nieskalana czystość: oto były cnoty w których z dnia do dnia, coraz wyżéj postępował. A widząc, iż niezbędnym do nabycia takowych i ustalenia się w nich środkiem, były: modlitwa wytrwała i ostrość życia, ćwiczył się pilnie w bogomyślności i pokutnych czynach. Na wszystkie obowiązki zakonne pierwszy, do chóru nikomu nie dał się wyprzedzić, a niekiedy większą część nocy przebywał na modlitwie. Wierny nabożeństwu do Matki Boskiéj, które przyniósł jeszcze ze świata, miał zwyczaj codziennie odmawiać Jéj pacierze zwane Officium Parvum i koronkę. Wigilie Jéj uroczystości i czterdzieści dni przed Jéj Wniebowzięciem suszył, a w dniach Jéj święta, zwykłą włosiennicę którą nosił, na ostrzejszą zamieniał. Często téż za to, w objawieniach pokazywała mu się Bogarodzica, niebieską pociechą serce jego napełniając. Dla ćwiczenia się w pokorze, wypraszał zawsze aby mu najniższe w klasztorze posługi przeznaczano: zwykle on sam kloaki czyścił; a że zmysł powonienia miał nadzwyczaj czuły, naumyślnie wchodził aż na dno, aby się w tém umartwiać. Gdy z posłuszeństwa przychodziło mu sprawować urząd przełożonego, poczytywał to za jeden z najcięższych, za grzechy swoje, dopuszczonych od Boga krzyżów, i wzdychał za chwilą gdzie od tego bywał uwolniony. Prócz zwykłych zakonnych postów, inne jeszcze ścisłe i częste zachowywał; krwawe dyscypliny kilka razy odbywał w tygodniu, które trwały tyle, ile mu potrzeba było na odmówienie przy nich siedmiu Psalmów pokutnych. Kolczastym żelaznym paskiem na gołém ciele zawsze był przepasany. Gdy go bracia zakonni upominali, iż zbyt surowo z ciałem swojém postępując, odpoczynku mu nie daje, on wskazawszy na grób odpowiedział: „tu ono odpocznie, a teraz niech zarabia na nagrody niebieskie.”

Obdarzony znakomitą wymową, na kazalnicy wiele pracował, i mnóstwo dusz Panu Bogu pozyskał. Sława jego jako wielkiego kaznodziei i świętego zakonnika, pobudziła zazdrośnych przeciwko niemu. Oskarżyli go do władzy Dyecezalnéj, jakoby wprowadzał nowości w kościele Bożym, mając zwyczaj po każdém kazaniu, polecać ludowi trzykrotne wezwanie Imienia Jezusowego. Zawezwano go do władzy dla wytłómaczenia się. „Wszakże, odpowiedział Święty, Apostół Paweł Imię to roznosić kazał pomiędzy narody i króle i syny Izraelskie. Jan Ewangelista więcéj niż dwieście razy wymienił je w swojéj Ewangelii, a święty Bernard napisał: «suchym będzie pokarm dla duszy, jeśli tém Imieniem nie będzie okraszony,» i nakoniec w Piśmie Bożém stoi: że «każdy któryby wzywał imienia Pańskiego, zbawion będzie»”. 1 Te słów kilka dostatecznemi były na jego obronę. Szymon odszedł z pochwałą od władzy za gorliwość swoję o sławę imienią Jezusowego, a z gorącą modlitwą w sercu i na ustach za tych, którzy z zawiści ku niemu, chcieli mu zaszkodzić.

Po wieloletnich pracach około pożytku dusz wiernych w jego ojczyznie, święty Szymon żywo zapragnął wylać krew za Chrystusa. Otrzymawszy na to pozwolenie swoich przełożonych, w tym celu udał się do Ziemi. Świętéj pomiędzy pogany. Wszakże, Pan Bóg przyjął jego ofiarę, lecz mu nie w ten sposób dał położyć życie za Siebie. Sługa Boży zwiedziwszy najprzód groby Apostołów w Rzymie, a potém miejsca święte w Palestynie, powrócił zdrowo do Krakowa, a z naocznego przypatrzenia się miejscom, gdzie syn Boży za nas mękę i śmierć podjął, wyniósł jeszcze żywsze do tych tajemnic nabożeństwo. Odtąd każde kazanie jego, owszem każda rozmowa, rozbudzała w słuchaczu serdeczne do męki i śmierci Zbawiciela nabożeństwo. Także od téj pory przymnożył jeszcze różnych umartwień zewnętrznych, a szczególniéj w wewnętrznych się ćwiczył. Zachowywał już tak ścisłe milczenie, iż tylko z koniecznéj potrzeby parę słów, i to jak najkrócéj mówił, nietylko z klasztoru ale i z celi ile możności się nie wydalając. Dla trapienia ciała, różne wynajdywał sposoby. I tak: kładł się w miejscu gdzie bracia habity czyścili, i tam od robactwa ponosił istne męczeństwo. A znowu była w zabudowaniach klasztornych sucha studnia, gdzie lęgły się roje komarów; niekiedy zdjąwszy habit, tam większą część nocy na ich kąsanie wystawiał się.

Zostawszy magistrem nowicyuszów, ćwiczył ich w cnotach zakonnych, miewając do nich najzbawienniejsze nauki, a na sobie samym przedstawiając wzór najwyższéj doskonałości. Upominał ich, aby w kaznodziejstwie nie szukali czego innego jak pożytku słuchaczów, a więc strzegli się wytworności mowy, która dla prostaczków niedostępnemi czyni prawdy ogłaszane. Spytany razu pewnego, jakim sposobem najwłaściwiéj jest przygotowywać się na ambonę odrzekł: „módl się, pracuj, rozpaczaj,” to jest: proś Pana Boga o potrzebne do tego łaski, czytaj odpowiednie do przedmiotu o którym masz mówić dzieła, i nieufaj własnym wysiłkom, lecz zakładaj całą skuteczność słów twoich na pomocy Bóżéj.

Z nowicyuszami obchodząc się z największą miłością, gdy jednak ich przyjmował, tak dalece probował ich powołania, iż nakazywał każdemu deptać gołą nogą węgle rozpalone: a jeśli który zawahał się, wnet go wydalał z zakonu. Zdarzyło się iż jednemu z nich, w którym wielkiego ducha widział, dozwolił nawet wejść na palące się węgle, po których ten długo chodząc, doznał, jak powiadał, takiego wrażenia jakby po miękkiéj murawie stąpał. Pod jego przewodnictwem w nowicyacie, kszałcili się święty Jan Duklan, święty Władysław z Gielniowa, i błogosławiony Rafał z Proszowic. Prócz tego wielu innych wielkich sług Bożych, zostawało pod jego kierunkiem duchowném, a między innymi błogosławiony Michał Giedrojć, błogosławiony Stanisław Kazimiérczyk błogosławiony Izajasz Boner, i kilku im podobnych.

Za jego czasów nawiedził Pan Bóg Polskę a mianowicie Kraków, ciężkiém morowém powietrzem, pospolicie dżumą zwaném. Gdy wszyscy nad tą klęską boleli, Szymon widząc jak ona pobudzała ludzi do skruchy i pokuty, nazywał ją Jubileuszem wybranych, którego w końcu i sam dostąpił. Gdy bowiem wśród powszechnego popłochu uciekających z miasta przed morem, nawet niektórzy pasterze trzody swojéj odstąpili, Szymon podwajając gorliwości, dzień i noc obsługiwał zapowietrzonych, udzielając im ostatnie Sakramenta i doglądając ich, a szczególnie biedniejszych, gdy wszelkiego dozoru pozbawieni byli. Wśród takowych usług, w czasie kazania w oktawę Nawiedzenia przenajświętszéj Maryi Panny, będąc na ambonie, uczuł na lewéj łopatce zbierający się wrzód morowy. Pomimo tego, dopóki mógł chodzić służył umierającym. Nakoniec musiał się i sam położyć, a szóstego dnia choroby opatrzony świętemi Sakramentami, usnął w Panu odmawiając tę modlitwę: „Przyjdź o! słodki Zbawicielu, wywiedź moję duszę z więzów ciała, a zaprowadź ją na niebieskie gody. Pragnę rozstać się ze światem, a połączyć się z Tobą o! Chryste Jezu.”

Umarł 18 Lipca roku Pańskiego 1482. W lat zaś blizko dwieście od jego Śmierci, po wyprowadzeniu sprawy o cudach dokonanych przy jego grobie i za jego przyczyną, Papież Aleksander VIII cześć publiczną oddawać mu dozwolił.

Pożytek duchowny

Błogosławione byłyto czasy, gdzie po jedném kazaniu, dusze wybrane setkami opuszczały niebezpieczne światowe manowce, a poświęcały się w zakonie Panu Bogu na służbę, i w których, jakto widziałeś z Żywota dopiéro przeczytanego, tak wielu Świętych współcześnie krainę naszę zdobiło. Gdy w tak różnych pod tym względem żyjemy czasach, módl się gorąco aby Pan Bóg wskrzesić raczył lepsze.

Modlitwa (Kościelna)

Wszechmogący wieczny Boże, któryś błogosławionego Szymona Wyznawcę Twojego, szczególnemi łaskami w głoszeniu Ewangelii obdarzyć raczył; spraw miłościwie, abyśmy dusze nasze tąż nauką którą on głosił karmiąc, a co Tobie miłém jest spełniając, drogą sprawiedliwości do niebieskiéj ojczyzny szczęśliwie dojść mogli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 551–553.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 573

Święci Pańscy unikali świata i ludzi jak tylko mogli, bo milsze im było słodkie towarzystwo Pana Jezusa i Najświętszej Panny od wszystkich przyjemności i rozrywek światowych. Ale gdy bliźni potrzebował ich doczesnej lub duchownej pomocy, porzucali modlitwę, aby swą gorącą miłość ku Bogu okazać w czynnej miłości bliźniego. Ta też jest różnica między prawdziwą a udaną pobożnością. Prawdziwa pobożność zawsze i wszędzie szuka Boga i Jego chwały, fałszywa zaś najczęściej szuka siebie i swojej wygody, swojej próżności, swojego spokoju, swego zadowolenia.

Błogosławione to były czasy, gdzie po jednym kazaniu dusze wybrane opuszczały niebezpieczne światowe manowce, a poświęcały się w zakonie Panu Bogu na służbę, i w których, jak to widziałeś z żywotu dopiero przeczytanego, tak wielu Świętych współcześnie krainę naszą zdobiło. Gdy w tak różnych pod tym względem żyjemy czasach, módlmy się gorąco, aby Pan Bóg wskrzesić raczył lepsze.

Footnotes:

1

Joel II. 32.

Tags: św Szymon z Lipnicy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Bernardyn ze Sieny św Jan Kapistran pokuta św Jan z Dukli bł Władysław z Gielniowa bł Rafał z Proszowic zaraza dżuma Officium parvum pobożność
2020-07-02

Nawiedzenie Przenajswiętszéj Maryi Panny

Zaszło w roku poprzedzającym przyjście Pana Jezusa.

(Szczegóły te wyjęte są z Ewangelii świętego Łukasza.)

Kiedy Anioł Gabryel, przysłany, do przenajświętszéj Panny, zwiastował Jéj iż ma się stać Matką Zbawiciela świata, oznajmił Jéj przy tém że Jéj krewna, święta Elżbieta, w odległéj od niéj krainie zamieszkała, porodzi także syna, pomimo iż była długo niepłodną i późnéj już doczekała starości. „A oto, rzekł wtedy Aniół do Matki Bożéj, Elżbieta krewna Twoja, i ona poczęła syna w starości swéj a ten miesiąc szósty jest onéj którą zowią niepłodną” 1. Po zniknięciu Anioła, Marya zaraz puściła się w drogę do miasta Hebron w Ziemi żydowskiéj, położonego w górzystéj krainie, gdzie mieszkała święta Elżbieta. Udała się tam przenajświętsza Panna, aby tę krewną Swoję, którą bardzo kochała, zawiadomić o dopiéro co spełnionéj wielkiéj tajemnicy Wcielenia się w Jéj przeczystém łonie Syna Bożego, aby podzielić i jéj saméj radość z powodu iż ona przez cud przestała być niepłodną, a także aby ją w chorobie którą miała przebywać, doglądać.

Wielkie i cudowne łaski sprowadziło i na świętą Elżbietę i na całą jéj rodzinę, to odwiedzenie jéj przez Matkę Bożą, i wiele się tam spełniło tajemnic świętych. Wtedyto także jak słuszną robią uwagę Ojcowie święci, po raz pierwszy Marya przez usta ludzkie po- witaną i uczczoną została, jako Matka Boga wcielonego. Wtedy bowiem po raz pierwszy dały się słyszeć te słowa: „Błogosławionaś Ty między niewiastami, it błogosławiony owoc żywota Twego”, więc wtedy po raz pierwszy zaczynała się ta modlitwa Zdrowaś Marya, tylekroć już potém powtarzana przez wiernych, – i nakoniec wtedyto po raz pierwszy wyszła z błogosławionych ust Maryi pieśń zwana Magnificat, będąca najwznioślejszym hymnem, na cześć Boga i na cześć Saméjże Matki Bożéj ułożonym, jaki kiedy ucho ludzkie zasłyszeć mogło.

Łaski zaś jakie z tych nawiedzin świętéj Elżbiety przez przenajświętszą Pannę, płynęły na jéj dom cały, były bardzo rozliczne. Święty Jan Chrzciciel, od téjże chwili cudownie obdarzony rozumem, zanim jeszcze na świat wyszedł, oczyszczony został ze skazy grzechu pierworodnego, poznał obecność wcielonego w Maryi Syna Bożego, i z radości poruszył się w łonie swojéj Matki. Święta Elżbieta zaś pod wpływem natchnienia Ducha Świętego przemawiająca, poznała, powitała i uczciła w Maryi przyszłą Matkę Boga. Nakoniec i święty Zacharyasz małżonek świętéj Elżbiety, a ojciec świętego Jana Chrzciciela, napełniony został darami Ducha Świętego, a nieco późniéj, kiedy jeszcze Marya w jego domu przebywała, odzyskał mowę, którą był utracił za niedowierzanie Aniołowi zapowiadającemu narodzenie się jego syna. Co wszystko tak nam opowiada Ewangelia świętego Łukasza.

„A powstawszy Marya w onych dniach (to jest po Zwiastowaniu które odebrała od Anioła) poszła na góry że skwapieniem, do miasta Judzkiego. I weszła w dom Zacharyasza, i pozdrowiła Elżbietę, – I stało się skoro posłyszała Elżbieta pozdrowienie Maryi, skoczyło dzieciątko w żywocie jéj i napełniona jest Duchem Świętym Elżbieta i zawołała głosem wielkim i rzekła: «Błogosławionaś Ty między niewiastami, i błogosławiony Owoc żywota Twego A zkądże mnie to że przyszła Matka Pana mego do mnie! Albowiem oto jako stał się głos pozdrowienia Twego, w uszach moich, skoczyło od radości dzieciątko w żywocie moim. A błogosławionaś któraś uwierzyła, albowiem spełni się to coć jest powiedziano od Pana.»

I rzekła Marya:

Wielbij duszo moja Pana. I rozradował się duch mój w Bogu Zbawicielu moim, – iż wejrzał na nizkość służebnicy Swojéj. Albowiem oto odtąd błogosławioną mnie zwać będą wszystkie narody. Albowiem uczynił mi wielkie rzeczy, który możny jest, i święte Imię Jego. A miłosierdzie Jego od narodów do narodów, bojącym się Jego. Uczynił moc ramieniem Swojém, rozproszył pyszne myśli serca ich. Złożył mocarze ze stolicy, a podwyższył nizkie. Łaknące napełnił dobrami, a bogacze z niczém odprawił. Przyjął Izraela sługę Swego, wspomniawszy na miłosierdzie Swoje. – Jako mówił do ojców naszych, Abrahamowi i nasieniu jego na wieki.” 2

Święty Ambroży zapatrując się na tajemnice zaszłe przy Nawiedzeniu, podziwia je i powiada: „Obydwie te dwie matki: Marya i Elżbieta, ogłaszają, i nawet spełniają największe cuda łaski Boskiéj, a Jan już doznaje jéj skutków. Syn Boży napełnia Jana darami potrzebnemi do jego posłannictwa jako Przesłannika Pańskiego, a on przed wyjściem swojém na świat i przed przyjściem Pana Jezusa, już urząd swój spełnia, i już go pojmuje i matce daje poznać. Marya i Elżbieta, obie pod wpływem natchnienia jakie odbierają od dzieci które w łonie swojém noszą, toczą rozmowę między sobą, w któréj co słowo wyrzekną to cud dopełniają, lub proroctwo głoszą.”

Odwiedziny téż Elżbiety przez przenajświętszą Pannę, tyle zawierają w sobie tajemnic, i tak objawiają wielkość Maryi, że Kościół postanowił uroczystą tego pamiątkę obchodzić w święcie dzisiejszém. Jestto bowiem nietylko pamiątka dnia, w którym Marya po raz pierwszy uznaną i uczczoną została jako Matka Boga wcielonego, i w którym zaczęło się odmawiać przez usta ludzkie Zdrowaś Marya, będące modlitwą naszą najmiléj od Niéj przyjmowaną, i przez którą tyle łask Boskich wypraszają ciągle odtąd sobie ludzie, – lecz oraz, jestto pamiątka pierwszego cudu uczynionego przez Pana Jezusa po Jego wcieleniu się, a cudu który przez Maryą dokonał. Nic téż, powiada święty Bonawentura Doktor Seraficki, nie objawia wyraźniéj tego przywileju przenajświętszéj Panny, że przez Jéj ręce tylko Pan Bóg wszelkie łaski nam udziela, jak to, że po Wcieleniu się pierwszy cud swój w uświęceniu świętego Jana Chrzcicieła w żywocie jego matki dokonany, spełnia Pan Jezus przez wejście Maryi do domu Elżbiety; jak znowu późniéj, zaraz po Narodzeniu się, nie inaczéj jak na rękach Maryi daje się poznać narodom w osobie Trzech Królów, i nakoniec objawiając się już światu całemu, przez pierwszy cud w Kanie-Galilejskiéj uczyniony, nie spełnia tego cudu aż po wstawieniu się Matki Swojéj. Chcąc, jak mówią Ojcowie święci, dać nam przez to poznać, że jak Sam dał się nam nie inaczéj jak przez Maryą, tak i postanowił żadnych łask Swoich nie udzielać nam inaczéj, jak przez Jéj pośrednictwo. „Postanowił Pan Bóg, pisze święty Bernard, abyśmy cokolwiek otrzymujemy, otrzymywali to nie inaczéj, jak przez ręce Maryi” 3.

Tajemnica święta dzisiejszego, od początku Kościoła w wielkiéj czci była u wiernych; uroczystość ta jednak postanowioną została dopiéro w późniejszych wiekach. Pierwszą myśl tego, powziął był święty Bonawentura, wielki Matki Bożéj czciciel, a który będąc Generalnym przełożonym całego zakonu Braci Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego, w roku 1263, wydał rozporządzenie nakazujące obchodzić to święto we wszystkich klasztorach téj reguły. Wkrótce potém Urban VI, rozciągnął ten dekret do całego świata, chcąc przez takowe uczczenie Matki Bożéj, wyjednać Jéj szczególną pomoc dla Kościoła wielkiém odszczepieństwem podówczas trapionego. jednak przed ogłoszeniem tego śmierć go zaskoczyła, więc dopełnił to jego następca Bonifacy IX.

Na cześć także téj tajemnicy z życia Matki Bożéj, jest ustanowiony przez świętego Franciszka Salezego i świętą Joannę Szantal (Chantal) zakon żeński pod nazwiskiem Zakonu Nawiedzenia Przenajświętszéj Panny, u nas pospolicie zakonem Wizytek zwany.

Hymn Matki Bożéj Wielbij Duszo moja Pana (Magnificat) który Marya przy dzisiejszéj tajemnicy ogłosiła, odśpiewuje się przy każdych Nieszporach kościelnych, aby przy tych wieczornych modlitwach, kończyć nabożeństwo publiczne szczególném uczczeniem Matki naszéj Niebieskiéj. Według zdania wielu Świętych odmówienie Hymnu Maryi, jest najskuteczniejsze przeciw napaściom złego ducha, i wiele cudów na potwierdzenie tego zaszło.

Pożytek duchowny

Jak wielkie i rozliczne łaski sprowadziło na Elżbietę i cały jéj dom, nawiedzenie jéj przez Matkę Przenajświętszą! Lecz uważaj, że stało się to dopiéro wtedy, gdy Elżbieta witając Maryą i oddając Jéj cześć jako Matce Zbawiciela, pozdrowiła Ją z całego serca a pobożnie. Ileż byśmy podobnych dobrodziejstw niebieskich pozyskać mogli, gdybyśmy często, a z całego serca i pobożnie, temiż słowy co Elżbieta pozdrawiając Maryą, prosili Ją o wyjednanie nam łask, najpotrzebniejszych do naszego zbawienia.

Modlitwa (Kościelna)

Sługom Twoim prosimy Cię Panie, dary łask niebieskich racz udzielić obficie; aby jak przenajświętszéj Maryi Panny Boskie macierzyństwo, stało się początkiem zbawienia naszego, tak żeby i Nawiedzenia Jéj uroczysta pamiątka którą obchodzimy, nawiedzenie serc naszych łaską Ducha Świętego, nam wyjednała. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 548–550.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 533

Wypadek powyżej opisany niech nam posłuży za naukę, jak i kogo mamy odwiedzać, ażebyśmy wraz z bliźnimi odnieśli korzyść z odwiedzin i ustrzegli się grzechu.

Nasamprzód baczmy na to, aby powód i cel naszych odwiedzin był dobry i godziwy. Kto odwiedza innych dla zabicia czasu albo z lenistwa, kto narzuca się znajomym, aby czas trwonić na czczych gadaninach, plotkach, obmowie i oczernianiu bliźnich, ten grzeszy i szkodę ponosi na duszy. Jak Najświętsza Panna odwiedzając świętą Elżbietę, miała na celu tylko okazanie ciotce przywiązania i współczucia, tak i nasz cel w podobnych przypadkach powinien być godziwy i moralny, jak np. wtedy, kiedy pragniemy zadość uczynić wymaganiom grzeczności, lub kiedy powoduje nami chęć wyświadczenia przysługi, albo też kiedy potrzeba nam wytchnienia i wypoczynku. Przy odwiedzinach uważajmy więc na to, ażebyśmy przy powrocie nie musieli doznawać wyrzutów sumienia, lecz abyśmy sobie rzetelne oddać mogli świadectwo, że przynieśliśmy korzyść i innym i sobie samym.

Modlitwa

Święty Alfons następującą z tego powodu odmawiał modlitwę:

„O Królowo moja! Z jaką skwapliwością śpieszyłaś się odwiedzić rodzinę świętej Elżbiety! Racz, Dziewico święta, odwiedzić i ubożuchne mieszkanie duszy mojej. Pokwap się, Maryjo, gdyż widzisz, jak biedny jestem, ile złego mi grozi i wiedzie mnie do zguby wiecznej. Odwiedzaj mnie jak najczęściej w życiu, ale bądź nade wszystko przy mnie w godzinę śmierci, gdyż wtedy Twa pomoc najpożądańszą mi będzie. Nie jestem godzien, abyś mnie tu na tej ziemi widoczną Twą obecnością rozradowała, jak to uczyniłaś tylu swym wielbicielom; poprzestanę przeto na tym, iż Cię ujrzę w Twym Królestwie, w niebiesiech, gdzie Cię pragnę uczcić i dzięki Ci złożyć za wszystko dobre, któreś mi wyświadczyła. Zadowolony będę, jeśli mi nie od mówisz swego zmiłowania; teraz zaś zechciej się za mną wstawiać do Pana nad pany. Módl się przeto za mną, Maryjo, i polecaj mnie Synaczkowi swemu. Amen”.

Footnotes:

1

Łuk. I. 36.

2

Łuk. I. 39–55.

3

Ś. Bern. Sen. in vigil. Nativ.

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Elżbieta św Jan Chrzciciel Zachariasz Magnificat św Bonawentura odwiedziny obmowa Nawiedzenie
2020-07-01

Św. Szymona, Przezwanego Sales

Żył około roku Pańskiego 570.

(Żywot jego był napisany przez Leonincyusza Biskupa w Cyprze, według zeznań naocznych świadków.)

Święty Szymon przezwany Sales, co po grecku znaczy głupiec, narodził się w Edessie, w mieście w Mezopotamii położoném, w drugiéj połowie szóstego wieku. Z pierwszych lat jego młodości to tylko wiadomo że mając rodziców bardzo zamożnych i bogobojnych, wychowany był starannie i znakomity uczynił postęp w języku i naukach greckich, świetnie podówczas kwitnących. W dwudziestym roku życia, już w całém mieście znanym był z wielkiéj pobożności i miłosierdzia dla ubogich.

Było podówczas zwyczajem chrześcijańskim w tych krajach, każdego roku udawać się do Jerozolimy, na uroczystość Podwyższenia Krzyża świętego. Szymon wraz z młodym przyjacielem swoim imieniem Jan, pojechali tam także. Zwiedzenie miejsc na których spełniła się sprawa odkupienia ludzi, rozżywiło w obu tych młodzieńcach uczucia pobożne, i nastręczyło myśl wyłączniejszego poświęcenia się Bogu. Wracając z Jerozolimy, puścili się doliną Jerycho, na któréj ujrzeli mnóstwo klasztorów pobudowanych wzdłuż rzeki Jordanu. Widok ten bardzo ich poruszył: „O! jak szczęśliwymi są ludzie, rzekł Szymon, żyjący w tych ustroniach! Błogo im dnie płyną, i spokojnie umierają. Na co się nam w dzień sądu, przydadzą wszystkie próżności tego świata w które opływamy? A i młodości naszéj którą trawimy w życiu światowem, czyż nie szkoda, gdy ona albo z wiekiem przeminie bez żadnéj przed Bogiem zasługi, albo ją śmierć przetnie:” I przydał: „Mam wielką ochotę odwiedzić tych zakonników.” – „A ja, rzekł Jan na to, chciałbym ich naśladować.” – „A więc, powiada Szymon, udajmy się do klasztoru, może Pan Bóg udzieli nam téj łaski.” Takie tedy mając zamiary, odprawili swych ludzi i powozy, a sami zboczywszy z gościńca, małą ścieżką puścili się ku klasztorom. Pierwszy do którego się dostali, byłto klasztor świętego Gerazima, którego Opatem był błogosławiony Nikon. Zabawiwszy tam dni kilka, a zdziwieni anielskiém życiem jakie wiedli ci święci mnisi, oświadczyli Opatowi chęć wstąpienia do ich grona, i przyjęci zostali.

W krótkim czasie okazali się tak wiernymi łasce powołania do tego świętego życia, iż przełożony mógł wszystkim braciom stawiać ich za przykład do naśladowania. Lecz pomimo najściślejszéj karności jaka w zakonie tym istniała, i nadzwyczajnéj ostrości życia, Szymon uczuł pociąg do życia jeszcze bardziéj usamotnionego. Zwierzył się z tego Janowi, który i ze swéj strony zgodził się na to mówiąc: „Gotów jestem pójść z tobą gdzie zechcesz, lecz abyśmy pewniejsi byli że jest to zgodném z wolą Bożą, sądzę że wypada nam poradzić się w téj mierze naszego świętego Opata.” – „Zgadzam się na to, odpowiedział Szymon, przedstawmy mu nasze zamiary, a co on każe to zrobimy.” Błogosławiony Nikon bardzo biegły w rozpoznawaniu ducha, widząc w nich prawdziwe do pustelniczego życia powołanie, pozwolił im na to, a uściskawszy ich serdecznie i pobłogosławiwszy, rzekł do nich: „Idźcie moi synowie, powodujcie się duchem który was wiedzie na puszczę i bądźcie wiernymi tak wielkiéj łasce.”

Puściwszy się oni w głąb puszczy, po dłagiéj podróży, znaleźli nad brzegiem morza małą chatkę pustą, w któréj mieszkał święty pustelnik niedawno zmarły. Miejsce to obrali sobie, i tam osiadłszy, wiedli życie bogomyślności i pokucie oddane. Modlitwa zajmowała im czas prawie wszystek. Sypiali parę godzin, opierając głowę na kamieniu. Żywili się leśnemi korzonkami które koło swojej pustelni znachodzili: słowem, naśladowali najwierniéj pierwszych założycieli życia pustelniczego na puszczach egipskich.

Dziewiętnaście lat spędzili już byli tym sposobem, gdy Szymonowi przyszła myśl szczególna udania się pomiędzy ludzi, i udając głupca, ćwiczyć się w pokorze, a obok tego pozyskiwać dusze grzeszników Bogu. Jan nie odradzał tego swojemu towarzyszowi, ufając iż zamyśla on o tém nie bez szczególnego natchnienia Boskiego, lecz sam pozostał na puszczy. Szymon zaś pożegnawszy się z nim z płaczem, przyrzekł iż go przed Śmiercią jeszcze odwiedzi i udał się najprzód do Jerozolimy, dla zwiedzenia znowu miejsc świętych, a ztamtąd do miasta Emezy w Syryi, gdzie był zupełnie nieznanym, i gdzie już resztę życia swojego spędził.

Wchodząc do tego miasta, ujrzał za bramą psa zdechłego. Uwiązał go sobie u pasa, i z nim wbiegł na rynek, Ściągając za sobą tłum ludzi, patrzący ciekawie na człowieka w ubraniu pustelniczém, którego wzięto za waryata, i uliczników, którzy z początku go targali, a widząc że on z tego wesoło żartuje, zaczęli go to szarpać, to bić, to policzkować i na ziemię obalać. Gdy go drudzy od tych zniewag obronili, przyłączył się do grona dzieci które na publicznym placu się bawiły, i z niemi udające głupca, igrał i dokazywał. Podobnież postępował i dni następnych. Po ulicach, po placach publicznych, wszędzie udawał głupca. Z czasem lud przyzwyczaił się do niego, chętnie się nim bawił, bo było w nim cóś, co mimo wiedzy tych co z nim przestawali, pociągało do niego.

Lecz co najdziwniejsza, że tym sposobem uchodząc za upośledzonego na umyśle i doznając ciągłych upokorzeń z tego powodu, święty Szymon umiał trafiać do serca Największych grzeszników, i nawracał ich niekiedy jedném słowem, które wśród bredni które plótł głośno pocichu im szepnął do ucha. Zdarzało się, iż gdy miał na oku jakiego grzesznika którego chciał nawrócić, wchodził do szynku aby mieć do niego przystęp, i tam zasiadłszy z biesiadującymi którzy z niego szydzili, niekiedy jedném słówkiem tak trafnie do nich przemówił, że nie tylko tego o którego mu chodziło, lecz i innych od rozpusty odwodził. Takim sposobem, bardzo wielu ponawracał. Zadawał się nawet z publicznemi nierządnicami. Dawał im pieniądze, jakby miał zamiar podzielać ich rozpustę; a potém przemówiwszy do nich, albo tylko pomodliwszy się nad niemi, na zawsze wyrywał je z ich zbrodniczego życia. Wpadał do szpitalów, i tam według swego zwyczaju udając półwaryata, zbliżał się do chorych którzy się z niego śmieli, a on ich znakiem krzyża świętego, albo przez samo dotknięcie uzdrawiał. Z opętanymi udawał opętanego, krzyczał jeszcze głośniéj od nich, miotał się z nimi po ziemi, a tym czasem egzorcyzmował ich, i z najstraszniejszych, a których wszyscy już odstępowali, wyganiał złe duchy.

W ciągu zaś tak szczególnego sposobu postępowania, nie przestawał wieść życia równie pokutnego i bogomyślnego, jak gdy był na puszczy. Niekiedy po kilka dni z rzędu, a nawet cały tydzień, nic nie jadał. Sypiał godzinę albo dwie pod kościołami, większą część nocy trawił na modlitwie, i wtedy unosił go Pan Bóg do najwyższéj bogomyślności. Jeśli go kto podszedł w chwilach gdy był w zachwyceniu, wnet z niego wychodził, i jakiémś słówkiem lub czynem niezwyczajnym, wprowadzał świadków tych łask cudownych w błędne mniemanie, że i to były jakieś zwykłe jego dziwactwa. Nakoniec do tego stopnia rozmiłował się we wszelkiego rodzaju upokorzeniach, że gdy pewna dziewica złego prowadzenia się, oskarżyła go iż jest ojcem dziecięcia które nosiła w łonie, Szymon nie tylko nic na obronę swoję nie mówił, ale nawet tak się zachował, jakby to prawdą było. Lecz sam Pan Bóg obronił jego sławy, gdyż ta nieszczęsna kobieta w strasznych boleściach rodząc, póty nie mogła wydać na świat dziecięcia, aż wyznała kto był jego prawdziwym ojcem, i że oszczerstwo rzuciła na Szymona.

Mając objawienie o blizkiéj śmierci swojéj nasz Święty, poszedł na puszczę pożegnać się z Janem, jak mu to był przyrzekł, i wrócił do Emezy gdzie wyznał gospodarzowi domu w którym ciągle mieszkał kim jest, i że dla miłości upokorzeń udawał głupca. Gospodarzem tym był pewien Dyakon kościoła Emezkiego, bardzo świątobliwy człowiek, który już oddawna odgadywał w Szymonie szczególne łaski Boskie. Szymon wymógł na nim, aby to co mu wyznał zachował w tajemnicy aż do jego śmierci, i prosił aby go w odosobnionym kąciku jego domu, zostawił samego na dni kilka. Po dwóch dniach, gdy gospodarz ten go nie widział, poszedł obaczyć czy nie chory i zastał go nieżywego, leżącego pod chrustem który mu służył za posłanie. Po jego śmierci, zaczęli ludzie rozgłaszać różne cuda przez niego czynione, o których dotąd nie mówiono. Przy ciele jego, wielu chorych i kalek zdrowie odzyskało. Cały téż Kościoł uczcił go jako Świętego, i Martyrologium rzymskie, pod dniem dzisiejszym pamiątkę jego ogłasza.

Zasnął w Panu w miesiącu Czerwcu, roku Pańskiego 570.

Pożytek duchowny

Żywot Świętego który dopiéro co przeczytałeś, należy do téj niewielkiéj liczby Żywotów które podziwiać powinniśmy, niekusząc się jednak żeby je zupełnie naśladować. Na to bowiem trzebaby mieć szczególne natchnienie Boskie, jakie miał ten Święty. Lecz bardzo potrzebną zaczerpnąć możesz z niego naukę: widząc bowiem do jakiego stopnia Święci rozmiłowywali się we wzgardzie świata, tém silniéj obmierzić sobie powinieneś twoję żądzę wyniesienia się, i brak pokory w znoszeniu najmniejszego od drugich uchybienia.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Szymona wyznawcę Twojego, tak nadzwyczajną miłością upokorzeń i wzgardy ludzkiéj obdarzył; daj nam za jego wstawieniem się, ducha głębokiéj pokory, a żądzę odbierania czci od ludzi wyniszcz w sercach naszych. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 545–547.

Tags: św Szymon de Sales „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik głupiec pokora
2020-06-30

Św. Pawła, Apostoła Narodów

Żył około roku Pańskiego 69.

(Żywot jego wyjęty jest z Dziejów apostolskich, i z historyków kościelnych.)

Święty Paweł, pierwiéj zwany Szawłem, był z narodu żydowskiego, pochodził z pokolenia Beniamina, urodził się w mieście Tarsie w Cylicyi, w lat kilka po przyjściu Chrystusa Pana. Rodzice jego, jak wielu znakomitszych mieszkańców miasta Tarsy, wyniesieni byli do godności obywatelstwa rzymskiego. W rodzicielskim jeszcze domu starannie wykształcony w naukach, dla pobierania wyższych wysłany został do Jeruzalem, gdzie kształcił się w szkole sławnego podówczas mistrza Gamaliela. Przyłączył się do sekty Faryzeuszów, i wkrótce tak się między nimi odznaczył gorliwością około zachowania praw Starego Zakonu, że zaślepiony w swoim uporze, kiedy po Wniebowstąpieniu Pańskiém, Apostołowie zaczęli ogłaszać Ewangelią po ziemi żydowskiéj, onto głównie i najokrutniéj prześladował chrześcijan, jak to późniéj sam z żalem a pokornie wyznawał. Onto, gdy Faryzeusze kamienowali świętego Szczepana Dyakona, był między nimi i głównie ich do tego poduszczał. A gdy trwał w téj swojéj zawziętości, niedość mu było w Jerozolimie i w żydowskiéj ziemi pastwić się nad wyznawcami Chrystusa, lecz udał się i do Damaszku i do całéj Syryi aby i tam ich dosięgnąć. W téj drodze, (jak to powiedzieliśmy pod dniem święta Jego nawrócenia 25 Stycznia), cudownie nawrócony, stał się według wyrażenia Pisma Bożego Naczyniem wybraném 1 i najsławniejszym z Apostołów. Powróciwszy z Damaszku, zaraz udał się do Jerozolimy aby przedstawić się świętemu Piotrowi jako książęciu Apostołów; przy nim piętnaście dni spędził, i według polecenia jakie od niego odebrał, udał się do Tarsu w Cylicyi, gdzie na opowiadaniu słowa Bożego przebył dwa lata.

Gdy jeszcze znajdował się w Damaszku, Żydzi zrobili spisek na jego życie. Dowiedziawszy się o tém jego uczniowie, a chcąc mu ułatwić ucieczkę, gdy już pod strażą trzymany był w domu, w koszu spuścili go z murów, i tym sposobem wyrwali go z rąk jego nieprzyjaciół. Pod tę porę święty Barnaba zakładający kościół w Antyochii, nie mogąc już wystarczyć coraz większéj liczbie nowych chrześcijan, sam przyszedł do Pawła i wziął go z sobą do Antyochii, gdzie on rok cały na pracach apostolskich spędził. Wkrótce potém obaj wysłani zostali do narodów pogańskich dla ogłaszania Ewangelii.

Wtedyto miał święty Paweł owo cudowne zachwycenie, o którém w listach swoich wspomina. Ponieważ według tego jakto Pan Jezus zapowiedział był przy jego nawróceniu, miał on stać się światłem 2 narodów pogańskich, więc już i w tém objawieniu udzielił mu Pan Bóg do tego najszczytniejszych darów.

Odtąd téż ciągle przenosił się ten święty Apostoł z jednego miasta do drugiego, z kraju do kraju dla nawracania pogan. W Seleucyi, w Pafos, w Pergen, w Pamfilii, w Antyochii, w Pizydyi, w Ikonium, w Likaonii i w Listryi przepowiadał z kolei Królestwo Chrystusowe. W Listryi, gdy uczynił cud w przywróceniu władzy w nogach sparaliżowanemu, mieszkańcy wzięli go za bożka, i chcieli mu składać ofiary. Lecz gdy go usłyszeli głoszącego im Boga ukrzyżowanego, z największego uwielbienia przeszli nagle do okrutnéj złości, rzucili się na niego, wyprowadzili za miasto i ukamienowali, pozostawiając, jak sądzili nieżywym. Cudem wyratowany od śmierci, i uzdrowiony święty Paweł, udał się do miasta Derby, a ztamtąd, pomimo niebezpieczeństwa jakie mu groziło, wrócił znowu do Listryi, Ikonium i Antyochii, utwierdzając wszędzie nowych chrześcijan w wierze, nawracając wielką liczbę niewiernych, wyświęcając kapłanów i obsadzając biskupstwa.

Po téj swojéj wyprawie apostolskiéj znajdował się na Soborze w Jeruzalem, po którym postanowił zwiedzić kościoły w Azyi. Chciał i tą razą mieć za towarzysza świętego Barnabę, lecz dla nieporozumień jakie między nimi zaszły, wziął z sobą Sylasa, i z nim przebiegł Syryą i Cylicyą. W Listryi przybrał za ukochanego swojego ucznia, świętego Tymoteusza, i przez Fryzyą i Galacyą udał się do Macedonii, a następnie apostołując Samotracyą, z Neapolis przybył do miasta Filipów. Tam zaledwie rozpoczął swoje kazania, ujęty został pod pozorem jakoby był wichrzycielem spokoju publicznego, okrutnie ubiczowany, i okuty w kajdany, wtrącony do więzienia. W nocy dało się czuć silne trzęsienie ziemi, w skutek którego wszystkie drzwi więzienia się rozwarły. Uderzony tym cudem dozorca więzienny, nawrócił się, a władza miejska wypuściła na wolność Pawła. Z Filipów święty Apostoł poszedł do Amfipolis przez Apolonią, i przybył do Tessaloniki, gdzie Żydzi znowu wzburzyli przeciw niemu całe miasto. Uszedł ztamtąd wśród nocy do miasta Beroe. Ztamtąd znowu, naraziwszy się powtórnie na największe niebezpieczeństwo, musiał co prędzéj uchodzić, zostawiając tylko Sylasa i Tymoteusza. W drodze zboczył do Aten gdzie miał mowę przed Areopagiem, to jest zgromadzeniem najuczeńszych ludzi z całéj Grecyi, i wtedyto z ich liczby nawrócił sławnego w Kościele ze swoich dzieł teologicznych świętego Dyonizego Areopagitę. Prócz tego, kilku znakomitych mieszkańców Ateńskich, pozyskał Panu Jezusowi. Z tego miasta udał się do Koryntu, gdzie zamieszkał w domu nawróconego żyda nazwiskiem Aquilla, w którego tkarskim warsztacie pracował, aby na życie zarabiać. Lecz że z Żydami nic nie mógł począć, lubo z nimi głównie rozprawiał, przeniósł się do domu pewnego poganina imieniem Tytusa, którego nawrócił z całą rodziną. Żydzi zaś rzucili się tam na niego i związanego zaprowadzili przed trybunał Wielkorządcy Achajasza, który go uwolnił, nie znajdując słusznych powodów do wytoczenia mu sprawy.

Potém Paweł, zatrzymawszy się w tém mieście jeszcze czas pewien, puścił się ku Syryi, przybył do Etem, i tam przemieszkał całe dwa lata, wielkie czyniąc cuda, tak że nawet od dotknięcia jego odzienia, chorzy odzyskiwali zdrowie, a opętani uwolnieni bywali od złego ducha. Widząc to niektórzy z kapłanów żydowskich, probowali toż samo uczynić: lecz nietylko złego ducha wygnać nie mogli, ale ten wylatując z opętanych, ich samych na ziemię poobalał i srodze pozbijał. Wywarło to silne na Żydach i poganach wrażenie, wielka ich liczba przychodziła do Pawła i jego towarzyszy „spowiadając, się i opowiadając uczynki swoje to jest wyznając im grzechy” 3, jak o tém mówi Pismo Boże. Inni zaś szczerze się nawracając pogańskie swoje księgi palili publicznie na rynku, a to w tak wielkiéj ilości, iż według ówczesnego sposobu liczenia wynosiło to wartość pięćdziesięciu tysięcy denarów srebrnych.

Postanowiwszy Biskupem świętego Tymoteusza i opuściwszy Efez, Paweł przebiegł Macedonią, i zwiedził kościoły w Grecyi. Gdy był w Troadzie, i miał do zgromadzonych nowych chrześcijan kazanie które się długo w nocy przeciągnęło, pewien młodzieniec Tychibos siedzący w oknie, zdrzemał się i spadłszy z trzeciego piętra zabił się na miejscu. Paweł zeszedł na dół, ujął go za rękę i wezwawszy imienia Pana Jezusa, wskrzesił i zdrowego podniósł. Cud ten utwierdził nawróconych i wielu innych wyrwał z pogaństwa.

Z Troady poszedł święty Apostoł do Atton, a ztamtąd udał się do Mityleny, zkąd wsiadłszy na okręt, z kolei ogłaszał Ewangelią w Chio, Samos, w Milecie, w Kos, w Rodzie, w Patarze, w Tyrze, w Ptolomaidzie i w Cezarei. W tém ostatniém mieście zatrzymał się tydzień, i tam otrzymał objawienie, że w Jerozolimie przez Żydów uwięzionym i wydanym w ręce pogan zostanie. Uczniowie jego prosili go z płaczem; aby do Jerozolimy nie chodził: pomimo tego Święty udał się do tego miasta, i w istocie został uwięzionym i zamkniętym w wieży, gdzie mu objawił się Pan Jezus i powiedział: „Bądź dobréj myśli Pawle, gdyż jakeś mi dawał świadectwo w Jeruzalem, tak trzeba abyś to samo uczynił i w Rzymie.”

Tymczasem, okutego w kajdany, zaprowadzili do Cezarei i stawili przed sąd Wielkorządcy nazwiskiem Feliks, który nie rozpoczynając jego sprawy, trzymał go w więzieniu aż do drugiego roku panowania Nerona, przez którego Feliks zawezwany został do Rzymu. Następujący po nim Wielkorządca nazwiskiem Festus, chciał sądzić świętego Pawła, lecz gdy on na mocy swojego przywileju jako obywatela rzymskiego, domagał się aby przed samym cesarzem był stawiony, odesłano go do Włoch. Okręt na którym płynął, w skutek silnéj burzy wyrzucony został na brzegi wyspy Malty, gdzie mieszkańcy wzięli go za bożka, widząc że gadzina która mu się uczepiła była u ręki, nic mu złego zrobić nie mogła.

Przywieziony do Rzymu dwa lata trzymany był w więzieniu. Wypuszczony na wolność, znowu odbył wiele podróży roznosząc Ewangelią pomiędzy poganami, i wrócił do Rzymu gdzie wiedział iż go męczeńska śmierć czeka, Jakoż, powtórnie wtrącony do więzienia za nawrócenie najpierwszéj ulubienicy cesarza, z rozkazu jego ścięty został. Poniósł śmierć męczeńską roku Pańskiego 68, w tymże dniu co i Piotr święty.

W chwili ścięcia głowy jego, zamiast krwi mleko z żył wytrysnęło, a w tych trzech miejscach, gdzie głowa Świętego tocząc się tego mleka zostawiła ślady, wytrysnęły trzy źródła żywéj wody dotąd płynące, z których pierwsze jest mniéj zimne, drugie zimniejsze, a trzecie najchłodniejsze; o czém po dziś dzień, wszyscy pielgrzymi w Rzymie, przekonywają się naocznie. Widok cudu tego, nawrócił kata który go ścinał i dwóch żołnierzy obecnych.

Czternaście listów świętego Pawła, należą do ksiąg Nowego Testamentu.

Pożytek duchowny

Święty Paweł, jako Apostół narodów pogańskich, jest szczególnym patronem sprawy nawracania niewiernych. Gdy dziś, wśród tych nawet, którzy się za chrześcijan poczytują, wielka jest liczba według zasad pogańskich myślących i postępujących, wzywaj jego pośrednictwa, prosząc Boga o nawrócenie tych dusz nieszczęsnych i o zasłonienie Kościoła od ich napaści.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który wielość narodów pogańskich, błogosławionego Pawła Apostoła przepowiadaniem oświeciłeś; daj, pokornie prosimy, abyśmy pamiątkę jego przejścia do Nieba obchodząc, skutków jego pośrednictwa za nami doznali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 538–540.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 525

Wielki kaznodzieja i Doktor, święty Jan Chryzostom, natchnionymi słowy wychwala łańcuch Pawła, który nosił dla Chrystusa. Wielka to dostojność, – powiada – wielkie królestwo być związanym dla Chrystusa. Łańcuch ten na jego świętych rękach, większa to, uczciwsza i sławniejsza rzecz, aniżeli być Ewangelistą, Doktorem, lub apostołem. Kto Chrystusa miłuje, rozumie, co się mówi… Gdyby mi kto dał obierać albo wszystko Niebo, albo łańcuch, których ręce Pawła związane były, ja bym łańcuch wolał.

Żaden z cesarzy w Rzymie takiej czci nie miał, jak Paweł. Cesarz lada gdzie pogrzebiony leży, a Paweł w pół miasta jako żywy i królujący. A jeśli tu, gdzie cierpiał prześladowanie, takiej czci dostąpił, gdy przyjdzie na dzień sądu, co będzie?… Pomyślcie, a zdziwicie się, co za widok Rzym mieć będzie, gdy Paweł i Piotr z grobu w mgnieniu oka wstaną, i podniosą się, i wynijdą przeciw Chrystusowi? Jaki dar Rzym Chrystusowi ofiaruje, który by takimi dwiema koronami i złotymi łańcuchami ozdobiony był. Nie tak jest jasne niebo, gdy słońce wypuszcza promienie, jak rzymskie miasto na wszystek świat te pochodnie wypuszczające.

Footnotes:

1

Dzie. IX. 15.

2

Tamże.

3

Dzie. XIX. 18.

Tags: św Paweł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik Gamaliel św Szczepan św Dionizy Aeropagita
2020-06-29

Św. Piotra, Książęcia Apostołów

Żył około roku Pańskiego 68.

(Żywot jego wyjęty jest z Pisma Bożego i z Ojców Kościoła).

Święty Piotr z rodu żydowskiego, pochodził z Betsaidy małego miasteczka na brzegach morza Galilejskiego położonego. Urodził się około roku 15 przed Chrystusem Panem. Ojciec jego nazywał się Jonasz albo Jan, i prócz niego miał drugiego syna świętego Andrzeja, a był ubogiego stanu: z łowienia ryb na życie zarabiał. Święty Piotr tém samém się trudnił, a na wiele lat przed objawieniem się Pana Jezusa jako Zbawiciela, żyjąc bardzo cnotliwie i pobożnie, miał żonę którą była święta Perpetua, i z niéj córkę świętą Petronellę.

Brat jego, błogosławiony Andrzéj, należał do liczby uczniów świętego Jana Chrzciciela, przez którego przywiedziony był do poznania Pana Jezusa. Uszczęśliwiony iż już przyszedł oczekiwany Zbawiciel, i że miał on szczęście jeden z pierwszych Go poznać, pośpieszył do świętego Piotra z tą dobrą nowiną i rzekł mu: „znaleźliśmy Messyasza” 1. Usłyszawszy to Piotr, udał się także co prędzéj do Pana Jezusa, a skoro się zbliżył, wejrzawszy nań Jezus rzekł: „Tyś jest Szymon syn Jana: ty będziesz zwan Cefas, co się wykłada Opoka” 2. Po łacinie téż imię Petrus znaczy kamień czyli opoka. Od téj więc już pierwszéj chwili spotkania się z Piotrem, chciał syn Boży zapowiedzieć najwyższy urząd jego w Kościele, który go robił jakby opoką na któréj miał być założony, i po wieki wieków utrzymywany, cały gmach Kościoła powszechnego. Również wątpić nie można że od téj chwili i święty Piotr przejęty został najwyższą miłością Pana Jezusa, o którą późniéj trzykrotnie dowiadywał się od niego Zbawiciel, mając mu już nadać uroczyście całą władzę Swojego zastępcy na ziemi. Lecz że jeszcze wtedy Pan Jezus uczniów Swoich za Sobą nie powoływał, przeto Piotr powrócił do zwykłych zajęć, od czasu tylko do czasu przebywając z Chrystusem Panem. Gdy zaś nadeszła chwila w któréj Syn Boży, miał już ustalić przy sobie grono apostolskie, przyszedłszy nad brzegi morza Galilejskiego i zastawszy tam Piotra i Andrzeja rzucających sieci, rzekł do nich: „Pójdźcie za mną, a uczynię was że się staniecie rybakami ludzi” 3. Co znaczyło iż odtąd jako Apostołowie, ogłaszając Ewangelią, dusze ludzkie Panu Bogu pozyskiwać będą.

Od téj téż pory Piotr święty, już nie rozłączał się z Boskim Mistrzem swoim, i Ewangelie święte są pełne opowiadań dowodzących w jakich szczególnych łaskach był ten Apostół u Pana Jezusa, i jakie zawsze nad innymi dawał mu Syn Boży pierwszeństwo. Ciągłe tam dowody że Pan Jezus jego za ich zwierzchnika stanowi. Z jegoto łodzi, będąc na brzegach jeziora Genezaret, miał Zbawiciel kazanie do wielkiéj rzeszy zgromadzonego ludu, a łódź ta przedstawiała Kościół któréj Sternikiem jest na zawsze Piotr święty, w osobach swoich następców Papieżów. Po tém kazaniu, Pan Jezus kazał Piotrowi zarzucić na nowo sieci w jezioro, na co Piotr odpowiedział: „Nauczycielu przez całą noc pracując niceśmy nie ułowili; wszakże na słowo Twe zapuszczę sieć” 4. I pojmał tak wielkie mnóstwo ryb, iż się sieci rwały. Uderzony tym: cudem upadł do nóg Pana Jezusa, i w głębokiéj pokorze zawołał: Wynijdź ode mnie, bom jest człowiek grzeszny Panie” 5. A na to mu Pan Jezus: „Nie lękaj się niczego, chciałem ci przez to pokazać iż odtąd tak ludzi łowić będziesz”. 6

Po tém zdarzeniu, aby jeszcze sowiciéj nagrodzić Piotrowi akt pokory przez który uznawał się niegodnym posiadania Zbawiciela na łodzi swojéj, poszedł Pan Jezus odwiedzić go w jego własnym domu. Zastawszy tam ciężko chorą matkę jego żony, ujął ją za rękę, a chora w tejże chwili uzdrowioną została i usługiwała Boskiemu gościowi swojemu. Od owego zaś dnia Piotr „opuściwszy” jak mówi Ewangelia, „wszystko: Ojca i sieci”, to jest co mu najdroższém i najniezbędniejszém na świecie było, poszedł za Panem Jezusem 7.

Gdy razu pewnego, domagano się od Pana Jezusa „złożenia podatku, posłał Piotra do morza po pieniądz, który miał się znaleźć w rybie, i kazał go oddać poborcom mówiąc: „Daj za mnie i za siebie” 8, przez co także, równając go niejako z Sobą, oznaczał jego wyższość nad innymi Apostołami. On téż w imieniu ich wszystkich, pierwszy uczynił wyznanie Bóstwa Chrystusa Pana, i w téj wierze braci swoich utwierdził. Bo gdy zebrawszy uczniów Swoich, zapytał ich razu pewnego Pan Jezus, co o nim trzymają, Piotr w tejże chwili, nie radząc się drugich, a z natchnienia i objawienia Boskiego, uczynił to wyznanie na którém Kościół stać ma po wieki wieków: „Tyś jest Chrystus Syn Boga żywego” 9. Za to téż otrzymał od Pana ten wielki przywiléj, iż stał się podwaliną na któréj tenże Kościół miał być zbudowanym, i klucznikiem Nieba, od którego zależało otwierać je lub zamykać dla wszystkich dusz ludzkich. Wtedy bowiem powiedział mu Pan Jezus: „Tyś jest Opoką, a na téj opoce zbuduję Kościół mój, i tobie dam klucze Królestwa Niebieskiego. Cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane i w Niebie; a cokolwiek rozwiążesz na ziemi będzie rozwiązane w Niebie” 10.

Szczególnéj téż wiary swojéj w moc i Bóstwo Chrystusowe, dał dowód Piotr święty i wtedy, gdy z uczniami kołatany w łodzi wielką burzą na morzu, ujrzawszy nadchodzącego po wodzie Chrystusa Pana zawołał: „Panie jeśliś Ty jest, każ mi przyjść do Siebie po wodach”; i skoro mu powiedział Pan Jezus „przyjdź”, Piotr z najżywszą wiarą rzucił się z łodzi na rozhukane fale, i chodził po nich jak po ziemi 11. Dowiódł także szczególnéj wiary swojéj w naukę Chrystusa Pana: bo gdy inni uczniowie zwątpiwszy o niéj, kiedy Pan Jezus ogłosił był tajemnicę przenajświętszego Sakramentu, chcieli Go odstąpić, a Pan Jezus zapytał Apostołów: czy i oni to samo uczynią, znowu Piotr nie czekając, w imieniu wszystkich zawołał: A jakże mamy od Ciebie odstąpić Panie, kiedy Ty masz „słowa żywota wiecznego”. 12 To téż w tejże wierze świętéj Syn Boży raczył go w szczególny sposób utwierdzić, i nadał mu przywiléj utwierdzania w niéj drugich, kiedy w rozmowie jaką z nim miał niedługo przed męką Swoją, rzekł do niego: „Szymonie, oto szatan pożądał was aby przesiał jako pszenicę, alem ja prosił za tobą aby nie ustała wiara twoja: ty tedy nawróciwszy się, utwierdzaj bracią twoje”. 13

Jak przez całe życie Pana Jezusa, najbliżéj Jego Boskiéj osoby widzimy świętego Piotra, przypuszczonego także do wpatrywania się w Jego wielką chwałę na górze Tabor, tak podobnież napotykamy go ciągle obok Chrystusa i w historyi Męki Zbawicielowéj. Najprzód on to jest wysłany dla przygotowania wieczerzy Pańskiéj. Potém gdy Zbawiciel przepowiada Apostołem, że przerażeni tém co Go spotka, odstąpią Go, święty Piotr oświadcza iż się z Nim nigdy nie rozłączy. W ogrójcu, jegoto Pan Jezus biorąc bliżéj Siebie, przypuszcza do tajemnic Swojéj męki ogrójcowéj, i chociaż ich tam trzech było, jemu tylko sen ich w który w téj chwili zapadli, wymawia. Gdy przyszli już Żydzi chwytać Zbawiciela, Piotr dobywa miecza, i chce Go bronić. Wiedzionego z ogrójca Pana swojego, on jeden z Apostołów nie odstępuje ani kroku. Wdziera się nawet z Nim aż do domu wielkiego Kapłana. Wprawdzie, ulegając chwilowéj ułomności, zapiera się Go przed sługą wmawiającą w niego iż należy do uczniów Chrystusa Pana, lecz w tejże chwili przejęty najżywszą skruchą, krwawemi łzami opłakuje swój chwilowy upadek.

Po Zmartwychwstaniu Swojém, znowu Pan Jezus w różnych wypadkach i okazuje że się Piotrowi należy nad innymi Apostołami pierwszeństwo. W pierwszém ukazaniu się Swojém świętéj Magdalenie, każe jéj aby poszła i powiedziała o tém Piotrowi. Wkrótce potém, jemu najpierwszemu z uczniów i Apostołów objawia się. Jedno zaś i drugie czyni Zbawiciel dla tego, aby wszyscy Apostołowie i uczniowie, odbierając wiadomość o Jego Zmartwychwstaniu, uwierzyli w to i zostali w téj wierze utwierdzeni, powagą samego Piotra. Dla tego téż i Apostołowie, gdy dwóch uczniów wracających z Emaus chcieli utwierdzić w wierze w Zmartwychwstanie Pańskie, poparli to powagą Piotra, mówiąc: „Wstał Pan prawdziwie, i ukazał się Szymonowi (Piotrowi)” 14.

W jedném z następnych, a licznych objawień Pana Jezusa, gdy święty Piotr dowiedział się o Jego obecności na brzegu morza, rzucił się z łodzi w wodę, żeby się do Niego co prędzéj dostać. Pan Jezus widząc taki dowód jego miłości, aż trzy razy rzekł do niego: „Szymonie Janów, miłujesz mnie więcéj niżeli inni”; a na trzykrotne oświadczenie Mu najgorętszéj miłości, odpowiedział: „Paś owieczki moje, paś baranki moje” 15, przez co dawał mu władzę nietylko nad wszystkimi wiernymi, lecz i nad wszystkimi Pasterzami to jest Biskupami. Wtedy także przepowiedział mu Zbawiciel rodzaj śmierci jaki go czeka: i taka go w istocie spotkała.

Po trzydziestoletnim przez Piotra zarządzie Kościołem powszechnym, (o czém w innych uroczystościach tegoż świętego Apostoła mówiliśmy) znajdował się Piotr w Rzymie, za panowania cesarza Nerona. Ten oburzony na niego za pogromienie Szymona czarnoksiężnika, który był jego zausznikiem, a którego przez sztukę szatańską wznoszącego się w powietrze, Piotr modlitwą swoją obalił na ziemię, i za nawrócenie wielu kobiet, które odtąd wiodąc życie pokutne, do rozpusty cesarza służyć nie chciały, wskazał go na śmierć i wtrącił do więzienia. Wierni wykradli go ztamtąd, i Piotr uchodził z miasta, kiedy oto w bramie, spotkał Pana Jezusa, którego, upadłszy mu do nóg, zapytał: „Panie gdzie idziesz?” „Idę do Rzymu, odrzekł Pan Jezus, aby powtórnie być ukrzyżowanym.” Piotr zrozumiał jaką mu w tém dawał Zbawiciel naukę, i wrócił do więzienia. Wkrótce potém srodze ubiczowany, przybity został do krzyża, a na jego własną prośbę, którą zanosił z wielkiéj pokory, aby w rodzaju śmierci nie być zupełnie Panu Jezusowi zrównanym, rozpięty został na rusztowaniu krzyżowém głową do ziemi, a nogami do nieba. Poniósł śmierć męczeńską dnia 29 Czerwca roku Pańskiego 68. Pewien wielkiéj świątobliwości kapłan nazwiskiem Marceli, ciało jego nabalsamowawszy, pochował na górze Watykańskiéj.

Trzy listy świętego Piotra należą do ksiąg Nowego Testamentu.

Pożytek duchowny

Gdy Chrystus Pan zdawał w ręce świętego Piotra, najwyższą władzę Swoją nad całym Kościołem, domagał się od niego aż trzykrotnego zapewnienia iż Go serdecznie miłuje, a to jakby dla zadosyćuczynienia za trzykrotne zaparcie się Pana Jezusa, którego się ten Święty był dopuścił, Pamiętaj: że cechą każdego do Kościoła i zewnętrznie i duchem należącego, jest gorąca miłość Jezusa, i zdobywaj się za łaską Pańską, na tém gorętsze i częstsze jéj akty, im częściéj i ciężéj Boga obrażałeś.

Modlitwa (koście!na)

Boże! któryś błogosławionemu Piotrowi Apostołowi Twojemu, oddawszy klucze Królestwa Niebieskiego, związywania i rozwiązywania najwyższego kapłaństwa władzę nadał; spraw abyśmy wsparci jego pośrednictwem, z grzechów naszych rozwiązani zostali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 534–537.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 522

Władza papieży trwa nieprzerwanie od dziewiętnastu wieków i wpływa na utrzymanie i szerzenie prawdziwej wiary, na utrzymanie cnót i porządku w rodzinach i w całym społeczeństwie chrześcijańskim, na odradzanie się wszelkich najwznioślejszych cnót, na miłosierdzie dla cierpiącej ludzkości i na miłość wzajemną.

Tak jak ojciec gromadzi dzieci naokół siebie, strzeże ich, chroni przed wszelkimi niebezpieczeństwami, żywi i troskliwie pielęgnuje, aby je uczynić szczęśliwymi – tak i papieże miliony dzieci Kościoła świętego biorą pod swoją opiekę, starają się o ich dobro duchowe i utwierdzają w wierze, by im wyjednać zbawienie.

I ty, katolicki Czytelniku, jesteś dzieckiem tego Kościoła św., a Ojciec św. twoim najwyższym opiekunem, staraj się przeto, abyś go kochał, był mu posłuszny w rzeczach wiary, czcił go i modlił się za niego.

Footnotes:

1

Jan I. 41.

2

Jan I. 42.

3

Mat. IV. 18

4

Łuk. V. 5.

5

Łuk. V. 8.

6

Łuk. V. 10.

7

Łuk. V. 11.

8

Mat. XVII. 27

9

Mat. XVI. 16.

10

Mat. XVI. 18.

11

Mat. XIV. 28.

12

Jan VI. 67.

13

Łuk. XXII. 31.

14

Łuk. XXIV. 34.

15

Jan XXI. 15–17.

Tags: św Piotr „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł papież męczennik św Andrzej św Perpetua św Petronella
2020-06-28

Św. Leona II, Papieża

Żył około roku Pańskiego 684.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościoła Rzymskiego)

Święty Leon drugi Papież tego imienia, rodem z Sycylii, przyszedł na świat na początku VII wieku. Ojciec jego imieniem Paweł, był znakomitym lekarzem, posiadał znaczny majątek, i syna swojego kształcąc bardzo starannie, wychował oraz i pobożnie. Święty Leon obdarzony bystremi z natury zdolnościami, znakomity uczynił w naukach postęp, i już od najmłodszych lat objawiał w sobie wysoką świątobliwość. Zasłynął i wielką nauką i wielką pobożnością. Z nadzwyczajną łatwością wyuczył się wielu obcych języków, i w sztukach pięknych, znakomicie się wyćwiczył, W muzyce był także bardzo biegłym. Na świecie jeszcze żyjąc odznaczał się nieposzlakowaną skromnością, a za młodych lat odziedziczywszy po ojcu znaczny majątek, z wielką hojnością wspierał ubogich.

Z wielu powodów, świat mógł łatwo w swoje sidła młodzieńca tego uwikłać: znakomita uroda, dostatki, powszechna miłość ludzka, wysokie wykształcenie i talenty jakie posiadał, wszystko to zapowiadało mu bardzo świetne na świecie powodzenie i mogło serce jego ku ziemskim dobrom i uciechom zwrócić. Lecz go Pan Bóg na Swoję służbę przeznaczał. Święty Leon wzgardził tém wszystkiém co mu doczesną pomyślność mogło obiecywać, a po pilném zbadaniu woli Bożéj i zasiągnąwszy w téj mierze rady świątobliwego kapłana, wstąpił do stanu duchownego.

Od téj chwili już się wyłącznie służbie Pańskiéj poświęcił. Podówczas różne herezye trapiły Kościół Boży. Aby przeciw nim tém skuteczniéj wystąpić, używając w tym celu daru wymowy, który posiadał w wysokim stopniu, święty Leon z wielkim zapałem oddał się nauce i teologii i pisma Bożego. Wkrótce téż wystąpił do walki z wrogami Chrystusa, i tak ją świetnie i korzystnie dla prawdy prowadził, że w krótkim czasie, poczytany został, nie tylko w Rzymie i we Włoszech, ale i w całém chrześcijaństwie, za jednego z najuczeńszych mężów kościelnych swojego wieku, a którému w świętéj wymowie, nikt wówczas nie wyrównywał.

Podobnież i na drogach doskonałości coraz większy postęp czynił. Co mu tylko od jego prac apostolskich i zajęć naukowych, zbywało czasu, cały obracał na modlitwę, na przebywanie w kościele, albo na spełnianie miłosiernych uczynków. Był on zawsze bardzo dla ubogich miłosiernym, lecz szczególnie odkąd został kapłanem, w cnocie téj nie kładł niejako granic. Wszelka nędza, wszelka potrzeba bliźniego, znachodziła w nim najserdeczniejsze współczucie: ratował i wspierał każdego wedle możności. Przyszło do tego, iż całe swoje znaczne mienie rozdał na ubogich, a niekiedy tak się dla nich ze wszystkiego ogałacał, że i sam cierpiał niedostatek i był uboższym od tych których i wtedy jeszcze, udając się o pomoc do drugich, obdarzał jałmużną. Znany w Rzymie szczególnie z tak wielkiego dla biednych miłosierdzia, wybrany został na Jałmużnika kościelnego, a byłto w owych czasach urząd piastowany zwykle przez najznakomitszego z duchownych, w którego ręce składano dochody kościelne na wsparcie biednych przeznaczone, a które on według swego uznania, pomiędzy nich rozdzielał. Że zaś powszechnie wiedziano, iż nikt lepiéj od świętego Leona nie użyje pieniędzy na takowe cele przeznaczonych, i że on jakby ojciec ubogich, wszystkich znał najlepiéj w mieście, jemu więc składano i prywatne jałmużny: tak że prawie wszystkie dla biednych dary, przez jego ręce przechodziły. Sami zaś ubodzy cieszyli się z tego najwięcéj, gdyż i oni uznawali, że miłość jaką im zawsze okazuje, najsprawiedliwszy i najwłaściwszy rozdział jałmużn pomiędzy nich czynić potrafi.

Tak tedy święty Leon jaśniał wśród całego duchowieństwa wszystkiemi temi wysokiemi cnotami, kiedy nastąpiła śmierć świętego Agatona Papieża, zaszła 10 Czerwca roku Pańskiego 683. Byłyto czasy bardzo burzliwe dla łodzi Piotrowéj: kilku z rzędu Papieżów u jéj steru będących mężnie walczyć musiało z powstającemi i szerzącemi się jak na Wschodzie tak i na Zachodzie kacerstwami. Zpomiędzy tych niektóre jeszcze istniały, a w miejsce wytępionych powstawały nowe. Bardziéj przeto niż kiedy, potrzeba było na Stolicy Apostolskiéj, obsadzić znowu wielkiéj świątobliwości Papieża. W wyborze tym jednak, nie zawahano się ani chwili: wszystkich oczy zwróciły się na Leona, i jednogłośnie bez żadnego sporu, wybranym on został na Papieża,

Pierwszą jego ważną w zarządzie Kościoła powszechnego czynnością, było zatwierdzenie Soboru powszechnego, który był trzecim Carogrodzkim, na którym sam Papież święty Agaton jego poprzednik, przewodniczył w osobie swoich Legatów, i na którym pomiędzy wielu ważnemi postanowieniami i orzeczeniami tyczącemi się nauki katolickiéj ogłoszono iż wierzyć i wyznawać powinniśmy, że w Panu Jezusie, w jednéj Jego Osobie Boskiej, dwie były natury: ludzka i Boska.

Wyroki tegoż Soboru, ogłaszając ich za oddzielonych od Kościoła, składały z godności duchownych odszczepieńca Makarego Patryarchę Antyocheńskiego, Anastazego kapłana i Leona Dyakona kościoła Carogrodzkiego, wraz z kilku innymi prałatami i niższymi duchownemi, przy błędach herezyi Monotelitańskiéj upierających się. Wskazani byli oni nawet na wygnanie, lecz poparci swoimi stronnikami u cesarza, uzyskali iż na miejsce wygnania Rzym im został przeznaczony. Papież święty Leon, nietylko takowém z ich strony zuchwalstwem nie był obrażony, lecz pragnąc pozyskać ich dusze Chrystusowi, przyjął ich z największą miłością. W skutek téż tego, w kilku rozprawach jakie miał z nimi, z taką wymową i tak mądrze zbijał błędy które oni podzielali, iż się chwiać w nich zaczęli. Wtedy święty Leon, skłonił ich aby każdy zosobna na dni parę zamknął się w klasztorze, i w spokoju przed Bogiem rozważał to co od niego słyszał. Po takim rodzaju rekollekcyi, prócz nieszczęsnego Makarego, który nie chciał błędów swoich odstąpić, wszyscy inni się ich wyrzekli: uczynili publiczne wyznanie wiary katolickiéj, i święty Leon, z wielką dla ojcowskiego serca swego pociechą, rozgrzeszył ich i na łono Kościoła przywrócił.

Lecz o ile ten święty Papież okazywał się łagodnym dla pokutujących, o tyle okazywał stałości względem tych, którzy należnéj Stolicy Apostolskiéj uległości odmawiali. Już długo przed Papiestwem Leona, Arcybiskupi Raweńscy, popierani w tém przez wielkorządców cesarskich, przywłaszczyli sobie byli wiele praw, samemu Papieżowi służących. Święty Leon odzyskał wydarte swoim poprzednikom przywileje i otrzymał od cesarza wyrok, zakazujący wielkorządcom Raweńskim popierać roszczenia Arcybiskupów przeciw władzy Papiezkiéj. Odtąd téż Arcybiskupi Raweńscy, którzy przedtém przywłaszczali sobie przywileje służące tylko dla Patryarchów Carogrodzkiego, Aleksandryjskiego i Antyocheńskiego, przywróceni zostali pod właściwą względem Stolicy Apostolskiéj zależność.

Święty Leon, przyczynił się także wiele do ozdoby najpierwszych kościołów w Rzymie. Wzniósł własnym kosztem wspaniały kościół obok kościoła świętéj Bibiany, i w nim umieścił ciała świętych Symplicyusza, Faustyna i Beatrycy, i wyświęcił go pod wezwaniem świętego Pawła Apostoła. Wydał wiele ustaw obostrzających karność kościelną, wprowadził potrzebne zmiany w śpiewie zwanym Gregoryańskim, i ułożył kilka hymnów do pacierzy kapłańskich. Wszystkie swoje dochody, według dawnego swego zwyczaju rozdawał na ubogich, a gdy w téj mierze powstrzymywano jego szczodrobliwość, mawiał zwykle: „Za najszczęśliwszego bym się poczytał, gdybym wspierając ubogich, sam umierał wśród nędzy.”

Tylu i takiemi przyozdobionym cnotami, najwyższym Pasterzem, chcieliby byli wierni jak najdłużéj się cieszyć; lecz Panu Bogu spodobało się bardzo prędko powołać go do Siebie. Roku całego nie zasiadał na stolicy Piotrowéj, kiedy Pan Jezus wziął go do Nieba. Umarł dnia 28 Czerwca roku Pańskiego 684. Pochowany został w Bazylice świętego Piotra.

Pożytek duchowny

We wszystkich stanach przez jakie Pan Bóg świętego Leona przeprowadzał, jaśniała w nim szczególnie cnota miłosierdzia nad biednemi. Najprzód rozdał im cały majątek; późniéj był całego Rzymu jałmużnikiem, a na Papiestwie tak wszystkie dochody na nich obracał, iż sam stawał się ubogim. Porównaj to z twoją dla ubogich uczynnością: a pamiętaj, że tylko miłosierni dla bliźnich, miłosierdzia od Boga dostępują.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który błogosławionego Leona Papieża do wielkiéj świątobliwości wyniosłeś; spraw miłościwie, abyśmy oddając cześć jego pamiątce, pozostawione nam w życiu jego przykłady, naśladować starali się. Przez Pana naszego i t. d

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 531–533.

Tags: św Leon II „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież herezja jałmużna św Agaton Sobór konstantynopolski III monoteletyzm
2020-06-27

Św. Władysława, Króla węgierskiego

Żył około roku Pańskiego 1095.

(Żywot jego, znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym),

Święty Władysław, którego świątobliwość i cuda, więcéj jeszcze sławnym uczyniły, niż wojenne czyny i mądre rządy Państwem z czego podobnież słynie, był synem króla Węgierskiego Beli, a z ubocznéj linii potomkiem świętego Stefana, także króla, przezwanego Apostołem Węgier. Przyszedł na świat roku Pańskiego 1041, w Polsce, gdzie ojciec jego schronił się był przed srogiém prześladowaniem Piotra Germańskiego, którego Węgrzy na tron swój podówczas wynieśli. Lata dziecinne spędził pod okiem matki, królewny polskiéj. Pobożna ta pani, wychowała go jak najstaranniéj, zawczasu do cnót chrześcijańskich serce jego zaprawiając. Młodzieniec jeszcze w czasie pobytu swego na dworze polskim, stał się wzorem pobożności: wszystko zapowiadało w nim przyszłego Świętego.

Zmiany zaszłe w sprawach politycznych Węgier, przywołały rodzinę jego napówrót do tego kraju. Po śmierci króla Piotra, Andrzéj stryj naszego Świętego, a brat Beli, powołany na jego następcę, przyzwał do kraju z całą rodziną brata swojego, którego uczynił wielkim książęciem, co było najpierwszą po królewskiéj w państwie godnością. Przybywszy Władysław z ojcem do ojczyzny, jak był zbudowaniem dla Polaków gdy między nimi przebywał, tak i na dworze króla Węgierskiego zajaśniał wysoką świątobliwością. Miłosierny dla ubogich, przystępny i miły w obejściu dla każdego, nieposzlakowanéj w obyczajach skromności; najprzykładniejszy w wierném spełnianiu wszelkich obowiązków prawego katolika, chroniący się wszelkich zbytków, zajęty miłosiernemi uczynkami, albo pożyteczną pracą i czytaniem ksiąg świętych: takim się okazał młody ten książe, otoczony blaskiem najwyższych w kraju zaszczytów. Dwie szczególnie, a którym najpowszechniéj podpadają ludzie namiętności miał w obrzydzeniu: żądzę wyniesienia się i chciwość, czego szczególnie dowiódł w następującém zdarzeniu:

Panujący król Andrzéj, chciał zapewnić koronę po sobie synowi swojemu Salomonowi: a że w Węgrzech podówczas, tron był wybieralny, i zanosiło się iż na wypadek śmierci królewskiéj nie jego syna, lecz jego brata Belę, ojca naszego Świętego na tronby wybrano, Andrzéj różnemi sposobami chciał się pozbyć Beli, a nawet na życie jego nastawał. Ten zagrożony tym sposobem, zjednał sobie liczne stronnictwo, stanął na czele silnego wojska i stoczył z królem bitwę, w któréj ten ostatni i koronę i życie postradał. Chociaż to zapewniło tron ojcu świętego Władysława, on jednak jawnie i silnie potępiał postępek ojcowski. Mówił iż ojcu wypadało naśladować Dawida i uchodzić przed prześladowcą, ale nigdy na jego życie i berło nie targać się. Po śmierci téż ojca, gdy zanosiło się na to, iż albo jego, albo brata jego Gejzę na króla Węgrzy wybiorą, święty Władysław wszelkiego dokładał starania, aby Salomona na tron wynieść. Jakoż przyszło w istocie do tego, lecz monarcha ten dopuścił się tak okrutnych nadużyć, iż wkrótce z tronu złożonym i wygnanym został. Po nim nastąpił Gejza, brat starszy świętego Władysława, który po trzech latach panowania umarł. Wtedy Biskupi, panowie i Radni miejscy, zgromadziwszy się na sejm walny, jednogłośnie obrali Władysława, i pomimo oporu jaki długo stawiał, ubłagali go, aby rządy państwa przyjął.

Właściwszego wyboru zrobić nie mogli. Władysław pod każdym względem przodował w całym narodzie: wzrostem wyższy od wszystkich swoich poddanych, nadzwyczajnie silnéj budowy ciała, znosił łatwiéj niż ktokolwiek inny, najcięższe i najdłuższe trudy wojenne. Odwagi téż i męstwa dawał dowody niezrównane. W licznych bitwach jakie staczał, na czele wybranego hufca, sam rzucał się zwykle w największy ogień, biegłym przytém okazując się wodzem. Często dla oszczędzenia krwi ludzkiej, wyzywał nieprzyjacielskich dowódców do pojedynku z sobą, i z każdego z takowych zwycięzko wychodził 1. Obok tych wojowniczych zalet, był mądrym i najmiłościwszym monarchą. Otoczył się radą najpoważniejszych, ze wszystkich stanów narodu mężów. Stanowił najpotrzebniejsze i najzbawienniejsze prawa; poznosił wszelkie gdziekolwiek się pojawiały nadużycia, starając się ile możności i głównie o uszczęśliwienie najliczniejszéj, to jest najbiedniejszéj klasy swoich poddanych.

Do tych świetnych przymiotów, stanowiących zalety wielkiego króla, łączył cnoty jeszcze szacowniejsze, a właściwe wielkim Świętym. Odznaczał się szczególném zamiłowaniem cnoty czystości i wstrzemięźliwości. Przy stole królewskim, zastawionym z odpowiednią wytwornością, jednę lub dwie tylko jadał potrawy, a przez większą część roku ścisłe zachowywał posty, raz tylko na dzień biorąc posiłek. W komnacie sypialnéj, nie tknął się nigdy łoża, a sypiał parę godzin na gołéj ziemi. Pod królewską szatą nosił zawsze włosiennicę. Miłosierdzia dla ubogich, daléj nad niego posunąć nie można było. Pałac jego, a szczególnie pokoje które zajmował, były przytułkiem wszelkiéj nędzy, i żaden żebrak nie odszedł od niego bez hojnego wsparcia. W całém państwie kazał wyszukiwać ubogie wdowy i sieroty, i tym los zapewniał.

Kościół, popierał całą powagą królewskiéj swojéj władzy, starając się od chwili wstąpienia na tron przydawać mu coraz większéj świetności w państwie nad którém panował. Pilnie przestrzegał aby wszystkie wyższe urzędy kościelne przez jak najgodniejszych ludzi piastowane były. Ubogie kościoły pouposażał, nowych bardzo wiele wystawił, równie i o klasztorach nie zapomniał. W mieście Waradynie wybudował wspaniały kościół pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny, i w nim wyznaczył miejsce na swój grobowiec. Pod rządami téż tak mądrego i świętego króla, wielkiéj pomyślności zażywał cały naród.

W całém państwie jeden tylko człowiek krzywo na to patrzał, a tym był książe Salo- mon, roszczący sobie prawo do korony. Dowiedziawszy się Władysław, iż on zamierza knuć na niego spiski, obawiając się aby nie przyszło do krwi rozlewu, posłał do niego z oświadczeniem, iż sam gotów odstąpić mu tronu, byle się Węgrzy na to zgodzili. Salomon nie przystał na to, a uszedłszy do króla Hunnów, i uzyskawszy od niego wojsko złożone z samych włóczęgów, uderzył na Węgry. Władysław zmuszony bronić swego królestwa, w pierwszéj z nim potyczce, pobił go na głowę i do ucieczki zmusił.

Odtąd w wewnętrznym zarządzie używał ten święty król spokoju, lecz z ościennemi narodami częste musiał toczyć wojny. Ciż sami Hunnowie, naród dziki a bitny, sądząc iż król tak pobożnym ćwiczeniom oddany jak Władysław, wielkim wojownikiem być nie może, z licznemi hufcami, do Węgier przyciągnęli, pewni przed czasem zwycięstwa. Władysław według swego zwyczaju, który zachowywał w każdéj prowadzonéj wojnie, nakazał trzydniowy post w całém państwie i publiczne nabożeństwa, ze szczególném polecaniem téj sprawy Matce przenajświętszéj, i wyruszył na czele wojska w pole. Przed pierwszém z nieprzyjacielem spotkaniem, ofiarował mu zgodę pod umiarkowanemi warunkami, a gdy ją król Hunnów odrzucił, rozpoczął wojnę, w któréj ile bitew stoczył, tyle, osobiście na czele swoich mężnie stając, odniósł zwycięztw. Wygnał Hunnów zniszczywszy ich hufce, pobił Czechów którzy korzystając z napadu tych barbarzyńców, targnęli się także na Węgrów; podobnież odparł Rusinów, i jako wynagrodzenie szkód wojennych, zdobył w posiadanie Dalmacyą i Kroacyą. Z podobném szczęściem walczył z Turkami i część Bulgaryi im odebrał.

Wsławiony tylu świetnemi zwycięztwy, zawezwany został od Papieża Urbana II, który w imieniu królów i książąt, wybierających się na wojnę krzyżową przez Piotra Pustelnika wzbudzoną, prosił go aby przyjął dowództwo téj wyprawy. Mężna i chrześcijańska dusza Władysława, rozradowała się z téj sposobności, w któréj mógłby już nie za swoje królestwo, lecz za Kościół i królestwo Boże krew własną wylać. Przyjął więc to dowództwo z wdzięcznością. Lecz Pan Bóg na ten raz, już po nim tylko dobrych chęci wymagał. W tymże czasie zesłał na niego ciężką chorobę, w któréj świętą śmiercią zszedł z tego świata roku Pańskiego 1095, mając lat pięćdziesiąt cztery, z których piętnaście na tronie węgierskim spędził. Ciało jego pochowane w Waradynie w kościele przenajświętszéj Panny przez niego zbudowanym, licznemi po śmierci zasłynęło cudami, w skutek czego, Papież Celestyn III, roku 1198, w poczet go Świętych zapisał.

Pożytek duchowny

Nie masz wątpliwości, że im kto na wyższém i świetniejszém na świecie znajduje się stanowisku, tém ma trudniejsze zbawienie, bo i cięższa czeka przed Bogiem odpowiedzialność po śmierci, i większe za życia uderzają na niego pokusy. Wszelako i w takich stanach, jak to widzisz z żywotu dzisiejszego, dochodzili wybrani Pańscy do wysokiéj świętości. Niech cię to oducza składać na stan w jakim się znajdujesz, trudności twego uświątobliwienia

Modlitwa (kościelna)

Boże któryś błogosławionego Władysława Wyznawcę Twojego, na królewską godność wyniesionego, łaską umartwionego życia obdarzyć raczył, daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, umartwiając w nas złe żądze, zbawienia wiecznego dostąpić, Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 528–530.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 516–517

Podobnie jak święty Władysław jako król i opiekun kraju starał się wypełnić obowiązki, nałożone mu przez wysoką godność i posłannictwo – tak i my winniśmy się starać zadosyćuczynić obowiązkom naszym z całą sumiennością, choćby były jak najtrudniejsze. Albowiem Bóg, który cię powołał do jakiegokolwiek stanu, żąda od ciebie, abyś w miarę zdolności, sił i sumienia pracował dla chwały Boga i dla dobra bliźnich twoich. Na zbawienie twoje wpływu to mieć nie będzie, czy pełnisz te obowiązki w stanie wysokim, czy niskim, czy jesteś możnym tego świata, czy prostym robotnikiem, lecz od tego zbawienie twoje zależeć będzie, czy na tym stanowisku, na jakim cię Pan Bóg postawił, wiernie i sumiennie pełnisz obowiązki i zgadzasz się zawsze z wolą Bożą. Przez to staniesz się Bogu miłym i dasz dowody, że ci naprawdę chodzi o to, abyś był zbawiony.

Footnotes:

1

Tylko tego rodzaju pojedynki są godziwemi. Takim był Dawida z Goliatem.

Tags: św Władysław I „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król św Stefan wychowanie pokora Dawid męstwo pokuta obowiązki stanu krucjaty
2020-06-26

Św. Jana i Pawła, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 363.

(Żywot ich napisany był przez Terencyana który ich zamordował.

Święci Jan i Paweł w pierwszéj połowie czwartego wieku żyjący, byli Włochami, pochodzili ze znakomitéj i zamożnéj rodziny, a po nawróceniu się księżniczki Konstancji, córki cesarza Konstantyna Wielkiego, umieszczeni zostali na jéj dworze. Jan miał urząd Wielkiego mistrza, a Paweł Wielkiego krajczego. Oba byli chrześcijanami, i znani powszechnie z wysokiéj swojéj pobożności.

Konstantyn Wielki, miał licznemi już zwycięstwami wsławionego wodza, nazwiskiem Galikanin, który był poganinem. Zabierał się wysyłać go na wyprawę przeciw barbarzyńcom którzy Francyą byli zajęli, kiedy Galikanin poprosił o rękę córki jego Konstancji, wielkiéj świątobliwości dziewicy. Zafrasował się tém cesarz bardzo, gdyż odmową bał się zrazić ku sobie tego wielkiego wojownika, w chwili gdy go więcéj niż kiedy potrzebował, a z drugiéj strony i sam bogobojny, nie chciał zasmucać córki skłaniając ją do wyjścia za poganina, tém bardziéj że ona dziewictwo swoje poślubiła była Panu Jezusowi. Lecz gdy się o tém dowiedziała Konstancya, wyprowadziła ojca z kłopotu. Podała mu myśl, aby nie odmawiał jéj ręki Galikaninowi, tylko aby położył mu za warunek żeby odniósł wprzód zwycięstwo we Francyi, i wziął do boku swojego jéj dwóch dworzan Jana i Pawła, a zaś dwie córki które ma ze zmarłéj żony, żeby przy niéj zostawił. Czyniła zaś to Konstancya ze szczególnego natchnienia Boskiego, przewidując że potém co nastąpi, sam Galikanin zwolni cesarza z danego mu przyrzeczenia.

Galikanin chętnie zgodził się na wszystko udał się z wojskiem do Francji, przybrawszy do swego boku świętych Jana i Pawła, a córki swoje odesłał do Konstancyi. Gdy przybyły do jéj pałacu, święta cesarzówna, poszła do swojéj kaplicy i tak za nie gorąco modlić się zaczęła: „Boże wszechmogący któryś za wstawieniem się Agnieszki Męczenniczki Twojéj, od trądu oczyścić mnie raczył, drogę mi bojaźni Twojéj okazał, i natchnął abym się w dziewictwie na służbę Twoję poświęciła; w nadziei tego żeś powiedział: Proście a będzie wam dano 1, proszę Cię i błagam abyś i te córki Galikana, i samego Galikana który mnie od Ciebie odebrać chce, do wiary świętéj przywieść raczył. Janowi i Pawłowi, dworzanom moim, a wiernym sługom Twoim, dopomóż aby do serca wodza swojego trafić mogli, moje zaś usta otwórz na naukę tych dziewic, a ich uszy na słuchanie mów moich, aby przez nie prawdę przejrzały. Owszem daj taką moc słowom moim, aby one roskoszami świata tego wzgardziwszy, Tobie się poświęcić zapragnęły, i z Twego miłosierdzia chlubiły się na wieki.” Owóż Pan Bóg wysłuchał prośby téj świętéj księżniczki, i w krótkim czasie pozyskała ona Chrystusowi obie córki Galikanina,

Tymczasem sam Galikanin, pobiwszy barbarzyńców we Francyi, z wielką sławą zwycięstwa wracał do Rzymu, gdzie mu cesarz tryumfalny wjazd gotował. Wybierał się Konstantyn z synami, senatem i całym dworem, na spotkanie go za miastem; ale Galikanin uprzedził godzinę swojego przybycia, pośpieszył do Rzymu, i z wielkiém podziwieniem wszystkich którzy go znali poganinem, udał się wprost do kościoła świętego Piotra, dla złożenia Panu Bogu dzięków za odniesione zwycięstwo. Spotkał go tam cesarz, który i sam tém zdziwiony, pytał go jakim sposobem się to dzieje, że gdy udawał się na wyprawę wojenną w Kapitolu bożkom składał ofiary, a teraz za zwycięstwo dziękuje Chrystusowi Bogu prawdziwemu? Odpowiadając na to Galikanin, tak zdał sprawę Konstantynowi i ze swojéj wyprawy, i ze swojego nawrócenia, to jest ze zwycięstw jakie odniósł i nad nieprzyjaciołmi jego ojczyzny, i nad wrogami swojéj duszy.

„Po porażce jaką poniosłem od barbarzyńców pod Filipolem we Francyi, unikałem z nimi bitwy, bo oni w siły się wzmogli, a przy mnie już mało było wojska. Uciekałem się do bożków, paliłem ofiary Marsowi; a jednak nic to nie, pomagało. Przyszło do tego, że mnie nieprzyjaciele zewsząd otoczyli i jakby w oblężenie wzięli, przecinając wszelkie drogi sprowadzaniu żywności dla wojska. Zguba nasza była niechybną, i nietylko proste żołdactwo, ale i moi podkomendni dowódcy, naciskali na mnie, aby się poddać. Już i sam przemyśliwałem tylko o sposobie, jakby się przebić przez obozy nieprzyjacielskie i uchodzić, aż oto Jan i Paweł, dworzanie księżniczki Konstancyi, powstali przeciw téj myśli i rzekli do mnie: „Uczyń ślub Bogu prawdziwemu, że chrześcijaninem zostaniesz, i uderzaj na barbarzyńców, a obaczysz iż odniesiesz świetniejsze niż kiedykolwiek zwycięstwo.” Usłuchałem ich, i skorom ten ślub uczynił, ukazał mi się młodzieniec wysokiego wzrostu, niosący krzyż na ramieniu, i rzekł mi; „Weź miecz w rękę i idź za mną.” Co gdym uczynił i wyszedł z nim za namiot, ujrzałem wokoło siebie po obu stronach wielką liczbę zbrojnych, którzy zawołali: «Pójdziemy z tobą walczyć: wnijdź w obóz nieprzyjacielski z dobytym mieczem, a na czele naszego hufca, wnet się do samego ich króla przebijesz.» I tak się stało: skorom zaś z mieczem w ręku stanął przed królem, upadł on do nóg moich, i prosił abym mu życia nie odbierał. Nietylko jego, ale wszystkich przy nim będących zabijać nie kazałem, a król z całém wojskiem, na łaskę i niełaskę moję się zdali. Gdym wrócił do obozu, żołnierze moi, którzy już poddać się chcieli i nawet zamyślali mnie odstąpić, otoczyli mnie, biagając abym im przebaczył; lecz ja oświadczyłem, iż żadnego nie przyjmę pod chorągwią cesarską, któryby chrześcijaninem nie został, po czém z małym wyjątkiem prawie wszyscy przyjęli wiarę chrześcijańską. Masz tedy cesarzu, cztery razy większe wojsko niż to z którém wyruszyłem, gdyż barbarzyńcy są twoimi hołdownikami, i Francyą masz uśmierzoną. Mnie zaś w nagrodę za to racz uwolnić od dowództwa wojsk twoich, i pozwól nie domagać się już ręki córki twojéj, gdyż pragnę poświęcić się służbie Bożéj, a za przeszłe życie moje godnie pokutować.”

Galikanin spełnił to swoje postanowienie, a święci Jan i Paweł, których Pan Bóg użył był do tak wielkiego dzieła Swojego miłosierdzia w nawróceniu i tego wodza i wielu pogan w jego wojsku będących, otrzymawszy od Konstancji znaczne dobra, w nich osiedli, oddając się z większą jeszcze gorliwością ćwiczeniom pobożnym i uczynkom miłosiernym. Dwory ich stały się przytułkiem dla wszelkiéj nędzy; byli oni opiekuńczemi Aniołami całéj okolicy, słynąc daleko jak ze swojéj świątobliwości, tak i z hojności dla biednych.

Tak święcie używających dostatków jakiemi ich Opatrzność obdarzyła, zastało ich prześladowanie chrześcijan, wszczęte przez Juliana Apostatę, który na tron cesarski wstąpił po śmierci Konstantyna i jego synów. Niedługo téż dotknęło jego okrucieństwo i tych dwóch wielkich sług Bożych. Posłał do nich z rozkazem, aby wyrzekli się wiary w Chrystusa i przyszli spełniać na dworze jego, dawne swoje urzędy. Na to odpowiedzieli mu Święci: „Służyliśmy Konstantynowi i córce jego, bo oni będąc panującemi, uznawali się sługami Chrystusa; a gdy szli do kościoła, korony zdejmując, krzyżem na ziemię przed Nim padali. Tobie zaś który będąc chrześcijaninem, bluźnisz Chrystusowi, służyć nie będziemy.” Po téj odpowiedzi zagroził im straszną karą Julian, utrzymując iż go obelgą okryli, na co Święci odrzekli: – „My cesarzowi żadnéj obelgi nie czynimy, bo nad niego nie człowieka, lecz Samego Stwórcę Nieba i ziemi, przekładamy; a z łaski jego dlatego nie korzystamy, abyśmy niełaski Boga nieśmiertelnego na siebie nie ściągnęli.” Wtedy Julian dał im dziesięć dni do namysłu, na co znowu oni: „Niech cesarz postąpi z nami, jakby te dziesięć dni już upłynęło: bo my postanowienia naszego nie zmienimy, przeto niech teraz spełnia to, czém nam grozi.” Że jednak pomimo tego tyran pozostawił im dziesięć dni zwłoki, oni przez ten czas sprzedali wszystkie dobra swoje i rozdali pieniądze ubogim, sami do śmierci się gotując. Jakoż, dnia jedenastego przybył do nich przysłany od cesarza Terencyan, i zastawszy ich modlących się, postawił przed nimi obraz Jowisza, oznajmiając że jeżeli mu nie pokłonią się, śmiercią ukarani zostaną. Święci odpowiedzieli mu na to: „Cesarz sam odstąpił Chrystusa, i drugich do zguby chce przywieść. My śmierci nie lękamy się, i życie które mamy od Boga, chętnie za tegoż Boga w ofierze oddajemy.” Stosownie więc do rozkazu Juliana Terencyan kazał ich ściąć tajemnie wśród nocy, aby nie poburzyć ludu, u którego w wielkiéj czci byli, pochował ich we własnym ich domu, i rozpuścił wieść, że na wygnanie skazani zostali. Lecz gdy syn Terencyana, śmiertelną chorobą złożony, do grobu tych Męczenników przyniesiony, cudownie zleczonym został, sam Terencyan z całą rodziną swoją i domownikami został chrześcijaninem, i jawną czyniąc pokutę, żywot i męczeństwo tych Świętych opisał.

Pożytek duchowny

Jakże cudownych skutków modlitwy doznała święta księżniczka Konstancya, modląc się o nawrócenie kilku dusz w błędach pogańskich pogrążonych. Niech cię to pobudza do częstego polecania grzeszników miłosierdziu Bożemu, a głównie módl się za tych, z których stanu duszy, z jakiegokolwiek powodu, szczególny zdasz przed Bogiem rachunek.

Modlitwa (kościelna)

Prosimy, Wszechmogący Boże abyśmy zbawiennéj na duszy doznali pociechy, obchodząc uroczystą pamiątkę błogosławionych Jana i Pawła, którzy jak przez krew i wiarę zjednoczeni byli, taki w męczeństwie za nią poniesioném okazali się godnymi siebie braćmi rodzonymi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 525–527.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 514–515

Wszyscy powinniśmy podziwiać tych dwóch świętych mężów dla siły ich charakteru, a przede wszystkim dla siły ich przekonań religijnych, na mocy których chrześcijanin oddaje wprzód Bogu co jest Boskiego, a potem dopiero cesarzowi co jest cesarskiego. Wstąpili oni w służbę cesarza Konstantyna, albowiem byli przekonani, że ten nic takiego od nich nie za żąda, co by się sprzeciwiało świętej woli Bożej, i że wypełniając obowiązki urzędu, staną się miłymi Bogu – jakże jednak stanowczo wzbraniali się przyjąć urzędy od cesarza Juliana Odstępcy! Oby wszyscy urzędnicy chrześcijańscy i słudzy zawsze okazywali tak chwalebną siłę charakteru!

Do takiego postępowania zobowiązuje przede wszystkim zdrowy rozsądek. Wskazuje on każdemu wyraźnie i jasno, że każde stworzenie nasamprzód winno być posłuszne woli Stwórcy, a człowiek winien nadto dotrzymywać przysiąg, jakie złożył Stwórcy swemu i Panu i nie powinien przyjmować pracy ani obowiązku, który by się nie zgadzał z przysięgami danymi na chrzcie świętym. Od tych przyrzeczeń i przysiąg stworzenia wobec Stwórcy nie ma zwolnienia, albowiem stworzenie wiecznie stworzeniem pozostaje, a Pan Jezus, który przysięgę odebrał, nigdy się nie zmieni.

Jeżeli więc chrześcijanie przyjmują takie urzędy i zobowiązania, przez które byliby narażeni na złamanie wiary i przyrzeczeń danych Bogu, to popełniają krzywoprzysięstwo wobec Stwórcy. Rozsądek nakazuje zwolnić się z takich obowiązków, czynić pokutę i powrócić do obowiązków względem Boga.

Doświadczaj zatem stałości swego charakteru na przykładach, jakie ci pozostawili Święci Pańscy Jan i Paweł, czy równie ochoczo i stale opierasz się pochlebstwom osób, które cię przewyższają godnością i bogactwem i czy idziesz za głosem Boga.

Footnotes:

1

Łuk. XI. 9.

Tags: św Jan i Paweł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Agnieszka nawrócenie
2020-06-25

Św. Gulielma Werceleńskiego, Opata

Żył około roku Pańskiego 1142.

(Żywot jego był napisany przez Jan z Nusko, który był uczniem jego.)

Święty Gulielm zwany Werceleńskim, dla odróżnienia go od innych Świętych tegoż imienia, przyszedł na świat około roku Pańskiego 1085. Rodzice jego wysokiego byli rodu i bardzo pobożni, lecz stracił ich w kolebce będąc. Całém téż wychowaniem jego od dzieciństwa, kierował jeden z jego krewnych, który niczego nie szczędził, aby go i w naukach wykształcić i wychować jak przystało na znakomitego rodu potomka.

Gulielm w piętnastym roku życia, zbrzydził sobie świat, wyrzekł się wszelkich jego uciech, i postanowił wieść życie pokutne i wyłącznie ćwiczeniom pobożnym oddane. Dla uproszenia sobie na tę święte zamiary szczególnego błogosławieństwa Bożego, zaczął od pielgrzymki do grobu świętego Jakóba Kompostelskiego w Hiszpanii, którą odbył boso, w odzieniu ubogiego żebraka, i o żebranym chlebie. A dla przydania sobie jeszcze i umartwień, przepasał się na gołém ciele dwiema żelaznemi silnie ściskającemi go obręczami. Potém zamierzał puścić się w dłuższą jeszcze pielgrzymkę, gdyż chciał zwiedzić grób Pański w Jerozolimie. W tym celu, gdy udał się do Apulii w Królestwie Neapolitańskiém, aby ztamtąd w którym z portów morskich odpłynąć do Ziemi-świętéj, spotkał się z błogosławionym Janem z Matery, który w owym kraju używał sławy wielkiéj świątobliwości i uchodził za najbieglejszego dusz przewodnika. Jemu zwierzył się Gulielm ze swoich zamiarów wędrówki do Jerozolimy, od któréj odwiódł go ten mąż Boży, nakłaniając aby więcéj pilnował odosobnienia, w którém wyłączniéj i łatwiéj będzie mógł wieść życie pokutne i bogomyślne.

Nasz Święty poszedł za tą radą, i z tymże błogosławionym Janem z Matery, udał się na jednę z gór bardzo samotnych, gdzie przez pewien czas wiedli oni życie pustelnicze, naśladując wiernie przykłady nadzwyczajnéj ostrości, jakie zostawili święci Pustelnicy Egipscy. Wkrótce po ich na tém miejscu osiedleniu się Gulielm zasłynął cudami, a między innemi przywrócił wzrok ślepemu. To rozsławiło imię jego w całéj okolicy, i coraz tłumniéj zaczęli ludzie zbiegać się do niego. Pokora jego tak wiele na tém cierpiała, iż umyślił rozstać się ze swoim świętym towarzyszem i ze swoją kochaną pustelnią, i aby ujść oznak szacunku odbieranego od ludzi, udać się w obce jakie i dalekie kraje, gdzieby żyjąc nieznany, tém swobodniéj mógł się wysokiéj bogomyślności oddawać. Lecz że Pan Bóg miał na niego inne zamiary, więc sprawił iż pozostał on we Włoszech, i stał się założycielem nowego pustelniczego zgromadzenia zakonnego. Nie śmiejąc opierać się woli Bożéj wyraźnie mu w téj mierze wskazanéj, w tymże kraju w którym przebywał, szukał innego samotnego miejsca, i wynalazłszy takowe na górze zwanéj górą Wirgiliusza, osiadł tam wśród wielkiego boru pomiędzy niedostępnemi skałami. Góra ta brała swoje nazwisko od sławnego w starożytności poety Wirgiliusza, który na niéj niekiedy przemieszkiwał, lecz późniéj gdy święty Gulielm wybudował tamże wspaniały kościół pod wezwaniem przenajświętszéj Maryi Panny, przezwano tę górę górą Dziewiczą (Monte Vergine).

I w tém nowém schronieniu, sława cudów jakie czynił i rozgłos jego świątobliwości ściągały wiele do niego osób. Przyprowadzano mu chorych i kalek, aby je modlitwami swemi uzdrawiał. Zewsząd udawano się do niego z prośbą o modlitwy w różnych cięższych potrzebach, a w pewne dnie zbierało się bardzo wieje ludzi którym nie mógł odmówić świętych nauk, słuchanych z największym pożytkiem. Nakoniec i kilku kapłanów świeckich, którzy zawiązawszy z nim stosunki doznawali dobrodziejstw jego światłego przewodnictwa duchownego, przybyło razu pewnego do niego, i rzuciwszy mu się do nóg prosili, aby ich przyjął za uczniów swoich, dozwolił im osiąść wraz z sobą na téj puszczy i za jego przykładem i pod jego przewodnictwem, podobny jak on sposób życia prowadzić. Zgodził się na to święty Gulielm, i to dało początek zgromadzeniu nazwanemu Pustelników z góry Dziewiczéj, założonemu w roku 1119 za Papiestwa Kalixta II.

Trudno wyrazić z jaką świętą żarliwością, nowi ci zakonnicy wzięli się do życia pokutnego, naśladując wielkich sług Bożych w podobnym zawodzie w Kościele wsławionych. Wewnętrznego i zewnętrznego umartwienia przestrzegali jak najściśléj. Posty zachowywali prawie ciągłe, używając pokarmów jak najuboższych. Wśród nocy wstawali na modlitwę, w ciągu dnia we właściwéj porze kanoniczne godziny odprawiali wspólnie, a co im od tego zbywało czasu, obracali go na pracę ręczną wszelkiego rodzaju, która stanowiła ich środek utrzymania. Przez lat kilka szło takim trybem to zgromadzenie, aż zły duch, zwykle na zakonników najzawziętszy, zasiał pomiędzy nimi ducha niezgody, szemrania i niesforności. Przyszło do tego, iż niektórzy uchylali się od posłuszeństwa świętemu Gulielmowi, przedstawiając drugim ich sposób życia jakoby za nazbyt uciążliwy, a jak najwierniejsze stosowanie się do takowego ich założyciela, poczytywali za dziwactwo. Mąż Boży zasmuconym tém nad wszelki wyraz, a jak to właściwe Świętym, sobie główną winę wszystkiego przypisując, postanowił opuścić braci tak na niego rozdrażnionych, sądząc iż obecność jego w podobnym stanie rzeczy, więcéj szkody niż pożytku im przynosi. Co téż uczynił i wziął z sobą pięciu zakonników nienależących do tych którzy upadłszy na duchu już tak ostrego życia jakie im był przepisał wieść nie chcieli, a nad resztą postanowił błogosławionogo Alberta, kapłana wielkiéj pobożności, któremu wskazał sposób którym mógłby powoli zbuntowanych braci uspokoić i na właściwe drogi sprowadzić.

Ten zastępca jego, dopóki żył, utrzymał jeszcze to zgromadzenie w tymże duchu w jakim je założył święty Gulielm. Lecz po jego śmierci błogosławiony Robert zostawszy Opatom, za zezwoleniem Papieża Aleksandra III, zmuszony był złagodzić sposób życia pustelników Góry Dziewiczéj, i przyjął regułę świętego Benedykta.

Tymczasem naszemu Świętemu pobłogosławił Pan Bóg w tym czynie jego pokory, i jakby nieufaniu sobie. Opuściwszy pierwotnych swoich uczniów, po pewnym przeciągu czasu założył kilka klasztorów tak męzkich jaki żeńskich w królestwie Neapolitańskiém, i z tych wszystkich wielkiéj doczekał się pociechy. Z kolei przebywał to w jednym to w drugim, i w każdym zaszczepił i ustalił ducha ostréj pokuty, ścisłego odosobnienia i wysokiéj bogomyślności. Przestrzegano tam najściśléj klauzury; śpiewy w chórze były prowadzone z wielką pilnością; wszyscy nosili grube habity nie używając wcale bielizny; cały rok pościli bez nabiału, a trzy dni w tygodniu suszyli.

Król neapolitański Roger pierwszy, wiele słysząc o świątobliwości Gulielma, na dwór swój go zawezwał. Tam wiódł on życie jak tylko mógł najbardziéj odosobnione, dopełniał wszystkich pokutnych ćwiczeń życia zakonnego, a król bardzo często przywoływał go do siebie, zasięgając jego rady i powodując się jego przewodnictwem duchowném. Sługa Boży, nie szczędził mu słów prawdy, i z równąż otwartością nastawał na różne nadużycia i zgorszenia, jakiego dopuszczali się niektórzy z najwyższych dworzan królewskich. To ściągnęło na niego nienawiść zepsutszych, którzy chcąc go łask królewskich pozbawić, umyślili przywieść go do sprośnego upadku. W tym celu pewną niewiastę, sławną z piekielnéj zręczności przywodzenia drugich do grzechu, wysłali z tymże zamiarem do Gulielma. Ten zrazu wyznaczył jéj miejsce do schadzki, na które przybyła ona w godzinie naznaczonéj, pewna iż swego dokaże. Znalazła Świętego obok rozłożonych na całéj podłodze marmurowéj żarzących się węgli, na które Gulielm położywszy się i ją zapraszał. Cud ten, gdyż ogień nie tknął sługi Bożego, tak wzruszył niewiastę, że zalana łzami, padła mu do nóg, przepraszała i żałowała za swoję zbrodnię, a jak przedtém gorszyła stolicę swojém złém życiem, tak odtąd podziwiano w niéj wielką pokutnicę.

Przebywając jeszcze na dworze królewskim, Gulielm miał sobie objawione, iż wkrótce powoła go Pan Bóg do siebie, po nagrodę którą mu w Niebie zgotował. Oświadczył to królowi, a udzieliwszy mu najzbawienniejszych przestróg i nauk, dwór opuścił. Zwiedził jeszcze wszystkie klasztory przez siebie założone, a potém udał się do klasztoru w Gullet, blizko miasta Nusko, aby tam przygotować się na śmierć. Gdy nadszedł dzień który przepowiedział, kazał się zanieść do kościoła i położyć na gołéj ziemi. Po przyjęciu świętych Sakramentów, przemówił do braci zakonnych, zachęcając ich do wytrwałości w służbie Bożéj, prosił aby go pochowano w tymże habicie zużytym jaki miał na sobie, i spokojnie oddał Bogu ducha. Umarł dnia 25 Czerwca roku Pańskiego 1142.

Pożytek duchowny

Postępek świętego Gulielma, opuszczającego braci swoich gdy zbawiennych przestróg jego słuchać nie chcieli, nie powinien wprawdzie zrażać nikogo od starania się o poprawę tych, za których postępowanie zdawać będzie przed Bogiem rachunek. Lecz oraz uczyć nas to powinno, że z niepoprawnemi osobami, lepiéj jest zerwać stosunki, niż i własną duszę, zostając w ich towarzystwie, na zgubę narażać.

Modlitwa (kościelna)

Boże który przez wzgląd na ułomność naszę dla wytknięcia nam drogi zbawienia, w Świętych Twoich i przykład dla nas i pośrednictwo zgotowałeś: daj nam błogosławionego Gulielma Opata tak czcić zasługi, abyśmy i jego wstawienia się doznali, i w jego wstępowali ślady. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 522–524.

Tags: św Wilhelm z Vercelli „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat św Jakub złe towarzystwo
2020-06-24

Narodzenie Świętego Jana Chrzciciela

Przyszedł na świat około roku Pańskiego 1-go.

(Szczegóły te wyjęte są z Pisma Bożego.)

Święty Jan przezwany Chrzcicielem, dla tego że miał szczęście chrzcić w Jordanie Chrystusa Pana, a także zwany i Przesłannikiem Zbawiciela, dla tego że do przyjęcia Go usposabiał lud wybrany gdy już Syn Boży zstąpił był na ziemię, przyszedł na świat w ziemi Żydowskiéj, tegoż roku w którym i Pan Jezus. Oto jak nam opowiada Ewangelia święta jego narodzenie:

Za panowania Heroda, w krainie Żydowskiéj żył pewien kapłan Starego Zakonu, imieniem Zacharyasz z pokolenia Abiasza, a więc i Aarona. Miał żonę Elżbietę także z rodu Aaronowego, i oboje byli sprawiedliwi przed Bogiem, żyjąc w wysokiéj świątobliwości, ale bezdzietni. Dnia pewnego kiedy Zacharyasz miał sprawować ofiarę w Świątyni Pańskiéj przez palenie tam kadzidła, co tylko raz na rok według zakonu Mojżeszowego spełniało się, a lud zgromadzony pod przysionkami modlił się czekając godziny ofiary, gdy wszedł on do Przybytku wewnętrznego, ujrzał Anioła stojącego po prawéj stronie ołtarza, co go bardzo wzruszyło i nawet strwożyło. Ale Anioł rzekł do niego: „Nie bój się Zacharyaszu, bo wysłuchana jest prośba twoja co do tego abyś miał potomka. Żona twa Elżbieta powije ci syna i nazwiesz go Janem. I będziesz miał wesele i radość, i wielu ich będzie się radować z narodzenia jego: albowiem będzie on wielkim przed Panem, wina i nic upajającego pić nie będzie, a napełnionym zostanie Duchem Świętym, jeszcze z żywotu matki swéj. A nawróci wielu synów Izraelskich ku Panu Bogu, i będzie szedł przed nim, to jest przed Zbawicielem w duchu i mocy Eliasza Proroka, aby obrócił serca ojców ku synom, a niedowiarki ku roztropności sprawiedliwych; i aby zgotował Panu lud sprawiedliwych.” – Na te słowa Zacharyasz okazał pewną nieufność Aniołowi, gdyż rzekł: – „Zkąd to poznam?”, to jest: jakże mam temu wierzyć, bez jakiego znaku cudownego, kiedym ja stary, a żona moja podeszła w dniach swoich, więc to co mi zapowiadasz, jest przeciwne porządkowi natury. Wtedy Anioł najprzód chcąc mu lepiéj dać poznać kim jest, odpowiedział: „Jam jest Gabryel który stoję przed Bogiem, a jestem posłany, abym mówił do ciebie i to dobre poselstwo tobie doniósł”; a następnie aby mu dać ów znak cudowny którego się Zacharyasz domagał, a oraz nie pozostawić jego niedowierzenia bez słusznéj kary, przydał: „A oto będziesz niemym, ani będziesz mógł mówić, aż do dnia w którym się to stanie, com ci zapowiedział; dla tego żeś nie uwierzył słowom moim które się wypełnią czasu swojego.”

Tymczasem lud zgromadzony w przysion- kach świątyni, „oczekiwał Zacharyasza, i dziwił się że on dłużéj niż zwykle zatrzymywał się w kościele.” Nakoniec wyszedł on ztamtąd, lecz „nie mógł do nich mówić: i poznali że widzenie widział w kościele, a on kiwał na nich, i tylko nachyleniem głowy oznajmiał iż w istocie miał cudowne objawienie ż został niemym.”

Wkrótce potém to co Anioł zapowiedział spełniło się, gdyż święta Elżbieta poznała iż stanie się matką. Gdy była w tym stanie oczekiwania, nawiedzić ją raczyła przenajświętsza Marya Panna, któréj Elżbieta miała szczęście być krewną. A że i Matka Boża już wtedy nosiła w przeczystym żywocie Swoim Syna Bożego, więc Jéj nawiedzenie świętéj Elżbiety, przyniosło dziecięciu które ona miała wydać na świat, tak wielką i wyjątkową łaskę, że w żywocie jeszcze matki swojéj, przed narodzeniem się uświęconém zostało. O czém tak znowu pisze Ewangelia święta: „Skoro usłyszała Elżbieta pozdrowienie Maryi, wchodzącéj do jéj domu aby ją odwiedzić, skoczyło dzieciątko w żywocie jéj, i napełnione jest Duchem Świętym i zawołała głosem wielkim i rzekła: Błogosławionaś Ty jest między niewiastami, i błogosławion owoc żywota Twojego. A zkądże mnie to że przyszła do mnie Matka Pana mojego? Albowiem oto gdy stał się głos pozdrowienia Twojego w uszach moich, skoczyło od radości dzieciątko w żywocie moim.” Jan więc święty, przed przyjściem jeszcze swojém na świat i przedtém zanim Marya narodziła Syna Bożego, już go witał, wyznawał i wielbił!

Gdy święta Elżbieta powiła syna, „usłyszeli sąsiedzi i krewni jéj, iż uwielbił Pan miłosierdzie Swe z nią, i radowali się z nią.” Kiedy zaś przyszło do nadania imienia nowonarodzonemu, co musiało nastąpić według zwyczaju żydowskiego przy obrządku obrzezania, „nazywali go imieniem ojca jego Zacharyaszem.” Imię to bowiem było drogie całemu rodzeństwu świętego Jana i w błogosławieństwie u ludu, z powodu tegoż imienia ojca jego, który je uzacnił i wsławił wielkiemi cnotami z których był znanym powszechnie. I święta więc Elżbieta radaby była nadać mu to imię; ale wiedziała że syna jéj czeka wyjątkowe posłannictwo, że on nie dla rodz ny i dla świata, lecz wyłącznie dla służby Bożéj przeznaczony; że porodzony w łasce, miał stać się Przesłannikiem Zbawiciela; że przychodził na świat głównie dla zwiastowania ludziom Boga Łaski, a zatém powinien nosić imię, któreby nic od krwi i ciała nie miało, a stosowne było do wielkiego przeznaczenia jakie go czekało. Oparła się tedy woli krewnych: „A odpowiedziawszy rzekła: «Nie tak ale nazwan będzie Janem.»” Zaś Jan po hebrajsku znaczy Bóg i Łaska. Lecz krewni świętéj Elżbiety przy swojém obstając mówili do niéj: „Nie ma żadnego w narodzie tym coby go zwano tym imieniem.” A ona posłuszna natchnieniu Boga, który ją w téj okoliczności w szczególny sposób oświecał, bo i Ewangelia święta powiada że „napełniona została Duchem świętym”, żądała koniecznie aby synowi jéj nadać imię Jana. Wtedy krewni udali się do samego Zacharyasza jako ojca, spodziewając się że on nie zgodzi się na to aby nowonarodzony miał imię wcale nieznane w ich rodzie. „I dali znać ojcu jego” powiada Ewangelia święta, „aby się dowiedzieć jakby go chciał nazwać. A on zażądawszy tabliczek, aby napisać bo mówić nie mógł, napisał: Jan jest imię jego; i dziwili się wszyscy” że w tém spotkał się z wolą żony swojéj. Że zaś do téjto tylko pory, według zapowiedzenia Anioła, miał być niemym, więc téż otworzyły się usta jego i przemówił błogosławiąc Panu.

Z przyczyny tak cudownego zdarzenia, „padł strach na wszystkie sąsiądy ich, i po wszystkich górach żydowskiéj ziemi rozsławione są te słowa. A wszyscy którzy to słyszeli kładli to do serca swego mówiąc: co mniemasz za dziecię to będzie! Albowiem była z nim ręka Pańska. A dzieciątko rosło i posilało się w duchu.” 1

W kilka miesięcy po narodzeniu się świętego Jana, wyszedł był okrutny edykt czyli rozkaz króla Heroda wymordowania wszystkich dzieci w ziemi Żydowskiéj. Niesie podanie, że święta Elżbieta uszła z maleńkim świętym Janem na pustynię, i tam go od rzezi niewiniątek uchroniła. Skoro od dzieciństwa wyrastać on zaczął, prosił rodziców aby mu pozwolili udać się na puszczę, mając zamiar wieść życie pustelnicze i całkiem Bogu oddane. Dał mu takowe natchnienie Duch Święty, aby on w tém naśladował Proroków dawnego Prawa, z których był największym i ostatnim, a znowu aby dał początek życiu pustelniczych zakonników nowego Prawa, z których był podobnież największym a najpierwszym. Kosztowało wiele Zacharyasza i Elżbietę rozstanie się z tym ukochanym ich synaczkiem, w którym już podziwiali wysoką świątobliwość; lecz że i sami byli świętymi, widząc w tém wolę Bożą, i przekonani o wysokiém powołaniu świętego Jana, przychylili się chętnie do jego żądania. Jan tedy udał się na puszczę, i na niéj przebywał lat trzydzieści, aż do chwili, gdy mając ogłaszać ludziom przyjście Zbawiciela, wyszedł z niéj, o czém mówić będziemy, w dniu w którym Kościoł Boży obchodzi jego śmierć męczeńską.

Pożytek duchowny

Kościoł święty stosując się do tych słów Ewangelii świętéj gdzie powiedziano: iż wielu radować się będzie z narodzenia świętego Jana, z wielką uroczystością obchodzi pamiątkę jego przyjścia na świat. Innych Świętych Pańskich pamiątka obchodzi się w dzień ich śmierci, jako w dzień ich przejścia do Nieba, jednego świętego Jana Chrzciciela tak jak Pana Jezusa i Matki Bożéj, obchodzi się dzień urodzenia. W pierwszych wiekach w święto jego, trzy Msze święte odprawiano. Niech cię to pobudzi do wielkiego do niego nabożeństwa i szczególnéj w jego pośrednictwo ufności.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś dzień dzisiejszy ku czci naszéj przeznaczył, jako rocznicę narodzenia się błogosławionego Jana Chrzciciela; racz zlać na lud Twój obfite łaski pociech niebieskich, a dusze wszystkich wiernych skieruj na drogi zbawienia wiecznego. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 519–521.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 511

Czemu Jan święty w więzieniu? Pan Bóg wybrał go na to, ażeby jako drugi Eliasz wystąpił i serca ludzkie na przyjście Zbawiciela przysposobił. Więc było potrzeba, aby opowiadał pokutę, gromił grzechy. Ale kaznodzieje pokuty nie podobają się światu, a już najmniej mocarzom. Król Herod żył w kazirodztwie, bo z żoną brata swego. Dnia jednego staje przed nim kaznodzieja z nad Jordanu, staje święty Jan i z nieustraszonym sercem rzecze do niego: „Nie wolno ci mieć żony brata swego!” Na te słowa stary grzesznik zawrzał srogim gniewem, kazał świętego Jana pojmać i wtrącić do więzienia.

Święty Jan padł ofiarą wiernego spełnienia obowiązku. Gdyby był milczał, czekały go zaszczyty na dworze królewskim. Ale święty Jan znał swą powinność, rzekł: „Nie wolno" i więzienie przeniósł nad względy królewskie.

Co spotkało świętego Jana, dzieje się po wszystkie czasy. Gdy pasterz w parafii głosi prawdę Ewangelii, mówi do pysznych, do nie czystych, do pijanic: „Nie wolno" i nieraz spotyka go niewdzięczność, prześladowanie. Ale darmo: za przykładem świętego Jana trzeba spełnić obowiązek, chociażby spotkały i zelżywości, prześladowanie, śmierć.

Święty Jan siedzi w podziemnym lochu – w strasznym więzieniu warownego zamku Macherus. A jednak nie narzeka, nie skarży się na Boga, nie złorzeczy Herodowi, w pokorze poddaje się woli Bożej.

Św. Jan uczy, jak się należy zachować wobec utrapień i dopustów Bożych. Życie nasze tu na ziemi nie może być bez krzyżów. Na każdej ścieżce czekają nas smutki, dolegliwości, utrapienia. Kto wolny od krzyża?

Wspomnij na świętego Jana w więzieniu i nie żal się na Boga, nie gniewaj na ludzi, ale mów z prorokiem: „Właśnie to jest choroba moja, będę ją nosił”.

Święty Jan ściągnął na siebie gniew króla. Czy Herod przebaczy mu owo: „Nie wolno?” Nie przebaczy. Święty Jan jednak nie przestaje ufać w Panu. Uczmy się od niego ufać i w najstraszniejszej niedoli!

Footnotes:

1

Łuk. I. 13–80.

Tags: św Jan Chrzciciel „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Ewangelia pustelnik krzyż
2020-06-23

Św. Marianny Egnijskiéj

Żyła około roku Pańskiego 1213.

(Żywot jéj był napisany przez kardynała Jakóba z Witry, jéj spowiednika.)

Święta Maryanna nazwana Egnijską od miasta Egni, w którém długo przebywała, urodziła się w miasteczku Niwella, w biskupstwie Leodyńskiém (Louvain), w Belgii położoném, roku Pańskiego 1177, z rodziców w wielkie dostatki opływających. Od najmłodszych lat uprzedził ją Pan Bóg szczególnemi łaskami, zapowiadającemi wysoką świątobliwość, do jakiéj z czasem dojść miała. Już wtedy Pan Jezus który chciał aby w Nim jednym całe swoje szczęście znajdowała, oderwał jéj serce od rzeczy stworzonych. Maryanna wzgardziła wszystkiém, w czém młode dziewice zwykle największe mają upodobanie: to jest płochemi rozrywkami, uciechami światowemi i strojami. Rodzice dawali jéj przepyszne suknie, klejnoty, drogie perły, a ona starała się jak najrzadziéj takowych używać. Lecz za to wielkie miała upodobanie w samotności, na którą często się udając, modliła się gorąco i rozpamiętywała wieczne prawdy. O północy nawet wstawała, a ujmując sobie spoczynku, trwała na modlitwie. Dla ubogich okazywała wielkie miłosierdzie. Mając żywe pragnienie wstąpienia do klasztoru, z taką czcią była dla zakonnic, że gdy je gdzie spotkała, całowała ich ślady po ziemi.

Rodzice dopatrując w niéj skłonność do życia zakonnego, czemu byli najprzeciwniejsi, aby tego nie dopuścić, postanowili co prędzéj wydać ją za mąż i w czternastym roku zmusili ją niejako do zawarcia ślubów małżeńskich. Wyszła za bardzo znakomitego i również jak ona bogatego młodzieńca imieniem Jan. Na szczęście, w małżonku którego jéj Opatrzność zesłała, znalazła człowieka nietylko wielkiéj prawości, lecz i pobożnego katolika. W domu więc mężowskim, z większą jeszcze swobodą niż gdy była przy rodzicach, mogła oddawać się swoim ćwiczeniom pobożnym. Korzystając z tego, zadawała sobie różne umartwienia ciała, na które jéj dawniéj nie pozwalano: większą część nocy przepędzała na modlitwie, przez resztę zażywając krótkiego spoczynku na łóżku które stanowiły dwie gołe deski. Pod ubraniem nosiła ciągle gruby, ostry i węzłowaty sznur, który jéj służył za włosiennicę.

Jan który i miłował serdecznie swoję żonę i wielce ją poważał, nie sprzeciwiał się wcale rodzajowi życia jaki prowadziła. Co więcéj, mając ciągle przed oczyma przykłady cnót najwyższych, jakie mu dawała Maryanna, budując się jéj słodyczą w pożyciu domowém, jéj miłością w obchodzeniu się ze sługami, jéj miłosierdziem dla ubogich, a przytém jéj roztropnością i rządnością w prowadzeniu domu, postanowił i sam ile możności ją naśladować. Najprzód tedy wraz ze swoją świątobliwą małżonką, uczynili ślub czystości, stanowiąc żyć odtąd jak brat z siostrą. A że kto z łaską Bożą wiernie współdziała, temu Pan Bóg coraz nowych świętych natchnień i pomocy do ich spełnienia udzielać raczy: więc téż i ci błogosławieni małżonkowie, na drodze wysokiéj świątobliwości ciągły postęp czynili. Zaczęli ograniczać swoje stosunki ze światem coraz bardziéj, aby mieć więcéj czasu na ćwiczenia pobożne i uczynki miłosierne, następnie i to wkrótce te stosunki zerwali zupełnie, a w końcu przedawszy całe swoje mienie, rozdali je na ubogich, pozostawiając sobie to tylko, co do zaspokojenia potrzeb do życia niezbędném im było. Gdy zaś pod tę porę, w okolicach gdzie mieszkali, założono szpital dla trędowatych, Jan i Maryanna w nim się zamknęli, aby całkowicie poświęcić się na usługę tym nieszczęsnym odrzutkom społeczeństwa ludzkiego.

Dopóki żyli na świecie, i gdy opływali w wielkie dostatki, ludzie światowi szydzili z nich po kryjomu, zarzucali im dziwactwo, tak nazywając ich święty sposób życia, lecz pomimo tego, otaczali ich tą czcią i poważaniem z jakiemi zwykle jest świat dla osób bardzo zamożnych. Lecz gdy z miłości Chrystusa, stali się oni dobrowolnie ubogimi, wzgardzono nimi, okrywano zniewagami, a najzepsutsi światowcy, nawet zawziętą nienawiścią ich ścigali. Przytém gdy pozbyli się całego majątku i ubogie życie prowadzić zaczęli, najbliżsi nawet ich krewni odstręczyli się od nich, wyrzekli się ich niejako, a niektórzy przy każdém spotkaniu, najdotkliwsze zadawali im upokorzenia. Lecz oni na to nie zważali wcale: zrobiwszy Panu Bogu ofiarę ze wszystkiego przed czém świat czołem bije, miło im było z tego powodu cierpieć, i za szczęśliwych się poczytywali, że i z nimi tak się obchodzą ludzie jak zwykle ze Świętymi.

Maryanna, szczególnie już tym sposobem ze światem zupełnie zerwawszy, oddała się życiu pokutnemu, i nadzwyczajnym umartwieniom, do których jéj Pan Bóg coraz nowych łask udzielał. Jadała tylko raz na dzień i to dopiéro wieczorem, nie używając innych pokarmów jak surowych jarzyn, albo owoców i chleba razowego, bardzo czerstwego. Niekiedy kilka dni z rzędu bez brania żadnego posiłku przepędzała. Wtedy wpadała w długie zachwycenia, w których żyła już nie ziemskiém życiem. „W tych zachwyceniach, pisze kardynał Witry który był jéj ojcem duchownym i historykiem jéj życia, doznawała nasza Święta niewypowiedzianych uciech niebieskich, jakich zakosztowywał święty Paweł, gdy do trzeciego nieba bywał porwany, i wtedy zasłyszywała, na podobieństwo jak on, te tajemnice Słowa przedwiecznego, których ludzkim językiem wypowiedzieć niepodobna.” Obdarzał ją także Pan Bóg łaską łez rzewnych, które wylewała na modlitwie, a które jak się wyrażała, były dla niéj wyższą nad wszelkie ziemskie szczęście pociechą. Posiadała szczególny dar uspokajania dusz, wewnętrznemi utrapieniami dręczonych. Wiele osób, przebywających te ciężkie próby, po jednéj z nią naradzie, odchodziły na zawsze swobodne. Rozmowa jéj o Bogu i o rzeczach tyczących się duszy, poruszała najtwardsze serca, pobudzała do skruchy grzeszników oddawna w grzechach leżących. Zdarzyło się razu pewnego, iż z dwóch kapłanów przejeżdżających blizko miejsca gdzie Maryanna mieszkała, jeden chciał zboczyć z drogi, aby ją odwiedzić. Drugi który był duchownym bardzo nieprzykładnym, z tego powodu szydził ze swego towarzysza, i z nim razem nie poszedł. Lecz gdy ten trochę dłużéj u Świętéj zabawił, przybył i ów szyderca. Po krótkiéj z nią rozmowie rozpłakał się, wyszedł nadzwyczaj wzruszony, przygotował się niezwłocznie do spowiedzi z całego życia, i od tego czasu żył świątobliwie. Błogosławiona ta sługa Boża, miała zwyczaj co roku odbywać pielgrzymkę do przenajświętszéj Panny Egnijskiéj, i jak utrzymywała, przed Jéj to wizerunkiem, wypraszała sobie zawsze najszczególniejsze łaski. Miejsce te było dość odległe od Niwelli, gdzie dotąd Święta mieszkała, jednak odbywała tę drogę zawsze pieszo bez obuwia, chociaż zdarzało się iż zimą tam chodziła. Przez cały ten dzień pielgrzymowania, nie brała żadnego posiłku, a przyszedłszy na miejsce święte, w kościele Matki Bożéj trwała bez przerwy na modlitwie przez noc całą, aż do Nieszporów dnia następnego. Gdy z czasem wsławiła się jéj świątobliwość, a bardzo wiele pobożnych osób, jużto dla polecenia się jéj modlitwom, już dla zasięgnięcia jéj rady, jużto tylko dla przypatrzenia się Świętéj, nawiedzało ją w szpitalu przy którym mieszkała, przeniosła się do Egnii, i tam przy kościele przenajświętszéj Panny osiadła. Byłoto miasteczko ubogie, oddalone od większych gościńców, i dla tego je obrała Maryanna, aby w niém więcéj osamotnione życie wieść mogła. Tam już niewymowne pociechy duchowne zsyłał jéj Pan Bóg: w coraz częstsze i dłuższe wpadała zachwycenia, w których widywała Matkę Boską i swego Anioła Stróża. W dzień narodzenia świętego Jana Chrzciciela, będąc w zachwyceniu, usłyszała te słowa: „Pójdź wybrana moja, za rok koronowaną będziesz.” Przyszedłszy do siebie powiedziała to swojéj towarzyszce imieniem Klementyna, przydając że przez ten rok życia który jéj pozostaje, będzie jeszcze wiele cierpiała. Jakoż, zachorowała, i najrozmaitszym a strasznym podlegała boleściom. Pomimo to, umartwionego sposobu życia w niczém nie odstępowała; a ponieważ miała sobie objawioném, że w dzień poniedziałkowy powoła ją Pan Bóg do Siebie, więc dla uproszenia łaski dobréj śmierci, przez ten rok cały w poniedziałki nic nie jadała.

Na cztery dni przed śmiercią, to jest przed tym dniem który była przepowiedziała, wpadła w zachwycenie, które trwało trzy doby bez przerwy, i wśród którego ciągle śpiewała tak przecudnie, że to wszystkich do łez i do nabożeństwa pobudzało. Lecz co w tém najszczególniejszego było, a o czém wyż przytoczony kardynał Witry jako naoczny świadek pisze: śpiewała pieśni i hymny które sama wtedy układała i to po łacinie, chociaż tego języka wcale nie znała, i opiewała tajemnice o Trójcy przenajświętszéj, o Wcieleniu Syna Bożego, o niezrównanych przywilejach przeczystéj Dziewicy, a następnie o Aniołach i Wszystkich Świętych Pańskich, a to z taką głęboką znajomością Teologii, iż to najuczeńszych kapłanów zdziwiało. Przy końcu odśpiewawszy Magnificat, a po niém pieśń Szymonową: „Teraz wypuścisz mnie Panie w pokoju” wyszła z tego długiego zachwycenia. Potém kazała się zanieść do kościoła przed Wielki Ołtarz, tam przyjęła ostatnie Sakramenta święte, wiele rzeczy o czasach przyszłych przepowiedziała które się ziściły, i wymawiając kilkakrotnie te słowa: „O! jakżeś piękny Królu Panie wiecznéj chwały!” Bogu ducha oddała dnia 23 Czerwca roku Pańskiego 1213.

Pożytek duchowny

Widzisz z żywotu dzisiejszéj Świętéj, do jakiéj wysokiéj świątobliwości dochodzi się w stanie małżeńskim, gdy oboje małżonkowie jako dobrzy chrześcijanie, nawzajem się wspierają na drodze pobożności i są jedno dla drugiego przykładem i zachętą do coraz wyższego na niéj postępu. Biada temu, kto w małżeńskim związku dwóch dusz chrześcijańskich, nietylko nie jest dla drugiéj pomocą w wiernéj służbie Bogu, lecz jeszcze stawi temu przeszkody.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławioną Maryannę przedziwnéj ostrości i wysokiéj bogomyślności łaskami hojnie wzbogacił; daj nam za jéj wstawieniem się i przykładem, zmysły i ciało umartwiając, ducha naszego do niebieskich rzeczy zamiłowania, coraz więcéj sposobić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 516–518.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 508

Święta Marianna często była trapiona pokusami. Nie wiedząc, co czynić przeciw nim, do rozpaczy przychodziła, mniemając, że grzechem się splamiła, a były to myśli sprosne, nieprzystojne, o jakich Pismo święte mówi: „Od myśli nieuczciwych i głupich a nikczemnych, strzeż mnie, Panie!"

Pokusą tą jest czart, który wiedzie człowieka i pociąga ku sobie, aby go odwieść od dobrej drogi. Zwykle Pan Bóg nie dopuszcza pokusy na tych, którzy w grzechu śmiertelnym pozostają, albo za niego nie żałują, ale na tych, którzy pokutę zaczynają albo ku doskonałym cnotom i uczynkom dla zbawienia swego i miłości Bożej postępują.

Gdyby na kogo z dopuszczenia Bożego pokusa przypadła, niech nie sądzi, że te myśli szkaradne z niego wypływają. One są właśnie przez czarta wzbudzone i on je na myśl przywodzi, aby nimi człowieka zgubić.

Pokusy tej niechaj sobie nikt za grzech nie bierze, ale za osobliwsze nawiedzenie i doświadczenie Boże. Im więcej kto za grzech to mieć będzie, tym więcej nieprzyjaciela rozraduje.

Człowiek winien prosić Pana Boga, aby od niego pokusę oddalał, a jeśli Pan Bóg nie raczy tego uczynić, to pokusę tę winien znosić cierpliwie, a grzechami się brzydzić. Czytamy w żywocie świętej Katarzyny z Sieny, że mając długi czas sprosne, niemoralne myśli i widząc szatanów wabiących ją ku sobie, których potem Jezus od niej oddalił, zawołała: „Gdzie żeś był przez ten czas, Oblubieńcze mój miły?" „W sercu twym byłem” – odpowiedział Chrystus. Na co ona odrzekła: „A wszakże serce moje pełne było sprosności! Jakże Ty mogłeś w nim mieszkać, miłośniku czystości?" A Chrystus rzekł: „W tym, iżeś się owymi myślami brzydziła i żałość z nich wielką mając, miejsce dla Mnie zostawiłaś”.

Tak i my się tym cieszmy, gdyby to na nas przyszło, iż nie ustając w miłości ku Panu Bogu, gdy nas trapią pokusy, nie tylko nie utracimy łaski Boga, ale jej sobie jeszcze więcej przyczynić zdołamy.

Tags: św Marianna Egnijska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna bogactwo małżeństwo jałmużna dar języków pokusy
2020-06-22

Św. Paulina, Biskupa Nolańskiego

Żył około roku Pańskiego 431.

(Żywot jego wyjęty jest z dzieł Świętych Augustyna i Grzegorza Turoneńskiego, w ścisłéj przyjaźni z nim zostających.)

Święty Paulin z rodu Rzymianin, przyszedł na świat roku Pańskiego 353 w mieście Bordo we Francyi, gdzie rodzice jego podówczas przebywali. Posiadał wielki majątek, a mając lat dwadzieścia pięć, został senatorem rzymskim, następnie konsulem, a wkrótce potém Wielkorządcą tego miasta. Przytém był znakomicie wykształcony w naukach świeckich, w których przy nadzwyczajnych zdolnościach jakiemi go Pan Bóg obdarzył, zasłynął jako jeden z najuczeńszych swojego wieku mężów. Lubił jednak światowe życie i za sławą się ubiegał.

Będąc jeszcze katechumenem, pojął w małżeństwo bogatą i świetnego rodu Hiszpankę imieniem Terezya, bardzo świątobliwą chrześcijankę. Ta najzbawienniejszy wpływ wywierając na męża, rozbudziła w nim wstręt do świata i wzgardę jego dóbr i zaszczytów. W podróżach jakie odbywał po różnych krajach, zapoznał się ze świętymi Augustynem, Ambrożym, Grzegorzem Turoneńskim i wielu innymi podobnież sławnymi w Kościele duchownymi, których nauki skłoniły go do przyjęcia Chrztu świętego, co ciągle poprzednio odkładał. Mając lat trzydzieści został ochrzczonym, uczynił wspólnie z żoną ślub czystości, i odtąd zaczął wieść życie już saméj bogomyślności i miłosiernym uczynkom oddane. Wkrótce potém rozmiłowując się coraz więcéj nietylko w prawach lecz i w radach Ewangelicznych, i Paulin i Terezya rozdali cały ogromny swój majątek ubogim, pozostawiając sobie tyle tylko ile im na bardzo skromne utrzymanie potrzebném było.

Zdarzyło się pewnego razu, że gdy nawet wszystko co mieli w śpiżarni wyszafowali na biednych, przyszedł do nich żebrak któremu święty Paulin, chociaż żona była temu przeciwna, chciał oddać ostatni bochenek chleba mówiąc: „Oddajmy mu to a nie żałujmy, Pan Bóg opatrzy nam pożywienie.” Żona jednak nie uczyniła tego. W parę godzin dano im znać, że pewien ich znajomy przysyła im wielką ilość zboża morzem, ale że jedna z łodzi wiozących ten zapas, przed chwilą już blizko portu będąc zatonęła. Usłyszawszy to Paulin rzekł do żony: „Gdybyś była owemu ubogiemu bochenka chleba nie pożałowała, łódź ta byłaby nie zatonęła.”

Chcąc jeszcze bardziéj odosobnione prowadzić życie, ten sługa Boży oddalił się od krewnych i znajomych i osiadł w mieście Noli, przy grobie świętego Feliksa kapłana, do którego miał wielkie nabożeństwo. Tam chciał on już tylko oddać się bogomyślności i zerwać wszelkie stosunki z ludźmi, a miał je bardzo liczne, gdyż sława jego głębokiéj nauki, wielkiéj świątobliwości i hojności na ubogich, mnóstwo do niego ściągała najznakomitszych a pobożnych osób. Lecz i w tém miejscu niedługo mógł on utaić się przed szacunkiem powszechnym. Duchowieństwo i mieszkańcy Noli po śmierci swojego Biskupa, na niego zwrócili oczy, i pomimo najsilniejszego oporu jaki stawił, zniewolili go do przyjęcia pasterstwa.

Sprawował tedy ten urząd biskupi Paulin czujnie, gorliwie i święcie, oddając się całkiem dobru powierzonéj mu przez Boga trzody. A nietylko duchowne lecz i doczesne potrzeby swoich owieczek miał w pieczy, i prawie całe a znaczne swoje dochody kościelne, obracał na wspieranie biednych. Zostawał w ciągłych stosunkach z uczonymi i świątobliwymi mężami, jużto pisując do nich, jużto widując się z nimi, jako to ze świętym Augustynem, który mu jedno z dzieł swoich zadedykował obsypując go wysokiemi pochwałami, ze świętym Ambrożym, który go nazywał podziwem świata, ze świętym Marcinem Biskupem Turoneńskim, który utrzymywał iż Paulin jest również uczonym i świątobliwym jak Augustyn i Ambroży, a także i z samym Papieżem świętym Anastazym, który go poczytywał za swego najbliższego przyjaciela.

Za czasów jego biskupstwa, Wandalowie pustosząc Włochy, wkroczyli i do dyecezyi Paulina, i tamże wielu dopuściwszy się okrucieństw, mnóstwo chrześcijan wzięli w niewolę i do Afryki uwieźli. Wtedy Paulin czém tylko mógł rozporządzać z posiadłości kościelnych, wszystko to obrócił na ratowanie ludu do nędzy przywiedzionego, i na wykupowanie więźniów: tak że nietylko wszystkie domowe sprzęty rozdał był, lub na ten cel sprzedał, lecz również i mniéj potrzebne kościelne rzeczy. Gdy zaś i sam zagrożonym był że go Wandalowie napadną, i według swojego okrutnego zwyczaju ogniem palić będą, aby wydał im skarby jakie posiada, tak do Pana Boga się modlił: „Panie! nie daj aby mnie o złoto i srebro męczono, boć Ty wiesz gdziem skarby Twoje złożył.”

Lecz wielka miłość bliźniego tego świętego Biskupa nie ograniczyła się na tém, że co tylko miał to na ratowanie swoich biednych dyecezyan oddawał. Przyszło do tego że się i sam za jednego z nich w niewolę zaprzedał, co tak opowiada Papież święty Grzegorz Wielki, Gdy już wszystko czém tylko mógł rozporządzać, rozdał był Paulin na ubogich i więźniow, zdarzyło się iż przyszła do niego, jako do swego Biskupa, uboga wdowa, któréj jedynego syna, będącego podporą jéj starości, Wandalowie uwieźli i za niewolnika w Afryce zięciowi króla przedali. Nieszczęsna ta matka, padła do nóg swojego Pasterza i wołała z płaczem: „Ojcze! syn mój, jedyna pociecha i i wsparcie moje, zaprzedany w niewolę; proszę i mnie daj czém bym go wykupić mogła.” Święty zasmucił się widząc że już niczém wesprzeć jéj nie może, lecz po chwili namysłu rzekł do niéj: „Nie już nie mam, i znikąd nie dostać nie mogę cobym ci dał: więc weź mnie samego, i oddaj w zamianę za syna twojego.” Z razu mniemała biedna wdowa że z niéj Biskup szydzi, lecz się przekonała inaczéj, gdyż niezwłocznie udał się z nią do Afryki, tajemnie opuszczając miasto.

Gdy tam przybywszy stanęli przed zięciem królewskim, a wdowa przełożyła mu prośbę swoję, aby w zamian jéj syna przyjął tego który się mu przedstawił, zaraz zgodził się na to on książe, ujęty dziwnie miłą powierzchownością Paulina. A spytawszy do czegoby go użyć mógł, na żądanie Świętego przeznaczył go do uprawy i dozoru ogrodów swoich, a matka z synem do domu wróciła.

Owóż, książe którego niewolnikiem został nasz Święty, przechadzał się często po ogrodach swoich, a zawiązując z nim rozmowę, poznał w nim uczonego i znakomitego męża, i tak dalece go polubił i szanował, że z nim chętniéj niż z kimkolwiek z dworzan swoich przestawał. Dnia pewnego rozmawiając z nim Paulin, a duchem prorockim obdarzony, przepowiedział mu blizką śmierć króla, która w istocie niedługo potém nastąpiła. Uderzony tém książe, zaczął pilniéj przypatrywać się swojemu niewolnikowi, a podziwiając w nim coraz więcéj wielki rozum, biegłość w naukach i nadzwyczaj słodki i miły charakter, spytał razu pewnego czém on był w ojczyźnie swojéj, i do jakiego stanu należał. Z razu nie wydał się Święty kim jest, lecz nalegany przez księcia, powiedział mu iż jest Biskupem, i że dobrowolnie dla wykupienia syna wdowy z jego dyecezyi do niewoli wziętego, zaprzedał się w jego miejsce. Poganin osłupiał, słysząc o czynie takiéj miłości bliźniego, lecz że byłto człowiek z natury szlachetny, nietylko udarował zaraz świętego Paulina wolnością, lecz rzekł do niego: „Proś mnie o co chcesz, abyś do ojczyzny swojéj z hojnemi darami powrócił.” Na co mu odpowiedział Paulin: „o jedno cię dobrodziejstwo proszę: oto abyś wszystkich więźniów z mojéj dyecezyi którzy są w Afryce, wolnością udarował.” Książe zgodził się na to, w całéj Afryce wyszukać kazał więźniów z dyecezyi Paulina, i wraz z nim odesłał ich do Włoch, z okrętami pełnemi zboża, dla mieszkańców Noli.

Wróciwszy do Noli, Święty rządził jeszcze tém biskupstwem lat wiele, a gdy już w bardzo podeszłym był wieku, ciężko zachorował na gwałtowne bole w bokach, które z największą cierpliwością znosił, ciągle się modląc. Około północy wpadł był jakby w letarg, w którym nie dawał już znaku życia, lecz gdy dzień zaświtał, a przyszła godzina w któréj Jutrznię odmawiał zwykle, ocknął się, wstał i z obecnymi przy nim dwoma Biskupami, całe te pacierze kapłańskie wyraźnie odmówił. Gdy je ukończył, prosił jednego z nich aby mu w pokoju przy łożu jego Mszę świętą odprawił, po któréj pożegnał duchowieństwo i lud swój, a tych wszystkich których za różne przewinienia dotknął był klątwą, rozgrzeszył. Potém znowu wpadł w takiż stan letargu, aż powtórnie pod wieczór ocucił się, przypomniał sobie że to pora odmawiania Komplety, i tę z wielką gorącością ducha odprawił. Resztę nocy strawił na modlitwie, przerywając ją tylko naukami jakie dawał młodym klerykom, których kazał przywołać, zachęcając ich do miłości wzajemnéj, gorliwéj służby Bogu i wierności prawom kościelnym. O czwartéj zrana, dało się czuć w mieszkaniu jego silne trzęsienie ziemi, co obecnych do tém żarliwszéj pobudziło modlitwy, a Święty wśród tego spokojnie Bogu ducha oddał. Zasnął w Panu dnia 22 Czerwca, roku 431.

Pożytek duchowny

Utrzymują bezbożni, że tylko charaktery słabe i umysły mniéj wykształcone, oddają się wyższéj pobożności i nie dbają o uciechy tego świata i jego zaszczyty. Patrz jakie kłamstwo zadaje takim bluźniercom żywot dzisiejszego Świętego, który będąc jednym z najznakomitszych mężów swojego wieku tak co do rozumu jak i co do stanowiska jakie zajmował na świecie, wzgardził wszystkiém za czém ludzie się ubiegają, a całém życiem swojém dowiódł że mu nie brakło najsilniejszego hartu duszy, którym zresztą, każdy Święty wsparty łaską Bożą, odznacza się.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże! aby błogosławionego Paulina Wyznawcy Twojego i Biskupa czcigodna uroczystość, i w pobożności dała nam ukrzepienie, i pragnienie zbawienia wiecznego w nas wzmogła. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 513–515.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 506

Jakże pięknego i wzniosłego usposobienia był święty Paulin! Będąc potomkiem znakomitego rodu, mając bogactwo, naukę, wysokie urzędy i godności, wszystko to opuszcza i dobrowolnie staje się niewolnikiem, poddaje się pod moc barbarzyńcy i pracuje pilnie dla jego dobra i poświęca się, aby syna oddać matce!

W nagrodę za to Pan Bóg wysłuchał i wsławił jego imię, tak że czczono go przez wiele wieków na ziemi i zawsze go czcić będą.

Czy ciebie, Czytelniku, Bolesna Matka Boska i Kościół św. także nie prosił, abyś był takiego usposobienia, jak był Jezus Chrystus? Czy nie żądano od ciebie, abyś miał miłosierdzie i modlił się za tymi, którzy obciążeni są grzechami i jęczą w więzach szatana? Jeśliś tego dotąd nie uczynił, rozważ to sobie i idź za wskazówkami, które ci daje Kościół święty, módl się szczerze za tych bliźnich nieszczęśliwych, bo pobożna i szczera modlitwa wiele ulgi przyniesie nie tylko tobie samemu, ale i innym dopomoże do zbawienia wiecznego. Przy tym naśladuj świętego biskupa Paulina w jego pokorze, miłosierdziu i wspaniałomyślności. Patrz, jak się ogołacał z dóbr ziemskich, aby tylko Boga posiąść, jak zrzekał się wszelkiej sławy światowej, aby w pokorze najgłębszej leżeć u stóp krzyża św. Wzór tego Świętego miej zawsze przed oczyma, a to wpłynie na umoralnienie twego życia.

Tags: św Paulin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup św Augustyn św Grzegorz z Tours św Ambroży niewolnictwo
2020-06-21

Św. Aloizego Gonzagi, Wyznawcy, Towarzystwa Jezusowego

Żył około roku Pańskiego 1591.

(Żywot jego był napisany przez księdza Aparyna z tegoż zakonu, a jemu współczesnego.)

Święty Aloizy pochodził z panującego domu Gonzagów, książąt Mantuańskich. Urodził się roku Pańskiego 1568, a był najstarszym synem na którego spadała korona książęca, Matka będąc nim brzemienną, tak ciężką odbywała słabość, iż lekarze ją odstąpili bez żadnéj nadziei. Po uczynionym ślubie pielgrzymki do Matki Boskiéj Loretańskiéj jeśli szczęśliwie porodzi, wydała na świat świętego Aloizego, który ochrzczony przed zupełném wyjściem na świat, pierwiéj niejako narodził się Niebu niż ziemi.

Pierwotną niewinność tak doskonale dochował przez całe życie, iż zdawało się jakby w łasce Bożéj od kolebki był utwierdzonym. Skoro przyszedł do rozumu, szczególnego nabożeństwa dawał oznaki. Modlitwa była ulubioném jego zajęciem, a ubogim wszystko co mógł rozdawał. Matkę Bożą czcił w szczególny sposób, w każdéj potrzebie do Niéj z największą udając się ufnością. Mając lat dziewięć, przed Jéj obrazem Zwiastowania uczynił ślub czystości, którąto cnotę ze szczególnéj łaski Boskiej dochował tak dalece nieskazitelną, że przez całe życie żadnéj przeciwko niéj ani w myślach ani w ciele nie doznawał walki. Zbogacony tym darem wyuczył się i nad innemi panować namiętnościami, i w końcu już żadnych, chociażby najlżejszych podniet do złego nie czuł. Nad zmysłami téż panował ciągle, a szczególnie nad wzrokiem, tak że posłany na dwór panującéj królowéj hiszpańskiéj Maryi Austryackiéj któréj przez lat kilka był paziem, widując ją codziennie nigdy na nią oczów nie podniósł. Co większa, piszą że nawet nie zatrzymywał wzroku na obliczu własnéj matki. Słusznie go téż przezwano człowiekiem bez ciała albo aniołem w ciele ludzkiém.

Do takiéj straży nad zmysłami, przydawał umartwienia ciała: trzy razy na tydzień suszył, używając wtedy bardzo mało chleba i wody, a prócz tego prawie ciągle pościł, gdyż nigdy na obiad nie spożywał pokarmu więcéj nad jednę uncyą. Często zadawał sobie krwawe biczowanie, niekiedy trzy razy dziennie. Nie mogąc dostać włosiennicy ani drucianego pasa, uplótł go sobie z ostrogów, i temi na gołe ciało się przepasywał. W łóżko pod prześcieradło kładł deski, aby bez ściągnienia uwagi drugich, sypiać mógł na tak twardém posłaniu, i łatwiéj ze snu się ocknąć, gdyż większą część nocy przepędzał zwykle na bogomyślności, a zimą nawet w nieogrzanym pokoju klęcząc lub leżąc krzyżem w jednéj koszuli na kamiennéj podłodze. Tak dalece starał się modlitwy swoje odprawiać z nieprzerwaną uwagą, że niekiedy cztery i pięć godzin je powtarzał z wielkiém wysileniem, aby przynajmniej jednę godzinę całą odbyć bez żadnego roztargnienia. Wytrwałość téż jego w tém ćwiczeniu, nagrodził mu Pan Bóg tak wielkiém skupieniem, że już późniéj w najdłuższych modlitwach najmniejszego nie doznawał oderwania myśli. Wszystkie jego władze umysłowe, jakby przez ciągłe zachwycenie, były bezustannie zatopione w Bogu. Razu pewnego gdy był cierpiący, lekarz polecił mu aby nie męczył głowy myśląc ciągle o Bogu. Święty chciał go usłuchać, lecz na to taki gwałt potrzebował sobie zadawać, iż o większe jeszcze cierpienie głowy się przyprawił.

Mając lat szesnaście zamyślał o wstąpieniu do zakonu, i aby rozpoznać w tém wolę Bożą, przymnożył pobożnych ćwiczeń i umartwień ciała, prosząc aby mu Pan Bóg wskazał do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Czytając listy ojców towarzystwa Jezusowego, pisywane z Indyi gdzie byli na misyach pomiędzy poganami, postanowił wstąpić do ich zakonu. A gdy jeszcze się wahał, przyjąwszy Komunią w téjże intencyi, prosił Matkę Boską aby mu wyraźniéj wskazała wolę Bożą, i otrzymał od niéj objawienie wskazujące mu właśnie to zgromadzenie o którém zamyślał. Aloizy z pierwszego razu nie uzyskał pozwolenia ojca, lecz ten po pewnym czasie widząc stateczność powołania synowskiego, dał mu swoje błogosławieństwo. Całe jednak trzy lata musiał wytrwale walczyć o to święty młodzieniec.

Zrzekłszy się na brata swego Rudolfa praw książęcych, wstąpił do towarzystwa ojców Jezuitów. Przywdział najprzód habit w Mantui, a potém udał się do Rzymu. Gdy odjeżdżał z domu jeden z dworzan rzekł do niego: „Wyobrażam sobie jak brat waszéj książęcéj mości, uszczęśliwionym być musi, że po tobie księstwo odziedzicza.” A. Aloizy mu na to: „Pewnie nie jest on szczęśliwszym ode mnie, który się téj marności dla królestwa niebieskiego wyrzekłem.” Od chwili wstąpienia do nowicyatu, darami coraz wyższemi, jeszcze go hojniéj Pan Bóg obsypywał. Odbywając nauki w kolegium rzymskiém, wielki w nich postęp uczynił, a współuczniowie jego przykładem jaki im dawał, najdzielniéj do Boga pociągani byli. Taka bowiem skromności świątobliwość w saméj już jego postawie jaśniała, że zbiegano się nieraz na miejsce gdzie miał przechodzić, aby się mu przypatrzeć tylko, jak wielkiemu Świętemu. Gdy go zaś wszyscy za takiego mieli, on w głębokiéj utwierdzony pokorze, za najlichszego się poczytywał, za ostatniego z ludzi chciał uchodzić i wszelkie jakie go kiedy spotkały upokorzenia, nie tylko chętnie lecz wesoło znosił. Gdy go razu pewnego spotkała dotkliwa miłości własnéj pokuta od przełożonego naznaczona, a drudzy się temu dziwili, odpowiedział: „Przecież przyszedłem do zakonu jako żelazo skrzywione; pokuta więc konieczna, aby mnie przez nią prostowano.” Gdy znowu niektórzy chcieli go powstrzymać od zbytecznych umartwień ciała, mówiąc że doskonałość zawisła na umartwieniu serca więcéj niż zmysłów, odpowiadał: „Te rzeczy trzeba czynić, i tamtych nie opuszczać” 1.

Przebywając w kolegium Medyolańskiém, miał sobie w objawieniu powiedziane, że mu tylko rok jeden do życia pozostaje. Od téj chwili już całkiem w Bogu zatopiony, o niczém inném jak o Bogu nie umiał mówić. W roku 1591 głód i powietrze morowe, jak w całych Włoszech, tak i w Rzymie grasowało. Święty Aloizy tam podówczas mieszkał. Ojcowie Jezuici otworzyli dla dotkniętych zarazą Szpital, i sami w nim obsługiwali chorych. Z początku, pomimo usilnych próśb jego, nie pozwolili Aloizemu tego poświęcenia się, znając iż w niém miary nie położy, i żadnych ostrożności nie zachowa. Przeznaczyli go tylko do żebrania po mieście jałmużny dla szpitala. Po niejakim jednak czasie pozwolili i jemu podzielać trudy jego braci, którzy zarażając się od słabych, byli przedmiotem pobożnéj jego zazdrości. Pan Bóg zaś który mu już koronę niebieską gotował, dopuścił na niego zarazę. Zapadł tak ciężko, iż siódmego dnia zdawał się dogorywać. Jednak po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, tak mu się polepszyło, iż go nakłaniano aby prosił Boga o przedłużenie życia. Lecz on odrzekł: „Lepiéj jest być rozwiązanym i dostać się do Chrystusa”, a pamiętając na objawienie jakie był odebrał i że rok się skończył, z pewnością twierdził iż go Bóg powoła.

Kiedy go Prowincyał nawiedził, prosił go chory, aby mu dyscyplinować się pozwolił: „Nie masz siły ręki podjąć”, rzekł na toze łzami przełożony. – „Więc niech mnie kto inny biczuje” powiedział Aloizy, i póty nalegał, aż mu pod posłuszeństwem zakazano o tém myśleć. W dzień Bożego Ciała rzekł do braci: „Pomóżcie mi odmówić Te Deum laudamus, gdyż za ośm dni mam umrzeć.” Spełniono jego życzenie, a on od téj chwili przez następne dni ośm, trwał ciągle na modlitwie i jakby w bezustanném był zachwyceniu powtarzając często te słowa Pisma Bożego: Pragnienie mam rozwiązanym być i być z Chrystusem 2. W dzień oktawy Bożego Ciała, brat zakonny przy nim będący widząc że nie ma się gorzéj, rzekł do niego: „Widać że Bogu podobało się przydłużyć ci życia, bo oto już ośm dni od twojéj przepowiedni, a żyjesz.” On zaś twierdził iż umrze niezawodnie. Prosił więc ojca Rektora aby mu kazał dać przenajświętszy Sakrament, co gdy spełniono, a ojciec Prowincyał przyszedłszy zapytał: „Cóż porabiamy bracie Aloizy?” on odrzekł; – „Idziemy ojcze” – „A dokąd” spytał prowincyał: „Do nieba” powiedział wesoło Święty i przydał: „Mam nadzieję w miłosierdziu Boskiém iż dziś tam jeszcze będę.” Pod wieczór twarz jego zaczęła się mienić, pot rzęsisty na ciało jego występował i prosił aby go na ziemi położono, a ponieważ miał uderzenie do głowy, więc mu na nią chustę z wodą zimną przykładano. Po niejakim czasie domagał się aby już tego zaprzestali. Spytany dla czego, ledwo już mogąc przemówić rzekł: „Wszak Chrystus na krzyżu umierał z nienakrytą głową.” Poczém zaczął spokojnie konać, powtarzając ciągle coraz ciszéj imiona Jezusa i Maryi, aż nakoniec lekko westchnąwszy błogosławioną duszę Bogu oddał.

Umarł dnia 21 Czerwca, mając lat trzydzieści cztery, roku Pańskiego 1591.

Wkrótce po jego Śmierci święta Marya Magdalena de Pacys, ujrzała w objawieniu chwałę jakiéj święty, Aloizy w Niebie używał a jak się wyrażała tak wielką że jéj sobie nigdy wyobrazić nie mogła. Zabłysnął wkrótce licznemi i wielkiemi cudami. Po ich sprawdzeniu i przeprowadzeniu całéj sprawy jego kanonizacyi, Papież Benedykt XIII w poczet Świętych wpisał tego Anielskiego młodziana, i jako wysoki wzór niewinności i czystości przeznaczył za Patrona szczególnego dla młodzieży.

Pożytek duchowny

Widziałeś z żywotu świętego Aloizego, przez jakie to umartwienie ciała i mężne panowanie nad zmysłami, dochowuje się nieskazitelną święta cnota czystości. Pamiętaj że napróżno chciałby ją zachować ten, kto ciału we wszystkiém dogadza, a zmysłów nie trzyma na wodzy.

Modlitwa (kościelna)

Niebieskich darów najwyższy szafarzu Boże nasz, któryś w anielskim młodzieniaszku Aloizym świętym, przedziwną niewinność życia z podobnąż pokutą połączył; za jego zasługami i pośrednictwem daj prosimy, abyśmy takiéj niewinności nie umiejąc dochować, pokutę jego naśladować potrafili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 510–512.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 504

Święta Magdalena de Pazzis ujrzawszy w zachwyceniu świętego Alojzego, rzekła: „Nigdy bym nie była sobie wyobraziła, iżby tyle było w Niebie jasności, gdym obaczyła św. Alojzego. To wielki Święty!”

Za przyczyną świętego Alojzego działo się wiele cudów, na jego wezwanie pierzchają duchy nieczyste.

Papież Benedykt XIII w bulli kanonizacyjnej ogłosił świętego Alojzego „patronem młodzieży”. Wzywanie tego Świętego o pośrednictwo u Boga u jego ołtarza, a do tego przystąpienie do Sakramentów świętych, połączone jest z odpustem. Papież Klemens XII udzielił w roku 1737 zupełnego odpustu tym, którzy co niedzielę odbywają nabożeństwo do świętego Alojzego. Nabożeństwo to tak należy urządzać: Przez sześć niedziel, jedną po drugiej, przystępować należy do Sakramentów świętych i odmawiać po sześć „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryja” i „Wierzę w Boga”, na pamiątkę sześciu lat, przez które święty Alojzy żył w zakonie i błogo w nim działał na chwałę Bożą. Owe sześć niedziel obrać można sobie do woli przed dniem 21 czerwca lub też po nim.

Z nabożeństwem tym należy połączyć prośby do Świętego, aby się wstawił za osobą proszącą do Boga w najgłówniejszych potrzebach żywota. Przy spowiedzi świętej osoba odbywająca to nabożeństwo winna spowiednikowi objawić cel spowiedzi, aby jej udzielił stosownych rad i polecił książki do czytania.

Od dwóchset przeszło lat miliony ludzi od młodości do późnej starości oddawały się temu nabożeństwu i znajdowały zupełne zadowolenie duszy.

Atoli, pomyśli niejeden, cóż na to powiedzą ludzie, że ja przez 6 niedziel mam chodzić do spowiedzi i Komunii świętej? Powiedzą niezawodnie, że mnie do tego zmuszają ciężkie grzechy. Na to zważać nie należy, ludzie mówią dużo. Zajmują się zwykle bliźnimi, ale gdy przyjdzie stanąć przed tronem Boga, któż stanie za ciebie? Zatem nie pytaj co mówią ludzie, tylko czyń, co ci sumienie wskazuje.

Footnotes:

1

Łuk. XI. 42

Tags: św Alojzy Gonzaga „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wyznawca czystość zmysły skupienie zaraza młodzież św Maria Magdalena de Pazzis śmierć
2020-06-20

Św. Sylewra, Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 540.

(Żywot jego napisany przez Jana Platynę, a u Bolandystów, znajduje się pod dniem dzisiejszym.)

Święty Sylweryusz rodem z okolic Rzymu zwanych Polami rzymskiemi (Compagna Romana), był synem świętego Hormidiasza, który owdowiawszy i wstąpiwszy do stanu duchownego, na początku VI. wieku zasiadał na stolicy apostolskiéj. Święty Sylweryusz na tęż godność wyniesiony został z pierwszego razu nieprawnie: lecz późniéj, wybór jego i uprawnionym został, i sam on nietylko okazał się Papieżem wielkich cnót, mężnym obrońcą praw Kościoła i wiary świętéj, lecz nawet w końcu śmierć męczeńską poniósł, za stałość i nieugiętość przed tyranami, w spełnianiu obowiązków swojego najwyższego Pasterstwa.

Po śmierci jego na stolicy apostolskiéj poprzednika świętego Agapita, cesarzowa Teodora żona Justyniana, popierająca odszczepieństwo Eutychianów, na których czele stał nieprawnie przez nią na arcybiskupstwo carogrodzkie wysadzony Antymiusz karą klątwy dotknięty przez Papieża Agapita, dokładała wszelkich starań aby i na Papiestwo wynieść jednego ze stronników téj herezyi. W tym celu wysłała do Włoch Wigilla Dyakona, i poleciła wodzowi wojsk cesarskich Belizaryuszowi, prowadzącemu podówczas wojnę z Gotami, w których posiadaniu był Rzym, aby on starał się zrobić go papieżem. Dowiedziawszy się o tém Teodat król Gotów, a nieżyczący sobie mieć papieżem stronnika cesarskiego, siłą zmusił duchowieństwo rzymskie do obrania co prędzéj Sylwera, Subdyakona tegoż kościoła. Wybór ten z razu pod przymusem dokonany był nieważnym: lecz nieco późniéj duchowieństwo rzymskie, do którego to należało, obawiając się aby z tego powodu nie powstała schyzma, i przekonawszy się że Sylwer godnym był tego najwyższego urzędu, już zupełnie dobrowolnie i z wszelką swobodą zgromadziwszy się, dopełniło wszystkiego co w poprzednich wyborach było nieprawném. Sylweryusz został wyświęconym na Dyakona, potém na kapłana, a następnie na Biskupa rzymskiego, to jest został Papieżem 20 Czerwca roku Pańskiego 536.

Wyniesiony z początku niewłaściwemi drogami na stolicę Piotrową, skoro na niéj zasiadł prawnie, postanowił stać się tego najwyższego w świecie dostojeństwa godnym. Szczerze opłakał przed Bogiem to że ludzkim względom i chęci wywyższenia dał się był z razu uwieść i budował wszystkich swoją gorliwością, surowością obyczajów i poświęceniem się sprawie Kościoła i wiary świętéj. Męstwo z jakiém stawił czoło szerzącym się kacerstwom, w czasach gdy je silnie popierała władza świecka, dopuszczająca się najokrutniejszych gwałtów na najwyższych dostojnikach kościelnych, niezmordowana zabiegłość jego około rządów całéj winnicy Chrystusowéj, ostrość życia jakie prowadził, i miłosierdzie dla ubogich którém się odznaczał, wszystko to postawiło go w rzędzie najznakomitszych i najświątobliwszych Papieżów. Takto bowiem, przez szczerą poprawę, może człowiek zatrzeć i przed Bogiem i przed ludźmi złe jakiego się dopuścił, a co większa uświęcić się i to nawet w stanie i godności, do któréj zrazu wdarł się w nagannych widokach.

Lecz właśnie dlatego, że Sylweryusz okazał się świętym Papieżem, nie mogło piekło patrzeć na to obojętnie: niezwłocznie téż pobudziło przeciw niemu swoich wysłańców. Cesarzowa dowiedziawszy się o wyniesieniu na Papiestwo Sylweryusza, poleciła Wigiliuszowi którego na stolicy apostolskiéj mieć chciała koniecznie, aby się udał do wodza cesarskiego Belizaryusza. Do niego zaś napisała nagląc, aby Sylweryusza złożył ze stolicy apostolskiéj, a na jego miejsce jéj zausznika obsadził. Wódz ten zawojowawszy Sycylią, zdobył miasto Neapol, i tam przywiózł mu Wigiliusz rozkazy cesarzowéj, Przyrzekł on iż je spełni skoro Rzym zdobędzie, co téż i wkrótce nastąpiło. Rzymianie bowiem przerażeni okrucieństwem Belizaryusza, który zdobywszy Neapol wymordował mieszkańców za opór jaki mu stawiali, sami wygnawszy załogę Gotów która w mieście była, zawezwali dowódcę cesarskiego. Zajął on tedy Rzym, lecz znowu Gotowie nadciągnęli i obsaczyli miasto, trzymając je w oblężeniu przez rok cały.

W ciągu tego oblężenia zauważano że Gotowie, chociaż naród dziki i do aryańskiéj sekty należący, oszczędzali w okolicach Rzymu kościoły katolickie, i w szturmie jaki przypuszczali do miasta, z umysłu nie uderzali na najsłabszą część jego murów, dla tego, że one były pod szczególną opieką świętego Piotra. To dało powód nieprzyjaciołom Sylweryusza do rozpuszczania wieści jakoby to czynili przez względy jakie mają dla Papieża, który się z nimi potajemnie znosi, i w ręce ich chce zdradziecko wydać Rzym i wodza cesarskiego. Miał więc już wtedy Belizaryusz złudne powody targnięcia się na Sylwera, lecz cesarzowa kazała mu wstrzymać się z tém jeszcze, aż sprobuje czy Papież na jéj żądanie nie zniesie klątwy na heretyckiego Patryarchę Carogrodzkiego Antymiusza, przez jego poprzednika Papieża świętego Agapita rzuconéj, i czy go nie zatwierdzi na jego patryarchacie, gdyż oto jéj głównie chodziło. Napisała więc do niego list, zapraszający aby sam przybył do Konstantynopola i Antymiusza na arcybiskupstwo osadził. Papież odczytawszy pismo Teodory, wzniósł ręce do nieba i rzekł: „Wiem co mnie czeka: sprawę tę życiem przypłacę;” i odpisał cesarzowéj, iż żądania jéj spełnić w żaden sposób nie może, między innemi tak się wyrażając: „Złożenie z biskupstwa Antymiusza, który popadł w błędy Eutychianów odszczepieńców, jak i oddzielenie od społeczności wiernych, podobnych jemu kacerzy, było nietylko prawném, lecz jest niezbędném. Gdybym i jego i jemu podobnych pasterzy w herezyą zapadniętych i prawnie złożonych z biskupstw, przywrócił do urzędów, byłoby to z mojéj strony wpuszczeniem wilków do owczarni Chrystusowéj, nad którą czuwać powinienem.” W końcu oświadczając należny hołd cesarzowéj, przydawał, iż od tego co wyrzekł odstąpić mu nie godzi się, chociażby mu przyszło życie za to wydać.

Cesarzowa rozgniewana taką odpowiedzią Sylweryusza, przysłała niezwłocznie Belizaryuszowi polecenie aby go złożył ze stolicy Piotrowéj, wygnał z Rzymu i na miejsce jego osadził Wigiliusza, który jéj przyrzekał heretyckiego Biskupa w Carogrodzie utrzymać. Belizaryusz spełnił rozkaz cesarzowéj: nieprawnie osadził na Stolicy papiezkiéj Wigiliusza, a świętego Sylwera wskazał na wygnanie do Patary, miasta w Azyi Mniejszéj położonego. Ten gwałt bezbożny, cały Kościół okrył żałobą, lecz święty Papież przyjął go jako dopust Boży mówiąc: „Obym cierpieniami tego wygnania wypłacił się sprawiedliwości Bożéj, za nieprawne w początkach wdarcie się na Stolicę apostolską, a byłbym najszczęśliwszym gdybym za Kościół i wiarę, życie swoje oddał.”

Na wygnaniu, święty ten Papież doznając wiele prześladowania, nie przestawał jednak rządzić Kościołem z ciągłém narażaniem się na większe jeszcze niebezpieczeństwa. Przywoływał do siebie wielu Biskupów, i różne ustawy wydawał tyczące się jużto karności kościelnéj, jużto warujące czystość wiary, przez heretyków obalanéj. Za wstawieniem się Biskupa Patary, który osobiście udał się był do Justyniana, Cesarz ten, w gruncie dobry katolik, oburzył się na postępek Belizaryusza, który się tego wszystkiego dopuścił bez jego wiedzy; kazał przywrócić Sylweryusza na Papiestwo i z wielką czcią odwieźć go do Rzymu. Lecz Teodora uwiadomiwszy o tém Belizaryusza, wymogła na nim aby tego nie dopuścił. Jakoż, kazał on czatować na okręt wiozący Papieża, pojmał go i uwięził na wyspie Palmeryi, naprzeciw Teracyny położonéj, gdzie go w krótkim czasie głodem umorzyli. Umarł tam, dnia 20 Czerwca roku Pańskiego 540, a Kościół cześć mu oddaje jako świętemu Męczennikowi.

Wigiliusz, który podobnież jak święty Sylweryusz, nieprawnie wyniesionym był na Stolicę rzymską, równie jak on stał się późniéj wielkim Papieżem. Po śmierci Sylwera prawnie obrany na Papieża, już tylko o dobro Kościoła zabiegał, gotów w obronie jego życie położyć. Z tego powodu zerwawszy z cesarzową, która przyrzeczonych jéj przez niego ustępstw na szkodę Kościoła domagała się, rzucił na nią klątwę. A nawet i Belizaryusz, przykładnie pokutował, za gwałty jakich się na osobie Papieża dopuścił, i na dowód tego wzniósł w Rzymie kościół, z napisem nad głównemi drzwiami wyrażającym żal jakim był przejęty za zbrodnicze targnienie się na świętego Sylwera. Co wszystko słusznie przypisywać można modlitwom tegoż Świętego, który dostawszy się do Nieba wstawiał się za swoich prześladowców.

Pożytek duchowny

Wielu wdziera się na godności dla samych widoków osobistych, wielu wstępując do jakowego stanu czyni to dla doczesnych tylko korzyści, gdy w takich razach powinniśmy mieć przedewszystkiém na względzie wolę Bożą i dobro duszy naszéj i bliźnich. Kto ma sobie coś podobnego do wyrzucenia, niechże jak dzisiejszy Święty, najsumienniejszém spełnianiem obowiązków jakie na siebie przyjął, stara się ujść kary Bożéj, jaka spotyka wdzierających się do stanu lub godności, do których ich Bóg nie powoływał.

Modlitwa (kościelna)

Na nędzę naszę wejrzyj wszechmogący Boże! a gdy nas ciężar grzechów naszych przywala, niech pośrednictwo błogosławionego Sylwera Papieża i Męczennika Twojego, nas wspiera. Przez Pana naszego i t. d

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 507–509.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 501–502

Z dopuszczenia Bożego ten sam Wigiliusz, który był śmiertelnym wrogiem św. Sylweriusza, został po jego śmierci prawnie wyniesiony na Stolicę Apostolską. Można było wnosić, że będzie sprawcą wielkiego zgorszenia i że do spółki z kacerzami pracować będzie na zgubę Kościoła katolickiego.

Kościół św. był wówczas istotnie w wielkim niebezpieczeństwie, ale czuwał nad nim Jezus Chrystus, który o nim powiedział, że go bramy piekielne nie przemogą. Chrystus jest niewidzialną głową Kościoła świętego, zostanie nią aż do skończenia świata i kieruje nim przez Ducha świętego. Z tego powodu nie mógł Wigiliusz szkodzić Kościołowi świętemu. Jezus Chrystus łaską pełną miłosierdzia pokierował sercem Wigiliusza tak, że ten prześladowca świętego Sylweriusza stał się jedną z najsilniejszych podpór Kościoła świętego i niewzruszonym obrońcą prawdy.

Zaledwie doszła go wieść o okropnej śmierci niewinnego papieża Sylweriusza, nad którego grobem dużo cudów się zdarzyło, otworzyły mu się oczy duszy, a serce przepełniło się najgłębszym żalem za popełnione niegodziwości.

Chciał też zaraz złożyć godność papieską i odbyć pokutę za swoje czyny, ale duchowieństwo rzymskie uznało go jednomyślnie głową Kościoła. Natychmiast potem Wigiliusz publicznie wyznał grzechy swoje, uzyskał odpuszczenie i stał się odtąd innym człowiekiem.

Tak to czuwa Jezus Chrystus nad swoim świętym Kościołem, kierując złem na jego dobro.

Jeżeli zatem słyszysz, że niekiedy bezbożni i niemoralni papieże siedzieli na stolicy świętego Piotra, to niechaj to nie bałamuci twego umysłu, albowiem tu właśnie pokazuje się miłosierna i wszechmocna ręka Pana, który rządzi Kościołem. Chociaż niejeden z papieży był złym człowiekiem, to Kościół święty stał niewzruszenie, a wiara święta była nietykalna.

Gdyby Jezus Chrystus nie opiekował się Kościołem, i gdyby ten nie był Jego dziełem, to źli papieże byliby zdołali go pognębić. Atoli Chrystus dotrzymuje obietnicy, „że bramy piekielne nie przemogą Kościoła świętego”.

Myśl ta powinna każdego uspokajać i utwierdzać w pewności, że nieprzyjaciele nie mogą wyrządzić krzywdy Kościołowi świętemu, my zaś dzięki składajmy Bogu za to, że nam pozwolił być jego dziećmi.

Tags: św Sylwer „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik nawrócenie eutychianizm obowiązki stanu św Wigiliusz Kościół
2020-06-19

Św. Gerwazego i Protazego, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 170.

(Żywot ich był napisany przez Świętego Ambrożego.)

Święci Gerwazy i Protazy bliźnięta, rodem z Medyolanu, byli synami Witalisa i Waleryi, ktorzy oboje męczeńską śmierć za wiarę ponieśli. Przez takichto rodziców bardzo świątobliwie wychowani byli. Żyjąc w drugim wieku chrześcijaństwa, nie ustępowali w niczém w gorliwości jaką się w owych czasach wszyscy wierni szczególnie odznaczali.

Byli to dwaj młodzieńcy przecudnéj urody, jak pisze święty Ambroży: wyższego wzrostu od wszystkich, a tak cnotliwi i dobroczynni, że sami poganie wielką cześć mieli dla nich. Po męczeńskiéj śmierci rodziców, odziedziczywszy wielki majątek, niemal cały rozdali ubogim. Hojnie zaopatrzyli w Medyolanie wielką liczbę chrześcijan, z powodu panującego prześladowania do nędzy przywiedzionych, wszystkich swoich niewolników, a mieli ich bardzo wielu, obdarzyli wolnością: sami zaś, pozostawiszy sobie tyle tylko, ile na najskromniejsze utrzymanie potrzebowali, osiedli w małéj izdebce, oddając się jedynie czytaniu ksiąg świętych, modlitwie i uczynkom miłosierdzia. Ścisłe także posty zachowywali, jadając tylko raz na dzień około zachodu słońca. Słowem wśród wielkiego miasta mieszkając, żyli jak owi pustelnicy którzy wkrótce potém puszcze Egipskie zaludnili. Spędzili tym sposobem lat dziesięć, gotując się na poniesienie męczeństwa, i gorąco prosili Boga, aby im téj łaski nie odmówił. Wysłużyli téż ją sobie życiem tak świątobliwém.

Chociaż błogosławieni ci bracia, żyli tak odosobnieni, całe jednak miasto znało ich, podziwiało ich wysokie cnoty, i nie było to tajném nikomu iż byli chrześcijanami. Lecz powszechny szacunek jakiego używali sprawiał, że przez długi czas prześladowanie ich omijało.

Zdarzyło się, iż hrabia Astazyusz, dowódca wojsk cesarskich, przeciągał z wojskem przez Medyolan, udając się na wyprawę przeciw Markomanom, narodowi zamieszkującemu dawną Germanią. Kapłani pogańscy przyszli do niego oświadczając iż jeśli chce odnieść zwycięstwo i zasłużyć na tryumfalne wejście do Rzymu, potrzeba aby zmusił Gerwazego i Protazego, dwóch braci chrześcijan, do oddania czci bożkom. Jeżeli zaś tego nie uczyni, przepowiadali mu niechybną porażkę całego jego wojska. Astazyusz zawezwał niezwłocznie obydwóch braci, i z pierwszego razu z wielką łagodnością powiedział im, że wiedząc jak bogowie opiekuńczy cesarstwa ich miłują, postanowił zaprowadzić ich do świątyni, aby tam złożyli ofiarę Jowiszowi, i pobłogosławili jego wojsko. Na to odpowiedział mu Gerwazy: „O zwycięstwo, samego Boga prawdziwego i wszechmoonego prosić powinieneś, a nie możesz spodziewać się go od bożyszcz ukutych z miedzi, albo uciosanych z drzewa. Jeżeli chcesz odnieść zwycięstwo, udaj się do Boga chrześcijańskiego, On jeden ci je udzielić może i Jego jednego czcić powinieneś.” Astazyusz zdziwiony tak niespodziewaną i śmiałą odpowiedzią Świętego, zawahał się co czynić, lecz pobudzony przez kapłanów pogańskich i lud wołający że człowiek ten zbluźnił przeciw bogom, wydał rozkaz aby go niezwłocznie zbito ołowianemi knutami: co téż w téj chwili dokonano z takiém okrucieństwem, że wśród męki téj Gerwazy ducha Panu Bogu oddał.

Tyran spodziewając się, że Protazy łatwiéj ulegnie, widząc co jego brata spotkało: „Nieszczęsny człowiecze,” rzekł do niego: „nie bądźże ty przynajmniéj tak szalony jak brat twój.” A Protazy mu na to: „któż z nas jest prawdziwie nieszczęsnym, czy ty który się obawiasz abym ja przy wierze nie ostał, czy ja który ciebie nie lękam się, chociażbyś mnie najstraszniejszą męką groził?” „A dlaczegożbym ja miał obawiać się, rzekł znowu Astazyusz, żebyś ty przy wierze się swojéj nie ostał?” — „Gdybyś się tego nie obawiał, powiada Święty, nie nalegałbyś tak dalece na mnie, abym składał ofiarę twoim bożkom. Lecz czynisz to właśnie z obawy że jeśli mnie do tego nie przywiedziesz, tobie jakaś ztąd szkoda wyniknie. Ja zaś w istocie niczego się nie lękam. Na groźby twoje nie zważam, bożki twoje poczytuję za śmiecie, a tylko jednemu Bogu który w Niebie króluje, cześć oddaję.” Usłyszawszy to Anastazyusz, kazał go okrutnie smagać sękatemi kijami, a przez długi czas katując go w ten sposób okrutnie, kazał go podnieść z rusztowania i znowu rzekł do niego: „Protazy, dlaczegoś tak uparty i nieposłuszny? robisz mi to na złość, i za to umrzesz jak brat twój.” — „Nie mam żadnéj ku tobie złości, o! Astazyauszu, odpowiedział święty Męczennik, bo widzę zaślepienie twoje, które ci nie daje dopatrzeć co boskiém jest. Przecież wiem, że i Pan mój Jezus Chrystus krzyżownikom swoim nie łajał: owszem prosił ojca swego niebieskiego, aby im przebaczył mówiąc: Ojcze odpuść im, boć nie wiedzą co czynią 1. I ty nie wiesz co czynisz, i przeto serdecznie się nad tobą lituję. A proszę cię kończ coś rozpoczął, abym z miłym bratem moim dziś je- szcze Zbawiciela w Niebie ogladał.” Tyran nietylko okazał się na te pełne miłości chrześcijańskiéj słowa nieczułym, lecz wpadłszy w większy gniew jeszcze, zawołał groźnie do Protazego: „widzę żeś równie oszalał jak brat twój” i przydał: „Chcesz ginąć, więc zginiesz.” — „Nie zginę, odrzekł mąż Boży, bo nie ginie kto umiera za Chrystusa: męczeństwo jest najpewnieszą drogą do Nieba. Lecz widząc cię poganinem, z żalem umierać będę: bo prawdziwe nieszczęście twoje smutkiem mnie przejmuje, i zaślepienie w jakióé jesteś, godném jest największćj litości.” Astazyusz po tych słowach zdawał się być wzruszonym, lecz z obawy kapłanów pogańskich którzy go otaczali, i ludu domagającego się głowy Protazego, wydał rozkaz aby go ścięto niezwłocznie, co téż i wykonano. Ciała obydwóch tych Świętych wystawiono na placu publicznym przez dzień cały, a potém wrzucono w kloakę.

Lecz Pan Bóg nie dozwolił, aby tam długo zostawały. Pewien świątobliwy chrześcijanin imieniem Filip, tejże nocy wydobył je ztamtąd, przeniósł do swojego domu, złożył w marmurowy grobowiec, wypisał na pergaminie wszystkie szczegóły ich śmierci wyżéj opowiedziane, i pismo, to umieścił pod ich głowami, a potém grób zamurował. Święte te relikwie pozostawały w ukryciu przeszło lat trzysta. Aż dopiéro w roku 386, święci Gerwazy i Protazy objawili się świętemu Ambrożemu Arcybiskupowi Medyolańskiemu, kiedy on zabierał się do poświęcenia nowego kościoła nazwanego późniéj bazyliką Ambrozyańską, a któreto widzenie tak on opisuje w liście do swojéj siostry Marcelliny:

„Przy końcu wielkiego postu, gdym trwał na modlitwie, przypadł na mnie sen, w którym ujrzałem dwóch młodzieńców w białych szatach, którzy podniósłszy ręce, ze mną się razem modlili. Skorom się ocknął oni zniknęli, a jam prosił Pana Boga, aby, jeśli to nie złudzenie jakowe, jaśniéj mi je wznowił, i na tę intencyą przyczyniłem postu. Owoż drugiéj nocy toż samo miałem widzenie. Trzeciéj zaś, gdy wielką czczością trapiony, usnąć nie mogłem, ciż dwaj młodzieńcy ukazali mi się na jawie, a z nimi i święty Paweł Apostoł, który tak do mnie przemówił: «To są Męczennicy, których ciała pogrzebione na témże miejscu gdzie się modlisz, dwanaście stóp głęboko w ziemi. Wydobądź je, i zbuduj na cześć ich kościół. Pod ich zaś głowami, znajdziesz wypisane imiona ich i dzieje ich zgonu. Wezwawszy tedy kilku sąsiednich braci moich Biskupów, i zdawszy im sprawę z mojego widzenia, zaczęliśmy kopać ziemię. Dostaliśmy się do trumny o któréj mi święty Paweł powiedział; znaleźliśmy w niéj jakby dziś pochowane ciała dwóch mężów wielkiego wzrostu, krwi wiele, i jednę głowę odciętą. Woń dziwnie przyjemna z ciał tych wychodziła, a pod głowami ich, znaleźliśmy księgę która się zaczynała od słów tych: „Ja sługa Chrystusów Filip, ciała tych Świętych w dom mój wzięłem i pogrzebałem. Matka ich Walerya, a ojciec Witalis, tych dwóch synów Gerwazego i Protazego mieli.» I tu następował opis ich życia i męczeńskiéj śmierci, jakeśmy go wyżéj podali.”

Święty Ambroży z wielką uroczystością przeniósł ich ciała do katedry, przy czém wiele zaszło cudów, które on w kazaniu jakie miał wtedy, wylicza w obecności całego ludu, jako wszystkim znajome, przytaczając imiona tych osób które zostały cudownie uleczone.

Za naszych zaś już czasów bo w roku 1871, przy odnawianiu katedry Ambrożańskiéj w Medyolanie, odkryto grób świętego Ambrożego, i w nim, zgodnie z tém co niosło stare podanie i dokument, świadczący że ciała świętych Gerwazego i Protazego, razem z jego ciałem pod wielkim ołtarzem, po śmierci tego świętego Arcybiskupa, zamurowane zostały.

Pożytek duchowny

Przez cudowne objawienie, w którém święty Ambroży miał sobio wskazane miejsce gdzie spoczywały ciała tych błogosławionych Męczenników, chce nas Pan Bóg nauczyć, jak jego sług wiernych to jest Świętych czcić powinniśmy. Czy oddajesz im cześć naleźną, i czy pamiętasz że na wszelkie potrzeby mamy w nich szczególnych Patronów w Niebie?

Modlitwa (kościelna)

Boże! który nas doroczną uroczystością świętych Męczenników Twoich Gerwazego i Protazego rozweselasz; daj miłościwie, abyśmy ciesząc się ich zasługami, i przykładem ich do dobrego pobudzeni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 504–506.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 499

Kościół święty od czasów apostolskich przyjął zwyczaj zachowywania ciał jako relikwii Świętych Pańskich i okazywał im cześć w ten sposób, że nad ich grobami lub na miejscach, gdzie śmierć ponieśli, budował kościoły i tym sposobem ozdabiał te uświęcone miejsca.

W związku z tym wszystkie kościoły starały się o relikwie, a zwyczaj ten dał początek ustawie kościelnej, mocą której każdy ołtarz wielki musi posiadać takie relikwie. Od początku dziewiątego stulecia stawiano na ołtarzach pięknie rzeźbione szkatułki z świętymi relikwiami. Apostoł święty Paweł powiada: „Widziałem pod ołtarzem dusze tych, których zabito dla słowa Bożego i dla świadectwa danego prawdzie". Ta myśl jest także jednym z powodów, dla których chrześcijanie już w pierwszych czasach najchętniej stawiali ołtarze nad grobowcami Świętych Pańskich.

Tak jak ołtarz jest niejako punktem środkowym jedności świata katolickiego, tak samo relikwie w ołtarzu są niejako wyrazem wspólności wiary i miłości, jaka łączy wiernych na ziemi z Świętymi w Niebie. Dlatego też kapłan podczas Mszy świętej, całując ołtarz, mówi: „Prosimy Cię, Boże, przez zasługi Świętych Twoich, których relikwie tutaj się znajdują i przez wstawienie się wszystkich Świętych, abyś nam grzechy nasze odpuścić raczył".

Na widok świętych relikwii winniśmy Pana Jezusa sławić i dzięki składać, że Świętym tak wielkiej udzielił łaski, że nawet wobec śmierci męczeńskiej nie chwiali się w wierze, i błagać Go, ażeby i nam łaski udzielił, ażebyśmy zawsze świętą wiarę naszą otwarcie wyznawali.

Footnotes:

1

Łuk. XXIII. 64.

Tags: św Gerwazy św Protazy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik jałmużna św Ambroży św Paweł kult Świętych
2020-06-18

Św. Marka i Marcelina, Braci Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 286.

(Żywot ich był napisany przez Metafrasta).

Święci Marek i Marcelin bracia bliźnięta, byli synami Trankwilina szlachetnego rodu Rzymianina, wielki majątek posiadającego. Matka ich podobnież ze znakomitéj rodziny pochodząca, miała imię Marcya. Oboje byli poganami, lecz synom swoim przydali za domowego nauczyciela chrześcijanina bardzo pobożnego, i ci nietylko już w religii chrześcijańskiéj byli wychowani, lecz w krótkim czasie stali się jednymi z najgorliwszych uczniów Chrystusowych. Chociaż pragnęli żyć w bezżeństwie, ulegając jednak woli rodziców, poślubili dwie dziewice pogańskie, spodziewając się pozyskać je Panu Jezusowi, o co starali się głównie, przedstawiając im na sobie wzór wYsokiéj pobożności.

Pomimo tego iż różne oddawali usługi chrześcijanom, i hojnemi wspierali ich jałmużnami, uszli byli przez pewien czas prześladowania, chociaż to już było za czasów okrutnego Dyoklecyana. Lecz w końcu przyszła i na nich koléj. Gdy w miarę jak wzmagało się prześladowanie wiernych, oni podwajali swojéj świętéj gorliwości, schwytani zostali i w ciemne więzienie wtrąceni. Odwaga i stałość, z jaką wyznawali Chrystusa Pana wobec Wielkorządcy miasta, rozbudziła gniew jego, i ten kazał ubiczować ich okrutnie. Święci znieśli te męki z męstwem, które w podziwienie wszystkich pogan wprawiło. Napróżno rodzina ich używała różnych środków, aby ich przywieść do poddania się wyrokom cesarskim, nakazującym oddawać cześć bożkom, i skłaniała do tego aby przynajmniéj dla pozoru, że nie przestali być poganami, uczestniczyli w niektórych obrzędach publicznych. Marceli i Marek ani słyszeć o tém nie chcieli, i stawieni przed sędzią odpowiedzieli wręcz że pogaństwo poczytują za obrzydliwy i bezbożny zabobon, i że nie masz innéj prawdziwéj wiary, prócz chrześcijańskiéj. Sędzia widząc iż przywieść ich do odstępstwa nie może, skazał obydwóch braci na ścięcie. Rodzice i krewni ich, wielkie w Rzymie wpływy mający, uzyskali u Wielkorządcy zwłokę trzydziesto-dniową w wykonaniu wyroku, spodziewając się przez ten czas skłonić Marka i Marcelina do oddania czci bożkom, a przez to do uratowania im życia. Aby rodzinie ułatwić do nich przystęp, z rozkazu samego cesarza, święci z więzienia przeniesieni zostali do domu jednego z pierwszych urzędników zwanego Nikostrates. Tam cięższe poniekąd niż same męczeństwo, czekały ich próby z rodzicami i krewnemi, którzy nie przestawali w sposób najbardziéj do serca przemawiający, namawiać ich aby się na śmierć niechybną nie wystawiali. Ojciec ich Trankwilin i matka Marcya, to znowu ich żony z małemi dziećmi, przychodzili do nich, i zalewając się łzami błagali, aby nad sobą i nad nimi mieli politowanie. Do tych przyłączali się najbliżsi ich przyjaciele i krewni, i trudno wypowiedzieć na jakie ciężkie walki najtkliwsze ich uczucia wystawione były. Trankwilin poważny starzec, wskazywał" im na swoje białe włosy, i zawodząc się od płaczu błagał, aby się nad nim zlitowali. Matka padała im do nóg, i na wpół omdlała, prosiła ich aby jéj życie odebrali, żeby na ich śmierć nie patrzała. W całym domu rozwodziły się krzyki i płacze ich dzieci i żon, które trzymając dziatki na ręku, zaklinały ich, aby nie osierocali i nie poświęcali tych niewinnych ofiar. Przejścia zaś tak bolesne nietylko często się ponawiały, lecz trwały niemal po całych dniach i nocach.

Marek i Marcelin opierali się dość silnie tak trudnym do zwalczenia pokusom: wylewali i oni łez nie mało, lecz przez długi czas mężny opór stawili, i co tylko im żywa wiara w życie przyszłe i w nagrody jakie tam czekają tych którzy do końca przy wyznaniu Chrystusa wytrwają, podać do ust mogła, tém odpowiadali na to co do nich rodzice, żony, dzieci, krewni lub przyjaciele mówili. Wszakże całe trzydzieści dni takich męczarni serca, znużyło już było świętych Męczenników. Męstwo ich chwiać się zaczęło. Zdawało się, że coraz czulszymi stają się na łzy i prośby, któremi ich ciągle oblegano. Sama ich powierzchowność objawiała jakiś smutek, milczenie w którém się już częściéj zamykali, łzy które obficie leli, wszystko to zdradzało, że w walce jaką toczą, może im zabraknąć męstwa. Na szczęście, spostrzegł to święty Sebastyan dowódca pierwszego oddziału gwardyi cesarskiéj, który ich codziennie widywał, a który i sam był potajemnie chrześcijaninem. W samę więc porę przybył im na pomoc, i jak to zwykł był robić z innymi chrześcijanami, gdy ich widział w męstwie zachwianych: „cóż to jest bracia moi, rzekł do nich, otoście już u kresu waszego chwalebnego zawodu, a zdaje się że płacz waszych dzieci i krewnych, jakby was cofał na téj drodze do nieba. Czyż łzy ich miałyby przygasić w sercach waszych płomień miłości Boga, i żywość waszéj wiary? Gdzież się podziało męstwo chrześcijańskie, któregoście na poniesionych mękach dowiedli? Czyż płacz niewiast i dzieci ma was pozbawić korony która już na głowie waszéj spoczywa? Czyż dla nierozstania się z ojcem i matką, z którymi prędzéj czy późnićj musicie się rozłączyć, wyrzeczecie się Boga, który i was i ich stworzył na to abyście w Nim na wieki żyli.” A potém zwracając się ku obecnym rodzicom, żonom i krewnym Świętych, przemówił do nich z takim zapałem o prawdziwości wiary chrześcijańskiéj, o najwyższém szczęściu oddania życia za Jezusa Chrystusa, i w tak żywém i poruszającém świetle, przedstawił im nagrody jakie w tamtém życiu czekają wytrwałych wyznawców Chrystusa, a z drugiéj strony straszne męki przeznaczone dla odstępców – nietylko utwierdził Marka i Marcelina w ich mężnéj wytrwałości, lecz prócz tego nawrócił do wiary świętéj Nikostrata, w którego domu to się działo, żonę jego nazwiskiem Zoę, a także i Trankwilina i Marcyą rodziców naszych Świętych, jako téż i ich żony.

Trudno wyobrazić sobie jak wielką i świętą radością przejęci zostali Marek i Marcelin, z pozyskania Panu Jezusowi tych najdroższych ich sercu osób, a przez co Pan Bóg nagradzał tu jeszcze na ziemi ich stałość w wierze. Święty Marek miał długą przemowę, w któréj zwracając się głównie do rodziców, do swojéj i brata swego żony, zachęcał ich do wytrwałości i upominał aby gotowymi byli na wszelkie próby, na jakie ich wiara, wśród trwającego prześladowania, narażoną być może. Wszyscy we łzach się rozpływali, lecz byłyto już tylko łzy żalu za grzechy popełnione gdy byli poganami i łzy wdzięczności Bogu że ich błędów pogańskich wyrwać raczył. Nikostrates nawet tak się okazał spragnionym zostania chrześcijaninem, że oświadczył, iż póty nic w usta nie weźmie, póki Chrztu świętego nie przyjmie, a więźniów swoich w tejże chwili na wolność wypuścił. Lecz Święci młodzieńcy, ze swojéj strony pragnąc pozyskać koronę męczeńską, nie chcieli korzystać z tego.

Tymczasem termin trzydziesto-dniowéj zwłoki, wyznaczony przez Chromazego Wielkorządcę, upływał. Wtedy sam Trankwilin udał się do niego aby mu zdać sprawę z tego co zaszło, poruczając się całkiem Bogu w przewidywaniu co go za to czeka. Lecz zastał już i Chromacego chrześcijaninem, który z tego powodu tylko co urząd swój złożył. Następcą jego był niejaki Fabian, człowiek okrutny i zawzięty wróg chrześcijan. Wznowił więc proces świętych Marka i Marcelina, i wskazał ich na przybicie gwoździami za ręce i nogi do słupa.

Gdy wyrok ten spełniono na publicznym placu, przybył tam i Fabian, a zbliżywszy się do rusztowania na którém rozpięto Świętych, zawołał: „Możecie jeszcze życie sobie uratować: wyrzeczcie się wiary waszéj, a każę was zdjąć i wolnymi puszczę. Nie przedłużajcie więc męki swojéj.” Lecz na to odpowiedzieli mu oni: „Nigdyśmy tak roskosznie nie biesiadowali jak teraz gdy chętnie te męki ponosimy dla Jezusa Chrystusa, z którego miłości tu przybici jesteśmy. Oby nam cierpieć dał tak długo, dopóki tém skazitelném ciałem przyodziani jesteśmy.” Tyran odszedł, i tak rozpiętych pozostawił. Przetrwali w téj męce cały dzień i noc następną, a niezachwiani w wierze i męstwie, nie tracąc ani na chwilę swobody ducha, głośno na przemian odmawiali Psalmy, a najczęściéj powtarzali poczynający się od tych słów: O jako dobra i jako wdzięczna rzecz mieszkać braciom wspólnie 1.

Nazajutrz Fabian dowiedziawszy się że jeszcze żyją, kazał przeszyć ich dzidami. Spełniono ten wyrok, a Święci wymawiając głośno przenajświętsze imiona Jezusa i Maryi, oddali Bogu ducha dnia 18 Czerwca roku Pańskiego 286. Ciała ich pochowano najprzód przy drodze Ardeatyńskiéj, za Grzegorza zaś VIII roku 1582, wraz z ciałem Świętego Trankwilina ich ojca także umęczonego, przeniesione one zostały do kościoła świętych Kosmy i Damiana.

Pożytek duchowny

Podziwiając tych świętych Męczenników męstwo, którego dowiedli nietylko w przeniesieniu wielkich męczarni, lecz oraz i w opieraniu się namowom rodziców i krewnych, którzy ich do zaparcia się Chrystnsa przywieść chcieli, postanów mężny stawić opór wszelkim wpływom odwodzącym cię od tego czego po tobie domaga się Pan Bóg, chociażby wpływy takowe pochodziły od najdroższych ci osób.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy, Wszechmogący Boże, abyśmy obchodząc pamiątkę męczeńskiéj śmierci świętych Marka i Marcelina, od wszelkich szkód grożących duszom naszym, za ich wstawieniem się, uwolnieni byli. Przez Pana na szego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 501–503.

Footnotes:

1

Psalm CXXXII. 1.

Tags: św Marek i Marcelin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Sebastian męstwo św Trankwilin Psalmy
2020-06-17

Św. Hermany Kuzę (Cousin), Pasterki

Żyła około roku Pańskiego 1601.

(Żywot ten wyjęty jest z jéj Bulli kanonizacyjnej.)

Święta Hermana urodziła się w małéj wiosce Pibrak (Pibrac) w dyecezyi Tuluzkiéj, w południowéj Francyi położonéj. Ojcem jéj był ubogi rolnik nazwiskiem Wawrzyniec Kuzę (Cousin), a matka miała imię Maryanna. Hermana od urodzenia miała prawą rękę bezwładną, która była jakby uschniętą, a w dzieciństwie dotknięta chorobą szkrofuliczną, już z niéj nigdy wyleczoną nie została. Matka jéj bardzo pobożna kobieta, i w córeczce swojéj też uczucia zaszczepiała i rozwijała od lat najmłodszych. Uczyła ją cierpienia jakie Pan Bóg na nią zsyłał Jemu ofiarować, a zapatrując się na to co cierpiał Pan Jezus z miłości ku nam, i z miłości ku Niemu znosić nasze krzyże chętnie: lecz przedewszystkiém uczyła ją kochać Matkę Bożą i do Niéj we wszelkich potrzebach się uciekać. Jak téż od samego dzieciństwa, tak i przez całe życie, święta Hermana wielkie miała do przenajświętszéj Panny nabożeństwo.

Lecz niedługo zostawała pod czułą i tak potrzebną każdemu dziecku, a cóż dopiéro dotkniętemu kalectwem, opieką matki. Zaledwie miała lat kilka gdy ją straciła, a ojciec drugą żonę pojął, wdowę która miała kilkoro dzieci z pierwszego małżeństwa.

Macocha Hermany była to kobieta bardzo niedobra obchodziła się z nią najgorzéj; przeznaczyła ją do usług około swoich dzieci, które były nadzwyczaj kapryśne i ciągle na nią skarżyły, chociaż ze swéj strony starała się ona jak tylko mogła we wszystkiém im dogadzać, Ojciec człowiek słabego charakteru i zawojoWany przez żonę, pozwalał na wszystko, i nawet pod wpływem macoszynych uprzedzeń do Hermany, i sam stał się dla niéj bardzo ostrym. Święta dziewczynka znosiła te dotkliwe przykrości z przedziwną cierpliwością, i czasem tylko płakała skrycie na modlitwie, prosząc Pana Boga aby jéj dawał coraz większą łaskę do znoszenia jak najcierpliwiéj, a nawet chętnie dla Jego miłości, wszystkich upokorzeń jakie ją spotykały. Łaski téż takowéj nie szczędził jéj Pan Jezus. Nikt jéj nie słyszał uskarżającą się, nikt nawet zachmurzoną nie widział, i zdawało się patrząc na nią, że jest bardzo szczęśliwa z ostatniego miejsca jakie jéj pozostawiono w domu; i że ją z grona rodzinnego prawie zupełnie wykluczono. Służyła wszystkim z całego serca, i chociaż kaleczka i prawie ciągle chora, tak była czynną, pracowitą i zręczną, że obcy ludzie patrząc na nią mawiali, iż mała ta dziewczynka za dwie dobre sługi wystarcza.

Takie jéj postępowanie, nie tylko nie zjednało jéj serca niepoczciwéj macochy, lecz ją jeszcze gorzéj przeciw niéj rozdrażniało. Ciągle to na nią zrzędziła, to obelżywie ją łajała, a często i biła. W końcu aby o ile możności pozbyć się jéj z domu, gdy podrosła, przeznaczyła ją do pasania trzody w polu. Wysyłała ją tam na cały dzień od rana do wieczora, i to, według zwyczaju południowych krajów zimą i latem. Na całodzienny posiłek dawała jéj kawałek suchego chleba, który Hermana zabierała z sobą w pole; a na mieszkanie to jest na nocleg gdy wracała z pola, przeznaczyła jéj stary i zanieczyszczony chlewek, mający wszystkiego pięć stóp objętości, w którym i latem i zimą nocowywała. Ileż to razy zmoczona od deszczu, na który cały dzień wystawioną była, albo zziębnięta od mrozu i śniegu, nie mając odzienia ani obuwia do przemiany, wracała późno wieczorem Hermana z trzodą, a nie mogąc nawet pokazać się w chacie, szła na noc do swojéj nory wilgotnéj, w któréj na posłanie i okrycie miała tylko trochę słomy przegniłéj. I tak spędziła nie rok jeden, nie lat kilka, lecz całą swoję młodość: to jest całe swoje życie, bo bardzo młodą umarła.

Lecz wśród takich ucisków i krzywd jakie ją od ludzi spotkały, Pan Bóg, o ile jej odjął był wszelkich pociech doczesnych, o tyle obsypywał ją pociechami niebieskiemi. Całe jéj życie tak smutne w oczach ludzi, było jakby ciągłą gorącą modlitwą, wśród któréj przez większą część dnia i nocy nawet zatapiała się w wyższe stany bogomyślności, i wpadała w zachwycenia, w których tu już na ziemi zakosztowują dusze wybrane radości niebieskich.

Oto jaki był tryb jéj życia zwykły: O świcie wyszedłszy w pole i rozmieściwszy trzódkę swoję na właściwych pastwiskach, zawieszała sobie u drzewa, albo jeśli na łące była u swojego kija pasterskiego, medalik przenajświętszéj Panny który miała jeszcze od matki, i przed nim długo się modliła. Jużto odmawiała Różaniec, lub inne modlitwy ustne, już samą myślą i sercem wznosiła się do Nieba, i wtedy często w długie zachwycenie wpadała. Jak tylko posłyszała że w kościołku wiejskim dzwonią na Mszę świętą, udawała się na nią, zostawiając wśród trzody kijek swój zatknięty, a po powrócie znachodziła bydełko tak się go pilnujące wiernie, jakby sama była przy niém nieodstępnie. Dopiéro około zachodu słońca brała swój nędzny posiłek: to jest zjadała trochę chleba przyniesionego z domu, i piła wodę ze źródła. Wieczorem wracała do damu, albo raczéj do swojego chlewka, i w nim znowu dwie albo trzy godziny tylko przespawszy, resztę nocy spędzała na rozmowie z Bogiem. W każdą niedzielę i święto spowiadała się i do Komunii świętéj przystępowała, a sam jéj widok wtedy pobudzał drugich do nabożenstwa.

Sama tak uboga, jeszcze umiała wspierać biednych. Bardzo często albo ujmowała sobie chleba, albo go cały dzień nie jadła wcale, aby so oddać biednemu.

W ciągu dnia zgromadzała małe dzieci paszące bydło w polu, i uczyła je katechizmu, którego doskonale wyuczona była i od matki, i z kazań których pilnie słuchała w kościele. Resztę czasu spędzała znowu na modlitwie, na któréj wielkie łaski i pociechy niebieskie odbierała. Zdarzyło się kilka razy, że gdy potok rozdzielający wioskę Pibrak od pola, wezbrał był tak że na drugą stronę nikt dostać się nie mógł, nasza Święta udając się do kościoła, przeżegnawszy się przebywała go idąc po wierzchu wody. Żaden wilk nie tknął nigdy jéj trzódki, a ta znowu tak jéj była posłuszną, że gdy ją pozostawiała samą, nie ruszałą się daléj nad miejsce które jéj laseczką swoją zakreśliła.

Razu pewnego, a było to wśród zimy, Hermana wychodząc z domu, zabrała była z kuchni kilka kawałków porzuconego tam bardzo suchego chleba. Miała zamiar sama poprzestać na tak lichym posiłku, aby chleb który dostała dla siebie, oddać pewnój ubogiéj kobiecie. Spostrzegłszy to macocha po jéj odejściu, wpadła w złość największą i z kijem w ręku pogoniła za nią, aby jéj te okruszyny odebrać i kijem ją obić. Dwóch wieśniaków spotkawszy ją i widząc w jakim celu śpieszy, udali się za nią aby obronić biedną dziewczynę, nad któréj losem wszyscy się litowali. Gdy ją dogonili a macocha kazała jéj pokazać co niesie w fartuszku, w miejscu kawałków chleba, znalazły się prześliczne i świeże kwiaty. Zdziwił ten cud świadków tego zdarzenia, którzy wróciwszy do wioski, rozpowiedzieli go wszystkim. Od téj pory nie tylko wszyscy poczytywali ją za Świętą, lecz i ojciec jéj nie pozwolił już żonie pastwić sję dłużéj nad nią. Chciał aby Hermana przestała paść trzodę, aby z inném rodzeństwem zajęła miejsce w domu i aby już nie mieszkała w chlewku smrodliwym. Lecz Święta tak się już była rozmiłowała w tych wszystkich swoich umartwieniach, i tyle w zamian za nie odebrała od Boga łask i pociech, że rzuciwszy się do nóg ojcu, uprosiła u niego aby w jéj spoobie życia żadnéj zmiany nie wprowadzano. Wawrzyniec uległ jéj usilnym prośbom.

Wkrótce potém, pewnego poranku, późniéj niż zwykle nie widząc wychodzącej z trzódką Hermany, poszedł do jéj chlewka, i znalazł ją bez życia, leżącą z rękoma na krzyż złożonemi i z przedziwnéj łagodności uśmiechem na ustach. Wziął ją był już Pan Bóg do Siebie. Umarła w miesiącu Czerwcu, roku Pańskiego 1601, mając lat dwadzieścia dwa.

Słynącą licznemi i wielkiemi cudami po śmierci, ojciec święty Pius IX, najprzód Błogosławioną oglosił, a w roku 1867 przy obchodzie ośmnastej setnicy męczeństwa świętego Piotra, uroczyście ją ukanonizował.

Pożytek duchowny

Przy kanonizacyi świętéj Hermany, tak przemówił Papież Pius IX: „Przez tryumf jaki odnosi w téj chwili ta pokorna pasterka, Pan Bóg chce nam dać naukę najpotrzebniejszą za naszych czasów. Jakoż, gdy wszyscy gonią za bogactwami, uciechami i wywyższeniem się, najpotrzebniejszém jest przedstawić do czci powszechnéj i jako wzór do naśladowania, życie uświęcone ubóstwem, cierpieniem i wzgardą świata.” — Weź ztąd potrzebną i dla siebie naukę.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który wywyższasz pokornych, a tak uświetnić raczyłeś miłość bliżniego i cierpliwość błogosławionéj dziewicy Hermany, daj nam za jéj wstawieniem się i zasługami, cierpliwie znosić nasze krzyże, i przez to dojść do doskonałego miłowania Ciebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 498–500.

Tags: św Hermana Cousin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wytrwałość jałmużna ubóstwo pokora
2020-06-16

Św. Jana Franciszka Regis, z Towarzystwa Jezusowego

Żył około roku Pańskiego 1640.

(Żywot jego był napisany przez Ojca Dobentona, tegoż Zgromadzenia kapłana i towarzysza jego prac apostolskich.)

Święty Jan Franciszek przyszedł na świat w małéj wiosce Fąkuwert (Fon-courerte), w dyecezyi, Narboneńskiéj we Francyi, roku Pańskiego 1597, z rodziców zamożnych, szlacheckiego rodu i bardzo bogobojnych. Ojciec jego nazywał się Jan Reżi (Regis), matka Magdalena Dari. Wychowany był w kolegium Jezuickiém w mieście Bezier. Od lat najmłodszych odznaczał się wielką pobożnością, i szczególnym do Matki Bożéj i Anioła Stróża nabożeństwem. Gdy jeszcze był w szkołach, przewidzieć można było czém będzie na przyszłość. Pomiędzy uczniami założył Bractwo pobożne, do którego każdy z należących późniéj całe życie pamiętał, jak zbawienne dawał im wtedy młodziutki Franciszek nauki. Ukończywszy szkoły, zamyślał wstąpić do towarzystwa Jezusowego, lecz przez pewien czas to odwlekał. Zapadłszy w ciężką chorobę, z któréj prawie cudem był wyleczony, już się dłużéj nie wahał. Wstąpił do nowicyatu w Tuluzie, mając lat dziewiętnaście. Tam już wiódł życie tak świątobliwe i tak umartwione, że nazywano go Aniolem klasztoru w którym przebywał, i towarzysze jego mawiali, iż brat Franciszek najzawziętszym jest wrogiem swojego własnego ciała.

Po ukończeniu nauk teologieznych, i pełniąc przez lat kilka obowiązki profesora w szkołach Jezuickich, wyświęcony został na kapłana roku 1630. Byłto piętnasty rok pobytu jego w zgromadzeniu ojców Jezuitów, odbył więc powtórny nowicyat przepisany przez ich Regułę, poczém przeznaczony został na różne prace apostolskie, którym oddając się, wyrównał największym Świętym. Najprzód wysłany był do Tuluzy, o co sam prosił przełożonych gdyż tam panowało morowe powietrze. W mieście tém, z największém narażeniem się oddając usługi chorym i odbywając misyą, przebył kilka miesięcy, dopóki klęska ta nie ustała.

Ztamtąd wysłany został także na misyą do swego rodzinnego kraju. Zdarzyło się, iż dnia pewnego, gdy na własnych barkach niósł siennik dla biednego chorego, spotkany na ulicy przez pijanych żołnierzy, wyśmiany i znieważony został. Bracia jego rodzeni, zamożni panowie téj okolicy, robili mu z tego powodu wyrzuty, że przez takowe, jak je nazywali dziwaczne postępowanie, ściąga na ich ród cały niesławę. „Mylicie się moi drodzy, odrzekł im Franciszek, służyć ubogim chorym, jestto prawdziwym zaszczytem, a jeszcze większym gdy kogo z tego powodu obelga spotyka.” Przebywszy tam czas pewien, a najzbawienniéj wpłynąwszy na całą ludność przez swoję misyą, przeznaczony został na kaznodzieję do Montpellier. W mieście tém podobnież, pracom jego Pan Bóg pobłogosławił z których tém obfitsze zbierał owoce że było to w porze zimowéj, kiedy lud wiejski, wolniejszy od praicy, tém gromadniéj mógł zbierać się na jego nauki.

Ztamiąd wysłano go w góry Wiwaryjskie, gdzie na wycieczkach apostolskich całe trzy lata przebył. Zastał tam lud bardzo pod względem religijnym zaniedbany i w obyczająch zepsuty. Za jego niezmordowaną pracą, cała ta kraina inną przybrała postać. Nie tylko wykorzenił pomiędzy mieszkańcami, wszelkiego rodzaju, a bardzo rozpowszechnione, występki, lecz rozbudził w nich ducha pobożności, i wzwyczaił do częstego przystępowania do Sakramentów świętych. Pewna pani, wielkie w tych okolicach posiadająca włości, była luterką, lecz pomimo tego bardzo dobroczynną. Przez to téż właśnie nie dobry wpływ wywierała na wiernych, a powagą jakiéj używała, swoich współWyznawców utwierdzała w błędach. Święty Franciszek udał się do niéj, a gdy zdziwiona jego przybyciem zapytała go w jaki m celu do niéj przybywa, Święty wręcz jéj powiedział. „Przychodzę aby duszę twoję uratować.” — „Niechże mnie Bóg broni abym ją miała utracić” odrzekła ta pani. — „Trzeba więc zostać katoliczką” powiedział Franciszek. Na co znowu luterka: „To jest trzeba żebym się wyrzekła mojéj religii!” i po chwili przydała: „Rzecz dziwna, nigdym o tém nie myślała, lecz teraz doznaję jakiegoś wewnętrznego natchnienia, z którego sprawy zdać sobie nie mogę, a którego jednak odrzucić nie jestem w stanie. Chcę więc zostać katoliczką, wyucz mnie tego co potrzebném jest dla przejścia do waszego Kościoła.” Jakoż, wkrótce zrobiła wyznanie wiary, a za jéj przykładem wielu odszczepieńców na łono Kościoła wróciło.

Z prowincyi Wiwaryjskiéi do wielu innych miejsc, dla odbywania misyi, posyłali przełożeni Franciszka, a szczególnie w różne góry, gdzie lud więcéj zaniedbany i zdziczały prawie, szczególniejszéj potrzebował uprawy, i tak nadzwyczajnego, jakiém się on właśnie odznaczał, poświęcenia kapłańskiego. Wszędzie najobfitsze łaski zsyłał Pan Bóg na kraje które apostołował, gdyż jego naukom i wszelkiego rodzaju obsługom duchownym, dodawała najbardziéj siły i skuteczności świątobliwość jego życia, Kto na niego patrzał, pojąć nie mógł jak wystarczał tylu pracom, a oraz jak ciało jego nie upadało od nadzwyczajnych umartwień jakiemi je trapił. Zwykle jadał tylko trochę chleba i mleka, albo jarzyny gotowanéj bez żadnéj zaprawy. Często dzień cały zajęty w konfesyonale, na kazalnicy i przy łóżku chorych, w wieeczór dopiéro brał ten nędzny posiłek. Sypiał zwykle dwie albo trzy godziny tylko. Resztę nocy spędzał na odmawianiu pacierzy kapłańskich i innych modlitw, przy których codziennie biczował się do krwi. Pod sutanną nosił zawsze ostrą włosiennicę. Cały zaś dzień od rana do późnej nocy, poświęcał słuchaniu spowiedzi, miewaniu nauk, nawiedzaniu chorych i nauczaniu katechizmu dzieci. Lud téż czcił go jak Świętego, i garnął się do niego wielkiemi gromadami. Zdarzało się, iż po całodziennéj ciężkiéj pracy, gdy już miał wracać późno wieczorem do mieszkania, nadciągały nowe kompanie. Wtedy Święty zatrzymywał się, i nieraz do północy zajęty był dawaniem im nauk i słuchaniem spowiedzi.

Gdy w niektórych porach roku, Francjszek przebywał w klasztorze swojego Zakonu, i tam odbywał jakby ciągłą misyą. Wszędzie gdzie pewien czas się zatrzymywał, zakładał Bractwa miłosierne, urządzał spichrze i składy odzienia, i potrzebnych sprzętów przeznaczonych dla ubogich. Kilkakrotnie zdarzało się, iż podczas panującego głodu, gdy w składach jego zabrakło zupełnie zboża, na jego modlitwę napełniały się one cudownie; a w mieście Piui przez jednę zimę, trzy razy tym sposobem wypróżniony spichrz, trzy razy został nanowo napełniony.

Szczególną litość jego, obudzały także nieszczęsne kobiety nierządnemu życiu oddane. Nawrócił ich wielką liczbę, i założył dla nich dom przytułku, w którym wiodąc życie pokutne, ustalały się w poprawie. Razu pewnego, trzech rozpustników za to właśnie zawziętych na niego, umyśliło go zamordować, i w tym celu przybywszy do klasztoru, pod udanym pozorem wywoływali Franciszka, Braciszek będący przy furcie, z saméj powierzchowności przychodniów domyślając się złych z ich strony zamiarów, ostrzegł o tém Świętego. „Wiem po co przychodzą, rzekł on do niego, jednak wpuść ich do kościoła.” Sam zaś poszedł do nich, i oświadczając im iż wie że na życie jego czyhają, przydał: „Lecz mnie nie o moje życie chodzi, ale o wasze dusze, i wyszedłem do was, aby je uratować. Nie odmówcie mi przeto téj łaski.” To mówiąc rzucił się im na szyję, i ściskając ze łzami powtarzał tęż prośbę. Zbrodniarze ci tak tém wzruszeni zostali, że upadli mu do nóg, i jeden z nich zaraz, a dwaj drudzy nazajutrz, spowiedź z całego życia przed nim uczynili. Prócz tego zdarzenia, w kilku innych, podobnież z wielkiego niebezpieczeństwa, na które wiedząc nawet o niém narażał się dla dobra bliźniego, cudownie wybawionym został.

Przez trzy ostatnie lata życia swojego, pracował nasz Święty w mieście Piui i w departamencie Welejskim, gdzie wielu uwikłanych w kalwińskie błędy nawrócił. Gdy w Mątfokonie (Montfaucon) wybuchło morowe powietrze, uprosił znowu u przełożonych aby go do tego miasta posłano. Tam przepędził kilka miesięcy, wielu dotkniętych powietrzem znakiem krzyża uzdrowił, a odchodząc trzy razy przeżegnał miasto, zapowiadając iż w trzy dni klęska ta ustanie, co téż i nastąpiło.

W roku 1640 wśród zimy, odprawił ostatnią swoję misyą w małéj wiosce Luwerk (Louvere) na szczycie gór położonéj. W wigilią Bożego Narodzenia zapadł na zdrowiu, w skutek przeziębienia się w kościele. Nazajutrz miał jeszcze trzy kazania, i szedł do konfesyonału, kiedy omdlawszy upadł. Zaniesiono go. do mieszkania, bardzo chorego na zapalenie płuc. Gdy się choroba wzmogła, przyjął ostatnie Sakramenta święte, po których okazał mu się Pan Jezus i przenajświętsza Marya Panna. Wkrótce potém wzniósł oczy do Nieba i wyraźnym głosem powtórzywszy te słowa: „Jezu Chryste Zbawco mój! w ręce Twoje duszę moję oddaję”, zasnął spokojnie w Panu, mając lat czterdzieści trzy. W poczet Świętych wpisany został, za staraniem królów Francuzkiego i Hiszpańskiego, przez Klemensa XII, roku 1727.

Pożytek duchowny

Ile to pracy i trudów podjął święty Jan Franciszek dla miłości bliźniego! na ile w tym celu narażał się niebezpieczeństw! Porównaj z tém twoję obojętność w tym względzie, a zrób szczere postanowienie wierniéj odtąd spełniać uczynki miłości chrześcijańskiéj. Patrz czy przeciw téj onocie nie zawiniasz z tymi nawet, względem których ściśle i szczególnie cię ona obowiąznuje, i dla tego wymagać może od ciebie i pewnego poświęcenia.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Jana Franciszka wyznawcę Twojego, obdarzył przedziwną miłością bliźniego, i mężną wytrwałością w ponoszeniu ciężkich trudów dla ich zbawienia, spraw z miłosierdzia Twojego, abyśmy za jego przykładem i pośrednictwem, dostąpili nagrody życia wiecznego. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 495–497.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 496

Uznaj Czytelniku, jak wielkie znaczenie mieć musi dusza człowieka, kiedy św. Franciszek tyle sobie zadawał pracy i starań dla zbawienia bliźnich. Całe swoje życie wystawiał się na troski i umartwienia, aby własną duszę tak przygotować, iżby była godna oglądać Zbawiciela w Niebie. A ty co czynisz, aby duszę ratować od potępienia? Prawda, że nie każdy z nas może kazać i słuchać spowiedzi, ale czyż nie każdy może pielęgnować bliźnich w chorobie lub ubogim dawać jałmużnę?

Nie każdy z nas może odbywać misje, ale zato każdy może naśladować świętego Franciszka w jego łagodności, pokorze, czystości serca, a przede wszystkim w miłości i ufności w Bogu.

Najpewniejszym środkiem do osiągnięcia tego celu jest cześć Sakramentu Ołtarza i częste przystępowanie do Stołu Pańskiego. Dokądkolwiek się udasz, jeśli na swej drodze znajdziesz kościół, nie omijaj go, ale wstępuj doń chętnie i tam przed wielkim ołtarzem uklęknij chociaż na chwilę, wzbudź w sobie szczerą pobożność i zmów modlitwę, tudzież rozważaj tajemnice tego świętego ołtarza. Wkrótce uczujesz, jak błogie uczucie wieje z serca twego, jak będzie się w nim wzmagać miłość do Jezusa Chrystusa, a pogarda dla znikomości świata doczesnego. Zaczerpnij tylko raz tego błogiego uczucia, a przekonasz się, jak ci słodko będzie żyć tak nadal aż do końca dni twoich.

Tags: św Jan Franciszek Regis „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie herezja ekumenizm zaraza
2020-06-15

Św. Wita, Modesta i Krescencyi, Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 363.

(Żywot ich wyjęty jest ze starych ksiąg męczeńskich kościoła Rzymskiego, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Wit rodem z Sycylii, był synem bogatego i znakomitego obywatela téj wyspy, nazwiskiem Hylas. Przyszedł na świat w drugiéj połowie wieku trzeciego. Rodzice jego byli poganami, lecz szczęściem dla niego miał sobie przydanego domowego nąuczyciela Modesta, chrześcijanina, który i ucznia swojego do wiary świętéj przywiódł. Wit miał zaledwie lat dwanaście, kiedy już zasłynął ze swojéj pobożności i uczynków miłosierdzia. Był podówczas Wielkorządcą w Sycylii Waleryan, który gdy za panowania cesarzów Dyoklecyana i Maksymina wszczęło się prześladowanie chrześcijan, zawezwał do siebie Hylasa, i zagroził mu śmiercią syna, jeśli ten wyrzekłszy się Chrystusa Pana, nie odda publicznie czci bożkom pogańskim. Hylas, który bardzo kochał Wita, przyzwał go do siebie i rzekł do niego: „Cóżto ja dowiaduję się moje dziecko: mówią mi że i ciebie chrześcijanie oczarowali. Czyżby to być mogło abyś ty szaleństwo posuwał aż do tego stopnia, żebyś Żyda zawieszonego na krzyżu, czcił jak Boga, a przez to i gniew cesarzów ściągnął na siebie, i rodzinie naszéj taki wstyd przynosił?” A mówiąc to uściskał go i rozpłakał się. — „Mylisz się ojcze najdroższy, odpowiedział mu Święty, śmierć Jezusa Chrystusa na krzyżu, wydaje się szaleństwem tylko w oczach pogan, a jest najwyższą tajemnicą wiary prawdziwéj. Gdy człowiek, nędzne stworzenie, grzechem obraził Boga najwyższę istotę, konieczném było aby Bóg stawszy się człowiekiem, przywrócił ludzi do łaski Bożéj. Żadne bowiem inne zadośćuczynienie za to dostateczném być nie mogło. A ja nietylko wstydu rodzinie mojéj nie robię będąc chrześcijaninem, lecz jéj zaszczyt przynoszę.” Po odpowiedzi tak stanowczéj Hylas więcej nie nalegał.

Lecz gdy Pan Bóg przez tego małego chłopczynę wielkie cuda czynił, tak że na jego modlitwę kilku ślepych wzrok odzyskało, a wielu chorych, których przeżegnał, wyzdrowiało, doniesiono o tém Wielkorządcy Waleryanowi. Ten jak to zwykle robili poganie, przypisał to czarnoksięstwu, a przyzwawszy powtórnie Hylasa rzekł do niego w gniewie: „Ostrzegałem cię że syn twój jest chrześcijaninem, i spodziewałem się że sam go wyrwiesz z téj sekty: a teraz dowiadują się żeś tego nie uczynił, i że prócz tego jest on wielkim czarnoksiężnikiem. Każę więc stawić go przed moim trybunałem, a ty bądź temu obecny. Jeśli mnie nie usłucha, srogiéj poddam go karze."

Gdy przyprowadzono Wita, Wielkorzędca najprzód łagodnie w te odezwał się do niego słowa: „Dla czego moje dziecię, nie widuję cię w naszych świątyniach, kiedy bogom składamy ofiary? Czy nie wiesz że cesarze wskazali na najstraszniejsze męki wszystkich chrześcijan?” Na to dwunastoletni chłopaczek, nie okazując najmniejszéj obawy, tak mu odpowiedział: „Wiem o tém, dostojny panie, bo i sam bywałem obecny okrutnym mękom chrześcijan i podziwiałem ich stałość. Lecz dla czegoż wymagają po nas, abyśmy bryłom marmuru, albo kawałkom drzewa, oddawali cześć, która się Samemu Bogu należy? Oświadczam téż, że prócz tego Boga prawdziwego, nikomu innemu ofiary składać nie będę, bo więcéj nad Niego Bogów nie ma.” Usłyszawszy to Hylas, zaczął rozwodzić się w rozpaczliwych skargach, wołając: że jedynego syna swojego postrada. „Nie postradasz mnie, drogi ojcze, odpowiedział mu na to Wit święty, gdyż ja oddając życie moje za Jezusa Chrystusa, żyć będę na wieki, w społeczności Świętych.” Waleryan zdziwiony był wprawdzie roztropnością i odwagą tak młodego chłopca, lecz wierny swojemu okrutnemu posłannictwu, kazał go bez miłosierdzia chłostać przez katów. Po zadaniu mu téj męki, znowu pochlebnemi probował kusić go słowami, lecz napróżno. „Raz już powiedziałem, rzekł młodzieniec, że prócz Bogu mojemu Jezusowi Chrystusowi, żadnemu innemu czci nie oddam.” Po téj odpowiedzi Waleryan kazał wziąść Wita na tortury, a w chwili gdy go męczyć zaczęli, katom ręce pousychały, i sam Waleryan zawołał, iż w jednéj ręce władzę utracił. Co widząc i słysząc Hylas rzekł: „Teraz i ja przekonany jestem, że syn mój jest czarnoksiężnikiem.” — „Nie jestem czarnoksiężnikiem, odpowiedział Święty, lecz sługą Chrystusowym, który jak umarłych ożywiał, tak i rękę Wielkorządcy uleczyć może.” — „Niech się tak stanie, powiedział Waleryan, a przekonam się że Bóg którego wyznajesz jest Bogiem prawdziwym.” Wtedy Wit podniosłszy ręce do góry, tak się zaczął modlić: „Panie Jezu Chryste! dla tych którzy tu stoją, aby w Ciebie uwierzyli, proszę ulecz tę rękę!” i wnet zleczoną została. Wielkorządca oddał Wita ojcu mówiąc: „Weź go do domu i sam go nakłoń, aby bożkom ofiarę czynił.” Ojciec zaprowadziwszy syna do siebie, wszelkięmi sposobami usiłował odwieść go od wiary świętéj, a przyciągnąć do pogaństwa. Widząc iż najsurowsze środki nie pomagały, uciekł się do innych aby go niemi przynęcić. Wyprawiał dla niego biesiady, nasyłał niewiasty, otoczył go pochlebcami, zbytkami, a wszystko to w celu, aby go zepsuć i tém łatwićj od Chrystusa oderwać. Święty Wit, jak nie uległ mękom zadanym mu przez tyrana, tak i tym pokusom przez szatana wymyślanym mężny dawał opór, ciągle powtarzając: „Panie! nie dajże mi w te znowu uwikłać się sidła; niech duch piekielny zwodziciel, który mnie chce niemi zgubić, pohańbiony zostanie.”

Widząc ojciec iż nic i tym sposobem wskórać nie może, uwięził Wita; a razu pewnego, przez otwór który był w ścianie, przypatrując się co on robi, ujrzał go w gronie Aniołów, któryto widok tak go olśnił, że w tejże chwili wzrok stracił. Doradzono mu aby poszedł do świątyni Jowisza, i składając tam ofiarę, prosił o uzdrowienie. Uczynił to, lecz gdy zamiast przywrócenia wzroku, dostał jeszcze i strasznego bolu w oczach, pośpieszył do syna i błagał go aby on mu u Pana Boga uzdrowienie wyjednał. Wit uczynił to niezwłocznie, prosząc tylko ojca, aby gdy wzrok odzyska, został chrześcijaninem. Potém pomodlił się i Hylas przejrzał, lecz pomimo tego okrutniéj jeszcze z synem zaczął się obchodzić, a nawet postanowił go zgładzić. Wtedy Modest, ów jego nauczyciel który go był nawrócił, z mamką jego Krescencyą także chrześcijanką, wykradli Wita z więzienia w którém go ojciec trzymał, i uchodząc, schronili się we Włoszech, na jednéj z dolin przy rzece Padwie.

Tam gdy przebywali, a Wit opowiadał Chrystusa, wielu nawracał, i cuda wielkie czynił, córkę Dyoklecyana cesarza, zły duch opętał i wołał przez nią, że ją nikt nie uleczy jedno Wit, znajdujący się na takiéj a takiéj dolinie przy rzece Padwie. Posłał po niego Cesarz natychmiast, przywieziono go razem z Modestem i Krescencyą, i skoro wszedł do pokoju gdzie była cesarzówna, zły duch ją opuścił. Dyoklecyan chciał zatrzymać na dworze swoim Wita, lecz dowiedziawszy się że był chrześcijaninem, najprzód różnemi łagodnemi sposobami, a potém zagrożeniem mąk i śmierci, domagał się aby wiary odstąpił. Gdy tego uczynić nie chciał, wraz z Modestem i Krescencyą okutego w kajdany, do więzienia wtrącić kazał i głodem morzyć. Tam nocy jednéj wstrzęsło się całe więzienie, a to miejsce gdzie trzymani byli Święci, napełniła światłość niebieska, na co wszyscy strażnicy patrzyli.

W dni kilka, za wyrokiem cesarza, więźniowie skazani zostali na męki. Spostrzegłszy Wit że stary Modest nieco się lękał, rzekł do niego: „Nie bój się ojcze, bądź do końca mężnym, za chwilę czeka nas korona wiekuista.” Ponieważ cesarz wiedział jak już przedtém Wit w poniesionych mękach wytrwałym się okazał, więc przygotowawszy ogromny kocioł napełniony smołą, gdy ta od podnieconego ognia zawrzała, kazał weń wrzucić Świętego wraz z jego towarzyszami. Widziano jak wzburzona od kipienia smoła, miotała Świętymi, lecz po chwili zstąpił Anioł, zagasił ogień a Wit stanąwszy w środku kotła wołał: „Dziękuję ci cesarzu za tę miłą kąpiel, którąś nam przyrządził.” Na cud takowy lud krzyknął: „Wielkim jest Bóg chrześcijański” a młodzieniec wyskoczywszy z kotła, stanął przed Dyoklecyanem i rzekł: „Czyż takie widząc cuda Cesarzu, i ty w Boga prawdziwego nie uwierzysz?”

Lecz Dyoklecyan głuchy na to wszystko, kazał na świętych Męczenników lwa zgłodniałego wypuścić. Wyleciał ten z klatki ze strasznym rykiem, ale zbliżywszy się do nich, położył się u nóg Wita, lizać je począł, a on do Dyoklecyana: „Oto zwierzę dzikie uznaje Boga chrześcijańskiego, a ty rozumem obdarzony nie chcesz uwierzyć w Niego!” Co usłyszawszy Cesarz, dał znak gotowym oprawcom aby porwali Świętych na tortury, i męczyli ich aż do zadania im śmierci. Darli ich ciała kaci hakami, już odkryte wnętrzności widzieć można było; lecz w tejże chwili dało się czuć tak straszne trzęsienie ziemi, że kilka świątyń pogańskich obaliło się, i powstała okropna burza z błyskawicami i piorunami, z których jeden padł przed trybunałem na którym zasiadał Dyoklecyan. Lud wszystek i on sam przerażeni uszli z placu, a oto znowu zstąpił Anioł z nieba i Wita, Modesta i Krescencyą podniosłszy zdrowych z rusztowania na którém ich męczono, uniósł nad rzekę Po, na tęż dolinę z któréj ich Cesarz kazał był sprowadzić. Skoro się tam znaleźli, żal się im zrobiło że ich śmierć w męczeństwie nie spotkała, i uklęknąwszy prosili Pana Jezusa aby ich téj zasługi nie pozbawiał. Wysłuchał ich Pan Bóg, i w tejże chwili pomarli. Stało się to 15 Czerwca, roku Pańskiego 363.

Pożytek duchowny

Przedziwne sprawy świętych Męczenników których żywot na dzień dzisiejszy przypada, niech cię pobudzą do uwielbienia Boga w Jego cudach, które On dla tego przy śmierci Swoich wyznawców za wiarę ginących często ponawiał, aby nas w niéj utwierdzić. Lecz pomnij że Pan Bóg chce abyśmy nie tylko mieli wiarę, lęcz i postępki nasze do jej przepisów stosowali.

Modlitwa (kościelna)

Daj nam, prosimy Cię Panie, za pośrednictwem świętych Męczenników Twoich Wita, Modesta i Krescencyi, nie wbijać się w pychę, lecz w miłéj Tobie cnocie pokory ciągły postęp czynić; abyśmy wszelką brzydząc się zdrożnością, wszelkie dobro chętnie z miłości ku Tobie, spełniali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 492–494.

Tags: św Wit św Modest św Krescencja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik wiara
2020-06-14

Św. Bazylego Wielkiego, Biskupa, Doktora Kościoła i Zakonodawcy

Żył około roku Pańskiego 376.

(Żywot jego był napisany przez świętego Grzegorza Nazyańskiego, w ścisłéj z nim przyjaźni zostającego.)

Święty Bazyli dla wielkiéj świątobliwości swojéj, głębokiéj nauki i znamienitych zasług jakie położył w Kościele, wielkim przezwany, rodem z Cezarei w Kapadocyi, przyszedł na świat roku Pańskiego 328. Był synem świętego Bazylego i świętéj Emilii, wnukiem świętéj Makryny która go wychowała, a bratem świętego Grzegorza Biskupa Nissejskiego, świętego Piotra Biskupa Sebasty i świętéj Makryny młodszéj, któréj wpływowi przypisywał że i on sam i bracia jego świat opuściwszy, Panu Bogu się poświęcili na wyłączną służbę. Początkowe nauki pobierał w rodzinném mieście, wymowy i filozofii uczył się w Carogrodzie, a dla wydoskonalenia się w nich udał się do Aten. Tam chodząc do akademii razem ze świętym Grzegorzem późniejszym Biskupem Nazyazeńskim, zawiązał z nim ścisłą przyjaźń. Obaj ćwiczeniom pobożności oddając się pilnie, i w naukach się kształcąc, Boską chwałę jedynie mieli na celu. Po skończonym tym zawodzie w całéj Grecyi jako najuczeńsi mężowie zasłynęli. Wtedy cesarz Julian który z nim także w akademii Ateńskiéj razem pobierał nauki, wezwał Bazylego na dwór swój, na którym wielu uczonych trzymał. Lecz Bazyli wiedząc już o jego odstępstwie od wiary, nie przyjął tych zaprosin, i udał się do Egiptu, Palestyny, Syryi i Mezopotamii, w celu przypatrzenia się sposobowi życia zakonników tam będących, gdyż i sam podobny żywot wieść zamyślał. W téj podróży wielu znakomitych filozofów pogańskich i błędami aryanizmu zarażonych chrześcijan nawrócił. Po powrócie swoim, wyświęcony na kapłana, rozdawszy cały majątek jaki był odziedziczył po ojcu, na ubogich, wraz ze świętym Grzegorzem przyjacielem swoim, osiadł na puszczy w Poncie, i wielu towarzyszy do siebie zgromadziwszy, wiódł z nimi życie zakonne według ustaw jakie sam ułożył, a które późniéj stały się Regułą wszystkich tak męzkich jak i żeńskich zakonów na Wschodzie zakładanych, i Bazylego w rzędzie Zakonodawców postawiły.

Po śmierci Juliana, Walens na tron wstąpiwszy, jako zwolennik aryanów chrześcijan prawowiernych okrutnie prześladował. Biskup Cezarei rodzinnego miasta Bazylego, wplątany w sidła aryanów, już w wierze chwiać się był zaczął. Inni Biskupi, widząc iż to czyni jedynie z braku dostatecznéj nauki, zmusili niejako Bazylego aby opuścił swoję ukochaną pustynię, a przyszedł w pomoc własnemu Biskupowi, który błędom sekciarzy czoła stawić nie umiał. Jakoż świętą wymową, głęboką nauką i niezmordowaną gorliwością, i Pasterza swojego i jego owce od zguby wyratował, tak słowem jak i pismami, po dziś dzień sławnemi, zbijając bluźnierstwa aryanów na Bóstwo Chrystusa Pana miotane. Wkrótce potém Euzebiusz Biskup Cezarejski, żywota dokonał, a Bazyli widząc że lud i duchowieństwo na miejsce zmarłego zamierzają go powołać, ukrył się w miejscuu stronném, pilnie jednak ztamtąd strzegąc, aby stronnicy aryańscy swojego na stolicę Biskupa nie wysadzili, zalecał i popierał na to Biskupstwo świętego Grzegorza. Lecz w końcu sam od niego wymówić się nie mógł. Uległ woli sąsiednich Biskupów, którzy odniosłszy się w téj mierze do Rzymu, od Ojca świętego rozkaz uzyskali.

Obowiązki biskupie, chociaż ciągle bardzo wątłego był zdrowia, z największą gorliwością spełniał. Naukami, pismami a przedewszystkiém przykładem świątobliwego życia, owczarni swojéj służył. W czém aby mieć pomoc, przyzwał do siebie świętego Grzegorza, który z miłości ku niemu opuścił także puszczę. Z aryanami bezustanną toczył wojnę, pomimo iż cesarz Walens, zagorzały ich poplecznik, wielu Biskupów katolickich wygnał, na ich stolicę a aryanów poobsadzał, a innych bojaźliwszych groźbą i strachem do milczenia pozmuszał. Gdy więc Bazyli, pomimo tego przeciw aryanom silnie i stanowczo występował, szerzyć się im błędom w swojéj dyecezyi nie dawał, a wielu już w nie wplątanych z téj zguby wyrwał, ściągnął na siebie zawzięty gniew cesarza. Ten przybywszy do Cezarei, wszystkiemi sposobami starał się podejść Bazylego, aby go albo w błędy aryańskie uwikłać, albo przynajmniéj od obrony prawdy katoliekiéj powstrzymać. Widząc zaś że łagodnemi środkami nic wskórać nie może, wysłał do niego Modesta Wielkorządcę, który w imieniu cesarza zagroził mu zaborem dóbr biskupich, następnie wygnaniem, a w końcu męką i śmiercią okrutną. Święty odrzekł mu na to: „Boga raczéj niż cesarza słuchać winienem: jeśli mi majętność zabierze nie zuboży mnie, bo mi dosyć na tych wytartych szatach i kilku księgach; wygnania téż się nie boję, bo cała ziemia jest moją, jako Boża, na któréj wszędzie przytułek znajdę. A i o męki któremi mi grozisz nie stoję, bo one mnié przywieść mogą do pożądanéj przeze mnie dla Chrystusa śmierci. Przez nie wyświadczy mi cesarz największe dobrodziejstwo, gdyż mnie prędzej do Boga mego poszle.” Na co gdy rzekł mu Modest: „Nikt mi, gdym w imieniu cesarskiém występował, tak zuchwale nie odpowiadał.” — „Boś znać na Biskupa nie natrafił, odpowiedział Święty. W stosunkach naszych z każdym, a tém bardziéj, z piastującymi władzę, pokorę uległość i łagodność okazujemy, lecz gdy nam kto wiarę wydzierać chce, temu śmiało czoło stawimy.”

Cesarz z razu nie nalegał więcéj na Bazylego, ale wkrótce uległ intrygom aryańskim, i wskazał go na wygnanie. Lecz gdy przyszło podpisać wyrok, trzy razy pióro się mu psuło, w czém uznając moc Bożą zniszczył wyrok już gotowy.

Wkrótce potém synek cesarski śmiertelnie zachorował. Walens w rozpaczy, gdy modlitwy aryanów nic nie pomagały udał się do Bazylego, który mu powiedział: „Wyrzecz się cesarzu błędów aryańskich, a Pan Bóg ci syna na moje modlitwy uzdrowi.” Walens mu to przyrzekł, Święty pomodlił się i dziecko wyzdrowiało; lecz gdy cesarz wracając do swoich błędów aryanom kazał je ochrzcić, w ręku ich umarło.

Niewypowiedziane prace, trudy, prześladowania i niebezpieczeństwa przebył ten święty Biskup, rządząc swoją dyecezyą w czasach wielkiego ucisku Kościoła od aryanów przez cesarza popieranych, za co zaszczycony został listami Papieża świętego Damaza, który go głównym obrońcą wiary świętéj na Wschodzie nazywał. W ścisłych także stosunkach przyjaźni zostawał ze świętym Ambrożym, drugim w owym wieku filarem Kościoła, który poczytywał go za najgorliwszego i najznakomitszego Biskupa owego wieku. Za jego rządów ciężki głód dotknął był Cezareę i cały kraj okoliczny: Święty rozdawszy wszystek swój znaczny majątek, jaki wówczas spadł był na niego po śmierci matki, kazaniami swojemi i przykładem pobudził możniejszych obywateli Cezarei do tak wielkich ofiar, iż lud mało co uczuł téj klęski. Cały oddany obowiązkom swojego Pasterstwa, nie spuszczał z oczów ojcowskich i zakonu przez siebie założonego, który w późniejszych wiekach na całym Wschodzie się rozkrzewił i wysoko zakwitnął. Na Biskupstwie lat tylko ośm zasiadał.

Gdy już blizkim był śmierci, zawezwał pewnego znakomitego i uczonego lekarza Żyda, imieniem Józefa. Mąż Boży bardzo go lubił, często w rozprawach jakie z nim miewał, pociągał go do wiary katoliekiéj, i pomimo jego oporu, przepowiedział mu że chrześcijaninem zostanie, a nawet z rąk jego Chrzest święty przyjmie. Żyd ten wezwany do chorego Biskupa oświadczył iż żadnéj nadziei nie ma, i że śmierć za chwilę nastąpi. Usłyszawszy to Bazyli rzekł mu: „Nie wiesz co mówisz. Ja póty nie umrę aż cię ochrzczę.” — „Słońce nie zajdzie, odpowiedział lekarz, a umrzesz mój drogi panie.” — „A jeżeli do jutra żyć będę, co powiesz?” rzekł Biskup. — „O życie się zakładam, odparł znowu żyd, że to nie nastąpi.” — „Życia nie trać, powiada Biskup, lecz żyj Chrystusowi.” Zrozumiał Józef o co idzie, i przyrzekł Świętemu że się ochrzci jeśli zakład przegra. Bazyli zaczął się modlić, aby mu Bóg życia przedłużył dla pozyskania téj duszy, i Pan go wysłuchał. Przebył noc spokojną, a nazajutrz Żyd upadł mu do nóg widząc cud wyraźny, i oświadczył że chce zostać chrześcijaninem. Bazyli wstał z łoża o swéj mocy, poszedł do kościoła, ochrzcił lekarza z całą jego rodziną i wszystkiemi domownikami, odprawił Mszę świętą, pożegnał w kazaniu lub zebrany, i polecił im nowonawróconych, a przed wieczorem dnia tegoż, było to zaś 1 Stycznia roku Pańskiego 378, oddał Bogu ducha.

Pożytek duchowny

Otóż jak święci Pańscy i na łożu śmiertelném złożeni znajdują jeszcze siły, gdy idzie o pozyskanie Panu Jezusowi duszy przez Niego odkupionej. Czy czujesz w sobie chociaż trochę téj świętéj gorliwości o zbawienie bliźnich? A przedewszystkiém czyś nią ożywiony względem osób od ciębie zależących, lub o których zbawienie miłość chrześcijahska nakazuje ci szczególnie się troszczyć.

Modlitwa (kościelna)

Wysłuchaj prosimy Cie Panie, prośby nasze, które w uroczystość Błogosławionego Bazylego wyznawcy Twojego i Biskupa zanosimy, i racz nas od wszystkich grzechów naszych wyzwolić, za pośrednietwem tego któremu dałeś tak godnie Ci służyć. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 489–491.

Tags: św Bazyli Wielki „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup doktor arianizm państwo gorliwość
2020-06-13

Św. Antoniego z Padwy, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1231.

(Żywot jego wyjęty z kronik zakonnych przez ojca Waddinga, tegoż zakonu kapłana.)

Święty Antoni dla długiego pobytu swojego w mieście Padwie Padewskim przezwany, urodził się w Lizbonie w stolicy Portugalii roku Pańskiego 1195. Na Chrzcie świętym odebrał imię Ferdynand. Ojciec jego Marcin Bulhan a matka Marya z Tewerów, oboje szlachetnego rodu, odznaczali się wielką pobożnością. Miał lat piętnaście kiedy wstąpił w rodzinném swojém mieście do zakonu ojców Augustyanów. A że w Lizbonie mieszkało wielu jego krewnych i znajomych którzy go często odwiedzali, więc uprosił przełożonych, aby go przeniesiono do innego klasztoru. Przeznaczony został do Koimbry, gdzie zażywając wielkiego spokoju, ćwiczył się w cnotach zakonnych, a Pan Bóg obdarzał go coraz bardziéj łaskami wysokiéj bogobojności.

Zdarzyło się iż w tych czasach, królewicz portugalski, przywiózł z Marokko do Koimbry, ciała świętych Męczenników z zakonu Patryarchy Serafickiego, za opowiadanie wiary przez Maurów zamordowanych. To rozbudziło w świętym Antonim wielkie pragnienie przelania krwi za Chrystusa, i postanowił przenieść się do zakonu Braci-Mniejszych, gdyż oni podówczas, szczególnie między poganami, odbywali misye. Niedaleko Koimbry był ich klasztor, ze świątobliwości żywota zakonników słynący. Uzyskawszy na to pozwolenie od swoich przełożonych, przeszedł do zakonu Braci-Mniejszych, przybierając imię Antoniego. Gdy odchodził od dawnych braci, którzy go z żalem od siebie wypuszczali, furtyan drzwi mu otwierający rzekł do niego na pół z gniewem: „Idź, idź: pewno tam świętym zostaniesz.” – „Wszak pochwaliłbyś za to Boga, odrzekł Antoni, gdyby się tak stało.”

Przełożeni Braci-Mniejszych, przychylając się do jego żądania, wyprawili go do pogan. Lecz najprzód w drodze ciężko zachorował, a potém przeciwne wiatry zaniosły go na brzegi Sycylii, gdyż znać nie było wolą Bożą aby śmierć męczeńską poniósł. Dowiedziawszy się Antoni że generalny przełożony Braci-Mniejszych, znajdował się podówczas w Asyżu na kapitule, udał się do niego, zdając mu sprawę z tego co zaszło, a prosząc o dalsze rozporządzenia. Ten kazał mu pozostać we Włoszech, i przeznaczył go do jednego z klasztorów w Romanii, gdzie go nie bardzo chętnie przyjął Gwardyan, widząc w nim chorobą znękanego zakonnika i z powierzchowności niewiele obiecującego. Sam zaś święty Antoni, poczytując się za niegodnego sprawowania obowiązków kapłańskich, uprosił aby go przełożony wysłał do klasztoru świętego Pawła w górach, gdzie bracia żyli jak pustelnicy. Tam trapiąc ciało postami, a duszę karmiąc modlitwą, cały zatapiał się w Bogu. Wkrótce przeniesiono go do klasztoru w Forli z innymi klerykami, gdzie Biskup miał ich na kapłanów wyświęcać. Zanim to nastąpiło, przeznaczono Antoniego do usług kuchennych, uważając go za mniéj od innych do ważniejszych zajęć zdolnego. Trafiło się iż ojcowie Dominikanie będąc na obiedzie u Braci-mniejszych, prosili Gwardyana, aby któremu z zakonników kazał mieć do nich kazanie. Gdy starsi kapłani wymawiali się od tego nie będąc przygotowanymi, przełożony z natchnienia Ducha Świętego, kazał Antoniemu aby wstąpił na kazalnicę, i przemówił co mu Bóg do serca poda. Święty spełnił to w taki sposób, iż wszyscy zdumieni zostali głębokością jego nauki i namaszczeniem które słowom jego przedziwną moc nadawało.

Ojcowie poznawszy w nim tak wysokie, a dotąd ukryte dary Boże, przeznaczyli go na kaznodzieję. Od téj pory w zawodzie tym Święty Antoni stanął tak wysoko, jak mało któremu z najświętszych opowiadaczy Ewangelii dano to było. Jak z ogniska jakiego gorejącego miłością Bożą, tak wypadały z ust jego słowa zapalające wszystkich do wiernéj służby Bogu. Żadne względy ludzkie nie wstrzymywały go od głoszenia prawdy. Jak prorok Eliasz, pełen Ducha Świętego, grzeszników bez względu na to co go spotkać mogło gromił, dobrych utwierdzał, odszczepieńców na łono Kościoła przywracał, zatwardziałych zbrodniarzy do skruchy przywodził. Miasta i kraje całe między sobą wojujące, samém słowem i na jego kazania pomieścić nie mogły; wystawiano mu więc zwykle ambonę na placach publicznych, a niekiedy na polach za miastem, i wtedy udzielał mu Pan Bóg cudownego daru, iż go najdaléj stojący słyszeli. Razu pewnego, Papież słuchający jego kazania, nazwał go skrzynią Pisma Bożego i młotem odszczepieńców.

Przebiegał całe Włochy, we wszystkich większych miastach odprawiając misyą, a i w samym Rzymie ją odbył, gdzie go Ojciec święty umyślnie na to zawezwał. Przytrafiło się, iż w pewném mieście każąc do zgromadzonych kacerzy, tak niezbitemi trafiał do nich dowodami, że ci zatykali sobie uszy, aby go nie słyszeć. Święty zstąpiwszy z ambony za wpływem swoim rozbrajał i do zgody skłaniał. Kościoły największe, tłumów zbierających się prowadził ich nad brzeg morza, i tam zaczął przemawiać do ryb, które gromadnie nad brzegiem zebrawszy się, wytykały głowy nad wodę, jakby go z uwagą słuchały. Antoni okazał je zatwardziałym heretykom, na dowód iż zwierzęta posłuszniejsze są słowom Bożym, niż oni. Cud ten prawie wszystkich nawrócił.

Święty Franciszek Seraficki, który z początku zrażony świetną nauką Antoniego, obawiał się aby go ona od ścisłości zakonnego życia jakie dla zgromadzeń swoich ustanowił, nie odwiodła, przekonawszy się wkrótce o jego wysokiéj świątobliwości, jemu poruczył główny kierunek nauk w całym swoim Zakonie. Późniéj został Gwardyanem, a następnie Prowincyałem Prowincyi Emilijskiéj. Na kapitule generalnéj na rok przed śmiercią świętego swojego Patryarchy zgromadzonéj, od wszelkiego przełożeństwa w zakonie został uwolniony, i otrzymał pozwolenie roznoszenia słowa Bożego gdzie mu się podoba. Wtedy już nietylko we Włoszech, ale i we Francyi i w Hiszpanii odbywał misye. Gdy był w mieście Bituryce we Francyi, a jak to często się zdarzało, musiano w pole wyjść aby tam miał kazanie, zerwała się burza straszliwa. Lud strwożony zabierał się szukać schronienia; lecz święty Antoni zatrzymał wszystkich mówiąc: „Bądźcie spokojni, na nas ani kropla deszczu nie spadnie, byleście z uwagą słuchali słowa Bożego, które wam głosić będę.” Zatrzymali się wszyscy, kazania wysłuchali, a potém spostrzegli, że w około tego miejsca ulewa nadzwyczajna wszystkie pola zalała, a na nich ani jedna kropla deszczu nie spadła.

Zdarzało się także, iż cudzoziemcy nieznający języka w którym miał kazanie, rozumieli go doskonale, a we Francyi pewna niewiasta które pragnęła być na jego kazaniu mianém o dwie mile od jéj domu, gdy jéj mąż pójść tam nie pozwolił, wyszedłszy na poddasze i patrząc w tę stronę gdzie Antoni przemawiał, całą jego naukę słyszała, równie jak i mąż jéj, który późniéj nadszedł.

W Weronie, panował podówczas Ekzelin, okrutny tyran, przed którym drżało szczególnie duchowieństwo przez niego prześladowane. Święty Antoni udał się do jego stolicy, i w pierwszém jakie miał z nim spotkaniu," w wyrazach najsilniejszych wyrzucał mu jego zbrodnie, i groził straszną karą Bożą. Obecni temu przekonani byli, iż Święty życiem to przypłaci Tymczasem Ekzelin, kazał sobie podać powróz, i wziąwszy go na szyję, upadł do nóg Antoniemu wołając: „Winienem, chcę pokutować.” I odtąd rzeczywiście zmienił się zupełnie, rządził z największą ludzkością, a ostrą pokutą aż do śmierci, budował całe miasto.

W Tuluzie głośny wówczas kacerz, bluźniący przeciw przenajświętszemu Sakramentowi, wyzwał świętego Antoniego, który przeciwko niemu miewał kazania, aby cudem jakim dowiódł obecności Boga w tajemnicy ołtarza. Święty zgodził się na to. Kacerz przez trzy dni wygłodził trzymanego w stajni osła, a potém stanął przed nim z owsem, i oświadczył iż żąda aby święty Antoni z przenajświętszym Sakramentem przyszedł, a jeśli zgłodniałe zwierze, opuściwszy owies, uczyni jaką oznakę czci przenajświętszemu Sakramentowi, wtedy uwierzy i on w tę tajemnicę. Próba odbyła się na placu publicznym. Przed osłem stanął heretyk z obrokiem, a Antoni odprawiwszy Mszę świętą wyszedł z przenajświętszym Sakramentem. W oczach licznie zgromadzonego ludu, osieł odwrócił się od owsa który mu podawał bluźnierca, a przyszedłszy przed Antoniego, upadł na kolana.

Wiele innych cudownych łask, odbierał Antoni od Boga. Razu pewnego na modlitwie trwając ujrzał w objawieniu przenajświętszą Pannę z dzieciątkiem Jezus, które mu Matka Boża podała na ręce, i przez godzin kilka pozwoliła Je piastować. Inną razą gdy miał pilny list przesłać do przełożonego, a troszczył się o posłańca, Anioł go zaniósł i odpowiedź mu przyniósł. Wskrzesił kilku umarłych, wielu śmiertelnie chorych uzdrowił. Prócz tego miał dar znajdowania się współcześnie na kilku miejscach: w jednéj i téjże porze widziano go na kazalnicy i w chórze. Przepowiadał przyszłe wypadki, i tajniki serca ludzkiego przenikał.

Życie nadzwyczaj umartwione i nadzwyczajne prace apostolskie wcześnie go zużyły. Miał lat trzydzieści pięć, gdy będąc w Padwie przepowiedział blizki dzień swojéj śmierci. Dla przygotowania się na nią, udał się na samotne miejsce zwane polem świętego Piotra, i tam już tylko własną duszą się zajął. Czując się bardzo chorym, wracał do Padwy, a zapadłszy gorzéj przed samém miastem, w klasztorze Sióstr Ubogich świętéj Klary, umarł na ręku braci którzy mu towarzyszyli, odmawiając hymn do Matki Bożéj poczynający się od słów: O! gloriosa Virginam.

Zasnął w Panu dnia 13 Czerwca, roku Pańskiego 1231, a w pierwszą rocznicę swojéj śmierci, już został uroczyście kanonizowany przez Papieża Grzegorza IX.

Święty Antoni jest szczególnym Patronem w odszukiwaniu rzeczy zatraconych.

Pożytek duchowny

Jak wielkiéj pociechy doznać musiał Święty którego żywot czytałeś, gdy mu Matka Boża dała na ręce przenajświętsze Dzieciątko. Pamiętaj że podobnego szczęścia niebieskiego, dostępuje każdy przyjmujący Pana Jezusa w Kommunii świętéj, najprawdziwiéj w Niéj obecnego chociaż Go oczy nasze nie widzą. Czy z tego szczęścia starasz się korzystać często, i czy je cenisz jak należy?

Modlitwa (kościelna)

Kościół Twój Boże! niech błogosławionego Antoniego wyznawcy Twojego, uroczystość rozwesela, abyśmy duchownemi pomocami zawsze byli wsparci, i wysłużyli sobie wieczne wesele w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 486–488.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 485

Nie każdy musi być uczonym teologiem lub wielkim kaznodzieją, ale każdemu z nas w każdym stanie udzielił Pan Bóg w języku władzy, której użyć możemy na Jego chwałę lub na potępienie wieczne.

Święty Antoni niechaj wszystkim służy za przykład: przemawiał on tylko wtedy, gdy Bóg przez przełożonych pozwolił mu przemawiać, a używał języka tylko na sławę i cześć Boga i na zjednanie Mu wyznawców. My tak samo czynić możemy i pokazać bliźnim, że mamy serce czyste, a to ich pociągnie ku dobremu. W języku człowiek ma wielką potęgę, niechaj jej zatem używa tylko do celów szlachetnych i zbawiennych.

Tags: św Antoni z Padwy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna kazania nawrócenie Komunia język mowa
2020-06-12

Św. Jana z Fakundy, Zakonu Ojców Augustyanów

Żył około roku Pańskiego 1479.

(Żywot jego był napisany przez świętego Tomasza z Willanowa.)

Święty Jan urodził się około roku Pańskiego 1430 w Hiszpanii, w mieście zwaném Fahagun, czyli świętego Fagundeza. Ojciec jego Don Jan Gonzales Kastryllo (de Castryllo), a matka Donna Sancia Martinez, z pierwszéj szlachty tego kraju, byli bardzo bogaci. Przez lat szesnaście nie mieli dzieci, aż po pielgrzymce którą w celu uproszenia sobie potomstwa, odbyli do jednego z kościołów Matki Bożéj słynących cudami, obdarzył ich Pan Bóg synem. Ojciec zaraz po urodzeniu wziąwszy go na ręce, podniósł w górę i zaofiarował przenajświętszéj Pannie, któréj go zawdzięczał. W dzieciństwie jego, można już było przewidzieć czém późniéj będzie: gromadził wkoło siebie swoich rówienników, i miewał do nich nauki, zachęcając ich do miłości Boga, albo do zgody gdy się powaśnili. Zdarzało się, że gdy niektórzy rodzice sąsiednich dzieci, upominali je że długo za domem bawiły, a te się tłómaczyły że słuchały kazania synka Don Jana Gonzaleza, wtedy za złe im tego nie mieli. Młodym będąc wstąpił do stanu duchownego, a według nagannego ówczesnego zwyczaju, otrzymał kilka razem bogatych bardzo posad kościelnych. Biskup miejscowy obdarzył go niemi, widząc w nim rzadkich cnót i zalet kapłana.

Wszakże święty Jan, wkrótce zrzekł się wszystkich swoich korzystnych duchownych urzędów, w przekonaniu iż się nie godziło kilka takowych posiadać jednemu. Osiadł przy parafii świętéj Agaty, w mieście Burgos, i oddał się bogomyślności i pracom apostolskim. Oto jest tryb życia jaki prowadził: sypiał tylko trzy godziny na gołéj ziemi, kamień pod głowę biorąc, kładł się o północy, a wstawał o trzeciéj zrana; szedł do kościoła, i tam przez kilka godzin modląc się, przygotowywał się do Mszy świętéj, którą odprawiał z takiém nabożeństwem, iż sam jego widok przy ołtarzu drugich do łez pobudzał. Resztę dnia spędzał na słuchaniu spowiedzi, kazywaniu, nawiedzaniu chorych i ubogich. Po zachodzie słońca brał dopiéro posiłek, i albo w swojém mieszkaniu czytał święte księgi, albo znowu w kościele do północy się modlił.

Pod te czasy, w jedném z większych miast hiszpańskich Salamance, powstały wielkie rozruchy. Mieszkańcy podzielili się na dwa przeciwne sobie stronnictwa, i przychodziło do krwawych starć, w których wielu ginęło: lała się krew nie tylko na ulicach, ale i po kościołach nawet. Władza królewska nie była w stanie przykrócić tak licznych zbrodni, i coraz większe nieszczęścia groziły temu miastu. Wtedy Pan Bóg natchnął świętego Jana, aby się tam udał, dla przywrócenia pokoju między powaśnionemi. Przybywszy do Salamanki, jak drugi Jonasz, zaczął głosić pokutę, przemawiając na ulicach i placach, i wystawiając nawet, ambonę na miejscach gdzie już uzbrojeni przeciwnicy do starcia się gromadzili. Powstrzymał nieco rozlew krwi, lecz w początkach nie wiele mógł poradzić z rozdrażnionemi do wysokiego stopnia umysłami.

W ciągu tych jego prac apostolskich, dotknął go Pan Bóg bolesną chorobą: zapadł na ciężkie cierpienie kamienia, a gdy nie zważając na takowe, pracował póki mu sił starczyło, zachorował niebezpiecznie i lekarze zawyrokowali iż niezbędném było odbycie jednéj z najcięższych operacyi. Poddał się jéj Jan święty, spokojnie przygotowując się na śmierć mu grożącą, i zrobił ślub Bogu, że jeśli przy życiu zostanie, wstąpi do zakonu. Po odbytéj operacyi, którą przeniósł z największą cierpliwością, wkrótce przyszedł do zdrowia, i wstąpił do zakonu ojców Augustyanów, do którego pociągnęła go ścisłość w zachowaniu Reguły i odosobnienie w jakiém żyli zakonnicy tego klasztoru. W nowicyacie będąc, od pierwszéj chwili przyjęcia habitu, stał się wzorem doskonałego zakonnika, i już wtedy cnoty jego uświetniał Pan Bóg darem czynienia cudów. Byłto rok wielkiego nieurodzaju na wino, napoju pospolitego i niezbędnego niemal w owym kraju. Zakonnicy klasztoru w którym przebywał święty Jan, mieli go tak mało, iż i na pół roku wystarczyćby im nie mogło. Nasz Nowicyusz, miał sobie powierzony dozór piwnicy, i wina cały rok nie zbrakło, gdyż ile razy beczka była z niego wypróżnioną, napełniała się nanowo skoro ją przeżegnał.

Jak tylko wykonał śluby uroczyste, został Magistrem Nowicyuszów, wkrótce potém Definitorem prowincyi, a następnie Przeorem klasztoru w Salamance. Posłali go tam przełożeni głównie w tym celu, aby daléj prowadził dzieło uspokojenia miasta, ciągle w walce będącego, co téż on niezwłocznie rozpoczął.

Dnia pewnego, dano mu znać że zbrojni przeciwnicy już się ścierać mają. Pobiegł na plac boju, i tam wśród walki obalony na ziemię, zdeptany nogami, zaledwie żywy się podniósł, a wszedłszy na wzniesione miejsce, z taką siłą i gorliwością wołał na walczących, iż ich niezwłocznie od dalszego krwi przelewu powstrzymał.

Jeden z dowódców niezadowolony z tego, rozkazał swoim stronnikom, aby innemi udając się ulicami, przy jego domu się zgromadzili. Święty pośpieszył na to miejsce, przy saméj bramie pałacu tegoż dowódcy kazał wznieść naprędce ambonę i zaczął do gromadzących się groźnie przemawiać. Herszt ich wysłał kilku zbrojnych, aby dostawszy się na ambonę zamordowali Jana. Rzucił się na niego motłoch krzycząc: „Śmierć temu świętoszkowi, niech zginie z rąk naszych”, a sługa Boży zstępując z kazalnicy, pewny iż go męczeńska korona czeka, sam się w ich ręce oddawał. Lecz w chwili gdy oni podnieśli na niego miecze, Pan Bóg wstrzymał ich ręce: stanęli jak wryci, ani kroku stapić: nie mogąc. Przerażeni tym cudem, zaczęli wołać o ratunek do tegoż samego którego zamordować mieli. Święty pomodlił się, a zbrodniarze odzyskawszy władzę, rzucili się tłumem do nóg jego, przyrzekając iż już odtąd niesnasek wszczynać nie będą.

Dotrzymywali mu słowa, lecz Wielkorządca sąsiedniego miasta Ledezmy, pobudzał ich nanowo do zatargów i bójek. Święty pośpieszył do tego niegodziwego buntownika, i z całą gorliwością i odwagą apostolską, upomniał go za ciężkie szkody jakie przynosi duszom, grożąc mu Sądem Bożym. Wielkorządca, człowiek nadzwyczajnie gwałtowny i okrutny, kazał go schwytać przez swoich zbirów, ochłostać rózgami publicznie, i wygnać z miasta. Święty Jan uszczęśliwiony, iż mu dano być uczestnikiem zniewag jakie ponosił Pan Jezus, powrócił do Salamanki, te swoje zniewagi ofiarując Panu Bogu właśnie za lud któremu się poświęcał. Pan Bóg przyjął miłościwie jego ofiarę. Wypadek ten, w którym dla dobra mieszkańców tego miasta, Święty tyle wycierpiał, zjednał mu ostatecznie serca wszystkich. Wojujące z sobą stronnictwa pojednały się i uroczyście podpisały zgodę.

Tymczasem jego ojczyste miasto Sakagun, ciężką klęską dotknięte zostało. Wybuchło tam morowe powietrze, wielką liczbę ofiar porywając. Przełożeni zakonni, na żądanie mieszkańców tego znowu miasta, błagających aby dla ich pociechy przysłano im świętego Jana, wyprawili go tam niezwłocznie. Przybywszy, słowem Bożém ich pokrzepiał, do modlitwy pobudzał, chorych dzień i noc, jużto Sakramenta święte im udzielając, już doglądając w chorobie, nawiedzał, i wielką ich liczbę modlitwami swojemi uzdrowił. Rodzony brat jego Don Martinez Kastryllo, stracił był jednę z córek swoich Izabellę. Ciało jéj złożono na katafalku, i już się zabierano do pogrzebu, gdy mąż Boży nadszedł. Przystąpił do trumny, pomodlił się chwilę, a wziąwszy za rękę dziewczynkę, podniósł ją i żywą oddał matce.

Udzielny książe Alby, uciemiężał swoich poddanych, którzy się burzyli z tego powodu. Słysząc jak skutecznie święty Jan przemawiał w podobnych razach do ludu, zaprosił go z kazaniem na wielką uroczystość Matki Bożéj Różańcowéj, w którymto dniu odprawiał nabożeństwo dziękczynne, za odniesione zwycięstwo nad Maurami. Święty w przemowie swojéj, przypomniał poddanym obowiązek uległości władzy, lecz oraz i obowiązki panujących w żywych kolorach przedstawił. Książe biorąc to wszystko do siebie, do tego stopnia uniósł się gniewem, iż wysłał kilku zbrojnych za świętym Janem gdy odjechał, aby go w drodze zamordowali. Towarzysze jego podróży chcieli stawić opór zbójcom gdy na nich natarli. Jan nie pozwolił na to, mówiąc: „Spuśćmy się na Pana Boga, Sam on temu zaradzi.” Jakoż, w chwili gdy zbójcy na niego uderzali, konie ich się spięły, a zrzuciwszy jeźdzców na ziemię, kości im połamały. Co widząc Sługa Boży, przejęty litością, przeżegnał ich mówiąc: „Niech wam Bóg odpuści, i przywróci zdrowie, a na przyszłość nie ściągajcie na siebie gniewu Jego.” Potém podniósł ich i zdrowych odprawił. W tejże zaś saméj chwili, książe zapadłszy w śmiertelną chorobę, poznał w tém karę Bożą, posłał po Świętego co prędzéj, a gdy ten przybył, upadł mu do nóg i prosił o miłosierdzie. Jan modlitwą swoją uzdrowił go niezwłocznie, i zbawienne dawszy upomnienie odszedł.

Wróciwszy do Salamanki, przepowiedział dzień swojéj śmierci. Zdarzyło się iż nawrócił pewnego wielkiego pana, który szczerze pojednawszy się z Bogiem, rozstał się ze swoją nałożnicą. Ta zadała truciznę Janowi, w skutek któréj Święty zapadł w ciężką chorobę, przez kilka miesięcy nadzwyczaj cierpiał, i nakoniec w dniu który przepowiedział, oddał Bogu ducha. Umarł 11 Czerwca, roku Pańskiego 1479, mając lat czterdzieści dziewięć.

Przy grobie jego tak wiele zaszło cudów, że w roku 1690, przez Papieża Aleksandra VIII kanonizowanym został.

Pożytek duchowny

Jak o wielu Świętych, tak i o świętym Janie którego żywot na dzień dzisiejszy przypada, czytamy że zaofiarowany w dzieciństwie przenajświętszéj Maryi Pannie, stał się potém wielkim sługą Bożym. Niech to pobudza każdą chrześcijańską matkę, aby dziatki swoje opiece Matki naszéj niebieskiéj w szczególny sposób oddawała, i w sercach ich gorące do Niéj nabożeństwo zaszczepiała jak najwcześniéj.

Modlitwa (kościelna)

Boże dawce pokoju, i wzajemnéj miłości lubowniku, któryś błogosławionego Jana wyznawcę Twojego, przedziwnym darem jednania powaśnionych przyozdobił; spraw za jego zasługami i pośrednictwem, abyśmy w miłości Twojéj utwierdzeni, żadnemi od Ciebie pokusami oddzieleni nie zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 483–485.

Tags: św Jan z Fakundy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja Msza święta Jonasz zgoda
2020-06-11

Uroczystość Bożego Ciała

Ustanowiona została około roku Pańskiego 1264,

(Treść nauki katolickiéj o Przenajświętszym Sakramencie.)

„Widząc Jezus, powiada Ewangelia świętego Jana, iż przyszła godzina Jego aby poszedł z tego świata do Ojca, umiłowawszy swoich… do końca ich umiłował”. 1 W ostatnim dniu życia Swego, najmiłościwszy nasz Zbawiciel, widząc że chwila poniesienia śmierci za nas, nadeszła już była, nie miał serca pozostawić nas samemi na téj dolinie płaczu. Aby więc nawet śmierć nie odłączyła Go od nas, postanowił pozostawić nam Samego Siebie na zawsze, w przenajświętszym Sakramencie ołtarza, dowodząc przez to że po tym darze miary niemającym, nieskończonym, nic już więcéj nie miał, coby nam jeszcze dając, większej Swojéj ku nam miłości dowiódł. W tym bowiem Sakramencie, Pan Jezus posunął do ostatnich krańców Swoję ku ludziom miłość, i ztąd Sobór Trydencki powiada: „że w nim, Zbawiciel skarby Swojéj ku nam miłości, jakby już w zupełności rozszafował”.

Ustanowienie tego przenajcudowniejszego Sakramentu tak nam opowiada Pismo Boże. Gdy nadeszła wigilia Paschy, czyli Wielkiéj nocy Starego Zakonu, Chrystus Pan wieczerzając z Apostołami, po spożyciu Baranka Paschalnego, napił się trochę z kielicha napełnionego winem, i dał go z kolei do picia wszystkim innym, jak to podówczas, według zwyczaju przyjętego u Żydów, czynił każdy ojciec rodziny, ze wszystkimi u stołu jego zasiadającymi. Powiedział im wtedy iż z wielkiém upragnieniem pożądał pożywać wraz z nimi tę Paschę, gdyż ta była ostatnią jaką miał pożywać na ziemi, bowiem nadszedł był już czas Jego Męki i śmierci, i że to wino które dopiéro co pił, ostatni już raz brał w usta. Lecz przydał potem Pan nasz najdroższy, że przygotowuje dla nich, w Królestwie Bożém, niebieską ucztę na której pożywać będą i pić wśród wielkiego wesela, nową Paschę i nowe wino, których te pokarmy ziemskie były tylko obrazem.

Potém wstał od stołu, zdjął z Siebie szatę wierzchnią w którą był przyodziany odbywając tę uroczystą wieczerzę, i przepasawszy się białym ręcznikiem nalał wody w naczynie i umył nogi Apostołom, zaczynając od świętego Piotra jako najstarszego. Po czynie tak nadzwyczajnéj pokory, przywdział napowrót szatę Swoję, a dawszy im naukę o pokorze i o miłości jaką mieć powinni nawzajem pomiędzy sobą, postanowił ten przenajświętszy Sakrament Ciała i Krwi Swojej. Wziął w rękę chléb przaśny, który pobłogosławił, składając dzięki Bogu Ojcu Swojemu; przełamał go i rozdając go Apostołom rzekł do nich: „Bierzcie i jedzcie to jest ciało moje, które się za was dawa”. 2 Jakby mówił: „To jest ciało moje które wam teraz daję na pokarm, i które ofiaruję także Ojcu Mojemu, jako ofiarę niekrwawą, za odpuszczenie grzechów waszych, lecz które wkrótce wydane będzie na śmierć, i poświęcone zostanie w sposób okrutny i krwawy, za okup całego rodzaju ludzkiego.” Potém wziął kielich z winem, pobłogosławił go podobnież jak chléb; i podając go uczniom rzekł: „Pijcie z tego wszyscy, albowiem ta jest krew moja nowego testamentu, która za wielu będzie wylana, na odpuszczenie grzechów”. 3 Znowu jakby powiedział: „To jest krew Moja przez którą zawieram nowe i wieczne przymierze z ludźmi, a która posłuży Mi za zapis testamentalny dla nich, gdyż blizkim już jestem śmierci. Teraz daję wam tę krew Moję w tym kielichu, pod postacią wina, a wkrótce będzie ona wylana za was i za wszystkich ludzi, z własnego ciała Mojego.” I zaraz potém przydał: „to czyńcie na pamiątkę moję”. 4 Co znaczy według Soboru Trydenckiego: „że daję wam moc, i rozkazuję wam czynić to samo com ja dopiéro zrobił, na pamiątkę téj nieograniczonéj miłości, z któréj daję się wam teraz, i na pamiątkę téj męki i śmierci, którą z tejże miłości wkrótce poniosę za wasze zbawienie. Czynię was pierwszymi w Kościele moim kapłanami, i chcę abyście przez wymówienie tychże słów któreście słyszeli że ja wymawiałem nad chlebem i winem, podobnież jak ja, zamieniali je na moje Ciało I Krew moję. Nie ograniczam zaś tego do was tylko samych, lecz rozciągam to do wszystkich innych kapłanów, którzy przez was lub przez waszych następców wyświęceni zostaną aż do końca świata.”

Tak więc nastąpiło postanowienie przenajświętszego Sakramentu Ołtarza. Kościoł z wielką zawsze uroczystością obchodzi tę pamiątkę w Wielki czwartek, jako w dniu, w którym to miało miejsce, i wtedy w obrzędach kościelnych, naśladuje ile możności wszystko to co Pan Jezus wtenczas uczynił. Zdaje się nawet, jakby zapominając że to jest pora żałoby Wielkotygodniowéj, przywdziewa wtedy apparata ołtarzowe, koloru weselnego, i inne podobneż w obrzędzie owym czyni zmiany. Wszelako ponieważ długie nabożeństwa w dniu tym przypadające, zwrócone szczególnie do bolesnego obchodu pamiątki męki i śmierci Pańskiéj, nie dozwalają w tamtéj porze z większą uroczystością obchodzić pamiątki postanowienia tej Boskiej tajemnicy, więc uznał Kościoł potrzebném osobne na to ustanowić święto. Wybrano na to czwartek następujący po oktawie Ducha Świętego, gdyż wierni dopiéro tymże Duchem Świętym oświeceni, poznali doskonale wielkość tego daru Boskiego, i także po Zesłaniu to Ducha Świętego zaczęli oni codziennie przyjmować Ciało Pańskie, jak o tém wspominają dzieje Apostolskie.

A teraz streśćmy to wszystko, co każdy chrześcijanin powinien wiedzieć i wyznawać o przenajświętszym Sakramencie ołtarza.

Kapłan, który tylko ten Sakrament sprawować może, wymawiając nad chlebem i nad winem, słowa które Zbawiciel wymówił był także nad chlebem i nad winem w wigilią Swojéj śmierci, przeistacza, to jest przemienia istotę tego chleba w ciało Jezusa Chrystusa, a istotę tego wina w Krew Jego. Ciało i Krew Jezusa Chrystusa są wtedy tam w miejsce istoty chleba I wina, których już tylko pozostała postać a istota znikła, przeistaczając się w Ciało i Krew Zbawiciela, który jest tam najprawdziwiéj i najistotniéj obecny, w Ciele Swojém takiém w jakiém zmartwychwstał, a oraz z duszą Swoją ludzką i Bóstwem. A że ciało Chrystusa Pana po Zmartwychwstaniu, nie może już ulegać śmierci, a człowiek żyjący składa się ze krwi i ciała razem połączonych, ztąd wynika że Pan Jezus jest cały w każdéj z tych postaci: to jest tak w chlebie jak i w winie. Ktokolwiek przyjmie Kommunią świętą pod jedną z tych postaci, naprzykład chleba, przyjmuje zarówno całego w siebie Chrystusa, jak kapłan który przy Mszy świętéj obie postacie chleba i wina spożywa.

Po konsekracyi, to jest po wymówieniu słów Sakramentalnych przez kapłana nad chlebem i winem, do którychto słów Pan Jezus przywiązał moc przeistaczania chleba i wina w Ciało i Krew Jego, istota chleba i istota wina, jak to już powiedzieliśmy, znikają, lecz pozostają ich tylko przypadłości: to jest ich objętość, kształt, kolor, zapach i smak. Te przypadłości podlegają tym wszelkim zmianom, i tak działają jakby w nich była ich istota, chociaż w niéj już takowéj niema. Gdy zaś one, te przypadłości znikają z jakiegokolwiekbądź powodu, przez ich naprzykład spożycie i strawienie, lub zniszczone zostają jakimkolwiekbądź sposobem, znika w nich i Sakrament, to jest przestaje tam być obecny Pan Jezus. Nakoniec, ponieważ Ciało Pana Jezusa, takie z jakiém On znajduje się w przenajświętszym Sakramencie, jest nierozdzielne, gdyż jest już uduchownione, tak jak niemi będą ciała dusz błogosławionych po powszechném zmartwychwstaniu, więc Pan Jezus jak jest obecnym w całéj Hostyi, tak téż jest również obecny w każdéj Jéj części, chociażby ona na najdrobniejsze okruszyny rozdrobioną została.

Jestto także artykułem świętéj wiary naszéj, że tajemnica Ołtarza zawiera w sobie i Sakrament i Ofiarę. Jest Sakramentem, o ile jest znakiem zewnętrznym i skutecznym, przez który udziela nam Pan Bóg łaskę; jest ofiarą, o ile jest najszczytniejszym obrzędem religii naszéj, przez który Pan Jezus i poświęca się, i zaofiarowuje prawdziwie Samego Siebie za nas Bogu Ojcu, nie w sposób krwawy jak na krzyżu na Kalwaryi, lecz w sposób duchowy, mistyczny, niekrwawy, pod postaciami chleba i wina. Trafnie bowiem można powiedzieć. że przy Mszy świętéj, Bóg Bogu za ludzi ofiaruje się przez ręce ludzkie. Ofiara ta w swojéj istocie i co do natury ofiary jaka się składa, jest tąż samą jaka się odbyła na krzyżu, gdyż i tam i tu Pan Jezus poświęca się i składa się w ofierze: zachodzi różnica tylko w sposobie w jaki ta ofiara się spełnia. Na krzyżu Chrystus Pan umarł rzeczywiście, wylał Krew Swoję wśród mąk najstraszniejszych: na ołtarzu zaś, chociaż ofiara staje się prawdziwą i rzeczywistą, odbywa się jednak bez cierpienia i bez krwi rozlania, i śmierć jest tam tylko śmiercią mistyczną i w obrazie. Na krzyżu Zbawiciel był zaofiarowany i poświęcony i zamordowany widocznie w swojéj naturze ludzkiéj i przez narzędzia materyalne i dotykalne, lecz na ołtarzu jest ofiarowany i poświęcony niewidzialnie, pod postaciami chleba i wina ukryty; bo tu znowu przez spożycie przenajświętszéj Hostyi i wina, dopełnia się zniszczenie tego rodzaju prawdziwéj obecności Pana Jezusa na ołtarzu, w jakiej tam zostawał pod postaciami chleba i wina zanim spożyte zostały. Na krzyżu Pan Jezus położył zasługi i zadość uczynił sprawiedliwości Boskiéj za ród ludzki: na ołtarzu, ponieważ już nie może i nie potrzebuje kłaść powtórnych zasług i zadośćczynić nanowo, zastosowuje tylko do dusz wiernych i, w coraz większéj mierze rozszafowuje na nich, zasługi i zadosyćuczynienie ofiary złożonéj na krzyżu, a niemającéj granie w swojéj wartości. Na krzyżu był On sam i ofiarą i kapłanem ofiarę sprawującym, na ołtarzu znowu Sam składa się w ofierze, lecz przez ręce kapłana.

Pan Jezus stanowiąc przenajświętszy Sakrament, miał na celu objawić nam skarby zawarte w Jego miłości i w Jego nieograniczonéj potędze; chciał przez ten Sakrament ćwiczyć i wypróbowywać naszę wiarę, ukrzepiać naszę nadzieję, ciągle nam stawiać na oczy najżywszą pamiątkę tego co z miłości ku nam uczynił, a przez to odrywać serca nasze od zamiłowania dóbr i uciech ziemskich. I nakoniec z nieprzebranéj ku nam Swojéj miłości, chciał przebywając w ten sposób w kościołach naszych, zamienić je jakby na kawałki Nieba na ziemi, a pozwalając nam w tymże przecudnym Sakramencie przyjmować Siebie Samego i łączyć się z Nim w sposób jak tylko może być najściślejszy, raczył dać nam już tu na ziemi i za życia jeszcze, dostąpić tego zjednoczenia z Bogiem, które największe i jedyne wszystkich dusz błogosławionych szczęście w Niebie stanowi i na wieki stanowić będzie.

Któż więc wyliczyć, albo i pojąć nawet jest zdolnym, jakie cudowne owoce przynosi dla duszy, godnie przyjęty przenajświętszy Sakrament? Gładzi on grzechy powszednie, i kary doczesne za grzechy śmiertelne należne zmniejsza, albo zupełnie znosi; przymnaża w sercach naszych miłość Boga, umacnia przeciw pokusom, przykraca podniety pożądliwości, uśmierza namiętności, oświeca rozum, pobudza do dobrego wolę, napełnia duszę mocą i siłą Boską, skłania ją ku wszystkiemu co miłe Bogu; napełnia ja wewnętrzną pociechą i weselem niewymowném, przekształca ją w Jezusa Chrystusa, ubóstwia ją, i tu jeszcze w tém życiu daje jéj zakosztowywać szczęścia niebieskiego.

Jako ofiara, przenajświętszy Sakrament Ołtarza sprowadza największe dobrodziejstwa Boże, jak duchowne tak i doczesne, na tych za których się ofiaruje. Wyjednywa najskuteczniéj łaskę nawrócenia dla grzeszników, i zmniejsza kary należne duszom w czyscu zatrzymanym. A także Sakrament ten jako ofiara, jest najwyższym hołdem jaki ludzie mogą oddać Stwórcy i Panu swojemu, i najmiléj przez Niego przyjmowaném dziękczynieniem: za wszelkie odbierane od Niego dobrodziejstwa i łaski.

Uroczystość dzisiejsza około roku Pańskiego 1246 zaczęła się odprawiać w niektórych tyko krajach, a to w skutek cudownego widzenia, jakie miała błogosławiona Julianna zakonnica, któréj Pan Bóg objawił był potrzebę postanowienia tego święta. Urban IV podówczas Papież, po cudzie jaki miał miejsce z Hostyą przenajświętszą w mieście Orwieto gdzie on wtedy przebywał, wydał w roku Pańskim 1264 Bullę, nakazującą aby uroczystość Bożego Ciała w całym Kościele obchodzoną była we czwartek po uroczystości Trójcy przenajświętszéj. Pacierze i Mszę świętą na tę uroczystość, ułożył z rozkazu tegoż Papieża, święty Tomasz z Akwinu.

Pożytek duchowny

Czy cenisz jak należy ten dar ceny niemający, bo tak drogi i wielki jak drogim i wielkim jest Pan Bóg, a którym Kościoł Swój obdarzył Pan Jezus, w postanowieniu przenajświętszego Sakramenta ołtarza. A stąd oblicz się z sumieniem, czy znajdując się w obecności przenajświętszego Sakramentu, zachowujesz się tak jak w obecności Boga w nim przebywającego zachowywać się powinieneś, czy korzystasz jak można najczęściéj, z niewymownego szczęścia w przyjmowaniu Go w Kommunii świętéj.

Modlitwa (kościelna)

Boże któryś nam w tym przecudownym Sakramencie, pamiątkę Męki Twojéj pozostawił; daj nam prosimy pokornie, przenajświętszą tajemnicę Ciała i Krwi Twojéj tak czcić i wielbić, abyśmy pożytków zbawienia Twojego na sobie jak najobficiéj doznali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tą intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 348–351.

Footnotes:

1

Jan XIII. 1.

2

Mat. XXVI. 26.

3

Mat XXVI. 27

4

Łuk XXII. 19.

Tags: Boże Ciało „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Najświętszy Sakrament Wielki Czwartek Duch Święty św Tomasz z Akwinu
2020-06-11

Św. Barnaby, Apostoła

Żył około roku Pańskiego 61.

Żywot jego wyjęty jest z dziejów Apostolskich i podania Kościelnego.

Święty Barnaba z żydowskiego narodu pochodzący, a z pokolenia Lewi, urodził się na lat kilka przed Chrystusem Panem, na wyspie Cyprze, gdzie jego rodzina oddawna mieszkała. Miał imię Józef, i dopiéro po Wniebowstąpieniu Pańskiém, Apostołowie nadali mu imię Barnaby, które w języku hebrajskim znaczy Dziecię pocieszenia, a to z tego powodu, iż posiadał on szczególny dar od Boga pocieszania każdego w jakiémkolwiek strapieniu będącego. Należał do liczby Apostołów, lecz do téj godności nie przez samego Pana Jezusa jak inni był powołany, lecz dopiéro późniéj przez Ducha Świętego razem z Pawłem świętym wybrany został do ogłaszania Ewangelii. Rodzice jego wielkie posiadali dobra, odebrał téż najstaranniejsze wychowanie. Gdy podrósł, wysłano go do Jeruzalem, dla kończenia tam nauk pod sławnym mistrzem Gamalielem, gdzie ucząc się wraz ze świętymi Pawłem i Stefanem, od téj pory w ścisłéj z nimi zostawał zażyłości. Jako potomek pokolenia Lewi, przeznaczonym będąc do służby w świątyni Pańskiéj, sposobił się do tego pilnie czytając księgi święte, i wyuczając się wszystkiego co się religii tyczyło, a obok tego odznaczał się najprzykładniejszém postępowaniem. Przebywał ciągle z najuczeńszymi kapłanami, wiele czasu przepędzał na modlitwie w Świątyni, i uchodził za jednego z najcnotliwszych mężów swojego czasu.

Gdy nadeszła błogosławiona chwila, kiedy Syn Boży zaczął ogłaszać Swoję naukę i cudami zasłynął, Barnaba, który wyglądał z upragnieniem przyjścia Zbawiciela, w pierwszém spotkaniu Pana Jezusa, a było to przy uzdrowieniu sparaliżowanego, upadł mu do nóg i prosił aby go w liczbę Swoich uczniów przyjął. Pan Jezus w tejże chwili wyświadczył mu tę łaskę, a Barnaba pełen miłości bliźniego, chcąc czém prędzéj i rodzinę swoję zrobić uczestniczką szczęścia jakiego dostąpił, udał się do niéj i oznajmił iż znalazł oczekiwanego Zbawiciela świata. W Jeruzalem mieszkała ciotka jego, imieniem Marya, matka Jana przezwanego Markiem: najprzód tedy ją z całą rodziną i domownikami nawrócił, i odtąd w jéjto błogosławionym domu przebywał Pan Jezus, ile razy znajdował się w Jerozolimie, a po Wniebowstąpieniu Pańskiém, był to główny przytułek Apostołów i uczniów Chrystusa Pana.

Od téj pory święty Barnaba obiegał miasta i wioski, ogłaszając Ewangelią, i wiele cudów czyniąc. Po śmierci zaś Pana Jezusa, sprzedał całą swoję znaczną majętność którą odziedziczył po rodzicach, i wszystko co wziął za nią oddał Apostołom, dla rozdzielenia tego pomiędzy ubogich. Dowiedziawszy się że towarzysz jego szkolny Szaweł, późniejszy Paweł, zaślepiony fałszywą gorliwością prześladował chrześcijan, dokładał wszelkiego starania aby go nawrócić, jednak wyrwać go z błędów nie mógł. Lecz gdy Sam Pan Jezus cudownym sposobem powołał świętego Pawła, ten przybywszy do Jerozolimy, udał się niezwłocznie do Barnaby, a zdawszy mu sprawę ze swojego nawrócenia, prosił aby go Apostołom przedstawił. W kilka lat potém, gdy w Antyochii, jedném z największych miast ówczesnych, wielu już wiarę przyjęło, Apostołowie wysłali tam świętego Barnabę, aby ich w wierze świętéj utwierdzał i zasad jéj nauczał. Jakoż, przybywszy tam i takowe posłannictwo swoje gorliwie spełniał i wielką liczbę pogan i Żydów nawrócił, tak że wkrótce potrzebował pomocników do uprawiania téj nowéj roli Chrystusowéj.

Dowiedziawszy się że święty Paweł znajdował się w mieście Tarsie w Cylicyi, udał się do niego i sprowadził go z sobą do Antyochii. Po roku wspólnéj tam pracy, takich gorliwości Pan Bóg pobłogosławił, że w témto mieście najprzód wierni otrzymali nazwisko Chrześcijan, i jawnie, wspólnie i publicznie obrzędy swoje odprawiać zaczęli. Podczas kiedy oni w kraju tym Kościoł święty zakładali, razu pewnego gdy wielu kapłanów i pasterzy nowonawróconego ludu, po długim poście trwało na modlitwie, Duch Święty rzekł do nich: „Odłączcie mi Szawła i Barnabasza ku sprawie do któréj ich wziąłem”: 1 to jest na ogłaszanie Ewangelii poganom. Wnet tedy przez włożenie na nich rąk, wyświęceni zostali na Biskupów i zamianowani Apostołami. Niezwłocznie téż święty Barnaba wraz ze świętym Pawłem, udali się najprzód do Seleucyi, ztamtąd do wyspy Cypru, następnie do Pamfilii, i aż wgłąb Azyi do miasta także nazwiskiem Antyochia Pizydyńska, gdzie o mało nie zostali ukamienowani. Uszli jednak śmierci, lecz naraziwszy się na największe niebezpieczeństwa, wygnani zostali. Ztamtąd udali się do Ikonii, gdzie nawrócili wielu Żydów i znaczną liczbę pogan. Przybywszy do miasta Istryi w Likaonii, święty Barnaba tak wiele cudów uczynił, że poganie zdumieni wzięli go za bożka Jowisza; zbiegli się do niego tłumnie i chcieli palić mu ofiary. Święci Apostołowie przejęci litością nad ich zaślepieniem, starali się wyświecić im prawdy Ewangelii, i już zaczęli się poganie nawracać, kiedy przybyli z Ikonii żydzi, wmówili w nich iż Barnaba i Paweł są czarnoksiężnikami, znanymi ze swego oszustwa w innych krajach. Uwiedziony motłoch rzucił się na nich, i o mało ich nie ukamienował. Wtedy opuścili Ikonią i poszli do miasta Derbu.

W tych wycieczkach swoich, w których tyle wycierpiał święty Barnaba, nawrócił wielką liczbę Żydów i pogan, i wszędzie pozakładał kościoły, obsadzając ich Biskupami i Kapłanami. Potém rozłączył się ze świętym Pawłem, gdyż postanowili byli każdy zosobna, zwiedzać kościoły przez siebie już założone. Paweł więc, wziąwszy z sobą Silasa, udał się do Syryi i Cylicyi, a święty Barnaba wsiadłszy na okręt z Markiem, popłynął do wyspy Cypru.

Tyle wiemy o nim z księgi Dziejów Apostolskich: podanie zaś przydaje, że po wycieczce swojéj do Cypru, ten święty Apostoł głosił jeszcze słowo Boże w Liguryi, gdzie pierwszy przyniósł wiarę świętą, i nakoniec dotarł aż do miasta Medyolanu we Włoszech, którego był pierwszym Biskupem. Piszą iż siedem lat rządził tą dyecezyą, nie ciągle jednak w Medyolanie przebywał. Przejęty wielką gorliwością, robił wycieczki w różne strony, pomiędzy innemi doszedł i do miasta Bergamu i Brescii, gdzie dotąd jest ołtarz przy którym miewał Mszę świętą. Po upływie tych lat siedmiu, wyświęcił na Biskupa świętego Anatalona, i na miejsce go swoje na stolicy Medyolańskiéj obsadziwszy, powrócił do Cypru swojéj ojczyzny, któréj Kościoł miał, zdaje się, najwięcéj na sercu. Wielką tę wyspę przebiegał ciągle, nie opuszczając żadnego miasta ani wioski, nawracając wszędzie gdzie jeszcze spotykał pogan i Żydów, wyświęcając kapłanów, zaprowadzając obrzędy kościelne, utwierdzając nowych chrześcijan w wierze, i ciągle głosząc im naukę świętą. Nareszcie osiadł w Salaminie, stolicy téj wyspy; a że tam zastał jeszcze wielu starozakonnych uporczywie przy swoich błędach obstających, w każdą sobotę szedł do Synagogi, i w niéj z Pismem Bożém w ręku, i z wymową Duchem Świętym natchnioną dowodził im, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym i Zbawicielem przez proroków przepowiedzianym.

Wielu pozyskał Chrystusowi Panu; lecz inni uparci w swoich błędach, przewidując że wkrótce wszystkich pociągnie za sobą święty Barnaba, uknuli spisek na jego życie. Mąż Boży dowiedział się o tém, i łatwo mu było uchronić się przed grożącą mu śmiercią, wszakże spragniony poniesienia męczeństwa, nie uczynił tego. Owszem, dnia pewnego zgromadziwszy uczniów swoich, powiedział im iż spodziewa się wkrótce umrzeć za Jezusa Chrystusa; odprawił Mszę świętą w ich obecności, i wielkiéj liczbie wiernych wtedy zgromadzonych, sam rozdał przenajświętsze Ciało Pańskie. Potém powiedziawszy tylko Markowi, że był to już ostatni dzień jego życia, i że przychodzi mu stwierdzić rozlaniem krwi własnéj to co od tak dawna ogłasza, wszedł do Synagogi, aby tam według swego zwyczaju, rozprawiał przed Żydami. Lecz zaledwie otworzył usta, mając mówić o Jezusie Chrystusie jako prawdziwym Mesyaszu, aż oto Żydzi, wszcząwszy wrzask wielki, rzucili się tłumnie na niego, i wywlokłszy go za miasto ukamienowali. Następnie chcieli spalić jego ciało, aby mu chrześcijanie czci pośmiertnej jako Męczennikowi nie oddali, lecz ogień najsilniéj rozniecony, błogosławionych zwłok sługi Bożego tknąć się nie chciał. Gdy odeszli. Marek pochował je za miastem, a miejsce to późniéj przezwaném zostało miejscem uzdrowienia, z powodu wielu cudów, jakich tam chorzy doznawali, wzywając pośrednictwa tego świętego Apostoła.

Męczeństwo świętego Barnaby nastąpiło 11 Czerwca, roku Pańskiego 61. W roku zaś 485 gdy ciało jego wydobyto, znaleziono na piersiach jego Ewangelią świętego Mateusza, własną jego ręką przepisaną, którą panujący podówczas cesarz Zeno, kazał w złoto oprawić, a na miejscu gdzie był pochowany święty Barnaba, wybudował wielki kościoł z klasztorem.

Pożytek duchowny

Święty Barnaba tak czcił Ewangelią świętą i tak w niéj się rozmiłował, że ją przy sobie nosił ciągle, z nią na piersiach śmierć męczeńską poniósł, i z nią w kilkaset lat po śmierci znaleziony został. Szczęśliwy kto tę świętą Księgę w sercu swojém nosi przez jak najwierniejsze stosowanie się do niéj postępkami całego życia swojego, bo przez to i w godzinę śmierci, jakby z nią na piersiach umierać będzie.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który nas błogosławionego Barnaby Apostoła Twojego zasługami i pośrednictwem wspierasz, spraw miłościwie, abyśmy za jego wstawieniem się prosząc o Twoje dobrodziejstwa, darów Twojéj łaski z miłosierdzia Twego dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 480–482.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 481

Święty Barnaba odznaczał się cnotą skromności i pokory. Nigdy się nie chwalił i nie wysuwał na pierwsze miejsce, chociaż ono nieraz mu się należało, a przy tym był pilny w wykonywaniu obowiązków, jakie na siebie przyjął. Zyskał też przez to u Boga wielkie zasługi, tak że może nam służyć jako wzór godny naśladowania.

Różni są ludzie na świecie, cierpliwi, miłosierni, hojni dla ubogich, czystość miłujący, czy nawet umartwionego życia, ale prawdziwa pokora rzadka jest pomiędzy nimi, a jednak tylko ten jest prawdziwym i dobrym \ chrześcijaninem, kto jest prawdziwie pokorny.

Filozofowie pogańscy wiele mówili i pisali o różnych cnotach, ale cnoty pokory nawet z imienia nie znali. Dlatego Pan Jezus kazał się jej uczyć od Niego, bo wiedział, że tej cnoty gdzie indziej nie znajdzie, prócz Matki Jego Najświętszej Maryi Panny. Cnota pokory nie ma nic wspólnego ze stanem. Wielcy tego świata powinni się korzyć przed mocną ręką Boską, powinni pamiętać, że tego samego mają Boga nad sobą, co i ich poddani; to samo prawo, ta sama Ewangelia obowiązuje tak pana jak i chłopa. Zajmujący wysokie stanowiska na ziemi mają pamiętać, że najniżsi poddani zaćmią ich swą świetnością i blaskiem w Niebie, jeżeli teraz ci prostaczkowie posiadają większą pokorę.

Naśladujmy wszyscy pokorę świętego Barnaby, albowiem skromnych i pokornych ludzi więcej szanują niż zarozumiałych, a Bóg szczodrze ich wynagradza.

Footnotes:

1

Dzie. XIII. 2.

Tags: św Barnaba „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik św Paweł Gamaliel Ewangelia pokora
2020-06-10

Św. Małgorzaty, Królowéj Szkockiéj

Żyła około roku Pańskiego 1079.

(Żywot jéj był napisany przez opata Teodoryka, jéj spowiednika.)

Święta Małgorzata córka Edwarda królewicza angielskiego i Agaty córki cesarza Konrada, urodziła się około roku 1036 w Węgrzech, gdzie ojciec jej wygnany z kraju przez Kanuta króla duńskiego, znalazł był schronienie na dworze króla Szczepana świętego. Wychowana na świetnym dworze, lecz bardzo pobożnie, od lat najmłodszych odznaczała się rzadkiemi cnotami, i w szczególny sposób objawiało się w niéj wielkie do Matki Bożéj nabożeństwo. W dzieciństwie jeszeze długie odprawiała modlitwy, klęcząc przed Jéj wizerunkiem, a nad wszelkie rozrywki i zwykłe zabawy dziecinne, przekładała rozmowę z pobożnemi osobami o przenajświętszéj Pannie. Dorosłszy lat młodéj dziewicy, chociaż z królewskiego była rodu, gardziła wszelkiemi próżnościami tego świata. Ubierała się jak najskromniéj, a gdy jéj robiono uwagę iż stan jej wymagał bogatszych strojów, odpowiadała, iż „w każdym stanie, dziewica chrześcijańska nie o ozdoby ciała, lecz duszy, starać się powinna.” Co téż odmawiała zbytkom, to rozdawała ubogim, i już wtedy z hojnych jałmużn słynęła.

W młodym wieku, zamyślała wstąpić do klasztoru, gdy dziad jéj stryjeczny święty Edward III, wstąpiwszy na tron angielski po śmierci Kanuta, zawezwał jéj rodziców do Anglii, gdzie Małgorzata zajaśniała na tym znowu dworze wysoką świątobliwością. Wkrótce potém, Malkolm III król Szkocki ujęty jéj powabami i rzadkiemi cnotami, prosił o jéj rękę. Święta ulegając woli matki, wyszła za niego. Na szczęście znalazła w małżonku gorliwego katolika, który nietylko żadnych przeszkód sposobowi pobożnego życia jakie wiodła nie kładł, lecz owszem i sam starał się ją w tém naśladować. Znalazłszy w niéj, obok cnót chrześcijańskich, w wysokim stopniu bardzo bystry rozum, przypuścił ją do rządów państwa, i w każdéj ważniejszéj sprawie szedł za jej radą. Małgorzata zaś, zasiadłszy na tronie, zrozumiała dobrze czego po niéj Pan Bóg wymaga: że nie powinna była zaniedbywać swoich ćwiczeń pobożnych i dobrych uczynków, lecz mając ku temu obszerniejsze pole, na tém większą skalę takowe dopełniać. Najprzód tedy cały dwór swój urządziła tak, aby na nim nietylko nie pojawiały się żadne zgorszenia, lecz owszem aby on służyć mógł za wzór chrześcijańskich obyczajów, dla wszystkich jéj poddanych. Taką umiała zachować powagę, połączoną z wielką słodyczą, iż wszyscy jej dworzanie przejęci dla niéj wielką życzliwością i uszanowaniem, na wyścigi starali się przypodobać się swojéj pani, odznaczając się życiem chrześcijańskiém i pobożném. Na zebraniach dworskich, na których zwykle lekkomyślne toczą się rozmowy, nie słychać było innych, jak jużto poważne i tyczące się spraw Państwa lub Kościoła, jużto budujące i pobożne. Królewską opiekę swoję rozciągnęła szczególnie na wszelkie potrzeby Kościoła swojego kraju. Za jéj wpływem i staraniem, wiele bardzo praw tyczących się karności kościelnéj, w zaniedbanie przedtém puszczonych, wznowionych zostało, a między innemi ściślejsze zachowanie postów, a mianowicie Wielkiego Postu, obowiązek Spowiedzi i Komunii Paschalnéj, jako téż święcenia dni niedzielnych i uroczystych w roku. Przyczyniła się także do zniesienia wielu obrządków zabobonnych i niewłaściwych, które się wkradły były nawet do obrzędów kościelnych. Zniosła panującą podówczas w tym kraju plagę świętokupstwa, lichwiarstwa, kazirodztwa i wiele innych zdrożności, któremi skażeni mieszkańcy, przyćmili w sobie świętość wiary do któréj należeli, a co wszystko dokonane zostało przez Biskupów, na kilku Synodach prowincyonalnych za staraniem królowéj zebranych. Dowiodła ta Święta w krótkim czasie, jak wielkiém dla kraju jest błogosławieństwem, gdy na tronie Święci zasiadają.

Z największą a prawdziwie chrześcijańską pieczołowitością, czuwała podobnież nad wychowaniem swoich dziatek, któremi o ile tylko możności, nie spuszczając się na innych, sama się zajmowała. Wybierała najstaranniéj osoby które miały być przy nich, i ciągle im polecała aby najmniejsze wady w jéj dzieciach poskramiały, aby w niczém nie podżegały ich pychy, owszem aby je ćwiczyły w pokorze, i rozbudzały w nich żywe uczucie marności wszystkiego co na świecie za wielkie i świetne się poczytuje. Sama do nich często w te odzywała się słowa: „Bójcie się Boga dziatki moje, bo tylko w bojaźni Jego i tu na świecie i po śmierci szczęście wiekuiste mieć będziecie. Znajcie Go Stwórcą i Panem waszym, w Jego przykazaniach się kochajcie, wolę Jego we wszystkiém spełniając, a im wyżéj postawieni jesteście, tém więcéj z miłości ku Niemu, dobrych uczynków spełniajcie.”

Łatwo domyśleć się jak dla ubogich musiała być miłosierną. Czyniła jałmużny tak wielkie iż wszyscy, chociaż znali ją królową, zrozumieć nie mogli zkąd jéj na to starczyło. Miała kilku dworzan przeznaczonych jedynie do wyszukiwania ubogich chorych, lub wstydzących się żebrać. Zakładała nowe klasztory i wspierała wszystkie. Wzniosła kilka zakładów dobroczynnych, i na wszelkiego rodzaju nędzę obmyśliwała przytułki. Ile razy wychodziła z pałacu, w którym ubogi w każdéj dnia porze miał łatwy przystęp, otaczał ją liczny orszak wdów, sierot i różnego rodzaju nędzarzy, a żadnego bez hojnego zaopatrzenia nie odprawiała. Po powrócie, zastawała znowu wielką liczbę czekających na nią biednych, którym umywała nogi, i własnemi rękoma usługiwała do stołu. Lecz jéj miłosierdzie sięgało za granicę jéj państwa: w najodleglejsze strony wysyłała znaczne pieniądze, dla wykupywania więźniów, wspierania pielgrzymów, wyzwalania niewolników, lub wspierania całych okolic jaką wielką klęską dotkniętych.

Obok tych wszystkich i tak różnorodnych zajęć, nie zaniedbywała wcale potrzeb własnéj duszy, ćwicząc się w modlitwie, w nadzwyczajnych umartwieniach ciała, i coraz ściśléj jednocząc się z Bogiem. Oto jakim był zwykły sposób jéj życia: po kilkogodzinnym spoczynku, zaraz po północy udawała się do kościoła, gzie przybywszy przed rozpoczęciem Jutrzni, którą w owych czasach publicznie odprawiano, odmawiała pacierze kościelne o Trójcy przenajświętszéj, o męce: Pańskiéj i o Matce Boskiej. Potém zaczynała cały Psałterz, który albo kończyła gdy się Jutrznia odprawiała, albo odmawiała powtórnie, co zwykle odbywała rozpływając się we łzach, i z wielką skruchą; następnie słuchała pięć Mszy czytanych i jednę śpiewaną, Wróciwszy przed południem do domu, już cały dzień spędzała albo na naradach z królem i najwyższymi urzędnikami, albo na posłuchaniu ubogich lub ich nawiedzaniu w mieszkaniach. Zwykle zasiadając do stołu, karmiła własnemi rękami dziewięć sierot, i dwudziestu czterech biednych, a w pewne dni razem z królem sprowadziwszy trzysta ubogich, zasadzali ich do stołu wybornemi zastawionego pokarmami, i sami klęcząc im usługiwali.

Jeśli czas jéj na to zezwalał, chodziła do szpitalów obsługiwać chorych, i czyniła to z taką miłością, że często trędowatych obmywając, całowała im nogi. Zdarzyło się iż brat jéj był tego świadkiem, i rzekł do niéj: „Gdyby król to widział, nigdy by się ust twoich nie dotknął” a ona mu na to: „A czyż nogi króla Niebieskiego, którego w każdym z tych ubogich widzę, nie są czystsze niż usta króla śmiertelnego.” Miała także zwyczaj nawiedzać zakonników po klasztorach, i pustelników w samotniach mieszkających, aby uczcić w nich sług Bożych i polecić się ich modlitwom. Wieczorami zaś, zgromadzała domowników, i przed wspólną modlitwą miewała do nich pełne namaszczenia nauki, przy których zwykle łzami się zalewała.

Tak żyjąc spędziła na tronie lat trzydzieści, a czując blizki swój koniec, zawezwała Spowiednika, i z wielką skruchą uczyniwszy spowiedź z całego życia rzekła do niego: „Żegnam cię Ojcze mój, a o dwie rzeczy proszę: abyś duszy mojéj przy Mszy świętéj zawsze pamiętał, i o dziatkach moich staranie miał, by dla doczesnych marności wiecznego życia nie straciły.” W ciągu téj ostatniéj choroby swojéj w objawieniu dowiedziała się, iż w dniu jednym mąż jéj i syn Edward, w potyczce z nieprzyjaciołmi polegli; a gdy goniec przybył z tą smutną wieścią rzekła: „Chwała Tobie Panie, że mi przy skonaniu taki smutek zsyłasz, bo przez to z grzechów moich chcesz mnie oczyścić.” Nazajutrz zaczęła odmawiać tę modlitwę: „Panie Jezu Chryste któryś z woli Ojca ten świat ożywił, zbaw mnie”, i wśród niéj ducha Bogu oddała, dnia 10 Czerwca, roku Pańskiego 1079.

Pochowana została w kościele świętéj Trójcy, który sama wzniosła na miejscu gdzie ślub brała. Za życia i po śmierci licznemi cudami słynącą, Papież Klemens X w poczet Świętych policzył, i za Patronkę nadał Szkocyi.

Pożytek duchowny

Im kogo Pan Bóg na wyższe w świecie powołał stanowisko, tém więcéj od niego domagać się będzie: bo widziałeś z żywotu świętéj Królowéj dopiéro przeczytanego, jak wiele ona dla tego że Królową była dobrego uczynić mogła. Jeśliś wysoko w świecie postawiony, patrz czy wiele dobrego robisz; a jeśli z téj strony nie obawiasz się odpowiedzialności, proś Pana Boga aby zsyłać raczył na rządzących drugimi potrzebne łaski, aby oni przykładem i czynem Królestwo Boże na ziemi krzewili.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławioną Małgorzatę Szkocką królowę, przedziwną dla biednych miłością obdarzył; spraw aby za jéj pośrednictwem i przykładem, miłość Twoja w sercach naszych wzrastała. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 477–479.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 477

Święta Małgorzata była tylko słabą niewiastą, ale że życie swe urządziła według wzoru i przykładu, zostawionego nam przez Jezusa Chrystusa, stała się dobrodziejką całego kraju i własnej rodziny. Mieszkańcy Szkocji zmienili się zupełnie, małżonek jej tak cnotliwie żył pod jej błogą opieką, że prawie świętym nazwany być może, a dzieci wyrosły na bogobojnych i cnotliwych ludzi. Taki wpływ zbawienny wywiera niewiasta prawdziwie chrześcijańska!

Błagaj duszo pobożna, Boga, aby łaską swoją oświecił wszystkie niewiasty i obdarzył je łagodnością, pokorą, czystością uczuć i spokojem, przez nie bowiem nie tylko rodziny po szczególne, ale ludy całe stają się szczęśliwymi.

Tags: św Małgorzata „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna królowa wdowa jałmużna modlitwa władza kobiecość
2020-06-09

Św. Pryma i Felicyana, braci Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 287.

(Żywot ich wyjęty z akt męczeńskich Kościoła Rzymskiego, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święci Prym i Felicyan bracia, byli zamożnymi i znakomitego rodu obywatelami miasta Rzymu. Żyli w drugiéj połowie wieku trzeciego. Zrodzeni w pogańskiej religii, do lat pięćdziesięciu w błędach jéj pogrążeni byli, lecz za Papiestwa Feliksa I, a cesarstwa Adryana, i jak piszą za wpływem samego Ojca świętego, wyrzekli się bałwochwalstwa i wiarę chrześcijańską przyjęli, niemłodzi już wtedy będąc. Kilka srogich prześladowań wiernych przebyli szczęśliwie, chociaż od chwili swojego nawrócenia, wiodąc życie bardzo świątobliwe, z wielkiém poświęceniem oddawali się różnym uczynkom miłosierdzia. Pomimo tego jednak, zawziętość pogańska na chrześcijan oszczędzała ich jakby cudownie, i tak spędzili oni całe lat trzydzieści, późnéj doczekawszy starości. Lecz gdy za Maksymina i Dyoklecyana, rozsrożyło się prześladowanie i potoki krwi chrześcijańskiéj wszędzie płynęły, byli i oni z liczby tych którzy wpadli w ręce tyranów. Poganie zanieśli skargę że z powoduto głównie tych dwóch braci, jedno ich bożyszcze, w największéj w mieście całém czci będące oniemiało i wyroczni ogłaszać nie chce; a zatém że idzie tu o dobro całéj ich religii i cesarzów, którzy mogą państwo postradać, jeżeli na postępowanie tych dwóch znakomitych obywateli Rzymu, władza obojętnie patrzeć będzie. Maksymin tedy i Dyoklecyan postanowili sami ich sądzić, i niezwłocznie kazali ich pojmać i w więzieniu osadzić. Lecz pierwszéj nocy w któréj ich tam zamknięto, stanął przed nimi Anioł, kajdany ich skruszył i na wolność wyprowadził.

Święci bracia pewni już byli iż śmierci nie ujdą, i z upragnieniem oczekiwali korony męczeńskiéj. Wyzwoleni cudownie, dzięki Bogu za to złożyli, lecz zasmucili się wielce, widząc że ich szczęście wylania krwi za Jezusa Chrystusa omija. Gorąco więc prosili Boga, aby im tego nie odmawiał, a obdarzył łaską poniesienia męczeństwa. Otrzymawszy przeto szczególne Ducha Świętego natchnienie, sami stawili się przed cesarzami, oświadczając iż są tymi chrześcijanami których oni uwięzić kazali. Męstwo takowe nie zjednało im wcale tyranów, owszem tém większym obruszeni gniewem, zapowiedzieli im że albo cześć mają oddać bożkom pogańskim, albo przenieść straszne męki i na śmierć być wskazanymi. – „Nie będziemy składać ofiary bałwanom waszym, odrzekli na to błogosławieni bracia, gdyż mamy inną ofiarę którą poświęcamy Bogu prawdziwemu. Poczytujemy zaś za istne szaleństwo, oddawanie czci bałwanom z ołowiu lub żelaza ulanym. Zresztą od męki żadnéj nie wymawiamy się, lecz jéj z całego serca pragniemy dla osiągnienia wiekuistéj nagrody, którą Pan Bóg obiecał tym, którzy dla Niego światem tym i życiem doczesném wzgardzą.”

Rozgniewani cesarze kazali ich okrutnie smagać rózgami,dopóki wiary się nie zaprą; a gdy oba mężnie przy niéj trwali straszne poniosłszy katusze, odesłali ich do Promota Wielkorządcy Numetańskiego, który uchodził za najzapamiętalszego wroga chrześcijan, i znany był z mąk najokrutniejszych jakie na nich wynajdywał.

Ten najprzód wtrącił ich do więzienia podziemnego, w którém powietrze było bardzo zepsute, i szkaradną woń wydawało, i przez kilka dni trzymając ich tam głodem morzył, żadnego zgoła nie dając im posiłku ani napoju. Po kilku dniach zawezwał ich przed siebie, i rzekł z przybraną powagą: „Wolą moich najwyższych panów, cesarzów, jest abyście niezwłocznie złożyli ofiarę bogom naszym.” A oni mu na to odpowiedzieli: „Nie nazywaj najwyższymi panami tych, którzy takich rzeczy domagają się od chrześcijan i w niewinnéj krwi ich brodzą: jeden tylko jest Pan najwyższy, a tym jest Bóg chrześcijański Jezus Chrystus, któremu cześć oddajemy.” Po takiéj odpowiedzi, Wielkorządca sądząc iż łatwiéj ich zmusi do odstępstwa wiary, gdy ich rozdzieli i gdy obecność jednego nie będzie dodawała męstwa drugiemu, kazał Pryma odprowadzić do więzienia, a pozostawszy z samym Felicyanem rzekł do niego: „Litość mnie bierze nad twoim wiekiem sędziwym, i ty sam ulituj się nad starością twoją, i złóż ofiarę Jowiszowi, któréj domagają się od ciebie cesarze.„ – „Niech się ulituje nad starością moją Jezus Chrystus, odrzekł mu starzec, który jak mnie dotąd w Swój świętéj wierze zachował, tak niech raczy dać abym w niéj aż do końca wytrwał. Twoje postrachy, za Jego łaską, nie zmienią serca mojego.” Widząc Promotus że tym sposobem nie wskórać nie może, kazał go zbić okrutnie ołowianemi kulami, a gdy go ciężko stłuczonego podnieśli z ziemi, znowu go kusić zaczął mówiąc: „Nie upieraj się dłużej przy swojém, a zrobiwszy wyznanie wiary w bogi cesarskie, używaj spokojnie lat jakie ci jeszcze do życia pozostają.” – „Mam już lat ośmdziesiąt, odrzekł na to mąż Boży, a trzydzieści w służbie Chrystusowéj przeżyłem: będę Mu już służył do końca, a spokoju i szczęścia tylko tego pragnę, do którego On mnie w wieczności wzywa.”

Tyran podwoił okrucieństwa: kazał go przybić do drzewa rękoma, i nogami przeszytemi gwoździami, a na rozpiętego w tym stanie na rusztowaniu, zawołał: „Póty tak wisieć będziesz aż wolę cesarzów spełnisz” – a Felicyan zaczął opiewać chwałę Bożą w te słowa psalmu Dawidowego: „Pan pomocnikiem moim, nie będę się bał coby mi uczynił człowiek” 1. Tyran znowu do niego: – „Nieszczęsny nędzniku, upamiętaj się, bo inaczéj jeszcze cięższe zadam ci męczarnie: wyrzecz się Chrystusa.” A Felicyan na drzewie przybity odrzekł: „Jakże Stwórcy Nieba i ziemi wyprzeć się mam, a bałwanom cześć oddawać?” Potém modlił się głośno mówiąc: „Dzięki ci składam Panie Jezu Chryste, żeś mnie raczył zaliczyć pomiędzy tych którzy dla imienia Twego cierpią.”

Tak zawieszonego trzymał Wielkorządca przez całe trzy dni, a Święty ciągle się modlił, i cudownie wsparty łaską Bożą, wytrzymał tę mękę. Po trzech dniach kazał go tyran zdjąć, i ubiczowanego wtrącił do więzienia, a przyzwawszy do siebie Pryma, powiedział mu że że brat jego już usłuchał cesarza i bogom ofiarę złożył, i że za to na cesarskim dworze wysoki urząd otrzymał; w końcu przydał że i jego toż samo czeka, jeżeli i on pokłoni się bałwanom. Na to odpowiedział mu Prymus: „Dobrześ rzekł że brat mój usłuchał cesarza, ale cesarza niebieskiego. Anioł objawił mi wszystko co się z nim stało.” Wtedy sędzia kazał go obić kijami i pochodniami palić mu boki, a gdy w téj męce Święty powtarzał te słowa Pisma Bożego: „/Ogniem mnie doświadczasz Boże jako srebro/ 2, Ciebię chwalę, a tego co mi słudzy szatańscy zadają nie czuję”, Wielkorządca kazał mu lać w usta ołów roztopiony, który on pił jak wodę, a ujrzawszy w téj chwili nadchodzącego Felicyana zawołał: „Oto za chwilę bracie drogi, pójdziemy do chwały niebieskiéj, a tam nikt już nas nie rozdzieli.”

Promotus przypisując te wszystko czarom, wskazał świętych braci na pożarcie przez dzikie zwierzęta. Wprowadzono ich do cyrku, te jest na plac na to przeznaczony i wypuszczono dwa lwy rozjuszone. Ryknęły strasznie aż całe miasto się przeraziło, lecz przybliżywszy się do sług Bożych, przy nogach się ich położyły. Puszczono niedźwiedzie dzikie i wygłodzone, lecz i te jak baranki ani ich tknąwszy, wokoło nich chodziły. Święci zaś rzekli: „Oto dzikie zwierzęta znając Boga, wyznawców jego tknąć nie chcą, a ty sędzio na obraz Jego stworzony, uznać Go nie chcesz i wymagasz abyśmy się Go wyparli!” Tymczasem lud licznie zgromadzony na widok takich cudów głośno wołał: „Prawdziwy jest Bóg chrześcijański Jezus Chrystus” i nawróciło się wtedy więcéj niż pięćset rodzin pogańskich. Przerażony tém Wielkorządca, co prędzéj odszedł z placu, i wydał rozkaz aby świętych Męczenników za miastem mieczem stracono, a ciała ich wyrzucono na pastwę zwierzętom. Ale te i po śmierci tknąć ich nie śmiały. Ścięci zostali dnia 9 Czerwca roku Pańskiego 287. Felicyan miał wtedy lat 90, a Prym mało co był od niego młodszy. Wierni pochowali ich ciała, a gdy prześladowanie ustało, wystawili na ich grobie kościół pod ich wezwaniem.

Pożytek duchowny

Pan Bóg, przez wzgląd na Swoich wiernych wyznawców, cudem wszechmocności Swojéj często wstrzymywał srogość dzikich zwierząt, które tknąć ich nie śmiały. Proś Pana Boga aby za pośrednictwem dzisiejszych Męczenników, których to właśnie spotkało, raczył Bóg dobry tak uśmierzyć srogość namiętności nacierających na duszę twoję, aby ci one żadnéj nie przyniosły szkody.

Modlitwa (kościelna)

Daj nam prosimy Panie, Męczenników Twoich Pryma i Felicyana tak zawsze święto obchodzić, abyśmy za ich pośrednictwem, miłosierdzia Twojego nad nami opieki doznali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 474–476.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 475

Święci Męczennicy, przemawiając do pogan, zawsze przypominali, że bezbożnych oczekują w przyszłym życiu męki, byli zatem zawsze przekonani, że piekło istnieje. Nie mniej i poganie musieli o tym wiedzieć, gdyż w przeciwnym razie owi Święci nie byliby z nimi mówili o piekle. Wszystkie ludy na świecie mają wiarę, że istnieje inne jeszcze życie prócz ziemskiego i nagroda za dobre, a kara za złe uczynki. Skądże te ludy wiedzą o tym, skoro nigdy Ewangelii świętej nie słyszały? Mają to przekonanie wpojone od dziadów i pradziadów, a ci znów otrzymali je w spadku od swych przodków, tak że stąd możemy wnosić, iż wiarę tę sam Bóg wpoił pierwszym ludziom na świecie.

Piekło jest czymś okropnym, a jednak wierzą w nie wszystkie ludy – musi zatem być prawdą, że piekło istnieje. Sumienie twoje i rozsądek twój zapewne także uznają, że piekło istnieje.

Bez wiary w nagrodę za dobre uczynki, a karę za złe nie może istnieć społeczeństwo ludzkie. Gdyby bezbożny nie miał się obawiać kary za złe czyny, któż by sobie dał radę z złością ludzką? Świat cały byłby jedną jaskinią zbójców. Tysiące ludzi wystrzega się złych czynów z bojaźni przyszłej kary, a któż by ich powstrzymał, gdyby ich nie przerażała myśl o piekle?

Wiadomość o istnieniu piekła mamy od samego Chrystusa, który wyraźnie grozi grzesznikom karą wieczną za grzechy tutaj popełnione. To samo powtarzają Apostołowie i tego samego uczy Kościół święty.

Jeżeli żyjemy cnotliwie, nie mamy się czego obawiać. Najlepszy na to sposób: rozpamiętywajmy codziennie, na jakie kary i cierpienia narażeni będą bezbożni w przyszłym życiu, miejmy zawsze skutki grzechu przed oczyma, a będziemy grzechy nienawidzili i żyli cnotliwie.

Footnotes:

1

Psal. CXVII.

2

Psal. LXV. 10.

Tags: św Prym św Felicjan „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik nawrócenie piekło
2020-06-08

Św. Medarda i Gotarda, braci Biskupów

Żyli około roku Pańskiego 545.

(Żywot ich napisany był przez Fortunata kapłana, za ich czasów żyjącego.)

Święci Medard i Gotard byli bracia bliźnięta, i nietylko w jednym dniu przyszli na świat, lecz w jednym i tymże dniu przyjęli kapłaństwo, w jednym dniu zostali wyświęceni na Biskupów, i w jednym dniu obaj zasnęli w Panu. Byli rodem z Francyi z małéj wioski zwanéj Salancya w dyecezyi Nowiomańskiéj (de Noyon). Żyli na początku szóstego wieku. Rodzice ich znakomitego rodu, w znaczne opływali dostatki i wielką odznaczali się pobożnością. Święty Medard od lat dziecinnych okazywał szczególną dla biednych litość. W szkołach będąc, obracał na jałmużnę, wszystko co mu rodzice dawali na rozrywki. Razu pewnego, matka sprawiła mu płaszcz bardzo kosztowny: spotkawszy ślepego w łachmanach i od zimna drżącego oddał mu młodziutki Medard tę swoję szatę. Inną razą, przypatrując się stadu koni ojcowskich, ujrzał na drodze jeźdzca, któremu gdy uchodził przed grożącém mu niebezpieczeństwem, koń ustał. Chłopaczek dał mu najlepszego konia ze stada ojcowskiego. W tejże chwili puścił się deszcz ulewny a Pan Bóg w nagrodę jego dobrego czynu, zesłał ogromnego orła, który go skrzydłami osłaniając jakby parasolem, do domu odprowadził. Koniuszy ojcowski zawiadomił Ojca że braknie konia; lecz gdy Medard tłómaczył się dla czego go oddał, rumak w tejże chwili sam stanął pomiędzy innemi. Widząc to rodzice rzekli mu wtedy: „Synku miły, rozdawaj już dla Boga ile tylko zechcesz, abyśmy wszyscy byli uczestnikami łask Bożych, jakie w tobie widzimy.”

W młodych jeszcze latach zdarzyło się że był z ojcem na polu, o które swarzyli się sąsiedzi, i bój o nie tocząc krew rozlewali. Medard ujrzawszy kamień na roli, pobiegł i stanął na nim, wołając na bijących się aby się pogodzili, i ten kamień za granicę wzięli. Na głos jego wszyscy się uspokoili, do zgody przyszli, a na znak w tém woli Bożéj, znaleźli na kamieniu stopę jego wyciśniętą na zawsze.

Święty Gotard podobnież od młodości odznaczał się wielką pobożnością. Stroniąc od zwykłych zabaw dziecinnych, uczęszczał do kościołów, i długie tam trawił godziny na gorącéj modlitwie. Naśladując brata, czém tylko mógł wspierał ubogich.

Ponieważ święci bracia okazywali wyraźne oznaki powołania do stanu duchownego, więc: obydwóch oddali na służbę Bożą rodzice z wielkiém weselem serca, powierzając ich wychowanie dalsze świątobliwemu mężowi, Biskupowi Wiromandeńskiemu (de Vermond), który po ukończeniu przez nich zawodu nauk teologicznych, wyświęcił ich na kapłanów. Życie ich odtąd było wzorem cnót wszelkich duchownemu stanowi właściwych: w umartwieniach ciała byli ustawiczni, w postach prawie ciągłych wytrwali, w miłości bliźniego, uczynkach miłosiernych i troskliwości o dobro dusz wiernych niespracowani. Pan Bóg téż różnemi cudami, świątobliwość tych wielkich sług Swoich rozsławiał. Między innemi przytaczają, że kiedy Klodoweusz król Franków, zrabowawszy Biskupstwo Wiromodańskie, łupami kościelnemi wozy naładował, te na modlitwę Medarda z miejsca ruszyć się nie dały; aż dopiéro król, uznawszy grzech swój, prosił aby go rozgrzeszył i co kościelne odebrał.

Przydarzyło się także, że złodziéj ukradł był wołu do świętego Medarda należącego: lecz musiał go zwrócić niezwłocznie, gdyż dzwonek który odjął był od szyi tego zwierzęcia, sam ciągle dzwonił głośno, a do ręki mu przywarł tak że go oderwać nie mógł.

Po zawakowaniu Biskupstwa Wiromodańskiego wyniesiono Medarda na to pasterstwo, pomimo iż długo się temu opierał, aż nakazem kilku Biskupów do przyjęcia zmuszony został. Lecz obowiązki które dla głębokiéj pokory swojéj mimo woli przyjął, z wielką gorliwością dla miłości Boga i bliźniego spełniał. Za jego to rządów i za jego staraniem, siedziba Biskupów Wiromodańskich, od częstych napadów na Francyą przez dzikie hordy Wandalów, Gotów i Hunnów niepokojona, przeniesioną została do Nowiomagu (Noyon), miasta w bezpieczniejszém miejscu położonego. Tam gdy kościół katedralny wystawił, drugie nań spadło jarzmo. Po śmierci sąsiedniego Biskupa w Tornaku (Tournai), na żądanie duchowieństwa i ludu, a za zezwoleniem Papieża Hormizdy, i téj dyecezyi został Biskupem. Zastał w niéj wielu jeszcze pogan, a ile od nich wycierpiał trudno wypowiedzieć! Kilkakrotnie był przez nich pojmany, trzymany w więzieniu i na śmierć wskazany; lecz go Pan Bóg cudownie z rąk ich wybawiał, i tak jego około dusz staraniom pobłogosławił, że w krótkim czasie wielką liczbę niewiernych nawrócił, i przy śmierci jego już bardzo mało ich tam było.

Sprawował urząd swój pasterski przez lat piętnaście, a wielką liczbę dusz pozyskawszy Bogu, mając już i swoję oddać w ręce Pana któremu tak wiernie służył, w ciężką chorobę zapadł. Nawiedzano go tłumnie, bo każdy kwapił się aby od ukochanego swojego Pasterza i błogosławieństwo ostatnie otrzymać, i posłyszeć jego zbawienne nauki które dawał otaczającym jego łoże, a żegnając się ze wszystkiemi serdecznie, dla każdego miał słowo pociechy i pożytecznéj przestrogi. Jednych upominał aby złych postępków zaniechali, drugich aby trwali w dobrém, innych zachęcał do stałości w wierze, a duchownym przekazywał gorliwość o chwałę Bożą i pożytek dusz im powierzonych, czego całém życiem swojém dawał im najwznioślejszy przykład. Sam król Klotaryusz, dowiedziawszy się iż blizkim był śmierci ten święty Biskup, pośpieszył do niego prosząc o błogosławieństwo. Udzielił mu takowe mąż Boży, i na jego rękach umarł, dnia 8 Czerwca roku Pańskiego 560 mając przeszło sto lat wieku.

Nad ciałem jego widziano przez kilka godzin po jego zgonie, światłość niebieską, co niezmierną liczbę ludu na pogrzeb zgromadziło, gdzie téż i następujące cudowne zaszło zdarzenie. Gdy zwłoki Świętego, które Król naprzemian z Biskupami niósł na własnych ramionach, przyniesiono do kościoła w mieście Swesonie (Soisson), gdzie miały być pochowane, raptem tak się stały ciężkiemi, że mar na których były złożone poruszyć nie można było. Król widząc w tém coś nadzwyczajnego, postanowił zapisać połowę dóbr swoich blizko Swesonu będących, na uposażenie kleryków, których przy kościele jaki na cześć świętego Medarda chciał wybudować osadził, i zaraz akt tego zapisu sporządził. Lecz gdy przystąpiono do ciała, jedna połowa tylko jego dała się unosić, a druga nad ołów cięższa, nieporuszona leżała. Król zrozumiał wolę Bożą, i gdy zmieniając zapis całe one dobra na fundusz dla młodych sług ołtarza przeznaczył, całe téż zwłoki błogosławionego dały się poruszyć, i z wielką czcią pochowane zostały. Późniéj na tém miejscu stanął wspaniały kościoł, pod wezwaniem tegoż Świętego.

· · ·

Święty Gotard ze swéj strony, jaśniał jako święty Apostoł w Kościele Bożym. W tymże dniu w którym Medard został Biskupem, i on wyświęconym został na Biskupa Rueńskiego (Rouen). Napróżno, podobnież jak i brat jego, przejęty uczuciem wielkiéj odpowiedzialności w sprawowaniu tego wysokiego urzędu, wypraszał się od niego. Musiał uledz woli Bożéj; a że ją tylko miał na względzie, okazał się również gorliwym i świętym jak Medard Pasterzem. Wielu także pogan, zaludniających jeszcze jego dyecezyą, do Chrztu świętego przywiódł. W ludzie wiernym ducha pobożności rozbudził, obyczaje uświęcił, odznaczając się przytém wielkiém miłosierdziem dla ubogich, chorych i więźniów. On to także nawrócił i króla Klodoweusza. Na Soborze w mieście Orleanie odbywającym się, był duszą toczących się tam narad, i wielkie w sprawie Kościoła położył zasługi. Pełen cnót i zasług, przeżywszy podobnie jak brat jego przeszło lat sto, tegoż dnia co Medard to jest 8 Czerwca roku Pańskiego 560, poszedł razem z nim po koronę wiekuistą do Nieba. Ciało jego najprzód w katedrze Rueńskiéj złożone, późniéj przeniesione zostało do kościoła świętego Medarda w Swesonie, aby jak ich koleje za życia i w wieczności przedziwnie Pan Bóg zespolił, tak aby śmierć i zwłók ich ziemskich nie rozdzielała.

Pożytek duchowny

Jak ów dzwonek, który przy ręce nieprawnie posiadającego cudzą własność, ciągle dzwonił, aby pokrzywdziciel ukryć się nie mógł, o czém w żywocie dzisiejszym czytałeś – tak każda krzywda wyrządzona bliźniemu, woła do Boga, dopuki jéj nie wynagrodzi ten który się jéj dopuścił. Obrachuj się z sumieniem, czy w niém nie dzwoni jaki wyrzut wyrządzonéj przez ciebie bliźniemu szkody, a dotąd niewynagrodzonéj.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionych braci bliźniaków Medarda i Gotarda, wyznawców i Biskupów, przedziwnie wspólnemi kolejami za życia przeprowadzając, razem wziął do Nieba i na wieki zespolił; za ich wstawieniem się prosimy, daj nam wszystkim na łonie Kościoła Twojego wspólnie zrodzonym, tak żyć i umierać, abyśmy wszyscy razem chwalić mogli Cię w wieczności. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 471–473.

Uroczystość róż w Salency

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 473

Na cześć świętego Medarda odbywało się corocznie aż do czasów wielkiej rewolucji francuskiej, tj. do roku 1789, w wielu okolicach Francji, a szczególnie w Salency, jego miejscu rodzinnym, w dniu 8 czerwca święto róż. Święto to zaprowadził w Salency sam Medard, a mianowicie chcąc młodzież żeńską zachęcić do zachowywania czystości dziewiczej, rozporządził, że rok rocznie ta z dziewic, która najbardziej odznaczy się pobożnością i czystością obyczajów, otrzyma wieniec z róż i dwanaście talarów, co wówczas było znaczną sumą pieniędzy. Warunkiem otrzymania tej nagrody czystości było, aby nie tylko sama dziewica, ale i cała jej rodzina wiodła przykładne życie. Rozporządzenie to przez wiele stuleci przynosiło błogie owoce, gdyż odkąd zwyczaj ten panował, nie zdarzył się w Salency ani jeden wypadek, aby któraś z tamtejszych niewiast wiodła życie gorszące.

Uroczystość ta odbywała się w sposób na stępujący: Gmina przedstawiała dziedzicowi Salency trzy dorosłe dziewczęta, pochodzące z czcigodnych rodzin, jako najuczciwsze i najcnotliwsze z wszystkich dziewic w osadzie. Dziedzic wybierał jedną z nich na królową róż, po czym jej nazwisko ogłaszano publicznie z ambony, aby wszyscy mogli osądzić, czy wybór był sprawiedliwy i bezstronny. Jeśli nie nastąpił żaden protest, wtedy 8 czerwca odbywała się koronacja królowej róż. O godzinie 2 po południu udawała się królowa róż w białej sukni, z rozpuszczonymi włosami do pałacu, w towarzystwie rodziców i 12 biało ubranych dziewic oraz tyluż w świąteczne szaty przybranych młodzieńców. Stamtąd pochód udawał się do kościoła, przy czym królowę róż prowadził właściciel Salency. Po nieszporach duchowieństwo udawało się w procesji do kaplicy świętego Medarda, gdzie proboszcz święcił i błogosławił koronę z białych róż, a potem wkładał ją na głowę królowej. Następnie wręczano jej ów podarek pieniężny i wracano w procesji do kościoła, gdzie po odśpiewaniu „Te Deum” zakończono uroczystość modlitwą do świętego Medarda.

Wieczorem w pałacu odbywała się uczta i zabawa, w której brała udział cała ludność wsi z dziedzicem i całą jego rodziną na czele.

Tags: św Medard św Gotard „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna zgoda jałmużna krzywda
2020-06-07

Uroczystość Trójcy Przenajświętszéj

Ustanowioną została około roku Pańskiego 1320.

(Treść nauki katolickiej o tajemnicy Trójcy przenajświętszéj.)

Chociaż wszystkie niedziele i wszystkie święta i uroczystości w roku całym, mają na głównym celu oddanie czci Trójcy przenajświętszej, gdyż wiemy to i wyznajemy że Pan Bóg do którego wszelką cześć religijną odnosimy, jest jeden we trzech Osobach, słusznie jednak ustanowioną została osobna na to uroczystość. Jest stałym i powszechnym w Kościele zwyczajem stanowić święta na szczególne uczczenie najważniejszych tajemnie wiary naszéj, i na podziękowanie Bogu za największe Jego łaski. Owóż, najszczytniejszą tajemnicą wiary katolickiej jest tajemnica Trójcy Przenajświętszéj, a jedném z największych dobrodziejstw dla nas Boga, jest objawienie jéj ludziom i obdarzenie wiernych wiarą w tę świętą, a tak wzniosłą, i według niektórych, niedostępną samemu rozumowi ludzkiemu prawdę. Uroczystość dzisiejszą obchodzono już w niektórych miejscach od jedenastego wieku. Opat Rupert, w dziele swojém o obrzędach kościelnych, wydaném na początku wieku XII, wspomina o niéj, jako o uroczystości już powszechnie przyjętéj, i wszędzie obchodzonéj. Jednak postanowioną wyraźnie i nakazaną całemu Kościołowi, została dopiéro przez Papieża Jana XXII, około roku Pańskiego 1320.

Ponieważ tajemnica Trójcy Przenajświętszéj jest najwyższą tajemnicą wiary naszéj, na któréj wszystkie inne się opierają i przez nią wszystkie inne się tłómaczą, wyłożymy tu w krótkości naukę o niéj Kościoła świętego.

Objawienie Boże uczy nas, co zresztą i sam rozum naturalny przyznaje, że Bóg jest jeden: Stworzyciel nieba i ziemi. Nie mając początku i końca, jest Istotą najwyższą, najświętszą, niezmienną, wieczną, nieograniczoną, nieskończoną, niepojętą: słowem niewymownéj dla języka ludzkiego doskonałości. Posiada wszelką władzę i potęgę, wszelką mądrość i dobroć, sprawiedliwość i miłosierdzie; a także zażywa Sam w Sobie najwyższéj chwały, i najwyższego szczęścia. Jest początkiem i arcywzorem i końcem wszystkiego co tylko istnieje; wszystkie światy, i na nich wszystkie twory i ziemskie i niebieskie w porównaniu z Jego majestatem, są jakby pyłek prochu, albo raczéj jakby były niczém, jakby ich wcale nie było.

Lecz chociaż Bóg jest tylko jeden, i niemożliwém jest aby było kilku Bogów, — bo w takim razie musiała by być między niemi różnica; jeden byłby mniejszy a drugi większy, a więc skoro mniejszy już nie byłby najwyższą Istotą jaką jest Bóg prawdziwy — chociaż, mówię, Bóg jest tylko jeden, nie jest wszelako w Bóstwie Swojém, jakby powiedzieć, usamotnionym. Wiara bowiem uczy nas, że w Bogu jedynym co do Jego istoty nierozdzielnéj i nie składającéj się z żadnych części, są tak nazwane językiem kościelnym: Trzy Osoby a jak to wyraża język grecki trzy hypostazye to jest trzy osobistości trzy odrębności, które dla ułatwienia sobie o tém pojęcia nazywamy Ojcem, Syném i Duchem Świętym. Bóg jest Ojcem, o ile jako Istotą odwieczna, odwiecznie Siebie Samego poznając, wydaje w Sobie Samym Swój obraz, a który jest mu tak najzupełniéj podobny, że aż zupełnie jest mu równym, zupełnie jest takimże Bogiem jak nim jest Bóg, który rodzi w Sobie to poznanie Siebie. Bóg jest Synem, o ile tym sposobem od wieków poznany przez Siebie, jest swoim własnym najdoskonalszym, a więc równym oryginałowi który obrazuje, obrazem. Jest nakoniec Duchem Świętym, Duchem miłości, o ile Bóg Ojciec widząc od wieków w sobie Swój rodzący się z niego Obraz, który zowiemy Synem Jego, miłuje go całą potęgą Boskiéj swojéj miłości, i o ile tenże Obraz Jego niby Syn stawając się Jemu równym Bogiem, podobnąż miłością granic niemającą bo Boską, miłuje swego Ojca, i ztąd wydają z Siebie w Sobie od wieków i ciągle, tę trzecią Osobę, tę trzecią Swojéj jedynéj istoty odrębność.

Nie masz wątpliwości, że Pan Bóg objawił był tę tajemnicę Patryarchom i Prorokom Starego Zakonu. Jakoż, znajdujemy tego świadectwa bardzo wzniosłe i wyraźne w księgach Pisma Bożego, które oni układali za szczególném natchnieniem i pod ciągłym wpływem Ducha Świętego, a mianowicie w księgach Rodzajów, w Psalmach, w Przypowieściach, w Eklezyastyku i w wielu Prorokach. Jednak nie ogłaszali téj tajemnicy Żydom, których byli nauczycielami, gdyż znając ich skłonnych do bałwochwalstwa, obawiali się aby słysząc o trzech Osobach w Bogu, nie wzięli Je za trzy bóstwa odrębne, i nie wpadli w błędy, w które powpadały były wówczas wszystkie inne ludy. Przytém, pojęcie Tajemnicy Trójcy Przenajświętszéj, zawsze przechodzące ograniczony rozum ludzki, — bo tajemnica ta sięga już aż saméj istoty Bóstwa, a jakże ją rozum ludzki mógłby dosięgnąć, — była jeszcze bardziéj nieprzystępną dla pojęcia przed wcieleniem się drugiéj Osoby tejże Trójcy Przenajświętszéj, przed przyjściem Syna Bożego na ziemię. Na ogłoszenie téż, odsłonienie przed ludźmi tak szczytnéj prawdy, potrzeba było aż takiego Mistrza, takiego nauczyciela jakim był Zbawiciel, i Jemu to dopiéro zawierzyła Trójca Przenajświętsza posłannictwo odkrycia téj prawdy ziemianom. W istocie bowiem, ścisły zachodzi związek pomiędzy tą tajemnicą a tajemnicą Wcielenia i Odkupienia. Bo jakżebyśmy zrozumieć mogli, że Bóg Ojciec zesłał Boga Syna Swojego na ziemię aby nas odkupił, i że Bóg Syn stał się pośrednikiem i pojednawcą naszym przed swoim Ojcem, gdybyśmy nie wiedzieli że w Boga jest Ojciec i Syn, którzy są dwoma pierwszemi Osobami Trójcy przenajświętszej? I jakbyśmy zrozumieć mogli, że Bóg Syn wysłużył nam i zesłał nam niewymownéj ceny dar Boga Ducha Świętego, aby uzupełnić dzieło naszego uświęcenia przez wlanie w dusze nasze tegoż Boga Ducha Świętego, gdybyśmy nie wiedzieli, że On jest trzecią Osobą w Bogu?

To téż Pan Jezus, często w Ewangeliach świętych, wspomina o tych trzech Boskich Osobach: 1-o Często wymienia Boga Ojca jako Syn Jego, i z tego to powodu Żydzi bluźnili, oskarżając, że Zbawiciel śmie ogłaszać się Synem Bożym, a Boga Swoim Ojcem mianuje. 2-o Naucza najwyraźniéj że Sam jako Bóg, jest Bogu Ojcu współistotnym, równym we wszystkiém, a to gdy mówi że cokolwiek posiada Sam, posiada to Jego Ojciec, a cokolwiek posiada Ojciec, toż samo i On posiada; że kto Jego widzi, widzi i Ojca, gdyż On jest w Ojcu, a Ojciec w Nim; że to co mu dał Ojciec, jest rzeczą granic niemającą, i że On i Ojciec są jedną i tąż samą Istotą, są jedném i témże samém. 3-o Także w bardzo wielu miejscach mówi o Osobie Ducha Świętego, i ogłasza Jego Bóstwo: jak naprzykład gdy zowie Go Duchem Prawdy, którego świat przyjąć nie może, gdyż ani go zna ani widzi; kiedy oświadcza że potrzeba jest aby Sam odszedł dla zesłania tego Boskiego Ducha, i przyrzeka że będzie prosił o Niego Ojca Swojego, jako o dar godności niezrównanéj, o Pocięszyciela najwyższego i najdoskonalszego, który zastąpi Jego własną nieobecność na ziemi. 4-o Mówi i o wszystkich trzech Osobach razem, jak między innemi w tych słowach: „Pocieszyciel Duch Święty, którego Ojciec poszle w imię Moje, on was wszystkiego nauczy” 1. I znowu: „Gdy przyjdzie Pocieszyciel którego Ja wam poszlę od Ojca, On o mnie świadectwo dawać będzie” 2; i nakoniec jak najwyraźniéj mówiąc: „Idąc tedy nauczajcie wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” 3.

Księgi Dziejów Apostolskich są podobnież napełnione nauką o tajemnicy Trójcy przenajświętszéj, a szczególnie Ewangelia i listy świętego Jana, który głównie wyświecał Bóstwo Zbawiciela. W tych mówi on pomiędzy innemi: „Trzéj są którzy świadectwo dają na Niebie, a tymi są: Ojciec, Słowo to jest Syn i Duch Święty, a ci trzéj jedno są” 4.

Święty Paweł w listach swoich, także wyświeca Bóstwo Syna i Ducha Świętego, i współistotność trzech Osób Trójcy przenajświętszéj. Święty Augustyn w tém znaczeniu bierze ten ustęp z listu tego Apostoła do Rzymian gdzie mówi on: „Albowiem z Niego [to jest od Boga], i przez Niego i w Nim jest wszystko; Jemu chwała na wieki” 5, i te trzy wyrażenia od Niego, przez Niego i w Nim, stosuje do trzech Osób w Bogu.

Wiele téż i Soborów powszechnych, wiarę w tajemnicę Trójcy przenajświętszéj najwyższą swoją powagą utwierdziło, i już najwznioślejsza prawda ta dziś jest w najspokojniejszém posiadaniu Kościoła Bożego, a każdy z nas, niejako z mlekiem ją wysysa. Prośmy więc tylko Boga, aby nas w wierze w nią utwierdzać raczył, gdyż we wszystkiém co się tyczy wiary świętéj, za łaskąto tylko Jego, serca nasze mogą się jéj prawdami przejąć, a żadne ludzkie wywody i dowody, bez tego, na nie się nie przydadzą,

Pożytek duchowny

Prośmy gorąco Boga, aby nam dał żywą wiarę, jak we wszystko co nas Kościoł naucza, tak i w tajemnicę Trójcy przenajświętszéj, abyśmy trwając w téj wierze świętéj aż do śmierci, zasłużyli sobie oglądać przenajświętszą Trójcę w przyszłém życiu, co właśnie stanowi wieczną szczęśliwość i wieczne uciechy. Słusznie pisze święty Bernard: „Wielką jest ta tajemnica, lecz trzeba ją czcić, a nie badać ciekawie. Zuchwalstwem jest zaciekać się w nią, obowiązkiem wierzyć, życiem wieczném poznać ją dokładniéj.” 6

Modlitwa

Chwała Ojcu, który mnie mocą Swoją wywiódł z nicości i stworzył na obraz i podobieństwo Swoje; chwała Synowi, który mądrością Swoją od piekła mnie wyzwolił i do Nieba wstęp mi otworzył. Chwała Duchowi Świętemu, który miłością Swoją obdarza mnie bezustannie wszystkiemi łaskami do zbawienia mojego potrzebnemi. Chwała trzem osobom jedynego Boga w Trójcy nierozdzielnego, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku przed wiekami, gdy Bóg Sam w Sobie najwyższéj chwały zażywał; jaką jest teraz gdy Mu ją oddaje całe Niebo i ziemia i stworzenie wszelkie, i jaką będzie zawsze, gdy na wieki wieków chwalić Go i wielbić dusze wybrane nigdy nie przestaną. Amen.

Na cześć Trójcy Przenajświętszéj: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 345–347.

Footnotes:

1

Jan XIV. 26.

2

Jan XV. 26.

3

Mat. XXVIII. 19.

4

1. Jan V 7.

5

Rzym. XI. 36

6

S. Bern. Lib. 5. de Consid.

Tags: Trójca Święta „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna
2020-06-07

Św. Pawła, Biskupa Carogrodzkiego i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 351.

(Żywot jego napisany przez Teodoreta, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Paweł, którego męczeństwa dziś uroczysta pamiątka przypada, był jednym z tych sławnych Biskupów, którzy w czwartym wieku, wraz ze świętym Atanazym, bronili wiary świętéj, przeciwko rozszerzającéj się wtedy herezyi aryańskiéj, i z téj przyczyny wiele wycierpieli. Był rodem z Tessaloniki w Macedonii. Pobożnie i starannie przez rodziców wychowany, w młodości odznaczył się jak świątobliwością tak i niepospolitą biegłością w naukach. Przybywszy do Carogrodu, gdy na téj patryarchalnéj stolicy zasiadał święty Metrofan, zwrócił na siebie szczególną jego uwagę. Arcybiskup ten skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, i Aleksandrowi którego jako Teologa posyłał w swoje miejsce na Sobór Nicejski przydał za sekretarza. Tam zawiązał on stosunki ze Świętym Atanazym, z którym odtąd w ścisłéj aż do śmierci zostawał przyjaźni. Święty Aleksander, zostawszy po śmierci świętego Metrofana Arcybiskupem Carogrodzkim, wyświęcił Pawła na kapłaństwo, i powierzył mu głoszenie słowa Bożego w swojéj stolicy. Święty pracując w tym zawodzie, najzbawienniejsze na wszystkich mieszkańców sprowadzał owoce. Wielkie to miasto, zarażone już wielu kacerstwami, a nawet wtedy głośne ze skażenia obyczajów, inną jeszcze więcéj, Paweł wytępił panujące tam błędy, rozżywił w ludzie ducha pobożności, i okazał się jednym z najdzielniejszych sekty aryańskiéj pogromcą. Święty Aleksander umierając, objawił duchowieństwu życzenie, aby w jego miejsce obrano świętego Pawła, lecz aryanie popierali jednego ze swoich, nazwiskiem Macedoniusz. Wszakże stronnictwo katolickie przemogło, Paweł wybrany i na Arcybiskupa wyświęcony został, z wielkiém zadowoleniem duchowieństwa i ludu.

Tymczasem aryanie użyli wszelkich środków aby się pozbyć Pasterza, którego znali dobrze gorliwość w ściganiu ich błędów. W tym celu oskarżyli świętego Pawła przed cesarzem Konstantynem, i oszczerstwa na niego miotane tak przebiegle fałszywemi dowodami poparli, że uwiedziony Cesarz, świętego Pawła, który zresztą obojętny na to co go spotka słabo się bronił, wskazał na wygnanie do Pontu, nie obsadzając jednak Biskupstwa Carogrodzkiego, innym Pasterzem. Nasz Święty na wygnaniu tém spędził lat kilka, i dopiéro po śmierci Konstantyna powrócił na swoję stolicę, równie jak i inni Biskupi przez tego cesarza wygnani. Miasto całe przyjęło go z oznakami wielkiéj radości i czci głębokiéj. Ubodzy szczególnie, wdowy i sieroty których był ojcem, wyszli na jego spotkanie, i ze łzami go witali. Przywrócony do swojéj godności, chociaż wiedział dokładnie kto byli ci co go głównie czernili i sprawcami stali się jego wygnania, nie tylko ich nie karał, nie tylko nie dał im uczuć najmniejszego żalu, lecz pomny na słowa Chrystusa Pana mówiącego: „Dobrze czyńcie tym którzy was mają w nienawiści”, 1 szczególną okazywał im łaskawość. Gdy niektórzy z nich w niedostatek zapadli, wspaniałomyślnie ich wspierał, i wielu przez to nie tylko sobie, lecz i Kościołowi pozyskał, wyrywając ich z aryanizmu.

Lecz nie długo i ta razą, nieprzyjaciele wiary świętéj dali mu zażywać spokoju. Konstancyusz który po Konstantynie ojcu swoim na tron wstąpił, uwiedziony także intrygami aryanów, przybywszy do Carogrodu, niezwłocznie wywarł gniew swój na Świętego. Podżegany od jego nieprzyjaciół, którzy zagorzałego aryanina Euzebiusza z Nikomedyi, na miejsce Pawła obsadzić starali się, postanowił pozbyć się go koniecznie. W tym celu zgromadził zbór z Biskupów na dworze jego przebywających, a którzy wszyscy zarażeni byli herezyą aryańską. Ci świętego Patryarchę, nie zawezwawszy nawet na sądy, od Biskupstwa bezprawnie odsądzili, a Cesarz skazał go na wygnanie, na miejsce jego wtrącając Euzebiusza.

Święty Paweł, to powtórne swoje wygnanie, przyjął z pokorném poddaniem się dopustowi Bożemu, a widząc iż już ludowi swojemu przewodniczyć nie może, i na całym Wschodzie, gdzie aryanie popierani przez Cesarza rozwielmożnili się byli, spokoju nie znajdzie, udał się do téj części kraju, która podlegała cesarzowi Konstantemu. Tam osiadł w Trewirze, gdzie zastał i świętego Atanazego, i gdzie Biskup miejscowy święty Maksymin, przyjął go jak Męczennika za wiarę, i wszelkim sposobem starał się osładzać mu gorycze wygnania. Wkrótce potém, wraz ze świętym Atanazym i wielu innymi Biskupami prześladowanymi na Wschodzie, udał się Paweł do Rzymu. Papież Juliusz przyjął go bardzo łaskawie, a na Soborze tam podówczas zgromadzonym, rozpatrzywszy sprawy Biskupów wygnanych ze Wschodu, i nieprawnie przez aryanów ze Stolic swoich złożonych, władzą swoją przywrócił prawych Pasterzy do ich dyecezyi. Śmierć przywłaszczyciela Euzebiego, która nastąpiła przy końcu roku 341, ułatwiła świętemu Pawłowi powrót do Carogrodu. Przewidywał on że go tam nowe niebezpieczeństwa czekają, lecz że wolą Papieża było aby wracał do swojéj owczarni, spełnił to chętnie. Przewidywania jednak jego, nie były płonnemi. Wprawdzie i tą razą katolicy uszczęśliwieni iż się pozbyli nieprawnego aryańskiego Biskupa, przyjęli go jak wprzódy z oznakami wielkiéj czci i radości, lecz aryanie, których stronnictwo ze śmiercią Euzebiego nie przycichło, nowe na niego uknuli spiski. Dwóch ich głównych przewódców: Teogoniusz z Nicei i Teodor z Heraklei, aryańscy Biskupi, wyświęcili Macedoniusza na Patryarchę Konstantynopolitańskiego. Odszczepieniec ten, poparty silném swojém stronnictwem, zasiadł na stolicy Carogrodzkiéj, czego ludność katolicka znieść nie mogąc, oburzyła się do tego stopnia, iż przyszło do wojny domowéj, pomimo tego że święty Paweł wszelkiemi środkami starał się lud uspokoić, i gotów był sam dobrowolnie ustąpić, byle rozlew krwi powstrzymać.

Konstancyusz przebywający podówczas w Antyochii, dowiedziawszy się o zaszłych zaburzeniach, a uprzedzony zawsze przeciw świętemu Pawłowi, wysłał jednego z wodzów swoich nazwiskiem Hermogenesa z wojskiem, aby katolików w Carogrodzie uśmierzył, a świętego Pawła z jego Biskupstwa złożył. Ten przybywszy, gwałtami jakich się odrazu dopuścił, całą ludność do najwyższego stopnia rozdrażnił. Napróżno nasz Święty, z narażeniem życia udał się na miejsce gdzie wzburzony lud się znajdował, prosił go, zaklinał i nakazywał aby się uspokoił, a przedewszystkiém do oręża się nie uciekał. Nietrafne postępowanie Hermogenesa, do takiéj ostateczności doprowadziło rzeczy, że sam to życiem przypłacił.

Zawiadomiony o tém Cesarz, miał zamiar na wszystkich katolikach w Carogrodzie najstraszniejszą zemstę swoję wywrzeć. Na prośby jednak Senatu, ograniczył się na tém, że na samym tylko świętym Patryarsze postanowił się pomścić. Najprzód tedy wydał rozkaz, aby on niezwłocznie miasto opuścił. Święty już dawno i sam chciał to uczynić, lecz nie mógł, gdyż katolicy dzień i noc trzymali go pod strażą w pałacu, zapowiadając że wolą zginąć do jednego, niż Biskupa swego wydać w ręce nieprzyjaciół. Wtedy Paweł, potajemnie w nocy spuściwszy się w koszu z okna, jak niegdyś Paweł Apostoł, uszedł i ukrył się w Tessalonice, mieście swojém rodzinném. Zamierzał już tam nieznany i ukryty, przebyć resztę dni swoich, kiedy nieustające wzburzenia między katolikami, zmusiły Cesarza do przyzwania go po raz trzeci z powrotem; lecz że czynił on to pomimo chęci, dozwolił téż aryanom, gdy święty Paweł znowu zasiadł na swojém Biskupstwie pastwić się nad nim do woli, prześladując go okrutnie. Trudno wypowiedzieć co ten mąż Boży, wycierpiał w ciągu tych sześciu lat, przez które zarządzał jeszcze swoją owczarnią: obelgi najdotkliwsze, oszczerstwa najszkaradniejsze, kilkakrotne czyhanie na jego życie, wszystko to znosił ten błogosławiony Pasterz, byle owieczek swoich, wystawionych na pastwę nieprzyjaciół Chrystusowych, nie zostawiać bez opieki. Nakoniec i życie swoje za nie położył. Konstancyusz, po śmierci Konstansa brata swojego cesarza Zachodniego a obrońcy katolików, tém śmieléj ich prześladując, wywarł szczególnie swoję zajadłość na świętego Pawła. Kazał go najprzód uwięzić, a potém skazawszy po raz trzeci na wygnanie, zasłał go na górę Tauryńską i oddał w ręce aryanów. Ci najprzód wtrącili go do podziemnego więzienia, i chcieli głodem umorzyć; lecz gdy szóstego dnia znaleźli go, pomimo iż żadnego ani pokarmu ani napoju nie używał, żywego, zadali mu śmierć przez uduszenie. Męczeństwo to poniósł 7 Czerwca, roku Pańskiego 351.

Pożytek duchowny

Święty Biskup, którego żywot czytałeś, tylekroć razy wygnany ze swego Biskupstwa, obejmował na nowo jego rządy, z całą gorliwością obowiązkom się swoim oddając. Niech cię to uczy, jak żadne przeszkody i prześladowanie od złych ludzi doznawane, nie powinny nas odstręczać od spełniania tego, czego po nas Pan Bóg wymaga, a przedewszystkiém od spełniania obowiązków naszego stanu.

Modlitwa

Boże! Któryś w błogosławionym Pawle Biskupie i Męczenniku, nieustraszonego obrońcę wiary świętéj wskrzesił, daj nam za jego pośrednictwem, abyśmy w téj wierze ukrzepieni, w niéj aż do śmierci trwając, wraz z nim w wieczności Cię chwalili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 468–470

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 471–472

Czym jest cierpliwość chrześcijańska? Jest ona potęgą moralną, jest cnotą, za pomocą której panować możesz nad wszelkim cierpieniem i smutkiem. Nie wymaga ona nieczułości na cierpienia i smutki, lecz wytrwania w miłości ku Chrystusowi, gdy one przyjdą.

Jakże się ma z twoją cierpliwością? Od krzyża na tej ziemi nikt się nie uwolni. Jakże znosisz krzyż cierpień swoich? Święty Augustyn pisze: „Na Górze Kalwarii były trzy krzyże. Na jednym przybity był złoczyńca, który został zbawiony, bo żałował za grzechy; na drugim złoczyńca, który poszedł na potępienie wieczne dla zatwardziałości serca swego; na trzecim, w środku, wisiał Chrystus. Krzyże były równe, ale ukrzyżowani nierówni".

Jak na owej Kalwarii, tak się dzieje i w życiu ludzkim. Wielu ludzi nosi ten sam krzyż, ale nie w ten sam sposób, przeto też krzyże te nie mają równych losów.

Jeżeli cierpisz niewinnie, a krzyż ten znosisz z pokorą, to czeka cię zbawienie wieczne; jeżeli cierpisz słusznie, a jesteś zatwardziały, to piekło będzie twoją nagrodą. Jakże tedy myślisz znosić ów krzyż cierpień, który nikogo nie minie? Namyśl się dobrze. Nosić ten krzyż koniecznie musisz, zdjąć go z siebie nie możesz, jak byś może tego pragnął; dla twego przyszłe go zbawienia ważne będzie, w jaki sposób ten krzyż poniesiesz. Patrz na Jezusa i na świętego Pawła, ucz się od nich i naśladuj ich.

Footnotes:

1

Mat. V. 44.

Tags: św Paweł I „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik św Atanazy arianizm pokora cierpliwość krzyż
2020-06-06

Św. Norberta, Założyciela Zakonu Premonstratów, Arcybiskupa Magdeburskiego

Żył około roku Pańskiego 1134.

(Żywot jego pisany przez jednego z jego uczniów, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Norbert syn Haryberta udzielnego hrabiego Ganepskiego w Niemczech, spokrewnionego z cesarskim domem, i Jadwigi księżniezki Lotaryńskiéj, urodził się w miasteczku Santen w księstwie Klewińskiém roku Pańskiego 1080. Świetnie wychowany, urodziwy i bogaty, wstąpiwszy w młodości do stanu duchownego, przyjął święcenie Sub-dyakona, lecz co do obyczajów wiódł życie bardzo światowe i lekkomyślne. Przebywał najprzód na świetnym dworze Arcybiskupa Kolońskiego, a potém cesarza Henryka swojego krewnego, oddając się zapamiętale uciechom doczesnym. Przytém chwytał chciwie bogate posady kościelne: został kanonikiem Ksanteńskim w dyecezyi Kolońskiéj, hołdując coraz bardziéj próżnościom światowym.

Razu pewnego jechał konno, gdy nagle powstała burza: piorun uderzywszy w konia, obalił go na ziemię i w tejże chwili usłyszał on głos mówiący do niego: „Norbercie, Norbercie dla czego mnie prześladujesz? Jam cię przeznaczył na zbudowanie wiernych, a ty ich gorszysz!” Norbert omdlał zrazu, a przyszedłszy do siebie: „Panie! co chcesz abym czynił” zawołał do Boga, a głos znowu do niego: „Odwróć się od złego a czyń dobro, szukaj pokoju a ścigaj go.” 1 Postanowił tedy niezwłocznie poprawić się; opuścił dwór cesarski, i udawszy się do Ksantonu, ostréj oddał się pokucie.

Dotąd nie chciał przyjąć wyższych święceń, aby mu godność kapłańska nie przeszkadzała wieść życia światowego; lecz po nawróceniu sam się takowych domagał. Po wyświęceniu, zdjął z siebie bogate suknie, przybrał ubogą sutanę, zrzekł się wszystkich bogatych posad kościelnych jakie posiadał, rozdał cały własny majątek na ubogich, i udał się do klasztoru Sygebergeńskiego, w którym pod przewodnictwem świątobliwego Opata, przez pewien czas ćwiczył się na drogach Bożych. Wróciwszy ztamtąd do Ksantony, okazał się innym już człowiekiem, bo kapłanem pełnym ducha Bożego i ostréj oddanym pokucie.

Znajdując się na zebraniu Kapituły do któréj należał, wziąwszy w rękę Ustawy według których kanonicy ci żyć byli obowiązani, okazał je Dziekanowi mówiąc: „Oto prawa nasze, a czy według nich żyjemy? Ojcze, pomyśl o naprawie naszéj, abyśmy nie zgorszeniem, lecz. zbudowaniem „byli w Kościele.” – Potém i publicznie i prywatnie przemawiając do swoich współbraci, upominał ich z wielką miłością, sam w poświęceniu się służbie Bożéj i usłudze wiernych dając im przykład. Dobrzy mu poklaskiwali, lecz złych oburzyło to bardzo. Przyszło do tego, iż pewien kleryk przez nich wysadzony zelżył go publicznie, i w twarz mu plunął. Święty przyjął to pokornie za grzechy swoje, i ani słowa nie wyrzekł.

Najzawziętsi jego przeciwnicy w duchowieństwie, a ci właśnie w których, świątobliwość życia jakie wiódł już wtedy Norbert, potępiała złe obyczaje, oskarżyli go na Soborze odbywającym się pod tę porę w Niemczech, o niewłaściwe zachowanie się, a mianowicie że będąc znakomitego i bogatego rodu, i posiadając godność prałacką, nosił się ubogo, chodził boso i żył jakoby żebrak. Lecz zostali zawstydzeni, a święty Norbert widząc iż reformy współbraci swoich dokonać nie może, wystąpił z kapituły Ksanteńskiéj i o żebranym chlebie, bo już wszystko co miał rozdał był biednym, udał się do Francyi gdzie podówczas przebywał Papież Gelazy. Ten poznawszy w nim wielkiego sługę Bożego, chciał go przy sobie zatrzymać, lecz Norbert od tego zaszczytu się uchylił, mówiąc: „Ojcze Święty, młodość w grzechach spędziłem, miejsce to niewłaściwe pokucie którąm czynić powinien.” Tedy Papież nie zmuszał go do pozostania, i dał mu upoważnienie ogłaszania słowa Bożego gdzie tylko zechce.

Święty przybrawszy za towarzysza młodego kleryka imieniem Hugo, który poznawszy jego świątobliwość pragnął być jego uczniem, przebiegał Francyą i Niemcy, po wsiach, miastach i zamkach opowiadające słowo Boże i do pokuty wiernych pobudzając. A tak pociągająco przemawiał, że wszędzie gdzie się pojawił, lud tłumnie gromadził się aby go słuchać. Wymową swoją silnie poruszał serca, pobudzał grzeszników do skruchy, powaśnionych jednał, do pobożności wszystkich zachęcał, i mnóstwo dusz zbłąkanych Panu Bogu na stałą i gorliwą służbę pozyskał. Gdzie się tylko zbliżał w dzwony uderzano, całe miasta z duchowieństwem na jego spotkanie wychodziły, przyjmując go jak wielkiego a świętego Apostoła.

Zasłynął tedy święty Norbert z prac swoich apostolskich, a oraz i życia nadzwyczaj pokutnego, lecz właśnie w skutek i jednego i drugiego na zdrowiu podupadł. Doszło to do wiedzy ojca świętego Kaliksta II, podówczas przewodniczącego osobiście Soborowi który zwołał był we Francyi w mieście Rejms, gdzie przybył i Norbert. Papież polecił Biskupowi Laondońskiemu, aby wziął Świętego do swojéj dyecezyi, i tam zatrzymawszy go przy sobie, pilne miał o jego nadwątloném zdrowiu staranie. Udał się tam sługa Boży, i nowe rozpoczął, na chwałę Jezusa i dla dusz pożytku dzieło. Natchnął go Pan Bóg myślą, założenia nowego Zakonu. Biskup ofiarował mu samotną dolinę zwaną Premonstrańską, i na niéj osiadłszy Norbert z nierozdzielnym swoim towarzyszem i pierwszym uczniem Hugonem, zaczął i innych zgłaszających się pod jego duchowne przewodnictwo, przyjmować braci, którzy się do niego zewsząd w coraz większej liczbie garnęli. To dało początek założonemu przez niego nowemu zgromadzeniu zwanych Premonstratów. Nadał im Regułę świętego Augustyna, do któréj przydał przez siebie ułożone ustawy, przepisujące tryb życia bardzo pokutny, obsługę około wiernych, a szczególnie przez głoszenie słowa Bożego, i opiekowanie się biednymi. Wyznaczył braciom swoim habit koloru białego, według objawienia w którém mu go Sama Matka Boża wskazała. Wkrótce potém założył na tejże dolinie i klasztor żeński dla zakonnic, późniéj Norbertankami zwanych.

Gdy do jego klasztoru wstępowało wielu znakomitych rodem, bogactwy i dostojeństwami mężów, zdarzyło się że w téj liczbie był udzielny hrabia Teobald, pan nadzwyczaj możny, a który sam ofiarując się Panu Bogu na służbę w zakonie świętego Norberta, na klasztory jego cały swój ogromny majątek oddawał. Lecz Święty dowiedziawszy się iż wielki ten pan, był oraz i wielkim jałmużnikiem, z hojnością szczególną wspierał ubogich, bronił wdowy, opiekował się sierotami i na świecie żyjąc, nadzwyczaj wiele dobrego robił, nakłonił go swoją radą, aby pozostał świeckim i w stanie tym zarabiał sobie na Niebo.

Gdy założone przez niego Zgromadzenie ustalało się, udał się Norbert do Rzymu, gdzie od Papieża Honoryusza II otrzymał takowego zatwierdzenie. W powrocie z Rzymu, przybywszy do Magdeburga, zabawił tam czas pewien, proszony od ludu i duchowieństwa aby kazania miewał. W téj porze zmarł w tém mieście Arcybiskup, i święty Norbert, pomimo oporu jaki stawiała jego pokora, na tę stolicę powołany został.

Wyniesiony na tak wysoką godność, nie zmienił nic w sposobie swojego ubogiego i pokutnego życia. Uroczyste objęcie katedry swojéj to jest Ingres, odbył pieszo i bosemi nogami. Wmieszanego wśród tłumu przy samém wejściu do kościoła, odźwierny wziął za żebraka, i zrazu wpuścić nie chciał.

W rządach swoich pasterskich, z wielkiém męstwem i gorliwością uderzał na wszelkie nadużycia, a szczególnie karcił je w duchowieństwie. Ci których zdrożne życie ściągało najbardziéj słuszne kary przez Arcybiskupa wymierzone, podbudzili zabójców, z których rąk kilkakrotnie cudownie wybawionym został. Zawezwany przez Papieża do Rzymu, otrzymał urząd Legata do całych Niemiec, na wytępienie schizmy, w owych krajach podówczas powstałéj. Korzystając z wpływu jaki mu tak wysokie dostojeństwo nadawało, a w wielkiéj czci będąc w całych Niemczech, rozszerzył tam zgromadzenie przez siebie założone, którego Generalnym Opatem zrobił Hugona. Jeszcze za życia jego dziesięć stanęło klasztorów téj Reguły, około ośmiuset zakonników w sobie liczących. Zmarł w roku Pańskim 1134, dnia 6 Czerwca, mając lat pięćdziesiąt trzy; żył na Arcybiskupstwie lat ośm, a czternaście po założeniu zakonu Premonstratów czyli Norbertanów. Kanonizował go uroczyście Papież Inocenty III.

Pożytek duchowny

W cudownym głosie z Nieba, który dał się słyszeć świętemu Norbertowi w chwili gdy piorun u nóg jego uderzył, masz obraz tych różnych szczególnych wypadków, przez które Pan Bóg silniéj niekiedy przemawia do duszy naszéj, obudzając w niéj obawę sądów Swoich i chęć poprawy życia. Biada téj duszy która na takie wołanie Boże głuchą się staje. Strzeż się byś nie był z téj liczby.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Norberta wyznawcę Twojego i Biskupa, wielkim kaznodzieją uczynił, i przez niego Kościoł Twój nowém Zgromadzeniem zakonném obdarzył; spraw prosimy, abyśmy za pośrednictwem zasług jego, to co on i słowem i czynem nauczał, wsparci pomocą Twoją, wiernie spełniali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 465–467

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 470

Nawrócenie się świętego Norberta pokazuje nam, jak zrządzenia Boskie dziwnie wplatają się w życie człowieka. Jednym uderzeniem pioruna Opatrzność Boska zawróciła świętego Norberta z szerokiej drogi wiodącej ku potępieniu, a skierowała go na ciasną i niewygodną drogę cnoty.

I my za przykładem świętego Norberta winniśmy uznać, że to życie doczesne, chociaż ma wiele uroku i wabi człowieka, nie zdoła jednak zapewnić mu – nawet na tym świecie – ciągłej, nieprzerwanej szczęśliwości. Żaden człowiek na świecie nigdy zupełnie szczęśliwy nie był i nie będzie, zawsze się mieszają chwile goryczy, które zatruwają szczęście doczesne i dają poznać, że tylko tak żyć należy, aby się po śmierci stać uczestnikiem nieprzerwanego szczęścia wiecznego.

W tym przekonaniu żyjmy i tak życiem naszym pokierujmy, a przy jego końcu zamiast obawy przed śmiercią będziemy czuli radość, że nas Pan Bóg woła do wiecznej radości i szczęścia.

Footnotes:

1

Psalm XXXIII. 15.

Tags: św Norbert „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup nawrócenie bogactwo jałmużna
2020-06-05

Św. Bonifacego, Biskupa i Męczennika, Apostoła Niemiec

Żył około roku Pańskiego 755.

(Żywot jego był napisany przez błogosłnwionego Wilebalda, za jego czasów Biskupa Eichstadskiego.)

Święty Bonifacy rodem Anglik, przyszedł na świat około roku Pańskiego 680, w małém miasteczku Kirton, z rodziców bardzo bogobojnych. Na Chrzcie świętym nadano mu imię Winfryda. Od dzieciństwa objawiał pragnienie wstąpienia do Zakonu. Miał lat siedem, kiedy misyonarze przybyli do jego rodzinnego miasteczka i przyjęci w gospodę u jego rodziców, uderzeni roztropnością i pobożnością małego tego chłopaczka, w rozmowach jakie z nim miewali, utwierdzili go w jego świętych zamiarach. Po odejściu misyonarzy, mały Winfryd prosił ojca o pozwolenie wstąpienia do klasztoru; lecz ten miłując go nad wszystkie inne swoje dzieci, nie dał mu na to zezwolenia. Ze smutkiem wprawdzie lecz pokornie poddał się temu chłopczyna. Wkrótce potém, ojciec w ciężką zapadł chorobę, i poznał iż zsyłał mu ją Pan Bóg za karę sprzeciwienia się pobożnym zamysłom Winfryda. Niezwłocznie przeto, zwołał radę rodzinną, na któréj postanowiono zadośćuczynić żądaniu Świętego, i jeden z przyjaciół jego ojca odwiózł go do klasztoru. Z początku nie bardzo chętnie zbyt młodego Aspiranta przyjęto, lecz wkrótce tak się on tam odznaczył cnotami zakonnemi, że wtedy upatrywano już w nim wielkiego przyszłego sługę Bożego. Że przytém obdarzony był wielkiemi zdolnościami, i nie przygaszając w sobie ducha pobożności, z wielką pilnością pracował w szkole, gdy zaledwie miał lat dwanaście, wysłano go do innego klasztoru, gdzie wyższe nauki wykładane były. Tam, pod przewodnictwem wielkiéj świątobliwości Opata nazwiskiem Wimberta, nadzwyczajny uczynił postęp jak w pobożności, tak i w nauce. Ulubioném czytaniem jego były żywoty świętych Męczenników, których i sam pragnął szczęścia dostąpić, przelewając krew za wiarę.

W trzydziestym roku życia, wyświęcony na kapłana, został znakomitym kaznodzieją, i wykładem Pisma Bożego tak zasłynął, że już za jednego ze znamienitszych mężów w Kościele podówczas był poczytywany. Całe duchowieństwo Anglii, w najważniejszych sprawach udawało się do niego, wyrocznią był dla wszystkich, a do najważniejszych Kościoła tyczących się poselstw używany. W głębokiéj pokorze swojéj, przerażony oznakami czci powszechnéj, które go zewsząd spotykały, postanowił opuścić ojczyznę i udać się w obce kraje, dla nawracania niewiernych. Zaczął od części Niemiec zwanéj wówczas Fryzyą; lecz z powodu panującéj tam wtedy wojny, misya jego nie powiodła się wcale.

Sądząc iż błogosławieństwo Papiezkie, skuteczniejszém uczyni jego apostolskie prace, udał się do Rzymu, gdzie Papież który już wiele o nim słyszał, pomimo jego oporu zmusił go do przyjęcia święceń na Biskupa, a zmieniwszy jego imię Winfryda na Bonifacego, dał mu swoje błogosławieństwo i na opowiadanie Słowa Bożego do Niemiec posłał. Nadto, ojciec święty Grzegorz III, zaszczycił go Paliuszem i władzą Legata, i dał mu listy do króla francuzkiego, do Biskupów i książąt niemieckich w szczególny sposób go im polecając. Dzięki tak silnemu poparciu, święty Bonifacy wróciwszy powtórnie do Niemiec, w krótkim czasie przeszło sto tysięcy niewiernych nawrócił. Zaczął od Hesyi, gdzie nawróciwszy większą część pogan, ściął stare drzewo które poganie czcili jako poświęcone bożku Jowiszowi, i z niego wybudował pierwszą tam kaplicę, pod wezwaniem świętego Piotra Apostoła. Ztamtąd udał się do Turyngii, a następnie do Bawaryi, gdzie rozproszywszy szczątki pogaństwa, i odwiodłszy wielką liczbę już nawróconych chrześcijan od sekty pewnego apostaty (który zaraził był cała tę krainę błędnemi naukami będącemi mieszaniną zabobonów pogańskich z obrządkami chrześcijańskiemi), nie tylko tam wiarę ustalił, lecz i lud do pobożności wdrożył.

Pod tę porę, dla ważnych spraw Kościoła udawszy się do Rzymu, przyjęty przez Grzegorza III jako wielki Apostoł Niemiec, uczestniczył w Soborze, który tam pod przewodnictwem Papieża się odbywał. Po ukończeniu takowego, z woli Papieża powrócił do Niemiec. Opatrzony w nowe od stolicy apostolskiéj przywileje, a zamianowany Arcybiskupem Mogunckim, kilka nowych Biskupstw założył, a mianowicie: Strasburgskie, Fryzyngskie i Ratysbońskie. Powznosił wiele klasztorów tak męzkich jak i żeńskich, do których posprowadzał zakonników i zakonnice z Anglii, w których liczbie były święta Tekla, święta Walburga i święta Gontruda. Następnie w Turyngii założył cztery Biskupstwa, i podobnież kilka klasztorów, a między niemi wielki klasztor Benedyktynów w mieście Fuldzie, w którym niekiedy i sam dla wypoczynku na bogomyślności na kilka dni się zamykał. Zwołał Sobór prowincyonalny, na którym uchwalono najpotrzebniejsze ustawy tyczące się karności kościelnéj, obyczajów ludu wiernego, i stosunków jego z pozostałemi jeszcze poganami.

Obarczony tylu pracami apostolskiemi, wiódł życie bardzo umartwione: wiele czasu a szczególnie w nocy, odmawiając sobie spoczynku, poświęcał na modlitwę, wzdychając ciągle za koroną męczeńską: „Celem wszystkich pragnień moich, pisał on do Hutberta Biskupa Kantorberyjskiego, jest wylanie krwi za wiarę w Jezusa Chrystusa, i w obronie jego Ewangelii. Trzeba nam w walce nie ustawać, bo w ciężkich czasach żyjemy. Jeśli taka wola Boża, oddajmy życie za wiarę Ojców Świętych, abyśmy razem z nimi do Królestwa Niebieskiego się dostali. Spraw o! Boże, abyśmy nie usypiali na urzędzie najwyższego strażnictwa nam powierzonego, i nie stali się psami milczącemi, albo najemnikami, uchodzącemi przed wilkiem. Bądźmy pasterzami gorliwymi, czujnymi, w głoszeniu słowa Bożego nieustającymi, bez względu na osoby, i nie oglądając się co nas za to spotkać może.”

Gorliwość ta, którą zalecał drugim, a któréj sam dawał wysoki przykład, ściągnęła na niego z wielu stron prześladowanie, które mu nieraz groziło i śmiercią, od któréj prawie cudownie bywał zachowany. Między innemi dwaj wyrodni kapłani Albert i Klemens, zapadłszy w odszczepieństwo, wielką na niego wywołali byli burzę. Obaj jednak ustąpić musieli przy mężnéj stałości Świętego, i jeden przez sobór Suasoński, a drugi przez Papieża, wyklęci zostali.

Widząc sługa Boży, że wiara już w całych południowych i zachodnich niemieckich krajach rozkrzewioną była, a tylko jeszcze we Fryzyi, od któréj on był zaczął, bałwochwalstwo przemagało, umyślił wrócić do tego ludu, i na nowo prace swoje apostolskie rozpocząć. Za zezwoleniem tedy Papieża, złożył Arcybiskupstwo Mogunckie, i zamianował na swoje miejsce Lullę, towarzysza wszystkich jego prac apostolskich, i sam go wyświęcił, prosząc, żeby po śmierci, gdziebykolwiek go spotkała, ciało jego do klasztoru w Fuldzie przeniesione było. Wziąwszy tedy z sobą trzech kapłanów, trzech dyakonów i czterech zakonników, puścił się do Fryzyi. Tą razą w krótkim czasie niezmiernie wielką liczbę pogan tam ochrzcił, wiele kościołów i klasztorów założył, i ustanowiwszy w Trajekcie nową dyecezyą, wyświęcił tam na Biskupa, wielkiéj świątobliwości kapłana, nazwiskiem Eobana.

Razu pewnego przebiegając tę krainę, kazał rozbić namioty dla siebie i swoich towarzyszy, nad rzeką Bortną, gdzie nazajutrz miał nowonawróconym chrześcijanom, udzielać Sakramentu Bierzmowania. Tymczasem poganie, którzy ciągle na jego życie czyhali, korzystając z odosobnienia na jakiém się wtenczas Bonifacy znajdował, tegoż dnia wieczorem rzucili się na ten mały obozik sług Bożych. Święty widząc że garstka wiernych która przy nim była, chciała z orężem w ręku stawić opór napadającym poganom, wstrzymał ich od tego mówiąc: „Synowie najmilsi, walka orężem byłaby tu próżną przeciw tak wielkiéj zgrai. Widzę że Bogu podoba się dać nam dziś zapłatę za prace nasze, nie lękajmy się śmierci dla Jezusa Chrystusa, który z wielkiej ku nam miłości, sam ją za nas poniósł.” I to rzekłszy, z krzyżem i Ewangelią w ręku, wystąpił przeciw poganom, którzy rzuciwszy się na niego, zamordowali go w tejże chwili. Widać że zrazu mąż Boży, musiał się zasłonić księgą Ewangelii, bo znaleziona potém przebita była mieczem, chociaż żadna litera w niéj nie została uszkodzoną.

Lullus odzyskał ciało świętego Męczennika lubo z wielką trudnością, i przeniósł je według jego woli do klasztoru w Fuldzie. Święty Bonifacy sprawował urząd Biskupi lat trzydzieści sześć, a opowiadał Ewangelią w Niemczech lat czterdzieści. Otrzymał koronę męczeńską roku Pańskiego 754.

Pożytek duchowny

Czytanie żywotów świętych Męczenników, któremu od młodych lat święty Bonifacy oddawał się z upodobaniem, dopomogło mu do tego że i sam korony męczeńskiéj dostąpił. Wielu znakomitych sług Bożych, podobnież przez czytanie żywotów Świętych, świętymi zostało. Staraj się i ty być z téj liczby, ale pamiętaj że na to trzeba nie tylko ich sprawy podziwiać, lecz za łaską Pańską, i cnoty naśladować.

Modlitwa

Boże! Któryś błogosławionego Bonifacego Biskupa i Męczennika, Apostołem ludów niemieckich postanowił; też ludy przez niego nawrócone, za jego pośrednictwem i zasługami, w jedności wiary zachowaj, a oderwanych od Kościoła, na łono jego racz co prędzéj przywrócić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 462–464

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 466

Wielkiego tego Świętego niczym lepiej uczcić nie zdołamy, jak tym, że żyć będziemy zawsze pełni wiary w te same nauki i zasady, jakie on wyznawał.

Ludwik I król bawarski uczcił pamięć tego Świętego postawieniem w Monachium kościoła i klasztoru. Kościół, ozdobiony w drogocenne malowidła przedstawiające życie i czyny świętego Bonifacego, jest jednym z piękniejszych w Niemczech. Klasztor obsadził król benedyktynami, w których żyje duch Świętego, wydając błogie owoce.

W roku 1849 założono wielkie stowarzyszenie pod opieką świętego Bonifacego, mające na celu wspieranie wszelkich dążeń Kościoła katolickiego wobec protestantów. Stowarzyszenie to obejmuje obecnie kilkadziesiąt biskupstw, z których corocznie płyną liczne ofiary na po pieranie jego zadań.

Tags: św Bonifacy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik Niemcy
2020-06-04

Św. Franciszka Karacziolo (Caracciolo), Założyciela Zgromadzenia Kleryków Regularnych

Żył około roku Pańskiego 1608.

(Żywot jego był napisany przez Augusta Kornelli, tegoż Zgromadzenia kapłana.)

Święty Franciszek Karacziolo (Caracciolo), ze Chrztu imieniem Askani, przyszedł na świat roku Pańskiego 1563 w królestwie Neapolitańskiém, w zamku Villa-Santa-Maria, który był udzielném dziedzictwem jego znakomitego rodu. Od lat najmłodszych wszedł na drogi doskonałości ewangelicznéj, wiodąc życie pokutne. Jak tylko wyuczył się czytać, codziennie odmawiał pacierze o Matce Bożéj zwane Officium parvum i Różaniec, a na Jéj cześć każdą sobotę suszył. Wielką okazywał dla ubogich litość. Dzieckiem będąc wypraszał dla nich hojne jałmużny u rodziców, i z każdego obiadu, odmawiając sobie najsmaczniejszych potraw, rozdawał je biednym.

W wieku młodzieńczym odznaczając się najskromniejszemi obyczajami, ściśle przestrzegał ich i w swoich domownikach, oddalając niezwłocznie każdego któremuby pod tym względem było co do zarzucenia. Wiódł życie bardzo pobożne, jednak niektórych rozrywek świeckich pozwalał sobie: szczególnie oddawał się łowiectwu, na którym wiele czasu trwonił. Wszakże czynił to głównie w tym celu, aby umęczeniem ciała poskramiać zmysłowe namiętności. W dwudziestym drugim roku życia, zapadł w ciężką chorobę, w skutek któréj na całém ciele okryty został trądem. W kwiecie wieku i pośród dostatków w jakie opływał dotknięty tak straszném kalectwem, żywo uczuł marność rzeczy tego świata, i uczynił ślub oddania się wyłącznie Bogu, jeśli zdrowie odzyska. Pan Bóg tego po nim oczekiwał i w tejże chwili cudownie uleczonym został. Pomny na uczynione zobowiązanie się, zawiadomiwszy o tém rodziców, rozdał cały majątek jaki już wtedy posiadał, ubogim, i udał się do Neapolu, gdzie po dwóch latach spędzonych na nauce Teologii, zostawszy wyświęcony na kapłana, wszedł do bractwa Biankistów (Bianchi), poświęcających się usłudze duchownéj więźniów i skazanych na śmierć.

Tymczasem Askani czując że go Pan Bóg do czegoś szczególnego przeznacza, ciągle się modlił, aby mógł rozpoznać i spełnić wolę Bożą, która mu objawioną została przez następujące zdarzenie. Pod tę porę dwóch wielkiéj świątobliwości mężów: Augustyn Adorno i Fabricyusz Karacziolo, zamyślali o założeniu nowego Zgromadzenia zakonnego. Z listu jednego z nich, który przez pomyłkę wpadł w ręce naszego Świętego toż samo nazwisko noszącego, dowiedziawszy się on o ich zamysłach, przyłączył się do nich, i wraz z nimi osiadł na pewien czas w Eremie Kamedułów pod Neapolem, dla ułożenia tam Ustaw nowego Zgromadzenia, którego wprawdzie pierwszą myśl inni powzięli, lecz którego on miał być Założycielem. Ustawy te przepisywały życie bardzo ostre, nieprzyjmowanie żadnych godności kościelnych, i nieustającą cześć przenajświętszego Sakramentu, przed którym z kolei jeden z zakonników trwać powinien był na modlitwie. Gdy zgromadzenie miało już dwunastu członków, Święty, wraz z Augustynem Adorno, udał się do Rzymu, dla otrzymania od stolicy apostolskiéj zatwierdzenia nowéj Reguły. Przybywszy tam nie szukał żadnego ludzkiego poparcia, lecz najprzód obszedł główne kościoły i modląc się przed Relikwiami Świętych Pańskich polecił im swoje dzieło. Potém udał się do Papieża Sykstusa V, który przyjąwszy go bardzo łaskawie, po dokładném zbadaniu przedstawionych sobie Ustaw, zatwierdził to zgromadzenie pod nazwiskiem Kleryków Regularnych, i wtedy Askani to imię swoje na Chrzcie otrzymane, zamienił na zakonne imię Franciszka, z powodu wielkiego nabożeństwa, jakie miał do Patryarchy Asyzkiego.

Franciszek i Adorno wrócili do Neapolu niezwłocznie, a jak podróż swoję do Rzymu tak i tę odbyli o żebranym chlebie. Niemając własnego klasztoru, osiedli najprzód przy szpitalu, w którym poświęcili się na usługi chorym, a potém oddano im kościoł i dom przy nim będący, zwany domem Miłosierdzia, który stał się pierwszym klasztorem nowego ich Zgromadzenia. Wkrótce potém z woli Papieża udali się do Hiszpanii, dla założenia w tym kraju zgromadzenia Kleryków Regularnych. W tę drogę puścili się swoim zwyczajem pieszo, bez pieniędzy, zdając się na Opatrzność Boską. Za pierwszym jednak pobytem w Hiszpanii, chociaż przez ludność tameczną przyjęci byli z oznakami czci wielkiéj, nie otrzymali od króla pozwolenia założenia klasztoru swojéj Reguły, i wrócili do Neapolu. Gdy wsiedli na okręt, święty Franciszek przepowiedział podróżnym wielką burzę, która ich miała spotkać. Jakoż nadeszła wkrótce, i tylko modlitwa Świętego uratowała okręt od rozbicia, który jednak musiał schronić się do lądu w miejscu nieznaném. Franciszek uchodząc przed oznakami wdzięczności podróżnych, którzy jego modlitwom cudownym sposobem zawdzięczali życie, zapuścił się w głąb lasu. Tam wraz z Adorno zabłąkawszy się, i gdy już od głodu i strudzenia siły tracili, ujrzeli nadchodzącą łanią, która ich mlekiem swojém posiliła, a przy nogach swoich znaleźli kawałki chleba, które im Opatrzność cudownie zesłała. Doszedłszy nakoniec do brzegów morza, spostrzegli nadchodzący inny okręt który ich zabrał, przez co prędzéj stanęli w Neapolu, niż podróżni z którymi puścili się byli w drogę.

Franciszek zastał zgromadzenie swoje tak bardzo pomnożone, że już pierwotny ich klasztor nie mógł pomieścić braci. Wtedy został obrany Generalnym przełożonym, i otrzymał dla Zakonu swojego kościoł przenajświętszej Maryi Panny większy (Maria-Maggiore), co go tém bardziéj uradowało, że od samego początku, oddał był swoje Zgromadzenie, pod szczególną Opiekę Matki Bożéj.

Zostawszy Generalnym przełożonym, podwoił umartwień ciała: pierwszym był w zachowaniu wszystkich przepisów Reguły, i najniższe usługi braciom chętnie oddawał, jaśniejąc przedewszystkiém najgłębszą pokorą i miłością dla każdego z podwładnych. Trzy razy w tydzień suszył o chlebie i wodzie; ciągle nosił ostrą włosiennicę, każdéj nocy biczował się do krwi. Siedem godzin na dzień poświęcał bogomyślności i modlitwie, którą odprawiał zwykle przed przenajświętszym Sakramentem w nocy, i tam na schodach ołtarza schylony używał spoczynku, sypiając tylko trzy godziny.

W roku 1594, udał się powtórnie do Hiszpanii. Tą razą poparty listami Papieża do króla Filipa II, założył w Madrycie klasztor Kleryków Regularnych, pod wezwaniem świętego Józefa. Jak w Neapolu tak i w Hiszpanii, zgromadzenie to wielkie dla wiernych przynosiło korzyści. Do kościołów ich codziennie tłumnie się lud gromadził, do Sakramentu pokuty uczęszczając, i mnóstwo grzeszników nawracało się do Boga, a szczególnie pod wpływem kazań świętego Franciszka, którego nazywano Apostołem miłości Bożéj. Z Hiszpanii udawszy się do Rzymu, założył klasztor swojéj Reguły przy szpitalu świętego Wawrzyńca.

Był jeszcze w sile wieku, gdy mając sobie objawioném w Lorecie przez Matkę Bożą, blizkie swoje zejście z tego świata, złożył urząd Generalnego przełożonego, i osiadł w klasztorze Neapolitańskim, obierając za mieszkanie najlichszą celkę pod schodami będącą. Gdy tam przebywał, Papież Paweł V po dwakroć przysyłał do niego, ofiarując mu Biskupstwa, od których Święty wyprosił się pokornie mówiąc: „Niech mi dozwoloném będzie zbawić się w tym moim cichym kąciku: bo oto mój koniec nadchodzi.” Wkrótce potém zmuszony dla spraw Zakonu udać się do prowincyi Abruzkiéj, przybywszy na nocleg do klasztoru Filipinów w mieście Angorze, powiedział: „Oto miejsce mojego spoczynku na wieki.” Jakoż, nazajutrz zapadł w lekką gorączkę, ta wzmogła się dnia trzeciego, w którym, a było to 4 Czerwca roku Pańskiego 1608, żyć przestał. W chwili konania, trzymając w ręku wizerunek Matki Bożéj zawołał: „Idę już idę.” Spytany „dokąd” odpowiedział: „do Nieba” i po tych wyrazach głośno jeszcze wyrzeczonych, zasnął błogo w Panu, mając lat 44.

Licznemi cudami i za życia i po śmierci słynącego, Papież Pius VII w roku 1769, Świętym ogłosił.

Pożytek duchowny

Najwięksi Święci, pilnie się gotowali na straszną chwilę śmierci. Czy pamiętasz że i ciebie czeka ona niechybnie, a czy cię nie spotka bardzo wkrótce, nie wiesz. Gdy codzień umrzeć możemy, codzień na śmierć gotowi być powinniśmy.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Franciszka, nowego Zakonu założyciela, wysokim darem modlitwy i duchem ostréj pokuty przyozdobił; daj nam sługom Twoim, tak z jego przykładu korzystać, abyśmy modląc się bez przestanku i ciało pod panowanie ducha poddając, do chwały wiekuistéj doszli za łaską Twoją. Przez Pana naszego i 6. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 459–461.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 464

Święty Franciszek od samej młodości nie znał większej rozkoszy, jak klęczeć przed Przenajświętszym Sakramentem Ołtarza i modlić się do Boga. Jakież miejsce dla bogobojnego młodzieńca mogłoby być przyjemniejsze, jak nie to właśnie? Dziwić by się należało, że nie cały ogół młodzieży takie miejsca modlitwy sobie obiera, albowiem nabożeństwo do Pana Jezusa jest dla każdego niezbędne.

Serce każdego człowieka jest usposobione do miłości i jakaś siła tajemna pcha ludzi do tego uczucia. Atoli cóż człowiek powinien kochać? Bez wątpienia przede wszystkim to, co jest najbardziej kochania godne – a tym jest Jezus w Sakramencie Ołtarza. Jest to miłość najszlachetniejsza, prawdziwie Boska; w tym Sakramencie bowiem łączy Pan Jezus ducha swego z twoim, zstępując w czasie Komunii świętej do serca twego i napełniając ducha twego, całą istotę twoją ogniem miłości troskliwiej i czulej niż najlepsza matka. W tej chwili Jezus jest zupełnie twoim, udziela się tobie zupełnie. Dla tego i ty powinieneś oddać Bogu serce swoje i wszelkie uczucia zupełnie i niepodzielnie.

Masz serce na wzór i podobieństwo Jezusa Chrystusa, Stwórcy twego i Zbawiciela. W tym spoczywa twoja godność, ale zarazem i powaga i ważność obowiązku udoskonalenia twej istoty podług pierwowzoru. Jezus jest dla ciebie jedyną drogą, prawdą i życiem. On nam dał przykład i my tak winniśmy postępować drogą życia, jak On postępował. Rozważ tę prawdę dokładnie, albowiem nie powinieneś duszy twej kształtować podług wzorów świata pełnego dumy, chciwości i wszelkich namiętności, których przecież unikać przyrzekłeś już od chwili gdy otrzymałeś chrzest święty. Przebywaj zatem często i długo przed Sakramentem Ołtarza i tam ucz się od Jezusa prawdziwej pokory i wszelkich cnót, a zarazem miłości ku Bogu. Nabożeństwo to i zastosowane do niego modlitwy są najzbawienniejsze.

Tags: św Franciszek Caracciolo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja Officium parvum post
2020-06-03

Bł. Andrzeja z Hispello, z Zakonu Braci-Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1254.

(Żywot jego wyjęty jest z brewiarza Braci-Mniejszych i kronik tegoż zakonu.)

Błogosławiony Andrzéj przyszedł na świat roku Pańskiego 1194, we Włoszech w prowincyi Umbryjskiéj. Pochodził ze znakomitego rodu, był wychowany bardzo starannie i pobożnie. Od lat téż najmłodszych odznaczał się skromnością obyczajów, wielką pokorą, słodyczą w obcowaniu z drugimi, i szczególném dla biednych miłosierdziem. W latach dziecinnych, uderzało w nim upodobanie w zajęciach poważnych, a szczególnie w odbywaniu różnych ćwiczeń pobożnych, na cześć Matki Bożéj odprawianych.

Młodym był jeszcze, gdy pragnąc poświęcić się na wyłączną służbę Kościoła, wstąpił do stanu duchownego, i świetnie przebywszy zawód nauk teologicznych w seminaryum dyecezyi Spoletańskiéj do któréj należał, przyjął święcenia kapłańskie.

Chociaż zaraz po wyświęceniu jego, przedstawiały się mu różne bogate posady duchowne, któremi dla jego świątobliwości, znakomitéj nauki, i cnót dla kapłana najniezbędniejszych chciał go Biskup obdarzyć, żadnych nie przyjął. Pragnął bowiem wieść życie jak najsamotniejsze, aby się oddawać bogomyślności i najostrzejszéj pokucie. Taki téż rodzaj życia, zostawszy kapłanem, wiódł przez czas pewien, pozostając w domu przy rodzinie. Całkiem oddany był ćwiczeniom wyższéj pobożności i uczynkom miłosierdzia, a szczególnie usłudze ubogich, którym, będąc bardzo zamożny, hojne czynił jałmużny. Ze światem żadnych prawie nie miał stosunków, i już od czasu do czasu, rozbudzało się w nim pragnienie opuszczenia go zupełnie i wstąpienia do zakonu. Zdaje się jednak, że wielkie przywiązanie do matki i siostry, które i ze swéj strony bardzo świątobliwy żywot wiodły, nie dozwoliło mu zerwać ostatecznie tych pętów które go niejako wstrzymywały od odpowiedzenia powołaniu Bożemu, a z których nieco późniéj sam go Pan Bóg wyzwolił. Wszakże wprzód jeszcze błogosławiony Andrzéj, zmuszony był podjąć się czynnego zawodu świeckiego kapłana.

Mieszkańcy miasta Spoleto, od dawnego czasu patrząc na jego wysoką świątobliwość, doświadczając ciągle dowodów jego niezmordowanéj dla bliźniego miłości, a najzbawienniejszych doznając owoców z kazań które niekiedy miewał po różnych kościołach, wymogli na Mikołaju ówczesnym Biskupie téj dyecezyi, aby zmusił Andrzeja do objęcia zarządu parafii po zmarłym ich proboszczu. Lecz ten sługa Boży, przejęty i uczuciem najgłębszéj pokory, i żywo pojmując powinności każdego dusz pasterza, nie chcąc brać na siebie odpowiedzialności która jak mu się zdawało przechodziła jego siły, długo a usilnie wypraszał się od tego obowiązku. Zwykłe to bowiem Świętym, że im są oni w istocie godniejsi jakiego w Kościele urzędu, tém się go więcéj obawiają, tém bardziéj od niego stronią: jak przeciwnie, im kto mniéj posiada warunków do godnego sprawowania pasterstwa duchownego, tém śmieléj się na nie porywa. W końcu jednak błogosławiony, Andrzéj uledz musiał wyraźnemu rozkazowi Biskupa, i został proboszczem w mieście Spoleto. Od pierwszego dnia objęcia swoich obowiązków, zajaśniał w wysokim stopniu wszystkiemi cnotami doskonałego Plebana. Oddany jedynie usługom duchownym swoich owieczek, dnie całe im poświęcał, większą część nocy obracając na modlitwę. Dość znaczne i z probostwa pobierające dochody, i wielki posiadając dziedziczny majątek, tak w mieszkaniu, odzieniu jak i w całém sposobie życia, najwyższe zachowywał ubóstwo, wszystko oddając ubogim, między któremi zawsze dawał pierwszeństwo swoim parafianom. Był on ojcem prawdziwym wszystkich wdów i sierót, i kilka lat zarządu powierzonéj mu trzódki, były dziełem szczególnego dla tejże parafii miłosierdzia Opatrzności Boskiéj, które w nim zesłała dla wszelkiego rodzaju nędzy hojne wsparcie, i dla każdego cierpiącego pociechę, z którą ten święty kapłan śpieszył i w każdéj dnia i nocy porze, i dla wszystkich bez żadnego wyjątku parafian swoich.

Wszakże Pan Bóg nie spuszczał z oczu téj wybranéj duszy, a którą chciał mieć jeszcze bardziéj w wyłącznéj służbie sobie poświęconą. Kołatał do jego serca, rozbudzając w nim ciągle pragnienie życia zakonnego, aż nareszcie śmierć matki i siostry, które jedna po drugiéj w krótkim czasie święcie z tego świata zeszły, skłoniły błogosławionego Andrzeja do opuszczenia świata.

W tych to właśnie czasach, wielki święty Franciszek Seraficki założyciel Braci Mniejszych, tylko co był ten zakon swój założył. Duch najwyższego ubóstwa i pokory, na którym ugruntował on swoje Zgromadzenie, a które w początkach, pod jego okiem, szczególnie temi cnotami Ewangelicznemi jaśniało, pociągnął Andrzeja, i skłonił go, aby zamierzając zostać zakonnikiem, zakonowi Patryarchy Asyzkiego dał nad inne pierwszeństwo. Szczególnie zaś spotkanie samego świętego Franciszka, skłoniło go do tego ostatecznie, i dało mu nawet tego szczęścia dostąpić, iż z własnych rąk jego suknię zakonną przyjął. Jak zaś wysoką świątobliwością musiał się już wtenczas odznaczać można i ztąd wnosić, że święty Franciszek, przeciwny zawsze przyjmowaniu do swego zakonu kapłanów, bardzo rzadki w tém robił wyjątek, i to dla tych tylko którzy przedstawiając się jako Aspiranci, odznaczali się wielką świątobliwością, jak najgłębszą pokorą, gorącém zamiłowaniem, ubóstwa, i bardzo umartwioném życiem. Takim téż właśnie był Andrzéj, i dlatego Seraficki ojciec przyjął go chętnie do swego zakonu.

Od chwili przyjęcia habitu zajaśniał on wszystkiemi cnotami, stanowiącemi podstawę doskonałości zakonnej, a zajaśniał niemi w najwyższym stopniu. Cały swój wielki majątek rozdawszy na ubogich, w cnocie ubóstwa Ewangelicznego starał się swojego świętego Patryarchę jak najwierniéj naśladować. Szczególnie zaś odznaczał się cnotą posłuszeństwa, będącą w zakonniku jakby streszczeniem wszystkich cnót temu stanowi właściwych. A jak tę cnotę wysoko Pan Bóg ceni, i jak ją raczył w tym błogosławionym słudze Swoim, tu jeszcze na ziemi nagradzać, dowodem następujące cudowne zdarzenie, które w żywocie jego czytamy. Gdy przebywał w klasztorze Karcerum (Carcerum) zwanym, niedaleko Asyżu, i tam cały bogomyślności oddany zażywał wielkich pociech niebieskich, zdarzyło się iż razu pewnego, gdy się modlił w celi, objawił się mu Pan Jezus w postaci dziecięcia, i najmiłościwiéj z nim rozmawiać zaczął. W tém zadzwoniono do chóru na pacierze wspólne. Święty wiedząc jak miła jest Panu Jezusowi cnota posłuszeństwa, nie zawahał się ani chwilę: Boskiego gościa swego zostawił w celi, a sam pośpieszył na głos dzwonka. Wróciwszy zastał przenajświętsze Dzieciątko czekające na niego i witające go w te słowa: „Dobrześ uczynił Andrzeju spełniając posłuszeństwo, za to szczególnie na ciebie łaskawym będę.”

Z woli Przełożonych przeznaczony miał sobie urząd kaznodziei, i trudno wypowiedzieć z jakim pożytkiem wiernych spełniał go w różnych miejscach. Kazywał z wielką prostotą, najgłębsze tajemnice wiary i zasady moralności Ewangelicznéj wykładał w sposób przystępny dla najpospolitszych umysłów, zwykle wszystkich swoich słuchaczów do łez pobudzając. Pam Bóg zaś i darem cudów uświetniał jego zawód apostolski. Będąc w Hiszpanii na kapitule zakonnéj w mieście Sorya odbywającéj się, miał tam do licznie zgromadzonego ludu kazanie. Panowała wtenczas wielka susza, która głodem całéj krainie groziła. Po kazaniu w którém cały lud pobudził do skruchy, błogosławiony Andrzéj począł się modlić, prosząc Pana Boga o zesłanie deszczu: i w téjże chwili puścił się deszcz rzęsisty, który klęskę grożącą odwrócił. Z tegoto powodu nazwano go Andrzejem ab aqua, to jest pożądany deszcz sprowadzającym.

Święta Klara Asyzka, założycielka zakonu Sióstr ubogich, w szczególném miała go poważaniu. Zwierzyła mu była kierunek duchowny córek swoich, w klasztorze Hyspelskim. Przez lat kilka przewodniczył on na drogach Bożych gronu tych świętych dziewic, naukami jakie miewał do nich i przykładem cnót zakonnych jaki im na sobie przedstawiał, prowadząc je do Nieba. W klasztorze tym, Siostry cierpiały wiele z powodu trudności zaopatrzenia się w wodę. Błogosławiony Andrzéj, pomodliwszy się, wyprosił im cudowne źródło, które wśród ich zabudowań wytrysnęło.

W sześćdziesiątym roku życia, nie ustając w pracach swoich kapłańskich, i nie folgując wcale w umartwieniach ciała, cały już zjednoczony z Bogiem przez coraz wyższe dary bogomyślności, po krótkiéj chorobie przyjąwszy Sakramenta święte, zasnął spokojnie w Panu dnia 8 Czerwca roku Pańskiego 1254. Przy zwłokach jego wiele cudów miało miejsce, po stwierdzeniu których przez proces kanonizacyjny za Papiestwa Klemensa XII przeprowadzony, Benedykt XIV, Błogosławionym go ogłosił, i cześć mu publiczną oddawać pozwolił.

Pożytek duchowny

Pan Jezus tak wysoko ceni wierność w spełnianiu naszych obowiązków religijnych, że gdy błogosławiony Andrzej pozostawił go Samego w celi, aby swojéj powinności na którą go głos dzwonka wzywał, zadość uczynić, pochwalił go za to. Bierz ztąd naukę, jak wiernym być powinieneś w uczestniczeniu obrzędom religijnym przez Kościoł nakazanym, a od których może dla lada powodu uwalniasz się.

Modlitwa (kościelna)

Najłaskawszy Boże! który za błogosławionego Andrzeja zasługami i wstawieniem się, pożądany deszcz zesłać raczyłeś; na dusze nasze rosę łask Twoich racz spuścić, abyśmy ze skazy grzechów naszych omyci, wiekuistego szczęścia oglądania oblicza Twojego w Niebie, godnymi się stali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 456–458.

Tags: bł Andrzej z Hispello „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora św Franciszek posłuszeństwo deszcz obowiązki stanu
2020-06-02

Św. Marcelina i Piotra Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 280.

(Szczegóły ich męczeństwa opisane były przez świętego Darasza Papieża, w ich wieku żyjącego.)

Święty Marcelin był kapłanem w Rzymie, a święty Piotr klerykiem i Egzorcystą: to jest przeznaczonym do sprawowania obrzędu wypędzania czartów z ciał opętanych. Żyli przy końcu wieku trzeciego.

Wysoka ich świątobliwość i gorliwość w służbie Kościoła, ściągnęła na nich uwagę pogan, w chwili gdy cesarz Dyoklecyan rozpoczął srogie prześladowanie chrześcijan. Piotra imię głośném się stało, z powodu cudów jakie czynił; oskarżono go téż przed Serenem zastępcą podówczas Wielkorządcy Rzymskiego, jako głównego przeciwnika czci oddawanéj bożyszczom. Został schwytany, kilkakroć okrutnie ochłostany, i w końcu w kajdany okutego wtrącono do więzienia.

Zamknięty w ciemnéj piwnicy, okryty ranami, nie posiadał się z radości, że mu dał Pan Bóg cierpieć za wiarę świętą i dzień i noc opiewywał chwałę Najwyższego. Dnia pewnego zauważał, że jego strażnik, nazwiskiem Artemi, bardzo był zasmucony i ciągle miał łzy w oczach. Święty spytał go o powód zmartwienia. „Płaczę, powiedział mu strażnik, gdyż córka moja którą bardzo kocham od lat kilku opętaną jest od złego ducha, który ją ciężko dręczy, wykręcając jéj wszystkie członki, i własnie wyszedłszy z domu w takim stanie zostawiłem ją teraz.” – „Jeśli to tylko jest powodem twojego smutku, odrzekł Święty, łatwo cię w tém pocieszyć.” – „A to w jaki sposób?” zapytał Artemi. – „Wyzwalajac od czarta twoję córkę” odrzekł mu sługa Boży. – „Zapewne, powiada Artemi, ale któż z ludzi albo z bożków mocen to uczynić?” – Ja, mówi Piotr święty, a to przez moc Jezusa Chrystusa, prawdziwego Boga któremu służę.” Strażnik uśmiechnął się na te słowa i „jeżeli tak jest, powiada, jakżeś ty głupi, że wszechmocności swego Pana nie używasz dla wydobycia siebie samego z więzienia i z kajdan.” – „Może mnie wybawić i z więzienia i z kajdan Pan mój Jezus Chrystus, odrzekł Piotr, lecz właśnie z miłości Swojéj ku mnie nie czyni tego, aby mi za to wieczną koroną zapłacił. Dla chrześcijanina męki i śmierć poniesione za wiarę, są największém szczęściem.” – „Cokolwiekbądź, rzekł Artemi, jeżeli chcesz abym w Boga twojego uwierzył, skrusz twoje kajdany, wyjdź z więzienia pomimo żołnierzy którzy cię strzegą, i uzdrów moję córkę.” I to mówiąc z szyderstwem, odszedł, a jeszcze pilniéj niż wprzódy zamknął rygle i silniéj obwarował wejście do więzienia Piotra.

Artemi przybywszy do domu rzekł do Kandydy żony swojéj: „Mam w więzieniu młodego chrześcijanina, który dostał pomieszania zmysłów: wyobraża sobie że z mocy Jezusa Chrystusa, którego Bogiem uznaje, wyzwoli od szatana córkę naszę Paulinę. Ja zaś mu powiedziałem, aby dla dowiedzenia mi wszechmocności swojego Boga, sam najprzód wyzwolił się z więzienia i tu przyszedł, a odchodząc podwójne kajdany włożyłem na niego, i straż pomnożyłem.” – „Lecz jeśli on, odpowiedziała Kandyda, dotrzyma słowa, wtedy będzie to dowodem, że Bóg jego jest Bogiem prawdziwym.” – „Chybaś i ty oszalała, odrzekł Artemi; gdyby Jowisz ze wszystkiemi naszemi bożkami chciał go wydobyć z więzienia, niedokazałby tego.” Tak rozmawiali, gdy oto Piotr cudownie z więzienia wybawiony, stanął przed nimi odziany w bieli i krzyż trzymający w ręku. Na widok tak wyraźnego cudu Artemi i Kandyda padli do nóg Świętemu, i rozpływając się we łzach zawołali: „Zaprawdę wszechmocnym jest Chrystus Bóg Chrześcijański!” Nadbiegła téż i Paulina, a dowiadując się co się stało, gdy do nóg Piotra także upadła, w téjże chwili od złego ducha uwolnioną została, który wyszedł z niéj wołając: „O! Pietrze, moc Jezusa Chrystusa która jest w tobie wygania mnie.”

Rozgłos tego cudu, ściągnął do mieszkania Artemiego wielką liczbę pogan, którzy takim objawem mocy Bożéj nawróceni, prosili o Chrzest święty. Piotr poszedł po błogosławionego Marcelego, aby on jako kapłan, przygotował ich do Chrztu świętego i ten Sakrament im udzielił. Tymczesem Artemi udał się do więzienia, i uwolnił wszystkich chrześcijan i tych pogan którzy oświadczyli iż chcą przyjąć wiarę świętą.

Choroba, w którą podówczas zapadł był Sereniusz Wicerządca Rzymski, dała czas świętemu Marcelemu i Piotrowi, przez kilka tygodni wyuczać zasad religii nowonawróconych, i usposabiać ich do męczeństwa. Lecz skoro ten tyran wyzdrowiał, zawezwał do siebie Artemiego i rozkazał mu aby wszystkich więźniów stawił przed nim. – „Panie, odrzekł mu strażnik, w więzieniu nie masz nikogo, a tylko Marcelin kapłan, Piotr Egzorcysta i ja, gotowi jesteśmy na twoje rozkazy.” Sereniusz dowiedziawszy się o wszystkiém, kazał zbić Artemiego ołowianemi knutami, a przyzwawszy Marcelina i Piotra rzekł do nich: „To samo i was czeka, jeśli nie wyrzeczecie się Jezusa Chrystusa, oddając zaraz cześć bogom naszym.” – „Broń nas Boże, odpowiedział święty Marcelin, od takiéj zbrodni: jeden jest Bóg tylko Jezus Chrystus, mocą którego twoi więźniowie wyzwoleni zostali. Nie obwiniaj nas o cud ten, lecz i sam poznaj w nim Boga prawdziwego i cześć Mu oddaj.”

Na to Sereniusz wpadłszy w gniew straszny, kazał okrutnie zbić Marcelina, do krwi sieczonego zaprowadzić do więzienia i położyć na kawałkach szkła potłuczonego. Do Piotra zaś powiedział: „Jeśli dziś ofiary Bogom nie uczynisz, jutro oddam cię na pożarcie dzikim zwierzętom.” Na co Piotr mu odrzekł: „Dziwię się iż cię Sereniuszem 1 to jest świetnym zowią, boś ty jest ciemny, sądząc iż groźbą męki, potrafisz przywieść mnie do odstępstwa wiary świętéj, i gdy zamiast iżbyś prosił Marcelina jako kapłana, aby cię on ochrzcił i z grzechów rozwiązał, tyś go skatować i uwięzić kazał. Ostrzegam cię iż on z téj męki w Niebie weselić się będzie, ale ciebie wieczny płacz czeka.” Usłyszawszy to Sereniusz kazał świętego Piotra wtrącić także do więzienia i wziąść na tortury. Lecz Pan Bóg przybył obu tym świętym Męczennikom znowu na pomoc. Tejże nocy wszedł do więzienia Marcelina Anioł, zdjął z niego kajdany i poszedłszy z nim do Piotra, i jego z tortury wyzwolił, a potém obydwóch zaprowadził na miejsce gdzie chrześcijanie tajemnie zgromadzeni byli na modlitwę. Obaj Święci kilka dni jeszcze mogli z niemi przebywać, utwierdzając ich w wierze i przygotowując do śmierci męczeńskiéj,

Tymczasem Sereniusz dowiedziawszy się o powtórnéj ucieczce Marcelina i Piotra, całą złość swoję wywarł na Artemiego, jego żonę i córkę, których kazał zaprowadzić do świątyni Jowisza, aby tam cześć bożkom oddali, a gdyby tego uczynić nie chcieli, aby ich na placu publicznym ukamienowano. Artemi, Kandyda i Paulina nie odstąpili Chrystusa, i poprowadzeni zostali na stracenie. Wiedziono ich około miejsca, gdzie właśnie święty Marcelin w ukrytéj pieczarze odprawiał Mszę świętą dla zgromadzonych chrześcijan. Ukończywszy je, wraz z świętym Piotrem towarzyszył prowadzonym na Śmierć, utwierdzając ich w świętéj wierze, i zachęcając do pozyskania korony męczeńskiéj.

Wkrótce téż dostąpili oni tego szczęścia. Sereniusz kazał ich niezwłocznie schwycić, a obawiając się wzburzenia ludu, u którego ci obaj słudzy Boscy w wielkiéj czci zostawali, kazał ich stracić za miastem w lesie zwanym bór czarny, a który po ich męczeństwie przezwany został lasem białym. Gdy nadeszli na miejsce gdzie ich zamordować miano, sami dwaj Męczennicy powycinali krzaki i oczyścili plac, na którym mieli być traceni. Potém pomodliwszy się i ucałowawszy jeden drugiego, wyciągnęli szyję pod miecz katowski i poszli do Nieba. Ponieśli męczeństwo około roku Pańskiego 304.

Zwłoki ich wrzucone w pieczarę wśród lasu w którym ścięci zostali, pozostawały tam, aż pewna świątobliwa niewiasta imieniem Lucylla, zawiadomiona przez objawienie gdzie się znajdują, wydobyła je ztamtąd, i na właściwszém pochowała miejscu. Relikwie świętych Marcellina i Piotra w roku Pańskim 826, przeniesione zostały do Niemiec i umieszczone w kościele Opactwa Selingstadtskiego.

Pożytek duchowny

Litość jaką święty Piotr, trzymany w więzieniu okazał nad swoim strażnikiem zasmuconym chorobą córki, była początkiem tylu cudów i tylu cnót heroicznych, które podziwiałeś w dopiéro co przeczytanym żywocie. Niech cię to uczy, jak miłemi są w oczach Boga dowody naszéj miłości i współczucia dla cierpiącego bliźniego, a szczególnie gdy na takowe zdobywamy się względem naszych nieprzyjaciół.

Modlitwa (kościelna)

Boże który nas doroczną uroczystością błogosławionych Męczenników Twoich Marcelina i Piotra rozweselasz, daj prosimy, abyśmy ciesząc się ich zasługami, do coraz wierniejszéj Tobie służby, przykładem ich pobudzeni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 453–455.

Footnotes:

1

Po łacinie Seremus znaczy świetny, wypogodzony.

Tags: św Marcelin i św Piotr „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik miłość nieprzyjaciół egzorcysta
2020-06-01

Bł. Jakóba Strzemienia (de Strepa) Arcybiskupa lwowskiego, z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1411.

(Żywot jego był obszernie napisany przez Księdza Barnabę Kędzierskiego, a znajduje się i w zbiorze ojca Floryana Jaroszewicza pod dniem 8 Kwietnia.)

Błogosławiony Jakób ze starożytnéj rodziny Strzemieniów, za rycerskie czyny jednego z jéj przodków, na polu bitwy od Bolesława Chrobrego szlachectwem obdarzonéj, a wysokiemi w Polsce zasługami, i dostojeństwami zaszczyconéj, urodził się w Wielkiéj Polsce, w drugiéj połowie czternastego wieku, z rodziców wielce pobożnych, którzy go od młodości w cnotach chrześcijańskich wyćwiczyli i ustalili. Wcześnie téż łaską Ducha Świętego uprzedzony, nie przyłożył serca do marności tego świata, lecz robiąc Bogu ofiarę z rodzinnego szczęścia jakiego w domu zażywał, i ze znacznego majątku jaki go czekał, jak również i zaszczytów, które go w służbie krajowéj niechybnie spotkać mogły, zaledwie lat młodzieńczych dorosłszy, postanowił poświęcić się wyłącznie Panu Bogu na służbę.

Podówczas zakon świętego Franciszka Patryarchy Asyzkiego, tylko co i w Polsce był się ustalił, a jeszcze na późniejsze swoje nie rozdzielał się gałęzie. Błogosławiony Jakób, wstąpił do zakonu Braci Mniejszych w ich klasztorze w mieście Lwowie założonym. Pociągnął go do tego Zgromadzenia, duch ubóstwa i pokory, na których był on ugruntowany, a które to cnoty dla tém wierniejszego naśladowania Chrystusa Pana były, ulubionemi tego świętego młodzieńca cnotami. A jako drzewo młode na lepszy i właściwy grunt przesadzone, bujniejszego wzrostu nabiera, tak i nasz Święty przeniosłszy się ze świata do zakonu, od pierwszéj chwili przyjęcia habitu, tak wielki w cnotach zakonnych uczynił postęp, że wkrótce najdawniejszych i najostrzejszego życia współbraci, doskonałością przewyższał. Dla ukończenia zawodu nauk teologicznych, wysłany został do Rzymu. Wracając ztamtąd do kraju, zatrzymał się przez pewien czas w klasztorze Asyzkim, a przybywszy do Lwowa, niezwłocznie przyłączony został do braci swoich, misyą po całéj Rusi odprawiających, między którymi odznaczył się wielką ostrością życia, i niezmordowaną w pracach apostolskich gorliwością.

Podczas gdy w tym zawodzie pracował, obranym został na Przełożonego klasztoru Lwowskiego, a od Stolicy Apostolskiéj otrzymał urząd Wikarego Generalnego całéj misyi na Rusi, tak z Braci Mniejszych, jako i z Dominikanów złożonéj. Oba te obowiązki przydały i nowego bodźca Jakóbowi w służbie Bożéj, i jeszcze obszerniejsze pole do nabywania dusz Chrystusowi Panu otworzyły dla jego apostolskiéj gorliwości. Odbywając misyą obiegł całą Ruś, Wołyń, Pokucie, Wołoszczyznę i inne okoliczne kraje, nad któremi był także od Stolicy Apostolskiéj postanowiony Inkwizytorem, to jest najwyższym urzędnikiem w sprawach tyczących się wiary. Na urzędzie tym, zasłynął szczególną łagodnością i miłością, z jaką obchodził się z innowiercami lub katolikami od wiary świętéj odpadłemi. Zwykle odstępców, którzy z wyraźnemi oznakami szczeréj skruchy na łono Kościoła powracali, od wszelkiéj kary uwalniał.

Po śmierci Arcybiskupa Halickiego Bernarda, który naszego Świętego w wielkiém miał poszanowaniu, i nazywał zesłanym mężem dla zbudowania Kościoła Bożego w tych krajach, Władysław Jagiełło król polski, błogosławionego Jakóba przedstawił Papieżowi Bonifacemu IX na miejsce zmarłego Pasterza. Jakoż, Jakób zamianowany został przez Ojca świętego na Arcybiskupstwo Halickie, które odtąd Lwowskiém się stało, i tenże przez Macieja Biskupa Przemyślskiego w katedrze Tarnowskiéj wyświęconym został i Paliusz otrzymał.

Wyniesiony na tę godność, trudno jest wypowiedzieć w jak wysokim stopniu jaśniał cnotami doskonałego Pasterza, przez lat ośmnaście swego zarządu tą dyecezyą. Zasiadając na pierwszéj stolicy w tym kraju, i ubogą suknię swego zakonu zachował, i również ubogi jak kiedy był zakonnikiem, sposób życia prowadził. Umartwień ciała przydawał jeszcze więcéj, na modlitwie trawił wszystek czas który mu od koniecznych jego obowiązków zbywał, spoczynku nocnego w tym celu sobie często odmawiając. Z dochodów Arcybiskupstwa, na własne utrzymanie używając tyle tylko ile mu do wyżycia niezbędném było i dwór arcybiskupi znacznie zmniejszywszy, wszystko rozdawał ubogim, opatrywał biedniejsze kościoły, zakładał nowe klasztory, i wiele dobroczynnych zakładów powznosił. Na znak zaś doskonałego swojego ze światem i wszelką jego próżnością zerwania, do pieczęci swojéj arcybiskupiej, w miejscu świetnego herbu którym ród się jego szczycił, używał wizerunku Matki Boskiéj, do któréj od lat najmłodszych miał szczególne nabożeństwo. Wszelkiemi téż sposobami gdy został Arcybiskupem, starał się o rozszerzenie czci przenajświętszéj Panny. Przez odprawienie na Jéj cześć ćwiczeń pobożnych, codziennie wieczorem zbierał lud do katedry, i tam miewał do zgromadzonych nauki do nabożeństwa ku Maryi pobudzające, kończąc je modlitwami i pieśniami: Witaj Królowo, i Pomnij Matko Boga. Pobożny ten zwyczaj trwał długo potém, na czas pewien był przerwany, lecz w roku 1619 za staraniem Magistratu Lwowskiego wznowiony został.

Święty ten Pasterz, gorliwie starał się o rozbudzenie w sercach wiernych czci ku Panu Jezusowi w tajemnicy Ołtarza utajonemu. W tym celu nakazywał jak najczęstsze wystawienia przenajświętszego Sakramentu, tak w kościołach Lwowsskich jak i w innych jego Archidyecezyi, a dla zachęcenia wiernych do obecności wtedy w kościele, przywiązał do tego czterdzieści dni odpustu. Za jego rządów wielka liczba nowych parafii w Archidyecezyi powstała, w których on własnym kosztem kościoły budował i uposażał.

Jeszcze za Kazimierza Wielkiego, który Ruś przyłączył do Polski, wyszło było pozwolenie dla innowierców osiedlania się we Lwowie, byle wiarę katolicką przyjęli. Wielu téż z nich przybyło do tego miasta. Wkrótce po objęciu stolicy Arcybiskupiéj, błogosławiony Jakób dowiedział się, iż im z trudnością przychodzi dawać dziesięciny należne mu z gruntów na których osiedli, i że to obudza w nich sarkanie przeciw prawom Kościoła do którego się przyłączyli. Zwolnił ich przeto od téj daniny, i tym sposobem nietylko wsparł hojnie, lecz oraz i chwiejących się w wierze utwierdził.

Ciężkie Pasterskiego swojego urzędu obowiązki, aby przy zwątlonych pracami siłach mógł łatwiéj spełniać, przybrał sobie za Koadjutora czyli Sufragana, Zbigniewa Biskupa Laodyceńskiego, męża mądrością i cnotami obdarzonego, a który w bardzo rozległéj jego owczarni wyręczał go w niektórych pasterskich czynnościach.

Do arcybiskupiéj dostojności przywiązaną senatora królestwa godność, podobnież jak arcybiskupią, sumiennie gorliwie i święcie piastował. Na zjazdach tak publicznych jak i prywatnych, rady jakie dawał odznaczały się zawsze wielką roztropnością, trafnością, sumiennością i wszelką z jego strony gotowością chociażby na największe dla dobra ojczyzny ofiary. Wszyscy go téż nazywali ojcem ojczyzny, stróżem pokoju wewnętrznego i światłem najwyższéj Rady Państwa.

Sędziwym wiekiem, a bardziéj nieustannemi pracami na chwałę Boga i pożytek dusz mu powierzonych podjętemi, na siłach czując się osłabionym i sądząc się blizkim końca swojego żywota, wcześnie testament sporządził, w którym jako ubogi zakonnik którym nigdy być nie przestał, polecał tylko aby go pochowano w klasztorze Braci-mniejszych we Lwowie, a nieinaczéj jak w prostéj dębowéj trumnie. Należną zaś zapłatę dworzanom i sługom Arcybiskupstwa w gotówce złożoną przekazał, i prosił aby infułę któréj najczęściéj używał, a którą do późnych czasów w klasztorze Lwowskim jako relikwie przechowywano, kapelanowi jego oddano.

Nakoniec pełen cnót i zasług, po ośmnastoletnich i miesięcy trzy rządach swoich Arcybiskupich, w roku Pańskim 1411, w miesiącu Styczniu przeniósł się do wieczności, żadnej zgoła po sobie spuścizny nie pozostawiając, prócz pamięci świątobliwego życia i rzewnego żalu ubogich, wdów i sierot, których był ojcem najlepszym i opiekunem najtroskliwszym przez cały czas swojego pasterstwa.

Miejsce w którém zwłoki jego złożone były, według jego woli w klasztorze Braci Mniejszych, po upływie pewnego czasu odkryć nie można było, aż w roku 1626 wypadkiem wynalezione one zostały. To gdy zaszło, rozbudził Pan Bóg w ludzie wiernym szczególne do tego wielkiego sługi Swego nabożeństwo, i grób jego mnogiemi zajaśniał cudami. Ojciec święty Pius VI, cześć przez tyle wieków świątobliwemu Arcypasterzowi temu nieustannie oddawaną i coraz liczniejszemi cudami uświetnioną, wyrokiem apostolskim zatwierdził i w roku Pańskim 1790 w poczet go Błogosławionych wpisał, na uroczystość jego dzień 1 Czerwca wyznaczając.

Pożytek duchowny

Naśladuj świętego tego Arcybiskupa w jego nabożeństwie do Matki Bożéj. On zaprowadził zwyczaj w swojéj Archidyecezyi, aby Ją każdego wieczora pieśniami i pobożnemi ćwiczeniami uczczono. Staraj się i ty dzień każdy kończąc, uczcić Ją w sposób szczególny, a jeśli ci to możliwe, czyń to i w gronie domowników twoich, albo innych pobożnych osób.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś w błogosławionym Jakóbie Wyznawcy Twoim i Biskupie, ducha apostolskiego w ogłaszaniu Ewangelii przedziwnie wznowił: spraw prosimy, abyśmy za jego pośrednictwem, przez żywą wiarę i ćwiczenie się w cnotach, coraz ściśléj z Tobą się jednoczyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 450–452.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 457–458

Prawdziwa miłość Pana Jezusa objawia się w gorliwości o zbawienie bliźnich naszych, według tego, jak powiedział Pan Jezus do świętego Piotra: „Jeżeli Mnie miłujesz więcej aniżeli inni, paś baranki Moje”. Jeśli i ty chcesz jawnie okazać, że szczerze – a nie w słowach tylko – miłujesz Pana Jezusa, staraj się o zbawienie bliźnich twoich, zwłaszcza tych, którzy od ciebie zależą. Staraj się ich zachęcić do pobożności i miłości Bożej namową i przykładem własnym.

Naśladuj również tego błogosławionego biskupa w jego nabożeństwie do Matki Bożej. Zaprowadził on w swojej archidiecezji zwyczaj, aby każdego wieczora czczono Ją pieśniami i pobożnymi ćwiczeniami. Staraj się i ty, kończąc dzień, uczcić Ją w sposób szczególny, a jeśli to możliwe, czyń to w gronie domowników swoich.

Tags: bł Jakub Strzemię „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup Inkwizycja Maryja Polska Lwów
2020-05-31

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego

Nastąpiło około roku Pańskiego 33.

(Szczegóły te wyjęte są z księgi Dziejów Apostolskich.)

Bóg Ojciec objawił wielkość Swojej potęgi w stworzeniu świata, i w wybawieniu narodu Żydowskiego z niewoli Egipskiéj. Syn Boży, objawił Swoję Boską mądrość w odkupieniu rodzaju ludzkiego, i w pogromieniu szatana człowieczeństwem które raczył na Siebie przyjąć. Nie pozostawało więc nie więcéj, jak tylko ażeby i trzecia Osoba Trójcy przenajświętszéj Bóg Duch Święty, objawił Swoję nieograniczoną dobroć, udzielając się naszym duszom i napełniając nasze serca, aby w nich zapalić ogień miłości Bożéj, do któréj przeznaczył nas Bóg Ojciec stwarzając, a Syn Boży, gdyśmy ją przez grzech pierwszych rodziców postradali, aby nas do niéj pobudzić, mękę i śmierć za nas poniósł.

Owoż, w dniuto właśnie dzisiejszym obchodzimy uroczystą pamiątkę téj chwili, w której Bóg Duch Święty po raz pierwszy w sposób widzialny zstąpił na Apostołów, i od téj pory już ciągle rządzi Kościołem całym, i na wszystkie jego wierne dzieci dary Swoje bezprzestannie zlewa.

Pięćdziesiątego dnia po Zmartwychwstaniu Pana Jezusa, a dziesiątego po Jego Wniebowstąpieniu, w téj porze kiedy Żydzi obchodzili najważniejszą ze swoich religijnych pamiątek odebrania Przykazań Boskich przez Mojżesza na górze Synai, wszyscy uczniowie Pańscy byli zgromadzeni w jedném mieszkaniu, w którém przetrwali dziesięć dni na modlitwie, po rozstaniu się ze Zbawicielem. Znajdowała się z nimi i przenajświętsza Matka Boża, która im była największą, po odejściu Chrystusa Pana do Nieba, pociechą, i kilka innych pobożnych niewiast, wiernych uczenic Pańskich. Przez cały ten czas gorąco się modlili i różnym pobożnym oddawali się ćwiczeniom, aż oto dnia dziesiątego, około dziewiątéj godziny z rana, dał się słyszeć wielki szum z Nieba, jakoby przypadającego wiatru gwałtownego, i napełnił wszystek dom w którym się znajdowali. Współcześnie ujrzeli unoszące się w powietrzu światła ogniste, rozdzielone w różne płomyki w kształcie języków, a które spoczęły na każdym z nich zosobna. Wtedy wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić najrozmaitszemi językami, których nawet wprzód nie znali, jako im tenże Duch Święty poddawał.

Gdy to działo się w Wieczerniku, w którym zgromadzeni byli wszyscy wyżéj wymienieni, na szum czyli huk towarzyszący temu cudownemu zjawisku, zbiegła się tam wielka liczba, i to z najrozmaitszéj narodowości Żydów, zgromadzonych wtedy, w Jerozolimie dla uroczystego obchodzenia swojego największego święta Paschy. Byli oni z Persyi, z Medyi, z krainy Edomitów, z Mezopotamii, z Judei, z Kapadocyi, z Pontu, z Azyi, z Frygii, z Pamfilii, z Egiptu, z Lidyi będącéj blisko Cyreny i z Rzymu. Znajdowali się w ich liczbie i Żydzi rodowici, i świeżo nawróceni Kreteńczycy i Arabowie. Wszyscy zdumieni zostali nadzwyczajnie, gdy uczniów Pańskich usłyszeli mówiących różnemi obcemi dla nich językami, wiedzieli bowiem iż byli to ubodzy Galilejczykowie i wcale w naukach niewykształceni. Nie mogąc więc tego w żaden sposób pojąć i wytłómaczyć sobie, pytali jeden drugiego co by to być mogło, a niektórzy bluźnili, przypisując to jakiemuś rodzajowi szaloństwa.

Wtedy święty Piotr odezwał się do nich, zabierając po raz pierwszy głos, jako książe Apostołów i najwyższy Pasterz całego Kościoła. Przypomniał im przepowiednie Proroków Starego Zakonu, i tłómaczył iż to było zstąpienie w dusze ludzkie Boga Ducha Świętego, który odtąd rządzić ma Kościołem, przez Syna Bożego na ziemi założonym. Następnie korzystając ze sposobności przemawiania do tak licznie zgromadzonego ludu, długie miał kazanie, w którém dowodził Bóstwa Chrystusa Pana. Przy końcu zachęcał Żydów do przyjęcia Chrztu świętego, zapowiadając że z łaską tego Sakramentu, otrzymają i Ducha Świętego, gdyż Apostołowie mieli zwyczaj zaraz po Chrzcie świętym, udzielać i Sakrament Bierzmowania. Słowom zaś tego świętego Apostoła taką moc raczył tenże Bóg Duch Święty udzielić, że po przemowie jego około trzech tysięcy Żydów nawróciło się i Chrzest przyjęło. Właściwie więc mówiąc byłato chwila od któréj Kościoł zaczyna się szerzyć, a to po przemówieniu świętego Piotra, który jak miał nim rządzić, tak i on pierwszy krzewić go zaczął.

Lecz oraz byłato pierwsza chwila téj wielkiéj tajemnicy wstępowania Boga Ducha Świętego w dusze ludzkie, która odtąd ciągle się powtarza w każdéj duszy wiernéj, ile razy ona jakiéj łaski dostępuje. Chociaż bowiem w takim razie Bóg Dach Święty do duszy nie przybywa w sposób tak widzialny, jak to miało wtedy miejsce, każda jednak łaska, każde oświecenie na umyśle, każde dobre natchnienie, każde uczucie miłości Boga i bliźniego dla Boga, wszystko to jest w nas dziełem tegoż Boga Ducha Świętego, który udzielając nam tych darów, Sam z niemi w dusze nasze wstępuje. Uroczystość więc dzisiejsza jest i w tém dla nas ważną i nadzwyczaj świętą, że w niéj obchodzimy pamiątkę tajemnicy największéj ku nam miłości Boskiéj, a tajemnicy która nie tylko kiedyś zaszła, lecz ciągle, owszem co chwila, i to w nas samych, w naszychże własnych duszach się powtarza.

Bóg Duch Święty jest trzecią Osobą Trójcy Przenajświętszéj, i tak jak w łonie Trójcy Boskiéj jest On miłością Ojca do Syna, i Syna do Ojca; tak i w duszę ludzką gdy wstępuje, obdarza ją miłością Boga, to jest łaską, i nawzajem czyni ją godną miłości Bożéj, czyni ją miłą Bogu. Jak więc Bogu Ojcu winniśmy to że jesteśmy, bo nam dał byt przez stworzenie; jak Synowi Bożemu zawdzięczamy to, że nas wykupił z niewoli szatańskiéj, w którą popadliśmy po grzechu pierwszych naszych rodziców, tak znowu Bóg Duch Święty sprawia Swoją najmiłościwszą w duszach naszych obecnością, że z tych obu dobrodziejstw korzystać prawdziwie możemy. Bo gdyby dusza jaka nie miała w sobie Boga Ducha Świętego, i dobrodziejstwo stworzenia i dobrodziejstwo odkupienia stało by się dla niéj tém większém nieszczęściem, gdyż potępioną by została.

To téż można powiedzieć że wszystko co Syn Boży uczynił przyszedłszy na ziemię, wszystko to w tym celu uczynił, aby dusze ludzkie przygotować na godny dla Ducha Świętego przybytek. Sam téż wyrzekł: „Przyszedłem puścić ogień na ziemię, a czegoż pragnę jeśli nie tego aby był zapalon?” 1, a tym ogniem nie co innego jest, jak ogień miłości Bożéj, którą nikt inny, jak tylko Duch Święty w sercach naszych przebywając, zapalić może. Lecz na to abyśmy Boga Ducha Świętego otrzymali, nie dość było żeby Chrystus Pan dokonał błogosławionego żywota Swojego straszną śmiercią krzyżową: trzeba było jeszcze aby Zmartwychwstaniem Swojém odniósł zwycięstwo nad śmiercią, i przez Wniebowstąpienie wracając na tron Swojéj chwały niebieskiéj, ztamtąd Go nam zesłał. Dla tego mówił Pan Jezus do Apostołów: „Jeśli nie odejdę, Pocieszyciel nie przyjdzie do was; a jeśli odejdę, poszlę go do was”; 2 a i ukochany uczeń Pański powiąda: „że Duch Święty nie był jeszcze danym, bo Jezus Chrystus jeszcze był nie zmartwychwstał i do Nieba nie wstąpił” 3. Ztąd, jak robią uwagę niektórzy Ojcowie święci, wielka część Ewangelii, będąca historyą życia Pana Jezusa, była przepowiednią tego zstąpienia Ducha Świętego. Jak Patryarchowie i inni wielcy Święci Starego Zakonu, byli prorokami zapowiadającymi przyjście Zbawiciela, tak Sam Zbawiciel był Prorokiem Ducha Świętego. I z tego więc powinniśmy miarkować, jak wzniosłą jest ta tajemnica którą dziś Kościoł obchodzi; bo jakaż tajemnica może być wznioślejszą i świętszą od téj, któréj prorokiem i przesłannikiem był Ten, który wszystkich tajemnic jest ostatniém słowem, i celem wszystkich Starego Zakonu proroctw. Wielkażto w istocie tajemnica, i niepojęta ograniczonym rozumem ludzkim! bo niepojętą jest dla nas nieograniczona miłość Boga dla człowieka, która właśnie sprawia że tenże Bóg w duszę naszę wstępować i w niéj przebywać raczy.

Trzeba bowiem wiedzieć, że Bóg Duch Święty nie tylko przez udzielanie nam Swoich darów zstępuje w duszę naszę, lecz przybywa do niéj w Swojéj własnéj Osobie, a to albo wstępując do niéj nanowo gdy ona grzechem Go wydaliła, a potém sprowadza wracając do stanu łaski, albo gdy ze stanu łaski niższéj, przeprowadza ją tenże Bóg Duch Święty, do stanu łaski wyższéj i obfitszéj. Jest On zaś obecny w takiéj duszy, jak słońce w świecie aby go oświecać, jak król w swojém państwie aby niém rządził, jak mistrz w swojéj szkole aby dawać nauki, jak ogrodnik w swoim ogrodzie aby go uprawiać. I jeszcze, jest On w duszy w łasce będącéj, jakby monarcha zasiadający na tronie, dla rozdawania łask o które się go prosi, jak Bóg w Swojéj świątyni dla odbierania czci Mu należnéj, jak Oblubieniec obok swojéj oblubienicy, aby jej dawać dowody swojéj miłości i nawzajem takowe od niéj odbierać. Onto z przedziwną słodyczą rozlewając się w sercach naszych, obudza w nich wstręt ku wszystkiemu co ziemskie, a pragnienie wszystkiego co niebieskie. On pobudza nas do miłowania tego czém wprzód najbardziéj brzydziliśmy się, a brzydzenia się tém cośmy pierwiéj najnamiętniéj miłowali; On przygasza w nas wszelkie złe chuci, kieruje naszemi uczuciami, wprowadza w ład wszystkie nasze władze, i napełnia nas w końcu niewymowną pociechą, niezachwianym wewnętrznym pokojem o którym mówi Pismo Święte: „pokój Boży, który przewyższa wszelki zmysł” 4. Bóg Ojciec stworzył nas na obraz i podobieństwo Swoje. Gdyśmy ten obraz grzechem zatarli w sobie, Syn Boży zstąpił na ziemię, aby go w pamięci i wyobraźni naszéj ożywić, a w Osobie Swojéj najwyraźniéj go nam przedstawić. Lecz, powiada święty Jan Złotousty, dopiéroto Bóg Duch Święty wstępując w duszę naszę, ten zatarty w niéj obraz i podobieństwo Boga, nanowo przywraca.

Otóż czém jest Bóg Duch Święty, gdy w duszę jaką wstąpi, i póty dopóki w niéj przebywa przez łaskę; lecz dla Kościoła, jest On tém zawsze, bo od niego nigdy nie odstępuje, w nim przebywa stale, i nim ciągle rządzi i rządzić będzie do końca świata, na mocy tego najwyraźniejszego przyrzeczenia Chrystusa Pana: „Prosić będę Ojca o innego Pocieszyciela, i da wam aby z wami mieszkał na wieki” 5. Od chwili też zstąpienia na Apostołów, którzy byli najpierwszymi Rządcami Kościoła, jest On odtąd w całém ciele rządzącém Kościoła katolickiego nieodstępnie obecnym, jest dla niego tém, czem dusza dla ciała, czem światło dla oka, czém ciepło dla całéj przyrody; i Onto, jak pierwszym Apostołom, prostym rybakom, dał możność po całym świecie roznieść światło Ewangelii, upokorzyć najmędrszych filozofów, nie ulęknąć się najsroższych mocarzy, i w końcu najzepsutszych obyczajów świat podbić pod jarzmo Chrystusowe, tak i ich następców nigdy nie odstąpi, i zachowa Kościoł do końca świata, pomimo wszelkich burz, jakie piekło wywrzeć na niego może.

Miarkujmyż z tego z jakiém nabożeństwem obchodzić powinniśmy dzisiejszą uroczystość, tak szczególnie ważne i wielkie, a pełne dla nas pociechy, przypominającą nam prawdy. Przy jéjto obchodzie, rozbudzajmy w sercach naszych pragnienie posiadania i przechowywania w nich Boga Ducha Świętego, i gorąco go prośmy i błagajmy, aby w duszach naszych na zawsze pozostawać raczył, a najobfitszemi swojemi łaskami nas obdarzał.

Co do miejsca w którém tajemnica Zesłania Ducha Świętego na Apostołów i uczniów Pańskich spełniła się, byłto ten sam dom, należący do pewnéj Świętéj niewiasty matki Jana przezwanego Markiem, a który był jednym z uczniów Pana Jezusa; a w którym to domu często przemieszkiwał i Sam Zbawiciel i Apostołowie. W nim zebrani byli oni wtedy w tymże Wieczerniku, w którym Pan Jezus ostatnią wieczerzę z nimi odbył, a po Zmartwychwstaniu kilka razy tam się im objawił. Cesarzowa święta Helena matka Konstantyna Wielkiego, dom ten zamieniła była na wspaniały kościoł, który kilka razy burzony przez muzułmanów i odbudowany nanowo, ostatecznie zniszczony, dziś już nie istnieje.

Pożytek duchowny

Widzisz z uwag wyżéj umieszczonych, jak wielkiém dobrodziejstwem, bo darem ceny nie mającym, zbogacił Pan Jezus swój Kościoł, zsyłając mu Boga Ducha Świętego; a oraz że cokolwiek w duszy naszéj może być dobrego, jest to dziełem téj trzeciéj Osoby Trójcy Przenajświętszej. Czcij więc Ją, czcią i najgłębszą i najserdeczniejszą, a często wzywaj: szczególnie zaś przed każdą ważniejszą sprawą twoją.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś w dniu dzisiejszym serca wiernych światłem Ducha Świętego napełnił, daj nam w Tymże Duchu co prawego jest wiernie rozpoznawać, i pociechą Jego zawsze się weselić. Przez Jezusa Chrystusa Pana naszego Syna Twojego, Który z Tobą żyje i króluje w jedności tegoż Ducha Świętego, Beg po wszystkie wieki wieków. Amen.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 341–344.

Footnotes:

1

Łuk. XII. 49.

2

Jan XVI. 7.

3

Jan VII. 39.

4

Fil IV. 7.

5

Jan XIV, 16.

Tags: Duch Święty Wspomożenie Wiernych „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Helena
2020-05-31

Św. Petronelli Dziewicy

Żyła około roku Pańskiego 60.

(Żywot jéj ze starych ksiąg męczeńskich wyjęty, znajduje się w dziełach błogosławionego Bedy, Suryusza i innych.)

Święta Petronella była, jak to nadmienia i Martyrologium rzymskie, córką świętego Piotra, który przedtém jeszcze zanim powołany został przez Pana Jezusa na Apostoła, żyjąc na świecie, pojął był za żonę świętą Perpetuę, która męczeńską śmierć poniosła za wiarę. Przyszła na świat w Galilei, jednéj z prowincyi Palestyny czyli Ziemi świętéj, na której narodził się, żył i umarł za nas Pan Jezus. Niewiadomym jest rok jéj urodzenia, lecz że rzeczą jest niewątpliwą, że Apostołowie odłączyli się od żon swoich skoro przez Chrystusa Pana powołani zostali, więc święta Petronella przyszła na świat przedtém nim święty Piotr powołany przez Zbawiciela imię Piotra otrzymał. Z tego téż wnosić trzeba, że imię jéj Petronelli, które jest imieniem pochodzącém od imienia Piotra, nie było jéj nadaném przy urodzeniu, lecz dopiéro przy Chrzcie świętym.

Gdy ten Książe Apostołów przebywszy morza, osiadł w Rzymie aby w tym grodzie założyć swoję stolicę jako Biskup świata całego, święta Petronella przeniosła się za nim, i przez lat kilka wiodła życie doskonałéj chrześcijanki, pod przewodnictwem i duchownego i rodzonego swego ojca, któremu ile to było w jéj możności dopomagała w jego pracach około rozszerzania Ewangelii.

Święty Marcel, syn Marka Wielkorządcy Rzymskiego, w liście swoim znajdującym się w Aktach męczeńskich świętych Nereusza i Achileja, pisząc o niéj, mówi iż byłato dziewica wielkiéj świątobliwości, znana pomiędzy wszystkiemi chrześcijankami w Rzymie z wielkiego swojego względem biednych miłosierdzia. Daléj powiada on, iż zapadła była w ciężką chorobę: dotknięta paraliżem z łóżka wstawać nie mogła, i ciągłych doznawała w całém ciele boleści. Że jednak przejęta wielką miłością krzyża Chrystusowego, oddawna wzdychała za cierpieniami, i nawet pobudzona do tego szczególną łaską Boską prosiła o nie Pana Jezusa, znosiła je téż z przedziwną cierpliwością i poddaniem się woli Bożéj. Nikt jéj nigdy nie słyszał uskarżającą się, a przez długi czas leżąc bezwładną i prawie ciągle dotkliwych doznając cierpień, ani na chwilę nie traciła spokoju wewnętrznego i swobody ducha, która się malowała na jéj obliczu, i budowała wszystkich którzy ją nawiedzali dla słuchania zbawiennych nauk, jakie im dawała. Tak w tym stanie ciągłego słabowania, była uderzającym przykładem cierpliwości chrześcijańskiéj, że dla tego właśnie tłumnie garnęli się do niéj chrześcijanie, podziwiając w niéj tę cnotę i nazywając ją ciągłym cudem cierpliwości najdoskonalszéj. Odznaczała się także szczególném nabożeństwem do przenajświętszéj Panny, któréj pośrednictwu przypisywała wszystkie łaski jakie od Boga odbierała, i w każdéj rozmowie zachęcała wiernych, aby się do Niéj we wszelkich potrzebach z największą ufnością uciekali.

Gdy ta ciężka choroba świętéj Petronelli, przedłużała się znacznie, niektórzy chrześcijanie dziwili się dla czego święty Piotr jéj ojciec rodzony, któremu Pan Bóg udzielił był łaskę uzdrowienia tak wielkiéj liczby innych chorych, owszem, którego, jak to wiemy z Dziejów Apostolskich, sam cień przywracał zdrowie słabym i kalekom, nie uzdrawiał córki swojéj. Razu nawet pewnego, jeden z chrześcijan imieniem Tytus, z wielkiém uszanowaniem ośmielił się mu zrobić w tym względzie uwagę, i to w obecności wielu wtenczas w mieszkaniu świętéj Petronelli zgromadzonych osób. Lecz święty Piotr oświecony w tém w szczególny sposób przez Ducha Świętego, wiedząc jak wielkiém polem zasługi była dla córki jego choroba któréj doznawała, a przeciwnie, będąc nadzwyczaj powabnéj urody, na jak wielkie niebezpieczeństwa narażoną by była, taką dał Tytusowi odpowiedź: „Niemoc ta dana jest córce mojéj od Pana Boga, na straż czystości i pokory, i gdyby teraz zdrową była w kwiecie swojéj młodości, mogłaby się dać uwieść pokusom świata tego. Niemoc cielesna, jest zdrowiem jéj duszy. Wszakże żebyście nie mniemali iż moc Chrystusowa, która mi jest dana na leczenie chorych, i jéj by wyleczyć nie mogła, oto jéj wstać każę, aby zupełnie zdrowa służyła nam, i wraz z nami do stołu zasiadła.” Jakoż, po modlitwie którą święty Piotr odprawił, Petronella wstała jak najzdrowsza, przez cały wieczór około obsługi licznych gości się krzątała, a późniéj z rozkazu ojcowskiego położyła się napowrót do łóżka, i w dawną chorobę zapadła.

Piszą że święta Petronella lat jeszcze kilka chorowała, i dopiéro po męczeńskiéj śmierci świętego Piotra, znowu cudownym sposobem przez niego uzdrowioną została, i, co także było cudem, nietylko odzyskała zupełne zdrowie, lecz niejako odmłodniała, i uroda jéj z któréj już pierwiéj w całém mieście słynęła, jeszcze okazywała się znamienitszą. Grodna córka książęcia Apostołów, przez niego samego na drogach wysokiéj świątobliwości wyćwiczona, jego teraz opieką z Nieba wsparta, wielki postęp w życiu doskonałéj chrześcijanki czyniła. Uwolniona od cierpień, które w ciężkiéj chorobie przez lat wiele doznawała, różnemi umartwieniami trapiła swoje ciało. Dnie całe spędzała na modlitwie i na uczynkach miłosierdzia chrześcijańskiego. Po śmierci świętego Apostoła, Kościoł w Rzymie przez czas niejaki zużywał spokoju, korzystając z tego, święta Petronella, nie kładła granic swojéj gorliwości w nawracaniu niewiernych, i w miłości bliźniego, oddając im wszelkiego rodzaju usługi, tak duchowne jak i doczesne. Dom jéj stał się przytułkiem najpobożniejszych dziewic chrześcijańskich, i tam pod jej przewodnictwem, żyły one jakby w klasztorze. Co tylko posiadała, rozdawała ubogim, i nawet własną pracą ręczną przyrządzała im odzienia. Zwykle z domu, gdzie przybywający kapłani skrycie odbywali święte obrzędy, nie wydalała się jak chyba tylko dla odwiedzenia chrześcijan chorych, albo trzymanych w więzieniu, lub téż dla grzebania ciał tych którzy męczeństwo ponieśli.

Pan Bóg wkrótce te wysokie jéj cnoty uświetnić raczył i darem czynienia wielkich cudów. Nie było choroby, któraby na jéj modlitwę nie ustąpiła. Sama jéj chęć pomodlenia się za jakiego chorego, jakto świadczą jéj Akta kościelne, już go uzdrawiała niezwłocznie. I można powiedzieć że w owym czasie w Rzymie, przez tęto święta Dziewicę, Pan Bóg najwięcéj przyciągał do Kościoła Swojego niewiernych, podziwiających jéj cnoty i uderzonych cudami jakie czyniła.

Sława jéj rozeszła się była po całym Rzymie. To obudziło ciekawość pewnego bogatego pana rzymskiego, nazwiskiem Flakus, który chciał ją poznać. W pierwszém spotkaniu tak był ujęty i jéj powierzchownością, i rozmową w któréj podziwiał jéj niepospolity, obok tych wszystkich cnót któremi jaśniała, rozum, że umyślił prosić o jéj rękę. W kilka dni téż potém przybył do niej z bardzo świetnym orszakiem swoich dworzan, i wręcz jej oświadczył iż pragnie pojąć ją za małżonkę. oznajmiając przytém jak bardzo jest bogatym, do jak świetnego rodu należy, i jak wysokie położenie czeka ją w świecie, gdy jego żoną zostanie. Święta, która oddawna poślubiła była dziewictwo swoje Panu Jezusowi, nie chcąc jednak przez wyraźną odmowę ściągać na siebie i na wszystkich swoich prześladowania tego możnego pana pogańskiego, prosiła go aby jéj pozostawił trzy dni czasu do namysłu. Flakus zgodził się na to chętnie, nie wątpiąc iż mu ręki swojéj nie odmówi. Tymczasem Petronella przez te trzy dni tak gorąco się modliła i tyle łez wylała przed Bogiem, prosząc Pana Jezusa aby ją od tego związku jakimkolwiek sposobem wyzwolił, że téż Oblubieniec jéj Niebieski wysłuchał ją miłościwie. Gdy nadszedł dzień trzeci, zawezwała do domu swego świątobliwego kapłana nazwiskiem Nikomeda, który wyspowiadawszy ją, odprawił w jej mieszkaniu Mszę świętą i dał jéj Komunią. Niezwłocznie po jéj przyjęciu, Petronella bez żadnéj choroby, zasnęła spokojnie w Panu. Umarła dnia 31 Maja, w którymto dniu Kościoł obchodzi jéj święto.

Ciało téj świętéj dziewiey, pochowane było na drodze Ardeatyńskiéj, gdzie dawniéj był cmentarz i kościoł pod jéj wezwaniem. Późniéj Papież Paweł I przeniósł jéj błogosławione zwłoki do Bazyliki Watykańskiéj świętego Piotra, i tam wzniósł dla niéj marmurowy grobowiec, z napisem: „Przezacnéj Petronelli, najdroższéj córce.” Nakoniec wybudowano dla niej w tejże Bazylice osobną kaplicę, i ciało jej tam złożono w roku 1606, głowę zaś, w bogatym Relikwiarzu przechowują w Zakrystyi.

Pożytek duchowny

Z żywotu dzisiejszéj Świętéj, poznaj jak wszelkiego rodzaju cierpienia, które Pan Bóg zsyła lub dopuszcza na nas, są zawsze dziełem Jego ku nam miłości i mądrości. Mądrość Jego wie co dla dobra duszy naszéj najpotrzebniejsze, a miłość Jego to właśnie nam zsyła. Pamiętaj na to, ilekroć jakie cierpienie lub choroba cię spotykają.

Modlitwa.

Boże! Któryś świętą Petronellę, cierpieniami ciężkiéj choroby cierpliwie znoszonemi, do wysokiéj doprowadził świątobliwości, daj nam za jéj wstawieniem się i przykładem, tak wszelkie spotkać nas mogące znosić cierpienia, aby one nam do zjednania tém obfitszych nagród w wieczności posłużyły. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 443–445.

Nauka moralna

Na podstawie wydania z r. 1937 r., s. 442–442

Piękność przemija, cnota pozostaje. Jest to prawda niezbita, a mimo to ludzie więcej wierzą w piękność niż w cnotę. Ponieważ świat tak wielką przywiązuje wagę do piękności ciała, przeto niewiasty, chcąc się przypodobać, starają się wszelkimi sposobami podnieść wrodzony wdzięk ciała. Stroją się one w piękne szaty, w świecące ozdoby, splatają włosy i układają je na głowie w wszelkie możliwe kształty, barwią je nawet, chcąc je uczynić piękniejszymi, bielą i różują twarz i szyję, aby w ten sposób dodać sobie wdzięku i jeszcze więcej uwydatnić naturalne powaby ciała. Nie myślą o tym, że przez to same siebie oszukują, a nieraz przyśpieszają tym sposobem chwilę upadku i oszpecenia. Jak długo bowiem trwa ta piękność ich ciała? Krótki tylko czas – kilka tylko lat prawdziwego wdzięku, a potem jakże szybko więdnie! A jakże często dla piękności ciała ginie piękność duszy! Piękność ciała budzi chęć przypodobania się, duma i zarozumiałość napełniają serce i odciągają je od Boga, a w wielu wypadkach następują grzechy namiętności i nieczystości, które wiodą duszę do zupełnego upadku. Nieczysta dusza, chociażby w ciele najpiękniejszym, porównana być może z prześlicznym naczyniem, mieszczącym w sobie brudy.

A jednak tyle dziewic goni za tą ułudą zewnętrzną, zazdrości innym, posiadającym te zewnętrzne piękności w wyższym nieco stopniu! Jakże nierozsądny jest świat, pokładający szczęście na tej ułudnej a tak znikomej i krótkotrwałej piękności! Nigdy ona nie dosięgnie i nie dorówna piękności duszy.

Jedynie cnota jest długotrwała i wieczna. Cóż by święta Petronella była zyskała na swej piękności? Oczywiście świetne, wesołe, pełne rozkoszy doczesnych życie, ale jak krótko byłoby to wszystko trwało? Kilka lat, a może tylko kilka miesięcy, bo i tak się nieraz w życiu zdarzać zwykło. Na świecie rozkosz z boleścią zawsze idzie w parze, boleści cielesne nieraz nawet przeważają, bo rzadko spotkamy człowieka całkowicie zdrowego – a sama zewnętrzna piękność ciała nie wystarcza do zupełnego szczęścia doczesnego. Jedynie cnota po zostaje niezmienna, ona temu znikomemu ciału dodaje wartości i często chroni je od nagłego upadku, bo nie pozwala rozwinąć się namiętnościom.

Cóż by się było stało z świętą Petronellą, gdyby poddała się była zachciankom ciała? Byłaby krótki czas szczęśliwa ziemską szczęśliwością, tak szybko przemijającą, że jednak nie uległa zachciankom ciała, nosi teraz na wieki koronę czystości dziewiczej, która daje jej szczęśliwość wieczną.

Duszo chrześcijańska! miej zawsze w pamięci tę szczęśliwość, jaka oczekuje twą duszę, jeżeli zamiast starać się o zbyteczne podniesie nie piękności ciała, pomyślisz raczej o duszy i ćwicząc ją w cnocie, do coraz większej doskonałości doprowadzać ją będziesz! Dla tej pięknej i wiecznej nagrody warto dołożyć starań.

Rozważmy wszystko dokładnie i postępujmy podług podanych wskazówek, aby tym sposobem osiągnąć nagrodę w szczęśliwości wiecznej.

Tags: św Petronella „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica św Piotr cierpienie uroda cnoty
2020-05-30

Św. Ferdynanda III Króla

(Żył około roku Pańskiego 1252)

Ferdynand, urodzony w roku 1201, był synem Alfonsa IX, króla Leonu i pobożnej Berengary, córki króla Kasty- Li. Książę ten okazywał wielkie zdolności i cnoty, jakie się rzadko łączą w jednej osobie: odwagę i dzielność rycerską, jako też żywą miłość poddanych, surowość dla siebie, a dobroć dla wszystkich.

W roku 1219 pojął Ferdynand za małżonkę Beatryczę, rozumną i pobożną córkę cesarza niemieckiego Filipa; związek ich pobłogosławiony został dziesięciorgiem potomstwa. Wstąpiwszy na tron po śmierci ojca, wezwał na swe godoradcę Rodrigueza, arcybiskupa Toledo i wielkiego kanclerza Kastylii; chętnie też słuchał rad swej matki, słynnej z rozumu i cnoty. Gorliwy katolik, dobry syn Kościoła, zakładał biskupstwa, odnawiał i budował świątynie, nie nakładając na poddanych żadnych opłat na te cele. Wsławił się również troską o należyty wymiar sprawiedliwości, ustanowił bowiem osobną radę dla nadzorowania sądów w całym państwie.

Hiszpania wielkie wówczas przechodziła utrapienia ze strony muzułmańskich Arabów, zwanych tutaj Maurami, którzy przed pięciuset laty, przybywszy z północnej Afryki, podbili znaczną część kraju i okrutnie uciskali chrześcijan. Serce Ferdynanda krwawiło się na widok tych okropności. Przez siedem lat wojował z tymi nieprzyjaciółmi chrześcijaństwa, a Bóg tak skutecznie dopomagał jego orężowi, że wydarł Maurom znaczną część Hiszpanii. Że czynił to w obronie wiary św., świadczą jego własne słowa, tak się bowiem modlił do Pana Boga: „Boże, który serca przenikasz, Ty wiesz, że szukam Twojej, a nie mojej chwały. Nie chcę dla siebie zdobywać znikomych królestw, lecz jedynie rozszerzać panowanie Imienia Twojego”. Gdy się gotował na wojnę z Maurami, a jeden z doradców podsunął mu myśl nałożenia podatków na pokrycie kosztów, król rzekł: „Niech mnie Bóg od tego zachowa. Opatrzność Boska w inny sposób mi dopomoże. Więcej się boję przekleństw mego ludu, niż całej potęgi Maurów".

W wojnie odznaczał się Ferdynand wielkim męstwem osobistym, a jeszcze więcej pobożnością, czym dawał przykład żołnierzom i robił z nich prawdziwych bohaterów. Sam zachowywał ściśle posty, nosił włosiennicę i modlił się po całych nocach, szczególnie przed bitwą. W obozie na wywyższonym miejscu jaśniał polowy obraz Matki Boskiej, przy którym odprawiały się nabożeństwa. Król nie pominął żadnej sposobności, by zachęcać żołnierzy do nabożeństwa i do proszenia Matki Bożej o łaskę pośrednictwa u Jezusa Chrystusa.

Maurowie, chociaż siedemkroć byli liczniejsi, pobici na głowę pod Xeres opowiadali, że na czele chrześcijan obok króla w czasie bitwy widzieli świętego Jakuba apostoła, patrona Hiszpanii, na białym koniu, w połyskującej zbroi. Wódz Maurów, zwyciężony przez Ferdynanda, opuszczając mocną twierdzę Sewillę, której spoza silnych podwójnych murów ze 166 wieżami broniło przeszło 100 tysięcy żołnierzy, spojrzał jeszcze raz na miasto i zawołał ze łzami w oczach: „Tylko Święty z tak małą garstką mógł zdobyć podobnie warowną fortecę!” Ferdynand uczcił zwycięstwo tym, że wszystkie meczety muzułmańskie zamienił na kościoły, a w odzyskanych ziemiach zakładał klasztory i biskupstwa. Między innymi wybudował katedrę w Toledo, która po dziś dzień uchodzi za arcydzieło budownictwa w stylu gotyckim.

Pragnąc Maurów na zawsze wyprzeć z Hiszpanii i rozkrzewić religię Chrystusową, postanowił Ferdynand przedsięwziąć wyprawę do Afryki. Już przygotowania skończono, a flota na wybrzeżach marokańskich odniosła świetne zwycięstwo, gdy wtem król śmiertelnie zachorował. Cała Hiszpania okryła się żałobą. Pobożny król z najgłębszą pokorą przyjął ostatnie Sakramenta święte, przywołał dzieci swoje do siebie, by im udzielić błogosławieństwa, po czym wzniósł oczy ku niebu i kazał zaintonować „Te Deum laudamus”, t. j. „Ciebie Boże chwalimy”, ale nie dokończył już tego hymnu i oddał Bogu ducha. Umarł w Sewilli dnia 30 maja 1252 roku, licząc lat 54, a 37 panowania. Ciało jego pochowano w katedrze sewilskiej przed ołtarzem Matki Boskiej, gdzie dotąd spoczywa w bogatej trumnie, a lud zaraz po jego śmierci zaczął go nazywać „Świętym”. Cuda, które się działy na jego grobie, skłoniły papieża Klemensa X, że w czterysta lat później policzył go w poczet Świętych Pańskich.

Nauka moralna

Jakże wspaniałym mężem był święty król Ferdynand! Z królewską mądrością pracował nad dobrobytem i podniesieniem moralności wśród swego ludu. Jakże szlachetne było jego oświadczenie: „Broń Boże, abym lud mój zanadto miał obciążać podatkami, albowiem więcej się obawiam przekleństw jednej z ubogich niewiast, niż całej siły wojennej Maurów!" Jakiej mądrości i dobrego przykładu, a przy tym pobożności było trzeba, aby z żołnierzy utworzyć tylu oddanych Chrystusowi bohaterów. A dodać należy, że żadne z jego świetnych zwycięstw nie było zaćmione czynem okrucieństwa. Nieraz usilnie się wywiadywano, w jakiej szkole nauczył się tych wzniosłych czynów — i zawsze otrzymywano jedną odpowiedź: „W szkole nieustannej, nieraz całe noce bez przerwy trwającej modlitwy”. Istotnie, modlitwa przenosi człowieka w świat inny, w świat duchowy. Człowiek czuje się przez nią bliskim Trójcy Przenajświętszej, Matki Boskiej i Świętych, a aniołowie są jego najzaufańszymi przyjaciółmi. Umysł człowieka zatopionego w modlitwie prawdziwie nabożnej napawa się pragnieniami i nadziejami zupełnie nieziemskimi, a serce jego zwalnia się od niskich namiętności i pożądań. Nabożna modlitwa, uświęcając i uszlachetniając całą wewnętrzną istotę człowieka, uszlachetnia też jego czyny i działanie na zewnątrz. Szczerze modlący się chrześcijanin ma wstręt do wszelkiego grzechu, a dla bliźnich pełny jest ofiarności i poświęcenia. Kto się modli szczerze i serdecznie, ten strzeże się grzechu, a zatem modlitwa jest najskuteczniejszą i najlepszą drogą do doskonałości.

Modlitwa

Błagamy Cię, Boże, od którego wszelka władza i wszelkie dobro pochodzi, abyś prawdziwie chrześcijańskimi uczuciami napełnił serca tak panujących, jak i ich ludów, iżby wszędzie działa się Twoja święta wola i tak doczesna, jak i wieczna szczęśliwość wszystkich Twych stworzeń była zapewniona. Amen.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1937), s. 438–440.

Tags: św Ferdynand „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król muzułmanie św Jakub modlitwa państwo
2020-05-29

Bł. Humilianny Wdowy Tercyarki reguły św. Franciszka Serafickiego

Żyła około roku Pańskiego 1246.

(Żywot jéj wyjęty jest z Brewiarza Braci Mniejszych świętego Franciszka Serafickiego.)

Błogosławiona Humilianna rodem z Florencyi we Włoszech, pochodziła ze znakomitego i starożytnego rodu hrabiów Czerkiów, (Cerchi). Wychowana była wśród wielkiéj zamożności rodzicielskiego domu, otoczona zbytkami wielkiego świata; lecz że od dzieciństwa miała wpojone zasady żywéj wiary, i szczególnemi od Boga obdarzona była łaskami, od lat najmłodszych wielką okazywała pobożność. Posuwając się w lata, coraz w niéj większy robiła postęp. Doszedłszy wieku młodéj dziewicy, w którym wiele z jéj rówienniczek, a zwłaszcza te którym wyższe położenie w świecie, uroda, wielki majątek i świetność imienia również świetną zapowiada przyszłość, roją tylko o uciechach doczesnych, i za niemi gonią, — Humilianna żywo przejęta uczuciem próżności tego wszystkiego, wzdychała jedynie za samotnością, aby w jak największém odosobnieniu, tém łatwiéj oddać się ćwiczeniom wyższej pobożności i coraz ściśléj jednoczyć się z Bogiem. Zaledwie miała rok szesnasty, gdy wielu z pierwszych rodzin Włoskich młodzieńców, przedstawiło się jako ubiegających się o jéj rękę. Humilianna żadnego przyjąć nie chciała, póki to do jéj własnéj woli zostawiano. Lecz gdy rodzice mający zamiar wydać ją koniecznie za mąż, spostrzegli że nie chce uczynić żadnego wyboru zpomiędzy tak nawet świetnych przedstawiających się jéj związków, sami to uczynili, przyrzekając jéj rękę jednemu z najbogatszych młodych panów Florenckich. Zasmuciło to wielce błogosławioną Humiliannę, lecz że rodzice nadzwyczaj usilnie nalegali na nią aby wyszła za mąż, a nie miała żadnéj wskazówki że Pan Bóg powołuje ją do innego stanu, uległa ich woli, i poślubiła wybranego przez nich małżonka.

W związku tym prawie od pierwszych dni jego zawarcia, spostrzegła Humilianna, jak słusznie się go obawiała. Rodzice zaś jéj przekonali się wkrótce, że zwykle tak bywa, iż gdy dusza jaka powołana do wyłącznego poświęcenia się życiu bogomyślnemu, schybia swego powołania, w stanie w jaki niewłaściwie wstępuje, chociażby on przedstawiał wszelkie warunki tego co szczęściem na téj ziemi zowią, i takiego doczesnego nawet powodzenia nie znajdzie. Jakoż, małżonek Humilianny równy jéj co do świetności urodzenia, jak i ona bardzo bogaty, co się tyczy cnót i obyczajów wcale do niej podobnym nie okazał się. Byłto człowiek bardzo lekkiego prowadzenia się; oddany cały światu i jego płochym uciechom, a przytém najprzykrzejszy w pożyciu domowém. Pojąwszy za żonę anioła dobroci, łagodności i słodyczy; mając w Humiliannie żonę najuleglejszą, która pomimo rażących i grzesznych wad swego męża, była przejęta dla niego największém uszanowaniem i tego ciągłe dawała mu dowody, obchodził się z nią najgorzéj. Co zaś ją najbardziéj bolało, to że i sam zaniedbywał wszelkie obowiązki gorliwego chrześcijanina, i jéj saméj w spełnianiu tych do których nawet jest się ściśle obowiązanym, bezustanne stawił trudności.

Wśród tak smutnego położenia, Humilianna, jedyną ulgę znajdowała w modlitwie, na któréj zaczerpywała łaski potrzebne do znoszenia tak ciężkiego swojego krzyża i przedewszystkiém polecała Matce Bożéj nieszczęsny stan duszy swego zaślepionego małżonka. Po pięciu latach takiego pożycia, przyszło do tego że stracił on całe swoje mienie, i zaciągnął znaczne długi, których zaspokoić nie mógł. To go przyprawiło o wielkie zmartwienie, w skutek którego ciężko zachorował. Wtedy Humilianna nietylko otoczyła go największą troskliwością, jak to było jej obowiązkiem, lecz gdy był blizkim śmierci, a wielkiego doznawał niepokoju na duszy, z powodu że tylu ludzi którzy mu swoje majątki powierzyli ciężko ukrzywdzi nie mogąc długów swoich spłacić, zaofiarowała mu na ten cel, większą cześć swojego posagu. Tak wielka wspaniałomyślność żony, dla któréj, jak to sam wiedział, był mężem najgorszym, poruszyła go do głębi serca, i sprawiła że umarł pojednany z Bogiem i z oznakami szczerego żalu za wszystkie swoje grzechy. Humilianna więc uratowała tym sposobem duszę swojego małżonka, dla któréj zbawienia ofiara majątku jaki uczyniła, wydawała się jéj niczém.

Po śmierci jego wróciła do domu rodziców, gdzie już tą razą bez oporu z ich strony, odmówiła powtórnego związku małżeńskiego który się jéj nastręczał, chociaż chciał go z nią zawrzeć człowiek nie tylko majętny lecz bardzo zacny i gorliwy katolik. Postanowiła już zająć się jedynie wychowaniem córeczki, a zrywając wszelkie stosunki ze światem, oddać się bogomyślności i uczynkom miłosierdzia. Osiadła w odosobnionéj wieży przy pałacu swoich rodziców, i tam wiodła życie jak pustelnica, ciesząc się jedyną swoją dzieciną, która jak w lata tak i w coraz większą pobożność pod jéj okiem wzrastała, patrząc na przykłady wysokiéj świątobliwości matki.

Pod tę porę tylko co zawiązywać się zaczynało we Florencyi bractwo Tercyarek, według Reguły świętego Franciszka Patryarchy Asyskiego. Humilianna, już oddawna zostawała pod przewodnictwem duchownym jednego z kapłanów Zakonu Braci mniejszych, którzy bractwem tém głównie kierowali. Pierwsza więc z kobiet do niego wstąpiła, i habit w kościele świętego Krzyża przyjęła.

Trudno wyrazić jaki szczególnie od téj pory uczyniła postęp w cnotach chrześcijańskich, w których żeby ją coraz lepiéj doświadczyć, wyćwiczyć i utwierdzić, dopuścił Pan Bóg nowe dla niéj doczesne niepowodzenia. Ojciec jéj, człowiek gwałtowny i skutkiem podeszłego wieku dziwak, obchodził się z nią bez litości. Nie tylko wyzuł ją z reszty należącego się jej spadku, lecz tak ją w oczach domowników znieważał, tak sługom kazał ją mieć za nic i w niczém jéj nie słuchać, że doznając od nich ciągle grubiańskiego obchodzenia, od jednéj ze służących została razu pewnego zbita i ciężko w głowę raniona. Co wszystko uchodziło bezkarnie, tém bardziéj że Humilianna nietylko nigdy na to nie skarżyła się, lecz każdą odebraną obelgę, jak i samo pobicie, znosiła z wielkiém weselem na duszy, rada we wszystkiém a szczególnie w znoszeniu krzywd i obelg, podobną być do Boskiego naszego Zbawcy, tyle i tak ciężkich obelg podczas męki Swojéj za nas ponoszącego.

Do takich prób, jakie spodobało się było Panu Bogu zesłać na nią, przyłączyły się długie i dolegliwe choroby, któremi jak ogniem złoto, oczyszczał Pan Bóg i uświęcał coraz bardziej, jednocząc ją z Sobą, tę wybraną sługę Swoję. To wszystko jednak nie przeszkadzało jéj wielkie okazywać dla biednych miłosierdzie, którym niekiedy jedyny posiłek jaki miała dla siebie oddawała, albo zdjąwszy z siebie ubranie, przyodziewała w nie ubogich. Znana w mieście całém jako pani wysokiego rodu, od domu do domu chodziła po jałmużnę, kwestując dla sióstr swoich Tercyarek. Taką miłością Jezusa była przejęta, że nie mogąc, jak tego żywo pragnęła, na chwałę Jego ponieść męczeństwa, zadawała je sobie sama, ciągłemi i nadzwyczajnemi umartwieniami trapiąc ciało. Opływała téż za to w niebieskie dary; bardzo często wpadała w zachwycenie, i wte- dy jużto Pan Jezus, już Matka Boża w objawieniu z nią rozmawiali. Liczne także cuda czyniła, gdyż za jéj modlitwą wielu ciężko chorych zdrowie odzyskało, i kilka razy gdy dla ubogich zabrakło jéj było wina albo oliwy, zamieniała w nie wodę, którą przeżegnała. Zdjęta litością nad pewnym ubogim ciężką chorobą złożonym, uprosiła u Boga, że cierpienia jego w nią przeszły, a on uzdrowiony został. Córeczkę swoję, którą jak najpobożniéj wychowała, nagłą śmiercią dotkniętą wskrzesiła. Widywano także celę jéj podczas gdy się w niéj modliła, niebieską światłością napełnioną. Wszelkie napaści złego ducha, który jéj niekiedy okazywał się, i jużto wyraźnie, już pod zdradzieckiemi pozorami kusił w różny sposób, znakiem krzyża świętego odpędzała.

Miała lat tylko dwadzieścia siedem, kiedy ja pełną cnót i bogatą w zasługi, a więc dojrzałą do Nieba, powołał tam Pan Bóg. Zapadła w ciężką chorobę którą najcierpliwiéj znosiła, nie folgując sobie prawie w żadnych ze zwykłych swoich umartwień, a coraz ściśléj jednocząc się z Panem Jezusem, oddała w ręce Jego ducha, dnia 29 Maja roku Pańskiego 1246. Ciało jéj pochowane zostało w kościele świętego Krzyża, do Braci mniejszych we Florencyi należącym, a po trzech miesiącach, z powodu licznych cudów jakie przy niém zaszły, z wielką uroczystością przeniesiono je i umieszczono, w umyślnie dla niéj sporządzonym w tymże kościele wspaniałym grobowcu. Wierni wielką czcią otaczają grób jéj ciągle cudami słynący, a Papież Inocenty XII w poczet ją błogosławionych zaliczył.

Pożytek duchowny

Zwykle tak bywa, że Pan Bóg te dusze które chce mieć Sobie wyłącznie poświęcone, gdy one w jakowy światowy zawód weszły, dotyka ciężkiemi krzyżami. Jestto dzieło miłosierdzia Bożego, który zamierza tym sposobem uświęcić je koniecznie. Lecz aby tego dostąpić, trzeba tak jakto czyniła błogosławiona Humilianna, spełniać jak najwierniéj obowiązki stanu w jakim się już kto znajduje, i pokornie znosić jego przykrości.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże! słodkości serc naszych, i nagrodo wybranych, któryś błogosławioną Humiliannę Twoją miłością rozgorzałą, najsłodszemi pociechami niebieskiemi napełnił; spraw miłościwie abyśmy za jéj wstawieniem się i przykładem, z Tobą ściśle zjednoczeni, zasłużyli sobie oglądać Twój majestat Boski na wieki. Przez Pana naszego Jezusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 437–439.

Tags: bł Humiliana Cerchi „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wdowa małżeństwo powołanie obowiązki stanu
2020-05-28

Św. Hermana Biskupa Paryzkiego

Żył około roku Pańskiego 576.

(Żywot jego był napisany przez świętych Fortunata i Grzegorza Turoneńskiego Biskupów.)

Święty Herman, wielki swojego czasu cudotwórca, przyszedł na świat w Burgundyi, około roku Pańskiego 459. Ojciec jego Eleuter, a matka Euzebia, należeli do jednéj ze znakomitszych rodzin tego kraju. Lecz rodzice jego byli to ludzie bardzo zepsuci, a matka do tego stopnia wyrodna, że zasmucona tém iż wiele już miała dzieci przy małym majątku, gdy Hermana w łonie swojém nosiła, zadała sobie napój, przez który chciała dziecię swoje zabić zanim na świat przyjdzie. Cudem tylko Opatrzności Boskiéj nie stało się ono ofiarą tej zbrodni.

Herman którego wychowanie było bardzo niedbałe, oddany został do szkół w miasteczku Awalon, wraz z rówiennikiem i stryjecznym bratem swoim imieniem Stratydyasz. Czekał ich obydwóch znaczny spadek po bogatym stryju. Matka Stratydyasza powodowana chciwością, chcąc go jedynie swojemu synowi zapewnić, umyśliła Hermana otruć. Opatrzność i w tym wypadku czuwająca nad nim, dopuściła że sługa która miała mu zadać truciznę pomyliła się, i napój nią zaprawny podała Stratydyaszowi, który tylko co życiem tego nie przypłacił, i w skutek tego na całe życie trądem został dotknięty.

Biedny Herman, widząc się tak okrutnie prześladowanym od najbliższéj swojéj rodziny, rozstał się z nią na zawsze, i udał się do dalekiego krewnego swojego Skupiliona człowieka wielkiéj świątobliwości, który i przykładném życiem i staraniami około niego, wynagrodził mu to wszystko co wycierpiał w domu. Żyli jakby dwaj święci zakonnicy, oddając się głównie różnym ćwiczeniom pobożnym i uczynkom miłosierdzia. Chociaż o pół mili oddaleni od kościoła, codziennie według ówczesnego zwyczaju obecni byli na pacierzach kanonicznych, publicznie tam odprawianych, i od tego nie powstrzymywała ich ani zimowa pora roku, ani największa niepogoda i chłody. Resztę dnia spędzali na czytaniu ksiąg świętych i nawiedzaniu ubogich, którym z największą miłością służyli wspierając ich wedle możności.

Biskup miasta Otę (Autun) święty Agrypin, dowiedziawszy się o wielkiéj świątobliwości młodego Hermana, nakłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, a w lat trzy potém, pomimo oporu jaki stawiła w tém jego pokora, wyświęcił go na kapłana. W zawodzie kapłańskim, zajaśniawszy wszystkiemi cnotami temu stanowi właściwemi, został opatem klasztoru świętego Symforyana, na przedmieściu ówczesnego Paryża, będącego. Nowy Opat rządził braćmi swoimi z taką roztropnością, miłością i pilnością że wkrótce zgromadzenie to stało się wzorem najściślejszéj karności zakonnéj, która przed jego przełożeństwem była bardzo upadła. Sława świątobliwości Opata klasztoru świętego Symforyana, przyciągnęła do jego zgromadzenia wiele dusz wybranych; miłosierdzie jego dla ubogich zjednało mu serca mieszkańców całéj okolicy, a nauki jakie miewał do przybywających coraz tłumniéj aby je słuchać, najzbawienniejszy wpływ wywierały na wiernych, którzy z bardzo nawet odległych stron tam się zbiegali. Przytém już wtedy Pan Bóg obdarzył go był łaską przepowiadania przyszłości i czynienia cudów, co słowom jego i wpływowi jeszcze większą przydawało powagę.

Żadnego ubogiego nie odprawiał od furty klasztornéj bez wsparcia. Razu pewnego tak był wszystko rozdał biednym, że ani jeden bochenek chleba nie został w zapasie dla braci. Niektórzy z nich zaczęli na to szemrać. Święty udał się na modlitwę, i zaledwie ją skończył, a oto najniespodzianiéj, pewna pobożna pani przysłała klasztorowi kilka koszów chleba, i nazajutrz nadeszły wozy naładowane różnemi wiktuałami.

Lecz Pan Bóg chciał tego sługę Swego wyprobować i prześladowaniem złych ludzi. Ci do tego stopnia oczernili świętego Hermana przed Biskupem (którym podówczas nie był już święty Agrypin, który go znał dobrze i wielce poważał), że ten kazał go wtrącić do więzienia.

W kilka godzin po jego zamknięciu, drzwi więzienne cudownie otworzyły się, lecz Święty nie chciał wyjść bez pozwolenia Biskupa, który tym jego czynem zbudowany, poznał kim był Herman, i odtąd był dla niego z największém uwielbieniem. Pod tęż porę wszczął się jest pożar w zabudowaniach klasztornych, i groził zupełném zniszczeniem gmachu. Herman kilku kroplami wody święconéj ugasił go w jednéj chwili. Rozgłos tych i wielu innych cudów, tak rozniósł sławę jego świątobliwości po całym kraju, że gdy w roku Pańskim 554 umarł Biskup Paryzki, naszego Świętego na jego miejsce powołano. Długo się temu opierał, lecz w końcu musiał uledz woli króla Childeberta, który uczynił go swoim nadwornym jałmużnikiem, to jest kapelanem królewskim, i powierzył się jego przewodnictwu duchownemu.

Wysokie te godności nie zmieniły w niczém jego sposobu życia ubogiego i umartwionego, a tylko utwierdziły go w tém głębszej pokorze, i jego wielkiéj dla ubogich litości dozwalały tém hojniejsze sypać jałmużny, jako téż wspierać ich wpływem, jaki miał u dworu i u samego króla. Od rana do wieczora oddany sprawom tyczącym się zarządu jego dyecezyi, prawie całą noc spędzał na modlitwie, i zwykle w kościele przed przenajświętszym Sakramentem. Pościł niemal ciągle, a w najostrzejsze zimna nie ogrzewał swojego mieszkania. Posiadając całą ufność królewską, do spraw cywilnych nie wtrącał się wcale, zajęty jedynie pracą około uświątobliwienia swoich owieczek, i wspierania wszelkiego rodzaju nędzy. Król miał zwyczaj codzień dawać mu pieniądze dla ubogich. Razu jednego dostawszy bardzo wielką summę, gdy w ciągu dnia nie zdarzyła mu się sposobność użycia wszystkiego, resztę odniósł królowi. Lecz ten wspaniałomyślny monarcha, oddał mu to napowrót mówiąc: „iż może być pewnym, że znajdzie się w szkatule królewskiéj zasób niewyczerpany do czynienia jałmużny, ile mu się spodoba.”

Pod takim Królem i takim Biskupem, lud wielkiéj pomyślności zażywał, a Pan Bóg cudem głośnym podówczas w całym świecie, i jednego i drugiego hojność dla ubogich nagrodził i uświetnił. Childebert znajdując się w zamku swoim Celskim, w okolicach miasta Melun, zachorował śmiertelnie i już żadnéj nie było nadziei uratowania mu życia. Przybył do niego święty Biskup, całą noc spędził na modlitwie, a rano włożywszy na króla ręce, uzdrowił go najzupełniej. Childebert na pamiątkę tego cudu, zamek Celski z jego przyległościami zapisał katedrze Paryzkiéj, w akcie na to sporządzonym, opisując cud któremu życie zawdzięczał. Po wyprawie swojéj na Hiszpanią tenże monarcha, wybudował w Paryżu wspaniały kościoł, dziś będący właśnie nazwany kościołem świętego Hermana, i do niego przydał obszerne zabudowania dla zakonników, których tam umieścił pod przewodnictwem naszego Świętego. W krótkim czasie zapełnił on to zgromadzenie wielkiéj świątobliwości zakonnikami, których pierwszym opatem zrobił świętego Doroktoweusza. To dało początek sławnemu opactwu świętego Hermana pod Paryżem, z którego późniéj wyszło tak wielu znakomitych mężów kościelnych, tylu Kardynałów świątobliwych i uczonych Prałatów.

Lecz święty Herman stawiając na tak świetnéj stopie pod jego zarządem zostające zgromadzenie zakonne, również zbawiennych owoców swojéj biskupiéj gorliwości doczekał się i na duchowieństwie świeckiém. Seminaryum pod jego okiem będące, wydało mnóstwo kapłanów najzacniejszych, i nimi obdarzyło całą jego wielką dyecezyą. Używało takiéj sławy, że z obcych nawet i bardzo odległych Biskupstw, przysyłano do Seminaryum świętego Hermana młodych kleryków, którzy w tak doskonałéj szkole wyćwiczeni, po całym kraju roznosili ducha gorliwości i świątobliwości kapłańskiéj.

Za życia jeszcze uczynił był tak wielką liczbę cudów, że święty Fortunat Biskup Pitkawski (Poitiers) podówczas żyjący, w życiu jego, które napisał, wylicza ich około dziewięciuset i przydaje że wiele opuścił. Słoma z siennika na którym sypiał, kawałki a nawet nitki z jego sukni, łzy jego zebrane, listy przez niego pisane, okazanie się jego we śnie, wszystko to były cudowne lekarstwa, przywracające zdrowie najcięższemi chorobami lub kalectwem dotkniętym. Gdy wychodził z kościoła, umieszczano na drodze jego długie szeregi chorych, których uzdrawiał w tejże chwili. W miasteczku Medon, gdzie wybuchło powietrze, kilkudziesięciu niém dotkniętych, uzdrowionych zostało chlebem przez niego poświęcanym.

Dożył już był lat ośmdziesięciu, gdy mając sobie objawiony dzień śmierci, kazał wypisać jej datę nad swojém łóżkiem, i sporządziwszy testament wyraził w nim prośbę aby go pochowano przy kościele wybudowanym przez króla Childeberta, który dla tego poźniéj kościołem świętego Hermana został nazwanym. Umarł pełen cnót i zasług dnia 28 Maja roku Pańskiego 576. Gdy ciało jego z wielką czcią niesiono do Opactwa, na przejścia około więzienia stało się ono tak ciężkiém iż go z miejsca poruszyć żadnym sposobem nie mogli, aż więźniów z rozkazu króla uwolniono.

Pożytek duchowny

Święty Herman obarczony ważnemi sprawami zarządu swojéj dyecezyi, po całodziennym trudzie, zwykle większą część nocy przepędzał na modlitwie w kościele. Podobnie wielu Świętych czyniło i czyni. Czy nie jesteś czasem z téj liczby dusz oziębłych, którym na wszystko czas wystarcza, a nigdy na to aby przez cokolwiek dłuższe modlitwy wypraszać sobie łaski potrzebne do zbawienia, a których Pan Bóg udziela tylko tym którzy o nie ciągle proszą.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Hermana wyznawcę Twojego i Biskupa, darem gorącéj modlitwy obdarzył, za jego pośrednictwem błagamy pokornie, racz nam udzielić ducha wytrwałéj modlitwy, i ucz nas wypraszać sobie przez nią najpotrzebniejsze łaski. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 434–436.

Tags: św Herman „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup aborcja modlitwa wytrwałość
2020-05-27

Św. Maryi Magdaleny de Pacys (de Pazzis) Karmelitanki

Żyła około roku Pańskiego 1607.

(Żywot jéj był napisany przez ojca Wincentego Puczyni Karmelitę, jéj spowiednika.)

Święta Marya Magdalena ze znakomitéj włoskiéj rodziny Paców (de Pazzis) spokrewnionéj z panującym domem Medyceuszów, urodziła się we Florencyi roku Pańskiego 1566. Na chrzcie świętym otrzymała imię Katarzyny. Skoro przyszła do poznania Boga, starała się służyć Mu najdoskonaléj. Małém dzieckiem będąc, a nad wiek swój roztropna, wyszukiwała sobie odosobnione miejsca w domu rodzicielskim, aby swobodniéj oddawać się modlitwie. Wstawała wśród nocy dla biczowania się, i potém kładła się na słomianym worku. Gdy dla zbyt młodego wieku, nie mogła być jeszcze przypuszczoną do stołu Pańskiego, czego całém sercem pragnęła, starała się towarzyszyć matce gdy ta szła do kościoła dla przystąpienia do Komunii świętéj, i kiedy matka odchodziła od ołtarza po jéj przyjęciu, mała ta dziecina przysuwała się jak mogła najbliżéj do niéj, doznając wtedy takiéj pociechy na duszy, jakby i w nią wstąpił był Pan Jezus. Do Matki Bożéj uciekała się ze szczególną ufnością we wszelkich swoich potrzebach. Razu pewnego, a miała wtedy lat sześć, gdy z nadzwyczajną gorącością modliła się przed obrazem przenajświętszéj Panny, spytano ją o co tak usilnie prosi. „Proszę Matki Boskiéj, odrzekła, aby mnie nauczyła co mam czynić, aby się Bogu przypodobać.” W dziesiątym roku przystąpiła po raz pierwszy do Stołu Pańskiego, i już wtedy za zezwoleniem przewodnika duchownego ojca Rossi Jezuity, uczyniła ślub czystości. Odtąd téż poczytywała się za oblubienicę Chrystusową, o żadnych uciechach tego świata, chociażby najniewinniejszych, ani myśli nie dopuszczając. W świętéj cnocie czystości tak się przez to utwierdziła, że nigdy nie miała nawet wyobrażenia czém się ona naruszyć może. Od téj także pory zaczęła zadawać ciału rozmaite i ciągłe umartwienia. Miała lat dwanaście, kiedy rozmyślając mękę Pańską, a mianowicie cierniowe koronowanie Zbawiciela, zrobiła sobie wianek z cierni bardzo ostrych, i włożywszy go na głowę, całą noc w nim przepędziła. Spowiednik i matka zmuszeni byli pilnie czuwać nad nią, aby w umartwieniach jakie sobie zadawała, właściwą zachowywała miarę.

Ojciec jéj zamianowany Gubernatorem miasta Kortony, przenieść się tam musiał z Florencyi. Za poradą jéj spowiednika, umieszczono ją na ten czas na pensyi, u zakonnic klasztoru świętego Jana. Tam w pobożności jeszcze większy postęp uczyniła; lecz po powrocie rodziców, z wielkim i jéj saméj i zakonnic, które ją bardzo były pokochały żalem, musiała opuścić to miejsce, gdzie największém dla niéj szczęściem było to, że wszystek czas wolny od nauk, przepędzać mogła w kaplicy przed Przenajświętszym Sakramentem.

Po powrocie do domu, rodzice postanowili wydać ją za mąż. Ponieważ i urody była nadzwyczaj powabnéj, i bardzo bogata, a przytém słynęła ze skromności i świetnego wychowania, kilku młodzieńców z najpierwszych rodzin, przedstawiło się w zamiarze starania się o jej rękę. Lecz Święta oświadczyła stanowczo, że uczyniła ślub wstąpienia do zakonu. Rodzice z początku zezwolili na to bez żadnéj trudności; po kilkodniowym jednak pobycie jéj w klasztorze, kiedy już miała przyjąć suknię zakonną, za naleganiem reszty rodziny bardzo temu przeciwnéj, odebrali ją napowrót do domu: Przez trzy miesiące zmuszona była ta Święta dziewica, bolesne dla jéj synowskiego serca staczać walki, Wkrótce atoli zacni jéj rodzice, widząc jéj niezachwiane powołanie i wolę w tém Bożą, oddali ja ostatecznie Panu Jezusowi na wyłączną służbę. Katarzyna uszczęśliwiona, oblekła suknię córek świętéj Teresy w klasztorze Panien Karmelitanek przenajświętszéj Panny Maryi Anielskiej we Florencyi, mając lat szesnaście, i w zakonie przybrała imię Maryi-Magdaleny.

Jakkolwiek będąc jeszcze w domu, czyniła wielkie umartwienia i to z upoważnienia swego spowiednika, wstąpiwszy do nowicyatu, bez najmniejszéj przykrości zaniechała zupełnie tych które ze sposobem życia jakie prowadziły nowicyuszki, zgodzić się nie mogły, a to dla tego, aby się w niczém nie odszczególniać od nich. Wnet téż stała się wzorem doskonałości zakonnéj, godnym do naśladowania dla tych sióstr nawet które już długi czas w nich się wyćwiczyły. Wykonała śluby uroczyste w dzień świętéj Trójcy 27 Maja, z taką gorącością ducha, że odszedłszy od ołtarza, przed którym zaofiarowała się Panu Jezusowi na zawsze, wpadła była w zachwycenie kilka godzin trwające. Było to zadatkiem tych łask szczególnych, które miała odtąd doznawać w tak wielkiéj obfitości. Od téj chwili przez dwa lata, mało którego dnia nie wpadała w zachwycenia, od czterech aż do sześciu godzin trwające, a podczas których dano jéj było zatapiać się w najgłębsze tajemnice niebieskie. Ogień miłości Boga którym pałała był tak wielkim, że nie raz dla ochłody zimną wodą musiała okładać serce. Gdy wychodziła z zachwycenia, słyszano ją niekiedy głośno wołającą: „O! miłości! miłości! nikt Cię nie zna, nikt Cię nie miłuje!” W podobném uniesieniu porywała czasem za rękę drugą zakonnicę, mówiąc: „Pójdź ze mną siostrzyczko, biegnijmy wywoływać miłość!” Otrzymała od Przełożonéj, po usilnych prośbach i po odbytych próbach jej posłuszeństwa w téj mierze, pozwolenie poszczenia ciągle o chlebie i wodzie, i to przez lat dwadzieścia pięć zachowała bez przerwy, chociaż często zapadając na zdrowiu ciężkich doznawała cierpień.

Lecz spodobało się Panu Bogu, wybraną tę duszę, i w ogniu wewnętrznych utrapień oczyścić, wyprobować i zasługi jéj przymnożyć. Przez lat pięć doznawała wszelkiego rodzaju najcięższych pokus, jakby w ręce szatańskie wydana. Nietylko odstąpiły ją wszystkie łaski nadzwyczajne, jakie odbierała na modlitwie, lecz nawet pamięć takowych zatarła się w jéj umyśle. Wpadła w największe oschłości, czuła nadzwyczajny wstręt do wszelkich ćwiczeń pobożnych, znudzenie na modlitwie; wszystkie złe namiętności natarły na nią, a nawet najszpetniejsze, których dotąd ani wyobrażenia nie miała; mimowolna niechęć do zakonnego powołania, myśli bluźnierskie, rozpaczliwe, pokusy samobójstwa: wszystko to uderzało na nią, a obok tego zapadła i na zdrowiu i w całém ciele gwałtownych i strasznych doznawała boleści. Nakoniec dzień i noc ścigały ją jakieś przerażające widziadła. Wszystko to zaś przygnębiało ją bez żadnéj wewnętrznej pociechy, bez światła na duszy, słowem: przebywała najdotkliwsze i najcięższe do zniesienia męczeństwo. Łaska ją wprawdzie nie odstępowała, bo z tém wszystkiém walczyła mężnie, lecz że tak jest, nie czuła tego wcale.

Wśród tak okropnego przejścia, Magdalena nie folgowała sobie w niczém: zawsze tenże rodzaj życia umartwionego prowadząc, wszystkie ćwiczenia pobożne jak najwierniej spełniała. Do Matki Bożéj uciekała się bezustannie, i co miała czasu wolnego, w Jéj kaplicy przebywała, jęcząc i płacząc przed Jéj wizerunkiem. Znosiła to nietylko spokojnie, ale nawet chętnie, z wielkiego pragnienia cierpień dla Jezusa, i powtarzała: „/Nie umrzeć lecz cierpieć/” zmieniając hasło świętéj Teresy która mawiała: „/cierpieć albo umrzeć/.”

Po pięciu latach takiego oczyszczenia, gdy była na modlitwie, objawił jéj Pan Jezus iż próba ta już się skończyła. Oświadczyła to zaraz Przełożonéj, całując jéj ręce i mówiąc: „Burza już przeszła, niech droga matka podziękuje za mnie Panu Bogu.” Odtąd aż do śmierci, opływała jak przedtém w najwyższe pociechy niebieskie, coraz większy w świątobliwości i w jednoczeniu z Bogiem czyniąc postęp.

Jak we wszystkich cnotach zakonnych, tak szczególnie w posłuszeństwie i miłości ku siostrom, celowała. Taką czcią przejęta była dla każdéj, że całowała ich ślady gdy szła za niemi. Stan zakonny poczytywała za najszczęśliwszy na świecie. Całując ściany klasztorne, mawiała: „Gdyby ludzie wiedzieli jak się tu jest szczęśliwym, świat by się wyludnił i wszyscy wstąpiliby do zakonu.” Grzech, jako obraza Boża taki w niéj wstręt obudzał, że doznawała drżenia na całém ciele, na samę wzmiankę o nim. Odosobnienie tak miłowała, że było to dla niéj prawdziwą męką gdy zejść musiała do mównicy przy kracie. Pałała pragnieniem zbawienia dusz wszystkich, i na tę intencyą różne sobie zadawała umartwienia; niekiedy wołała: „O! miłości! miłości! daj mi głos tak silny, abym ludzi wszystkich od Wschodu do Zachodu, zwołać mogła do poznania Cię i umiłowania jako najwyższéj miłości!” W ostatnich latach zamiłowanie krzyża, do tego stopnia wzmogło się w jéj sercu, że dotknięta chorobą, w któréj doznawała tak strasznych boleści że lekarze podziwiali jak żyć mogła, błagała jeszcze Pana Boga, aby jej wszelkie wewnętrzne pociechy odjął, coraz częściéj powtarzając swoję ulubioną zwrotkę: „Ciągle cierpieć, i cierpieć tylko pragnę!”

Nakoniec wyniszczona długą chorobą, z anielską cierpliwością zniesioną, po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, otoczona siostrami których przez lat wiele była Przełożoną, poszła do Nieba dnia 25 Maja, roku Pańskiego 1607.

Klemens IX kanonizacyą jéj odbył ze zwykłą uroczystością roku 1669.

Pożytek duchowny

Widzisz w życiu dzisiejszéj Świętéj, jak wewnętrznemi utrapieniami, Pan Bóg oczyszcza dusze wybrane; a oraz jak one w takich razach mężnie z pokusami walczą. Postanów więc i ty opierać się pokusom jakich możesz doznać, i nie poddawaj się oschłościom w ćwiczeniach pobożnych, a tym sposobem i jedne i drugie, nie przeszkodzą ci do postępu na drodze doskonałości chrześcijańskiej.

Modlitwa (kościelna)

Boże dziewictwa lubowniku! któryś błogosławioną Maryą-Magdalenę dziewicę, Twoją miłością rozgorzałą, niebieskiemi darami zbogacił; daj abyśmy czcząc ją w dniu jéj uroczystości, w cnotach czystości i miłości naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 431–433.

Tags: św Maria Magdalena de Pazzis „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość noc ducha cierpienie
2020-05-26

Św. Filipa Nereusza Wyznawcy, założyciela Zgromadzenia Oratoryanów

Żył około roku Pańskiego 1595.

(Żywot jego był napisany przez ucznia jego, i tegoż zgromadzenia kapłana Antoniego Galloni.)

Święty Filip urodził się we Florencyi roku Pańskiego 1515. Rodzice jego byli znakomitego rodu. Ojciec nazywał się Franciszek Neri, matka miała na imię Lukrecya. Straciwszy ją w dzieciństwie, znalazł drugą w macosze, kobiecie bardzo zacnéj, która go pobożnie i starannie wychowała. Pobłogosławił jéj w tém Pan Bóg, i Filip dzieckiem będąc jeszcze, w całém mieście słynął ze swojéj pobożności: nazywano go powszechnie poczciwym Filipkiem. Ulubioną jego rozrywką było chodzić do klasztorów, i tam albo modlić się w odosobnionych kaplicach, albo przysłuchiwać się pacierzom chórowym, w których i sam uczestniczył.

Gdy podrósł, ojciec oddał go do stryja jego Romualda, człowieka bogatego, który będąc bezdzietnym, miał go przysposobić za syna. Lecz już i wtedy w oczach Filipa, korzyści doczesne żadnéj nie miały ceny; świat go nie zajmował wcale, a coraz silniejsze rozbudzało się w sercu jego pragnienie samotności i oddania się wyłącznie życiu wewnętrznemu. Na usilne jego prośby, stryj wysłał go do Rzymu dla pobierania wyższych nauk teologicznych. Tam wkrótce zajaśniał tak wysoką pobożnością, a oraz i tak wielki uczynił postęp w naukach, że świeckim będąc, uchodził za jednego z najuczeńszych teologów i za wielkiego Świętego. Życie wiódł bardzo umartwione: zwykle jadał tylko chleb i wodę, przydając do tego niekiedy surowe jarzyny; od czasu do czasu przez dni kilka żadnego nie brał posiłku. Na modlitwie trwał prawie ciągle, w nocy nawet krótkim snem ją tylko przerywał. Codziennie zwiedziwszy siedem Bazylik Rzymskich, większą część nocy spędzał w katakumbach świętego Kaliksta, modląc się wśród grobów Męczenników. Opływał w tak nadzwyczajne pociechy wewnętrzne, iż nieraz zalany niemi na modlitwie, wołał do Pana Boga: „Dosyć Panie! dosyć.” Ze światem żadnego nie miał stosunku, nawiedzał szpitale, więzienia, domy, przytułku i wszelkie dobroczynne zakłady; tam usługiwał biednym i miewał nauki, w skutek których, wszędzie gdzie przebywał, nie można było dość nadziwić się zbawiennéj zmianie, jakie one na słuchających go wywierały.

Zczasem przyłączyło się do niego kilku młodych pobożnych ludzi, wraz z nim uczynkom miłosierdzia gorliwie się oddających. Około téż roku 1550, za radą swojego ojca duchownego księdza Persiano Roza, założył przy kościele Zbawiciela del Kampo (del Campo), bractwo Trójcy Przenajświętszéj, mające na celu opiekowanie się ubogimi cudzoziemcami, pielgrzymami, i biednymi którzy wychodząc ze szpitala nie mieli przytułku.

Miał lat przeszło trzydzieści, kiedy ulegając woli tegoż swojego przewodnika duchownego. przyjął święcenia kapłańskie. Szczególne łaski jakie mu Pan Bóg udzielał na modlitwie, w obfitszéj jeszcze mierze odbierał przy odprawianiu Mszy świętéj. Za każdą prawie razą przy ołtarzu wpadał w zachwycenie; a że z tego powodu Msza jego bardzo się przeciągała, więc zwykle miewał ją w kaplicy osobnej, gdzie po podniesieniu, służący mu do Mszy zostawiał go w stanie zachwycenia na godzin parę, i dopiéro potém wracał, gdy Filip Mszę świętą kończył. W skutek tego nadzwyczajnego ognia miłości Bożéj którą pałał, razu pewnego, gdy modlił się ze szczególną gorliwością ducha, dwa żebra około serca jego rozszerzyły się, a pomimo tak nienaturalnego stanu odtąd trwającego już ciągle, Święty żył jeszcze lat pięćdziesiąt. Po śmierci, jego wszyscy oglądając jego ciało, ten cud podziwiać mogli.

Miłość jego do Jezusa, odpowiadała miłości z jaką czcił i Matkę Jego przenajświętszą. Jej przypisywał wszystkie łaski jakie odbierał i owoce ze swoich prac apostolskich coraz obfitsze. W każdéj mianéj nauce swojéj wspominał o Niéj, i pobudzał drugich do nabożeństwa ku tej Matce wszelkiego miłosierdzia Bożego. Zapadłszy w śmiertelną chorobę, gdy już otaczający sądzili iż niezwłocznie skona, okazała się mu Matka Boża, i w téjże chwili do zdrowia go przywróciła.

Tymczasem liczba towarzyszy jego, z których wielu było kapłanami, coraz się więcej powiększała, jak również coraz więcéj osób uczęszczało na jego nauki i pobożne ćwiczenia, jakie z ludem odprawiał. Z tego powodu obok kościoła przy którym było bractwo przez niego założone, odstąpiono mu wielką salę, z któréj urządził już wyłącznie dla swoich z ludem nabożeństw obszerne Oratorium czyli kaplicę, co dało początek istnieniu i nazwie zgromadzenia Oratorianów przez niego założonych. Święty bowiem widząc coraz większą liczbę wspólnie z nim pracujących księży, zawiązał z nich Zgromadzenie, któremu dał ustawy zatwierdzone wkrótce przez Papieża Grzegorza XIII, a któreto zgromadzenie, z upływem czasu wydało wielką liczbę znakomitych nauką i świątobliwością kapłanów, i po całym upowszechniło się świecie, a u nas znane jest pod nazwą Filipinów, od imienia ich świętego założyciela.

Lecz niepodobieństwem było, aby zły duch obojętnie patrzał na to co ten wielki sługa Boży, na chwałę Boską i pożytek dusz wiernych robił. Usiłowało téż piekło szkodzić i świętemu założycielowi nowego Zgromadzenia, i Samemu Zgromadzeniu. Święty Filip głównie poświęcał się słuchaniu spowiedzi wiernych, do czego Pan Bóg szczególne udzielał mu łaski, tak że najzatwardzialsi grzesznicy, wracali od jego konfesyonału najszczerzéj nawróceni, i prawie nie było wypadku aby on któremu potrzebował zatrzymać rozgrzeszenie. Przytém, jego to Pan Bóg wskrzesił był w owych czasach w Kościele Swoim, dla wprowadzenia pomiędzy wiernymi, zbawiennego zwyczaju częstego przystępowania do Sakramentów świętych, który to zwyczaj w istocie od niego dopiéro w ostatnich wiekach wziął swój początek. To spowodowało, że osoby uprzedzone przeciw niemu, a pobudzone od szatana, któremu ten wielki Święty przez to właśnie, tyle dusz z paszczęki wyrywał, oskarżyły go przed Wikarym Generalnym Rzymskim, o wprowadzanie niewłaściwych nowości w Kościele, i o zbytnią dla penitentów pobłażliwość. Był więc Filip stawiony przed władzę duchowną, a wielokrotnie upominany i ściśle nadzierany, niemało ztąd doznał upokorzeń, które znosił z radością. W końcu jednak oddano mu sprawiedliwość, i przez to tém powszechniejszy i tém większy pozyskał on szacunek.

Wielu nadzwyczajnemi łaskami i darem cudów, za życia jeszcze Pan Bóg go obdarzył. Widywano go podczas Mszy świętéj otoczonego niebieską światłością, i w powietrze uniesionego. Dla ubogich całém sercem wylany, razu pewnego Anioła w postaci żebraka miał szczęście przyjmować, a inną razą gdy wśród nocy niosąc posiłek dla biednych, wpadł był w dół głęboki, Anioł go z niego wyniósł bez szwanku. Z uczucia głębokiéj pokory, którą szczególnie jaśniał, kilkakrotnie różnych ofiarowanych mu godności kościelnych a nawet i Biskupstwa w żaden sposób przyjąć nie chciał. Posiadał także w wysokim stopniu, dar przepowiadania przyszłości i rozpoznawania, szczególnie przy spowiedzi, najskrytszych tajników serca, co właśnie czyniło go tak nadzwyczaj trafnym spowiednikiem, i tak wiele dusz przez niego kierowanych uświęciło. Dnie téż całe od rana do nocy w konfesyonale przepędzał. Czystość przez całe życie dochował nieskażoną, i tego znowu dostąpił daru, że tych którzy w téj cnocie celowali z zapachu, tych którzy przeciw niéj wykraczali z przykréj woni, poznawał. Nieobecnym niekiedy okazywał się, i przychodził im na ratunek. Wielu chorych i już konających znakiem krzyża świętego uzdrowił. Jednego umarłego wskrzesił. Miewał widzenia duchów niebieskich, a nawet i sama przenajświętsza Panna kilkakrotnie mu się objawiła. Niektóre dusze świątobliwe, widział w chwili ich śmierci do Nieba wstępujące. Razu pewnego wśród nocy, sam będąc chory, przywołał jednego ze swoich braci zakonnych, i kazał mu co prędzej iść do szpitala który obsługiwali; a gdy ten robił mu uwagę, iż w nocnéj porze przychodząc tam gdy nie był wezwany, zaniepokoi wszystkich bez potrzeby, Święty powtórzył swój rozkaz, z naleganiem aby się tam udał co prędzej. Kapłan ten pośpieszył do szpitala, i wszedłszy na salę, zastał chorego już konającego, o czém nikt nie wiedział, i zaledwie miał czas udzielić mu ostatnie Sakramenta święte.

Święty Filip wiodące życie nadzwyczaj umartwione, i ani chwili nie dające sobie spoczynku w swoich pracach apostolskich i uczynkach miłosierdzia wszelkiego rodzaju, żył bardzo długo. Mając lat ośmdziesiąt, zapadł ciężko na zdrowiu; jednak otrzymawszy na to pozwolenie, co dzień Mszę świętą w celce swojéj odprawiał. Nakoniec dnia 26 Maja, roku Pańskiego 1595, jeszcze w dniu tym przystąpiwszy do ołtarza, i w ciągu Mszy świętéj zostając w długiém zachwyceniu, wieczorem przyjął ostatnie Sakramenta święte, i o godzinie którą dawno przepowiedział, oddał Bogu ducha. Po śmierci wielu także cudami grób jego zasłynął. Kanonizowany został przez Papieża Grzegorza XV, roku 1622.

Pożytek duchowny

Zauważano że zwyczaj częstszego lub mniéj częstego przystępowania do Sakramentów spowiedzi i komunii, stosuje Duch Święty rządzący Kościołem, do potrzeby wiernych. W pierwszych wiekach chrześcijaństwa z powodu srogiego prześladowania, bardzo często przystępowano do Sakramentów świętych. W wiekach średnich, gdy wierni na mniejsze niebezpieczeństwa narażeni byli, rzadziéj to czyniono. Od czasówto właśnie świętego Filipa, zwyczaj częstego przystępowania do stołu Pańskiego, znowu się upowszechnił. Czy starasz się stosować się do tego świętego zwyczaju, w obecnych czasach niezbędniejszego niż kiedy?

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Filipa wyznawcę Twojego, do chwały Świętych Twoich wyniósł; spraw miłościwie, abyśmy ciesząc się jego uroczystością, za jego przykładem w cnotach postęp czynili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 428–430.

Tags: św Filip Nereusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Sakramenty Eucharystia Maryja
2020-05-25

Św. Grzegorza VII Papieża

Żył około roku Pańskiego 1086.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościoła przez kardynała Baroniusza.)

Święty Grzegorz siódmy Papież tegoż imienia, w roku Pańskim 1075 na stolicę apostolską wyniesiony, według niektórych pisarzy był rodem z Rzymu, według innych był synem ubogiego cieśli z Toskanii. Nazywał się Hildebrand.

Gdy był jeszcze dziecięciem i ani pisać ani czytać nie umiał, bawiąc się wiórkami, ułożył z nich te wyrazy proroctwa Dawidowego: „Będzie panował od morza aż do morza” 1, co było przepowiednią najwyższéj władzy Papieskiéj, jakiej miał dostąpić. Wychowany był od dzieciństwa przez wuja swojego, opata klasztoru przenajświętszéj Maryi Panny na górze Awentyńskiéj. Późniéj kształcił się pod przewodnictwem Wawrzyńca Arcybiskupa Amalfińskiego Prałata wielkiéj światobliwości, uczonego i bardzo biegłego w językach wschodnich, których i Grzegorz się wyuczył. Następnie pobierał nauki od kardynała Jana Gracyana, późniéj Papieża pod imieniem Grzegorza VI. Ten złożywszy najwyższą godność pasterską i udając się do Niemiec, wziął z sobą naszego Świętego. Potém zwiedzili razem najsławniejszy podówczas klasztor ojców Benedyktynów w Kluniaku. Święty Grzegorz ujęty świątobliwością miejscowego opata błogosławionego Hugona, i znajdując w zgromadzeniu tém najściślejszą karność surowego zakonu, wstąpił do tego klasztoru. Przez siedem lat pobytu swojego w tém miejscu, stał się on od pierwszego dnia nowicyatu wzorem wszystkich najwyższych cnót zakonnych, i w lat kilka został Przeorem.

Powodowany sławą jego świątobliwości i znakomitéj nauki, cesarz Henryk III zawezwał go na dwór cesarski, i zwierzył mu urząd nadwornego kaznodziei. Wszyscy podziwiali jego gorliwość i świętą wymowę, któréj najzbawienniejsze skutki okazywały się na jego świetnych i licznych słuchaczach.

Po śmierci zasiadającego wtedy na stolicy apostolskiéj Grzegorza VI, wybranym został na Papieża Biskup Tulski, w ścisłéj zażyłości ze świętym Grzegorzem zostający. Udając się do Rzymu wziął go z sobą, a za jego radą nie obejmując godności Papieskiéj do któréj przeznaczał go Cesarz, aż za zgodą i wyborem kardynałów, zostawszy Papieżem pod imieniem Leona IX, zatrzymał przy sobie Hildebranda. Zamianowany kardynałem subdyakonem i Przeorem Benedyktyńskiego klasztoru świętego Pawła w Rzymie, wprowadził ścisłą obserwancyą pomiędzy swoimi braćmi zakonnymi, i klasztor ich postawił narówni z wzorowym klasztorem Kluniackim.

Po śmierci Leona IX, tak powszechnego używał Grzegorz i w duchowieństwie i w ludzie poważania i zaufania, że jemu jednemu zwierzyli wybranie następcy na Papiestwo, i w tym celu wysłano go w poselstwie do cesarza. Święty wybrał Gerharta Biskupa Esztadskiego, chociaż cesarz nie był za nim i sam ten Prałat świątobliwy powodowany głęboką pokorą, wiele robił trudności, które jak z jego tak i ze strony cesarza pochodzące, Grzegorz mężnie przełamał i wybraniec jego został Papieżem, przybierając imię Wiktora II. Wróciwszy z nim do Rzymu, stał się jego prawą ręką. Wraz z tym Papieżem całą gorliwość swoję zwrócił przeciw wszelkim panującym w świecie chrześcijańskim nadużyciom, a szczególnie wypowiedział wojnę zbrodni świętokupstwa, bardzo w owych czasach rozpowszechnionéj. A że plaga ta dotknęła była głównie Burgundyą i Włochy, zwołał z upoważnienia Papieża sobór w Lyonie, na którym pomimo wielkich trudności jakie w tém napotkał, złożył z urzędu Biskupów przekonanych o takowe przestępstwo. Pracował również gorliwie i niezmordowanie nasz Święty, i za dwóch następnych Papieżów: Stefana IX i Aleksandra II, po którego śmierci jednomyślnym duchowieństwa wyborem, sam na stolicę apostolską wyniesionym został, przy okrzykach ludu: „Sam Piotr święty wybrał Hildebranda; sam święty Piotr dał nam Papieża Grzegorza.”

Stan Kościoła pod tę porę najopłakańszy. Cesarze niemieccy więcéj szkody przynoszący religii niż pogańscy prześladowcy pierwszych wieków, przywłaszczali sobie prawo mianowania nietylko Biskupów, lecz i samych Papieżów zastępców na ziemi Chrystusa Pana. Frymarczyli godnościami kościelnemi i wynosili na nie najniegodniejszych swoich zauszników. Inni panujący szli za tym przykładem wielu Biskupów przez zbrodnię świętokupstwa objąwszy tę godność, zbogacało się zdzierstwem owieczek, nie dbając o ich zbawienie, i w miejsce przestrzegania w nich dobrych obyczajów, sami najgorszy dawali im przykład.

Opatrzność zesłała na stolicę apostolską świętego Grzegorza, aby tak wielkiemu złemu położył tamę: bo w istocie dokazał on tego, pomimo nadzwyczajnych trudności jakie zewsząd, bo i ze strony władzy świeckiéj, i od niegodnie piastujących godności prałatów do niéj uciekających się napotykał, i pomimo niebezpieczeństwa jakie często życiu nawet jego groziło.

Niezwłocznie po objęciu najwyższéj władzy w całym Kościele, poskładał z ich urzędów Biskupów świętokupstwem na tę godność wyniesionych, a między nimi i Biskupa Bamberskiego, największego ulubieńca cesarza Henryka IV, człowieka gorszących obyczajów. Zwołał do Rzymu sobór, dla przywrócenia karności w duchowieństwie i naprawy skażonych obyczajów, i na nim wydał ów wielkiéj wagi i sławny dekret: wzbraniający świeckim osobom, jakiejkolwiek byłyby godności, nadawanie duchownym beneficyów to jest prawa do dochodów kościelnych. Oburzony na to cesarz, który już wówczas dopuszczał się wielkich i wszelkiego rodzaju nieprawości, wysłał do Rzymu zakupionych przez niego zbójców, aby Papieża zamordowali. Ci rzucili się na niego, w chwili gdy w dzień Bożego narodzenia wychodził ze Mszą świętą. Lud obecny, miał jednak czas zasłonić swego ukochanego Pasterza, który nie straciwszy ani na chwilę spokoju, przystąpił do ołtarza i odprawił uroczyście święte obrzędy, modląc się głośno za tego który go chciał zgładzić.

Zbrodnia ta jak i wiele innych które popełniał Henryk IV, skłoniła Papieża do wydania polecenia aby według istniejącego w owym wieku prawa, stawił się on przed jego najwyższym trybunałem, dla zdania sprawy z nadużyć jakich się dopuszczał. A że winowajca ten, nietylko uczynić tego nie chciał, lecz zwoławszy nieprawny zbór Biskupów świętokupstwem mianowanych, ośmielił się ogłosić Grzegorza za odpadniętego od Papiestwa, Papież za zgodą wielkiéj liczby Biskupów zgromadzonych w Rzymie, rzucił klątwę na Cesarza.

W skutek tego, całe Niemcy, tak książęta panujący jak i wszyscy poddani wypowiedzieli posłuszeństwo Henrykowi, znienawidzonemu oddawna za swoje okrucieństwa i nadużycia, i w końcu zebrany Sejm w Tryburze, wyznaczył mu rok czasu na pojednanie się z Kościołem, i uwolnienie się od klątwy, a w razie przeciwnym, zapowiedziano mu że zostanie z tronu złożonym. Henryk zuchwały i okrutny wśród powodzenia, gdy się znalazł w takiéj ostateczności, udał nikczemnie szczerze nawróconego, i pospieszył do Rzymu. Otrzymał tam uwolnienie od klątwy, lecz się nie opamiętał wcale. Wróciwszy do Niemiec, zebrał wojska gotując się z wyprawę na Włochy, a głównie na Papieża. Wyklęty powtórnie, i złożony przez Elektorów cesarstwa z tronu, pobił Rudolfa książęcia cesarskiego obranego w jego miejsce, i zebrawszy powtórnie pewną liczbę wiarołomnych Rzymowi Biskupów, zmusił ich do nieprawnego wybrania na Papieża Gyberta, swojego kanclerza, Arcybiskupa Raweńskiego, także będącego w klątwie za złupienie swojego kościoła, i wyruszył z wojskami ku Rzymowi, aby tego samozwańca na stolicę apostolską przemocą wcisnąć.

Święty Grzegorz patrzał spokojnie na grożące mu niebezpieczeństwo. Podczas gdy nieprzyjaciel nadciągał, on przewodniczył na Soborze w Rzymie i stanowił najmędrsze rozporządzenia tyczące się karności kościelnéj.

Razu pewnego, podczas gdy Mszę świętą odprawiał, ujrzano białą gołębicę zlatującą z Nieba, która usiadłszy na jego ramieniu, skrzydłami osłaniała mu głowę. Co oznaczało Ducha Świętego, którego ten święty Papież w szczególnéj obfitości posiadał dary.

Doradzano mu aby dochody Papiestwa obrócił na wyszykowanie wojska, które mogłoby stawić opór najazdowi Henryka; lecz odrzekł iż nie chce na ten użytek obracać dóbr kościelnych. Tymczasem przybył Cesarz i miasto święte obległ. Grzegorz ugasił znakiem krzyża świętego, pożar wszczęty w Rzymie przez oblegających, którzy po długim szturmie zdobyli go w roku 1084, a Henryk obsadził na tronie Papieskim Antypapę, który przybrał był imię Klemensa III. Grzegorza zaś trzymał zamkniętego w zamku świętego Anioła, w którym się był ukrył, a z którego wyzwolił go, przybyły mu na pomoc, Robert Giskard książe Pullyi. Papież schronił się do klasztoru Benedyktyńskiego na górze Kassyneńskiej, i tam czując blizki swój koniec, oświadczył uroczyście, iż przez całe życie miał tylko dobro Kościoła na celu; zniósł wszystkie wydane przez siebie klątwy kościelne, prócz tyczących się Henryka i Antypapy Gilberta, i zasnął spokojnie w Pana wymawiając te pamiętne słowa: „Miłowałem sprawiedliwość, a znienawidziłem nieprawości, i dlatego umieram na wygnaniu.”

Trudno wyrazić, ile dobrego wielki ten Papież, przez dwanaście lat swojego panowania, wyrządził dla Kościoła. Plagę świętokupstwa przed nim bardzo rozszerzoną, zniósł wszędzie. Zachwianą karność w duchowieństwie przywrócił; skażone obyczaje w tych nawet którzy niemi drugim przyświecać powinni, naprawił; mnóstwo przemądrych i niezbędnych postanowień wydał, i za swojego Papiestwa władzy namiestnika Chrystusowego najwyższy rozwój nadał, dla tém większego dobra i chrześcijańskiéj i politycznéj społeczności. Umarł roku Pańskiego 1085. Słynącego za życia i po śmierci wielu cudami, Grzegorz XIII w poczet Świętych zaliczył.

Pożytek duchowny

Za papiestwa świętego Grzegorza VII, i wewnątrz Kościoła zepsucie nawet duchowieństwa, i zewnętrzne napady na niego władców świeckich, wstrząsały srogo łodzią Piotrową. Wypłynęła jednak z tych nawałności bez szkody, bo jéj Pan Bóg zwycięstwo zad jéj wszelkiego rodzaju wrogami, na zawsze przyrzekł i zapewnił. Dziękuj Bogu za taką Jego nad Kościołem ciągłą opiekę, i wzywaj jéj na czasy obecne, udając się do pośrednictwa dziś uroczystującego świętego Papieża.

Modlitwa (kościelna)

Boże! w Tobie ufających siło, któryś błogosławionego Grzegorza wyznawcę Twojego i Papieża, dla obrony niezależności Kościoła, wielkiém męstwem obdarzył, daj nam za jego przykładam i wstawieniem się, wszelkie przeciwności naszego zbawienia, mężnie przezwyciężać. Przez Pana naszego Jezusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 425–427.

Footnotes:

1

Psalm LXXI. 6.

Tags: św Grzegorz VII „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież polityka Kościół Duch Święty
2020-05-24

Przenajświętszéj Maryi Panny Wspomożenia Wiernych

Święto to postanowione zostało przez Papieża Piusa VII, roku Pańskiego 1814.

(Krótka nauka o potędze pośrednictwa Maryi.)

Wszystkie tytuły pod któremi wzywamy przenajświętszą Maryą Pannę, jakoto: Matki Bożéj, Matki Odkupiciela i t. p., są dla nas bardzo drogiemi, bo się odnoszą do tych niezrównanych Jéj przywilejów, które Ją nad wszystkich Świętych i nad wszystkich Aniołów i Archaniołów bez porównania wyżéj stawiają, jako Istotę najdoskonalszą jaka z rąk Boskich wyjść mogła, jako Tę, która po Bogu jest Istotą najświętszą jaka tylko być może nie będąc Bogiem samym. Lecz tytuł Jej Wspomożenia wiernych który jest właśnie przedmiotem czci oddawanéj Jéj w dzisiejszéj uroczystości, jest tytułem dla nas, jeżeli tak wyrazić się można, najważniejszym, gdyż z niegoto, w skutek Jéj nieprzebranéj ku nam miłości macierzyńskiéj, i z rozporządzenia największego miłosierdzia Bożego, najwięcéj korzystamy; bez niego obejść się nie możemy ani na chwilę jednę, i jego skutków najzbawienniejszych bezustannie doznajemy. Przez wszystkie inne Tytuły téj naszéj niebieskiéj najdroższej Pani, oddajemy cześć przywilejom które stanowią Jéj wielkość niezrównaną, owszem niepojętą rozumem ludzkim jako Matki Boga prawdziwego, a więc Istoty na którą tenże Bóg Wszechmogący, wybierając Ją i przeznaczając Sobie za Matkę, musiał zlać całe morze łask, całą ich obfitość, na jaką tylko w całéj nieograniczonéj potędze Swojéj mógł się zdobyć. Lecz przez tytułto dopiéro Wspomożenia wiernych wymieniamy, wygłaszamy, uwielbiamy i przypominamy Jéj ten znowu Jéj jedynie właściwy i Ją jedynie spotkać mogący przywiléj: że wszelkie Boskie łaski i pomoce niebieskie, nie spływają ani w ogólności na Kościoł cały, ani na każdą duszę w szczególności inaczéj, jak za Jéj wszechmoeném pośrednictwem 1 i przez Jéj przenajświętsze ręce. Gdy zaś z drugiéj strony wiemy, że według nieomylnéj nauki Kościoła, a niezmiernéj wagi ogłaszającego nam w tém prawdę, tak jest że nikt zbawienia dostąpić, nikt grzechu się ustrzedz, z grzechów powstać, w cnocie wytrwać nie może, jak tylko za łaską i pomocą Bożą: więc ponieważ tych łask inaczej otrzymać nie sposób, jak za wstawieniem się i przez ręce przenajświętszéj Maryi, to jest nieinaczéj jak za Jéj Wspomożeniem, czyż niesłusznie powiedziéć mogliśmy: że tytuł jéj do tego właśnie odnoszący się, tytuł Jej Wspomożenia wiernych jest z Jéj tytułów dla nas najważniejszym, najdroższym, najpotrzebniejszym.

On to zamyka w sobie tytuł, przez który wszystkie inne Jéj tytuły najwyższe jako: Matki Bożéj, Matki Odkupiciela, Matki łaski Bożéj, Ucieczki grzeszników i t. d. dla nas, na naszę korzyść się zużytkowują; gdyż Ona raczy używać ich na to aby nam właśnie przez tytuł swój Wspomożenia wiernych, wyjednywać wszelkie i w każdym razie potrzebne Wspomożenie Boże, czyli wszelkie do zbawienia i uświętobliwienia naszego potrzebne łaski.

Jak dalece zaś jest to powszechnie przyjętém w Kościele zdaniem, że nieinaczéj jak za pośrednictwem i przez ręce naszéj Matki niebieskiéj, postanowił Pan Bóg raz na zawsze udzielać nam łask Swoich, posłuchajmy w téj mierze najpoważniejszych pisarzy kościelnych, a oraz i wielkich Świętych.

„Że jest rzeczą pożyteczną i właściwą pobożności chrześcijańskiéj, pisze święty Alfons Ligory, uciekać się do pośrednictwa Maryi, o tém wątpią chyba ci tylko którzy wiary się wyrzekli. Lecz ja utrzymuję prócz tego: że pośrednictwo Maryi jest niezbędném do naszego zbawienia. Niezbędném mówię nie bezwzględnie, ale jak się wyrażają Teologowie z konieczności moralnéj. Zaś konieczność takowa, wypływa z woli Samego Boga, który chce aby wszystkie łaski jakie nam udziela, przechodziły przez ręce Maryi, jak to utrzymuje święty Bernard, a którego zdanie dziś jest powszechnie przyjętém.” 2 Ten zaś Doktor Kościoła powiada: „że Pan Bóg obdarzył Maryą wszelkiemi łaskami, aby Marya była kanałem, przez który dostają się ludziom wszelkiego rodzaju dobra niebieskie.” I z tego powodu tenże Święty robi następującą uwagę: „Jeśli, powiada, przed narodzeniem przenajświętszéj Panny, nie wszystkim ludziom dano było czerpać w źródle łask Boskich, to dla tego że wtenczas nie istniał jeszcze ten pożądany dla nas kanał. Lecz Pan Bóg obdarzył świat Maryą na to właśnie, aby przez Nię łaski Jego cięgle spływały na nas. Miarkujmyż z tego, jak dalece Pan Bóg chce, abyśmy z największém nabożeństwem i z najżywszą miłością czcili tę naszę Królowę, i w każdym razie uciekali się do Jéj pośrednictwa z największą ufnością, kiedy złożył w Niéj całą pełność wszelkiego dobra, abyśmy wiedzieli że odtąd całą naszę nadzieję w Niéj pokładać mamy, bo wszelkie łaski i zbawienie samo, nie otrzymujemy inaczéj jak przez ręce Maryi.” 3 Święty Antonin mówi toż samo: „Wszelkie łaski jakie się dostały ludziom, nie doszły ich inaczéj jak przez pośrednictwo Maryi.” 4 Dlatego porównaną jest Ona do księżyca, gdyż, pisze święty Bonawentura: „jak księżyc umieszczonym jest pomiędzy słońcem a ziemią, aby odbierając w nocy promienie od słońca, oświecał niemi ziemię; tak Marya od słońca niebieskiego odbiera promienie łaski, aby je spuszczać na nas, mieszkańców tego ciemnego padołu.” 5 Dlatego także nazywa Ją Kościoł Bramą niebieską, gdyż według uwagi świętego Bernarda: „jak każda łaska monarchy ziemskiego udzielana jego poddanym, dostając się do nich przechodzi przez bramę jego pałacu, tak podobnież żadna łaska Boska nie dostaje się nam inaczéj, jak przez ręce Maryi.” 6

Święty Hieronim toż samo inném piękném porównaniem wyraża: „Pełność łask, pisze on, zawarta była w Chrystusie, jako w głowie mistycznego ciała, które stanowi Kościoł, i z Niego to rozchodzą się na nas wszystkie ożywcze soki, to jest wszystkie pomoce niebieskie niezbędne do zbawienia, gdyż ciała którego On jest głową, my jesteśmy członkami. Lecz i w Maryi zawarta jest pełność łaski, jako w szyi, przez którą z głowy na całe ciało rozchodzi się pierwiastek ożywczy.” 7 Co święty Bonawentura tym sposobem tłómaczy: „Odkąd spodobało się Bogu zamieszkać w przeczystém łonie Dziewicy, otrzymała Ona jakby pewną władzę nad wszelkiemi łaskami; gdyż kiedy Jezus Chrystus wyszedł z Jéj błogosławionego żywota, wywiódł z niego jakby z oceanu niebieskiego, wszystkie potoki darów niebieskich.” 8 A święty Bernardyn Seneński jeszcze to lepiéj wyjaśnia: „Od chwili w któréj ta Dziewica Matka, powiada on, poczęła w żywocie Swoim Słowo Boże za sprawą Ducha Świętego, nabyła że tak rzekę, szczególnego prawa nad wszystkiemi tegoż Ducha Świętego darami, tak że odtąd żadne stworzenie nie otrzymało żadnéj łaski inaczéj, jak za pośrednictwem i przez ręce Maryi.” 9

Ztąd na początku przytoczony święty Alfons Doktor Kościoła wykładając to wyrażenie Proroka Jeremiasza, gdzie on mówi że: Białogłowa ogarnie męża 10 w ten sposób je odnosi do tego co tu mówimy: „Tak jak gdy ze środka koła matematycznego prowadzące linią aby ją za koło przeciągnąć, trzeba ją przeprowadzić przez obwód który jego środek ogarnia, tak żadna łaska nie może dostać się do nas od Pana Jezusa środka wszelkiego dobra, jeżeli nie przejdzie przez Maryą, która przyjmując w łono Swoje Boga-Człowieka, w istocie ogarnęła Go wokoło.” 11 Tak tedy, powiada tenże Święty: „Dziś powszechnie jest to przyjętém w Kościele zdaniem, że pośrednictwo czyli Wspomożenie Maryi jest dla nas nietylko przydatném, lecz niezbędném. Niezbędném, jak to powiedzieliśmy nie z konieczności bezwzględnéj, bo takiém jest tylko pośrednictwo Chrystusa Pana, lecz z konieczności istniejącej, gdyż Kościoł wraz ze świętym Bernardem sądzi, że z wyroków Boskich tak jest iż żadna łaska nie dostaje się nam inaczéj, jak przez ręce Maryi.” 12 Według bowiem świętego Piotra Damiana „Pan Bóg nie chciał stać się człowiekiem bez zezwolenia Maryi, a to najprzód dla tego abyśmy Jéj to najwyższe dobrodziejstwo zawdzięczali, i powtóre abyśmy dobrze zrozumieli, że zbawienie nas wszystkich oddane jest całkiem do woli Maryi.” 13

Pożytek duchowny

Święto dzisiejsze postanowione zostało przez Piusa VII, kiedy Papież ten po długiéj niewoli we Francyi roku 1814, dnia 24 Maja przywrócony został do swojéj władzy doczesnéj w Rzymie. Nastąpiło to wbrew wszelkim oczekiwaniom ludzkim, a za szczególną opieką Matki Bożéj do któréj się on w tym celu uciekał. Niech cię więc i to pobudzi do tego, abyś najważniejsze potrzeby i duszy twojéj i Kościoła całego, często polecał pośrednictwu Maryi wzywając Jéj Wspomożenia, jako Téj przez któréj ręce wszelkie łaski Boże na nas spływają.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący i miłosierny Boże! Któryś na obronę dusz naszych, w przenajświętszej Maryi Pannie bezustanne dla nas Wspomożenie cudownie ustanowił, daj nam miłościwie, abyśmy taką pomocą uzbrojeni do walki życia tego, zwycięstwo nad wrogiem duszy naszéj w godzinę śmierci odnieść potrafili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 422–424.

Footnotes:

1

Omnipotentia supplex. S. Bernar.

2

Ś. Alf. Uwiel. Maryi Rozdz. I.

3

S. Bern. Ser. de nati. B. M.

4

S. Anti. in Psal. IV. Tyt. 15. C. 20.

5

S. Bon. Ser. 74. de nati. Dom

6

S. Ber. Ser. 3. de Tyt. B. V.

7

S. Her. Ser. de Assum.

8

S. Bon. Spec. B. Virg.

9

S. Bern. Ser. 61.

10

Jer. XXXI. 22.

11

Ś. Alf. Uwiel. Maryi. Rozdz. V.

12

Ś. Alf. tamże.

13

S. Piot. Dam. de nati. B. V.

Tags: Maryja Wspomożenie Wiernych „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Brama niebieska łaska Litania Loretańska
2020-05-23

Św. Kryspina z Witerbu z zakonu braci-mniejszych świętego Franciszka Serafickiego, kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1750.

(Żywot jego był napisany z akt jego beatyfikacji, przez jednego z kapłanów tegoż Zakonu.)

Święty Kryspin urodził się roku Pańskiego 1668 w Witerbo, stolicy prowincyi włoskiéj Dziedzictwem świętego Piotra nazywanéj. Ojciec jego Ubald Fioretti, był poczciwym rzemieślnikiem, matka bardzo pobożna niewiasta, miała imię Marzja. Od dzieciństwa starała się rozbudzić w jego sercu nabożeństwo do przenajświętszéj Maryi Panny. Miał rok piąty, gdy razu pewnego zaprowadziła go w uroczystość Zwiastowania do kościoła Bogarodzicielki, w którym był Jéj cudowny obraz zwany Matki Bożéj na dębie, i uklęknąwszy przed nim, zaofiarowała Maryi swojego synka, mówiąc do niego: „Patrz moje dziecię: oto Matka Twoja; od téj chwili oddaję cię w Jéj ręce, miłuj Ją zawsze z całego serca i poważaj jako Panią swoję.” Zrobiło to takie wrażenie na błogosławionéj dziecinie, że odtąd nazywał Maryą swoją najdroższą Matką i Panią, a skoro przyszedł do lat, pościł wszystkie wigilie Jéj uroczystości, późniéj zaś na Jéj cześć, całe życie soboty suszył.

Matka wyuczyła go także, aby do swojéj niebieskiéj Opiekunki, uciekał się w każdéj potrzebie. „Moje dziecię, mówiła do niego, gdy ci jakie niebezpieczeństwo zagrozi, trzeba tak zawołać: Przenajświętsza Maryo ratuj mnie, a Matka twoja niebieska przybędzie ci na ratunek." Synaczek zachował w pamięci tę świętą naukę. Dnia pewnego, mały Kryspin wraz z innymi chłopakami wdrapał się był na wysokie drzewo. Gałęzie się oberwały; wszyscy ciężko się potłukli, prócz Kryspina, który padając wezwał przenajświętszą Pannę na ratunek. Podobnież stało się, gdy koń rozhukany wyleciawszy ze stajni, obalił go na ziemię i stratował. Przechodzący przyskoczyli do niego sądząc że go nieżywym znajdą, lecz on wstał bez najmniejszego szwanku, przypisując to Matce Bożéj, któréj się w chwili niebezpieczeństwa polecił.

Wtedy już, a jeszcze bardzo młodym będąc, wstawał wśród nocy na modlitwę, sypiał na gołéj ziemi i biczował się na pamiątkę biczowania Pana Jezusa. Całe ranki spędzał w kościele, służąc do Mszy świętych.

W dziesiątym roku życia, rodzice oddali go do jednego z jego stryjów, który był szewcem. W każdą sobotę, gdy majster był zadowolony z jego roboty, co prawie zawsze się zdarzało, dawał mu w nagrodę kilka groszy. W niedzielę rano, błogosławiony ten chłopaczek, biegł do sklepu kwiatów i kupował bukiecik, mówiąc: „proszę o bardzo piękny, bo to dla wielkiéj pani.” Potém zanosił go na jeden z ołtarzy Matki Bożéj, i w tym kościele usługiwał do Mszy świętych z nabożeństwem i skupieniem które wszystkich uwagę zwracały.

Miał lat około dwudziestu, kiedy powziął myśl wstąpienia do Zakonu. Pod tę porę, z powodu panującéj wielkiéj posuchy, odbywał się w Witerbo procesye po ulicach. Kryspin widząc kleryków zakonu ojców Kapucynów tak był uderzony ich pobożną postawą, że postanowił wstąpić do tego Zgromadzenia. Udał się do Prowincjała, i przyjęty został, chociaż niektórzy ojcowie byli temu przeciwni widząc że wątłéj był budowy i mizerny, z czego wnosili, że nie będzie w stanie spełniać przepisów surowéj ich Reguły.

Rodzice bardzo się tém zmartwili: „Po co płakać, rzekł wtedy Kryspin do matki, wszak matka oddałaś mnie przenajświętszéj Pannie Jeszcze kiedy byłem w piątym roku życia. Czyżbyś chciała odbierać to coś Jej wtedy zaofiarowała?”

Wstąpił do nowicyatu w dzień świętéj Maryi Magdaleny, zmieniając imię Piotra które miał ze chrztu, na imię Kryspina w Zakonie. Odebrał był wprawdzie w domu jeszcze początkowe nauki, wyuczył się nawet i łaciny, wiele miał zdolności, lecz że jeszcze więcej pokory, więc uprosił sobie u przełożonych, aby nie na kapłana lecz na prostego braciszka go przeznaczono, w którémto powołaniu postanowił naśladować jak najwierniéj świętego Feliksa tegoż zakonu laika, co téż w istocie uczynił.

Po wykonanych ślubach uroczystych, posłany został na kucharza do klasztoru w mieście Talfa. W kuchni urządził sobie ubogi lecz prześliczny ołtarzyk Matki Bożéj, i przed nim co wieczór odśpiewywał Litanie Loretańskie, z dwoma klerykami którzy go bardzo polubili. Przenajświętsza Panna mile przyjmowała tę cześć oddawaną przez Jéj wiernego sługę, i wkrótce cudami Swój obraz na ołtarzyku brata Kryspina będący, wsławiła. Listkami z kwiatów któremi on ten wizerunek przyozdabiał, cudownie uzdrowił kilka osób bez nadziei życia chorych, a niektórym z nich i zdrowie na duszy przywrócił. Zdarzyło się iż Gubernator miejscowy, człowiek rozwięzłego życia i urzędnik niedobréj sławy używający, zapadłszy w śmiertelną chorobę, przywołał do siebie brata Kryspina słysząc o cudach jakie czynił przy chorych, za pośrednictwem Matki Bożéj: „Dostojny Panie, rzekł do niego Święty wchodząc do jego mieszkania, chcesz aby Przenajświętsza Panna przywróciła ci zdrowie; lecz kto obraża Syna, zasmuca Matkę… Prawdziwe nabożeństwo do Matki Bożéj, zawisło na tém, aby Jéj Boskiego Syna nie obrażać.” Słowa te przywiodły chorego do szczeréj skruchy: wyspowiadał się ze łzami; a święty Kryspin, przeżegnawszy go medalikiem Matki Bożéj, przywrócił mu zdrowie, po którego odzyskaniu żył jeszcze długo, a już bardzo poczciwie.

Według zwyczaju przyjętego w zakonie Ojców Kapucynów, aby od czasu do czasu zmieniać mieszkanie braci, święty Kryspin, po kilkoletnim pobycie w Talfa, przeniesiony został do klasztoru Rzymskiego, na obowiązek Infirmarza, to jest braciszka doglądającego chorych zakonników. Trzeba było wyprawić go w nocy i tajemnie, gdyż całe miasto było w poruszeniu, i starało się, aby go z Talfa gdzie go poważano jak Świętego, nie wydalono. Lecz nie długo w Rzymskim klasztorze przebywał: obowiązek Infirmiarza, jako mniéj trudzący niż kucharza i ogrodnika, wydawał się mu nadto dogodnym, więc na jego prośbę przeznaczono go do kuchni i ogrodu w klasztorze w Albano, tém bardziéj że i stan jego zdrowia wymagał zmiany powietrza. Skoro objął zarząd kuchni, zaraz urządził sobie ołtarzyk Matki Bożej, a gdy go kto odwiedzał, co się bardzo często zdarzało bo i tam mieli go wszyscy za wielkiego sługę Bożego i radzi słuchali jego budującéj rozmowy — prowadził swoich gości przed obraz przenajświętszéj Panny, modlił się z nimi i miewał do nich pobożne nauczki.

Najwięksi panowie i najpierwsi Prałaci i Kardynałowie rzymscy, udający się zwykle na lato do Albano, chętnie nawiedzali ołtarzyk brata Kryspina, i wspólnie przed nim się modlili. Nawet sam ojciec święty Klemens XI, kilkakrotnie uszczęśliwił go swoją tam obecnością, wielce się budując jego świątobliwością i pokorą. Był on w wielkich u tego Papieża łaskach, tak że ile razy odwiedzał klasztor ojców Kapucynów, zawsze długo z nim rozmawiał, do ołtarzyka jego przysyłał świece, z poleceniem by się do Matki Bożéj brat Kryspin modlił za niego i za potrzeby całego Kościoła, na różne przejścia podówczas wystawionego. I przy tym bowiem ołtarzu ubogiego braciszka w Albano, spodobało się Matce Bożéj kilka cudów uczynić. Między innymi doznał takowego ciężko chory kardynał Tremuil (de Tremouille). Lekarze widząc go już ostatkiem sił goniącego, wyprawili go na świeże powietrze do Albano. Ledwie już na nogach mogąc się utrzymać, kazał się zawieść przed ołtarzyk Matki Bożéj w kuchence brata Kryspina urządzony. Ten położył przed obrazem parę owoców, a po odbytéj modlitwie, podał je kardynałowi, który zjadłszy je, w tejże chwili był uleczony, i długo jeszcze się cieszył najczerstwiejszém zdrowiem.

Przy dozorze kuchni miał także zleconą sobie i kwestę po mieście, i na tych dwóch obowiązkach, w klasztorze w Albano czterdzieści lat spędził. Pokory był najwyższéj, i dla tego zwykł był nazywać się osiołkiem klasztornym. Latem i zimą chodził bez obuwia i bez pokrycia głowy. Postami, czuwaniem i biczowaniem, ciało bezustannie trapił. Sypiał na gołych deskach, i to bardzo krótko, większą część nocy spędzając na modlitwie, w ciągu której wpadał w zachwycenie i uniesiony bywał w powietrze. Do Matki Bożéj całe życie największe mając nabożeństwo, i drugich do niego pobudzał. Pomny na przykazanie Pańskie: że kto kocha Boga, miłować powinien i bliźniego, spełniał wszelkie, na jakie tylko przy ubogiego zakonnika stanie mógł się zdobyć, uczynki miłosierdzia. Dzieci uczył katechizmu, po mieście nawiedzał chorych i więźniów, w klasztorze dla wszystkich wszystkiém się stając: strapionych pocieszał, oziębłych zagrzewał na duchu, słabym usługiwał, najniższe każdemu z największą radością oddając usługi. Niebieską mądrością obdarzony, najtrudniejsze zadania teologiczne, z podziwieniem uczonych kapłanów rozwiązywał. Posiadał także dar poznawania myśli drogich, i najskrytszych tajników serca. co mu służyło w wielu razach, do udzielenia najzbawienniejszych przestróg bliźniemu. Kilka razy, gdy braciom głód groził, cudownie posiłki rozmnażał. Nakoniec latami, pracą i umartwieniami ciała zwątlony, przeniesiony został powtórnie do klasztoru Rzymskiego. lecz już bez żadnego obowiązku, tylko jako staruszek mający prawo do wypoczynku. Tam, wkrótce po przybyciu, przepowiedziawszy brachom dzień swojéj śmierci, po przyjęcia świętego Wiatyku i ostatniego olejem świętym Namaszczenia, mając oczy wlepione w wizerunek Jezusa i Maryi, wśród pobożnych do Nich aktów, zasnął spokojnie w Panu dnia 19 Maja, roku 1750.

Zaliczony został w poczet Błogosławionych przez Papieża Piusa VII. który święto jego na dzień dzisiejszy wyznaczył.

Pożytek duchowny

Kto serdecznie miłuje przenajświętszą Matkę Bożą, ten tak jak błogosławiony Kryspin, stara się mieć w mieszkaniu swojém jeżeli nie Jéj ołtarzyk, to przynajmniéj Jéj wizerunek, i ten starannie utrzymuje. Błogosławionyto zwyczaj niektórych rodzin chrześcijańskich, które w mieszkaniu swojém, na znak szczególnego de Maryi nabożeństwa palą ciągle lampę przed Jéj Obrazem. Czy naśladować tego nie można?

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Kryspina wyznawcę Twojego, z wielkiém weselem ducha Ci służącego, do szczytu cnót doprowadził spraw prosimy, abyśmy za jego pośrednictwem i przykładem, wiernie drogą przykazań Twoich postępując na ziemi, potokiem radości Twoich, napawali się w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 419–421.

Tags: św Kryspina z Viterbo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja
2020-05-22

Św. Julii Panny i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 439.

(Szczegóły jéj życia i męczeństwa, znajdują się w historyi prześladowania Kościoła przez Wandalów przez Rajnerta napisanéj.)

Święta Julia była rodem z Kartaginy, wielkiego miasta w Afryce, i należała do jednéj z najpierwszych rodzin tego kraju. Młodą jeszcze była, kiedy w roku 439 Genzeryk król Wandalski, jeden z najzagorzalszych popleczników herezyi aryańskiéj, zdobywszy Kartaginę, dopuszczał się na jéj mieszkańcach największych okrucieństw, pastwiąc się szczególnie nad katolickiemi zamożniejszemi rodzinami téj stolicy. Wielu z nich mieczem pozgładzał, inni porzuciwszy całe mienia pouchodzili, największą zaś liczbę zagrabiwszy: im majątki przywiódł do nędzy, i na domiar barbarzyństwa zaprzedawał w niewolę poganom.

Z téj liczby była i Julia, wychowana w zamożnym rodzicielskim domu bardzo starannie i pobożnie, a przytém z urody sławna w całym kraju, jak równie z wysokiéj cnoty i szczególnéj dla ubogich hojności. Porwana z łona ukochanéj rodziny, któréj była ozdobą i pociechą największą, zaprzedana została w niewolę pewnemu kupcowi poganinowi, nazwiskiem Euzebi, który zawiózł ją z sobą do Syryi. Łatwo wyobrazić sobie jak strasznym ciosem było to dla téj nieszczęsnéj dziewicy, przyzwyczajonéj do wielkiéj wystawności rodzicielskiego domu, a tak nagle zmuszonéj służyć poganon i być ich niewolnicą.

Jedyną jéj pociechą i jedynie w tak smutnéj ostateczności skuteczną, była jéj gruntowna pobożność i żywa wiara. Widok Pana Jezusa przybitego do krzyża, łagodził gorycz jéj serca i wstrzymywał ją od płaczu. Pamiętała że, czy będąc wielką panią jak wprzódy, czy teraz stawszy się niewolnicą poganina, miała zawsze szczęście być służebnicą Chrystusa, i tego szczęścia nikt jéj pozbawić nie mógł. Postanowiła więc spełniać jak najdoskonaléj obowiązki stanu w jakim spodobało się Bogu postawić ją, i uświęcić się w pokornym i uciążliwym zawodzie niewolniczéj służby. Wkrótce téż, sposób jéj zachowania się, wzbudził powszechne dla niéj między poganami uwielbienie, i pan jéj tak wielkim szacunkiem został dla niéj przejęty, iż obchodził się z nią z uszanowaniem i mawiał, że wolałby cały swój majątek postradać, aniżeli rozstać się z tą swoją niewolnicą.

Ze względów tak szczególnych jakich używała Julia u swojego właściciela, korzystała ona tylko na to, aby z tém większą swobodą oddawać się świętym ćwiczeniom swojéj religii i pobożności, którą nieszczęście jakie ją spotkało, jeszcze więcéj w jéj sercu rozżywiło. Posty zachowywała ciągłe; długie godziny, a szczególnie w nocy, trawiła na modlitwie, a w pracy tak sobie nie folgowała, że Euzebi często, chociaż napróżno, prosił ją usilnie aby się tak bardzo nie trudziła, i upewniał ją iż tak ciężkiéj służby od niéj nie wymaga. Przytém odznaczała się szczególnie skromnością dziewiczą, którą tak jaśniała, że pomimo iż rzadka jéj uroda wystawiała ją na wielkie wśród pogan niebezpieczeństwo, wszyscy zachowywali się z nią z największą przyzwoitością, i w jéj obecności najlekkomyślniejsi byli pod wpływem nakazującéj uszanowania powagi, jaką się ona w stanie swojego nawet niewolnictwa odznaczała.

Po załatwieniu roboty która do niéj należała, co zbywało jéj czasu, obracała na czytanie pobożnych książek, których wiele z domu jeszcze wyniosła, i na modlitwę która była jedyną jéj pociechą, a przez którą, potrzebne w tak trudném położeniu, wypraszała sobie łaski. A że trudy i przykrości przywiązane do stanu służebnego, zdawały się jéj niedostateczném umartwieniem i ciała i ducha, przydawała jeszcze i dobrowolne, nosząc włosiennicę, sypiając na ziemi, i tym podobne pokutne zadając sobie ćwiczenia.

Lecz wkrótce i tego nie dość było dla téj świętéj duszy, rozmiłowanéj w Jezusie i w krzyżu Jego. Oddawna, bo jeszcze gdy w domu rodziców była wzdychała za męczeńską śmiercią; teraz pragnienie to stało się w niéj jeszcze żywszém. W każdych modlitwach swoich błagała o tę łaskę Boga, a szczególnie prosiła przenajświętszą Pannę, którą jak najdroższą matkę swoję niebieską czciła i kochała; aby Jéj wyjednała szczęście wylania krwi za Jéj Boskiego Syna.

Matka Boża wysłuchała łaskawie próśb tej tak miłéj Jéj Synowi oblubienicy. Po kilkoletnim pobycie Julii w Syryi, Euzebi mając dla interesów swojego kupiectwa, odbyć podróż do Galii, postanowił, biorąc w tę podróż wielu domowników, wziąść z sobą i Julią. Puszczając się w drogę, miała ona jakby przeczucie że ją w niéj śmierć za wiarę świętą czeka, i poleciwszy się tém goręcéj opiece Maryi, starała się ciągle w tém ściślejszém zostawać z Panem Jezusem zjednoczeniu, aby na stanowczą próbę jéj ku Niemu miłości, w każdéj chwili gotową za Jego łaską była.

Jakoż, sposobność ku temu nadarzyła się jéj rychło, gdy przypłynąwszy do wyspy Korsyki zatrzymali się w porcie, Euzebi dowiedziawszy się iż wtedy właśnie obchodzono tam uroczystość pogańską, wysiadł na ląd ze wszystkimi swoimi niewolnikami, aby w niéj uczestniczyć, udał się z nimi do świątyni, a po odbytych obrzędach, zaproszony został na biesiadę, przez Feliksa wielkorządcę téj wyspy. Przez ten czas Julia, pozostawszy w porcie przy rzeczach Euzebiego, według swego zwyczaju modliła się gorąco, i serdecznie się smuciła przed Bogiem, na widok zaślepienia nieszczęsnych bałwochwalców. Słudzy Feliksa, którzy ją tam ujrzeli klęczącą, i dowiedzieli się że byłato chrześcijanka, która nigdy w obrządkach pogańskich nie chciała uczestniczyć, donieśli o tém Feliksowi. Wielkorządca ten był zawziętym chrześcijan wrogiem, i gdy mu o tém doniesiono, domagał się od Euzebiego, aby i Julii kazał przyjść i brać udział w ich obrzędach. Euzebi upewnił go, iż w żaden sposób uczynić ona tego nie zechce; a gdy Feliks zażądał żeby mu ją sprzedał jako niewolnicę aby ją potém zmusił do odstępstwa wiary, a poczciwy ten kupiec za żadne pieniądze uczynić tego nie chciał, Wielkorządca uciekł się do zdrady. Na owéj uczcie którą wyprawił dla Euzebiego, upoił go do najwyższego stopnia, a kiedy ten usnął, kazał porwać Julią, przyprowadzić do siebie, i zrązu najpochlebniejszemi obietnicami usiłował skłonić ją do oddania czci pogańskim bożyszczom. Przyrzekał jéj iż ją wykupi i nada jej wolność, byle poganką została. Na to odpowiedziała mu Święta, że dopóki jest służebnicą Jezusa Chrystusa, żadna niewola u ludzi, hańby jéj przynieść nie może, i przydała mężnie: „Obrzędami zaś pogańskiemi brzydzę się z całego serca, gdyż jestem chrześcijanką, i za największe poczytałabym sobie szczęście, żebym za wiarę moję życie oddała.”

Rozgniewany tak stanowczą odpowiedzią Feliks, kazał ją policzkować; co gdy słudzy jego spełnili z takiém okrucieństwem, że krew twarz jej zalała: „Zbawca mój, rzekła wtedy Święta, raczył dopuścić na siebie policzkowanie: jakiżto zaszczyt dla mnie gdy podobnejże zniewagi doznaję!” Wtedy Feliks kazał zawiesić ją w powietrzu za włosy, i okrutnie chłostać. Katowana była tak długo i tak strasznie, że zdawało się iż skona w téj męce, w ciągu któréj wołała: „Bądź na wieki błogosławiony Zbawicielu mój, za łaskę niewymowną, jaką wyrządzasz służebnicy Twojéj. Obym uczestniczyć mogła we wszystkich mękach, jakieś za mnie poniósł. Lecz cóż za różnica! Tobie głowę cierniową koroną przebito, a mnie tylko włosów trochę wyrwano; mnie chłostano, a Twoje przenajświętsze ciało kawałami bicze żelazne rozrywały; mnie złorzeczą, a Tyś był bluźniony i obelgami przesycony!”

Widząc wielkorządca że tak srogie męki nietylko zachwiać jéj stałości w wierze nie mogły, lecz ją jeszcze bardziéj i na duchu podnoszą, i w niepojętą dla patrzących na to radość wprawiają, a obawiając się aby Euzebi wytrzeźwiwszy się nie stanął w jéj obronie, kazał co prędzéj przygotować rusztowanie krzyża, i do niego przybić Świętą. Widok ten najwyższym napełnił Julią weselem. „Z całego serca pragnęłam umrzéć za Ciebie o! Zbawco mój, zawołała, lecz nigdym nie śmiała przypuszczać, że mnie spotka zaszczyt i szczęście poniesienia śmierci na krzyżu, jak Ty ją, Boski mój Mistrzu, poniosłeś za mnie. Przyjm Boże mój, życia mojego ofiarę, a odpuść tym nieszczęsnym zaślepieńcom to co ze mną, czynią, i zlituj się nad nimi.”

Po tych słowach przybito ją do krzyża, na którym już wycieńczona poniesioną męką w biczowaniu, wnet Bogu ducha oddała. Umęczona została dnia 22 Maja, około roku Pańskiego 439.

W chwili gdy skonała, trwoga nadzwyczajna ogarnęła i Wielkorządcę i pogan tam wtedy zgromadzonych, tak że wszyscy uszedłszy pozostawili na krzyżu ciało świętéj Męczenniczki. Tymczasem Aniołowie oznajmili zakonnikom mieszkającym na sąsiedniéj wyspie zwanéj Gorgonia, o tém co zaszło na brzegach Korsyki, i polecili im od Pana Boga, aby popłynęli tam, i zabrali ciało świętéj Julii. Co téż oni dopełnili. W roku zaś 768, zwłoki jéj przeniesione zostały do miasta Brescia we Włoszech, i umieszczone w kościele pod jej wezwaniem zbudowanym.

Pożytek duchowny

W dniu wczorajszym czytałeś żywot ubogiego rolnika, który w swoim pracowitym stanie dostąpił doskonałości Ewangelicznéj; dziś przypada znowu doroczna pamiątka Świętéj, która nią została będąc niewolnicą u poganina. Uważaj więc że żadnego uczciwego stanu obowiązki, nie są przeszkodą do tego aby zostać Świętym, a zawstydź się przypominając sobie, jak często na zajęcia które cię obarczają, zwalasz trudność jakiéj doznajesz oziębłością twoją w ćwiczeniach pobożnych.

Modlitwa (kościelna dawna)

Boże Stwórco i opiekunie wszystkich wiernych, miłosierdzia Twojego pokornie wzywamy, abyśmy dzień ten uroczysty błogosławionéj Męczenniczki Julii, pobożnie obchodząc, wiekuistém weselem wraz z nią się cieszyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 416–418.

Tags: św Julia „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica męczennik arianizm niewola obowiązki stanu
2020-05-21

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego

Nastąpiło około roku Pańskiego 33.

(Szczegóły te wyjęte z Pisma Bożego, i z objawień Maryi z Agredo.)

Po zmartwychwstaniu Swojém, Pan Jezus pozostawał jeszcze na ziemi przez dni czterdzieści, w ciągu których obcując często z Apostołami, wiele z nimi raczył mówić o królestwie niebieskiém, i wyuczał ich wszystkiego co do ustalenia i rozszerzenia Kościoła, a następnie i do rządzenia nim potrzebném było. W ostatniém okazaniu się Swojém przed pojściem do Nieba, zapowiedział że zeszle im Boga Ducha Świętego, po którego przyjęciu mieli rozejść się po całéj ziemi dla głoszenia Ewangelii świętej, i powiedział wtedy do nich: „Weźmiecie moc Ducha Świętego, który przyjdzie na was, i będziecie mi świadkami w Jeruzalem i we wszystkiéj Żydowskiéj ziemi i w Samaryi, i aż na krańce ziemi„ 1. Potém poprowadził ich wraz z wielu innymi uczniami za miasto Jeruzalem do Betanii, a wszedłszy z nimi na górę Oliwną, w oczach wszystkich, wzniósł się od ziemi I wstąpił do Nieba. „Wyprowadził ich z miasta do Betanii, mówi Pismo Boże, a podniosłszy ręce swe błogosławił im. I stało się gdy tm błogosławił rozstał się z nimi… a gdy oni patrzali podniesion jest, a obłok wziął Go od oczu ich, i wzięty jest do Nieba gdzie siedzi na prawicy Bożéj”. 2

Szczegóły zaś tego cudownego Wniebowstąpienia Pańskiego, tak z objawienia jakie o tém miała, opisuje Marya z Agredo, zakonnica Reguły świętego Franciszka Serafickiego, któréj pisma przez władzę duchowną są zatwierdzone, a proces jéj kanonizacyi rozpoczęty.

Kiedy nadeszła godzina, w któréj Pan Jezus z tryumfem miał do Nieba wstępować, żeby tak wielkiemu zdarzeniu nie schodziło na uroczystości, chciał aby ci wszyscy do których w liczbie stu dwudziestu w Wieczerniku miał przemowę, byli przecudownemu Jego Wniebowstąpieniu obecnymi. Temu świętemu gronu przewodniczyła przenajświętsza Boga Rodzica, potém Apostołowie których było jedenastu, a także Marya Magdalena i Marta z bratem ich Łazarzem, inne Marye i wielu uczniów Pańskich.

Z tą tedy ulubioną trzódką Swoją, Boski Pasterz Zbawiciel nasz wyszedł za miasto. Wszyscy postępowali przed Nim, a przenajświętsza Matka szła obok Niego samego. Prócz tego towarzyszyły Panu Jezusowi wszystkie chóry Anielskie, a z nimi i wszystkie dusze dotąd zatrzymane w otchłani, a które miał Zbawiciel wprowadzić za Sobą do Nieba. Atoli za Boskiém zrządzeniem, nikt z mieszkańców Jerozolimy nienawróconych do wiary, téj wspaniałéj procesyi nie dostrzegł, jako tego świętego widoku niegodny.

Gdy na szczyt Oliwnéj góry wszyscy weszli, na trzy rozdzielili się chóry: jeden był złożony z Aniołów, drugi ze świętych dusz z otchłani wydobytych, trzeci z Apostołów i wiernych, a wszystkie Chrystusa Zbawiciela i Matkę Jego na czele mając. Gdy nadchodziła chwila w któréj już Pan Jezus miał się unieść do Nieba, Królowa Niebieska do nóg przenajświętszych Syna swojego upadła, a jako prawdziwemu Bogu i Odkupicielowi świata cześć oddając, prosiła Go o ostatnie Jego tu na ziemi błogosławieństwo: co widząc całe wiernych zgromadzenie, naśladując Królową swoję toż samo uczyniło. Wtedy Pan nasz najdroższy, mile i łaskawie pożegnawszy i pobłogosławiwszy wszystkich tych wiernych sług Swoich, zaczął się powoli unosić nad ziemię, na któréj, w miejscu gdzie stał po raz ostatni, świętych stóp swoich ślady na zawsze zostawił. Za Nim uniosły się chóry Aniołów, i z nimi dusze z otchłani wyzwolone, a z tych niektóre i z ciałem do Nieba poszły.

Lecz co większa: moc Boża i przenajświętszą Pannę do Nieba wtenczas uniosła, aby po Panu Jezusie, nie kto inny lecz Ona pierwsza tam wstępowała: co że nastąpi objawił już był Jej najukochańszy Syn Boski, kiedy po zmartwychwstaniu, najczęściéj z Nią rozmawiał. Atoli, żeby ta tajemnica przed ludźmi była zakrytą, i żeby grono Apostołów nie upadało na duchu pozbawione widzialnéj obecności Pana Jezusa, ale raczéj żeby Ona z nimi aż do przyjścia Ducha Świętego trwała na modlitwie (jak o tém piszą Dzieje Apostolskie), dla tego z wszechmocności Boskiéj stało się, że Marya, natenczas obdarzona darem cudownym przebywania współcześnie na dwóch razem miejscach, i z wiernymi wróciła do Wieczenika, i z Odkupicielem świata wstąpiła do Nieba, gdzie na Tronie Jego umieszczona całe trzy dni tam przebyła.

Wielki to w istocie był cud, ale dziwić nas nie powinien, albowiem jeżeli Pan Bóg przez Wcielenie się w przeczystym żywocie Maryi, dał Jéj siebie samego w tak szczególny sposób, szło więc zatém żeby w porządku łaski, to wszystko Jéj wyświadczył, co tylko mógł uczynić, na uczczenie w Niéj własnéj Matki swojéj. Jeżeli świętemu Pawłowi apostołowi, na początku jego nawrócenia, gdy jeszcze nie wiele miał zasług, dano było iż w ciele został do Nieba wyniesiony, czemuż wątpić o tém i dziwić się, żeby i najdroższéj Matce swojéj, świętszéj od najświętszych, zasług niewymownych, tejże łaski nie miał wyświadczyć. Jeżeli wielu innym Świętym, jak jest powszechne mniemanie w Kościele, których ciała podczas Zmartwychwstania Pańskiego wskrzeszone były, daną była ta łaska że wtedy i z duszą i z ciałem poszli do Nieba, tém bardziéj należała się ona przenajświętszéj Matce, i musiała Jéj być udzieloną. A chociaż i nikt inny z ludzi wtedy byłby jej nie dostąpił, to jednak Maryi, która z Panem Jezusem zawsze razem i wszędzie wespół cierpiała, należało się niejako koniecznie, aby razem z Nim, i od pierwszéj chwili Jego wstąpienia do Nieba, radości tam świętych zakosztowała.

Patrzących na wstępującego do nieba Pana Jezusa, wielki był żal, żałośne wzdychanie i płacze. Tymczasem gdy powoli z oczu ich unosząc się znikał Zbawiciel, świetny obłok Go otoczył i przed oczami wszystkich zasłonił. Był w owym. obłoku Ojciec Przedwieczny, który z najwyższego Nieba na spotkanie Jednorodzonego Syna swojego i Matki Jego wyszedł. Pośpieszyli tam i wszyscy Aniołowie, wyprzedzając króla swojego do empirejskiego Nieba, dla przyjęcia Go gdy sam już wchodzić tam będzie. Jakoż, wszedł tam Król chwały, z Królową niebieską którą miał przy Sobie, a wszystkie duchy cześć Mu najgłębszą oddały, wdzięczną melodyą chwałę Jego opiewając. Ojciec Przedwieczny umieścił Słowo Wcielone na stolicy Bóstwa Swojego po prawéj ręce, w takiéj chwale i majestacie, że niebiescy mieszkańcy nie tylko ztąd podziwienie mieli, lecz i pewien rodzaj postrachu wraz z poszanowaniem człowieczeństwa, do tak wysokiéj godności podniesionego. A Matka przenajświętsza, widząc Syna Swojego na stolicy Boskiéj zasiadającego, upokorzywszy się jak najgłębiéj, cześć Mu oddawała, dziękując Bogu za chwałę jakiej Syn Jéj dostąpił. I wnet dał się słyszeć głos Ojca Przedwiecznego mówiący do Niéj: „Córko moja, postąp wyżéj”, i Syna który tak Ją wzywał: „Matko moja, powstań i odbierz miejsce które jest Tobie należne, za to żeś szła za mną najbliżéj, i naśladowała najwierniéj.” A nakoniec i Duch Święty powiedział do Niej: „Oblubienico moja i przyjaciółko moja, pójdź do wiecznych rozkoszy.”

Następnie wprowadzone zostały do Nieba, i wszystkie inne dusze wybrane z otchłani wyzwolone, i każda z nich wedle swoich zasług, właściwe odebrała miejsce.

Pozostali na ziemi Apostołowie, Uczniowie Pańscy i święte niewiasty, a także i Matka Boża (bo w niebie była tylko jak to wspomnieliśmy w skutek cudownego daru pozostawania współcześnie na dwóch miejscach razem) wszyscy ci, patrzali w górę za Jezusem, chociaż już dawno znikł był im z oczu. A gdy tak stali tam zdumieni i odejściem Pana zasmuceni, ujrzeli przy sobie dwóch przybyłych mężów w białém odzieniu, którzy rzekli do nich: „Jezus który w oczach waszych wstąpił do Nieba, już teraz do was nie wróci, aż ujrzycie Go, w podobnejże chwale w jakiéj widzieliście wstępującego do Nieba, przybywającego ztamtąd, dla sądzenia żywych i umarłych, gdy nadejdzie dzień ostateczny świata.” Z czego wnosić możemy, jaką chwałą otoczone musiało być to Wniebowstąpienie Pańskie, kiedy wiemy że Jego powtórne przyjście dla sądzenia żywych i umarłych, do którego porównali Aniołowie Jego Wniebowstąpienie, będzie otoczone blaskiem i chwałą jakich ani wyobrazić sobie nie możemy.

Po takowém więc jakby upomnieniu od Aniołów otrzymaném, wszyscy ci błogosławieni świadkowie Wniebowstąpienia Pana Jezusa, zeszli z góry Oliwnéj, wrócili do Jerozolimy o parę wiorst od niéj odległéj, i tam udali się do swego zwykłego mieszkania. Bylito Apostołowie: Piotr, Jan, Jakób, Andrzéj, Filip, Tomasz, Bartłomiéj, Mateusz Jakób syn Alfeusza, Symon przezwany Zelotes, i Juda brat Jakóba, i wielu uczniów Pańskich, a razem wszystkich stu dwudziestu, którzy trwali ciągle na modlitwie wraz ze świętemi niewiastami i przenajświętszą Panną, która im we wszystkiém przewodniczyła.

Pan Jezus wstępując do Nieba, raczył pozostawić na ziemi pamiątkę téj cudownéj tajemnicy. Na miejscu z którego się uniósł, pozostały ślady przenajświętszych stóp Jego tak silnie wyryte, że ani wichry, ani deszcze, ani śniegi, ani największe burze nie mogły ich zatrzeć. Święty Hieronim pisząc o tym cudzie, który I za jego czasów istniał, powiada iż ślady te pozostawały zawsze widocznemi, pomimo tego że wierni codziennie brali na relikwie ziemię z tego miejsca. Nadto przydaje tenże święty Doktor — a który wszystkiego tego był naocznym świadkiem — że wspaniały kościoł, który został wybudowany na tém miejscu, a u wierzchu miał okrągłą kopułę bardzo wytwornéj architektury, nie mógł nigdy być zasklepiony u szczytu, lecz całą tę przestrzeń od ziemi aż do obłoków przez którą Pan Jezus unosił się do Nieba, musiano pozostawić wolną i niezamkniętą. Święty Opat, Biskup Milewejski w Afryce, święty Paulin Biskup Noleński, i wielkiej powagi pisarz kościelny Sulpicyusz Sewer, toż samo poświadczają.

Lecz co jeszcze jest bardziéj zadziwiającém i tem lepiéj objawia nadzwyczajność tego cudu, to że gdy wojska rzymskie oblegające Jerozolimę za cesarza Tytusa, obóz swój na tém miejscu rozłożyły, jak o tém poświadcza historyk Józef, śladów tych jednak i to nie zniszczyło. Wtedy i ludzie i konie tak tam stratowały były te miejsca, że zatrzeć to mogło najsilniejsze wyrycia na marmurze lub miedzi, a jednak tych śladów wcale to nie zatarło, ani im nawet nie uszkodziło. Za czasów Wielebnego Bedy, to jest około roku Pańskiego 700, rzeczy były w tymże stanie, jak on o tém pisze w dziele swojém o Ziemi Świętéj. Powiada także, że co rok w dzień Wniebowstąpienia Pańskiego, po uroczystéj Mszy świętéj odprawionéj w kościele, w którego wnętrzu były ślady tych stóp Zbawiciela, zrywał się w górze tegoż kościoła wiatr tak gwałtowny, że wszyscy wychodzić musieli, bo nikt na nogach nie mógł ustać. W nocy zaś następującéj, wszyscy mieszkańcy widzieli górę całą jakby gorejącą od niezmiernego mnóstwa jasnych płomieni, unoszących się nad nią. Dziś już tym wielkim cudem nie pociesza Pan Bóg wiernych, gdyż nieprzyjaciele wiary naszéj, w których ręku jest Ziemia święta, z nienawiści ku niéj, wyniszczając najświętsze zabytki i pamiątki pobytu Syna Bożego na ziemi, kamień ten na którym wyryte były ślady najświętszych stóp Zbawiciela wyrąbali, i wydobywszy z miejsca, użyli go na zamurowanie drzwi wschodnich tegoż kościoła, przerobionego na Meczet turecki. Po dziś dzień jednak, muzumułmanie dozwalają za znaczną opłatą pielgrzymom chrześcijańskim wejść tamże, dla uczczenia téj cudownéj relikwii.

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, jak to już i święty Augustyn pisze, ustanowioną była przez samych Apostołów. Słusznie téż święty Bernard upomina nas, abyśmy ją obchodzili z takiém nabożeństwem i przejęciem się, jak uroczystości Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego, gdyż powiada, jest ona jakby dokończeniem i uzupełnieniem tych wielkich tajemnic. Owszem niektórzy z Ojców świętych utrzymują, że uroczystość dzisiejsza wszystkie inne uroczystości Kościoła naszego przechodzi, gdyż jest pamiątką chwili stanowczego odzyskania nam przez Syna Bożego Nieba, do którego Pan Bóg stworzył człowieka na początku świata, a do którego grzech pierwszych naszych rodziców, zamknął nam był drogę.

Pożytek duchowny

Przy uroczystościto dzisiejszéj, powinniśmy się stosować do onych słów Pawła Apostoła: „Co w górze jest szukajcie gdzie Chrystus jest na prawicy Bożej zasiadający; co w górze jest miłujcie a nie to co na ziemi„ 3. Wszystkiém więc do Nieba zdążajmy, a na każdą sprawę naszę rozciągając świętą intencyą spełniania jéj dla służenia Bogu, coraz wyższe za łaską Pańską, wysłużyć tam sobie możemy miejsce.

Modlitwa (kościelna)

Spraw miłościwie wszechmogący i wieczny Boże! abyśmy wyznając w dniu dzisiejszym Syna Twojego Jednorodzonego Odkupiciela naszego cudowne Wniebowstąpienie, duszą, sercem i umysłem w Niebie przebywali. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 337–340.

Footnotes:

1

Dz. Ap. I. 7.

2

Łuk. XXIV. 50. Dz. Ap. XIX. 17. Mat. XVI. 19

3

Kol. III. 1.

Tags: Wniebowstąpienie „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maria z Agredy Maryja Wniebowzięcie
2020-05-21

Św. Izydora Oracza

Żył około roku Pańskiego 1150.

(Żywot jego był napisany przez Ojca Jakóba Bleda Dominikana, i Hieronima Kwintona notaryusza dyecezyalnego w Madrycie.)

Święty Izydor przezwany Oraczem, dla tego że całe życie w ubogim a uczciwym stanie rolnika spędził, żył w Hiszpanii w początku wieku XII. Pochodził z rodziców tak niezamożnych, że w spuściznie prócz samego pługa i sochy bez wołów, nie mu więcéj nie zostawili. Doszedłszy do lat młodzieńczych, najął się za parobka do bogatego mieszczanina Madrytu wówczas małego jeszcze miasta, nazwiskiem Jan Wergas. Wkrótce potem pojął za żonę młodą dziewicę imieniem Maryannę, także ubogą w dostatki ziemskie, lecz równie jak on sam bogatą w łaski niebieskie, pracowitą i bardzo pobożną. Pan Bóg pobłogosławił ich związkowi, zsyłając im wielce od nich pożądaną pociechę, w narodzeniu się synka, którego jak najtroskliwiéj wychowywali, w bojaźni Bożéj, i w cnotach chrześcijańskich od lat najmłodszych go ćwicząc.

Cieszyli się serdecznie owocem swoich pobożnych starań, gdyż chłopaczek wzrastając w lata, coraz większą okazywał pobożność, i był wielką i jedyną osłodą ich ubogiego i pracowitego życia. Jakżeż boleśnie dotknięci zostali, gdy razu pewnego, mieszkający przy nich sąsiad przybiegł przerażony z wiadomością, że dziecię ich wpadło w głęboką studnię, z któréj nie będzie sposobu wydobyć je żywe.

Nieszczęśliwi rodzice pobiegli na miejsce wypadku, a widząc że wszelka ludzka pomoc już na nic się nie przyda, gdyż żadnych potrzebnych do wydostania dziecięcia ze studni narzędzi pod ręką nie mieli, upadli na kolana i ze łzami zaczęli się modlić, wzywając głównie Matki Bożéj, do któréj szczególne i sami i utopiony ich synaczek mieli nabożeństwo. Nie zawiodła téż ich ufność w Jéj opiece: po chwili sama woda wyrzuciła na wierzch dziecię, które chociaż już dawno było w studni, wypłynęło do góry żywe i zupełnie zdrowe. Przejęci najżywszą dla Boga wdzięcznością za taki cud na ich prośby spełniony, uczynili ślub dozgonnéj czystości, stanowiąc odtąd żyć jak brat z siostrą.

Święty Izydor, który zawsze wiódł życie bardzo przykładne, od téj pory szczególnie, nie porzucając stanu rolniczego, oddał się gorliwie ćwiczeniom coraz wyższéj pobożności. Pracując jak najpilniéj w polu, i najwierniej służąc swojemu gospodarzowi, wyznaczył sobie porę na różne święte ćwiczenia, i takowych nigdy nie opuszczał. Posty zachowywał nadzwyczaj ścisłe, a codziennie ujmował większą część własnego posiłku przygotowywanego mu przez żonę, i tę rozdawał ubogim, z których każdego dnia przynajmniéj jednego, tym lub innym sposobem, z oszczędności zarobku swojego wspierał. Dnie niedzielne i świąteczne, jako wolne dla niego od obowiązkowych zajęć, spędzał całe na modlitwie, na słuchaniu słowa Bożego, na uczęszczaniu na obrzędy kościelne, a szczególnie na słuchanie Mszy świętéj, co czynił z takiém skupieniem ducha i w takiéj postawie, że sam widok jego wtedy, patrzących do nabożeństwa pobudzał. W dnie robocze, wstawał bardzo rano, chociaż zwykle część nocy na modlitwie spędzał, i zanim udawał się w pole, zwiedzał kilka kościołów w Madrycie, a szczególnie główny kościół Matki Bożéj, w którym zwykle słuchał Mszy świętéj, rozpływając się we łzach, które przy każdéj prawie modlitwie obficie wylewał.

Zły duch nie mógł patrzeć na to obojętnie: pobudził téż przeciw niemu jego towarzyszy, to jest innych sług u tegoż gospodarza będących. Ci oskarżyli go przed panem że jest próżniakiem, i że codzień spóźnia się do roboty, z powodu że oddaje się ćwiczeniom pobożnym, niezgadzającym się z jego stanem i obowiązkami, a właściwym tylko dla osób zamożnych i niezależnych, mogących rozrządzać czasem swoim według woli, a nie dla tych którzy za dzień roboty zapłatę biorą. Jan Wergas, usłyszawszy takowe zaskarżenia, przywołał do siebie Izydora, lecz że sam zawsze był bardzo z jego służby zadowolonym, nie robił mu nawet wyrzutów, tylko spytał czy tak jest w istocie iż on zwykle najpóźniéj do roboty przychodzi. Święty parobek, wyznał szczerze iż tak jest rzeczywiście, lecz przydał z wielką pokorą, iż prosi gospodarza aby się przekonał, że pomimo tego, podwajając on zawsze pracy potém, więcéj dnia każdego robi aniżeli inni którzy wcześniéj od niego do roboty przybywają. Poczciwy ten mieszczanin, znając rzetelność Izydora, poprzestał na tém wytłómaczeniu się jego, lecz gdy słudzy ciągle skarżyli na niego, postanowił sam przekonać się o prawdzie.

Jakoż pewnego dnia, gdy pole jego orano, ukrył się on w miejscu w którém nikt go nie widział, i ujrzał że Izydor w istocie późniéj od drugich przyszedł do roboty. Lecz patrzy, aż oto skoro zaczął on orać, po jednéj i po drugiéj stronie przy nim pojawia się dwóch innych ludzi przybranych w białe szaty, którzy osobne prowadzą pługi i odwalają skiby. Zdziwiony tém bardzo, przystąpił do Izydora, a gdy w tejże chwili ludzie ci z pługami i wołami znikli, spytał go kto oni byli. Izydor zmieszany, z razu odpowiedzieć nie chciał, lecz gdy gospodarz nalegał, odrzekł: że ponieważ codziennie gorąco prosił Boga, aby mu w pracy błogosławić i dopomagać raczył, więc sądzi że to są Aniołowie, których mu w tym celu zsyła. Tak bowiem zwykle Pan Bóg nagradza tych, którzy nie przez lekceważenie obowiązków swoich, lecz właśnie dla uproszenia sobie tém obfitszych do doskonałego spełniania ich łask Bożych, starają się ile możności i ćwiczeniom pobożnym się oddawać. Odtąd téż Jan Wergas więcéj jeszcze polubił Izydora, a szczególnie gdy się przekonał, iż on pomimo niesłusznych oskarżeń jakie przeciw niemu zanosili drudzy służący, zawsze był dla nich z równą miłością: owszem okazywał największą dla tych właśnie, którzy głównie chcieli mu zaszkodzić przed gospodarzem.

Lecz powoli i sami słudzy poczęli poznawać się na Izydorze, i cnotom jego należny hołd oddawać. Przyczyniło się do tego i kilka cudownych zdarzeń, którémi Pan Bóg świątobliwość tego sługi Swego, chciał drugim wyraźniéj objawić. Dnia pewnego, gdy Izydor przechodził około trzody owiec swojego gospodarza, pasącéj się pod lasem, wilk który ztamtąd wypadł, porwał, w oczach kilku pasterzy obecnych, najpiękniejszego barana. Wszyscy pogonili za nim, lecz go doścignąć nie mogli; co widząc Izydor, ukląkł i zaczął się modlić, a w téjże chwili, wilk padł nieżywy i zdobycz nieuszkodzoną z paszczęki wypuścił. Inną razą niósł on zboże do młyna wraz z innym parobkiem. Worek tego był pełen, Izydora do połowy tylko nasypany. W drodze, napotkali stado ptasząt szukających żeru. Izydor zdjęty litością, wziął garść zboża i posypał ją tym stworzeniom Bożym, spragnionym posiłku. Towarzysz wyrzucał mu to, jako marnotrawstwo własności gospodarza; lecz jakże się zawstydził i zdziwił, gdy przybywszy do młyna, ujrzał w worku Izydora i dwa razy więcéj zboża i nierównie piękniejsze od tego jakie zabrał z domu.

Sława jego świątobliwości i podobnych cudów, tak się rozeszła, że się jego modlitwom w najcięższych wypadkach polecano, często cudownych jéj skutków doznając. Tego doświadczył i sam Jan Wergas jego gospodarz. Córka jego po długiéj i ciężkiéj słabości umarła. Stroskani rodzice uciekli się do pośrednictwa Izydora, przywołując go do ciała swego dziecięcia, aby się nad niém pomodlił. Zdjęty wielką litością nad smutkiem swoich gospodarstwa, Święty upadł na kolana, a po chwili gorącéj modlitwy, wskrzesił dziecię, wobec wielu osób tam wówczas zgromadzonych.

Zawdzięczając dobrodziejstwo tak niespodziane swojemu parobkowi, chciał go sowicie wynagrodzić Wergas; lecz że sługa Boży nic przyjąć nie chciał, uczynił go rządcą swojego mienia, z czego wszyscy domownicy wielce się ucieszyli. Izydor zaś, więcéj przez to mając swobody i cokolwiek więcéj dochodu, oddawał się tém gorliwiéj ćwiczeniom pobożnym, i tém hojniéj wspierał ubogich, na co najchętniéj zgadzała się jego żona, równie jak on wysokiéj świątobliwości niewiasta.

Długo jeszcze żył potém, ciągły czyniąc postęp w doskonałości, coraz ściśléj przez modlitwę jednocząc się z Bogiem, a coraz większe skarbiąc sobie do Nieba w pokornym stanie w jakim zostawał, zasługi. Podeszły już w latach, przepowiedział dzień swojéj śmierci, i po przyjęciu Sakramentów świętych, z oznakami wielkiéj pobożności, wśród aktów miłości Boga i nadziei wiecznego szczęścia, zasnął w Panu dnia 15 Maja około roku Pańskiego 1150.

Przy grobie jego nadzwyczaj wiele cudów zaszło, które imię jego w całéj Hiszpanii rozrozniosły, w skutek czego Grzegorz XV Papież, po odbytym procesie kanonizacyi, w poczet go Świętych wpisał roku Pańskiego 1622.

Pożytek duchowny

Dwie zbawienne i pełne pociechy zaczerpnij z żywota świętego Izydora nauki. Jedna: że w najpracowitszym stanie najwyższéj świątobliwości dojść można, współdziałając wiernie z łaskami Bożemi, i powtóre: że gdy w czynnym jakim zawodzie, łączy kto pracowitość z ćwiczeniami pobożnemi, Pan Bóg pracy jego w sposób szczególny błogosławi.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Izydora, w pokornym stanie rolnika do wysokiéj wyniósł świątobliwości, za jego pośrednictwem, i przez jego zasługi, spraw prosimy, abyśmy wiernie obowiązki stanu naszego spełniając i pobożnie żyjąc, w Niebie wraz z nim chwalili Cię na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 413–415.

Tags: św Izydor „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna rolnik małżeństwo obowiązki stanu
2020-05-20

Św. Bernardyna Seneńskiego, od którego zakon Ojców Bernardynów wziął swoje nazwisko

Żył około roku Pańskiego 1444.

(Żywot jego napisany był przez świętego Jana Kapistrana jego ucznia, i z tegoż zakonu kapłana.)

Święty Bernardyn, jeden z największych świeczników zakonu Braci-mniejszych świętego Franciszka Serafickiego, urodził się w małém miasteczku Massa, blizko Sienny we Włoszech położoném, roku Pańskiego 1380. Przyszedł na świat w samę uroczystość Narodzenia Matki Bożej, jakby na znak szczególnego nabożeństwa jakie miał do Niéj przez całe życie. Rodzice jego pochodzący ze znakomitéj rodziny Albizeskiów (Albiseschi), odumarli go w dziecinnych latach. Wychowany został przez ciotkę swoję Diannę, wielkiéj świątobliwości panią, która od lat najmłodszych wpoiła w serce jego miłość Boga i wielkie do przenajświętszéj Panny nabożeństwo. Dzieckiem jeszcze będąc, z upodobaniem przebywał w kościele, zajmował się przybieraniem ołtarzy, i z najpilniejszą uwagą przysłuchiwał się kazaniom, po których wróciwszy do domu, dokładną z nich zdawał sprawę i doskonale naśladował najlepszych kaznodziei, co zapowiadało w nim wysoki dar wymowy kościelnej, jakim późniéj zajaśniał. Codziennie widywano go klęczącego wieczorem przed cudownym obrazem Matki Bożéj, za miastem Sienna będącym. Skromnością obyczajów tak się odznaczał, że gdy już był młodzieńcem, nikt w obecności jego nie śmiał wymówić żadnego słowa cnotę czystości obrażającego, i zdarzało się że gdy lekkomyślni toczyli nieprzyzwoite rozmowy, za nadejściem Bernardyna, przerywali je mówiąc: „Milczmy, bo oto Bernardyn nadchodzi.”

Ukończywszy szkoły, obrał sobie w uniwersytecie wydział teologiczny, i w téj nauce tak wielki zrobił postęp, że świeckim jeszcze będąc, poczytywany był za jednego z najuczeńszych teologów. Przed wstąpieniem do Zakonu, wszedł do Bractwa przenajświętszéj Panny, założonego przy głównym szpitalu w Siennie, a do którego przyjmowano tylko osoby bardzo pobożne, i którego ustawy przepisywały nadzwyczaj ostry sposób życia, i wielkie dla ubogich chorych poświęcenie. Od téj już pory, rozpoczął święty Bernardyn ćwiczyć się w umartwieniach ciała: częste i ścisłe zachowywał posty, krwawe zadawał sobie biczowania, nosił włosiennicę, długie na modlitwie trawiąc godziny, dzień i noc z największą miłością obsługiwał chorych.

W roku 1400, straszne morowe powietrze wybuchło w Siennie. Szpital przy którym było bractwo do którego należał Bernardyn, przepełniony był zarażonemi, z których po ośmnastu na dzień umierało. To rozbudziło taki w obsługujących ten zakład popłoch, że gdy i z nich wielu padło, prawie wszyscy uciekli. Bernardyn nie tylko sam oddał się na usługi dotkniętych powietrzem i już ich ani na chwilę nie odstępował, lecz i dwunastu innych zachęcił przykładem swoim do podobnegoż poświęcenia, w skutek czego, gdy pilniejszy nastał około chorych dozór, i w zakładzie tym i w mieście całém wkrótce powietrze ustało. Chociaż nasz Święty dotknięty niém nie został, znużony atoli trudem jaki przez kilka miesięcy ponosił bez wypoczynku, zapadł na ciężką gorączkę, która go długo i bez nadziei życia w łóżku trzymała. Wyzdrowiał jednak zupełnie, a do sił przyszedłszy postanowił świat opuścić i wstąpić do Zakonu, — w czém go głównie utwierdziło widzenie w którém usłyszał głos z wizerunku Pana Jezusa ukrzyżowanego, w te słowa do niego przemawiający: „Bernardynie! widzisz mnie odartego z odzienia i do krzyża przybitego z miłości ku tobie: potrzeba więc abyś i ty, z miłości ku mnie, ogołocił się ze wszystkiego i wiódł życie ukrzyżowane.” Aby przeto odpowiedzieć tak miłościwemu wezwaniu, wstąpił do zakonu Braci - mniejszych, obierając sobie klasztor w którym wprowadzono reformę jak najściślejszą, według pierwotnego ducha synów ubogiego Patryarchy Franciszka Serafickiego.

Bernardyn, nie tylko od pierwszego dnia swojego nowicyatu, zajaśniał w Zakonie jak najwierniejszy naśladowca świętego Zakonodawcy Braci-mniejszych, lecz z czasem głównie przyczynił się do ustalenia téj reformy, od niego dopiéro właściwie swój wzrost i rozpowszechnienie biorącéj. Po wykonanych ślubach uroczystych, wyświęcony na kapłana, a jako już biegły teolog i nawet znany powszechnie z tego, na urząd kaznodziejski niezwłocznie wyniesiony został. Poddał się chętnie takowemu rozporządzeniu swoich przełożonych sługa Boży, lubo w zawodzie tym wielką miał trudność, z powodu nadzwyczaj niemiłego i ciągle silnie zachrypłego głosu. Uciekł się do przenajświętszéj Panny, któréj wszelkie łaski zawdzięczał, i prosił Ją, ponieważ wolą jest Bożą aby obowiązek kaznodziejski sprawował, żeby mu wyjednać raczyła zmianę głosu, lecz jeżeli to widokom Boga względem niego, to jest dobru jego własnéj duszy, nie sprzeciwia się. Matka Boża wysłuchała modlitwy tego wielkiego Swojego czciciela, który miał daru wymowy używać właśnie na głoszenie Jéj chwały, bo tém się głównie wsławił późniéj Bernardyn. Od téj chwili głos jego stał się nadzwyczaj dźwięczny i donośny, co niemało przyczyniało się do wielkich pożytków z jego prac apostolskich. Przytém bowiem, a także za przyczyną Matki Bożéj, obdarzył go Pan Bóg w wysokim stopniu, wszystkiemi przymiotami wielkiego kaznodziei.

Trudno téż wyrazić jak niezmierne pożytki przyniósł dla dusz wiernych, i jakie położył w Kościele zasługi, przez przeszło lat trzydzieści swojego kaznodziejskiego zawodu. Ogarnął nim całe Włochy, i we wszystkich znaczniejszych miastach miewał nauki, odbywał misye, dawał publiczne rekolekcye, wszędzie tysiące dusz pociągając do Boga, wyrywając z grzechów, nawracając z herezyi. Skoro czas pewien zabawił w jakiém mieście, w całéj ludności następowała najzbawienniejsza zmiana obyczajów: gry hazardowne, wówczas wszędzie zagęszczone, ustawały; niewiasty zarzucały zbytek w strojach, rozpustnicy szczerze się nawracali, najzaciętsze stronnictwa polityczne w wojnie z sobą zostające, broń składały i jednały się,

W kazaniach swoich i wielkiéj wartości pismach jakie pozostawił, przebija się przedewszystkiém szczególne jego nabożeństwo do przenajświętszego Imienia Jezus i do Matki Bożéj. Dotąd dzieła jego są najbogatszym skarbem pod tym względem, z którego czerpią wszyscy piszący o niezrównanych przywilejach przenajświętszéj Panny, a zwłaszcza o przywileju Jéj Niepokalanego Poczęcia i Wniebowzięcia, które to tajemnice, nasz Święty najgorliwiéj ogłaszał, uczenie wyświecał, i do ich czci wiernych najskuteczniéj zagrzewał.

Gorliwość jego nie ograniczała się na pracach około zbawienia dusz na świecie żyjących, nie pominął i braci swoich zakonnych. Zamianowany przez Papieża Eugeniusza IV Wikarym generalnym wszystkich klasztorów Braci-mniejszych we Włoszech, zajął się całém sercem rozszerzeniem reformy rozpoczętéj w klasztorze w Siennie, do którego był wstąpił. Jak dalece Pan Bóg pobłogosławił temu trudnemu jego zadaniu, miarkować można z tego, że gdy został zakonnikiem klasztorów ścisłéj téj reformy było we Włoszech tylko dwadzieścia, i w nich około dwóchset braci, a pod jego zarządem, doszła za jego życia jeszcze liczba takich klasztorów do blizko trzechset, i w nich było około sześciu tysięcy zakonników, od jego imienia Bernardynami nazwanych.

Wielu także cudami za życia jeszcze słynął. Razu pewnego, udając się z kazaniem do Mantuy, gdy potrzebował przeprawić się przez rzekę, a przewoźnicy wziąść go na prom nie chcieli, gdyż nie miał czém zapłacić, przepłynął na drugi brzeg rozesławszy na wodzie płaszcz swój, który nawet nie został przemoczony. Wielu chorych uzdrowił znakiem krzyża świętego, lub wezwaniem nad nimi Imienia Jezus, albo pomodliwszy się do Matki Bożéj. Gdy w czasie kazania, w którém mówiąc o wielkiéj chwale i przywilejach Bogarodzicielki, te słowa Pisma Bożego do Niéj stosował „/Ukazał się wielki znak na niebie/” 1, cały lud zgromadzony, ujrzał nad głową jego gwiazdę przedziwnéj jasności.

Ojciec święty Eugeniusz IV wyżéj wspomniony, chciał kilkakrotnie wynieść go na Biskupią godność: ofiarował mu z kolei biskupstwa Sieńskie, Feraryjskie i Urbińskie; pewnego razu nawet sam włożył mu Infułę na głowę. Lecz Święty Bernardyn rzuciwszy się do nóg Jego świątobliwości, ze łzami uprosił aby go pozostawił w jego stanie ubogiego zakonnika, w którym jak mu się zdawało, lepiéj służyć może Kościołowi, mając swobodę przenoszenia się z miejsca na miejsce ze swojemi pracami apostolskiemi.

Wśród niech zaskoczyła go śmierć święta, jak było świętém całe życie jego. Znajdował się w królestwie Neapolitańskiém, gdy w objawieniu okazał się mu święty Piotr Celestyn, i zapowiedział mu dzień zgonu. Przygotował się do téj chwili z najżywszą pobożnością, a oraz i z największym pokojem. Po przyjęciu Ostatnich Sakramentów świętych, prosił braci żeby go położyli na ziemi, aby mógł umierać podobnie jak jego święty ojciec Franciszek Seraficki. W gronie téż ich skonał spokojnie, w chwili gdy w chórze, zkąd dochodziły go głosy, śpiewano tę Antyfonę: „Ojcze…. oznajmiłem Imię Twe ludziom któreś mi dał… a teraz za nimi proszę… nie za świat, gdyż idę do Ciebie.” 2 Miał wieku lat sześćdziesiąt cztery, umarł 20 Maja, roku Pańskiego 1444.

Pan Bóg licznemi cudami, jakie zaszły przy jego grobie, świętość tego wielkiego sługi Swojego objawił, co skłoniło Papieża Mikołaja V do ogłoszenia jego kanonizacyi, w sześć lat po jego zejściu.

Pożytek duchowny

Naśladuj tego wielkiego Świętego w jego gorącém nabożeństwie do przenajświętszego Imienia Jezus i do Matki Bożéj, a przez to najłatwiéj uprosisz sobie łaski, abyś go naśladował i w cnotach jakiemi jaśniał, a szczególnie w cnocie czystości, z któréj tak on był znany, że jak to czytałeś dopiéro, sama jego obecność nakłaniała najlekkomyślniejszych do skromnego zachowania się. O! jak miłym stałbyś się Bogu, gdybyś i ty był takim.

Modlitwa (kościelna)

Panie Jezu Chryste! któryś błogosławionego Bernardyna wyznawcę Twojego, szczególną miłością przenajświętszego Imienia Twojego obdarzył; za jego zasługami i pośrednictwem prosimy, wlej w serca nasze ducha Twojéj miłości. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 410–412.

Footnotes:

1

Apok. XII. 1

2

Jan XVII. 6.

Tags: św Bernardyn ze Sieny „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wychowanie czystość zaraza Maryja imię Jezus Niepokalane Poczęcie Wniebowzięcie św Piotr Celestyn
2020-05-19

Św. Piotra Celestyna Papieża

Żył około roku Pańskiego 1296.

(Życie jego było napisane przez współczesnych mu dwóch Kardynałów: Kajetani i Aliako.)

Święty Piotr, który zostawszy Papieżem przybrał imię Celestyna, był rodem z części Włoch południowych, zwanych Abruzyą. Urodził się w małéj wiosce Izermia, około roku Pańskiego 1221, z rodziców bardzo zacnych, lecz niezamożnych; był jedenastym z synów których mieli dwunastu. Razu pewnego, matka jego już wdową będąc, rozmawiała w jego obecności o licznéj swojéj rodzinie: „Czy podobna, rzekła, abym tyle dzieci wydawszy na świat, nie doczekała się widzieć, aby jednego z nich wielkim sługą Bożym?” — „Owszem, odpowiedział jéj mały jeszcze wtedy Piotruś, ja takim będę, gdyż chcę zostać Świętym.” Jakoż, tak szczególną okazywał on od lat najmłodszych pobożność, że matka od téj pory przeznaczyła go do stanu duchownego, i w tym celu wszelkich dokładała starań, aby i w naukach świeckich został wykształcony. To rozbudziło zazdrość w jego braciach, którzy jako nieposiądający żadnego majątku, usposabiali się do różnych rzemiósł. Z tego powodu miał święty Piotr wiele do zniesienia przykrości i nawet prześladowań; lecz że Pan Bóg miał na niego szczególne widoki, nie przerwało to jego zawodu naukowego, w którym znakomity uczynił postęp, gdyż obok wysokich zdolności był nadzwyczaj pilnym i pracowitym.

Oddając się gorliwie naukom, ćwiczył się jeszcze więcéj w miłości Bożéj i w nabywaniu cnót chrześcijańskich. Za to, Pan Bóg obdarzał go coraz wyższemi łaskami, miewał nawet cudowne widzenia, a gdy doszedł lat dwudziestu, rozbudził w nim Duch Święty wielki wstręt do świata, a pragnienie życia samotnego, oddanego wyłącznie wyższéj bogomyślności. W tym celu, Piotr opuścił tajemnie dom rodzicielski, i udał się na odludną górę, gdzie wykuł sobie w skale jaskinię tak małą, że ledwie się w niéj mógł poruszać, i tam wiódł życie pokutne, wiernie naśladując najsurowszych pustelników pierwszych wieków Kościoła. Nacierały przez czas ten na niego, najcięższe pokusy, któremi zły duch chciał rozbudzić w nim tęsknotę za uciechami światowemi; lecz modlitwą i serdeczném nabożeństwem do Matki Boskiéj, wszystkie te napady piekielne zwyciężał, i w niebieskie uciechy opływał, obcując z Aniołami, którzy się mu widzialnie okazywali i toczyli z nim rozmowę.

Po trzech latach pobytu na téj puszczy, sługa Boży nakłoniony przez swojego spowiednika, aby przyjął święcenia kapłańskie, gdy się wahał długo nie czując się w pokorze swojéj godnym tego urzędu, miał widzenie które go do tego ośmieliło; poczém udawszy się do Rzymu, wyświęcony został na księdza. Wróciwszy, poszedł znowu na puszczę na górę zwaną Maron, gdzie obrał sobie na mieszkanie jaskinię napełnioną przedtém jadowitemi gadzinami, a które ustąpiły z niéj na zawsze, skoro Święty tam osiadł. Tu przebył lat pięć, żyjąc jak nadziemska istota; a gdy dla uprawy pola, zaczęli okoliczni mieszkańcy wycinać lasy otaczające jego pustelnię, przeniósł się na górę Magella, gdzie połączyło się z nim dwóch innych pustelników, pod jego przewodnictwo się poddających.

Byłto początek świętego zgromadzenia zakonnego, które późniéj bardzo wzrosło: i dla tego szatan wszelkich dokładał starań, aby temu w samych początkach przeszkodzić, jużto osłabiając ducha w towarzyszach Piotra, już zsyłając im różnego rodzaju trudności i przeszkody w ich rodzaju życia. Święty wykazując braciom zasadzki złego ducha, utwierdzał ich w powołaniu, i wkrótce liczba jego uczniów znacznie się powiększyła. Tym sposobem powstał Zakon, późniéj od imienia Celestyna jakie przybrał na papieztwie Piotr święty, Celestynami zwany.

Z początku, pustelnicy ci nie mieli innych ustaw jak przewodnictwo i przykład ich błogosławionego założyciela, który wszystkich przewyższał ostrością życia. Nic innego nie jadał nigdy jak trochę chleba razowego, a za napój używał jedynie wodę. Cztery razy do roku odbywał posty czterdziestodniowe, w których tylko co dni trzy brał ten lichy posiłek. Na ciele nosił ostrą włosiennicę węzłami pokrytą, i przepasany był ciągle żelaznym łańcuchem z kolcami. Sypiał na ziemi, biorąc pod głowę kamień. Cały jeden post wielki przepędził w dole wykopanym w ziemi, w którym zamykając się, wziął wszystkiego kilka cebulek i dziesięć bułeczek chleba, z których przez te dni czterdzieści spożył tylko połowę. Wiodąc życie tak nadzwyczaj umartwione, wyglądał bardzo rzeźwo, był zawsze pełen słodyczy w obcowaniu z drugimi, a w przewodniczeniu zakonnymi braćmi umiarkowany i wyrozumiały.

Gdy liczba zakonników pod jego zarządem będących coraz znaczniéj powiększać się poczęła, dowiedział się, iż na Soborze powszechnym zbierającym się w Lyonie, miały być zniesione wszystkie zgromadzenia zakonne przez Stolicę Apostolską niezatwierdzone. Udał się więc z dwoma swoimi uczniami do Rzymu, aby zatwierdzenie swojego zgromadzenia uzyskać. Grzegorz X przyjął go z wielka łaskawością, i do prośby jego się przychylił, nadając temu zgromadzeniu Regułę świętego Benedykta, do któréj święty Piotr przydał ustawy przez siebie ułożone. Pan Bóg przedziwnie pobłogosławił założonemu przez niego Zakonowi: w lat kilka potém święty Piotr miał pod swoim zarządem trzydzieści sześć klasztorów, w których służyło Panu Jezusowi około sześciuset mnichów.

Tymczasem, sława świątobliwości tego założyciela nowego pustelniczego zgromadzenia, i rozgłos licznych cudów jakie czynił, tłumy pobożnych ściągały do jego samotni, tak że musiał tam urządzić na dworze rodzaj kazalnicy, z któréj miewał nauki. Spragnionego ciszy pustelniczéj, skłoniło to do opuszczenia i tego miejsca. Potajemnie przeniósł się z kilku braćmi w inne góry, w miejsce jeszcze nieprzystępniejsze, zwane puszczą świętego Bartłomieja. Lecz i tam go odkryto, i tłumy jeszcze liczniejsze zgromadzały się około niego. Uchodząc znowu ztamtąd z jednym już tylko zakonnikiem, skrył się w jaskini, będącéj na samym szczycie góry Magelli, w miejscu które zdawało mu się dla drugich już zupełnie niedostępném. Wszakże i tam go znaleziono, i zbiegano się aby słuchać jego nauk, polecać się jego modlitwom, lub doznać cudów przez niego czynionych. Sądząc przeto, że wolą jest Bożą aby się nie uchylał od tego rodzaju usług bliźniemu, wrócił na górę Murońską pierwotną swoję siedzibę.

Pod tę porę, Kościół po śmierci Papieża Mikołaja IV, z wielkim smutkiem wszystkich wiernych, przez lat przeszło dwa osieroconą miał Stolicę Apostolską, dla trudności jakie zachodziły w wyborze nowego Papieża. Nakoniec zgromadzeni na Konklawe kardynałowie, ze szczególnego natchnienia Ducha Świętego, jednomyślnie zgodzili się aby na stolicę Papiezką powołać Piotra, pustelnika z góry Murońskiéj, jako męża najświątobliwszego, jaki podówczas znajdował się na świecie. Niezwłocznie wysłano do niego w poselstwie Arcybiskupa Lyońskiego, wraz z kilku innymi Biskupami i notaryuszami apostolskimi, zawożącymi mu akt jego wyboru, wraz z listem zbiorowym od całego grona kardynałów, błagających go aby tę najwyższą godność przyjął. Po wielu trudnościach z jego strony, które czynił pomimo iż królowie sycylijski i węgierski osobiście przybyli do niego popierając prośby kardynałów, w końcu z wielką dla siebie boleścią, uległ woli Bożéj, przez wybór na Konklawie dopełniony, objawionej, i dnia 29 Sierpnia roku 1294, wyniesiony został na stolicę Apostolską, przybierając imię Celestyna, w mieście Akwilei w obecności wszystkich Kardynałów i przeszło dwóchkroćstotysięcy wiernych z różnych krajów tam przybyłych.

Osiągnięcie téj największéj w świecie godności, nie zmieniło w niczém jego sposobu życia, a w pokorze jeszcze go więcéj ugruntowało. W pałacu papieskim urządził sobie malutką i ubogą celkę, zupełnie taką jaką miał na puszczy, i w niéj przebywał cały czas, jaki mu pozostawał wolny od zajęć tyczących się spraw Kościoła całego. Dwanaście wakujących posad kardynalskich, zapełnił mężami wysokiéj świątobliwości, powołując do tego dwóch świętych zakonników ze swojego zakonu, i wielu Biskupów poobsadzał w różnych dyecezyach, również sumienny i trafny czyniąc wybór. Lecz gdy świat cały tylko co zaczynał cieszyć się tak świętym Papieżem, on zatęsknił za puszczą, i w końcu, w głębokiéj pokorze swojéj poczytując ciężar najwyższego Pasterstwa przechodzącym jego siły, zrzekł się téj godności w kilka miesięcy po swojém na nią wyniesieniu, z wielkim żalem ludu wiernego i całego duchowieństwa.

Wybrany po nim Bonifacy VIII, obawiając się aby niektórzy nieprzychylni mu Prałaci, nie korzystali z tego i nie wszczęli syzmy, chciał zatrzymać świętego Celestyna przy sobie; ten jednak spragniony powrotu do swojego klasztoru, udał się tam niezwłocznie. Bonifacy posłał po niego, i kazał go osadzić w warowni Fiomońskiéj. Trzymano go tam w tak ciasném mieszkaniu, a które mu służyło i za sypialnię i za kaplicę, że sypiając według swego zwyczaju na ziemi, głowę już musiał opierać o ołtarz. Pomimo tego bardzo był z losu swego zadowolony, mówiąc: „pragnąłem szczupłéj celki i odosobnienia, otóż mam i jedno i drugie.” Lecz nie długo w niéj przebywał. Wiek jego podeszły, siły zwątlone ostrą całego życia pokutą, zapowiadały mu blizki już koniec. Jakoż 19 Maja, roku Pańskiego 1296 zaopatrzony ostatniemi Sakramentami świętemi, leżąc na prostéj słomie, i wymawiając te słowa Psalmu rannych pacierzy kapłańskich: „Wszelki duch niech Pana chwali” 1, własnego błogosławionego ducha oddał Panu Bogu.

Papież Klemens V, w roku 1868 po odbytym procesie kanonizacyi, wpisał go w poczet Świętych.

Pożytek duchowny

Święci Pańscy unikali wszelkich godności, w skutek głębokiéj pokory która ich wprawiała w przekonanie iż się im takowe nie należą. Miarkuj więc jak dalekim być musisz od téj cnoty, gdy w sercu twojém czujesz pragnienie wszelkiego rodzaju wywyższenia, i proś Pana Boga o łaskę pokory. pamiętając że bez niéj, nie tylko Świętym, ale i zbawionym być nie można.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Piotra Celestyna do najwyższéj godności Papiestwa wyniósł, i któryś nauczył go pokorę wyżéj od tego zaszczytu cenić; spraw miłościwie, abyśmy za jego przykładem, wszystkiém co ziemskie gardzili, a przyrzeczonych pokornym nagród w Niebie dostąpili szczęśliwie. Przez tegoż Pana i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 407–409.

Footnotes:

1

Psalm CL. 5.

Tags: św Piotr Celestyn „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież wielodzietność pokuta abdykacja pokora
2020-05-18

Św. Feliksa z Kantalicyo z Zakonu Braci-Mniejszych św. Franciszka Serafickiego, Kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1587.

(Życie jego napisane jest z akt procesu jego beatyfikacyi, przez ojca Jana z Peruzyi, Kupucyna.)

Święty Feliks przyszedł na świat w małéj wiosce zwanéj Kantaliczio (Cantalicio) we Włoszech, w prowincyi Umbryjskiéj, roku Pańskiego 1513. Rodzice jego byli ubogimi wieśniakami, a tak ojciec jak i matka wielkiéj świątobliwości ludźmi. Mieli kilkoro dziatek, które wychowali najbogobojniéj. Z nieh szczególnie Feliks odznaczał się od dzieciństwa wielką pobożnością, i szczególną miłością Matki Bożéj. Przeznaczony do paszenia trzody w polu, dnie całe spędzał na pobożnych ćwiczeniach, i zwykle widzieć go tam można było klęczącego w postawie największego skupienia przed drzewem, na którém rysował sobie wizerunki Pana Jezusa ukrzyżowanego, albo przenajświętszéj Panny. Co dzień kilka razy odmawiał Koronkę, a niekiedy całe noce spędzał na modlitwie.

Gdy doszedł lat młodzieńczych, przyjął służbę parobka u jednego z gospodarzy swojéj rodzinnej wioski. Pierwszy do wszelkiéj pracy, nie zaniedbywał wcale swoich świętych ćwiczeń, a od czasu odbytéj pod tę porę w jego parafii Misyi przez ojców Kapucynów, regularnie do Sakramentów świętych w każdą niedzielę i święto przystępował. Przytém budował wszystkich swojém wzorowém postępowaniem, skromnością obyczajów i niezmordowaną pracowitością. Wkrótce téż udarował go Pan Bóg i łaską powołania do życia wyłączniéj Bogu poświęconego. Powziął zamiar wstąpienia do Zakonu, lecz przez czas pewien zwlekał to jeszcze, aż razu pewnego obalony o ziemię przez dzikie rozhukane woły, cudownie uszedłszy śmierci, postanowił już dłużej świętych swoich zamysłów nie odkładać. Jakoż, wstąpił do zakonu ojców Kapucynów odbywając nowicyat w ich ubogim klasztorku w miasteczku Askoli.

Było to wkrótce po wszczętéj reformie w zakonie świętego Franciszka Serafickiego, właśnie przez to świeżo powstałe podówczas Zgromadzenie, obowiązujące się do jak najściślejszego zachowania jego pierwotnéj Reguły. Zastał téż w klasztorze tym, wszystko, czego tylko wymagało jego żywe pragnienie prowadzenia życia jak najostrzejszego, najuboższego, i od stosunków ze światem odosobnionego. W roku nowicyatu, dotknięty uporczywie wracającą febrą, tak jednak odrazu zajaśniał wysoką świątobliwością, że pomimo zwątlonego zdrowia, ojcowie zakonni przypuścili go do uroczystych ślubów. Te jako prosty braciszek wykonał z najżywszą radością, całém sercem poświęcając się na służbę Bogu, i poruczając się szczególnéj Matki Bożéj opiece. Niezwłocznie potém odzyskał najczerstwiejsze zdrowie, którego już odtąd zawsze używał, co téż dozwoliło mu wieść życie nadzwyczaj umartwione, które Pan Bóg osładzał mu rzadkiemi darami wyższéj modlitwy, zachwytami w jakie często wpadał i objawieniami które miewał podczas modlitwy.

Zaraz po ukończeniu nowicyatu, przeznaczony został na brata kwestarza do klasztoru Rzymskiego, i na tym pokornym obowiązku, spędził tam przeszło lat czterdzieści, nie tylko braci zakonnych, lecz miasto całe budując wysoką swoją świątobliwością.

Od pierwszych dni zawodu zakonnego do ostatniéj swojéj choroby, to jest przez lat przeszło czterdzieści, taki wiódł rodzaj życia: Odsłużywszy do jednéj z Mszy rannych, wychodził z sakwami na miasto po jałmużnę. Za pozwoleniem przełożonych, prócz tego co wypraszał dla klasztoru, żebrał jeszcze na ubogich i na szpitale, i jednych i drugich odwiedzał, chorych doglądał, strapionych pocieszał. Z czasem nawet przyszło do tego, iż przez jego ręce przechodziły najhojniejsze w całym Rzymie jałmużny, a niektóre z głównych zakładów dobroczynnych, jemu winne swój początek i bogate uposażenia. Szczególną litość okazywał nad choremi dziećmi, i Pan Bóg pomiędzy innemi łaskami, obdarzył go łaską uzdrawiania ich cudownie, przez przeżegnanie znakiem krzyża świętego, lub namaszczeniem oliwą nad którą się modlił w tym celu. Wróciwszy wieczorem do klasztoru, większą część nocy spędzał na modlitwie i na obsługiwaniu braci chorych. Sypiał tylko dwie godziny, i to, na gołéj ziemi lub rohoży słomianéj. Mięsa prawie nigdy nie jadał, i większą połowę roku pościł o chlebie i wodzie. Zimą i latem chodził bez obuwia, i prócz jednego habitu, pod którym nosił ostrą włosiennicę, żadnego zgoła innego nie używał odzienia. Każdéj nocy trzy razy biczował się do krwi.

Na modlitwie często wpadał w zachwycenie. Razu pewnego modląc się w nocy w kościele przed obrazem Matki Bożéj, ujrzał Ją schodzącą do niego z dzieciątkiem Jezus, które mu oddała na ręce, i dozwoliła przez czas długi zażywać ztąd niebieskiéj uciechy.

Pokory i słodyczy w obcowaniu z drugimi był niezrównanéj. To mu téż dawało przystęp do największych grzeszników, których niekiedy jedném słówkiem upomnienia pełnego miłości, nawracał. Było wówczas w Rzymie dwóch młodzieńców znakomitego rodu, rozpustne życie wiodących. Święty Feliks spotkawszy ich dnia pewnego na ulicy, upadł im do nóg i te tylko słowa wyrzekł ze łzami: „Moi bracia drodzy! miejcie litość nad duszami waszemi”, co takie na nich zrobiło wrażenie, że tegoż dnia poszli do spowiedzi i najszczerzéj się nawrócili.

W czasie jednego z karnawałów, usłyszał, że wielka liczba osób tłumnie udaje się na widowisko, mające przedstawiać bardzo obrażające skromność sceny. Wziąwszy na barki krzyż ogromnej wielkości, i w ręku trzymając trupią głowę, Święty udał się wraz z jednym z kaznodziejów klasztoru swojego, na spotkanie idących do teatru. Widok Feliksa w takiéj postaci, i przemówienie tego kapłana wstrzymało wszystkich, tak że widowisko wszeteczne wcale miejsca nie miało.

Znany w całym Rzymie z wysokiéj swojéj świątobliwości, poczytywany od ubogich za największego dobroczyńcę, chociaż sam żył z żebraniny, i klasztor wyżebraną przez siebie jałmużną utrzymywał, w wysokiém był poważaniu u najpierwszych dostojników Kościoła i u najzamożniejszych panów, którzy chcąc jak najlepszy robić użytek z datków swoich na ubogich przeznaczonych, powierzali takowe jego rozszafowywaniu, wiedząc iż jest opiekunem najtroskliwszym wszelkiego rodzaju cierpiących i ubogich w Rzymie. W roku ciężkiego głodu, którym dotknięci byli mieszkańcy tego miasta za życia świętego Felixa, te zakłady dobroczynne i ci ubodzy którymi się on opiekował, wcale niedostatku nie doznali.

Samo jego pojawienie się na ulicy, było jakby kazaniem, pobudzającém drugich do nabożeństwa i skromności, tak dalece w postaci jego i zachowaniu się z ludźmi, było coś budującego i zbawiennie na wszystkich wpływającego. Czterdzieści lat obiegając codziennie Rzym cały, jużto po kweście, już nawiedzając ubogich i szpitale, tak był na wzroku umartwionym, że nigdy oczów nie podniósł na niewiastę, i żadnéj w całém mieście z twarzy nie znał, Mawiał że: „zakonnik znajdując się za klasztorem, powinien ciągle mieć oczy spuszczone do ziemi, myśl podniesioną do Nieba, a w ręku Różaniec.” Za każdą udzieloną sobie jałmużnę odpowiadał: „/Deo-gratias/” to jest: „Bóg zapłać”, a czynił to z takiém namaszczeniem, i z takim wyrazem pobożnéj wdzięczności, że to dających mu wsparcie szczególną napełniało pociechą, i poczytywane było powszechnie za najpożądańsze błogosławieństwo od świętego zakonnika.

Gdy na pokornych usługach klasztornych, długie już spędził lata, przełożeni chcieli go od nich zwolnić, lecz sługa Boży zawsze wypraszał sobie, aby do końca życia dozwolili mu służyć zakonowi bez wypoczynku. Na pewien czas przed śmiercią, przeznaczono go już tylko do dozierania chorych braci w klasztorze, chcąc aby na tym obowiązku znalazł trochę ulgi. Feliks i tu nowe zbierał przed Bogiem a obfite zasługi, dzień i noc doglądając zakonników będących w Infirmaryi, a często mniéj od niego zwątlonych na siłach.

Mając lat siedemdziesiąt dwa, z których przeszło czterdzieści spędził w Zakonie, przepowiedział dzień swojéj śmierci, i wkrótce potém zapadł w chorobę, w któréj dotkliwe boleści największą cierpliwością znosił, Po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, wpadł w długie zachwycenie; podczas którego jak to oznajmił bratu będącemu przy nim, widział Matkę Bożą w gronie Aniołów, co go wielką pociechą napełniło. W kilka chwil potém, bez zwykłych znaków konania, usnął błogo w Panu dnia 18 Maja, roku 1587.

Zaraz po śmierci zasłynął wielu cudami, których ośmnaście, Papież Syxtus V podówczas na stolicy Apostolskiéj zasiadający własném świadectwem stwierdził. W poczet Świętych policzony został w roku Pańskim 1712, przez ojca świętego Klemensa XI.

Pożytek duchowny

Oliwa z lampy palącéj się przy grobie świętego Feliksa będącym w kościele ojców Kapucynów w Rzymie, posiada cudowną własność uzdrawiania chorych dzieci nią namaszczanych. Ztąd jest zwyczaj w całym Zakonie ojców Kapucynów, święcenia oliwy w dzień jego uroczystości, i namaszczania nią czoła dziatek, z wzywaniem dla nich pośrednictwa tego ich szczególnego Patrona. Poleć i ty jego opiece dziatki które cię bardziéj obchodzą, aby im i na duszy i na ciele jak najczerstwiejsze wyjednać raczył zdrowie.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Feliksa wyznawcę Twojego, prostotą Ewangeliczną i niewinnością życia w Kościele Twoim uświetnił; spraw, abyśmy jego przykładami nauczeni, a pośrednictwem wsparci, do Jezusa Chrystusa którego on sam na ziemi na rękach piastował, szczęśliwie się dostali. Który z Tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 404–406.

Tags: św Feliks z Kanalicjo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pasterz zgorszenie dzieci jałmużna
2020-05-17

Św. Paschalisa Bajlon z Zakonu Braci Mniejszych św. Franciszka Serafickiego

Żył około roku Pańskiego 1592.

(Żywot jego napisany przez współczesnego mu zakonnika, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Paschalis urodził się roku Pańskiego 1540 w Hiszpanii, w prowincyi Aragońskiéj, w małém miasteczku Torre-Hermoza. Ojciec jego nazywał się Bajlon. Z powodu iż Święty nasz, przyszedł na świat w sam dzień Wielkiéj Nocy, dano ma na żądanie rodziców imię Paschalisa, od wyrazu łacińskiego Pascha, Wielka Noc.

Skoro przyszedł do rozumu, zauważano w nim wielką pobożność. Ulubioną jego modlitwą, była modlitwa Pańska Ojcze nasz, którą często w dniu, małém jeszeze będąc dziecięciem, ukięknawszy i pochyliwszy się do ziemi z największém odmawiał skupieniem. Przebywając w kościele, zapominał o potrzebie brania posiłku, i nieraz matka musiała używać całéj swojéj powagi, aby przerwać jego pobożne ćwiczenia i skłonić go do wzięcia pokarmu.

Rodzice jego byli bardzo ubodzy; gdy więc miał lat siedem oddali go w służbę, do pewnego mieszczanina bardzo zacnego człowieka, który młodego tego chłopaczka, i przykładem i słowy do cnoty i pobożności zachęcał. Przeznaczył go do paszenia trzody, z czego Paschalis był bardzo zadowolony, gdyż mu to zapewniało samotność, w któréj już wtedy bardzo sobie podobał, aby tém swobodniéj mógł się oddawać modlitwie i obcowaniu z Bogiem. Używał téż szczęścia tego z wielkiém weselem duszy. Całe dnie spędzał na bogomyślności, nie tracąc z oczów powierzonéj mu trzódki a gdy z innymi spotykał się pastuszkami, rozmawiał z nimi tylko o Bogu, i lepiéj od nich w religii oświecony, uczył ich prawd świętych. Sam będąc ubogim, wspierał jednak drugich ujmując sobie posiłku jaki mu przynoszono z domu, i rozdając go biedniejszym. Lubo nie pobierał żadnych nauk, sam w nadzwyczaj krótkim czasie, wyuczył się czytać i pisać. Odtąd zawsze z książką w ręku szedł w pole, a nigdy nic innego prócz duchownych dzieł nie czytywał, i spisywał sobie różne pobożne myśli i natchnienia, albo święte postanowienia jakie czynił, usiłując coraz wyżéj w doskonałości chrześcijańskiéj postępować.

Widząc tak wielkie w nim zalety, gospodarz u którego służył, człowiek bardzo zamożny a bezdzietny, chciał go za syna przysposobić. Lecz Paschalis, mając już wtedy około lat dwudziestu, postanowił oddać się Panu Bogu na wyłączną w zakonie służbę, i pomimo nalegań swojego pana, który mu pożądany dla wielu innych zawód doczesny zapewniał, udał się do klasztoru ojców Bernardynów, będącego w okolicach miasta Montfort, z zamiarem wstąpienia do niego. W drodze spotkał jednego ze swoich znajomych, który mu silnie to odradzał. Święty chcąc dowieść prawdziwości swojego powołania, pobudzony do tego przez szczególne Ducha Świętego natchnienie, rzekł do niego: „Oto Pan Bóg uczyni cud, aby cię przekonać że błądzisz odwodząc mnie od życia zakonnego”, i to mówiąc uderzył trzy razy w ziemię na któréj stali, a w téjże chwili wytrysnęły z niéj trzy źródła żywéj wody, dotąd płynące.

Przyjęty do zakonu, i wyjednawszy u przełożonych aby go nie przeznaczali na kapłana lecz na prostego braciszka, po odbytym najprzykładniéj nowicyacie, wykonał śluby uroczyste, i zaraz wybrany został na Infirmiarza, to jest doglądającego chorych. Usługiwał im i doglądał ich z największą miłością, a słowami pokrzepiał i na duszy, obudzając w ich sercu akty poddania się woli Bożéj i cierpliwego znoszenia choroby.

Prócz tego, przełożeni jemu zwierzyli rozdawanie ubogim jałmużny przy furcie. Spełniał święty Paschalis i ten obowiązek w duchu Bożym. W każdym biednym widział samego Chrystusa Pana, i obchodził się z nim nietylko z miłością, lecz nawet z uszanowaniem, jakie w nim obudzało ubóstwo, przypominające mu ubogiego z miłości ku nam Jezusa. Sam większą część roku ograniczał się na jednéj porcyi posiłku, a często poszcząc o chlebie i wodzie, pozostałe pokarmy oddawał biednym, których przez czas ten gdy byli przy furcie, uczył katechizmu i odmawiał z nimi pacierze, dając im najzbawienniejsze nauki.

Gdy jeszcze był pastuszkiem, zdarzyło się iż znajdując się w polu, a w myśli słuchając Mszy świętéj, w chwili gdy upadł na ziemię, aby oddać cześć Hostyi przenajświętszéj podczas podniesienia, taż Hostya ukazała mu się w powietrzu, trzymana przez Aniołów. Od téj pory szczególne miał do przenajświętszego Sakramentu nabożeństwo. Co mu tylko zbywało czasu od obowiązków klasztornych, spędzał go w kościele: tam często wpadał w zachwycenie, i niekiedy widziano go o stóp kilka w górę wzniesionego na powietrzu. Matkę Bożą czcił i kochał jak najlepszą matkę swoję niebieską, i do tajemnicy Jéj Niepokalanego Poczęcia mając wielkie nabożeństwo, pobudzał do niego i drugich. Obdarzył go był Pan Bóg, tak wysokim darem nietylko bystrego pojęcia w rzeczach tyczących się religii, lecz oraz i wyjaśniania najgłębszych tajemnic wiary, że najznakomitsi Teologowie udawali się do niego dla zasięgnięcia jego zdania, w najzawilszych kwestyach. Dwóch uczonych Jezuitów, rozmawiało z nim razu pewnego, a nie wiedząc iż jest tylko prostym braciszkiem, wzięli go za jednego z najuczeńszych Teologów jego zakonu. Żadnych nauk nie pobierając, napisał prześliczne małe książeczki o doskonałościach Boga, o Trójcy przenajświętszéj, o Wcieleniu Syna Bożego, o sposobie odbywania modlitwy wewnętrznéj, o trzech stopniach doskonałości chrześcijańskiéj, o łasce, o Aniołach, i kilka innych tego rodzaju, a w których wszystkie te tajemnice z przedziwną prostotą, namaszczeniem i przystępnie wykłada. Wysłany przez przełożonych do Francyi w ważnych sprawach tyczących się całego zakonu, wszystko najpomyślniéj załatwił. W podróży téj, wpadł był w ręce heretyków, wojnę podówczas prowadzących. Zrazu chcieli oni obejść się z nim okrutnie, mając w ręku braciszka zakonu który nienawidzili. Lecz jego pokora, łagodność, i mądre odpowiedzi jakie im dawał na czynione mu zapytania co do artykułów wiary, złość ich rozbroiły i wyswobodziły go z téj niewoli.

Słynął za życia jeszcze różnemi cudami. Razu pewnego w jedném z miast sąsiednich klasztorowi w którym przebywał, wybuchło morowe powietrze. Święty dowiedziawszy się iż z miejsca tego wielu pouchodziło, a chorzy bez pomocy żadnéj zostawali, uzyskawszy na to pozwolenie przełożonego, udał się tamże dla obsługiwania; zarażonych. Przebywał wśród nich dość długo, a nietylko sam zarazie nie podległ, lecz wielką liczbę już nią dotkniętych znakiem krzyża świętego uzdrowił, i naukami jakie przez ten czas miewał do ludu, poskromiwszy w nim złe obyczaje, odwrócił tę klęskę od miasta, ktorą właśnie Pan Bóg karał mieszkańców za ich grzechy, i nią chciał ich do pokuty przywieść. W procesie jego kanonizacyi i to zdarzenie, i wielka liczba innych cudownych uzdrowień przez niego dokonanych, została dowiedzioną.

Posiadał także dar przepowiadania przyszłości, którego szczególnie używał dla ostrzeżenia różnych osób o zbliżającéj się śmierci, aby się zawczasu do niéj przygotowały. Tak między innemi, znajdując się pewnego dnia u zamożnego mieszkańca Walencyi, gdzie posłany był jako towarzysz z kapłanem jego zakonu udającym się tam za interesem klasztornym, gdy odchodzili, nakłonił gospodarza domu aby co rychléj wyspowiadał się i sporządził testament, gdyż niezadług oumrze. Jakoż tejże nocy człowiek ten tknięty apopleksyą, umarł. Podobne wielkie dobrodziejstwo wyrządził nasz Święty, mnóstwu innych osób, jak o tém także świadczą akta jego kanonizacji.

Lecz o ile ten sługa Boży, opływał w dary i łaski niebieskie, o tyle zły duch wysilał złość swoję na jego duszę. Nacierali na niego niekiedy szatani, a za każdą razą modlitwą, przez którą w takich razach uciekał się do Matki Bożój, odparci, i żadnéj co do duszy nie mogąc mu zadać szkody, nad ciałem się jego pastwili. Zdarzało się iż go tak dotkliwie zbili, że całe ciało miał sińcami pokryte. Niekiedy znowu chcąc go w złudzenie wprowadzić, okazywali się mu przybierając na siebie postać Świętych Pańskich, a nawet i saméj Matki Bożéj, jakoby się mu objawiających. Lecz Paschalis umiał rozróżnić fałszywe od prawdziwych widzenia, i za każdą razą znakiem krzyża święgo złudzenia szatańskie odpędzał.

Mając lat pięćdziesiąt dwa, gdy mieszkał w klasztorze w mieście Willa-Reale w Walencyi, przepowiedział zbliżający się dzień śmierci swojéj. Wkrótce potém zapadłszy na lekką gorączkę, przyjął z najżywszéj pobożności uczuciami, wszystkie Sakramenta święte, i zasnął w Panu dnia 15 Maja roku Pańskiego 1592. Gdy w trumnie był położony, ujrzano podczas Mszy świętéj, przy ciele jego odprawianéj, że w chwili Podniesienia dwa razy otwierał i spuszczał powieki, na znak cudowny iż i po śmierci cześć oddaje przenajświętszemu Sakramentowi Ołtarza.

Gdy licznemi grób jego zasłynął cudami, kanonizowany został przez Papieża Aleksandra VIII roku Pańskiego 1680.

Pożytek duchowny

Święty Paschalis, który szczególne miał za życia do przenajświętszego Sakramentu ołtarza nabożeństwo, jest dla tego szczególnym daru tegoż nabożeństwa Patronem. Proś go przeto z całego serca, aby i tobie tę łaskę wyjednał, abyś Boga i najdroższego naszego Zbawcę, w Sakramencie Jego największéj ku ludziom miłości obecnego, czcił i wielbił w sposób szczególny.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Paschalisa Wyznawcę Twojego, prawdziwą ku przenajświętszéj tajemnicy Ciała i Krwi Twojéj, miłością przyozdobił; spraw łaskawie, abyśmy podobnyż jak on z téj Boskiéj uczty posiłek dla duszy naszéj zaczerpywać godnymi się stali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 401–403.

Tags: św Paschalis Bajlon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Wielkanoc pasterz edukacja Eucharystia zaraza śmierć
2020-05-16

Św. Jana Nepomucena Męczennika

Żył około roku Pańskiego 1383.

(Żywot jego napisany jest, z dawnych akt kościoła Prazkiego, przez ojca Balbinusa Jezuitę.)

Święty Jan Nepomucen, który poniósł śmierć męczeńską za zachowanie tajemnicy Sakramentu spowiedzi, narodził się w Czechach, w wiosce zwanéj Nepomuck, niedaleko Pragi; około: roku Pańskiego 1330. Matka jego już podeszłego wieku, wyprosiła sobie u przenajświętszéj Panny to dziecię, nad którego kolebką ukazało się cudowne światło niebieskie. Późniéj gdy ten jéj synaczek śmiertelnie zachorował, pobożna matka, odbyła na jego intencyą pielgrzymkę do obrazu Bogarodzicielki, cudami słynącego w klasztorze Cystersów, i mały Janek przyszedł do zdrowia.

Chociaż rodzice jego byli bardzo ubodzy, starali się jednak, aby się wykształcił w naukach. Najprzód był w szkołach utrzymywanych przy klasztorze ojców Cystersów, a późniéj posłali go dla ukończenia wyższych nauk do Pragi, gdzie otrzymał stopień Doktora Teologii i prawa kanonicznego. Wkrótce potém wstąpiwszy do stanu duchownego, wyświęcony został na kapłana, usposobiwszy się do tego od saméj młodości życiem bardzo pobożném, a nawet i pokutném. W skutek wielkiéj gorliwości, jaką pracując. około zbawienia dusz okazywał, a oraz wyższych zdolności jakiemi się odznaczał, Biskup Prazki zrobił go najprzód kaznodzieją w głównym kościele Matki Bożéj, a następnie proboszczem jednéj z parafii tego miasta. W krótkim czasie, Praga zmieniła swa postać pod względem obyczajów: kazania jego zniosły wiele nadużyć i rozżywiły w ludzie całym pobożność. Tłumnie się gromadzono na jego nauki, i sam cesarz Wacław IV często na nich bywał. Zamianował go nawet kaznodzieją swoim nadwornym, gdy pod tęż porę Biskup uczynił go Kanonikiem katedralnym.

Wtedy cesarz jeszcze nie oddawał się nierządom, jakie późniéj uczyniły go jednym z najokrutniejszych monarchów, i przez pewien czas, chętnie powodował się radą świętego Jana. Mając go w wielkiém poważaniu, chciał go najprzód uczynić Opatem Wiszeradzkim, co było jedną z najpierwszych godności kościelnych w Cesarstwie, posiadającą książęce dochody; a gdy tego odmówił nasz Święty, ofiarował mu wakujące biskupstwo, którego on podobnież nie przyjął, w głębokiéj pokorze swojéj poczytując się tego niegodnym, a pragnąc tylko pożytku dusz wiernych, którym poświęcał się gorliwie, z najzbawienniejszym skutkiem. Obok tego wiódł życie nadzwyczaj umartwione i bogomyślne, cały swój dochód rozdając ubogim.

Cesarzowa, córka książęcia Bawarskiego a żona Wacława, obrała go za spowiednika, i pod jego przewodnictwem wielki postęp w świątobliwości uczyniła. Była to pani nieposzlakowanych obyczajów, bardzo pobożna, godna tronu na jakim zasiadała, nie tylko świetnością rodu swojego lecz i z powodu cnót jakiemi jaśniała. Pomimo tego cesarz rozpuściwszy cugle swoim namiętnościom, a słuchając oszczerstw jakiemi nikczemni pochlebcy wraz z nim rozpustne życie wiodący, usiłowali poróżnić go z cesarzową, której surowość życia potępiała ich i Wacława nierządy, powziął nieufność do żony, którą w końcu zaczął o przeniewierzenie się małżeńskie posądzać. Uroiwszy sobie jéj zdradę, gdy sam znieważał najjawniéj poślubioną jéj wierność, a nie mogąc pomimo wszelkich usiłowań, znaleźć żadnego krzywdzących ją podejrzeń dowodu, umyślił bezbożnie, wymódz na świętym Janie, wyjawienie tajemnic spowiedzi, tyczacych się cesarzowéj. W tym celu przywoławszy go razu pewnego do siebie, zamknął się z nim sam na sam i z początku z ogródką, późniéj otwarcie domagał się od niego, aby mu wydał tajemnicę sumienia jego żony, i za to ośmielił się ofiarować mu w nagrodę wyniesienie go na Biskupa. Na te słowa, święty Jan przejęty zgrozą, nietylko nie dał Wacławowi żadnéj odpowiedzi, lecz go najsurowiéj zgromił, przedstawiając mu jak ciężki grzech świętokradztwa sam popełnia, domagając się czegoś podobnego. Cesarz widząc jego stałość, na ten raz zaprzestał dalszych nalegań.

Wkrótce potém zdarzyło, się że na stół cesarski podano mięso niedopieczone. Wacław uniesiony gniewem, kazał kucharza włożyć na rożen, i piec go wolnym ogniem, aż skona w tych mękach. Znający okrucieństwo cesarza dworzanie, drżąc przed jego złością, spełnili barbarzyński ten rozkaz, nie śmiąc ani słowa wyrzec. Święty Jan zostawał wtedy na dworze cesarskim. Dowiedziawszy się o barbarzyństwie na które mało kto i z pogan najokrutniejszychby się zdobył, udał się do cesarza, i prosił go o posłuchanie. Jak święty Jan Chrzciciel, którego nosił imię, postąpił sobie z Herodem, upominając go za spełnioną zbrodnię, z wszelkiém uszanowaniem należném monarsze, lecz ze śmiałością właściwą kapłanowi który był cesarskim kapelanem, przedstawił mu zbrodniczość jego postępku. Wacław który już wtedy największych dopuszczał się nieprawości, uniesiony gniewem na świętego Jana, kazał go w tejże chwili wtrącić do więzienia, i tam trzymać przez dni kilka bez żadnego posiłku. Chciał bowiem przy téj sposobności, ponowić swoje nalegania o wydanie tajemnie spowiedzi cesarzowéj. Jakoż, strażnik więzienia oświadczył Janowi w imieniu cesarskiém, że jeżeli w téj mierze spełni jego wolę, niezwłocznie uwolnionym zostanie, a inaczéj czeka go los najsmutniejszy. Święty Jan odpowiedział, że gotów nietylko głód cierpieć, ale i umrzeć z głodu, byle cesarz bezbożnych domagań się nie czynił.

Po kilku dniach, Wacław czy to ochłonąwszy z gniewu, czy téż zamierzając tylko podejść Świętego łagodniejszém postępowaniem, posłał do niego jednego z pierwszych swoich urzędników, z oświadczeniem iż cesarz żałuje swojego postępku, prosi Jana aby mu go wybaczył, i na dowód tego aby przyszedł do niego na obiad, przy którym Wacław publiczném uczczeniem jego osoby, będzie się starał wynagrodzić krzywdę, zadaną jego godności kapłańskiéj. Sługa Boży bez wahania się spełnił życzenie monarchy; i w istocie na obiedzie tym, Wacław uczcił go w sposób najszczególniejszy. Lecz było to tylko nikczemném podejściem. Po uczcie, gdy wszyscy na niéj obecni oddalili się, cesarz zatrzymawszy Świętego Jana, zaczął znowu nalegać o wydanie mu tajemnic cesarzowéj. Chciał go zrazu uwieść obietnicami najpierwszych w cesarstwie godności kościelnych, na które przyrzekał go wynieść, byle żądaniu jego zadośćuczynił; lecz w końcu wręcz mu oświadczył, że jeżeli woli jego nie spełni ściągnie na siebie straszny gniew cesarski, i zginie w najokrutniejszych mękach jakie każe mu zadać. Na wszystko to, święty Jan jednę i tęż samę dawał odmowną odpowiedź, i ze swojéj strony zagroził Wacławowi straszną karą Bożą, za świętokradzkie wdzieranie się do tajników sumienia ludzkiego, Bogu tylko samemu znanych i do których Pan Bóg tylko ma prawo.

Wtedy Wacław, spełnił to co świętemu Janowi zapowiedział. Wydał go w ręce katów, i kazał wziąść na tortury, na których przykładano mu do boku pochodnie rozpalone. Święty zniósł wszystkie męki mężnie, modląc się wśród nich i wzywając Imienia Jezusa i Maryi. Kaci znużeni napróżno, ustali, a cesarz obawiając się rokoszu ludu zburzonego na wieść okrucieństw jakich się na świętym Janie dopuszczał, kazał go i tą razą jeszcze uwolnić,

Święty Męczennik wróciwszy do domu, i wyleczywszy się ze srogich ran na torturach poniesionych, wydalony już z dworu cesarskiego, oddał się z całą gorliwością swoim zwykłym pracom apostolskim. Gdy nadchodziła chwila w któréj czekała go już śmierć męczeńska, o czém w objawieniu się dowiedział, na kazaniu jakie miał wtedy, pożegnał się ze słuchaczami, i wracał do swego mieszkania wieczorem. Zboczył był tylko do kościoła Matki Bożéj, aby tam według swego zwyczaju, pomodlić się przed starożytnym obrazem przenajświętszéj Panny, jeszcze przez świętych Cyrylla i Metodego do Czech przyniesionym. Gdy przechodził obok pałacu cesarskiego, Wacław ujrzał go z okna. To rozbudziło w nim chęć sprobowania raz jeszcze, czy nie wydobędzie od niego tajemniey o którą mu chodziło. Kazał więc przywołać do siebie świętego Jana, i bez żadnéj już tą razą ogródki, w te słowa odezwał się do niego: „Słuchaj księże: albo mi w tejże chwili wyjawisz tajemnicę spowiedzi cesarzowéj, albo, przydał wskazując na płynącą niedaleko rzekę, przysięgam że napijesz się wody z téj rzeki.” Święty na to już ani słowa odpowiedzi dać nie chciał, a Wacław zamknąwszy go najprzód w jednéj z sal pałacu, gdy noc nadeszła, kazał go wrzucić w rzekę Mołdawę, co kaci niezwłocznie spełnili. Działo się to dnia 16 Maja roku Pańskiego 1388.

Nie dozwolił jednak Pan Bóg aby zwłoki tego skrycie zamordowanego Męczennika, pozbawione były czci publicznéj. Nad ciałem jego unoszonym nurtem rzeki, okazały się światła niebieskie, ciągle mu towarzyszące, na widok których zbiegło się całe miasto. Woda sama wyniosła na brzeg święte ciało, które bardzo uroczyście pochowano w katedrze Prazkiéj, umieszczając na kamieniu po łacinie opis męczeńskiéj śmierci świętego Jana, poniesionéj dla zachowania Sakramentanéj tajemnicy spowiedzi. Grób jego licznemi zasłynął i po dziś dzień słynie cudami. W poczet Świętych policzony został przez Papieża Benedykta XIII roku Pańskiego 1722.

Pożytek duchowny

Pan Bóg dopuścił na świętego Jana śmierć męczeńską za dochowanie tajemnicy Sakramentu pokuty, aby wierni tém bardziéj przekonani o nienaruszalności takowéj, nie dopuszczali się nigdy świętokradztwa, przez obawę wyjawiania swoich grzechów. Niech cię to nakłania do jak najszczerszéj zawsze spowiedzi, i do poprawienia przeszłych, jeśliś, broń Boże, w któréj popełnił świętokradztwo przez zatajenie grzechów.

Modlitwa (kościelna)

Boże któryś przez mężne błogosławionego Jana zachowanie tajemnicy sakramentalnéj, nową koroną męczeńską, Kościół Twój przyozdobił, daj nam za jego wstawieniem się i przykładem, język strzedz pilnie i raczéj wszelkie ponieść w tém życiu przykrości, aniżeli duszy naszéj przez niewstrzemięźliwość w mowie, przynieść szkodę. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 398–400.

Tags: św Jan Nepomucen „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik Praha spowiedź tajemnica spowiedzi
2020-05-15

Św. Witalisa Męczennika

Żył około roku Pańskiego 171.

(Żywot jego wyjęty jest z pism świętego Piotra Damiana.)

Święty Witalis, w wielkiéj czci będący w całym Kościele, a szczególnie wa Włoszech, był rodem z Medyolanu, i pochodził ze starożytnéj i znakomitéj rodziny. Żył w pierwszym wieku chrześcijaństwa. Niektórzy pisarze utrzymują iż był on ojcem dwóch świętych Męczeńników: Gerwazego i Protazego. I on i wszyscy z jego rodziny byli chrześcijanami, lecz przez długi czas ukrywało się to w tajemnicy, z powodu prześladowania jakiego już wtedy od pogan wierni doznawali. Witalis, lubo otwarcie jako chrześcijanin nie występował, wiódł życie bardzo pobożne, i z wielkiéj prawości i miłosierdzia dla ubogich powszechnie znany, u pogan nawet w szczególném był poważaniu. Skrycie zaś utwierdzał chrześcijan w wierze, nawiedzał ich po więzieniach, hojnemi jałmużnami wspierał, gdy albo zmuszeni ukrywać się przed prześladowaniem, pozbawieni byli sposobu życia, albo w obce gdzie kraje udawali się z całemi rodzinami. Wszyscy téż wierni i w Medyolanie, i w całym okolicznym kraju, mieli w nim największego dobroczyńcę, opiekuna i doradcę, do którego z każdym rodzajem potrzeby śmiało się udawali.

Służąc w wojsku cesarskiém, odznaczył się męstwem i wyższego nabył stopnia; a że prócz tego należał do jednéj z pierwszych rodzin Medyolańskich, więc ułatwiło mu to ścisłą bardzo z konsulem, to jest Wielkorządcą téj prowincyi Paulinem zażyłość. Ten, chociaż zawzięty wróg chrześcijan, gdyż i z tego głównie powodu na urząd ten był wyniesiony, w wielu razach oszczędzał ich na prośby Witalisa, o którym nie wiedział że jest chrześcijaninem, wstawiania się jego za nimi przypisywał jedynie znanéj dobroci jego serca i litości dlą wszelkiego rodzaju nieszczęśliwych. To mu téż ułatwiało z wiernymi stosunki, jego samego nie narażając, z czego korzystał nasz Święty, i jużto jawnie chodził do więzień, gdzie ich trzymano, jużto odwiedzał ich w dalszych miejscach ukrywających się po lasach i jaskiniach, udając się tam pod różnemi pozorami.

Wielkorządca Paulin udając się z Medyolanu do Rawenny, chciał aby z nim pojechał i Witalis, w którego towarzystwie bardzo sobie podobał, a było to właśnie w chwili, gdy prześladowanie wzmogło się jeszcze bardziéj. Święty, wnosząc iż jak w Medyolanie tak i w Rawennie, obecność jego przy Wielkorządcy przydać się może dla chrześcijan, tém bardziéj że Paulin udawał się tam głównie po to aby obostrzyć postępowanie z nimi, chętnie zgodził się aby mu towarzyszyć. Wjeżdżając do Rawenny dowiedział się że pewien chrześcijanin imieniem Urzycyn, znakomity tego miasta lekarz przerażony samym widokiem tortur, haków żelaznych i rusztowania na którem mieli go męczyć, zachwiał się był w wierze. Zdawało mu się tedy że już w tym wypadku, nie powinien dłużéj ukrywać się z tém że i sam jest chrześcijaninem, i że miłość duszy tego nieszczęsnego, który blizki będąc zaparcia się wiary narażał się na potępienie wieczne, wymagała aby go od tego powstrzymał, chociażby z narażeniem się własném. Pobudzony tak świętą gorliwością, rozłączył się niezwłocznie, z Wielkorządeą, i udał się prosto na plac, gdzie miał być męczonym Urzacy, gdyż go zawiadomiono że już go tam prowadzą. Jakoż, znalazł go nawpół zwyciężonego od pogan, którzy obstąpiwszy go tłumnie, już prawie skłonili do składania ofiary bożyszczom. Witalis pośpieszył co siły i zdaleka jeszcze będąc, zawołał: „Urzacy! mężny wyznawco Chrystusów czyżbyś miał uledz przy samym końcu walki? Już masz w ręku koronę, nie wypuszczajże jéj poddając się nikczemnéj bojaźni. Po wielu trudach dobiegasz już mety, miałżebyś cofnąć się w chwili gdy jeszcze krok jeden, a zostajesz zwyciężcą? Zastanów się co robisz; dla uniknięcia krótkich męczarni, zamyślasz wrzucić się w ognie wieczne, w których czekają cię nierównie straszniejsze a niemajace końca męki. Ty któryś tak trafnie ratował swoich pacyentów od śmierci, sam sobie miałżebyś zadać śmierć wieczną na duszy! Nabierz odwagi, bracie najdroższy, okaż się takim jakim byłeś dotąd, a ufny w łaskę Jezusa za którego umierasz, dopełniaj świętéj ofiary, abyś za chwilę z palmą męczeńską wstąpił do Nieba.” Słowa te tak były skuteczne, że Urzacy z większém niż kiedy męstwem, wyznał Chrystusa i otrzymał koronę męczeńską. Witalis zaś własnemi rękoma z czcią wielką pogrzebał zwłoki świętego Męczennika, nie wątpiąc że i jego tenże los czeka i gotował się na to.

Jakoż, niezwłocznie doszedł do wiadomości Wielkorządcy postępek jego. Paulin, który bardzo lubił Witalisa, wielce się tém zafrasował, i przyszedłszy sam do jego mieszkania: „czyś postradał rozum, rzekł mu, aby się dopuścić czegoś podobnego. Postępku twojego już ukryć nie mogę przed cesarzem, bo świadkiem jego była cała ludność tutejsza, więc sam miarkuj co cię teraz czeka!” — „Nie nazywaj, odrzekł mu na to Święty, postępku mojego szaleństwem. Lecz przyznaj, bo masz nadto rozsądku abyś tego nie wiedział, że trzeba w istocie być pozbawionym rozumu, aby cześć taką jak Bogu, oddawać bałwanom i ludziom, którzy byli wielkimi zbrodniarzami i wszetecznikami. Jeden tylko jest Bóg, i więcéj ich być nie może, a tym Bogiem jest Ten, któremu cześć oddają chrześcijanie, za którego wiarę śmierć ponoszą i z których liczby i ja być pragnę.”

Paulin osłupiał, słysząc tak śmiałe i stanowcze wyznanie Witalisa. Zawahał się co mu czynić wypada, kiedy już całe miasto wiedziało o tém że jego przyboczny ulubieniec, publicznie wystąpił jako najgorliwszy Wyznawca Chrystusa. Obawiając się przeto odpowiedzialności przed cesarzem, kazał Witalisa uwięzić, zapowiadając mu, że jeżeli publicznie przez oddanie czci bożkom, nie odwoła tego co uczynił, spotka go los innych Męczenników. Owszem, oznajmił mu, że ponieważ był on dotąd w jego szczególnych łaskach, więc za takowe, jak je nazywał przeniewierzenie się cesarzowi, z tém większą surowością zmuszony będzie z nim się obchodzić, aby postępek Witalisa i jemuż samemu przed cesarzem nie zaszkodził.

Święty okuty w kajdany, zdegradowany ze stopnia wojskowego jaki posiadał, wtrącony został do więzienia. Napełniło go to największą radością. Ujrzawszy się w gronie wielu innych mężnych Wyznawców Chrystusowych, oczekujących korony męczeńskiéj, miał się za najszczęśliwszego, jakby się znajdował już w przedsionkach Nieba. Obecność jego i drugim dodawała odwagi, a przez dni kilka, w ciągu których Paulin zwlekał jego sprawę, w nadziei że więzienie osłabi jego zapał i uczyni go łatwiejszym do odstępstwa, nie tylko sam wcale nie ostygł na duchu, lecz i niektórych innych wahających się utwierdził słowy i przykładem, a oprócz tego kilku pogan nawrócił.

Wielkorządca, przeciw któremu zaczął lud szemrać, jakoby oszczędzał swojego ulubieńca, kazał go wziąść na tortury, na których Witalis tak straszne męki wycierpiał, iż cudowi wyraźnemu przypisywano, że w ciągu nich życia nie postradał. Wśród tych męczarni, ciągle się modlił głośno, wyznawał Chrystusa, i drugich do wytrwałości zachęcał, nakłaniając pogan aby swoich błędów odstąpili. Paulin widząc, iż im większe zadają mu katusze, tém większe okazuje Witalis męstwo i wytrwałość, wydał rozkaz aby go zaprowadzono na plac gdzie umęczony był Urzacy, i jeżeli tam nie odda czci bożkom cesarskim, aby go na témże miejscu żywcem pochowano.

Stanął tam święty Męczennik, a do końca z równą odwagą i stałością wyznając Chrystusa, wrzucony został w głęboki dół i przywalony kamieniami i ziemią. Pozyskał koronę męczeńską dnia 27 Kwietnia roku Pańskiego 171. Dotąd w mieście Rawennie, wznosi się wspaniały kościoł pod wezwaniem świętego Witalisa, na témże miejscu, gdzie według dawnego podania, poniósł on męczeństwo.

Pożytek duchowny

Święty Witalis, dla uchronienia Urzacego od zaparcia się wiary, wystawił się na śmierć męczeńską, a za to i sam i ten dla którego się poświęcił, poszli prosto do Nieba. Patrz na jakie niebezpieczeństwa narażają się Święci z miłości bliźniego, a zawstydź się przypominając sobie twoję dla drugich nieuczynność.

Modlitwa (kościelna)

Spraw, prosimy Wszechmogący Boże, abyśmy cześć oddając pamięci błogosławionego Witalisa Męczennika Twojego, za jego wstawieniem się w świętéj miłości Twojéj utwierdzeni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 396–398.

Tags: św Witalis „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Gerwazy św Protazy jałmużna miłość bliźniego
2020-05-14

Św. Bonifacego Męczennika

Żył około roku Pańskiego 300.

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Bonifacy rodem Rzymianin, żył przy końcu trzeciego wieku. Był rządcą dóbr pewnéj wielkiéj pani rzymskiéj, nazwiskiem Aglae, która chociaż chrześcijanka, złóm postępowaniem gorszyła całe miasto. Wielkie posiadając dostatki, obracała je na zbytki i wszeteczne biesiady, które dla własnéj zabawy, kosztem swoim wyprawiała ludowi: a co największą przynosiło jéj zakałę, z wiedzą wszystkich, miała niegodziwe z Bonifacym w jéj domu mieszkającym, stosunki. On także był chrześcijaninem, lecz podobnym do swojéj pani, i prócz tego nałogowym pijakiem. Jednę tylko miał obok tylu i tak wielkich wad zaletę: był nadzwyczaj dla ubogich litościwym; i to zdaje się, pomimo życia rozpustnego jakie prowadził, ściągnęło w końcu na niego wielkie miłosierdzie Boże.

Długo już Aglae i Bonifacy gorszyli wszystkich swojemi postępkami, i wielce zasmucali wiernych, kiedy Bóg w nieprzebranéj dobroci Swojéj dotknął tę kobietę łaską najszczerszego nawrócenia. Odstąpiło ją zaślepienie w którém dotąd zostawała, poznała złość i szkaradę swoich grzechów, a przerażona strasznemi sądami Bożemi jakie ją czekały, i skruszona serdecznie, postanowiła życie poprawić, i godną takich zbrodni pokutą, zadość czyniąc sprawiedliwości Bożéj, zbawić duszę swoję.

Jakoż sprzedała wszystkie jakie posiadała kosztowności: perły, klejnoty i bogate stroje, i bardzo znaczne ztąd pieniądze rozdała ubogim. Nie tylko zaprzestała wszelkich zabaw, lecz zupełnie odsunęła się od świata, czas cały trawiła na modlitwie i miłosiernych uczynkach, ścisłemi postami i różnemi umartwieniami trapiąc ciało.

Bonifacy jak był spólnikiem jéj rozpusty, tak podobnież oświecony łaską Bożą, wziął się do pokuty, i o ile przedtém znanym był w Rzymie jako jeden z ludzi najzepsutszego życia, o tyle po nawróceniu, stał się dla wszystkich zbudowaniem, i wzorem szczerze za dawne występki pokutującego chrześcijanina.

Pod tę porę na wschodzie rozsrożyło się prześladowanie Kościoła, i dnia prawie nie było, aby w téj stronie cesarstwa (chociaż w Rzymie było spokojnie) jaki męczennik nie wylał krwi za wiarę. Wielkorządca Tarsu w Cylicyi tyran okrutny, wielką liczbę chrześcijan mordując, prowadził barbarzyński handel, który mu wielkie przynosił zyski: przedawał ciała męczenników, chrześcijanom z innych części państwa po nie przybywającym. Dowiedziawszy się o tém Aglae, zapragnęła posiadać tak drogą relikwią. Razu więc pewnego, przyzwała do siebie Bonifacego i takie dała mu zlecenie: „Wiesz dobrze, jak i ty i ja potrzebujemy pośrednictwa świętych Pańskich, aby nam uzyskali u Boga odpuszczenie ciężkich grzechów, któremiśmy Go tak długo obrażali. Kto szczególną cześć oddaje zwłokom Świętych którzy krew swoję wyleli za Chrystusa Pana, pozyskuje łatwiéj ich wstawienie się do najwyższego Sędziego. Na Wschodzie, wielu męczenników oddaje życie za wiarę, i relikwie ich przedają chrześcijanom po to zgłaszającym się. Weź przeto wiele chcesz pieniędzy, udaj się do Grecji, nabądź koniecznie ciało którego ze świętych Męczenników, zapłać za nie cokolwiek żądać będą, i przywież mi takowe. Ja przyjmę je ze czcią wielką, i wybuduję na umieszczenie tych relikwii wspaniałą kaplicę.” Wielce zleceniem takowém uradowany Bonifacy, wybrał się co prędzej w drogę. Wziął z sobą znaczne i własne pieniądze, aby nie tylko zakupić ciało jakiego Męczennika, po która wysyłała go Aglae, lecz aby z własnego mienia rozdać znaczne jałmużny pomiędzy wiernych, na Wschodzie z powodu prześladowania w wielkim niedostatku będących. W dwanaście koni i trzy wozy, z kilku sługami, wyruszył do Cylicyi. Żegnając się z panią swoją rzekł do niej: „Pani wysyłasz mnie po ciało świętego jakiego Męczennika; a gdyby Pan Bóg udzielił mi łaskę poniesienia męczeństwa, i gdyby ci moje ciało przywieziono, czy przyjęłabyś je jako relikwie?” — „Niewłaściwe to żarty, odpowiedziała mu na to Aglae. Korony męczeńskiéj, niegodni są tacy jak my grzesznicy. Staraj się tylko przywieźć jakie ciało Męczennika, abyś przez to zasłużył na pośrednictwo tego Świętego, którego w ten sposób uczcisz.”

W ciągu podróży, Bonifacy przydał sobie różnych umartwień ciała, a między innemi cały czas ścisły post zachowywał i wina nie pił. Modlił się bardzo gorąco, rzewnie grzechy swoje opłakiwał, i błagał Boga, aby go przypuścił do łaski poniesienia śmierci męczeńskiéj, i przez nią dał mu od razu zadość uczynić za wszystkie jego dawnego życia nierządy.

Przybywszy do miasta Tarsu w Cylicyi, Bonifacy posłał swoje podróżne wozy z ludźmi i końmi do zajazdu, a sam udał się na miasto, chcąc co prędzéj spotkać jakich chrześcijan. Wszedłszy na plac wielki, trafił właśnie na chwilę, gdy wobec zgromadzonego ludu, dwudzietu wyznawcom Chrystusa Pana, zadawano okrutne męczarnie. Jednych zawieszonych głową do ziemi, palono ogniem pod nimi podłożonym, drugich rozpiętych pomiędzy czterma słupami, rozdzierano hakami żelaznemi, innych piłowali, ćwiertowali, biczowali do śmierci, a wszystkich tak barbarzyńsko męczyli, że sami poganie oburzali się na to.

Bonifacy, szczególną w tejże chwili dotknięty łaską Bożą, i pobudzony żądzą męczeństwa, przebija się przez tłumy, przyskakuje do męczenników, ściska ich, całuje i woła: „Wielkim jest Bóg chrześcijański: chwała niech będzie Bogu, któremu ci Męczennicy cześć oddają, dostępując najwyższego szczęścia, przez wylanie krwi za Niego. Błagam was wielcy słudzy Chrystusowi, bohaterowie święci, błagam was, abyście się pomodlili za mnie do Pana Jezusa, abym i ja, jakkolwiek wielki grzesznik, uczestnikiem stał się i walki waszéj i korony.” Potém, znowu całując ich więży w te słowa do nich głośno odzywał się: „Śmiało męczennicy Chrystusowi: walczcie za Tego, który z wami walczy; stałością i męstwem waszém, przemagajcie piekło: już tylko krótką chwilę cierpieć będziecie, a po niéj czeka was nagroda wieczna, nieskończona.”

Obecny temu Wielkorządca Symplicyusz, kazał stawić przed sobą Bonifacego, a gdy ten śmiało wyznał iż był chrześcijaninem, dał mu, do wyboru: albo niezwłocznie oddać cześć Jowiszowi, albo uledz najstraszniejszym mękom. Święty odpowiedział, iż gotów jest na wszelkie męki, lecz bałwanom się nie pokłoni. Wtedy tyran kazał go biczować tak okrutnie, że ciało od kości mu poodrywano, i wbijać mu ostre trzciny pod paznogcie. Bonifacy zniósł to wszystko tak spokojnie, iż zdawało się że żaddnego nie doznawał bolu. Owszem, był swobodny i wesoły. Symplicyusz rozwścieklony na widok tak cudownéj wytrwałości, kazał Świętemu lać w usta ołów roztopiony, a Bonifacy sądząc iż potém już mowę straci, zaczął głośniéj jeszcze w te słowa modlić się: „Dzięki Ci składam Boże mój! iż dozwalasz mi zaofiarować Ci życie moje. Wspieraj sługę Twego, abym mógł wszelkie męki wytrzymać.” Potém zwracając się do innych Męczenników tam obecnych: „proszę was, wołał do nich, módlcie się za mnie” — a oni odpowiadając, mu prosili go nawzajem, aby on za nich wstawił się do Boga. Lud widokiem tym poruszony, zburzył się, a wydając okrzyki: „Bóg tych męczenników, jest Bogiem prawdziwym”, obalił ołtarz pogański, i rzucał kamienie na Wielkorządcę, który z tego powodu zmuszony był skryć się.

Nazajutrz, Symplicyusz znalazłszy Bonifacego również jak dotąd mężnie przy wyznaniu Chrystusa trwającym, kazał go zanurzyć w kocioł wrzącego oleju. Swięty mając weń wstępować, przeżegnał się, i w tejże chwili kocioł pękł, a olej rozlany, wielu katów popalił. Wtedy tyran obawiając się nowego wzburzenia ludu, kazał mu ściąć głowę, i tym sposobem błogosławiony ten Męczennik, wielkie grzechy jakich się był dopuszezał dawniéj, zmywszy krwią własną wylaną za wiarę, pozyskał Niebo odrazu, i w nim palmę męczeńską. Zamordowany został 14 Maja, około roku Pańskiego 300.

Słudzy, którzy towarzyszyli Bonifacemu w podróży jego do Cylicyi, wykupili jego ciało i nabalsamowawszy powieźli do Włoch.

Tymczasem Aglae będąc na modlitwie, miała sobie objawioném, iż zwłoki Bonifacego jako Męczennika, prowadzą już do Rzymu. Wyszła na ich przyjęcie z kilku duchownymi, o ćwierć mili za miastem je spotkała. Było to właśnie na gruntach do jéj dóbr należących. Kazała je tam zawieźć, i umieściła we wspaniałym kościele, który w tym celu późniéj wybudowała. Sama zaś osiadła przy nim wraz z kilku pobożnemi dziewicami na jéj usługach będącemi, a rozdawszy cały majątek na ubogich, i niewolników swoich wyswobodziwszy, żyła jeszcze lat trzynaście, bogomyślności i pokucie oddana. Pan Bóg świętość jéj wielu cudami objawił.

Pożytek duchowny

Z żywotu dopiéro przeczytanego, dwie zbawienne uwagi zastosuj do siebie. Jedna: jak wielką jest zasługa z czynionych jałmużn, kiedy takowa wyjednała u Boga dla świętego Bonifacego, powstanie z ciężkich grzechów, których się dopuszczał; a powtóre patrz na jaką to pokutę zdobywa się za łaską Bożą dusza, szczerze za sprośne grzechy swoje żałująca

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy uroczystą cześć oddając męczeńskiéj śmierci błogosławionego Bonifacego, jego przed Tobą pośrednictwem wspomożeni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 393–395.

Tags: św Bonifacy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik jałmużna nierząd relikwie nawrócenie
2020-05-13

Św. Serwacego Biskupa

Żył około roku Pańskiego 380.

(Żywot jego był napisany przez świętego Grzegorza Turoneńskiego.)

Święty Serwacy był rodem z ziemi Żydowskiéj, z prowincyi Penestryjskiéj położonéj na południowéj granicy Persyi i Armenii. Miał to wielkie szczęście, iż pochodził z rodziny Matki Bożéj, a więc i Samego Pana Jezusa: był potomkiem w drugiém albo trzesiém pokoleniu Emeryi, siostry rodzonéj świętéj Anny Matki przenajświętszéj Panny Maryi, zaślubionéj Enimowi bratu świętéj Elżbiety. Jeden z najdawniejszych pisarzy kościelnych, w pierwszych wiekach chrześcijaństwa żyjący, powiada że imię Serwacego od wyrazu łacińskiego servare co znaczy przechowywać, nadano mu z polecenia Anioła, który objawił się był przy Chrzcie jego, zapowiadając że miał żyć nadzwyczajnie długo, co w istocie się spełniło.

W młodym wieku przybył do Jerozolimy, gdzie wiódł życie bardzo pobożne: większą część dnia przepędzał w kościele, pilnie czytywał księgi święte, i wedle możności spełniał uczynki miłosierne, sam nawet usługując ubogim chorym. Cnoty jakiemi się odznaczył, i ród najświętszy z którego pochodził, zwróciły na niego uwagę Biskupa, który go, jak tylko do lat doszedł, wyświęcił na kapłana. Otrzymawszy wyższe święcenia, Serwacy jeszcze wyłączniéj oddał się bogomyślności, wiódł życie nadzwyczaj umartwione i z wielką gorliwością służył wiernym, sprawując święte obrzędy i słowo Boże głosząc.

Razu pewnego, gdy trwał na gorącéj módlitwie i polecał Bogu potrzeby powszechnego Kościoła, już w całym prawie świecie rozszerzonego, stanął przed nim Anioł mówiąc mu, iż jest wolą Bożą aby się udał do Francyi do miasta Tongru, a wówczas zwanego Oktawią, gdyż tam ma zostać Biskupem dyecezyi oddawna pozbawionéj Pasterza. Puścił się Święty w drogę, uzyskawszy na to błogosławieństwo od Biskupa Jerozolimskiego, a mając w podróży za nieodstępnego towarzysza tegoż Anioła, który mu był przyniósł rozkaz od Boga aby się w tak odległe kraje udał.

Przybywszy do miasta Tongru, wszedł do kościoła przenajświętszéj Panny, który był głównym tego miasta, to jest katedralnym kościołem, i zastał tam właśnie lud i duchowieństwo zgromadzone dla obrania Biskupa, po długo osieroconéj stolicy. Dawno już tam byli zebrani, a na wybór zgodzić się nie mogli, kiedy cudownym sposobem, wskazany im został na Biskupa, tylko co do ich miasta przybyły święty Serwacy. Jakoż wyświęcono go na tę pasterską godność, za panowania cesarza Konstantyna roku Pańskiego 315, jak to świadczą przechowane po dzień dzisiejszy akta tyczące się pierwszych Biskupów miasta Tongru.

Jak cudowném było jego przybycie do téj Dyecezyi, i cudowne wyniesienie na Biskupstwo, tak również cudownóm było i to że nie, znając języka ludu którego został Pasterzem, w skutek podobnego daru jaki mieli Apostołowie po odebraniu Ducha Świętego, wszyscy z jakiegokolwiek byli narodu, rozumieli go gdy miewał nauki i kazania. I co większa, dar ten posiadał jedynie do rzeczy tyczących się religii i spraw duchownych. Tylko wtedy gdy o takowych rozmawiał, każdy go rozumiał, lecz skoro miał potrzebę rozmówić się o sprawach doczesnych, nikt go nie rozumiał ani on nikogo, i musiał używać tłómaczów.

Jak z tego cudownego daru języków, tak i z życia swojego i świątobliwości podobny był. ten wielki cudotwórca do Apostołów. Miłośnik ewangelicznego ubóstwa; na wzór uczniów Pańskich, zawsze pieszo chodził. Nie nie zatrzymując z posiadłości i dochodów Biskupich, wszystko rozdawał ubogim, nic prawie na własne utrzymanie nie potrzebując, gdyż i tak ścisłych i ciągłych postów posiadał łaskę, że rzadko kiedy brał inny posiłek prócz przenajświętszego Ciała i Krwi Pańskiéj, podczas Mszy świętéj. Resztki z pokarmów które pożywał tylko niekiedy, posiadały tę własność, iż podane trędowatym, przywracały im zdrowie, a nawet woda którą umywał ręce po Mszy świętéj, miała tęż samę moc cudowną.

Za jego czasów powstała już była bezbożna herezya aryańska, i w całym Kościele nurtowała, jak najzgubniejsza dusz wiernych trucizna. Gorliwość Biskupów zgromadzała Sobory, aby błędy te potępić uroczyście, i wiernych od nich uchronić. Na kilku takowych zebraniach, znajdował się święty Serwacy, i na każdém z nich odznaczał się gorliwością, nauką i wymową, a szczególnie na Soborze Sardyckim, odbywającym się w roku Pańskim 347, gdzie głównie za jego staraniem błędy aryanizmu wyświecone i potępione zostały.

W trzy lata potém, wraz z Arcybiskupem Trewirskim Maksyminem, wysłany był przez Magnencyusza pretendenta de korony cesarskiéj, do cesarza Konstancyusza, i pośrednictwem swojém u niego powstrzymał wojnę, którą cesarz ten już zamierzał rozpocząć, a która byłaby całą Francyą na wielkie naraziła klęski.

Sława jego świątobliwości i dzielności w występowaniu przeciwko aryanom, skłoniła Ojców zebranych na soborze w Rimini, aby i jego tam zawezwali. Przybył téż nasz Święty, i gdy przewrotne a zręczne wykręty aryanów, już miały podejść wielu Biskupów na soborze tym obecnych, święty Serwacy, wyświecając ich podejścia i dzielnie stawiąc im czoło, wszystkich za sobą pociągnął.

Po powrocie do własnéj dyecezyi, zastał zbuntowanych przeciw sobie mieszkańców Tongru, którzy dali się powodować nieprzyjaciołom świętego Biskupa, korzystającym z jego obecności na soborze, aby przez ten czas dyecezyan jego przeciw niemu zniechęcić.

Przyszło do tego, iż go wygnali z miasta. Święty modląc się za zaślepiony i występny lud swój, udał się wraz z kanonikami do miasta Utrechtu, zkąd Dyecezyą swoją jak mógł zarządzał. W tym czasie objawił mu Pan Bóg napad Hunnów, dzikiego narodu, na Francyą, którą mieli zniszczyć, a najbardziéj miasto Tongr, które przez wygnanie świętego Biskupa, ciężko przed sprawiedliwością Bożą zawiniło. Zasmucony tém Serwacy, postanowił odbyć pielgrzymkę do grobów świętych Apostołów Piotra i Pawła w Rzymie, w celu uproszenia za ich pośrednictwem zmiłowania Bożego nad Francją, a szczególnie nad miastem Tongrem. Przybywszy do grodu Piotrowego, trzy dni i trzy nocy nie biorąc żadnego posiłku, trwał na modlitwie przy grobie świętych Apostołów, a dnia trzeciego, objawił mu się święty Piotr oznajmując, iż za ciężkie grzechy mieszkańców Francji, sprawiedliwość Boża postanowiła nieodwołalnie dopuścić napad Hunnów na kraj ten, i że kościoł tylko w Mec, na prośby świętego Stefana, Patrona głównego tego miasta, ocaloném będzie: co téż się i stało.

Gdy Święty wracał do Francyi, już Hunnowie pojawili się i schwytali go w drodze, a związanego poruczyli straży kilku żołnierzy stojących na polu, obok ich obozu. Było to w samo południe, i w dniu letnim bardzo skwarnym. Kazali mu leżeć na ziemi, na miejscu wystawioném na słońce, bez żadnego cienia. Aż oto, ukazał się ogromnéj wielkości orzeł, który jedném skrzydłem osłaniał Świętego od słońca, a drugiém powiewał nad nim dla ochłody. Zdziwieni tym cudem barbarzyńcy, spytali go jakiéj był religii, a dowiedziawszy się iż jest chrześcijaninem, poprosili go aby ich pobłogosławił, i wolnego puścili.

Po przybyciu do Tongru, już tą razą mieszkańcy z wielką czeią go przyjęli, lecz że odebrał był od Boga rozkaz aby szedł do Utrechtu, gdzie wkrótce miał życia dokonać, pożegnawszy się z nimi, i w gorliwéj przemowie polecając aby czynili pokutę przy grożącéj im strasznéj klęsce, udał się w drogę w towarzystwie wielu pobożnych, którzy go z płaczem odprowadzali. Wśród podróży gdy chciał spocząć na polu, a nie było na czém usiąść, ziemia się koło niego uniosła w kształcie ławeczki darniowéj, i po dziś dzień pozostał tam wzgórek, wzgórkiem świętego Serwacego zwany.

Skoro stanął w Utrechcie, kazał przygotować sobie skromny grobowiec. W dni kilka zapadł na lekką gorączkę, a odprawiwszy jeszcze Mszę Świętą, i przyjąwszy ostatnie Sakramenta, zapowiedział ludowi iż umrze o godzinie dziewiątéj wieczorem, dnia tegoż, co téż nastąpiło, abyło to dnia13-go Maja, roku Pańskiego 388.

Przez lat wiele po jego zgonie, uważano iż w zimie, gdy śnieg najobfitszy okrywał całą okolicę, na grób jego nigdy nie padał. Było to znakiem, pisze święty Grzegorz Turoneński, że Pan Bóg chciał aby.grób tego wielkiego Jego sługi, uczczono wybudowaniem w tém miejscu kościoła. Jakoż, na tém miejscu wzniesiono dla jego zwłok wspaniały kościoł pod jego wezwaniem.

Pożytek duchowny

Podziwiając liczne cuda, jakimi jaśniał święty Serwacy jeszcze za życia, pobudź się do tém większéj w jego pośrednictwo ufności, gdy już teraz w chwale wiekuistéj króluje. Taką ożywiony, poleć mu potrzeby Kościoła Bożego, którego on był gorliwym obrońcą na ziemi, a teraz jest możnym przyczyńcą w Niebie; a także potrzeby własnéj duszy.

Modlitwa

Boże! Któryś błogosławionego Serwacego wyznawcę Twojego i Biskupa, licznemi wsławił w Kościele cudami, tenże Kościoł Twój święty, za jego pośrednictwem, od wszelkich niepokojów i przeciw niemu powstających błędów, racz miłościwie uwolnić, Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 390–392.

Tags: św Serwacy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup św Anna Maryja św Elżbieta arianizm
2020-05-12

Św. Nereusza, Achyleja, Domitylli i Pankracego Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 98 i 330.

(Żywot ich wyjęty jest ze starych ksiąg męczeńskich, i z dzieł Wielebnego Bedy.)

Święty Nereusz i święty Achylej żyli w pierwszym wieku Kościoła. Bylito dwaj bracia, zostający na dworze księżniczki Domitylli, synowicy cesarza Domicyana. I ta święta dziewica i ci dwaj bracia, nawróceni do wiary przez świętego Piotra Apostoła, przez niego ochrzczeni byli i późniéj razem męczeństwo ponieśli.

Nereusz i Achylej byli szambelanami świętéj Domitylli: a że odznaczali się wielką prawością, roztropnością i wiernością dla swojéj dostojnéj pani, więc zwierzyła ona im nie tylko zarząd domu lecz i całego mienia swojego. Zdarzyło się, iż razu pewnego widząc jak księżniczka starannie się przystrajała, mając widzieć się ze swoim narzeczonym hrabią Aurelianem, z wielkiém uszanowaniem, lecz z otwartością przywiązanych sług i gorliwych chrześcijan, ośmielili się powiedzieć jéj, iż się dziwią, że ona którą uważają za dziewicę przeznaczoną na oblubielicę Samemu Chrystusowi Panu, zamyśla o przypodobaniu się człowiekowi śmiertelnemu. Domitylla, która była pełna żywéj wiary i nawet pobożna, nietylko nie obraziła się tą śmiałością wiernych dworzan swoich, lecz w skutek uczynionych jéj uwag w dłuższą wdała się z nimi rozmowę. Święci bracia, w tak żywych wyrazach przedstawili jéj znikomość wszelkiego doczesnego szczęścia i zaszczytów ziemskich; złudność i niestałość uciech małżeńskiego pożycia, w którym tyle dusz najdotkliwszych doznało zawodów: a z drugiéj strony, tak wymownie skreślili jéj obraz szczęścia dziewicy poślubionej Bogu, i dowodzili tak trafnie wyższości nagród jakich dostępują oblubienice Pańskie w Niebie, że Domitylla w tejże chwili postanowiła nie mieć innego Oblubieńca jak tylko Samego Jezusa, któremu już tylko jedynie zapragnęła przypodobać się, i tak do nich przemówiła: „Ponieważ Pan Bóg was użył do tego, aby w sercu mojém rozbudzić pragnienie zostania Jego Oblubienicą, więc postarajcież się niezwłocznie, abym i suknię do tego właściwą przywdziać mogła, i uroczyście poślubiła nie mieć innego prócz niebieskiego małżonka.” To zaś mówiąc, miała na myśli błogosławieństwo jakie już wtedy odbierały od Biskupów dziewice poświęcone Bogu, i chodziło jéj o welon który na znak tego nosiły.

Święci Nereusz i Achylej uradowani takiém postanowieniem ich ukochanéj pani, udali się jak najspieszniéj do świętego Klemensa, który po świętym Piotrze objął Papiestwo, donosząc mu o zamiarach księżniczki i prosząc go, aby ją w nich utwierdzić raczył. Święty Papież przybył sam do mieszkania Domitylli, która upadłszy mu do nóg, błagała go najusilniéj, aby jéj dozwolił święte jéj zamysły do skutku doprowadzić. „Czyś córko moja, rzekł do niéj Ojciec święty, zastanowiła się na jak ciężką walkę się wystawiasz, i czy będziesz miała dość męstwa aby w niéj odnieść zwycięstwo? Twój narzeczony, obrażony twoją odmową, oskarży cię jako chrześcijankę przed cesarzem: a wtedy na jakąż próbę wystawioną będzie wiara twoja! Wtedy i mnie i ciebie, czeka niechybnie męczeństwo.” — „A czyż może spotkać nas większe szczęście, odpowiedziała Święta. Nie rachuję wcale na własne moje siły, lecz wszystkiego spodziewam się po łasce mojego niebieskiego Oblubieńca. Prześladowanie przyspieszy tylko naszę większą chwałę.” Święty Klemens zbudowany stałością błogosławionéj téj dziewicy i jéj pokorną w pomoc Boską ufnością, poświęcił ją uroczyście na oblubienicę Pańską, i welon na jéj głowę włożył.

Lecz przepowiednia Papieża wkrótce się spełniła. Aurelian zawiadomiony o postanowieniu Domitylli, używszy napróżno wszelkich środków aby ją od takowego odwieść, uzyskał rozkaz u cesarza, aby i Domityllę i wszystkich oskarżonych o nakłonienie jéj do zerwania umowy z narzeczonym, uwięzić. Świętą Domityllę skazano na wygnanie, na małą wysepkę zwaną Poncia, w blizkości portu Teracyny, a świętych Nereusza i Achyleja poddano pod sąd Mimucyusza-Rufusa w témże mieście Wielkorządcy. Ten kazał ich niezwłocznie stawić przed sobą, i domagał się aby bałwanom cześć oddali. Na to odpowiedzieli mu śmiało święci bracia, że będąc ochrzczeni przez świętego Piotra Apostoła, i oświeceni Duchem Świętym, jednego tylko Boga chrześcijańskiego wyznają, i Jemu tylko cześć oddają, ubolewając nad zaślepieniem tych, którzy mają za bogów albo bałwany ludzką ręką wyrobione, albo ludzi przewrotnych, w których oddają cześć najsprośniejszym namiętnościom.

Potakowej odpowiedzi, tyran kazał świętych Męczenników zawiesić na sznurach w powietrzu, szarpać ich ciała żelaznemi hakami, a potém rany palić pochodniami, ciągle domagając się od nich, aby się wiary chrześcijańskiéj wyrzekli, i bożkom pogańskim pokłonili. Wśród męki takowéj, obaj Święci nie przestawali chwalić Boga chrześcijańskiego, i jakby żadnego nie doznawali bolu, okazywali się wesołymi i rzeźwymi. Wielkorządca widząc iż to wielkie wrażenie na zgromadzonym ludzie wywiera, kazał im ściąć głowy. Męczeństwo ich nastąpiło dnia 12 Maja, roku Pańskiego 98. Auspicyusz, jeden z dworzan Domitylli, uwiózł ich ciała i pochował w jéj dobrach, blizko Rzymu, obok grobu świętéj Petronelli córki świętego Piotra.

· · ·

Świętą Domityllę wkrótce potém podobnyż los spotkał, Aurelian, ani groźbą ani prośbami nie mogąc nakłonić jéj do wejścia z nim w śluby małżeńskie, posłał do niéj dwie znakomitego rodu rzymskiego dziewice: Eufrozynę i Teodorę poganki, lecz nieposzlakowanych obyczajów, jéj przyjaciołki. Te najusilniéj nakłaniały ją, aby nie odmawiała ręki swojéj Aurelianowi, przedstawiając że religia chrześcijańska nie potępia małżeństwa, i że zaślubiwszy Aureliana, nietylko sama będzie mogła pozostać chrześcijanką, lecz nawet i jego nawróci, a następnie i całą jego rodzinę i wszystkich domowników. „Gdybyście wy same, rzekła im na to Domitylla, miały zaślubić wielkich panów, i gdyby was namawiano żebyście nie z nimi, lecz z ich dwoma najnędzniejszymi niewolnikami zawarły śluby małżeńskie, czybyście to uczyniły?” — „Nie zaiste, odpowiedziały one, chybabyśmy rozumu pozbawione były.” — „Dla czegoż więc, rzekła znowu Święta, wymagacie po mnie abym coś podobnego uczyniła. Poświęcając dziewictwo moje Panu Bogu, stałam się oblubienicą Syna Jego Jednorodzonego Jezusa Chrystusa, i związek tak zaszczytny trwać ma na wieki, zapewniając mi szczęście bez granic. Więc sameż osądźcie, czy nad związek takowy, mogę przekładać zaślubienie człowieka śmiertelnego?” Potém wiele jeszcze mówiła im o religii chrześcijańskiéj, i tak do ich przekonania trafiała, że się te dziewice zawahały w swoich przekonaniach, lecz jeszcze opierały się łasce Bożéj, chociaż Pan Bóg przez nią i wewnątrz do ich serca kołatał. „Jeśli to co mówisz o religii którą wyznajesz, powiedziała Teodora, jest prawdą, tedy niech twój niebieski Oblubieniec przywróci wzrok bratu mojemu, który jest ślepy.” — „Brat twój, odrzekła Domitylla, nie jest tu obecny, lecz masz przy sobie służącą głuchoniemą, przywołaj ją, a na niéj niezwłocznie okaże Jezus Chrystus moc Swoję.” Przyszła głuchoniema, Domitylla pomodliła się, i ta wnet mowę i słuch odzyskawszy, zaczęła głośno sławić Boga chrześcijańskiego. Na widok takowego cudu, Fufrozyna i Teodora upadły na kolana i oświadczyły, iż i one nie chcą innego mieć Oblubieńca, tylko Jezusa, i że odtąd są chrześcijankami.

Tymczasem, Aurelian pewny będąc, że dwie te dziewice namową swoją skłonią Domityllę, aby odstąpiła swoich zamiarów, przybył do Teracyny, gdzie ją sprowadzono z wyspy Poncia, i tam wielką liczbę gości sprosił na gody weselne. Święta dowiedziawszy się o tém, udała się na modlitwę, prosząc aby ją Pan Bóg od napaści tego poganina uwolnił. W tejże chwili Aurelian wśród biesiady na któréj tańczył, tknięty apopleksyą życia nagle dokonał.

Uwolniło to Domityllę od natrętności jéj narzeczonego, lecz nie pozbawiło korony męczeńskiéj. Brat jego Luksornes, dla pomszczenia śmierci brata, którą przypisywał czarom Domitylli, uzyskał u cesarza Trajana, już wówczas panującego, wyrok aby ją stracono, jeżeli bożkom pogańskim czci odmówi. Przybył do niéj wysłany w tym celu sędzia, a gdy nie tylko święta księżniczka od wiary odstąpić nie chciała, lecz dwie jéj towarzyszki przez nią nawrócone, podobnież jak ona, oświadczyły iż poślubiły dziewictwo swoje Panu Jezusowi i chrześcijankami się wyznają, tyran kazał podłożyć ogień pod dom w którym się znajdowały i żywcem je spalić: co téż spełniono.

Nazajutrz dyakon święty Cezary, przyszedłszy aby zebrać ich popioły, zastał je wszystkie trzy nieżywe, w postaci modlących się twarzami do ziemi schylone, lecz tak dalece przez ogień nie tknięte, że ani jeden włos na głowach ich nie był spalony. Pochował ich ciała w miejscu, gdzie późniéj wzniesiono kościoł pod ich wezwaniem.

· · ·

Dziś przypada także uroczystość świętego Pankracego, który mając lat piętnaście, za prześladowania cesarzów Dyoklecyana i Maksymiana, w Rzymie roku Pańskiego 380 śmierć męczeńską za wiarę poniósł.

Pożytek duchowny

Przez Boga natchniona gorliwość dwóch pobożnych i wiernych sług świętéj Domitylli, nie tylko ją i ich samych, lecz i kilka innych dusz męczeńską koroną ozdobiwszy, do Nieba wprowadziła. Naucz się z tego, że każda zbawienna uwaga, z miłością i jedynie z pragnienia dobra duszy bliźniego uczyniona, i tym którym ją czynimy, i nam samym na pożytek wychodzi.

Modlitwa (kościelna)

Świętych męczenników Twoich Panie, Nereusza, Achyleja, Domitylli i Pankracego, niech nas zawsze uroczyste wspomnienie wspomaga, i uczyni godnymi służenia Tobie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 387–389.

Tags: św Nereusz św Achyleja św Domitylla św Pankracy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Klemens
2020-05-11

Bł. Benedykta z Urbino z Zakonu Braci-Mniejszych św. Franciszka Serafickiego, Kapucynów

Żył około roku Pańskiego 1625.

(Żywot jego wyjęty jest z kronik Zakonu do którego należał, i z bulli jego beatyfikacyi.)

Święty Benedykt urodził się roku Pańskiego 1560 we Włoszech w mieście Urbino. Pochodził ze znakomitej rodziny Passiniów, i był spokrewniony z Papieżami: Inocentym VIII, Aleksandrem VII i Klemensem XI. Lecz co dla niego było szczególnym zadatkiem błogosławieństw Bożych, miał rodziców którzy do świetności imienia i wielkiéj zamożności, łączyli jak najprzykładniejszą pobożność. Znani w całym kraju z wielkiéj dla biednych hojności i gorliwości w spełnianiu wszelkich obowiązków prawowiernych katolików, byli największymi dobrodziejami wszystkich zakonów z jałmużny utrzymujących się w ich rodzinném mieście, i opiekunami wielu zakładów dobroczynnych. Sami zbierając błogie owoce życia tak chrześcijańskiego, i skarbiąc sobie do Nieba obfite zasługi z właściwego użytku i mienia któremi ich Opatrzność obdarzyła i wyższego stanowiska jakie zajmowali w świecie, i syna swojego Benedykta, nietylko wychowywali w zasadach świętéj wiary, lecz od kolebki zaprawiali go do wyższéj pobożności. Przekonani o téj prawdzie że w zwykłym biegu rzeczy, ten tylko jest dobrym chrześcijaninem i stale utrwalonym na przyszłość w zasadach Kościoła Bożego, kogo od dzieciństwa prawowierność i pobożność rodziców na drodze téj ćwiczy i ustala, nie zaniedbywali w téj mierze niczego, aby dziecię swoje na doskonałego chrześcijanina wychować, i przedewszystkiém sami byli mu żywym wzorem wszystkich cnót chrześcijańskich.

Wszakże, niedługo święty Benedykt cieszył się ich czujną opieką i rodzicielską troskliwością. Zaledwie z lat dziecinnych wychodził, gdy stracił matkę, a w trzy lata po jéj śmierci i zgon ojca zostawił go sierotą i panem znacznego majątku. Lecz na jego szczęście, przezorna miłość ojcowska, obmyśliła mu godnych tak świątobliwych rodziców zastępców: dostał się pod opiekę osób, które nietylko nie stawiły żadnego oporu rozwijającéj się coraz więcéj w Benedykcie pobożności, lecz go na téj drodze utwierdzały i zachęcały, nie zaniedbując obok tego starań, aby jak najwykwintniejsze odebrał wychowanie co do wykształcenia się w naukach świeckich. Do takowych okazywał młodzieniec nadzwyczajne zdolności; miał w nich nawet upodobanie, i znakomity czynił postęp, lecz jeszcze większy w pobożności. Już wtedy podziwiać w nim przychodziło zamiłowanie samotności, milczenia, zachowywanie ścisłych i częstych postów, i szczególny dar modlitwy, w skutek którego co mu tylko od nauki zbywało czasu, ten obracał na pobożne ćwiczenia, długie rozmyślania, i przygotowywanie się do godnego a częstego przystępowania do Sakramentów świętych. Dla ubogich wielką okazywał litość, i o ile mógł, wspierał ich hojnie, wszelkie pieniądze przeznaczone na jego osobiste wydatki i rozrywki, na ten cel obracając. W pożyciu domowém był ujmującéj słodyczy, pokory, cichości, co mu wszystkich serca jednało, a szczególnie służących, z któremi obchodził się ze szezególną miłością i łaskawością.

Ukończywszy szkoły w Peruzyi, wysłany został do sławnéj Akademii w Pawii, gdzie się odznaczył z pomiędzy wszystkich a licznych uczniów, otrzymując pierwsze stopnie i pierwsze nagrody za postęp w naukach. Pobyt ten w gronie nagromadzonéj młodzieży, zwykle na wielkie narażający niebezpieczeństwa czystość obyczajów, nie zbił Benedykta z toru oddawna przyjętego, na którym utrzymywała go szczególnie wierność w uczęszczaniu do Sakramentów Spowiedzi i Komunii świętéj, i powodowanie się przewodnictwem światłego spowiednika. Znakomicie wykształcony w naukach, ukończywszy zawód akademicki, nie tylko w duchu pobożności nie ostygł, lecz w nagrodę czystości obyczajów i stałości na drodze pobożnéj, obdarzony został od Boga najszacowniejszą łaską powołania do zakonu. Benedykt miał lat dwadzieścia dwa, kiedy postanowił świat opuścić i poświęcić się Panu Bogu na wyłączną służbę. Rodzina, która przeznaczała go do świetnego według ludzkich wyobrażeń zawodu, jaki ułatwić mu mogła i wyższe urodzenie, i znaczny majątek, i znakomite wykształcenie obok rzadkich zdolności, oparła się pobożnym jego zamiarom. Zwrócono szczególnie jego uwagę, na słabe zdrowie, które mu będzie przeszkodą w zachowaniu któréjkolwiek z Reguł zakonnych. Lecz Święty, po pilném zbadaniu w téj mierze woli Bożéj, upoważniony do tego zdaniem przewodnika duchownego, niczém od przedsięwzięcia swojego odwieść się nie dał, i co większa, obrał jeden z najsurowszych zakonów. Zażądał aby go przyjęto do ząkonu ojców Kapucynów, do których pociągnęło go głównie, zamiłowanie ubóstwa, które sobie obierał z miłości ubogiego Jezusa, i pragnął nabyć tę perłę Ewangeliczną, ceną ofiary znacznych dostatków, których się wyrzekał na świecie.

Z razu wahali się ojeowie tego zgromadzenia, w przyjęciu do nowicyatu młodzieńca, który wprawdzie bardzo wyraźnego powołania przedstawiał dowody, lecz zdawało się, iż wątłe siły fizyczne nie dozwolą mu zastosować się do wszystkich przepisów tak ostréj Reguły. Wszakże ną usilne jego prośby, wzięli go na roczną próbę, ze słabą nadzieją, aby ją wytrzymał.

Podczas takowéj, przekonano się, że jak to zwykle bywa, silny duch powołania zastępował w nim aż nadko brak sił fizycznych. Po odbytym nowicyacie, w którym podziwiano jego świątobliwość i ostrość życia, przypuszczony został do ślubów uroczystych. Po ich wykonaniu, już nie postępował, lecz jeśli tak wyrazić się można, leciał po drodze doskonałości zakonnéj, dla najstarszych służąc za wzór najściślejszego zachowania wszelkich przepisów, Serafickiéj ustawy. Na dzienne i nocne pacierze pierwszy do chóru, chociaż ciągle słabego był zdrowia, a na tych wspólnych modlitwach z takiém był zawsze skupieniem, że sam widok jego do nabożeństwa pobudzał drugich. Zachowawszy od kolebki nieposzlakowaną czystość, trapił jednak niewinne ciało, długiém czuwaniem na modlitwie, postami i krwawém biczowaniem się, które odbywał rozmyślając Mękę Pańską. Do tajemnicy niepokalanego Poczęcia przenajświętszéj Maryi Panny, szczególne miał nabożeństwo, i o Niéj w kazaniach swoich i naukach najczęściéj mówił, z wielką żarliwością ducha pobudzając drugich do czci Matki Bożéj, którą od dzieciństwa nazywał swoją Matką najdroższą i któréj przypisywał wszelkie łaski jakie odbierał od Boga, a nadewszystko łaskę powołania do zakonu.

Nadzwyczajną pałał miłością do Pana Jezusa, w przenajświętszym Sakramencie utajonego, co objawiało się głównie w rzęsistych łzach, jakiemi się zalewał przy każdéj Mszy świętéj, w rozognioném i rozjaśnioném obliczu jego, które wtedy nadawało mu jakąś nadziemską i jakby anielską powierzchowność. Na modlitwie tak się zatapiał w Bogu, że często wpadał w zachwycenie, i przez długi czas bez znaku życia w tym stanie pozostawał.

Przy końcu wieku XVI, przydany został za towarzysza do prac apostolskich błogosławionemu Wawrzyńcowi z Brunduzyi, generałowi tegoż zakonu, w jego misyi do Czech, gdzie herezye Lutra i Kalwina, wiele dusz wiernych od Kościoła odrywały. Trudno jest opisać, ile tam poniósł trudów, ile przebył niebezpieczeństw, jak wielkich doznał obelg, krzywd, i jak srogiego prześladowania od heretyków, którzy w nim znaleźli najdzielniejszego przeciwnika, i dla tego na niego głównie całą złość swoję obracali. Przebywszy tam lat trzy, powrócił do ojczyzny, gdzie go także obfite na niwie ewangelicznéj czekały zasługi.

Rozszerzanie chwały Bożéj, i zbawienie bliźnich mając jedynie na celu, upoważniony do tego od przełożonych, całkiem się oddał głoszeniu słowa Bożego, i nauczaniu ludu, przez najprzystępniejsze dla najprostszych umysłów, a pełne namaszczenia Ducha Świętego kazania. Wszystkim starając się stać wszystkiém, aby wszystkich Chrystusowi pozyskać, z największém upodobaniem przemawiał do wieśniaków, i dzieci ich jak najpilniéj wyuczał pierwszych zasad wiary. Ani zimowa pora, ani odległość miejsca, ani częste zapadanie na zdrowiu, nie wstrzymywały go od tego. A gdy ludy Włoch całych, podziwiały jego gorliwość apostolską, i jak Świętego, a na owe czasy zesłanego dla nich Apostoła, czciły, on jeden ciągle utyskiwał, iż tak mało około zbawienia bliźnich pracuje.

Wśród prac tego rodzaju, dotknięty ciężką chorobą, któréj zaród nie zwracając na to uwagi, już dawno w sobie nosił, pełen cnót i zasług, w klasztorze Forezemprońskim, otoczony braćmi wspólnie z nim modlitwy: za umierających odmawiającymi, zasnął spokojnie w Panu dnia 11 Maja roku 1625.

Wielu cudami po śmierci słynącego, Ojciec święty Pius IX w roku 1870 błogosławionym uroczyście go ogłosił.

Pożytek duchowny

Błogosławieny Benedykt, lubo słabego zdrowia, z miłości Jezusa za nas cierpiącego, nie tylko wiernie spełniał wszystkie przepisy ostréj Reguły, lecz znalazł dość siły, aby dobrowolnie zadawanemi sobie umartwieniami, wieść życie bardzo pokutne. Oblicz się z sumieniem, czy pod fałszywym pozorem braku zdrowia, nie uchylasz się od spełniania twoich obowiązków i przepisów Kościoła?

Modlitwa (kościelna)

Spraw, prosimy Wszechmogący Boża, abyśmy przez zamiłowanie krzyża i umartwień, które błogosławiony wyznawca Twój Benedykt, wzgardziwszy roskoszami świata, ciału swojemu mężnie zadawał, wyrzekłszy się pragnienia doczesnych uciech, poczciwy i pobożny żywot prowadzili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 384–386.

Tags: bł Benedykt z Urbino „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna rodzice wychowanie
2020-05-10

Św. Antonina Biskupa z Zakonu Kaznodziejskiego św. Dominika

Żył około roku Pańskiego 1459.

(Żywot jego był napisany z rozkazu Papieża Klemensa VII, przez ojca Wincentego Menarda, tegoż zakonu kapłana.)

Święty Antonin, co po włosku jest zdrobniałém imieniem Antoniego jak u nas Antoś, tak przezwanym został z powodu iż był nadzwyczaj małego wzrostu. Urodził się we Florencyi roku Pańskiego 1389, z rodziców zamożnych i wzorowych katolików. Ojciec jego Pierozzy, zajmował urząd Regenta w tém mieście. Antonin był jedynakiem bardzo starannie i pobożnie wychowanym. Od dzieciństwa okazywał szczególne nabożeństwo de Matki Bożéj, i zwykle ile razy wyszedł z domu, udawał się do kościoła, i tam klęcząc przed ołtarzem przenajświętszéj Panny, modlił się z takiém skupieniem, że zbudowaniem był dla wszystkich. Opiece to MARYI którą tak serdecznie czcił i kochał, zawdzięczał dochowanie niewinności na Chrzcie świętym nabytéj. W naukach czynił postęp nadzwyczajny, a doszedłszy do lat młodzieńczych, postanowił oddać się Panu Bogu na wyłączną służbę, i w tym celu udał się do ojców Dominikanów, prosząc o przyjęcie do ich zgromadzenia. Ówczesny Generał tego zakonu, chociaż wyegzaminowawszy młodzieńca, znalazł w nim wszystkie zalety które skłonić go były powinny do przyjęcia aspiranta bez zwłoki, zrażony jego jakby karłowatym wzrostem, aby się go pozbyć oświadczył mu, iż go przyjmie pod warunkiem że wprzód wyuczy się na pamięć pewnego obszernego dzieła o prawie kanoniczném, w którém już młody Antonin okazał mu się bardzo biegłym. Generał był pewnym iż tego nie dokaże. W kilka dni potém, Antonin stawił się przed Generałem, spełniając położony mu warunek. Tak niepospolite zdolności, obok innych zalet jego, skłoniły ojców Dominikanów do przyjęcia go do zakonu, chociaż wydawał się bardzo wątłego zdrowia.

Od wstąpienia do nowicyatu, dowiódł Antonin że wierne współdziałanie z łaską powołania, zastępuje zwykle brak sił fizycznych. Zajaśniał on w zakonie nie tylko cnotami zakonnika najściśléj przepisy Reguły zachowującego, lecz ostrością życia przechodził najsilniejszych. Wyświęcony na kapłana, jeszcze większy uczynił na téj drodze postęp. Pracowitości był niezmordowanéj: cały dzień zajęty obowiązkami klasztornemi, lub usługą około dusz wiernych w konfesyonale i na ambonie, po kilkogodzinnym spoczynku, pierwszy był zawsze do chóru na północne pacierze. Po ich ukończeniu, wróciwszy do celi już nie spoczywał, lecz resztę nocy spędzał na modlitwie, czytaniu i pisaniu ważnych dzieł, których wiele pozostawił. Gdy go sen morzył, opierał o mur głowę, i po kilku minutach powracał do pracy. Ściśle zachowując ustawy swojego zakonu, nigdy nie jadał mięsa, chyba w chorobie. Sypiał na ziemi albo na gołych deskach, ciągle nosił włosiennicę, i zwykle pod nią miał łańcuch żelazny z ostremi kolcami. Odznaczał się najgłębszą pokorą, która tém bardziéj w nim jaśniała, że był obdarzony niepospolitemi zdolnościami, i nabył znakomitéj nauki. Za to téż Pan Bóg obdarzył go był tak szczególną łaską roztropności, w udzielaniu rad po które do niego zewsząd się zgłaszano, iż nazywano go: Ojcem Antoninem od dobréj rady.

Wkrótce po wykonanych ślubach zakonnych, został Przeorem klasztoru w Rzymie, następnie w Neapolu, Gaecie, Kortonie, Siennie, Florencyi, Pistoryi i Fiezoli, a na każdym z tych urzędów przebywszy po lat trzy, i przewodnicząc braciom nie tylko władzą lecz i cnotami, został Prowincyałem i Wikarym generalnym Prowincyi Toskańskiéj, a potém razem i Neapolitańskiej.

Im go godność urzędu więcéj wywyższała, tém się on bardziéj uniżał, i w pokorze ćwiczył. Zwykle wizytę kanoniczną każdego klasztoru rozpoczynał od tego, iż przez dni parę oddawał braciom najniższe posługi, biorąc na siebie rożne obowiązki najmłodszych braciszków. Niezrównana jego słodycz, miłość i wyrozumiałość obok gorliwości o zachowanie przepisów Reguły, przynosiła najzbawienniejsze dla zakonnnych prowincyi jego pieczy powierzonych owoce, i w nich zakwitło jak najściślejsze zachowanie karności zakonnéj, miłość i jedność między braćmi, i duch apostolski świętego zakonodawcy.

Zawakowało było Biskupstwo Florenckie. Papież Kugeniusz IV powołał na nie Antonina. Święty który podówczas wracał z wizyty klasztorów w Neapolitańskiéj prowincyi odbywanéj, dowiedziawszy się o zamianowaniu swojém na tę godność niespodzianie, tak się tém przeraził, że postanowił ucieczką uchronić się od urzędu, którego odpowiedzialności, pokora jego obawiała się. W tym celu chciał się udać na wyspę Sardynia, i tam się ukryć, lecz nie dopuszczono mu wsiąść na okręt, przywieziono go siłą do Sienny, i tam już dłużéj opierać się nie mógł, odebrawszy wyraźny rozkaz Papieża aby Biskupstwo Florenckie przyjął.

Jak od chwili wstąpienia do nowicyatu, okazał się świętym zakonnikiem, tak od wstąpienia na stolicę Biskupią, stał się najwyższym wzorem doskonałego Pasterza. Żył nadzwyczaj skromnie, a wielkie dochody swojego biskupstwa, obracał na jałmużny. Żadnego ubogiego bez wsparcia nie odprawił. Zdarzało się iż gdy już wszystko co miał z pieniędzy porozdawał biednym, sprzedawał sprzęty najpotrzebniejsze, byle ich wspomódz. Założył swoim kosztem zakład dobroczynny, pod wezwaniem świętego Marcina, przeznaczony głównie na wspieranie podupadłych rodzin wstydzących się żebrać. Zakład ten z czasem utrzymywał do sześciuset familii.

Za jego czasów, gry hazardowne upowszechnione we Florencji, przywodziły do nędzy najzamożniejszych ludzi. Gorliwie powstał przeciw takowym święty Biskup, i zniósł je zupełnie. Pewien heretyk, biegły przytém lekarz, korzystając z wzięcia jakie to mu dawało, szerzył błędy swojéj sekty i wiele dusz gubił, bluźniąc szczególnie przeciw czci oddawanéj Matce Bożéj. Święty Antonin dokładał wszelkich starań aby go nawrócić, używając najłagodniejszych środków i ostrzegając iż go i doczesna ciężka kara nie minie. Lecz bezbożnik ten osłoniony protekcyą możnych kilku osób, głuchym się okazał na głos Biskupa i coraz więcéj wiernych odrywał od Kościoła: przyszło więc do tego iż poddany sądom świeckim, na śmierć został skazany.

Najwyższa rada Florencka, uwięziła była bezprawnie pewnego Prałata Papiezkiego. Antonin nie mogąc uzyskać jego uwolnienia, rzucił interdykt na miasto: to jest zamknął kościoły i zakazał nabożeństw publicznych. Nie ustąpił od tego, pomimo iż go władza świecka silnie uciskać poczęła, i zagroziła wygnaniem. „Jeśli mnie zmuszą do opuszczenia mojéj dyecezyi, odrzekł na to okazując klucz od swojéj celki zakonnéj który zawsze u pasa nosił, wrócę najchętniéj do mojego klasztoru, zkąd mnie mimo woli mojéj wywołano.”

Obarczony tylu i tak ważnemi sprawami kościoła swojego, nie odstępował nigdy od sposobu życia jaki wiódł w klasztorze. Cały dzień gotów na zawołanie zgłaszających się do niego w interesach duchownych, prócz kilku godzin spoczynku zawsze na gołéj ziemi, resztę nocy obracał na modlitwę i pisanie. Codziennie, prócz pacierzy kapłańskich, odmawiał pacierze kanoniczne o Matce Bożéj i Psalmy pokutne, dwa razy w tygodniu pacierze kościelne za zmarłych, a w każde święto cały Psałterz: to jest sto pięćdziesiąt Psalmów. Co dzień był obecny na jutrzni w katedrze, i zawsze na nią pierwszy przybywał. Po Mszy świętéj, którój nigdy nie opuszczał, i przy któréj często łzami się zalewał, zajmował się interesami dyecezyi aż do wieczora, przerywając to tylko posłuchaniem jakie dawał ubogim w każdéj dnia porze, i nawiedzaniem chorych albo umierających, których wielka liczba pragnęła mieć go przy sobie w chwili konania.

Z wielu dzieł które pozostawił wielkiéj wartości, odznaczają się szczególnie: jego Teologia moralna, Traktat o Sakramencie spowiedzi, różne pisma historyczne, obszerny i uczony wykład na Ewangelią na drugi dzień Wielkiéj nocy przypadającą, i Traktat o cnotach chrześcijańskich.

W szczególném był u Papieża poważaniu: Mikołaj V tak wysokie miał o jego świątobliwości mniemanie, iż razu pewnego oświadczył publicznie, że możnaby go jeszcze za życia kanonizować. Wysłany w poselstwie od Florentczyków w ważnych sprawach do Papieżów Kaliksta III i Piusa II, najpomyślniéj je załatwił. Chciano go użyć podobnież w poselstwie do cesarza Fryderyka, z czego wielki czekał go zaszczyt. Lecz Święty odmówił tego rodzaju usługi, tłómacząc się iż nie chodziło tam o sprawę Kościoła, a dla innych chociażby ważnych, nie wypadało mu opuszczać dyecezji.

Miał się udać do Rzymu na wezwanie Papieża, który chciał go użyć do zniesienia pewnych nadużyć, jakie się tam były zakradły, kiedy Pan Bóg powołał go do Siebie. Otoczony swoimi braćmi zakonnymi, z którymi, ciężko już chory, odmawiał Jutrznię, wymówiwszy te słowa przy rozpoczęciu Laudes: „Boże ku wspomożeniu memu przybądź”, oddał Bogu ducha, dnia 10 Maja roku Pańskiego 1459. W poczet Świętych zaliczony został przez Papieża Klemensa VII, a święto jego w dniu dzisiejszym Kościoł Boży obchodzi.

Pożytek duchowny

Wielkim dla ludu wiernego błogosławieństwem Bożém są tacy Pasterze jakim był święty Antonin, którego żywot czytałeś. Lecz w zwykłym biegu rzeczy, Pan Bóg obdarza łaską taką tylko te kraje i dyecezye, gdzie pobożność wiernych, ściąga na nich ten rodzaj błogosławieństw Jego. Porachuj się z sumieniem, czy z twojéj strony przyczyniasz się do pozyskania u Boga tego rodzaju dobrodziejstwa dla kraju twojego.

Modlitwa (kościelna)

Niech nas Panie, świętego Antonina wyznawcy Twojego i Biskupa, zasługi wspierają, abyśmy wielbiąc w nim przedziwne dary łaski Twojéj, miłosierdzia Twojego nad nami dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 381–383.

Tags: św Antonin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup jałmużna praca
2020-05-09

Św. Grzegorza Nazyańskiego Bisupa i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 389.

(Życie jego jest obszernie napisane przez Kardynała Baroniusza.)

Święty Grzegorz, dla wielkiéj nauki jaką posiadał przezwany Teologiem, pochodził z rodziny jakby z samych Swiętych złożonéj. Ojciec jego także Grzegorz, matka Nona i dwie siostry Gorgonia i Cezara, wszyscy przez Kościoł w poczet Błogosławionych są policzeni. Przyszedł na świat około roku Pańskiego 330, w Aryanzyi małéj wiosce w Kapadocyi położonéj. Matka jego w wierze chrześcijańskiej zrodzona, zaślubiona była poganinowi, który zbudowany jéj świątobliwością, przyjął także chrzest święty, i takiéj i sam dostąpił świątobliwości, że owdowiawszy został Biskupem. Nasz Grzegorz był owocem modlitw pobożnej matki, która gorąco prosiła Boga aby jéj dał syna, żeby go mogła poświęcić Mu na służbę wyłączną. Wychowała go téż tak poboźnie, iż od lat dziecinnych okazywał wielką świątobliwość i szczególne do Matki Bożéj nabożeństwo. Sam opowiadał, iż gdy jeszcze był dziecięciem, okazały mu się we śnie dwie dziewice, które mu oświadczyły iż się nazywają Czystością i Wstrzemięźliwością, i że są główną ozdobą dusz miłych Jezusowi. Od téj pory tak on cnotę czystości umiłowsł, iż przez całe życie dochował ją bez skazy.

Pobierał nauki najprzód w Cezarei, następnie w Aleksandryi, a w końcu w sławnéj ówczesnéj akademii w Atenach. Tam wszedł w związki przyjaźni ze świętym Bazylim, i jak świadczą pisma tych dwóch wielkich Doktorów Kościoła, zawiązany wtedy stosunek w Bogu, do śmierci jak najwierniéj nieprzerwany dochowali. Tam także zapoznał się był z nim Julian krewny cesarza Konstantyna, głośny późniéj gdy po nim na tron wstąpił z nazwy Apostaty, a którego przewrótność już podówczas Grzegorz poznawszy, zawołał razu pewnego: „O, cóż to za poczwara wylęga się w łonie cesarstwa!”

Święty Grzegorz, po odjeździe z Aten świętego Bazylego, który udał się był na puszczę, miał się z nim połączyć co prędzéj, jak to sobie dawno ułożyli, lecz sprawy rodzinne zawezwały go na jakiś czas do rodzicielskiego domu. Niedługo tam przebywał: i sam wzdychając za życiem pustelniczém, i namawiany do tego przez przyjaciela, który mu święte uciechy jakich doznawał w samotności, w żywych wyrazach w listach swoich malował, pożegnał krewnych i połączył się z błogosławionym Bazylim na puszczy, gdzie anielski żywot na bogomyślności i pokucie wiodąc, do coraz wyższéj wznosili się świątobliwości. Po niejakim czasie dowiedziawszy się iż ojca jego, który już wiedy był Biskupem, podchodzą aryanie aby go w swoje błędy uwikłać, udał się co prędzéj do niego, i prostoduszność jego od sideł heretyckich wybawił. W czasie jego pobytu w Nazyańzie, ojciec który wtedy miał już około stu lat, wyświęcił go na kapłaństwo. Wszakże wkrótce po przyjęciu święceń, pomimo iż całe duchowieństwo i lud wierny chcieli go zatrzymać u siebie, zatęsknił za samotnością i swoim przyjacielem, i wrócił do Bazylego na puszczę.

Lecz znowu rozłączyć się musieli, lubo i tą razą nie nadługo. Święty Bazyli został Biskupem Cezarejskim, a pragnąc mieć towarzyszem w pracach swoich apostolskich, tego którego miał wspólnikiem dotąd wszystkich świętych swoich ćwiczeń, i którego znał wszystkie zalety, pomimo oporu jaki stawił Grzegorz, wyrwał go z puszczy i wyświęcił na Biskupa Sazymskiego. Święty atoli nie objął zarządu téj dyecezyi, a gdy ojciec jego, Biskup Nazyański, dla sił wiekiem i pracą nadwątlonych, z trudnością spełniał obowiązki swojego Pasterstwa, Grzegorz go w nich zastępował, z najzbawienniejszym dla wszystkich wiernych pożytkiem.

Śmierć ojca jego, a wkrótce potém i matki świętéj Nony, o któréj miał mowę pochwalną przy jéj pogrzebie, obudziła w nim nanowo tęsknotę za życiem pustelniczém. Przez pewien czas rządził kościołem Nazyańskim, lecz że nie był aktualnym téj dyecezyi Biskupem, więc pomimo prośb ludu i duchowieństwa które go chciało zatrzymać, potajemnie uszedł i zamknął się w klasztorze świętéj Tekli, gdzie przepędził około lat sześciu, oddając się, jak to czynił na puszczy, bogomyślności i pokutnym ćwiczeniom. Śmierć świętego Bazylego zaszła w roku Pańskim 879, utwierdziła go w zamiarach pozostania w samotności, lecz potrzeba Kościoła zmusiła go do wyrzeczenia się téj pociechy. Biskupia stolica w Carogrodzie osierocona z Pasterza, wystawiona była na pastwę różnych sekt heretyckich. Święty Grzegorz widział się w obowiązku zadośćuczynienia usilnym prośbom katolików tego miasta, błagających go aby przybył do nich, i słowem swojém i powagą walczył z szerzącém się kacerstwem. Opuścił więc swoję ulubioną samotność, i udał się do Carogrodu, lubo już wtedy i podeszłego był wieku, i bardzo wątły na zdrowiu. Heretycy wszelkiéj szkoły jako to aryanie, nowacyanie, macedonianie, apolinaryści, eunomiści, podali sobie rękę aby zgubić tego świętego męża, którego znali jako swojego najdzielniejszego przeciwnika. Pobudzili przeciw niemu lud prosty, oskarżyli go o złe obyczaje, o czarnoksięstwo, o bałwochwalstwo nawet, i tyle dokazali, że motłoch rzucał na niego kamienie gdy przechodził ulicami, a nawet kilkakrotnie stawiano go przed sądy świeckie. Wszystko to święty Grzegorz znosił jak najcierpliwiej miłością odpłacając najcięższe krzywdy, a niezachwianą łagodnością i pokorą jednając sobie powoli najzaciętezych swoich nieprzyjaciół, nawracał ich do wiary któréj odstąpili.

Ponieważ aryanie zagrabili byli wszystkie w Carogrodzie kościoły, więc nasz Święty, w prywatnym domu miewał nauki i spełniał, święte obrzędy, i tento dom przezwano późniéj po grecku Anastazya, (co znaczy wskrzeszenie wiary), zamieniając go na jeden z najwspanialszych kościołów w Carogrodzie. Jakoż coraz więcéj zbierało się tam około Grzegorza słuchaczów, coraz więcéj nawracał on heretyków i pogan. Z innych nawet miast i krain sława jego wymowy nauki i świątobliwości, ściągała do niego wielu najznakomitszych mężów, pomiędzy którymi był i święty Hieronim, który przybył tam aby go poznać, a który podziwiając jego biegłość w naukach, z wielką czcią był dla jego wysokiéj świątobliwości i niezmordowanéj gorliwości w pracach apostolskich, pomimo wszelkiego rodzaju trudów i przeciwności, jakie napotykał.

Skutkiem téż jego wytrwałéj pracy, liczba katolików codziennie wzrastała w téj wielkiéj stolicy, i w końcu przyszło do tego że Patryarcha Aleksandryjski wraz z innymi Biskupami katolickimi, pomimo najsilniejszego oporu jaki stawił temu Grzegorz, wynieśli go na biskupstwo Konstantynopolitańskie. Wielką to sprawiło radość w mieście całém, już przepełnioném katolikami, lecz spokoju niedługo zażywał święty Biskup. Niejaki Maksym, przezwany późniéj bezwstydnym, należący do sekty aryańskiéj, udał był nawróconego, pozyskał nawet łaski naszego Świętego i skutkiem tego nabywszy pewnéj powagi w Carogrodzie, użył jéj aby się wedrzeć na biskupstwo, zwalając z niego Grzegorza. Wywołało to w końcu rozruchy między ludem, i z tego powodu Grzegorz chciał zrzec się biskupstwa i wrócić do swojej puszczy, lecz nietylko lud nie dozwolił mu tego, ale i sam cesarz Teodozy, przybywszy do Carogrodu, wziął do serca sprawę jego uznając go prawym Biskupem: przywrócił mu wszystkie kościoły zajęte przez aryanów, kazał mu oddać zabrany pałac biskupi, i uczynił go nanowo panem dochodów kościelnych przez heretyków zagrabionych. Co wszystko zgromadzony za staraniem tegoż cesarza w Carogrodzie drugi z rzędu Sobór powszechny, zatwierdził. Na Soborze tym Grzegorz świetnie się odznaczył, tak miewanemi do zgromadzonych ojców przemowami, w których jaśniała jego głęboka nauka i znakomita wymowa, jakotéż i gotowością swoją do odstąpienia od władzy biskupiéj, co chciał uczynić i dla łatwiejszego porozumienia się ze swoimi przeciwnikami, i dla dogodzenia swojemu stałemu upodobaniu w życiu ukrytém i samotném, do którego pragnął koniecznie wrócić przed śmiercią. W końcu téż postawił na swojém. Po śmierci świętego Melecyusza Biskupa Antyocheńskiego, który przewodniczył Soborowi, w jego miejscu tymże Soborem sam kierując, gdy się on zbliżał do końca, Grzegorz wymógł na ojcach zgromadzonych zezwolenie, aby mógł zrzec się rządów swojéj dyecezyi, na co się oni z żalem wprawdzie lecz zgodzić musieli, przez wzgląd na zdrowie jego już zupełnie zniszczone.

Święty dostąpiwszy tego najpożądańszego dla niego szczęścia, uroczyście pożegnał lud swój i soborowych ojców, świetną mową mianą w wielkiéj katedrze świętej Zofii, jego staraniami przywróconéj katolikom, i udał się do miejsc rodzinnych, aby tam w samotności przygotować się na śmierć. Żył jeszcze lat ośm, i przez ten czas napisał wiele dzieł znakomitych, które go w rzędzie Doktorów Kościoła umieściły. Zostawił wiele utworów poetycznych treści religijnéj i pełnych namaszczenia, a w których skreślił dzieje kościoła wschodniego za jego czasów, i swoję własną historyą.

Przy końcu życia już tylko w modlitwie zatopiony i ćwiczeniom najwyższéj bogomyślności oddany, mając lat blizko sto, z których ośmdziesiąt spędził na ostréj pokucie i na wielkiéj zasługi przed Bogiem i Kościołem pracach apostolskich, zasnął święcie w Panu, roku Pańskiego 390. Ciało jego najprzód w Nazyanzie pochowane, późniéj do Carogrodu przeniesione, w końcu umieszczone zostało w Rzymie, we wspaniałéj kaplicy umyślnie na to wzniesionéj przez Papieża Grzegorza XIIIL

Pożytek duchowny

Uważałeś w żywocie Świętego dopiéro przeczytanym, że on kilkakrotnie wracał do życia samotnego, z którego mimo jego chęci wywoływano go do prac apostolskich, które tak święcie i świetnie sprawował. Niech cię to nauczy, że zwykle najskuteczniéj pracują we wszelkiego rodzaja życiu czynném ci, którzy samotność miłują a wrzawą świata się brzydzą.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś lud Twój, dla wskazania mu drogi zbawienia wiecznego, w błogosławionym Grzegorzu, wielkim sługą Twoim obdarzył; spraw prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 378–380.

Tags: św Grzegorz z Nazjanzu „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup doktor czystość wstrzemięźliwość św Bazyli Wielki heretycy św Hieronim samotność
2020-05-08

Św. Stanisława Biskupa i Męczennika, głównego Patrona Kraju Polskiego

Żył około roku Pańskiego 1079.

(Żywot jego był napisany przez Jana Długosza, Kanonika Krakowskiego.)

Święty Stanisław syn Wielisława i Bogny Szczepanowskich, narodził się w dyecezyi krakowskiéj, we wsi Szczepanówce dziedzictwie tego starego szlacheckiego rodu, roku Pańskiego 1030. Rodzice jego byli bardzo zamożni i najprzykładniejsi katolicy, słynący w okolicy całéj z wielkiéj dla ubogich hojności. Mając szczególne nabożeństwo do świętéj Magdaleny, w jednéj z włości do dóbr ich należącéj, wybudowali kościoł pod jéj wezwaniem, i w nim nie tylko w dnie świąteczne lecz i powszednie, długie godziny na świętych ćwiczeniach spędzali. Trzydzieści lat żyjąc już w związku małżeńskim, nie mieli potomstwa. Wszakże nie tracąc nadziei że ich Bóg takowém pocieszy, uczynili ślub że jeśli będą mieć dziecię, zaofiarują je na wyłączną służbę Boga. Wkrótce potém Bogna poczuła iż się stanie matką, a wtedy podwajając dobrych uczynków, i pomimo stanu swego, nie zwalniając się od ścisłych postów jakie zwykle zachowywała, gorąco opiece Matki Bożéj polecała dziecinę którą już w łonie swojém nosiła. Dnia pewnego, wracając od stada krówek pasących się w gaju w blizkości jéj dworu położonym, na drodze pomiędzy krzewami i dębami, niespodzianie powiła najszczęśliwiéj synka, i sama go do domu przyniosła. Ochrzczono go niezwłocznie, i nadano mu imię Stanisław, a rodzice postanowili żyć odtąd w czystości.

Pomni na ślub uczyniony Bogu, wychowywali go starannie, a od kolebki w wierze świętéj i miłości Boga pilnie utwierdzając. Wnet téż i błógich doczekali się tego owoców: Stanisław ledwie dziewięć lat liczył, a już służyć mógł za wzór świątobliwości dla osób nawet dorosłych. Widywano go po całych godzinach klęczącego w kościele i modlącego się w największém skupieniu. Najczęściéj zastać go można było przed ołtarzem Matki Bożéj, do któréj od kolebki prawie okazywał szczególne nabożeństwo. Wstawał w nocy, i opuszczając wygodne swoje łóżeczko, sypiał na gołéj ziemi. Pościł prawie codziennie, i co chwila wynajdywał jakąś sposobność zadawania sobie różnego rodzaju umartwień ciała. Widok ubogiego pobudzał go do najtkliwszéj litości. Niczém łatwiéj i silniéj nie można go było ująć, jak przyrzeczeniem iż się mu da jałmużna do rozdzielenia jéj pomiędzy biednych. Co tylko od rodziców dostawał na wydatki od niego zależące, lub przeznaczone dla niego na jakowe rozrywki, to wszystko obracał na uczynki miłosierne.

Ucieszeni rodzice taką nagrodą pobożnego wychowania jakie dali synaczkowi, posłali go na nauki do Gniezna, zkąd po ukończeniu szkół, wyprawili do najsławniejszéj podówczas akademii paryzkiéj. Tam odznaczył się tak dalece w naukach, iż chciano zaszczycić go stopniem doktora: lecz z wielkiéj pokory która była głównę jego cnotą, nie chciał przyjąć téj godności. Po siedmioletnim świetnie odbytym akademickim zawodzie, wrócił do Polski, gdzie po śmierci rodziców jedyny ich spadkobierca, bardzo znaczne odziedziczył mienie. Zamożność atoli w jaką opływał zaledwie w świat wchodząc, nie wwikłała w swoje sidła serca tego świątobliwego młodzieńca, który i na zaofiarowanie go przez rodziców Panu Bogu na służbę pamiętając, i łaską powołania dotknięty, jeszcze będąc w Paryżu postanowił wstąpić do zakonu. Skoro więc wrócił do rodzinnego kraju, zamyślał o spełnieniu tych świętych swoich zamysłów, lecz ulegając woli Lamberta Żuli Biskupa Krakowskiego, wielkiéj świątobliwości Prałata, został księdzem świeckim, rozdawszy wprzód cały swój znaczny majątek na ubogich.

Lambert umiejący oceniać wysokie cnoty nowo wyświęconego kapłana, wkrótce uczynił go kanonikiem katedralnym, a Stanisław od chwili przyjęcia święceń, a tém bardziéj gdy kapłańską godnością został zaszczycony, oddał się całą duszą służbie Rożej i obowiązkom jakie na nim ciążyły. Biskup miał w nim nie tylko najgorliwszego i najświątobliwszego sługę ołtarza swojéj obszernéj dyecezyi, lecz powodowany jego głęboką nauką, wielką roztropnością, i podziwiając w nim coraz wyższe dary Ducha Świętego, używał go do rady i pomocy w najważniejszych sprawach swojego Kościoła, a wkrótce sam obarczony laty i słabego zdrowia, nim głównie wyręczał się w zarządzie swojéj dyecezyi. Miał nawet zamiar na niego zrezygnować Biskupstwo, lecz święty Stanisław w żaden sposób zezwolić na to nie chciał.

Wszakże niezadługo spotkać go miał ten ciężar. Po śmierci Lamberta Żuli, duchowieństwo i lud cały jednogłośnie Stanisława Szczepanowskiego zapragnęli mieć Biskupem, a pomimo iż usilnie się temu opierał, musiał w końcu uledz woli Papieża samego, i Infułę krakowską przyjąć.

Wyniesiony na godność Pasterską, Stanisław zajaśniał w kościele Polskim, jako najświątobliwszy Biskup. Nowemi i tak ważnemi obciążony obowiązkami, sposobu życia pokutnego w niczém nie zmienił, a większych stawszy się panem dochodów, większe czynił jałmużny. Wyszukiwał ubogich w całej dyecezyi; pałac jego był dla każdego z nich przytułkiem i przystęp do niego był dla nich zawsze otwarty. Dochody swoje podzielił na trzy części: jednę obracał na potrzeby biedniejszych kościołów, drugą na swoje skromne utrzymanie, trzecia była własnością ubogich których miał najdokładniejszy spis, ciągle odnawiany.

Lecz nadeszły nakoniec i trudne dla Świętego chwile. Bolesław II podówczas panujący, zamiast wdzięczności Bogu, który błogosławił w wielu wyprawach wojennych jego orężowi, wszelkiego rodzaju dopuszczał się w zarządzie krajem nadużyć, a życiem najrozpustniejszém gorszył wszystkich poddanych. Biskupi całéj Polski, poczuwali się do obowiązku zrobienia królowi pokornych lecz koniecznych przedstawień, przemawiając do jego sumienia w imieniu religii, którą postępkami swojemi tak zuchwale znieważał. Lecz żaden nie miał na to dość odwagi, znając gwałtowność i okrucieństwo Bolesława. Wszyscy oczekiwali tego głównie od Stanisława, którego powaga i świątobliwość, zdawały się najłatwiejszy dawać do króla przystęp, i powinny były najzbawienniejszy wpływ wywrzeć na niego. Święty udał się więc w tym celu do Bolesława, i w tajemnéj sam na sam rozmowie, prosił go i zaklinał, aby duszy swojej nie gubił, i czynami hańbiącemi jego najwyższą dostojność, nie ściągał na siebie i na kraj cały skutków gniewu Bożego. Piszą że nawet upadł do nóg królowi żeby go zmiękczyć, i dowieść mu że spełniając obowiązek swojego Pasterstwa, nie zapomniał iż przemawia do swego monarchy. Bolesław nie tylko okazał się głuchym na głos Boga, przemawiający do niego przez usta Swojego sługi, lecz obelżywemi wyrazami odprawiwszy świętego Biskupa, postanowił pomścić się na nim.

W tym celu pobudził oszczerców, którzy oskarżyli Stanisława o nieprawne posiadanie wioski zwanéj Piotrowin, nabytéj przez niego dla kapituły krakowskiéj, od szlachcica nazwiskiem Piotra. Święty nie mogąc dowieść praw swoich przez świadków, gdyż ci z obawy gniewu królewskiego stanąć nie śmieli, zobowiązał się stawić przed sądami samego Piotra, lubo od lat trzech zmarłego. Zgodzono się na to, a Stanisław przepędziwszy trzy dni na modlitwie i poście, po odprawieniu Mszy świętéj, wskrzesił dawnego dziedzica Piotrowin, który udawszy się z nim na sądy, wobec króla i panów radnych przyznał słuszność Biskupowi a potém wrócił do grobu.

I cud tak nadzwyczajny, nie opamiętał Bolesława. Po powrócie swoim z wyprawy na Kijów, nie kładł on już żadnych granic okrucieństwu i rozpuście. Przyszło do tego iż porwał gwałtem cnotliwą niewiastę imieniem Krystynę, żonę zasłużonego ojczyznie szłachcica Mścisława, i tę chciał zmusić do zostania jego nałożnicą. Wszyscy godniejsi i poczciwsi w kraju, znowu zwrócili się do Stanisława, aby skłonił króla do oddania mężowi porwanéj mu żony, i do odwołania różnych postanowień, przez które z barbarzyńskiém okrucieństwem, pastwił się nad poddanymi, a gdyby to nie pomogło aby go dotknął karą koscielną. Uczynił to w końcu Święty, gdy Bolesław i na powtórne jego przedstawienia, odpowiedział tylko groźbą. Biskup rzucił na niego klątwę kościelną, lubo nie wątpił, jak to sam oświadczył był swoim przybocznym Prałatom, iż życiem przypłaci spełnienie téj świętćj swojéj powinności.

Jakoż, Bolesław postanowił go zgładzić. W tym zamiarze gdy Stanisław odprawiał Mszę świętą w małym kościołku świętego Michała zwanym na skałce, udał się tam ze zbrojnym oddziałem: a gdy posłani żołnierze aby zamordować Biskupa, trzy razy wchodząc do kościołka, trzy razy cudownie od tego wstrzymani byli, sam Bolesław wpadł tamże z mieczem dobytym, i gdy Święty za niego głośno się modlił, ugodził go w głowę i na miejscu położył, a potém, w piekielnéj wściekłości swojéj, rozszarpawszy ciało jego na drobne kawałki, po polach okolicznych rozrzucić je rozkazał.

Święty Stanisław poniósł śmierć męczeńską dnia 8 Maja roku Pańskiego 1079. Przez dzień cały orły ulatujące nad cząstkami zwłók jego, strzegły ich od zwierząt, a w nocy każda z tych świętych relikwii, wydawała światło cudowne, które nawet sam król z wieży pałacu mógł dostrzedz. W skutek tego, odszukane zostały wszystkie cząstki jego błogosławionego ciała, które do siebie przytknięte zrosły się nanowo, jakby nigdy rozrąbane nie były, i w tymże kościołku na skałce pochowane zostały.

Święty Stanisław w poczet Świętych zaliczony został uroczyście przez Ojca świętego Inocentego IV, roku Pańskiego 1253.

Jest podanie, że Bolesław za zamordowanie świętego Stanisława powtórnie przez Papieża Grzegorza VII, z tronu złożony, ścigany powszechną niesławą, a w końcu tknięty wyrzutami sumienia, w ostréj pokucie, poznany aż przy śmierci, w klasztorze ojców Benedyktynów w Ossyaku blisko Insbruku, życia dokonał.

Pożytek duchowny

Święty Stanisław Biskup i Męczennik, jest głównym Patronem kraju naszego, i dla tego święto jego uroczyście się obchodzi. W dniu tym powinieneś szczególnie modlić się za potrzeby kościoła polskiego, prosząc Boga zą pośrednictwem świętego Stanisława, aby naród nasz w wierze świętéj utwierdzać raczył, i wszystkim nam dał według zasad tejże wiary zawsze postępować.

Modlitwa (kościelna)

Boże! za cześć którego błogosławiony Biskup Stanisław z ręki bezbożników poległ; spraw prosimy, aby wszyscy jego posrednictwa wzywający, prośb swoich zbawiennego dostąpili skutku. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 375–378.

Tags: św Stanisław „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik biskup Polska św Magdalena jałmużna
2020-05-07

Św. Jerzego Męczennika

Żył około roku Pańskiego 303.

(Żywot jego napisany był przez Metafrasta.)

Święty Jerzy, którego Grecy nazywają wielkim meczennikiem, rodem z Kapadocyi, pochodził z rodziny znakomitéj z imienia i z gorliwości o wiarę świętą. Żył przy końcu trzeciego wieru. Młodym będąc, wstąpił do wojska, a odznaczywszy się męstwem i wyższemi zdolnościami, pozyskał wielkie łaski u cesarza Dyoklecyana, który mu dał znaczne dowództwo, trzymał go przy swoim boku, i miał zamiar jak najprędzéj wynieść do najpierwszych wojskowych stopni. Lecz pod tęż porę wybuchło prześladowanie chrześcijan, i od razu zapowiadało jak smutny los czeka wszystkich wiernych. Święty Jerzy, który miał wtedy lat dopiéro dwadzieścia, przewidywał iż mu przyjdzie oddać życie za wiarę. Gotował się na to modlitwą, postami i ćwiczeniem się we wszystkich cnotach chrześcijańskich, hojnemi jałmużnami nabywając sobie pośredników do Nieba, którzyby mu potrzebne do wytrwałości i męstwa, w próbach jakie go czekały, wyjednywali łaski. Jako przyboczny cesarza i nawet do rady jego należący, wiedział dobrze iż lada chwila przyjdzie kolej na niego, jako chrześcijanina, przedstawić dowody swojéj wiernosci wierze świętéj, i że kryć się z nią nie wypada mu wcale. Ofiarę życia uprzedził ofiarą wszystkiego co posiadał, aby na tamtę był tém lepiéj gotowym. Po śmierci rodziców, odziedziczywszy wielkie majętności, sprzedał takowe i wszystko rozdał ubogim, rozdzielając tak ogromną jałmużnę pomiędzy chrześcijan będących w rozsypce, z powodu srożącego się prześladowania; prócz tego wszystkich swoich niewolników obdarzył wolnością, nakłaniając ich aby wiarę świętą przyjmowali.

Ogołocony tym sposobem ze wszystkiego co ziemskie, Święty ten młodzieniec wyczekiwał walki, do któréj mu się niezwłocznie przedstawiło pole. Dyoklecyan zwołał był radę, na któréj kazał odczytać swoje rozporządzenia, mające na celu wytępienie wszystkich chrześcijan, a na któréjto radzie z urzędu swojego znajdował się Jerzy. Wszyscy przyklasnęli zamiarom cesarza, lecz jakież było ich zdziwienie, gdy nasz Święty prosząc o głos, w wyrazach pełnych uległości dla monarchy i oszczędzających innych członków rady, silnie powstał przeciw okrutnym tym postanowieniom, i najtrafniéj zbijał wszystko, co inni na ich poparcie wypowiedzieli. Ponieważ bardzo był wymownym i z wielkim zapałem bronił świętéj sprawy, słuchali go wszyscy z uwagą i uszanowaniem nawet, przyznając słuszność jego rozumowaniom. Dowodził jak najtrafniéj niesprawiedliwości i barbarzyństwa praw mających się stanowić; bronił chrześcijan od fałszywych zarzutów jakie im czyniono; wykazał złość i przewrotność oszczerców, którzy w nikczemnych osobistych widokach, w najniekorzystniejszém świetle przedstawiali ich cesarzowi, i w końcu błagał go i zaklinał, dla dobra jego własnéj sławy, aby odwołał wydane postanowienia, mające jedynie na celu ucisk i krzywdę niewinnych, a najwierniejszych mu poddanych. Mowa jego wielkie wywarła wrażenie na wszystkich i na samym cesarzu, który Magnencyuszowi Wielkorządcy jako najwyższemu urzędnikowi, kazał Jerzemu odpowiedzieć: „Z tego coś powiedział, rzekł Wielkorządca do niego, znać żeś ty sam jednym z przewodców sekty tak zwanych chrześcijan. Wyznaj więc to otwarcie, a monarcha nasz jako obrońca religii którą wyznaje całe jego państwo, nie omieszka pomścić bezbożnego twojego od niéj odstępstwa.” — „Jeśli idzie o wymierzenie kary za bezbożność, odparł Święty, czyż nie największą jest bezbożnością, przyznawać stworzeniom i bałwanom własności Bostwa? Jeden tylko jest Bóg prawdziwy, i Temu ja cześć oddaję i Jemu służę. Jestem bowiem chrześcijaninem, i to wyznaję, tém się chlubię i jeśli dano mi będzie wylać krew moję na chwałę Tego który mi dał życie, poczytam to za najwyższe szczęście.” — Na te słowa Dyoklecyan wpadł w złość największą, i obawiając się aby przemowa Jerzego nie pociągnęła do wiary chrześcijańskiéj tych, którzy podziwiali odwagę i stanowczość jego odpowiedzi, kazał niezwłocznie okuć go w kajdany i wtrącić do więzienia.

Tam z rozkazu cesarza zadawano mu męki najokrutniejsze: tłoczony był ogromnym kamieniem; potém uwiązanego do koła ostremi żelaznemi kolcami nabitego, z nim go toczyli. W czasie takich tortur, święty Męczennik okazywał wesołe oblicze, i słyszał głos z Nieba w te słowa go pokrzepiający: „Jerzy! nie lękaj się niczego, gdyż Ja jestem z tobą,” i stanął przed nim mąż poważny w szaty jaśniejące jak słońce odziany, który go uściskał i do męstwa zachęcał. Po zadaniu téj męki, kaci przystąpili do niego aby go od koła odwiązać, sądząc że już żyć przestał: aż oto piorun uderzył, i okazał się Anioł, który odwiązał Jerzego od koła, nie tylko żywego, lecz w tejże chwili od wszystkich ran jakie od kolców był odebrał, zleczonego. Na ten widok wielu pogan się nawróciło, a między nimi dwóch dowódców wojskowych: Anatoliusz i Protoleo, których wkrótce cesarz ściąć kazał.

Dyoklecyan dowiedziawszy się iż cud ten i na żonie jego Aleksandrze wielkie zrobił wrażenie, tém bardziéj na Jerzego rozwścieklony, kazał go zakopać w wapno niegaszone, i przez trzy dni nie wydobywać ztamtąd. Jerzy wstąpił do jamy wapiennéj, przeżegnawszy ją i mówiąc: „Wybaw mnie Panie z téj męki, aby nie urągali się poganie potęgi Twojéj, mówiąc: gdzież jest Bóg jego.” Trzeciego dnia Dyoklecyan chcąc aby nawet kości jego śladu nie pozostało, kazał je wydobyć z dołu wapiennego i rozrzucić po śmieciskach. Lecz nad wszelkie spodziewanie znałeziono go pod wapnem żywego i zdrowego. Wielu świadków tego cudu nawróciło się, Dyoklecyan zaś przypisując to czarom, kazał włożyć na nogi Jerzego obuwie wewnątrz kolcami wysłane, i w nich pędzić go w swoich oczach do więzienia, do którego Święty szedł jak najswobodniéj, żadnego w nogach bolu nie czując.

Natenczas za radą Wielkorządcy Magnencyusza, aby przeciw czarom Jerzego sprobować czarów pogańskich, cesarz przywołał najsławniejszego czarnoksiężnika pogańskiego, i opowiedziawszy mu co zaszło z Jerzym, rozkazał aby zadał Świętemu truciznę któraby go od razu zabiła. Ten dał mu jednę po drugiéj trzy najjadowitsze jakie być mogą trucizny, które Jerzy wypił, najmniejszéj niedoznawszy na zdrowiu szkody. Osłupiały takim cucem, już w oczach jego zaszłym, Dyoklecyan spytał Jerzego, jaką posiada czarodziejską tajemnicę, która mu tak nadzwyczajne rzeczy czynić daje. „Moc to Boża o! cesarzu, odrzekł mu Święty sprawia to co czarom przypisujesz. Bo Sam Chrystus przyrzekł sługom Swoim, iż truciznę pić będą, a ona im nie zaszkodzi: i co większa przyrzekł im, że nawet umarłych wskrzeszać będą.” — „Cóż ty na to mówisz?” rzekł wtedy cesarz do czarnoksiężnika. — „Jeśliby on, odpowiedział ten, i to jeszcze uczynił, tedy jużby w istocie przyznać trzeba, że Bóg jego prawdziwym jest Bogiem.” Cesarz kazał przynieść trupa i rozkuć z kajdan Jerzego, aby go wskrzesił. Święty ukląkł, pomodlił się, a umarły wstał i żywy przeszedł pomiędzy tłumem. Lud zaczął wołać: „Wielki i prawdziwy jest Bóg chrześcijański,” a czarnoksiężnik upadłszy do nóg Jerzemu, wyznał się chrześcijaninem. Dyoklecyan tylko oczów nie otwierał, i w przemowie do ludu dowodził, że czarnoksiężnik był w zmowie z Jerzym, i pierwszego wskazał na ścięcie, a Świętego na odprowadzenie go do więzienia.

Nazajutrz przywołał Jerzego do siebie, i tą razą pochlebnemi słowy chciał go przywieść do wyrzeczenia się wiary — „Oddaj publicznie cześć bogom moim, rzekł do niego, a wyniosę cię do najpierwszych godności cesarstwa.” — „Pójdźmy do świątyni” rzekł Święty, co usłyszawszy Dyoklecyan, udał się z nim do głównéj świątyni Apolina i jak najwięcéj ludu zwołać kazał, w nadziei, że Jerzy ulegając nakoniec jego woli, wyrzecze się wiary i pokłoni się bałwanowi. Stanął przed nim sługa Boży i uczyniwszy znak krzyża: „Czy jesteś ty w istocie Bogiem, zawołał do bożyszcza, kiedy każą mi cześć ci oddawać?” — „Nie jestem Bogiem, odezwał się głos z pośrodka bałwana wychodzący i od wszystkich słyszany, jeden jest tylko Bóg prawdziwy, którego ty wyznajesz.” — „Jakże odważasz się ty zły duchu przez Boga mojego na piekielne męki skazany, rzekł Jerzy, stać tu w obecności sługi Chrystusowego?” — i to mówiąc powtórnie przeżegnał bożyszcze, i podniosłszy ręce do Nieba, zaczął się modlić, a w tejże chwili posąg Apolina spadł z ołtarza i w drobne kawałki się potłukł, równie jak wszystkie inne bałwany w świątyni będące. Widząc to, lud zaczął znowu głośno wyznawać Boga chrześcijańskiego, wielu się pogan nawróciło, i sama cesarzowa Aleksandra upadła do nóg Świętego, wołając iż jest chrześcijanką.

Tymczasem, kapłani pogańscy rzucili się na Męczennika, schwytali go i związali, a cesarz kazał go ściąć niezwłocznie, co nastąpiło dnia 7 Maja, roku Pańskiego 290. Żonę Dyoklecysna, Aleksandrę i wielu innych wtedy nawróconych, tenże sam los spotkał i wszyscy oni z męczeńską koroną poszli do Nieba.

Pożytek duchowny

Jak modlitwa świętego Jerzego skruszyła balwany pogańskie, tak każda modlitwa pokorna, wyjednać może łaski Boże, przez co skruszone zostają bałwany, którym w sercu swoim cześć oddaje grzesznik, gdy cokowiek nad Boga przekładając grzechu się dopuszcza. Proś tego wielkiego Męczennika i wielkiego cudotwórcę, którego dziś Kościoł święto obchodzi, aby ci wyjednał łaskę wyniszczenia w sercu twojém bożyszcz, którym namiętności twoje hołdują

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który nas pocieszasz wspomnieniem zasług błogosławionego Jerzego Męczennika Twojego, i do pośrednictwa jego uciekać się dozwalasz, spraw miłościwie, abyśmy przez niego prosząc o Twoje dobrodziejstwa, z daru łaski Twojéj takowe otrzymali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 372–375.

Tags: św Jerzy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik egzorcyzm jałmużna męstwo
2020-05-06

Męczeństwo Św. Jana w Oleju

Zaszło roku Pańskiego 95.

(Szczegóły tego męczeństwa opisane są przez świętego Hieronima.)

Ewangelia święta opowiada nam, że razu pewnego matka świętego Jakóba i świętego Jana Ewangelisty, zbliżywszy się do Pana Jezusa, prosiła aby jéj synów umieścił na pierwszych miejscach w królestwie niebieskiém. Zbawiciel odpowiadając jéj na to, zapowiedział tym dwom Apostołom, że pić będą z jego kielicha, to jest że na podobieństwo Pana Jezusa, umęczeni będą za wiarę. Jakoż słowa te Pana naszego spełniły się, gdyż święty Jakób najpierwszy z uczniów Chrystusowych zamordowany został z rozkazu Heroda, a święty Jan lubo śmierci męczeńskiéj nie uległ, męczeństwa jednak, i to jednego z najokrutniejszych doznał, a to w następujący sposób.

A najprzód można powiedzieć, że święty Jan najulubieńszy uczeń Pana Jezusa, i który najsilniéj Go miłował, już i przez to ziścił na sobie przepowiedziane mu przez Niego męczeństwo, że podczas męki Chrystusa Pana, i aż do chwili śmierci Jego, nie odstępując Jezusa i pod krzyżem stojąc, podzielał sercem wszystkie cierpienia drogiego mistrza swojego, a przez to na podobieństwo Matki Bolesnéj, już na sercu poniósł był wielkie męczeństwo. Lecz przepowiednia Pańska, spełnić się miała bardziéj co do słowa. Nie dość było dla ulubionego ucznia Chrystusowego doznać wewnętrznego męczeństwa na sercu, w czasie mąk jakie zadawano Zbawicielowi, i na widok okrutnéj i haniebnéj Jego śmierci. Miał on wyraźniéj uczestniczyć wychyleniu kielicha goryczy, zapowiedzianego mu przez Pana Jezusa, co właściwie mówiąc nastąpiło dopiéro po Zesłaniu Ducha Świętego.

Jakoż, święty Jan wkrótce potém został uwięziony, następnie biczowany i w różny sposób znieważany wraz z Apostołem świętym Piotrem, a to w czasie prześladowania jakiego doznali uczniowie Chrystusa Pana od Żydów, po zamordowaniu przez nich świętego Stefana pierwszego Męczennika, co było tylko jakby wstępem do tego czego miał doznać wkrótce potém, od władców pogańskich.

Cesarz Domicyan wstąpiwszy na tron po bracie swoim Tytusie, roku Pańskiego 81-go, tyran okrutny i zawzięty wróg chrześcijan, wznowił wszelkie przeciw nim ustawy swoich poprzedników, a szczególnie Nerona, które za panowania łagodnego Tytusa wykonywane nie były. Ponieważ nie ustępował on w niczém Neronowi, który pierwszy począł męczyć i mordować wyznawców wiary świętéj, więc to drugie za niego wszczęte prześladowanie powstającego Kościoła, było jeszcze od pierwszego okrutniejszém, i więcéj zabierało ofiar, gdyż już więcéj rozszerzyła się była nauka Ewangelii Bożéj, i więcéj liczyła zwolenników. Święty Jan znajdował się podówczas w mieście Efezie, gdzie stale przebywał jako Biskup, aby tém łatwiéj znosić się z kościołami czyli Dyecezyami w Azyi, które sam założył i któremi zarządzał. Poganie wiele mu i tam już wyrządzali złego. Wprawdzie, powszechny szacunek jakim przejęta była dla niego cała ludność tego kraju, nawet złożona i z tych którzy jeszcze nie byli nawróceni, wstrzymywał nieco urzędników cesarskich w ich zamiarach pozbycia się świętego Jana: lecz w końcu przyszło do tego, iż najprzód wskazali go na wygnanie z Efezu, a wkrótce potém uwięziwszy poprowadzili do Rzymu, gdzie okutego w kajdany wtrącili do więzienia. Święty Ewangelista nie wątpił, iż nadeszła chwila, gdzie mu dano będzie wylać krew za jego ukochanego Boskiego Mistrza, i całém sercem cieszył się z tego.

Cesarz dowiedziawszy się o godności i zaletach tego bohatera chrześcijańskiego, znanego już w całéj Azyi z gorliwości swojéj apostolskiéj i nadzwyczajnéj słodyczy w obcowaniu z najnieprzyjaźniejszymi mu ludźmi, chciał go osobiście poznać. Święty Jan wezwany przed Dyoklecyana, stawił się przed nim z rozpromienioném nadzieją korony męczeńskiéj obliczem, a sama postać poważnego starca, ujmującéj nadzwyczaj powierzchowności i pełnego spokoju wewnętrznego i świętéj swobody, wielkie zrobiła na tyranie nawet wrażenie. Zadał mu kilka zapytań tyczączych się religii, i zdumiał na odpowiedzi śmiałe i głębokie, jakie wyszły z ust tego najszczytniejszego Ewangelisty, i autora Apokalipsy czyli ksiąg Objawień. Wszakże Cesarz zaślepiony w błędach pogańskich, które dogadzały jego nierządom, nie tylko nie otworzył oczu na prawdy święte, które jak drogie perły sypał przed nim ten wielki Apostoł, lecz śmiał domagać się od niego aby i on sam ich odstąpił i wyparł się nauki Chrystusa. „Trzeba, rzekł mu cesarz, abyś wyrzekł się religii któréj zasady wzbraniają nam uciech zmysłowych, i któréj artykuły wiary są dla rozumu niedościgłe: przejdź na nasze wyznanie które jest wyznaniem wszystkich moich ludów, a żyć będziesz w pokoju.” Na te słowa zadrżał od zgrozy ten uczeń Pana Jezusa, który podczas Wieczerzy na sercu Jego głowę swoję był skłonił, i któremu On umierając na krzyżu, Matkę swoję najdroższą powierzył: „Nie sądź o! cesarzu, rzekł do Dyoklecyana, aby groźby twoje, lub przyrzeczenia zachwiać mogły wierność moję Chrystusowi. Jeden tylko jest Bóg, a Tym jest Ten właśnie którego ja wyznaję i któremu służę. Największém szczęściem byłoby dla mnie, gdybym za wiarę w Niego krew moję wylał. Uddawna wzdycham za sposobnością spełnienia takowéj ofiary.”

Piszą że tak stanowcza i śmiała odpowiedź szczególnie poruszyła Dyoklecyana, i tém większy obudziła w nim dla świętego starca szacunek: zawahał się był nawet przez pewien czas, jak z nim wypadnie postąpić. Wszakże w końcu przemogło w nim wrodzone okrucieństwo i nienawiść do wiary chrześcijańskiéj: wskazał świętego Jana na śmierć, przez zanurzenie go we wrzącym oleju.

Wielki plac będący obok bramy zwanéj Latyńską dla tego że od niéj szła droga do krainy Latyńskiéj, którą dziś zowią polami Rzymskiemi (campagna Romana), przeznaczony został na miejsce męczeństwa świętego Apostoła. Umieszczono tam ogromną kadź, napełnioną olejem wrzącym od ognia pod nią podłożonego. Wieść iż tak okrutnéj męczarni ma być poddany sędziwy starzec, którego czyny jako najpierwszego Apostoła Azyi, całemu Rzymowi znane były, ściągnęła na to miejsce nie tylko wielki tłum ludu, lecz i najznakomitszych mieszkańców, a nawet cały senat Rzymski, złożony z pogan chciwych tego rodzaju barbarzyńskiego widowiska. Najprzód świętego Jana odarto z odzienia, i według praw rzymskich poddających biczowaniu każdego na śmierć skazanego, okrutnie schłostano. Następnie gdy całe ciało miał zsieczone, skrwawione i ranami pokryte od gradu biczów które odebrał, zanurzono go w ten olej wrzący. Lecz Pan Bóg postanowił podać mu tylko całą zasługę śmierci męczeńskiéj, a przy życiu tak jeszcze dla Kościoła potrzebném raczył go pozostawić, ponawiając na nim cud trzech pocholąt w piecu Babilońskim wśród ognia żyjących, o którym wspominają księgi starego Testamentu. Olej wrzący w najwyższym stopniu, stał się da niego kąpielą leczącą, która w tejże chwil wszystkie rany jego z biczowania odebrane zagoiła, tak że jak się wyraża święty Hieronim: „zdrowszy i silmiejszy wyszedł z niéj Jan święty, aniżeli nim był gdy do niéj wstępował.” Co większa: gdy widząc iż olej ten nie zadaje śmierci świętemu Męczennikowi lubo w nim był całkiem zanurzony, oprawcy zaczęli silniéj jeszcze pod kotłem rozniecać ogień, a wtedy płomienie zwróciły się na nichże samych, i wielu z nich spaliły. Cud tak wielki i tak oczywisty, wielu pogan nawrócił, a sam Cesarz dowiedziawszy się o nim, nie śmiał już więcéj pastwić się nad Świętym, i tylko wskazał go na wygnanie na wyspę Patmos, gdzie przebywał ten Apostoł aż do śmierci Dyoklecyana, i tam napisał Apokalipsę czyli księgę Objawień, należącą do ksiąg nowego Testamentu, a zawierającą najgłębsze przepowiednie wszystkiego co Kościoł przeszedł i przechodzić będzie do końca świata.

Cud zaszły przy męczeństwie świętego Jana, miał miejsce 6-go Maja, około roku Pańskiego 65. Chrześcijanie dla utrwalenia téj pamiątki, wznieśli późniéj wspaniałą świątynię na placu gdzie się spełnił, a Kościoł w tymże celu postanowił dzisiejsze święto, które przez długi czas w niektórych krajach katolickich, a mianowicie we Francyi i Anglii przed jéj odpadnięciem od wiary, uroczyście obchodzono jak święta obowiązujące.

Pożytek duchowny

Pan Bóg jest tak łaskawym, iż nie tylko poniesienie śmierci męczeńskiéj za wiarę najświetniejszą koroną niebieską nagradza, lecz i wszelkiego rodzaju trudy i cierpienia z miłości ku Niemu znoszone cierpliwie i chętnie, ledwie że nie narówni z zasługami męczenników płaci w przyszłém życiu. Niech cię to pobudzi do cierpliwego, a nawet chętnego znoszenia wszelkich cierpień.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który widzisz, iż nas zewsząd biedy nasze uciskają, spraw prosimy, aby błogosławionego Jana Apostoła Twojego i Ewangelisty chwalebne pośrednictwo, wspierało nas zawsze. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 370–372.

Tags: św Jan Ewangelista „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik Apostoł
2020-05-05

Św. Piusa V Papieża

Żył około roku Pańskiego 1572.

(Życie jego jest opisane przez Hieronima Katenę i Antoniego Gabucyusza, dwóch jego przybocznych Prałatów.)

Święty Pius piąty tego imienia Papież, pochodził ze szlachetnéj rodziny Gislerów z Bolonii. Narodził się roku Pańskiego 1504, w małéj wiosce Bosko w Lombardyi położonéj. Ze chrztu miał imię Michał. Wychowany starannie i pobożnie, od dzieciństwa odznaczał się wielkiém do Matki Bożéj nabożeństwem. Gdy dorastał, rodzice mieli zamiar uczyć go jakiego rzemiosła, gdyż majątku zostawić mu nie mogli. Lecz Michał już w dwunastym roku życia swojego, postanowił był świat opuścić i wstąpić do Zakonu. Zdarzyło się iż dwaj Dominikanie przybywszy do wioski Bosko, parę dni w niéj się zatrzymali. Młody nasz chłopaczek tak się im podobał, iż przyrzekli mu uzyskać przyjęcie go do ich zakonu, jeśli ukończy szkoły pod ich dozorem będące, przy klasztorze w Wogerze. Michał tego tylko pragnał. Upadł do nóg rodzicom, a otrzymawszy na to ich zezwolenie i błogosławieństwo, udał się do Wogery, gdzie odznaczywszy się i pilnością w naukach i niepospolitemi zdolnościami, a najbardziéj przykładną pobożnością, wysłany został do nowicyatu w klasztorze ojców Dominikanów w Wigowaro. Po roku próby, podczas któréj już wnosić można było iż w młodym tym zakonniku, przybywa wielka dla Zgromadzenia ozdoba, wykonawszy śluby uroczyste, stanął od razu w rzędzie najświątobliwszych zakonników, a po ukończeniu zawodu nauk Teologicznych, okazał się jednym z najuczeńszych swojego czasu kapłanów. Niezwłocznie téż sam wystąpił jako znakomity mistrz téj nauki, a potém powołany na Przełożonego w różnych z kolei klasztorach, a mianowicie w Wigowaro, w Sancino i w Albie, zajaśniał na tych urzędach, wszystkiemi cnotami najdoskonalszego syna świętego Patryarchy Dominika. Pierwszy do wszystkich obowiązków klasztornych, pełen dla podwładnych mu braci miłości, gorliwie przytém pracował na ambonie i w konfesyonale, wiodąc życie nadzwyczaj umartwione, które go równało z najsurowszymi pokutnikami puszcz Egipskich.

Sława cnót jego wywiodła go z ukrycia klasztornego, którego jedynie szukał. Zamianowany Inkwizytorem wiary świętéj na całą Lombardyą, ważny ten urząd z wielką roztropnością i święcie spełniał, a łagodnością swoją, obok niezmordowanéj gorliwości, wielką liczbę heretyków nawrócił. W skutek tego, 1551 roku został komisarzem generalnym Inkwizycyi na całe Włochy, a w cztery lata potém ogólnym Wikarym generalnym tejże świętéj Instytucyi. Trudno wyrazić na ile trudów i niebezpieczeństw był ztąd narażany. Kacerze bowiem widząc w nim najdzielniejszego swojego przeciwnika, całą złość swoję przeciw niemu obrócili.

Przez wzgląd na wielkie jego zasługi i świątobliwość życia, Papież Paweł IV zrobił go Biskupem Nepisko-Sutryńskiéj Dyecezyi, a wkrótce potém Kardynałem. Obie te godności przyczyniły się do utwierdzenia go w głębszéj jeszcze pokorze, i obie przyjął jedynie na wyraźny rozkaz Ojca świętego. Pius IV następca Pawła IV, podobnież ocenił jego wysokie zalety. Przeniósł go na Biskupstwo MondoWińskie w Piemoncie, szczególnie podówczas potrzebujące Biskupa tak wysokiéj świątobliwości. Zastał je w bardzo opłakanym stanie: w krótkim czasie gorliwość jego apostolska, a najbardziéj przykład życia, zmieniły postać rzeczy. W duchowieństwie ustalił najściślejszą karność kościelną, w ludzie nie tylko poprawił obyczaje, lecz i pobożność rozbudził.

W roku 1565, po śmierci Piusa IV, wyniesiony został w jego miejsce na stolicę Apostolską. Zaczął od urządzania dworu własnego, aby tenże służył Rzymowi całemu za wzór pobożności i wszelkich cnót chrześcijańskich. Nakłonił do tego i Kardynałów, i wkrótce miasto całe poszło za tym przykładem. Zmusił Biskupów żeby nie wydalali się z miejsca swéj rezydencyi, albo téż zrzekli się urzędu; odżywił ducha zakonnego we wszystkich zgromadzeniach, wydał surowe przepisy powstrzymujące rozpustę po karczmach i kawiarniach, niektórych publicznych widowisk zakazał zupełnie, wszystkie ubogie dziewice w Rzymie narażone na zepsucie, hojnie wyposażał, i mnóstwo tych które już podpadły rozpuście, wyrwał z téj toni. Wprowadził potrzebne zmiany w wydziałach policyi i sprawiedliwości; wydał wiele najzbawienniejszych postanowień, tak zakonnego jak i świeckiego duchowieństwa tyczących się.

Pasterska troskliwość jego, ogarniała potrzeby i całego chrześcijaństwa. Za jego czasów herezye Lutra i Kalwina, znalazłszy poparcie w zepsuciu możniejszych, i w braku oświecenia w ludach, szerzyły się coraz bardziéj w świecie. Pius wysłał Legatów do wszystkich dworów, aby każdy na miejscu pilnował sprawy katolickiego Kościoła, i gorliwych misyonarzy do wszystkich krajów dotkniętych klęską odszczepieństwa, a całe dochody Państwa kościelnego, obracał na takowe cele. Jego to niezmordowanym staraniom, winna Francya ocalenie w jéj narodzie katolickiéj wiary, jak również i inne kraje Europy które uszły wtedy piekielnéj zarazy temi nowemi kacerstwami szerzonéj. Święty Papież, ojcowską swoję opiekę rozciągał i do krajów Ameryki, Indyi i do krańców Japonii, gdzie nie tylko swoim kosztem utrzymywał misyonarzy, lecz ogromne posyłał im sumy pieniężne dla nowonawróconych, którzy dla tego że przyjmowali wiarę świętą do ubóstwa przychodzili. W tém wszystkiém oceniając wielkie usługi jakie mu oddawali ojcowie Jezuici, był szczególnym ich zgromadzenia wielbicielem, i w czterech Bullach wydanych dla nich, obdarzył ich wielkiemi przywilejami wysokie oddając im pochwały.

Za jego czasów także groził całéj Europie najpotężniejszy wróg imienia chrześcijańskiego. Soliman II sułtan Turecki zagrabiwszy wyspę Cypryjską, oblegał Maltę i Sycylią, zamierzając przez ich zdobycie, utorować sobie drogę do reszty krajów chrześcijańskich. Papież zawiązał z monarchami katolickimi ligę przeciw muzułmanom, wysłał wszystkie swoje wojska, i cały skarb państwa na tę wyprawę zużył. Siły nieprzyjacielskie spotkały się na morzu pod Lepantem, siódmego Października 1571 roku. Wojska chrześcijańskie pod dowództwem książęcia Austryackiego i Kolonny wodza wojsk Papiezkich, lubo w mniejszéj sile, uderzyły na Turecką flotę, zatknąwszy na swoich masztach chorągiew z wizerunkiem Chrystusa Pana ukrzyżowanego, poświęconą przez Papieża, i wzywając imienia Maryi. Niewierni pobici zostali na głowę, stracili kilkadziesiąt tysięcy ludzi wraz z Ali-Buszą ich dowódcą, a flota ich zniszczoną została, o czém święty Pius w Rzymie przebywający, przez objawienie zawiadomionym został.

Od chwili rozpoczęcia wojny, podwoił on modlitw na tę intencyą, a lubo już podeszłego wieku i na zdrowiu wątły, przydawał sobie różnych umartwień: postów, czuwań, biczowań się i t. p. W dniu w którym toczyła się stanowcza bitwa pod Lepantem, Papież w pałacu swoim na Watykanie, rozmawiał z kilku Prałatami znajdującymi się w téj chwili u niego. Wśród téj rozmowy, otworzył okno i wlepiwszy oczy w Niebo pozostawał przez czas pewien nieporuszony, jakby w zachwyceniu, poczém zwracając się do Prałatów, rzekł: „Nie pora już teraz załatwiać sprawy nasze, idźcie i niezwłocznie oddajcie dzięki Bogu, za świetne zwycięstwo jakie wojska nasze w téj chwili odniosły nad Turkami,” i sam upadłszy na kolana przed krzyżem, resztę dnia spędził na modlitwie. Goniec z wiadomością o odniesioném właśnie w tejże chwili zwycięstwie, przybyły dopiéro we dwa tygodnie potém, stwierdził prawdziwość objawienia jakie miał Papież. Pomiędzy dziękczynnemi modlitwami nakazanemi wtedy, postanowił Pius odrębne święto na cześć Matki Bożéj zwycięskiéj, które teraz obchodzi się w każdą pierwszą niedzielę Października, razem ze świętem przenajświętszéj Panny Różańcowéj.

Pius V nie długo już żył po téj pamiętnéj wojnie. Stargawszy siły na pracach apostolskich, i zwątliwszy je nadzwyczajnemi umartwieniami ciała, przewidział na długo przed jéj nadejściem ostatnią chwilę swoję, i gotował się do niéj z wielką pobożnością. W miesiącu Marcu roku 1572, zapadł gorzéj na cierpienia kamienia, których oddawna doznawał. Pomimo tego zwiedził po raz ostatni siedem Bazylik rzymskich, dla dostąpienia odpustu. Lubo już bardzo cierpiący, od postów zwolnić się nie chciał. W ciągu choroby spowiadał się codziennie i Mszę świętą odprawiał, póki na nogach mógł się utrzymać. Nakoniec po przyjęciu ostatniego Olejem świętym Namaszczenia, w dniu 5 Maja tegoż 1572 roku, po krótkiém i lekkiém konaniu, w którém ciągle się modlił, zasnął snem sprawiedliwych. Miał lat sześćdziesiąt ośm, na stolicy Apostolskiéj zasiadał lat sześć. Sykstus V wzniósł mu wspaniały grobowiec w kościele przezwanym większym przenajświętszéj Panny Maryi w Rzymie, a słynącego wielu cudami zaliczył Klemens X w poczet błogosławionych; w roku zaś 1711 tegoż imienia Papież XI uroczyście go ukanonizował.

Pożytek duchowny

Z wielką gorliwością święty Papież, którego pamiątkę uroczystą dziś obchodzimy, bronił wiary katolickiéj przeciw różnego rodzaju nieprzyjaciołom Kościoła, za jego czasów na nią nastających. Proś go aby ci wyjednał łaskę żywéj wiary, aby brednie dzisiejszych niedowiarków, które o uszy twoje zewsząd się obijają, nie zachwiały cię w niéj nigdy.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś na poskromienie Kościoła Twojego wrogów, i rozszerzanie chwały Bożéj, błogosławionego Piusa piątego Papieża, obrać raczył; spraw abyśmy jego osłonieni opieką, tak wiernie Ci służyli, iżbyśmy uszedłszy wszelkich nieprzyjacielskich zasadzek, wiecznym pokojem cieszyli się. Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 367–369.

Tags: św Pius V „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież Inkwizycja Luter Kalwin Lepanto
2020-05-04

Św. Moniki Wdowy

Żyła około Roku Pańskiego 387.

(Żywot jej znajduje się w sławném dziele świętego Augustyna jéj syna, pod tytułem Wyznania.)

Święta Monika urodziła się w Afryce roku Pańskiego 332, z rodziców nie tylko znakomitością rodu, lecz i cnotami chrześcijańskiemi odznaczających się. Wychowali ją bardzo pobożnie, powierzywszy to głównie staréj i świątobliwéj ochmistrzyni, która jeszcze jéj ojca piastowała. Święta Monika sama rozpowiadała późniéj synowi swojemu świętemu Augustynowi, że bardzo jeszcze młodą będąc, pomimo zakazu jaki uczyniła jéj ta nadzorczyni, aby wina wcale nie pijała, obudziła się była w niéj skłonność do tego trunku. Może nawet byłaby i pozwoliła sobie jakiego w téj mierze nadużycia, gdyby nie to że razu pewnego, jedna ze służących widząc ją potajemnie w piwnicy pijącą wino, nazwała ją pijaczką, co takie na niéj zrobiło wrażenie, że odtąd w usta go nie brała.

Gdy do lat doszła, rodzice wydali ją za mąż za majętnego obywatela miasta Tagasty w Numidyi, nazwiskiem Patrycyusza, który był poganinem, lecz spodziewać się można było, że za wpływem świątobliwéj małżonki, chrześcijaninem wkrótce zostanie. Co większa, Patrycyusz był bardzo popędliwego charakteru, a w pogaństwie wychowany, i po zaślubieniu Moniki rozpustne wiódł życie. Święta wkrótce spostrzegła się jak trudne obowiązki ją spotkały, i postanowiła niezachwianą łagodnością i uległością najpokorniejszą, rozbrajać gniew popędliwego małżonka, a świątobliwością swojego życia i wytrwałemi na tę intencyą modlitwami, wyrwać go z nierządów pogańskich i przywieść do wiary świętéj. Gdy niektóre młode panie jéj znajome, narzekając na złe z niemi obchodzenie się mężów, pytały i razu pewnego, jak ona radzi sobie ze swoim: „Gdybyśmy, odpowiedziała im, umiały milczeć, wielebyśmy oszczędziły sobie przykrości. Pokorne milczenie wobec unoszącego się gniewem męża, najskuteczniéj go z téj wady poprawia. Pamiętajmy że dla nas stan małżeński, jest zawarciem uciążliwéj umowy: zobowiązałyśmy się znosić cierpliwie wady naszych małżonków.” Takie rady drugim dając, sama według nich postępowała. Wkrótce téż doznała błogich tego owoców.

Najprzód pozyskała serce matki mężowskiéj, wszyscy domownicy rozmiłowali się w niéj, i poważali ją jak najszczególniéj; dom jéj, był dla miasta całego wzorem do naśladowania; młodą jeszcze będąc, nabyła powagi jakby jaka już podeszłego wieku matrona, stała się mistrzynią dla wszystkich małżonek, które spieszyły do niéj po radę, i pod jéj rozsądzenie poddawały wszelkie zajścia swoje w domowém pożyciu. Nakoniec i najpożądańszą dla niéj zesłał jéj Pan Bóg pociechę, którą sobie szczególnie wymodliła u Matki Bożéj, do któréj wielkie miała nabożeństwo: mąż jéj nie mógł oprzeć się wpływowi cnót świątobliwéj małżonki, i łaskom Bożym jéj modlitwami wyproszonym; uznał swoje błędy, ocenił prawdziwość wiary która tak doskonałą czyniła jego żonę, nawrócił się, ochrzcił i został chrześcijaninem, i to nie z imienia tylko, lecz i ze sposobu życia. Zmieniwszy religią, zmienił i postępowanie. Przykład i modlitwy Moniki, zrobiły z niego człowieka nie tylko nieposzlakowanych obyczajów, lecz pobożnego chrześcijanina, ćwiczącego się właśnie w tych cnotach przeciw którym wprzódy najwięcéj zawiniał.

Święta Monika miała troje dzieci: córkę i dwóch synów. Z tych starszy Augustyn, późniéj wielki Święty, w pierwszych latach swoich, wielkiego smutku dla matki był powodem. Patrycyusz umarł kiedy on jeszcze był młodym. Monika usunąwszy się zupełnie od świata, cały czas swój poświęcała najtroskliwszemu wychowaniu dzieci, pobożnym ćwiczeniom i miłosiernym uczynkom. Serce jéj macierzyńskie, przewidując że żywość charakteru i nadzwyczajne zdolności Augustyna, narazić go mogą na różne dla duszy jego niebezpieczeństwa, z tém większą nad nim czuwało troskliwością. Pomimo tego, młodzieniec rzuciwszy się w świat, przyłączył się do heretyckiéj sekty manichejczyków, któréj zasady uprawniały życie rozwiązłe. Nieszczęśliwa matka najboleśniéj tém dotknięta, macierzyńskich uczuć się jednak nie wyrzekła. Podwoiła modlitw za zbłąkane dziecię swoje, ze łzami błagała Boga za tę najdroższą dla niéj duszę, przydając na tę intencyą to ścisłe posty, to różne umartwienia ciała, to wszelkiego rodzaju dobre uczynki. Tymczasem, Augustyn który pomimo swoich zboczeń, bardzo kochał matkę, czułym okazywał się na jéj łzy, i pokornie jéj upomnień słuchał, poddawał się jednak rozkiełznanym namiętnościom swoim, i o nawróceniu szczerze nie myślał. Monika zaś, ze swéj strony nie ustawała płakać przed Bogiem, i polecać to szczególnie Matce Bożéj, u któréj wyprosiła już sobie przedtém nawrócenie męża. Razu pewnego, gdy bardzićj niż kiedy serce jéj zalane było goryczą z powodu postępków syna, miała sen cudowny, w którym Pan Bóg pocieszył ją objawieniem, że Augustyn poprawi się i wróci na łono Kościoła. Lecz to jeszcze nie zaraz nastąpiło. Augustyn udał się dla objęcia katedry profesora wymowy do miasta Kartaginy, gdzie podówczas była sławna Akademia. Monika przeniosła się za nim, aby bliżéj czuwać nad dzieckiem, o którego duszę tak słuszną miała obawę. A im więcéj dawał jéj powodów do tego, tém silniéj, a zawsze z wielką miłością go upominała, i tém goręcéj się modliła, niemal już i dzień i noc łzami się zalewając. Widząc to pewien święty Biskup, z którym o synu rozmawiała uspokajał ją mówiąc: „że nie sposób jest, aby zginąć miał syn, który matkę tyle łez kosztuje.”

Potrzebne były takie słowa pociechy dla Moniki, bo ją nowe czekało zmartwienie. Augustyn, już z powodu iż z uczniów swoich w Akademii Kartagińskiéj nie był zadowolony, już z innych jeszcze, opuścił to miasto, i nawet uczynił to tajemnie przed matką, wyjeżdżając w chwili gdy ona w nocy trwała na modlitwie w kaplicy świętego Cypryana. Augustyn pojechał do Rzymu, a ztamtąd wkrótce udał się do Medyolanu, znowu dla nauczania wymowy, a Monika dowiedziawszy się gdzie się on znajduje, puściła się morzem do Włoch, aby się z synem połączyć. W podróży téj, straszliwa burza spotkała okręt na którym płynęła. Dowodzący statkiem i wszyscy podróżni, do najwyższego stopnia przerażeni tém zostali, gdyż rozbicie niechybne groziło okrętowi. Monika tylko wszystkim dodawała odwagi, udała się na modlitwę i wkrótce burza ustała: co ogólnie jéj wstawieniu się do Boga przypisano.

Nakoniec w Medyolanie otrzymała pociechę o którą tak usilnie, długo, a wytrwale Pana Boga prosiła. W skutek kazań świętego Ambrożego Arcybiskupa Medyolańskiego, jako téż i rozmów prywatnych jakie za staraniem Moniki, miewał z tym wielkim świecznikiem Kościoła, Augustyn dotknięty łaską Bożą, zerwał pęta które go w kacerstwie manichejskiém trzymały, wrócił na łono wiary, i został nie tylko Świętym, lecz jednym z najuczeńszych, a może najpierwszym Doktorem Kościoła.

Dostąpiwszy tego najpożądańszego dla niéj szczęścia, święta ta matka, jak wydała na świat syna swojego w boleściach, tak po większych jeszcze zrodziwszy go do życia wiecznego, już nie długo cieszyła się tą pociechą na ziemi. Ubezpieczona co do zbawienia duszy swego ukochanego dziecięcia, zapragnęła wrócić do ojczystego miasta, aby tam już oddać się wyłącznie życiu bogomyślnemu. Augustyn chciał matkę odprowadzić. Przypłynąwszy do portu zwanego Ostie, zatrzymali się w tém mieście dla wypoczynku. Tam w jednéj z przechadzek swoich z synem, Monika usiadłszy razem z nim nad morzem, długo mówiła o niebie i o szczęściu wybranych, co jak pisze święty Augustyn, na całe życie jego wielki wpływ wywarło, i było jakby jéj ostatnią dla niego nauką i przemową. W parę dni potém, tak zapadła na zdrowiu, iż blizką ujrzała się śmierci, z wielką swobodą duszy zbliżając się do niéj. Widząc iż młodszy jéj syn Nawigias, smucił się iż matka umiera w obcym kraju. „Gdziekolwiek się człowiek znajduje, rzekła, jest zawsze w obecności Boga. Nie troszczcie się o to gdzie spocznie moje ciało: nie wątpię że gdziekolwiek będzie, zmartwychwstanie ono wraz z innemi na sąd ostateczny. Proszę tylko was, abyście wszędzie gdzie się udacie, pamiętali o mnie przed obliczem Pańskiém.” Wkrótce po tych słowach dusza jéj, jak się wyraża święty Augustyn opisując śmierć matki, pełna wiary i tak święta, oddzieliła się od ciała, dziewiątego dnia jéj choroby, a roku pięćdziesiątego jéj wieku. „Zdało się téż nam niewłaściwém, powiada daléj, oddać się smutkowi przy jej pogrzebie, bo śmierć jéj była tylko przejściem do lepszego życia, o czém nie wątpiliśmy, znając niewinność jéj obyczajów, żywość wiary i świątobliwość całego jej życia” 1.

Zasnęła w Panu roku 387, i od téj pory w Kościele Bożym cześć jako Święta odbiera. Ciało jéj pogrzebione najprzód w kościele świętéj Aury w Ostyi, później przeniesione zostało do Rzymu, do kościoła świętego Augustyna.

Pożytek duchowny

Jak wiele małżonek utyskuje na złe z niemi obchodzenie się mężów; jak wiele matek opłakuje złe postępowanie swych dzieci. Gdyby i jedne i drugie naśladowały świętą Monikę w jéj zachowaniu się z mężem, i w jéj wytrwałości w modleniu się za Syna, podobnéj jak ona doczekałyby pociechy. Święta ta jest szczególną Patronką matek strapionych złém postępowaniem dzieci.

Modlitwa (kościelna)

Boże! zasmuconych pocieszycielu, i w Tobie nadzieję pokładających zbawco! Któryś błogosławionéj Moniki łzy pobożne o nawrócenie syna jej Augustyna, miłościwie wysłuchał; daj nam za pośrednictwem ich obojga, grzechy nasze opłakać i milosierdzia łaski Twojej dostąpić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 364–366.

Footnotes:

1

Wyzna. ś. Augu. Rozdz. VI.

Tags: św Monika „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wdowa św Augustyn małżeństwo milczenie matka św Ambroży
2020-05-03

Znalezienie Krzyża Świętego

Zaszło roku Pańskiego 326.

(Szczegóły te wyjęte są z dzieł Tylemoncyusza, Sozemena i Teodorete, wielkiéj powagi pisarzy Kościelnych.)

Cesarz Konstantyn Wielki, wybierając się na wojnę z Maksencyuszem, nierównie liczniejsze od niego posiadającym wojska, chociaż wtedy był jeszcze poganinem, zaczął już wzywać pomocy Boga chrześcijańskiego, którego wszechmocność uznawał, i prowadząc swoje hufce, ciągle się do Niego modlił. Razu pewnego, wśród białego dnia, okazał mu się na Niebie krzyż jaśniejszy nad słońce z napisem: „Pod tém znamieniem zwyciężysz.” Tejże nocy objawił się mu Pan Jezus, i nakazał aby toż znamię święte, użył za proporzec w bitwach. Cesarz spełnił to polecenie, a przywoławszy do siebie kilku Biskupów, wyuczony zasad wiary chrześcijańskiéj, postanowił już od téj chwili popierać ją w całém państwie swojém.

Tymczasem nadciągnął Maksencyusz z dwóchkroćstotysięczną armią. Konstantyn, ufny w moc Krzyża świętego, uderzył na niego z garstką swoich, pobił nieprzyjaciół na głowę, a Maksencyusz uchodząc w Tybrze utonął. Następnie odniósł zwycięstwo i nad Licyniuszem cesarzem wschodnim, a przez to stając się władcą obydwóch cesarstw, wszelkiéj dokładał usilności, aby wiarę w Chrystusa rozkrzewiać, a resztki pogaństwa wyniszczyć.

Matka jego, święta Helena cesarzowa, będąc już chrześcijanką, szczególne powzięła nabożeństwo do Krzyża świętego, którego znamię i najświetniejsze zwycięstwo zjednało jéj synowi, i serce jego do prawdziwéj wiary zwróciło. Pod wpływem natchnienia Boskiego, udała się do Jerozolimy, aby uczcić ziemię po któréj chodził Syn Boży, i odszukać koniecznie to drzewo krzyżowe, na którém za zbawienie ludzi, umrzeć Pan Jezus raczył. Było to jednak nie łatwo, gdyż poganie przez nienawiść do wiary chrześcijańskiéj, chcąc niszczyć wszelkie pamiątki po Chrystusie Panu, i miejsce ukrzyżowania na Kalwaryi, i grób Pański, przysypali gruzami i nawozem ziemi.

Przeszkody te nie wstrzymały jednak cesarzowéj, a Pan Bóg nagrodził jéj pobożne usiłowania i przez objawienie dał jéj poznać, że Krzyż święty znajduje się w jednym ze sklepień grobu Chrystusowego. Kazała więc wywiedzieć się od najstarszych mieszkańców miasta, o miejscu gdzie było złożone przenajświętsze Ciało Pana Jezusa, i w nim głęboko ryjąc szukać skarbu, o który jej chodziło. Jakoż, wydobyto tam trzy krzyże, a z niemi znaleziono nawet i tablicę z napisem, która była przybita do krzyża Zbawiciela, lecz oderwaną od niego. Z tego powodu zachodziła wątpliwość, który z trzech wykopanych krzyżów był krzyżem na którym Pan Jezus umierał. Przeto święty Makary ówczesny Patryarcha Jerozolimski, nakazał publiczne modlitwy, aby uprosić u Boga środek rozpoznania prawdziwego narzędzia zbawienia ludzkiego, i to w sposób następujący stało się: Do niewiasty śmiertelnie choréj i już blizkiéj śmierci, przytknięto krzyże. Dwa pierwsze żadnego nie wywarły skutku; lecz gdy trzeci do niéj zbliżono, w tejże chwili wyzdrowiała najzupełniéj. Co więcéj piszą że późniéj przynoszono umarłych, którzy położeni na krzyż prawdziwy zmartwychwstali, gdy na drugich dwóch krzyżach, cud ten nie powtarzał się.

Cesarzowa Helena święta, kazała wybudować wspaniały kościoł na miejscu gdzie Drzewo Krzyża świętego wynalezione zostało, i jednę połowę jego w bogaty relikwiarz oprawną tam złożyła, a drugą zawiozła cesarzowi, który dar ten nieoszacowany z wielką czcią przyjął. Część jego pozostawił w swojéj stolicy Carogrodzie, a resztę odesłał do Rzymu, i umieścił w kościele przez niego umyślnie na to zbudowanym, gdzie dotąd się przechowuje, i który dla tego nazwany jest kościołem Krzyża świętego Jerozolimskiego.

Święty Cyryl, który w lat dwadzieścia po świętym Makarym był Biskupem Jerozolimskim świadczy, iż w krótkim czasie po wszystkich częściach świata rozniesione zostały kawałki Drzewa świętego z Jerozolimy, gdyż i jego poprzednicy i on sam udzielał ich znakomitszym pielgrzymom przybywającym do Ziemi świętéj, w celu ujrzenia i uczczenia téj najświętszéj Relikwii. Tenże Biskup przydaje, jako naoczny tego świadek, że część ta Drzewa świętego, nie zmniejszała się wcale, chociaż z niéj tak często po kawałku ujmowano: i że się na niéj ciągle ponawiał cud rozmnożenia pięciu chlebów, gdyż i ono udzielane bezustannie, nie ubywało wcale. Święty Paulin, żyjący w początkach piątego wieku, pisząc o tém powiada: że cudowną tę własność Drzewa świętego, które jakby drzewo żyjące ciągle odrasta, nadało mu zetknięcie się z Boskim ciałem Jezusowém, które na témże drzewie śmierć poniosłszy, śmierć zwyciężyło przez chwalebne swoje zmartwychwstanie. 1

Ponieważ było zwyczajem u Żydów, aby chowając tych których tracono jako winowajców, grzebać razem z nimi i narzędzia ich męki, więc prócz tablicy z napisem znaleziono wtedy i gwoździe, a jak niektórzy utrzymują i koronę cierniową, która za czasów świętego Grzegorza Turoneńskiego żyjącego w szóstym wieku, wyglądała tak świeżo, że jak pisze ten uczony i święty Biskup, zdawało się że codziennie się odświeżała. Święty Ambroży, święty Grzegorz Nazyanzeński, Nicefor i wielu innych, twierdzą że cesarzowa znalazła tam tylko trzy gwoździe. Łatwo można je było odróżnić od tych któremi byli przybici dwaj Łotrzy, gdyż te ostatnie były rdzą zjedzone, a gwoździe z rąk i nóg Zbawicielowych cudownie zostały zachowane, i wyglądały jak nowe. Jeden z nich był zamieszczony przy wojennéj zbroi konia cesarza Konstantyna; drugi na koronie jego, a trzeci święta Helena wrzuciła w morze Adryatyckie, w chwili strasznéj burzy, która wnet ustała. Lecz i ten nie został zatracony, gdyż wypłynął na wierzch wody jak niegdyś siekiera Elizeusza, w skutek czego cesarzowa do niego szczególne miała nabożeństwo, i podarowała go kościołowi Trewirskiemu, gdzie podówczas był Biskupem święty Agrycyusz, wielce od niéj poważany prałat. Następnie, ten który był przy koronie cesarskiéj, oddała kościołowi na Lateranie w Rzymie, a trzeci katedrze Medyolańskiéj.

Do owego czasu kara ukrzyżowania bywała wykonywana na największych zbrodniarzach, i za najhaniebniejszą uchodziła. Lecz od chwili wynalezienia Drzewa Krzyża świętego, zniósł ją cesarz Konstantyn w całém państwie swojóm, a znamię Krzyża Pańskiego, od téj pory we wszystkich kościołach i w publicznych nabożeństwach, czci najgłębszéj odbierać nie przestaje, jako znamię tego świętego narzędzia, na którém Bóg stawszy się człowiekiem, dokonał sprawy największego miłosierdzia Swojego nad ludźmi, dał dowód najwyższéj i niepojętej miłości Swojéj ku nam.

Wynalezienie tak wielkiéj ceny relikwii, Kościoł święty postanowił obchodzić corocznie pamiątkową uroczystością. Wyznaczono na to dzień trzeci Maja, jako najbliższy po uroczystościach Wielkanocnych, których oktawa może przypaść na dzień drugi tegoż miesiąca. Pacierze kapłańskie, a w nich Antyfony, Hymny i Lekcye, są do téj pamiątki zastosowane, równie jak i cała Msza święta, a w kościołach które posiadają relikwie Drzewa świętego, wystawia się ono ku czci publicznéj, i w dniu tym wierni przypuszczeni bywają do jéj ucałowania.

I w kraju naszym w wielu kościołach znajdują się te najdroższe szczątki: największe są w kościele świętego Krzyża na Łyséj Górze po ojcach Benedyktynach, umieszczone tam w wieku XVII przez księcia Eryka królewicza Węgierskiego, i w kościele ojców Dominikanów w Lublinie gdzie się przechowuje jedna z największych relikwii Drzewa świętego, jaką dziś gdziekolwiek prócz Rzymu widzieć można. Bardzo znaczną także posiada Kaplica Infirmeryjna w klasztorze ojców Kapucynów w Zakroczymiu.

Pożytek duchowny

Każdy widok Krzyża świętego powinien obudzać w nas najżywsze uczucia miłości Boga i żalu za grzechy. Miłości: na widok tego narzędzia, na którym z miłości ku nam, umarł Zbawiciel; żalu za grzechy: z przekonania jak straszną obrazą Bożą jest grzech, kiedy aby za nią zadość uczynić, aż tego trzeba było, żeby na tak barbarzyńskiém rusztowaniu Syn Boży został okrutnie rozpięty. Czy widok Krzyża świętego obudza takowe uczucie w sercu twojém?

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś w pamiętném zbawieniodawczego krzyża znalezieniu, męki Twojéj cuda wznowił, spraw abyśmy ożywczego Drzewa ceną, wiekuistego życia nagród dostąpili. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 358–360.

Footnotes:

1

Ś. Pauli. Epist. XI. ad Severia.

Tags: Krzyż „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Helena
2020-05-02

Św. Atanazego Biskupa i Doktora Kościoła

Żył około Roku Pańskiego 373.

(Żywot jego wyjęty jest z kazania świętego Grzegorza Nazyanzeńskiego, żyjącego za jego czasów.)

Święty Atanazy, jeden z filarów Kościoła, słynny obrońca Bóstwa Chrystusa Pana, urodził się w Aleksandryi w Egipcie, około roku Pańskiego 294. Rodzice jego szlachetnego rodu, zamożni i bardzo pobożni, wychowali go jak najstaranniéj. Od lat najmłodszych okazywał nadzwyczajną do nauk zdolność, i odznaczał się wielką pobożnością. Dzieckiem jeszcze był gdy dnia pewnego bawiąc się ze swoimi rówiennikami niechrześcijanami, ochrzcił ich wielu. Rzecz wytoczyła się przed Biskupa, który uznał ten chrzest ważnym, a Atanazego wziął odtąd w swoję szczególną opiekę. Ćwiczony w zawodzie nauk kościelnych, trudno wyrazić jak wielki w nich w krótkim czasie postęp uczynił.

Sława świątobliwości świętego Antoniego pustelnika, przyciągnęła go na puszczę. Pod tym wielkim mistrzem spędziwszy lat parę, wysokiéj nabył doskonałości, przez którą przygotował go Pan Bóg do świetnego zawodu, do którego go przeznaczał w Kościele Swoim. Pragnął pozostać na zawsze na puszczy, lecz Patryarcha Aleksandryjski zawezwał go do siebie dla służby kościołowi. Dwadzieścia lat miał wieku, gdy napisał przeciw poganom i heretykom traktat o Wcieleniu Słowa, po dziś dzień podziwiany jako arcydzieło w przedmiocie nauk Teologicznych. Jakoż, Pan Bóg przeznaczył go był głównie, za najdzielniejszego pogromcę bezbożnéj herezyi Aryusza, zaprzeczającego Bóstwa Zbawiciela, a właśnie pod tę porę powstającéj. W krótkim czasie rozszerzyła się ona tak dalece, że na jéj potępienie potrzeba było zebrać Sobór powszechny, zwołany w mieście Nicei. Udając się tam Aleksander Biskup Aleksandryjski, wziął z sobą Atanazego podówczas Dyakona. Na Soborze tym, odznaczył się on pomiędzy wszystkimi głębokością swojéj nauki, biegłością i wymową w rozprawach, i niezmordowaną gorliwością. Wśród tylu najznakomitszych dostojników kościelnych, był on duszą wszystkich obrad, i najtrafniejszym w zbijaniu czynionych przez heretyków zarzutów, tak że sława tego wielkiéj wagi Soboru, po większéj części na niego spływa.

Po powrocie jego do Aleksandryi, zmarł Biskup Aleksander, a Atanazy wybrany został na jego miejsce, i zmuszony do przyjęcia téj godności, lubo przewidując to, przez sześć miesięcy się ukrywał. Zasiadłszy na stolicy Biskupiéj, podwoił gorliwości w ścieraniu się z Aryuszem należącym do jego dyecezyi, i jego sekciarzami całym już światem wichrzącymi. Oni téż przeciw niemu całą swoję złość i zemstę zwrócili. Chcąc go zgubić, wszelkich dokładali usiłowań aby go oczernić jużto przed Soborami jakie wtedy się zgromadzały, już przed cesarzem. Zmyślili najprzód że zabił Arseniusza Biskupa do kacerstwa Meletystów należącego, i uciął mu rękę do czarnoksięzkich obrządków. Lecz Święty powołany przed sędziów, tegoż Arseniusza przedstawił im żywego i z obu rękoma. To znowu oskarżyli go o spalenie kościoła, który jak tego dowiódł Atanazy nigdy nie był wybudowany. Nakoniec zgromadziwszy w mieście Tyrze nieprawy Sobór z większéj części Biskupów aryanizmem skażonych złożony, podkupili niecną jakąś niewiastę, która oskarżyła Atanazego o zadanie jej gwałtu. Stawiony więc został przed sąd nasz Święty, a z nim przybył i pewien kapłan nazwiskiem Tymoteusz, który udając że jest Atanazym: „Czy jato byłem u ciebie, rzekł do onéj kobiety, i ja ci gwałt zadałem?” na co ona odrzekła: „Tak jest, tyś mi tę krzywdę wyrządził” i stwierdzając to przysięgą, domagała się od sędziów, aby tę wielką zbrodnię surowo ukarali, lecz oni na tak oczywisty dowód fałszywości oskarżenia zmuszeni byli Atanazego uniewinnić.

Umyślili tedy aryanie innym sposobem go zgubić. Oskarżyli go przed Konstantynem, iż onto przeszkodził przewozowi zboża z Egiptu do Grecyi, nakazanemu przez cesarza, w skutek czego ten nie dozwalając mu nawet tłómaczyć się z uczynionego zarzutu, skazał go na wygnanie do Trewiru. Święty przebył tam lat dwa, i dopiéro po śmierci Konstantyna, do dyecezyi swojej został przywrócony. Przyjęty przez lud i duchowieństwo jako Męczennik za sprawę Kościoła, nie długo i tą razą spokoju zażywał. Aryanie zgromadzeni na nieprawym zborze, złożyli go z godności Biskupiéj, i na jego miejsce przysłali do Aleksandryi Grzegorza aryanina. Ten siłą zbrojną zajmując kościoły, i licznych dopuszczając się gwałtów, zmusił Atanazego do udania się do Rzymu, gdzie go Papież Juliusz przyjął z czcią wielką, a zwoławszy Biskupów wschodnich do siebie, na Soborze odbytym pod jego przewodnictwem w roku Pańskim 342, kazał rozpatrzyć sprawę Atanazego. Uznano go jedynym prawym Biskupem Aleksandryjskim, lecz z powodu rozruchów jakie tam jeszcze przez aryanów podżegane były, Papież zatrzymał przez lat trzy świętego Atanazego przy sobie, używając go za głównego doradcę w najważniejszych sprawach całego Kościoła dotyczących.

Nakoniec poparty władzą samego cesarza Konstancyusza następcy Konstantyna, wrócił do swojéj dyecezyi. Za powrotem jego odżył Kościoł w Aleksandryi; lecz po śmierci Konstancyusza aryanie podnieśli głowę i na Atanazego jako ich najdzielniejszego pogromcę, znowu uderzyli. Pobudzili przeciw niemu nowego cesarza i dokazali tego, że nie tylko naszego Świętego, lecz i wielu Biskupów katolickich, a nawet samego Papieża Liberyusza, który nie chciał potępić Atanazego, wskazał on na wygnanie,

Atanazy pragnąc koniecznie nie wydalać się ze swojéj dyecezyi, zagrożony śmiercią jeśli w niéj zostanie, przez całe lat pięć ukrywał się w Aleksandryi, w suchéj studni, a ztamtąd zmuszony uchodzić, udał się na puszczę pomiędzy pustelników, którzy tam anielski żywot wiedli. Takiż jak oni prowadząc rodzaj życia, kilka znakomitych dzieł wtedy napisał, a między innemi Obronę katolickiéj wiary, którą przesłał cesarzowi, i Traktat o Synodach.

Śmierć tego cesarza, znowu przywróciła Kościołowi Aleksandryjskiemu jego świętego Pasterza. Przez czas pewien rządził nim spokojnie, utwierdzając zachwianą karność w duchowieństwie, i prostując skażone aryanizmem obyczaje wiernych. Wszakże niedługo potém, nowe spotkało go, a jeszcze sroższe prześladowanie. Juliusz Apostata, wiedząc jakim filarem ówczesnego Kościoła był Atanazy, wydał na niego wyrok śmierci, i wysłał oprawców aby go zgładzili. Święty dowiedziawszy się że lud postanowił siłą bronić go przeciw temu zamachowi, obawiając się krwi rozlewu, wsiadł na łódkę i zamierzał ukryć się powtórnie w puszczy Tebajdzkiéj. Gdy odpłynął, żołnierze wysłani dla zgładzenia go dowiedziawszy się o tém, drugą łodzią pogonili za nim, i byliby go niechybnie schwytali, gdyby nie następujące zdarzenie. Atanazy odpłynąwszy dość daleko od Aleksandryi, kazał żeglarzowi wrócić jeszcze do portu. W drodze spotkał goniących go wysłanników Juliana, którzy zatrzymawszy się spytali czy Atanazy daleko: „Bardzo blizko” odpowiedział im Święty, w skutek czego co prędzéj puścili się ci ludzie daléj, a Atanazy wróciwszy do Aleksandryi, przebył w niéj ukryty aż do śmierci Juliana, który w pół roku potém został zamordowany.

Jowian cesarz, bardzo gorliwy katolik, wstąpiwszy na tron, przyzwał do siebie Atanazego, i chciał go na dworze swoim zatrzymać, aby jego światłéj rady mógł w razie potrzeby zasięgać. Lecz Święty uprosił go aby mu pozwolił wrócić do Aleksandryi, gdzie obowiązki pasterstwa wymagały jego obecności. Po powrócie zaledwie ukończył wizytę wszystkich kościołów swojéj dyecezyi, kiedy śmierć pobożnego Jowiana wynosząc na tron Walensa stronnika aryanów, zwróciła nanowo ich zawziętość na Atanazego. Wymogli na cesarzu wyrok jego wygnania. Święty skrył się w grobie swojego ojca, w którym mieszkał cztery miesiące, aż cesarz obawiając się rokoszu ludu upominającego się o swojego Biskupa, odwołał swój wyrok.

Tyle więc razy wygnany i znowu zwracany święty ten Patryarcha, już odtąd swobodnie a święcie zarządzał kościołem Aleksandryjskim, aż do śmierci, która nastąpiła dnia 2 Maja roku Pańskiego 373.

W pismach swoich, pierwszorzędnéj wartości, pozostawił dzieła wielce uczone o najgłębszych tajemnicach wiary świętéj. Pisał przeciw aryanom w obronie dogmatu o Bóstwie Pana Jezusa, przeciw heretykom nazwanym macedończykami, o Bóstwie Ducha Świętego, a przy końcu życia o tajemnicy Wcielenia Syna Bożego, przeciw Apolinarystom ten dogmat zaprzeczającym.

Pożytek duchowny

Ileż to rodzajów prześladowania, przeniósł ten Święty, i na ile przykrości, trudów i niebezpieczeństw narażonym był przez całe życie swoje, stając w obronie nauki katolickiéj i pragnąc jak najwierniéj spełnić obowiązki swoje! Niech cię więc w wypełnianiu twoich nie zrażają lada przeciwności, bo bez nich nie jest nikt, kto wiernie służyć chce Panu Bogu.

Modlitwa (kościelna)

Wysłuchaj prosimy Cię Panie prośby nasze, które w błogosławionego Atanazego wyznawcy i Biskupa Twojego uroczystości zanosimy, i niech on, który ci tak godnie umiał służyć, wyjedna nam wstawieniem się swojém za nami do Ciebie, wszystkich grzechów naszych odpuszczenie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 355–357.

Tags: św Atanazy „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup doktor św Paweł I
2020-05-01

Św. Filipa i Jakóba Apostołów

Żyli około Roku Pańskiego 61.

(Szczegóły ich życia i męczeństwa wyjęte są z Pisma Bożego, i z dzieł świętych Izydora i Hieronima.)

Święty Filip był rodem z Betsaidy, miasteczka w Galilei położonego nad jeziorem Genezareckiém. Przyszedł na świat na lat kilka przed Chrystusem Panem. Pojął żonę i z niéj miał trzy córki. Wielkiéj będąc pobożności, a rozmyślając ciągle nad pismem Starego Zakonu, z wiarą oczekiwał przyjścia Messyasza, który miał wybawić naród Izraelski. Kiedy święty Jan Chrzciciel oznajmił uczniom swoim, że Pan Jezus był Barankiem Bożym: to jest Zbawicielem oczekiwanym, Andrzéj i Szymon przezwany późniéj Piotrem, udali się za Chrystusem. Gdy wkrótce potém szli z Nim do Galilei, spotkali Filipa, i wtedy Pan Jezus rzekł do Niego: „/Pójdź za mną/" 1 a temi dwoma słowami jako najskuteczniejszą łaską pociągnał serce jego do Siebie i uczynił z niego Apostoła.

Jakoż, zaczął on niezwłocznie i drugich pozyskiwać Panu Jezusowi: spotkawszy jednego ze znajomych swoich nazwiskiem Natanael, wielkiéj zacności męża, oznajmił mu o przyjściu już na ziemię Syna Bożego jako Zbawiciela w te słowa: „O którym napisał Mojżesz w zakonie i prorocy, to jest o Messyaszu, znaleźliśmy Go, a tym jest Jezus syn Józefów z Nazaretu„2, i w skutek tego przyprowadził Natanaela do Chrystusa Pana, którego stał się on jednym z uczniów.

Święty Klemens Aleksandryjski utrzymuje jako rzecz niewątpliwą, że Filip (to o czém wspomina święta Ewangelia nie wymieniając jego nazwiska) gdy Go Pan Jezus powołał za Sobą, chciał wprzód jeszcze pogrzebać ciało ojca swojego, a Chrystus Pan powiedział mu wtedy: „Niechaj umarli grzebią swoje umarłe; a ty idź a opowiadaj Królestwo Boże”. 3 Od téj téż chwili, już on nie opuszczał swojego Boskiego mistrza, w poczet Apostołów został zaliczony, a w spisie ich imion w Ewangelii świętéj, jest wymieniony zaraz po świętym Janie. Z niektórych nawet szczegółów Pisma Bożego, wnosić można, iż był on w szczególnych u Pana Jezusa łaskach. Gdy Zbawiciel miał uczynić cud przez rozmnożenie chleba, Filipa zapytał gdzie można znaleźć tak znaczną ilość bochenków, jaka wtedy potrzebną była do nakarmienia wielkiéj rzeszy ludu. Także jest o tém wzmianka, że kiedy jednego razu, pewne przybyłe osoby chciały zbliżyć się do Chrystusa Pana, prosiły o to świętego Filipa, jako uchodzącego za jednego z Apostołów który najłatwiejszy miał do Pana Jezusa przystęp. A gdy Samże Zbawiciel w Wigilią Męki Swojéj miał oną długą do uczniów przemowę, zapisaną u Jans w Rozdziale XVI a w któréj mówił o Bogu Ojcu, Filip to odezwał się do niego prosząc jakby w imieniu wszystkich Apostołów, aby im okazał Ojca Przedwiecznego, na co odpowiedział mu Chrystus Pan: „Filipie kto mnie widzi, widzi i Ojca.” 4

Po Wniebowstąpieniu Pańskiém, święty Filip udał się do Scytów, i prawie cały ten naród nawrócił do wiary chrześcijańskiéj. Następnie przybywszy do miasta Hieropolis, wszedł do świątyni pogańskiéj, w któréj oddawano cześć wężowi; święty Apostoł zdjęty litością nad zaślepieniem tego ludu, pomodlił się prosząc Boga aby go oświecił. Jakoż w téjże chwili żmija padła nie żywa, a lud zaczął przechodzić do wiary katolickiéj.

Oburzeni na to kapłani pogańscy, porwali Filipa, wtrącili go do więzienia, a potém okrutnie go ubiczowawszy, przybili do krzyża i dobijali kamieniami, gdy wielkie trzęsienie ziemi rozpędziło ich, i dało czas chrześcijanom przybyć mu na pomoc. Lecz Święty który żył jeszcze, uprosił sobie aby go nie pozbawiano szczęścia poniesienia takiéj śmierci jaką poniósł Pan Jezus, i na krzyżu rozpięty oddał Bogu ducha, dnia 1 Maja około roku Pańskiego 60. Część zwłok jego przeniesiona została do Carogrodu, a część do Rzymu.

· · ·

Święty Jakób którego uroczystość dziś podobnież obchodzi Kościół, nazwany młodszym dla rozróżnienia go od drugiego Apostoła tegoż imienia, a także i sprawiedliwym, dla wysokiéj świątobliwości, jaką odznaczał się nawet przed przyjęciem wiary chrześcijańskiéj, był synem Alfeusza i Maryi Kleofasowéj, córki ciotecznéj siostry Matki Bożéj. Z tego téż powodu w Piśmie Bożóm nazwany jest bratem Pana Jezusa, według zwyczaju żydowskiego, chociaż był tylko jego blizkim według ciała krewnym. Przyszedł na świat na lat kilka przed Zbawicielem. Święty Hegezyp utrzymuje, iż był on w żywocie matki, ze szczególnego przywileju łaski Bożéj, uświęconym. Co zaś niewątpliwém jest, to że przez rodziców zaofiarowany przed urodzeniem na wyłączną służbę Bożą, zachowywał od dzieciństwa surowe przepisy obowiązujące Nazarejczyków, to jest przeznaczonych do stanu kapłańskiego.

Wiódł téż życie nadzwyczaj umartwione i wyłącznie bogomyślności oddane. O każdej dnia porze znaleźć go można było w świątyni. Piszą że od długiego klęczenia, skóra na kolanach jego stała się tak grubą jak u wielblądów. Przez wzgląd na jego wysoką świątobliwość, jemu jednemu ze świeckich osób, wolno było wchodzić do tego miejsca świątyni, do którego tylko kapłani przypuszczeni byli. Razu pewnego, gdy wielka posucha głodem groziła, na prośby ludu podniósłszy ręce do nieba, niezwłocznie wyjednał deszcz modlitwą swoją.

Takim był ten Święty, gdy Zbawiciel raczył go powołać do Apostolstwa, co zdaje się nastąpiło w drugim roku czynnego życia Chrystusa Pana. Od téj pory już Jakób był zawsze przy nim, i znać jak mu miłym i do niego zbliżonym, kiedy uczniowie zwykle nazywali go bratem Pana Jezusa. Jest podanie że jako blizki krewny Zbawiciela miał nawet i to szczęście, że mu był bardzo z powierzchowności podobnym.

Święty Hieronim opowiada, że podczas ostatniéj wieczerzy, przy któréj Pan Jezus żegnał się z uczniami; święty Jakób postanowił nie brać nic w usta, aż Zbawiciel ze zmarłych powstanie, i że za to Pan Jezus, jemu najpierwszemu objawił się zaraz po zmartwychwstaniu, o czém zdaje się i Pismo Boże, w liście świętego Pawła do Koryntyan, nadmienia.

Po powrócie Syna Bożego do Nieba, gdy Piotr święty objął zarząd nad całym Kościołem, święty Jakób został Biskupem Jerozolimskim. Święty Hieronim utrzymuje, iż dano mu pierwszeństwo w zamianowaniu go na Biskupstwo téj kolebki wiary chrześcijańskiéj, w skutek polecenia jakie pozostawił Sam Pan Jezus Apostołom, gdy jeszcze przebywał na ziemi. Za jego Biskupich rządów, odbył się w Jerozolimie pierwszy Sobór powszechny, któremu przewodniczył Piotr święty. Chodziło na nim głównie o rozwiązanie niektórych wątpliwości, tyczących się zachowania lub odrzucenia pewnych przepisów Starego Zakonu. Święty Jakób wiernie się trzymał w téj mierze zdania objawionego przez świętego Piotra, w przemowie jaką ten książe Apostołów miał do zgromadzonych ojców, i sam miał do nich w tymże duchu mowę, przytoczoną w Piśmie Bożém w księdze dziejów Apostolskich, a w któréj zaleca, aby nawracających się pogan, nie zmuszać do poddawania się przepisom starego Zakonu, już nieobowiązującym.

Gorliwość tego świętego Apostoła, poparta sławą wielkiéj świątobliwości jaką słynął od lat młodzieńczych wśród Jerozolimy, wielką liczbę Żydów nawracała. Używał poważania tak powszechnego, że samo dotknięcie się jego szat uważano za błogosławieństwo Boże.

Trzydzieści już lat rządził święcie kościołem Jerozolimskim, wielką do niego liczbę wiernych apostolską pracą swoją nagarnąwszy, gdy Doktorowie żydowscy i Faryzeusze, postanowili go zgubić. Lecz obawiając sie ludu nienawróconego jeszcze a u którego był w czci wielkiéj, umyślili zmusić go albo do odstąpienia wiary, albo do wyznania jéj publicznego. W dzień więc uroczystości Wielkiéj Nocy, która w roku 62 przypadała pierwszego Maja, nakazali mu aby do Żydów tłumnie zgromadzonych w świątyni, przemówił oświadczając co trzymać mają o Jezusie Nazareńskim ukrzyżowanym, którego wielu za Syna Bożego poczytuje. Święty wstąpił na krużganek świątyni, i w te słowa się odezwał do całego zgromadzenia. „Poco mnie pytacie o Jezusie Synu człowieczym: wszak już tylekroć razy mówiłem o tém z tymi którzy gotowi okazywali się przyjąć naukę Ewangelii. Wiedzcież, że Jezus zasiada na prawicy Boga Ojca Swojego, i że ztamtąd przyjdzie Sądzić żywych i umarłych.” Na te słowa wielu się nawróciło wołając: „Hosanna Synowi Dawidowemu, cześć i chwała Jezusowi.” Takiéj bowiem używał Jakób powagi, i tak mu wszyscy wierzyli. Lecz Doktorowie i Faryzeusze, w tejże chwili porwawszy go, unieśli na wierzchołek świątyni i zrzucili na ziemię. Święty nie zabił się jednak od razu, a podniosłszy się ukląkł i zaczął głośno modlić się mówiąc: „Panie odpuść im bo nie wiedzą co czynią.” Wtedy wzięli się do kamienowania go, a w chwili gdy jeden z obecnych wołał na oprawców: „Co czynicie! kamienujecie sprawiedliwego który modli się za was” inny ugodził go drągiem w głowę, i męczeństwa jego dokonał.

Ciało jego pochowane było najprzód obok świątyni w miejscu gdzie śmierć poniósł, a późniéj przeniesione zostało do Rzymu.

Pożytek duchowny

Święty Jakób napisał jeden z listów kanonicznych, należących do ksiąg Nowego Testamentu. W nim między innemi tak przemawia przez niego Duch Święty: „Cóż za pożytek bracia moi, gdyby kto mówił iż ma wiarę, a uczynków odpowiednich téj wierzeby nie miał. Izali go może sama wiara zbawić?” 5 Zastanów się nad życiem jakie wiedziesz, a pilnie uważaj, czy twoje postępki, odpowiadają świętéj katolickiéj wierze, gdyż od tego zbawienie twoje zawisło.

Modlitwa (kościelna).

Boże! który nas doroczną Apostołów Twoich Filipa i Jakóba uroczystością rozweselasz, spraw prosimy, abyśmy uciekając się do pośrednictwa ich zasług, z przykładów ich życia brali naukę. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 352–354.

Footnotes:

1

Mat. VIII. 22.

2

Jan I. 45.

3

Łuk. IX. 60.

4

Jan XIV. 9.

5

Jak. II. XIV.

Tags: św Filip św Jakub „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł męczennik wielbłąd
2020-04-30

Św. Katarzyny Seneńskiéj Tercyarki Reguły św. Dominika

Żyła około Roku Pańskiego 1380.

Żywot jéj był napisany przes błogosławionego Rajmunda, Generala Zakonu ojców Dominikanów i jéj spowiednika.)

Święta Katarzyna, słynąca nadzwyczajnemi łaskami jakiemi obdarzył ją był Pan Bóg prawie od kolebki, była córką farbiarza z miasta Sienny we Włoszech. Ojciec jéj nazywał się Beninkazy, matka Lupa Była jedną z dwojga bliźniąt, które przyszły na świat roku Pańskiego 1847. W piątym roka życia, już okazywała szczególne do Matki Bożéj nabożeństwo. Skoro nauczyła się Zdrowaś Marya, idąc po schodach na każdym z nich przyklękała i odmawiała tę modlitwę. Po widzeniu jakie miała, a w którem okazał się jéj był Pan Jezus, pobożność jéj stała się jeszcze gorętszą, i w ósmym roku uczyniła ślub czystości. Od téj także pory polubiła samotność, i tak ściśle pościła, iż nic innego prócz surowych jarzyn i chleba nie jadała; trzy razy na dzień czyniła dyscyplinę i sypiała na gołych deskach.

Rodzice mając zamiar wydać ją za mąż, nakłonili ją razu pewnego do staranniejszego przytrefienia włosów. Wnet podczas modlitwy poznała jakto niemiłém było Panu Jezusowi, i całe życie wyrzucała sobie tę lekkomyślność, jak wielkie przewinienie. Młody pan szlachetnego rodu chciał ją poślubić, i cała jéj rodzina życzyła sobie tego zamęścia. Katarzyna dowiedziawszy się o tém, ostrzygła sobie włosy, i na znak że jedynym jéj Oblubieńcem będzie Pan Jezus, pokryła głowę welonem zakonnym. Zagniewani z tego powodu rodzice, odebrali jéj osobny pokoik w którym żyła jak w klasztorze, i przeznaczyli do gospodarstwa domowego, obarczając ją najkłopotliwszemi i ciągłemi zajęciami.

Gdy razu pewnego na modlitwie utyskiwała przed Panem Jezusem, nad utratą spokojnego kącika w którym odbywała swoje ćwiczenia pobożne, wewnętrzny głos polecił jéj aby sobie w sercu własném urządziła samotnię: i odtąd Pan Bóg dał jéj tę wielką łaskę, że wśród najbardziéj pochłaniających uwagę zatrudnień zewnętrznych, nie traciła ani na chwilę wewnętrznego skupienia. Ciągle z Bogiem rozmawiała, jednocząc się z Nim coraz ściśléj, a obok tego spełniała najdokładniéj i z wszelką swobodą duszy, wszystkie swoje a tak rozliczne obowiązki gospodarskie.

Najprzód ojciec, a następnie i matka poznali iż ją Pan Bóg, do życia wyłącznie bogomyślności oddanego powołuje: zwolnili ją więc od zatrudnień do których ją przeznaczyli, i dozwolili iść już tylko za natchnieniem Ducha Świętego. Katarzyna rozpoczęła na nowo swój sposób życia jakby anielski, trapiąc ciało jak najsurowsi pokutnicy i na modlitwie długie trawiąc godziny.

Zapadła była ciężko na zdrowiu. Matka która ją bardzo kochała, wielce się tém zasmuciła. Święta oświadczyła jéj że powrót jéj do zdrowia, zależy od tego aby została Tercyarką Reguły świętego Dominika. Otrzymała na to pozwolenie, została Tercyarką, zdrowie odzyskała i z nowym zapałem oddała się ćwiczeniom pobożnym i pokutnym. Zamknięta w swoim osobnym pokoiku nie wychodząc nigdzie prócz do kościoła, przez trzy lata zachowała najściślejsze milczenie, nie rozmawiając z nikim zgoła, prócz z księdzem, i to na spowiedzi. Sypiała już tylko jednę godzinę, a wszystek czas, w którym po chórach zakonnych, odprawiają się w nocy pacierze, to jest od północy do rana, przepędzała na modlitwie; w pokarmach zaś do takiéj doszła wstrzemięźliwości, iż uznawano że cudem tylko żyje. Od środy popielcowéj do Wniebowstąpienia Pańskiego, zgoła żadnego posiłku nie brała, codzień przystępując do Komunii świętéj.

Lecz gdy takie nadludzkie wiodła życie, piekło wywarło na nią najsilniejsze swoje napady. Dusza ta, od dzieciństwa nieskalanéj czystości, zaczęła doznawać najszpetniejszych pokus: dręczyły ją szkaradne widziadła nieskromne, tém bardziéj dla niéj bolesne, im więcéj świętą cnotę czystości miłowała. Najostrzejsze umartwienia ciała, najgorętsze modlitwy, nie uwalniały jéj od téj męki, aż nareszcie, gdy już tym sposobem duszę tę przygotował Pan Bóg do darów najwyższych i najrzadszych, objawiła się jéj Matka Boża i sam Pan Jezus, i od téj chwili wszystkie te straszne i ciężkie pokusy ją odstąpiły.

Odtąd już całe jéj życie było jakby pasmem łask najcudowniejszych: miewała częste objawienia, widzenia nadprzyrodzone, zachwyty w których po całych dniach w cudowny sposób obcowała z Bogiem. Rozmawiała z przenajświętszą Panną nazywając Ją swoją najdroższą Matką, okazywał się jéj święty Jan Ewangelista, święty Dominik i wielu innych Świętych. W jedném z objawień, Pan Jezus udarował ją pierścieniem ślubnym, który ciągle na palcu widziała; w inném znowu, w miejsce Jéj serca włożył Swoje własne, i obdarzył ją bliznami Swojemi, których ból zawsze czuła, tylko uprosiła sobie u Pana Boga, aby one niewidzialne były dla drugich.

Po trzechletnim najściślejszém odosobnieniu, Pan Jezus dał jéj poznać, że potrzeba aby ztamtąd wyszła, dla spełniania uczynków miłosierdzia. Zaczęła od doglądania dwóch ubogich niewiast, ciężko chorych a opuszczonych od wszystkich. Jedna z nich była dotknięta tak wielkim trądem, że ją chcieli za miasto wydalić. Katarzyna usługiwała jéj jakby własnéj matce, a zamiast okazania jéj wdzięczności, kobieta ta obchodziła się z nią jak z najgorszą niewolnicą. Pomimo tego, albo raczéj dla tego właśnie, Święta okazywała jéj największą miłość i do śmierci jéj służyła.

Druga miała raka w piersi i tak odrażającą woń z siebie wydawała, że nikt przy niéj nie mógł wytrzymać. Ta z początku bardzo okazywała się uszczęśliwioną z usług jakie jéj oddawała Katarzyna; lecz po pewnym czasie odpłaciła się jéj za to, czerniąc jéj sławę i to z taką złośliwą przebiegłością, że osobom najszanowniejszym podała w podejrzenie jéj obyczaje. Katarzyna, jakkolwiek ciężko na sławie dotknięta, ani słowa skargi nie wyrzekła, a wiedząc dokładnie że chorato kobieta którą z taką miłością doglądała była tego sprawczynią, nie dała jéj nigdy uczuć ztąd najmniejszego żalu. Owszem, podwoiła około niéj starań do tego stopnia, że gdy razu pewnego opatrując jéj obrzydliwą i cuchnącą ranę, nadzwyczajnego doznała od niéj wstrętu, przyłożyła do tejże rany nos i usta, aby się lepiéj przezwyciężyć. Przed śmiercią kobieta ta, któréj sumienie wyrzucało oczernienie sławy jéj największéj dobrodziejki, wyznała iż wszystko zmyśliła złośliwie, a pokorze Katarzyny więcéj przyniosły przykrości oznaki czci jakie odbierała w skutek tego od osób które dały były wiarę oszezerstwu, niż następstwa niesławy która ją była dotknęła.

Do wszystkich łask nadzwyczajnych jakiemi spodobało się Bogu udarować tę wielką Świętą, obdarzał ją także Duch Święty mądrością i bystrością rozumu, oraz i wymową tak nadzwyczajną, że ta błogosławiona i młoda dziewica do najważniejszych spraw Kościoła używaną była, i najzbawienniejszy wpływ na całe chrześcijaństwo wywierała. Udawano się do niéj po rozwiązanie najgłębszych zadań teologicznych, i na te dawała odpowiedzi wprawiające w zdumienie najuczeńszych kapłanów. Pozostałe po niéj pisma, a szczególnie jéj listy Papieżów, Kardynałów, Biskupów, Książąt panujących i wielu innych osób zasięgających jéj rady, świadczą o jéj genialnych zdolnościach.

Zbuntowani przeciw Kościołowi Florentczykowie, a zato dotknięci klątwą kościelną od Papieża Grzegorza XI, użyli jéj pośrednictwa, chcąc przebłagać Ojca świętego. Wysłali ją do Awinionu we Francyi, gdzie wtedy Papież przebywał. Tam przyjęta i od niego i od Kardynałów z oznakami czci wielkiéj, nie tylko celu swojego poselstwa dopięła, lecz nakłoniła Papieża do powrotu do Rzymu, pozbawionego rezydencyi Papieżów od lat siedemdziesięciu. Grzegorz XI osiadłszy w grodzie Piotrowym, przyzwał świętą Katarzynę, i w wielu sprawach zasięgał jéj rady, a szczególną miał ufność w jéj modlitwach.

Po śmierci tego Papieża, w skutek pojawienia się Antypapy, to jest nieprawnie obranego Papieża obok prawnego, zasmuciło Kościół wielkie odszczepieństwo. Nasza Święta z największą gorliwością popierała władzę prawdziwego następcy Piotra świętego Urbana VI, i dowiodła jaki nadzwyczajny i powszechny wpływ wywierała jéj świątobliwość i jej wymowa. Urban miał ją wysłać właśnie w tejże sprawie do królowéj Neapolitańskiéj, gdy w ciężką zapadła chorobę. Przez cztery miesiące z anielską cierpliwością przeniosła tak straszne cierpienia, iż zdawało się że na ich przetrwanie cudownéj siły udzielał jéj Pan Bóg. Wśród nich pełna najdoskonalszego poddania się woli Bożéj, rozpływała się w aktach pobożnych, i nareszcie dusza jéj w chwili gdy opływała w niebieskie pociechy, i gorzała miłością Boga, uleciała do Nieba dnia 29 Kwietnia, roku Pańskiego 1380. Umarła w Rzymie mając lat trzydzieści i trzy. Ciało jéj złożono w głównym Kościele ojców Dominikanów.

Słynącą i za życia i po śmierci wielu cudami, Papież Pius II ogłosił Świętą w roku 1461.

Pożytek duchowny

Nadzwyczajne łaski jakiemi jaśniała wielka Święta któréj żywot czytałeś, nie są do naśladowania. Lecz cnoty nie tylko podziwiać, lecz i naśladować powinieneś. Mianowicie widząc z jaką miłością obchodziła się Katarzyna z temi dwiema kobietami które na jéj dla nich dobrodziejstwa, wielką złością się odpłacały, postanów i ty tym sposobem postępować z tymi, którzy przeciw tobie zawinili.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Bote, abyśmy blogosiawionój Katarzyny dziewicy Tobie poświęconéj, pamiątkę przejścia do Nieba ze czcią obchodząc, i doroczną uroczystością jéj cieszyli się, i ze wzoru tak wielkich cnót jéj korzyści odnieśli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 333–336.

Tags: św Katarzyna ze Sieny „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Dominik
2020-04-29

Św. Piotra Męczennika z Zakonu Kaznodziejskiego

Żył około Roku Pańskiego 1252.

(Żywot iego był napisany przez współczesnogo mu Tomasza Lentinę, z tegoż Zakonu Patryarchę Jerozolimskiego.)

Święty Piotr, jeden z pierwszych Męczenników z zakonu ojców Dominikanów, urodził się w Weronie mieście włoskiém; około roku Pańskiego 1205, z rodziców należących do herezyi Katarów i Manichejczyków. Szczególną jednak obdarzony łaską Bożą, od lat najmłodszych okazywał wielki wstręt do bezbożnych zasad tych sekciarzy. Na jego szczęście, ponieważ w Weronie nie było innéj szkoły jak katolicka, więc go do niéj rodzice, w siódmym roku życia oddali. Razu pewnego spytany od stryja upartego kacerza, czego się tam nauczył, odpowiedział mu, że wyznania prawdziwéj wiary, i zaczął odmawiać Wierzę w Boga, które dokończył całe, pomimo iż stryj zagniewany grożąc mu biciem, chciał go od tego powstrzymać. Heretyk ten widząc taką stałość umysłu w młodém dziecku, oskarżył go przed ojcem, usilnie tegoż nakłaniając, aby nie kazał synowi dalszych pobierać nauk, gdyż jak to przewidywał, stać się on może niebezpiecznym dla ich sekty. Pomimo tego, ze szczególnego rozporządzenia Bożego, ojciec posłał Piotra do Uniwersytetu w Bolonii, rachując na to, iż zetknięcie się jego z młodzieżą płochych obyczajów, najskuteczniéj przyczyni się do odstręczenia go od wiary katolickiéj, przy któréj obstawał. Szezęściem zawiódł się w swoich niecnych rachubach. Młodzieniec, którego serdeczne do Matki Bożéj nabożeństwo uchroniło od zepsucia, jakiém podówczas szczególnie młodzież Uniwersytetu Bolońskiego odznaczała się, wielki zrobił w naukach postęp, lecz w świętobliwości jeszcze większy, i w skutek tego ukończywszy najświetniéj zawód naukowy, postanowił świat opuścić i wyłącznie poświęcić się Panu Bogu.

Pod tę porę tylko co powstał był Zakon kaznodziejski, założony przez świętego Dominika, który żył jeszcze, i utrzymywał zgromadzenie swoje w duchu najściślejszego zachowania świętych ustaw jakie mu był nadał. Piotr udał się do niego, i upadłszy mu do nóg, prosił aby do zakonu był przyjętym. Święty Patryarcha chętnie na to przystał, odkrywając w nim najprawdziwsze powołanie, z którego wnosił, iż stanie się on świętym zakonnikiem. Jakoż, nie zawiódł się na nim. Od wstąpienia do nowicyatu, nasz Święty zajaśniał cnotami zakonnemi, któremi w gronie nawet tak świątobliwych braci z jakich składało się to grono synów świętego Dominika, odznaczył się szczególnie.

Przebierając miarę w umartwieniach, zapadł był ciężko na zdrowiu. Zbytnie powstrzymywanie się od pokarmów, przyprawiło go o cierpienie kanału pokarmowego, w skutek którego nie mogąc zgoła żadnego brać posiłku, zagrożony był śmiercią. Odzyskał jednak zdrowie, a po wykonanych ślubach zakonnych, skrępowany posłuszeństwem, umiarkował swoje umartwienia, lecz w pobożności i wszystkich cnotach zakonnych tém większy czynił postęp. Wkrótce wyświęcony na kapłana i przeznaczony do głoszenia słowa Bożego, obdarzony znakomitą wymową, biegły w naukach i świeckich i duchownych, a szczególnie pełen Ducha Bożego, zasłynął jako jeden z pierwszych kaznodziejów swojego czasu.

Wszakże spodobało się Bogu, dla większéj jego zasługi i utwierdzenia go w cnocie pokory, zesłać na niego jedno z najcięższych dla kapłana i zakonnika dopuszczeń. Mieszkał on w mieście Kome w Medyolańskiém, kiedy zawistni sławy jakiéj używał i niegodziwi ludzie, oskarżyli go przed Przełożonym o podejrzane stosunki z kobietami. Poparli to jakiemiś pozorami, w skutek czego Przełożony, lubo nie przypuszczając w tém nic innego jak brak roztropności wywołującej złośliwe posądzenia, upomniał go jednak publicznie. A że Święty, nie mając sobie nie zgoła do wyrzucenia, rad z tak wielkiego upokorzenia nie tylko nie uniewinniał się, co mu łatwo było, lecz w obecności wszystkich braci uklęknąwszy oświadczył: iż wielkim jest grzesznikiem i prosi o wyznaczenie mu pokuty, więc go za karę wysłano do innego klasztoru i złożono z urzędu kaznodziei.

Uszczęśliwiony z tak dotkliwego upokorzenia, Piotr rozpływał się w pociechach wewnętrznych, któremi Pan Bóg niewinność jego nagradzał; lecz nie długo zażywał tego szczęścia Świętym tylko znanego. Niecne podejścia złych ludzi, którzy go byli oczernili wykryto, i gorliwy ten kaznodzieja i do urzędu swojego był przypuszczonym, i sława mu sowicie przywróconą zostałą. Przeznaczony na nowo do głoszenia słowa Bożego, stał się Apostołem Włoch całych: w Romanii, w Marchii Ankonitańskiéj, w Toskanii, w Bolońskiéj i Medyolańskiéj krainie, z nadzwyczajnym dla dusz pożytkiem, odbywał misye. Gdy zbliżał się do jakiego miasta, lud tłumnie wychodził na jego spotkanie, i biciem we wszystkie dzwony witano przybycie tego wielkiego sługi Bożego. Kościoły nie mogły pomieścić jego słuchaczów, więc zwykle na dworze urządzano mu kazalnicę. W Medyolanie, po każdém jego kazaniu, takie tłumy rzucały się do niego, aby ręce jego ucałować, albo z odzienia wziąść co na relikwie, że musiano urządzić lektykę zamykaną, w któréj otoczonego strażą przenoszono z ambony, siłą przedzierając się przez lud nagromadzony. W Toskanii zachęcił katolików do wojny krzyżowéj przeciw kacerzom, i wkrótce zupełnie z nich tę krainę oczyścił.

W każdém miejscu gdzie przebywał, Pan Bóg cudami stwierdzał jego naukę, i tém żyzniejszą czynił jego apostolską gorliwość. Zdarzało się, że przewódcy heretyków wezwawszy go na publiczne rozprawy, gdy do tego przychodziło nagle mowę tracili. Jeden z nich chcząc w ludzie zachwiać wiarę w cuda przez Piotra czynione, umyślił udać chorego, i prosić go publicznie aby go uzdrowił, a gdy go w tym celu przeżegna, powiedzieć że jest z nim w zmowie, i że chorego tylko na jego żądanie udaje. Zbliżył się więc do niego gdy z ambony, schodził i upadł mu do nóg udając ciężko cierpiącego, i prosząc aby go uzdrowił: „Proszę Pana Jezusa, zawołał Święty donośnym głosem, aby cię uzdrowił jeżeliś chory; lecz żeby cię dotknął chorobą, jeśliś zdrów.” W tejże chwili heretyk padł dotknięty tak ciężką słabością, iż zdawało się że wieczora nie dożyje. Wtedy wyznał publicznie swoje podejście, prosił świętego aby się nad nim ulitował, nawrócił się i za modlitwą Piotra zdrowie odzyskał.

Wszystkie dary jakie odbierał od Boga i błogosławieństwa tak obfite swoich prac apostolskich, przypisywał pośrednictwu Matki Bożéj, do któréj miał szczególne nabożeństwo, i upewniał że za każde odmówienie do Niéj Różańca, nowe otrzymywał łaski. Mszę świętą odprawiał z takiém namaszczeniem, że obecnych, sam jego widok przy ołtarzu do nabożeństwa pobudzał, a niekiedy heretyków nawracał.

Około roku 1233, Papież Grzegorz XI widząc jak zgubnie szerzyła się herezya, a znając gorliwość i świątobliwość naszego Świętego, posiadającego przytém i głęboką naukę, zamianował go generalnym Inkwizytorem we Włoszech: to jest najwyższym urzędnikiem wydziału duchownego, przeznaczonego do spraw tyczących się wytępiania panujących kacerstw. Święta ta instytucya, będąca jedną z najsilniejszych warowni wiary i strażnicą jéj nieskazitelności, kierowana gorliwością i światłem Piotra, nowéj nabrała siły, a lubo uciekał się on głównie do środków jak najłagodniejszych w wyniszczaniu bezbożnych błędów heretyckich, pod jego przewodnictwem nabrała najwyższéj świetności. Lecz to właśnie pobudziło przeciw niemu zaciętą nienawiść odszczepieńców, a szczególnie gdy Inocenty IV zatwierdzając go na tym urzędzie, jeszcze obszerniejsze nadał mu był przywileje. Pomimo więc największéj łagodności z jaką z nimi postępował, że jednak widzieli kacerze iż przez to właśnie najwięcéj z ich liczby pozyskuje Kościołowi, postanowili go zgładzić. Święty dowiedział się o tém, i na jedném z kazań swoich powiedział: „Wiem że nieprzyjaciele wiary świętéj ocenili moję głowę. Nie mogą wyświadczyć mi większego dobrodziejstwa, jak gdy mi dadzą sposobność przelania krwi mojéj za Pana Jezusa; co dzień proszę Go o tę łaskę przy Mszy świętéj.”

Spotkała go téż korona męczeńska. Dnia 29-go Kwietnia, roku Pańskiego 1252, gdy udawał się z Komo do Medyolanu, dwóch najętych zabójców natarło na niego, i kiedy się modlił, jeden z nich ugodził go toporem w głowę. Święty padł na ziemię, a gdy zabójca przebijał szpadą i jego towarzysza imieniem Dominika, Piotr podniósł się i zaczął głośno odmawiać Wierzę w Boga. Wtedy morderca wracając do niego, przeszył mu piersi, w chwili gdy Matce Bożéj polecał swoję duszę, która wnet poszła do Nieba chwalić Ją tam na wieki.

Tak liczne i wielkie cuda zaszły niezwłocznie na jego grobie w Medyolanie, że Papież Inocenty IV, przed pierwszą rocznicą jego męczenskiéj śmierci, kanonizował go uroczyście, w mieście Perużyi gdzie podówczas przebywał.

Pożytek duchowny

Często w naszych czasach czynią zarzuty najohydniejszego okrucieństwa duchownemu Trybunałowi zwanemu Inkwizycyą. Są to fałsze wymyślone dla osławienia Kościoła katolickiego. Trybunały Inkwizycy, wtedy tylko wykraczały przeciw miłości bliźniego, nawet względem heretyków obowiązującéj, kiedy przechodziły w ręce świeckiéj władzy, używającej ich dla celów politycznych.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy stale trzymali się wiary świętéj głoszonéj przez błogosławionego Piotra Męczennika Twojego, który za jéj rozszerzanie, stał się godnym otrzymania palmy męczeńskiéj. Przez Pana naszego it. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 331–333.

Tags: św Piotr z Werony „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Dominik oczernianie krucjata Inkwizycja
2020-04-28

Św. Pawła od Krzyża

Żył około Roku Pańskiego 1775.

(Żywot jego wydany został w Rzymie w roku jego beatyfikacyi przez ojca Pellegrino, z tegoż Zgromadzenia kapłana.)

Święty Paweł przezwany od krzyża dla szczególnego nabożeństwa jakie miał do męki Pańskiéj, urodził się w mieście Owedo we Włoszech w Liguryi położoném, roku Pańskiego 1694. Rodzina jego do szlachty należąca, pochodziła z prowincyi Kastlaceńskiéj. Na znak przepowiadający wysoką świątobliwość do jakiéj miał dojść z czasem, w nocy w któréj wydawała go na świat matka, pokój jéj napełniony został światłem niebieskiém. Wychowany bardzo starannie i pobożnie pod okiem świątobliwego kapłana, od lat dziecinnych okazywał wielkie, we wszelkiego rodzaju ćwiczeniach pobożnych, upodobanie, a szczególnie do Męki Pańskiéj i Boleści Matki Bożéj serdeczne miał nabożeństwo. Obok tego, wówczas już czuwaniem na modlitwie i biczowaniem się trapił niewinne ciało, a każdy piątek susząc, pijał ocet z żółcią.

Doszedłszy do lat młodzieńczych, coraz stawał się pobożniejszym. Zostając pod przewodnictwem duchowném ojców Kapucynów, których klasztor znajdował się blizko miejsca pobytu jego rodziców, wielki na drodze świątobliwości czynił postęp. Co mu tylko od nauk zbywało czasu, przepędzał go w kościele, za największą mając pociechę odmawianie pacierzy kanonicznych wraz z zakonnikami. Ubogich hojnie wspierał, obracając na jałmużny te wydatki, jakie jego wieku i stanu młodzieńcy obracają na rozrywki i różnego rodzaju zbytki. Wszelkich biesiad, a szczególnie wieczorów na których tańczono unikał. Zdarzyło się iż pod niebytność zwykłego spowiednika, poszedł do spowiedzi do proboszcza. Ten nie tylko ostro go złajał, zarzucając mu fałszywą pobożność, lecz oraz surowo mu nakazał aby się znajdował na balu, który tegoż dnia miał być dany, i aby na nim koniecznie tańczył. Święty młodzieniec był tém nad wszelki wyraz zasmucony, lecz chcąc nie wykroczyć przeciw posłuszeństwu, udał się na onę biesiadę, i już ze ściśnioném sercem zabierał się do tańca, kiedy oto sam Pan Bóg uwolnił go od téj przykrości. W chwili gdy tańce miały się rozpoecząć, struny na wszystkich instrumentach się porwały.

Za serdeczne nabożeństwo jakie miał do Matki Bożéj, pozyskał razu pewnego Jej cudowną pomoc. Wpadł był w rzekę Tanaro i już tonął, lecz gdy wezwał Maryą, podała mu Matka niebieska rękę, i z wody go cudownie wywiodła.

Stroniąc od towarzystwa młodzieży lekkomyślne życie wiodącéj, zgromadził był przy sobie pewną liczbę młodych towarzyszy, którzy zachęceni jego przykładem i naukami jakie im dawał wprawiając ich szczególnie do rozmyślania Męki Pańskiéj, zaczęli uczęszczać do Sakramentów świętych, i stali się najprzykładniejszymi młodzieńcami. Kilku z nich wstąpiło późniéj do zakonu, inni wyszli na zacnych obywateli odznaczających się prawością i dobremi obyczajami. Poznał się był z dwoma młodymi francuzami wyznania protestanckiego. Uprosił rodziców aby ich na pewien czas przyjęli do domu, i tak wpłynął na nich, że oba przyjęli wiarę katolicką, a jeden z nich stał się bardzo świątobliwym zakonnikiem.

Święty Paweł coraz bardziéj, rozmyślaniem dowodów miłości Bożéj do ludzi w męce Pana Jezusa jaśniejącéj, miłością Zbawiciela przejęty, zapragnął i sam krew swoję w obronie wiary przelać. W tym celu wstąpił do wojska, które zbierano w Wenecyi przeciw Turkom grożącym całemu chrześcijaństwu. Lecz poznawszy na modlitwie, że go Pan Bóg do wyłączniejszéj Swojéj przeznacza służby, opuścił ten zawód.

Po powrocie do ojczyzny, stryj jego bardzo majętny a bezdzietny, przeznaczał mu cały majątek, z warunkiem aby poślubił pewną bardzo zacną i także majętną dziewicę. Nie przystał na to święty Paweł, i już wtedy mając lat dwadzieścia sześć, postanowił wieść życie odosobnione, oddane szczególnie rozmyślaniu Męki Pana Jezusa i usłudze duchownéj bliźnich, do czego miał już i gotowych kilku towarzyszy. Zwierzył się ze swojemi zamiarami Biskupowi, jako swojemu duchownemu zwierzchnikowi, który uznając w tém natchnienie Boskie, pobłogosławił mu i przyodział go w suknię zakonną, którą wskazała mu sama Matka Boża w objawieniu a która była w kształcie habitu koloru czarnego, z umieszczoném na boku piersi sercem białém, mającém na sobie znamiona Męki Pańskiéj, i którą noszą dotąd bracia, do założonego przez niego Zgromadzenia należący. Niezwłocznie udał się z jednym towarzyszem na miejsce bardzo odosobnione w okolicach miasta Kastellacio, i tam osiadłszy przy małym kościołku świętego Stefana, utrzymując się z jałmużny, wiódł życie tak pokutne i bogomyślne, jak dawni pustelnicy egipscy. Lecz obok tego, nie tylko nawiedzał ubogich chorych, doglądał ich z największą miłością i miewał nauki do coraz liczniéj odwiedzających go na pustyni, lecz nawet Biskup wzywał go z naukami do niektórych kościołów, chociaż jeszcze żadnych święceń nie miał. Wywiązywał się z tego nasz Święty z wielkim dla wiernych pożytkiem, a w każdéj przemowie swojéj rozwodząc się nad dowodami miłości Boskiéj do ludzi, jakie nam dał Syn Boży w Męce Swojéj, najgorliwiéj zachęcał słuchaczów, do jak najczęstszego jéj rozmyślania.

Ponieważ do miejsca jego pobytu, zgłaszać się poczęli niektórzy, pragnący pod jego przewodnictwem wieść tenże co i on rodzaj życia, więc już wtedy wziął się do pisania Reguły, zasięgając w tém rady Biskupa i ojca Kolumbana wielkiéj świątobliwości kapucyna, do którego nawet w tym celu odbył wśród zimy pieszo i o żebranym chlebie pielgrzymkę do Szwajcaryi, gdzie tenże przebywał.

Głównym celem należących do tego nowego zgromadzenia, miało być nie tylko własne uświątobliwienie przez najżywszą pamięć na niepojętą dobroć Boga, która przywiodła Go do tego że z miłości ku nam stał się człowiekiem i wydał się na okrutną mękę i śmierć haniebną, lecz i rozbudzanie w sercach wiernych jak najserdeczniejszego do tajemnic męki Chrystusowéj i Boleści Matki Bożéj, nabożeństwa.

Po roku pobytu swojego na puszczy, święty Paweł z polecenia Biskupa udał się do Rzymu, gdzie odbywszy zawód nauk teologicznych, z wyraźnego rozkazu samego Papieża Benedykta XIII, wyświęcony został na kapłana, i otrzymał od niego upoważnienie założenia nowego Zgromadzenia swojego. W tym celu z kilku już towarzyszami osiadł na samotnéj górze Argentaryjskiéj, w miejscu które mu także Matka Boża wskazała w objawieniu, i założył tam pierwszy klasztor tak nazwanych Pasyonistów, od wyrazu Passio Domini to jest Męka Pańska.

Jak w każdóm dziele świętém zwykle wielkie napotykają się trudności, tak i w swojém znalazł ich nie mało nasz Święty: lecz że był świętym i z Bożego działał natchnienia, przezwyciężył wszystkie, i zgromadzenie jego w krótce wielu znakomitych i nauką i świątobliwością posiadające braci, zatwierdzone zostało przez Stolicę Apostolską, z przydaniem do trzech zwykłych ślubów zakonnych i czwartego, obowiązującego zakonników do jak najgorliwszego rozszerzania nabożeństwa do Męki Pańskiéj i Boleści Matki Bożéj. Za życia jeszcze świętego Pawła, stanęło około trzydziestu klasztorów jego Reguły. Założył on także i zgromadzenie żeńskie, w którym poświęconych Bogu dziewic głównym obowiązkiem jest oddawanie nieustającej czci niepojętéj miłości ku ludziom ich niebieskiego Oblubieńca, i ciągłe rozmyślanie Męki Chrystusowéj i Boleści Jego Matki przenajświętszéj.

Obarczony ważnemi i kłopotliwemi zajęciami, około nowo zakładanych zgromadzeń, pałający gorliwością o zbawienie dusz Męką Chrystusową okupionych, nieustannie głosił słowo Boże, niezliczoną liczbę grzeszników przywodząc do skruchy i poprawy życia, i najzatwardzialszych nawracając heretyków i niedowiarków. Cała zaś moc i skuteczność jego kazań, wypływała ze sposobu w jaki mówił o szczegółach Męki Zbawiciela, gdyż wtedy i sam łzami się zalewając i słuchaczów do płaczu pobudzając, najzimniejsze serca porywał i Panu Bogu pozyskiwał.

W piersiach jego taka gorzała miłość Boża, że odzienie serca dotykające niekiedy jakby od ognia było spalone, i dwa żebra z lewéj strony rozszerzone zostały. Podczas sprawowania Mszy świętéj, rzewne łzy wylewał, często w zachwycenie wpadał i w powietrze bywał uniesiony, a twarz jego widywano wtedy niebieską jasnością oślnioną. Podczas gdy kazywał, słyszano kilka razy jak Anioł z nieba dyktował mu słowa, a głos jego dochodził do uszu osób o kilka tysięcy kroków od niego będących. Obdarzył go był Pan Bóg i darem czynienia cudów: wielu ciężko chorych znakiem krzyża świętego uzdrowił, złym duchom rozkazywał; posiadał dar proroctwa i przenikania serc ludzkich. Tylu udarowany łaskami, czcią powszechną otaczany, u Papieża w szczególném będąc poważaniu, niezrównanéj był pokory. Poczytywał się za ostatniego z ludzi, wszelkie upokorzenia znosił z największą radością, i swój rodzaj życia nadzwyczaj umartwiony wiódł do najpóźniejszéj starości.

Miał lat przeszło ośmdziesiąt, gdy zapadł na zdrowiu. W chorobie nawiedzony przez ojca świętego Piusa VI, prosił go żeby wszelkiego dokładał starania, aby dogmat nieomylności Papieża został co prędzéj ogłoszony. Nakoniec pełen cnót i zasług, pobłogosławiwszy zgromadzonych około niego braci, i po udzielonéj im zbawiennéj nauce, przyjąwszy ostatnie Sakramenta, polecając się Matce Bożéj Bolesnéj, w chwili gdy się mu Ona okazała w cudowném widzeniu, oddał Bogu ducha, jak to dawno był przepowiedział, w dniu ósmym Października roku Pańskiego 1775.

Licznemi i po śmierci słynącego cudami, Papież Pius IX najprzód w poczet błogosławionych, a następnie w roku 1867 w poczet Świętych zaliczył.

Pożytek duchowny

Zdaniem najświątobliwszych mistrzów życia duchownego, nie masz zbawienniejszego ćwiczenia, nad pobożne rozmyślanie męki Pańskiéj i Boleści Matki przenajświętszéj. Jestto najkrótsza droga do nabycia cnót wszelkich i wyjednywania sobie łask najpotrzebniejszych. Postanów więc jak najczęściéj uciekać się do środka tak dla każdego dostępnego, a tak pełnego niezrównanych korzyści dla duszy.

Modlitwa (kościelna)

Panie Jezu Chryste, któryś do opowiadania tajemnicy Krzyża, świętego Pawła szczególną miłością obdarzył, i przez niego nowe Zgromadzenie zakonne w Kościele wskrzesić raczył, za jego pośrednictwem spraw prosimy, abyśmy Mękę Twoję pobożnie rozmyślając na ziemi, owoców jéj dostąpili w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 328–330.

Vide: Święto Siedmiu Boleści Matki Bożéj

Nauka moralna

Na podstawie wydania z 1937 r., s. 812

Zakon świętego Pawła powstał w czasach, kiedy masoneria rozpanoszyła się w Europie i utorowała drogę krwawej rewolucji francuskiej i niemniej zgubnemu józefinizmowi w Niemczech. W tak smutnym okresie spoglądanie na krzyż i zwrócenie uwagi na Mękę Pańską było najskuteczniejszym środkiem ożywienia wiary. O wielkiej skuteczności rozpamiętywania Męki Pańskiej możesz się łatwo przekonać, jeżeli rozważysz dzieje i obrządki Kościoła.

  1. Rzućmy okiem na Dzieje Kościoła. Szymon Piotr był gorliwym apostołem, świadkiem nauk i cudów Chrystusa, Jego przemienienia na górze Tabor, lecz osłabł, a nawet wyparł się swego Mistrza; ale kiedy spojrzał na Jego oblicze, oszpecone uderzeniami, ocknął się z uśpienia, zapłakał i nawrócił się. Łotr Dyzma zestarzał się w nieprawościach, dopiero widok cierpień Jezusa przeniknął duszę je go promieniem łaski Bożej, rozrzewnił jego serce i skłonił go do odezwania się w te słowa: „Panie, pamiętaj o mnie, gdy wejdziesz do Królestwa swego”. Pan Jezus pocieszył go, mówiąc: „Jeszcze dziś będziesz ze Mną w raju”. Również i setnika rzymskiego nie wzruszyły cierpienia Zbawiciela, chociaż był świadkiem Jego nauk i cudów i był przekonany o Jego niewinności; dopiero gdy Go ujrzał na krzyżu, uderzył się w piersi i publicznie przyznał, mówiąc: „Zaiste, ten jest Synem Bożym!” Rany Chrystusowe natchnęły Męczenników świętych bohaterstwem, męstwem i wytrwałością w znoszeniu mąk i katuszy, a widok krzyża dodał siły pokutnikom do oparcia się pokusom i pozostania na stromej drodze cnoty.
  2. Kościół przypomina nam ciągle Mękę Pańską w ofierze Ołtarza świętego i zobowiązuje pod grzechem wiernych, aby przynajmniej co niedzielę i święto słuchali nabożnie Mszy świętej. W Wielki Czwartek i Wielki Piątek zarządził Kościół osobne na tę pamiątkę nabożeństwa, gromadzi jak najczęściej wiernych przed Hostią Przenajśw. wystawioną w monstrancji, proteguje stowarzyszenia mające na celu uwielbienie cierpiącego Chrystusa, popiera przez zakon świętego Franciszka nabożeństwa stacyjne, przywiązuje do nich rozliczne odpusty, opatruje przywilejami słynące z cudów miejsca pielgrzymek, słowem, czyni wszystko, co tylko może się przyczynić do rozkrzewienia czci, jaka się należy pamiątce Męki Pańskiej. Pytamy się teraz, czy katolicy korzystają w całej rozciągłości z tych łask przez Kościół udzielanych? Niestety, bardzo o tym wątpić należy.
Tags: św Paweł od Krzyża „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna młodzież cierpienie Męka Maryja masoneria Krzyż nawrócenie
2020-04-27

Bł. Zity Służącéj

Żyła około Roku Pańskiego 1272.

(Żywot jéj napisany przez współczesnego jej pisarza, znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święta Zita, przyszła na świat przy końcu wieku XIII, w ubogiéj chatce pod górą Sagrati, w okolicach miasta Luki, we Włoszech położonéj, gdzie mieszkali jéj rodzioe, biedni lecz bardzo bogobojni wieśniacy. Nie pozostawiając dzieciom żadnego majątku, wzbogacili je wychowaniem jak najpobożniejszém. Syn ich był wielkiéj świątobliwości pustelnikiem na górze Lupolii, starsza córka podobnież świątobliwą zakonnicą w klasztorze Cystersek, a młodsza Zita, została świętą kanonizowaną. Matka jéj jako doskonała chrześcijanka, od lat najmłodszych, taką w jéj sercu miłość Bożą wszczepiła, że dziecinie téj dość było powiedzieć: że Pan Bóg cóś nakazuje lub czegoś zabrania, a na te jedne słowa okazywała się najposłuszniejszą.

W dwunastym roku, oddano ją w służbę do domu pewnego zamożnego pana w Luce, nazwiskiem Fatinelli. Od pierwszéj chwili tego swojego zawodu, w którym nie rozstając się ze swojém państwem, spędziła lat sześćdziesiąt, Zita zrozumiała dobrze, że dla niéj prawdziwa pobożność zawisła głównie na doskonałém spełnianiu obowiązków stanu, w którym ją Opatrzność umieściła. Przed świtem już na nogach, gdy drudzy jeszcze spoczywali, ona nie tylko modlitwy swoje odbyła lecz codzień i Mszy świętéj wysłuchała, mając kościoł obok domu w którym zostawała na usługach. Pierwsza do wszystkich obowiązków, pracowitością wszystkie inne sługi przechodząca, gotowa na każde skinienie swoich państwa, słodka, pokorna i pełna miłości dla każdego, od domowników jednak, przez kilka pierwszych lat swojéj służby, na rozmaite wystawiona była przykrości. Jéj zamiłowanie cichości, jéj potulność, jéj uległość nawet, poczytywano za rodzaj gapiostwa; a znowu zręczność i usłużność, za chęć odznaczenia się i przypochlebiania państwu, pobożność zaś za obłudę. Pani domu, szczególnie, ciągle była z niéj niezadowoloną. Zita, wśród tego rodzaju istnego prześladowania, niczém się nie zrażała, i ani słowa skargi z ust nie wypuściła, aż nareszcie cnotę jéj takiemi próbami wydoskonaloną, wszyscy ocenili. Młoda jeszcze wówczas, pozyskała zaufanie swoich państwa, którzy jéj powierzyli cały zarząd domu i wydatków, a wszyscy domownicy z takim obchodzili się z nią szacunkiem, jakby jaką nad nimi zwierzchniczką była. Lecz to przyprawiło naszę Świętą o wielki smutek, jak nawzajem prześladowanie gdy go doznawała, wielce ją radowało. Miłośnica krzyża, a więc i upokorzeń wszelkiego rodzaju, upatrywała w téj zmianie drugich względem niéj, karę Bożą za swoje grzechy, i tak dalece pokora jéj na tém cierpiała, że pani domu musiała niekiedy udawać że ją łaje, aby ją uspokoić i zadowolnić.

Nabożeństwo szczególne, jakie od kolebki miała do Matki Bożéj, wyjednało jéj nie tylko najwyższe zamiłowanie świętéj czystości, lecz i łaskę posiadania téj cnoty w wysokim stopniu. Jaśniała w niéj skromność dziewicza w każdym kroku. Przez całe życie nie zatrzymała wzroku na osobie płci obcéj. Wśród największych upałów letnich, i przy ciężkich robotach, przestrzegała w odzieniu najściślejszéj przyzwoitości. Jeden ze służących odważył się był kilkakrotnie przemówić do niéj nieskromnie. Tak ją to przeraziło i oburzyło, iż się rozchorowała, a gdy zuchwalec ten nieustawał w swoich bezwstydnych wyrażeniach, chciała wydalić się ze służby i byłaby to uczyniła, gdyby tego rozpustnika nie wypędzono z domu. Inną razą, napadnięta przez podobnegoż bezwstydnika, tak się mężnie od niego obroniła, iż on na twarzy długo ślady tego nosił. Dla zabezpieczenia cnoty czystości, którą tak wielce miłowała, wiodła życie nadzwyczaj umartwione. Prawie cały rok pościła o chlebie i wodzie. Sypiała na gołéj ziemi; latem i zimą chodziła bez obuwia. Po śmierci jej, znaleziono ją opasaną grubym sznurem, który na parę cali wrośnięty był w ciało. Dar modlitwy posiadała w tak wysokim stopniu, że przy wszelkiego rodzaju zajęciach, ciągle była myślą i sercem zjednoczona z Bogiem. Prawdziwie pokorna, wszelkie obelgi i pogardy znosiła z radością. Tak ją znano powszechnie z tego że największą pociechę sprawiało jéj, gdy ją do jakich przykrych usług używano, że zdarzało się iż niektóre przyjaciółki jéj pani, umyślnie posyłały ją po swoje sprawunki o kilka wiorst za miasto w porze ulewnych deszczów, kiedy inną sługę wypędzićby z domu nie można było, a co Zita z wielką radością spełniała.

Tak wielką litością przejmowała ją każda potrzeba bliźniego, że ubogą służącą będąc, jeszcze umiała wspierać biednych własną jałmużną. Piszą że zaczęła była pościć codzień o chlebie i wodzie, głównie dla tego aby przeznaczone dla niéj jedzenie, mogła rozdawać ubogim. Z odzienia co miała lepszego wszystko im oddawała. Późniéj, gdy jéj Pan przekonał się iż pod jéj zarządem gospodarstwa domowego, majątek jego powiększał się, zdał zupełnie jéj woli czynienie jałmużny z jego dochodów. Wszakże zawsze z tém odnosiła się do niego, a Pan Bóg hojność jéj w téj mierze niekiedy cudami nagradzał. W roku powszechnego głodu, zdarzyło się iż dla ubogich wypróżniła była całą spiżarnię; lecz gdy z rana zajrzała do niéj zakłopotana co pocznie, znalazła ją pełniejszą niż kiedy. Inną razą, jakiś ubogi bardzo osłabiony prosił ją o trochę wina, którego w téj chwili nie miała w piwnicy. Pełna ufności w Bogu pobiegła do studni, zaczerpnęła wody, pomodliła się nad nią, i oddała choremu ubogiemu przemienioną w wyborne wino. W wigilią Bożego Narodzenia, spotkał ją Fatinelli jéj pan, wychodzącą z domu do kościoła na pasterkę, lekko ubraną, bo cieplejsze swoje odzienie oddała była ubogim. Dał więc jej swoje futro, polecając aby mu je zaraz wróciwszy odniosła. Święta wchodząc do kościoła, ujrzała przed drzwiami leżącego ubogiego napół nagiego i drżącego od zimna. Odziała go futrem które miała na sobie, mówiąc że wracając zabierze je z sobą. Lecz wychodząc z kościoła nie znalazła już ubogiego, i wróciwszy do domu miała zdać z tego sprawę panu, gdy zjawił się jakiś nieznajomy, futro oddał i w téjże chwili znikł, wydając z siebie cudowną światłość.

Zita bardzo była pilną, w wykonywaniu wszystkich swoich zajęć we właściwéj porze. Pewnego poranku zbyt długo zabawiła w kościele, zapomniawszy że to był dzień, w którym powinna była o świcie przygotować pieczywo chleba. Wbiegła więc co prędzéj do piekarni, chcąc ile można wynagrodzić jeszcze swoje opóźnienie, lecz nie było tego potrzeby, gdyż znalazła ciasto już przygotowane dla włożenia go do pieca.

Słodycz jéj rozbrajała gniew najgwałtowniejszych osób. Fatinelli był bardzo porywczy: lecz zwykle jedno słowo Zity uspokajało go od razu. Wszakże zdarzało się że niekiedy musiała upaść mu do nóg, żeby otrzymać jego przebaczenie dla drugich.

O ile surowo przesądzała każdy własny postępek, o tyle na wady drugich miała zamknięte oczy. Tak powszechnie wiedziano o tém że ona staje w obronie każdego którego przy niéj ktoś obmawiał lub naganiał, że nieraz umyślnie w jéj obecności źle mówiono o innych, aby się zabawić jéj dowcipem, z jakim broniła sławę bliźniego.

Próżnowania chroniła się jak największéj w służącéj wady; przez lat czterdzieści ośm jéj pobytu w domu Fatinellich, nie widziano jéj ani jednéj chwili bez zajęcia. „Nie masz w naszym stanie, mawiała, prawdziwéj poboźności bez wielkiéj pracowitości; w służącéj, pobożność bez téj cnoty jest wielkiém złudzeniem.”

Tylu i takiemi ozdobiona cnotami, nic téż dziwnego że i szczególnemi darami obdarzył ją był Pan Bóg. Przy Mszy świętéj a szczególnie gdy przyjmowała Komunią świętą, wpadała w zachwycenie, co także ją spotykało często gdy się wpatrywała w wizerunek Matki Bożéj. Miała w domu Fatinellego małą izdebkę zupełnie osobną, gdzie niekiedy całe noce na modlitwie przepędzała. Kilka razy widziano ją tam otoczoną światłością niebieską. W ostatnich latach swego życia, chociaż podeszłego była już wieku, nie folgowała sobie wcale w obowiązkach najpracowitszéj sługi, a obok tego tak była zatopiona w Bogu że niejako ciągle się modliła i w coraz częstsze wpadała zachwycenia.

Sześćdziesiąt lat już miała kiedy zwykle dobrego zażywając zdrowia pomimo tak nadzwyczajnych umartwień jakie zawsze sobie zadawała, zapadła w lekką chorobę. Lubo nikt nie widział w tém niebezpieczeństwa, prosiła usilnie aby jej udzielono ostatnie Sakramenta święte. Domyślano się iż musi w tém mieć jakieś niewątpliwie objawienie, i uczyniono zadość jej prośbie. Przyjęła Sakramenta święte z oznakami najżywszéj pobożności, i wśród aktów miłości Boga, w które była całém życiem wprawiona, dnia 27 Kwietnia roku Pańskiego 1272, spokojnie oddała ducha Bogu. Po śmierci wielu zasłynęła cudami, w skutek czego Papież Leon X, w poczet błogosławionych ją zaliczył.

Pożytek duchowny

Uświątobliwienie nasze, nie zawisło na tém abyśmy nadzwyczajne rzeczy czynili, lecz na tém abyśmy spełniali to czego Bóg po nas wymaga. Owóż obowiązki stanu w jakim się znajdujesz, są wskazówką czego po tobie Pan Bóg wymaga: są one dla ciebie jakby dodatkiem do przykazań Boskich. Spełniaj więc je wiernie, a staniesz się Świętym, jak i błogosławiona Zita, spełniając doskonale obowiązki swojego pospolitego i ubogiego stanu, Świętą została.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławioną Zitę, w stanie służebnym zostającą, przez doskonałe spełnianie obowiązków jéj stanu, do wysokiéj doprowadził doskonałości, spraw prosimy przez jéj zasługi, abyśmy obowiązki stanu naszego, przez wzgląd na wolę Twoję przeznaczającą nam takowe, wiernie spełniając, służyć Ci mogli w Niebie na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 325–328.

Tags: bł Zita „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna obowiązki stanu
2020-04-26

Św. Kleta i Marcelina Papieżów i Męczenników

Żyli około Roku Pańskiego 304.

(Żywot ich był napisany przez świętego Damaza Papieża.)

Święty Klet, rodem Rzymianin, nawrócony do wiary świętéj przez świętego Piotra, był jednym z jego nieodstępnych uczniów. Pod przewodnictwem tego błogosławionego mistrza, tak wielki uczynił w doskonałosci Ewangelicznéj postęp, że wstąpiwszy do stanu duchownego, stał się wzorem dla wszystkich kapłanów, tak z gorliwości o chwałę Bozą, jak i z wysokiéj świątobliwości, jaką zajaśniał w gronie duchowieństwa rzymskiego.

Słodycz jego i pokora w obchodzeniu się z każdym, sprawiała że pozyskiwał nawet serca pogan nienawracających się, a wielka miłość Pana Jezusa, którą pałało serce jego, była jakby spuścizną którą odziedziczył po mistrzu swoim, odznaczającym się pomiędzy samymi Apostołami najżywszém przywiązaniem do Zbawiciela. Święty Piotr wysoko go cenił, i jest powszechne mniemanie, że nie tylko przybrał go wraz ze świętym Linem do pomocy w pracy około wiernych w Rzymie i w jego okolicach, do czego i wielu innych pracowników Ewangelicznych używał, lecz że jemu szczególnie zwierzał zarząd tego najpierwszego w świecie Kościoła, ile razy wypadało mu samemu wydalić się z Rzymu.

W roku Pańskim sześćdziesiątym siódmym, po męczeńskiéj śmierci świętego Piotra, na Stolicę Apostolską wstąpił Lin święty, a po nim znowu, został Papieżem święty Klet. Ciężkie były to dla świeżo powstającego Kościoła czasy: prześladowanie srożyło się wszędzie, i wierni na ciągłe narażeni niebezpieczeństwa ciągłéj i najtroskliwszéj potrzebowali opieki i zachęty do wytrwałości, co właśnie znaleźli w wielkiéj miłości tego świętego Papieża. Pieczołowitość jego ojcowska, ogarniała wszystkich chrześcijan nie tylko w cesarstwie rzymskiém, lecz w całym świecie znajdujących się. Jednych wspierał hojnemi jałmużnami, drugich pocieszał i utwierdzał w wierze świętéj listami okólnemi; wszystkich nauczał, podnosił na duchu i w sercach ich zaszczepiał królestwo Chrystusowe. W miarę jak się powiększała jego owczarnia, mnożyły się jakby cudem w ręku jego, środki niesienia pomocy wszystkim wiernym i we wszystkich krajach, a serce jego tém większą miłością ogarniało całą jego powszechną trzodę, im cięższe próby przechodzili chrześcijanie, i im częściéj zgłaszali się do niego, po radę lub wsparcie. W samych początkach swojego Papiestwa, ustanowił w Rzymie, a to w skutek polecenia jakie odebrał był jeszcze od swiętego Piotra, dwudziestu nowych Proboszczów, dla łatwiejszéj obsługi duchownéj, coraz liczniejszych wyznawców Chrystusowych, i nie zaniedbał niczego, co tylko mogło przyczynić się do dobra Kościoła całego i jego wzrostu. On pierwszy w odezwach swoich zaczął używać tego wyrażenia: Pozdrowienie i błogosławieństwo Apostolskie, od którego odtąd wszyscy Papieże odezwy swoje rozpoczynają.

Dwanaście już lat upływało, jak święty Klet rządził Kościołem Bożym z tą świętą mądrością i gorliwością niezmordowaną, jakich oczekiwać można było po jednym z najulubieńszych uczniów książęcia Apostołów, kiedy cesarz Dyoklecyan, najokrutniejszy z tyranów i najzawziętszy wróg chrześcijaństwa, wszczął straszliwe Kościoła prześladowanie. Trudno wyobrazić sobie z jakiém barbarzyństwem pastwił się nad wiernymi, postanowiwszy wygładzić ich do szczętu. Klęska ta rozsrożyła się wszędzie. Po kilka tysięcy Męczenników padało w dniu jednym, a krew bohaterów chrześcijańskich lała się po całéj niemal kuli ziemskiéj.

Lecz temu okrutnemu prześladowcy, nie dość było krocie ofiar pomordować zadając im najstraszniejsze męki: chodziło mu głównie o najwyższego Pasterza téj owczarni Bożéj, w któréj krwi brodził. Zwrócił więc głównie swoję zawziętość na Papieża. Nakazał aby wyszukano świętego Kleta, przebiegającego podówczas okolice Rzymu, i już to po jaskiniach w których się ukrywali, już w podziemnych pieczarach, nawiedzającego strapionych chrześcijan, których pocieszał swoją obecnością, przemowami pokrzepiał na duchu, a sprawując wśród nich kościelne obrzędy, udzielał im Sakramenta święte. Nie trudno było żołdactwu cesarskiemu wysłanemu po Papieża, wyszukać go wkrótce, gdy wiedziano, że on tam się zwykle znajduje, gdzie najwięcéj jest nieszczęśliwych i strapionych jego dzieci. Schwytano więc Świętego, i okutego w ciężkie kajdany wtrącono do więzienia. Radość jakiéj ztąd doznał, najlepiéj dowodziła, z jakiém upragnieniem sam wyglądał korony męczeńskiej gdy dotąd zachęcał do niéj drugich. Gwałtowność złości Dyoklecyana nie dała mu długo czekać na to szczęście, i oszczędziła mu wiele cierpień. Niezwłocznie po jego uwięzieniu kazał go zamordować, co nastąpiło dnia 26 Kwietnia, roku Pańskiego 91. Zwłoki jego znajdują się w kościele świętego Piotra na Watykanie.

· · ·

W dniu dzisiejszym obchodzi także Kościół pamiątkę męczeństwa świętego Marcelina Papieża, w którego życiu i śmierci zaszedł wypadek będący wielką pobudką dla nas do ufności w miłosierdzie Boże.

Święty Marcelin był synem zamożnego mieszkańca Rzymu, nazwiskiem Projektus. Zostawszy kapłanem za Papiestwa świętego Kaja, przy końcu trzeciego wieku w służbie Kościoła wielce się odznaczył. Znamienicie wykształcony w naukach i wysokiéj świątobliwości wiodąc życie, po śmierci tego Papieża wybrany został na jego następcę. Były to podobnież jak i za świętego Kleta, bardzo dla łodzi Piotrowéj burzliwe czasy, i biegłego a szczególnie świętego wymagające sternika. Święty Marcelin zasiadł na Stolicy Apostolskiéj roku Pańskiego 290, to jest za panowania dwóch cesarzów Dyoklecyana i Maksymina, którzy poprzysięgli byli zagładę imienia chrześcijańskiego. Jeden z najdawniejszych i najznakomitszych dziejopisarzy Teodoret, pisze iż święty Marcelin wielkie położył był przed Bogiem zasługi w rządzeniu Kościołem powszechnym w tych opłakanych czasach.

Około roku 303-go, prześladowanie wzmogło się najbardziéj. Cesarz ponowił rozkazy zadawania chrześcijanom mąk najsroższych, i surowo polecił większą pilność w ich wyszukiwaniu. W przeciągu téż niespełna miesiąca, padło piętnaście tysięcy męczenników, a wkrótce przyszła koléj i na samego Papieża. Byłto już wtedy podeszłego wieka starzec. Pomimo tego nad nim właśnie, wtrąciwszy go do więzienia, pastwili się barbarzyńcy z największém okrucieństwem. Morząc go przez pewien czas głodem w ciemnéj piwniey, zawlekli do świątyni Jowiszowéj, i znękanemu męczarniami zadanemi w więzieniu, zagrozili jeszcze cięższemi, jeśli bożyszczu temu nie złoży ofiary. Nieszczęsny starzec, zapominając kim jest, ulegając obawie mąk któremi mu grożono, ofiarę pogańską spełnił, zasmucając Kościół cały tak straszliwym upadkiem.

Lecz go wnet z niego łaska Bożą podźwignąć raczyła. Skoro go wypuszczono na wolność, gorzko zapłakał nad sobą, a chcąc godnie odpokutować grzech popełniony, niezwłocznie napisał do wszystkich Biskupów jacy tylko mogli zgromadzić się w krótkim czasie, i zwołał ich na Sobór do miastą Sinuessy we Włoszech położonego. Skoro się tam zebrali, Papież stanął wpośród nich przybrany w suknię pokutną, i ze łzemi prosił aby mu wyjednali u Pana Boga przebaczenie popełnionéj winy, i naznaczyli pokutę. Biskupi zdziwieni i zbudowani, a oraz i uradowani czynem tak głębokiéj pokory i żywéj skruchy, jednogłośnie na to odpowiedzieli: że sam Papież ma być swoim sędzią, przydając że: „/Stolica Apostolska od nikogo sądzoną być nie może/” i w końcu rzekli do niego: „gdyś naśladował Piotra zapierającego się, naśladujże go i pokutującego”.

Zrozumiał to dobrze Marcelin, tém bardziéj że i sam postanowił już był to uczynić. Jakoż, udał się niezwłocznie do Dyoklecyana, oświadczył mu iż z całego serca żałuje że ulegając groźbom katów, zaofiarował kadzidło bożyszczu pogańskiemu, i że teraz gotów jest wszelkie ponieść męki i życie oddać za wiarę. Tyran nie uczcił tego bohaterskiego postępku, albo raczéj Pan Bóg nie chciał pozbawić Marcelina korony męczeńskiéj. Cesarz skazał go na ścięcie głowy, i wyrok ten wykonano dnia 26 Kwietnia, około roku Pańskiego 304. Zwłoki jego, z rozkazu cesarskiego, przeszło miesiąc niepochowane, leżały na placu publicznym, wraz z ciałami świętych Klaudyusza, Cyrylla i Antonina, współcześnie umęczonych. Lecz nareszcie kapłan imieniem Marcel, z rozkazu świętego Piotra który się mu był objawił, w nocy je uniósł i pochował na cmentarzu Pryscylli.

Pożytek duchowny

Niektórzy nowsi a uczeni pisarze kościelni, dowodzą że zaprzanie się wiary przez świętego Marcelina nie miało miejsca. Lecz gdy szczegół ten znajduje się i w lekcyach Brewiarza i w pismach dawnych autorów wielkiéj powagi, pocóż nam o nim wątpić, tém bardziéj że on dwie bardzo ważne przedstawia nauki. Jednę że każdy grzech szczerze odpokutowany Bóg miłosierny odpuszcza; drugą że od najpierwszych wieków Kościoła, uznawano Papieża wyższym nad wszelką, nawet Soboru zgromadzonego władzę.

Modlitwa (kościelna)

Błogosławionych Męczennikow a oraz i Papieżów Kleta i Marcelina, prosimy Panie niech nas opieka otacza, i ich święte modlitwy niech za nami pośredniczą. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 323–325.

Tags: św Klet św Marcelin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik nawrócenie pokuta
2020-04-25

Św. Marka Ewangelisty

Żył około Roku Pańskiego 64.

(Szczegóły życia jego wyjęte są z pism: świętego Hieronima, świętego Klemensa Aleksandryjskiego, i świętego Izydora.)

Święty Marek był z rodu żydowskiego, pochodził z krainy Cyrenejskiéj w Pentopolis położonéj, i z pokolenia kapłańskiego. Żył za czasów pobytu Pana Jezusa na ziemi, lecz został nawrócony do wiary świętej przez świętego Piotra, dopiéro po zesłaniu Ducha Świętego. Z tego powodu ten książe Apostołów w pierwszym liście swoim nazywa go swoim synem. Jakoż był on towarzyszem jego pielgrzymek apostolskich, i ulubionym jego uczniem, przybył razem z nim do Rzymu, i podzielał z nim wszystkie trudy i niebezpieczeństwa na jakie obydwa wystawieni byli, zakładając tam Kościoł Chrystusowy.

Gdy święty Piotr, dla spraw swojego najwyższego Pasterstwa, wydalił się z Rzymu, wierni dość już podówczas liczni w tém mieście, coraz bardziéj przejmując się duchem nauki objawionéj, uprosili świętego Marka, aby im pozostawił opisaną historyą Ewangelii świętej. Uczynił on zadość ich żądaniu, i wtedy opierając się na tém co słyszał od świętego Piotra jużto w kazaniach jakie miewał, już w poufnych z nim rozmowach, ułożył jednę z czterech Ewangelii, powodowany do tego i kierowany w tém, wyjątkowém natchnieniem Ducha Świętego, jakie Pan Bóg udzielił tym tylko pisarzom, których pisma stanowią Biblią: czyli Nowy i Stary Testament. Święty Piotr przez objawienie został zawiadomionym o tém że święty Marek ułożył Ewangelią, a po odczytaniu takowéj po powrocie swoim do Rzymu, zatwierdził ją, i dozwolił, aby jej używano po kościołach. Jest ona wprawdzie jakby tylko powtórzeniem w krótszych słowach, Ewangelii świętego Mateusza, lecz prócz tego w kilku miejscach zamieścił w niéj święty Marek i nowe a wielkiéj wagi szczegóły. Zauważano, że żaden z Ewangelistów tak szczegółowo nie opisuje zaparcia się świętego Piotra, jak to czyni ten święty Ewangelista, snać dla tego że o tém wiele słyszał od samego Książęcia Apostołów, całe życie ten postępek gorzko opłakującego. Święty Marek napisał swoję Ewangelię po grecku, gdyż podówczas język ten nie tylko na Wschodzie, lecz i w Rzymie był bardzo upowszechniony, pomiędzy nawet osobami najmniéj wykształconemi.

Jest podanie, że święty Piotr wysłał był świętego Marka z Rzymu do Akwilei, że przebył on tam półtrzecia roku, i nawróciwszy wielką liczbę pogan, założył Dyecezyą, która w pierwszych wiekach chrześcijaństwa była jedną z najświetniejszych na Wschodzie. Gdy w roku czterdziestym dziewiątym po Chrystusie Panu, cesarz Klaudyusz wygnał wszystkich Żydów z Rzymu, święty Piotr wyprawił świętego Marka do Egiptu, aby tam znowu ogłaszał słowo Boże. Zaniósł on z sobą Ewangelią swoję, bo i w tym kraju, szczególnie w Aleksandryi, język grecki był w powszechném użyciu. Najprzód udał się do swojéj rodzinnéj krainy w Pentopolii, gdzie wiele uczynił cudów, co mu pomogło wielką liczbę dusz pozyskać Panu Jezusowi. Poganie oświeceni nauką objawioną, pogruchotali bożyszcza i powycinali lasy poświęcone złym duchom.

Ztamtąd przeszedł ten święty Apostoł do innych okolio Libii, w krainy zwane podówczas Marmoriką i Amoniacką, a wszędzie obfite prac swoich zbierając owoce, na tych apostolskich wycieczkach strawił lat dwanaście. Następnie dotarł do górnego i dolnego Egiptu, do obydwóch Tebaid: a Pan Bóg tak dalece pobłogosławił jego apostolstwu, że krainy te, gdzie od tylu wieków najzepsutsze gnieździło się pogaństwo, stały się błogosławioną tą ziemią, na któréj późniéj tak wielka liczba świętych pustelników żyła. Nakoniec udał się święty Marek i do saméj Aleksandryi, miasta największego podówczas po Rzymie. Tam podobnież tak wielu powołał do wiary, iż wkrótce założyć musiał wiele kościołów: to jest parafii, gdzie nowi chrześcijanie pobierali nauki, i do świętych Sakramentów uczęszczali. Wielu z nich nie poprzestając na spełnianiu przyka- zań nowego prawa, zapragnęło wykonywać najściśléj i rady Ewangeliczne. Powstały przeto liczne zgromadzenia, podobne do tych jakiemi późniéj były Zakony, w których osoby różnego stanu, wyrzekłszy się świata, bogomyślności i pokucie oddawały się wyłącznie. Nazywano ich z tego powodu Teurapetykami: to jest wyłącznie służbie Boga poświęconemi.

Takie uderzające owoce apostolskich prac tego Świętego, rozbudziły nareszcie na niego gniew zawziętszych przeciw wierze Chrystusowéj pogan. Wszyscy tacy, a było ich jednak wielu i to z liczby najmożniejszych mieszkańców Aleksandryi, powstali na świętego Marka, nazywając go Galilejczykiem który zamierza wytępić religią panującą. Wtedy święty Apostoł, chcąc w razie swojéj śmierci, nie pozostawić wiernych bez Pasterza, wyświęcił na Biskupa świętego Aniasza, który był prostym rzemieślnikiem, lecz pierwszy z nawróconych przez świętego Marka, odznaczał się z pomiędzy wszystkich wielką o chwałę Chrystusową gorliwością, i wysoką świątobliwością. On téż poczytywany jest za pierwszego Biskupa Aleksandryjskiego, gdyż święty Marek jest raczéj uważany, jako pierwszy Apostoł tego sławnego miasta.

Zaopatrzywszy tym sposobem Kościoł przez siebie założony w Pasterza, święty Marek zwiedził jeszcze swoje dzieci w Chrystusie w Pentopolii przez niego nawrócone. Przez lat dwa przebiegał te krainy, utwierdzając w wierze nowych chrześcijan, których liczba codzień wzrastała. Wróciwszy do Aleksandryi, przygotował się do złożenia Panu Jezusowi w ofierze własnego życia, co téż i wkrótce nastąpiło. Dnia pewnego, w którym poganie obchodzili uroczyście święto swojego bożka Serapina, lud z wielkiemi okrzykami domagał się, aby świętego Marka, jako głównego przeciwnika obrzędów pogańskich, zamordowano na ofiarę temuż bożyszczu. Wyśledzili go niezwłocznie, i zastali odprawiającego Mszę świętą. Porwali go od ołtarza, i uwiązawszy mu sznur u szyi, wlokąc po ulicach i wołając z szyderskiém okrucieństwem, iż trzeba wołu tego zwlec do miejsca zwanego Bukole, gdzie za miastem pasały się woły, wśród stromych skał i głębokich przepaści, aby go w nie wrzucić. Cały dzień pastwili się w ten sposób nad nim: po ulicach, po których go okrutnie włóczono, lała się krew jego, i pozostawały kawałki poszarpanego ciała. W ciągu téj męki, Święty głośno się modlił, i chwałę Bożą opiewał. Wieczorem wtrącono go do więzienia. W nocy okazał mu się Anioł i tak do niego przemówił: „Marku, sługo Boży! imię twoje zapisane jest w księdze żywota; policzony jesteś pomiędzy Apostołów. Aniołowie przyjmą ducha twojego w Niebie, a szczątki ciała twojego czczone będą na ziemi.” Nieco zaś późniéj stanął przed nim i sam Pan Jezus, pozdrawiając go temi słowy: „Marku Ewangelisto Mój, pokój z tobą.”

Nad rankiem znowu go porwali poganie, i jak dnia poprzedniego włóczyli po ulicach, aż w téj katuszy barbarzyńskiéj, oddał Bogu ducha, dnia 25 Marca roku Pańskiego 68.

Pohańcy chcieli spalić jego zwłoki, lecz burza tak straszna i nagła zerwała się w tejże chwili, że wielu z nich zginęło, a reszta uciekła. Później chrześcijanie ciało jego pochowali w jaskini, obok miejsca gdzie z nim zwykli byli zgromadzać się na modlitwy i na słuchanie jego nauk. W roku 316, wzniesiono na tém miejscu wspaniały kościoł, a około roku 870, ciało jego, dla uchronienia od zniewagi muzułmanów, uwiezione zostało do Wenecyi i umieszczone w głównym tego miasta kościele, pod wezwaniem tegoż świętego Ewangelisty wzniesionym.

W dniu dzisiejszym, odbywa Kościoł Boży uroczystą procesyą, przy któréj śpiewają się Litanie do Wszystkich Świętych. Ustanowione to zostało, jeszcze w roku Pańskim 590, za Papiestwa świętego Grzegorza Wielkiego, — gdy takie publiczne modły odbywano w Rzymie, na uproszenie u Pana Boga odwrócenia morowego powietrza które tam srodze panowało. Procesyi przewodniczył wtedy sam Papież, niosący w ręku obraz Matki Bożéj, malowany przez świętego Łukasza. Gdy się zbliżano do części miasta zwanéj wzgórzem Adryana, ujrzano w powietrzu Anioła, jaskrawy miecz wkładającego do pochwy: co oznaczało iż klęska panująca miała ustać w skutek tych publicznych modlitw. Jakoż od téj chwili morowe powietrze ustało.

Pożytek duchowny

Gdybyśmy, uczestnicząc w publicznych nabożeństwach, przynosili na nie należyte serc naszych usposobienie, i modlili się wszyscy z wiarą i ufnością, cudabyśmy u miłosierdzia Bożego za każdą razą wypraszali. Niech cię to pobudza do wielkiego skupienia ducha, gdy się znajdujesz na jakich kościelnych obrzędach, a w dniu dzisiejszym, łącząc się z całym Kościołem, albo wspólnie z drugimi albo sam, odmów Litanią do Wszystkich Świętych, prosząc Boga przez ich pośrednictwo, o odwrócenie od świta całego, klęsk tych na jakie złość ludzka zasługuje ciągle.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Którys błogosławionego Marka Ewangelistę Twojego, łaską ogłaszania Ewangelii świętéj zaszczycił; spraw prosimy, abyśmy zawsze i jego nauki trzymali się, i od wszelkich grożących nam klęsk jego pośrednictwem wybawieni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 320–322.

Tags: św Marek „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik zaraza
2020-04-24

Św. Fidelisa Męczennika z zakonu braci-mniejszych kapucynów świętego Franciszka Serafickiego

Żył około Roku Pańskiego 1622.

(Żywot jego był napisany przez Ojoea Maksymiliana Kapucyna, i drukowany w Rzymie w roku jego kanonizacyi.)

Święty Fidelis narodził się roku Pańskiego 1577 w Singmeringen, małém miasteczku w księstwie Hohencolern położoném. Ojciec jego Jan Rey rodem Polak, a matka Genowefa z Rosembergów, ze szlachetnego pochodzili rodu, byli wzorowymi katolikami i bardzo pobożnie go wychowali. Gdy przy wydaniu jego na świat, była obawa iż nieżywym się narodzi, świątobliwa matka prosiła Pana Boga, aby raczéj jéj saméj życie odjął, byle dziecię mające się narodzić Chrztu świętego pozbawioném nie było. Pan Bóg w tejże chwili uśmierzył wszelkie jéj boleści, i najszczęśliwiéj wydała na świat synka, któremu dano imię Marek. Wyższe nauki pobierał w uniwersytecie Fryburskim w Szwajcaryi, gdzie otrzymał stopień Doktora obojga Praw, a obok wysokiego wykształcenia w tym zawodzie, taką odznaczał się pobożnością, iż go mędrcem chrześcijańskim przezwano. Przydany za ochmistrza, do trzech młodych paniczów najznakomitszego w jego kraju rodu, odbywających podróż po Europie, przedewszystkiém kształcił ich w zasadach wiary świętéj, i życiem swojém świątobliwém, był dla nich wzorem najwyższych cnót chrześcijańskich. Często przystępował do Sakramentów świętych, usługiwał chorym po szpitalach w miastach w których się zatrzymywali, długie codziennie odprawiał modlitwy i biednych hojnie wspierał, niekiedy wszystkie suknie swoje im rozdając.

Po powrocie z podróży téj, został Adwokatem w mieście Kolmarze w Alzacyi, a prawością swoją i znakomitą biegłością w nauce prawa, najliczniejszych pozyskał klientów. Zwykle chętniéj podejmował się prowadzenia spraw ubogich, od których nie tylko nie wymagał żadnego wynagrodzenia, lecz sam koszta ich procesów brał na siebie. Nigdy nie stawał w obronie spraw niemających za sobą słuszności, a w przemowach u kratek sądowych, nie tykając sławy przeciwników, nie używając najmniejszych wykrętów, samą siłą wymowy, a najbardziej trafném stosowaniem przepisów prawa, najskuteczniéj wpływał na wyroki sądowe. Starał się przytém jak najprędzéj sprawy ukończać, mawiał bowiem: „Wszelkie koszta sprawy, wynikające ze zwłoki i niedbałości Adwokata w jéj prowadzeniu, sąto długi, które on zaciąga względem swojego klienta.” W ogólności zaś o zawodzie Obrońców sądowych tak się wyrażał: „Obrona niewinnego, opieka nad wdowami i sierotami pokrzywdzonemi, jest najzaszczytniejszym obowiązkiem naszego stanu, i takowy nawet bez wynagrodzenia miło nam spełniać. Nasz zawód nie jest tylko zyskowném rzemiosłem: przedewszystkićm powinniśmy być stróżami prawa, i dopomagać sędziom do wymierzania ścisłéj sprawiedliwości.”

Zajęcia jego stanu, nie przeszkadzały mu do jak najwierniejszego zachowania oddawna przyjętego rodzaju życia, i odbywania wszystkich pobożnych ćwiczeń, przez które coraz większe łaski spływały na duszę jego. W nagrodę téż za to, obdarzył go Pan Bóg i najszacowniejszą łaską, po łasce powołania do Wiary, to jest łaską powołania do Zakonu. Widząc iż na świecie, na wielkie trudności narażona była dusza do wyższéj dążąca doskonałości, postanowił wstąpić do klasztoru. Wprzód jednak wyświęcony został na Dyakona, a uzyskawszy na to szczególne pozwolenie z Rzymu, niezwłocznie potém i na kapłana. Następnie odprawiwszy pierwszą Mszę świętą w kościele księży Kapucynów we Frejburgu, w uroczystość świętego Franciszka Serafickiego dnia 4-go Października 1612 roku, przyjął habit zakonny, przybierając imię Fidelisa. Po ukończonym nowicyacie, w którym stał się od pierwszéj chwili wzorem najwierniejszego naśladowcy wielkiego Patryarchy Asyskiego, majątek swój zapisawszy na fundusz do utrzymywania kleryków przy Seminaryum Dyecezalném, bogatą bibliotekę temuż zakładowi, a wszystkie ruchomości rozdawszy ubogim, wykonał śluby uroczyste. Testament przez który rozporządził tym sposobem całém swojém mieniem, tak kończył: „Podobnież ofiaruję i poświęcam przez tę moję ostatnią wolę, ciało moje i duszę moję jako całopalną żywą ofiarę serca skruszonego, na wieczną służbę Boskiego Majestatu, przenajświętszéj Maryi Panny Niepokalanie poczętéj i Serafickiego Ojca Franciszka; i jako nagi wyszedłem z łona matki mojej, podobnież ogołocony ze wszystkiego co ziemskie, nagi oddaję się w ręce Jezusa Chrystusa, Zbawcy mojego.”

Późniéj też często cieszył się z zamiany jaką uczynił mawiając: „Oddałem Bogu dobra doczesne, a Bóg za nie płaci mi królestwem niebieskiém.” Następujące zdanie podobnież powtarzał nie raz, i do niego życie swoje stosował: „Ponieważ Pan Bóg nie inaczéj przywrócił nam życie łaski, jak przez poniesienie śmierci, więc i my tego rodzaju życia dochować w sobie nie możemy inaczéj, jak przez zamarcie sobie samym.” A także i te słowa często miał na ustach: „Ponieważ nagrodą naszą ma być wieczne wesele w Niebie, nie powinniśmy obawiać się ciągłego cierpienia na ziemi.” Sam stosując się do tego, starał się cierpiéć ciągle i umartwiać się we wszystkiém. Do zwykłych ostrości Reguły, przydawał jeszcze dobrowolnych, o ile mu tylko na to przełożeni i spowiednik pozwalali. Ubóstwo zachowywał najwyższe: w celi prócz prostego tapczana, małego stoliczka i zydelka, nic zgoła więcéj nie miał, wszystkie posty zakonne o chlebie i wodzie przepędzał, ostremi włosiennicami, krwawém biczowaniem się, żelaznemi kolczastemi paskami, trapił ciało. Na modlitwie, prócz wspólnych pacierzy w chórze, spędzał wielką część nocy. Szczególne miał nabożeństwo do Matki Bożéj, któréj przypisywał wszystkie łaski jakie odbierał. Tak był pokornym, iż nie tylko przełożonych, ale każdego brata woli starał się ulegać.

Jak tylko ukończył nauki Teologiczne, przeznaczony został na kaznodzieję i spowiednika. Spełniał te obowiązki z wielką gorliwością, i niezmiernym dla dusz pożytkiem, a szczególnie w mieście Weltkirchen, gdzie był Gwardyanem klasztoru, i gdzie wielu kalwinów nawrócił. W témże mieście wybuchło morowe powietrze, najprzód w wojsku Austryackiém tam stojącém, a późniéj i w całéj okolicy. Święty Fidelis oddał się całkiem na usługi dotkniętych zarazą. Dnie całe i noce przepędzał przy nich, jużto po szpitalach, już po najuboższych mieszkaniach, niosąc im ratunek i co do ciała i co do duszy, i lecząc częstokroć cudownie i na duszy i na ciele.

Tak się był apostolską swoją gorliwością wsławił, że gdy Kongregacya rozszerzania wiary, założona przez Grzegorza XV w Rzymie, zawezwała Kapucynów na misyą do Szwajcaryi, gdzie szczególnie w Kantonie Gryzońskim, szerzyło się kacerstwo Kalwina, przełożeni jego uczynili go Prefektem, to jest przełożonym téj misyi. Z wielką radością podjął się tego Fidelis: mając sobie objawioném że go tam męczeńska korona czeka. Opuszczając téż Weltkirchen, pożegnał się ze wszystkimi, zapowiadając że już nie wróci. Przybywszy na miejsce, niezwłocznie pierwszemi swojemi kazaniami wielką liczbę heretyków nawrócił, a między innymi dwóch najznakomitszych tego kraju panów. Oburzało to do najwyższego stopnia przeciw niemu zawziętszych sekciarzy, którzy postanowili pozbyć się go jakimkolwiekbądź sposobem, chociażby przyszło do zadania mu śmierci. Ostrzegano go o tém kilkakrotnie, lecz Święty oświadczając, iż gotów jest oddać życie za wiarę, nie ustawał w apostolskiéj gorliwości. Aż nareszcie nadszedł był i dzień w którym miał tego w istocie dopełnić.

W dniu 24 Kwietnia 1622 roku, znajdując się w małém miasieczku Gruch, gdzie wielka liczba kacerzy schroniła się była przed ścigającymi ich Austryakami, wyspowiadał się, odprawił Mszę świętą i miał kazanie, przy końcu którego, wpadłszy w zachwycenie, miał sobie objawioném, iż dnia tegoż poniesie śmierć męczeńską. Około południa udał się ztamtąd do miasteczka Sewizu, mówiąc do swojego towarzysza: „Idę, bo tam czekają katolicy na moje kazanie, ale wiem dobrze co mnie tam spotka: bywaj zdrów i módl się za mnie.” W drodze pewien katolik ostrzegł go że heretycy czyhają już tam na niego: „Cóż robić, odrzekł Święty będę się starał postąpić tak jak wszyscy Męczennicy: jak oni poczytam sobie za największe szczęście umrzeć dla miłości Jezusa.” Za przybyciem jego do Sewizu, powtórnie ostrzegano go o grożącem niebezpieczeństwie. Pomimo tego miał długie kazanie, po którém heretycy wszcząwszy wielki hałas, rzucili się na niego, i jeden z nich ugodził go szablą w głowę. Święty upadł na ziemię, lecz wnet podniosłszy się ukląkł i wznosząc oczy i ręce do Nieba w te słowa jeszcze się odezwał: „Odpuść im Panie, bo nie wiedzą co czynią. Jezu zmiłuj się nade mną, Maryo wspieraj mnie,” a gdy to domawiał, drugi raz uderzony w głowę pałaszem i ciężką maczugą, padł nieżywy na ziemię z roztrzaskaną czaszką.

Część błogosławionych zwłok jego, złożona została w kościele ojców Kapucynów w Weltkirchen, a głowa i noga lewa którą pastwiąc się nad nim odcięli byli kacerze, w kościele katedralnym w Koirze. Licznemi cudami uświetnił Pan Bóg relikwie tego Męczennika, a 24 Kwietnia 1745 roku, Papież Benedykt XIV w poczet go Świętych zaliczył.

Pożytek duchowny

Święty Fidelis, który za życia z wielką miłością opiekował się sprawami pokrzywdzonych wdów i sierot, jest dziś w Niebie opiekunem ich w każdéj potrzebie, a szczególnie w najważniejszéj: zbawienia duszy. Wszyscy więc w tego rodzaju potrzebach naszych, uciekajmy się do niego, prosząc aby nam wyjednał łaskę wygrania tej wielkiéj sprawy, w któréj chodzi o szczęście wiekuiste lub więczną niedolę.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Fidelisa, seraficznym ogniem naduszy gorejącego, w ogłaszaniu prawdziwéj wiary, palmą męczeńską i świetnemi cudami przyozdobić raczył, prosimy Cię przez jego zasługi i pośrednictwo, abyś nas łaską Twoją tak umacniał w wierze i miłości, iżbyśmy zasłużyli sobie być w służbie Twojéj wytrwałymi aż do śmierci. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 317–320.

Tags: św Fidelis „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik prawo ubóstwo zaraza
2020-04-23

Św. Wojciecha Arcybiskupa Gnieźnieńskiego i Męczennika

Żył około Roku Pańskiego 997.

(Żywot jego był napisany przez Ojca Jana Kanaparza Benedyktyna, mieszkejącego razem z nim w klasztorze rzymskim.)

Święty Wojciech jeden z głównych Polskiego Kościoła Patronów, rodem z Czech, przyszedł na świat około roku Pańskiego 956. Ojciec jego imieniem Sławnik hrabia na Lubiczu, spokrewniony był z domami panującemi, a mianowicie z cesarzem Henrykiem świętym. Zamożny w znaczenie i majątek, zastępował panującego księcia w sądzeniu spraw publicznych pomiędzy szlachtą wszczętych. Matka imieniem Strzeżysława, równie świetnego rodu, wielkiéj pobożności pani, słynęła z hojnych jałmużn jakie czyniła ubogim.

Dzieckiem będąc, święty Wojciech zapadł w niebezpieczną chorobę i blizkim był śmierci. Rodzice zanieśli go do kościoła, złożyli na ołtarzu Matki przenajświętszéj, i postanowili oddać go na służbę Bożą, jeśli przy życiu zostanie. Dziecię wyzdrowiało, i bardzo starannie i pobożnie pod dozorem świątobliwego kapłana wychowane było.

Gdy synek ich podrósł, rodzice oddali go na naukę do Biskupa Magdeburskiego imieniem Adalbertus, który tak go pokochał, iż przy Bierzmowaniu, nadał mu swoje imię, z czego nasz Święty, pod temi obu imionami jest znanym. Przepędziwszy tam lat dziewięć, wielki w naukach uczyniwszy postęp, wrócił Wojeciech do Czech, na łono swojéj rodziny. Dopóki był pod okiem świątobliwego Biskupa, oddawał się pobożności i był najprzykładniejszym młodzieńcem; lecz wróciwszy do domu, i zaniechawszy pobożnych ćwiczeń, zaczął wieść życie bardzo lekkomyślne. Wszakże zwróciwszy się z tych dróg zgubnych, wstąpił do stanu duchownego, i przy końcu roku 981 wyświęcony został na kapłana. Lecz nie od razu odpowiedział swojemu świętemu powołaniu. Przez pewien czas, był on bardzo oziębłym sługą ołtarza, i więcéj światem niż chwałą Bożą, i pożytkiem duchownym swoim i bliźnich zajętym. Wszakże łaska Boża i z tego, a jeszcze niebezpieczniejszego stanu jego duszy aniżeli były jego poprzednie zboczenia, wyrwać go raczyła. Wkrótce po jego wyświęceniu, Biskup Praski umierał. Święty Wojciech znajdując się przy nim, był obecnym jak ten w chwili konania, wpadłszy w rozpacz o zbawienie, wśród najstraszniejszych wyrzekań, ducha wyzionął. Tak przerażającym przykładem kary Bożéj, nad Prałatem nieodpowiadającym swojemu powołaniu, skruszony Wojciech, tejże nocy przywdział włosiennicę, na znak pokuty posypał głowę popiołem, obchodził kościoły, wszystko co posiadał rozdał ubogim, i postanowił już odtąd poświęcić się całém sercem Bogu i świętéj służbie Jego. Gdy zaś on, tak już tylko o życiu pokutném zamyślał, lud i duchowieństwo zamierzyło wynieść go na godność Biskupią, i w tym celu poparci wstawieniem się Bolesława II-go książęcia podówczas w Czechach panującego, udali się do cesarza Ottona II, i do Rzymu. Przyjęty na Biskupa od cesarza, i zatwierdzony w Rzymie, święty Wojciech w roku 983 dnia 29 Czerwca wyświęcony został na Praską stolicę, przez Wigiliusza Arcybiskupa Mogunckiego w Weronie, gdzie cesarz wtedy przebywał.

Wracając do Pragi dla objęcia swojej pasterskiéj Stolicy, wszedł do miasta pieszo i boso, udając się w licznie zgromadzoném gronie całéj ludności, do katedry, gdzie i siebie i swoje owieczki, w gorącéj modlitwie polecił Panu Bogu, i od pierwszéj chwili świętym okazał się Pasterzem.

Dochody biskupie podzielił na cztery części: jednę z nich obracał na utrzymanie kościołów; drugą dla duchownych przeznaczył, trzecią rozdawał ubogim, a czwartéj na swoje skromne utrzymanie używał. Prócz tego, w każde święto, hojne czynił jałmużny, i codziennie dwunastu ubogich u stołu własnego karmił. Zwykle prócz niedziel i uroczystości, posiłek przyjmował aż po zachodzie słońca, a snu zażywając bardzo krótko, nigdy przed północą nie udawał się na spoczynek, wstając o świcie. W sypialni jego było wygodne łoże, ale na niém kładł w każdą noc ubogiego, a sam na ziemi sypiał. Jeżeli mu pozostawało cokolwiek wolnego czasu od zajęć Biskupich, wychodził w pole należące do jego majętności, i sam na nim, dla przykładu i z pokory, pracował jak rolnik: ztamtąd wracając, klękał u podwojów katedralnych i długo w noc modlił się. Każdego dnia bardzo rano, miewał do ludu kazanie; po nabożeństwie dawał posłuchanie wszystkim zgłaszającym się do niego, a szczególnie ubogim, sierotom i wdowom; potém nawiedzał więźniów i chorych. Resztę czasu obracał na czytanie Pisma Bożego ze swojém duchowieństwem, i śpiewanie w dzień i w nocy Psalmów Dawidowych. Zdarzyło się razu pewnego, iż tak dalece wszystko co miał rozdał był biednym, że gdy przyszedł żebrak na pół nagi prosić go o odzienie, nie mając go czém obdarzyć, wypruł z bogatéj biskupiéj poduszki pierze, i pokrycie z niéj mu oddał.

Lecz niezmordowana gorliwość i święty przykład Biskupa, nie oddziaływał wcale na jego owczarnię. I ludu i duchowieństwa nawet obyczaje, kaziły najsprośniejsze występki. Po sześcioletniéj mozolnéj pracy, nie widząc z niéj owoców, święty Wojciech powziął zamiar zrzeczenia się Biskupstwa. Udał się do Rzymu, i tam od Jana XV otrzymawszy na to zezwolenie, postanowił odbyć pielgrzymkę do ziemi świętéj. Mieszkająca wtedy w Rzymie cesarzowa Teofania, matka Ottona III, dowiedziawszy się o tém, a wiedząc iż Święty był w niedostatku, ofiarowała mu na drogę tyle pieniędzy, ile tylko rodzony brat jego Radzin, nieodstępny jego towarzysz, mógł unieść. Wojciech rozdał wszystko ubogim, i bez grosza puścił się do Jerozolimy. Lecz przybywszy do sławnego klasztoru Benedyktyńskiego na górze Kasyńskiéj, w skutek uwagi jaką mu uczynił Opat, przedstawiając iż dla duszy bezpieczniejszym jest stan zakonny, niż pielgrzymowanie po świecie, wrócił do Rzymu i znowu za wiedzą Papieża, wstąpił wraz z bratem swoim Radzinem do zakonu ojców Benedyktynów, przywdziewając habit w Wielki Czwartek roku Pańskiego 989.

Tam zajaśniał od razu nasz Święty, wszystkiemi cnotami najdoskonalszego zakonnika, a pokorą, uległością względem przełożonych i słodyczą w obcowaniu z braćmi, budował wszystkich. W czasie jego w klasztorze tym pobytu, raczył Pan Bóg i kilku cudami świątobliwość jego uświetnić, a Wojciech już nie myślał nigdy tego drogiego mu schronienia opuszczać, gdy po pięcioletnim jego w zakonie i pobycie, Papież na przedstawienie Arcybiskupa Mogunckiego, kazał mu wracać do Pragi. Jednak oświadczył że jeśli Prażanie poprawić się nie zechcą, wolno mu będzie wrócić do klasztoru.

Czesi przyjęli go wprawdzie z wielką uroczystością, i przyrzekali poprawę, ale wkrótce wrócili do swoich bezprawiów i rozpusty, lekceważąc sobie świętego Biskupa i jego napomnienia. Przyszło do wielkich zbrodni, a gdy razu pewnego zamordowali w kościele pewną niewiastę, która schroniwszy się tam zostawała pod zasłoną praw kanonicznych, Wojciech znowu postanowił wrócić do Rzymu, do swojego zakonu. Po drodze udał się do Węgier, gdzie go król Giejza przyjął bardzo łaskawie. Zabawił tam przez czas dość długi, w ciągu którego wielką liczbę pogan nawrócił i wiele pobudował kościołów.

Po powtórnym powrocie do klasztoru, i tę razą nie długo mógł w nim Wojciech pozostawać. Przybył do Rzymu na koronacyą cesarza Ottona III, Arcybiskup Moguncki, i ten znowu wymógł na Papieżu, podówczas Grzegorzu V, aby Wojciecha zwrócił do Pragi. Udał się więc tam Święty, a wprzód nieco miał widzenie, w któróm objawił mu Pan Bóg, że go korona męczeńska czeka. Tą razą podobnież jak poprzednio, Papież pozwolił mu, w razie gdyby go Czesi nie przyjęli lub nie słuchali, udać się pomiędzy niewiernych, dla ogłaszania im Ewangelii. W téj podróży zwiedził wiele miejsc świętych, i zabawił nieco dłużéj w Moguncyi na dworze cesarza, który miał go w wielkiém poważaniu, a gdzie życiem pokutném i wielką pokorą, zjednał sobie powszechny szacunek, i wiele dusz Panu Jezusowi pozyskał. Podczas pobytu w Moguncyi, miał powtórne widzenie, w którém sama Matka Boża objawiła mu nagrodę która go w Niebie spotka, za śmierć męczeńską jaka go czeka.

Nakoniec puścił się do Pragi, lecz stanąwszy na granicy Czech, dowiedział się że Czesi tak oburzeni byli na wieść jego powrotu, że dla odstręczenia go od siebie, napadli na rodzinę jego, całe hrabstwo Lubiczowskie do niéj należące zrabowali, i czterech braci jego zamordowali.

Okrutny ten wypadek, zagrodził Wojciechowi drogę do Pragi. Postanowił on wtedy udać się do Polski, gdzie na dworze Bolesława Chrobrego, przebywał brat jego Poraj, i w imieniu tego książęcia zapraszał go do niego. Przybył najprzód do Krakowa, gdzie późniéj po jego męczeństwie, wzniesiono na pamiątkę tego, mały kościołek pod jego wezwaniem, dotąd istniejący, a ztamtąd udał się do Gniezna.

Działo się to wkrótce po śmierci Boberta, i pierwszego Arcybiskupa Gnieznieńskiego. Bolesław uzyskał u Papieża przemianowanie Wojciecha z Arcybiskupstwa Praskiego na Arcybiskupstwo Gnieznieńskie, które objąwszy, słowem Bożém i przykładem życia świętego, umacniał w wierze świętéj Polaków, świeżo podówczas nawróconych. Pozostawił nam pieśń do Matki Bożéj, zaczynającą się od tych słów: Boga Rodzico Dziewico, streszczającą w sobie wszystkie artykuły wiary.

Po trzechletnim pobycie w Polsce, zapragnął Wojciech udać się pomiędzy niewiernych, aby spełnić warunek pod którym pozwolił mu był Papież opuścić; Czechów. Obsadziwszy więc na swoje miejsce na Arcybiskupstwo Gnieznieńskie, brata swego Radzina, poszedł do Prusaków, ludu pogańskiego i barbarzyńskich obyczajów. Zaledwo zaczął ogłaszać im słowo Boże, ci z poduszczenia swoich pogańskich kapłanów, rzucili się na niego i pod miastem Romowe zwaném, sprawującego świętą Ofiarę, okrutnie zamordowali dnia 23 Kwietnia roku Pańskiego 997.

Ciało jego, Bolesław Chrobry sprowadził najprzód do Trzemeszna, a później do Gniezna gdzie dotąd spoczywa wielu cudami słynąc.

Pożytek duchowny

Święty Wojciech Biskup i Męczennik, jest jednym z głównych Patronów kraju naszego, jako ten który w początkach przyjęcia wiary chrześcijańskiej przez Polaków, apostolską pracą swoją i gorliwością, wielce się przyczynił do jej utwierdzenia i rozszerzenia pomiędzy ojcami naszymi. Dziś więc gdy ta wiara tak bardzo między nami ostygła, powinniśmy szczególne w sercach naszych rozbudzać do niego nabożeństwo, i gorąco go prosić, aby pośrednictwem swojém, potomków tych pokoleń którym niegdyś Ewangelią przyniósł, dziś chronił od nieszczęścia zamykania oczów na jéj światło.

Modlitwa (kościelna)

Twoje miłosierdzie prosimy Panie, błogosławiony Wojciech Biskup i Męczennik niech nam wyjedna, abyś nam i grzechy nasze litościwie odpuścił, i łaski o które prosimy udzielił. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 314–317.

Tags: św Wojciech „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup męczennik Polska Bogarodzica benedyktyni
2020-04-22

Św. Sotera i Kaja Papieży i Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 117 i 269.

(Szczegóły ich życia wyjęte są z dziejów Kościoła Rzymskiego przez Baroniusza.)

Święty Soter był rodem z Fondi, miasta w królestwie neapolitańskióm położonego: przyszedł na świat w początku drugiego wieku. Wzrósł i wychował się na łonie Kościoła Bożego, w czasach gdy wierni szczególną gorliwością i żywością wiary się odznaczali. Przejął się téż tym duchem od lat najmłodszych. Długi jego pobyt w Rzymie, wśród prześladowania jakiego doznawali tam chrześcijanie, dał poznać i duchowieństwu i wszystkim wiernym wysoką jego świątobliwość. Z tego powodu po śmierci papieża świętego Aniceta, w roku Pańskim 161, święty Soter jednogłośnie na Papieża wybranym został.

Pod tę porę cesarz Marek Aureliusz, z największém okrucieństwem prześladował Kościoł, i to nie tylko w samym Rzymie, lecz w całém swojém obszerném państwie. Gdy tedy tysiącami chrześcijanie w najsroższych mękach za wiarę świętą umierali, a inni z tejże przyczyny do ostatniéj nędzy doprowadzeni byli, święty Soter dokładał wszelkich starań, ażeby o ile możności przychodzić wszystkim w pomoc. Zagrzewał do wytrwałości tych z którymi sam mógł mieć stosunki, odwiedzał więźniów, pocieszał strapione wdowy i sieroty po Męczennikach świętych, a dalszym kościołom hojne posyłał jałmużny, przyłączając do nich listy, któremi utwierdzał chrześcijan w wierności Chrystusowi. Najpoważniejszym świadectwem téj świętéj gorliwości i uczynności świętego Sotera, jest następujący ustęp z listu który święty Dyonizy Biskup Koryncki, pisał do niego: „Od początku twojego papiestwa, pisze on, obsypywałeś dobrodziejstwami twoje dzieci, utrzymując swoim kosztem całe Dyecezye. Tu wspierasz ubogich, tam odwiedzasz i pocieszasz skazanych do kopalń, wszędzie okazujesz się godnym naśladowcą twoich poprzedników, wspierając i ratując cierpiących za Chrystusa Pana. Co mówię! tyś ich wszystkich przewyższył w miłości, ty ciągle nas oświecasz twojemi naukami, zachęcasz twoim przykładem, wspierasz twoją hojnością.” I w innym znowu liście pisze do tegoż świętego Papieża: „Dziś obchodziliśmy święty dzień Niedzielny, i odczytaliśmy w kościele list twój, który dla zbawiennéj nauki naszéj ciągle odczytywać będziemy.”

Święty Soter strzegł jak najpilniéj czystości wiary świętéj, broniąc jéj od błędów różnych kacerstw już wtenczas powstających. Ścigał z całą gorliwością i powagą swojéj najwyższéj pasterskiéj władzy Montanistów i Katafrygów, których odszczepieństwo już za jego papiestwa głowę podnosiło, i pismami swemi tak uczenie zbijał ich przewrośne zasądy, że w kilkanaście lat potém, gdy Tertulian w nie zapadł, nie potrzebowano innéj broni przeciwko niemu, jak przytoczenia tychże pism świętego Sotera. Troskliwy o wszelkie Kościoła powszechnego potrzeby, wiele zbawiennych wydał postanowień, tyczących się tak karności kościelnéj jak i obrzędów świętych. Pomiędzy innemi wydał zakaz aby naczyń kościelnych i bielizny na któréj spoczywa przenajświętsze Ciało Pańskie przy Mszy świętej, nie dotykali się ci którzy wyższych święceń nie mają; a także aby do kadzielnic w kościele kobiety nie były używane, jak to w pierwszych czasach chrześcijaństwa miało miejsce. On także wydał rozporządzenie, aby w Wielki Czwartek, wszyscy wierni przystępowali do Komunii świętéj, prócz tych którzyby ciężkim grzechem skalani, od tego wstrzymać się musieli.

Święty ten Papież rządził Kościołem około lat dziewięciu. Apostolska jego gorliwość i świątobliwość wysoka którą jaśniał, w czasach kiedy piekło wzbudzało jedno z najstraszniejszych na chrześcijan prześladowań, musiało być ukoronowane męczeństwem. Gdy krocie owieczek padało pod żelazem tyranów, i Pasterza takiż los spotkał. Nie mamy szczegółów jego śmierci: to tylko wiemy że położył życie za wiarę 22 Kwietnia, roku Pańskiego

  1. Zwłoki jego złożone najprzód na cmentarzu świętego Kaliksta, przez Papieża Sergiusza II, przeniesione zostały do kościoła

świętych Sylwestra i Marcina w Rzymie.

· · ·

W dniu dzisiejszym Kościoł święty obchodzi także doroczną pamiątkę świętego Kaja Papieża, w tymże dniu śmiercią męczeńską z tego świata zeszłego, lubo w sto lat późniéj po męczeństwie świętego Sotera. Był on rodem z Dalmacyi, i blizkim krewnym cesarza Dyoklecyana; jednak rodzice jego byli chrześcijanami. Z czasów jego młodości żadnych dokładnych nie pozostało śladów. To tylko wiadomo że gdy około roku Pańskiego 280 przybył do Rzymu, będąc już kapłanem, wysoką pobożnością, znakomitą nauką, i gorliwością z jaką służył wiernym, powszechną cześć i poważanie pozyskał. Zająwszy wyższe stopnie w duchowieństwie, wsławił się w Rzymie jako najuczeńszy i najświątobliwszy w tym mieście Prałat. W roku 283, po śmierci Papieża Eutychiusza, nie zawahano się ani chwili, i Kaja wyniesiono na Stolicę Apostolską.

Od chwili objęcia téj najwyższéj godności, a wśród prześladowania jakie się podówczas srożyło, na tysiączne trudności i niebezpieczeństwa wystawiony święty Kajusz, okazał się godnym błogosławionego Piotra następcą. Stan chrześcijan był bardzo opłakany: największa z nich liczba ukrywać się musiała po lasach i jaskiniach, tak że święty ten Papież, nie chcąc od największéj części swojéj trzody być ciągle oddalonym, i sam zmuszony był udać się za niemi, i wśród nich pewien czas przepędzić. Tam ich pocieszał, miewał do nich nauki, sprawował święte obrzędy, załatwiał sprawy Kościoła, i zachęcał wiernych aby gotowi byli na śmierć za wiarę.

Po ustaniu téj burzy, nasz Święty, wraz z wielką liczbą mężnych wyznawców Chrystusowych, wrócił do Rzymu, lecz nie długo zażywał tam spokoju. Wszczęło się prześladowanie jeszcze zawziętsze. Poganie porozstawiali małe posągi bożyszcz swoich po placach publicznych i ulicach, i żadnemu chrześcijaninowi nie wolno było ani przejść tamtędy, ani nic kupić, ani nawet wody zaczerpnąć ze źródeł, póki bałwanom czci nie odda.

Święty Kajusz, pomimo tak ciężkiego dla Kościoła stanu, nie przestawał nawracać pogan. Między innymi pozyskał Chrystusowi jednego ze znakomitszych dostojników Państwa, nazwiskiem Chromacy, który był Wielkorządcą Rzymu, i jednego z przybocznych dworzan cesarza, imieniem Kastula, gorliwego od chwili swojego nawrócenia chrześcijanina, który posiadał wielki pałac w Rzymie. W tém jego mieszkaniu gromadzili się potajemnie chrześcijanie około świętego Papieża, który jak przedtém po górach i jaskiniach, tak znowu teraz wśród Rzymu, zasilał ich słowem Bożém, dodawał im odwagi, Sakramenta święte udzielał, nawracających się pogan wyuczał zasad wiary, i przez Chrzest święty wprowadzał na łono Kościoła.

Święty Kajusz miał brata rodzonego imieniem Gabina, którego córkę Zuzannę chciał poślubić Maksymilian, syn Dyoklecyana cesarza, poganin równie jak i ojciec jego. Papież dowiedziawszy się o tém, zawezwał swoję synowicę, a po krótkiéj z nią rozmowie, taką w niéj rozżywił wiarę i taką rozbudził w jéj sercu miłość Jezusa, że upadłszy mu do nóg, prosiła o błogosławieństwo na poniesienie śmierci męczeńskiéj, któréj się spodziewała, mając postanowienie cesarskiemu Synowi odmowną dać odpowiedź. „Wiesz, rzekła do niego ta święta dziewica, że gdym uczyniła ślub czystości, jedynym oblubieńcem duszy mojéj stał się Jezus Chrystus. Przewiduję męki jakie mi zadadzą, żeby mnie od zamiarów moich odwieść; lecz ufna w miłosierdzie Boga mojego, upewniam cię iż nie nie potrafi zachwiać postanowienia twojéj synowicy.” Papież ją pobłogosławił, a święta Zuzanna śmiercią męczeńską dowiodła swojéj wierności Chrystusowi Panu.

Lecz zawziętość i okrucieństwo cesarza obrażonego odmową Jakiéj doznał syn jego od Zuzanny, nie ograniczyły się na zadaniu śmierci téj Świętój: cała prawie jéj rodzina, za wiarę wymordowaną została, a w końcu przyszła kolej i na świętego Papieża. Wpływem swoim i gorliwością, tak wielką liczbę dusz posłał do Nieba z palmą męczeńską, że i jego samego Pan Bóg takąż koroną nagrodził. Wynaleziony w jaskini, w któréj się ukrywał z bratem swoim świętym Gabinem i synowicą świętą Zuzanną, zamęczony został 22 Kwietnia, około roku Pańskiego 296. Ciało jego złożone także na cmentarzu świętego Kaliksta w Rzymie, w roku 1601 przeniesione zostało do kościoła pod jego wezwaniem wzniesionego.

Pożytek duchowny

Ile razy czytasz żywoty świętych Papieży Męczenników, niech cię to uczy jak ciężkie koleje Kościół Boży na ziemi przebywał, i utwierdza w przekonaniu, że bramy piekielne jak nigdy przeciwko niemu nie przemogły, tak i teraz nie przemogą. Lecz oraz niech cię to pobudza do gorącego modlenia się o to do Boga, gdyż chce Pan Jezus, abyśmy spełnianie się do końca świata, nieomylnéj obiotnicy Jego o trwałości Kościoła przez Niego założonego, ciągłemi modlitwami wypraszali.

Modlitwa (kościelna)

Błogosławionych Męczenników a oraz Papieżów Sotera i Kaja, prosimy Panie, niech opieka wspiera Twój Kościoł, i ich wstawienie się niech nas miłosierdziu Twojemu poleca. Przez Pana naszego it.d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 312–314.

Tags: św Soter św Kaj „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik Kościół modlitwa
2020-04-21

Św. Anzelma Biskupa i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 1109.

(Żywot jego był napisany przez Eadmera ucznia jego, i znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Anzelm, jeden z najświątobliwszych i najznakomitszych w wieku dwunastym Biskupów, urodził się w królestwie Piemonekiém, w mieście Aoście, roku Pańskiego 1033. Był synem hrabiego Gondulfa i Ermerberyi, którzy pochodzili z najszlachetniejszych rodzin Lombardyi. Pilność jego w naukach i wysokie zdolności, oraz pobożność jaką okazywał od lat najmłodszych, a którą wpoiła w niego świątobliwa matka, zapowiadały iż z czasem znakomitym stanie się mężem.

W piętnastym roku powziął zamiar wstąpienia do zakonu, lecz opat klasztoru do którego w tym celu zgłosił się, obawiając się gniewu ojca jego który był temu przeciwny, odmówił mu przyjęcia. Młodzieniec powrócił do świata, a po śmierci matki zaniedbawszy się w ćwiczeniach religijnych, ostygł w pobożności, i przez czas niejaki wiódł życie bardzo lekkomyślne i światowe, co ściągnęło na niego gniew ojca. Wkrótce jednak zwrócił się z tych dróg zgubnych: lecz że pomimo tego ojciec nie dawał przejednać się, tém bardziéj pociągnęło to Anzelma, szczerze już nawróconego, do Pana Boga. Wyrzekł się znacznego majątku, świaa, a nawet i ojczyzny, udał się do Francyi, i tam wstąpił do zakonu w klasztorze Beceńskim (du Bec), reguły świętego Benedykta, gdzie był Opatem sławny ze świątobliwości i nauki Lanfrankus. Wielka jego w ćwiczeniu się w cnotach zakonnych gorliwość, życie nadzwyczaj umartwione, którém pragnął wynagrodzić chwilowe zboczenia które odwiodły go były od Boga, i postęp jaki uczynił w naukach kształcąc się w nich pod najbieglejszymi podówczas mistrzami — sprawiły że w krótkim czasie stał się on wzorem świątobliwości, jaśniejąc obok tego znakomicie wykształconym rozumem.

Ścisłemi i ciągłemi postami, tak umorzył był w sobie zmysł smaku, że żadnego nie doznawał do pokarmu pociągu, i przyjmował go tylko z koniecznéj potrzeby utrzymania życia. Cały dzień zabierały mu wspólne ćwiczenia klasztorne, i wykładanie nauk dla młodzieży zakonnéj, jako téż i rozwiązywanie już to na piśmie, już ustnie, różnych ważnych zadań tyczących się religii, z któremi zewsząd udawano się do niego, jako do najuczeńszego podówczas kapłana. Większą zaś część nocy, ujmując sobie spoczynku obracał na modlitwę, na któréj zwykle łzami się zalewał.

Wybrany na Przeora klasztoru, tak wszystkich braci ujął miłością, pokorą i słodyczą w postępowaniu z nimi, że zaraz po objęciu tego urzędu, zjednał sobie serca tych nawet, którzy najprzeciwniejszymi byli jego wyborowi, a co największą dla niego było pociechą, ożywił w nich ducha powołania, i przywiódł do ścisłego zachowywania ustaw zakonnych, chociaż to byli właśnie ci którzy najwięcéj w tym względzie wykraczali. Skutkiem téż tego, cały ten, a wielką liczbę posiadający zakonników klasztor, zajaśniał najściślejszą karnością zakonną. Dokonał zaś tego środkami najłagodniejszemi, które za najskuteczniejsze w zarządzie podwładnych braci, poczytywał. W te słowa pisał do jednego z przełożonych zakonnych, zbyt surowo z braćmi postępującego, a który ubolewał nad niekarnością swoich podwładnych. „Jakże chcesz aby pokój i jedność istniały między podwładnymi twoimi, kiedy ich żółcią i piołunem karmisz.”

Po śmierci Opata, święty Anzelm, wbrew swojéj woli, został na jego miejsce zamianowanym. Wiedy, jako do wyższéj już wyniesionego godności, świątobliwość w dalekie rozsławiła się strony, i zwróciła na niego uwagę pierwszych książąt i najwyższych dostojników Kościoła. Święty Grzegorz VII Papież zaszczycał go swoją przyjaźnią, i wśród ciągłych a wielkich trudności na jakie wystawioném było jego najwyższe Pasterstwo, często pisywał do niego, zasięgając rady w sprawach Kościoła powszechnego, i polecając i swoję osobę i całe chrześcijaństwo jego modlitwom.

Wilhelm II, przezwany rudym, panował podówczas w Anglii, gdzie święty Anzelm bywał niekiedy, gdyż jego Opactwo posiadało w tym kraju wielkie dobra. Król ten, ciemiężył Kościoł, przywłaszczał sobie jego posiadłości, grabił dochody biskupstw wakujących, i nie chciał obsadzać na nich nowych Prałatów. Po śmierci Arcybiskupa Kantorberyjskiego, dyecezyą tę, przez lat pięć pozostawił bez Biskupa, a w bezbożnéj zawziętości swojéj przeciw świętemu Tomaszowi którego na téj stolicy zamoroował niejako, zaprzysiągł iż póki żyć będzie nie obsadzi tam żadnego. W ciągu tego ciężko zachorował, a wpadłszy w rozpacz na myśl jak ciężki czeka go przed Boglem za ucisk Kościoła rachunek, posłał po świętego Anzelma. Po jego przybyciu, król wyspowiadawszy się przed nim, uspokoił się i postanowił wynagrodzić wszelkie krzywdy Kościołowi wyrządzone. Pierwszym w tym względzie z jego strony czynem, było zamianowanie Anzelma na Arcybiskupa Kantorberyjskiego. Święty opierał się temu całą siłą, w końcu jednak musiał uledz woli i monarchy i duchowieństwa i całego ludu.

Lecz zaledwie przyszedł do zdrowia Wilhelm, rozpoczął na nowo swoję wojnę z Kościołem, i wkrótce sam święty Anzelm doznał skutków jego prześladowania. Głównym powodem nieporozumień między nim a królem, było to że Wilhelm nie uznawał Papieżem Urbana VI, i trzymał z antypapą to jest z nieprawnie obranym Gwibertem. Święty udał się osobiście do króla, lecz na wszelkie jego przedstawienia okazał się on głuchym. Owszem, gdy Anzelm widział się zmuszonym zwrócić jego uwagę na wiele innych nadużyć względem Kościoła, jakich się król ten dopuszczał, stracił i te łaski jakie u niego dotąd posiadał. Nakoniec gdy święty Arcybiskup, dla tém wyraźniejszego ze swojéj strony uznania Urbana VI, chciał udać się do Rzymu, aby z jego ręki otrzymać Paliusz, król nie dozwolił mu tego, zwołał wielu Prałatów swojego państwa do miasta Rochingamu, i tam popierał odszczepieńców nieuznających Papieżem Urbana. Anzelm śmiało wystąpił w jego obronie, z całą powagą Prymasa Anglii, w skutek czego Wilhelm z pewną liczbą zaprzedanych mu Prałatów, wypowiedział posłuszeństwo prawemu Papieżowi, i całą złość swoję wywarł na świętego Anzelma. Odsungął od niego najwierniejszych jego domowników i urzędników jego kancelaryi Biskupiéj, niektórych wskazał na wygnanie, i zagrabił wszystkie jego dochody. Widząc iż pomimo tego żadnych ustępstw nie może wymódz na Arcybiskupie, uznał Urbana Papieżem, a za to żądał od niego usunięcia Anzelma z Arcybiskupstwa. Papież uczynić tego nie chciał, a Święty udał się wtedy do Rzymu, z zamiarem przedstawienia Ojcu świętemu trudności na jakie Kościół w Anglii narażony jest z powodu zawziętości króla na niego, i prosząc go aby mu dozwolił zrzec się rządów Archidyecezyi.

Papież nie zgodził się na to, tylko dozwolił świętemu Anzelmowi pewien czas zabawić w Rzymie. Lecz że go tam zewsząd spotykały oznaki szczególnéj czci i poważania, wyjednał sobie u Papieża pozwolenie udania się do jednego z klasztorów Benedyktyńskich w neapolitańskiém królestwie, gdzie Opatem był jego dawny współtowarzysz z klasztoru Beceńskiego. Ztamtąd zawezwany został na Sobór Barski, na którym odczytał sławną swoję rozprawę o pochodzeniu Ducha Świętego, któréj wysłuchawszy ojcowie zgromadzeni zawołali, iż „Sam Duch Święty przez usta Anzelma przemawiał.”

Na tym Soborze rozpatrzono także całą sprawę zatargów Anzelma z królem, i w skutek tego Papież uznał właściwém karą klątwy kościelnéj dotknąć Wilhelma; lecz Święty prośbą swoją popartą rzewnemi łzami, powstrzymał ten krok ostateczny. Wkrótce potém, smutna śmierć króla Wilhelma, wprowadziła na tron angielski Henryka III, który Anzelma powołał do powrotu. Lecz i on niedługo pozostawił tego świętego Arcybiskupa w pokoju. Przywłaszczanie sobie prawa obsadzania Biskupów, którego dopuszczał się Henryk, poróżniło i tego króla z Anzelmem, który jak zawsze, tak i w téj sprawie bronił niezachwianie przywilejów Kościoła. Atoli wdanie się księżniczki Adeli siostry królewskiéj, która w wielkiém poważaniu miała Arcybiskupa, zjednało mu wreszcie i króla. Odtąd téż już mógł on spokojnie zarządzać swoją Archidyecezyą, dla któréj był Pasterzem wodług serca Bożego i ojcem najlepszym.

Pozostawił wielką liczbę dzieł pierwszorzędnéj wartości. Mało który z ojców Kościoła, tak wiele najgłębszych tajemnic wiary wyłożył. Chociaż wszystkie pisma jego odznaczają się duchem żywéj pobożności, szczególnie jaśnieje ona w tém co pisał o przenajświętszéj Pannie, do któréj miał zawsze szczególne nabożeństwo. Ile razy o niéj miewał kazanie, płakał rzewnie. Z ojców Kościoła on najobszerniéj pisał o przywileju Niepokalanego Poczęcia Boga Rodzicielki, i najuczeniéj go dowodził.

Czując się coraz słabszym, chociaż całém życiem swojém pokutném, i poświęconém służbie Kościoła, przygotowywał się do świętéj śmierci, gdy czuł iż się ona zbliża, podwoił ćwiczeń pobożnych. Nie mogąc już Mszy świętéj odprawiać, codziennie kazał zanosić się do kościoła, gdzie jéj słuchał zwykle ze łzami. W wielki-wtorek 21 Kwietnia roku Pańskiego 1109, odziany w wór pokutny, kazał się położyć na ziemi posypanéj popiołem, i gdy mu czytano Mękę Pańską, umarł wśród modlitwy. Miał lat sześćdziesiąt sześć, rządził Archidyecezyą lat szesnaście. Za życia i po śmierci zasłynął licznemi cudami.

Pożytek duchowny

Święty Anzelm, zaniedbawszy w młodości ćwiczeń religijnych, stracił był ducha pobożności i na wielkie niebezpieczeństwo duszę swoję naraził. Powrót do tychże ćwiczeń, zwrócił go do Boga, a wytrwałość na téj drodze wielkim go Świętym uczyniła. Staraj sie aby i twoje nawrócenie również było szczerém a więc i stateczném, a Pan Bóg coraz obfitazych łask ci nie odmówi.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś lud Twój dla wskazania mu drogi zbawienia wiecznego, w błogosławionym Anzelmie wielkim sługą Twoim obdarzył, spraw prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 309–312.

Tags: św Anzelm „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup doktor Niepokalane Poczęcie stateczność nawrócenie
2020-04-20

Św. Agnieszki Dominikanki

Żyła około roku Pańskiego 1317.

(Żywot jéj, wkrótce po jéj świerci, napisany został przez błogosławionego Rajmunda Kapuańskiego Dominikana.)

Święta Agnieszka przyszła na świat około roku Pańskiego 1274 w Monte-pulciano, mieście w Toskanii położoném. Rodzice jéj byli bardzo majętni, znakomitego rodu i wielce pobożni. Cudowne światło, które napełniło pokój w chwili gdy się ona urodziła, było jakby przepowiednią wysokiéj świątobliwości do któréj miała dojść z czasem. Wychowywano ją bardzo starannie, a gdy uczono Ojcze nasz i Zdrowaś Marya, kiedy zaledwie mówić zaczynała, zauważano że ciągle prawie klękała w kącie pokoju. Spytana co tam robi: „Uczę się Boźéj lekcyi” odpowiedziała święta dziecina, i z największém nabożeństwem powtarzała paciorek. W kolebce jeszcze była a już rwała się do każdego wizerunku Matki Bożéj, byle go jej okazano. W piątym roku wszystkim mówiła że chce zostać zakonnicą.

Rodzice mieli wprawdzie zamiar wydać ją za mąż gdy do lat właściwych dojdzie, lecz w końcu odstąpić od tego musieli, i ulegając jej usilnym prośbom, w dziewiątym roku, umieścili ją w klasztorze w Monte-pulciano będącym, u zakonnic Sakinek, tak zwanych od habitów podobnych do worka jakie nosiły, po włosku bowiem worek nazywa się sakko (Sacco). Tam ćwiczyła się od lat tak młodych w cnotach zakonnych, pod przewodnictwem siostry Małgorzaty Mistrzyni. Wkrótce taką zajaśniała świątobliwością, że gdy pewna Opatka zwiedzająca z polecenia Biskupa wszystkie klasztory w téj dyecezyi poznała ją bliżej, powiedziała: „Że siostra Agnieszka, tak się wsławi w swoim zakonie, jak jéj patronka święta Agnieszka Męczenniczka wsławiła się w całym Kościele.”

Czternaście lat miała, kiedy siostry podziwiając w niéj roztropność dojrzałéj osoby, powierzyły jéj cały zarząd gospodarstwa klasztornego. Rozliczne z tego powodu zajęcia, nieprzygaszały w niéj wcale ducha modlitwy i pobożności, lecz nie długo cieszyło się nią to zgromadzenie. Świeżo założone zakonnice w Prociano, małém miasteczku hrabstwa Orwieto, słysząc o wysokiéj świątobliwości siostry Agnieszki, uzyskały u Papieża Mikołaja IV zamianowanie jéj na ich przełożoną, chociaż tylko co wykonała była śluby uroczyste i miała dopióro lat szesnaście. Nie zawiodły się na swoim wyborze. Agnieszka zostawszy Przełożoną, zrozumiała dobrze iż przewodzić powinna siostrom przedewszystkiém w cnotach pokory, umartwienia i ścisłego zachowania Reguły. Pościła ciągle o chlebie i wodzie, sypiała na ziemi, kamień pod głowę kładąc; w skutek téż tak nadzwyczajnych umartwień, zapadła na zdrowiu, i można powiedzieć iż odtąd życie jej było tylko długą chorobą.

Lecz i w ciągu cierpień, jakie Pan Bóg na nią dopuścił, budowała przykładem swoim siostry. Najprzód poddawała się ślepo poleceniom przewodnika duchownego i swoich zwierzchników duchownych, w tém wszystkiém w czém jéj od zwykłych umartwień odstąpić kazano, a wszelkie cierpienia jakich jéj Pan Bóg nie oszczędzał, i to najcięższe dla niéj że wielu wspólnych ćwiczeń odbywać nie mogła, nietylko z pokorą i cierpliwością, ale nawet ze świętą radością znosiła. Pan Bóg téż sowicie ją za to wszystko wynagradzał: częste miewała niebieskie widzenia, w których rozmawiała z Panem Jezusem, i opływała w te wewnętrzne pociechy któremi niekiedy tu jeszcze na ziemi obdarza Pan Jezus wybrane Swoje dusze, dając im zakosztować szczęścia jakie ich w Niebie czeka.

Pomimo tego iż coraz gorzéj na zdrowiu zapadała, mieszkańcy Monte-Pulciano, pomiędzy którymi rozchodziła się ciągle sława jéj wysokiéj świątobliwości, zaczęli żałować iż na jéj wydalenie się z miasta tego zezwolili. Starali się przeto aby wróciła do dawnego swego klasztoru, a nie mogąc skłonić jéj do tego, uciekli się do następującego środka.

Przypomnieli sobie że Agnieszka, kiedy jeszcze u rodziców przebywała, gorąco pragnęła aby dom nierządnic, przy samym wjeździe do miasta będący, zamieniony kiedy mógł zostać na pokutny klasztor. Oświadczyli się więc z gotowością uczynienia tego, byle Agnieszka sama podjęła się założenia tam klasztoru. Nie mogła się oprzeć tak zbawiennym zamiarom, i otrzymawszy na to potrzebne upoważnienie od władzy duchowanéj, gorliwie zajęła się tą sprawą. W krótkim przeciągu czasu stanął tam nowy klasztor, do którego znaczna liczba pobożnych dziewic przybyła, poddając się pod przewodnictwo Agnieszki. Zgromadzenie to stało się bardzo liczném. Święta urządziła je według Reguły świętego Augustyna i Ustaw świętego Dominika, uzyskała na nie zatwierdzenie od Legata Papiezkiego, i w końcu przeniosła do tego klasztoru i wszystkie Siostry zakonne które w miasteczku Prociano zostawiła.

Pod jéj przewodnictwem nowy ten klasztor stanął na stopie najściślejszéj karności zakonnéj, i na miejscu gdzie przedtém piekło swoje panowanie założyło, liczne grono dziewic poślubionych Panu Jezusowi, miłą w oczach Jego składało ofiarę, za zbrodnie tamże dawniéj popełniane. Święta Agnieszka, któréj przykład wszystkie siostry pobudzał i w duchu ich powołania utwierdzał, postawiła to nowe przez siebie założone Zgromadzenie na takim stopniu doskonałości, że je wszystkim podówczas klasztorom za wzór przedstawiano. Podziwiano w niéj wytrwałość z jaką przy nieodstępujących ją cierpieniach, trudnym obowiązkom swoim jako przełożonéj nowo zakładającego się Zgromadzenia, podołać umiała. Lecz nie tę jednę wielką łaskę Bożą przychodziło w niéj uwielbiać. Im kłopotliwszemi obarczona była zajęciami, tém pilniéj strzegła wewnętrznego skupienia; i zdawało się że tém większéj nabywała w modlitwie łatwości, i tém częściéj w objawieniach widywała jużto świętego Anioła Stróża, już świętego Dominika, świętego Franciszka Serafickiego, Królowę Niebieską i samego Pana Jezusa, którzy ją na duchu krzepili, oświecali, i na drodze coraz wyższéj świątobliwości jakby za rękę prowadzili.

Obdarzał ją Pan Bóg i darem proroctwa i czynienia cudów. Razu pewnego gdy w okolicach klasztoru zabrakło było wody, za jéj modlitwą wytrysnęło źródło mające cudowną własność uzdrawiania chorych wodą, którą dotąd nazywają wodą świętéj Agnieszki. Jedna z zakonnic wzrok straciła: Święta dowiedziawszy się że jéj rodzice chcieli z tego powodu wziąść ją do domu aby się leczyć mogła, pomodliła się nad chorą, i ta w téjże chwili wzrok odzyskała. Wskrzesiła dziecię które się w rzece utopiło, i wiele innych uczyniła cudów, które imię jéj po całych Włoszech rozniosły.

W trzydziestym czwartym roku zakonnego życia, objawił jéj Pan Bóg wyraźnie, iż nadeszła chwila w któréj z wygnania tego świata już miał ją do Siebie powołać. Trudno wyrazić jaką to ją napełniło radością: utaić jéj przed drugiemi nie mogła, a trudno było odgadnąć jaki był téjże powód.

W ostatnich dniach życia swojego coraz więcéj oddawała się modlitwie, i chociaż doznawała nadzwyczaj dolegliwych cierpień, z taką je znosiła cierpliwością i tak się okazywała swobodną i wesołą nawet, że ci co na nią patrzyli, sądzić mogli iż nie tylko nie zbliża się do śmierci, lecz że nawet odzyskuje zdrowie. Tém bardziéj zaśto przypuszczać można było, że zdobywając się na ostatnie wysiłki, starała się o ile tylko mogła wszystkim swoim obowiązkom i zakonnicy i przełożonéj zadość czynić. Tymczasem nadeszła już ostatnia Agnieszki na téj ziemi chwila. Sama ją przewidując, gdy inni jeszcze poznać tego nie mogli, przyjęła ostatnie Sakramenta święte z najżywszą pobożnością. Otoczona gronem ukochanych córek swoich, rozwodzących się w płaczu, zasnęła spokojnie w Bogu, dnia 20 Kwietnia roku Pańskiego 1317. Miała lat czterdzieści trzy, z których trzydzieści sześć w zakonie spędziła.

Liczne cuda na grobie jéj zaszłe, sprowadzały tam wielu pielgrzymów. Na żądanie mieszkańców miasta Monte-pulciano, Ojciec Święty Klemens VII od roku 1532 dozwolił obchodzić jéj święto, i odmawiać o niéj pacierze kanoniczne. Papież zaś Klemens VIII, to pozwolenie do wszystkich klasztorów Reguły świętego Dominika rozciągnął.

Pożytek duchowny

Święta Agnieszka, od lat najmłodszych Panu Bogu służąc, wysokiéj dostąpiła świątobliwości. Ty może już i w lata zapuściłeś się, a niedbale około zbawienia swego chodzisz. Zacznij przeto niezwłocznie z całego serca służyć Panu Jezusowi, z tém większą ochotą, że on tym co o południu przychodzą do roboty, a szczerze się do niéj biorą, tęż samę co i od rana pracującym przyrzeka nagrodę. 1

Modlitwa

Boże! któryś błogosławioną Agnieszkę, w młodocianym wieku do służby Twojéj powołać raczył, spraw prosimy za jéj przyczyną, abyśmy od téj chwili całém sercem Ci służąc, wraz ze wszystkimi wiernymi Twoimi sługami, chwalili Cię w Niebie na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 307–309.

Footnotes:

1

Mat. XX. 10.

Tags: św Agnieszka Dominikanka „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna
2020-04-19

Św. Leona IX Papieża

Żył około roku Pańskiego 1054.

(Szczegóły życia jego wyjęte są z żywotów Papieżów i dziejów Kościoła.)

Święty Leon urodził się w Alzacyi 21 Czerwca 1002 roku. Ojciec jego miał imię Hugo, a matka Helwida; oboje pochodzili ze znakomitych rodzin, połączonych z domami panującemi i byli bardzo pobożni. Matka, gdy go jeszcze w łonie swojém nosiła, miała sobie objawioném iż dziecię jéj będzie bardzo miłe Bogu, i w témże objawieniu otrzymała polecenie aby mu dać imię Bruno. Gdy przyszedł na świat, miał na ciałku kilkanaście znaków w kształcie wyraźnych krzyżyków, co pobudziło tém bardziéj świątobliwą matkę, że go od lat najmłodszych do pobożności wprawiała. W piątym roku powierzyła jego wychowanie Bertoldowi, Biskupowi Tulskiemu (Toul), prałatowi wielkiéj świątobliwości, który kształcąc go w naukach, ćwiczył szczególnie w cnotach chrześcijańskich. W młodym wieku ciężko zapadł był na zdrowiu, lecz kiedy już żadnéj nie było nadziei aby go od śmierci wyratowano, okazał mu się we śnie święty Benedykt i cudownie go zleczył.

Po ukończeniu nauk, wstąpił do stanu duchownego, i zostawszy kanonikiem, wysłany był na dwór cesarza Konrada swojego blizkiego krewnego. Tam odznaczył się taką dobrocią, uprzejmością i miłosierdziem dla ubogich, że dla rozróżnienia go od kilku innych księży tegoż imienia, przezwano go Bruno-dobry. Dowiedziawszy się iż cesarz Konrad zamyśla uczynić go Biskupem, i zamierza obsadzić na najbogatszéj w państwie swojém stolicy, najprzód opierał się temu długo, a gdy musiał uledz woli cesarza, wszelkich dołożył starań aby się mu dostało jak najuboższe Biskupstwo. Jakoż został Biskupem Tulskim (Toul) które było jedno z najmniéj uposażonych w całém cesarstwie.

Pierwszém jego staraniem po objęciu rządów Dyecezyi, było wprowadzenie właściwéj karności w duchowieństwie świeckiém, i ścisłego zachowania Reguł po Zakonach tak męzkich jak i żeńskieh. Wybudował klasztor w mieście Portswawie dla zakonnic, które tam obsadził pod przełożeństwem znakomitéj i wielkiéj świątobliwości pani imieniem Berzena. Jałmużny czynił tak hojne, że bardzo często sam bywał w niedostatku. Codziennie kilkunastu ubogich przyjmował do własnego stołu i umywał im nogi, na pamiątkę wieczerzy Pańskiéj. Posiadał łaskę rzewnéj pobożności. Przy Mszy świętéj, i przy odmawianiu pacierzy kapłańskich zalewął się łzami. W chwilach wolnych od obowiązków swojego pasterstwa, pisał hymny na cześć Świętych, a przytém znając dokładnie i muzykę układał do nich śpiew odpowiedni. Słodycz, pokora i miłość z jaką był dla każdego, zjednała mu wszystkich serca, a że obok tych przymiotów posiadał i dar wymowy, ztąd w kazaniach jakie ciagle miewał, najzbawienniejszy wpływ wywierał na powierzoną sobie trzodę.

Nie zabrakło mu téż pola i do objawienia cnoty pokory i miłości nieprzyjaciół. Ponieważ w wielkim był u cesarza poważaniu, zawistni ludzie, wszelkiemi sposobami starali się mu szkodzić. Znosił to wszystko najcierpliwiéj, i najotwartszym wrogom swoim, gdy tego potrzebowali, właśnie wpływem swoim u dworu, różne łaski wyjednywał. Używany był przez cesarza do różnych najważniejszych spraw kraju, i wiele się przyczynił swojém poselstwem do króla francuzkiego Roberta, do ustalenia pokoju między nim a Konradem. Co roku udawał się do Rzymu, dla uczczenia tam grobu świętych Apostołów i oddania czci należnéj najwyższéj Głowie Kościoła,

W roku 1048 znajdował się na walnym sejmie w mieście Worms, na który cesarz Henryk II zwołał był wszystkich Biskupów i książąt cesarstwa, dla położenia tamy szerzącemu się rozdwojeniu w Kościele, z powodu nieprawnego obioru na papiestwo Benedykta IX. Tam właśnie, wbrew jego woli i gdy najmniéj tego spodziewał się, obrano świętego Leona Papieżem, upatrując w nim te wysokie zalety, jakie szczególnie w tak niespokojnych dla Kościoła czasach, były w najwyższym Pasterzu niezbędnemi. Piszą, iż mowa jaką miał wtedy do zgromadzonych Ojców Soboru, w któréj prosił ich i zaklinał aby inny wybór zrobili, była arcydziełem wymowy, a co dla niego nierównie zaszczytniejszém dowodziła w nim najgłębszéj pokory. Nie mogąc już tego odwrócić, udał się do Rzymu w odzieniu ubogiego pielgrzyma i pieszo, a jako spadkobierca i władzy i sposobu życia świętego Piotra Apostoła, zasiadł na Stolicy Apostolskiéj przybierając imię Leona IX. W drodze téj miał kilką cudownych widzeń, w których Pan Bóg nakazywał mu jak najtroskliwsze staranie około przywrócenia Kościołowi, Oblubienicy Syna Bożego, jéj pierwotnéj i właściwéj świetności, i wskazał mu wtedy szczególne i najwłaściwsze ku temu środki. Zwoływał téż kilkakrotnie Sobory, i osobiście na nich przewodził. Na takowych pomiędzy innemi najniezbędniejszemi postanowieniami, ogłoszone zostały najsurowsze kary kościelne za małżeństwa kazirodzkie, będące ówczesną plagą Kościoła, jako téż i dotknięto klątwą występek świętokupstwa, pozbawiając władzy biskupiéj tych którzy okazali się winnymi téj zbrodni. A także głośne podówczas a bezbożne błędy Beranżera potępione zostały, i sam Święty Leon uczoném dziełem wyświecał je i zbijał.

Pomimo słabego zdrowia, wiódł życie bardzo umartwione: ścisłe zachowywał posty, i wiele godzin w nocy poświęcał modlitwie. Odbywał przytém, dla ważnych potrzeb Kościoła, długie po różnych krajach podróże. Będąc we Francyi w mieście Rejms, wydobył zwłoki świętego Remigiusza głównego Patrona Francyi, i z wielką uroczystością umieścił je w kościele Opactwa pod jego wezwaniem wzniesionego. W wielu innych krajach podobnym obrzędom osobiście przewodniczył, przy których licznie zgromadzone ludy garnęły się do Sakramentów świętych, i słuchały nauk miewanych i przez samego Papieża i przez kapłanów umyślnie do tego wybranych.

Przy końcu papiestwa świętego Leona, Normandowie, napastniczy i niespokojny naród, zagrabili byli kilka prowincyi włoskich do stolicy Apostolskiéj należących. Papież zawezwał pomocy wojsk cesarskich, lecz te pobite zostały i sam ten Ojciec święty najprzód oblężony w zamku do którego się schronił, wzięty został do niewoli i uwieziony do miasta i twierdzy Benewentu. Zatrzymany tam był przez rok cały, lecz Normandowie uderzeni jego świątobliwością, obchodzili się z nim z największém uszanowamiem. Święty Leon zaś przez czas pobytu swojego w téj niewoli, podwoił umartwień ciała, i największą część i dnia i nocy przepędzał na modlitwie. Sypiał na gołéj ziemi przykrytéj dywanem, biorąc kamień pod głowę. Przytém, o ile mu na to starczyło wspierał ubogich w mieście w którém był zatrzymany, i sam ich nawiedzał. Razu pewnego udając się wśród nocy zimowéj do kościoła nieco odległego od swego mieszkania, i to według swego zwyczaju idąc bez obuwia, spotkał biednego trędowatego, leżącego przy ulicy i drżącego od zimna. Wziął go na barki i poniósł do swego mieszkania, chcąc go umieścić w łóżku własném bardzo wygodném, a na którém sam nigdy nie sypiał: lecz gdy wchodził do komnaty, trędowaty znikł nagle, z czego poznał Święty, iż był to sam Pan Jezus, który chciął przez to dać mu sposobność do czynu tak wielkiego miłosierdzia.

Po roku pobytu swojego w Benewencie, zapadł na zdrowiu i poczuł że blizkim jest śmierci. Zapragnął udać się do Rzymu, na co Normandowie nie tylko zezwolili, lecz go sami zanieśli, (gdyż dla słabości zdrowia już inaczéj podróżować nie był w stanie) aż do miasta Kapuy, i tam ze łzami pożegnali, bowiem nie jako swojego niewolnika, lecz najukochańszego Pasterza go poczytywali.

Wróciwszy do Rzymu, już bardzo chory przywołał do siebie Kardynałów, Biskupów i całe duchowieństwo i długą miał do nich przemowę, udzielając im najzbawienniejszych upomnień jako najwyższy Pasterz. Potém kazał zanieść się do kościoła świętego Piotra, gdzie przyjąwszy ostatnie Olejem świętym namazanie, w te słowa głośno się modlił: „Panie nieprzebranego miłosierdzia i Odkupicielu ludzi! Tyś jedyną moją nadzieją i moim ratunkiem. Jeśli chcesz abym jeszcze pracował około zbawienia ludu Twojego, nie uchylam się od trudu; lecz jeśliś postanowił wziąść już do siebie sługę Twego, racz nie przedłużać mojego wygnania.” Zanieśli go napowrót na łóżko, wysłuchał jeszcze Mszy świętéj, przy niéj przyjął Wiatyk, a prosząc aby go samego z Bogiem zostawili, skonał spokojnie, podczas dziękczynnych modlitw, po przyjęciu przenajświętszego ciała Pańskiego. W chwili jego śmierci, wszystkie dzwony przy kościele świętego Piotra same zaczęły dzwonić, żadną ludzką nieporuszane ręką.

Za życia jeszcze wiele uczynił cudów. Uzdrowił pięćset osób dotkniętych morowém powietrzem, przez podanie im do picia wina przez niego święconego i dotkniętego relikwiami Świętych. Przybywszy razu pewnego nad rzekę Nerę, tak wezbraną że od dni kilku nikt przez nią przeprawić się nie mógł, znakiem Krzyża świętego w téjże chwili sprowadził jéj wody do zwykłego koryta. Po śmierci także licznemi zasłynął cudami.

Pożytek duchowny

Święty ten Papież wzięty do niewoli, tak swojemi cnotami zjednał sobie miłość i szacunek nieprzyjaciół, że go nie jak niewolnika, lecz jak ojca swojego kochali i poważali. Narzekasz może, na złe obchodzenie się z tobą osób ci nieprzyjaznych, a nie widzisz że twoje własne postępowanie, albo wywołuje ich niechęć, albo nie umie jéj rozbroić.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Leona Papieża, tak wielką miłością obdarzył, że nią i serca swoich nieprzyjaciół zjednać sobie potrafił; spraw prosimy przez jego zasługi, abyśmy każdego nam nieprzychylnego, pokorą, słodyczą i miłością zjednać sobie umieli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 304–306.

Tags: św Leon IX „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież miłość nieprzyjaciół
2020-04-18

Św. Apoloniusza Męczennika

Żył około roku Pańskiego 189.

(Żywot jego wyjęty jest z dzieł świętego Euzebiusza i świętego Hieronima.)

Zmiany zaszłe w cesarstwie rzymskiém w roku 180, po śmierci cesarza Marka Aureliusza, przyniosły także wielką różnicę i w położeniu ówczesném chrześcijan. Za panowania tego monarchy, wierni prawie nieustającego doznawali prześladowania, bo nawet i wtedy, gdy odniosłszy zwycięstwo nad Germanami które i on sam przypisywał modlitwom curześcijan, pod karą śmierci zakazał był oskarżać wiernych o ich wyznanie. Pomimo bowiem tego, za jego rządów ucisk Kościoła nie ustawał, jużto pobudzany przez mędrków pogańskich, tém zawziętszych im skuteczniéj przez uczone pisma katolickie przekonywanych o błędach swoich, — jużto i przez zabobonne przywiązanie samego cesarza do obrzędów pogańskich, w skutek którego pozostawił on, w całéj ich surowości, wiele praw wydanych przez jego poprzedników a najuciążliwszych dla chrześcijan.

Cesarz Komod syn i następca Marka Aureliusza, nie odziedziczył wprawdzie po ojcu przymiotów naturalnych, jakie tamtemu przypisują, ale przynajmniéj nie odznaczał się tą zabobonną nienawiścią do chrześcijan, podbudzaną duchem pogańskiéj filozofii, z któréj Marek Aureliusz był znany. Za panowania więc Komoda, chrześcijanie żyli spokojni, co niemało przyczyniło się wtedy do rozezerzenia wiary Chrystusowéj. Wszędzie nabierało wzrostu ziarno Ewangeliczne, wszędzie prawda nad fałszem i bezbożnością pogańską brała górę, a nadewszystko miasto Rzym, w skutek starań i gorliwości świętego Eleutera Papieża, cieszyło się coraz większą liczbą nawracających się pogan. Codziennie widzieć tam można było całe rodziny i domy, i to najzamożniejszych i najznakomitszych mieszkańców, przyjmujące wiarę katolicką i w Sakramencie Chrztu świętego, odradzające się na życie wieczne.

Z liczby osób z wyższego stanu, które podówczas przeszły na łono Kościoła, jednym z najznakomitszych ludzi tak co do urodzenia, majątku i rozumu, jak i co do wysokiéj godności jaką piastował w téj stolicy świata, był święty Apoloniusz. Posiadał on urząd Senatora rzymskiego, pochodził ze starożytnego i wławionego w dziejach tego kraju rodu, a co większa osobistemi wysokiemi odznaczał się zaletami, a ztąd powszechnie a słusznie był wielce poważanym. Poczytywano go za najuczeńszego i najwymowniejszego członka świetnego grona Senatu, a biegłość w naukach i w filozofii, stawiała go w rzędzie najpierwszych jego wieku pisarzy. Częste rozprawy, jakie toczył o religii chrześgijańskiéj, tak z Papieżem świętym Eleuterem, jak i ze świętym Lucyanem, w czasach gdy chrześcijanie wszelkiéj zażywali swobody, skłoniły go do badania Pisma Bożego, które gdy przeczytał pilnie, odsłoniły mu się oczy i poznał prawdę. Opłakał lata spędzone w błędach pogaństwa, uznał całą ich szpetność, i odpowiadając łasce Bożéj silnie do serca jego kołaczącéj, poddał rozum prawdom objawionym i przyjął Chrzest święty.

Łatwo wystawić sobie, jak wielkiéj doznali chrześcijanie pociechy, widząc w gronie uczniów Chrystusowych, wtedy gdy ich jeszcze nie wielu było, a szczególnie ze stanu więcéj wykształconych ludzi, — senatora rzymskiego, tak wielce poważanego. Jakoż Kościół Chrystusów, najpożądańsze odniósł ztąd, i to niezwłocznie korzyści. Wysoki ten dostojnik a oraz i jeden z najuczeńszych ludzi swego czasu, zostawszy chrześcijaninem, stał się wzorem cnót najwyższych, żywym obrazem doskonałości Ewangelicznéj, a przez uczone pisma swoje, jednym z najznakomitszych obrońców nauki katoliekiéj.

Lecz nie mógł szatan, jak pisze święty Euzebiusz, patrzeć obojętnie, na spokój jakiego zażywał pod tę porę Kościoł, i na nawrócenie się wielkiéj liczby najznakomitszych pogan, pociągniętych do wiary świętéj, i przykładem świątobliwego życia Apoloniusza, i jego uczonemi rozprawami. Szukał więc zły duch wszelkich środków aby go zgubić. W tym celu pobudził pewnego niewolnika, imieniem Sewer, który nie zważając na istniejący jeszcze zakaz oskarżania chrześcijan za ich wyznanie, wystąpił ze skargą na senatora Apoloniusza, donosząc że on odstąpił wiary w bogi cesarskie, i został wyznawcą Chrystusa.

Wielkorządca Rzymu nazwiskiem Pereniusz, trzymając się litery prawa, najprzód kazał stracić nikczemnego oskarżyciela, a potém surowo napomniawszy świętego Apoloniusza, nakłaniał go wszelkimi sposobami, aby odstąpił wiary chrześcijańskiéj, zapowiadając że w przeciwnym razie cały majątek jego na rzecz skarbu rządowego zabrany zostanie, a jeśli to nie pomoże, życie nawet postrada. Widząc zaś iż Apoloniusz niezachwiany w wierze świętéj, przy niéj obstaje, zawezwał go do zdania sprawy ze swego postępku przed Senatem, jako członka tegoż najwyższego ciała, przez które powinien być sądzonym.

Święty Apoloniusz, który od czasu swojego nawrócenia oddawał się tylko naukom odnoszącym się do religii, tak dalece już wtedy w téj Boskiéj umiejętności był biegłym, iż święty Hieronim pisząc o nim, stawia go w rzędzie Doktorów Kościoła. Wielce się téż ucieszył, że nastręczy mu się sposobność wyświecenia przed całym Senatem nauki katolickiéj, kiedy przed nim zdawać będzie sprawę z pobudek jakie go do przyjęcia wiary chrześcijańskiéj przywiodły. Napisał tedy uczoną i znakomitą rozprawę, w któréj wyświecając Boskość i doskonałość religii objawionéj, zbijał wszelkie zarzuty jakie nrzeciw niéj czwvnili filozofowie pogańscy, wykazywał fałsz oszczerstw jakie na nią miotają aby od niéj odstręczyć ludzi łatwowiernych, a oraz wyświecał śmieszność, wszeteczeństwo i bezbożne brednie pogaństwa.

Nasz Święty odczytał tę rozprawę wobec całego Senatu z taką wymową i takim przez Ducha Świętego natchnionym zapałem, że umysły najbardziéj przeciw chrześcijańskim zasadom uprzedzone, i najzawzięciéj religii Chrystusowéj przeciwne, nie mogły oprzeć się wrażeniu jakie na nich wywarła, i powszechnym oklaskiem odpowiedzieli na nią. Lecz obecny temu Wielkorządca, nie tylko najzawziętszy wróg imienia chrześcijańskiego, lecz i z urzędu swojego szczególnie odpowiedzialny za obrót jaki wziąść miała sprawa błogosławionego Apoloniusza, oskarżonego o odstępstwo od religii Państwa, zapobiegł skutkom zbawiennego wrażenia jakie wywarła na słuchających mowa Świętego. Przypomniał Senatorom, że prawo nie dozwalało ułaskawiać chrześcijanina raz przez sąd powołanego, a obstającego przy swojéj wierze: do Świętego zaś zwróciwszy się, upominał go i błagał nawet, aby miał wzgląd na swoje życie, dodając że pozostawia mu tylko kilka godzin do namysłu.

Święty Apoloniusz, który równie jak i Wielkorządca znał barbarzyńskie to prawo i pamiętał o niém, odpowiedział iż dziwi go, że Pereniusz po wysłuchaniu jego mowy, wiedząc jakie są jego co do religii chrześcijańskiéj przekonania, ośmiela się jednak nakłaniać go do odstąpienia od niéj: że męczeństwo było oddawna przedmiotem jego najżywszego pragnienia, że nic zaszczytniejszego i szczęśliwszego spotkać go nie może, jak wylanie krwi za Boskie prawdy które dopióro co wykładał i bronił. W końcu prosił go i zaklinał, równie jak i wszystkich Senatorów, aby uznając niedorzeczność religii pogańskiéj, przyjęli wiarę chrześcijańską, w któréj jedynie dostąpić można zbawienia.

Podziwiali wszyscy tak Wielkorządca i cały Senat, męstwo i stałość Apoloniusza, lecz ulegając obawie ściągnienia na siebie przed ludem odpowiedzialności gdyby go oszczędzili, skazali go na ścięcie. Wyrok ten wykonano niezwłocznie, i świetny ten obrońca wiary Chrystusowéj otrzymał koronę męczeńską w dniu 18-m Kwietnia roku Pańskiego 189.

Relikwie błogosławionych zwłok jego z ubiegiem czasu rozdzielone i umieszczone zostały po różnych kościołach, a mianowicie ojców Karmelitów w mieście Eworu w Portugalii, ojców Jezuitów w Antwerpii, i w kościele świętego Franciszka Serafickiego w Bolonii.

Pożytek duchowny

Święci Męczennicy, gdy nawet chodziło o życie nie zapierali się wiary, i wystawiając się zwykle na straszne męki, śmiało i otwarcie ją wyznawali. My często dla uniknienia małéj ze strony niedowiarków spotkać nas mogącéj przykrości, lub tylko szyderstwa, powstrzymujemy się od czynów właściwych prawowiernemu katolikowi, słabéj przez to dowodząc i w nas samych wiary. Czy nie jesteś z téj liczby?

Modlitwa

Boże! Któryś błogosławionego Apoloniusza męczennika Twojego, wielkiém męstwem i stałością w wyznaniu wiary obdarzył, spraw prosimy za jego wstawieniem się, abyśmy dla żadnych względów ludzkich, od obowiązków prawowiernych dzieci Kościoła Twojego nie odstępowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 301–303.

Tags: św Apoloniusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik Rzym Senator apologeta męstwo
2020-04-17

Św. Aniceta Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 175.

(Żywot jego był napisany przez świętego Damaza Papieża.)

Święty Anicet, dwunasty z rzędu po świętym Piotrze Papież, był rodem z Syryi. Przyszedł na świat przy końcu pierwszego wieku, a sława jakiéj w Kościele Bożym zażywał w połowie drugiego, dowodzi iż od lat młodych odznaczył się wysoką świątobliwością w zawodzie duchownym.

Jakoż obdarzył go Pan Bóg wysokiemi zdolnościami: wielkodusznością, stałością i męstwem. Pomimo niebezpieczeństwa na jakie podówczas każdy wierny był wystawiony, a najbardziéj kapłani na których najbaczniejszą zwracali pogańscy prześladowcy uwagę, służył z całą gorliwością Kościołowi i mężnie bronił prawdy i czystości wiary świętéj. Poczytywano go powszechnie za najdzielniejszego wszelkich błędów heretyckich pogromcę, i za najuczeńszego i najświątobliwszego w owych czasach kapłana Kościoła Rzymskiego. To téż po męczeńskiéj śmierci świętego Piusa I Papieża, w roku Pańskim 157 zaszłéj, święty Anicet wyniesionym został na Stolicę Apostoiską.

Wielce potrzebował wtedy Kościoł Boży tak znakomitego Pasterza, gdyż złość i zuchwalstwo odszczepieńców bardzo szerzyć się zaczynało, każąc obyczaje wiernych, i podkopując zasady nauki katolickiéj. Tych zawziętych wrogów Chrystusowych, nagromadziło się było najwięcéj do Rzymu, właśnie w tym celu aby na wiarę świętą uderzać przedewszystkiém tam, gdzie ona jako w źródle swojém przechowywana i strzeżona, jaśnieje zawsze najświetniéj i całe ciało Kościoła ożywia.

Walentynian, jeden z najbezbożniejszych kacerzy, osiadł tam był jeszcze za papiestwa świętego Hygina; a za czasów jego następcy świętego Piusa, rozpowszechniwszy swoje błędy, ciągle nowych zwolenników pozyskiwał. Także niejaka Marcelina, kobieta podejrzanych obyczajów, a bardzo wykształcona, należąca do heretyckiéj sekty Gnostyków, zjawiła się była przed niejakim czasem w Rzymie i wielu w swoje piekielne sidła wikłała. Nareszcie znajdował się tam podówczas i przewrotny kacerz Marcion, i od samego początku Papiestwa Piusa I, swoję bluźnierską naukę rozsiewał. Słowem, że święty Anicet wstępując na Stolicę Apostolską, ujrzał się jakby oblężonym przez tych wysłanników szatańskich, czyhających na zgubę Kościoła, lecz których on przez czas swojego panowania, w końcu zupełnie wyniszczył, ścigając ich do ostatka, a wszelkiéj dokładając usilności aby wiernych przeciw jadom ich przewrotnéj nauki, na zawsze obwarować i zabezpieczyć.

Dziwnie téż Pan Jezus błogosławić raczył niezmordowanym zabiegom tego Swojego Zastępcy na ziemi! W krótkim czasie powierzona jego pasterskiéj pieczy owczarnia, w skutek jego ojcowskiéj troskliwości i gorliwości, uleczoną została z tego jakby morowego powietrza, złością wielkiéj liczby kacerstw szerzonego. Sekty Walentynianów, Marcionistów, Gnostyków i wszystkich innych heretyków, nie mogły ostać się przy swoich błędach, co chwila jużto kazaniami, już okólnemi listami i różnego rodzaju pismami wyświecanych i zbijanych przez uczonego Papieża. Z drugiéj zaś strony świątobliwość jego obyczajów, nadzwyczajna ostrość życia, obok nieustającego miłosierdzia dla ubogich, dla których był całém sercem wylany, porównywana z obyczajami odszczepieńców, najskuteczniéj przemawiała do ludu i odstręczała ich od nieprzyjaciół Kościoła. Wielki ten Papież, tak skutecznie uprawiał powierzoną mu od niebieskiego gospodarza, winnicę, że Rzym który jest węzłem jedności katolickiéj, i stolicą nieskazitelności wiary, stał się jakby „główną siedzibą wysokiéj świątobliwości i wielką szkołą gorącéj pobożności chrześcijańskiéj” jak się wyraża święty Hegezypas, za papiestwa świętego Aniceta Rzym zwiedzający. Znakomity ten historyk kościelny, który dla tém dokładniejszego opisu stanu Kościoła za jego czasów, zwiedzał prawie wszystkie kraje gdzie wiara święta już rozszerzoną była, opisując stan Kościoła w Rzymie za papiestwa świętego Aniceta, powiada między innemi że zauważał, iż tam szczególnie zachowywano jak najwierniéj wszystko co Apostołowie przekazali, i czego Sam Pan Jezus nauczał.

Nie dawali jednak odszczepieńcy pokoju świętemu Papieżowi. Od czasu do czasu podnosili głowy, lecz baczność Aniceta czuwała ciągle, i za każdém ich wystąpieniem, silniéj on i skuteczniéj ich pogramiał.

W samych początkach jego papiestwa nawiedził go był święty Polikarp Biskup Smirneński, a uczeń świętego Jana Ewangelisty. Będąc przejęty wielką czcią i poważaniem dla tego wielkiego Papieża, przybył do niego w celu poddania mu pod rozstrzygnienie, niektórych wątpliwości tyczących się karności kościelnéj, w przepisach, w których Kościoł grecki różnił się od łacińskiego. Ci dwaj święci prędko załatwili tę sprawę, i odtąd poznawszy się bliżéj w ścisłéj zostawali przyjaźni. Stosunki takowe, tych dwóch świeczników Kościoła w drugim wieku, wiele się przyczyniły do wytępiania herezyi, naktóre każdy ze swojéj strony, a w tymże duchu jedności katolickiéj uderzał. Dla samych zaś Rzymian, było to szczególnie z wielką korzyścią, gdyż dość długi ten pobyt tak wysokiéj świątobliwości i tak uczonego Biskupa jakim był święty Polikarp, najzbawienniejszy wpływ wywarł na wiernych.

Prócz niego i świętego Hegezypiasza wyżéj wspomnionego, a który z rozkazu świętego Aniceta pisał dzieje Kościoła; w tychże czasach przebywał tam i święty Justynian, wielki Apostoł i znakomity pisarz kościelny. W Rzymie to, i niejako pod okiem świętego Aniceta, napisał on większą część sławnych dzieł swoich, zbijających głównie wszelkie potwarze rozsiewane podówczas przez pogan na chrześcijan, i wyświęcające główne błędy najgłośniejszych kacerzy. Za staraniem świętego Aniceta założył on szkołę, w któréj wykładał naukę katolicką, przez co utwierdził w wierze chrześcijan wystawionych na liczne niebezpieczeństwa duszy, tak z powodu błędów i pogańskich jeszcze panujących i nowych przez heretyków szerzonych. Przytém nawrócił i wielką liczbę pogan, pomimo prześladowania które już nie ustawało. Wielu i innych jeszcze znakomitych mężów Kościoła, garnęło się wtedy do Rzymu, gdzie ich ściągała sława świątobliwości Papieża, a zatrzymywała miłość ojcowska z jaką ich podejmował, i poparcie ich prac apostolskich, jakie w podobnéjże gorliwości samego najwyższego Pasterza znajdowali.

Święty Anicet rządził Kościołem Bożym około lat dziewięciu, a chociaż papiestwo jego na bardzo burzliwe wypadło było czasy, jego jednak pasterska troskliwość, potrafiła zająć się najdrobniejszemi szczegółami tyczącemi się karności kościelnéj, a mianowicie przykładnego i świątobliwego sposobu życia, którém przyświecać powinni duchowni. Wydał między innemi postanowienie, opierające się na zaleceniu świętego Pawła Apostoła, aby duchowni nie nosili trefionych włosów, i przepisał tonsurę: to jest aby księża mieli tak nazwaną koronę na głowie, zawisłą na tém aby włosy nosili nizko ostrzyżone, a na wierzchu aby w kształcie koła, zupełnie wygolone były. Święty Grzegorz Turoneński utrzymuje, iż jeszcze święty Piotr Apostoł, nakazał to był na pamiątkę korony cierniowéj Pana Jezusa: wnosić więc można że święty Anicet wydał wyraźne postanowienie na to co już oddawna, wprawdzie jako zwyczaj tylko, lecz powszechnie było zachowywaném. W każdym razie, mamy w tém dowód jak ten sposób noszenia włosów przez duchownych po dziś dzień zachowywany, jest starożytnym i jak dla tego poważanym być powinien.

Święty ten Papież, nabywając tyle zasług w sprawowaniu swojéj najwyższéj godności, wzdychał ciągle za koroną męczeńską. Gorliwość jego w przechowywaniu powierzonego mu skarbu wiary Kościoła całego, męstwo w walce z wszelkiego rodzaju jéj wrogami i wysoka świątobliwość życia, wysłużyły mu w końcu tę najwyższą nagrodę. Zszedł z tego świata śmiercią męczeńską, za prześladowania cesarza Marka Aureliusza, około roku Pańskiego 167, lecz szczegółów dokładnych śmierci jego nie mamy. Błogosławione zwłoki jego, pogrzebali chrześcijanie na cmentarzu świętego Kaliksta. W roku 1604, za zezwoleniem ojca świętego Klemensa VIII ciało świętego Aniceta zostało wydobyte, i umieszczone we wspaniałéj kaplicy, wzniesionéj na jego cześć przez jednego z książąt Rzymskich. Głowę jego jako drogą relikwią, przechowują w Monachium w kościele ojców Jezuitów.

Pożytek duchowny

Święty Anicet rządził Kościołem Bożym w trudnych bardzo dla niego czasach. Oddając przeto cześć jego zasługom w obronie wiary świętéj położonym, powinniśmy z wielką gorącością ducha wzywać jego pośrednictwa, żyjąc w czasach w których tenże Kościoł święty Matka nasza, na wielkie i zewsząd i wszędzie wystawiony jest pociski.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który nas błogosławionego Aniceta męczennika Twojego i Papieża, doroczną uroszystością rozweselasz; spraw miłościwie, abyśmy pamiątkę jego przejścia do Nieba obchodząc, jegoż tam za nami pośrednictwem do Ciebie cieszyli się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 299–301.

Tags: św Anicet „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież męczennik Rzym herezja tonsura
2020-04-16

Bł. Benedykta Labra Żebraka

Żył około roku Pańskiego 1783.

(Żywot jego był napisany przez Księdza Markoniego, który przez długi czas był jego Ojcem duchownym.)

Błogosławiony Benedykt Józef Labr (Labre) urodził się dnia 26-go Marca 1748 roku we Francyi, w Dyecezyi Bulońskiéj, w małéj wiosce Amette, z pobożnych a niezamożnych rodziców stanu wieśniaczego. W dwunastym roku stryj jego ksiądz Labr, proboszcz parafii Eryńskiéj (Erin) wziął go do siebie, i przysposobił do pierwszéj Komunii świętéj. Od téj pory chłopaczek ten okazywał się bardzo pobożnym i już wtedy zamyślał wstąpić do zakonu. Unikał zwykłych dziecinnemu wiekowi rozrywek, szukał samotności, oddawał się modlitwie, i z największém upodobaniem pobożne książki czytywał. Przytém wielką miał litość nad ubogimi. Jak tylko mógł starał się przychodzić im w pomoc: codziennie ujmował sobie znaczną część pokarmów, aby nią jakiego biednego posilić.

Doszedłszy lat ośmnastu, a sądząc że go Pan Bóg powołuje do stanu zakonnego, powziął zamiar wstąpienia do Trapistów. Lecz że rodzice sprzeciwiali się temu, więc odłożył te zamiary na czas nieco późniejszy. W téj porze morowe powietrze wybuchło w parafii Eryńskiéj. Stryj Benedykta padł ofiarą swojego kapłańskiego poświęcenia dla chorych, a on sam dzień i noc służył im i doglądał ich, narażając się z miłości bliźniego, na wielkie niebezpieczeństwo. Gdy takowe przeszło, Benedykt wrócił do domu, i ponowiwszy swoje usiłowania, otrzymał od rodziców pozwolenie wstąpienia do Zakonu. Udał się przeto do Trapistów, lecz że ich Reguła tak młodych przyjmować nie dozwala, przyjętym nie został. Wtedy osiadł przy wuju swoim, także księdzu, i pobierał tam dalsze nauki.

Odbywająca się w tejże parafii, wkrótce potém misya, rozbudziła w Benedykcie żywsze niż kiedy pragnienie spełnienia koniecznie pobożnego zamiaru poświęcenia się wyłącznie Bogu: poszedł więc do Kartuzyi Montrelskiéj (Montreuil), z zamiarem zostania Kartuzem. Przeor nie chciał go przyjąć, póki nie ukończy szkół wyższych, i nie wyuczy się chóralnego śpiewu. Nie rad był takowéj odwłoce święty młodzieniec: dowiedziawszy się więc że w innym tejże Reguły zakonnéj klasztorze, nie robiono w przyjmowaniu zgłaszających się tyle trudności, tam się udał niezwłocznie. Jakoż, przyjęty został w Kartuzyi Longenewskiéj (Longuenesse), lecz po sześciu tygodniach nie wiadomo z jakiego powodu, wystąpił z nowicyatu. Znowu więc wrócił do domu i począł wieść życie nadzwyczaj umartwione. Ścisłe zachowywał i to codziennie posty, wiele czasu trawił na modlitwie, sypiał na ziemi, a przytém w pracy tak sobie nie folgował, że go matka często upominać musiała, aby więcéj szanował zdrowie. Lecz nie odstępując zamiaru zostania Kartuzem, wykształciwszy się przez ten czas w naukach i wyuczywszy się śpiewu chóralnego, zgłosił się powtórnie do klasztoru Montrelskiego, gdzie ponieważ wymagane przez Przeora warunki były z jego strony dopełnione, przyjętym został. Po sześciu wszakże tygodniach z nowicyatu go wydalono, uznając w nim brak powołania.

Miał już wtedy lat dwadzieścia jeden, więc wiek nie przeszkadzał mu do wstąpienia do Trapistów. Przyjęto go do klasztoru Setfondskiego (Sept-fonds) w roku 1769, gdzie przywdział suknię zakonną przybierając imię Urbana. Atoli i tu nie chciał go mieć Pan Bóg, bo mu inne do uświątobliwienia się przeznaczał drogi. Znalazł tam wprawdzie wszystko czego pragnął: nadzwyczajną ostrość Reguły, najściślejsze jéj zachowanie; ojcowie budowali się jego świątobliwością i byliby go chętnie zatrzymali, lecz długa choroba, w któréj już zdawał się blizkim śmierci, była powodem, że skoro z niéj wyszedł, wydalono go z klasztoru.

Zawiedziony tyle razy w swoich zamysłach lecz spokojny na duszy, bo już wtedy we wszystkiém doskonale poddawał się rozporządzeniom i dopuszczeniom woli Bożej, Benedykt nie wrócił do domu, lecz jeszcze trwając w zamiarze zostania zakonnikiem, udał się do Włoch, zawiadamiając o tém listownie rodziców, żegnając ich na zawsze, i prosząc o błogosławieństwo. Puścił się w tę podróż już bez żadnych zasobów, i o żebranym chlebie.

Najprzód zwiedził Loret, dokąd powiodło go jego serdeczne do Matki Bożej nabożeństwo, i tam w świętym domku w którym Marya mieszkała, i gdzie Syn Boży stał się człowiekiem modląc się długo i gorąco, postanowił już więcéj nie probować życia zakonnego, a prowadzić życie oddane bogomyślności i ostrej pokucie, pozostając na świecie, żyjąc z jałmużny, i zwiedzając z kolei jak najwięcéj miejsc świętych, pielgrzymując od jednego do drugiego jak najuboższy żebrak.

Jakoż z Loretu, dokąd już potém każdego roku stale powracał, udał się do Assyża, gdzie jako szczególny ubóstwa i stanu żebrackiego miłośnik, zatrzymał się dość długo, oddając cześć licznym w tém mieście pamiątkom po świętym Franciszku Serafickim założycielu Zakonu żebrzącego i najwyższym ubóstwa Ewangelicznego przedstawicielu. Tam wpisał się w bractwo Paska świętego Franciszka, i ten po jego śmierci znaleziono na nim. Z Assyża poszedł do Rzymu, gdzie go przyjęto do Domu przytułku świętego Ludwika, przeznaczonego dla ubogich pielgrzymów francuzkich.

Odtąd błogosławiony Benedykt resztę życia swojego spędził w dobrowolném najwyższém ubóstwie, a ciągle swoje pobożne pielgrzymki odbywając, jużto po Włoszech, już po części Niemiec południowych i po Hiszpanii. Każdego roku rozpoczynał je od zwiedzenia Loretu, a co do innych miejsc świętych najczęściéj bywał w Einsilden w Niemczech, i tam długo przy kościele Matki Bożéj, wielkiemi cudami słynącéj, zatrzymywał się, nie tylko dnie całe lecz i noce na modlitwie, przed Jéj ołtarzem przepędzając.

Wszakże w miarę jak się w nim rozwijał duch wysokiéj bogomyślności, uznał że pielgrzymki te, jakkolwiek zbawienne, przeszkadzały mu do wewnętrznego skupienia. W ostatnich więc siedmiu latach swojego życia, już stale zamieszkał w Rzymie, tylko co roku chodził na krótko do Loretu. Prowadził zaś następujący sposób życia:

Prócz swego spowiednika księdza Markoniego i pewnego kupca nazwiskiem Zakarelli, bardzo pobożnego człowieka, nikogo w Rzymie nie znał. Z nikim nie rozmawiał, a w koniecznéj potrzebie na kilku słowach ograniczał się. Nosił odzienie najuboższego żebraka, pokryte łatami i obdarte, przepasując się prostym powrozem. Zimą i latem chodził boso i z gołą głową. W pierwszych trzech latach pobytu swojego w Rzymie, całe dnie przepędzał w kościele, o południu szedł do jednéj z furt klasztornych, przy któréj dostawał małą miseczkę zupy z kawałkiem chleba, co stanowiło całodzienny jego posiłek. Noc przepędzał po zwaliskach starych gmachów, modląc się przez długie godziny, co czynił i w czasach największéj niepogody i przez całą zimę. W skutek tego rodzaju umartwień i prawie ciągłego klęczenia, dostał na obu kolanach wielkich narości, a w całém ciele puchliny. W takim stanie przygarnął go do swego Zakładu ksiądz Moncini, który na każdą noc dawał przytułek dwunastu ubogim. Tam polepszyło mu się zdrowie, chociaż od swojego sposobu życia wcale nie odstępował. W nocy gdy inni spoczywali, on wstawał, i długo się modlił: po rannych pacierzach które wspólnie odprawiano, udawał się do kościoła przenajświętszéj Panny dei snonti, i tam przed wielkim ołtarzem, zawsze na jedném miejscu w którém po śmierci i pochowany został, klęczał do południa, słuchając Mszy świętych i odmawiając swoje pacierze. O południu szedł po posiłek do jakiéj furty klasztornéj, potém chodził do kościoła gdzie bywało Wystawienie, i tam modląc się i czytając pobożne książki, pozostawał do wieczora, a po błogosławieństwie Przenajświętszego Sakramentu, wracał do Zakładu.

Był pokory najgłębszéj: Razu pewnego otrzymał był dość znaczną jałmużnę od przechodzącego, lecz według swego zwyczaju, spotkawszy ubogiego, oddał mu takową. Widząc to ten który mu to wsparcie uczynił, tak się uniósł gniewem iż zbił go bez litości. Benedykt przeniósł tę zniewagę i jednego słowa skargi nie wyrzekłszy. Inną razą, stróż umiatający ulicę, rozgniewany że Benedykt nie chcący zawadził o śmiecisko, tak go silnie uderzył, iż go rozkrwawił. Sługa Boży nie obejrzał się nawet, kto go tak skrzywdził. Widząc w Kolizeum gdzie się znajdują najświętsze pamiątki, uliczników znieważających to święte miejsce, upomniał ich z wielką łagodnością. Ci pogonili za nim i kamieniami na niego ciskać zaczęli. Jeden z przechodzących chciał go bronić od tych napastników, lecz Benedykt rzekł do niego: „daj im pokój; gdybyś mnie znał, i sam podobniebyś jak oni ze mną postąpił.”

W wielką środę roku 1783, błogosławiony ten żebrak, według swego zwyczaju przyjąwszy Komunią świętą, cały ranek spędził w kościele przenajświętszéj Panny dei monti. W południe wychodząc ztamtąd, zemdlał i upadł na schodach. Zaniesiono go do domu Zakarellego, owego kupca który był bardzo dla niego łaskawym. Tam przywołano Proboszcza który mu udzielił ostatnie Sakramenta święte, a pod wieczór kiedy odmawiano przy nim Litanią do Matki Bożéj, i gdy przyszło do tego wiersza: Święta Maryo! módl się za nami, wierny ten sługa Maryi, zasnął spokojnie w Panu. Umarł 16-go Kwietnia roku Pańskiego 1783 mając lat trzydzieści i pięć.

Wielkie i liczne cuda jakie zaraz po jego śmierci objawiły się przy jego grobie, skłoniły Stolicę Apostolską do zarządzenia procesu kanonicznego o jego świątobliwości, w skutek którego wpisany został w poczet Błogosławionych przez ojca świętego Piusa IX w roku 1859.

Pożytek duchowny

Z dwóch powodów raczył Pan Bóg, w czasach nie bardzo od nas odległych, wskrzesić tego świętego żebraka: a to abyśmy więdzieli że w każdym stanie można się uświątobliwić, i żebyśmy ubogimi zmuszonymi żebrać nie pogardzali, bo i między nimi mogą się znaleźć dusze bardzo miłe Bogu.

Modlitwa (kościelna)

Bożel Któryś błogosławionego Józefa Benedykta wyznawcę Twojego, przez ćwiczenie się w pokorze i zamiłowanie ubóstwa, z Sobą najściśléj zjednoczył; daj nam za jego zasługami, abyśmy tém co ziemskie gardzili, a zawsze to co niebieskie miłowali. Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 296–298.

Tags: bł Benedykt Labre „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna powołanie ubóstwo
2020-04-15

Św. Lidwiny Dziewicy

Żyli około roku Pańskiego 1433.

(Żywot jéj był napisany przez współczesnego jéj Tomasza a Kempis.)

Święta Lidwina, którą i Ludmiłą nazywają szczególna Patronka osób długą i ciężką chorobą złożonych, urodziła się roku Pańskiego 1380 w Hollandyi, w miasteczku Schiedam. Ojciec jéj miał imię Piotr, a matka Petronella: pochodzili ze szlacheckiego rodu, byli wzorowymi katolikami, a niezamożni. Lidwina była dziewiątém ich dzieckiem. Od lat najmłodszych okazywała się bardzo bogobojną; miała szczególne nabożeństwo do przenajświętszej Panny, którą przez całe życie czciła i kochała jak swoję najdroższą Matkę niebieską. W siódmym roku życia uczyniła ślub czystości.

Zaledwie wychodziła z lat dziecinnych, gdy z powodu znakomitéj urody i starannego wychowania, kilku młodzieży z wyższego stanu, ubiegało się o jéj rękę. Rodzice chcieli ją zmusić do zamęścia, lecz odpowiedziała im stanowczo, że ziemskiego oblubieńca nigdy mieć nie będzie, i że jeśli nie przestaną nakłaniać ją do tego, wtedy uprosi sobie u Pana Boga tak szpetną powierzchowność, że dla wszystkich stanie się obrzydzeniem.. Rodzice więc zostawili ją. w pokoju.

Miała lat piętnaście, kiedy razu pewnego, gdy przypatrywała się ślizgającym się na lodzie towarzyszkom, jedna z nich obaliła ją mimo chęci na ziemię, w skutek czego złamała sobie żebro. Odtąd zaczął Pan Bóg próbować ją i uświęcać cierpieniami tak wielkiemi, ciągłemi i nadzwyczajnemi, że trudnoby dać temu wiarę, gdyby nie to że najpoważniejsze świadectwa, stwierdzają te szczegóły.

Od piętnastego roku wieku swojego do pięćdziesiątego trzeciego, życie jéj było jakby bezustannem ciężkiém konaniem, albo raczéj ciągłém męczeństwem. Jeden ze współczesnych jej historyków powiada, że w przeciągu lat trzydziestu, nie zjadła tyle chleba, ile człowiek zdrowy spożywa go przez dni kilka. Ciało jéj wkrótce zamieniło się od stóp do głowy jakby w jednę jadowitą ranę. Lekarstwa w miejscu ulgi, pomnażały jéj cierpienia. Nie mogła chodzić inaczéj jak tylko rękoma i kolanami czołgając się po ziemi, a w końcu i na to już sił nie miała. Trzydzieści lat zupełnie z łóżka nie wstawała, a w siedmiu ostatnich rażona paraliżem, już tylko w głowie i w lewéj ręce miała władzę. Wnętrzności poranione wydawały ciągle zepsutą ropę, którą wraz ze krwią wyrzucała ustami, nosem, uszami, a nawet ciekła ona i z oczu. W głowie doznawała bezprzestannie bolu takiego, jakby w nią ćwieki wbijano. Do tego przyłączyły się cierpienia kamienia i stwardnienie wątroby. W ranach lęgło się robactwo. A gdy tak na wszystkich członkach strasznych bolów doznawała, całe ciało paliła, jakby aż do szpiku kości bezustanna trawiąca gorączka; trapiła ją ciągła bezsenność, a od czasu do czasu miewała mdłości i duszności istnego konania.

Lecz co najstraszniejsze: obok takich okropnych cierpień na ciele, i na duszy słabą była. Przez cztery pierwsze lata upadła była zupełnie na duchu, poddała się smutkowi i prawie rozpaczy; ledwie że nie złorzeczyła chorobie i cierpieniom doznawanym. Wszakże, po upływie tych lat czterech, prawdziwie dla niéj nieszczęsnych, najzbawienniejsza zmiana zaszła co do jej duszy. Zesłał jéj Pan Bóg świątobliwego spowiednika, nazwiskiem Jan Pot, który starał się przywrócić jej spokój wewnętrzny. Rozbudził w sercu jéj żywą wiarę w tę prawdę: że im więcéj cierpień dopuszcza Pan Bóg na kogo na téj ziemi, tém obfiteze przeznacza mu nagrody w Niebie, i polecił jéj szczególnie jak najczęstsze, a pobożne, Męki Pańskiéj rozmyślanie.

Polubiła wielce to święte ćwiczenie Lidwina, i w niém znalazła źródło swojego uświątobliwienia. Z początku odbywała je codziennie razy kilka, a zczasem prawie bezustannie, rozdzielając tajemnice Męki Pańskiéj na siedem części, odpowiadających siedmiu godzinom kanonicznym. Łącząc do tego swoje zwykłe serdeczne do Matki Bożéj nabożeństwo, w krótkim czasie przedziwne na drodze doskonałości uczyniła postępy. Nie tylko cierpliwie i spokojnie znosiła swoje cierpienia, lecz się w nich święcie rozmiłowała, i patrząc na Jezusa tyle cierpiącego w męce i śmierci swojéj, pragnęła cierpieć coraz więcéj. W najsroższych boleściach powtarzała: „Jeszcze więcéj Panie mój, jeszcze więcej cierpień mi zeszlij, jeśli taka wola Twoja, tylko w miarę tego, przymnażaj i łaski Twojéj.” Pan Bóg też hojnie obsypywał niemi tę duszę, właśnie przez cierpienia nadzwyczajne jakich doznawała, do wysokiéj świątobliwości przeznaczoną. Nie tylko opływała już odtąd w niezachwiany spokój wewnętrzny, nie tylko objawiała w sobie najchętniejsze poddanie się woli Bożój w najcięższych chwilach, lecz opływała w wielkie duchowne pociechy. Z Aniołem Stróżem często rozmawiała, widząc go obok siebie, a nawet objawiał się jéj i Pan Jezus pocieszał, nauczał i zachęcał do wytrwałości, i takiemi cudownemi widzeniami pokrzepiał i uświęcał. Lecz najczęstsze widzenia miała Matki Bożéj, i z Nią bardzo długo rozmawiała, różne odbierając łaski. Chociaż więc ciało jéj nie przestawało doznawać mąk ledwie że nie piekielnych, dusza opływała w radości niebieskie,

W miarę odbieranych łask takowych, Lidwina robiła postęp we wszystkich cnotach chrześcijańskich, a szczególnie w pokorze, będącéj probierczym kamieniem wszelkiéj prawdziwéj cnoty. Jak rozmiłowała się w cierpieniach ciała, tak również przez miłość wzgardzonego Jezusa, pokochała upokorzenia. Poczytywała sobie za szczęście gdy ją jakowa najdotkliwsza spotykała obelga, albo oznaki pogardy ze strony osób z któremi miała stosunki. Najbliższą jéj towarzyszką, była pewna kobieta gwałtownego usposobienia i grubiańskich obyczajów. Obchodziła się z biedną chorą bez litości, a niekiedy do tego stopnia unosiła się, że jéj w twarz pluła. Święta, nie tylko nigdy nie uskarżała się na to, ale nawet nigdy jéj nie objawiła najmniejszej niechęci. Gdy na koniec inne osoby w domu spostrzegłszy jak towarzyszka Lidwiny nieludzko się z nią obchodzi, pytały ją jak mogła tak długo znosić to w milczeniu: — „Przecież to dla nas wielką jest zasługa, odrzekła, chętnie znosić takie małe przykrości z miłości Pana Jezusa, a przez to niekiedy łatwiéj i osoby które względem nas zawiniają, przywieść do obżałowania swojéj winy.”

Pokora jéj przedewszystkiém ukrywała przed ludźmi szczególne dary, jakiemi ją Pan Bóg coraz hojniéj zbogacał. Dostąpiła była między innemi i téj rzadkiéj łaski, że Pan Jezus wyrył na jéj rękach i nogach, znamiona przenajświętszych Blizn swoich. Lidwina uprosiła u Chrystusa Pana, aby one znikły, a tylko aby bolu od nich doznawała.

Wielką także odznaczaąła się miłością bliźniego, a ztąd litością dla ubogich i cierpiących. Po śmierci rodziców, mały mająteczek jaki po nich odziedziczyła, rozdała biednym. Sama żyła z jałmużny; a że bardzo mało potrzebowała na własne utrzymanie, gdy tymczasem z różnych stron, przysyłano jéj znaczne wsparcie, więc sama będąc biedną, wielu ubogich wspierała. Podczas morowego powietrza, którém szczególnie dotknięci byli ludzie niezamożni, przejęta litością nad nimi, zaofiarowała się Panu Bogu za nich: „Panie, powiedziała na modlitwie, tym biednym ludziom zdrowie niezbędném jest do utrzymania życia i własnego i całych rodzin; zgrzeszyli to prawda, lecz racz mnie nieużyteczną sługę Twoję karać za nich, a ich oszczędź w miłosierdziu Twojém.” Zaraza ustała, a Lidwina dostała trzech bardzo bolesnych wrzodów, z których dwa nadługo a jeden na całe życie jéj pozostał.

Obdarzył ją był Pan Bóg i darem czynienia cudów. Tomasz a Kempis opisujący jéj życie, przytacza wiele takowych, a których naocznym był świadkiem. Jeden z jéj braci, którego szczególnie kochała, umarł był pozostawiając w niedostatku liczną rodzinę, i wielu wierzycieli niezapłaconych, którzy niepokoili biednych spadkobierców. Lidwina serdecznie się nad nimi litowała, pragnęła przyjść im w pomoc, lecz w jakiż sposób mogła to uczynić kiedy nic nie posiadała? Złożyła więc całą swoję ufność w Bogu, pomodliła się na tę intencyą, i wziąwszy woreczek w którym był cały jéj majątek, składający się z ośmiu franków, to jest dwóch rubli, oddała go drugiemu bratu, polecając aby z niego wszystkich dłużników zaspokoił. Ten ją usłuchał, poszedł, popłacił wszystkie a dość znaczne długi zmarłego brata, a gdy ostatniego zaspokoił dłużnika, znalazł jeszcze w woreczku 40 franków, które i Lidwina niezwłocznie kazała rozdać biednym. Na pemiątkę tego cudu, przechowywano ten woreczek i nazwano go Sakiewką Bożą. Miała także i dar proroctwa i wiele przyszłych wypadków przepowiedziała.

Na jakiś czas przed śmiereią, objawił się jéj Pan Jezus, trzymający w ręku wieniec przeznaczony dla niéj w Niebie, lecz w którym brakło kilku kwiatów i powiedział: „Córko moja, potrzeba aby ten wieniec został już wykończony.” Jakoż w dni kilka potém napadli na mieszkanie jéj rabusie, i zabrawszy jéj nawet ubogą kołdrę którą się przykrywała, zbili ją ciężko. Zaraz po zajściu tego zdarzenia, przepowiedziała godzinę swojéj blizkiéj śmierci; w trzeci dzień świąt Wielkanocnych przyjęła ostatnie Sakramenta święte, przeprosiła wszystkich obecnych, i prosiła aby ją pozostawiono samę. Potém modląc się długo, wpadła w zachwycenie, i dnia 14-go Kwietnia roku Pańskiego 1433 poszła do Nieba, po tę już całkowitą i wykończoną koronę, którą jéj zapowiedział i okazał był Sam Pan Jezus.

Gdy ją przebierano dla włożenia na katafalk, spostrzeżono że miała na sobie ostrą włosiennicę, którą ciągle trapiła ciało, i bez tego na tyle cierpień wystawione.

Pożytek duchowny

Zbawienną naukę i wielką pociechę znaleźć powinny osoby złego zdrowia zażywające, w szczegółach życia świętéj Lidwiny. Naukę: aby z takiém jak ona poddaniem się woli Bożéj cierpienia swoje znosiły; pociechę: bo widzą w tém dowód że i najgorszy stan zdrowia, nie przeszkadza wcale do nabycia najwyższéj świątobliwości.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste Boże nasz! Któryś ukazując błogosławionej Lidwinie wieniec chwały w Niebie dla niéj przeznaczony, zapowiedział jéj iż przez poniesienie nowych cierpień wysłuży go sobie tém świetniejszy; daj nam za jéj wstawieniem się i zasługami, z każdego cierpienia w duchu miłości Twojéj pokornie zniesionego, nagrodę wieczną sobie wysłużyć, Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 293–295.

Tags: św Lidwina „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica cierpienie choroba Męka spowiedź Maryja stygmaty zaraza
2020-04-14

Św. Tyburcego, Waleryana i Maksyma Męczenników

Żyli około roku Pańskiego 229.

(Szczegóły ich męczeństwa wzięte są z dziejów męczenników rzymskich a znajdują się i u Metafrasta.)

Święty Waleryan, żyjący w pierwszéj połowie III wieku, bogaty młodzieniec rzymski i poganin, zaślubił był świętą Cecylią, sławną w tém mieście z najpowabniejszéj urody. Była ona chrześcijanką, chociaż o tém rodzice jéj nie wiedzieli, i miała zamiar dziewictwo swoje poświęcić Panu Jezusowi. Ulegając przeto tylko koniecznéj woli rodziców w zaślubieniu Waleryana, wielce się zasmuciła. W gorących téż modlitwach, do których przyłączyła posty i różne umartwienia ciała, błagała Boga, aby jej w tak bolesnéj ostateczności przyjść raczył na ratunek, a Pan Bóg wysłuchał jéj modlitwy.

W pierwszej chwili, w któréj po ślubie znalazła się sama ze swoim małżonkiem, rzekła do niego: „Zwierzyłabym ci wielką tajemnicę, gdybyś mi przyrzekł że nikomu o niéj nie powiesz.” — „Przysięgam ci, odrzekł Waleryan, że to zachowam w tajemnicy.” — „Otóż wiedz o tém, że mam przy sobie ciągle obecnego Anioła Bożego, stróża mojego dziewictwa; i gdybyś ty tegoż dziewictwa nie uszanował, wnet zostałbyś śmiercią ukarany.” — „Jeśli tak jest, powiedział na to Waleryan, tedy okaż mi tego Anioła: inaczéj będę przypuszczał że to mówisz dla tego tylko, iż innemu serce twoje oddałaś.” — „Ujrzysz go, odrzekła Cecylia, lecz wprzód musisz być omyty w świętéj wodzie.” Waleryan pragnacy dojść prawdy, powiedział że gotów to uczynić, byle wiedział w jaki sposób ma to spełnić. „Pójdź, rzekła do niego Cecylia, za miasto na drogę Apijską, znajdziesz tam ubogich których zwykle wspieram, dasz im tę oto jałmużnę odemnie, i powiesz żeby cię zaprowadzili do świętego starca Urbana. On cię wodą świętą obmyje, po czém ujrzysz Anioła.

Waleryan spełnił to zlecenie i zaprowadzony został do Papieża Urbana, ukrywającego się w okolicach Rzymu. Ten go zatrzymał przez cały tydzień, wyuczył artykułów wiary świętéj i ochrzcił. Wróciwszy do domu Waleryan, zastał świętą Cecylią modlącą się, a obok niéj ujrzał Anioła, którego oblicze jak słońce jaśniało. Trzymał w ręku dwa wieńce splecione z róż i lilii przecudnych, które dał im obojgu mówiąc: iż je przysyła im niebieski oblubieniec dziewictwa, jako zadatek chwały wiekuistéj, a zwracając mowę do młodzieńca: „ponieważ, rzekł do niego, postanowiłeś i ty zachować dziewictwo, więc Pan Bóg rozkazuje mi oznajmić ci, że gotów wysłuchać cię o cokolwiek prosić go będziesz.” — „Panie, zawołał Waleryan, padając na kolana przed Aniołem, łaska o którą cię błagam, jest nawrócenie mojego brata Tyburcego, z którym od dzieciństwa serdecznie się kochamy; spraw niech i on dostąpi tego szczęścia, jakiego ja dostąpiłem zostając chrześcijaninem.” — „Pan Bóg bardzo jest zadowolony z takiéj prośby twojéj, powiedział Anioł, i łaski ci téj udziela” — co wyrzekłszy zniknął.

Waleryan i Cecylia wielce tém wszystkiém uradowani, zaledwie skończyli dziękczynne swoje modlitwy, jakie z całego serca zanosili do Boga, gdy oto przybył Tyburcy, w celu nawiedzenia swojéj bratowéj. „Zkąd tu, powiada, zapach róż i lilii, w porze w któréj kwiatów nie ma?” — Teraz czujesz tylko ich zapach, rzekł Waleryan, lecz jeśli zechcesz, dostaniesz z nich wieniec”, i to mówiąc rzucił mu się na szyję i przyciskając go do serca, oznajmił mu że jest chrześcijaninem, i że spodziewa się że i on nim zostanie. Potém opowiedziawszy mu wszystko co się stało, prosił Cecylią aby mu wyłożyła główne zasady wiary świętéj. Tyburcy, którego Pan Bóg w tejże chwili dotknął łaską swoją, otworzył oczy na prawdy święte, przyjął je do serca, i pragnąc zostać chrześcijaninem spytał co ma uczynić. „Pójdź, powiedziała mu Święta, z bratem do Papieża Urbana, a ten cię wyuczy naszéj religii i ochrzci.”

Jakiejże znowu doznał świątobliwy Papież pociechy, gdy i Tyburcego ujrzał u nóg swoich. Byłto młodzieniec wielkich zdolności i rzymskiéj wyższego stanu młodzieży, jakby głównym przewodzcą. Spędził u świętego Urbana dni kilka, a po przyjęciu Chrztu świętego, tak się gorliwym stał chrześcijanem, iż nawet za męczeństwem wzdychał.

Po przyjęciu wiary świętej, obaj bracia zaczęli wieść życie doskonałych katolików. Zamożni będąc, wielkie czynili jałmużny, a prócz tego pośród prześladowania jakiego doznawali wtedy chrześcijanie, zajmowali się chowaniem ciał świętych Męczenników, i nawiedzaniem więźniów, utwierdzając ich w wierze. Wkrótce ściągnęło to uwagę prześladowców. Almakus, Wielkorządca Rzymski, zawzięty wróg chrześcijan, dowiedziawszy się o tém, zawezwał obydwóch braci. Gdy przed nim stanęli, rzekł do Tyburcego: „Dziwi mnie, że ludzie waszego stanu wdają się z tymi nędznikami, których chrześcijanami nazywają. Jeśli chcecie wspierać ubogich, czyż ich nie ma w Rzymie pomiędzy uczciwymi ludźmi?” — „Znać, odrzekł Tyburcy, że nie wiesz czém są chrześcijanie. Być sługą prawdziwego Boga, jest wyższym zaszczytem nad wszelkie inne stany. Jedni chrześcijanie umieją gardzić tem co w oczach ludzkich ma zaletę, a w istocie jest niczém, a cenią sobie to co wydaje się niemającém żadnéj wartości, a przewyższa wszystko.” — „A cóż to jest, spytał Almakus, co ma pozorną zaletę a jest niczóm?” — „Świat ten i jego uciechy, odrzekł Tyburcy, równie jak i wszelkie ziemskie zaszczyty i bogactwa.” – „A co nazywasz, powiedział znów Wielkorządca, rzeczą będącą wyższéj wartości nad wszystko, a która w oczach naszych wydaje się niczém?” — „Tém, odparł Tyburcy, jest przyszłe życie wieczne, pełne radości dla sprawiedliwych, a mąk nieskończonych dla dusz zbrodniczych.” — „Któżto wyuczył cię tych baśni?” zapytał Almakus — „Powiedz raczéj tych prawd świętych, odrzekł Tyburcy. Wyuczył mnie ich Jezus Chrystus Zbawca mój, Pan najwyższy i Bóg prawdziwy.” – „Więc jesteś chrześcijaninem” zawołał groźnie tyran. — „Jestem nim, odpowiedział Tyburcy, i poczytuję to sobie za największe szczęście i najwyższy zaszczyt.”

Wielkorządca rozgniewany słysząc takie odpowiedzi, kazał Tyburcego uwięzić, a odzywając aię do Waleryana: „Widzisz, powiada do niego, że brat twój postradał zmysły” — „Mylisz się, odparł Waleryan, przeciwnie: nigdy nie był mędrszym.” — „Więc i ty jak widzę, rzekł Almakus, oszalałeś podobnież.” — „Przyjdzie czas, rzecze Waleryan, że i ty sam zmienisz twoje zdanie, chociaż będzie to za późno, i przekonasz się, że największém szaleństwem jest poczytywać za bogów prostych ludzi, którzy byli oszustami, zbrodniarzami i wszetecznikami. Jakież wyobrażenie macie wy o Bóstwie! czyż nie jest to największém szaleństwem przypuszczać że jest więcéj Bogów niż jeden, i oddawać cześć takiemu mnóstwu bożków i bogiń, jak to czynią poganie?”

Na te słowa Almakus wpadł jakby we wściekłość, i rozkazał chłostać obydwóch Świętych z takiém okrucieństwem, że o mało ich nie zamordowano. Oni zaś, wśród téj męki ciągle wołali: „Bądź wychwalon na wieki o Panie i Boże nasz, za łaskę jakiéj nam dziś udzielasz, dając nam sposobność wylania krwi naszéj za Ciebie, któryś nas odkupił przelewając Twoję.”

Święci męczennicy odprowadzeni po téj męce do więzienia, zajęli się rozdaniem całego majątku swojego pomiędzy ubogich. O czém dowiedziawszy się Wielkorządca, kazał przyspieszyć wydanie na nich wyroku śmierci. Co gdy uczyniono, zwierzono straż nad nimi oficerowi wojsk cesarskich Maksymowi, który miał ich zaprowadzić na miejsce stracenia. Ten widząc ich nadzwyczaj wesołymi, spytał zdziwiony, co ich pocieszać może w tak smutnéj chwili. — „Czyż nie powinniśmy weselić się, powiedział mu Tyburcy, gdy oto doszliśmy już mety tego nędznego życia, a rozpoczniemy życie, w którém nas wieczne radości czekają.” — „A czyż jest jakie inne życie?” spytał Maksym. — „Jest bez wątpienia, odparł Tyburcy: dusza nasza jest nieśmiertelną, i po śmierci czeka wieczna szczęśliwość każdego chrześcijanina świętą śmiercią z tego świata schodzącego, a wieczne męki spotkają wszystkich nie wyznających Chrystusa.”

Po tych słowach Maksym zaprowadził obydwóch świętych do własnego domu, gdzie w nocy przybyła święta Cecylia i w słowach pełnych świętéj wymowy nakłaniała Maksyma, aby poszedł za przykładem jéj męża i jego brata; co téż on uczynił. Nazajutrz gdy ścinano Tyburcego i Waleryana, Maksym ujrzał dusze ich w postaci jasnych gwiazd unoszone do nieba przez Aniołów, otoczonych chwałą niebieską. Cud ten nawrócił go ostatecznie, i obudził w nim nawet pragnienie męczeństwa. „O! mężni słudzy prawdziwego Boga! zawołał głośno jakiegoż wy szczęścia dostępujecie! Chcę i ja być chrześcijaninem, i pragnę aby i mnie wasz los spotkał.” To nawrócenie się Maksyma, jako jednego ze znakomitszych wojskowych, pociągnęło do wiary wielu innych pogan. Almakus zawiadomiony o tém, skazał go na bicie kijami aż do śmierci, i wśród męki takowéj i ten Święty pozyskał koronę męczeńską.

Działo się to wszystko około roku Pańskiego 230. Ciała trzech tych męczenników, wraz z ciałem świętéj Cecylii także męczenniczki, w kościele na cześć jéj w Rzymie wzniesionym spoczywają.

Pożytek duchowny

Widzisz jak zbawienny wpływ wywarła święta Cecylia na męża swojego. Pismo téż Boże powiada: Poświęcon jest mąż niewierny, przez żonę wierną, i żona niewierna poświęcona jest przez męża wiernego 1. Otóż nauka dla małżonków, aby nawzajem byli sobie zachętą i pomocą do życia pobożnego.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy wszechmogący Boże, abyśmy cześć oddając uroczystości świętych Męczenników Twoich Tyburcego, Waleryana i Maksyma, ich cnót naśladowcami się stali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 290–293.

Footnotes:

1

1. Kor. VII. III.

Tags: św Tyburcy św Walerian św Maksym „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik św Cecylia małżeństwo
2020-04-13

Św. Hermenegilda Męczennika

Żył około roku Pańskiego 586.

(Jego śmierć męczeńską opisali święty Grzegorz Wielki i święty Grzegorz Turoneński.)

Święty Hermenegild był synem starszym Lewigilda króla Wizygotów w Hiszpanii. Zrodzony i wychowany wśród błędów aryańskich, należał do téj sekty jak i cała jego rodzina i większa część Wizygotów. Ojciec za życia jeszcze swego, przypuścił go do rządów państwa, i wystarał mu się o rękę księżniczki Indegondy, córki króla Sygiberta. Królewna ta, prawowierna katoliczka wkrótce pozyskała Panu Bogu i serce swojego męża, a wsparta wpływem świętego Leandra Arcybiskupa Sewilskiego, jego wuja, odwiodła go od aryanizmu. Przyjął tedy Hermenegild powtórnie chrzest święty, którego mu udzielił błogosławiony Leander, gdyż chrzest aryański bez wezwania Trójcy przenajświętszéj dawany, był nieważnym. Zaraz potém przystąpił i do Sakramentu Bierzmowania z wielką uroczystością, na pamiątkę któréj kazał wybić medal złoty z napisem: każdego odszczepieńca unikaj.

Goswinda, druga żona Lewigilda, a macocha Hermenegilda, zawzięta aryanka, dokładała wszelkich starań aby księżniczkę Indegondę, odwieść od wiary świętéj. Widząc iż tego dokazać nie może, razu pewnego, w zapale wielkiéj złości, rzekła do niéj: „Kiedy nie chcesz być ochrzczoną po aryańsku, ochrzezę ja cię tak, że cię od stóp do głowy zmyję.” Jakoż, według świadectwa świętego Grzegorza Turoneńskiego, porwawszy za włosy tę nieszczęsną królewnę, kazała służącym swoim wziąść ją na sznur długi, i zanurzyć w sadzawce w porze zimowéj. Potém stojąc nad brzegiem co chwila do niéj wołała: „Powiedz że chcesz być aryanką, a każę cię wyciągnąć.” Lecz świątobliwa Indegonda za każdą razą odpowiadała: „jestem katoliczką i katoliczką chcę umrzeć.” Długo męczeństwo to znosiła, lecz w końcu stałość jéj przemogła złość niegodziwéj macochy. Indegonda wyszła z wody przy życiu, z koroną męczeńską przed Bogiem nabytą.

Hermenegild dowiedziawszy się o okrucieństwie, jakiego dopuściła się Goswinda na żonie jego, uniósł się bardzo i powziął zamiar pomszczenia się za nią. Król stanął po stronie swojéj niegodziwéj żony, która poduszczając gniew jego, przywiodła rzeczy do takiéj ostateczności, że przyszło do wojny domowéj między ojcem i synem. Wkrótce jednak, Hermenegild ulegając namowom bogobojnej małżonki, poddał się ojcu, upadł mu do nóg, i prosił o przebaczenie. Król szczerze czy nie szczerze, przyjął go bardzo serdecznie, i spytał gdzieby była żona jego. Książe odpowiedział, iż wkrótce na dwór przybędzie. Miał ten zamiar w istocie Hermenegild, tém bardziéj że Goswinda udawała iż także jest pojednaną i upewniała że żadnych już gwałtów na osobie jego żony niedopuści się odtąd. Lecz jeden z najwierniejszych przyjaciół Hermenegilda ostrzegł go, iż wtém ukrywała się zdrada. W wielkiéj więc tajemnicy wyprawił on żonę z synem najprzód do Afryki, a potém do Carogrodu, chroniąc przed złością macochy, te dwie najdroższe mu na świecie istoty.

Ostrzeżenie przyjaciela okazało się wcale niepłonném. Goswinda ujęła sobie najzaufańszych dworzan królewskich, postawiła przedajnych świadków, pofałszowała listy, i wbiła króla w przekonanie że syn udał tylko pojednanie się z nim, dla tém łatwiejszego zgubienia ojca. Cała ta intryga tak zręcznie poprowadzoną została, że Hermenegilda oskarżonego o zbrodnię stanu, król kazał wtrącić do więzienia, gdzie najokrutniéj się z nim obchodzono. Wtedy królewicz przewidując iż mu śmierć nawet grozi, już zajął się tylko przygotowaniem się na nią, i cały czas na modlitwie i pobożnych ćwiczeniach spędzał. Przejęty najżywszą skruchą za grzechy, jakby mu nie dość było na tém co ucierpiał od swoich prześladowców, przywdział ostrą włosiennicę i różne sobie umartwienia zadawał.

Długo jęczał w więzieniu. Dnia pewnego przybył do niego sam ojciec z urzędnikami, którzy sprawę jego prowadzili, a wpadłszy w złość największą, okrył go obelgami nazywając zdrajcą i ostatnim łotrem. W końcu spytał groźnie: czy dotąd obstaje przy wierze Rzymsko-Katolickiéj? „Tak jest ojcze, odpowiedział książe, i chciałbym sto razy umrzeć za tę wiarę świętą. Rozkaż, jeśli wola Twoja taka, poszarpać ciało moje w kawałki, a wtedy ile ran mi zadasz, tyle jakby ust wyznawać będzie Zbawcę mojego.” A gdy mu ojciec zagroził wydziedziczeniem od korony, jeśli aryaninem nie zostanie, „Ja, odrzekł książe, mam za nie koronę: wolę nie tylko z tronu ustąpić ale i życie utracić, byle nie odstąpić prawdy i nie dopuścić się tego, co jest przeciwném sumieniu mojemu i prawu Bożemu.” Odszedł ojciec srożéj jeszcze zagniewany, a Pan Bóg zlał w serce Hermenegilda wielkie pociechy, o których w liście swoim ostatnim z więzienia pisanym do żony, wspomina.

Wkrótce potém gdy nadeszła Wielkanoc, Lewigild posłał do więzienia Biskupa aryańskiego, z poleceniem aby Hermenogild z jego ręki przyjął komunią. Święty odmówił tego, gdyż wspólnictwo w obrzędach religijnych z kacerzami, jest zakazaném, za co król już nie kładąc żadnych granic swojemu zawziętemu gniewowi, skazał go na śmierć i posłał do więzienia katów, aby niezwłocznie wyrok ten wykonali. Królewicz, dowiedziawszy się o tém ukląkł, i w te słowa modlić się zaczął: „Boże mój i Panie! dzięki Ci nieskończone składam, że obdarzywszy mnie przez ojca mojego życiem nędzném i śmiertelném, z mocy wyroku przez niegoż wydanego, obdarzasz mnie życiem wiekuistéj radości.” Potém modlił się za ojca, za macochę i za wszystkich swoich nieprzyjaciół, i wspomniał z uczuciem serdecznego przywiązania o małżonce swejéj Indegundzie, wyrażając wdzięczność jaką ma dla niéj za to że go nawróciła do wiary katolickiéj, i zawsze ku wiernéj służbie Boga zachęcała. W końcu poleciwszy duszę swoję Bogu, i wezwawszy przenajświętszą Pannę i Anioła Stróża, schylił głowę pod miecz katowski. Ścięto go toporem dnia 13 Kwietnia, około roku Pańskiego 586. Zaraz po śmierci jego objawił Pan Bóg chwałę która go w Niebie spotkała. Przez całą noc następną, słyszano około ciała jego śpiewy anielskie, a więzienie napełnione zostało światłością niebieską. Święty Grzegorz Wielki, który pisał jego żywot, sądzi iż przez wzgląd na jego zasługi i za jego pośrednictwem, nawrócił się brat jego król Rekaret, po Lewigildzie panujący, a wkrótce po nim i cały naród Gotów Hiszpańskich, wrócił na łono Kościoła.

Co do księżniczki Indegondy: piszą że otrzymawszy wiadomość o śmierci swego ukochanego małżonka, wraz z ostatnim jego listem który pisał do niéj z więzienia, prosiła Pana Boga aby, jeśli taka wola Jego, i ją do Siebie powołać raczył i połączył z mężem i z dzieckiem. Gdy bowiem Hermenegilda tracono w Hiszpanii, w téj saméj porze straciła i jedynego synka, jakiego z małżeństwa z nim miała. Pan Bóg uwzględnił jéj pobożną tęsknotę: wkrótce po odebraniu wiadomości o śmierci męża, będąc w Afryce świątobliwie umarła.

Pożytek duchowny

Święty Hermenegild wzgardził i koroną i życie poświęcił, byle wiary świętéj nie odstąpić. Gdy Pan Bóg nie wymaga po nas tak wielkich ofiar, starajmyż się tém bardziéj nie dawać nigdy w sercu naszém pierwszeństwa czemukolwiek, nad posłuszeństwo jakieśmy winni Panu Bogu. Święty ten, jakto widzisz ze szczegółów jego życia, zamordowany przez własnego ojea za wiarę świętą, pomimo takiego z jego strony okrucieństwa, nie wykroczył przeciwko należnéj rodzicom czci i poszanowaniu. Bierzmy ztąd naukę z jaką uległością być powinny dzieci dla rodziców, jakimikolwiek by oni byli.

Modlitwa (kościelna)

Boże! kóryś błogosławionego Hermenegilda męczennika Twojego, koronę niebieską nad ziemską przekładać nauczył, spraw pokornie prosimy, abyśmy za jego przykładem ziemskiemi dobrami gardząc, o wieczne się starali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 288–290.

Tags: św Hermenegild „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik arianizm rodzice
2020-04-12

Uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego czyli Wielkanoc

Zmartwychwstanie Pana Jezusa nastąpiło w 33-cim roku po Jego narodzeniu.

(Szczegóły te wyjęte są z Ewangeliów świętych).

W uroczystości dzisiejszéj, którą święty Grzegorz Nanzyazeński nazywa uroczystością nad uroczystościami, Kościoł Boży obchodzi najweselszą ze swoich świętych pamiątek, bo pamiątkę Zmartwychpowstania Pana Jezusa. W wielką Środę, w Wielki Czwartek i w Wielki Piątek czytał nam z Ewangelii świętych szczegóły Męki Pańskiej i śmierci Jego, dziś téż Ewangelie tak nam znowu ogłaszają szczególy Jego cudownego Zmartwychwstania.

Po złożeniu w grobie Pana Jezusa, Apostołowie i święte niewiasty, które towarzyszyły Zbawicielowi na górę Kalwaryi, nie odstępując już Matki Bożéj, te smutne chwile wraz z Nią spędzili na płaczu i modlitwie, a krzepiąc się nadzieją zapowiedzianego im przez Pana Jezusa Zmartwychpowstania. Śmierć i pogrzeb Zbawiciela nastąpiły w piątek, przezdzień więc następny to jest sobotę, już i dla smutku w jakim byli wszyscy, już i dla tego że to był dzień świąteczny u Żydów, nie wychodzili oni z domu. Lecz skoro zaświtał dzień trzeci niedzielny, zaraz i Apostołowie i święte niewiasty, zajęli się dopełnianiem tego, czego śpiesznie składając przenajświętsze Ciało Pańskie w grobie dopełnić w piątek nie mogli, to jest nabalsamowaniem tegoż przenajświętszego ciała wonnemi olejkami, co przy składaniu Go w grobie, było tylko na prędce uczynione.

Gdy więc skończył się już szabat, to jest z soboty na niedzielę o świcie, święta Marya Magdalena, święta Marya Jakóbowa i święta Salome, owe błogosławione uczenice Pana Jezusa, które zawsze były przy Nim, i przy Matce Bożéj, zakupiły wonnych olejków, któremi u żydów był zwyczaj balsamować ciała po śmierci, i pośpieszyły do grobu Pańskiego, dochodząc do niego gdy już weszło słońce. Grób w którym złożono Pana Jezusa, był grobem przygotowanym przez Nikodema z Arymatei, bogatego pana żydowskiéj ziemi, dla niegoż samego, i dopiéro po śmierci Chrystusa Pana pobożny ten człowiek a do liczby uczniów Zbawiciela należący, odstąpił go dla Niego. Był on wykuty w skale, w kształcie podziemnego obszernego sklépu, i miał drzwi przez które wchodziło się do wnętrza. Święte niewiasty całém sercem zajęte usługą którą miały oddać przenajświętszemu Ciału Pańskiemu, wychodząc z domu po zakupienie wonnych olejków, zapomniały że wejście do grobu Pana Jezusa, przywalone zostało ogromnéj wielkości kamieniem. Przypomniały to sobie dopiéro już do Grobu dochodząc, i kłopotały się same że nie wzięły z sobą mężczyzn silniejszych, czując że nie będą w stanie kamienia tak ciężkiego z miejsca poruszyć. Jedna téż do drugiéj mówiły: „Cóż poczniemy jak przyjdziemy do grobu, kiedy nie mamy z sobą nikogo, coby nam kamień wejście do niego zawierający odwalił.” Szły jednak dalej, bo ich serce pędziło do miejsca w którém złożono ich najdroższego Pana, i nie zrażała ich trudność, jaką przewidywały w dostaniu się do niego. To téż usunął ją przed niemi Pan Bóg.

Doszedłszy do grobu, ujrzały on ogromny kamień odwalony, i co prędzéj z uczuciem czci najgłębszéj weszły wewnątrz wykucia skały, gdzie Pan Jezus był złożony. Lecz nie znalazły tam już przenajświętszego Ciała, tylko ujrzały Anioła w przecudnéj postaci młodzieńca, ubranego w białą jak śnieg szatę, siedzącego po prawéj stronie miejsca, gdzie wprzód było Ciało Pańskie. Na widok ten zdumiały się niezmiernie, a nawet zrazu i przeraziły, lecz Anioł rzekł do nich: „Nie lękajcie się: szukacie Jezusa który był ukrzyżowany, a po śmierci tu złożony. Nie ma już Jego ciała w grobie na tém miejscu gdzie bylo pochowane, które jak widzicie jest próżném. On zaś powstał. Idźcie przeto, i co prędzej donieście o tém Piotrowi, jako najstarszemu z Apostołów, i innym uczniom, i oznajmijcie im że Pan udał się do Galilei: Niech i oni tam pójdą, a będą Go oglądać, według tego jak im to Sam zapowiedział.”

Słysząc to święte niewiasty, a i od widzenia Anioła, i od tego co im powiedział nadzwyczaj wzruszone, pobiegły co prędzéj spełnić dane im polecenie. Święta Marya Magdalena, pierwsza pospieszyła, wyprzedzając swoje towarzyszki, i zastawszy świętego Piotra wraz ze świętym Janem, sama jeszcze nie wiedząc co się to stało, i jakby niedowierzając widzeniu jakie miała, zawołała do nich: „Byłyśmy u grobu Pańskiego, gdzie zaniosłyśmy wonne olejki dla namaszczenia Jego ciała; lecz Go już tam nie znalazłyśmy. Wzięto ciało Jego z grobu, i nie wiemy gdzie je złożono.”

Wtedy już bowiem Pan Jezus był z martwych powstał i z grobu wyszedł, co tak nastąpiło. Nazajutrz po ukrzyżowaniu Pana Jezusa, żydzi wiedząc iż Zbawiciel zapowiedział był Swoje po trzech dniach zmartwychwstanie, umyślili przy grobie jego postawić straż, aby temu, jak mniemali że to mogą uczynić, przeszkodzić. Udali się więc do Piłata jako Wielkorządcy miejscowego, domagając się aby kazał umieścić żołnierzy przy grobie Pana Jezusa, żeby jak mówili, nie skradli ciała Jego uczniowie, i nie rozgłosili potém że zmartwychpowstał. Piłat zgodził się na to: straż przy grobie Pańskim umieszczono, a sam orób obwarowano, przykładając urzędową pieczęć do kamienia zamykającego wejście.

Żołnierze przystawieni, czuwali noc całą, z oka nie spuszczając grobu. Lecz zaraz po północy, kiedy zaledwie świtać poczynało, patrzą: a oto zstępuje z Nieba Anioł w szatach tak białych jak śnieg, i otoczony taką jasnością i tak nagle z Nieba pojawiającą się, że to przyjście jego, wyglądało jakby straszna błyskawica, a nie przez czas mgnienia oka, jak to zwykle bywa, trwająca, lecz otaczająca ciągle swoim blaskiem tego posłannika niebieskiego. To już przeraziło niezmiernie żołnierzy; ale jeszcze bardziéj się zlękli, gdy ujrzeli tegoż Anioła z takim pędem rzucającego się na kamień zawierający grób Pański, i tak gwałtownie go odwalającego, że w téjże chwili powstało ztąd straszne trzęsienie ziemi. Strażnicy padli na ziemię jak nieżywi, a wtedy Pan Jezus powstał z grobu, już w ciele chwalebném i ubóstwioném, to jest takiém jakie mieć będą wszystkie dusze wybrane po powszechném ciał zmartwychwstaniu, i najprzód niezwłocznie okazał się Swojéj najdroższéj Matce, aby po ciężkich boleściach jakie przebyła co prędzéj Ją najpierwszą pocieszyć.

Tymczasem święci Piotr i Jan, odebrawszy wiadomość od świętéj Magdaleny, że ona Pana Jezusa nie zastała już w grobie, co prędzej tam się udali. Jan pierwszy przybył, a nie śmiejąc wejść wewnątrz póki Piotr nie nadejdzie, ujrzał w grobie leżące prześcieradło, w które owinięte było przy złożeniu Ciało przenajświętsze, a za przybyciem Piotra gdy weszli obaj wewnątrz grobu, ujrzeli i osobno zwiniętą chustkę, którą owiązana była głowa Pana Jezusa, gdyż tak chowali żydzi swoich zmarłych. Wtedyto, jak się zdaje, okazał się Pan Jezus Piotrowi, o czém wspomina Ewangelia świętego Łukasza, iż mówili Apostołowie że Pan okazał się Piotrowi, 1 a ten przekonawszy się o zmartwychwstaniu Pańskiém, odszedł z Janem, aby i innym uczniom co prędzej to oznajmić. Przy grobie pozostała tylko święta Marya Magdalena, rzewnie płacząca, gdyż dotąd dostatecznie przekonaną nie była o Zmartwychwstaniuu Pana. Jakby więc jeszcze wątpiąc czy w istocie nie ma już jego ciała w tém miejscu, przybliżyła się do wejścia do grobu, i rzuciwszy wzrok wewnątrz, ujrzała tą razą już dwóch Aniołów w bieli, z których jeden siedział przy miejscu gdzie spoczywała głowa Zbawiciela, a drugi gdzie Jego nogi, i którzy rzekli do niéj. „Niewia- sto dla czego płaczesz?” — „Płaczę dla tego, odpowiedziała Święta, że oto zabrano nam ciało Pana mojego, a nie wiem gdzie je złożono” i to powiedziawszy odwróciła się, aż patrzy a oto stoi ktoś przed nią, i pyta ją podobnież jak Anioł mówiąc: „Niewiasto dlaczego płaczesz?” Magdalena wnosząc iż to być musi ogrodnik tego ogrodu w którym był grób Pana Jezusa, i że on najlepiéj będzie wiedział gdzie jest ciało Jego: „Panie, rzekła, może to ty wziąłeś ztąd ciało Mistrza naszego, powiedz mi więc gdzieś Je złożył, a ja je wezmę napowrót.” Lecz to był nie ogrodnik, lecz Sam Pan Jezus, który zawołał na nią po imieniu mówiąc: „/Marya/” 2 a Święta poznając wtedy Zbawiciela, uradowana nad wszelki wyraz, upadła Mu do nóg zawoławszy tylko: „/O! Mistrzu mój!/” 3 i chciała przenajświętsze stopy Pańskie ucałować; lecz Pan Jezus rzekł do niéj: „Nie dotykaj się Mnie, bo już teraz nie dozwolę ci ucałować nóg moich, aż gdy po powrócie do Ojca Przedwiecznego, otworzę wam Niebo i tam kiedyś i ciebie wezmę. Teraz idź do Apostołów, których kocham jak braci moich, i oznajmij im żeś mnie widziała, i że Ja niedługo już tu na ziemi mając przebywać, wkrótce wstąpię do nieba do Ojca mojego i Ojca waszego, Boga mojego i Boga waszego.”

Tak nam tedy Ewangelie święte opowiadają Zmartwychwstanie Pańskie, a oprócz wyżéj wymienionych objawień się Pana Jezusa, wspominają i o kilku innych które wtymże dniu miały miejsce. Lecz prócz tego, później, często jeszcze raczył Zbawiciel okazywać się uczniom swoim i z przenajświętszą Matką Swoją jak najczęściéj przobywał, aż gdy w dni potém czterdzieści, do Nieba wstąpił.

Pamiątka Zmartwychwstania Pańskiego, od najpierwszych czasów Kościoła z największą uroczystością obchodzoną była. Za papiestwa zaś świętego Sylwestra, na Soborze Nicejskim, uchwalono aby w roku każdym obchodzić ją w pierwszą niedzielę po pełni marcowéj.

Pożytek duchowny

Pan Jezus po Swojém Zmartwychwstaniu miał ciało już ubóstwione: w skutek tego mogło ono z miejsca na miejsce przenosić się w mgnioniu oka; przytém nie doznawało żadnych zewnętrznych wrażeń, i nakoniec śmierci już nie podlegało. Takimi powinniśmy być na duszy, gdy wskrzeszeni mocą Bożą, ze śmierci w któréj grzech nas trzymał przechodzimy do życia łaski. Wtedy powinniśmy dawać pierwazeństwo rzeczom tyczącym się duszy nad rzeczami doczesnemi; powinniśmy rączo służyć Panu Bogu, i żadnym ziemskim uczuciom nie poddawać się. Nakoniec powinniśmy trwać w łasce, to jest nie wracać już do grzechu, a więc nie ulegać śmierci na duszy.

Modlitwa (kościelna)

Boże któryś w dniu dzisiejszym przez Jednorodzonego Syna Twojego Zmartwychpowstającego, bramy wieczności nam otworzył; i serca nasze ku pożądaniu chwały niebieskiéj łaską Twoją podnieś, i z miłosierdzia Twojego do tejże nas chwały doprowadź. Przez tegoż Paną naszego i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 171–173.

Footnotes:

1

Łuk. XXIV. 34.

2

Jan XX. 16.

3

Tamże.

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Jezus Wielkanoc zmartwychwstanie
2020-04-12

Św. Sabby Męczennika

Żył około roku Pańskiego 372.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościoła Gockiego, i znajduje się u Bollandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Sabba w wieku IV żyjący, z narodu Gotów, był rodem z części kraju przez nich zamieszkałego graniczącego ze Scytyą, gdzie wielu już za czasów jeszcze Konstantyna Wielkiego, do wiary katolickiéj nawróconych było. Sabba w niéj wychowany od lat najmłodszych, wiódł życie doskonałego chrześcijanina. Odznaczał się szczególnie wielkiém do Matki Bożéj nabożeństwem, i wyjednaną mu przez Nią łaską nieskalanéj czystości. We wzroku tak był umartwiony, iż nigdy nie podniósł oczów na osobę płci obeéj. Lubo należał do narodu dzikiego i w ogólności tępego umysłu, gruntowna pobożność zastąpiła w nim wszystko, i byłto człowiek którego powszechnie wielce poważano. Mało wykształcony w naukach, lecz w świątobliwości wysoko posunięty, przedewszystkiém przykładem swoim najzbawienniéj wpływał na pogan, i wielu z nich nawrócił do wiary świętéj. Odziedziczywszy znaczny po rodzicach majątek, lecz w duchu ubogi, gardząc dla Chrystusa dostatkami, skarb swój składał w Niebie, przez hojne jałmużny jakie czynił, a stroniąc od uciech światowych, wiódł życie umartwione i bogomyślne. Długie na modlitwie trawił godziny, pościł codziennie, i prawie cały czas swój poświęcał na odwiedzanie chorych ubogich, i służenie im z największą miłością. Takim go maluje list jego Biskupa pisany do Biskupów w Kapadocyi, i przesłany po jego męczeństwie.

Prześladowanie katolików wszczęte przez Atanaryka króla Gockiego, rozpoczęło się w roku 370 z wielkiém okrucieństwem. Król ten prowadził wojnę z innym królem gockim nazwiskiem Frytygernus, który dla pozyskania sobie pomocy cesarza Walensa, przyjął wiarę chrześcijańską. Atanaryk pobity przez wojska rzymskie, całą zawziętość obrócił na tych swoich poddanych, którzy byli chrześcijanami, i postanowił albo ich wytępić, albo przywieść do odstąpienia wiary świętéj. Pastwił się nad nimi okrutnie. Kazał obwozić po kraju posąg bożyszcza pogańskiego na wielkim wozie, i wszyscy chrześcijanie nieoddający mu czci, niezwłocznie wymordowywani zostawali, albo żywcem paleni. W pewném miejscu, wielka liczba chrześcijan tak mężczyzn jak i niewiast unoszących dzieci na ręku, schroniła się do kościoła: poganie podłożyli ogień i wszystkich spalili.

Lecz najznakomitszym z ówczesnych w tym kraju męczenników, był święty Sabba. Sami pogańscy urzędnicy przerażeni barbarzyńskiemi morderstwami nakazanemi przez króla, starali się wynaleźć sposób ratowania chrześcijan. Nie wymagają li aby oni oddawali pokłon obwożonemu bożyszczu, lecz nagromadziwszy wielkie tłumy ludu z pogan i z chrześcijan złożone, urządzali uczty religijne, na których podawano mięsiwa bożkom poświęcone. Wnosili iż przy tego rodzaju obrzędzie, chrześcijanie na mniéj wyraźną próbę narażeni będą, a przez to łatwiéj im przyjdzie wielu z nich uratować życie.

W miejscu gdzie przebywał święty Sabba, gdy zgromadzono ludność na ten rodzaj uczty, a przybyli królewscy urzędnicy, spytali zebranych pogan, czy nie było między nimi chrześcijan, ci odpowiedzieli iż nie masz żadnego, i że gotowi stwierdzić to przysięgą. Czynili zaś to głównie przez wzgląd na świętego Sabbę, którego koniecznie uratować pragnęli. Lecz Święty, nie chciał dopuścić takowego krzywoprzysięstwa: wystąpił z tłumu i głośno zawołał że nie godzi się przysięgi téj wykonywać, gdyż on jest chrześcijaninem. Niezwłocznie więc powołano go przed sędziego. Sabba spragniony korony męczeńskiéj, tak mężnie się stawił, i tak otwarcie oświadczył iż jest wyznawcą Chrystusowym gotowym na śmierć, byle nie odstąpić świętéj wiary, że urzędnik przewodzący sądom i sam przejęty dla niego szczególnym szacunkiem, pragnął go oszczędzić. Dowiedziawszy się że Sabba, który rozdał był cały swój majątek na biednych, prócz ubogiéj szaty jaką miał na sobie, nic zgoła nie posiada, nie badał go daléj, i jako włóczęgę i żebraka, kazał wygnać za miasto.

W roku następnym, prześladowanie okrutniéj jeszcze szerzyć się zaczęło. Ponieważ z wioski w któréj przebywał Święty Sabba, ksiądz nazwiskiem Sanzalus, uszedł był przed poszukującymi go poganami, więc gdy nadchodziła Wielkanoc, nasz Święty umówiwszy się z drugim kapłanem Guttykiem szedł na inne miejsce, gdzie spodziewał się iż tę uroczystość spokojnie będą mogli obchodzić. Zaledwie puścił się w drogę, gdy spotkał go jakiś człowiek, dziwnie poważnéj postaci i wzrostu nadzwyczajnego, radząc mu aby się wrócił, i upewniając że w wiosce swojéj zastanie księdza Sanzala. Pomimo tego święty Sabba chciał iść daléj; lecz chociaż wtedy niebo było pogodne, niespodzianie spadł śnieg obfity, i tak coraz bardziej na drodze którą szedł powiększały się zaspy, że poznawszy w tém szczególne zrządzenie Boskie, wrócił do domu, i zastał w istocie księdza Sanzala, który przybył na święta Wielkanocne i tę uroczystość wspólnie z nim z wielkiém nabożeństwem obchodził.

We wtorek Wielkanocny, gdy jeszcze spoczywali, nadciągnął do wsi oddział żołnierzy pogańskich pod dowództwem Ataryda, jednego z najzawziętszych prześladowców chrześcijan, który obu z łóżek zabrawszy uwięził. Sanzala, dozwoliwszy mu ubrać się, posadzili na wozie, lecz Sabbę prawie nagiego i bez obuwia, pędzili pieszo po skalistéj i ciernistéj drodze, w ciągu któréj okrutnie go chłostali rózgami i kijem tłukli. Pokaleczyli go do krwi, lecz Pan Bóg cudem uwieńczył jego cierpliwość i wytrwałość, gdyż nad rankiem gdy poganie chcieli przypatrzyć się jego ranom, nie znaleźli takowych ani śladu, co dało powód Świętemu że szydził nawet ze swoich katów. To ich gorzéj jeszcze rozzłościło; przywiązali go nogami do jednéj osi wozu, a rękoma do drugiéj, najsilniéj jak mogli rozciągając, i w téj męce kilka godzin pozostawili. Działo się to w nocy: barbarzyńcy zbudzili gospodynię domu, w którym się zatrzymali, aby im przygotowała posiłek, a sami na spoczynek się udali. Przez ten czas, kobieta ta odwiązała Sabbę, lecz on nietylko nie uciekał, lecz wraz z nią przez resztę nocy zajął się przy kuchni, aby jego oprawcy mieli wszystko gotowe.

Gdy dzień się zrobił, żołnierze podziwiali postępek Świętego, lecz Ataryd jeszcze stał się zawziętszym. Kazał zawiesić Sabbę za ręce u belki sufitu i przynieść mięsiwa poświęcone bożkom, wymagając aby je i Sabba i ksiądz Sanzal pożywali. Obaj nie chcieli tego uczynić. A gdy powiedziano Sabbie że taki był rozkaz samego Ataryda: „Któż jest, odezwał się Święty, ten Ataryd, który ośmiela się przykazywać mi to czego Bóg zabrania? Kogoż z tych dwóch powinienem słuchać? Nie będę więc pożywał tych pokarmów.” Odwiązano go od belki, i po chwili jeden z żołnierzy ugodził go w brzuch pałką okutą ostrzem na końcu tak silnie, że Święty upadł na ziemię. Lecz wstając zdrów i rzeźwy: „Sądziłeś żeś mnie zamordował, powiedział do żołnierza, a oto za łaską Pana mojego Jezusa Chrystusa, jeszczem na nogach, i prawie nie czułem twojego ciosu.”

Dowiedziawszy się o tém Ataryd, kazał go niezwłocznie w rzekę wrzucić, a Sanzala uwolnić. Co widząc Sabba: „Jakiż występek popełnił ten kapłan Chrystusów, zawołał, żeby nie miał umierać wraz ze mną?” A potém złożywszy Panu Bogu dzięki że jego samego męczeństwo nie omija, udał się nad rzekę, wiedziony przez żołnierzy. Gdy nad brzegiem stanęli, żal się im zrobiło zadawać śmierć takiemu człowiekowi. Wnosząc więc że się o tém nie dowie Ataryd, chcieli go puścić na wolność, byle zaraz uchodził w obce jakie kraje. „Nie czyńcie tego, rzekł do nich Święty, największą przez to zadalibyście mi krzywdę. Widzę już tych którzy mnie zaprowadzić mają do chwały niebieskiéj. Nie pozbawiajcież mnie szczęścia wiekuistego.”

Wrzucili go tedy w rzekę, i Święty z koroną męczeńską poszedł do Nieba. Poniósł śmierć za wiarę dnia 12 kwietnia roku Pańskiego 372. Ciało jego wydobyte późniéj z wody, za staraniem wodza wojsk rzymskich Juliusza Sorana, męża bardzo pobożnego, przeniesione zostało do Kapadocyi jego ojczyzny, i wtedyto Biskup miejscowy przesłał w liście okólnym do wiernych, powyższe szczegóły jego śmierci męczeńskiéj.

Pożytek duchowny

Gdy na tak żywy akt wiary, przez jaki Święty dzisiejszy pragnął śmierci męczeńskiéj, zdobyć się nie możemy, oddawajmy głęboką cześć takim łaskom w świętych Męczennikach Pańskich. Z naszéj zaś strony zdobywajmy się przynpajmniéj na przyjmowanie w duchu wiary i miłości Boga, wszelkie cierpienia jakie spodoba się Bogu zesłać na nas, a także i śmierć samę.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Sabbę, w jego śmierci męczeńskiéj, przedziwném męstwem obdarzył, daj nam za jego wstawieniem się w każdém cierpieniu, a szczególnie w godzinie śmierci naszéj, pokorne i chętne przenajświętszéj woli Twojej poddanie się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 286–288.

Tags: św Sabba „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik czystość
2020-04-11

Św. Leona Wielkiego Papieża i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 461.

(Żywot jego wyjęty jest z dziejów Kościoła.)

Święty Leon Papież przezwany wielkim, rodem był z Toskanii. Od młodych lat wysoko w naukach świeckich i duchownych wykształcony, wstąpiwszy do stanu duchownego, przy boku dwóch Papieży Celestyna II i Sykstusa III, do najważniejszych spraw ich najwyższego Pasterstwa używany, wielkie położył był w Kościele zasługi. Słowem i pismem najgorliwiéj i najskuteczniéj walczył przeciw szerzącym się podówczas kacerstwom nestoryanów, pelagianów i innych. Wysłany do Francyi w poselstwie od Sykstusa III, po śmierci tego Papieża, lubo nieobecny, jednomyślnie na Stolicę Apostolską wyniesionym został. Pomimo długiego oporu jaki stawiła pokora jego temu wyborowi, musiał się mu poddać, a przybywszy do Rzymu przyjęty został z nadzwyczajnemi oznakami czei powszechnéj. Zaczął sprawowanie swojego Papiestwa od nakasania modlitw publicznych, na uproszenie mu potrzebnych do tego łask Bożych, a potém niezwłocznie wypowiedział wojnę wszelkim błędom i nieprawościom. A że pod tę porę heretyckie sekty manichejczyków, donatystów, aryanów, pryscylianów, nestoryanów i pelagianów, zarażały wiernych swoim jadem, przeciw nim głównie zwrócił święty Leon swoję apostolską gorliwość. W celu położenia najskuteczniejszej tamy szerzeniom tych kacerstw, zwołał sobór Chalcedoński. Sześciuset Biskupów zgromadziło się na nim, i potępiło najgłówniejsze zasady odszczepieńców.

Wielkiéj przytém dokładał usilności, aby postanowienia Soboru Nicejskiego, były wiernie zachowane, a w jednym z listów swoich okólnych, tak się o tém wyraża, określając oraz najwyraźniéj pierwszeństwo władzy Papieża nad wszystkimi innymi Biskupami: „Wielcebym zawinił, gdyby w skutek mojéj niedbałości lub pobłażania, przekraczano postanowienia, które Duch Święty natchnął Soborowi Nicejskiemu, i gdyby zdanie niektórych Biskupów, których wszakże poważam jako ojców, miało w oczach moich przeważać powszechne dobro Kościoła.”

Szczególnie miał na sercu lud rzymski, jako najbliższe mający prawo do jego pasterskiéj pieczołowitości. Zajął się téż nim najwyłączniéj, pragnąc zrobić z niego lud mogący służyć za wzór do naśladowania dla wszystkich ludów chrześcijańskich. Zachęcał go i prowadził do cnoty, nie tylko przykładem własnego życia, lecz i głoszeniem słowa Bożego. Ledwie że nie dnia każdego miewał kazania, a z tych najzbawienniejsze zbierał owoce. Podawał przepisy życia ściśle chrześcijańskiego dla osób różnego stanu; wielkiéj liczby dusz najpoboźniejszych był przewodnikiem duchownym. Zakony tak męzkie jak żeńskie opieką swoją otaczał, ścisłości w zachowaniu ich ustaw przestrzegając najpilniéj. Rzym nową przybrał w pierwszych zaraz latach jego Papiestwa postać: zajaśniał bardziéj niż kiedy nieskazitelnością obyczajów wszelkiego stanu mieszkańców, pomiędzy którymi rozszerzyła się i utrwaliła gruntowna pobożność.

Lecz przedewszystkiém przestrzegał z wielką gorliwością obyczajów duchowieństwa. Wymagał aby kapłani byli wzorem cnót wszelkich, owszem, żywemi wizerunkami doskonałości Ewangelicznéj. Wybierał najgodniejszych na Biskupów i Kapłanów, i nic go skłonić nie mogło, do odstąpienia w téj mierze najsurowszéj sprawiedliwości. „Udzielać święcenia kapłańskie tym którzy są tego niegodnymi, zwykł był mawiać, jest wyrządzeniem ciężkiéj krzywdy wiernym: gdyż nieposzlakowany żywot zwierzchników duchownych, jest niezbędnym środkiem uświątobliwienia ludu.” Utwierdzało go w tém przekonaniu i widzenie jakie razu pewnego miał przy grobie świętego Piotra Apostoła, do którego miał szczególne nabożeństwo. Gdy modlił się tam długo i gorąco o odpuszczenie grzechów, okazał mu się książe Apostołów i rzekł do niego: „Wstawiłem się za tobą, i grzechy twoje są ci odpuszczone; lecz zważaj pilnie na kogo wkładasz ręce, i kogo wyświęcasz, bo z tego zdasz surowy przed Bogiem rachunek.”

Za czasów jego Papiestwa, Kościoł wystawionym był na wielkie klęski. Lecz właśnie dla ratunku jego, Pan Bóg w miłosierdziu swojém, wyniósł na Stolicę Apostolską tego wielkiego Papieża. Atylla król Hunnów, barbarzyński i okrutny zdobywca biczem Bożym przezwany, zdobywszy miasto Akwileę i w perzynę ją obróciwszy, posuwał się w głąb Włoch coraz dalej, niszcząc wszystko po drodze, i wymordowując ludność, z zamiarem zdobycia Rzymu i zburzenia go podobnież. Papież przerażony nieszczęściami grożącemi i Kościołowi i mieszkańcom Rzymu, udał się na spotkanie Atylli, aż do ujścia rzeki Mincio w rzekę Po. Tam otoczony całym Senatem Rzymskim, przemówił do dumnego barbarzyńcy z taką powagą, umiarkowaniem, roztropnością i świętą wymową, że to jedynie skłoniło go zaniechać dalszych zamiarów, i zwróciło z całém wojskiem do Panonii, teraźniejszych Węgier. Wszyscy dziwili się że ten okrutnik, tak łatwo uległ wrażeniu mowy mianéj do niego przez świętego Leona. Lecz sam on upewniał, iż gdy Papież do niego przemawiał, widział obok niego dwóch starców stojących z dobytemi mieczami i grożących mu śmiercią jeśli go nie usłucha. Powszechne jest mniemanie, że byli to Apostołowie Piotr i Paweł, którzy jako Patronowie Rzymu, poparli swoją opieką tego Papieża, który to miasto od niechybnéj zguby wtedy uchronił.

Wkrótce potém Genzeryk król Wandalów, zdobywszy Afrykę, wkroczył do Włoch z liczném wojskiem i zagroził Rzymowi, jeszcze straszniejszém zniszczeniem niż to, którego uszedł ze strony Atylli. Święty Leon wiedział dobrze że Genzeryk był aryaninem, zawziętym wrogiem katolików, a także doszły go były wiadomości, z jakiém barbarzyństwem obchodził się z Biskupami w Afryce: jednak jako dobry Pasterz, nie wahał się narazić na widoczne niebezpieczeństwo. Udał się do obozu Genzeryka, i tyle wymógł na nim, że przy zajęciu Rzymu, wojska jego nie dopuściły się ani morderstwa ani rabunku kościołów, i skarby kościelne oszczędzone zostały.

Po oddaleniu się z Rzymu Genzeryka, święty Leon zajął się najtroskliwiéj nieszczęsnym ludem, srodze, klęską najścia tych barbarzyńców, dotkniętym. Wykupywał do niewoli wziętych, wspierał hojnemi jałmużnami ubogich, nawiedzał chorych, pocieszał strapionych, a wszystkich pobudzał do pokuty, upatrając w klęsce jaka kraj cały spotkała, słuszną karę Bożą za grzechy jego mieszkańców.

Przytém zwrócił swoje starania ku odbudowaniu gmachów publicznych, a szczególnie kościołów, przez najezdoców uszkodzonych albo zburzonych. Własnym kosztem zbudował kościoł przy drodze Apieńskiéj, pod wezwaniem świętego Kornelego Papieża i Męczennika. Odnowił kościoły świętego Piotra, świętego Pawła i świętego Jana Laterańskiego. Ustanowił kapelanów, jako stróżów przy grobie świętych Apostołów. Wystawił nowy klasztor obok bazyliki świętego Piotra, i prawie wszystkie kościoły w Rzymie zaopatrzył w bogate srebrne sprzęty kościelne.

Dzieł treści religninéj, pierwszorzędnéj wartości pozostawił nadzwyczaj wielką liczbę, a mianowicie około dwuchset kazań na główne Święta w roku, i sto czterdzieści Epistoł czyli Odezw dogmatycznych, w których z genialnemi zdolnościami jakiemi go Pan Bóg obdarzył, wyjaśnia najgłębsze tajemnice wiary świętéj.

Przed każdém pisaniem dłogo się modlił, a niekiedy i posty do tego przydawał. Wygotowawszy list dogmatyczny do świętego Flawiana, o wcielemu słowa Bożego, położył go na relikwiach świętego Piotra, ścisły post zachował przez dni czterdzieści, i prosił książęcia Apostołów aby w liście tym poprawił cokolwiek było niewłaściwego, żeby go mógł rozesłać do wszystkich Biskupów dla nauki wiernych. Po upływie dni czterdziestu, znalazł list w niektórych miejscach poprawiony, a święty Piotr okazawszy się stanął przed nim i powiedział: „Czytałem go i poprawiłem.”

Święty ten Papież spędził całe życie swoje broniąc Kościoła przeciw rozlicznym a upartym sektom heretyckim, a Włochy przeciw najazdowi barbarzyńców. Wzbogaciwszy całe chrześcijaństwo znakomitemi pismami swojemi, i nabywszy za wielkie czyny swoje jako Papież przydomek Wielkiego, zasnął w Bogu, w wieku bardzo podeszłym dnia 11 Kwietnia roku Pańskiego 461. Zasiadał na stolicy Apostolskiéj lat dwadzieścia jeden, bez miesiąca.

Pożytek duchowny

Dwa razy święta wymowa tego wielkiego Papieża którego żywot czytałeś, uratowała Rzym od ciężkiej klęski. Gdy słowa czyje poparte są świątobliwością osoby przemawiającej, łatwo skutek otrzymają, bo im Pan Bóg błogosławi w sposób saczególny. Jeśli twoje najzbawienniejsze przemawiania do drugich nie skutkują, uważ czy nie z téj przyczyny, te święte słowa twoje, nie są poparte świątobliwém życiem twojém.

Modlitwa (kościelna)

Wysłuchaj prosimy Cię Panie prośby nasze, które w uroczystość błogosławionego Leona wyznawcy Twojego i Papieża zanosimy, i niech wsparci zasługami tego któremu dano było tak godnie Ci służyć, dostąpimy odpuszczenia wszystkich grzechów naszych. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 283–285.

Tags: św Leon Wielki „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież doktor Rzym wymowa
2020-04-10

Św. Maryi Egipskiéj

Żył około roku Pańskiego 421.

(Żywot jéj był napisany przez Zofroniusza, Patryarchę Jerozolimskiego.)

W jednym z klasztorów w Palestynie, mieszkał na początku piątego wieku, wielkiéj świątobliwości zakonnik nazwiskiem Zozymas. Zachowawszy nieposzlakowaną niewinność od kolebki, już lat pięćdziesiąt trzy żył w zakonie, jaśniejąc wysokiemi cnotami, gdy razu pewnego przyszła mu myśl pyszna, że na całéj puszczy okolicznéj, gdzie było wiele klasztorów i pustelników, nie było doskonalszego od niego. Aby go z téj szatańskiéj pokusy uleczyć, Pan Bóg sprawił że go przeniesiono do innego klasztoru, gdzie zakonnicy mieli zwyczaj cały wielki post przepędzać na puszczy. Gdy więc nadeszła ta pora, i Zozymas w środę popielcową wyszedł z klasztoru, przeprawił się przez rzekę Jordan, i udał się w głąb puszczy, mając jakby przeczucie że znajdzie na niéj pustelnika, którego rodzaj życia nadzwyczajny, uwolni go od trapiących myśli zarozumiałych, których z całego serca pragnął się pozbyć.

Upłynęło już było dni dwadzieścia jak w tym celu chodził po puszczy, kiedy około południa zatrzymawszy się pod drzewem dla odśpiewania Psalmów, ujrzał jakby jakieś widziadło, bardzo spiesznie przed nim uchodzące. Przestraszony przeżegnał się, i spostrzegł iż była to jakaś postać ludzka. Jakoż, była to niewiasta, która przed nim uciekała. Zozymas sądząc, iż to być musi pustelnik jaki na téj puszczy żyjący, pogonił za nią i zbliżywszy się, zaczął wołać: „Sługo Boży, zaklinam cię na miłość tego Pana któremu służysz na téj puszczy, wstrzymaj się i rozmów się ze mną.” Nie uczyniła jednak tego postać uchodząca, aż gdy skryła się w gęste krzaki, tak się odezwała: „Ojcze Zozymasie, rzuć płaszcz twój biednéj grzesznicy, jeśli chcesz aby rozmówiła się z tobą.” Sługa Boży słysząc się nazwanym po imieniu, domyślał się iż ma do czynienia z jakąś wielkiéj świątobliwości duszą, która nie inaczéj jak przez cudowne objawienie, mogła się dowiedzieć o jego nazwisku. Rzucił więc jéj płaszcz, którym ona okrywszy się, wyszła do niego, a gdy zaczął wypytywać ją ktoby była i co tu robi, tak mu historyą swoję opowiedziała:

„Jestem rodem z Egiptu. Na nieszczęście moje, w dwunastym roku życia, opuściłam dom rodzicielski dla oddania się rozpuście, i przybywszy do Aleksandryi, przez lat siedemnaście dopuszczałam się najohydniejszego nierządu. Nie szukałam w tém zysku, lecz czyniłam to z saméj rozpusty, i zdaje mi się, że żadna niewiasta nie przyprawiła o wieczną zgubę tyle dusz, ile ja ich pozyskałam piekłu. Dnia pewnego, widząc że wielka liczba ludzi spieszyła do portu i wsiadała na okręty, spytałam się zaciekawiona, gdzie się udają. Powiedziano mi, iż sąto pielgrzymi udający się do Jerozolimy, na wielką uroczystość znalezienia Krzyża świętego. Wzięła i mnie ochota toż samo uczynić, wsiadłam na okręt, i dotąd dreszcz mnie przechodzi, na wspomnienie jakiém zgorszeniem stałam się dla wszystkich podróżnych. W Jerozolimie żyłam tak występnie jak w Aleksandrii.

Gdy nadeszła uroczystość, udałam się z innymi do kościoła, aby uczcić Drzewo Krzyża świętego, lecz przy wejściu, jakaś ręka niewidzialna odepchnęła mnie od wnętrza kościoła, i napróżno chciałam się tam dostać, gdyż za każdą razą, coraz silniéj mnie coś odrzucało. Zawstydzona tém i zasmucona, rozpłakałam się rzewnie. Szpetność grzechów moich stanęła mi żywo na pamięci, żal ogarnął serce moje, poszłam w kąt placu przed kościołem będącego, i usiadłszy na kamieniu, gorzkie łzy wylewałam.

Wśród tak ciężkiego udręczenia, podniosłam oczy w górę, i naprzeciw mnie spostrzegłam na murze Obraz Matki Bożéj. W tejże chwili przypomniawszy sobie, że przenajświętszą Pannę nazywają Matką miłosierdzia i Ucieczką grzeszników, Matko miłosierdzia! zawołałam do Niéj, zlituj się nade mną, która jako największa jaka kiedy była grzesznica, tém większe przez to właśnie, mam prawo do Twojego pośrednictwa. Czuję żem nie godna otrzymania tych łask, jakie Pan Bóg zlewa dziś na świątobliwe dusze, oddające cześć Drzewu Krzyża świętego; lecz otrzymaj mi tylko tę łaskę abym mogła ujrzeć to Drzewo święte, na którym Syn Twój a Zbawca mój, wylał krew Swoję za moje zbawienie, a zato przyrzekam Ci, że się udam na puszczę, abym tam już przez całe życie opłakiwała moje zbrodnie.

Po takiéj modlitwie wstałam, poszłam do kościoła, i już tą razą wszedłszy do niego bez trudności, rzuciłam się na ziemię dla oddania czci Drzewu świętemu i zalewając się gorzkiemi łzami żalu za grzechy moje. Potém wróciłam przed obraz Matki Bożej, i upadłszy przed nim na kolana: „Matko miłosierdzia! zawołałam, Tobiem po Bogu winna moje nawrócenie. Dokończ dzieła Twojego: w Tobie cała ufność moja. Wskaż mi teraz co mam czynić, i prowadź mnie drogą zbawienia.” A gdym słów tych domawiała, usłyszałam głos wyraźnie do mnie mówiący: „Przepraw się przez Jordan, a znajdziesz pokój duszy twojéj.” W tejże chwili wyszłam z miasta, wziąwszy z sobą tylko trzy bułki chleba. Pod wieczór przybyłam nad Jordan, gdzie znalazłszy kościół pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela, przepędziłam w nim noc całą, na opłakiwaniu moich grzechów. Zrana wyspowiadawszy się z całego życia, przyjęłam Komunią świętą i poleciwszy się Matce Bożéj, przeprawiłam się przez rzekę: a udawszy się na tę błogosławioną puszczę, oto już lat czterdzieści siedem jak na niéj przebywam, i ciebie pierwszego z ludzi tu spotkałam.”

„Czóm więc żywiłaś się przez czas ten?” spytał ją Zozymas. — „Trochę chleba który wzięłam z sobą, rzekła mu Święta, wkrótce spożyłam, i potém żywiłam się już tylko korzonkami leśnemi.” — „A czy pokus jakich od złego ducha nie doznawałaś?” spytał ją znowu. „O! mój ojcze, powiedziała mu na to, nie mówmy już o tém; samo wspomnienie tego przeraża mnie dotąd. Trudno mi opisać ci, jak ciężkie przechodziłam próby. Wszystkie złe namiętności uderzały na mnie: wspomnienie dawnych niegodziwych uciech mnie ścigało. Żem nie zginęła, winnam i to Matce Bożéj. Do Niéj się uciekałam w najcięższych chwilach, i Ona to mnie ratowała, ciągle była wśród pokus moją wspomożycielką i do pokuty przewodniczką. Jéj zawdzięczam spokój jakiego już teraz doznaję, bo i po dziś dzień we wszystkim jest moim ratunkiem: Sama jakby za rękę mnie prowadzi.”

Po téj rozmowie pustelnica prosiła go, aby to wszystko póki ona żyje zachował w tajemnicy, i żeby na rok przyszły przyszedł w toż samo miejsce, w sam Wielki czwartek, i przyniósł jéj Komunią świętą: przytém przepowiedziała mu że wcześniéj nie będzie mógł wyjść z klasztoru na puszczę.

Zozymas złożywszy Panu Bogu dzięki, że mu dał odkryć tak cudowny sposób życia wiodącą pokutnicę, wrócił do klasztoru, gdzie cały rok zachował najściślejsze milczenie, i podwoił zwykłych swoich umartwień. W roku następnym przed samymw Wielkim postem, zapadł w gorączkę i nie mógł tak jak inni zakonnicy wyjść na puszczę w środę popielcową, lecz dopiéro w Wielki czwartek, jak mu to Święta przepowiedziała. Przybył już późno w nocy nad Jordan, niosąc z sobą w małéj puszce Przenajświętszy Sakrament. Ledwie tam stanął, a ujrzał przy świetle księżyca, świętą pustelnicę nadchodzącą do przeciwnego brzegu rzeki. Zakłopotany iż ani dla niego, ani dla niéj nie było łódki do przeprawy, patrzy aż ona przeżegnawszy wodę, przebyła rzekę jakby szła po ziemi.

Zozymas tak tym cudem został uderzony, że gdy się do niego zbliżała, ukląkł; lecz Święta zawołała na niego aby powstał, przypominając mu że był kapłanem, a co większa że miał przy sobie Przenajświętszy Sakrament. Sama przeto upadłszy przed nim na kolana, i rzewnie płacząc, poprosiła aby odmówił Ojcze nasz, Zdrowaś Marya i Wierzę. Co gdy on uczynił przyjęła Komunią świętą, a potém wzniosłszy oczy i ręce do nieba, zawołała: „Teraz to Panie, według słów Twoich, puścisz służebnicę Twoję w pokoju, gdyż oczy moje oglądały zbawienie któreś nam przyniósł.” A zwracając się do Zozymasa, „jeszcze ojcze, rzekła do niego, mam cię prosić o jednę łaskę: Na rok przyszły przyjdź znowu na toż samo miejsce na puszczę, gdzieś mnie pierwszy raz spotkał, i gdzie mnie znajdziesz jak się Bogu spodoba.” Poczém wziąwszy od niego błogosławieństwo, przeżegnała rzekę, przeszła po wierzchu wody jak wprzódy, i znikła w puszczy.

Roku następnego, Zozymas wyszedł na puszczę w zwykłéj porze, i udał się na miejsce gdzie przed dwoma laty spotkał był Świętą, i znalazł ją tam nieżywą. Ciało jéj leżało na ziemi tak świeże, jakby tylko co skonała, a obok niego były te słowa wyryte na piasku : „Ojcze Zozymasie, pochowaj tu ciało biednéj Maryi, która umarła w Wielki piątek, zaraz po przyjęciu z rąk twoich Komunii świętéj, i racz o niéj pamiętać przed Bogiem.”

Gdy Zozymas modlił się i płakał, a zabierał się do pogrzebania ciała, ujrzał nadchodzącego z głębi puszczy lwa ogromnego. Osłupiał z przerażenia, lecz zwierz ten przybliżył się do ciała Świętéj, a polizawszy jéj nogi i wygrzebawszy wielki dół w ziemi, odszedł spokojnie. Zozymas pochował tam ciało błogosławionéj pustelnicy odśpiewawszy Psalmy żałobne, i wrócił do klasztoru, gdzie wszystko to cośmy tu opisali, opowiedział najwierniéj.

Święto błogosławionéj Maryi Egipskiéj, obchodzono najprzód w Grecyi, a wkrótce potém i w Kościele zachodnim. Martyrologium Rzymskie wspomina o niéj drugiego tego miesiąca. Reiikwie jéj znajdują się w kilku kościołach, głowę z wielką czcią przechowują w Neapolu.

Pożytek duchowny

Do jakże wielkiego nabożeństwa do Matki Boźéj, i do nieograniczonéj ufności w Jéj miłosierne i wszechwładne pośrednictwo, pobudzać powinny każdego, szczegóły nawrócenia się téj wielkiéj grzesznicy, która wielką Świętą została. Uciekaj się więc do przenajświętszéj Panny, gorąco Ją błagając o wszelkie potrzebne dla duszy twojéj łaski, a nie wątp że każdą ci Ona wyjedna u Boskiego Syna Swojego.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste! Któryś błogosławioną Maryą Egipską, z otchłani grzechów, za pośrednictwem przenajświętszéj Matki Twojéj, od razu wywiódł i do wysokiéj doprowadził świątobliwości, spraw za jéj przyczyną i przez jéj zasługi, abyśmy we wszelkich duszy naszéj potrzebach uciekając się do Matki miłosierdzia, miłosierdzia Twojego na wieki dostąpili. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 280–283.

Tags: św Maria Egipska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Krzyż czystość spowiedź generalna Maryja Ucieczka grzesznych pokuta
2020-04-10

Koniec Męki naszego Pana Jezusa Chrystusa – od Jego Ukrzyżowania do złożenia w grobie Jego Przenajświętszego Ciała

(Wszystko spisane jest słowami z czterech Ewangelii wyjętemi.)

Otóż dzień najuroczystszéj boleści Kościoła całego, w któréj obchodzi się pamiątka już saméj śmierci i pogrzebu Zbawiciela. W dniu téż dzisiejszym, przy obrzędach kościelnych, nie odprawia się nawet Msza święta właściwie mówiąc, gdyż Kapłan dlą spożycia przy niéj Hostyi przenajświętszéj, nie poświęca jéj jak to przy każdéj Mszy świętéj czyni, lecz bierze jednę z pokonsekrowanych wczoraj.

Śmierć Pana naszego na krzyżu, i to wszystko co jéj towarzyszyło, tak nam opowiadają Ewangelie święte:

I wzięli Jezusa i zwlekli Go z purpury i oblekli Go w szaty Jego, i wywiedli Go aby Go ukrzyżowali.

A niosąc krzyż sobie, wyszedł.

A wychodząc przymusili niektórego człowieka Cyrenejczyka imieniem Symona, idącego ze wsi, ojca Aleksandra i Rufa, aby niósł krzyż Jego, i włożyli nań krzyż, aby niósł za Jezusem.

I szła za nim wielka rzesza ludu i niewiast: które płakały nad nim i ubolewały. A Jezus obróciwszy się do nich rzekł: Córki Jerozolimskie nie płaczcie nade mną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi. Albowiemci oto przyjdą dni, w których będą mómić: szczęśliwe niepłodne i żywoty, które nie rodziły i piersi które nie karmiły. Tedy poczną mówić górom: padnijcie na nas; a pagórkom: przykryjcie nas. Albowiem jeśli to na zieloném drzewie czynią cóż na suchém będzie?

Wiedziono téż z nim i drugich dwu złoczyńców, aby ich stracono.

I przywiedli Go na miejsce Golgota: co się wykłada miejsce trupiéj głowy. I dawali mu pić wino z mirrą, z żółcią zmieszane. A gdy skosztował, nie chciał pić.

I ukrzyżowali Go i łotrów: jednego po prawéj, a drugiego po lewéj stronie, a w środku Jezusa. I wypełniło się Pismo, które mówi: a ze złoczyńcami jest policzon.

A napisał Piłat i tytuł. I umieścili nad głową Jego, winę Jego napisaną: „Ten jest Jezus Nazareński, Król Żydowski.”

Ten tedy tytuł czytało wielu żydów, gdyż blizko miasta było miejsce gdzie był ukrzyżowan Jezus. A było napisane po żydowsku, po grecku i po łacinie. Mówili tedy Piłatowi najwyżsi Kapłani żydowscy: Nie pisz Król żydowski, ale iż on powiadał jestem król żydowski. Odpowiedział Piłat: „Com napisał napisałem.”

Żołnierze tedy gdy Go ukrzyżowali, wzięli szaty Jego (i uczynili cztery części, każdemu żoł- nierzowi część) i suknię. A była suknia nie szyta od wierzchu całodziana. Mówili tedy jeden do drugiego: „Nie krajmy jej, ale rzućmy o nią losy czyją ma być.” A rozdzieliwszy szaty Jego rzucili losy o nie, co kto miał posiąść. I wtedy Pismo wypełniło się mówiące: Podzielili sobie szaty moje, a o suknię moję rzucili los. A żołnierze to uczynili. A siędząc strzegli Go.

I stał lud patrzając: a naśmiewali się z Niego i przełożeni z nimi, a mimo przechodzący bluźnili Go, kiwając głowami swemi i mówiąc: „Héj który rozwalasz Kościoł Boży, a za trzy dni znowu go budujesz, zachowaj sam siebie: jeśliś Syn Boży zstąp z krzyża.”

Także i wyżsi kapłani z doktorami i ze starszymi, najgrawając mówili: „Innych zachował, sam siebie zachować nie może. Jeśli jest Król Izraelski niech teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Ufał w Bogu, niech Go teraz wybawi jeśli chce, bo powiedział że jestem Synem Bożym.”

Naigrawali Go téż i żołnierze przychodząc a ocet Mu podając i mówiąc „Jeśliś Ty jest Król Żydowski, wybaw że się sam. I którzy z Nim byli ukrzyżowani sromocili Go.”

A Jezus mówił: Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą co czynią.

A jeden z tych łotrów którzy wisieli, bluźnił Go mówiąc: „Jeśliś Ty jest Chrystus wybawże sam siebie i nas.” A odpowiedziawszy drugi gromił so mówiac: Ani ty Boga sie boisz, gdyżeś téjże karze podległ? a myć sprawiedliwie: bo godną zapłatę za uczynki ponosimy, lecz ten nic złego nie uczynił.”

I mówił do Jezusa: „Panie pomnij na mnie gdy przyjdziesz do Królestwa Twego.” A Jezus mu rzekł: „Zaprawdę mówię Tobie: dziś ze mną hędziesz w raju.”

I stały podle krzyża Jezusowego, Matka Jego i siostra Matki Jego Marya Kleofasowa i Marya Magdalena.

Gdy tedy ujrzał Jezus Matkę i ucznia którego miłował, stojącego, rzekł Matce swojéj: Niewiasto, oto Syn twój. Potém rzekł uczniowi: Oto matka twoja.

I od onéj godziny wziął Ją uczeń na swą pieczę.

A od szóstéj godziny stała się ciemność po wszystkiéj ziemi aż do dziewiątéj, godziny i zaćmiło się słońce.

A około dziewiątéj godziny zawołał Jezus głosem wielkim rzekąc. Eli, Eli lamasabathani: To jest: Boże mój, Boże mój, dla czegoś mnie opuścił?

A niektórzy tam stojący, słysząc mówili: „Eliasza ten woła, poczekaj, patrzajmy jeśli przyjdzie Eliasz aby go wybawił.”

Potém wiedząc Jezus iż się już wszystko wykonało, aby się wykonało Pismo rzekł: Pragnę.

Było tedy naczynie postawione octu pełne, a natychmiast pobiegłszy jeden z nich, wziąwszy gąbkę napełnił octem i włożył na trzcinę, i dawał Mu pić.

I Jezus tedy gdy wziął ocet rzekł: Wykonało się.

I powtóre zawoławszy wielkim głosem rzekł: Ojcze w ręce Twe polecam ducha mojego.

A to rzekłszy, skłoniwszy głowę ducha oddał…

A oto zasłona kościelna rozdarła się w poły, na dwie części od wierzchu aż do dołu. I ziemia zadrzała i skały się popadały: groby się otworzyły: i wiele ciał Świętych którzy byli posnęli, powstało. I wyszedłszy z grobów: po Zmartwychystaniu Jego, weszli do miasta świętego i ukazali się wielom.

A widząc Rotmistrz, który stał przeciwko, co się działo iż tak wołając skonał, chwalił Boga mówiąc: „Prawdziwie ten człowiek był sprawiedliwy.”

I ci co z nim byli strzegąc Jezusa, ujrzawszy trzęsienie ziemi zlękli się bardzo mówiąc: „Zaisteć ten był Synem Bożym.” I wszystka rzesza tych, którzy wspólnie byli przy tém widoku i widzieli co się działo, wracali się bijąc piersi swoje,

A wszyscy Jego znajomi zdaleka stali. I było tam wiele niewiast, patrzając zdaleka, między któremi była Marya Magdalena i Marya Jakóba mniejszego, i Józefa Matka, i Salome Matka synów Zebedeuszowych, które gdy był w Galilei chodziły zą Nim, służyły Mu i wiele innych, którę były społem z Nim wstąpiły do Jezuzalem.

Żydowie tedy (ponieważ był dzień przygotowania) aby na szabat nie zostały ciała na krzyżu, (albowiem był wielki on dzień szabatu) prosili Piłata, aby połamano golenie ich, a zdjęto je.

Przyszli tedy żołnierze: a pierwszego złamali golenie i drugiego, który z nim był ukrzyżowan.

Lecz przyszedłszy do Jezusa, gdy go ujrzeli już umarłego, nie łamali goleni Jego, ale jeden z żołnierzów włócznią otworzył bok Jego, a natychmiast wyszła krew i woda.

A który widział wydał świadectwo, i prawdziwe jest świadectwo jego. A on wie iż prawdę powiada: abyście i wy wierzyli. Albowiem się to stało, aby się wypełniło Pismo: Kości nie złamiecie z Niego, i znowu drugie Pismo mówi: Ujrzą kogo przebodli.

A wszyscy Jego znajomi zdaleką stali, i niewiasty, które były za nim przyszły z Galilei, na to patrząc. A oto mąż imieniem Józef, który był senatorem, mąż dobry i sprawiedliwy (ten był nie zezwolił na radę i na uczynki ich) z Arymatei miasta żydowskiéj ziemi, który téż i sam oczekiwał Królestwa Bożego. Ten przyszedł do Piłata, przeto iż był uczniem Jezusosowym, lecz tajemnym dla bojaźni żydów, i śmiele wszedł do Piłata, i prosił o ciało Jezusowe. A Piłat się zdziwił jeśliby już umarł. A wezwawszy rotmistrza pytał go, jeśli już umarł. I dowiedziawszy się od rotmistrza, dawał ciało Józefowi.

Przyszedł tedy i zdjął ciało Jezusowe. Przybył téż i Nikodem, który był przyszedł w nocy do Jezusa przed tém, nioosąc przyprawę mirry i aloes jakoby sto funtów. Wzięli tedy ciało Jezusowe i związali je prześcieradły z rzeczami wonnemi: jako jest zwyczaj Żydom grzebać. A na miejscu gdzie był ukrzyżowan, był ogród a w ogrodzie był grób nowy w ktorym jeszcze żaden nie był położony. I położył je w nowym grobie swoim, który był w skale wykował, i przywalił do drzwi grobu kamień wielki i odszedł. A przyszedłszy niewiasty które były z nim przyszły z Galilei, widziały grób i jako było położone ciało jego. A wróciwszy się nagotowały wonnych rzeczy i maści, a w szabat dały pokój wedle przykazania.

A nazajutrz, który jest dzień po przygotowąniu, zebrali się przedniejsi kapłani i faryzeuszowie do Piłata mówiąc: Panie, wspomnieliśmy iż on zwodziciel powiedział jeszcze żyjąc: Po trzech dniach zmartwychwstanę. Przetoż rozkaż aby strzeżono grobu aż do dnia trzeciego; aby snać nie przyszli uczniowie jego i ukradli go i powiedzieli ludowi: Powstał z martwych i będzie ostatni błąd gorszy niż pierwszy. Rzekł im Piłat: Macie straż, idżcie, strzeżcie jako umiecie. A oni szedłszy obwarowali grób, zapieczętowawszy kamień ze strażą.

Pożytek duchowny

W dniu dzisiejszym dwa uczucia powinieneś rozbudzić za łaską Bożą, w sercu twojém: powinieneś mieć nieograniczoną ufność, w nieograniczone miłosierdzie Boga, który umarł na krzyżu, aby cię zbawić; i powtóre z nieograniczonej za to miłości ku Niemu, powinieneś postanowić żyć już odtąd tak, jak żyć powinien ten, za którego Bóg dał się umęczyć, aby go od grzechu i wyzwolić i na zawsze odstręczyć.

Modlitwa (kościelna)

Wejrzyj prosimy Cię Panie na tę czeladkę Twoję, za którą Pan nasz Jezus Chrystus nie wahał wydać się w ręce nieprzyjaciół i krzyżowe ponieść męczeństwo. Który z Tobą żyje i króluje Bóg i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya, jak po święcie Siedmiu Boleści Matki Bożéj.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 168–170.

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Jezus Męka Wielki Piątek Krzyż
2020-04-08

Św. Jana Jałmużnika Patryarchy Aleksandryjskiego

Żył około roku Pańskiego 617.

(Żywot jego był napisany przez Metafrasta.)

Święty Jan dla nadzwyczajnych jałmużn jakie czynił przezwany Jałmużnikiem, był rodem z miasta Amatontu na wyspie Cyprze, gdzie ojciec jego piastował urząd Wielkorządcy cesarskiego. Przyszedł na świat w połowie VI wieku. Młodym będąc zawarł śluby małżeńskie, i miał kilkoro dzieci. Lecz straciwszy wszystkie, a po nich i żonę, cały bardzo znaczny majątek oddał na ubogich, i poświęcił się wyłącznie Bogu, wiodąc życie pokutne i bogomyślności oddane. W krótkim czasie tak wysoką zajaśniał świątobliwością, iż imię jego na całym Wschodzie słynném się stało. Gdy Arcybiskupstwo Aleksandryjskie zawakowało, powołano go na tę stolicę Pasterską i zmuszono ją przyjąć. Miał wtedy lat pięćdziesiąt.

Skoro przybył do Aleksandryi, przywołał urzędników kancelaryi Arcybiskupiéj, i rozkazał im aby obiegłszy całe miasto podali mu spis jego Panów. A gdy go spytano kogo pod tém mianem rozumie, odpowiedział: „Ci których nazywają ubogimi, nazywam moimi Panami, gdyż oni mogą otworzyć nam Niebo, jeśli miłosiernymi dla nich okażemy się.” Przedstawiono mu tedy listę ubogich, wynoszącą siedem tysięcy pięćset osób. Wziął ich wszystkich utrzymanie na siebie, ufny iż mu Opatrzność środków do tego dostarczy, co téż i nastąpiło.

Godność Arcybiskupia najwyższéj podówczas używała powagi w Antyochii: korzystał z tego święty Jan aby wpływem swoim osłaniać mieszkańców uboższych, ciemiężonych w różnych zdarzeniach przez możniejszych. Dla ułatwienia przystępu udającym się do niego z prośbami w tym celu, w każdą środę i piątek, zasiadał na ławie przed kościołem, i czytając Pismo Boże, czekał na przybywających. Przyjmował każdego z ojcowską dobrocią, i opieką swoją osłaniał. Podziwiającym taką gotowość służenia drugim, odpowiadał: „Wszak nam nędznym grzesznikom, wolno jest w każdéj porze zanosić prosby nasze do Króla niebieskiego, a cóż w tém dziwnego, że ja daję łatwy przystęp do siebie tym, którzy są braćmi moimi. Wiem przecież że jakim ja będę dla nich, takim Bóg okaże się dla mnie.” Gdy w dniu którym nie przyszedł nikt z prośbą do niego, poczytywał dzień ten za stracony, i uskarżał się że go żadna łaska nie spotkała: tak bowiem nazywał kążdą sposobność wyrządzenia jéj drugim.

Wielką przywiązywał wagę do tego aby wszyscy wierni bywali obecni obrzędom kościelnym. Razu pewnego dowiedział się że wielu młodzieży było zgromadzonych na zabawie, gdy się odprawiało nabożeństwo. Wyszedł z kościoła, udał się do nich i zasiadł pomiędzy nimi. A gdy ich to w wielkie wprawiło zdziwienie: „Moje dzieci, rzekł do nich, gdzie są owieczki tam powinien być i Pasterz: albo więc pójdźcie do kościoła, albo ja z wami pozostanę.” Upomnienie z taką miłością dane, otrzymało swój skutek, i młodzież ta odtąd regularnie bywała w kościele.

Z grzesznikami największymi, z podobnąż łagodnością się obchodził, i zwykle pozyskiwał ich Bogu. Zdarzyło się iż zmuszonym był pewnego księdza, złe życie wiodącego, dotknąć karą klątwy kościelnéj; co go jednak nie tylko nie przywiodło do opamiętania, ale tak rozzuchwaliło że nawet do kościoła nie przychodził. Święty Jan używszy napróżno różnych środków aby go zmiękczyć, udał się sam do niego, i padł mu do nóg, prosząc go i zaklinając, aby duszy swojéj nie gubił. To nareszcie skruszyło błądzącego, który poddał się karom na niego wymierzonym, i odtąd nie dopuszczał się żadnych zdrożności.

Pewien znakomity i pobożny pan Antyocheński nazwiskiem Nicetas, dając wiarę plotkarzom chcącym go poróżnić z Arcybiskupem, zagniewał się był na niego. Gdy nadszedł wieczór, Święty posłał swojego kapelana z poleceniem aby Nicetasowi powiedział: że słońce już zaszło. Zrozumiał tenże iż przez to przypominał mu Arcybiskup słowa Pisma Bożego, nakazującego aby słońce zachodzące nie zastawało w sercu naszém żalu do bliźniego 1, i pośpieszył do świętego Jana który go uściskał serdecznie.

Razu pewnego prosty rzemieślnik, ciężko znieważył rodzonego jego synowca, młodego i świetnego panicza. Nie tylko ten młody człowiek, ale i obecni jego pokrzywdzeniu, domagali się aby je pomszczono jak najsurowiéj. — „Pomszczę się ja za to, rzekł Patryarcha, i to w taki sposób, że całe miasto Aleksandrya mówić o tém będzie.” Jakoż, ponieważ ten sam rzemieślnik, znaczną summę pieniędzy winien był Świętemu, kazał mu oddać rewers na nią wydany, a przyciskając do serca synowca: „Moje dziecię, rzekł do niego, jeśliś prawdziwie moim synowcem, wypada żebyś był jednego ze mną sposobu widzenia rzeczy. Trzeba więc, abyś na wzór Pana Jezusa, przebaczał wszelkie urazy, gdyż wierzaj mi iż to jest jedyna zemsta, dozwolona chrześcijaninowi.”

Ponieważ nadzwyczaj wielkie czynił jałmużny, więc pomimo iż dochody Arcybiskupie były ogromne, żył jednak bardzo ubogo, tak co do odzienia i stołu, jaki co do wszelkich sprzętów których używał. Jeden z najbogatszych mieszkańców Aleksandryi, dowiedziawszy się iż miał kołdrę nędzną i już zużytą, posłał mu bardzo kosztowną. Święty przez grzeczność przyjął dar takowy. Lecz w nocy, gdy mu przyszło na myśl jak wielu ubogich za cenę téj kołdry mogłoby przyodziać się, usnąć nie mógł. Nazajutrz téż przedał ją i pieniądze użył na ubogich. Dowiedziawszy się o tém ten który mu dar z niéj uczynił, wykupił kołdrę i na powrót mu ją posłał. Święty znowu ją przedał, i tak aż do trzech razy, mówiąc żartobliwie: „Obaczymy który z nas dwóch pierwéj ustanie.”

Za jego czasów Persowie wkroczywszy do cesarstwa wschodniego, zdobyli Syryą i Palestynę, a zniszczywszy Jerozolimę, całą tę krainę do ostatniéj przywiedli nędzy. W skutek tego, mnóstwo osób schroniło się do Aleksandryi. Przygarnął wszystkich z największą litością święty Arcybiskup. Wziął na swoje utrzymanie wielką liczbę nie tylko rodzin, ale i kilkunastu Biskupów i wielką liczbę księży i zakonników. Trudno było pojąć jak na to wystarczał. Patrząc téż na jego hojność dla tych nieszczęśliwych, zarządzający jego dochodami zrobili mu uwagę, iż już wszelką przebiera miarę w swoich jałmużnach. „Słabéj jesteście wiary, odrzekł im na to Jan święty. Co do mnie, gdybym widział ubogich świata całego zgromadzonych do Aleksandryi, nie obawiałbym się aby oni wyczerpali skarby Opatrzności.” Dowiódł też tego, gdyż pod tę porę, kiedy tak ogromną liczbę ubogich wspierał w Aleksandryi, wyprawił był kilku Biskupów i Opatów; ze znacznemi pieniędzmi, dla wykupywania więźniów, i do Jerozolimy hojne jałmużny posyłał.

Nadeszła wreszcie jeszcze cięższa próba jego ufności w Opatrzność Bożą. W roku 615, rzeka Nil któréj wylew stanowi żyzność Egiptu, nie wezbrała jak zwykle. W skutek tego, nastąpił głód powszechny. Święty na wszystkie strony posyłał jałmużny i zboże; zadłużył się o ile tylko miał kredytu, lecz w końcu już mu pożyczać nie chciano. W takiéj ostateczności, przyszedł do niego pewien bardzo bogaty młodzieniec i ofiarował mu ogromną summę pieniędzy dla ubogich, byle go przyjął do stanu duchownego, pomimo iż miał do tego przeszkodę, z prawa kanonicznego nie dozwolającą udzielać mu święceń. Arcybiskup ani słyszéć o tém nie chciał. „Ofiara twoja, rzekł do niego, nie miłą byłaby Bogu. Wszak wiesz jak ukaranym był Szymon czarnoksiężnik, za to że chciał zakupić łaski duchowne. Co do moich braci ubogich, Pan Bóg ich wyżywi, jak ich i przed nami żywił, byleśmy nie tracili ufności w Opatrzność Tego który, jak rozmnożył chleb na puszczy, tak potrafi rozmnożyć zboże, które mam w śpichrzach.” Jakoż, tego samego dnia, nadeszły najniespodzianiéj trzy wielkie okręty z Sycylii, obładowane zbożem, przysłaném dla Arcybiskupa.

Wkrótce potém, święty Jan udając się z przyjacielem swoim Nicetasem do cesarza, miał widzenie w którym te słowa usłyszał: „Janie! król wiecznój chwały czeka na ciebie.” Zrozumiał ich znaczenie, i powiedział do Nicetasa: „Bywaj zdrów; wyższy monarcha powołuje mnie do Siebie, idę więc do Niego.” Nie do Carogrodu przeto, lecz do swojéj ojezyzny udał się, i tam w Amantoncie mieście swojém rodzinném, niezwłocznie po przybyciu, zasnął w Panu, około roku 617. Testament swój temi słowy kończył: „Z wielkich skarbów jakie zastałem w kasie Arcybiskupiéj, i z tych nieprzeliczonych jałmużn jakie przez ręce moje przeszły, pozostaje mi jeszcze trzecia część szeląga, którą przekazuję ubogim, jako także do nich należącą.”

Pożytek duchowny

Święty Ambroży powiada: że jak występkiem godnym kary wiecznéj, to jest grzechem śmiertelnym, jest przywłaszczenie sobie rzeczy bogacza, czyli kradzież, tak również jest na taką karę zasługującą winą, gdy kto według możności swojéj nie udziela ubogiemu tego, czego on od nas, będąc w ostatniéj potrzebie, domaga się. Oblicz się ściśle pod tym względem z sumieniem, i przypomnij sobie te słowa Pana Jezusa: idźcie odemnie przeklęci w ogień wieczny… albowiem łaknąłem a nie daliście mi jeść nagi byłem a nie przyodzialiście mnie, 2 i te także że jałmużna od wszęlkiego grzechu wybawia 3.

Modlitwa

Boże! Któryś świętego Jana jałmużnika przedziwną dla ubogich litością obdarzył, spraw za jego pośrednictwem i zasługami, abyśmy okazując nad biednymi miłosierdzie, Twojego miłosierdzia nad nami dostąpili na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 275–277.

Footnotes:

1

Efes. IV. 26.

2

Mat. II. 13.

3

Tob. IV. 11.

Tags: św Jan Jałmużnik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna patryarcha jałmużna
2020-04-08

Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa – od Jego stawienia przed Piłatem do Ukrzyżowania

(Wszystko spisane jest słowami z czterech Ewangelii wyjętemi.)

Przywiedli tedy Jezusa do Piłata na Ratusz. A było rano i sami nie weszli na Ratusz, aby się nie zmazali; ale iżby pożywali Paschy.

A tak Piłat wyszedł do nich z Ratusza i rzekł: „Co za skargę przynosicie, przeciw człowiekowi temu? Odpowiedzieli i rzekli mu: „By ten nie był złoczyńcą, nie podalibyśmy go byli tobie.” Rzekł im tedy Piłat: „Weźmijcie Go wy, a według zakonu waszego osądźcie Go.” Rzekli mu tedy żydowie: „Nam się nie godzi, nikogo zabijać.” Aby się wypełniła mowa Jezusowa, którą powiedział, oznajmując, którą śmiercią miał umrzeć.

I poczęli nań skarżyć, mówiąc: „Tegośmy naleźli podburzającego naród nasz: i zakazującego dani dawać Cesarzowi, i mówiącego: że On jest Chrystusem Królem.”

Wszedł tedy Piłat do Ratusza i wezwał Jezusa, a Jezus stanął przed Starostą i pytał Go Starosta, mówiąc: „Tyś jest Król Żydowski?” Odpowiedział Jezus: Sam od siebie to mówisz, czyli ci insi powiedzieli o mnie? Odpowiedział Piłat: „Azażem ja żyd? Naród Twój i najwyżsi Kapłani podali mi Cię, coś uczynił.” Odpowiedział Jezus: Królestwo moje nie jest z tego świata: gdyby Królestwo moje z tego świata było, jużby się byli słudzy moi ujęli, żebym nie był wydan żydom, lecz teraz Królestwo moje nie jest ztąd. Rzekł mu tedy Piłat: „Toś Ty jest Król” Odpowiedział Jezus: Ty mówisz żem ja jest Królem. Jam się na to narodził, i na tom przyszedł na świat, abym świadectwo dał prawdzie. Wszelki który jest z prawdy, słucha głosu mego. Rzekł Mu Piłat: „Co jest prawda?” A to rzekłszy, wyszedł znów do żydów.

A Piłat rzekł do wyższych Kapłanów i do rzeszy: „Ja żadnéj winy w Nim nie znajduję.” I skarżyli nań najwyżsi Kapłani o wiele rzeczy.

A gdy nań skarżyli wyżsi Kapłani i Starsi, nic nie odpowiedział. Tedy mu rzekł Piłat: „Nie słyszysz jako wiele przeciw Tobie świadectw przywodzą? Nie nie odpowiadasz? Patrz jako w wielkich rzeczach Cię winują.” I nie odpowiedział mu na żadne słowo, tak iż się bardzo dziwował Starosta.

Lecz oni się silili mówiąc: „Wzrusza lud ucząc po wszystkiéj żydowskiéj ziemi, począwszy od Galilei aż tu.”

A Piłat usłyszawszy Galileję, pytał jeśliby był człowiekiem Galilejskim. A gdy dowiedział się, iż należał do władzy Herodowéj, odesłał Go do Heroda, który też w Jeruzalem był w one dni.

A Herod ujrzawszy Jezusa, uradował się bardzo. Bo go od dawnego czasu pragnął widzieć, dla tego, iż wiele o nim słyszał, i spodziewał się, że miał widzieć jakie cuda od Niego uczynione. I pytał wiele mówiąc. A on mu nie nie odpowiadał.

Lecz wyżsi Kapłani i Doktorowie stali usilnie nań skarżąc. A wzgardził Nim Herod z wojskiem swojém i naigrał się z Niego, a obleczonego w szatę białą odesłał do Piłata. I stali się przyjaciółmi Herod i Piłat onego dnia: bo przedtém byli sobie nieprzyjaciółmi.

A Piłat wezwawszy wyższych Kapłanów i przełożonych i lud, rzekł do nich: „Przywiedliście mi tego człowieka jakoby lud odwodzącego, a oto ja pytając przed wami, nie nalazłem w tym człowieku żadnéj winy z tych, o których nań skargę kładziecie. Ale ani Heród, bom was do niego odsyłał: a oto nie uczynił Mu nic godnego śmierci. A przetoż skarawszy Go wypuszczę.”

A na dzień uroczysty, zwykł był Starosta wypuszczać pospólstwu jednego więźnia, któregokolwiek żądali, i miał na ten czas więźnia znacznego, którego zwano Barabaszem, który z buntownikami był w więzieniu, który był w rozruchu, popełnił mężobójstwo. A gdy wstąpiła rzesza, poczęła prosić, jako im zawżdy czynił.

Gdy się tedy oni zebrali, rzekł Piłat: „Któ- rego chcecie żebym wypuścił wam, Barabasza czyli Jezusa, którego zowią Chrystusem?” Bo wiedział że Go z zazdrości byli wydali najwyżsi Kapłani.

Lecz wyżsi Kapłani i Starostowie namówili pospólstwo, aby puścili Barabasza a Jezusa stracili.

A odpowiadając Starosta rzekł im: „Któregoż chcecie abym wam wypuścił ze dwóch?” I zawołała społem wszystka rzesza mówiąca „Strać tego, a wypuść nam Barabasza.”

Lecz gdy on siedział na stolicy sądowej posłała do niego żona jego, mówiąc: „Nic tobie i sprawiedliwemu temu, albowiem wielem cierpiała dziś przez sen dla Niego.”

A Piłat chcąc wypuścić Jezusa, znowu odpowiadając rzekł im: „Cóż tedy chcecie abym uczynił Królowi żydowskiemu?” A oni znowu wołali: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go.” A on po trzecie rzekł do nich: „Cóż przecie złego ten uczynił? Żadnéj przyczyny śmierci w Nim nie znalazłem: ukarzę Go tedy i wypuszczę.”

A oni nalegali głosy wielkiemi, żądając aby był ukrzyżowan i wzmacniały się głosy ich: „Niech będzie ukrzyżowan.”

Wziął tedy Piłat Jezusa i ubiczował. Tedy żołnierze starościni wziąwszy Jezusa, prowadzili Go do sieni ratuszowej i zebrali do Niego wszystką rotę. A zwlokłszy Go włożyli Nań płaszcz szkarłatny. I uplotłszy koronę z ciernia, włożyli na głowę Jego, i trzcinę w prawicę Jego.

I przychodzili do Niego, a klękając przed Nim, naigrawali Go i poczęli Go pozdrawiać: „Witaj Królu Żydowski.” A plując Nań wzięli trzcinę i bili głowę Jego, a upadając na kolana, kłaniali się Jemu i dawali Mu policzki.

Wyszedł tedy znów Piłat przed Ratusz i rzekł im: „Oto Go wam wiodę przed ratusz, abyście poznali, że w Nim żadnéj winy nie najduję.”

Wyszedł tedy Jezus, niosąc cierniową koronę i szatę szkarłatową. I rzekł im Piłat: „Oto człowiek!”

Gdy tedy ujrzeli najwyżsi Kapłani i służebnicy, zawołali mówiąc: „Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!” Rzekł im Piłat: „Weźmijcie Go wy, a ukrzyżujcie, bo ja w Nim winy nie najduję.” Odpowiedzieli mu żydowie: „My zakon mamy, a według zakonu ma umrzeć, że się Synem Bożym czyni.”

Gdy tedy Piłat usłyszał tę mowę, bardziej się uląkł. I wyszedł znowu do ratusza i rzekł do Jezusa: „Zkądżeś Ty jest ?” Lecz mu Jezus nie dał odpowiedzi. Rzekł Mu tedy Piłat: „Nie mówisz ze mną? Nie wiesz, iż mam moc ukrzyżować Cię i mam moc puścić Cię.” Odpowiedział Jezus: Nie miałbyś żadnéj mocy przeciw mnie, gdybyć z góry nie dano. Przetoż który mnie tobie wydał, większy grzech ma. I odtąd Piłat starał się, aby Go puścił.

Lecz żydowie wołali mówiąc: „Jeśli tego wypuścisz, nie jesteś przyjaciel cesarski. Każdy bowiem, co się czyni królem, sprzeciwia się cesarzowi.” A Piłat usłyszawszy tę mowę, wywiódł przed ratusz Jezusa i siadł na stolicy sądowéj, na miejscu, które zowią Lithostrotos a po żydowsku Gabbatha.

A był dzień przygotowania Paschy, godzina jakoby szósta i rzekł żydom: „Oto Król wasz.b A oni wołali: „Strać, strać, ukrzyżuj Go.” Rzekł im Piłat: „Króla waszego ukrzyżuję?” Odpowiedzieli najwyżsi Kapłani: „Nie mamy Króla, jedno Cesarza.”

A widząc Piłat iż nie nie pomagało, ale większy się rozruch dział, wziąwszy wodę, umył ręce przed pospólstwem, mówiąc: „Nie winienem ja krwi tego sprawiedliwego, wy się pilnujcie.” A odpowiadając wszystek lud rzekł: „Krew Jego na nas i syny nasze.”

A Piłat chcąc ludowi dosyć uczynić, przysądził, aby się stało żądanie ich. I wypuścił im onego, który był dla mężobójstwa i rozruchu wrzucon do więzienia o którego prosili, a Jezusa podał na wolę ich, żeby był ukrzyżowan.

Pożytek duchowny

Wyobraź sobie przez chwilę że patrzysz na Jezusa wskazanego na śmierć, i już wkrótce mającego być zawiedzionym na górę Kalwaryi, na któréj z miłości ku Tobie umrze na krzyżu wśród mąk najstraszniejszych…. Miarkuj z tego, jak cię Bóg ten ukochał, gdyż wszystko to czyni i dopuszcza na Siebie, jedynie aby cię zbawić i objawić ci jaką jest miłość Jego dla ciebie. Postanów więc raczéj umrzeć, niż kiedy Boga tak dobrego grzechem ciężkim obrazić.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosimy Wszechmogący Boże, abyśmy bezustannie grzechami naszemi zasmuceni, Męką Jednorodzonego Syna Twojego od nich wybawieni zostali. Który z tobą żyje i króluje i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya, jak po święcie Siedmiu Boleści Matki Bożéj.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 166–168.

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Jezus Męka Wielka Środa miłosierdzie
2020-04-07

Św. Afraatesa Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 605.

(Żywot jego był napisany przez Teodoreta, pisarza Kościelnego jemu współczesnego.)

Święty Afraates ze znakomitéj i bogatéj ale pogańskiéj rodziny Perskiéj pochodzący, wychowany był w błędach bałwochwalstwa. Lecz Pan Bóg który miał szczególne na niego widoki, dał mu spotkać chrześcijan, którzy go do świętéj wiary nawrócili. Jak tylko obeznał się z prawdami naszéj religii, tknięty szczególną łaską Bożą, wzgardził światem i jego uciechami, które mu zapewniał wielki jego majątek, i ojczyznę swoję w pogaństwie pogrążoną opuszczając, udał się do miasta Edessy w Mezopotamii, gdzie wiara chrześcijańska kwitnęła. Wyuczywszy się dostatecznie zasad katolickich, osiadł na samotném miejscu w małéj chatce za miastem, i tam rozpoczął życie bogomyślności i pokucie oddane. Późniéj przeniósł się do Syryi, i w okolicach Antyochii zamieszkał w szczupłéj i ubogiéj celce, którą sobie urządził w blizkości jednego z klasztorów tam będących.

Podówczas kacerstwo aryańskie szerzyło się i górę brało, popierane całą potęgą samowładnego cesarza. Święty Afraates, chociaż sam z pogaństwa nie dawno nawrócony, wystąpił jako gorliwy obrońca wiary świętéj, a obdarzony wysokiemi zdolnościami i biegły w naukach, stał się jednym z najstraszniejszych dla tych odszczepieńców przeciwnikiem. Lecz walczył on nie tylko z herezyą: przemawiał prócz tego do ludu, powstając na wszelkie grzechy, zachęcając do cnoty i rozbudzając W duszach wiernych ducha wyższéj pobożności. Jako Pers rodowity, nie był wcale biegłym w języku greckim, w którym miewał nauki, nie ujmowało to jednak wcale wielkich pożytków jakie one przynosiły dla słuchaczów, gdyż namaszczenie Ducha Świętego wszystko w nich zastępowało i aż nadto wynagradzało. Pustelniczą chatkę jego, otaczali tłumnie ludzie wszelkiego stanu i wieku. Widzieć tam było i najpierwszych dostojników państwa i rzemieślników, i żołnierzy i włościan, i bogaczów i ubogich, i uczonych i prostaczków. Gdy wyznaczona na to nadchodziła godzina, święty pustelnik otwierał okienko od swojéj celki, i do zgromadzonych miewał nauki, albo jeśli tego potrzeba wymagała, rozmawiał z niektórymi zosobna, gdy do niego po radę jaką przychodzili.

Afraates w pustelni swojéj zamknięty wiódł życie bardzo pokutne. Nie widywał się z nikim prócz z osobami które w pewnych dniach przychodziły słuchać jego kazań, albo zasięgać jego rady, a i tych nie wprowadzał do mieszkania, lecz przez okno z niemi rozmawiał. Jadał raz na dzień, i to dopiéro po zachodzie słońca trochę chleba z wodą, które mu przynosił uproszony do tego człowiek mieszkający niedaleko od jego chatki. Tak ścisły post zachowywał prawie całe życie, gdyż dopiéro w późnéj starości przydał do tego lichego posiłku, trochę jarzyn surowych. Sypiał na rozesłanéj na ziemi słomianéj rohozie; a za odzienie nosił tylko gruby sukienny płaszcz, który zmieniał dopiéro wtedy, gdy już zużyty rozpadał się w kawałki. Razu pewnego Artemius wielkorządca cesarski na całym Wschodzie, wróciwszy z Persyi gdzie się udawał jako poseł tego monarchy, przybył do świętego Afraatesa, aby mu złożyć swoje uszanowanie i zafiarował mu płaszcz perski, mówiąc: „Jestto wyrób twojéj ojczyzny, sądzę więc że go przyjmiesz w darze odemnie” — „Bardzo ci wdzięczny jestem za to, odpowiedział Święty, lecz chciéj najprzód poradzić mi jak mam sobie w pewnéj wątpliwości postąpić: oto niedawno przybył do mnie Pers, prosząc abym go przyjął na służbę jako mojego rodaka. Czy więc powinienem dla umieszczenia go przy sobie, oddalić starego sługę, z którego zawsze byłem zadowolony?” — „Nie, wcale, odrzekł Artemiusz, powinieneś dawnego sługę zatrzymać.” — Zabierz więc płaszcz któryś dla mnie przyniósł, powiedział Afraates, gdyż oto już lat szesnaście jak mi służy ten który mam na sobie, i bardzo jest dogodnym; dwóch zaś posiadać nie mogę.”

Lat kilka, sługa Boży żył w swojéj samotnéj chatce, pokucie i bogomyślności oddany, i tylko tyle z ludźmi miewał stosunku, ile tego wymagała miłość bliźniego względem tych, którzy od czasu do czasu przychodzili zagrzewać miłością Boga swoje serca, słuchając jego przemów. Lecz przyszła chwila, w której Afraates dla tejże miłości bliżniego, zrobił ofiarę i z rodzaju pustelniczego życia, które i najbezpieczniéj wiodło go do Nieba, i już tu na ziemi uciech niebieskich dawało mu kosztować. Prześladowanie prawowiernych dzieci Kościoła, zaczęło się szerzyć coraz bardziéj. Cesarz Walencyusz zagorzały aryanin, nie kładł już miary w prześladowaniu katolików. Skazawszy na wygnanie Biskupów, uciskał bez litości i wiernych, nie oszczędzając szczególnie tych, którzy przeciw herezyi aryańskiéj powstawali i od niéj drugich odwodzili. Wtedy Afraates wyszedł ze swojéj pustelni, i pośpieszył na pomoc Kościołowi srodze dotkniętemu. Najprzód przyłączył się był, do sławnych podówczas z gorliwości w obronie wiary świętéj dwóch Prałatów: Flawiusza i Diodora, zarządzających Dyecezyą Antyocheńską po wygnaniu z niéj przez cesarza Biskupa świętego Melecyusza. Późniéj za ich szczególném upoważnieniem, w całém tém wielkiém mieście z największą gorliwością, a narażając się na wszelkiego rodzaju niebezpieczeństwa, zagrzewał wiernych do wytrwałości w wierze: słabszych pokrzepiał na duchu, chwiejących się oświecał, i wykazywał im złość i fałsz herezyi aryańskiéj. Wszystko zaś to czynił z tym większym dla dusz pożytkiem, że wszyscy podziwiali w nim męstwo, z jakiem dla obrony wiary dobrowolnie wystawiał się na gniew srogiego prześladowcy, i miłość bliźniego dla któréj wyrzekł się swojego cichego pustelniczego życia, a oddał się pracom apostolskim, właśnie wtedy, gdy one największém groziły mu niebezpieczeństwem.

Cesarz przebywał wówczas w Antyochii i osobiście przewodził prześladowcom. Pałac jego był przy głównéj ulicy tego miasta, i często z galeryi górnéj przypatrywał się on przechodniom. Dnia pewnego uderzyła go powierzchowność pewnego starca ubogo przyodzianego, a któremu lud oddawał oznak szczególnego szacunku. Spytał więc kto to był taki. — „Jest to Afraates, odpowiedziano mu, pustelnik, w wielkiém poważaniu u ludu będący.” — Afraatesie, zawołał wtedy na niego cesarz, gdzie tak spiesznie biegniesz?” — „Najjaśniejszy Panie, odrzekł mu Święty, idę modlić się za pomyślność twojego panowania.” — Lepiéjbyś zrobił, powiedział mu cesarz, żebyś siedział w twojéj pustelni, i w niéj się modlił, jak to Reguła dla pustelników nakazuje.” — „Prawda najjaśniejszy Panie, odrzekł mu na to Afraates, że w samotności milej byłoby mi pozostawać: nie wychodziłem też z niéj wcale, dopóki wierni żyli w pokoju. Lecz gdy teraz wystawieni są na srogie prześladowanie, czyż mogłem spokojnie siedzieć na mojéj puszczy? Cobyś cesarzu powiedział, gdybyś widział człowieka obojętnie patrzącego na dom ojca jego w płomieniach będący? Owoż tyś wniecił pożar w domu Ojca naszego niebieskiego, a ja spieszę aby go przygaszać.”

Cesarz nie obraził się tak śmiałą lecz trafną odpowiedzią, ale jeden z dworzan temu obecnych okrył Świętego zniewagami, i nawet domagał się aby go śmiercią ukarano. Wszakże Walencyusz kazał mu dać pokój, a dworzanina, który powstawał na sługę Bożego, tegoż dnia spotkała ciężka kara Boża. Doglądając kąpieli przyrządzanéj dla cesarza, wpadł wypadkiem w kocioł wody wrzącéj, i zginął tam nędznie.

Po śmierci Walencyusza, gdy prześladowanie chrześcijan ustało, Afraates wrócił do samotnéj chatki, i długo jeszcze wiódł w niéj świątobliwy swój sposób życia. Słynął także licznemi cudami, a szczególnie darem uzdrawiania chorych, przez namaszczenie ich olejem przez niego poświęconym. Zasnął w Panu na początku wieku piątego. Martyrologium Rzymskie w dniu dzisiejszym o nim wspomina.

Pożytek duchowny

Kto tak jak Święty, którego dziś żywot czytałeś, dla miłości bliźniego przerywa swoje bogomyślne ćwiczenia, ten nie opuszcza Boga, lecz właśnie dla miłości Jego robiąc ofiarę ze swoich ulubionych zajęć, jeszcze ściśléj się z Nim jednoczy. Niewłaściwie więc kłopoczą się niektórzy, gdy dla oddania jakowéj usługi bliźniemu, zmuszeni są przerwać swoje dowolne ćwiczenia pobożne.

Modlitwa

Boże! Któryś błogosławionego Afraatesa, z miłości ku bliźnim z pustelni jego wyprowadził, obdarz nas przez jego zasługi, tak żywą dla miłości Twojéj miłością bliźnich naszych, abyśmy zawsze gotowymi byli z najprzyjemniejszych i najgodziwszych zajęć naszych zrobić ofiarę, gdy tego taż miłość wymagać będzie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 273–275.

Tags: św Afraates „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelink arianizm ofiara
2020-04-07

Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa – od Jego pojmania w Ogrójcu aż do Jego stawienia przed Piłatem

(Wszystko spisane jest słowami z czterech Ewangelii wyjętemi.)

W poprzedzającym opisie Męki Pańskiéj stanęliśmy na chwili, kiedy Judasz przybył z żołnierzami do Ogrójca, dla schwytania Pana Jezusa, i skończyliśmy ną słowach Zbawiciela zapowiających że Go mają uwięzić. Dalsze tego szczegóły tak nam Ewangelie święte opowiadają.

A gdy On (Pan Jezus) jeszcze mówił, oto Judasz jeden ze dwunastu przyszedł, a z nim wielka rzesza z mieczmi i z kijami, posłani od wyższych kapłanów i starszych ludu. A który Go wydał, dał im znak mówiąc: „Któregokolwiek pocałuję, ten ci jest, chwytajcie go, a wiedźcie ostrożnie.” I natychmiast przystąpiwszy do Jezusa rzekł: „Bądź pozdrowion Rabbi” i pocałował Go. A Jezus rzekł mu: Przyjacielu, do czegoś przyszedł? Judaszu! pocałowaniem wydajesz Syna człowieczego!

A tak Jezus wiedząc wszystko co nań przyjść miało, wyszedł i rzekł im: Kogo szukacie? odpowiedzieli Mu: Jezusa Nazareńskiego.” Rzekł im Jezus: Jam jest. A z nimi téż stał Judasz, który Go wydał. Skoro im tylko rzekł: Jam jest, cofnęli się i padli na ziemię. Spytał ich tedy znowu: Kogo szukacie? A oni powiedzieli: „Jezusa Nazareńskiego.” Odpowiedział Jezus: Powiedziałem wam iżem ja jest. Jeśli tedy mnie szukacie, dopuśćcie tym odejść. Aby się wypełniła mowa, którą wyrzekł, iż któreś mi dał, żadnegom z nich nie stracił.

Tedy przystąpili i rzucili się na Jezusa i pojmali Go. A widząc ci którzy przy nim byli co się dziać miało, rzekli Mu: „Panie, mamy li bić mieczmi?” Szymon tedy Piotr mając kord, dobył go i uderzył sługę najwyższego Kapłana, i uciął prawe ucho jego. A słudze było imię Malchus. A Jezus odpowiedziawszy rzekł: Zaniechajcie już tego. A dotknąwszy ucha jego wyzdrowił go.

Rzekł tedy Jezus Piotrowi: Włóż swój kord w pochwę, albowiem wszyscy, którzy miecz biorą, mieczem poginą. Kielicha którego mi dał Ojciec, pić go nie będę? Czyli mniemasz abym nie mógł prosić Ojea mojego, a stawiłby mi teraz więcéj, niż dwanaście hufców Aniołów; jakoż się tedy wypełnią Pisma, iż się tak musi stać?

Onéj godziny, mówił Jezus do onych, którzy byli przeciw Niemu przyszli: Wyszliście jako na zbójcę, z mieczmi i kijmi pojmać mnie: aleć ta jest godzina wasza i moc ciemności. A to się wszystko działo, aby się wypełniły pisma prorockie.

Rota tedy i Rotmistrz i służebniey żydowscy pojmali Jezusa i związali Go. Tedy uczniowie wszyscy opuściwszy Go, pouciekali. A niektóry młodzieniec szedł za nim odziany prześcieradłem na gołe ciało, i pojmali go. A on porzuciwszy prześcieradło, nagi uciekł od nich.

I przywiedli Go najprzód do Annasza, bo był świekrem Kaifasza, który był najwyższym Kapłanem roku onego. A Kaifasz był, który był radę dał żydom: że pożyteczna Jest, aby jeden człowiek umarł za lud.

I odesłał Go Annasz związanego do Kaifasza najwyższego Kopłana, gdzie się byli zebrali Doktorowie i Starsi i wszyscy Kapłani.

A Piotr szedł za Nim zdaleka, i drugi uczeń, a ten uczeń był znajomy najwyższemu Kapłanowi, i wszedł z Jezusem do dworu najwyższego Kapłana. A Piotr stał u drzwi na dworze. Wyszedł tedy drugi uczeń, który był znajomy najwyższemu Kapłanowi i rzekł odźwiernéj, i wprowadziła Piotra aż do dworu najwyższego Kapłana. Rzekła tedy Piotrowi służebnica odźwierna: „Wszakeś i ty jest z uczniów człowieka tego?” On powiedział: „Nie jestem.”

I stała czeladź i służebnicy u węgli pośród sieni, bo zimno było i grzali się. Gdy siedli w około, był Piotr między nimi i siedział ze służebnikami u ognia, aby widział koniec.

Tedy najwyższy Kapłan spytał Jezusa o Jego uczniach i o nauce Jego. Odpowiedział Jezus: Jam jawnie mówił światu, jam zawsze uczył w Bóżnicy i w Kościele gdzie się wszyscy żydowie schodzą, a w skrytości nicem nie mówił. Co mnie pytasz? Pytaj tych, którzy słuchali com im mówił: oto ci wiedzą, com ja mówił.

A gdy to wyrzekł, jeden ze służebników stojący tam, dał policzek Jezusowi mówiąc: „Tak odpowiadasz najwyższemu Kapłanowi.” Odpowiedział mu Jezus: Jeżelim źle rzekł, daj świadectwo o złém, a jeżelić dobrze, czemu mnie bijesz?

A wyżsi Kapłani i wszystka Rada siedząca, szukali fałszywego świadectwa przeciwko Jezusowi, aby Go o śmierć przyprawili. I nie naleźli, acz wiele fałszywych świadków przychodziło, lecz świadectwa zgodne nie były.

Aż nakoniec przyszli dwaj fałszywi świadkowie i rzekli: „Myśmy słyszeli Jego mówiącego.” Ja rozwalę Kościół ten, ręką uczyniony, a za trzy dni inny, nie ręką uczyniony, zbuduję” i nie było zgodne ich świadeotwo.

A powstawszy na środku, najwyższy Kapłan spytał Jezusa mówiąc: Nic nie odpowiadasz na to, co tobie ci zarzucają ? Ale on milczał, a nic nie.odpowiedział.

Znowu pytał Go najwyższy Kapłan: Poprzysięgam Cię przez Boga żywego, abyś nam powiedział jeśliś Ty jest Chrystus, Syn Boga błogosławionego.” Rzekł mu Jezus: Tyś powiedział, jam jest. Jednak powiadam wam, odtąd ujrzycie Syna człowieczego, siedzącego na prawicy mocy Bożéj, i przychodzącego w obłokach niebieskich.

Tedy najwyższy Kapłan rozdarł szaty swoje mówiąc: „zbluźnił, cóż daléj potrzebujemy świadków? Otoście teraz słyszeli bluźnierstwo: co się wam zda?” A oni odpowiadając rzekli: „winien jest śmierci.”

Tedy plwali na oblicze Jego i bili kułakami, a mężowie, którzy Go trzymali, naigrawali Go bijąc, a drudzy policzki twarzy Jego zadawali mówiąc: „Prorokuj nam Chrystusie, kto jest który Cię uderzył?” I wiele innych rzeczy bluźniąc mówili przeciw Niemu.

A Piotr siedział przed domem w sieni na dole, a gdy go ujrzała druga służebnica, poczęła mówić tym, którzy około stali: „I ten był z Jezusem Nazareńskim.” A on się zaparł przed wszystkimi mówiąc: „Nie jestem, niewiasto nie znam Go, ani wiem, ani rozumiem co mówisz.” I wyszedł na podwórze a kur zapiał.

A gdyczas wyszedł jakoby jednéj godziny, ci co tam stali mówili Piotrowi: prawdziwie z nich jesteś boś i Galilejczyk jest, bo i mowa twoja cię wydawa. I rzekł mu jeden z służebników powinowaty onego, którego Piotr uciął ucho: czyżem Ja ciebie nie widział w ogrodzie z Nim?” Tedy począł wyrzekać się, zaklinać i przysięgać: „Iż nie znam człowieka tego, o którym powiadacie.” A natychmiast, gdy on jeszcze mówił, powtóre kur zapiał.

A Pan obróciwszy się, spojrzał na Piotra. A wspomniał Piotr na słowa które mu mówił Jezus: pierwiéj niż kur dwakroć zapieje, trzykroć mnie się zaprzesz. A wyszedłszy z dworu gorzko płakał.

A gdy był dzień, weszli w radę wszyscy przedniejsi Kapłani i Starsi ludu i Doktorowie przeciwko Jezusowi, aby Go o śmierć przyprawili.

I przywiedli Go do rady swój mówiąc: „Jeśliś Ty jest Chrystus, powiedz nam.” I rzekł im: Jeśli wam powiem, nie uwierzycie mi, a jeśli i spytam, nie odpowiecie mi, ani wypuścicie. Lecz odtąd będzie syn człowieczy siedział na prawicy mocy Bożéj.

I rzekli wszyscy: „Toś Ty jest Syn Boży?" Który rzekł: Wy powiadacie żem ja jest. A oni rzekli: „Cóż, jeszcze potrzebujemy świadectwa, bośmy sami słyszeli z ust Jego.”

A powstawszy wszystko ich mnóstwo, najwyżsi Kapłani z Starszymi i Doktorami i wszystką radą, związawszy, przywiedli Go i podali Poncyuszowi Piłatowi, Staroście.

Tedy ujrzawszy Judasz, który Go wydał, iż był skazan, żalem zdjęty odniósł trzydzieści srebrników wyższym Kapłanom i Starszym, mówiąc: „Zgrzeszyłem, wydawszy krew sprawiedliwą.” A oni rzekli: „co nam do tego, to ciebie się tyczy.” A porzuciwszy srebrniki w kościele, odszedł, a poszedłszy obwiesił się.

A wyżsi Kapłani wziąwszy srebrniki, mówili: „Nie godzi się ich kłaść do karbony, gdyż jest to zapłata krwi.” I naradziwszy się, kupili za nie rolę garncarzową na pogrzeb pielgrzymów. Dla tego ona rola nazwaną jest: Haceldama, to jest: rola krwi, aż do dnia dzisiejszego.

Wtedy się wypełniło co jest powiedziane przez Jeremiasza proroką mówiącego: I wzięli trzydzieści srebrników, zapłatę Oszacowanego, którego oszacowali z synów Izraelskich: i dali je na rolę garncarzową, jak im postanowił Pan.

Pożytek duchowny

Patrz ile tu zniewag i jak ciężkich, ponosi za Ciebie Jezus, a wśród nich z jaką cierpliwością się zachowuje, jakiéj najwyższéj pokory przedstawia ci obraz! Stanów więc sobie za łaską Jego, w téj świętéj cnocie się ćwiczyć, i z miłości znieważanego Jezusa, wszelkie upokorzenia spotkać cię mogące cierpliwie znosić.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże, daj nam tak obchodzić Tajemnice Męki Pańskiéj, abyśmy odpuszczenia grzechów naszych dostąpili. Przez tegoż Pana naszego Jezusa i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya, jak po święcie Siedmiu Boleści Matki Bożéj.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 163–165.

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Jezus Męka Wielki Wtorek pokora
2020-04-06

Św. Wilhelma Opata

Żył około roku Pańskiego 1203.

(Żywot jego był napisany przez jednego z jego uczniów, i znajduje się u Bolandystów pod dniem dzisiejszym.)

Święty Wilhelm z zamożnéj i szlacheckiéj rodziny pochodzący, urodził się w Paryżu około roku Pańskiego 1105. Wychowanym został w klasztorze świętego Hermana, pod okiem swojego stryja Hugona, który tam był Opatem. Młodym chłopaczkiem będąc, objawiał już w sobie wielką pobożność; bardzo przytém był pilnym w naukach i z przykładną dla starszych i nauczycieli uległością. Świątobliwy Opat widząc tak chwalebne w synowcu postępowanie, i niepospolite w nim ze wszech miar zalety, nakłonił go do wstąpienia, do stanu duchownego. Wilhelm i sam do tego wzdychał, a tylko dla głębokiéj pokory nie śmiał domagać się tego. Zaraz na wstępie nowego swojego zawodu, odznaczył się najprzykładniejszém życiem, a przyjąwszy święcenia na Subdyakona, został kanonikiem przy kolegiacie świętéj Genowefy de Monte, w któréj pod tę porę, skład duchowieństwa nie zupełnie odpowiadał swojemu powołaniu.

Świątobliwość nowozamianowanego kanonika, jego regularność w uczęszczaniu na pacierze do chóru, zamiłowanie samotności i oddawanie się nauce; wszystko to nietylko nie zjednało mu serca jego towarzyszy, lecz przeciwnie najgorzéj ich przeciw niemu usposobiło. Uważali go za reformatora, zamierzającego przywieść ich do karności od któréj odstąpili, i którego sam sposób życia już był uderzającém potępianiem ich postępowania, niezgodnego ze stanem w jakim zostawali. Przyszło do tego, iż wszelkich środków zaczęli używać, aby go z grona swojego wydalić. Jeden z nich udając iż ma powołanie do zakonu, chciał za sobą i Wilhelma pociągnąć, lecz ten nie dał się uwieść, a w postępowaniu swojém okazując się zawsze najprzykładniejszym, otrzymał z rąk Stefana Biskupa Paryzkiego święcenia kapłańskie, pomimo wszelkich przeszkód jakie stawili temu jego przeciwnicy.

Wszakże wkrótce potém potrafili oni pozbyć się świętego Wilhelma. Gdy na probostwo Epinejskie, o kilka mil od Paryża położone, którego kollacya należała do kolegiaty świętéj Genowefy, wypadło im mianować jednego zpomiędzy siebie, wyznaczyli na to Wilhelma, aby chociaż tym sposobem nie mieć go w swojém gronie.

Nie długo jednak korzystali ze swobody, jakiéj nabyli wydalając z kapituły najświątobliwszego jéj członka. Papież Eugeniusz III przybywszy do Paryża w roku 1147, i dowiedziawszy się o nadużyciach w Kolegiacie téj panujących, za zniesieniem się z królem, postanowił stanowczo zaradzić złemu. Upoważnił do tego Sugera, Opata klasztoru świętego Dyonizego, który w miejsce świeckich Prałatów obsadzonych przy téj Kolegiacie, sprowadził kanoników regularnych z opactwa świętego Wiktora, dawnym zapewniając do śmierci przyzwoite utrzymanie.

Święty Wilhelm nie wahał się ani chwili: zrzekł się donośnego swojego probostwa, i został Kanonikiem Regularnym, a w krótkim czasie odznaczywszy się wszystkiemi cnotami najdoskonalszego zakonnika, został Podprzeorem. Urząd ten poruczał mu przełożeństwo nad całém zgromadzeniem, wnet téż doznano błogosławionych skutków jakie zwykle sprowadza po sobie dla całego zakonu, świątobliwość przełożonego.

Rozgłos jego cnót wysokich, rozszedł się był i do obcych krajów. Absalon Biskup Rotszyldski w Danii, mając zamiar przywieść do pierwotnéj karności jeden z klasztorów Kanoników Regularnych w jego Dyecezyi będących, uznał że najwłaściwiéj będzie, aby tam Opatem zrobił świętego Wilhelma. W tym więc celu wysłał do niego jednego ze swoich Prałatów. Opat święty Genowefy, widząc że Wilhelm jeszcze pożyteczniejszym będzie w klasztorze w którym potrzeba było wprowadzać dopiéro reformę, niż w tym gdzie już ona istniała, przychylił się do żądania Biskupa Rotszyldskiego, i Święty udał się do Danii, wziąwszy z sobą trzech innych Kanoników Regularnych.

Lecz tam wielkie spotkały go trudności. Skoro został Opatem klasztoru Eschilskiego, wziął się gorliwie do zniesienia w nim wszelkich zwyczajów przeciwnych ścisłéj zakonnéj karności i pierwotnéj Regule. Lecz ostrość klimatu, nieznajomość języka krajowców wśród których przebywał, ubóstwo klasztoru i niechęć podwładnych, wszystko to wystawiło wytrwałość jego na ciężkie próby. Opuścili go téż wkrótce trzéj Kanonicy Regularni z nim przybyli z Francyi, nie mogąc znieść panującego tam zimna, a miejscowi zakonnicy stawili mu niepoczciwy a zacięty opór. Sam przykład nowozamianowanego Opata, raził ich dotkliwie, i wszelkich używali środków, aby się go pozbyć.

Wśród tego rodzaju trudności, przybyły mu i wewnętrzne utrapienia. Zły duch, przewidując ile on w klasztorzetym i kraju całym, uczyni dobrego, chcąc go do wszystkiego zniechęcić i uniezdolnić, wewnątrz srodze niepokoić go zaczął rozlicznemi a gwałtownemi pokusami. Lecz Święty nie ustąpił mu placu. Im większe wzmagały się przeszkody, tém on wytrwaléj pracował około dzieła rozpoczętego na chwałę Bożą, tylko podwajał modlitw i pokuty, poszcząc, czuwając po całych nocach, i trapiąc swoje ciało różnemi sposobami. Bóg téż miłosierny, wynagrodził wkrótce wytrwałość i cierpliwość tego wiernego sługi Swojego. Nie tylko słodyczą postępowania, roztropnością i wielką miłością, zjednał sobie Wilhelm wszystkich braci i przywiódł ich powoli do ścisłéj zakonności, lecz prócz tego wielką liczbę grzeszników ze świata pozyskał Panu Bogu, gdyż wielu z nich, słysząc o jego świątobliwości, zgłaszało się do niego po radę i prosiło o spowiedź. Co większa miał tę pociechę, że w częstych swoich wycieczkach apostolskich, jakie czynił z klasztoru dla głoszenia słowa Bożego niewiernym, nawrócił do wiary świętéj wszystkich pogan, jacy się jeszcze na brzegach morza Bałtyckiego znajdowali.

Dopomagał mu do tego i dar cudów, którego mu Pan Bóg udzielał, gdy już i sama jego wytrwałość w rozpoczęciu świętego dzieła, pomimo zewsząd napotykanych wielkich trudności, a wśród nich niezachwiany spokój jego duszy, były jakby ciągłym cudem. Posiadał przytém łaskę rzewnéj pobożności. Przy każdéj Mszy świętéj widziano go zalewającego się łzami, gdy błagał Boga o błogosławieństwa na swoje prace, i polecał Mu potrzeby własnéj duszy i swoich braci.

Wśród bezustannych i wielkich trudów, ciągle pościł ściśle, raz tylko na dzień jadając. Włosiennicę nosił zawsze na gołém ciele, sypiał nadzwyczaj mało, ścieląc na ziemi trochę słomy.

Na lat siedem przed śmiercią, został mu objawiony dzień i godzina, w któréj miał go Pan Bóg powołać do Siebie. Gdy już ta chwila zbliżała, się, cały ostatni post wielki spędził w ostrzejszéj jeszcze niż zwykle pokucie, i już prawie całe dnie i większą część nocy, poświęcał modlitwie. W Wielki-Czwartek odprawił Mszę świętą z tak wielką pobożnością, że obecni zakonnicy od płaczu wstrzymać się nie mogli. Sam rozdał jeszcze wszystkim Komunią świętą, i wielu ubogim nogi umywał. Po południu miał tenże obrządek odbyć z braćmi, gdy nagle zasłabłszy musiał się położyć. Dostał lekkiéj gorączki, i w sam dzień Zmartwychwstania Pańskiego, gdy na odśpiewywanéj przy nim Jutrzni przyszło do tych słów: Aby przyszedłszy namaścili Jezusa, zawołał iż czas jest aby mu udzielono ostatnie Olejem świętym namaszczenie. Po przyjęciu tego Sakramentu świętego, z oznakami najżywszéj wiary i miłości Boga, poszedł do Nieba po nagrodę długiéj i wiernéj służby swojéj Panu Jezusowi. Umarł dnia 6-go Kwietnia, roku 1203, mając lat dziewięćdziesiąt ośm.

Zaliczony został w poczet świętych przez Papieża Honoryusza III w roku 1224.

Pożytek duchowny

Świątobliwe życie błogosławionego Wilhelma ściągnęło na niego prześladowanie jego towarzyszów, nagannie postępujących. Zwykle bowiem tak bywa, iż kto chce żyć pobożnie, ściąga na siebie niezadowolenie osób słabéj wiary i podejrzanych obyczajów. Lecz kto tak jak ten Święty trwa wiernie na dobréj drodze, ten prędzéj lub późniéj zbawiennym przykładem i drugich pociągnie za sobą.

Modlitwa

Boże! Któryś przykładem świątobliwego życia błogosławionego Wilhelma, wielką liczbę dusz ku wiernéj Tobie służbie nakłonił; spraw prosimy, abyśmy postanowiwszy wiernie Ci służyć, przeszkodami nastręczanemi nam na téj drodze przez ludzi słabéj wiary, odwieść się od tego nigdy nie dali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 270–272.

Tags: św Wilhelm „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat wytrwałość
2020-04-05

Św. Wincentego Feraryusza z Zakonu Kaznodziejskiego

Żył około roku Pańskiego 1419.

(Życie jege było napisane, w kilka lat po jego śmierci, przez Ojca Piotra Ranzani kapłana tegoż Zakonu.)

Święty Wincenty, ozdoba zakonu Dominikańskiego, a sławny w Kościele całym ze swojéj apostolskiéj gorliwości i wielkich cudów, urodził się roku Pańskiego 1357 w mieście Walencyi w Hiszpanii. Pochodził ze starożytnéj rodziny Ferraryuszów, odznaczającéj się cnotami chrześcijańskiemi, a szczególnie wielkiém dla ubogich miłosierdziem. On téż podobnie od dzieciństwa szczególną dla biednych okazywał litość. Nic mu większéj nie sprawiało uciechy, jak kiedy rodzice używali go do rozdawania jałmużny. Tak niepospolitemi obdarzony był zdolnościami, że w dwunastym roku przeszedł do wyższych klas szkolnych, w czternastym słuchał już wykładu Teologii w akademii, a w ośmnastym nie tylko wszystkich towarzyszów szkolnych, ale i najbieglejszych profesorów, przewyższył w naukach.

Lecz postęp tak nadzwyczajny czyniąc w umiejętnościach, jeszcze większy uczynił w pobożności. Wielkie miał nabożeństwo do Męki Pańskiéj i do Matki Bożéj, i za jéj pośrednictwem od młodości szczególne dary od Boga otrzymał, a między innemi dar wysokiéj modlitwy i ciągłego skupienia.

Po ukończeniu nauk powziął zamiar wstąpienia do zakonu ojców Dominikanów, na co otrzymał z łatwością pozwolenie od rodziców, tém bardziéj że ojciec jego miał we śnie widzenie, przepowiadające mu iż syn jego w Zgromadzeniu tém do wysokiéj dojdzie świątobliwości. Nowicyuszem będąc już stał się zbudowaniem dla wszystkich. Po wykonaniu ślubów zakonnych, wziąwszy za wzór do naśladowania świętego Zakonodawcę swojego, stał się w istocie bardzo mu podobnym, jaśniejąc wysoką świątobliwością, obok znakomitej biegłości w naukach tak duchownych jako i świeckich, które go w rzędzie najuczeńszych mężów ówczesnych postawiły. Podziwiano w nim i tę wielką między innemi łaskę: że oddając się głębokiéj nauce, nie ostygał w duchu pobożności, co rzadko się zdarza.

W dwudziestym czwartym roku życia został profesorem filozofii w klasztorze Walenckim, gdzie tak biegle wykładał ten przedmiot, że prócz zakonników, kilkadziesiąt świeckich osób przychodziło go słuchać. Wkrótce przełożeni posłali go do Barcellony, a następnie do Leridy, gdzie był Uniwersytet, aby tam zajął katedrę profesorską. Otrzymał wtedy mając lat dwadzieścia ośm, stopień Doktora Teologii, a po powrocie swoim do Walencyi wykładał publicznie Pismo Święte i Teologią, każąc prócz tego bardzo często po różnych kościołach z nadzwyczajnym dla wiernych pożytkiem. Kazania swoje układał zawsze u stóp krzyża Jezusowego i po długiéj do Matki przenajświętszéj modlitwie: odznaczały się téż one najbardziéj wielkiém namaszczeniem Ducha Świętego, i dziwnie poruszały serca najtwardszych grzeszników.

Wiódł życie nadzwyczaj umartwione. O północy odśpiewywał wraz z braćmi w chórze jutrznię. O świcie codziennie odprawiał Mszę Świętą, późniéj miał kazanie i po niém szedł zaraz do konfesyonału. Ściśle pościł rok cały, nigdy mięsa nie jadał, i raz tylko na dzień, prócz niedziel, brał posiłek, środy piątki i soboty susząc o chlebie i wodzie. Sypiał na gołéj ziemi, albo na prostéj słomie, krwawą dyscyplinę codziennie sobie zadawał, i ten rodzaj życia prowadził przez lat czterdzieści, stale go zachowując, pomimo ciągłych i ważnych prac apostolskich którym się oddawał, a nawet i wtedy gdy na zdrowiu zapadał.

To go jednak od srogich nagabań złego ducha nie uwalniało. Dla większéj jego zasługi i utrwalenia w cnocie świętéj pokory, dopuszczał Pan Bóg na niego pokusy najbardziej upokarzające. A gdy szatan, zawsze przez niego pobity zostawał, uciekł się do innego środka, i przywiódł pewną niewiastę do tego iż udając chorę, posłała po świętego Wincentego, którego, gdy do niéj przybył, usiłowała z piekielną zręcznością przywieść do grzechu. Lecz Święty odkrywszy zasadzkę, uszedł jéj szczęśliwie. Inna znowu kobieta daléj swoję bezwstydną odwagę posunęła. Wkradła się była do celi podczas jego niebytności, a gdy przyszedł i zabierał się do modlitwy i pracy, natarła na niego. Wincenty już samę ucieczką nie mógł odwrócić zgorszenia jakiego obecność kobiety w klasztorze mogła stać się powodem. Wsparty więc opieką Matki Bożéj, któréj wtedy z całego serca wezwał na swoję pomoc, zaczął upominać tę nieszczęsną nierządnicę, i tak skutecznie to uczynił, że szczerze nawrócona padła mu do nóg, i odtąd całe miasto podziwiało jéj pokutne i świątobliwe życie. Cnota téż świętéj czystości, była jego cnotą ulubioną: strzegł jéj tak pilnie, iż od wstąpienia do zakonu nigdy nie podniósł oczu na niewiastę, i tak wzrok trzymał na wodzy, ze przez całe życie z własnego ciała, prócz rąk, żadnéj innéj części nie widział nigdy obnażonéj.

W roku 1394, gdy po śmierci Klemensa VII kardynał de Luna pod nazwiskiem Benedykta XIIT, uważanym był za prawdziwego Papieża przez Hiszpanią i Francyą, święty Wincenty zawezwany przez niego do Awinionu, został jego spowiednikiem i Mistrzem świętego dworu, (Magister Sacri Palatii). Były to czasy owego smutnego rozdwojenia w Kościele z powodu kilku pretendentów do władzy Papiezkiéj, których rzetelne do tego prawa tak były trudne do rozpoznania, że i Święci nawet bez żadnéj swojéj winy, mogli się byli pomylić przyznając je fałszywemu Papieżowi. I to właśnie miało tu miejsce, gdyż Benedykt XIII był Antypapą: to jest nieprawnie obranym Papieżem, w wielkiéj jednak części katolickiego świata, uchodził dość długo za prawdziwego.

Święty Wincenty zasmucony ciężko rozdwojeniem Kościoła, nie tylko gorące zanosił do Boga błagania aby jedność w nim przywrócić raczył, lecz używany przez Benedykta XIII jako poseł do różnych dworów, wielce się przyczynił do zgromadzenia się Soboru powszechnego Konstancyjskiego, na którym właśnie miano zaradzić, téj ciężkiéj podówczas potrzebie chrześcijaństwa.

Zamianowany Misyonarzem Apostolskim na wszystkie kraje, obiegł całą Hiszpanią, część Francyi północnéj, Włochy, a nawet i Niemcy, wszędzie tysiącami nawracając niewiernych i podobnież niezliczoną liczbę grzeszników przywodząc do pokuty. Przeszło dwadzieścia pięć tysięcy Żydów, i około ośmiu tysięcy Saracenów i Maurów, przywiódł do wiary świętéj. Gdziekolwiek się pojawiał, lud tak podobał sobie jego kazania, iż zdarzało się że gdy przechodził z jednego miasta do drugiego, po dziesięć tysięcy i więcéj osób, udawało się za nim. Piszą iż taki miał dar pobudzania grzeszników do pokuty, że razu pewnego wielki zbrodniarz spowiadając się przed nim, przy konfesyonale skonał od skruchy. W miejscach gdzie odbywał swoję missyą, zakładano sklepy z włosiennicami, żelaznemi dyscyplinami, paskami drucianemi, i innemi narzędziami któremi pokutujący ciało swoje trapią, gdyż wtedy takowe przedmioty bywały najpokupniejsze.

Licznemi cudami tak zasłynął, i takie to tłumy ludzi sprowadzało to do jego klasztoru, że Przeor zakazał mu był na czas powien czynienia cudów. Zdarzyło się wtedy że mularz na dachu kościoła pracujący, wypadkiem spadał na ziemię, a widząc że Wincenty nadchodzi zawołał do niego o ratunek. Święty, któremu przełożony wzbronił czynić cuda, nie chcąc przełamać zakazu, krzyknął na mularza żeby zaczekał. Jakoż, człowiek ten zawisł jakby w powietrzu, aż Swięty wróciwszy od przełożonego z pozwoleniem uczynienia cudu, bez żadnego uszkodzenia sprowadził go na ziemię.

Benedykt XIII chciał go uczynić Arcybiskupem Walenckim i godność kardynalską mu ofiarował, lecz Święty wyprosił się od tego, a jak tylko przekonał się o nieważności wyboru tego Antypapy, użył wszelkiego jaki miał nad nim wpływu, aby go przywieść do dobrowolnego zrzeczenia się praw uroszczonych. Gdy zaś tego dokazać nie mógł, odstąpił go i przeszedł pod władzę Marcina V, który go na urzędzie generalnego misyonarza zatwierdził.

Król Angielski słysząc o cudownych owocach jego prac apostolskich, zawezwał go do swojego państwa i przyjał z oznakami czei najgłębszéj, a Wincenty jak wszędzie tak i w Angli mnóstwo dusz pozyskał Panu Bogu. W roku znowu 1417, Jan V, panujący książe Bretoński, zaprosił go do siebie. W tym kraju doznał takiego przyjęcia, jakby był najwyższym Pasterzem dusz wiernych. Miasta całe wychodziły na jego spotkanie, mając na czele Biskupów i najpierwszych urzędników. W całéj Bretanii i Normandyi odprawiwszy missye, najzbawienniejszy wpływ tam wywarł jak na lud wierny, tak i na duchowieństwo. W ciągu właśnie tych apostolskich prac swoich zapadł w ciężką chorobę, i w mieście Wan, dnia piątego kwietnia roku Pańskiego 1419, mając lat siedemdziesiąt, z których pięćdziesiąt dwa spędził w zakonie, zasnął w Panu, pełen cnót i zasług.

Wyliczają ośmset cudów które uczynił za życia, a po śmierci, po dziś dzień przy grobie jego, Pan Bóg wielkie udziela udającym się do jego pośrednictwa łaski. Święty Wincenty Feraryusz, jest szczególnym Patronem w chorobach piersiowych. Kanonizowany został przez Kaliksta III, roku Pańskiego 1455.

Pożytek duchowny

Kto miłuje cnotę świętéj czystości i pragnie ją bez skazy zachować, powinien na ciągłéj wodzy trzymać zmysły a szczególnie oczy. Czytałeś dopiéro, że święty Wincenty tak był w téj mierze ostrożnym, iż własnego nawet ciała obnażonego, nigdy nie widział. Oblicz się z sumieniem, czy pod tym względem zachowujesz właściwą skromność.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś Kościoł Twój błogosławionego Wincentego wyznawcy Twojego zasługami i kazaniami, uświetnić raczył, daj nam sługom Twoim, abyśmy z przykładów życia jego zbawiennéj nabyli nauki, i od wszelkich przeciwnoci za jego pośrednictwem wybawieni zostali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 268–270.

Tags: św Wincenty Ferariusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość
2020-04-05

Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa – od wieczerzy Pańskiéj w Betanii do pojmania Pana Jezusa w Ogrójcu

(Wszystko spisane jest słowami z czterech Ewangelii wyjętemi.)

Niedziela dzisiejsza nazwana jest Niedzielą Kwietną albo Palmową, dla tego że w niéj obchodzimy pamiątkę tryumfalnego wjazdu Pana Jezusa do Jerozolimy, przy którym lud wyszedł na Jego powitanie, trzymając palmy w ręku. Z dniem także dzisiejszym rozpoczyna Kościoł Boży, najuroczystsze rozpamiętywanie Męki Pańskiéj, i takową, począwszy od Mszy świętéj dzisiejszéj, ogłasza i przez dni następne.

Umieszczamy poniżéj cały ten święty opis, z czterech Ewangelistów wyjęty, których słowa razem tu są zestawione, i rozdzieliliśmy go na cztery dni Wielkiego Tygodnia, w których się on odczytuje przy Mszach świętych: to jest, w Niedzielę dzisiejszą, w Wielki Wtorek, Wielką Środę i Wielki Piątek.

Otóż są słowa ze świętych Ewangelii wyjęte:

Jezus tedy sześć dni przed Paschą przyszedł do Betanii, kędy był Łazarz umarł, którego Jezus wskrzesił. I sprawili mu tam wieczerzę, a Marta służyła, a Łazarz był jednym z siedzących z nimi u stołu. Marya wtedy wzięła funt olejku szpikanardowego drogiego i namazała nogi Jezusowe, i otarła nogi Jego włosami swojemi, i napełnił się dom wonnością olejku.

Rzekł tedy jeden z uczniów jego Judasz Iskariot, który go miał wydać: Czemuż tego olejku nie przedano za trzysta groszy, a nie dano ubogim? A to mówił nie iżby miał pieczę o ubogich: ale iż był złodziejem i mieszek mając ubogich, co wkładano nosił. Rzekł tedy Jezus: Czemuż się przykrzycie téj niewieście? bo dobry uczynek przeciwko mnie uczyniła. Albowiem ubogie zawsze macie z sobą, ale mnie nie zawsze macie. Bo ta wylawszy ten olejek na ciało moje, uczyniła na pogrzeb mój. Zaprawdę mówię wam gdziekolwiek będzie przepowiadana ta Ewangelia po wszystkim świecie, i co ta uczyniła będzie powiadano na jéj pamiątkę.

Dowiedziała się tedy wielka rzesza z Żydów iż tam jest i przyszli nie tylko dla Jezusa, ale żeby byli ujrzeli Łazarza, którego wzbudził od umarłych. I umyślili przedniejsi kapłani, żeby i Łazarza zabili: Bo wiele żydów dla niego odstępowało i wierzyło w Jezusa.

A gdy się przybliżali ku Jeruzalem i przyszli do Betfage do góry oliwnéj, tedy Jezus posłał dwu uczniów; mówiąc im: Idźcie do miasteczka, które jest przeciwko wam, a natychmiast najdziecie oślicę uwiązaną i oślę z nią: odwiążcie i przywiedźcie mi. A jeśliby wam kto co rzekł powiedźcie: iż Pan ich potrzebuje, a zaraz puści je.

A to się wszystko stało, aby się wypełniło co jest powiedziano przez proroka mówiącego: Powiedźcie córce Siońskiéj: Oto Król twój idzie tobie cichy siedzący na oślicy i na oślęciu synu podjarzemnéj.

Szedłszy tedy uczniowie uczynili jako im rozkazał Jezus. I przywiedli oślicę i oślę, i włożyli na nie odzienia swoje, a jego wsadzili na nie. A rzesza bardzo wielka słali szaty swoje na drodze, a drudzy obcinali gałązki z drzew i na drodze słali. A rzesze które uprzedzały i które pozad szły wołały mówiąc: Hosanna Synowi Dawidowemu: błogosławiony który idzie w imię Pańskie: Hosanna na wysokościach.

A gdy się już przybliżał tam gdzie się spuszczają z góry Oliwnéj, poczęły wszystkie rzesze uczniów zstępujących weseląc się chwalić Boga głosem wielkim ze wszystkich cudów, które widzieli mówiąc: Błogosławiony który idzie Król w Imię Pańskie: Pokój na niebie a chwała na wysokości. A niektórzy Faryzeuszowie z rzesz rzekli do niego: Nauczycielu, nałaj uczniom Twoim. Którym on rzekł: Powiadam wam, iż jeżeliby milczeli kamienie wołać będą.

A gdy się przybliżył, ujrzawszy miasto, płakał nad niém mówiąc: iż gdybyś i ty poznało i w ten dzień Twój co ku pokojowi Twemu, a teraz zakryto jest od oczu twoich. Albowiem przyjdą na cię dni i obłoczą cię nieprzyjaciele twoi wałem: i oblegą cię i ścisną cię zewsząd. I na ziemię cię obalą i syny twoje, którzy w tobie są, a nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu: dla tego iżeś nie poznało czasu nawiedzenia twego.

A wszedłszy do kościoła, począł wyganiać przedające w nim i kupujące. Mówiąc im: Napisano jest, iż dom mój dom modlitwy jest, a wyście go uczynili jaskinią zbójców. I uczył na każdy dzień w kościele. Lecz przedniejsi kapłani i doktorowie i celniejsi z ludu szukali go stracić. Ale nie najdowali coby mu uczynić: albowiem wszystek lud bardzo pilnie go słuchał.

Przede dniem świętym Paschy, wiedząc Jezus iż przyszła godzina jego, aby przyszedł z tego świata do Ojca: umiłowawszy swe, którzy byli na świecie, do końca je umiłował. A gdy przyszła godzina, usiadł i dwanaście Apostołów z nim. I rzekł im: Pożądaniem pożądałem pożywać téj Paschy z wami, pierwiéj niżbym cierpiał. Potém nalał wody w miednicę i począł umywać nogi uczniów…. Siadłszy zasię, rzekł im: Wiecie com wam uczynił?… Albowiem dałem wam przykład, abyście jakom ja wam uczynił, tak i wy czynili.

A gdy oni wieczerzali, wziął Jezus chléb, dzięki czynił i błogosławił i łamał i dawał uczniom swoim i rzekł: Bierzcie i jedzcie: to jest ciało moje które się za was dawa. Te czyńcie na pamiątkę moję. Także i kielich po wieczerzy wziąwszy, dzięki czynił i dał im rzekąc: Pijcie z tego wszyscy. Albowiem ta jest krew moja nowego testamentu, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. I pili z niego wszyscy.

Jezus zatrwożył się duchem i oświadczył i rzekł: Zaprawdę, zaprawdę wam powiadam: że jeden z was wyda mnie. Pojrzeli tedy uczniowie jeden na drugiego, wątpiąc o kim by mówił. I zasmuciwszy się bardzo, poczęli każdy mówić: Azażem ja jest Panie? A on odpowiadając rzekł: Jeden ze dwunastu, który ze mną macza rękę w misie. Synci człowieczy idzie, jako o nim jest napisano, lecz biada człowiekowi onemu przez którego Syn człowieczy będzie wydan, lepiéj mu było, by się człowiek on nie narodził.

Hymn odprawiwszy wyszedłszy (Jezus) z uczniami swymi za potok Cedron szedł wedle zwyczaju na górę Oliwną. A wiedział i Judasz który go wydawał miejsce iż się tam często schodził Jezus z uczniami swoimi.

Wtedy im rzekł Jezus: wszyscy wy zgorszenie weźmiecie ze mnie téj nocy. Albowiem jest napisano, uderzę Pasterza i rozproszą się owce trzody. Lecz gdy zmartwychwstanę uprzedzę was do Galilei. A odpowiadając Piotr rzekł Jemu: Choćby się wszyscy zgorszyli z Ciebie, ja nigdy się nie zgorszę. Rzekł mu Jezus: Zaprawdę powiadam ci, iż ty dziś téj nocy pierwiéj niż dwakroć kur zapieje, trzykroć mnie się zaprzesz. A on więcéj mówił: by potrzeba i umrzeć mi z Tobą nie zaprę się Ciebie. Także téż i wszyscy mówili.

I przyszli do folwarku, któremu imię Getsemani, gdzie był ogród do którego on wszedł i uczniowie jego i rzekł uczniom swoim: Siedźcie tu, aż pójdę tam i będę się modlił: módlcie się abyście nie wpadli w pokuszenie.

A on oddalił się od nich jakoby na rzut kąmienia

A wziąwszy Piotra i dwóch synów Zebedeuszowych, począł trwożyć się, smucić i tęsknić sobą: Tedy im rzekł: smętna jest dusza moja aż do śmierci: Czekajcie tu i czuwajcie ze mną.

A odszedłszy nieco, klęknąwszy na kolana padł na oblicze swoje na ziemię, i modlił się ażeby godzina, jeżeli może być, odeszła od Niego i mówił: Abba! Ojcze! wszystko Tobie jest możliwém, niechaj odejdzie ode mnie ten kielich. Wszakże nie jako ja chcę, ale jako Ty.

A gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów Swoich, nalazł je śpiące od smutku. I rzekł Piotrowi: Szymonie śpisz? tak tedy nie mogłeś czuwać jednéj godziny ze mną? Czuwajcie a módlcie się, abyście nie weszli w pokusę. Duch ci wprawdzie jest ochotny ale ciało mdłe. I znowu odszedłszy modlił się w téż słowa mówiąc: Ojcze mój, jeżeli nie może ten kielich odejść jeno abym go pił, niech się dzieje wola Twoja. A wróciwszy się, nalazł je znowu śpiące (bo oczy ich były obciążone): a nie wiedzieli coby Mu odpowiedzieć. A zostawiwszy je znowu odszedł i trzeci raz się modlił tęż mowę mówiąc. I ukazał mu się Anioł z nieba, pokrzepiający Go, a wpadłszy w konanie, dłużéj się modlił. I stał się pot Jego, jako krople krwi zbiegającéj na ziemię. I przyszedł po trzecie do uczniów swych, a rzekł im: Śpijcie już i odpoczywajcie, dosyć. Oto przybliżyła się godzina a Syn człowieczy będzie wydan w ręce grzeszników. Wstańcie pójdźmy: oto się przybliżył, który mnie wyda.

Pożytek duchowny

Tydzień z dzisiejszą Niedzielą rozpoczynający się nazwany jest Wielkim Tygodniem, jako przeznaczony na rozpamiętywanie najwyższych Tajemnic niepojętéj miłości Boga ku ludziom. Przejmij się niemi do głębi duszy, i cały ten tydzień, także Świętym zwany, staraj się jak najświątobljwiéj przebyć.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże, Któryś rodzajowi ludzkiemu dla przedstawienia mu przykładu pokory chciał aby Zbawiciel nasz ciało na siebie przyjął i śmierć Krzyżową poniósł, spraw miłościwie abyśmy i pokorę Jego naśladować umieli, i zmartwychwstania Jego uczestnikami stać się zasłużyli sobie. Przez tegoż Pana naszego it. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya, jak po święcie Siedmiu Boleści Matki Bożéj.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 161–163.

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Jezus Męka Niedziela Palmowa
2020-04-04

Św. Izydora Arcybiskupa Sewilskiego i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 639.

(Żywot jego był napisany przez świętogo Brauliasza Biskupa Cezar-Augustańskiego, ucznia Jego.)

Święty Izydor Arcybiskup Sewilski w siódmym wieku żyjący, pochodził z jednéj ze znakomitszych rodzin Hiszpańskich, która kilku świętych liczyła. Dwóch braci jego: Leander przed nim Biskup Sewilski i Fulgenty Biskup Kartagineński zostali świętymi kanonizowanymi, równie jak i siostra jego święta Florentyna i blizki krewny Hermenegild, królewicz i męczennik. Piszą że gdy jeszcze był w kolebce, widziano rój pszczół krążący przy ustach dziecięcia, w czém upałrywano przepowiednię jego znakomitéj wymowy, którą w istocie późniéj w wysokim stopniu odznaczył się. Skoro cokolwiek podrósł, tak nad wiek swój okazywał się rozważnym, że go rodzice niezwłocznie kazali ówiczyć w naukach. Z razu jednak szło mu to niełatwo, pomimo wszelkich jakie dokładał usilności. Zniechęciły go takowe trudności do tego stopnia, że zamyślał zupełnie nauki zaniechać, lecz przechodząc około studni marmurem wyłożonéj, zauważał że kamień ten wytarł się był w miejscu gdzie codziennie przesuwano po nim sznur, którym wodę ciągnięto. To mu żywo postawiło na pamięci tę prawdę: że czas i wytrwałość przemódz mogą największe przeszkody: z nowym tedy zapałem wziął się do nauk. Pan Bóg zaś tak jego usilności pobłogosławił, że stał się on najuczeńszym mężem swojego czasu i najbieglejszym w językach łacińskim, greckim i hebrajskim, jak to świadczą pozostałe po nim nadzwyczaj liczne i wysokiéj wartości, dzieła.

Święty Izydor skoro ukończył nauki, wstąpił do stanu duchownego, i zaraz z całym zapałem gorliwego kapłana i z geniuszem jakim go Pan Bóg obdarzył, uderzał w pismach przez siobie wydawanych na sektę aryańską, szerzącą się podówczas tém bardziéj, że ją popierał król Lewigild i sam aryanin zagorzały. Dwóch jego braci Fulgonty i Leander broniąc, także nauki Kościoła, skazani zostali przez tego króla na wygnanie. Izydor jednak nie ustawał w wojnie swojéj z aryanami, którzy widząc w tym młodym jeszcze podówczas człowieku, najstraszniejszego dla siebie przeciwnika, postanowili pozbyć sią go przez zabicie lub otrucie! Lecz go Pan Bóg od ich zasadzek uchował. Święty Leander brat jego i Biskup Sewilski, a który po śmierci króla Lewigilda wrócił był do swojéj dyecezyi, chcąc ukryć Izydora przed zbrodniczemi zamachami aryanów, nie mogąc pohamować jego przeciw nim zapału, zamknął go w miejscu bardzo ukrytém, gdzie zostawał aż gdy po śmierci brata, król Rekared powołał go na toż Biskupstwo. Sam bowiem święty Leander umierając, wskazał go był temu królowi bardzo prawowiernemu, jako jedynego swojego następcę, który potrafi najskuteczniéj walczyć z kacerzami.

Lecz gdy wszyscy wierni ucieszyli się nadzwyczajnie z wyniesienia go na Arcybiskupstwo Sewilskie, a sam Papież święty Grzegorz Wielki, nie tylko zatwierdził ten wybór, ale i zamianował go swoim Wikaryuszem czyli Legatem na całą Hiszpanią, on jeden płakał nad tém, i poczytując się niegodnym tak wysokiéj godności, błagał i Papieża i Króla aby kogo innego w jego miejscu wybrali. Musiał jednak w końcu uledz woli Bożéj, przez rozkaz Ojca świętego mu objawionéj.

Jak tylko objął zarząd swojéj Archidyecezyi, zaraz poznać można było jak wielki i święty powstał w Kościele Bożym Apostoł i Doktor. Ojcem najlepszym i Pasterzem najtroskliwszym dla swoich owieczek, niezmordowanym i niezwyciężonym pogromcą bezbożnéj sekty aryanów, się okazał. Pełen miłosierdzia dla ubogich, we wszelkich ich potrzebach doczesnych niósł im ratunek, dobrem dusz ich jeszcze bardziéj troszcząc się bezustannie. Karności kościelnéj w duchowieństwie przestrzegał najpilniéj, jako téż i najściślejszéj a należnéj uległości Stolicy Apostolskiéj, którą nazywał: „schronieniem najbezpieczniejszém dla wiary i portem Kościoła, we wszelkich burzach na jakie narażony być może.” Gorliwie zajął się stanem Zakonów w całéj Hiszpanii jako Legat Papiezki, i niektórym, upoważniony do tego przez Stolicę Apostolską, złagodził przepisy Reguły, byle przez to wprowadzić między nimi jak najściślejsze jéj zachowanie. Własnym kosztem wybudował kilka klasztorów. W całym także kraju wprowadził jedność w obrzędach kościelnych: w Mszałach i Brewiarzach, w których przed nim były powkradały się niewłaściwe różnice miejscowe. Ryt ten przez niego wprowadzony w Hiszpanii, nazywano najprzód obrządkiem świętego Izydora, a potém Toletańskim, gdy na Soborze w Toledo zatwierdzonym został, a także obrzędem Mozarabickim, jako zachowywanym przez chrześcijan żyjących wśród Maurów i Arabów. Ryt ten do ostatnich czasów, za zezwoleniem Stolicy Apostolskiéj, istniał w niektórych parafiach w Hiszpanii.

Święty ten Arcybiskup zajął się także z wielką pieczołowitością wychowaniem młodzieży, jako podstawy przyszłości każdego społeczeństwa. W tym celu założył w Sewilli, nie tylko dla swojéj dyecezyi, lecz i dla sąsiednich, zakłady naukowe, w których od lat najmłodszych aż do ukończenia najwyższych nauk, kształciła się młodzież, jak w umiejętnościach tak i w dobrych obyczajach. Gromadzono się tam z całéj Hiszpanii. Święty Izydor nie tylko sam miewał dla uczniów kazania, lecz był głównym Rektorem wszystkich wydziałów, i sam zajął katedrę jako profesor Teologgi, wykładając z całą genialnością swojego rozumu, najgłębsze tajemnice wiary. Z téjto prawdziwie świętéj Akademii, wyszła ta wielka liczba znakomitych mężow, którzy w owych czasach uświetnili Kościoł Hiszpański, a między nimi sławni: święty Ildefons Toletański i święty Brauliusz Kartagineński, Biskupi.

Święty Izydor przewodniczył czwartemu Soborowi Toletańskiemu i drugiemu Sewilskiemu. Powagą swoją, wymową a najbardziéj wielką świątobliwością która mu poważanie powszechne jednała, przyczynił się głównie w tych walnych zebraniach, do utwierdzenia prawd wiary, wyświecenia i potępienia błędów heretyckich, i ogłoszenia najpotrzebniejszych przepisów tyczących się karności kościelnéj.

Piszą że odbył także pielgrzymkę do Rzymu. Zawezwał go tam święty Grzegorz Wielki; który podczas pobytu swojego w Carogrodzie zaprzyjaźnił się był z bratem jego świętym Leandrem, i jemu przypisał jedno z najważniejszych dzieł swoich: Wykład na księgi Hioba. Przyjęli go w Rzymie, i Papież i duchowieństwo i cały lud, z oznakami czci szczególnéj, jako najznakomitszego w owych czasach, tak z nauki jak i świętéj gorliwości w sprawie Kościoła, Prałata. Sławnym jest list jego pisany do Eugeniusza Biskupa Toletańskiego, a tyczący się pierwszeństwa Papieża nad innymi Biskupami, w którym tak między innemi wyraża się o tém: „Jest to nauką podaną przez wszystkich ojców prawowiernych, a opartą na powadze Ducha Świętego, że Piotr przewodzi nad wszystkimi Apostołami, gdyż on to miał zaszczyt usłyszyć z ust Pana naszego te słowa: Ty będziesz zwan Cefas… i ty jesteś opoką i t. d. Od synato Bożego i od przenajświętszéj Panny, a nie od kogo innego, pierwszy on otrzymał godność najwyższego Pasterstwa. Jemuto podobnież po Zmartwychwstaniu Syna Bożego powiedziano było: Paś owce moje, a te owce oznaczają Rządców Kościoła. Przywilej władzy udzielonym został wszystkim Biskupom katolickim; lecz w sposób wyjątkowy, przywilejem odrębnym dany jest Biskupowi Rzymskiemu, po wszystkie czasy wyższemu nad wszystkich, jak głowa która w ciele złożonym z innych członków nad niemi góruje, Kto zatém odmawia mu czci i posłuszeństwa należnego, oddziela się od Głowy Kościoła, i staje się winnym acefalismu (Acéphalus po grecku znaczy tułow bez głowy). Taką jest nauka Kościoła, jest to artykułem wiary katolickiéj, i można tu powtórzyć toż samo co skład wiary świętego Atanazego mówi o wierze w Trójcę Przenajświętszą: „Kto w to nie wierzy mocno i słale, zbawionym nie będzie.”

Święty Izydor rządził dyecezyą Sewilską około lat czterdziestu, a chociaż całém życiem swojém gotował się na śmierć i wielkiéj dostąpił był świątobliwości, gdy widział iż mu już niedługo przyjdzie stanąć na sąd Boży, sześciomiesięczném odosobnieniem się, chciał się do tego przysposobić. Przepędził czas ten na modlitwie i jeszcze ostrzejszéj niż zwykle pokucie, a po jego upływie, przywołał do siebie kilku Biskupów z którymi w ścisłéj był przyjaźni, i prosił aby go uczniowie jego zanieśli do katedry. Tam położywszy się na ziemi posypanéj popiołem, przywdziany w wór pokutny, uczynił publicznie wyznanie grzechów, i przyjął ostatnie Sakramenta święte. Potém przepraszał wszystkich których zdało mu się że mógł był obrazić, a to z taką pokorą i skruchą, że lud obecny zachodził się od płaczu. Udzielił obecnym najzbawienniejszych nauk, wiele wypadków tyczących się Hiszpanii przepowiedział, co mu zostawało majątku ten oddał ubogim, i zasnął w Panu dnia 4 Marca 636 roku.

Ciało jego najprzód w Sewilli złożone, później przeniesione do miasta Leonu, wielkiemi dotąd słynie cudami.

Pożytek duchowny

Święty Izydor słusznie wielką wagę przywiązywał do chrześcijańskiego wychowania młodzieży, gdyż od troskliwego kształcenia dzieci zawisła ich cała przyszłość, a przez nich i przyszłość każdego społeczeństwa. Pamiętaj na tę ważną prawdę i strzeż się abyś czémkolwiek nie stawał się dla dusz młodych albo zgorszeniem, albo przeszkodą do ich chrześcijańskiego kształcenia.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś lud Twój, dla wskazywania mu drogi zbawienia wiecznego, w błogosławionym Izydorze wielkim sługą Twoim obdarzył, spraw prosimy, abyśmy posiadając go jako mistrza życia chrześcijańskiego na ziemi, zasłużyli sobie mieć go przyczyńcą w Niebie. Przez Paną naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 265–267.

Tags: św Izydor „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup doktor nauka arianie ryt toletański edukacja wychowanie
2020-04-03

Św. Benedykta z Filadelfii

Z zakonu braci-mniejszych Franciszka Serafickiego.

Żył około roku Pańskiego 1589.

(Żywot jego wzięty jest z Kronik Zakonu Braci-Mniejszych.)

Śwęty Benedykt którego dla koloru jego ciała (był bowiem murzynem) czarnym Świętym pospolicie nazywano, narodził się w małéj wiosce zwanéj Filadelfia w Sycylii, w Dyecezyi Messyńskiéj położonéj. Rodzice jego byli murzynami, lecz katolikami bardzo przykładnymi. Od lat najmłodszych objawiła się w nim wielka bogobojność, upodobanie we wszelkich ćwiczeniach religijnych, a także pracowitość i posłuszeństwo dla rodziców i starszych, co nie tylko wszystkim go miłym czyniło, lecz nawet gdy jeszcze był małym chłopsczkiem, szacunek dla niego w tych którzy go bliżéj znali obudzało. Wtedy już obdarzył go był Pan Bóg i łaską modlitwy w wysokim stopniu, i duchem ostréj pokuty. Co mu zbywało czasu od koniecznego zajęcia, poświęcał go na pobożne ćwiczenia, a ciało swoje od dzieciństwa trapił w różny sposób, naśladując świętych pokutników, których opisowi życia z wielkiém zawsze zajęciem przysłuchiwał się.

Zaledwie doszedł był do lat młodzieńczych, i odziedziczył dość znaczny po rodzicach majątek, żywo przejęty niebezpieczeństwem na jakie dusza wystawioną jest w życiu światowém, postanowił świat opuścić, poświęcić się na wyłączną służbę Bogu i zająć się głównie najwyższém uświątobliwieniem duszy. Wielki miał pociąg do życia jak najbardziéj odosobnionego, i zamyślał udać się na jaką puszczę, aby tam już tylko z Bogiem przestając, niebieskich kosztować za życia jeszcze radości, i posiadanie ich po śmierci tém lepiéj sobie zapewnić.

Lecz za jego czasów już nie łatwo było znaleźć miejsce dość osamotnione na to; on jednak w głębokiéj ugruntowany pokorze nie ufał samemu sobie, i pragnął koniecznie znaleźć sposób prowadzenia życia oddalonego od świata i wszelkich z ludźmi stosunków, nawet takich jakie mają zakonnicy różnych Reguł, którzy żyjąc po klasztorach, oddają pomimo tego wiele posług religijnych wiernym, i przez to ciszą pustelniczą cieszyć się nie mogą. Lecz z drugiéj strony pragnął nie być pozbawionym przewodnietwa duchownego, i mieć Przełożonego, któremu poddając wolę swoję w rzeczach nawet najświętszych, tém bezpieczniejszym byłby od złudzeń miłości własnéj i pokus złego ducha, łatwo duszę samę sobie pozostawioną do zguby przywieść mogących. Powołaniem więc jego był ten rodzaj życia jaki wiodą Zakonnicy Zakonów ściśle odosobnionych i jedynie bogomyślności i pokucie oddanych: jakimi są Kartuzi, Kameduli i im nodobni. Lecz gdy wahał się którym dać pierwszeństwo, i obawiał się czy pochodzenie jego jako murzyna, nie utrudzi mu wstępu do każdego z tych zgromadzeń, w jego okolicy, kilku pobożnych mężów, podobneż o jakim on zamyślał pragnących wieść życie, uzyskawszy na to zezwolenie Stolicy Apostolskiéj, zawiązało pod Regułą świętego Franciszka Serafickiego zgromadzenie, właśnie tak pustelniczy rodzaj życia wiodące, do jakiego wzdychał błogosławiony Benedykt. Spieniężywszy więc cały swój majątek, i rozdawszy go na ubogich, przyłączył się i on do nich, uszczęśliwiony iż tak jakby umyślnie dla niego, raczył Pan Bóg w jego okolicy wskrzesić to nowe pobożne pustelnicze stowarzyszenie.

Od chwili rozpoczęcia tego zawodu, Benedykt lubo pomiędzy braćmi swoimi najmłodszy, wszystkich w świątobliwości przewyższył. Pokora, posłuszeństwo, jak najściślejsze zachowanie wszystkich przepisów bardzo surowych Ustaw zakonnych, były to cnoty w których zajaśniał tam od razu. Wiódł życie nadzwyczaj umartwione, przez które wiernie naśladował najsławniejszych i najostrzejszéj pokucie oddanych pustelników Egipskich. Przytém obdarzony w wysokim stopniu darem modlitwy i bogomyślności, zwykle po całodziennéj pracy i wspólnych ćwiczeniach chórowych, jeszcze większą część nocy spędzał na rozmowie z Bogiem i świętych rozmyślaniach. Tam przez całe lat czterdzieści dał mu Pan Bóg zażywać tego jakby anielskiego szczęścia.

Lecz za Papieża Piusa VI zapadło rozporządzenie, aby wszyscy ci pustelnicy, którzy żyli pod Regułą świętego Franciszka Asyzkiego bez zależności od Przełożonych Zakonu Braci mniejszych, a do których właśnie należał Benedykt, przyłączyli się do którego z Zakonów już stale przez stolicę Apostolską zatwierdzonych, a w których uroczyste i nieodwołalne wykonywają się śluby zakonne, co w Zgromadzeniu w którém zostawał dotąd nasz Święty nie miało miejsca. Wtedy Benedykt, lubo z wielkim żalem, rozstać się musiał ze swoją ukochaną pustynią. W długiéj i wytrwałéj modlitwie wezwawszy światła Ducha Świętego, udał się do miasta stołecznego Sycylii Palermu, i tam prosił pokornie o przyjęcie go do klasztoru ojców Bernardynów przy kościele przenajświętszéj Maryi od Jezusa.

Lubo już był i podeszłego wieku, i wcale nie wykształcony w świeckich naukach, gdyż zaledwie mógł trochę czytać, a pisać wcale nie umiał, ojcowie tego Zakonu najchętniéj go przyjęli, gdyż sława jego świątobliwości jaką oddawna jaśniał w swojéj pustelni, doszła była i do nich. Zresztą dość im było przypatrzyć się mu bliżéj w ciągu kilkodniowego jego unich pobytu, aby poznać w nim najrzadsze dary Boże, i ten wysoki stopień doskonałości, jakiego mało kto z najszczerzéj poświęcających się Bogu, w najlepiéj utrwalonych zakonach dostępuje.

Nie zawiódł też ich oczekiwania Benedykt. Przyjęty do klasztoru, we wszelkiego rodzaju cnotach, których już dawno nabył w wysokim stopniu w eremie z którego przychodził, w życiu nadzwyczaj umartwioném i w darze wysokiéj bogomyślności, tak się okazał wytrwałym, wyćwiczonym i ustalonym, że stał się dla wszystkich braci wzorem najwyższéj zakonnéj doskonałości. Przyjęty na prostego braciszka, pracowite obowiązki do tego stanu przywiązane i najniższe w klasztorze usługi, niezmordowanie i całe do nich przykładając serce, spełniał jak najwierniéj, przekonany że Pan Bóg nie na szczytność spraw naszych, lecz na intencyą z jaką się one dokonywają, jedynie patrzy, a pokornych, i w pokornym stanie wiernie Mu z miłości Jego służących, najhojniéj nagradza i najobfitszemi obdarza łaskami. Każdego roku pościł siedem czterdziestodniowych postów, przez Serafickiego Patryarchę zachowywanych, i mięsa nigdy nie jadał. Sypiał na gołéj ziemi i to nadzwyczaj krótko; jak w odzieniu tak i we wszystkiem najwyższego przestrzegał ubóstwa; czystość dochował nieskalaną. Uczuciem miłości Boga tak serce jego było przepełnione, że na modlitwie i po przyjęciu Komunii świętéj we łzach się rozpływał, i często w zachwycenie wpadał.

W kilka Jat po jego wstąpieniu do Zakonu ojców Bernardynów, postanowiono wprowadzić tam ściślejsze zachowanie pierwotnéj Reguły, od któréj nieco odstąpiono, i chciano właśnie zacząć od klasztoru przenajświętszéj Maryi od Jezusa w Palermo. W tym celu wszystkich braci oczy zwróciły się na Benedykta prostego braciszka i jego Przełożonym zrobiono, chociaż jak to wspomnieliśmy, pisać nawet nie umiał. Tak bowiem nie wątpili bracia że wysoki stopień łaski Bożéj w jakim zostawał, wszystko w nim zastąpi. Jakoż objąwszy ten urząd trudny zawsze, a szczególnie gdy idzie o przywrócenie zachwianéj karności zakonnéj, przedewszystkiém przykładem swoim, a potém niezrównaną słodyczą którą wszystkich braci zjednał serca, w krótkim czasie Regułę w całéj jéj pierwotnéj ścisłości w wykonanie wprowadził i ustalił. Okazał się nie tylko roztropnym rządcą klasztoru i powierzonéj mu rodziny zakonnéj, lecz oraz znaleźli w nim bracia świętego i biegłego przewodnika ich dusz, które łagodnie, lecz oraz i z właściwą stanowczością prowadził do wysokiéj świątobliwości i w duchu powołania świętego. Wszystkim starał się być wszystkiém: strapionych pocieszał, chorych sam o ile tylko mógł doglądał i wszelkie oddawał im z największą miłością usługi; o potrzebach braci najtroskliwiéj pamiętał, uprzedzając każdego rozsądne i właściwe żądanie; wykraczających upominał najtrafniéj, skruszonych z ojcowskiém sercem przyjmował; do wszystkich obowiązków pierwszy, w umartwieniach ciała i zachowaniu ubóstwa wszystkich przewyższający, z przybywającemi ze świata osobami uprzejmy i pokorny, lecz wystrzegający się z niemi stosunków zbyt częstych: takim był święty Benedykt, gdy będąc braciszkiem został Przełożonym licznéj zakonnéj rodziny.

Niedługo już jednak cieszył się nim Zakon, który przykładem i przewodnictwem swoim uświęcał. W sześćdziesiątym trzecim roku życia zapadłszy w ciężką chorobę, i dzień śmierci swojéj przepowiedziawszy, po przyjęciu ostatnich Sakramentów świętych, z oznakami najżywszéj wiary i pobożności, dnia 4-go Kwietnia roku 1589, zasnął spokojnie w Panu. Zwłokom jego dotąd nieuszkodzonym, zaraz po zgonie jego wierni cześć oddawać zaczęli, a gdy takowa nie tylko w Sycylii, w Hiszpanii, Portugalii, Brazylii, Meksyku i Peruańskim państwie upowszechniła się, lecz oraz i liczne cuda przy grobie jego zaszły, Pius VII Papież roku 1807 kanonizował go uroczyście, a święto jego dnia 3-go Kwietnia obchodzić kazał.

Pożytek duchowny

Nad wszelkie oświecenie jakie dać może wykształcenie w naukach, szacowniejszém jest bez porównania światło łaski Bożéj. Ono wiele zastąpić może jak to widziałeś w szczegółach życia dzisiejszego Świętego, zać braku takowego, niczém nagrodzić nie można. O łaskę więc świętą staraj się przedowszystkiém, i podziwiaj nieprzebraną dobroć i mądrość Boga, który ją prostaczkom właśnie najprzystępniejszą czyni.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś błogosławionego Benedykta wyznawcę Twojego, niebieskiemi darami hojnie wzbogacił, i w Kościele Twoim cudami wsławił, spraw prosimy, abyśmy za jego zasługami i prośbami dobrodziejstw Twoich dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 262–265.

Tags: św Benedykt z Filadelfii „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna prostota łaska wykształcenie
2020-04-03

Święto Siedmiu Boleści Matki Bożéj

Święto to ustanowione zostało około roku Pańskiego 1413.

(Krótka nauka o Boleściach Matki Bożéj, z dzieł świętego Alfonsa Liguorego wyjęta.)

Jak niezmiernemi i jakiéj przed Bogiem ceny, były poniesione przez przenajświętszą Maryą Pannę w ciągu całego jéj życia, a najbardziéj podczas męki i śmierci najdroższego Jéj Syna, boleści, i to już jest dowodem, że na ich uczczenie Kościół Boży odrębne święto ustanowił, które obchodzi w piątek przed niedzielą Palmową. Łącząc się przeto w duchu z tą intencyą Kościoła, święćmy dzisiejszą uroczystość przez rozważanie: że niezmierne boleści Maryi uczyniły Ją Królową Męczenników, gdyż i dłużéj cierpiała, i większe ponosiła cierpienia niż wszyscy razem Męczennicy.

Jak Chrystus Pan nazwany jest Królem Męczenników dla tego, iż w życiu Swojém więcéj ucierpiał niż wszyscy razem Męczennicy, tak i Maryi przenajświętszéj słusznie należy się tytuł Królowéj Męczenników, nabyty cierpieniami, po cierpieniach Jéj syna największemi jakie kiedy kto z ludzi poniósł. Nie możną bowiem zaprzeczyć Matce przenajświętszéj tytyłu i całéj zasługi prawdziwego męczeństwa, gdyż według Kartuza, Palberia, Katarinusa i wielu znakomitych Teologów, zasługa męczeństwa nie tyle na poniesieniu w mękach śmierci zawisła, jak raczéj na doznaniu cierpień mogących śmierć zadać. Tak naprzykład święty Jan Ewangelista poczytany jest za Męczennika, lubo zanurzony będąc we wrzącym oleju, żyć nie przestał, lecz owszem, według wyrażenia Brewiarza Rzymskiego, jeszcze zdrowszym i silniejszym niż był wprzódy, wyszedł z tój męki 1. Według świętego Tomasza Doktora Anielskiego, dość jest zaprzeć siebie samego aż do śmierci, aby chwały męczeństwa dostąpić.

Tym to sposobem Marya, nie tylko umieszczoną jest w poczet Męczenników, lecz wszystkich ich cierpienia trwałością swoich boleści przewyższyła, gdyż całe jéj przebłogosławione życie, było niejako długiém męczeństwem. Obdarzona szczególnym darem rozumienia Pisma Bożego, najdokładniéj pojmowała i do wypadków mających nastąpić stosowała, wszystkie ustępy proroctw Chrystusa Pana i Jego śmierci się tyczących, jak to Sama świętéj Brygidzie objawiła. Przeto Jéj męczeństwo poczęło się od chwili, gdy się Jéj okazał Anioł, zwiastując iż stanie się Matką Zbawiciela, mającego ponieść okrutną mękę dla zgładzenia grzechów ludzkich. Smutek i boleść jakiéj z tego powodu doznawała Panna przenajświętsza, wzmogły się jeszcze bardziéj, gdy została Matką Zbawiciela, tak że w istocie całe Jéj życie stało się bezustanném męczeństwem. Objawienie jakie miała święta Brygida w Rzymie, stwierdza to zdanie. W tém objawieniu, widziała ta Święta Matkę Bożą, a obok niéj świętego Symeona, wielkiego kapłana, który Jéj przepowiedział iż Jéj serce miecz boleści przeniknie, i Anioła trzymającego w ręku długi i skrwawiony sztylet, wyobrażający boleści, któremi przepełnione było życie przenajświętszćj Panny 2. „Jak róża wzrasta, rozwija się i zakwita pomiędzy kolcami, powiedział Anioł świętéj Brygidzie, tak Panna przenajświętsza żyła na tym świecie wśród ciągłych boleści; i jak w miarę rozwijania się róży, wzrastają około niéj i ciernie, tak i ta Róża duchowna Marya, im daléj zapuszczała się w lata, tém większych boleści doznawała.”

Marya przeto mogła w ścisłem ich znaczeniu, odnieść do Siebie one słowa psalmów Dawidowych: Ustał w boleści żywot mój, i lata moje we wzdychaniu. I ból mój przed oblicznością moją jest zawżdy 3. A nawet po Wniebowstąpieniu Pańskiém niemniejszą boleścią przyjęte było serce Maryi, jak to świętéj Brygidzie Sama objawiła: „Po Wniebowstąpieniu Syna Mojego, męka Jego zawsze mi w sercu tkwiła, i czy zajętą czémkolwiek byłam, czy posiłek brałam, wszystkie okoliczności Jego śmierci jakbym dopiéro co na nie patrzała, obecnemi były w pamięci mojéj” 4. Ztądto powiada Tauler: „Że Marya całe życie Swoje spędziła w ciągłéj boleści i nieustającym smutku, przepełniającym goryczą Jéj serce macierzyńskie.” 5

Lecz Marya jest Królową Męczenników nietylko dla tego że dłuższe od nich poniosła męczeństwo, lecz oraz i z tego powodu, że więcéj cierpiała niż wszyscy Męczennicy. Któż jéj cierpienia ocenić potrafi! Widząc w przyszłości boleści Matki przenajświętszéj, Prorok Jeremiasz powiada, że z niczém porównać ich nie można. Komu cię przyrównam, albo komu cię przypodobam, Córko Jerozolimska? bo wielkie jest jak morze skruszenie Twoje: któż cię zleczy? 6 Ztądto, utrzymuje Anzelm święty, że gdyby nie ciągły cud Boski, Marya w każdéj chwili życia Swojego powinnaby była umrzeć od boleści jakiéj doznawała. „Cierpienie bowiem i boleści Maryi były tak wielkie, przydaje święty Bernardyn Seneński, że gdyby je pomiędzy wszystkich ludzi rozdzielić, część jakaby na jednego przypadła, dostatecznąby była do zadania każdemu śmierci.” 7

Zastanówmyż się teraz nad powodami, dla których męczeństwo Maryi było większém od męczeństwa innych Męczenników. Najprzód cierpienia innych świętych Męczenników i Męczenniczek, byłyto cierpienia tylko ich ciału zadane. Żelazo Katowskie, albo ogień stosów rozpalonych, dotykał ich członki, gdy tymczasem Marya cierpiała na sercu i na duszy, według proroctwa Symeona: a Twoję własną duszę boleści miecz przeniknie 8. Jakby mówił: „O! Panno przenajświętsza! inni Męczennicy cierpieć będą musieli na ciele, lecz co się Ciebie dotyczy, Ty na duszy poniesiesz niezmierne boleści; serce Twoje umęczone zostanie męką Syna Twojego!” Owoż o ile dusza wyższą jest nad ciało, o tyle cierpienia moralne, boleści i utrapienia serca, przewyższają cierpienia na ciele tylko doznane. Pomiędzy cierpieniem duszy a cierpieniem ciała, powiedział Pan Jezus świętéj Katarzynie Seneńskiéj, żadnego nie masz porównania. „Na górze téż Kalwaryi, pisze Opat Arnoldus, dwa były ołtarze: jeden w sercu Maryi, drugi w ciele Chrystusa. Jezus ciało, a Marya duszę poświęcili na ofiarę Bogu.” 9

Nadto, powiada święty Antonin, ofiara Męczenników ograniczała się na tém, iż z samych siebie czynili ofiarę, gdy Marya poświęciła życie Syna, milion razy droższego Jéj od własnego życia. A tak w sercu Swojém ucierpiała to wszystko, co Jezus ucierpiał na ciele, lecz widok męki Syna zadawał jéj saméj mękę jeszcze dotkliwszą jeszcze boleśniejszą niźli gdyby ją Sama poniosła. Prócz tego nie masz wątpliwości, że Marya również boleśnie uczuła wszystkie zniewagi i obelgi któremi w Jej obecności okryto Zbawiciela. Inaczéj być nie mogło gdyż dla rodziców, a szczególnie dla matek, gdy są obecne cierpieniu swych dzieci, cierpienia te stają się ich własnemi cierpieniami. Święty Augustyn mówiąc o matce Machabeuszów obecnéj męczeństwu synów, powiada: iż patrząc na nich, w każdym z nich umęczoną została, bo każdego z nich sercem matki kochała; „nosząc ich w sercu, a oczyma widząc ich męczarnie, w duszy podobnąż mękę ucierpiała.” 10 Toż samo działo się z Maryą: biczowanie, koronowanie cierniem, przybicie do krzyża, ugodzenie w bok włócznią, nie zadały jednéj rany Jezusowi, nie obudziły jednego cierpienia w ciele Jego przenajświętszém, któregoby nie doznała Marya w duszy, i któreby nie zwiększało Jéj męczeństwa. Chrystus na ciele, mówi święty Amancyusz, Marya na duszy umęczoną została, tak dalece, że jak się wyraża święty Wawrzyniec Justynian, serce Maryi stało się najwierniejszem zwierciadłem męki Chrystusowej: w niém odbiły się rany boleści, gwoździe, wszystkie cierpienia Zbawiciela i wszystkie zniewagi. „A wszystkie rany i bole, przydaje Bonawentura święty, po całém ciele syna rozrzucone, w jedno serce matki się skupiły, niezmierną boleścią ją napełniając.” 11

Tak tedy Matka przenajświętsza, przez współczucie męki Syna Swojego, na sercu i na duszy była ubiczowaną, okrytą zniewagami, i z Nim do krzyża przybitą, co wyżej przytoczony święty doktor pięknie wyraża, mówiąc: „Gdzieś Ty przebywała Matko bolesna, gdyś na Kalwaryą wstąpiła? czy pod Krzyżem stałaś? O! nię, Tyś na Krzyżu była, z Synem ukrzyżowana.” A inny pobożny pisarz wykładając te słową Izajasza: Samem tłoczył prasę; szukałem, a nie było pomocnika, powiada: prawda Panie że w sprawie odkupienia ludzi nie było człowieka przy Tobie, któryby cierpienia Twoje podzielał; lecz stała obok ciebie Niewiasta jedna, Matka Twoja przenajświętsza, która wszystkie rany Twoje poniesione na ciele, na sercu odniosła.

Lecz i to nie dość powiedzieć, mówiąc o boleściach Maryi: bowiem patrząc na cierpienia Jezusa, więcéj bolała, aniżeli gdyby téż cierpienia Sama tylko była znosiła. Powszechne to jest zdanie, że rodzice w dwójnasób czują przykrości przez ich dzieci doznawane, i lubo to nie na każdych rodzicach się sprawdza, tu miało to bez wątpienia miejsce, gdyż bez wątpienia nad własne życie Marya kochała Syna swojego. „Marya, mówi święty Amancyusz, większą boleść poniosła z męki Zbawiciela, niż gdyby sama była umęczoną, gdyż nieporównanie więcéj niż Siebie Samę i własne życie, kochała tego którego w Jéj oczach umęczono, i nad którego męką bolała.” Co łatwo pojąć, pamiętając na ono zdanie Bernarda świętego, że dusza więcéj jest w przedmiocie który kocha, niż w ciele które ożywia. Anima magis est ubi amat, quam ubi animat. Co stwierdzają one słowa Chrystusa Pana mówiącego: Gdzie jest skarb wasz tam i serce wasze będzie. 12 Gdy przeto Marya więcéj żyła w miłości Jezusa, niż w Sobie Saméj, gdy Jezus był prawdziwie Jéj życiem i jakby duszą jej duszy; musiała patrząc na Jego skonanie większéj doznać boleści, niż gdyby Sama od podobnychże cierpień była umierała.

Lecz jest inna jeszcze okoliczność, męczeństwo Maryi wynosząca nad cierpienia wszystkich innych Męczenników: oto że Marya, przez cały ciąg męki Jezusowéj, cierpiała bez żadnéj ulgi i pociechy. Wśród najokropniejszych męczarni i pod mieczem katów, Męczennicy znajdowali największą pociechę w miłości Jezusa, i z niéj całe swoje męstwo czerpali. Lecz Matka nasza przenajświętsza, wśród boleści Swoich czyż mogła w miłości Syna Swojego znaleźć podobnąż pociechę? O! nie, — bo właśnieto Syn Jéj najdroższy był powodem Jéj cierpień, miłość to do Jezusa była jéj męczeństwem, miłość ta ją męczyła, a im była silniejszą, tém silniéj dręczyła, bo całe męczeństwo Maryi było w téj miłości Jezusa, męczonego w jéj oczach i w Jéj oczach na Krzyżu umierającego! Im więcéj Go i silniéj kochała, tém więcéj nie tylko cierpiała, ale tém więcéj pozbawioną była wszelkiéj pociechy!… O! zaprawdę. Wielkie jest jako morze skruszenie Twoje, i któż Cię zleczy? 13 I dla tegoto, według słusznéj uwagi ojca Dieza, jak każdego świętego Męczennika malują zwykle z narzędziami jego męki: naprzykład świętogo Pawła Apostoła z mieczem którym go ścięto; świętego Andrzeja z Krzyżem do którego był przybity; świętego Wawrzyńca z rusztem na którym go smażono i t. d., tak Matkę Boleśną przedstawiają trzymającą na ręku zwłoki Jezusa, bo w istocie skutkiem Jéj miłości do Jezusa, Jezus to był narzędziem Jéj męczeństwa.

Pewna jest, że im więcéj kocha się jaki przedmiot, tém dotkliwsza jego strała. Śmierć brata rodzonego więcéj zasmuca niż śmierć obcego człowieka, śmierć dziecka więcéj niż zgon przyjaciela. Aby więc ocenić boleść Maryi przy męce Jéj syna, potrzeba ocenić jéj przywiązanie do Niego. Lecz któż tę miłość Maryi do Jezusa pojąć nawet potrafi? Święty Amancyusz powiada, że w przywiązaniu Maryi do Jezusa, łączyły się dwa uczucia najsilniejsze jakich serce człowieka doznać jest zdolne: uczucie nadprzyrodzonéj miłości Boga, a miłości duszy najświętszéj jaką sobie wyobrazić można, i uczucie przyrodzonego przywiązania Matki do Syna, a Matki najprzywiązańszéj do Syna najdoskonalszego, jakiego podobnież wyobrazić sobie tylko można. Dwa te uczucia w sercu Maryi łącząc się w jedno uczucie miłości i przywiązania niemających granic, sprawiały, że Marya kochała Jezusa całą potęgą miłości do jakiéj tylko serce ludzkie wznieść się jest zdolne. A ztąd, mówi błogosławiony Ryszard od świętego Wawrzyńca, jak nie było miłości podobnéj miłości Maryi, tak również nie było boleści podobnéj Jéj cierpieniom. Ponieważ bez miary kochała Jezusa Marya, przydaje Albertus Magnus, tedy bez miary cierpieć musiała, patrząc na mękę i śmierć jego. „Nie było i nie będzie, mówi święty Bernard cierpienia sroższego, bo nie było i nie będzie Syna droższego.” Mało więc jest powiedzieć, że Marya tak srogie przy męce Syna Swojego poniosła cierpienia, że męczeństwo Jéj większe było od męczeństwa wszystkich razem Męczenników. Święty Anzelm powiada, że cokolwiek ucierpieli Męczennicy, wszystko za niewielkie cierpienia, albo raczéj za żadne poczytać się może, w porównaniu z tém co ucierpiała Marya. Nakoniec jeden ze świętych Doktorów taką myśl wyraża: „Boleść Maryi przy męce Jezusa była tak wielka, że ona jedna mogła godnie opłakać śmierć Boga-Człowieka z taką boleścią i takiém współczuciem, jakiego tylko mógł po istocie stworzonéj wymagać Pan Bóg, za dobrodziejstwo odkupienia: ludzi krwią Syna swojego.

Lecz o! Panno przenajświętsza, woła święty Bonawentura, czyż potrzeba było abyś i Ty poświęcała się za nas na górze Kalwaryi i męczeństwo tam poniosła? Czyż nie wystarczała na odkupienie świata śmierć Syna, aż póki nie zostanie ukrzyżowaną i Matka? O! wystarczała bez wątpienia śmierć Jezusa do okupu świata i tysiąca światów: lecz przemiłościwa Matka nasza, łącząc Swoje boleści z męką Syna Swojego, chciała tym sposobem i Sama współdziałać w sprawie odkupienia naszego. Jak téż cały świat, mówi Albertus Magnus, zawdzięcza Zbawicielowi mękę poniesioną dla zbawienia ludzi, tak podobnież winniśmy wdzięczność Maryi za męczeństwo poniesione dobrowolnie za nas. Cierpienia te bowiem i niezmierne boleści Maryi, były dobrowolne i poniesione z wielkiéj Jéj ku ludziom miłości, gdyż według objawienia jakie miała święta Brygida, przenajświętsza Panna gotową była wszelkie ponieść męczarnie, byle ludzie zbawieni zostali, i byle zasługi Swoje za nas ofiarować mogła. I téj to jedynéj pociechy doznała Matka przenajświętsza wśród swoich boleści: myśl tylko że śmierć Jéj Syna pojedna ludzi z Bogiem, łagodziła Jéj niewypowiedziane cierpienia.

Taka miłość Maryi ku nam, godna, abyśmy przez wdzięczność ulitowali się przynajmniéj nad Jej boleściami. Lecz niestety! jakże mało kto o nich pamięta, jak mało je kto rozmyśla, jak wielu nigdy o nich nie wspomni! Uskarżała się na to Sama Matka Boleśna przed Świętą Brygidą, pobudzając tę Świętą aby często rozmyślała Jéj boleści: „Spoglądam, mówiła przenajświętsza Panna w objawieniu, na wszystkich żyjących na świecie i szukam między nimi rozmyślających Moje boleści i współubolewajacych ze Mną, lecz bardzo takich nie wielu znajduję. Gdy więc córko moja, tak mało kto z ludzi pamięta o tém co dla nich wycierpiałam, i gdy tak wielu zapomniało o Mnie, ty jednak miéj Mnie w swojéj pamięci. Rozmyślaj boleści Moje, ubolewaj wespół ze mną, i ile możności cierpliwość Moję w swoich dolegliwościach naśladuj.”

Jak zaś mile przyjmuje Pan Jezus nabożeństwo do Siedmiu Boleści Jego Matki przenajświętszéj, dowodem pomiędzy wielu innemi jest i to co razu pewnego powiedział błogosławionéj Weronice z Binasko. „Córko moja, rzekł do niéj w objawieniu Zbawiciel, drogiemi są w oczach Moich łzy wylane nad rozmyślaniem męki Mojéj, lecz tak Matkę Moję kocham, że wylane nad Jéj boleściami, jeszcze Mnie więcéj poruszają.”

Pożytek duchowny

Czcicielom boleści Maryi, Chrystus Pan przyrzekł szczególne łaski. Święty. Alfons Liguori pisże, że po Wniebowzięciu Panny przenajświętszéj, blogosławiony Jan Ewangelista, pragnąc obaczyć jeszcze raz ma ziemi tę Matkę swoję najdroższą, gorąco prosił Ją, aby mu się objawiła. Jakoż, ujrzał Matkę Bożą wraz z Panem Jęzusem, i usłyszał jak prosiła Syna o szczególne łaski dla wszystkich mających nabożeństwo do Jéj Siedmiu Boleści. Chrystus Pan zadośćuczynił Jéj prośbie i przyrzekł: 1-o Że ktokolwiek udawać się będzie do Matki przenajświętszéj, jako Matki Bolesnéj, i przez Jéj Boleści prosić będzie o potrzebne łaski, może być pewnym, iż nie umrze bez szczeréj pokuty za grzechy. 2-o Że uwolnionym będzie od przerażenia i ucisków wewnętrznych, jakich zwykle doznaje się w ostatniéj godzinie. 3-o Że za życia będzie pamiętał o męce Pańskiéj, aby po śmierci szczególną za to nagrodę otrzymał w Niebie. 4-o Nakoniec że wszyscy czczący pobożnie boleści Matki przenajświętszéj, mieć Ją będą za szczególną swoję Panią i Władczynią, i że Marya rozporządzać nimi będzie mogła według woli Swojéj. Różne pobożne dzieła liczne przytaczają wypadki i przykłady, na stwierdzenie tego podania. Rozważ to dobrze duszo pobożna.

Modlitwa (kościelna)

Boże w którego męce według proroctwa Symeona przenajsłodszą duszę błogosławionéj Matki Twojéj Maryi Panny miecz boleści przeszył, daj miłościwie, abyśmy przebicie to Jéj serca, i boleści Jéj ze czcią rozpamiętywając, błogosławionemi zasługami i modlitwami wszystkich Świętych, wiernie pod Krzyżem stojących wsparci, męki Twojéj zbawiennych skutków uczestnikami się stali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą: Zdrowaś Marya.

Boleśne pozdrowienie Matki Bożej

(Przez ś. Bonawenturę.)

Zdrowaś Maryo boleściś pełna Ukrzyżowany z Tobą, rozbolałaś Ty między niewiastami nad owocem żywota Twego Jezusem. Święta MARYO Matko Ukrzyżowanego, módl się za nami krzyżującemi grzechami naszymi Syna Twojego, a uproś nam łzy pokuty teraz, i w godzinę śmierci naszéj. Amen.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 156–160.

Footnotes:

1

Brev, Rom. Fest. S. Joan.

2

Objaw. Ś, Brygi. Ks. 7 r.

3

Ps. XXX. VII. 18.

4

Objaw. ś, Bryg.

5

Taul. vit. Chis.

6

Tren. II. 13.

7

Bern. hom XVI.

8

Łuk. II.

9

Arnold de Cruc. 7

10

Ś. Augu. Kaza. 109.

11

Ś. Bonav. de planetu B.N.

12

Łuk. XII.

13

Treny II 13.

Vide: Św. Pawła od Krzyża

Tags: „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja Machabeusze cierpienie
2020-04-02

Św. Franciszka a Paulo

Żył około roku Pańskiego 1503.

Święty Franciszek od miejsca swojego urodzenia nazwany z Pauli, miasteczka położonego w Nespolitańskiego państwa prowincyi Kalabryjskiéj, przyszedł na świat roku Pańskiego 1416. Rodzice jego w ubogim zostający stanie, długo nie mieli dzieci, aż nareszcie za pośrednictwem świętego Franciszka Asyzkiego, uprosili sobie u Pana Boga tego synaczka, uczyniwszy ślub że go do Zakonu oddadzą.

Franciszek od lat najmłodszych okazywał wielką pobożność. Dziecięciem będąc, w rozmaity sposób trapił swoje niewinne ciałko, i długie godziny na modlitwie spędzał. W trzynastym roku, rodzice oddali go do klasztoru ojców Reformatów, gdzie zaraz zajaśniał cnotami w których z czasem nadzwyczaj wysoki postęp uczynił. Wszyscy zakonnicy podziwiali wielką świątobliwość tak młodego chłopaczka, a Pan Bóg już wtedy cudowną Swoją pomocą go wspierał. Razu pewnego, ojciec Zakrystyan posłał go, aby co prędzej przyniósł węgli palących się do trybularza. Franciszek nie mając ich w co zabrać, a pragnąc spełnić posłuszeństwo, przyniósł je w pole od sukni, która pomimo tego nie zatliła się wcale. Inną razą, przeznaczony będąc do kuchni, pogrążony w pobożném rozmyślaniu, przez roztargnienie garnki z jedzeniem mającém się gotować, postawił na kuchni nierozpalonéj. Spostrzegł to dopiéro gdy już czas był wydawać obiad, i znalazł cały ugotowany.

Wyszedłszy od ojców Reformatów dla odbycia różnych pobożnych pielgrzymek, osiadł potém na miejscu bardzo odludném, jakby na puszczy, i tam spędził lat sześć, wiodąc życie nadzwyczaj umartwione, i tylko korzonki polne i owoce leśne używając za pokarm. Nosił odzienie dawnych pustelników, i cały czas spędzał na bogomyślności.

Sława jego świątobliwości wkrótce rozeszła się w odległe strony, w skutek czego przybyło tam kilku pobożnych ludzi, pragnących pod jego przewodnictwem podobne jak on prowadzić życie. Musiał przeto opuścić ulubioną swoję pustelnię, i niedaleko miasteczka Pauli wybudował kościoł i klasztor, w czém Pan Bóg wielu cudami go wspomagał. Z początku brakowało wszelkich zasobów na rozpoczęcie budowli, lecz skoro ją zaczął znalazły się takowe: robotnicy sami przybywali i bezpłatnie brali się do roboty; a co większa gdy który z nich był chory, odzyskiwał przy téj pracy zdrowie. Dnia pewnego przyniesiono mu człowieka ciężkiém kalectwem dotkniętego w nogach. Święty kazał mu dźwignąć belkę, którą ledwie para wołów mogła przyciągnąć. Człowiek ten z wiarą w słowo Franciszka wziął się do tego, uniósł belkę bez trudności i uzdrowiony został w tejże chwili. Cuda podobne, przez które największe ciężary przy budowaniu tego klasztoru stawały się lekkiemi, powtarzały się kilkakrotnie. Lecz trzy następujące zdarzenia były najbardziéj zadziwiającemi.

Razu pewnego, święty Franciszek widzac niebezpieczeństwo jakie groziło z niewłaściwie rozpalonego pieca wapiennego, wszedł weń gdy gorzał najsilniéj, aby co prędzéj pozamykać otwory. Wszyscy obecni struchleli, przekonani będąc że go płomienie w popiół obrócą, lecz Święty wyszedł stamtąd bez żadnéj szkody. Inną razą skała ogromna urwawszy się na górze, leciała już na dół, grożąc śmiercią robotnikom którzy pod nią pracowali, i rozwaleniem murów w tém miejscu stawianych. Franciszek laską swoją zatrzymał ją wpędzie i przytwierdził na pochyłości góry. Późniéj taż skała rozbita, użytą została do ukończenia murów klasztornych. A także gdy robotnicy daleko chodzić musieli po wodę, dotknął laską skały i wnet wytrysnęła woda. Źródła jéj nigdy odkryć nie można było, gdyż zamknięta jest w skale twardéj i z niskąd otworu nie mającéj; posiada dotąd własność uzdrawiania chorych.

Lecz trudno byłoby wyliczyć wszystkie cuda jakie święty Franciszek przez ciąg życia swojego poczynił. Ślepym wzrok przywracał, słuch głuchym, mowę niemym, uzdrawiał kaleki. Można powiedzieć, że nie było choroby chociażby najcięższej, z którejby modlitwą swoją, albo tylko dotknięciem chorego, nie wyleczył. Bardzo czynne wiodąc życie, był ciągle zjednoczony z Bogiem, często wpadał w zachwycenie. Dar wymowy posiadał w wysokim stopniu. Czystość dochował nieskażoną. Pokory był niezrównanéj. Poczytywał się za ostatniego z ludzi; a założywszy nowe Zgromadzenie zakonne, postanowił aby bracia jego dla ćwiczenia się głównie w téj właśnie cnocie, nazywali się Minimi, to jest najmniejsi, najlichsi. Nosił odzienie bardzo ubogie, pod niém zawsze ostrą włosiennicę, i często biczował się do krwi żelazną dyscypliną z haczykami kolącemi u końca. Zimą i latem chodził bez obuwia, i sypiał na gołéj ziemi. Jadał raz tylko na dzień po zachodzie słońca, i nic innego jak surowe jarzyny z chlebem, bez żadnéj okrasy. W nadanéj Regule swojemu Zgromadzeniu, przepisał ścisły post bez nabiału, przez rok cały.

Zdawało się że mu Pan Bóg dał władzę nad całą naturą: na słowo jego jakby w mgnieniu oka lasy wznosiły się na polach, gdzie pierwiéj drzewiny nie było; najdziksze zwierzęta były mu podległe; śmierć była mu nawet posłuszną: gdyż wskrzeszał umarłych. Nad złemi duchami panował wszechwładnie; słuchały go bez oporu. Przy tylu darach cudownych posiadał i dar przewidywania i przepowiadania przyszłości.

Gdy założony przez niego Zakon, z przyczyny coraz liczniéj gromadzących się braci, zaczął się szerzyć, zmuszony był dla zakładania w różnych miejscach klasztorów długie i dalekie odbywać podróże. W tych co krok niemal, Pan Bóg uświetniał sługę Swojego wielkiemi cudami. Przybywszy nad cieśninę Mesyńską dla udania się do Sycylii, gdy właściciele statków nie chcieli go przewieźć na drugi brzeg morza, rozesławszy na wodzie płaszcz, przepłynął na nim z dwoma towarzyszami, i przybył najszczęśliwiéj do portu.

Ludwik XI król Francuzki dotknięty ciężką chorobą, w któréj najbieglejsi lekarze żadnéj ulgi przynieść mu nie mogli, słysząc o cudach czynionych przez Franciszka, posłał do niego z prosbą, aby przybył go uzdrowić. Nie udał się tam Święty, aż na rozkaz Papieża. Ludwik XI przyjął go z wielkiém uszanowaniem, lecz pożądanego powrotu do zdrowia nie otrzymał. Owszem święty Franciszek przepowiedział mu blizką śmierć, i tak go do niéj usposobił, że król szczerze opłakawszy grzechy swoje, w uczuciach najżywszéj skruchy i pełen ufności w miłosierdziu Boskiém, spokojnie i świątobliwie na jego rękach umarł.

Podróż ta posłużyła świętemu Franciszkowi do założenia swojego Zgromadzenia i we Francyi, do czego mu wielce pomogły łaskawe względy króla Karola VIII. Tam właśnie w klasztorze Plessejskim ufundowanym przez tego księcia, zatrzymawszy się przez czas nieco dłuższy, Franciszek wykończył ostatecznie troistą Regułę swoję: to jest dla zakonników przez niego założonych, dla zakonnic i dla osób świeckich do Tercyarstwa tegoż zgromadzenia należących. Wkrótce potém otrzymał zatwierdzenie téj Reguły najprzód ustne przez Aleksandra VI, a nieco późniéj i ostateczne przez Bullę Juliusza II. Nie chciał zezwolić aby zakonnicy przez niego założeni nosili nazwisko swojego założyciela, jak to w wielu innych zakonnych zgromadzeniach bywa, lecz nadał im nazwę Braci najmniejszych po łacinie Minimi, od cze- go nazwani są Minimitami.

Wkrótce potém odbył podróż do Rzymu, gdzie go Papież Syxtus IV przyjął jak anioła z nieba przysłanego. W posłuchaniu jakie mu udzielił, posadził go obok siebie, zasięgał jego rady w najważniejszych sprawach Kościoła i usilnie go nakłaniał do przyjęcia święceń kapłańskich. Lecz głęboka pokora Franciszka, tak trafiła do przekonania Ojca świętego, iż pozwolił mu oprzeć się temu. Z różnych przywilejów jakie chciał mu udzielić Papież, przyjął tylko upoważnienie poświęcania światła kościelnego i koronek.

Zakon Minimitów rozszerzył się już był w wielu krajach jeszcze za życia jego: we Włoszech z woli Papieży u których Franciszek był w wielkim poważaniu; we Francyi po jego tam pobycie; w Hiszpanii za staraniem króla Ferdynanda Wielkiego jego czciciela, a w Niemczech cesarz Maksymilian I, podobnież szczególny jego wielbiciel, Minimitów przyjął i klasztory im pobudował.

Lecz nadszedł już był i koniec pobytu na ziemi tego wielkiego Świętego. Miał wtedy lat dziewięćdziesiąt jeden. Czując się blizkim śmierci, zwołał braci, i w tkliwéj przemowie żegnając ich i błogosławiąc, polecał im wierność w służbie Bożéj, miłość wzajemną, ścisłość w zachowaniu Reguły, a najbardziéj przepisu tyczącego się postu całorocznego. Było to w Wielki Czwartek. Po téj przemowie kazał się zaprowadzić do kościoła, tam się wyspowiadał, przyjął Komunią świętą boso i z pasem u szyi, i wróciwszy do celi nazajutrz w Wielki Piątek, a był to dzień drugi Kwietnia roku Pańskiego 1503, wśród modlitw braci które do ostatka powtarzał, oddał Bogu błogosławionego ducha.

Papież Leon X zaliczył go w poczet Świętych kanonizowanych. Błogosławiony Franciszek z Pauli jest szczególnym Patronem szczęśliwego rozwiązania Matek brzemiennych.

Pożytek duchowny

Jak świętego Franciszka Patryarchy Asyzkiego główną cnotą była cnota najgłębszéj pokory, tak i świętego Franciszka a Paulo jego imiennika i godnego naśladowcy, taż cnota główną cechę świętości stanowiła. Że zaś jest to cnota ściągająca najobfitsze łaski Boskie, więc obaj oni należą do liczby największych cudotworców jacy kiedy jaśnieli w Kościele Bożym. Niech cię to pobudzi do szczerego zamiłowania téj cnoty, bez któréj nie tylko Świętym stać się nie można, ani cudów czynić, ale i zbawienia dostąpić nie podobna.

Modlitwa (kościelna)

Boże pokornych wywyższenie! któryś błogosławionego Franciszka wyznawcę, do chwały Świętych Twoich wyniósł; spraw prosimy, abyśmy za jego zasługami i przykładem, przyrzeczonych pokornym nagród, szczęśliwie dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 260–262.

Tags: św Franciszek a Paulo „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora post cuda poród
2020-04-01

Św. Hugona Bisupa Grenopolitańskiego

Żył około roku Pańskiego 1135.

Swięty Hugo narodził się we Francyi, w mieście Szatonef (Chateau-neuf) w dyecezyi Walońskiéj, w Prowincyi Delfinackiéj, roku Pańskiego 1053. Pochodził z rodziny i znakomitéj i wielce pobożnéj. Odilon ojciec jego, odznaczywszy się w służbie wojennéj, w podeszłym już wieku został Kartuzem i zmarł świętobliwie na rękach błogosławionego Hugona, który mu udzielił ostatnie Sakramenta święte. Podobnież i matkę swoję dysponował na śmierć, która zostając na świecie, wiodła życie bardzo świątobliwe.

Wychowany był starannie, a po ukończeniu szkół w ojczyźnie, wysłany został za granicę, dla zwiedzenia obcych krajów i dalszego kształcenia się w naukach. Wielki uczynił w nich postęp, lecz jeszcze większy w gruntownéj pobożności, którą wyniosłszy z domu, przechował jak najwierniéj obcując z ludźmi wielkiego świata . Po powrócie do ojczyzny, wstąpił do stanu duchownego, i wkrótce w Walencyi został Kanonikiem.

Wielka jego świątobliwość, a oraz i głęboka nauka, zwróciły na niego uwagę Legata Papiezkiego imieniem także Hugo, później Arcybiskupa Lyońskiego, który wziął go do swego boku dając mu urząd w Nuncyaturze którą sprawował. Znajdował się nasz Święty z tymże Legatem na Soborze w Awinionie, gdy przybyli posłowie z Dyecezyi Grenopolitańskiéj z prosbą do Legata, aby im dał Hugona na Biskupa. Ten jako blizki świadek jego cnót wysokich zgodził się na to najchętniéj, lecz sam święty Hugo, przejęty uczuciem głębokiéj pokory, w żaden sposób godności téj przyjąć nie chciał. Wtedy Legat zawiózł go do Rzymu, gdzie Papież rozkazał mu przyjąć ofiarowane Biskupstwo, i sam go na nie wyświęcił. Hrabina Matylda, sławna z wielkich darów jakie poczyniła Kościołowi, obecna pod tę porę w Rzymie, przez wzgląd na wielką świątoblibliwość Hugona, podjęła wszystkie koszta jego konsekracyi, sprawiła mu bogaty pastorał i szaty Biskupie, obdarzając go oraz rzadkiém podówczas wydaniem wykładu Psalmów, przez świętego Augustyna.

Po powrócie z Rzymu do swojéj dyecezyi, któréj zarząd objął, święty Hugo wielce się zasmucił opłakanym stanem w jakim ją zastał. Lichwa, świętokupstwo i wszelkiego rodzaju zdrożności, panowały tam nie tylko w ludzie prostym, lecz i ci którzy ze swojego stanu i powołania przyświecać powinni byli drugim, takimiż występkami się kalali. Święty Pasterz wziął się niezwłocznie do swojego obowiązku: a sam w postach i modlitwie dzień i noc jęcząc przed Bogiem nad zepsuciem swoich owieczek, używał wszelkich środków aby ich ze zgubnych dróg na których ich zastał wyrwać co prędzéj. Nauczał, upominał, groził, błagał, przenosząc się ciągle z miejsca na miejsce w swojéj dyecezyi, i obiegając ją całą. Ale przedewszystkiém przykładem własnego życia, i miłością z jaką przyjmował nawracających się, starał się wszystkich pozyskać Panu Bogu.

Gorliwość tak świętą i niezrażającą się największemi trudnościami, w krótkim czasie nagrodził mu Pan Bóg najpożądańszą dla niego pociechą. Dyecezya jego inną przybrała postać, i po dwóch latach ciężkiéj wprawdzie pracy, zniósł w niéj wszelkie istniejące jak w ludzie tak i w duchowieństwie, nadużycia. Wtedy święty ten Biskup, pomimo zbawiennych owoców rządów swoich jakiemi się cieszyć tylko co zaczynał, przejęty żywszém niż kiedykolwiek uczuciem ciężkiéj przed Bogiem odpowiedzialności, przywiązanéj do godności pasterskiéj, postanowił zrzec się takowéj, i uszedłszy potajemnie, zamknął się w klasztorze ojców Benedyktynów, w dyecezyi Klaromontańskiéj w prowincyi Awerneńskiéj. Lecz zaledwie zaczął tam przyświecać wszystkim braciom cnotami najdoskonalszego zakonnika, Papież Grzegorz VII, zawiadomiony o jego zamiarze zrzeczenia się Biskupstwa, nie dozwolit mu na to, i przysłał rozkaz jak najprędszego do swojéj dyecezyi powrótu. Dopełnił tego niezwłocznie Hugo, a dyecezyanie uszczęśliwieni z powrótu swojego ukochanego Pasterza, tém szczerzéj wzięli się do poprawy życia, aby go przez to, między sobą koniecznie zatrzymać.

Trzy lata upływało od powrotu Hugona do jego dyecezyi, gdy święty Bruno przybył tam z sześciu swoimi towarzyszami, z którymi miał zakładać Zakon Kartuzów. Święty Hugo na kilka dni przed tém, miał we śnie widzenie w którém okazało mu się było siedem gwiazd przecudnéj jasności, skrywających się w pustyni będącéj w jego dyecezyi nazwanéj Kartuzyą, przyjął więc tych świętych przybyszów bardzo serdecznie. Dowiedziawszy się iż szukają osamotnionego miejsca, gdzieby odsunąwszy się od świata mogli żyć jak dawni pustelnicy Egipscy, nie tylko uczynił im dar z całéj puszczy Kartuzyańskiéj, o kilka wiorst od Grenoblu, miasta jego rezydencyi Biskupiéj, odległéj, lecz własnym kosztem wybudował im tam kościołek i chatki, czyli celki osobne, zaopatrując ich we wszystkie do życia potrzeby.

Uszczęśliwiony nad wszelki wyraz że we własnéj dyecezyi, posiadał takich zakonników, jakich przed kilku laty, gdy zamyślał złożyć Biskupstwo szukał w obcéj, przepędzał z nimi cały czas, jaki mu od jego obowiązków pasterskich zbywał. Wtedy odbywał najpilniéj wszelkie ich zakonne ćwiczenia, nie ustępując im wcale w postach i umartwieniach ciała, któremi tych wielkich nawet pokutników budował. A i w swoim pałacu Biskupim, żył jak Kartuz, tyle tylko różniąc się od przebywających na puszczy, że obok życia tak nadzwyczaj umartwionego, ciągle lud nauczał, Sakramenta święte sprawował, i opieką najtroskliwszą wszystkich ubogich rozległéj dyecezyi swojéj ogarniał. Tak przytém na straży trzymał swoje zmysły, iż nigdy oczów nie podniósł na niewiastę, i pięćdziesiąt lat rządząc dyecezyą, żadnéj tam kobiety nie znał z twarzy. Mawiał zwykle: „nie pojmuję jak może ustrzedz się szpetnych myśli, kto nie trzyma na wodzy oczów, będących wrotami przez które najłatwiéj wchodzi śmierć do duszy.” Brzydził się cieniem obmowy; a gdy kto w jego obecności pozwalał sobie źle mówić o drugich, „bracie kochany, odzywał się do niego, poco nam roztrząsać grzechy obce: czy nie dość nam na tém, abyśmy własne jak należy opłakiwali.” Obok tak wysokiéj świątobliwości, życia tak umartwionego i czynnego, nie był wolny od ciężkich nagabań złego ducha. Od lat młodych do najpóźniejszéj starości, dręczyły go bluźnierskie myśli, z któremi bezustannie musiął walczyć. Przytém nędznego zażywał zdrowia, a bole głowy i cierpienia żołądka których całe życie doznawał, w późniejszym wieku wzmogły się bardzo. Pomimo tego, i umartwień swoich nie umniejszył, i w pracy sobie nie folgował: za to téż Pan Bóg obdarzał go wielkiemi wewnętrznemi pociechami. Dar łez posiadał w wysokim stopniu. Widok Pana Jezusa ukrzyżowanego, ustęp rzewniejszy z jakiéj pobożnéj książki, pobudzał go do płaczu. Nie raz trzeba było przerywać czytanie odbywane przy jego stole w czasie obiadu, gdy święty Biskup usłyszawszy szczegóły męki Pańskiéj lub coś podobnie do serca przemawiającego, we łzach się rozpływał.

Kiedy w skutek zamieszek w Państwie Kościelném, wszczętych przez stronników samozwańca Anakleta, Inocenty II Papież, zmuszony był szukać schronienia we Francyj, święty Hugo, który sprawę jego najgorliwiéj popierał w całym kraju, przybył do Walencyi na jego spotkanie, i tam upadłszy do nóg Ojcu świętemu prosił go i błagał, aby mu dozwolił zrzec się Biskupstwa. Wszakże chociaż już wtedy bardzo podeszłego był on wieku, nie chciał uczynić tego Papież, widząc jak pomimo tego czynnie i święcie rządził swoją dyecezyą. Lecz nakoniec, gdy w skutek cierpień głowy jakich oddawna doznawał, w ostatnich już latach swojego życia osłabł na pamięci, Ojciec świę- ty pozwolił mu wybrać sobie zastępcę. Tym był Kartuz, również jak on mający na imię Hugo. Nasz Święty zaś nie długo już żył potém. Uwolniony od obowiązków pasterskich, którym przez lat pięćdziesiąt oddawał się sercem i duszą, już dnie całe i większą część nocy spędzał tylko na modlitwie, i nareszcie dnia pierwszego Kwietnia roku Pańskiego 1132, pełen zasług tak w zawodzie swoim apostolskim położonych, jak i życiem pokutném i umartwioném nabytych, poszedł po nagrodę za nie do Nieba. Umarł w Grenoblu mając lat przeszło ośmdziesiąt. We dwa lata potém Ojciec święty Inocenty II, wpisał go uroczyście w poczet Świętych.

Pożytek duchowny

Kto pragnie uchronić się od myśli przeciwnych czystości, powinien pamiętać na ostrzeżenie jakie nam zostawił dzisiejszy Święty gdy mawiał: iż nie pojmuje jak może wolnym być od szpetnych wyobrażeń, kto wzroku nie trzyma na wodzy. Słusznie téż z tego powodu poczytywał on oczy za wrota, któremi najłatwiéj wchodzi śmierć do duszy. Wiedz przeto o tém, że kto ich nie strzeże, dobrowolnie duszę na niebezpieczeństwo wystawia.

Modlitwa

Boże! czystości dawco i lubowniku, daj nam prosimy Cię o to przez zasługi błogosławionego Hugona Biskupa, tak na wodzy trzymać zmysły nasze, abyśmy nie narażając się dobrowolnie na szpetne pokusy, tém łatwiéj za łaską Twoją oprzeć się im potrafili, gdy bez naszéj winy nacierać na nas będą. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 257–259.

Tags: św Hugon „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup czystość Kartuzi
2020-03-31

Bł. Mikołaja Pustelnika w Szajcaryi

Żył około roku Pańskiego 1487.

Błogosławiony Mikołaj, który nie należy do liczby Świętych uroczyście kanonizowanych, lecz któremu cześć oddawaną przez wiernych w ojczyźnie jego, kilku Papieży zatwierdziło, 1 narodził się w Szwajcaryi w wiosce Sakselu, roku Pańskiego 1417. Ojciec jego nazywał się Henryk Flue, a matka Emma z domu Bobert. Bylito dość zamożni właściciele ziemscy, i słynący w całéj okolicy z pobożności i wielkiego miłosierdzia dla biednych.

Z czasów dziecinnych Mikołaja i jego lat młodzieńczych, mało przechowało się szczegółów. To tylko wiadomo, że zapatrując się na przykłady świątobliwego życia rodziców, od najmłodszych lat wielkie okazywał w modlitwie i wszelkich pobożnych ćwiczeniach upodobanie, a zwykłe płoche rozrywki młodocianego wieku, nie nęciły go wcale. Często zapuszczał się w najsamotniejsze doliny i dzikie lasy, i tam po dni kilka przebywał trwając na bogomyślności.

Miał lat szesnaście, gdy razu pewnego przechodząc przez jednę z dolin Szwajcarskich, ujrzał w powietrzu wysoką wieżę, która wznosząc się coraz bardziéj w oczach jego, znikła w obłokach. Zdziwiło go takowe widzenie, a Pan Bóg objawił mu, iż wieża ta wyobraża szczyt doskonałości chrześcijańskiéj, do któréj zdążać powinien, aby przez nią dostać się do Nieba.

Pomimo pociągu jaki miał do stanu bezżennego i do osamotnionego rodzaju życia, nie chcąc opierać się woli rodziców, którzy sobie życzyli aby zawarł śluby małżeńskie, pojął za żonę dziewicę również jak on wielkiéj pobożności, i z nią miał dziesięcioro dziatek. Wychował je w bojaźni Bożéj, i doczekał się z nich prawdziwéj pociechy, gdyż wszystkie wyszły na wzorowych chrześcijan. Z czasem zaś synowie jego objęli pierwsze urzędy w kraju.

Mikołaj ożeniwszy się nie przestał wieść życia nadzwyczaj umartwionego. Cztery razy na tydzień suszył, codzień wstawał wśród nocy, i wtedy dwie godziny spędzał na modlitwie. Szczególnie miał wielkie nabożeństwo do przenajświętszej Panny; na Jéj cześć odmawiał dnia każdego cały Psałterz, i kilka razy koronkę, którą zawsze miał przy sobie. Taki rodzaj życia nie był mu wcale na przeszkodzie, do pełnienia obowiązków obywatelskich. Brał czynny udział w wojnach, jakie wiedli Szwajcarowie, broniąc się od gwałtów, których nad ich ojczyzną, dopuszczali się książęta Austryaccy.

Piastując najwyższe urzędy, do których zaufanie powszechne ciągle go powoływało, największe w kraju położył zasługi w ich sprawowaniu. Wielkiego wpływu jakie mu zjednały cnoty jego, i znakomite wykształcenie, używał na powstrzymywanie wszelkich w podwładnych mu urzędnikach nadużyć, a pod czas długo panujących wojen, uśmierzał wybuchy niegodnéj chrześcijańskiego ludu zemsty, gdy nad nieprzyjaciołmi rudacy jego odnosili zwycięstwo. W kilku ważnych dla sprawy publicznéj wypadkach, dał dowody takiego męstwa, roztropności i poświęcenia się, iż na uczczenie tych jego zasług, wybito medal złoty, z napisem utrwalającym jego pamięć w potomności.

Przez lat blizko dwadzieścia na różnych godnościach służąc ojczyźnie, pomimo nalegań całego narodu, nieprzyjąwszy najwyższego w Szwajcaryi urzędu Landemana, opuścił zupełnie zawód publiczny, w celu zajęcia się już tylko własną duszą. Kilka widzeń cudownych jakiemi obdarzył go był wtedy Pan Bóg, skłoniły go ostatecznie do spełnienia zamiaru, który miał oddawna, udania się na puszczę, i poświęcenia się już tylko najwyższéj bogomyślności i pokucie. Jakoż uczynił to roku 1467. Opuścił dom i rodzinę już jego opieki niepotrzebującą, i nie biorąc z sobą ani pieniędzy, ani żadnych zapasów żywności, w ubogim odzieniu i boso, mając tylko w ręku kij i Koronkę, puścił się w góry. Pierwszéj nocy usnąwszy na ziemi pod drzewem, po przebudzeniu się, doznał tak gwałtownego bolu, że mu się zdawało iż mu serce ostrém żelazem przeszyto. Lecz po chwili cierpienie to przeszło zupełnie, i od tego czasu już nigdy nie doznał uczucia głodu ani pragnienia, chociaż, jakto zaraz obaczymy, wstrzemięźliwość zachował nadzwyczajną.

W tydzień po jego wyjściu z domu, krewni wyszukali go w lesie, gdzie przybywszy brat jego, usilnie go nakłaniał, aby powrócił do rodziny, zwracając i na to jego uwagę, że jeśli zamieszka w miejscu tak odludném, z głodu może umrzeć, lub stać się pastwą dzikich zwierząt. „Bracie kochany, odrzekł mu na to Mikołaj, głodu się nie obawiam, bo oto już dni jedenaście jak nic w ustach nie miałem, a ani mi się jeść ani pić nie chce. Dzikich zwierząt podobnież nie lękam się.” Prosił tylko brata aby mu przysłał kapłana, którego chciał jeszcze rady zasięgnąć. Po widzeniu się z nim, i na żądanie mieszkańców tejże okolicy, zamieszkał małą chatkę wybudowaną umyślnie dla niego, w miejscu bardzo ustronném na dolinie, przy któréj rodzina jego urządziła mu kapliczkę. Od czasu do czasu, a mianowicie w niedzielę i święta przychodził tam ksiądz ze Mszą świętą, i dawał mu Kommunią.

Błogosławiony ten sługa Boży, przepędził tam lat dwadzieścia jeden, żadnego zgoła nie biorąc przez cały ten czas posiłku, prócz Kommunii świętéj, którą przyjmował raz na miesiąc. Rzecz ta wydawała się tak niepodobną do prawdy, że gdy to jedni rozgłaszali, drudzy utrzymywali iż mu tajemnie przynoszą pożywienie, lubo nikt nie posądzał Mikołaja o jakę obłudę, gdyż go powszechnie wszyscy wysoko poważali, a od niejakiego czasu jak Świętego czcili. Wszakże ściągnęło to uwagę tak władzy duchownéj, jak i świeckiéj. Zarządzono w tym celu śledztwo najściślejsze, złożone z lekarzy i urzędników kościelnych i cywilnych. Mieszkanie Mikołaja otoczono zewsząd strażą, nieodstępowano go w dzień i w nocy, i w końcu nie tylko uznano cudowność jego sposobu życia, przekonawszy się o tém że żadnych zgoła pokarmów nie bierze, lecz oraz podziwiano i jego wysokie cnoty, patrząc zblizka na różne jego święte ćwiczenia, i na jego pokorę, słodycz i miłość w obcowaniu z ludźmi.

W ciągu téj próby książe Arcybiskup Konstancejski, do którego Metropolii należała dolina na któréj mieszkał Mikołaj, posłał jednego ze swoich Sufraganów, Biskupa Askalońskiego, aby na miejscu zbadał rzecz zblizka. Ten wszedłszy do chatki naszego pustelnika, spytał go zaraz, która cnota jest najpierwszą z cnót chrześcijańskich? „Posłuszeństwo” odrzekł na to Mikołaj. „A więc powiedział mu Biskup, w imieniu posłuszeństwa nakazuję ci abyś przyjął posiłek: oto jest chleb i wino.” Mikołaj w słowach najpokorniejszych przedstawił Biskupowi, iż mu to bardzo może zaszkodzić, gdyż od lat już kilkunastu żadnego zgoła nie brał posiłku i nic nie pijał; wszakże gdy ten ponowił swój rozkaz, sługa Boży, użył podanego mu pokarmu. Lecz w tejże chwili, tak strasznych doznał boleści, iż zdawało się że to życiem przypłaci. Biskup bardzo zasmucony takim wypadkiem, serdecznie go przeprosił, mówiąc iż miał rozkaz od Arcybiskupa aby w ten sposób postąpić, a Mikołaj uspokajał go upewniając iż to cierpienie przejdzie i żadnych złych skutków po sobie nie zostawi, byle mu pozwolono i nadal jak dotąd obchodzić się bez pokarmów i napoju.

Akt urzędowy spisany podówczas przez urzędników duchownych i cywilnych, po wyprowadzeniu śledztwa, a poświadczający iż już wtedy było lat ośmnaście jak Mikołaj wiódł tak cudowny sposób życia, złożony w parafii miejscowéj, dotąd przechowany jest w oryginale stwierdzonym wielką liczbą podpisów.

Od tego czasu tłumnie zbiegali się wierni do pustelni Mikołaja, już to aby uczcić w nim tak nadzwyczajne dary Boskie, już aby polecić się jego modlitwom, których skuteczności powszechnie doznawano, już aby zasięgnąć jego światłéj rady w rzeczach tyczących się sumienia, lub zbudować się naukami, które niemal codziennie miewał do przybywających.

Lecz prócz tego mąż Boży w kilku ważnych dla Szwajcaryi wypadkach, i z tego ustronia swojego spieszył na posługę krajowi. Po zwycięstwach jakie Szwajcarowie odnieśli byli nad Burgundczykami, wielkie niesnaski domowe, groziły im straszną, a niechybną wojną domową. Niespodziane zjawienie się na walnych naradach Stanów skonfederowanych Mikołaja, — którego zaprowadził tam jeden z duchownych, spodziewający się iż wpływ jego zażegna grożące niebezpieczeństwo — umysły uspokoiło i wszystkich do zgody w téjże chwili przywiodło. Inną razą gdy jedno z miast blizkich jego pustelni gorzało, Mikołaj przybywszy tam, znakiem krzyża świętego, pożar w całéj sile będący, powstrzymał. W wielu innych wypadkach jużto krajowi całemu, już rodzinom różnym przychodził w pomoc; zawsze gotów opuścić pustelnię swoję, gdy tego dobro bliźniego wymagało.

Nakoniec w swojéj samotni przeżywszy w tak nadludzki sposób lat dwadzieścia jeden, przyjąwszy z oznakami najżywszej pobożności ostatnie Sakramenta święte, otoczony dziećmi i żoną przybyłemi na tę chwilę do niego, zasnął spokojnie w Panu dnia 21 Marca roku Pańskiego 1487. Ciało jego z wielką czcią pochowane zostało w kościele Świętego Teodula w Sakselu, jego rodzinnej parafii, a liczne cuda przy grobie jego zaszłe, imię jego nie tylko w Szwajcaryi, lecz i w Niemczech, Francyi i Belgii rozsławiły.

Pożytek duchowny

Nadzwyczajność życia tego błogosławionego sługi Bożego nie jest do naśladowania, będąc cudownym i wyjątkowym darem Bożym. Lecz żywot jego uczy nas, że w każdym Stanie i w każdych czasach, Pun Bóg wskrzesza takich cudownych pokutników, abyśmy wiedzieli, że łaski Jego najprzedziwniejsze, stoją zawsze otworem dla dusz wybranych, i że wina to tylko większego pomiędzy ludźmi zepsucia gdy rzadko się pojawiają tak cudowni słudzy Pańscy.

Modlitwa

Boże! dawco wszelkich łask i darów, wejrzyj litościwie na potrzeby Kościoła świętego, a rozżywiając w duszach ludu Twojego ducha wiary, wskrzeszaj między nami coraz więcéj i coraz cudowniejszemi darami obdarzanych świętych sług Twoich, abyśmy ich przykładami i słowami ku doskołałéj służbie Twojéj zagrzani, wiecznie Cię z nimi chwalili w Niebie: Przez Pana naszego i t.d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 253–256.

Footnotes:

1

Bolamd. 22 Mar. Godes. Rohba. 31 Mar.

Tags: bł Mikołaj Pustelnik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik rodzice post
2020-03-30

Św. Jana Klimaka Opata

Żył około roku Pańskiego 605.

Święty Jan przezwany Klimak, od sławnego ascetycznego dzieła, które pod tym tytułem napisał, rodem z Palestyny, przyszedł na świat około roku Pańskiego 525. Był to jeden z najuczeńszych ludzi swojego czasu, i ztąd zdaje się iż pochodził z zamożnego stanu, gdyż w owych wiekach tylko tacy wyższe wykształcenie odbierali.

Młodym będąc, otrzymał tytuł Scholastyka, co oznaczało wysoki stopień w naukach. Lecz nie długo cieszył się tą znikomą sławą, chociaż jéj dostąpił zaledwie lat piętnaście mając. W szesnastym roku postanowił opuścić świat, i na puszczy oddać się bogomyślności i pokucie. W tym celu poszedł na górę Synai, i tam poddał się pod przewodnictwo świątobliwego starca imieniem Martyrus.

Pod jego okiem, Jan w krótkim czasie nie tylko nabył najwyższéj doskonałości, lecz i sam stał się najbieglejszym mistrzem życia bogomyślnego. Ponieważ był, jak to nadmieniliśmy wysoko w naukach i w sztukach pięknych wykształcony, i niepospolitemi obdarzony zdolnościami, więc Martyrus przedewszystkiém ćwiczył go w cnocie świętéj pokory, jako najniezbędniejszéj dla umysłów tego rodzaju. W téj cnocie i święty Jan rozmiłowawszy się szczególnie, a czyniąc w niéj największe postępy prędko doszedł do wysokiéj świątobliwości.

Po śmierci Martyrusa, Jan chcąc zawsze mieć zasługę uległości i posłuszeństwa, wstąpił do klasztoru, na górze Synai będącego. Zakonnicy tam zamieszkali, lubo mieli Opata, który był razem jakby Patryarchą wszystkich pustelników na puszczach Arabskich żyjących, i posiadali klasztor na samym szczycie téj góry położony, po większéj jednak części żyli w pustelniach odosobnionych. Święty Jan zamknął się w miejscu zwaném Tole, u stóp góry, niedaleko kościoła na cześć przenajświętszéj Panny, przez cesarza Justyniana wystawionego, dla dogody wszystkich pustelników zamieszkałych na puszczy Synajskiéj. Tam przepędził sługa Boży całe lat czterdzieści, w tak ostréj pokucie i tak oddany bogomyślności, że go nazywano powszechnie Aniołem Synajskim.

Nieprzyjaciel duszy ludzkiéj, zaraz w pierwszych chwilach jego tam pobytu, nie dawał mu pokoju. Rozburzył w nim namiętności, przedtem nawet mu nieznane. Przechodził nasz Święty ciężkie walki wewnętrzne; lecz pełen ufności w łaskę Bożą i opiekę Matki przenajświętszéj, do któréj od najmłodszych lat szczególne miał nabożeństwo, ratując się jużto podwajaniem postów, już pokorną a wytrwałą modlitwą, najbardziéj zaś częstem przystępowaniem do Sakramentów świętych, wyszedł z téj dotkliwéj próby zwycięzko, i jeszcze wyższy w doskonałości uczynił postęp.

Wiedząc jak próżność wkrada się łatwo do czynów nawet pokutnych, starannie unikał zwracania oczów ludzkich na swoje umartwienia. Jadał wszystkie potrawy nawet mięsne których użycia Reguła zakonna dozwolała, lecz tak małą ilość zażywał posiłku, iż trudno było pojąć, jak mu to na utrzymanie życia wystarczać mogło. Snu podobnież nadzwyczaj krótkiego pozwalał sobie. Szczególnie zaś, obdarzał go Pan Bóg łaską spełniania każdéj czynności, z ciągle ożywianą intencyą czynienia wszystkiego dla Boga i z Jego miłości. Skutkiem tego, zostawał jakby w ciągłéj modlitwie, i w bezustanném najściślejszém zjednoczeniu woli swojéj z wolą Bożą. To stanowiło jakby główną i cechę i tajemnicę jego nadzwyczajnéj świątobliwości. Posiadał w wysokim stopniu dar téj modlitwy wewnętrznéj o któréj, mówiąc w jedném z dzieł swoich, jakby własny wizerunek skreślił: „Modlitwa ta, pisze on w książce pod tytułem Szczeble do Nieba, zawisła na tém, abyśmy Boga mieli za cel i za prawidło wszelkich czynności, słów, myśli i pragnień naszych, i abyśmy nic nie spełniali inaczéj, jak z wewnętrzną gorącością i pobożnością ducha, i z ciągłą żywą pamięcią na obecność Boga.” Ten dar i rozbudzał w nim i utrwalał zamiłowanie samotności, a w obcowaniu jego z ludźmi nadawał każdemu jego słowu, każdemu jego postępkowi namaszczenie Ducha Świętego, co już samo przez się najzbawienniéj na osoby do niego zbliżające się wpływało. Podczas modlitwy zaś zatapiało go to całego w Bogu, wprawiało w zachwycenia i wtedy widywano go uniesionego na kilka stóp nad ziemię.

Chociaż głównym jego zajęciem było czytywanie Pisma Bożego i dzieł Ojców Kościoła, można jednak powiedzieć, że przez pobożneto rozmyślania nad prawdami wiecznemi, i przez ćwiczenie się w bogomyślności przedewszystkiém, dostąpił on tego oświecenia na rozumie i téj biegłości w rzeczach tyczących się religii i całéj nauki katolickiéj, które go uczyniły nie tylko wielkim bogomodlcą, lecz i jednym ze znakomitszych pisarzy kościelnych, i postawiły prawie w rzędzie Doktorów Kościoła. Stawszy się zaś jednym z najpierwszych świeczników swojego wieku, był przedewszystkiém niezrównanéj pokory, i z pustelni prawie nie wychylał się wcale.

Gdy tam przebywał, ulegając usilnym prośbom młodego pewnego pustelnika imieniem Mojżesz, za którym wstawiało się wielu starych samotników, przyjął go za swojego ucznia. Młodzieniec ten wielkie czyniąc na drodze doskonałości postępy, i z tego powodu drogi świętemu Janowi, razu pewnego usnąwszy pod skałą, pod która zwykle spoczywał, usłyszał głos swego mistrza, wzywający go aby co prędzéj ztamtąd uchodził. Jakoż, zaledwie to uczynił, aż oto zawaliła się skała.

Czterdzieści lat przebywał już w swojéj samotnej chatce, trybem życia podobniejszy do duchów niebieskich, niż do ludzi, gdy spodobało się Panu Bogu, wywieść go z ukrycia, aby go uczynić Generalnym Opatem, to jest przełożonym nad wszystkimi pustelnikami po górze Synai rozsiedlonymi. Wiele go kosztowało, rozstanie się z rodzajem życia jaki oddawna prowadził, doznając na nim już niebieskich uciech; poddał się jednak temu, jako woli Bożéj.

Oddawna już słynął wysoką świątobliwością i darem czynienia cudów, lecz od chwili gdy go Pan Bóg, dla zbudowania wiernych, wyżéj postawił, cnoty jego jeszcze większego nabyły blasku i cuda dalszego rozgłosu. W roku wielkiéj posuchy grożącej głodem, mieszkańcy Palestyny wysłali do niego z prosbą, aby modlitwami swojemi odwrócił od nich tę klęskę. Na prosbę Świętego, zesłał Pan Bóg deszcze pożądane i wielki urodzaj nastąpił w tym kraju. A i na Zachodzie rozchodziła się sława jego imienia. Papież święty Grzegorz Wielki, pisał do niego, polecając się jego modlitwom i przysłał mu wszystkie sprzęty potrzebne do szpitala, który był wybudował u stóp góry Synai.

Święty Jan w świętej i ścisłéj przyjaźni zostawał, z Opatem części puszczy Arabskiéj zwanéj Rait. Na usilnąto prośbę jego napisał wyżéj już wspomnione sławne swoje dzieło pod tytułem: Szczeble do Nieba, w którém, w osobnych rozdziałach, pisze o trzydziestu stopniach które przechodzi dusza, począwszy od chwili jéj nawrócenia się, aż do dostąpienia najszczytniejszéj doskonałości. Dzieło to zawierające prawidła tyczące się wyższéj bogomyślności, jest wartości pierwszorzędnóej, lecz dla sposobu w jakim napisane nie dla wszystkich dostępne. Święty Jan pozostawił prócz tego, inne pisma tejże treści i wysoko cenione.

Życie pustelnicze tak wielki miało dla niego pociąg, że po czteroletniém sprawowaniu obowiązków Generalnego Opata, wrócił do swojéj pustelni, złożywszy swój urząd w ręce rodzonego brata Grzegorza, którego w jego miejsce obrano. Niedługo już żył potém. Odosobniwszy się jeszcze ściśléj niż dotąd, już tylko wyglądał z upragnieniem chwili, gdy go Pan Bóg do Siebie powoła. Dnie całe spędzał na modlitwie, a i noce, przerywając co chwila spoczynek, bogomyślności poświęcał. Wśród takich ćwiczeń, pełnego cnót i zasług dnia 30-go Marca roku 605 wziął Pan Jezus do Siebie po wieczne nagrody. Miał wtedy lat ośmdziesiąt, z których sześćdziesiąt cztery spędził na puszczy i w klasztorze. W chwili gdy umierał, brat jego, który po nim Opatem został, prosił go ze łzami, aby mu wyjednał u Pana Boga nie długi bez niego pobyt na téj ziemi. „Spełni się to rzekł mu Swięty, umrzesz przed końcem roku” — co się też i stało.

Pożytek duchowny

Wyryj sobie w pamięci słowa z dzieła świętego Jana tu w Żywocie jego przytoczone, a w których poleca on aby celem wszystkich czynności, słów i myśli naszych, był Pan Bóg, i żebyśmy na Jego obecność ciągle pamiętali. W tém bowiem krótkiém prawidle, a właściwém dla osób wszelkiego stanu, zamyka się najpewniejszy środek dostąpienia nie tylko zbawienia, lecz i najwyższéj świątobliwości.

Modlitwa

Boże! Któryś obdarzając błogosławionego Jana Opata, darem wysokiéj bogomyślności, świetnie jaśniejącym w Kościele Twoim świecznikiem uczynił; daj nam za jego pośrednictwem, tak intencyą skierowaną do Ciebie wszelkie nasze uświęcać sprawy, abyśmy każdą chwaląc Cię na ziemi, chwalili wraz z nim na wieki w niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 251–253.

Tags: św Jan Klimak „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat pokora nauka obecność Boża
2020-03-29

Św. Eustazyusza Opata

Żył około roku Pańskiego 617.

Święty Eustazyusz przy końcu wieku szóstego żyjący, uczeń świętego Kolumbana i jego na Opactwo Lukselieńskie następca, pochodził z jednéj ze znakomitych rodzin Burgundyi. Wychowany był bardzo starannie i pobożnie przez stryja Biskupa Langrenańskiego, i wkrótce wielki uczynił postęp jak w naukach świeckich, tak i na drodze doskonałości chrześcijańskiéj. Zaledwie doszedł do lat młodzieńczych, a żywo przejęty uczuciem znikomości rzeczy ludzkich, wyrzekając się świetnego na świecie zawodu, który mu zapewniały i jego niepospolite zdolności i znakomite urodzenie, postanowił żyć w najściślejszém odosobnieniu.

W téj porze święty Kolumban zakonnik Irlandzki przybył do Francyi, i właśnie w Burgundyi, ojczyznie Eustazyusza, założył był sławny klasztor Lukselieński, który stał się na przyszłe długie wieki, kolebką wielkiéj liczby Swiętych, a w samych początkach zamieszkały już był przez sześciuset zakonników. Święty Eustazyusz jeden z pierwszych wstąpił do tego zakonu, i zajaśniał w nim zaraz jako wielki sługa Boży. Najściśléj zachowując wszelkie przepisy Reguły, wiódł życie nadzwyczaj umartwione, na skinienie przełożonego posłuszny, pokorą wszystkich przewyższał. On téż przyczynił się głównie, jako najbliższy uczestnik świętego Kolumbana w założeniu tego zgromadzenia, do zaszczepienia w niém ducha najwyższéj doskonałości zakonnéj, którym się ono od początków swego istnienia wsławiło.

Wszakże nie długo mógł tam zażywać ciszy klasztornéj. Święty Kolumban, przez gorliwość z jaką powstał na gorszące kraj cały nierządy królowéj Bruncholdy i jéj wnuka Tierego, króla Burgundzkiego, ściągnął ich zemstę na siebie. Wygnali go z kilku jego uczniami z klasztoru, a wkrótce potém i święty Eustazyusz, wystawiony na ciągłe prześladowanie ze strony urzędników królewskich, ze świętym Galem, udali się do Teodoberta króla Austrazyi, który na ziemiach swoich dał im przytułek. Tam wkrótce połączył się z nimi i święty Kolumban; tego Teodobert, który uczniów jego z łaskawością przygarnął, tém bardziéj jako ich mistrza i przełożonego chętnie i z oznakami szczególnego poważania przyjął. Dozwolił mu nawet z całego jego państwa wybrać jakie mu się spodoba miejsce, na pobudowanie klasztoru. Święty Kolumban, skrzętnie korzystając z tak łaskawéj ofiary, wziąwszy z sobą świętego Eustazyusza i świętego Gala, udał się brzegami rzeki Renu, aż do jeziora Konstancyjskiego, przeszedł do Szwajcaryi należącéj podówczas do Teodoberta, zatrzymał się w prowincyi Breganekiej, i tam klasztor wybudował.

Lecz zaledwie osiadł na tém miejscu, doszła go wieść że klasztorowi Lukselieńskiemu grozi zupełna zagłada, z powodu nowych gwałtów, jakich tam na zakonnikach dopuszczano się. Nie mogąc sam jako wskazany na wygnanie z Francyi udać się do tego kraju, aby braci ratować, posłał w swoje miejsce świętego Eustazyusza, mianując go tegoż klasztoru Opatem. Obaj ci Święci wielce się miłowali; cieszyli się nadzieją że już nierozdzielnie w jednym klasztorze służyć będą Panu Bogu, wielce ich przeto rozstanie to kosztowało. Lecz że właśnie taż służba Boża, którą oba jedynie mieli na celu, wymagała aby się rozłączyli, chętnie się zdobyli na tę ofiarę.

Święty Eustazyusz objąwszy Opactwo Lukselieńskie, wielką roztropnością, pokorą i miłością, tak potrafił zjednać sobie serca tych, którzy korzystając z niełaski królewskiéj w jaką popadli byli zakonnicy Lukselieńscy, usiłowali znieść ich klasztor zupełnie, że niebezpieczeństwo takowe odwrócił, a zachwiane istnienie tego zgromadzenia utrwalając na zawsze, stał się jakby drugim jego założycielem.

Lecz w skutek prześladowania jakiego doznawał ten klasztor od władzy świeckiéj, Eustazyusz zastał w nim nie tylko znacznie zmniejszoną liczbę: zakonników, lecz co było nierównie smutniejszém, znalazł i zupełny upadek karności zakonnéj. Wnet téż i przedewszystkiém zajął się przywróceniem jéj w całéj ścisłości, i rozbudzeniem w braciach ducha pokuty i bogomyślności. Ponieważ więcéj przykładem niż słowem nauczał, a bardziéj miłością i niezmordowaną słodyczą niż surowemi środkami brał się do tego trudnego dzieła, wkrótce tak mu Pan Bóg pobłogosławił, że zgromadzenie to wróciło do swoich karbów, i znowu zajaśniało cnotami najściślejszéj zakonności. Nadzwyczaj umartwione życie jakie prowadził, ciągłe posty, czuwania na modlitwie, wszystkie inne cnoty świętego zakonnika któremi w wysokim stopniu jaśniał, odżywiły siłą przykładu we wszystkich braciach ducha pokuty. Miłość jego ogarniająca wszystkich bez wyjątku i różnicy podwładnych mu zakonników, troskliwość i zabiegi o zaspokojenie wszelkich ich potrzeb, łagodność jego rządów obok nieustającéj czujności nad zachowaniem wszelkich przepisów Reguły, stosowanie się do nich przez niego samego w najdrobniejszéj wagi szczegółach — słowem wysokie cnoty osobiste jako Przełożonego, sprawiły że sława świątobliwości zakonników pod jego przewodnictwem zostających, daleko rozchodząc się, ściągnęła znowu do klasztoru Lukselieńskiego sam wybór dusz najprawdziwszego powołania, i wkrótce, miał on przeszło sześciuset braci pod swoim duchownym zarządem, a których prawie wszystkich imiona wpisane są w poczet Świętych lub błogosławionych.

Święty Eustazyusz, prócz cnót doskonałego zakonnika i świętego Opata, obdarzonym był od Boga i znakomitym darem wymowy. Ożywiony pragnieniem zbawienia jak największéj liczby dusz krwią Chrystusa Pana odkupionych, ustaliwszy w najdoskonalszéj karności swój klasztor, poszedł ogłaszać słowo Boże ludom jeszcze podówczas w pogaństwie żyjącym. Przebiegł najprzód krainę Warasków i dotarł aż do Bawaryi, a wszędzie mnóstwo dusz pozyskał Chrystusowi Panu.

Przez ten czas zły duch nowe nasunął mu w klasztorze Lukselieńskim trudności. Niejaki Apgrystus, dawniéj sekretarz króla Tierego, który wstąpił do tego klasztoru, najprzód wprowadził rozwolnienie w karności zakonnéj, a późniéj opuściwszy klasztor pod pozorem nawracania niewiernych, wwikłał się w sektę odszczepieńców w Akwilei powstałą. Eustazyusz wróciwszy ze swoich wypraw apostolskich, chciał go przywieść do posłuszeństwa: lecz zuchwalec ten nie tylko nie podał się swojemu Opatowi, lecz oskarżył go przed Soborem Makońskim, jako wprowadzającego do klasztoru Lukselieńskiego Regułę niewłaściwą i przeciwną duchowi Kościoła. Święty stawił się przed Ojcami na Soborze zgromadzonymi, oczyścił się z zarzutów mu poczynionych, i uzyskał zatwierdzenie Reguły, którą w klasztorze swoim wprowadził. Starał się zaś wszelkiemi środkami łagodności i miłości nawrócić Agrystusa, któremu nawet przepowiedział że jeśli się nie opamięta, wkrótce przyjdzie mu zdać z tego rachunek przed Bogiem. Agrystus głuchym się okazał na wszystko, i w tymże roku zamordowany przez sługę swego nędzną śmiercią zszedł z tego świata; co większa, podobnaż kara Boża, spotkała wkrótce i wszystkich jego współodszczepieńców.

Lecz za tego jednego odstępcę, dał Pan Bóg Eustazyuszowi wielką liczbę świętych uczniów. Z jego to klasztoru wyszli między innymi: Kagna Biskup Laoński, święty Eszaryusz Biskup Nojoneński, Ragnacy Biskup Bazylejski i mnóstwo im podobnych wielkich sług Bożych.

Eustazyusz widząc coraz bardziéj powiększającą się liczbę swoich zakonników w klasztorze Lukselieńskim, zaprowadził tam bezustanną Psalmodią; to jest, tak urządził odmawianie z kolei pacierzy kanonicznych w chórze, że dzień i noc bez przerwy najmniejszej, trwało tam opiewanie chwały Bożéj.

Nakoniec objawił mu Pan Bóg, blizką śmierć jego. Święty przymnożył pokuty, i w coraz większéj zatapiał się bogomyślności, gdy dotknięty został ciężką i nadzwyczaj dotkliwą chorobą. W niéj doznając niezmiernych boleści, usłyszał głos z nieba zapytujący go co woli: czy żyć jeszcze dni czterdzieści i doznać ulgi w cierpieniach, czy po trzydziestu dniach cięzkich boleści umrzeć. Święty pragnąc co prędzéj oglądać Boga, wolał więcéj cierpieć i żyć krócéj, byle tego szczęścia nie odwlekać, i dnia 29-go Marca roku Pańskiego 634 połą- czył się na wieki z Bogiem.

Pożytek duchowny

Jeśli nie możesz zdobyć się na to co Święci czynili, którzy woleli cierpieć aniżeli być od cierpień wolnymi, byle przez to przyśpieszyli sobie szczęście oglądania Boga, staraj się przynajmniéj przez pamięć na cierpienia Jezusa za ciebie poniesione, wszelkie dolegliwości jakie On na cię zsyła, bez szemrania i ze świętą cierpliwością znosić.

Modlitwa

Boże! Któryś błogosławionego Eustazyusza Opata, łaską wielkiego pragnienia oglądania Cię co prędzéj w Niebie obdarzyć raczył; spraw prosimy, za jego zasługami, abyśmy wszelkie cierpienia nas dotknąć mogące, w duchu pokuty znosząc, tem prędzej po śmierci oglądać Cię mogli na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 248–250.

Tags: św Eustazyusz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat cierpienie cierpliwość
2020-03-28

Św. Sykstusa Papieża

Żył około roku Pańskiego 440.

Święty Sykstus trzeci tego imienia Papież, był Rzymianinem; przyszedł na świat przy końcu czwartego wieku. Mało pozostało szczegółów tyczących się pierwszych lat jego życia; lecz już to samo że młodym będąc wyniesiony został na godność kapłańską, w czasach gdy jéj udzielano tylko mężom wyprobowanéj cnoty, każe wnosić, że od najmłodszych lat odznaczał się wysoką świątobliwością.

Gdy już przez pewien czas sprawując obowiązki kapłańskie, powszechne i szczególne zjednał był sobie w Rzymie poważanie, Pelagianie kacerze podówczas błędy swoje szerzący, chcąc je poprzeć powagą Sykstusa, rozpuścili wieść fałszywą jakoby ten świątobliwy kapłan, nie tylko podzielał ich naukę, lecz był głównym jej poplecznikiem. Święty, skoro się o tém dowiedział, starał się wszelkiemi sposobami przekonać uwiedzioną publiczność iż go oczerniono. Nie tylko w kilku swoich kazaniach, wyklinał z ambony błędy Pelagianów, lecz w listach publicznie ogłoszonych, uczenie zbijał ich zasady, i uciekając, się nawet i do praw cywilnych, przeciw odszczepieńcom wydanych, starał się przywieść ich do odstąpienia fałszywéj nauki. Odwołując się do okolnego listu Papieża Zozyma potępiającego naukę Pelagiusza, pisał o tém do Aureliusza Biskupa Kartagińskiego i do świętego Augustyna. Wielki ten Doktor Kościoła dwoma listami odpowiedział, winszując mu gorliwości z jaką powstaje przeciw Pelagianom, i w jednym z nich tak się wyraża. „Trudno mi wyrazić jak wielką pociechę sprawił mi list twój: Co się zaś tyczy listu twego do Biskupa Aureliusza, nie tylko żem go sam odczytał, lecz aby go rozpowszechnić, kazałem go na wiele rąk przepisać, gdyż pragnę aby wszyscy poznali twój mądry i pełen miłości pogląd na zgubne błędy Pelagianów, którzy zaprzeczają działania łaski, niepomni że ją Bóg udziela według woli Swojéj i wielkim i maluczkim. Z większém jeszcze zadowoleniem, czytałem wyborne Twoje dzieło napisane w obronie téjże nauki o łasce Chrystusowéj, w której zbijasz jej przeciwników, i wszelkiego dokładam starania, aby tę książkę wszyscy w ręku mieli. Bo cóż może być zbawienniejszego, nad obronę tak dzielną zasad naszéj wiary świętéj, a obronę wychodzącą zpod pióra tego właśnie, o którym nieprzyjaciele Kościoła przechwalają się jakoby go mieli głównym poplecznikiem swoich kacerskich zasad.” W drugim liście święty Augustyn przyznaje Sykstusowi ten zaszczyt, a raczéj zasługę, że on pierwszy, będąc jeszcze tylko kapłanem, publicznie potępił zgubne błędy Pelagianów.

W téjże właśnie porze nastąpiła śmierć Papieża świętego Celestyna, i Sykstus wstąpił po nim na Stolicę Apostolską. Wyniesionym został na tę najwyższą godność 26-go Kwietnia roku Pańskiego 432, a to z tak wielkiém i powszechném całego duchowieństwa i ludu zadowoleniem, jak tego jeszcze nigdy nie widziano.

Od pierwszych chwil swojego Papiestwa, całe usiłowanie zwrócił na wykorzenienie nieszczęsnych kacerstw, które świeżo wprawdzie były powstały, lecz już Kościoł cały srodze trapiły. Bezbożne kacerstwo Nestoryusza, potępione już było przez świętego Celestyna w roku 430, a następnie w Efezie przez Sobór powszechny, który złożywszy tego herezyarchę z godności Biskupiéj, zamknął go był w klasztorze świętego Eurepiego w Antyochii. Święty Sykstus, jako miłościwy pasterz, litując się nad tą zbłąkaną owieczką, pisał do niego, usiłując nawrócić go do wiary świętéj, lecz było to napróżno. Nestoryusz nie tylko nie usłuchał ojcowskiego wezwania Sykstusa, lecz biorąc za pozór swoich z nim dobrych stosunków, list jaki od niego odebrał, przechwalał się, że Papież jego naukę podziela. Wszakże i tą razą wierni prędko z błędu wyprowadzeni zostali. Święty Sykstus ogłosił listy swoje do świętego Cyrylla i do Jana Antyocheńskiego Biskupa, gdy ten odstąpił sekty Nestoryeńskiéj, a w tych pierwszego zachęca do gorliwego powstawania przeciw téj bezbożnéj herezyi, a drugiemu winszuje że się z niéj wywikłał. Poleca im aby z wszelką miłością przyjmowali szczerze na łono Kościoła wracających, lecz wymaga aby nie oszczędzano upartych. W skutek to tych listów, nieszczęsny Nestoryusz coraz uporczywiéj przy swoich błędach obstający, wysłany został na wygnanie, na którém umarł. Wiadomo iż przed śmiercią miał język stoczony od robactwa, za karę bluźnierstw, jakie miotał przeciw Przenajświętszéj Pannie odmawiając Jej tytułu Matki Bożéj.

Nieustająca gorliwość Sykstusa, przeciw coraz zuchwaléj podnoszącym za jego Papiestwa głowę kacerzom, wywołała nowe na niego z ich strony oszczerstwa. Dotąd czernili zasady jego wiary, teraz już targnęli się na nieposzlakowaność jego obyczajów. Niejaki Bassus, człowiek bardzo majętny i w znaczeniu będący, lecz podejrzanéj wiary, oskarżył go o straszną zbrodnię. Zarzucił mu uwiedzenie młodéj dziewicy poświęconej Bogu. Oskarżenie takowe, stawszy się publiczném, było powodem tak wielkiego zgorszenia, że cesarz Walentynian, uznał potrzebném aby zwołano Sobór, dla jak najuroczystszego oczyszczenia Sykstusa z tak ciężkiego zarzutu. Jakoż zgromadziło się pięćdziesięciu sześciu Biskupów, niewinność Świętego została najoczywiściéj dowiedzioną, a oszczerca prawnie o zbrodni przekonany, karą klątwy kościelnéj dotknięty został. Cesarz i żona jego Placydya, oburzeni na tak wielką złość Bassusa, nie poprzestając na wyroku Soboru, karą duchowną tylko go dotykającego, wskazali go na więzienie i zabranie majątku jego na rzecz Kościoła. Sykstus robił co tylko w jego mocy było aby oszczercę swojego od téj kary uwolnić, albo przynajmniéj złagodzenie jéj od cesarza otrzymać. Niemogąc nic uzyskać, gdy tenże Bassus w więzieniu zachorował, Papież odwiedzał go często, doglądał najtroskliwiéj, sam go na śmierć dysponował, a ujętego tak wielką miłością tego któremu najcięższą zadał był na sławie krzywdę, szczerze nawróconego od klątwy rozgrzeszył. Po śmierci zaś jego sam go pochował. Trudno wyrazić z jak niezmordowaną gorliwością, pracował ten święty Papież, nad wytępieniem kacerstw, za jego Papiestwa wichrzących Kościołem, a z drugiéj strony nad rozbudzeniem w ludzie wiernym ducha pobożności, i utwierdzeniem w duchowieństwie karności kościelnéj. Jemu zawdzięczała dyecezya Rawetańska, świętego Piotra Złotoustego, którego świątobliwość poznawszy przez objawienie, zrobił Biskupem tego miasta.

Pasterska piecza jego rozciągała się i do materyalnego stanu kościołów w Rzymie. Powodowany szczególném nabożeństwem, jakie miał do Matki Bożej, odbudował starożytną Bazylikę Liberyusza, poświęconą na kościoł przenajświętszej Panny, który odtąd nazwano Sancta Maria Major, to jest kościołem Matki Bożej najwspanialszym. Ofiarował do tegoż kościoła cały szczerosrebrny ołtarz, wielką liczbę kielichów, świeczników, kadzielnic, koron, i innych naczyń kościelnych ze złota i srebra ulanych, zapewniwszy mu oraz i znaczne stałe roczne dochody. Wspaniale także przyozdobił kościoł świętego Piotra na Watykanie, a w Bazylice świętego Wawrzyńca, sprawił wielkie kolumny porfirowe i srebrne, jako téż i bogatą kratę oddzielającą Presbiteryum. Lecz prócz tego prawie każdy z kościołów Rzymskich za jego czasów istniejący, zawdzięcza jego hojności dary, które świadczą zarówno o jego pobożności jak i o wielkiéj znajomości sztuk pięknych.

Zasiadał święty Sykstus na stolicy Apostolskiéj około lat óśmiu, a pozostawiwszy liczne i zbawienne ślady swoich mądrych rządów i błogosławioną pamięć wysokich cnót jakiemi jaśniał, poszedł po nagrody za nie do Nieba roku Pańskiego 440. Pochowany został w katakumbach świętego Wawrzyńca, na drodze do Tiwoli. Następcą jego był święty Leon wielki, ulubiony uczeń jego i godny naśladowca.

Pożytek duchowny

Czy tak jak to uczynił święty Sykstus z oszczercą swoim, odpłacając mu dowodami wielkiéj miłości za ciężką krzywdę jaką mu wyrządził, i ty postąpujesz z tymi którzy ci jaką krzywdę lub przykrość wyrządzili? Pamiętaj że miłowanie nieprzyjaciół jest jedném z najwyraźniejszych przykazań Boskich,

Modlitwa

Boże któryś błogosławionego Sykstusa Papieża, świętą miłością względem tego który go ciężko pokrzywdził obdarzył, za jego pośrednictwem i zasługami, spraw prosimy, abyśmy winowajcom naszym z Serca odpuszczając, odpuszczenia ciężkich win naszych tém łatwiéj od Ciebie dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 246–248.

Tags: św Sykstus „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież Pelagianie Nestoriusz miłość nieprzyjaciół
2020-03-27

Św. Jana Pustelnika (Damasceńskiego)

Żył około roku Pańskiego 394.

Święty Jan Pustelnik egipski, dla szczególnego daru jakim go Pan Bóg zbogacił przepowiadania przyszłości, przezwany prorokiem, narodził się w wyższéj Tebaidzie w mieście Likopolu, około roku Pańskiego 330. Z ubogiego stanu pochodząc, skoro do lat doszedł, wyuczywszy się ciesielstwa, z tego rzemiosła zarabiał uczciwie na życie. Lecz Pan Bóg, mając przedstawić w nim wysoki wzór doskonałego i świętego pustelnika, rozbudził w sercu jego pragnienie samotności i odosobnienia. W dwudziestym piątym roku, powziąwszy zamiar spędzenia całego życia na puszczy, aby wyłącznie oddać się pokucie i pracy około własnéj duszy, rozstał się z majstrem u którego służył, i który bardzo był z niego zadowolony; poszedł na samotne miejsce, do pewnego starca, już dawno tam na bogomyślności żyjącego, i poddał się jego przewodnictwu duchownemu. Pod tym mistrzem, bardzo świątobliwym, Jan w krótkim czasie, ćwicząc się szczególnie w posłuszeństwie i w pokorze, wielkie postępy na drodze doskonałości chrześcijańskiej uczynił.

Starzec ten dla wyprobowania w nim tych cnót właśnie, kazał mu pielęgnować starannie i podlewać dwa razy na dzień, gałęź drzewa zgniłą, którą w oczach jego zasadził w ziemię, a także polecił wyrwać ze swojego miejsca ogromną skałę, Sługa Boży przekonany że na ślepém posłuszeństwie względem przełożonych, zawisła najwyższa doskonałość, nie zastanawiając się nad dziwacznością wydanych mu poleceń, spełniał je jak najwierniéj, chodząc dwa razy na dzień o parę wiorst po wodę do podlewania drzewa, i starając się poruszyć z miejsca olbrzymią skałę. Kassyan, ówczesny znakomity pisarz kościelny, utrzymuje że przez zaparcie to tak doskonałe własnéj woli i własnego widzenia rzeczy, doszedł on do wysokiego daru bogomyślności, i stał się jednym z najświątobliwszych pustelników egipskich.

Po śmierci swojego przewodnika, Jan przebywał w kilku klasztorach, i w nich przez lat pięć, z najwyższą pilnością ćwiczył się we wszystkich cnotach zakonnych. Zawsze jednak spragniony rodzaju życia jak najsamotniejszego, udał się na jednę z dzikich gór w okolicach Likopolu, wykuł sobie jaskinię w skale na jéj szczycie będącej, i tak się w niéj zamknął, że przebywając tam lat czterdzieści, nie widywał się z nikim inaczéj jak przez mały otwór, który w niéj zostawił, a i ten rzadko kiedy otwierał.

W tym jakby grobie przebył aż do dziewięćdziesiąt drugiego roku wieku swojego, wiodąc życie raczéj anielskie, aniżeli ludzkie. Za pokarm używał przez cały ten przeciąg czasu, tylko surowych jarzyn, lub korzonków z roślin rosnących w szczupłym obrębie jego pustelni, a za napój pił wodę, któréj pod miarą w pewnéj tylko porze sobie pozwalał. Ciągłą jego modlitwę sen zaledwie przerywał, gdyż sypiał nadzwyczaj krótko. Od pierwszéj chwili jego zamknięcia się w tej skale, obdarzył go Pan Bóg tak wysokim darem bogomyślności, że wśród niego już jakby niebieskich uciech przed czasem kosztował. Obok tak surowego sposobu życia, gdy zdarzało się iż dla udzielenia komu jakiéj rady, nauki lub przestrogi duchowej, przychodziło iż przez okienko jaskini rozmawiał z przybyłymi, okazywał się tak miłym, łagodnym, uczynnym a oraz roztropnym i trafnym w dawanych naukach i przestrogach, że każdy po odejściu uwielbiał jego świątobliwość, podziwiał w nim nadzwyczajne dary Boże, i lepszym się stawał. Z kobietami nie rozmawiał wcale. A gdy coraz więcéj osób pociągniętych sławą jego świątobliwości, poczęło mu zbyt często przerywać samotność, tak utrudził drogę do swojéj jaskini i bez tego nie łatwo przystępnéj, że kto do niéj chciał się dostać, musiał się narazić na wielkie i długie trudy.

Lecz szczególnie dar proroctwa, którym go Pan Bóg obdarzył w wysokim stopniu, ściągał do niego tłumy ludzi, z najodleglejszych okolic i krajów, przybywających do tej jakby wyroczni, wolę Bożą im objawiającej.

W czasach tych Etyopijczykowie, naród dziki, najechali kraje do cesarstwa rzymskiego należące, i do Tebaidy wkraczali. Wódz wojsk rzymskich, małą garstką żołnierzy dowodzący, przyszedł do świętego Jana, pytając go czy pomimo tego, może na nich uderzyć. „Chociaż małą siłą rozporządzasz, powiedział mu Swięty, natrzyj na nieprzyjaciela, ufając pomocy Boga zastępów, a odniesiesz zwycięstwo.” Wódz rzymski go usłuchał i nieprzyjaciół na głowę pobił.

Cesarz Teodozyusz Wielki, zasięgał podobnież jego rady co do wojny, wydanéj przez niego tyranowi Maksymowi, który zamordowawszy cesarza Gracyana, gnębił państwo rzymskie. Jan przepowiedział mu niechybne zwycięstwo. Jakoż Teodozyusz odniósł najzupełniejsze z małym nawet krwi rozlewem, co przypisywał głównie modlitwom świętego pustelnika.

We cztery lata potém, tenże Cesarz mając zamiar pomścić na hrabi Argobaście, okrutnéj śmierci młodego Walentyniana, uduszonego przez jego oprawców, życzył sobie, aby przybył do niego Jan święty, od którego chciał się dowiedziéć o skutkach téj znowu wojny. W tym celu posłał do niego Eutropiusza, jednego z pierwszych swoich dworzan. Lecz Święty w żaden sposób nie chciał udać się na dwór cesarski. Przepowiedział mu, że zwycięstwo i tą razą odniesie, lecz że wkrótce potém życie zakończy, co téż i nastąpiło.

Razu pewnego Ewawryusz, przełożony jednego z najliczniejszych w Egipcie klasztorów, i sześciu jego uczniów, pomiędzy którymi był sławny z nauki i świątobliwości Palladyusz, pobudzeni sławą cudów czynionych przez świętego Jana, powzięli zamiar udania się do niego. Lecz wprzód, aby dowiedzieć się dokładniéj, czy warto było tak długą i trudzącą pielgrzymkę do miejsca gdzie przebywał, przedsiębrać, wysłali tam Palladyusza, aby się mu bliżej przypatrzył. Ten przybywszy zastał jaskinię jak zwykle zamkniętą, i dowiedział się że Jan otwierał swoje okienko tylko w niedzielę, a niekiedy w sobotę. Czekając zatém zatrzymał się w rodzaju zajezdnego domu, urządzonego na górze, dla przybywających podróżnych. Gdy nadeszła sobota, wpuszczono go do miejsca przyległego otworowi jaskini Janowéj, gdzie zastał wielką liczbę pustelników, z różnych stron przybyłych, do których Święty przez swój otwór miał naukę. Ujrzawszy Palladyusza, którego wcale nie znał, odgadł od razu z którego klasztoru przybywa; lecz gdy rozpoczął z nim rozmowę, musiał ją przerwać, z powodu przybycia w téjże chwili Alipy Wielkorządcy Tebaidy. To obudziło w umyśle Palladyusza posądzenie, że Jan ulega względom ludzkim, skoro przerywa z nim rozmowę aby pierwiéj przyjąć dostojnego gościa. Jan przeniknąwszy myśl Palladyusza, upomniał go łagodnie i przekonał, że inaczéj postąpić nie mógł. Potém udzielił mu najtrafniejszych rad tyczących się jego sumienia, odwiódł go od zamiaru jaki miał odbycia podróży do swego kraju rodzinnego, a w końcu spytał wesoło czy niechciałby być Biskupem, przepowiadając mu tym sposobem że nim zostanie, i przydając że na téj godności wiele go czeka utrapień i trudów; co wszystko późniéj spełniło się najwierniéj. Palladyusz wróciwszy do swoich, utwierdził ich w przekonaniu jakie mieli o wysokich darach świętego Jana, do którego udali się téż niezwłocznie dla zasiągnienia jego rad i słuchania nauk zbawiennych, w których szczególnie polecił im pokorę, jako zasadniczą cnotę życia zakonnego.

Zbliżał się już nareszcie i koniec świątobliwego żywota tego wielkiego sługi Bożego. Miał lat dziewięćdziesiąt, z których siedemdziesiąt pięć spędził na puszczy, kiedy zawiadomiony przez objawienie, o dniu i godzinie swojej śmierci, prosił aby przez trzy dni, nie wywoływano go do nikogo, gdyż się nikomu nie okaże. Cały ten czas, spędził bez przerwy na modlitwie, wśród któréj błogosławionego ducha swojego oddał w ręce Boga roku Pańskiego 394. Znaleziono ciało jego w postawie klęczącej, i złożono w grobie z wielką uroczystością, w obecności nadzwyczajnego tłumu zebranego z najodleglejszych stron pustelników, ludu wiernego i najpierwszych dostojników kraju.

Pożytek duchowny

Ćwicząc się w ślepém posłuszeństwie, względem tego którego sobie za przełożonego obrał był Jan święty, dostąpił on wysokiéj świątobliwości i nadzwyczajnych darów niebieskich. Przekonaj się i z tego przykładu, jak należne posłuszeństwo wszelkiéj zwierzchności, jest cnotą wielce Bogu miłą, a oblicz się z sumieniem, czy wadą twoją nie jest między innemi, i zuchwały opór wszelkiéj nad tobą władzy

Modlitwa

Boże! któryś nam w błogosławionym Janie, pokornego posłuszeństwa jego przełożonemu, wzór zbawienny przedstawić raczył, daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, w sercach naszych ducha niesforności przytłumić, a przez należne posłuszeństwo prawom Twoim i wszelkiéj przez Ciebie postanowionéj nad nami zwierzchności, obfite do Nieba nabywać zasługi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 243–245.

Tags: św Jan Damasceński „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik wojna prorok posłuszeństwo
2020-03-26

Św. Ludgera Biskupa Monasterskiego

Żył około roku Pańskiego 809.

Święty Ludger rodem z Fryzyi, pochodzący z jednego ze znakomitszych rodów tego kraju, przyszedł na świat około roku Pańskiego 743. Ojciec jego Tiadgrino, a matka Lefuburga, wychowując syna bardzo pobożnie, gdy miał lat czternaście oddali go na naukę do świętego Grzegorza, Opata klasztoru w mieście Utrechcie, a ucznia i następcy świętego Bonifacego Męczennika.

Obdarzony był bystrém pojęciem, a przytém odznaczał się już wtedy wielką pobożnością, statecznością obyczajów i roztropnością przechodzącą wiek jego młody; słodyczą zaś w obcowaniu z drugimi wszystkich serca pozyskał. Towarzysząc Prałatowi Alubertowi, gdy ten udał się do miasta Jorku w Anglii gdzie został Biskupem, Ludger przyjął od niego święcenia na Dyakona. Pobudziło go to do tém staranniejszego ćwiczenia się we wszelkich cnotach stanowi duchownemu właściwych, i w tych wielki czynił postęp. Wkrótce potém wysłany został przez Alberyka, który po śmierci świętego Grzegorza został Opatem kla- sztoru do którego należał, do kraju zwanego wówczas Ower-Issel, dla przywrócenia obrzędów katolickich w dyecezyi Dewanterskiéj, zniesionych przez prześladowanie niewiernych Saksonów, długo tę krainę pustoszących. Ludger święcie z posłannictwa tego wywiązał się. Resztki wiary i obyczajów pogańskich, które tam zastał wyniszczył, a w krótkim czasie Kościoł z całą jego hierarchią i obrzędami przywrócił.

Opat Alberyk, zostawszy Biskupem, wyświęcił na kapłana Ludgera, lubo pokora jego długo wzbraniała się przyjęcia téj godności. Niezwłocznie potém wysłanym został jako Misyonarz do Fryzyi, w większéj części przez pogan jeszcze pod tę porę zamieszkałéj, i stał się Apostołem téj krainy. W ciągu siedmiuletniego tam pobytu narażony na zwykłe w takim zawodzie trudy i niebezpieczeństwa, większą część narodu tego przywiódł do uznania wiary świętéj. Byłby cały kraj nawrócił gdyby wszczęte przez Witykina księcia saksońskiego, jeszcze wtedy poganina, srogie prześladowanie chrześcijan, nie było uniemożniło dalszych prac apostolskich Ludgera.

Wygnany od nabytéj przez niego samego owczarni, udał się nasz Święty do klasztoru Benedyktynów, na górze Kasyneńskiéj, i nie mogąc pracować około zbawienia dusz, oddawał się ostréj pokucie i wysokiéj bogomyślności, gorąco błagając Boga, aby mu do prac jego apostolskich powrócić dozwolił. Wkrótce wysłuchał Pan Bóg modlitwy jego. Gdy cesarz Karol Wielki, podbiwszy całą niższą Saksonią przywiódł i księcia Witykina do przyjęcia wiary świętéj, Ludger mógł rozpocząć na nowo swój apostolski zawód. Pobłogosławił Pan Bóg jego pracy, albowiem we wszystkich nadmorskich prowincyach Fryzyi rozniósł i zaszczepił wiarę Chrystusową. Ustaliwszy tam Kościoł, założył i klasztor Benedyktyński, jakby strażnicę tych nowych dla Kościoła Chrystusowego nabytków.

Następnie przeniósł swoję gorliwość do Westfalii, gdzie Arcybiskup Koloński Hildebad, zmusił go do przyjęcia godności biskupiéj. Napróżno wzbraniał się od tego przedstawiając według swego przekonania, jako godniejszego tego urzędu jednego z uczniów swoich. Uledz musiał woli i Arcybiskupa i cesarza. Wyświęconym został na Biskupa Mimigarnefordzkiego, miasta które późniéj przezwano Monasterem, z powodu iż ten Swięty założył tam był sławny klasztor (monasteryum) Kanononików regularnych i przy nim wybudował wspaniały kościoł, służący mu za katedrę. Założył także, nieco późniéj, wielkie Opactwo Benedyktyńskie w księstwie Bruńswiekiém, a do swojéj dyecezyi przyłączył wszystkie pięć prowincyi wschodniéj Fryzyi, przez niego do wiary świętéj przedtém już nawrócone.

Nowa ta godność Biskupia, skłoniła go do tém surowszego życia, i przydała blasku jego wysokim cnotom. Stawszy się Pasterzem tak licznego ludu, stał się ich ojcem. Niezrównana słodycz jego obejścia się z każdym, pokora i serdeczna pobożność w każdym czynie jaśniejąca, przyciągnęły do niego serca wszystkich, nawet świeżo z pogaństwa nawróconych. Starając się być wszystkiém dla wszystkich, wszystkich wkrótce pozyskał Chrystusowi Panu. Całe dochody jego bogatego biskupstwa były własnością ubogich, których prócz tego wielu codziennie przy własnym stole żywił. Pod odzieniem biskupiém, nosił ciągle ostrą włosiennicę; pościł bezustannie, a tak mało zażywał posiłku, iż trudno było pojąć, jak mu to nie odbierało sił, do ciągłéj i ciężkiéj pracy.

Tak wysoka świątobliwość, ściągnęła na niego zawiść złych ludzi, którzy oczernić go usiłowali. Skromność jego stołu, sposobu odziewania się i mieszkania, miłość dla ubogich, z którymi najchętniéj przestawał i których nawiedzał, jego pokora cichość i łagodność, posłużyły obmowcom, aby go oskarżyć przed cesarzem Karolem Wielkim. Zarzucili mu iż sposobem życia jaki prowadzi, poniża godność biskupią, a dla prostactwa swojego, niegodzien jest tak wysokiego dostojeństwa. Cesarz który umiał oceniać cnoty prawdziwie zdobiące najwyższych dostojników Kościoła, wielce się zasmucił, widząc jak licznych nieprzyjaciół miał ten święty Biskup, którego sam wysoko poważał. Przyszło jednak do tego, że Ludger musiał osobiście udać się do cesarza, dla usprawiedliwienia się z czynionych mu zarzutów. Przybywszy do Karola, zajął mieszkanie obok pałacu cesarskiego, czekając wezwania, aby mógł się przed nim stawić. Cesarz zaraz nazajutrz obiecał mu posłuchanie, i z rana w godzinie o któréj Święty nie był jeszcze uprzedzony, przysłał do jego mieszkania swojego szambelana, z oświadczeniem, że cesarz czeka na niego. Sługa Boży odmawiał wtedy pacierze kanoniczne, i nie chcąc ich przerwać, nie widział się z przysłanym dworzaninem, który trzy razy wracając, za każdą razą zastawał go jeszcze na modlitwie. Przeciwnicy jego, skrzętnie skorzystali z tego wypadku, aby przedstawić cesarzowi dowód dziwactwa Ludgera, i poprzeć tém swoje na niego skargi. Gdy więc przyszedł Biskup, cesarz spytał go z niejaką goryczą, dla czego trzy razy wezwany, tak się opóźniał z przybyciem. „Sądzę najjaśniejszy Panie, odrzekł na to Święty, żem przez to właśnie był Waszéj Cesarskiéj Mości posłusznym.” „A to jak?” spytał znowu Karol. „Gdyż, odrzekł Ludger, odmawiałem moje pacierze kapłańskie, w chwili gdy przysłano po mnie: a racz Najjaśniejszy Pan przypomnieć sobie, że gdyś mnie zaszczycał twoim wyborem na Biskupa, polecałeś mi, abym zawsze przekładał służbę Bożą, nad służbę ludzką, nawet Twoję własną.” Odpowiedź ta tak dalece podobała się cesarzowi, że nie dozwolił aby Ludger tłómaczył się z zarzutów jakie mu czynili jego przeciwnicy, i odprawiwszy go z oznakami wielkiego poszanowania, prosił aby i nadal jak dotąd, z równąż miłością rządził powierzoną mu trzodą, i z równąż gorliwością służył Panu Bogu.

Dar cudów którym Pan Bóg uświetnił tego sługę Swojego, tém obfitsze sprowadzał w pracach jego apostolskich owoce. Nawróciwszy Fryzyą, Brabant, Saksonią i Westfalią, zamyślał Ludger o wyprawie misyonarskiéj do Normandów, dzisiejszą Szwecyą i Danią podówczas zaludniających, gdy go ostatnia zaskoczyła choroba, w któréj, lubo była ciężka i długa, ćwiczeń swoich pobożnych wcale nie przerywał. Pacierze kanoniczne najregularniéj odmawiał, i Mszę świętą codziennie miewał, a w ostatnim dniu Życia jeszcze wiele pracował. Była to niedziela Wielkopostna poprzedzająca Palmową. Bardzo rano miał kazanie w kościele Kosteldskim: pożegnawszy się z ludem swoim, i zapowiedziawszy iż téj nocy umrze, udał się o parę wiorst ztamtąd do kościoła w Bilberku, i tam odprawiwszy Mszę świętą znowu miał kazanie. Wieczorem tegoż dnia, już tylko trwał na modlitwie i w świętych aktach się rozpływał, a po północy dwudziestego szóstego Marca roku Pańskiego 809, oddał Bogu duszę. Ciało jego z wielką uroczystością pochowano stosownie do jego woli, w klasztorze Benedyktyńskim w Werden, gdzie niezwłocznie licznemi cudami słynąć począł.

Pożytek duchowny

Widzisz z jakiém uszanowaniem dla Boga, Święci zachowują się w chwili, gdy przez modlitwę przypuszczeni są do szczęścia rozmawiania z tym Najwyższym Panem. Oblicz się z sumieniem, jak swoje pacierze odmawiasz i czy czasem nieuszanowaniem Boga, jakiego się w nich dopuszczasz, nie zamieniasz sobie na szkodę duszy, tego co powinno być źródłem jéj największéj zasługi.

Modlitwa

Boże! któryś nam w błogosławionym Ludgerze Biskupie, wzór pobożnego odmawiania pacierzy przedstawił, daj miłościwie, abyśmy za jego przykładem, tak Cię modlitwami naszemi czcić umieli, abyśmy przez nie, wszelkie potrzebne łaski zawsze sobie wypraszali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 241–243.

Tags: św Ludger „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup modlitwa gorliwość pacierz
2020-03-25

Zwiastowanie Przenajświętszéj Maryi Panny

Zaszło w ostatnim roku przed Chrystusem Panem.

Tajemnica Wcielenia Słowa Przedwiecznego, to jest tajemnica, w ktoréj Bóg stał się człowiekiem a która spelniła się właśnie w chwili Zwiastowania, pocztaną być powinna za początek wszystkich świętéj naszéj religii tajemnic. Jest ona podstawą naszéj wiary, arcydziełem wszechmocności najwyższego Boga, źródłem największego szczęścia naszego, bo rozpoczęciem naszego odkupienia: słowem, jest według wyrażenia Pisma Bożego, przedewszystkiém tajemnicą niepojętéj dobroci i miłości Boga dla ludzi. „A jaśnie wielka jestto tajemnica pobożności, pisze święty Paweł, która jest oznajmiona w ciele, usprawiedliwiona jest w duchu, okazazała się Aniołom, opowiedziana jest poganom, wiarę jéj dano w świecie, podniesiona Jest do chwały” (I. Tymot. III. 16). To téż dla tego, że chwila, w któréj Anioł Gabryel zawiadomił przenajświętszą Maryą Pannę o tém, że w jéj przeczystém łonie Bóg ma stać się człowiekiem, jest właściwie chwilą od któréj rozpoczyna się wiara chrześcijańska i że z nią spłynęły wszystkie łaski odkupienia — dla tego, Kościół wszystkie tajemnice jakie ona w sobie zawiera określa bardzo trafnie pod tém jedném wyrażeniem ZWIASTOWANIE: to jest objawienie nam, zawiadomienie całego rodu ludzkiego w osobie przenajświętszéj Panny, o tém wielkiém, niezrównaném szczęściu, jakiego dostąpiliśmy przy przyjściu na ziemię Syna Bożego!

Przypatrzmyż się w jaki sposób ta wielka i najdroższa dla nas tajemnica odbyła się:

W nieprzebraném miłosierdziu Swojém oddawna, bo zaraz po upadku pierwszych naszych rodziców Adama i Ewy, postanowił Pan Bóg zesłać Syna Swojego na ziemię, dla naszego zbawienia, dla przywrócenia nam prawa do Nieba, utraconego i zamkniętego przed nami po grzechu pierworodnym. Lecz żeby Syn Boży, druga Osoba Trójcy przenajświętszéj, Zbawca nasz, Bóg prawdziwy, przyszedł na ten świat zadośćuczynić za grzechy nasze sprawiedliwości Ojca Przedwiecznego, potrzeba było, aby rodząc się z niewiasty, wziął na Siebie ciało i duszę ludzką, a przez to aby nie przestając być Bogiem był razem i człowiekiem. Więc wstrzymywał się Ojcie niebieski z zesłaniem Zbawiciela na ziemię, aż się pojawi niewiasta tak święta, tak doskonała, tak miła Bogu, jak przystawało na Tę, która miała stać się Matką Boga samego w ludzkiém ciele rodzącego się.

Owoż tą niewiastą, ubłogosławioną najszczególniéj między wszystkiemi niewiastami, była przenajśewiętsza Marya Panna. Pan Bóg przeznaczając ją na Matkę Syna Swojego jednorodzonego, obdarzył Ją wszelkiemi, jakie tylko na istotę stworzoną zlać może łaskami, i takowych udzielił Jej w najwyższym stopniu w jakim je kto po Bogu posiadać może, a to od chwili Jej niepokalanego Poczęcia. Pan Bóg bowiem, udziela każdemu z ludzi takie łaski i dary, i w takim stopniu, jakie każdemu są potrzebne, do jak najdoskonalszego spełniania tego posłannictwa, do jakiego go przeznacza. Miarkujmyż jakie i jakiego stopnia musiały być łaski, któremi Bóg obdarzył Maryą, kiedy Ją przeznaczał do najwyższéj godności jaką sobie wyobrazić można, do najwyższéj godności jaka tylko być może po niezrównanéj godności samego Boga, przeznaczając Ją Sobie Samemu za Matkę. Ztąd téż według zdania wszystkich Ojców świętych, Marya była tak łaski pełna, i że bez porównania przewyższała wszystkich najświętszych ludzi i najpierwszych Aniołów. Była tak doskonałą, tak świętą, że jak się wyraża święty Bonawentura: „Bóg który może wywieść z nicości tysiące światów doskonalszych od tego jaki istnieje, doskonalszéj istoty od Matki przenajświętszéj nie mógłby już stworzyć.” (S. Bonav. in spec. Virgii. VIII.)

Taką tedy była Marya, przeczysta Dziewica, poślubiona Józefowi świętemu, i z nim w ubogim swoim domku w Nazarecie, cicho i spokojnie żyjąca, pracy ręcznéj i modlitwie jedynie oddana. Rozradowało się na Jéj widok miłosierdzie Boskie, i już dłużéj nie chcąc zwlekać odkupu świata, postanowił Pan Bóg zesłać na ziemię Syna Swojego, obierając Mu na Matkę przenajświętszą Pannę Maryą. Owszem wielu Ojców świętych jest tego mniemania, iż Pan Bóg przewidziawszy iż w czasie pojawi się tak niezrównanéj świętości istota jak Marya, od wieków, i nawet bez względu na potrzebę odkupienia ludzi przez wcielenie się Boga, postanowił był zstąpić w Jéj przeczyste łono, i za sprawą Ducha Świętego uczynić Ją Matką Swoją, według człowieczeństwa. Ci więc Ojcowie utrzymują, Że Pan Bóg głównie z miłości ku przenajświętszéj Pannie przyjął na Siebie człowieczeństwo, aby naturę ludzką już tak doskonałą jaką była u Maryi, z naturą Boską, połączyć w Swojéj Osobie, i jakby ją ubóstwić.

Gdy więc nadeszła chwila spełnienia się tego najdobrotliwszego wyroku Boga, dnia pewnego, przenajświętsza Panna załatwiszy Swoje zwykłe zajęcia, w ubogiéj swojéj izdebce w któréj zwykle modliła się, trwała na pobożném rozmyślaniu. Czytając Pismo Boże i rozważając przepowiednie Proroków o przyjściu Syna Bożego na ziemię, a z tego co się podówczas działo na świecie, miarkując iż już blizkiemi są te czasy, przenajświętsza Panna z nadzwyczajną w téj chwili gorącością ducha, błagała Boga, aby już dłużéj nie zwlekał Swojego największego miłosierdzia, i aby zesłał z nieba na ziemię Syna Swojego. Lecz pełna najgłębszéj pokory nie odgadywała, ani nawet śmiała to przypuszczać, iż Ona będzie Matką Pana i Zbawcy naszego.

Aż oto niespodzianie, staje przed Nią Gabryel Anioł Pański, zesłany z nieba do Niéj od Boga i rzecze: „Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami.” Naco Marya, zrazu przerażona tém widzeniem, nic nie odpowiada, aż Anioł znowu do Niéj: „Nie bój się, o Pani moja, mówi, nie bój się o! Maryo! albowiem znalazłaś łaskę u Boga. Oto za sprawą Ducha Świętego poczniesz i porodzisz Syna Boskiego, i nazwiesz Imię Jego Jezus. Ten będzie wielki a jako Syn Boży, będzie zwan Synem Najwyższego i będzie królował,… a królestwa Jego nie będzie końca.” Wtedy Marya nie mogąc zrazu pogodzić tego, co Jéj zwiastuje Anioł, ze ślubem swoim wiecznego dziewictwa, rzekła do Anioła: jakże się to stanie, gdy męża nie znam i nigdy znać nie będę. A „Anioł odpowiedziawszy rzekł Jéj: Bóg Duch Święty trzecia Osoba Trójcy przenajświętszéj zstąpi na Ciebie, i moc Najwyższego ocieni Cię. Przetoż co się z Ciebie narodzi święte, będzie… Synem Bożym.” (Łuk. I. 28. 35.)

Wtenczas przenajświętsza Panna, przeniknąwszy już całą tajemnicę spełnić się mającą, pomimo Swéj pokory, albo raczéj dla tego, że była pokorną, nie śmiejąc opierać się wyrokom Boga, i temu dowodowi Jego najwyższéj ku Niéj i ku całemu rodowi ludzkiemu miłości, i Sama miłości Boga pełna: „Oto ja, rzecze, służebnica Pana mojego, niech mi się stanie według słowa twego. I w tejże chwili Boskie Słowo stało się Ciałem”, (Łuk. I. 36.) to jest Syn Boży za sprawą Ducha Świętego przyjął na siebie ciało ludzkie i duszę ludzką, w przeczystym żywocie Maryi, i Marya stała się wtedy najprawdziwszą Matką Boga, a więc po Bogu Istotą najświętszą, najwyższą, najdoskonalszą, któréj po Bogu koniecznie najgłębsza cześć należy się od ziemi i Nieba całego. Dla tego téż jak Sakrament Ciała i Krwi Pańskiéj z powodu że w sobie zawiera Boga obecnego nazywamy przenajświętszym Sakramentem, jak o Hostyi konsekrowanéj z tejże przyczyny mówimy przenajświętsza Hostya, tak i Maryi tytuł przenajświętszéj z tychże powodów i tém bardzićj się należy, gdyż Ona w łonie Swojém świętém z własnéj krwi poczęła Boga, w łonie Swojém Go nosiła i od tego czasu stawszy się Jego Matką, być Nią nigdy nie przestaje. 1

Ustanowienie święta Zwiastowania, sięga Apostolskich czasów. Co większa utrzymują Ojcowie święci, iż jest ono z postanowienia Saméj Matki Bożéj. „Święto Zwiastowania, pisze Benedykt XIV Papież, sięga tak dalekiéj starożytności, że można sądzić, iż źródło swoje wzięło w miłości i wdzięczności Matki przenajświętszéj względem Boga. Co roku obchodziła ona Sama z niewymowną pobożnością, pamiątkę dobrodziejstw Boskich, które w dniu tym na Nią i na cały ród ludzki spłynęły. Apostołowie zaś zapatrując się na ten dowód pobożnéj wdzięczności w Matce Bożej, poczytali sobie za obowiązek, naśladować tak święty przykład, a nawet nakazali, aby wielka tajemnica w dniu tym zaszła, na całym świecie uroczyście obchodzoną była.” (Bened. XIV. de festis B V M)

Przy dzisiejszéjto tajemnicy, pierwszy raz poczęło odmawiać się przyniesione przez Anioła z nieba na ziemię ZDROWAŚ MARYA.

Pożytek duchowny

Na szczególne uczczenie pamiątki Zwiastowania, jest zwyczaj w Kościele Bożym, dzwonienia codziennie trzy razy: z rana, w południe i w wieczór, i odmawiania wtedy trzech Pozdrowień Anielskich przeplatanych słowai Pisma Bożego, streszczającemi w sobie szczegóły téj wielkiéj tajemnicy. Staraj się w tychże porach, odmawiać najpobożniéj te modlitwy, licznemi odpustami, i za zmarłych ofiarować się mogącemi, nadane.

Modlitwa (kościelna)

Boże, Któryś w przeczystym żywocie przenajświętszéj Maryi Panny, w chwili Zwiastowania Jéj o tém przez Anioła, w ciało ludzkie Słowo Twoje przyoblec raczył; spraw pokornie prosimy, abyśmy wyznając Ją prawdziwą Boga Rodzicielką, Jéj téż miłościwém pośrednictwem za nami do Ciebie, wspomożeni byli. Przez te- goż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 238–240.

Footnotes:

1

Dla czego ze wszystkich Sakramentów świętych tylko Sakrament Ciała i Krwi Pańskiéj, nazywamy Przenajświętszym? — Dla tego że zawiera w sobie Boga żywego. Dla czego Hostyą pokonsekrowaną nazywamy Przenajświętszą? — Także dla tego że pod postaciami, pod przypadłościami jej chleba zawiera się Bóg żywy. A jakżeby i Maryi nie należał się tytuł Przenajświętszej, gdy Ona tegoż Boga nie tylko zawarła w Sobie, lecz Go w przeczystym żywocie Swoim poczęła. Tytuł Najświętszéj należy się Jej za to, że jest wyższéj świętości od każdego innego Świętego, a tytuł Przenajświętszej dla tego, że posiadała w Sobie Boga, zamykała Go w łonie Swojém jako Matka Jego, a od tytułu przez to nabytego przecież nigdy nie odpadła,

Tags: Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Zwiastowanie
2020-03-24

Św. Szymona Dzieciecia i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 1475.

Święty Szymon, dziecię umęczone przez Żydów z nienawiści do Chrystusa Pana (a którego pamiątkę dziś Martyrologium Rzymskie ogłasza), przyszedł na świat roku Pańskiego 1472, z bardzo ubogich rodziców, ojca Andrzeja, a matki Maryanny, w mieście Trydencie na pograniczu Włoch i Niemiec położoném.

Oto są szczegóły jego męczeństwa, wyjęte z akt procesu kryminalnego, wytoczonego w swoim czasie Żydom którzy go zamordowali, a szczegóły przez najpierwszéj powagi pisarzy kościelnych wiernie przechowane.

W roku Pańskim 1475 w mieście Trydencie, przy końcu Wielkiego postu, Żydzi zgromadzili się byli do domu pewnego starozakonnego nazwiskiem Samuela, który przewodził ich Synagogą, w celu przygotowania wszystkiego co im potrzebném było, do uroczystego obchodu Paschy, to jest ich Wielkiéj-nocy. Gdy naznosili tam różnego rodzaju mięsa, ryb i pieczywa, rzeczy zwykle przez nich przy tych zabobonnych obrządkach używanych, żyd jeden uchodzący za najgorliwszego w zachowywaniu przepisów Starego Zakonu imieniem Anioł, w te słowa się odezwał: „Wszystko mamy na obchód tego święta potrzebne: i ryby i mięsiwa, ale nam jednéj najważniejszéj rzeczy nie dostaje.” —A czego? „zapytał go Samuel, na co Anioł i drudzy, którzy już domyślili się o co idzie, nie odpowiedzieli głośno, gdyż w téj chwili było tam obecnych kilku służących, którym nie zupełnie ufali, lecz pewnemi znakami dali Samuelowi do zrozumienia, że im brakuje jeszcze krwi chrześcijańskiéj. Potrzebowali bowiem dziecięcia chrześcijańskiego na ofiarę, aby zamordowawszy je na wzgardę i z nienawiści do Chrystusa Pana, krwią z niego wytoczoną zaprawić chleb przaśny, który wtedy pieką i spożywają, i barbarzyński ten obrzęd zowią Joel to jest Jubileuszem, niby dniem wielkiéj radości i chwały. Lecz Samuel chcąc rzecz całą w największéj zachować tajemnicy, na tém zbyt liczném zebraniu nie o tém więcej mówić nie dozwolił, tylko dla najzaufańszych swoich współwyznawców naznaczył dzień następny, aby się do niego na naradę zeszli. Ci gdy nazajutrz przyszli, przedstawili mu, iż potrzeba im koniecznie postarać się o dziecię chrześcijańskie; że onto jako z nich najstarszy, powinien się tém zająć, i że w domu jego, przy małéj liczbie Żydów, na których o zachowanie tajemnicy najwięcéj liczyć mogą, okrutny ten obrządek zamęczenia dziecięcia chrześcijańskiego i wytoczenia z niego krwi niewinnéj, wśród nocy powinien się odbyć.

Zakłopotany wprawdzie takiém żądaniem Samuel, nie śmiał jednakże odmówić tego, czego po nim w imieniu jakoby religii domagano się. Zawezwał więc jednego z najdawniejszych i najwierniejszych sług swoich imieniem Łazarz, i temu pod wielką tajemnicą, rzecz całą odkrywszy, dał zaraz znaczne pieniądze, i przyrzekł jeszcze więcéj, byle, i to jak najprędzéj, wykradł jakie dziecię chrześcijańskie, robiąc to z największą ostrożnością, i takowe żywe im dostarczył. Wymagano przytém od niego, aby dziecię było kilkoletnie, a ile możności zdrowe i piękne. Lecz ów sługa, czy to niechcący do takiéj barbarzyńskićj zbrodni ręki przykładać, czy też z obawy aby jéj wykrycie nie ściągnęło na niego głównéj kary, nie chciał podjąć się dawanego mu zlecenia. Widząc zaś, że Żydzi przypuszczając iż ich zdradzić może, zmawiali się na niego, i zamyślali go zabić, tejże nocy uszedł z domu Samuela i miasto opuścił tak tajemnie, iż go pomimo wszelkich z ich strony starań, odszukać nie mogli.

Działo się to w Wielką Środę. Nazajutrz w Wielki Czwartek, Żydzi należący do tego spisku, zgromadzili się w Bóżnicy, i postanowiwszy bądź co bądź wystarać się o dziecię chrześcijańskie, zawezwali jednego ze swoich współwyznawców, nazwiskiem Tobiasz, a który z pomiędzy nich najwięcéj miał stosunków z chrześcijanami, i tego postanowili zmusić do wyszukania i wykradzenia dziecięcia. Nakazali mu to pod najstraszniejszą u nich klątwą, zagrozili jeszcze surowszą karą jeśli tego nie uczyni, a przyrzekli ogromną nagrodę gdy ich rozkaz spełni. Tobiasz podjął się wszystkiego, a nawet bez oporu, gdyż sam wielką pałał ku chrześcijanom i wierze chrześcijańskiéj nienawiścią. Udał się więc na zbrodniczą wyprawę swoję, umówiwszy się z Samuelem, iż on ciągle we drzwiach swojego mieszkania aż do późna w nocy stać będzie, aby jak tylko Tobiaszowi uda się porwać dziecię chrześcijańskie, zaraz je mógł w domu jego ukryć. Samuel był bardzo bogaty, w razie więc nawet jakich poszukiwań, które mogliby czynić rodzice dziecięcia porwanego, wnosić można było, iż nie ośmielono by się tak łatwo, jego domu przetrząsać.

Gdy tedy zmierzchać poczęło, Tobiasz udał się na przedmieścia miasta i tam czyhał na swoją zdobycz. Owoż na jednéj z najodleglejszych i najmniéj ludnych dzielnic miasta zwanéj Fosseta, mieszkała uboga lecz bardzo poczciwa i pobożna rodzina dwojga wyrobników, z pracy rąk utrzymujących się. Żyli bardzo zgodnie i przykładnie, a wśród niedostatku w jakim zostawali, największą ich pociechą było jedyne dziecię, które niezmiernie kochali, bo była to dziecina dziwnie urodna, miła, i nad wiek swój roztropna. Był to synek półtrzecia roku mający, imieniem Szymon. Kiedy rodzice udawali się na robotę, od rana powierzali go dozorowi starszych dzieci z sąsiednich domów, a pod wieczór Szymonek, wyglądając już z utęsknieniem powrotu matki, wychodził na mały wzgórek, nieco odległy od mieszkań, a będący w stronie którą ona zwykle wracała, i tam usiadłszy lub położywszy się na ziemi czekał na nią spokojnie, a gdy nadchodziła, biegł do niéj co prędzéj.

Niegodziwy żyd Tobiasz, znać wiedział o tém wszystkiém, jako dla swojego frymarku często po téj stronie miasta włóczący się, a przypominając sobie to dziecię, właśnie takie jakiego mu potrzeba było, bo i urodne, i zdrowe, i kilkoletnie, a na odludném miejscu w późnéj porze przebywające codziennie, uznał iż najłatwiej przyjdzie mu je porwać. Jakoż znalazłszy je pod wieczór na onym wzgórku, czekające swoim zwyczajem na matkę, przybliżył się do niego, i już to pieszczotami, już dając mu różne łakocie, i nareszcie mówiąc że je zaprowadzi do matki, wziął je za rękę, odwiódł jeszcze daléj na stronę, i obejrzawszy się wokoło, a nikogo nigdzie nie widząc, porwał na ręce i szybko uniósł. Przez drogę tulił je, pieścił, ciągle łakociami karmił, to wreszcie, gdy zaczynało płakać, usteczka mu ręką zatykał, i nakoniec przebiegłszy puste w téj stronie miasta ulice dostał się do domu Samuela, który na niego czekał i dziecię mu oddał. Ten zaniósł je co prędzéj do najskrytszego w domu swoim pokoju, i tam je ukrył, gdzie biedna dziecina z początku płakała, a w końcu na miękkich betach złożona usnęła.

Gdy noc nadeszła, przypuszezeni do téj tajemnicy Żydzi zeszli się do Samuela, i zanieśli dziecię do bóżnicy. Tam Samuel zawiązawszy mu usteczka chustką, aby krzyku nie wydawało, obnażył je z szatek i kazawszy drugim rozciągnąć za rączki i nóżki nad misą szeroką, podstawioną tak, aby w nią krew z dziecięcia ściekała, dobywszy noża ostrego, najprzód podciął mu gardełko. Następnie wziąwszy nożyczki siekł niemi prawą twarz jego, i wykroiwszy z niéj kawałek ciała, wrzucił do misy. Potém dał nożyczki drugiemu, który toż samo czynił, aż tego dopełnili wszyscy starsi Żydzi tam wtedy obecni, a którzy gdy już na twarzyczce dziecięcia ciała zabrakło, z prawéj nóżki mu je wycinali.

Po téj męce, dziecinę na pół już żywą, tenże Tobiasz który je był porwał, podniósł w górę i z drugim żydem trzymał za nóżki i ręce jakby rozkrzyżowane, a przez ten czas każdy ze znajdujących się tam Żydów przystępował z kolei i dwoma igłami kłuł ciałko jego od głowy do stóp i wysysał krew sączącą się, gdy tymczasem drudzy przeraźliwie wrzeszczeli: „Jakośmy Jezusa Boga chrześcijańskiego zabili tak i tego zabijmy, niech tak nieprzyjaciele nasi na wieki pohańbieni zostaną.” Nareszcie po całogodzinnej męce takowej, święta dziecina przeznaczona od Boga, aby dla imienia Pana Jezusa śmierć męczeńską poniosła, wzniosłszy oczki do nieba (jak to sami Żydzi w procesie im wytoczonym zeznali), skonała, i poszła do Nieba po koronę męczeńską.

Ciałko jego wrzucone nazajutrz w rzekę, odkryto, a z rodzaju ran jego wpadłszy na ślad sprawców zbrodni, i uwięziwszy ich, wyśledzono całą prawdę i winnych ukarano. Zwłoki świętego tego dziecięcia, pochowane zostały uroczyście w kościele świętego Piotra w Trydencie, i tam niezwłocznie licznemi cudami słynąć poczęły. Męczeństwo jego nastąpiło dnia dwudziestego czwartego Marca roku Pańskiego 1475.

Pożytek duchowny

Widzisz do jakiego stopnia zaślepienia i okrucieństwa doprowadza niewiernych Żydów odrzucenie przez nich łaski odkupienia, którą im szczególnie jako narodowi wybranemu, przyniósł Zbawiciel. Niech cię to uczy jak ciężko karze sprawiedliwość Boska, nieodpowiadanie łaskom, jakiemi miłosierdzie Jego nas obdarza, i niech cię to pobudza do jak najwierniejszego z niemi współdziałania.

Modlitwa (kościelna)

Boże! niewinności Odnowicielu, dla imienia którego, błogosławione niewiniątko Szymon, okrutnie zamordowane zostało przez wiarołomnych Żydów, daj nam za jego zasługami, uchować się od zepsucia tego świata, a dostąpić zbawienia w ojczyznie Niebieskiéj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 235–238.

Tags: św Szymonek z Trydentu „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziecko Żydzi łaska męczennik
2020-03-23

Św. Katarzyny Księżniczki Szwedzkiéj

Żyła około roku Pańskiego 1381.

Święta Katarzyna była córką Ulfona Książęcia Szwedzkiego i świętéj Brygidy, wsławiónéj w Kościele Bożym cudownemi objawieniami które pozostawiła spisane.

Przy piersi jeszcze będąc, tém się odznaczała, że ile razy chciała ją karmić niewiasta płochych obyczajów, tyle razy święta dziecina ze wstrętem od piersi jéj się odwracała. Od najmłodszych lat matka oddała ją na wychowanie do klasztoru Rysabergińskiego, gdzie wzrastała pod okiem świątobliwej Opatki. Skoro do rozumu przyszła, różne pobożne ćwiczenia, nad wszelkie dziecinne rozrywki przekładała. Razu jednak pewnego, z niejakiém upodobaniem bawiła się z dziewczynkami razem z nią wychowującemi się, małemi pręcikami, za co tejże nocy, okazali jéj się szatani, i takiemiż rózgami srodze ją schłostali. Pan Bóg zaś dopuścił to na tę wybraną swoję duszyczkę w tym celu, aby od tego czasu jeszcze bardziéj od wszelkich płochych rozrywek ją odwrócił.

Gdy doszła lat młodzieńczych, ulegając woli ojca wstąpiła w stan małżeński, lecz rozmiłowana w cnocie dziewictwa i pragnąca je dochować, tak się gorąco modliła o to do Matki przenajświętszéj, że męża swojego Egharda, zaraz po zamęściu nakłoniła do uczynienia ślubu czystości, i takowy, świątobliwi ci małżonkowie na zawsze dochowali. Prowadzili przytém życie bardzo pobożne, oddając się uczynkom miłosierdzia, wielkie czyniąc jałmużny, a unikając wszelkich zbytków i wytworności właściwych ich stanowi. To wielce nie podobało się bratu Katarzyny Karolowi, który różnemi środkami chciał i siostrę i szwagra odwieść od tego, i w tym celu wielkie im czynił przykrości. Podobnież postępowała żona jego, osoba bardzo światem zajęta. Skończyło się jednak na tém, że przykład Katarzyny wpłynął właśnie na nią, nakłonił ją do prowadzenia również pobożnego życia, w czém ją utwierdziło widzenie jakie miała Matki Bożéj, nakazującej to jéj wyraźnie.

Po śmierci ojca jéj księcia Ulfona, gdy święta Brygida jéj matka zamieszkała w Rzymie, Katarzyna otrzymawszy na to zezwolenie małżonka, pojechała do niéj. Tam wraz z matką oddała się całkiem bogomyślności, i uczynkom miłosierdzia, od czego zły duch chcąc ją odwieść, wzniecił w jéj sercu wielką za krajem, mężem i domowego pożycia uciechami tęsknotę. Wszakże wsparta czujną opieką matki i radą światłego spowiednika, przemogła za łaską Pańską tę pokusę, a wkrótce straciwszy małżonka, już się ze świętą Brygidą nie rozłączała, przebywając z nią w Rzymie, i na innych miejscach do których pobożne pielgrzymki odbywały.

Wiodła życie nadzwyczaj umartwione, i cały czas swój rozdzieląła już to na modlitwę w domu, już na odwiedzanie świątyń Pańskich, to na usługę przy ubogich chorych, tak po ich mieszkaniach jak i po szpitalach. Każdego dnia odmawiała godziny o Matce Bożéj, siedem Psalmów pokutnych, i cztery godziny poświęcała na rozmyślanie Męki Pańskiéj. Spowiadała się co dzień, a czasem w jednym dniu kilka razy. Wielkie posiadając dostatki, wyjąwszy wydatków na nadzwyczaj skromne własne utrzymanie, wszystkie swoje mienie, obracała na dobre uczynki.

Niekiedy całe dnie i noce nie odstępowała od łóżka chorych ubogich, opatrując własnemi rękoma ich rany, prześciełając łóżka, omiatając izby, i wszelkie oddając im usługi, z miłością i zręcznością którą wszyscy podziwiali. Tak miłowała święte ubóstwo, iż nigdy wykwintnych szat nie nosiła, ubierając się jak uboga kobieta. Pan Bóg zaś dla okazania jak Mu przyjemném było to jéj zamiłowanie ubóstwa, w niektórych razach gdy Katarzyna znajdowała się w gronie świetnych matron rzymskich, sprawiał iż lubo ubraną była tak biednie jak zwykle, w oczach wszystkich okazywała się najbogatszemi i książęcemi sukniami okryta.

Ponieważ obok dostojnego swego pochodzenia i wielkiego majątku, była Katarzyna i nadzwyczaj powabnéj urody, więc po śmierci męża, kilku najpierwszych książąt rzymskich, starało się o jéj rękę. Gdy każdemu z nich dawała odprawę, zdarzyło się iż jeden z nich wysłał oddział zbrojnych sług swoich, aby gdy Święta wychodzić będzie z kościoła błogosławionego Sebastyana, porwali ją gwałtem. Lecz gdy się do tego zabierali, ukazał się na ulicy dziki kozioł za którym popędziwszy, dali czas Katarzynie uchronić się od ich napaści. Inną razą, gdy jeden z panów rzymskich, w tymże celu sam napadł na nią, kiedy z matką wychodziła z kościoła świętego Wawrzyńca będącego za miastem, Pan Bóg zesłał na niego nagłą ślepotę. Skruszony tym cudem, upadł do nóg Katarzyny, prosząc o przebaczenie, i za jéj modlitwą wzrok odzyskał.

Uderzająca jéj powierzchowność, chociaż ją najstaranniéj kryła przed oczami zepsutego świata, i w innym wypadku naraziła ją była na wielkie niebezpieczeństwo. Zdarzyło się, iż w pielgrzymce pobożnéj, którą odbywała z matką do Assyżu, dla nawiedzenia grobu świętego Franciszka Serafickiego i kościoła przenajświętszéj Panny Maryi Anielskiéj, zaskoczone w drodze wielką nawałnością, nie mogąc zdążyć do miejsca przeznaczonego na nocleg, zatrzymać się musiały na noc w chacie, wśród dzikiego boru będącej. Gdy tam do spoczynku się zabierały, napadli na nich rozbojnicy, na tych drogach na podróżnych czyhający, a ujrzawszy Katarzynę zagrozili jej zniewagą nad śmierć samę dla niéj straszniejszą. Zdawało się, że Święta ulegnie już ich barbarzyńskiéj przemocy, gdy padłszy na kolana, poczęła wzywać na ratunek Matki Bożéj Anielskiéj, do któréj pielgrzymkę właśnie odbywała. W tejże chwili dał się słyszeć na dworze wielki hałas, jakby ludzi zbrojnych przychodzących jéj na obronę, czém przerażeni rozbojnicy uszli, chociaż w istocie nikogo nie było. Wszakże umyślili dokonać to późniéj, czego wtedy takim cudem od Boga na obronę Katarzyny zesłanym odpędzeni, uczynić nie mogli. Zaczaili się w inném bardzo odludném miejscu, na drodze tych świętych pielgrzymek, i tam je powtórnie napaść mieli. Lecz tu znowu Pan Bóg cudem Katarzynę obronił. Gdy nadjechała na to miejsce, rozbojnicy poślepli, i nie tylko podróżujących nie ujrzeli, lecz i sami przerażeni uciekając, drogi znaleźć nie mogli.

Do wielu ćwiczeń pokutnych i pobożnych, w których nasza Święta wraz z matką tak stale i od dawna ćwiczyła się, zapragnęła przydać i pielgrzymkę do ziemi świętéj. Jakoż obie do Jerozolimy udały się roku Pańskiego 1373, zkąd, gdy tam święta Brygida zapadłszy na zdrowiu, zapragnęła umrzeć w Rzymie, prędko do tego miasta wróciły, gdzie téż Katarzyna tegoż roku matkę straciła.

Święta spełniając wolę zmarłej, odwiozła jéj błogosławione zwłoki do Szwecyi i złożyła je w klasztorze Wastaneńskim, gdzie i sama suknię zakonną przywdziała. Na świecie będąc przez czas bardzo długi, wiodła życie doskonałéj zakonniey, to téż i zostawszy nią stała się dla wszystkich sióstr najwyższym wzorem doskonałéj mniszki. Posłuszna, pokorna, cicha, pracowita, miłością ogarniająca wszystkie bez różnicy siostry, co jéj zbywało od obowiązkowych zajęć czasu, ten na modlitwie spędzała. Obdarzona wielkiemi darami bogomyślności, w któréj coraz się więcéj zatapiając, coraz to wyższe łaski odbierała. Wkrótce została Przełożoną tego świętego zgromadzenia, i za upoważnieniem władzy duchowaéj, wprowadziła w tym klasztorze Regułę, którą matka jéj święta Brygida pozostawiła przez siebie ułożoną i spisaną.

Nie długo jednak, w tém ulubioném swojém ustroniu, przebywać mogła. Gdy święta Brygida, wielkiemi cudami u grobu swojego zasłynęła, król Szwedzki i Biskupi postanowili, aby Katarzyna udała się do Rzymu, dla starania się o kanonizacyą matki. Święta puściła się w tę drogę, lecz dla wielkich niepokojów, jakiemi podówczas stolica Apostolska trapioną była, sprawy dla któréj tam przybyła przeprowadzić nie mogąc, uzyskała tylko od Papieża zatwierdzenie Reguły w klasztorze Wastaneńskim przez nią zaprowadzonéj.

W czasie tego pobytu jéj w Rzymie, wielki i nagły wylew Tybru zalawszy już część znaczną, groził całemu miastu. Przerażeni mieszkańcy, zbiegli się tłumnie przed mieszkanie Katarzyny, którą jeszcze z poprzedniego jéj w tém mieście pobytu dobrze znali, prosząc i wołając, aby ich modlitwą swoją, od klęski grożącéj wyratowała. Gdy się ona, z głębokiéj pokory od tego wzbraniała, wywiedli ją siłą aż do rzeki, i zmusili, aby jedną nogą w wodę wstąpiła. Co jak tylko uczyniła Święta, rzeka wnet w koryto swoje wróciła i z całym nadmiarem wody zebranéj w morze popłynęła.

Po pięcioletniém zatrzymaniu się tą razą w Rzymie, wróciła Katarzyna do Szwecyi, na drodze już ciężko na zdrowiu zapadłszy. Wkrótce téż po przybyciu swojém do klasztoru Wastaneńskiego, przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte z wielką pobożnością, na ręku sióstr swoich, modląc się i wzniosłszy oczy do nieba, Bogu ducha oddała dnia 23-go Marca roku Pańskiego 1381. W chwili jéj skonania, okazała się gwiazda nad klasztorem, potém postępowała za trumną gdy ją niesiono do kościoła, i w chwili pochowania jéj zwłok znikła.

Pożytek duchowny

Święta Katarzyna, bratowéj swojéj osoby, oddanéj uciechom światowym, gdy ją ta od życia pobożnego odwieść chciała, nie tylko nie usłuchała, lecz ją przykładem swoim do podobnież świątobliwego życia jakie sama wiodła nakłoniła. Niech i ciebie przewrotne zdania drugich nie odwodzą od dobrego, a jeśli w niém wytrwasz, możesz doczekać się, że ci, którzy ci na téj drodze byli przeszkodą przykładem twoim zachęceni i sami na nią wejdą.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który Kościół Twój, błogosławionéj Katarzyny Dziewicy, przesławnemi zasługami przyozdobiłeś, i licznemi jej cudami pocieszasz; daj nam sługom Twoim, abyśmy i przykładami jej pobudzeni, życie nasze poprawili, i opieką jéj nad nami od wszelkich przeciwności zasłonieni byli. Przez Pana naszego i t. d,

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 233–235.

Tags: św Katarzyna Szwedzka „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica św Brygida nawrócenie przykład
2020-03-22

Św. Ubalda Biskupa

Żył z około roku Pańskiego 1160.

Święty Ubald urodził się we Włoszech, w prowincyi Spoletańskiéj, w mieście Gubio, około roku Pańskiego 1084. Pochodził ze starożytnéj i znakomitéj rodziny. Straciwszy ojca w dzieciństwie, oddany został w opiekę stryja, człowieka bardzo pobożnego, który w pierwszych latach trudniąc się sam jego wychowaniem, późniéj umieścił go w konwikcie, przy kościele świętego Maryana, przez kanoników regularnych utrzymywanym. Bystremi obdarzony zdolnościami, wielki uczynił postęp w naukach, odznaczając się obok tego, coraz gorętszą pobożnością. Lecz zakład w którym się znajdował, był bardzo źle prowadzony, i młody Ubald, najskromniéj w domu wychowany, był tam na wielkie narażony niebezpieczeństwa. To spowodowało stryja, iż go ztamtąd przeniósł do innego zakładu szkolnego będącego przy kościele świętego Sekunda, gdzie wyższe nauki świetnie ukończył.

Były to czasy wielkiego zepsucia obyczajów. Wszakże Ubald wyniosłszy z domu pobożne wychowanie, a szczególnie wsparty opieką Matki Bożéj, do któréj miał wielkie nabożeństwo, stanowił rzadki, wśród rozpustnéj młodzieży z którą się wychował, wyjątek. Doszedłszy do lat dojrzałych, aby się tém lepiéj na drodze wyższéj pobożności, utwierdzić, uczynił ślub dozgonnéj czystości.

Świątobliwość jaką już wtedy jaśniał, wyższe wykształcenie i biegłość w naukach, którym się z upodobaniem oddawał, zwróciły na niego uwagę jego Biskupa, świętego Grameryana. Ten skłonił go do wstąpienia do stanu duchownego, i po wyświęceniu na kapłaństwo, w krótkim czasie uczynił go Przeorem zgromadzenia kanoników świętego Maryana, w których właśnie zakładzie Ubald pobierał pierwsze nauki.

Zgromadzenie to, którego w tak młodym będąc wieku, został nasz Święty przełożonym, od lat kilku w wielkiém żyło rozwolnieniu. Nie było tam ani śladu karności zakonnéj, i prawie każdy z należących do niego, wiódł życie gorszące. Ubald srodze nad tém bolał. Dzień i noc modlił się, prosząc Boga o nawrócenie jego braci, a chociaż widząc ich tak zepsutych iż żadne z jego strony upomnienia skutkować by nie mogły, przykładem tylko świątobliwego życia własnego ich nauczał — przewrótni ci ludzie znienawidzili go od razu, i wszelkich dokładali środków. aby go przywieść do zrzeczenia się przełożeństwa. Lecz święty Ubald nie zrażał się niczém. Zaczął od tego, iż najłagodniejszém postępowaniem i wielką miłością, z jaką był dla wszystkich, pozyskał serca trzech kanoników, mniéj od innych od ducha swojego powołania odbiegłych. Z nimi zaczął prowadzić życie ściśléj zakonne, co do wspólności mieszkania, odzienia, stołu i pacierzy kapłańskich, które w chórze odmawiali. Dowiedziawszy się przytém, o świeżo założoném podobnémże Zgromadzeniu kanoników regularnych około miasta Rawenny, a odznaczającym się ścisłą zakonnością, udał się tam sługa Boży, i parę miesięcy spędził, aby się przejąć duchem i zwyczajem tego wzorowego klasztoru. Wróciwszy do własnego, wprowadził w nim tęż samę karność, i Pan Bóg tak mu pobłogosławił, że w krótkim czasie, wszyscy jego podwładni, ujęci w końcu słodyczą, pokorą i miłością przełożonego, poddali się mu zupełnie. Nie tylko stali się oni dla miasta całego wzorem świątobliwych duchownych, lecz w klasztorze ich, ustaliła się najściślejsza karność zakonna, wszystkim innym zakonom za przykład służyć mogąca.

Niedługo potém, pożar który zniszczył był większą część miasta, spalił i klasztor Kanoników regularnych, których Przeorem był święty Ubald. To mu podało myśl zrzeczenia się przełożeństwa, czego już dawno pragnął, mając zamiar udać się na samotne miejsce. Lecz w tak ważnéj rzeczy, nie chcąc schybić woli Bożéj, zasięgnął rady błogosławionego Piotra z Rimini, na puszczy mieszkającego. Ten skłonił go, aby zawodu do którego go Pan Bóg powołał nie opuszczał, gdyż zamiar jego był pokusą złego ducha, zamierzającego przez jego usunięcie się, przywieść Zgromadzenie które na tak dobréj stopie postawił, do nowego upadku. Święty usłuchał rady: zajął się odbudowaniem klasztoru i uskuteczniwszy to wkrótce, uczynił go klasztorem w całych Włoszech najpierwszym, co do ścisłości zachowania ustaw Zakonnych.

Lecz na wyższym jeszcze świeczniku, chciał Pan Bóg umieścić tego sługę Swego. Po śmierci Biskupa Peruzkiego, duchowieństwo i mieszkańcy tego miasta, powodowani sławą świątobliwości Przeora kanoników świętego Maryana, obrali go Biskupem. Święty najprzód ukrył się przed wysłanymi do niego z ofiarą téj godności posłami, a dowiedziawszy sę, że się udali do Papieża, sam pośpieszył do Rzymu, i tyle usilnemi prośbami swojemi dokazał, że Ojciec święty nie zatwierdził tego wyboru.

We dwa lata potém, gdy po śmierci Biskupa miasta Gubio, duchowieństwo zgodzić się nie mogło na wybór nowego, święty Ubald, wysłany został do Papieża, aby on swoją najwyższą władzą, położył koniec trwającemu sporowi. Ojciec święty, który poprzednią razą, nie chętnie ulegając prośbom Ubalda, zwolnił go był od przyjęcia Biskupstwa Peruzyjskiego rad był skorzystać z téj sposobności, aby go zamianować Biskupem jego rodzinnego miasta. Napróżno Święty uciekł się powtórnie do prośb najgorętszemi łzami nawet popartych. Papież nie miał już względu na jego pokorne wymówki, i z największém zadowoleniem duchowieństwa jego dyecezyi i ludu, musiał Ubald poddać się wyraźnemu rozkazowi Ojca świętego. Sam Papież wyświęcił go na Biskupa, roku Pańskiego 1129.

Łatwo było poznać niezwłocznie, iż wybór takowy z natchnienia Ducha Świętego nastąpił: dowiódł tego święty ten Pasterz, wysokiemi cnotami jakiemi jeszcze świetniéj zajaśniał i apostolską gorliwością. Przekonany, że wyższa godność na którą został wyniesiony, wyższéj jeszcze świątobliwości wymaga, podwoił pobożności i przymnożył ćwiczeń pokutnych, w których zawsze celował. Jakkolwiek Przeorem będąc, odznaczał się wielką wstrzemięźliwością w użyciu pokarmów, zostawszy Biskupem, jeszcze skromniejszy stół prowadził, i ścisłe zachowywał posty. Mawiał też zwykle: „Biskup powinien odznaczać się nie wykwintnością, lecz właśnie ostrością życia; nie wspaniałością stopy swojego domu, lecz ścisłém ubóstwem, a za to tém większą dla biednych hojnością.” Gdy mu razu pewnego, zwrócono uwagę, iż mając znaczne dochody, więcéj sług trzymać powinien: „Dostałem, odrzekł, większe dochody nie na to, abym więcéj sług płacił, lecz więcéj ubogich wspierał.”

Zpomiędzy wszystkich cnót któremi jaśniał, pokora i łagodność były jego głównemi cnotami. Pewien mieszkaniec miasto Gubio, chciał nieprawnie wznieść mur na gruncie swojego sąsiada. Wszczęła się ztąd między nimi gorsząca całe miasto sprzeczka. Święty Biskup pragnąc ich pogodzić, udał się sam na miejsce, gdzie jeden z nich już mur wznosić zaczął. Był to człowiek nadzwyczaj gwałtowny, i nie tylko nie usłuchał przedstawień Biskupa, z wielką łagodnością czynionych, lecz do tego stopnia się uniósł, że porwawszy się na niego, obalił go na ziemię, i w dół wapnem napełniony wrzucił. Święty bez najmniejszego wzruszenia odszedł, nie chcąc wcale poszukiwać tak ciężkiéj zniewagi. Lecz sam lud upomniał się o krzywdę swojego ukochanego Pasterza, i domagał się od władzy świeckiéj, aby winowajcę jak najsurowiéj ukarano. Ubald dowiedziawszy się o tém, zażądał aby sprawę tę poddano jego własnemu sądowi, jako ściągającą na obwinionego karę klątwy kościelnéj. Stawiono go przeto przed nim. Biskup, spytał czy uznaje wielkość winy swojéj, gdy własnego Biskupa, tak srodze znieważył. Obwiniony odrzekł, iż czuje dobrze jak bardzo wykroczył. „A czy gotów jesteś wszelkiéj poddać się ka- rze?” spytał go daléj. „Gotów jestem na to, odpowiedział znowu winowajca, chociażby mnie na śmierć skazano.” Wtedy Święty zstępując z tronu Biskupiego na którym zasiadał, rzucił mu się na szyję mówiąc: „Uściskaj mnie bracie kochany, i ten pocałunek pokoju niech ci będzie jedyną karą, byleś szczerze obżałował i ten i inne twoje grzechy.”

Świętość jego, w kilku zdarzeniach wybawiła miasto Gubio od różnych klęsk, grożących mieszkańcom. Gdy cesarz Fryderyk rudobrody, groził téj krainie zniszczeniem, Ubald wyszedłszy naprzeciw niego, skłonił go do odejścia, i takie zrobił na nim wrażenie, że upadłszy mu do nóg, prosił go o błogosławieństwo i polecił się jego modlitwie.

Na parę lat przed śmiercią, bardzo zapadł był na zdrowiu. Ciało jego pokrywało się cią- gle boleśnemi wrzodami. Pomimo tego nie folgował sobie w pracy, i najczynniéj zajmował się swoją ukochaną trzodą. W wigilią Zesłania Ducha Świętego, po odprawieniu obrzędów kościelnych w Katedrze, ciężko zachorował. Lud dowiedziawszy się iż jest umierającym, tłumnie otoczył pałac Biskupi. Swięty kazał wszystkich przypuszczać z kolei do siebie, najczulej się z nimi żegnał, i każdego błogosławił. Wieczorem przyjął ostatnie Sakramenta święte, i wśród gorącéj modlitwy i aktów nabożnych, oddał Bogu ducha roku Pańskiego 1160, 16-go Maja, w którym to dniu Kościół pamiątkę jego obchodzi.

Papież Celestyn III, zaliczył go w poczet Świętych w roku 1192. Wielu i za życia i po śmierci słynący cudami, jest szczególnym Patronem przeciw opętaniu od złego ducha.

Pożytek duchowny

Niech sposób w jakim święty Ubald postąpił z owym mieszkańcem miasta Gubio, który go ciężko znieważył, a którego on ukarał tylko pocałunkiem pokoju, nauczy cię, jak masz zachowywać się z tymi którzy tobie jakąkolwiek krzywdę lub przykrość zadali. Teraz więc zaraz postanów sobie, przy pierwszym z nimi spotkaniu, dać im jaki dowód twojéj miłości,

Modlitwa (kościelna)

Racz nam Panie z miłosierdzia Twojego użyczyć wsparcia, a za wstawieniem się błogosławionego Ubalda Wyznawcy Twojego i Biskupa, przeciw wszelkim złego ducha zasadzkom, prawicę Twojéj wszechmocności nad nami rozciągnij. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 230–232.

Tags: św Ubald „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup nieposłuszeństwo przełożeństwo miłość łagodność jałmużna opętanie
2020-03-21

Św. Benedykta Opata, Założyciela Zakonów na Zachodzie

Żył z około roku Pańskiego 543.

Święty Benedykt założyciel wielkiego i sławnego zakonu od niego zakonem Benedyktynów nazwanego, narodził się w księstwie Spoletańskiém we Włoszech, około roku Pańskiego 480, w Nursii, zamku dziedzicznym jego zamożnéj i znakomitéj rodziny. Ojciec jego imieniem Eutropiusz, pochodził ze starożytnego patrycyuszów rzymskich rodu Anicyuszów, a matka Abundancya, była udzielną hrabiną na Nursii.

Rozpocząwszy nauki w Rzymie, powołany od Boga do życia samotnego, mając lat piętnaście, udał się na miejsce odludne, i na górze zwanéj Sublako zamieszkał w jaskini. Tam wiódł życie nadzwyczaj umartwione, i tak starannie ukrył się przed wszystkimi, że prócz pewnego zakonnika, imieniem Romana, który co dni kilka przynosił mu trochę chleba i wody, nikt z jego krewnych ani znajomych, nie mógł go wyszukać. Zły duch wszelkich używał sposobów, aby go odwieść od rodzaju życia jaki prowadził, lecz Benedykt wsparty łaską Bożą każdą jego napaść mężnie odpierał. Razu pewnego, szatan tak silną rozbudził w nim pożądliwość, że Święty aby ją przezwyciężyć, wrzucił się bez odzienia w krzak cierniowy, i póty, do krwi zadając sobie rany, tarzał się w nim, aż pokusę zwalczył. Za to téż od niéj już przez całe życie był wolnym.

Trzy lata tam przebył, kiedy sława jego świątobliwości, pomimo ukrycia w iakiém zostawał, sprowadziła do niego wielu uczniów, którzy pod jego przewodnictwem, podobnyż rodzaj życia jaki on prowadził, przedsięwzięli; a gdy zmarł opat klasztoru sąsiedniego w Wikowaro, zakonnicy Benedykta na jego miejsce obrali. Wszakże nie długo tam przebywał. Niesforni bracia widząc iż Swięty zamierzał przykrócić wszelkie nadużycia, jakie pomiędzy nimi panowały, chcąc się go pozbyć, do tego stopnia złość swoję posunęli iż umyślili go otruć. Lecz kubek w którym mu z napojem podawano truciznę, rozpękł się gdy go Benedykt przeżegnał, poczém opuścił on ten klasztor i znowu w swojéj jaskini zamknął się wiodąc życie bogomyślne.

Tymczasem i tam coraz więcéj przybywało mu uczniów, tak dalece, że w krótkim czasie, nagromadziło się ich tylu, że na saméj puszczy w okolicach góry Sublako, założył dwanaście klasztorów, mających swoich przełożonych miejscowych, lecz w ogólnym zarządzie Benedyktowi podległych. Na stwierdzenie wielkiéj świątobliwości Benedykta, jak i jego posłannictwa jako odnowiciela, albo raczéj założyciela zakonnego życia na Zachodzie, udzielił mu Pan Bóg w wysokim stopniu daru czynienia cudów. Uzdrawiał chorych, wypędzał z opętanych złego ducha, i w wielu razach gdy braciom jego zbywało pożywienia, cudownie chléb i zboże rozmnażał.

Pewien kapłan zarządzający parafią przyległą do Sublaku powodowany zawiścią, a znany ze złych obyczajów, starał się różnemi sposobami prześladować świętego Benedykta. Razu jednego, nasłał był na klasztor kilka nierządnic, w celu zniesławienia zakonników. Podstęp jego został odkryty, a dla widocznej kary jego złości, dopuścił na niego Pan Bóg śmierć nagłą. Zawalił się pod nim ganek na piętrze będący, na którym ucztował wesoło, z którego zleciawszy zabił się na miejscu. Wkrótce potém Benedykt, odebrawszy od Boga w objawieniu rozkaz, opuścił miejsce swojego pobytu, i udał się na górę Kassyneńską, zamieszkałą jeszcze podówczas przez pogan. Tam zburzył posąg bożka Apollina, któremu cześć oddawano, nawrócił wszystkich mieszkańców do wiary świętéj, i wybudował na témże miejscu jednę kaplicę na cześć świętego Marcina, a drugą pod wezwaniem świętego Jana.

Tu znowu zaczęli gromadzić się do niego uczniowie, i na téj górze założył nowy klasztor, uważany odtąd za główny i pierwszy klasztor wielkiego zakonu Benedyktynów, który z upływem czasów rozszerzony po całym świecie katolickim, obdarzył Kościoł około pięciu tysiącami świętych kanonizowanych, niezliczoną liczbą znakomitych nauką i świątobliwością Prałatów, dwustu kilkunastu Kardynałami, i przeszło czterdziestu Papieżami. Wtedyto z natchnienia Ducha Świętego ułożył Benedykt swoję Regułę zakonną przedziwnéj mgdrości, którą od tego czasu wszystkie zakony po dziś dzień na Zachodzie istniejące, prócz braci mniejszych założonych w kilkaset lat potém przez świętego Franciszka z Assyżu, za podstawę ustaw swoich przyjęły.

Święta Scholastyka siostra świętego Benedykta, pobudzona przykładem jego, poświęciła się także na wyłączną służbę Panu Jezusowi. Z wielu pobożnemi towarzyszkami, osiadła w klasztorze blizko góry Kassyneńskiéj, i tam pod przewodnictwem duchowném swojego świętego brata, dała początek zakonowi Benedyktynek.

Sława świątobliwości Benedykta i jego braci, skłaniała wielu okolicznych mieszkańców, tak biedniejszych jak i najzamożniejszych, do powierzania dzieci swoich, ich światłemu i bogobojnemu wychowaniu. Z Rzymu nawet najznakomitsi panowie oddawali tam swoich synów. Między innymi uczyniło to dwóch senatorów Tertuliusz i Ekwicyusz, którzy synów swoich Placyda i Maura umieścili w klasztorze świętego Benedykta. Byli to ulubieni uczniowie Świętego i sami bardzo się nawzajem kochali. Zdarzyło się razu pewnego, że młody Placyd, kąpiąc się tonął w głębokiéj rzece. Na krzyk jego zbiegli się zakonnicy i sam Benedykt przybył wraz z Manrem, któremu kazał go ratować, i chociaż wiedział że pływać nie umie, rzucić się w wodę. Młodzieniec to uczynił, i cudownie idąc po wierzchu wody jakby po ziemi, wyratował swego ukochanego towarzysza.

Z różnych stron tłumnie przybywali ludzie wszelkiego stanu, aby widzieć świętego tego męża, i posłuchać jego zbawiennych nauk, których wszystkim przy każdej sposobności chętnie udzielał, czyniąc to z wielką miłością, trafnością i w duchu Bożym. Totilla świeżo wybrany na króla Gotów we Włoszech, zapragnął poznać tego sławnego sługę Bożego, o którym wiele słyszał. Chcąc zaś przekonać się czy posiadał w istocie, jak to powszechnie głoszono, dar odgadywania skrytych rzeczy, przywdział w królewskie szaty jednego ze swoich dworzan, i otoczonego orszakiem swoim posłał do Benedykta, aby mu się przedstawił, jakoby sam Totilla. Lecz Święty skoro go ujrzał: „Zrzuć mój synu, rzekł do niego, zrzuć te szaty, które ci nie przystoją, i nie chciéj uchodzić za tego kim nie jesteś.” Totilla prze- konany tém zdarzeniem o cudownym darze Benedykta, przybył i sam do niego, a upadłszy mu do nóg prosił o błogosławieństwo. Sługa Boży przyjąwszy go z oznakami uszanowania należnego jego godności, silnie go jednak upomniał, za gwałty i rabunki jakich się dopuszczał we Włoszech. Przepowiedział mu z najmniejszemi szczegółami, wszystko co mu się miało przydarzyć przez następne Jat dziewięć, prosząc go i zaklinając aby się nawrócił, i zapowiedział wyraźnie że w dziesiątym roku od téjże chwili, przyjdzie mu zdać z życia całego przed Panem Bogiem rachunek. Jakoż, wszystko to sprawdziło się najdokładniej, a Totilla od tego czasu stał się mniéj okrutnym i z wielkiém był zawsze uwielbieniem dla Opata Kasyniańskiego.

Wielki ten Święty, chociaż był podziwem świata całego, a monarchowie i sami Papieże poczytywali go za najznakomitszego owego czasu męża, był najgłębszéj pokory, i wśród braci swoich żył jakby z nich najmłodszy. Mając pod swoją władzą kilkadziesiąt klasztorów przez siebie założonych, nadzwyczajnym darem cudów jaśniejący, ostrością życia przechodząc wszystkich zakonników i najsławniejszych pokutników z puszcz egipskich, poczytywał się za ostatniego z ludzi, i wszelkie upokorzenia znosił jako rzecz mu należną i najwłaściwszą. Równą a najserdeczniejszą miłością ogarniał wszystkich braci, i serca ich do siebie pociągał.

Dzień swojéj śmierci przepowiedział długo przedtém. W ostatnich latach życia podwoił pokuty, i coraz wyższéj oddany bogomyślności, coraz ściśléj jednoczył się z Bogiem. Na sześć dni przed zgonem, kazał otworzyć grób dla siebie przeznaczony, a gdy już uczuł się blizkim ostatniej chwili, prosił aby go zaniesiono do kościoła, i tam przyjąwszy ostatnie Sakramenta święte, na ręku braci oddał Bogu ducha, dnia dwudziestego pierwszego Marca, roku Pańskiego 543, mając lat przeszło sześćdziesiąt.

W chwili jego skonania, dwóch zakonników w dwóch odległych klasztorach przebywających, ujrzało jasną drogę od ziemi do nieba idącą, i usłyszało głos mówiący do nich: „Ta jest droga, którą Benedykt, ulubiony sługa Boży, poszedł do Nieba.”

Pożytek duchowny

Tarzaniem się w ostrych cierniach, święty Benedykt poskramiał podniety przeciwno cnocię czystości, i za tak mężne walczenie z tą pokusą, został od niéj na całe życie uwolniony. Bierz ztąd naukę, że jak w tego rodzaju pokusach, tak i w każdéj innéj najmężniejsze na jakie zdobyć się możemy jéj zwalczenie, uwalnia nas od niéj na długo, a niekiedy na zawsze.

Modlitwa

Boże! któryś świętego Benedykta, założycielem wielkiego Zakonu uczynił, przez jego zasługi prosimy, we wszystkich Zakonach właściwego w nich ducha utrzymuj i rozniecaj, w Kościele Twoim te święte zgromadzenia na chwałę Imienia Twojego, w świątobliwości utrzymuj i rozmnażaj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 227–230.

Tags: św Benedykt „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość pokusy reguła
2020-03-20

Św. Joachima Ojca Przenajświętszej Maryi Panny

Żył z około roku 10 przed przyjściem Pańskiém.

Święty Joachim z wybranego narodu Izraelskiego, narodził się w Galilei, na lat kilkadziesiąt przed przyjściem Chrystusa Pana i należał do pokolenia Judy. Pochodził z królewskiego rodu Dawidowego i Salomonowego, a prócz tego wielu Proroków liczył pomiędzy swoimi przodkami. Święty Jan Damasceński, tak ród jego wywodzi. „Z pokolenia Dawidowego, pisze on, Lewi zrodził Melchiego i Pantera, Panter zrodził, Barpantera, a Barpanter zrodził Joachima.” (S. Jos. Damas. fld. orto. 1.IV. esp. 15.)

Rodzice wychowali go jak najpobożniéj, i święty Grzegorz Niceński w kazaniu swojém na Narodzenie Pańskie, powiada: że był to mąż najwyższéj świątobliwości, słynący z najwierniejszego zachowania praw Starego Zakonu. Skoro doszedł lat młodzieńczych, a jak pospolicie utrzymują w dwudziestym czwartym roku życia, stosując się do przepisów starego prawa, wymagającego aby każdy we właściwym wieku zawierał śluby małżeńskie, dla tego jedynie, a nie z żadnych ludzkich lub zmysłowych pobudek, wybrał z tegoż pokolenia do którego należał, jak to także Zakon nakazywał, dziewicę wielkiéj świątobliwości, i z nią zawarł małżeństwo. Pochodziła ona z rodu kapłańskiego, z pokolenia Aaronowego, i również jak on była z potomków Dawidowych, mieszkała w Betleem i miała na imię Anna.

Święty Hieronim, i jeszcze dawniejszy od niego pisarz kościelny Eustacyusz, piszą, że błogosławieni ci małżonkowie, wiedli żywot wielce świątobliwy; mili Bogu i ludziom, posiadali wielkie dostatki w trzodach, co stanowiło także i w wiekach ich poprzedzających, zamożność Patryarchów Abraama, Izaaka, Jakóba i innych.

Z wielkich majętności w jakie opływał, święty Joachim taki czynił użytek. Całe dochody swoje podzielił na trzy części: jednę oddawał do Swiątyni Pańskiéj, dla utrzymania przy niéj kapłanów i na potrzeby obrzędów religijnych; drugą rozdawał ubogim, a trzecią obracał na utrzymanie swoje i swojéj świętéj małżonki. Oddając się przytém wyłączniéj ćwiczeniom wyższéj pobożności, miał zwyczaj dnie uroczyste prawie całe w Świątyni przepędzać, i dla tém lepszego uświęcenia dni takowych, podwajał dobrych uczynków: to jest dwa razy tyle co zwykle przynosił w ofierze do świątyni, i dwa razy większe czynił jałmużny dla ubogich.

Taki rodzaj życia, wysokiéj dowodzący w Joachimie świątobliwości, jak w jednych obudził dla niego szczególny szacunek, tak w drugich, jak to zwykle bywa, rozniecał zawiść, i ztąd pobudzał złych ludzi przeciw niemu. Święty ten Patryarcha, już blizko lat pięćdziesiąt żył w stanie małżeńskim, już i on i błogosławiona małżonka jego święta Anna, znacznie posunęli się byli w lata, a potomstwa nie mieli, co pod prawem Starego Zakonu poczytywane było za widoczne niebłogosławieństwo Boże, i wielką sromotą stadła niepłodne okrywało. I z tego więc powodu, pomimo wysokiéj świątobliwości Joachima, jego nadzwyczajnéj dla ubogich hojności, i pożycia w ogóle będącego zbudowaniem dlą wszystkich, owszem będącego wzorem doskonałości najwyższéj, która go czyniła najświętszym człowiekiem swojego czasu,— pomimo tego, wiele od ludzi znosić on musiał upokorzeń.

Razu pewnego spotkało go nawet takowe publicznie, i w sposób nader dotkliwy. W dniu jednéj z wielkich uroczystości, Joachim przybył do świątyni ze swoim zwykłym darem; a że najbogatszą ofiarę przynosił, więc pierwszy powinien był złożyć ją na ołtarzu. Gdy do tego właśnie zabierał się, kapłan przewodniczący podówczas obrzędom, nazwiskiem Isuchar, niezważając i na wiek już wtedy podeszły świętego Joachima, i na to że zwykle pierwszy przystępował z ofiarą do ołtarza, bo zawsze dawał najhojniejszą, odtrącił go publicznie, z wielkiém dla niego uchybieniem, przydając jeszcze i w tych słowach obelgę: „Wynijdź ! ztąd starcze: nie godzi się bowiem abyś pierwsze zajmował w Świątyni miejsce, ty, na którego stadle małżeńskióm, cięży sromota niepłodności: z tego powodu tyś tu ostatnim.”

Tak ciężką i niespodziewaną zniewagę, zniósł święty Joachim w najgłębszéj pokorze, i tylko wróciwszy do domu, otrzymał szczególne a silne natchnienie od Ducha Świętego, aby bez względu na podeszły wiek swój i swojej błogosławionéj małżonki, gorące zanosił do Pana Boga prośby, żeby go koniecznie obdarzył potomstwem. Niezwłocznie też potém, udał się na puszczę dość odległą od miasta, i tam na wysokiéj górze, zbudowawszy sobie ubogą chatkę, osiadł w niéj trwając na modlitwie, i zachowując post tak ścisły, jak Mojżesz i Fliasz: to jest przez czterdzieści dni, żadnego nie biorąc posiłku. Przez ten czas zaś, święta Anna pozostawszy w domu, także zamknęła się, odsuwając się od wszelkich stosunków z ludźmi, i na modlitwie i poście w tymże celu trwała.

Wkrótce téż Pan Bóg wysłuchał ich prośby, i zesłał świętemu Joachimowi Anioła, którym według mniemania świętego Hieronima był święty Gabriel, i ten oznajmił mu, w imieniu Pańskiém, iż zostanie ojcem. A gdy święty starzec, z pierwszego razu, przeraził się jego widokiem: „Nie lękaj się, rzekł do niego ten posłannik niebieski, gdyż ja jestem Aniołem Pańskim, przysłanym od Boga, aby cię upewnić że modlitwy twoje wysłuchane zostały, i pomimo niepłodności twojego małżeństwa i wieku waszego podeszłego, będziesz miał potomka.”

Joachim silniejszéj wiary od Zacharyasza ojca świętego Jana Chrzciciela, który gdy mu podobnież podeszłemu w lata Anioł zapowiadał potomka, nie uwierzył temu od razu, nie zwątpił ani na chwilę, iż się tak stanie, jak mu to Pan Bóg przez Anioła oznajmiał. Wrócił do domu, pewnym będąc że spełnienie się tego przyrzeczenia nastąpi w swoim czasie, i zastał tam i świętą Annę, podobnémże widzeniem Anioła pocieszoną, i pełną niezachwianéj wiary w wykonanie się obietnicy Bożéj.

Jakoż wkrótce potém, Anna poczęła w żywocie swoim Tę, którój narodzenie miało świat i Niebo całe napełnić radością najwyższą, i święty Joachim stał się Ojeem przenajświętszéj Maryi Panny.

Ojciec Trombelli, pisarz kościelny pierwszorzędnéj powagi, opierając się na zdaniu świętego Augustyna Ojca Kościoła, i świętego Wincentego Ferrarego pisze, iż po odebraniu wiadomości przez Anioła, zapowiadającego im, że Pan Bóg wysłuchał ich prośby, święty Joachim i święta Anna uniesieni najżywszém uczuciem miłości Boga i wdzięczności ku Niemu, wpadli byli w zachwycenie, i wtedy stali się rodzicami przenajświętszéj Panny. (Tromb. Hist. Mariana. P, 1. C. 1. qu. 1) W objawieniach świętéj Brygidy, tak się o tém sama Matka Boża do niéj wyraziła „Syn mój Jezus Chrystus małżeństwo ojca i matki Mojéj, tak wysoką cnotą czystości obdarzył, że podówczas nie było na ziemi całéj świątobliwszego pożycia małżeńskiego. Gdy oznajmioném im zostało przez Anioła, że z nich narodzi się dziewica, z któréj przyjdzie na świat cały zbawienie, pomimo tego woleli umrzeć, aniżeli uledz zmysłowości, która już w nich zupełnie była wygasła. Mówię ci więc to jako rzecz najpewniejszą, Że jedynie z uczucia miłości Boga, i na słowo Anioła, zwiastującego im moje narodzenie, spełnili obowiązek małżeński, i stali się mojemi rodzicami. (Convenerunt carne non ex concupiscentia aliqua voluptatis, sed contra voluntatem suam ex divina dilectione, et sic ex semine corum caro mea perfecta est. S. Birg. ReveL Lib. L C. 9.) Swięty Joachim, miał wtedy według najpowszechniéj przyjętéj rachuby, lat przeszło siedemdziesiąt.

Niepodobna wyobrazić sobie świętéj pociechy, jakiéj doznał, dostąpiwszy szczęścia, jakiego zażywał, gdy Marya wzrastając w lata, objawiała tę niezrównaną Swoję świętość, która miała Ją uczynić matką Syna Bożego. Wszelako, zaledwie doszła lat trzech, kiedy święty Joschim widząc, iż taką jest wola Boża, oddał Ją na służbę wyłączną Panu Bogu, i sam ze świętą Anną zaprowadził i umieścił w świątyni Jerozolimskiéj, w gronie dziewie poświęconych Bogu.

Żył jeszcze potém lat jedenaście, i w ośmdziesiątym roku życia, a na lat sześć przed narodzeniem Zbawiciela zasnął spokojnie w Panu, i poszedł na łono Abrahama, oczekiwać chwili, aż Syn jego córki, Pan nasz Jezus Chrystus, więc jego wnuk według Swego człowieczeństwa, otworzy mu Niebo i umieści bardzo blizko Siebie i Swojéj Matki, a tejże jego córki przenajświętszéj.

Grób świętego Joachima znajdował się dzwniéj w kościele grobu Matki Bożéj zbudowanym na dolinie Józefatowéj. Późniéj ciało jego przemienione zostało do Jerozolimy, a głowa jako droga Relikwia, przechowuje się dotąd w jednym z kościołów w Kolonii.

W Martyrologium Rzymskiém w dniu dwudziestym Marca jest o nim wspomnienie, lecz święto obchodzi się w Niedzielę po Wniebowzięciu.

Pożytek duchowny

Po wielkiém upokorzeniu jakie spotkało świętego Joachima, z powodu iż nie miał potomstwa, dostąpił on najwyższego jaki może być udziałem człowieka zaszczytu i szczęścia, stając się Ojcem Tej, z któréj nsrodził się Pan Jezus, Bóg prawdziwy i Zbawca nasz najdroższy. Postanów wszelkie upokorzenia znosić cierpliwie, bo jeśi nie na tym świecie, to tém hojniejszą na tamtym, odniesiesz za to nagrodę.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który nad wszystkich innych Świętych wynosząc błogosławionego Joachima, Rodzicielki Syna Twojego ojcem go uczynić raczyłeś, spraw prosimy, abyśmy czcząc dzień jego święta, jegoż nad nami opieki zawsze doznawali. Przez tegoż Pana naszego i t. d

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 225–227.

Tags: św Joachim „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja małżeństwo czystość pokora
2020-03-19

Św. Józefa Oblubieńca Przenajświętszej Maryi Panny

Żył z Panem Jezusem.

Święty Józef, Oblubieniec przenajświętszéj Maryi Panny, i zastępujący na ziemi miejsce Ojca Synowi Bożemu, narodził się w ziemi Żydowskiéj, a według najpowszechniejszego mniemania, w małém miasteczku Nazaret, około czterdziestu pięciu lat przed Chrystusem Panem. Pochodził z pokolenia Judy i z rodu królewskiego, panującego w téj krainie od Dawida aż do niewoli Babilońskiéj Żydów, od któréj to epoki już naród ten króla swojego nie miał. Był synem rodzonym Jakóba, a na mocy prawa Starego Zakonu, przysposobionym spadkobiercą Helego, stryja swojego zmarłego bezdzietnie. Według zdania wielkiéj powagi pisarzy Kościelnych, dostąpił tego szczególnego przywileju, że przed przyjściem na świat, w łonie matki uświęconym, to jest oczyszczonym został ze zmazy grzechu pierworodnego, i na zawsze utwierdzony w łasce.

Ponieważ Pan Jezus miał narodzić się, i całe Swoje życie przepędzić w niedostatku, w takimże stanie i świętego Józefa który miał uchodzić za Ojca Jego umieścił; lecz od najmłodszych lat, uprzedzony on najszczególniejszemi łaskami niebieskiemi, coraz w nie stawał się bogatszym, jako ten, który po Matce Bożéj najbliższym miał być Boskiéj osoby Zbawiciela, i po Niéj największy mieć udział w sprawie odkupienia ludzi. Był prostym rzemieślnikiem, wyrobami z drzewa trudniącym się, wszakże w tym nizkim i pospolitym stanie, jakże miłym w oczach Boga, gdy zdobiły duszę jego dary i łaski, które go największym po przenajświętszéj Pannie Świętym uczyniły! Pan Bóg zastosowuje dary i łaski Swoje, do powołania jakie komu przeznacza; z tego wnosić możemy, jakiemi musiały być te, któremi ubogacił duszę świętego Józefa, przeznaczając go na małżonka własnéj Swojéj przenajświętszéj Matki, i na zastępowanie miejsca ojca na ziemi, własnemu Jego Synowi jednorodzonemu! Niektórzy pisarze utrzymują, iż święty Józef od młodych lat uczynił ślub czystości.

Doszedł był już do tego wysokiego stopnia świątobliwości, o którym wyrażając się Ewangelia święta nazywa go sprawiedliwym, to jest posiadającym wszystkie cnoty w wysokim stopniu, kiedy Syn Boży, postanowiwszy stać się człowiekiem, wybrał Sobie Maryą za Matkę, a Józefa przeznaczył jéj na małżonka. Przenajświętsza Panna, od dzieciństwa poświęciwszy się Bogu na służbę w Świątyni Jerozolimskiéj, uczyniła była ślub wiecznego dziewietwa. Gdy więc nadeszła pora, w któréj, jak to podówczas było zwyczajem, powinna była koniecznie wyjść za mąż, chodziło o to, aby zawarła związek, któryby temu jéj ślubowi, nie sprzeciwiał się: a więc trzeba było wybrać dla Niéj małżonka, podobnymże ślubem związanego. Wtedy Wielki Kapłan zgromadziwszy lud do świątyni Jerozolimskiéj, nakazał w tym celu modlitwy, po których z miejsca zwanego Sancta Sanctorum, Święte nad Świętemi, dał się słyszeć głos, aby tego obrano dla Niéj za Oblubieńca, na którego lasce, okaże się spoczywający Duch Święty w postaci gołębicy. Jakoż, cud ten objawił się na lasce świętego Józefa, która oraz i zakwitła w jego ręku, i jemu poślubioną została Marya, związkiem małżeńskim, w którym jak się wyraża jeden z wielkich pisarzy kościelnych: dziewictwo jednego połączone zostało z dziewictwem drugiego, gdyż Marya z Józefem żyć mieli z sobą jak brat z siostrą, jak dwóch Aniołów niemających ciała.

Wkrótce po zawarciu tego błogosławionego związku, kiedy ci najświętsi jacy kiedy byli małżonkowie, mieszkali w ubogim domku swoim w Nazarecie, Anioł Gabryel przysłany został od Boga do przenajświętszéj Panny, zwiastując Jéj, iż Syn Boży, mając stać się człowiekiem, Ją obrał Sobie za Matkę, i w tejże chwili Słowo Boże, za sprawą Ducha Swiętego, wcieliło się w jéj przeczystóm łonie. Gdy dowiedział się o tém święty Józef, w głębokiéj pokorze swojéj, czując się niegodnym przebywania z Tą, która już Boga prawdziwego w Sobie nosiła, umyślił rozłączyć się z Nią, i to skrycie, aby ludzie nie wiedząc o powodach jego rozstania się z Maryą, nie przypisywali tego innym jakowym pobudkom. Lecz gdy to myślał pisze Ewangelia święta, oto Anioł Pański okazał mu się we śnie, mówiąc: „Józefie synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi małżonki twéj, to jest nie wahaj się mieszkać wspólnie z Maryą, która z woli Bożéj, poślubioną ci została: a gdy ona porodzi Syna, nazwiesz imię jego Jezus, albowiem On zbawi lud swój od grzechów” (Mat. I. 20). Święty Józef, już więc Matki Bożéj nie odstępował, i towarzyszył Jéj nawet, gdy odwiedzała świętą Elżbietę daleko od nich mieszkającą.

W kilka miesięcy potém, udał się z Nią do Betleem, gdzie wszyscy z pokolenia Dawidowego stawić się musieli, dla nowego spisu ludności, podówczas w całéj ziemi żydowskiéj odbywającego się. I tamto był święty nasz Patryarcha obecny narodzeniu się Pańskiemu, pierwszy z ludzi wraz z przenajświętszą Panną przypuszczony został do téj największéj tajemnicy, i z Nią razem pierwsze spływające z niéj na cały ród ludzki, łaski otrzymał. W jego obecności przyszli pasterze, oddać cześć narodzonemu w ludzkiém ciele Bogu, a po nich trzéj Królowie w tymże celu z odległéj pogańskiéj krainy przybywający. Przyszli mówi Ewangelia święta Pasterze z pośpiechem, i zastali Maryę, Józefa i Dzieciątko położone w żłobie (Łuk. II. 16).

W ośm dni po narodzeniu się Pańskićm, święty Józef, jako mniemany ojciec Boskiego Dzieciątka, odbył na przenajświętszém ciele Jego obrządek obrzezania. Dnia 40-go, stosując się do prawa Starego Zakonu, odnoszącego się do każdego pierworodnego dziecięcia płci męzkiéj, zaniósł Pana Jezusa do świątyni Jerozolimskiéj, aby zaofiarować Panu Bogu Jegoż własnego Syna, który ofiarą Swoją miał świat cały odkupić, i potem wrócił do Nazaretu. Lecz zaledwie tam przybył, a oto Anioł Pański, okazał się mu we śnie, mówiąc: Wstań, a weźmij dziecię i Matkę Jego, a uchodź do Egiptu (Mat. II. 13). Dawał mu zaś Pan Bóg taki rozkaz, aby uchronić Dzieciątko Jezus od śmierci, gdyż Herod panujący wtedy w ziemi Żydowskiéj, chcąc zgubić Zbawiciela, wydał był rozkaz, aby wszystkie dzieci wymordowano. Święty Józef, niezwłocznie spełnił rozkaz przyniesiony mu z Nieba; uszedł z Panem Jezusem i Matką Bożą do Egiptu, i tam lat siedem przebywał, aż gdy Herod umarł, a Anioł Pański znowu okazał się we śnie Józefowi w Egipcie mówiąc: „Wstań, a weżmij dziecię i Matkę Jego, a idź do ziemi Izraelskiéj” (Mat. II. 19).

Po powrócie swoim, Józef ostrzeżony i tą razą przez Anioła, aby nie udawał się do ziemi Żydowskiéj, gdzie panował syn Heroda, osiadł już stale w Nazarecie, i tam obok Jezusa i Maryi pędził te najbłogosławieńsze chwile, jakie komu dane było spędzić na ziemi. Tam spełniał najszczytniejszą godność, jaka istocie jakiéj i niebieskiéj i ziemskiéj dostać się mogła w udziale, zastępując Synowi Bożemu Ojca na ziemi, co Ewangelia święta w tém słowie wyraża, gdy mówi że Pan Jezus był mu Poddany! (Łuk. II. 51).

Rodzina przenajświętsza, każdego roku chodziła do Jerozolimy, na uroczystość Paschy. Razu pewnego, zdarzyło się, że gdy ztamtąd wracali, Pan Jezus mający już wtedy lat dwanaście, oddzielił się był od swoich rodziców wśród wielkiego tłumu ludzi, i przez trzy dni, odszukać Go nie mogli, co świętego Józefa, o wielki smutek przyprawiło. Lecz nakoniec, znaleźli Go w świątyni wśród Doktorów, co znowu było dla niego wielką pociechą.

Odtąd już ten wielki Święty, zażywał spokojnie niebieskiego szczęścia tu jeszcze na ziemi, obcując ciągle z Synem Bożym i Matką przenajświętszą. Piastował na swoich błogosławionych rękach Syna Boga najwyższego, i pracą tychże rąk własnych wychował i wyżywił Zbawiciela świata! Z Maryą, któréj jedne odwiedziny uświęciły i Elżbietę i dziecię w jéj żywocie będące, a na cały dom jéj najszczególniejsze ściągnęły łaski, Józef przestawał ciągle, a Synem swoim nazywał Syna Bożego, i tytuł ojca odbierał z ust Tego, który jako Bóg Bogu Ojcu równy, od wieków przez Niego jest zrodzony! Gdy zaś Jezus jest dawcą i źródłem łask wszelkich, a Marya wszystkie łaski jakie tylko na duszę jaką spływają, wyjednywa, i nie inaczéj one jak przez Jej ręce na ludzi spływają — miarkujmyż co za niezmiernéj, co za niepojętéj obfitości łask Boskich dostąpić musiał Józef, Maryi Oblubieniec przeczysty, a nad Jezusem Ojca prawdziwego mający sobie zwierzone prawa!

Po takióm życiu, takaż i śmierć była tego największego Patryarchy. Umierał na rękach Jezusa i Maryi! z Nieba ziemskiego, poszedł na tamten świat czekać, aż mu raj niebieski, otworzy ten właśnie, którego nato sam wypiastował. Marya d'Agredo, w objawieniach swoich utrzymuje, że święty Józef bardzo długo przed śmiercią chorował, a że przez cały dzień przed skonaniem był w zachwyceniu, gdyż śmierć jego nastąpiła nie tyle z upadku sił żywotnych, ile z niezmiernéj miłości Boga, która go jakby spaliła. Zasnął na rękach Jezusa i Maryi, około trzydziestego roku po narodzeniu Zbawiciela, a więc około siedemdziesiątego piątego swojego życia. Jest zaś mniemanie, przez wielu Ojców świętych przyjęte, że gdy przy śmierci Pana Jezusa, znaczna liczba zmairych z grobu powstała, w téj liczbie był i święty Józef, a po Wniebowstąpieniu Pańskiém, został on z ciałem i z duszą wziętym do Nieba.

Do szczególnéj czci świętego Józefa, od najdawniejszych czasów w Kościele upowszechnionéj, zachęcać nas powinno, i to, że w roku 1871, Papież Pius IX, ogłosił Go głównym całego Kościoła katolickiego Patronem.

Pożytek duchowny

Gdy Syn Boży żyjąc na ziemi, nie mógł nigdy nic odmówić świętemu Józefowi, jako temu który mu miejsce Ojca zastępował, jakże tém burdziéj nie odrzuca prośb jego za nami w Niebie zanoszonych. Ztąd po przenajświętszéj Matce, jest on najprzeważniejszym pośrednikiem naszym, i do niego powinieneś żywić w sercu twojém najgorętsze nabożeństwo. A że sam ten szczególny dusz wybranych Opiekun, miał śmierć najbłogosławieńszą jaka kogo spotkać może, więc jest szczególnym Patronem dobréj śmierci, i w téj stanowczéj godzinie, jego wiernych czcicieli. Pan Bóg najpotrzebniejszemi wtedy łaskami obdarza.

Modlitwa (kościelna)

Prosimy Cię Panie, abyśmy zasługami Józefa świętego Oblubieńca przenajświętszéj Rodzicielki Twojéj wspomożeni byli, a czego prośbami własnemi osiągnąć nie możemy, abyśmy to za jego przyczyną i wstawieniem się, otrzymali. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 222–224.

Tags: św Józef „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna sprawiedliwość cnoty dziewictwo śmierć
2020-03-18

Św. Edwarda Króla

Żył około roku Pańskiego 978.

Pożytek duchowny

Błogosławiony Edward, przed dwudziestym rokiem życia schodząc z tego świata, tak już był w zasługi przed Bogiem bogaty, że Świętym ogłoszony został. Jeśliś jeszcze młody, niech cię to tém bardziéj zachęca do starania się o nabywanie cnót chrześcijańskich, gdy i za krótką co do czasu w nich wytrwałość, Pan Bóg tak sowicie nagradza. Jeśliś już w lata się posunął, oblicz się z sumieniem, czy z niemi przybyło ci jakich przed Bogiem zasług, czy téż tylko grzechów.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionemu Edwardowi królowi, w kwiecie wieku schodzącemu z tego świata, dał wysokich przed Tobą nabyć zasług i dostąpić korony wiekuistéj; spraw prosimy, przez jego pośrednictwo, abyśmy pozostawiony nam z miłosierdzia Twojego czas do pokuty, na skarbienie sobie zasług przed Tobą skrzętnie obracając, tejże wiekuistéj dostąpili nagrody. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 219–222.

Tags: św Edward „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król czas młodość cnoty
2020-03-17

Św. Patrycego Biskupa Apostoła Irlandii

Żył około roku Pańskiego 464.

Pożytek duchowny

Podziwiałeś zapewne w żywocie świętego Patrycego, jak mu obarczonemu najważniejszemi i najrozliczniejszemi sprawami, wystarczało czasu na tyle ćwiczeń pobożnych, które codziennie odprawiał. Niech to da ci ocenić twoję gnuśność w téj mierze, w skutek któréj, pewnie mniéj ważne i mniéj liczne zajęcia, służą ci za pozorny powód do zaniedbywania się w modlitwie i w innych pobożnych ćwiczeniach.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś do ogłoszenia chwały Twojéj przed poganami, błogosławionego Patrycego Wyznawcę i Biskupa wysłać raczył, za jego zasługami i pośrednictwem spraw prosimy, abyśmy to co nam przykazujesz czynić, z miłosierdzia Twego spełnić mogli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 216–219.

Tags: św Patryk „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup czas modlitwa
2020-03-16

Św. Cyryla i Metodyusza Apostołów Ludów Słowiańskich

Żyli około roku Pańskiego 880.

Pożytek duchowny

Czytając żywot tych Świętych dwóch braci, którzy światło wiary narodom Sławiańskim przynieśli, dziękuj za to Panu Bogu z całego serca, i proś Go gorąco aby ludy szczepu tego, w wierze świętéj utwierdzone, w obyczajach téż prawdziwie chrześcijańskich wzrostu nabierały.

Modlitwa

Boże! któryś przez świętych Cyrylla i Metodego Biskupow i Apostołów ludów Słowiańskich, do swiatła wiary świętéj, ojców naszych powołać raczył, spraw prosimy przez ich pośrednictwo i zasługi, abyśmy w wierze téj za łaską Twoją zrodzeni, według niéj żyjąc i w niéj umierajac, chwalić Cię mogli wraz z nimi na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 214–216.

Tags: św Cyryl św Metody biskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Słowianie
2020-03-15

Św. Longina Męczennika

Żył około roku Pańskiego 80.

Pożytek duchowny

Chociaż w żywocie każdego Świętego, a szczególnie tych, którzy po ciężkich grzechach szczerze nawróceni dostąpili wielkich łask Bożych, podziwiać przychodzi niezmierne miłosierdzie Pańskie, na żadnym jednak świętym, nie objawia ono się w tym stopniu, jak w świętym Longinie. Przez przebicie przenajświętszego boku Zbawicielowego, dopuścił się on najcięższéj, jaka kiedy popełniona mogła być zbrodni; lecz że za to pokutował, i życie swoje za wiarę oddał, Świętym został. Pobudź się z tego, do wielkiéj w miłosierdzie Boże ufności; lecz jéj nie nadużywaj, tylko z tém większą skruchą obżałuj twoje grzechy, i z nich powstań, nie wątpiąc że ci je Pan Bóg przebaczy, chociażby były najcięższe, byleś ich szczerze i raz na zawsze odstąpił.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któremu jedynie znana jest liczba Twoich wybranych, spraw prosimy, aby błogosławiony Longin żołnierz i Męczennik, którego święto obchodzimy, wstawił się za nami w Niebie do Syna Twego jednorodzonego, którego bok otworzył na ziemi. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 211–214.

Tags: św Longin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczennik miłosierdzie
2020-03-14

Św. Matyldy Cesarzowéj

Żyła około roku Pańskiego 968.

Pożytek duchowny

Kto z dostatków i zaszczytów tego świata, taki robi użytek jak ta święta cesarzowa, któréj żywot czytałeś, ten to co innym zwykle zagradza drogę do Nieba, zamienia sobie na środki nabycia tam tém wyższych nagród. Patrz, czy z dostatków, jeśli je posiadasz, robisz taki użytek na jaki Pan Bóg ci je powierzył; a jeśli w nie nie opływasz, raduj się z tego, bo z téj strony przynajmniéj już cię nie czeka rachunek przed Bogiem.

Modlitwa

Boże! Któryś serce błogosławionéj Matyldy cesarzowéj, od zamiłowania marności tego świata odwracając, miłością Twoją i wielką nad biednemi litością udarować raczył; spraw prosimy za jéj pośrednictwem, abyśmy serca nasze od znikomych dóbr ziemskich odwracając, a wedle możności naszéj wspierając cierpiących bliźnich, najobfitszego miłosierdzia Twojego owoców, miłosiernym przez Ciebie przyobiecanych na wieki dostąpili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 209–211.

Tags: św Matylda „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cesarzowa jałmużna bogactwo
2020-03-13

Św. Nicefora Patryarchy Carogrodzkiego

Żył około roku Pańskiego 828.

Cesarz groźnie domagał się od nich odstąpienia przyjętego od początku Kościoła zwyczaju oddawania czci obrazom świętym, na co Biskupi mu odpowiedzieli: „Ponieważ rzecz o którą chodzi, jak to widzisz najjaśniejszy Panie, tyczy się obrzędów koscielnych, dozwól przeto, aby nie kto inny, jak sami Rządzcy Kościoła ją rozstrzygali, jak to dotąd zawsze w sprawach tego rodzaju bywało. Ośmset lat już upływa, jak Jezus Chrystus przyszedł na świat, a od tego czasu, chrześcijanie wizerunkom Jego cześć oddają. Któżby śmiał obalać zwyczaj, upoważniony podaniem tylu wieków! Nie burz o! cesarzu porządku, w Kościele przez Boga ustanowionego, a którego zarząd tenże Bóg Biskupom, a nie Cesarzom powierzył. Rządź Państwem tobie od Boga zleconém, a zarząd Kościoła powierzony Pasterzom dusz, pozostaw w ich ręku.” Cesarz Leon rozgniewany, skazał kilku Biskupów na wygnanie, pozostawiając jednak Nicefora na swojém Biskupstwie, w nadziei, iż go innym sposobem na swoję stronę przyciągnie.

Pożytek duchowny

Cześć oddawana świętym wizerunkom, miłą musi być Panu Bogu, i pożyteczną dla dusz naszych, gdy chcąc od niéj odwieść wiernych, piekło wszczęło było na Kościół srogie za to prześladowanie. Czcij przeto serdecznie w Ich wizerunkach, i Pana naszego Jezusa Chrystusa, i Matkę Jego przenajświętszą, i swiętych sług Bożych, a ile razy na nie rzucisz okiem, podnoś do nich i serce.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste! Któryś dla utrwalenia w Kościele Twoim, miłéj Tobie czci świętych wizerunków, wzbudził w błogosławionym Niceforze mężnego tego zbawiennego zwyczaju obrońcę, spraw prosimy, abyśmy w obrazach Twoich, Matki Twojéj przenajświętszéj i wielkich sług Twoich, godną Ci cześć oddając na ziemi, w Niebie cieszyli się widokiem Twojego Oblicza na wieki. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 206–209.

Tags: św Nicefor „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup patryarcha tradycja obrazy
2020-03-12

Św. Grzegorza Wielkiego Papieża i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 604.

Pożytek duchowny

Podziwiając jak wielki ten Święty i wielki Papież, pomimo iż całe swoje życie podlegał najdotkliwszym chorobom, będącym bez wątpienia przeszkodą do czynnego życia, nadzwyczajnych jednak i wielkich spraw i tak wiele dokonał, naucz się przezwyciężać wszelkie do przeprowadzenia dobrych twoich zamiarów przeszkody; bo takowe, w każdej chwalebnéj sprawie napotkać się muszą.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś duszy sługi Twojego Grzegorza, wiekuistéj szczęśliwości nagrody udzielił; spraw miłościwie, abyśmy brzemieniem grzechów naszych obciążeni, za jego za nami do Ciebie pośrednictwem, ulgi doznali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 204–206.

Tags: św Grzegorz Wielki „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież doktor choroba męstwo wytrwałość
2020-03-11

Św. Katarzyny Bonońskiej

Żył około roku Pańskiego 1463.

Inną znowu razą, odebrała podczas modlitwy zbawienną, i dla wielu dusz pobożnych potrzebną naukę. Zdarzyło się, iż przeciągając zanadtwo czas trwania na modlitwie, utrudzona nad siły, usnęła. Wtedy stanął przed nią święty Tomasz Męczennik i Biskup Katorberyjski, do którego miała wielkie nabożeństwo, i upomniał że i w świętém ćwiczeniu się w modlitwie, należy właściwą zachowywać miarę: że trzeba właśnie dla utrzymania czerstwości głowy potrzebnéj do modlitwy, starać się niezbędnego do tego snu nie odmawiać sobie, a wypocząwszy dostatecznie wiernie i pilnie trwać na bogomyślności.

Pożytek duchowny

Iluż grzeszników, tak jak to w życiu świętéj Katarzyny czytałeś, winno zbawienie wieczne, modlitwom, które za nich drudzy zanosili. Módl się przeto za nawrócenie grzeszników, bo jeśli jest to uczyniem wielkiego miłosierdzia chrześcijańskiego, gdy modląc się za dusze w Czyscu zatrzymane, wyzwala się je z téj męki czasowéj, czyż nie jeszcze większym będzie, gdy modląc się za tych których piekło czeka, uchroni się ich od tego największego wiecznego nieszczęścia.

Modlitwa

Boże! nieprzebranego miłosierdzia, któryś Sam powiedział że nie chcesz śmierci grzesznika, lecz aby się nawrócił i żył (Ezech. XXXIII, II.); prosimy Cię, przez zasługi świętéj Katarzyny i za jéj pośrednictwem, nas grzesznych i wszystkich w grzechach pogrążonych, łaską Twoją miłościwie dotknij, i szczerze nawróconych do chwały doprowadź wiekuistéj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 201–203.

Tags: św Katarzyna Bonońska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica klaryska modlitwa grzech ciężki Czyściec odpoczynek
2020-03-10

Czterdziestu Świętych Męczenników

Żył około roku Pańskiego 316.

Gdy nazajutrz, zabierano ciała świetych Męczenników aby je spalić, najmłodszy z nich imieniem Meliton, żył jeszcze. Słudzy cesarscy chcieli go wziąść na stronę, sądząc że przynajmniéj tego przywieźć będą mogli do odstąpienia wiary. Lecz widząc to matka jego, gorliwa chrześcijanka, przystąpiwszy do niego: „Synu drogi, rzekła, wytrwaj jeszcze chwilę, oto Chrystus stoi u bram Niebieskich, i wspierać cię będzie. Nie trać odwagi: Anioł który ci przyniósł koronę niebieską, zaprowadzi cię do chwały wiekuistéj. Woda zamarznięta, w której przetrwałeś ciężkie męki, uniosła cię już do bram niebieskich, a ogień w który mają cię wrzucić, umieści cię na łonie Boga twojego. Synu drogi, wytrwaj jeszcze chwilę, abyś pozyskawszy koronę męczeńską, uczynił mnie najszczęśliwszą z matek: bo jak Pan Bóg dał mi cię z łaski Swojéj, tak słuszna jest, abym cię Jemu oddała z miłości ku Niemu.” Poczém ujrzawszy, iż wozy wiozące ciała reszty Męczenników, już się oddalają, a poganie otaczając jéj dziecię, odłączyć je chcieli aby je przywieść do zostania poganinem, wzięła syna na barki, pogoniła za wozami, i gdy Meliton zanim go doniosła, skonał na jéj plecach nieodstąpiwszy wiary świętéj, na wóz go wrzuciła. A tak pewna już, że dziecię swoje do Nieba posłała, szła spokojnie za wozami, gdzie jego święte ciało wieziono, i nie odstąpiła, aż je ujrzała wraz z ciałami tych Męczenników, na stosie spalone.

Pożytek duchowny

Patrz na ten poruszający przykład, prawdziwie chrześcijańskiéj miłości macierzyńskiéj, jaką podziwiać trzeba, w matce świętego Melitona, która wolała widzieć go nieżywym, niż narażonym na odstąpienie od wiary! Każda matka chrześcijańska, powinna w dziecięciu swojém, więcéj kochać jego duszę niż jego ciało, a stąd przekładać nawet śmierć jego, nad nieszczęście popełnienia przez siebie grzechu ciężkiego.

Modlitwa (kościelna)

Spraw prosim wszechmogący Boże, ażebyśmy oddając cześć mężnéj wytrwałości męczenników Twoich, litościwego ich za nami do Ciebie, pośrednictwa doznali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 199–201.

Tags: czterdziestu świętych męczenników „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna matka grzech ciężki
2020-03-09

Św. Franciszki Rzymianki Wdowy

Żył około roku Pańskiego 1440.

Wstąpiwszy w stan małżeński chociaż czuła w sobie inne powołanie, Franciszka całą usilność zwróciła ku temu aby nabyć jak najwyższéj świątobliwości, a to przez jak najwierniesze spełnianie nowych obowiązków które ją obarczały. Stosowała się we wszystkiém do woli męża, a dom swój, z licznéj służby złożony, urządziła tak, aby w nim nie tylko jak najsrkomniejsze obyczaje panowały, lecz i pobożność kwitnęła. Własnym zaś przykładem przyświecając na téj drodze, i wszystkich domowników łatwo na nią wprowadzała.

Doczekawszy się kilkorga dziatek, jakkolwiek, będąc bardzo zamożną mogła poruczyć ich wychowanie innym osobom, jak to zwykle się dzieje w bogatszych rodzinach, nie uczyniła tego. Wiedziała bowiem że najpierwszym obowiązkiem matki chrześcijanki, jest najtroskliwsze osobiste czuwanie nad kształceniem serca i umysłu swoich dzieci. Wychowała téż je jak najpobożniéj: jeden z jéj synów, schodząc z tego świata w dziewiątym roku, umarł jak Święty; a córeczka pięcioletnia, po nim wkrótce umierająca, w chwili najspokojniejszego konania, mówiła że widzi go w Niebie jaśniejącego jak słońce, i że ją wzywa aby przyszła do niego.

(…)

Franciszka wiodła przy tém życie nadzwyczaj umartwione, tak że jéj przewodnik duchowny musiał ciągle miarkować w téj mierze jéj gorliwość. Obdarzona wysokim darem modlitwy, w niéj zaczerpywała coraz nowe łaski i największą znajdowała pociechę: jednak zawsze gotowa była ją przerwać, gdy jakowe obowiązkowe zajęcia wymagały tego. Dnia pewnego odmawiając pacierze o przenajświętszéj Pannie, zwane Officium parvum, po razy kilka zmuszoną była przerwać jeden z wierszów Psalmu, aby załatwić sprawę z którą udawano się do niéj w potrzebie ubogich którymi się opiekowała; a co uczyniła bez oznaki najmniejszéj niecierpliwości. Wróciwszy do Brewiarza, aby wiersz przerwany po raz czwarty zacząć, znalazła go złotemi literami wypisany, na znak jak miłém to było Panu Bogu, że dla miłości Jego przez wzgląd na potrzebę bliźnich, przerywała swoję z Nim rozmowę.

Pożytek duchowny

Obarczona zarządem możnego domu, i wychowaniem kilkorga dziatek, żyjąca w wielkim a więc najzepsutszym świecie, święta Franciszka, nabyła cnót i zasług, któremi stała się tak świętą, jak i ci którzy na odludnych puszczach lub w murach klasztornych, na wyłączną służbę Bogu się poświęcają. Bierz ztąd naukę, że w każdym uczciwym stanie Świętym zostać można, byle z miłości Boga obowiązki swego stanu jak najwierniéj, i w duchu chrześcijańskim spełniać.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławioną Franciszkę, pomiędzy wielu darami Twojemi, poufném obcowaniem z jéj Aniołem-Stróżem pocieszał; spraw prosimy, abyśmy jéj pośrednictwem wsparci, obcowania z Aniołami Twojmi w Niebie dostąpić mogli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 196–198.

Tags: św Franciszka Rzymianka „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wdowa Oblatki żona edukacja domowa wychowanie
2020-03-08

Św. Jana Bożego

Żył około roku Pańskiego 1550.

Pożytek duchowny

Wielkie miłosierdzie dla ubogich, wyprosiło świętemu Janowi, wielkie miłosierdzie u Boga, i ściągnęło na niego najrzadsze i najwyższe łaski. Tak bowiem hojnie Pan Jezus nagradza to, co w osobie ubogich, Jemu Samemu się czyni. Jeśli więc chcesz prędko z grzechów powstać, i za popełnione łatwiéj otrzymać przebaczenie, wspieraj wedle możności cierpiącego bliźniego; mówi bowiem Pismo Boże: jałmużna od wszelkiego grzechu wybawia, a nie dopuści duszy iść do ciemności (Tob. IV. IL).

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Jana, miłością Twoją zapalonego, gdy wśród płomieni przebywał, bez szkody uchował, i przez niego Kościół Twój, nowém Zgromadzeniem zakonném wzbogacił; spraw przez wzgląd na jego zasługi, aby płomień Twojéj miłości wyniszczył w nas grzechy nasze, a pośrednictwo jego, wyjednało nam ratunek wiekuisty. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 195.

Tags: św Jan Boży „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Bonifratrzy ubóstwo jałmużna miłosierdzie
2020-03-07

Św. Tomasza z Akwinu

Żył około roku Pańskiego 1274.

Pożytek duchowny

Święty Tomasz, odpowiadając Panu Jezusowi, pytającemu go jakiéj pragnie za prace swoje na cześć Jego podjęte nagrody, odpowiedział, iż nie innéj jak Jegoż Samego, to jest nie żadnéj doczesnéj, chociażby największéj ale niebieskiéj, przez posiadanie Samego Boga na wieki. Owoż, takowéj nagrody dobijać się, ma prawo każdy chrześcijanin. Patrz więc jak niezmiernie hojnym jest Bóg twój, i jak przeto przez każdą sprawę uświęconą czystą intencyą, Jemu służyć, i o taką nagrodę przedewszystkiém owszem jedynie, starać się powinieneś.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który Kościół Twój, błogosławionego Tomasza Wyznawcy Twojego, przedziwną nauką uświetniasz, a zasługami jego swiątobliwego życia wzbogaciłeś; daj nam, prosimy Cię, to co on nauczał umysłem pojmować, a to co czynił naśladowaniem spełniać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 192–193.

Tags: św Tomasz z Akwinu „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna doktor życie wieczne
2020-03-06

Św. Kolety

Żył około roku Pańskiego 1447.

Pożytek duchowny

Z przeczytanego dziś żywota téj wielkiéj Świętéj, podwójny pożytek duchowny wyciągnąć możesz. Jeden: że tak jak błogosławiona Koleta, wszelkie powaby ciała, będące dla wielu okazyą ich wiecznéj zguby, nie tylko cenić nie powinieneś, lecz je poczytywać masz za dar natury, dla wielu dusz bardzo niebezpieczny. Ze szczegółów zaś wskrzeszenia zakonnicy, mającéj być potępioną za zatajenie na spowiedzi grzechu, zachęć się do jak najszczerszéj spowiedzi, gdy oto widzisz, że przez jednę szczerą spowiedź, Pan Bóg w miłosierdziu Swojém, wybawił duszę, ktora już u progów samego piekła była.

Modlitwa (kościelna)

Panie Jezu Chryste! Któryś błogosławioną Koletę oblubienicę Twoję, niezliczonemi darami przyozdobił, spraw miłościwie, aby tenże Duch Święty który ją natchnął do przywrócenia pierwotnéj ścisłości Seraficznéj Reguły, i nas przywiódł do zbawiennego na duchu odnowienia. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 189–190.

Tags: św Koleta „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewica uroda grzech ciężki spowiedź
2020-03-05

Św. Jana Józefa od Krzyża

Żył około roku Pańskiego 1739.

Pożytek duchowny

Święty Jan Józef, z miłości świętego ubóstwa, przez lat sześćdziesiąt cztery obchodził się jedną suknią okrytą łatami. O! jak szczegół ten z jego błogosławionego życia, zawstydzić powinien każdego wytwornie ubierającego się, a szczególnie tych, którzy rządząc się niechrześcijańskiém uczuciem próżności, nad stan swój i możność robiąc wydatki na stroje, wielorakiéj obrazy Bożéj stają się przez to powodem.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Jana Józefa wyznawcę Twojego, ciernistemi ubóstwa, pokory i cierpliwości drogami, do chwały niebieskiéj wyniósł; daj nam prosimy Cię, abyśmy na ciele umartwieni, jego naśladowali przykłady, i radości wiekuistéj zażywali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 186.

Tags: św Jan Józef od Krzyża „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna ubóstwo pokora cierpliwość przepych
2020-03-04

Św. Kazimierza Królewicza

Żył około roku Pańskiego 1483.

Hymn znaleziony po otwarciu trumny św. Kazimierza:

Póki żyję
Niech Maryję
Co dnia wielbi dusza;
Niech pamięta
Na Jej święta,
Jej się życiem wzrusza.

O bez końca,
Matce Słońca
Niech brzmią pieśni chwały;
Jej litoście
ciągle głoście,
roznieście w świat cały.

Nie znajdziecie
Na tym świecie
Tak wzniosłej wymowy,
Co Jej cnocie
W swym polocie
Zrównałaby słowy.

Za grzech Ewy
Spadły gniewy,
Śmierć ludzi zatraca;
Przez Maryję
Człowiek żyje
I do nieba wraca.

Modły Twemi
Dzieci ziemi
Ogrzej w zimnym świecie;
Weź to, Pani,
Co nas rani,
Co psuje i gniecie.

Daj ulżenie,
Wspomożenie
Twym sługom obficie;
Co gorliwie
Czczą prawdziwie
Twe święta i życie.

Pożytek duchowny

Każdy kto chce być zbawiony, powinien raczéj śmierć ponieść, niż dopuścić się ciężkiego grzechu. Uważ czy w takiém jesteś usposobieniu. Nie sądź bowiem że ono jest tylko właściwém nadzwyczajnéj świątobliwości, gdyż Pan Bóg wymaga tego od każdego, i każdemu daje do tego dostateczne łaski.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś wśród krolewskich roskoszy i świata niebezpieczeństw, świętego Kazimierza stałością w cnocie obdarzył; prosimy, aby za jego wstawieniem się, wierni Twoi, rzeczami ziemskiemi wzgardzali, a wzdychali zawsze za niebieskiemi. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 184.

Tags: św Kazimierz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna królewicz czystość grzech ciężki
2020-03-03

Św. Kunegundy Cesarzowéj

Żył około roku Pańskiego 1030.

Pożytek duchowny

Gdy cię spotka niewinnie jakowa niesława, znoś to upokorzenie z miłości zniesławionego Pana Jezusa, tak jak to znosiła Święta któréj żywot czytałeś. A jeśli będziesz się bronił, czyniąc to spokojnie, w sercu przebaczaj tym co ci krzywdę zadali.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który pomiędzy innemi przedziwnemi dziełami Twojemi, świętą Kunegundę dziewicę, takimi cnotami przyozdobiłeś, że ona i w małżeństwie dziewictwo przechowała, a po śmierci małżonka wstąpiwszy do Zakonu, wysokiemi cnotami zajaśniała, daj miłościwie, abyśmy starając się godnie ją uczcić, za jéj pośrednictwem wedle możności naszéj, cnoty jéj naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 181.

Tags: św Kunegunda „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cesarzowa dziewica zniesławienie cierpliwość
2020-03-02

Św. Heleny Cesarzowéj

Żył około roku Pańskiego 320.

Pożytek duchowny

Staraj się na wzór téj świętéj cesarzowéj, mieć jak największe do Krzyża Pańskiego nabożeństwo. Ilekroć rzucisz na niego okiem, wyczytaj tam najwyższy dowód miłości Boga ku ludziom; pamiętaj że Pan Jezus na nim umierając miał i ciebie na myśli, a proś Go aby ci dał tak Go miłować, jak miłować powinieneś Boga, który stawszy się człowiekiem, w strasznych mękach krzyżowéj śmierci umarł za ciebie.

Modlitwa (kościelna)

Panie Jezu Chryste! któryś miejsce w którém Krzyż Twój był ukryty, błogosławionéj Helenie objawił, abyś przez niego Kościół Twój tym skarbem wzbogacił; za jéj wstawieniem się daj miłosierdzie, abyśmy tego życiodawczego Drzewa ceną okupieni, życia wiecznego nagród dostąpili. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 179.

Tags: św Helena „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna cesarzowa Krzyż
2020-03-01

Św. Albina Biskupa Andegawańskiego (Angers)

Żył około roku Pańskiego 530.

Zdarzyło się iż pewna młoda znakomita pani, bardzo pobożna i dobroczynna chrześcijanka, za długi uwięzioną została. Trzymana pod strażą, prócz wielu przykrości jakich tam doznawała, narażoną była na grubiańskie obchodzenie się z nią żołnierzy pilnujących więzienia, którzy nawet pozwolili sobie obrażać jéj skromność. Pani ta obawiając się ostatecznéj zniewagi, która dla niéj straszniejszą była od śmierci nawet, dała znać o tém Biskupowi. Święty pośpieszył do niéj i ofiarował się zapłacić za nią długi, byle ją zaraz wypuszczono na wolność. Gdy jednak nie uczyniono tego niezwłocznie, chcąc wprzódy odnieść się w téj mierze do wyższéj władzy, święty Albin został przy uwięzionéj, aby obecnością swoją, zasłonić ją od wszetecznych napaści strażników. Pomimo tego jeden z żołnierzy w obecności Biskupa, targnął się na nią i jego samego obelgami okrył. Wtedy Święty, na rzucającego się na tę nieszczęsną kobietę zuchwalcą, tchnął silnie, i ten w tejże chwili padł trupem. Taką bowiem moc cudowną dał w tém zdarzeniu Pan Bóg słudze Swojemu, broniącemu zagrożonéj cnoty niewinności świętéj.

Pożytek duchowny

Pan Bóg obdarzył był świętego Albina, tak cudowną mocą, iż samém tchnieniem swojém, położył trupem rozpustnika, targającego się na skromność niewiasty. Miarkuj z tego jak obrzydliwemi są w oczach Boga grzechy téj swiętéj cnocie przeciwne, i jak dalece i sam brzydzić się powinieneś każdą pokusą, cnotę czystości na niebezpieczeństwo wystawiającą.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Albina Biskupa, cudowną mocą, w uwolnieniu nieszczęśliwéj niewiasty od grożącego jéj skromności niebezpieczeństwa, obdarzył; przez zasługi tego sługi Twojego, proszę Cię, racz we wszelkich grożących téj cnocie niebezpieczeństwach, skuteczną a przemożną łaską Twoją, wspierać nędzę moję. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 176.

Tags: św Albin „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup czystość
2020-02-29

Świątobliwego Damiana Oblata Kamedulskiego

Żył około roku Pańskiego 1870 (Wiktor Ożarowski).

Pożytek duchowny

Cnota głębokiéj pokory była główną cechą światobliwego kapłana, którego żywot czytałeś, a jak ćwiczył się on w niéj ciągle, tak téż i drugim zalecał ją jako podstawę wszelkich cnót chrześcijańskich. Staraj się i ty o nią, i w tym celu często odmawiaj poniższą ulubioną Ojca Damiana modlitwę.

Święty Roman, ustępując placu złemu duchowi, opuścił był miejsce, na które osiadł aby Boga chwalić: lecz usłuchawszy zbawiennego upomnienia, powrócił na nie, i wielkim Świętym został. Kto raz, poznawszy co do siebie wolę Bożą, stosownie do niéj obrał jaki zawód, powinien pamiętać, że im dla duszy jego jest on korzystniejszym, tém usilniéj szatan będzie się starał odwieść go od takowego.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który od pysznych odwracasz się a pokornym łaskę dajesz, obdarz nas cnotą prawdziwéj pokory, któréj wzór przedstawił wiernym Syn Twój Jednorodzony na Sobie, abyśmy nigdy wyniosłością nie ściągnęli na siebie gniewu Twojego, lecz raczéj kornie uniżeni, najobfitsze łaski Twoje otrzymali. Przez Pana naszego i t. d.

Boże! któryś błogosławionego Romana, w zawodzie jego utwierdzając, do wysokiéj doprowadził świątobliwości; daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, raz zgodnie z wolą Twoją rozpocząwszy jaki zawód, trwać w nim statecznie, i obowiązki jego jak najwierniéj spełniać. Przez Pana naszego i t. d.

Ponieważ Ojciec Damian nie jest dotąd w poczet Błogosławionych wpisany, więc za jego duszę zmów: Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 155–156.

Tags: świątobliwy Damian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna oblat Warszawa Pallotti pokora
2020-02-28

Św. Romana Opata

Żył około roku Pańskiego 460.

Pożytek duchowny

Święty Roman, ustępując placu złemu duchowi, opuścił był miejsce, na które osiadł aby Boga chwalić: lecz usłuchawszy zbawiennego upomnienia, powrócił na nie, i wielkim Świętym został. Kto raz, poznawszy co do siebie wolę Bożą, stosownie do niéj obrał jaki zawód, powinien pamiętać, że im dla duszy jego jest on korzystniejszym, tém usilniéj szatan będzie się starał odwieść go od takowego.

Modlitwa

Boże! któryś błogosławionego Romana, w zawodzie jego utwierdzając, do wysokiéj doprowadził świątobliwości; daj nam za jego przykładem i pośrednictwem, raz zgodnie z wolą Twoją rozpocząwszy jaki zawód, trwać w nim statecznie, i obowiązki jego jak najwierniéj spełniać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 150.

Tags: św Roman „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna opat wytrwałość powołanie pokusy
2020-02-27

Św. Leandra Biskupa Sewilskiego

Żył około roku Pańskiego 596.

Pożytek duchowny

Widziałeś jak święty Leander, wpływu swojego jak miał na rodzinę króla, użył na to aby ją nawrócił, i przez nią cały wielki naród do wiary katolickiéj przywiódł. Tak każdy, wpływ wszelki jaki mieć może na drugich, powinien przedewszystkiém obracać na dobro ich duszy, i na rozszerzanie chwały Bożéj.

Modlitwa

Boże! któryś przez błogosławionego Leandra Biskupa, mnogie ludy do wyznania wiary świętéj przywiódł, racz za jego pośrednictwem, wskrzeszać w kraju naszym gorliwych Pasterzy, a dusze nasze, ku wiernemu, zbawiennym ich naukom poddaniu się, nakłaniaj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 147.

Tags: św Leander „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup ewangelizacja Ariusz
2020-02-26

Św. Aleksandra Biskupa Aleksandryjskiego

Żył około roku Pańskiego 326.

Pożytek duchowny

Błędy herezyi aryańskiéj zaprzeczającéj Bóstwa Chrystusa Pana, za dni naszych więcéj niż kiedy są rozpowszechnione. Wszelkiego rodzaju teraźniejsze niedowiarstwo, ten zasadniczy artykuł wiary chrześcijańskiéj odrzuca. Módl się za tych, którzy tym sposobem i chrześcijanami być przestali, a sam nie tylko ustami, lecz życiem swojém dowódź Panu Jezusowi, że w Bóstwo Jego wierzysz.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, prawdziwy Boże! przez zasługi i za pośrednictwem błogosławionego Aleksandra Biskupa, prosimy Cię, racz dać nam tak żywą w Bóstwo Twoje wiarę, abyśmy tak żyli i postępowali, jak Ty nas tego nauczyłeś, z Nieba na ziemię w tym celu zstępując. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 145.

Tags: św Aleksander „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup Ariusz herezja Bóstwo Chrystusa
2020-02-25

Św. Martyniana Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 405.

Owóż w Cezarei, ludném mieście, niebardzo od puszczy na której mieszkał Martynian odległém, była głośna z urody, a oraz i z największéj rozpusty nierządnica, imieniem Zoe. Dnia pewnego, gdy przy niéj mówiono o wieliéj świątobliwości Martyniana, zrobiła zakład o znaczną ilość pieniędzy, iż dowiedzie, że cnota jego nie jest tak prawdziwą, jak o niéj sądzą, i że łatwo będzie jéj przywieść go do upadku.

W tym celu, niegodziwa ta niewiasta przybrała się w łachmany ubogiéj żebraczki, wzięła kij w rękę, a schowawszy w zawiniątko, swoje zwykłe odzienie, i ukrywszy je przy sobie, gdy wieczór nadszedł, a deszcz rzęsisty z wielką burzą padał, udała się na puszczę, i około północy przybyła do chatki Martyniana. Zapukała do drzwi jego, i poczęła wołać żałośnie: – „Sługo Boży, zmiłuj się nad nieszczęśliwą kobietą, która zabłądziła na puszczy, i od dzikich zwierząt może być pożartą.” Zawahał się na chwilę pustelnik, lecz wzruszony litością wpuścił ją do chatki, rozniecił ogień aby się rozgrzała, zastawił na stole daktyle dla jéj posiłku, polecając aby przenocowawszy, skoro świt odeszła. Sam zaś, poszedł do osobnéj komory, którą miał daleko od chatki, i całą noc na modlitwie i śpiewaniu psalmów przepędził.

Nazajutrz gdy już słońce wysoko było, pewny iż gość jego dawno odszedł, powrócił do swojéj celki. Jakież było jego zdziwienie, gdy ujrzał tam młodą niewiastę, nadzwyczaj powabnéj urody i świetnie ubraną. Zoe bowiem przystroiwszy się czekała na niego, a gdy on biorąc ją za jaką marę, pytał kim jest, głosem pełnym ułudy tak poczęła mówić do nieg. – „Powiem ci szczerze pocom przyszła: oto ujęta sławą twojéj świętobliwości, zamyślałam oddać ci moję rękę. Jestem z Cezarei, i po rodzicach odziedziczyłam wielki bardzo majątek. Ożenienie się twoje ze mną nie przeszkodzi ci do Twojego uświętobliwienia. Wszak wiesz że wielcy Święci starego testamentu: Noe, Abraham, Izaak, Jakób, Mojżesz, Jozue i wielu innych, żony mieli.”

Nieostrożny Martynian, zamiast wypędzić kuszącą go niewiastę, lub oddalić się niezwłocznie od niej, wdał się z nią w dalszą rozmowę, i już w myśli na grzech zezwalając, wyszedl z chatki, aby tylko obaczyć czy kto nie nadchodzi. Lecz w téj chwili, wejrzał Bóg miłosierdziem Swojém na niego, i otworzył mu oczy na otchłań, w którą już wstępował. Wraca więc do mieszkania, a roznieciwszy na kominku wielki ogień, wkłada weń obydwie nogi. Ciało palone poczęło skwirczyć, a on sam wijąc się od bolu, lecz nóg nie cofając z ognia, tak począł sam do siebie mówić: – „A cóż Martynianie, czy bardzo ogień cię piecze? a ten jednak wodą ugasić możesz, lecz piekielny, który cię czeka, jeśli z tą niewiastą zgrzeszysz, wiecznie goreć będzie.” Potém wysunąwszy nogi z ognia, powtórnie je znowu tam włożył i trzymał jęcząc, i krzycząc od bolu.

Widok ten łaski Boskiéj, walczącéj z pokusą szatańską, skruszył tę któréj zły duch do zguby świętego pustelnika chciał użyć. Zoe padła do nóg Martyniana, prosząc aby jéj wskazał sposób, jakim za grzechy swoje powinna pokutować. Ten odesłał ją do klasztoru świętych dziewic, które w Betleem, pod przewodnictwem świętobliwéj opatki imieniem Pauliny, mieszkały. Zamknąwszy się tam, żyła ona jeszcze lat dwanaście w najostrzejszej pokucie, jadając raz na dzień, a często co dwa dni tylko chleb i wodę, i w tak pokutném życiu wytrwawszy aż do końca, błogosławioną śmiercią zeszła z tego świata.

Tymczasem Martynian, przez siedem miesięcy nie mogąc stanąć na nogi, w skutek strasznego ich popalenia, gdy wyzdrowiał, postanowił udać się w jakie miejsce tak odludne, aby już tam żaden żywy duch ludzki dostać się do niego nie mógł.

Pożytek duchowny

Z téj przedziwnéj historyi Świętego, któregoś żywot przeczytał, bierz podwójną a wielce potrzebną naukę. Najprzód że nigdzie człowiek nie jest wolny od pokus wszelkiego rodzaju, i powtóre, że gdy idzie o zachowanie czystości, jedyny sposób uniknięcia upadku, dla dusz najświętobliwszych nawet, jest ucieczka od okazyi, która tę cnotę na byle najmniejsze niebezpieczeństwo naraża.

Modlitwa

Boże! któryś świętego Martyniana z ciężkiego upadku, miłosierdziem Twojém podźwignąć raczył, i w przedziwnéj pokucie aż do śmierci utwierdził; daj nam cięższemi od niego skalanym grzechami, za pośrednictwem jego, chociaż w części pokutę jego naśladować, a każdéj okazyi do grzechu wiodącej, więcéj niż niebezpieczeństwa życia obawiać się. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 141–142.

Tags: św Martynian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pustelnik czystość pokusa
2020-02-24

Św. Macieja Apostoła

Żył około roku Pańskiego 63.

Pożytek duchowny

Święci Apostołowie tak trafny zrobili wybór, przybierając do swego grona świętego Macieja, gdyż wprzód przez gorącą modlitwę wyprosili sobie na to potrzebne swiatło od Boga. Naucz się z tego, przed każdą ważniejszą sprawą twoją, wzywać światła i pomocy Ducha Świętego.

Modlitwa (kościelna)

Boże, któryś błogosławionego Macieja, w poczet Apostołów Twoich zaliczyć raczył; spraw prosimy, abyśmy za jego pośrednictwem, skutków Twojego nad nami miłosierdzia zawsze doznawali. Przez Pana naszego… i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 140.

Tags: św Maciej „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Apostoł modlitwa
2020-02-23

Św. Piotra Damiana Biskupa, Kardynała i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 1072.

Pożytek duchowny

Widziałeś jakiemi łaskami nagrodził Pan Bóg świętemu Piotrowi Damianowi, jego pobożne uczczenie pamięci rodziców, przez niesienie ratunku ich duszom. Czy pamiętasz o duszach rodziców twoich, i tych wszystkich, za których po ich śmierci masz obowiązek modlić się?

Modlitwa (kościelna)

Racz sprawić wszechmogący Boże, abyśmy zbawienną nauką w pismach błogosławionego Piotra Wyznawcy Twojego i Biskupa pozostawioną powodując się, a za przykładem jego idąc, gardząc rzeczami doczesnemi, wiecznych dostąpili radości. Przez Pana naszego… i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 137–138.

Tags: św Piotr Damian „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna biskup kardynał doktor rodzice
2020-02-22

Katedry Św. Piotra w Antyochii

Święty Piotr zasiadał na tém Biskupstwie około roku Pańskiego 40.

Pożytek duchowny

Przy każdéj uroczystości powinniśmy modlić się za Papieża, jako głowę widzialną Kościoła, lecz szczególnie wyłączniéj czynić to powinniśmy, w każde świętgo, w którém Kościół Boży, jak w dniu dzisiejszym, obchodzi jakową pamiątkę do tego najwyższego urzędu przywiązaną.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który błogosławionemu Piotrowi Apostołowi Twojemu, oddając klucze Królestwa niebieskiego, związywania i rozwiązywania włądzę nadałeś; spraw abyśmy pośrednictwem jego wsparci, z więzów grzechów naszych rozwiązani zostali. Który zyjesz i królujesz… i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 135.

Tags: św Piotr „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież biskup Rzymu Antiochia
2020-02-21

Św. Małgorzaty z Kortony

Żyła około roku Pańskiego 1260.

Pożytek duchowny

Podziwiaj wielkie nad grzeszną Małgorzatą miłosierdzie Boże, i uważaj iż ona odpowiadając jemu, a godne czyniąc owoce pokuty, Świętą została. Dla każdego, chociażby największego grzesznika, podobne miłosierdzie Boże zawsze jest gotowe; miarkuj więc na jaką straszną zasługuje karę, kto z niego przez szczerą poprawę życia, tak jak Święta, któréj żywot czytałeś, nie korzysta.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który nie pragniesz śmierci grzesznika, lecz chcesz aby się nawrócił i żył; daj miłościwie, aby jak błogosławiona Małgorzata łaską Twoją z więzów grzechowych wyrwana, pobożnie Ci służyła, tak żebyśmy za jéj przykładem i pośrednictwem, z krępujących nas występków wyswobodzeni, czystém sercem służyć Ci mogli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 133.

Tags: św Małgorzata z Kortony „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie grzech ciężki miłosierdzie
2020-02-20

Św. Eucharyusza Biskupa Aurelianeńskiego (Orlean)

Żyła około roku Pańskiego 731.

Pożytek duchowny

Jak w historyi wielu Świętych, tak i w dopiéro przeczytanéj, widziałeś jak oni unikali wszelkich wyższych godności, uczuciem głębokiéj pokory powodowani. Porównaj z tém twoją żądzę wyniesienia, a jeśli się do niéj poczuwasz, zadrżyj o twoje zbawienie: bo jak pokora jest główną cechą wybranych, tak pycha, i z niéj wynikające pragnienie zaszczytów, jest oznaką bardzo złego stanu duszy.

Modlitwa

Boże! pokory lubowniku i dawco, któryś świętego Eucharyusza Biskupa, w téj cnocie ugruntowanego, do najwyższéj godności królowania z Tobą w Niebie wyniósł; daj nam, prosimy Cię przez jego zasługi, abyśmy w pokorze świętéj ćwicząc się pilnie, przez nią do wszelkich łask Twoich utorowali sobie drogę. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 130.

Tags: św Eucharyusz biskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora pycha
2020-02-19

Św. Konrada

Żyła około roku Pańskiego 1354.

Pożytek duchowny

Święty Konrad nie od razu, jak to był powinien, wynagrodził szkodę wyrządzoną bliźniemu, a to dla tego, że pokrzywdzony nie wiedząc kto był jéj sprawcą, nie mógł jéj na nim poszukiwać. Lecz za to później i krzywdę wyrządzoną sowicie nagrodził, i sam na ostrą pokutę skazał się dobrowolnie. Jakże wiele jest osób, które uchodzą i poczytują się same za nieposzlakowanéj prawości, a mają na sumieniu albo krzywdę ludzką niewynagrodzoną, albo zapisy testamentalne, które spełnić powinni byli, niespełnione, dla tego tylko, że pokrzywdzeni poszukiwać tego nie mogą. Czy nie jesteś z téj liczby?

Modlitwa

Boże! któryś świętego Konrada z ciężkiego grzechu niewynagrodzenia uczynionéj szkody bliźniemu wyrwawszy, do wysokiéj świętobliwości doprowadził, daj miłościwie, abyśmy za wstawieniem się jego, na sumieniu naszém żadnéj krzywdy bliźniego nie mieli, a niezwłocznie wynagrodzili tę, do jakiéj się poczuwamy. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 128.

Tags: św Konrad „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna grzech ciężki nawrócenie wynagrodzenie
2020-02-18

Św. Symeona Biskupa Jerozolimskiego i Męczennika

Żyła około roku Pańskiego 109.

Pożytek duchowny

Nie dano nam, tak jak świętemu Szymonowi, być blizko spokrewnionym z Boską osobą Zbawiciela naszego. Lecz z wielkiego miłosierdzia Pańskiego, każdy z nas może nabyć do Jego Boskiego serca takiego prawa, jakby był Jego bratem lub siostrą. Sam On bowiem powiedział: Ktobykolwiek uczynił wolę Ojca mego, który jest w Niebiesiech, ten bratem moim i siostrą jest (Mat. XII. 50.).

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, któryś świętego Szymona, Twojego według ciała blizkiego krewnego, do chwały Twojéj wziąść raczył, daj nam tak wiernie wolę Ojca Twego Niebieskiego we wszystkiém spełniać, abyśmy wraz z nim w Niebie, miłość Twoję, która cię bratem naszym tu na ziemi uczyniła, wychwalali na wieki. Który żyjesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 125–126.

Tags: św Symeon biskup męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna krewny Jezusa
2020-02-17

Św. Sylwina Biskupa Tuluzańskiego

Żyła około roku Pańskiego 720.

Pożytek duchowny

Święty Sylwin gorliwie zabiegał około utrzymania domów Bożych w przyzwoitym stanie, równie jak i wszelkich sprzętów kościelnych. Czy ty, wedle możnosci twojéj, starasz się w tym względzie przychodzić w pomoc kościołowi twojéj parafii? Może własne mieszkanie przyozdabiając nad możność twego stanu, na brak niezbędnych do domu Bożego, w którym się modlisz najczęsciéj, nie tylko ozdób ale i sprzętow, obojętnym się okazujesz.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, Zbawco i Boże nasz, a który w kościołach naszych w przenajświętszym Sakramencie ołtarza dla nas ciągle przebywasz, daj nam, przez zasługi świętego Sylwina Biskupa, tak godną Ci cześć w przybytkach Twoich ziemskich oddawać, abyśmy i w przybytku Twojéj chwały niebieskiéj, cieszyli się na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 123.

Tags: św Sylwin biskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna troska o kościół lokalny
2020-02-16

Św. Julianny Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 311.

Lecz gy tak modliła się, stanął przed nią szatan w postaci Anioła, i zaczął jéj przedstawiać, że Pan Bóg przez wzgląd na jéj młode lata i płeć słabą, nie poczyta jéj za złe, jeśli dla uniknięcia mąk dalszych, zadość uczyni żądaniu wielkorządcy. Ale Święta podejrzewając w tém radę złego ducha, podniosłszy oczy do Nieba „Panie stworzenia wszelkiego! zawołała; Ty wiesz że dla Imienia Twojego cierpię, daj mi rozpoznać kto jest ten co ze mną mówi.” Owoż gdy to wyrzekła, te słowa z Nieba usłyszała „Nie obawiaj się niczego, Jam z tobą; uwięź tego który z tobą mówi, daję ci moc nad nim.” I wnet opadły z niéj powrozy, któremi sk©epowana była, okowy które miała na rękach i na nogach, a także i to zelazo, które przez golenie było przewleczone, również opadło. Wtedy Julianna złego ducha związawszy, i zmusiwszy go do przyznania się iż jest szatanem, taką nad nim z mocy Bożéj dostała potęgę, iż go w ręku trzymała, a powrozami biła.

Pożytek duchowny

Święta Julianna wolała przenieść straszne męki i śmierć samę, aniżeli połączyć się ślubami małżeńskiemi z człowiekiem obcéj wiary, to jest będącym, jak się ona słusznie wyrażała, nieprzyjacielem Boga. Przykład jéj służyć powinien za naukę, aby osoby zamyślające o zawarciu ślubów małżeńskich, na pierwszym względzie miały to, czy osoba z którą się łączą związkiem nierozerwalnym, nie jest osobą bez wiary, a więc w wyraźnéj niełasce u Boga.

Modlitwa

Boże, któryś świętą Juliannę męczenniczkę, cudowną mocą nad złym duchem obdarzyć raczył; daj nam, za jéj pośrednictwem, wszelkie zasadzki nieprzyjaciela duszy naszéj zawsze rozpoznawać, i nigdy w takowe nie dać się uwikłać. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 120–121.

Tags: św Julianna męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna małżeństwo
2020-02-15

Św. Faustyna i Jowity braci Męczenników

Żyła około roku Pańskiego 120.

Pożytek duchowny

Wytrwałość świętych Męczenników, oprowadzanych po największych miastach Włoch, wielką liczbę pogan nawróciła, nic bowiem nad dobry przykład nie działa skuteczniéj na drugich. Miarkuj czy twojém postępowaniem, zamiast dawania dobrego przykładu bliźnim, przeciwnie, nie stajesz się często powodem ich zgorszenia?

Modlitwa (kościelna)

Boże! który nas doroczną świętych Męczenników Twoich Faustyna i Jowity uroczystością rozweselasz; daj miłościwie, abyśmy wielbiąc ich zasługi, przykładem ich pobudzali się do dobrego. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 119.

Tags: św Fustyn św Jowita męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wytrwałość przykład
2020-02-14

Św. Walentego Męczennika

Żyła około roku Pańskiego 270.

Pożytek duchowny

Oburzającą jest zatwardziałość pogan, nienawracających się do wiary, pomimo tylu cudów, któremi Pan Bóg moc swoją przy śmierci świętych Męczenników objawiał. Źrodłem tego byl najczęściéj wzgląd ludzki, to jest obawa prześladowania i grożąca smierć każdemu chrześcijaninowi. Wejrzyj we własne sumienie, a obacz czy czasem względy ludzkie nierownie słabsze, nie przywodza cię do przełamywania przykazań Boskich lub Kościelnych, co także jest jakby zaparciem się Chrystusa, przez obawę ludzi.

Modlitwa (kościelna)

Spraw, prosimy wszechmocny Boże, abyśmy błogosławionego Walentego, męczennika Twojego, przejścia do wieczności pamiątkę obchodząc, od wszelkiéj grożacéj duszy naszéj szkody, za pośrednictwem jego uwolnieni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 117.

Tags: św Walenty męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna zatwardziałość
2020-02-13

Bł. Anieli z Folinio, z trzeciego zakonu ś-go Franciszka Serafickiego

Żyła około roku Pańskiego 1309.

Pożytek duchowny

Podziwiaj w życiu błogosławionéj Anieli miłosierdzie Boże, które wyrwawszy ją z ciężkiego grzechu świętokradzkiéj spowiedzi, taką ją obdarzylo za ten występek skruchą, iż później Świętą została. Z tego powodu poczytaj ją za Patronkę dokładnych spowiedzi, i jeśli twoim czego brakuje, proś ją aby ci wyjednała łaskę potrzebna do tego, abyś je naprawił.

Modlitwa (kościelna)

Boże, serc słodkości i swiatlo błogosławionych, ktoryś świętą Anielę służebnicę Twoję, przecudném rzeczy niebieskich rozpamiętywaniem pocieszał, spraw abyśmy za jéj zasługami i wstawieniem się tak poznali Cię na ziemi, żebyśmy się stali godnymi cieszyć się w Niebie jasnością chwaly wiekuistéj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 114.

Tags: bł Aniela „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna spowiedź grzech ciężki
2020-02-12

Św. Eulalii Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 300.

Święta Eulalia, któréj tu historyą męczeństwa podajemy, jest podobnież jak święta Eufrozyna, któréj wczoraj żywot przypadał, jedną z tych Świętych, w któréj życiu nie każdy szczegół służyć może za przykład do naśladowania dla wszystkich. Jak to bowiem niżéj obaczymy, powodowana w tém szczególném natchnieniem Ducha Świętego, sama wydała się na męczeństwo w ręce katów, i z przedziwném męstwem wyzywała ich aby ją jak najsrożéj dręczyli. Tego zaś, wyjąwszy wyrażne i niewątpliwe natchnienie Boże, nikomu bez zuchwalstwa czynić się nie godzi. Każdy chrześcijanin powinien, wsparty łaską, któréj Pan Bóg nikomu nie odmawia z tych, których na tę próbę wystawia, być gotowym ponieść śmierć raczéj, aniżeli wyrzec się Chrystusa: lecz samemu, bez konieczności narażać się na to, byłoby zuchwałą zarozumiałością, która ściągnąćby na siebie mogła karę, w ujęciu właśnie potrzebnéj w takim razie łaski wytrwałości. Niezmiernie rzadki wyjątek stanowią te dusze, które natchnione do tego przez Boga, odważają się na krok, tak dla drugich niebezpieczny.

Pożytek duchowny

Śnieg, pokrywający cudownie świętéj Eulalii ciało, przez co Pan Bóg raczył oszczędzić jéj skromność dziewiczą, jest obrazem téj świetnéj białości, jaką w oczach Boga jaśnieje każda dusza, cnotą świętéj czystości przyozdobiona. Niech cię i to pobudza do zamiłowania téj cnoty, i strzeżenia jéj jak najstaranniej.

Modlitwa

Boże, czystości duszy Dawco i Miłośniku, tą świętą cnotą dusze nasze racz obdarzać, i od wszelkiego grożącego jéj niebezpieczeństwa miłościwie nas zawsze wybawiaj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 111–112.

Tags: św Eulalia dziewica męczenniczka „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna czystość samobójstwo
2020-02-11

Św. Eufrozyny Dziewicy

Żyła około roku Pańskiego 430.

Pożytek duchowny

Postępek świętéj Eufrozyny, która przebrawszy się w męskie suknie płeć swoję zataiła, lubo w ogólności naganny, nie poczytał jéj Pan Bóg za złe, gdyż go ona użyła jedynie w celu pójścia za swojém powołaniem. Uczmy się z tego, jak dalece w podobnym razie dziecko każde powinno przekładać wolę Bożą nad wolę rodziców, a z drugiéj strony poznajmy jak ciężko zawiniają rodzice, gdy opierając się woli Bożéj, powołującéj do wyłącznéj służby swojéj ich dzieci, zmuszają je przez to do ostatecznych jakich kroków, aby powołania swego nie schybiły.

Modlitwa

Boże! Któryś świętą Eufrozynę dziwnemi drogami do służenia Ci według woli Twojéj powołać raczył; daj nam za jéj wstawieniem się, dobrze rozpoznać jak Ci służyć mamy, i udziel łaski abyśmy, poznawszy w téj mierze wolę Twoję, jak najwierniéj ją spełnili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 110.

Tags: św Eufrozyna dziewica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna rodzice powołanie
2020-02-10

Św. Scholastyki Opatki

Żyła około roku Pańskiego 249.

Pożytek duchowny

Święci w schadzkach swoich dnie i noce na rozmowach o rzeczach Boskich i na opiewaniu chwały Jego spędzają. Dla tego Pan Bóg, prośby ich wysluchuje, jak to widziałeś w zdarzeniu opowiadaném z życia świętéj Scholastyki. Może dla tego twoim częstym i gorącym prośbom Pan Bóg zadość nie czyni, że temiż ustami, któremi do Boga na modlitwie mówisz, w rozmowach twoich z drugimi tegoż Boga obrażasz.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś duszę błogosławionéj dziewicy Twojéj Scholastyki, dla okazania niewinności jéj życia, w kształcie gołębicy do Nieba uniósł, daj nam za jéj zasługami i wstawieniem się, żyć tak niewinnie, ażebyśmy do wiecznych radości dojść zasłużyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 108.

Tags: św Scholastyka dziewica opatka „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna rozmowa
2020-02-09

Św. Apolonii Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 249.

Pożytek duchowny

Postępek świętéj Apolonii, która, jak to widziałeś, sama rzuciła się w stos rozpalony, był postępkiem natchnionym jéj w sposób szczególny, przez Ducha Świętego. Za taki poczytuje go Kościół, i dla tego w téj wielkiéj Męczenniczce czcić powinieneś ten rodzaj męstwa. Wszakże podziwiając go i wielbiąc, naśladować go nikomu nie wolno. Nie godzi się bowiem, nietylko samemu sobie odbierać życia, ale nawet i niechybnéj przyśpieszać sobie śmierci. Święta Apolonia uczyniła to ze szczególnego natchnienia Ducha Świętego, co stanowi téj powszechnéj, wszystkich obowiązującéj regule, wyjątek. Lecz co jest w świętéj Męczenniczce, której dziś Kościół pamiątkę obchodzi, do naśladowania dla wszystkich, to całe jéj życie, na miłosiernych uczynkach i na ćwiczeniach pobożności spędzone, jak rownież i jéj wytrwałość w znoszeniu ciężkich mąk, które ją do zaparcia się Chrystusa Pana przywieść nie mogły.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który pomiędzy innemi wszechmocności Twojej cudami, i płeć słabszą, palmą zwycięstwa męczeńskiego obdarzasz; daj miłościwie abyśmy błogosławionéj Apolonii dziewicy i Męczenniczki Twojéj, pamiątkę przejścia do wieczności poboznie obchodząc, za jéj przykładem do Ciebie zdążali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 105-106.

Tags: św Apolonia dziewica męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna samobójstwo uczynki miłosierdzia
2020-02-08

Św. Jana z Matty Wyznawcy

Żyła około roku Pańskiego 1213.

Pożytek duchowny

Święty Jan z Matty, zaofiarowany przez pobożną matke przenajświętszej Maryi Pannie, tylekroć razy uciekając się do Niéj, cudownego wsparcia Jéj opieki zawsze doznawał. Niech cię to pobudzi do tego, abyś i ty serce twoje téj naszej Matce niebieskiéj zaofiarował, i do Jéj wszechwładnego pośrednictwa, we wszelkich potrzebach duszy twojéj z wielką ufnością uciekał się.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Któryś przez świętego Jana, Zakon Trójcy przenajświętszéj do wyzwalania wiernych z niewoli saraceńskiéj miłościwie postanowić raczył, daj pokornie Cię prosimy, ażebyśmy jego zasługami wsparci, od więzów ciała i duszy, za łaską Twoją uwolnieni byli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 104.

Tags: św Jan z Matty wyznawca „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna Maryja
2020-02-07

Św. Romualda Opata

Żyła około roku Pańskiego 1027.

Ojciec jego Sergiusz, pobudzony przykładem syna, wstąpił był także do Zakonu. Po niejakim czasie, nasz Święty, znajdując się we Francyi, dowiedział się, iż upadłszy on na duchu, klasztor zamierzał opuścić. Romuald widząc to niebezpieczeństwo, grożące duszy ojca, co prędzéj tam przybył, a jedynie na względzie mając jego dobro wieczne, mężny gwałt zadawszy synowskim uczuciom, nie mogąc inaczéj ojca od gubiącéj go pokusy uratować, włożył na niego dyby. Starzec upamiętał się, zawdzięczając tym sposobem synowi wysoką świętobliwość, do jakiéj potém doszedł, i w któréj go już i śmierć zastała.

Pożytek duchowny

Święty Romuald żył w czasach wielkiego pomiędzy wiernymi nawet zepsucia, a widziałeś z jego Żywota, jak zbawienny i jak powszechny wpływ wywarł. Proś gorąco Pana Boga, aby takich Świętych i za naszych czasów wskrzeszać raczył, a świat tegoczesny uzdolnił, do odbierania zbawiennego od takich Bożych mężów wpływu.

Modlitwa (kościelna)

Wstawienie się za nami błogosławionego Romualda Opata, niech nas Panie, miłosierdziu Twojemu poleci, ażebyśmy to, co własnemi zasługami osiągnąć nie możemy, za jego wstawieniem się otrzymali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 101.

Tags: św Romuald opat „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna kameduli
2020-02-06

Św. Doroty Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 304.

Pożytek duchowny

Widzisz jak różnemi drogami Bóg dobry do Siebie dusze nawraca i powołuje. W tych owocach i kwiatach, które święta Dorota Tefilowi w raju posłała, upatruj obraz wszystkich świętych natchnień i glośnych ostrzeżeń sumienia twojego, któremi tenże Bóg miłosierny chce przyciągnąć cię do Siebie, albo nawrócić, jeśliś na złych drogach, albo ściśléj z Sobą zjednoczyć, jeśliś na dobréj. Korzystaj więc z takich łask i darów niebieskich, aby ci one, za wstawiennictwem się świętéj Doroty, na taki jak swiętemu Teofilowi wyszły pożytek.

Modlitwa

Niech nam, Panie Boże nasz, święta Dorota męczenniczka wyjednać u Twojego miłosierdzia raczy, wszelkie do zbawienia naszego potrzebne łaski, i jak najwierniejsze z niém współdziałanie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 99.

Tags: św Dorota dziewica męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie
2020-02-05

Św. Agaty Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 254.

Wtedy Wielkorządca, do najwyższego stopnia gniewem uniesiony, kazał Agatę stawić przed sobą, i z zamiarem zadania jéj mąk najokrutniejszych, rozpoczął badania sądowe. Najprzód zapytał ją kto była, i z jakiego pochodziła rodu: „Jestem szlachcianką, odrzekła święta, i ze znakomitego rodu pochodzę, jak o tém świadczy cały szereg moich przodków.” „Dla czegóż, powiedział znów do niéj sędzia, poniżasz się do tego stopnia, że chrześcijanką zostałaś?” – „Gdyż prawdziwa szlachetność, odrzekła Agata, nabywa się przez wyznanie Jezusa Chrystusa, którego mianuję się być sługą.” – „A więc, odrzekł Kwincyan, my, wzgardzając twoim Ukrzyżowanym, szlachetność naszę utracamy?” – „Tak jest, odpowiedziała Święta, utracasz prawdziwą szlachetność, stając się niewolnikiem szatana, i to do tego stopnia, że aby mu cześć oddać, kłaniasz się bryłom kamieni.” Na te słowa Wielkorządca kazał ją policzkować, a potém zaprowadzić do więzienia, zapowiadając, że albo zaprzeć się ma Jezusa Chrystusa, albo gotową być na śmierć wśród mąk najcięższych.

Pożytek duchowny

Jeden z ojców świętych powiada, że czém jest ogień malowany, w porównaniu do ognia prawdziwego, tém jest ogień ziemski, w porównaniu do ognia piekielnego. Tego więc obawiać się należy bardziéj, niż największéj klęski ognia doczesnego. Proś Pana Boga, przez zasługi wielkiéj Męczenniczki, która jest Patronką od ognia, abyś uszedł w wieczności tych płomieni, na któreś tyle razy grzechami twojemi zasłużył.

Modlitwa

Boże! Któryś błogosławioną Agatę Męczenniczkę Twoję, Patronką od klęski ognia postanowił, daj miłościwie, abyśmy jéj zasługami wsparci, płomieni piekielnych uszli na wieki. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 97.

Tags: św Agata dziewica męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna piekło ogień szlachetność niewola
2020-02-04

Św. Andrzeja Corsini Biskupa

Żył około roku Pańskiego 1373.

Pożytek duchowny

Opieka Matki Bożéj, któréj, przed przyjściem jeszcze na świat, przez pobożną matkę poruczony był święty Andrzéj, wyrwała go ze złéj drogi, na którą był wstąpił, i wielkim Świętym uczyniła. Szczęśliwy, kogo matka od najmlodszych lat, téj Matce Niebieskiéj odda za dziecię, i od kolebki wyucza być godnym tego szczęścia.

Modlitwa (kościelna)

Boże, który w Kościele Twoim nowe zawsze rozbudzasz przykłady świętości, daj ludowi Twojemu błogosławionego Andrzeja, wyznawcę Twojego i Biskupa tak naśladować, aby tychże nagród dostąpił, jakiemi on cieszy się w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 95.

Tags: św Andrzej Corsini biskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna poświęcenie Matce Bożej
2020-02-03

Św. Błażeja Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 316.

Pożytek duchowny

Ile razy czytasz żywot Męczennika świętego, zwraca szczególną uwagę na męstwo z jakiém on wolał umrzéć wśród mąk zwykle najstraszniejszych, aniżeli przez zaparcie się wiary ciężki grzech popełnić. Sam zaś roztrząśnij twoje własne pod tym względem usposobienie; wiedzieć ci bowiem należy, że kto do grzechu śmiertelnego nie czuje w sobie większego wstrętu niż do śmierci saméj, ten nie posiada prawdziwéj miłości Boga. Przez zasługi więc to świętych Męczenników Pańskich, proś Boga o tę łaskę.

Modlitwa (kościelna)

Boże! Który nas błogosławionego Błażeja Męczennika Twojego i Biskupa, doroczną uroczystością rozweselasz; daj miłościwie, abyśmy jego chwalebnéj smierci pamiątkę obchodząc, posrednictwem się jego cieszyli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 93.

Tags: św Błażej biskup męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna gardło grzech ciężki
2020-02-02

Święto Oczyszczenia Przenajświętszéj Maryi Panny

Roku Pańskiego 1.

Święto dzisiejsze zawiera w sobie dwie wielkie tajemnice: Oczyszczenia przenajświętszéj Maryi Panny, i ofiarowania Pana Jezusa. Najczystsza z dziewic, poddaje się prawu oczyszczenia; Święty nad świętymi, kapłan odwieczny nowego przymierza, poświęca się Panu Bogu w ofierze. Marya, Matka Boga, najświętsza ze wszystkich niewiast jedna, która nigdy nie zaciągnęła najmniejszéj na duszy skazy, spełnia obrządek pokutny. Syn jednorodzony Ojca Przedwiecznego, Odkupiciel całego rodu ludzkiego, zezwala, aby go wykupiono, żeby mógł Sam poświęcić się na Kalwaryi. Dwie tu ofiary, w téj dwoistéj tajemnicy czyni serce Maryi: najprzywiązańsza z matek sama wydaje na ofiarę syna Swego; najczystsza z dziewic przez pokorę raczy uchodzić za pospolitą niewiastę. Marya więc w tém ofiarowaniu poświęca za zbawienie ludzi co ma najdroższego jako Matka: to jest syna Swojego; a w obrzędzie Oczyszczenia, poświęca co ma najdroższego jako Dziewica: to jest chwałę dziewictwa tegoż. Ileż tu tajemnic, w téj jednéj tajemnicy.

Przepisując Pan Bóg prawa Swojemu narodowi wybranemu, przykazał niewiastom, aby po wydaniu na świat dziecięcia, przez pewien czas nie dotykały niczego poświęconego Bogu, i nie wchodziły do świątyni (Lewi, XII). Prawo to określało czterdzieści dni po narodzeniu syna, a ośmdziesiąt po wydaniu na świat córki. Po upływie zaś tego czasu, matka powinna była udać się do kościoła, i złożyć tam w ofierze baranka, na podziękowanie Panu Bogu za szczęśliwe rozwiązanie, i gołąbka albo synogarlicę, na zadośćuczynienie za grzech jak się wyraża Pismo Boże: to jest dla dostąpienia przepisanego oczyszczenia prawem Starego Zakonu. Jeśliby zaś była ubogą, zaofiaruje tylko gołąbka albo synogarlicę w miejsce baranka, a po zaofiarowaniu ich przez kapłana Panu Bogu, zostanie oczyszczoną.

Oprócz przepisu tyczącego się oczyszczenia matki, był jeszcze inny, odnoszący się w szczególności do syna pierworodnego, według którego każdy pierworodny syn świętym Panu nazwany będzie (Exod. XIII), to jest poświęcony być ma na wyłączną służbę Bogu. Z mocy więc znowu tego prawa, wszyscy pierworodni z synów Izraelskich, powołani byli do usług ołtarza: lecz że Pan Bóg wyznaczył był w szczególności do tego, synów z pokolenia Lewi, przeto przykazał, aby pierworodni z innych pokoleń, nie mając być użytymi do służby w świątyni, zostali zaofiarowani Panu Bogu, jako pierwociny Mu należne, a potém wykupieni pieniędzmi (Num. VIII).

Niemasz wątpliwości, że prawo oczyszczenia nie tyczyło się wcale Maryi, która począwszy za sprawą Ducha Świętego, a stając się Matką, nie przestała być Dziewicą, nie mogła potrzebować oczyszczenia, a więc wyjętą była z pod tego prawa, tém bardziej, że cudowne narodzenie się Jezusa Chrystusa uczyniło Matkę Jego jeszcze niepokalańszą. „Jakżeby mogła znaleźć się najmniejsza skaza w Téj, która nie przestając być Dziewicą, stała się Rodzicielką, a w której łonie, Słowo Przedwieczne stało się ciałem?” powiada święty Augustyn. A daléj, w imieniu Pana Jezusa przemawiając, w te słowa się odzywa: – „Wstąpiłem w Matkę moję, jako w mój najświętszy Przybytek. Znalazłem go bez skazy, i również nieskalanym go pozostawiłem. Matką moją się stała, lecz Matką nie taką jak wszystkie inne matki, ale taką jaką ją sobie ukształtowałem, to jest pozostawiając Ją z dziewic najczystszą.”

Marya wszelako, pomimo przywileju nieskalanego dziewictwa swego, z własnéj woli, poddaje sie prawu, ściągającemu się tylko do pospolitych kobiet. Po Jéj więc zamiłowaniu świętéj cnoty dziewictwa, miarkuj jak wielką była ofiara, którą uczyniła, poświęcając w obrzędzie oczyszczenia w oczach ludzkich to, co najwyższą chwałę dziewic stanowi. Dość dla niéj było wiedzieć, iż będzie to czynem pokory, i spełnieniem Zakonu, a nieuchyla się od tego, pomimo wyjątku, ktory Ją od przepisu oczyszczenia uwalniał. Przekład jaki jéj dał był na sobie Pan Jezus, osmego dnia po narodzeniu poddając się prawu obrzezania, skłonił Ją do poddania się przepisowi Oczyszczenia, w czterdzieści dni po Jéj rozwiazaniu. O! jakto zawstydzić powinno te osoby, które dla lada błahego powodu albo tylko pozoru, uchylają się od spełnienia różnych przepisów Kościoła, które ich ze wszech miar obowiązują.

Przenajświętsza Panna udaje się do świątyni w dniu przez prawo przepisanym, i we wszystkiém wchodząc w myśl Swojego Syna, składa w ofierze i za siebie i za Niego parę gołębiąt, jak to Zakon dla ubogich przepisywał. Bo téż w istocie, zaofiarowując Panu Bogu Baranka bez zmazy, którego krew miała oczyścić świat cały, nie wypadało składać w ofierze baranka zwykłego, który według ducha prawa, był tamtego tylko obrazem.

Lecz jeśli Marya, czyni wielką ofiarę w dniu tym jako Dziewica, poddając się przepisowi oczyszczenia, czyni nie mniejszą jako Matka, ofiarując Syna Swojego. Pan Jezus jako najwyższy prawodawca, prawu nie podlegał; wszelako spełnia je, i Marya składa pięć szelągów za Jego okup. Czyniła zaś to bez wątpienia, nie aby go uwolnić od służby ołtarza, gdyż on był Kapłanem Przedwiecznym, stał się ofiarą błagalną za grzechy wszystkich ludzi, i właśnie w takim charakterze Sam zaofiarowuje się Bogu Ojcu. Cały więc ten obrzęd prawem przepisany, był tylko zewnętrzną powłoką zaszłéj w dniu dzisiejszym tajemnicy. Ofiara złożona przez Syna i Matkę, w ich sercach się wtedy odbyła. Tém bowiem zaofiarowaniem się, Pan Jezus zaczyna w świątyni ofiarę swojego życia za nasze zbawienie, którą w całkowitości wykona aż na Kalwaryi: a na zaofiarowanie się na to, Sama Go Matka zanosi…

Marya zawiadomiona dokładnie o wszystkich tajemnicach tyczących się naszego odkupienia, zaofiarowując Syna Swojego Ojcu Przedwiecznemu, zaofiarowuje Go niejako na drzewo krzyżowe. Można powiedzieć, iż Go wykupuje tylko na to, aby go wyżywić, i zdolnym tego wielkiego poświęcenia się uczynić. Wszyscy Ojcowie Kościoła utrzymują, że złożyła Go w ofierze najdobrowolniéj, i dla tego nazywają ją Współodkupicielką rodzaju ludzkiego, a święty Bonawentura, te słowa któremi święty Paweł wyraża niezmierną miłość Bogu do ludzi, stosując do przenajświętszéj Panny, powiada: Tak, Marya umiłowała świat, iż za zbawienie ludzi syna swego wydała (S. Bonav. Specul. B. V.).

Któż pojąc zdolny ile najlepszą z matek, kosztować musiała taka ofiara! Nie tylko już wtedy wiedziała w ogólności, że Syn Jéj najdroższy ma poświęcić życie Swoje za nas, lecz widziała, w duchu, jak to także utrzymują Ojcowie święci, wszystkie szczegóły męki i śmierci Jego. Składając dzisiaj w ofierze Panu Bogu tę Boską Hostyą, rozpoczynała już w téj chwili tę ofiarę, która się śmiercią Jezusa miała zakończyć. Nic też dziwnego, że późniéj milcząca stała pod krzyżem, gdy Syn Jéj umierał, bo w tajemnicy dnia dzisiejszego już go na to poświęciła.

Poważny starzec nazwiskiem Symeon, mąż sprawiedliwy i bojący się Boga, oddawna z upragnieniem wyglądający przyjścia Zbawiciela, który miał być pociechą jego narodu, znajdował się w świątyni, w chwili gdy przenajświętsza Marya Panna do niéj weszła. Duch Święty, którym był napełniony, upewnił go, że nie umrze aż ujrzy Chrystusa Pańskiego, i tenże Duch Święty zawiódł go pod tę porę do świątyni, i dał mu poznanie, że Marya była Matką Bożą, a dziecię które przyniosła, obiecanym Mesyaszem. Wtedy w uniesieniu miłości Bożéj, wdzięczności i świętego wesela, wziąwszy Boskie niemowlę na ręce, zawołał: – „Teraz Panie rozporzadzaj sługą Twoim, i powołaj go do pokoju wiecznego, według danego mu przyrzeczenia. Umrę szczęśliwy, niczego już na ziemi pragnąć nie mogę: czas aby oczy moje się zawarły, bo cóżby jeszcze godnego widzenia oglądać mogły, gdy oto dziś ujrzały tego, któregoś zesłał dla zbawienia świata, ktory ma prawdę ogłosić ludziom, a światłością swoją rozproszyć ciemności błędów pogaństwa, po całéj ziemi rozszerzone: tego nakoniec, który stanie się najwyższą chwałą ludu Izraelskiego.” Potém święty starzec zwracając mowę do Maryi, i oddając Jéj przenajświętsze Dziecię, a duchem prorockim ożywiony: – „Chociaż wiem, rzecze do Niéj, że najdroższy ten Sym Twój przyszedł na świat aby zbawić wszystkich ludzi, jednak stanie się on później powodem zguby wielu, którzy nie skorzystają z zasług Jego śmierci. I lubo naród Żydowski wyglądał go z upragnieniem, widzę że tenże naród będzie najzawziętszym Jego wrogiem. Stanie się On dla niego znakiem, któremu sprzeciwiać się będą. Sam zaofiarował się w téj chwili Ojcu Swojemu Przedwiecznemu, a Ty zgodnie z wolą tegoż Ojca niebieskiego, składając Go w ofierze, zezwoliłaś na śmierć Jego: przygotuj się więc, że i Twoję własną duszę, przebije miecz, przez niezmierne boleści, jakich doznasz gdy będziesz patrzeć na Jego krwawą ofiarę.” (Łuk. II. 29.)

Gdy mąż Boży w ten sposób ogłąszał tajemnice odkupienia, i zapowiadał Maryi jéj w tém największém dziele miłosierdzia Bożego udział, pewna świątobliwa wdowa, mająca już ośmdziesiąt cztery lat wieku, imieniem Anna, córka Fanuela, sławna w całéj krainie żydowskiéj z daru proroctwa, i ze świętobliwego życia, jakie wiodła od śmierci męża, z którym tylko lat siedem mieszkała, weszła do świątyni, w któréj zwykle przebywała. Ujrzawszy Jezusa, Maryą i Józefa, przejęta temiż uczuciami świętéj radości, jak i Symeon, oddawała także chwałę Panu, i przed wszystkimi, którzy oczekiwali przyjścia Zbawiciela, rozgłaszała iż już On zstąpił z Nieba na ziemię.

Święto oczyszczenia przenajświętszéj Panny, jest jedném z najdawniejszych w Kościele. Jeszcze w roku Pańskim 542, za panowania cesarza Justyniana, powszechnie obchodzoném bywało drugiego lutego, który jest dniem czterdziestym od narodzenia Pana Jezusa. A nawet Papież Gelazy, zasiadający na Stolicy Apostolskiéj, na trzydzieści lat przed wstąpieniem na tron Justyniana, to święto postanowił w Rzymie; a uczony Suriusz, w żywocie świętego Teodozego, który żył na początku czwartego wieku, pisze że święto Oczyszczenia Matki przenajświętszéj, już wtedy według dawnego zwyczaju obchodzono uroczyście.

Dla uczczenia dzisiejszéj świętéj pamiątki, przez pobożne naśladowanie w tém Matki Bożéj, w niektórych krajach katolickich, a między innemi i u nas, jest chwalebny zwyczaj, że matki po wydaniu na świat dziecięcia, w pierwszém wyjściu swojém z mieszkania, udają się z niém do kościoła, ofiarując je Panu Jezusowi i przenajświętszéj Matce Jego, przez co ściągają na siebie i na potomstwo swoje tém obfitsze błogosławieństwa niebieskie. Święty ten obrządek u nas nazywają: Wywodem.

Przey dzisiejszéj uroczystości, w kościele poświęcają się świece woskowe. Czyni się to na pamiątkę słów, które święty Symeon, Wielki Kapłan, wyrzekł był, biorąc wtedy Pana Jezusa na ręce, i mówiąc, iż On stanie się światłością świata całego. Świece te, według przyjętego w kościele zwyczaju, zapalane bywają przy konających, aby przypominając zaofiarowanie się Pana Jezusa za zbawienie ludzi, dopomogły przez to umierającemu do pogromienia napadów złego ducha, z największą natarczywością przy każdéj śmierci na duszę uderzającego. Dla tego świece te nazywają Gromnicami, a uroczystość dzisiejszą – świętem Matki Bożej Gromnicznéj.

Pożytek duchowny

Z ofiarą Pana Jezusa przez ręce Matki przenajświętszéj Bogu uczynioną, któréj dziś Kościół święty pamiątkę uroczystą obchodzi, połącz i ty niegodną serca twojego ofiarę. Proś Matki Bożéj, aby Ona je Bogu tak oddała i poświęciła, żebyś Mu odtąd z całego tegoż serca twojego służył.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże! do miłosierdzia Twojego pokorne prośby zanosimy; a jak w dniu dzisiejszym Syn Twój jednorodzony, przyoblekłszy ciało nasze, w świątyni został Ci zaofiarowany, tak daj miłościwie, żebyśmy i my z grzechów oczyszczeni, Tobie całém sercem zaofiarować się mogli. Przez tegoż Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 88-91.

Tags: święto Oczyszczenia Ofiarowanie Niepokalane Poczęcie dziewictwo Maryja „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna baranek gromnica wywód
2020-02-01

Św. Ignacego Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 110.

Niektórzy pisarze pierwszych wieków chrześcijaństwa utrzymują, iż święty Ignacy, którego dziś Kościół Boży obchodzi pamiątkę, był tém szczęśliwym dziecięciem, które Pan Jezus postawił był pomiędzy apostołami, gdy zalecając im pokorę, powiedział: iż nikt do Królestwa Niebieskiego nie wejdzie, kto przez tę świętą cnotę, nie stanie się do dziecięcia podobnym. (…) Dawne podanie kościelne utrzymuje, iż on pierwszy wprowadził zwyczaj śpiewania psalmów naprzemian, co uczynił po objawieniu, w którém słyszał dusze błogosławione, tym sposobem chwałę Trojcy Przenajświętszej opiewające.

„Oznajmiam wam, jak i wszystkim kościołom, że z wielką radością idę na śmierć dla Jezusa Chrystusa. Proszę was, nie kładźcie temu żadnej przeszkody, i nie brońcie mnie od pożarcia przez dzikie zwierzęta, które mnie zawiodą do Boga. Jestem ziarnem Chrystusowém, powinienem być zmielony zębami dzikich zwierząt, aby stać się czystym chlebem, godnym Pana Boga: powinniście więc pobudzać je przeciw mnie, aby mnie całkiem pożarły. Proście tylko za mną Jezusa Chrystusa, abym tym sposobem miłą mu stać się mógł ofiarą. Jedyna rzecz, któréj pragnę, jest aby zwierzęta, którym mnie na pastwę wydadzą, dobrze były wygłodzone, i żebym co prędzéj ujrzał się pomiędzy niemi. Oby to już nastąpiło, i oby mnie jak najrychléj pożarły! Nie chcę aby sie obeszły ze mną tak jak z niektórymi innymy Męczennikami, których ciał nie śmiały dotknąć. Jeśli sie na mnie nie rzucą, ja je sam pobudzę, aby mnie rozszarpały. Wybaczcie mi to, synaczkowie, ja sam wiem najlepiéj co dla mnie najkorzystniejszém być może. Teraz poczynam być uczniem Zbawiciela mojego: nie pragnę nic z rzeczy pod zmysły podpadających, i wszystkie je za nic sobie poczytuję, bylem Jezusa Chrystusa posiadł; niech ogień, krzyże, dzikie zwierzęta, połamanie wszystkich kości, poszarpanie wszystkich członków, i zgruchotanie całego ciała mojego, i wszystkie mędki szatańskie spadną na mnie, bylem cieszył się Chrystusem.”

Pożytek duchowny

Podziwiać należy, nietylko to męstwo z jakiém święty Ignacy śmierc za wiarę poniósł, lecz i to nadludzkie pragnienie, z jakiém szedł na męki. Gdy Pan Bóg tak nadzwyczajnéj cnoty po tobie nie wymaga: staraj się przynamniéj cierpienia wszelkie, jakie cię spotkać mogą, z miłości Boga, ze świętém poddaniem woli Jego, znosić.

Modlitwa (kościelna)

Na nędzę naszę racz miłościwie wejrzeć, wszechmogący Boże; a gdy nas ciężar grzechów naszych przygniata, blogosławionego Ignacego Męczennika Twojego i Biskupa przemożne pośrednictwo niech nas wesprze. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 87-88.

Tags: św Ignacy biskup męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męczeństwo cierpienie
2020-01-31

Św. Piotra Nolaski

Żyła około roku Pańskiego 1256.

Pożytek duchowny

Najsroższa niewola w jakiéj może zostawać człowiek, jest ta, w którą zapada nieszczęsna dusza, gdy przez grzech oddaje się w służbę szatanowi. Strzeż się tego największego nieszczęścia bardziéj niż śmierci, a często módl się gorąco za grzeszników, w tych strasznych więzach jęczących.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś na wzór Twojéj miłości dla wykupywania wiernych z niewoli pogańskiéj, świętego Piotra do założenia nowego w Kościele Twoim Zgromadzenia, Duchem Świętym pobudził; za jego wstawieniem się daj nam, pokornie prosimy, abyśmy z niewoli grzechu rozwiązani, w Niebieskiéj ojczyźnie wieczną swobodą się cieszyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 85.

Tags: św Piotr Nolaska „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna grzech
2020-01-30

Św. Martyny Dziewicy i Męczenniczki

Żyła około roku Pańskiego 226.

Pożytek duchowny

Do ciężkiego męczeństwa, jakie ją czekało, święta Martyna przygotowała się i usposobiła, rozdaniem całego majątku na ubogich. Ile razy grozić ci będzie jaki smutek lub niebezpieczeństwo, miłosiernemi uczynkami, odpowiedniemi twojéj możności, wyjednywaj sobie u Boga potrzebne łaski do tego, abyś wszystko co cię spotkać może, zniósł jak na chrześcijanina przystoi.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który pomiędzy różnemi Twojéj wszechmocności cudami, i płeć słabszą zwycięstwem męczeństwa obdarzasz; daj miłościwie, abyśmy błogosławionéj Martyny dziewicy i Męczenniczki Twojéj przejścia do wieczności pamiątkę z czcią należną obchodząc, za jéj przykładem do Ciebie zdążyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 82.

Tags: św Martyna dziewica męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna uczynki miłosierdzia
2020-01-29

Św. Franciszka Salezego Biskupa genewskiego

Żył około roku Pańskiego 814.

Pożytek duchowny

Święty Franciszek Salezy odznaczał się szczególną dla bliźnich miłością, i nadzwyczajną w obcowaniu z każdym słodyczą, przez co tak wiele dusz Bogu pozyskał. Obrachuj się z sumieniem, czy przeciw miłości bliźniego nie wykraczasz, a pamiętaj iż Pismo Boże mówi, że: Jeśliby kto rzekł iż miłuje Boga, a brata by swego nienawidził, kłamcą jest. (Psalm LXXXVIII. 2.)

Modlitwa (kościelna)

Boże, któryś dla zbawienia dusz, błogosławionego Franciszka, Wyznawcę Twojego i Biskupa, dla wszystkich wszystkiém uczynić raczył, daj miłościwie, abyśmy słodyczą miłości Twojéj przejęci, według jego napomnień postępując, i jego zasługami wsparci, radości wiekuistéj dostąpili. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 80.

Tags: św Franciszek Salezy biskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna miłość
2020-01-28

Św. Karola Cesarza

Żył około roku Pańskiego 814.

Święty Karol nie jest kanonizowany według przyjętych przez Kościół przepisów. Jednak ludy wierne Francyi i Niemiec oddawna oddają mu cześć jak Świętemu; czemu Kościół, nie sprzeciwiając się, przez to samo cześć tę zatwierdził.

Pożytek duchowny

Karol Wielki, u szczytu władzy będący, i przez to narażony na wszystko, co w zwykłym biegu rzeczy utrudza człowiekowi zbawienie, nie tylko go dostąpił, lecz i Świętym został. Bierz ztąd naukę: iż w każdym godziwym stanie zostając, można, a więc jest się obowiązanym, do najwyższéj doskonałości dążyć.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący, miłosierny Boże! któryś od chwały Twojéj żadnego nie wyłączył stanu, pokornie Cię błagamy, ażebyś jak błogosławionemu Karolowi wyznawcy Twojemu, ze szczytu ziemskiego cesarstwa dał dostąpić tronu w królestwie niebieskiém, tak i nam sługom Twoim, za jego pośrednictwem, wiecznéj dał dostąpić nagrody. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 78.

Tags: św Karol cesarz „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna obowiązki stanu doskonałość
2020-01-27

Św. Jana Chryzostoma Patryarchy Konstantynopola i Doktora Kościoła

Żył około roku Pańskiego 407.

Pożytek duchowny

Kto życie swoje całe poświęca na wierną służbę Bogu, ten tak spokojnie, jak to widziałeś na świętym Janie, chociaż nagłą zaskoczony śmiercią, umiera. Staraj się żyć tak, abyś zawsze na śmierć był gotowym, bo mówi sam Pan Jezus: nie wiecie dnia ani godziny (Mat. XXV. 13.) kiedy was spotka ta chwila, od któréj cała wieczność zależy.

Modlitwa (kościelna)

Prosimy Cię Panie, abyś łaską niebieską wspomagać raczył Twój Kościół, któryś nauką i zasługami świętego Jana Złotoustego Biskupa i Wyznawcy Twojego, uświetnić raczył. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 76.

Tags: św Jan Chryzostom patriarcha doktor „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna śmierć
2020-01-26

Św. Polikarpa Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 169.

Podczas pobytu swojego w Rzymie, gdzie zawezwany był przez Papieża Aniceta do narady, w ważnéj podówczas kwestyi, tyczącéj się dnia w którym obchodzić się powinna Wielkanoc, widząc jak Marcyan i Walenty, głośni podówczas kacerze, szerzyli błędy swoje, gorliwie ostrzegał wiernych, aby unikali z nimi wszelkich stosunków, i aby ich do tego lepiéj pobudzić, następujące opowiadał im zdarzenie z życia świętego Jana: Razu pewnego ten ulubiony uczeń Pański, przybywszy z kilku uczniami swoimi do łaźni zastał w niéj kąpiącego się heretyka Ceryntego. Święty Apostoł wrócił się niezwłocznie, mówiąc do swoich towarzyszy: „uchodźmy ztąd bracia, i to co prędzéj, abyśmy nie polegli pod gruzami tych łazienek, które się rozwalą, gdyż Cerynt, wróg prawdy, w nich się kąpie”. Zdarzyło się także że Polikarp, spotkawszy wśróð Rzymu Marcyana heretyka, odwrócił twarz od niego aby się z nim nie przywitać. Marcyan bezczelnie przystąpił do niego, mówiąc: „czyż mnie nie poznajesz?” – „Owszem, odrzekł Polikarp, poznałem cię dobrze.” – „A któż ja jestem?” powiedział znowy Marcyan. – „Jesteś, odpowiedział mu Święty, najstarszym synem szatana.” W czasie tego pobytu swego w Rzymie, wielu odszczepieńców na łono Kościoła przywiódł.

Pożytek duchowny

Widziałeś jakim świętym wstrętem przejmowały błogosławionego Polikarpa, mowy przeciwne wierze. Bierz ztąd naukę, abyś sam, pewnie mniéj od tego Męża Bożego w wierze ukrzepiony, nie narażał jéj dobrowolnie, przez nastawianie ucha na zdania i rozmowy niedowiarków.

Modlitwa (kościelna)

Boże, który nas, błogosławionego Polikarpa męczennika Twojego i Biskupa, doroczną uroczystością rozweselasz, daj miłościwie, abyśmy czcząc pamiątkę jego przejścia do wieczności, pośrednictwem jego wsparci zostali. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 73-74.

Tags: św Polikarp biskup męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna ekumenizm herezja
2020-01-25

Nawrócenie Świętego Pawła Apostoła

Zaszło około roku Pańskiego 35.

Pożytek duchowny

Podziwiając i wielbiąc nieskończone miłosierdzie Boże w cudowném nawróceniu świętego Pawła, któregoś może, gdy on jeszcze był wrogiem Chrystusa, naśladował, i po jego nawróceniu naśladuj wiernie. A tak jak on powstawszy z grzechów, nigdy do nich nie wrócił, tak i ty za łaską Pańską a pośrednictwem tego wielkiego Apostoła, grzechy swoje szczerą pokutą zmazawszy, już do nich nie wracaj.

Modlitwa (kościelna)

Boże! który świat cały Błogosławionego Pawła przepowiadaniem do wiary powołałeś, daj nam, prosimy, abyśmy pamiątkę jego nawrócenia obchodząc, za jego przykładem do Ciebie zdążali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 72.

Tags: św Paweł „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna nawrócenie
2020-01-24

Św. Tymoteusza Biskupa i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 97.

Chociaż wielkiemi umartwieniami trapił on ciało, i lubo słabego będąc zdrowia ściśle pościł, tak wielką jednak zachowywał prócz tego wstrzemięźliwość, że za napój używał tylko wody. Z tego też to powodu, jak to także czytamy w liście świętego Pawła do niego, Apostoł ten musiał aż nakazać mu wyraźnie, aby dla cierpień żołądka, którym podpadał, używał niekiedy trochę wina (1 Tym 5. 23).

(…)

Według zdania niektórych, święty Tymoteusza jest jednym z tych siedmiu Aniołów, o których święty Jan Ewangelista wspomina w swoich Objawieniach, i w których sam Pan Jezus wielkie oddaje mu pochwały w tych słowach: /Wiem sprawy Twoje i pracę i cierpliwość Twoję, a iż nie możesz cierpieć złych, i doświadczałeś tych, którzy się mienią Apostołami, a nie są, i znalazłeś je kłamcami, i masz cierpliwość, i znosiłeś wiele dla imienia mojego, a nie ustałeś/ (Objaw. II. 2. 3.). A jeśli w dalszych słowach Pana Jezusa, w tém że objawieniu wyrzeczonych, znajduje się niejaka przygana temuż Aniołowi, czyli Biskupowi Kościoła Efezkiego, i polecenie, aby czyniąc pokutę, powrócił do pierwotnych dobrych swoich czynów, niema się przez to wcale rozumieć, żeby Tymoteusz dopuścił się był niejakiego ciężkiego upadku, lecz tylko widać, że potrzebował nowego bodźca i zachęty, aby, jak go to spotkać miało, męczeństwo mężnie dla Pana Jezusa poniósł.

W istocie bowiem, w Objawieniach świętego Jana tak daléj Pan Jezus do Biskupa Efezkiego przemawia: /Pamiętaj-że tedy skądeś wypadł, i czyń pokutę, a uczynki pierwsze czyń. A jeśli nie, przyjdę do Ciebie, a poruszę lichtarz Twój z miejsca swego, jeśli nie będziesz pokuty czynił/ (Tamże 5). Zresztą dziwić się nie powinniśmy, że i Święci ostygali czasami w swojéj gorliwości służenia Bogu. Dopuszczał to niekiedy na nich Pan Bóg, aby ich w cnocie świętéj pokory utwierdzić, a przez ich wielką za najmniejszą niedbałość pokutę, do tém wyższych cnót doprowadzić.

Pożytek duchowny

Błogosławiony Tymoteusz upomnienie, uczynione mu od Pana Jezusa przez świętego Jana Ewangelistę, tak wziął do serca, iż świętym będąc Biskupem, męczeńskiéj korony stał się uczestnikiem. Postanów tak wiernie iść za głosem Boga, przez własne sumienie twoje cię upominającego, abyś i sam na koronę wieczną, za pośrednictwem dziś uroczystującego Świętego, zasłużył.

Modlitwa (kościelna)

Na nędzę naszę racz wejrzeć miłościwie, wszechmogący Boże, a gdy nas uciska ciężar własnych grzechów naszych, niech nas błogosławionego Tymoteusza, Męczennika Twojego i Biskupa, pośrednictwo niebieskie wspiera. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 69.

Tags: św Tymoteusz biskup męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna św Paweł wierność wstrzemięźliwość KWC Apokalipsa
2020-01-23

Św. Rajmunda Pennaforta Wyznawcy z zakonu oo. Dominikanów

Żył około roku Pańskiego 1275.

Pożytek duchowny

Święta odwaga, z jaką błogosławiony Rajmund upomniał króla w okoliczności, tyczącej się dobra jego duszy, nie tylko nie obraziła tego monarchy, lecz jeszcze większy szacunek wzbudziła w nim dla tego, który go strofował. Napominaj bliźniego z miłością, gdy to jest twoim obowiązkiem, a w każdym razie, co najmniéj, nie weźmie ci on tego za złe: ty zaś spełnisz to, coś był powinien.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionego Rajmunda znakomitym spowiednikiem uczynił, i przez wody morskie cudownie przeprowadził, spraw za jego pośrednictwem, abyśmy godne czynili owoce pokuty, i do portu zbawienia wiecznego dostać się potrafili. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 67.

Tags: św Rajmund wyznawca „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna upomnienie
2020-01-22

Św. Wincentego Męczennika

Żył około roku Pańskiego 303.

Pożytek duchowny

Widzisz jakiemi cudami raczył Pan Bóg chronić ciało swojego Męczennika od zniewagi, jaką mu bezbożni chcieli zadać. Miarkuj z tego jak słusznie Kościół Boży, ma w szczególném poszanowaniu relikwie Świętych, które są cząstkami ich ciał błogosławionych. Jeśli sam takowe posiadasz, obchodź się z nimi z należną im czcią, a nosząc je przy sobie, strzeż się abyś dopuszczając się wtedy jakiego grzechu, przez to właśnie nie znieważał najgorzéj takich drogich świętości.

Modlitwa (kościelna)

Wysłuchaj łaskawie prośby nasze, Panie! abyśmy znając się wielu grzechów winnymi, błogosławionego Męczennika Twojego Wincentego pośrednictwem, od nich uwolnieni zostali. Przez Pana naszego… i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 64.

Tags: św Wincenty męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna relikwie
2020-01-21

Św. Agnieszki Dziewicy i Męczennicy

Żył około roku Pańskiego 304.

Pożytek duchowny

Podziwiając szczegóły śmierci téj najsławnieszéj, jak ją nazywa święty Hieronim, męczenniczki, bierz z tego naukę, jak miłą być musi Panu Jezusowi cnota świętéj czystoścy, gdy aby takową w dziewicy téj Jemu poślubionéj od wszelkiéj skazy wolną dochować, wielkimi ją Pan Bóg bronił cudami! Tę więc cnotę nad cnotami, zamiłuj z całego serca; za łaską Pańską i opieką Matki przeczystéj, chroń ją od najmniejszéj skazy, a i sam na podobne korony, z jakiemi w Niebie stanęła święta Agnieszka, będziesz mógł zarobić.

Modlitwa (kościelna)

Wszechmogący i wieczny Boże, który to co wątłe na téj ziemi wybierasz, aby co potężne upokorzyć; daj miłościwie, abyśmy uroczystą pamiątkę błogosławionéj Agnieszki Dziewicy i Męczenniczki Twojéj obchodząc, jéj przed Tobą pośrednictwa za nami doznali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 62.

Tags: św Agnieszka dziewica męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewictwo
2020-01-20

Św. Sebastiana Męczennika

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna

Żył około roku Pańskiego 280.

Pożytek duchowny

Z żywota świętego Sebastyana, naucz się naśladować go w dwóch rzeczach: najprzód w gorliwości wspierania bliźnich dobrą radą, gdy ich widzisz błądzących, a pożądanego skutku twoich zbawiennych upomnień możesz się spodziewać, i powtóre: uważaj, że nakłanianie nasze drugich do dobrego, lub odwodzenie od złego, wtedy jest najskuteczniejszém, gdy rzeczy, jakiéj od nich wymagamy, uczymy ich własnym przykładem.

Modlitwa

Boże! któryś świętego Sebastyana męczennika szczególnym darem utwierdzenia wiernych w wytrwałéj miłości Twojéj obdarzył, daj nam za jego pośrednictwem i przykładem, niczém od miłości Twojéj nie dać się oddzielić. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 59.

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku (Katowice/Mikołów 1937r.)

Żywot świętego Sebastiana, Męczennika

(Żył około roku Pańskiego 280)

Sebastian święty przyszedł na świat w Narbonne w dzisiejszej Francji. Pochodził ze znakomitych chrześcijańskich rodziców, a wykształcenie odebrał w Mediolanie. Jako piękny i silny młodzieniec wstąpił do gwardii cesarskiej w Rzymie. Co go skłoniło do opuszczenia Mediolanu i udania się do miasta wiecznego, dzieje nam nie powiadają, prawdopodobnie jednak głównym powodem było prześladowanie chrześcijan, wszczęte przez cesarza Dioklecjana. W prowincjach bardziej oddalonych od stolicy nie było ono tak zaciekłe jak w samym Rzymie, gdzie krew lała się bez ustanku, świszczały miecze i skrzypiały tortury, a więzienia przepełnione były skazańcami. Sebastian, odziany w płaszcz cesarskiego oficera łatwo mógł wyjednać sobie wstęp do więzień, aby nieść męczonym tam chrześcijanom pomoc cielesną i duchowną. Aby tym łatwiej móc to uskutecznić, starał się pozyskać uznanie przełożonych. Starania jego wkrótce uwieńczone zostały jak najpomyślniejszym skutkiem, gdyż zyskał szacunek towarzyszy, a cesarz mianował go dowódcą swej gwardii.

Zdobywszy dzięki temu wielki wpływ, używał go roztropnie i ostrożnie na nawracanie swych pogańskich towarzyszy, umacnianie zachwianych w wierze chrześcijan i niesienie pomocy uwięzionym braciom. Działalność jego była niezmiernie rozległa a tak mądra, że okrutny cesarz Dioklecjan nie tylko się nie domyślił, że Sebastian jest chrześcijaninem, lecz nawet dla jego licznych zalet tak dalece go polubił, że chciał go mieć zawsze przy swym boku.

Mimo to wkrótce nadszedł czas, że się już dłużej z wiarą swoją taić nie mógł. Dwaj bracia, bliźnięta, Markus i Marcelinus, zostali jako chrześcijanie okrutnie skatowani, a potem skazani na śmierć. Ponieważ pochodzili z wielkiego rodu, cesarz ociągał się ze spełnieniem wyroku, tym bardziej, że żywił nadzieję, iż zdoła ich jeszcze odzyskać dla pogaństwa. Wymyślił w tym celu szatański podstęp, kazał bowiem obu braci zaprowadzić do domu Nikostrata, dozorcy więzienia, i przywołać tam ich ojca, matkę, żony i dzieci. Rozpoczęła się straszliwa scena, gdyż wszyscy ich krewni byli jeszcze poganami. Zgrzybiały ojciec, załamująca ręce matka, szlochające żony i płaczące dzieci, - wszyscy jękiem, skargami i pieszczotami starali się przełamać stałość obu więźniów. Był to trudniejsze do zniesienia aniżeli najwyszkańsze męczarnie, toteż bracia chwiać się poczęli, gdy wtem wystąpił obecny przy tej scenie Sebastian. „Bracia - zawołał - odwagi! Rycerze Chrystusa, bądźcie mężni! nie dajcie sobie wydrzeć błyszczącej korony męczeńskiej! Za łaską Chrystusa stanęliście jako bohaterowie na placu boju i macie w ranach na ciele waszym i w kajdanach na waszych rękach zwycięską palmę Chrystusa. Czyż na szlochanie niewiast i na krzyk dzieci chcecie się okazać tchórzami?… Ach, gdyby ci, których widzicie płaczących, wiedzieli, co wy wiecie i czego się spodziewacie, gdyby wiedzieli, że po tym znikomym życiu ziemskim następuje życie wieczne, którego w nagrodę waszej wiernej miłości dla Chrystus staniecie się uczestnikami i wnijdziecie do Jego wiecznej, niewypowiedzianej chwały i rozkoszy, wtedy by nad wami nie płakali, ale by wam szczęścia życzyli, a sami by się smucili że Chrystusa nie wyznają i nie mogą za Niego umrzeć!”

Następnie odmalował niestałość ziemskiego a szczęśliwość przyszłego żywota w tak serdecznych słowach, napominając zarazem krewnych obu więźniów, aby się uspokoili, że wszystkim się zdawało, iż widzą anioła, gdyż jego oblicze jaśniało nadziemskim blaskiem. Słysząc te słowa, żona Nikostrata imieniem Zoe, od sześciu już lat niema wskutek choroby, wielce wzruszona, uklękła przed Sebastianem i wzniosła do niego ręce. Ten, chcąc prawdziwość swych słów udowodnić czynem, rzekł uroczyście: „Jeżelim jest sługą prawdziwego Boga, - jeżeli to, co powiedziałem, jest prawdą Boską, natenczas błagam Cię, Chryste Panie, rozwiąż tej wierzącej niewieście język!” Jeszcze nie dokończył tych słów, gdy Zoe zawołała: „Bądź błogosławiony posłańcze Boga, i niech błogosławione będą słowa twoje!” Pod wpływem tego oczywistego cudu wszyscy obecni uwierzyli w Chrystusa i przyjęli chrzest święty.

Dowiedzieli się o tym urzędnicy cesarscy a że nie śmieli targnąć się na Sebastiana, oskarżyli go przed cesarzem, że nie tylko sam jest chrześcijaninem, ale nawet innych wspiera pieniędzmi i wielu nawraca do wiary chrześcijańskiej. Dioklecjan niezwłocznie kazał go przywołać i zaczął mu wyrzucać niewdzięczność i zdradę, na co Sebastian z godnością odpowiedział: „Cesarzu, nigdy łaski twej nie zapomniałem i życie za ciebie gotów jestem położyć. We wszystkim chcę ci być posłusznym, co się przykazaniom Boskim nie sprzeciwia; jednakże rozkazy Boga świętsze mi są, aniżeli twoje. Wiedz także, cesarzu, że potęgę swą w głównej mierze modłom chrześcijan zawdzięczasz”.

Dioklecjan, srodze tą mową rozgniewany, wydał łucznikom afrykańskim rozkaz zastrzelenia Sebastiana. Wyprowadzono go przeto za miasto, obnażono, przywiązano do drzewa, po czym strzelcy tak obsypali go pociskami, że wyglądał jakby najeżony strzałami. Sądząc, że już nie żyje, oprawcy odeszli. W nocy udała się na owo miejsce pobożna wdowa Irena, aby ciało uczciwie pogrzebać i ku wielkiej swej radości znalazła w nim jeszcze znaki życia. Zabrawszy go, zaniosła do domu i tu przy starannym pielęgnowaniu Sebastian odzyskał zdrowie. Chrześcijanie prosili go, aby uszedł z miasta i ocalił życie, lecz on odpowiedział: „Uczynię, jak Bóg chce”. Po długiej i gorącej modlitwie udał się do świątyni pogańskiej i stanął w miejscu, którędy cesarz musiał przechodzić, a gdy go zobaczył, zawołał: „Cesarzu, zaprzestań krwawych okrucieństw! Wiedz, że cię w błąd wprowadzają ci, którzy oczerniają przed tobą chrześcijan. Oni się modlą za ciebie, a ty ich prześladujesz, chociaż nie masz wierniejszych od nich poddanych”. Zdumiony cesarz zapytał: „Ty jesteś ów Sebastian, którego niedawno kazałem zabić?” „Jam jest - odpowiedział Sebastian - Bóg zachował mnie przy życiu, abym ci jeszcze raz wobec ludu mógł oświadczyć, że chrześcijanie są niewinni, a ty niesprawiedliwie krew ich przelewasz!”

Lecz na cesarzu spełniły się słowa Zbawiciela, który rzekł: „By też kto z martwych powstał, nie uwierzą” (Łuk. 16,31). Rozkazał bowiem, aby świętego Męczennika zabito kijami, a ciało wrzucono w plugawe miejsce. Okrutny ten wyrok został spełniony.

Pobożna Lucyna, której Sebastian się ukazał, pochowała go z jego polecenia w katakumbach, a jeden z siedmiu głównych kościołów w Rzymie jego czci jest poświęcony. Czczony jest jako patron przeciwko morowemu powietrzu i zaliczany bywa do grona 14 świętych Przyczyńców w potrzebie. Najsłynniejsze wypadki wysłuchania modłów za jego przyczyną w czasie morowego powietrza zaszły w Rzymie roku 680 za papieża Agatona, w Mediolanie roku 1575 za arcybiskupa Karola Boromeusza i w Lizbonie 1799 roku. Liczne bractwa kościelne oddają cześć jego pamięci, chrześcijańskie państwa natomiast i wodzowie wzywają jego niebieskiej przyczyny dla wojsk swoich.

Nauka moralna

Strapionych pocieszać, wątpiącym dobrze radzić, grzeszących upominać, były to najgłówniejsze zasady świętego Sebastiana. Wielu pojmanych i na śmierć osądzonych chrześcijan straciło odwagę i poczęło się chwiać w wierze, tak że mogli byli zaprzeć się jej, a przez to nie tylko pozbawić się korony męczeńskiej, ale i duszę swą zatracić na wieki. Takiego widoku Święty nasz nie mógł znieść i dlatego niejednokrotnie wystawiał się na niebezpieczeństwo śmierci, aby ratować dusze, Bóg zaś udzielił słowom jego cudownej mocy. I tak smutni doznawali przez niego pociechy, a zachwiani odzyskiwali odwagę. Lecz cóż skłoniło Sebastiana do takiej gorliwości? Nic innego, jak tylko miłość ku Jezusowi i bliźnim. Wiedział, jak wielce Jezus każdą duszę miłuje; wiedział też, jak wielką ceną, to jest Krwią swoją przenajdroższą, Jezus każdą duszę odkupił. Miłość zatem ku Jezusowi była powodem, że ratował dusze, wystawiając się na śmierć. - Chrześcijański Czytelniku, jak często masz i ty sposobność do takiego miłosiernego uczynku! Ileż to razy widzisz bliźniego swego w smutnym lub niebezpiecznym położeniu! Czy nie mógłbyś go wtedy pocieszyć, zachęcić, napomnieć, ostrzec, a przez to ocalić jego duszę? Nie zaniedbuj podobnych uczynków, jeśli chcesz, aby i twoja dusza była zbawiona. Pomnij na słowa Pisma świętego: „Kto nawróci grzesznika z błędnej drogi jego, zbawi duszę jego od śmierci, i zakryje mnóstwo grzechów” (Jak. 5,20). Jeśli Jezus już za kubek wody podanej pragnącemu stokrotnie nagrodzi, jakże wielka będzie nagroda tego, który duszę bliźniego uratuje od potępienia!

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, któryś świętemu Sebastianowi udzielił tak cudownej miłości ku bliźnim, zapal i nasze serca ogniem tej miłości, abyśmy byli zdolni zawsze uczynki miłosierne wykonywać. Przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa, który króluje w Niebie i na ziemi, po wszystkie wieki wieków. Amen.

Rok Boży w liturgii i tradycji Kościoła świętego (Katowice 1931r.)

Święty Sebastian

(20 stycznia Dzień świętego Sebastiana, męczennika)

Do najważniejszych świąt Rzymu należą poza uroczystościami książąt apostołów Piotra i Pawła, dni najmężniejszych męczenników Wawrzyńca i Sebastiana i najsławniejszych dziewic Cecylii i Agnieszki. Rycerski charakter Sebastiana wykazuje kilka rysów, które spotykamy także u wielkiego archidiakona Wawrzyńca. Obaj, jeden przy ołtarzu Pańskim, drugi w świecie, urągali z wyjątkowym męstwem katuszom i śmierci. Wawrzyniec, nawpół upieczony, drwi z okrutnego tyrana, wzywając go, by teraz obrócił go na drugą stronę… Zaledwie zabliźniły się rany po strzałach, które poszarpały ciało Sebastiana, już zdąża do Dioklecjana i żąda nowego męczeństwa.

Zajmijmy się Sebastianem, jednym z najsławniejszych męczenników wszystkich czasów. Według oryginalnych aktów św. Sebastiana, urodził się on w Narbonne i wychowywał się w Mediolanie. Wstąpił jako chrześcijanin do wojska, nie z sympatii do rzemiosła wojennego, lecz aby nieść pomoc braciom podczas prześladowania. Wyobraźmy sobie młodego człowieka, który zrywa węzły, jakie łączą go z miastem rodzinnym, jedynie dlatego, bo tam niedość silnie szaleje burza prześladowań, podczas gdy w Rzymie sroży się z całą siłą. Lęka się o stałość chrześcijan, ale wie równocześnie, że dzielni szermierze Chrystusa, przybrani w płaszcz wojskowy żołnierzy cezara, potrafią wejść do więzienia, by podtrzymać zapał i odwagę wyznawców. Za takimi czynami tęskni także serce Sebastiana, aż nadejdzie dzień, w którym i on zdobędzie palmę męczeństwa. Tak krzepi tych, których łzy bliskich zachwiały; nawet stróżowie więzienni, polegając na jego wierze i ufności w Boga, wybierają męczeństwo, a pewien urzędnik rzymski prosi o pouczenie we wierze Chrystusowej.

Sebastian, którego wiara chrześcijańska zawsze jeszcze była ukryta, cieszył się wielkimi względami cesarza Dioklecjana; w dowód łaski zamianował go cesarz naczelnikiem kohorty pretoriańskiej.

Większa część przyjaciół świętego już przed nim poniosła śmierć męczeńską. Nadszedł więc czas, kiedy Sebastian sam, zachęciwszy przedtem wielu do wytrwania, wyznał otwarcie, że jest chrześcijaninem. Skutkiem tego popadł w niełaskę cesarza, ale Sebastian więcej cenił łaskę Króla niebieskiego; Jemu to w płaszczu i hełmie żołnierskim wyłącznie służył. Wyrok śmierci mieli na nim wykonać strzelcy mauretańscy, którzy, przeszywszy go wielu strzałami, pozostawili go na miejscu męki, sądząc, że nie żyje. Pewna chrześcijanka, Irena, która, pragnąc go pochować, zauważyła, że żyje, zaniosła go przy pomocy swych służebnic do domu swego, gdzie powrócił do zdrowia. Chrześcijanie prosili go, aby teraz się ukrył, ale nie ulękniony bohater pokazał się publicznie Dioklecjanowi, który kazał go w pałacu cesarskim zachłostać na śmierć. Zwłoki jego wrzucono do kloaki. On jednak ukazał się chrześcijance Lucynie, wskazał jej miejsce, gdzie znajduje się jego ciało, i polecił pochować je w katakumbach. Tak też uczyniła i pozostała przy jego grobie przez trzydzieści dni.

Poza murami wiecznego miasta, przy via Appia, wznosi się dzisiaj majestatycznie odosobniona bazylika św. Sebastiana, jeden z siedmiu głównych kościołów Rzymu. Jej straży są powierzone zwłoki pobożnego męczennika i papieża Fabiana; lecz główna część tej świątyni należy się dostojnemu wodzowi gwardii cesarskiej, który jako wierny sługa pragnął spocząć tutaj, w pobliżu tej studni, gdzie przez kilka lat złożone były ciała śś. apostołów Piotra i Pawła, aby ustrzec je przed prześladowcami i uchronić przed zbezczeszczeniem.

Św. Sebastian jest patronem przeciw chorobom zakaźnym, przede wszystkim przeciw strasznej dżumie. Paweł diakon opowiada, że w roku 680 szalała w Rzymie owa zabójcza choroba, ustała jednak, gdy wskutek objawienia Bożego wystawiono w kościele św. Piotra w Okowach ołtarz na cześć św. Sebastiana. To jest, zdaje się, pierwszy historyczny dokument na potwierdzenie czci, jaką oddawano świętemu, jako patronowi przeciw chorobom zakaźnym. W owym kościele znajdował się, przynajmniej za czasów rzymskiego historyka kościelnego Baronjusza, urodzonego w roku 1538, stary obraz św. Sebastiana, przedstawiający świętego jako czcigodnego starca, w przeciwieństwie do późniejszego, nam znanego pojęcia, według którego ukazuje się nam jako mężczyzna w sile wieku i pełen zapału dla wiary.

Do większego jeszcze wzrostu czci św. Sebastiana jako patrona przeciw chorobom zakaźnym przyczynił się św. Karol Boromeusz, arcybiskup Mediolanu. W lecie roku 1575 srożyła się w Mediolanie wyjątkowo zjadliwa dżuma, która w przeciągu dziewięciu miesięcy, od 31 lipca roku 1575 do i maja 1576 pochłonęła w Mediolanie i okolicy nie mniej niż 25.000 ofiar. Święty arcypasterz wraz z powierzoną sobie trzódką, dla której dobra doczesnego i wiecznego żył i pracował, modlił się, pościł, odprawiał publiczne procesje błagalne, ale ciężkie doświadczenie Boże nie ustawało. Razu pewnego przyszła świętemu myśl, by świętego Sebastiana uczcić publicznie i uroczyście. Przypomniał drogiemu ludowi zdarzenie w Rzymie z roku 680 i zaproponował złożenie następującego ślubu na cześć św. Sebastiana:

  1. Jego rozpadający się kościół w Mediolanie ma być zupełnie odrestaurowany i codziennie ma się tam odprawiać msza święta.
  2. W przeddzień uroczystości św. Sebastiana mają wszyscy ściśle pościć, w święto samo zaś ma się odprawić procesja do jego kościoła, gdzie powinno się odbyć uroczyste nabożeństwo.
  3. Także w rocznicę tego ślubu (10 października) ma wyruszyć procesja do kościoła św. Sebastiana, by w ten sposób utrzymać pamięć ślubowania.

Oświecony duchem Bożym, ogłosił święty arcybiskup w święto Bożego Narodzenia tego roku, że dżuma przed Nowym Rokiem jeszcze ustanie. I tak się też stało. Potęga prośby i cudowna obrona świętego objawiła się tutaj najwyraźniej.

Jak rozpowszechnione jest nabożeństwo do wielkiego męczennika, dowodzi mnóstwo świątyń, poświęconych jego czci. Do tego dochodzi jeszcze wiele kościołów, które, lubo niepoświęcone św. Sebastianowi, jednak posiadają ołtarz pod jego wezwaniem. Wkońcu musimy przypomnieć, że nasz święty męczennik jest także jednym z czternastu orędowników w nieszczęściu. O oddawnej mu czci świadczą liczne bractwa, założone pod jego wezwaniem, uroczyste nabożeństwa, jak również ogólne obchodzenie jego święta. Te świadectwa są wymownym dowodem wdzięczności za opiekę, jaką lud chrześcijański zawdzięcza św. Sebastianowi, są dowodem wielkiej ufności w cudowną moc, której i w przyszłości spodziewa się od Boga za jego przemożną przyczyną. „Przedziwny Bóg w świętych swoich”.

Tags: św Sebastian męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna rada przykład
2020-01-19

Św. Kanuta Męczennika

Żył około roku Pańskiego 1086.

Pożytek duchowny

Jak Syn Boży, przenajświętszą Krwią swoją odkupiwszy ludzi, przez tychże niewdzięcznych ludzi zamęczony został, tak i święty ten król, którego żywot przeczytałeś, zamordowany był przez tych, których dobrodziejstwami swojego panowania uszczęśliwił. Naucz się ztąd, w dobrze czynieniu bliźnim nie mieć na celu ich wdzięczności, tylko czyń dobrze każdemu, przez wzgląd na Boga, a nagroda najsowitsza w Niebie nigdy cię nie ominie.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś na chwałę Kościoła Twojego, błogosławionego Kanuta, Duńskiego króla, męczeńską koroną i licznemi cudami przyozdobić raczył; daj miłościwie, abyśmy wstępując w ślady tego wiernego męki Pańskiéj naśladowcy, do chwały wiekuistéj dojść zasłużyli. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 56-57.

Tags: św Kanut męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna król
2020-01-18

Katedry świętego Piotra w Rzymie

Święto to ustanowione zostało około roku Pańskiego 1558.

Pożytek duchowny

Przy dzisiejszéj uroczystości, wierni powinni szczególnie modlić się za Papieża, jako Biskupa Rzymskiego, a przez to najwyższego Pasterza całéj trzody Chrystusowéj. Gdy zaś z kolei czasów (1872 r.) przyszliśmy do takich, w których ta stolica Piotrowa, na najcięższe jakie kiedy przebywała od wyzwolenia Kościoła z pod jarzma pogańskiego, wystawiona jest ciosy, z tém większą gorącością wzywaj miłosierdzia Bożego, wołając: Panie, zachowaj nas, giniemy (Mat. VIII. 25.). Im więcéj gorących wołań takich wzniesie się do tronu Bożego, tém prędzéj Pan Jezus nakaże uciszyć się nawałnościom, łodzią Piotrową miotającym, a które bądź co bądź nigdy jéj nie zatopią.

Modlitwa (kościelna)

Boże! któryś błogosławionemu Piotrowi Apostołowi Twojemu, oddając mu klucze królestwa niebieskiego, związywania i rozwiązywania najwyższą kapłańską władzę udzielił, spraw, prosimy, abyśmy wsparci jego pośrednictwem, z więzów grzechów naszych rozwiązani zostali. Który żyjesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 53.

Tags: św Piotr katedra „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież
2020-01-17

Św. Antoniego Opata

Żył około roku Pańskiego 330.

Chcąc syna swego uchronić od zepsucia, jakie zwykle między młodzieżą w publicznych szkołach panuje, wychowali go w domu, i więcéj mieli na względzie ćwiczenie go w cnotach, niż kształcenie w próżnych naukach.

Pożytek duchowny

Życie zakonne, którego założycielem był święty Antoni, jest to zobowiązanie się do spełniania rad Ewangelicznych, przez ślubowanie dobrowolnego ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. A że rady Ewangeliczne są to rady podane przez Boga, więc Zakony są z postanowienia Boskiego (Sunt ergo intitutione Divina, non autem secundum praeceptum, sed secundum consilium, Suarez, de Sta. Relig. C. I.). Ztąd miarkuj, jak każdy chrześcijanin stan ten poważać powinien, i jak łaskę powołania do niego należy wysoko cenić. Kto téż łasce takowéj nie odpowiada, naraża wielce swoje zbawienie, a kto drugim przeszkadza iść za nią, ten ciężki grzech popełnia.

Modlitwa

Boże! któryś świętego Antoniego Opata, założycielem życia zakonnego mieć chciał, w Zakonach dziś istniejących ducha im właściwego utrzymuj i rozniecaj. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 50.

Tags: św Antoni opat „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna życie zakonne edukacja domowa
2020-01-16

Św. Marcelego Papieża i Męczennika

Żył około roku Pańskiego 300.

Pożytek duchowny

Każdy Papież, za świętego ogłoszony, jest jednym z głównych Patronów Kościoła powszechnego; gdyż jak rządził tu nim na ziemi, tak w Niebie wstawia się za niego najszczególniéj. W każdym więc dniu, w którym obchodzi się którego z nich pamiątka doroczna, polecaj im gorąco potrzeby i całego chrześcijaństwa i osobę teraźniejszego ich następcy.

Modlitwa (kościelna)

Modlitwy ludu Twojego, prosimy Panie, wysłuchaj łaskawie, ażebyśmy błogosławionego Marcellego Męczennika Twojego i Papieża zasługami wsparci zostali, którego śmierci męczeńskiéj pamiątkę obchodzimy. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 47.

Tags: św Marceli papież męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna papież Kościół
2020-01-15

Św. Pawła Pustelnika

Żył około roku Pańskiego 250.

Pożytek duchowny

O! jak piękny obraz miłościwie czuwającéj nad człowiekiem Opatrzności Bożéj, przedstawia w Żywocie dzisiejszym ten kruk, przynoszący wiernym sługom Boskim podwójną porcyą chleba, gdy im tego potrzeba było! Podobneż dowody téjże Opatrzności odbiera każdy, kto na pierwszym względzie mając wierną służbę Boga, więcéj troszczy się o dobro swéj duszy, niż o byt doczesny. Staraj się być z téj liczby, a i sam doznasz tego.

Modlitwa

Boże, który nas doroczną uroczystością błogosławionego Pawła rozweselasz: spraw miłościwie, abyśmy pamiątkę jego przejścia do Nieba obchodząc, przykłady cnót, które nam pozostawił, naśladowali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 45.

Tags: św Paweł Pustelnik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna wiara
2020-01-14

Św. Hilarego Biskupa

Żył około roku Pańskiego 350.

Pożytek duchowny

Aryusz, przeciw którego kacerskiéj nauce całe swoj życie walczył święty Hilary, bezbożnie zaprzeczał Bóstwa Chrystusa Pana. Pomnąc jak wielu i za dni naszych, na pozór tylko chrześcijan, nie wierzy w ten artykuł naszéj swiętéj wiary, pomódl się za nich. Lecz także obrachuj się z własném sumieniem, czy nie jesteś z liczby tych, którzy wyznając wiarę w Bóstwo Pana Jezusa, tak żyją i postępują, jakby w to nie wierzyli.

Modlitwa

Panie Jezu Chryste, prawdziwy nasz Boże! daj nam, za pośrednictwem świętego Hilarego Biskupa i Doktora Kościoła, tak żywą w sercach naszych w Bóstwo Twoje chować wiarę, abyśmy według niéj zawsze postępując, nagrody wieczne dla wyznających Cię, nietylko usty ale i czynem, zgotowane w Niebie otrzymać mogli. Który żyjesz i królujesz z Bogiem Ojcem, w jedności Ducha Świętego, Bóg po wszystkie wieki wieków. Amen.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 42.

Tags: św Hilary biskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna doktor arianizm
2020-01-13

Św. Weroniki

Żyła około roku Pańskiego 1450.

Pożytek duchowny

W życiu dopiero przeczytanému, nic tak dalece nadzwyczajnego nie napotkałeś, a widzisz iż pomimo tego Weronika Świętą została. Bierz więc ztąd wielce pocieszającą dla każdego naukę, że doskonałość chrześcijańska nie zawisła na czynieniu rzeczy nadzwyczajnych, po ludzku je uważając, ale na tém, aby z miłości Boga, obowiązki swojego stanu i powołania, nadzwyczajnie wiernie spełniać.

Modlitwa

Przez zasługi świętéj Weroniki służebnicy Twojéj prosimy Cię Panie, daj nam przez jak najwierniejsze obowiązków stanu naszego z miłości ku Tobie spełnianie, tak ci wiernie służyć tu na ziemi, abyśmy w Niebie nagrodę za to osiągnąć zasłużyli na wieki. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 40.

Tags: św Weronika „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna obowiązki stanu
2020-01-12

Św. Arkadiusza Męczennika

Żył około roku Pańskiego 250.

Pożytek duchowny

Widzisz jak straszne męki zadawano świętym Wyznawcom, z jaką stałością przenosili oni takowe z miłości Jezusa. Zkąd im ta siła nadludzka? Oto od tegóż Jezusa, który ich łaską Swoją wspierał. Proś więc i ty Pana Jezusa o potrzebne ci łaski do mężnego znoszenia wszelkich spotkać cię mogących cierpień, a Bóg ci tego nie odmówi. Lecz pomnij, że każdą łaskę ten tylko otrzymuje, kto o nią wytrwale a pokornie prosi.

Modlitwa

Panie! któryś wielkiego męczennika Twojego świętego Arkadyusza, okrutnie katowanego, łaską Twoją wspierając, przedziwną cierpliwością i mężną wytrwałością obdarzył, daj nam przez jego zasługi łaskę cierpliwego znoszenia wszelkich dolegliwości, jakiemi spodoba ci się próbować nas i oczyszczać. Który żyjesz i królujesz i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 37.

Tags: św Arkadiusz męczennik „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna męstwo
2020-01-11

Św. Teodozego Ceniobrarchy

Żył około roku Pańskiego 430.

Pamiętaj na ostatnie rzeczy twoje, a na wieki nie zgrzeszysz.

Ekli. VII. 40

Pożytek duchowny

Rozmyślaniem śmierci, i siebie i wielką liczbę dusz, których był przewodnikiem, uświęcił błogosławiony Teodozy, którego żywot czytałeś. Pomnąc na to, często nad śmiercią rozmyślaj, jako nad chwilą, od której wieczne twoje szczęście lub wieczne potępienie zależy, a która raz tylko cię spotka; czeka cię niechybnie; a nie wiesz kiedy, może dziś nawet!

Modlitwa

Boże, któryś Sam za środek najpewniejszy do uchronienia się grzechu, wskazał nam rozpamiętywanie rzeczy ostatecznych; daj nam, za przykładem i wstawieniem się świętego Teodozego, tak żywą ich pamięć w myśli naszéj miéć wyrytą, abyśmy przez całe życie strzegąc się grzechu, wolni od niego znaleźli się w godzinę śmierci. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 35.

Tags: św Teodozy cenobriarcha „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna śmierć
2020-01-10

Św. Wilhelma arcybiskupa bituryceńskiego

Żył około roku Pańskiego 1200.

Pożytek duchowny

Święty Wilhelm na wieść ofiarowanego mu arcybiskupstwa chciał uchodzić, wiedząc, iż z każdéj godności im ona wyższa, tém cięzszy rachunek przyjdzie zdać Panu Bogu. Czy tak zapatrujesz się na wszelkie godności? Czy może przeciwnie: zaślepiony pychą, ubiegasz się o nie, lub zazdrościsz tym którzy je posiadają? Gdyby tak było, źle by działo się z duszą twoją.

Modlitwa

Niech Wilhelm święty, biskup i wyznawca Twój, Boże, uprosi nam u Ciebie łaskę obojętności na wszelkie godności tego świata, abyśmy zaszczytami i bogactwami ziemskiemi wzgardziwszy z całego serca, wiecznych skarbów i niebieskiéj korony uczestnikami się stali. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 33.

Tags: św Wilhelm arcybiskup „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna pokora władza
2019-12-23

Św. Wiktorii i św. Anatolii Dziewic i Męczenniczek

Żyły około roku Pańskiego 253.

Pożytek duchowny

Święta Wiktorya, mówiła iż wiele dziewic wychodząc za jéj czasów za pogan ze złudną nadzieją ich nawrócenia i swoich małżonków nie nawracały i własną duszę na wielkie narażały niebezpieczeństwo. O! jak często i za dni naszych, przy zawieraniu związku małżeńskiego, niewielką wagę przywiązuje się do tego czy osoba z którą przychodzi połączyć się na zawsze nie jest tak słabéj wiary że pożycie z nią będzie równie niebezpieczném dla duszy jak pożycie z poganami.

Modlitwa

Boże któryś błogosławione Wiktoryą i Anatolią i cnotą dziewictwa i koroną męczeńską za wiarę przyozdobić raczył, spraw pokornie przez ich zasługi prosimy, abyśmy w czystości duszy i niezachwianéj wierze wytrwale Ci służąc, wraz z niemi chwalili Cię na wieki w Niebie. Przez Pana naszego i t. d.

Na tę intencyą Zdrowaś Marya.

Żywoty świętych Pańskich o. Prokopa kapucyna (1882), s. 1113.

Tags: św Wiktoria św Anatolia dziewica męczennica „Żywoty Świętych Pańskich” o. Prokopa Kapucyna dziewictwo małżeństwo
Pozostałe wpisy
Creative Commons License
citatio.pl by Citatio.pl is licensed under a Creative Commons Attribution-ShareAlike 3.0 Unported License.